Wyszliśmy na zewnątrz i owionęło nas wilgotne, skażone chemiczni, zatęchłe powietrze.
- Strona nawietrzna — powiedział Moreland. — Nic tu nie rośnie
Wsiedliśmy do wymyślnego pojazdu, przypominającego powiększo wózek golfowy, i siedzący za kierownicą marynarz powiózł nas pj^ strażnicę. Minęliśmy baraki, magazyny, hangary i puste pasy stanowe Betonowe połę, zatłoczone samolotami, helikopterami i częściami maszyn przypomniało mi lotnicze złomowisko Harry'ego Amalfi. Niektóre spośnjJ samolotów były przestarzałe, inne sprawiały wrażenie nowiuteńkich. Zwłaszcza jeden wypieszczony odrzutowiec pasażerski, którym mogłaby się poszczycjx każda linia lotnicza.
Przystań była zasłonięta przez falochron, potworną budowlę równie prymitywną jak blokada. Ponad nim trzepotała podobna do ścierki flaga amerykańska. Słychać było fale oceanu, nacierające gniewnie na betonowa zaporę z rykiem widowni podczas walki gladiatorów.
Spojrzałem w stronę zachodniej granicy bazy, gdzie musiał spaść Picker. Około kilometra stąd. Ogrodzenie wysokie na siedem metrów przechodziło dalej w figowcową pułapkę. Creedman powiedział, że bazę obsługują niedobitki załogi. Dostrzegłem najwyżej dwudziestu, spacerujących i przy. glądających się nam marynarzy.
Nasz pojazd przejechał przez prawie pusty parking i zżółkły trawnik, a potem zatrzymał się przy dwupiętrowym budynku w stylu kolonialnym z białych desek i cegieł, z zielonymi okiennicami.
KOMENDA BAZY KPT. ELYIN EWING
Obok znajdował się parterowy dom w tym samym stylu. Klub oficerski.
W budynku klubowym przeszliśmy przez długi korytarz wyłożony ciemnoczerwonym, wełnianym dywanem we wzór przedstawiający skrzyżowane pałasze. Na ścianach wisiały kiepskie obrazy marynistyczne i modele statków w szklanych gablotach.
Inny marynarz zaprowadził nas do poczekalni z fotelami klubowymi, udekorowanej zdjęciami myśliwców. Za pulpitem stał marynarz w stroju galowym. Przez otwarte drzwi jadalni widać było dyskretnie oświetlone puste stoły i dochodził zapach konserwowej zupy jarzynowej i topionego sera.
Marynarze zasalutowali sobie i ten, który nas przyprowadził, natychmiast wyszedł.
- Tędy — powiedział marynarz stojący za pulpitem. Młody, z pod* golonymi włosami i miła, pryszczatą twarzą. Poprowadził nas do pozbawiony* tabliczki drzwi. Na klamce wisiała kartka z informacją, że pokój został zarezerwowany przez kapitana Ewinga.
108
T
Wewnątrz znajdował się jeden długi stół pod żyrandolem z kutego
odzu i dwadzieścia jaskrawoniebieskich krzeseł. Nad miejscem u szczytu
1 wisiał portret uśmiechającego się z przymusem prezydenta. Trzy ściany St łożone drewnem, jedna zasłonięta niebieską kotarą. *? tt^zedł następny marynarz i przyjął od nas zamówienia na koktajle. :e przynieśli dwaj inni ludzie.
Creedman spróbował martini i oblizał wargi.
__ Dobre, wytrawne. Dlaczego nie mamy takiego wermutu w naszym Bili?
Moreland wzruszył ramionami znad soku pomidorowego.
prosiłem, żeby mi sprowadzili coś wytrawnego i włoskiego — ciągnął
freedman. — Po miesiącu dostałem jakieś Świństwo z Malezji.
__ Współczuję.
__ W bezcłowym stoisku mają wszystko od Chivas po Soli, więc co za sztuka złożyć takie zamówienie? Zupełnie jakby się starali robić na złość.
Czy właśnie niekompetencja wyspiarzy jest tematem pańskiej ksią-
2^7 — spytała Pam.
Creedman uśmiechnął się ponad szklanką.
— Skoro tak interesuje panią moja książka, może powinniśmy się
spotkać i porozmawiać? Oczywiście, jeżeli będzie pani miała dość sił po
pływaniu.
Moreland podszedł do niebieskich zasłon i rozsunął je.
— Ale widok! — powiedział. — Lotnisko. Nie rozumiem, dlaczego
umieścili okno w takim miejscu.
Może lubią patrzeć na startujące samoloty — powiedziała Pam.
Moreland znowu wzruszył ramionami.
Jak długo mieszkałeś tu z mamą?
Dwa lata.
Weszło trzech mężczyzn. Dwaj w oficerskich mundurach — pierwszy po pięćdziesiątce, wysoki i tęgi, o czerstwej, czerwonej twarzy i w okularach o stalowej oprawie; drugi jeszcze wyższy, o dziesięć lat młodszy, o pociągłej, smagłej twarzy i niespokojnych rękach.
Trzeci mężczyzna miał na sobie piękny, lekki garnitur/z szarej serży, który dzięki temu, że został doskonale skrojony, znacznie go wyszczuplał. Dwa metry wzrostu, szerokie bary, wąskie biodra, kwadratowa twarz, zaciśnięte "sta, wiejska opalenizna. Koszula z delikatnej niebieskiej popeliny z rozpiętym kołnierzykiem i srebrzysta jedwabna apaszka. Gęste czarne włosy i białe jak "Heg skronie. Ich kontrast sprawiał wrażenie sztuczności.
Hollywoodzki ideał senatora, ale, jeśli wierzyć gazetom, został senatorem ^ mając nic wspólnego ze światem filmu.
Jego życiorys był bardzo malowniczy: Nicholas Hoffman, urodzony
Oregonie jako syn młodej wdowy, borykającej się z losem w obozie drwali,
P^bywał w domu do piętnastego roku życia, kiedy skłamawszy na temat
s*ego wieku, zaciągnął się do marynarki. Pod koniec wojny koreańskiej był
109