Stanisław Dabiński
Nauczyciel - wychowawca w polskiej szkole
Współczesne dylematy nauczania i wychowania
Pracując jako nauczyciel tradycyjnej (średniej) polskiej szkole, o profilu mechaniczno-technicznym, mam odczucie jakoby ulegały (raczej negatywnym) przeobrażeniom wzajemne relacje pomiędzy nauczycielem a uczniem. Od razu chcę zaznaczyć, że nie mam na uwadze zmian wypływających od strony teoretycznych podstaw, odnoszących się do roli jaką winna spełniać szkoła; ta bowiem nie uległa zmianie. Szkoła - jak się powszechnie uważa - ma uczyć i wychowywać. Zgodnie zatem z powyższym stwierdzeniem, nauczyciel powinien być tym, który uczy i wychowuje, uczeń zaś to ten, który się uczy i jest wychowywany.
Czy tak jest naprawdę?
Aby szkoła mogła prawidłowo realizować spoczywające na niej zadania, to te dwie nierozłączne od siebie dziedziny (nauczania i wychowania) winny być ze sobą skorelowane, nawzajem się uzupełniając. Tak wyrażone stanowisko w tej sprawie wypływa z europejskiej tradycji pedagogicznej, źródłem której jest starożytna Grecja oraz myśl chrześcijańska. Synteza i asymilacja obydwu historycznie uwarunkowanych tradycji, których jesteśmy spadkobiercami, relacja mistrz - uczeń tworzyła podstawę zdobywania wiedzy oraz kształtowania postaw etycznych. Błędem byłoby zatem kwestionowanie zasadniczej postawy pedagogicznej i dydaktycznej, która przecież w swej idei - przynajmniej od strony teoretycznej - nadal zachowuje swoją aktualność.
Odwołując się do klasycznych wzorów wychowawczych należy z całą mocą podkreślić, że aby tak pojmowany model nauczania i wychowania mógł być w pełni realizowany, i aby co najważniejsze, mógł spełniać swoją rolę, winna być urzeczywistniana, wpisana w niego wzajemna więź pedagogiczna, oraz partnerska relacja pomiędzy nauczycielem - wychowawcą i uczniem - wychowankiem. Jest to podstawowa zasada wychowawcza. Jeżeli taka - wynikająca z klasycznych założeń pedagogicznych i dydaktycznych - zasada wychowawcza nie jest spełniona, w poważnym stopniu utrudniona staje się realizacja, nawet najlepiej sporządzonych i fachowo opracowanych programów nauczania szkolnego.
Dlatego - w moim przekonaniu - to właśni rozchodzenie się owych dwóch płaszczyzn, nauczania i wychowania, stanowi najważniejszy problem dla szkoły naszych czasów!
Mając przeświadczenie, że dla wielu uczących w szkole dążenie do osiągnięcia takiego ideału jest celem najważniejszym, to jednak daje się jednocześnie zauważyć tendencje, że szkoła w coraz większym stopniu staje się dla nauczycieli i uczniów „instytucjonalno-statusową koniecznością”, dla żywota potrzebną. Zmieniający się styl życia związany z wciąż realizowaną transformacją ustrojową, wzrastający, dotykający każdego kryzys gospodarczy, a przede wszystkim, idący za tymi zjawiskami kryzys wartości, są najważniejszymi przyczynami toczącego się na naszych oczach ogólnego kryzysu polskiej szkoły. Przebywając w środowisku szkolnym nie sposób tego nie zauważyć.
A przecież - jak wiemy z przeszłości - to właśnie bieda i tzw. trudne czasy, zbliżały ludzi poprzez potrzebę zdobywania wiedzy, i poprzez przykład płynący z właściwych postaw. Śmiem twierdzić, że dzisiaj zarówno dla biednych (będących w zdecydowanej większości), jak też dla bogatych konsumizm jest znakiem wytyczającym dążenia naszego społeczeństwa. W tak konsumpcyjnie zorientowanych czasach, w których przyszło nam żyć i pracować szkoła staje się, raczej „przerwą” w codziennej bieganinie za potrzebami życiowymi. Nie mamy wiele czasu na doskonalenie zawodowe, będące częstą koniecznością. Tak więc idziemy do szkoły wykonać to co do nas należy, i „wypadamy” pędząc dalej. Myślę, że dotyczy to zarówno nauczycieli, jak też uczniów; przy czym zdaje się, że jednak gorzej jest z uczniami. Ci bowiem coraz częściej do szkoły nie dochodzą, zatrzymując się np. w parku, może w pobliskim już otwartym pubie, albo w jeszcze innych tylko im wiadomych, pilnie strzeżonych przed niepożądanymi miejscach spotkań w czasie lekcji szkolnych. Trudno więc, aby poprzez zdarzające się obopólnie negatywne podejście do swoich obowiązków mogła zaistnieć autentyczna partnerska relacja pedagogiczno-dydaktyczna. Jako nauczyciel spostrzegam, że nauczyciele i uczniowie tak naprawdę siebie nie znają, przestając być dla siebie poważnymi partnerami, których winien łączyć ten sam cel edukacyjny.
W klasycznej perspektywie integrującej nauczanie i wychowanie ważną pomocą powinni służyć rodzice uczniów, a w tym względzie także nie jest najlepiej. Popularne „wywiadówki” - na które i tak nie przychodzą wszyscy rodzice - są najczęściej jedyną okazją do rozmowy o efektach nauczania i problemach wychowawczych. Znikome są inne formy współpracy. Rodzice tym samym nie mają większego wpływu na kształt funkcjonowania szkoły, i na to co się w szkole dzieje. Uważam, że należy dążyć do przywrócenia bliższej i szerszej współpracy z rodzicami uczniów, bowiem ich obecność może mieć pozytywny wpływ w integracji procesu nauczania i wychowania. Ale znów powstaje problem, czy i jak w zmieniających się dla wszystkich nas czasach, można by zorganizować tak potrzebną dla wspólnego dobra współpracę z rodzicami, skoro coraz częściej także dom staje się bardziej „hotelem”, niż autentycznym miejscem zadomowienia w serdecznej rodzicielskiej atmosferze?
Wspomnę, że w moim odczuciu, coraz mniejsze oddziaływanie na pozytywną zmianę negatywnego obrazu szkoły, mają osoby duchowne i katecheci świeccy, których misja duszpasterska została rozszerzona także na szkoły poprzez prowadzone w niej katechezy (nauczanie etyki jest raczej niewielkie - a szkoda!). Ale nawet ich obecność w szkole niewiele zmieniła, a wydawałoby się, że ich duchowa aura, jak też przekazywane przez nich treści będą pozytywnie wpływać na ogólną integracje szkolną.
Zarysowane braki występujące w płaszczyźnie pedagogiczno dydaktycznej, z którymi szkoła nie może (jak na razie) sobie poradzić wpływa na to, że jest ona sztywno działającą instytucją, której brak elastyczności współdziałania, oraz wychodzenia naprzeciw potrzebom wynikającym, np. z postępu technologicznego i zmieniającego się świata, skutkiem czego nie ma pełnej zgodności pomiędzy poziomem nauczania, zdobywaniem wyuczonego zawodu w szkole, a zapotrzebowaniami zmieniającego się rynku pracy. Ze względu jednak na bardzo skomplikowaną ogólną sytuacją społeczną należy pozostać bardzo ostrożnym w wydawaniu negatywnych sądów, które mogłyby się okazać nietrafne i bardzo krzywdzące. To że zła jest ogólna kondycja polskiej szkoły, nie oznacza, że jest ona w zupełności pozbawiona możliwości oddziaływania i kreowania pozytywnych postaw. Szkoła na pewno posiada w swych szeregach wielu oddanych jej sprawom nauczycieli - wychowawców, kompetentnych merytorycznie, służących swoją radą i pomocą.
Niezależnie jednak od ciągle przecież zmieniających się czasów, niezmienną wartością zawsze pozostanie integracja procesu nauczania i wychowania jako podstawa w dalszych działaniach pedagogicznych i dydaktycznych. Miejmy nadzieję, że rozpoczęta reforma polskiej szkoły zacznie przynosić oczekiwane pozytywne rezultaty w tej kwestii.
2