Rozdział Ku pamięci


Rozdział 02.

Ku Pamięci

0x01 graphic




Harry krwawił. Zaciskając prawą dłoń w swojej lewej i przeklinając pod nosem, otworzył ramieniem drzwi sypialni. Rozległ się brzęk tłuczonej porcelany - nadepnął na filiżankę zimnej herbaty, stojącą na podłodze w korytarzu.
- Co, do chol...?
Rozejrzał się dokoła; półpiętro domu numer cztery przy Privet Drive było puste. Filiżanka była przypuszczalnie Dudleyowym pomysłem na sprytną pułapkę. Trzymając krwawiącą rękę w górze, Harry wolną dłonią zebrał skorupy naczynia i wrzucił je do wypełnionego już kosza na śmieci w swoim pokoju. Następnie poczłapał do łazienki, by opłukać palec pod kranem.
To było głupie, bezcelowe i ponad miarę denerwujące, że czekały go jeszcze cztery dni bez możliwości wykorzystywania magii... ale musiał się przyznać przed sobą samym, że i tak nie dałby sobie rady z tym postrzępionym rozcięciem. Nigdy nie uczył się, jak leczyć rany i teraz, kiedy o tym pomyślał - zwłaszcza w świetle swych rychłych planów - wyglądało to na poważny brak w jego magicznej edukacji. Notując sobie w pamięci, by zapytać Hermionę, jak to się robi, wytarł papierem toaletowym z podłogi tyle herbaty, ile się dało, po czym wrócił do sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi.
Harry spędził poranek, opróżniając całkowicie swój szkolny kufer, po raz pierwszy odkąd spakował go sześć lat temu. Na początku każdego roku przeglądał zaledwie górne trzy czwarte zawartości, wymieniając rzeczy, pakując nowe, pozostawiając przy tym na dnie kupę różnorakich śmieci - stare pióra, zasuszone oczy żuków lub pojedyncze skarpety (już zdecydowanie za małe). Kiedy kilka minut wcześniej zanurzył rękę w tym bałaganie, poczuł kłujący ból w serdecznym palcu, a gdy cofnął dłoń, zobaczył pełno krwi.
Tym razem był już ostrożniejszy. Przyklękając ponownie obok skrzyni, obmacał uważnie dno i po wyciągnięciu starej plakietki, mrugającej słabo napisami "Kibicuj Cedrikowi Diggory'emu" i "Potter cuchnie", pękniętego, mocno zużytego fałszoskopu oraz złotego medalionu, wewnątrz którego ukryta była notka podpisana "R.A.B.", w końcu odkrył ostry przedmiot, o który się skaleczył. Rozpoznał go natychmiast. Był to długi na dwa cale fragment magicznego zwierciadła, jakie dostał od swego ojca chrzestnego. Harry odłożył szkło na bok i ostrożnie obmacał kufer w poszukiwaniu reszty, ale z ostatniego prezentu Syriusza nie pozostało nic więcej, poza szklanym pyłem, który przylgnął do najniższej warstwy śmieci niczym błyszczący żwir.
Harry usiadł i obejrzał odłamek lusterka, ale zobaczył w nim jedynie swoje jasne, zielone oko, spoglądające na niego z odbicia. Odłożył go więc na wierzch porannego wydania "Proroka Codziennego", który leżał nie przeczytany na łóżku i próbował odpędzić nagły przypływ gorzkich wspomnień, ukłucia żalu i tęsknoty, przywołane odnalezieniem tego kawałka lustra.
Opróżnienie kufra do reszty, wyrzucenie bezużytecznych przedmiotów i posortowanie pozostałych na dwie kupki - tych, których aktualnie potrzebował i tych niepotrzebnych, zajęło Harry'emu kolejną godzinę. Jego szkolne szaty, strój do quidditcha, kociołek, pergamin, pióra i większość podręczników piętrzyły się w kącie. Nie zamierzał ich brać ze sobą. Zastanawiał się, co jego wuj i ciotka z nimi zrobią - pewnie spalą je w środku nocy, jakby były dowodem jakiejś straszliwej zbrodni. Przepakował do starego plecaka swoje mugolskie ubranie, pelerynę-niewidkę, zestaw do przyrządzania eliksirów, niektóre książki, album ze zdjęciami, otrzymany niegdyś od Hagrida, stos listów i różdżkę. Do przedniej kieszeni włożył Mapę Huncwotów i medalion. Medalion znalazł się na honorowym miejscu nie ze względu na jego wartość materialną - nie przedstawiał bowiem żadnej - ale ze względu na cenę, jaką przyszło zapłacić za jego zdobycie.
Pozostawał jeszcze spory stos gazet spoczywających na biurku obok klatki z Hedwigą. Przypadała jedna na każdy dzień, jaki Harry spędził tego lata w domu na Privet Drive.
Podniósł się z podłogi, przeciągnął i podszedł do biurka. Hedwiga ani drgnęła, gdy zaczął przeglądać gazety, odrzucając je jedna po drugiej na kupkę śmieci. Sowa spała, albo przynajmniej udawała, że śpi. Była zła na Harry'ego za to, że chwilowo ograniczał jej czas, który mogła spędzać poza klatką.
Kiedy kupka gazet stopniała, Harry zwolnił, szukając pewnego konkretnego numeru, wydanego niedługo po jego powrocie na Privet Drive. Pamiętał, że na pierwszej stronie była niewielka wzmianka o rezygnacji Charity Burbage, nauczycielki mugoloznawstwa w Hogwarcie. W końcu udało mu się znaleźć gazetę. Otwierając ją na stronie dziesiątej, opadł na krzesło i wczytał się ponownie w artykuł, którego szukał.


WSPOMNIENIE O ALBUSIE DUMBLEDORE
Elphias Doge

Spotkałem Albusa Dumbledore w wieku lat jedenastu, naszego pierwszego dnia w Hogwarcie. Nasze wzajemne przyciąganie wynikało niewątpliwie z faktu, że obaj czuliśmy się outsiderami. Niedługo przed przybyciem do szkoły przechodziłem smoczą ospę i chociaż kontakt ze mną nie groził już zarażeniem, moja pokryta krostami twarz i zielonkawy odcień skóry nie zachęcały do bliższego kontaktu. Albus z kolei przybył do Hogwartu z brzemieniem niechcianego rozgłosu. Zaledwie rok wcześniej jego ojciec, Persival, został skazany z powodu okrutnego ataku na trójkę młodych Mugoli, co bardzo nagłośniono.
Albus nigdy nie próbował zaprzeczać, że jego ojciec (który miał dokonać żywota w Azkabanie) popełnił tę zbrodnię. Wręcz przeciwnie, kiedy zdobyłem się na odwagę, by o to spytać, zapewnił mnie, iż wiedział o winie swego ojca. Poza tym jedynym razem, Dumbledore odmówił rozmawiania o tej smutnej sprawie, choć wielu próbowało sprowokować go do zwierzeń. Niektórzy, w rzeczy samej, pochwalali postępowanie jego ojca oraz zakładali, że i Albus nienawidzi Mugoli. Bardziej nie mogli się mylić: jak przyzna każdy, kto znał Albusa, nigdy nie okazał on nawet najmniejszych antymugolskich skłonności. W rzeczy samej, jego zaciekłe poparcie dla praw Mugoli w następnych latach zyskało mu wielu wrogów.
Jednak w ciągu zaledwie kilku miesięcy dokonania Albusa zaczęły przyćmiewać złą sławę jego ojca. Zanim upłynął pierwszy rok w szkole, nie był już dłużej znany jako syn nienawidzącego Mugoli ojca, ale - ni mniej ni więcej - najzdolniejszy uczeń, jaki kiedykolwiek przestąpił progi Hogwartu. Ci z nas, którzy mieli przywilej zostać jego przyjaciółmi, czerpali korzyści z jego przykładu, nie wspominając o pomocy, czy poparciu, których Albus zawsze chętnie udzielał. Wyznał mi wiele lat później, że już wtedy wiedział, iż największą przyjemność będzie czerpał z nauczania.
Nie tylko co roku zdobywał wszystkie nagrody, jakie oferowała szkoła, ale wkrótce już regularnie korespondował z najbardziej znamienitymi osobistościami magicznego świata tamtego okresu, wliczając Nicolasa Flamela, słynnego alchemika, Bathildę Bagshot, wybitnego historyka i Adalberta Wafflinga, teoretyka magii. Kilka z jego opracowań znalazło się w naukowych publikacjach, takich jak "Transmutacja Dziś", "Wyzwania Uroków", czy "Praktyczny Warzyciel". Wydawało się, że otwiera się przed nim świetlana przyszłość i czeka go kariera. Zastanawiano się już tylko, kiedy zostanie ministrem magii. Jednak, mimo iż wielokrotnie w późniejszych latach spodziewano się, że obejmie urząd, Albus nigdy nie miał ministerialnych ambicji.
Trzy lata po tym jak rozpoczęliśmy naukę w Hogwarcie, do szkoły trafił brat Albusa, Aberforth. Zupełnie nie byli do siebie podobni. Aberforth nie był typem mola książkowego i w przeciwieństwie do Albusa, wszelkie spory wolał raczej rozstrzygać w pojedynkach, niż przez sensowną dysputę. Jednak nieprawdziwe są sugestie, jakoby bracia nie byli przyjaciółmi. Znosili swoją obecność na tyle dobrze, na ile dwóch tak różnych chłopców jest w stanie się znosić. Trzeba przyznać uczciwie Aberforthowi, że życie w cieniu Albusa nie było łatwym doświadczeniem. Nawet będąc jego przyjacielem, należało się liczyć z ryzykiem bycia nieustannie przyćmiewanym przez niego, z pewnością więc i dla jego brata nie było to przyjemne.
Kiedy Albus i ja opuściliśmy Hogwart, zamierzaliśmy odbyć razem tradycyjną podróż po świecie, odwiedzając i obserwując zagranicznych czarodziejów, zanim każdy z nas pójdzie swoją drogą. Jednak przeszkodziła nam w tym tragedia. W przeddzień rozpoczęcia naszej podróży zmarła Kendra, matka Albusa, pozostawiając go głową i jedynym żywicielem rodziny. Opóźniłem swój wyjazd na tyle długo, by złożyć kondolencje na pogrzebie Kendry, po czym wyruszyłem w podróż samotnie. Nie było mowy o tym, by Albus mi towarzyszył, skoro miał pod opieką młodszego brata i siostrę, a pozostawiono im w spadku niewielką ilość pieniędzy.
W tym okresie mieliśmy ze sobą słaby kontakt. Słałem do Albusa listy, opisując całkiem wyczerpująco cuda moich podróży, począwszy od tego, jak ledwie uszedłem z życiem chimerom w Grecji, po eksperymenty egipskich alchemików. Jego zaś korespondencja nie wspominała zbyt wiele o codziennym życiu, które, jak przypuszczałem, musiało być frustrująco nudne dla tak zdolnego czarodzieja. Zatopiony w moich własnych doświadczeniach, zbliżając się do końca mojej rocznej wyprawy, ze zgrozą przyjąłem wiadomość o kolejnej tragedii, jaka wstrząsnęła rodziną Dumbledore'ów - o śmierci jego siostry, Ariany.
Mimo iż Ariana od dłuższego czasu była słabego zdrowia, ten cios, który nastąpił tak szybko po stracie matki, wywarł głęboki wpływ na obu braci. Wszyscy bliscy znajomi Albusa - i ja również zaliczałem się do tych szczęśliwców - zgadzali się, że śmierć Ariany i fakt, że Albus czuł się za nią osobiście odpowiedzialny (choć oczywiście nie ponosił żadnej winy za jej zgon), odcisnęły swe piętno na jego życiu.
Powróciłem do domu, by ujrzeć młodego człowieka, który doświadczył cierpień osoby o wiele starszej. Albus okazywał więcej rezerwy, był o wiele mniej pogodny. Na domiar złego, strata Ariany doprowadziła nie do umocnienia więzów między Albusem i Aberforthem, ale do ich oddalenia od siebie. (W miarę upływu czasu miało się to zmienić - po latach nawiązali, jeśli nie serdeczne, to przynajmniej uprzejme stosunki.) Jednakże od tamtej pory Albus rzadko mówił o swoich rodzicach, czy o Arianie, a jego przyjaciele nauczyli się o nich nie wspominać.
Inni ludzie będą opisywać jego triumfy w kolejnych latach. Niezmierzony wkład Dumbledore'a w całość magicznej wiedzy, wliczając odkrycie dwunastu zastosowań smoczej krwi, będzie przynosił korzyści przyszłym pokoleniom, tak samo jak mądrość, którą okazał przy wielu wyrokach, w czasie, gdy pełnił funkcję przewodniczącego Wizengamotu. Do dziś mówi się, że żaden z czarodziejskich pojedynków nie dorównuje temu, jaki rozegrał się pomiędzy Dumbledore'em a Grindelwaldem w 1945. Ci, którzy byli świadkami tego wydarzenia, pisali o grozie, jaką czuli, przyglądając się walce tych dwóch niezwykłych czarodziejów. Triumf Dumbledore'a i jego konsekwencje dla czarodziejskiego świata uważane są za punkt zwrotny w historii magicznej, odpowiadający wagą wprowadzeniu Międzynarodowej Ustawy o Tajności, czy upadkowi Tego, Którego Imienia Się Nie Wypowiada.
Albus Dumbledore nigdy nie grzeszył pychą czy próżnością. W każdym, nieważne jak mało znaczącym, na pierwszy rzut oka potrafił znaleźć coś cennego, i wierzę, że to cierpienia z dzieciństwa ukształtowały w nim jego wielkie człowieczeństwo oraz współczucie dla innych. Będzie mi brakować jego przyjaźni bardziej, niż jestem to w stanie wyrazić, jednak moja strata jest niczym, w porównaniu do straty całego świata czarodziejów. Nie ulega wątpliwości, że był najbardziej inspirującym i najbardziej kochanym dyrektorem Hogwartu. Umarł tak jak żył: pracując dla dobra ogółu, do swej ostatniej godziny zawsze tak samo chętny wyciągnąć dłoń do małego chłopca ze smoczą ospą, jak tego dnia, kiedy go poznałem.


Harry skończył czytać, ale nadal patrzył na zdjęcie Dumbledore'a, towarzyszące artykułowi. Na twarzy dyrektora malował się znajomy, uprzejmy uśmiech, ale gdy zerkał znad swoich okularów w kształcie półksiężyców, nawet z druku wydawał się wzrokiem prześwietlać Harry'ego, w którym smutek mieszał się z uczuciem upokorzenia.
Choć zdawało mu się, że znał Dumbledore'a całkiem dobrze, odkąd przeczytał to pośmiertne wspomnienie, zmuszony był przyznać, że tak naprawdę prawie w ogóle go nie znał. Ani razu nie próbował sobie wyobrazić dzieciństwa, czy młodości Dumbledore'a. Jakby od zawsze był taki, jakiego go znał Harry - czcigodny, siwowłosy starzec. Wizja nastoletniego Dumbledore'a była po prostu zbyt osobliwa, podobnie jak próba wyobrażenia sobie głupiej Hermiony, czy przyjacielskich sklątek tylnowybuchowych.
Nigdy nie pomyślał o tym, by zapytać Dumbledore'a o jego przeszłość. Bez wątpienia byłoby to dziwne, niemal impertynenckie, ale w końcu ogólnie wiadomo było, że Dumbledore brał udział w tym legendarnym pojedynku z Grindelwaldem, a Harry nawet nie pomyślał, by spytać go, jak to wyglądało. Nie pytał też o inne słynne osiągnięcia Dumbledore'a. Nie, zawsze tematem rozmów był Harry. Przeszłość Harry'ego, przyszłość Harry'ego, plany Harry'ego... i teraz wydawało mu się, że choć jego przyszłość była tak niebezpieczna i niepewna, stracił bezpowrotnie wiele okazji, by wypytać Dumbledore'a o jego przeszłość. Nawet mimo tego, że jedyne osobiste pytanie, jakie kiedykolwiek zadał dyrektorowi, było zarazem jedynym pytaniem, na które, jak podejrzewał, Dumbledore nie odpowiedział szczerze:
- Co pan profesor widzi, jak patrzy w to lustro?
- Ja? Widzę siebie, trzymającego parę grubych, wełnianych skarpet.
Po kilku minutach zamyślenia Harry wydarł artykuł z "Proroka", złożył go ostrożnie i wcisnął pomiędzy strony pierwszego tomu "Praktycznej magii obronnej i jej użycia przeciwko czarnej magii". Następnie rzucił resztę gazety na kupkę śmieci i rozejrzał się po pokoju. Sypialnia wyglądała o wiele schludniej. Jedynymi rzeczami nie na swoich miejscach były: dzisiejsze wydanie "Proroka Codziennego" i leżący na nim odłamek rozbitego lustra.
Harry przeszedł na drugą stronę pokoju, zsunął fragment lustra z gazety i rozłożył ją. Odbierając zwinięte pismo od sowy pocztowej tego ranka, zaledwie zerknął na nagłówki i odrzucił gazetę na bok, zauważając, że nie ma w niej słowa na temat Voldemorta. Harry był pewien, że ministerstwo wywiera nacisk na "Proroka", by zatajał wszelkie wieści o nim. I dopiero teraz zobaczył to, co umknęło jego uwadze.
W poprzek dolnej połowy pierwszej strony, nad zdjęciem wyglądającego na udręczonego Dumbledore'a, kroczącego gdzieś w pośpiechu, umieszczony był mniejszy nagłówek:


DUMBLEDORE - W KOŃCU PRAWDA?
Już w przyszłym tygodniu szokująca historia geniusza ze skazą, uważanego przez wielu za największego czarodzieja swego pokolenia. Przeciwstawiając się popularnemu wizerunkowi spokojnego, siwobrodego mędrca, Rita Skeeter odkrywa burzliwe dzieciństwo, samowolną młodość, ciągnące się przez całe życie rodowe waśnie i karygodne sekrety, które Dumbledore zabrał ze sobą do grobu. DLACZEGO człowiek, który mógł być ministrem magii, był zadowolony, pozostając zwykłym dyrektorem szkoły? CO było prawdziwym celem sekretnej organizacji, znanej pod nazwą Zakonu Feniksa? JAK naprawdę zginął Dumbledore?
Odpowiedzi na te pytania, jak i na wiele innych można znaleźć w szokującej nowej biografii "Życie i kłamstwa Albusa Dumbledore", autorstwa Rity Skeeter, z którą ekskluzywny wywiad przeprowadziła Betty Braithwaite, strona trzynasta.


Harry w pośpiechu otworzył gazetę i odnalazł stronę trzynastą. Artykuł okraszony był zdjęciem ukazującym kolejną znajomą twarz: kobietę w okularach wysadzanych klejnotami, z wyszukanie zakręconymi blond lokami i zębami odsłoniętymi w grymasie, który najwyraźniej miał być zwycięskim uśmiechem, machającą palcami w jego kierunku. Starając się zignorować budzące mdłości zdjęcie, Harry zagłębił się w lekturze.


Przy bliższym kontakcie Rita Skeeter jest o wiele milsza i łagodniejsza, niż sugerowałby cięty język artykułów, jakie wyszły spod jej sławnego pióra. Powitawszy mnie w holu swego przytulnego domu, prowadzi mnie wprost do kuchni, na filiżankę herbaty, kawałek babki* i oczywiście, o czym nie trzeba nawet wspominać, gorącą porcję najświeższych plotek.
- No cóż, to jasne, że postać Dumbledore'a jest marzeniem każdego biografa - mówi Skeeter. - Jakże długie, pełne wrażeń miał życie. Jestem pewna, że moja książka będzie pierwszą z bardzo wielu.
Skeeter z pewnością była szybka. Jej dziewięciusetstronicowa książka została ukończona zaledwie cztery tygodnie po tajemniczej śmierci Dumbledore'a w czerwcu. Pytam ją, w jaki sposób zdołała tego dokonać tak niezwykle prędko.
- Och, jeśli jesteś dziennikarzem od tak dawna jak ja, dotrzymywanie krótkich terminów staje się twoją drugą naturą. Wiedziałam, że świat czarodziejów domaga się pełnej historii i chciałam być pierwszą, która sprosta temu wyzwaniu.
Wspominam ostatnie, szeroko publikowane uwagi Elphiasa Doge'a, Specjalnego Doradcy Wizengamotu i wieloletniego przyjaciela Albusa Dumbledore'a, według którego "książka Skeeter zawiera mniej faktów, niż karta z pudełka czekoladowych żab".
Skeeter odrzuca głowę do tyłu i śmieje się.
- Poczciwy Dodgy! Pamiętam, jak przeprowadzałam z nim kilka lat temu wywiad na temat praw trytonów. Kompletnie zramolały, myślał chyba, że siedzimy na dnie jeziora Windermere, bo powtarzał wciąż, bym uważała na pstrąga.
A mimo to oskarżenia Elphiasa Doge'a odbiły się echem w wielu miejscach. Czy Skeeter naprawdę myśli, że cztery krótkie tygodnie to wystarczający czas, by uchwycić pełen obraz długiego i niezwykłego życia Dumbledore'a?
- O, moja droga - promienieje Skeeter, szturchając mnie czule w kostkę - wiesz dobrze sama, jak wiele informacji można uzyskać dzięki wypchanej sakiewce galeonów, zignorowaniu zwykłego "nie" i dobremu, ostremu samonotującemu pióru. I bez tego ludzie ustawiali się w kolejce, by dorzucić nieco brudu na temat Dumbledore'a. Wiesz, nie każdy uważa, że był on taki wspaniały - wielu ważnym osobom nadepnął na odcisk. Ale stary Dodgy Doge może zsiąść ze swego hipogryfa, bo miałam dostęp do takiego źródła, że większość dziennikarzy oddałaby swoje różdżki, by się do niego dostać; do kogoś, kto nigdy wcześniej nie wypowiadał się publicznie, a kto był blisko Dumbledore'a w czasie najbardziej burzliwego i niepokojącego okresu jego młodości.
Znaczny rozgłos, który towarzyszy biografii autorstwa Skeeter z pewnością sugeruje, iż ci, którzy wierzą, że Dumbledore wiódł życie bez skazy, przeżyją niemały szok. Pytam, jakie były największe niespodzianki, jakie udało jej się odkryć.
- Oj, Betty, nie pytaj o to, nie mam zamiaru wyjawiać wszystkich ważnych momentów, zanim ktokolwiek kupi książkę - śmieje się Skeeter. - Ale mogę obiecać, że jeśli ktoś nadal myśli, że Dumbledore był nieskazitelny jak biel jego brody, może się spodziewać gorzkiej pigułki. Powiedzmy chociażby, że nikt z tych, którzy wysłuchiwali jego gromów miotanych na Sama Wiesz Kogo, nigdy by nie przypuszczał, że w młodości on sam parał się czarną magią! I jak na czarodzieja, który spędził swoje późniejsze lata jako orędownik powszechnej tolerancji, sam nie był zbyt tolerancyjny, kiedy był młodszy! O tak, Albus Dumbledore miał niezwykle mroczną przeszłość, nie wspominając nawet o bardzo podejrzanej rodzinie, nad zatuszowaniem sprawek której tak ciężko pracował.
Pytam Skeeter, czy ma na myśli brata Dumbledore'a, Aberfortha, skazanego przez Wizengamot za niewłaściwe użycie magii, co spowodowało mały skandal piętnaście lat temu.
- Och, Aberforth jest jedynie wierzchołkiem tej kupy łajna - śmieje się Skeeter. - Nie, nie, mówię tu o czymś znacznie gorszym, niż brat z tendencjami do zabawiania się z kozami, nawet o czymś gorszym niż znęcający się nad Mugolami ojciec - Dumbledore i tak nie mógł wyciszyć obu tych spraw, bo zajął się nimi Wizengamot. Nie, to matka i siostra zaintrygowały mnie, i nie trzeba było kopać głęboko, by odkryć źródło paskudztwa... ale jak mówię, na komplet szczegółów będziesz musiała poczekać aż ukażą się rozdziały od dziewiątego do dwunastego. Nic dziwnego, iż Dumbledore nigdy nie wspominał, w jaki sposób jego nos został złamany - to wszystko, co w tej chwili mogę powiedzieć.
Jednakże, pomimo rodzinnych sekretów, czy Skeeter zaprzecza zdolnościom, jakie powiodły Dumbledore'a do wielu magicznych odkryć?
- Miał z pewnością rozum - przyznaje - jednak obecnie wiele osób kwestionuje to, czy faktycznie to jego zasługą są wszystkie osiągnięcia, które mu się przypisuje. Jak ujawniam w rozdziale szesnastym, Ivor Dillonsby twierdzi, jakoby on sam odkrył osiem zastosowań smoczej krwi, kiedy Dumbledore "zapożyczył" jego opracowania.
Ale waga niektórych z osiągnięć Dumbledore'a - ciągnę dalej - jest nie do zaprzeczenia?. Na przykład jego słynne zwycięstwo nad Grindelwaldem.
- Och, cieszę się, że wspomniałaś Grindelwalda - mówi Skeeter ze zwodniczym uśmiechem. - Obawiam się, że ci, którzy przelewają łzy nad wspaniałym zwycięstwem Dumbledore'a, muszą się liczyć z bombą - a może raczej łajnobombą. Bardzo brzydka sprawa, w rzeczy samej. Wszystko, co mogę powiedzieć, to że nie powinniście mieć pewności, iż faktycznie był to spektakularny pojedynek godny przejścia do legendy. Po przeczytaniu mojej książki, ludzie mogą dojść do wniosku, że Grindelwald zwyczajnie wyczarował białą chusteczkę z końca swojej różdżki i poddał się bez walki!
Skeeter odmawia udzielenia jakichkolwiek dodatkowych informacji na ten intrygujący temat, przechodzimy więc na temat związku, który bez wątpienia zafascynuje czytelników bardziej, niż jakikolwiek inny.
- O, tak - mówi Skeeter, potakując żwawo. - Poświęciłam cały rozdział stosunkom między Potterem i Dumbledore'em. Nazywane były niezdrowymi, a nawet groźnymi. Raz jeszcze powtarzam: twoi czytelnicy będą musieli kupić książkę, by przeczytać całą historię, ale nie ulega wątpliwości, że Dumbledore od samego początku przejawiał nienaturalne zainteresowanie Potterem. Czy to aby na pewno było w najlepszym interesie chłopca - cóż, przekonamy się. Z całą pewnością nie jest tajemnicą, że Potter przeżywał niezwykle trudne dorastanie.
Pytam Skeeter, czy nadal pozostaje w kontakcie z Potterem. Wszak przeprowadziła z nim słynny wywiad w zeszłym roku, przełomowy artykuł, w którym Potter wypowiedział się wyłącznie o swoim przeświadczeniu, że Sami Wiecie Kto powrócił.
- Och, tak, zawiązała się między nami bliska więź - mówi Skeeter. - Biedny Potter ma niewielu prawdziwych przyjaciół i spotkaliśmy się podczas jednego z tych momentów jego życia, kiedy najbardziej wystawiony był na próbę - podczas Turnieju Trójmagicznego. Jestem prawdopodobnie jedną z nielicznych żyjących osób, które mogą powiedzieć, że znają prawdziwego Harry'ego Pottera.
Co prowadzi nas prosto do wielu plotek, krążących na temat ostatnich godzin Dumbledore'a. Czy Skeeter wierzy, że Potter był obecny przy jego śmierci?
- No cóż, nie chcę powiedzieć zbyt wiele - wszystko jest w książce - ale naoczni świadkowie wewnątrz Hogwartu widzieli Pottera uciekającego z miejsca wydarzeń w kilka chwil po tym, jak Dumbledore spadł, skoczył lub został zepchnięty z wieży. Potter obarczył później winą Severusa Snape'a - człowieka, do którego od zawsze żywił urazę. Czy wszystko jest takie, jakim się wydaje? O tym zadecyduje czarodziejska społeczność po przeczytaniu mojej książki.
Odchodzę po tej intrygującej uwadze. Nie ulega wątpliwości, że spod pióra Skeeter wyszedł natychmiastowy bestseller. Legiony wielbicieli Dumbledore'a mogą tymczasem drżeć na wieść o tym, co wkrótce zostanie ujawnione o ich bohaterze.


Harry dotarł do końca artykułu, ale nadal nieruchomo wpatrywał się w stronę. Wstręt i furia podeszły mu do gardła niczym wymioty. Zmiął gazetę i z całej siły cisnął nią o ścianę, gdzie dołączyła do reszty śmieci, piętrzących się wokół przepełnionego kosza.
Zaczął chodzić bezmyślnie po pokoju, otwierając puste szuflady i podnosząc książki jedynie po to, by za chwilę odłożyć je na ten sam stos, ledwie świadom tego, co robi, podczas gdy wyrywkowe zdania z artykułu Rity rozbrzmiewały echem w jego głowie. "Cały rozdział poświęcony stosunkom między Potterem i Dumbledore'em...", "Nazywane były niezdrowymi, a nawet groźnymi...", "Sam parał się czarną magią w młodości...", "Miałam dostęp do takiego źródła, że większość dziennikarzy oddałaby swoje różdżki, by się do niego dostać".
- Kłamstwa! - ryknął Harry i przez okno ujrzał sąsiada, który spojrzał nerwowo do góry, przystając przed ponownym uruchomieniem kosiarki do trawy.
Harry usiadł ciężko na łóżku. Pęknięty okruch lustra podskoczył na materacu. Podniósł go i obrócił w palcach, myśląc o Dumbledorze i tych wszystkich kłamstwach, którymi Rita go zniesławiała.
Błysk najjaśniejszego błękitu. Harry zamarł z rozciętym palcem znów dotykającym ostrej krawędzi lustra. Tylko mu się zdawało, musiało mu się wydawać... Zerknął przez ramię, ale ściana miała mdły brzoskwiniowy kolor, który wybrała ciotka Petunia. Nie było tam nic niebieskiego, co mogłoby odbić się w lusterku. Ponownie zatopił wzrok w lustrzanym fragmencie, ale nie zobaczył nic poza swoimi jasnozielonymi oczami.
Musiał to sobie wyobrazić, nie było innego wytłumaczenia. Wyobraził to sobie, bo myślał o swoim zmarłym dyrektorze. Jeśli coś było pewne, to fakt, że jasnoniebieskie oczy Albusa Dumbledore'a już nigdy nie miały przeszyć go spojrzeniem.

* w oryginale pound cake - ciasto upieczone z jednego funta masła, jednego funta mąki i jednego funta cukru.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pamiętniki Wampirów Powrót o Zmierzchu Rozdział 7
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc
kurs html rozdział II
Podstawy zarządzania wykład rozdział 14
7 Rozdzial5 Jak to dziala
2012 KU W5 tryb dzienny moodle tryb zgodnosci
Klimatyzacja Rozdzial5
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII
Ir 1 (R 1) 127 142 Rozdział 09
Bulimia rozdział 5; część 2 program
05 rozdzial 04 nzig3du5fdy5tkt5 Nieznany (2)
PEDAGOGIKA SPOŁECZNA Pilch Lepalczyk skrót 3 pierwszych rozdziałów
Instrukcja 07 Symbole oraz parametry zaworów rozdzielających
Ceremonia ku czci Jaruzelskiego

więcej podobnych podstron