Chesterton o... niebezpiecznych zabawkach
by G. K. Chesterton
Fragmenty eseju The Terror of a Toy ze zbioru Fancies versus Fads, 1923.
Tłumaczenie: Jaga Rydzewska
Przed ostatnim Bożym Narodzeniem dowiedziałem się w sklepie z zabawkami, że produkuje się coraz mniej łuków i strzał dla małych chłopców, gdyż zostały one uznane za niebezpieczne. (...)
Mały chłopczyk potrzebuje zwykle nieco czasu, zanim nauczy się trzymać łuk. Kiedy już to potrafi, sprawia mu ogromną frajdę jeśli strzała poszybuje na kilka kroków jak piórko czy jesienny liść. Niebawem porzuci strzały na rzecz samolocików, lecz i tak ilość szkód, jakie mógłby wyrządzić za pomocą swego łuku będzie sto razy mniejsza niż szkody, jakie mógłby wyrządzić podnosząc po prostu zwykły kamień z ogrodu.
Otóż, nie chowamy przed chłopcem kamieni, aby go powstrzymać przed rzucaniem kamieniami. Nie ukrywamy wszystkich kamieni świata w Muzeum Geologicznym, dokąd prawo wstępu mają tylko dorośli za specjalnym biletem. (...) Gdy chcemy sprawić, by dziecko nie rzucało kamieniami, używamy innych metod, znanych dziś jako przesądne, przestarzałe i sentymentalne. Utrzymujemy mianowicie nad dzieckiem rozsądną władzę i wychowujemy je, wywierając na nie wpływ. (...) Jeśli potrafisz nauczyć dziecko, by nie rzucało kamieniami, potrafisz je również nauczyć, kiedy wolno wystrzelić strzałę z łuku. Jeśli zaś niczego nie potrafisz go nauczyć, zawsze znajdzie coś, czym będzie mogło rzucać.
(...) Prawda wygląda tak, że naturalny autorytet domu i rodziny uległ dziś zniszczeniu. Fanatyczni wyznawcy postępu, którzy sami spowodowali to zniszczenie jako teoretycy i urzędnicy, teraz na gwałt szukają zastępczych metod kontroli nad dziećmi. W normalnych warunkach rodzice dbają, by dziecko nie wyrządziło nadmiernych szkód swoim łukiem i strzałami, a jednocześnie by mogło się nimi cieszyć. Urzędnicy nie są jednak w stanie nadzorować każdego chłopca tak, jak by to robił jego własny opiekun. Nie da się wyznaczyć każdemu wyrostkowi policjanta, pilnującego, by chłopak nie wdrapywał się na drzewa ani nie wpadł do stawu. Nowoczesna umysłowość zniżyła się zatem do niesłychanej degradacji: próbuje się dziś zapobiegać nadużywaniu rzeczy, zabraniając w ogóle ich używania. To zupełnie jakby zabronić istnienia drzew i stawów. (...)
Można jednak upaść jeszcze niżej. Z Ameryki słyszymy o chłopcu, który wyrzucił swoją armatę-zabawkę, by wnieść wkład w proces rozbrojenia. (...) Wielu ludzi powtarzało tę historię z głęboką rewerencją. Oznacza to, jak już powiedziałem, kolejne stadium intelektualnego upadku. Każdy (przy odrobinie szczęścia) zdoła bowiem zbić szybę strzałą, wystrzeloną z łuku-zabawki, nikt jednak nie potrafi zbombardować miasta z armaty-zabawki. Skoro sam tylko model armaty wywołuje w ludziach sprzeciw, z pewnością muszą czuć sprzeciw również na widok obrazów, przedstawiających armaty, miecze albo włócznie. Należy zatem przeprowadzić wielką czystkę w galeriach sztuki na całym świecie. To jednak jeszcze nic w porównaniu z następnym krokiem, powinniśmy bowiem również przeprowadzić czystkę we wszystkich bibliotekach. Ta sama zasada moralna rozciąga się przecież także na wszystkie wielkie dzieła literatury, głoszące chwałę oręża.
Gdzieś po stu czy dwustu latach takiego postępu ludziom może w końcu by zaświtało, że coś jest nie w porządku z ich zasadą moralną. Nie w porządku jest zaś to, że ich zasada moralna jest całkowicie niemoralna. Broń, jak każde inne dzieło ludzkiej sztuki i przedsiębiorczości, ma bowiem dwa oblicza. Można używać broni dla wyrządzania zła albo dla przeciwstawienia się złu. (...) Dziecięcy miecz to abstrakcja, czysty duch bohaterstwa, który nie ma nic wspólnego ze strasznymi realiami mieczy. To dusza miecza, która nigdy nie splami się krwią.
Tekst przedrukowany z "Naszego Dziennika" za wiedzą i zgodą redakcji.
"Nasz Dziennik", piątek, 2 lipca 1999