Moliere Miłość doktorem


Moliere

MIŁOŚĆ DOKTOREM

OSOBY.

RUFUS.

EUFROZYNA jego córka

AUGUST, kochanek Eufrozyny,.

ANIELA sąsiadka Rufusa

AGATA siostrzenica Rusufa

DYWAŃSKI, kupiec kobierców.

KLEJNOCKI, Jubiler.

KURACYUSZ, SZTORCH,RZEŹNICKI, DUSIEWICZ, DOBIJALSKI doktorowie

WĘGIER z olejkami.

NOTARYUSZ.

JACEK służący Rufusa

JOASIA siostra cioteczna Eufrozyny, i powiernica

MUZYKA.

Scena w Krzemieńcu.

MIŁOŚĆ DOKTOREM.

AKT PIERWSZY.

SCENA I.

RUFUS, DYWAŃSKI, KLEJNOCKI, AGATA, AMELA.

RUFUS

(do Dywańskiego).

Ach, jak to życie dziwne, gdybyś Asan wiedział!

Dobrze ów starożytny filozof powiedział,

Kto ma ziemię, ma kłopot. Oj prawda, mosanie;

Jedna bieda bez drugiej nigdy się nie stanie:

Już mi sięga nieszczęście mało nie do gardła,

Ach! jedną miałem żonę, i ta mi umarła!

DYWAŃSKI.

Wieleż chciałeś?

,.

RUFUS.

Umarła, mój Panie Dywański:

Jej strata cios mej duszy zadała tyrański,

I samo to wspomnienie serce me rozrania!

Nie byłem dosyć kontent z jej postępowania:

Przetośmy się najczęściej ząb za ząb kłócili;

Lecz śmierć godzi; umarła, ja płaczę w tej chwili.

Gdyby żyła, kłótniaby między nami trwała.

Z dzieci które matka najświętsza mi dała,

Lecz na nieszczęście moje, wciąż melancholiczna;

Wciąż ponura, zdaje się że straciła mowę

A dla czego? nic nie wiem, choć mi ogól głowę.

Co tu robić? co czynić? aż mózg mi się kręci.

Radźcie mi, bom odurzał; okażcie swe chęci.

(do Agaty).

Tyś moja siostrzenica,

(do Anieli).

A Pani sąsiadka,

(do Dywańskiego i Klejnockiego)

Wy kmotry, przyjaciele; otoż wam. zagadka:

Mówcie co ja mam począć, dajcie rady swoje.

KLEJNOCKI

Ja tak sądzę, że same ubiory i stroje

Najwięcej smutny umysł weselą dziewczynie:

I gdybym ja byt tobą, tobym w magazynie

Kupił jej ładne z pereł lub klejnotów spięcie.

DYWAŃSKI.

A ja twojej przyjaźni dochowując święcie,

A będąc na twem miejscu, jeszcze tak bogaty,

Kupiłbym je j obicie w gwiazdy albo kwiaty:

Skoro w piękne jej pokój ustroisz kobierce,

Wnet się jej zasmucone rozweseli serce.

ANIELA.

Sąsiedzi swoje rady Tanu powiedzieli;

Ja zaś, na Pańskiem miejscu, bez tych ceregieli,

Wydałabym ją za mąż, patrząc na jej mękę,

Za tego, co niedawno prosił o jej rękę.

AGATA.

A ja. jeśli mam radzić, tak sądzę, że ona

Wcale nie jest do związków małżeńskich stworzona.

Szczuplutka, delikatna, i słabego ciała:

Jeśli ją wuj wystawi by matką została,

Na tamten świat ją poszle: na słowo honoru,

Zaraz ją więc jak radzę, oddaj do klasztoru.

Świat nie dla niej; zawsze w lej szczęścia świątyni

Nierównie ją weselszą i zdrowszą uczyni.

RUFUS.

Wszystkie te rady waszę są dobre i jasne,

Lecz macie w nich troszeczki swe widoki własne,

I wybornie jak widzę dla siebie radzicie.

Asan Panie Klejnocki radzisz wyśmienicie:

Jesteś złotnik, chcesz swoich pozbyć się towarów.

I Asan także jesteś nie innych zamiarów

Mości Panie Dywański; przedajesz obicia,

I pewnie, jak się zdaje ładne masz do zbycia.

(do Anieli).

A Asani kochanek, dawno to słyszałem.

Niewierny ci, w mej córce kocha się z zapałem;

Więcbyś się nie smuciła, gdybym swoją dłonią

Połączył ją z tym innym co mnie prosił o nią.

(do Agaty).

Ty, moja siostrzenico, co się tycze ciebie,

Córkę za mąż wydawać nie jestem w potrzebie,

Aże radzisz, w klasztorze bym ją zamknął wiecznie,

Znać że mego majątku chce ci się serdecznie.

Więc Państwo za złe tego mieć mi nie będziecie,

Że chociaż wasze rady są najlepsze w świecie,

Ja za żadną nie idę.

Kłania się, oni odchodzą),

(sam).

Toż mi radzą godnie!

Scena II.

RUFUS, EUFROZYNA.

RUFUS.

Otoż się córka moja przechadza swobodnie,

Wzdycha, spogląda w górę, i coś okiem ściga.

(do Eufrozyny).

Dobry dzień moja lubko; co tobie doliga?

Jak się masz? cóż ci moja pupeczko prześliczna,

Żeś tak smutna, ponura, i melancholiczna?

Ach! czemuż mi się zwierzyć nie chcesz, moja duszko?

Odkryj mi proszę swoje maleńkie serduszko,

Powiedz, powiedz swe troski swemu papuniowi,

Niech się o twych boleściach twój papuncio dowie.

Chodź niech cię pocałuję; chodź moja podporo.

(na stronie).

Zły jesieni, że aż mało diabli mnie nie biorą.

(głośno).

Powiedzie moje dziecię, mój ty skarbie złoty,

Czy chcesz abym oszalał, umarł ze zgryzoty?

Odkryj mi co cię dręczy, odkryj mi, co tobie,

A przysięgam na honor, że ci wszystko zrobię;

Wyjaw przedemną, wyjaw, co cię tak uciska;

Czyś smutna żeś kuglarza nie widziała zblizka?

Ja kuglarzów do domu sprowadzę w potrzebie:

Czyś smutna że Teosia piękniejsza od ciebie?

A możeś gdzie strojniejszą ujrzała panienkę?

Chcesz jakiej sztambulszczyzny drogiej na sukienkę?

Nie — Może twój pokoik nie dosyć ubrany ?

Możeś smutna dla tego że w nim białe ściany?

I to nie — Może chcesz się uczyć na gitarze?

Nie — A może chcesz za mąż, i z możem żyć w parze?

(Eufrozyna potwierdza to skinieniem głowy).

Scena III.

RUFUS, EUFROZYNA, JOASIA.

JOASIA.

Czy się już wuj dowiedział co jej smutek znaczy?.

RUFUS.

Nie; ona do ostatniej wiedzie mnie rozpaczy.

JOASIA.

Niech wujaszek pozwoli, wybadam ją zcicha.

RUFUS.

Nie, nie trzeba: chce wzdychać, niechaj sobie wzdycha

.

JOASIA.

Wybadać ją, ja proszę, niech mi wuj pozwoli,

A może mi otwarciej powie co ją boli,

(do Eufrozyny).

Jakto siostro? nie powiesz co leż ci się stało,

I chcesz razem zasmucić okolicę całą?

Któż widział tak się martwić, tak swe czoło chmurzyć?,

Jeżeli masz wstręt jakiś ojcu się wynurzyć,

Nie powinnaś przynajmniej skrytości mieć ze mną,

A boleść podzielona staje się przyjemną.

Może chcesz u swej sukni, pereł, lub klejnotów?

Papa wszystko dla ciebie, ręczę, kupić golów:

Czy cię bale, wieczorki, zabawiać nie mogą?

Może cię kto obraził? może kochasz kogo?

Aha! wiem, czemuś ciągłą okryta żałobą:

Wiem.,.

RUFUS.

Idź córko niewdzięczna, nie chcę mówić z tubą:

Nie chcę wiedzieć o niczem, trwaj w swoim uporze.

EUFROZYNA

Jeżeli ojcze każesz, ja ci się otworzę

RUFUS.

Nie; ty chcesz miłość moję ku sobie osłabić

JOASIA.

Wujaszku, ten jej smutek....

RUFUS.

Ona mnie chce zabić.

EUFROZYNA.

Ja szczerze...

RUFUS

Otoż takie mam podziękowanie

Za miłość mą ku tobie, i za wychowanie!

JOASIA.

Ona bo chce...

KUFUS.

Gniewam się.

JOASIA.

Ale na uczciwość..

RUFUS.

Wszelką, wszelką dla ciebie utraciłem tkliwość.

JOASIA.

Niechże się Wuj nie gniewa.

RUFUS.

Niewdzięcznica!

JOASIA

Ale...

RUFUS.

Nie chce mi się wynurzyć, ja nie znam je j wcale.

Ona wuju, chce męża!

RUFUS (udając że nie słyszy, chodzi w gniewie po teatrze).

Ja od niej uciekam.

JOASIA

(biegając za nim ciągle).

Męża!

RUFUS.

Rzucam ją.

JOASIA

Męża!

RUFUS

Ja się jej wyrzekam.

JOASIA.

Męża!

RUFUS.

Nie chcę jej.

JOASIA.

Męża!

RUFUS

Ona mym kłopotem!

JOASIA

Męża!

RUFUS.

Nie gadaj o tem!

JOASIA.

Męża!

RUFUS

Nie mów o tem.

(odchodzi).,

JOASIA

(wołując za nim).

Aj, rnęża! męża! męża!

Scena IV.

EUFROZYNA, JOASIA.

JOASIA.

Aż złość we mnie budzi.

To prawda, że na świecie nićmi głuchszych ludzi

Nad tych co nie chcą słyszeć:

EUFROZYNA.

Ach Joasiu miła,

Żałuję żem swych cierpień ojcu nie odkryła,

Nic byłby mym żądaniom jak widzisz, przeciwny.

JOASIA.

Mój wujaszek dalibóg, człowiek bardzo dziwny:

I toby dla mej duszy radość była wielka,

Gdybym mogła jakiego spłatać mu figielka.

Ale jakie masz smutki? opowiedz mi szczerze.

EUFROZYNA.

Cóż ci złego przybędzie jeśli ci się zwierzę?

] mnie, cożby pomogło cierpień mych odkrycie?

Nie jednoż mi się z niemi taić całe życie?

Słuchaj: słodkiemi w sercu zajęta pożary,

Poznałam ojca mego myśli i zamiary:

Sądź więc o tej boleści dręczącej nię duszę,

O rozpaczy okrutnej której uledz muszę,

Gdy odmówił, nieświadom mej tajemnej męki,

Temu, co przez przyjaciół mojej żądał ręku

JOASIA.

Ten nieznajomy, który..

EUFROZYNA.

Może to nagannie,

I me pięknie, tak wolno tłumaczyć się pannie:

Jednak, gdyby mi prosić było dozwolono,

Nic więcej, tylko jego chciałabym być żoną.

Nieznany ojcu memu, ale mnie... ! o Boże!

Nikt tyle uczciwości i cnot mieć nie może:

Pełen dobrego serca, zalet i przymiotów,

Tak mnie kocha, że za mnie umrzeć nawet gotów;

I gdzie tylko mnie widzi, miłość jego tkliwa

Tak mnie jednem westchnieniem wzrusza i porywa,

Źe nie mogę, nie mogę nie być mu wzajemną.

Ale widzisz jak ojciec postępuje ze mną:

Widzisz jegoniezgiętą dla mnie nieużytość,

Ty przynajmniej Joasiu miej nademną litość..

JOASIA.

O! bądź siostro spokojna, racz swój żal uśmierzyć.

Choć mi dotąd swych smutków nie chciałaś się zwierzyć,

Usłużę twej miłości ile mi sił stanie,

Byłeś miała zupełne we mnie zaufanie,

EUFROZYNA.

Zdołaszże, pomyśl tylko, ulżyć mej niedoli?

I mogęż ja ojcowskiej sprzeciwiać się woli?

On jest nieubłaganym!

JOASIA.

Możemy poradzić,

Złe jest, jak ślepa gąska dawać się prowadzić;

W postępowaniu tylko bądź zawsze ostrożna,

A od tyraństwa ojca uwolnić się można.

Czegoż on chce od ciebie ? czemu w gniewie cały?

Nie czasże ci iść za mąż ? jesteśże ze skały?

To śmiech ludziom powiedzieć. No, no, ufaj we mnie,

Starania nic w tym celu nie pójdą daremnie.

Służyć twojej miłości pozwolić mi raczysz,

Wszystko biorę na siebie; a potem zobaczysz

Żem obfita w wykręty i w przebiegłość zbrojna.

Ale otoż Pan ojciec. Chodźmy... bądź spokojna.

Scena V.

RUFUS.

(sam).

Dobrze to jest głuchego udawać niekiedy,

To może czasem człeka wyratować z biedy.

Naprzykład, jak kto zechce odemnie pieniędzy,

Skoro wtenczas nie słyszę, zbęde się go prędzej,

Tak ja sobie o Gawle, on o Pawle gada,

Porzucani go, i jakoś nieźle mi wypada.

O... ! dobrzem ja zrozumiał mej córki życzenie,

Za które panieneczce kłaniam uniżenie

Bo mi wcale nie w guście. O umiałem dociec':

Jaż mam być niewolnikiem? wszakżem przecie ojciec!

Cóż śmieszniejszego, wziąwszy na rozsądek zdrowy,

Jak nazbierać pieniędzy pracą rąk i głowy,

I wychować córeczkę z niemałym kłopotem,

Aby się z tego dwojga ogołocić potem ?

Oddać wszystko to w ręce jakiegoś młodzika,

Który mnie mówiąc prawdę, wcale nic dotyka?

O! ja się śmieję z tego; nic na zbyciu nić mam.

I córkę i majątek, dla siebie zatrzymam.

Scena VI.

RUFUS, JOASIA.

JOASIA.

(biegając po teatrze z zakrytemi chustką oczyma

udaje że nie widzi Rufusa).

O nieszczęście! o dolo ! jakąż czuję trwogę !

O biedny mój wujaszku! gdzież cię znaleźć mogę?

RUFUS.

(na stronie).

Czegoż to ona wrzeszczy ?

JOASIA.

O nieszczęsny ojcze!

Cóż poczniesz, jak cię dojdą te wieści zabójcze!

RUFUS.

(na stronie).

Aj, aj! co to ma znaczyć?

JOASIA.

Biedna Eufrozyno !

RUFUS

(na stronie).

Zginąłem!

JOASIA.

Ach!

RUFUS.

(biegąc za Joasią).

Joasiu!

JOASIA.

Nieszczęsna godzino!

RUFUS.

Joasiu!

JOASIA

(zatrzymując się).

Wuju ratuj !

RUFUS.

Cóż tam?

JOASIA.

Niespodzianie

Eufrozyna...

RUFUS.

(płacząc).

He, he, he...

JOASIA.

O! niech wuj przesianie

Tak płakać, bo mnie śmieszysz.

RUFUS.

Mówże; czy nie kona?

JOASIA.

Gniewem wuja i krzykiem strasznie przerażona

Eufrozyna w rozpaczy okno otworzyła,

Stanęła w niem, i długo na studnią patrzyła.

RUFUS.

Cóż z tego?

JOASIA.

Wznosząc potem ręce swe do nieba,

Rzekła: "Papa się gniewa, więc mi żyć nie trzeba:

Skoro mnie się wyrzeka, ja chcąc mieć swobodę,

Muszę umrzeć. "

RUFUS.

Co mówisz ? rzuciła się w wodę ?

JOASIA.

Nie, wuju; potem okno zamknąwszy cichutko,

Płakała, i przy siłach bardzo była krótko:

Potem padła na łóżko z twarzą siną całą,

Oczy jej się zamknęły, serce bić przestało.

RUFUS.

Co umarła ?

JOASIA.

Nie wuju: W lej smutnej potrzebie

Zaczęłam ją nacierać, tak przyszła do siebie.

Lecz ta słabość okrutna nieustannie rośnie,

Częste ją paroxyzmy męczą nielitośnie,

Ja nie wiem co z niej będzie, bo to z tych humorów

Pewnie umrze.

RUFUS.

Jacek! hej!

Scena VII.

RUFUS, JOASIA JACEK.

RUFUS.

(do Jacka).

Ruszaj po doktorów!

Tylko żwawo! nie baw się, nie baw się, dla Boga!

(Jacek wychodzi).

Aj, córka moja biedna! córka moja droga!

KONIEC AKTU PIERWSZEGO.

AKT DRUGI.

Scena I.

RUFUS, JOASIA.

JOASIA.

Cóż wuj myśli z czterema doktorami robić ?

Nie dosyćże jednego, by pacyenta dobić?

Ależ bo cztery rady są lepsze niż jedna,

JOSIA

Alboż nie może umrzeć moja siostra biedna

Bez pomocy tych panów? po cóż oni przyszli?

RUFUS.

Czyż doktor, to zabije?

JOASIA.

Cóż wujaszek myśli ?

Wszak ojciec mój nieboszczyk, przykład tego świeży:,

Umierając, dowodził, że mówić należy.

Któś umarł nie z choroby, jak się ludziom marzy,

Lecz od czterech doktorów i trzech aptekarzy.

RUFUS.

Nie gniewajże tych Panów, ani gadaj o tem.

JOASIA.

Wie też wuj, co cię stało z biednym naszym kotem?

Biegał sobie po dachu; w tym, jakoś szkaradnie

Tak upadł, choć kot zawsze na nogi upadnie,

I tak się mocno potłukł, że choć się go woła,

Ni łapką, ni ogonem poruszyć nie zdoła.

Szczęście, że koty swoich nie mają doktorów:

Bo mu na rozpędzenie jakicheś humorów

Kazaliby krew puszczać, albo stawiać pijawki...

RUFUS.

Że też zawsze Joasia lubi te rozprawki!

Jaką mi filozofka! jak jej myśli płyną !

(postrzegłszy wchodzących doktorów).

Proszę !

JOASIA.

Oni powiedzą uczoną łaciną,

Że pacyentka jest chora.

Scena II.

RUFUS, JOASIA, KURACYUSZ, SZTORCH, RZEŹNIC

KI, DUSIEWICZ.

RUFUS.

A cóż tam Panowie ?

KURACYUSZ. ......

Córki Pańskiej w istocie bardzo wątłe zdrowie,

Bez wątpienia, ma w sobie nieczystości wiele.

RUFUS.

Córka moja nieczysta?

KURACYUSZ.

Mówię, że w jej ciele

Nadto jest nieczystości i zgniłych waporów.

RUFUS.

Rozumiem.

(do Joasi).

Każ dać krzeseł, dla Panów Doktorów,

KURACYUSZ.

Zrobiemy konsylium...

JOASIA

(do Kuracyusza).

Czy i tu, Jegomość?

RUFUS

(do Joasi).

Z jakiegoż to zdarzenia masz z Panem znajomość ?

JOASIA.

Mój Boże ! czy raz Pana widzę na ulicy!

Dziś widziałam go w domu naszej siostrzenicy.

KURACYUSZ.

(do Joasi).

Jakże się ma jej kucharz ?

JOASIA.

Dobrze! umarł.

KURACYUSZ.

Boże?

(z zadziwieniem).

Umarł?

JOASIA.

I na śmierć umarł!

KURACYUSZ.

A ! to być nie może.

JOASIA.

Nie wiem czy to być może, ale sio tak siało.

KURACYUSZ.

On, ręczę, nie mógł umrzeć; tak to sio wydało.

JOASIA.

A ja mówię że umarł i już pochowany.

KURACYUSZ.

Nie, to bajki: wzrok Panna miałaś obłąkany.

Mylisz się.

JOASIA.

Widziałam go.

KURACYUSZ.

Cóż mi Panna gada ?

To nigdy być nie może. Hippokrat powiada,

Że człowiek w tej chorobie po cierpieniu długiem

Umiera w dniu dwudziestym lub dwudziestym drugim;

A ten w pięć dni!

JOASIA.

Hippokrat niechaj co chce plecie.

A ja to wiem, że kucharza niema już na świecie.

RUFUS.

Dość już świegotko, chodźmy: niech Panowie sami

Szerzej tu się rozwodzą ze swemi radami,

Ja zaś, aby im czasu napróżno nie tracić,

Z góry, choć to nie zwyczaj, muszę im zapłacić.

(daje wszystkim pieniądze). .

Scena III.

KURACYUSZ, SZTORCH, RZEŹNICKI, DUSIEWICZ,

SZTORCH. :

Kszemenes choć ne welki, tsza lecić jak ptaki,

Jak tilko nam praktika daje dochod jaki.

KURACYUSZ.

Trzeba wiedzieć że u mnie kłaczka jest cudowna,

Dałem za nią sto czątych; nic jej nie wyrowna,

Co ja się nią nalatam z wiatrem na wyścigi!

SZTORCH.

Ja mam kuń parso śliczny; kuń tien bez fatigi.

KURACYUSZ.

Byłem najprzód mą klaczką u Bazylianów,

Od nich zaraz pobiegłem tu, do Franciszkanów,

Od Franciszkanów polem za Licejskie mury,

Za ogród botaniczny aż pod same góry,

Stamtąd na drugą stronę, i w pilnej potrzebie

Ulicą Katalani ruszyłem do siebie.

Z domu tułaj, stąd jeszcze wojażować muszę

Do Księżniczki Matyldy, stamtąd dalej ruszę.

SZTORCH.

Ja fięsy fojaszofal, nekaj muj kuń pofi,

Bo jeszcze u slapego byłem w Poszajofi.

KURACYUSZ.

W naszym stanie, w mróz, upał, w słotę, czy w pogodę....

Ale! jaką też, proszę, chwalisz Pan metodę ?

Czy dawną, która dotąd za boską jest miana,

Czy też, jak wiele młodych, nową, Hahnemana?

SZTORCH.

O ! ja kokam Hahnemann.

KURACYUSZ.

O! a ja nie; wcale.

Bo ja żadnych nowości i małpiarstw nie chwalę.

To prawda, że i dawne zabija systema,

Ale w tem, ani sensu, ani kleju niema:

Bo wziąwszy medycynę od początku świata, '

Wziąwszy od Eskulapa i od Hippokrata,

Których fasta medyczne wielbić nie przestaną,

Contraria contrariis zawsze kurowano.

To systema zdaje się nie czcze ani błahe,

Gdy za niem szli wprzód Gallen, poźniej TychoBrahe.

Huffeland, Frank, Hakelszmid, i inni z rozumem,

Co chronią rodzaj ludzki lekarstw różnych tłumem.

Lecz Hahnemann ! dla Boga! jakiś doktor z biedy:

Similia similibus! czy słyszano kiedy ?

Bez apteki, wymysłem nowym napuszony

Wszystko na najdrobniejsze dzieli milliony !

Ja wiem, niech w naszym świecie straszna wojna wzrasta

Że utartej metody trzymam się, i basta,

Cóż Pan o tem powiada ?

SZTORCH.

O ! ja mluwię za tem,

Że tszeba się stosować ad formalitalem:

I to stricte, jak slicznie mufi Pan Toprozi,

Niech sobie z pacyenta i ciało wychozi.

KURACYUSZ.

O , zapewne, zapewne; wszystko w czas i

I ja się do wszystkiego strictissime biorę:

Jestem zły i surowy jak diabeł w tej rzeczy,

Nawet w gronie przyjaciół; kto nie z reguł leczy.

Wczoraj trzech nas proszono, właśnie o tej chwili,

Abyśmy konsylium nad chorym zrobili:

Tam ja cały kurs lekarstw i radę przerwałem,

Gdyż pro formalitate obstaję z zapałem;

A chory o ratunek prosząc ustawicznie

Podczas naszych utarczek umarł heroicznie.

SZTORCH.

A tak, tak; formalitas, to cały nauki,

I Pan im parso sliczny pokazal swe sztuki.

KURACYUSZ.

Trup jest trupem; Panowie gadajcie co choecie:

Żadnej konsekwencyi nie czyni na świecie:

Lecz forma zaniedbana przynosi pomału

Znaczną ujmę całemu medycyny ciału.

Scena IV.

CI SAMI i RUFUS.

RUFUS.

Panowie; córki mojej wzmaga się choroba,

Proszęż jej zapobiegać czem się wam podoba:

Coście więc uradzili ? otwórzcie swe zdanie.

KURACYUSZ.

(do Sztorcha).

No, niechże Pan zaczyna.

SZTORCH.

Ne, ne !

KURACYUSZ.

Mówże Panie.

SZTORCH.

Ja ne będzie wprzód mlufil nic to ne pomoże

.

KURACYUSZ.

Żartuje Pan.

SZTORCH.

Niechże Pan...

KURACYUSZ.

Niechże Pan...

RUFUS.

Mój Boże ?

Zmiłujcie się ! do czegoż ceregielów tyle:

Porzućcie, a gadajcie, ho drogie są chwile.

(wszyscy mówią razem)

KURACYUSZ.

Choroba Pańskiej córki...

SZTORCH.

Chcąc topsze fikurofac...

RZEŹNICKI

Zdanie nas wszystkich razem...

DUSIEWICZ.

Dobrze się naradziwszy....

RUFUS.

A, to niepodobna... !

Proszę ja was, niech każdy powie mi z osobna.

KURACYUSZ.

My, Mości Dobrodzieju, obszernieśmy z sobą,

Razem, nad Pańskiej córki radzili chorobą:

Takie więc moje zdanie, uważ Pan Dobrodzi,

Ze ta z krwi zapalenia nagiego pochodzi;

Dla tego jej czemprędzej krew puścić wypada.

SZTORCH.

Co do mne, ja pofiatam, to ne dopra rada.

Górki Pańskiej choroba, uważ Pan Toprozi,

Ze zgnila i zepsuta humory pochozi:

Nech ją satem womiti wnętrzności wimiją.

KURACYUSZ.

Ja mówię że womity zaraz ją zabiją.

SZTORCH.

A ja, że krew puszczanie zklazi ją ze świata.

KURACYUSZ.

Jakiego Pan mądrego udajesz sensata!

Mój Mości Dobrodzieju!

SZTORCH.

Panie Toprozeju!

Zapewne: ja troszeczka mam w glofa oleju:

I ja na ti choroby parso śliczny radzę,

Bo ja się edukofal na Wien i w Pradze.

Wichodz ze mną w disputy, albo z was tu który:

Ja was bedzie zapędzić za dziesiąti góry.

KURACYUSZ.

Czy chorego, cóś zabił, przypominasz sobie?

SZTORCH.

A ti, tego studenta, co w malej chorobie

Na tamten świat pojekal z twych rąk, jak widziałem?

KURACYUSZ.

(do Rufusa).

Powiedziałem swą radę.

SZTORCH.

(do Rufusa).

I ja pofiezialem,

KURACYUSZ.

(do Rufusa).

Jeżeli Pan Dobrodziej w tej samej godzinie

Nie każe jej krwi puścić, ona marnie zginie.

(odchodzi).

SZTORCH.

(do Rufusa).

Jak Pan Toprozi tego posłucha doktora.

Córka Pańska nie bęzie doczekać wieczora.

(odchodzi).

Scena V.

RUFUS, RZEŹNICKI, DUSIEWICZ.

RUFUS.

Któremu z nich mam wierzyć ? co począć w tej chwili.

Oba się między sobą widzę pokłócili;

Ten to gada, ten owo: rozpaczać zaczynam.

Zmiłujcie się Panowie, proszę was, zaklinam,

Dajcie mi dobre rady, niech się uspokoję,

Powiedźcie, czem uleczyć można córkę moję.

DUSIEWICZ.

(bardzo powoli, przeciągając poważnie wyrazy).

Mój Panie Dobrodzieju, w tej okoliczności,

Trzeba czynić z uwagą, nie bez przezorności.

Co nagle, to po diable; Hippokrat powiada:

A błędy w kuracyi, jak sądzić wypada.

Mają konsekwencyą bardzo niebezpieczną.

RZEŹNICKI.

(bardzo prędko, bełkocąc}.

To prawda, że uwaga bardzo jest konieczną;

Każda czynność w leczeniu musi być ostrożna,

Bo tego co się chybi, naprawić nie można.

Każde experimentum jest periculosum.

Dla tego wszystko wprzody wziąść trzeba na rozum,

Uważać temperament zapadłej osoby,

Zobaczyć puls i dociec przyczyny choroby,

A potem użyć środków stosownych należy.

RUFUS.

(na stronie).

Jeden lezie jak ślimak, drugi pocztą bieży.

DUSIEWICZ.

Ja zatem posiadając naukę medyczną,

Twierdzę że Pańska córka ma słabość chroniczną,

Która ją do utraty życia przyprowadzi,

Jeśli się jej mój Panie wcześnie nie zaradzi:

Albowiem symptomata mówię że w jej ciele

Dymistych i gryzących waporów jest wiele,

Które jej szczypią blonkę która mózg okrywa.

Ten wapor co po grecku atmos się nazywa.

Z humorów zgniłych, lipkich, kształci się z początku,

Które się zachowują i gnieżdżą w żołądku.

RZEŹNICKI.

A jako w nim zebrane te humory zgrają.

Przez sukcessyą czasów tam się przewarzają.

Stąd w nich powstała turba waporów szkodliwa,

Która aż do samego mózgu się dobywa.

DUSIEWICZ.

Zatem, by te humory zniszczyć, expulsować,

Zupełnie wykorzenić je wakuować,

Trzeba mocnych purgansów; ale poprzedniczo, '

Trzeba maleńkich lekarstw które bole leczą:

To jest, małych klisterów, wnętrzności czyszczących

Julepów i syropów krew przemywających,

Które się wprzód powinny rozpuścić w tyzanie.

RZEŹNICKI.

A po lej purgacyi będzie krwi puszczanie,

Które my powtórzymy ile nam wypadnie.

DUSIEWICZ.

Córka Pańska choć będzie leczona dokładnie,

Nie można jednak twierdzić by umrzeć nie miała

Lecz Panu taby przecie pociecha została

Ze z regułby umarła.

RZEŹNICKI.

Lepiej umrzeć z reguł,

Niż przeciwko regułom.

DUSIEWICZ.

Ten jest Panie szczeguł.

Naszych myśli i chęci.

RZEŹNICKI.

Szczereśmy w tej chwili

Panu, jak swemu bratu, myśli wyłożyli.

RUFUS.

(do Dusiewicza, prześladując go).

Najniższy sługa Pański.

(do Rzeźnickiego, bełkocąc).

Dziękuję za trudy.

Scena VI.

RUFUS.

(sam).

O! teraz w większym jestem kłopocie niż wprzódy.

Oni chcą aby ludzie z reguł umierali!

A idźcie do sto katów, bo mnie złość aż pali.

Któż mi przecie w dzisiejszej dopomoże biedzie?

Lecz oto szczęściem Węgier z olejkami idzie,

A olejki Węgierskie wiele dokazują;

Pigułki Kwiatkowskiego lepiej nie skutkują.

Scena VII.

RUFUS, WĘGIER

(z olejkami).

RUFUS.

Hola! Mosanie Węgier! masz olejki swoje?

WĘGIER,

(rozkłada swą pakę z olejkami).

Mam sem dobre olejki, że się sem ne boję.

Oto jeden olejek; kto smertelne chory,

To on sem wykuruje lepiej niż doktory.

Kuruje czkawki,

Razne brodawki,

Sem bolączki,

I świerbiączki,

Sem ból głowy,

I nemowy,

Sem kurcz, odrę, sem puchlinu;

Sem suchoty i gangrynu,

Kto go codień sem zażywa,

Tego dola sem szczaśliwa,

Będie młody z diada, griba,

Bedie sem zdrów kieby ryba,

Bedie hulat, a narestie

Bedie żył sem lat ze dwiestie.

RUFUS.

O! wielkie Panie Węgier twych olejków cnoty:

Daj mi jednę flaszeczkę, masz tu za nią złoty.

WĘGIER.

(wziąwszy pieniądze}.

Wszystko się z tym olejkiem Jegomosti uda,

Bo to dobry olejek, sem wyrabia cuda.

Zażywat go po kropli jak co sem doliga,

I największa choroba sem u neho figa,

Kuruje czkawki,

Raźne brodawki,

Sem bolączki,

I świerbiączki,

Sem ból głowy,

I nemowy,

Sem kurcz, odrę, sem puchlinu,

Sem suchoty, sem gangrynu,

Kto go codień sem zażywa,

Tego dola sem szczaśliwa:

Będie młody z diada, griba,

Będie sem zdrów kieby ryba,

Będie hulat, a narestie.

Będie żył sam lat ze dwiestie

KONIEC AKTU DRUGIEGO.

AKT TRZECI

Scena I.

DOBIJALSKI, KURACYUSZ, SZTORCH.

DOBIJALSKI

A pfe, Mości Panowie, tak się z sobą kłócić!

Nie czasże już w tym wieku dzieciństwa porzucić ?

Nie widzicież przynajmniej, że te nasze wrzawy

Nie wiele między ludźmi przynoszą nam sławy?

Nie dostrzegająż mędrcy przeciwieństw i sporów

Naszych nauczycieli i dawnych autorów,

Chociaż nie głoszą światu naszych zwad i kłótni,

Żeśmy w naszem rzemiośle oszuści wierutni?

Ja się dziwię, i nie wiem jak mam myśleć o tem,

Czemu się jeden z drugim wadzi jak pies z kotem,

O, wiedźcie, że nam dalej coraz gorzej będzie;

Już nas wspólne rosterki osławiły wszędzie,

I gdy baczyć nie będziem, na to co się dzieje,

Zginiem jak rude myszy, i świat nas wyśmieje,

Ja co mówię, nie mówię nic na moję stronę;

Moje interesiki już są ustalone,

Niech wiatr świszcze, deszcz leje, i pioruny biją,

Ci co zmarli są zmarli, i już nie ożyją,

Więc ja przestaję na tych, co żyją na świecie,

I cóż stąd medycynie, że się z sobą drzecie?

Ponieważ nam niebiosy taką łaskę dały,

Ze nas dzisiaj, jak dawniej, wieki szanowały,

Nie dajmyż światu naszej nauki wyświstać,

Lecz się zwolna starajmy z próżności korzystać;

Słabość ludzka nie tylko pod naszą jest władzą:

Gdyż zyski wszystkich prawie do tego prowadzą,

Aby ludzi podchodzić ze słabej ich strony.

Tak naprzykład, pochlebca prawi im androny,

Lechcąc ich miłość własną pali im kadzidła,

Zaraz mu tym sposobem wyrastają skrzydła;

Alchimista do Panów stosując się ducha,

Przyrzeka złote góry temu co go słucha,

Wróżbit co zwodniczemi proroctwami łudzi,

Korzysta ze słabości łatwowiernych ludzi;

Lecz największa ich słabość, jest to miłość życia,

Potrzebne im są nasze rady i odkrycia,

I my stąd korzystamy bez Boga obrazy,

Chaosem naszej sztuki grzmiącemi wyrazy,

I gładko, jak po maśle, zbieramy swe źniwa

Z tej czci, jaką w nich dla nas bojaźń śmierci wlewa.

Utrzymajmyż się w tymże szacunku i chwale,

Jaką nam słabość ludzka naznaczyła stale:

Bądźmy zgodni przy chorym, przypisując sobie

Jego życie, a Bogu śmierć, w jego chorobie.

Niszczyć więc tych uprzedzeń szczęśliwych nie trzeba,

Z których każdy z nas dobry ma kawałek chleba,

I z łaski tych, co biorą na tamten świat kwitki,

Pięknemi swoję kieszeń ładuje dobytku

KURACYUSZ.

Bardzo dobrze Pan mówi: nic w tem złego niema,

Ale człek w swej gorączce czasem się nie wstrzyma.

DOBIJALSKI.

No, no, zgoda Panowie: porzućcie te spory.

SZTORCH.

Topsze: nech on posfoli dla ti panny chory.

By ja dal za lekarstwo moje emetiki.

A ja jemu posfoli na psziszli praktiki

To co on będzie zechsial dac pacyentowi.

DOBIJALSKI.

Wybornie, ma Pan słuszność; nikt lepiej nie powi.

KURACYUSZ.

Niech i tak będzie.

SZTORCH

(wzruszając ramionami),

Sgoda.

DOBIJALSKI.

No, dosyć już o tem.

Adieu, bądźcież Panowie rostropniejsi potem.

Scena II.

KURACYUSZ, SZTORCH, JOASIA.

JOASIA.

Panowie jeszcze siedzą? właśnie w tej godzinie

Niepomszczona się stała krzywda medycynie.

KURACYUSZ.

Jaka?

JOASIA.

W jednym hultaju ta śmiałość urosła,

Że gwałtem do Pańskiego chce się brać rzemiosła:

Gdyż bez Pańskiej recepty ani pozwolenia,

Człowieka kijem przez łeb zabił bez sumienia.

KURACYUSZ.

Panna z nas jak uważam, żartujesz, lecz może

Przejdziesz przez nasze ręce.

JOASIA.

Oho ! broń mnie Boże!

Ja się sama zabiję skoro będę chora.

Scena III.

AUGUST, JOASIA.

AUGUST.

A co? czy można przecie wziąść mnie za doktora ?

JOASIA.

O, czemuż nie ? Czekałam Pana przez dzień cały.

Wierzaj Pan, że mi nieba czułą duszę dały:

Nie mogę słyszeć jęków dwóch kochanków tkliwych

Bez litości, i chęci wsparcia nieszczęśliwych;

I mówiąc między nami, aż runie serce boli,

Że moja dobra siostra jęczy w tej niedoli.

Lecz ja te jej kajdany koniecznie pokruszę,

Wyrwę ją z nich, i oddać w ręce Pana muszę,

Boś mi się Fan podobał, ja to mówię szczerze;

I ona, daję słowo, lepiej nie wybierze.

Miłość tysiąc ma środków, wielkie robi cuda,

I ten podstęp maleńki pewno się nam uda:

Struny już naciągnięte, i wszystko gotowo,

Wujaszek wpadnie w sidła, daję święte słowo.

Ten człowiek, z którymeśmy na utarczkę wyszli,

Nie z tychto jest uczonych, prochu nie wymyśli.

Jeśli zaś nam tak chybi że się wymknie stary,

Inną drogą napięte spełnimy zamiary.

Sianie się niezawodnie chęciom naszym zadość.

Czekajże Pan.

Scena IV.

RUFUS, JOASIA..

JOASIA.

Wujaszku! uciecha i radość !

Jakto?

JOASIA.

Niech się wuj cieszy .

RUFUS

Z czegoż to?

JOASIA.

Mój Boże!

Ciesz się Wuju.

RUFUS.

Powiedzie, ucieszę się może.

JOASIA,

Nic, nim wuja zachwyci nowina szczęśliwa,

Niech się wuj wprzód raduje, cieszy, skacze, śpiewa.

A inajczej, dalibóg, nie powiem i słowa.

RUFUS,

Do kata! cóż takiego?

JOASIA

(śmiejąc się).

Eufrozyna zdrowa.

RUFUS.

Co? zdrowa córka moja?

JOASIA.

Tak jest; już nie chora.

Mamy doktora; ale jakiego doktora !

Który leczy cudownie, baneluk nie plecie,

I żartuje ze wszystkich doktorów na świecie:

Co większa wuj się zdziwi, nie bierze pieniędzy.

RUFUS.

Gdzież on jest? poproś, poproś, poproś go tu prędzej.

JOASIA.

Zaraz ja go poproszę jeśli wuj rozkaże.

(wybiega).

RUFUS

(sam).

Zobaczę, czy ten wjęcej rozumu pokaże.

Scena V.

RUFUS, AUGUST, JOASIA.

JOASIA.

Otoż wuj ma doktora.

RUFUS.

Coś ten doktor młody.

JOASIA.

Czyż nauka, wujaszku, mierzy się do brody?

RUFUS

(do Augusta).

Najniższy sługa Pański. Czy Fan w samej rzeczy

Dziwnie wszystkie słabości, jak słyszałem, leczy?

AUGUST.

Tak Panie; ja od wszystkich różnię się doktorów.

Bez recept, bez apteki i medycznych sporów.

Leczę przez słowa, i wyrazów brzmienie,

Przez różne czarnoksięskie znaki i pierścienie.

JOASIA

(do Rufusa).

A co?

RUFUS

(do Joasi).

Znać wielki człowiek! z głową niesłychaną.

JOASIA.

ja tu Fruzię poproszę, bo już jest ubraną.

RUFUS.

Dobrze.

(JOASIA wychodzi);

AUGUST

(biorąc za puls Rufusa).

Mocno jest chora.

RUFUS.

Pan poznaje ze mnie?

AUGUST.

Tak jest; wiem z sympatyi, jaka jest wzajemnie

Międzyojcem i córką.

Scena VI.

RUFUS, EUFROZYNA, AUGUST, JOASIA.

JOASIA

(do Augusta).

Niech Pan przy niej siada.

(do Rufusa).

Odejdźmy; nam tu z nimi bawić nie wypada.

Jakto? mnież nie obchodzi jej zdrowie i życie?

JOASIA.

Żartuje wuj? odejdźmy; to nieprzyzwoicie

Słuchać co doktor mówi do chorej osoby,

I daje tysiąc pytań względem jej choroby.

(Rufus i Joasia odchodzą za kulissy).

AUGUST

(siedząc przy Eufrozynie cicho mówi do niej)

Eufrozyno! z radości jaka mnie porywa,

Słów niezdoła wynaleźć miłość moja żywa:

W roskoszy, zachwyceniu, zanurzam się cały.

Ach! kiedy oczy moje z twemi rozmawiały,

Sądziłem, żem miał tysiąc rzeczy do mówienia

Dziś, gdym z tobą, gdy moje pełnią się życzenia,

Jestem niemy, słodkiego pełen obłąkania;

Radość mi tłumi słowa, i mówić zabrania.

EUFROZYNA.

W tej lubej dla mnie chwili to samo wyznaję,

Ze wzruszenie radości mówić mi nie daje..

AUGUST.

Ach jakbym był szczęśliwy, jakbym wielbił Boga,

Gdybym miał twą wzajemność Eufrozyno droga!

I gdybym umierając z wewnętrznej katuszy,

Miał tę wolność, o twojej, sądzić z mojej duszy!

Kochaszże mnie? o droga! przemów jedno słowo:

Dla mnie, dla mej miłości, będzieszże surową?

Litujesz się boleści jaka mnie uciska?

RUFUS

(do Joasi za kulissami.)

Zdaje się że do siebie coś gadają zblizka.

JOASIA

(za kulissami).

On uważa jej twarzy rysy i wzruszenia,

Uważa, czy blednieje, czy się zarumienia.

AUGUST

(do Eufrozyny).

Będzieszże jednakowa na moje zapały ?

EUFROZYNA.

Będzieszże dla mnie zawsze niezmienny i stały ?

Do śmierci! z tobą pragnę i żyć i umierać,

Wspólne podzielać szczęście, wspólne łzy ocierać;

Miłości mej nic stłumić, nic zmienić nie zdoła.

RUFUS

(wyszedłszy z za kulissów).

A co? coś nasza chora jest widzę wesoła.

AUGUST.

Jednego z moich lekarstw jest to skutkiem Panie.

Że umysł ma nad ciałem wielkie panowanie,

Że z niego często chorób rodzi się niemało,

Przeto ja pierwej leczę umysł, potem ciało.

Dobrzem widział jej ręce, rysy jej oblicza,

I przez naukę, której niebo mi użycza,

Poznałem że jej słabość z umysłu się nęci,

Z dziwacznej, niecierpliwej pójścia zamąż chęci.

Co do mnie, ja większego nie widzę szaleństwa,

Ani większej śmieszności, jak ta chęć małżeństwa.

RUFUS

(na stronie).

To człowiek!

AUGUST.

Od małżeństwa niech mnie losy strzegą!

Wam i wiecznie mieć będę straszny wstręt od niego.

RUFUS

(na stronie).

O!.. mądrego doktora zesłały mi nieba.

AUGUST.

Ze imaginacyą chorych łechtać trzeba,.

I że często jej umysł wpada w obłąkanie,

Stąd więc niebezpieczniejszą choroba się stanie,

Jeśli się jak najprędsze zaniedbają środki;

Zacząłem w żarcie głaskać cel jej życzeń słodki;:

Wmówiłem w nią żem o to przyszedł prosić Pana,

By jej ręka w małżeństwo była mi oddana.

Wnet się wzrok jej odmienił, nie słyszałem jęków,

Oczy się ożywiły, twarz nabrała wdzięków:

I jeśli Pan ją zechczesz utrzymać w tym błędzie,

Za dwa dni, słowo daję, zdrowiuteńka będzie.

RUFUS.

A dobrze: z jej dzieciństwa zabawim się trochę.

AUGUST.

Tak więc uspokoiwszy jej żądania płoche,

Łatwej można ten smutek i ponurość zmienić.

RUFUS.

O ślicznie.

(do Eufrozyny).

Ten Pan, córko, chce się z tobą żenić,

I ja sam się do związku waszego przyłożę.

EUFROZYNA.

Co słyszę? czy podobna?

RUFUS.

Tak jest.

EUFROZYNA.

Czy być może?

RUFUS.

Tak jest.

EUFROZYNA

(do Augusta).

Czy Pan umie pojąć żąda w samej rzeczy ?

AUGUST.

Tak Pani.

EUFROZYNA.

Czyliż lenni ojciec mój nie przeczy ?

RUFUS.

Nie, nie, córko.

EUFROZYNA.

O Boże! jak będę szczęśliwa,

Jeżeli temu prawda!

AUGUST.

To rzecz niewątpliwa.

Pani, przysięgam niebu; nie od dziś dopiero

Przejąłaś mnie czcią boską i miłością szczerą:

Miłość ta w mojem sercu nigdy nie wygaśnie.

Dla lego, mówiąc prawdę, przyszedłem tu właśnie

Abym się z Panią widział, odkrył swe płomienie,

I póty będę straszne znosił udręczenie,

Aż Pani pójdziesz za mnie, chociaż jesteś chora,

Ja tu tylko przed ojcem udaję doktora.

EUFROZYNA.

Ach! widzę że w istocie szczerze mnie Pan kocha,

Że jego dla mnie miłość nie czcza ani płocka.

RUFUS

(na stronie).

O dziecko! dziecko!

EUFROZYNA.

Ojcze; jestże to istotnie?

Czy mnie za tego Pana wydajesz ochotnie?

RUFUS.

Nie inaczej: daj rękę.

(bierze jej rękę).

(do Augusta).

Dajże Pan i swoję,

(łączy ich obojga ręce).

Przybliżcie się dziateczki, złączcie się oboje.

AUGUST.

Lecz Panie...

RUFUS

(dusząc się od śmiechu).

Nie, nie, to dla... dla zaspokojenia

Jej umysłu.

(August i Eufrozyna biorą się za ręce).

AUGUST.

Przyjm Pani dar lego pierścienia

Jako zakład mej wiary.

(do Rufusa cicho).

Ten pierścień, mój Panie,

Ma tę moc, że umysłu leczy obłąkanie.

EUFROZYNA.

Zróbmyż ślubną umowę jak każą zwyczaje,

Do wagi naszych związków niech nic nie dostaje.

AUGUST.

Pragnę, i mej radości powciągnąć nie zdołam,

Pani droga.

(do Rufusa cicho).

Ja mego człowieka zawołam

Co mi pisze lekarstwa i ziółka przesusza,

Ona go zaraz weźmie za Notaryusza.

RUFUS.

Brawissimo! prześlicznie nasz interes idzie!

AUGUST

(wołając).

Jest tam kto? niech tu zaraz Notaryusz przyjdzie.

EUFROZYNA.

Co? czy tu Notaryusz za Panem przybywa?

AUGUST.

Tak jest, Pani.

EUFROZYNA.

O Boże! jak jestem szczęśliwa!

RUFUS

(na stronie).

O dziecko! dziecko! dziecko!

Scena VII.

CI SAMI, i NOTARYUSZ.

(August mówi cicho do Notaryusza).

RUFUS

(do Notaryusza).

Jest rzecz w takim stanie,

Abyś nam intercyzę napisał mój Panie,

Dla tych kochanków.

(do Eufrozyny).

Widzisz? czegoż ci nie staje?

(do Notaryusza).

Pisz: dwadzieścia tysięcy posagu jej daję.

EUFROZYNA

(całując w rękę Rufusa).

Ach ojcze! Jakżem wdzięczna! ktożby myślał o tem!

RUFUS.

Dobrze, dobrze.

(do Augusta, cicho).

Ach jakże uśmiejem się potem!

AUGUST

(śmiejąc się).

Zapewne.

NOTARYUSZ.

Podpisujcie Państwo, już gotowo.

RUFUS.

Tak prędko intercyza; jakby jedno słowo?

NOTARYUSZ.

O! bo forma intercyz zawsze jest jednaka,

Mam ich kilka gotowych w kieszeni u fraka,

Dwie w surducie, trzy w płaszczu, jak potrzeba komu.

Skorom więc do jakiego zaproszony domu,

Nie nudząc, rzecz najprędzej u mnie się wykona,

W okienkach zostawionych wpisując imiona.

AUGUST.

Jeszcze jedno...

RUFUS

(wesoło).

He? nie nie: niech się Pan nie wzbrania:

Któż lepiej.. ?

(do Notaryusza).

Pióro Asan daj do podpisania

(do Eufrozyny).

No, podpisuj, podpisuj; skończmy to w tej dobie;

Podpisuj, a ja zaraz podpiszę po tobie.

EUFROZYNA.

Ja papier chcę mieć w ręku, papa niech pamięta.

RUFUS

(podpisawszy).

Oto masz; podpisałem. Jesteśże kontente?

EUFROZYNA.

Nie można wyobrazić.

RUFUS

(klaszcząc w ręce).

Brawo! Brawo! brawo!

AUGUST.

Lecz aby czas z tym milszą przepędzić zabawą,

I aby godnie nasze uświetnić wesele,

Mam ja tu na odwodzie muzyki niewiele.

(wołając).

Wnidźcie tu.

(cicho (do Rufusa).

Ta muzyka ciągle chodzi ze mną,

Przez której harmoniją słodką i przyjemną

Skuteczną ulgę umysł pomieszany czuje.

Tak Panie Dobrodzieju ja zawsze kuruję.

Scena VIII.

CI SAMI I MUZYKA.

WSZYSCY Z MUZYKI.

(przy odgłosie wszystkich instrumentów).

Bez nasby ludzie na świecie

Mieli bardzo słabe zdrowie;

Państwo gadajcie co chcecie,

My ich wielcy doktorowie.

JEDEN Z MUZYKI.

(przy odgłosie jednego instrumentu)..

Kiedy chce rozpędzić chory

I telryczność i humory,

Niech porzuci Hipokrata,

Po doktorach niech nie lata,

A do nas się tylko uda,

My robimy wszędzie cuda.

WSZYSCY Z MUZYKI.

(przy odgłosie wszystkich instrumentów)

Bez nasby ludzie na świecie

Mieli bardzo słabe zdrowie;

Państwo gadajcie co chcecie,

My ich wielcy doktorowie.

Scena IX.

RUFUS, JOASIA, MUZYKA

RUFUŚ.

A to widzę zabawny sposób kurowania!

Gdzież doktor z moją córką? dość już tego grania.

JOASIA.

Eufrozyua w objęciu męża i kochanka.

RUFUS.

Jakto? co?

JOASIA.

Im obojgu upiekła się. grzanka.

Wuj sam sobie niechcący nawarzyłeś piwa,

Myśląc że to są żarty, a to rzecz prawdziwa.

RUFUS

(w gniewie).

Co u licha!

(chce iść, muzyka go zatrzymuje)

Puśćcie mnie...

(wyrywa się, lecz powtórnie zatrzymany).

Czyście poszaleli?

(wyrywa się jeszcze, ale go muzyka przymusza do tańczenia).

Puśćcie mnie! a bodaj was wszyscy diabli wzięli!

KONIEC.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Moliere Miłość malarzem
Gibbs George H Miłość doktora Windheta(1)
Gibbs George Miłość doktora Windheta
Moliere Doktor z musu
milosc jest jak bezmiar wod www prezentacje org
De Sade D A F Zbrodnie miłości
Jest na swiecie milosc solo viol
30 JAK BYĆ ŚWIADKIEM BOŻEJ MIŁOŚCI
Miłość matki
boza milosc w sercu
99 SPOSOBÓW OKAZYWANIA DZIECIOM MIŁOŚCI, Różne Spr(1)(4)
Medal dla bohaterskiego doktora z pogotowia w Katowicach, Ratownictwo medyczne, Katastrofy
MILOSC, Wypracowania
Aborcja - Psychoterapia doktora Mango, obrona życia, dramat aborcji

więcej podobnych podstron