Co my sobie myślimy
Przeglądałem niedawno pewien tygodnik, jedno z owych pism kulturalnych, które z założenia mają popularyzować oświatę i naukę. W praktyce karmią one ludzi czymś, co optymistycznie nazywa się Współczesną Myślą, a pospolicie - modernizmem. (...) Kiedy bez pośpiechu kartkowałem kolejny numer, w pewnej chwili rzuciło mi się w oczy moje własne nazwisko w artykule na temat religii. (...)
Autor artykułu delikatnie zasugerował, że drzemią we mnie ukryte głębie, większe niż z pozoru się wydaje; że mam w sobie coś, co wykracza poza demonstracyjny katolicyzm, aczkolwiek brak większych nadziei, by udało się kiedyś poddać mnie wiwisekcji i odkryć, co to mianowicie jest. Jak stwierdził: "pan Chesterton z pewnością nie próbuje nas oświecać; z tego, co wiemy, w głębi ducha sam też jest modernistą".
A to ciekawe. (...) Gdybym był człowiekiem drażliwym, mógłbym ostro zażądać, aby ludzie, którzy wiedzą o mnie tylko to, co sam mówię, przyjęli, choćby umownie, że mówię to, co myślę. (...) Ja jednak należę, jako produkt ewolucji, do gromady zwierząt gruboskórnych. Nie kieruje mną irytacja, lecz tylko ogromne zdumienie i ciekawość wobec tak irracjonalnego sposobu myślenia. Wiem, że autor artykułu nie chciał powiedzieć nic złego, lecz bardzo mnie interesuje, co też on w ogóle chciał powiedzieć. Mam wrażenie, że gdy rozwiążemy tę zagadkę, przenikniemy sekret całej modernistycznej dyskusji z katolicyzmem.
Ów człowiek stwierdził, ni mniej, ni więcej: "Nawet biedny stary Chesterton musi myśleć; niemożliwe przecież, żeby do cna zrezygnował z myślenia; w jego steranym mózgu z pewnością zachodzą jakieś procesy, wypełniające puste godziny jego zmarnowanego i zwichniętego życia; a skoro ktoś raz zacznie myśleć, jego myśli siłą rzeczy zmierzają mniej więcej w stronę modernizmu". Moderniści naprawdę tak rozumują. W tym cały dowcip. W tym cały sęk.
Otóż, powinniśmy jakoś wbić im do głowy, że człowiek myślący może w miarę myślenia stawać się coraz głębiej katolikiem, zamiast pogrążać się coraz głębiej w wątpliwościach co do katolicyzmu. Musimy im pokazać, że nawrócenie to początek aktywnego, owocnego, postępowego i wręcz awanturniczego życia intelektualnego. Oto właśnie coś, co ani rusz nie mieści im się w głowie. Moderniści naprawdę mówią jeden do drugiego: "O czym ten człowiek w ogóle może myśleć, jak nie o błędach Mojżesza, odkrytych przez uczonego Migglesa z Pudsey, albo o tym, by bohatersko demaskować zbrodnie Inkwizycji, która istniała kilka wieków temu w Hiszpanii?".
Trzeba im w taki czy inny sposób wyjaśnić, że wielkie zagadki wiary, na przykład Trójca święta czy Przenajświętszy Sakrament, stanowią punkt wyjścia dla dedukcji o wiele bardziej stymulujących, subtelnych i nawet indywidualnych niż całe to sceptyczne szyderstwo, które w porównaniu z nimi wydaje się tak płytkie, płaskie i bezcelowe jak nie przymierzając plotki z magla. (...) Nie muszę być w duchu modernistą (...), gdyż uważam poglądy modernistów za dużo nudniejsze i bardziej trywialne od moich własnych.
Tłumaczenie - Jaga Rydzewska
Gilbert Keith Chesterton - fragment rozdziału "Co my sobie myślimy" z książki "Dla Sprawy", 1929.
Gilbert Keith Chesterton