Lecznicze myszy eksportowe.
Lhasa, stolica Tybetu i centrum buddyzmu tybetańskiego znana jest z wielkiej liczby świątyń buddyjskich, a największym prestiżem cieszy się słynna świątynia Jokhang (Żokang), licząca sobie ponad 1300 lat. Od wieków była i jest miejscem pielgrzymek buddystów lamajskich z wielu krajów Centralnej Azji. W świątyni tej, oprócz posągu młodocianego Buddy, znajduje się też posąg bogini Palden Lhamo (dPal-ldan-lha-mo). Czczona jest przez wszystkich mieszkańców Lhasy, składa się jej ofiary z jęczmiennego wina i innych wiktuałów. Sto lat temu pielgrzymki do tej bogini miały jeszcze inny cel. Otóż na stole ofiarnym zawsze było wiele ofiarnego jęczmienia zakrapianego winem. Było to świetne miejsce dla myszy, których wcale nie przeganiano, a wręcz przeciwnie, opiekowano się nimi, i to dla celów handlowych, nawet na eksport poza granice Tybetu.
Wierzono, że mięso zdechłych myszy wychowanych na stole ofiarnym i wykarmionych darami składanymi bogini ma cudowną moc uśmierzania bólów porodowych i przyspieszania trudnych porodów. Nie znam receptury przyrządzania dań z myszy, ale wobec dziwności kuchni wschodu nie wydaje się to czymś niezwykłym, Za jedną myszkę płacono 10 kopiejek, co na owe czasy było w Tybecie pokaźną sumą, skoro za roczny wynajem małego mieszkania płacono zaledwie 2 ruble.
Czasy się zmieniły, Tybet jako państwo przestał istnieć, Rewolucja Kulturalna przeszła jak burza, bieda pozostała, a wiara w cudowną moc w kobiecych sprawach także. Corocznie w październiku tylko na jeden dzień zdejmuje się zasłonę z twarzy bogini Palden Lhamo. Wtedy to tłumy walą do świątyni licząc na pomoc w intymnych sprawach. Pewnie myszy już się nie wywozi, ale posąg bogini, jak dawniej, tak i teraz obwieszany jest wotami za doznane uzdrowienia i pomoc.