Przykłady do kazań II


WIARA

Co daje siłę do życia

Przed laty zwrócono się do wybitnych ludzi z pytaniem: „Co daje siłę do życia?" Wśród wypowiadających się był wybitny wiedeński neurolog i psychiatra Victor Franki. Odpowiadając na to pytanie przytoczył swoje przeżycia z obozu koncentracyjnego. Otóż jeden z jego przyjaciół powie­dział mu, że miał dziwny sen. Usłyszał głos, podający się za proroczy, który oświadczył mu, że może zadać dowolne pytanie, a otrzyma na nie odpowiedź. Więzień zapytał wówczas, kiedy dla niego skończy się woj­na. Oczywiście otrzymał odpowiedź - „30 marca". Po tym śnie człowiek zmienił się nie do poznania. Wstąpiła w niego jakaś nowa siła i radość. Zdawał się nie zważać na trudy obozowego życia. Jednak powoli zbliżał się wyznaczony termin, a nic nie wskazywało jakoby wojna miała się ku końcowi. Człowiek ów posmutniał, popadł w apatię i depresję - załamał się. Pojawiła się wysoka gorączka i 30 marca ów człowiek umarł.

Profesor Franki wyjaśnia, że jak długo ów człowiek wierzył w swój sen, miał siłę do życia nawet w tak trudnych warunkach. Z chwilą, gdy uświadomił sobie, że jest to nierealna mrzonka, stał się całkiem bezbron­ny. Człowiek musi mieć wartości, w które wierzy, i będą one dla niego niekwestionowanym fundamentem.

OJCZYZNA

Westerplatte

„Major Sucharski wysforował się na czoło, obejrzał się, stali plutonami, z szarżami na właściwych miejscach, oczekując na ostatni rozkaz. Ruszyli placami, po których biwakowały niemieckie wojska. Kiedy przechodzili, wi­tała ich komenda „Achtung" i wszyscy podrywali się na baczność. Saluto­wana prze zwycięzców szła załoga Westerplatte na długą niewolę".

Melchior Wańkowicz

NAWRÓCENI

Zniszcz pornograficzne rysunki

W życiu znanego grafika i rysownika Anberga Beardsleya takie war­tości, jak moralność, Bóg, nie liczyły się. Prowadził rozwiązłe życie, a skan­dale obyczajowe były u niego na porządku dziennym. Dopiero zbliżająca się śmierć w wieku 25 lat spowodowała opamiętanie i nawrócenie. W ostat­nim liście do przyjaciela pisze: „Jezus jest naszym Panem i Sędzią. Ko­chany przyjacielu, błagam pana, żeby pan zniszczył wszystkie egzem­plarze „Lizystraty" i inne pornograficzne rysunki. Niech pan zobowiąże Politta, żeby zrobił to samo. Na wszystko, co święte, zniszczcie wszystkie moje sprośne rysunki".

WYTRWAŁOŚĆ

Mrówcza wytrwałość

Tamerlan opowiadał przyjaciołom doświadczenie z młodzieńczych lat: „Pewnego razu - mówił - byłem zmuszony szukać kryjówki przed wroga­mi w ruinach starej budowli, gdzie pozostawałem kilka godzin w samot­ności. Pragnąc oderwać myśl od mego beznadziejnego położenia, znałazłem niespodziewaną rozrywkę w obserwowaniu mrówki, która ciągnęła ziarno daleko większe od niej na wysoką ścianę. Liczyłem, ile razy ma­leńki owad zabierał się na nowo do wykonania swego zadania: 69 razy ziarno spadało na ziemię. Lecz mrówka ponawiała swoje wysiłki i wresz­cie za siedemdziesiątym razem dosięgła wierzchu ściany. Była to dla mnie lekcja poglądowa, której nigdy nie zapomniałem".

UFNOŚĆ

Taka była wola Boża

„Dla Karola Wojtyły rozpoczął się trudny okres. Zmarła mu matka, gdy miał zaledwie 9 lat. Parę lat później, miał wtedy lat trzynaście, zmarł jego brat, dyplomowany lekarz, który zaraził się szkarlatyną od pacjenta. Tak mi żal było tego chłopca. Stał, pamiętam, tuż obok tej żelaznej bramy, a byłam pełna współczucia dla niego. Podeszłam, objęłam go za szyję i powiedziałam: „Biedny Karolku, straciłeś brata". On mi odpowiedział tak: „Taka była wola Boża". Wtedy się cofnęłam zawstydzona, ale równocze­śnie pełna podziwu, że taki mały chłopiec jest tak głęboko religijny, że tak potrafi zasady Ewangelii włączyć w swoje prywatne życie". S. Szczepańska

PYCHA

Niedopalony trup Hitlera

Wypowiedź Heinricha Himmlera: „Zaraz po wojnie wybudujemy dom, który będzie najwspanialszą) najcudowniejszą budowlą na świecie. Prace przygotowawcze podjęliśmy już w roku 1938. Stanie on przy placu królew­skim w Berlinie. Koszty budowy wyniosą 50 miliardów marek. Wysokość domu sięgnie 355 metrów, a jego długość półtora kilometra. Sam funda­ment będzie kosztował trzy miliardy. Będzie to dom, jakiego świat jeszcze nigdy nie widział. Znajdąsię tam sale na uroczystości, pomieszcząone od dwustu do trzystu tysięcy ludzi. W podziemiach stworzymy sklepienie ogromniejsze i wspanialsze od wszystkiego, co wymarzyli sobie i wybudo­wali faraonowie. Tam właśnie będzie miejsce spoczynku Adolfa Hitlera".

Przyszedł dzień, kiedy żołnierz Iwan Czurakow wyciągnął zniekształ­conego, niedopalonego trupa Hitlera.

(Jerzy Jantarz: „Wilcze legowisko")

ALKOHOLIZM

Najszczęśliwszy dzień

Tragedia w rodzinie Krystyny miała początek kilka lat temu. Jej mąż Marian zaczął zaglądać do kieliszka. W czasie wizyt towarzyskich tracił nieraz umiar w piciu. Później szukał kogoś do towarzystwa, aby wypić, a w ostatnim czasie towarzystwo nie było mu potrzebne, sam upijał się w swo­im pokoju. Był już nałogowym alkoholikiem. Była to jego osobista tragedia, jak też tragedia umęczonej żony i dwójki dzieci. Z powodu pijaństwa stracił pracę, nie miał już pieniędzy na alkohol, dlatego wynosił z domu co się dało, aby sprzedać i mieć pieniądze na wódkę. Bieda i głód zajrzały do domu. Ponadto, gdy wracał do domu pijany, wszczynał awantury, bił żonę i dzieci, musiała ona nieraz uciekać z domu i nocować u sąsiadów.

Pewnego razu do miasteczka przyjechał cyrk. Dla dzieci była to nie­bywała frajda, każde dziecko chciało tam pójść. Córeczka Mariana z lękiem podeszła do swojego pijanego ojca i prosiła o pieniądze na bilet. Ojciec nie tylko nie dał pieniędzy, ale zaczął na nią krzyczeć i bić ją. Nieszczęsnemu dziecku udało się wymknąć z domu.

Następnego dnia Marian był trzeźwy, a gdy przechodził niedaleko ogro­dzeń cyrkowych zobaczył swoją córeczkę. Stała na płocie, wspinała się jak najwyżej z nadzieją, że może coś więcej zobaczy. Ojciec dojrzał wtedy wychudłą i zapłakaną twarz swojej córeczki, zobaczył posiniaczone ręce i nogi. Drgnęło jego serce. Uświadomił sobie swoją nędzę. Inne dzieci z rodzicami oglądały cyrk, a jego zapłakane dziecko samotne stoi przy płocie. Przyszedł do córeczki, zaczął ją tulić do siebie i całować. Wracał do domu z głębokim postanowieniem, że nigdy nie weźmie do ust alkoholu. W domu klęknął przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej i złożył przysięgę abstynencji alkoho­lowej. Przysięgi dotrzymał. Był to najszczęśliwszy dzień w życiu tej rodziny.

MATKA

Hołd dla matki

W 1927 r. prymas Polski August Hlond otrzymał godność kardynała. Po otrzymaniu tej wiadomości kardynał Hlond napisał list do swojej matki, w którym składa jej należny hołd. Oto słowa tego listu: „Ojciec Święty raczył mnie dzisiaj, ze swej łaskawości, mianować kardynałem św. Ko­ścioła rzymsko-katolickiego. W najgłębszym wzruszeniu zwracam się do ciebie sercem i myślą, ukochana matko, i piszę do ciebie pierwszy list. Jeśli myślę o przedziwnej drodze, którą mnie opatrzność Boża pro­wadziła, to zawsze stoi twój obraz przed moją duszą Lepiej aniżeli wie­lu uczonych pedagogów założyłaś w duszach swoich dzieci silny funda­ment oparty na wierze i boskim prawie. Ty sama wierna i żarliwa w mo­dlitwie nauczyłaś nas, dzieci, serdecznej modlitwy, z której czerpałem siłę i ufność Bożą do dnia dzisiejszego. Otworzyłaś nam drogę do szczę­ścia, na której nauczyłaś nas szukać nie wygód, lecz wychowałaś nas do pracy, nauczyłaś obowiązku, nauczyłaś spełniać go radośnie i po­ważnie. Za tym nie gdzie indziej, tylko w szlachetności i wzniosłości twego prostego serca jest początek drogi, na którą łaska Boga mnie skierowała i doprowadziła do tego, co zwyczajnie nazywa się godno­ścią ale w pojęciu naszej rodziny oznacza większy obowiązek w pracy i poświeceniu. W tym dniu dziękuję tobie jak najserdeczniej, że byłaś dla mnie dobrą matką i proszę cię o pobożną modlitwę".

MIŁOSIERDZIE

Miłosierdzie kości rzuconej psu

Któregoś dnia do paryskiego ośrodka „Przyjaciel trędowatych" przy­szedł list od pewnej pani, zaadresowany do Follereau. List brzmiał: „Sza­nowny Panie. Przesyłam tysiąc franków dla pańskich chorych przyjaciół, ale zarazem proszę usilnie, żeby Pan nie przesyłał mi już więcej takich broszur z tymi okropnymi zdjęciami trędowatych. Przez dwie ostatnie noce dręczyły mnie bez przerwy koszmarne sny. Na miły Bóg, niech już więcej o tym nie słyszę".

Follereau wziął kopertę, włożył do niej otrzymane pieniądze i odesłał je owej pani z następującymi słowami: „Oby Bóg sprawił, żeby Pani złe sny potrwały jeszcze długo, Madame. Jest to największe dobro, jakiego mogę pani życzyć, aż do dnia, kiedy te zdjęcia, które Pani uważa za okropne, zaczną budzić w Pani nie odrazę, lecz świadomą i odważną miłość. Od­syłam Pani pieniądze, ponieważ zostały dane w złej intencji, nie wiedział­bym więc, jaki z nich zrobić użytek. Posyłając je, chciała Pani nie tyle złożyć ofiarę, ile uwolnić się od myśli o swoich braciach, którzy potrzebują pomocy i miłości. To nie jest ludzkie miłosierdzie, lecz miłosierdzie kości rzuconej psu". („Szukanie i służba")

DOBRODZIEJSTWO

Nie godzi się bowiem

„Uwolnieniu ich przydała się bardzo mowa przesławnego męża, prze-wspaniałego arcybiskupa Piotra. Gdy bowiem wszyscy byli bliscy zawyro­kowania: albo porozsyłać jeńców na wygnanie, albo zamknąć ich w więzie­niach, albo wydać na wyszukane męki, albo nareszcie zupełnie wykorze­nić zarodki buntów - rzecze Piotr: „...Nie tak, syneczkowie, nie tak! Nie godzi się bowiem, aby zamiast miłości rodzinnej górę wzięła bezlitosna surowość, zwłaszcza że zacniejsze jest wyświadczanie dobrodziejstwa niż korzystanie ze sposobności zemsty". Wszystkich ich przeto z całym ich mieniem odesłał dobry Kazimierz. Ten postępek tak ujął Mieszka i ser­ce zapalił odkąd tak wielką miłością do brata, że zapomniawszy wszelkich krzywd cieszył się ciepłem braterskich uścisków". („Mistrza Wincentego Kronika Polska")

TRÓJCA

Teraz również przyjęłam Ojca i Ducha Św.

W Stanach Zjednoczonych głośnie było nawrócenie Mary Weaver, walczącej z religią katolicką. Była protestantką, wierzyła tylko w Jezusa. Przypadkowo wpadł jej do rąk katechizm religii katolickiej. Czytała go z my­ślą wykorzystania jego treści do ośmieszenia katolicyzmu. Jednak w mia­rę czytania nienawiść przeszła w ciekawość; ciekawość - w zdziwienie i podziw; a podziw prowadził do dalszych i głębszych studiów. „Jeżeli tego wszystkiego uczy Kościół katolicki, chcę zostać katoliczką" - oświadczyła w końcu. Ukoronowaniem tych poszukiwań było przejście na katolicyzm 11 grudnia 1938 r. Po tym przejściu jedna z koleżanek powiedziała do niej: „Mario, co zrobiłaś z Jezusem?" „Mam Go, tylko teraz również przyjęłam Boga Ojca i Ducha Świętego".

MSZA

Zakazana Msza św.

Król Anglii Henryk VIII, który oderwał Anglię od Kościoła katolickiego, zakazał katolikom odprawiania Mszy św. Zakaz ten obowiązywał ponad dwa stulecia. W1615 roku schwytano księdza Jana Ogilivie odprawiającego Mszę św. Podczas procesu sędzia pyta go, czy wie, że prawo królewskie zabrania księżom katolickim tej czynności. Po twierdzącej odpowiedzi pyta dalej, dla­czego więc to czynił i kto mu pozwolił. Ks. Jan odpowiada, że sam Chrystus, który powiedział: „Czyńcie to na moją pamiątkę". - „Ja wypełniam polecenie Chrystusa". Ks. Jan został skazany na śmierć przez powieszenie.

DARY

Jak kochać Boga?

Jedna z matek rozmawiała z córeczką, Anią, na temat miłości Boga, W trakcie rozmowy dziecko mówi: „Mamo, jak ja mogę kochać Boga? Ja nigdy Go nie widziałam". Kilka dni po tej rozmowie Ania otrzymuje paczkę od cioci mieszkającej w Ameryce. W paczce dziewczynka znalazła wiele wspaniałych rzeczy i zachwycona mówi: „Mamusiu, ja bardzo kocham ciocię Marysię". A mama jej odpowiada: „Jak ty możesz ją kochać, prze­cież nigdy jej nie widziałaś?" „Ja wiem, że ona jest i mnie kocha, bo przy­słała mi tyle rzeczy" - odpowiada dziewczynka. „Teraz już rozumiesz, że Bóg cię kocha, mimo, że Go nie widziałaś. On daje ci o wiele więcej róż­nych darów" - kończy rozmowę mama dziewczynki.

DUSZA

Drzwi bez klamki

Malarz angielski Holman Hunt namalował obraz pt. „Światłość świa­ta". Przedstawia on Jezusa, który nocą trzyma w jednej ręce zapaloną latarnię, drugą stuka do drzwi. Podczas wystawy jeden ze zwiedzają­cych zapytał malarza: „Na obrazie w pańskim domu nie ma klamki, jakże Chrystus może otworzyć go i wejść do niego?" Malarz, dobry chrześcijanin, odpowiedział: „Klamka w tym domu jest od środka. Ten dom jest bowiem obrazem duszy człowieka. Człowiek sam powinien otworzyć swą duszę. Chrystus tylko puka i czeka. Od człowieka zale­ży, czy Go wpuści czy nie".

ALKOHOLIZM

Powrót taty

W „Nowym Dzienniku" opublikowano artykuł z rodzinnym zdjęciem matki i córki. Oczekiwały one na powrót męża i ojca, który przed laty wyjechał do Ameryki, aby trochę zarobić i z zarobionymi pieniędzmi wrócić do Polski. Wyobrażały sobie, że powrót Jana będzie najszczę­śliwszym dniem w ich wspólnym życiu. A jednak stało się inaczej. Dzień spotkania w Polsce był jednym z najtragiczniejszych. Jana przywie­ziono w trumnie. Dlaczego tak się stało? Jan po przyjeździe do Sta­nów bardzo ostro zabrał się do pracy. Pracując tęsknił za rodziną i Pol­ską. To jednak okazało się ponad jego siły. Zaczął u przygodnie spo­tkanych kobiet szukać zapomnienia. Sięgnął także po alkohol. Znalazł kompanów do picia. Odsunął się od tych, którzy go upominali. W koń­cu stracił pracę. Stoczył się na pijackie dno i tam dopadła go śmierć.

BIBLIA

Biblia w kuferku

Starsza kobieta pisze w swych wspomnieniach: „Z okazji ślubu otrzymałam od znajomych w podarunku Pismo Święte. Złożyłam je jako pamiątkę głęboko w kuferku obok różańca, który otrzymałam w dniu l Komunii św. Dopiero po wielu latach, gdy zaczęły spadać na mnie różne nieszczęścia i zaczęłam zastanawiać się nad sensem ży­cia, przypomniałam sobie o Piśmie Świętym w kuferku, wyjęłam je i za­częłam czytać".

RELIGIA

Indianin rozmawia z księdzem

Około sto lat temu do przełożonego Seminarium Duchownego w Baaremus (St. Louis, Kentucky) przybył stary Indianin. Towarzyszył mu kil­kunastoletni chłopiec oraz tłumacz, przez którego zwrócił się do księdza przełożonego, ubranego w długą czarną szatę: „Czarna szato, wiem, że jesteś sługą Wielkiego Boga. Wiem, że twoim zadaniem jest słowem i przy­kładem ukazywać ludziom drogę do Wielkiego Ducha. Ja jestem biednym synem puszczy i o tym Wielkim Duchu wiem tylko tyle, że istnieje. Jednak zawsze tak postępowałem: rano przy wstaniu zwracam się do Niego i dziękuję mu za noc, którą mi dał. Potem proszę Go o pomoc na cały dzień. Wieczorem zaś, gdy kładę się na spoczynek, dziękuję Mu za dzień, który mi dał i proszę o opiekę podczas nocy. To wszystko, co czy­nię na cześć Wielkiego Ducha. Teraz przyszedłem do ciebie, abyś mnie pouczył, co więcej powinienem czynić".

(A. Koch)

SPOWIEDŹ

Ostatnie chwile F. Dostojewskiego

Tak pisze jego córka Luba: „Mój ojciec kazał wezwać kapłana, wy­spowiadał się i przyjął sakramenty święte. Potem wezwał nas do poko­ju i biorąc nasze małe ręce w swoją dłoń poprosił moją matkę, aby otworzyła Biblię i przeczytała przypowieść o synu marnotrawnym. Wy­słuchał lektury z zamkniętymi oczami i pogrążony w zamyśleniu: „Dzieci" - powiedział słabym głosem - nie zapominajcie nigdy tego, co przed chwilą usłyszeliście. Miejcie bezwzględne zaufanie do Boga i nigdy nie zwątpcie w Jego przebaczenie. Ja kochałem was bardzo, ale moja miłość jest niczym w porównaniu do tej niezmierzonej, którą żywi Bóg do ludzi stworzonych przez siebie. Jeśli na nieszczęście zdarzy się wam w życiu popełnić coś złego, nigdy nie straćcie do Niego zaufania. Jesteście Jego dziećmi. Proście Go o przebaczenie, a On będzie się radował wa­szym żalem tak, jak niegdyś cieszył się z powrotu syna marnotrawnego".

Potem ucałował nas i pobłogosławił. Z płaczem opuściliśmy pokój umierającego".

OBŁUDA

Zachowanie tchórza

„Można by sądzić, że tchórz, który zwiał z pola bitwy, żona niewier­na, pisarz kolaborujący powinni być sami wyrozumiali dla ludzi w po­dobnych sytuacjach. Nie, na ogół są to najsurowsi sędziowie - nie tylko przez obłudę. Z najszczerszą pasją odgrywają się za własną słabość i upokorzenie. W innych - nienawidzą siebie". (Dr Wit Tarnawski)

EKUMENIZM

Teologowie największymi hamulcami

„Jakiś czas temu zostałem zaproszony na dyskusję w kręgu rodzin­nym nad problemem zjednoczenia podzielonych wyznań chrześcijańskich. Rozmowa była bardzo ożywiona. Przypominam sobie wystąpienie pew­nej pełnej temperamentu kobiety. Powiedziała ona coś tym rodzaju: Wy, teologowie, jesteście największymi hamulcami na drodze zjednoczenia. Przez swe różnorodne teorie tak skomplikowaliście wiarę i uczyniliście ją tak nieprzejrzystą, że wy sami nie dostrzegacie już prostej prawdy chrze­ścijańskiej w gąszczu różnych systemów i opinii. Ostatecznie można prze­cież cały chrystianizm sprowadzić do całkiem prostej formuły: Człowiek powinien kochać Boga i bliźniego jak siebie samego. Na jednej podstawo­wej prawdzie powinno być możliwe zjednoczenie chrześcijan. Dlaczego więc wszystko jest tak przeraźliwie skomplikowane?". (Ks, H. Engel)

ŹRÓDŁO

Miłość Boga

„Mówisz: niech sobie ludzie nie kochają Boga, Byle im była cnota i Ojczyzna droga. Głupiec mówi: Niech sobie źródło wyschnie w górach, Byleby mi płynęła woda w miejskich rurach". Adam Mickiewicz

ROZWIĄZŁOŚĆ

Zabiło je poczucie winy

„Zabiło je obie poczucie winy. Jednakże nie wobec społeczeństwa; nie wobec ludzi żonatych, z którymi nawiązywały romanse; nie wobec dzieci, którym odbierały ojców; nie wobec rodziców, którym ich postępowanie przy­nosiło wstyd. Zabiło je poczucie winy wobec siebie samych: poczucie, że straciły najlepsze lata swego życia w poszukiwaniu przygód, które okazały się w rezultacie mało ciekawe; rozbijały małżeństwa innych ludzi, lecz nie udało się im samym wyjść dobrze za mąż; straciły dużo czasu, pieniędzy i zdrowia nie myśląc o tym, iż w tym samym czasie dojrzewały inne młode kobiety równie głupie, egoistyczne i zimne jak one, lecz mające nad nimi nieznaczną przewagę młodości".

(Marek Hłasko: „Listy z Ameryki)

DZIĘKCZYNIENIE

Nie narzekam, tylko dziękuję

Te słowa zapisał starszy człowiek umierający na raka: „Moja przy­szłość jest niepewna. Jedyną moją radością jest pewność, że mój los cał­kowicie spoczywa w ręku Boga. Dziękuję Mu za wszystko, co mam. Nie narzekam, tylko dziękuję. Jeśli spodoba się Bogu, bym zaczął jeszcze raz, będzie to wspaniałe. A jeśli nie, to i tak z dziękczynieniem zaakceptu­ję swój los. Moja wiara nie zależy od wyzdrowienia czy śmierci. Moją wiarę złożyłem w ręku Boga. To jest moją największą radością. Modlę się słowami: Bądź wola Twoja".

(„Pastorał Life", listopad 1998 r.)

ADWENT

Czekam na śmierć

Oto fragment wyznań Michaela B. Rossa skazanego na karę śmierci: „Czekam na wykonanie wyroku śmierci. Nie jest to czekanie, o jakim sły­szysz z ust kaznodziei. Moje czekanie jest bardzo konkretne. Moja egze­kucja będzie miała miejsce w wiezieniu stanowym w Connecticut. Przyj­dzie czas, że będę znał dokładną datę i godzinę spotkania z Chrystusem. Takie mówienie o tym może wydaje ci się dziwne, ale dla mnie będzie to wielkie błogosławieństwo.

Zostałem jakby przymuszony do zastanowienia się nad swoim postę­powaniem. Miałem szczęście mieć wystarczającą ilość czasu, aby po­układać swoje życie i zacząć życie w pokoju z Bogiem. Miałem dosyć czasu, aby błagać o przebaczenie tych, których skrzywdziłem, i wyba­czyć tym, którzy mnie zadali wiele bólu. Miałem wystarczająco czasu, aby się pojednać z tymi, których zraniłem, i z tymi, którzy mnie zranili. Miałem czas pojednania się ze sobą i z Bogiem. Wiem, że mój czas szyb­ko upływa, ale dano mi wiele czasu, abym się przygotował na spotkanie z Chrystusem, l to jest właśnie to błogosławieństwo, którego szczęścia doświadczają tylko nieliczni.

Nie chcę być źle zrozumiany. Ja nie wyglądam wykonania wyroku. Ja nie pragnę śmierci. Mam swoje lęki i obawy, gdy myślę o egzekucji. Modlę się codziennie o jakiś cud, który uratowałby mnie przed egzekucją i dał mi szansę zacząć od żyć od nowa. Chociaż otrzymałem taką szan­sę, miałem dosyć czasu, aby zmienić życie i przygotować się na śmierć. Niewielu z was będzie miało szansę, tak jak ja poznać dzień i godzinę swojej śmierci. Ale każdy z nas stanie w obliczu własnej śmierci. Każdy z nas musi przygotować się do własnej śmierci. Dla wszystkich pozostaje pytanie: Jak do niej się przygotować?"

(„Pastorał Life", listopad 1998 r.)

INTENCJA

Ja wiem

Rozmowa dwóch chłopców na placu zabaw. „Już jest prawie Dzień Dzięk­czynienia" - mówi pierwszy. „Ja wiem" - odpowiada drugi. J święty Mikołaj już niedługo pojawi się w sklepach" - mówi pierwszy. „Ja wiem" - odpowiada drugi. „Powinniśmy być bardzo dobrzy do świąt Bożego Narodzenia" - mówi pierwszy. „Ja wiem" - odpowiada drugi. „Nigdy jednak nie będę taki" - mówi pierwszy. „Ja wiem" - odpowiada drugi.

(„The Priest", listopad 2000)

ADWENT

Zawsze zielone

Kiedy Bóg stwarzał drzewa, każdemu przekazał dar odpowiedni po­szczególnym gatunkom. Na początku jednak przeprowadził test, który z tych darów byłby najbardziej użyteczny dla poszczególnych rodzajów drzew. Bóg powiedział drzewom: „Chcę, abyście czuwały i strzegły zie­mi przez siedem nocy". Młode drzewa były podekscytowane tak waż­nym zadaniem, jakie im zlecono. Pierwszej nocy nie miały żadnego pro­blemu. Następna noc była trudniejsza; kilka drzew zasnęło. Trzeciej nocy niektóre drzewa zaczęły szeptać między sobą, aby nie usnąć. Mimo to wiele z nich zostało zmożonych przez sen. Gdy minęła siódma noc, tylko kilka drzew czuwało. Był to cedr, sosna, świerk, jodła, ostrokrzew i wawrzyn. Do nich to Bóg powiedział: „Co za wytrzymałość. W nagrodę pozostaniecie zawsze zielone. Będziecie stróżami lasu. Zimą, gdy inne drzewa, obumierając, potracą swoje liście, w waszych gałęziach znajdą schronienie i wsparcie".

Zieleń tych drzew staje się symbolem adwentowego czuwania, gdy ją wykorzystujemy w dekoracjach adwentowych i bożonarodzeniowych.

JEZUS

Trzecie przyjście Jezusa

Święty Bernard z Clairvaux napisał: „Wiemy, że są trzy przyjścia Je­zusa. To trzecie znajduje się pośrodku. Jest ono niewidzialne, podczas gdy te dwa inne są widzialne. W pierwszym przyjściu Jezus był widziany na ziemi i zamieszkał między ludźmi. W ostatnim przyjściu wszyscy zobaczą zbawienie Boga naszego i będą patrzeć na Tego, którego zrani­li. Trzecie przyjście jest zakryte i tylko wybrani będą widzieć Pana mie­dzy sobą, i oni będą zbawieni. Słuchajcie co mówi nasz Pan: Jeśli mnie ktoś miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a mój Ojciec umiłuje go i przyjdziemy do niego. Zachowujcie zatem Jego naukę, a On zamiesz­ka w was i weźmie w posiadanie wasze pragnienia i całe wasze życie. Jeśli zachowasz Bożą naukę, ona ciebie zbawi. Syn wraz z Ojcem przyjdą do ciebie. Ponieważ zawiera się ono miedzy pierwszym i ostatnim przyj­ściem, stąd też jest jak droga, którą podróżujemy od pierwszego przyj­ścia Jezusa do ostatniego".

UFNOŚĆ

Dla mnie wszystkim jest Bóg

Elza, matka czworga dzieci, należąca do fokolarynów, dowiaduje się, że jej mąż uległ wypadkowi samochodowemu. Udaje się do szpitala i w poczekalni spotyka kobietę, której mąż stracił życie w podobnym wypadku. „Zbliżam się do niej - pisze Elza - i całuję ją. Mówię, że rozumiem jej ból. Ona zaś zrozpaczona woła: Mój mąż był dla mnie wszystkim, rozumie pani? Wszystkim! Nie mam już po co żyć na świecie! - Odchodząc od niej odczu­wam coś, co mnie uspokaja i pociesza. Czuję mocno i jasno, że dla mnie wszystkim jest Bóg. l odczuwam wielką wdzięczność dla tego, kto pozwolił mi odkryć, że Bóg jest miłością i w konsekwencji doprowadził mnie do po­stawienia Boga na pierwszym miejscu".

Na oddziale reanimacyjnym Elza znajduje męża nieprzytomnego. Modli się za niego. Całuje i głaszcze, ale kończy modlitwą: „Nie moja, ale Twoja, Boże, niech się stanie wola, tak wtedy, gdy zostawisz mi go przy życiu, jak i wtedy, gdy zechcesz go wziąć do siebie". W niedługim czasie jej mąż zmarł. („Otta Nuova", 1980, nr 20)

PASTERZ

Dobry Pasterz

Wiktor Hugo w znanej powieści „Nędznicy" opisuje taką scenę. Do starego biskupa żandarmi przyprowadzają byłego więźnia, którego biskup nie tak dawno przyjął do swego domu w gościnę, ten zaś, z nędzy i biedy, okradł swego dobroczyńcę. Biskup chcąc go uratować przed ponownym więzieniem i być może jeszcze surowszą karą z powodu recydywy, mówi, że podarował mu skradzione rzeczy. Uratowany Jean Valjean jest wzru­szony tą dobrocią. Pod czujną opieką biskupa Jean zmienia swoje życie. Staje się szanowanym i dobrym człowiekiem, kiedy tylko może zawsze spieszy z pomocą potrzebującym.

PRZYKAZANIA

Rozbijcie tablice przykazań

Friedrich Nietzsche napisał: „Rozbijcie stare tablice przykazań. Wróćcie znów wolność człowiekowi". Wielu usłuchało tego wezwania, a wśród nich był Hitler, który pisał: „Przyjdzie dzień, w którym przeciw tym dziesięciu przykazaniom ja wzniosę tablice nowego prawa... My walczymy przeciw przekleństwu tak zwanej moralności, uznawanej za boską, moralności każącej bronić słabego przed silnym, przeciwnej nieśmiertelnemu prawu wojny, która jest boskim prawem natury. My walczymy przeciw tak zwa­nym dziesięciu przykazaniom".

Dobrze wiemy, jakie były skutki walki Hitlera z dziesięcioma przyka­zaniami i jaką rzeczywistość wykreowały jego nowe prawa.

MARYJA

Dlaczego żyje?

27 grudnia 1983 r. Jan Paweł II odwiedził w rzymskim więzieniu Rebibbia człowieka, który doń strzelał 13 maja 1981 r. Ali Agca zapytał wów­czas Ojca Świętego, dlaczego żyje. „Celowałem dokładnie i kula powinna zadać śmierć - powiedział - dlaczego Wasza Świątobliwość żyje? l... co znaczy to wszystko, co się mówi o jakiejś Fatimie?"

27 marca 1984 r. Jan Paweł II, wręczając jednemu z biskupów portu­galskich niewielką szkatułkę, powiedział: „Jest w niej kula, którą wydobyto z mego ciała. Druga gdzieś zginęła na Placu św. Piotra. Nie należy ona do mnie, ale do Tej, która mnie obroniła. Niech Ekscelencja zawiezie ją do Fatimy i niech będzie przechowywana w sanktuarium na znak mojej wdzięczności i na świadectwo wielkich spraw Bożych".

PRZYKŁAD

Mój tata zawsze tak mówi

Pewnego razu św. Jan Bosko znalazł się na przyjęciu u rodziny ucho­dzącej za wzorową. Nagle pięcioletniemu chłopcu wypadła na ziemię za­bawka. Mały chłopiec zdenerwował się i wymawiając imię Jezusa głośno zaklął. Jan Bosko kazał mu odmówić dziesięć przykazań. Przy drugim: „Nie będziesz brał imienia Boga nadaremno", mówi do chłopca: „Widzisz, a tyś co zrobił? Ze złością i bez szacunku wymówiłeś imię Chrystusa. Sprawiłeś tym Panu Jezusowi wielką przykrość". Upokorzony chłopiec tłumaczy się: „Mój tata zawsze tak mówi". Wszyscy byli zaskoczeni taką odpowiedzią. Zaś ojciec, głaszcząc dziecko, powiedział: „Niestety, masz rację. Ale więcej nie usłyszysz ode mnie tych słów. l ty ich nie powtarzaj".

ŚMIERĆ

Wolfgang A. Mozart o śmierci

„Jeśli dobrze rozważyć, to śmierć jest prawdziwym celem życia: od kilku lat tak oswoiłem się z tym przyjacielem, że jej obraz nie przeraża mnie... Dziękuję Bogu, że mi udzielił łaski zrozumienia śmierci jako klu­cza do naszej prawdziwej szczęśliwości. Nigdy nie kładę się spać bez myśli, że jakkolwiek jestem młody, jutro już mogę nie wstać. Nikt jednak z moich znajomych nie mógłby powiedzieć, że myśl ta zasmuciła mnie choć na chwilę. Co dzień dziękuję Bogu za to szczęście i szczerze życzę go wszystkim ludziom, moim braciom". Mozart zmarł w 36 roku swego życia.

PRZYKŁAD

Apostolstwo dobroci

„Moje apostolstwo musi być apostolstwem dobroci. Trzeba, żeby patrząc na mnie mówiono: Ponieważ ten człowiek jest tak dobry, jego religia musi też być dobra. A jeśli zapytają mnie, dlaczego jestem łagodny i dobry, muszę odpowiedzieć: Dlatego, że jestem sługą daleko lepszego ode mnie. Gdyby­ście wiedzieli, jak bardzo dobry jest mój Mistrz i Pan, Jezus! Chciałbym być na tyle dobry, aby mówiono: Jeżeli taki jest sługa, jakiż musi być Pan!"

CHRYSTUS

Urodzona później niż On

„Dla mnie Chrystus jest łącznikiem między mną a Bogiem. Jestem szczęśliwa, że urodziłam się później niż On, bo nie wiem, czy nie znając Chrystusa, potrafiłabym pokochać Boga. Wiem, jak daleko mi do dosko­nałości, więc zamknęłabym oczy z lęku przed Bogiem, zamknęłabym ser­ce, wyrzekłabym się, zrezygnowała... A teraz sama szukam Tego, który mnie wysłucha, zrozumie, przebaczy mi, pomoże i da wszystko. Chry­stus jest moim Zbawcą".

L.B., nauczycielka, Tuton („Kim jest dla ciebie Chrystus?")

CHRYSTUS

Wciąż jeszcze żyję

„Chrystus jest dla mnie najlepszym przyjacielem wszystkich dni, naj­większym z żywych. Jestem w Nim, a On jest we mnie.

Tylko dzięki Niemu wciąż jeszcze żyję. Miałam tak straszne przejścia, zarówno moralne, jak i fizyczne, że gdyby nie wiara w Niego, odebrała­bym sobie życie.

Mam pięćdziesiąt lat, mam dzieci, jestem żoną robotnika, należę do tych prostaczków, którym Bóg wyjawił wiele rzeczy, ukrytych przed boga­tymi i potężnymi. Wiara jest darem, którego niepodobna naukowo wytłu­maczyć. Dzięki Chrystusowi nigdy nie bałam się śmierci. To brama, która otwiera się na światłość".

B. („Kim jest dla ciebie Chrystus?")

CHRYSTUS

Nadanie sensu temu, co sensu nie ma

„Kim jest dla mnie Chrystus? Bardzo dobrze rozumiem, że ci, którzy nie znają Chrystusa, uważają, że życie nie ma sensu. Rzeczywiście, nie ma.

A dla mnie On jest Tym, który jedynie nadaje sens życiu, a Jego słowo w Ewangelii jest całą naszą „umiejętnością życia", jak by powie­działa Madeleine Delbrel. On „uczy nas życia", tego, jak naprawdę trze­ba żyć. l nie rozumiem, jak się ludziom może wydawać, że coś wiedzą, jeśli tego nie wiedzą. Mam siedmioro dzieci, w tym jedno (czteroletnia córeczka) upośledzone. Czytając Pismo święte zrozumiałam, jakie jest posłannictwo takich dzieci, pojęłam, że uczą nas zrozumienia, czym jest prawdziwe ubóstwo, a zarazem czym jest prawdziwa solidarność. Od­kryłam to i tyle innych rzeczy, ale skoro Chrystus stał się dla kogoś oso­bą, to czy można w kilku słowach opowiedzieć wszystko, co się razem z Nim przeżyło?"

Matka, okolice Paryża („Kim jest dla ciebie Chrystus?")

CHRYSTUS

Świadczę

„Dla mnie Chrystus po latach odmowy czy niewiedzy był najpierw osobistym wezwaniem: dyskretny, ale przemożny przejaw Obecności u progu mojego „ja". Ta Obecność pukała, by jej otworzono, i pozostawia­jąc mi zupełną swobodę, w niepojęty sposób ze wszystkich stron mnie przerastała. W tej przełomowej chwili mego życia zabrzmiało wezwanie: „osłonię cię i wybawię, jeżeli mnie będziesz kochał". Jak tamto: „Kochasz mnie, Piotrze?". Zaświadczam, że od tej chwili nigdy mnie nie zawiodła ta obietnica ani to wezwanie".

P. A. lekarz, Paryż („Kim jest dla ciebie Chrystus?")

CHRYSTUS

Chrystus Pasteura

„Dla mnie to Chrystus Pasteura, każdego prostego człowieka i... Pio­tra: Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego.

Tajemnica miłości, której akademicy i teologowie ze swymi zagma­twanymi sformułowaniami nigdy nie wytłumaczyli i nie wytłumaczą.

F. C., handlowiec, Tuluza („Kim jest dla ciebie Chrystus?")

PROROCTWO

Koniec świata

22 października 1884 roku pod wpływem zapowiedzi Wilhelma Millera tysiące ludzi w USA, szczególnie we wschodnich i środkowych sta­nach, porzuciło swoje obowiązki, przywdziało odświętne szaty i z dachów domów i górzystych wzniesień wyglądało Chrystusa przychodzącego na ziemię, by zapoczątkować tysiącletni okres szczęśliwej egzystencji ludz­kiej. Zapowiedź swą oparł na Piśmie św. Niestety, dzień 22 października 1884 r. niczym się nie różnił od innych. Zawiedzione tłumy porzuciły Millera. Została przy nim tylko garstka, a wśród nich Karol Taze Russel, przy­szły lider duchowy Świadków Jehowy. On ogłosił nową datę końca świata na rok 1894, ale i wtedy nie stało się nic nadzwyczajnego. Podobnie byli w następnym zapowiedzianym terminie, na rok 1914.

'PRZEMIANA

Odwrócenie się od zła

Św. Justyn w II wieku tak pisze o nawracających się poganach: „Nie­gdyś szukaliśmy rozkoszy w rozpuście, teraz jedyne szczęście widzimy w czystości, l w sztukach czarnoksięskich braliśmy udział, teraz oddali­śmy się dobremu Bogu. Pieniądze i bogactwa umiłowaliśmy nade wszyst­ko, teraz nawet naszą własność składamy i z każdym ubogim ją dzielimy. Żyliśmy ze sobą w nienawiści, wzajemnie się mordowaliśmy, teraz po przyjęciu Chrystusa za nieprzyjaciół się modlimy; tych, co nas niespra­wiedliwie nienawidzą, staramy się pozyskać, aby i oni wiedli życie zgod­ne z wzniosłymi zasadami Chrystusa i razem z nami byli pełni nadziei". („Apologia")

PYCHA

Pycha sułtana

W archiwum cesarskim we Wiedniu znajduje się dokument, którym sułtan Mahomet IV wypowiada wojnę cesarzowi Leopoldowi i królowi Ja­nowi III Sobieskiemu. „Z łaski Boga rządzącego w niebie, my Mola Maho­met, sławny i Wszechmocny cesarz Babilonii i Judei, Wschodu i Zachodu, król wszystkich królów ziemskich i niebieskich, sułtan świętej Arabii i Mauretanii, urodzony i sławny król jerozolimski, władca i pan Grobu Krzy­żowego Boga niewiernych - tobie, cesarzu Wiednia i tobie, królu Polski, daję święte słowo, i waszym stronnikom, że zamierzamy rozpętać wojnę w twoim kraju małym i poprowadzimy z sobą 13 królów z 130000 wojow­ników konno i pieszo. Tym wojskiem twój kraik stratujemy żelaznymi huf­cami bez litości i miłosierdzia, ogniem i mieczem zniszczymy w sposób, o którym ty i twoi stronnicy nie możecie mieć wyobrażenia. Przede wszyst­kim rozkazujemy ci, abyś nas oczekiwał w swojej stolicy w Wiedniu, aby­śmy mogli ci ściąć głowę. Także i ty, króliku polski, uczyń to samo..."

NAUKA-WIARA

Gwiazdy mówią o Bogu

„Tej nocy byłem pochłonięty rozważaniami o przyrodzie. Podziwiałem liczbę, układ i bieg niezliczonych ciał, ale podziwiałem jeszcze bardziej nieskończoną Inteligencję. Mówiłem sam do siebie: Trzeba być całkowi­cie ślepym, aby nie ulec olśnieniu na ten widok, nierozumnym, aby nie przyjąć Jego Twórcy, szalonym, aby Go nie uwielbiać".

Isaac Newton

CZŁOWIEK

Wielkość człowieka

Pewnego razu kamieniarz dostarczył do kupca kamienną płytę. Wi­dząc tam wiele wspaniałych rzeczy powiedział: „Chciałbym być kupcem i posiadać wszystkie te rzeczy". W mgnieniu oka życzenie się spełniło. Kil­ka dni później ulicą przejeżdżał orszak książęcy. Kupiec zobaczył opływa­jącego w bogactwa księcia i zapragnął: „Chcę być księciem", l został księ­ciem do czasu, gdy zbyt mocno zaczęło go przygrzewać słońce. „Słońce jest potężniejsze niż książę - chciałbym być słońcem" - zapragnął, l tym razem został wysłuchany. Był szczęśliwy do momentu pojawienia się chmur, które przesłoniły słońce. „Chmury przesłoniły mnie, chcę być chmurą", l słoń­ce stało się chmurą. Chmura była szczęśliwa do momentu natknięcia się na górę, przez którą nie mogła przejść. „A zatem, góra jest silniejsza niż chmura, chcę być górą"- powiedziała chmura, l tak się stało. „Teraz jestem najwspanialsza i najpotężniejsza na świecie" - pomyślała. Aż pewnego dnia mały człowiek wyszedł na szczyt góry z młotkiem i dłutem i zaczął odłupywać skałę. Góra nie mogła go powstrzymać i powiedziała; „Ten mały czło­wiek jest potężniejszy niż ja, chcę być człowiekiem, który obrabia kamień". („GocTs Little Devotionał Book")

WSZECHOBECNOŚĆ

Potężny Bóg w małych rzeczach

Anthony Collins zmarły w 1729 r. był znanym, amoralnym wolnomyśli­cielem w Anglii. Był autorem popularnej książki pt. „Discourse on Freethinking". Pewnego razu spotkał on ubogiego robotnika idącego do kościoła.

„Dokąd idziesz?"- zapytał Collins.

„Do kościoła"- pada odpowiedź.

„Co ty tam będziesz robił?"- pyta wolnomyśliciel.

„Będę wielbił Boga"- odpowiada robotnik.

„Czy Bóg jest wielki czy mały?"- zapytał Collins, chcąc wprowadzić w zakłopotanie robotnika, ale ten dał mu zaskakującą odpowiedź: „Jest On tak wielki, panie, że niebiosa i ziemia nie mogą Go pomieścić i jest tak mały, że może zamieszkać w moim sercu".

Później Collins wyznał, że ta prosta odpowiedź więcej go nauczyła, niż tomy książek uzasadniających wiarę.

NAUKA-WIARA

Naukowiec chwali Boga

Michael Parady (+1867) należy do najwybitniejszych naukowców no­wożytnych czasów. Był pionierem w badaniach nad elektrycznością. Po­wiedział on, że im więcej czytał, poznawał i odkrywał, tym bardziej stawał się człowiekiem wierzącym w Boga. Dlatego dla nikogo nie było zasko­czeniem, że w chwili śmierci powiedział: „Klękam przed Bogiem, który jest Panem wszystkiego".

CHWALĄ

W kościele tylko Boga chwalić trzeba

Król Anglii Jerzy III zaraz po objęciu tronu wydał dekret zakazujący duchownym, głoszącym kazanie w jego obecności, wychwalania go i prawienia mu komplementów. To zarządzenie było wynikiem kazania, jakie wygłosił wcześniej kapelan królewski Thomas Wilson w obecności kró­la. Kaznodzieja nie szczędził królowi pochlebstw i pochwał. Zapewne po skończonej Mszy św. spodziewał się, że król pochwali go za piękne kazanie. Stało się odwrotnie, król zamiast pochwalić kaznodzieję ostro go skarcił, mówiąc: „Przyszedłem do kościoła, aby słuchać o chwale Bożej, a nie własnej".

CIERPIENIE

Bóg w cierpieniu

Pewnego razu św. Ambroży odwiedził w Toskanii bogatego człowie­ka. Był bardzo życzliwie przyjęty. Zapytał gospodarza o zdrowie i w ogóle jak wszystko się układa. W odpowiedzi usłyszał od gospodarza: „Nie do­świadczyłem nigdy żadnych przeciwności; każdy dzień pomnażał moją fortunę, obdarzał mnie zaszczytami i powiększał moje posiadłości. Mam dorodne dzieci, moi synowie i moje córki nigdy nie były powodem moich zmartwień i kłopotów. Mam wielu niewolników, dla których moje słowo jest prawem. Nigdy nie chorowałem, nie cierpiałem bólu".

Gdy to usłyszał święty Ambroży, szybko wstał, mówiąc: „Wstawajcie! Uciekajmy, zanim ten dach spadnie na nas, ponieważ Boga nie ma tutaj".

ZAPOMNIENIE

Czy Bóg o mnie zapomniał?

Przed laty Irena wraz z rodziną przyjechała do Stanów Zjednoczo­nych. Początki były bardzo trudne. Nauka języka, poznawanie nowej kultury, przyuczanie do zawodu, bardzo ciężka praca i wychowywanie trójki dzieci pochłaniało cały jej czas i energię. To poświęcenie nie po­szło na marne. Wkrótce, jak mówimy, „stanęła na nogi". Podobnie jak jej mąż otrzymała dobrą pracę. Mogli sobie pozwolić na dostatnie życie i zapewnić dzieciom wykształcenie. Mając teraz więcej czasu i pienię­dzy, Irena sprowadzała krewnych i znajomych z Polski, pomagała im rozpocząć nowe życie w Ameryce. Była lubiana, miała wielu przyjaciół. Po śmierci męża w życiu Ireny zaszły zmiany. Jeszcze nie tak bolesne, jak te, które miały ją dopaść w przyszłości. Została sama w pustym domu, ale nie czuła się tak bardzo samotna. Dzieci mieszkały niedaleko, miała też wielu przyjaciół. Po kilku latach na wskutek wylewu do mózgu zosta­ła sparaliżowana. Zdrowia nigdy nie odzyskała, została przykuta do wózka inwalidzkiego. W miarę upływu czasu coraz mniej odwiedzało ją dawnych znajomych, a dzieci też ciągle były zajęte i nie miały czasu dla swojej matki. A myśl, że jest zapomniana przez wszystkich, nieraz prze­szywała jej serce. W końcu dzieci zdecydowały, że dla matki będzie najlepszy dom opieki społecznej. Spotkało ją to, czego się najbardziej obawiała. Znalazła się w obcym środowisku. tj już prawie nikt jej nie odwiedzał. Także dzieci bardzo rzadko przychodziły do niej. Uważały, że jest w dobrych rękach. Ma posprzątane, nie jest głodna, ma opiekę lekarską. Czego jej więcej trzeba? A gdy ksiądz z Najświętszym Sakra­mentem wchodził do jej pokoju, to zawsze zastawał ją przy oknie, przez które smutnym wzrokiem wpatrywała się w dal. Może widziała oczyma wyobraźni swój dom, który był dla niej całym życiem, a który musiała zostawić. Pewnego razu głosem pełnym goryczy i żalu powiedziała do księdza: „O mnie zapomnieli nie tylko ludzie, ale chyba i Pan Bóg, bo tak długo się męczę".

Były to słowa dyktowane bólem. Irena głęboko wierzyła w opatrzność Bożą była pewna, że nawet, gdyby wszyscy o niej zapomnieli, Bóg bę­dzie o niej pamiętał. Ta wiara chroniła ją przed ostatecznym załamaniem i rozpalała promyk nadziei.

CHRZEŚCIJAŃSTWO

Wartość chrześcijaństwa

W czasie wizyty w Brukseli lord Chesterfield został zaproszony na obiad ze znanym ateuszem Voltairem. Podczas obiadu Voltaire powie­dział: „Sądzę, że w parlamencie angielskim zasiada sześćset najmą­drzejszych i najlepiej poinformowanych ludzi w Królestwie Anglii". „To prawda, generalnie biorąc, takimi są" - odpowiada lord Chesterfield. „A za­tem - kontynuuje Voltaire - jakie są racje, że tolerują oni jeden z najwięk­szych absurdów, jakim jest religia chrześcijańska?" „Myślę, że nie mogą znaleźć nic lepszego, aby zastąpić chrześcijaństwo. Gdyby było coś bardziej cennego i sensownego niż chrześcijaństwo, nie mam wątpli­wości, że parlamentarzyści w swej mądrości opowiedzieliby się za tym' - odpowiedział lord Chesterfield.

BOŻE NARODZENIE

Dziecko odmienia ojca

Wiele lat temu, na zachodzie Stanów Zjednoczonych, w górniczym osiedlu urodziło się dziecko. W niedługim czasie zamarła jego matka. Ojciec postanowił, że sam będzie wychowywał dziecko. Owinął je w pie­luchy ze starego ubrania i położył w zniszczonym pudle. W niedługim czasie górnik udał się do Sacramento i tam kupił całą wyprawkę dla ma­łego dziecka oraz nową kołyskę.

Nowa, lśniąca czystością kołyska nie pasowała do brudnych ścian, brudnej podłogi i zagraconego pokoju. Ojciec wziął się do szorowania podłogi, malowania ścian, robienia porządku. W pokoju zrobiło się jaśniej i weselej.

W słoneczny i ciepły dzień ojciec wyniósł na zewnątrz kołyskę i wtedy zauważył, że naokoło domu jest wielki bałagan, zaśmiecone otoczenie i chwasty. To wszystko tak nie pasowało do pięknie wysprzątanego domu. Znowu górnik wziął się do roboty. Powyrywał chwasty, wygrabił i wyrzucił śmiecie, zasadził kwiaty. Teraz przyjemnie było wyjść na zewnątrz i po­siedzieć.

Widząc spokojnie śpiące dziecko, unikał wszelkiego zbędnego hała­su, aby nie obudzić go. Przestał głośno wrzeszczeć, przeklinać. To małe dziecko zmieniło nie do poznania zagrodę górnika, jak i atmosferę w niej panującą.

Podobnie czyni Boże Dziecię, jeśli przyjmujemy je szczerym sercem.

ŻĄDZA

Złoty łańcuch

Na Roztoczu, w rezerwacie nad Tanwią, jest przeurocze lesiste wznie­sienie zwane Kościółkiem. Stał tam kiedyś mały, drewniany kościółek, stąd też nazwa tego miejsca. Było to miejsce warowne, do dziś widać ślady po ziemnych wałach obronnych okalających wzgórze. W czasie najazdu tatarskiego zostało ono zdobyte przez wrogie wojska i zniszczo­ne. Ocalały tylko niektóre elementy z kościółka, które prawdopodobnie przeniesiono do nowego kościoła w Suścu.

W miarę upływu czasu powstawały legendy o tym miejscu. Jedna nich mówi, że córka właściciela tego miejsca, nie chcąc być zhańbioną przez żołdaków tatarskich, zabrała ze sobą złoty łańcuch i wskoczyła do głębokiej studni. Do dziś ten złoty łańcuch nie został wydobyty.

Ten złoty łańcuch rozpalał wyobraźnię wielu mieszkańców okolicz­nych wiosek. A jednego z nich popchnął do czynu. Marcin z Suśca posta­nowił dokopać się do tego skarbu. Dokładnie wyszukał zagłębienie na wzgórzu, które według niego było miejscem po dawnej studni. W tajemni­cy wkopywał się coraz głębiej w piaszczystą ziemię. Nie baczył na to, że z boków obsypywała się ziemia, grożąc całkowitym zasypaniem. Żądza posiadania złotego łańcucha pochłonęła go całkowicie.

Jednak nie udało się utrzymać w tajemnicy tych poszukiwań. Przy pracy zauważył go sąsiad. Ostrzegał go, że naraża swoje życie. Ale Mar­cin nie chciał tego słuchać, l stało się. Pewnego razu osunęła się piasz­czysta ziemia, zasypując Marcina. Miał on jednak szczęście, w pobliżu byli ciekawscy, którzy przyszli zobaczyć, co ten Marcin robi. Wydobyli oni na wpół żywego poszukiwacza skarbów spod grubej warstwy ziemi.

To autentyczne wydarzenie może stać się przypowieścią o ludziach, którzy opanowani żądzą posiadania mogą być tak zaślepieni, że nie wi­dzą, jakie grozi im niebezpieczeństwo: utrata życia wiecznego, a czasami także doczesnego.

WINA

Co się stało z grzechem?

Amerykański psychiatra dr Karl Menninger napisał książkę pt. „Co się stało z grzechem?" Jest w niej humorystyczna i prowokująca histo­ria. W słoneczny, wrześniowy dzień roku 1972 na jednej z ruchliwych ulic w Chicago pojawił się mówca. W godzinach przerwy obiadowej pra­cownicy w pośpiechu wychodzili z biur, aby w pobliskiej restauracji zjeść posiłek, l wtedy napotykali ulicznego mówcę, a ten wyciągał rękę w kie­runku przechodzącego, wskazywał go palcem i krzyczał: „Winny". Po czym milkł na chwilę i znowu zaczynał krzyczeć: „Winny", wskazując palcem na przechodzącego obok niego człowieka. Robiło to na prze­chodniach niesamowite wrażenie. Skonfundowani spoglądali na mów­cę, oglądali się do tyłu, na boki i ruszali szybko przed siebie.

BOŻE NARODZENIE

Boże Narodzenie

Robert wspomina Święta Bożego Narodzenia z lat swego dzieciń­stwa. W świąteczne wspomnienia wpleciona jest mieszkająca samotnie w sąsiedztwie pani Hildebrant, 95-letnia staruszka. Powykręcane przez reumatyzm ręce i nogi uniemożliwiały jej swobodne poruszanie się. Ro­bert jako mały chłopiec lubił słuchać opowieści starszej pani. Z wielkim sentymentem wspominała dawne czasy, kiedy to nie było elektryczno­ści, a do kościoła jeździło się saniami. Rodzinny, drewniany kościółek zajmował szczególne miejsce w jej wspomnieniach. Robert robił dla niej także zakupy. Pani Hildebrant za tę przysługę dawała mu zawsze 10 centów (dawniej 10 centów miało o wiele większą wartość niż dzisiaj). Pieniądze te Robert zamieniał na ulubione cukierki w pobliskim sklepie. Przed Bożym Narodzeniem, po zrobieniu zakupów dla starszej pani, Robert postanowił nie brać więcej od niej tych 10 centów - miał to być prezent gwiazdkowy. Z takim postanowieniem Robert przyniósł świą­teczne zakupy. W bliskości tych świąt uświadomił sobie, jak pani Hilde­brant jest samotna. Jej mąż zmarł dwadzieścia lat temu. Nie miała dzie­ci. Jej krewni mieszkali w niedalekim mieście, ale nigdy jej nie odwiedzi­li, nie zadzwonili nawet z racji świąt Bożego Narodzenia. W pokoju nie było choinki ani prezentów. Boże Narodzenie było dla niej tylko jeszcze jedną datą w kalendarzu. Robert pozostał w domu starszej pani, mimo że za oknem był biały śnieg, jedna z niewielu okazji wspaniałej zabawy z kolegami. Słuchał jej świątecznych wspomnień. Po godzinie pani Hil­debrant powiedziała: „Zapewne chcesz już wyjść, aby bawić się na śnie­gu". Po czym sięgnęła do portfela. „Nie, nie, pani Hildebrand. Ja nie mogę przyjąć teraz tych pieniędzy. Ma pani wiele innych ważnych wy­datków" - powiedział chłopiec. Starsza pani uśmiechnęła się i powie­działa: „Czy może być coś ważniejszego, jak przeznaczenie pieniędzy na prezent świąteczny dla swoich przyjaciół?" Włożyła do ręki Roberta 25 centów. Robert wzbraniał się z ich przyjęciem, ale bezskutecznie. Po wyjściu chłopiec pobiegł do pobliskiego sklepu, rozglądając się, co by tu kupić. Wzrok jego zatrzymał się na kartce świątecznej ze starym, drew­nianym kościołem, takim samym, jaki znał z opowieści starszej kobiety. Zapłacił za nią 25 centów, pożyczył pióro, aby się podpisać. Po czym udał się do domu pani Hildebrant. „Wesołych Świąt" - powiedział, wrę­czając staruszce kartkę. Jej ręce trzęsły się, gdy wolno otwierała kartkę. W czasie jej czytania zaczęła szlochać. „Dziękuję ci, dziękuję bardzo? Życzę ci także wesołych świąt" - wyszeptała.

W chłodne i wietrzne popołudnie, kilka tygodni później, przed dom staruszki podjechała karetka pogotowia. Znaleziono ją w łóżku, spokojnie zmarła nocą. W ręku trzymała świąteczną kartkę ze starym, drewnianym kościółkiem, otrzymaną od Roberta.

CHRZEST

Boże, wybieram Ciebie

Catherine Marshall, w książce „Something Morę", opisuje wydarze­nie z życia swojej córki Lindy. Pewnego dnia Linda brała prysznic. Jedną nogą stała w wannie, a drugą na posadzce łazienki. Stojąc w tej niewy­godnej pozycji uświadomiła sobie nagle, że ta pozycja jest świetnym ob­razem jej sytuacji życiowej.

Linda zawsze pragnęła powierzyć swe życie Bogu, ale nigdy nie mogła się na to w pełni zdobyć. Jedną noga robiła krok w tym kierunku, ale nie mogła zdobyć się na drugi krok. Drugą noga zostawała gdzie indziej. Stojąc w łazience Linda myśli, że teraz przyszedł czas, aby życiem opowiedzieć się za Bogiem lub przeciw Niemu. Jeśli opowie się za Bogiem, ile ją to będzie kosztować. Na pewno cena będzie wysoka, ale była już zmęczona podwój­nym życiem, które nie przynosiło jej radości. Po dłuższym milczeniu wzięła głęboki oddech i głośno powiedziała: „Panie, wybrałam Ciebie".

Dla Lindy był to prawdziwy chrzest, jakiego Jan udzielał w Jordanie.

ŚWIATŁO

Boża elektryczność

Elektryfikacja była dla mojej rodzinnej wsi Oseredek wydarzeniem epokowym. Patrzyłem na to wydarzenie oczyma sześcioletniego dziec­ka. Niektórzy z mieszkańców nie chcieli elektryczności, mówiąc: „ A po co mi to, pójdę do sklepu do Pogudza, kupię sobie bańkę nafty i wystarczy mi do lampy na kilka miesięcy. A za podłączenie prądu nie będę tyle pła­cił". Mimo oporu nielicznych elektryfikacja wsi szła pełną parą.

Po ukończeniu robót czekaliśmy na włączenie prądu. Ja, zaś ze swo­im kolegą Zenkiem, skorzystałem ze szczególnej okazji zdobycia nowych „zabawek". A mianowicie, elektrycy zostawili przy słupie elektrycznym, koło mego domu drabinę. Przy jej pomocy wspięliśmy się na słup i usiło­waliśmy poodkręcać, co piękniejsze „zabawki". Nie pamiętam dokładnie, ale chyba udało się nam coś odkręcić, bo gdy włączono na wsi prąd, to we wszystkich domach było jasno, tylko w moim panował mrok, tak -mrok, bo światło lampy naftowej przy świetle elektrycznym wyglądało jak mrok. Byłem niepocieszony. Dopiero po kilku dniach i w naszym domu zabłysła wielka jasność. To wyglądało jak cud: dotykasz kontaktu i staje się jasność, dotykasz znowu i staje się ciemność, to tak, jakbyś słońce wyciągał rankiem na wschodzie i wieczorem chował go na zachodzie.

Po latach, gdy wspominam to wydarzenie, rodzą się we mnie religijne skojarzenia. Bóg jawi się przed nami jako światłość. Chrystus powie o so­bie, że jest światłością świata. Przynosi człowiekowi światło zbawienia, ale człowiek nie chce nieraz tego światła, zbyt przywiązał się do swoich „bożków", nie tylko tych dawnych, pogańskich, ale tych bardziej współ­czesnych, jak pieniądz, sława, przyjemność itd. Nieraz też sądzi, że Bóg za dużo wymaga, że zbyt wysoką cenę trzeba płać za to Boże światło.

1 tym sposobem omija człowieka największa światłość, która rozświetla mroki śmierci i wieczności.

Są także tacy, którzy na swój sposób chcą urządzić życie. Nieraz z narażeniem życia szukają „zabawek", które choć na chwilę uczynią ich szczęśliwymi. Szukając tych zabawek, ignorują prawa ludzkie i Boże. Może chwilowo są szczęśliwi, bo coś tam udało się im „odkręcić". Ale w konsekwencji omija ich prawdziwe światło Boże, które niesie zbawie­nie i szczęście.

CHRYSTUS

Chrystus niezbędny człowiekowi

O. Maksymilian, karmelita bosy od kilku lat pracujący w Charkowie, wskazując na fotografię młodej, pięknej dziewczyny mówi: „To prawosław­na. Miała na imię Ira. Niezwykła dziewczyna, choć z drugiej strony - naj­zwyklejsza, jakich tutaj wiele. Kilka lat temu przyjęła chrzest, zaczęła pra­cować nad sobą nad swoją modlitwą i życiem wewnętrznym. Studiowała medycynę, była niekwestionowanym autorytetem. Przy niej nie można było być złym. (...) Gdy przyjechałem do Kijowa, bardzo szybko zgłosiła się do naszej wspólnoty modlitewnej. (...) Ona chciała być tam, gdzie mówią o Chry­stusie. Wkrótce to ona mówiła nam o Nim". Ojciec Maksymilian wyciąga z szuflady list od Iry: „Niech Ojciec nigdy nie zamartwia się i nie wątpi ani przez moment w możliwość otrzymania tego, o co Ojciec prosił".

W wieku 23 lat Ira umiera w szpitalu na białaczkę, która jest efektem napromieniowania po wybuchu elektrowni atomowej w Czarnobylu. Tuż przed śmiercią pisze list, w którym czytamy: „Gdy w naszym sercu jest Chrystus, to ze wszystkiego jesteśmy zadowoleni: i niewygodne staje się dla nas wygodne, i gorzkie jak słodkie, i głód jak sytość, i smutek jak radość. A gdy w sercu nie ma Chrystusa, wówczas człowiek ze wszyst­kiego jest niezadowolony, w niczym nie znajduje szczęścia: ani w zdro­wiu, ani w wygodach, ani w stanowisku, w niczym... Ach, jak niezbędny jest człowiekowi Chrystus", (na podstawie artykułu ks. Andrzeja Zwotińskiego pt. „Ewangelia wygrała z Czarnobylem" z grudniowego numeru 2000 r, miesięcznika „Różaniec").

MODLITWA

Modlitwa ostatnich starców z Pustelni Optyńskiej

„Panie, daj mi w pokoju duszy otworzyć się na wszystko, co przynie­sie mi dzisiejszy dzień. Daj mi, Panie, całkowicie poddać się Twojej świę­tej woli. W każdej godzinie tego dnia nauczaj mnie i podtrzymuj. Każdą wiadomość tego dnia daj mi przyjąć ze spokojnym sercem i w pewności, że we wszystkim jest Twoja święta wola. Panuj w moich uczynkach i sło­wach, kieruj moimi myślami i uczuciami. W niespodziewanych sytuacjach pozwól mi pamiętać, że wszystko od Ciebie pochodzi. Naucz mnie otwar­cie i mądrze postępować z każdym członkiem mojej rodziny, by nikogo nie zasmucić ani nie zawstydzić. Panie, daj mi siły znieść trudy rozpoczy­nającego się dnia i wszystkie jego wydarzenia. Kieruj moją wolą i naucz mnie modlić się, ufać, wierzyć, kochać, cierpieć i przebaczać. Amen".

MODLITWA

Modlitwa Fapareta Drozdowa

„Panie! Nie wiem, o co mam prosić! Ty jeden wiesz, czego mi potrze­ba. Kochasz mnie bardziej, niż ja sam potrafię siebie kochać. Ojcze! Daj twemu słudze, o co sam prosić nie potrafi. Nie śmiem Cię prosić ani o krzyż, ani o pocieszenie. Oto staję przed Tobą, serce mam otwarte. Ty widzisz potrzeby, których nie dostrzegam. Przeniknij! - i uczyń mnie według Twej szczodrobliwości. Poraź i ulecz, zwal z nóg i podnieś mnie. Adoruję i za­mieram w milczeniu przed obliczem Twojej świętej woli i niedostępne są dla mnie drogi Twoje. Oddaję siebie w ofierze Tobie. Powierzam się To­bie. Nie ma we mnie innego pragnienia prócz pełnienia Twojej woli. Na­ucz mnie modlić się. Ty Sam módl się we mnie. Amen".

ALKOHOLIZM

Wybuduj sobie barek

Jeden z księży w czasie kazania dawał pijakom taką radę: „Wybuduj w domu barek. Kup litr wódki, l niech żona sprzedaje ci po 7 złotych za jeden kieliszek - 20 kieliszków z litra. A gdy wypijesz pierwszy litr, żona zaoszczędzi 140 zł. Załóżmy, że uda ci się pożyć jeszcze 10 lat, po upły­wie których spokojnie, w pijackim zamroczeniu wyciągniesz nogi. Twoja żona będzie miała wiele pieniędzy, z których urządzi ci huczny pogrzeb. Może także wyjść ponownie za mąż, wystarczy jej z tych pieniędzy na przyjęcie weselne i na zapomnienie marnego życia, jakie miała z tobą".

CZAS

Marny grzesznik

„Księże, muszę coś zrobić z moim Andrzejem. Nie wraca na noc do mnie i trójki naszych dzieci. Pije przed sklepem w mieście, gra i zadaje się z ulicznymi kobietami".

„Bardzo ci współczuję, Ewo. Twój mąż jest biednym grzesznikiem".

„Grzesznikiem tak, ale nie biednym. Ma czas swojego życia".

Jesteśmy bogaci, gdy mamy czas. Bieda przychodzi, gdy go marnu­jemy, nie wykorzystujemy go ani dla doczesności, ani dla wieczności.

ADWENT

Nadchodzę

Młody kaznodzieja chciał zrobić duże wrażenie na słuchaczach. Kie­dy mówił o drugim przyjściu Jezusa, uderzył rękami mocno w ambonę, krzycząc: „Nadchodzę". Pod wpływem tego uderzenia oderwała się od ambony figurka świętego i spadła na głowę stojące] w pobliżu kobiety. Skonfundowany kaznodzieja przeprasza uderzoną kobietę, a ona odpo­wiada: „Nie przejmuj się, księże. Ksiądz dwa razy ostrzegał mnie, że nad­chodzi, to ja powinnam odejść. To moja wina, żem nie usłuchałam ostrze­żenia księdza".

WIARA

Moja wiara zrodziła się na szczycie

Wybitny psycholog Willam James w książce pt. „Różnorodność religijnych doświadczeń" opisuje prawdziwe zdarzenie.

Pewnej nocy mężczyzna samotnie wspiął się na szczyt pustynnej góry. Była to piękna, gwiaździsta noc. Ogarnięty tym pięknem, samotny męż­czyzna poczuł, jak miłość i pokój wypełniają jego serce i duszę. Czuł się; jak ktoś, kto słucha przepięknej symfonii. Narastające uczucie rozsadzało mu serce.

Nagle poczuł, że na szczycie razem z nim jest obecny jeszcze ktoś inny. Nagle stało się coś niesamowitego: mężczyzna odczuł, że obec­ność tej drugiej osoby jest bardziej realna niż on sam. Później ten mężczyzna powiedział: „Moja wiara w Boga zrodziła się nocą na tym pustynnym szczycie".

Chrystus wywiódł swoich uczniów na górę Tabor, gdzie doświadczyli j szczególnej obecności Boga. Każdy z nas ma swoją górę Tabor i tylko od. nas zależy, czy otworzymy swoje serce na Boga i podejmiemy wspinaczkę, aby doświadczyć szczególnej obecności Boga w swoim życiu.

CUD

Cud uzdrowienia

W czwartek, 11 lutego 1858 r. czternastoletnia Bernadetta wyszła do pobliskiego lasu, aby nazbierać drzewa na opał. W pobliżu skalnej groty usłyszała jakby powiew delikatnego wiatru. Spojrzała w kierunku groty i zobaczyła róże poruszane tajemniczą siłą. Zaś wnętrze groty wypełniał nadziemski, złoty blask. Z tej jasności wyłoniła się piękna po­stać kobiety z różańcem w ręku. Taki był początek objawień maryjnych w Lourdes, które poruszyły cały świat i wpłynęły na jego ewangeliczne odrodzenie.

W pierwszych tygodniach objawień nikt nie chciał wierzyć w opowie­ści prostej dziewczyny. Rodzice kazali ją zamilknąć, aby sąsiedzi nie uznali jej za niepoczytalną. Władze publiczne - od miejscowego burmistrza aż do paryskich ministrów - irytują się tymi „bredniami" jako czymś, z czego może powstać zabobon. Władze kościelne chętnie podzielają ten punkt widzenia. Przesłuchaniom i badaniom nie było końca.

Dnia 25 lutego sam Bóg potwierdza w sposób namacalny prawdzi­wość słów Bernadetty: oto pod jej palcami wytryskuje źródło, z którego woda ma większą moc uzdrawiania aniżeli wszystkie leki świata. Do Lo­urdes ciągną nieprzeliczone rzesze pielgrzymów. Doznają tutaj łaski uzdro­wienia ciała, a częściej duszy.

Jeden z bardziej znanych cudów opisuje sławny lekarz i fizjolog Alexis Carrel, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny. W roku 1903 został wydelegowany do Lourdes jako opiekun pielgrzymki chorych. Oto fragmenty jego zapisków „Moja podróż do Lourdes", gdzie opisuje wspo­mniane, cudowne uzdrowienie młodej kobiety. Gdy notował te wydarze­nia był człowiekiem prawie całkowicie niewierzącym, zapewne dlatego pisze w trzeciej osobie i pod pseudonimem „Lerrac", co jest anagramem jego nazwiska Carrel. „Teraz jest ona w stanie krańcowego wyniszczenia. Popatrz, jak jest wychudzona. Już nie pociągnie długo. (...) W tej właśnie chwili wszedł na salę doktor J., lekarz z miasteczka położonego pod Bor­deaux, który przywiózł do Lourdes kilka swoich chorych. Lerrac natych­miast zwrócił się do niego z zapytaniem, czy uważałby za dopuszczalne przewiezienie Marii Ferrand do Źródła. Dr J. opukał ją i zbadał, po czym rzekł cicho: - To już agonia. Może umrzeć przed Grotą. - Doktorze, niech pan idzie z nią do Źródła - rzekł po chwili Lerrac do pana J. - Zobaczymy, czy spełni się nieprawdopodobny cud przywrócenia do życia umarłej {...). Tylko polaliśmy jej brzuch wodą ze Źródła- powiedziała panna d'O. - Zakon­nice nie chciały zezwolić na zanurzenie. Przywozimy ją teraz przed grotę. Za chwilę przyszedł tam dr Lerrac. Jego wzrok spoczął na Marii Ferrand. Wydawało mu się, że w jej twarzy zaszły jakieś zmiany: sine plamy jakby znikły, cera wydawała się mniej blada. „Ulegam halucynacji - pomyślał sobie. Jest to ciekawe zjawisko psychologiczne. Należy je może zanoto­wać". Wyjął tedy pióro i na mankiecie zapisał dokładną godzinę swego Spostrzeżenia. Była druga czterdzieści. (...) „Naprawdę ja oszaleję" - po­myślał Lerrac. (...) Lerrac poszedł do łóżka Marii i stanął osłupiały ze zdu­mienia. To, co zobaczył, było wprost nie do uwierzenia. Chora siedziała na łóżku. Oczy jej błyszczały, cała twarz, choć szara i wychudzona, była żywa i pełna wyrazu, a na policzkach wykwitły delikatne rumieńce. (...)

Zbadali ją doktorzy J. i M. - Wyzdrowienie jest niewątpliwe - rzekł dr J. - J? też nic nie znalazłem - dorzucił dr M. Dr Lerrac głęboko wstrząśnięty tym' niebywałym cudem, który widział na własne oczy, błąkał się, pogrążony w; myślach, przez całą noc, aż wreszcie o świcie z jego duszy popłynęła Niepokalanej modlitwa".

IDEOLOGIA

Bezbożna ideologia

Słowa wypowiedziane przez Hitlera 22 sierpnia 1939 r. „Dżyngischan spowodował śmierć milionów kobiet i dzieci świadomie i z lekkim sercem, lecz historia widzi w nim tylko budowniczego państwa. Jaki sąd wyda o mnie słaba cywilizacja Zachodu, jest mi zupełnie obojętne. Wydałem rozkaz - i każę rozstrzelać każdego, kto powie choćby jedno słowo krytyki - że naszym celem wojennym nie jest osiągnięcie określonej linii, lecz fizyczne zniszczenie przeciwnika. Dlatego też przygotowałem, tymcza­sem tylko na wschodzie, zbrojne oddziały SS i wydam im rozkaz zabija­nia bez litości i bez miłosierdzia mężczyzn, kobiet i dzieci polskiej mowy i polskiego pochodzenia. Tylko w ten sposób zdobędziemy potrzebną nam przestrzeń życiową. Polska będzie wyludniona i zaludniona Niemcami".

(„Nasz Dziennik", grudzień 2000)

BEZBOŻNOŚĆ

Niemieckie bestie

Oto fragment relacji Marii Walczewskiej, która była świadkiem pacyfi­kacji wsi Radwanowice 21 lipca 1943 r. „Była godzina 9:00, kiedy wpro­wadzono sołtysa do jego własnej stodoły. Związane w tył ręce Niemcy zaczepili za łańcuch zwisający nad boiskiem. Obrócili kołem kieratu i soł­tys zawisł w powietrzu. Pod ciężarem ciała ręce wykręcały się coraz bar­dziej w stawach. Potem grubymi powrozami bito go po gołych plecach do utraty przytomności (...). Weronika Gędłek nie mogła znieść krzyku mę­czonego męża. W obłędzie wołana przez męczonego męża, została wpro­wadzona przez gestapowców na miejsce katorgi. Widok był straszny. Ta­deusz Gędłek przybity był gwoździami do kalenicy w stodole. Po rozkrzy-żowanych rękach i po ciele płynęła krew. Siny od bicia wydawał z siebie głuchy, śmiertelny jęk. Na widok żony gorzki uśmiech zjawił się na jego twarzy, a za chwilę zemdlał. Weronika padła na kolana przed szefem nie­mieckiej policji. „Za co męczycie niewinnych ludzi, zlitujcie się nad nim..." -zawołała. Uniesiony wściekłością szef ordynarnie odtrącił kobietę". („Nasz Dziennik", grudzień 2000)

OFIARA

Ofiara matki

„Tymczasem 30 listopada 1982 roku Janusz Olewinski został zwol­niony z internowania. Uważa, że zawdzięcza to modlitwom i ofierze mat­ki. Była zupełnie zdrowa w chwili jego internowania, jednak bardzo ciężko przeżyła uwięzienie syna, z relacji synowej, Grażyny, znała przebieg pa­cyfikacji. Po kanonizacji (październik 1982 r.) Maksymiliana Kolbego ofia­rowała swe życie w intencji syna. Niedługo potem otrzymał w Kwidzynie telegram, że matka jest w stanie beznadziejnym. Początkowo myślał, że to sztuczka żony i lekarza, by go wyciągnąć z obozu na przepustkę do domu. Jednakże telegram mówił prawdę. Matka odeszła do Pana kilka tygodni po jego powrocie do domu, w styczniu 1983 roku". („Nasz Dzien­nik", 13 grudnia 2000 r.)

SPOWIEDŹ

Dzięki Bogu, że mam gruźlicę

W czasie rekolekcji adwentowych, w parafii św. Krzyża w Nowym Jorku ks. infułat Antoni Soszko wspominał o swoim pobycie w szpitalu na onkologii. Szczególną uwagę zwracała kobieta chora na raka płuc. Nie mogła się pogodzić z myślą o śmierci. Była wewnętrznie załamana, zdruzgotana. Prosiła także ks. Antoniego o odprawienie Mszy św. w in­tencji jej zdrowia.

Pewnego dnia ks. Antoni zobaczył tę kobietę wracającą z badań. To była nie ta kobieta. Na jej twarzy widać było radość i szczęście. Podbiegła do ks. Antoniego, rzuciła się mu na szyję, dziękując za modlitwę, i zała­mującym się głosem powiedziała: „Księże, ja mam tylko gruźlicę".

Ta wiadomość była dla niej jak gdyby darowaniem jej życia. Kończąc tę historię ks. infułat pyta: „Dlaczego nie potrafimy się cieszyć, gdy od­chodzimy od kratek konfesjonału po otrzymaniu rozgrzeszenia? Przecież w tym akcie Bóg daruje nam życie i to życie wieczne".

MARYJA

Matka Boża z Mielnicy

W Chełmie w bazylice Narodzenia NMP w bocznym ołtarzu do roku 1983 znajdował się obraz Matki Bożej przywieziony po II wojnie świato­wej z Mielnicy na Wołyniu. W wyniku wojny Polska utraciła ziemie na wschodzie, a Polacy zamieszkujący tam byli przymusowo wysiedlani przez sowietów. Taki los spotkał także mieszkańców niewielkiej miejscowości Mielnica. Z nakazu sowietów niewiele można było zabrać ze sobą, a po­nad to do spakowania zostawiano bardzo mało czasu. Każdy zabierał najcenniejsze rzeczy. Do tych najcenniejszych rzeczy należał obraz Mat­ki Bożej w miejscowym kościele. Wzięła go ze sobą wdowa z kilkorgiem dzieci. Dla niej ten obraz był ważniejszy aniżeli rzeczy, które z braku cza­su i miejsca musiała zostawić.

Wypędzeni mieszkańcy Mielnicy, polecając Bogu za wstawiennictwem Matki Bożej swoje losy, przynieśli ten obraz do Sanktuarium Maryjnego p.w. Narodzenia NMP w Chełmie. Każdego roku w dniu 15 sierpnia gro­madzili się przy swojej Matce, która wraz z nimi przeszła wypędzenie i tułaczkę. W roku 1983, za zgodą syna wdowy, która zabrała ten obraz z Mielnicy, obraz Matki Bożej Mielnickiej przeniesiono do nowobudującego się kościoła w Chełmie.

MAŁŻEŃSTWO

Razem odeszli do Pana

15 stycznia 1929 roku 17-letnia Aniela i 22-letni Józef Suski, w nie­wielkim parafialnym kościele w Majdanie Sopockim, uśmiechnięci i rado­śni składali przed Panem swoje małżeńskie ślubowanie. Przyrzekali m. in, że jedno drugiego nie opuści aż do śmierci. Bóg dał im laskę, że nawet w śmierci byli razem. Umarli śmiercią naturalną w jednym dniu. Jeśli taką łaskę można wymodlić, to na pewno ją wymodlili. Zatroskani o siebie pro­sili Boga, aby mogli służyć sobie wzajemnie do ostatniego dnia życia.

71 lat po ślubie, w tym samym kościele i w tym samym miejscu po­stawiono obok siebie dwie trumny, Anieli i Józefa. W czasie Mszy św., która inaczej nazywana jest Eucharystią, co z języka greckiego znaczy «dziękczynienie», było za co Bogu dziękować. Aniela i Józef z wielkim poświęceniem i miłością wychowali pięcioro dzieci. A gdy zabrakło im zdrowia i sił fizycznych, służyli dzieciom, wnukom i bliźnim swoją modli­twą i cierpieniem.

Dzisiaj, gdy tyle małżeństw się rozpada, warto przypominać takie mał­żeństwa, które budowały swą trwałość na fundamencie miłości głęboko zakotwiczonej w Bogu.

ADWENT

Szewc oczekuje Jezusa

Michał, szewc z Tarnogrodu, mieszkał w suterynie, tutaj też był jego zakład szewski. Bieda materialna często zaglądała do jego domu, ale nie ona była najgorsza - najgorsze przyszło po śmierci żony i młodego syna, który powoli zaczynał pomagać mu w warsztacie szewskim. Po tych tra­gicznych zdarzeniach Michał był kompletnie załamany, zaniedbał chodze­nie do kościoła i sięgnął po alkohol. Pewnego dnia odwiedził go stary przyjaciel, przed którym Michał wyżalił się. Przyjaciel poradził mu, aby codziennie przeczytał niewielki fragment Ewangelii, zapewniając, że na tej drodze w jego domu zabłyśnie światło i wróci nadzieja.

Michał usłuchał rady swego przyjaciela. Na początku postanowił, że tylko w niedzielę będzie czytał fragment Ewangelii, jednak wkrótce ta lek­tura tak go wciągnęła, że postanowił czytać Ewangelię każdego dnia. Po­woli w jego życiu zaczęły zachodzić zmiany, wracała nadzieja. Pewnego wieczoru zagłębiony w lekturze Michał usłyszał głos: „Michale, wyjrzyj jutro na ulicę, gdyż zamierzam przyjść do ciebie". Ponieważ nikogo nie było w pokoju, szewc domyślił się, że to sam Chrystus mówi do niego.

Następnego dnia podekscytowany Michał, siedząc przy robocie, z uwa­gą wyglądał przez małe okno na ulicę, aby nie przegapić przychodzącego Chrystusa. Małe okienko pozwalało mu dostrzec tylko nogi przechodzą­cych, ale to mu wystarczyło, aby rozpoznać przechodnia po butach, które były zrobione lub naprawione w jego zakładzie. Wyglądał kogoś specjalne­go, a tu cały dzień nic nadzwyczajnego. A wieczorem zobaczył znajome buty żołnierza Stefana, który zatrzymał się przed oknem, zasłaniając widok na ulicę. Michał był niezadowolony, bo nie mógłby dostrzec przychodzące­go Pana. Już chciał prosić Stefana, aby odszedł sobie, ale zobaczył, że ten stary człowiek trzęsie się z zimna. Uświadomił sobie nagle, że Stefan może cały dzień nic nie jadł. Uchylił okna i zaprosił staruszka do skromnego miesz­kania. Posadził go przy piecu, poczęstował chlebem i gorącą herbatą. Ste­fan był bardzo wdzięczny, powiedział, że cały dzień nic nie miał w ustach.

A gdy odchodził, Machał dał mu swój drugi płaszcz. Szewc był tak zajęty swoim gościem, że zapomniał o wyglądaniu przez okno.

Na dworze tymczasem zapadła noc. Michał zakończył swoją pracę: i zagłębił się w codziennej lekturze Ewangelii. Jego wzrok zatrzymał się na słowach: „Gdy Jan nauczał, pytały go tłumy: Cóż mamy czynić? On im odpowiadał: Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma, a kto ma żywność, niech to samo czyni".

Michał odłożył Ewangelię i uświadomił sobie, że przyszedł do niego-Jezus w osobie starego Stefana, a on go przyjął, i wtedy serce jego napełniło się radością, jakiej nigdy jeszcze nie doświadczył.

BOŻE NARODZENIE

Świeczka z Betlejem

W czasie II wojny światowej wielu polskich żołnierzy z armii Andersa stacjonowało w dniach Bożego Narodzenia na Bliskim Wschodzie. Niektó­rzy z nich mieli łaskę nawiedzenia groty Narodzenia Pańskiego w Betle­jem w dzień Bożego Narodzenia. Wchodzący do groty żołnierze otrzymy­wali zapalone świece. Świeca była potrzebna do rozświetlenia mroku pa­nującego w grocie i stawała się także symbolem Jasności zstępującej z nieba, symbolem Dzieciątka Jezus narodzonego w betlejemskiej stajni. Jeden z żołnierzy wszedłszy do groty zgasił swoją świecę. Przewodnik pyta, dlaczego to zrobił, przecież światło świecy będzie mu potrzebne jeszcze przy wyjściu. A żołnierz odpowiada: „Chcę zachować tę świecę, która zapłonęła w grocie. Zabiorę ją ze sobą i po zakończeniu wojny, gdy zasiądę z rodziną przy stole wigilijnym, wtedy zapalę tę świecę. Chcę, by to światło, które zapłonęło w Betlejem, płonęło zawsze w moim domu. Bo to światło przynosi najprawdziwszą miłość, pokój, radość i zbawienie".

BOŻE NARODZENIE

Przytul mnie

W Londynie w czasie II wojny światowej stacjonował oddział amery­kańskich żołnierzy. W dzień Bożego Narodzenia jeden z żołnierzy wraz z kolegą wyszedł na ulicę w poszukiwaniu kościoła. Miał taki zwyczaj, gdy był w domu, że w tym dniu z rodziną uczestniczył we Mszy św. Jednak kościoła nie znaleźli, wstąpili zatem do starego, kamiennego budynku, na którym był napis: „Sierociniec im. Królowej Anny", sądząc, że tam może jest sprawowana liturgia bożonarodzeniowa. Gdy weszli, powiedziano im, że w tym pomieszczeniu są dzieci, których rodzice zginęli podczas wojny.

Był to dzień Bożego Narodzenia, a tu nie było choinki ani prezentów, tylko smutne, małe, dziecięce buzie. Żołnierze podchodzili do dzieci, składali życzenia i rozdawali wszystko, co mieli przy sobie: cukierki, gumę do żucia, ołówki, pieniądze. Po pewnym czasie żołnierze zauważyli w kącie małego chłopca, na twarzy którego malowała się rozpacz i smutek. Żołnierz pod­szedł do niego i zapytał: „A ty, co chciałbyś na Boże Narodzenie?" „Czy mógł­byś mnie przytulić?"- odpowiada maleństwo. Żołnierz mocno przytulił do piersi osierocone dziecko, a gorące łzy spadły na jasną główkę chłopca.

Miłość to najpiękniejszy prezent. Z miłości Bóg zesłał swego Syna, abyśmy mogli wtulić się w Jego ramiona.

NIEDOCENIANIE

Niedocenione wartości

Brytyjski rolnik Maurice Wright kupił od sąsiada wielki obraz za niecałe cztery dolary. Powiesił go w stodole. Po wielu latach rolnik chciał się zorien­tować, czy ten obraz ma jakąkolwiek wartość artystyczną. Oczyścił go za­tem z pajęczyny, zrobił kolorowe zdjęcie i wysłał do Christie, znanego w Lon­dynie domu aukcyjnego. Okazało się, że obraz został namalowany przez Thomasa Danieli, jednego z najwybitniejszych malarzy dziewiętnastego wieku. Obraz zaginął w 1808 roku i krytycy nie mieli pewności, czy on ist­nieje. Obraz, który nazwano „Zaginiony Danieli" przez lata intrygował umy­sły wielu swym tajemniczym zniknięciem. Właściciel obrazu sprzedał go na aukcji za sumę ponad dziewięćdziesięciu tysięcy dolarów.

Tracimy prawdziwy skarb, gdy wartości, jakie niesie nam wiara, po­kryte są pajęczyną zapomnienia.

CZŁOWIEK

Kim jest człowiek?

Starożytny filozof Platon zdefiniował człowieka tym słowami: „Czło­wiek jest to istota żywa, dwunożna i nieopierzona". Ta definicja przyniosła mu uznanie i poklask. Aby wykazać niedoskonałość tej definicji inny my­śliciel Diogenes oskubał koguta i zaniósł do szkoły na wykład Platona, mówiąc: „Oto człowiek Platona". O tego czasu dodawano do tej definicji słowa: „o szerokich pazurach". Takie i tym podobne definicje istoty ludz­kiej tworzy się do dzisiaj. A człowiek wymyka się tym definicjom i pozosta­je w pewnym sensie kimś nieznanym.

CZŁOWIEK

Istota nieznana

„W powszechnej świadomości ludzi wykształconych człowiek - twór­ca techniki, nauki, kultury indywidualnej i społecznej - sam w sobie, w swej bytowej strukturze pozostaje dla siebie nadal tajemnicą. Wprawdzie współ­czesna psychologia zdołała wiele wyjaśnić, np. to, jak człowiek reaguje na różne bodźce i jakie są jego prawa działania, nauki przyrodnicze, jak fizyka, chemia i biologia, powiedziały bardzo dużo o jego strukturze ma­terialnej, o rozmaitych wegetatywnych funkcjach organicznych, a nauki ekonomiczne i socjologiczne wyświetliły szereg zawiłości z dziedziny ży­cia społecznego, to jednak człowiek jako człowiek pozostaje nadal, jak się wyraził A. Carrel - istotą nieznaną".

Ks. prof. Mieczysław A. Krąpiec

DOŚWIADCZENIE BOGA

Widziałem Boga

W czasie katechezy jedno z dzieci zadało nauczycielce pytanie: „Jak wygląda Bóg?" Nauczycielka zaczyna tłumaczyć, że Boga nikt nie wi­dział, że Bóg jest duchem. A wtedy niespodziewanie odezwał się mały Bili: „Ja widziałem Boga i mogę dokładnie powiedzieć, jak On wygląda". Nauczycielka szybko i zdecydowanie odpowiedziała: „Nie czas teraz na takie historie Bili. Nie powinieneś opowiadać takich rzeczy". Bili zamilkł, jak i cała klasa. Niespodziewanie zakończono rozmowę na temat tego, jak wygląda Bóg. Po chwili nauczycielka Kathleen uświadomiła sobie, że jej rekcja była niewłaściwa, to jej nie dawało spokoju.

Po skończonych lekcjach Kathleen zobaczyła przy fontannie małego Billa z rodzicami. Podeszła do nich i zaczęła przepraszać chłopca: „Nie miałam prawa tak zareagować, gdy ty powiedziałeś, że widziałeś Boga. Bardzo mi przykro z tego powodu". „Wszystko w porządku" - odpowiedział Bili. „A teraz, jeśli rodzice zgodzą się, proszę, powiedz mi, gdzie widziałeś Boga" - zapytała nauczycielka. Billi spojrzał na rodziców, którzy zachęcili go do opowieści. „To było w ostatnim roku, gdy byłem bardzo chory. My­ślałem, że umieram. Było to dziwne uczucie, prawie jak sen, aleja wiem, że to było realne. Wspinałem się po schodach w górę, w głębokim tunelu. Gdy spoglądałem do dołu, widziałem rodziców i pielęgniarki przy łóżku. A gdy spoglądałem w górę, widziałem nadzwyczajną jasność przy końcu tunelu. Szedłem w kierunku światłości, w którą się zanurzyłem. Była to najwspanialsza rzecz, jakąkolwiek widziałem. Czułem się cudownie. Na­gle usłyszałem głos, że czas już wracać. Był to głos moich rodziców. Nie chciałem wracać. Ale Bóg powiedział (wiem, że to był Bóg), że mam jesz­cze przed sobą długie życie, i że nigdy nie będę sam. Pamiętasz, mamo, jak się obudziłem, ty powiedziałaś mi: jak to dobrze, że wróciłeś". „Tak -odpowiedziała matka - pamiętam", „Byłeś nieprzytomny kilka godzin, a my martwiliśmy się, że umierasz".

WYBACZENIE

O Aleks, jakiś ty wielki

„Człowiek tonie, ratujcie!" - rozległo się donośnie. Wokoło Świdy ze­brała się gromada ciekawych. Na rzece wynurzyła się głowa śmiertelnie blada i ręka bezwładnie chwytająca wodę, szukająca oparcia. „Utonie, utonie, już go nie ma" - wołano. Świda popatrzył, przeżegnał się i wsko­czył w wodę. Topielec wynurzył się raz jeszcze koło filaru. Nie miał sił do krzyku, prąd go niósł szybko. Ratujący musiał gonić go całą siłą swych potężnych ramion. Na brzegu gromadziło się coraz więcej ludzi, spusz­czano szybko łodzie ratunkowe. Zanim dobiegły, Świda już chwycił zmar­twiałe ramię tonącego i ciężarem swym wybił się na wierzch. Twarze wy­bawionego i zbawcy znalazły się jedna obok drugiej. Świda spojrzał prze­lotnie i odrzucił się w tył gwałtownie. Miał przed sobą siną, wykrzywioną strachem twarz Dominika Czaplica. „Rzuć" - krzyknął mu jakiś głos we­wnątrz rozkazujący i dziki. - Rzuć! Rzuć! Niech zginie! Duszę czart we­źmie, a ciało będzie rzucać morze od brzegu do brzegu bez mogiły i pa­mięci. A Władka i on będą wolni i spokojni. „Rzuć!" - wołało w duszy Świ­dy. Nie zdołał otworzyć dłoni. Coś ją zaciskało, coś cichego, bez głosu, silniejszego niż tamte wyjące, mściwe. Nie potrafił rzucić na pastwę śmierci bezbronnego wroga. Raz drugi miał go w swym ręku o krok od zatraty i nie zemścił się. „l na mojej woli był, i dałem mu żyć - rzekł spokojnie świda. - Nie mogłem mu dać zginąć, martwemu w omdleniu, bo kiedyś przed Sądem Bożym staniemy i nie chcę być nazwań tam zbrodniarzem, i by się on zrównał ze mną". Władka spojrzała ku niemu. „O Aleks, jakiś ty wielki" - szepnęła". (M. Rodziewiczówna: Pożary i zgliszcza)

SZCZĘŚCIE

Kto chce być szczęśliwy

1. Kto chce szczęścia, niech wystrzega się dóbr zewnętrznych. Teza ta jest zwrócona przeciw przekonaniu, że szczęście leży w dobrach ze­wnętrznych materialnych (bogactwo) i społecznych (stanowisko, zaszczy­ty, sława, władza).

2. Kto chce szczęścia, niech ogranicza potrzeby. Potrzeby nie za­wsze można zaspokoić, a cierpi ten, kto ich nie zaspokoi; zaspokojenie jednych potrzeb rodzi zaraz następne. W samej bajce Andersena „Kalo­sze szczęścia" są one dane ludziom przez wróżkę w tym celu, by zapew­nić im szczęście. Spełnione pragnienia nikogo jednak nie uszczęśliwiają, wszystkie po kolei przynoszą zawód. Sens bajki jest prosty: spełnienie pragnień nie daje nam szczęścia.

3. Kto chce szczęścia, niech unika przyjemności. Wielka ilość przy­jemności nie stanowi jeszcze o szczęściu. Seneka pisał: „Niektórzy są przez przyjemności nieszczęśliwi". We Francji w XVIII wieku popularny był aforyzm: „Przyjemność jest wrogiem szczęścia".

(W. Tatarkiewicz)

CHRZEST

Szlachectwo duchowe

W roku 1931 rosyjski książę Aleksander odbył po Stanach Zjedno­czonych podróż z odczytami. W czasie swych przemówień bardzo moc­no podkreślał, że Stany Zjednoczone powinny, na podobieństwo wielu krajów europejskich, wprowadzić tytuły szlacheckie. Proponował, aby do grona najwyżej utytułowanych zaliczyć prezydenta Roosevelta, J. Rockefellera, T. Edisona, H. Forda i wielu innych. Amerykanie nie usłu­chali jednak rady księcia.

Z pewnością większą nobilitacją jest godność dziecka Bożego, jaką otrzymujemy w sakramencie chrztu świętego.

CHRZEST

Zachowaj świadectwo zdrady

Historia ta miała miejsce w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Dia­kon Murrita przygotował, a później udzielił chrztu młodemu mężczyźnie imieniem Elpiphodorus. Niestety, nowy chrześcijanin w krótkim czasie stał się apostatą! prześladowcą Kościoła.

Pewnego dnia Elpiphodorus wmieszał się w wielki tłum na rynku mia­sta, gdzie było wielu chrześcijan, celem aresztowania wyznawców Chry­stusa. Aż tu nagle pojawił się diakon Murrita, rozpychając gwałtownie tłum zatrzymał się przed apostatą i położył przed nim białą szatę, w której Elpiphodorus był ochrzczony, wołając: „Zatrzymaj świadectwo twojej zdra­dy. Ona będzie świadczyć przeciw tobie, gdy staniesz na sądzie Bożym. Patrz na tę białą szatę, w którą cię ubrałem przy świętym źródle. Będę wołał o karę dla ciebie, a ta szata zamieni się w palący ogień, który bę­dzie palił przez całą wieczność, jeżeli będziesz trwał w odstępstwie".

Chrześcijanie i nie chrześcijanie byli wzruszeni do łez. A upadły mło­dzieniec zawstydził się i zdjęty skruchą żałował swej zdrady.

ZANIEDBANIE

Nigdy nie odprowadziłem babci

Takie myśli nie przychodziły Antoniemu wcześniej do głowy. Był młody, błyskotliwy, otoczony gronem przyjaciół. To był jego świat, który pochłaniał go całkowicie. Dzisiaj, gdy ubyło przyjaciół i częściej staje przed Tajemnicą, której jeszcze nie nazywa Bogiem, te myśli wracają jak niedokończony ra­chunek sumienia. Wspomina swoje siostry bliźniaczki, które trzy razy w tygo­dniu odwiedzały swoją babcię. „Może sumienie cię niepokoi, że nie odwie­dzałeś babci tak często jak one?"- Magda pyta Antoniego. „Chyba nie, bab­cia przyjeżdżała do nas autobusem dwa razy w tygodniu" - odpowiada Anto­ni. Po czym posmutniał i dodał: „Przez kilka lat babcia przyjeżdżała do nas, a ja ani razu nie odprowadziłem jej do autobusu. A przecież mogłem. Dziś wiem, jak wielką radość sprawiłbym babci, gdybym poszedł z nią na przysta­nek autobusowy, ale dziś jest za późno, babcia nie żyje już od kilkunastu lat". Po tych słowach Antoni rozpłakał się jak dziecko i wybiegł na balkon. Wiatr osuszył łzy na jego twarzy. A kto osuszy łzy żalu, które spadają na serce, które nie okazało dosyć miłości, gdy był ku temu czas?

MAŁŻEŃSTWO

Wierzyłam w ciebie

Nathaniel wrócił do domu załamany. Jak tu powiedzieć żonie, że zo­stał wyrzucony z pracy. Za nic nie chciał, aby żona pomyślała, że to jego wina, jego błąd. Jakże był zaskoczony reakcją żony na tę wiadomość. Z radością i optymizmem powiedziała: „A teraz będziesz mógł napisać swoją książkę". „Ale z czego będziemy żyć, gdy ja będę pisał książkę?" -odpowiedział przygnębiony Nathaniel. Jego żona Sophia natychmiast po­deszła do szuflady i ku jego zdumieniu wyciągnęła sporą sumę pieniędzy, i podała mu. „Skąd ty je masz?" - pyta zaskoczony mąż. Sophia odpo­wiada: „Ja zawsze wiedziałam, że jesteś geniuszem, l byłam pewna, że pewnego dnia napiszesz arcydzieło. Z pieniędzy, jakie przynosiłeś każ­dego tygodnia na utrzymanie domu, chowałam część do szuflady. Tych pieniędzy wystarczy nam na cały rok, a zatem możesz spokojnie pisać". Dzięki temu Nathaniel Hawthorne zaczął pisać, stając się jednym z naj­bardziej poczytnych pisarzy. Napisał między innymi książkę pt. „The Scarlet Letter", która artyzmem i pięknem zachwyca do dziś.

KONFLIKT

Czysta walka

Pisarz Charlie W. Shedd, w książce pt. „Our seven Official Ruls for] a Good, Clean Fight", napisał dla swojej córki „List do Karen". Wymienia w nim siedem zasad, jakimi winni się kierować małżonkowie, gdy rodzi się między nimi konflikt:

1. Nie zaczniemy rozmawiać na sporne tematy, dopóki razem nie doj­dziemy do wniosku, że teraz jest na to odpowiedni czas.

2. Musimy pamiętać, że celem tej dyskusji jest głębsze porozumienie.

3. Powinniśmy sprawdzić „pociski", jakich planujemy użyć w dyskusji, czasami mogą być one śmiertelne, mogą kogoś śmiertelnie zranić.

4. Mówić będziemy ściszonym głosem, nie razem, ale osobno.

5. Nie będziemy prywatnych sporów rozstrzygać na forum pu­blicznym.

6. Będziemy dyskutować nad „zawieszeniem broni", gdy jedna ze stron powie „stop".

7. Odłożymy sprawę, gdy dojdziemy do wniosku, że wymaga ona wię­cej czasu na jej przedyskutowanie.

EWANGELIA

Żyć Dobrą Nowiną

Pewnego razu do plemienia w Ameryce Południowej, nie znającego jeszcze Ewangelii - Dobrej Nowiny, przybył nieznajomy człowiek i oznaj­mił: „Przybywam do was z Dobrą Nowiną, dobrą wiadomością". Niestety, zaraził się śmiertelną chorobą i wkrótce zmarł, nie zdążywszy wytłuma­czyć, czym jest ta dobra nowina. Przy zmarłym znaleziono jednak niewiel­ką książeczkę. Jeden z członków plemienia na tyle znał słowo pisane, że mógł odczytać jej tytuł: „Dobra Nowina naszego Pana Jezusa Chrystusa". Członkowie plemienia doszli do przekonania, że ta książeczka zawiera Dobrą Nowinę, o której nie zdążył im opowiedzieć nieznajomy. Zaczęto ją zatem uważnie ją czytać.

Książka, z wyglądu stara, zawierała treści jak najbardziej aktualne. Tym, co fascynowało czytających, była postać mężczyzny o ogromnej wewnętrznej energii i mocy, który był przy tym delikatny i współczujący. Czytali o cudach, jakich on dokonał uzdrawiając chorych i wskrzeszając umarłych. Byli zdumieni jego dobrocią, gdy ten pochylał się i przygarniał ludzi z marginesu, potępionych i odrzuconych przez innych. Zauroczeni pięknem jego nauki i mocą, pytali, kim był ten nieznajomy, przez którego dotarła do nich Dobra Nowina. Oczywiście, nieznajomy był uczniem i na­śladowcą Chrystusa - dochodzili do wniosku. A zatem, tam, skąd przybył nieznajomy, jest wielu uczniów, naśladowców Chrystusa. Byli ciekawi, jak wygląda wspólnota ludzi, którzy kierują się tak wspaniałymi zasadami nauki Chrystusowej. Posłali więc jednego z nich, aby dokładnie zapoznał się z życiem tych wspólnot.

Wyprawa trwała bardzo długo. A gdy po kilku latach wysłannik po­wrócił do swoich współplemieńców, pytaniom nie było końca. „Czy ci, któ­rzy przyjęli Księgę, kochają się wzajemnie?" „Czy żyją w pokoju między sobą?" Czy prowadzą proste, normalne życie?" „Czy są szczęśliwi?" „Czy są wolni?" Pytań było więcej, wszystkie je jednak można sprowadzić do jednego: Czy naśladowcy Chrystusa żyją według Księgi? Odpowiedź na to pytanie nie była prosta. Wysłannik zaczął swoją długą opowieść o wspól­notach chrześcijańskich, które odwiedził, starając się odpowiedzieć na wszystkie zadane pytania.

„W zasadzie znalazłem pięć rodzajów chrześcijan. Pierwsza grupa to chrześcijanie tylko z imienia. Są to poganie, którzy zostali kiedyś ochrzcze­ni. Nie zachowują żadnych praw chrześcijańskich. Nie znają nauki Księgi i nie odgrywa ona żadnej roli w ich życiu. Druga grupa to chrześcijanie z przyzwyczajenia. Znają naukę Księgi, akceptują ale to nie ma żadnego wpływu na ich życie. Żyją tak, jakby nie znali nauki Księgi. Ich życie bardzo często jest przeciwne tej nauce. Trzecia grupa to ludzie, którzy cenią naukę Księgi i starają się żyć według niej. Robią wiele dobrego, ale wydaje się, że coś bardzo istotnego z nauki Księgi zagubili. Mają niewiele z ducha swego Mistrza. Czwartą grupę można nazwać praktykującymi chrześcijanami. Wy­gląda na to, że sercem przyjęli naukę Księgi. Są zatroskani o innych ludzi. Nie wstydzą się swego chrześcijaństwa. Są oni w niektórych miejscach prześladowani, co gorsze, w niektórych społeczeństwach są traktowani obojętnie. Ostania, stosunkowo nieliczną grupę, bez wątpliwości mógł nazwać autentycznymi chrześcijanami. Są to ludzie uduchowieni, żyją we­dług wskazań zawartych w Księdze. Są pogodni, szczęśliwi nawet w nie­sprzyjających okolicznościach życia, życzliwie nastawieni do świata i bliź­niego. Przy spotkaniu z nimi czułem, że spotykam samego Chrystusa".

dobro

Uratowane rozgwiazdy

Starszy mężczyzna spacerując brzegiem oceanu spostrzegł młodą kobietę, która zbierała z plaży wyrzucone przez sztorm rozgwiazdy i wrzu­cała je z powrotem do oceanu. „Co ty robisz?" - zapytał mężczyzna. „Wrzu­cam rozgwiazdy z powrotem do oceanu, zanim wzejdzie słońce i zabije je"- odpowiada. Starszy mężczyzna powiedział: „Plaża ciągnie się kilo­metrami, a na niej leży tysiące rozgwiazd. Czy może to coś zmienić, gdy ty uratujesz niewielką liczbę tych stworzeń?" Młoda kobieta, trzymając w ręku rozgwiazdę powiedziała: „Dla tej jednej mogę wiele zmienić", l z tymi słowami wrzuciła rozgwiazdę do oceanu.

Najmniejsze dobro przemienia świat.

CZYN

Muzyka o północy

Angielski poeta, kapłan i muzyk-amator George Herbert, idąc pewne­go dnia na próbę muzyczną, zauważył mężczyznę, którego koń upadł z powodu przeładowania wozu. Zatroskany woźnica, jak też i koń potrze­bowali pomocy.

Herbert zdjął strój duchowny i pomógł mężczyźnie rozładować wóz, podnieść konia i znowu załadować wóz. A na odchodne dał woźnicy tro­chę pieniędzy. Po czym ruszył na wyznaczoną próbę muzyczną.

Zwykle Herbert był schludnie ubrany. Tym razem zaskoczył swoich przyjaciół. Jego ręce były brudne a ubranie oblepione błotem. Gdy opo­wiedział, jaki jest tego powód, jeden z jego przyjaciół wyraził dezaprobatę dla takiego postępku poety. Herbert odpowiedział: „Myśl o tym, co zrobi­łem, będzie dla mnie jak muzyka o północy. Gdybym tego nie zrobił, czuł­bym w sumieniu dysharmonię. Gdy będę się modlił za tych, którzy są w potrzebie, jestem pewien, że moja modlitwa w łączności z tym czynem ma większą moc spełnienia".

WYTRWAŁOŚĆ

Wytrwałość

Ray Kroć, genialny współtwórca sieci McDonalda, mówił: „Nic na świe­cie nie może zastąpić wytrwałości. Talent? Nic bardziej powszechnego, jak utalentowani ludzie, którzy nie osiągnęli sukcesu. Geniusz? Niedoce­niony geniusz staje się prawie przysłowiem. Wykształcenie? Świat jest pełny wykształconych ludzi, którzy zeszli na manowce. Wytrwałość i de­terminacja są wszechpotężne".

Przez pryzmat tego powiedzenia można spojrzeć także na wezwanie Chrystusa do wytrwałej modlitwy.

MĘCZEŃSTWO

Pierwszy męczennik USA

Pierwszym męczennikiem Stanów Zjednoczonych jest franciszkanin ojciec Juan de Padilla. Wraz z Coronado przybył do Kansas z Meksyku w roku 1541 r., osiemdziesiąt lat przed osiedleniem się Pielgrzymów w Plymouth Rock. Wraz z towarzyszami nawrócił wielu Indian. Kiedy Corona­do powrócił do Meksyku, ojciec Jouan z kilkoma towarzyszami prowadził gorliwie pracę misyjną. Pewnego dnia, w czasie głoszenia Ewangelii zo­stali zaatakowani przez jeden z sąsiednich szczepów indiańskich. Nie­ustraszony ojciec Juan polecił towarzyszom ucieczkę, a sam został, sta­jąc się celem indiańskiego ataku. Śmiertelnie ugodzony indiańskimi strza­łami, jako pierwszy zrosił krwią męczeńską ziemię dzisiejszych Stanów Zjednoczonych.

ŁASKA

Kwitnąca gardenia

Pewnego dnia Dorota Mefford kupiła doniczkową gard e nie i postawi­ła jaw pokoju. Dbała o nią, mając nadzieję, że wkrótce liście nabiorą.; żywszej zieleni, a pąki przemienia się w piękne kwiaty. Stało się jednak inaczej. Pąki, nie wiadomo z jakiej przyczyny, zaczęły stopniowo obumie­rać. Przez sześć tygodni Dorota z wielką uwagą pielęgnowała gardenię, licząc, że może chociaż ostatni pąk zakwitnie. Ale i ten opadł martwy na podłogę. Zniechęcona Dorota wystawiła gardenię na zewnątrz domu, ża­łując zmarnowanych pieniędzy i czasu poświęconego na pielęgnację.

Dni mijały, a w międzyczasie Dorotę dopadły poważne problemy: śmiertelna choroba w rodzinie, trudności finansowe i niezrozumienie ze strony przyjaciół. Wszystko jak gdyby sprzysięgło się przeciw niej. Nic jej nie wychodziło. Zaczęła się nad sobą litować. Pewnego dnia, gdy depre­sja wróciła ze wzmożoną siłą, Dorota zebrała brudną bieliznę, wrzuciła do kosza i postanowiła zrobić pranie. Wyszła na zewnątrz i schodząc po schodach nagle poczuła bardzo intensywny, przyjemny zapach. Rozglą­da się, skąd on pochodzi. To, co zobaczyła, wprawiło ją w zdumienie. Gardenia, którą kiedyś wyrzuciła na zewnątrz, teraz była pokryta wspa­niałymi kwiatami i rozsiewała naokoło tę cudowną woń. Poprzednia tro­ska, podlewanie, nawożenie nie wystarczyły, aby gardenia zakwitła. Potrzebowała ona pełnego światła słonecznego.

Dorota zatrzymała się, a myśl, jaka zrodziła się w jej głowie, stała się punktem zwrotnym w życiu. To, co wydarzyło się z gardenią, odniosła do swojego życia. Tak wiele włożyła wysiłku i energii w rozwiązywanie obec­nych problemów życiowych. To wszystko było konieczne, ale nie wystar­czało do ostatecznego ich rozwiązania. Uświadomiła sobie nagle, że po­trzebuje Boga, tak jak gardenia potrzebowała słońca.

APOSTOLSTWO

Pomocnik Boga

David J. Wolpe opowiada taką historię. Przed Bogiem stoi człowiek załamany z powodu zła i niesprawiedliwości na świecie, l woła do Boga: „Drogi Boże, Ty widzisz, ile na świecie jest zła, cierpienia, beznadziei, niesprawiedliwości i nienawiści. Dlaczego nie przysyłasz nam pomocy, aby to wszystko przemienić?" Bóg odpowiada: „Ja już posłałem pomoc, posłałem ciebie".

BOGACTWO

Biedni w bogatym domu

Amerykańska pisarka Maya Angelu opisuje zdarzenie z życia swo­jej cioci.

Carmin służyła u zamożnego małżeństwa w Kalifornii. Małżonkowie żyli w bardzo bogatym domu, liczącym czternaście sypialni. Głównym zajęciem Carmin było gotowanie. Codziennie przygotowywała dla swych pracodawców śniadanie, lunch i bardzo wystawną kolację, na której czę­sto bywali goście. Z upływem lat małżonkowie, starzejąc się, coraz mniej korzystali z rozrywek. Na kolację najczęściej spożywali trochę jajecznicy, grzankę i bardzo słabą herbatę. W czasie posiłku milczeli i tępo wpatrywali się w stół.

W sobotnie wieczory służąca zapraszała do swego pokoju w sutere­nie przyjaciół. Spożywali wtedy prosty posiłek, wypijali trochę alkoholu, słuchali muzyki z płyt, tańczyli, w końcu zasiadali do kart. Opowiadali dowcipy. Pokój był wypełniony radością! śmiechem.

Pewnej soboty w środku tej zabawy otworzyły się drzwi, a w nich stanęli gospodarze domu, którzy dali jej znak, aby wyszła na zewnątrz. W holu żona powiedziała do niej: „Nie myśl, że chcemy ci przeszkadzać.

Widzę, że się świetnie bawicie. W każdą sobotę słyszę z mężem, jak ty wraz z przyjaciółmi radośnie spędzasz czas. Chcielibyśmy tylko popa­trzeć na was. Nie chcemy wam przeszkadzać. W ciszy chcemy tylko pa­trzeć na waszą radość". A mąż dodaje: „Jeśli zostawisz trochę uchylone drzwi, twoi przyjaciele nic o tym nie będą wiedzieć. Będziemy zachowy­wać ciszę". Carmin zgodziła się. l wtedy uświadomiła sobie, że jej praco­dawcy mają prawie wszystko: wielki dom, basen, trzy samochody, wiele drzew palmowych, ale nie mają najważniejszego - nie mają radości.

ZŁO

Kto pluje na niebo

Budda nauczał swoich uczniów, aby nie odpłacali złem za zło. Jeden ze słuchających postanowił sprawdzić, czy Budda w swoim życiu stosuje tę naukę. Przy najbliższym spotkaniu zaczął go wymyślać, przeklinać, złorzeczyć i w końcu nazwał go beznadziejnym głupcem. Budda wysłu­chał go cierpliwie i gdy ten skończył, powiedział: „Mój synu, jeśli człowiek nie przyjmie daru, który mu ofiarowałeś, do kogo ten dar powraca?". „Każdy głupi to wie, że dar wróci do ofiarodawcy"- odpowiada bluźniący mężczy­zna. „Mój synu - mówi Budda - ofiarowałeś mi wiele zniewag i bluźnierstw, aleja nie przyjmuję twojego daru". Zawstydzony bluźnierca zamilkł. A Bud­da kontynuował: „Mój synu, mężczyzna, który znieważa cnotliwego męża, podobny jest do człowieka, który pluje na niebo. Plwocina jednak nie do­sięga nieba, ale spada na twarz plującego. Mężczyzna, który znieważa cnotliwego męża, podobny jest do człowieka, który rzuca pył na wiatr. Pył nie dosięga jego celu. Powraca i zatrzymuje się na twarzy tego, który go rzuca".

WYBACZENIE

Ja nie chcę z nimi do nieba

W Belfaście został zastrzelony mężczyzna, gdy szedł z żoną i dzieć­mi do kościoła na Mszę św. Wkrótce po tej tragedii matka modliła się ze swymi dziećmi, aż tu nagle najmłodszy syn Cavin zadał pytanie: „Mamusiu, czy ci mężczyźni, którzy zabili tatusia, będą w niebie?" Zapadła mar-twa cisza. Po długiej chwili matka odpowiada: „Jeśli oni naprawdę będą żałować za swoją potworną zbrodnię i błagać Jezusa o przebaczenie, Jezus im wybaczy i przyjmie ich do nieba". Mały Cavin słysząc to powie­dział: „Dobrze, jeśli oni pójdą do nieba, to ja nie chcę iść do nieba razem z nimi". Matka po długim namyśle odpowiedziała: Jeśli Jezus wybaczy im, ocali, uwolni od tego okropnego grzechu, to przez to ich zmieni. Oni będą całkowicie innymi ludźmi". Po chwili mały Cavin dochodzi do takie­go wniosku: „Mamusiu, módlmy się za tych ludzi, aby Jezus ich ocalił".

OSĄDZANIE

Opat z koszykiem piasku

Pewnego razu młody zakonnik popełnił poważny błąd. Natychmiast starsi zakonnicy zebrali wspólnotę, aby go osądzić. Nie mogli jednak tego uczynić zanim przyjdzie opat. Posłali zatem po niego. Opat wstał, wziął koszyk, w którym było wiele dziur, napełnił go piaskiem i wyszedł niosąc koszyk za sobą. Oczywiście, wzdłuż drogi, którą przemierzał, zaznaczała się piaskowa ścieżka. Starsi pytają go, co to ma znaczyć. A on odpowia­da: „Moje grzechy ciągną się zawsze za mną. Gdziekolwiek idę, zosta­wiam za sobą błędy, które czasami sprawiają to, że nie widzę sam siebie. A dzisiaj wy chcecie, abym sądził mojego brata". Słysząc to, starsi za­wstydzili się. Zaniechali osądzania swego brata i przeprosili go.

RÓŻANIEC

Różaniec - najcenniejszy dar

Maria Zalot z Leżajska wspomina wyjazdy nieżyjącego już męża Romana z transportami ziemniaków do dawnego Związku Radzieckie­go, gdzie -jak oficjalnie podawano - ze względu na suszę panował głód. Wojskowe samochody wyładowane ziemniakami przekraczały granicę w Medyce. Trasy przejazdów tak wytyczano, aby kierowcy jak najmniej widzieli uroki „komunistycznego raju". Mimo to można było zauważyć ogromną biedę w mijanych miejscowościach. Na jednym z postojów do Romana podeszła biednie ubrana staruszka i łamaną polszczyzną za­częła rozmowę. Nagle jej wzrok zatrzymał się na medaliku zawieszo­nym nad kierownicą, a po policzkach zaczęły spływać łzy. Załamującym się głosem powiedziała: „Nie pamiętam, kiedy ostatni raz w swoim życiu widziałam medalik, a od 25 lat nie miałam w ręku różańca, odmawiam różaniec na palcach moich rąk".

Przed wyruszeniem w dalszą drogę staruszka o nic nie prosiła, tylko o różaniec. Roman powiedział, że za kilka dni przyjedzie z następnym transportem, to jej przywiezie. Po kilku dniach, gdy ponownie przyjechał w to samo miejsce, z daleka zobaczył czekającą staruszkę. Po otrzyma­niu kilku różańców wzruszona ze łzami całowała je i dziękowała Romano­wi z ten wspaniały dar.

MAŁŻEŃSTWO

Poważna sprawa

Przez kilka tygodni młode małżeństwo odwiedza salony samocho­dowe celem zakupu nowego auta. Mąż bardzo uważnie przegląda je, sprawdza i bardzo długo się zastanawia, nie mogąc podjąć ostatecznej decyzji. W końcu zniecierpliwiona żona mówi: „Co się z tobą dzieje, tak bardzo się zmieniłeś. Mnie znałeś tylko trzy tygodnie i zdecydowałeś się na małżeństwo". „Słuchaj - odpowiada niecierpliwie mąż - kupno sa­mochodu to poważna sprawa".

MAŁŻEŃSTWO

Miłość małżeńska

Pewnego dnia mały Robert niespodziewanie zadaje matce pytanie: „Mamo, co przyrzekają sobie ludzie, gdy zawierają związek małżeński?" Matka odpowiada: „Przyrzekają miłować się wzajemnie i okazywać sobie szacunek i życzliwość". Robert po namyśle mówi: „Mamo, ty chyba nigdy nie wyszłaś za mąż, czy tak?"

MAŁŻEŃSTWO

Zerwane zaręczyny

Teresa zwierza się do swej przyjaciółki: „Wiesz, zerwałam z Ant­kiem zaręczyny ze względów religijnych". „Ze względów religijnych? -pyta zdziwiona przyjaciółka. -Przecież oboje jesteście katolikami". „Tak, ale Antek stracił cały majątek, a ja ubóstwiam pieniądze" - wyjaśnia Teresa.

POKUSA

Znaleziony portfel

Pewnego razu znany rabin zawołał trzech przypadkowych prze­chodniów i zadał im pytanie: „Załóżmy, że znalazłeś portfel pełen zło­tych monet, co byś z nimi zrobił?" „Oczywiście, oddałbym właścicielowi najbliższego domu, bo na pewno do niego on należy" - odpowiedział pierwszy. „Głupiś"- skwitował rabin, l zadał to samo pytanie następne­mu. „Schowałbym do kieszeni, nie jestem taki naiwny, aby stracić oka­zję wzbogacenia się"- pada odpowiedź. „Kanalia"- zawyrokował rabin. Wreszcie odpowiada trzeci na to samo pytanie: „Skąd ja mogę wiedzieć, jak bym postąpił w takiej sytuacji. Może by zwyciężyła we mnie zła skłon­ność? Może zło zapanowałoby nade mną i skłoniło do zabrania rzeczy należącej do innego? Ja nie wiem. Prosiłbym jednak Wszechmocnego o moc, abym mógł oprzeć się złym skłonnościom, l wtedy na pewno oddałbym pieniądze właścicielowi". Rabin pochwalił go za mądrą i roz­tropną od powiedź.

WYBACZENIE

Oni wszyscy szukali wybaczenia

W jednej z hiszpańskich rodzin stosunki między ojcem a dorastają­cym synem układały się coraz gorzej. Aż w końcu syn uciekł z domu. Ojciec zjeździł cały kraj w poszukiwaniu swego zbuntowanego syna. Jednak poszukiwania te nie przyniosły żadnego efektu. Zdesperowany ojciec umieścił ogłoszenie w madryckiej gazecie tej treści: „Kochany Paco, przyjdź na spotkanie, będę czekał na ciebie jutro w południe przy wejściu do redakcji gazety. Wszystko jest wybaczone. Kocham cię. Twój ojciec". Następnego dnia przed wejściem do redakcji czekało kilkudzie­sięciu chłopców. Wszyscy oni czekali na wybaczenie i miłość ojca.

Jesteśmy nieraz zbuntowani wobec naszego Ojca niebieskiego i po­trzebujemy Jego przebaczenia i miłości.

POKUSA

Szatan puka do serca

Jeden z nauczycieli zadał uczniom czwartej klasy pytanie: „Co robi­cie, gdy jesteście kuszeni?" Jedna z dziewczynek odpowiada: „Kiedy sza­tan puka do drzwi mojego serca, ja tylko mówię do Jezusa, który żyje w moim sercu: Jezu, proszę Cię, otwórz drzwi, l kiedy Jezus otwiera, sza­tan z przerażeniem ucieka, mówiąc: Przepraszam, pomyliłem drzwi".

GŁÓD

Głodny Elvis Presley

EMs w krótkim czasie stał się bardzo bogatym człowiekiem. Posiadał 8 samochodów, 6 motocykli, dwa samoloty, 16 telewizorów, wspaniały pałac i ogromne sumy na kontach bankowych. A ponadto był idolem milionów fa­nów. Mimo to nie był szczęśliwy. Otoczony sławą i bogactwem doświadczał duchowych cierpień, narzekał na samotność i nudę. „Pieniądze są źródłem wielu problemów i zmartwień" - powiedział w jednym z wywiadów. Narastało w nim poczucie lęku i depresji. W wieku dwudziestu dwóch lat odczuł, że świat nie może mu nic więcej dać. l to mu uświadomiło, że człowiekowi niej wystarczy tylko chleb. Można mieć chleba pod dostatkiem i być głodnym.

Nie samym chlebem żyje człowiek. Potrzebuje on pokarmu, który zstę­puje z nieba.

ZŁO

Wszystko zaczęło się od centa

Cavin został skazany na karę śmierci za zabicie policjanta. W więzie­niu stanowym w Kalifornii czekał na wykonanie wyroku śmierci. Gdy przy­szedł czas, przywiązano go do krzesła elektrycznego, do głowy przyłożo­no elektrody, a na nogi włożono żelazne obręcze. Za chwilę zostanie włą­czony prąd o dużym napięciu i to będzie ostatni moment życia Cavina. Przedstawiciel prawa pyta skazańca, czy chciałby coś jeszcze powiedzieć. Konającym głosem skazaniec wymamrotał: „Wszystko to się zaczęło, gdy wyciągnąłem matce z portfela jednego centa. Potem wziąłem dwa. Na­stępnie zacząłem kraść różne rzeczy ze szkoły i sklepu. Później włamy­wałem się do sklepów i domów. Dokonywałem coraz poważniejszych wła­mań. Aż w końcu zdecydowałem się na obrabowanie banku, l tam za­strzeliłem policjanta. A wszystko zaczęło się od centa".

Ulegając pokusie małego zła trzeba się liczyć, że może to być począ­tek zła, które prowadzi do zatracenia duszy i ciała.

RÓŻANIEC

Ręce oplecione różańcem

Często wkładamy do rąk naszych zmarłych różaniec. Ten różaniec, na który patrzyłem, gdy odprawiałem nabożeństwo pogrzebowe śp. Fran­ciszka Ciborowskiego miał swoją szczególną historię i był nierozerwalnie spleciony z życiem zmarłego. Franciszek otrzymał go od matki, gdy wyru­szał w 1939 roku na wojnę, w czasie której został wzięty do niemieckiej niewoli. Miał wtedy ze sobą matczyny różaniec. W czasie pierwszego obozowego apelu Niemcy zabierali jeńcom obrazki, medaliki i różańce, rzucali na ziemię i kazali je deptać. Franciszek schował różaniec głęboko w kieszeni. Jednak Niemiec znalazł go. Franciszek wtedy zapłakał, mu­siał to być przejmujący płacz, bo wzruszył serce Niemca, który dyskretnie włożył różaniec z powrotem do kieszeni jeńca.

Po pięciu latach niewoli Franciszek szczęśliwie wrócił do rodzinnego domu. W domu nie czekała na niego matka. Wcześniej zmarła. Francisz­kowi pozostał matczyny różaniec, z którym się nie rozstawał i na którym się modlił. Zabrał go ze sobą do Ameryki. Spracowane ręce często prze­suwały paciorki różańca. Aż w czasie kolejnej przeprowadzki różaniec zaginął. Franciszek nie mógł się z tym pogodzić. Wolałby stracić całą fortunę byleby odzyskać zagubiony różaniec. Po roku różaniec znalazł się w kieszeni marynarki, która leżała w zapomnieniu. Ze łzami w oczach Franciszek całował go i dziękował Bogu, że ma go z powrotem. To był jeden z najszczęśliwszych dni w jego życiu. Znowu paciorki różańca prze­suwały się w spracowanych rękach. Tak było aż do śmierci.

W wieku 93 lat przyszła choroba i cierpienie. W rocznicę śmierci swo­jej mamy z różańcem w ręku powiedział do żony: „Będę prosił mamę, aby mnie zabrała do siebie". „Jeśli ci tak ciężko, to proś"- odpowiedziała żona. Po dwóch dniach Franciszek odszedł do Pana. W jego ręce włożono matczyny różaniec, bo zmarły tak chciał. Wiele razy powtarzał, żeby ten różaniec włożyć mu do trumny.

ATEIZM

Wolę kapitalistę, który neguje Boga

Lenin w przeddzień rewolucji powiedział: „W rewolucji nie obchodzi mnie tylko Rosja. Rosja jest jedynie pośrednim etapem w marszu świato­wej rewolucji dla zdobycia całego świata (...). Wolę milionera lub kapitali­stę, który neguje Boga, niż chłopa czy robotnika wierzącego w Boga (...). Od dzisiaj nie będziemy mieli litości dla nikogo i zniszczymy wszystko, by na tych ruinach wznieść naszą świątynię".

Dla krwawej rewolucji bolszewickiej prawdziwym zagrożeniem był nie kapitalista, ale człowiek mocny Bogiem.

BEZBOŻNOŚĆ

Zdrada rewolucji

Słowa Stalina skierowane do pionierów w roku 1937: „Musicie strzec się, by nie owładnęły wami obce wpływy, zwłaszcza wpływy religijne. Kto jest bezbożny, ten jest prawdziwym rewolucjonistą! prawdziwym komuni­stą. Jeśli zaś myślicie o Bogu, popełniacie zdradę rewolucji i zdradę komu­nistycznej dyktatury. Ja sam jestem bezbożny i przekonałem się, że komu­nizm razem z bezbożnictwem są etapem do prawdziwego socjalizmu".

Dziś świat wie, do czego doprowadziła ta bezbożna ideologia, ale niektórzy nie pojęli jeszcze tej lekcji, na różne sposoby starają się mło­dym ludziom wyrwać Boga z serca.

POWOŁANIE

W rodzinie budzą się powołania

„Ojciec był głęboko wierzącym człowiekiem. W niedzielę szedł na Mszę o szóstej rano, potem o dziesiątej na nabożeństwo i jeszcze raz po południu. Matkę cechowała cierpliwa i serdeczna religijność. Również tutaj byli na swój odmienny sposób zgodni - religia stała na pierwszym miejscu (...). Była skład­nikiem naszego życia. Już choćby dzięki wspólnej modlitwie. Modliliśmy się przed każdym posiłkiem. Jeśli pozwalał na to rytm zajęć szkolnych, to co­dziennie chodziliśmy na Mszę. W niedzielę chodziliśmy razem do kościoła. W późniejszych czasach, gdy ojciec przeszedł na emeryturę, odmawialiśmy Różaniec". („Sól ziemi": rozmowy z kard. Józefem Ratzingerem)

KRÓLESTWO BOŻE

Skarb

W Krakowie żył ubogi żebrak. Bieda była stałym gościem w jego domu. Zimą w maleńkim mieszkaniu panował chłód, gdyż nie miał on czym na­palić w piecu. Pewnej nocy żebrak miał sen o skarbie, który jest ukryty w Pradze pod mostem. Sen tak przemówił do jego wyobraźni, że posta­nowił wyruszyć na poszukiwanie go. Po przybyciu do Pragi zobaczył most ze swego snu. Zaczął poszukiwania. Obcym przybyszem zainteresowali się policjanci. Żebrak zaczął się tłumaczyć. Opowiedział swój sen, czym bardzo rozbawił policjantów. A jeden z nich, kpiąc, powiedział mu, że miał także podobny sen. W Krakowie, w kuchni żebraka jest schowany skarb. Ale nie jest on taki głupi, żeby wierzyć w sny i wyruszyć do Krakowa w poszukiwaniu skarbu. Policjant poradził mu, żeby wracał do domu, za­brał się do pracy i zapomniał o śnie. Żebrak pośpiesznie wrócił do domu i zaczął w piecu szukać skarbu, l nie zawiódł się. Znalazł skarb, który wystarczył mu na dostatnie życie przez długie lata.

Królestwo Boże podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Szukając go, możemy narazić się czasami na kpiny.

OBJAWIENIA MB

Uśmiechnięta twarz

Bernadetcie Soubirous objawiła się Matka Boża w Lourdes w 1858 r. Osiem lat po tych wydarzeniach Bernadetta wstąpiła do nowicjatu sióstr w Nevers i tam pozostała aż do swojej śmierci. Zmarła 16 kwietnia 1879 r., a jej ciało zostało pochowane w klasztornym ogrodzie. W roku 1909 rozpoczęto proces informacyjny przed beatyfikacją s. Bernadetty. We­dług przepisów kościelnych, trzeba było dokonać tak zwanego „rozpo­znania ciała zmarłej", które miało miejsce 22 września 1909 r. Przy świad­kach zdjęto wieko trumny. Wszyscy ujrzeli wtedy zdumiewający widok idealnie zachowanego ciała Bernadetty. Z jej lekko uśmiechniętej twa­rzy promieniowało dziewicze piękno, oczy miała zamknięte, jakby była pogrążona w spokojnym śnie. Głowa lekko pochylona na lewo, skóra w idealnym stanie przylegająca do mięśni, ręce złożone na piersi, pod skórą j można było zauważyć zarys żył, paznokcie u rąk i nóg były w doskona­łym stanie. Na koniec lekarze potwierdzili doskonały stan ciała: „Zreda­gowaliśmy to świadectwo zgodnie z prawdą. Podpisali: doktor Ch. David, lekarz chirurg, doktor A. Jordan, lekarz". Komentując to zadziwiają­ce zjawisko o. Andre Ravier podkreśla, że grób Bernadetty znajdował; się w bardzo wilgotnej glebie, co sprzyjało szybkiemu rozkładowi ciała, a pomimo to zostało ono zachowane w idealnym stanie.

Drugie rozpoznanie ciała miało miejsce w czasie procesu beatyfika­cyjnego 3 kwietnia 1919 roku w obecności biskupa, burmistrza, policji, reprezentantów rady miejskiej i członków trybunału diecezjalnego. Do­kumenty z tego rozpoznania pokrywają się z opisami pierwszej ekshu­macji. Trzeciego rozpoznania dokonano 18 kwietnia 1925 roku. Szef komisji lekarskiej dr Comte pisze o idealnym stanie ciała. Pisze m.in. o stanie wątroby: „Ten organ, tak przecież kruchy i delikatny, powinien bardzo szybko ulec rozpadowi albo zwapnieniu i stać się twardy. Tym­czasem, przecinając go w celu pobrania relikwii odkryłem, że posiada konsystencję elastyczną! normalną. Natychmiast pokazałem asysten­tom, mówiąc, że ten fakt nie wydaje się być porządku naturalnego". Cia­ło s. Bernadetty złożono w przeźroczystym sarkofagu, który umieszczo­no w sali, gdzie Bernadetta po raz pierwszy opowiedziała szczegółowo o objawieniach Matki Bożej w Lourdes. Do dziś ciało Bernadetty nie zostało dotknięte zepsuciem.

Niektórzy mówią, że twarz jest oknem duszy. W tym wypadku w spo­sób cudowny ukazane jest szczęście duszy żyjącej Bogiem. Ślad tego szczęścia pozostał nawet po śmierci.

NADZIEJA

Gra z szatanem

James Colainni opowiada historię związaną z obrazem przedsta­wiającym grę w szachy młodego człowieka z szatanem. Stawką jest dusza młodzieńca. Na obrazie widzimy zadowolonego szatana, przed którym jest zwycięski ruch, i zrozpaczonego młodzieńca, który jest świa­domy swej klęski. Szachiści oglądający obraz z sympatią patrzyli na młodzieńca, przed którym był ciemny tunel bez wyjścia. Ten obraz zain­trygował także słynnego szachistę Paula Murphy. Pewnego razu, stu­diując ułożenie figur na szachownicy, dostrzegł to, czego inni nie zrobili wcześniej. W pewnym momencie podekscytowany zawołał do młodzień­ca z obrazu: „Nie poddawaj się! Masz wspaniały ruch. Jest ciągle na­dzieja wygrania".

Człowiek nawet w najtrudniejszej sytuacji ma szansę wygrania, jeśli do tej „gry" zaprosi Boga.

WIARA

Odejście z Kościoła

Teresa w młodym wieku opuściła Kościół. Gdy pytano dlaczego, odpowiadała: „Jest zbyt wiele powodów, aby je wyliczyć". Przez cztery lata pozostawała poza wspólnotą wiary, nie zaznając przy tym szczę­ścia. Pewnego razu zginął w wypadku samochodowym jej bliski przyja­ciel. Zdecydowała się pójść na pogrzeb do kościoła. Tak pisze o tym: „Niespodziewanie ogarnęło mnie ogromne wzruszenie, gdy patrzyłam na białe przykrycie trumny i słyszałam słowa kapłana, który powiedział, że to białe przykrycie symbolizuje chrzest, przez który ten młody czło­wiek został włączony w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Było to jakby przebudzenie z długiego, koszmarnego snu. Po raz pierwszy za­dałam sobie pytanie, dlaczego odeszłam od Kościoła. To był początek uświadomienia sobie, jak bardzo Bóg nas kocha i jak ważne jest życie we wspólnocie wiary, gdzie Bóg jest obecny". (Teresa Wright Hayden: „The Catholic Digest", lipiec 1988 r.).

Dla Teresy ten pogrzeb był jak gdyby drugą szansą przejrzenia. Taką szansę dał także ewangeliczny gospodarz drzewu figowemu, które mimo troski ogrodnika nie wydało owocu.

PRZEBACZENIE

Mamo, nienawidzę cię

William J. Bausch w książce „A world of stories" opisał epizod z życia swojego kolegi ze studiów seminaryjnych. Edward miał sześć lat, gdy został porzucony przez swoją matkę, młodą zagubioną kobietę. Stojąc na schodach patrzył, jak zapłakana matka przez tylną szybę taksówki machała ręką na pożegnanie. Edward był załamany, zalękniony, zły. Czuł się porzucony. Nagle odwrócił się i na cały głos zawołał: „Mamo, mamo, nienawidzę cię, nienawidzę cię. Nigdy ci tego nie wybaczę". Matka znikła na długie lata z życia osieroconego chłopca. Mimo braku ciepła rodzinne­go, tak koniecznego dla małego dziecka, Edward należał do tych nielicz­nych ludzi, którzy z niewiarygodnym uporem pokonają piętrzące się na ich drodze przeszkody. Jako mały chłopiec osiągał wspaniałe wyniki w jeździe figurowej na lodzie. Później założył własną firmę. Gdy firma świet­nie prosperowała, Edward poczuł w sobie powołanie służby ludziom w innej formie. Postanowił wstąpić do seminarium i zostać kapłanem.

Tuż przed święceniami kapłańskimi Edward uczynił coś, co było dla nas wspaniałą lekcją przygotowującą nas do służby kapłańskiej. Pewne­go popołudnia zadzwonił do swojej matki i powiedział: „Mamo kocham cię, wszystko ci wybaczam". Po tym długim telefonie dla Edwarda zakoń­czył się najdłuższy okres wewnętrznego zmagania się. Przez czterdzie­ści lat nie opuszczał go koszmar odjeżdżającej taksówki. Teraz ten kosz­mar minął. Edwarda ogarnął ogromny pokój i radość. Teraz był już goto­wy do przyjęcia radosnej posługi kapłańskiej.

PRZEBACZENIE

Prośba o wybaczenie

Nieznana kobieta w obozie koncentracyjnym Ravesbruck napisała na kartce krótką modlitwę i przypięła do strzępów ubrania zamordowanej, małej dziewczynki. „O Panie, pamiętaj nie tylko o ludziach dobrej woli, ale także o tych, którzy kierują się w życiu złą wolą. Ale nie pamiętaj im cier­pienia, jakie nam zadają. Pamiętaj raczej owoce, jakie się zrodziły z tego cierpienia: wdzięczność dla tych, którzy dla nas ryzykują życiem, nasze wzajemne zaufanie, nasze poniżenie, nasza odwaga i wspaniałomyśl­ność, wielkoduszność naszych serc, które umacniają się w trudnych wa­runkach. A kiedy oni staną na sądzie, niech te owoce, które się w nas zrodziły, będą dla nich wybaczeniem".

PRZEBACZENIE

Gandhi prosi o wybaczenie

Piętnastoletni Gandhi ukradł swemu bratu jakiś złoty drobiazg. Po pewnym czasie, gdy uświadomił sobie zło swego czynu, postanowił wy­spowiadać się z tego przed swoim ojcem. Na kawałku papieru napisał o swojej kradzieży, prosząc o wybaczenie i karę. Przyrzekł także, że się to nigdy nie powtórzy.

Pewnego razu, gdy ojciec leżał chory w łóżku, Gandhi podszedł do niego, wręczył mu kartkę z wyznaniem winy, usiadł przy łóżku i skruszony czekał na sąd ojca. Ojciec usiadł na łóżku i z uwagą zaczął czytać tę kartkę. W trakcie czytania po policzkach zaczęły spływać łzy. Gandhi pła­kał także. Ojciec nie tylko nie zdenerwował się, nie wyznaczył kary, ale mocno przytulił swego skruszonego syna. l na tym sprawa się skończyła. Gandhi odzyskał wewnętrzny spokój i pokochał ojca jeszcze bardziej.

UFNOŚĆ

Dlaczego się zadręczasz?

„Po moim aresztowaniu w sierpniu 1975 r. zostałem przewieziony nocą z Sajgonu do NahaTrang. 450-kilometrowąpodróż odbyłem między dwoma policjantami, l tak zacząłem życie więźnia. Doświadczyłem prawdy wietnam­skiego przysłowia: „Jeden dzień wiezienia wart jest tysiąca jesieni". W wię­zieniu wszyscy oczekują wolności każdego dnia i każdej minuty. W czasie mojego 9-letniego odosobnienia przebywałem w celi bez okien. Przez cztery dni w celi paliła się żarówka dzień i noc, a przez następne cztery panowała ciemność. Chwilami myślałem, że się uduszę z powodu gorąca i parności. Ponadto dręczyły mnie myśli, że wszystkie dobre dzieła, jakie zacząłem w die­cezji, pójdą na mamę. Doznawałem wewnętrznego buntu.

Pewnej nocy w głębi mojej duszy usłyszałem głos: „Dlaczego zadrę­czasz się tymi myślami? Musisz nauczyć się odróżniać Boga od Jego dzieł. Wszystko, co do tej pory robiłeś i pragniesz dalej robić - wizytować parafie, wychowywać seminarzystów, głosić kazania, zakładać szkoły, ewangelizować niekatolików - to wspaniała praca. To są dzieła Boże, ale nie są one Bogiem! Jeśli Bóg chce, zostaw to wszystko, ufaj tylko Jemu! Ostatecznie Bóg zrobi wszystko lepiej niż ty. On powierzy swoje dzieła bardziej zdolnym. Ty wybrałeś Boga samego, a nie pracę dla Niego!"

To światło przyniosło mi wewnętrzny pokój i całkowicie zmieniło moje myślenie. Nowa siła wypełniła moje serce i trwa we mnie już trzynaście lat. Wybór Boga, a nie pracy dla Niego, jest fundamentem życia chrześci­janina w każdym wieku".

(Arcybiskup Franciszek XavierNguyen Van Thuan: „Pastora! Life", Iuty2001)

PRAWDA

Proboszcz poznaje prawdę

Proboszcz wyjechał na kilkutygodniowe wakacje. Na parafii został młody wikariusz. Po powrocie proboszcz pyta parafian, czy są zadowole­ni z posługi młodego współpracownika. „Jego kazania były mętne i nud­ne" - odpowiadają parafianie. Przy najbliższej okazji proboszcz zagadnął wikariusza, jak wszystko przebiegało w parafii. „Bardzo dobrze. Nie mia­łem czasu na przygotowanie kazania, ale znalazłem kazanie księdza pro­boszcza i je wygłosiłem"- odpowiada wikariusz.

WIARA

Religijni są zdrowsi

W „Delta Democratic - Times", z 9 kwietnia 2000 r., czytamy; „Bada­nia wskazują, że religia może być dobrym lekiem na różne dolegliwości organizmu. Z każdym miesiącem zdobywany coraz to nowe dowody na potwierdzenie tej tezy. Regularnie uczęszczający do kościoła żyją dłużej. Modlitwa korzystnie wpływa na dolegliwości serca. Silna wiara pomaga ludziom uporać się z depresją, narkomanią a nawet z rakiem... Profesor z Georgetown University przebadał 212 przypadków. W dwóch trzecich z nich dało się zauważyć wydatny wpływ religii na zdrowie".

MIŁOSIERDZIE

Miłosierny Napoleon

Pewnego razu przyszła do Napoleona matka, aby błagać o łaskę dla swego syna. Ten młody człowiek dopuścił się bardzo poważnego prze­stępstwa. Prawo w tym wypadku było dosyć jasne. Kara śmierci. Cesarz był zdecydowany, aby sprawiedliwości stało się zadość. Ale matka nie ustawała w błaganiach: „Wasza cesarska mość, przybyłam tu, aby bła­gać o miłosierdzie, a nie o sprawiedliwość". „Ale on nie zasługuje na miło­sierdzie"- odpowiada Napoleon. „Nie byłoby miłosierdzia, gdyby na nie trzeba było zasłużyć"- mówi zrozpaczona matka. „Niech tak będzie. Będę miał miłosierdzie dla niego"- kończy Napoleon.

CIERPIENIE

Owoce cierpienia

Kilka dni przed Niedzielą Palmową 2001 roku wraz z księdzem Pio­trem odwiedziłem w szpitalu księdza infułata Antoniego, który od kilku lat zmaga się z nowotworem. Lekarze są już bezradni. Wszystko jest teraz w ręku Boga. Dla księdza Antoniego nie jest to tylko pusty zwrot, który zwykle powtarzamy w takich sytuacjach. On naprawdę czuje, że jest w ręku miłującego Boga. Zapewne dlatego był on najbardziej pogodny i spokoj­ny z nas wszystkich, którzy wypełnialiśmy jego szpitalny pokój. Była przy nim rodzina i wielu przyjaciół. Matka pochyla się nad swym synem i z czu­łością ociera pot z jego czoła oraz poprawia pościel. Pochyla się tak, jak pochylała się 58 lat temu nad kołyską małego Antosia, aby dotykiem matczynej dłoni uciszyć płacz niemowlęcia. Teraz, ogromna, matczyna miłość spada kroplami łez na szpitalne łóżko.

Po pewnym czasie do sali wchodzi młoda kobieta, z którą ksiądz An­toni rozmawia po rosyjsku. Mówi między innymi: „Jeszcze oddycham, żyję. Czekam na spotkanie". Młoda kobieta nie wytrzymuje, tłumiąc szloch wybiega na korytarz. Jest to ta sama kobieta, która kilka dni wcześniej powiedziała, że była specjalnie w synagodze, aby modlić się w intencji księdza Antoniego. Jest Żydówką. Pracuje jako asystentka lekarki opieku­jącej się chorym. Ktoś z obecnych powiedział wtedy, że ks. Antoni w swo­im cierpieniu zjednał do siebie tak wielu ludzi. Zbliżył ich do Boga. Przez swoje cierpienia pomaga budować jedność ponad wszelkimi podziałami. Potrafi owocnie przeżywać swoje cierpienie.

ŚWIADECTWO

Nie podepczę krzyża

W latach 1899-1901 w Chinach miało miejsce tzw. powstanie bokse­rów. Skierowane było głównie przeciw obcokrajowcom i chrześcijanom.

W czasie tego powstania zginęło 5 biskupów, 39 misjonarzy i misjonarek oraz około 30 tysięcy chrześcijan. Pewnego razu powstańcy otoczyli szko­łę misyjną. Zablokowali wszystkie drzwi z wyjątkiem jednych, w których na ziemi położyli krzyż. Każdy, kto podeptał krzyż, odchodził wolny. Zaś ci, którzy omijali go, byli na miejscu zabijani. Pierwszych siedmiu uczniów po­deptało krzyż i odeszło wolnymi. Ósma była młoda dziewczyna. Klęknęła przed krzyżem, ucałowała go, a następnie z wielkim szacunkiem przeszła obok krzyża. Została natychmiast rozstrzelana. Następni w liczbie ponad stu poszli za jej przykładem. Wszyscy zginęli. Przyjęli cierpienie z miłości do Chrystusa, który przemienił je w zmartwychwstanie i chwałę.

ZMARTWYCHWSTANIE

On żyje

Betty z Kansas była w pracy, gdy przyszło do niej dwóch oficerów armii amerykańskiej i oznajmiło, że jej syn Clayton poległ na polu bitew­nym podczas wojny w Zatoce Perskiej. Zrozpaczona odchodziła od zmy­słów. Po powrocie do domu opłakuje swoją bolesną stratę. Aż tu nagle nocą dzwoni telefon. Zbolała matka słyszy w słuchawce głos: „Mamo, to jestem ja, Clayton. Żyję". Musiał to powtórzyć trzy razy, aby te słowa do­tarły do świadomości osłupiałej matki. Syn wyjaśnił, że jest ranny, ale czuje się bardzo dobrze. Matka zaczęła płakać. Ale były to najradośniej­sze łzy w jej życiu. Później, na pytanie reportera, jak będzie świętować powrót syna, odpowiedziała tylko tyle: „Wyściskam go na śmierć".

Jakże ogromna radość zapanowała wśród uczniów Chrystusa, gdy usłyszeli, że On zmartwychwstał i żyje. Śmierć nie ma już nad nim władzy.

ZMARTWYCHWSTANIE

Świadectwo Całunu Turyńskiego

Prowadzone od blisko 100 lat przez naukowców najróżniejszych dziedzin wiedzy żmudne i wszechstronne badania Całunu Turyńskiego wskazują na jego autentyczność. Amerykańscy fizycy z U.S. Air Force Academy, J. Jackson l E. Jumper, odkryli, że odbicie na Całunie jest trójwymiarowe. Szczegółowe badania stwierdzają, że tego wizerunku nie jest w stanie odtworzyć współczesna nauka, tym bardziej nie mógł dokonać tego żaden fałszerz. Odbicie to nie zostało namalowane pędzlem lub tnną techniką i nie jest dziełem ludzkim. Jak powstał ten wizerunek do dziś nauka nie może wyjaśnić. J. Jackson powiedział: „Na podstawie procesów fizyko-chemicznych do dziś poznanych, mamy podstawy, aby twierdzić, że wizerunek całunowy nie powinien zaistnieć, lecz jest on rzeczywisty, na­wet gdy nie jesteśmy w stanie wyjaśnić, jak powstał". Naukowcom wyda­je się, że najprawdopodobniej utrwalenie negatywu Ukrzyżowanego na Całunie dokonało się na skutek jakiegoś tajemniczego wybuchu energii od wewnątrz. Nastąpiło wtedy utrwalenie obrazu na skutek „przypalenia" powierzchni włókien przez promieniowanie podczerwone lub bombardo­wanie protonami o energii 1 mega elektro nowo Ita. Podobnych argumen­tów można by mnożyć w tysiące. Napisano na ten temat setki książek. Mając to na uwadze, Jan Paweł II powiedział: „Przyjmując argumenty wielu uczonych, Święty Całun Turyński jest szczególnym świadkiem Pas­chy: Męki, Śmierci i Zmartwychwstania. Świadek milczący, lecz jedno­cześnie zaskakująco wymowny".

OSĄDZANIE

Nie osądzaj przedwcześnie

Winston Churchill, premier Wielkiej Brytanii, był bardzo złym uczniem, tak że jego ojciec obawiał się, czy będzie on kiedykolwiek zdolny do sa­modzielnego dorosłego życia. Genialny wynalazca Thomas Edison czy­nił bardzo marne postępy w szkole. Jego ojciec sądził, że jest on niedoro­zwinięty. Wielki uczony Charles Darwin podobnie osiągał bardzo złe wy­niki w szkole. Pewnego razu ojciec powiedział do niego: „Ty ściągniesz hańbę na siebie samego i na całą naszą rodzinę".

Mając to na uwadze powinniśmy pamiętać słowa Chrystusa, który przestrzega nas przed osądzaniem bliźniego.

RADOŚĆ

Wesołe radzieckie święta

Kazimierz Żygulski, minister kultury w PRL, w artykule „Święta i kultu­ra" pisze te słowa: „Na trwałe weszły w życie naszych ludzi święta po­święcone Wielkiej Rewolucji, Pierwszego Maja i Nowego Roku. Święta te stały się prawdziwie ludowe i wszędzie są obchodzone uroczyście (...). święta te przynoszą ludziom prawdziwą radość, wesołość i szczęście.

Na tym też polega jedna z różnic pomiędzy świętami radzieckimi i religij­nymi, na których leży pieczęć pesymizmu, smutku i nudy. U podstaw ra­dzieckiego święta leży nie bajkowy fakt, lecz realne wydarzenie histo­ryczne". (G. Lifszyc: Święto i kultura) Od dwóch tysięcy lat ogromna radość ogarnia miliony ludzi, gdy w po­ranek wielkanocny śpiewają: „Chrystus zmartwychwstał, Alleluja". A o złud­nej wesołości radzieckiej nikt już prawie nie pamięta.

OFIARA

Dzięki niej żyjemy

W Warszawie 8 lutego 1955 roku młoda nauczycielka, Ludwika Wawrzyńska, usłyszała płacz dzieci w płonącym baraku, obok którego właśnie przechodziła. Wskoczyła do środka na pomoc. Uratowała od śmierci troje dzieci. Sama z ciężkimi poparzeniami znalazła się w szpitalu. Po dziesię­ciu dniach zmarła. Uratowane dzieci wspominając ją mówią że dzięki niej żyją. Chcąc ich ocalić oddała swoje życie.

Patrząc na krzyż Chrystusa wspominamy nieskończenie większą ofia­rę. Dzięki niej mamy życie wieczne.

POKUSA

Zejdź mi z oczu, szatanie

Żona drastycznie ograniczyła wydatki na święta Wielkanocne, ale za to kupiła sobie bardzo drogą suknię. Niezadowolony mąż robi jej wyrzuty: „Gdy byłaś kuszona do tak drogiego zakupu, powinnaś powiedzieć: Zejdź mi z oczu szatanie". „Właśnie to powiedziałam - odpowiada żona. - Ale wtedy szatan szepnął mi: „l z tyłu suknia wygląda wspaniale".

STYGMATY

Ślady po kulach

W Nowym Jorku jedna z matek w przeciągu sześciu lat straciła trzech synów. Najmłodszy został zastrzelony w drzwiach domu. Nieogarniony ból wypełnił jej serce. Ból ten odżywał za każdym razem, gdy słyszała o nowych zabójstwach. Jednak w swym cierpieniu nie zamknęła się w sobie, lecz wyszła ku innym. Zaczęła aktywnie i skutecznie działać na rzecz kontroli ograniczenia dostępu do broni palnej. Mówiła o tym w szkołach i wielu innych miejscach. Wspierała matki, które znalazły się w podobnej sytuacji. Gdy zmarło dziecko, odwiedzała jego rodziców, była z nimi, nio­sła otuchę i pocieszenie.

W pierwszych miesiącach po tych tragicznych wydarzeniach powta­rzała, że wolałaby, aby jej zamordowani synowie nigdy się nie narodzili. A teraz myśli i mówi inaczej: „Ta śmierć przyniosła wiele bólu i smutku, ale z drugiej strony przyniosła także trochę niewiarygodnej radości. Dzi­siaj dziękuję Bogu za życie moich synów, choć tak tragicznie przerwane. Gdyby nie oni, nigdy bym nie była człowiekiem takim, jakim jestem obec­nie. Oni pomogli mi wyzwolić się z mego egoizmu i otworzyć się na bliź­niego. Dzięki nim jestem silna i pełniej żyję".

W futrynie drzwi do dzisiaj są widoczne wgłębienia po kulach, które były skierowanie do jej najmłodszego zamordowanego syna. Matka na pytanie, dlaczego nie nareperuje podziurawionej futryny, odpowiada: „Chcę, aby te wgłębienia przypominały wszystkim, że w tym miejscu stracił życie młody człowiek. Gdybym je naprawiła, wtedy ludzie zapomnieliby o tym".

Ta historia w pewnym stopniu przybliża nam zrozumienie ran Chry­stusowych na Jego uwielbianym ciele po Zmartwychwstaniu. Przez stygmaty Bóg w sposób cudowny przypomina nam o tych ranach.

MIŁOŚĆ

Powiedz, że kochasz

Lee Salk w książce pt. „Mój ojciec, mój syn" zamieścił wywiad z Mar­kiem Chapmanem, zabójcą Johna Lennona. Chapman mówi: „Nie przy­pominam sobie, żeby kiedykolwiek mój ojciec mnie przytulił. Nigdy nie powiedział mi, że kocha mnie... Uczuciowo bardzo potrzebowałem miło­ści i wsparcia, ale nigdy tego nie otrzymałem".

Chapman pisze także, co by zrobił dla swego syna, gdyby go miał i gdyby nie był w takiej sytuacji, jak teraz się znalazł: „Przytuliłbym moje­go syna i pocałował, żeby wiedział, że może mi ufać, że może przyjść do mnie w każdej chwili. Chciałbym mu powiedzieć, jak bardzo go kocham".

Na koniec Salk daje taką radę: „Nie obawiaj się powiedzieć twojemu ojcu lub twojemu synowi, że go kochasz i troszczysz się o niego. Nie obawiaj się przytulić go i pocałować. Nie czekaj aż do śmierci, bo będzie już za późno, wtedy zrozumiesz, co straciłeś".

WYTRWAŁOŚĆ

Zacznij jeszcze raz

Pisarz A. J. Cronins wspomina, że był bliski zrezygnowania z kariery pisarskiej zanim zaczął pisać. W połowie swojej pierwszej książki „Hatter's Castle", która później została przetłumaczona na 19 języków, przerwał pi­sanie i niedokończony rękopis rzucił do pojemnika na popiół. Następnie wyszedł na spacer. Szedł w strugach ulewnego deszczu. Nie uszedł dale­ko, gdy zobaczył rolnika, który mimo deszczu niestrudzenie kopał ziemię. Obraz rolnika pracującego samotnie w strugach deszczu zainspirował pi­sarza do wyciągnięcia rękopisu z kosza i dokończenia swojej książki. Gdy Cronin został sławnym pisarzem, z wielką wdzięcznością wspominał rolni­ka, który zainspirował go, aby spróbował jeszcze raz.

Piotr łowił ryby całą noc, ale nic nie złowił. Na polecenie Jezusa za­rzucił sieci jeszcze raz. Połów był zdumiewający. Chrystus wzywa nas do wytrwałości i zaczynania od nowa, gdy coś nam nie wychodzi. Słuchając Jego głosu możemy być pewni „obfitego połowu".

ŚMIERĆ

Śmierć

„Człowiek wolny o niczym nie myśli mniej niż o śmierci, a mądrość jego jest rozmyślaniem nie o śmierci, lecz o życiu". (Baruch Spinoza: „Etyka")

PRZEMIANA

Przemiana Billa

W roku 1911 kapitan Robert Scott i czterech innych angielskich pod­różników dotarło na biegun południowy. Zmagając się z mrozem i śniegiem przeszli 800 kilometrów. W drodze powrotnej zostali poddani wielkiej pró­bie. Dwóch z nich zmarło na początku powrotnej drogi, a trzech pozosta­łych zmarło 18 kilometrów od miejsca, gdzie mogli znaleźć namiot z za­pasem żywności. Będąc świadomi zbliżającego się końca, napisali listy pożegnalne. Jednym z nich był Bili Wilson lekarz wyprawy. Dwadzieścia lat wcześniej Bili studiował na Uniwersytecie w Cambridge. Koledzy na­zywali go „cynik". Miał on zły charakter i cięty język. W jednym ze swoich listów pisał: „Wiem, że jestem dumny.,, zawzięty... znieważający... i za­wsze samolubny". W czasie polarnej ekspedycji „Bili cynik" stał się „Billem pokoju". W swoim liście kapitan Scott napisał o nim: „Gdy znajdziecie ten list, Bili i ja będziemy martwi. Jesteśmy już bliscy śmierci i chciałbym, abyście wiedzieli, jak wspaniały był Bili... nieskończenie pogodny, gotowy do poświęcenia dla innych. W jego niebieskich oczach można było zna­leźć nadzieję, a jego umysł wypełniony był niezgłębionym pokojem". Zaś sam Bili pisze: „Jeszcze żyję, wiem jednak, że moje życie jest w ręku Boga. Mam nieść Boga innym niezależnie od tego, jak długo będę żył. Musimy uczynić, co w naszej mocy, a resztę zostawmy w ręku Boga. Ufam Bogu we wszystkim, co robię i dokądkolwiek zdążam".

POCIECHA

Zapach ciasta

„Gdyby co, to nie ma po co przyjeżdżać i tak tu nic nie pomożesz" niespodziewanie powiedział ojciec do Teresy w przeddzień jej wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Zaskoczona Teresa nie pomyślała nawet, że może to być ostatnie spotkanie. A jednak kilka miesięcy później wiado­mość z Polski potwierdziła najtragiczniejsze przeczucia. Ojciec zmarł. Prawie nieprzytomna z bólu Terasa przygotowuje się do wyjazdu na po­grzeb. Jednak ten wyjazd ze względu na trwające śnieżyce stał się nie­możliwy. Terasa ze swym cierpieniem została w domu. Szukała ukojenia w ciszy swojego domu, kościele i na cmentarzu. Wiara dawała jej pew­ność, że ojciec żyje w Chrystusie i teraz jest bliżej niej niż za życia ziem­skiego. Jednak to nie usuwało tego zwykłego bólu, jaki towarzyszy nam, gdy umiera ktoś, kogo kochamy nad życie.

Pewnego dnia, gdy Teresa pogrążona była w żałobie, zastukał ktoś do drzwi. Była to sąsiadka. Upiekła ciasto i jeszcze gorące przyniosła je dla Teresy. Zapach świeżego ciasta wypełnił cały dom. Zapewne z tym zapachem, przypominającym ciepło domu rodzinnego, wniosła ona ludz­ką serdeczność, która jest tak cenna w takich chwilach. Teresa wspomi­na później, że to było dla niej bardzo ważne. Ten gest pomógł jej chwilo­wo oderwać się od bolesnej rzeczywistości. Odrobina ciepła była jak balsam dla zbolałej duszy.

Zapewne takie znaczenie dla apostołów miał zapach ryby i chleba na rozżarzonych węglach, które przygotował dla nich Jezus, gdy po raz trze­ci ukazał się im po swoim Zmartwychwstaniu nad Jeziorem Galilejskim.

Nie było to jednak tylko chwilowe pocieszenie. Apostołowie przekonali się, że Jezus zwyciężył śmierć, byśmy mogli wiecznie żyć i nigdy nie utracili tych, których ukochaliśmy nad życie.

POZNANIE

Poznanie rodzi miłość

Przed laty wchodził na ekrany film pt. „Laura". Cieszył się on dużą popularnością. Film jest o młodym detektywie, który miał wyjaśnić spra­wę zabójstwa młodej, ładnej dziewczyny imieniem Laura. Pewnej nocy ktoś zastukał do drzwi. Laura otwarła je, a wtedy zabójca wymierzył pisto­let prosto w twarz i strzelił, zabijając ją na miejscu. Detektyw kilka następ­nych dni spędził w mieszkaniu Laury. Sprawdzał wszystko, co posiadała: ubrania, książki, nagrania, albumy, fotografie. Czytał jej listy i pamiętnik, mając nadzieję, że to naprowadzi go na ślad zabójcy. Po pewnym czasie detektyw zauważył, że rodzi się w nim dziwne uczucie. Coraz bardziej czuł się związany z Laurą. Przyznał się przed samym sobą, że się zako­chał, l to w kim? W zmarłej dziewczynie.

Gdy tak jednej nocy siedział w pokoju Laury analizując badane mate­riały, usłyszał, że ktoś przekręca klucz w zamku. Następnie otwiera drzwi. Osłupiały detektyw widzi w drzwiach Laurę. „Co pan robi w moim miesz­kaniu?" - pyta nie mniej zdumiona Laura. Detektyw wyjaśnił wszystko, co się wydarzyło. Później okazało się, że Laura wyjechała na kitka dni z domu, a w jej mieszkaniu zamieszkała na ten czas jej koleżanka i to ona została j zamordowana. Film kończy się szczęśliwie dla detektywa i Laury. Lauraj odwzajemnia miłość i oboje stają na ślubnym kobiercu.

Poznanie Chrystusa, który jest samą miłością, nieuchronnie prowadzi do wiary w Niego i umiłowania tego, co Boże.

POZNANIE

Prawość w poznaniu

Twórca elektryczności Aleksander Volta napisał: „Zbadałem najszczegółowiej podstawy naszej religii, sprawdziłem je czytając tak dzieła apo­logetów, jak i herezjarchów, i ateuszy. l wtedy ujrzałem ową prawdę nie­zbitą, iż każdy umysł, którego nie zepsuły złe żądze lub namiętności, każ­dy umysł jasny i prawy musi uznać religię i kochać ją". Poznanie Chrystusa to wiedza o Jego życiu i nauczaniu. Ale ta wiedza to tylko dobry począ­tek prawdziwego poznania i ukochania. Ważna jest nasza wewnętrzna dyspozycja. Jak mówi Aleksander Volta, nasz umysł w tym poznaniu po­winien być prawy i jasny, niezepsuty przez żądze.

Bez tej dyspozycji nie poznamy Chrystusa, co w konsekwencji spra­wi, że nigdy w Nim nie odkryjemy naszego Zbawcy i Pana.

PAPIEŻ

Światło nad Meksykiem

Nieopisany entuzjazm wiernych towarzyszył Ojcu Świętemu w czasie pielgrzymki do Meksyku. W Mexico City witało papieża około 9 milionów wiernych. Byli wszędzie: na dachach domów, autobusów, na tarasach i autach. Gdy po wielu dniach Papież odlatywał na Wyspy Bahama, sa­molot zrobił rundę nad miastem i pobliskimi wulkanami, a na ziemi zabły­sły miliony światełek. Były to odbicia słońca w lusterkach setek tysięcy ludzi wyległych na place i ulice.

Te światełka były czymś więcej, aniżeli tylko odbiciem promieni słońca. To były światełka, jakie zapalił w duszach wiernych Papież w czasie swej pielgrzymki. On przyniósł im światło, którym jest sam Jezus Chrystus.

WIECZNOŚĆ

Narodziny dla wieczności

Pierre Riches, egipski Żyd, który w wieku 23 lat przyjął chrzest a póź­niej został kapłanem, w swojej książce pt. „Zapiski katechizmowe dla nie-wiedzących" napisał: „Przypuśćmy, że osoba zaprzeczająca możliwości innego życia ma na imię Janina i właśnie ukończyła 28 lat. Wówczas w ten sposób zwracam się do niej: Dwadzieścia osiem lat i trzy miesiące temu byłaś w kompletnej ciemności, zanurzona w jakimś płynie, jadłaś za pośrednictwem pępowiny, słyszałaś wyciszone hałasy, byłaś tak związa­na z inną osobą, że stanowiłaś jej część. A jednak, gdyby ktoś mógł z to­bą nawiązać kontakt i powiedzieć ci: Janko, za kilka miesięcy będziesz na świecie, będziesz odżywiała się ustami, oddychała powietrzem, a za kilka lat będziesz poruszać się własnym autem, będziesz jadła czekola­dę, pójdziesz do kina', czy wydaje ci się, że zrozumiałabyś cokolwiek?

Nie, ponieważ nasze życie jest czymś niezrozumiałym dla płodu. Tak rów­nież jest z życiem wiecznym. Wiemy, że utracimy ciało, które znamy, tak jak utraciliśmy już jamę brzuszną matki i pępowinę. A jednak tu jesteśmy. Jakie będzie to drugie życie? Tego nie wiem. Wiem tylko, że podobne „przejście" dokonało się już przy narodzinach".

MAMA

Twój anioł

Chłopiec, oczekując dnia narodzin, zwraca się do Boga: „Jutro'1 posyłasz mnie na ziemię, ale jak ja tam będę żył, jestem zbyt mały i bezbronny?" Bóg odpowiedział: „Spośród wielu aniołów wybrałem jed­nego dla ciebie. Twój anioł będzie czekał na ciebie i zaopiekuje się tobą".

Chłopiec pyta dalej: „Ale powiedz mi, co będę tam robił? Tutaj w nie­bie nic nie robię, tylko śmieję się i śpiewam ze szczęścia". Bóg powie­dział: „Twój anioł będzie śpiewał dla ciebie i będzie się uśmiechał do ciebie każdego dnia. Będziesz czuł jego miłość, a nieogarnione szczę­ście wypełni twoje serce".

Ponownie chłopiec pyta: „Jak ja zrozumiem ludzi, którzy będą mówić do mnie nieznanym językiem?" Bóg odpowiedział: „Od twego anioła usłyszysz wiele cudownych i serdecznych słów, jakich nigdy nie słyszałeś. Z wielką cierpliwością i troską będzie cię uczył, jak je wymawiać".

„Co powinienem zrobić, gdy zechcę porozmawiać z Tobą?" Bóg od­powiedział: „Twój anioł złoży twoje rączki i będzie się modlił z tobą".

„Słyszałem, że na ziemi jest wielu złych ludzi. Kto mnie obroni przed nimi?" Bóg powiedział: „Twój anioł będzie cię bronił, gotowy oddać ży­cie za ciebie".

„Ale ja zawsze pozostanę smutny, bo nigdy Cię już nie zobaczę". Bóg powiedział: „Twój anioł zawsze będzie ci mówił o mnie i pokaże ci drogę, którą wrócisz do mnie, chociaż ja i tak zawsze będę przy tobie".

W niebie zapanowała cisza, a na ziemi dały się słyszeć głosy i wte­dy chłopiec pośpiesznie zapytał: „Boże, jeśli już muszę opuścić niebo, to powiedz mi, jakie jest imię mojego anioła?"

„Jej imię nie jest ważne. Będziesz ją po prostu wołał Mamo".

MIŁOŚĆ

Ocalenie duszy i ludzkości

Elie Wiesel pisząc o swoich oświęcimskich przejściach zauważa, że hitlerowcy za wszelką cenę chcieli doprowadzić do tego, aby więźniowie zapomnieli o swoich przyjaciołach, bliskich, krewnych a myśleli tylko o so­bie, o zaspokojeniu tylko swoich potrzeb, nawet kosztem bliźniego. Su­gerowali, że to umożliwi przetrwanie więźniom. W rzeczywistości było inaczej. Ci, którzy żyli tylko dla siebie, mieli mniejsze szansę przeżycia niż ci, którzy troszczyli się o innych.

Oscar Wilde idąc do więzienia powiedział: „Za wszelką cenę muszę zachować miłość w swoim sercu. Jeśli pójdę do więzienia bez miłości w sercu, cóż stanie się z moją duszą?"

Przez wypełnienie Chrystusowego przykazania miłości nie tylko może­my ocalić ludzką społeczność, ale przede wszystkim ocalić swoją duszę.

PRZYKAZANIA

Różaniec w nadpalonych rękach

Marcin spotkał Roberta w samolocie lecącym do Nowego Jorku. Oby­dwaj po raz pierwszy wybierali się do Stanów Zjednoczonych. Robert zostawił w Polsce żonę i dwójkę dzieci. W Nowym Jorku mieszkała jego siostra z rodziną. Miał zatem gdzie zamieszkać. Zapewne dlatego miał lepszy humor niż Marcin, który leciał tutaj na fikcyjne zaproszenie i miał tylko słowne zapewnienie dalekiego znajomego o pomocy w załatwieniu mieszkania i pracy. Zdecydował się na ten wyjazd z tych samych powo­dów, jak wielu innych: chciał trochę zarobić i wrócić do żony i syna. W sa­molocie, po opróżnieniu kilku łotewskich buteleczek z alkoholem, stali się weselsi, a na lotnisku rozstawali się jak dobrzy przyjaciele. Na pożegna­nie Marcin powiedział: „Może się jeszcze zobaczymy".

Rzeczywiście, po roku przypadkowo spotkali się na Greenpoincie. Wstąpili do restauracji. Z opowieści Marcina można było wnioskować, że wiedzie mu się wspaniale. Prowadzi bardziej beztroskie i radośniejsze życie niż Robert. Tu poczuł się naprawdę wolny. Zarobione pienią­dze wystarczają na życie w miarę dostatnie. Ma wspaniałych kumpli, z którymi coraz częściej zagląda do kieliszka, l co najważniejsze, nikt go nie upomina. Rodzina została daleko w Polsce. Przez telefon zapewnia, że tęskni za nimi, że nie może doczekać się powrotu do Polski. A w rzeczywistości jest inaczej. Mieszka już z drugą kobietą. Najchęt­niej zapomniałby o swoich związkach z Polską. Coraz rzadziej wysyła pieniądze dla żony i syna, z coraz większą niechęcią dzwoni do Polski. Robert myśli i postępuje inaczej, nie bez wpływu jest tu baczne oko siostry. Pracuje, odkłada pieniądze, tęskni za rodziną, którą chce spro­wadzić do Nowego Jorku.

Po dłuższej rozmowie rozstali się ze słowami: „Do zobaczenia". Praw­dopodobnie te ostatnie słowa nie spełniły się nigdy. W beztroskim życiu Marcina było coraz więcej alkoholu. W pracy coraz krócej zagrzewał miejsce. Kobiety przychodziły i odchodziły. Kumpli miał przy sobie tylko wtedy, gdy był przy groszu, ale tego coraz częściej brakowało. W trzy lata po przyjeździe do Stanów Marcin zamroczony alkoholem usnął w do­mu z papierosem w ustach.

Wrócił do domu, do żony i syna w podwójnej trumnie. Do nadpalo­nych rąk włożono mu różaniec. Zaś Robert ciągu tych trzech lat spro­wadził do Nowego Jorku swoją rodzinę. Nie jest tu łatwo, ale są wszy­scy zadowoleni. Dziś Robert wie lepiej niż wcześniej, że warto było żyć według norm wyniesionych z domu, których zachowanie związane było z pewnym samozaparciem.

Chrystus mówi: „Kto Mnie miłuje, będzie zachowywał moją na­ukę". Tragiczny koniec Marcina był wynikiem niedostatecznej miłości Boga.

WYBACZENIE

Jeszcze raz objąć papieża

Gazeta „La Repubblica" z okazji rocznicy zamachu na Papieża Jana Pawła II zamieściła wywiad z jego sprawcą, przebywającym obecnie w stambulskim więzieniu. Zamachowiec Ali Agca na pytanie, czy chciał­by coś przekazać papieżowi, odpowiedział: „Wiem, że nie czuje się do­brze. Bardzo mi przykro z tego powodu. Moim największym marzeniem jest wyjść na wolność, by móc ponownie zobaczyć papieża i objąć go na oczach całego świata". Papież, wybaczając niedoszłemu zabójcy, odwie­dził go dwa lata wcześniej we włoskim więzieniu.

Jakże jest ogromna moc przemiany człowieka w miłości przeba­czającej.

FAŁSZ

Kocham Jezusa?

Kilka lat temu wybuchły zamieszki w Los Angeles, w czasie których demolowano i rabowano sklepy. Reporter zatrzymał jednego z rabusiów celem przeprowadzenia krótkiego wywiadu. „Co ukradłeś?" - pyta dzien­nikarz. „Kasety z nagraniami Ewangelii" - pada odpowiedź. Następnie rabuś dodaje: „Ja kocham Jezusa".

Miłość do Chrystusa okazujemy przez zachowanie Jego nauki.

POKÓJ

Pokój pośród burzy

Donagh O'Shea, w swojej książce pt. „Go Down to the Potter's House", opisuje historię dwóch królewskich malarzy, którzy bardzo ostro ry­walizowali między sobą, który z nich jest lepszy. Pewnego dnia król po­wiedział do nich: „Pragnę przekonać się, który z was jest lepszym artystą. Musicie namalować obraz na ten sam temat, aby łatwiej było mi rozsą­dzić. Tematem obrazu ma być pokój". Artyści zgodzili się i ostro zabrali się do pracy. Po tygodniu przyszli do króla z gotowymi obrazami. Pierw­szy pokazał przepiękny pejzaż lekko pofałdowanego terenu i spokojną taflę jeziora, której nie mąciła nawet najmniejsza fala. Król patrzył na ten obraz, ale nie mógł powstrzymać się od ziewania. Następnie zwrócił się do artysty i powiedział: „Twój obraz jest przepiękny, ale czyni mnie sen­nym". Drugi artysta pokazał swoje dzieło, na którym przedstawił grzmiący wodospad. Był namalowany tak realistycznie, że prawie słyszało się huk wody, uderzającej w kamienie. „Ale ten obraz jest nie na temat. Miał to być obraz przedstawiający pokój" - powiedział zdenerwowany król. Arty­sta nic nie odpowiedział na taki zarzut, tylko zachęcał go, aby dalej pa­trzył na obraz. Nagle król zauważył na obrazie mały detal. Wśród skał! i huczącej wody był maleńki krzak, a na nim gniazdo małego ptaka. Ten ptak spokojnie, z przymkniętymi oczami siedział na jajkach, czekając aż wylęgną się młode pisklęta. Był to wspaniały obraz pokoju. Król był zado­wolony. Z uznaniem powiedział do artysty: „Twój obraz podoba mi się bardzo. Zauważyłeś istotną rzecz: pokój jest możliwy nawet wtedy, gdy przez nasze życie przewalają się burze i nawałnice".

Pokój ten zaczyna się w duszy, w której zamieszkał Chrystus.

ZWYCIĘSTWO

Mnich Telemachus w Koloseum

Jedną z najbardziej majestatycznych budowli starożytnego Rzymu był amfiteatr powszechnie zwany Koloseum. Jego prawdziwa nazwa to Amfiteatr Flawiuszów. Zainaugurowano go w 80 r. studniowymi igrzyskami, podczas których zabito około 5000 zwierząt. Na arenie amfiteatru ku sza­lonej radości tłumu ginęły zwierzęta, a przede wszystkim gladiatorzy, wal­czący ze sobą na śmierć i życie, ginęli także w okrutnych mękach chrześcijanie za swoją wiarę. Było to jedno z najbardziej krwawych i barba­rzyńskich miejsc.

Pewnego dnia wśród widzów w Koloseum był syryjski mnich Telema­chus. Widział okrucieństwo tego widowiska, pogardę dla ludzkiego życia, l nie wytrzymał. Przeskoczył przez barierę dzielącą go od areny. Stanął między gladiatorami i zaczął wołać: „To jest zło, nieprawość. To musi się skończyć". Wywołało to gniew tłumu, a szczególnie przedstawicieli władz rzymskich. Ktoś ośmielił się popsuć im zabawę. Za ten zuchwały czyn na polecenie władz został natychmiast przeszyty mieczem.

Ta śmierć nie była daremna. Wołanie Telemachusa było jak mały pło­mień, który rozświetlił mroki zła i barbarzyństwa. A później rozpalał to światło w umysłach innych, t może to był początek przemiany, która do­prowadziła w końcu do zaprzestania okrutnych walk gladiatorów.

Każde nasze najmniejsze dobro przyczynia się do wielkiego zwycię­stwa dobra nad złem i przemiany świata.

WARTOŚĆ

Fałszywy naszyjnik

Pisarz francuski Guy de Maupassant w książce „Naszyjnik" przedsta­wia historię młodej kobiety, która pragnie dostać się do wyższych sfer życia towarzyskiego. Pewnego dnia jej mąż, zwykły pracownik, otrzymał zaproszenie na elegancki bal. Matylda pożyczyła na tę okazję od swej bogatej przyjaciółki naszyjnik. Naszyjnik ten zrobił wrażenie na arystokra­tycznym towarzystwie. Po balu Matylda ku swemu przerażeniu spostrze­gła, że nie ma naszyjnika.

Mąż Matyldy pożyczył 36000 franków na kupno takiego samego na­szyjnika. Zaleźli taki sam i oddali przyjaciółce, nic nie mówiąc o tym, co się wydarzyło.

Przez 10 lat małżonkowie pracowali jak niewolnicy, aby spłacić ogrom­ny dług. Zmuszeni byli także sprzedać piękny dom i zamieszkać w slum­sach. Po spłaceniu długu Matylda wyznała całą prawdę swojej dobrej przyjaciółce, od której pożyczyła naszyjnik, l ku swemu zaskoczeniu do­wiedziała się, że ten naszyjnik był wykonany ze sztucznych kamieni. Był wart niecałe 500 franków.

Jakże możemy się mylić, oceniając człowieka po jego zewnętrznym wyglądzie. Nie sądźmy człowieka z wyglądu. Bóg zna pełną prawdę o czło­wieku i tylko Jego osąd może być sprawiedliwy.

JEDNOŚĆ

Wyniosłe cedry libańskie

Trzeciego dnia Bóg stworzył drzewa i rośliny, l wtedy pojawił się nieoczekiwany problem. Cedry libańskie należały do najwyższych drzew. Spoglądając z góry na pozostałe drzewa były wystawiane na pokusę arogancji i lekceważenia pozostałych roślin. Aby zaradzić temu problemowi, Bóg stworzył stal. l wtedy cedry zrozumiały, że stalowa siekiera jest dla nich zagrożeniem. Pewnego dnia mogą być ścięte. Bóg pocieszył zastraszone cedry tymi słowami: „Bez toporzyska, któ­re jest wykonane z drzewa, siekiera nic nie znaczy. Starajcie się żyć w zgodzie i pokoju z innymi drzewami. Unikajcie wzajemnej zdrady. Gdy będziecie zjednoczone, wtedy stalowa siekiera będzie bezsilna wo­bec was".

W jedności z Bogiem i bliźnim jest nasza siła w walce ze złem.

PIĘKNO

Zniekształcona twarz

Film pt. „Maska" ukazuje prawdziwą historię 16-letniego chłopca, Rocky Dennisa, który zachorował na rzadko spotykaną chorobę, po­wodującą nieproporcjonalny rozrost kości twarzy. W efekcie twarz Rockyego uległa potwornemu zniekształceniu. Chłopiec nigdy nie użalał się nad sobą i nie pozwolił, aby opanowała go złość z tego powodu. Przeciwnie, zaakceptował swój wygląd. Pewnego razu wy­brał się ze swym przyjacielem do parku rozrywki. Weszli do pokoju krzywych luster. Śmiali się, widząc w lustrach swoje zniekształcone postacie. Nagle Rocky zobaczył coś, co go zaskoczyło. W jednym z luster ujrzał swoją normalną twarz, bez zniekształceń. Wyglądał bar­dzo przystojnie, l wtedy po raz pierwszy jego kolega zobaczył, jaki jest Rocky wewnętrznie; zobaczył piękno jego osobowości.

Czasami wygląd zewnętrzny przeszkadza nam odkryć prawdzi­we wewnętrzne piękno człowieka.

POSŁANIE

Uczniowie dokończyli jego dzieło

Włoski kompozytor operowy Giacomo Puccini jest autorem wielu znanych oper, jak: „Cyganeria", „Tosca", „Madame Butterfly", „Turandot". Do tej ostatniej, uważanej przez niektórych za najlepszą, zakoń­czenie napisał F. Alfano.

W roku 1922 64-letni Puccini dowiedział się, że jest chory na raka. Był wtedy w trakcie pisania opery „Turandot". Mimo postępującej cho­roby pozostał niezmienny w swej decyzji dokończenia rozpoczętego dzieła. Pracował dzień i noc, zmagając się ze zmęczeniem i bólem. Wielu naciskało go, żeby odpoczął, myśląc, że i tak nie dokończy ope­ry. A kiedy choroba wyniszczała coraz bardziej organizm artysty i zda­wał on sobie sprawę z tego, że dzieła nie uda mu się dokończyć, wtedy powiedział do swoich uczniów: „Jeśli nie dokończę opery „Tu­randot", chcę żebyście wy zrobili to dla mnie".

Dwa lata później Puccini został przewieziony do Brukseli na lecze­nie. Zmarł dwa dni po operacji. Uczniowie Pucciniego wrócili do Włoch i zaczęli pracę nad niedokończoną operą. Zebrali wszystkie zapiski kompozytora, uważnie je studiowali, kompletowali dzieło.

W 1926 r. opera „Turandot" była gotowa i przygotowano w medio­lańskiej operze La Scala jej premierę. Dyrygentem był ulubiony uczeń Pucciniego, Arturo Toscanini. Wszystko przebiegało wspaniale do mo­mentu, w którym choroba wytrąciła z ręki Pucciniego pióro. Toscanini odłożył pałeczkę dyrygencką, odwrócił się do publiczności i ze łzami w oczach powiedział: „Tyle napisał Mistrz, nim zmarł". W oprze zapa­nowała cisza. Publiczność zastygła w bezruchu i milczeniu. Po kilku minutach Toscanini wziął ponownie do rąk pałeczkę dyrygencką i uśmiechając się przez łzy dodał: „Ale jego uczniowie dokończyli dzie­ło". Po zakończeniu opery nie było końca burzliwym oklaskom. Był to niezapomniany moment dla wszystkich obecnych w La Scali.

Chrystus przez swoją śmierć i zmartwychwstanie rozpoczął dzieło zbawienia człowieka. Kontynuację tego dzieła zlecił swoim uczniom, swojemu Kościołowi. Od nas zależy, czy to rozpoczęte dzieło zabrzmi w nas pełną radością zbawienia.

MIŁOŚĆ

Klepsydra czasu

Mała Ania bardzo kochała swego dziadka. Z radością czekała na ko­lejne odwiedziny. Dziadek miał dużą kolekcję klepsydr. Ania lubiła odwra­cać je i patrzeć jak się przesypuje piasek. Pewnego razu zapytała swego dziadka, dlaczego gromadzi klepsydry. Odpowiedział, że one przypomi­nają mu czas, który jest najcenniejszą rzeczą na świecie.

Dziadek zachorował. Ania przez tydzień nie widziała go. Mama Ani powiedziała, że dziadek jest poważnie chory i może nawet umrzeć. Ania nie wiedziała, co to znaczy «umrzeć». Mama tłumaczyła jej, że rzecz ma się podobnie jak z klepsydrami dziadka, w których przesypuje się piasek. Dziadkowi zostało już niedużo czasu.

Mama obiecała, że zabierze Anię do szpitala w odwiedziny do dziad­ka. Ania od samego rana przygotowywała prezent dla dziadka. Gdy we­szły do szpitala, mała dziewczynka podała dziadkowi pięknie zapakowa­ną paczkę. Dziadek powoli otworzył paczkę, zajrzał do środka, a jego twarz rozpromieniła się pięknym uśmiechem. Mała dziewczynka wypełni­ła całą paczkę piaskiem. (Rób Gillbert, Editor, Bits&Pieces)

KŁAMSTWO

Naga prawda

Starożytna bajka opowiada, jak to pewnego dnia płynęły razem praw­da i kłamstwo. Kłamstwo okazało się szybsze i pierwsze dotarło do brze­gu, l przywdziało ubranie prawdy. Gdy prawda dopłynęła do brzegu, kłam­stwo zaoferowało jej swoje ubranie, lecz prawda nie chciała go przyjąć. Wolała zostać naga. Stąd zapewne powiedzenie: „naga prawda", a dla nas nauka, że kłamstwo, aby nas zwieść, może się stroić w prawdę.

RODZINA

Rady małżeńskie

Siedem lat temu Magda poślubiła Wojtka. Mają dwójkę pięknych dzieci. Jednak w małżeństwie coś zaczęło się psuć. Zauważyła to matka Magdy i przy najbliższej okazji powiedziała do córki: „Mam ci coś ważnego do powiedzenia, coś, co powiedziała mi moja mama, przykazując mi, abym to także powiedziała swojej córce, gdy przyjdzie ku temu czas. Są trzy wskazówki, co robić, aby być szczęśliwym w małżeństwie.

1. Nigdy nie licytować się w małżeństwie. Nie mów współmałżonko­wi, że więcej dajesz w małżeństwie. To jest nie w porządku. Gdy za­czniecie się licytować, przyjdzie dzień, kiedy wasze małżeństwo zacznie umierać.

2. Miej zawsze czas dla swoich dzieci. Nigdy nie mów, że nie masz czasu dla nich, bo jesteś zajęta, niech przyjdą później. Jeśli tak się stanie, to wiedz, że jest to początek umierania więzi, jaka łączy cię z nimi.

3. Niech nie będzie dnia, w którym zapomniałabyś o modlitwie. Dzień, w którym zaniedbasz rozmowy z Bogiem o swojej rodzinie, jest dniem, kiedy pozbawiasz swoją rodzinę największego daru, jaki może dać mat­ka swoim bliskim".

Gdy matka skończyła, Magda wzięła jej rękę i ze łzami w oczach po­wiedziała: „Mamo, to wspaniałe rady, jakich mi udzieliłaś. Dlaczego nie powiedziałaś mi ich siedem lat temu? One pomogłyby mi bardzo". Matka odpowiedziała: „Drogie dziecko, chciałam bardzo powiedzieć ci to w dniu, w którym poślubiłaś Wojtka. Chciałam to powiedzieć z całego serca. Ale wiedziałam, że to nie był właściwy czas, nie byłaś wtedy jeszcze gotowa na przyjęcie tej mądrości. Zaczekałam do czasu, aż będziesz w stanie zrozumieć, o czym mówię".

WIARA - WIEDZA - Pomost między Bogiem a człowiekiem

Dr Mortimer Adler był koordynatorem serii wydawniczej zatytułowa­nej „Najlepsze książki Zachodniego Świata". Miał także duży udział we współczesnym wydaniu „The Encyclopaedia Britannica".

W wywiadzie telewizyjnym dziennikarz Bili Moyers zadał mu pytanie: „Czy wierzy pan w Boga?" 75-letni Adler zaskoczył wszystkich twierdzącą odpowiedzią. Następnie dodał: „W ostatnich dwóch latach upewniłem się, że znalazłem racjonalne argumenty, potwierdzające istnienie Boga". Moy­ers zapytał go, czy może bliżej wyjaśnić, co to znaczy. Adler odpowiedział: „Same racjonalne argumenty nie wystarczą, aby zbudować pomost mię­dzy najdoskonalszym Bytem a bytem kruchym, wymagającym troski".

Adler mówi, że są racje rozumowe potwierdzające istnienie Boga, ale nie mówią wiele, kim jest Bóg. Jeśli chcemy wiedzieć więcej o Bogu, mu­simy sięgnąć po Biblię.

DUCH ŚWIĘTY - Duch Święty mieszka w mojej duszy

Tommy Harmon był znanym piłkarzem drużyny Uniwersytetu w Mi­chigan. W czasie II wojny światowej jako pilot bombowca służył w armii amerykańskiej. W czasie lotu nad brazylijską dżunglą wraz z trzema kole­gami zmuszony był do lądowania. W czasie lądowania na drzewach roz­bił tylko manierkę z wodą. Z kompasem w dłoni przedzierał się na wschód, w kierunku morza. Głodny i spragniony z wielkim trudem torował sobie drogę w dzikim buszu. Owady, jadowite węże, dzikie zwierzęta i trujące rośliny w każdej chwili mogły pozbawić go życia. Czasami zanurzony po pas w wodzie pokonywał bagna. Pomocna w tym była sprawność fizycz­na, którą nabył grając w zespole piłkarskim. Ale bardziej pomocna była wiara i modlitwa.

W końcu dotarł do indiańskiego plemienia, a ci wskazali mu drogę do najbliższej miejscowości. Na pytanie, skąd brał siłę do przezwycię­żenia tylu przeszkód, odpowiedział: „Duch Święty mieszka w mojej du­szy. Otrzymałem go za pośrednictwem biskupa w czasie bierzmowania. Prosiłem Ducha Świętego, aby mnie prowadził. Odmawiałem także nie­ustannie różaniec. Odmówiłem wtedy może milion razy „Zdrowaś Mary­jo". Byłem pewien, że Duch Święty i Matka Boża doprowadzą mnie bez­piecznie do celu".

TRÓJCA ŚWIĘTA - Przez podobieństwo muzyki o Trójcy Świętej

Katecheta, prowadząc lekcję na temat tajemnicy Trójcy Świętej, użył porównania do gry na gitarze. Aby wykonać utwór muzyczny potrzebne są trzy elementy. Pierwszy - napisany utwór muzyczny lub nasz pomysł, jak to zagrać. Drugi - ręce, które potrącają struny, l trzeci - same struny, które wydają dźwięk. Sam utwór muzyczny nie wystarczy, podobnie ręce czy struny nie wystarczą, aby zabrzmiała muzyka. Konieczne są te trzy elementy. W pewnym sensie podobnie działa Bóg poprzez Trzy Osoby w dziele stworzenia i zbawienia człowieka.

NIEKONSEKWENCJA - Chcemy kupić pijalnię piwa

Kaznodzieja ganiać pijaństwo wołał z ambony: „Właściciel pijalni piwa robi wielkie pieniądze. Kto ma najlepszy samochód w mieście? Właści­ciel pijalni. Czyja żona ma najlepsze ubrania? Żona właściciela pijalni. Czyja żona siedzi w domu i popija sobie tylko kawę? Oczywiście, żona właściciela pijalni. A kto za to wszystko płaci? Wy płacicie”.

Po nabożeństwie podchodzi do kaznodziei małżeństwo i mówi: „Dzię­kujemy za pomoc w podjęciu decyzji”. „Co, zamierzacie pójść do pijalni piwa i czegoś się napić?”- pyta kaznodzieja. „Zamierzamy kupić pijalnię piwa” - odpowiada małżeństwo.

ŚWIADECTWO - Za jego pośrednictwem widzę Boga

Domenico Del Rio zaczynał karierę dziennikarskąw „La Repubblica”, włoskim dzienniku, który jest standartowym pismem lewicowo-liberal­nym i antyklerykalnym. Po przejściu na emeryturę rozpoczął współpracę z katolickim „Awenire”. W swoim wywiadzie dla „Niedzieli” z 27 maja 2001 r. powiedział: „Chciałbym jeszcze dodać bardzo osobiste wyznanie. Uważam, że w ostatnich latach na scenie światowej pojawiło się kilka osób, które <przesycone> są Bogiem. Mam na myśli między innymi Mat­kę Teresę z Kalkuty i Jana Pawła II. Nie śmiem twierdzić, że ludzie ci są dowodem na istnienie Boga, ale na pewno świadcząc Boskim działaniu w człowieku. Po śmierci mojej żony czuję się chwilami zagubiony i nie­pewny; by pokonać te stany kryzysowe śledzę Papieża, gdyż za pośred­nictwem jego osoby widzę Boga”.

MIŁOŚĆ - Więcej okazał serca niż kler żydowski

Światowej sławy mikrobiolog i hematolog prof. Ludwik Hirszfeld, w swo­ich wspomnieniach pt. „Historia jednego życia", tak pisze o proboszczu parafii Wszystkich Świętych ks. Godlewskim, który spieszył z pomocą Żydom w getcie warszawskim: „Prałat Godlewski. Gdy wspominam to nazwisko, ogarnia mnie wzruszenie. Namiętność i miłość w jego duszy.

Ongiś bojowy antysemita, kapłan wojujący w piśmie i słowie. Ale gdy los zetknął go z tym dnem nędzy, odrzucił precz swoje nastawienie i cały żar kapłańskiego serca poświęcił Żydom. Gdy pojawiała się jego piękna, siwa głowa, przypominająca oblicze Piotra Skargi z obrazu Matejki, w miłości i pokorze schylały się przed nim głowy. Kochaliśmy go wszyscy: i dzieci, i starcy i wyrywaliśmy go sobie na chwilę rozmowy. A nie skąpił siebie. Uczył dzieci katechizmu, stał na czele Caritasu dzielnicy i kazał rozdawać zupę bez względu na to, czy głodny był chrześcijaninem czy Żydem. Czę­sto przychodził do nas, by pocieszać i pokrzepiać. Nie tylko myśmy go cenili. Chciałbym przekazać potomności, co o nim myślał prezes Gminy Czerniaków. (...) Opowiadał, jak się prałat rozpłakał w jego gabinecie, gdy mówił o żydowskiej niedoli, i jak się starał tej niedoli ulżyć, l mówił prezes Rady Żydowskiej, że ten ksiądz, były antysemita, więcej serca Żydom oka­zywał niż kler żydowski, któremu obca była idea pocieszyciela ogółu".

MODLITWA - Niech się ojciec nie modli w tej intencji

Do klasztoru ojców kapucynów przyszła kobieta, prosząc gwardiana o modlitwę, aby jej mąż jak najszybciej odszedł z tej ziemi, gdyż ciągle urządza jej awantury i nie sposób wytrzymać z nim dłużej. Zakonnik po­myślał chwilę i odpowiedział: „Dobrze, ale muszę cię ostrzec: kiedy za­cznę modlitwy, Bóg rozsądzi, które z was obojga jest bardziej winne. Jeśli Bóg osądzi, że ty jesteś bardziej winna, to wkrótce umrzesz". Zaskoczo­na taką odpowiedzą kobieta mówi: „Niech ojciec zapomni o mojej proś­bie, niech się nie modli w tej intencji".

MODLITWA - Ty się módl o drugiego psa

Mały Pawełek jeździ często z rodzicami do swego wujka Józka na wieś. Spośród wielu zwierząt żyjących w gospodarstwie upodobał sobie niemieckiego owczarka. Pewnego razu powtórzył pytanie zadawane wiele razy wcześniej: „Wujku, dlaczego nie chcesz mi dać tego psa?" „Czy ty naprawdę chciałbyś go?"- pyta wujek. „Tak, niczego bardziej nie chcę, jak tego psa"- odpowiada z całą determinacją mały Pawełek. „Powiedz mi zatem- mówi wujek-jeśli tak bardzo chcesz mieć psa, to dlaczego się o to nie modlisz? Ja, jeśli czegoś bardzo pragnę, to modlę się o to i najczę­ściej otrzymuję". „Naprawdę- mówi uradowany Pawełek w takim razie daj mi twojego psa, a ty się módl o drugiego".

EKUMENIZM - Jak ubrany jest Bóg

Jedna z afrykańskich legend mówi o Bogu, który wędrował przez Czarny Kontynent. W czasie tej wędrówki dotarł do plemienia, które utra­ciło wiarę w Boga. Ukazał się zatem czterem mężczyznom z tego plemie­nia, gdy pracowali razem w polu. Rozpoznali oni Boga i padli na twarz, oddając Mu hołd. Kiedy Bóg znikł, czterej mężczyźni z wielką radością wrócili do wioski, oznajmiając jej mieszkańcom, że widzieli Boga. Nie ma żadnych wątpliwości. Bóg istnieje i troszczy się o człowieka. Z wielkim entuzjazmem przyjęli tę wiadomość wszyscy członkowie plemienia. Za­częli chwalić Boga, ciesząc się, że są między nimi ludzie, którzy widzieli Go na własne oczy.

Aż tu nagle jeden z mieszkańców zapytał wizjonerów, jak był Bóg ubrany. „Miał czerwoną szatę"- odpowiada pierwszy. „Nie, Bóg miał nie­bieską szatę"- zaprotestował drugi. „Obydwaj nie macie racji, Bóg był .ubrany w zieloną szatę"- oznajmił trzeci. „Czy wy jesteście szaleni? - woła czwarty- Bóg miał żółtą szatę".

Zaczęli się sprzeczać. Sprzeczka przerodziła się w bójkę. W końcu wszyscy, żywiąc do siebie nienawiść, podzielili się na cztery zwalczające się ugrupowania.

Zabrakło odrobiny rozsądku, który by im uświadomił, że co do istoty nie ma między nimi różnic. Te wzajemne wizje mogą się uzupełnić, uka­zując pełniej Boga.

BÓG - SZUKANIE - Czy zobaczył Boga?

Ks. Flor McCarthy w jednym ze swoich kazań przytacza następującą opowieść. Przed laty żył król, który zbliżając się do kresu swego życia popadł w melancholię i smutek. Pewnego dnia powiedział: „W moim ży­ciu doświadczyłem prawie wszystkiego, czego może doświadczyć śmier­telny człowiek, z wyjątkiem jednej rzeczy: nigdy nie widziałem Boga. Umarłbym szczęśliwie, gdybym chociaż na chwilę ujrzał Boga". Rozwiązania swego problemu szukał u największych mędrców swego królestwa. Obie­cał ogromną nagrodę dla tego, kto pomoże mu ujrzeć Boga. Wszyscy byli bezradni, nikt nie mógł pomóc królowi.

O królewskim pragnieniu usłyszał ubogi pasterz. Przybył do króla i po­wiedział: „Prawdopodobnie jestem w stanie pomóc Waszej Wysokości". Król się bardzo ucieszył. Pasterz zaprowadził króla na wzgórze, a gdy ten zobaczył, jak biedny jest pasterz, zrodziło się w nim współczucie dla nie­go. Król przepełniony tym uczuciem rozgląda się dookoła, sądząc, że zo­baczy Boga. A wtedy pasterz mówi: „Jeśli Wasza Wysokość chce zoba­czyć Boga, oczy fizyczne nie są tak ważne, ważniejsze jest oczyszczenie swego serca".

Wspinając się na wzgórze stanęli na szczycie. Pasterz wskazując ręką na słońce powiedział: „Patrz tam". Król wzniósł oczy i próbował pa­trzeć prosto w słońce. „Czy ty chcesz mnie oślepić?"- powiedział. „Ależ mój królu, to jest tylko niewielki odblask chwały samego Boga, który jest Stwórcą wszystkiego. Jak ty mógłbyś widzieć chwałę samego Boga swy­mi słabymi i niedoskonałymi oczyma? Musisz szukać Boga innymi oczy­ma niż te fizyczne"- odpowiada pasterz.

Królowi spodobało się to wyjaśnienie. „Dziękuję ci, że pomogłeś mi otworzyć oczy mojego umysłu. Ale teraz odpowiedz mi na inne pytanie: Gdzie Bóg mieszka?" Pasterz jeszcze raz wskazał na niebo, na którym można było dojrzeć ptaki. „Patrz na te ptaki- powiedział- widzisz, jak one żyją otoczone powietrzem. Podobnie my żyjemy zanurzeni w Bogu. Prze­stań szukać. Otwórz swoje oczy i patrz. Otwórz swoje uszy i słuchaj. Nie możesz nie zauważyć Boga. Niebo jest tak samo pod twoimi stopami, jak i nad twoją głową".

Król zatrzymał się, otworzył swoje oczy i swoje uszy, a wtedy jego smutna twarz rozpogodziła się pokojem i szczęściem. „Jest jeszcze jedna rzecz, która pomoże ci ujrzeć pełniej Boga"- powiedział pasterz, prowadząc króla nad spokojną i cichą głębię studni. „Kto tam żyje?"- zapytał król. „Bóg" -odpowiedział pasterz. „Czy mógłbym Go zobaczyć?" „Oczywiście. Tylko patrz". Król z wielką uwagą wpatrywał się w studnię. Widział tam tylko swo­je odbicie. Podniósł głowę i powiedział: „Ale ja widzę tam tylko siebie". „Te­raz Wasza Wysokość wie, gdzie Bóg żyje. Bóg żyje w tobie, królu".

Król zrozumiał, że ten prosty pasterz był bogatszy i mądrzejszy niż on sam. Dziękując, król powrócił do swego pałacu. Nikt nie wie, czy zobaczył Boga, ale wszyscy mogli powiedzieć, że w sercu króla nastąpiła ogromna zmiana. Znikła melancholia, a król zachowywał się tak, jakby zobaczył Boga.

4

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Przykłady do kazań 3, kazania
pytania przykladowe, Politechnika, Fizyka współczesna, Opracowane pytania do kolokwiów I i II (razem
am2-kol-II-przyklad1, Do nauki, Przykładowe egzaminy, AM 2
klucz do testu II Stopień
test z geologii przykładowe pytania 2, Budownictwo, II semestr, Geologia
Dr RATH Medycyna Komorkowa Kurs II stopnia Kwestionariusz do kursu II stopnia
Pytania do egzaminu II termin ściąga, Studia, Geofizyka, II SEMESTR, GEOFIZYKA, EGZAMIN
Odp do TESTU A II wojna światowa
Materialy pomocnicze do testu II Gospodarka finansowa zakl
OD EGO DO SERCA II
Akumulator do IHCS1T1R0S0AS0A II?3?3?3
Przykłady do rozwiązania - tablica korelacyjna, Informatyka i Ekonometria SGGW, Semestr 2, Statystyk
1 wstep do prawa, II rok TiR
Przykładowy zestaw ekonometria II 2012 (1), ekonometria
Okładka do projektu II
rekolekcje, NAUKA REKOLEKCYJNA(Podróż do nieba II), NAUKA REKOLEKCYJNA - PODRÓŻ DO NIEBA: POJAZD
biofizyka, Zadania przykładowe do egzaminu z biofizyki, Zadania przykładowe do egzaminu z biofizyki

więcej podobnych podstron