Leczenie głodówką


KINGA WIŚNIEWSKA-ROSZKOWSKA LECZENIE GŁODÓWKĄ I DIETA SURÓWKOWO JARSKA ROZDZIAŁ 1 Zespół przekarmienia Czytałam kiedyś w „Przekroju" zabawną nowelkę „kry minalną", dobrze nada) ącą się na żartobliwe „motto" do niniej szej książki. Oto jej treść w dużym skrócie. Bogaty starszy pan umiera nagle w niejasnych okolicznoś-ciach i podejrzenie pada na jego żonę, z którą ożenił się niezbyt dawno. Zjawia się u niej komisarz policji. - Owszem, zabiłam go - odpowiada z całkowitą swobodą piękna pani - Przecież tylko po to wyszłam za niego, by stać się właścicielką willi i majątku. Jak to zrobiłam? - och, w bardzo prosty sposób. Jestem znakomitą kucharką, a on lubił dobrze zjeść, jak każdy mężczyzna. No i jak tylko mogłam podniecałam jego apetyty i zachcianki. Nie ma pan pojęcia jakich cudów sztuki kulinarnej dokazywałam. Wysiłki moje nie były oczywiście daremne - wciąż tył, a oddech jego był coraz krótszy. A jeśli chodzi o inne przyjemności, miał również wszystko czego zapragnął — sama mu podsuwałam moje najładniejsze przyjaciółki. Toteż w końcu musiało przyjść to, co było nieuniknione, a przyszło nawet wcześniej niż się spodziewałam. Komisarz przez chwilę milczał, walcząc z oszołomieniem. Powiódł spojrzeniem po luksusowo urządzonym pokoju, po­tem przeniósł wzrok na piękną wdowę. Nagłe zdecydowanie błysnęło w jego oczach. Wstał i ujął jej rękę, składając na niej długi, wymowny pocałunek. w rozmarzeniu. Pragnę umrzeć — szepnął Szybki ostatnio rozwój medycyny (sulfamidy, antybiotyki, rozwój chirurgii) sprawił, że przeciętna długość życia, która jeszcze na przełomie XIX i XX w. wynosiła w krajach rozwiniętych ok. 40 lat, już w połowie XX w. wzrosła do ok. 70 lat (dla mężczyzn 68-69, dla kobiet 76-78). Sprawy ludzi starszych nabrały wagi - rozwinęła się gerontologia (nauka o starości) i geriatria (medycyna starości), a nauki te zajęły się również problemami starości fizjologicznej, oraz właściwej dla gatunku ludzkiego długości życia. Wiemy, że wyżej rozwinięte ssaki - a, biologicznie biorąc, człowiek do nich należy - żyją przeciętnie 6-7 razy dłużej niż trwa w danym gatunku okres rozwoju osobnika do pełnej dojrzałości. Przy tym im większy tzw. indeks cefalizacji (stosunek wagi mózgu do wagi ciała) tym dłuższe średnie życie w danym gatunku. Człowiek ma największy ten indeks, a okres osobniczego rozwoju trwa u niego 16-18 lat. Stąd wniosek, że przeciętna długość jego życia winna wynosić 110-120 lat. Podobno w starożytnym Egipcie, składając sobie nawzajem życzenia długiego życia, wymieniano no lat, a nie 100, jak my to czynimy. Jest też oczywiste, że starość fizjologiczna ma być wolna od chorób i niedołęstwa, a fizjologiczna śmierć powinna być łagodnym, bezbolesnym zaśnięciem. Ale trzeba też mocno podkreślić, że w krajach „rozwiniętych" należących do tzw. cywilizacji europejskiej, takiej fizjologicznej starości i śmierci właściwie nie znamy — kres życiu zawsze kładą choroby, które są wyraźnym skutkiem szkodliwości działających na nas w ciągu 


życia. Tych szkodliwych czynników można wymieniać wiele, należą tu np. niszczące nałogi, skażenie środowiska, stresy psychiczne itp., ale niewątpliwie na pierwszym miejscu stoją nieprawidłowości odżywiania, przy czym największe znaczenie ma ilość pokarmu i jego biologiczny skład. Niemała część ludności na świecie choruje i przedwcześnie umiera z nędzy i głodu, ale bez wątpienia większa jest ta część, która popada w przewlekłe choroby i skraca sobie życie z powodu przekarmienia przy ogólnie wadliwym żywieniu traktowanym „przyjemnościowe". Że jedzenie jest i powinno być źródłem przyjemności, to oczywiste - domaga się tego po prostu fizjologia, wydzielanie soków trawiennych, prawidłowa funkcja przyswajania pokarmów. Lecz ta naturalna satysfakcja zaspokajania głodu została niebywale rozszerzona i zniekształ­cona przez ludzkie łakomstwo i hedonizm. Przyjemności, których doznajemy w życiu, można ogólnie podzielić na: 1) duchowe i 2) cielesne, zależnie od tego, co jest głównym źródłem satysfakcji. A wśród przyjemności cielesnych można wyróżnić: 1) naturalne i pożyteczne — służące zdrowiu, oraz 2) nienaturalne i szkodliwe np. palenie czy różne narkomanie. Prosty, niewymyślony pokarm w stanie głodu, czysta woda przy pragnieniu, to przyjemności naturalne i zdrowe, które służą ważnej życiowej potrzebie. Lecz im większą rolę w żywie­niu odgrywa sztuka kulinarna, im bardziej jest ona wyrafinowa­na, tym bardziej rozkosze podniebienia stają się nienaturalne i szkodliwe. Bo nie chodzi już o zaspokojenie głodu, lecz o podniecienie apetytu i mnożenie smakowych doznań, a to osiąga się zwykle przez bodźce i zabiegi w znacznym stopniu niszczące biologiczną wartość pożywienia. Rezultatem jest więc nie tylko przekarmienie, ale i ogólnie wadliwe żywienie prowadzące z biegiem czasu do różnych przewlekłych chorób. Wbrew przysłowiu, które głosi, że o gustach się nie dys­kutuje, nasuwa się tu bardzo istotne pytanie. Dlaczego jakaś potrawa, która dla wielu ludzi jest smaczna i ponętna, u innych może budzić niechęć i odrazę, a nawet powodować zaburzenia trawienne? Otóż uznanie wysokiej wartości smakowej danego pokarmu polega w znacznej mierze na przyzwyczajeniu się do niego, na wyrobieniu odpowiedniego nawyku czyli odruchowo-warunkowego stereotypu w zakresie satysfakcji smakowej i wydzielania soków trawiennych. Te nawyki, czyli upodoba­nia, można zarówno wyrabiać i wdrażać, jak też, przez wytrwałe starania, wygaszać i zmieniać. Człowiek potrzebuje do życia wody i podstawowych składników odżywczych, ale w jakich napojach i pokarmach je pobieramy, to zależy od obyczajów i właśnie od tych mocno wdrożonych smakowo-trawiennych stereotypów, które bywają bardzo różne. Np. dziecko, które nigdy nie jadło słodyczy, może czekoladę odrzucać, jako coś niesmacznego i „obcego" — dopóki się nie przyzwyczai. Ponętna dla Europejczyka potrawa mięsna może być odrażająca dla Hindusa, religijnego jarosza, który nigdy mięsa nie jadł. Podobnych przykładów można wymieniać wiele. Swego czasu w Pekinie, z powodu braku mleka, zaczęto karmić niemowlęta wyciągiem z soi zawierającym podobne składniki jak mleko. „Jest to najwstrętniejszy napój, jaki sobie można wyobrazić — pisze o tym Heiser, amerykański lekarz higienista — mimo to dzieci wychowane na tym obrzydliwym pokarmie pochłaniały go chciwie, a gdy dostarczono im świeże i dosko­nałe mleko krowie, wypluwały je ze wstrętem". Ludzki zmysł smaku, układ trawienny i metabolizm wykazują ogromną zdolność przystosowania do bardzo różnych systemów żywie­nia. Właśnie dlatego człowiek może zamieszkiwać prawie 


wszystkie obszary kuli ziemskiej. Ale też można zaobserwować, jak te żywieniowe stereotypy wpływają na zdrowie i na przeciętną długość życia. U Eskimosów np. przy ich tradycyj­nym białkowo-tłuszczowym żywieniu ta średnia długość życia jest o połowę niższa niż w rozwiniętych krajach Europy. Spytajmy teraz jakie nawyki wdraża się w tych zamożniej­szych krajach dzieciom już od najwcześniejszego wieku. Stop­niowo odłączając od piersi wprowadza się żywienie „mieszane" — w tym cukier i mięso, które pediatrzy uważają za bardzo ważne. Częstym zjawiskiem jest przekarmienie — zauważmy, że niemowlęca otyłość jest dość powszechnie uważana za oznakę urody i zdrowia. Małe dzieci zresztą zmusza się do jedzenia, używając na to różnych sposobów. No i zwyczajowo ob­darowuje się je słodyczami. Dla dzieci? - wiadomo - czekolada, cukierki, lody, różne lizaki itp. Nic dziwnego, że choroby dziecięce to rozbudowany dział medycyny. Ale nikt nie łączy ich z odżywianiem. Nic też dziwnego, że próchnica nie raz atakuje zęby już przed 1 o rokiem życia. Lecz najważniejsza sprawa, groźna w skali całego życia, to wczesny rozwój miażdżycy. Według angielskich i amerykań­skich badaczy u znacznej większości dzieci w wieku przedszkol­nym (w USA i Wielkiej Brytanii) występują już początkowe zmiany miażdżycowe — tzw. pasma tłuszczowe — w tętnicach wieńcowych serca i w aorcie. Miażdżyca to typowa choroba z przekarmienia — powstaje przez odkładanie się w wewnętrznej wyściółce tętnic złogów cholesterolu i innych lipidów, pew­nych węglowodanów, a stopniowo i wapnia. Złogi te miejscami zlewają się i z biegiem lat grubieją, przechodząc w twarde blaszki, które w drugiej dekadzie życia stwierdzano już u 10% osobników. Nasilenie miażdżycy bada się, obliczając podczas pośmiert­nych sekcji jaki procent powierzchni tętnic zajmują te zmiany. Zwykle są one największe w tętnicach wieńcowych serca, a aorcie, tętnicach mózgu, nerek i nóg. Ciekawe były wyniki badań u amerykańskich żołnierzy poległych w wojnie koreańskiej. 77% tych młodych ludzi (średni wiek 22 lata) miało już rozwiniętą miażdżycę serca. Oczywiście, nie mieli jeszcze objawów tej choroby, na to byli za młodzi, a chorych na front by nie wzięto. U poległych młodych Koreańczyków tych zmian prawie nie było — wzrastali oni w innych warunkach życia i odżywiania. Przez kilkadziesiąt lat miażdżyca narasta bezobjawowo, szybciej u mężczyzn niż u kobiet i znacznie szybciej u palaczy. Dopiero w wieku średnim i starczym daje nieraz ciężkie, często śmiertelne powikłania - zawały serca, udary mózgu, zgorzel palców stóp, niewydolność nerek, miażdżycowe rozmiękanie mózgu... Ale najważniejszym, bo powszechnym skutkiem rozwoju miażdżycy jest ogólne przyspieszenie starzenia się przez zwężenie tętnic i zmniejszenie dopływu krwi do narzą­dów, które prze to łatwiej mogą popadać w niewydolność i szybciej ulegają starczemu zwyrodnieniu. Walka o zdrową, fizjologiczną starość to głównie walka z miażdżycą, która jest tu wrogiem Nr 1. Obliczono, że gdyby udało się całkowicie wyeliminować raka, średnia długość życia wzrosłaby zaledwie o ok. 2 lata. Jeśli „zepołem przekarmienia" nazwiemy choroby związane przyczynowo z nadmiernym i ogólnie wadliwym żywieniem, to prócz miażdżycy można tu wymienić również otyłość, cuk­rzycę, nadciśnienie, artretyzm (dnę), zwyrodnienia stawowe i inne przewlekłe sprawy. Przekarmienie zaśmieca ustrój, obciążając go tłuszczem i innymi złogami. A trzeba pamiętać, że nagromadzenie różnego rodzaju złogów — zbędnych odpadków przemiany materii — jest jedną z ważnych cech starzenia się tkanek. Produkty te, zwłaszcza tzw. wolne rodniki wnikają do jąder komórek, stopniowo uszkadzając ich funkcję. W pewnych granicach jest to sprawa nieunikniona, wynikająca z samych procesów życiowych i metabolizmu — toteż i śmierć jest w końcu nieunikniona. Ale przekarmienie bardzo te procesy nasila, przyspieszając starzenie się. Jest też zrozumiałe, że to ogólne uszkodzenie może zmniej-szać odporność ustroju, również przeciwnowotworową. Zdro­wy organizm szybko niszczy powstające komórki nowotworo­we. Jeśli dochodzi do rozwoju złośliwego guza, świadczy to, że tej odporności już nie ma. Profilaktyka geriatry czna nakazuje pilnie dbać o skład i ilość pożywienia. Jeść należy tylko wtedy, gdy czuje się wyraźny głód i tylko tyle, by ten głód zaspokoić. Jeśli w wieku lat 20 ciężar ciała był prawidłowy, powinien on na tym samym młodzieńczym poziomie utrzymać się do starości, a w późnym wieku na skutek uwiądu starczego powinien maleć. Niestety — wiemy jak rzeczywistość odbiega od tych postula­tów. I to nawet z,, oficjalnym pozwoleniem". W różnych urzędowych tabelach (choćby na ulicznych wagach) można wyczytać, że prawidłowy ciężar ciała stopniowo wzrasta w wie­ku średnim i podeszłym. Podając tę fałszywą „normę", nie uwzględniono jednak, że między 20 a 70 rokiem życia pod­stawowa przemiana materii spada aż o 30%, a ruchliwość i wydatki energetyczne maleją jeszcze bardziej. Jeśli więc spożycie pozostaje wciąż na tym samym poziomie, efektem musi być rosnąca waga. Zastanawiając się nad skutkami przekarmienia, widzimy wyraźnie jakie dobroczynne działanie mogłyby mieć w tych wypadkach odpowiednio stosowane kuracje głodowe czy półgłodowe. Ale czy ten tak ważny problem istotnie budzi to zainteresowanie, na jakie na pewno zasługuje? ROZDZIAŁ 2 Medycyna a leczenie głodem. Historia i dzień dzisiejszy Starożytni lekarze, greccy, rzymscy czy egipscy, nie mieli do dyspozycji tych naukowych danych i technicznych możliwości, którymi operuje dzisiejsza medycyna. Ale umieli bystro obserwować i wyciągać praktyczne wnioski. W profilaktyce udzielali całkiem trafnych rad. W leczeniu rozwijali ziołolecznictwo, wykorzystując również pewne natu­ralne metody, które mogły przynosić ulgę, usuwając, choćby częściowo, różne „nadmiary i szkodliwości". Stosowano więc upusty krwi, przeczyszczenia, lewatywy, kuracje napotne a ró­wnież kuracje dietetyczne i okresowe głodówki. Wierzono w oczyszczającą siłę głodu, toteż również filozofowie, ówcześni intelektualiści, podejmowali nieraz nawet długotrwałe głodów­ki dla oczyszczenia ciała i umocnienia ducha, zwłaszcza przed rozpoczęciem jakiejś trudnej, intensywnej działalności. Platon i Sokrates przeprowadzali głodówki 10-ciodniowe. Pitagoras głodował przez 40 dni przed swym egzaminem i rozpoczęciem nauczania w uniwersytecie aleksandryjskim. I podobnych głodówek wymagał też od swych uczniów. Plutarch zwykł powtarzać, że zamiast w chorobie brać leki lepiej głodować, choćby jeden dzień. Powoływano się na instynkt zwierząt, które, chorując, wynajduj ą sobie przeczyszczające zioła, szukają spokoju i głodują aż do wyzdrowienia. Tradycja leczniczych głodówek przeszła też do średnio­wiecza i czasów późniejszych. Paracelsus uważał głodowanie za „największe lekarstwo". W XVII w. Hoffman opisał „dosko­nałe skutki leczenia głodem we wszystkich chorobach". Podob­nie wypowiadali się i inni lekarze. Opisując to, współczesny amerykański autor Arnold de Vries podkreśla, że już w XIX wieku niemało było naukowych badań nad działaniem głodó­wek. Przytacza też cały szereg nazwisk lekarzy i biologów, którzy zajmowali się tą kwestią. Ale z drugiej strony trzeba też mocno podkreślić, że choć wiek XIX, ze swym rozwojem nauk ścisłych, mógł istotnie wykorzystać te nauki dla pogłębienia wiedzy o prastarej metodzie leczenia głodem, to jednak w znacznie większym stopniu zadziałał na niekorzyść tego leczenia, odwracając praktykę lekarską od metod naturalnych i ziołolecznictwa, a kierując ją ku chemii i farmakologii. Powstawały firmy farmaceutyczne, których natrętnie reklamowane produkty szy­bko opanowały medyczny „rynek". Te różne „cudowne leki" działały wprawdzie tylko objawowo, nie sięgając korzeni choroby i nieraz powodując szkodliwe działania uboczne, ale doraźne efekty były szybkie, osiągane łatwo i bez wyrzeczeń, których wymaga głodówka. Do rugowania leczenia głodem z oficjalnej medycyny mocno przyczyniła się też ugruntowana w XIX w. teoria dietetyczna, którą można nazwać kaloryczno-białkową. Odkryto właśnie trzy główne grupy składników odżywczych — białka, tłuszcze i węglowodany—stwierdzono też, że bez białka nie ma życia, bo jest to podstawowy składnik plazmy komórek. W ustrojach żywych mogą z białek powstawać tłuszcze i węglowodany, ale odwrotna przemiana jest niemożliwa. Wysokobiałkowe pokar- my uzyskały więc najwyższą rangę, a ponieważ w przemianie materii wytwarza się ciepło, dużą wagę przywiązywano też do kaloryczności pokarmów, czyli do ilości ciepła, które przy ich spalaniu powstaje w przyrządzie zwanym kalorymetrem. Z 1 g tłuszczu powstaje w tych warunkach dwa razy więcej ciepła (mierzonego w kaloriach czy kilodżulach) niż z 1 g białka czy węglowodanów. Według tych faktów ustalono też hierarchię wartości pokarmów. Za najcenniejsze i najbardziej odżywcze uznano mięso, ryby, jajka, słoninę, masło i śmietanę. Nieco mniej „wartościowe" były pokarmy mączne, słodycze i mleko a warzy­wa i owoce stały na szarym końcu, uznawano w nich tylko pewną ilość soli mineralnych i błonnika pobudzającego ruchy jelit. Krwiste befsztyki, ogólnie dużo mięsa i mocne rosoły to były ówczesne dietetyczne zalecenia lekarskie dla ciężko przewlekle chorych i osłabionych ludzi. Ustaliła się też w medycynie ocena stanu odżywienia pacjenta na podstawie grubości jego podskór­nej warstwy tłuszczu - im grubsza ta warstwa tym „lepiej odżywiony" człowiek. Oczywiście - wyraźna otyłość była nieestetyczna i niepożądana, ale nawet kobieta,, piękna" musia­ła być pulchna. Nic dziwnego, że według takich naukowych kryteriów w głodówkach dostrzegano tylko „wyniszczenie", a więc ciężką szkodliwość. Rozwój przemysłu spożywczego bardzo rozszerzał spożycie rafinowanego cukru, białej mąki i białego łuszczonego ryżu, a więc pokarmów mocno,, oczyszczonych" z wielu naturalnych składników. Te białe pokarmy zalecane były przez lekarzy jako najsmaczniejsze i łatwiej strawne. A przy tym rozwijająca się bakteriologia szerzyła strach przed zarazkami, często polecano długie gotowanie pokarmów i unikanie surowizn. Sto lat temu, w końcu XIX w. w tych zapatrywaniach nastąpił pewien przełom, a kaloryczno-białkową teoria od­żywiania zachwiała się. Odegrały tu rolę dwie sprawy: 1. Odkrycie witamin. z. Sformułowanie energetycznej teorii odżywiania. W tym czasie na Dalekim Wschodzie masowo występowała epidemia groźnej choroby zwanej „beri-beri" (wielka słabość), która wśród ciężkich nerwobólów, obrzęków i niewydolności krążenia nieuchronnie prowadziła do śmierci. W największych laboratoriach świata szukano zarazków tej dotychczas nie­znanej choroby, ale na próżno. Przyczynę jej wykrył skromny lekarz holenderskiego więzienia w Batawii (dziś Dżakarta), dr Eijkman. Udowodnił on, że tą przyczyną jest brak pewnej substancji, którą nazwał czynnikiem B, a która mieści się w odrzucanej przy łuszczeniu skórce ziarna ryżu. Masowe, przemysłowe łuszczenie ryżu, który jest w tych krajach głów­nym pokarmem, spowodowało wybuch tej „epidemii". Od­krycie tej pierwszej witaminy B1 (tiaminy) stało się silnym bodźcem do badań — wkrótce też wykryto cały szereg tych bezkalorycznych czynników, które, ogromnie ważne dla proce­sów życiowych, zawarte są obficie w produktach naturalnych (nasiona, warzywa, owoce), a przemysłowa i kulinarna obrób­ka, zwłaszcza w wysokich temperaturach niszczy je w znacznym stopniu. Pogardzane dotychczas roślinne surowizny wykazały swą wielką wartość. W tymże 1897 r. gdy Eijkman ogłosił swe odkrycie, młody szwajcarski lekarz, Max Bircher-Benner założył w Zurychu sanatorium dla leczenia dietą surówkową. Wyszedł on z założe­nia, że istotną odżywczą wartością pokarmów jest energia światła słonecznego chwytana przez rośliny w procesach tzw. fotosyntezy i magazynowana w roślinnych białkach, tłuszczach i węglowodanach. Toteż surowe produkty roślinne uznał on za najcenniejsze źródła życiowej energii, co było teorią wręcz rewolucyjną w stosunku do ówczesnych „naukowych" po­glądów. Działalność Bircher-Bennera przedstawię w jednym z następnych rozdziałów — tu tylko chcę podkreślić, że ta energetyczna teoria, jak i doskonałe wyniki kuracji surów­kowych, w pewnym stopniu zwróciły uwagę świata lekarskiego na te „naturalne" metody leczenia, których oficjalna medycyna nie uznawała. Zresztą, jak wspomniałam wyżej, również w XIX wieku byli lekarze, którzy interesowali się metodą leczniczych głodówek. Tak cenione wówczas wysokobiałkowe i tłuste żywienie zwięk­szało ilość przewlekłych chorób, w których nie chemiczne leki, a właśnie głodówki mogły skutecznie pomagać. Toteż nic dziwnego, że niektórzy lekarze zapoznawszy się z tą metodą z entuzjazmem poświęcili się jej stosowaniu, ryzykując nawet zerwanie z,, naukową medycyną", która traktowała ich teraz jak heretyków i sekciarzy. Chcąc przekonać ówczesny świat lekarski o nieszkodliwości długotrwałych głodówek, amerykański lekarz Tanner roz­począł 12 czerwca 1880 roku 40-dniową zupełną głodówkę, pijąc tylko wodę. Na świadków zaprosił kolegów lekarzy, jak również rektora Akademii Medycznej. Po 40 dniach zakończył swój eksperyment w dobrym stanie i w optymistycznym nastroju. W ciągu tej głodówki jego ciężar ciała spadł z 71, 4 na 55, 1 kg, ale ubytek ten w krótkim czasie wyrównał się po wdrożeniu żywienia, które z początku było tylko owocowe i stopniowo rozszerzało się. Innym znanym lekarzem, który w końcu XIX w. leczył metodą głodówek, był dr Devey z Pensylwanii. Również jego uczennica, dr Linda Burfield-Hazzard, uzyskała rozgłos w tej dziedzinie. Do kuracji głodowych wprowadziła ona dodatkowe zabiegi, przeczyszczenia, lewatywy, hydroterapię i lekkie ćwi­czenia fizyczne. Mocno też podkreślała konieczność bardzo lekkiego i ściśle jarskiego żywienia po głodówce. W Niemczech głodówki lecznicze prowadzili Mayer i Riedlin, we Francji Guelpa, który zalecał głodówki kilkudniowe (przy intensywnych przeczyszczeniach) na przemian z tygodniowymi okresami półgłodowej diety jarskiej. Uczeń Guelpy, Frumusan, dołączył do tego zabiegi fizykoterapii. Również niektórzy rosyjscy lekarze stosowali w praktyce głodówki lecznicze (Struwe, Spaskij). W pierwszych dekadach XX wieku głodówki lecznicze były już bardziej znane. W krajach bałkańskich, a również w Polsce, duży rozgłos uzyskał Suworin, który nie był lekarzem, lecz po długiej głodówce protestacyjnej w więzieniu poczuł się tak dobrze, że przyswoił sobie tę metodę i zaczął leczyć głodem różnego rodzaju chorych, ogłaszając drukiem swe wyniki. Przez świat medyczny Suworin był ostro zwalczany, gdyż usiłował leczyć głodem również takie choroby jak gruźlicę płuc czy kiłę. W Polsce międzywojennej działał w Kosowie dr Tarnawski, który wśród swych naturalnyh metod stosował również gło­dówki. W Niemczech sławny był ośrodek leczenia głodem Jungborn w górach Harzu. Ale w oficjalnej dietetyce wciąż panowała teoria kaloryczno-białkowa, przemysł farmaceutyczny rozrastał się, witaminy syntetyzowano i podawano nie „w naturze", lecz w drażetkach, kapsułkach i zastrzykach. Wreszcie w 1927 r. na kongresie internistów w Amsterdamie autorytatywnie rozprawiono się z głodówkowym „sekciarstwem" stwierdzając, że współczesna medycyna dość ma leków i nie musi korzystać z bardzo przykrej i niefizjologicznej metody głodówek. Zaledwie kilka lat upłynęło od tego potępienia głodówek, gdy w roku 1934 McCay i Crowell donieśli, że okresowe głodzenie lub ogólne długofalowe niedożywienie wybitnie przedłuża życie szczurów, które w takich warunkach są wprawdzie nieco mniejsze, ale żyją o 30-70% dłużej. W wieku 900-1000 dni, gdy szczury normalnie żywione (jedzące do woli) są już bardzo niedołężne ze starości albo już nie żyją, te niedożywione szczury są jeszcze ruchliwe i młode, a po przejściu na normalne karmienie są jeszcze zdolne do dalszego wzrostu. Badacze stwierdzili, że przedłużenie życia było ściśle proporcjonalne do stopnia ograniczenia kalorycznego. Wpro­wadzenie 1 dnia głodówki na 3 lub 4 dni normalnego żywienia nie tylko znacznie przedłużało życie, ale i w znacznym stopniu chroniło od chorób, które u szczurów żywionych normalnie występowały dużo wcześniej i znacznie częściej. U myszy takie ograniczenia kaloryczne przedłużały nie tylko życie, ale i okres płodności, a przy tym chroniły od nowotworów, które często są przyczyną śmierci u myszy karmionych normalnie. Badania takie wykonywano zresztą również na innych zwierzętach np. na owadach, robakach, nawet na pierwot­niakach, z podobnymi wynikami. Np. stwierdzono, że głodząc kleszcze można przedłużyć ich życie niemal dwudziestokrotnie w stosunku do normy. Takie efekty uzyskiwane przez różnych badaczy zwiększyły zainteresowanie dla leczniczych głodówek, nie na tyle jednak, by na serio wzięła je pod uwagę oficjalna medycyna. Ani ziołolecznictwo, ani leczenie głodem nie weszły w program studiów lekarskich a stosunek medycyny do głodówek widać dobrze w przypadkach tzw. głodówek protes­tacyjnych, które nieraz pokazuje nam telewizja. Tacy protes­tujący spędzają czas głównie na leżące, piją wodę i soki owocowe, a mocno zaniepokojona służba zdrowia stara się otaczać ich opieką. Gdy po kilku czy kilkunastu dniach głodówkę zakończą, zabiera się ich do szpitala, gdzie są troskliwie „leczeni", traktowani jak ciężko chorzy. Po drugiej wojnie światowej metoda leczenia głodem zyskała propagatorów i krzewicieli w różnych krajach. Organizowali oni odpowiednie ośrodki, otwierali kliniki poświęcone leczeniu głodem i wydawali książki, zawsze jednak w pewnym „odosob- nieniu" od oficjalnej medycyny. W Związku Radzieckim działał Nikołajew i jego szkoła, Wójtowicz i inni, w RFN Buchinger i Heun, w USA Shelton i de Vries. Choć ostatnio na Zachodzie coraz więcej lekarzy praktyków interesuje się tą metodą i stosuje ją w przypadkach ciężkich, opornych na leki, to jednak na ogół świat medyczny — zwłaszcza w jego wyższych sferach — nie zna leczniczych głodówek i negatywnie jest do nich nastawiony. Podobnie jest i w Polsce, o czym wiem z własnego doświad­czenia. W 1977 r. Ministerstwo Zdrowia wysłało mnie na moją własną prośbę na dwutygodniowy pobyt do kliniki leczenia głodem profesora Nikołajewa w Moskwie. Chciałam zapoznać się z wynikami tam uzyskiwanymi. Było to ciekawe i pouczają­ce. Po powrocie chciałam napisać niewielką monografię dla lekarzy na temat tej metody i złożyłam w wydawnictwie lekarskim odpowiednie podanie i konspekt planowanej książki. Po pewnym czasie otrzymałam odpowiedź, że recenzenci, znani żywieniowcy, ocenili tę metodę jako szkodliwą i książka ta nie może się ukazać. Ale gdy do jednego z tych recenzentów napisałam, prosząc o podanie prac naukowych wykazujących szkodliwość takich głodówek, odpowiedzi nie dostałam. Gdy w kilka lat później napisałam książkę pt.: „Rewitalizacja i długowieczność" recenzenci, obaj z wyższym stopniem naukowym, ocenili ją jako bardzo dobrą, ale kategorycznie zażądali usunięcia dwóch rozdziałów o głodówkach leczniczych dlatego, że to metoda nie przyjęta przez oficjalną medycynę, nie naukowa. Na to usunięcie nie zgodziłam się i książka nie została przyjęta. Ukazała się później w poznańskim wydawnictwie „Różdżkarz", choć z różdżkarstwem nie mam nic wspólnego. Ale właśnie głodówki lecznicze dają doskonałe efekty rewitali­zacji (biologicznego odmłodzenia) i gdy ta metoda jest u nas nieznana, tym bardziej trzeba o niej pisać. ROZDZIAŁ 3 Rodzaje głodówek. Mechanizmy działania głodówki leczniczej zależności od przyczyny, która doprowadziła do głodu można wyróżnić głodówki: W 1. Lecznicze. 2. Religijno-ascetyczne. 3. Protestacyjne. 4. Przymusowe. Głodówki religijne mają za główny cel umocnienie władzy ducha nad ciałem i jego pożądaniami, w surowszych formach są zwykle krótkotrwałe i często powtarzają się, zresztą różne bywają rodzaje tych ascetycznych umartwień, które niewątpli­wie mają dodatni wpływ i na zdrowie. Wśród głodówek leczniczych można wyróżnić takie, które podejmuje się z powodu choroby i takie, które służą oczysz­czeniu i biologicznemu odmłodzeniu organizmu, co też jest rodzajem leczenia. Głodówki lecznicze, ascetyczne i protestacyjne podejmowa­ne są dobrowolnie choć ich cele są różne. Głodówka protes­tacyjna, przy której pije się dosyć wody, czasem i z sokiem, przy zachowaniu głównych warunków higieny, może być utrzymy­wana przez kilka tygodni bez szkody, a nawet z pożytkiem dla zdrowia, bo będzie to „kuracja odmładzająca". Ale powrót do jedzenia musi być tak samo ostrożny jak przy głodówce leczniczej, gdyż występują tu takie same mechanizmy biologicz­ne. Zresztą ten, kto przystępuje do takiego „ostrego protestu", powinien choć z grubsza orientować się, co zachodzi w ustroju w czasie głodzenia, i umieć ocenić, czy nie ma u niego jakichś wyraźnych chorobowych przeciwwskazań do głodówki. Trze­ba więc poinformować się, poczytać, no i choćby najogólniej znać swój organizm. Zupełnie inna jest sytuacja przy głodówkach przymusowych powodowanych przez nagle występujące okoliczności zewnęt­rzne (działania wojenne, uwięzienie, katastrofy). Tu na plan pierwszy wysuwa się ciężki, psychiczny stres wywołany groźną sytuacją życiową. Również warunki życia bywają w tych przypadkach bardzo trudne i te szkodliwości, a nie sama głodówka sprawiają, że już po kilkunastu, a nawet kilku dniach (np. przy braku wody) może u głodującego wystąpić ciężki stan ogólny. Wiemy jak wielki wpływ może wywierać psychika na procesy zachodzące w ustroju. Toteż specjaliści leczenia głodem nie stosują tej metody u osób, które bardzo jej się boją, wyobrażają sobie, że umrą z głodu itp. W różnych ciężkich przymusowych sytuacjach można czasem obserwować jak wpływy częściowego głodowania czy niedożywienia przeciwstawiają się negatyw­nym wpływom psychicznych stresów i cierpień. Np. udary mózgu czy zawały serca często przypisuje się takim nagłym ciężkim zmartwieniom. Otóż np. wojna to bardzo stresorodna sytuacja, a jednak, według niemieckich statystyk, w czasie II wojny światowej i w pierwszych latach powojennych zapadal­ność na te choroby była w Niemczech niska i dopiero w parę lat po wojnie, w miarę narastania dobrobytu wyraźnie wzrosła. Bo znów narastał zespół przekarmienia. Również w obozach koncentracyjnych, w pierwszych miesią­cach pobytu niektórzy ludzie doznawali wyraźnej poprawy stanu zdrowia — jeśli ich przewlekłe choroby spowodowane były uprzednim przekarmieniem. Ale oczywiście, z upływem czasu dochodziło do głodowego wyniszczenia. Przy głodówkach leczniczych do wyniszczenia oczywiście dopuszczać nie wolno, toteż okres ich trwania jest odpowiednio ograniczony. Rozróżniamy głodówki krótkie (1-, 3-, 7-dniowe) i dłuższe (do kilku tygodni). Natomiast zależnie od tego, co przyjmuje się doustnie, głodówki lecznicze dzielimy na: 1. Zupełne — z piciem tylko czystej wody lub innych płynów bezkalorycznych (woda mineralna, napary ziołowe). 2. Niezupełne, z pobieraniem niewielkich ilości pokarmów skąpokalorycznych jak surowe soki owocowo-warzywne, owo­ce, mleko czy kombinacje tych pokarmów. Z tych niezupełnych najczęściej stosowaną jest głodówka sokowa dostarczająca ustrojowi pewnych ilości tzw. biokatalizatorów (witaminy, sole mineralne, pierwiastki śladowe). 3. Diety półgłodowe, np. surówkowe Bircher-Bennera czy warżywno-owocowe różnego rodzaju — stosowane przez czas dłuższy dają również uzdrawiający efekt głodówki, a są znacz­nie łagodniejsze w zastosowaniu niż głodówka zupełna, która może łączyć się z różnymi przykrymi doznaniami — dlatego nawet nazwano ją „operacją bez noża", bo podobnie jak operacja daje efekt szybki i duży. Mechanizm leczniczy głodu - badany przy głodówkach zupełnych — można poznać z trzech głównych źródeł. Są to: 1. Badania naukowe 2. Opisy lekarzy, którzy leczą tą metodą 3. Relacje samych pacjentów. Badania naukowe dokonywane były na zwierzętach, a u ludzi przede wszystkim na tzw. „głodomorach" uprawiających ten proceder dla zarobku. Chodziło bowiem o reakcje organizmów zdrowych. Na podstawie tych różnorodnych obserwacji i doświadczeń stwierdzono, że w mechanizmie leczniczym głodu wchodzą w grę dwie główne zasady: 1. Tzw. endogenne czyli „wewnętrzne" żywienie. 2. Rządząca nim hierarchia ważności i wartości tkanek i sub­stancji, które służą za ten „wewnętrzny pokarm". Z rozpoczęciem głodówki ustaje dopływ substancji odżyw­czych z zewnątrz, a ustrój musi nadal otrzymywać energię potrzebną dla procesów życiowych i musi zachować tzw. homeostazę czyli w przybliżeniu stałą zawartość najważniej­szych składników krwi — to jest konieczne dla utrzymania życia i funkcji narządów. Dla zachowania tego ustrój zmuszony jest do czerpania i zużywania, w charakterze pokarmu, własnych różnorodnych zapasów, musi je mobilizować i przerabiać, co właśnie nazywamy żywieniem endogennym. W pierwszej kolej­ności zostają przy tym zużyte zapasy, potem zalegające złogi, różne patologiczne twory, zastarzałe ogniska zapalne, komórki zwyrodniałe i chore. Przy dłuższym trwaniu głodówki or­ganizm zaczyna coraz bardziej wykorzystywać własne, mniej ważne tkanki i narządy, przede wszystkim mięśnie. Ich częś­ciowy rozpad dostarcza pożywienia narządom ważniejszym dla życia. Ale zawsze przy tym,, czerpaniu z narządów" przede wszystkim zużyte zostają wszelkie złogi oraz komórki mniej wartościowe, a najcenniejsze narządy, mózg i serce, nawet w krańcowym stadium głodowego wyniszczenia bardzo nie­wiele tracą na wadze, podczas gdy tkanka podskórna w takim stanie traci 95 % swej wagi, a mięśnie i narządy wewnętrzne 5 0-60%. U różnych gatunków zwierząt śmiertelna utrata wagi ciała przy głodzeniu wynosi 30-5 0%, u człowieka5 0%. Przy głodówce leczniczej utrata wagi ciała nie powinna przekraczać 20% wagi początkowej. Przy głodówce zupełnej konieczne jest picie wody — bez niej (tzw. głodówka sucha) można wytrzymać najwyżej 3-4 dni, oczywiście, jeśli nie ma obrzęków, które w czasie takiej głodówki stanowią źródło wody. Zresztą zapotrzebowanie na wodę przy głodowa nie jest duże, gdyż ustrój uzyskuje ze spalania tkanki tłuszczowej tzw. wodę endogenną— ok. 400 ml na dobę. Tak więc,, wewnętrzne żywienie" i towarzyszące mu prawo hierarchii ważności zużywanych przy tym elementów to istotne podstawy głodowego oczyszczenia, odbarczenia i biologicz­nego odmłodzenia ustroju, czyli leczniczych efektów, które można osiągnąć przez umiejętne stosowanie głodówki. Oczy­wiście, nie wszystkie choroby nadają się do tej metody — ma ona, jak każda inna, swe wskazania i przeciwwskazania. Ale jej znaczenie i zakres możliwości łatwo można ocenić, gdy uprzy­tomnić sobie ile obciążeń i szkód wynika z nieprawidłowego, a zwłaszcza nadmiernego jedzenia i to od najwcześniejszego dzieciństwa. Wiemy jak to wygląda w życiowej praktyce, w której jedzenie spełnia bardzo różne funkcje, bynajmniej nie tylko odżywcze. Jada się często również ze względów towarzys­kich, dla rozrywki, pobudzenia, odprężenia, a głównie dla przyjemności, czego wyrazem jest hedonistycznie nastawiona sztuka kulinarna, która, podniecając apetyty i łakomstwo, prowadzi do przejadania się i związanych z tym chorób. Poważnym w skutkach błędem jest nadmierna ilość białka w diecie, co wiąże się głównie z nadużywaniem mięsa, wędlin, ryb i jajek. Oficjalna dietetyka popiera te produkty, bardzo je ceniąc. A nadmiar białka nie może być magazynowany, zamie­nia się w tłuszcz lub musi być spalany, co nie jest dla ustroju korzystne. Przy tym z potrawami i wywarami mięsnymi wprowadza się zwykle dużo tłuszczów zwierzęcych i soli kuchennej, co wraz z przekarmieniem białkowym, obciąża ustrój, utrudnia pracę narządów i sprzyja rozwojowi miażdżycy. Do tematów tych będziemy jeszcze wracać. Pobieżnie poru­szyłam je już w rozdziale 1, gdzie podkreśliłam też, że różnorodne złogi w komórkach i między nimi są istotną cechą starzenia się. Złogi te to głównie cholesterol, sole wapnia, brązowy starczy barwnik (lipofuscyna), a także unieczynnione, balastowe białko. Te „zaśmiecające" substancje utrudniają przepływ cieczy i funkcje komórek. Przekarmienie i przewlekłe choroby w różny sposób zwiększają ich ilość. I właśnie głodówka ze swym endogennym żywieniem i zużywaniem złogów jest kuracją istotnie odmładzającą i leczniczą we wszystkich chorobach związanych z przekarmieniem i ogólnie wadliwym żywieniem. Jak wspomniałam, nie tylko złogi, ale i stare zwyrodniałe komórki i przewlekłe chorobowe ogniska zużywane są przy tym „żywieniu". Toteż głodówka może być bardzo pomocna przy wielu zastarzałych dolegliwościach. Przy rozpadzie i likwidacji tych chorobowych elementów mogą uwalniać się różnorodne toksyny, które nieraz powodują przejściowe pogorszenie samopoczucia. Z drugiej strony auto­rzy zwracają uwagę na specyficznie pobudzające działanie produktów głodówkowego rozpadu zwyrodniałych komórek i balastowych białek. Produkty te, tzw. „nekrohormony" pobudzają regenerację komórek młodych, co można porównać do mechanizmu leczniczej proteinoterapii. Można wymieniać wiele korzystnych działań głodówki leczniczej. Odkładając to do następnego rozdziału, podkreślę raz jeszcze, że najważniejsze jest tu „wewnętrzne żywienie" i hierarchia ważności zużywanych przy tym elementów. Trzecią bardzo ważną sprawą jest żywa regeneracja nowych młodych komórek w okresie tzw. odbudowy, gdy ustrój po głodówce wdraża się do przyjmowania pokarmów, co musi trwać tak długo jak sama głodówka. I właśnie wtedy korzystne efekty tej kuracji stopniowo ujawniają się w doskonałym samopoczuciu, w odmłodzeniu wyglądu i również w wynikach dokładnych badań lekarskich. Głodówkę leczniczą można więc porównać do remontu mocno zestarzałego i uszkodzonego budynku — zostaje on oczyszczony z zepsutych, spróchniałych części aż do zdrowych murów, na których wznosi się potem nową, solidną budowlę. 


ROZDZIAŁ 4 Przebieg głodówek leczniczych Jest zrozumiałe, że nagłe wstrzymanie dopływu pożywie nią stwarza sytuację zupełnie nową, mniej lub bardziej stresującą, do której ustrój musi się zaadaptować, uruchomiając swe mechanizmy obronne. Zwiększa się wydzielanie korzystnie działających hormonów kory nadnerczy, nabierają znaczenia wewnętrzne rezerwy żywnościowe. W pierwszym rzędzie taką rezerwą jest tkanka tłuszczowa. Jeśli chodzi o zapasy glikogenu, są one w ogóle niewielkie i przy tym tylko w małym stopniu mogą być mobilizowane, dlatego też szybko zostają zużyte, po czym wyzyskiwane są głównie tłuszcze, a białko ustrój czerpie ze złogów, komórek zwyrodniałych i stopniowo również z tkanek mniej ważnych, jak mięśnie. Zarazem przerwanie dowozu pokarmów powodu­je, że znacznie zmniejsza się praca przewodu pokarmowego, a również wszystkich narządów i tkanek związanych czynnoś­ciowo z funkcją pobierania i metabolizowania zewnątrzpochodnych pokarmów. Z drugiej strony stopniowo narastają proce­sy przeciwne — żywienia endogennego. Wszystkie te zmiany mogą w swym przebiegu wykazywać pewne różnice zależnie od indywidualnych cech danego pacjenta i jego stanu ogólnego. Toteż już w pierwszym dniu głodówki i w kilku następnych dniach samopoczucie może być bardzo różne, w zależności od tego jakie procesy w ustroju przeważają. Niektórzy głodujący odczuwają silne bóle głowy, swędzenie skóry, znaczne osłabie­nie, nawet nudności — słowem objawy jakby zatrucia. Autorzy wiążą to z szybkim przechodzeniem złogów i toksyn z tkanek do krwi. Czasem właśnie pierwsze dni trudne są do wy­trzymania, a stopniowo samopoczucie poprawia się. Bircher-Benner podkreśla, że ludzie otyli na ogół źle znoszą głód, choć jest on dla nich szczególnie wskazany. Według tego autora tkanka tłuszczowa otyłych jest wielkim magazynem odłożo­nych w niej toksyn, które przy głodowym rozpadzie prze­chodzą do krwi i zatruwają ustrój. Nierzadko jednak bywa, że już od początku głodujący czują się dobrze, zjawia się poczucie lekkości, rześkości, a nawet wzmożonej energii, zwiększa się zdolność do pracy umysłowej, myśli stają się bardziej lotne. Przyczyną tych korzystnych zmian jest odbarczenie układu krążenia, oddychania i trawienia z wydaleniem nadmiaru wody i soli kuchennej i z poprawą ukrwienia mózgu. Czystą wodę może głodujący pić bez ograniczeń. Ale na ogół w czasie głodowania zapotrzebowanie na wodę jest niewielkie, gdyż: 1. Jest to dieta ściśle bezsolna. 2. Przy głodowym spalaniu tłuszczów uwalnia się woda endogenna. 3. Wszystkie nadmiary wody ustrojowej (obrzęki) zostają w czasie głodówki wydalone już w pierwszych dniach. Toteż bywa, że głodujący więcej oddaje moczu, niż pije. Niezależnie od ogólnego samopoczucia i dolegliwości, wy­stępuje dręczące uczucie głodu, które jednak po kilku dniach na ogół zupełnie znika. Chodzi o to, że już w pierwszych dniach zostają spalone nadające się do mobilizacji ilości glikogenu, po czym ustrój wyzyskuje już głównie tłuszcze, które, jak to określają biochemicy, spalają się prawidłowo tylko „w ogniu węglowodanów", a gdy spalanie węglowodanów jest mocno ograniczone, przemiana tłuszczów staje się nieprawidłowa — powstają z nich produkty zakwaszające (kwas aceto-octowy, B-oxymasłowy, aceton). Ta tzw. kwasica ketonowa zaczyna się stopniowo już ok. 2-3 dnia głodówki i w miarę jej narastania uczucie głodu zanika, co może nastąpić już w 3-4-tym dniu albo nieco później. Przy dłuższych głodówkach patrzy się już na jedzenie obojętnie — organizm jakby „odzwyczaja się" od niego, przestawiając się na endogenne żywienie, które stop­niowo sięga do coraz głębszych nadających się do uzyskania „pokładów". Uczucie głodu przestaje męczyć, ale w miarę narastania kwasicy mogą przejawiać się objawy pewnego,, zatrucia" (złe samopoczucie, bóle i zawroty głowy, nudności). Nie osiągają one większego nasilenia, ale mogą zwiększać się do ok. 6-10 dnia głodówki, po czym zwykle znikają, stopniowo albo dość szybko — nawet w ciągu paru godzin — a samopoczucie głodującego wybitnie się poprawia. To zjawisko Nikołajew nazywa kryzysem lub przełomem kwasiczym. Narastaniu kwa­sicy towarzyszy obniżenie się tzw. rezerwy alkalicznej czyli zasobu zasad ustrojowych — po kryzysie ta rezerwa znów wzrasta. Zresztą ten kryzys kwasiczy może być przez pacjenta słabo odczuwalny albo w ogóle zatarty. Zmniejszenie się kwasicy — niekiedy szybkie — wiąże się z tzw. okresem przystosowania, który występuje, a raczej stopniowo ustala się ok. 8-10 dnia głodówki. Organizm znacznie zmniejsza wtedy podstawową przemianę materii, tak, że jeśli w pierw­szych dniach głodówki utrata wagi wynosi średnio ok. 1 kg dziennie, to ubytek ten stopniowo maleje, a w okresie przy­stosowania wynosi już tylko 200-300 gramów na dobę. Ogólna redukcja metabolizmu redukuje też kwasicę, a poza tym ustrój zaczyna w większym stopniu wytwarzać cukier z wewnątrzust­rojowych tłuszczów i białek — a więc i tłuszcze spalają się lepiej i poziom cukru — często w pierwszych dniach nieco obniżony — normalizuje się. Trzeba pamiętać, że we krwi poziom cukru, podobnie jak niektórych innych składników (np. białka, soli mineralnych), nie może ulegać większemu obniżeniu, gdyż byłoby to groźne dla życia. Organizm musi więc oszczędnie gospodarować swymi zasobami węglowodanów i zwiększać możliwości ich uzyskiwania z tłuszczów i białek, przy ogólnie zmniejszonej przemianie materii. Spoczynkową głodową przemianę oblicza się na około5 00-700 kcal/dobę. Ustalono, że np. w szóstym dniu głodówki zapotrzebowanie energetyczne zostaje pokryte w 8 5 % przez tłuszcze, w 13 % przez białko, a tylko w 2% przez węglowodany, a więc prawie odwrotnie niż przy egzogennym, normalnym odżywianiu. Z rozpadającej się podskórnej tkanki tłuszcz przechodzi do wątroby, gdzie zostaje spalony — stąd też głodowe przetłusz­czenie krwi. Na skutek mobolizacji złogów miażdżycowych podwyższa się we krwi poziom cholesterolu — jest to oczywiście zjawisko przejściowe. Objawów awitaminozy w czasie głodówki nie stwierdzono. W okresie przystosowania obniża się nie tylko podstawowa przemiana, ale i ciepłota ciała, częstość tętna i ciśnienie tętnicze. Zwiększają się bakteriobójcze właściwości krwi. Można przy­puszczać, że niektóre szczepy bakteryjne źle reagują na głodówkowe zakwaszenia krwi, dlatego może ono być czynnikiem leczniczym w przewlekłych zakażeniach, jak to stwierdzono wielokrotnie. Okres przystosowania jest różny - przeciętnie 10 dni, po czym stopniowo następuje okres uszkodzenia i wyniszczenia, czyli tzw. dystrofii głodowej, do której przy leczeniu głodem nie wolno dopuścić. Dlatego przy dłużej trwające) głodówce powinno się być stale pod ścisłą kontrolą lekarską, by wiedzieć, w jakim czasie ją zakończyć. A jak jest z samopoczuciem przy tych dłuższych głodów­kach? Otóż bywa ono wcale nierzadko zupełnie dobre, nawet z pewnym pobudzeniem psychicznym i fizycznym. Zadziwiają­ca jest zdolność niektórych osób głodujących nie tylko do pracy zawodowej, której nie chcą przerywać, ale i do wysiłków fizycznych niekiedy znacznych jak długie wielokilometrowe wycieczki piesze, ćwiczenia gimnastyczne i różne wyczyny sportowe. Zdolność ta utrzymuje się różnie długo — czasem do kilku tygodni. Podkreślają to różni autorzy. Móller uważa za śmieszne, że oficjalna medycyna przy krótkiej diecie głodowej czy przy dniach mlecznych Karela nakazuje leżeć w łóżku. „Ja osobiście - pisze - przy dłuższych głodówkach odbywałem dalekie podróże. A na Rivierze, głodując tygodniami, co dzień robiłem dalekie spacery, niedaw­no w Rzymie, głodując5 dni, byłem od świtu do nocy na nogach. Często robię kilkudniowe głodówki nie przerywając pracy i czuję się po tym znacznie bardziej odświeżony niż gdybym przez ten czas wziął urlop z normalnym jedzeniem". Lutzner podaje przykład 40-letniego mężczyzny, który gło­dował 21 dni, tracąc na wadze 12 kg, przy czym co dzień uprawiał gimnastykę, grał w tenisa, pływał i godzinami chodził, kończąc głodówkę w doskonałej fizycznej formie. Po roku ten sam pan znów podjął 21-dniową głodówkę, ale tym razem, jako rekonwalescent po wypadku, z nogą w gipsie, mógł tylko bardzo niewiele chodzić o łasce. Po tej głodówce również stracił 12 kg, ale był tak osłabiony, że musiał uczyć się chodzić. Szwedzki lekarz Otto Kari Aly opisuje grupę 20 mężczyzn, którzy idąc przez 10 dni pieszo z Goeteborga do Sztokholmu, dziennie pokonując trasę ok. o km, przez ten czas nie przyjmowali żadnego stałego pokarmu, pijąc nieco soku poma­rańczowego i ok. 3 litry wody na osobę dziennie. Ubytek wagi wynosił ok. 5-7 kg na osobę a samopoczucie i sprawność po dojściu do celu były znakomite (cyt. wg Lutznera). Jest jednak zrozumiałe, że mimo dobrego samopoczucia w miarę trwania głodówki występuje narastające osłabienie, które może być nieodczuwalne, wychodzi jednak na jaw przy dokładnych próbach i obciążaniach. Np. Schenck badając swą sprawność fizyczną w okresie głodówki stwierdził, że, mimo poczucia sprawności i dobrego wykonywania wysiłków krót­kich, zdolność do wysiłków długotrwałych i wydajność pracy zmniejszyła się wyraźnie. Np. zdolność do podnoszenia cięża­rów pod koniec 26-dniowej głodówki zmniejszyła się prawie trzykrotnie, ale już w 14 dniu po głodówce była wyraźnie większa niż przed głodówką. Zresztą to niezłe samopoczucie - a nawet ożywienie czy pobudzenie - wcale nie jest regułą. Niektórzy głodujący już od początku są osłabieni i spędzają czas głównie leżąc, co zdaniem autorów jest niekorzystne. Lekkie ćwiczenia gimnastyczne i spacery, masaże i zabiegi hydroterapeutyczne mają chronić mięśnie przed zbyt szybkim zużyciem i wspomagać wydalanie złogów. Dość często spotykanym zjawiskiem — również przy dobrym na ogół znoszeniu głodówki - są tzw. kryzysy czy „przełomy" głodówkowe, kilkudniowe okresy znacznego osłabienia i złego samopoczucia z zaostrzeniem przewlekłych dolegliwości i od­nowieniem starych ognisk zapalnych. W czasie takiego przełomu dojść może do znacznego podwyższenia poziomu ciał ketono­wych we krwi i moczu (przełom kwasowy) z towarzyszącymi objawami zatrucia. Może wystąpić przejściowa gorączka, bóle głowy lub wymioty. Po paru dniach dolegliwości te ustępują, lecz nawracają znowu, gdy wystąpią bóle w innych ogniskach. Autorzy wiążą te objawy z „otwieraniem" i wchłanianiem starych ogniska zapalnych, z których uwolnione toksyny i produkty rozpadu przechodzą do krwi przejściowo „za-truwając" ustrój. W ten sposób zastarzałe sprawy chorobowe zostają zlikwidowane, a więc wyleczone. Po takim głodówkowym zaostrzeniu z przejściowym „kryzysem" te doległiwości już się więcej nie powtarzają. W czasie dłuższej głodówki mogą jednak występować i takie objawy, których chory dawniej nigdy nie miewał (np. ataki dychawicy oskrzelowej czy kolki żółciowej). Częstym głodówkowym objawem jest bardzo przykry za­pach powietrza wydychanego. Cuchnące substancje wydzielane są również z potem — niekiedy jest to tak nasilone, że z głodującym nie można przebywać w jednym pokoju. Ten przykry zapach świadczy — według autorów — o mobilizacji z tkanek toksycznych substancji: niektóre z nich w lotnej postaci wydalane są przez skórę i płuca. Język jest obłożony, często dość grubym nalotem. Ciekawym zjawiskiem potwiedzającym uwalnianie się związ-ków odłożonych w tkankach jest opisywane niekiedy od-czuwanie przez głodującego smaku i zapachu pewnych substan­cji — pokarmów czy leków - które pobierał on nieraz na długo przed głodówką. Częstym objawem jest wydalanie śluzowatych mas z jelit, oskrzeli czy dróg moczowych. Stolec wydała się samoistnie raz na kilka dni, składa się z wydzielin nabłonka jelitowego, złuszczonych komórek i żółci. Kwasota soku żołądkowego wyraźnie się obniża — wydzielanie soków trawiennych spada, nabłonek jelit spełnia za to często funkcję wydalania substancji o przykrym zapachu i śluzowo-ropnym wyglądzie. Autorzy uważają to za proces usuwania ustrojowych zanieczyszczeń. Podkreślają, że w czasie głodu ustrój „wydala" wszystkimi możliwymi drogami — przez płuca, nerki, skórę i śluzówkę jelita, a Buchinger twierdzi nawet, że każda przewlekła choroba daje nieco inny, charakterystyczny zapach tych śluzowych czy śluzowo-ropnych wydalin. Ilość wydalanego na dobę moczu wyraźnie zmniejsza się w dalszych etapach głodówki, co zresztą zależy też od ilości wypijanej wody, ale zwykle głodujący piją raczej niewiele. W pierwszych dniach głodówki organizm wydala z moczem nadmiar chlorku sodu, ale już po kilku dniach ogranicza to, oszczędzając chlorki. Na ogół zwiększa się kwasota moczu, która zresztą jest zmienna, zależnie od wahań zakwaszania krwi, to zaś w czasie „przełomów" może się zwiększać, przy czym w moczu mogą pojawiać się niewielkie ilości acetonu. W zakresie układu krążenia przy głodówce obserwuje się — jak już wspomniałam — zwykle spadek częstości akcji serca i ciśnienia tętniczego. Ale jeśli przed głodówką ciśnienie to było niskie, reakcja może być odwrotna: ciśnienie podwyższa się. Grote porównuje wpływ głodówki na serce do działania naparstnicy (digitalis). Zupełnie innego zdanie jest Kienle, który, stosując u chorych na serce kilkudniową głodówkę sokową, obserwował u nich nie tylko wybitną poprawę kliniczną, ale i cofanie się patologicznych zmian w elektrokar-diogramie — zmiany te po naparstnicy raczej się nasilały. Wynikałoby z tego, że naparstnica „zmusza" chore serce do lepszej pracy podczas, gdy głodówka istotnie je uzdrawia. Uzdrawia również — i to w znacznym stopniu — krążenie obwodowe, nie tylko przez leczniczy wpływ na miażdżycę, ale i przez regenerację włośniczek. Rudakow obserwował naczynia włosowate skóry i siatkówki oka (kapilaroskopia, kapilaro-grafia i kalibrometria pętli włośniczek) u chorych, którzy głodowali od 9 do 30 dni. Stwierdził, że między 9 a 14 dniem bardzo zwiększała się liczba włośniczek, przez co ukrwienie tkanki wyraźnie się poprawiło — efekt ten osiągał swój szczyt około 14 dnia głodówki. Przy dłuższej głodówce, krew nieco się zagęszcza, zwiększa się jej krzepliwość i zawartość tłuszczu (o 50-100%). Na ogół zmniejsza się rezerwa alkaliczna (zasób zasad) a zwiększa zakwaszenie — procesy te mogą przejściowo nasilać się, co manifestuje się pogorszeniem samopoczucia (osłabienie, bóle i zawroty głowy, bicie serca). Nikołajew podkreśla, że te zmiany samopoczucia mogą być niekiedy bardzo nagłe — w ciągu kilku godzin - zależnie od wahań metabolicznych, dolegliwości zjawiają się i ustępują. Ilość erytrocytów we krwi zwykłe nie zmienia się — czasem nawet zwiększa. Za to ilość leukocytów stopniowo wyraźnie spada. Zawartość soli mineralnych na ogół zostaje utrzymana. Poziom cukru nieco się obniża, poziom mocznika i cholesterolu wzrasta. Kości są podczas głodu w dużym stopniu oszczędzane — wydzielanie wapnia zmniejszone. Gruczoły wewnętrznego wydzielania ograniczają swą czynność. Zmniejsza się kwasota soku żołądkowego i wydzielanie żółci. Jak podkreśla Buchinger, woreczek żółciowy nieraz wykazuje skłonność do skur­czów, przy których wydziela się śluz, piasek i drobne żółciowe kamienie — elementy te znajduje się potem w stolcu. Układ nerwowy staje się w czasie głodówki na ogół bardziej wrażliwy na leki i trucizny. Narkotyki działają silniej. Reakcje uczuleniowe przebiegają słabiej. Odporność na niektóre szcze­py bakteryjne (np. bakterie coli) wzrasta. Odnośnie utraty białka w czasie dłuższej głodówki Heun zaznacza, że ok. 30% białka zawartego w komórkach jest zbędna dla życia komórki — i ten zapas może być zużyty w czasie głodu. Jak wiadomo w starszych, częściowo już zwyrodniałych komórkach znajduje się sporo białka już nieczynnego, balas- towego czy „nonsensownego". Mobilizacja i zużycie tych złogów w czasie głodu oznacza znaczne oczyszczenie komórek, oraz ich istotne biologiczne odmłodzenie. Z obserwacji nad głodzonymi pierwotniakami wiadomo, że tego rodzaju złogowo-zapasowe substancje zużywane zostają w pierwszym rzę­dzie, przy oszczędzaniu części ważnych dla życia i funk­cjonowania komórek. Zależnie od ilości i wielkości wchłanianych starych ognisk zapalnych, czy innych tworów chorobowych, przełomy gło­dówkowe mogą być odczuwane silniej lub słabiej. Bywa, że głodujący prawie wcale ich nie dostrzega i przez parę tygodni czuje się nieźle, a nawet zdolny jest do pracy zawodowej i pewnych wysiłków fizycznych. Jak już podkreślałam, zdol­ność do głodowania i samopoczucie przy nim, to sprawy bardzo indywidualnie różne, zależne od wyjściowego stanu ogólnego, budowy ciała jak również od nastawienia psychicznego. Na ogół dobrze znoszą głodówkę ludzie o mocnej budowie, z pewną (choć nie nadmierną) warstwą podskórnego tłuszczu i dobrze rozwiniętymi mięśniami, które przy dłuższej głodówce mogą być pewnym źródłem białka. Otyli często, choć nie zawsze, źle znoszą głodówki, zwłaszcza w początkowej fazie — pisałam o tym wyżej. Natomiast ciężko chorzy mogą dobrze je znosić, jeżeli już po paru dniach odczuwają ulgę i poprawę — wtedy nadzieja wyzdrowienia dodaje im sił do wytrzymania. ROZDZIAŁ5 Postępowanie i opieka w czasie głodówki tego co napisałam w rozdziale drugim wynika, że o fachową opiekę lekarską w czasie głodówki - zwłasz- cza w naszym kraju - jest bardzo trudno, choć niektórzy lekarze zajmują się już tą metodą leczenia. Ale w bibliotekach lekarskich można znaleźć cały szereg książek napisanych przez lekarzy, głównie zagranicznych, którzy, od lat lecząc głodem różne choroby, opisują działanie tej metody i uzyskiwane wyniki. Są to tzw. lekarze fastoterapeuci. W braku takiego specjalisty dobre zapoznanie się z tematem pozwala choremu na podjęcie głodówki leczniczej w domu „na własną rękę". Konieczne jest przy tym pilne przestrzeganie pewnych reguł. Przede wszystkim trzeba dokładnie poznać swój organizm, wykonując badania, które pozwolą ocenić stan i funkcję układów narządowych (ciśnienie tętnicze, ekg, rtg klatki piersiowej, morfologia krwi, badanie moczu, poziom cukru, białka, mocznika i elektrolitów we krwi — do tego oczywiście badania wiążące się z daną chorobą, która ma być leczona głodem. Wyniki tych badań potrzebne są: 1. Dla oceny ogólnego stanu pacjenta. 2. Dla sprawdzenia czy nie ma jakiejś ukrytej choroby, która nie pozwalałaby na głodowanie. 3. Dla późniejszego porównania wyników tych samych badań wykonywanych w czasie głodówki i po niej. Pacjent decydujący się na leczenie głodem powinien przed podjęciem kuracji nie tylko dobrze zapoznać się z tą metodą, ale i nauczyć się samoobserwacji, która w czasie głodówki jest bardzo ważna, zwłaszcza gdy się głoduje „na własną rękę" w domu. A więc musi on umieć obliczać swą częstość tętna i oddechu na minutę (w pozycji leżącej, w zupełnym spokoju), mierzyć dobową ilość moczu, notować ilość dobową i wygląd wypróżnień, obserwować występujące dolegliwości, co dzień też mierzyć wagę ciała i ciśnienie tętnicze krwi. Wszystko to zapisywać, prowadząc swego rodzaju,, dziennik". Mając te dane, a także wyniki badań dodatkowych, można np. być w czasie głodówki pod „telefoniczną opieką" lekarza specjalisty, który też w pewnym stopniu może oceniać i udzielać rad. Bardzo pożyteczną i łatwą w wykonywaniu metodą badania wydolności oddechowo-krążeniowej jest próba najdłuższego wstrzymania oddechu na szczycie wdechu. W pozycji siedzącej patrząc na sekundnik na zegarku, wykonuje się jak najgłębszy wdech. Zatrzymując powietrze w płucach, zamyka się usta i usiłuje się jak najdłużej wytrwać bez oddychania. Gdy już dłużej wytrzymać nie można, wypuszcza się to powietrze, otwierając usta i oblicza się na sekundniku jak długo trwał ten dowolny bezdech. Młodzi ludzie wytrzymują 40-60 sekund, wytrenowani — ponad minutę, a starzy średnio 30-40 sekund. Czas bezdechu poniżej 20 sekund świadczy już o niewydolności krąźeniowo-oddechowej. Powtarzając to co pewien czas można obserwować jak się ta wydolność zmienia. Głodówkę leczniczą nazwano „operacją bez noża". Jest to nazwa w pewnym sensie słuszna — w innym nietrafna. Obie te metody działają szybko i skutecznie, zarówno operacja jak głodówka żądają wyrzeczeń i cierpień, przetrzymywania pew­nego stresu, do czego potrzebny zdecydowanie hart ducha. Lecz głodówka nie tylko usuwa samą chorobę, jak to czyni operacja, ale i usuwa głęboką i skrytą jej przyczynę, przestraja cały ustrój, oczyszcza go i biologicznie odmładza. Długość głodówki właściwie należy zaplanować, bo mogą się z tym wiązać różne życiowe sprawy (urlop, jakieś ważne interesy, które trzeba odsunąć), ale planować to trzeba bez żadnego „zobowiązania" — zależnie od okoliczności i samopo­czucia można tę kurację wydłużyć lub skrócić. Jeśli głoduje się w domu, „na własną rękę", bez stałego dozoru lekarskiego, należy planować głodówki kilku-kilkunastodniowe, powtarza­jąc je co parę tygodni lub miesięcy. W ten sposób głodówkę i jej uzdrawiający efekt rozkłada się „na raty". Między głodówkami trzeba zachować ściśle młeczno-jarską dietę. Ludzie starzy, zwłaszcza bardziej schorowani, powinni po­dejmować z początku tylko bardzo krótkie 1-3-5-dniowe głodówki, pilnie obserwując swe samopoczucie, które, jak zaznaczyłam w rozdziale poprzednim, może być dość różne, zależnie od tego jakie procesy w ustroju wysuwają się na plan pierwszy w tym wczesnym okresie. Głodówkę można prze­dłużyć do 7 dni, po pewnym czasie ją powtarzając. W zasadzie już okres między 7 a 21 dniem głodówki wymaga pewnego nadzoru ze strony doświadczonego kierownika takich kuracji, ale można zgodzić się ze zdaniem Buchingera, który uważa, że okres trzytygodniowy jest stosunkowo bezpieczny, a daje już duży efekt kuracji. W żadnym wypadku nie wolno głodówki „na własną rękę" przedłużać ponad 21 dni — takie dłuższe głodówki mogą być przeprowadzane tylko pod ścisłą kontrolą lekarską no i oczywiście z wykonaniem odpowiednich badań, które zresztą trzeba co pewien czas stosować i przy krótszych głodówkach. Na temat optymalnego okresu trwania głodówki leczniczej panują dość różne opinie. Glatzeł i Buchinger za taki okres uważali 3 tygodnie. W klinice Nikołajewa stosowano głodówki 2-3 tygodniowe. Suworin nieraz przedłużał głodówki lecznicze do 6 tygodni, ale słabszym zalecał 3-tygodniowe, polecając przerwać w razie wystąpienia bezsenności. Tarnawski uważał dwa tygodnie za okres optymalny, ale w praktyce rzadko przedłużał głodówkę ponad 7 dni. Lubieniecki uważa, że nie trzeba wyznaczać z góry terminów, a długość głodówki należy uzależnić od obserwacji i samopoczucia pacjenta. Miszurow podaje, że w Anglii i USA lekarze fastoterapeuci za najkorzyst­niejszy uważają okres 30 dni. W Niemczech 21, a we Francji 14 dni. Autor ten odróżnia głodówki: 1. Krótkotrwałe 1-20 dni, 2. Średniookresowe (21-40 dni), 3. Długotrwałe (ponad 40 dni). Sam autor przepisuje zwykle głodówki 1-20 dniowe, a dzie­ciom maksymalnie tyle dni głodówki, ile one mają lat. Prze­strzega też przed podejmowaniem dłuższych głodówek „na dziko", bez doświadczenia i specjalistycznej opieki. Miszurow podkreśla też, że aby wyleczyć się z przewlekłej, zastarzałej choroby nie wystarczy jedna kilkunastodniowa głodówka. Trzeba ją po pewnym czasie powtarzać, czasem nawet parę razy. Często dla zupełnego wyleczenia takiej choroby potrzeba w sumie ok. 60 dni głodzenia w kilku takich cyklach. Głodówkę zaczyna się zwykle od przeczyszczenia, aby usunąć z przewodu pokarmowego to, co zostało ostatnio spożyte. Można w tym celu zastosować różne metody, wybiera­jąc takie, które się już zna i do których ma się większe zaufanie. Lekarze, kierownicy głodówek, zwykle zalecają rozpocząć tę kurację od przeczyszczenia za pomocą soli gorzkiej. Stosuje się ok. 30-40 g na 2-3 szklanki ciepłej wody — wypija się to w ciągu kilkunastu minut — wieczorem. Następnego dnia od rana już nic się nie je. Niektórzy zalecają zamiast przeczyszczenia — lub niezależnie od niego — przed zaplanowaną głodówką 1-3 dni owocowych lub owocowo-surówkowych. Taka „balastowa dieta" mechanicznie usuwa z jelit resztki poprzedniego pokar­mu. Chodzi o to, by nie zalegał on w jelitach i nie osłabiał efektu głodówki. Zresztą wielu autorów zaleca również w czasie głodówki oczyszczać jelita przez lewatywy, które wykonywane co dzień, bądź w 2-3 dni, mają nie tylko usuwać jakieś zalegające resztki, lecz również wspomagać ustrój w pozbywaniu się głodowych toksyn i wydalin, które usuwane są przez nabłonek jelitowy. Do takiej lewatywy zużywa się ok. 1,5 5 litra wody o temperatu­rze 36°. Jednak niektórzy lekarze są przeciwnikami takich zabiegów. Twierdzą oni, że jelito, które jest wielką powierzchnią wydala­jącą, oczyszcza się samo — stolec złożony z żółci, złuszczonych nabłonków i jelitowych wydalin występuje co kilka dni, a lewatywy mogą zakłócać ten proces wydalania, a nawet uszkadzać śluzówkę jelita. Picie wody jest obowiązkowe, co najmniej w ilości 1 litra dziennie, a poza tym bez ograniczeń. Pije się zwykłą wodę z kranu — niektórzy zalecają przegotowaną, ciepłą z unikaniem wody mocno chlorowanej. Znaczne ograniczenie picia może być wskazane tylko przez kilka dni, jeśli pacjent ma duże „zapasy" wody w postaci obrzęków, które przy głodówce wchłaniają się. Przy lewatywach woda wchłania się też z jelita. Niekórzy autorzy polecają picie nieco większych ilości wody dla lepszego wypłukiwania toksyn. W praktyce rzadko kiedy głodówka jest „zupełna i czysta" w tym sensie, że pacjent pije wyłącznie czystą wodę. Zwykle kierownicy głodówek dodają napary ziołowe, czasem trochę wywaru z jarzyn lub surowego soku owocowo-warzywnego. Albo też głodówka ma w ogóle charakter „sokowej" z dodat­kowym piciem wody. Soki można częściowo zastąpić przez różne lemoniady czy herbatą z cytryną, bądź z jakimś owoco­wym sokiem. Nieduże ilości cukru czy miodu są dopuszczalne dla zapobiegania ewentualnym okresowym nasileniem się kwasicy, a dodatek wody mineralnej chroni przed zbytnią utratą soli. Nikołajew podaje 3 razy dziennie (na „śniadanie, obiad i kolację") wywar z owoców dzikiej róży, a w okresie przełomu kwasiczego (6-10 dzień) dodaje alkaliczną wodę mineralną. W przypadku chwilowego osłabienia (przejściowy spadek poziomu cukru we krwi) trzeba zjeść 1-2 łyżeczki miodu, parę cukierków lub wypić herbatę z cukrem (toteż na spacerach czy wycieczkach poza domem głodujący powinien mieć przy sobie kilka cukierków - na wszelki wypadek). Zresztą napady takie zdarzają się rzadko. By im zapobiec, Buchinger podaje raz dziennie szklankę soku owocowego z łyżeczką miodu, a także raz dziennie wywar z jarzyn (bez soli i przypraw) oraz wywary z ziół i nieco wody mineralnej. Autor ten podkreśla, że głodujący traci dużo soli mineral­nych z moczem, potem i wydalinami śluzówek. Dodatek surowych soków i naparów nie zakłóca samego leczniczego mechanizmu głodówki, ale nieco łagodzi jej przebieg dostar­czając ustrojowi pewnych ilości biokatalizatorów (witaminy, sole mineralne, pierwiastki śladowe). Wywary jarzynowe i su­rowe soki (również kwaśne) zwiększają ustrojową rezerwę alkaliczną (zasób zasad) przeciwdziałając kwasicy. Dużą wagę przywiązują autorzy do wszelkich zabiegów, które mogą wzmagać ustrojowe wydalanie i oczyszczać ustrój. Tu należą ciepłe kąpiele i natryski, masaże, gimnastyka, spacery (marsze), głębokie oddechy (ćwiczone co pewien czas), płuka- nie ust i inne zabiegi higieniczne. Niektórzy autorzy stawiają głodującym nawet wysokie wymagania, np. Wójtowicz poleca co dzień pokonać pieszo trasę od 15 do 20 km na świeżym powietrzu, obniżając te wymagania dla ludzi słabszych i o niż­szym wyjściowym ciężarze ciała. Autor ten zaleca również masaże wykonywane przez pacjenta (automasaż) lub masażystę, codzienne kąpiele, prysznice kontrastowe z ciepłej i chłodnej wody na przemian, a także co 5-7 dni łaźnię parową lub saunę. Tu trzeba jednak mocno podkreślić, że nie należy stawiać żadnych „twardych wymagań", do których wykonania głodu­jący miałby się zmuszać siłą woli. Trzeba pamiętać, że w czasie głodówek ustrój jest w stanie pewnego stresu („operacja bez noża") i należy chronić go przed dodatkowymi stresami czy to fizycznymi czy psychicznymi. Te wymienione wyżej dodat­kowe zabiegi mają na celu wspomaganie organizmu w wydala­niu szkodliwych substancji. Ale „siła lecznicza natury", ów „wewnętrzny lekarz" (jak to nazywa Nikołajew), samodzielnie prowadzi to oczyszczenie. Naszą sprawą jest czuwać nad tym procesem i pomagać mu w sposób roztropny, unikając wszyst­kiego, co mogłoby zaszkodzić. Dlatego nie można wyznaczać sztywnych reguł i schematów postępowania, które musi być uzależnione zarówno od rodzaju choroby, na jaką pacjent cierpi, jak i od jego stanu ogólnego i samopoczucia, jak i wreszcie od tego, w jaki sposób u danego chorego przebiegają procesy wdrażania endogennego żywienia i oczyszczania or­ganizmu. Toteż zabiegi pomocnicze należy włączać tytułem próby — w formie łagodnej i oszczędzającej — pilnie obserwując jakie będą po nich rekacje organizmu i samopoczucie i od tego uzależniając dalsze postępowanie. Ważna zasada to unikanie — zwłaszcza w dalszych etapach głodówki — wszelkich silnych bodźców jak dalekie marsze (zwłaszcza przy złej pogodzie), gorące i zimne kąpiele czy natryski, naświetlania słoneczne itp. Takie zabiegi jak łaźnia parowa czy sauna, mogłyby być stosowane raczej tylko wyjątkowo, u pacjentów silnych i z daw­na do nich przyzwyczajonych. Kąpiele należy stosować tylko ciepłe, łagodne, bez zbytniego namydlania skóry, traktując je jako opłukania ciała. Jeśli głodujący czuje przypływ energii i sam rwie się do ruchu, należy oczywiście pozwolić mu nawet na nieco dalsze spacery i lekkie ćwiczenia gimnastyczne, ale spacery te powi­nien odbywać w towarzystwie i zawsze też powinien mieć przy sobie jakieś cukierki czy kostki cukru na wypadek chwilowego osłabienia spowodowanego przejściowym spadkiem poziomu cukru we krwi. Takie incydenty zdarzają się bardzo rzadko, ale mogą się zdarzyć. W okresach „przełomów głodówkowych" chory czuje się źle i powinien zrezygnować z wysiłków fizycznych prowadząc przez te parę dni wypoczynkowy, raczej leżący tryb życia. Ogólnie można powiedzieć, że głodującego nie należy zmuszać do aktywności fizycznej, lecz należy go - w miarę sił i możliwości - do tego namawiać, gdyż ruch, chodzenie, lekkie ćwiczenia działają korzystnie poprawiając krążenie krwi i pobu­dzając regenerację nowych komórek. Aktywność fizyczna chroni też mięśnie przed zanikiem, poprawia wentylację płuc i polepsza ogólny stan organizmu. Masaże, wilgotne i suche rozcierania skóry są również pożyteczne jako zabiegi bodźcowe, wzmagające ukrwienie skóry i pobudzające jej funkcje. Ale zabiegi te muszą być wykonywane ostrożnie, łagodnie, bez zbytniego wysiłku i stałe kontrolując samopoczucie. Jak radzi Buchinger, w czasie głodówki lepiej za mało wysiłków i bodźców niż za wiele. Wszyscy autorzy podkreślają, że głodujący jest bardzo wrażliwy na zimno i trzeba troskliwie zadbać o to, by nie marzł - zwłaszcza jeśli głoduje zimą i wychodzi na spacery. Ta ochrona przed zimnem jest specjalnie ważna przy długo­trwałych głodówkach. Bardzo ważna jest też pielęgnacja jamy ustnej. Dwukrotnie dziennie należy myć zęby i język. Przykry zapach z ust można na pewien czas usunąć, trzymając w ustach kawałek cytryny ze skórką albo płucząc usta wodą z dodatkiem kilku kropli arniki i soku cytrynowego. Kosmetyków w czasie głodówki nie należy stosować. Trzeba też oczywiście wyłączyć palenie papierosów. Przy głodówce nie podaje się leków, gdyż reakcje na nie bywają zupełnie odmienne niż normalnie. Na głodują­cych zwierzętach stwierdzono, że reagowały one te leki w spo­sób gwałtowny i nieprawidłowy. W czasie głodówek nie stosuje się też syntetycznych witamin. Wójtowicz podkreśla, że choć w dalszych etapach kuracji nie odczuwa się już głodu, to jednak trzeba trzymać się z daleka od jedzenia, jego wyglądu i zapachu. Zdaniem autora, nieprze­strzeganie tej zasady znacznie obniża efekt leczniczy. Tenże autor radzi, by w czasie głodówki leczniczej nie nosić bielizny i ubrań z włókien syntetycznych — dotyczy to zwłaszcza ludzi z chorobami alergicznymi, którzy leczeni byli hormonami kory nadnercza. W czasie głodówki wzrasta znacznie wrażliwość na stresy psychiczne, przed którymi trzeba chorego chronić. Psychiczne nastawienie to w ogóle ważny problem w tych kuracjach. Chorzy, którzy bardzo boją się głodu, wyobrażają sobie, że umrą itp. nie powinni w zasadzie być leczeni tą metodą, choć i tacy mogą przejść tę kurację, jeśli zdecydują się na próbę paru dni i zniosą to dobrze, nabierając zaufania i do dłuższej głodówki. To zaufanie może być jeszcze przed kuracją mocno poder­wane zarówno przez rodzinę i przyjaciół jak i przez lekarzy, którzy nie znając tej metody, negatywnie się o niej wyrażają, strasząc chorego. Jeśli się głoduje w domu, trzeba nabrać odporności na takie opinie pamiętając, że źródłem ich jest nieznajomość tej problematyki. Jeśli głodówkę przeprowadza się w specjalnym zakładzie, to głodujący towarzysze podtrzymują się nawzajem na duchu, podczas gdy odwiedzający często wpływają szkodliwie przez swe ubolewania, wyrazy współczucia, obawy czy drwiny. Pacjent głodujący w takim zakładzie powinien mieć spokój, wypoczynek, oderwanie się od trosk. Bardzo pożyteczne są rozmowy i pogadanki prowadzone przez lekarzy specjalistów leczenia głodem. Dla oderwania myśli od takich czy innych dolegliwości pomocne też będą odpowiednio dobrane rozry­wki, gry towarzyskie, ciekawa lektura, filmy, dyskusje. Oczy­wiście, nie mogą to być rozrywki podniecające czy denerwujące - powinny dawać zadowolenie, stwarzać miły, optymistyczny nastrój. Ważne zagadnienie to głodówka w pracy. Niektórzy ludzie głodujący „na własną rękę" w domu, chwalą się tym, że w czasie nawet kilkutygodniowej głodówki nie przerwali swej pracy zawodowej poza domem. Czy to słusznie? Nie! W ogóle bardzo niesłuszne i niebezpieczne są takie ambicjonalne porywy i poka­zy. Nawet jeśli głodujący czuje się całkiem dobrze i silnie, trzeba pamiętać, że w istocie siły te stopniowo, choć może niewyczuwalnie, słabną i że zawsze mogą wystąpić chwilowe osłabie­nia albo głodówkowy przełom, przy którym trzeba poddać się badaniom, aby stwierdzić czy to tylko przejściowa fala uwol­nionych z tkanek toksyn, czy też głębsze zmiany nakazujące zakończenie głodówki. W zasadzie trzeba na czas kuracji głodowej zwolnić się z obowiązkowej, a zwłaszcza odpowiedzialnej, pracy zawodo­wej uwalniając się od związanych z nią wysiłków i stresów. Kuracja ma być okresem „odpoczynku", w czasie którego wskazane są niemęczące rozrywki, a dozwolone również zajęcia lekkie i nieobowiązkowe, do których pacjent czuje wyraźną ochotę. Zwłaszcza intelektualiści często w czasie głodówki leczniczej odczuwają wzmożoną skłonność i zdolność do pracy umysłowej, co należy przypisać polepszeniu ukrwienia mózgu. Trzeba też pamiętać, że głodówki nie należy zaczynać w stanie psychicznego stresu, jakiegoś silnego zmartwienia wynikającego z powodów nie związanych z głodówką i z choro­bą, na którą ona ma pomóc. Takie troski i niepokoje mogą przy głodówce bardzo przeszkadzać, trzeba je więc przed tą kuracją w miarę możności wyciszać i likwidować. ROZDZIAŁ 6 Zakończenie głodówki. Przejście do żywienia. Problem bezpieczeństwa głodówek leczniczych odkreśliłam wyżej, że przystępując do głodówki, choć- by tylko kilkudniowej, nie należy stawiać sobie z góry terminów jej zakończenia, a kierować się samopo­czuciem i obserwacją, a więc wynikami badań, zarówno tych, które wykonywać może sam głodujący, jak i badań dodat­kowych, laboratoryjnych. Wielu autorów opisuje tzw. zespół wyposzczenia, który ma być wyraźnym sygnałem do zakończenia głodówki. Polega on na tym, że język i jama ustna samoistnie oczyszczają się z nalotu, ustaje przykry zapach z ust i wśród narastającego już oczysz­czenia powraca silne uczucie głodu. Mają to być oznaki zupełnego już oczyszczenia ustroju z zalegających złogów i toksycznych substancji. Ale przy tym autorzy podkreślają, że nie wolno czekać na ten zespół, jeśli już przed tym wystąpią objawy nakazujące przerwać głodówkę. Niektórzy nawet uwa­lają, że takie objawy zupełnego oczyszczenia a więc i wyleczenia, uzyskać można dopiero po kilku powtarzanych co pewien czas głodówkach krótszych (1-3-tygodniowych) — dotyczy to zwłaszcza osób z licznymi zastarzałymi chorobami. Samoobserwacje trzeba prowadzić od początku. Ale głodu­jąc dłużej niż przez tydzień pacjent powinien być pod opieką doświadczonego „kierownika głodówek" i poddawać się od­powiednim badaniom, niektórym co dzień, a innym co pewien czas, zwłaszcza gdy występują jakieś zaburzenia w samopo­czuciu. Co dzień należy oceniać stan ogólny, częstość tętna, ciśnienie tętnicze, wagą ciała, liczbę oddechów na minutę (w spoczynku), dobową ilość wypitych płynów i oddanego moczu, ilość i jakość wypróżnień, wysiłki fizyczne no i doległiwości, które ewentualnie występują. Wszystko to należy notować, wykonując przy tym co pewien czas badania dodatkowe a więc elektokardiogram, badanie moczu (ze zwróceniem uwagi na obecność acetonu), badanie morfologiczne krwi, OB, poziom cukru, białka i mocznika w surowicy krwi. Co pewien czas należy też sprawdzać poziom soli mineralnych w surowicy, głównie wapnia, potasu i chlorku sodu. Niewielkie ilości acetonu w moczu mogą utrzymać się jako objaw normalnego przy głodówce pewnego zakwaszenia - trzeba to sprawdzać co parę dni i dopiero wyraźne zwiększenie się acetonu w moczu przy wyraźnym obniżeniu cukru we krwi budzi niepokój, nakazując albo podać cukier, gdy chodzi o tzw. „przełom", albo przerwać głodówkę, biorąc pod uwagę i inne objawy. Wyraźnym wskazaniem do zakończenia głodówki będzie obniżenie poziomu białka w surowicy krwi poniżej 6 g% czyli 6 gramów na 100 ml krwi (norma wynosi ok. 7 g%), znaczne zwiększenie stosunku globulin do albumin we frakcjach biał­kowych surowicy krwi (normalnie globulin jest średnio dwa razy mniej niż albumin), podwyższenie OB ponad 40-70 po 1 godzinie, wyraźne obniżenie poziomu cukru (norma 80-120 mg%), wapnia (norma 9-11 mg%), magnezu (norma 1, 8-2, 4 mg%), fosforu (norma 10-15 mg%) oraz znaczne podwyższenie poziomu mocznika (norma 20-40 mg%) w surowicy krwi. Sygnałem do zakończenia głodówki będzie też narastająca niedokrwistość, wyraźne podwyższenie acetonu w moczu, wystąpienie patologicznych zmian w elektrokardiogramie, przyspieszenie lub niemiarowość tętna i szybszy oddech (w okresie przystosowania tętno i oddech są zwolnione) oraz pogorszenie się wyników prób sprawności wątroby (to ocenia lekarz). No i ogólne pogorszenie samopoczucia, niepokój, zaburzenia snu, szybko postępujące osłabienie. Dopuszczenie do wystąpienia obrzęków głodowych — choćby niewielkich - byłoby już dużym błędem świadczącym, że przeoczono zmiany chorobowe w białkach krwi, które musiały już uprzednio wystąpić. Obrzęki innego pochodzenia (np. zastoinowe czy zapalne) zmniejszają się i ustępują zwykle już na początku głodówki. Natomiast obrzęki głodowe występują nieraz przy przewlekłym niedożywieniu (np. w obozach koncentracyj­nych). To „puchnięcie z głodu" spowodowane jest znacznym niedoborem we krwi białka, zwłaszcza jego frakcji albuminowej. Przy tzw. przełomach głodówkowych (o których pisałam wyżej) objawy mogą być burzliwe, ale zwykle łączy się to z zaostrzeniem dolegliwości w jakimś starym ognisku zapalnym — sprawa szybko mija, a badania nie wykazują pogorszenia się funkcji narządów. Ponieważ okres przytosowania zaczyna się gdzieś około 10 dnia — a trwa średnio również ok. 10 dni stąd wniosek, że głodówki dłuższe nie powinny przekraczać 3 tygodni. Ale nie zapominajmy, że mogą tu być duże indywidualne odchylenia. Lepiej i dłużej będzie znosił głodówkę człowiek, który ma w ustroju dużo odżywczych rezerw niż ten, u którego przewa­żają toksyczne złogi. U tego drugiego prędzej mogą wystąpić objawy nakazujące przerwać głodówkę. I w takim razie należy działanie lecznicze „rozłożyć na raty" stosując głodówki krót- sze lecz parę razy powtarzane. Buchinger twierdzi, że 21-dniowa głodówka jest bezpieczna i można ją stosować w warunkach domowych. Nie należy też przywiązywać wagi do „zespołu wyposzczenia". Autor pisze, że prowadził kiedyś głodówkę u silnej 40-letniej kobiety, która chciała koniecznie doczekać tego zupełnego oczyszczenia, pomimo, że jej reumatyzm był już dawno wyleczony. Głodowa­ła 40 dni, ale ten „zespół wyposzczenia" nie zjawił się. Stałe odchodziły żółciowe wydaliny przez jelito, utrzymywał się przykry zapach z ust i język był obłożony. „Nie chciałbym przeczyć - pisze Buchinger - że może istnieje takie totalne „wyposzczenie". Może. Ja go nie znam. Wątpię jednak, czy jest ono konieczne i czy należy je doradzać. Głodówka 2-3-, najwyżej 4-tygodniowa, nie jest bardziej ryzykowna niż gruntowna kuracja balneologiczna — natomiast dłuższa głodówka zawiera w sobie ryzyko, którego można uniknąć przez dwukrotne krótsze głodowanie". Buchinger sądzi, że również w okresie wyniszczenia, gdy organizm zużywa już ważne dla życia tkanki, będą wydalane toksyczne produkty i należy to uważać za wydalanie już chorobowe i stan chorobowy - a z drugiej strony pewne oczyszczenie języka i uczucia głodu, które autor niekiedy obserwował — nie są według niego przekonującym objawem gruntownego oczyszczenia i uzdrowienia organizmu. Zakończenie głodówki to przejście do drugiego, ogromnie ważnego etapu kuracji, czyli do tzw. okresu odbudowy. Okres ten, czyli stopniowe przyzwyczajanie się do jedzenia, musi trwać tak długo, jak długo trwała sama głodówka. Jest to zrozumiałe, gdyż im dłużej ona trwała, tym bardziej ustrój przestawił się na tory endogennego żywienia, a w przewodzie pokarmowym tym bardziej zaznaczył się pewien „zanik z bez­czynności". Autorzy podkreślają, że prawie nie zdarzają się przypadki śmierci w czasie samej głodówki (choć głodówki lecznicze podejmują często chorzy w bardzo ciężkich stanach) — natomiast są doniesienia o zgonach spowodowanych zbyt szybkim przejściem do jedzenia po dłuższej głodówce. Przejście to trzeba zaczynać niezwykle ostrożnie poczynając od płynów - nawet rozcieńczonych - podawanych co pewien czas w ma­łych ilościach. Przecież w czasie długiej głodówki nie tylko przewód pokarmowy traci normalną zdolność trawienia, ale i cały metabolizm musi przestawić się na zupełnie inny niż normalny tor. Tymczasem właśnie w tej dziedzinie popełniano fatalne, groźne dla życia błędy. De Vries przytacza cały szereg zebranych z literatury takich faktów. Np. kończono długo­trwałą głodówkę przez podawanie czekolady, befsztyków i chleba z masłem, albo razowego chleba czy kanapek z mięsem. Rezultatem były wymioty, obrzęki, zapaść a nawet zgon. Podawano też figi i daktyle, czego rezultatem były krwotoki z jelit a nawet zgony. Ehret opisał przypadek, gdzie po 28-dniowej głodówce dano choremu do jedzenia gotowane kartofle, co spowodowało skręt jelit i zgon, po operacji. Jest zresztą zrozumiałe, że sposób wracania do jedzenia zależy też od tego, jak długo trwała głodówka i na czym ona polegała, co w czasie jej trwania podawano, lecz nawet po kilkudniowej głodówce „niepełnej" np. mlecznej czy jakiejś mieszanej płynnej skąpokalorycznej, nie można od razu podać pokarmów ciężkostrawnych lecz stopniowo wdrożyć żołądek do zwykłego żywienia. Tym bardziej po głodówce wodnej czy sokowo-herbacianej, zwłaszcza jeśli trwała ona znacznie dłużej niż kilka dni. Weźmy dla przykładu głodówkę wodną, czy wodno-herbacianą trzytygodniową. Okres odbudowy, czyli powrotu do ożywienia musi tu trwać również 3 tygodnie. W ciągu pierw szych dni podajemy tylko soki surowe owocowe, a stopniowo ł! i jarzynowe (sok z marchwi), z początku nawet rozwodnione. Nie mogą to być soki kwaśne czy w ogóle ostre w smaku, cukru też się nie dodaje. Takiego soku podaje się ok. 1/2 szklanki co godzinę lub rzadziej, przy czym pacjent musi ten sok „jeść", trzymając długo w ustach i mieszając ze śliną — nie wolno szybko go połykać. Sok ten musi być lekko ogrzany. Już od 2-3 dnia podaje się szklankę soku co parę godzin. Im dłużej trwała głodówka, tym dłuższy ten okres sokowy. Po głodówce 4-8-dniowej powinien on wynosić 1-2 dni, po 21-dniowej 4 dni. Jeśli już w czasie głodówki podawano soki, to pierwszym pokarmem mogą być tarte owoce, łagodne w smaku, głównie jabłka, podawane w formie papki bez pestek i skórek, w małych porcjach lecz częściej. Kolejno podaje się również nieco tartych jarzyn (marchew, buraki). Po kilku dniach już wodniste zupy z papką jarzynową i kartoflaną, bez soli, mannę na wodzie, małe dodatki mleka, jarzyn gotowanych i mleka zsiadłego. W następ­nych dniach dietę stopniowo rozszerza się, dodając sucharki, nieco masła, delikatnego twarogu itp. Trzeba starannie unikać pokarmów ciężko strawnych, ościstych, rozdymających i tłus­tych, a także mięsa, ryb, wędlin i soli. Jeśli nie ma w programie przejścia na dietę jarską, to dodatki mięsa (gotowane i mielone) w małych ilościach mogą być podawane dopiero w końcu 3 tygodnia żywienia. Trzeba jednak pamiętać, że dla utrwalenia efektów głodówki należy przejść już na stałe na prawidłową dietę młeczno-jarską z dużą ilością surowizn i z zupełnym wyłączeniem alkoholu i papierosów, które oczywiście wyłączo­ne są i przy głodówce — kuracja ta bardzo pomaga w uwolnieniu się od szkodliwych nałogów. Specjaliści leczenia głodem podkreślają, że o ile dalsze etapy długotrwałej głodówki są dość często (choć nie zawsze) przykre i trudne, to w okresie odbudowy występuje na ogół znakomite samopoczucie, przypływ energii, tężyzny i radości życia. Pac­jenci określają to jako wprost cudowne odrodzenie fizyczne i duchowe oraz wyraźne odmłodzenie. Kierownicy głodówek podkreślają, że choć w czasie samego głodu wygląd skóry może się pogarszać z przejściowym wystąpieniem plam czy wy­kwitów, to po głodówce skóra nabiera młodego wyglądu, staje się bardziej jędrna, elastyczna i nawet zmarszczki zmniejszają się lub znikają. Ustępują także różne zastarzałe dolegliwości, zwłaszcza te, które w czasie głodówki ulegały zaostrzeniu. Zdarza się jednak, choć rzadko, że wyraźny efekt leczniczy zjawia się nie w okresie odbudowy, lecz w pewien czas po nim. Przyczyną tego może być po prostu zbyt krótki czas trwania głodówki, która jednak wzmacniając siły obronne, doprowadza do ostatecznego wyleczenia przewlekłej choroby. Charakterys­tyczne dla okresu odbudowy jest szybko narastające zajwisko i „hiperkompensacji", a więc nie tylko Szybkiego ale i jakby nadprogramowego odtwarzania sił i zdrowia. Występuje pobu dzenie regeneracji z tworzeniem młodych, zdrowych komórek, rany goją się szybciej niż przed głodówką, szybko przyrasta waga ciała i siła fizyczna, toteż nawet u łudzi chudych i anemicznych głodówka w okresie odbudowy powoduje przyrost wagi ciała, poprawę stanu krwi i ogólny wzrost sił życiowych. Wchodzi tu w grę właśnie mechanizm hiperkompensacji, który jest skutkiem biologicznego oczyszczania i odmłodzenia ustroju. Warto tu zastanowić się nad ważną i często poruszaną sprawą bezpieczeństwa kuracji głodowych. De Vries cytuje cały szereg zarzutów wysuwanych przez przeciwników tych kuracji. A więc, że głodówki osłabiają serce, wyniszczają ustrój, powodują uszkodzenie przewodu pokarmowego, deficyt (nie dobór) witaminowo-mineralny, obniżenie odporności, obrzęki, próchnicę zębów, kwasicę no i zwiększają niebezpieczeństwo śmierci. De Vries podkreśla, że są to zarzuty wysuwane na zasadzie teoretycznych spekulacji, a praktyka nie tylko ich nie potwierdza, ale wykazuje rezultaty wręcz przeciwne. Głodówki doskonale działają na serce — również ciężko chore. Leczą choroby przewodu pokarmowego. Nie wynisz­czaj ą ustroju, lecz go oczyszczająi biologicznie odmładzają. Nie powodują obrzęków, lecz je usuwają. Obrzęki po głodówce mogą powstać tylko wtedy, gdy za wcześnie poda się sól. Głodówkowe oczyszczenie ustroju zwiększa jego siły i odpor­ność przeciwbakteryjną (stwierdzono to w doświadczeniach na zwierzętach). Co do kwasicy, to nie osiąga ona większych rozmiarów, narasta przeciętnie do 8 dnia głodówki, po czym opada, a w okresie odbudowy rezerwa alkaliczna szybko wraca do normy. Odnośnie oskarżenia o deficyty witaminowo-mineralne De Wries podkreśla, że nie występują one dlatego, że przy braku pracy trawienia i przyswajania ustrojowe zasoby mineralno-witaminowe są wystarczające. Natomiast nie byłyby wystar­czające przy niedoborowej diecie. Dużo dłużej można żyć, pijąc tylko wodę niż np. żywiąc się tylko białą mąką i wodą — na takiej diecie szybko powstają stany niedoborowe, bo ustrój zmuszony jest zużywać swe zasoby na trawienie, przyswajanie i metabołizowanie białej mąki. Co do śmierci w czasie głodówki, to właśnie zdumiewające jest jak rzadko ona się zdarza. A przecież trzeba pamiętać, że na głodówkę niełatwo się zdobyć i decydują się na nią często chorzy w bardzo ciężkich przewlekłych chorobach, w których już nic nie pomaga, antybiotyki i inne leki nie działają, a przy tym może grozić ciężka operacja, której chory bardzo się boi. Podjęcie głodówki w takich wypadkach często nie jest nawet aktem wiary w tę metodę, lecz aktem rozpaczy, poszukiwaniem ostatniego środka ratunku. I jeśli śmiertelność przy leczeniu głodem wynosi około 0, 7%, to jest ona znacznie niższa niż byłaby u takich chorych leczonych innymi metodami. A i to trzeba pamiętać, że najczęściej zgony te zdarzają się na skutek wadliwego żywienia po głodówce, ale kładzie się je na karb samej metody. Nikołajew twierdzi nawet, że prawie nie ma wypadków śmierci przy samej głodówce—zdarzają się one właśnie na skutek zbyt szybkiego i ostrego przejścia do żywienia po głodówce. Jest zresztą zrozumiałe, że podjęta, nawet w ciężkim stanie, głodówka — o ile nie ma do niej wyraźnych przeciwwskazań — przynosi ustrojowi przede wszystkim ulgę, przeciwdziałając właśnie tym szkodliwościom, których źródłem było wieloletnie przekarmienie. I właśnie to wadliwe, obciążające żywienie, trwające nadal, prowadziłoby do śmierci przez narastające gromadzenie złogów. Głodówka zaś, odbarczając i oczysz­czając tkanki, tę śmierć oddala. Ludzie zwykle bardzo boją się głodu, który w opinii społecznej przedstawiany jest zwykle w najczarniejszych har­ówach. Zresztą trudno przeczyć, że uczucie głodu jest cier pieniem, które przy tych kuracjach trzeba przezwyciężyć. I choć głodówki lecznicze mogą mieć bardzo różny (często całkiem lekki) przebieg, to jednak połączone z nimi dolegliwości mogą być niekiedy znaczne (tzw. przełomy) — wymagają siły woli, hartu ducha. „Operacja bez noża" przebiegać może w sposób bardzo burzliwy, z gwałtownymi reakcjami organizmu, które, choć są reakcjami leczniczymi, przerażać mogą zarówno chore­go jak i lekarza, zwłaszcza niedoświadczonego. I ten właśnie moment — niezdolności do znoszenia dodatkowych cierpień przy już istniejącej ciężkiej chorobie — powoduje, że tylu chorych niezdolnych jest do głodówek i że metoda ta ma tylu nieprzyjaciół wśród lekarzy. 


Trzeba jednak ściśle odróżniać tego rodzaju motywy od istotnych przeciwwskazań do głodówki lub wskazań do jej zakończenia, co wymaga wnikliwej oceny, a przede wszystkim znajomości metody. Wiadomo np. że głodówka skutecznie leczy stany zapalne. Ale czasem likwidacja starych ognisk odbywa się w sposób,, brutalny", z chwilowym zatruciem ustroju przez jady, z gorączką i bólami w takich ogniskach. Te przełomowe zaostrzenia szybko mijają, ale mogą bardzo niepo­koić. W kamicy żółciowej czy moczowej komponenta zapalna występuje, ale głód zmienia skład żółci czy moczu, to zaś może nie tylko niszczyć bakterie lecz i częściowo rozpuszczać kamienie — zależnie od ich składu. Drobne kamienie mogą przy tym być „wyrzucane" przez drogi żółciowe czy moczowe, co powoduje ataki bólów, niekiedy silnych, wymagających nawet zastrzyków znieczulających, no i obserwacji lekarskiej. Jest zresztą oczywiste, że jeśli przy ostrym zapaleniu grozi pęknięcie woreczka ze wskazaniem do operacji, głodówka lecznicza nie wchodzi w grę, a natura sama nakazuje wtedy powstrzymanie się od jedzenia. Taka naturalna parodniowa głodówka, z piciem tylko ciepłej wody, może również w ostrych sprawach szybko poprawić stan. Tu jednak o leczeniu musi decydować chirurg. Wracając do problemu bezpieczeństwa głodówki leczniczej, trzeba raz jeszcze stwierdzić, że wyżej wymienione zarzuty przeciwników tej metody, w praktyce nie potwierdzają się (o ile oczywiście nie było wyraźnych przeciwwskazań do głodówki — stale to trzeba mieć na uwadze). Wszyscy autorzy podkreślają, że jeśli chodzi o bezpieczeństwo, prawidłowo prowadzona głodówka jest jedną z najlepszych i najpraktyczniejszych metod leczenia, dużo bezpieczniejszą od leków, które często powodują szkodliwe skutki uboczne. Głodówka pomaga przy tym nie jednemu tylko narządowi czy układowi lecz całemu ustrojowi i usuwa nie jedną chorobę, lecz jednocześnie cały szereg chorób. Duże znaczenie dla przebiegu kuracji ma nastawienie psychi­czne chorego, jego zaufanie do metody i „zgoda na głód". Oczywiście nie jest to czynnik decydujący, bo ta „zgoda i zaufanie" mogą wytwarzać się stopniowo w miarę postępu kuracji. Korzystne znaczenie ma też nastawienie chorego na pewną z góry zaplanowaną — taką czy inną — długość kuracji, choć tego nie należy ściśle wyznaczać, uzależniając w zasadzie jej długość od przebiegu i obserwacji. Należy tu uwzględniać również i tzw. konstytucję pacjenta. Chudy astenik, o słabej mięśniówce i ze skłonnością do opadania trzew, będzie na ogół gorzej znosił głodówkę niż człowiek dobrze zbudowany z du­żym zasobem tkanki mięśniowej i tłuszczowej, choć i temu pierwszemu głodówka może bardzo pomóc, ale raczej w formie krótszych, powtarzanych kuracji. Niezwykle ważna jest też dokładna orientacja odnośnie dotychczasowego żywienia się pacjenta. W wypadkach wyraźnego niedoboru białkowo-witaminowego głodówek ścisłych stosować nie wolno (o tym zresztą informuje zarówno wywiad jak badania dodatkowe). Natomiast można mieć nadzieję na dobry rezultat kuracji wszędzie tam, gdzie choroba powstała przy „normalnym" lub wyraźnie zbyt obfitym odżywianiu. Wszyscy autorzy podkreślają też konieczność gruntownej zmiany życia i odżywiania po głodówce. Oczywiście kuracja taka może gruntownie „wykorzenić" chorobę, która już nie wraca mimo powrotu do dawnych obyczajów. Ale trudno na to liczyć. Jeśli się wróci do dawnych szkodliwości, ryzyko nawrotu choroby jest duże. Przede wszystkim ważna jest wdrożona na stałe prawidłowa, jarska dieta. ROZDZIAŁ 7 Wyniki kuracji głodowych. Wskazania i przeciwwskazania Znając już ogólnie mechanizm działania głodu można z grubsza ustalić wskazania do takich kuracji porów nując to z wynikami uzyskanymi w praktyce. Jest oczywiste, że najlepszych rezultatów można spodziewać się w chorobach z przekarmienia i ogólnie błędnego żywienia, a więc w miażdżycy i w chorobach z nią związanych, a także w przewlekłych sprawach zwyrodnieniowych i zapalnych oraz w chorobach połączonych z osadzaniem się w tkankach różnego rodzaju złogów itp. Zresztą ogromna jest ilość różnych stanów chorobowych, w których mechanizm „wewnętrznego żywienia" i oczyszczenia ustroju z elementów zwyrodniałych i szkodliwych będzie działał uzdrawiająco. Przyjrzyjmy się temu bliżej. Już nawet 1-2-dniowa głodówka, zwłaszcza podjęta po przeczyszczeniu i prowadzona z zachowaniem spokoju psychi­cznego i fizycznego może działać korzystnie w różnych doleg­liwościach. Ustaje bowiem nie tylko dowóz pokarmu, ale i soli kuchennej, co łagodzi stany zapalne, występuje ulga w bólach różnego pochodzenia. Zmniejszają się obrzęki i duszność, a w zaburzeniach przewodu pokarmowego głodówka taka bywa dobrym doraźnym lekiem powodując ulgę również i dla serca. Oczywiście, nie można leczyć głodówką tych ostrych zaburzeń brzusznych, które wymagają natychmiastowej opera­cji. Zauważmy, że chore zwierzęta, idąc za głosem natury, stosują głodówkę, szukają spokoju i przestają jeść, pijąc tylko wodę. Podobny instynkt wykazują małe dzieci, które, niestety, w chorobach często zmusza się do jedzenia. A dorośli, gdy choroba odbiera im apetyt, nieraz jedzą „na siłę i przez rozum", co właśnie dowodzi braku rozumu i orientacji w sprawach zdrowia. We własnych badaniach - w warunkach szpitalnych - stoso­wałam trzydniowe głodówki sokowe (3 razy dziennie szklanka świeżo wyciśniętego soku z marchwi i jabłek) u 100 chorych (85 kobiet i 15 mężczyzn) z chorobami układu krążenia jak nadciśnienie tętnicze, bóle serca (angina pectoris, choroba wieńcowa) i niewydolność krążenia (duszność, obrzęki). Dobra i bardzo dobra poprawa po tej trzydniowej kuracji wystąpiła u 64 chorych, słabsza u 21 , a tylko u 1 5 chorych nie było poprawy. Wśród 40 chorych, którzy przed głodówką byli w stanie ciężkim, 19 nie reagowało już na żadne leki sercowe — po tej sokowej kuracji stan ich wyraźnie się poprawił, a serce zaczęło reagować na leki. Podczas sarnej głodówki leków nie podawano. Wśród osób z poprawą bardzo dobrą była kobieta, lat 62, z chorobą wieńcową (angina pectoris). Cierpiała ona na bardzo częste bóle serca, tak silne, że lekarze dyżurni musieli aplikować jej po dwie ampułki morfiny, by sprowadzić jakąkolwiek ulgę. Po zastosowaniu głodówki sokowej bóle te z miejsca ustały. Chora przedłużyła sobie głodówkę do 7 dni — w tym czasie nie miała żadnych dolegliwości — dłużej jednak głodować bała się. Oczywiście była to kuracja zbyt krótka dla tak zadawnionej i zaawansowanej choroby - doraźny efekt był jednak znako­mity. W parę miesięcy, a nawet w rok po tym eksperymencie kilka z tych osób zwracało się do mnie z prośbą o przyjęcie ich do szpitala wyłącznie na głodówkę, gdyż czuli się po niej przez dłuższy czas dużo lepiej a za trudno im było prowadzić ją w domu. Doprawdy - nasuwają się tu gorzkie myśli. Dlaczegóż to u tych chorych, którzy tak długo czekają na ciężką i bardzo kosztowną operację serca (by-pass, przeszczep) nie zastosuje się takiej 3-dniowe j głodówki sokowej choćby tylko na próbę? Zapewne - w ciężkiej, przewlekłej chorobie może ona przynieść tylko chwilową ulgę i poprawę. Ale powtarzając ją co parę tygodni a między głodówkami stosując dietę zdrowotną, można osiągnąć dobry i głęboki efekt leczniczy. Ten sposób można też stosować u ludzi słabych, starych i tych, którzy z różnych względów nie mogą podjąć dłuższe) głodówki. Ujemną stroną tego powtarzania jest, że kilkakrotnie trzeba przeżywać „trudności pierwszych dni" np. uczucie głodu. Ale właśnie u takich chorych ulga dla serca i poprawa samopoczucia zwykle górują nad uczuciem głodu, które zresztą można tłumić piciem ciepłej wody, łagodnych (nie kwaśnych) soków, czy lekkiej herbaty z małym dodatkiem cukru. Surowe soki owocowe też zawierają nieco cukru (fruktozy). W innym doświadczeniu porównałam wpływ 3-dniowej j głodówki sokowej, mlecznej i herbacianej u 42 chorych z nadciśnieniem tętniczym. 8 z tych chorych przechodziło głodówkę dwukrotnie, a więc w sumie stosowano ją5 o razy. W tym w 20 przypadkach świeży sok z jabłek (I grupa), w 20 przypadkach mleko (II grupa) i w 10 przypadkach herbatę z cukrem (III grupa) - zawsze 3 razy dziennie szklanka płynu. W rezultacie takie) „trzy dniówki" wynik leczniczy dobry i bardzo dobry uzyskano w I grupie (sok) u 12 chorych, w II grupie (mleko) u 12 chorych i w III grupie (herbata) u 8 chorych. Są to liczby za małe dla wyciągania dałej idących wniosków, ale widać, że w razie trudności z sokami słaba herbata z cukrem i cytryną może być z powodzeniem stosowa­na jako napój przy głodówce. W miarę pragnienia można wodę pić dodatkowo. Przejdźmy teraz do wyników dłuższych kuracji głodówkowych opisywanych przez lekarzy, którzy w ciągu długich lat takiej praktyki mieli okazję leczyć głodem tysiące chorych w najróżniejszych chorobach, zwykle w specjalnych oddziałach szpitalnych czy w sanatoriach. Trzeba podkreślić, że właściwie nie stawiają oni wyraźnej granicy między „długą" i „krótką" głodówką. Każdy chory jest bardzo dokładnie badany i przygo­towywany tak, jakby miał głodować 3-4 tygodnie, a istotna długość głodówki wyznaczana jest przez indywidualny przebieg kuracji i jej rezultaty. f Przed rozpoczęciem głodówki choremu zwykle zaleca się 2- 3 dni diety owocowej, owocowo-surówkowej lub głównie roślinnej jarskiej, która ma mechanicznie usunąć z jelit resztki poprzedniego jedzenia. Buchinger np. poleca dietę owocową — jest to już właściwie niezupełna głodówka, która powoduje spadek wagi, zwiększa wydzielanie moczu i zmniejsza obrzęki. Diety owocowej nie stosuje się, jeśli choroba zasadnicza na nią nie pozwala. Sama głodówka zaczyna się od przeczyszczenia. Wydawałoby się, że otyłość to zasadnicze wskazanie do leczenia głodem. Tymczasem właśnie ta choroba nie najlepiej reaguje na taką kurację, co autorzy przypisują nagromadzeniu toksyn w tkance tłuszczowej ludzi otyłych. Przy głodowym rozpadzie przechodzą one do krwi, powodując złe samopo-' czucie. A przy tym zjawisko hiperkompensacji w okresie odbudowy nieraz prowadzi do szybkiego odzyskania przed- głodówkowej wagi ciała. Stąd też poglądy, że w otyłości lepiej stosować skąpokaloryczną dietę niż głodówkę. Jednak nie­którzy autorzy, ostrożnie prowadząc okres odbudowy, uzys­kiwali u otyłych bardzo korzystne efekty 2-3-tygodniowej głodówki, przy czym właśnie taka kuracja była dobrą okazją do zmiany kulinarnych obyczajów i pożegnania się z przekar­mieniem. Zjawisko pogłodówkowej hiperkompensacji powoduje, że nawet ludzie z niedowagą i niedokrwistością mogą po 1-2--tygodniowej głodówce w okresie odbudowy uzyskać znaczny przyrost wagi i polepszenia obrazu krwi w porównaniu ze stanem przed głodówką. Bardzo dobre efekty leczenia głodem uzyskuje się w miaż­dżycy. Jest ona nie tylko „królową" zespołu przekarmienia, ale i jakby „matką" wielu ciężkich powikłań i chorób, które w niej mają swe źródło. Przypomnę tu, że złowrogi wpływ miażdżycy idzie w 3 głównych kierunkach: 1. Przyspieszenie starzenia się przez znaczne zmniejszenie dopływu krwi do narządów. 2. Pękanie miażdżycowe zmienionych naczyń, ich zarastanie czy zatkanie przez skrzepy czy złogi (udary mózgu, zawały serca), martwice pewnych obszarów, owrzodzenia itp. 3. Niewydolności ważnych narządów powodowane nasiloną miażdżycą ich tętnic np. niewydolność trzustki (cukrzyca), nerek (mocznica), serca (niedomoga krążenia) i innych narzą­dów. Jest też zrozumiałe, że we wszystkich chorobach przy­czynowo związanych z miażdżycą leczenie głodem daje dosko­nałe rezultaty. Przede wszystkim wchodzą tu w grę choroby serca, niewydolność krążenia i nadciśnienie tętnicze. Bóle wieńcowe, duszność pochodzenia sercowego i obrzęki wyraźnie zmniejszają się lub zanikają zwykle już w pierwszych dniach głodówki, ciśnienie stopniowo wraca do normy. Kienle, który stosował u chorych na serce dłuższe głodówki sokowe, uważa, że głodówka może usunąć wszystkie formy niemiarowości akcji serca. Ustępują objawy, poprawia się samopoczucie. Wyraźną poprawę można stwierdzić również w wynikach prób czynnościowych i w elektokardiogramie. Głodówka jest znakomitą metodą leczenia choroby wień­cowej serca (angina pectoris) i stanów przedzawałowych (rozszerza naczynia wieńcowe, wywiera korzystny wpływ na miażdżycę). Ale przy już dokonanym świeżym zawale głodówki nie stosuje się, ponieważ może ona zwiększać krzepliwość krwi. Bardzo dobre są też wyniki leczenia głodówką nadciśnienia tętniczego. Shelton donosi o przypadku gdy po 3 tygodniowej głodówce ciśnienie skurczowe spadło z 29 5 na 115 mm słupa rtęci. Przypadki nie reagujące już na żadne leki dobrze reagują na głodówkę. McEachen leczył głodem 141 pacjentów z wyso­kim nadciśnieniem - u wszystkich uzyskał dużą poprawę lub stałe wyleczenie. Na 54 chorych z nadciśnienia Gross uzyskał u 38 wyleczenie, a u 16 poprawę. Dobre efekty daje leczenie głodem również w zarostowej miażdżycy tętnic nóg. Ważnym warunkiem jest przy tym oczywiście porzucenie palenia. Nawet przy wyraźnym za­grożeniu zgorzelą można przez głodówkę ocalić nogę od amputacji. Również choroby żył są terenem, na którym głodówka święci tryumfy. Żylaki zmniejszają się, drobne mogą ginąć, owrzodze­nia żylakowe goją się, stany zapalne ulegają likwidacji, a za­krzepy przyścienne wchłaniają się. Obrzęki giną już po 1-2 dniach. Doskonałe są wyniki leczenia hemoroidów, nawet już po kilku dniach. „Nic na świecie nie jest tak skuteczne w hemoroidach jak głodówka" - pisze Shew, a McCoy opisuje pacjenta, który z powodu zapalenia tych guzków miał tak ciężkie bóle, że nie mógł chodzić Po 10 dniach głodówki wszelkie objawy choroby ustąpiły — hemoroidy zniknęły zupełnie. Jest zrozumiałe, że nie tylko serce, ale i inne narządy niewydolne w swej funkcji, dobrze reagują na głodówkę, która już w pierwszych dniach przynosi ulgę dla żołądka, jelit, wątroby, trzustki i nerek, a w późniejszych etapach poprawia ukrwienie narządów i usuwa z nich zwyrodniałe, chore komó­rki. Przy ostrej niewydolności nerek nawet oficjalna medycyna — w zasadzie nieprzychylna tej metodzie - nakazuje wielo­dniową głodówkę sokową. W przewlekłych zastarzałych niewydołnościach narządów miąższowych kuracja musi być dłuż­sza, należy więc 2-3-tygodniowe głodówki co parę miesięcy powtarzać, włączając w międzyczasie zdrowotną dietę jarską z przewagą surowizn. W chorobach przewodu pokarmowego głodówka, nawet parodniowa, może dać doskonałe efekty, ale zależy to od rodzaju choroby i od jej przyczynowego podłoża. W ostrych nieżytach żołądka i jelit parodniowa głodówka jest najlepszym lekiem. W przewlekłych sprawach potrzebna jest głodówka nieco dłuższa, która dobrze wyjaławia jelita. Minjailenko leczył 34 chorych z chorobą wrzodową żołądka i dwunastnicy głodówką trwającą od 1 o do 20 dni. U wszystkich ustąpiły dolegliwości (najczęściej 6-8 dnia), a u 33 znikła nisza wrzodowa w obrazie Rtg. W ciągu roku po leczeniu tylko u 2 pacjentów pojawiła się wznowa. Głodówka obniża wy­dzielanie soku żołądkowego i jego kwasotę, co sprzyja gojeniu się owrzodzeń. Według tego autora przeciwskazanie do głodó­wki stanowi wrzód żołądka drążący, krwawiący i podejrzany o zmianę nowotworową. Buchinger podkreśla jednak, że głodówka może zawodzić w przypadkach, gdy choroba przewodu pokarmowego ma tło nerwowe. U takich pacjentów efekt będzie dobry, jeśli głodów­ce towazyszy również „oczyszczenie duchowe", uwolnienie od stresów i zmartwień. Bardzo skuteczna jest głodówka przy znacznej skłonności do zaparcia stolca, zarówno zaparcia spastycznego jak hypotonicznego. Również przewlekłe choroby jelita grubego dobrze [reagują na głodówkę. Jest oczywiste, że nie można leczyć głodem przypadków tzw. „ostrego brzucha", które wymagają natychmiastowej operacji. Ale bardzo dobre wyniki uzys kiwano stosując głodówkę przy ostrych i przewlekłych zapałe niach wyrostka robaczkowego (Hay) oraz pęcherzyka żół ciowego. Znaczna poprawa występuje już nawet po kilku dniach. W kamicy moczowej i żółciowej głodówka wywiera leczniczy wpływ na komponentę zapalną tych chorób, a prócz tego, zmieniając skład żółci i moczu, nieraz powoduje rozpusz czanie się i rozdrabnianie kamieni oraz tendencję do ich wydalania, co może powodować ataki kolki. Ostre i przewlekłe zapalenia nerek, wątroby i trzustki reagują i bardzo korzystnie na głodówkę leczniczą. Zresztą, jak już podkreśliłam, wskazaniem do takiej głodówki będą różnego rodzaju stany zapalne w bardzo różnych okolicach i narządach ciała - oczywiście, o ile nie istnieją zarazem wyraźne przeciw­wskazania do takiego leczenia. Np. dobre wyniki można uzyskać w stanach zapalnych kobiecych i męskich narządów płciowych. Buchinger podkreśla, że głodówki mogą nawet pomagać w pew­nych przypadkach kobiecej bezpłodności, jeśli przyczyną jej są przewlekłe stany zapalne. Bolesne i zbyt obfite miesiączki można bardzo złagodzić przez 1-2-dniową głodówkę. Dobre są też wyniki leczenia głodem różnych spraw zapal­nych w zakresie jamy ustnej jak paradontoza, zapalenie ślinianek, migdałków i gardła. Ostre i przewlekłe nieżyty nosa i zatok szybko ustępują po głodówce. Dobre są też wyniki przy nieżytach oskrzeli i astmie oskrzelowej, choć zastarzałe takie sprawy wymagają dłuższej lub powtarzanej głodówki. Ostre gorączkowe zapalenia oskrzeli i płuc trzeba oczywiście leczyć antybiotykami, ale w tych chorobach pacjent zwykle sam instynktownie broni się przed jedzeniem, do którego nie należy go zmuszać. W chorobach oczu głodówka jest bardzo skuteczna, zwłasz­cza w przypadkach zaćmy, jaskry, zapalenia spojówki i tęczó­wki. Przy zaćmie i jaskrze potrzebna jest parotygodniowa głodówka — może ona spowodować znaczną poprawę, o ile choroba nie jest już bardzo zaawansowana. Będąc w 1977 r. w klinice Nikołajewa rozmawiałam z pacjentką 25-letnią, która przed głodówką z powodu zaćmy prawie już nic nie widziała, „tylko mgłę". Po 20-dniowej głodówce nie tylko ustąpiły pewne jej objawy psychotyczne, ale i wzrok ogromnie się poprawił, „mgła" ustąpiła i pacjentka mogła swobodnie czytać gazety, używając okularów o mocy 3 dioptrie. Nic w tym zresztą dziwnego, bo przecież zaćma, zmętnienie i zesztywnienie soczewki, to wynik długoletniego osadzania się w niej złogów. Bardzo wdzięcznym polem do stosowania głodówek są choroby skóry, bo i w nich niemałą rolę odgrywają różne złogi i „nadmiary", które,, wyrzucają się" na skórze. Wszyscy autorzy podkreślają niezwykłą skuteczność tej metody w przy­padkach egzemy (choć to zwykle wymaga dłuższych głodówek) — podobnie i w trądziku, łuszczycy i we wszytkich sprawach połączonych z nadmiernym wydzielaniem skórnego tłuszczu, z zapaleniem, wysiękiem i z owrzodzeniami. Jedynie zmiany bliznowate nie reagują na głodówkę a egzemy i łuszczyca stają się nieco bardziej oporne po naświetlaniach rentgenowskich. Bardzo dobre wyniki uzyskuje się przez głodówkę, zwykle dłuższą lub powtarzaną, w chorobach reumatycznych, w ost rym gośćcu stawowym (De Vries), przy gośćcu zniekształ­cającym i w dnie (artretyzm). Dna zresztą jest wynikiem osadzanie się moczanów pochodzących z puryn zawartych głównie w pokarmach mięsnych i w rosołach). W chorobach tych bóle stawów i obrzęki ustępują już nieraz po kilku dniach głodówki. W zastarzałych sprawach konieczne są oczywiście dłuższe lub powtarzane głodówki, które nawet przy ciężkim niedołęstwie (zesztywnienia, przykurczę, niezdolność do cho­dzenia) mogą spowodować daleko idącą poprawę. De Vries podkreśla skuteczność głodówek w chorobie Heine-Medina. Znaczną poprawę uzyskano w 98% przypad­ków, a trwałe porażenia po głodówkach leczniczych w tej chorobie prawie nie zdarzają się. Również w stwardnieniu rozsianym (sclerosis multiplex) uzyskiwano dużą poprawę i długotrwałe remisje przez 2-3- -tygodniową głodówkę (Shelton). Niektórzy autorzy (Weger, Tiłden, Shelton) donoszą też o dobrych wynikach głodówki w białaczkach — obserwowano zmniejszenie się liczby białych ciałek krwi, zmniejszenie śledziony i znaczną poprawę stanu ogólnego (według Dee Vriesa). Co ciekawe, również w niedokrwistości złośliwej leczenie głodem ma być bardzo korzystne. Już po 1-2-tygodniowej głodówce liczba erytrocytów może ulec podwojeniu (Tilden, Weger, Hay). Różnego rodzaju patologiczne rozrosty tkankowe mogą zmniejszać się a nawet znikać po dłuższej głodówce, np. polipy, brodawki, znamiona barwnikowe. Nowotworów złośliwych oczywiście nie leczy się głodów­kami, choć u chorych takich, leczonych według oficjalnych wskazań, krótkie, parodniowe sokowoowocowe głodówki - przy ogólnie zdrowotnym żywieniu — mogą być pomocne w zwalczaniu bólów czy niedomogi krążenia. Natomiast bardzo odpowiednią dziedziną dla leczenia głodem są stany przed- rakowe. Ożywiając tkankę łączną i wzmagając jej biologiczną funkcję, głodówka bardzo zwiększa naturalną obronę przeciwnowotworową. Ponieważ głodówka powoduje zwiększone spalanie cukru, obniżając jego poziom we krwi, nic więc dziwnego, że próbowano ją stosować w leczeniu cukrzycy. Już w XIX w. Guelpa stwierdzał, że 3-4-dniowa głodówka uwalnia mocz od cukru i wyraźnie poprawia stan pacjenta. Stern, lecząc głodem setki diabetyków stwierdzał, że u większości z nich już po 2-3 dniach znikał cukromocz. Według Allena leczenie głodem i dietą półgłodową znacznie (o 60%) obniża częstość wy­stępowania śpiączki cukrzycowej u tych chorych. Labbe uważa, że głodówka nie leczy cukrzycy, jest jednak cenną metodą pomocniczą. Autor ten stosował u diabetyków 3-5-dniowe głodówki wykonując co dzień odpowiednie badania. Cuk­romocz ustępował zwykle już w 2 dni, krzywa cukru normałizwała się. U chorych, którzy nigdy nie mieli kwasicy, mogą przy tym pokazywać się w moczu niewielkie ilości acetonu i kwasu acetooctowego, co ustępuje wkrótce po głodówce i nie jest niebezpieczne. Jeśli już występują objawy kwasicy cukrzyco­wej, głodówka zmniejsza je i usuwa. Jest oczywiste, że przy głodówce nie podaje się leków obniżających poziom cukru we krwi. W ostrych gorączkowych chorobach zakaźnych głodówkę nakazuje sama natura odbierając choremu apetyt i chęć jedzenia. Leczenie głodem jest w tych sprawach bardzo skuteczne. Łagodzi przebieg, skraca chorobę, chroni przed powikłaniami. Często wystarcza już parę dni dla wyraźnej poprawy. Jak podkreślałam wyżej, również w przewlekłych zakaże­niach i zapaleniach bakteryjnych wyniki głodówek leczniczych są bardzo dobre (o ile nie występują wyraźne przeciwwskazania do stosowania tej metody). Zmieniając odczyn krwi i zwięk- szając jej siłę bakteriobójczą głodówka może przeciwdziałać rozwojowi pewnych zarazków, a przy tym wywiera działanie przeciwzapalne. Toteż np. w niektórych formach gruźlicy płuc, jeśli nie ma wyniszczenia, można uzyskiwać korzystne efekty przez krótkie, co pewien czas powtarzane głodówki. Podobnie i w chorobach wenerycznych, w rzeżączce i kile, ostre objawy zapalne zostają przez głodówkę złagodzone a nawet mogą się cofać (Hazzard, Show, Shelton, Tilden). Weger podaje, że w II okresie kiły owrzodzenia i wykwity na błonach śluzowych znikają już często w pierwszych 10 dniach głodówki, co oczywiście nie oznacza wyleczenia choroby. Głodówka jest tu tylko metodą pomocniczą i zresztą może być stosowana w formie niezupełnej, np. jako dieta sokowo-surówkowa czy owocowa. Badzo dobre wyniki uzyskiwano przez głodówki w epilepsji (Rabagliatti, Gross). Lecząc głodem 155 przypadków tej choroby, Clemmessen doprowadzał do ustępowania ataków już po 4-5 dniach głodówki, niezależnie od przyczyny choroby i długości jej trwania. Ogólnie biorąc, efekt leczniczy był większy w przypadkach z częstszymi atakami. Również choroby psychiczne dobrze reagują na głodówki. Nikołajew jako psychiatra zaczął swą praktykę leczenia głodem właśnie od chorych psychicznie, stosując później tę metodę także w innych, bardzo różnych chorobach. Również Hay leczył psychozy głodówkami—interesujące jest jego doniesienie o 1 y przypadkach wczesnego otępienia starczego — tylko 5 z tych chorych nie reagowało na leczenie głodem, u pozo­stałych wyniki były bardzo dobre. Jedna z psychicznie chorych pacjentek Haya wykazywała zupełne splątanie umysłowe, nie odpowiadała na żadne pytania i trzeba było stale pilnować, by nie wyskoczyła oknem. Po 10 dniach głodówki sokowej i 20 dniach diety głównie surów- kowej wróciła do domu w stanie zupełnego zdrowia psychicz­nego. Wszyscy autorzy podkreślają pogłodówkową jasność umysłu i znaczną poprawę nastroju psychiczego i zdolności do pracy umysłowej, co jest wynikiem lepszego ukrwienia mózgu i uwolnienia go od złogów. Bardzo interesujące i ważne są też duchowe i charakterologiczne aspekty tej kuracji. Do podjęcia głodówki potrzeba silnej woli, ale z drugiej strony właśnie głodówka, przynosząc zupełnie nowe warunki i wrażenia i polepszając pracę mózgu, może wzmacniać wolę i ułatwiać odejście od złych przyzwyczajeń. Ludzie wykazujący nadmier­ne i nieopanowane łakomstwo mogą przez głodówkę wyleczyć się z tego, zmieniając swój stosunek do jedzenia. Mogą też wyleczyć się i z innych nałogów np. palenia czy skłonności do alkoholu. Heun podkreśla, że w okresie pokwitania i wczesnej młodo­ści głodówka może bardzo pomóc np. w opanownaiu nadmier­nie wybujałego popędu płciowego, w przezwyciężeniu onaniz­mu i wiążącej się z tym depresji. Podejmując głodówkę i trwając w niej, młody człowiek ćwiczy wolę, uczy się opanowania i nabiera pewności siebie, co ma duże znaczenie zwłaszcza dla osobników hipochondrycznych i bojaźliwych, dręczonych po­czuciem „mniejszej wartości" własnej osoby. U takich ludzi głodówka może spowodować bardzo korzystne zmiany charak­teru. Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, to w czasie samej głodówki może on się pogarszać, zwłaszcza w okresie przeło­mów. Natomiast w okresie odbudowy nie tylko samopoczucie bardzo się poprawia, ale występuje również wyraźna poprawa stanu skóry i odmłodzenie wyglądu. Trudno wymieniać wszystkie choroby, w których można przez głodówkę uzyskać dobre wyniki lecznicze. Nasuwa się tu ażne pytanie: W jakim odsetku przypadków te korzystne efekty po tych kuracjach występują? Otóż przy leczeniu głodem w warunkach sanatoryjnych i biorąc pod uwagę bardzo różne choroby, autorzy podają na ogół dość zbliżone wyniki. Shelton miał 95 % przypadków wyleczenia lub znacznej poprawy, McEachen — 88, 4%, Gross — 95, 4%, Ester — 91%. Inni też uzyskiwali zbliżone rezultaty po głodówkach leczniczych. Amerykańscy autorzy podkreślają, że niektórzy pacjenci za krótko przebywają w sanatorium i nie wracają na powtórną głodówkę, która byłaby wskazana. Czasem więc efekt jest mniejszy niż mógłby być. Ale trzeba pamiętać, że taki kurs leczenia głodem w sanatorium kosztuje kilka tysięcy dolarów (badania, opieka, zabiegi). I nie każdego na to stać. Dlatego interesująca jest statystyka Sinclaira, który zebrał wyniki u 11 7 chorych prowadzących głodówki w domu, bez nadzoru lekarskiego. Oczywiście, tacy chorzy są zwykle dobrze poinformowani co do zasad tej metody, a badania dodatkowe mogą wykonywać w prywatnych laboratoriach. Niektórzy z tych 117 chorych powtarzali głodówkę, więc w sumie było tych kuracji 277. Wśród tych głodówek 90 trwało ponad 4 dni, a 6 trwało 30 dni lub dłużej. Średnia liczba dni na jedną głodówkę była 6. Wynik korzystny — wyzdrowienie lub duża poprawa — wystąpił u 100 chorych, co wynosi 85 %. A więc, ogólnie biorąc, wyniki te niewiele ustępują sanatoryj­nym. Z tym, że były to głodówki raczej krótkie i powtarzane. *..* Jakie są przeciwwskazania do leczenia głodem? Pisałam już wyżej, że głodówka nie wchodzi w grę jako metoda lecznicza przy nowotworach złośliwych, choć w posuniętych stadiach
krótkie głodówki sokowe mogą działać kojąco i przeciw-
bólowo. Właściwym polem działania dla tej metody są stany

przedrakowe usposabiające do rozwoju nowotworu złośliwe-
go. Nie stosuje się też głodówek w świeżych zawałach serca
,
choć w stanach przędzawałowych metoda ta jest bardzo
skuteczna i cenna. Przeciwwskazanie stanowią przewlekłe swoiste choroby
bakteryjne, zwłaszcza gruźlica płuc rozpadowa i prątkująca,
choć w stacjonarnej gruźlicy innych narządów bez wyniszczenia
ogólnego, głodówki sokowe, krótkie i powtarzane mogą być
pożyteczne, podobnie jak w kile i rzeżączce (działanie przeciw-
zapalne) choć oczywiście ani gruźlicy ani chorób wenerycznych
nie leczy się głodem. Jest zrozumiałe, że głodówek nie można stosować w choro-
bach wyniszczających, zwłaszcza połączonych z przewlekłą
utratą krwi czy utratą białka. Przeciwwskazaniem jest też
choroba Basedowa. Leczenia głodem nie stosuje się też u kobiet w drugiej
połowie ciąży i w okresie karmienia piersią, ani też u niemowląt
i małych dzieci. U ludzi starszych, po siedemdziesiątce korzyst-
niej i bezpieczniej jest stosować głodówki krótsze, ale w miarę
potrzeby powtarzane. Przewlekła wielochorobowość, tak częs-
ta w tym posuniętym wieku, jest właściwie wskazaniem do
leczenia głodem ze względu na duże nagromadzenie złogów
i złe warunki ukrwienia w ustroju starczym. Z drugiej zaś
strony ostre formy tej „operacji bez noża" jaką jest głodówka
wymagają od ustroju pewnej regulacyjnej sprawności w prze-
chodzeniu na system endogennego żywienia. Korzystniejsze
i bardziej bezpieczne będą więc głodówki niepełne, sokowo-
owocowe, powtarzane, naprzemian z okresami diety jarsko-
surówkowej. ROZDZIAŁ 8 Przykłady głodówek leczniczych
w warunkach szpitalnych
 A. Kuracje w klinice Nikołajewa (Klinika dietoterapii w Instytucie Psychiatrii,
Moskwa) Leczenie głodem Nikołajew zaczął w klinice psychiat-
rycznej im. Korsakowa w Moskwie. Jako ps
ychiatra
zastanawiał się nieraz, dlaczego chorzy z psychozami
tak często odmawiają jedzenia i czy jest słuszne by ich wtedy
karmić sztucznie. A może to instynktowna reakcja chorego
organizmu, reakcja zmierzająca do uzdrowienia? Jeśli wstrząsy
elektryczne i insulinowe działają przez biochemiczne zmiany
w komórkach mózgu — tak samo przecież działa głodówka,
zwłaszcza przy przełomie kwasiczym. Dlaczego nie miałaby ona
pomagać w ciężkich formach psychozy? Ale dwa pierwsze przypadki dotyczące mężczyzn ze schizo-
frenią były fiaskiem. Pierwszy z chorych, obojętny na głód,
absolutnie nie pozwalał na żadne dodatkowe procedury. Drugi
zaś awanturował się, wymyślał i jadł, gdzie tylko mógł chwycić
jakiś pokarm. Młody psychiatra przeszedł ciężkie chwile zwątpienia i rozterki, jednak przełożeni zachęcali go do wytrwania. Powtórzył
próby w innej klinice. I tym razem udało się. Pierwszym pomyślnym przypadkiem takiej kuracji był schi-
zofrenik w stanie katatonicznego stuporu, nie przyjmujący
jedzenia i milczący. Po przejściu głodowego „kwasiczego
przełomu" chory zaczął mówić, oznajmił, że „głosy" nie
pozwalały mu przyjmować pokarmów. Stopniowo zaczął wsta-
wać, rozmawiać, uczestniczyć w zabiegach. Po miesiącu gło-
dówki nastąpiło zupełne wyzdrowienie. Za tym sukcesem
poszły i następne. Stopniowo Nikołajew zaczął leczyć nie tylko psychozy lecz
i różne choroby somatyczne. Zdobył też szeroki krąg zwolen-
ników i współpracowników a jego klinika stała się znanym
naukowym centrum. Nikołajew uważa, że kuracje głodowe prowadzić należy tylko
w oddziale szpitalnym lub w specjalnym sanatorium. W domu
taka kuracja wymagałaby ścisłej opieki lekarza specjalisty no
i wszystkich dokładnych badań. W domu o wiele trudniej też
o zabiegi pomocnicze i dyscyplinę w ich wykonaniu, podczas gdy
w szpitalu jest to już rutyną. No i w domu głodujący wciąż
narażony jest na jakieś ubolewania, wyrazy współczucia czy lęku
ze strony otoczenia, podczas gdy w szpitalu głodujący pacjenci
wzajem sobie duchowo pomagają, przy czym panuje nastrój
zadowolenia z podjętej decyzji i osiąganych rezultatów. Po przyjęciu do kliniki kilka dni zajmują gruntowne badania,
potem podaje się środek przeczyszczający (sól glauberska 40-60 g)
i już zaczyna się głodówka, która trwa najczęściej 20-30 dni.
Chorzy mają cały czas wypełniony przez różne zabiegi i czynno-
ści. Już od rana lewatywa, kąpiel, masaże, zbiorowe spacery (2-3
godziny), odpoczynki, lektura, niemęczące dowolne zajęcia,
wieczorem telewizja, gry towarzyskie itp. rozrywki.
 W ciągu dnia chorzy trzykrotnie piją napar z owoców dzikiej
róży i wodę według potrzeby (w sumie co najmniej 1,5 litra
łynu na dobę). Na 5-6 dzień, w związku z kryzysem kwasinym, dodaje się alkaliczną wodę mineralną. Leki są zwykle
o
dstawione — palenie surowo wzbronione. Co dzień mierzy się ciężar ciała, ciśnienie tętnicze i częstość
t
ętna. W ciągu 20-2 5 dni głodówki chorzy przeciętnie tracą na
wadze ok. 15-18% wagi wyjściowej. Ciśnienie tętnicze spada
o ok. 20-30 mm słupa rtęci, a częstość tętna zmniejsza się o 8-12
na minutę. W miarę ustępowania uczucia głodu i pojawienia się
białego nalotu na języku oraz przykrego zapachu z ust, chorzy
obowiązani są często myć zęby i płukać usta i gardło, dodając do
ciepłej wody nieco nadmanganianu potasu lub kwasu bornego.
Jeśli konieczne jest podawanie leków, trzeba je stosować
w dawkach 2-3 razy mniejszych. Jako rzadko zdarzające się powikłania mogą wystąpić za-
wroty głowy czy omdlenia (spadek ciśnienia) — wtedy trzeba
położyć chorego i zadbać o lepsze utlenienie. Gdyby nastąpiły
kurcze mięśniowe kończyn, podaje się 1/2 szklanki 1procentowego roztworu soli. W klinice Nikołajewa na ogół zwraca się uwagę na tzw.
zespół wyposzczenia" (oczyszczenie języka, ustąpienie przykrego zapachu, powrót uczucia głodu) — ale objawy tego
zespołu — jak o tym pisałam wyżej (rozdzkł 3) mogą nie być
wyraźne i miarodajne — nie wszyscy autorzy uznają je za pewne
— mogą też występować niezupełnie jednocześnie. Trzeba więc
zwracać baczną uwagę na zachowanie się chorego, stan ogólny
i badania dodatkowe. Nikołajew podkreśla, że wydalanie z moczem produktów
przemiany azotowej w miarę głodzenia stopniowo się zmniej-
sza, co świadczy, że nie ma patologicznego rozpadu białka.
Ogólny poziom białka w surowicy krwi w ciągu pierwszych tygodni głodówki nie opada, a nieraz nawet się wznosi.
Dopiero w późniejszym okresie i na początku odbudowy może
nieco opadać, ale w miarę postępu odżywiania szybko wraca do
jego wartości na początku głodówki. Również Poliszczuk
i Zairów stwierdzają, że sama głodówka jako taka, aż do ok. 25
dni nie wpływa na białkotwórczą funkcję wątroby. Oczywiście, sprawy te trzeba kontrolować od początku
kuracji, a zwłaszcza w jej dalszych okresach. Powrót do jedzenia (okres odbudowy) przeprowadza się
w klinice Nikołajewa bardzo ostrożnie — według ogólnie
przyjętych wzorców. Jak wynika z dokładnie rozpracowanego materiału, ze-
branego w klinice przez Poliszczuka i Zairowa, lecznicza
głodówka daje bardzo korzystne rezultaty w różnych formach
wolno postępującej schizofrenii. Wyraźne, często długotrwałe,
remisje choroby występują w 70-80% przypadków. Polep-
szenie stanu umysłu i samopoczucia pojawia się nieraz 
j
w drugim, a zwykle w trzecim tygodniu głodówki — czasem
dopiero w okresie odbudowy. W razie zbyt słabego rezultatu
kuracja po pewnym czasie bywa powtarzana. Jak podkreśliłam wyżej, w klinice Nikołajewa leczone są
zarówno choroby psychiczne jak i somatyczne. Oto kilka
przypadków. Gościec stawowy zniekształcający Chora lat 26, blada z odcieniem siniczym, wychudzona,
w depresyjnym nastroju, znaczne ograniczenie ruchomości
i deformacja stawów, silne bóle. Głodówka wydawała się
ryzykowna ze względu na znaczne wychudzenie i osłabienie
pacjentki, ale dwukrotnie już przebyte leczenie farmakologicz-
ne dało poprawę tylko na kilka dni i chora widziała w leczeniu głodem ostatnią „deskę ratunku". W ciągu pierwszych dni
głodówki pacjentka była rozdrażniona, nie spała, bóle nadal
utrzymywały się. W czwartym dniu nastąpi
ła lekka poprawa
— utrata wagi wyniosła 2,5 kg. W dziesiątym dniu już znaczna
poprawa — chora zaczęła chodzić bez pomocy, dobry nastrój
psychiczny i sen. W 25 dniu utrata wagi 9 kg — chora czuje się
dobrze, bólów nie ma, stawy znacznie bardziej ruchome.
Poprawa postępowała również w okresie odbudowy. Po wypisaniu z kliniki pacjentka przystąpiła do pracy. Po 6 miesiącach: nadal pracuje — stan jak przy wypisie. Dwaj bracia, pierwszy w wieku 22 lata — ważył 211 kg, drugi
16
 lat — waga 174 kg. Ojciec drobny, szczupły. Matka i babka
 bardzo otyłe. U obu chłopców nastroje depresyjne, apatia na
p
rzemian z rozdrażnieniem, bóle głowy itp. Obaj mieli przyznaną II kategorię inwalidztwa. Leczenie: 9 powtarzanych kursów leczenia głodem obniżyło
 wagę u starszego o 86 kg, a u młodszego brata o objawy ustąpiły. Podobnie jak inni autorzy, również Nikołajew podkreśla, że
ludzie otyli często źle znoszą głodówkę. Po kilkunastu dniach
 mogą zjawić się bóle i zawroty głowy, wymioty, niemiarowość
 akcji serca. Trzeba wówczas głodówkę przerwać i rozłożyć ją
„na raty", za każdym razem starannie prowadząc okres odbudowy, by uniknąć szybkiego wzrostu wagi. Głodówkę taką trzeba prowadzić kilkakrotnie, w odstępach
 paromiesięcznych. Ale w odstępach między głodówkami chory
si pilnie dotrzymywać diety. 77 Choroba wrzodowa dwunastnicy Chory lat 53 leczył się od 13 lat z powodu owrzodzenia
dwunastnicy. Bez efektu. Po 15 dniach głodówki znikły
dolegliwości i wszelkie inne objawy — również rentgenologicz-
ne. Wyzdrowienie. Kontrola po latach - bez nawrotu. W klinice Nikołajewa leczy się głodówką chorych z chorobą
wrzodową żołądka i dwunastnicy. Jak obliczono, zaledwie
u 3% z nich zjawił się nawrót choroby w ciągu 1-3 lat. Chorzy
z psychozami mają często wrzody żołądka na skutek długo-
trwałego przyjmowania leków psychotropowych. Głodówka
leczy zarówno psychikę jak i owrzodzenie. Dychawica (astma) oskrzelowa Chory lat 64 - napady duszności bardzo częste, zwłaszcza
wiosną prawie co dzień. Również co dzień napady te zjawiały się
w pierwszych dniach głodówki, tak, że trzeba było stosować
leki. Od 5 dnia duszność znikła i nie powtórzyła się więcej.
Wyleczenie. Chory lat 70 — bóle głowy, szum w uszach, nadwaga ok. 23 kg,
duszność typu oskrzelowego. Pierwsza głodówka 7 lat temu, 40
dni, bardzo dobrze znoszona — chodził wtedy dziennie po 14-16
km. Wynik bardzo dobry. Po 3 latach znów poczuł się gorzej
i chętnie podjął głodówkę 38-dniową z dobrym skutkiem.
I znów po 4 latach głodował w klinice 30 dni. Wielki zwolennik
głodówek, na które szybko się decyduje, częściowo profilak-
tycznie. Czuje się bardzo dobrze. W czasie 38 40-dniowej
głodówki traci ok. 22 kg na wadze. Nadciśnienie, otyłość, choroba wieńcowa serca Chory lat 62 — dużo palił, nadwaga ok. 45 kg, nadciśnienie — okresowo 220/140, częste bóle serca, 2 zawały serca. 5 lat temu
pierwsza głodówka 20 dni (było to 5 lat po ostatnim zawale) - stracił na wadze 18 kg. Ogólna duża poprawa. Obecnie
głoduje już po raz trzeci — 14 dni — czuje się bardzo dobrze.
W czasie głodówki co dzień uprawia gimnastykę do 40 minut.
 Głęboka poporodowa depresja Ihora po porodzie przejawiała silny lęk, miała halucynacje
urojenia. Głodówka 15 dni — w siódmym dniu trochę się
uspokoiła, przestała słyszeć głos zmarłej matki. W okresie
odbudowy szybka poprawa. Wypisana w stanie dobrym.
 Psyhconerwica — natręctwa iPacjent, na ogół zdrowy i silny mężczyzna, skarży się na bardzo
m
ęczące, natrętne myśli o charakterze agresywnym. Głodówka
-
3 -5 dni, już na czwarty dzień „myśli" znikły. Nikołajew podkreśla, że w przypadkach urojeń i natręctw
głodówka daje zwykle bardzo dobre rezultaty, ale dopiero
w okresie odbudowy, gdy system nerwowy zaczyna już
funkcjonować normalnie. Schizofrenia z tzw. zespołem dysmorfofobii Chory lat 22 od dawna unikał ludzi i popadał w coraz głębsze
u
rojenia na temat swej lekko wystającej dolnej szczęki. Ostatnio
izamykał się, siedział w ciemnościach wpadając w szał, gdy ktoś
Ichciał z nim rozmawiać. Po miesięcznym kursie głodowania — objawy choroby ustąpiły. Po 11 latach nawrót z nieco innymi
objawami. Znów 30 dni głodówki w klinice — powtórna
znaczna poprawa. Uporczywa egzema z silnym odczynem zapalnym Dziewczyna lat 17- psychicznie załamana, zrozpaczona z po-
wodu ciężkiej, bardzo swędzącej egzematycznej wysypki, która
narastała od kilku lat, ob
jęła twarz, ręce i ostatnio już całe ciało.
Już po 12 dniach głodówki wyraźna poprawa. Dla zupełnego
wyzdrowienia trzeba było przeprowadzić dwa kursy lecz
enia
głodem. Schizofrenia hipochondryczna Chory skarżył się na bóle głowy, uczucie „pustki" w głowie,
„bicie serca", uczucie kołysania w piersi i braku lewej połowy
klatki piersiowej razem z sercem i ręką, uczucie, że nogi płyną
w powietrzu przed nim — w takich momentach nie chodził
i żądał, by go noszono. Czasem chciał szczekać jak pies. Przez
3 lata leczony w oddziale psychiatrii, po czym przekazany do
kliniki dietoterapii. Głodował 29 dni. 12 dnia odbudowy
wypisany na własną i matki prośbę — w domu kontynuował
odbudowę, po której ukończeniu czuł się zupełnie zdrowy.
Ukończył studia prawnicze, ożenił się — w rodzinie był
szczęśliwy, pracował zupełnie normalnie. W ciągu 20 lat tylko
z rzadka nawiedzało go uczucie trwogi, zresztą lekkie — sam
wtedy głodował zapobiegawczo. Diety dotrzymuje, nie pije, nie
pali.
 Opisując rezultaty leczenia głodem w różnych chorobach
psychicznych Nikołajew i Niłow podkreślają, że wyniki tej
metody są tym lepsze im wcześniej zaczyna się leczenie. Jeśli choroba trwa już długo, a chory przeszedł różne kuracje
farmakologiczne, jeden kurs głodowania 2-3-tygodniowego
może nie wystarczać i kurację trzeba powtarzać. Autorzy
podkreślają, że kuracje głodowe są w pełni dobrowolne. Chory
musi zgodzić się na ten sposób leczenia. Wymaga to oczywiście
pewnego stopnia świadomości i rozeznania. Alkoholizm Autorzy podają też interesujące wyniki leczenia głodem cięż-
kiego alkoholizmu. Kuracje takie przeprowadzała Niko-
łajewa w stanach psychoz alkoholowych. Oto przykkdy: Chory
lat 44, pisarz, od wielu lat popadał stopniowo w coraz silniejsze
uzależnienie alkoholowe. Od 11 lat bezsenność, nastroje de-
presyjne, okresy znacznego rozdrażnienia i utraty świadomości.
Ostatnio stany deliryczne, halucynacje wzrokowe („miliony
owadów") i słuchowe, zwłaszcza „głosy kobiece i męskie",
które napełniały go ogromnym strachem. Głodówka 14 dni
 już 3 dnia zjawił się normalny sen bez środków nasennych.
„Głosy" cichły - na 11 dzień umilkły już zupełnie. Głodówka
przechodziła lekko i dała doskonałe skutki nie tylko w psychice
lecz i w zakresie somatycznym. Wyraźne na początku kuracji
powiększenie wątroby cofnęło się, również elektrokardiogram
wykazał znaczną poprawę. Po okresie odbudowy pacjent czuł
się ogólnie bardzo dobrze. Kontrola po 2 latach: nie pije, nie ma
żadnych halucynacji, ani innych dolegliwości. Normalnie pra-
cuje. Chory lat 40 — tokarz. Ojciec był pijakiem. On sam zaczął pić od
16
 roku życia — na razie mało — jako dorosły coraz więcej.
Kiedyć będąc pijanym upadł, uderzył się w głowę — od tego
czasu bóle głowy, duszność, drżenie rąk. Pił 2 razy w miesiącu przez 7 dni, tak że pracował tylko przez z tygodnie na miesiąc.
Ciężkie awantury w domu z żoną, zabierano go do izby
wytrzeźwień. Wkraczała milicja. Pobyt w szpitalu nie pomógł.
Zaczął słyszeć „głosy" oskarżające, grożące. Nie spał - w gło-
wie „rozkołysany dzwon" i wciąż strasznie zmieszane „głosy".
Usiłując się ratować podjął w szpitalu głodówkę — 12 dni.
Zaczął normalnie spać, samopoczucie poprawiło się, „głosy"
znacznie złagodniały. Zaczął pracować, życie w rodzinie ułoży-
ło się, ale po upływie roku nastąpił, niestety, nawrót. Ponownie
głodówki nie przeprowadzono. Opisując ten przypadek Niko-
łajew i Now wyrażają opinię, że właśnie parokrotne po-
wtórzenie głodówki doprowadziłoby tu do zupełnego wylecze-
nia. Autorzy przytaczają interesującą statystykę leczenia głodem
25 alkoholików w nieco mniej zaawansowanych stadiach
choroby. Oprócz alkoholizmu stwierdzono u nich różne
somatyczne choroby ; u 8 nadciśnienie, u 6 otyłość, u 5 chorobę
wieńcową serca, u 4 egzemę i u 2 pokrzywkę. Wszyscy skarżyli
się na zaburzenie snu, zwiększoną potliwość, drżenie rąk,
u większości występowało powiększenie serca i bolesność
wątroby. Po głodówce leczniczej wszystkie te cielesne objawy
ustąpiły lub wykazały znaczną poprawę — sen i samopoczucie
bardzo się poprawiły. Chorzy podlegali również odpowiedniej
psychoterapii i wszyscy po kuracji postanawiali nie pić. Kont-
rola po 6 latach wykazała, że tylko 5 z nich nadal nie pije,
prowadząc prawidłowe rodzinne i zawodowe życie — u pozos-
tałych 20 nawrót pijaństwa nastąpił w różnym czasie: u 2 po
4 latach (po stresach psychicznych), u 4 — po 3 latach, u 9 - po 2,
a 5 nie wytrzymało nawet roku. Relacjonując to, autorzy stwierdzają, że w leczeniu al-
koholików głodówka może odgrywać dużą rolę, jednak powin-
na być powtarzana w celach profilaktycznych co pewien czas. Nikołajew — podobnie jak inni autorzy — wielką wagę przypisuje do utrzymywania po głodówce zaleconego trybu życia i odżywiania. Dieta roślinno-mleczna bez mięsa, wędlin i ryb. Zakaz papierosów i alkoholu. W razie powrotu do poprzedniego życia i do „jedzenia wszystkiego" ryzyko nawrotu choroby jest bardzo duże. Kuracje w sanatorium Buchingera - Bad Pyrmont Buchinger mocno podkreśla, że głodówka to nie tylko cielesna, ale i duchowa kuracja, a zalecenia lekarzy powinny w wysokim stopniu uwzględniać nie tylko stan ogólny i chorobę pacjenta, ale również indywidualne właściwości jego psychiki, co ma znaczenie przy organizowaniu i wyznaczaniu różnych dodatkowych zabiegów leczniczych. Po przyjęciu chorego do sanatorium i po lekarskim przebadaniu następują dwa „dni owocowe", w czasie których chory spożywa tylko owoce. Chodzi o to, by oczyścić z grubsza przewód pokarmowy, a zwłaszcza jelito grube z resztek normalnego jedzenia. Buchinger zaznacza, że owocami przejeść się nie można, jak to często przejadamy się pikantnymi wytworami sztuki kulinarnej. Podczas tych dni owocowych pacjent prawie nie odczuwa potrzeby picia, natomiast oddaje dużo moczu. Trzeciego dnia otrzymuje 40 g tzw. soli glauber-skiej rozpuszczonej w ok. 750 g ciepłej wody — wypija to w ciągu kwadransa. Jeśli chory tego środka nie znosi, używa się herbaty senesowej lub oleju rycynowego. Następuje głodówka, która trwa różnie długo (z góry terminu nie wyznacza się) i podczas której chory pije tylko wodę z dodatkiem niewielkich porcji soku owocowego i wywaru z jarzyn. Co drugi dzień chory otrzymuje rano lewatywę, a co dzień powinien około — bez „przełomów". Choroba ustąpiła. Po 3 latach wiadomość: duszność nie powróciła. Zupełne zdrowie. Chory lat 58, ciężka dychawica oskrzelowa, z powodu której zmuszony był przejść na rentę. Głodówka 20 dni - pod koniec głodówki wbrew zakazom lekarza robił kilkugodzinne marsze w górach. Wypisany z wyleczeniem. Chora lat 66, ciężka astma oskrzelowa z tzw. stanem dychawicznym i ropnym zapaleniem oskrzeli. 2 tygodniowa głodówka bez efektu, nadal ciężkie ataki dychawicy, a przy tym silne i męczące „przełomy głodówkowe (wymioty, bóle głowy). Zwolniona bez poprawy. W 6 tygodni po zakończeniu głodówki zupełne ustąpienie ataków. Wiadomość po 4 miesiącach: nadal zdrowa. Gościec stawowy Chora lat 38 z przewlekłym gośćcem stawowym. Po tygodniu głodówki wystąpiło uogólnione zapalenie stawów z gorączką do 39°. Nadal głodówka — gorączka po 7 dniach ustąpiła - poprzednie dolegliwości również. Wypisana z poprawą. Według późniejszych wiadomości: trwałe uzdrowienie. Chora lat 35 przewlekły gościec stawowy. Po 5 dniach głodówki ostre zapalenie stawów — gorączka 38-39°, która po następnych dniach ustąpiła. Wypisana bez dolegliwości. W obu wyżej przytoczonych przypadkach silne zaostrzenie choroby z gorączką można traktować jako intensywny „przełom". Otyłość Chora 56 lat, po przejściu klimakterium mocno przytyła. Przeszła lekki udar, po którym przez dwa tygodnie nie mówiła. Częste bóle głowy. Na początku kuracji waga 89 kg — 2 dni diety owocowej, potem przeczyszczenie i 14 dni pełnej głodówki. Wypisana w dobrym stanie po 3 tygodniach kuracji z utratą 9 kg Chora 48 lat, wzrost 167 cm, waga 114 kg, krótki oddech, silne bóle reumatyczne, zwłaszcza kończyn. Jako żona rolnika zupełnie niezdolna do pracy w gospodarstwie. Głodówka pełna 21 dni, utrata wagi 11, 5 kg — potem okres diety jarskiej, skąpokalorycznej — dalsza utrata 9 kg. Wypisana z wagą 93, 5 kg — w pełni zdolna do pracy. Choroby nerek i dróg moczowych Chora lat 44. Po zapaleniu migdałków ostre zapalenie nerek, które przeszło w przewlekłe. Chora blada, depresyjna. Po 6 dniach mlecznych (dieta Karela) i 7 dniach pełnej głodówki znikło białko z moczu, a samopoczucie i wygląd wybitnie się poprawiły. Wypisana w stanie bardzo dobrym. Trwałe wyzdrowienie. Chora lat 30 — jako dziecko przeszła szkarlatynę, potem częste zapalenia migdałków, w ciąży zapalenie nerek i obumarcie płodu w 8 miesiącu. Blada, migdałki i śluzówka gardła zgrubiałe i zropiałe. Objawy zapalenia nerek — RR = zol/135. Głodówka 19 dni — duża poprawa, mocz prawie oczyścił się. Dobry wygląd i samopoczucie. RR= 130/100. Ponieważ jednak z migdałków jeszcze wyciskano nieco ropy, skierowana na ich usunięcie. Chora lat 58, od roku zapalenie nerek. Po 9 dniach pełnej głodówki i 15 dniach diety mlecznej Karela mocz oczyścił się. Wypisana w stanie bardzo dobrym. Chory lat 50, kamica nerkowa, ataki kolki, powiększenie wątroby. 2 kuracje głodowe (14 i 17 dni) — pod koniec każdej z nich lekkie ataki bólowe — z moczem odchodziły drobne kamienie. Powiększenie wątroby ustąpiło. Od tej pory zupełnie zdrowy (ostatnia wiadomość po 10 latach od kuracji). Migrena — bóle głowy Chora lat 40. Od kilkudziesięciu lat ciężkie ataki migreny, które zjawiały się przeciętnie co z tygodnie trwając 2-4 dni — w tym czasie była niezdolna do pracy. Głodówka 20 dni, bez bólów głowy i objawów „przełomowych". Również gładki przebieg okresu odbudowy i chora, niezwykle uszczęśliwiona, wypisana do domu. W kilka dni po wypisaniu bardzo ciężki atak migreny z bardzo męczącymi wymiotami. Ale po upływie pół roku pacjentka napisała, że „ten okropny atak" — był już ostatni. Chora lat 43 - od wczesnej młodości bóle lewej połowy głowy — prawie stałe — nasilające się przy miesiączce. Kuracja trwała 4 tygodnie — od pierwszego dnia głodówki bóle ustały — 7 dnia lekki nawrót. Wypisana w bardzo dobrym stanie. Po roku bóle niekiedy znów powracały. Ponowna głodówka i trwałe wyzdrowienie. Zaparcie - biegunki Chora lat 39, niedokrwistość, na skórze wyrzuty typu trądzika, bóle krzyża, upławy, wzdęcia, zaparcie stolca bardzo oporne na leki. Niekiedy napady pokrzywki skórnej. Nastrój depresyjny. Głodówka 2i dni, przeszła dość lekko bez wyraźnych przełomów. Podobnie i okres odbudowy. Wypróżnienia prawidłowe — zaparcie zupełnie ustąpiło. Wyraźny „rozkwit", odmłodzenie psychiczne i fizyczne. Po ok. 9 miesiącach wskutek powrotu do „zwykłej" diety — pogorszenie. Ponowna głodówka zi dni i odtąd przy gruntownej reformie żywienia trwałe wyzdrowienie. Chora lat 27 — od 16 lat uporczywe zaparcie stolca, typu spastycznego. Głodówka 16 dni, po czym, po paru dniach „odbudowy" normalny stolec. Nadal utrzymuje zaleconą dietę — czynność jelit prawidłowa. Chora lat 49 — od 30 lat zaparcie typu atonicznego. Leki bez efektu. Zawroty i bóle głowy, bezsenność, objawy neuras-teniczne. 21 dni głodówki, w czasie której leki przeczyszczające i nawet enemy były bezskuteczne. Głodówka znoszona dobrze. Po tygodniu okresu odbudowy nadal brak samoistnego wypróżnienia. Pacjentka bardzo przygnębiona, wypisana z zaleceniem dotrzymania diety. W tydzień po powrocie do domu samoistny stolec i odtąd już normalna czynność jelit. Chory kt 5 5 — od wielu lat biegunki typu fermentacyjnego. 17 dni głodówki — wkrótce po jej zakończeniu gwałtowny lecz krótkotrwały atak kaszlu i wymiotów śluzowych. Biegunka ustąpiła. Kontrola po roku — dobry stan i wygląd, stolec normalny, zwiększona energia i zdolność do pracy. Choroby skóry Chora lat 18 — łuszczyca na całym ciele -1 zwłaszcza na pośladkach, twarzy i głowie. Przeszła wiele kuracji dermato- 


logicznych bez poprawy. Głodówka 21 dni —znaczna poprawa, twarz i głowa wolne od wykwitów. Doskonałe samopoczucie. W ciągu 12 następnych miesięcy jeszcze trzy kuracje - razem 82 dni. Prawie zupełne wyleczenie — z resztkowymi ogniskami na plecach i pośladkach. Kontrola po 7 latach: dobry stan utrzymuje się. Chory z łuszczycą tułowia i twarzy. Po 17 dniach głodówki duża poprawa, zblednięcie i cofanie się zmian, na głowie prawie znikły. Po 4 dniach „odbudowy" wypisany z prawie zupełnym wyleczeniem — z nakazem dotrzymania przepisanej diety. Chora lat 18. Od 2 lat sucha, łuszcząca się egzema twarzy, rąk i nóg. Po 2i dniach głodówki choroba ustąpiła całkowicie, jednak po kilku miesiącach przy „zwykłym" żywieniu nawrót, ale lżejszy, w tych samych miejscach. Ponowna głodówka 27 dni — zmiany ustąpiły — małe nieswędzące resztkowe zmiany tylko na rękach. Zalecenie ścisłej diety. Chora lat 26 — od 13 roku życia swędząca egzema obu rąk. Od 4 lat czyraczność i częściowo trądzik twarzy. Głodówka 23 dni — już 20 dnia wszystkie zmiany ustąpiły. Samopoczucie dobre — mocne postanowienie dotrzymywania diety. Chora 48 lat — 2 owrzodzenia podudzi (wielkości dużej monety) po zakrzepowym zapaleniu żył. Szybkie gojenie się przy głodówce. Po 2 tygodniach zwolniona z wyleczeniem. Neurastenia Chory lat 60 - neurastenik z depresjami i napadami agresywnego gniewu, bezsenność, bóle głowy, bardzo zmienne, kapryś- ne usposobienie. Inteligentny i wykształcony, ale skłonny do alkoholu, pod wpływem którego dopuszcza się pozamałżeń-skich wybryków seksualnych, brutalnie traktując żonę. Samoocena i poszukiwanie możliwości poprawy życia doprowadziły go do podjęcia i8-dniowej kuracji głodowej przy dużym udziale introspekcji i psychoanalizy. Duża poprawa ogólna i psychiczna. Druga głodówka, również i8-dniowa, i podjęcie na stałe zdrowej, jarskiej diety spowodowały już zupełne uzdrowienie psychiczne i fizyczne, trwałe zerwanie z alkoholem i gruntowne naprawienie życia rodzinnego. Bardzo ciekawe są podane przez Buchingera dwa przypadki kobiet, które w szybkim tempie traciły włosy. Obie były nauczycielkami, jedna z nich 4o-letnia miała włosy już dobrze „szpakowate", druga, lat 62, była całkiem siwa i zupełnie wyłysiała. Po parotygodniowej głodówce u obu kobiet odrosły włosy, jednak o zabarwieniu takim jak w młodości, ciemno-blond i blond. Starsza z nich denerwowała się tym kolorem, bo nie chciała być posądzona przez uczniów, że farbuje włosy lub nosi perukę. Te interesujące przypadki mogłyby świadczyć, że przez głodówkę nastąpiło daleko idące biologiczne „odmłodzenie" skóry i cebulek włosowych. Buchinger, podobnie jak inni specjaliści leczenia głodem, zawsze zalecał na stałe dietę jarską z dużą ilością produktów surowych. Było to konieczne ze względu na kontynuację procesu oczyszczania ustroju. I jak widzimy, efekt kuracji nie zawsze objawiał się już w czasie głodówki — niekiedy proces zdrowienia przeciągał się i poprawa następowała w okresie odbudowy, albo nawet i później. I przy utrzymaniu diety jarskiej była to już poprawa trwała. ROZDZIAŁ 9 Głodówki niezupełne. Kuracje półgłodowe Heun, uczeń Bircher-Bennera, wiodąc dobre wyniki jego kuracji surówkowych postanowił wprowadzić je „w płynie" w postaci głodówek sokowych, w czasie których pije się ok. 3 szklanek na dobę surowego, świeżo wyciśniętego soku z owoców i warzyw, przy czym sok ten należy „jeść", pobierając go po łyżeczce i trzymając długo w ustach. Propagowane i stosowane przez Heuna kuracje sokowe spełniają warunki leczniczego mechanizmu „wewnętrznego żywienia", dostarczając zarazem dużych ilości bio-katalizatorów (witaminy, sole mineralne, elementy śladowe). Trzeba pamiętać, że dieta sokowa dostarcza stosunkowo dużo potasu a bardzo mało sodu, jest więc bardzo korzystna przy obrzękach i stanach zapalnych, ale nie powinna być stosowana w pewnych, rzadkich zresztą, sprawach przebiegających z podwyższeniem potasu we krwi (np. w niewydolności nadnerczy — choroba Addisona). Odpowiednie badania wyjaśniają te sprawy. Różni autorzy polecają różne niepełne czy „kombinowane" głodówki. Np. Nikołajew poleca tzw. głodowanie poranne, przy którym rano pije się tylko wodę, surowy sok lub napar ziołowy. Obiad i kolacja są wyłącznie jarskie. Takie żywienie 


można stosować przez kilka tygodni jako kurację lub też na stałe. Można włączać również np. kilkudniową dietę serwatkową (ok. 1, 5 litra serwatki na dobę). Można też stosować powtarzane co pewien czas kilkudniowe głodówki z piciem mleka czy maślanki w odpowiednio małych ilościach, by osiągnąć pewien efekt „wewnętrznego żywienia", więc np. 3 razy dziennie 1 szklanka tego napoju — płyny bezkaloryczne można używać dodatkowo. Japoński lekarz Imamura, specjalista leczenia głodem, w swych 1-3 tygodniowych kuracjach stosował różne kombinacje takich kilkudniowych głodówek, np. wodna, surówkowo-sokowa czy z piciem zsiadłego mleka. Przed kuracją zalecał 2 dni skąpej roślinnej diety a potem środek czyszczący. Również w czasie kuracji lewatywy lub przeczyszczenia stosowane były co 2-3 dni. Rodzajem niepełnych głodówek są też ascetyczno-religijne posty, czy to dłuższe, kilkutygodniowe, z odrzuceniem mięsa i znacznym ograniczeniem przyjmowania pokarmów, zwłaszcza tłustych, czy też często powtarzane dni „o chlebie i wodzie". Wiadomo bowiem, że tak jak surowymi owocami, zwłaszcza małosłodkimi, tak i suchym chlebem przejeść się nie można, jedynie zaspokoić najdotkliwszy głód. A takie niepełne głodówki mają nie tylko znaczenie pokutne i ascetyczne, ale i zdrowotne. W różnych wyznaniach religijnych obowiązują nieraz daleko idące nakazy okresowych postów, a zwłaszcza powstrzymania się od mięsa. Kościół katolicki, który rozwija się w różnych krajach, cywilizacjach i klimatach, ostatnio bardzo złagodził swe wymagania co do ascetycznych ograniczeń w diecie. Ale jeszcze przed II wojną światową warszawski lekarz internista, Zdzisław Michalski tak o tym pisał. „Jakże żałować należy, że nadmierna tolerancja współczesnego Kościoła te wspaniałe przepisy higieniczne uchyliła. Iluż 


chorób z zakresu przemiany materii ludzkość byłaby pozbawiona, gdyby ludzie po czterdziestce raz na tydzień głodowali, a przez 40 dni na rok stosowali dietę tylko jarską. Tyczy się to w szczególności pracowników umysłowych. " Schroth, który nie był lekarzem, wprowadził metodę ogólnie skąpej półgłodowe) diety z naprzemiennym odwadnianiem ustroju (dni suche) i nawadnianiem (dni picia). Przy tej metodzie w dni suche pacjent otrzymuje wyłącznie czerstwe, suche pieczywo i suszone owoce. W dni picia rozcieńczone soki owocowe, świeże owoce i rzadkie zupy z płatków zbożowych, mąki razowej i ryżu, przyrządzone bez soli — jedynie z cukrem i cytryną. Kuracja trwa 2-3 tygodnie. Na początku przeczyszczenie i przez kilka dni lewatywy. Powrót do normalnego żywienia musi odbywać się bardzo ostrożnie i powoli. Autorzy, którzy w swych klinikach stosowali kurację Schrot-ha, wyrażają się o niej z dużym uznaniem. Prócz samego mechanizmu głodu ma tu działać leczniczo okresowe nawadnianie i odwadnianie, które przepłukuje i oczyszcza tkanki. W pierwszych dniach kuracji chory czuje się i wygląda gorzej (z powodu przechodzenia złogów z tkanek do krwi) pod koniec jednak występuje uderzająca poprawa z ustąpieniem przewlekłych dolegliwości i z ogólnym znacznym efektem rewitalizacji (biologicznego odmłodzenia). Poniżej podaję dwa przykłady kuracji metodą Schrotha (w sanatorium Móllera): Chory lat 39 — znaczne dolegliwości reumatyczne, bóle neural-giczne, duża nerwowość, zaburzenia trawienne, skłonność do przeziębień. Znaczne ogólne osłabienie, 6-tygodniowa kuracja według Schrotha w sanatorium. Wyraźna poprawa, dolegliwości ustąpiły, samopoczucie dobre. Kontrola po roku wykazała bardzo dobry stan od czasu kuracji. Dolegliwości reumatyczne i bóle głowy zupełnie ustąpiły. Samopoczucie dobre, duża energia i wytrzymałość, sen dobry. Również dużo lepsza pamięć i wydolność umysłowa. Sam pacjent (czy raczej były pacjent) określa to jako „prawdziwe odrodzenie". Chora lat 46 — od 20 lat dokuczliwe bóle reumatyczne, zaburzenia nerwicowe i dolegliwości ze strony woreczka żółciowego. Często niezdolna do pracy i obłożnie chora. W ciągu kilku lat leczyła się u ponad 20 lekarzy bez poprawy, tak, że w końcu uznała kurację metodą Schrotha w sanatorium Móllera za ostatnią „deskę ratunku". Kurację tę przeszła trzykrotnie z dłuższymi przerwami. W trzy lata po pierwszej kuracji tak opisała swój stan w liście do lekarza. „Często myślę z wdzięcznością o kuracjach prowadzonych pod Pana kierownictwem... Byłoby to dla Pana radością widzieć, jak ja teraz od rana do nocy mogę pracować. Nigdy bym tego przed tym nie uważała za możliwe. Jakże byłam nędzna i umęczona i jakim ciężarem było mi życie. A teraz sprawia mi prawdziwą radość wciąż niezmordowanie być czynną od 6 godziny rano do wieczora i siły wciąż rosną". Arias Yallejo opisuje bardzo ciekawy i chyba raczej niepowtarzalny eksperyment z dietą skąpokaloryczną u ludzi starych. 60 ochotników w wieku ponad 65 lat, w pewnym domu starców, otrzymywało co drugi dzień dietę normalną i co drugi głodową złożoną wyłącznie z litra mleka i 0,5 kg świeżych owoców. W ciągu 3 lat takiego postępowania w tej głodzonej grupie stwierdzono dwa razy mniejszą zachorowalność niż 


w równie licznej grupie kontrolnej pozostającej w tym czasie na diecie normalnej. Polska lekarka internistka, dr med. Ewa Dąbrowska od ok. 10 lat stosuje w różnych przewlekłych chorobach wewnętrznych półgłodowe kuracje polegające na spożywaniu — co najmniej przez 6 tygodni — wyłącznie owoców i warzyw, głównie surowych. Autorka podkreśla przy tym, że muszą to być warzywa i owoce ubogie w substancje odżywcze — nie należy więc spożywać w czasie kuracji zbóż, orzechów, zkren strączkowych ani słodkich owoców, a do warzyw gotowanych nie wolno dodawać kalorycznych przypraw jak masło, śmietana, oleje, mąka, bo przerywa to proces odżywiania wewnętrznego. Warzywa należy jadać w postaci soków, surówek, warzyw duszonych oraz gotowanych zup bez przypraw — do solenia używać soli z mikroelementami (sól ciemna), co dzień trzeba jadać nieco warzyw kwaszonych (kapusta, ogórki) i uwzględniać surowe warzywa liściaste (koperek, liście pietruszki, sałata). Taka owocowo-warzywna dieta daje średnio ok. 400 kcal na dobę czyli ok. 2 razy więcej niż dieta czysto sokowa (głodówka sokowa Heuna), a 5-6 razy mniej niż normalne żywienie. Przy głodówce owocowo-warzywnej przewód pokarmowy nie odzwyczaja się tak od pracy jak przy głodówce wodnej czy sokowej, ale metabolizm również ulega zmianom żywienia wewnętrznego i w okresie odbudowy stopniowo trzeba go na normalne tory wprowadzać dodając pokarmy bardziej kaloryczne, pieczywo, gotowane ziemniaki, mleko i inne, zaczynając od małych ilości, aż do normalnej diety. Dąbrowska podaje szereg przykładów stosowania tej diety warzywno-owocowej kuracji. Oto kilka z nich. Chory lat 73. Od 13 lat astma oskrzelowa, przed 13 laty zawał serca a przed rokiem zator płuc. Do szpitala trafił z powodu zatrzymania krążenia. Był reanimowany. W ciągu ostatnich 10 lat 16 razy przebywał w szpitalach i pomimo wielkiej ilości różnych leków miał nadal częste ataki duszności oskrzelowej a ostatnio stałą, nasilającą się nocą duszność sercową. Po przejściu 50 metrów musiał zatrzymać się z powodu bólów serca i duszności. Od 5 lat miał obrzęki. Przebył 6-tygodniową kurację warzywno-owocową. Już na drugi dzień kuracji duszność zmniejszyła się, wystąpił wielomocz i obrzęki zaczęły się zmniejszać. W 6 dobie wystąpiła biegunka, zaś w 11 dobie napad duszności, który już więcej nie powtórzył się. Stan po upływie pół roku: pacjent czuje się świetnie, nie ma duszności, obrzęków ani bólów serca. Przed kuracją ważył 97 kg (przy wzroście 166 cm) obecnie waży 71 kg. Może przejść 4 km po terenie górzystym bez zadyszki. Jest na diecie roślinnej i nie potrzebuje żadnych leków. Chora lat 42. Od 6 lat cierpi na łuszczycę. Liczne czerwone, łuszczące się plamy na rękach, nogach i tułowiu. Cierpi przy tym na chorobę wrzodowe dwunastnicy, chorobę wieńcową serca, zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa, bóle stawów, kamicę żółciową (po operacji), hemoroidy i paradontozę. W wieku 3 3 lat już straciła wszystkie zęby. Jadła zwykle dużo mięsa, słodyczy, paliła papierosy. Kuracja owocowo-warzywna trwała 4 tygodnie — zmiany skórne ustąpiły i stan zdrowia bardzo się poprawił. Stan po 4 latach: łuszczyca nie powróciła, ustąpiły bóle brzuszne i bóle stawów. Chora lat 61. Miażdżyca zarostowa tętnic. Od 20 lat brak tętna i ciśnienia tętniczego na prawej kończynie górnej, brak tętna na prawej tętnicy szyjnej i tętnicach kończyn dolnych. Pacjentka cierpi też na drżenia parkinsonoidalne, zwyrodnieniowe zmiany kręgosłupa, kamicę nerkową, nadkwasotę, paradontoz,, brak zębów. Po przejściu 100 metrów bóle i drętwienia łydek i bioder trwające cały dzień. Jadała zwykle dużo mięsa, paliła papierosy. Zastosowano 6-tygodniową dietę warzywno-owocową. Po 3 tygodniach kuracji lewa noga przestała boleć i stała się cieplejsza. Chora mogła już przejść bez bólu 200 metrów. Drżenie ciała zmniejszyło się. Wróciło tętno na tętnicy szyjnej i ciśnienie tętnicze na prawej ręce. Na diecie zdrowotnej stopniowa dalsza poprawa — po 4 miesiącach mogła już przejść bez bólu 3 km. Ustąpiło drżenie. Chora lat 58. Od 8 lat reumatoidalne zapalenie stawów. Od 3 tygodni leży, ma silne bóle stawów, przykurcze, obrzęki. Cierpi też na anemię i infekcję dróg moczowych. Już po 2 tygodniach diety warzywno-owocowej zmniejszyły się bóle stawów, ustąpiły obrzęki i poprawiła się morfologia krwi. Po 6 tygodniach diety ustąpiły przykurczę i bóle stawów. Cofnęły się także objawy infekcji moczowej. Oczywiście - w czasie kuracji nie należy palić papierosów, pić mocnej herbaty ani kawy. Dąbrowska podkreśla, że ilość pokarmów jest dowolna, ale po kilku dniach znika uczucie głodu, co sprzyja ograniczeniu spożycia. Zestawy pokarmów przy jednym posiłku mogą być różne. Przykładowy jadłospis wygląda następująco: Śniadanie — szklanka soku warzywnego i 2 jabłka. Obiad — zupa jarzynowa, surówki, sałata, ogórek kiszony, burak gotowany, bigos z kapusty i pomidorów na ciepło. Kolacja — herbata ziołowa, owoce. Wskazania i przeciwwskazania do tej kuracji są takie same jak przy głodówce ścisłej. I tak samo trzeba po niej przejść na stałe na zdrową dietę jarską. ROZDZIAŁ 10 Teorie dietetyczne Bircher-Bennera i jego metoda leczenia Sto lat temu - 15 listopada 1897 r. - młody szwajcarski lekarz Max Bircher-Benner założył w Zurychu sanatorium dla leczenia nową metodą, dietą surówkowo-jarską. Sanatorium to miało wtedy tylko 6 łóżek — po 10 latach liczyło już 65 łóżek i zatrudniało 5 lekarzy. Dobre wyniki leczenia potwierdzały słuszność stosowanej metody, ale gdy w styczniu 1900 r. Bircher-Benner przedstawił swą dietetyczną teorię na zebraniu Towarzystwa Lekarskiego w Zurychu, reakcja była fatalna. Zebrani przyjęli to jako fantazję, a przewodniczący oświadczył „Pan Bircher przekroczył granice nauki". Orzeczenie takie równało się ekskomunice i uznaniu młodego „rewolucjonisty" za sekciarza czy szarlatana. Aby zrozumieć tę tak negatywną ocenę, trzeba przypomnieć sobie panującą w XIX w. teorię kaloryczno-białkową, według której za najcenniejsze pokarmy uważano mięso, jajka, rosoły, śmietanę, słoninę, masło i cukier. Zaledwie parę lat przed owym zebraniem jakiś skromny lekarz gdzieś daleko w Azji ogłosił, że choroba beri-beri wynika z braku jakiegoś „czynnika B" w białym ryżu. O witaminach nikt jeszcze nie mówił. Nawet głodówki lecznicze były już w znacznym stopniu zdyskredytowane i wyrugowane przez chemię farmakologiczną. Jakaż mogła być reakcja ówczesnych naukowców na twierdzenie, że najwyższą wartość odżywczą mają surowe owoce i warzywa? Bircher-Benner nie załamał się jednak. Pilnie studiował najnowsze odkrycia w dziedzinie fizyki i chemii, promieniotwórczości, przemian energetycznych i biologii molekularnej. W 1903 r. wydał książkę pt. „Zasady leczenia dietetycznego oparte na energetyce", za czym poszedł cały szereg innych publikacji. Sanatorium rozszerzało się i zdobywało światową sławę, a jego założyciel i prekursor dietetycznej rewolucji zdobywał coraz więcej zwolenników i sojuszników. W pierwszych dekadach XX wieku szybko zaczęły mnożyć się obserwacje i doniesienia w ten czy inny sposób przemawiające na jego korzyść. Gdy w latach trzydziestych Bircher-Benner ponownie formułował swą „energetyczną teorię odżywiania", oparł ją na energii wewnątrzatomowej, zjawiskach promieniowania i teorii kwantów. W swej teorii Bircher-Benner - jeszcze w końcu XIX w. — pierwszy zwrócił uwagę na fakt, że energia odżywcza jest energią światła słonecznego chwytaną i magazynowaną przez rośliny w procesach fotosyntezy (w tzw. ciałkach zieleni). Energia ta zostaje przez rośliny częściowo zużyta, a częściowo związana w wysokozłożonych związkach chemicznych jakimi są białka, tłuszcze i węglowodany — do ich syntezy roślina potrzebuje oczywiście wody i azotu oraz innych pierwiastków [ oraz innych pierwiastków z gleby. Zwierzęta i ludzie nie mają zdolności wiązania energii słonecznej, muszą ją czerpać z roślin, a energia ta, związana w roślinach ulega degradacji i osłabieniu przez skomplikowane zabiegi kulinarne, zwłaszcza przez działanie wysokich temperatur (gotowanie, smażenie), jak i przez długotrwałe przechowywanie i suszenie produktów. Dlatego Bircher-Benner uznał surowe warzywa i owoce za najcenniejsze źródła energii słonecznej („akumulatory I rzędu"). Gdy zjedzone przez ludzi roślinne białka, tłuszcze i węglowodany rozpadają się w przemianie materii, związana w nich energia świetlna uwalnia się na nowo przechodząc w różne rodzaje energii potrzebne dla procesów życiowych ustroju. Między innymi przechodzi również w ciepło, które jest potrzebne dla utrzymania prawidłowej temperatury ciała. I tu właśnie Bircher-Benner i inni zgadzający się z nim autorzy dokonują zamachu na kaloryczną teorię żywienia. Ciepło to przecież tylko uboczny produkt przemian energetycznych w ustroju. Nie można więc w jednostkach ciepła wyrażać wartości energetycznej, a więc odżywczej pokarmu. Ciepło nie jest np. źródłem pracy mięśniowej gdyż warunkiem przemiany ciepła na pracę jest duża różnica temperatur, a organizm nie jest silnikiem cieplnym ani też kalorymetrem, w którym spalanie odbywa się gwałtownie w wysokiej temepraturze, a przy tym w zupełnie innych warunkach niż w organizmie żywym. Zachodzące w ustroju zjawiska są bardzo skomplikowane, a źródłem ich nie jest ciepło lecz energia świetlna. „Słońce świeci w naszych tkankach" — powiada Bircher-Benner — i to ono właśnie jest źródłem życia. Dostarczaną z pokarmem energię światła słonecznego każdy rodzaj komórek zużywa i przekształca na właściwą sobie działalność — na skurcze mięśni, przewodzenie bodźców w tkance nerwowej, pracę wydzielniczą gruczołów itp. Ogromną rolę w tych procesach odgrywają biokatalizatory (witaminy, fermenty, składniki mineralne). Wystarczy brak choćby jednego z tych ważnych składników aby cała „kaloryczność pokarmu stała się bezużyteczna, a jeśli taki defektywny, choć wysoce „kaloryczny" pokarm dominuje w pożywieniu, będzie on nawet bardzo szkodliwy. Niestety - w obecnym stanie nauki nie mamy miernika, który pozwalałby nam prawidłowo oceniać tę istotną biologiczną i odżywczą wartość danego pokarmu. Musimy więc na razie pozostać przy „kaloriach", pamiętając jednak, że ten prosty i wygodny sposób oceny jest bardzo nieścisły i nie można tylko na nim się opierać. Obliczając wartość kaloryczną diety (zależną od zawartości białek, tłuszczów i węglowodanów) musimy zawsze pamiętać, że konieczne jest przy tym zabezpieczenie i dostarczenie wszystkich czynników warunkujących prawidłowość przemiany materii i energii w ustroju. Trzeba pilnie uwzględniać przemysłową i kulinarną obróbkę, jakiej uległy dane pokarmy, pamiętając przy tym, że w wysokiej temperaturze ginie większość witamin, giną fermenty, a białka, tłuszcze i węglowodany zostają w wysokim stopniu zdenaturowane, ich cechy fizyko-chemiczne ulegają głębokim zmianom, co nie może być dla ustroju obojętne. Dlatego też ta energetyczna teoria żywienia ściśle wiąże się z drugą dietetyczną koncepcją Bircher-Bennera — z jego teorią całości pokarmowych. „Całością" lub „jednością" pokarmową nazywa on produkt, który jako całość służy w naturze do wykarmienia nowego, młodego organizmu rośliny czy zwierzęcia, stanowi więc jakby małą spiżarnię dla potomka na pierwszy okres jego rozwoju. Takim produktem-spiżarnią jest np. całe ziarno zboża, ryżu, fasoli czy grochu, korzeń marchwi czy buraka, bulwa ziemniaka, a w świecie zwierzęcym jajko czy mleko. Jest więc oczywiste, że produkty całościowe zawierają wszystkie składniki potrzebne dla życia — naturalnie w różnych proporcjach, zależnie od gatunku rośliny czy zwierzęcia. Odżywienie się „całościami" chroni człowieka przed grubymi błędami i niedoborami pokarmowymi, z tym oczywiście, że muszą to być „całości" bardzo różnorodne, bo każda z nich, wzięta osobno, nie jest przystosowana ściśle do organizmu ludzkiego. Natomiast takie produkty jak biała mąka, cukier czy masło powstają przez sztuczne rozbijanie „całości" i wyciąganie pewnych „oczyszczonych" składników, których szersze stosowanie w pożywieniu grozi zawsze poważnym zachwianiem równowagi pokarmowej. Badając np. ziarno zboża stwierdzamy, że jego wnętrze wypełnione jest przez czysty węglowodan (skrobia, mączka). Ale do przemiany węglowodanów w ustroju konieczna jest witamina B i jej zapas złożony jest w zewnętrznej warstwie ziarna, zwanej aleuronową—tuż pod skórką—tamże też zawarte są sole mineralne, ciała białkowe i tłuszczowe. Więc kompletnie wyposażona spiżarnia. Jeśli jednak przy mieleniu wyciągamy tylko jak najbielszą mąkę, witaminy i inne składniki zostają odrzucone wraz ze skórką i w postaci odpadów zwanych ospą, idą na pokarm dla bydła. W rozdziale 2 wspomniałam, jakie straszne skutki dla Azjatów miało swego czasu przemysłowe rozbicie „całości", jaką jest ziarno ryżu. W Europie analogiczne znaczenie ma wyrób białej mąki i cukru. Jeśli nie chorujemy tak masowo na beri-beri to dlatego, że biała mąka nie odgrywa w naszej diecie tak wielkiej roli jak ryż w ówczesnym pożywieniu Azjatów, no i pewne ilości witamin możemy zdobyć z mleka, mięsa czy jarzyn. Ale im więcej w naszym pożywieniu słodyczy, klusek, ciasta i białego pieczywa, tym większa skłonność do objawów przypominających ową azjatycką chorobę — do różnych nerwobólów, obrzęków i osłabienia serca. Nie jest to jeszcze całkowita awitaminoza lecz już na pewno hipowitaminoza. Nasuwa się również pytanie czy tak powszechnie od wieków praktykowane rozbijanie „całości", jaką stanowi mleko, i wytwarzanie masła, nie jest przyczyną równie powszechnego występowania miażdżycy? Tłuszcze zwierzęce (masło, śmietana, słonina) są obfitym źródłem cholesterolu, który zresztą może też być wytwarzany w ustroju — np. przy obfitym spożywaniu słodyczy poziom cholesterolu we krwi wzrasta. A trzeba też podkreślić, że cholesterol nie tylko w miażdżycy odgrywa przyczynową rolę. Tak często występująca, zwłaszcza u kobiet, kamica żółciowa pozostaje również w związku z zaburzeniami przemiany tego składnika w ustroju. Wspomniałam wyżej, że jeszcze za życia Bircher-Bennera występowali autorzy, którzy na zasadzie swych badań i rozważań popierali tę energetyczną teorię odżywiania. Tak np. angielski badacz Mac Carrison karmił pewną liczbę małp w ten sposób, że pokarmy, zjadane przez nie normalnie na surowo, gotował przed podaniem przez kilka godzin w autoklawie. Poza tym ani ilość ani jakość ani kaloryczność tych pokarmów nie uległy zmianie. Wszystkie małpy tak karmione zdechły przed upływem 3 miesięcy a u 30% z nich sekcja wykazała wrzody żołądka i jelit. Karmiąc w ten sam sposób świnki morskie, Stiner stwierdzał u nich zapalenia i zwyrodnienia stawów, znaczną próchnicę zębów, niedokrwistość, częste wole, gnilec (szkorbut — brak witaminy C) i raka płuc. W pierwszych dekadach XX wieku duże zainteresowanie badaczy budziły zjawiska radioaktywności i promieniowania, zwłaszcza komórek żywych. Jak podkreśla Hakh, zjawisko życia jest wysoce uzależnione od promieniowania słonecznego, które wpływa na ruchy elektronów żywej plazmy, wzmagając jej potencjał elektryczny. Powoduje to wibracje, które z kolei stają się źródłem tzw. promieniowania własnego plazmy. Crile wprowadza nazwę „radiogeny" dla tych drgających i świecących atomów plazmy żywej a Tellkes wylicza, że gdyby wziąć tylko pod uwagę radiogeny żelaza, to w 1 cm3 tkanki mięśniowej byłoby ok. 4 biliony takich punktów świecących. Żywa komórka wysyła więc światło o pewnej, nie zawsze takiej samej długości fali. Z jej śmiercią to promieniowanie zanika. Dotyczy to zarówno komórki roślinnej jak i zwierzęcej, która promieniuje kosztem energii pochodzącej z pokarmi. A wytwarzane przez ustroje żywe produkty zapasowe całościowe, które spożywamy, mają również swe promieniowanie na koszt energii, w którą zostają zaopatrzone przez ustroje macierzyste. Tę własność ustrojów żywych oraz pokarmów, francuski autor Simoneton nazwał „radiowitalnością" budując na jej pomiarach swą teorię żywienia. Bazuje ona na długości fali tego promieniowania. Simoneton uważa, że zdrowe i pożyteczne są te produkty, które mają „wyższą" radiowitalność i udzielają tkankom ludzkim swego promieniwania o wyższej długości fali. Według tego autora, pożywienie powinno „współdziałać" radioaktywnie z promieniowaniem własnym danego ustroju. Im wyższa długość fali promieniowania, czyli wyższa radiowitalność ustroju ludzkiego, tym zdrowszy ten ustrój. Wiadomo, że promienie o długości fali między o a 3000 Angstrómów są szkodliwe dla ustrojów żywych (są to np. promienie radu, toru, uranu, Roentgena i inne). Między 3000 a 4000 A mieści się promieniowanie ultrafioletowe a spektrum słoneczne (światło kolorów tęczy) ma długość fali od 4000 do 7000 A. Promienie podczerwone niewidzialne mają długość fali od 7000 do 9000 A — dalej idą już fale długie. Według Simonetona ustroje wyższych zwierząt i ludzi wydzielają za życia promieniowanie o długości fali około 6500 A. Może to jednak zmieniać się zależnie od żywienia, od tego jakim promieniowaniem „nasycają" ustrój pokarmy, które się przyjmuje. Zdaniem Simonetona najwyższą radiowitalność mają surowe owoce i warzywa, świeże zboże i mąka, owoce oleiste, orzechy i soja. Produkty te mają promieniowanie o długości fali ok. 9000 A. Mleko prosto od krowy ma długość fali ok. 6500 A, ale zsiadłe już tylko 4000 A. Owoce wydłużają swą falę w miarę dojrzewania—również po zdjęciu z drzewa czy krzaka - ale warzywa korzeniowe po wyjęciu z ziemi stopniowo tracą radiowitalność. Mięso po uboju ma radiowitalność ok. 6500 A (podobnie jak ciało zwierzęcia) ale szybko zmienia się w produkt „martwy", niepromieniujący. Zboże ma wysoką i bardzo trwałą radiowitalność. Jajka szybko tracą swą początkową wysoką radiację. Mięso gotowane, smażone, sery fermentowane, wędliny, białe pieczywo, kawa, herbata, konfitury, czekolada to produkty o zerowej lub bardzo niskiej radiacji (0-3000 A). Konserwy, margaryna, alkohole to produkty „martwe". Gotowanie, suszenie, długie przechowywanie bardzo obniżają lub niszczą radiację pokarmów. Ale, jak podkreśla Simoneton, suszone produkty po namoczeniu w wodzie w znacznej mierze odzyskują swą radiowitalność, np. napary z ziół wykazują radiację rzędu 7-9000 A, podczas gdy leki chemiczne są radiacyjnie „martwe". Ale np. niektóre antybiotyki jak penicylina czy streptomycyna mają radiowitalność rzędu 8-9000 A. Ludzie chorzy, np. na gruźlicę czy raka mają wyraźnie obniżone poziomy radiowitalności. Aby zwalczyć bakterie, które mają przeciętnie radiację rzędu 3-6000 A trzeba mieć własną radiację wyższą niż one. Zdaniem Simonetona człowiek o wysokiej własnej radiacji skutecznie zwalcza radiacje niższe — nawet rentgena i radu, jest odporny na szkodliwości. Simoneton sprowadza więc zagadnienie odporności do swego rodzaju „walki" między radiacjami. Trzeba podkreślić, że teoria Simonetona nie uzyskała jeszcze aprobaty naukowej i nie jest uznana przez oficjalną medycynę. Można ją więc zaliczyć do teorii i metod „paramedycznych". Przytoczyłam ją dlatego, że wykazuje dużą zbieżność z poglądami Bircher-Bennera. Jest oczywiste, że pokarmy mięsne nie zgadzają się z energetyczną i całościową koncepcją Bircher-Bennera. Nic więc dziwnego, że był on wielkim wrogiem takich pokarmów i propagatorem jarstwa, choć przyznawał, że w życiu osobistym nie było mu łatwo rozstać się z mięsem, do którego przyzwyczajony był od dzieciństwa. Zresztą uwielbiająca mięsne pokarmy XIX wieczna teoria kaloryczno-białkowa chwiała się wówczas pod atakami krytyki. Na czele „rewolucjonistów", którzy obalali dotychczasowe dogmaty, stanęli oprócz Bircher-Bennera, Eijkman (odkrycie witamin), Funk (zasłużony badacz witamin), Berg, Mc Collum, Mc Cann, Haig, Hindhede i Mc Carrison. Badacze ci wypowiadali się przeciw wysokim normom białkowym, wykazywali szkodliwość pokarmów mięsnych, energicznie zwalczali wszelkie „oczyszczanie" pokarmów i długie ich gotowanie, zakwestionowali nawet samą ocenę wartości odżywczej pokarmów według ich kaloryczności — słowem burzyli wszelkie dotychczasowe naukowe poglądy na żywienie. Berg zwrócił uwagę na wielkie znaczenie równowagi kwaso-wo-zasadowej w ustroju i na fakt, że pokarmy mięsne bardzo tę równowagę nadwyrężają. Krew ma odczyn lekko alkaliczny i musi stale go zachowywać — organizm dysponuje wprawdzie pewnym „zasobem zasad", ale mięso silnie zakwasza ustrój i stałe jego spożywanie bardzo zuboża ów zapas zbliżając ustrój do niebezpiecznej granicy poza którą możliwości zobojętnienia kwasów mogą być już wyczerpane. Warzywa i owoce — również kwaśne — są obfitym źródłem zasad w postaci soli mineralnych, a zawarte w nich słabe kwasy organiczne szybko się rozpadają, nie zakwaszając ustroju. Przy diecie głównie jarskiej zakwaszenie nie grozi. Angielski lekarz Haig mocno podkreślił szkodliwą rolę zawartych w mięsie i podrobach puryn. Cierpiał on od lat na bardzo silne bóle głowy, które zupełnie ustąpiły po przejściu na dietę jarską. Haig osądził, że przyczyną jego choroby było nagromadzenie w ustroju kwasu moczowego pochodzącego z zawartych w jądrach komórek mięsnych tzw. związków purynowych. Do puryn należą również teina, kofeina, teofilina i teobromina, związki zawarte obficie w kawie, herbacie, kakao, czekoladzie i w produktach zwierzęcych oraz w rosołach. Znaczne nagromadzenie ich w ustroju staje się przyczyną choroby zwanej dną (artretyzm), która powoduje silne bóle mięśni i stawów, migrenę, nerwobóle i inne objawy. Dna wymaga wykluczenia z diety mięsa i ryb a zwłaszcza podrobów i rosołów. Dieta jarska, prawidłowo prowadzona, zabezpiecza przed dną. Duński lekarz, Hindhede, uratował swój kraj od głodu w czasie I wojny światowej, gdy na skutek angielskiej blokady kontynentu Europy import żywności stał się niemożliwy. Wydając zakaz hodowania zwierząt na rzeź i przestawiając cały areał ziemi na produkcję jarskiej żywności dla ludzi, Hindhede sprawił, że Dania stała się wówczas żywnościowe samowystarczalna. Główne wady naszego codziennego żywienia w społeczeństwach europejskiej cywilizacji Bircher-Benner ujmował w następujących 12 punktach: 1. Degradacja „energii życiowej" pokarmów przez wysokie temperatury (gotowanie, smażenie). 2. Nadmierne (o 66-75% w stosunku do istotnego zapotrzebowania) spożywanie białka. Zawartość białka w pożywieniu roślinnym jest zupełnie wystarczająca - nadmiar zaś jest szkodliwy. 3. Niszczenie całości pokarmowych i preferowanie oczyszczonych produktów (masło, cukier, biała mąka). 4. Nieprawidłowe nawożenie ziemi ornej i ogrodowej. 5- Szerokie używanie konserw. 6. Chemizacja pożywienia czyli dodawanie różnych chemikalii dla poprawy smaku, zapachu czy wyglądu produktów spożywczych. 7. Nadmierne używanie i spożywanie soli kuchennej. 8. Częste spożywanie alkoholu. 9. Codzienne spożywanie tzw. używek (kawa, herbata, kakao, czekolada). 10. Nawyk zbyt obfitego jedzenia. 11. Pojadanie między posiłkami. 12. Złe żucie i naślinianie pokarmów, zbyt szybkie połykanie. To co Bircher-Benner uzyskiwał u swych chorych nazywamy dziś rewitalizacją a więc biologicznym odmłodzeniem i gruntownym od podstaw uzdrowieniem. Wychodził on z założenia, że przyczyną chorób są złe warunki życia i różne szkodliwości a przede wszystkim wadliwe odżywianie, które jest przyczyną bardzo różnych chorób. Chcąc więc leczyć istotnie przyczynowo Bircher-Benner zalecał „uporządkowanie życia" według właściwych dla człowieka praw natury — stąd nazwa „Ordnungs-therapie". W tej kompleksowej terapii uwzględniał wszystko to co dziś uważamy za podstawowe elementy rewitalizacji — oczywiście prócz leków farmakologicznych, które wykluczał. Na pierwszym miejscu stawiał dietoterapię czyli leczenie przez właściwe odżywianie — obok tego stosował też psychoterapię (psychoanalizę), fizyko- i hydroterapię, oraz kinezyterapię czyli leczenie za pomocą ruchu i gimnastyki. Zaczynał zawsze od usunięcia ewentualnych ognisk zakażenia, (np. przyzębowych) i od wyeliminowania wszystkich wyraźnych szkodliwości. Bircher-Benner wcielał do swej terapii wszystkie nowe zdobycze medycyny, które uznawał za racjonalne. Najważniejsza jednak była dieta. Istotne działanie przypisywał diecie surówkowej owocowo-warzywnej. W każdej choro- bie — czy to był wrzód żołądka, czy dychawica oskrzelowa, niewydolność krążenia czy choroba skórna — leczenie dietą zaczynało się od kilku dni sokowych, w czasie których podawano wyłącznie surowe soki owocowe i warzywne oraz tzw. mleczko migdałowe czyli emulsję z drobno przetartych, surowych, słodkich migdałów. Po tym następował kilkutygodniowy (niekiedy nawet kilkumiesięczny) okres diety surówkowej — po tym okres diety przejściowej (surówki z dodatkiem razowego chleba i mleka) i wreszcie już na stałe dieta normalna ściśle jarska z dużą ilością surówek i owoców. Bircher-Benner był zdania, że aby zachować zdrowie trzeba w diecie normalnej ok. 50% codziennego pożywienia przyjmować w stanie surowym, głównie w postaci surowych owoców i jarzyn, które są „akumulatorami" energii słonecznej (pokarm słoneczny - Son-nenlichtnahrung). Niżej podaję przepisy na diety lecznicze stosowane w sanatorium Bircher-Bennera: i. Dieta ścisłe surówkowa Śniadanie Surówka z jabłek (120-200 g) — przepis podaję na str. 110. Do tego orzechy 20-30 g, owoce surowe 100-200 g, herbata z suszonych owoców dzikiej róży lub szklanka mleczka migdałowego. Obiad Owoce 150-250 g, zielona sałata 50-100 g, surówki jarzynowe 100-150 g, orzechy 20 g. Soki surowe owocowe lub jarzynowe albo mleczko migdałowe. Kolacja Jak śniadanie. 2. Dieta normalna, stosowana na stałe. Śniadanie Surówka z jabłek, orzechy, mleko, chleb razowy 2 masłem, owoce. Obiad Owoce i orzechy, zupa jarska (co 2-gi dzień). Jarzyny duszone (z użyciem wody od gotowania), ziemniaki gotowane w łupinach, czasem potrawa z jaj czy sera, groch czy fasola. Do tego surówki. Co 2-gi dzień (gdy nie ma zupy) deser: mało słodkie ciasteczko, budyń lub kompot. Kolacja Jak śniadanie. Przepis na mleczko migdałowe (1 porcja) 30 słodkich migdałów namoczyć przez kilka godzin w zimnej wodzie, dobrze wysuszyć, zemleć na mączkę, dodać 200 ml zimnej wody wciąż mieszając i przecedzić. Można doprawić mlekiem, miodem, śmietaną czy wanilią, Przepis na surówkę z jabłek 1 łyżkę płatków owsianych namoczyć przez 12 godzin w 3 łyżkach wody lub mleka, po czym dodać sok z 1/2 cytryny, łyżkę słodkiego skondensowanego mleka, łyżkę tartych orzechów i 2 średnie jabłka utarte w całości ze skórką. Dobrze wymieszać. Surówka ta może być w różny sposób modyfikowana. Jabłka mogą być zastąpione innymi owocami (nawet suszonymi i rozmoczonymi albo mrożonymi), mleko skondensowane - śmietanką, kefirem, zwykłym mlekiem lub miodem, płatki owsiane — innymi płatkami lub mąką razową, sok z cytryny innym kwaśnym sokiem np. z porzeczek. Orzechów można nie dodawać. no 


Soki owocowe sporządza się zwykle mieszane doprawiając je sokiem z cytryny, miodem lub mlekiem skondensowanym. Soki jarzynowe mieszane - z najrozmaitszych warzyw - doprawia się oliwą, sokiem cytrynowym, śmietaną i przyprawami roślinnymi, np. majerankiem, miętą, koperkiem, drobno posiekanymi liśćmi pietruszki itp. Bircher-Benner mocno podkreśla, że ogólnie przyjęty w krajach „rozwiniętych" sposób żywienia zatruwa nie tylko ciało, ale i psychikę przez uszkadzający wpływ na mózg, co objawia się w skrajnych przypadkach przez choroby umysłowe, a bardzo często przez psychiczne złe samopoczucie, różne lęki, frustracje, pesymizm, drażliwość, pożądliwość, gniew, okrucieństwo i inne bardzo negatywne nastroje czy skłonności. Terapia „porządkująca" uzdrawia nie tylko ciało, ale i życie duchowe. Oprócz podstawowej reformy żywienia wchodzi tu w grę uporządkowanie według zasad higieny i zdrowia wszystkich dziedzin i czynności codziennego życia jak ruch fizyczny, praca, sen i wypoczynek, pielęgnacja skóry, korzystanie z kąpieli powietrznych i słonecznych i inne sprawy. Omawiając szeroko te problemy w jednej ze swoich książek Bircher-Benner przytacza m. in. ciekawy przykład zastosowania takiej porządkującej terapii w warunkach domowych. Zgłosiła się do niego pacjentka, która była kiedyś znaną i cenioną śpiewaczką, lecz od 5 lat przewlekłe zapalenie śluzówek nosa i gardła odebrało jej głos. Leczenie specjalistyczne nie pomagało. - Pani nie potrzebuje leczenia sanatoryjnego - powiedział jej Bircher-Benner — Ale musi pani wstawać rano o godzinie 6, a kłaść się spać o 8 wieczorem. Dieta zupełnie bez mięsa, bez alkoholu, kawy, herbaty, cukru i słodyczy. Surówki z chlebem razowym i kartoflami, trochę gotowanych jarzyn mało słonych. Co dzień jeden główny posiłek i dwa małe, owocowe. Co dzień rano 1-2 godziny marszu w górach bez względu na pogodę. Powietrzne i słoneczne kąpiele. Pielęgnacja skóry. Po 3 miesiącach pani ta znów się zjawiła i przepięknym głosem zaśpiewała mu operową arię. Powrót do „krainy porządku" przywrócił jej głos. ROZDZIAŁ 11 Przykłady kuracji surówkowych metodą Bircher-Bennera Przewlekły zniekształcający gościec stawowy Chora lat 44, od 6 miesięcy „przykuta do łóżka" nie może nawet siedzieć. Drobne stawy rąk i nóg zniekształcone, obrzmiałe, lewy nadgarstek zesztywniały, ruchy w stawach biodrowych nieznaczne, prawe kolano zesztywniałe w przykurczu pod kątem prostym. Każdy ruch bierny bardzo bolesny. Dieta przeciętna mieszana. OB —82/110. We krwi Hb - 60%. Kuracja trwała z miesiące. 4 tygodnie diety surówkowej, po tym dodatki gotowanych jarzyn i kartofli oraz 1 szklanka surowego soku z owoców. Po 5 dniach diety surówkowej wystąpiło bardzo obfite wydzielanie moczu — waga ciała spadła z 78 do 68, 5 kg. Od czwartego dnia kuracji stolce normalne (przed tym zaparte). Po 4 tygodniach chora mogła opuścić łóżko i siadać w fotelu. Przykurcz prawego kolana prawie ustąpił. Po 8 tygodniach oba stawy biodrowe wolne, lewy nadgarstek dał się zgiąć w dół o 35°. We krwi % Hb wzrósł do 80. Ciśnienie tętnicze wzrosło z 95/60 do 140/90. Waga ciała pod koniec kuracji 68, 5 kg, OB — 10/25. Chora różowa, czyni" 


wrażenie odmłodzonej. Może chodzić. Po opuszczeniu sanatorium utrzymywała normalną dietę Biercher-Bennera. Stan po 6 miesiącach: lewy nadgarstek ruchomy, ustąpiły zmiany drobnych stawów — pacjentka dużo chodzi, pracuje. Tylko jeszcze prawe kolano grubsze niż lewe. Chory lat 45, inżynier. Od ok. 18 lat cierpi na powtarzające się ataki ciężkich bólów w stawach zwłaszcza ramionowych i biodrowych połączone ze znacznym osłabieniem, bólami i zawrotami głowy. Przy tym depresja, dolegliwości żołądkowe i bóle w mięśniach nóg. Badanie Rtg: kamień w lewym stawie barkowym, znaczne odwapnienie i przewlekłe stany zapalne stawów biodrowych. W okresach zaostrzeń pacjent nie może chodzić. Kuracja: 6 tygodni diety surówkowej — tylko w niedzielę dodatek gotowanych jarzyn, kartofli i razowego chleba. Do tego zabiegi hydroterapeutyczne. Poprawa bardzo niewielka — w 4 tygodni bóle bardzo silne z gorączką i obrzemieniem lewego stawu barkowego. Chory ocenił to jako przełom (kryzys) — trwał 4 dni, po czym bóle i obrzęk minęły, a Rtg wykazał, że kamień w stawie prawie już rozpuścił się. Po wypisaniu nadal dotrzymuje normalnej diety Bircher-Bennera. Po 8 miesiącach poprawa ogromna — dolegliwości i ograniczenie ruchów prawie zniknęły. Samopoczucie i zdolność do pracy bardzo dobre. Zapalenie mięśni Chory lat 77, profesor szkoły wyższej. Dużo chodził w górach. Od 2 tygodni bardzo silne bolesne kurcze mięśni nóg występujące napadowo i stopniowo obejmujące inne mięśnie prawie całego ciała. Chory bał się wszelkiego ruchu, nie mógł spać — co noc występowało wiele napadowych skurczów połączonych z bólem „nie do wytrzymania". Kuracja: dieta wyłącznie surówkowa z odstawieniem wszystkich znieczulających leków, co mogło wydawać się bezlitosne. Pierwszej nocy jeszcze 18 ataków bólowych. Drugi dzień lepszy, ale noc jeszcze zła. Trzeci dzień prawie wolny od bólów — w nocy tylko 4 ataki. Ciepłota ciała wynosząca przy przyjęciu 38, 5° spadła do 37, 5° wieczorem. Od 5 dnia nie było już żadnych bolesnych kurczów. 7 dnia chory już siedział w fotelu przez godzinę. Chory przebywał w sanatorium 6 tygodni. Wyszedł w stanie znacznej poprawy, ale wciąż utrzymywał się dość wysoki poziom kwasu moczowego we krwi 5, 6-5, 2 (norma 3, 5) mg%, co Bircher-Benner uważał za wypłukiwanie tego purynowego związku z tkanek, w których był on nagromadzony przez lata. W domu pacjent nadal utrzymywał dietę jarską, głównie surówkową z niewielkimi gotowanymi dodatkami. W okresie rekonwalescencji niewielkie chwilowe niedowłady w chorych mięśniach — objawy te wkrótce ustąpiły. Bólów nie było. Stała poprawa samopoczucia i sprawności tak, że po 4 latach, mając 81 lat, pacjent uprawiał już co dzień dalekie marsze. Chory lat 42, fabrykant. Od 12 lat ciężkie bóle reumatyczne początkowo w okolicy karku — stopniowo rozszerzały się i od 2 lat objęły prawie całe ciało, przy tym zjawił się uporczywy kaszel i duszność, które prawie nie pozwalały chodzić. Wzdęcia brzucha, poranne nudności i wymioty. Jadł zwykle dużo — zwłaszcza mięsa i ciasta. Badanie lekarskie w sanatorium wykazało: przewlekły nieżyt oskrzeli, powiększenie serca, mierne nadciśnienie, bolesność uciskowa w okolicy wątroby i żołądka oraz prawie wszystkich mięśni. Zawartość kwasu moczowego we krwi 7, 8 mg%. Kuracja: 4 dni surówkowe, 16 dni owocowych (same surowe owoce), znów 4 dni surówkowe i 2 dni diety przejściowej. Zakaz palenia. Już po tygodniu 


kuracji ustąpił nieżyt oskrzeli, stopniowo również dolegliwości brzuszne, uregulował się stolec. Znikły bóle mięśni. Po wyjściu 2 sanatorium nadal dieta normalna Bircher-Bennera. Zaczął uprawiać dalekie wędrówki — również górskie do 20 km dziennie. Czuje się bardzo dobrze. Niewydolność krążenia, nadciśnienie Chory lat 54. RR = 200/135, zawroty i bóle głowy, znaczne powiększenie serca, nadwaga, duszność wysiłkowa, sinica. Od wielu lat stałe podróże i dieta hotelowa z dużą ilością mięsa, alkoholu i kawy. Dużo pali. We krwi (tj. w surowicy krwi) kwas moczowy — 5, 4 mg% (norma 3, 5) inne wartości w normie. Leczenie: dieta surówkowa przez kilka miesięcy, hydroterapia, kąpiele świetlne. Z początku wyraźna poprawa, spadek ciśnienia — potem długi, wielotygodniowy okres osłabienia i depresji, przy czym nadal utrzymywał dietę surówkową. Stopniowo siły zaczęły wracać, ustąpiły depresje, wrócił apetyt, zastosowano dietę przejściową. Ogólna znaczna poprawa. Objawy chorobowe ustąpiły. Kontrola po 2 latach — stan bardzo dobry — chory utrzymuje normalną dietę Bircher-Bennera. Chora lat 2 3. Po wyjściu za mąż przeniosła się z mężem w górską okolicę o surowym klimacie. Zjawiły się okresy ciężkiego osłabienia, nawet z omdleniami. Lekka sinica, czynność serca często niemiarowa, obrzęki nóg. Serce powiększone. Badanie kapilaroskopowe: włośniczki zwyrodniałe, pokurczone, zaledwie jedna trzecia drożna dla krwi. Kuracja trwała blisko rok — przez szereg tygodni dieta ściśle surówkowa — stopniowo 2 dodatkami. Z miesiąca na miesiąc poprawa. Ustały dolegliwości ze strony serca, obrzęki i powiększenie serca ustąpiły. Znaczny przyrost sił i poprawa samopoczucia. W kapilaro-skopie duża poprawa stanu włośniczek. W ciągu następnych lat urodziła dwoje dzieci — normalne porody i karmienie piersią. W pełni zdrowa. Utrzymuje dietę. Chory, lat 33, rolnik. W 7 roku życia ostry gościec stawowy, który spowodował wadę zastawki aorty nie dającą przez długie lata żadnych objawów. 3 lata temu zaczęły się dolegliwości: łatwe męczenie się, duszność i bóle serca przy wysiłkach, uczucie trwogi, duże rozdrażnienie. Jadał zwykle dużo mięsa, jajek, białego chleba, unikał jednak rosołów, które powodowały „bicie serca". Wygląd chorego: w stosunku do wieku znacznie postarzały, objawy niedomykalności zastawek aorty, serce znacznie powiększone, RR = 200/140. Kapilaroskopia: włośniczki poskręcane, w znacznej części niedrożne. Również większe tętnice pozwężane, skurczowe, co powodowało występujące ostatnio chromianie przestankowe (ciężki ból łydek przy chodzeniu). Chory nie mógł leczyć się w sanatorium — prowadził przepisaną dietę w domu — surówkową, przejściową i normalną. Już po kilku miesiącach ogólna poprawa. RR = 155/120. Obraz kapilaroskopowy — znaczna, poprawa. Po roku wybitne odmłodzenie wyglądu, duża ruchliwość, zdolność do pracy. Ogólne „odrodzenie". Migrena, dolegliwości reumatyczne, hemoroidy Chora lat 47 — od 20 lat cierpi na bardzo bolesną migrenę — ostatnio ataki co 2-gi dzień. Wypróbowała wszystkie dostępne leki — również kurację hormonalną — bez efektu. Bardzo szybko się męczy, cierpi na bóle reumatyczne krzyża, częste przeziębienia. Od młodości zaparcia i dokuczliwe hemoroidy. Częste wyjazdy do uzdrowisk — bez efektu. Dieta przeciętna — często hotelowa. Chora miernie otyła RR = 160/105. — 97% E — 5020000*. We krwi kwas moczowy 6, 6 mg%. Inne wartości w normie. Kuracja: 6 tygodni diety wyłącznie surówkowej. W 2-gim tygodniu znaczna poprawa, ale od 14 dnia kuracji ogromne osłabienie, mocz ciemny i mętny, przez 2 dni bardzo silne ataki migreny, po czym przez tydzień gorączka (zalecono łóżko i dietę sokową). Po tym dni „lepsze" na przemian z „gorszymi". Po 6 tygodniach pierwsze dodatki gotowanych jarzyn. Sen lepszy. Ataki migreny ustąpiły, czasem jeszcze nieokreślone bóle głowy i niekiedy ogromne zmęczenie i skoki ciepłoty, ale stopniowo coraz rzadziej. Po 10 tygodniach pobytu zwolniona z sanatorium, ale w domu utrzymuje dietę. Po 3 miesiącach ponowna kuracja 14 dniowa w sanatorium. W porównaniu ze stanem na początku I kuracji bóle głowy i dolegliwości reumatyczne ustąpiły, sen dobry, stałe „zmęczenie" znikło, hemoroidy cofnęły się. Waga ciała spadła z 67, 4 na 5 8 kg. RR = 115 /90, Hb — 7 5 % E. 42 5 0000, kwas moczowy we krwi 4, 4 mg%. Chora wygląda na wybitnie odmłodzoną, pełną radości życia, ruchliwa. Choroba wrzodowa żołądka Chory lat 42. Od młodości często bóle brzucha, od kilku lat dolegliwości reumatyczne. Przed 4 laty, jesienią, krwotok z przewodu pokarmowego. Rtg: owrzodzenia i znaczne bliznowate zniekształcenie ściany żołądka. Pacjent nie mógł dotrzymywać diety — musiał dużo podróżować i żywić się w restauracjach, przy czym jadł dużo mięsa. Ostatnio krwotoki powtarzały się. Silne bóle. Ogólne osłabienie. * E = liczba czerwonych ciałek (erytrocytów) w 1 mm3 krwi 


Kuracja w domu. Dieta: śniadanie i kolacja: surówka z jabłek, mleczko migdałowe, soki owocowe. Obiad: mleczko migdałowe, soki owocowe i jarzynowe oraz gotowane jarzyny. Po kilku tygodniach dodatek gotowanych ziemniaków, ryżu i chleba, do tego naświetlania i okłady wysychające na brzuch. W ciągu 3 miesięcy stopniowa poprawa. Po 8 miesiącach zdjęcie Rtg wykazało prawie normalny stan żołądka. Pacjent czuje się dobrze, nie ma bólów ani krwawień, dużo pracuje. Utrzymuje „normalną" dietę Bircher-Bennera. Otyłość Chory lat 55, waga 176 kg, bezsenność, osłabienie. Przeszedł kilka kuracji wyszczuplających za pomocą diety skąpokalorycznej wysokobiałkowej, z niewielkim efektem. Zawsze był smakoszem, jadł dużo i „dobrze" — pił dużo wina. W ostatnich latach był stale osłabiony i miał stałą potrzebę wzmacniania się przez jedzenie — co 2 godziny musiał zjeść coś „pożywnego", inaczej czuł się słabo i źle. Kuracja: dieta surówkowa przyjęta została z dużą nieufnością, która ustąpiła po początkowej wyraźnej poprawie samopoczucia. Ale po 2 tygodniach zjawił się pierwszy kryzys połączony ze znacznym osłabieniem i depresją, z wydalaniem mętnego, ciemnego moczu z obfitym osadem oraz z nieprzyjemnym zapachem potu i powietrza wydychanego, przy czym zapach ten często przypominał ser „Camembert", który, jak chory przyznał, był jego ulubionym przysmakiem. Takie kryzysy powtarzały się periodycznie w czasie kuracji. W trzecim miesiącu samopoczucie się poprawiło. Waga ciała spadła z 175 na 126 kg, chory znacznie mocniejszy powrócił do pracy. Nienormalny „głód" ustąpił. Egzema Chory lat 60 — na ogół nie chorował, odżywienie obfite, dużo mięsa, alkoholu, kawy, herbaty i papierosów. 3, 5 roku przed przybyciem do sanatorium zaczął chorować na bardzo dokuczliwą, sączącą egzemę, która rozprzestrzeniła się na całe ciało. Leczony przez wielu dermatologów, bez poprawy, zwrócił się do homeopaty, który zalecił kilka dni owocowych, a potem głodówkę bez płynów. Rezultatem było „załamanie się nerwowe" pacjenta — po czym inny lekarz przepisał dietę obficie mięsną dla wzmocnienia, co pogorszyło stan skóry. Badanie przy przyjęciu do sanatorium wykazało: całe ciało, 2 wyjątkiem podeszew stóp, obsypane egzematycznymi zmianami, wątroba powiększona, guzki krwawnicze, RR = 15 5/105. W moczu znaczne zwiększenie poziomu kwasu moczowego, amoniaku i aminokwasu. We krwi mocznik 36 mg%, kwas moczowy 8, 6 mg%. Po 3 tygodniach diety surówkowej stan skóry, sen i samopoczucie trochę się poprawiły. W surowicy poziom kwasu moczowego 6, 9 mg%, w dobowym moczu 0, 45 g (u zdrowego przy diecie Bircher-Bennera wydziela się na dobę ok. 0, 25 g kwasu moczowego). Jednak między 4 a 6 tygodniem poziom kwasu moczowego w surowicy wzrósł do 9, 2 mg% a wydzielanie z moczem do 0, 75 g/dobę. Świąd ogromnie się nasilił. Zarządzono zabiegi światło i wodolecznicze bez przerywania diety surówkowej. Chory był bliski rozpaczy i tylko przekonanie o bezskuteczności innych metod powstrzymywało go od opuszczenia sanatorium. Po dalszych 6 tygodniach poziom kwasu moczowego w surowicy spadł do 7, 8 mg% i znów po 6 tygodniach do 6, 4 mg%. Można już było teraz wykreślić krzywą jego opadania we krwi i choć chory był nadal przygnębiony, a objawy choroby nasilone, lekarz mógł już przewidzieć, że po następnych 6 tygodniach choroba się skończy. Tak też się stało. Po spadku poziomu kwasu moczowego w surowicy poniżej 5 mg% egzema znikła. W sumie chory był na diecie surówkowej przez 24 tygodnie. Kontrola po 4 latach: zdrowy, przepisaną dietę „normalną" utrzymuje ściśle. Dna w postaci silnej kolki wątrobowej i nerkowej Chory lat 37 — przeszedł dwie operacje z powodu kamicy żółciowej, ale w ciągu następnych kilku lat znów pojawiły się ataki silnych bólów wątrobowych jak również i nerkowych. Rtg — kamieni moczowych nie stwierdza, ale z moczem odchodziły ogromne ilości kryształków kwasu moczowego. Pacjent męczony przez bardzo ciężkie i częste ataki bólów i zupełnie niezdolny do pracy został przyjęty do sanatorium. Badania nie wykazały większych odchyleń od normy prócz pewnego zwiększenia lepkości i gęstości krwi — kwas moczowy w surowicy 4, 5 mg%. Za to w dniach bólowych wydalanie z moczem do 1, 5 g kwasu moczowego na dobę. Diagnoza: ataki były powodowane wydaleniem wielkiej ilości tego purynowe-go związku z moczem i żółcią (teść chorego, rzeźnik, obficie dostarczał swej córce produktów mięsnych). Kuracja: głodówka sokowa, potem dieta sokowo-surówkowa. Ataki występowały jeszcze przez parę tygodni — stopniowo coraz rzadziej. Po 8 tygodniach wypisany - potem pobyt w górach - jeszcze z rzadka ataki wątrobowe, które po 2 miesiącach zupełnie ustały. Czuje się znakomicie, zupełne „odrodzenie" — wielka wytrzymałość w wysokogórskich wspinaczkach — stale dotrzymuje bezmięsnej, normalnej diety Bircher-Bennera. Dna (artretyzm) to choroba polegająca na nieprawidłowej przemianie kwasów nukleinowych, które są obfitym źródłem związków purynowych. Związkiem takim jest kwas moczowy, którego ilość w tych stanach bardzo się zwiększa, a jego sole (moczany) odkładają się w tkankach powodując bolesne stany zapalne stawów, chrząstek, ścięgien. Często dotyczy to I stawu śródstopowo-palcowego („podagra"). Dna może również powodować różne zaburzenia ustrojowe dotyczące różnych tkanek i narządów, co zresztą widać z wyżej przytoczonych przykładów (migrena, egzema i inne). Bircher-Benner miał za pacjentów głównie ludzi zamożnych, którzy jedli dużo mięsa. A właśnie mięso jest obfitym źródłem puryn, które przy gotowaniu w znacznej mierze przechodzą do rosołu. Dieta surówkowa oczyszcza ustrój z nadmiaru kwasu moczowego, ale dolegliwości utrzymują się jeszcze jakiś czas póki poziom tego związku nie opadnie do normy. W sanatorium Bircher-Bennera pilnie badano wskaźniki przemiany białkowej określając też zwykle tzw. „azot resztkowy" w surowicy krwi i w moczu. Frakcja ta składa się z nieutlenionych produktów zawierających azot (aminokwasów, pewnych puryn i innych). Azot „resztkowy" wyraźnie rośnie u ludzi, którzy, jedząc dużo białka, mają przy tym złą przemianę materii i niespalone produkty białkowe obciążają ustrój. Astma oskrzelowa Chory lat 33, w przeszłości często zapalenia oskrzeli. Od pewnego czasu bardzo częste i ciężkie ataku duszności oskrzelowej. Po 4 tygodniach diety surówkowej ataki dużo rzadsze i słabsze. Wkrótce ustały. Pacjent wypisany, pracuje normalnie utrzymując stale przepisaną „normalną" dietę. Twierdzi, że nigdy przed tym nie czuł się tak dobrze. Ciążowe zatrucie wątroby Chora lat 34, mając 17 lat przechodziła żółtaczkę. Zawsze cierpiała na zaparcia. 2 lata temu samoistne poronienie — leczona wtedy z powodu „kamicy żółciowej". Przy obecnej, drugiej ciąży bardzo silne bóle wątroby (3-krotnie w ciągu dnia zastrzyki morfiny) i wymioty. Krańcowe wychudzenie i wyniszczenie. Każda próba jedzenia potęguje bóle i powoduje wymioty. Żadne leki nie pomagają. Kuracja: surowe soki owocowe i mleczko migdałowe w małych porcjach. Okłady wysychające na brzuch. Wymioty ustały, bóle również. Po czterech dniach zjawił się apetyt — dodano soki jarzynowe. Stopniowo przejście na surówki. Po 2 miesiącach już normalna dieta Bircher-Bennera. Pacjentka chodzi na spacery, ciąża rozwija się normalnie. Wypróżnienia w normie, samopoczucie doskonałe. Poród zdumiewająco łatwy. Poczuła, że „coś się z nią dzieje" i zadzwoniła po lekarza. Ten szybko przybył i zastał już urodzonego, zdrowego syna. Okres poporodowy — w normie. Epilepsja Chłopiec 16 lat. Już jako dziecko słaby i chorowity. Jadał dużo mięsa — surowizn prawie wcale. W okresie dojrzewania zaczęły się „omdlenia", które lekarze rozpoznali jako ataki epileptyczne — zdarzały się średnio 2 razy w tygodniu. Palił papierosy — zaznaczyła się zmiana charakteru, stał się złośliwy, uparty, samolubny — stale leczony był luminalem, który niewiele pomagał. Chłopiec przy tym miał duże „pożądanie mięsa" i żył prawie wyłącznie z produktów mięsnych z dodatkiem mlecznych. Kurację dietetyczną zaczęto w domu. Po przejściu na dietę surówkową z dodatkiem gotowanych kartofli częstość ataków bardzo się zmniejszyła i ustało „pożądanie mięsa". Po 2 tygodniach ataki ustały. Po 2 miesiącach od rozpoczęcia kuracji przyjęty do sanatorium dla dokładnego przebadania. W ciągu 6 tygodni leczenia domowego waga spadła z 83 do 75 kg. W sanatorium stwierdzono, że obraz włośniczek z początku bardzo nieprawidłowy wykazał z upływem miesięcy stałą poprawę. Poziom kwasu moczowego we krwi 5 mg% i azotu „resztkowego" 57 mg% (norma 20-30 mg%) przy diecie wybitnie skąpo-białkowej i skąpo-purynowej dowodził, że wypłukiwane były złogi tych substancji zalegające dotychczas w tkankach. Podobnie i w moczu wydalanie kwasu moczowego było bardzo wysokie (2, 2 g na dobę). Ten efekt wypłukiwania i wyrzucania złogów z tkanek z przejściowym przeładowaniem nimi krwi i moczu występuje zupełnie podobnie przy głodówkach czy to wodnych czy sokowych. Tylko, że głodówki działają dużo szybciej i gwałtowniej („operacja bez noża"), podczas gdy dieta surówkowa wymaga dłuższego czasu. Wracając do opisywanej kuracji trzeba podkreślić, że wraz z atakami szybko ustąpiły inne dolegliwości: egzema na czole, skłonność do bronchitów, „ucisk" w głowie. Charakter zmienił się w bardzo pozytywny sposób. Chłopiec zaczął pracować w ogrodnictwie i jako mechanik. Ataków nie było. Ale po roku odszedł od diety — sporo błędów żywieniowych — po tym osłabienie, matka tym bardziej żywiła go „wzmacniająco". Spadł z roweru uderzając się w głowę. Po tym znów krótki atak. Ponowna kuracja w sanatorium. Zupełne wyzdrowienie. Gruźlica opłucnej, otrzewnej i kości Chora lat 15, krańcowe wychudzenie i wyniszczenie z gruźliczym wysiękiem w prawej opłucnej, w otrzewnej i z 3 ogniskami gruźliczymi w małych kościach rąk i nóg. Znaczne osłabienie serca. Każde poruszenie ciała czy przyjęcie pokarmu powodowało ogromne bóle. Kuracja w domu. Pierwszego dnia tylko kilka łyżeczek surowego soku owocowego i mleczka migdałowego — nic poza tym. Bóle brzucha mniejsze. Po 4 dniach chora mogła przewrócić się na bok, dołączono wilgotne zawijania brzucha i świetlne kąpiele. Coraz lepszy apetyt. 6 dnia dołączono soki warzywne a 10 dnia surówkę z jabłek. Od 3 tygodni pełna dieta surówkowa. Już po 4 dniach gorączka minęła, a po 5 tygodniach bóle brzucha ustały. Wysięki znikły. Stolec normalny. Po 11 tygodniach dziewczynę przeniesiono w fotelu do ogrodu. Gruźlicze obrzęki kości wyropiały - oczyściły się przy wyrzucaniu małych martwiaków kostnych. Palce rąk stopniowo odzyskały sprawność. Po 4 latach — już 19-letnia dziewczyna — w pełni zdrowa, od dawna wierna normalnej diecie Bircher-Bennera. Choroba Basedowa Interesujący jest opis kuracji u z kobiet z chorobą Basedowa. Zalecenia: leżenie, codzienne wilgotne zawijanie całego ciała, dieta surówkowa, możliwie kalorycznie ukształtowana. Po kilku tygodniach poprawa nieznaczna, wstręt do surówek — przerwanie kuracji. Jednak po krótkim okresie buntu obie chore wróciły do surówkowej diety, którą utrzymywały jeszcze przez kilka tygodni. Ostateczne rezultaty: Pacjentka A — na początku kuracji waga 54 kg, tętno 132/min, przemiana podstawowa 157%— odpowiednie liczby po kuracji 5 4, 74, 113. Pacjentka B — na początku waga 54 kg, tętno 142, podstawowa przemiana 177%. Po zakończeniu odpowiednie liczby: 48, 88, 126. A więc w obu wypadkach wybitna poprawa. Krwawienia hemoroidalne Chory lat 49 - od wielu lat uporczywe zaparcia. Od 4 lat krwawienia z hemoroidów, początkowo nieznaczne, stopniowo bardzo nasilone przy oddawaniu stolca a nawet moczu. Leczenie bezskuteczne. Przypadkowo zetknął się z książką zawierającą przepisy diet Bircher-Bennera i zaczął stosować dietę typu „przejściowego". Krwawienia ustały. Po 3 tygodniach powtórzyło się jedno krwawienie dość silne i odtąd już nie było tego ani razu. Hemoroidy stopniowo zanikły. Chory w ciągu trzech tygodni stracił 6 kg na wadze — wkrótce jednak waga wzrosła do 70 kg (wzrost 173 cm). Samopoczucie doskonałe. Odmłodniał. Stosuje nadal normalną dietę Bircher-Bennera. Ustąpiło zaparcie, bóle głowy, nerwowość i zawroty głowy. Umocniły się zęby, ustąpiło wypadanie włosów. Wzrosła wydajność pracy. Zawroty głowy, szum w uszach, otępienie umysłowe Chory lat 44 - przemysłowiec, skarży się na „zupełne załamanie się mózgu". Trudno mu myśleć. Nawet lektura jakiegoś listu męczy go tak, że nie może dokończyć. Od kilku lat nasilające się zawroty głowy, ostatnie wręcz „nie do wytrzymania" połączone z szumem i świstami w uszach. Leczył się z powodu nadciśnienia. 6 lat temu po grypie przeszedł suche zapalenie opłucnej, do którego dołączyła się niewydolność krążenia i tak silne „załamanie nerwowe", że na pół roku musiał przerwać pracę. Obecnie: z odchyleń od normy stwierdzono przy badaniu podwyższenie we krwi poziomu kwasu moczowego i azotu resztkowego. Również kapilaroskopia wykazała patologiczny obraz włośniczek. Pacjent żywił się zawsze „na wysokim poziomie" — dużo mięsa i używek. Leczenie: dieta ściśle surówkowa, hydroterapia (kąpiele wodne natryski, wilgotne zawijania), helioterapia (kąpiele słoneczne i świetlne) i kinezyterapia (marsze, pływanie, gimnastyka, ćwiczenia oddechowe). Jadłospis stopniowo rozsrzerzono przez małe dodatki gotowanych jarzyn, kartofli i chleba razowego. Od pierwszych dni kuracji chory poczuł tak dużą ulgę w swych dolegliwościach, że do diety odniósł się z zachwytem. Zdarzały się jednak krótkie okresy pewnych przykrych objawów, które miały charakter lekkich „przełomów". Znamienne było, że przy wzrastającej sprawności i coraz lepszym na ogół samopoczuciu we krwi i w moczu poziom kwasu moczowego wzrósł, co świadczyło, że „wyrzucany" był materiał złogowy obciążający organizm. A ciekawym epizodem było pewne odstępstwo od diety, gdy pacjent 17 dnia kuracji z powodu interesów zawodowych musiał opuścić sanatorium i przez pewien czas przebywał nad morzem — jadł wtedy co dzień rybę (poza tym zachowując nakazaną dietę) i to już wystarczyło, by znów poczuł się umysłowo „zmęczony" i mniej zdolny do myślenia. Po miesiącu wrócił na powtórną kurację. Po 5 miesiącach stan bardzo dobry. Dolegliwości ustąpiły. Pacjent w pełni zdolny do pracy. Otyłość, egzema Chora lat 22, młoda mężatka, od 7 lat cierpi na egzematyczne zmiany, głównie rąk — zmiany te po dermatologicznych kuracjach ustępują, lecz na krótko. Wciąż powracają w nieco różnych miejscach. Prócz tego otyłość (wzrost 164 cm, waga 93 kg). Leczenie wreszcie objął dr Bircher-Benner. Już po 3 dniach ściśle surówkowych zmiany skórne zmniejszyły się tak szybko jak nigdy dotychczas. Ale tu zaczęła się „tragedia". Czwartego dnia zjawił się wstręt do surówek połączony z wymiotami. Chorej zalecono kilka dni diety sokowej — wyłącznie soki owocowe — stopniowo dietę rozszerzano aż do powrotu do surówek, które już były dobrze znoszone. W 7 tygodniu diety surówkowej stare zmiany zanikły, lecz wystąpiły nowe. Zarazem pojawiły się w tych miejscach przejściowe bóle reumatyczne. Waga ciała spadła na 71 kg. Ogólnie chora znacznie żywsza, silniejsza, dużo pracuje w gospodarstwie domowym. Nadal dotrzymuje diety surówkowej. Kontrola po 8 1/2 miesiącach tej diety. Pacjentka zupełnie zdrowa — pozbyła się nie tylko egzemy, ale i nadwagi. Bircher-Benner zwraca tu uwagę na nie uwzględniany przez dermatologów związek egzemy z nadmiarem kwasu moczowego i jego soli w ustroju, a z drugiej strony na związek tych procesów z „reumatyzmem" a właściwie artretyzmem objawiającym się bólami stawów i mięśni. Przy kuracjach surówkowych w takich wypadkach bardzo wiele zależy od charakteru pacjenta, jego wytrwałości i wiary w metodę, która działa. powoli, lecz przyczynowo, od podstaw. Autor podkreśla też, że przy tych kuracjach pacjenci popełniają często na początku znamienny błąd. W przekonaniu, że surowizny mają bardzo małą wartość odżywczą jedzą ich dużo, o wiele za dużo, przez co powodują nieraz przeładowanie żołądka, niestrawność i wstręt do surówek. Trzeba ich więc pouczać, że surówki mają dużą wartość odżywczą, ale trzeba je też bardzo dobrze gryźć. Ponadto autor zaznacza, że właśnie na trzeci, czwarty lub piąty dzień żywienia surówkowego często występuje „kryzys" czy przełom w postaci bólów głowy, osłabienia, uczucia „rozłamania" itp. wraz z pewną odrazą do surówek. Jest to skutkiem mobilizowania z tkanek złogów, które przejściowo krążąc we krwi powodują uczucie „zatrucia". Takie oczyszczające przełomy mogą się w czasie kuracji powtarzać. Trzba jednak pamiętać, że Bircher-Benner upatruje w surówkach przede wszystkim wartość „świetlną", ale właściwych nośników tej energii słonecznej, a więc roślinnych białek, tłuszczów i węglowodanów jest w tej diecie za mało i wielką rolę leczniczą odgrywa tu również mechanizm głodu ze swym wewnętrznym żywieniem. Wprawdzie Bircher-Benner podkreśla, że jego surówka z jabłek (Muessli), zawierająca i płatki owsiane i orzechy i skondensowane mleko, ma skład odżywczy zbliżony do mleka kobiecego, jednak na diecie surówkowej człowiek powoli chudnie i może ją utrzymywać tym dłużej, im więcej ma w ustroju własnych obciążających zapasów (tłuszczu i różnych możliwych do wyzyskania złogów). I Bircher-Benner też po uzyskaniu efektu leczniczego stopniowo dodawał całościowe i nie surowe produkty (mleko, chleb razowy, ziemniaki) rozszerzając stopniowo tę „przejściową" dietę aż do normalnej, jarskiej. Surówki dostarczają dużej ilości biokatalizatorów. Można je też wzbogacać przez dodawanie większej ilości składników odżywczych. Oceniając ogólnie przebieg tych kuracji, widzimy duże podobieństwo do przebiegu dłuższej głodówki leczniczej zupełnej bądź sokowej, z tym, że kuracja surówkowa dostarczając nieco większej ilości materiału odżywczego niż np. sokowa, ma też przebieg dużo łagodniejszy i musi być stosowana dłużej. Nie „odzwyczaja" przewodu pokarmowego od jedzenia. Ale trzeba stwierdzić, że w wydaniu Bircher-Bennera jest i pracochłonna i kosztowna. Można ją zresztą ukształtować inaczej i taniej. Zawsze też wymaga dobrego żucia i dostatecznej wydolności przewodu pokarmowego. Przy ostrych a nawet i przewlekłych chorobach żołądka, wątroby, trzustki czy jelit trzeba zaczynać od surowych soków podawanych ostrożnie w małych dawkach i nawet po lekkim ich ociepleniu. Albo też zacząć od głodówki wodnej, stopniowo przechodząc na rozcieńczone soki i kolejno, bardzo ostrożnie, na przetarte owoce, rozszerzając tę dietę w miarę poprawy stanu. Jeśli głodówki zupełne przeplata się z okresami diety surówkowej, to trzeba pamiętać, że po dłuższej, np. 1-2 tygodniowej głodówce wodnej czy sokowej trzeba do surówek przechodzić tak ostrożnie i stopniowo jak w ogóle do żywienia w okresie „odbudowy". Wyżej podane przykłady kuracji surówkowych — które zresztą podałam w ogromny skrócie — pochodzą z pięciotomowej książki wydanej przez doktora Maxa Bircher-Bennera p. t. „Kranke Menschen in diatetischer Heilbehandlung" (Chorzy ludzie w leczeniu dietetycznym). Niektóre opisy pochodzą od samego dr Bircher-Bennera, inne od różnych lekarzy z jego szkoły. ROZDZIAŁ 12 Nowe serce bez przeszczepu W ostatnich latach przed II wojną światową duże powodzenie na Zachodzie miała książka kanadyjskiego lekarza Roberta Jacksona pt. „Jak być zawsze zdrowym", w której wyłożył on niezwykle ciekawą historię swego życia i swą filozofię zdrowia. Urodzony jako słaby bliźniak w rodzinie zamożnej, ale wybitnie genetycznie obciążonej w kierunku chorób serca, dr Jackson był już od dzieciństwa karmiony obficie według zasad XIX-wiecznej dietetyki. Był słaby i chorowity, przechodził wszystkie choroby dziecięce, uczył się jednak dobrze, skończył medycynę i uzyskał nawet pewną sławę jako pediatra. A ponieważ często chorował i był osłabiony, jadał „dla wzmocnienia" coraz więcej kalorycznych i białkowych pokarmów — kilka razy dziennie duże porcje mięsa, wędlin, dużo tłuszczów i dużo pokarmów słodkich i mącznych. Około trzydziestki zdrowie jego zaczęło już bardzo poważnie szwankować, a dobiegając pięćdziesiątki dr Jackson był ciężko schorowanym inwalidą, który tylko niekiedy i z wielkim trudem mógł pracować. Cierpiał na ciężkie bóle głowy, owrzodzenia przewodu pokarmowego, krwotoki jelitowe, na zapalenie nerwów, zapalenie stawów, wysokie nadciśnienie i ciężką niewydolność krążenia. Był zagrożony ślepotą. Na skutek paradontozy utracił 8 zębów. Jak sam o tym pisze, cierpiał na wszystkie choroby oprócz raka. Serce miał tak osłabione, że nie mógł nawet wejść po 3 stopniach do swego parterowego mieszkania - już taki mały wysiłek był połączony z ciężką zadyszką, zawrotem głowy i chwilową utratą widzenia. W tym stanie dr Jackson zasięgnął porady sławnego kardiologa Oslera, który nie krył pesymizmu — przepowiedział mu najwyżej jeszcze trzy miesiące życia. A jednak dr Jackson czasem jeszcze próbował pracować i, już po tym wyroku śmierci, przyjął kiedyś młodą matkę z niemowlęciem, ciężko chorym i wyniszczonym z powodu nadmiernego i nieprawidłowego karmienia. Gdy pouczał ją jak ma dostosować żywienie do potrzeb i możliwości organizmu dziecka, młoda kobieta spojrzała z politowaniem na równie wynędzniałą postać lekarza i zapytała z ironią „Panie doktorze — w jakim okresie życia te zasady tracą swą skuteczność?" Pytanie to stało się punktem zwrotnym w życiu dr Jacksona. Całą noc nie spał. Pierwszy raz zastanowił się, czy nie jest tak samo zatruty jak to biedne dziecko. Ale to przecież medycyna mówiła mu, że pokarmy wysokokaloryczne i wysokobiałkowe — mięso, masło, śmietana, cukier — są najbardziej wzmacniające, więc im bardziej był osłabiony, tym więcej ich jadł. Ostrożne i nieśmiałe próby zmiany diety nie dawały rezultatów. Wreszcie dr Jackson zdecydował się na radykalną „odtrutkę" — zupełną głodówkę. Co godzina wypijał dwie szklanki wody, nic poza tym nie biorąc do ust. Pierwsze trzy dni były dla niego okropne, ale wytrwał, a gdy czwartego dnia poczuł się wyraźnie lepiej zrozumiał, że wszedł na dobrą drogę. Głodówkę przedłużył do 3 tygodni — w ostatnim tygodniu dodawał do wody nieco soku z pomarańczy. Kończąc głodówkę, mógł już nie tylko chodzić (do czego przedtem prawie nie był zdolny), ale nawet biegać. Po głodówce przeszedł na dietę biegunowo przeciwną do poprzedniej — owocowo-warzywno-mleczną. Mięsa, wędlin, ryb, cukru i słodyczy już nie jadał w ogóle. Zaczął też uprawiać gimnastykę i sporty, oczywiście stopniowo dawkowane. Do tego ćwiczenia oddechowe, chłodne obmywania i natryski oraz dalekie spacery. Wszystkie jego choroby stopniowo ustąpiły, choć z początku jeszcze zdarzały się pewne nawroty i pogorszenia spowodowane tym, że — jak sam pisze — zbyt prędko chciał być zdrowy i zbyt ostro stosował nowe metody. Już po 4 latach tego nowego reżimu dr Jackson dał wspaniały dowód siły i wytrzymałości swego odrodzonego organizmu i nowego (choć nie przeszczepionego) serca, wchodząc na 50 piętro „drapacza chmur" w Waszyngtonie i schodząc stamtąd bez większego zmęczenia. Z 12 mężczyzn, którzy razem z nim brali udział w tej próbie, żaden nie wszedł wyżej jak na 18 piętro, choć wszyscy byli od niego młodsi, niektórzy nawet znacznie. W wieku lat 80, w pełni energii i zdrowia dr Jackson napisał i wydał książkę, o której wspomniałam na początku rozdziału. Opisał w niej swe dawne ciężkie choroby i obecny zdrowotny tryb życia. Oto co pisze o swych porannych zabiegach (cytuję): „Cały rok śpię w nieogrzewanym pokoju, przy otwartych oknach... bez piżamy czy nocnej koszuli, ale przykrywam się tak dobrze, że w łóżku jest mi ciepło. Wczesnym rankiem zrzucam kołdrę i gimnastykuję się pół godziny, leżąc na łóżku stale przy otwartym oknie. Przy mrozach okno jest tylko uchylone. Po tej gimnastyce w łóżku przechodzę do łazienki i otwieram tu okno, wypijam 3 szklanki wody ciepłej lub zimnej, wykonuję zabiegi toaletowe i gimnastykuję się ponownie w pozycji stojącej, ćwicząc wszystkie mięśnie a specjalnie dolnej połowy ciała. Potem krótka zimna kąpiel, silny masaż i na nowo ćwiczenia mięśniowe i oddechowe. Po tych procedurach czuję się, nawet przy dużym zimnie, rozgrzany i cudownie pobudzony" (koniec cytatu). 


Potem autor udaje się, niezależnie od pogody, na spacer (marsz) o trasie ok. 8 km, po powrocie śniadanie i normalna lekarska praca. Posiłki (3 na dobę) składające się głównie z owoców i jarzyn surowych z dodatkiem jarzyn duszonych oraz mleka, do tego kasze z pełnego ziarna, nieraz chleb razowy z masłem i miodem oraz orzechy, czasem kawa zbożowa. Od czasu do czasu autor żyje przez jeden lub kilka dni wyłącznie owocami i mlekiem (pół na pół z gorącą wodą). Przejdę teraz do przedstawienia poglądów dr Jacksona na zasadniczy temat: od czego zależy zdrowie i jak je zdobyć? Otóż autor jest fanatycznym wielbicielem natury, a pod adresem cywilizacji wypowiada wiele gorzkich uwag. Zdrowie zdobył, gdy całkiem zerwał z oficjalną „naukową" medycyną i z lekami, a zdał się na „siłę leczniczą natury". Przeszkadzamy naturze, unikając wysiłku, dążąc do wszelkich wygód i przyjemności. „Nieuleczalnie chorzy" cywilizowani ludzie często właśnie w prymitywnych warunkach życia odzyskuj ą zdrowie dzięki „twardości" tych warunków. Naturalność jest jedynym godnym zaufania przewodnikiem, a tymczasem ludzie wytężają całą pomysłowość, by żyć jak najbardziej nienaturalnie, w jak największych wygodach i bez wysiłku. Ale kto kieruje się — na cielesnym czy moralnym terenie — swym wygodnictwem, zachciankami i pożądaniami, dla tego gorzki będzie dzień obrachunku. Kto jednak swe życiowe przyzwyczajenia organizuje według nakazów „muszę i powinienem", będzie zbierał co dzień wzrastającą nagrodę — pisze autor. Według dr Jacksona każda funkcja organizmu dokonuje się przez układy odruchów, a w ludzkim ustroju odróżnia on 5 systemów lub łańcuchów odruchów, z których każdy pochodzi z innego źródła. Tymi źródłami są bodźce: 1. Idące z atmosfery przez skórę i płuca. 2. Z pracy mięśni. 3- Bodźce związane ze snem. 4. Związanie z odżywianiem. 5. Związane z psychiką i pracą umysłową. O te pięć dziedzin naszego życia musimy prawidłowo zadbać, chcąc uzyskać zdrowie, przy czym wszystkie reformy i zmiany muszą być wprowadzone bardzo ostrożnie i powoli, ale z nieubłaganą konsekwencją. Co do żywienia, to według Jacksona pokarm musi nie tylko dostarczać materiału energetycznego i budulcowego, ale i „ożywiać" ustrój, musi więc być „żywy", naturalny, nie zmieniony przez gotowanie i obróbki kulinarne. Musi być też alkalizujący, ponieważ krew ma odczyn alkaliczny i odpowiedni zasób zasad jest w organizmie bardzo ważny. Pokarmy alkalizujące to warzywa i owoce (również kwaśne) i mleko. Zakwaszają zaś inne pokarmy, zwłaszcza mięso, ryby, jaja, biała mąka, cukier i tłuszcze. Otóż według Jacksona pokarmy alkalizujące powinny w pożywieniu stanowić ok. 80%, a zwykle stanowią one zaledwie 2%. Chleb powinno się jadać tylko razowy, a co do mięsa, to autor podkreśla, że drapieżne zwierzęta, jak i narody żywiące się głównie mięsem, nie jedzą wyłącznie mięśni, lecz przede wszystkim krew i narządy wewnętrzne i to głównie na surowo. Odnośnie rosołów autor cytuje zdanie angielskiego fizjologa Albernethy'ego: „Dobry rosół jest prawie tyle samo wart, co dobry mocz". Jackson potępia również używanie cukru. Podkreśla też konieczność stopniowego przyzwyczajania się do zimnych kąpieli, pryszniców, masaży, kąpieli powietrznych. Ideałem jest by skóra całego ciała reagowała na zimno, wiatr, deszcz tak jak skóra twarzy. Co do mięśni, to u 95 % ludzi są one zaniedbane. Ćwiczenia są ogromnie ważne, przy czym należy zwracać baczną uwagę na rozluźnianie mięśni po wysiłku, unikać ich stałego napięcia. Myśl jest według Jacksona bodźcem dla łańcuchów od* j ruchowych. Wyobrażenie i wola zdrowia działają uzdrawiająco, j a pesymizm i negatywne myśli pogłębiają chorobę. Nagłe wstrząsy psychiczne, lęk, ból, gniew, mogą powodować ciężkie choroby a nawet zabijać. Trzeba umacniać wolę przeciw takim uczuciom, wzbudzając w sobie myśli pozytywne i twórcze. Zwłaszcza kładąc się spać, trzeba wzbudzać w sobie taki pozytywny nastrój. Autor odróżnia sen naturalny i zdrowy oraz sen toksyczny. Człowiek, którego tkanki są w dobrym stanie, potrzebuje mniej snu. Z tkanek wychodzą korzystne lub niekorzystne bodźce dla psychiki i potem sfera psychiczna też wysyła dobre lub złe bodźce do tkanek. Sen i nastrój psychiczny są więc wskaźnikiem ogólnego stanu zdrowia. Jeśli budzimy się rano w złym nastroju i bez energii, świadczy to o nieporządkach w naszych łańcuchach odruchowych, a zwłaszcza w żywieniu. Trzeba wtedy wdrożyć krótką głodówkę lub 1-2 dni mleczno-owocowych, ćwiczenia i natryski. Sam autor, będąc w dobrej formie, nie musi spać w nocy dłużej niż 4-5 godzin, aby być zupełnie wypoczętym. Autor wyraża nadzieję, że przyjdzie czas, gdy zadaniem lekarzy będzie nie leczenie chorób, lecz pilnowanie zdrowia ludzkiego. „Nigdy nie chorować — pisze dr Jacskon — to nie znaczy żyć wiecznie, lecz to znaczy zawsze czuć się dobrze, dopóki się żyje, i to znaczy, że śmierć przychodzi cicho i bezboleśnie, w bardzo starym wieku, łagodnie i przyjaźnie, jak jej brat sen. To znaczy również, że żyje się przez wiele długich lat bez duchowych i cielesnych dolegliwości i aż do najpóźniejszego wieku zebraną mądrością i zdobytym doświadczeniem służy się ludzkości. I jest się natchnieniem dla młodych, a dla rodziny, przyjaciół i bliźnich, nie ciężarem lecz błogosławieństwem. ROZDZIAŁ 13 Wegetarianizm jako system żywienia zdrowotnego Jak widzieliśmy, wszyscy kierownicy głodówek bardzo mocno nakazują pacjentom po zakończeniu kuracji utrzymywać już na stałe dietę jarską - inaczej łatwo o nawrót choroby. Ale też wszyscy oni udzialają dokładnych wskazówek jak ta dieta ma wyglądać. Wiadomo, że jarstwo, czyli wegetarianizm, polega w zasadzie na wyłączeniu z żywienia pokarmów mięsnych, a więc części ciał zwierzęcych otrzymywanych przez zabijanie zwierząt. Natomiast wegetarianizm nie odrzuca produktów wytwarzanych przez żywe ustroje zwierzęce, jak mleko, jajka czy miód. Istnieje też tzw. jarstwo czyste, a więc weganizm czy wegetalizm, gdzie dopuszcza się wyłącznie pokarmy roślinne, odrzucając również nabiał, ale o tym pomówimy później. Wegetarianizm zwykły można praktykować z różnych pobudek np. etyczno-estetycznych (litość dla zwierząt, współczucie dla ich cierpień przy uboju), ekonomicznych (wegetarianizm jest tańszy), religijno-ascetycznych (umartwienie, wyrzeczenie, panowanie ducha nad ciałem), ale dla kierowników głodówek najważniejszy jest zdrowotny aspekt tej sprawy. Słusznie podkreśla Bircher-Benner, że nie można naprawić wadliwego i ogólnie chorobotwórczego żywienia przez samo 


odrzucenie mięsa. Wegetarianizm prawidłowy to system żywienia w pełni nastawiony na rozwijanie zdrowia. A jeśli ktoś np. oprócz mięsa jada głównie bułki, kluski i słodycze, to po odrzuceniu pokarmów mięsnych, bez innej zmiany w diecie, pozbawia się wartościowego białka i witamin z grupy B i oczywiście stan jego zdrowia się pogorszy. Takie próby tylko kompromitują wegetarianizm i bardzo przyczyniają się do tego, że jest on przez oficjalną medycynę traktowany jak jakieś „sekciarstwo" mocno związane z filozoficznymi i religijnymi wierzeniami Dalekiego Wschodu. Natomiast mięsne pokarmy i wywary (rosoły) są — podobnie jak sto lat temu — nadal bardzo cenione przez oficjalną dietetykę. Ponieważ w niniejszym rozdziale zajmiemy się zdrowotnym aspektem tej sprawy, na plan pierwszy wysuną się tu problemy naturalnej wartości pokarmu, zapotrzebowania białkowego i roli mięsa w diecie. A. Naturalność, energetyczność i całościowość pokarmów Jakie pokarmy są dla człowieka najbardziej naturalne, najodpowiedniejsze dla jego organizmu? Mówi się nieraz, że człowiek nie jest stworzeniem roślinożernym, bo ma inny przewód pokarmowy niż koń, krowa czy koza. Tak, ale czy dlatego może być zaliczony do mięsożernych? Ssaki mięsożerne od roślinożernych różnią się wyraźnie w następujących cechach: 1. Mięsożerne mają krótki przewód pokarmowy dla szybkiego wydalania gnijących resztek. Roślinożerne mają przewód pokarmowy dłuższy — u trawożernych przystosowany do trawienia również błonnika. 2. Mięsożerne mają kły i pazury dla chwytania zdobyczy, ich szczęki poruszają się tylko w dół i w górę - u roślinożernych zęby są przystosowane do cięcia roślin i do przeżuwania — szczęki mają też ruchy boczne. 3. Mięsożerne nie mają gruczołów potowych w skórze a w ślinie fermentu ptjaliny, za to mają w soku żołądkowym 10 razy więcej kwasu solnego (dla trawienia kości). Piją przez chłeptanie — roślinożerne przez ssanie. Już z tych głównych różnic widać, że człowiek musi być zaliczony do grupy roślinożernych. Ale w tej wielkiej grupie istnieją podgrupy i tu staje się oczywiste, że człowieka można zaliczyć tylko do wspólnej grupy tzw. naczelnych. Jego najbliżsi biologicznie krewni to małpy człekokształtne, przede wszystkim szympans i goryl. Wspólne cechy to: postawa wyprostowana, dwie ręce i nogi, płaskie paznokcie, brak ogona, oczy patrzące przed siebie (nie po bokach), podobne uzębienie i przewód pokarmowy, gładki język, gruczoły mleczne na piersi (nie na brzuchu), przewód pokarmowy 12 razy dłuższy niż długość ciała (u mięsożernych tylko 3 razy dłuższy). Jeśli więc powoływać się na anatomiczno-fizjologiczne cechy jako na argumenty za takim czy innym wzorcem żywienia, to niewątpliwie sposób żywienia się małp człekokształtnych byłby właściwym dla człowieka naturalnym modelem. A jak wiadomo małpy te są w zasadzie owocożerne. W niewoli można je przyzwyczaić do pożywienia mieszanego i mięsnego, ale bardzo ujemnie wpływa to na ich zdrowie i długość życia. Chcąc utrzymać w zdrowiu małpy w ogrodach zoologicznych, trzeba im zapewnić naturalne dla nich, a więc głównie owocowe żywienie. Ale też właśnie dlatego małpy te nie mogą żyć poza strefą klimatu gorącego, w której te owoce są w obfitości dostępne. Człowiek zaś przystosował się do bardzo różnych stref klimatycznych i bardzo różnych możliwości żywienia. Można jednak przypuszczać, że za przystosowanie to zapłacił znacznym 


pogorszeniem zdrowia i skróceniem życia w stosunku do fizjologicznych możliwości. Jest więc oczywiste, że chcąc odzyskać zdrowie i zachować je, trzeba zacząć stosować żywienie, które jest dla człowieka z natury najbardziej właściwe, a więc owocowe, owocowo-jarskie, a unikać tych pokarmów, które z natury są dla niego najbardziej nieodpowiednie, a więc pokarmów mięsnych. W życiu codziennym musimy oczywiście wprowadzić do tego modelu „poprawkę", wynikającą z tego, że żyjemy nie w klimacie gorącym, lecz w dość chłodnym, a praca nasza też dyktuje większe zapotrzebowanie na wartość cieplną pokarmu, na białko i inne czynniki. Jednak przeprowadzając „kurację", a więc w okresie, gdy chcemy dopiero odzyskać zdrowie, oczyścić organizm z narosłych w nim w ciągu dziesiątków lat różnych uszkodzeń, złogów i chorobowych nadmiarów (zwłaszcza tłuszczu), musimy zastosować dietę, która to oczyszczanie może wdrożyć, a więc zupełną głodówkę, bądź długotrwałą dietę owocowo-surówkową czy sokową. Owoce, nasiona, warzywa to naturalny pokarm człowieka, ale zauważmy, że pojęcie „naturalności" odnosi się również do stanu, w jakim te pokarmy są spożywane. Chodzi o to, by przemysłowa i kulinarna obróbka nie niszczyła ich naturalnej siły odżywczej. Wszyscy kierownicy leczniczych głodówek bardzo mocno tę sprawę podkreślają, zgodnie z poglądami Bircher-Bennera i innych zwolenników energetycznej teorii odżywiania. Jak już przedstawiłam wyżej, związana w roślinnych pokarmach energia światła słonecznego w specjalny sposób gromadzona jest w całościowych „spiżarniach" na użytek potomstwa. Każda z nich zawiera wszystkie składniki konieczne dla życia i rozwoju nowego osobnika na pierwszy, jeszcze niesamodzielny okres jego istnienia. Jeżeli są jakieś ważne dla życia czynniki, których jeszcze nie znamy (jak np. sto lat temu nie znaliśmy witamin), to na pewno są one obecne w tych „spiżarniach". Stąd tak ważne jest, by szanować te całości, nie psuć ich, nie „oczyszczać" z tych czy innych składników. Energetyczność żywienia ściśle wiąże się z jego całościowością i o obu tych sprawach trzeba myśleć pytając o prawidłowość żywienia. Surowe owoce i warzywa powinny stanowić znaczną część naszej codziennej diety (według Bircher-Bennera ok. 50%, według Jacksona nawet 70%). Tu wyłania się pewne pytanie. Wiadomo, że w owocach całościami odżywczymi czyli „spiżarenkami" dla potomków są nasiona, czyli pestki np. jabłka, gruszki czy śliwki, lecz jaką rolę spełnia ta wonna, barwna, tak ponętna w smaku otoczka? — sam miąższ owocu? Otóż warstwa ta odgrywa podobną rolę jak nektar, który na dnie kwiatów przygotowany jest dla owadów. Spijając go i kręcąc się we wnętrzu kwiatów, owady przenoszą pyłek z pręcików na słupki, pośredniczą więc w zapyleniu. Miąższ owoców zaś ma służyć za pokarm dla zwierząt, które zjadając go roznoszą zarazem i rozrzucają ukryte wewnątrz owoców pestki czyli nasiona. Mechanizm tego rozrzucania może być różny, ogólnie jednak biorąc owoce są „daniem" przygotowanym przez naturę dla pewnych gatunków zwierząt. Są tym co rośliny, głównie drzewa i krzewy, ofiarowują zwierzętom za „usługę" przenoszenia i rozrzucania nasion. A natura nie oszukuje. Jest to zapłata, uczciwa i „danie" pełnowartościowe. Przejdźmy do pokarmów, których nie jadamy na surowo. I tu trzeba pamiętać, by działanie wysokich temperatur ograniczać do minimum. Gotować jak najkrócej i nigdy „na zapas". Nie odgrzewać, nie gotować drugi raz, nie przysmażać pokarmów już uprzednio gotowanych czy pieczonych. Pamiętajmy, że przy gotowaniu temperatura nie przekracza 100 stopni, lecz przy smażeniu jest ona parokrotnie wyższa. A więc, by odżywiać się prawidłowo, powinniśmy patelnie w ogóle wyrzucić z domu? Czy tak? Czy naprawdę musimy smażyć? Nie tylko mięso, Iecz również jakieś jarskie kotlety, naleśniki, omlety itp? Czy w zdrowym żywieniu musimy się ich wyrzec? Trzeba tu zastanowić się, czym jest dla nas jedzenie i dlaczego tak trudno stosować nakazy i zakazy dietetyczne. Amerykański lekarz higienista, Heiser, żartobliwie lecz trafnie ocenił to pisząc, że człowiek zdolny do ścisłego dotrzymania przepisanej mu diety jest zdolny już chyba do wszystkiego. Jedzenie spełnia w naszym życiu 3 funkcje: 1. Odżywczą 2. Przyjemnościowo-bodźcową 3. Towarzyską. W warunkach głodu je się wszystko, co można dostać — funkcja odżywcza jest tu istotna i wszystko bardzo smakuje („głód to najlepszy kucharz"). Lecz gdy pokarmu jest dosyć, na plan pierwszy wysuwa się sprawa przyjemności czyli tzw. rozkoszy podniebienia i w tym aspekcie dokonuje się wyboru. O odżywczej i zdrowotnej funkcji pokarmu często się wtedy w ogóle nie myśli. No a gdy wkracza funkcja towarzyska, gdy mamy gości i chcemy ich uhonorować, częstujemy ich nie mlekiem, chlebem razowym i kartoflami „w mundurkach", lecz właśnie „rozkoszami podniebienia" w postaci wyszukanych wytworów sztuki kulinarnej. Im częstsze takie przyjęcia, tym większe zagrożenie dla zdrowia. Ale i w życiu codziennym kwitnie sztuka kulinarna, a przyjemność związana z jedzeniem jest nader często przyczyną przejadania się, tycia i przewlekłych chorób. W rozdziale 1 podkreśliłam już, że ta przyjemność to głównie kwestia nawyku, czyli smakowo-trawiennego stereotypu. Tym niemniej faktem jest, że pewne pokarmy zwierają więcej a inne mniej substancji działających drażniąco na zmysł smaku i węchu. Nawet zmysł wzroku i sfera psychiczna odgrywają tu rolę — pokarmy barwne i estetycznie podane bardziej zachęcają do jedzenia, a przyprawy takie jak sól, cukier, pieprz, cynamon, musztarda służą właśnie zaostrzeniu apetytu. Również i temperatura może być takim bodźcem — niektóre potrawy lubimy gorące, inne zimne, nawet zamrożone. Obfitym źródłem bodźców podniecających jest smażenie i pieczenie lub przypiekanie, jak również gotowanie niektórych produktów (mięsa, jarzyn). Powstające przy tym tzw. produkty przypiekania i ciała wyciągowe silnie pobudzają smak i węch, wzmagają wydzielanie śliny i soku żołądkowego i wywierają pobudzający kofeinopodobny wpływ na korę mózgu. Dotyczy to zwłaszcza pokarmów mięsnych, ale nie tylko. Te podniecające substancje powstają również przy smażeniu i opiekaniu innych pokarmów np. pieczywa, ziemniaków — nawet jarosze kombinują sobie różne „jarskie kotlety czy sznycle", które opiekają i smażą z dodatkiem pieprzu, soli i innych przypraw. Chodzi właśnie o te bodźce. Mleko np. nie zawiera takich substancji, to też jest, w czystej postaci często nie lubiane i używane z dodatkami „zaostrzającymi". Zwróćmy też uwagę na fakt, że biała mąka zawiera znacznie mniej substancji odżywczych i smakowych niż razowa, to też bułki jada się zwykle z pikantnymi dodatkami (żółty ser, kiełbasa), gdyż bez nich byłyby mdłe, a cenione są bułki chrupiące, których dobrze opieczona skórka zawiera dużo tych smakowych substancji (produktów przypiekania). Na Zachodzie, gdzie pieczywo jest bardzo białe, robi się duży użytek z praktyk przypiekania (np. angielskie tosty), nawet kształt bułkom nadaje się taki, by miały jak najwięcej skórki (rogaliki, francuskie bagietki itp. ). Podobnie i kartofle smażone są smaczniejsze niż gotowane. Uwydatnia się tu w całej pełni ta przyjemnościowo-bodźcowa rola pokarmów, o której pisałam wyżej. W stanach 


przewlekłego zmęczenia, przy nudnej i jednostajnej pracy, często poszukuje się chwilowego bodźca przez różnego rodzaju pojadanie czy popijanie, gdzie nie chodzi o zaspokojenie głodu, lecz o pobudzenie nerwowe. Mogą tu wchodzić w grę pikantne lecz kaloryczne pokarmy (kanapki, ciastka, czekoladki) lub same tylko napoje, herbata, czarna kawa, różne „drinki". Podobną rolę odgrywają papierosy. Niemiecki dietetyk Glatzel uważa, że współczesne skomplikowane i pełne napięcia życie wymaga takich podniet, powinno się więc szeroko stosować praktykę przysmażania i przypiekania pokarmów. Poglądy takie eksponują przyjemnościowo-bodź-cową funkcję pożywienia. Ale jak w takich warunkach wyglądać będzie jego funkcja odżywcza? I wpływ na zdrowie? Podkreśliłam już w rozdziale 10, że wysokie temperatury w znacznym stopniu denaturują pożywienie, bardzo obniżając jego energetyczną i zdrowotną wartość. Drugą znaczną szkodliwością jest rozbijanie całości pokarmowych przez przemysłowe wyciąganie z nich „oczyszczonych" składników jak biała mąka, cukier, biała sól pozbawiona mikroelementów. Wyrób białej mąki łączy się z ogromną utratą wartości odżywczych ziarna. W porównaniu z chlebem razowym (przemiał 97%) już chleb tzw. pytlowy ma ok. 60% mniej witamin (głównie z grupy B) i kilkakrotnie mniej soli mineralnych, białka i błonnika. A w bardzo białej mące (przemiał 41%) ta strata jest jeszcze znacznie wyższa. Trzeba pamiętać, że chleb razowy, kasze z pełnego ziarna i krupniki to od dawnych czasów były główne źródła siły najciężej fizycznie pracującej ludności — zarówno niewolników wznoszących egipskie piramidy jak i naszych rodzimych pańszczyźnianych chłopów. Mięsem karmili się raczej próżnujący bogacze — dla ubogiego robotnika był to luksus. Jak podaje niemiecki badacz, Frankę, starożytny rzymski żołnierz (legionista) otrzymywał na dobę ok. 800 g ziarna pszennego i 100 g sera. Z tego 1/3 ziarna spożywał jako rozgotowaną gęstą zupę, a 2/3 w postaci pieczonych placków. Mięso jadał raczej tylko wtedy, gdy brakło ziarna, które było podstawą wyżywienia. Ten prymat chleba razowego w pożywieniu ludności pracującej fizycznie utrzymywał się na ogół aż do czasów nowożytnych. W XIX w. rozwój chemii i sztucznego nawożenia spowodował intensyfikację rolnictwa i znaczny rozwój hodowli zwierząt rzeźnych, a przemysł spożywczy rozwinął produkcję cukru i białej mąki. Według Frankego między rokiem 1800 a 1960 w Niemczech (licząc na rok i 1 mieszkańca w RFN) spożycie chleba zmalało 3-krotnic, spożycie mięsa wzrosło 4-krotnie, a spożycie tłuszczu wzrosło 2, 5-krotnic, przy czym spożycie samej wieprzowiny wzrosło 10-krotnie. Również spożycie cukru wzrosło w tym czasie 20-krotnie. Trzeba przy tym podkreślić, że co do chleba to był on w 1800 r. prawie wyłącznie razowy, podczas gdy w 1960 r. w RFN 95% spożywanego chleba stanowiło pieczywo bardzo jasne. Dziś na Zachodzie powszechnie jada się pieczywo białe jak wata. A masowy przemysłowy wyrób konserw z owoców i warzyw czyż nie jest niszczeniem lub znacznym obniżaniem ich potencjału energetycznego? Lecz przecież nie tylko przemysł spożywczy degraduje tę biologiczną wartość pokarmów — powszechnie dokonuje się to również w domach przy sporządzaniu posiłków. Np. przez odlewanie wody od gotowania warzyw czy obieranie kartofli, jeśli nie idą jako składnik do zupy, zawsze powinny być gotowane w łupinach — przy stole każdy sam może sobie je obrać. W pewnych zakładach zbiorowego żywienia kartofle obiera się już poprzedniego dnia, przez noc stoją w wodzie, którą się rano odlewa, po czym płucze się je, gotuje i znów wodę odlewa, tracąc przy tych procedurach co najmniej połowę składników odżywczych. A pieczenie ciast, smażenie różnych przysmaków, sporządzanie dżemów, kompotów i innych przetworów... po co wyliczać? Każda gospodyni dobrze to zna — to tak powszechne i oczywiste... tak samo jak powszechne i oczywiste są próchnica zębów, nadwaga i otyłość, różne reumatyzmy, choroby krążenia i inne przewlekłe cierpienia drugiej połowy życia. Mieszkańcy małej atlantyckiej wyspy Tristan da Cunha nie znali reumatyzmu i próchnicy zębów dopóki Amerykanie nie uszczęśliwili ich dowozem białej mąki i cukru. Wtedy choroby te pojawiły się i szybko się rozszerzały. Zdrowemu człowiekowi nie zaszkodzi kawałek ciasta czy wędliny zjedzony kiedyś okazyjnie na jakimś przyjęciu (jarosze są bardzo „niewygodni" na przyjęciach). Ale chodzi o naszą codzienność i warto uczciwie zastanowić się, ile w tym „dniu powszednim" grzeszymy przeciw zasadzie naturalności i zdrowotności pokarmów. Trudno się też dziwić, że kierownicy głodówek żądają po takiej kuracji wyrzeczenia się nie tylko pokarmów mięsnych, ale i cukru, ciast i słodyczy, mocnej herbaty, kawy, alkoholu i papierosów. Z „przyjemnościowego" punktu widzenia może to wydawać się okrutne. Ale jest wręcz przeciwnie. „Operacja bez noża" wraz ze swą odbudową oczyszcza i odnawia nie tylko ciało ale i ducha, zmieniając poglądy i upodobania. Znakomite samopoczucie powoduje, że nie szuka się już „pociechy" w jedzeniu, a i ta kulinarna przyjemność zmienia się, bo szkodliwe nawyki zostają wygaszone, a tworzą się nowe, pożyteczne i służące zdrowiu. B. Problem białka i mięsa w diecie Oficjalna dietetyka nie uznaje wegetarianizmu, wysuwając pod jego adresem dwa główne zarzuty, a raczej wątpliwości: 1) że może on dostarczać za mało białka zwierzęcego, co ma znaczenie zwłaszcza dla dzieci i młodzieży, 2) że grozi on niedoborem witaminy B12 bardzo ważnej dla produkcji krwinek czerwonych. Otóż co do tej witaminy, wiadomo, że obfitym jej źródłem jest wątroba, lecz w mniejszych ilościach występuje ona także w mleku, serze i żółtkach jaj, a ostatnio wykazano, że może być również produkowana przez bakterie jelitowe. Niewielkie ilości witaminy B12 obecne w nasionach wzrastają w czasie kiełkowania. Zresztą zapotrzebowanie tej witaminy jest w ogóle niewielkie — ok. 1 mikrograma na dobę, z u zwykłego jarosza głównym jej źródłem jest nabiał. Prawidłowo prowadzony wegetarianizm dostarcza dostateczne ilości wszystkich składników odżywczych. Ponieważ jednak wciąż wysuwa się wątpliwości co do białka, warto tej sprawie przyjrzeć się bliżej. Różnego rodzaju białka są niezbędnym składnikiem pożywienia koniecznym dla budowy i regeneracji tkanek, do syntezy hormonów, enzymów i innych ważnych substancji. Prócz węgla, wodoru i tlenu białka zawsze zawierają azot, siarkę, niekiedy i fosfor. Zbudowane są z aminokwasów, których znamy ponad 40 — większość z nich może być syntetyzowana w ustroju człowieka, ale niektóre — w liczbie 10 — muszą być dostarczane z pokarmem (tzw. aminokwasy egzogenne). Białka są pełnowartościowe, gdyż zawierają wszystkie potrzebne aminokwasy — w tym i egzogenne. Są to na ogół białka pochodzenia zwierzęcego (np. z mleka czy mięsa). Białka roślinne są zwykle niepełnowartościowe w tym sensie, że zawierają nie wszystkie aminokwasy egzogenne. Procentowa zawartość białka w różnych gatunkach mięsa chudego wynosi 15-20%, w jajkach 12%, w mleku 3, 5%, w chudym serze 40%. Wśród produktów roślinnych soja 


zawiera ok. 40% białka, soczewica 24, groch 23, fasola 21, grube kasze ok. 10, chleb razowy 7-8, groszek zielony 6-7, kartofle 2, inne warzywa oraz owoce 0, 3-2% białka. Najlepszy skład aminokwasowy i najwyższą białkową wartość biologiczną posiada jajko — trudno jednak zjadać więcej jajek choćby ze względu na wysoką zawartość cholesterolu w żółtku. Korzystny skład aminokwasów posiadają również mleko, sery, mięso a z roślinnych produktów soja. Białko produktów zbożowych ma na ogół mało metioniny, za to sporo tryptofanu i innych aminokwasów, podobnie i białko grochu. Łącząc więc ze sobą produkty roślinne, które same oddzielnie wzięte są pod względem białek niepełnowartościowe, ale co do składu aminokwasów uzupełniają się nawzajem, można uzyskiwać posiłki zawierające wszystkie aminokwasy egzogenne w dość wysokiej ilości czyli będą to posiłki białkowo wartościowe. Dzięki więc takim zestawieniom uzyskuje się wzrost wartości białkowej. I tak np. przez łączenie fasoli czy grochu 2 ryżem, czy mąką pszenną czy kukurydzą albo ryżu z mlekiem uzyskuje się wzrost wartości białkowej o 30-50%. Uzupełnienie białek stosuje się dziś coraz szerzej w technologii sporządzania pokarmów. Np. pieczywo można wzbogacać białkowo przez dodatek sproszkowanego mleka, soi, żelatyny, suszonych drożdży. Ogólnie powiedzieć można, że wegetarianie, którzy odrzucają tylko mięso i ryby, a uwzględniają mleko, sery i jajka, mogą nie obawiać się niedoborów w zakresie aminokwasów egzogennych, oczywiście pod warunkiem ogólnie racjonalnego układania posiłków. Drugi bardzo ważny problem to istotne zapotrzebowanie organizmu ludzkiego na białko i jego dobowa ilość w diecie. Zbyt duża ilość białka jest niekorzystna, gdyż nie może ono być magazynowane, a przy jego spalaniu powstają produkty szkod- liwe, które muszą być wydalane czy zobojętniane. Oficjalna norma wynosi dziś, jak wiadomo, 1 g białka na 1 kg ciężaru ciała na dobę, w czym powinno być ok. 40-50% białka zwierzęcego (z mleka, sera, jaj czy mięsa) ze względu na jego korzystniejszy skład aminokwasowy. Jeśli zaś dodać do tego jeszcze tzw. margines bezpieczeństwa, to dla człowieka ważącego (bez nadwagi) np. 70 kg norma białkowa — według oficjalnej dietetyki wynosić będzie ok. 80-90 g na dobę. Rozpatrzmy tę sprawę. Jest faktem, że norma ta nie jest ustalona przez odpowiednio szeroko zakrojone i niepodważalne badania, lecz jest raczej wynikiem pewnego kompromisu między zwolennikami wysokich (100-120 g/dobę) i niskich (30-40 g/dobę) norm białkowych. Te dwa obozy wzajemnie się zwalczają, ale coraz bardziej widoczna jest tendencja do obniżania tych norm również w oficjalnej dietetyce. Sto lat temu nauka głosiła, że człowiek potrzebuje 120-130 gramów białka na dobę — wynikało to jednak stąd, że badania robiono na ludziach jedzących dużo mięsa. Mięso uważano wtedy na pokarm bardzo wartościowy. W XX w. norma białka uległa już znacznemu obniżeniu, a ostatnie odkrycia i obserwacje czynione w ośrodkach długowieczności stworzyły tendencję do dalszego znacznego jej obniżenia nawet do 40-50 g na dobę. A oto jak różnie przedstawiały się oficjalne normy białkowe w różnych krajach (zalecana dobowa ilość białka dla umiarkowanie pracującego, dorosłego mężczyzny): Liga Narodów (1936/37) - 70 g; USA (1963) — 70 g; Kanada (1963) - 50 g; Wielka Brytania (1950) - 80 g; Australia (1961) — 5 7 g; Południowa Afryka (1952) — 65 g; Japonia (1961) — 70 g; Ameryka Środkowa (1952) — 55 g; Związek Radziecki (1966) - 102 g Polska (1969) - 85 g (według Wysokińskiej). Jak widzimy poglądy na tę kwestię były i są nadal dość różne. Ta rozbieżność zresztą nie może dziwić, gdyż wiadomo, że człowiek może żyć i pracować zarówno przy niskich jak przy wysokich ilościach białka w pożywieniu, choć oczywiście nie jest to obojętne dla jego istotnego zdrowia i tempa starzenia się. Trzeba też pamiętać i brać pod uwagę, że zapotrzebowanie na białko jest w wysokim stopniu zależne od różnych stanów ustroju i warunków otoczenia. Zwiększa się np. przy ciężkiej fizycznej pracy, przy niskiej temperaturze otoczenia czy podczas rekonwalescencji, gdy trzeba odbudować zniszczone przez chorobę tkanki. Jest oczywiście większe w okresie rozwoju, ale i po ukończeniu wzrostu pewien mniejszy, lecz codzienny dowóz białka jest konieczny gdyż ustrój stale je wydatkuje i traci. Rozpatrując sprawę zapotrzebowania białkowego, trzeba przypomnieć, że ludzkie niemowlę, które rośnie bardzo szybko, bo w ciągu pierwszego roku potraja swą wagę, otrzymuje w tym czasie od natury pokarm bardzo ubogi w białko. W mleku kobiecym tylko 7% kcal pochodzi z białka, podczas gdy w normalnej codziennej diecie dorosłego, który „lubi mięso" aż ok. 15-20% kcal przypada na białko i to w okresie, gdy ustrój już nie rośnie i potrzebuje białka, procentowo biorąc, dużo mniej niż w niemowlęctwie. Wśród małp człekokształtnych goryl jest największy i 10 razy silniejszy od człowieka — a przecież jest on z natury głównie owocożernym jaroszem. Obserwacje w tzw. ośrodkach długowieczności wyraźnie wskazują, że ustrój ludzki nie jest nastawiony na tak duże ilości białka, jakie mu wyznacza dzisiejsza dietetyka, a nadmierne spożycie białka ściśle łączy się z rozpowszechnioną, zwyczajową konsumpcją mięsa. Otóż trzeba stwierdzić, że mięso zawdzięcza swe olbrzymie powodzenie wcale nie swym walorom odżywczym, a właśnie pobudzającemu działaniu ciał wyciągowych i produktów przypiekania, o których pisałam już wyżej, a które w pokarmach mięsnych odgrywają wielką rolę. Można zaryzykować twierdzenie, że gdyby z tych pokarmów usunąć wszystkie te pobudzające substancje, pozostawiając same właściwe składniki odżywcze (białko, tłuszcze), społeczne pożądanie mięsa znacznie by spadło. I można nawet sądzić, że pożądanie tych bodźców jest swego rodzaju nałogiem, podobnie jak pożądanie kawy czy herbaty, papierosów czy wódki w stanach znałogowania. Toteż Bircher-Benner porównał dobre samopoczucie po mięsie do dobrego samopoczucia pijaka po alkoholu. Tym się też tłumaczy poczucie osłabienia po nagłym odstawieniu pokarmów mięsnych u człowieka bardzo do nich przyzwyczajonego. Ten przejściowy „zespół abstynencji" bywa czasem powodem do twierdzeń, że „mięso daje siłę", a bez mięsa człowiek „słabnie". Ale takiego „osłabienia" nie znają jarosze, z dawna lub też od urodzenia wdrożeni do diety bezmięsnej. Przeciwnie — są oni na ogół zdrowsi i silniejsi niż ludzie jedzący dużo mięsa. Pokarmy mięsne mają swe wartości odżywcze (choć nie one są przyczyną ich powodzenia). Cenna jest tu wysoka zawartość (15-20%) pełnowartościowego białka, a także pewne składniki mineralne, których ilość waha się od 0, 8 do 1, 6% — głównie są to fosforany potasu, wapnia i magnezu oraz żelazo (głównie w wątrobie i innych narządach oraz we krwi). Z witamin wchodzi w grę kompleks B z witaminą B12 (raczej w wątrobie). Tłuszcz mięsny bardzo zwiększa energetyczność pokarmu, zawiera też dużo cholesterolu i nasyconych kwasów tłuszczowych, co sprzyja rozwojowi miażdżycy — natomiast witamin rozpuszczalnych w tłuszczach (A, D, E) ma bardzo mało. Przechodząc do szkodliwości pokarmów mięsnych trzeba przede wszystkim podkreślić ich zakwaszające działanie. Spalanie białek mięsnych przebiega z tworzeniem się mocnych kwasów, które muszą być zobojętniane, co zmniejsza zapas ustrojowych zasad i usposabia do kwasicy. Poważną szkodliwością jest też dość wysoka zawartość związków purynowych — z kwasów nukleinowych zawartych w chromatynie jąder komórek mięsnych. Puryny te przechodzą w kwas moczowy, który, osadzając się w ścięgnach i stawach w postaci moczanów, powoduje artretyzm (dnę). Przy gotowaniu mięsa związki purynowe przechodzą w dużych ilościach do wody. Niestety - w restauracjach i barach samoobsługowych wszystkie zupy, prócz owocowych i mlecznych, robione są na wywarach mięsnych. I nie ma co dyskutować, przekonywać — takie są przepisy. Dzisiejsza dietetyka, podobnie jak sto lat temu, uważa wywary mięsna za odżywcze i cenne. Dużą szkodliwość stanowią też procesu gnilne w jelicie grubym, do których pokarmy mięsne wybitnie usposobiają. Na niestrawionych resztkach mięsnych rozwijają się w jelicie grubym bakterie gnilne, a ich cuchnące produkty jak indol, fenol, skatol, krezol, putrescyna, kadaweryna i inne, wchłaniają się z jelita do krwi, zatruwając ustrój i czasem wydalając się nawet z potem i oddechem. To zatrucie ma duże znaczenie zwłaszcza u ludzi starszych, u których odtruwające działanie wątroby i nerek jest już znacznie słabsze. U jaroszów zarówno stolec jak i gazy jelitowe są bezwonne. Pokarmy mięsne są też na ogół obfitym źródłem nie tylko miażdzycorodnego tłuszczu, ale i soli kuchennej, którą w niemałych ilościach dodaje się do nich przy obróbce kulinarnej. Jarosze często podkreślają tę okoliczność, że mięso zawiera szkodliwe produkty przemiany materii, które za życia byłyby wydalone przez nerki, lecz wydaleniu ich przeszkodziła śmierć zwierzęcia. Ciężki stres, jaki zwierzęta przeżywają przy uboju, również w niekorzystny sposób zmienia chemizm ich tkanek, a śmierć wstrzymuje wydalanie tych toksycznych produktów. Dochodzą tu jeszcze różnorodne substancje powstające po śmierci na skutek autolizy (rozkładu przez uwolnione z komórek enzymy) albo nawet gnicia. Zauważmy też, że spożywa się głównie mięso zwierząt tuczonych a więc chorych. Zwierzęca otyłość, podobnie jak i ludzka, jest chorobą. Chcąc uzyskać większy przyrost mięśni a nie tłuszczu, należałoby zwierzęta, przeznaczone na ubój, zmuszać do wysiłków fizycznych, a nie zamykać ograniczając ruch. Cóż - kiedy, niestety, smalec i słonina są jako produkty spożywcze bardzo „cenione". Zabijane w rzeźni zwierzęta są chore nie tylko z przerażenia, a więc ostrego i ciężkiego stresu. Występują u nich również przewlekłe zmiany chorobowe, spowodowane przez nienormalne warunki życia, brak ruchu oraz nadmierne i nieprawidłowe żywienie. U zwierząt hodowlanych — głównie świń i owiec — występuje cały szereg chorób stawów, mięśni, nerwów, układu krążenia i metabolizmu. Obserwowano zmiany oraz incydenty miażdżycowe (łącznie z nagłym zgonem) u świń, indyków, gęsi i innych zwierząt, zwłaszcza sztucznie tuczonych i trzymanych w warunkach braku ruchu. W mięsie takim obok innych niekorzystnych składników wzrasta też wybitnie ilość nasyconych kwasów tłuszczowych. Stwierdzono np. że nawet tzw. chuda angielska wołowina zawiera ich kilkanaście razy więcej niż mięso dzikiego bawołu z Ugandy. Wszystko to są zmiany, które nie są zaraźliwe ani też dostrzegalne pod mikroskopem. Jak one wpływają na zdrowie ludzi jedzących mięso, to jeszcze zagadnienie otwarte, wymagające dalszych badań. Warto też podkreślić, że mięso jest dobrą pożywką dla bakterii i pasożytów, które rozwijają się w nim szybko. Jak podaje Kierst pałeczka duru rzekomego B oraz pałeczka Gartnera mogą w ciągu 48 godzin w ciepłocie 14-18 przeniknąć w głąb mięsa na 14 cm. Zarazki z grupy Salmonella produkują toksyny, które nie giną przy ogrzewaniu do 120°, nie niszczy ich też ani wędzenie ani peklowanie. Ogólnie biorąc, mięso może zawierać różne bakterie i toksyny jak też i właśnie (trychiny) i wągry tasiemców. Jedzenie mięsa surowego (tzw. befsztyki tatarskie) jest zawsze ryzykowne. A dezynfekcja mięsa przez gotowanie nie jest łatwa, gdyż jest ono złym przewodnikiem ciepła — zwłaszcza mięso tłuste nagrzewa się powoli w częściach środkowych, co zresztą zależy też od grubości gotowanego kawałka. Do ujemnych stron pokarmów mięsnych należy zaliczyć i tę okoliczność, że pobudzają one apetyt i zawierają na ogół dużo tłuszczu (zawartego w mięsie bądź dodawanego przy smażeniu itp. ). Toteż szersze uwzględnianie pokarmów mięsnych w pożywieniu może łatwo prowadzić do otyłości. Jarosze na ogół otyli nie są. Trzeba więc przyznać rację zwolennikom wegetarianizmu, którzy twierdzą, że walory odżywcze mięsa występują w „złym towarzystwie" licznych czynników szkodliwych. „Na całym świecie — pisze Bircher-Benner — ludzie codziennie bezlitośnie zabijają miliony zwierząt, aby jeść ich mięso, nie przeczuwając, że zemsta pomordowanych dosięgnie ich tak samo bezlitośnie. " C. Szczurze państwo Mac Carrisona W okresie między I a II wojną światową Robert Mac Carrison był kierownikiem Instytutu dla Spraw Odżywiania w Indiach. Bardzo go zastanawiały ogromne różnice w rozwoju fizycznym i zdrowiu poszczególnych plemion hinduskich w różnych okolicach i prowincjach tego olbrzymiego kraju. Mieszkańcy górzystych okolic północnych, Sikhowie i Pathanowie, odznaczali się wysokim wzrostem, tężyzną, zdrowiem i długowiecznością. Lecz im bardziej na południe, tym gorszy był rozwój fizyczny i zdrowie ludności, a przedstawiciele najdalej na południu osiadłego plemienia Madrasów byli najmniejsi wzrostem, najnędzniejsi fizycznie i trapieni przez liczne choroby. A ponieważ wzorce żywienia się ludności tych prowincji też bardzo różniły się między sobą, Mac Carrison zaczął podejrzewać, że w tym właśnie leży klucz zagadki. Postanowił to sprawdzić. Założył wielką hodowlę białych szczurów. Wszystkie one pochodziły od jednej rasowej pary — nie było więc między nimi różnic gatunkowych. Miały też zapewnione jednakowe, bardzo higieniczne warunki życia i troskliwą pielęgnację. Jak pisze amerykański lekarz, Heiser, naoczny świadek tego eksperymentu, szczury te były utrzymywane w takiej czystości, że w sali, w której żyły tysiące tych zwierząt, nie czuć było żadnego zapachu. Chodziło o to, by wykluczyć wszelkie czynniki chorobotwórcze poza dietą. Poszczególne oddziały, niejako prowincje tego wielkiego szczurzego państwa, otrzymywały wyżywienie ściśle takie, jakie było powszechnie przyjęte u poszczególnych plemion hinduskich. Szczury żyją przeciętnie 2, 5 roku — białe szczury w warunkach laboratoryjnych żyją średnio 800-900 dni. Rok w życiu szczura odpowiada okresowi 25-30 lat w życiu człowieka. Mac Carrison prowadził swe doświadczenie przez 2, 5 roku, obserwując rozwój, wygląd, płodność i zachowanie się zwierząt. Po upływie tego czasu wszystkie szczury zostały zabite, a ich rządy bardzo dokładnie zbadane. W czasie trwania doświadczenia wśród szczurów żyjących na diecie plemion północnych nie było żadnego wypadku choroby czy zgonu, a rozrodczość ich była imponująca. Szczury te były rosłe, duże, miały gładkie lśniące futerka, były też spokojne i życzliwie nastawione, zarówno względem siebie nawzajem jak i w stosunku do otoczenia. Lecz w innych klatkach, odpowiednio do różnych stosowanych diet, zwierzątka były coraz mniejsze i nędzniejsze, a szczury żyjące na diecie Madrasów były najnędzniejsze ze wszystkich. Wykazywały też liczne choroby skóry (owrzodzenia, wyłysienie) i były przy tym tak nerwowe i napastliwe, że nawet zagryzały się wzajemnie. „Wprost trudno było uwierzyć — pisze Heisler — że wszystkie te zwierzęta, tak różniące się między sobą, stanowiły potomstwo jednej pary". Po upływie 2, 5 lat wszystkie szczury żyjące na diecie „północnej" — razem w liczbie 1180 — były zabite i sekcjowane. Wszystkie ich narządy były zdrowe, chorób żadnych nie znaleziono. Dietę tę Mac Carrison nazwał „idealną" — składała się ona z razowej mąki i razowego chleba z małym dodatkiem masła, z surowych owoców strączkowych, surowej marchwi i kapusty, surowego mleka i raz na tydzień małej porcji surowego mięsa z kością — do tego woda. Wśród pozostałych oddziałów był też jeden otrzymujący wyżywienie przeciętnego angielskiego robotnika (biały chleb, margaryna, mięsne konserwy, marmolada, gotowane kartofle i warzywa, herbata z cukrem). Wszystkie te szczury z oddziałów karmionych nieprawidłowo — bądź po hindusku, bądź po europejsku — razem w liczbie 2243, zostały po upływie 2, 5 roku zabite i również dokładnie badane. Znaleziono u nich ogromną liczbę chorób dotyczących wszystkich narządów, zwłaszcza przewodu pokarmowego, nerek, pęcherza, płuc, nerwów, często raka i gruźlicę różnych narządów, przerost gruczołów limfatycznych, zapalenie oczu, ucha środkowego, różne rodzaje anemii, słowem szczury te cierpiały na identyczne choroby co i niezliczone rzesze pacjentów wypełniających co dzień ambulatoria i szpitale całego świata. Ale nie tylko choroby były analogiczne — również częstość ich występowania była taka sama u szczurów jak i u ludzi o takim samym wyżywieniu. Np. w indyjskiej prowincji Madras ok. 10% ludności, a w sąsiednim Travancore nawet 25% ludności, cierpiało na raka przewodu pokarmowego, przy czym trzeba zaznaczyć, że w Travancore ludzie spożywali znaczne ilości tapioki. I wśród szczurów wziętych na dietę obu tych prowincji wykryto przy badaniu analogiczny procent przypadków raka żołądka i jelit. W prowincji Sind prawie 50% ludności miało kamicę pęcherza i to samo wykazano u 50% szczurów żywionych tak jak ludność w Sind. Mac Carrison stwierdził przy tym, że dodatek mleka do diety z Sind zapobiega tej kamicy u szczurów, zapewne zapobiegałby jej również u ludzi. Zauważmy też, że chroniąca przed chorobami dieta „idealna" bardzo wyraźnie spełniała podstawowe wymogi energetyczności i całościowości pokarmów. Trzeba przy tym podkreślić, że przemiana materii u szczura różni się nieco od ludzkiej. Szczur jest mało wrażliwy na brak witaminy C i bardziej odporny na pewne rodzaje diety niedoborowej niż człowiek. Tym bardziej zadziwiające jest podobieństwo wyników uzyskiwanych w tym doświadczeniu u ludzi i szczurów przy analogicznych dietach i tym wyraźniej uwydatnia się olbrzymi wpływ odżywiania na powstanie chorób. D. Obserwacje stanu zdrowia jaroszów W książkach i pismach propagujących jarstwo znajdujemy wiele przykładów dobrego zdrowia i odporności jaroszów. Przytacza się wypowiedzi ludzi, którzy przeszedłszy na wegetarianizm wrócili do zdrowia, uwalniając się od różnych zastarzałych dolegliwości i przewlekłych chorób. Bardzo istotne 


i ważne są tu obserwacje i doświadczenia kierowników głodówek, którzy nieraz stwierdzają, że gdy pacjent uwolniony od choroby przez głodówkę powróci później do uprzedniego „mieszanego" żywienia z jedzeniem mięsa, choroba, już przezwyciężona, znów powraca. Stąd tak ostry nakaz utrzymywania po głodówce prawidłowo prowadzonej diety jarskiej. I w przypadkach, gdy chory boi się głodówki i nie chce jej podejmować, przejście na zdrowotny wegetarianizm również będzie miało skutki lecznicze, z tym, że stan zdrowia poprawiać się będzie powoli. W wyżej podanym doświadczeniu Mac Carrisona dieta „idealna" była prawie wyłącznie mleczno-jarska głównie surowa, a odrobina surowego mięsa dodana raz na tydzień nie mogła tu stwarzać dużej różnicy, równie dobrze można było zamiast tego podać np. jajko. Również obserwacje w tzw. ośrodkach długowieczności potwierdzają ogromną wartość diety jarskiej lub prawie jarskiej dla zdrowia. W Kijowskim Instytucie gerontologii przebadano sposób żywienia się u 28000 osób w wieku powyżej 80 lat, oceniając przy tym stan ich zdrowia. Wykazano, że przy diecie mleczno-jarskiej stosowanej w ciągu całego życia występowanie objawów miażdżycy jest u starców wyraźnie rzadsze, a odsetek osób praktycznie zdrowych dwa razy większy niż przy żywieniu „mieszanym" obejmującym mięso. Wartość diety mleczno-jarskie j w zapobieganiu i leczeniu miażdżycy podkreślają również inni autorzy. Np. Ryżkowa stosowała 21-26-dniowe okresy diety mleczno-jarskiej u ludzi z rozwiniętą miażdżycą, stwierdzając wyraźnie korzystny wpływ tego odżywiania na elektrokardiogram, ciśnienie tętnicze i biochemiczne wskaźniki rozwoju miażdżycy. Autorka polecała przechodzenie na taką dietę dwa razy w roku na 2-3 tygodnie. Lecz jeśli to korzystne działanie potwierdza się w tylu obserwacjach czemu nie polecać tej diety na stałe? No cóż — niełatwo jest zejść z drogi zatwierdzonej przez oficjalną „naukę", która, bardzo ceniąc pokarmy mięsne, wegetarianizm uważa za jakieś bezsensowne a nawet niebezpieczne dziwactwo. Ale zapytajmy, czy układana według tych oficjalnych wymagań dieta szpitalna czy sanatoryjna ze swym białym pieczywem, masłem, rosołami, wędliną i mięsem, stosowana na stałe, mogłaby zapewnić zdrową długowieczność. Wartość diety mleczno-jarskiej podkreślają również Spaso-kukocki i współpracownicy na podstawie badań ludzi długowiecznych na Ukrainie. Również Barczenko i Grigorjew wykazali, że w porównaniu z normalną dietą „mieszaną" dieta mleczno-jarska wyraźnie obniża częstość występowania powikłań miażdżycowych. Do ośrodków zdrowej długowieczności jeszcze wrócimy. Jak wiadomo, człowiek może przyadaptować się do bardzo różnych warunków życia i odżywiania, a np. w warunkach arktycznych trudno o hodowlę jarzyn i owoców i zboża. Toteż ciekawy przykład żywienia się dietą białkowo-tłuszczową znajdujemy u Eskimosów. Obecnie zresztą na skutek poprawy komunikacji dowozi się im pewne produkty, ale ich dotychczasowe samowystarczalne żywienie i stan zdrowia opisane są w doniesieniach z przed kilkudziesięciu lat (Abs, Hoygaard). Według tych doniesień przeciętna dobowa ilość kcal wynosiła u Eskimosów 2800 dla mężczyzny i 2200 dla kobiety — w tym średnio na dobę 300 g białka zwierzęcego, 170 g tłuszczu i 20 g węglowodanów przy przeciętnym wzroście mężczyzny 163 cm. Autorzy podkreślają, że mimo pewnego niedoboru wapnia i witaminy C Eskimosi odznaczają się doskonałym uzębieniem i dobrym stanem zdrowia aż do 3-4 dekady życia. Ale już około 35-40 roku życia dość szybko popadają w miażdżycę i starcze zniedołężnienie, rzadko dożywając 50 lat tak, że przeciętna długość życia wynosiła wtedy, gdy te badania były robione, zaledwie 27 lat. Jarosze mocno podkreślają, że pokarmy mięsne zatruwają ustrój — dużą rolę odgrywa w tym wzmożenie procesów gnicia jelitowego. Już 10 lat temu rosyjski gerontolog, Mieczników, w tych procesach gnicia upatrywał główną przyczynę naszego przedwczesnego starzenia się. A ponieważ bakterie zakwaszające mleko przeciwdziałają gniciu, Mieczników polecał zsiadłe mleko, kefir lub jogurt, jako swego rodzaju „eliksir młodości". Zresztą podobne działanie mają również jarzynowe kiszonki, kwaśna kapusta, ogórki itp. Duże znaczenie dla zdrowia ma fakt, że dieta jarska zawiera znaczne ilości włókien roślinnych złożonych głównie z błonnika (celulozy). Nie ulegają one trawieniu, lecz pęczniejąc stanowią „balast", który pobudza ruchu jelit, przeciwdziałając zaparciu stolca. Ważnym źródłem błonnika są otręby, pieczywo razowe, groch i warzywa. Zaparcie stolca odgrywa wielką rolę w powstawaniu takich chorób jak rak jelita grubego i odbytnicy, zapalenia wyrostka robaczkowego i uchyłkowatość jelit. Włókna roślinne, pęczniejąc wchłaniają szkodliwe substancje (produkty gnicia, różne chemikalia, związki rakotwórcze), a szybszy pasaż jelitowy w pewnym stopniu też chroni śluzówkę jelita grubego przed dłuższym działaniem tych szkodliwych substancji. W krajach afrykańskich, gdzie ludność w obfitości spożywa błonnik, zapalenie wyrostka robaczkowego i rak jelita grubego są rzadkością, podczas gdy w zachodniej Europie choroby te są bardzo częste, co niewątpliwie ma związek z powszechnym tam spożywaniem bardzo białego pieczywa. Zresztą dieta obfitująca w białą mąkę i mięso, a uboga w błonnik, jest chorobotwórcza pod wieloma względami i w różnych kierunkach. Rakotwórcze działanie pokarmów może mieć charakter miejscowy lub ogólny. Przy wędzeniu, smażeniu, prażeniu powstają w pokarmach niewielkie ilości związków rakotwór- czych, których działanie sumuje się z wiekiem. Potwierdzają to obserwacje. Tak np. w Islandii, gdzie niemal codziennym daniem są wędzone ryby, zapadalność na raka żołądka jest wyjątkowo duża. Przy wędzeniu związki rakotwórcze przenikają do pokarmów z dymem. Ale ogólnie chorobotwórcza dieta ma też duże znaczenie w powstawaniu nowotworów złośliwych. Wiemy dziś, że zdrowy ustrój może się przed nim bronić. Zarówno limfocyty jak i inne komórki tzw. układu siateczkowo-śródbłonkowego mają zdolność niszczenia komórek nowotworowych — niestety, w miarę postępu ogólnego uszkodzenia przez toksyczne wpływy zdolność ta zanika. Rak nie wyrasta na podłożu zdrowym, lecz zawsze na uszkodzonym, zwyrodniałym i chorym, w ustroju, który utracił swą obronność. Jest więc niezwykle ważne, by tę odporność i obronność utrzymywać i wzmacniać, a prawidłowe żywienie odgrywa tu ogromną rolę. J. Fisher, fizjolog z uniwersytetu Yale w USA przebadał sprawność fizyczną jaroszów w porównaniu z ludźmi żywiącymi się „normalnie", a więc również mięsem. Podobne badania prowadzili Joteyko i Kipiani w Belgii oraz Baeltz w Tokio. Wszyscy ci autorzy stwierdzili, że jarosze są wyraźnie wytrzymalsi przy wysiłkach długotrwałych, jak długodystansowe biegi, marsze z obciążeniem itp. Znani byli jarosze wyczynowcy w takich dyscyplinach. Np. w 1984 r. w Australii tzw. wielki maraton (bieg na długiej trasie) wygrał 61-letni wegetarianin J. Kleeck. Wiadomo jednak, że oficjalna dietetyka poleca wyczynowym sportowcom dużo białka zwierzęcego, a tzw. dieta olimpijska zawiera dużo mięsa. Ale również wiadomo, że ci tak intensywnie karmieni sportowcy w starszym wieku często wykazują stan zdrowia wyraźnie gorszy od przeciętnego. A przecież sport powinien przede wszystkim służyć zdrowiu, nie zaś krótkotrwałym ekstrasukcesom. Ellis i współpracownicy przebadali stan (gęstość) kości u 25 zwykłych jaroszów i u 2 5 ludzi, tej samej płci i wieku, jedzących mięso. U jaroszów stan kości był wyraźnie lepszy — są oni zdaniem autorów mniej skłonni do osteoporozy. Buchinger podkreśla, że jarosze bardzo dobrze znoszą głodówki, zapewne dlatego, że ich ustrój zawiera mniej toksyn, które w czasie głodówki przechodzą z tkanek do krwi. Buchinger zaznacza też, że dzieci karmione jarsko są wyraźnie odporniejsze na choroby infekcyjne. Interesujący argument wysuwany przez jaroszów odnosi się do wpływu diety bezmięsnej na psychikę. Dzieci wychowane na diecie jarskiej mają być dużo łagodniejsze, łatwiejsze do kierowania, podatniejsze na wpływy wychowawcze. Mają bardziej rozwinięty zmysł moralny, skłonne są do współczucia i ofiarności. Są też znacznie wytrwalsze w pracy umysłowej i wytrzymalsze na trudy fizyczne. A ponieważ i odporność na infekcje mają większą, choroby zakaźne występują u nich rzadko i maja przebieg znacznie lżejszy. Ogólnie więc biorąc, dzieci takie sprawiają rodzicom dużo mniej kłopotu, a dużo więcej pociechy niż dzieci karmione obficie mięsem. Jak podaje S. Brezer (w książce pt. „Nowy lekarz domowy" Londyńska Rada Miejska i Towarzystwo Wegetariańskie przeprowadziły porównawcze żywienie dwóch grup dzieci w sierocińcach. Każda z nich liczyła 2000 dzieci — jedna otrzymywała pożywienie jarskie, druga zwykłe z mięsem. Po upływie pół roku badania lekarskie wykazały, że dzieci karmione na sposób jarski były wyraźnie zdrowsze i silniejsze niż grupa porównawcza. Jarosze podkreślają, że najsilniejsze i najbardziej wytrwałe zwierzęta jak słoń, wielbłąd, koń, goryl są jaroszami. Wykazują też najłagodniejsze usposobienie, podczas gdy zwierzęta mięsożerne są drapieżne i okrutne. Ale — jak podkreślają wegetarianie — jeśli takie z natury drapieżne zwierzęta przyuczyć do pokarmu jarskiego — co względnie łatwo udaje się np. u psów — można wtedy obserwować zadziwiającą zmianę ich usposobienia, stają się łagodne, przyjazne i dostępne. W związku z tym B. Włodarz cytuje zdanie lorda Byrona, że jedzenie mięsa pobudza ludzi do wojen i rozlewu krwi. Jast-rzębowski podkreśla, że najwięcej zabójców wywodzi się spośród zatrudnionych w rzeźniach. Zabijanie zwierząt zwiększa skłonność do zabijania i ludzi. Dlatego np. w Anglii rzeźnicy nie mogą brać udziału jako sędziowie przysięgli w sprawach o zabójstwo. Człowiek skłonny do dręczenia zwierząt i niewrażliwy na ich cierpienia będzie zawsze bardziej skłonny do zabijania czy torturowania również ludzi, o ile zajdą odpowiednie okoliczności. To samo powiedzieć trzeba o myśliwych, którzy zabijają dla przyjemności. Ogólnie biorąc, mięso jest pokarmem, który pobudza negatywne, agresywne instynkty, przyczyniając się do wrogości i nienawiści tak między ludźmi jak między narodami. Wyraźnie też wzmaga skłonność do alkoholizmu i palenia oraz do innych nałogów. Wśród jaroszów nie spotyka się palaczy i pijących alkohol, to jednak może być spowodowane nie tylko przez wpływ samego żywienia, ale i przez tę okoliczność, że jaroszami zostają ludzie poszukujący pełni zdrowia, obdarzeni rozsądkiem i silną wolą, zdolni do zdrowej ascezy. Nie można zapominać i o tym, że od tysięcy lat mięso uważano za pokarm podniecający — również seksualnie. Toteż tam, gdzie chodziło o opanowanie popędów płciowych, wstrzemięźliwość od mięsa — podobnie jak od alkoholu — często była nakazywana i również dobrowolnie podejmowana. W swej argumentacji jarosze odwołują się również do naturalnego instynktu człowieka, który bardzo pozytywnie reaguje na widok sadu, drzew owocowych i dojrzałych owoców, są one dla niego pociągające i przyjemne, budzą naturalny apetyt, podczas gdy zakrwawione zwłoki zwierzęce budzą lęk i wstręt. A zabijanie zwierząt na pokarm wymaga przezwyciężenia odrazy do tego czynu i stłumienia litości dla zwierzęcia — wymaga zmuszenia się do tego. Podobnie i do jedzenia mięsa trzeba się wdrożyć. Małe dzieci kierowane naturalnym instynktem często nie chcą jeść mięsa, ale wmuszaniem i perswazją doprowadza się je do przyzwyczajenia i wtedy mięso już im smakuje — podobnie jak palaczowi smakuje dym tytoniowy, a pijakowi wódka. ROZDZIAŁ 14 Etyczne i ekonomiczne aspekty wegetarianizmu. Weganizm Weganizm (jarstwo czyste, wegetalizm) odrzuca również jajka i mleko oraz sery, dopuszczając w żywieniu wyłącznie produkty roślinne, a więc owoce (w tym orzechy i migdały), warzywa, ziarno zbożowe i nasiona strączkowe. Głównym źródłem białka będą tu kasze i krupniki z całego ziarna, pieczywo razowe, groch, fasola, soja. Weganizm jest formą żywienia o wiele rzadziej spotykaną niż wegetarianizm zwykły, przy czym nieraz myli się ze sobą te dwa pojęcia. Jak to przedstawiłam wyżej, czynny udział w zabijaniu zwierząt na mięso wywiera bardzo negatywny wpływ na psychikę ludzką, a z drugiej strony przerażające są cierpienia zwierząt nie tylko przy samym ich zabijaniu, lecz również przy tuczeniu na rzeź. A przecież są to istoty żywe i czujące — tak samo jak ludzie odczuwają ból i przyjemność, głód i pragnienie, cieszą się i cierpią, kochają i nienawidzą podobnie, tylko szczerzej i prościej, bez fałszu i zdrady. Potrafią wiernie służyć człowiekowi i kochać go, niekiedy bardzo gorąco. Częściej jednak boją się go — i słusznie, bo oceniany według swego stosunku do zwierząt, człowiek może wydać się okrutnym potworem. A przecież właśnie to, co go różni do zwierząt, sfera duchowa i jej atrybuty — rozum, inteligencja, wola, uczucia wyższe, poczucie moralne — właśnie te duchowe władze powinny kontrolować i wyznaczać również jego stosunek do zwierząt, którymi człowiek powinien opiekować się, rozumnie nad nimi panując, uwzględniając ich naturę i potrzeby i okazując litość dla ich cierpień. Tymczasem w hodowlach wszystko jest nastawione na zysk finansowy bez najmniejszego względu na cierpienia tych nieszczęsnych stworzeń, które bez żadnego miłosierdzia traktowane są jak martwe przedmioty, fabryki mięsa, mleka i innych produktów. Nie będę tu opisywać męczarni zadawanych zwierzętom przy tuczeniu ich i mordowaniu w rzeźni. Owszem, można zrozumieć zabijanie ich, gdy zmusza do tego brak pokarmu, albo konieczność obrony przed zwierzęcymi napastnikami godzącymi na ludzkie życie czy niszczącymi plony. Ale nic nie może usprawiedliwiać zabijania dla przyjemności, jak to np. ma miejsce przy polowaniach organizowanych specjalnie dla „rozkoszy mordowania" — takie „zabawy" świadczą o duchowym zwyrodnieniu i moralnym upadku. Jeśli chodzi o zwierzęta „gospodarskie", to ktoś mógłby powiedzieć, że hoduje się je przecież dla takich czy innych korzyści według praw ekonomii, inaczej w ogóle nie urodziłyby się. Owszem, istnieją prawa ekonomiczne ale istnieją też prawa moralne, a one nie pozwalają zadawać cierpień, których można uniknąć. Jeśli więc jakieś zwierzę ma być zabite, powinno to dokonać się możliwie szybko i bezboleśnie, bez wożenia do rzeźni, bez przedśmiertnych męczarni i stresów, co będzie nawet z korzyścią dla ludzi. Bo jeśli w ogóle jedzenie mięsa jest dla człowieka niekorzystne, to mięso zwierząt tuczonych i przy uboju ciężko zestresowanych jest podwójnie szkodliwe. Odrzucając zarówno mięso jak nabiał weganizm wyłącza zabijanie w ogóle, podczas gdy dieta mleczno-jarska wymaga hodowli krów i kur, co pociąga za sobą zabijanie większości cieląt płci męskiej oraz kogutów. Oczywiście, można by nie jeść ich mięsa, jak nie jadamy mięsa psów czy kotów. Zresztą, gdyby zupełnie zlikwidować hodowle zwierząt na rzeź — a więc nie hodować świń, gęsi, kaczek i tuczonego bydła — to ogólna podaż pokarmów mięsnych tak by się zmniejszyła, że zjadane rzadko, nie byłyby już one zagrożeniem dla zdrowia, podobnie jak to bywa w tzw. ośrodkach długowieczności. W takiej sytuacji można by mówić o diecie mleczno-jarskiej „niezupełnej", przy czym znaczna część ludności stosowałaby jarstwo zwykłe „zupełne" na stałe lub długimi okresami. No cóż — niestety są to tylko „marzenia o zdrowiu". Wracając do weganizmu, popatrzmy jakie przepisy poleca zwolennik tego kierunku H. Geffroy w książce pt. „Nourris ton corps". 1. Śniadanie — owoce świeże i suszone, potrawa z gotowanego zboża, migdały lub orzechy. 2. Obiad — owoce surowe, surówki jarzynowe z oliwą, jarzyny gotowane, chleb razowy. 3. Kolacja — owoce surowe, sałata zielona, trochę chleba. Geffroy podkreśla, że w tej diecie duże znaczenie mają pokarmy z pełnego ziarna jako główne źródło aminokwasów. Otóż trzeba stwierdzić, że tak ujęty weganizm przypomina dietę półgłodową czy przejściową Bircher-Bennera, z tym, że takie diety stosuje się raczej tylko okresowo np. przez kilka tygodni dla osiągnięcia efektu leczniczego. Stosowany na stałe weganizm jest trudny i ryzykowny — wymaga bowiem dużej różnorodności produktów spożywczych i starannego ich dobierania dla uzyskania odpowiedniej ilości wszystkich aminokwasów egzogennych. A dla zabezpieczenia się przed niedoborem witaminy B12 weganie zwykle przyjmują ją w preparatach. Weganie twierdzą zresztą, że gdy ludzkość znacznie się rozmnoży, będzie musiała przejść na weganizm ze względów „oszczędnościowych". Tym ekonomicznym argumentem szeroko operują również zwykli jarosze. Warto przyjrzeć się temu bliżej. Jest zrozumiałe, że z podanego zwierzęciu w paszy białka część wraca w postaci mięsa, niemała część zostaje zużyta na procesy życiowe zwierzęcia, na budowę tych elementów jego ciała, które nie przedstawiają wartości odżywczej, a pewna też część, nie strawiona, zostaje wydalona jako nawóz. Aby oddać 1 kcal w postaci mięsa, zwierzę musi zjeść kilkanaście kcal w paszy. Amerykańska autorka Frances Moore-Lappe w swej książce „Diet for a smali planet" pisze, że przeciętnie dla uzyskania 1 kg mięsa, trzeba użyć na paszę ok. 7 kg ziarna i soi (u zwierząt rzeźnych), a w USA 50% areału ziemi uprawnej wykorzystuje się na paszę dla zwierząt rzeźnych i drobiu. W 1971 r. w USA zużyto na wyżywienie tych zwierząt 140 milionów ton zboża, i soi, z czego 20 milionów ton wróciło w postaci mięsa. Te bezpowrotnie stracone 120 milionów ton wystarczyłoby do codziennego zaopatrzenia każdego mieszkańca ziemi w kubek gorącego ziarna, przez rok — pisze autorka. Aby sobie uzmysłowić, co to znaczy w praktyce — podkreśla Moore-Lappe — trzeba sobie wyobrazić duży befsztyk na talerzu w restauracji i stojących przed tym lokalem 45-50 ludzi z pustymi miseczkami. Za to, co „kosztuje" ten befsztyk (w aspekcie wyżywienia zwierząt i marnowania ziarna), wszystkie te puste miski mogłyby być wypełnione gotowym ziarnem. Autorka przypomina też, że gdy na początku XIX w, Malthus szerzył swe ponure wizje na temat zbyt szybkiego przyrostu ludności świata w stosunku do przyrostu żywności, nie przewidział, że nie będzie chodziło o liczbę ludności, lecz o jej podział na bogatą mniejszość i uboga większość. I że ta bogata mniejszość zawładnie ogromną większością plonów ziemi, które w znacznej mierze obróci na żywienie zwierząt rzeźnych a nie ludzi. Do tego głównie sprowadza się problem głodu na świecie. Autorka podaje, że ok. 10% całego areału ziemi uprawnej na świecie używa się na produkcję dóbr pozażywnościowych jak tytoń, kawa, herbata, guma, bawełna. Z samej kawy „żyje" aż 14 krajów nierozwiniętych. A import żywności jest drogi i w krajach ubogich służy głównie bogatym właścicielom tych „kasowych hodowli" a nie biednej, tubylczej ludności. Podkreślałam wyżej, ile wartości odżywczych marnuje się przy wyrobie białej mąki i cukru. A alkohol? Nie chodzi tu o lekkie wina stołowe, lecz o te mocne, łatwo uzależniające trunki. Co do cukru, to szanując zasadę „całości" powinniśmy używać tylko cukru brunatnego. Ale czy w ogóle musimy słodzić? Czy nie jest to tylko szkodliwe, a mocno wdrożone przyzwyczajenie? Szersze stosowanie cukru, ciasta i białego pieczywa prowadzi do niedoboru wit. B, zwłaszcza B1 (obrzęki, nerwobóle, osłabienie serca). A kawa, herbata, kakao to nie pokarm, lecz używki, przy szerszym stosowaniu również szkodliwe. Lecz wróćmy do mięsa. Wegetarianie obliczają, że 1 hektar ziemi uprawnej może wyżywić 7 jaroszy, a do wyżywienia 1 człowieka jedzącego mięso trzeba 2 hektarów ziemi (licząc razem ogród, łąkę i pole). Zaledwie 10% białka podawanego w karmie odzyskuje się w postaci mięsa a na wyprodukowanie pewnej ilości białka zwierzęcego trzeba 5 razy więcej gleby uprawnej niż na uzyskanie tej samej ilości białka roślinnego. W Polsce mamy 28400000 hektarów ziemi uprawnej, która przy żywieniu jarskim mogłaby wykarmić ok. 190 milionów ludności. I o ileż zdrowsza byłaby ta ludność. Niestety, tak mocno u nas zakorzeniona tradycja „dobrego" mięsa i tłustego jedzenia wymaga znacznego przerobu zboża, na żywiec. Jak podkreśla wielka propagatorka jarstwa, Halina Tarasowa, w roku 1979 byliśmy pod względem spożycia mięsa w czołówce światowej, choć pod względem zamożności daleko nam było do czołówki. Widzimy, że ludzkość podzielona jest na dwie wielkie podstawowe grupy: 1. Bogatych chorujących z przekarmienia (głównie białkiem). 2. Biednych chorujących z głodu (głównie z niedoboru białka). Bogaci płacą na obfitość mięsa, wędlin, masła, śmietany, tłustych serów, cukru, ciast i słodyczy. I w rezultacie kupują sobie za swe pieniądze otyłość, miażdżycę, cukrzycę, zawały serca, udary mózgu i raki różnych narządów. A żywienie ubogich nie tylko jest często niedostateczne ale i nieprawidłowe pod względem swego składu. Ogólnie można powiedzieć, że w ludzkim żywieniu rządzi „przyjemność kulinarna" i to bardzo krótkowzroczna, nie patrząca na skutki. Przyjemność, której długofalowym rezultatem są ciężkie choroby i znaczne skrócenie życia. Gdyby jednak tym bogatym — narodom czy warstwom społecznym — zaproponować ograniczenie tych przyjemności i oddanie nadmiaru pokarmów narodom ubogim, zapewne nie zgodziliby się na to. Zdrowie? Ilu jest ludzi, dla których ten argument ma istotną wagę? Dla ogromnej większości ważna jest tylko ta chorobotwórcza przyjemność, zresztą sztucznie wyhodowana przez modę, obyczaje i silnie od wczesnego dzieciństwa wdrożone nawyki. I również te ubogie narody czy warstwy społeczne, gdyby tylko mogły też stosowałyby ten luksusowo-przyjemnościowy styl żywienia - przecież tego właśnie tym bogatym zazdroszczą. A z ekonomicznego punktu widzenia przy tym „bogatym" żywieniu mamy do czynienia z ogromnym marnotrawstwem i areału ziemi i żywności i zdrowia. . Niestety, istnieje też specyficzna grupa szkodliwości żywieniowych, z którymi walczyć trzeba choć jest to trudne. Chodzi o skażenie produktów przez szkodliwe domieszki. Są to preparaty dodawane do środków spożywczych celem poprawy ich wyglądu, smaku czy zapachu a także trucizny — pestycydy, herbicydy — skierowane przeciw chwastom czy pasożytom niszczącym plony. Te toksyczne substancje często zakażają też same plony oraz środowisko. A ponieważ trudno temu w zupełności zapobiec, ustala się nawet normy dopuszczalności ich stężeń. Obliczono, że w krajach zachodnioeuropejskich ludzie przyjmują z pożywieniem średnio ok. 1-3 g na dobę różnych chemikaliów, ale ilość ta może też być znacznie większa. Cytowana wyżej autorka, Frances Moore-Lappe podkreśla, że nagromadzenie pestycydów w naszej codziennej żywności jest bardzo nierównomierne. Jest stosunkowo niskie w produktach zbożowych, warzywach, owocach, ziemniakach i nasionach oleistych, wyższe w produktach mlecznych (w maśle) a wielokrotnie wyższe w mięsie, rybach i drobiu, dlatego, że zwierzęta rzeźne, zjadając wiele produktów roślinnych magazynują pestycydy w swych tkankach. Walka z chemizacją żywności to walka o naturalne, ekologiczne hodowle zbóż, owoców i warzyw. W dzisiejszej sytuacji, gdy ta akcja jest jeszcze w zaczątkach, trzeba by właściwie interesować się, z jakich hodowli pochodzą warzywa czy owoce, które kupujemy. Nie należy też „wybrzydzać się" na drobne pasożyty czy liszki znajdowane w owocach — jeśli one tam żyć mogą, to i dla nas taki owoc na pewno będzie zdrowy. ROZDZIAŁ 15 Budowa nowego życia i zdrowia. Główne zasady profilaktyki W rozdziale 13 podkreśliłam, że przejście dłuższej głodówki z okresem odbudowy jest znakomitą i oczywistą podstawą do rozpoczęcia nowego życia z wygaszeniem i zupełnym odrzuceniem tych wszystkich szkodliwych nałogów, które niszczyły to życie przed głodówką. Chodzi tu nie tylko o tak groźne sprawy jak palenie papierosów czy alkoholizm, ale i np. o nałogowe pożądanie słodyczy, mocnej herbaty, kawy, wędlin czy mięsa. Zresztą bardzo różne bywają szkodliwe nałogi czy nawyki — dotyczą nie tylko jedzenia, ale i różnych codziennych czynności, które trzeba przeanalizować w aspekcie higieny i profilaktyki, wygaszając szkodliwe przyzwyczajenia i wytwarzając nowe, korzystne dla zdrowia. Główne zasady czy filary zdrowotnej profilaktyki to: 1. prawidłowe żywienie, 2. ruch i ćwiczenia fizyczne, 3. psychohigiena. Temat zdrowego żywienia był już dość szeroko omawiany, warto jednak podkreślić jeszcze pewne punkty. Bardzo istotną sprawą jest regularne ważenie się, raz na tydzień a przynajmniej raz na miesiąc, aby nie dopuścić do wzrostu ciężaru ciała ponad tzw. wagę należną. Oblicza się ją według wzoru Broca: C = W - 100, gdzie C to ciężar ciała, a W to wzrost w centymetrach. U kobiet odejmujemy od tego jeszcze ok. 10% — mężczyznom pozwalamy ważyć nieco więcej, gdyż w ich ciałach większy odsetek stanowią mięśnie, które są cięższe. Trzeba też tak rozkładać codzienne posiłki i odstępy między nimi, by jeść tylko w stanie istotnego głodu i tylko tyle, by ten głód zaspokoić. Trzeba wyraźnie odróżniać głód od apetytu, który może być pobudzony przez pikantne, ponętne potrawy również wtedy, gdy człowiek wcale nie jest głodny. Planując i przygotowując posiłki trzeba mieć stale na uwadze ich wartość zdrowotną przy stałym uwzględnianiu zasady energetyczności i całościowości pokarmów. Źródłem białka w tej jarskiej diecie powinno być mleko, biały ser, pieczywo razowe, grubsze kasze, soja i ziemniaki. Produkty te, traktowane całościowo, są również źródłem węglowodanów. Pokarmy z białej mąki (bułki, ciasta, kluski, makarony) należy bardzo ograniczyć. Jajka, pomimo ich dużej wartości białkowej również ograniczamy do 3-4 tygodniowo ze względu na wysoką zawartość cholesterolu w żółtku. Co do tłuszczów to można odróżnić: 1. Bardziej miażdżycorodne, z dużą zawartością cholesterolu i nasyconych kwasów tłuszczowych — to tłuszcze rzeźne (smalec, słonina) i masło. 2. W aspekcie miażdżycy bardziej obojętne to oliwa i margaryna. 3. Przeciwdziałające miażdżycy to oleje roślinne głównie sojowy, słonecznikowy i arachidowy. Trzeba tu zaznaczyć, że tłuszcze rybne też przeciwdziałają miażdżycy, ale samo mięso ryb choć bogatsze w składniki mineralne (jod) ma te same ujemne strony co mięso rzeźne. Surowe owoce i warzywa mają w diecie zdrowotnej „honorowe miejsce". Gotowane powinny być traktowane całościowo, bez odlewania wody od gotowania lub z użyciem tej wody do zup czy sosów. Oczywiście - „energia świetlna" i zawartość biokatalizatorów są w gotowanych warzywach znacznie obniżone. Ile razy dziennie jadać? To sprawa bardzo indywidualna, zależnie od trybu życia, zajęcia, przyzwyczajenia i wieku człowieka. Można jadać 1 raz lub 2 razy dziennie, a można i 4 razy, lecz wtedy posiłki muszą być odpowiednio skromniejsze. Przeciętnie jadamy 3 razy dziennie. Jak powinien wyglądać taki zdrowotny jadłospis? Mogę podać tylko bardzo ogólne zasady. Śniadanie: Mleko lub lekka herbata z mlekiem, chleb razowy, twaróg, ser biały, owoce i dużo surowych jarzyn, dostępnych w sezonie, pomidory, rzodkiewki, zielona i biała cebula, szczypiorek, liście sałaty i kapusty (nakładane na chleb) okazyjnie orzechy, czasem miód. Obiad: Zupy (nie co dzień) jarzynowe lub owocowe, zaprawione mlekiem lub śmietaną, jako dodatek drobno posiekana zielenina. Na drugie danie kartofle (obierane na gorąco, po ugotowaniu) albo kasza, groch czy fasola, czasem kluski z serem, do tego warzywa gotowane i surówki co najmniej dwie lub trzy różnego rodzaju, często sałata i kiszona kapusta lub ogórki. Owoce, orzechy. Jeśli nie ma zupy, drugie danie powinno być obfitsze i można dodać do niego kefir, zsiadłe mleko lub jajko. Kolacja: Może być kombinowana różnie, ale zawsze z zachowaniem podstawowych zasad, a więc produkty całościowe i naturalne. Dla niektórych ludzi właśnie kolacja jest głównym posiłkiem dnia, bo dopiero wieczorem, już po pracy, w atmosferze odprężenia mają oni największy apetyt. W takiej sytuacji obiad może być skromny, a kolacja obfitsza (lecz nie nazbyt obfita), z jakimś daniem gorącym, zawsze jednak z surowymi owocami, z jakąś surówka warzywną i z dodatkiem kefiru lub zsiadłego mleka. Ten dodatek jest ważny zarówno ze względu na białko zwierzęce, jak i na florę jelitowa, gdyż bakterie kwasu mlekowego przeciwdziałają procesom gnilnym w jelicie grubym (to samo działanie mają również inne kiszonki, np. warzywne). Skromniejsza kolacja to szklanka zsiadłego mleka, parę kartofli gotowanych w łupinkach lub chleb razowy z twarogiem i owoce. Przejdźmy do dwóch pozostałych ważnych filarów zdrowotnej profilaktyki jakimi są: ćwiczenia fizyczne i psychohigieniczne. Zauważmy, że ludzie, którzy będąc w bardzo ciężkim stanie, uratowali się przez głodówkę, gdy potem zaczynają nowe życie, wprowadzają stopniowo coraz szerzej zakrojone ćwiczenia fizyczne. A nawet w czasie samych głodówek lekarze zalecają takie ćwiczenia (marsze, lekka gimnastyka) oczywiście zależnie od stanu chorego. Kinezyterapia (leczenie ruchem) ma głębokie uzasadnienie fizjologiczne. Wchodzą tu w grę pewne podstawowe fakty. Pierwszym z nich jest biologiczne prawo, według którego komórka nie otrzymująca bodźców nerwowych, pobudzających ją do działania, wyrodnieje i obumiera. Drugi fakt to odruchowe rozszerzenie tętnic, a więc polepszenie ukrwienia w pracującym narządzie. Trzeci to pobudzenia, które powstają w układzie ruchowym przy jego pracy i które drogą łuków odruchowych przenoszą się na narządy wewnętrzne wzmagając ich aktywność i polepszając ich stan. Układ mięśni szkieletowych (zależnych,. od naszej woli) jest nie tylko głównym, rozległym ośrodkiem przemiany materii, ale jest właśnie bardzo ważnym źródłem takich dobroczynnych odruchów. Drugim analogicznym obszarem jest skóra, działające na nią odpowiednio dawkowane bodźce, jak zabiegi hartujące, nacierania, masaże, szczotkowania, kąpiele wodne, świetlne i powietrzne mogą wywierać na drodze odruchowej dobroczynny wpływ na czynność narządów wewnętrznych i całego organizmu, pobudzając jednocześnie bezpośrednio ukrwienie skóry i jej funkcje. Wysiłek fizyczny wzmaga ukrwienie mięśni, przez co zapobiega ich starczym zanikom. Mięśnie pracujące przerastają, wzmacniają się. Przy pracy potrzebują one tlenu. Z tego powodu przy wysiłku fizycznym odruchowo przyśpiesza się i pogłębia praca serca oraz oddychanie. Jednak i te mechanizmy nie spełniają swego zadania, jeśli w powietrzu będzie tlenu za mało. Świeże powietrze, bogaty dowóz tlenu, to niezbędny warunek każdej wydajnej pracy mięśniowej. Gimnastyka ma ogromne znaczenie nie tylko dla mięśni, ale również dla stawów. Przyczynia się wydatnie do ich rozruszenia, polepsza w nich krążenie i przemianę materii, zapobiega zwyrodnieniom i zesztywnieniom. A poprawiając postawę i wzmacniając mięśnie brzuszne gimnastyka działa również korzystnie na przewód pokarmowy, zapobiega skłonności do przepuklin i zaparcia stolca. U ludzi starszych odpowiednie ćwiczenia mogą również wzmocnić mięsień zwieracz odbytu, przez co zapobiega się nietrzymaniu stolca. Ćwiczenia oddechowe przeciwdziałają starczym zesztywnieniom klatki piersiowej i rozedmie płuc. Gimnastyka ćwiczy również i wzmacnia mięsień sercowy, rozszerza drobne tętnice i włośniczki i bardzo poprawia ogólne ukrwienie i utlenienie tkanek. Wzmaga się przemiana materii, zbędne pokłady tłuszczu i różnego rodzaju złogi zostają „spalone", ewentualnie wypłukane i wydalone. Jak widać, praca mięśni, ruch, ćwiczenia fizyczne to znakomite „lekarstwo", które uzdrawia, odmładza, a u starszych osób przeciwdziała zniedołężnieniu. Bardzo wielu autorów potwierdza to dobroczynne działanie na zasadzie licznych obserwacji. Podam tylko jeden przykład. Dr Jokl opisał wyniki swych badań, które przeprowadził na zjeździe starszych uczestników niemieckiego związku gimnastyków. Udział w tym wzięły 1704 osoby (mężczyźni i kobiety) w wieku od 40 do 84 lat. Wszyscy oni od młodości uprawiali systematycznie gimnastykę. Badania wykazały, że według stopnia sprawności fizycznej uczestnicy zjazdu byli znacznie młodsi niż ich nie ćwiczący rówieśnicy. W niektórych przypadkach odmłodzenie to sięgało 30 i 40 lat — to znaczy, że uprawiający gimnastykę staruszek 70-80 letni był tak sprawny fizycznie jak przeciętny (nie ćwiczący) mężczyzna w sile wieku. Dr Jokl wyciągnął z tego wniosek, że gimnastyka jest najpotężniejszym ze znanych obecnie środków hamujących starzenie się. Lecz zapytajmy: jak ją uprawiać? W jaki sposób wdrażać tę zbawienną kinezyterapię, jeśli ani przed głodówką ani w czasie jej trwania nie była ona praktykowana? Podobnie jak wtedy, gdy zaczyna się to już w starszym wieku, trzeba ćwiczenia fizyczne wdrażać bardzo stopniowo i powoli. W pewnym okresie będą to tylko spacery i lekkie ćwiczenia bardzo ograniczone w czasie i w wymiarze. Zadbać trzeba o dobry dopływ tlenu (wietrzenie) i częste wypoczynki. Zresztą początkowo gimnastykę ogranicza się do łatwych ruchów i trwają one parę minut, spacery 10-15 minut. Stopniowo, co kilka dni zwiększa się zakres tych ćwiczeń, dochodząc do 15-20 minut a spacery (marsze) do godziny dziennie. Po uzyskaniu już pewnego stopnia fizycznej sprawności można — również bardzo ostrożnie i stopniowo wprowadzać łatwe zajęcia sportowe i gry ruchowe. Do pobudzenia krążenia i ogólnego ożywienia znakomicie przyczyniają się również masaże, nacierania i suche szczot- kowanie skóry. Nie mogą one być stosowane w przypadku zmian skórnych, owrzodzeń i żylaków ze skłonnością do zakrzepów. Lekkie masaże w postaci klepania, ugniatania i rozcierania mięśni można robić przy gimnastyce, pamiętając, by ruchy kierowane były zawsze od obwodu do środka ciała. Wilgotne, a potem suche nacierania szorstkim ręcznikiem wykonujemy po gimnastyce. Suche szczotkowanie skóry (szczotka niezbyt twarda, idealnie czysta!) wykonujemy najpierw na małych odcinkach, np. od dłoni do łokci, potem do ramion, potem dołączamy nogi itd. zawsze w kierunku od obwodu do środka ciała i tylko jednorazowo w jednym miejscu. Takie ćwiczenia i zabiegi powinny powodować uczucie ożywienia, jakby naładowania nową energią. Gdyby jednak wystąpiło, przeciwnie, złe samopoczucie, znaczyłoby to, że zastosowane bodźce były za silne, trzeba wtedy zrobić parodniową przerwę i zacząć od zabiegów dużo lżejszych i bardzo stopniowo rozszerzanych. Przejdźmy do innej ważnej sprawy, jaką jest psychohigiena. Profilaktyka zdrowotna obejmuje szeroki zakres problemów, wchodzą tu w grę np. zagadnienia pracy i wypoczynku, wpływy atmosferyczne, tzw. szkodliwości cywilizacyjne, zatrucie środowiska — na przedstawienie tych spraw trzeba by osobnego opracowania. Wydaje się też, że te problemy, dużo wyraźniej są dostrzegane i szerzej omawiane niż szkodliwe wpływy tak szerokim frontem działające na psychikę. Przykładem może być choćby dzisiejsza młodzieżowa muzyka i modne piosenkarstwo atakujące mózg nawałem decybeli, pozbawione choćby cienia kojącej harmonii i melodii. Czy ktoś się zastanawia jak to działa na umysły młodzieży? Jakie instynkty rozbudza? Mózg — ten nasz najważniejszy narząd — jest nie tylko instrumentem naszego duchowego „ja", ale jest również centralną władzą dla całego ustroju, wszystkich jego narządów. Mózg potrzebuje do swej pracy obfitego dowozu tlenu i substancji odżywczych, musi też odpoczywać, by oczyścić się z produktów zmęczenia i uzupełniać rezerwy energetyczne. Jest przy tym bardzo wrażliwy na wszelkie uszkadzające wpływy. A wpływy te mogą przychodzić nie tylko ze strony krwi, w postaci jadów chemicznych, ale również — trzeba to mocno podkreślić — ze strony psychiki, a to w postaci różnego rodzaju wstrząsów i urazów psychicznych, zmartwień i zdenerwowań, które są prawdziwą trucizną dla naszej kory mózgowej. Rezultatem tych różnorodnych wpływów — nieraz nie dostrzegalnych i nierozpoznawalnych bywają zarówno ostre i przewlekłe choroby organiczne (określane jako psychopochodne) oraz różnorodne nerwice, psychonerwice i psychozy. Nieraz też możemy obserwować, jak szybko człowiek starzeje się po ciężkich przejściach psychicznych, np. po stracie bliskiej osoby i często też przeciwnie, widzimy, że pomyślna zmiana losu, radość i szczęście mają wpływ wybitnie odmładzający. Jak daleko mogą iść te wpływy, pokazuje bardzo ciekawe doświadczenie Piętrowej (ze szkoły Pawłowa). Podzieliła ona gromadę młodych i zdrowych psów na dwie grupy, z których jedna żyła spokojnie i normalnie, a druga była utrzymywana w stałym napięciu nerwowym przez częste stosowanie bodźców wywołujących reakcje nerwicowe, a więc przez ciągłe drażnienie i denerwowanie. Po pewnym czasie ta „zdenerwowana" grupa psów popadła w przedwczesne i wybitne zniedołężnienie starcze. Psy te wyłysiały lub osiwiały, traciły zęby i bystrość wzroku oraz wykazywały znaczne osłabienie. Ich rówieśnicy, pozostawieni w spokoju, zachowali w tym samym czasie zdrowie i odpowiednio do tego nie zmieniony wygląd. Kuracja głodowa oczyszcza mózg i poprawia jego ukrwienie, nic też dziwnego, że w okresie odbudowy i hiperkompensacji samopoczucie poprawia się wybitnie, a siły umysłowe i energia 


psychiczna rosną. Chodzi więc o to, by dalsze życie nie pogorszyło tego stanu. By tę duchową energię dobrze wykorzystywać dla życiowej działalności i dla dalszego umocnienia zdrowia również według zasad higieny psychicznej. Trzeba zatem oczyścić życie i psychikę z zastarzałych i niszczących zdrowie konfliktów, urazów, nienawiści i pretensji. Trzeba pogodzić się z przeciwnikami, usunąć przyczyny waśni, unikać drażniących bodźców i stresów, prowadzić właściwą „politykę" odpoczynkową i rozrywkową, szukając wytchnienia, piękna, harmonii, tego co cieszy i koi. A przede wszystkim układać swe życiowe sprawy zgodnie z wymaganiami prawa moralnego i rozsądku, bo to jedynie właściwa i bezpieczna droga. Stale przy tym pamiętać trzeba, że to, co robimy dla dobra i spokoju naszej psychiki, odbija się pomyślnie na zdrowiu cielesnym — i na odwrót. Obie te strefy są bowiem u człowieka bardzo ściśle związane i nawzajem silnie na siebie oddziałują. ROZDZIAŁ 16 Wyspy zdrowej długowieczności W czasie swej pracy w Indiach Mac Carrison odkrył i opisał mały naród Hunzów, zamieszkujący bardzo trudno dostępną dolinę wzdłuż rzeki Hunza, na wysokości ok. 2000 m wśród pokrytych lodowcami gór, na północy Indii, w łańcuchu górskim Karakorum. Obecnie obszar ten należy do Pakistanu. Mac Carrison był zdumiony niezwykłym zdrowiem, wytrzymałością i odpornością tych ludzi a także ich długowiecznością. Tym bardziej, że w ich żywieniu norma białkowa była dużo niższa od przyjętej przez naukę. Gdy autor ten ogłosił o swym odkryciu, do kraju Hunza zaczęli przybywać różni ciekawi badacze, których relacje zebrał Ralf Bircher (syn Bircher-Bennera) w książce pt. „Hunza, naród, który nie zna choroby". Rasowo Hunzowie są zupełnie podobni do Europejczyków. Legenda głosi, że są oni potomkami uciekinierów z armii Aleksandra Macedońskiego, którzy skryli się w tej niedostępnej dolinie. Ale życie było tu ciężkie — każdy kawałek urodzajnej ziemi trzeba było wyrwać z kamienistego podłoża. Dla nawadniania tych pól Hunzowie zbudowali system kanałów prowadzących wodę z lodowców. Jako naród stoją oni poza domeną techniki, przemysłu i nauk, ale badacze podkreślają, że spotyka się u nich formy socjalne, kulturę współżycia, szlachetność i delikatność uczuć rzadko spotykaną na Zachodzie. Są wyznawcami islamu przywiązanymi do religii, ale nie ma u nich wielożeństwa, nie ma też rozwodów. Mają swego króla, swą prostą organizację, swe tradycją uświęcona zajęcia i obyczaje, uroczystości i zabawy. Ale nie mają policji i więzień, bo nie zdarzają się przestępstwa ani zaburzenia porządku publicznego. Spokojny, pogodny nastrój, humor i optymizm wypływają tu ze zdrowia fizycznego, które łączy się w naturalny sposób ze zdrowiem moralnym. Dla cudzoziemców Hunzowie są bardzo gościnni i serdeczni. Ludzie starzy cieszą się tu szacunkiem 1 autorytetem — zapewne odgrywa tu rolę i fakt, że nie ma tu miażdżycy, starczego otępienia i niedołęstwa a ludzie ponad stuletni jeszcze pracują w polu i wędrują po górach. Hunzowie są za biedni, by hodować koty, psy czy świnie. Żadnych zwierząt nie tuczą na rzeź. Trzymają tylko te zwierzęta, które za życia przynoszą korzyść a więc górskie krowy (jaki), kozy i owce, a zabijają zwierzę i jedzą jego mięso tylko wtedy, gdy to zwierzę już „nie zarabia na swe utrzymanie". Mięso takie jest chude i spożywane rzadko. Niewiele rodzin posiada kury, które zresztą same troszczą się o swe pożywienie, dobrze fruwają, ale jajek jest niewiele. Mając mało naturalnej roślinności Hunzowie hodują topole, których liście służą też za paszę. Główne pożywienie Hunzów to pieczywo i potrawy z pełnego ziarna, owoce — w tym dużo moreli — warzywa i mleko. Nieraz zdarzają się przednówkowe okresy głodu, gdy jedynym skąpym pożywieniem są warzywa. Hunzowie hodują też orzechy i migdały, z których wytłaczają olej. Cukru i białej mąki nie używają. W 1959 r. zamożny farmer kanadyjski John H. Tobe wybrał się ze swym przyjacielem do tej „Szczęśliwej doliny" jak nazwano kraj Hunzów. Nawiązał przed tym kontakt z ich królem (Mirem), który go zaprosił i potem na miejscu gościł. Po powrocie Tobe w obszernej książce opisał tę podróż, ogromne trudności z uzyskaniem pozwolenia od władz Pakistanu, bardzo ciężką przeprawę przez góry no i bardzo ciekawe obserwacje i wrażenia z pobytu w tym kraju. Dokładnie opisuje życie Hunzów, ich prymitywne, z kamieni i gliny budowane domki, ich odżywianie, obyczaje i pracę. Żniwa przypadają tam dwa razy do roku i od wczesnej wiosny do późnej jesieni całe rodziny całymi dniami pracują w polu. A praca to ciężka — każdą roślinę wyrywa się ręcznie, a oddzielając kłosy, oddziela się też korzenie od słomy i wiąże w snopy. Gdy Tobe tam przebywał, Hunzowie nie używali żadnych sztucznych nawozów, stosując zasadę, że wszystko co wyrosło z ziemi musi do ziemi powrócić i starannie wyzyskując wszystkie organiczne odpadki. Bardzo troskliwie pielęgnują sady — różnorodne owoce, zwłaszcza morele, w zimie również suszone, stanowią znaczną część pożywienia. Miodu Hunzowie nie mają, bo pszczół tam nie ma. Tobe zachwycał się sprawnością i młodym wyglądem ludzi kalendarzowo już starych. Aby mieć dokładne dane zwrócił się do lekarza urzędowego, który opiekując się doliną Hunza i sąsiednim Nagirem (razem ok. 50 tysięcy ludności) przyjmował chorych w 10-łóżkowym szpitaliku. Lekarz ten powiedział, że w szpitalu rzadko zajęte jest więcej jak jedno lub dwa łóżka, a w przychodni jest niewielu pacjentów, głównie z Nagiru. Zdarzają się czasem lekkie biegunki, czasem zapalenie spojówek od dymu z domowego ogniska, który nie zawsze ma dobre ujście. Od niedawna zaczęły pokazywać się przypadki wola i próchnicy zębów, których dawniej nie było. Obecny przy tej rozmowie Mir powiedział, że od ok. 10 lat ludność Hunza przestała używać rodzimej „zanieczyszczonej" soli i przeszła na białą sprowadzaną z Rawalpindi. Również zaczęto sprowadzać cukier. Okołoporodowa śmiertelność dzieci jest prawie równa zeru, a opieka ginekologiczna też prawie nie istnieje, bo kobiety z powodu wstydliwości nie zgłaszają się do lekarza, a będąc w ciąży pracują jeszcze ciężej w przekonaniu, że to ułatwia poród. Po porodzie krótko wypoczywają i wracają do roboty. Dzieci dokarmiane są piersią nawet do 3-4 roku życia. Lekarz poinformował, że takie choroby jak kamica żółciowa czy moczowa, choroba wieńcowa serca, nadciśnienie tętnicze, wady serca, nadczynność tarczycy, zburzenia umysłowe, rak, choroba Heinego-Medina, choroby stawów i cukrzyca są absolutnie nieznane u Hunzów. Ogólnie biorąc, w ogóle nieznane są tu choroby zwyrodnieniowe, tzw. cywilizacyjne. Jaka jest tajemnica tego wspaniałego zdrowia? Tobe widzi ją w zgodności życia z prawami natury. 1. Naturalne żywienie (energetyczne i całościowe). 2. Naturalna hodowla roślin bez sztucznych nawozów i opryskiwania środkami ochronnymi. 3. Praca fizyczna na świeżym powietrzu. 4. Dieta skąpokaloryczna i małotłuszczowa. 5. Do picia, nawadniania i gotowania woda z lodowców zawierająca sporo soli mineralnych. Do niedawna sól „nieoczyszczona", nie używanie cukru i białej mąki. 6. Niemowlęta karmione piersią dość długo, co jest ważne dla ich zdrowia. Na końcu Tobe pyta czytelnika, co by wolał? Czy życie w kraju Hunza — z ich warunkami, pracą i zdrowiem? Czy życie na Zachodzie z jego cywilizacją i chorobami? Sam autor wybrał cywilizację, ale z przeniesieniem do niej żywienia Hunzów. „Jestem przekonany — pisze w ostatnim zdaniu — że możemy cieszyć się tym samym zdrowiem, co naród Hunza, jeśli będziemy żyć w zgodzie z prawami natury, — tu w Ameryce. Podobny do kraju Hunzów „ośrodek zdrowej długowieczności" opisał Davies w Ameryce Południowej, w Ekwadorze. Jest to dolina Yilcabamba położona wśród łańcucha górskiego w prowincji Łoją na wysokości ok. 1500 m nad poziomem morza. Ludność tutejsza, pochodząca od hiszpańskich konkwistadorów zajmuje się uprawą roli i hodowlą bydła. Podstawę wyżywienia stanowią owoce, warzywa, chleb razowy i potrawy z całego ziarna oraz nabiał. Produkty mięsne są używane rzadko. Podobnie jak u Hunzów, prawie nie stwierdza się tu chorób zwyrodnieniowych, a starcy tutejsi, często ponad stuletni, są nie tylko zdrowi i zdolni do fizycznej pracy, ale odznaczają się też pogodnym i wesołym usposobieniem oraz gościnnością. Klimat w dolinie Yilcabamba jest łagodny. Wodę badano, lecz nie wykazano w niej żadnych własności, które mogłyby tłumaczyć zdrowie i długowieczność tamtejszych mieszkańców. Warunki ich życia i odżywania tłumaczą to w dostatecznej mierze. Dr Paweł Yiskup z Pragi przebadał 360 ludzi długowiecznych w wieku 100 i więcej lat, w kilku krajach półwyspu bałkańskiego. Najstarszym z nich był 138-letni mieszkaniec Albanii. Wszyscy ci długowieczni byli sprawni fizycznie i psychicznie — w ogromnej większości byli to mieszkańcy górzystych, kamienistych i nieurodzajnych okolic i prowadzili życie bardzo pracowite, twarde i pozbawione wygód. Odżywianie ich było skromne i skąpe. Czarny chleb, fasola gotowana z olejem, owcze mleko i ser były podstawą pożywienia — do tego w lecie owoce, zwłaszcza „rajskie jabłuszka", a w zimie papryka i kiszona kapusta. Mięso rzadko. A przy tym przez długie okresy w roku — nieraz aż do 200 dni w sumie, ludzie ci uprawiali, ze względów religijnych, surowe posty, w czasie których nie jedli nie tylko mięsa, ale i tłuszczu, a niektórzy nawet i mleka. Krajem znanym z dużej liczby osób długowiecznych jest też Gruzja zachodnia. Według badań Instytutu Gerontologii w Tyflisie, w 1970 r. mieszkało w Gruzji 14162 osoby powyżej 90 roku życia a w tym 1900 powyżej 100 roku życia i to głównie w zachodniej części kraju. Długowieczni Gruzini to ludzie ruchliwi, szczupli, dużo chodzą i pracują fizycznie. Jak podkreśla Pikchełauri, praca i aktywność, zwłaszcza fizyczna. to podstawowy warunek długowieczności, ale bardzo ważne jest by była to praca lubiana i dobrze wykonywana, dająca satysfakcję i budząca uznanie u otoczenia. Autor wymienia nazwiska kilku osób w wieku ok. 130 lat, które jeszcze wydajnie pracowały w polu i w ogrodzie. Według badań Instytutu w Tyflisie tylko u 45 % gruzińskich długowiecznych występowały pewne przewlekłe schorzenia — reszta nie zgłaszała skarg, a wielu z nich pierwszy raz w życiu stykało się z lekarzem z okazji tych badań. Psychicznie ludzie ci są zrównoważeni, spokojni, pogodni, towarzyscy i gościnni. Przeważnie nie palą, piją umiarkowanie lekkie wino własnego wyrobu, co jest tradycją krajową. Pożywienie głównie mleczno-roślinne (kukurydza, ziemniaki, fasola, dużo różnych owoców, orzechy, ziarna słonecznika) — mleko, sery, oleje roślinne — mięsa mało. Gruzińscy długowieczni mieszkają przeważnie w okolicach wiejskich, górzystych (500-1500 m nad poziomem morza) w obszarach bogatych w źródła mineralne. Klimat jest tam raczej wilgotny, ciepły, z dużym nasłonecznieniem. Przebadano też warunki rodzinne tych ludzi. Ok. 99% długowiecznych było małżonkami, przy czym powyżej 40% z nich przeżyło w małżeństwie 50-80 lat i dłużej. Między stulatkami nie było bezdzietnych, przeważnie mieli powyżej 6, a niekiedy 12-15 dzieci. Pikchełauri podkreśla, że liczne porody u kobiet często łączą się z długowiecznością. Dokładniej przebadano płodność u 400 ponadstuletnich kobiet, z których wszystkie były w ciągu życia zamężne. Wśród nich było tylko 12 bezdzietnych, 24 miało 3-6 dzieci, 124 miało powyżej 6, a 28 powyżej 10 dzieci. Poronienia samoistne występowały u 34 kobiet. 24 porody odbyły się w wieku 50-60 lat, a 5 porodów było nawet po 60 roku życia. Przeciętny wiek klimakterium wynosił 60-61 lat. Świadczy to, że kobiece przekwitanie w znacznym stopniu związane jest z wiekiem biologicznym. Zwolnienie starzenia się wydłuża zdolność rozrodczą. A z drugiej strony nasuwa się pytanie, czy wielodzietność, która jest przecież wielkim wydatkiem energetycznym, wynika tylko z większej żywotności organizmu, czy też sama w pewnym stopniu przyczynia się do zwiększenia tej żywotności i do wydłużenia życia? Przecież w ciąży organizm kobiety nasyca się odmładzającymi hormonami. I również w naszym kraju, gdzie warunki życiowe nie bardzo sprzyjają długowieczności, a „sto lat" pozostaje w sferze życzeń i marzeń, nieraz można obserwować, że matki wielodzietne długo zachowują młody wygląd i zdrowie - o ile nie zniszczą ich jakieś ciężkie stresy czy szkodliwe przyzwyczajenia. Badania nad długowiecznością prowadzono też w Azerbejdżanie, Kirgizji, Dagestanie. Na ogół autorzy zgodni są w tym, że do długiego życia usposabiają następujące warunki: 1. Fizyczna praca na świeżym powietrzu. 2. Zamieszkanie na wsi lub w małym miasteczku i raczej w górzystej okolicy. 3. Pogodne, zrównoważone usposobienie, głównie mleczno-jarskie pożywienie, prawie bez cukru, słodyczy i wolne od chemicznych zanieczyszczeń. U ok. 40-70% długowiecznych można wykryć również długowieczność u jednego lub obojga rodziców, czy innych bliskich członków rodziny. Co do płci wyraźnie przeważają kobiety. Wśród stulatków na jednego mężczyznę przypadają średnio trzy kobiety. Trzeba tu jednak zaznaczyć, że jeśli jakaś izolowana i trudno dostępna „wyspa zdrowej długowieczności" zostanie „odkryta" i rozreklamowana, może to ściągać ciekawych turystów, którzy, zaszczepiając tam swą cywilizację, zwłaszcza w dziedzinie żywienia, będą na to zdrowie działać niszcząco. W napisanej ok. 1990 r. książce o głodówkach H. Lutzner pisze, że taki los spotkał też Hunzów. Ulepszono tam komunikację, dowozi się białą mąkę, cukier i mięsne konserwy i nie jest to już dziś ta „Szczęśliwa dolina", którą z entuzjazmem opisywał Tobe prawie 40 lat temu. Jest oczywiste, że nie możemy wyrzekać się naszej cywilizacji, nauki techniki i przemysłu. Nie możemy propagować i przenieść do nas takiego prymitywnego stylu życia jaki panuje w ośrodkach długowieczności. Ale właśnie ośrodki te mają dla naszej nauki wartość wspaniałego eksperymentu prowadzonego od wielu stuleci na dużych populacjach i wnioski, które z tego wynikają, nie mogą być lekceważone i odrzucane przez medycynę, tym bardziej, że w pełni potwierdzają one to, co już wiemy na temat rozwoju miażdżycy i chorób zwyrodnieniowych. Nie chodzi o to, by naszą cywilizację odrzucać, lecz o to, by ją jak najbardziej ulepszać, odrzucając z niej elementy szkodliwe a włączając te, które są ważne dla zdrowej długowieczności. Potrzeba tu spełnienia głównych warunków: 1. Wydłużenia młodości przez racjonalną profilaktykę. 2. Zmniejszenia do minimum szkodliwości związanych z rozwojem przemysłu. 3. Rozwinięcia metod skutecznej rewitalizacji. I właśnie zdrowotna dieta oraz głodówki, zarówno te dłuższe, lecznicze, jak i krótkie profilaktyczne — okresowo wdrażane, jedno czy parodniowe — mają tu ogromne znaczenie i powinny być jak najszybciej uznane przez oficjalną medycynę i powszechnie stosowane w leczeniu. Będzie to prawdziwie realizacją zasady, że dla lekarza dobro chorego jest najwyższym prawem. 

325/ 325



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
leczenie głodówką i dietą jarską
leczenie głodowaniem praktyczny kurs leczenia głodowaniem IG5ZP3HFVRMPSGEBL3QZERJAWWNX376HRS5OTAI
Aleksiej Suworin Praktyczny Kurs Leczenia Głodowaniem
Praktyczny kurs leczenia glodow Nieznany
LECZENIE GŁODÓWKĄ 2
Leczenie głodowaniem Praktyczny kurs leczenia głodowaniem ALEKSIEJ SUWORIN
Leczenie Głodowaniem [Aleksiej Suworin]
Leczenie głodówką i monodietą 2
leczenie głodówką i dietą jarską
Oparzenia Zasady Leczenia krĂłtkie
OGÓLNE ZASADY LECZENIA OSTRYCH ZATRUĆ
Inhibitory aromatazy w leczeniu uzupełniającym raka piersi
Leczenie bólu i opieka paliatywna w chorobach nowotworowych
LECZENIE STANÓW NAGLĄCYCH W DIABETOLOGII WYNIKAJĄCYCH Z NIEDOBORU INSULINY
IV lek leczenie wspomagające w onkologii Żywienie

więcej podobnych podstron