cz2


pokarmu mięsnego zatruwa ustrój i bynajmniej nie podnosi jego ogólnej wydolności.

Ale jeśli 'ktoś już przywykł do pokarmów mięsnych, nie powi­nien odstawiać ich nagle, bo może przypłacić to osłabieniem. Rów­nież osoby wątłe i skłonne do niedokrwistości muszą ostrożnie i po­woli zmniejszać ilość mięsa, gdyż posiada ono pewne właściwości krwiotwórcze. Są to zresztą sprawy indywidualne — różne orga­nizmy różnie na odstawienie mięsa reagują. Kierować się trzeba roz­sądną samoobserwacją (ale nie łakomstwem}. W każdym razie znaczne ograniczenie pokarmów mięsnych zawsze jest wskazane.

Odejście od mięsa nie jest łatwe.

Na skutek dużej zawartości ciał podniecających oraz soli mięso jest bardzo smaczne i pożądane, oczywiście tylko dla tych ludzi, którzy są do niego z /dawna przy­zwyczajeni, znalogowani w tym kierunku. Pokarmy mię­sne (np. wędliny) bardzo też pobudzają apetyt. Dla obu tych powodów sztuka kulinarna robi szeroki użytek z produktów mięsnych. Ale czy jedzenie mięsa jest dla człowieka naprawdę konieczne?

Bynajmniej — mleko i jaja dostarczają białka zwierzę­cego bardziej nawet wartościowego niż białko mięsne. Wiemy, że na świecie żyje wiele milionów tzw. jaroszów, którzy nie biorą do ust mięsa, ryb ani "'wędlin, a stan ich zdrowia i ogólna sprawność są bardzo dobre. Osobiście znam kilku panów w wieku lat 70 — 80, którzy od kil­kudziesięciu już lat są jaroszami, jadają tylko raz dzien­nie, a czują się znakomicie, pełni są,siły, energii i jmcja-tywy. W niektórych krajach jarosze, czyli wegetarianie, mają nawet swoje stowarzyszenia, prowadzą restauracje, wydają pisma i organizują kongresy. W Polsce mamy gęsto rozwiniętą sieć barów mlecznych, z których korzy­stać mogą zwolennicy jarstwa. W wegetarianizmie dużą rolę odgrywają względy etyczne, litość dla zwierząt i 'propaganda, by ich nie zabijać i nie hodować na rzeź, ale i wzgląd na zdrowie ludzkie ma tu duże znaczenie — jarosze bowiem uważają mięso za pokarm wybitnie szko­dliwy, przede wszystkim dlatego, że zatruwa organizm,

po drugie zaś dlatego, że znacznie zwiększa spożycie

białka.

Zwrócę tu uwagę na dwa fakty:

1., Największe zapotrzebowanie na białko istnieje w wieku niemowlęcym, z powodu bardzo szybkiego wzro­stu ciała. Niemowlę w ciągu roku potraja wagę. Otóż na­tura przeznacza mu "na pokarm mleko kobiece, w klórym tylko 7% kalorii pochodzi z białka — podczas gdy w nor­malnej diecie mięsnej dorosłego mężczyzny 15 — 20, a nawet i więcej procent kalorii pochodzi z białka i to w okresie, gdy człowiek już nie rośnie, a nawet przeciw-me — zaczyna się starzeć. Porównując to z naturalną nor-nrą niemowlęcą musimy dojść do wniosku, że coś tu nie jest w porządku. Wytworzył się jakiś niekorzystny ste­reotyp nadmiernej przemiany białkowej i nadmiernego przyjmowania tego składnika pokarmu.

2. Człowiek ma azębienie, przewód pokarmowymi kształ­ty ciała podobne do tzw. „naczelnych", wśród których najbliżsi mu to szympans i goryl. .Wszystkie zwierzęta tej grupy są ścisłymi jaroszami. Goryl np, jest olbrzymią i bardzo silną małpą, a na wolności żywi się tylko po­karmami jarskimi, głównie owocami. W niewoli można go przyzwyczaić do pokarmów mięsnych, ale stwierdzo­no, że bardzo źle odbija się to na jego zdrowiu. Coś po­dobnego zaszło i z człowiekiem. Znawcy twierdzą, że gdy nastała epoka lodowcowa i zabrakło owoców, gatunek ludzki przestawił się na pożywienie. mięsne. Dzięki tej adaptacji człowiek przetrzymał i rrioże zamieszkiwać oko­lice o najbardziej niekorzystnym klimacie. Ale jednocze­śnie to odejście od naturalnego i właściwego dla jego or­ganizmu sposobu żywienia wywarło bardzo szkodliwy wpływ na jego zdrowie i długość życia (p. rozdz. „Kiedy, jak i dlaczego się starzejemy").

Trzeba też zwrócić uwagę na jeszcze jedną okoliczność. Tuczenie zwierząt przeznaczonych na ubój bardzo nieko­rzystnie wpływa na skład ich mięsa. Nic w tym zresztą



100

101


dziwnego, otyłość jest przecież chorobą nie tylko ludzi, ale i zwierząt. Ciekawe jest też, że tuczone zwierzęta czę­sto również wykazują zmiany miażdżycowe w tętnicach. W tkankach ich pojawia się dużo kwasów tłuszczowych nasyconych, które jak wie'rny, bardzo sprzyjają rozwo­jowi miażdżycy, wyraźnie zaś spada zawartość kwasów tłuszczowych nienasyconych. Stwierdzono np., że angiel­ska wołowina zawiera 10 razy więcej tłuszczu i 15 razy mniej kwasów nienasyconych niż mięso dzikiego bawołu z Ugandy. Tak więc nawet ,,chude mięso" od zwierząt tuczonych na rzeź jest pokarmem miażdżycorodnym.

Zresztą, według zdania specjalistów od spraw żywie­nia i hodowli, mięso jest w ogóle pokarmem bardzo nie­ekonomicznym. Obliczono, że na tym samym obszarze gleby rośliny (zboże, warzywa, ziemniaki) dają 6 razy więcej wartości odżywczych (w kaloriach) niż dałyby zwierzęta (wypasane na tym obszarze). Nic w tym dziw­nego, gdyż zwierzęta wiele zużywają na własne po'lrzeby życiowe i własną przemianę materii. Jeżeli więc ogólna liczba ludności świata bardzo się zwiększy, nie będziemy mogli pozwalać sobie na tak dużą produkcję mięsa i trze­ba będzie przejść na odżywianie bardziej jarskie

Wielkim rezerwuarem żywności są oceany i — jeśli tylko nie zostaną zatrute, będą pod tym względem w przyszłości odgrywać coraz większą rolę. I to nie tyl­ko z powodu ryb, ale i z powodu obfitości morskich roślin zawierających sporo białka. Białko roślinne będzie miało coraz większe znaczenie w odżywianiu. Przez od­powiednie kombinacje tego typu substancji można uzyski­wać wycokowartościowe produkty białkowe. Już dziś w niektórych krajach produkuje się sztuczne mleko i wędliny z materiałów czysto roślinnych. Nie będziemy też mogli pozwalać sobie na wytwarzanie białej mąki, gdyż jest~torpQiączone z dużą utratą wartości odżywczych (witamin i soli mineralnych), podobnie zresztą jak wy­twarzanie cukru.

W gruncie rzeczy już dziś nie powinniśmy sobie na to pozwalać, skoro na świecie tylu jest głodujących. Ale niestety — chęć dogodzenia smakowi wciąż jest mocniej­sza od chęci dbania o zdrowie. Narody bogate hołdując kulinarnym :jazkoszom marnują -wiele wartości odżyw­czych, a przejadając się pokarmami mało wartościowymi popadają w miażdżycę i zwyrodnienie, podczas gdy ubo­gie narody tzw. „trzeciego świata" w znacznej mierze chorują i umierają z głodu. '

Miejmy nadzieję, że nauka w przyszłości potrafi właści-w-ie naświetlić te sprawy i wybitnie przyczynić się do ich prawidłowego rozwiązania dla dobra całej ludzkości.

Wróćmy do naszych praktycznych zagadnień. Wiemy już, że rozbijanie całości pokarmowych jest szkodliwe. Szersze uwzględnienie w pożywieniu takich nadmiernie oczyszczonych składników grozi poważnym zachwianiem równowagi pokarmowej w naszym organizmie. Tak jest np. w .przypadku masła. Rozbijanie całości, jaką sta­nowi mleko, i spożywanie większych ilości oczyszczo­nego tłuszczu mlecznego, na pewno w dużym stopniu przyczynia się do rozwoju miażdżycy. To samo zachodzi w przypadku wyciągania z ziarna zbożowego białej mąki i cukru z buraków. Spożywamy wtedy sarn czysty węglo­wodan odrzucając witaminy i inne składniki potrzebne ustrojowi do prawidłowego przerobienia tego węglowo­danu.

Sto lat temu na Dalekim Wschodzie w Japonii pojawi­ła się. tajemnicza choroba, która szerzyła się gwałtownie jak zaraza, a którą nazwano beri-beri (wielka słabość). Objawiała się przez obrzęki, zapalenie nerwów z silnymi bólami oraz niewydolność krążenia..Choroba była prze­wlekła, trwała długie tygodnie i miesiące, prowadząc do zgonu. Uczeni na całym świecie wysilali się, by znaleźć jej przyczynę, ale długi czas na próżno. Odkrył ją wresz­cie lekarz holenderskiego więzienia w Batawii dr Eijk-man, który udowodnił, że przyczyną beri-beri jest od-


103


żywianie się białym łuszczonym ryżem. Od pradawnych czasów głównym pożywieniem Japończyków był ryż na­turalny, tzw. czarny, ale gdy sto lat temu Japonia zaczęła na gwałt przejmować cywilizację europejską, przejęła również sposób łuszczenia ryżu z odrzuceniem jago ze­wnętrznej skórki, w której właśnie mieścił się czynnik za­pobiegający chorobie beri-beri. Dr Eijkman nazwał go czynnikiem B, a Funk, później, witaminą B^.

Ta ogromna katastrofa zdrowotna, jaką była choroba beri-beri (czyli awitaminoza bi), dla tak dużej liczby^ lu­dzi jest doskonałą ilustracją skutków rozbijania całości pokarmowych. W naszym europejskim odżywianiu biały ryż nie ma takiego znaczenia, ale, analogiczną rolę od­grywają biała mąka, cukier, białe pieczy­wo i słodycze. Przy zbyt jednostronnym odżywia­niu się tymi produktami łatwo mogą wystąpić objawy podobne do beri-behi, a więc obrzęki, bóle neuralgiczne i uszkodzenie mięśnia sercowego. Poza tym nałóg spo­żywania słodyczy prowadzi do miażdżycy. Wśród szkod­liwości naszego odżywiania jest to problem pierwszo­rzędnej wagi.

Wreszcie używki: alkohol, kawa, mocna herbata, kakao. Alkohol nie przyspiesza rozwoju miażdżycy, ale jest jadem dla narządów miąższowych: serca, mózgu i wątroby. Należy też pamiętać, że alkohol posiada dość wysoką wartość kaloryczną — 7 kcal. z jednego grama alkoholu. Nadużywanie kawy, mocnej herbaty i kakao jest szkodliwe dlatego, że niepotrzebnie drażni układ nerwowy, co prowadzi do rozregulowania jego pracy.

Parę słów należy powiedzieć również o naduży­waniu soli kuchennej, czyli chlorku sodu. Jest to czynnik dla naszych procesów życiowych niezbędny, ale jeżeli przyjmujemy go w -nadmiarze, osadza się w tkankach powodując zatrzymanie się wody i obrzęki, oraz wzmagając skłonność do nadciśnienia i miażdżycy. Zwłaszcza w okresie starzenia się i starości wydalanie

104soli kuchennej jest utrudnione. Trzeba pamiętać, że róż­ne produkty zawierają wraz z innymi solami również chlorek sodu — stosunkowo dużo zawiera go mięso, ry­by i produkty mięsne — natomiast jarzyny i owoce za­wierają dużo soli potasowych, a mało sodowych. Dlate­go też przy dosalaniu potraw jarzynowych nie grozi nam tak łatwo nadmiar soli jak przy spożywaniu dobrze oso-lonych potraw'mięsnych. Ogólnie powiedzieć można, że używamy soli stanowczo za dużo, co należy uważać za pewien rodzaj nałogu, czyli niewłaściwego stereotypu smakowego. W naszym pożywieniu sól jest rodzajem używki — przywykliśmy po prostu do tego, że pewne pokarmy muszą mieć smak słonawy, inne zaś słodki. Ze bez cukru na pewno moglibyśmy żyć, to wiemy — prze­cież przez długie tysiąclecia ludzie nie umieli go wy­twarzać i znali słodki smak tylko z miodu, trzciny cu­krowej i owoców. Ale czy moglibyśmy żyć bez soli? Na pewno — skoro obywają się bez niej dzikie zwierzęta. Istnieją na świecie (a przynajmniej do niedawna istniały) takie społeczeństwa ludzkie, które soli nie znają i nawet me mają w swym języku słowa na jej oznaczenie, a nie ponosza\przez to żadnej szkody na zdrowiu.

Dotychczas mówiliśmy o różnych szkodliwych nad­miarach. Przypomnijmy: za dużo białka (mięsa), tłusz­czów zwierzęcych, słodyczy, białej mąki, używek i soli. Ale istnieje i odwrotna strona: za mało mleka, suró­wek, owoców, razowego pieczywa. Trzeba więc zapro­wadzić w tym wszystkim właściwe proporcje.

Dziecinny pokój - otyłość i miażdżyca

Nie — wcale nie u babci pilnującej wnuków. Chodzi tu o same wnuki, paroletnie dzieci. I choć szukanie u nich miażdżycy wydać się może absurdalne, jest jednak jak najbardziej usprawiedliwione.

Przyjrzyjmy się faktom!

Badacze amerykańscy i angielscy stwierdzili, że w No­wym Orleanie (miasto na południu Stanów Zjednoczo­nych) u 100% dzieci'trzyletnich występują już początko­we zmiany miażdżycowe (tzw, pasma tłuszczowe) w tętni­cy głównej, a w Anglii zmiany te w tętnicach samego serca występują 'U 66°/o dzieci w 5 roku życia i u 98% młodzieży w 15 roku życia. Zmiany miażdżycowe w cią­gu kilku do kilkunastu lat przechodzą w zmiany typowe, już rozwinięte. Badając tętnice serca u żołnierzy amery­kańskich poległych w wojnie koreańskiej (średni ich wiek wynosił 22 lata) lekarze amerykańscy u 77% z nich stwierdzili już wyraźne, rozwinięte zmiany miażdżycowe. W tym młodym wieku zachowana jeszcze elastyczność tętnic powodowała, że nie było objawów chorobowych (bólów serca, duszności), inaczej przecież nie poszliby na front. Ale gdyby ci młodzi mężczyźni żyli dłużej, by­liby może już przed czterdziestką kandydatami do cięż­kich zawałów serca. No cóż — można przypuszczać, że ich wojskowe odżywianie było szczególnie tłuste i obfite. A na pewno i papierosów im nie żałowano.

Inne statystyki nie są "tak ponure, ale również dają dużo do myślenia wykazując, że wśród „nastolatków" w drugiej dekadzie życia już ponad 10% ma rozwinięte zmiany miażdżycowe w tętnicach wieńcowych serca. Ten odsetek młodych „wapniaków" szybko rośnie w dalszych dekadach, a jak to wygląda w starszym wieku, pisałam już w odpowiednim rozdziale.

Wróćmy do naszych przedszkolaków. Któżby pomyślał, że te tak młode; ledwie w życie wchodzące istoty, są już naznaczone piętnem okrutnej i podstępnej choroby po­wodującej tyle ciężkich powikłań w wieku średnim i star­szym. Ale jeśli zastanowimy się, jeśli przyjrzymy się kry­tycznie i bez uprzedzeń odżywianiu naszych dzieci, już od pieluszek począwszy, przestaniemy się dziwić.

Tak — to właśnie kochający rodzice, babcie, ciocie i inni krewni i przyjaciele są sprawcami takiej sytuacji. To oni na każdym kroku wtykają małym dzieciom słody­cze, cukierki, czekoladę, ciastka — oni też wszelkimi spo­sobami wmuszają w te dzieci najbardziej kaloryczne po­karmy i forsownie je tuczą, aby tylko jak najokazalej wyglądały i rosły. Rosną też na nich pokłady tłuszczu, i nie tylko pod skórą, ale w tętnicach.

Nonsens. Taka odpowiedź świadczy o zupełnym niezro-



106

107


zumieniu sprawy. Jeśli dziecko nie chce jeść, to; 1} albo jest chore i wtedy tyra bardziej nie wolno w nie nic wrriu-szać, a należy udać się do lekarza, 2) albo jest przekar­mione, zmanierowane i trzeba je właśnie dobrze przegło-dzić, tak długo, aż zacznie dopominać się o jedzenie. A wtedy żadnych grymasów — dopóki będzie wybierać i przebierać, nic nie dostanie. Dopiero gdy z zapałem pochłaniać zacznie najprostsze, ale i najwartościowsze pokarmy, jak mleko, chleb ż twarogiem, owoce, dopiero wtedy możemy mieć pewność, że to co zje, pójdzie mu na zdrowie.

Żadnych słodyczy, żadnych ciastek, cukierków, czeko­ladek, żadnego pojadania i podtykania między posiłka­mi. Dziecko zresztą wcale takich ,,przysmaczków" nie pragnie, dopóki się do nich nie przyzwyczai, dopóki mu się nie mówi, że to jest coś ,,dobrego" i specjalnie god­nego pożądania.

Niestety — każda matka, która sama jest łakoma i oty­ła, hoduje te cechy również w swych dzieciach, tucząc je i ciesząc się z ich „dobrego wyglądu", który uważa za gwarancję zdrowia, A tymczasem już pierwszy zepsuty ząb jest groźnym sygnałem ostrzegawczym, że ze zdro­wiem dziecka źle się dzieje. Bo nie tylko zęby psują się od słodyczy — psuje się od nich cały organizm i cale życie.

Cóż dziwnego, że ciężkie zawały serca zdarzają się obecnie już u mężczyzn trzydziestoletnich. Przecież taki młody człowiek może mieć już za sobą dwadzieścia lat palenia. A jak był odżywiany od dzieciństwa — można sobie wyobrazić.

. Pomyślmy też ile cierpień i kłopotów — i to w ciągu całego życia — sprawia próchnica zębów, której główną przyczyną jest cukier.

Parę lat temu poznałam pewną sympatyczną i przy­stojną starszą panią, która jak zauważyłam nie jadła nic słodkiego. Wyjaśniła mi, że od wczesnego dzieciństwa

miała jakąś „idiosynkrazję" do słodkiego smaku i przez całe życie nie brała do ust cukru ani słodyczy.

•— Oczywiście, jak najbardziej własne i nie kupione, lecz dane przez naturę — uśmiechnęła się.

Byłam wprost zafascynowana takim stanem rzeczy u kobiety, która była już po osiemdziesiątce. Na tym się jednak nie skończyło. Mniej więcej w rok później pani ta zaczęła mi się uskarżać właśnie na zęby. Całe życie nie znałam bólu zębów a teraz od niedawna porobiły mi się jakieś małe, ale bardzo bolesne ubytki przyszyjkowe i muszę chodzić do dentystki, co mi sprawia dużo kłopo­tu — narzekała.

To jednak wystarczyło. No cóż — próchnica zębów to jeszcze „mniejsze zło". Na to się ostatecznie nie umiera, ale nabyte w dzieciństwie łakomstwo, nałóg słodkiego, tłustego i obfitego jedzenia prowadzi jednocześnie do znacznie poważniejszych spraw. Przede wszystkim często dc trwałej otyłości. I znów — ileż cierpień, smutku, po­czucia upokorzenia, ile później ciężkich chorób, do któ­rych otyłość stwarza dużą skłonność. Wczesna miażdży­ca, nadciśnienie, choroby serca, cukrzyca, nowotwory, zwyrodnienia stawów — oto bogaty wachlarz poważnych schorzeń tak często dręczących ludzi otyłych.

Każda kobieta, która dobrze życzy swym dzieciom



108

109


i mężowi, musi głęboko zastanowić się nad tym, co po­daje im w posiłkach. Czy zdrowie i życie, czy choroby i wczesną śmierć? A przy trudnościach przestawienia się na nową zdrową dietę najlepszym pomocnikiem będzie na początku krótka, lecz gruntowna głodówka, po której wszystkie dotychczas nie lubiane pokarmy wydadzą się znakomite.

Układamy jadłospisy

Gdy już uświadomiliśmy sooje co jesi wartościowe, a co szkodliwe, pomyślmy teraz, jak powinien wyglądać nasz codzienny odmładzający jadłospis. Ale zanim przystąpi­my do tego planowania, posłuchajmy ciekawej historyj­ki o „jadłospisach i dietach" dla .szczurów Mac Carriso-na. Około 50 lat temu Mac Carrison był kierownikiem instytutu do spraw żywienia w Indiach. Interesował się on bardzo stanem zdrowia tamtejszej ludności, i jej spo­sobem odżywiania. Zauważył, że poszczególne plemiona hinduskie różniły się bardzo pod tym względem. Miesz­kańcy prowincji północnych odznaczali się dobrym roz­wojem fizycznym, tężyzną i odpornością na choroby, ale im bardziej na południe, tym stan zdrowia ludności był gorszy, a najbardziej południowe plemię Madrasów było najnędzniejsze fizycznie i trapione przez liczne choroby. Mac Carrison podejrzewał, że sprawiły to różnice w sposobach odżywiania się tych plemion. Aby to sprawdzić, założył wielką hodowlę białych szczurów. Wszystkie one pochodziły od jednej pary, nie było więc między nimi różnic rasowych — wszystkie miały jedna­kowe, jak najbardziej higieniczne warunki życia i pielęg­nacji. Poszczególne oddziały tej hodowli różniły się tylko odżywianiem, które było analogiczne do odżywiania po­szczególnych plemion hinduskich. Doświadczenie trwało 2,5 roku i objęło 3432 szczury,

lit


które po upływie tego czasu zostały zabite, a wszystkie ich narządy dokładnie przebadane (rok w życiu szczura odpowiada 20—25 latom w życiu człowieka — dwa lata był to okres dla szczurów bardzo długi). Jakież były wy­niki? U 1189 szczurów żyjących na diecie plemion pół­nocnych nie znaleziono żadnych chorób, a ich rozwój fizyczny był doskonały. Za życia szczury te odznaczały się łagodnym, ,,zrównoważonym" i przyjaznym usposo­bieniem i przedstawiały obraz pełnego zdrowia. Ich dietę Mac Carrison nazwał „idealną". Składała się dna z razo­wej mąki i razowego chleba z małym dodatkiem masła, z surowych strączkowych owoców, surowej marchwi i kapusty, surowego mleka i raz na tydzień małej porcji surowego mięsa z kością — do tego oczywiście woda.

Szczury, które otrzymywały wvżywienie plemion po­łudniowych, przedstawiały się zewnętrznie znacznie go­rzej, a szczury żyjące na diecie Madrasów były najmniej­sze i najnędzniejsze ze wszystkich. Cierpiały na łysienie i różne skórne choroby, a były przy tym tak rozdrażnio­ne i agresywne, że wciąż się biły, a nawet wzajemnie za­gryzały. Przy sekcji nieprawidłowo żywionych szczurów znaleziono w ich narządach ogromną ilość najrozmait­szych chorób — w tym często raka i gruźlicę. Uderzające było przy tym, że pewne choroby występowały z tą samą częstością u szczurów i u ludzi w ten sam sposób żywio­nych.

W prowincji Madras np. około 10°/o ludności cierpiało na raka przewodu pokarmowego — w Travancore czę­stość tego raka dochodziła do 25%. I ten sam procent ra­ków przewodu pokarmowego Mac Carrison stwierdził u szczurów wziętych na te same diety, W prowincji Sind prawie połowa ludności cierpiała na kamienie pęcherza moczowego — i u 50°/o szczurów wziętych na dietę z Sind wystąpiły takie kamienie, przy czym Mac Carrison stwierdził, że dodatek mleka do tej diety zapobiegał wy­stępowaniu kamieni.

Był tam również oddział szczurów karmionych „po eu­ropejsku" (biały chleb, margaryna, mięsne konserwy, marmolada, gotowane kartofle i jarzyny, herbata z cuk­rem), a zatem nic surowego — wszystko przetwarzane, przerabiane i gotowane. Oddział ten wykazał również wielką obfitość różnego rodzaju chorób. Przypomnijmy sobie, że dieta idealna składała się głównie z produktów surowych (z wyjątkiem razowego chleba) i naturalnych, nie poddawanych żadnej przeróbce.

Bircher-Benner twierdził, że aby na stałe utrzymać zdrowie, trzeba co najmniej połowę codziennego poży­wienia przyjmować w stanie surowym.

Jakie to odległe od naszego życia i naszej sztuki go­towania, z której jesteśmy tak dumne. Przyznajmy jed­nak, że dużo większą sztuką będzie, jeśli tak ułożymy swe odżywianie, aby mogło naprawdę zapewnić zdrowie.

Tu nasuwa się zasadnicza wątpliwość. Jeżeli odrzuci­my większość zabiegów sztuki kulinarnej i podawać bę­dziemy takie naturalne i na pół surowe pożywienie, nikt z domowników nie weźmie tego do ust. Czy może to wyjść na zdrowie? A mleko, chleb razowy czy surowiz­ny bardzo często nawet „szkodzą", powodując wzdęcia, biegunki i inne dolegliwości — i to nie tylko u chorych, ale nawet u ludzi na ogół zdrowych.

Myślę, że po przeczytaniu trzech ostatnich rozdziałów każdy sam sobie odpowie na te pytania. Czy u zdrowych, czy u chorych chodzi tu o potężne i z dawna wyrobione stereotypy odruchowo-warunkowe dotyczące wrażeń smakowych i czynności układu trawienia. Chorzy oczy­wiście zależą od lekarza, który im przepisuje dietę, ale w ramach dozwolonych powinna ona być jak najbardziej zbliżona do prawidłowej, gdyż właśnie dlatego, że są, chorzy, tym bardziej potrzebują biologicznie wartościo­wego pokarmu. Musi on jednak być podany w odpowied­ni sposób, np. zamiast owoców surowe soki odpowiednio dawkowane itp.



152

8 — Druga I trzecia młodość kobiety

113


Jeśli za^ człowiek zdrowy nie znosi mleka czy owo­ców, bo mu szkodzą, trzeba go stopniowo przyzwyczaić, zmienić stereotyp trawienny. Oczywiście nie idzie to łat­wo, ale zawsze się udaje. A różnego rodzaju smakoszów, którzy w jedzeniu kierują się tylko przyjemnością, trze­ba po prostu wziąć na głodówkę. Niech poznają sens przysłowia: „głód najlepszy kucharz", bo właśnie to hasło powinno przyświecać naszej kuchni.

Kiedy jesteśmy naprawdę; głodni, wtedy nie potrzeba nam żadnych wymyślnych frykasów. Wtedy i mleko. i chleb razowy, i ziemniaki gotowane w łupinach, które samemu trzeba obrać, mają olbrzymi urok, zajadamy się nimi z ogromną przyjemnością. I tylko taka kulinarna przyjemność jest zdrowa i godna polecenia. Głód i ape­tyt to dwie różne sprawy. Po dobrej kolacji złożonej z mnóstwa pikantnych przekąsek nie jesteśmy głodni, lecz możemy mieć jeszcze wielki apetyt dlatego, że pod­rażniony żołądek wydziela mnóstwo soku. Głód-zaś wy­stępuje wtedy, gdy przez długie godziny nic nie mie­liśmy w ustach — wtedy poziom cukru we krwi nieco spada, żołądek się kurczy i cały organizm woła o po­karm — oczywiście pełnowartościowy.

I tu dochodzimy do sedna sprawy. Podstawowe przy­kazania dietetyki można by sformułować następująco; jeśli chcemy uniknąć otyłości, miaż­dżycy, przedwczesnego starzenia i cho­rób, powinniśmy jeść: 1} tylko wtedy, gdy odczuwamy silny głód; 2) tylko tyle, by ten głód zaspokoić i 3) tylko takie pokarmy, które są biologicznie pełnowartościowe. A takich pokarmów nie potrzeba jeść dużo — nie'wolno się nimi ,,opychać". Ich wysoka wartość i bogaty wybór czynników odżywczych gwarantują pełne zaspokojenie potrzeb organizmu nawet przy stosunkowo niewielkim dowozie. Obiektywnym wskaźnikiem będzie tu waga cia­ła, którą regularnie trzeba kontrolować.

A teraz pomyślmy, jak wcielić te wszystkie przyka^a-

nią w nasze codzienne życie. Pozornie wydaje się to bar­dzo trudne. Czy można np. połowę codziennego pożywie­nia przyjmować w stanie surowym? Można — trzeba tyl­ko naprawdę być przekonanym, że to jest konieczne

1 trzeba dostatecznie silnie chcieć. Jeśli np. każdy posiłek
zaczniemy od surowych owoców i jarzyn w charakterze
„przekąsek", to nasycimy nimi pierwszy głód, a pokar­
mów kalorycznych i białkowych możemy zjeść już sto­
sunkowo mniej. Pamiętać tylko trzeba, że norma białko­
wa powinna być w zasadzie zachowana. Chociaż prawdą
jest, że człowiek może się przyzwyczaić do mniejszych
ilości białka w pożywieniu niż żąda oficjalna norma, jed­
nak w warunkach intensywnej pracy i naszego względnie
ostrego klimatu nie należy takich eksperymentów ryzy­
kować, bo może to spowodować znaczne osłabienie.

Ile razy dziennie trzeba jadać? To zale­ży od przyzwyczajenia, od tego jaki wyrobił się stereotyp odruchowowarunkowy w zakresie trawienia i przemia-ny materii. Należy tu dokładnie obserwować siebie i swo­je potrzeby. Można jadać 3—4, a również 2 lub raz dzien­nie, przy czym niektórzy przed pracą muszą zjeść dobre śniadanie — inaczej nie mają sił, u innych zaś obfity po­siłek wywoła senność i ociężałość, a pracuje im się le­piej z pustym żołądkiem. Nie rozkład posiłków jest naj­ważniejszy, lecz ich skład- i kaloryczność — jeśli jadamy częściej, -posiłki muszą być oczywiście odpowiednio skromniejsze i mniej kaloryczne. Wydaje mi się, że w ok­resie starzenia się u ludzi pracujących wystarczyłyby

2 posiłki na dobę: późne śniadanie,, około godz. 10—11 ra­
no i obiad zastępujący zarazem kolację około gc*dz.
16—17, Nie zapominajmy, że w okresie starzenia czyn­
ność trawienia i przemiana materii zwalniają się i słab­
ną — dla przeróbki pokarmu i oczyszczenia się krwi
z materiałów trawiennych potrzeba więcej czasu. Ogólny
dowóz pokarmów stopniowo zmniejszamy z wiekiem pod
kontrolą wagi. ^



114

115


Propozycje, które podaję w jadłospisie, są oczywiście tylko orientacyjne:

Śniadanie — Vi—V* litra mleka, najlepiej surowego, lekko podgrzanego (o ile wiadomo, że jest od krów na pewno zdrowych). Kto rano jada więcej, może dodać owsiankę lub inną kaszę (ugotowaną osobno), chleb ra­zowy, twaróg czy miód i koniecznie owoce •— nawet su­rową marchew (nie tuczy, a zasycą — trzeba ją tylko dobrze gryźć), cebulę, pomidory, rzodkiewki itp.

T.zw. drugie śniadanie (około godz. 11) jemy tylko wte­dy, gdy to jest naprawdę potrzebne, tj. gdy pierwsze by­ło bardzo skąpe lub nie było go wcale, a do obiadu dale­ko. Na II śniadanie zabieramy do pracy chleb razowy, bez masła, za to z twarogiem, miodem, czasem, lecz rzadko,. z dżemem lub jajkiem. Do tego oczywiście surowe owo­ce, od których zaczynamy posiłek. Mogą być również su­rowe jarzyny, jak obrana marchew, kalarepka, surowy zielony groszek, cebula, szczypiorek, rzodkiewka, cyko­ria, sałata, które można jeść razem z chlebem i twaro­giem. Szklanka herbaty nie będzie przy tym wielkim .grzechem (oczywiście, kto może, bez cukru).

Obiad jest posiłkiem zasadniczym, co nie znaczy, że musi być obfity lub z kilku dań. Może składać się tylko z jednego dania, ale zawsze z przystawkami w postaci surówek i owoców. W lecie, marny wielki wybór owo­ców — w zimie mogą to być jabłka, pomarańcze lub owoce suszone, przedtem namoczone. Zupy jadamy jarzy­nowe lub owocowe — bez wywaru z mięsa i kości, a za to z siekaną zieloną pietruszką i koperkiem. Na drugie danie mogą być jarzyny gotowane, ziemniaki albo kasza, groch czy fasola, czasem (ale rzadziej) kluski, potrawa z jajek lub sera. Do tego surówki z tartych jarzyn ko­rzeniowych (marchew, pietruszka, seler, rzodkiewka, ce­bula), z jarzyn liściastych (sałata, cykoria, kalafior, ka­pusta, szczypior) oraz owocowych (pomidor, ogórki, pa­pryka). Surówek do obiadu powinno być 2 lub 3 rodzaje,

jak najczęściej podajemy też kapustę kiszoną z olejem
i zieloną sałatę. Mięso lub lepiej ryby najwyżej l—2 razy
na tydzień, tak że przeważają obiady jarskie (kto może,
niech, nie jada mięsa w ogóle). Deserów raczej unikamy,
/wiaszcza słodkich i kalorycznych. (

Kolacja: Jeśli obiad wypada około godziny 16 lub póź­niej, kolacji możnajuż w ogóle nie jadać, albo może ona ograniczyć się do szklanki zsiadłego mleka i owoców. Jeśli obiad przypada wcześniej, kolacja może być obfit-sza — owoce, mleko zsiadłe, ziemniaki (zawsze ugotowa­ne w łupinach), albo kasza, sałata czy inna surówka. Mo­że być też zupa jarzynowa (ale nie odgrzewana z obiadu tylko ugotowana oddzielnie), czy owocowa albo barszcz (tzw. zalewajka).

W wyżej podanym jadłospisie jest bardzo mało cukru i mało pieczywa (dlatego łatwo ograniczyć masło). Trzy lub cztery razy dziennie owoce surowe (należy je spoży­wać przed innymi potrawami). Ważne punkty to surówki przy'obiedzie i kolacji, i oprócz tego zielona sałata albo kiszona kapusta przy obiedzie. Sałatę można teraz dostać prawie przez cały rok i tak właśnie należy ją jadać: co dzień przez okrągły rok. I nie ze śmietaną — porzućmy ten szkodliwy zwyczaj — a właśnie z olejem. Co dzień zsiadłe mleko — l szklanka. Niektórzy lekarze polecają kefir lub jogurt, jako bardziej hamujące gnicie jelitowe (jeszcze według recepty Miecznikowa). Wydaje się jed­nak, że zsiadłe mleko również dobrze spełnia to zadanie, a mniej z nim kłopotu. Można je też z powodzeniem za­stąpić maślanką, która daje o połowę mniej kalorii, pra­wie nie zawiera tłuszczu, a za to dostarcza nieco więcej białka zwierzęcego i również znakomicie oczyszcza jelita.

Mleko używamy oczywiście tylko chude i wtedy prę­dzej pozwolić sobie można na nieco masła — {ale nie co dzień). Pijąc mleko pełnotłuste masła nie używamy w ogóle.

Surowe owoce i warzywa mają wielkie znaczenie dla



116

117


prawidłowej funkcji jelit, gdyż dostarczają błonnika, któ­ry pobudza ruchy przewodu pokarmowego. Podobną rolę spełniają łuseczki zawarte w chlebie razowym i grubych kaszach. Wśród specjalistów coraz bardziej rozpowszech­nia się pogląd, że oddawanie stolca raz na dobę jest już zaparciem. Przy prawidłowym odżywianiu stolce oddaje się 2—3 razy na dobę — nie ma wtedy zalegania w jelicie grubym i znacznie zmniejsza się dopływ toksycznych substancji do krwi.

Surówki wymagają dobrego i długiego gryzienia —
wzmacnia to zęby i dziąsła. ,

Ryby, zwłaszcza morskie, są zdrowsze niż mięso, bo zawierają więcej różnorodnych składników mineralnych (np. sole jodowe). Ponadto tłuszcze rybne przeciwdziała­ją miażdżycy, podczas gdy tłuszcze mięsne przyspiesza­ją jej rozwój. Ale mięso ryb ma podobnie szkodliwe dzia­łanie jak mięso rzeźne. Ryby można spożywać l lub 2 ra­zy na tydzień.

Razowe pieczywo, mleko i ser to najlepsze lekarstwo na próchnicę zębów, której przyczyną jest nadużywanie białej mąki, słodyczy i mięsa. Wielkie rozpowszechnie­nie próchnicy jest najlepszym dowodem, jak wadliwe jest nasze odżywianie.

Chleb razowy, kasze, kartofle, groch, fasola, soczewi­ca, soja — to cenne całościowe produkty dostarczające nam, prócz innych składników, również sporych ilości białka roślinnego, którego w naszym pożywieniu powin­no być tyle co białka zwierzęcego.

Przyjęta przez medycynę norma spożycia białka na do­bę wynosi l gram na l kilogram wagi ciała — chodzi tu jednak o tzw. wagę należną (patrz niżej) — w tym poło­wa białka zwierzęcego. Jeśli więc np. należna waga ciała wynosi 60 kg, to powinno się na dobę spożywać około 30 gramów białka zwierzęcego i około 30 gramów białka roślinnego — razem około 60 gramów.

Źródłem białka zwierzęcego powinny być w naszym

pożywieniu przede wszystkim mleko, biały ser i twaróg, gdyż produkty te nie zawierają szkodliwych związków purynowych i nie wzmagają gnicia jelitowego — prze­ciwnie, zapobiegają mu. W dalszej kolejności jaja, ryby i mięso.

.Litr mleka daje 35 gramów białka, 10 deka chudego sera około 40 gramów, a 10 deka twarogu 17 gramów. 10 deka chudego mięsa daje około 20 gramów białka, 10 deka chudej ryby — 15 g, a jajo 7 g. Co do białka roślinnego, to na 100 g produktu zawartość jego wynosi: w chlebie razowym około 7 g, w ziemniakach 2 g, w gru­bych kaszach 10 g, a w grochu 23 g, w fasoli 22 g, w soi 35 g, w soczewicy 25 g.

Liczby te trzeba znać, gdyż dowóz białka na dobę nie powinien być ani za mały, ani za duży.

Co do tłuszczów to według zdania licznych autorów dowóz ich nie powinien przekraczać 50 g na dobę. Weźmy jednak pod uwagę, że podobnie jak sole mineralne (V tym sól kuchenna), białka i węglowodany, również i tłuszcze zawarte są w naturalnych produktach od­żywczych (z wyjątkiem warzyw, owoców i miodu). I tak: mleko pełne zawiera 3°/o tłuszczu, skondensowane 9°/o, sproszkowane 27°/o, maślanka 1%, sery od l do 27'Vo, mięso od 7 do 22°/», tłuste wędliny ponad 40°/o, płatki owsiane 7%, chleb ok. l°/o, czekolada około 26%. W za­sadzie, gdybyśmy żywili się tylko pokarmami naturalny­mi, całościowymi, z dodatkiem gotowanego mięsa i ryb, dodawanie do tego tłuszczu byłoby prawie niepotrzebne. To tylko rozwój sztuki kulinarnej z jej nadmiernie wy- f bujałymi wymaganiami smakowymi, czyni naszą kuchnię tak obfitą w tłuszcze. Starajmy się jednak w miarę moż­ności redukować te szkodliwe przyzwyczajenia używając tłuszczu niewiele i głównie w postaci olejów roślinnych.


118


Bardzo wiele kobiet pracujących jada obiady w restau­racjach lub w stołówkach zakładowych. Jeśli w restaura­cji, to pół biedy, gdyż można sobie wybrać zarówno lo­kal, jak i potrawy, choć zwykle wybór jest bardzo maty. Gorzej ze stołówką, zwłaszcza, gdy nie ma żadnego wy­boru i nie można zrobić w programie obiadowym żadnej zmiany.

„Wybór zawsze jest — powiedział pewien dowcipny kelner — można jeść lub nie jeść" Trzymając się tej za­sady, możemy odrzucić to, co uważamy za szkodliwe, np. mięso, kluski, śmietanę, tuczące tłuste sosy,

Można też, a nawet trzeba w takim wypadku zabrać ze sobą w słoiku przyrządzone w domu surówki, sałatę, kapustę kiszoną itp., o ile stołówka daje tych dodatków za mało.

Znacznie gorszy problem powstaje, gdy z powodu cho-choroby żołądka, pęcherzyka żółciowego czy trzustki or­ganizm nie znosi surowizn ani mleka. Ludzie dotknięci tymi schorzeniami żywią się bułkami, kaszkami i goto­wanym mięsem, przez co z roku na rok coraz bardziej pogarszają swój stan. Nie ma dla nich innego wyjścia jak stopniowe przyzwyczajenie się do prawidłowej, życiodaj­nej i uzdrawiającej diety, co przy ostrożnym i cierpliwym postępowaniu zawsze się udaje. Mleko należy dodawać do herbaty, stopniowo po małej łyżeczce w coraz więk­szych ilościach, aż przejdzie się na mleko czyste. Surówkę stosujemy najpierw w formie soków rozcieńczonych ciepłą wodą, potem jemy przetarte surowe owoce, wszyst­ko zaczynając od bardzo małych ilości, aż dojdzie się do normalnych surówek. Takie stopniowe przyzwyczajenie żołądka i jelit trwać musi długie miesiące. I jeszcze jeden warunek: trzeba naprawdę bardzo dobrze gryźć — to og­romnie ułatwia trawienie.

-Najgorsze jednak trudności stwarzają nie choroby, lecz szerokie i bujne życie towarzyskie, które niestety, zamiast na walorach i rozkoszach intelektualnych wciąż

jaszcze bazuje na uciechach stołu. Wiadomo — gości trzeba odpowiednio przyjąć — nie można podać im zsiad­łego mleka, sałaty i kartofli w łupinach. Tak samo, gdy sę jest zaproszonym, trzeba jeść, by nie sprawić gospo^ darzom przykrości.

Nie trzeba jednak jeść wszystkiego i nie trzeba jeść dużo. U siebie w daniu, obsługując gości, można prawie ric nie jeść. a będąc gościem trzeba po prostu udawać, że s ę je, wybierając jakieś surówki czy sałatki i przebąku­jąc w razie potrzeby o uczuleniach, ,,wrażliwej wątro­bie", konieczności „dbania o linię".

Takie postępowanie wymaga jednak bardzo silnej woli, aniebezpieczeństwo płynące z częstego bywania na przy­jęciach właśnie dlatego jest tak duże, że stwarzają one potężną pokusę objadania się smakołykami niezdrowymi, cd przekreśla możliwość gruntownego odzwyczajenia się od nich i rujnuje efekty kuracji.

Dla kobiety po czterdziestce, wchodzącej w okres prze-kwitanja, odpowiednie odżywianie jest specjalnie ważne. Mleczno-jarska dieta bez mięsa i masła bardzo łagodzi oojawy hiperestrogenizmu (produkty mięsne drażnią sy-s:em nerwowy i podnoszą ciśnienie krwi — a ponadto ojólnie zatruwając ustrój przyśpieszają starzenie "iię). Znacznie też zmniejszyć trzeba ilość soli kuchennej w po-tiawach (sól również podnosi ciśnienie i sprzyja obrzę­kom).

1 W okresie pomenopauzalnym najgroźniejszym wro-gem młodego wyglądu'jest otyłość. Nie wolno do niej dopuścić. Ważyć się trzeba co tydzień, o tej samej porze diia i w tym samym ubraniu. Waga wskaże najlepiej, co tizeba robić. Jeśli ciężar ciała się zwiększa, trzeba zmniejszyć ilość potraw mącznych, tłuszczu i słodyczy, zistępując to surówkami, które nie tuczą, a zasycają. Tak zvaną wagę należną, a więc saczupłą, młodzieńczą syl­wetkę powinnyśmy zachować przez całe życie. Wagę na-kżną oblicza się w kilogramach, odejmując 100 -ód licz-



120

9 — DrugS l ttzecfaj 'młodość

121


by centymetrów wzrostu i wprowadzając poprawkę na
konstytucję. Kobiety asteniczki, szczupłe, o pociągłej
twarzy, długiej szyi, rękach i nogach ważyć powinny
o 3—6 kg mniej niż wskazuje ich waga należna; a kobie--'
ty pykniczki, niewysokie i okrągłe mogą ważyć 2 — 3 kg
ponad wagę należną. Ale nie więcej. Niestety, z reguły
v.aża znacznie więcej, zwłsszcza w okresie przekwita- •
nią. t ^ ' •

Trzeba energicznie zwalczać rozpowszechnioną opinię, że-kobieta w tym okresie ma prawo przytyć. Jest to fałsz, Kobieta tyje, bo nastąpiło u niej zwolnienie przemiany materii, zmniejszyło -się spalanie pokarmów, a dowóz ich_ pozostał ten sam i cały nadmiar zamienia się w tłuSzcz, Trzeba zmniejszyć dowóz — mniej kalorii, mniej tłusz­czów, mąki, cukru, słodyczy, a białka "tylko tyle, ile wy­maga waga należna (nie wolno karmić białkiem swych pokładów tłuszczu — powinny one zniknąć}.

Pamiętajmy też, że u kobiet po menopauzie miażdżyca roawija się bardzo szybko. Masło i tłuszcze zwierzęce na­leży więc zastąpić przez oleje roślinne.

Nieco miejsca poświęcić trzeba jeszcze 2 zagadnie­niom: 1} odżywianiu w czasie ciąży, 2) jadłospisom w ro­dzinie wielodzietnej.

Kobieta ciężarna powinna pamiętać o kilku bardzo ważnych zasadach. Przede wszystkim, że nie wol­no Jej utyć, nie wolno podwyższyć ciężaru ciała więcej niż o 6 — 8 kg w ciągu całej ciąży ftj. o tyle, ile ważą płód, macica, łożysko i wody płodowe pod koniec ciąży). Nadmierny przyrost ciężaru ciała może być spowodowa­ny nagromadzeniem tłuszczu lub wody (obrzęki) lub jed­nego i drugiego równocześnie — w obu przypadkach jest to bardzo szkodliwe. Trzeba zaś wiedzieć, że w cią­ży przemiana materii jest nieco inna i łatwiej dochodzi r-

do otyłości. Kobiety, które w ciąży jedzą dużo — zwłasz-i /ii pokarmów tłustych i słodkich, bardzo szkodzą za-

mwno sobie, jak i dziecku. Tyje nie tylko matka, ale i płód, a poród jest wtedy trudniejszy i połączony z du-.-ynt ryzykiem powikłań zarówno dla matki, jak dla <!/iivku. Ponadto u kobiet tyjących w ciąży tworzą się i /<'.!<> kamienie żółciowe.

Kird/o szkodliwe jest też duże spożycie soli kuchen­ni 'i (wędliny, śledzie, słone rosoły, przekąski), co w tym •.t. i ii i t; znacznie łatwiej prowadzi do obrzęków. Trzeba t"/ pamiętać, że w ciąży narządy wewnętrzna kobiety lu.iiroba, nerki i inne) wykonują zwiększoną pracę, nie uolno więc obarczać ich dużymi ilościami trudnych do im /( róbki i spalania pokarmów (mięsa, wędlin). Trzeba tKiiomiast dać im wiele -witamin i innych życiowo \\.i/.nych składników (biokatałizatorów). Rozwijający się jMiui potrzebuje białka i soli mineralnych, głównie u d pnia i fosforu do budowy kości i zębów. Najlepszym /rodłem tych składników dla k-obiet w ciąży są mleko i ser, które muszą być spożywane co dzień (2—3 szklanki mleka i około 8—10 dekagramów sera), a poza tym chu­de, gotowane i mało słone ryby (2—3 razy na tydzień), /.resztą, jeśli kobieta przed zajściem w ciążę odżywia się rui ogól prawidłowo, nie należy zmieniać jej diety, .pilnie jednak kontrolując ciężar ciała. Węglowodany podajemy w postaci ciemnego pieczywa i kasz, unikając cukru, bia­łej mąki i słodyczy. Tłuszczów mało, głównie w postaci olejów. Co dzień surówki j przynajmniej l kg surowych owoców. Takie odżywianie chroni również przed zapar­ciem i innymi dolegliwościami. Ogólnie biorąc zapewnia ono zdrowy rozwój ciąży i szybki, sprawny poród, bez powikłań.

Pewne,-trudności sprawiać może również układanie jadłospisów w rodzinach wielodzietnych (tj. takich, które mają pięcioro lub więcej dzieci). Trzeba podkreślić, że dzieci urodzone w takich rodzinach, mają



122

123


' duże szansę zachowania zdrowia, gdyż rodzice nie mają dość pieniędzy na przekarmianie ich szkodliwymi smako­łykami, np. słodyczami. Dzieci te mogą więc zachować zdrowe zęby i uniknąć wielu przewlekłych chorób, zwłaszcza miażdżycy. Żyjąc wśród licznego rodzeństwa szybko też wyrabiają w sobie cenne zalety społeczne — zmysł opiekuńczy, altruizm, zaradność życiową. Grozi im jednak niebezpieczeństwo zazdrości w stosunku do „uprzywilejowanych" i opływających, we wszystko jedy-itaków. Z tego powodu dzieci z rodzin wielodzietnych często nie chcą uczyć się dłużej czy kończyć wyższych , studiów, chcą jak najprędzej zarabiać, by móc prędzej kupować sobie to, czego rodzice dać im nie mogli. Wiele zależy tu oczywiście od ogólnego umysłowego i moral­nego poziomu rodziny i od ideałów, jakim ona hołduje. Jeśli^są one natury grubo materialnej, zazdrość taka wytwarza się łatwo.

Jeśli chodzi o odżywianie, to rodzice mający liczniejsze ^potomstwo, jeśli chcą je dobrze odżywiać, zadbać muszą przede wszystkim, by ich dzieciom nie groził głód wita-minowo-białkowy. I tu właśnie trzeba dobrze orientować się w istotnej wartości produktów, aby nie kupować za drogie pieniądze tego, co biologicznie jest niezbyt war­tościowe, albo też daje się doskonale zastąpić innym, _dużo tańszym produktem. Najtańszym źródłem białka zwierzęcego są: mleko, chudy, biały ser, ryby (zwłaszcza śledzie) oraz niektóre podroby zwierzęce. Trzeba wie-,, dzieć, że wnętrzności i krew zawierają więcej składników •odżywczych (również witamin) niż właściwe mięso (mięśnie szkieletowe) i że wartość odżywcza produktów rzeźnych stoi zwykle w odwrotnym stosunku dp ich ceny. Matki rodzin wielodzietnych powinny o tym pamię­tać, jak również i o tyra, że cennym źródłem białka roślin­nego są ziemniaki i chleb razowy, a także groch, fasola i soja. W porównaniu z kartoflami, chlebem, mlekiem i rybami białko jaj i mięsa kalkuluje się 3—4 razy drożej.

124

__ Z kolei sprawa wydatków na „witaminy i sole mine­ralne". Tu trzeba podkreślić, że mleko chude, maślanka, a również serwatka są dobrym ich źródłem i nie należy n:mi gardzić. Serwatkę można dodawać do zup, robić z niej różne polewki i napoje, a maślankę z kartoflami czy kaszą podawać np. na kolację. Matka rodziny wielo­dzietnej nie może kupować pomarańczy, bananów czy ir.nych drogich owoców, ale dzieci nic na tym nie stracą, jeśli będą mieć w zimie co dzień surową, kiszoną kapustę, cebulę i surową marchew (którą obraną i umytą można im nawet dawać do szkoły), jak również do obiadu su­rówki z> tanich, cały rok dostępnych warzyw (buraki, marchew, selery, pory, rzepa, brukiew i inne). Dużo ko­rzyści może dać również mały, „domowy ogródek" w po­staci skrzynki przy kuchennym oknie, w której można hodować zieloną pietruszkę, koperek i szczypiorek, cen­ne witaminowe uzupełnienie zimowych posiłków. Wiosną, latem i jesienią pilnie wykorzystywać należy sezonowe 0'Aroće i warzywa w okresach ich „szczytu", gdy ceny ich na rynku spadają. Dążyć też trzeba, by każda rodzina wielodzietna posiadała własny ogródek działkowy — rąk do pracy w nim nie zabraknie, a dla dzieci bardzo zdrowo będzie spędzać przy takiej robocie godziny wolne od

nauki.

>

Dla rosnącego organizmu dostateczny dowóz białka, witamin i soli mineralnych ma pierwszorzędne znaczenie. Dorastającej młodzieży białko podawać należy głównie w postaci mleka i sera. Produkty mięsne drażnią system nerwowy — już i tak często niezrównoważony w okresie pokwitania — a również pobudzają seksual­nie, co w tym okresie życia bynajmniej nie jest pożą­dane. Podobne działanie ma dodawana w większych ilościach sól kuchenna, pieprz i inne ostre, pikantne* przyprawy. Taka słona i ostra kuchnia z dużą ilością pro­duktów mięsnych wzmaga również skłonność do alko-

125


holu, Trafnie charakteryzuje to ludowe powiedzenie; „Żona soli, mąż pije, a dzieci płaczą".

Węglowodany podawać należy tylko w for­mie całościowej (chleb razowy, kasze, ziemniaki). Tłuszcze roślinne (oleje, ewentualnie margaryna Vita, masło roślinne). W zimie l łyżka tranu dziennie może za­stąpić częściowo masło, jeśli dziecko dobrze tran znosi. Tran nie pobudza rozwoju miażdżycy, a dostarcza du­żych ilości tak potrzebnych dla rozwoju dziecka wita­min A i D.

Zasada oszc2ędzania wartości odżywczych obowiązy­wać powinna wszystkich — tym bardziej rodzinę wielo­dzietną. Trzeba więc, gdy tylko można, unik-ać obierania, długiego gotowania, płukania, odlewania wody od goto­wanych jarzyn itp. Ziemniaki gotować trzeba tylko w łu­pinach, a przy posiłku każdy sam może sobie je obierać. Oszczędza to roboty i tak zapracowanej matce rodziny. Przy grubym obieraniu, długim moczeniu, gotowaniu w wouzie'potem odlanej, traci się od 40 do 80% witamin i soli mineralnych z jarzyn. Szpinak np. traci przez odle­wanie wody po ugotowaniu więcej niż połowę wartości. A tymczasem można doskonale przyrządzić go parując krótko z odrobiną wody, tak by tylko przez kilka minut się pogotował, a po przepuszczeniu przez maszynkę wodę' tę dodaje się do szpinaku z powrotem. Ma on wtedy nieco ostrzejszy smak, ale łatwo można się do tego przyzwy­czaić.

W rodzinie wielodzietnej na śniadanie i kolację naj­lepiej kalkulują się wszelkie zupy, kasze zalewane po ugotowaniu mlekiem, różne polewki, żur z ziemniakami, a do tego chleb razowy i ewentualnie surowe owoce czy warzywa. Aby dzieci chętnie jadły proste potrawy, trzeba pilnować ściśle godzin posiłków i nie pozwalać, by po­jadały między posiłkami, zwłaszcza słodyczy.

W takiej rodzinie, złożonej z większej liczby osób, bar­dzo wiele zależy od kobiety, matki, wychowawczyni,

gospodyni i karmicielii. Od niej zależy zdrowie domow-lików, ichjiastrój psychiczny, zdolność do pracy i zado­wolenie z życia. Matka rodziny wielodzietnej powinna :eż zdawać sobie sprawę, że sąsiedzi i znajomi, którzy

>ami ograniczyli liczbę dzieci do jednego lub najwyżej iwojga, patrzą na nią, obserwują, śledzą, by przez jej liep o wodzenia i klęski usprawiedliwiać swój- własny egoizm, by litować się nad nią i z satysfakcją powtarzać: ,Sama sobie winna — po co tyle rodziła". Mądra, myślą-:a i gospodarna matka wielodzietna nie sprawi im tej sa-ysfakcji — przeciwnie — tak dobrze da sobie radę, że jędą ją podziwiać i w głębi duszy zazdrościć tego jedy-lego prawdziwego bogactwa, jakim liczne, zdrowe dobrze wychowane dzieci.

- Najzdrowszym i najbardziej długowiecznym narodem na świecie est plemię Hunzów zamieszkujące tzw. f, Szczęśliwą Dolinę" w Hima-ajach. Nie jedzą oni ryżu ani cukru, prawie nie używają mięsa soli. Ich pieczywo to półsurowe placki z całego ziarna, a ich giów-ie pożywienie to owoce, warzywa, mleko, ser i miód. 120-letnl star-iy cieszą się tu doskonałym zdrowiem i sprawnością fizyczną, a ko-nety — uwaga! ich kobiety w wieku 65 lat jeszcze mogą rodzić łzieci, są wiać w pełni biologicznej młodości. Kobieta 40-letnia to i nich nieomal że podlotek.

Zresztą nietylko u H,unzów. Porody po sześćdziesiątce zdarzają :ię również l w innych „ośrodkach długowieczności".

Widać .z tego, że nasze kobiece przekwitanie bynajnfńiej nie jest :wiązane z czterdziestką ani z pięćdziesiątką.- tylko z ogólnym sta-izeniem się, któremu jajniki ulegają najwcześniej. A starzenie się o przede wszystkim kwestia trybu życia i odżywiania.

Cóż, -fatwo przychodzi to Hunzom, którzy nie znają dobrodziejstw (ywilizacji — tych ponętnych ciastek, chrupiących bułeczek, cu-tierków, czekoladek i tortów; nie mają też zapewne żadnych ka-viarni, wę.dliniarni, garmażerni i innych ..Delikatesów". Niechby tak ipróbowali pożyć w naszych warunkach, jadać w naszych restaura­cjach, bywać na przyjęciach!


126


Głód leczy, odmładza i przedłuża życie

„Otyli żyją krócej — ale jedzą dłużej" — głosi tygod­nik „Przekrój". A Magdalena Samozwaniec w jednej ze swych nowel^ opowiada o sędziwej staruszce, która drę­czona przez rodzinę zupkami..kaszkami i wszelkimi za-, kazami pewnego razu postanowiła skończyć z takim ży­ciem. W tajemnicy przed domownikami posłała służącą po pieczonego indyka, wódkę, wino, tort i urządziła so­bie .bal — a nazajutrz znaleziono ją martwą.

„Wolę umrzeć niż jeść marchewkę" — stwierdził z de­terminacją .ojciec „Marii i Magdaleny", sławny malarz Wojciech Kossak, gdy na starość lekarz zlecił mu dietę jarską. Po czym, pałaszując co dzień pokaźne ilości mię­sa i wędlin, przeżył lekarza, który ośmielał się zalecać mu marchewkę.

^Przepisywanie ludziom diet, pozbawianie ich tak potęż­nego źródła przyjemności, jakim jest ulubione jedzenie, wydaje się w wielu wypadkach sprawą zupełnie, bezna­dziejną. Słusznie pisze Heiser, amerykański lekarz; higie­nista, że człowiek zdolny do ścisłego dotrzymania prze­pisanej mu diety jest zdolny już naprawdę do wszyst­kiego.

Ale kobiety zdolne są czasem do wszystkiego, zwłasz­cza gdy chodzi o sprawy urody i odmłodzenia. Zamiast zapisywać diabłu duszę, warto choć na kilka dni wyrzec

przyjemności jedzenia — po prostu zastosować gło-d)wkę.

W specjalnych zakładach, pod ścisłą opieką lekarską ghdować można przez szereg dni (w wyjątkowych wy-pidkach aż do sześciu tygodni). W tym czasie nic się n? je, pije się tylko około 3 szklanek dziennie wody lub sdcu z owoców.' T nawet nie zawsze trzeba przy tym le-. żc-ć. NiekfoTzy"mogą wykonywać lekkie ćwiczenia i cho-d:ić na spacefy. W czasie głodówki odbywa się wielki proces oczyszczania organizmu, „generalny remont" z usunięciem wszystkiego co chore, zmurszałe i niepo-tnebne- A. po głodówce ostrożnie podawane i odpowied-nb dobrane odżywienie gwarantuje odbudowę tkanek jiż na nowych, zdrowych podstawach. Słowem istotne ocrodzenie i odmłodzenie.

Ale nie jest to takie proste. Organizm głodujący żywi si» kosztem własnych, mniej ważnych tkanek, głównie thszczowej i mięsnej. Wchłania przy tym i likwiduje rćzne stare złogi i przewlekłe ogniska zapalne. Dłuższa gbdówka może powodować przejściowe objawy zatrucia i idnowienia się starych spraw chorobowych. Wszystko ostatecznie kończy się dobrze i człowiek po głodówce czije się jak odrodzony, ale samo głodowanie jest często okesem bardzo przykrym i niebezpiecznym. Toteż dłuż-sz; głodówki można odbywać tylko w zakładach leczni­czych, pod okiem doświadczonych lekarzy, którzy sami tyko mogą ocenić, czy dany człowiek nadaje się w ogóle dc takiej kuracji. Bo nie każdy może pozwolić sobie na dhższe głodowanie.

sla szczęście zupełnie podobne lecznicze i odmładzają­ce efekty osiągnąć można przez głodówki krótsze, pow-tazane co pewien czas. Uczeni stwierdzili, że-przez ók-re;owe głodzenie różnych gatunków zwierząt można bar-dza znacznie przedłużyć ich życie. Zwłaszcza w świecie zwierzęcym głód jest stanem spotykanym dość często (ni, sen zimowy, chwilowy brak pokarmu), a już nigdy



128

129


żadne zwierzę nie je wtedy, gdy jest chore — wstrzy­mując dowóz pokarmu pozwala organizmowi wypocząć i wrócić do równowagi. Człowiek przeciwnie: czując się źle — fizycznie czy psychicznie ~— często szuka w jedze­niu ,,pociechy" i „wzmocnienia", przez co jeszcze bar­dziej obciąża, niszczy i osłabia swój organizm.

Przy otyłości, miażdżycy tętnic, obrzękach, niewydol­ności krążenia, nadciśnieniu i przedwczesnym starzeniu się krótsze 2-, 3-, 5-dniowe głodówki, powtarzane co parę tygodni działają znakomicie. Ale nie mogą ich stosować ludzie wątli, wychudzeni i wyniszczeni, chorzy na gruźli­cę płuc, chorobę Basedowa i cukrzycę (jeśli biorą insu­linę).

W czasie głodówki możemy leżeć lub chodzić, a nawet wykonywać lekką pracę — zależy to od samopoczucia. .Na spacery lepiej nie wychodzić, gdyż rnoże zdarzyć się jakieś przelotne osłabienie czy zawrót g^owy.

Przy głodówce ścisłej pijemy tylko wodę i to niedu­żo — 3 szklanki na dobę. Przy tzw. głodówce sokowej — fakąż ilość surowego soku z owoców. Można też stoso­wać głodówkę mleczną lub owocową. Głodówka nie da oczyw-iście żadnego efektu, jeśli po jej zakończeniu zaczniemy jeść za dwoje.

Specjaliści w leczeniu głodem przywiązują zwykle dużą wagę do tego, by przed rozpoczęciem głodówki opróżnić jelita przez przeczyszczenie lub lewatywę, a nie­którzy nawet w czasie trwania głodówki zalecają co­dzienne lewatywy. Trzeba podkreślić, że w ciągu pierw­szych 2—3 dni głodówki przemiana materii ulega „odwró­ceniu". Spalają się głównie tłuszcze z tkanki podskórnej, w pewnym stopniu również białka z mięśni, natomiast zapasy węglowodanów zostają szybko wyczerpane i jeśli nie ma ich dowozu z zewnątrz, ustrój prawie ich nie spala. Przy normalnym odżywianiu spalają się głównie węglo­wodany. Spalanie tłuszczów przy braku węglowodanów prowadzi przy głodówce do zakwaszenia ustroju, które

występuje po 2—3 dniach i zwykle wtedy meczące uczu­cie głodu ustaje. Utrata ciężaru ciała w pierwszych dniach głodówki jest dość duża i może wynosić ok. l kg na dobę. W dalszych dniach organizm nastawia się na bardzo oszczędną gospodarkę swymi zasobami, ogranicza spala­nie i wtedy utrata ciężaru ciała jest już mniejsza. Specja­liści twierdzą, że 2-, 3~tygodniowa głodówka przy dosta­tecznym dowozie wody nie budzi obaw o zdrowie (oczy­wiście, jeżeli komuś w ogóle wolno głodować). Utrata ciężaru ciała nie powinna przewyższać 20% sprzed roz­poczęcia głodówki.

Ponieważ reakcje indywidualne i samopoczucie bywają bardzo różne — nigdy nie należy wyznaczać sobie z góry jakiegoś dłuższego terminu głodówki, lecz uzależnić go od reakcji ustroju i samopoczucia. Zaburzenie snu i ja­kieś nieprzyjemne sensacje sercowe mogą oznaczać, że dana osoba psychicznie źle znosi gtódówkę i wtedy nale­ży ją przerwać. Po głodówce, zwłaszcza dłuższej, nie wol­no od razu wrócić do zwykłego odżywiania, lecz przez 2—3 dni stosować dietę „niemowlęcą", bardzo ostrożną (manna, herbata z mlekiem, przetarte kompoty itp.}. Pr^ed rozpoczęciem głodówek, również krótkotrwałych, należy zawsze poradzić się lekarza — chodzi o to, czy nie ma jakiejś sprawy chorobowej, przy której głodówka byłaby niawskazana, a nawet szkodliwa. Głodówki'działają naj­lepiej w tych chorobach,-które powstają na skutek nad-nrernego i zbyt obciążającego ustrój odżywiania (miaż­dżyca, otyłość, nadciśnienie, obrzęki, duszność sercowa i ;nne). Na okres głodówki należy zwolnić się z pracy i zapewnić sobie spokój fizyczny i psychiczny. Jeśli gło­dówka ma trwać dłużej niż 5 dni, konieczna jest stała kontrola lekarska.

Trzeba podkreślić, że ludzie starzy często źle znoszą głodówki, gdyż ich ustrojowe-rnechanizmy regulacyjne są już niesprawne i , organizm nie może przystosować się do tak bardzo zmienionej sytuacji. Toteż u starców można


130


najwyżej próbować krótkich, parodniowych głodówek przy pilnej obserwacji i ewentualnym podawaniu soków owocowych czy wody z miodem i cytryną. Dłuższych gło­dówek u nich nie stosujemy. Głodówka jest w ogóle wykluczona, jeśli staruszek był ostatnio niedożywiony i cierpi na niedobory białkowo-witaminowe.

Przejdźmy teraz do diet półgłodowych. - v

Wspaniały efekt wyszczuplający, odmładzający i leczniczy daje kuracja surówkowa Bircher-Berinera, która jest łagodniejszą odmia­ną głodówki. Można ją stosować przez okres 2—3 tygodni (ale nie dłużej), przechodząc potem na dietę mleczno-jarską. Przy kuracji tej jada się na śniadanie owoce, orzechy i surówkę owocową z płat­kami owsianymi według Bircher-Bennera.* -To samo na kolację, na obiad owoce, surówki jarzynowe i sałatę zieloną. Taką kurację przeprowadzać należy latem lub jesienią, gdy owoce i jarzyny są świeżo naładowane energią słoneczną i witaminami.

Można również stosować kurację mleczno-surówkową spożywając oprócz surowych owoców i warzyw również mleko i jego przetwory, jak kefir czy maślankę. Taką dietę stosować można dłużej, gdyż dostarcza ona orga­nizmowi więcej potrzebnych składników, zwłaszcza biał­ka zwierzęcego, choć na dłuższą metę są to oczywiście ilości niewystarczające.

Oprócz tych okresowych kuracji wprowadzamy „dni mleczne" lub owocowe. Dla kobiety po czterdziestce je­den lub dwa „dni surówkowe" na tydzień to wcale nie za dużo, zwłaszcza latem. Zimą organizm więcej traci ciep­ła, więcej musi spalać, domaga się więc pokarmów bar­dziej kalorycznych. Toteż zimą więcej musimy spożywać mięsa i tłuszczu, za to latem w czasie upałów przeprowa­dzajmy oczyszczanie i reperację organizmu przez gło­dówki i okresy stosąwania diety surówkowej.

Ludzie przeważnie bardzo boją się głodu, a rzadko kto boi się przejadania, które jest przyczyną większości na-

* p. str.

szych chorób i przedwczesnego starzenia się. Je się ciąg­le, przy każdej okazji i również bez okazji — u wielu ludzi wchodzi to w nałóg, jak pijaństwo czy -palenie pa­pierosów — ą przecież nawet najzdrowsze pokarmy uży­wane w nadmiarze działają szkodliwie, obciążając tra­wienie i przemianę materii. Jeść należy tylko wtedy, gdy' czuje się silny głód i tylko tyle, by ten głód zaspokoić. Organizm sam melduje swą potrzebę jedzenia, a jeśli jej rtie melduje, znaczy to, że chce mieć spo-kój dla uporząd­kowania swoich procesów biologicznych. Toteż wszelkie jedzenie na siłę i „przez rozum" jest nonsensem, a po każdym okazyjnym przejedzeniu się należy zastosować odtrutkę w postaci jednego lub dwu dni owocowych.

Niektóre kobiety dla uzyskania smukłej linii potrafią głodzić się, np. w ten sposób, że przez szereg tygodni żywią się wyłącznie her­batą i bułkami. Tego rodzaju dieta nie daje. korzyści zupełnej gło­dówki (zresztą długotrwałą zupełną głodówkę można przepr-tSwadzić tylko pod ścisłą kontrolą lekarską), a uzyskane w ten sposób sch mi­nięcie bynajmniej nie odmiodza — przeciwnie, powoduje obwis-uiie i ziemistość skóry, a prócz tego "ciężkie uszkodzenie organizmu. •

Trzeba mocno podkreślić, że wszystkie półglodowe, odtłuszczają-cg diety muszą zawierać znaczne ilości surowych owoców i warzyw, a jeśli mają być stosowane dłużej — również i-mleka. Skąpa ilość kalorii w takiej diecie sprawia, że organizm spala władny tłuszcz^ a więc chudnie, pewna ilość białka zwierzęcego chroni narządy we­wnętrzne przed uszkodzeniem, a duży dopływ witamin i innych „ży­ciowych czynników" powoduje ogólną poprawę zdrowia i lepsze ukrwienie tkanek, przy czym skóra staje się różowa i elastyczna, co daje ogólny efekt odmłodzenia.

A teraz parę przykładów.

1. Niejaki dr Robert Jackson, iekarz pediatra z Kanady dobie­gając pięćdziesiątki był ciężko schorowanym i bliskim'śmierci star­com, któremu żadne już leki nie pomogły. Jak sam po tym napisał — miał prawie wszystkie )choroby, prócz raka. Cierpiał na ciężkie bóle głowy, zwyrodnienia stawowe, zapalenia nerwów, owrzodzenia 'jelit z poważnymi grożącymi życiu krwotokami, a stan jego serca był. Lik ciężki, że dr Jackson nie mógł nawet wejść po kilku stopniach do swego parterowego mieszkania — ten niewielki wysiłek już po-



132

133


wodował gwałtowną zadyszkę, zawrót głowy i chwilową utratę widzenia. Sławny wówczas kardiolog po zbadaniu go nie wróżył mu więcej niż parę miesięcy życia. Stan ten był wynikiem wielo­letniego, bardzo nieprawidłowego odżywiania, z .wielką ilością mię­sa, tłuszczów, białej mąki i cukru, ale dr Jackson nie podejrzewał tego. Przeciwnie — zgodnie z poglądami dietetycznymi drugiej po­lowy XIX w. sądził, że takie odżywianie jest „wzmacniające i zdro­we". W tym ciężkim stanie czasem próbował jeszcze pracować i pewnego razu przyjął matkę z niemowlęciem, ' które chorowało z przekarmienia. Długo tłumaczył jej jak ma odżywiać swe dziecko zgodnie z wymaganiami i zasadami natury. Młoda kobieta popsirzyła z politowaniem na wynędzniałą postać lekarza i powiedziała; „Panie doktorze, w jakim okresie życia te zasady tracą swą ważność?"

Pytanie to zaszokowało dr Jackson a. Nie mógł o nim przestać myśleć. Czyżby i on by} także izatruty nieodpowiednim odżywijmeTi

-jak to biedne niemowlę? pq pewnym okresie prób, wahań l roz­myślań postanowił zastosować radykalną odtrutkę — zupełną gło­dówkę. Co godzinę wypijał 2 szklanki wody nie biorąc prócz tego nic do ust. Pierwsze trzy dni były dla niego okropne, lecz wytrwał, a c;dy czwartego dnia poczuł się dużo lepiej, zrozumiał, że jest na właściwej drodze. I gdy po trzech tygodniach głodówkę zakończył, mógł już nie tylko chodzić fdo czego przedtem prawie nie był zdol­ny), ale nawet biegać. Gruntownie zreformował swe odżywianie przechodząc na dietę m-teczno-jarską, bez mięsa, ryb i wędlin, a także be? soli. cukru i białej mąki. Jadał za to dużo owoców i s;ii<jwGk, Stopniowo zaczął też uprawiać dalekie spacery, zimne obmywanie ciała, masaże, gimnastykę i ćwiczenia oddechowe. Sypiał nawet 7lmą przy otwartych oknach. Przy tym intensywnie pracował. Wszystkie jego choroby stopniowo ustąpiły.

Już po czterech latach tego nowego reżimu dr Jackson dał wspa­niały dowód niezwykłej siły i wytrzymałości swego odrodzonego

. organizmu i ,:nowego" (choć nie przeszczepionego) serca wchodząc bez odpoczynków na 50 -piętro „drapacza chmur" w Waszyngtonie i schodząc stamtąd bez większego zmęczenia. W wieku lat 80 w pełni biologicznej sprawności t zdrowia -napisał książkę pt. „Jak _być

, zawsze zdrowym", w której opisał swą kurację i wyzdrowienie. Książka ta siała się bestsellerem w Ameryce w ostatnich latach przed II wojną światową, a po wojnie była również wielokrotnie wydawana w Europie.

2. Pierwszą, znaną w historii kobietą, która stosowała głodówki dla zachowania urody, była słynna z piękności cesarzowa austriacka Elżbieta, żona Franciszka-Józeia. Przebywając w młodości- na dwo­rze angielskim i patrząc na tuszę królowej Wiktorii nabrała takiego

wtrętu do otyłości, że za wszelką cenę postanowiła nie dopuścić dc tego u siebie. Namiętnie jeździła konno, chodziła na dalekie spa-ce-y i głodziła się taji, że aż lekarze musieli jej tego zabraniać. O a też pierwsza wprowadziła dni mleczne i owocowe. Cesarzowa Elbieta zachowała urodę również w starszym wieku. Jako sześćdzie-sicioletnia kobieta, zamordowana przez zamachowca, nawet na stole sekcyjnym czarowała pięknem swego ciała.

Ctoś mógłby powiedzieć, że to przesada, że kobieta sześćdziesię-cidetnia nie może mieć pięknego ciała. Owszem, może, ale tylko wfedy, jeśli przez djugle lata, od ssniej młodości stosowała właści-w tryb życia i odżywiania. Oczywiście — kobiety takie należą do wjątków.

3. Sięgnijmy jeszcze dawniej. W XVI wieku we Włoszech -żył nijaki Ludwik CornSro. Bujne życie i rozkosze stołu powaliły go nałożę boleści już w czterdziestym roku życia. Był niedołężny, scho-iwany i bliski śmierci. Wówczas — podobnie jak dr Jackson — povziął decyzję,..która zapewniła mu sławę nawet po wiekach. Za-cz,ł stosować głodową dietę złożoną prawie wyłącznie z owoców. Ta ciężko chory człowiek nie tylko całkowicie odzyskał zdrowie, ahży] w dobrym stanie jeszcze przeszło 60 iat, stale hołdując zasa-dzB bardzo powściągliwego odżywiania. Będąc już po dziewięćdzie-siące napisał książkę pt. „Traklat o życiu umiarkowanym". Umarł mqąc 104 lata. Od niego ma pochodzić powiedzenie( że po czter-dzestce najbardziej pomaga nam pokarm... nie zjedzony.

Tak na XVI wiek dość oryginalne — prawda?


Chudniemy bez głodu

Bez głodu — tak — ale nie bez wyrzeczeń. Można dosko­nale chudnąć bez głodu i osłabienia, ale nie można chud­nąć bez wyrzeczenia się tych najrozj&aitszych przysma­ków i „rozkoszy podniebienia", których nadużywanie l doprowadziło do otyłości. Ktoś dowcipny powiedział, że najlepszą i najskuteczniejszą gimnastyką dla otyłych są energiczne, przeczące ruchy głową na widok jakiegoś smakołyku w oknie wystawowym lub na stole.

Najszybciej i najskuteczniej chudnie się w czasie gło­dówki, ale głodówki i wszystkie diety półgłodowe, nie­doborowe, mogą być stosowane tylko okresowo, przez kilka dni lub tygodni. Mogą one powodować chwilowe osłabienie — dlatego w zasadzie nie należy łączyć ich z intensywną pracą. Poza tym trzeba do 'nich na ogół pewnego wysiłku woli, przezwyciężenia uczucia głodu, ' wytrzymywania bólów głowy i innych dolegliwości, któ­re mogą występować w czasie głodówki. Zresztą nie . wszyscy znoszą głodówki dobrze. Niektórzy czują się w pierwszych dniach głodu na ogół dobrze, może nawet występować uczucie lekkości, zwiększonej energii i zdol­ności do pracy — inni jednak czują się tak źle, że po pro-^

~i stu nie chcą głodować. Ciekawe, że właśnie ludzie bardzo

otyli na ogół źle znoszą głodówki. Bircher-Benner uwa­żał, że u otyłych tkanka tłuszczowa jest wielkim maga­zynem różnych toksycznych substancji, które organizm

v ten sposób usuwa z krwi. W czasie głodu tkanka tłusz­czowa ulega rozpadowi, a toksyny te przechodzą do krwi i przejściowo zatruwają ustrój.

Tak czy owak wiele osób głodować nie może i trzeba podać im główne zasady diety, przy które] można schud­nąć bez przykrego uczucia głodu i bez niedoborów. Nie należy przy tym odstępować od głównych reguł wyłożo­nych w rozdziale o układaniu jadłospisów, koniecznie jednak uwzględnić trzeba następujące wskazówki:

  1. Należna ilość białka musi być dostarczona. W die-
    tich odtłuszczających na ogół poleca się nawet nieco
    większe ilości białka (chude mięso, ryby, biały ser, jaja),
    panieważ białko pobudza przemianę materii i powoduje
    żywsze spalanie. Poza tym z białka w ustroju mogą po-
    vstać tłuszcze i węglowodany (ale nie na odwrót) — dla­
    tego też i pokarmów białkowych nie można jadać., za
    diżor bo i od nich można utyć.

  2. Trzeba redukować przede wszystkim węglowodany
    (iłodycze, białą mąkę) ograniczając je do niewielkich
    ibści razowego chleba, grubych kasz i małych ilości kar­
    tofli (bez tłuszczu i nie co dzień). Bardzo ograniczamy
    tłuszcze — pozostawiając niewielką ich ilość w/postaci
    dejów. Tłuszcze są koniecznie potrzebne do trawienia,
    s| przy tym źródłem pewnych witamin (A, D, E). Trzeba
    ttż pamiętać, że tłuszcze zasycają.

Kilka lat temu pewien Amerykanin wystąpił z rewelacyjną die-t< przeciw otyłości. Zalecał jeść mię^o, ryby, dużo tłuszczów — ole-,jiw, eliminując zupełnie węglowodany (w normalnej diecie więk-s.ołć kalorii czerpiemy-z węglowodanów). Tajemnica skuteczności tfj diety polegała właśnie na szybko występującym uczuciu nasyce-na przez tłuszcze, wskOtek czego ogólna liczba kalorii znacznie się znniejszala — była to jednak dieta niefiZjologiczna i niezdrowa.

W cytowanym już wyżej, popularnym tygodniku „Przekrój" zna-lizł się ostatnio przapis na dietę twarogowo-owocową. Z punktu widzenia medycznego nie budzi ona zastrzeżeń, i jest łatwa w stoso­waniu. Nie można tylko poddawać się- jej zbyt długo.



136

11 — Druga i tr7ecia młodość

137"


  1. Spożywać dużo surówek i owoców,— zawsze na po­
    czątku posiłku — zostawiając pokarmy kaloryczne „na
    deser".

  2. Mleka pić około pół litra na dobę. Oprócz tego co
    dzień zjeść nieco białego sera.

  3. Do herbaty i kawy nie używać cukru — a jeśli to
    niemożliwe, bardzo ograniczyć ilość tych napojów, za­
    stępując je'wodą mineralną lub zwykłą. Pamiętajmy też,
    że alkohol jest bardzo kaloryczny (około 7 kał. z l gra­
    ma).

  4. Bardzo ważna zasada: unikać potraw pikantnych,
    smażonych, wędzonych, które bardzo pobudzają apetyt.
    Wykreślamy więc z diety wszystkie tzw. przekąski (z wy­
    jątkiem surówek warzywnych), wędliny, żółte sery, sar­
    dynki, śledzie oraz ostre przyprawy, jak sól, musztarda,

'majonez. Apetyt pobudzają również wywary z jarzyn i rosoły (podczas gdy surowe jarzyny raczej zasycają) oraz kwaśne owoce i soki. Trzeba też pamiętać, że skóra chleba zawiera wiele pobudzających apetyt „produktów przypiekania". Lepiej więc ją usuwać.

7. Jadać należy raczej częściej, w małych ilościach, nie
dopuszczając do dłuższych przerw i silnego uczucia gło­
du. Trzeba jednak wyznaczyć sobie na posiłki ścisłe ter­
miny i bezwzględnie ich przestrzegać. Żadnego „pojada­
nia i pogryzania" między posiłkami.

Nie wolno też chudnąć zbyt szybko. Przy normalnym trybie życia i pracy utrata ciężaru ciała nie powinna być większa niż Vs—l kg na tydzień.

Jak więc powinna w praktyce układać się taka dieta? Powinna być niezbyt obfita, całościowa i „kolorowa". Ano tak — białe mleko i ser, brązowy chleb, zielone liśqie {sałata, szpinak, pietruszka, cebula) i różnobarwne owoce i surówki to „filary", których nie może zabraknąć. Każdy posiłek powinien też zawierać jakiś produkt biał­kowy. A więc np.

1. śniadanie: l szklanka mleka.

2. II.śniadanie w pracy (osoby nie pracujące.po­za domem mogą to połączyć z I śniadaniem} chleb razo­wy (mała porcja), twaróg z cebulką lub szczypiorkiem, rzodkiewki, pomidor, owoce,

'" 3. O b i a d — owoce, potem (co drugi dzień) szklanka czystego wywaru z jarzyn (bez rosołu czy śmietany). Na drugie danie chude gotowane mięso lub ryba (3—4 razy na tydzień, a w pozostało dni obiad jarski). Rosół od go­towania mięsa wylewamy. Do mięsa czy ryby l—2 zie­mniaki (gotowane w łupinach) i 2 surówki (np. sałata i tarta marchew lub inne). W dni bezmięsne kasza, jarzy­ny gotowane bez tłuszczu), groch, fasola, czasem l jajo. Do surówek i sałaty parę łyżeczek oleju i ..sok z cytryny (niewiele).

4. Kolacja —Osiadłe mleko lub maślanka czy kefir (l szklanka), do„ tego^ chleb razowy, chudy twaróg i owoce.

Taka dieta powoduje przeciętne obniżenie ciężaru ciała o l kg tygodniowo: Można do niej dodawać (np. na pod­wieczorek) surowe soki warzywno-owocowe lub ziółka albo herbatę z suszonych owoców dzikiej róży. W zimie należy jak najczęściej korzystać z mrożonek i owoców suszonych (wymoczonych).

W walce z otyłością stosujemy również rozmaite me­tody pomocnicze. Należą do nich gimnastyka, spacery (a raczej marsze szybkim, energicznym krokiem) i chłod­ne obmywanie ciała, ewentualnie zimne kąpiele (np. la­tem kąpiele morskie). Gimnastykę trzeba zaczynać bardzo ostrożnie i stopniowo — najważniejsze, by stosować^ ją możliwie często ,,w małych porcjach", a więc parę razy w ciągu dnia nie doprowadzając do większego zmęcze­nia. Bardzo pomocną rnoże być tzw. gimnastyka sekun­dowa (patrz rozdział następny). Duże znaczenie ma też dbałość o dobre natlenienie na świeżym powietrzu, po­nieważ ułatwia to i przyśpiesza spalanie ustrojowe.

Spacerować należy co najmniej godzinę dziennie —



138

139


oczywiście nie po ulicach pełnych samochodowych spa­lin,^

Chłodne nacieranie zaczynamy również stopniowo, łą­cząc je z tzw. auto-masażern. Taki masaż, przy którym sami siebie masujemy rozcierając mocno ręce, nogi, tu­łów, daje dobre efekty, ponieważ jest połączony z wy­siłkiem fizycznym i może być traktowany jako gimna­styka, a jednocześnie zapobiega zwiotczeniu skóry.

Trzeba też zwrócić baczną uwagę na pewne stany psy­chiczne, które łatwo prowadzą do szukania pociechy i rozrywki w jedzeniu. Przy ciężkim zmartwieniu,'nudzie, obrzydzeniu do świata ratujmy sią czym możemy: cie­kawą książką, atrakcyjną rozrywką, nawet jakimś nie­potrzebnym sprawunkiem, byle nie „ekstra" jedze­niem. —' Staram się nigdy nie nudzić — powiedziała pewna sławna paryska dyktatorka mody — bo od nudy się tyje.

Bardzo ważne przykazanie, od którego nie może od­stąpić nikt pragnący schudnąć, to ważyć się co tydzień o tej samej porze i w tym samym ubraniu. Nie potrze-ba obliczać kalorii — i tak nie wiemy, ile ich przy naszej przemianie materii i trybie życia potrzebujemy. Waga wskazuje nam nieomylnie jak te sprawy stoją i co trzeba robił?.

Na zakończenie praktyczna uwaga. Warto namówić córkę, wnuczkę czy siostrzenicę, by w wieku 20—25 lat, kiedy jeszcze ma idealną młodzieńczo szczupłą figurę, zostawiła sobie jedną sukienkę jako „miarę" na później­sze lata. I aby wkładała ją co pewien czas, gdy już prze­kroczy trzydziestkę./Najważniejsze przykazanie profilak­tyki geriatrycznej to nie tyć, nie odkładać tłuszczu i za­chować szczupłą młodzieńczą figurę do najpoźniejszych lat. Tak, ale wymaga to przystosowania diety. Bo prze­miana materii zmniejsza się z wiekiem. Między 25 a 75 rokiem życia zmniejsza się stopniowo o ok. 30%>. Chcąc więc zachować młodzieńczy ciężar ciała musimy stopnio^

wo, zwłasz"cza po przekwitaniu, "zmniejszać liczbę przyj­mowanych kalorii. Ale ciężar ciała to jeszcze nie wszyst­ko. Trzeba pamiętać, że po klimakterium występuje u kobiet pewne odwapnienie kości, które stają się lżejsze. Jeśli więc ciężar utrzymuje się na tym samym poziomie, oznacza to już odkładanie tłuszczu. I wtedy nie ciężar ciała, lecz właśnie stara sukienka czy spódnica może być najlepszym wskaźnikiem.

Kurację wyszczuplającą trzeba planować co najmniej na miesiąc. Nie dlatego żebyśmy mogli stracić przez mie­siąc 10 czy 20 kg, lecz dlatego, że, jeśli co dzień, przez miesiąc, coś uczciwie wykonujemy, wchodzi to w przy­zwyczajenie, wytwarza się nowy stereotyp żywieniowy i dalsze postępowanie po tej drodze jest już bez porów­nania łatwiejsze.


140


Najprostsze, najłatwiejsze i najtańsze

\x

0 korzystaniu ze świeżego powietrza

1 uprawianiu gimnastyki

Natura jest ogromnie hojna, a jej wspaniale dary leżą na ulicy — trzeba się tylko po nie schylić

Wydajemy wiele pieniędzy na tzw. „dobre odżywia­nie", na masło, jaja, mięso i wędliny, a tymczasem w wielu przypadkach zwykła kilkudniowa głodówka by­łaby najkorzystniejsza dla naszego zdrowia. Wierzymy w drogie (zwłaszcza zagraniczne) leki, poszukujemy ich przez radio, a zapominamy o tym najprostszym środku, bez którego w ogóle żyć nie możemy — o powietrzu. Na salach szpitalnych ciężko chorym podaje się tlen z butli, a może zwykłe otwarcie okna mogłoby już po­móc choremu?

Organizm nasz wydala szkodliwe substancje przez ner­ki z moczem, przez jelito grube z kałem, przez skórę z po­tem i przez płuca z oddechem. Skóra też oddycha. Czy często ją obmywamy? Powietrze w pokoju, gdzie prze­bywamy, naładowuje się wyziewami naszych ciał — czy często te pokoje wietrzymy? Czyste, świeże powietrze, dostarczające nam tlenu, jest tak samo ważne jak pra­widłowe odżywianie, a ćwiczenia oddechowe na świeżym powietrzu są znakomitym środkiem pobudzającym i od­mładzającym.

To samo można powiedzieć o gimnastyce, o grach ru-:howych, turystyce i ćwiczeniach sportowych na powie-;rzu. Jak często je uprawiamy?

Cóż dziwnego, że starzejemy się tak kompromitujące
szybko. ( -

Nie wymagajmy od razu za wiele. Kobieta po czter­dziestce, najczęściej już trochę ociężała i otyła, nie od razu zmieni się w sarenkę, wdzięcznie biegającą po po-.ach. Każdy wiek ma swoje prawa, ale — niestety — są ;o prawa starzenia się, a zmniejszająca się z wiekieif ruchliwość jest właśnie objawem tych procesów.

Jeśli chcemy naprawdę się odmłodzić, musimy nie ;ylko zeszczupleć, ale i — stopniowo — rozruszać stawy ; mięśnie.

Kuracje głodóWkowe i konsekwentnie prowadzone, prawidłowe odżywianie znacznie przyczynią się do usn-lięcia szkodliwych złogów z tkanki podskórnej, stawów, :hrząstek i mięśni. Reszty dokona gimnastyka, z której zrezygnować nie wolno.

W ogromnej większości przypadków nie możemy oprawiać żadnego sportu, ale trzy rodzaje ćwiczeń mo-iemy i musimy stosować* jeśli rzeczywiście chcemy się odmłodzić:

  1. Co dzień przynajmniej półgodzinny spacer
    ;zybkim krokiem, w wyprostowanej, prawidłowej postawie, z wy­
    konywaniem co pewien czas głębokich oddechów. W ten sposób
    nożna odbyć np. część drogi z pracy czy do pracy. Ale ten marsz
    ;rzeba traktować poważnie, j.iko ćwiczenie.

  2. Ćwiczenia oddechowe w ciągu dnia. Co 2—3 go-
    iziny stanąć w otwartym oknie i gjęboko, powoli wdychać świeże
    aowietrze, zachowując prawidłową postawę.. Takich wdechów i wy-
    lechów należy wykonać 5—10. W ten sposób przewietrzamy płuca
    i odświeżamy krew.

  3. Poranna' i wieczorna 5—10-minutowa g im n a s t y k a.
    poprzedzona i zakończona ćwiczeniami oddechowymi. Gimnastyka
    lie musi być długa ani też forsowna, czy męcząca — ceJem jej nie
    jesi rozwój siły mięśniowej ani też schudnięcie, choć oczywiście
    przyczyni się ona do zeszczuplenia. Celem gimnastyki odmladzają-



142

143


cej jest wyrobienie giętkości i elastyczności, rozciągnięcie mięśni
i wiązadeł, rozruszanie stawów, a przede wszystkim odzyskanie
prawidłowej postawy ciała, zwinności i ruchliwości. Chodzi o usu­
nięcie rozpoczynających się zmian starczych, przygarbienia i ze-
sztywnienia stawów. /

Ćwiczenia dobrać można według własnego uznania, po dokładnej ocenie własnych brakó_w_. Ważne jest tg, by wszystkie stawy i mięś­nie były rozruszane i mocno rozciągnięte. Ćwiczymy wolno nie spiesząc się (poranna gimnastyka przez radio jest-stanowczo zbyt szybka).

Każdy rodzaj ruchów powtarzamy 5 — najwyżej 10 razy, ale moż­liwie najstaranniej i najenergiczniej. Stale wracamy do prawidło­wej, wyprostowanej postawy i co kilka ruchów wykonujemy głębo­kie oddechy.

Podam kilka przykładów.

1. Ćwiczenia pasa barkowego i szyi.

a. W pozycji stojącej zacisnąwszy pięści, wznosimy wyprostowa­
ne w łokciach r,ęce w bok i w górą aż do zetknięcia pięści nad gło-
wą. Opuszczamy ręce w bok i w dół. Powtarzamy 5 razy.

b. Łokcie wyprostowane, pięści zaciśnięte, złączone z przodu, ra­
miona pochylone do przodu, postawa przygarbiona. Silnym ruchem
przenosimy wyprostowane ręce do tyłu, łącząc pięści za plecami, ra­
miona do tyłu.

c. Wyrzuty rąk z wyprostowaniem łokci — na boki, do przodu
i do tyłu. Pięści zaciśnięte.

d. Ręce złożone na piersi, łokcie wzniesione na boki. Rozprosto­
wując łokcie wyrzucamy ramiona możliwie jak najdalej na boki i do
tyłu.

e. Zataczanie kręgów szyją w prawo — 5 razy, i w lewo — 5 razy.

f. Energiczne ruchy głową jak najdalej do tyłu i do przodu.

g. Dłonie splecione z przodu, łokcie się stykają. Energiczny prze­
rzut rąk ze spleceniem dłoni z tyłu, łokcie zbliżamy do siebie aż się.
zetkną — ramiona do tyłu.

2. Ćwiczenia kręgosłupa i pasa biodrowego.

a. Postawa wyprostowana, ręce oparte na biodrach. Stoimy w roz­
kroku, koliste ruchy tułowiem w lewo, potem w prawo — przy nie­
ruchomych nogach i biodrach.

b. Postawa stojąca, stopy przy sobie, ręce na biodrach. Koliste
ruchy na prawo i lewo, samą tylko miednicą. Nogi, piersi i głowa
pozostają nieruchome.

c. Pozycja stojąca, pochylamy się naprzód, dotykając palcami rąk
podłogi, -a nawet układając dłonie płasko na podłodze, potem pro-'
stujemy się, przesuwając dłonie po nogach, brzuchu i piersiach do

góry (masażh następnie znów pochylamy się naprzód, przesuwając dłonie po plecach i biodrach w dół. Kolana cały czas wyprosto­wane.

e. Ręce na biodrach, pozycja stojąca, kolana wyprostowane. Wy­
rzuty nóg w przód do góry, w bok do góry i w tył. ,

f. Stojąc w rozkroku pochylamy się w lewo, prawą dłoń układa­
jąc na podłodze na zewnątrz od lewej stopy, po czym prostujemy
się i pochylamy w prawo, układając lewą dłoń obok prawej stopy.

g. Siadamy na pledzie w szerokim rozkroku, chwytamy palcami
rąk za palce stóp (kolana proste). Pochylając się dotykamy czołem
do prawego kolana, potem do podłogi i do lewego kolana. Nie wol­
no zgiąć kolan. " ' '

h. Kładziemy się na pledzie na wznak, nogi złączone, ręce po bo­kach. Utrzymując kolana wyprostowane przerzucamy nogi ponad głową dotykając stopami- podłogi — po czym wracamy do wyjścio­wej pozycji leżącej i siadamy, wyciągając ręce naprzód (bez zgina­nia kolan).

Jest to tylko kilka ćwiczeń podstawowych — można oczywiście dodać cały szereg innych, z tym że każde powinno być powtórzone po kilka razy, dokładnie i nie za szybko. Gimnastyka nie powinna trwać dłużej niż \0 minut, gdyż inaczej, byłaby zbyt męcząca. Ćwi­czymy na pledzie rozłożonym na podłodze. Zawsze przy otwartych oknach lub przynajmniej w dobrze wywietrzonym pokoju. Nie wol­no dopuszczać do zbyt wielkiego zmęczenia, lepiej zrobić małą przerwę. Przed gimnastyką i 7po niej należy wykonać kilka głębo­kich wdechów. Po gimnastyce położyć się na parę minut aż do zu­pełnego uspokojenia serca i oddechu," i jozlużnić mięśnie.

Nie wolno ćwiczyć w stanie znacznego przemęczenia fizycznego czy umysłowego.

Kobieta czterdziestoparoletpia, jeszcze miesiączkująca
i na ogół zdrowa, może zacząć te ćwiczenia bez obaw.
Oczywiście z początku nie będzie mogła ich wykonać
prawidłowo. Uświadomi sobie wtedy, jak bardzo jest
sztywna i ociężała. Nie wolno się tym zrażać, nie wolno
też przemęczać się ani forsować. Ćwicząc pilnie, dzień po
dniu, zdobędziemy stopniowo coraz większą rozpiętość
ruchów — aż po miesiącu czy dwóch wykonamy ćwi­
czenia zupełnie prawidłowo. Będzie to wielki triumf —
zdobycie młodzieńczej elastyczności ciała. x



144

145


Kobieta starsza, zwłaszcza taka, która od szeregu lat

już,nie miesiączkuje, musi, podejść do tej sprawy z pew-x na ostrożnością. Bo może mieć już rozwiniętą miażdżycę lub takie ukryte choroby, jak tętniak tętnicy głównej czy zwyrodnienie mięśnia sercowego i większe wysiłki fi­zyczne mogłyby jej bardzo zaszkodzić. Toteż w, tym wie­ku ćwiczenia powinny być lżejsze, powoli stopniowane, a przed ich rozpoczęciem należy poradzić się lekarza.

Wraz z ćwiczeniami oddechowymi można kilka razy dziennie wykonywać ćwiczenia szyi, ramion i pasa bar­kowego. Dla kobiety po czterdziestce są one bardzo waż­ne, bo zapobiegają garbieniu się i wiotczeniu szyi, tym tak bardzo postarzającym objawom.

Uprawiając codzienną gimnastykę zwalczamy starość siłą własnych mięśni. Ćwiczymy i wzmacniamy mięsień sercowy, ożywiamy krążenie krwi, zapobiegamy rozed­mie -płuc i zmianom stawowym. Gimnastyka niekoniecz­nie musi być uprawiana rano czy wieczorem, można ją przenieść również na jakaś wolną chwilę w ciągu'dnia (byle'nie zaraz po jedzeniu). Ważne jest, żeby w ogóle była gimnastyka uprawiana i to co dzień. Od tego od­stąpić nie wolnoi

Gimnastyka wpływa też doskonale na przewód pokar­mowy, a pobudzając jelita do ruchu, przeciwdziała zapar­ciu stolca. Codzienny energiczny wysiłek mięśniowy wzmaga przemianę materii i pomaga do spalania, jak też wydalania różnych „niedopałków" i zalegających w tkankach złogów.

Słyszy się nieraz: „ranie to niepotrzebne — dosyć się nagimna-stykuję w domu przy praniu, sprzątaniu czy myciu podłogi — do­syć się namęczę". Właśnie: namęczy się Pani, ale nie odmlodń Te­go rodzaju prace ćwiczą i wzmacniają pewne griipy mięśni, ale nie zapobiegną rozedmie piuc i przygarbieniu, nie uruchomią wszyst­kich stawów, nie polepszą ogólnego ukrwienia i utlenienia tkanek, nie przywrócą elastyczności i zwinności. 2eby uzyskać to wszyst­ko, nie żałujmy tych 10 czy 20 minut dziennie.

Poza gimnastyką zwykłą,' połączoną z wydatnymi ru­chami ciała, można w ciągu dnia często — np. co ł—2 go­dziny uprawiać tzw. „gimnastyką sekundową", która po­lega na krótkim, trwającym najwyżej l—2 sekundy na­pinaniu , poszczególnych grup mięśniowych poczynając od stóp, a kończąc na szyi (lub odwrotnie). Ponieważ przy tyra nie wykonuje się ruchów, gimnastyka'taka jest zu­pełnie niedostrzegalna dla otoczenia i można ją stosować dosłownie wszędzie, w pracy za biurkiem, w sklepie, na ulicy, w parku na ławce i na wizycie u znajomych. Skur­cze poszczególnych grup mięśniowych powinny być krót­kie, lecz można je kilka razy powtarzać. Oczywiście do­stęp świeżego powietrza i co pewien czas głębokie odde­chy są niezbędne. Regularnie uprawiana gimnastyka se­kundowa przyczynia się wydatnie do schudnięcia, jak i do wyrobienia mięśni.

Oprócz gimnastyki, korzystne działanie mają również masaże, nacierania i szczotkowania ciała. Bodźce nerwo­we, które powstają przy tych zabiegach (podobnie jak przy gimnastyce) w skórze i mięśniach przenoszą się na narządy wewnętrzne i cały organizm, pobudzając go i ożywiając, napełniając nową energią. Lekkie masaże w formie rozcierania, klepania i ugniatania mięśni można robić w czasie porannej gimnastyki pamiętając, by ruchy przy tym skierowane-były zawsze od obwodu do środka ciała. Suche szczotkowania skóry (szczotka niezbyt twar­da, ale i nie miękka, idealnie czysta) wykonujemy zaczy­nając od małych odcinków i stopniowo powiększając ich zakres aż do całego ciała. Zawsze od obwodu w kierunku środka ciała i raczej tylko jednorazowymi ruchami nie powtarzając ich w tym samym miejscu. Szczotkowanie jest silnym bodźcem i należy go stosować delikatnie i ostrożnie.

Poranne zabiegi higieniczne dobrze jest zakończyć lek­kim natarciem ciała chłodną wodą (przy myciu) i ener­gicznym wytarciem szorstkim ręcznjkieBł. Wszystkie te



146

147


zabiegi — gimnastyka, masaż, szczotkowanie, wilgotne i suche wytarcie ciała — nie powinny zająć więcej -niż 20 minut.. Zależy to zresztą od tego, ile czasu możemy przeznaczyć na gimnastykę i czy odczuwamy potrzebę krótkiego po niej wypoczynku.

Czy pamiętamy

0 higienie psychicznej

1 odpoczynku


Radziecka uczona Piętrowa podzieliła gromadę zdrowych i jednakowo żywionych młodych psów na dwie grupy. Jedna grupa żyła sobie w spokoju, a druga była nieustan­nie czymś denerwowana. I otóż po pewnym czasie ta „zdenerwowana" grupa psów popadła w przedwczesne zniedołężnienie starcze. Psy te wyłysiały, znacznie osłab­ły, nawet zęby im wypadały. Psy „spokojne" natomiast trzymały się świetnie.

Podobnie jest i z ludźmi. Ich komórki mózgowe reagu­ją nie tylko na skład krwi i dopływ tlenu, ale i na przy­kre i przyjemne bodźce psychiczne. Zdenerwowanie i zmartwienia działają szkodliwie na komórki kory móz­gowej i-mogą na~ tej drodze uszkadzać cały organizm, wywoływać choroby i przyśpieszać starzenie się. I prze­ciwnie: radość, szczęście i dobry humor mogą uzdrawiać i wybitnie odmładzać,

Na tej prostej zasadzie opiera się higiena psychiczna, której dążeniem jest stworzenie człowiekowi jak najlep­szej, atmosfery psychicznej.

Wszystko, co nas irytuje, czy to będzie radio za ścia­ną, krzyk dzieci na podwórku, czy natręctwo gadatliwej sąsiadki, wszystko to skraca życie i psuje zdrowie przez ujemne działanie na korę mózgową. Trzeba więc uciekać od tego albo starać się o tym nie myśleć, czy też stwo­rzyć sobie odtrutkę w' postaci rozrywki. A wyjeżdżając

149


no urlop już^bezwzględnie należy unikać podobnych wa-

runków i przyczyn irytacji.

„Cisza leczy" — ten napis widujemy często w szpita­lach. Podobnie leczy spokój, uśmiech, dobre słowo, deli­katność i uprzejmość, kwiaty, muzyka, piękno i estetyka otoczenia. O to właśnie musimy dbać w naszym codzien­nym życiu, jeśli nie chcemy szybko się zestarzeć. A ko­biety, uczuciowe i wrażliwe, bardziej podlegają tego ro­dzaju wpływom.

Zadowolenie z życia, wesołość i dobry humor to pierw­sze przykazania higieny psychicznej. Jednak rozglądając się po świecie widzimy, że z tym humorem bywa bar­dzo różnie. Są ludzie z natury weseli, towarzyscy i ze wszystkiego zadowoleni — to przeważnie okrągli, skłon­ni do otyłości pyknicy. Natomiast chudzi astenicy często maią usposobienie ponure, podejrzliwe i lubią dopatry­wać się w życiu złych stron.

Można zaobserwować, że ludzie, którzy potrafią niczym się nie przejmować, długo zachowu-ją zdrowie i młodość {naturalnie, o ile nie zniszczy ich np. hulaszcze życie). Optymizm przedłuża życie, pesymizm je skraca.

Ludzie szczupli i nerwowi unikają ciężkie^ wysiłków fizycznych, a zwykle wrażliwi są na ład, wygodę, estety­kę i miła atmosferę otoczenia. Nagła przykra wiadomość czy trudna sytuacja może przyprawić ich o ciężką choro­bę. Najlepsza dla nich kuracja to wypoczynek w pięknej okolicy, wśród kojących, miłych wrażeń. Natomiast lu­dzie o mocnej, gmbokościstej budowie i mało wrażliwych nerwach niewiele przejmują się otoczeniem i życiowymi sytuacjami, lubią wysiłki fizyczne, wędrówki, turystykę, łakną powietrza i przestrzeni.

Zależnie od swego typu konstytucjonalnego każdy człowiek ma inne upodobania, które nieraz musi po­wściągać w życiu codziennym, ale dni świąteczne i ur­lopy powinien sobie układać zgodnie z potrzebami swej natury. Nie wolno jednak narzucać swych potrzeb innym

a ciągnąć ich za: sobą do rozrywek, które może wcale im nie odpowiadają. To by było sprzeczne z zasadami higie--ny psychicznej. Trzeba więc dobrze poznać siebie, swoje skłonności i możliwości, a rozrywki i odpoczynek ukła­dać zgodnie ze swymi istotnymi potrzebami — tylko wte­dy dadzą nam one to, co dać powinny: radość, odpręże­nie i odmłodzenie. Na przykład osoby wrażliwe i delikat­ne powinny unikać filmów i powieści o tematyce krymi­nalnej i wojennej — taka „rozrywka" jest trucizną dla ich kory mózgowej.

Idealnym i kompletnym wypoczynkiem , jest sen. W czasie pracy tak fizycznej, jak i umysłowej powstają w pracujących tkankach substancje szkodliwe, tzw. pro­dukty zmęczenia, które muszą być zobojętniane lub wy­dalane. Po ciężkiej pracy mięśniowej czy umysłowej or­ganizm jest zatruty i niezdolny do wysiłków. W czasie snu krew się oczyszcza, a komórki mózgowe odzyskują swą sprawność. Dobry, głęboki, naturalny sen wygładza zmarszczki lepiej niż wszelkie masaże i kremy, nadaje jędrność i żywotność wszystkim tkankom, uwalniając je od toksycznych „produktów zmoczenia". Sen powinien trwać około 8 godzin na dobę, a kłaść się spać należy nie później niż o godz. 10 wieczorem.

Czy sypiać również po obiedzie? To sprawa indywidu­alna i zależy od przyzwyczajenia. W każdym razie czy po obiedzie, czy po powrocie z pracy konieczny jest w ciągu dnia przynajmniej 20-minutowy wypoczynek, tzw. relaks, w pozycji leżącej, z zupełnym rozluźnieniem mięśni i oderwaniem myśli od trosk codziennych. Im starsza ko­bieta, tym dłuższy powinien być ten wypoczynek, albo też stosować go należy .kH-ka razy w ciągu dnia.

Zarówno w pracy domowej, jak i zawodowej stosować trzeba okresowe Wypoczynki (5—15 minut) co 2—3 go­dziny, a nawet co godzinę, jeśli praca jest specjalnie in­tensywna. Oczywiście nie zawsze można się wtedy po­łożyć, w pracy pozadomowej będzie to raczej niemożli-


151


we, ale można, w czasie przeznaczonym na odprężenie, załatwić-jakieś mniej ważne sprawy, czy nawet tylko zmienić rodzaj wykonywanej pracy. Zmienić pozycję cia­ła, rozluźnić mięśnie, chwilowo zawiesić pracę myśli można w każdej sytuacji.

Każda praca w inny sposób absorbuje umysł, zatrud­niając pewne ośr.odki i komórki mózgowe. Tajemnica do­brego wypoczynku polega więc na tym, żeby zwolnić pracujące komórki i dać im odpoczynek; a przez ten czas zatrudnić inne. Dlatego zmiana pracy na inną też jest ro­dzajem odpoczynku — tak samo wszelka zmiana wrażeń i otoczenia, pod warunkiem, że nie będzie to zmiana na gorsze.

Stale ta sama, nieciekawa praca, szarzyzna i nuda drę­
czą i postarzają, bo przemęczają wciąż te same ośrodki
mózgu i nie dają im wypoczynku ani odprężenia. Toteż
ludzie prowadzący na co dzień 'spokojny i raczej nudny
tryb życia, w czasie, urlopu poszukać powinni mocniej­
szych wrażeń, np. zaplanować atrakcyjne wycieczki.
I odwrotnie — osoby pracujące wśród ciągłego hałasu,
pośpiechu i zdenerwowania powinny na wczasach szu­
kać ciszy i spokoju. '

A już w żadnym wypadku nie należy urlopu spędzać w domu, wśród tych samych nużących wrażeń i zajęć. Taki wypoczynek nas nie odmłodzi. Toteż każda gospo­dyni domowa, każda nie pracująca poza domem żona i matka powinna mieć również urlop od swych zajęć do­mowych, od dzieci i męża. I na urlop ten powinna wyje­chać z domu.

Palenie—śmiertelny wróg urody i zdrowia

Ciężkie szkodliwości palenia są już przez naukę tak gruntownie prześledzone i zdemaskowane, i tak dużo się na ten temat mówi i pisze, że po prostu podziwiać wy­pada, iż palacze tak jeszcze pobłażliwie są traktowani, że niepalący wciąż tolerują ich w swym towarzystwie i pozwalają się przez nich zatruwać. Gzyż nie dość już mamy różnych dymów, wyziewów przemysłowych i spa­lin samochodowych, na które poradzić trudno? Czy mu­simy dodawać do tego jeszcze kłęby trującego dymu wciąż fabrykowane przez naszych domowników, kolegów i znajomych?

Każdy palacz, który pali w towarzystwie osoby niepa­lącej, wystawia sobie złe świadectwo, jest skończonym egoistą, któremu się wydaje, że cała atmosfera należy do niego. Jeśli sam chce się zatruwać, wolno mu — osta­tecznie nikogo nie można zmuszać, żeby dbał o swe zdro­wie, ale nikomu nie wolno uszkadzać zdrowia innego człowieka. A przebywanie w towarzystwie palacza i wdy­chanie dymu, którym on się otacza — czyli tzw. palenie bierne — jest tak samo szkodliwe jak palenie czynne. Nie jeden mąż palacz spowodował już w ten sposób cięż­ką chorobę' u swej niepalącej żony, I co ważniejsze, ni­komu na myśl nie przyszło, że taka jest -właśnie przyczy­na choroby. Nawet lekarze nie zwracają na to uwagi —



11 — Druga i trzecia młodość kobiety

153


powinni bowiem nie tylko pytać czy pacjent sam, pali, ale również czy nie przebywa często w towarzystwie pa­laczy.

Fatalne skutki nałogu palenia są już tak dobrze zna­ne, że nie będę się nad nimi rozwodzić. Przypomną tylko ogólnie, że palenie zarówno czynne, jak i bierne ogromnie wzmaga skłonność do miażdżycy i nadciśnienia, do choroby wieńcowej serca (angina pectoris), wrzodów żołądka i dwuna­stnicy, przewlekłych nieżytów oskrzeli, a przede wszystkim do raka płuc. Dla kobiet ważną okolicznoś­cią jest również to, że palenie wybitnie zwęża naczynia, zwłaszcza skórne, przez co skóra staje się blada i znacz­nie szybciej się starzeje. U młodych dziewcząt tego jesz­cze nie widać, ale już po trzydziestce, a zwłaszcza po czterdziestce różnica wyglądu kobiety palącej i niepalą­cej staje się wyraźna. Niepaląca ma w tym wieku na ogól jeszcze dobrą cerę i gdyby umiała zachować smukłą sylwetkę, mogłaby wyglądać jak młoda dziewczyna — o palącej, niestety, nikt tego nie powie — zwykle wy­gląda po prostu staro..

Palenie postarza kobiety również i przez to, że wywiera szkodliwy wpływ na jajniki, obniżając ich działalność hormonalną, co z kolei źle się odbija na wy­glądzie, a także może przejawiać się w zaburzeniach cyklu miesięcznego, a nawet w bezpłodności.

Jak wiemy, miażdżyca rozwija się znacznie wcześniej u mężczyzn. Palenie jeszcze bardziej nasila i przyspiesza ten rozwój. Toteż u mężczyzn palaczy już około czter­dziestki zdarzają się zawały serca, a około sześćdziesiąt­ki ciężkie udary mózgowe z porażeniami lub otępienie umysłowe z powodu rozsianego miażdżycowego rozmię-kania mózgu. U kobiet również palenie przyspiesza roz­wój miażdżycy, ale skutki tego dają się zauważyć w wie­ku późniejszym niż u mężczyzn. Natomiast u kobiet mło­dych palenie potęguje skłonność do stanów nerwicowych,

owrzodżeń żołądka, nieżytów oskrzeli i fatalnie wpływa na stan i wygląd skóry.

Palenie papierosów przekreśla dążenie do istotnego odmłodzenia. Trzeba się ich wy-izec. Rozmawiając z kobietami na ten temat słyszy się zwykle: „Nie wyrzeknę się, bo to moja jedyna w życiu przyjemność", albo: „Nie mogę przestać palić, bo natych­miast fatalnie utyję — już próbowałam". W pierwszym przypadku można by współczuć, gdyby nie fakt, że sło­wa takie słyszy się często od kobiet młodych, ładnych i mających wszelkie warunki do szczęścia. Ale jeśli tak argumentuje kobieta po czterdziestce, trzeba jej wytłu­maczyć, że utrata zdrowia i urody to zbyt wysoka cena za rozkosze palenia. Odmłodzenie i prawdziwie dobre samopoczucie dostarczą jej na pewno więcej przyjemno­ści. W drugim przypadku, gdy zachodzi obawa utycia, należy podejrzewać pewien „błąd taktyczny". Pale"nie wywołuje szereg odruchów W zakresie warg i jamy ustnej przez drażnienie warg, przygryzanie, ssanie. Od­stawiając papierosy często w dalszym ciągu usiłujemy zaspokoić potrzebę tych dotykowych wrażeń przez ssanie cukierków, ciągłe pogryzanie czy pojadanie czegoś. To oczywiście prowadzi do tycia i jest chyba równie szkodli­we jak samo palenie. Te wargowo-ustne odruchy .trzeba wygasić, a jeśli nie udaje się to tak prędko, niech to bę­dzie nie cukierek czy ciastko, ale jabłko, marchew albo guma do żucia.

Niełatwo udzielać rad palaczom jak się mają odzwy­czaić. Wydaje mi się, że najskuteczniej można to uzy­skać przez systematyczne zmniejszanie liczby dziennie wypalanych papierosów. Ale na to trzeba zaprowadzić w paleniu „porządek", ograniczyć je do pewnych ściśle zachowywanych godzin i stopniowo zmniejszać liczbę tych terminów tak, by dojść wreszcie do paru papiero­sów na dobę i potem już całkiem porzucić ten zabójczy nałóg.



154

155


Zanim jednak nastąpiło odzwyczajenie, należy dla zmniejszenia szkodliwości palenia przestrzegać następu­jących reguł: 1) nie wdychać dymu głęboko, 2) nie palić papierosa do końca, lecz najwyżej do polowy jego dłu­gości, 3} niepaiić na czczo ani też podczas picia, 4) nie palić w pomieszczeniach zamkniętych, ani przy innych, którzy nie pala, a zwłaszcza przy dzieciach, dla których dym z papierosów jest szczególnie szkodliwy.

Należy też wreszcie skończyć z uprzejmością wobec palaczy. Dość tolerancji. Trzeba bezwzględnie napiętno­wać palenie w obecności niepalących. Kto chce palić, niech opuszcza towarzystwo, niech czyni to w odosob­nieniu, tam gdzie nikogo prócz siebie zatruwać nie bę­dzie. Przesada? Bynajmniej. Obliczmy tylko, ile razy w ciągu dnia niepalący skazani są na oddychanie dymem z papierosów na skutek swej bezsilnej tolerancji i uprzej­mości wobec palaczy, którzy w rezultacie tak się prze­stali krępować, że nawet nie stawiają już zdawkowego pytania: „Czy można?".

Dawniej palenie w obecności kobiety uważano za nie-przyzwoitość, której nie popełniał szanujący się męż­czyzna. Dziś młode kobiety i dziewczęta same palą Kto ma więc wpływać na młodzież, kto ma kłaść tam^ tej klęsce, która przybiera zastraszające rozmiary?

Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła apel, by nie palić na zebraniach. Jest to bardzo ważny krok w kierun­ku zwalczania tej prawdziwej plagi na całym świecie. W Polsce od niedawna obowiązuje zarządzenie zabra­niające palenia w miejscach publicznych. Istnieje u nas także od paru lat Społeczny Komitet Zwalczania Palenia Tytoniu z siedzibą w Warszawie {plac Trzech Krzyży 16). Komitet posiada kilkanaście oddziałów w większych mia­stach, istnieją w nich także poradnie odwykowe dla osób, które chcą odzwyczaić się od palenia.

Nasza wielka nadzieja: kosmetyka

Każda kobieta w walce o zachowanie urody bardzo wiele ^spodziewa się po kosmetyczce. Ale kosmetyczka prze­ważnie Ogranicza się do oczyszczenia skóry z tzw. wą­grów i do powierzchownych zabiegów. Toteż nie pokła­dajmy zbyt wielkich nadziei w tych „kapłankach piękno­ści". Chcąc naprawdę odmłodzić i upiększyć kobietę trzeba zainteresować się jej trawieniem i odżywianiem, snem, pracą i zmartwieniami. Efekt samych zabiegów kosmetycznych trwa przez kilka godzin. O wiele lepsze i trwalsze wyniki można osiągnąć przez kilkudniowy wy­poczynek i gruntowne wyspanie się.

Odżywianie skóry kremami? Owszem — pewne dzia­łanie może to wywierać. Jeszcze lepiej działają wszyst­kie zabiegi pobudzające krążenie krwi w skórze (masaże, parówki). Ale naprawdę istotne i ważne jest odży­wianie i pobudzanie tkanek skóry od wewnątrz, przez krew i bodźce nerwowe. Cóż po­mogą sztuczne witaminowe kremy, gdy krew zawiera witamin zbyt mało. I co pomoże wzmaganie przepływu krwi przez skórę, gdy ta krew jest zatruta, przeładowana produktami zmęczenia i toksycznymi wytworami gnicia jelitowego?

Kosmetyka to luksus, na który można sobie pozwalać dopiero wtedy, gdy spełnione są podstawowe łwymaga-


157


*

nią higieny. To ciastko, które nie może zastąpić chleba. Nie dotyczy to oczywiście tzw. makijażu, czyli sztucz­nego upiększania. Upiększanie się przez malowanie wło­sów, brwi, rzęs, ust i policzków, nie ma oczywiście nic wspólnego z dbaniem o zdrowie, młodość i urodę. Ma wyłącznie znaczenie psychiczno-estetyczne i w tym sen­sie jest oczywiście pożyteczne. Bo niewątpliwie mamy obowiązek poprawiać swój wygląd i tuszować braki na­tury. Mamy obowiązek sprawiać na otoczeniu wrażenie jak najbardziej estetyczne i miłe. Ale niezwykła łatwość, z jaką można wyczarować „dobry wygląd z pudełka", jest niebezpieczna, zwłaszcza dla kobiet jeszcze młodych, dla których kosmetyka jest prawdziwą dobrą wróżką z bajki. Bardzo skutecznie tuszuje ona zmęczenie, zły wygląd, bladość j łatwo pozwala kobiecie zapomnieć

0 potrzebie gruntownej kuracji, właściwego odżywiania

1 wypoczynku. Dopiero w okresie przekwitania, gdy ko­
smetyka już zawodzi, dostrzega się skutki wieloletniego
zaniedbania.

Kobieta po czterdziestce, o ile nie zabierze się ener­gicznie i stanowczo do odnowy swego organizmu, nie ma czego spodziewać się po kosmetyce —nie przywróci jej ona utraconej młodości. Wszystkie jej zabiegi: parówki, maseczki, natryski, naświetlania i masaże stają się coraz mniej skuteczne — właśnie w tym okresie, gdy skutecz­ność ich . najbardziej byłaby pożądana. Wyczytuje się w pismach różne „rady", bierze się do ręki taką czy inną pełną przepisów broszurę i myśli się z żalem: ,,Ach gdy­bym miała czas, pieniądze i siły na to wszystko... na pew­no odzyskałabym jeszcze miody wygląd"

Te wszystkie przepisy można by nazwać leczeniem „metodą niemożliwości" — według wzoru: „Nie zastoso­wałaś? No więc nie mogło pomóc — twoja wina"

Nie martwmy, się za bardzo, jeśli nie znajdziemy sił i czasu na wykonywanie wszystkich zalecanych przez książki i broszury zabiegów z dziedziny kosmetyki. Co-

158

dzienna krótka gimnastyka, kąpiel (tak, codzienna — co­raz więcej mieszkań nawet na wsi ma w swym wyposa­żeniu łazienki!), dostateczna ilość snu, świeże powietrze i prawidłowe odżywianie to najwspanialsze ,,maseczki, okłady i odżywki" działające poprzez krew na wszystkie narządy i tkanki naszego ciała. Krew odżywia i obmywa skórę i tkanki szyi i ramion, dłoni i oczu, ust i policzków. Mózg reguluje życie i czynność wszystkich narządów; Jeśli krew będzie czysta, naładowana tlenem i substan­cjami odżywczymi, jeśli 'mózg będzie wypoczęty i spraw­ny — możemy być spokojne o skórę, włosy i zęby, o ser­ce i wątrobę, o żołądek i jelita — wszystkie tkanki i ^na­rządy naszego ustroju doskonale dadzą sobie radę i nie będą przysparzać nam zmartwień.

Nie znaczy to oczywiście, byśmy nie korzystały z za­leceń kosmetyki w skromnym, dostępnym dla nas zakre­sie. Pięć minut (po wieczornym myciu) doskonale wy­starczy na szczotkowanie włosów, krótki masaż twarzy i położenie odżywczego kremu na powieki i szyję. Raz na tydzień możemy też zastosować parówkę i jakąś ma­seczkę. Spośród'mnóstwa przepisów każda rozsądna ko­bieta wybierze sobie to, co łatwo będzie mogła wykonać. Ale nie przypisujmy temu zasadniczego znaczenia. Sta­rając się o zachowanie urody i młodości myślmy przede wszystkim o podstawowych przepisach higieny.


Rodzina—-źródło szczęścia lub niedoli

Małżeństwu i rodzinie przyświeca hasło miłości. Ale mi­łość to słowo wieloznaczne — różnie może być rozumia­ne. W naszych rozważaniach zastąpmy je słowem przy­jaźń. Reguła jest prosta: tam gdzie między mężem i żoną oraz między rodzicami i dziećmi .panuje przyjaźń, tam rodzina jest żród--łem szczęścia. Jeżeli zaś w miejsce przyjaźni wkra-da się wrogość, życie rodzinne staje się źródłem niedoli i cierpienia.

Sprawy te mają olbrzymi wpływ., na zdrowie i urodę kobiety, która zawsze w większym stopniu niż mężczyz­na związana jest psychicznie z domem i rodziną. Dlatego w książce poświęconej profilaktyce geriatrycznej dla kobiet nie można pominąć tych problemów.

Oto młoda para przy ślubie. On w uroczystej czerni, ona w bieli. Mnóstwo kwiatów, uśmiechów, życzeń, łez. CHwila zawsze wzruszająca. I co dalej? Jaką rodzinę stworzą? Na jakim fundamencie chcą ją zbudować?

Byłam kiedyś na odczycie pewnej lekarki, która wywo­dziła, że małżeństwa zawierane z tzw. miłości zawsze ska­zane są na przegraną. Bo miłość zakłada „różowe okula­ry", które potem wspólne życie brutalnie zdziera, ukazu­jąc daną osobę taką, jaka jest naprawdę. Nieuchronne jest więc rozczarowanie, które podkopuje i osłabia mał-

żeńską więź. Natomiast w tzw. małżeństwie z rozsądku rozczarowania nie ma, bo szały i ekstazy nie były w pro­gramie, natomiast zalety partnera, trzeźwo ocenione już przed ślubem, w małżeństwie wydają owoce w postaci uznania, zadowolenia i wzrastającej sympatii, która sto­pniowo zmienia się w trwałą przyjaźń i przywiązanie.

Po odczycie sporo dyskutantów zebrało się wokół pre­legentki. Pewna starsza pani nie mogąc się docisnąć po­wtarzała w bezradnej rozterce: „Ale jakże tak można? z>a mąż... bez miłości? bez zakochania się?"

Otóż to! Oczarowanie zwane miłością bardzo ułatwia ten decydujący krok i daje dużo szczęścia, ale raczej przed ślubem, gdy tonie się w marzeniach i różowych nadziejach. Po ślubie cały ten zawrót głowy dziwnie szybko przechodzi, a do szczęścia potrzebne są przede wszystkim rozsądek, pracowitość, tolerancja i ogromna zdolność wybaczania. Lepiej jednak nie ufać zanadto tej swojej zdolności i wybrać takiego partnera, któremu nie potrzeba będzie zbyt wiele wybaczać. Małżeństwo nie jest romansem, lecz wspólnotą na całe życie, nie tylko wspólnotą „łoża i stołu", lecz i wszystkich spraw, od naj­ważniejszych do najmniej ważnych. A przede wszystkim jest instytucją, która ma zrodzić i wychować nowych, pełnowartościowych ludzi. Wszyscy to dobrze wiedzą, a jednak wiele młodych ludzi podchodzi do małżeństwa jak do romansu zapominając, że nie tzw/miłość, a właś­nie wzajemny szacunek, zalety charakteru, przyjaźń oraz wspólnota zainteresowań i światopoglądu są czynnikami, które trwale cementują ten związek. Oczywiście do za­warcia małżeństwa potrzebny jest jeszcze pewien pociąg fizyczny i wzajemna sympatia, słowem to, co ogólnie na­zywamy „podobaniem się". Niewątpliwie. Ale biada, jeśli ten seksualny pociąg i upodobanie będą tak silne, że cał­kowicie przesłonią brak tamtych istotnych wartości.

A dzieci? Jak zdobyć ich przyjaźń? Dlaczego tyle jest rodziców, którzy za wszystkie swe trudy i cierpienia



160

161


związane z urodzeniem, wychowaniem i wykształceniem dziecka w rezultacie zyskują w nim wroga, z którym nie ma żadnego porozumienia? Dlaczego w wielu wypadkach taka „nagroda" spotyka właśnie tych rodziców, którzy mają najlepsze chęci, poświęcają się i zapracowują, byle tylko dzieciom niczego nie brakło?

Wiełe ludzi średniego i starszego pokolenia ciska gro­my na dzisiejszą młodzież, piętnując jej egoizm, nie­wdzięczność, rozwydrzenie seksualne i bezmyślny bunt przeciw pokoleniu rodziców. Prawda, że są to zja­wiska wśród młodych nader częste. Ale nic nowego pod słońcem. Sto lat temu też byli młodzieńcy, którzy się nie myli, nosili długie włosy i chcieli burzyć cały społeczny porządek. Z tą tylko różnicą, że nie nazywano ich „hip-piesami", lecz „nihilistarni" i takie samo budzili oburze­nie. A potem się zestarzeli i przeszła im chęć do demon­stracji, jak przejdzie i naszym ,,nieostrzyżonym". Od te­go są młodzi, żeby się buntowali i od tego starsi, żeby twardo trzymali berło rozsądku. Ktoś mądry powiedział: „Nie martw się, że syn nie słucha twoich nauk — to tyl­ko pozorne — on je dobrze zapamięta i kiedyś to samo, słowo w słowo, powtórzy swemu synowi".

Wszystkie te zjawiska nie są niczym nowym ani dziw-, nym. Jeżeli dziś znacznie przerosły one zwykłą miarę budząc powszechny niepokój, przyczyny szukać trzeba w pokoleniu rodziców. Słyszy się nieraz. „Dziecka nie wychowuje się po to, by mieć od niego na starość wdzięczność i opiekę — na to nie wolno liczyć — dziec­ko wychowuje się dla świata, nie dla siebie".

Przez takie nieprzemyślane opinie, kryjące w głębi go­rycz i rozczarowanie, starsze pokolenie usiłuje rozgrze­szać się ze swych błędów. A przecież trzeba na to odpo­wiedzieć: Dla świata? Jakież to wartości da światu nie­wdzięcznik i egoista, który zapomni o własnej matce czy wychowawczyni w okresie jej starości, samotności i cier­pienia? Oczywiście — dziecka nie wolno wychowywać

dla własnych egoistycznych potrzeb i celów, ale trzeba zrobić go pełnym i wartościowym człowiekiem, a taki człowiek rozumie, kim są dla niego rodzice i jak powi-lien się. do nich ustosunkować. Sam to wie i rozumie. A. głównie dlatego, że tych rodziców kocha.

Jeżeli więc tak częste są dziś wypadki, że młodzież te­go nie rozumie i żadnej miłości rodzicom nie okazuje, irzeba podejrzewać, że z jej wychowaniem coś jest nie •ff porządku. I to bardzo.

Można by tu dostrzec dwie zasadnicze przyczyny. Pierwsza to fakt, że rodzice obecnie dorastającej lub ;uż dorosłej młodzieży to ludzie, którzy w swej młodości czy w dzieciństwie przeżyli najstraszniejszą z wojen, co ciężko odbiło się na ich systemie nerwowym. Stąd tak często spotykany brak zrównoważenia, cierpliwości i spokoju, nieumiejętność stworzenia właściwej atmosfe-ty domowej, potrzebnej dla prawidłowego wychowania dzieci. Brak tej atmosfery i płynące stąd złe skutki za­maczają się specjalnie tam, gdzie między ojcem i matką istnieją konflikty,.które uniemożliwiają zgodną współpra­cę w wychowaniu dzieci.

Druga okoliczność to zmiana modelu domu i rodziny. Typ rodziny wielodzietnej wyraźnie już zanika — jego niejsce zajmuje typ rodziny małej, ograniczającej sio-do jednego, najwyżej dwojga dzieci. Trzeba sobie uświado­mić, że o „eksplozji demograficznej" mówić dziś można tylko w odniesieniu do ludności Azji, Afryki czy Ame­ryki Południowe}. Natomiast społeczeństwa europejskie wyraźnie starzeją się i wymierają. Ich przyrost natural­ny jest stosunkowo bardzo słaby, l w naszym kraju po okresie wyższej rozrodczości powojennej już od 15 lat przyrost naturalny stale i szybko spada— w niektórych ośrodkach doszedł już do punktu zerowego, albo (jak np. w Łodzi} liczba zgonów przewyższa już liczbę urodzin. Jeżeli na każde płodne małżeństwo przypadać będzie dwoje dzieci, to jest oczywiste, że społeczeństwo takie



162

163


musi kurczyć się i maleć, bo tylko pewaa część ludności pozostawia po sobie żyjących potomków, znaczna zaś część wymiera bezpotomnie (ludzie samotni, małżeństwa bezdzietne). Jeżeli przeważać będą małżeństwa z jednym dzieckiem, proces ten pójdzie tym szybciej. Dla utrzyma­nia istniejącej liczebności społeczeństwa przeciętna ilość dzieci w małżeństwie powinna wynosić troje, a rozrost zaczyna się dopiero od przeciętnej czworga dzieci. Trze­ba sobie uświadomić, co oznacza przeciętna troje — zna-czy-to, że na każde małżeństwo z jednym dzieckiem mu­siałoby przypadać inne, które miałoby pięcioro, a na każde bezdzietne — inne, które miałoby sześcioro. Wtedy przeciętna (średnia) wynosi troje.

Jakie są przyczyny ograniczania liczby dzieci? Można ich wymieniać wiele: odejście kobiety z domu do pracy zawodowej, rozwój przemysłu, który zabrał z domów służbę, trudności mieszkaniowe i inne, Czy mają one istotne znaczenie? Jedno można stwierdzić na pewno: przyczyny nie są natury ekonomicznej, gdyż na ogół im wyższy standard życiowy, tym mniej dzieci. Nikt też nie będzie twierdził, że warunki mieszkaniowe w pierwszych latach po wojnie były u nas lepsze niż obecnie i że ko­biety były wtedy wolniejsze, miały mniej trosk i zajęć. Wiadomo, że ogólna zamożność społeczeństwa w ciągu ostatnich 15 lat wyraźnie wzrosła, a rozrodczość w tym czasie bardzo zmalała. W szybkim tempie rosła liczba mieszkań spółdzielczych, domków jednorodzinnych i sa­mochodów, a przy tym coraz częściej zdarzały się w ro­dzinach poważne kłopoty z dziećmi, zwłaszcza jedyna­kami.

Znany polski ginekolog profesor Roszkowski powie­dział, że jedno dziecko — to dziecko strachu. Można by dodać, że nie tylko strachu, ale i wielkich błędów wy­chowawczych. Rodzice mający tylko jedno lub dwoje dzieci ciągle drżą i lękają się o nie, nader łatwo popa­dając w despotyczną władzę swych wychuchanych jedy-

naków, stając się po prostu ich niewolnikami. Jakiż przy­kry widok prz'edstawia zmęczona, obładowana paczkami matka, która na wolnym miejscu w tramwaju sadza swe­go kilkuletniego potomka, a sama stoi jak korna niewol­nica baczna na każde życzenie małego tyrana, by je na­tychmiast spełnić. Takim tyranem staje się już paromie­sięczne niemowlę, które szybko uczy się krzykiem wy­muszać wszelkie ustępstwa, a potem niezawodnym orę­żem staje się dla niego np, odmawianie jedzenia.

Wystarczy przecząco kręcić głową i odpychać poda­wane do ust kęsy, by już zyskać nieograniczoną władzę nad całą rodziną, która na wyścigi opowiada bajki, znosi zabawki i spełnia wszelkie kaprysy, byle tylko domowe bóstwo raczyło coś przełknąć. I tak wytwarza się potęż­ny stereotyp psychiczny, głęboko zakorzenione prze­świadczenie, że ojciec i matka są niewolnikami istnieją­cymi jedynie dla zaspokajania wszelkich potrzeb i ka­prysów swego potomka, któremu się wszystko od nich ,,należy". Niechby spróbować odmówić, nie zgodzić się na coś — wtedy, oczywiście już później, w okresie doj­rzewania, powie się im: „Ja się na świat nie prosiłem" — a nawet zagrozi się samobójstwem. Jest to zupełnie lo­giczną konsekwencją takiego układu rodzinnego, w któ­rym na pierwszym miejscu stawia się dziecko i jego wszelkie „życzenia i wymagania".

W wyniku tego systemu powstaje u dzieci krańcowy egoizm i niewdzięczność, a także wrogość w stosunku do rodziców, którzy w końcu nie na wszystko mogą^się zgo­dzić i nie wszystko mogą dać. U rodziców zaś narasta obłędny strach przed ewentualnym następnym dzieckiem, które w takich warunkach istotnie staje się ciężarem po­nad siły.

Słyszy się: „Dziecko musi mieć warunki, dziecku trze­ba dać". Bardzo słusznie — tylko jakie warunki, co dać? Miłość, tak — tę otrzymuje chyba każde dziecko, bo na­wet jeśli go się nie chciało, to przecież po urodzeniu, gdy



164

165


Już jest, kocha się je. Ale jak? Jaka jest ta miłość -rodzi­ców do dzieci?

Niestety bardzo często samolubna, egoistyczna i krań­cowo nierozsądna. W dziecku widzi się „pociechą", a więc póki małe — zabawkę, którą się pieści i stroi na .pokaz. i dla własnej satysfakcji, a gdy rośnie i dorasta, żąda się, by było chlubą, którą można się chwalić, by realizowało zamierzenia rodziców, których oni sami zrealizować nie mogli.

Miłość samolubna to zarówno ta, która dla świętego spokoju każe spełniać wszystkie fanaberie dziecka, jak i ta, która dla jego „dobra" każe gnieść jego indywidual­ność ciężarem twardych rozkazów i strachem przed ka­rą, nie szanując jego sekretów, nie przyznając mu prawa do własnej decyzji i własnego życia. ,,Masz to zrobić, bo ja tak każę! Bez dyskusji!" — takim językiem prze­mawia nie miłość, lecz po prostu żądza władzy.

A więc jaka musi być ta miłość, której dziecko potrze­buje? Przede wszystkim rozsądna. I stale pamiętają­ca o tym, że dziecko już od poczęcia, w' łonie matki jest człowiekiem — podobnym do rodziców, lecz innym, od­rębnym i niepowtarzalnym. Na razie jest ono małą, nie­dołężną istotką, która uczy się życia i poznaje świat, alą rośnie, rozwija się i ma zostać dorosłym, pełnowartościo­wym człowiekiem. Rodzice mają tym rozwojem kierować. l gdyby częściej usiłowali sobie wyobrazić swego po­tomka jako dorosłego, gdyby częściej zadawali sobie trzeźwe pytania: „jaki człowiek wyrośnie z tak trakto­wanego i tak chowanego dziecka" i „jaki będzie w przy­szłości jego charakter i stosunek do świata" — dużo ła­twiej ustrzegliby się błędów, które często popełnia się w wychowaniu.

Póki dziecko jest małe, a umysł jego nie jest jeszcze rozwinięty, w wychowaniu jego olbrzymią rolę odgrywa wyrabianie odpowiednich stereotypów odruchowowa-runkowych. Dotyczą one zarówno czynności dnia co-

dziennego, jak i zachowania się i nastawienia do otacza­jącego świata. System nerwowy dziecka jest chłonny i plastyczny, i stereotypy" takie wytwarzają się w nim łatwo. Trzeba pamiętać, że każda czynność, każdy bo­dziec, powtarzane kilkakrotnie już mogą wyrabiać takie przyzwyczajenia — oczywiście jedne z nich powstaną łatwiej, inne trudniej, zależnie od wrodzonych skłonno-• ści. Wychowanie we wczesnym dzieciństwie — już od pierwszych miesięcy życia — polega właśnie na tym, by wytworzyć stereotypy korzystne i nie dopuścić do po­wstawania przyzwyczajeń szkodliwych dla dziecka i uciążliwych dla jego opiekunów. Dlatego tak niesły­chanie ważna jest stanowczość i konsekwencja w postę­powaniu z małym dzieckiem. Musi dziecko już bardzo wcześnie zrozumieć, że choć -się je kocha i pieści, to również pewnych rzeczy się od niego wymaga i jeśli się do tego nie zastosuje,,nieuchronnym następstwem bę­dzie kara.

W późniejszych okresach, w miarę rozwoju umysłu, należy dziecku różne sprawy .wyjaśniać, polecenia zaś wydawać nie w imię wtasnego autorytetu i rodzicielskiej władzy, lecz w imię obiektywnego porządku moralnego, społecznego czy biologicznego (jeśli chodzi o zdrowie], apelując przy tym do rozumu dziecka, ćwicząc jego wolę i stawiając przed nim odpowiednie ideały j wzory.

Wszystko to wcale nie jest trudne, jeśli między rodzi­cami panuje zgoda, wzajemny szacunek i jednomyślność co do metod wychowawczych.. Konflikty między rodzi­cami, ich wzajemna wrogość, kłótnie i awantury działają na system nerwowy dziecka jak trucizna i niweczą efek­ty wychowawcze.

Pewien wychowawca zadał swym uczniom z klas IX i X wypracowanie na temat „Jak wychowywałbym włas­ne dzieci". Wyniki tej oryginalnej ankiety były godne uwagi. W 80% odpowiedzi na pierwszym miejscu wy­mieniano stworzenie w domu pogodnej atmosfery połą-


167


czonej z wzajemnym zaufaniem, zrozumieniem i przyjaź­nią. Na drugim miejscu znalazły " się sprawy ściśle wychowawcze, a tzw. sprawy bytowe zajęły miejsce ostatnie. W żadnej wypowiedzi nie było pretensji do ro­dziców o brak komfortu i w ogóle o sprawy materialne. Jak stwierdza autor ankiety, dzieci bardziej cenią dobry humor domowników niż dobry obiad.

Nie dziwmy się, że wśród złości, wrzasków i awantui wyrastają dzieci „trudne" i „niemożliwe". Bez słońca nie wyhoduje się ładnej rośliny — a tym słońcem dla dzieci jest miła, pogodna atmosfera w domu. Tęsknią do niej i mają do niej pełne prawo.

Podkreślałam już wyżej, że większość szkodliwych przyzwyczajeń, zwłaszcza w zakresie żywienia, powstaje już we wczesnym dzieciństwie, a nawet w niemowlęc­twie. Jaskrawym p-rzykładem jest tu przyzwyczajenie do słodyczy (ciastek, czekolady, cukierków, lodów itp.), które małym dzieciom bezmyślnie wpycha się przy każ­dej okazji. Ba! — są matki, które niemowlętom podają cu­kier w smoczku dla „uspokojenia". Niemowlęta takie zapadają na ciężkie nieżyty jelit i zaburzenia przemiany materii, które często przypłacają życiem. Wystarczy zresztą przyjrzeć się małym dzieciom „znałogowanym" w kierunku słodyczy — jak im się psują zęby, jakie są blade i nieodporne, jak często zapadają na różne choroby. Nikt jednak nie zastanawia się nad przyczyną i nie wy­ciąga odpowiednich wniosków. A nałóg utrwala się-i towarzyszy już człowiekowi przez całe życie rujnując mu zdrowie.

Niezwykle ważne jest wychowanie małego człowieka do życia w społeczeństwie, w kolektywie, wdrożenie mu tych psychicznych stereotypów (jeśli można tak się wy­razić), tych wszystkich przyzwyczajeń i cnót, które ko­nieczne są do życia społecznego. Takim podstawowym kolektywem i wspaniałą szkołą życia jest'właśnie rodzi­na, ale tylko wtedy, gdy panuje w niej porządek i zgoda,

a każdy zna swe1 prawa i obowiązki, No i oczywiście tylko wtedy, gdy rodzina jest dostatecznie liczna, gdy dziecko nie jest w niej osamotnionym jedynakiem, a musi liczyć się z obecnością sióstr i braci, pomagając im, opie­kując się nimi, zawczasu ucząc ,się powściągać swój egoizm na rzecz wspólnego dobra.

Każde normalne dziecko chce rnieć rodzeństwo — to--, warzyszy zabaw — i często dopomina się o braciszka lub siostrzyczkę, a reaguje buntem i zazdrością tylko wtedy, gdy po urodzeniu młodszego potomka rodzice przenoszą na niego całą czułość, a starszy ,,idzie w kąt". Takich błędów przy odrobinie rozsądku można uniknąć, trzeba jednak spojrzeć vw przyszłość ""i pomyśleć jak wielkim dobrodziejstwem jest dla człowieka, gdy nie jest sam, gdy ma rodzeństwo, które — w każdym razie — stanowi grono najbardziej zaufanych i najbliższych sobie ludzi, gotowych do wzajemnej pomocy. Ten aspekt za mało bierze się pod uwagę, za mało pamięta się o tym, że jed' nak przez brak rodzeństwa jest się na całe życie bardzo pokrzywdzonym, w pewnym sensie osieroconym.

Wydaje się, że urodzenie i wychowanie kilkorga dzie­ci jest niesłychanie męczące, zwłaszcza dla matki, która wtedy przeważnie szybciej się wyniszcza i starzeje. Jest to nieporozumienie. Gerontologia wykazuje niezbicie, że właśnie matki wielodzietne mają największe, szansę osiągnięcia .późnego wieku — wśród ludzi długowiecz­nych jest bardzo wiele kobiet, które za młodu rodziły po 8—10 dzieci i wcale im to życia ani młodości nie skró­ciło — wręcz przeciwnie. Niekorzystne jest tylko, jeśli ciąża następuje z-byt szybko jedna po drugiej, ale i to niewielkie ma znaczenie, o ile tryb życia jest ogólnie hi­gieniczny i prawidłowy. Nie ciąże i porody niszczą ko­bietę, lecz1 niszczy ją wadliwe odżywianie papierosy i zła atmosfera dpmowa, ciągłe zdenerwowanie i awan­tury.

A te wszystkie kłopoty, zabiegi, starania, koszty zwią-



168

12 — Druga i trzecia młodość kobiety\

169


zane z wychowaniem dzieci, no cóż — gdybyśmy umieli odrzucić wszystko to, co wynika z naszej własnej ambi-• cji, snobizmu, mody i różnych zbędnych, a nawet szkod­liwych przyzwyczajeń, sprawy te byłyby na pewno znacznie prostsze i łatwiejsze. W jednym z poprzednich rozdziałów pisałam o prawidłowej hierarchii wartości, którą należy stosować w ocenie problemów codziennego życia tak, by życie to ułatwić, nie tracąc czasu i sil na sprawy nieistotne lub nawet szkodliwe. Podam dwa małe przykłady:

Pierwszy zamiast piec ciasto dla dzieci lepiej kupić im owoców, a zaoszczędzony czas poświęcić na pożytecz­ną lekturę dla własnego rozwoju duchowego.

Drugi przykład: zamiast męczyć się kilka dni nad szy­kowaniem smakołyków na Wielkanoc, lepiej na te dni zaprojektować jakąś atrakcyjną wycieczkę. Oszczędzimy siły, zyskamy odprężenie nerwowe i wypoczynek i unik­niemy choroby z przejedzenia.

W zajęciach domowych bardzo ważna jest organizacja pracy i odpowiednie rozłożenie jej na wszystkich do­mowników. Wielki błąd' popełnia kobieta, która robi z siebie pokorną służącą dzieci i męża czyniąc z nich wymagających tyranów. Współczesny człowiek, mający do pomocy coraz doskonalsze urządzenia techniczne, obsługuje się sam — to ważna zasada wychowawcza. Każdy w domu sam po sobie sprząta i po sobie zmywa, sam sobie przyszywa urwany guzik i przygotowuje śnia­danie, Jeśli nie umie, to się nauczy — właśnie o to cho­dzi.

Dzieci w wieku szkolnym powinny już wydatnie po­magać w zajęciach domowych, ucząc się w praktyce tych wszystkich umiejętności, które potem tak bardzo przy­dają się w samodzielnym życiu.

Do obowiązków domowych wdrażać jiależy nie tylko dziewczynki, ale i chłopców. W wielu rodzinach całą pracę domową spycha się na dziewczęta {co nieraz fa-

talnie, odbija się na ich nauce), podczas gdy chłopcy mają zawsze dość cza$u na wałęsanie się z kolegami. Cóż dziwnego, że potem widzimy tyle zaharowanych,-

zniszczonych żon i tylu mężów, którzy — zamiast poma­gać w domu — wolny czas spędzają w knajpach. No tak — wciąż jeszcze pokutuje pogląd, że mężczyzna stworzony jest do rzeczy „wyższych" i tylko jemu na­leży się wszystko: wolny czas, rozrywki, kariera, stano­wisko, dobre z;arobki... i prawo do zmiany żony, gdy przemęczona towarzyszka życia zbyt szybko się zesta­rzeje.

Stałe ciężkie przemęczenie... ogłupiający kołowrót do­mowy... rezygnacja z zawodowych aspiracji... to bolesne problemy bardzo szerokich rzesz kobiet. Trzeba wreszcie zrozumieć, że dorn i rodzina to wspólne dobro wyma­gające wspólnych starań i wysiłków. Nigdy nie zreali­zujemy istotnego równouprawnienia, jeśli nie zaczniemy wprowadzać go w domu i to już wobec kilkuletnich dzieci.

Wspólna praca dla wspólnego dobra cementuje rodzi­nę, utrwala między rodzicami i dziećmi przyjaźń i kole­żeństwo, które są źródłem wzajemnego zaufania, szacun­ku i rodzinnego szczęścia.

Ginekolodzy zauważyli, że kobiety bezdzietne trudniej na ogół przechodzą przekwitanie i łatwiej przy tym po­padają w depresję i powikłania psychiczne niż kobiety, które mają dzieci. Nic w tym dziwnego. Matka nie przej­muje się tak bardzo swym starzeniem, bo młodość prze­żywa na nowo w dzieciach, które przy niej dorastają i rozkwitają. Postępująca utrata własnej urody nie jest dla niej tak przykra, jeśli chlubić się może urodą córki, jej sukcesami i powodzeniem, które odczuwa jak własne.' Prawdziwie dobrze wychowane i zdrowe dzieci, żyjące



170

171


w głębokiej przyjaźni z rodzicami to potężne źródło szczęścia dla kobiety, szczególnie w okresie jej starze­nia się, co właśnie pragnęłam w niniejszym rozdziale podkreślić.

Cuda uśmiechu i dobrego słowa

(czyli trochę psychologii na co dzień)

Stefan Garczyński w swej książce ,,Sztuka rozmowy" przytacza na­stępującą historyjkę:

•— Nienawidzę męża. Wszystko bym zrobiła, żeby cierpiał.

W takim razie — powiedział doktor — niech pani zacznie ob­
sypywać go komplementarni. Gdy pomyśli, że pani go bardzo kocha
i nie będzie już mógł żyć bez pani, wtedy zażąda pani rozwodu.

W parę miesięcy później doktor spotkał tę pacjentkę.

Ta świetna anegdotka doskonale ilustruje podstawowe psychologiczne prawo, że każdy spragniony jest uzna­nia, dobrego słowa, przyjaźni i sympatii, a otrzymując je wywdzięcza się tym samym. A uśmiech to wszystko w sobie zawiera.

Gdybyśmy przezwyciężyli zmęczenie, nudę i odrazę do świata i zaczęli od dziś uśmiechać się do otoczenia, z pewnością przeżylibyśmy rzeczy nadzwyczajne. I żako-" chalibyśmy się w ludziach 'i w świecie. A taka miłość bardzo odmładza.

Uśmiech jest też najtańszym i najskuteczniejszym środkiem kosmetycznym. Jeśli która z Czytelniczek nie

173


wierzy — proszę — niech stanie przed lustrem i przy­bierze swą zwykłą, znużoną, posępną minę. Na- ile lat pani wygląda? A teraz proszę się uśmiechnąć — i porów­nać.

Niektóre kobiety powstrzymują się od uśmiechu, sa-. dząc, że wywołuje on zmarszczki. To nieporozumienie. Uśmiech nie wywołuje zmarszczek, a zresztą nie one naj­bardziej nam szkodzą. Najwięcej postarza wyraz znuże­nia i goryczy, powodując ,,obwisanie" rysów twarzy. A właśnie uśmiech temu zapobiega.

Amerykański pisarz Dale Carnegie w książce pt. „Jak uszczęśliwiać innych i samemu być szczęśliwym" wymie­rna uśmiech jako jeden z najskuteczniejszych sposobów zyskiwania sobie przyjaciół. A komu z nas nie potrzeba przyjaciół?

Oto kilka zdań z tej bardzo ciekawej książki:

„Uśmiech nic nie kosztuje, a wiele może zdziałać. Wzbogaca tego, który go odbiera, nie zubożając tego, który go daje",

„Uśmiech trwa jedno mgnienie oka, a nieraz pozostawia ślad wieczny".

„Nikt nie jest tak bogaty, by mógł się obyć bez uśmiechu i nikt nie jest tak ubogi, by go nie mógł podarować".

„Uśmiech stwarza szczęście w rodzinie, jest wypoczynkiem dla znużonych, światłem dla zniechęconych i smutnych, i najlepszą od-trutką, jaką wymyśliła natura przeciw nieszczęściu".

Cóż dodać do tych słów? Spróbujmy się uśmiechnąć, a mocą samego kojarzenia wrażeń nastrój nasz zmieni się od razu, gniew minie, pretensje ucichną, wszystko stanie się inne, łatwiejsze, lżejsze i milsze.

Ale nie tylko uśmiech ma być naszą bronią w walce o życiowe szczęście i powodzenie. Dale Carnegie poleca również inne psychologiczne sposoby.

„Jeśli chcesz — radzi — żeby cię polubiono od razu, wynajdż w bliźnim coś, co możesz szczerze podziwiać i powiedz mu to. Na pizykład kiedyś stojąc u okienka pocztowego i patrząc na znużoną, zniechęconą twarz urzędnika dojrzałem piękny gatunek, koior i nie-

zmierną obfitość włosów, jakie posiadał. Płacąc mu za znaczki pocz­towe powiedziałem. „Ależ. pan ma włosy! Pozazdrościć". Jakże się rozjaśniła, jak rozpogodziła twarz biedaka, jak się rozprostował, jak wypiękniał. Pewien jestem, że wyszedł dnia tego z swej poczty jak­by stąpając po obłokach, że opowiedział w domu o rozmowie ze mną, że patrzał w lustro powtarzając „Ależ to włosy".

Kiedym to komuś opowiedział, ten się zapytał — ,,No i co pan za to ch-ciał od niego wycyganić"?

Do stu diabłów, jeśliśmy tak nikczemnie interesowni, że nie po­trafimy wypromieniować z siebie trochę szczęścia dla innych bez spodziewania się za to zapłaty, jeśli dusze nasze nie są' większe od jabłuszek, jakie wydaje dziczka, to niechże nas w życiu spotykają ssme klęski, bo zaiste na nic innego nie zasługujemy." — stwier­dza autor.

Szczere zainteresowanie innymi ludźmi, sztuka uważ­nego ich słuchania w rozmowie bez przerywania i narzu­cania własnych poglądów (bardzo rzadko spotykana sztu­ka) i umiejętność wzmagania w każdym poczucia własnej wartości przez trafnie stosowane, a co najważniejsze, szczere pochwały, oto podstawowy oręż w walce o życz­liwość ludzką i powodzenie w sprawach osobistych. Każ­dy bowiem odczuwa „głód" pochwały, uznania i dobrego słowa, a tak rzadko otrzymuje to w codziennym życiu — nawet odi swych najbliższych. Na poparcie tych swoich twierdzeń Carnegie przytacza cały szereg przykładów z życia znanyc-h ludzi, których droga do kariery, majątku i wielkich osiągnięć zaczęła się od tego, że w pewnym momencie potrafili posłużyć się taką psychologiczną bro­niła zyskując sobie sympatię i wdzięczność osób, które i n potem pomogły w karierze. Wśród sławnych artystów i pisarzy wielu było takich, którzy w pierwszej młodości mieli bardzo ciężkie życie i nigdy nie rozwinęliby swych talentów, gdyby nie znalazł się ktoś, kto ich pochwalił i zachęcił do wysiłków. Należeli do nich np. -Caruso, Dickens, Wells i inni. Oczywiście — można by powie­dzieć, że tych nie trudno było chwalić. Otóż właśnie, że bardzo było trudno i ciężką drogę przeszli, zanim dostrze­żono ich talenty. Nie każdy posiada talenty — pewnie —


174


ale Jcażdy ma w sobie takie czy inne „iskierki", które można by rozdmuchać, a które tak często gasną w cięż­kiej atmosferze nieżyczliwej obojętności i niechęci.

Oto cytowana przez Carnegiego historyjka opowiedzia­na przez pewną belgijską autorkę:

„Jedzenie przynosiła mi służąca z pobliskiego hotelu zwana Ma­rysią pomywaczką. Była brzydka, uboga ciałem i duchem. Dnia pewnego, kiedy weszła z półmiskiem makaronu w grubych czerwo­nych rękach powiedziałam jej wprost; „Marysiu, nie wiesz nawet jakie skarby masz w sobie". Marysia przez chwilę milczała w sku­pieniu, po czym powiedziała z pełną wiary prostotą; „Nigdy bym tego nie była przypuszczała, proszę pani". Poszła potem wprost ode mnie do swojej kuchni i powtórzyła moje słowa, a siła wiary jest tak wielka, że nikt się z niej nie śmiał i od dnia tego zaczęła cie­szyć sią u otoczenia pewnym poważaniem. Najdziwniejsza wszelako zmiana zaszła w samej Marysi. Wierząc, że jest nosicielką niewi­dzialnych skarbów poczęła dbać o siebie i zakwitać młodością, któ­ra dotychczas nie mogła się przebić przez jej brzydotę. Skończyło się na tym, że wyszła za bratanka dyrektora hotelu i z pomywacz-ki została ,, panią".

„Dyrektor więzienia Sing-Sing mówił mi — pisze Carnegie — że jeśli chodzi o zbrodniarzy, nawet najcięższych, to pochwałą da się u nich niemal wszystko uzyskać podczas gdy ostra krytyka i wy­pominanie im przestępstw czyni ich jedynie bardziej zakamieniały-mi w złem. Nigdy nie byłem zbrodniarzem ani tym bardziej pensjo­nariuszem Sing-Singu, ale gdy spojrzę wstecz, mogę prawie że po­łożyć pa*lec na tych momentach mego życia, kiedy dobrze zaapliko­wana pochwała zmieniła do cna kierunek mojej przyszłości. Czyś Czytelniku nie zauważył u siebie tego samego? A historia świata aż się roi od podobnych przykładów."

„Popróbuj więc stosować zasadę wysokiego cenienia bliźnich — : konkluduje Carnegie — Po co masz szukać daleko, wypróbuj ją w domu na żonie, która, dalibóg musiała mieć kiedyś jakieś zalety, skoroś się z nią ożenił. Ile czasu upłynęło, drogi Czytelniku, od-kądeś ją za co pochwalił? Hę? no powiedz?"

„Jeśli nie potrafisz mówić rzeczy przyjemnych, nie żeń się — pi­sze dziennikarka Dorota Dix — Chwalić swą przyszłą żonę przed ślubem jest miło, chwalić ją po ślubie jest niezbędne... Małżeństwo

te pole popisu dla dyplomacji nie dla otwartości... Żadna kobieta nie jest w stanie zrozumieć dlaczego mężczyzna nie wkłada takiego samego zapału w wysiłek by małżeństwo swoje uczynić szczęśli­wym, jaki wkłada np. w swój bussiness lub fach? Pozostawia on przypadkowi najważniejszy dział swego życia."

To samo — może w większym nawet stopniu — odnosi się do kobiet. Oboje małżonkowie powinni rozumieć, że ich dom to nie miejsce, gdzie można kłaść na stole zabło­cone nogi. Dom to oaza spokoju i wypoczynku, to świą­tynia, w której dokonuje się wspaniałe misterium kształ­towania nowych, młodych ludzi, którzy będą tacy, jakim był dom, z którego wyszli.

W rozdziale o szczęściu i nieszczęściu małżeńskim Carnegie przytacza kilka przykładów kobiet znanych w historii ostatnich stu lat, żon wysoko postawionych i sławnych mężczyzn, które to kobiety mając wszelkie warunki do szczęścia — piękność, zdrowie, bogactwo, sławę szybko zniszczyły miłość męża i wykopały grób swemu szczęściu małżeńskiemu przez nieustanne gdera­nie, zazdrość, dokuczliwość i wymyślanie, uzyskując tyl­ko tyle, że mąż po prostu uciekał z domu.. Przykłady ta­kie często niestety mamy możność obserwować w ota­czającym nas świecie, choć nie dotyczą one ludzi sław­nych i nie przechodzą do historii. Na zakończenie pozwo­lę sobi"e zacytować z tego rozdziału dw.a zupełnie inne przykłady.

1. „Mogę popełnić wiele szaleństw — powiedział raz Disraeli, zna­ny angielski mąż .stanu w XIX wieku — ale nigdy nie ożenię się z miłości". I istotnie, nie ożenił się z miłości. Do lat trzydziestu pię­ciu pozostał kawalerem, a potem oświadczył się bogatej wdowie, starszej odeń o lat piętnaście, której włosy już przypruszyła była siwizna. Miłość? Wiedziała ona dobrze, że Disraeli jej. nie kocha l żeni się z nią'jedynie dla pieniędzy. W tej sytuacji poprosiła go tylko o jedno, o rok. czasu, celem odbycia studiów nad jego cha­rakterem, a po roku wyszła za niego za mąż. Wszystko to bizmi bardzo prozaicznie, omal, że nie handlowo, a wszakże zdarzyła się



176

177


rzecz paradoksalna: małżeństwo Disraelich .zapisano jest w wych i przybrudzonych rocznikach żywotów małżeńskich jako bez­przykładny, świetny sukces.

Bogata wdowa, z którą ożenił się Disraeli, nie była ani piękna ani młoda, ani wybitnie inteligentna. Wprost przeciwnie, konwersacja jej obfitowała w komiczne historyczno-literackie omyłki... Jej spo­sób ubierania się był dziwaczny, a sposób meblowania i dekorowa­nia domu — fantazyjny. Przy tym wszystkim jednak była wprost genialna tam, gdzie chodziło o rzecz najważniejszą w małżeństwie — o sztukę postępowania z mężczyznami.

Nie usiłowała mierzyć się z mężem ua polu intelektualnym. Kiedy wracał do domu znudzony i wyczerpany po całym popołudniu spę­dzonym na dowcipnej rozmowie z księżniczkami, lekka pogawędka z Mary Annę dawała mu odprężenie, którego tak bardzo potrzebo­wał. Dom był dla niego w coraz większym stopniu miejscem, gdzie mógł mówiąc w przenośni natychmiast po przyjściu wkładać inte­lektualne pantofle i wygrzewać siej w słońcu uwielbienia Mary Annę, Godziny, które spędzał w towarzystwie swej starzejącej się żony, były najszczęśliwszymi w jego życiu. Była ona jego pomoc­nicą, konfidentką i doradczynią. Co wieczór spieszył się do domu, aby jej opowiedzieć nowiny z parlamentu, a cokolwiek przedsię­brał — uważajcie bo to ważne — cokolwiek przedsiębrał, Mary Annę nigdy nie wątpiła w jego sukces.

Daleko było Mary Annę do doskonałości. W jednej wszelako rze­czy nie zawiodła nigdy, oto przez trzydzieści łat nigdy jej nie ob­rzydło nieustannie mówić o mężu,'chwalić go i podziwiać. Stąd wy­nikło takie powiedzenie Disraelego: „Żyliśmy ze sobą trzydzieści lal i nigdy ani na chwilę nie znud/Ha mnie". A tymczasem w to­warzystwie Mary Annę uchodziła za głupią, ponieważ nie znała hi­storii powszechnej. Ze swej strony Disraeli nigdy nie krył się z tym,' że żona była najważniejszą osobą w jego życiu, co widać ze słów Mary Annę: „Dzięki jego dobroci życie moje było jednym pasmem nieprzerwanego szczęścia".

Nigdy jej nie krytykował, nigdy nie powiedział słowa wyrzutu, a jeśli ktokolwiek poważył się zażartować z niej, bronił jej z zajad­łą lojalnością.

Mieli oboje takie sobie żarciki, które lubili powtarzać „Wiesz przecie, mawiał Disraeli, że tak czy owak ożeniłem się z tobą tylko dla pieniędzy". Mary Annę odpowiadała ze śmiechem: „Tak, ale gdybyś miał to znowu uczynić, ożeniłbyś się ze mną z miłości, prawda?"

I to była istotnie prawda.

2. Najzaciętszym nieprzyjacielem politycznym Disraelego był pre­mier angielski Gladstone. Obaj ci ludzie ścierali się ze sobą na każ­dym kroku i na każdy temat, jeśli chodziło o sprawy państwowe — jedną tylko rzecz mieli wspólną: niebywałe szczęście w pożyciu małżeńskim. Wilhelm i Katarzyna Gladstone żyli razem przez 59 lat opromienionych gloria'stałego uczucia... Gladstone, w życiu publicz­nym ostry i niemiłosierny krytyk, u siebie w domii nigdy nie sto­sował krytycyzmu. Kiedy rano, po zejściu na śniadanie konstato­wał, że reszta rodziny jeszcze spała, manifestował swoje niezado­wolenie tylko przez glośny śpiew, który miał przypomnieć innym mieszkańcom domu o jego egzystencji. Był w domu dyplomatą peł­nym wygMów i bardzo ostrożnym. Nie on jeden zresztą z pośród wielkich ludzi.


178


Sprawy intymne

Nieprawidłowości pożycia seksualnego mogą wywierać niekorzystny wpływ na zdrowie, wygląd i samopoczucie kobiety. A są to sprawy często spotykane. Przed woj­ną — w latach trzydziestych — pewna warszawska le­karka ginekolog przeprowadziła na ten temat ankietę wśród dużej liczby kobiet mężatek. Okazało się, że tylko około 20% z nich doznawało pełnego zadowolenia przy pożyciu seksualnym z mężem. U reszty sprawy te wy­glądały dużo gorzej, a u znacznej części zadowolenie seksualne w ogóle nie występowało.

Jakie są przyczyny takich nieprawidłowości? Seksuo­lodzy wymieniają ich cały szereg: lęk przed ciążą, nie­chęć do męża, brak wiadomości teoretycznych, egoizm i brutalność ze strony partnera, różne szkodliwe prakty­ki antykoncepcyjne (np. tzw. stosunek przerywany i inne. U wielu małżeństw — i to zarówno u męża, jak u żo­ny — przyczyną niepowodzeń w pożyciu seksual­nym-może być uprawiany przed zawarciem małżeństwa samogwałt (onanizm), który zdarza się nierzadko już u dzieci, a najczęściej u młodzieży w okresie dojrzewa­nia.

Zdania na temat szkodliwości onanizmu nawet wśród lekarzy są podzielone. W publikacjach omawiających sprawy seksualne można spotkać się z opinią, że ona­nizm nie jest szkodliwy i nie powoduje żadnych zaburzeń

cielesnych fo co go dawniej oskarżano), natomiast szkod­liwe jest, gdy onanistę straszy się takimi następstwa­mi — wtedy popada on w lęk i nerwicę, których źródłem jest poczucie winy. Należy więc po prostu nie przejmo­wać się tym, nie potępiać i nie straszyć, a wszystko bę­dzie dobrze.

Tak dobrze jednak nie jest. Samogwałt nie powoduje jakichś specjalnych chorób, ale w pewnym sensie saro, jest chorobą — mianowicie chorobą instynktu płciowe­go, jego zboczeniem. I szkodliwość jego uwydatnia się właśnie w tej dziedzinie. Łatwo to zrozumiemy, gdy przypomnimy sobie, czego uczył Pawłów.

Zadowolenie seksualne, czyli tzw. orgazm to po prostu odruch, a raczej cały zespół odruchów, który wywołać można zarówno przez drażnienie narządów płciowych, jak i na drodze psychicznej, przez myślenie o sytuacjach podniecających, o pewnych osobach lub obrazach, nie tylko za pomocą normalnego stosunku płciowego.

Prawidłowe wychowanie seksualne człowieka zmierza do tego, by odruch ten wyzwala} się pod wpływem miło­ści i pożądania skierowanego do osoby płci przeciwnej w warunkach, gdy jest to zgodne z celami fizjologiczny­mi i z normami etycznymi. Ponieważ człowiek jest istotą psychofizyczną, więc tylko powiązanie odczuć sfer fizjo­logicznej z uczuciową, psychiczną i etyczną może mu dać pełnię szczęścia w tej dziedzinie. Chodzi więc właśnie

0 pewien stereotyp psychiczno-fizjologiczny, zgodny
z naturą i jej celami, a jednocześnie dający człowiekowi
maksimum zadowolenia.

Samogwałt bardzo degraduje i wypacza te sprawy. Odruch seksualny jest tu wywoływany w samotności

1 w sposób ,niefizjologiczny i taki właśnie stereotyp
utrwala się- w tej dziedzinie. Cóż dziwnego, że potem
w małżeństwie występują trudności. Nawet jeśli onani-
sta kocha swą żonę, niełatwo mu przychodzi prawidłowo
zespolić to uczucie z reakcjami seksualnymi, na prze-



180

181


szkodzie stoją właśnie te inne, silne stereotypy. Oczy­wiście, przy dobrej woli można je wygasić, nie są to jed­nak sprawy łatwe.

Podobną rolę odgrywa również przyzwyczajenie do zaspokajania popędów seksualnych z przygodnymi part­nerami czy partnerkami, bez łączenia z tym jakichkol­wiek uczuć natury wyższej. Jeszcze gorzej, jeśli w grę. wchodzą •płatne stosunki.. We wszystkich tych przypad­kach następuje głębokie zdegradowanie spraw erotycz­nych wyłącznie do sfery fizjologii i przyjemnych odru­chowych wyładowań. Trudno nawet powiedzieć, że jest to miłość zwierzęca — jest to raczej zejście poniżej po­ziomu zwierzęcego, bo u bardzo wielu gatunków zwie­rząt sprawy te łączą się w jakiś sposób ze sferą uczucio­wą, z wzajemnym długotrwałym pożyciem, przywiąza­niem i wspólną troską o potomstwo.

To właśnie, od tysiącleci praktykowane (zwłaszcza przez mężczyzn) oddzielanie sfery fizjologicznej od uczu­ciowej wytworzyło tę znamienną atmosferę pogardy dla spraw seksualnych, o których właśnie najwięksi roz­pustnicy wyrażają się z największym cynizmem i brutal­nością. Cynizm ten i brutalność wnoszą potem w małżeń­stwo. Jakież mogą być rezultaty?

A jednak nawet pogarda lepsza jest od praktykowane­go obecnie „wybielania" tych spraw. Niestety — tu wła­śnie najwyraźniej zaznacza się odejście rasy białej od natury, od zdrowia, nawet od zwykłego rozsądku. Do­tychczas dziedzina wykroczeń seksualnych osłonięta była przynajmniej jakąś zasłoną wstydu. Dziś zasłona ta została zerwana, a rozluźnienie obyczajów wyniesione nieomal na piedestał. To co się dzieje w krajach Europy zachodniej., świadczy o tym najwymowniej. Spędzając niedawno kilka tygodni w Danii — kraju skądinąd bar­dzo sympatycznym — byłam wprost zaszokowana wy­stawami sklepów z pornograficzną literaturą. Duże kolo­rowe fotografie na okładkach tych książek przedstawiały

nie tylko fizjologię w całej jej nagości, ale i różne zbo­czenia seksualne, dobitnie demonstrując pouczającą treść tych ,,podręczników" wydawanych pod hasłem ,,weekend and sex". Tego rodzaju ,,porno-magazyny" znajdują się tam zresztą w każdej księgarni, również w naukowych, a w ulicznych kioskach pozycje takie wystawia się obok zabawek i książek dla dzieci.

Rozmawiałam na ten temat z duńskimi lekarzami ,,No tak — mówili z pewnym zażenowaniem — była u nos na ten temat dyskusja w prasie i zdecydowano, ze mJodzież powinna od dzieciństwa z tym się oswajać — wtedy usta­nie potajemny kolportaż tych książek i fotografii".

Rozumowanie doprawdy szczególne, Z takimi sprawa­mi młodzież oswaja się nader szybko. Ponieważ jednak w okresie pokwitania pobudliwość ogromnienie wzma­ga, publicystyka tego rodzaju musi prowadzić wręcz do ekscesów seksualnych. Gdy i te doznania spowszechnie-ją, sięga się po inne, nowe ,,oszołomienia": — „Coraz bardziej narasta u nas problem narkomanii wśród mło­dzieży" — mówiła ze smutkiem ładna młoda Dunka, pra­cownica społeczna. Cóż — nie tylko w Danii. W Amery­ce jest pod tym względem jeszcze dużo gorzej, a i w Pol­sce jest już ten problem dostrzegalny.

Może więc narkotyki szeroko udostępnić? Niech się młodzież oswaja...

Jednak to nie takie proste. Natura ludzka buntuje się przeciw temu zwyrodnieniu, które niesie ze sobą „rewo­lucja seksualna". Buntuje się przeciwko takiej degradacji spraw erotycznych, przeciw ściąganiu ich do poziomu wyłącznie cielesnej przyjemności i zabawy. Psychika, ro­zum i wyższe uczucia domagają się swych praw. Najlep­szym tego dowodem jest olbrzymie .powodzenie powieści czy filmów, w których te wyższe uczucia występują na plan pierwszy, są dowartościowane. Pamiętamy wszyscy tryumfalny pochód przez świat ,,Love story". Bardzo cie­kawym i dającym do myślenia zjawiskiem jest też rene-


183


sans naszej rodzimej „Love story", „Trędowatej", która w bardzo udanej i na serio potraktowanej adaptacji sce­nicznej święci od paru lat tryumfy na. scenie jednego z teatrów łódzkich (trzeba dodać, że zespół teatru obje­chał z tą sztuką całe Stany Zjednoczone, wszędzie zdoby­wając wielki aplauz). Z początku wśród publiczności przeważały oczywiście sentymentalne starsze panie, lecz obecnie głównie młodzież wypełnia szczelnie widownię. I słusznie, bo na tę sztukę należałoby prowadzić całe kla­sy szkolne w ramach wykładów seksuologii. Jest to bo­wiem doskonała lekcja ukazująca jak rodzi się, rozpala i na najwyższe szczyty wznosi miłość mężczyzny i ko­biety. Jaką wielką rolę odgrywa w tym, tak pogardzana i wyśmiewana obecnie cnota i godność kobieca, jaką siłę i wartość ma uczucie zrodzone w takich warunkach. Nie znam tej powieści Mniszkówny i nie wiem czy jest ona czytelna dla współczesnego Polaka, ale „Trędowata" na scenie warta jest obejrzenia. Nie chodzi tu o problem ary­stokracji, dziś nieaktualny i niezrozumiały, nie chodzi

Kobiety po trzydziestce powinny dobrze przemyśleć te sprawy, aby umieść prawidłowo ustawić je u swych dzieci wchodzących w okres dojrzewania.

Dzieciom tyra należy się odpowiednie rzeczowe i tak­towne pouczenie i uświadomienie w sprawach płci. Ale — właśnie — nie tylko uświadomienie, lecz również wycho­wanie, a to oznacza dużo więcej.

Oto co pisze polski seksuolog, docent Imieliński,

184

. A ,.

,,Instynkt 'płciowy je'st bardz,o silny... Ma oii stalą tendencją do

podporządkowywania sobie całokształtu życia' człowieka... 'idąc na

ślepo za nienasyconym popędem płciowym człowiek łatwo przekra-

t czałby wszelką miarę 'i nie miałby żadnych względów dla niczego —

przeżycia jego miałyby charakter .coraz bardziej" aspołeczny".

„Naczelnym zadaniem wychowania płciowego młodzieży, zwłaszcza w naszych warunkach, Jest utrzymywanie popędu płciowego w sta­nie możliwie najmniejszego napięcia aż do czasu, gdy wytworzą się u miodych ludzi odpowiednio silne hamulce rozumowe. Życia płcio­wego nie powinno się rozpoczynać przed uzyskaniem całkowitej doj­rzałości fizycznej... Im mniej energii tkwiącej u źródeł popędu płcio­wego zużytkowuje się na czynności seksualne, tym więcej prze­chodzi na rzecz rozwoju i podniesienia sprawności całego ustroju, mięśni, kośćca, a także i mózgu",

/ .' X

\ Jest to podejście bardzo fizjologiczne, ale w tym aspek­cie zupełnie słuszne. Wielki błąd popełniają wycho­wawcy i rodzice, którzy tolerują i sankcjonują erotyczne związki niedojrzałych nastolatków. W tym okresie życia, gdy daleko jeszcze do fizycznej i psychicznej dojrzałości, trzeba dzieci spokojnie i rzeczowo uświadamiać, co ozna­czają .zachodzące w ich organizmach zmiany i trzeba ich hormonalną energię skierować w stronę nauki i sportu, przestrzegając przed- zawieraniem jakichś erotycznych przyjaźni. Nauki jest dziś tak wiele, że dziecko, które uczciwie wypełnić chce swe obowiązki szkolne, a jeszcze do tego zajmuje się sportem, po prostu nie znajdzie sił i czasu na zainteresowania seksualne. Trzeba mu wytłu­maczyć, że na takie sprawy będzie czas później, po ma­turze, w okresie studiów — wtedy dopiero znajomości i sympatie o charakterze erotycznym mają szansę na przekształcenie się w związek małżeński. A przecież nie o przelotne przygody, lecz o prawdziwą i trwałą miłość powinno nam chodzić dla naszego dziecka.

Co roku w okresie egzaminów na wyższe, uczelnie pra-

1 są sygnalizuje znaczny odsetek marnych wyników i ni­ski poziom umysłowy kandydatów. Gdyby tak przebadać jak wpływa niewłaściwy stosunek młodzieży do spraw seksualnych na wyniki w nauce, rezultaty badań mogły -v

U — Diuga l trzecia mlodoit-- itr


by okazać się bardzo ciekawe i dla seksuologów i! dla wychowawców.

Rozpatrując sprawy życia seksualnego w ogóle — z czysto biologicznego i medycznego punktu widzenia — należy zwrócić uwagę na dwa podstawowe fakty.

  1. Życie płciowe nie jest źródłem energii -- przeciw­
    nie, jest ono zawsze jej utratą i wydatkowaniem, którego
    natura domaga się dla celów rozrodu.

  2. Powstrzymanie się od życia płciowego — opanowa-
    Ąie instynktu nie bywa przyczyną chorób. Przeciwnie —
    oszczędza energię, która może być zużytkowana na in­
    ną, w danym momencie niezbędną działalność. Nie wol­
    no doprowadzać do podniecenia seksualnego z byle ja­
    kiego powodu, nie wolno mu biernie ulegać. Bo podnie­
    cenie jest już wstępną fazą wywołania odruchu, fazą, kto/
    ra domaga się swego rozładowania, prze "do niego. Im
    bardziej narosło podniecenie, tym trudniej je opanować,
    tym więcej pochłania to energii, tym trudniej p okazanie
    oporu. Często, nazbyt często konsekwencje takiego za­
    chowania komplikują życie.

. Okazji do podniecenia się nie brakuje nigdy i nigdzie, uwłaszcza obecnie, gdy tak się rozpanoszyła pornografia. Prawidłowe wychowanie seksualne młodzieży wdroży umiejętność opanowywania tych reakcji w ich wczesnym stadium i poddania ich pod władzę woli i rozsądku, co uda się tym łatwiej, im więcej energii i ambicji skieruje się w inną stronę — do nauki i sportu.

Gorsze jednak problemy powstają dla kobiet zamęż­nych, które nie uzyskują pełnego zadowolenia, w pożyciu małżeńskim, a osiągają tylko pewien stopień podniece­nia bez rozładowania napięcia. Te1' właśnie, przez długie lata powtarzające się sytuacje prowadzić mogą do zabu­rzeń nerwicowych i ginekologicznych — najczęściej bywa to _przy tzw. stosunku przerywanym. ^Kobiety nie­zamężne, które w ogóle nie prowadzą życia płciowego, są pod tym względem w dużo lepszej sytuacji, gdyż mogą

186

nie dopuszczać do powstawania tych podnieceń i napięć. Jeśli, więc istnieje w małżeństwie taka sytuacja, trzeba zasięgnąć rady lekarza seksuologa i postarać się o usu­nięcie przyczyny.

Popęd płciowy kobiety w dużym stopniu zależy od pro­dukcji hormonów płciowych w jej organizmie. Ciekawe jest, że nie tylko estrogeny, ale również i męskie" hor­mony, androgeny, wzmagają u kobiet popęd płciowy, ale tylko, gdy podawane są w odpowiednich, niezbyt dużych dawcach. W okresie przedklimakterycznym popęd płcio­wy może wzrastać na skutek przewagi estrogenów. Na­tomiast po menopauzie zjawisko to może wystąpić na skutek wzrostu produkcji androgenów w ustroju kobie- . ty — nie są to jednak przypadki zbyt częste,

Na ogół po menopauzie popęd słabnie, a narządy płcio­we zmniejszają się i więdną. Pochwa zwęża się, a ściany jej stają się cienkie. Może to utrudniać stosunek płcio­wy i czynić go bolesnym. Kobiety, które kilkakrotnie rodziły, są tu w lepszej sytuacji, gdyż zwężenie pochwy nie zaznacza się u nich tak wyrażniu.

Na zmiany te może wpływać podawanie estrogenów.

Parę słów warto powiedzieć o tzw. tabletkach antykon­cepcyjnych, a to dlatego, że są to środki hormonalne, któ­re mają nie- tylko wpływ na przysadkę mózgową (tłumią wydzielanie w przysadce hormonów doprowadzających do owulacji), ale również na cały organizm. Mogą wiec powodować różne tzw. działania uboczne. Stwierdzono* np., że u kobiet stale je pobierających zwiększa się skłon­ność do zakrzepów żylnych. W naszych rozważaniach -ważny jest fakt, że hormony te działają na ustrój anta-gonistycznie do estrogenów i to powinno wzbudzić nasza czujność, gdyż wiemy, że estrogenflo hormony kobiecej młodości i urody, i że chronią przed miażdżycą. Bezpo­średnią przyczyną miażdżycy oraz wskaźnikiem jej roz­woju jest wzrost zawartości we krwi związków lipido-wych (cholesterol i jego różne frakcje). Występują zmia-

18?


ny; w tzw. obrazie lipidów krwi. Obraz ten u kobiet przed menopauzą różni się od obrazu lipidów krwi u mężczyzn, u których, jak wiemy, miażdżyca rozwija się wcześniej. Otóż, jak stwierdzono przez odpowiednie badania w An­glii^ obraz lipidów krwi u kobiet stale zażywających ta­bletki antykoncepcyjne upodabnia się do męskiego, Oznaczałoby to, że u kobiet tych odpada odmładzający i przeciwmiażdżycowy wpływ estrogenów. Spra*wy tej nie wolno lekceważyć. Długoletnie, permanentne tłumie­nie działania estrogenów nie może być dla ustroju kobie­ty obojętne właśnie ze względu na sposób starzenia się i w książce poświęconej profilaktyce geriatrycznej trzeba to niebezpieczeństwo zasygnalizować.

Płeć i emerytura

Problem wieku enierytalnego zależy od wielu czynni­
ków — w mniejszym rozdziale chciałabym spojrzeć
na niego głównie z punktu widzenia' biologii
ig.erontologii. t

Wiadomo, że kobiety żyją przeciętnie o około 6 — 8 lat dłużej i że w starości są wyraźnie zdrowsze, spraw­niejsze i zdolniejsze do pracy niż mężczyźni. Dlaczego więc powszechnie (chyba we wszystkich (krajach) idą na emeryturę o 5 lat wcześniej niż oni? Mężczyzna idzie na rentę starczą w wieku lat 65, a żyje przeciętnie 67 — ko­bieta idzie na rentę mając 60 lat, a żyje przeciętnie 73. Przez wcześniejszą emeryturę stwarza się jej zatem okres odpoczynku znacznie dłuższy niż u mężczyzny — przy czym, statystycznie biorąc, większa część tego okresu upływa w samotności, gdyż mąż zwykle wcześniej

umiera. <

v

W przekonaniu prawodawców, którzy ten przepis stworzyli, było to uprzywilejowanie kobiety — chodziło o to, by jej ulżyć. Prawnicy wychodzili z tradycyjnych założeń, ze kobiety są płcią słabszą, a ich zasadnicze po­wołanie to praca domowa i wychowywanie dzieci. Praca zawodowa obciąża je nadmiernie, a finansowo nie jest tak.ważna jak praca mężczyzn, którzy w zasadzie odpo­wiedzialni są za utrzymanie rodzin. Poglądy takie nie


189


% tylko prowadzą do wniosku, że kobietom należy się wcze-„ śniejsza emerytura, ale i sprawiają, że w pracy zawodo­wej kobiety ustawiane są głównie na stanowiskach pod­rzędnych i gorzej płatnych (nawet przy równych z męż­czyznami kwalifikacjach) i traktowane są raczej jako ar­mia pomocnicza, rezerwa, którą się powołuje masowo ;" tylko-w okresach, gdy mężczyzn z tych czy innych po­wodów brakuje. Gdy zaś przeciwnie, zaczyna brakować stanowisk pracy, wysuwa się hasło „kobieta do domu". "" Zresztą trzeba podkreślić, że w wielu krajach wysoko cywilizowanych kobieta jeszcze właściwie nie wyszła z domu i spod władzy męża. Miałam możność przekonać się o tym odbywając podróż stypendialną po kilku kra­jach Europy Zachodniej. We Włoszech np. uderzona by­łam niewielką ilością kobiet pracujących w biurach czy sklepach. Jeszcze mniej ich było wśród lekarzy (nawet w klinice stomatologicznej) — trzeba tu dodać, że np. w Stanach Zjednoczonych kobiety lekarki stanowią tylko 1 niewielki odsetek ogółu lekarzy. We Francji starsze ko­biety niezamężne skarżyły mi się na bardzo nieprzyjemne dla nich prawo ścisłego przestrzegania tytułu „pani" lub „panna". Listonosz może nie oddać listu, jeśli przed na­zwiskiem kobiety niezamężnej omyłkowo napisze się „madame". Kobieta zamężna we Francji w wielu istot­nych sprawach zależna jest od męża — nie może np. sama 1 rozporządzać swym majątkiem. Zresztą do niedawna ko­biety francuskie nie miały nawet praw wyborczych.

Wróćmy do problemu emerytury. W nowoczesnej ge-rontologii jest to problem szeroko 'dyskutowany. Praca, tak umysłowa, jak fizyczna, jest niewątpliwie czynnikiem przeciwdziałającym starzeniu się i zniedołężnieniu w myśl zasady, że wysiłek polepsza ukrwienie pracującego narządu i usprawnia go. Jak wynika z badań Kijowskiego Instytutu Gerontologii (przeprowadzonych na .około 20000 ludzi długowiecznych), praca fizyczna na świeżym powietrzu jest potężnym czynnikiem przeciwdziałającym

v

190

miażdżycy. A starzy intelektualiści dostarczają wielu do­wodów, że i praca umysłowa regularnie uprawiana chro­ni przed fizycznym i umysłowym zniedołężnieniem. Ale w miarę starzenia się zdolność do pracy słabnie, a praca ponad siły i możliwości jest na pewno szkodliwa i skraca życie/Więc również z punktu widzenia gerontologii eme­rytura jest koniecznością, ale nie moż^ oznaczać bezczynności, tylko zmianę pracy zbyt ciężkiej na inną, lżejszą, mniej odpowiedzialną i przy tym — co ważne — zgodną z zainteresowaniami danej osoby. Kobiety, które całe życie pracowały na dwóch frontach, domowym i zawodowym, są tu w sytua­cji lepszej niż mężczyźni, gdyż po przejściu na rentę mogą „wyżywać" się w pracy dla domu i rodziny. Doty­czy to naturalnie tylko tych kobiet,- którym praca zawo­dowa nie dawała żadnej innej satysfakcji, prócz materiał- " nej. Dla pracownic umysłowych, a zwłaszcza dla kobiet z wyższym wykształceniem, taka „kompensacja'1 nie wchodzi oczywiście w rachubę.

W literaturze gerontologicznej dużo się pisze o złych skutkach przejścia na rentę, o „gilotynie emerytalnej", zapominając o tym, że wielu ludzi do emerytury po pro­stu tęskni bądź to z powodu złego stanu zdrowia, bądź też z powodu nielubianej, niefortunnie dobranej pracy. Można przypuszczać, że u kobiet pracujących zawodowo taTTęsknota jest częstsza o tyle, o ile ich zainteresowania domowe^ przeważają nad zawodowymi. Zły stan zdrowia też nierzadko odgrywa tu rolę. Jak już wiemy, kobiece • klimakterium ze swym zachwianiem równowagi hormo­nalnej stwarza predyspozycje do różnych przewlekłych chorób i dolegliwości natury neurohormonalnej. Trzeba jednak podkreślić, że tylko około 10% kobiet przekwi­tających ma "zakłócony tryb życia przez klimak,teryczne dolegliwości, a około 30 — 509/o nie odczuwa1 ich prawie wcale. A choroby pojawiające się w 5 i 6 dekadzie życia w znacznej mierze powodowane są nie przez klimakte-

191


rium, lecz przez długotrwałe szkodliwości życiowe z wa­dliwym odżywianiem na czele. Kobieta na ogół zdrowa i żyjąca zgodnie z zasadami higieny przechodzńkłimakte-rium zwykle lekko i bezboleśnie, a jej zdolność do pracy potem nie tylko nie słabnie, ale często nawet się zwię-~~- ksza.

Zastanawiając się, nad problemem wieku emerytalnego
dla'kobiet trzeba uwzględnić fakt, że między 25 a 35 ro­
kiem życia, kobiety są bardzo obciążone przez macie­
rzyństwo i'domowe obowiązki, trudno im w tym czasie
dorównać w pracy zawodowej mężczyznom. Już na stu­
diach daje się to zauważyć. Dziewczęta mają "zwykle lep­
szy start niż chłopcy, są pilniejsze, pracowitsze, osiągają .
lepsze wyniki na początku, natomiast na dalszych latach
studiów sytuacja się zmienia na ich niekorzyść, w czyrn
prawdopodobnie .dużą rolę-odgrywają studenckie małżeń­
stwa. W małżeństwie — wiadomo -— nie mąż żonie, lecz
żona mężowi prasuje koszule, _szykuje śniadanie i kola­
cje, A gdy później przyjdą dzieci, konflikt między,obo­
wiązkami domowymi żony i matki a pracą zawodową sta­
je się coraz ostrzejszy, coraz bardziej przygniatający.
W praktyce, dopiero gdzieś około 35 — 40 roku życia ko­
bieta uzyskuje ,,swobodną głowę" do pracy zawodowej.
Szczyt działalności i sprawności zawodowej kobiety
przypada później niż u mężczyzny, a kobietom, ambitnym,
które za młodu z powodu obciążeń fizjologicznych nie
mogły osiągnąć karier-y ani satysfakcji w pracy zawodo­
wej, często dopiero piąta, szósta lub nawet siódma dekada
życia mogą tę satysfakcję przynieść. Toteż z punktu, wi­
dzenia lekarza bezapelacyjne ucinanie tej pracy w wieku
lat 60 (a tym bardziej 55J jest dla wielu kobiet bardzo
krzywdzące. -

Gdy niedawno na pewnym zjeździe naukowym podzie­liłam się z otoczeniem moimi spostrzeżeniami* jedna z ko­leżanek lekarek powiedziała: „zamiast dawać kobietom tę wcześniejszą rentę na starość, dobrze byłoby może dać

192 -

ją w okresie, gdy mają małe dzieci". Uwaga ta wydała mi się bardzo trafna.

Istotnie, w świetle faktów biologicznych i gerontolo-
gicznych, kobieta jest najmniej wydajna w pracy zawo­
dowej nie po sześćdziesiątce, lecz za młodu, w okresie
największego obarczenia przez, macierzyństwo (ciąże,
wychowanie małych dzieci) i w tym właśnie okresie do­
brze by było zapewnić jej przez kilka lat rentę macie­
rzyńską albo dłuższe, ale płatne macierzyńskie urlopy,
zamiast skazywać ja na przedwczesny ,,spoczynek" w
okresie/gdy'wolna już od. rodzinnych i fizjologicznych
obarczeń, a jeszcze zupełnie sprawna i bogata w fachowe
doświadczenia, mogłaby doskonale spełniać swe obowiąz­
ki zawodowe.
'

Państwo łoży na naukę kobiet równie dużo jak na nau­kę mężczyzn. Przedwczesna emerytura w znacznym stop­niu marnuje te,,zasoby wykształcenia i doświadczenia. W okresie najkorzystniejszym dla macierzyństwa kobiety wykształcone, chcąc utrzymać się w pracy, redukują licz­bą dzieci do minimum 'najczęściej ograniczająt się tylko do jednego),, co jest zjawiskiem społecznie bardzo szko-v dliwym i niepokojącym, zwłaszcza że takie planowanie uprawiają z reguły rodziny zdrowe, inteligentne i odpo-wiedziakte. Żadnego planowania nie uprawiają natomiast pijacy i elementy aspołeczne, to właśnie oni często two­rzą rodziny wielodzietne, gdyż los ich dzieci nic ich nie obchodzi — i tak zresztą wiedzą, że zajmie się nimi pań­stwo.

A więc coraz mnie j'dzieci w rodzinach odpowiedzial­nych i zdrowych — przy nie zmienionej, niczym nie ha­mowanej płodności elementów zwyrodniałych. Skutek? Łatwy do przewidzenia.

Rodzinom zdrowym należą ł oby-^więc pomóc, by mogły planować swe potomstwo swobodniej. Gdyby młode ko-xbiety po urodzeniu pierwszego dziecka mogły otrzymy­wać kilkuletnią rentę macierzyńską na konto swego okre-

193


su renty starczej, byłoby to chyba z ogromną korzyścią nie tylko dla ich okresu macierzyństwa, lecz i dla ich sta­rości. Starość bez pracy jesf pusta i łatwo niedołężnieje. Młodość natomiast przygnieciona jest ciężarami, którym wprost nie może podołać. Należałoby to rozłożyć w spo­sób bardziej praktyczny.

Wprowadzenie rent macierzyńskich zmniejszyłoby też znacznie zapotrzebowanie na'żłobki. Zresztą, jak wyka­zują badania, dzieci do 3 roku życia lepiej się rozwijają pod opieką matki niż żłobka.

Niektórzy prawodawcy uważają, że kobiety właśnie dlatego powinny iść wcześniej na rentę starczą, by mając jeszcze siły zastępować w domu pracującą zawodowo córkę lub synową i wychowywać wnuki. Trzeba stwier­dzić, że takie rozwiązanie na pewno nie uszczęśliwia żad­nej ze stron, bo każda kobieta chce być panią we wła­snym domu. Wychowanie przez babcie nie jest też wcale korzystne dla dzieci, a według opinii pedagogów właśnie pierwsze lata życia są dla kształtowania charakteru dziec­ka najważniejsze i obecność matki w -domu jest wtedy czynnikiem ogromnej wagi.

W badaniach socjologicznych stwierdzono, że dzieci wychowywane przez babcie są na ogół wątłejsze, bar­dziej bojaźliwe i nerwowe, często egoistycznie zatroska­ne o swe zdrowie. Nabierają jakby pewnych cech ludzi 'starych, a to dlatego, że babcia wszystkiego się dla nich lęka i ,,chroni" je przed tym, co właśnie mogłoby "wzmoc­nić i zahartować.

Jeśli chodzi o wiek emerytalny ogólnie biorąc, wydaje mi się, że granicę jego można by dla obu płci przynaj­mniej zrównać, a poza tym „uelastycznić" przez wyzna­czenie dwóch terminów przejścia na rentę starczą: pierw­szego wcześniejszego, dla tych którzy do emerytury tę­sknią, i drugiego późniejszego dla ludzi całkowicie spraw­nych, którzy w swej pracy wyżywają się. Z punktu widzenia gerontologii potrzebna jest w tych sprawach

większa indywidualizacja, większe uwzględnienie możli­wości osoby zainteresowanej, jej stanu zdrowia i spełnia­nych przez nią funkcji. *

* Rozdział pisany przed zmianami w Ustawie Emerytalnej i przed wejściem w życie nowego Kodeksu Pracy.


194


Cztery etapv życia kobiety

W życiu mężczyzny wyróżnić można trzy etapy: 1) okres rozwoju^! przygotowania do pracy (nauka), 2) okres doj­rzałości i pracy- zawodowej, 3) okres emerytalny, czyli tzw. poprodukcyjny. Moż*ia temu podziałowi zarzucić, że uwzględnia"* wyłącznie pracę zawodową i ujmuje całe życie tylko w tym aspekcie. No tak, ale też w życiu męż­czyzny praca zawodowa odgrywa główną rolę. Małżeń­stwo* rodzina, dzieci, owszem, tq konieczne i ważne, ale zawsze jednak w jakiś sposób drugoplanowe. Mężczyzna nie jest przede wszystkim mężem czy ojcem, ale przede wszystkim takim czy innym pracownikiem zawodowym. Może on, lecz nie musi, pomagać żonie w domu i trosz­czyć się o sprawy rodziny, ale musi przede wszystkim pracować zawodowo i główne swe troski i wysiłki kiero­wać właśnie tam. Taki stan^rzeczy znajduje powszechne zfozumienie i akceptację społeczną.

Kobieta odwrotnie: może, lecz nie musi, pracować za­wodowo, natomiast musi troszczyć się o dom i rodzinę-^. Tego od niej wymaga społeczeństwo. Jeśli dzieci są źle wychowane i pozbawione opieki, nie ojców wini się za to, lecz matki, nie ojcom, lecz matkom stwarza się możliwo- ,

'*-a

ści porzucenia pracy zawodowej na kilka lat czy na stałe dla wyłącznego poświęcenia się. rodzinie. Hasło „Irena dp domu" wyśmiewano 20 lat temu, wołając równocześnie „Ludwiku do rondla". Dziś, niestety, widzimy już wy-'

raźnie, że po odejściu Ireny Ludwik nie zastąpił jej ani przy dzieciach ani przy r9ndlu. O rondel już mniejsza — od czego zakładowe połówki i bary? Ale gorzej z dziećmi, bo Irena nie mogąc sobie już poradzić, po prostu dzieci mieć nie chce. Najwyżej jedno — ale to w skali społecz­nej grubo za mało.

Toteż jesteśmy obecnie świadkami wyraźnej zmiany ha­seł i programów odnośnie do pracy kobiet. Baczną uwagę poświęca się sprawom rodziny, wysuwa się postulaty, by praca domowa i wychowawcza kobiety-matki, tak ważna 'V aspekcie społecznym, była odpowiednio dofinansowana i opłacana, a troska o te sprawy znalazła już swój kon­kretny wyraz w szeregu ustaw, których omawiać nie będę, gdyż są ogólnie znane. Interesująca była szeroka dyskusja, która toczyła się niedawno na łamach prasy na temat tzw. kwestii kobiecej. Można było wyróżnić w niej, dwa główne rodzaje poglądów: 1) kobiecie należy umożli­wić generalny ,,powrót do domu", aby mogła zająć się dziećmi; 2} kobietę należy jeszcze bardziej, aktywizować zawodowo, a dla dzieci rozbudowywać żłobki i przed­szkola — wszelki ,,powrót do domu" jest dla kobiety de­gradacją. Te dwie przeciwstawne sobie drogi wskazyw,a-no jako możliwe rozwiązania na przyszłość.

Trzeba jednak stwierdzić, że „rozwiązania1- te niczego
nie „rozwiązują", gdyż każda z tych dróg wiedzie w ślepą
uliczkę. Jeśli kobiety miałyby w zasadzie „wrócić do do­
mu1', to na "co 'im wykształceni zawodowe, na co studia?
Na tzw. .„wszelki wypadek"?/Byłoby to olbrzymie marno­
trawstwo grosza publicznego. Państwo łoży na studia zbyt
wiele, by kształcić osobników bezproduktywnych w
swym zawodzie. Czyżbyśmy wier mieli cofnąć się do cza-'
.sów sprzed stu lat, gdy kobieta wychowywana była
tylko dla domu i salonu, nie mając wstępu do szkót zawo­
dowych i na uniwersytet? Wszyscy dobrze Wiemy, że ta-
'kie cofnięcie jest już niemożliwe.* . '

A druga droga —: intensywnej aktywizacji zawodowej.



196

197


No cóż — właśnie.zaczynamy .oglądać jej skutki i właśnie te skutki doprowadziły do omawianej dyskusji. Ciężkie umęczenie kobiety dźwigającej ciężar obowiązków zawo­dowych i domowych, niepokojący spadek rozrodczości, utrwalanie się modelu rodziny z jednym dzieckiem... nie! dalej w tym kierunku iść już nie można — trzeba znaleźć jeszcze inna, „trzecią drogę", która da prawdziwie zado-

" walające i możliwe do przyjęcia rozwiązanie;.

Ta ,,trzecia droga" już poniekąd zarysowuje się w wy­danej kilka lat temu ustawie o przedłużeniu bezpłatnego urlopu macierzyńskiego do lat trzech, z zaliczeniem tego okresu do emerytury. Jest to oczywiście dopiero pierw­szy krok w tym kierunku — w poprzednim rozdziale pisa-

Jam, że bardzo pożyteczne byłyby renty macierzyńskie przyznawane na żądanie kobietom w tym okresie na po­czet renty- starczej. Rozwiązania mogą być różne — tu chciałam tylko podkreślić, że ustawa powyższa ma wiel-,kie znaczenie jako wyraz dowartościowania macierzyń­stwa i uznania jego wielkiej społecznej wagi. Zresztą ustawa ta wychodzi naprzeciw taktom biologicznym / i społecznym. Bo właśnie te fakty modelują i wytyczają rozwiązanie, które, nazwałam ,.trzecią drogą" życia> ko­biety.

Nikt nie może przeczyć, że kobieta jest biologicznie inna niż mężczyzna i różnic tych nie zlikwidują ani spo­dnie i papierosy u kobiet, ani długie włosy u mężczyzn. Kobieta jest znacznie silniej, wprost fizjologicznie zro-, śnięta z rodziną przez swą funkcję rodzenia, karmienia i opieki nad małym dzieckiem. W jej życiu możemy wy­różnić nie trzy, jak u mężczyzny, lecz cztery etapy. Po ukończeniu etapu rozwoju i nauki zawarcie małżeństwa i założenie rodziny otwiera u. niej okres drugi, który mo­żna by nazwać domowym, a którego w życiu mężczyzny właściwie nie ma. W tym „okresie domowym", gdy przy­chodzą na świat i wymagają, troskliwej opiekLJej dzieci, kobieta jest bez reszty pochłonięta ich pielęgnacją i spra-

wami domowymi. Wszelka praca zawodowa staje się dla niej wtedy dokuczliwym balastem, ciężarem nad siły. Gdy* dziecko już nieco podrośnie i idzie do przedszkola, obowiązki rodzicielskie mogą i powinny rozłożyć się bar­dziej równomiernie. na! ojca i matkę, ate niemowlę zaw­sze było, bodzie i pozostanie domeną kobiecą, niezależnie od godnych uznania wysiłków młodych ojców, by w tym okresie pomóc żonom.

. Aby urodzić i podchować do okresu przedszkolnego -dwoje czy troje dzieci, kobieta musi na to poświęcić 6 — B l<tt życia. Zwróćmy jednak uwagę na fakt, że właśnie o le 6 — 8 lat życie jej jest przeciętnie dłuższe niż życie mężczyzny. Wygląda to tak, jakby natura umyślnie daH--jej ten dodatek na sprawy rozrodcze.

Długość tego ,,domowego" okresu życia zależy od tego, ile kobieta chce mieć dzieci. Po odbyciu tego osobistego, rodzinnego i społecznego zadania, które moglibyśmy na­zwać „służbą macierzyńską" (analogicznie do służby woj­skowej, którą odbywa mło/ly mężczyzna), młoda kobieta rozpoczyna,trzeci okres życia, okres pracy zawodowej.

Zwróćmy uwagę na fakt, ze nawet matki wielodzietne mające po sześcioro czy ośmioro dzieci, gdy są już koło czterdziestki, zaczynają pracować zawodowo, nie tylko dlatego, by sobie jeszcze wysłużyć emeryturę, ale i dla­tego, że w domu coraz mniej mają już roboty, że dzieci coraz bardziej i skuteczniej je wyręczają. W takich wy­padkach ,,okres domowy" trwa znacznie dłużej, ale i tak praca zawodowa dochodzi do głosu i trwa dość długo.

W zasadzie młoda kobieta mężatka'nie powinna podej­mować pracy zawodowej .przed trzydziestką. Wiele się mówi i pisze o tym, że w pewnych zawodach każdy rok urlopu to cofanie się, odstawanie i.odpadanie w wyścigu do kariery itp. Ale właśnie o to chodzi, że kobieta wcale nie^musi tak spieszyć się ze swoja karierą zawodową jak mężczyzna, u którego miażdżyca rozwija się o około 10 lat wcześniej i który wcześniej niedołężnieje i umiera.


199



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Zakażenia grzybicze skóry cz2
parafunkcje cz2
podziały złamań cz2 1sd
8(45) Diagramy klas cz2
charakterystyka dochodow samorzadu terytorialnego (cz2
Style kierowania cz2
Wykład I Grafika inżynierska cz2
MDA ID zadprzedkol(3) cz2 13 14
Kartoteka Lodowa kraina WS3 po cz2
zwiazki nieorg 1 cz2
Projekt fund płyt pal cz2 A Kra
artykul profilaktyka cz2 id 695 Nieznany (2)
metale niezelazne cz2 id 293802 Nieznany
ustny cz2, GEODEZJA, !!!Do uprawnien
Fizyka, EDUKACJA cz2, Fizyka
Terroryzm cz2, Technik Ochrony Fizycznej Osób i Mienia, Terroryzm
Słowniczek pol jap cz2,3
Metrologia cz2
intubacja cz2

więcej podobnych podstron