Totalne gówno — powiedział Skip.
Chyba rzeczywiście zalał silnik.
Skip zwrócił się do nas.
Pieprzony głupek, twierdził, że zna się na lataniu, prawda?
Wczoraj widziałem go po raz pierwszy — powiedziałem.
Pokręcił głową z niesmakiem.
Na pewno zalał silnik — powiedział szarooki mężczyzna, przeciągaj
dłonią po skołtunionych włosach.
I ta jego biedna żona... — powiedziała Robin. — Nie chciała z nj
lecieć.
Dupek twierdził, że wie, co robi — odezwał się Skip. — A wy czej
tu szukacie?
Wróciliśmy do dżipa i podjechałem w kierunku bambusów. Już miafeJ zawrócić na polną drogę, kiedy wybiegła stamtąd Jo Picker, bez kapeluszj z wielką torbą obijającą się o biodro.
Miała otwarte usta i wybałuszone oczy. Biegła w naszą stronę. NacisnąleJ hamulec. Oparła ręce na masce i spojrzała na nas przez przednią szybę.
Robin wyskoczyła z samochodu i objęła ją. Spike chciał wysiąść taka ale go przytrzymałem. Od czasu wybuchu jeszcze się nie uspokoił.
Na niebie pozostały już tylko szare smugi.
— Nie, o Boże, nie! — powtarzała Jo. Wyrwała się Robin i zobaczyłem
konwulsyjny grymas na jej ustach.
Skip i szarooki mężczyzna przyglądali się z daleka.
W końcu załadowaliśmy ją do dżipa i pojechaliśmy do domu. Popłakiwali cicho, a kiedy zbliżaliśmy się do domu, powiedziała:
— Miałam zamiar polecieć, ale się przestraszyłam!
Z domu wybiegł Ben z KiKo na ramieniu, a za nim Gladys i mężczyfr w roboczych ubraniach. Stąd wciąż jeszcze było widać smugi dymu. Hii także musiał tu być głośniejszy.
Jo przestała płakać i rozglądała się zdumiona. Robin pomogła jej z samochodu i razem z Gladys odprowadziły ją do domu.
A więc to był on — powiedział Ben. — Nie byłem pewien. C
utrzymał się długo w powietrzu.
Bardzo krótko.
Widzieliście samolot?
Widzieliśmy kilka, kiedy podwieźliśmy ich na lotnisko.
Szmelc — powiedział Ben. — Głupi pomysł. Od samego początku
Amalfi i jego syn uważają, że mógł spaść na bazę.
Albo tuż obok. Nie wydostaniemy ciała. Chyba że zacznij
pertraktować z marynarką. Sam już nie wiem, co gorsze. — Zwrócił *
w stronę domu. — Czemu z nim nie poleciała? Cykor?
Skinąłem głową.
_ Cóż, miała więcej rozumu — stwierdził. — Doktor Bili rozmawiał Pickerem dziś rano. Zachowywał się bardzo niegrzecznie. _ Czy doktor Bili już wie? — spytała Robin. Ben skinął głową.
__ Zadzwoniłem do kliniki. Jest w drodze do domu. ___ W pierwszej chwili myślałem, że to jakieś manewry wojskowe — wiedziałem. — Czy marynarka strzela do celów powietrznych?
_ Tu latają jedynie duże samoloty dostawcze. Gdyby wybuchł któryś nich, spowodowałoby to efekt podobny do erupcji wulkanu.
przez bramę wjechał płaski biały samochód i zatrzymał się gwałtownie, rozpryskując żwir. Na jego drzwiach widniał niebieski napis POLICJA. Za kierownicą siedział jakiś mężczyzna, a obok niego Pam Moreland.
Wysiedli obydwoje. Pam wyglądała na wystraszoną. Mężczyzna był przystojny, pod trzydziestkę, bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Miał miedzianą skórę i wyspiarskie rysy, ale jego włosy były jasnobrazowe, a oczy orzechowe.
Ubrany był w błękitną koszulę z krótkimi rękawami, zaprasowane na kant niebieskie spodnie i wojskowe sznurowane buty. Nosił srebrną odznakę, ale nie miał przy sobie pałki ani broni. Pam dotrzymywała mu kroku.
- To straszne — powiedziała.
Policjant uścisnął dłoń Bena.
- Cześć — powiedział głębokim głosem.
- Cześć, Dennis — odparł Ben. — Mamy kłopoty. To jest Dennis
Laurem, nasz komendant policji.
Laurem uścisnął nam dłonie, zauważył Spikeła i ledwie powstrzymał uśmiech.
Czy wiecie, ile osób znajdowało się w samolocie? — zapytał.
Tylko Lyman Picker — odparłem. — Jego żona także zamierzała
polecieć, ale zmieniła zdanie. Jest w domu.
Pokręcił głową.
Coś takiego jeszcze się tu nie zdarzyło.
Nie zdarzyło się — powiedział Ben. — Bo nikt nie lata na gratach
Harry'ego. Myślisz, że rozbił się w Stanton?
• - Albo tam, albo tuż obok wschodniej granicy. Dzwoniłem do Ewinga. ^ąjpierw go nie zastałem, a potem jego zastępca powiedział, że jest zajęty, ^dzwoni później.
~ Zajęty — powtórzył szyderczo Ben. — Żona pewnie zechce poznać szczegóły — powiedział Laurent. —
V* okulary słoneczne i rozejrzał się wokół. — Teraz jednak z pewnością
* w odpowiednim nastroju.
• Jest w szoku — powiedziała Robin.
"~ Taak — powiedział Laurem. — Dajcie mi znać, jeśli zechce ze mną |awiać, albo jeżeli będę mógł coś dla niej zrobić. Czy oni nie zamierzali Ofec wyjechać?
58
59