PRZEGRANI. WYGRANI. PRZEGRYWAJĄCY. WYGRYWAJĄCY.
SOCJOLOGICZNA ANALIZA
INDYWIDUALNYCH I GRUPOWYCH KOSZTÓW TRANSFORMACJI
Renesans sił postkomunistycznych w niemal całej Europie Środkowowschodniej, to fenomen, z którym elity dawnej opozycji nie bardzo umieją sobie, od kilku lat, poradzić. Można doszukiwać się różnych jego źródeł, ale jednym z ważniejszych, moim zdaniem, jest uleganie przez znaczną część społeczeństw dawnego bloku socjalistycznego, w tym i Polski, populistycznym hasłom sprawiedliwości społecznej, rodem z poprzedniej epoki i w nieco tylko zmodyfikowanej, na skutek przemian ustrojowych, formie. Dlaczego po 12 latach transformacji i dążenia do zachodnich standardów demokracji, znajdują one tak podatny grunt ? Jest to skutek nierównomiernego rozłożenia kosztów reform ustrojowych na poszczególne grupy społeczno-zawodowe, co zresztą było nieuniknioną konsekwencją podejmowanych, po upadku realnego socjalizmu, działań polityczno-gospodarczych.
Proces transformacji ustrojowej rozpoczęty w Polsce w 1989 roku, dla znacznej części społeczeństwa stanowił szok. Przemiany nastąpiły szybko i miały radykalny charakter. Korzystano wówczas z kapitału społecznego zaufania i powszechnego poparcia, jakim cieszył się rząd Tadeusza Mazowieckiego. Jak mówił w 1995 roku prof. Leszek Balcerowicz - minister finansów pierwszego demokratycznego rządu III RP - socjalizm skazuje kraj na gospodarczą klęskę, ale też skutecznie blokuje demokratyczną ewolucję. Choćby dlatego, że warunkiem uprawiania opozycji jest własność prywatna i wolność gospodarcza, a socjalizm oznacza totalne upaństwowienie. Wolnorynkowe zmiany w gospodarce przynoszą nie tylko efekty ekonomiczne -są również motorem demokracji. Reform trzeba więc dokonywać od razu, szybko i w jak największym zakresie. Politycy i ekonomiści, którzy byli autorami realizowanej koncepcji przemian, wprowadzali je w życie, kierując się makroekonomicznymi wskaźnikami. Nie wzięli jednak pod uwagę bardzo niskiego stanu wiedzy społecznej, dotyczącej radzenia sobie w całkowicie odmiennych od dotychczasowych, warunkach gospodarki rynkowej. Wkrótce entuzjazm dla nowej rzeczywistości zamienił się w gorzkie rozczarowanie, kiedy okazało się że kapitalizm to nie tylko pełne półki sklepowe... Być może tu właśnie kryje się jeden z błędów, za który ekipie pierwszych reformatorów przyszło zapłacić późniejszą polityczną klęską. Wysokie koszty społeczne reform, w krótkim czasie doprowadziły do sytuacji, w której można już wyodrębnić dwie ogólne kategorie : wygranych i przegranych nowego ustroju.
Silna stratyfikacja społeczna stanowi naturalny element kapitalizmu, który w zachodnich państwach o wysokim poziomie dobrobytu, redukuje się tworząc odpowiednie struktury zabezpieczenia socjalnego, czasem doprowadzane do skrajnych rozmiarów, tak jak ma to miejsce w państwach skandynawskich. W pięćdziesięcioletnim okresie istnienia PRL utwierdzano tymczasem obywateli w złudnym poczuciu równości i jednolitości społeczeństwa, blokując po prostu możliwość zdobywania i powiększania prywatnej własności. Funkcjonujący wówczas podział na „my” i „oni” oparty był nie tyle na posiadaniu dóbr materialnych (choć z tym także się wiązał), ile na stosunku do ustroju, udziale w strukturach władzy i płynących stąd różnorodnych korzyściach. Po roku 1989, w warunkach przemian gospodarczych, sytuacja ta uległa radykalnej zmianie. Teoretycznie szanse zaistnienia na rodzącym się wolnym rynku, miał każdy. Jednak udało się to tylko nielicznej grupie osób, albo powiązanych z poprzednim systemem i dysponujących rozległą siecią kontaktów, albo też na tyle elastycznych, że umiejących dostrzec w nowej rzeczywistości możliwość wybicia się. Nagłą polaryzacja społeczeństwa na nieliczną (choć trzeba przyznać, że stale rosnącą) grupę ludzi zamożnych i znacznie większą gwałtownie ubożejących, w połączeniu z pojawieniem się bogatego rynku dóbr konsumpcyjnych, do którego dostęp ograniczała wysokość dochodów, wywołały w konsekwencji falę rozgoryczenia, niezadowolenia i protestów ze strony grup, które brały udział w obalaniu poprzedniego systemu (szczególnie robotników), a teraz nie otrzymywały oczekiwanych gratyfikacji. W konsekwencji maleć zaczęło poparcie społeczne dla kontynuowania reform i dalszej liberalizacji gospodarki, a także dla integracji ze strukturami Unii Europejskiej. Stąd też rosnąca popularność polityków głoszących hasła populistyczne, sprawiedliwość społeczną, konieczność silnego zwiększenia osłonowej roli państwa, zmniejszania dystansów społecznych poprzez redystrybucję dochodów. Dzisiaj, po blisko dwunastu latach przemian, w polskiej polityce, brak jest logicznego podziału na lewicę i prawicę, oba obozy bowiem opierają swoje programy gospodarcze na nierealistycznych, lewicowych w gruncie rzeczy hasłach, negując nieodzowność istnienia charakterystycznego dla ustroju kapitalistycznego zróżnicowania społecznego i materialnego. Obóz wspierający rozwój gospodarki wolnorynkowej, skupiający polityków proponujących w miejsce równego podziału, ideę indywidualnej przedsiębiorczości, stał się od pewnego czasu niepopularny. Uczestnictwo w nim nie daje bowiem szans na wygranie wyborów.
Bez względu na konsekwencje reform dla polskiej sceny politycznej, wyodrębnienie kategorii społecznych wygranych i przegranych w wyniku transformacji ustrojowej, jest ważne, tak z socjologicznego, jak i czysto pragmatycznego punktu widzenia. Wskazanie bowiem grup o rosnącym statusie ekonomiczno-społecznym, umożliwia wykorzystanie ich potencjału dla przyspieszenia tempa pozytywnych zmian w kraju, natomiast określenie obszarów drastycznego spadku poziomu życia i braku perspektyw rozwoju, jest niezbędne w budowaniu skutecznej strategii polityki społecznej państwa.
Koszty procesu transformacji mają podwójny wymiar. Zjawisko bogacenia się jednych grup i gwałtownego ubożenia innych, pociąga za sobą liczne konsekwencje związane ze społecznym funkcjonowaniem jednostek i korzystaniem przez nie z możliwości, jakie daje nowa rzeczywistość. W gruncie rzeczy, chcąc określić rozkład kosztów przemian, ponoszonych przez polskie społeczeństwo, należy spojrzeć przede wszystkim na te jego obszary, które dotknięte zostały gwałtownym spadkiem poziomu życia - obniżenie się realnych dochodów do poziomu nie gwarantującego często nawet minimum bytowego, uniemożliwia w praktyce korzystanie ze zdobyczy nowego ustroju. Ludzi, których dotknął silny proces pauperyzacji, wskutek zaistnienia gospodarki wolnorynkowej, nazwać można ofiarami transformacji systemowej. Wielu z nich wspierało przecież walkę o demokrację i kapitalizm w Polsce, w nadziei na polepszenie warunków życia, tymczasem ich sytuacja po przełomie 1989 roku zdecydowanie się pogorszyła. Zjawiska tego nie dało się uniknąć, choć w powszechnym entuzjazmie, jaki towarzyszył upadkowi socjalizmu w Polsce, mało kto zdawał się nad tym zastanawiać.
Analiza porównawcza prób transformacji gospodarczej podejmowanych w różnych państwach, pokazuje jednoznacznie, że wiążą się one nieuchronnie z wyraźnym zwiększeniem nierówności między grupami społecznymi. Dla wielu Polaków pojawienie się znaczniejszych różnic w poziomie życia było szokującym zjawiskiem. Po 1989 roku rosnąć zaczęły wymagania sytuacji we wszystkich grupach społecznych. Jedne kategorie dysponowały wyjściowo lepszymi (młodzi i wykształceni), inne gorszymi (emeryci i absolwenci zawodówek) zasobami; dla jednych zmiany wymagań były radykalniejsze, dla innych łagodniejsze, ale właściwie koszty transformacji dotknęły całe społeczeństwo. Są jednak obszary w których ich wymiar okazał się relatywnie niewielki i nie przewyższający zysków, ale i takie gdzie odbił się szczególnie dotkliwie.
Już na początku przemian, niemal z góry można było przewidzieć, że całkowicie nieracjonalny system rolnictwa, oparty z jednej strony na nierentownych Państwowych Gospodarstwach Rolnych, a z drugiej na dużej liczbie małych, kilkuhektarowych gospodarstw indywidualnych, przyniesie polskiej wsi olbrzymie straty, tak w sferze ekonomicznej, jak i społecznej. PGR-y stanowiły miejsce pracy i jedyne źródło utrzymania dla olbrzymiej rzeszy niewykwalifikowanych robotników rolnych, którzy nie tylko nie odczuwali żadnej potrzeby edukacji i podwyższania umiejętności, ale też nie przyzwyczajeni byli do wykazywania jakiejkolwiek własnej aktywności w kształtowaniu swojego życia. Model ich pracy, w założeniu, nastawiony był na bardzo wąską specjalizację i niską efektywność, redukowaną przerostem zatrudnienia. W gospodarce rynkowej PGR-y nie miały szans sprostać konkurencji wśród producentów i importerów taniej żywności - z chwilą zaprzestania finansowania przez państwo, większość z nich upadła. Tym samym, na rynku pracy pojawiła się wielka grupa ludzi, nie posiadających żadnych przydatnych, w nowych warunkach, kwalifikacji, nie mająca wykształconych nawyków efektywnej pracy i pozbawiona umiejętności samodzielnego radzenia sobie z trudnościami. Szanse na utworzenie dla nich miejsc zatrudnienia od początku były znikome - wymagałoby to bowiem nie tylko olbrzymich nakładów finansowych, ale przede wszystkim zmiany mentalności. W chwili obecnej post-pegeerowskie obszary wiejskie stanowią jeden z najsilniej dotkniętych ubóstwem obszarów kraju. Sytuacja wśród rolników indywidualnych, jest nieco lepsza, ponieważ tej grupie łatwiej wykształcić było inicjatywę i umiejętność działania w warunkach wolnego rynku. Jednak struktura gospodarstw rolnych, wśród których przeważają niewielkie, kilkuhektarowe i położone na słabych gruntach, pozbawione nowoczesnego sprzętu, uprawy, w perspektywie wstąpienia Polski do Unii Europejskiej i zniesienia barier celnych, zmusza do podejmowania działań zmierzających do jej zmiany. Już dziś ich właściciele borykają się z poważnym problemem konkurencyjności swoich produktów, a sytuacja ta będzie się tylko pogarszać.
Poza mieszkańcami obszarów wiejskich, kategorią, którą można określić mianem przegranych, są w dużej mierze pracownicy zatrudnieni w okresie PRL w zakładach produkcyjnych, zwłaszcza przemysłu ciężkiego. Ta gałąź gospodarki stanowiła chlubę PRL-u. Wielu z robotników posiadało wówczas przywileje branżowe, znacznie polepszające warunki życia, a duże państwowe przedsiębiorstwa zapewniały stabilną pracę, nie stawiając wygórowanych wymagań. Sytuacje w których funkcjonowanie całych miejscowości oparte było na istnieniu pojedynczego zakładu produkcyjnego, nie należały do rzadkości. Na początku lat 90-tych szybko okazało się że te molochy, z anachronicznym systemem zarządzania i rozbudowaną do granic załogą, nie potrafią utrzymać się w nowych warunkach gospodarczych. Część upadła, niektóre udało się zrestrukturyzować, kosztem redukcji personelu rzecz jasna. Osoby, które w ten sposób straciły pracę, nawet jeśli otrzymały odprawy (jak górnicy zamykanych na Śląsku kopalni), nie potrafiły zazwyczaj odnaleźć nowego miejsca na rynku pracy. Większość z nich, pozbawiona inicjatywy i przedsiębiorczości, tak niepożądanej w poprzednim ustroju, zasiliła szeregi bezrobotnych, bez szans na zmianę tego stanu rzeczy.
Oczywiście zakres grup społecznych, które dotkliwie odczuły koszty zachodzących w Polsce reform jest znacznie szerszy, niż wspomniany powyżej. Wystarczy choćby wspomnieć o licznej rzeszy emerytów i rencistów nie objętych jeszcze reformą systemu ubezpieczeń i skazanych na bardzo niskie świadczenia wypłacane przez ZUS, nie zapewniające zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych. Wydaje się jednak, że można spróbować nakreślić syntetyczną charakterystykę kategorii przegranych okresu przemian. Przy próbie ogólnego opisu nasuwa się zatem obraz jednostki w średnim lub starszym wieku, mieszkającej z reguły na wsi, lub w małym mieście, słabo wykształconej, o niskich, bądź wąskich kwalifikacjach, nie dających konkurencyjności na rynku pracy, zmuszonej do trwałej zmiany stylu życia z powodu gwałtownego obniżenia poziomu dochodów. Cała jej uwaga zostaje skoncentrowana na obronie zagrożonej pozycji społecznej, standardu życiowego i bezpieczeństwa socjalnego. Dotychczasowe miejsce pracy w państwowym przedsiębiorstwie często przestaje istnieć, a brak środków finansowych, i przede wszystkim elastyczności i przedsiębiorczości, uniemożliwia samodzielne podjęcie działalności gospodarczej, czy choćby przekwalifikowanie się i dostosowanie do wymagań potencjalnych pracodawców. Świadomość ograniczenia możliwości życiowych prowadzi raczej do pasywności i apatii niż postaw aktywnych, stąd pojawia się frustracja, depresja, postawy roszczeniowe, niechęć wyrażana wobec systemu i tych, którym udało się odnieść sukces.
Koszty przemian dotyczą bardzo różnych obszarów funkcjonowania społecznego, ale wskazać należy wśród nich przede wszystkim na długotrwałe bezrobocie, narastającą degradację ekonomiczną i związaną z nią marginalizację społeczną, bardzo niski poziom konsumpcji, słaby dostęp do edukacji, brak uczestnictwa w życiu społeczno-kulturalnym, brak poczucia wpływu na własne życie, przekonanie o niereprezentatywności instytucji demokratycznych. Elementy te mają charakter dziedziczny - w olbrzymiej mierze przenoszą się na kolejne pokolenia. Stąd z opisaną wyżej kategorią, wiąże się także grupa osób, które można określić mianem przegrywających. Ich szanse na przystosowanie się i zaadaptowanie do warunków nowej gospodarki są w dużej mierze ograniczone, choć nadal istnieją. Mam tu na myśli przede wszystkim młodzież wkraczającą dopiero na rynek pracy, a wywodzącą się ze środowisk dotkniętych systemowym ubóstwem (m.in. z obszarów wiejskich, wśród długotrwale bezrobotnych itd.). Utrudniony dostęp do edukacji spowodowany trudnym położeniem materialnym rodzin pochodzenia, duże bezrobocie panujące wśród absolwentów masowo opuszczających przestarzałe szkolnictwo zawodowe, nikła perspektywa budowania kariery zawodowej i podniesienia swojego statusu społeczno-materialnego - wszystko to sprawia, że stają oni przed niezwykle trudną sytuacją. Wyjściem z niej jest wyłącznie zdobycie praktycznej wiedzy o zasadach funkcjonowania gospodarki rynkowej i podjęcie aktywnych działań, zmierzających do poprawy swojej sytuacji, zamiast kontynuacji negatywnych wzorów przejętych od otoczenia. Z szerszego punktu widzenia, szansą na minimalizowanie kosztów przemian wśród ludzi młodych, może być tylko właściwie prowadzona polityka państwa, ukierunkowana na reformę systemu szkolnictwa średniego i wyższego szczebla, nastawioną na zwiększenie jego dostępności i dostosowanie do oczekiwań rynku. Jak dotąd władze centralne nie uczyniły przez cały okres transformacji niczego istotnego dla dopasowania modelu edukacji do potrzeb gospodarki wolnorynkowej. Kurczenie się najmniej przydatnego w nowych warunkach typu kształcenia tj. zasadniczego zawodowego, wynikało z upadku szkół przyzakładowych i nie miało ani odpowiedniej skali, ani wspieranej przez państwo alternatywy w postaci szybkiego rozwoju średniego szkolnictwa ogólnokształcącego i wyższego. Gwałtowny wzrost liczby studentów był z kolei rezultatem decyzji poszczególnych uczelni i równie gwałtownie się skończył, gdy okazało się, że ani rząd, ani parlament nie zamierzają w najmniejszym stopniu angażować się finansowo w rozwój szkolnictwa wyższego. Wszystkie te spontaniczne i pozbawione państwowego wsparcia zmiany strukturalne oraz ilościowe w oświacie, a także w nauce, dalece nie nadążały za zmianami systemowymi w gospodarce.
Opisując koszty, jakie w wyniku transformacji ustrojowej, ponosi polskie społeczeństwo, nie można jednocześnie zapominać, że są grupy, które czerpią liczne zyski z zachodzących zmian społeczno - ekonomicznych. W przeciwieństwie do kategorii opisywanej powyżej, ludzi tych nazwać można wygranymi. Nowa rzeczywistość pozwoliła im bowiem na wykorzystanie potencjału, blokowanego wcześniej przez nakazową specyfikę ustroju socjalistycznego. Dla nich demokracja i kapitalizm, to synonimy dobrobytu i możliwości samodzielnego kształtowania swojej pozycji społecznej i materialnej. Charakteryzuje je dążenie do awansu i sukcesu finansowego, na drodze własnej produktywnej aktywności. Mowa tu przede wszystkim o tworzącej się w Polsce klasie średniej. Tworzy ją blisko dwa i pół miliona osób pracujących na własny rachunek poza rolnictwem, przynajmniej tyle samo dobrze i coraz lepiej zarabiających specjalistów, najczęściej zatrudnionych w sektorze prywatnym (firmach zagranicznych i krajowych, w sektorze finansowym itd.), plus relatywnie niewielkie, ale rosnące grono dobrze opłacanych fachowców w administracji publicznej.
Są to z reguły ludzie relatywnie młodzi lub w średnim wieku, legitymujący się wyższym wykształceniem, elastyczni, przedsiębiorczy i aktywni - właściciele prywatnych firm, kadra kierownicza, menadżerowie średniego szczebla, ludzie wolnych zawodów lub wysoko kwalifikowani pracownicy branż: reklamowej, informatycznej, doradczej, sprzedaży itp. W dużej mierze grupę wygranych reprezentują także przedstawiciele byłego systemu ustrojowego, obecni w dzisiejszej polityce i biznesie dzięki dużej sieci kontaktów nieformalnych.
Do podstawowych zysków, jakie czerpie z przemian ustrojowych i funkcjonowania w nowych warunkach społeczno - gospodarczych kategoria osób nazwanych w tej pracy wygranymi, należą: wysoki poziom konsumpcji, dostęp do dowolnych dóbr materialnych i niematerialnych, obecnych na rynku, swoboda korzystania z systemu edukacji, tak państwowego jak i prywatnego, brak bezrobocia w przypadku właścicieli prywatnych przedsiębiorstw lub niskie i przejściowe bezrobocie wśród wykwalifikowanych pracowników najemnych, wynikające z ich konkurencyjności na rynku pracy, możliwość szerokiego uczestnictwa w życiu kulturalno-społecznym, poczucie wpływu na własną sytuację życiową oraz na sytuację w kraju.
Oczywistym jest że ocena zachodzących w Polsce przemian wśród tej grupy ludzi będzie odmienna, niż w grupach dotkniętych spadkiem poziomu życia. Jak pokazują badania pozytywny stosunek do reform jest w dużej mierze skorelowany m.in. z wykształceniem i poziomem dochodów, co wydaje się nie wymagać szerszego komentarza.
Konsekwencją istnienia w społeczeństwie grupy ludzi, których status materialny i społeczny kształtuje się na wysokim poziomie, jest według mnie kategoria osób wygrywających. Ich sytuacja początkowa, w momencie rozpoczynania kariery zawodowej i wkraczania w dorosłość wygląda znacznie lepiej niż wskazanej wcześniej grupy przegrywających, posiadają bowiem kapitał startowy w postaci pozytywnych wzorów funkcjonowania w gospodarce kapitalistycznej, przyswojony w rodzinie pochodzenia, wsparty często przez środki finansowe i sieć kontaktów swoich rodziców. Są to młodzi ludzie, znający dobrze wymagania stawiane przez rynek pracy, studiujący na renomowanych państwowych i prywatnych uczelniach w kraju lub za granicą, aktywni, przebojowi, gotowi do poświęceń w imię budowania maksymalnie wysokiej pozycji w hierarchii zawodowej, a co za tym idzie gromadzenia i konsumowania dóbr materialnych.
Koszty transformacji są ściśle uzależnione od kryteriów społeczno-demograficznych różnicujących społeczeństwo, takich jak: wiek, wykształcenie, miejsce zamieszkania (miasto lub wieś, region geograficzny kraju, i jego potencjał gospodarczy), przynależność do grupy społeczno-zawodowej. Są one ściśle powiązane z szansami, jakie dane osoby i grupy społeczne mają na zaistnienie w warunkach gospodarki wolnorynkowej, która wyznacza miejsce jednostki w kapitalistycznym systemie ustrojowym. Konkurencja na rynku pracy po zlikwidowaniu ukrytego w dużej mierze bezrobocia PRL-u, spowodowała lawinowo rosnącą ilość ludzi nie będących w stanie zaoferować potencjalnemu pracodawcy, wymaganych kwalifikacji, a jednocześnie zbyt biernych i przyzwyczajonych do socjalnej opieki państwa, aby rozpocząć własną działalność gospodarczą. Wyuczona bezradność jako psychologiczna konsekwencja tak realiów poprzedniego systemu, jak i obecnych, trudnych warunków życiowych, pogłębia jeszcze tą sytuację, spychając wielu ludzi na margines życia społecznego. Pojawia się wówczas sentyment do wyidealizowanych czasów minionego ustroju i szczególna podatność na polityczne manipulacje, co wykorzystuje, jak wspominałem na wstępie tej pracy, wielu przedstawicieli sceny politycznej.
Jednak bilans nadal trwającego procesu polskiej transformacji ustrojowej, nie stoi wyłącznie po stronie strat. Stale powiększająca się grupa osób, których sytuacja materialna stabilizuje się i poprawia, które czynnie uczestniczą w budowaniu nowej gospodarki i korzystają z dobrodziejstw demokracji, powinna napawać umiarkowanym optymizmem, zwłaszcza, że ten stan rzeczy w dłuższej perspektywie będzie się najprawdopodobniej umacniał.
Bibliografia
A.Kojder „Spojrzenie na przemiany ustrojowe w Polsce w latach 1989-1997”
M.Ziółkowski „Jednostka wobec władzy. Postawy społeczne wobec władzy w okresie transformacji systemowej”
M.Ziółkowski „O różnorodności teraźniejszości. Pomiędzy tradycją, spuścizną socjalizmu, nowoczesnością i ponowoczesnością”
M.Ziółkowski „Polacy wobec ładu postmonocentrycznego”
M.Ziółkowski „Postawy wobec władzy i demokracji w okresie transformacji ustrojowej”
J.Skórzewski „Rachunek sumienia reformatorów”, Rzeczpospolita z dn. 1995.06.10
M.Ziółkowski „Polacy wobec ładu postmonocentrycznego” s.62
M.Ziółkowski „Postawy wobec władzy i demokracji w okresie transformacji ustrojowej”, s.87
A.Kojder „Spojrzenie na przemiany ustrojowe w Polsce w latach 1989-1997” s. 26
J.Czapiński „Czy szczyt stresu za nami?”, Reczpospolita z dn. 1994.07.12
M.Ziółkowski „Postawy wobec władzy i demokracji w okresie transformacji ustrojowej”, s.87
J.Winiecki „Dwa nurty czarnowidztwa”, Rzeczpospolita z dn. 2000.02.01
M.Ziółkowski „Polacy wobec ładu postmonocentrycznego” s.55
Download from www.socjologia.cjb.net © yareth 2001
1