Współczesny problem kulturowości i wielokulturowości w komunikowaniu.
1 Wstęp.
Kulturowość komunikacji to jej związanie z określonym czasem, miejscem i społecznym otoczeniem .
To społeczne osadzenie ludzkich praktyk komunikacyjnych jest złożone. Z jednej strony tworzące je społeczne otoczenia mogą mieć charakter społeczności naturalnej, ukształtowanej w drodze interakcji partnerów, spontanicznie, z drugiej charakter formalny, instytucjonalny, ustanowiony. Te dwa typy komunikacji negocjują kulturę. Tak dzieje się w społeczeństwach. Co jednak nastąpi, gdy istnienie społeczeństw zostanie zakwestionowane?
Zmiany, jakie wnoszą dziś czasy zwane ponowoczesnymi, poważnie komplikują ten układ, podważając kontekst, czyli związek jednostki z czasem, miejscem i w rezultacie ze społecznością. Podstawowym argumentem przemawiającym za zanikiem kontekstowości jest teza o postępującej kompresji czasu i przestrzeni, która podkreśla niezależność ludzkiego myślenia i komunikacji od doświadczenia temporalnego i przestrzennego.
Ponowoczesność kwestionuje kontekst kulturowy komunikacji. Jego całkowity zanik byłby końcem ludzkiego porozumiewania się.
Wielokulturowość wyraża zasadę, że każde społeczeństwo dzieli się na stosunkowo trwałe części ukształtowane dzięki odmiennym czynnikom kulturowym . Z jednej strony części te zachowują wspólnotę kontekstu i są zdolne do kulturowej komunikacji. Z drugiej jednak strony podważają zwartość całego społeczeństwa, fragmentaryzują go. Wielokulturowość oceniana jest jako zarówno jako ochrona kulturowości komunikacji jak i droga do jej zniszczenia.
Społeczności
W antropologii społeczny modus komunikacji przypisuje się określonej społeczności, która go tworzy, kultywuje i rozwija. Jej zasięg musi być na tyle szeroki, by ogarniała poważną część życia ludzi.
Kultury będą się utrzymywać o ile posiadają na tyle bogate i różnorodne treści, by pozwalać ludziom żyć w sposób bezpieczny, wolny od egzystencjalnych niepewności i porozumiewać w sposób użyteczny. Aktualny kulturowy kontekst decyduje o komunikatywności.
Fred E.Jandt wylicza następujące warunki takiej społeczności kulturowej:
1."Społeczeństwo lub populacja wystarczająco duże by być samowystarczalnym, to znaczy, że grupa musi być wystarczająco liczna by tworzyć nowe pokolenia członków bez liczenia na przybyszów.
2.Całość grupowych myśli, doświadczeń i wzorców zachowań i stojących za nimi pojęć, wartości na temat życia, które sterują zachowaniami.
3.Proces społecznej transmisji tych myśli i zachowań do następnych pokoleń.
4.Członkowie, którzy świadomie identyfikują się z tą grupą, co określa się jako tożsamość kulturową, lub identyfikację z nią i doświadczanie akceptowania w grupie, która podziela system symboli i znaczeń jak też normy zachowania."
Jednak oczekiwanie istnienia i funkcjonowania kulturowej społeczności oparte jest dziś na fikcji istnienia społeczeństwa - społecznego podmiotu złączonego wspólną kulturą, która dzięki integrującemu systemowi socjalizacji przebija się przez należącą do niej siatkę, subkulturową,rozmaitość dialektów, obyczajów i zasad.
Pojawianie się takich kompletnych nowych społeczności wydaje się dziś wątpliwe, natomiast, gdy świat połączeń sieciowych temu sprzyja, pojawiają się nowe społeczności dalekie od totalności, bo obejmujące swą kulturą jedynie pewne wybrane treści i integrujące swoich członków jedynie cząstkowo.
Instytucje
Innym rodzajem takiego otoczenia są instytucje społeczne, które tworzą i proponują treści i sposoby komunikacji.
Relacje między społecznościami i instytucjami są złożone. Jest to trudne partnerstwo. Z jednej strony wchodzą one w konkurencje, lecz z drugiej wspierają, bo tak jak społeczności kulturowe zyskują swą siłę dzięki wspomaganiu instytucji, tak instytucje korzystają z akceptacji wspólnot. Ta akceptacja może się zmieniać w zależności od warunków. W pewnych okresach i miejscach instytucje bardzo dbają o uznanie i poparcie społeczności, w innych od nich się oddalają, zwłaszcza, gdy ich twórcy nabierają przekonania o swej awangardowej pozycji w szybkim procesie transformacji.
Obaj aktorzy: społeczności i instytucje - tworzą przestrzeń semiotyczną osiągając zgodność znaczeń negocjowanych społecznie w miejscu spotkania się ich dwu komunikacji.
Kryterium przyjęcia, lub odrzucenia dawanych przez instytucje propozycji kulturowych jest społeczne poczucie autentyczności, a więc zgodności tych propozycji ze społecznym poczuciem komunikacyjnym. Wyraża się to najczęściej w poczuciu językowym, lecz także poczuciu stylu, gatunku, czy innych form kulturowego ramowania. Problem zgodności i sprzeczności między kulturą społeczności i kulturą instytucji pojawia się wielokrotnie w historii, co wynika z braku działania skutecznych mechanizmów dostosowawczych dla tych dwu typów podmiotów.
Kultura
Kultura - społecznie zrozumiała sieć znaczeń - odpowiednio oparta jest na dwu typach komunikacji: prowadzonych spontanicznie i w większości interpersonalnie i tych dokonujących się poprzez działanie instytucji. Kultura znajduje się dziś pod nasilającym się naciskiem. Z jednej strony otrzymuje ona coraz mniej wsparcia od swych tradycyjnych twórców: społeczności i instytucji. Z drugiej zaś występuje i to narastająco powszechne na nią zapotrzebowanie.
Obserwując działanie współczesnych procesów transformacji, Hans Siebers zauważa, że nie można mówić dziś o kulturze w jako układzie totalnie ogarniającym życie człowieka.
„Obecne tendencje w antropologii (Kuper 1999) i socjologii (Featherstone 1995) mówią nam, że nie ma takich „rzeczy” jak holistycznie, systematycznie i statystycznie pojęte „kultury”, które pięknie współistnieją z poszczególnymi społecznościami, grupami i narodami i, które są zdolne kwitnąć i rozwijać się w jasno określonych granicach.”
Na tym tle pojawia się problem nowej kulturowości, która obejmuje tylko fragmenty życia członków takiej wspólnoty, gdy reszta ich życia tkwi w układach globalnych lub jest regulowana w sposób jednostkowy. Powraca potrzeba powrotu do rozumienia kultury jako jednostkowego wyboru.
Stara kulturowość podlega rozkładowemu działaniu dwu czynników: globalizacji i fragmentaryzacji.
Podnoszący ten problem Hans Siebers pisze:
„ Globalizacja jest złożonym wielo poziomowym procesem, lecz zasadą, która znajduje się u jej korzeni jest kompresja czasu/przestrzeni. Dotyczy ona faktu przepływu ludzi, towarów, kapitału, finansów, dóbr, obrazów, technologii i informacji narastająco po całym globie. Odległe miejsca są połączone w taki sposób, że wydarzenia lokalne są kształtowane przez wydarzenia występujące gdziekolwiek i vice versa.
Możemy zakładać, że dzięki globalizowaniu się współcześni ludzie w coraz większym stopniu doświadczają różnic kulturowych i różnych kulturowych wpływów, gdy fragmentaryzacja podkopuje ich zasady względnie bezpiecznego i stabilnego zagnieżdżenia się w kulturowych, ekonomicznych, społecznych i politycznych instytucjach. Połączone efekty tych dwu trendów tworzą problemy niepewności, braku bezpieczeństwa, niepewności i wyzwań dla tożsamości.”
Nadal utrzymujące się przekonanie, że taką totalną społecznością kulturową jest wspólnota narodowa i to, że ma ona dzięki wspólnocie językowej i systemowi socjalizacji szkolnej taką przewagę nad pozostałymi wspólnotami, że nie warto tamtych rozważać, już dziś budzi wątpliwości i za niedługi czas może okazać się uderzająco błędne.
„W rezultacie każdy szkielet ograniczonych i względnie zamkniętych społeczności, w którym zagnieżdżone są życie codzienne i formowanie tożsamości jednostek jest zakwestionowany. Taki szkielet nie jest nadal oczywisty, - jeżeli kiedykolwiek był - i jest zagrożony byciem sfragmentaryzowanym. To staje się nie tylko prawdą dla pierwotnych społeczności, takich jak wieś, sąsiedztwo lub pokrewieństwo, lecz także dla „ społeczności wyobrażonych” takich jak narody.”
Te zmiany wnosi właśnie nowa sfragmentaryzowana kulturowość. Społeczności jako podmioty kultur tracą swój dawny zasięg, lecz same zasady kulturowe wywierają swój wpływ dzięki zapotrzebowaniu na czynniki regulujące życie społeczne i dające poczucie pewności i bezpieczeństwa. Konkretna kultura może zanikać, lecz miejsce dla niej jest otwarte, bo ludzie chcą kierownictwa, które ona dawała. Sprawą otwartą staje się jej społeczne źródło. Siebers ostrzega, że może się nim okazać „ pojawienie się kulturowego fundamentalizmu jako hegemonicznego sposobu postępowania” . Brak kultury w warunkach wielkiego na nią zapotrzebowania może prowadzić do rozwiązań skrajnych.
Wielokulturowość
Najczęściej określa się ją jako pluralizm kulturowy wynikający z religijnego i etnicznego zróżnicowania społeczeństw. To ostatnie będzie nas interesować.
Jednak tutaj traktować je będziemy szerzej biorąc pod uwagę fakt,że różnice kulturowe i komunikacyjne, rozważane dziś w kontekście narodowo-porównawczym, wykraczają poza problemy zróżnicowania etnicznego, a dotyczą kwestii cywilizacyjnych i ekonomicznych.
Mówiąc innymi słowy, społeczności różnią się kulturowo, ponieważ przechodzą przez inny etap rozwoju form komunikowania, jak i ponieważ znajdują się na innym poziomie ekonomicznego rozwoju.
Media
Media pełnią istotną rolę w negocjowaniu treści kulturowych.
Będziemy je tutaj rozważali:
a. jako narzędzia przekazywania treści
b. jako instytucje gospodarcze, posiadające swe cele i interesy nie tylko nakierowane na dawanie publicznościom tego,czego one sobie życzą •,
c. jako narzędzia realizacji państwowej polityki, tu w szczególności narodowościowej.
W pierwszym znaczeniu media stają się nie aktorem, lecz miejscem spotkania .
Media są tu miejscem spotkania kultury odspołecznej z kulturą instytucji. One też ulegają wpływom przemian. Ich możliwości uzyskiwania zgody na wspólną kulturę słabnie, ponieważ one same zaczynają odczuwać utratę kontaktu ze swymi audytoriami, co znajdujemy w takich przejawach jak kryzys trzech wielkich mediów, czy też załamanie się skuteczności reklam. Wówczas rozdział na kulturę społeczności i kulturę instytucji jest szczególnie widoczny i tworzy istotne problemy komunikacyjne.
Zwłaszcza, że zmieniające się życie społeczne wymaga dziś przyspieszenia procesów komunikacyjnych, co stara się osiągnąć przez stosowanie nowych, co znaczy zarówno nieznanych, jak i szerzej nie stosowanych treści i form komunikacji. Stanowi to wyzwanie skierowane tak wobec instytucji, co i społeczności. Zarówno innowacyjność instytucji, jak i zasoby kultur powstałych spontanicznie, a także ich subkultur mogą być odpowiedzią na to zapotrzebowanie.
2. Media - narzędzia przekazywania treści - źródłem zróżnicowania.
Ograniczenia komunikacji zapośredniczonej
Tu konieczne jest zwrócenie uwagi na drugi wymiar społecznego osadzenia praktyk komunikacyjnych. Wymiar ten związany jest w charakterem kontaktu w tej komunikacji, a najczęściej tym czy przebiega ona w drodze interakcji bezpośredniej czy też zapośredniczonej; twarzą- w - twarz, czy też medialnie.
Medialna komunikacja jest zapośredniczona, wobec komunikacji bezpośredniej, bo zubożona do dwu zmysłów, oraz przestrzeni dwuwymiarowej,co powoduje, że przestrzeń trójwymiarową stara się imitować, tworząc przez to rzeczywistość wirtualną, gdzie redukcja wielości sygnałów zmysłowych jest rekompensowana nadmierną ekspozycją, czy też sztucznym wykorzystaniem, dostępnych medium, zmysłów. Określając coś metaforycznie, że wygląda „jak na ekranie” podkreślą się ową nadmierną czy sztuczną ekspozycję obrazu lub dźwięku.
Na ogół jednak komunikacja zapośredniczona posługiwała się i tak bardziej zredukowaną ilością i jakością sygnałów,zapewne w obawie o niekomunikatywność jej wirtualnego świata. Jedność czasu i miejsca przez lata obowiązywała w teatrze, a złamanie jedności czasu w filmie wymagała specjalnego powiadomienia widza . Dialog filmowy przez długie lata rezygnował z języka potocznego lub gwary , a także szersze użycie paralangu zapoczątkowano w filmie amerykańskim dopiero w połowie lat 80-tych XX wieku .
Komunikowanie medialne jest, w porównaniu z komunikacją interpersonalną, ograniczone i sztuczne. Medialne dźwięczące obrazy lub rzędy liter nie mogą być dotknięte, nie pachną i nie smakują. By ten niedostatek zrekompensować wprowadza formy sztuczne jak muzykę ilustracyjną, nadmierną ekspozycję obrazu i jego zmysłową estetykę .
Nie mniej ten poziom zapośredniczenia jest dwojaki: jawny i ukryty.
Z jednej strony świat realny opowiedziany słowami czy opisany drukiem tworzy na odbiorcy jednie wrażenie podobieństwa (zapośredniczenie jawne), gdy obraz fotograficzny, filmowy,czy telewizyjny deformuje rzeczywistość przez narzucenie dwuwymiarowości i rezygnacji ze współwystępowania innych sygnałów zmysłowych, oraz swe „zredagowanie” na rzecz użycia w przekazie. Złudzenie, jakie wywołuje sugeruje błędnie brak zapośredniczenia (zapośredniczenie ukryte) .
Kulturowość, odspołeczna i kulturowość medialna są odmienne. Mogą ze sobą współgrać, wzmacniać się, lecz będą konkurować, spierać się i znosić, jeżeli zachodzą zakłócenia w komunikowaniu między ich twórcami. Antagonizmy nadawców osłabiają komunikację, rozumianą jako tworzenie wspólnoty.
Czy rozbudowane kody komunikacji, odspołecznej i zredukowane kody komunikowania medialnego dają efekt synergii? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Czasem media dokładają szczególnej troski, by ich komunikowanie zbliżone były do komunikacji bezpośredniej naśladując ją na ile jest to możliwe, a także symulując za pomocą swoich ograniczonych środków bodźce zmysłowe medialnie niedostępne, jak obrazy kwiatu w miejsce jego zapachu, czasem od niej się oddalając tworząc nowe światy i ich obrazy, które mają być zapowiedzią wizji świata przyszłości, lecz aktualnie zmysłowo nieobecne.
Kultura medialna
W efekcie powstaje kultura medialna w rozpiętości od sugerującej kulturę odspołeczną, aż po propozycje od niej zasadniczo odmienne. Takie wirtualne obrazy zjawisk niesione przez media zwane są często „medialnymi”, por. fakty medialne, a więc niewystępujące w realnej rzeczywistości, które swój wygląd zawdzięczają skrzywieniu bias wynikłemu z właściwości medium.
Z drugiej strony, reprezentujący odspołeczną kulturę odbiorcy w zróżnicowany sposób reagują na treści medialne. Jest to widoczne w reakcji na media różnych pokoleń, których zróżnicowane style odbioru pozwalają zakwestionować występowanie jednolitego wzorca odbioru, który pozwalałby mówić o jednolitej kulturze odbioru.
2.1. Różnice cywilizacyjne. Technologiczne uwarunkowania różnic w komunikowaniu. Pierwotna i wtórna oralność wg. Waltera J. Onga.
Jako cywilizacyjne rozumieć będziemy te różnice, które wynikają z odmienności technologii,która wywarła wpływ na procesy socjalizacyjne,to tak długo i skutecznie, że była w stanie ukształtować określony sposób reagowania większości członków społeczności.
Przez połowę zeszłego stulecia stopniowo kształtowała się koncepcja o technologicznym uzależnieniu kultury medialnej. Harold Innis, Marshall McLuhan, Walter J. Ong, D. M Lowe, M. Foucault, ukazywali w swoich analizach jak posłużenie się mediami przekształca przekaz i nadaje mu własne piętno. Omówimy tu najbardziej komunikatywnie jasno wyłożone poglądy Waltera J. Onga.
Zmysły
Pierwszy poważny problem dotyczy sensorycznego ograniczenia komunikacji medialnie zapośredniczonej wobec pełnego kontaktu zmysłowego dostępnego w komunikacji bezpośredniej, wzmocnionego nadto ruchem podmiotu doznającego, owego motorium, które autor zalicza do zmysłowego wyposażenia żyjącego podmiotu.
Walter J. Ong zwraca uwagę, że ludzkie, sensorium układa się w sekwencję zmysłów, które kierują odbierającego sygnały ze źródła bodźca od bliskości ku oddaleniu i układa zmysły w następującą skalę.
Dotyk→ Smak→ Węch→ Słuch→ Wzrok.
zmierzamy ku:→Poruszając się z lewa do prawa tej skali
- Większemu dystansowi wobec obiektu,
- Większej abstrakcji,
- Większej formalizacji,
- Większej obiektywności,
- Większej idealizacji, oderwania od aktualnego istnienia.
Ruch w kierunku przeciwnym • prowadzi nas ku:
- Bliskości zmysłu organu do źródła bodźca,
- Konkretności,
- Materii, potencji, nierozdzielności,
- Subiektywności,
Aktualnej ekstra subiektywności (jak i subiektywności) istnienia”
Kultura medialna ustępuje, odspołecznej, bo korzystając jedynie ze słuchu i wzroku, jest bardziej sformalizowana, obiektywna i idealizująca niż kultura odspołeczna.
Oralność i wizualność
Dalszy problem, który różni te dwie kultury, to kwestia prymatu wzroku lub słuchu. W dawnej przedpiśmiennej kulturze, oralno-auralnej słuch miał pozycję zasadniczą. Ta kultura odspołeczna, twierdził Ong - była oparta na dominującym poczuciu subiektywności, wynikłym z działania wobec innych za pomocą dźwięku, była oralnością pierwotną, ponieważ nie było w jej czasie żadnej innej alternatywy wobec porozumiewania się dźwiękiem. Ten dźwięk był zamknięty w czasie, pojawiał się w określonym momencie i trwał tak długo jak trwała jego emisja. Nie mógł być na nowo przywołany i był równoczesny z wydarzeniami relacjonowanymi przez inne zmysły. Sfera dźwiękowa dominowała w tej kulturze. Kultura jest zbudowana wokół działania słowem mówionym. Mówiący nie tylko się wyrażał, ale żądał, wymagał, rozkazywał, oznajmiał, w końcu negocjował.
Umiejętność działania w tej kulturze polega na organizowaniu sfery dźwiękowej w pracy mówcy. Starożytne poezja i retoryka były umiejętnością działania przez tworzenie sekwencji dźwiękowych, wyznaczanych przez metrum mowy. Tekstowo wypełnianych często przez powszechnie znane i uznane wątki, zwroty i sentencje, „skrzydlate słowa” zawierającej mądrość poezji. A samo tworzenie było łączeniem”, rapsodyzowaniem, czyli zszywaniem różnych mniej lub bardziej znanych funkcjonujących społecznie wizji i maksym. Wartość retoryczna była wyższa, niż merytoryczna treść wypowiedzi. Nie dbano o precyzyjność powołań, ani zrozumiałość powstałego rapsodu, o lecz o ich zgodność z metrum wypowiedzi, jego „ pieśniowości”. Kultury przed-medialne były werbomotoryczne, ich wypowiedzi były melorecytacjyjne. Panowanie nad sferą dźwiękową polegało na wypełnianiu jej wypowiedzią. Dokonuje się to w relacji wobec innych ludzi, rozmówców, słuchaczy. Realizację kultury werbomotorycznej nazwalibyśmy dziś teatralizacją ludzkiego działania.
W ten sposób powstaje „kultura werbomotoryczna, która … w przeciwieństwie do kultury wysokiej technologii wyraźnie uzależnia przebieg działania i postawę wobec jakichś spraw od efektywnego użycia słów, a więc od ludzkiego współdziałania, natomiast mniejszą wagę przywiązuje do układu niewerbalnego, nierzadko wkładu w dużej mierze wizualnego, pochodnej „obiektywnego” świata rzeczy.
Kultura werbomotoryczna - pisze Ong -tworzy werbomotoryczny sposób bycia.
Reakcją na kulturę werbomotorczyną była wizualizacja kultury przez jej zapis. Była to jej pierwsza mediatyzacja. Kultura zapisana w słowach zostaje oderwana od czasu. Słowo i jego znaczenie przestaje być dźwiękiem, a staje się zapisem, początkowo ręcznym, później drukarskim, który nabiera autonomii zarówno w relacji z innymi ludźmi - może być czytane i rozumiane bez względu na ludzkie otoczenia, staje się „językiem uwolnionym od kontekstu” . A druk jeszcze silniej wydobywa miejsce zapisanego nim słowa w przestrzeni, ale uwolnienie go od wpływu czasu. Wówczas zapis uwalnia słowa od ich wypowiedzenia, a więc wymogów retorycznych i bardziej kieruje się jego treściową intelektualną adekwatnością, niż zgodnością z metrum.
Dzięki zapisowi wyzwolone od kontekstu słowo staje się własnością jednostki.
Ta różnica technologiczna wywołuje problem indywidualizmu - kolektywizmu w komunikacji.
Ong pisał „komunikacja oralna łączy ludzi w grupy. Pismo i czytanie są czynnościami samotniczymi, zmuszają psychikę do zagłębienia się w siebie. „ „
Walter J. Ong próbuje wydatować tę rewolucję słowa pisanego na połowę wieku IV przed Chrystusem poprzez przypomnienie ataku Platona na poetów w jego „Państwie”. Intelektualista kwestionował użyteczność poetów, dla których brzmienie słów, a nie ich treść były celem.
Wizualizacja słowa dokonywała się stopniowo. Zapisane słowa jeszcze długo miały być recytowane, śpiewane, ale też stawały się przedmiotem jednostkowego zawłaszczania i refleksji człowieka . Język uwolniony od kontekstu przez lata i to nie dla wszystkich stawał się przedłużeniem umysłu, a nie organów mowy. O tym jak pełna była to przemiana i jak dalece była powszechna miano się przekonać dopiero po dwu tysiącach dwustu latach po Platonie, kiedy Marconi wynalazł radio.
Powstaje wówczas oralność wtórna osiągalna dzięki telefonowi, radiu, w końcu telewizji.
Powrót do oralności jest ponownym przebudzeniem kolektywisty w człowieku, lecz w postaci odmienionej, „bo przepuszczonej przez filtr intelektualnego doświadczenia ze słowem pisanym.”
„Oralność wtórna generuje poczucie wspólnoty, bowiem słuchanie słowa mówionego czyni ze słuchaczy wspólnotę, prawdziwe audytorium, tak jak czytanie tekstów pisanych kieruje uwagę jednostek na siebie.
Oralność wtórna generuje wszakże poczucie wspólnot nieskończenie większych od grup pierwotnej kultury oralnej - ową „światową wioskę” McLuhana. Co więcej - przed pismem człowiek oralny był zorientowany na grupę,ponieważ nie jawiła mu się żadna prawdopodobna alternatywa. W naszej epoce oralności wtórnej orientujemy się na grupę świadomie i programowo. Jednostka czuje, ze jako jednostka musi być uwrażliwiona społecznie.”
„W podobny sposób można powiedzieć,że oralność pierwotna stawia na spontaniczność,ponieważ niedostępna jej jest refleksyjność analityczna, osiągnięta dzięki pismu, zaś oralność wtórna stawia na spontaniczność, ponieważ dzięki analitycznej refleksji uznajemy,ze spontaniczność jest rzeczą dobrą.”
Oralność jest sposobem komunikacji za pomocą mowy występującym w kontaktach interpersonalnych,lecz ukształtowanym dzięki słowu pisanemu. Ludzie, którzy przeszli doświadczenie z pismem, od czasów Platona do dnia dzisiejszego, inaczej komunikują.
Właściwa oralności pierwotnej spontaniczne nastawienie kolektywistyczne dzięki doświadczeniu indywidualizującej piśmienności osiągnęły dziś postać refleksyjności analitycznej.
Kultura zachodnia—kultura wtórnej piśmienności
Czy jest to doświadczenie powszechne, czy też uwarunkowane określonym kulturowym kontekstem? Autorzy są skłonni przypisywać je historycznemu doświadczeniu kultury zachodu.
Antropolog Ruth Fennigan pisze:
„Pewni uczeni idą dalej. Ukazują silny kontrast pomiędzy kulturami, w szczególności widząc nowoczesny zachód jako radykalnie różny zarówno od innych kultur świata jak i od własnej wcześniejszej historii dzięki zasadniczej roli, jaką przypisują widzeniu. Pisarze tacy jak McLuhan i Ong sugerują, że uprzywilejowanie wzroku nad słuchem wywodzi się z alfabetycznej piśmienności, a zwłaszcza druku, temu „oku dla ucha” (McLuhan 1964;91).Foucault (1970) opisywał wzrok zdobywający przewagę nad zapachem, gdy Lowe'go History of Bourgeois Perception tłumaczyła, że „ nowe pole percepcyjne, ustanowione przez kulturę typograficzną, pierwszeństwo wzroku i porządek reprezentacji w przestrzeni zostały narzucone w siedemnastym i osiemnastym stuleciu ponad dawnym naciskiem na słyszenie i dotyk” (Lowe 1982).Ten zespół sądów stał się uznaną teorią w wielu kręgach. Jest dziś szeroko przyjmowane, że wzrok i związane z nim praktyki zajmują uprzywilejowaną pozycję w zachodniej kulturze, co więcej, że ekspansja zachodu odcisnęła się na inne kultury. „
Ruth Fenningan przyjmuje to ze sceptycyzmem. Gromadzone przez licznych autorów poglądy łączące z kulturą zachodu wizualność, zdolność do dokładnego reprodukowania się obrazów, czy ponowoczesnej super wizualności nie są wystarczającymi argumentami za przesadną wizualizację •zachodniej kultury.
Czym jest owa kultura z perspektywy teorii wtórnej oralności Onga? Z pewnością kulturą, która przeszła przez fazę piśmienności i to na tyle głęboko, że ogarnęło to całe zachodnie społeczeństwa, a nie tylko ich elity. Ong pisze o wielkim przełomie we wzorcach socjalizacyjnych, gdy młoda jednostka przenosi się z kolektywistycznego świata werbomotorycznego do indywidualistycznej rzeczywistości słowa pisanego. Obcowanie ze słowem przeczytanym i odpowiednio dobranych do sensu zdania wprowadza osobę w nową sytuację. Jest to słowo narzędzie myślenia, nie zaś działania, wyposażenie prywatne, indywidualne, które uwalnia czytającego od kontekstu. Ong przyjmuje, że odmienność kultury zachodu polega na tym, że jego społeczeństwa nie tylko potrafią posługiwać się słowem pisanym, ale także potrafią z perspektywy jego posiadania ocenić świat. W tym też świat dźwięków i obrazów innych niż słowa na papierze. Umiejętność czytania i myślenia słowami wyposaża jednostkę w zdolność utrzymywania odpowiedniego dystansu wobec innych zmysłowych przekazów, zwłaszcza dźwięków, obrazów, a także zapachów, dotknięć, czy smaków. Każde tamte doznanie może być nazwane, sklasyfikowane i słownie przywołane. Nie jest to zdolność właściwa tylko zachodowi, lecz wszystkim kulturom posługującym się powszechnie używanym pismem.
Wyjątkowość zachodu polegać będzie na wpływu czasu i okoliczności doświadczenia piśmienności i wtórnej oralności. Kultury będą się różnić w zależności od tego jak długo doświadczano w szerokiej społecznej skali piśmienności, jakie media towarzyszyły wejściu w fazę wtórnej oralności.
W końcu przeciwieństwem tej kultury piśmiennej będą kultury społeczności, które nie wydobyły się jeszcze ze sfery, werbomotorycznej.
Będzie to niepiśmienna kultura wiejskiej Czarnej Afryki, tak jak ją ukazuje Andrew A. Meomeka. Kultura ta jest - jak pisze - nastawiona na działanie, a nie jak kultura europejska - na rozumienie rzeczy, z ograniczoną werbalizacją myśli - zastępowaniu wypowiedzi przez pieśni, czy melorecytacje, przy nierówności partnerów komunikacji - wypowiadać słowa mają prawo starsi, gdy młodzi powinni słuchać, lub niewerbalnie wyrażać swoje reakcje, niesiona poprzez interpersonalną komunikację prowadzona w małych grupach lub wertykalnie poprzez hierarchię społeczno-politycznych pozycji wewnątrz społeczności, tam różnice społeczne decydują o znaczeniu komunikatu. Mniej ważne jest, co ktoś powie, ale kto powie - ważna pozycja społeczna mówiącego
Wtórna oralność nie jest właściwością kultury zachodniej, lecz powszechności doświadczeń z piśmiennością. Dlatego też poszukiwania odrębności kultur azjatyckich, np. konfucjańskiej prowadzą do odmienności form społecznych określających komunikację ,a nie reakcji na przekaz. Inaczej na ten problem zapatrywał się Marshall McLuhan.
Wtórna oralność może w końcu być lepiej zrozumiana jako proces historyczny,przez który przechodzą różne społeczeństwa świata wobec doświadczenia z piśmiennością. Alfabetyzacja pojawia się jako określony edukacyjny trend globalny i zarazem globalizujący, dzięki któremu ludzie nabierają cech indywidualistów i zarazem dystansu wobec mediów.
Osiąganie wtórnej oralności nie jest jednolite. Ukażemy niżej na przykładzie Ameryki Łacińskiej jak swoiste i odrębne od europejskich doświadczenia wtórnej oralności pobudzają tam użycie komunikacji jako sposobu kolektywnego działania (verbing).
Przykładem zmiany technologicznego uwarunkowania komunikacji medialnej będzie miniaturyzacja i deprofesjonalizacja w użyciu mediów. Media tanie i przychylne użytkownikowi stały się narzędziem, którym mogą się posługiwać ludzie dawniej skazani na rolę biernego odbiorcy.
3. Aspekty wielokulturowości w mediach.
Współczesna wielokulturowość występuje najczęściej jako wieloetniczność. I jako taka wywołuje reakcje opinii publicznej i polityków. Odmienność kulturowa ludzi przez cały ubiegły wiek budziła wątpliwości władz, co do ich lojalności obywatelskiej i dlatego państwa narodowe, lub też te, które za nie chciały uchodzić, prowadziły wobec odmiennych kulturowo politykę dyskryminacyjną. Najczęściej takimi kategoriami dyskryminowanymi były grupy etniczne, choć można wymienić inne kulturowe powody złego traktowania jak: obywatelstwo innego państwa, przynależność religijna, przynależność lokalna, wiejskość, czy miejskość, a nawet położenie społeczne.
Zawsze problemy rodziło funkcjonowanie państw wielonarodowych, występowanie mniejszości narodowych, czy subnarodowych wspólnot
Nadto świat przełomu wieków doświadczał wielu konfliktów na tle etnicznym, związanych z zagraniczną imigracją do krajów zamożnych, rozpadem państw związkowych, istnieniem zagranicznych ojczyzn i aktami międzynarodowego terroryzmu.
3.1. Standardy uwarunkowane kulturowo.
News values.
Różnice między sposobami,w jakie komunikują się ze sobą wychowani w cywilizacjach pierwotnej i wtórnej oralności ludzie,będą miały kulturowy charakter.
Globalny przekaz nie musi powodować i nie powoduje jednakowych reakcji. Argumentów dostarczyły w tej sprawie znane badania Elihu Katza i Tamary Libes nad globalną recepcją serialu rodzinnego Dallas . Przypominający znaną nam późniejszą Dynasty serial cieszył się wszędzie dużym zainteresowaniem i był szeroko pokazywany, lecz, jak dowiodły badania,jego recepcja była poważnie zróżnicowana ze względu na kulturową przynależność odbiorców.
Przykład ten rzutuje na fakt kulturowej odmienności odbiorców, zwłaszcza tam, gdzie program odnosił się do problemów życia codziennego. Także narodowe seriale rodzinne cieszą się większą popularnością, niż tzw. seriale globalne.
Charakter i treść poszczególnych mediów noszą na sobie pewien ślad kultury narodu, który wywarł wpływ na kształtowanie się tych środków przekazu, lub osiągnął najwięcej w tworzeniu ich formy. Zwykle uwaga baczy kieruje się pod tym względem na Stanach Zjednoczonych i ich kulturze jako twórców medialnych standardów. Nie darmo w latach 70-tych XX wieku angielski autor Jerremy Tunstall opublikował tom pod znamiennym tytułem „Media są amerykańskie” .
Określone preferencje dla określonych narodów znajdujemy w koncepcji tzw. news values - mediageniczności określonych wydarzeń, czyli atrakcyjności dla mediów.
Johan Galtung i Mari Holombe Ruge wymieniają dwanaście cech, które decydują, że fakt staje się medialną wiadomością. Są wśród nich: odniesienie do narodów elitarnych - dotyczy państw kluczowych na międzynarodowej scenie, i odniesienie do osób zaliczanych do elity.• A inny autor wylicza w kategorii statusu elitarne:naród, instytucję i osobę. To wszystko wskazuje na preferencje medialne i promuje określone podmioty społeczne.
3.2. Wielokulturowość a problemy rozwoju.
Już samo zwrócenie uwagi na news values łączyło się w latach 60-tych i 70-tych ubiegłego stulecia z międzynarodową polityczną debatą o komunikowaniu globalnym. Debata miała dwa fronty sporu, z których jeden - konfrontacji ideologicznej wschód- zachód utracił dziś swój sens, lecz drugi północ-południe, a dokładnie - kraje rozwinięte - kraje zapóźnione -właśnie ożywa, gdy pojawia się problem sprawiedliwego relacjonowania świata przez media.
Komunikacja uczestnicząca (participatory communication)
„Uczestnicząca komunikacja dla rozwoju, „ bo tak należałoby ją określić , pojawiła się jako hasło drugiego etapu debaty nad komunikacją dla rozwoju. Gdy czas między propozycjami zespołu, Wilbura Schramma z lat 60-tych a -raportem Komisji McBride i publikacją World Communication Report w 1986 roku zaliczyć można do pierwszego okresu, odwołującego się do mechanizmów uniformizującej dyfuzji innowacji, to etap drugi, w którym znaleźliśmy się, oparł się na idei komunikacji uczestniczącej, podkreślającej rolę tubylczej wiedzy i zdolności do diagnozowania problemów rozwojowych i zwracania na nie uwagi decydentów. Nurt ten powstał w Ameryce Łacińskiej, gdzie zwracano uwagę na wagę lokalnych swoistości w odbiorze mediów. Ameryka Łacińska stała się obszarem obserwacji jak odspołeczna kultura, zarówno w pobudek spontanicznych jak i dzięki refleksji nad zjawiskami kultury i tożsamości, stanęła do konkurencji z dominującą kulturą instytucji. Media stają się miejscem, gdzie te dwie kultury się spotykają.
Podejście to rozpoczął Jesus Martin Barbero, którego badania nad odbiorem narodowych telenoweli i programów radiowych w krajach tego kontynentu, zwracały już wcześniej uwagę na odrębność tych komunikacji i ich indygeniczny charakter. Bez względu na to jak dalece komercyjny charakter mają latynoskie telenowele,ludzie miejscowi są w stanie odczytać w nich swoje problemy i odnieść je do swego życia codziennego. Pisał on „ w zależności od tego, czym jesteśmy - fatalistami, skłonnymi do machismu, zabobonnymi - i kim pragniemy być - kradzenie tożsamości innych, nostalgia, szlachetny gniew … to sięga do głębokich żył kolektywnej wyobraźni kulturowej„•.Kulturowa swoistość relacji między latynoskimi publicznościami a treściami ich mediów potwierdza obserwacje badaczy serialu Dallas.
Na ten drugi etap debaty znaczny wpływ miały studia innego południowego Amerykanina Paolo Fereire, który łączy kształtowanie się współczesnej kultury odspołecznej z aktywnością członków audytoriów . Ludzie zdolni do analitycznego myślenia, dzięki swej praktyce ze słowem pisanym, zaczynają tworzyć swą własną kulturę. Dzięki temu, jak charakteryzuje poglądy Fereiry Jacob Srampickal, „lokalne media indygeniczne opowiadające gawędy, przekazujące pieśni i grę aktorów stają się podstawowym narzędziem w tych staraniach powstawania kultury i świadomości.”
Belgijski badacz mediów Jan Servaes zwraca uwagę na dokonujące się spotkanie dwu modeli komunikacji: dominacji
gdzie decyduje klasa rządząca lub dominująca elita,
media są zuniformizowane i podlegają skoncentrowanej własności,
struktura jest hierarchiczna i biurokratyczna,
produkcja treści standaryzowana, zrutynizowana, kontrolowana i synchroniczna,
treść ideologiczna selektywna i koherentna, określona z góry ,
audytoria są pasywne i zorganizowane,
efekty potwierdzają ustanowiony porządek,
oraz pluralizmu, gdzie
konkurują grupy polityczne, społeczno-kulturowe i interesów,
jest wiele niezależnych od siebie mediów,
struktura jest horyzontalna i egalitarna,
produkcja jest kreatywna, wolna, oryginalna, diarchroniczna,
treść wyrażą zróżnicowane i konkurujące ze sobą poglądy, określone od dołu,
audytoria są sfragmentaryzowana, reaktywne i aktywne,
efekty liczne, bez spójności lub dającego się przewidzieć ukierunkowania.
Partnerami i konkurentami dla wielkich medialnych instytucji stają się ruchy społeczne.
Rozwój winien być rozumiany w kategoriach kulturowych, niż ekonomicznych lub politycznych.
To właśnie kultura określa świat, co jest odpowiedzią na pytanie Paolo Fereiry, „kto nadaje światu imię?”, co powoduje, że spotkanie społeczności z instytucjami nie następuje w warunkach zdecydowanej dominacji tych drugich. Kultura wsparta na swym kontekście i ludzkim poczuciu autentyczności prowadzić będzie negocjacje znaczeń z instytucjami.
Brenda Dervin i Robert Huesca rozważają różne koncepcje partycypacji komunikacyjnej wobec procesów rozwoju? Zwracają szczególną wagę do podziału na partycypację rozumianą jako samoistny cel i partycypację jako narzędzie do osiągania celu. W swym analitycznym artykule ukazują sześć meta-teoretycznych założeń relacji komunikacji wobec rozwoju: władzy, naturalizmu, kulturowej względności, konstruktywizmu, postmodernizmu i werbingu.
Interesujące nas tutaj, bo dotyczące kulturowości, modele dotyczą kulturowej względności i werbingu.
Model kulturowej względności traktował partycypację jako cel. Był to też, podkreślają autorzy, motyw starań na rzecz prawa do komunikowania się (RTC). Tymczasem w modelu tym zróżnicowanie kulturowe poddane jest silnym presjom homogenizującym, co znaczy, że prędzej czy później różnice ulegną zatarciu. Tymczasem werbing wyraża aktywny stosunek do przedmiotu, którym jest tu rozwój. Model werbingu zakłada, że ludzie przyjmują aktywny stosunek do rzeczywistości i wchodzą w negocjacje na temat jej traktowania. Werbing nie odtwarza kultury w dawnym kontekście, raczej rekomponuje ją w drodze negocjacji. Partnerami tej negocjacji, dodajmy, mogą być członkowie innych kultur,a także rzecznicy instytucji. Media przestały być partnerami, a dzięki ich miniaturyzacji i deprofesjonalizacji stały się dostępnym szeroko narzędziem i forum tej debaty.
3.3. Wielokulturowość a polityka państwa.
2.3. Różnice wynikłe z intencji nadawcy.
Te najczęściej trafiały do programów międzynarodowej polityki mediów. Chodzi w nich o świadome działania nakierowane na negatywne,czy skrzywione przestawienia innych kultur, narodów, czy społeczności. Takie praktyki uważane są za naganne i wymagają sankcji.
Międzynarodowa Federacja Dziennikarzy wymienia te działania w dokumencie Media and Tolernace •.Są to:
użycie mediów jako oręża w wojnie,
problem mowy nienawiści
stereotypy w redakcji
wyzwanie dla różnorodności w mediach, gdzie wymienia
zróżnicowanie etniczne dziennikarzy,
- zróżnicowanie źródeł informacji,
-. zróżnicowanie etniczne odbiorców.
- rasizm
Poświęcając znaczną uwagę kodeksom etycznym i zawodowych dziennikarzy.
4. Różne traktowanie wieloetniczności.
Wielokulturowość nabrała dziś szczególnej aktualności i ma w publicznej debacie swoich kilka postaci: np. cywilizacyjnej, religijnej, etnicznej i związanej z pozycją kobiety i mężczyzny. Przyczyny tego zainteresowania są różne i nie mają charakteru powszechnego. Niemal każde państwo sygnalizuje swoje problemy, a także i nadzieje związane z wielokulturowością.
Dlatego trudno oczekiwać by współczesna wielokulturowość mogła być rozważana w jednej rozprawie,a publikowane przez UNESCO artykuły na łamach International Journal on Multicultural Societies ukazują wielką różnorodność problemów, ich ujęć i stosowanych polityk.
Skoncentrujmy się na problemie wieloetnicznosci. Dzieli on los rozważań nad narodem, które zwykle zaczynają się od jego definicji i potem wymieniają długą listę przypadków, które się do niej nie stosują.
We współczesnej debacie najczęściej nawiązuje się przykładu Stanów Zjednoczonych, co jest o tyle mylące, że amerykańskie społeczeństwo wieloetniczne stanowi przypadek odosobniony. W myśl formuły tygla narodów każda społeczność etniczna prowadzi tam życie prywatne zgodnie ze swoją kulturą aż do momentu, kiedy włączy się w życie publiczne, które toczy się zgodnie z kulturą „amerykańską”. E pluribus unum - z wielości jedność - to formuła działania owego tygla narodowości fragmentaryzującego kultury, z którego to produktu wyrasta kultura całości.
Dłuższe pozostawanie w kulturze etnicznej zmniejsza szanse na sukces w sferze publicznej, co osłabia słuszność tej formuły. W efekcie odpowiedzią na nią jest metafora salad bowl - półmiska z sałatkami - gdzie społeczności kulturowe istnieją obok siebie, ponieważ różnicują się po latach integrowania. Celem takiego projektu jest wzbogacenie życia społecznego o ukrytych w kulturach treści, a moralny walor, pisze Andrzej Szahaj - jest dowartościowanie kultur.
Koncepcja półmiska z sałatkami niesie w sobie pomysł rekompozycyjny - ci, którzy zintegrowali się z kulturą amerykańską, wycofują się z niej, choć przecież nie zapominają jej, po to by spojrzeć świeżym okiem na kultury etniczne. Taka formuła może być twórcza, jeżeli realizuje tak zwany powrót do korzeni, ale będzie miała inny efekt w przypadku nowych imigrantów etnicznych, którzy poczują się zwolnieni z uczenia się kultury amerykańskiej.
Półmisek z sałatkami jest dobrym projektem dla zamerykanizowanej inteligencji, ale nie dla etnicznych robotników. Podobny problem mają inteligenci irlandzcy, którzy uczą się języka gealickiego, którego nigdy przedtem nie znali.
Jednak doświadczenia amerykańskie są na tyle cenne, że pozwalają określić współczesny problem społeczeństw wieloetnicznych jako wybór między modelami: integracyjnym i mozaikowym, które symbolizują tygiel i półmisek.
Tymczasem wielość i różnorodność występujących dziś przypadków powoduje, że formuły te nabierają indywidualnych znaczeń.
Wydaje się, że kraje pokolonialne reprezentują jednolity model, lecz różni je poziom ekonomicznego rozwoju.
Jeżeli jednak zatrzymamy się na podobnych poziomach rozwoju to dostrzeżemy różnice między dwujęzyczna Kanadą i mono- języczną Nową Zelandią, z jednej strony a posługującą się obcym, lecz narzuconym językiem (kiswahili) Tanzanią, a językiem kolonizatorów Kenią, z drugiej.
Biorąc pod uwagę nowy pokolonializm to osobny problem niosą kraje Azji Środkowej, które jak Kazachstan są mozaiką narodowości, których kiedyś łączył język rosyjski, a dziś ma nim być kazachski, który do niedawna był językiem nomadów.
Dwujęzyczna i trój-prawosławna Ukraina dla swej integralności opiera się na ateistycznej tradycji Związku Sowieckiego.
Większość tych państw nie ma opracowanego modelu kulturowej struktury, lecz w obawie przed rozpadem szereg z nich stosuje restryktywnie, któryś z wypracowanych gdzie indziej modeli. Tak jak Łotwa, której rdzenna etniczna grupa - Łotysze - to jedynie 40% mieszkańców - model integracji, bo wprowadziła ostatnio obowiązek potwierdzonej egzaminem znajomości języka łotewskiego, jako warunek utrzymywania obywatelstwa.
Europa nie wypracowała jednolitej filozofii w sprawach wielokulturowości. Po pierwsze, dlatego, że nawet jej zachodnia część reprezentuje różne wzorce. Za zdecydowanie monokulturową można uznać jedynie Francję, która jednak przeżywa dziś problem wspólnot imigranckich . Bliska jest temu stanowi Hiszpania, choć ma problem Basków, Katalończyków i Galicjan . Wielka Brytania prowadzi politykę monokulturowości, lecz stale deklaruje traktowanie odrębne subnarodowych mniejszości (Szkotów, Walijczyków, Irlandczyków) . Niemcy i Włochy to państwa o dużych zróżnicowaniach regionalnych. Niemcy mają problem imigrantów, który próbują rozwiązać w polityce landów.• Belgia jest rozdarta narodowościowo . Rumunia ma poważny problem z mniejszością węgierską, podobnie Słowacja.
Holandia jako pierwsza wprowadziła wzorzec społecznej mozaiki inicjując na początku XX-wieku strukturę pilaryzacyjną. W obronie przed nadmiernym liberalizmem reformy Abrahama Kuypera wprowadziły daleko idącą separację podstawowych trzech wyznań, gdy chodzi o politykę, system edukacyjny i media. Dopiero w dekadzie 1960-1970 system ten zaczął słabnąć.
Waga doświadczeń historycznych w dalszym ciągu odgrywa rolę w formułowaniu filozofii kulturowości. Francois Champion uzasadniając współczesną politykę Francji sięga aż do przykładów z czasów wielkiej rewolucji . To odległe doświadczenie pozwala autorce nazwać rozwiązanie francuskie pluralizmem, dzieląc ten na indywidualistyczny, właściwy dla Francji i komunotarny dla Holandii.
Powestfalska polityka cuius regio eius religio ukazuje skłonność do podporządkowania kultury religijnej władzy państwowej. Przykładem realizacji tej idei był pruski Kulturkampf, skierowany przeciw kulturze katolików . Na tym tle doświadczenia wielonarodowej Rzeczpospolitej, gdzie nawet obrady sejmu toczyły się w trzech językach może wyznaczać stosunek Polaków do wielokulturowości. Na razie jednak Polska jest odległa od problemów swoich europejskich sąsiadów.
Przez te historycznie osadzone doświadczenia i preferencje przebijają się monkulturalistyczne dokonania nowoczesnych państw narodowych, które do unitarnego państwa wytworzyły odpowiadający mu naród i jego kulturę.
“ rozmieszczenie i instytucjonalizacja kultury narodowej, dopełnione „wynalezieniem tradycji” było wielkim sukcesem współczesnych państw narodowych demokracji liberalnej. Wraz z ważnymi odmiennościami między różnymi społeczeństwami, proces był dopełniającym się porodem współczesnego państwa na początku dziewiętnastego stulecia z nowoczesnym narodem na początku dwudziestego wieku. W kontekście tej dyskusji można powiedzieć, że ta faza nowoczesności była świadkiem państwa - jego nowoczesnych instytucji ( oświata pełniła zasadniczą rolę) i „organicznych intelektualistów” - narzucających politykę tego, co patrząc retrospektywnie może być nazwane monokulturalizmem. Ten, co trzeba traktować z ostrożnością, był tylko częściowo osiągnięty w drodze przymusu. Były również inne sposoby i użycia różnych symboli (narodowych hymnów, pomników, świąt państwowych, bohaterów, książeczek dla dzieci etc) zakorzenionych w codziennym „banalnym nacjonalizmie” (Billig, 1995). Monokulturalizm nie był usunięciem kultury „ innych”; oznaczał, że istniał publicznie uznany główny nurt w sferze publicznej. To, że ten główny nurt był zasadniczą częścią budowania narodu w liberalnej demokracji zostało zbyt często utracone z pola widzenia aż do czasu, gdy to kwestionuje, wielokulturowość. „
Ten monokulturalizm jako „główny nurt „ sfery publicznej znajduje się w większości pod opieką mediów, zwłaszcza publicznych. Mimo deklaracji o potrzebie otwarcia na mniejszości, a zwłaszcza wspólnot subnarodowych (por. Raport Komisji Lorda Annana w Wielkiej Brytanii,1976) w krajach monokulturalizmu pozostaje obietnicą niespełnioną.
Z tego, co pisze Tiryakian możnaby zakładać, że ten monokulturalizm jest dziś zakwestionowany przez wielokulturowość i, że może nastąpić jego odrzucenie.
Tymczasem dramatyczne doświadczenia z 11 września 2002 roku zdają się temu przeczyć.
Tiryakian konkluduje:
„, Co stało się, gdy atak został rozpoznany jako wywodzący się ze świata wojującego Islamu, to znaczy, że był planowany i zorganizowany przez nie-zachodnie kultury i cywilizacje, po to by sfragmentaryzować społeczeństwo amerykańskie na etniczne i rasowe kultury, które nie były architektami amerykańskich instytucji? Nic takiego nie nastąpiło. Wszystkie etniczne i religijne społeczności, w tym też islamskie, zebrały się wokół narodowej kultury amerykańskiej, jej wartości i być może wokół jej flagi.”
Autor łączy to z wpływem wypracowanej sfery publicznej. Trzeba dodać,że ta sfera jest kulturowo, to znaczy czasoprzestrzennie osadzona.
5. Zakończenie
Jak te różne filozofie mogą przyjąć postacie polityki kulturalnej w sprawie wielokulturowości - to będzie zależało od woli poszczególnych państw. Formujące się w tej sprawie prawo międzynarodowe zdaje się tym państwom przyznawać decydującą role, stwierdzając, że one to według swego uznania winny takie polityki formułować.
Określone stanowisko w tej sprawie sformułowano w projekcie Konstytucji Unii Europejskiej, proponując wprowadzić tak zwany „kulturalny wyjątek” od zasady wolnego handlu i zachowując subsydiowanie kultury przez państwo. Takie kulturalne „dobra” miały mieć nadawać „towarowości” kultury specjalny status. Konstytucja jednak nie przeszła próby narodowych ratyfikacji, a problem powrócił na forum UNESCO. Dwudziestego października 2005 roku Konwencja Generalna UNESCO przyjęła zdecydowaną większością głosów Konwencję w sprawie Ochrony i Promocji zróżnicowania Wyrażeń Kulturowych•, zwaną Konwencją o Zróżnicowaniu Kulturowym.
Konwencja odświeża dawny spór między liberalnymi zwolennikami swobodnego przepływu treści a rzecznikami społecznej odpowiedzialności toczony w latach 70-tych zeszłego wieku. Tu nie komunistyczny wschód, jak to miało miejsce kiedyś, lecz zachodni partnerzy Stanów Zjednoczonych, w tym zwłaszcza Francja i Kanada podnoszą potrzebę regulacji przez suwerenne państwo przepływu treści kulturowych. Przemawiający celem poparcia Konwencji Prezydent Jacques Chirac nawoływał do ustanowienia w myśl konwencji koncepcji swoistości dobra kulturowego i wyłączenia go spod zasad wolnego handlu. Stany Zjednoczone broniąc stanowiska World Trade Organization przyjęły tę inicjatyw bardzo krytycznie.
Konwencja w swoisty sposób odnosi się do przedstawionego wyżej problemów kulturowości komunikacji.
Przybliżymy, zatem samą Konwencję.
A oto jej podstawowe cele.
„Artykuł I - Cele
Celami tej Konwencji są:
(a) ochrona i promocja zróżnicowania kulturowych wyrażeń;
(b) stworzenie warunków dla kultur by kwitły i swobodnie na siebie oddziaływały w sposób wzajemnie korzystny;
(c) zachęcać do dialogu między kulturami w sposób zapewniający szerszą i bardziej zrównoważoną wymianę kulturalną w świecie dla dobra międzykulturowego szacunku i pokoju kulturowego;
(d) pielęgnować międzykulturowość po to aby rozwijać kulturowe interakcje w duchu budowania mostów pomiędzy ludźmi;
(e) promować szacunek dla zróżnicowania kulturowych wyrażeń i wzrostu świadomości ich znaczenia na poziomach lokalnym, narodowym i międzynarodowym;
(f) potwierdzić znaczenie powiązań pomiędzy kulturą i rozwojem we wszystkich krajach, szczególnie zaś krajach rozwijających się i popierać działania podejmowane narodowo i międzynarodowo celem zapewnienia uznania prawdziwych wartości w tych związkach;
(g) okazywać uznawać charakterystycznym właściwościom aktywności kulturowych , dobrom i usługom jako nośnikom tożsamości, wartości i znaczeń;
potwierdzić suwerenne prawa Państw do utrzymywania , stosowania i wypełniania polityki i środków , które uznają za właściwe dla ochrony i promocji zróżnicowania kulturowych wyrażeń na swoich terytoriach;
(i) wzmocnić międzynarodową współpracę i solidarność w duchu partnerstwa w sprawach, w szczególności, zwiększania możliwości krajów rozwiniętych w ochronie i promocji zróżnicowania kulturowych wyrażeń.”
Wiodącymi zasadami tej konwencji są:
- Zasada poszanowania praw ludzkich i podstawowych wolności;
- Zasada suwerenności;
- Zasada równej godności i szacunku dla wszystkich kultur;
- Zasada międzynarodowej solidarności i współpracy;
- Zasada komplementarności ekonomicznych i kulturowych aspektów rozwoju;
- Zasada rozwoju bezpiecznego dla środowiska;
- Zasada równego dostępu;
- Zasada otwartości i zrównoważenia.
Charakteryzując ją Nicole Aylwin i Rosemary J. Coombe piszą, że „nowa konwencja autorytatywnie umieszcza pojęcie zróżnicowania kulturowego, na arenie międzynarodowej polityki i wyraża je jako wartość zbliżoną do zróżnicowana biologicznego”.
Kultura podobnie do biologicznych zasobów ludzkości jest traktowana jako ograniczony zasób ludzki, który wymaga ochrony.
Zróżnicowanie kulturowe jest określane przez Konwencję jako „ różnorodne sposoby, w które kultury grup i społeczności znajdują swój wyraz. Te wyrażania przebiegają wewnątrz grup i pomiędzy grupami i społeczeństwami. Zróżnicowanie kulturowe przejawia się nie tylko różnymi drogami, poprzez które kulturowe dziedzictwo ludzkości wyraża się i jest przekazywane poprzez wielość kulturowych ekspresji, lecz także w różnych rodzajach „ twórczości artystycznej, produkcji, upowszechnienia, dystrybucji i rozrywki, obojętnie, jakich środków technologicznych się używa.”
Ta definicja nie znajduje jednak rozwinięcia w treści konwencji, gdzie aktorami i twórcami kultury są instytucje, w pierwszym rzędzie państwa, a także stowarzyszenia, oraz uzdolnione jednostki. Brak jest miejsca dla efektów aktywności społeczności nie objętych działaniem instytucji.
Cytowane autorki piszą:
„Jako najważniejsi nosiciele „kulturowego zróżnicowania” w międzynarodowej wyobraźni, indygeniczni ludzie są często celem, przedmiotem i, zbyt rzadko, podmiotami projektów, które zasługują na miano kultury jako zasobu. Od marketingu wyrobów rzemieślniczych aż po promocję turystki indygeniczni ludzie i inne mniejszości etniczne dostarczają treści kulturowe, które państwa narodowe przejmuje by promować te projekty.”
W rezultacie
„Kultura jest odłączona od społecznych kontekstów swego dokonującego się tworzenia i zróżnicowanie jest oddzielone od społecznych stosunków pomiędzy i pośród społeczeństw.”
Podobnie pisze antropolog Paul J. Nuti, zwracając uwagę na brak u autorów Konwencji spojrzenia antropologicznego.
W rezultacie „ Konwencja wzmocni siły stron państwowych to „formułowania i wypełniania ich polityk kulturalnych i stosowania środków, które chronią i promują zróżnicowanie ekspresji kulturowych” W rezultacie postanowienia konwencji zachęcają do działań państw by stymulować, kultywować i popierać wszystkie formy kulturowych i artystycznych ekspresji „wewnątrz swych terytoriów” będzie zasadniczo podtrzymywać ideą „kultur narodowych”, treści intelektualnych i wartości konsumenckich, które muszą być chronione. W tym stylu, aktywności kulturowe są rozumiane jako ważne „ nośniki tożsamości, wartości i znaczeń” i „zróżnicowania Kulturowego” jako podstawowego dziedzictwa ludzkości.”
Regulując sprawy instytucji mających zapewnić kulturowe zróżnicowanie Konwencja wskazuje na „zwiększenie zróżnicowania mediów, włączając w to publiczne stacje rozsiewcze”•.
To jedyne bezpośrednie odniesienie do problemu mediów w tym zadaniu.
Fragmentaryzacja w mediach: proces i narzędzie.
1. Wstęp
Fragmentaryzacja, zwana także fragmentacją, od ang. fragmentation staje się dziś problemem powszechnym i nie ma dziedziny w której by o niej nie rozprawiano. Można mówić o niej jako nowym paradygmacie naukowym, tak wiele jest bowiem dyscyplin od wiedzy o komputerach, poprzez leśnictwo do teologii, które o jej konsekwencjach poważnie rozprawia i widzi jej obecność w procesach zmiany i rozwoju.
Fragmentaryzacja nabiera współcześnie szczególnego znaczenia i jest ważnym czynnikiem współczesnej rekompozycji . Rekompozycja jest odtworzeniem czegoś po okresowym rozpadzie. Dawne więzy nie przestały działać, a nawet zachowały w swych pewnych ważnych aspektach siłę, co pozwala zjawisku przetrwać , choćby po to by się na nowo wzmocnić. Nie jest to reorganizacją, skoro reorganizujemy zamknięty układ, zaś rekomponujemy korzystając z dawnych elementów, przejętych z dekomponowanych całości, dodając nowe wzbogacające całość składniki.
Warunkiem rekompozycji jest fragmentaryzacja , która powoduje, że pewne
składniki przestają należeć do dotychczasowej całości, uwalniają się i żyją życiem własnym, lub po pewnym czasie przechodzą do rekomponjących się całości. Jednak fragmentaryzacja to nie zanik części dawnych całości ,ich całkowity rozpad; to raczej trwanie ich części w pewnym stanie wyróżnialnym i rozpoznawalnym, zdolnym , przez pewien czas samodzielnie funkcjonować, a także i wymagającym zewnętrznego wzmocnienia.
Taki stan synkretyzmu , a więc istnienia pewnych fragmentów obok siebie , może być dowodem upadku systemu bez perspektywy pojawienia się czegoś nowego . Wówczas fragmenty istnieją obok siebie, na siebie nawzajem nie wpływając .
Fragmentaryzacja rozumiana bywa w trojakim znaczeniu :
a. jako trwała właściwość rozwoju ,
b. jako proces szczególnej aktywności procesów destrukcyjnych i
c. jako świadome i celowe działanie celem powodowania rozpadu.
Fragmentaryzacja przejawia się na płaszczyznach myśli i faktów. Im bardziej myśl , tu zwłaszcza myśl naukowa, dostrzega swoją niejednolitość, tym częściej sama stwierdza, że zanika badany przez nią świat jako jednolity system stosunków. Z kolei oswojenie się z niejednolitością myśli, z jej kryzysem, skłania autorów do poszukiwania pominiętych w jej głównym wątku przykładów trwałego zróżnicowania rzeczywistości.
2. Fragmentaryzacja w świecie mediów.
Media to bardzo wrażliwy składnik życia współczesnego. Dlatego zjawiska fragmentaryzacji są na ich polu szybko dostrzegane , bo też wywołują poważne problemy w ich funkcjonowaniu . Różny jest rodzaj reakcji na fragmentaryzację. Gdy rozumiemy ją jako trwałą właściwość rozwoju to panuje co do tego tak powszechna zgoda, że sam problem wydaje się banalny. Wystarczy prześledzić procesy transformacji mediów w powojennej Europie by tego dowieść.
Gorzej przedstawia się sprawa współczesnego silnego przyśpieszenia fragmentaryzacji. Co do niego zadania są podzielone. Jeżeli weźmiemy przykład prasy codziennej to Raport Institute of Mewspapers Management Association (INMA) z października 2005 , który dowiódł kryzysu na światowym rynku prasy codziennej spotkał się w wielu krajach z niedowierzaniem. Przyczyn tego sceptycyzmu jest kilka:
a. po pierwsze - mimo występowania globalnego trendu zjawiska
fragmentaryzacji nie są powszechne i pewne kraje jak na przykład Chiny, Nowa Zelandia ,a w Europie Irlandia i Dania przeżywają coś odwrotnego.
b. po drugie - w krajach takich jak Polska poważne transformacje mediów
dokonały się mniej więcej o dekadę wcześniej i one rzutują na współczesne pole widzenia, utrudniając percepcję kolejnej fragmentaryzacji, która obecnie się dokonuje.
c. po trzecie - sposoby dostosowania się do procesów fragmentaryzacji są
często utożsamiane z samym zjawiskiem i na ogół polegają one na zmianie wzorca mediów , jednak w krajach postkomunistycznych niedawna transformacja polegała na imporcie wzorów i wprowadzeniu ich w strukturę mediów, a nie na dostosowaniu własnego wzorca mediów do nowych warunków .
Oczywiście istotny jest problem jak wyodrębnić współczesne przyśpieszenie fragmentaryzacyjne ze spowolnionych historycznych procesów rozwojowych. Tu sprawa periodyzacji , a więc oddzielenie jednej transformacji od drugiej może być przedmiotem sporu. Np. Na ogół przyjmuje się , że deregulacja mediów elektronicznych w Europie po Konferencji w Helsinkach jest przejawem nowej fali fragmentaryzacji ,a zmierzch prasy partyjnej po drugiej wojnie uprzedniej wskazując na to, przyczyny obecnej fragmentaryzacji związane są ze zmierzchem narodowego społeczeństwa przemysłowego.
Uznanie ,że obecnie dokonuje się proces przyśpieszonej fragmentaryzacji, który jest symptomem upadku tego kształtującego się na wzór organizmu społeczeństwa godzi poważnie w podstawy tradycyjnej wiedzy o mediach , ponieważ była ona od swego początku kształtowana była przy użyciu metafory organicznej.
Armand i Michelle Mattelart piszą : Idea społeczeństwa rozumianego jako organizm , który jest całością skomponowanych organów spełniających zdeterminowane funkcje, inspirowała wczesne koncepcje „nauki o komunikacji”.
Dlatego rozsadzająca system fragmentaryzacja poważnie uderza w postawy wiedzy o mediach. I nie o mediach jedynie skoro odczuwają jej wpływ takie nauki jak ekonomia socjologia, czy psychologia.
3. Sytuacja zmian
Silne poczucie życia w świecie fragmentów dawnej rzeczywistości i odczuwanie boleśnie przerw między różnymi porządkami , których to przerw nie jesteśmy w stanie przezwyciężyć, następuje w "sytuacji zmian". Tę właśnie przeżywamy obecnie.
Chris Barker podkreśla, że narastanie procesów społecznej fragmentaryzacji doświadczamy od ostatnich kilkudziesięciu lat i związane są one z wpływem migracji, ponownym pojawieniem się etniczności , powstaniem i podziałem kultur młodzieżowych, wpływem polityki kulturalnej płci i powstawaniem różnorodnych stylów życia opartych na zróżnicowanej konsumpcji.
Tu musimy dodać zjawiska globalizacji i glokalizacji, a zwłaszcza pojawienie się nowych mediów z internetem na czele.
Takie myślenie o procesach zmian skłania współczesnych historyków mediów do wprowadzania fazy fragmentaryzacji do nowych periodyzacji rozwoju mediów i dziennikarstwa. Dla USA propozycję taką przedstawił Darell M. West amerykański profesor nauk politycznych , który wyróżnia w dziejach amerykańskich mediów lat 1789-2000 - pięć okresów, o dominujących odmiennych podejściach dziennikarza do przedmiotu jego pracy oraz wpływu, jaki media wywierają .
Pierwszy to okres mediów stronniczych - lata 1790-1840 - charakteryzujący się sporem między zwolennikami silnych stanów, a ich przeciwnikami odpowiadających się za silnym rządem centralnym.
Drugi okres mediów komercyjnych -1840-1920 - zapoczątkowany obniżką cen prasy oraz wpływem rozwijających się technologii , co przyczyniło się do wzrostu ilości czytelników, większych opłat reklamowych oraz narastania zdobywających popularne zainteresowanie treści sensacyjnych.
Trzeci to okres mediów obiektywnych - 1920-1970 - oparty na pracy dobrze wykształconych dziennikarzy i kształtowania się standardów profesjonalnego dziennikarstwa. Szczytem były relacje o wojnie w Wietnamie i afera Watergate, kiedy pozycja mediów była wyjątkowo wysoka.
Czwarty okres mediów interpretujących - 1970-1980 - wywołany upadkiem zaufania dla wiadomości pozbawionych kontekstu - gdy zaczęto cenić możliwość zdolność mediów do wyjaśnienia wydarzeń. Niepowodzenia tych wyjaśnień odbierały mediom ich wiarygodność.
Okres piąty mediów sfragmentaryzowanych - 1990 - zapoczątkowany zróżnicowaniem wynikającemu z deregulacji, wzrostem znaczenia internetu, prasy tabloidowej, rozmów radiowych i technologii satelitarnej. Wielość mediów stwarza możliwości by każdy kierunek myśli czy orientacja polityczna znajdywała swoich rzeczników . Następowała też koncentracja na pewnych indywidualnych wydarzeniach. Publiczność uległa rozczłonkowaniu , a wielkie przedsiębiorstwa medialne traciły publiczne uznanie. Dziennikarze utracili zaufanie zaś ich relacje pozbawione są jednolitości, która nadawała im tyle siły w okresie mediów obiektywnych.
4. Współczesne przejawy fragmentaryzacji w mediach.
Zjawiska fragmentaryzacji łączy się pojawieniem w latach 80-tych zeszłego wieku nowych mediów i upadkiem tzw wielkiej trójki.
Słusznie zauważył Gillian Doyle rozważając zjawiska współczesnej komunikacji medialnej , że pojawienie się nowych mediów i ich "wzrastająca popularność rozkłada masowe audytoria, które z punktu widzenia wielu reklamodawców czyni konsumentów trudniejszymi do osiągnięcia."
Fragmentaryzację jako zjawisko ze świata mediów dostrzegli pierwsi ich menażerowie stwierdzając, że :
• wielkie trzy powszechne media nowoczesnego człowieka: telewizja, radio i
prasa codzienna tracą swój dawny zasięg,
• wzrasta liczba mediów i głosów medialnych.
• maleje liczba odbiorców określonego typu mediów, oraz poszczególnych
głosów medialnych.
James G .Webster komentuje ten proces :
"Fragmentaryzacja opisana jako proces po przez który masowa publiczność , która była kiedyś skoncentrowana na trzech opcjach odbiorczych , zostaje szeroko rozdzielona" "
Te procesy zostały zidentyfikowane poprzez następujące zjawiska:
• Rozczłonkowanie oferty rynkowej :
a. wzrost ilości głosów medialnych ,
b. rezygnacja z polityki rytualizacyjnej ,
c. pojawiające się kanały tematyczne w telewizji,
d. coraz mniej jasne pojęcie tv prime time ,
e. zanikanie kanałów o szerokim zasięgu, (broadcasting) ,
f. tworzenie mediów wąskiego zasięgu (narrowcasting) ,
g. tabloidyzacja prasy,
h. spadek nakładów reklamowych wydatkowanych poprzez media .
• Reakcji rynku na ofertę medialną :
a. początkowo zwiększenie czasu poświęconego na odbiór, ale potem :
x. Rezygnacja z pewnych głosów medialnych,
xx. Odbiór coraz bardziej cząstkowy jednego głosu,
xxx. Sekundaryzacja pewnych mediów - radia, telewizji.
b. poszukiwanie innych poza medialnych miejsc alokacji reklam.
c. pojawienie się mediów ubogich,
d. ucieczka w media interaktywne,
d. zanik zaufania do mediów.
5. Fragmentaryzacja jako narzędzie.
Przyczyny tych zjawisk wynikają bądź ze świadomych działań organizacji medialnych, bądź mają charakter spontaniczny.
To pierwsze wynika z traktowania fragmentaryzacji jako narzędzia. Sam pomysł rozbijania dawnych całości na części i nadawanie tym częściom osobnego życia jest znany w mediach, lecz tu warto dodać , że stosowany jest świadomie w innych dziedzinach np. w polityce.
Tam Mitri Raheb uważa, że fragmentaryzacja jest tworzona przez władzę, która chcę bronić się przed działaniami obywatelskimi .Władza - twierdzi on - tworzy swe światy przez mechanizmy ekskluzji i inkluzji . Władza fragmentaryzuje po to , by wyeliminować z układu elementy osłabiające jej wpływy.
A J. Michael Hogan zwraca uwagę, że rozwijająca się dziś w dyskursie publicznym retoryka nienawiści powstaje w wyniku świadomej strategii polityków.
W mediach następowało to zarówno wynikiem świadomych działań nadawców jak i reakcji audytoriów. W poczuciu utraty odbiorcy, media starały się utrzymać te formy i treści komunikowania, które , jak się wydawało, wzbudzały zainteresowania. W efekcie dokonano jakoby "amputacji " pewnych dawnych przekazów dotychczas "dla wszystkich" i nadano im nowy format. Stąd pojawiła się np. gazeta-tabloid, czy tematyczne radio i telewizja.
Przykładów takich działań można nadal poszukiwać .
6. Przyczyny medialnej fragmentaryzacji.
Jeżeli będziemy analizować fragmentaryzację w świetle zachowań spontanicznych musimy odpowiedzieć sobie na pytanie o przyczyny nagłego odchodzenia odbiorców od mediów, którym przez tyle lat zachowywali wierność? Wszystkie one łączą się ze zjawiskami gospodarowania czasem przez człowieka.
W późnych latach 40-tych ubiegłego wieku badacze zakładali bowiem, że każde nowe medium będzie wypierało poprzednie (D.H. Lasswell, 1949) .
Sama koncepcja wyporności została zasygnalizowana w pojęciach "pojemności odbiorcy " i "pojemności audytorium" przez Shannona i Waevera w 1947 roku.
Podobną myśl wyraża Turow m twierdząc, że samo zwiększenie się ilości kanałów powoduje efekt fragmentaryzacji , ponieważ musi prowadzić do efektów rozczłonkowania.
Tymczasem tak się nie działo i odbiór mediów sumował się, a co istotne mieścił się w czasie wolnym odbiorcy.
Cała seria badań empirycznych falsyfikowała przypuszczenie, że wejście w świat nowego medium powoduje wyparcie z budżetu czasu pewnej innej aktywności , jak odrabianie lekcji, zabawy na świeżym powietrzu, turystykę , czy życie towarzyskie. Okazywało się, że ludzie potrafią pogodzić w swym lepiej zorganizowaniem czasu jedne i drugie czynności. Co nie znaczyło jednak , że ów efekt wyporności nie działał. Dawał on różne efekty. Pierwszym sygnałem był spadek koncentracji uwagi podczas chwil odbioru, wspomniana sekundaryzacja mediów, czy, co stwierdzono przy wprowadzeniu w związku z możliwym dzięki video tzw time shifting, poważne ograniczenie godzin snu u odbiorców.
Tak było w przypadku boomu video w latach 1980-tych, gdy więcej czasu poświęcano mediom w ogóle, jak też w latach 1997- 2003 w Australii, gdy gwałtownemu przyrostowi użytkowania Internetu ,oraz stałemu wzrostowi odbioru telewizji płatnej towarzyszył co najwyżej niewielki spadek odbioru radia (Levine, 2004) . Tu wszędzie czas wolny okazywał się bardzo pojemny na przyjmowanie nowych komunikatów.
Reakcja następuje później i ma swoje przyczyn , które są zależne od: stopnia satysfakcji jaką daje odbiór medium, rewizji zwyczajów odbiorczych pod wpływem nadmiaru odbieranych mediów , oraz związanych z tym ekonomicznych i społecznych kosztów.
Kształtują się nowe wzorce odbioru, bardziej świadomego i wynikającego z wyboru .
Carolyn A. Lin w swoich badaniach dowodzi, że korzystanie w płatnej telewizji kablowej wywołuje większą świadomość odbioru; odbiorca telewizyjny zmienia się z pasywnego "widza" w świadomego "użytkownika", zaś ta świadomość pozwala mu rozważać decyzje o kontynuacji odbioru i nawet wstrzymania się od niego. (Lin, 1994) Ta świadomość związana jest z poczuciem satysfakcji jaką daje odbiór, zmiany decyzji o odbieraniu programu, unikanie reklam ( dzięki pilotowi) i planowaniem odbioru, Zmiany programu życiowego odbiorcy wpływają na rewizję dotychczasowych zachowań odbiorczych.
Tak też odbiorcy prasy zrywali prenumeratę z chwilą, gdy zmieniali swe miejsce zamieszkania , lub wyjeżdżali na wakacje.
W końcu wzrost opłat za telewizję kablową był przyczyną rezygnacji z odbioru. Potwierdza to uczynione wcześniej założenie , że fragmentaryzacja łączy się ze zjawiskami zmiany postaci życia.
Właściwe postępowanie z czasem odbiorcy staje się wyzwaniem dla fragmentaryzującego świata mediów.
7. Problemy reklamodawcy
Zjawiska odchodzenia czytelnika od wielkich mediów zaczynają zwracać uwagę reklamodawcy . Fragmentaryzacja :prasy, radia i telewizji powoduje, że powstają mniejsze lub nawet niewidoczne audytoria , do których nie może dotrzeć apel reklamowy , kierowany do wszystkich. Pojedynczy konsument odzyskuje dziś swoją autonomię , wpływając na treści.
Na tym tle oczywiście pojawia się problem racjonalnego wykorzystania mediów do reklamowania się. Czy apel reklamowy ma być skierowany do wszystkich? Podpaski do mężczyzn, a szampon do łysych? To stanowisko podległo już rewizji. Coraz częściej , kierując się zasadą 20 = 80 ważny staje się dobór medium, które dociera do właściwego segmentu audytorium.
Bill Gossman zachęca do "dostarczania ważnych treści reklamowych ludziom nimi zainteresowanym."
A Stephanie Campbell pisze, że ponowoczesne zmiany w społeczeństwie prowadzą ku indywidualizmowi i fragmentaryzacji grup społecznych. .
Dalszą reakcją jest zmiana medium. Zdaniem Erwina Ephrona narastająca fragmentaryzacja audytoriów kieruje media od telewizji ku magazynom. . W końcu niektóre agencje starają się wyprowadzić reklamy z mediów i zwielokrotnić je na terenach centrów zakupów.
By temu zaradzić konieczne jest podjęcie badań nad jakością w mediach na użytek ich planowania. .
Wydawcy zrzeszeni w Informa Media Group na spotkaniu European Media Market w grudniu 2004 roku stwierdzają : "gdy audytoria się fragmentaryzują zmienia się model ekonomiczny." Stan sfragmentaryzowania stanowi nowe wyzwanie , które nadawcy powinni wykorzystać , jeżeli chcą osiągać sukces na rynku. .
8. Fragmentaryzacja w prasie codziennej.
Przemiany europejskiej prasy codziennej jako przykład fragmentaryzacji.
Prasa codzienna w Europie przechodzi dziś kolejną transformację. Jej przykład może być potraktowany jako analiza fragmentaryzacji w mediach.
Prasa codzienna stanowiła do roku 1990 jedno z trzech wielkich mediów, a jej społeczne zasięgi były duże. Stanowiło to model masowego komunikowania, do którego, jak się wydawało będą się przybliżać inne kraje rozwinięte. Okazało się jednak ,że procesy fragmentaryzacji zaczęły tej wizji przeczyć,
W przodujących w czytelnictwie krajach skandynawskich liczba egzemplarzy przypadająca na 1 tysiąc mieszkańców wahała się na przełomie 1989/90 od 564 egzemplarzy (Finlandia) do 622 (Dania).
Prasa w roku 1980 miała też największy udział w wydatkach na reklamę .
Rok 1990 uważany jest dziś za krytyczny w dokonującej się obecnie transformacji prasy codziennej.
Od tej daty rozpoczął się powszechny proces upadku prasy codziennej, choć spadek czytelnictwa odnotowywano już od roku 1950. Początkowo polegał on kurczeniu się prasy centralnej na rzecz prasy regionalnej i lokalnej, co widzimy szczególnie we Francji i w Niemczech. Lecz procesy te poszły dalej.
Są to procesy, które obejmują najbogatsze kraje świata.
W USA nakłady gazet codziennych w 2004 roku osiągają poziom 87% stanu z roku 1990, Wielkiej Brytanii - 73%, Francji - 91, Włoszech - 84, Kanadzie - 92% i Japonii - 97% . Tylko w Niemczech - 105%, co jednak zasługuje na osobne wyjaśnienie. Przez ten czas jedynie Francja miała w latach 1994-1997 wskaźnik wyższy, niż w 1990 roku.
W tym czasie wszystkie te kraje powiększyły swoje populacje . W Niemczech od roku 1992 sprawozdana w statystykach populacja powiększyła się o mieszkańców byłej NRD. Kraj ten w czasach rządów komunistycznych miał największy w świecie współczynnik egzemplarzy gazet na 1 tysiąc mieszkańców , co jednak po jego przyłączeniu do Niemiec nie zwiększyło czytelnictwa . W rezultacie przyjmując rok 1992 za wyjściowy nakłady gazet w 2004 roku spadły do 84% .
Spadły też wskaźniki ilości egzemplarzy przypadających na 1 tysiąc mieszkańców.
Ta nowa transformacja dokonywała się w sposób przez długie lata niezauważony i dopiero w październiku 2005 Raport fachowego stowarzyszenia INMA uświadomił opinii ten fakt.
Przyczyny tej nieświadomości są wielorakie.
Po pierwsze - prasa codzienna reprezentuje nadal tak zwany best product , osiągając wysoki poziom edytorski, gdy chodzi o typografię, kolor, fotografię i jakość tekstów.
Po drugie - prasa jest nadal dochodowa. Reklamodawcy, których dochody rosną nadal szeroko inwestują w reklamy prasowe, chociaż nastąpiło pewne przesunięcie nakładów reklamowych w kierunku telewizji i radia.
Spowodowało to istotne reakcje, które mogą się mieścić w koncepcji fragmentaryzacji.
Pierwsza to reakcje teoretyków. Obowiązująca dotychczas koncepcja (dependence theory) , że prasa codzienna zaspakaja ludzie potrzeby na wzór dostaw wody czy prądu została zakwestionowana. Autorzy Raportu uważają , że odbiór prasy kieruje się nie ludzkimi potrzebami (needs), lecz chęciami (wants). A więc ludzie bardziej niż potrzebą bycia poinformowanymi kierują się motywami emocjonalnymi, które decydują o tym czy chcą czytać gazety.
Druga - to zmiana sposobu czytelnictwa. Zmienia się styl czytania gazet. W miejsce zapoznawania się z treściami mediów (gazet) jednokrotnie w cyklu dziennym , czytelnictwo rozkłada się na kilka momentów cyklu dziennego , a nawet tygodniowego. Ludzie czytają krótkie teksty w czasie swych dojazdów do pracy, a następnie bądź czytają szerzej ponownie treści medialne w Internecie, bądź ograniczają się do lektury raz w tygodniu. Czytelnictwo rozpada się na płytkie i pogłębione.
Zmienia się wizja kompozycji czasu przeznaczonego na czytelnictwo. Jeżeli przyjąć za badaniami Komisji Europejskiej , że czas przeznaczany przez Europejczyka na czytanie prasy oscyluje dziennie między 15 minutami a 34 minutami , to jego wykorzystanie w cyklu dziennym zaczyna się zmieniać. Program :krótkie poranne czytelnictwo podczas dojazdów do pracy i dłuższe w pracy czy po powrocie do domu może ulec zarówno wzmocnieniu ( gazety darmowe, portale internetowe), jak też zasadniczej zmianie : przyjście na gazety niedzielne lub na czasopisma ,przy eliminacji dłużej lektury dzienników. To toż przejaw sterowane fragmentaryzacji tym razem czasu wolnego.
Naprzeciw tej tendencji wychodzą w pewnych krajach gazety darmowe, które choć przeważają w nich materiały reklamowe ,przynoszą także krótkie nowe wiadomości z różnych dziedzin .
W 2004 roku codziennie ukazuje się na świecie blisko 395 milionów egzemplarzy gazet darmowych.
Inną formą medialną wychodząca naprzeciw tej tendencji są gazety niedzielne. Te występują tylko w pewnych krajach: Wielka Brytania, Irlandia, Grecja. Przoduje tu Wielka Brytania, gdzie wychodzi 15 tytułów takich gazet, których łączny nakład 15 milionów, jest wyższy od nakładu gazet codziennych (14 milionów).
W Europie wyróżnia się sfera czytelnictwa gazet . Przodują tu kraje skandynawskie, gdzie utrzymuje się silnie nabywanie gazet w prenumeracie, zaś konkurująca z nim telewizja jest programowo słaba.
I Europę telewizji oraz magazynów zwykle tematycznie profilowanych. Tu przodują : Niemcy, Wielka Brytania, Irlandia, Włochy, Hiszpania, Grecja. Jednak magazyny mają tylko kilka profilów ;są to w Europie czasopisma kobiece, sportowe i w pewnych wypadkach ekonomiczne. Jednak dynamiczny rozwój czasopism jest oczekiwany przez wydawców.
Zjawiska te wywołują reakcje wydawców.
Działania ich mają charakter fragmentaryzujący. Część z nich koncentruje się na stałych i wiernych odbiorcach (heavy readers) ,orientując się na ich upodobaniach. Inni interesują się odbiorcami nieregularnymi (light readers) , dla których przygotowują regularnie, lecz nie ciągle specjalne wydania.
Wydawcy do tej pory zwracali większą uwagę na marketing swoich gazet, kładąc mniejszy nacisk na jakość i różnorodność produktów dziennikarskich. Od tej polityki zaczynają jednak odchodzić.
Philip Meyer z Uniwersytetu Columbia w Missouri przeprowadził analizę tendencji zmian amerykańskiego rynku prasowego , który począwszy od lat 50-tych się kurczy. Sam jest zwolennikiem pracy z wiernym odbiorcą. Szansę utrzymania się gazety na rynku i jej sukcesów upatruje w ich związku z lokalną publicznością, dobremu ulokowaniu na rynku reklam, który jest dziś ukierunkowany ku węższym audytoriom, wysokiej jakości dziennikarstwa, właściwej obsadzie kadry piszącej, akuratności informacyjnej i komunikatywności .
Polska prasa codzienna wobec fragmentaryzacji.
Polska prasa codzienna stanowi pewien odmienny wobec mediów starej Europy przykład rozwojowy. Jak pisze Marek Jachimowski media polskie w latach 1944- 1989 przechodziły na przemian przez okresy centralizacji i decentralizacji. Kończące zapędy centralizacyjne wejście w ustrojową transformację spowodowało celowe działania fragmentaryzacyjne zmierzające do rozbicia starego systemu . Rok 1990, rok początku kryzysu prasy codziennej w Europie Zachodniej przyniósł likwidację , a nie ekonomiczny upadek, koncernu "Prasa- Książka - Ruch" , co nie znaczyło jednak , że tym samym polski system medialny włącza się we fragmentaryzacyjne procesy widoczne na zachodzie .Nasza struktura, a także publiczność były na to nie gotowe. Tytułów jest nie wiele , ich średni nakład jest przyzwoity i oscyluje wokół 100.000 egzemplarzy. Tak trwa do roku 1996. Potem następują mylące obserwatora fluktuacje , w rezultacie 2000 jest dla polskich dzienników powtórzeniem roku 1990 na zachodzie Europy.
Scalające według Touraine'a społeczeństwo "mobilizacji mas" - media nie tracą swej siły zaraz z chwilą podjęcia działań przeciw nim skierowanych. To wymaga czasu. Przez ten czas, gdy zapotrzebowanie społeczne na media masowe jeszcze występuje, usuwa się centralizujące je instytucje, co próbują wykorzystać prywatni przedsiębiorcy, by wielkonakładowe dzienniki partyjno-państwowe zastąpić wielkonakładowymi dziennikami własnymi. Udaje im się to różnym stopniu. Nakłady wielkich dzienników spadają , a nowe inicjatywy kończą się niepowodzeniem ( " Nowy Dzień".
Co się zmieniło w polskich mediach po transformacji? Zajmijmy się prasą codzienną. Jeżeli zawierzyć akuratności i kompletności danych publikowanych przez Związek Kontroli Dystrybucji Prasy to okres między 1994 charakteryzowały następujące tendencje:
• wzrost ilości tytułów od 25 do 50 , a w latach 2001-3 ponad 50.
• Pewien wzrost nakładów wszystkich dzienników o 800.000 w średnim jednorazowym nakładzie.
• Począwszy od roku 1999 pojawienie się prasy darmowej , o niewielkiej ilości tytułów .ale dużych nakładach. Na razie nie wiele wiemy o tej prasie i jej rzeczywistym czytelnictwie.
• Spadek średniego nakładu dziennika z 122. 000 do 76.000.
• W strukturze polskich mediów 4 dzienniki utrzymują nakład ponad 200.000. Są to : Gazeta Wyborcza, Super Ekspres, Rzeczpospolita, Dziennik Zachodni - z tego tylko Gazeta Wyborcza, dzięki wydaniom bezpłatnym nie traci czytelników , gdy pozostałe tak ,a to Super Ekspres - o 93.000, Rzeczpospolita o 43.000. Dziennik Zachodni o 124.000.
• "Fakt" jest przykładem innej tendencji ,na razie jego odbiór wzrasta z 714.000 do 786.000 o 72.000.
• Pozostałe tytuły o licznym nakładzie powoli tracą.
9. Amerykańska telewizja wobec fragmentaryzacji.
Podobne procesy dokonują się w telewizji, której odbiór społeczny jest dziś bardzo wysoki.
Wielość kanałów.
James G .Webster dokonuje analizy stanu tego medium najpowszechniej odbieranego dziś w świecie. Zwraca on uwagę, że 1977 trzy wielkie stacje telewizyjne miały 90% widzów w swoim prime-time. Począwszy od roku 1985 następuje regularny coroczny spadek w: 1985- 69,3% a w 2002/3 - 29%.
Równocześnie dokonywał się wzrost penetracji wielu kanałów telewizyjnych w amerykańskich domach (kable, satelity) od 42% domów do 82%.
A także liczba kanałów odbieranych średnio przez taki dom :od 20-tu do 110-ciu.
Wywołuje to reakcje teoretyków ,którzy zwracają uwagę na :
1 znika silny czynnik medium społecznej integracji
2.technologia i zorientowane na reklamodawców programowanie rekonfiguruje masowe audytorium na wiele małych głosów .
Webster pisze:
" Ustabilizowane sieci , często kontrolowane przez państwo , zobaczyły swe audytoria zerodowane i ich prominentne miejsca w życiu narodów były utracone "
Fragmentaryzacja audytorium
"Fragmentaryzacja opisana jako proces po przez który masowa publiczność , która była kiedyś skoncentrowana na trzech opcjach odbiorczych , zostaje szeroko rozdzielona" "
Komentując publiczne stacje w Europie i Izraelu Elihu Katz (1996) stwierdzał ,że "wzrastająca segmentacja audytoriów kwestionuje środki państw narodowych , poprzez które promują one społeczną integrację i poczucie wspólnych celów."
Ponad 80% US domów ma dostęp do szerszych niż lokalne kanałów. Dom amerykański, średni, ma dostęp do ponad 100 kanałów. Gdy dla roku 2004 takich dostępnych kanałów jest 339.
W rezultacie:
1. Nowe środowisko programowe jest bardziej zróżnicowane.
2. To środowisko jest skorelowane z kanałami. A więc wybór kanałów, a nie coś z różnych kanałów.
3. Kanały te są dostępne w różnym stopniu.
Stare sieci głównego nurtu ( ABC, CBS, NBC) mają nadal większe audytoria. Ale gdy kiedyś zasięg ich odbioru był na poziomie 30 i 40 % to dziś jest dobrze gdy jest dwucyfrowy.
" Także audytoria starych sieci niewątpliwie się kurczą , fragmentaryzacja nie jest pozbawiona społecznych korzyści. Promowanie zróżnicowania jest węzłowe dla polityk komunikacyjnych w większości liberalnych demokracji. (McQuail, 1992; Napoli, 2001). Fragmentaryzacja może znaczyć ,że zamiast by każdy oglądał programy poświęcone " najniższemu wspólnemu poziomowi , audytoria masowe jest dziś podzielone wzdłuż bardziej zróżnicowanego świata treści "
Jest to koniec tego co Napoli nazywa "horyzontalnym" zróżnicowaniem nastawienia odbiorczego.
"Bez względu na to co jest ostatecznie dobre dla społeczeństwa , to jednak zależy od tego co dzieje się pod "okleiną" fragmentaryzacji. Czy widzowie korzystają z wyborów biorą małe próbki z każdej sieci - osiągając to co Napoli (1999) nazywa " wertykalnym zróżnicowaniem - lub też po prostu obżerają się swoimi ulubionymi? "
Polaryzacja audytorium
"Oceniając tendencję audytoriów do polaryzacji wokół klas treści pomoże nam zrozumieć społeczne implikacje nowego środowiska mediów. Na przykład , znane pojęcie selektywnego nastawienia (selective exposure) podnosi kłopotliwą perspektywę ,że ludzie będą korzystać z bogactwa wyboru by unikać materiałów, które uważają za niesmaczne i poszukiwać materiałów, które odpowiadają ich predyspozycjom. Stała dieta takich programów , na odwrót, może kultywować percepcje rzeczywistości w rozbieżności do norm społecznych Sustein (2001) otwarcie ostrzega ,że filtrując głosy przeciwne na korzyść podobnych do moich może prowadzić do " grupowej polaryzacji" . Z pewnością kompanie medialne są zainteresowane w tworzeniu lojalnych, demograficznie homogenicznych audytoriów są tylko zbyt szczęśliwe w zaspakajaniu tych preferencji. Jeżeli audytorium kanału reprezentuje małą grupę widzów, którzy oglądają swe ulubione sieci i nie wiele więcej ( audytorium spolaryzowane) ,to może odpowiadać obawom , że te masowe audytorium zostanie zreorganizowane w segmenty podatne na polaryzację społeczną ( Gitlin, 1998, Sustein , 2001, Turow, 1997)." .
Modele ekonomiczne i model użytkowania i korzyści sugerują, że różne rodzaje ludzi preferuje różne typy programów i postępują zgodnie ze swymi preferencjami by zaspokoić swoje apetyty. Współczesne sieci telewizyjne są zgodnie z tą zasadą.
Takie myślenie ma wpływ na dostępność kanałów. Z 300 kanałów przeciętnie 100 trafia do telewizji w domu.
" struktury środowiska medialnego zmuszają pewne kanały o potencjalnej publiczności by przeszły do bieguna nonsue , nawet ,jeżeli preferencje wskazują na coś innego. "
Jest to polaryzacja de facto. Więcej, gdy możliwości kanału nie są poddane naciskom , widzowie sami podejmują wybory w swych środowiskach poprzez prenumerowanie pewnych serwisów , a nie innych, i lub ustanawiają względnie stabilny " repertuar kanału" , który efektywnie wyłącza większość kanałów spod ich uwagi. "
Z badań wynika, że w przeciętnym domu US oglądanych jest nie więcej niż 15 kanałów ,a w domach o dostępności 200 kanałów tylko 19 jest stale odbieranych.
10 . Zakończenie
To co tu powiedziałem oczywiście nie zamyka problemu. To początek procesów, które wymagają badań, by je zrozumieć i umiejętnie wykorzystać.
Tu ograniczymy się do rekapitulacji tego co powiedziano wyżej.
1. Współczesny świat przechodzi procesy głębokich transformacji. Związane są one z odchodzeniem od społeczeństwa przemysłowego.
2. Fragmentaryzacja jest jej przejawem.
3. Sięga ona głęboko w ludzkie sposoby życia.
4. Poważnej zmianie podlega sposób posługiwania się czasem.
5. Media są nie jedynym , lecz ważnym polem na którym procesy te przebiegają.
6. Rozważana tu fragmentaryzacja ma swój aspekt instrumentalny. Jest sposobem osiągania pożądanych efektów przez podział i eliminację.
7. W wyniku fragmentaryzacji powstają nowe formy życia ludzkiego w tym także odbioru mediów.
8. Te nowe formy mogą doprowadzić do upadku mediów masowych, lecz także nadać im nową postać, które poprawi procesy komunikacji.
PRAWO DO KOMUNIKOWANIA SIĘ: CZY DAWNE
DYLEMATY SĄ JESZCZE AKTUALNE?
Idea prawa do komunikowania się - Right to Communicate, (dalej: RTC) została przedstawiona przez francuskiego polityka i człowieka mediów Jeana d'Arcy w roku 1962. W roku 1973 podczas dorocznej konferencji International Broadcast Institute w Nikozji idea ta została przyjęta jako zadanie dla Instytutu; podczas kolejnej konferencji IBI w Kolonii w roku 1975 nadano jej następujące sformułowanie:
„Każdy ma prawo do komunikowania się. Jest to podstawowa ludzka potrzeba i stanowi podstawę wszystkich organizacji społecznych. Ono przynależy społecznościom, stosunkom pomiędzy nimi i wewnątrz nich. To prawo już dawno zostało międzynarodowo uznane, a stosowanie go wymaga rozwinięcia i poszerzenia. Biorąc pod uwagę zmiany w społeczeństwach i rozwój technologii, odpowiednie zasoby - ludzkie, gospodarcze i technologiczne - winny się stać dostępne całej ludzkości dla zaspokajania potrzeb interaktywnej komunikacji uczestniczącej i wypełniania prawa”.
RTC nawiązuje do powszechnych praw człowieka chronionych przez takie dokumenty międzynarodowe, jak: Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, Pakty Praw Obywatelskich i Politycznych, Pakty Praw Ekonomicznych Społecznych i Kulturalnych; zmierza się do uchwalenia go, jako nowego, najbardziej ogólnego prawa regulującego zjawiska komunikowania.
Instytut, który później przyjął nazwę International Institute of Communications (IIC, a Jean d'Arcy został jego prezydentem), powołał w tej sprawie grupę roboczą i doprowadził do publikacji szeregu prac na ten temat.
W latach 70. problem RTC został podjęty przez UNESCO, które zorganizowało szereg spotkań na jego temat. Zainteresował się nim Sean McBride, przewodniczący powołanej przez UNESCO Komisji do spraw Badania Problemów Komunikacji (Dubrownik 1978) a idea RTC została pozytywnie odnotowana w raporcie tej Komisji (Many Voices, One World, 1980).
Ideę RTC zawsze ożywiał polityczny spór wokół światowego komunikowania, toczony między politycznym Zachodem i Wschodem oraz narastająca, a na różny sposób interpretowana kontrowersja między Północą i Południem.
Wraz z przemianami przełomu lat 80. i 90. zeszłego wieku straciła swą polityczną aktualność. Dziś, wobec dokonujących się głębokich przemian w komunikowaniu powraca myśl podjęcia światowej dyskusji na jej temat. Forum dla niej ma być świeżo otwarta strona internetowa www.righttocommunicate.org .
Autor jest związany z grupą dyskutującą RTC od roku 1975.
1. Wstęp - sceptyk wobec zmieniającej się sytuacji
Z pewnością jestem sceptyczny wobec idei prawa do komunikowania się jako nowego prawa człowieka. Tak było w roku 1975, gdy Edward Ploman zaprosił mnie do dyskusji, tak jest i dzisiaj, choć wiele w tej sprawie się zmieniło.
Gdybym miał określić źródło mego sceptycyzmu, to sprowadziłbym je do obawy przed wprowadzaniem jednej globalnej zasady prawnej, prawnej, a więc egzekwowalnej siłą przymusu, która normuje jednolicie bardzo skomplikowaną sferę ludzkich stosunków. Taka praktyka niesie dwojakie niebezpieczeństwo: albo prawo nie będzie stosowane, albo ucierpią na tym ludzkie stosunki.
Zmiana sytuacji
Każdej epoce towarzyszą pewne stosunki, zwane historycznymi, które mają zarówno lokalny, jak i globalny, powszechny zasięg. Ponieważ więcej dziś tego globalizmu, niż to miało miejsce w 1975 roku, dlatego też „nowe otwarcie” dyskusji nad RTC, jak to ładnie określa Desmond Fisher , jest możliwe i pożądane. Przez ostatnie bowiem ćwierćwiecze wiele się zmieniło, ale też wiele dawnych dylematów pojawiło się w innej formie.
Muszę też dodać, że wiele zmieniło się u mnie w Polsce, choć z pewnością nie aż tak wiele na Kubie. Jakby dla zrozumienia sytuacji kubańskiej i jej podobnych, pozwolę sobie określić wschodnio-europejską optykę dyskusji sprzed 27 lat.
Prawo powszechne tamtego czasu mogło powstać tylko w wyniku decyzji parlamentów narodowych: w państwach, w których stosowanie praw konstytucyjnych wymaga istnienia przepisów szczegółowych, wymagało to od parlamentu podwójnych decyzji: pierwszej, w której miały tę generalną zasadę zaakceptować i drugiej, dzięki którym byłaby możliwa jej implementacja. Uzyskanie tych dwóch decyzji było sprawą politycznie trudną.
Ofiarą tylko pojedynczej decyzji było niestosowanie w wielu krajach zasad Powszechnej deklaracji praw człowieka . Były konstytucyjne deklaracje, ale brakowało sposobów ich realizacji. Takie podwójne decydowanie zależało od woli narodowych legislatyw, logika zaś ich działania w wielu krajach, w tym w moim, wymykała się racjonalnej kontroli. Można było co najwyżej przypuszczać, że rządzącym w tych krajach chodzi o coś, co może ułatwić lub też utrudniać sam proces uchwalania prawa. Ale trudniej było określić, co to jest.
Słynna metafora, autorstwa Winstona Churchilla, że walka polityczna w tych krajach przypomina bój sfory wściekłych psów przykrytych kocem, była trafna i trzeba było dobrze temu kocowi się przyglądać, by zgadnąć, kto ma przewagę. Fałszywe rozpoznanie mogło grozić niepowodzeniem i utratą dóbr już osiągniętych, a lansowanie niepopularnych propozycji było drażnieniem bestii. Czy mogła ona zareagować restrykcyjnie? Ależ nie tylko mogła, ale reagowała. Przypomniałem sobie z ironią nasze międzynarodowe dyskusje nad RTC, gdy w Polsce w grudniu 1981 roku władze stanu wojennego w Polsce zablokowały połączenia telefoniczne w miejskich centralach, a potem otwarcie kontrolowały rozmowy telefoniczne swoich obywateli, dając o tym znać powtarzającym się chantem „rozmowa kontrolowana, rozmowa kontrolowana”, brzmiącym w słuchawce.
Duch Helsinek
Prawo do komunikowania się, wbrew różnym deklaracjom, było pytaniem o politykę. Wpisane bowiem było w międzynarodowy dialog polityczny na osiach Wschód-Zachód i Północ-Południe. Gdy wybuch zimnej wojny w układzie Północ-Południe jeszcze nie nastąpił, odbywało się solidne przygotowanie artyleryjskie zwane sporem o ład światowy , to długotrwałe napięcie na osi Wschód-Zachód doprowadziło do wyartykułowania zasadniczych pretensji i żądań, aż wreszcie w połowie lat 70. sytuacja dojrzała do zawarcia chłodnego pokoju. Obie strony zaczęły obliczać swoje szanse i to, w czym mogłyby ustąpić. Rok 1975 to nie tylko Doroczna Konferencja IBI w Kolonii, gdzie po raz pierwszy szerzej dyskutowano nad RTC, to także helsińska Konferencja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, nie tylko europejska zresztą, bo uczestniczyły w niej także Stany Zjednoczone i Kanada.
Prawo do Komunikowania się staje się wówczas nośnym hasłem, którym by można się posłużyć do zawarcia pokoju na odcinku, do tej pory określanym jako międzynarodowe komunikowanie polityczne. To określenie brzmiało złowrogo, ponieważ bez względu na to, czy przekazywano wojownicze noty służb dyplomatycznych, czy „Ulicę Sezamkową”, dokonywało się to z woli i w interesie państwa.
Przyczyną, dla której kraje sowieckiego obozu przystały na debatę RTC, była nadzieja, że potrafią przy negocjacyjnym stole uzyskać zgodę państw zachodnich, by wprowadzić zrównoważenie komunikacyjnego przepływu ze Wschodu na Zachód, ponieważ, jak dowodziły liczne badania, ten jego stan dyskryminuje możliwości ich międzynarodowych public relations. Jeżeli zaś to się nie powiedzie, grożono, to my zmniejszymy obecność waszego public relations u nas.
I chociaż idee RTC posługiwały się hasłem praw i obowiązków człowieka czy obywatela, polityczny Wschód wpisywał w to miejsce państwo. Prezydent USA jest odpowiedzialny za to, że Time magazine napisał nieprzychylnie o Związku Sowieckim - to przykład pretensji, które w międzynarodowych debatach formułowano pod hasłem RTC na Konferencji UNESCO w Bukareszcie.
Myśl, że zwykły człowiek mógłby mieć czynne prawa do komunikowania się, np. posiadając własną rozgłośnię radiową czy wydając gazetę, nie mieściła się w głowach ludzi nawet kontestujących komunistyczny system, którzy nie myśleli o jego odrzuceniu, lecz o humanistycznej modyfikacji.
W tworzony przez ekspertów „Solidarności” projekt nowego prawa medialnego w połowie grudnia 1981 r. nawet nie wpisaliśmy praw pojedynczego obywatela do własności medium, lecz wymagaliśmy, by obywatele łączyli się w stowarzyszenia, a ocena intencji takiego związku będzie kryterium czystości intencji aplikanta.
Nowa sytuacja
Po 27 latach optyka stała się dość zasadniczo inna.
Pierwsza zasadnicza zmiana, jaka nastąpiła, to przeniesienie miejsca informacji, ważnego partnera komunikacji, ze sfery polityki do ekonomii. Wielka debata nad gospodarką informacji, w której IIC miał znaczący udział, przekonała dziś chyba wszystkich, że informacja to zasób gospodarczy, a umiejętność jej wykorzystania daje ekonomiczny sukces.
Nie uzgodniono jednak, gdzie zapadają decyzje, wymagające nowej i aktualnej informacji. Oponenci RTC w krajach komunistycznych już wcześniej zdawali sobie sprawę z wagi informacji, rozwijając do mistrzostwa system szpiegostwa gospodarczego, co nie znaczy, że ukradzione patenty udostępniali zwykłemu obywatelowi. Można więc zauważyć, że znaczenie RTC dla życia gospodarczego będzie tym bardziej oczywiste, im bardziej otwarte i demokratyczne będą stosunki gospodarcze i to zarówno w kulturze korporacyjnej, jak i na rynku.
Druga zmiana - to zmiana wynikła z braku identyfikacji osi zasadniczej konfrontacji współczesnego świata, skoro spór między politycznym Wschodem i Zachodem zniknął .
Nowa oś sporu, która się pojawiła, ma charakter zarówno globalny, co i wewnętrzny, a dotyczy terroryzmu. Jeżeli bowiem przyjąć, że dzieli ona nie państwa, lecz tych, co stosują terroryzm dla osiągnięcia swoich celów, od reszty świata, to dla uczestników takiego sporu sprawa dostępu do komunikacji nabiera nowej istotności.
Islamski świat terroru chce, by jego argumenty były słyszane na całym świecie, a świat jemu przeciwny chciałby dostęp do tych komunikatów ograniczyć . Tych, którzy chcą terrorystycznymi metodami rozsadzić demokratyczny porządek, jest więcej i nie ma prawie kraju, w którym by nie istnieli, niejednokrotnie zasiadając nawet w parlamentach.
Problemy porządku we współczesnym świecie stały się bardziej zadaniem dla policji, niż dla armii. Zadziwiająco przypominają mi sytuację Europy przełomu XIX i XX stulecia, gdy „anarchiści” rzucali bombami w polityków i jak dziś głoszono zasadę, że nie wolno umożliwiać tym przestępcom głośno mówić. Nie mniej w imię tego porządku angażuje się wojsko i wysyła je do Iraku, gdzie nie daje ono sobie rady z narzucającymi się zadaniami policyjnymi.
Mamy tu powrót sporu o uniwersalność zasad RTC, bo mimo pozorów RTC jest nadal problemem kontrowersyjnym. Problem, czy destrukcyjne komunikaty, komunikaty „przestępców” mają być słyszalne, powraca i jest dziś znów aktualny. Czytelnika, którego oburza łączenie RTC z prawem „przestępców” współczesnego świata, zachęcam, by uwzględniał nie tylko al-Kaidę, ale również Czeczenię.
Tak więc niepostrzeżenie we współczesnej polityce RTC pojawia się ponownie państwo, które wyłącza z jego stosowania przestępców, anarchistów, warchołów i politycznie niepoprawnych. Państwo nie angażuje się w spory międzynarodowe, lecz wprowadza ograniczenia praw swoich obywateli za międzynarodową aprobatą .Być może, że także antyglobalizm przyjmie jakąś bardziej zorganizowaną formę prowadzącą do zamykania się społeczeństw i oponenci RTC znów się pojawią. Na razie wiatry zdają się sprzyjać żegludze.
Zmiana trzecia - to poważny wzrost dostępnych nowych narzędzi komunikowania, zmierzch epoki masowego komunikowania i coraz szersze i powszechniejsze użycie tych nowych narzędzi przez każdego, a więc rządy, podmioty rynkowe i zwykłych obywateli w międzynarodowym dialogu.
W końcu zmiana czwarta - coraz bardziej interaktywny charakter tego nowego komunikowania, co jest jakby potwierdzeniem idei RTC i myśli Jeana D'Arcy. Pamiętamy bowiem, jak wiele wysiłku włożono, by udowodnić, że RTC dotyczy interaktywnego komunikowania się, a nie linearnego komunikowania, a zarazem przełamania ograniczeń języka angielskiego, który nie podsuwa nam dwu odmiennych słów dla ukazania tych różnic, przeciwnie niż hiszpański, czy języki słowiańskie z polskim włącznie: komunikowanie się vs komunikowanie.
2. Right to Communicate czy Right to Inform?
Dziś warto powrócić do kiedyś zapoznanego problemu, czym Prawo do Komunikowania się różni się od Prawa do Informowania?
Pamiętajmy, że 27 lat temu nie poświęcano wiele uwagi rozróżnieniu komunikacji i informacji, raczej godząc się, że są to pojęcia równoznaczne. Komunikowanie to przysyłanie informacji - mówiono - lub komunikujemy, informując.
Tymczasem postęp, jaki nastąpił w rozumieniu tych dwu różnych zjawisk, głównie dzięki badaniom nad komunikacją międzykulturową, pozwala widzieć komunikację jako ważny czynnik kulturowej wspólnoty, a informację jako czynnik niezależny, który może taką wspólnotę zarówno integrować, co i rozsadzać.
Wtedy widziano w informacji te wartościowe treści komunikowania, o których obecność w świecie trzeba się starać, a nie - informacyjną komunikację jako bezprzedmiotowe gadulstwo, którego należy unikać. Prawo do komunikowania się - mówiono - nie może zachęcać do bezprzedmiotowego gadulstwa. Dziś patrzymy na to inaczej: gadulstwo jest ważne, ponieważ daje efekt zbliżania się ludzi do siebie, daje efekt tworzenia wspólnoty, gdy informacja może ten efekt osłabiać.
Zrozumiano też, że informacja staje się treścią komunikacji, to jest budowania wspólnoty, jeżeli jest przez uczestników zrozumiana, to znaczy jeśli dotyczy wspólnego dla nich kontekstu. Prawo do komunikowania się ma służyć powstawaniu wspólnoty ludzi, którzy wymieniają informacje wiążące się ze wspólnie doświadczonym światem.
Ten wspólny kontekst jest przeżywany na ogół przez ludzi sobie przestrzennie bliskich, lecz globalizacja poszerza ten kontekst, przenosi go poza granice bezpośrednich styczności, łączy świat wokół wspólnych problemów. Dlatego też RTC staje się częścią programu globalizacji ludzkości i wpisuje się w skomplikowaną problematykę tego nadal kontrowersyjnego procesu.
Jeżeli prawo do komunikowania się ma spełniać swoją konstruktywną rolę to powinno ono poszerzać wspólny kontekst, w którym informacje stają się zrozumiałe.
Tu powraca podniesiony kiedyś przez spór między Północą i Południem problem: czyj ma być kontekst zrozumienia informacji? Tu problemy informacyjnego kolonializmu, czy kulturowej dominacji powracają ze wzmożoną siłą.
Tu też otwiera się ważne pole dla badań RTC, mających ukazać tworzenie się wspólnotowego kontekstu, który dotyczyć będzie coraz większej liczby ludzi i to nie przez przenoszenie kontekstu bogatszych czy silniejszych na poziom globalny, lecz przez tworzenie się głębszego zrozumienia świata. Można się też starać wyjaśnić treści kontekstowe tych zapóźnionych w rozwoju lub kontestujących rozwój części świata, które tworzą nowe problemy.
W tym znaczeniu RTC może włączyć się swymi badaniami w proces rozumienia rozterek antyglobalistów, którzy się burzą, ponieważ cierpią przez brak światowego zrozumienia swych kulturowych kontekstów.
3. Nowe formy dawnych dylematów
W mym tekście przestawionym na Dorocznej Konferencji IBI w Kolonii, zwróciłem uwagę na sześć dylematów, które w owym czasie określały debatę nad RTC .
Tu chcę wyjaśnić, jaką, moim zdaniem, formę przybrały one dzisiaj.
Dylemat prawny
Uchwalenie prawa do komunikowania się wydaje się obecnie łatwiejsze, niż w tamtych czasach. Wynika to z jednej strony z braku wyraźnych międzypaństwowych konfliktów, które uniemożliwiałyby uzyskanie zgody. Pod tym względem sytuacja poprawiła się znakomicie. Państwa są gotowe ze sobą współpracować, a formy ponadpaństwowego zrzeszania się ułatwiają negocjowanie i uzyskanie zgody. Tym bardziej, że w dialogu międzypaństwowym dominuje dziś retoryka liberalnego globalnego ładu. Na jak długo jednak, trudno wyrokować.
Europejska perspektywa i doświadczenia mego kraju w procesie przygotowania się do członkostwa w Unii Europejskiej pozwalają mi twierdzić, że państwa aplikujące bez oporu przyjęłyby takie prawo, gdyby stało się częścią prawnego dorobku Unii, a zwłaszcza gdyby przyjęcie go było warunkiem przyszłego członkostwa.
Jednak skoro państwa dzisiaj tak łatwo porozumiewają się między sobą, pojawia się ważny problem prawnej ochrony jednostki, która winna być otoczona opieką przed interwencją państwa podjętą w imię zagrożonego porządku wewnętrznego.
Urząd ombudsmana do spraw ochrony obywatelskich RTC powinien być przez RTC proponowany jako część tego prawa. Urząd ten powinien mieć swoją międzynarodową siatkę poparcia i kontroli.
Dylemat historyczny
Ostatnie dekady przyniosły wiele dowodów zakończenia dawnych sporów, które czyniły uchwalenie światowego RTC niemożliwym. Żyjemy obecnie w czasie powszechnej zgody, lub może lepiej jeszcze niewyartykułowanej niezgody, bowiem spór o globalizm wisi w powietrzu i tylko brak nowoczesnej ideologii antyglobalizmu powoduje, że RTC mogłoby być akceptowane. Ale nie należy proponować go bez działań ochronnych.
Wracając do wyżej wyrażonej myśli, jeżeli RTC nie będzie prostym Prawem do Informacji, ale prawem do konsolidowania się globalnej wspólnoty, ma szanse.
Także wtedy trzeba będzie położyć nacisk na uświadamianie światowej opinii publicznej treści kontekstu zwłaszcza tych miejsc w świecie, które tworzą problemy, ponieważ się ich nie rozumie.
Znów ruch na rzecz tego zrozumienia, tworzenie wiedzy, która pozwala działać w trudnych dla świata kontekstach, mógłby być zaproponowany.
Dylemat psychologiczny
Łączy się z działaniem mediów na jednostki. Media dzisiejszego człowieka przestały być mediami głównie masowymi, a komunikacja biernym odbiorem. Jednostka jest uczestnikiem komunikacji i jest osobą twórczą. Stworzyło to dobre warunki do korzystania z prawa do komunikowania się.
Również typ komunikatów uległ bardzo poważnej deformalizacji. Komunikujemy różnymi sposobami, komunikujemy przez swe społeczne istnienie. Człowiek żyje komunikacją, żyje kulturą. Dalsze widzenie tego procesu jednowymiarowo traci sens.
Komunikacja jako twórcza aktywność będzie stwarzała właściwe warunki dla osób zdolnych do własnej twórczości. Takie zdolności nie są powszechne. Wiele osób będzie odczuwać tę nową sytuację jako wyzwanie, któremu nie będzie mogło sprostać. Odczuwać będzie rosnącą zależność od innych.
W tym otwierającym się do niej świecie jednostka może czuć się zagubiona pod napływem cudzych komunikatów, od których nie może się wyzwolić. Nie darmo to otwarcie na innych zagraża tożsamości jednostki, przynosi wyzwania, ale też powoduje lęki i poczucie zagubienia. Otwarcie na komunikację przynosi uczucie niepokoju.
Przyjęte formy komunikacji powinny być choćby ogólnie uporządkowane.
Prawo do komunikowania się winno się rządzić pewnymi zasadami, które ograniczą chaos komunikacyjny i będą chroniły jednostkę przed niechcianą komunikacją.
Jednostka winna mieć prawo do niekomunikowania, jeżeli to jest sprzeczne z jej potrzebami, interesami i osobistym rozwojem. Ten temat też pojawił się przed laty, choć bez zadawalających wniosków.
Dylemat instytucjonalny
Życie człowieka toczy się w kilku wymiarach. Gdy wymiar globalny zdaje się sprzyjać prawu do komunikowania się, to wymiar państwowy budzi coraz więcej obaw. Pozostaje w końcu wymiar mikrożycia człowieka: tu znów prawo do komunikowania się przemawia do wyobraźni, lecz przynosi zagrożenia.
Trudno dziś zachęcać targane wewnętrznymi problemami państwa, by zrezygnowały całkowicie ze swej restrykcyjnej działalności. Walka z terroryzmem wprowadza w wielu państwach stan wyższej konieczności, w którym prawa obywateli bywają zawieszone. Trzeba stale podkreślać, że takie restrykcje są wyjątkowe, lecz czy można do końca wierzyć władzy, której lepiej się rządzi, gdy prawa obywateli ogranicza? Zwłaszcza dziś, gdy rządzenie staje się tak trudne.
I to właśnie niewydolność systemu rządzenia może stanowić dziś największe zagrożenie dla idei RTC.
Dlatego też konieczne wydaje się przekazanie straży nad prawem do komunikowania się instytucjom ponadpaństwowym i wewnętrznym. Wymieniłem wyżej kilka takich przykładów; będzie ich z pewnością więcej.
Dylemat ekonomiczny
Pisałem, że na czynne komunikowanie stać bogatych. Był to okres dominacji mediów masowych, gdy koszty komunikowania były wysokie. Dziś, dzięki nowym mediom, sprawa kosztów nie jest tak bolesna.
Komunikaty może dziś wysyłać każdy i kwestia ekonomiczna sprowadza się do dostępu do Internetu. Postęp technologiczny poważnie osłabił siłę tego ekonomicznego argumentu.
Dylemat socjologiczny
Pisałem wówczas o społecznych celach komunikacji. Perspektywa mediów masowych czyniła ten problem szczególnie ostrym.
Dziś nowe media stwarzają warunki dla swobodnego działania jednostek i umożliwiają komunikowanie każdemu, kto chce, i to komunikowanie o wszystkim. Nie wszyscy jednak z tej możliwości korzystają. Liberalne zasady nowej komunikacji pozwalają komunikować tym, którzy mogą, potrafią i chcą.
Dawne audytoria mediów masowych przekształcają się w swobodnie dobierające się w procesie komunikacji grupy odniesienia. Prowadzi to do poważnych podziałów społecznych, na pozór trudnych do rozpoznania, lecz dających o sobie znać w postaci sukcesów ekonomicznych, politycznych i towarzyskich. Poważnym zadaniem społecznym jest uczynienie tej praktyki powszechną. Takie działania są zapisane w wielu programach społecznych i organizacyjnych.
Trudno jednak zakładać, że ludzkość przekroczy ten próg internetu, w tak powszechnym choćby stopniu w jakim opanowała pismo. Być może powstanie poważny i trwały podział na użytkowników internetu i pozostałych, „społeczeństwo sieci i społeczeństwo śmieci” - jak ktoś złośliwie zauważył. Ci do internetu nie przystępujący rozwijać będą dawne formy życia społecznego opartego na bliskości przestrzennej i tworzących się na jej podstawie społecznych grupach, gdy społeczeństwo sieci utraci swą dawną społeczną spójność dzięki pogłębiającej się fragmentacji. Brak poczucia miejsca - „no sense of place” - to popularne określenie kontekstu sytuacyjnego nowego człowieka komunikacji - ukazuje jego oderwanie od miejsca, na którym życie społeczne jest zlokalizowane. Społeczeństwo „śmieci' może się okazać znacznie bardziej ludzkie od społeczeństwa sieci.
4. Czy w nowej sytuacji są szanse na Right to Communicate jako prawo pozytywne?
Z powyższych wywodów wynika, że być może mamy dziś wyjątkową historyczną sposobność, by z powodzeniem doprowadzić do powstania Prawa do Komunikowania się jako uniwersalnego prawa nowej generacji. Uważam, że warto podjąć na ten temat dyskusję i rozpocząć analizę warunków, w których takie prawo można by wprowadzić w sposób pożyteczny, unikając jego możliwych konsekwencji negatywnych.
Jakich konsekwencji się obawiam? Jeżeli pominąć strach przed zaproponowaniem zasady, która nawet uchwalona pozostanie tylko na papierze, te konsekwencje mogą być następujące:
Po pierwsze - gdyby RTC stało się narzędziem tworzenia fałszywego przekonania, że powstała w jego wyniku agenda istotnych problemów światowych staje się wizją dominacyjną. Każda asymetria bowiem w przepływie komunikatów powoduje, że nasz obraz świata ulega skrzywieniu i widzimy jako istotne tylko to, co dotyczy tych najsprawniejszych i najbogatszych. Tymczasem dla dobra dalszego globalnego rozwoju konieczne jest rozbudowywanie nowych kontekstów.
Po drugie - gdyby RTC zbyt natrętnie ingerowało w sprawy osób nie przygotowanych jeszcze psychicznie i społecznie do szerokiego uczestnictwa w komunikacji. Wprowadzenie prawa do bycia wysłuchanym otwiera i powinno otwierać uszy osób publicznych na nieznane sprawy świata, lecz nie można w taki sam sposób prawnie zobowiązywać osób prywatnych, by poznawały wszelkie komunikaty, które ktoś chce do nich wysłać. Wyobraźmy sobie, co by się stało, gdybyśmy musieli uważnie czytać i reagować na cały ten spam, który każdego ranka wpływa do naszej poczty elektronicznej.
Po trzecie - gdyby RTC nie pociągnęło za sobą polityki otwierania się społeczeństw na nowe media, w tym szczególnie na Internet. Gdyby tego zabrakło, podział na komunikujących i z komunikacji wyłączonych stałby się poważnym rozwarstwieniem społecznym.
4