Carin Rafferty
Sherlock i Watson
Rozdzia艂 1
Ian Sherlock uni贸s艂 nieco g艂ow臋 i spojrza艂 uwa偶nie w kierunku drzwi. Zacisn膮艂 odruchowo palce na g艂adkiej powierzchni kija. Jednak po chwili rozlu藕ni艂 si臋. Do wype艂nionej papierosowym dymem sali wesz艂a 艂adniutka blondynka. Rozejrza艂a si臋 po sto艂ach bilardowych, a nast臋pnie skierowa艂a w stron臋 baru. Ian poczu艂 偶al, 偶e to nie Doc Watson. Nie straci艂 jednak czujno艣ci. Dziewczyna mog艂a by膰 przecie偶 oficerem policji!
U艣miechn膮艂 si臋 do swoich my艣li i po raz kolejny uczyni艂 wysi艂ek, by skoncentrowa膰 si臋 na bilach rozrzuconych bez艂adnie po zielonym suknie. Policja na pewno nie szuka艂aby go w takim miejscu. Nigdy nie zdradza艂 cho膰by najmniejszego zainteresowania bilardem. Ale r贸wnie偶 nigdy wcze艣niej nie wchodzi艂 w kolizj臋 z prawem. Na my艣l o tym 艣ci膮gn膮艂 brwi i... uderzy艂 krzywo. Bia艂a bila omin臋艂a jego dziewi膮tk臋. Do licha!
Ponownie skupi艂 si臋 na grze. Przymierzy艂 si臋 do kolejnego uderzenia. Nagle us艂ysza艂 niski kobiecy g艂os:
- Celujesz pod z艂ym k膮tem. Nigdy ci si臋 to nie uda.
Uni贸s艂 nieco wzrok. To, co zobaczy艂, przesz艂o jego naj艣mielsze oczekiwania. Dziewczyna mia艂a cudowne piersi. Odwa偶y艂 si臋 wyprostowa膰 dopiero wtedy, kiedy us艂ysza艂 jej cichy 艣miech. To nie by艂a po prostu 艂adna blondynka, ale prawdziwe zjawisko. Mia艂a w艂osy w kolorze jasnego z艂ota, owaln膮 twarz i pe艂ne, jakby stworzone do poca艂unk贸w usta. Spadaj膮ce na czo艂o loki i wielkie chabrowe oczy tworzy艂y niepowtarzaln膮 ca艂o艣膰. Zadarty nosek nadawa艂 twarzy nieco figlarny wygl膮d. Zmierzy艂 j膮 wzrokiem. Nieznajoma mia艂a wspania艂膮 figur臋, co podkre艣la艂 jeszcze jej str贸j: obcis艂a bluzeczka z czerwonego jedwabiu i przylegaj膮ce do cia艂a czarne d偶insy.
Ian nigdy nie unika艂 towarzystwa 艂adnych kobiet. Nawet je艣li ubiera艂y si臋 zbyt wyzywaj膮co jak na jego gust. Poza tym ma艂y flirt m贸g艂 skr贸ci膰 oczekiwanie na tajemniczego Doca Watsona. Nie m贸wi膮c ju偶 o tym, 偶e dziewczyna stanowi艂a doskona艂膮 ochron臋 przed policj膮, kt贸ra szuka艂a samotnego m臋偶czyzny, a nie zakochanej pary. Gdyby dosz艂o do najgorszego, mogliby zacz膮膰 si臋 ca艂owa膰. Blondynka pewnie nie mia艂aby nic przeciwko temu. Ian nie zna艂 nikogo, nawet w艣r贸d najbardziej zatwardzia艂ych glin, kto mia艂by czelno艣膰 zak艂贸ci膰 takie ma艂e intymne te-a-te.
- Pi臋膰 dolc贸w i na pewno mi si臋 uda - powiedzia艂 z szelmowskim u艣miechem.
Dziewczyna wyd臋艂a usta.
- W porz膮dalu - mrukn臋艂a.
- Poka偶 pieni膮dze.
Si臋gn臋艂a za stanik i wyj臋艂a pi膮taka. Wyg艂adzi艂a go mi臋dzy palcami i po艂o偶y艂a na kraw臋dzi sto艂u. Wszystko to nast膮pi艂o tak szybko, 偶e Ian uni贸s艂 brwi ze zdziwienia. Gapi艂 si臋 wci膮偶 na jej spr臋偶yste, kr膮g艂e piersi i zastanawia艂, ile jeszcze forsy kryj膮 przepastne g艂臋bie biustonosza.
- Pokaza艂am ju偶, co mia艂am do pokazania. Teraz ty - rzuci艂a dziewczyna.
Ian otworzy艂 usta. Zabrzmia艂o to prawie jak propozycja. Ale blondynka patrzy艂a niewinnie w jego oczy. Pow艣ci膮gn膮艂 wi臋c j臋zyk, chrz膮kn膮艂 i si臋gn膮艂 do kieszeni.
- Mam tylko dziesi膮tki - odpar艂, zagl膮daj膮c do portfela.
Dziewczyna wzi臋艂a wyprasowan膮 pi膮tk臋 i wyci膮gn臋艂a j膮 w jego kierunku.
- Twoja reszta - powiedzia艂a.
S艂odki dreszcz przebieg艂 mu po plecach na my艣l o tym, 偶e mia艂by dotkn膮膰 pi臋ciodolar贸wki, kt贸ra jeszcze przed chwil膮 spoczywa艂a na jej piersiach.
- Mo偶emy zwi臋kszy膰 pul臋 - zauwa偶y艂 czuj膮c, 偶e je艣li we藕mie pi膮tk臋, to za chwil臋 zrobi co艣 nieobliczalnego, czego p贸藕niej b臋dzie 偶a艂owa艂. Jeszcze tego brakowa艂o, 偶eby do innych zarzut贸w dosz艂o oskar偶enie o perwersj臋.
Wzi膮艂 koniec kija mi臋dzy stopy i zacz膮艂 go obraca膰. Blondynka schowa艂a pi膮tk臋 za stanik. Po chwili w jej d艂oni pojawi艂a si臋 dziesi膮tka. Co za bogactwo! Wiele by da艂, 偶eby dobra膰 si臋 do tych funduszy.
- Teraz poka偶, co potrafisz - ponagli艂a go.
Ian zme艂艂 w ustach odpowied藕, kt贸ra przysz艂a mu do g艂owy. Dziewczyna mog艂aby si臋 jednak obrazi膰. Pochyli艂 si臋 wi臋c nad sto艂em, staraj膮c si臋 skoncentrowa膰. Mia艂a racj臋 - umieszczenie dziewi膮tki w 艂uzie by艂o prawie niemo偶liwe.
Rozs膮dek podpowiada艂 mu, 偶e lepiej zrobi, wycofuj膮c si臋 z zak艂adu. Ale nie pozwala艂a na to m臋ska ambicja. Wola艂 zosta膰 bez pieni臋dzy, ni偶 przyzna膰 si臋 do pora偶ki.
Mimowolnie zacisn膮艂 palce na kiju i uderzy艂 w bia艂膮 bil臋. A偶 podskoczy艂 z rado艣ci, kiedy dziewi膮tka pow臋drowa艂a wprost do 艂uzy.
- Gratulacje - powiedzia艂a dziewczyna. - Jeste艣 chyba zawodowcem, co?
Ian przysi膮g艂by, 偶e w aksamitnym g艂osie pobrzmiewa艂a nutka ironii.
- Jestem tylko niedzielnym graczem - wyzna艂 zgodnie z prawd膮. - Po prostu mia艂em szcz臋艣cie.
- Tak m贸wi膮 wszyscy szulerzy - stwierdzi艂a sucho, rzucaj膮c banknot wprost na 艣rodek sto艂u.
- Nie chc臋 twoich pieni臋dzy.
Otworzy艂a usta, jakby chcia艂a zaprotestowa膰, ale po chwili machn臋艂a r臋k膮.
- To mo偶e pozwolisz zaprosi膰 si臋 na piwo?
Ian wiedzia艂, 偶e powinien odm贸wi膰. Sytuacja, w kt贸rej si臋 znalaz艂, wymaga艂a od niego jasno艣ci umys艂u. Ale z drugiej strony - jedno piwo z ca艂膮 pewno艣ci膮 mu nie zaszkodzi. Przy okazji mo偶e b臋dzie m贸g艂 si臋 dowiedzie膰 czego艣 o Docu Watsonie. W ko艅cu ma zamiar utrzymywa膰, 偶e jest mu winien pieni膮dze...
- W twoim towarzystwie zawsze - wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu.
Dziewczyna odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 baru.
- Hej, Mick, dwa beczkowe. I dopisz je do mojego rachunku.
- Musisz tutaj cz臋sto grywa膰, skoro masz sta艂y rachunek - rzuci艂, odprowadzaj膮c j膮 do rozchwianego stolika w k膮cie sali.
Z ty艂u prezentowa艂a si臋 r贸wnie dobrze, jak z przodu. Wprost nie m贸g艂 oderwa膰 wzroku od jej pon臋tnych po艣ladk贸w.
- Zgadza si臋 - pad艂a odpowied藕.
Dziewczyna usiad艂a, Ian usadowi艂 si臋 naprzeciwko niej.
- Znasz tutejszych bywalc贸w?
- Jasne.
Przy stoliku pojawi艂 si臋 barman. Postawi艂 kufle i zmierzy艂 Iana niech臋tnym wzrokiem.
- Wszystko w porz膮dku? - spyta艂.
- Jak najbardziej, Mick - uspokoi艂a go dziewczyna.
- Wygl膮da na to, 偶e masz tu nawet goryla - stwierdzi艂 Ian, patrz膮c na pot臋偶ne plecy barmana.
Blondynka u艣miechn臋艂a si臋 z wyra藕nym zadowoleniem.
- Mick to stary przyjaciel. Ale powiedz... - zawaha艂a si臋. - Jak ty si臋 w艂a艣ciwie nazywasz?
- Ian. Ian Sherlock.
- Dobra. Powiedz, Ian, co ci臋 sprowadza do naszej skromnej i zacisznej sali bilardowej?
Pochyli艂 si臋 nad kuflem i wypi艂 pierwszy 艂yk piwa. Mia艂 nadziej臋, 偶e dzi臋ki temu 艂atwiej b臋dzie mu si臋 zdoby膰 na tak bezczelne k艂amstwo.
- D艂ug. W zesz艂ym tygodniu gra艂em z Dokiem Watsonem i zosta艂em w samych skarpetkach. Nie mia艂em pieni臋dzy, 偶eby za wszystko zap艂aci膰. Dlatego kaza艂 mi przynie艣膰 tutaj ca艂膮 sum臋.
- Musi ci bardzo ufa膰, skoro pozwoli艂, 偶eby艣 tak sobie poszed艂...
Ian znowu wyczu艂 ironi臋 w jej g艂osie. Ale na pi臋knej twarzy nie drgn膮艂 ani jeden mi臋sie艅. Dziewczyna by艂aby znakomit膮 pokerzystk膮.
- Doc to kumpel mojego przyjaciela - wyja艣ni艂.
- A kt贸偶 jest tym wsp贸lnym znajomym?
Przez chwil臋 waha艂 si臋, czy zdradzi膰 nazwisko Quincy McKiernana. Quincy ukrywa艂 si臋, a Doc pewnie te偶 nie by艂 lepszy. Tyle razy s艂ysza艂, jak McKiernan przechwala艂 si臋, jakich to cud贸w dokonywa艂 z Dokiem przy stole bilardowym. Powinien od razu wiedzie膰, 偶e nie nale偶y ufa膰 ludziom tego pokroju. Tak, tylko Doc m贸g艂 wiedzie膰, gdzie przebywa Quincy. Ale je艣li zdradzi si臋, 偶e szuka starego, domniemany wierzyciel ulotni si臋 pewnie jak kamfora.
- Quincy McKiernan - postanowi艂 zaryzykowa膰.
- Wszyscy znaj膮 Quincy'ego. To najlepszy kumpel Doca.
- W艂a艣nie. - Ian stara艂 si臋 nad sob膮 panowa膰, 偶eby nie zdradzi膰, jak jest przej臋ty. - Dziwne, 偶e jeszcze go nie spotka艂em. Sprawia艂 wra偶enie, jakby tutaj mieszka艂.
- Naprawd臋? - Dziewczyna powiod艂a palcem po brzegu kufla. - Wydawa艂o mi si臋, 偶e Quincy unika tej sali. Dwaj zawodowcy w jednym klubie tylko by sobie przeszkadzali.
Jeden zero! Pope艂ni艂 w艂a艣nie pierwszy powa偶ny b艂膮d. Lepiej zrobi zmieniaj膮c temat. Kolejna taka gafa mo偶e go kosztowa膰 wiele lat wi臋zienia.
- A tak swoj膮 drog膮, jak ty si臋 nazywasz? - spyta艂 i poci膮gn膮艂 spory 艂yk z kufla.
Dziewczyna u艣miechn臋艂a si臋 tajemniczo.
- Watson, dr Calandra Watson. Poniewa偶 jeste艣 moim d艂u偶nikiem, mo偶esz mi m贸wi膰 Doc...
Callie zaniepokoi艂a si臋, kiedy Ian zacz膮艂 krztusi膰 si臋 piwem. Z trudem 艂apa艂 powietrze. Skoczy艂a na r贸wne nogi i zacz臋艂a go wali膰 w plecy.
Kiedy min膮艂 ju偶 pierwszy atak, Ian zacz膮艂 macha膰 r臋kami.
- Dobrze ju偶, dobrze! - krzykn膮艂. - Za chwil臋 z艂amiesz mi kark!
- Chcia艂am ci po prostu pom贸c - powiedzia艂a, wracaj膮c na miejsce. - Wszystko w porz膮dku?
- Jak cholera. Dlaczego nie powiedzia艂a艣 wcze艣niej, 偶e to ty jeste艣 Doc? Wyszed艂em na strasznego idiot臋.
- Przez ca艂y czas nie藕le si臋 bawi艂am - wyja艣ni艂a z u艣miechem. - Wracajmy jednak do rzeczy. Co tym razem przeskroba艂 wujek Quincy?
- Wujek? - powt贸rzy艂. - Ten z艂odziej jest twoim krewnym?
U艣miech zamar艂 na ustach dziewczyny.
- Brat mojej matki nie mo偶e by膰 z艂odziejem - powiedzia艂a twardo.
- Do diab艂a, zachowaj dla siebie sentymenty rodzinne.
Z jego powodu mog臋 nied艂ugo wyl膮dowa膰 w wi臋zieniu!
Callie potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
- To niemo偶liwe. Co prawda, wujek Quincy lubi czasami omija膰 prawo, nigdy go jednak nie z艂ama艂.
- Ciekawe. - Ian zni偶y艂 g艂os do szeptu. - Czy mo偶e wiesz, dlaczego 艣ciga mnie prokurator okr臋gowy? Dlaczego zagro偶ony jest ca艂y m贸j maj膮tek? Dlaczego grozi mi powa偶ny proces? W艂a艣nie z powodu wuja Quincy'ego, koteczku! Je艣li go nie znajd臋, mog臋 na wiele lat po偶egna膰 si臋 z wolno艣ci膮...
Callie potar艂a policzek. Jak zawsze, kiedy Quincy znajdowa艂 si臋 w opa艂ach, zacz膮艂 j膮 bole膰 z膮b m膮dro艣ci. Tym razem b贸l stawa艂 si臋 wprost niezno艣ny. Wuj musia艂 mie膰 spore k艂opoty.
- Trudno mi w to uwierzy膰 - powiedzia艂a. - Nawet gdyby Quincy pope艂ni艂 jakie艣 przest臋pstwo, nie pozwoli艂by, 偶eby kto艣 inny poszed艂 do wi臋zienia. Ma sw贸j honor...
- Honor? - prychn膮艂 Ian. - P贸艂 roku temu przyszed艂 do mnie prosi膰 o prac臋. Mia艂 dziurawe buty i zupe艂nie zniszczone ubranie. Nie potrzebowa艂em nikogo, ale zrobi艂o mi si臋 go 偶al. Teraz z kolei ja mog臋 zmieni膰 ubranie na wi臋zienny drelich. I to dzi臋ki niemu. Czy tak post臋puje cz艂owiek honoru?
- Nabra艂 ci臋... - wymamrota艂a dziewczyna.
- S艂ucham? - Ian nabra艂 nagle nowych podejrze艅.
Callie pos艂a艂a mu blady u艣miech.
- Nabra艂 ci臋. Wujek Quincy ma czasami ochot臋 na sta艂膮 prac臋. Wk艂ada wtedy odpowiedni str贸j i udaje biedaka bez dachu nad g艂ow膮.
- A dlaczego po prostu nie napisze podania? - spyta艂 sarkastycznie.
Callie wykrzywi艂a wargi, ale u艣miech wyra藕nie jej nie wyszed艂.
- Sta艂e zaj臋cie szybko go m臋czy. Dlatego odchodzi bez uprzedzenia, co nie zawsze podoba si臋 pracodawcom...
- To znaczy, 偶e nie mo偶e pokaza膰 odpowiedniej opinii z poprzedniej pracy....
- Ale kiedy pracuje, robi to naprawd臋 dobrze...
- A potem ni st膮d, ni zow膮d rzuca prac臋...
Dziewczyna wzruszy艂a ramionami.
- My艣l臋, 偶e ci膮gnie go do sali bilardowej.
- Tak bardzo, 偶e nie mo偶e o tym powiedzie膰 dwa tygodnie wcze艣niej?
- Wiedzia艂am, 偶e nie zrozumiesz...
Ian zakl膮艂 pod nosem, a nast臋pnie spojrza艂 podejrzliwie na dziewczyn臋.
- Gdzie mog臋 go teraz znale藕膰?
- Nie mam poj臋cia - mrukn臋艂a. - Naprawd臋 - doda艂a, widz膮c jego min臋.
- Nie mia艂a艣 偶adnych wiadomo艣ci?
Zacz臋艂a si臋 kr臋ci膰 na krze艣le. Rozgniewany m臋偶czyzna,
kt贸rego spotka艂a przed zaledwie dwoma kwadransami, nie spuszcza艂 z niej wzroku. By艂 szczup艂y i zdecydowanie przystojny, mimo i偶 mia艂 na twarzy parodniowy zarost, a kr贸tkie, sczesane do ty艂u w艂osy zdradza艂y 艣lady zaniedbania. Mocna szcz臋ka i prosty nos 艣wiadczy艂y o tym, 偶e ma do czynienia z cz艂owiekiem wytrwa艂ym i zdecydowanym na wszystko.
- Nagra艂 mi si臋 na automatyczn膮 sekretark臋 par臋 dni temu - wyzna艂a w ko艅cu.
- Co powiedzia艂?
- Nic - zawaha艂a si臋 - nic sensownego.
- Chc臋 zna膰 te s艂owa.
- Powiedzia艂, 偶e znalaz艂 koniec t臋czy i 偶e zadzwoni, kiedy odbierze ju偶 ma艂ym zazdro艣nikom garnek z艂ota.
Ian otworzy艂 usta ze zdziwienia.
- Co to niby ma znaczy膰?
- Nie mam poj臋cia. - Dziewczyna wzruszy艂a ramionami. - Pewnie sobie nie藕le poci膮gn膮艂...
- Wi臋c jest r贸wnie偶 pijakiem?
- Wujek Quincy nie jest alkoholikiem ani z艂odziejem...
Jest po prostu... Do diab艂a, co ci臋 to wszystko obchodzi?
Ian przeci膮gn膮艂 d艂oni膮 po zmierzwionych w艂osach.
- Pos艂uchaj... Zaraz, jak masz na imi臋?
- Calandra. Mo偶esz mi m贸wi膰 Callie.
- Dlaczego nazywaj膮 ci臋 Doc?
- Mam tytu艂 doktora.
- Co? Jaki znowu tytu艂?
- Naukowy tytu艂 doktora botaniki.
- Nale偶ysz do dzieci-kwiat贸w?
Zniecierpliwiona Callie machn臋艂a r臋k膮.
- Mo偶e zaczniemy rozmawia膰 powa偶nie, panie Sherlock.
Ian spojrza艂 na ni膮 oczami, kt贸re by艂y niemal r贸wnie niebieskie, jak jej w艂asne. Poczu艂a, 偶e 艣ciska j膮 w do艂ku. Znowu poruszy艂a si臋 na krze艣le.
- Jasne. Jak naukowiec z naukowcem. Powiedz mi zatem, gdzie mog臋 znale藕膰 Quincy'ego. Mog臋 ci臋 zapewni膰, 偶e to niez艂e zi贸艂ko.
- Je艣li nie chce, 偶eby艣 go znalaz艂, na pewno ci si臋 to nie uda - wyrwa艂o si臋 jej.
Zmierzyli si臋 wzrokiem. Callie z trudem wytrzyma艂a spojrzenie szata艅sko inteligentnych oczu Iana. Wiedzia艂a, 偶e ma do czynienia z niebezpiecznym przeciwnikiem. Nie s膮dzi艂a jednak, 偶e tak szybko wyci膮gnie on odpowiednie wnioski.
- Je艣li nie ja go znajd臋, to ty - wycelowa艂 palcem w jej pier艣.
- Nigdy tego nie pr贸bowa艂am - zacz臋艂a si臋 wykr臋ca膰.
- To mo偶e by艣 spr贸bowa艂a.
- To nie jest takie 艂atwe. A tak w og贸le, niby po co mam go szuka膰? - spyta艂a po chwili.
- 呕eby pom贸c niewinnemu. To znaczy mnie.
- Sk膮d mam wiedzie膰, 偶e jeste艣 niewinny? Mo偶e chcesz wrobi膰 w co艣 wuja i tyle!
Na twarzy Iana pojawi艂 si臋 wyraz konsternacji.
- Wybacz - ci膮gn臋艂a. - Znam wuja od lat. Nie mog臋 uwierzy膰, 偶eby chcia艂 kogo艣 skrzywdzi膰. Ciebie pozna艂am przed p贸艂godzin膮 i od razu zacz膮艂e艣 k艂ama膰...
Ian skrzywi艂 si臋, jakby po艂kn膮艂 cytryn臋. Panowa艂 jednak nad emocjami. Potrafi艂 r贸wnie偶 doceni膰 lojalno艣膰 dziewczyny wobec wuja. Intuicja podpowiada艂a mu, 偶e powinien by膰 z ni膮 zupe艂nie szczery.
- Masz racj臋, Callie. Powinna艣 jednak zrozumie膰, w jakiej znalaz艂em si臋 sytuacji. Ca艂e moje 偶ycie wali si臋 w gruzy. A jedynym cz艂owiekiem, kt贸ry mo偶e mi pom贸c, jest Quincy McKiernan.
- Dobrze, ale o co w艂a艣ciwie chodzi?
Ian u艣miechn膮艂 si臋 ponuro.
- Prowadz臋 sie膰 sklep贸w z cz臋艣ciami do rzadkich, starych samochod贸w. W zesz艂ym tygodniu aresztowano mnie za kradzie偶. Prokuratura zarzuca mi r贸wnie偶 paserstwo i par臋 innych rzeczy.
Callie gwizdn臋艂a cicho.
- Powa偶na sprawa!
Ian skin膮艂 g艂ow膮.
- Te inne sprawy to przer贸bki kradzionych samochod贸w i wysy艂anie kradzionych cz臋艣ci zamiennych za granic臋.
Dziewczyna tylko pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Obawiam si臋, 偶e do sprawy mo偶e si臋 w艂膮czy膰 FBI.
- Przecie偶 dotyczy to tylko najpowa偶niejszych przest臋pc贸w - zaprotestowa艂a Callie. - Poza tym m贸wi艂e艣, 偶e ci臋 aresztowano...
- Uciek艂em. To znaczy wyszed艂em warunkowo, ale zn贸w mnie szukaj膮.
- Kto? Policja?
- Cii. Nie tak g艂o艣no. - Ian rozejrza艂 si臋 nerwowo doko艂a.
Zar贸wno w sali bilardowej, jak i barze unosi艂 si臋 g臋sty dym papierosowy. Wci膮偶 przybywa艂o ludzi. Gracze musieli si臋 ju偶 przekrzykiwa膰. Trudno by艂o przypu艣ci膰, 偶e kto艣 m贸g艂 ich pods艂ucha膰.
- Naprawd臋 jeste艣 tu sta艂ym go艣ciem?
Kiwn臋艂a potakuj膮co g艂ow膮.
- Pos艂uchaj, musisz si臋 podda膰. Ucieczka z warunku to...
- Nie mog臋 - przerwa艂 jej gwa艂townie. - Musz臋 udowodni膰, 偶e jestem niewinny...
- Wynajmij detektywa.
- Callie, czy powierzy艂aby艣 swoje 偶ycie zupe艂nie obcemu facetowi?
- Przecie偶 m贸wimy o tobie.
- W艂a艣nie.
Dziewczyna potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
- Je艣li dopadnie ci臋 policja, zamkn膮 ci臋 bez gadania.
Ale je艣li sam si臋 ujawnisz, mo偶esz liczy膰 na pob艂a偶liwo艣膰 w艂adz... By膰 mo偶e dadz膮 ci nawet szans臋 udowodnienia, 偶e jeste艣 niewinny.
- Wi臋c wierzysz w moj膮 niewinno艣膰? - wykrzykn膮艂 zdziwiony.
- Oczywi艣cie - przytakn臋艂a. - Prawdziwy przest臋pca nie w艂贸czy艂by si臋 po klubach bilardowych, a przede wszystkim nie zwierza艂by si臋, 偶e szuka go policja. Poza tym wujek Quincy zna si臋 na ludziach. Nigdy nie pracowa艂by u z艂odzieja samochod贸w.
- Za艣lepia ci臋 mi艂o艣膰 do tego cz艂owieka!
- Wcale nie - odpar艂a z wahaniem. - Wiem, 偶e ma du偶o wad, ale... zawdzi臋czam mu 偶ycie.
Ian zmarszczy艂 brwi.
- Szkoda, 偶e o tym powiedzia艂a艣 - mrukn膮艂.
- Niby dlaczego?
- Nie mog臋 ci teraz zaufa膰. Zrobisz wszystko, 偶eby os艂oni膰 wuja...
Callie pochyli艂a si臋 w jego stron臋 i chwyci艂a go za koszul臋. W b艂臋kitnych oczach pojawi艂y si臋 stalowe b艂yski.
- To najg艂upsza rzecz, jak膮 kiedykolwiek s艂ysza艂am - powiedzia艂a, z trudem hamuj膮c w艣ciek艂o艣膰. - Mi艂o艣膰 wcale nie oznacza 艣lepej uleg艂o艣ci. Prawda ponad wszystko. Tego nauczy艂 mnie wuj. Je偶eli uciek艂, musia艂 mie膰 ku temu jakie艣 powody. Nie spoczn臋, zanim nie dowiem si臋, o co chodzi艂o...
- Oboje nie spoczniemy - podpowiedzia艂 Ian.
Z trudem hamowa艂 si臋, 偶eby nie poci膮gn膮膰 dziewczyny za r臋k臋. Poca艂unek przypiecz臋towa艂by ich pakt. Ian czu艂, 偶e oburzenie 艂atwo mog艂oby si臋 zamieni膰 w nami臋tno艣膰...
- Co? C贸偶 to niby ma znaczy膰?
- Od tej pory, doktorze Watson, pracujemy razem. B臋d臋 szefem, cho膰by z powodu nazwiska. Nie spoczniemy, p贸ki Quincy McKiernan nie wpadnie w nasze r臋ce...
Dziewczyna spojrza艂a na niego z przera偶eniem.
- Nie mam zamiaru je藕dzi膰 po kraju z cz艂owiekiem poszukiwanym przez policj臋. Pr臋dzej czy p贸藕niej aresztuj膮 mnie za pomoc przest臋pcy.
W oczach Iana pojawi艂y si臋 z艂o艣liwe b艂yski.
- O ile wiem, z艂otko, podr贸偶owanie nie jest karalne w stanie Pensylwania.
Callie zagryz艂a wargi. Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e jest gotowa to zrobi膰. Zupe艂nie nie wiedzia艂a, co si臋 z ni膮 sta艂o. Tak dawno nie straci艂a dla nikogo g艂owy! Praktycznie od dziecka obraca艂a si臋 w艣r贸d graczy bilardowych i nauczy艂a si臋 trzyma膰 uczucia na wodzy.
- B膮d藕 powa偶ny - uci臋艂a kr贸tko i zacz臋艂a si臋 zbiera膰 do wyj艣cia.
Doktor Watson i Sherlock. Nieroz艂膮czni detektywi. Nie藕le to sobie wymy艣li艂!
- Od tej pory jeste艣my razem - podsumowa艂, bior膮c j膮 pod r臋k臋 i kieruj膮c si臋 w stron臋 drzwi. - P贸jd臋 za tob膮 wsz臋dzie.
- Mickowi mo偶e si臋 nie spodoba膰, je艣li p贸jdziemy razem do toalety - zauwa偶y艂a i poci膮gn臋艂a go w stron臋 oznaczonych k贸艂eczkiem drzwi.
- Jeste艣 pewna, 偶e musisz tam i艣膰? Przysi臋gam, 偶e w艂ami臋 si臋 za tob膮, a nie chcia艂bym zrobi膰 krzywdy Mickowi z powodu g艂upstwa.
- Mick jest wi臋kszy od ciebie!
- Tak i z pewno艣ci膮 robi wi臋cej ha艂asu przy upadku.
- Nie odwa偶y艂by艣 si臋 zacz膮膰 z nim b贸jki.
- Pi臋膰 dolc贸w i zrobione.
Dziewczyna zatrzyma艂a si臋 gwa艂townie.
- Nie interesuj膮 mnie takie zak艂ady!
- Normalnie mnie te偶 nie. Znalaz艂em si臋 jednak w trudnej sytuacji. Zrobi臋 wszystko, 偶eby udowodni膰 moj膮 niewinno艣膰. Nawet za cen臋 偶ycia.
Zabrzmia艂o to tak powa偶nie, 偶e zimny dreszcz przebieg艂 po plecach dziewczyny.
- Nie wyg艂upiaj si臋 - wyj膮ka艂a.
- Wcale si臋 nie wyg艂upiam - powiedzia艂 cicho. - Wol臋 umrze膰, ni偶 siedzie膰 za przest臋pstwo, kt贸rego nie pope艂ni艂em.
- Przecie偶 to idiotyzm!
- Wobec tego jestem idiot膮 - orzek艂, wzruszaj膮c ramionami.
- Wujek Quincy nie mia艂 z tym nic wsp贸lnego! - wykrzykn臋艂a.
- Pom贸偶 mi to udowodni膰.
- M贸wi艂am ju偶, 偶e nie wiem, gdzie jest.
- Ale mo偶esz wiedzie膰...
Callie westchn臋艂a g艂o艣no.
- Co mam z tob膮 zrobi膰?
- Przede wszystkim zabra膰 mnie do domu i nakarmi膰.
Od dw贸ch dni nie jad艂em nic porz膮dnego - wyja艣ni艂 rzeczowo. - Poza tym przyda艂by mi si臋 prysznic...
Dziewczyna zmarszczy艂a nosek.
- Dobrze, dobrze. Wiem, o co chodzi.
Z wyra藕n膮 niech臋ci膮 spojrza艂a na brudn膮 koszul臋 i podarte d偶insy.
- Pewnie nie masz ze sob膮 nic innego...
Oczy Iana zal艣ni艂y po偶膮daniem.
- Czeg贸偶 wi臋cej trzeba m臋偶czy藕nie... Mog臋 przecie偶 u偶y膰 r臋cznika.
- Nie docenia艂am do tej pory spokojnego 偶ycia - mrukn臋艂a bez zwi膮zku.
Wyobrazi艂a sobie Iana przepasanego r臋cznikiem. Nie tak 艂atwo poddawa艂a si臋 seksualnym fantazjom. Wszystko jednak wskazywa艂o na to, 偶e chwila s艂abo艣ci przytrafi艂a jej si臋 w najmniej odpowiednim momencie. Wujek mo偶e za ni膮 drogo zap艂aci膰.
- W porz膮dku - powiedzia艂a. - Pami臋taj jednak, 偶e musisz po sobie posprz膮ta膰 w 艂azience. Nie toleruj臋 ba艂aganu i resztek zarostu w urny walce.
Ian uni贸s艂 d艂o艅 do serca.
- Nie zostawi臋 po sobie 艣ladu.
Callie nie uwierzy艂a mu tym razem. Pomy艣la艂a jednak, 偶e lepiej b臋dzie mie膰 go na oku, ni偶 pozwoli膰 na samotne poszukiwania wuja. Zw艂aszcza 偶e Quincy musia艂 co艣 wiedzie膰 o sprawie Iana. Znaj膮c wuja nie w膮tpi艂a, 偶e obmy艣la teraz jaki艣 wspania艂y plan w celu uratowania by艂ego pracodawcy. Plan, kt贸ry jak zwykle obr贸ci si臋 przeciwko niemu.
Przeszli w milczeniu do samochodu. Callie potar艂a policzek i usiad艂a za kierownic膮. Jeszcze nigdy z膮b m膮dro艣ci nie bola艂 tak mocno jak teraz.
Rozdzia艂 2
Quincy czeka艂 na telefon. Mimo to, kiedy us艂ysza艂 pierwszy dzwonek, a偶 podskoczy艂 z wra偶enia. Telefon zadzwoni艂 jeszcze raz i umilk艂. Je艣li to Devon Halloran, powinien teraz nast膮pi膰 trzykrotny sygna艂 i przerwa. Quincy mia艂 podnie艣膰 s艂uchawk臋 dopiero po czterech dzwonkach. Zacisn膮艂 pi臋艣ci. Ju偶 dawno wyr贸s艂 z zabaw w „policjant贸w i z艂odziei".
Zacz膮艂 si臋 przechadza膰 po hotelowym pokoju, kt贸ry wybra艂 sobie na kryj贸wk臋. Czy Callie czu艂a si臋 podobnie w czasie rocznego pobytu w wi臋zieniu stanowym? Quincy czu艂, 偶e nie mo偶e prze艂kn膮膰 艣liny. Chrz膮kn膮艂 z trudem.
Callie. S艂odka ma艂a Callie z myszk膮 na ramieniu. Kiedy j膮 teraz zobaczy? Telefon odezwa艂 si臋 po raz trzeci. Podni贸s艂 s艂uchawk臋 po czwartym sygnale.
- Halloran?
- Quincy, przecie偶 mia艂e艣 nie u偶ywa膰 nazwisk! - sykn膮艂 Halloran. - Telefon mo偶e by膰 na pods艂uchu.
- Wypchaj si臋 ze swoimi szpiegowskimi sztuczkami - warkn膮艂 Quincy. - Wiesz doskonale, 偶e nie jest.
- Lepiej zachowa膰 艣rodki ostro偶no艣ci.
- Znowu naczyta艂e艣 si臋 krymina艂贸w...
- Dobra, McKiernan. Zostaw dla siebie te drobne z艂o艣liwo艣ci...
- Mieli艣my przecie偶 nie u偶ywa膰 nazwisk.
- Zacz膮艂e艣 pierwszy...
Quincy westchn膮艂 i wzni贸s艂 oczy do nieba.
- Dobra, powiedz lepiej, czego dowiedzia艂e艣 si臋 o Callie i Sherlocku.
- Podejrzany i obserwowana spotkali si臋 dzi艣 po po艂udniu.
- Cholera - zakl膮艂 Quincy. - Sam sobie jestem winien.
Gdybym nie wypapla艂, 偶e gra艂em z ni膮 w bilard, Sherlock nigdy by jej nie znalaz艂. Powinienem trzyma膰 g臋b臋 na k艂贸dk臋.
- Ale niestety lubisz si臋 przechwala膰...
Quincy z pewno艣ci膮 by si臋 obrazi艂, gdyby powiedzia艂 to kto艣 inny. Ale Devon znany by艂 z tego, 偶e m贸wi艂, co mu 艣lina na j臋zyk przynios艂a. Chyba oszala艂, powierzaj膮c mu opiek臋 nad siostrzenic膮.
Chocia偶 z drugiej strony Devon, mimo i偶 niezbyt bystry, by艂 bez reszty oddany Callie. Zwa偶ywszy r贸偶nic臋 wieku, nie m贸g艂 liczy膰 na jej wzgl臋dy. Kocha艂 j膮 raczej jak c贸rk臋 i got贸w by艂 po艣wi臋ci膰 dla niej 偶ycie.
- I co si臋 sta艂o? - spyta艂 w ko艅cu.
Mia艂 nadziej臋, 偶e Sherlock nie wypapla艂 wszystkiego dziewczynie, a je艣li nawet, liczy艂 na to, 偶e Callie kaza艂a mu i艣膰 precz.
- Najpierw rozmawiali, a potem obserwowana zabra艂a podejrzanego do domu - oznajmi艂 weso艂o Devon.
Quincy j臋kn膮艂. Nie obawia艂 si臋 samego Sherlocka. Jednak pomoc Callie mog艂a go uczyni膰 wysoce niebezpiecznym. Quincy zbyt d艂ugo m臋czy艂 si臋, 偶eby dowie艣膰 niewinno艣ci Lincolna Gallowaya. Sherlock mo偶e teraz rozgrzeba膰 ca艂膮 spraw臋 i w ko艅cu wszyscy wyl膮duj膮 w wi臋zieniu.
Zastanawia艂 si臋 gor膮czkowo, co robi膰 dalej? Gdyby nie policja, z ca艂膮 pewno艣ci膮 poradzi艂by sobie z ca艂膮 spraw膮 i przest臋pcy znale藕liby si臋 w ko艅cu za kratkami. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e s膮 niezwykle gro藕ni. Widzia艂 nawet, 偶e maj膮 bro艅.
Teraz b臋d膮 go 艣ciga膰 zar贸wno Ian i Callie, jak i z艂oczy艅cy. Ich drogi z pewno艣ci膮 skrzy偶uj膮 si臋 pr臋dzej czy p贸藕niej. A je艣li przest臋pcy dowiedz膮 si臋, kim jest Callie, z pewno艣ci膮 zechc膮 to wykorzysta膰. Quincy nie mia艂 zamiaru si臋 oszukiwa膰. Wiedzia艂, 偶e je艣li nawet zwr贸ci skradzione ksi臋gi, to i tak ma nik艂e szanse, 偶eby wypl膮ta膰 si臋 z ca艂ej sprawy. On i Callie.
Przez chwil臋 zastanawia艂 si臋, czy nie zadzwoni膰 do niej i nie powiedzie膰 o wszystkim. Uzna艂 jednak, 偶e ryzyko jest zbyt wielkie. Najpierw powinien zapewni膰 dziewczynie bezpiecze艅stwo. Postanowi艂, 偶e musi jak najszybciej wyda膰 siostrzenic臋 i by艂ego szefa w r臋ce policji. Oznacza艂o to, 偶e Callie b臋dzie musia艂a wr贸ci膰 do wi臋zienia. Ale trudno...
- No to co, mam ich 艣ledzi膰? - spyta艂 Devon.
- Nie - mrukn膮艂 ponuro. - Przyjed藕 tutaj. Przeka偶esz wiadomo艣膰...
Wiedzia艂, 偶e siostrzenica go znienawidzi, ale nie mia艂 wyboru. Wola艂, 偶eby jednak pozosta艂a w艣r贸d 偶ywych. Napisa艂 odpowiedni膮 notatk臋 i w艂o偶y艂 j膮 do koperty. Przez g艂ow臋 przebieg艂a mu my艣l, 偶e 艣mier膰 i wi臋zienie to jedno i to samo.
- Przepraszam, Callie - szepn膮艂. - Naprawd臋 nie mam wyboru.
Ian powt贸rzy艂 sobie po raz kolejny, 偶e nie wolno myszkowa膰 w cudzych rzeczach. Mimo to w艣lizgn膮艂 si臋 do sypialni Callie i zacz膮艂 si臋 uwa偶nie rozgl膮da膰. Nie spodziewa艂 si臋, 偶e wyzywaj膮co ubrana dziewczyna mo偶e mieszka膰 w tak cudownie zadbanym i gustownym mieszkaniu. We wn臋trzach przewa偶a艂y ciep艂e, pastelowe barwy. Wsz臋dzie p艂o偶y艂y si臋 lub wisia艂y egzotyczne ro艣liny.
- Gdybym wiedzia艂a, 偶e mo偶esz pomyli膰 sypialni臋 z pokojem go艣cinnym, narysowa艂abym ci map臋!
Ian drgn膮艂 i odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie. Na policzki wype艂z艂 mu ceglasty rumieniec.
- Przepraszam, Callie. To zwyk艂e w艣cibstwo. Ju偶 wi臋cej nie b臋d臋.
Dziewczyna burkn臋艂a co艣 zak艂opotana. Nie wiedzia艂a, czy bardziej zdeprymowa艂o j膮 wyznanie Iana, czy te偶 widok ow艂osionego torsu. Jej wzrok b艂膮dzi艂 mimowolnie po ca艂ym ciele m臋偶czyzny. Przepasany r臋cznikiem prezentowa艂 si臋 znacznie lepiej ni偶 w brudnej koszuli i d偶insach. Pow艣ci膮gn臋艂a jednak emocje i rzuci艂a mu szlafrok.
- To od s膮siada - wyja艣ni艂a. - Zaraz wrzuc臋 twoje rzeczy do pralki i przygotuj臋 co艣 do jedzenia. Ale potem b臋dziemy musieli kupi膰 ci troch臋 ubra艅...
- Nie mog臋 i艣膰 na zakupy - przypomnia艂 jej.
- Dobra - mrukn臋艂a. - Podasz mi tylko swoje rozmiary...
Pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Nic z tego.
Callie skrzy偶owa艂a r臋ce na piersiach.
- Niby dlaczego?
- Nie mam pieni臋dzy. Zosta艂a mi ostatnia dwudziestka.
Policja pewnie tylko czeka, a偶 u偶yj臋 karty kredytowej albo czek贸w.
- Zacz膮艂e艣 ucieka膰, maj膮c tylko dwadzie艣cia dolar贸w?
- spyta艂a z niedowierzaniem.
- Nie. Trzydzie艣ci. Ale kierowca, kt贸ry podrzuci艂 mnie do King's Creek, wzi膮艂 dziesi膮tk臋.
- Je艣li w podobny spos贸b prowadzisz wszystkie interesy, nic dziwnego, 偶e w ko艅cu podpad艂e艣 policji - orzek艂a.
- M贸j Bo偶e, nawet dzieciaki, kt贸re wiej膮 z domu, maj膮 wi臋cej rozumu!
- Nie planowa艂em tej ucieczki. To si臋 po prostu sta艂o...
- Sta艂o?! Nie wyg艂upiaj si臋... Przecie偶 to powa偶na sprawa.
- Widzisz, wypuszczono mnie za kaucj膮 i natychmiast zacz膮艂em szuka膰 Doca. Oczywi艣cie 偶eby znale藕膰 Quincy'ego. Zje藕dzi艂em wszystkie kluby bilardowe w okolicy.
W ko艅cu kto艣 poradzi艂, 偶ebym skontaktowa艂 si臋 z Dynamite Danem.
- O! Stary Dan! - krzykn臋艂a. - Nie widzia艂am go od lat.
Jak si臋 miewa?
- 艢wietnie. Prosi艂, 偶eby ci臋 gor膮co uca艂owa膰.
Ian dopiero teraz zrozumia艂, dlaczego Dan u艣miecha艂 si臋 tak dziwnie. My艣la艂, 偶e stary go po prostu nabiera.
- Dynamite poradzi艂, 偶ebym pojecha艂 do King's Creek - ci膮gn膮艂. - Ale wcze艣niej kto艣 musia艂 wezwa膰 policj臋.
Kiedy wyszed艂em, zobaczy艂em radiow贸z przy moim samochodzie i musia艂em wia膰...
- Co艣 mi si臋 tutaj nie zgadza - wtr膮ci艂a dziewczyna.
- Dlaczego musia艂e艣 ucieka膰?
- Pewnie sprawdzili ju偶 numer rejestracyjny wozu.
Callie wzruszy艂a ramionami.
- No i co z tego?
- Wyszed艂em pod warunkiem, 偶e nie b臋d臋 opuszcza艂 Harrisburga. Aresztowaliby mnie, gdyby si臋 okaza艂o, 偶e wyjecha艂em z miasta.
- Ta historia nie trzyma si臋 kupy. - Dziewczyna potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. - Zawsze masz takiego pecha?
- Nie. Dopad艂 mnie wraz z twoim wujem.
Zmarszczy艂a czo艂o. Niestety, Ian mia艂 racj臋. Quincy wywo艂ywa艂 wsz臋dzie potworne zamieszanie. Oczywi艣cie, nigdy nie robi艂 tego specjalnie.
- Dobrze. Po偶ycz臋 ci troch臋 pieni臋dzy.
- Zwr贸c臋 wszystko co do grosza.
Spojrza艂a mu w oczy. Nie w膮tpi艂a w ani jedno jego s艂owo. Rzadko spotyka艂a uczciwych ludzi, ale mo偶e w艂a艣nie dzi臋ki temu potrafi艂a odr贸偶ni膰 prawd臋 od k艂amstwa.
Nagle poczu艂a gwa艂towny b贸l z臋ba. Skrzywi艂a si臋 i j臋kn臋艂a 偶a艂o艣nie, Ian natychmiast znalaz艂 si臋 przy niej.
- Co si臋 sta艂o?
- Sta艂o? - powt贸rzy艂a bezmy艣lnie, patrz膮c na silny m臋ski tors, kt贸ry prezentowa艂 si臋 imponuj膮co bez ubrania.
Musia艂a zacisn膮膰 d艂onie, 偶eby go nie dotkn膮膰.
- Co艣 ci臋 chyba boli...
Pog艂adzi艂 jej policzek. Mia艂a ochot臋 p艂aka膰. Nikt od dawna nie troszczy艂 si臋 o ni膮.
- To tylko z膮b - wyja艣ni艂a.
- By艂a艣 u dentysty?
Roze艣mia艂a si臋 serdecznie.
- Tutaj mo偶e pom贸c tylko wujek Quincy.
Spojrza艂 na ni膮 niepewnie.
- Zawsze kiedy ma k艂opoty, boli mnie z膮b m膮dro艣ci - doda艂a.
- Wobec tego musisz si臋 codziennie zwija膰 z b贸lu!
- Nieprawda. - Tupn臋艂a nog膮. - Mo偶esz w to nie wierzy膰, ale Quincy naprawd臋 jest porz膮dnym cz艂owiekiem!
- Te偶 tak my艣la艂em, zanim mnie nie wpakowa艂 do wi臋zienia.
- Sk膮d wiesz, 偶e to on? - spyta艂a, hamuj膮c 艂zy. - Przecie偶 wiem, 偶e nie m贸g艂 tego zrobi膰...
Wygl膮da艂a na bardzo przej臋t膮, Ian przez chwil臋 zastanawia艂 si臋, czy powiedzie膰 prawd臋. Callie mog艂a przecie偶 poinformowa膰 o wszystkim wuja i uciec wraz z nim. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e kocha i podziwia tego cz艂owieka.
Wci膮偶 si臋 waha艂. Dziewczyna najwyra藕niej znajdowa艂a si臋 na skraju za艂amania. Nie chcia艂 sprawi膰 jej b贸lu.
- Kiedy Quincy zacz膮艂 u mnie pracowa膰, szukali艣my w艂a艣nie cz臋艣ci do bardzo rzadkiego modelu mercedesa - zacz膮艂. - Nigdzie nie mog艂em ich zdoby膰. Chcia艂em ju偶 o tym powiadomi膰 klienta, ale Quincy powiedzia艂, 偶ebym poczeka艂. Po paru dniach przyni贸s艂 mi ca艂y zestaw. Spyta艂em go, sk膮d to wzi膮艂. Powiedzia艂, 偶e zna wielu mechanik贸w w okolicznych miasteczkach.
- Co?! I dlatego uwa偶asz, 偶e jest winny?! - Cofn臋艂a si臋 I spojrza艂a mu ch艂odno w oczy. - Tak si臋 sk艂ada, 偶e wuj rzeczywi艣cie zna wielu mechanik贸w... Je艣li nawet by艂y kradzione, to przecie偶 nie jego wina. Quincy ufa swoim przyjacio艂om!
Ian westchn膮艂 ci臋偶ko.
- Za ka偶dym razem, kiedy potrzebowali艣my rzadkich cz臋艣ci, Quincy przynosi艂 je mniej wi臋cej po tygodniu. Tyle trzeba, 偶eby znale藕膰 i okra艣膰 jaki艣 stary samoch贸d. Poza tym jest jeszcze co艣...
Do tej pory Callie nie traci艂a nadziei. Wydawa艂o jej si臋,
偶e zasz艂o zwyk艂e nieporozumienie. Ale teraz by艂a przygotowana na najgorsze.
Skrzywi艂a si臋 偶a艂o艣nie. Bola艂y j膮 ju偶 wszystkie z臋by. Ian u艣miechn膮艂 si臋 do niej blado i powiedzia艂, 偶eby koniecznie wzi臋艂a jaki艣 proszek. Nie, nie m贸g艂 k艂ama膰. Po raz pierwszy poczu艂a, 偶e jej wiara w wuja zachwia艂a si臋. Zakry艂a uszy. Nie chcia艂a s艂ucha膰 oskar偶e艅 Iana. Quincy zawsze jej pomaga艂. By艂 najbli偶sz膮 i najbardziej przez ni膮 kochan膮 osob膮.
- Porozmawiamy p贸藕niej - szepn臋艂a. - W艂贸偶 szlafrok.
We wrze艣niu jest tutaj troch臋 ch艂odno. Zaraz przygotuj臋 co艣 do jedzenia.
- Jasne - wymamrota艂.
Ale dziewczyna ju偶 wysz艂a. Nie mog艂a d艂u偶ej znie艣膰 jego pe艂nego wsp贸艂czucia wzroku. Kiedy znalaz艂a si臋 w kuchni, odkr臋ci艂a kran, 偶eby zag艂uszy膰 p艂acz.
Ian nie wiedzia艂, co robi膰. Z jednej strony wsp贸艂czu艂 Callie. Wiedzia艂, 偶e p艂aka艂a. Nie protestowa艂, kiedy wychodzi艂a po zakupy. Z drugiej - mija艂a ju偶 pi膮ta godzina i zaczyna艂 si臋 na dobre niepokoi膰. Czy偶by zostawi艂a go, 偶eby skontaktowa膰 si臋 z wujem?
Czu艂 si臋 bezradny. Je艣li nie znajdzie Quincy'ego, b臋dzie m贸g艂 po偶egna膰 si臋 z wolno艣ci膮.
- To nieuczciwe - zagada艂 do siebie, k艂ad膮c si臋 na sofie.
- S艂yszysz?! - krzykn膮艂. - To nieuczciwe!
- S艂ysz臋, s艂ysz臋 - warkn臋艂a Callie. - Nie musisz tak wrzeszcze膰.
W d艂oni trzyma艂a klucze i torb臋 z zakupami.
- Wr贸ci艂a艣! - krzykn膮艂, zrywaj膮c si臋 na r贸wne nogi.
Potkn膮艂 si臋 o puf i run膮艂 przed ni膮 jak d艂ugi.
Callie roze艣mia艂a si臋 i poda艂a mu r臋k臋.
- Przecie偶 m贸wi艂am, 偶e wr贸c臋.
- Nie by艂o ci臋 ca艂e wieki.
- Pewnie my艣la艂e艣, 偶e uciek艂am. Rozczarowa艂e艣 mnie, Ian. - Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. - Nigdy nie 艂ami臋 danego s艂owa.
- Przepraszam - wymamrota艂 czuj膮c, 偶e m贸wi szczerze.
- Ka偶dy mo偶e pope艂nia膰 b艂臋dy. Byle nie za cz臋sto.
- Zawsze jeste艣 tak przyja藕nie nastawiona do 艣wiata?
Postawi艂a torb臋 na pod艂odze i mrugn臋艂a do niego 艂obuzersko. Poczu艂, 偶e serce zabi艂o mu 偶ywiej. Mia艂 ochot臋 jeszcze raz zaczepi膰 nog膮 o puf i... pa艣膰 w jej ramiona.
Spojrza艂 na torb臋. Da艂 Callie wszystkie pieni膮dze, ale i tak pewnie by艂o tego za ma艂o. Przez chwil臋 zastanawia艂 si臋, czy nie zatelegrafowa膰 do domu z pro艣b膮 o pomoc. Stwierdzi艂 jednak, 偶e nie ma sensu miesza膰 rodzic贸w w tak ciemne sprawki.
- Wujek Quincy zawsze m贸wi艂, 偶e uraza jest jak ci臋偶ar, kt贸ry trzeba d藕wiga膰. Nie mam ochoty na d藕wiganie ci臋偶ar贸w...
- M贸wisz o nim jak o ojcu - zauwa偶y艂.
Dziewczyna posmutnia艂a nagle.
- To chyba nic dziwnego. Wychowywa艂 mnie od trzynastego roku 偶ycia - wyja艣ni艂a i nie czekaj膮c na odpowied藕, zabra艂a si臋 do rozpakowywania torby. - Zobacz, co mam dla ciebie.
My艣la艂, 偶e kupi mu tylko niezb臋dne rzeczy. Okaza艂o si臋 jednak, 偶e wydala maj膮tek na r贸偶nego rodzaju stroje. Wzi膮艂 do r臋ki puszysty sweter i spojrza艂 na ni膮 ze zdziwieniem.
- Wieczory s膮 ju偶 ch艂odne - wyja艣ni艂a. - Poza tym nie wiadomo, jak d艂ugo b臋dziesz si臋 musia艂 ukrywa膰, a... ten sweter jest w kolorze twoich oczu - szepn臋艂a bez zwi膮zku, czerwieni膮c si臋 przy tym jak piwonia.
Nie艣mia艂o艣膰 Callie zaskoczy艂a go i zaintrygowa艂a.
Dziewczyna ca艂y czas zachowywa艂a si臋 tak, jakby chcia艂a mu da膰 do zrozumienia, 偶e powinien trzyma膰 r臋ce przy sobie. Nie mia艂 poj臋cia, jak powi膮za膰 to z wyzywaj膮cym strojem i zachowaniem w sali bilardowej.
Przyjrza艂 si臋 jej uwa偶nie. Mia艂a na sobie bia艂膮 bluzk臋 i granatow膮 sp贸dnic臋 do p贸艂 艂ydki. Twarz ozdabia艂 jedynie delikatny makija偶, Ian zmarszczy艂 brwi.
- Je艣li ci si臋 nie podoba, mog臋 go wymieni膰 - wyszepta艂a sp艂oszona.
- Nie chodzi o sweter. Zastanawiam si臋 po prostu, kim jeste艣 naprawd臋.
- Kim jestem naprawd臋?
- W艂a艣nie. Czy jeste艣 wyzywaj膮c膮 Doc Watson, czy te偶 skromn膮 dr Watson?
Dziewczyna rozejrza艂a si臋 niepewnie dooko艂a i zacz臋艂a sk艂ada膰 sweter. Nie chcia艂a, 偶eby widzia艂, jak trudno odpowiedzie膰 jej na to pytanie.
- Jedn膮 i drug膮 - mrukn臋艂a w ko艅cu.
- Tak. - Skin膮艂 g艂ow膮. - Pewnie masz racj臋.
Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e jej nie wierzy. Jak to si臋 sta艂o, 偶e pozna艂 jeden z jej najwi臋kszych sekret贸w? W przysz艂o艣ci musi bardziej uwa偶a膰 na to, co robi lub m贸wi.
Wyczu艂, 偶e co艣 jest nie w porz膮dku i postanowi艂 zmieni膰 temat:
- Dlaczego nie by艂o ci臋 tak d艂ugo?
- Musia艂am op艂aci膰 rachunki za dom i telefon, wys艂a膰 par臋 list贸w i tak dalej. Powinnam ci by艂a powiedzie膰, ale po prostu nie mia艂am do tego g艂owy.
- Przykro mi, 偶e jestem dodatkowym k艂opotem.
Callie wypu艣ci艂a nagromadzone w p艂ucach powietrze.
Po prostu nie mo偶na by艂o nie lubi膰 tego m臋偶czyzny.
- Zdaje si臋, 偶e z powodu wuja masz znacznie wi臋cej k艂opot贸w. My艣l臋, 偶e tak jest sprawiedliwiej. - Ian chcia艂 zaprotestowa膰, ale nie dopu艣ci艂a go do g艂osu. - W szafie w przedpokoju znajdziesz ma艂膮 walizk臋. Spakuj si臋. Jutro musimy wcze艣nie wyruszy膰.
I ju偶 jej nie by艂o w pokoju.
- Przygotuj臋 kolacj臋 - rzuci艂a jeszcze przez nie domkni臋te drzwi.
Wyszed艂 do przedpokoju, 偶eby poszuka膰 walizki. Kiedy wyjmowa艂 sweter z torby, przypomnia艂 sobie jej s艂owa: , jest w kolorze twoich oczu". Kim naprawd臋 by艂a Calandra Watson? Wiedzia艂, 偶e nie mo偶e by膰 jednocze艣nie nie艣mia艂a i wyzywaj膮ca. Pragn膮艂 widzie膰 w niej skromn膮, lecz pon臋tn膮 dr Watson. Wci膮偶 jednak mia艂 w膮tpliwo艣ci...
Callie lubi艂a gotowa膰. Niestety, robi艂a to nadzwyczaj rzadko. Po pierwsze, przygn臋bia艂y j膮 samotne posi艂ki. Po drugie, chcia艂a, 偶eby kto艣 j膮 chwali艂 za prac臋 i umiej臋tno艣ci. Teraz rozkoszowa艂a si臋 obecno艣ci膮 Iana oraz g艂uchymi pomrukami, kt贸re doskonale zast臋powa艂y najbardziej wyszukane komplementy.
- Cudownie, Callie - wymamrota艂 z pe艂nymi ustami.
- Co na deser?
Spojrza艂a na niego z rozbawieniem.
- Chcesz powiedzie膰, 偶e b臋dziesz jeszcze w stanie co艣 prze艂kn膮膰?
Skrzywi艂 si臋 jak ma艂e dziecko.
- Zawsze jem deser po kolacji.
- W lod贸wce jest ciasto. Mo偶esz wzi膮膰 kawa艂ek.
- Dwa kawa艂ki - zdecydowa艂, wstaj膮c od sto艂u.
Wr贸ci艂 po chwili, nios膮c talerzyk z ciastem. Jad艂 powoli jak wytrawny smakosz. Callie patrzy艂a na niego z przyjemno艣ci膮.
- Dlaczego 偶aden szcz臋艣ciarz nie o偶eni艂 si臋 z tob膮?
Unios艂a wysoko brwi.
- Mog艂abym ci臋 spyta膰 o to samo. Jeste艣 kawalerem, prawda?
- Tak, ale nie gotuj臋 tak dobrze.
- A ja nie znalaz艂am nikogo, komu chcia艂abym gotowa膰. Czy to wystarczy?
Skin膮艂 g艂ow膮.
- To samo ze mn膮. Nigdy nie mog艂em znale藕膰 odpowiedniej kobiety. Nie potrafi艂em si臋 zakocha膰...
- Jeste艣 chyba romantykiem.
- Daj spok贸j. Wszyscy jeste艣my. Czy nie marzy艂a艣 nigdy o ksi臋ciu z bajki?
Pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Moje marzenia sko艅czy艂y si臋, kiedy mia艂am trzyna艣cie lat. 呕ycie jest ci臋偶kie. Im wcze艣niej si臋 to zrozumie, tym lepiej.
Powoli zacz臋艂o mu si臋 rozja艣nia膰 w g艂owie. Nie wiedzia艂 tylko, co takiego wydarzy艂o si臋, 偶e Callie w wieku trzynastu lat porzuci艂a marzenia i przesz艂a pod kuratel臋 Quincy 'ego.
- Czy s膮dzisz, 偶e m贸g艂by艣 by膰 ksi臋ciem z bajki?
Ian roz艂o偶y艂 r臋ce w bezradnym ge艣cie.
- Mo偶e... Dla odpowiedniej kobiety... Takiej, kt贸rej nie przeszkadza艂yby rzeczy porozrzucane po ca艂ym domu i to, 偶e lubi臋 je艣膰 chipsy w 艂贸偶ku...
Callie za艣mia艂a si臋.
- Wygl膮da na to, 偶e szukasz 艣wi臋tej.
- Pewnie masz racj臋 - zgodzi艂 si臋 ze 艣miechem. - A ty, czego by艣 oczekiwa艂a od m臋偶a?
Callie dopi艂a kaw臋, wci膮偶 zastanawiaj膮c si臋 nad odpowiedzi膮.
- Szczero艣ci i pomocy. A tak偶e tego, 偶eby dba艂 o swoje rzeczy i jad艂 tylko przy stole - odrzek艂a.
Ian pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- To niby ja szukam 艣wi臋tej?
Oboje wybuchn臋li 艣miechem.
- Musz臋 jeszcze pozmywa膰 - powiedzia艂a w ko艅cu, zaniepokojona tym, 偶e Ian wyzwala w niej tak spontaniczne reakcje. Do tej pory ca艂e jej 偶ycie by艂o jedn膮 wielk膮 gr膮.
Ba艂a si臋 z tego rezygnowa膰.
- Ja to zrobi臋 - powiedzia艂 wstaj膮c.
- Nie ma mowy - zaprotestowa艂a. - Moi go艣cie powinni trzyma膰 si臋 z daleka od kuchni. Mo偶esz poogl膮da膰 telewizj臋 albo znale藕膰 sobie co艣 do czytania w biblioteczce.
- Wol臋 poczyta膰. Gdzie jest biblioteczka?
Skierowa艂a go do pokoju, znajduj膮cego si臋 niedaleko sypialni. S艂owo „biblioteczka" oznacza艂o praktycznie ca艂膮 bibliotek臋. Ksi膮偶ki sta艂y w dw贸ch rz臋dach w szafkach. Grube tomy po艣wi臋cone biologii le偶a艂y na pod艂odze i na biurku. Na 艣rodku pokoju sta艂 wys艂u偶ony st贸艂 bilardowy.
Rozejrza艂 si臋 doko艂a. Pojemnik z kijami znajdowa艂 si臋 nie opodal. Wzi膮艂 do r臋ki pierwszy z nich, po chwili zdecydowa艂 jednak, 偶e jest zbyt lekki i za kr贸tki. Po paru minutach znalaz艂 taki, kt贸ry mu najbardziej odpowiada艂. W艂a艣nie go sprawdza艂, kiedy Callie wesz艂a do pokoju.
- To pala - wyja艣ni艂a.
- Jaka pa艂a?
- Quincy nazywa艂 tak kije, kt贸re skazywa艂y graczy na pora偶k臋.
- Co艣 z nim nie w porz膮dku?
- Jasne. Ma p艂aski koniec. Dobry kij powinien mie膰 koniec w kszta艂cie p贸艂ksi臋偶yca.
- To po co go trzymasz?
- Do trening贸w.
- Trening贸w?
- Mhm. Je艣li chcesz kogo艣 ogra膰, powiniene艣 go przekona膰, 偶e jeste艣 prawdziwym amatorem. Sztuczka z kijem najcz臋艣ciej wystarcza. Mo偶na w ten spos贸b unikn膮膰 wielu k艂贸tni.
Spojrza艂 ze zdziwieniem najpierw na kij, a potem na dziewczyn臋. Wszystko zacz臋艂o mu si臋 myli膰: dobre kije ze z艂ymi, skromna dziewczyna z wyzywaj膮c膮 szulerk膮...
- Trudno mi uwierzy膰, 偶e sta膰 ci臋 na co艣 takiego.
Dziewczyna wyj臋艂a mu kij z r臋ki i podesz艂a do sto艂u.
- Dzi臋ki szulerce sko艅czy艂am studia.
- Wiec by艂 to spos贸b zarabiania pieni臋dzy...
- A tak偶e wielka przyjemno艣膰 - doda艂a z u艣miechem, Ian potar艂 niepewnie czo艂o.
- Oszukiwanie ludzi sprawia ci przyjemno艣膰?!
Callie pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Nie oszukuj臋. Po prostu gram.
- Ale ukrywasz swoje prawdziwe umiej臋tno艣ci.
- Nie zawsze. Poza tym ludzie cz臋sto graj膮 z szulerami, poniewa偶 wydaje im si臋, 偶e znale藕li pierwszego naiwnego.
To 偶aden wstyd oszuka膰 oszusta.
- Callie, o czym ty m贸wisz, na lito艣膰 bosk膮?
- Wiedzia艂am, 偶e mnie nie zrozumiesz...
- Poza tym u偶ywasz w czasie gry swojego cia艂a. Wyzywaj膮cy str贸j dekoncentruje m臋偶czyzn.
- Bzdury!
- To dlaczego jeste艣 w艣ciek艂a?
- Wcale nie jestem w艣ciek艂a!
- Powiem ci, jak to jest. Wcale nie lubisz chodzi膰 w tej wydekoltowanej bluzce. Ale w g艂臋bi duszy boisz si臋 przegranej i dlatego szermujesz swoim cia艂em. A poniewa偶 uczyni艂a艣 z niego 艂adnie opakowany towar, boisz si臋 sta膰 normaln膮 kobiet膮...
- Jak 艣miesz! - wydysza艂a.
- W gruncie rzeczy boisz si臋 nawet dotkn膮膰 m臋偶czyzny...
- Nieprawda! - krzykn臋艂a i przytuli艂a si臋 do niego.
Poczu艂a wyra藕nie silne cia艂o Iana. Serce wali艂o jej m艂otem. Ale Ian nie wykona艂 偶adnego gestu, mimo i偶 oczy p艂on臋艂y mu jak gwiazdy. Pomy艣la艂a, 偶e chcia艂aby tak jak on panowa膰 nad emocjami.
Cofn臋艂a si臋 troch臋, Ian uni贸s艂 d艂o艅 i zacz膮艂 j膮 g艂adzi膰 po ramieniu. Zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋. Czu艂a, jak ca艂y dr偶y.
Intuicja podpowiada艂a jej, 偶e prowadzi niebezpieczn膮 gr臋. Nie mog艂a si臋 nawet domy艣la膰 jej ostatecznego wyniku.
Wspi臋艂a si臋 na palce i otar艂a wargami o jego usta.
- Czy tak zachowuje si臋 kobieta, kt贸ra boi si臋 dotkn膮膰 m臋偶czyzny?
Nie odpowiedzia艂. Przywar艂a ustami do jego warg. Pocz膮tkowo zaciska艂 je, ale po chwili si臋 podda艂. Jej j臋zyk wnikn膮艂 do wn臋trza.
Ian j臋kn膮艂 cicho i obj膮艂 j膮 mocniej. Poczu艂a, 偶e nareszcie zyska艂a przewag臋. Jeszcze chwila, a wycofa si臋, pozostawiaj膮c go kompletnie roztrz臋sionym.
Przeliczy艂a si臋 jednak. To Ian wycofa艂 si臋 pierwszy.
- Chc臋 pokoju, a nie wojny - powiedzia艂 i wyszed艂 trzaskaj膮c drzwiami.
Callie patrzy艂a z przera偶eniem. Dopiero po chwili zrozumia艂a, 偶e my艣li o tym, jak cudownie j膮 ca艂owa艂. I przerazi艂a si臋 jeszcze bardziej.
Rozdzia艂 3
Ian spojrza艂 na zegar elektroniczny stoj膮cy obok 艂贸偶ka i westchn膮艂 ci臋偶ko. Czas wl贸k艂 si臋 w niesko艅czono艣膰. Mia艂 wra偶enie, 偶e min臋艂o ju偶 艂adnych par臋 dni, a tak naprawd臋 dopiero zbli偶a艂a si臋 p贸艂noc.
Od czasu k艂贸tni z Callie le偶a艂 na 艂贸偶ku, wpatruj膮c si臋 bezmy艣lnie w sufit. 呕a艂owa艂, 偶e wychodz膮c nie wzi膮艂 ze sob膮 jakiej艣 ksi膮偶ki. Chocia偶 po scenie, kt贸ra si臋 rozegra艂a pod koniec sprzeczki, nie m贸g艂by pewnie czyta膰...
Ian nie znosi艂 si臋 umartwia膰. Mimo to wci膮偶 przypomina艂 sobie chwile, kiedy trzyma艂 dziewczyn臋 w ramionach. Do tej pory nie zdawa艂 sobie sprawy, jak mo偶e to by膰 przyjemne i bolesne zarazem.
Zamkn膮艂 oczy i zacz膮艂 rozpami臋tywa膰 smak jej ust. Mia艂 wtedy ochot臋 kocha膰 si臋 z ni膮 na 艣rodku sto艂u bilardowego. Traci艂 panowanie nad sob膮. Powstrzyma艂a go jedynie 艣wiadomo艣膰, 偶e Callie prowadzi jak膮艣 gr臋. Kolejn膮 gr臋...
Mia艂 racj臋, zarzucaj膮c jej ozi臋b艂o艣膰 i wyrachowanie. Dziewczyna rzeczywi艣cie u偶ywa艂a swego cia艂a w sali bilardowej - i nie tylko. Teraz m贸g艂 to stwierdzi膰 z ca艂膮 pewno艣ci膮.
Wsta艂 z 艂贸偶ka, chc膮c odp臋dzi膰 ponure my艣li. Stan膮艂 przy oknie wychodz膮cym na parking. Callie mog艂a mie膰 dwadzie艣cia dziewi臋膰, trzydzie艣ci lat. Musia艂a przecie偶 spotka膰 jakiego艣 m臋偶czyzn臋, kt贸ry skruszy艂 jej pancerz. A mo偶e to on w艂a艣nie sprawi艂, 偶e go w og贸le przywdzia艂a?
Drugie wyja艣nienie wydawa艂o mu si臋 bardziej przekonuj膮ce. Callie pragn臋艂a najwyra藕niej odgrodzi膰 si臋 od z艂ego 艣wiata. M贸g艂 to zrozumie膰, ale nigdy - pochwali膰. Wiedzia艂, 偶e trzeba prze偶y膰 kilka zawod贸w, by m贸c rozpozna膰 jedyn膮 i niepowtarzaln膮 mi艂o艣膰 na ca艂e 偶ycie.
Te rozwa偶ania sprawi艂y, 偶e poczu艂 si臋 nieco lepiej. Wr贸ci艂 do 艂贸偶ka z nadziej膮, 偶e tym razem uda mu si臋 zasn膮膰.
Callie nigdy wcze艣niej nie mia艂a problem贸w ze spaniem. Teraz jednak przewraca艂a si臋 z boku na bok albo patrzy艂a t臋po w sufit. Ca艂膮 win臋 za ten stan ponosi艂 oczywi艣cie Ian Sherlock. Mia艂a ochot臋 wej艣膰 do pokoju go艣cinnego i zdzieli膰 go czym艣 ci臋偶kim w g艂ow臋.
Nie zrobi艂a tego jednak. Przesz艂a do biblioteki, gdzie zacz臋艂a 膰wiczy膰 do znudzenia pa艂膮, od kt贸rej zacz臋艂a si臋 ca艂a k艂贸tnia.
Gra w bilard zwykle j膮 odpr臋偶a艂a. Teraz jednak ci膮gle przypomina艂a o sprzeczce. Chcia艂a wierzy膰 w niewinno艣膰 wuja. Nie mog艂a jednak zapomnie膰 zarzut贸w Iana. Zw艂aszcza tego jednego, o kt贸rym nie rozmawiali. C贸偶 takiego m贸g艂 zrobi膰 Quincy?
Mo偶liwe, 偶e to Ian jest winny i usi艂uje pogr膮偶y膰 wuja. Skrzywi艂a si臋 na t臋 my艣l. Nie mia艂a 偶adnych dowod贸w 艣wiadcz膮cych o niewinno艣ci Iana, ale wierzy艂a mu bez zastrze偶e艅. To samo dotyczy艂o wuja. Poczu艂a, 偶e po tym, co wydarzy艂o si臋 przy bilardzie, mog艂aby opu艣ci膰 Iana. Zna艂a jednak wi臋zienie i wiedzia艂a, 偶e mo偶e by膰 piek艂em dla kogo艣, kto nigdy w nim nie by艂.
Uderzy艂a bia艂膮 bil臋 zastanawiaj膮c si臋, jak odnale藕膰 wuja. Czy zacz膮膰 dzwoni膰 do wsp贸lnych znajomych? Za du偶o ha艂asu, a wynik niepewny. Przyjaciele b臋d膮 na pewno chroni膰 Quincy'ego. Nawet przed ni膮. Trzeba jedynie liczy膰 na to, 偶e wujowi zabraknie pieni臋dzy i pr臋dzej czy p贸藕niej b臋dzie si臋 musia艂 pojawi膰 w kt贸rym艣 z klub贸w bilardowych. Mog艂a bez trudu wytypowa膰 kilka miejsc.
Ostatnia bila wpad艂a do luzy. Callie przypomnia艂a sobie nagle nagran膮 wiadomo艣膰. Pocz膮tkowo s艂owa Quincy'ego wydawa艂y si臋 jej pozbawione sensu. My艣la艂a, 偶e wuj zadzwoni艂 po jakiej艣 wi臋kszej libacji. Teraz stara艂a si臋 odgadn膮膰 ukryty sens informacji.
Odstawi艂a kij i podesz艂a do biurka. Nikt nie dzwoni艂, wi臋c g艂os wuja pozosta艂 jeszcze na ta艣mie. W艂o偶y艂a kaset臋 do niewielkiego magnetofonu stoj膮cego mi臋dzy ksi膮偶kami na szafce.
Kiedy us艂ysza艂a g艂os z silnym irlandzkim akcentem, u艣miechn臋艂a si臋 rozmarzona. Wyobrazi艂a sobie, 偶e wuj stoi tu偶 obok.
Quincy zawsze m贸wi艂, 偶e jest zawodnikiem wagi p贸艂ci臋偶kiej. By艂 wysoki i z wygl膮du przypomina艂 Cary Granta. Mia艂 nawet podobny do艂ek w brodzie. Siwiej膮ce w艂osy sprawia艂y, 偶e wygl膮da艂 troch臋 jak zubo偶a艂y arystokrata. Swada i pogodny nastr贸j pozwala艂y mu wychodzi膰 ca艂o nawet z najgorszych opresji.
Callie wys艂ucha艂a ca艂ej informacji, a nast臋pnie cofn臋艂a ta艣m臋. Nie, wuj nie by艂 pijany. Stara艂 si臋 przekaza膰 jej co艣 wa偶nego. Tylko co? I dlaczego u偶y艂 szyfru? Czy wiedzia艂, 偶e Ian b臋dzie stara艂 si臋 z ni膮 skontaktowa膰? A mo偶e to w艂a艣nie on ma klucz do rozwi膮zania zagadki?
Zacisn臋艂a wargi i skierowa艂a si臋 do pokoju go艣cinnego, Ian musia艂 co艣 wiedzie膰 o ca艂ej sprawie. Niestety, trzeba go obudzi膰.
Wesz艂a do pokoju, nie zapalaj膮c 艣wiat艂a. Zawaha艂a si臋, stan膮wszy przed jego 艂贸偶kiem.
- Ian - powiedzia艂a cicho.
Zamrucza艂 co艣 pod nosem i przewr贸ci艂 si臋 na drugi bok.
- Ian - powt贸rzy艂a, dotykaj膮c nagiego ramienia.
--Obud藕 si臋!
Poderwa艂 si臋 nagle przygniataj膮c j膮. Poczu艂a na sobie silne m臋skie cia艂o.
- Ian, to ja... Callie - zdo艂a艂a wyj膮ka膰.
- Co do diab艂a tutaj robisz? - warkn膮艂, potrz膮saj膮c g艂ow膮, jakby stara艂 si臋 rozbudzi膰.
- Chcia艂am z tob膮 porozmawia膰...
Dziewczyna sp艂on臋艂a rumie艅cem. Zacz臋艂a nerwowo poprawia膰 sp贸dnic臋. Spojrza艂a na Iana i zaczerwieni艂a si臋 jeszcze bardziej. By艂 zupe艂nie nagi.
- Powinna艣 by艂a zapuka膰.
- Puka艂am, nic nie s艂ysza艂e艣.
Spojrza艂 na zegarek.
- Nic dziwnego. Zasn膮艂em dopiero przed godzin膮. Nie mog艂a艣 poczeka膰 do rana?
Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Oczy mia艂a zamkni臋te, ale czu艂a nap贸r nagiego cia艂a Iana. Z trudem 艂apa艂a powietrze. Powinna mu by艂a kupi膰 jak膮艣 pi偶am臋...
Wymamrota艂 pod nosem jakie艣 przekle艅stwo, wsta艂 i owin膮艂 si臋 prze艣cierad艂em. Callie otworzy艂a oczy.
- To takie pilne?
- Tak. Chodzi o wiadomo艣膰 od Quincy'ego.
- Zbudzi艂a艣 mnie, 偶eby pogada膰 o jakim艣 pijackim be艂kocie? - spyta艂 z niedowierzaniem.
- Mam wra偶enie, 偶e to zakodowana informacja.
艁ypn膮艂 na ni膮 spode 艂ba.
- Jaka?
- Nie wiem. Nie potrafi臋 jej rozszyfrowa膰, Ian machn膮艂 r臋k膮.
- Daj spok贸j, Callie. Oskar偶ono mnie o kradzie偶. Co to ma wsp贸lnego z t臋cz膮 i z艂otem?
- Nie wiem - powt贸rzy艂a. - Pos艂uchaj najpierw, a potem powiesz, co o tym my艣lisz.
- W porz膮dku - skin膮艂 g艂ow膮.
W艂膮czy艂a magnetofon. Z g艂o艣nika pop艂yn膮艂 g艂os Quincy'ego:
„Cze艣膰, z艂otko, szkoda, 偶e nie mog臋 z tob膮 rozmawia膰 i musz臋 jak idiota m贸wi膰 do maszyny. Ale trudno. Nale偶臋 do ludzi, kt贸rzy po prostu lubi膮 m贸wi膰. Nawet do siebie. Mam 艣wietn膮 wiadomo艣膰. Znalaz艂em w艂a艣nie koniec t臋czy i musz臋 tylko zdoby膰 garnek z艂ota, 偶eby pokaza膰 艣wiatu, kim naprawd臋 jest Quincy McKiernan. Chcia艂bym szuka膰 z tob膮, ale pe艂no tu ma艂ych zazdro艣nik贸w. Wiesz, jak to jest z takimi lud藕mi. Zreszt膮 to zadanie dla jednej osoby. Zadzwoni臋, jak b臋d臋 mia艂 skarb. Jakby艣 co艣 o mnie s艂ysza艂a, zw艂aszcza co艣 z艂ego, to mo偶esz wierzy膰 bez zastrze偶e艅. Kt贸偶 z nas jest bez grzechu? Trzymaj si臋, z艂otko. Uwa偶aj na siebie. "
- I co? - spyta艂a, wy艂膮czaj膮c magnetofon.
- Nic.
- Zrozumia艂e艣 co艣 z tego?
- Tylko ryle, 偶e powinna艣 mi wierzy膰. Reszta nie ma zupe艂nie sensu - odpar艂 sucho. - Czego innego m贸g艂bym si臋 po nim spodziewa膰?
Callie zagryz艂a wargi. Nie mog艂a si臋 oprze膰 wra偶eniu, 偶e Quincy chcia艂 przekaza膰 co艣 bardzo wa偶nego. By艂a te偶 przekonana, 偶e albo ona, albo Ian powinni rozgry藕膰 ten szyfr. Tylko jak, u diab艂a, to zrobi膰?
- Powiedz, co jeszcze mo偶esz zarzuci膰 wujowi?
Ian zmarszczy艂 brwi. Przypomnia艂 sobie, jak zareagowa艂a po pierwszej rozmowie. Nie chcia艂 艂ama膰 jej serca.
- Mog臋 ci臋 zapewni膰, 偶e nie ma to nic wsp贸lnego z t臋cz膮 czy garnkiem z艂ota...
- Zobaczymy - mrukn臋艂a. - S艂ucham.
Waha艂 si臋 przez chwil臋, ale w ko艅cu zrozumia艂, 偶e dziewczyna si臋 nie ugnie. K艂amstwo nie by艂oby tutaj najlepszym wyj艣ciem.
- Jeden z moich pracownik贸w, Lincoln Galloway, chcia艂 wzi膮膰 d艂u偶szy urlop. Pracowa艂 u mnie od pocz膮tku i ufam mu bezgranicznie...
- Co to ma wsp贸lnego z wujem?
Ian westchn膮艂.
- Quincy powiedzia艂, 偶e go zast膮pi. Nie mia艂em 偶adnych zastrze偶e艅...
- I?
- W艂a艣nie tam znaleziono kradzione samochody, kt贸re rozbierano na cz臋艣ci...
Callie zmarszczy艂a czo艂o.
- Jeste艣 pewien, 偶e nie by艂o ich tam wcze艣niej?
Pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- M贸wi艂em ju偶, 偶e ufam Lincolnowi. Zreszt膮 wcze艣niej przeprowadzi艂em inspekcj臋. Nie tak 艂atwo ukry膰 par臋 samochod贸w w ma艂ym warsztacie...
Callie u艣miechn臋艂a si臋 do siebie. Quincy potrafi艂by ukry膰 nawet Bia艂y Dom, gdyby tylko chcia艂. Pomy艣la艂a jednak, 偶e ta informacja nie ucieszy艂aby Iana, wi臋c postanowi艂a trzyma膰 buzi臋 na k艂贸dk臋.
- S膮 jeszcze jakie艣 dowody?
Ian zacz膮艂 wierci膰 si臋 niespokojnie na 艂贸偶ku. Poprawi艂 prze艣cierad艂o, kt贸rym si臋 przykry艂.
- Ka偶dy sklep i warsztat prowadzi oddzieln膮 ksi臋gowo艣膰. Wypuszczono mnie za kaucj膮, kiedy okaza艂o si臋, 偶e kto艣 podrobi艂 moje podpisy w jednej z ksi膮偶ek. Czy domy艣lasz si臋, sk膮d pochodzi艂a?
Callie ukry艂a twarz w d艂oniach.
- Pewnie wcze艣niej przechwala艂 si臋, 偶e znakomicie podrabia podpisy...
- W艂a艣nie.
Dziewczyna westchn臋艂a ci臋偶ko.
- Widzia艂am, jak to robi艂 w salach bilardowych. Zak艂ada艂 si臋, 偶e nawet najlepsi spece nie odr贸偶ni膮 swego podpisu od podr贸bki. Ale robi艂 to dla 偶artu... Nie chcia艂 nikogo krzywdzi膰...
- Pewnie masz racj臋. Tak robi艂. Teraz jednak jest inaczej. Zreszt膮 tylko nieliczni potrafi膮 podrabia膰 podpisy.
Trudno uwierzy膰, 偶eby w艣r贸d moich pracownik贸w znalaz艂 si臋 drugi tak znakomity fa艂szerz.
- To przecie偶 mo偶liwe...
- Mo偶liwe - zgodzi艂 si臋, patrz膮c w pe艂ne nadziei oczy.
- Ale czy prawdopodobne?
Callie westchn臋艂a ci臋偶ko i wsta艂a z 艂贸偶ka.
- Dlaczego policja nie szuka wuja?
- Poniewa偶 ludzie, kt贸rych aresztowano, powiedzieli, 偶e to ja by艂em szefem. Poza tym fa艂szerstwa nie maj膮 bezpo艣redniego zwi膮zku z kradzie偶膮. Prokurator okr臋gowy przypuszcza nawet, 偶e Quincy m贸g艂 fa艂szowa膰 podpisy, 偶eby zapobiec przest臋pstwom...
- Co艣 tu si臋 jednak nie zgadza - orzek艂a, marszcz膮c czo艂o. - Policja powinna go przynajmniej przes艂ucha膰. Odpowiada艂 przecie偶 za warsztat i sklep...
- Masz racj臋. Chocia偶 z drugiej strony p贸艂 tuzina ludzi twierdzi, 偶e by艂em m贸zgiem ca艂ej operacji. Policja pewnie nie chce zajmowa膰 si臋 p艂otk膮. Poza tym m贸j adwokat twierdzi, 偶e prokurator okr臋gowy co艣 ukrywa...
- Przekupiono go?
- Nie wiem. Adwokat m贸wi艂 raczej o jakim艣 specjalnym 艣wiadku, kt贸rego trzeba chroni膰. Nie mam poj臋cia, dlaczego. Nigdy nie by艂em zamieszany w podobne sprawy.
Nie wiem nawet, co mi zagra偶a.
Callie spojrza艂a na niego uwa偶nie. Quincy m贸wi艂 co艣 o ma艂ych zazdro艣nikach. Czy stara艂 si臋 j膮 ostrzec? By膰 mo偶e oboje podj臋li niebezpieczn膮 gr臋.
- Czy nikt ci nie grozi艂?
- Nie, chyba nie...
- Nie jeste艣 jednak pewny?
- Niczego nie mog臋 by膰 pewny.
- Nawet swojej niewinno艣ci?
U艣miechn膮艂 si臋 kwa艣no.
- Tylko mojej niewinno艣ci.
- No dobrze, ale je艣li nic nam nie zagra偶a, dlaczego wujek Quincy zaszyfrowa艂 wiadomo艣膰?
- Mo偶e wcale jej nie szyfrowa艂, tylko rzeczywi艣cie si臋 upi艂...
Podesz艂a do okna i spojrza艂a na ulic臋.
- Jestem pewna, 偶e chcia艂 przekaza膰 co艣 bardzo wa偶nego...
- Mo偶e sen przyniesie nam jakie艣 rozwi膮zanie - powiedzia艂, powstrzymuj膮c ziewniecie.
Udawa艂, 偶e jest senny. Od dobrych paru minut nie spuszcza艂 wzroku z dziewczyny. Przypomina艂 sobie, jak le偶a艂a pod jego nagim cia艂em i 偶a艂owa艂, 偶e nie wykorzysta艂 tej szansy.
- Dobrze - zgodzi艂a si臋, podchodz膮c do drzwi. - Przykro mi, 偶e ci臋 zbudzi艂am.
Wygl膮da艂a na za艂aman膮 i zm臋czon膮.
- Callie! - wyrwa艂o mu si臋.
Spojrza艂a przez rami臋. Ksi臋偶yc o艣wietla艂 nagi tors Iana. Zadr偶a艂a na my艣l o jego silnych ramionach. Serce zabi艂o jej 偶ywiej. Kolana mia艂a jak z waty. Opanowa艂a j膮 nag艂a t臋sknota. Wci膮偶 patrz膮c mu w oczy, chwyci艂a za klamk臋.
- Po co to wszystko?
Ian zrozumia艂 pytanie, ale nie potrafi艂 na nie odpowiedzie膰. Wola艂 wierzy膰, 偶e chodzi mu tylko o znalezienie wuja. Otworzy艂 usta, 偶eby sk艂ama膰, ale s艂owa uwi臋z艂y mu w krtani.
- Ja... ja te偶 nie rozumiem, co si臋 dzieje - wyj膮ka艂 po chwili. - Zwykle nie interesuj膮 mnie kobiety takie jak ty.
Za艣mia艂a si臋 kr贸tko.
- Niby jakie?
Spojrza艂 na ni膮 z namys艂em.
- Zastraszone - odrzek艂. - Jeszcze nie wiem, czego si臋 boisz, ale na pewno si臋 dowiem.
- Nie powiniene艣 mi grozi膰!
- To nie by艂a gro藕ba, Callie. Wiesz o tym dobrze - zauwa偶y艂. - Chod藕my ju偶 spa膰. Zrobi艂o si臋 bardzo p贸藕no.
Callie chcia艂a powiedzie膰, 偶e nie boi si臋 niczego i nikogo. Nie potrafi艂a jednak sk艂ama膰. Strach towarzyszy艂 jej od pocz膮tku znajomo艣ci z 艂anem. Jednocze艣nie wiedzia艂a, 偶e zawsze marzy艂a o takim m臋偶czy藕nie: mi艂ym, 艂agodnym, opieku艅czym.
Ian nie kry艂, 偶e nie jest mu oboj臋tna. Ale czy nadal by jej pragn膮艂, gdyby dowiedzia艂 si臋, 偶e sp臋dzi艂a rok w wi臋zieniu? Wydawa艂o si臋 to ma艂o prawdopodobne. Ta 艣wiadomo艣膰 by艂a bardziej bolesna, ni偶 mog艂a przypuszcza膰.
- Dobrze, Ian, chod藕my ju偶 spa膰.
Dochodzi艂a sz贸sta, Ian w艂o偶y艂 dwie walizki do baga偶nika samochodu Callie. S膮dzi艂, 偶e dziewczyna zechce odespa膰 stracone nocne godziny, ale okaza艂o si臋, 偶e wsta艂a o pi膮tej. Zastanawia艂 si臋, czy w og贸le k艂ad艂a si臋 spa膰 tej nocy.
Zamkn膮艂 baga偶nik. Miasteczko King's Creek zaczyna艂o budzi膰 si臋 do 偶ycia. Gdzie艣 w oddali zapia艂 kogut. Rycza艂y krowy gotowe do porannego udoju. Tak przyzwyczai艂 si臋 do ha艂asu wielkiego miasta, 偶e czu艂 si臋 troch臋 jak w innym 艣wiecie.
- Nag艂y atak melancholii? - spyta艂a Callie, wychodz膮c z domu.
Ian u艣miechn膮艂 si臋.
- Jako dziecko mieszka艂em na wsi i budzi艂 mnie 艣piew skowronka. Teraz nie wyobra偶am sobie milszej pobudki od ryku motoru syna s膮siad贸w...
Callie roze艣mia艂a si臋. Marszczy艂a przy tym uroczo nosek. Bez namys艂u wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i dotkn膮艂 jej policzka, a potem powiek.
- Spa艂a艣 dzisiaj?
Callie spu艣ci艂a g艂ow臋 i zacz臋艂a szuka膰 kluczyk贸w.
- Troszeczk臋...
Wzi膮艂 j膮 pod brod臋 i zmusi艂, by spojrza艂a mu prosto w oczy.
- Przepraszam - szepn膮艂, nie bardzo wiedz膮c, o co mu tak naprawd臋 chodzi.
- To nie twoja wina...
Patrzy艂 w jej twarz. Oczy wydawa艂y mu si臋 nieco podkr膮偶one.
- Moja - powiedzia艂 nie znosz膮cym sprzeciwu tonem.
- Chc臋 ci臋 poca艂owa膰 - doda艂 po chwili.
S艂owa Iana d藕wi臋cza艂y jeszcze w jej uszach. Jeden poca艂unek nie powinien przecie偶 nikomu zaszkodzi膰...
- Co wi臋c ci臋 powstrzymuje? - spyta艂a.
- Ju偶 nic - odpar艂, zbli偶aj膮c si臋 do niej.
Callie rozchyli艂a lekko usta. Ian dotkn膮艂 ich kciukiem i zacz膮艂 pie艣ci膰 delikatny puszek nad g贸rn膮 warg膮.
Dziewczyna potrz膮sn臋艂a prowokacyjnie g艂ow膮 i poci膮gn臋艂a go w swoj膮 stron臋. J臋kn膮艂 cicho. Ich usta spotka艂y si臋 w nami臋tnym poca艂unku.
Poczu艂a ciep艂o przenikaj膮ce ca艂e cia艂o. Stopnia艂a jak wosk w jego ramionach. Nie chcia艂a ju偶 panowa膰 czy wygrywa膰, pragn臋艂a tylko podda膰 si臋 delikatnej pieszczocie. Zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i przywar艂a do艅 ca艂ym cia艂em.
Ian nie by艂 przygotowany na tak gwa艂town膮 reakcj臋. Zaskoczy艂a go i podnieci艂a. Nawet gdyby chcia艂, nie m贸g艂by si臋 teraz oderwa膰 od jej warg. Zreszt膮 nie mia艂 na to najmniejszej ochoty...
Igrasz z ogniem, m贸wi艂 sobie. Ona w najlepszym razie ciebie po偶膮da. Porzuci ci臋 przy pierwszej nadarzaj膮cej si臋 okazji. Mimo z艂ych my艣li tuli艂 j膮 do siebie. Czu艂, 偶e przynajmniej w tym momencie Callie nale偶y wy艂膮cznie do niego. Zorientowa艂 si臋, 偶e dziewczyna tak naprawd臋 nie potrafi si臋 ca艂owa膰. Wczorajszy pokaz finezji podpatrzy艂a pewnie w kinie. Ale teraz odda艂a mu si臋 ca艂a, a w zwi膮zku z tym wysz艂y wszystkie braki erotycznej edukacji. By艂o to jednak znacznie bardziej podniecaj膮ce ni偶 prowokacja ze strony wyzywaj膮cej Doc Watson. Tak, zdecydowanie wo艂a艂 skromn膮 i nie艣mia艂膮 dr Watson.
Zaskrzypia艂y drzwi jednego z pobliskich dom贸w. Callie odskoczy艂a od niego jak oparzona, Ian musia艂 j膮 pu艣ci膰. U艣miechn膮艂 si臋 widz膮c, jak rumieniec pokrywa powoli jej policzki. Tylko blondynki potrafi膮 rumieni膰 si臋 tak pi臋knie.
- Lepiej ju偶 jed藕my - rzuci艂a, staraj膮c si臋 nie patrze膰 mu w oczy.
Ian chrz膮kn膮艂. '
- Jasne - powiedzia艂. - Tylko dok膮d? Co b臋dzie z nami? - doda艂 szeptem po chwili.
Callie zmarszczy艂a czo艂o.
- Nie chc臋 si臋 z tob膮 wi膮za膰.
- Dlaczego?
Spu艣ci艂a g艂ow臋.
- Czy dlatego 偶e szuka mnie policja?
- To nie ma nic wsp贸lnego z tob膮 - szepn臋艂a.
W g艂owie Iana pojawia艂y si臋 coraz to nowe pytania. Uzna艂 jednak, 偶e zrobi najlepiej, je艣li zachowa je dla siebie. Przede wszystkim chcia艂 odnale藕膰 Quincy'ego. P贸藕niej b臋dzie mia艂 czas, 偶eby rozwi膮za膰 zagadk臋 Callie Watson.
Wyj膮艂 kluczyki z jej d艂oni.
- Lepiej b臋dzie, je艣li ja poprowadz臋. D艂u偶ej dzisiaj spa艂em.
Callie przysta艂a na to z ulg膮. Dr偶a艂a jeszcze, rozpami臋tuj膮c poca艂unek. Potrzebowa艂a sporo czasu, 偶eby doj艣膰 do siebie. Od wielu lat pr贸bowa艂a znale藕膰 swoje miejsce w 偶yciu. Teraz, kiedy wydawa艂o si臋, 偶e nareszcie si臋 ustabilizowa艂a, spotka艂a Iana, kt贸ry wstrz膮sn膮艂 ca艂ym jej 艣wiatem.
Znowu zacz臋艂a marzy膰 - a przecie偶 nie mia艂a do tego prawa!
- Zostaw mnie w spokoju. - Dopiero po chwili zrozumia艂a znaczenie wypowiedzianych s艂贸w.
Ian pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Obawiam si臋, 偶e to niemo偶liwe.
Poczu艂a nag艂y przyp艂yw z艂o艣ci. Spojrza艂a na niego oczami chmurnymi jak deszczowe niebo, Ian pog艂adzi艂 j膮 pieszczotliwie po g艂owie.
- Daj spok贸j. Jeszcze o tym porozmawiamy.
Cofn臋艂a g艂ow臋.
- Zapomnia艂e艣 chyba, 偶e mamy znale藕膰 wuja - mrukn臋艂a.
Chcia艂 j膮 ofukn膮膰, ale w por臋 si臋 powstrzyma艂. Wci膮gn膮艂 g艂臋boko powietrze i policzy艂 do pi臋ciu. Callie w tym czasie usadowi艂a si臋 w samochodzie. Otworzy艂 drzwi i zajrza艂 do wn臋trza. Na siedzeniu za kierownic膮 le偶a艂a bia艂a koperta z imieniem Callie. Wydawa艂o mu si臋, 偶e widzia艂 ju偶 gdzie艣 ten charakter pisma.
Spojrza艂 na dziewczyn臋. Siedzia艂a sztywna i ponura. Nawet nie zerkn臋艂a w jego kierunku.
- Albo masz dziwnego listonosza, albo kto艣 myszkowa艂 wczoraj w samochodzie.
- O czym, u diab艂a, m贸wisz? - Odruchowo spojrza艂a w jego stron臋.
Wskaza艂 kopert臋. Si臋gn臋艂a po ni膮 natychmiast.
- Od Quincy'ego?--spyta艂.
Odburkn臋艂a co艣 w odpowiedzi i skin臋艂a g艂ow膮. Rozpozna艂aby pismo wuja wsz臋dzie. Musia艂 si臋 kr臋ci膰 po okolicy dzisiejszej nocy. Dlaczego nie wpad艂? By膰 mo偶e wiedzia艂, 偶e pojawi艂 si臋 u niej Ian. Tak, tylko sk膮d?
Nagle przysz艂o jej do g艂owy, 偶e m贸g艂 zadzwoni膰 do klubu bilardowego. Mick oczywi艣cie wyolbrzymi艂 ca艂膮 spraw臋 i... prosz臋. Znowu potar艂a policzek. Z膮b m膮dro艣ci bola艂 j膮 coraz mocniej. B贸l promieniowa艂 na ca艂膮 szcz臋k臋.
- Powinna艣 go chyba przeczyta膰.
Ian wsiad艂 do samochodu i zatrzasn膮艂 drzwi. Musia艂 si臋 hamowa膰, 偶eby nie wyrwa膰 jej listu. Pali艂a go ciekawo艣膰. Wydawa艂o mu si臋, 偶e otwieranie koperty trwa ca艂膮 wieczno艣膰.
Callie nie mog艂a uwierzy膰 w艂asnym oczom. Przeczyta艂a notatk臋 po raz drugi:
Callie!
Dowiedzia艂em si臋, 偶e pomagasz 艂anowi Sherlockowi. Uwa偶am to za zdrad臋 i dlatego mam zamiar wyda膰 ci臋 policji. Dam cynk glinom dzisiaj o sz贸stej trzydzie艣ci. Rozumiesz, co to znaczy, prawda? Czy warto traci膰 wolno艣膰 dla tego cz艂owieka? Mam nadziej臋, 偶e w wi臋zieniu nabierzesz troch臋 rozumu. 呕egnam ci臋 na razie. Nie 偶ycz臋 powodzenia.
Quincy
- Co napisa艂, Callie? - spyta艂 Ian, patrz膮c z niepokojem na jej poblad艂膮 twarz.
Zmi臋艂a notatk臋 w d艂oni i z w艣ciek艂o艣ci膮 cisn臋艂a j膮 za okno.
- Musimy st膮d wia膰 - wycedzi艂a przez z臋by i spojrza艂a na niego.
- Co si臋 sta艂o?
- Wujek Quincy wyda艂 nas policji.
Rozdzia艂 4
Ian przez chwil臋 nie m贸g艂 wydusi膰 z siebie s艂owa. Patrzy艂 tylko na Callie, otwiera艂 usta i nerwowo 艂apa艂 powietrze.
- Zwariowa艂a艣? - wyj膮ka艂 w ko艅cu. - Przecie偶 jeste艣 jego siostrzenic膮!
- A co to ma do rzeczy?! - wypali艂a.
- Du偶o - odpar艂, pocieraj膮c zmarszczone czo艂o. - Zwykle nie wydaje si臋 cz艂onk贸w rodziny w r臋ce policji...
- Naiwniak z ciebie - rzuci艂a cynicznie. Podnios艂a do g贸ry r臋k臋, 偶eby powstrzyma膰 ewentualne protesty. - P贸藕niej o tym porozmawiamy. W tej chwili musimy ucieka膰.
- Nie. To ja wpakowa艂em ci臋 w tarapaty. Zosta艅. Policja nic ci nie zrobi - stwierdzi艂 Ian.
Callie spojrza艂a na niego z rozbawieniem. Ciekawe, jak by zareagowa艂 na wiadomo艣膰, 偶e jest zwolniona warunkowo i w zasadzie ju偶 naruszy艂a prawo, goszcz膮c go u siebie.
Nie chcia艂a jednak, 偶eby dowiedzia艂 si臋 prawdy. Zdecydowa艂a, 偶e je艣li ju偶 ma wr贸ci膰 do wi臋zienia, chcia艂aby najpierw zrobi膰 co艣 po偶ytecznego. Poza tym mia艂a nie wyr贸wnane rachunki z Quincym. Postanowi艂a, 偶e odp艂aci mu pi臋knym za nadobne.
- Musz臋 z tob膮 jecha膰 - powiedzia艂a, rozgl膮daj膮c si臋 doko艂a. - Inaczej nigdy nie znajdziesz Quincy'ego...
- Znajd臋. Powiedz mi tylko, jak go szuka膰. - Ian zacisn膮艂 wargi.
- To nic nie pomo偶e - pr贸bowa艂a mu cierpliwie t艂umaczy膰. - Grywam w bilard od dziecka. Wszyscy mnie znaj膮.
Ufaj膮 mi... Z tob膮 nikt nie b臋dzie chcia艂 nawet rozmawia膰.
Wszystko, co m贸wi艂a Callie, brzmia艂o nadzwyczaj rozs膮dnie, Ian przypomnia艂 sobie d艂ugie godziny stracone w salach bilardowych. Mia艂a racj臋. Nikt nawet nie otworzy do niego ust. Wszyscy uznaj膮 go za natr臋ta, kt贸rego trzeba si臋 pozby膰.
Ba艂 si臋 jednak miesza膰 dziewczyn臋 w te ciemne sprawy. Chocia偶, je艣li uda mu si臋 oczy艣ci膰 z zarzut贸w, ona r贸wnie偶 b臋dzie niewinna...
Po艂o偶y艂a mu r臋k臋 na ramieniu. Chcia艂a, 偶eby jej g艂os wypad艂 jak najbardziej przekonuj膮co:
- Chc臋 ci pom贸c, Ian. Zrozum, musz臋 z tob膮 pojecha膰.
Wiem, 偶e ryzykuj臋, ale to nie zdo艂a mnie powstrzyma膰.
Kiedy ju偶 znajdziemy Quincy'ego, b臋dziesz m贸g艂 odgrywa膰 kolejne sceny ze wszystkich znanych ci melodramat贸w...
- Dlaczego jeste艣 taka cyniczna? - warkn膮艂 i spojrza艂 jej prosto w oczy.
Traktowa艂a go jak ma艂e dziecko. Pewnie jej si臋 wydawa艂o, 偶e metoda kija i marchewki jest dobra na wszystko.
Ci膮gle nie mog艂a zrozumie膰, 偶e ma do czynienia z dojrza艂ym, trzydziestopi臋cioletnim m臋偶czyzn膮.
- Raczej staram si臋 realnie ocenia膰 rzeczywisto艣膰.
- Spojrza艂a na zegarek. - Je艣li si臋 nie pospieszymy, wpadniemy w r臋ce policji.
- Dlaczego Quincy wys艂a艂 ostrze偶enie? - Ian nie m贸g艂 zrozumie膰 dziwnego zachowania wuja dziewczyny.
Zna艂 si臋 na ludziach. Trudno mu by艂o uwierzy膰, 偶e a偶 tak si臋 pomyli艂 w wypadku Quincy'ego. Kiedy przyjmowa艂 go do pracy, wydawa艂o si臋, 偶e ten cz艂owiek nie by艂by zdolny do opuszczenia przyjaci贸艂 w potrzebie. Nigdy te偶 nie w膮tpi艂, 偶e tajemniczy Doc Watson jest kim艣 wi臋cej ni偶 zwyk艂ym przyjacielem. Jak si臋 okaza艂o, przeczucie nie myli艂o go... Ale donosicielstwo nie le偶a艂o w charakterze Quincy'ego. Co艣 si臋 tutaj nie zgadza艂o. Ca艂a sprawa pachnia艂a bardzo brzydko.
- My艣l臋, 偶e chcia艂 by膰 w pewnym sensie w porz膮dku - odrzek艂a z westchnieniem.
W tej chwili nurtowa艂y j膮 inne problemy. Stara艂a si臋 wybra膰 najlepsz膮 tras臋 ucieczki. Quincym zajmie si臋 nieco p贸藕niej...
- Musimy ukry膰 m贸j samoch贸d - powiedzia艂a spokojnie. - Po偶ycz臋 inny od Lucy.
U艣miechn臋艂a si臋, zadowolona, 偶e wszystko powoli uk艂ada si臋 jej w g艂owie.
- Poza tym b臋dziemy musieli wpa艣膰 do banku. Niestety, mog臋 jednorazowo podj膮膰 tylko trzysta dolar贸w. To powinno wystarczy膰 na jakie艣 dwa tygodnie. Potem zostanie nam tylko szulerka...
Ian patrzy艂 na ni膮 oniemia艂y. Policzki jej p艂on臋艂y, oczy l艣ni艂y dziwnym blaskiem. Poczu艂 si臋 zak艂opotany tak nag艂膮 metamorfoz膮. Wygl膮da艂o na to, 偶e Callie lubi podobne eskapady.
Instynkt ostrzega艂 go, 偶e nie b臋dzie to zabawa w policjant贸w i z艂odziei. By膰 mo偶e dziewczyna nie zdawa艂a sobie z tego sprawy... Powinien j膮 chroni膰 przez ca艂y czas ucieczki czy te偶 po艣cigu... Sam powoli zaczyna艂 traci膰 orientacj臋 w tej grze.
Dopiero teraz dotar艂o do niego, 偶e nie maj膮 zbyt du偶o czasu. Rozejrza艂 si臋 nerwowo doko艂a, przekr臋ci艂 kluczyk w stacyjce i spyta艂, gdzie ma jecha膰.
Quincy nie m贸g艂 ju偶 znie艣膰 zamkni臋cia w hotelowym pokoju. Mia艂 dosy膰 przechadzania si臋 tam i z powrotem, jak dziki zwierz w klatce. Wiedzia艂, jak wiele ryzykuje. Mimo to kaza艂 Devonowi przyj艣膰 na spotkanie do pobliskiej kafejki.
Dopiero kiedy zobaczy艂 kumpla w drzwiach, zrozumia艂 sw贸j b艂膮d. Devon mia艂 na sobie ciemny prochowiec i kapelusz z nasuni臋tym na czo艂o rondem. We wrze艣niu o tej porze r贸wnie dobrze m贸g艂 przechadza膰 si臋 nago. Efekt by艂by pewnie podobny!
Quincy zme艂艂 w ustach przekle艅stwo. Ludzie gapili si臋 na Devona jak na cudaka. Devon jeszcze g艂臋biej nasun膮艂 kapelusz na oczy, my艣l膮c pewnie, 偶e w ten spos贸b lepiej ukryje si臋 przed wzrokiem ciekawskich.
- Devon, do diab艂a, co艣 ty na siebie w艂o偶y艂?! - spyta艂 Quincy dramatycznym szeptem.
Zebrani w kafejce ludzie nastawili uszu.
- Nie chcia艂em po prostu zwraca膰 na siebie uwagi - powiedzia艂, u艣miechaj膮c si臋 chytrze.
Quincy westchn膮艂 ci臋偶ko.
- R贸wnie dobrze mog艂e艣 przyj艣膰 w kostiumie nurka.
Masz chyba nie po kolei w g艂owie!
- To raczej ty, bo opu艣ci艂e艣 kryj贸wk臋 - odparowa艂 Devon. - I przesta艅 mnie obra偶a膰. Proponowa艂em przecie偶, 偶eby艣my na czas operacji utrzymywali wy艂膮cznie kontakt telefoniczny. Najlepiej pod pseudonimami...
Quincy popuka艂 si臋 w czo艂o.
- Co z Callie? Czy policja j膮 zgarn臋艂a?
Devon spojrza艂 na niego wynio艣le.
- Unikn臋艂a aresztowania. Uda艂o jej si臋 oddali膰 z miejsca wypadku.
- Co?! M贸w po ludzku! - Quincy spojrza艂 na kumpla z przera偶eniem.
- No... normalnie... Da艂a nog臋 - wyj膮ka艂 speszony Devon.
Quincy waln膮艂 pi臋艣ci膮 w st贸艂. Dlaczego ostrzeg艂 j膮, 偶e chce poinformowa膰 policj臋?! M贸g艂 przecie偶 za艂atwi膰 wszystko po cichu. Czu艂 jednak, 偶e nie by艂oby to w porz膮dku.
Przeci膮gn膮艂 d艂oni膮 po zm臋czonej twarzy.
- A Sherlock?
- Podejrzany oddali艂 si臋 z obserwowan膮. - Devon powr贸ci艂 do dawnego stylu.
- Zdejmij ten idiotyczny p艂aszcz i kapelusz - rozkaza艂 Quincy. - Musimy znale藕膰 inn膮 kryj贸wk臋.
- Callie?! My艣la艂am, 偶e wpadniesz dopiero w przysz艂ym tygodniu - powiedzia艂a Lucy Coates, widz膮c przyjaci贸艂k臋 w drzwiach biura.
Callie wykonywa艂a dorywczo r贸偶ne prace dla firmy Lucy - Biura Projektowania Terenu.
- Wiem. Chcia艂am po偶yczy膰 tw贸j samoch贸d. Wuj Quincy ma jakie艣 k艂opoty i nas艂a艂 na mnie policj臋 - wyja艣ni艂a.
- O Bo偶e! - j臋kn臋艂a Lucy, krzywi膮c pe艂n膮 i 艂adn膮, ale starzej膮c膮 si臋 ju偶 twarz. - Czy ten cz艂owiek nigdy nie wydoro艣leje?!
- Spr贸buj zgadn膮膰 - westchn臋艂a Callie. - Znasz go d艂u偶ej ni偶 ja...
- Nie przypominaj mi lepiej o tym! - 偶achn臋艂a si臋 przyjaci贸艂ka Nagle zauwa偶y艂a stoj膮cego w drzwiach Iana.
- Co to za przystojniak? - spyta艂a szeptem.
- Ostatnia ofiara Quincy'ego - wyja艣ni艂a Callie. - Ian, pozw贸l... To jest Lucy Coates.
- Mi艂o mi. - Wyci膮gn膮艂 d艂o艅, przygl膮daj膮c si臋 uwa偶nie opartej o biurko kobiecie.
Nigdy nie widzia艂 nikogo tak niskiego i kr膮g艂ego zarazem. Pracodawczyni Callie ca艂a sk艂ada艂a si臋 z mi艂ych dla oka wypuk艂o艣ci, uwie艅czonych zupe艂nie nieprawdopodobn膮 rud膮 fryzur膮. Wygl膮da艂a jak dobra wr贸偶ka z jakiej艣 egzotycznej bajki. Poruszy艂o go zw艂aszcza to, 偶e sprawia艂a wra偶enie osoby bez reszty oddanej dziewczynie.
- Nie wygl膮dasz na bywalca salon贸w. Jak uda艂o ci si臋 pozna膰 Quincy'ego? - spyta艂a Lucy.
- Salon贸w? - powt贸rzy艂 niepewnie Ian.
- Bilardowych - mrukn臋艂a Callie, d艂awi膮c si臋 ze 艣miechu.
- Aa... rozumiem - wymamrota艂, zawstydzony tym, 偶e nie od razu si臋 zorientowa艂.
Lucy za艣mia艂a si臋 g艂o艣no.
- Ch臋tnie wys艂ucham tej opowie艣ci...
- Opowiem ci o wszystkim, jak tylko znajdziemy wuja - wtr膮ci艂a si臋 Callie. - Teraz musimy ucieka膰. Czy mo偶esz ukry膰 m贸j samoch贸d?
- Jasne. Czy my艣lisz, 偶e zjawi si臋 tutaj policja?
- Pewnie tak. Jestem w ko艅cu u ciebie zatrudniona - powiedzia艂a Callie.
Lucy westchn臋艂a z rezygnacj膮.
- Dobra. Co mam im powiedzie膰? Ostatnio widzia艂am ci臋 w zesz艂膮 艣rod臋 czy w czwartek. Nic wi臋cej nie pami臋tam...
- Cudownie.
- Podla膰 kwiaty?
- Gdyby艣 mog艂a...
Callie z wdzi臋czno艣ci wyca艂owa艂a Lucy w oba policzki.
- Uwa偶aj na siebie. Powiedz Quincy'emu, 偶e tym razem b臋dzie mia艂 ze mn膮 do czynienia...
- Co艣 ty! Schowa si臋 do mysiej dziury...
- Tylko wtedy, je艣li zagro偶臋 mu ma艂偶e艅stwem. Poza tym stary 艂otr nie boi si臋 niczego. Id藕 po kluczyki, wiesz, gdzie s膮, a ja pogadam chwil臋 z 艂anem - zako艅czy艂a Lucy.
Kiedy dziewczyna wysz艂a z biura, Lucy spojrza艂a na Iana. Jej czo艂o pokry艂o si臋 zmarszczkami.
- Czy to co艣 powa偶nego? - spyta艂a.
- Dosy膰...
- Uwa偶aj na Callie, Ian. Nie jest wcale taka twarda, jak jej si臋 wydaje.
- Tak?
- Po prostu sama siebie oszukuje - westchn臋艂a Lucy.
- Obiecaj, 偶e si臋 ni膮 zajmiesz.
- Zrobi臋 wszystko, co w mojej mocy, 偶eby wysz艂a z tego ca艂o - przyrzek艂.
Drzwi ponownie si臋 otwar艂y i stan臋艂a w nich Callie. Spojrzeli sobie w oczy. Nigdy przedtem nie patrzy艂 na ni膮 tak czule.
Postanowi艂 sobie, 偶e musi chroni膰 dziewczyn臋 od z艂a. Nie pewn膮 siebie Doc Watson, ale t臋 nie艣mia艂膮 Callie, kt贸r膮 trzyma艂 w ramionach jeszcze przed nieca艂膮 godzin膮.
Dziewczyna wesz艂a do 艣rodka. Dostrzeg艂a pe艂en napi臋cia wzrok Iana. Czu艂a si臋 tak, jakby si臋 jej o艣wiadczy艂.
Za艣mia艂a si臋 w duchu. Nawet gdyby mia艂a na to ochot臋, powstrzyma艂by j膮 zdrowy rozs膮dek. Nie mieli ze sob膮 nic wsp贸lnego. 呕yli w innych 艣wiatach. Co zrobi, kiedy dowie si臋 o ca艂ej sprawie? Samo my艣lenie o tym by艂o a偶 nazbyt bolesne.
- Chod藕my ju偶 - szepn臋艂a, spuszczaj膮c wzrok.
- Oczywi艣cie. - Ian kiwn膮艂 gorliwie g艂ow膮.
- Szcz臋艣liwej drogi! I raz jeszcze - uwa偶ajcie na siebie.
- Lucy obdarzy艂a speszon膮 dw贸jk臋 promiennym u艣miechem. - I nie r贸bcie 偶adnych g艂upstw - doda艂a z wahaniem.
Callie zerkn臋艂a ukradkiem na przyjaci贸艂k臋. Jej dwuznaczny u艣mieszek by艂 bardziej wymowny ni偶 spojrzenie Iana. Co to wszystko w艂a艣ciwie znaczy?
Postanowi艂a odpowiedzie膰 sobie na to pytanie p贸藕niej. Mia艂a zreszt膮 wiele spraw do przemy艣lenia. Musieli tylko wcze艣niej znale藕膰 jak膮艣 bezpieczn膮 kryj贸wk臋.
Ian spojrza艂 z niepokojem na dziewczyn臋. Jechali opuszczon膮, wiejsk膮 drog膮 wiod膮c膮 do granicy z Marylandem.
Callie uwa偶nie obserwowa艂a mijane miejsca. Okre艣li艂a tylko og贸lnie, gdzie maj膮 jecha膰. Na liczniku pojawia艂y si臋 kolejne mile. Nie wiedzia艂, kiedy sko艅czy si臋 podr贸偶. I nie mia艂 ju偶 si艂y d艂u偶ej znosi膰 milczenia.
- Pracujesz u Lucy? - spyta艂 w ko艅cu.
Callie oderwa艂a na chwil臋 wzrok od szyby.
- Od czasu do czasu. Projektowanie terenu to kwestia mody, wi臋c albo op艂ywam w dostatki, albo g艂oduj臋...
- Doktorat z biologii przydaje ci si臋 w pracy?
- Raczej nie. - Dziewczyna poprawi艂a pasy bezpiecze艅stwa i przesun臋艂a si臋 w jego stron臋. - Trzeba zna膰 cykle rozwoju r贸偶nych ro艣lin i wiedzie膰, czy przyjm膮 si臋 w danym miejscu. P贸藕niej nale偶y tylko wybada膰 gusta klient贸w i ewentualnie nam贸wi膰 ich na par臋 prostych jode艂 zamiast palm i rododendron贸w - wyja艣ni艂a.
- To chyba 艂atwe...
- Jasne - skin臋艂a g艂ow膮.
- A gdzie przygoda i ryzyko? •
- Sk膮d ci przysz艂o do g艂owy, 偶e tego potrzebuj臋?
Ian spojrza艂 przed siebie. Callie mia艂a wra偶enie, 偶e analizuje ka偶de s艂owo, usi艂uj膮c j膮 jako艣 sklasyfikowa膰. Po raz kolejny odezwa艂 si臋 jej instynkt obronny.
- I co? - ponagli艂a go. - Do jakich wniosk贸w doszed艂e艣?
- Doktorat kosztowa艂 ci臋 mas臋 wysi艂ku. Takich rzeczy nie robi si臋 dla zabawy. Chcia艂a艣 raczej co艣 osi膮gn膮膰. Znaj膮c ciebie my艣l臋, 偶e chodzi艂o o przygod臋 i wysi艂ek...
- Mo偶e same studia stanowi艂y dla mnie dostateczne wyzwanie? Rzeczywi艣cie po艣wi臋ci艂am im mas臋 wysi艂ku.
My艣l臋, 偶e by艂y r贸wnie偶 przygod膮. Udowodni艂am, 偶e mog臋 zdoby膰 tytu艂 doktorski!
Ian znowu zahaczy艂 o jeden z jej sekret贸w. Jak mu si臋 to w og贸le udawa艂o?
- Mo偶e... - wymamrota艂 niepewnie.
Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e jej nie wierzy艂. Callie zastanawia艂a si臋, czy powinna przekonywa膰 go dalej...
- Co 艂膮czy Lucy i Quincy'ego?
- Sk膮d pomys艂, 偶e w og贸le ich co艣 艂膮czy?
Ian u艣miechn膮艂 si臋.
- To jasne jak s艂o艅ce. S艂ysza艂em, jak m贸wi艂a艣 Lucy, 偶e zna d艂u偶ej Quincy'ego. Lubi go chyba, prawda?
- Mhm.
- Nawet bardzo...
Skin臋艂a g艂ow膮. Ucieszy艂a si臋, 偶e przestali rozmawia膰 o doktoracie.
- Wspania艂y przyk艂ad dedukcji. Quincy i Lucy znaj膮 si臋 od dziecka. S膮 zar臋czeni od dwudziestu lat - wyja艣ni艂a pogodnie.
- 呕artujesz chyba!
Omal nie wpadli na przydro偶ny kamie艅.
- Uwa偶aj, jak jedziesz - powiedzia艂a ze 艣miechem. - Nied艂ugo oka偶e si臋, 偶e policja wcale nie b臋dzie musia艂a nas goni膰...
Mile po艂echta艂o j膮 to, 偶e Ian zdziwi艂 si臋 tak bardzo. Nie jest wi臋c nieomylnym psychologiem. By膰 mo偶e wcale nie musi si臋 go obawia膰...
- Nie mog臋 sobie wyobrazi膰 kobiety, kt贸ra czeka艂aby na m臋偶czyzn臋 dwadzie艣cia lat. To zdarza si臋 chyba tylko w ksi膮偶kach...
- Ale Quincy naprawd臋 chce si臋 z ni膮 o偶eni膰...
Ian spojrza艂 na ni膮 sceptycznie.
- Daj spok贸j, Callie. Cz艂owiek honoru albo o偶eni艂by si臋 z Lucy, albo przesta艂by j膮 zwodzi膰. Nie chcesz chyba powiedzie膰, 偶e ten dziwaczny zwi膮zek trwa do dzi艣?
- Wujek Quincy jest cz艂owiekiem honoru. Dawno ju偶 powiedzia艂 Lucy, 偶e zwraca jej wolno艣膰. Ale ona... po prostu nie przyj臋艂a tego do wiadomo艣ci.
Ian zerkn膮艂 na Callie ze zdumieniem.
- Quincy chyba si臋 z tego cieszy, co? - wykrztusi艂 po chwili. - Gdyby naprawd臋 chcia艂 zwr贸ci膰 jej wolno艣膰, powiedzia艂by, 偶e mi臋dzy nimi wszystko sko艅czone...
- Tego r贸wnie偶 pr贸bowa艂. - Callie pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Bez skutku. Zreszt膮... on j膮 kocha.
- Wi臋c dlaczego si臋 nie o偶eni?
- Poniewa偶 jest szulerem, graczem w bilard - odrzek艂a.
- Ci膮gle szuka sobie przeciwnik贸w. Przenosi si臋 z miejsca na miejsce. Ucieka.
- I?
- Lucy nie znios艂aby takiego 偶ycia.
- A jak by艂o z tob膮?
- Och, to zupe艂nie inna historia. Wuj praktycznie nie mia艂 wyboru. Musia艂 si臋 mn膮 zaj膮膰. Poza tym wcale si臋 w贸wczas nie ustatkowa艂.
Ian wykrzywi艂 usta w grymasie pogardy.
- Facet, kt贸ry w艂贸czy trzynastoletnie dziecko po podejrzanych spelunach, nie zas艂uguje na szacunek! - wypali艂.
Dziewczyna wpad艂a w gniew.
- M贸wisz o rzeczach, o kt贸rych nie masz zielonego poj臋cia...
Zjecha艂 na pobocze. Wiedzia艂, 偶e nareszcie odnalaz艂 s艂aby punkt Callie. Chcia艂 teraz sprawdzi膰, czy uda mu si臋 co艣 od niej wyci膮gn膮膰. Wy艂膮czy艂 silnik.
- Wobec tego opowiedz mi o wszystkim - poprosi艂.
- To nie twoja sprawa - warkn臋艂a. - Nie mamy czasu na pogaw臋dki. Policja siedzi nam na karku.
Nie chcia艂a ryzykowa膰 rozmowy w tych warunkach. Zacz臋liby j膮 od dzieci艅stwa, a sko艅czyli na B贸g wie czym.
Zastanawia艂a si臋, dlaczego ukrywa przed nim swoj膮 przesz艂o艣膰. Nie by艂 to przecie偶 偶aden sekret. Wszyscy znajomi wiedzieli, 偶e siedzia艂a w wi臋zieniu. O co wi臋c jej chodzi艂o? Czy ba艂a si臋 wsp贸艂czucia? Czy mo偶e raczej wrogo艣ci?
Ian rozejrza艂 si臋 doko艂a. Niespe艂na pi臋膰 minut temu wjechali na g臋sto zadrzewiony teren.
- Nie s膮dz臋, 偶eby zapuszcza艂 si臋 tutaj jakikolwiek patrol policyjny - powiedzia艂. - Jeste艣my bezpieczni.
Callie spojrza艂a na niego. Odpi膮艂 pas bezpiecze艅stwa i wyci膮gn膮艂 si臋 wygodnie w fotelu. Nast臋pnie skrzy偶owa艂 r臋ce na piersi. Przygotowywa艂 si臋 najwyra藕niej do d艂u偶szego postoju.
- Historia mojego 偶ycia nie ma nic wsp贸lnego z kradzionymi samochodami - wyrzuci艂a z siebie po paru minutach milczenia. - Zajmijmy si臋 wa偶niejszymi sprawami.
- Powinienem dowiedzie膰 si臋 jak najwi臋cej o Quincym - odparowa艂. - Jeste艣 na niego z艂a, bo chcia艂 nas wyda膰 policji. Ludzie robi膮 cz臋sto g艂upie rzeczy pod wp艂ywem emocji. Chc臋 dowiedzie膰 si臋 jak najwi臋cej o tym, co was 艂膮czy艂o. Mo偶e zdo艂am jako艣 pom贸c.
- W czym?!
- Za bardzo go kochasz, 偶eby m贸c teraz oceni膰 go obiektywnie - wyja艣ni艂. - Powiedz, dlaczego si臋 tob膮 zaj膮艂?
Callie od lat stara艂a si臋 nie wraca膰 do przesz艂o艣ci. Zamkn臋艂a oczy i westchn臋艂a ci臋偶ko. Dawne urazy powr贸ci艂y ze zdwojon膮 si艂膮. Znowu poczu艂a si臋 jak ma艂a, bezbronna dziewczynka. Nie mog艂a wytrzyma膰 d艂u偶ej w ciasnym wn臋trzu. Odpi臋艂a pasy i wysiad艂a z samochodu.
Wci膮gn臋艂a g艂臋boko powietrze. Co ma mu powiedzie膰? Mo偶e ca艂膮 prawd臋, 偶eby wreszcie da艂 jej spok贸j?
- Jakie mia艂e艣 dzieci艅stwo? Zwyk艂e czy niezwyk艂e?
Biedne czy bogate? - spyta艂a.
- Chyba zwyk艂e. Ojciec by艂 mechanikiem, a mama sekretark膮. Oboje s膮 ju偶 na emeryturze. Nie mieli艣my za du偶o pieni臋dzy, ale wystarcza艂o na chleb i jeszcze par臋 innych rzeczy...
Zesz艂a na pobocze i zerwa艂a pokryty puszkiem kwiat mlecza. Przez chwil臋 ogl膮da艂a go uwa偶nie.
- Taraxacum officinale. Czy wiesz, 偶e tak nazywa si臋 zwyk艂y mlecz?
- Nie, nie wiedzia艂em - powiedzia艂, staraj膮c si臋 odgadn膮膰, do czego zmierza.
- To bardzo po偶yteczna ro艣lina, je艣li si臋 nad tym dobrze zastanowi膰 - zacz臋艂a wyk艂ad. - Mo偶na z niej nawet zrobi膰 wino. Bia艂y sok ma w艂a艣ciwo艣ci lecznicze. Li艣cie nadaj膮 si臋 do jedzenia. Pszczo艂y zbieraj膮 nektar z kwiat贸w na mi贸d, a ptaki jedz膮 nasiona. Ludzie jednak uwa偶aj膮 mlecze za brzydkie i niepotrzebne. T臋pi膮 je przy ka偶dej okazji.
A mimo to mlecze nadal rosn膮...
- I jaki z tego mora艂?
- Ja i wujek Quincy jeste艣my jak mlecze - odrzek艂a.
- Uda艂o nam si臋 przetrwa膰 mimo wszystko. Jeste艣my w jaki艣 tam spos贸b po偶yteczni. Ale mimo to ludzie wytykaj膮 nas palcami...
- Czy nie s膮dzisz, 偶e oceniasz siebie zbyt krytycznie?
- Nie. Jestem realistk膮.
Ian spojrza艂 na ni膮 sceptycznie.
- Dawno, dawno temu 偶y艂a m艂oda i 艂adna kobieta. Na imi臋 mia艂a Jillian. Urodzi艂a si臋 co prawda w z艂ej rodzinie, ale nie traci艂a nadziei. Wci膮偶 czeka艂a na wymarzonego ksi臋cia z bajki...
- Jillian to twoja matka - wtr膮ci艂 Ian.
- Jak uda艂o ci si臋 odgadn膮膰 tak szybko? - spyta艂a, nie mog膮c ukry膰 podziwu.
- Prosi艂em, 偶eby艣 opowiedzia艂a mi o dzieci艅stwie.
Wiem, 偶e nie lubisz zwodzi膰 i fantazjowa膰 - wyja艣ni艂. - I co? Ksi膮偶臋 pewnie si臋 pojawi艂?
- Oczywi艣cie. Tyle 偶e nie na bia艂ym koniu, a w sportowym samochodzie. Poza tym wszystko si臋 zgadza艂o. Przysi臋ga艂 mi艂o艣膰, wzi膮艂 j膮 w ramiona, a kiedy Jillian po paru miesi膮cach zasz艂a w ci膮偶臋, wysup艂a艂 z mieszka pieni膮dze i zaproponowa艂, 偶eby si臋 wyskroba艂a...
- Przykro mi, Callie... - szepn膮艂.
- Nie chc臋 twojej lito艣ci.
- Dobrze.
Rzuci艂a mlecz na ziemi臋 i mocno go przydepta艂a.
- Dra艅 oczywi艣cie zwia艂. Matka nie chcia艂a w to pocz膮tkowo uwierzy膰. My艣la艂a, 偶e lada dzie艅 wr贸ci i staniemy si臋 szcz臋艣liw膮 rodzin膮... Ale kiedy okaza艂o si臋, 偶e 艣lad po nim zagin膮艂, zacz臋艂a szuka膰 pociechy w butelce.
Zamy艣li艂a si臋.
- Niestety alkohol kosztowa艂, a kelnerka w zapad艂ej dziurze nie zarabia艂a zbyt wiele. Wci膮偶 jednak by艂a 艂adna.
Odkry艂a, 偶e m臋偶czy藕ni ch臋tnie zaopatrz膮 j膮 w butelk臋 za odrobin臋 przyjemno艣ci...
Ian powstrzyma艂 si臋, 偶eby nie przygarn膮膰 jej do siebie. Dziewczyna podnios艂a d艂onie do skroni. Wygl膮da艂a na kompletnie wyczerpan膮, Ian patrzy艂 na ni膮 bezradnie. Chcia艂 pom贸c, ale nie wiedzia艂 jak.
- Moja matka by艂a dziwk膮 - stwierdzi艂a rzeczowo.
- Wcale tak nie my艣lisz - zaprotestowa艂.
- A co tutaj jest do my艣lenia? By艂a dziwk膮 i kwita.
- W oczach Callie pojawi艂y si臋 艂zy. - Nie masz poj臋cia, jak si臋 czu艂am, id膮c ulicami miasteczka. Spojrzenia s膮siad贸w k艂u艂y jak szpilki. A w domu - pijana matka. Dobrze, je艣li bez amanta. Nie masz poj臋cia, co to znaczy patrze膰, jak si臋 stacza ukochana osoba. Pocz膮tkowo myli艂y jej si臋 imiona kolejnych m臋偶czyzn. P贸藕niej ju偶 o nie nie pyta艂a... Nie wiesz, co znaczy mie膰" trzyna艣cie lat i... - s艂owa zamar艂y jej na wargach.
- Co si臋 wtedy sta艂o?
Callie nie patrzy艂a na niego. 艁zy ciek艂y jej po policzkach. Chcia艂a si臋 schowa膰 do mysiej dziury, Ian przesta艂 liczy膰 na to, 偶e us艂yszy odpowied藕.
- Jeden z „przyjaci贸艂" matki uzna艂 mnie za 艂akomy k膮sek...
- Zgwa艂ci艂 ci臋?! - krzykn膮艂, zaciskaj膮c pi臋艣ci.
- Nie, nie dosz艂o do najgorszego. Mia艂am szcz臋艣cie.
Wujek Quincy pojawi艂 si臋 z niespodziewan膮 wizyt膮. Wyrzuci艂 drania na zbity pysk i zabra艂 mnie ze sob膮, poniewa偶 matka nie zgodzi艂a si臋 na odwyk, nawet kiedy dowiedzia艂a si臋 o wszystkim.
Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
- Na pewno my艣lisz, 偶e ci膮g艂e w臋dr贸wki nie s艂u偶y艂y ma艂emu dziecku. Ale ja czu艂am si臋 jak w raju - powiedzia艂a, patrz膮c mu w oczy. - Wi臋c lepiej uwa偶aj na to, co m贸wisz...
Ian zrozumia艂 teraz, dlaczego Callie tak bardzo kocha wuja. Wci膮偶 jednak mia艂 wra偶enie, 偶e by艂oby znacznie lepiej, gdyby Quincy o偶eni艂 si臋 z Lucy i przynajmniej spr贸bowa艂 si臋 ustatkowa膰. Ale nie odwa偶y艂 si臋 powiedzie膰 tego g艂o艣no.
Coraz lepiej rozumia艂 dziewczyn臋. Nie wiedzia艂 tylko, dlaczego nie pracuje jako biolog, tylko w艂贸czy si臋 po salach bilardowych. Nie w膮tpi艂, 偶e by艂aby znakomita w swojej dziedzinie. Ludzie, kt贸rzy doszli do czego艣 w艂asn膮 prac膮, sprawdzali si臋 wsz臋dzie. A Callie odwiesi艂a doktorat na ko艂ek. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie zaczyna艂a studi贸w z tym zamiarem. Co sprawi艂o, 偶e tak si臋 sta艂o?
Chcia艂 j膮 jeszcze spyta膰 tylko o to jedno. Spojrza艂 na dziewczyn臋. Poblad艂a. Oczy mia艂a podkr膮偶one. Ba艂 si臋 znowu zaczyna膰 przes艂uchanie.
- C贸偶, powinni艣my chyba jecha膰.
Skin臋艂a g艂ow膮. Opowiedzia艂a mu wszystko, a on nie zamierza艂 tego nawet skomentowa膰.
Nie spodziewa艂a si臋, 偶e j膮 pot臋pi. Nie za to. Ian z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie wierzy艂, 偶e ktokolwiek mo偶e odziedziczy膰 z艂e sk艂onno艣ci rodzic贸w. Chocia偶 mia艂a i takie do艣wiadczenia. Ile偶 to razy s艂ysza艂a od rozmaitych ludzi, 偶e ma grzech we krwi albo 偶e wyssa艂a go z mlekiem matki...
Otworzy艂 drzwi i u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. Spojrza艂a na niego podejrzliwie. Postanowi艂a, 偶e od tej pory musi mie膰 si臋 na baczno艣ci. Ian Sherlock to niebezpieczny przeciwnik. Nigdy nie mia艂a zamiaru powiedzie膰 tyle o swoim dzieci艅stwie. Teraz nie odpowie ju偶 na 偶adne, nawet najbardziej niewinne pytanie.
- Chcia艂aby艣 co艣 zje艣膰? - spyta艂.
Spojrza艂a na niego skonsternowana.
- Mhm - wymamrota艂a.
Wsiedli do samochodu. Silnik zacz膮艂 cicho pracowa膰.
- Co si臋 sta艂o z twoj膮 matk膮?
- Zmar艂a w zesz艂ym roku. Wyko艅czy艂 j膮 alkohol.
Ian pu艣ci艂 kierownic臋 i wzi膮艂 dziewczyn臋 w ramiona. Callie m贸wi艂a sobie, 偶e do艣膰 ju偶 dzisiaj by艂o 艂ez. Przytuli艂a si臋 do niego. Nawet nie przypuszcza艂a, 偶e tak bardzo tego pragn臋艂a.
- Kocha艂a艣 j膮?- szepn膮艂 jej do ucha.
- Tak. By艂a przecie偶 moj膮 matk膮.
Serce 艣cisn臋艂o mu si臋 z 偶alu. Nie spodziewa艂 si臋, 偶e Callie potrafi by膰 tak bezradna.
Nie uwierzy艂 jej jednak. W ci膮gu lat dziewczyna wybudowa艂a wok贸艂 siebie mur obronny. Mi艂o艣膰 do matki stanowi艂a prawdopodobnie jeden z jego element贸w. Kobieta, kt贸r膮 mia艂 przed sob膮, nie wiedzia艂a, co czu艂a trzynastoletnia dziewczynka. Chcia艂a wierzy膰, 偶e mi艂o艣膰.
Nagle zrozumia艂, 偶e Quincy by艂 jedyn膮 drog膮 jej osob膮. Nawet je艣li zawini艂, nie mo偶e i艣膰 do wi臋zienia. Wraz z nim Callie straci艂aby jedyne oparcie.
Rozdzia艂 5
Po wej艣ciu do pokoju Ian zmarszczy艂 nos. Nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e wn臋trze motelu prezentuje si臋 jeszcze gorzej ni偶 sam budynek. Podszed艂 do 艂贸偶ka i podni贸s艂 ko艂dr臋. No, przynajmniej dostali czyst膮 po艣ciel. Mia艂 nadziej臋, 偶e 艂azienka r贸wnie偶 spe艂nia podstawowe wymagania.
- Szukasz karaluch贸w? - spyta艂a Callie.
Ian odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie. Dziewczyna sta艂a w otwartych drzwiach.
- Raczej psychopat贸w - mrukn膮艂. - Jeste艣 pewna, 偶e nie wyl膮dowali艣my w filmie Hitchcocka?
Callie roze艣mia艂a si臋. Zamkn臋艂a drzwi, a nast臋pnie w艂o偶y艂a r臋ce do kieszeni obszernych d偶ins贸w.
- Skoro ju偶 o tym m贸wimy, to mam wra偶enie, 偶e recepcjonista przypomina Anthony'ego Perkinsa. Lepiej na niego uwa偶aj. Zw艂aszcza w czasie k膮pieli.
- B臋d臋 uwa偶a艂 - powiedzia艂 krzywi膮c si臋. - Pos艂uchaj,
czy musimy tutaj siedzie膰? Przecie偶 widzieli艣my niedaleko bardzo porz膮dny motel...
- Musimy - uci臋艂a kr贸tko.
W pokoju nie by艂o krzese艂, usiad艂a wi臋c na rogu 艂贸偶ka.
- Przede wszystkim - zacz臋艂a - nie mamy zbyt du偶o pieni臋dzy. W „Salambo" zap艂aciliby艣my dwa razy dro偶ej.
Poza tym wuj lubi takie miejsca. Wieczorem postaram si臋 dyskretnie wypyta膰 s膮siad贸w, czy go nie widzieli. Niekt贸rzy z nich mieszkaj膮 tutaj od lat...
Ian przypomnia艂 sobie s膮siada, kt贸rego widzia艂 na korytarzu. Wola艂by sp臋dzi膰 pi臋膰 lat na wojnie, ni偶 pi臋膰 minut z nim sam na sam w pokoju. Wiedzia艂, 偶e nie powinien pozwoli膰, 偶eby Callie w艂贸czy艂a si臋 po tak podejrzanych miejscach. Czu艂 si臋 jednak zupe艂nie bezradny.
- Po co rozmawia膰 z s膮siadami? Lepiej od razu zapytaj recepcjonist臋.
- Nie r贸b z siebie idioty - powiedzia艂a. W jej oczach zapali艂y si臋 weso艂e iskierki.
Traktowa艂a go jak dziecko.
- Dlaczego? - burkn膮艂.
- Recepcjoni艣ci w spelunach takich jak ta to oszu艣ci i z艂odzieje - wyja艣ni艂a. - Musia艂abym da膰 艂ap贸wk臋, a wtedy Anthony Perkins przypomnia艂by sobie, 偶e widzia艂 trzech Quincych przebranych za zakonnice. A gdyby wuj rzeczywi艣cie tu si臋 znajdowa艂, poszed艂by do niego i powiedzia艂 o nas w zamian za grubsz膮 fors臋. Nast臋pnie przyszed艂by do nas z wiadomo艣ci膮, 偶e wie, gdzie jest jego pok贸j. Oczywi艣cie zdziwi艂by si臋 bardzo, 偶e wuj znikn膮艂 jak kamfora, ale poniewa偶 wiadomo艣膰 by艂a prawdziwa, musieliby艣my mu zap艂aci膰 - zako艅czy艂a, patrz膮c na niego z politowaniem.
Ian spogl膮da艂 na ni膮 z wyra藕n膮 niech臋ci膮. Opowiada艂a o wszystkim tak, jakby to by艂o szczeg贸lnie zabawne. W jej oczach znowu pojawi艂y si臋 b艂yski, a blade do tej pory policzki zacz臋艂y p艂on膮膰 z podniecenia.
- W jaki spos贸b masz zamiar wypyta膰 tych... s膮siad贸w?
- Ostro偶nie - odrzek艂a, unikaj膮c jego wzroku. Wsta艂a z miejsca. - Mamy jeszcze troch臋 czasu. Chcesz si臋 przej艣膰?
Rozejrza艂 si臋 dooko艂a i u艣miechn膮艂 ponuro.
- A co mam innego do wyboru?
Callie zagryz艂a wargi, 偶eby nie wybuchn膮膰 艣miechem.
- We藕 klucz - powiedzia艂a, kieruj膮c si臋 do wyj艣cia.
- Nie rozstaj臋 si臋 z nim nawet na minut臋 - stwierdzi艂, si臋gaj膮c do kieszeni. - Id藕 pierwsza.
Zeszli do holu, gdzie recepcjonista powita艂 ich sztucznym u艣miechem, Ian pomy艣la艂, 偶e jest rzeczywi艣cie nieco podobny do bohatera „Psychozy". Kiedy znale藕li si臋 na zewn膮trz, Callie skr臋ci艂a w lewo. Weszli na drog臋 prowadz膮c膮 za miasto. Szli w milczeniu. Po chwili otoczy艂y ich drzewa starego, zaniedbanego sadu.
- Dlaczego wybra艂a艣 akurat biologi臋? - spyta艂.
- Botanik臋 - sprostowa艂a. - Pisa艂am doktorat o gatunkach drzew zagro偶onych wymarciem. Zawsze kocha艂am ro艣liny...
U艣miechn臋艂a si臋.
- A dlaczego ty wybra艂e艣 samochody?
- Rzadkie samochody i cz臋艣ci zamienne - powiedzia艂 z u艣miechem. - M贸wi艂em ju偶. Ojciec by艂 mechanikiem.
Zawsze twierdzi艂, 偶e wo艂a艂by sprzedawa膰 cz臋艣ci zamienne, ni偶 brudzi膰 sobie codziennie r臋ce przy fordach i buickach.
Jego s艂owa wry艂y mi si臋 w pami臋膰. Jeszcze na politechnice sko艅czy艂em odpowiednie kursy prawno - administracyjne.
P贸藕niej dowiedzia艂em si臋, 偶e mog臋 tanio odkupi膰 dwa warsztaty z przyleg艂ymi do nich sklepami... I tak si臋 zacz臋艂o.
- Ile masz ich teraz?
- Sze艣膰. Chcia艂em w艂a艣nie kupi膰 si贸dmy, kiedy zacz臋艂a si臋 ta ca艂a historia... Nie wiem, czy pr臋dko nadarzy si臋 podobna okazja...
Westchn膮艂 ci臋偶ko.
- Przykro mi - szepn臋艂a.
Wzruszy艂 ramionami.
- Matka m贸wi, 偶e nic nie dzieje si臋 bez przyczyny.
Widocznie tak ju偶 musia艂o by膰.
Callie pomy艣la艂a, 偶e jest to filozofia r贸wnie dobra jak ka偶da inna. By膰 mo偶e tylko 艂atwiej z ni膮 偶y膰... Mina Iana przeczy艂a jednak podobnym wnioskom. Poza tym naprawd臋 nie wiedzia艂a, dlaczego jej 偶ycie potoczy艂o si臋 tak, a nie inaczej.
Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, nie chc膮c podda膰 si臋 nastrojowi.
- Masz jakie艣 rodze艅stwo? - spyta艂a z nadziej膮, 偶e nowy temat poprawi im humor.
- Starszego brata i m艂odsz膮 siostr臋 - odrzek艂 z u艣miechem.
- Jak si臋 uk艂adaj膮 wasze stosunki?
Roze艣mia艂 si臋. Opu艣cili w艂a艣nie sad i weszli do niezbyt g臋stego lasu.
- Teraz ju偶 dobrze. Jako dzieciaki nienawidzili艣my si臋 nawzajem. Chodzi艂o pewnie o wzgl臋dy rodzic贸w. Wiesz, jak to jest.
- Nie, nie wiem. - Callie nie potrafi艂a ukry膰 zazdro艣ci.
Odgarn臋艂a w艂osy z czo艂a.
- By艂am jedynaczk膮 - doda艂a, chc膮c wyja艣ni膰 spraw臋 do ko艅ca. - Bardzo samotn膮 jedynaczk膮...
Zacisn臋艂a usta. Na szcz臋艣cie w por臋 si臋 powstrzyma艂a. Jeszcze chwila, a powiedzia艂aby: samotn膮, nie chcian膮 jedynaczk膮, kt贸r膮 omija艂y z daleka wszystkie dzieci. Wspomnienia gwa艂townie da艂y o sobie zna膰.
- 艢cigamy si臋 do szczytu wzg贸rza! - krzykn臋艂a.
Zacz臋艂a biec, nie czekaj膮c na odpowied藕, Ian z pocz膮tku zosta艂 z ty艂u, wkr贸tce jednak zacz膮艂 nadrabia膰 zaleg艂o艣ci. Zrozumia艂, 偶e nie jest to zwyk艂y bieg. Dziewczyna pr贸bowa艂a uciec przed zmorami przesz艂o艣ci. Czy jej si臋 to uda? Czy nie lepiej stawi膰 im czo艂o? Ian nie mia艂 w zanadrzu gotowych odpowiedzi. Czu艂 jednak, 偶e czeka ich jeszcze niejedna powa偶na rozmowa.
Callie nie zatrzyma艂a si臋 na szczycie wzg贸rza. Biegli w膮sk膮 艣cie偶k膮 mi臋dzy drzewami i Ian nie m贸g艂 zr贸wna膰 si臋 z dziewczyn膮. Callie zatrzyma艂a si臋 nagle na skraju niewielkiej przesieki. Nie m贸g艂 ju偶 wyhamowa膰. Zdo艂a艂 j膮 tylko chwyci膰 w talii i przekr臋ci膰 si臋 l膮duj膮c na plecach. W ten spos贸b przynajmniej ona by艂a bezpieczna.
- Nic ci nie jest? - spyta艂a z niepokojem, czuj膮c pod sob膮 jego cia艂o.
- Nie... - j臋kn膮艂. - Nie wiem... Powinna艣... u偶ywa膰...
艣wiate艂 stopu...
Oddycha艂 z trudem, le偶膮c na plecach.
- Przepraszam - powiedzia艂a, usi艂uj膮c wsta膰.
Pisn臋艂a g艂o艣no, kiedy Ian przetoczy艂 si臋 tak, 偶e znalaz艂a si臋 pod spodem.
Ju偶 wcze艣niej, czuj膮c pod sob膮 jego cia艂o, nie czu艂a si臋 zbyt pewnie. Ale teraz zmiesza艂a si臋 jeszcze bardziej. Oczy Iana zal艣ni艂y nowym blaskiem, blaskiem po偶膮dania... Ale w zakamarkach b艂臋kitnych oczu czai艂o si臋 co艣 jeszcze. Nie potrafi艂a si臋 temu oprze膰. Po艂o偶y艂a g艂ow臋 na trawie i mchu. Zacisn臋艂a powieki. Kiedy poczu艂a jego twarz tu偶 obok swojej, rozchyli艂a wargi i westchn臋艂a. Nigdy nie pragn臋艂a nikogo tak mocno.
Ian wcale nie mia艂 zamiaru jej ca艂owa膰. Dopiero kiedy spojrza艂 w oczy koloru chabr贸w, poczu艂, 偶e nie potrafi si臋 oprze膰 pokusie.
呕adna kobieta do tej pory nie potrafi艂a wywo艂a膰 w nim tylu emocji, Ian nie tylko po偶膮da艂 Callie. Pragn膮艂 jednocze艣nie by膰 jej pociech膮, podpor膮. Zanurzy艂 d艂onie w jasnych w艂osach. Pochyli艂 si臋 i poca艂owa艂 j膮 raz jeszcze. Nic go ju偶 nie mog艂o powstrzyma膰. Chcia艂, 偶eby Callie nale偶a艂a do niego.
- Ho, ho! Nigdy jeszcze nie natrafi艂em tutaj na par臋, kt贸ra mog艂aby sobie pozwoli膰 na wygodne 艂贸偶ko - us艂yszeli obcy, nieco skrzekliwy g艂os. - Najcz臋艣ciej wyp艂aszam jakich艣 ma艂olat贸w.
Ian poderwa艂 si臋 z miejsca jak oparzony. Pochyli艂 si臋, 偶eby wytrzepa膰 spodnie. Callie zarumieni艂a si臋 jak panienka ze szk贸艂ki niedzielnej. Wzi膮艂 j膮 za r臋ce i pom贸g艂 wsta膰, a nast臋pnie przytuli艂 do siebie.
Przy starym buku sta艂 rumiany farmer i patrzy艂 na nich, kiwaj膮c g艂ow膮, Ian dopiero teraz zauwa偶y艂, 偶e tu偶 za przesiek膮 znajduje si臋 olbrzymie pole.
Chrz膮kn膮艂 z zak艂opotaniem.
- Ee... chyba si臋 las sko艅czy艂 - zauwa偶y艂 bez sensu.
Farmer pokiwa艂 g艂ow膮.
- 艢wi臋ta racja - burkn膮艂. - Mnie nie przeszkadzacie, ale za p贸艂 godziny moi ludzie wejd膮 z maszynami na pole.
U艣miechn膮艂 si臋, widz膮c ich niewyra藕ne miny.
- Ju偶 sobie id臋 - powiedzia艂, wk艂adaj膮c stary kapelusz.
- Do widzenia - wymamrota艂 Ian, nie bardzo wiedz膮c, co powiedzie膰.
- A do widzenia. Do widzenia.
Farmer wyszed艂 na skraj pola, nast臋pnie skr臋ci艂 w prawo i znikn膮艂 za drzewami, Ian przytuli艂 Callie jeszcze mocniej. Nie wiedzia艂, co powiedzie膰. Dziewczyna wyrwa艂a si臋 z jego obj臋膰 i zacz臋艂a biec z powrotem w stron臋 lasu. Wiedzia艂, 偶e m臋czy ich to samo uczucie bezradno艣ci, ale Callie mia艂a na to najwyra藕niej tylko jedn膮 odpowied藕 - ucieczk臋.
Bieg艂 teraz wolniej. Nie mia艂 ju偶 kondycji nastolatka. Poza tym nie chcia艂 znowu wyl膮dowa膰 na twardej ziemi.
Kl膮艂 siebie w duchu, 偶e w og贸le dopu艣ci艂 do takiej sytuacji. Callie zas艂ugiwa艂a na co艣 wi臋cej. 呕aden farmer nie powinien mie膰 wst臋pu do ogrod贸w ich mi艂o艣ci.
Przypomnia艂 sobie jej oczy pa艂aj膮ce po偶膮daniem. Pomy艣la艂, 偶e nigdy wcze艣niej nie widzia艂 takich oczu. Tak olbrzymich, tak nami臋tnych, kochanych...
Oboje biegli coraz wolniej. Przebyli kr贸tki odcinek lasu i dotarli na teren ogrodu. Callie nadstawi艂a uszu. Ian wci膮偶 bieg艂 tu偶 za ni膮. Serce zacz臋艂o wali膰 jej m艂otem. Ba艂a si臋, 偶e lada chwila b臋dzie musia艂a spojrze膰 w oczy Iana.
Zatrzymali si臋 jakby na komend臋. Dziewczyna spu艣ci艂a g艂ow臋. Milczeli przez chwil臋, a偶 w ko艅cu Ian chrz膮kn膮艂 i podszed艂 bli偶ej.
- Powinienem ci臋 chyba przeprosi膰 za to, co si臋 sta艂o w lesie - powiedzia艂 wolno. - Chc臋 jednak, 偶eby艣 wiedzia艂a, 偶e niczego nie 偶a艂uj臋...
S艂owa te zabola艂y j膮 jak policzek. Spojrza艂a na niego z wyrzutem.
- Nie chc臋, 偶eby艣 przeprasza艂 - odpar艂a ch艂odno. - Twoje odczucia to nie moja sprawa. Oboje wiemy, kim jestem. C贸偶 lepszego m贸g艂by艣 zrobi膰 jak nie zaci膮gn膮膰 mnie w krzaki...
Ian poczu艂 nag艂y przyp艂yw gniewu. Z艂apa艂 j膮 za rami臋 i mocno poci膮gn膮艂.
- Wiesz, czasami mam wra偶enie, 偶e nale偶y ci si臋 porz膮dne lanie - sykn膮艂. - I, na Boga, dostaniesz je, je艣li nie przestaniesz gada膰 bzdur!
- Spr贸buj tylko. - Callie unios艂a brod臋 i odesz艂a od niego par臋 krok贸w.
Ian nic nie odpowiedzia艂. Im d艂u偶ej rozwa偶a艂 jej s艂owa, tym bardziej by艂 na ni膮 w艣ciek艂y.
Wci膮gn膮艂 g艂臋boko powietrze i, nie ogl膮daj膮c si臋 na dziewczyn臋, ruszy艂 w stron臋 motelu. Potrzebowa艂 czasu, 偶eby si臋 uspokoi膰. Kiedy jednak znalaz艂 si臋 na korytarzu, stwierdzi艂, 偶e musi uwolni膰 si臋 od ci臋偶aru, kt贸ry przygniata go jak kamie艅. Opar艂 si臋 plecami o drzwi do pokoju Callie i zamkn膮艂 oczy.
Min臋艂o kilka minut.
- Z drogi, panie Sherlock - us艂ysza艂 nagle jej g艂os.
Zbli偶y艂a si臋 do niego niemal bezszelestnie, Ian odsun膮艂 si臋 troch臋 i otworzy艂 oczy.
Callie popchn臋艂a drzwi. Zamierza艂a w艣lizgn膮膰 si臋 do pokoju i zostawi膰 go na zewn膮trz. Ale Ian by艂 szybszy.
- Wyno艣 si臋! To m贸j pok贸j! - krzykn臋艂a gniewnie, trzymaj膮c d艂onie na biodrach.
- Musisz mi wyja艣ni膰, o co ci chodzi艂o tam, w lesie...
- zacz膮艂.
- Wyja艣ni膰? Niczego nie musz臋 wyja艣nia膰! Powiedz lepiej, o co tobie chodzi艂o?!
- M贸wi艂em po prostu o moich odczuciach. Tylko 偶e nie pozwoli艂a艣 mi sko艅czy膰...
M贸wi艂 o swoich odczuciach! Callie zacisn臋艂a pi臋艣ci, jakby szykowa艂a si臋 do walki. Sk膮d zna艂a te... odczucia?
- Ian, jeste艣 najwi臋kszym s...
- Cii - przerwa艂 jej, k艂ad膮c palec na ustach. - Uwa偶aj, bo powiesz co艣, czego b臋dziesz 偶a艂owa膰.
Spojrza艂a na niego spode 艂ba.
- Tak jak wspomnia艂em - ci膮gn膮艂 - niczego nie 偶a艂uj臋, poniewa偶 nigdy nie pragn膮艂em 偶adnej kobiety tak jak ciebie. Wci膮偶 jeszcze chcia艂bym rzuci膰 ci臋 na 艂贸偶ko i kocha膰 si臋 do utraty zmys艂贸w. Wiem, 偶e czujesz to samo... Callie, zrozum, jeste艣my dla siebie stworzeni...
Pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Nie m贸w tak - szepn臋艂a chrapliwie.
- Dlaczego? To przecie偶 prawda.
Callie wiedzia艂a, 偶e Ian ma racj臋, ale nie chcia艂a si臋 podda膰 uczuciom. Rozumia艂a tak偶e, 偶e musi jako艣 zracjonalizowa膰 to, co si臋 mi臋dzy nimi dzia艂o...
- Pos艂uchaj - powiedzia艂a spokojnie. - Wcale nie jeste艣my dla siebie stworzeni. Uciekamy przed policj膮, st膮d t膮 potrzeba wzajemnej blisko艣ci. Chcemy z niej skorzysta膰, bo lada chwila mo偶emy trafi膰 do wi臋zienia. Kiedy to si臋 sko艅czy, wszystko odzyska normalne proporcje.
Wtedy b臋dziemy si臋 dziwi膰, co takiego widzieli艣my w sobie...
Ian nie m贸g艂 powstrzyma膰 szyderczego u艣miechu.
- Chyba sama nie wiesz, co m贸wisz - powiedzia艂, patrz膮c jej g艂臋boko w oczy.
Uj膮艂 za klamk臋.
- Daj mi zna膰, kiedy wybierzesz si臋 na przepytywanie s膮siad贸w. Nie chc臋, 偶eby艣 w艂贸czy艂a si臋 sama po tej dziurze.
- Id藕 do diab艂a - wymamrota艂a.
Ale Ian nie s艂ysza艂 tych s艂贸w. Callie podesz艂a do drzwi i przekr臋ci艂a klucz w zamku. Ju偶 prawie przyzwyczai艂a si臋 do b贸lu z臋ba. Postanowi艂a, 偶e kiedy z艂apie wuja, udusi go go艂ymi r臋kami.
- My艣l臋, 偶e powinni艣my odda膰 si臋 w r臋ce policji - powiedzia艂 ponuro Lincoln Galloway. - Najpierw wpakowali艣my w kaba艂臋 mojego szefa. Teraz twoj膮 siostrzenic臋. Ciekawe, kto b臋dzie nast臋pny...
Quincy skrzywi艂 si臋 i machn膮艂 r臋k膮, jakby chcia艂 odgoni膰 z艂e my艣li.
- Teraz zostali nam tylko bandyci, Lincoln. Musimy ich... - zrobi艂 wymowny gest r臋k膮. - Niewiele nam przecie偶 brakuje.
- Brakowa艂o - poprawi艂 go Lincoln. - Kto wie, co by si臋 sta艂o, gdyby policja nie przeszuka艂a warsztatu.
Obaj m臋偶czy藕ni westchn臋li ci臋偶ko.
- Przede wszystkim powinienem by艂 p贸j艣膰 do Iana i powiedzie膰 mu o ca艂ej sprawie. Pracowa艂em u niego dwana艣cie lat... Ufa艂 mi...
- Przecie偶 grozili twojej rodzinie. - Quincy przerwa艂 te rozwa偶ania. - Ci ludzie nie rzucaj膮 s艂贸w na wiatr.
Quincy sam ugina艂 si臋 pod ci臋偶arem wyrzut贸w sumienia. M贸g艂 zupe艂nie inaczej za艂atwi膰 spraw臋 z Callie. Ostrzec j膮... Ukry膰... A nie wzywa膰 policj臋.
- To mnie jeszcze nie t艂umaczy - mrukn膮艂 Lincoln, marszcz膮c czo艂o.
Przez chwil臋 obaj milczeli.
- Nic ju偶 nie rozumiem, Quincy - doda艂 po chwili.
- Przede wszystkim, dlaczego ci ludzie wrobili Iana? Mieli przecie偶 gotow膮 ofiar臋. - Uderzy艂 si臋 kciukiem w pier艣.
- Dlaczego nie szuka nas policja? To przecie偶 zupe艂nie nie ma sensu.
Quincy podrapa艂 si臋 za uchem.
- Wrobili Iana, poniewa偶 to my mamy ksi臋gi rachunkowe. Nie mog膮 pozwoli膰, 偶eby wpad艂y w r臋ce policji - wyja艣ni艂. - To zupe艂nie proste. Nie wiem tylko, dlaczego policja nas nie szuka. Ale dam sobie g艂ow臋 uci膮膰, 偶e to r贸wnie偶 sprawka bandy...
Chrz膮kn膮艂 i rozejrza艂 si臋 dooko艂a.
- Pos艂uchaj, Lincoln. Mamy przecie偶 te ksi膮偶ki. Wielki szef wie, 偶e bez nich jest spalony. Jestem pewien, 偶e nied艂ugo puszcz膮 mu nerwy. Im d艂u偶ej czekamy, tym wi臋ksze mamy szanse.
Lincoln potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
- Nie wystarczy, 偶e si臋 ujawni - powiedzia艂 zgn臋bionym g艂osem. - B臋dziemy potrzebowali dowod贸w, a z tym nie p贸jdzie ju偶 nam tak 艂atwo...
Quincy u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem.
- Zorganizuj臋 to tak, 偶e z艂api膮 go na gor膮cym uczynku.
Zaufaj mi - szepn膮艂 tajemniczo.
Lincoln przez moment przygl膮da艂 mu si臋 z pow膮tpiewaniem.
- Dobrze - powiedzia艂 w ko艅cu. - Zdaje si臋, 偶e nie mam zbyt du偶ego wyboru. Czuj臋 tylko, 偶e sk贸ra mi cierpnie na my艣l o tym, co ma si臋 sta膰.
- Ma艂y dreszczyk emocji jeszcze nikomu nie zaszkodzi艂 - powiedzia艂 weso艂o Quincy. - We藕 antacid i przyjd藕 znowu rano.
- Jeste艣 szalony - wymamrota艂 Lincoln.
- Oskar偶ano mnie ju偶 w 偶yciu o gorsze rzeczy! - Quincy roze艣mia艂 si臋 serdecznie.
- Otwarte! - krzykn膮艂 Ian, s艂ysz膮c pukanie do drzwi.
Kl臋cza艂 na pod艂odze, usi艂uj膮c wydoby膰 spod 艂贸偶ka but.
- Uwa偶aj na pu艂apki - ostrzeg艂a go Callie.
Uni贸s艂 nieco wzrok. Usta same zacisn臋艂y mu si臋 w niech臋tny grymas. Spojrza艂 lodowatym wzrokiem na czerwone buty na wysokim obcasie i fioletowe po艅czochy z lycry.
Wyprostowa艂 si臋. Callie mia艂a na sobie czerwon膮 bluzk臋 i d偶insow膮 sp贸dniczk臋 mini. Na widok jej n贸g zasch艂o mu w gardle. Mimo to by艂 z艂y na Callie, gdy偶 wiedzia艂, 偶e w艂o偶y艂a ten str贸j jedynie po to, 偶eby 艂atwiej zwodzi膰 naiwnych m臋偶czyzn.
- Chodzi ci o pu艂apki na myszy? - spyta艂, siadaj膮c na podkurczonych nogach.
Postanowi艂, 偶e nie b臋dzie z ni膮 rozmawia艂 na temat stroju...
- Oczywi艣cie - odpar艂a, kiwaj膮c g艂ow膮. - W艂a艣ciciel ma do tego prawo.
Dostrzeg艂a ch艂odny wzrok Iana i zmarszczy艂a brwi.
- Lepiej zrobisz, je艣li najpierw zajrzysz pod 艂贸偶ko - doda艂a.
- Dzi臋ki za ostrze偶enie.
Ian ponownie przywar艂 do pod艂ogi. Najpierw jednak zapu艣ci艂 wzrok pod 艂贸偶ko. But znajdowa艂 si臋 tu偶 pod 艣cian膮. Wsta艂, odsun膮艂 mebel i triumfalnie wyci膮gn膮艂 zakurzony trzewik.
- Co chcesz zrobi膰?
- Najpierw chc臋 wypyta膰 s膮siad贸w. Je艣li nie przyniesie to 偶adnych efekt贸w, wybierzemy si臋 do kilku pobliskich klub贸w bilardowych - wyja艣ni艂a.
- 艢wietny plan - przyzna艂 niech臋tnie. - Ale co si臋 stanie, je艣li nie znajdziemy Quincy'ego? Czy b臋dziemy je藕dzi膰 z miejsca na miejsce?
- Oczywi艣cie. Je艣li nie odszukamy go w ci膮gu tygodnia, pomy艣limy o czym艣 innym. Mo偶e si臋 nawet rozdzielimy. Mam jednak z艂e przeczucia. Wujek Quincy nie zachowuje si臋 ca艂kiem normalnie.
Callie dotkn臋艂a policzka.
- Dzi臋kuj臋. To w艂a艣nie chcia艂em us艂ysze膰 - mrukn膮艂.
Zagryz艂a wargi. Chcia艂a p贸j艣膰 sama na przeszpiegi. Wiedzia艂a jednak, jak zareaguje na to Ian.
- Kiedy b臋d臋 na dole, trzymaj si臋 ode mnie z daleka - powiedzia艂a twardo. - A zreszt膮, wiesz co? Mo偶e by艣 zosta艂 w pokoju?
Pokr臋ci艂 energicznie g艂ow膮.
- Nie ma mowy. Widzia艂em ju偶 jednego z naszych s膮siad贸w. Wygl膮da艂 na Kub臋 Rozpruwacza.
Callie poczu艂a uk艂ucie w sercu. Znowu te aluzje. Nie chcia艂a si臋 d艂u偶ej sprzecza膰.
- Dobrze. Ale obiecaj, 偶e si臋 nie b臋dziesz wtr膮ca艂. M臋偶czy藕ni w takich miejscach s膮 nastawieni szczeg贸lnie przyja藕nie do kobiet...
Spojrza艂 na ni膮 podejrzliwie.
- Jak przyja藕nie?
Callie rozpostar艂a ramiona.
- Popatrz na mnie i powiedz, co by艣 zrobi艂?
Zmierzy艂 j膮 ponownie zimnym wzrokiem.
- Wcale mi si臋 to nie podoba - stwierdzi艂, zaciskaj膮c pi臋艣ci.
- Trudno. Jako艣 si臋 z tym pogodz臋 - powiedzia艂a. - Trzymaj si臋 tylko od wszystkiego z daleka. Inaczej nigdy nie znajdziemy Quincy'ego - ostrzeg艂a.
- B臋d臋 o tym pami臋ta艂. Musisz mi jednak co艣 obieca膰...
- S艂ucham?
- Musisz przyrzec, 偶e zaczniesz krzycze膰, kiedy znajdziesz si臋 w niebezpiecze艅stwie.
- Dobrze - obieca艂a z ulg膮.
Wcale nie mia艂a ochoty na kontakty z motelowymi go艣膰mi. Ale czy by艂o jakie艣 inne wyj艣cie?
Rozdzia艂 6
Ian z trudem wytrzyma艂 do ko艅ca „艣ledztwa". Jego cierpliwo艣膰 by艂a na wyczerpaniu. M臋偶czy藕ni rzeczywi艣cie traktowali Callie bardzo przyja藕nie. Za bardzo. Gdyby nie obietnica, 偶e nie b臋dzie si臋 wtr膮ca艂, niejeden z nich ju偶 dawno opu艣ci艂by lokal, kieruj膮c si臋 wprost do dentysty. Albo lepiej - na pogotowie. Mamrota艂 pod nosem kolejne przekle艅stwa i zaciska艂 pi臋艣ci w bezsilnej z艂o艣ci.
Dziewczyna w ko艅cu oderwa艂a si臋 od grupki piwoszy i skierowa艂a ku wyj艣ciu. Kiedy j膮 dopad艂 w samochodzie, 艣piewa艂a w najlepsze „Cudowna noc, rozkoszy moc". Z trudem si臋 opanowa艂. Postanowi艂 sobie, 偶e musi trzyma膰 nerwy na wodzy.
- Nie chcesz wzi膮膰 prysznica? - zapyta艂 tylko sarkastycznie.
Callie wolno odwr贸ci艂a si臋 w jego stron臋.
- Co maj膮 znaczy膰 podobne uwagi? - spyta艂a lodowatym tonem.
- Nic takiego. - Roz艂o偶y艂 r臋ce. - Czego si臋 dowiedzia艂a艣?
Przekr臋ci艂a kluczyk w stacyjce.
- Je艣li nawet Quincy odwiedzi艂 te strony, to nikt go nie widzia艂...
- Wi臋c wyciera艂a艣 si臋 z tymi zbirami bez 偶adnej potrzeby - zauwa偶y艂 sucho.
Dziewczyna wy艂膮czy艂a silnik i spojrza艂a na niego zimno. Najwyra藕niej szuka艂 zaczepki. Wola艂a pok艂贸ci膰 si臋 z nim jak najszybciej. Je艣li tego nie zrobi, Ian b臋dzie jej dokucza艂 przez reszt臋 wieczoru...
- Wcale si臋 nie wyciera艂am, Ian wci膮gn膮艂 g艂臋boko powietrze.
- Callie, ci faceci dos艂ownie ci臋 obmacywali! - wypali艂 zdenerwowany.
- Nikt mnie nie obmacywa艂.
- Wobec tego, co robili?
- Gaw臋dzili艣my sobie przyja藕nie.
- Sam widzia艂em!
Dziewczyna potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
- Czasami kt贸ry艣 mnie obj膮艂, ale to przecie偶 nic nie znaczy - powiedzia艂a. - Gdyby rzeczywi艣cie chcieli mnie obmacywa膰, nauczy艂abym ich szybko rozumu.
Ian popuka艂 si臋 w czo艂o.
- Trenowa艂am d偶udo - doda艂a w formie wyja艣nienia.
艁ypn膮艂 na ni膮 z艂ym okiem. Mia艂 ochot臋 zmia偶d偶y膰 w u艣cisku jej g艂adk膮 szyj臋.
- Lubisz to? - spyta艂.
- Co? D偶udo?
- Nieee...
Zamkn膮艂 oczy, 偶eby nie widzie膰 jej twarzy. Je艣li powie, 偶e tak, udusi j膮 bez wahania.
- A jak my艣lisz? - spyta艂a, zaciskaj膮c pi臋艣ci.
Milczeli przez chwil臋.
- Ian, do diab艂a, zrobi艂am to tylko po to, 偶eby dowiedzie膰 si臋 czego艣 o wuju - powiedzia艂a zm臋czonym g艂osem.
- Je艣li chcesz wiedzie膰, to ci faceci rzadko u偶ywaj膮 myd艂a czy dezodorantu...
Ian odetchn膮艂 z ulg膮 i otworzy艂 oczy.
- Dasz mi teraz spok贸j?
- Przepraszam. Troch臋 mnie ponios艂o - wyja艣ni艂.
- O co ci w og贸le chodzi?
- Pragn臋 ci臋 tak bardzo, 偶e z trudem mog艂em znie艣膰 ten widok - wyzna艂.
Otworzy艂a usta, 偶eby odpowiedzie膰, ale Ian po艂o偶y艂 palec na jej wargach.
- Nic nie m贸w. Jed藕my ju偶 st膮d.
Chwyci艂a ze z艂o艣ci膮 kierownic臋. Jak 艣mia艂 my艣le膰, 偶e tego rodzaju spotkania sprawiaj膮 jej przyjemno艣膰?! Spojrza艂a w bok i a偶 si臋 przestraszy艂a b贸lu, kt贸ry dostrzeg艂a w oczach Iana. Nie wiedzia艂a, co robi膰: gniewa膰 si臋, czy mu wybaczy膰. Nie chcia艂a, 偶eby 藕le o niej my艣la艂. Musia艂 j膮 zrozumie膰...
- Wiesz przecie偶, 偶e dzisiaj tylko gra艂am. Potrzebujemy informacji. I dlatego musisz si臋 przygotowa膰 na jeszcze kilka scen tego rodzaju...
Ian dotkn膮艂 jej czo艂a. Zanurzy艂 d艂o艅 w jasnych w艂osach i przyci膮gn膮艂 j膮 ku sobie.
- Wol臋 i艣膰 do wi臋zienia, ni偶 patrze膰, jak wycierasz si臋 po jakich艣 n臋dznych spelunach - szepn膮艂 jej do ucha. - Obiecaj, 偶e ju偶 nigdy tego nie zrobisz.
Callie potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 czuj膮c, jak 艂zy nap艂ywaj膮 jej do oczu.
- Nie mog臋 - westchn臋艂a. - Sam nie wiesz, co m贸wisz.
Nie warto tak 艂atwo rezygnowa膰 z wolno艣ci... Uspok贸j si臋 i przemy艣l to sobie raz jeszcze.
- Zabij臋 Quincy'ego, jak tylko go dorw臋 - wycedzi艂 przez z臋by.
Tylko w ten okr臋偶ny spos贸b m贸g艂 przyzna膰 dziewczynie racj臋. Callie u艣miechn臋艂a si臋 i poklepa艂a go po plecach.
- Obowi膮zuje kolejka - powiedzia艂a. - Ja by艂am pierwsza.
Ian pog艂adzi艂 j膮 po policzku.
- Jeste艣 pi臋kna, kiedy si臋 u艣miechasz - zauwa偶y艂. - Wygl膮dasz wtedy tak bezbronnie...
- Nie jestem bezbronna - zaprotestowa艂a.
- Tak, tak. Oczywi艣cie.
Powi贸d艂 palcem w g贸r臋 wzd艂u偶 nosa. Poczu艂a gwa艂towne uk艂ucie w sercu.
- Przede mn膮 nie musisz tego ukrywa膰 - szepn膮艂. - Nigdy ci臋 nie skrzywdz臋.
- Lepiej nie obiecuj...
Zamkn臋艂a oczy. Chcia艂o jej si臋 p艂aka膰. S艂owa Iana przywo艂a艂y dawne, nigdy nie spe艂nione marzenia. Zawsze pragn臋艂a spotka膰 m臋偶czyzn臋, kt贸ry troszczy艂by si臋 o ni膮 i chroni艂 od z艂ego, Ian potrafi艂 tak w艂a艣nie kocha膰. Niestety, nie byli sobie przeznaczeni...
- Jed藕my ju偶 - mrukn臋艂a.
- Za chwil臋...
Wzi膮艂 j膮 za brod臋 i podni贸s艂 jej g艂ow臋 do g贸ry. U艣miecha艂 si臋 艂agodnie.
- Chc臋, 偶eby艣 najpierw zapomnia艂a o tamtych m臋偶czyznach...
- Nie! - krzykn臋艂a czuj膮c, 偶e nie znios艂aby poca艂unku w tym momencie.
Zaprotestowa艂a zbyt p贸藕no. Usta Iana ju偶 wzi臋艂y w posiadanie jej rozchylone wargi. Pr贸bowa艂a walczy膰. Nie mia艂a jednak na to ani si艂y, ani... ochoty. By艂a przekonana, 偶e Ian zniknie z jej 偶ycia, kiedy tylko odnajd膮 Quincy'ego. Wiedzia艂a, 偶e je艣li teraz si臋 w nim zakocha, p贸藕niej b臋dzie cierpie膰. Mimo to przytuli艂a si臋 do niego. Ona te偶 chcia艂a jak najszybciej zapomnie膰 o tamtych m臋偶czyznach.
Zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋, a Ian ca艂owa艂 jeszcze mocniej. Pragn膮艂 jak najszybciej zaspokoi膰 pal膮ce po偶膮danie. J臋kn臋艂a, kiedy po艂o偶y艂 r臋k臋 na jej piersi. Ca艂a odda艂a si臋 nami臋tno艣ci, Ian dotkn膮艂 delikatnie wn臋trza uda dziewczyny.
- Obejmij mnie - szepn膮艂, kiedy na chwil臋 oderwali si臋 od siebie.
Zacz膮艂 j膮 znowu ca艂owa膰. Czu艂a nap贸r jego silnej klatki piersiowej. Pragn臋艂a odda膰 mu si臋 ca艂a. Zacz臋艂a pie艣ci膰 cia艂o m臋偶czyzny, dysz膮c nami臋tnie. Kiedy dotar艂a do ko艅ca p艂askiego brzucha, Ian oderwa艂 si臋 od niej na chwil臋.
Siedzia艂, oddychaj膮c ci臋偶ko. Przed oczami wirowa艂y mu kolorowe p艂atki. Nie wiedzia艂 zupe艂nie, co si臋 dzieje. Spala艂 si臋 w p艂omieniu nami臋tno艣ci. Spojrza艂 na Callie. Usta mia艂a rozchylone, a oczy zasnute mg艂膮 po偶膮dania. Pomy艣la艂, 偶e je艣li przesunie d艂o艅 nieco ni偶ej, b臋dzie j膮 musia艂 posi膮艣膰 w samochodzie.
呕adna kobieta nie wywo艂a艂a w nim a偶 takiej burzy zmys艂贸w. Gdyby m贸g艂 mie膰 pewno艣膰, 偶e Callie jest taka, jak膮 j膮 sobie wymarzy艂, nie waha艂by si臋 ani minuty. Ale m贸g艂 przecie偶 mie膰 do czynienia z podst臋pn膮 Doc Watson. Powinien mie膰 si臋 na baczno艣ci. Nie chcia艂 wi膮za膰 si臋 z kobiet膮,
kt贸ra znika艂aby co par臋 miesi臋cy, 偶eby sobie pogra膰 w bilard.
- Je艣li za par臋 sekund nie ruszymy - powiedzia艂 - nie odpowiadam za w艂asne czyny.
Jego s艂owa wyrwa艂y dziewczyn臋 z erotycznego transu. Si臋gn臋艂a odruchowo do kierownicy. Po chwili silnik zacz膮艂 r贸wno pracowa膰. Na pr贸偶no powtarza艂a w duchu, 偶e w艂a艣nie chce, 偶eby Ian przesta艂 odpowiada膰 za swoje czyny...
Uda艂o im si臋 jako艣 wyjecha膰 na drog臋. Nie mog艂a wi膮za膰 si臋 z 艂anem. Oboje po偶a艂owaliby tego pr臋dzej czy p贸藕niej. On zapewne wcze艣niej. I tak mia艂 ju偶 dosy膰 swoich k艂opot贸w.
Stan臋li na chwil臋 przed skrzy偶owaniem.
- Przyznasz, 偶e to, co si臋 mi臋dzy nami dzieje, jest zupe艂nie niezwyk艂e - zdoby艂 si臋 na wyznanie. - Nie mo偶na tego t艂umaczy膰 po prostu sytuacj膮.
Callie najpierw pokiwa艂a g艂ow膮, a potem pokr臋ci艂a ni膮 przecz膮co. Nie wiedzia艂a, czy zgodzi膰 si臋 z nim, czy te偶 nie.
- Co z tym zrobimy? - spyta艂.
- Z czym?
Ian u艣miechn膮艂 si臋 do niej 艂agodnie. Chcia艂 znowu pog艂aska膰 j膮 po g艂owie, ale powstrzyma艂 r臋k臋 w p贸艂 ruchu. Czu艂, 偶e nie powinien na razie dotyka膰 dziewczyny. Wci膮偶 wydawa艂a si臋 s艂aba i roztrz臋siona. Pomy艣la艂, 偶e i tak b臋d膮 musieli sko艅czy膰 w 艂贸偶ku.
- Nie przejmuj si臋, Callie - powiedzia艂 uspokajaj膮co.
- Nie b臋d臋 ci臋 ponagla艂. Oboje zdecydujemy, kiedy chcemy si臋 kocha膰.
Drgn臋艂a, s艂ysz膮c tr膮bienie z ty艂u. Zapali艂o si臋 w艂a艣nie zielone 艣wiat艂o. Podzi臋kowa艂a niebu za tak niespodziewan膮 pomoc. Potrzebowa艂a czasu, 偶eby si臋 pozbiera膰, Ian powiedzia艂: „kiedy chcemy si臋 kocha膰", a nie: „czy chcemy si臋 kocha膰". Wed艂ug niego sprawa by艂a z g贸ry przes膮dzona.
Callie czu艂a, 偶e dr偶y na ca艂ym ciele. Nie wiedzia艂a, jak walczy膰 z przeznaczeniem.
- Nie mo偶emy si臋 wi膮za膰 - powiedzia艂a, krzywi膮c si臋 na d藕wi臋k swego g艂osu. Chcia艂a wypa艣膰 jak dojrza艂a kobieta, a nie niedo艣wiadczona dziewczyna.
- My艣l臋, 偶e to si臋 ju偶 sta艂o - mrukn膮艂.
Zaprzeczy艂a gwa艂townie.
- Och, to tylko chwila s艂abo艣ci... - zacz臋艂a.
- Naprawd臋 tak my艣lisz? - przerwa艂 jej.
Dziewczyna zerkn臋艂a niepewnie w bok.
- Czego ode mnie chcesz?
- Daj mi szans臋.
Omal nie zjechali na chodnik.
- To niemo偶liwe - powiedzia艂a stanowczo.
- Dlaczego?
- Do diab艂a, Ian! Przesta艅 ci膮gle zadawa膰 pytania!
Wjecha艂a na parking tu偶 obok klubu bilardowego. Po chwili znalaz艂a wolne miejsce. Wysiedli.
- Nie mog臋.
- Jeste艣 gorszy od dwuletniego dziecka!
- Nie mog臋 - powt贸rzy艂. - Chc臋 wiedzie膰, dlaczego.
Callie spojrza艂a na niego gro藕nie. Dobrze, je艣li chce zna膰 prawd臋, nie b臋dzie jej tai膰.
- Nie mo偶emy si臋 wi膮za膰, bo kiedy znajdziemy Quincy'ego, b臋d臋 musia艂a wr贸ci膰 do wi臋zienia.
Wyskoczy艂a z samochodu, zanim zd膮偶y艂 cokolwiek powiedzie膰. Wesz艂a do 艣rodka. Nie chcia艂a s艂ucha膰 dalszych pyta艅.
Ian pospieszy艂 za Callie. Dlaczego tak szybko uciek艂a? Musia艂 dogoni膰 dziewczyn臋 i wycisn膮膰 z niej ca艂膮 prawd臋. Wszed艂 do 艣rodka, ale nie dostrzeg艂 jej nigdzie. Zacz臋艂y go ogarnia膰 jak najgorsze przeczucia. Czu艂, 偶e sta艂o si臋 co艣 z艂ego.
Uciek艂a. Po prostu uciek艂a. Od pocz膮tku wiedzia艂a, gdzie jest Quincy. Czeka艂a tylko na okazj臋, 偶eby zwia膰 do wuja. Znaczy艂o to, 偶e ona r贸wnie偶 macza艂a palce w kradzie偶y samochod贸w. Ale dlaczego? Ian zachodzi艂 w g艂ow臋, jak to si臋 mog艂o sta膰. Oczywi艣cie nie mia艂 najmniejszego zamiaru wyda膰 jej policji. Za bardzo j膮...
Potok my艣li urwa艂 si臋 nagle. Callie wysz艂a z toalety i mrugn臋艂a do niego szelmowsko. Podszed艂 do dziewczyny. Chcia艂 j膮 nareszcie nauczy膰 rozumu.
- Widz臋, 偶e znalaz艂e艣 w ko艅cu wolne miejsce, kochanie - powiedzia艂a aksamitnym g艂osem.
- Nie m贸w do mnie kochanie! - sykn膮艂 i z艂apa艂 j膮 za rami臋.
Przez chwil臋 patrzyli sobie w oczy.
- Musz臋 zada膰 ci jeszcze par臋 pyta艅!
Zatrzepota艂a rz臋sami i u艣miechn臋艂a si臋 do niego zalotnie.
- P贸藕niej... kochanie - zacz臋艂a mrucze膰 jak kotka. - W motelu odpowiem na wszystkie pytania. Teraz u艣miechnij si臋 do mnie. Jeste艣 biznesmenem. Wszyscy w tej sali musz膮 widzie膰, jak bardzo ci si臋 podobam.
- Dlaczego? - spyta艂, zastanawiaj膮c si臋, czy nie zaci膮gn膮膰 jej si艂膮 do samochodu.
Nie chcia艂 ju偶 d艂u偶ej czeka膰. Mia艂 dosy膰 wszystkich tajemnic. Co艣 mu jednak m贸wi艂o, 偶e Callie tym razem nie ust膮pi...
Zakl膮艂 pod nosem, kiedy przytuli艂a si臋 do niego. Przypomnia艂 sobie chwile w samochodzie. Pragn膮艂 j膮 teraz poca艂owa膰, ale chcia艂 r贸wnie偶 wiedzie膰, o co w tym wszystkim w og贸le chodzi.
- Wysil wyobra藕ni臋 - szepn臋艂a mu do ucha. - W艂o偶y艂am ci w艂a艣nie do kieszeni pi臋膰dziesi膮t dolc贸w. Uwa偶aj na mnie i... nie popsuj wszystkiego.
- 艢wietnie si臋 bawisz, co? - rzuci艂 oskar偶ycielskim tonem, macaj膮c jednocze艣nie wszystkie kieszenie.
- Uwielbiam ryzyko - przyzna艂a. - Zap艂a膰 barmanowi za gr臋 i zam贸w dla nas piwo.
Odesz艂a ko艂ysz膮c wyzywaj膮co biodrami. Wybra艂a jeden z odleg艂ych sto艂贸w. Wszyscy gracze wok贸艂 umilkli i wpatrywali si臋 w ni膮 z otwartymi ustami. Wcale mu si臋 to nie podoba艂o. Si臋gn膮艂 po tac臋 z dwoma kuflami i skierowa艂 si臋 szybko w jej stron臋.
Kiedy znalaz艂 si臋 przy stole, u艣miechn臋艂a si臋 do niego promiennie, Ian wyszczerzy艂 z臋by. Wcale nie by艂o mu do 艣miechu.
- Niez艂e widowisko - wycedzi艂.
- Ciesz臋 si臋, 偶e tak my艣lisz. To znaczy 偶e by艂am niez艂a.
Pochyli艂a si臋, 偶eby zebra膰 bile. Ian zakl膮艂 pod nosem i zas艂oni艂 j膮, poniewa偶 sp贸dniczka mini unios艂a si臋 niebezpiecznie.
- Dobrze si臋 bawisz? - spyta艂, kiedy wreszcie si臋 wyprostowa艂a.
Wyd臋艂a wargi.
- Jeszcze nie, ale wiecz贸r dopiero si臋 zacz膮艂...
Podesz艂a do najbli偶szego stojaka i si臋gn臋艂a po kije. Jeden z nich poda艂a 艂anowi.
- U艣miechnij si臋, wszyscy na nas patrz膮.
Zacisn膮艂 usta.
- Nie musz臋. To nie w m贸j ty艂ek si臋 wpatruj膮!
Cofn臋艂a si臋 troch臋, 偶eby m贸c go dok艂adnie obejrze膰 z ty艂u.
- Doprawdy nie wiem, dlaczego... - mrukn臋艂a. - Masz 艣liczn膮 pup臋.
- We藕 na wstrzymanie - warkn膮艂.
- Ka偶de twoje 偶yczenie jest dla mnie rozkazem.
- Lepiej uwa偶aj, bo jeszcze ci o tym przypomn臋...
W oczach Callie pojawi艂y si臋 z艂ote iskierki.
- Nie w膮tpi臋 - sykn臋艂a i pochyli艂a si臋 nad zielonym suknem.
Nie rozmawiali przez nast臋pnych dziesi臋膰 minut, Ian obserwowa艂 ka偶dy jej ruch. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e dobrze gra. Ostatecznie z tego 偶y艂a. Nie s膮dzi艂 jednak, 偶e jest a偶 tak 艣wietna. Bile jedna za drug膮 odbija艂y si臋 od bandy i l膮dowa艂y w 艂uzach. Kiedy us艂yszeli grzechot ostatniej, Callie wyprostowa艂a si臋.
- Jak ci si臋 podoba艂o?
- Nigdy nie widzia艂em czego艣 podobnego! Je偶eli tak 艂atwo poradzi艂a艣 sobie z dziewi臋cioma bilami, musisz by膰 niesamowita w normalnej grze!
Zarumieni艂a si臋 lekko, Ian nie spodziewa艂 si臋 tego po 艣mia艂ej Doc Watson. Czy偶by znowu dosz艂a do g艂osu skromna dr Watson?
- Nie jestem wcale taka dobra - mrukn臋艂a. - Nigdy nie uda艂o mi si臋 pobi膰 wuja Quincy'ego.
Ian u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. Mia艂 racj臋. Callie ubiera艂a si臋 wyzywaj膮co, poniewa偶 nie wierzy艂a we w艂asne si艂y. Prawdopodobnie dopiero zwyci臋stwo nad wujem pozwoli艂oby jej wyzwoli膰 si臋 z tego kompleksu. Ale dziewczyna w og贸le nie by艂a 艣wiadoma tej rywalizacji z Quincym.
- Nie, nie jeste艣 dobra - zgodzi艂 si臋 z ni膮. - Jeste艣 cudowna!
- To tylko pochlebstwa - roze艣mia艂a si臋.
Ian m贸g艂 tylko pokr臋ci膰 przecz膮co g艂ow膮. Jej 艣miech rozbroi艂 go zupe艂nie. Pragn膮艂 j膮 wzi膮膰 na r臋ce i wynie艣膰 z salonu wprost na 艣wie偶e powietrze, by mogli si臋 kocha膰 pod rozgwie偶d偶onym niebem.
Rozejrza艂 si臋 bezradnie doko艂a. Callie od pocz膮tku wyzwala艂a w nim najbardziej pierwotne m臋skie instynkty, ale wcale to nie znaczy艂o, 偶e musia艂 im od razu ulega膰. Przede wszystkim powinni odnale藕膰 Quincy'ego i doj艣膰 do 艂adu z ca艂膮 spraw膮. Potem... Ach, potem... U艣miechn膮艂 si臋 rozmarzony.
- Ja zaczn臋. I tak jestem od ciebie znacznie gorszy...
- Mog臋 da膰 ci fory - zaproponowa艂a.
- Mo偶e w przysz艂o艣ci, kiedy znajdziemy Quincy'ego - powiedzia艂. - Zak艂adam, 偶e nie jeste艣my tu tylko po to, 偶eby pogra膰 w bilard.
Callie zupe艂nie o tym zapomnia艂a. Spodoba艂o jej si臋 to, 偶e uros艂a w oczach Iana do poziomu bohaterki klub贸w bilardowych. Powr贸t do rzeczywisto艣ci okaza艂 si臋 bardzo bolesny. Tak, kiedy z艂api膮 Quincy'ego, nie b臋d膮 ju偶 mieli okazji pogra膰 w bilard... Musi o tym pami臋ta膰, 偶eby nie zakocha膰 si臋 w 艂anie!
- Nie znam tutaj nikogo, dlatego staram si臋 przyci膮gn膮膰 najlepszego gracza - wyja艣ni艂a. - Prawdopodobnie jest dobrym znajomym wuja...
- Dlaczego wi臋c nie spyta艂a艣 o niego barmana? Po co te wszystkie sztuczki? 禄
- Och, nie znasz si臋 na tym zupe艂nie - westchn臋艂a cicho. - Musimy by膰 bardzo ostro偶ni. Nie mo偶emy przecie偶 budzi膰 niczyich podejrze艅.
Ian rozbi艂 piramidk臋, wyprostowa艂 si臋 i spojrza艂 nieufnie na dziewczyn臋.
- W jaki spos贸b chcesz od niego wyci膮gn膮膰 informacje? - spyta艂 nieswoim g艂osem.
- Sam zobaczysz - szepn臋艂a tajemniczo.
- W艂a艣nie tego si臋 obawia艂em...
Pochyli艂 si臋 nad sto艂em, 偶eby sprawdzi膰, jak u艂o偶y艂y si臋 bile. Poza tym nie chcia艂, 偶eby Callie zobaczy艂a jego min臋. Jak na z艂o艣膰 okaza艂o si臋, 偶e zacz膮艂 fatalnie. Mia艂 nawet w膮tpliwo艣ci, czy uda mu si臋 wbi膰 pierwsz膮 bil臋. Ale wczoraj, kiedy za艂o偶y艂 si臋 o dziesi臋膰 dolar贸w, by艂o podobnie...
Wczoraj? A偶 zdziwi艂 si臋, 偶e to tak niedawno. Min臋艂y zaledwie dwadzie艣cia cztery godziny, a tyle si臋 wydarzy艂o. Spojrza艂 na Callie. Wpatrywa艂a si臋 w rozsypane po zielonym suknie bile. U艣miechn膮艂 si臋.
Poczu艂a na sobie jego wzrok i odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie.
- I z czego si臋 艣miejesz?!
- Tak zabawnie wygl膮dasz przy tym stole. Marszczysz nos i mamroczesz co艣 jak tybeta艅ski lama.
- Tybeta艅ska lama? - powt贸rzy艂a krzywi膮c si臋. - Mam nadziej臋, 偶e inne kobiety maj膮 wi臋cej szcz臋艣cia. Wymy艣l co艣 lepszego, bo inaczej do ko艅ca 偶ycia zostaniesz kawalerem...
Ian roze艣mia艂 si臋 i przytuli艂 j膮 do siebie.
- Tybeta艅ski lama to taki mnich - wyja艣ni艂.
Nie wygl膮da艂a teraz na bardziej usatysfakcjonowan膮, Ian przytuli艂 j膮 jeszcze mocniej i potar艂 nosem o jej nos szepcz膮c:
- Obiecaj, 偶e nie b臋dziesz dla mnie zbyt okrutna.
- Okrutna? - spyta艂a czuj膮c, 偶e ma trudno艣ci z oddychaniem. - Niby dlaczego?
- Poniewa偶 m臋偶czyzna w moim wieku nie powinien by膰 samotny. Nawet je艣li nie umie prawi膰 komplement贸w...
Poca艂owa艂 j膮 mocno.
- Jak mi idzie? - spyta艂.
Spojrza艂a na niego zak艂opotana.
- Co masz na my艣li?
- Przecie偶 wszyscy w tej sali musz膮 widzie膰, jak bardzo mi si臋 podobasz...
Callie poczu艂a si臋 rozczarowana. Rzeczywisto艣膰 zacz臋艂a jej si臋 ju偶 myli膰 ze scen膮, kt贸r膮 odgrywali. Jeszcze raz pos艂ucha艂a g艂osu rozs膮dku i wy艣lizgn臋艂a si臋 z ramion Iana.
- 艢wietnie ci idzie - powiedzia艂a. - Tylko tak dalej...
- B臋d臋 si臋 stara艂 - mrukn膮艂, klepi膮c j膮 po po艣ladkach.
Dziewczyna zagryz艂a wargi.
- Mo偶e ju偶 zaczniesz - powiedzia艂a.
Ian wiedzia艂, 偶e mi臋dzy nimi wyr贸s艂 mur. Nie przejmowa艂 si臋 jednak. Czu艂 bowiem, 偶e potrafi go 艂atwo zburzy膰.
Pochyli艂 si臋 nad sto艂em i bez namys艂u uderzy艂 bia艂膮 bil臋. Omal nie skoczy艂 do g贸ry, kiedy bila z jego dru偶yny pow臋drowa艂a wprost do 艂uzy.
- 艢wietnie, Ian. - Callie nie kry艂a zadowolenia.
U艣miechn膮艂 si臋 szeroko, obmy艣laj膮c nast臋pny ruch. Tym razem sk艂ada艂 si臋 d艂ugo do kolejnego uderzenia. Callie przysiad艂a na brzegu sto艂u i dotkn臋艂a jego szyi.
- Nie jest ci za gor膮co?
- Nie - warkn膮艂 i machn膮艂 r臋k膮, jakby chcia艂 odp臋dzi膰 natr臋tn膮 much臋.
Po chwili jednak poczu艂, 偶e robi mu si臋 gor膮co. Callie r贸wnie偶 pochyli艂a si臋 nad sto艂em, prezentuj膮c niemal zupe艂nie ods艂oni臋ty biust.
- Chcesz mnie omami膰 - szepn膮艂 oskar偶ycielskim tonem.
Spojrza艂a mu niewinnie w oczy.
- Po co? - spyta艂a.
Inni gracze mogli uwa偶a膰, 偶e prawi膮 sobie w ten spos贸b s艂odkie g艂upstwa.
- Z przyzwyczajenia - szepn膮艂, pochylaj膮c si臋 jeszcze bardziej w jej stron臋. Mlecznobia艂e, pe艂ne piersi drzema艂y w czarnym biustonoszu, Ian zastanawia艂 si臋, czy Callie r贸wnie偶 dzisiaj ukry艂a tam pieni膮dze. Mia艂 wra偶enie, 偶e za chwil臋 stopi si臋 w 偶arze nami臋tno艣ci. Nigdy wcze艣niej nie by艂 w towarzystwie kobiety a偶 tak podekscytowany. Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Nie, nie powinien o tym my艣le膰.
- Zapnij si臋. Chc臋, 偶eby艣 gra艂a uczciwie.
- Przepraszam, ale tym razem nie b臋d臋 mog艂a spe艂ni膰 twojej pro艣by - odpar艂a. - Musz臋 przekona膰 wszystkich, 偶e naprawd臋 jestem Dec Watson. Inaczej nie dowiemy si臋 niczego o wuju.
- A nie mo偶esz po prostu powiedzie膰 prawdy? Zobaczysz, 偶e podzia艂a...
- Prawda... - Callie wyd臋艂a usta. - S艂owa czasami niewiele znacz膮. Lepiej po prostu pokaza膰, kim si臋 jest...
Ian zmierzy艂 j膮 wzrokiem od st贸p do g艂贸w.
- Przy mnie nie b臋dziesz nic pokazywa膰 - stwierdzi艂 ponuro. - Zapnij si臋.
Wykrzywi艂a si臋, jakby po艂kn臋艂a cytryn臋, i zapi臋艂a jeden guzik. Wci膮偶 m贸g艂 widzie膰 dorodne, spr臋偶yste piersi. Nadal nie by艂 usatysfakcjonowany, ale postanowi艂 da膰 spok贸j. Zreszt膮 Callie pewnie mia艂a racj臋. Dec Watson s艂yn臋艂a zapewne z wyzywaj膮cych stroj贸w. Musia艂 si臋 z tym jako艣 pogodzi膰.
Uda艂o mu si臋 umie艣ci膰 w 艂uzach jeszcze dwie bile. I koniec. Musia艂 ust膮pi膰 pola dziewczynie.
- O co chodzi, Ian? - Zatrzepota艂a niewinnie rz臋sami s艂ysz膮c g艂uchy pomruk.
- Powiedzia艂em, 偶e mi za to zap艂acisz - warkn膮艂. - Uprzedzam, nie potrafi臋 si臋 艂atwo pogodzi膰 z pora偶k膮.
Zw艂aszcza je艣li czuj臋 si臋 oszukany...
Wyraz jej twarzy nie zmieni艂 si臋, ale Ian m贸g艂 przysi膮c, 偶e oczy Callie zaszkli艂y si臋 na moment.
- Wygrasz, na pewno wygrasz. Tu nie chodzi o bilard - machn臋艂a r臋k膮 - ale o twoje 偶ycie.
- Callie...
Ian przeklina艂 w duchu swoj膮 g艂upot臋. Dziewczyna pr贸bowa艂a mu pom贸c, a on nie potrafi艂 tego doceni膰...
- Daj spok贸j - przerwa艂a mu. - Przesta艅 wszystko bra膰 tak bardzo do siebie. Mamy tu pewne zadanie do wykonania. Je偶eli uwa偶asz, 偶e sobie nie poradzisz, zrobi臋 to sama.
Dopiero kiedy spojrza艂a na niego, zrozumia艂a, 偶e pope艂ni艂a b艂膮d. Ian by艂 w艣ciek艂y. Zacisn膮艂 pi臋艣ci i patrzy艂 na ni膮 spode 艂ba. Niepotrzebnie zrani艂a jego uczucia.
- Przepraszam, Ian - szepn臋艂a, spuszczaj膮c wzrok. - To mia艂a by膰 zemsta...
Po艂o偶y艂 d艂o艅 na brzegu sto艂u. Zachowywa艂 si臋 tak, jakby jej nie s艂ysza艂.
- Poradz臋 sobie - mrukn膮艂. - Nie jestem przecie偶 dzieckiem.
- Oczywi艣cie. - Callie dotkn臋艂a jego ramienia, zadowolona, 偶e tak 艂atwo da艂 si臋 ug艂aska膰.
Nie zwr贸ci艂 na to najmniejszej uwagi.
- Mam trzydzie艣ci pi臋膰 lat - ci膮gn膮艂. - Co艣 w ko艅cu osi膮gn膮艂em. Nie przysz艂o mi to 艂atwo. Musia艂em ci臋偶ko pracowa膰... Ale w ko艅cu postawi艂em na swoim - powiedzia艂, patrz膮c jej w oczy. - Dlatego nie 偶ycz臋 sobie podobnego traktowania.
- Przepraszam - wymamrota艂a.
- Nie, to ja powinienem przeprosi膰 - westchn膮艂 ci臋偶ko.
- W ko艅cu starasz si臋 mi pom贸c. Powinienem ju偶 pogodzi膰 si臋 z... - szuka艂 odpowiedniego s艂owa - twoim stylem. Tylko 偶e...
Callie czeka艂a cierpliwie, ale Ian najwyra藕niej nie mia艂 zamiaru sko艅czy膰 zdania.
- Tylko 偶e... - podj臋艂a.
Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i u艣miechn膮艂 si臋 do siebie.
- Nic takiego. Teraz twoja kolej.
Callie bez trudu domy艣li艂a si臋, co chcia艂 powiedzie膰. Mia艂 pewnie nadziej臋, 偶e uda mu si臋 zrobi膰 z niej porz膮dn膮 dziewczyn臋, kt贸ra nigdy nie oszukuje w czasie gry i zawsze pami臋ta o tym, 偶eby pozapina膰 wszystkie guziki.
Pochyli艂a si臋 nad sto艂em udaj膮c, 偶e koncentruje si臋 na uderzeniu. Prawie nic nie widzia艂a przez 艂zy. Po raz kolejny 偶a艂owa艂a, 偶e nie potrafi ju偶 niczego zmieni膰 w swoim 偶yciu. Ale po raz pierwszy - tak mocno.
Rozegrali sze艣膰 gier. Ian przeprosi艂 ju偶 kilkakrotnie za swoje zachowanie, a Callie za ka偶dym razem odpowiada艂a, 偶e si臋 nie gniewa. Mimo to 偶al, a mo偶e smutek, nie chcia艂 znikn膮膰 z jej oczu.
Co gorsza, bez przerwy udawa艂a, 偶e jest bardzo weso艂a. 艢mia艂a si臋 g艂o艣no, przytula艂a do niego, m贸wi艂a: kochanie i misiaczku.
Na dobitk臋 mia艂 wra偶enie, 偶e jego cia艂o spala si臋 w p艂omieniu po偶膮dania. Callie by艂a diabelnie poci膮gaj膮ca w tej sp贸dniczce mini i wydekoltowanej bluzce.
- Wydaje mi si臋, 偶e rybka chwyci艂a przyn臋t臋 - powiedzia艂a, patrz膮c w stron臋 brzydkiego jak noc chudzielca z przerzedzonymi, ciemnymi w艂osami.
- Wi臋c od pocz膮tku wiedzia艂a艣, kto to jest - szepn膮艂 z podziwem.
Pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Domy艣li艂am si臋 jaki艣 czas temu. Tylko on nie patrzy艂 w nasz膮 stron臋. Wyda艂o mi si臋 to podejrzane... - przerwa艂a - Uwa偶aj, Ian...
- To znaczy 偶e mam trzyma膰 g臋b臋 na k艂贸dk臋?
Kolejna bila z dru偶yny Callie pow臋drowa艂a do tuzy.
- W艂a艣nie.
- Wiem dok艂adnie, co chcesz zrobi膰...
Postawi艂a kij na pod艂odze i opar艂a si臋 na nim.
- To jeste艣 lepszy ode mnie - mrukn臋艂a z艂o艣liwie. - Naprawd臋 nie wiem, jak wyci膮gn膮膰 z niego wszystkie informacje...
Ian spojrza艂 w stron臋 m臋偶czyzny. Mia艂 pewnie oko艂o dw贸ch metr贸w wzrostu i przypomina艂 tasiemca.
- Musisz... - zawaha艂 si臋 - pokaza膰 si臋 od najlepszej strony.
Callie zignorowa艂a aluzj臋.
- Poca艂uj mnie. Musimy go przekona膰, 偶e wcale nie chodzi nam o bilard.
Ian spe艂ni艂 natychmiast jej 偶膮danie. Zreszt膮 mia艂 ju偶 wcze艣niej podobny zamiar. Callie odepchn臋艂a go lekko.
- Dra偶nisz si臋 ze mn膮 - poskar偶y艂 si臋.
- Cze艣膰 - us艂yszeli skrzekliwy g艂os.
Dziewczyna odwr贸ci艂a si臋 i obdarzy艂a m臋偶czyzn臋 s艂odkim u艣miechem.
- Cze艣膰 - szepn臋艂a zmys艂owo. - Jestem Callie.
Wyci膮gn臋艂a przed siebie d艂o艅.
- Slim. - M臋偶czyzna potrz膮sn膮艂 jej r臋k膮.
- Slim?! - wyda艂a kr贸tki zduszony okrzyk. - Ian, przecie偶 to Slim!
M臋偶czyzna rozpromieni艂 si臋.
- S艂yszeli艣cie o mnie?
- Czy s艂yszeli艣my? - powt贸rzy艂a, wpatruj膮c si臋 w niego jak w obrazek. - M贸j wuj twierdzi, 偶e nie zna nikogo lepszego.
Slim potar艂 ze zdziwieniem brod臋.
- Wuj? Jaki wuj?
- Wujek Quincy.
- Jeste艣 kuzynk膮 Quincy'ego?! - Slim otworzy艂 bezwiednie usta.
- To przecie偶 Doc Watson - wtr膮ci艂 Ian.
- Doc Watson?!
M臋偶czyzna sta艂 jak ra偶ony gromem. Nie trwa艂o to jednak d艂ugo. Po chwili zapu艣ci艂 badawczy wzrok za dekolt Callie. Z powodu wzrostu nie mia艂 z tym najmniejszych problem贸w, Ian pomy艣la艂, 偶e ch臋tnie zdzieli艂by go teraz we w艣cibski nos, i natychmiast wepchn膮艂 d艂onie do kieszeni spodni.
- Tak, jestem Doc - potwierdzi艂a dziewczyna.
- Chcesz zagra膰?
- Nie, nie - zaprotestowa艂 Ian, nie zwa偶aj膮c na piorunuj膮cy wzrok Callie. - Chcemy si臋 po prostu troch臋 zabawi膰.
- To si臋 wam mo偶e op艂aci膰... - Stukn膮艂 kijem w pod艂og臋, jakby dla podkre艣lenia swoich s艂贸w.
Callie wyd臋艂a usta. Udawa艂a, 偶e zastanawia si臋 nad odpowiedzi膮.
- Przykro mi, Slim - odezwa艂a si臋 w ko艅cu. - Mieli艣my jednak inne plany.
- W艂a艣nie - potwierdzi艂 Ian, obejmuj膮c j膮 w艂adczym gestem.
Slim u艣miechn膮艂 si臋 oble艣nie. Jego wzrok ponownie pow臋drowa艂 za dekolt Callie. Ian bez trudu odgad艂 jego my艣li. Doszed艂 do wniosku, 偶e dryblas ma zdecydowanie za du偶o z臋b贸w, jak na swoje maniery.
- Mo偶e uda ci si臋 nam贸wi膰 j膮 na gr臋, kiedy znajdziemy Quincy'ego - wyja艣ni艂, ignoruj膮c ostrzegawcze spojrzenia dziewczyny.
Nie mia艂 zamiaru siedzie膰 tutaj bez ko艅ca patrz膮c, jak m臋偶czy藕ni 艣lini膮 si臋 na widok Callie. Chcia艂 jak najszybciej dowiedzie膰 si臋 wszystkiego i zwiewa膰, gdzie pieprz ro艣nie.
- Nie widzia艂e艣 go gdzie艣 w okolicy? Powiedzia艂, 偶e go tutaj znajdziemy...
Slim pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮.
- Nie. I jestem pewien, 偶e nie ma go w promieniu kilkunastu mil od tego sto艂u... - Po艂o偶y艂 d艂o艅 na zielonym suknie i spojrza艂 z nadziej膮 na dziewczyn臋.
- Nic dziwnego - westchn臋艂a. - Pewnie zacz膮艂 gra膰 gdzie indziej i zapomnia艂 o bo偶ym 艣wiecie.
艢cisn臋艂a Iana za rami臋. Jak 艣mia艂 przejmowa膰 kontrol臋 nad sytuacj膮! Kiedy wr贸c膮 do motelu, powie mu, co o tym wszystkim s膮dzi.
- Szkoda, Ian. Tym razem nie spotkasz si臋 z wujem...
- C贸偶, mam czas... - U艣miechn膮艂 si臋 i spojrza艂 na zegarek. - Lepiej si臋 pospieszmy. Mam jutro w pracy wa偶ne zebranie. Nie mog臋 si臋 sp贸藕ni膰...
- Tak wcze艣nie?! - j臋kn臋艂a. - Zawsze si臋 tak spieszysz.
Powinnam by艂a wiedzie膰, 偶e chodzi ci tylko o moje cia艂o.
- Ale偶, kochanie, wiesz, 偶e to nieprawda - zapewni艂, marszcz膮c czo艂o. - Po prostu mam teraz du偶o pracy.
Dziewczyna si臋gn臋艂a po jego kij.
- Nast臋pnym razem zamawiam ca艂y weekend - powiedzia艂a, uderzywszy go delikatnie. - Mam ju偶 dosy膰 jednodniowych wypad贸w.
Oczy Slima niemal wysz艂y z orbit, kiedy zobaczy艂 rozko艂ysane po艣ladki dziewczyny.
- Niekt贸rzy to maj膮 szcz臋艣cie - mrukn膮艂, patrz膮c zazdro艣nie na Iana.
Pospieszy艂, 偶eby pom贸c Callie przy stojaku.
- Mi艂o ci臋 by艂o pozna膰, Doc - powiedzia艂. - Wpadnij zagra膰, jak pozb臋dziesz si臋 tego ponuraka.
- Z przyjemno艣ci膮, Slim. - Uca艂owa艂a go w policzek.
- Niestety, jutro wyje偶d偶amy wcze艣nie rano. Mo偶e innym razem...
- Trzymam ci臋 za s艂owo - rzek艂, dotykaj膮c jej policzka.
Stoj膮cy nie opodal Ian trz膮s艂 si臋 z zazdro艣ci.
- Cze艣膰.
- Cze艣膰.
W drodze do samochodu nie zamienili nawet s艂owa. Naburmuszony Ian szed艂 jak skazaniec. Kiedy znale藕li si臋 na parkingu, Callie zmierzy艂a go zimnym wzrokiem.
- Mo偶e wyt艂umaczysz, o co ci chodzi艂o? Omal wszystkiego nie zepsu艂e艣...
Ian stan膮艂 jak wryty.
- Chyba nie zauwa偶y艂a艣, jak ten facet si臋 w ciebie wpatrywa艂?
- Zauwa偶y艂am - uci臋艂a. - O to w艂a艣nie chodzi艂o.
Przez chwil臋 stali w milczeniu.
- Do diab艂a, Ian, pozw贸l, 偶e zajm臋 si臋 wszystkim. Inaczej nigdy nie znajdziemy Quincy'ego.
Podeszli do samochodu. Wiedzia艂a, 偶e nie mo偶e liczy膰 na wdzi臋czno艣膰 Iana, ale nie s膮dzi艂a, 偶e b臋dzie a偶 tak przeszkadza艂. Zdrowy rozs膮dek podpowiada艂 jej, 偶e najlepiej by zrobi艂a, odwo偶膮c go na najbli偶szy posterunek policji. Mo偶e dzia艂aj膮c samotnie, zdo艂a艂aby mu jako艣 pom贸c.
Otworzy艂a drzwiczki samochodu, Ian szarpn膮艂 j膮 gwa艂townie za rami臋. Po chwili przypar艂 j膮 do boku auta.
- O co ci chodzi? - spyta艂a. - Masz jakie艣 problemy?
- Tak - warkn膮艂. - Mam.
Wzi膮艂 w d艂onie jej poblad艂膮 twarz.
- Chc臋, 偶eby艣 mi pomog艂a, ale... nie za tak膮 cen臋!
- wypali艂.
- Czy masz mi mo偶e co艣 do zarzucenia? - spyta艂a.
Zawaha艂 si臋.
- Tak... Nie... To wszystko nie twoja wina.
Spojrza艂 uwa偶nie w d贸艂 i wymamrota艂 co艣 pod nosem.
W czasie sprzeczki rozpi臋艂y si臋 kolejne guziki. M贸g艂 teraz podziwia膰 piersi Callie okolone paskiem czarnego biustonosza.
Chcia艂 je ca艂owa膰, pie艣ci膰... Chcia艂... Pow艣ci膮gn膮艂 wyobra藕ni臋. Wcale nie zachowywa艂 si臋 lepiej ni偶 Slim.
- To nie twoja wina - powt贸rzy艂, odwracaj膮c od niej wzrok. - Tak ci臋 po prostu wychowano. Nie mia艂a艣 w 偶yciu najlepszych przyk艂ad贸w.
Zamy艣li艂 si臋 na chwil臋.
- Ale przecie偶 wiesz, 偶e robisz 藕le - ci膮gn膮艂. - Pos艂uchaj chocia偶 raz g艂osu rozs膮dku.
- Po co? - szepn臋艂a. - Tak jest mi znacznie lepiej. To ty masz problemy, Ian.
Zauwa偶y艂, 偶e dziewczyna przyjmuje postaw臋 obronn膮. Ca艂a z艂o艣膰 nagle z niego wyparowa艂a. Chcia艂 jej teraz po prostu pom贸c.
- Oszukujesz sam膮 siebie - powiedzia艂, energicznie potrz膮saj膮c g艂ow膮. - Wiesz o tym dobrze.
Rozlu藕ni艂 u艣cisk.
- Po co to wszystko, Callie?
Dziewczyna patrzy艂a na niego powa偶nie.
- Nie uda ci si臋 nic zmieni膰, Ian - szepn臋艂a. - Wszystko jest gr膮. Nawet je艣li ma si臋 ju偶 nazwisko...
- Co chcesz przez to powiedzie膰?
Wzruszy艂a ramionami.
- Nic. Wracajmy do motelu.
- Dobrze.
Ian wypu艣ci艂 j膮 i oboje wsiedli do samochodu.
- Pami臋taj, 偶e musisz mi jeszcze wyja艣ni膰 jedn膮 spraw臋...
Poczu艂a gwa艂towny skurcz 偶o艂膮dka. Je偶eli przeszkadza艂o mu to, 偶e pokazywa艂a biust paru przypadkowym facetom, co powie, kiedy dowie si臋 o niej ca艂ej prawdy? Callie zna艂a odpowied藕 na to pytanie. Nie zamierza艂a jednak niczego ukrywa膰. Przynajmniej tak wydawa艂o jej si臋 wcze艣niej. Teraz nie by艂a ju偶 tego taka pewna. Jedno ma艂e k艂amstwo mog艂o przecie偶 wiele za艂atwi膰.
Przez chwil臋 wyobra偶a艂a sobie rozmow臋 z 艂anem. Kolejne pytania. Grymas na jego twarzy. Grymas obrzydzenia. Coraz bardziej wyra藕ny. Nie, nie mia艂a zamiaru k艂ama膰.
- Jed藕my ju偶 - powiedzia艂a, k艂ad膮c d艂o艅 na jego ramieniu.
Ian si臋gn膮艂 po kierownic臋, ale zawaha艂 si臋. Zerkn膮艂 na Callie. Wygl膮da艂a na zupe艂nie przybit膮. Przez chwil臋 zastanawia艂 si臋, czy nie pog艂aska膰 jej po w艂osach. Poczu艂 gwa艂towny dreszcz. Czy rzeczywi艣cie chcia艂 zna膰 ca艂膮 prawd臋?
Rozdzia艂 7
Callie nigdy nie pi艂a mocnego alkoholu. Czasami zamawia艂a par臋 piw w czasie gry. Lubi艂a te偶 mie膰 kieliszek wina do dobrego obiadu. Teraz jednak zat臋skni艂a za czym艣 mocniejszym.
Po wyj艣ciu z samochodu rozejrza艂a si臋 doko艂a. Po drugiej stronie ulicy znajdowa艂 si臋 sklep monopolowy. Na wystawie sta艂o kilka butelek r贸偶nych odmian burbona. Ju偶 chcia艂a skierowa膰 si臋 w t臋 stron臋, kiedy przypomnia艂a sobie matk臋.
Ian milcza艂 przez ca艂膮 drog臋. Teraz wygramoli艂 si臋 z samochodu chmurny i ani odrobin臋 bardziej rozmowny. Nie chcia艂a, 偶eby 藕le o niej my艣la艂. By艂a nawet sk艂onna znosi膰 jego docinki i pouczenia.
- Za p贸藕no - szepn臋艂a do siebie. - Niestety, za p贸藕no.
- Co m贸wisz? - spyta艂.
Pokr臋ci艂a g艂ow膮 i skierowa艂a si臋 do motelu. Kiedy znale藕li si臋 w pokoju, wskaza艂a 艂贸偶ko.
- Usi膮d藕 - powiedzia艂a ponuro. - Wi臋c co chcia艂by艣 wiedzie膰?
Przez chwil臋 rozgl膮da艂a si臋 dooko艂a. Jej wzrok zatrzyma艂 si臋 na rachitycznym stoliku. Stwierdzi艂a jednak, 偶e nie mo偶na mu ufa膰 i r贸wnie偶 usadowi艂a si臋 na 艂贸偶ku.
- Powiedzia艂a艣, 偶e kiedy znajdziemy Quincy'ego, wr贸cisz do wi臋zienia. Czy to prawda?
Skin臋艂a g艂ow膮.
- Wysz艂am warunkowo. Uciekaj膮c z tob膮, wesz艂am w konflikt z prawem. Prawdopodobnie b臋d臋 musia艂a odsiedzie膰 jeszcze rok. Tyle mi brakowa艂o do ko艅ca wyroku.
Ian zmarszczy艂 brwi.
- Przecie偶 to 艣mieszne! Kiedy z艂apiemy Quincy'ego, b臋d臋 m贸g艂 udowodni膰, 偶e jestem niewinny. Nie mo偶na kogo艣 kara膰 za ucieczk臋 z niewinnym cz艂owiekiem. To by艂oby niesprawiedliwe.
Wzruszy艂a ramionami.
- Nie wdawajmy si臋 w rozwa偶ania, co jest sprawiedliwe, a co nie. Nie znasz prawa...
Zrzuci艂a buty i usiad艂a na 艂贸偶ku z podkurczonymi nogami.
- Uciek艂am z cz艂owiekiem poszukiwanym przez policj臋. Oszuka艂am ich. Je艣li nawet oka偶e si臋, 偶e jeste艣 niewinny, policja uzna to co najwy偶ej za okoliczno艣膰 艂agodz膮c膮...
Zreszt膮 i tak wszystko b臋dzie zale偶a艂o od s臋dziego, a s臋dziowie w tym stanie nie lubi膮 kobiet takich jak ja. Pewnie boj膮 si臋 o swoje dzieci - doda艂a z westchnieniem.
Ian poruszy艂 si臋 niespokojnie.
- Dlaczego znalaz艂a艣 si臋 w wi臋zieniu?
- Wsadzili mnie za nierz膮d, z艂odziejstwo i rozboje z broni膮 w r臋ku - wyrecytowa艂a jednym tchem.
- To niemo偶liwe.
- Mo偶esz mi wierzy膰 - stwierdzi艂a sucho. - Mam jeszcze zdj臋cia wi臋zienne...
- Oczywi艣cie, wierz臋, 偶e by艂a艣 w wi臋zieniu - powiedzia艂. - Chc臋 tylko wiedzie膰, dlaczego?
- Zacytowa艂am fragment wyst膮pienia prokuratora...
- Prokurator nie zna ci臋 tak dobrze jak ja - szepn膮艂.
Zbli偶y艂 si臋 do niej. Wiedzia艂a, 偶e powinna si臋 odsun膮膰, ale tylko popatrzy艂a mu w oczy. Ian wierzy艂 w ni膮. Wi臋cej - wierzy艂 w jej niewinno艣膰. Poczu艂a, 偶e brakuje jej tchu.
- Powiedz mi, co si臋 sta艂o. Mo偶e b臋d臋 m贸g艂 ci pom贸c...
Pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- To nic nie da, Ian. Powiedz lepiej, dlaczego uwa偶asz, 偶e jestem niewinna?
Wzi膮艂 j膮 pod brod臋. Pog艂aska艂 po policzku.
- Bo ci臋 znam - wyja艣ni艂. - A teraz twoja historia...
Callie sama nie wiedzia艂a, co bardziej j膮 przekona艂o.
Pieszczota czy s艂owa Iana. Zanim si臋 zorientowa艂a, us艂ysza艂a sw贸j zduszony g艂os:
- Trzeba zacz膮膰 od tego, 偶e si臋 zakocha艂am...
Ian poczu艂 si臋 tak, jakby otrzyma艂 cios w szcz臋k臋. Przed oczami pojawi艂y si臋 srebrne ko艂a. Nie wiedzia艂 zupe艂nie, co si臋 z nim dzieje...
- W kim? - spyta艂 ponuro.
- W jednym z profesor贸w - odrzek艂a.
- No dobrze, a dlaczego wyl膮dowa艂a艣 w wi臋zieniu? - spyta艂 niepewnie. - Nie widz臋 tu 偶adnego zwi膮zku.
Callie zmarszczy艂a czo艂o.
- Profesor wpakowa艂 si臋 w k艂opoty finansowe - zacz臋艂a. - Musia艂am gra膰 w bilard...
- Musia艂a艣 znowu zaj膮膰 si臋 szulerk膮 - poprawi艂, patrz膮c jej w oczy.
Skin臋艂a g艂ow膮.
- Zaczekaj, musz臋 si臋 skupi膰, je艣li mam ci wszystko opowiedzie膰.
Zsun臋艂a nogi z 艂贸偶ka i zacz臋艂a szuka膰 but贸w, Ian pu艣ci艂 j膮 niech臋tnie. Zrozumia艂 jednak, 偶e nie mo偶e jej teraz przeszkadza膰.
Callie zacz臋艂a chodzi膰 po pokoju. Stara艂a si臋 pozbiera膰 my艣li, kt贸re rozpierzch艂y si臋 jak przestraszone go艂臋bie. W ko艅cu wzi臋艂a g艂臋boki oddech i zacz臋艂a:
- Mia艂e艣 racj臋, doktorat by艂 dla mnie czym艣 nies艂ychanie wa偶nym. Wyzwaniem. Przepustk膮 do normalnego 偶ycia. Czy ja wiem... Rozumiesz mnie, prawda? - spyta艂a, patrz膮c na niego uwa偶nie.
- Jasne - odrzek艂. - Chcia艂a艣 si臋 jako艣 dowarto艣ciowa膰.
Nie mia艂a艣 chyba w 偶yciu zbyt wielu powod贸w do dumy...
- W艂a艣nie - potwierdzi艂a zadowolona, 偶e potrafi艂 to tak prosto uj膮膰. - Wracajmy jednak do rzeczy. Nie mia艂am pieni臋dzy na op艂acenie studi贸w, wi臋c dorabia艂am szulerk膮. Ale kiedy zacz臋艂am robi膰 doktorat, powiedzia艂am sobie: stop. Wiedzia艂am, 偶e w ten spos贸b nigdy nie zdob臋d臋 szacunku. Mia艂am dobre wyniki i bez trudu uda艂o mi si臋 uzyska膰 fundowane stypendium. Zacz臋艂am te偶 pracowa膰 u Stevena jako asystentka. By艂o tego niewiele, ale wystarcza艂o...
Podesz艂a do okna i przesun臋艂a nieco firank臋. Na zewn膮trz by艂o ju偶 zupe艂nie ciemno.
- Steven wk艂ada艂 we wszystko tyle uczucia... Nigdy wcze艣niej nie spotka艂am kogo艣 takiego.
- I zakocha艂a艣 si臋 w nim.
Callie odwr贸ci艂a si臋 od okna.
- Raczej zacz臋艂am si臋 zakochiwa膰, je艣li tak mo偶na powiedzie膰 - odpar艂a. - To by艂 proces. Chcia艂am po艣wi臋ci膰 prac臋 gin膮cym gatunkom ro艣lin. Postanowi艂am zbada膰 te miejsca, w kt贸rych dokona艂y si臋 wielkie zmiany przemys艂owe. Steven uzna艂, 偶e to bardzo dobry temat. Zaproponowa艂 tylko, 偶ebym go troch臋 zaw臋zi艂a, bo nie starczy mi 偶ycia na uko艅czenie pracy... Obieca艂 pom贸c. Tak si臋 zacz臋艂o. Ale dopiero po jakim艣 czasie odkry艂am, 偶e go kocham.
Dziewczyna zamilk艂a, Ian zaciska艂 pi臋艣ci, 偶eby nie paln膮膰 jakiego艣 g艂upstwa. Prze偶ywa艂 klasyczny atak zazdro艣ci. Nie pomaga艂o nawet powtarzanie sobie, 偶e reaguje jak smarkacz.
Callie spojrza艂a przed siebie niewidz膮cym wzrokiem i podj臋艂a przerwan膮 opowie艣膰:
- Nikt nie traktowa艂 mnie tak dobrze jak Steven. Uwielbia艂am go. Kiedy dowiedzia艂am si臋, 偶e 藕le zainwestowa艂 pieni膮dze i ma powa偶ne trudno艣ci finansowe, zaproponowa艂am pomoc.
- Bilard? - spyta艂, chocia偶 zna艂 ju偶 odpowied藕.
Przytakn臋艂a.
- A co na to Steven?
- Wiedzia艂am, 偶e nie pochwala szulerki, wi臋c powiedzia艂am, 偶e znalaz艂am prac臋 po godzinach... - wyzna艂a czerwieni膮c si臋.
- I co, nie wysz艂o ci?
Callie opar艂a si臋 plecami o 艣cian臋 i zamkn臋艂a oczy.
- Jeszcze jak - szepn臋艂a. - Gra艂am regularnie w klubie Kelly'ego, gdzie mnie pozna艂e艣 - zacz臋艂a spokojnie. - Kt贸rego艣 dnia zjawi艂a si臋 tam grupa pijanych m臋偶czyzn. Jeden z nich, najbardziej wstawiony, pokazywa艂 wszystkim zwitek studolarowych banknot贸w. A偶 prosi艂 si臋, 偶eby go oszuka膰. .. Mick ostrzega艂 mnie, 偶ebym uwa偶a艂a na tego faceta, ale zby艂am go, jak zawsze. Zaproponowa艂am gr臋. Jeden z pijak贸w powiedzia艂, 偶e bilard to m臋ska gra. Wtedy w艂a艣nie postanowi艂am, 偶e wyjd膮 od Kelly'ego goli jak 艣wi臋ci tureccy...
- Zdaje si臋, 偶e ci nie posz艂o - powiedzia艂 Ian z krzywym u艣miechem.
- Wr臋cz przeciwnie. Po godzinie wszystkie setki by艂y moj膮 w艂asno艣ci膮. Facet wybieg艂 z klubu, jakby go kto艣 goni艂. Upokorzy艂am go przed kolegami. Jeszcze wtedy nie wiedzia艂am, 偶e jest w艣ciek艂y z tego powodu.
Otworzy艂a oczy i spojrza艂a na Iana.
- Kiedy wysz艂am z klubu, ju偶 na mnie czeka艂. Mia艂am wcze艣niej do czynienia z pijakami i my艣la艂am, 偶e sobie poradz臋... , Wkr贸tce jednak sta艂o si臋 jasne, 偶e jest zdecydowany na wszystko. Chcia艂am przej艣膰 do samochodu, ale rzuci艂 si臋 na mnie z pi臋艣ciami. Na szcz臋艣cie w por臋 si臋 odsun臋艂am. Potem uderzy艂am go torb膮 z kijami i wsiad艂am do auta, nawet nie sprawdzaj膮c, co si臋 z nim dzieje.
- A co si臋 z nim dzia艂o? - spyta艂, zaciskaj膮c pi臋艣ci.
Wiedzia艂, 偶e gdyby pijak trafi艂 na niego, na pewno nie wyszed艂by z tego ca艂o.
- Nic wielkiego. Zdaje si臋, 偶e troch臋 si臋 pot艂uk艂. Mia艂 jednak dosy膰 si艂y, 偶eby 艣ledzi膰 mnie z kolegami.
Dziewczyna potar艂a czo艂o.
- Nast臋pnego ranka zjawi艂a si臋 u mnie policja z nakazem aresztowania za kradzie偶 oraz napad z pobiciem. Torb臋 z kijami okre艣lano tam jako „bro艅". Zbarania艂am zupe艂nie i pozwoli艂am im przeszuka膰 mieszkanie. Oczywi艣cie od razu znale藕li pieni膮dze, a poza tym portfel tego pijaka w moim samochodzie...
- Ale dlaczego? - Ian 艣ledzi艂 uwa偶nie ca艂膮 opowie艣膰.
- Musia艂 go podrzuci膰. Nie mam innego wyt艂umaczenia. Widzisz, ten facet powiedzia艂 policji, 偶e spotkali艣my si臋 w salonie i po paru grach zaproponowa艂am mu wsp贸lne sp臋dzenie nocy. Potem mia艂am go rzekomo zawie藕膰 do siebie, a nast臋pnie og艂uszy膰 kijem bilardowym. Westchn臋艂a ci臋偶ko.
- Przyzna艂am, 偶e go uderzy艂am kijem. Powiedzia艂am jednak, 偶e w obronie w艂asnej. Niestety, nie mia艂am 偶adnych siniak贸w...
- Ale przecie偶 ca艂a ta historia nie trzyma si臋 kupy!
- Dlaczego? Jego kumple po艣wiadczyli, 偶e s艂yszeli, jak si臋 umawiamy. Mieli go p贸藕niej zabra膰 ode mnie. Kiedy przyjechali, le偶a艂 nieprzytomny kilkana艣cie metr贸w od domu. To ca艂kiem sprytne, prawda?
Ian pokr臋ci艂 z niedowierzaniem g艂ow膮.
- A Mick? Dlaczego nie wyst膮pi艂 w twojej obronie?
Wiedzia艂 przecie偶, 偶e wygra艂a艣 te pieni膮dze...
Callie machn臋艂a r臋k膮.
- Mick m贸g艂 oczywi艣cie to powiedzie膰, ale niewiele by to pomog艂o. W stanie Pensylwania obowi膮zuje ca艂kowity zakaz hazardu. Gra na pieni膮dze jest niew膮tpliwie hazardem.. . Adwokat poradzi艂, 偶ebym nawet o tym nie wspomina艂a, poniewa偶 s臋dzia najprawdopodobniej dopisze nowy zarzut do starych...
Ian zakl膮艂 pod nosem. Nie m贸g艂 si臋 pogodzi膰 z tak膮 sytuacj膮.
- Przecie偶 to nonsens! - krzykn膮艂. - Wszyscy wiedz膮, 偶e kluby bilardowe to nie przedszkola!
Dziewczyna u艣miechn臋艂a si臋 smutno.
- Wszyscy wiedz膮 i s臋dziowie zwykle przymykaj膮 oko w takich wypadkach. Ale ja by艂am ju偶 oskar偶ona o bardzo powa偶ne przest臋pstwo. Nie mog艂am ryzykowa膰. Przyzna艂am, 偶e uderzy艂am tego pijaka. Jego kumple byli jedynymi 艣wiadkami. Nie chcia艂am miesza膰 w to Micka. Poza tym... sama nawarzy艂am sobie piwa.
Przerwa艂a i zacz臋艂a b臋bni膰 nerwowo palcami po blacie stolika.
- Wujek Quincy zawsze uczy艂 mnie, 偶e nie wolno zostawia膰 ofiary zupe艂nie bez pieni臋dzy. Powinnam by艂a wygra膰 najwy偶ej po艂ow臋... Z艂ama艂am t臋 regu艂臋 i musia艂am za to zap艂aci膰.
Ian spu艣ci艂 g艂ow臋. Chcia艂 spokojnie zastanowi膰 si臋 nad ca艂膮 histori膮.
- A co ze Stevenem? - spyta艂 w ko艅cu.
Callie zagryz艂a wargi. M贸wienie o tym sprawia艂o jej najwi臋kszy b贸l.
- Steven... - zacz臋艂a niech臋tnie - musia艂 dba膰 o swoj膮 reputacj臋 na uczelni. Nie m贸g艂 si臋 przecie偶 wi膮za膰 z kobiet膮 skazan膮 na kar臋 wi臋zienia.
Zapomnia艂a doda膰, 偶e uwierzy艂 we wszystkie oskar偶enia i odci膮艂 si臋 od niej publicznie.
Ian mia艂 ochot臋 r膮bn膮膰 pi臋艣ci膮 w 艣cian臋. Powstrzyma艂 si臋 jednak. By艂a tak cienka, 偶e przebi艂by si臋 pewnie na wylot. By艂 w艣ciek艂y, chocia偶 nie wiedzia艂 tak naprawd臋, na kogo. Czy na Quincy'ego za to, 偶e nauczy艂 j膮 gra膰 w bilard? Czy na Stevena, kt贸ry najpierw korzysta艂 z pomocy Callie, a potem odwr贸ci艂 si臋 od niej jak tch贸rz? Czy mo偶e na tego faceta, kt贸ry wsadzi艂 j膮 do wi臋zienia, poniewa偶 zrani艂a jego m臋sk膮 dum臋?
By艂 r贸wnie偶 z艂y na Callie. Dlaczego nie zaj臋艂a si臋 prac膮 naukow膮? Przecie偶 wcale nie musia艂a wraca膰 do szulerki... Mog艂a zostawi膰 m臋skie problemy m臋偶czyznom i zaj膮膰 si臋 ro艣linami doniczkowymi. Na pewno lepiej by na tym wysz艂a.
Przypomnia艂 sobie, jak m贸wi艂a, 偶e Quincy nie mo偶e z艂o偶y膰 wym贸wienia z dwutygodniowym wyprzedzeniem, poniewa偶 nigdy nie wie, czy nagle nie zechce mu si臋 gra膰. A mo偶e Callie r贸wnie偶 wpad艂a w na艂贸g? Pami臋ta艂 jeszcze jej p艂on膮ce oczy, kiedy wchodzili do salonu. Mo偶e po prostu musia艂a gra膰 w bilard i korzysta艂a z ka偶dej wym贸wki, 偶eby wyrwa膰 si臋 z nudnego laboratorium? Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
- Powinni艣my ju偶 i艣膰 spa膰 - powiedzia艂a, staraj膮c si臋 na niego nie patrze膰. - Jutro znowu trzeba wcze艣nie wsta膰.
- Nie, Callie. Musimy porozmawia膰.
Roz艂o偶y艂a r臋ce.
- Nie mam ju偶 nic wi臋cej do dodania, Ian pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- A co z nami?
Wzruszy艂a ramionami.
- W艂a艣nie m贸wi艂am, 偶e musimy...
- Do diab艂a! Nie udawaj, 偶e nie wiesz, o co chodzi.
Mi臋dzy nami dzieje si臋 co艣 niezwyk艂ego, a ty si臋 tego boisz z powodu przesz艂o艣ci. Do licha, pomy艣l o tera藕niejszo艣ci...
- Przesta艅! Przesta艅! - krzykn臋艂a i zas艂oni艂a sobie uszy.
- Dlaczego?
- Ka偶de z nas 偶yje w innym 艣wiecie. Gdyby nie wujek Quincy, nigdy by艣my si臋 nie spotkali. - Zawaha艂a si臋. - Czy nie wstydzi艂by艣 si臋 przedstawi膰 mnie rodzicom?
Przygl膮da艂 si臋 jej przez d艂u偶sz膮 chwil臋.
- To zale偶y...
- Od czego?
- Od tego, kogo mia艂bym przedstawia膰. Czy doktor Watson, biologa, czy te偶 Doc Watson, znan膮 szulerk臋...
Kim jeste艣, Callie?
- Doc Watson - powiedzia艂a twardo.
- Niewierze...
Podszed艂 do niej i pog艂adzi艂 delikatnie po twarzy.
- Wm贸wi艂a艣 w siebie, 偶e jeste艣 Doc Watson. Zrobi臋 wszystko, 偶eby udowodni膰, i偶 jest inaczej...
- Znowu mi grozisz?
Ian u艣miechn膮艂 si臋 promiennie.
- To nie gro藕ba - odrzek艂, ca艂uj膮c delikatnie jej nos - ale obietnica.
Przyjrza艂 si臋 jej uwa偶nie. Pod zm臋czonymi oczami pojawi艂y si臋 cienie. Przypomnia艂 sobie, 偶e wczoraj prawdopodobnie nie spa艂a przez ca艂膮 noc. By膰 mo偶e jutro 艂atwiej im b臋dzie wr贸ci膰 do tej rozmowy...
- Dobrze, Callie. P贸jd臋 ju偶 - szepn膮艂 - ale wiesz, 偶e to nie koniec.
Odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂. Dziewczyna usiad艂a na 艂贸偶ku i ukry艂a twarz w d艂oniach.
- Trzeba pogodzi膰 si臋 z w艂asn膮 to偶samo艣ci膮. Nie mo偶na uciec od siebie. Im wcze艣niej to zrozumiesz, tym lepiej - t艂umaczy艂a sobie zduszonym g艂osem. Ale b贸l w sercu nie chcia艂 ust膮pi膰. 艁zy zacz臋艂y sp艂ywa膰 po policzkach.
Ian reprezentowa艂 to wszystko, o czym marzy艂a od dziecka: prawdziwy dom i ognisko rodzinne. Oczami duszy widzia艂a go w domu z bia艂ym ogrodzeniem, psem biegaj膮cym po ogrodzie i gromadk膮 dzieciak贸w. Ale nawet wtedy, kiedy najbardziej wysila艂a wyobra藕ni臋, nie mog艂a zobaczy膰 siebie u jego boku. Cho膰by nie wiadomo jak tego pragn臋艂a, nie stanie si臋 nagle kim艣 innym ni偶 jest - c贸rk膮 prostytutki i bilardow膮 szulerk膮.
Gdyby kto艣 powiedzia艂 jej wcze艣niej, 偶e znienawidzi Quincy'ego, roze艣mia艂aby mu si臋 prosto w nos. Ale teraz nie by艂a ju偶 pewna swych uczu膰... Quincy nie tylko wyda艂 j膮 policji. Spowodowa艂 r贸wnie偶, 偶e za spraw膮 Iana powr贸ci艂y dawne t臋sknoty. Nigdy mu tego nie wybaczy. Pogodzi艂a si臋 ju偶 ze swoim losem. Przesta艂a liczy膰 na garnek ze z艂otem na ko艅cu t臋czy. A teraz...
Wytar艂a gwa艂townie 艂zy i zabra艂a si臋 do s艂ania 艂贸偶ka. By膰 mo偶e sen pozwoli zapomnie膰 o wszystkim.
Niestety, nie mog艂a zasn膮膰. W jej uszach wci膮偶 rozbrzmiewa艂y s艂owa Iana: „Wm贸wi艂a艣 sobie, 偶e jeste艣 Doc Watson. Zrobi臋 wszystko, 偶eby udowodni膰, i偶 jest inaczej".
Callie le偶a艂a, wpatruj膮c si臋 w sufit. Pomy艣la艂a, 偶e walka z uczuciem do Iana b臋dzie j膮 kosztowa膰 sporo wysi艂ku. Zamierza艂a jednak wyj艣膰 z niej zwyci臋sko, Ian pocz膮tkowo mo偶e nie s艂ucha艂by podszept贸w rodziny i znajomych, ale z czasem stawa艂by si臋 coraz mniej tolerancyjny. Zacz膮艂by wypomina膰 jej przesz艂o艣膰. Mia艂a ju偶 tego dosy膰 w 偶yciu i nie zamierza艂a ryzykowa膰 po raz kolejny.
Przele偶a艂a godzin臋 w 艂贸偶ku, rozmy艣laj膮c o sytuacji, w jakiej si臋 znalaz艂a. W ko艅cu stwierdzi艂a, 偶e jest tylko jeden spos贸b na wyj艣cie z opresji. Doc Watson musi ca艂kowicie przej膮膰 kontrol臋 nad sytuacj膮.
Kiedy Callie otworzy艂a nast臋pnego dnia drzwi do pokoju Iana i wr臋czy艂a mu swoj膮 walizk臋, spojrza艂 na ni膮 zdumiony. Mia艂a na sobie sprane do bia艂o艣ci i potwornie obcis艂e szorty, kt贸re si臋ga艂y mniej wi臋cej do po艂owy po艣ladk贸w. G艂臋boko wyci臋ta czerwona bluzeczka ko艅czy艂a si臋 nad p臋pkiem. Gdyby nie d艂ugie r臋kawy, mo偶na by j膮 w zasadzie wzi膮膰 za ekstrawagancki biustonosz.
- Co to za ubranie, do jasnej cholery?! - warkn膮艂.
Callie zacz臋艂a spokojnie ogl膮da膰 najpierw r臋kawy bluzki, a nast臋pnie spodnie.
- Normalne - powiedzia艂a.
- Przecie偶 to jest... Przecie偶... - szuka艂 odpowiednich s艂贸w.
- Normalne, Ian - powt贸rzy艂a. - Czyste i schludne. Na pewno nie ubra艂abym si臋 tak do ko艣cio艂a, ale... - nie doko艅czy艂a zdania.
- Do diab艂a, Callie! Te spodnie s膮 tak obcis艂e, 偶e hamuj膮 pewnie przep艂yw krwi...
Wzruszy艂a ramionami.
- Jak zobaczysz, 偶e siniej膮 mi palce, to daj zna膰.
Odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i wysz艂a na korytarz.
Sz艂a ko艂ysz膮cym si臋 krokiem. Na nogach mia艂a szpilki tak wysokie, 偶e ka偶de potkni臋cie mog艂o si臋 sko艅czy膰 tragicznie. Z ty艂u by艂a prawie naga. Ian zakl膮艂 pod nosem.
Zeszli na parking, Ian otworzy艂 baga偶nik i w艂o偶y艂 do niego wszystkie walizki. Stara艂 si臋 nie patrze膰 na rozta艅czone piersi Callie. Udawa艂, 偶e obserwuje ulic臋, na kt贸rej praktycznie nie dzia艂o si臋 nic ciekawego.
W ko艅cu jednak musia艂 na ni膮 spojrze膰. Wyprostowa艂 si臋 i zacz膮艂 kaszle膰. Callie popatrzy艂a na niego z niepokojem.
- Co si臋 sta艂o?
Machn膮艂 r臋k膮.
- Nic takiego - powiedzia艂 po chwili. - Mo偶e ja poprowadz臋? Obawiam si臋, 偶e te spodnie mog膮 kr臋powa膰 swobod臋 ruch贸w...
Callie wr臋czy艂a mu kluczyki.
- Jasne, wa偶niaku - rzuci艂a i si臋gn臋艂a do torebki po gum臋 do 偶ucia.
Ian pomy艣la艂, 偶e mo偶e jednak nie powinien prowadzi膰. Jego spodnie r贸wnie偶 zrobi艂y si臋 w ci膮gu paru chwil zdecydowanie za ciasne.
- Do diab艂a, Quincy - wymamrota艂, przechodz膮c na drug膮 stron臋 samochodu. - Mog艂e艣 j膮 przynajmniej wychowa膰 na porz膮dn膮 i skromn膮 dziewczyn臋...
Pomy艣la艂 o swojej wczorajszej obietnicy. Tak, Callie z ca艂膮 pewno艣ci膮 usi艂owa艂a teraz dowie艣膰, 偶e to on nie ma racji.
- Co tam nawijasz? - spyta艂a, 偶uj膮c gum臋.
Ian si臋gn膮艂 po pasy.
- M贸wi艂em, 偶e bardzo dzi艣 gor膮co jak na wrzesie艅 - wyja艣ni艂. - Mo偶e jednak wr贸ci艂aby艣 do normalnego j臋zyka.
Za chwil臋 przestan臋 ci臋 rozumie膰. Nie tego ci臋 chyba uczono na studiach...
Dziewczyna zarumieni艂a si臋 nieco.
- Gdzie jedziemy? - spyta艂.
- Wszystko jedno. Wiemy na pewno, 偶e wuj nie pojawi艂 si臋 w okolicy - powiedzia艂a, wyrzucaj膮c gum臋 za okno.
- Musimy szuka膰 dalej.
- 艢wietnie. - Pokiwa艂 g艂ow膮.
Wyjecha艂 z parkingu i ruszy艂 ostro do przodu. Szybka jazda powinna go zmusi膰 do obserwacji drogi.
Callie opar艂a g艂ow臋 o szyb臋. Wyje偶d偶ali w艂a艣nie z miasta, Ian milcza艂. O czym m贸g艂 teraz my艣le膰?
- Czy mog臋 zada膰 ci pytanie? - spyta艂 znienacka.
- Jasne.
- Powiedzia艂a艣, 偶e Quincy jest bratem twojej matki.
Dlaczego wobec tego nazywasz si臋 Watson, a nie McKiernan?
- Och, to proste. Byli rodze艅stwem przyrodnim. Babka wysz艂a powt贸rnie za m膮偶 po 艣mierci pierwszego m臋偶a - wyja艣ni艂a.
- Rozumiem. Czy dziadkowie 偶yj膮?
- Nie. A twoi?
Skin膮艂 g艂ow膮.
- Ca艂a czw贸rka.
- To wspaniale. - Callie nie potrafi艂a ukry膰 entuzjazmu. - Powiedz co艣 o nich. Jacy s膮?
- Bardzo r贸偶ni - powiedzia艂 z u艣miechem. - Rodzice matki s膮 bardzo rozwa偶ni i taktowni, natomiast ojciec wychowa艂 si臋 w rodzinie wariat贸w.
- Co chcesz przez to powiedzie膰? - spyta艂a zaintrygowana.
- Rodzice ojca s膮 zupe艂nie postrzeleni. W zesz艂ym miesi膮cu urz膮dzili przyj臋cie w parku niedaleko ratusza. Omal ich za to nie aresztowano...
Callie roze艣mia艂a si臋 g艂o艣no.
- Naprawd臋? A ile maj膮 lat?
- John ma siedemdziesi膮t osiem, a Nana siedemdziesi膮t sze艣膰, ale na pewno by艣 im tyle nie da艂a. Niedawno kupili sobie corvette i porsche. 艢cigaj膮 si臋 jak dzieci. Oboje maj膮 ca艂e szuflady mandat贸w.
- Cudownie! - wykrzykn臋艂a i roze艣mia艂a si臋 po raz drugi.
- My艣la艂em w艂a艣nie, 偶e powinni ci si臋 spodoba膰 - powiedzia艂 powa偶nie. - To dla mnie bardzo istotne.
Callie spowa偶nia艂a.
- Dlaczego? - spyta艂a podejrzliwie.
- Poniewa偶 pomyli艂em si臋 wczoraj. R贸wnie ch臋tnie przedstawi艂bym mojej rodzinie Doc Watson.
- Przesta艅... - szepn臋艂a czuj膮c; 偶e 艂zy cisn膮 jej si臋 pod powieki.
Ian potrafi艂 uderzy膰 bardzo celnie w najmniej spodziewanym momencie.
- Nie, nie przestan臋. Wiem, o co ci chodzi. Specjalnie tak si臋 dzisiaj ubra艂a艣, 偶eby mnie do siebie zniech臋ci膰...
Przegra艂a. Dlaczego jednak tak szybko? I dlaczego wcale si臋 tym nie martwi?
- Zrobi艂am to z 偶yczliwo艣ci, Ian - powiedzia艂a. - Ja przecie偶... siedzia艂am w wi臋zieniu...
- Niewinnie.
- Mimo to taka plama pozostaje na ca艂e 偶ycie - powiedzia艂a smutno. - Nie s膮dz臋, 偶eby twoi dziadkowie mieli ochot臋 zaprosi膰 mnie na przyj臋cie w parku...
- Nikt nie powinien si臋 wstydzi膰 uczciwego cz艂owieka... - zacz膮艂.
- Prawo ma co艣 innego do powiedzenia na ten temat - przerwa艂a mu. - Nie mam szans w normalnym spo艂ecze艅stwie. Ci膮偶y na mnie wyrok...
- Przecie偶 nikt nie musi o nim wiedzie膰 - zauwa偶y艂.
- Masz doktorat z biologii! Mo偶esz zapomnie膰 o salach bilardowych i osiedli膰 si臋 w jakim艣 mi艂ym miasteczku.
Nikt tam nie b臋dzie wiedzia艂 o wyroku.
- To tak 艂atwo powiedzie膰... Czyta艂e艣 „Lorda Jima"?
- spyta艂a.
Pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- On te偶 chcia艂 uciec. Niestety, nie uda艂o si臋. - Westchn臋艂a ci臋偶ko i zamy艣li艂a si臋. - Poza tym mam ju偶 prawie trzydziestk臋. Co napisz臋 w 偶yciorysie? Nie mam przecie偶 偶adnych 艣wiadectw pracy... Pracowa艂am tylko u Lucy. No i w ogr贸dku wi臋ziennym - doda艂a po chwili.
- Wobec tego otw贸rz w艂asn膮 firm臋 - zaproponowa艂.
- Sama zajmij si臋 planowaniem przestrzeni... Mo偶esz te偶 otworzy膰 sklep z egzotycznymi ro艣linami, takimi jakie widzia艂em u ciebie...
Dziewczyna u艣miechn臋艂a si臋 sarkastycznie.
- Na Boga, Ian, przecie偶 mam nawet problemy ze zdobyciem karty kredytowej. Sk膮d wezm臋 po偶yczk臋? Na jakim ty 艣wiecie 偶yjesz? Dajmy ju偶 spok贸j tym tematom. Za tydzie艅 lub dwa i tak wr贸c臋 do wi臋zienia - stwierdzi艂a ponuro.
Ian spojrza艂 na ni膮 z wyrzutem.
- Nigdzie nie wr贸cisz - orzek艂. - Musz臋 ci臋 z tego wyci膮gn膮膰!
Callie pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Jeste艣 jak dziecko. Nie chcesz wierzy膰 faktom - powiedzia艂a zm臋czonym g艂osem. - Ale nawet je艣li nie p贸jd臋 do wi臋zienia, to i tak si臋 nie zmieni臋. Dajmy wreszcie temu spok贸j - poprosi艂a raz jeszcze. - Mam ju偶 serdecznie dosy膰...
Omal nie wyl膮dowali na drzewie, Ian zahamowa艂 ostro. Odpi膮艂 pasy, otworzy艂 drzwi i wywl贸k艂 Callie na zewn膮trz.
- Co robisz?! - krzykn臋艂a gniewnie.
Zacz膮艂 ci膮gn膮膰 j膮 za rami臋 w g艂膮b lasu. Callie nast膮pi艂a na k臋pk臋 mchu. Zacz臋艂a si臋 potyka膰, Ian chwyci艂 j膮 wp贸艂 i zacz膮艂 nie艣膰.
- Zostaw mnie! Zostaw! - krzycza艂a.
Nie zwa偶a艂 na nic. Par艂 do przodu jak pot臋偶ny le艣ny zwierz.
- Zaraz, zaraz - wymamrota艂.
W ko艅cu dotarli na niewielk膮, otoczon膮 m艂odniakiem polank臋.
- W porz膮dku. Tutaj mog臋 ci臋 pu艣ci膰 - zdecydowa艂.
- O co ci, do diab艂a, chodzi?
- Ale nie na d艂ugo - doda艂, jakby wcale nie s艂ysza艂 pytania.
Przygl膮da艂 jej si臋 przez dobr膮 minut臋.
- Przypominasz mi zag艂odzonego kota, kt贸rego znalaz艂em kiedy艣 ko艂o domu - zacz膮艂. - By艂 ca艂y pokiereszowany, pewnie po jakiej艣 bitwie. Ci膮gle ucieka艂 i nie pozwala艂 mi si臋 pog艂aska膰. Ojciec powiedzia艂, 偶e musz臋 stopniowo zdoby膰 jego zaufanie. Codziennie przynosi艂em mu spodeczek mleka do s膮g贸w drewna, gdzie si臋 ukrywa艂. Siedzia艂em tam godzinami. Stara艂em si臋 go przekona膰, 偶e nie chc臋 zrobi膰 mu nic z艂ego. Ale kot w og贸le nie chcia艂 do mnie podej艣膰. W ko艅cu znalaz艂em go martwego. By艂a to pierwsza 艣mier膰, z jak膮 zetkn膮艂em si臋 bezpo艣rednio. Wydawa艂a mi si臋 zupe艂nie bezsensowna. Mog艂em go przecie偶 wykarmi膰, zabra膰 do weterynarza... Spojrza艂 na dziewczyn臋.
- Czy ty te偶 chcesz umiera膰 schowana w s膮gu drewna?
- spyta艂.
- Id藕 do diab艂a! - warkn臋艂a.
Ruszy艂a w stron臋 drogi, ale Ian z艂apa艂 j膮 za rami臋. Chcia艂a krzykn膮膰, ale zamkn膮艂 jej usta poca艂unkiem.
Pr贸bowa艂a walczy膰, ale nie mia艂a 偶adnych szans, Ian przytuli艂 j膮 mocno do siebie. Nie mog艂a si臋 nawet poruszy膰.
- Spokojnie, kochanie - powiedzia艂. - Nie chc臋, 偶eby艣my pierwszy raz kochali si臋 w lesie. Poczekajmy jeszcze troch臋...
- Bo偶e, co si臋 ze mn膮 dzieje?! - krzykn臋艂a, oderwawszy si臋 od niego.
Ian przytuli艂 j膮 ponownie.
- Cii... - szepn膮艂. - To zupe艂nie naturalne.
- Przecie偶 pozna艂am ci臋 dopiero przed dwoma dniami!
--j臋kn臋艂a.
- Mo偶e to przeznaczenie - podpowiedzia艂.
Skrzywi艂a si臋, ale nie zaprotestowa艂a.
- Dobrze - odpar艂a. - Poczekajmy jeszcze troch臋.
Rozdzia艂 8
Callie przechadza艂a si臋 niespokojnie po pokoju. Wynios艂a ten zwyczaj z wi臋zienia. Wci膮偶 my艣la艂a o 艂anie.
Min臋艂o ju偶 pi臋膰 dni od pami臋tnej rozmowy w lesie. Mimo to Ian unika艂 jej. Kiedy pr贸bowa艂a go pyta膰, odpowiada艂, 偶e musz膮 jeszcze troch臋 poczeka膰 i lepiej si臋 pozna膰.
By艂a to najgorsza tortura. Codziennie spodziewa艂a si臋, 偶e co艣 si臋 stanie, ale daremnie. W zasadzie powinna by膰 zadowolona. I tak mia艂a zamiar zerwa膰. Zreszt膮, musia艂a przecie偶 wr贸ci膰 do wi臋zienia... Ale gdyby nawet uda艂o jej si臋 jakim艣 cudem unikn膮膰 aresztu, to i tak by艂a...
W艂a艣nie. Kim tak naprawd臋 by艂a? Zadaj膮c to pytanie, Ian nie spodziewa艂 si臋 nawet, 偶e sama Callie nie zna na nie odpowiedzi. Wszystko wydawa艂o si臋 tak niejasne, tak zagmatwane... Po艂o偶y艂a si臋 na brzuchu i ukry艂a twarz w poduszce. Jeszcze kilka takich dni i wyl膮duje w szpitalu wariat贸w. Zacz臋艂a si臋 nawet zastanawia膰, co by艂oby lepsze: pok贸j w domu bez klamek czy wi臋zienie? Nie, musz膮 jak najszybciej znale藕膰 Quincy'ego. Nie mo偶e tak d艂u偶ej 偶y膰...
Jak dot膮d, wszystkie poszukiwania spe艂z艂y na niczym. W ci膮gu sze艣ciu dni odwiedzili jedena艣cie klub贸w bilardowych. W 偶adnym z nich nie uda艂o im si臋 znale藕膰 nikogo z przyjaci贸艂 Quincy'ego. Zacz臋艂y jej przychodzi膰 do g艂owy najgorsze podejrzenia. Co艣 wisia艂o w powietrzu. Pociesza艂a si臋 my艣l膮, 偶e mo偶e dzisiaj dowie si臋 czego艣 konkretnego.
Kto艣 zapuka艂 do drzwi.
- Kto tam? - spyta艂a.
- To ja - us艂ysza艂a g艂os Iana.
Przekr臋ci艂a klucz w zamku. W progu sta艂 Ian, trzymaj膮c w d艂oni bukiecik stokrotek.
- Spotkali艣my si臋 tydzie艅 temu, dok艂adnie o tej porze - wyja艣ni艂. - Wszystkiego najlepszego.
Dziewczynie zapar艂o dech z wra偶enia, Ian roze艣mia艂 si臋 serdecznie.
- Zachowujesz si臋 tak, jakby艣 nigdy w 偶yciu nie dosta艂a kwiat贸w.
- Bo nie dosta艂am.
- Naprawd臋?
Spojrza艂 na ni膮 z niedowierzaniem. Callie przestraszy艂a si臋, 偶e Ian zacznie si臋 nad ni膮 litowa膰. Ale nie: z jego oczu mog艂a wyczyta膰 co艣 zupe艂nie innego. Ba艂a si臋 to jednak nazwa膰.
- To mo偶e przynajmniej bombonierk臋?
- Nie. - Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
- A kartk臋 na dzie艅 艣wi臋tego Walentego?
Nawet nie trudzi艂a si臋, 偶eby odpowiedzie膰, Ian m贸g艂 si臋 sam wszystkiego domy艣li膰.
- Daj spok贸j. Wiele dziewcz膮t doskonale si臋 bez tego obywa... - Westchn臋艂a. - Ci膮gle podr贸偶owa艂am. Je偶d偶膮c z wujem, nie mia艂am nawet czasu, 偶eby si臋 porz膮dnie zakocha膰...
Ian u艣miechn膮艂 si臋 ze zrozumieniem. Czu艂, 偶e jest zupe艂nie bezbronna. Wypytywanie nie doprowadzi do niczego. Bardzo by艂 wprawdzie ciekaw, czy Steven nigdy nie kupi艂 jej kwiat贸w, ale ba艂 si臋 o to zapyta膰. To by艂oby okrutne.
W ci膮gu minionych pi臋ciu dni nie rozmawiali praktycznie o jej przesz艂o艣ci. Co prawda cz臋sto korci艂o go, 偶eby nawi膮za膰 do czasu sp臋dzonego w wi臋zieniu lub woja偶y z Quincym, ale pilnowa艂 si臋 i jak do tej pory uda艂o mu si臋 utrzyma膰 j臋zyk na wodzy.
Wiedzia艂, 偶e to konieczne. Callie wci膮偶 mu nie ufa艂a. Oczywi艣cie nie wini艂 jej za to. Wiedzia艂, 偶e nie mia艂a w 偶yciu szcz臋艣cia do m臋偶czyzn, wi臋c musi min膮膰 troch臋 czasu, zanim zrozumie, 偶e chodzi mu tylko o jej dobro.
- Wstaw kwiaty do wody, a ja przygotuj臋 co艣 do zjedzenia - powiedzia艂, stawiaj膮c na stole torb臋 z zakupami.
- Ale z ciebie smakosz! - wykrzykn臋艂a patrz膮c, jak wyjmuje pokrojon膮 w wielkie plastry szynk臋, gruboziarnisty chleb i bia艂y serek.
Mia艂a nadziej臋, 偶e uda jej si臋 jako艣 ukry膰 zmieszanie.
- Mog臋 ci przynie艣膰 hamburgera - powiedzia艂 i u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. - Ale od tego nie przyb臋dzie ci si艂y.
- Za to ty masz jej w nadmiarze... - burkn臋艂a, rumieni膮c si臋 lekko. Zmierzy艂a wzrokiem szerokie ramiona Iana i jego szczup艂膮, lecz wysportowan膮 sylwetk臋.
Zauwa偶y艂 jej wzrok.
- Co艣 nie w porz膮dku?
- Nie - sk艂ama艂a i zaczerwieni艂a si臋 jeszcze bardziej.
Oczywi艣cie wszystko by艂o 藕le. Widok Iana wci膮偶 wyprowadza艂 j膮 z r贸wnowagi. Nawet kiedy na niego nie patrzy艂a, wci膮偶 czu艂a przemo偶n膮 obecno艣膰 silnego, m臋skiego cia艂a.
- Zajm臋 si臋 lepiej stokrotkami - wymamrota艂a.
Ian przygl膮da艂 si臋 id膮cej do 艂azienki dziewczynie. Najwyra藕niej co艣 j膮 gn臋bi艂o.
Kiedy wr贸ci艂a, pierwsza kanapka by艂a ju偶 gotowa. Po chwili obok pojawi艂a si臋 nast臋pna, Ian wskaza艂 jej 艂贸偶ko. Postawili na 艣rodku talerz z kanapkami, a sami usiedli po obu jego stronach.
- Du偶o o nas ostatnio my艣la艂am - powiedzia艂a, po艂kn膮wszy kolejny k臋s.
- To dobrze - odpar艂 z pe艂nymi ustami.
Callie zmiesza艂a si臋.
- Ale nie o tym... - Wykona艂a nieokre艣lony gest r臋k膮.
- Naprawd臋? - zdziwi艂 si臋 Ian, jakby wszystkie ich problemy sprowadza艂y si臋 wy艂膮cznie do kwestii psychologicznych. - Wi臋c o co chodzi?
Dziewczyna zdj臋艂a buty i usadowi艂a si臋 wygodniej na 艂贸偶ku.
- W ci膮gu tygodnia nie uda艂o nam si臋 natrafi膰 na nikogo z najbli偶szych przyjaci贸艂 Quincy'ego.
- I?
- To musi by膰 powa偶na sprawa.
- Przecie偶 m贸wi艂a艣, 偶e oni wszyscy bez przerwy podr贸偶uj膮...
- Tak. I graj膮 w bilard. W ci膮gu tygodnia powinni艣my si臋 byli natkn膮膰 przynajmniej na kilku z nich...
Ian pomy艣la艂, 偶e czasami czuje si臋 tak, jakby zna艂 Callie od lat, a czasami tak, jakby spotka艂 j膮 dopiero wczoraj. Odsun膮艂 pusty talerz i dotkn膮艂 jej policzka. Do jej wargi przyklei艂 si臋 niewielki okruch chleba. Zdj膮艂 go i w艂o偶y艂 do swoich ust.
Dziewczyna zesztywnia艂a. Patrzy艂a na niego jak urzeczona. Zacisn臋艂a d艂onie.
- Jakie st膮d wnioski? - zapyta艂 nieswoim g艂osem.
Wiedzia艂, 偶e oboje bardzo siebie pragn膮. Potrzebowali jednak czasu, 偶eby wszystko jako艣 u艂o偶y膰. Nie mogli niczego zaczyna膰, wci膮偶 goni膮c za Quincym. Poza tym, Callie powinna mu ufa膰...
- Co艣 musia艂o si臋 wydarzy膰 - powiedzia艂a. - W innym wypadku spotkaliby艣my ju偶 tuzin znajomych wuja...
- Na przyk艂ad co? - spyta艂, g艂adz膮c j膮 po l艣ni膮cych w艂osach.
Przysun膮艂 si臋 do niej troch臋 i Callie zupe艂nie straci艂a w膮tek. Zacz臋艂a mruga膰 oczami, jakby dos艂ownie przed chwil膮 wyrwa艂 j膮 z g艂臋bokiego snu.
- M贸wi艂a艣 o znajomych wuja - przypomnia艂. - I...
przesta艅 tak na mnie patrze膰.
- Jak?
- Jakby艣 mnie chcia艂a zje艣膰.
- Poca艂uj mnie - szepn臋艂a.
- Nie. - Pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Dlaczego?
- Nie czas na to.
Przymkn膮艂 na chwil臋 oczy.
- Tak naprawd臋, to bardzo chc臋 ci臋 poca艂owa膰... - wyzna艂 po chwili.
- Wi臋c co ci臋 powstrzymuje?
- Czy uwierzysz, je艣li powiem, 偶e Anio艂 Str贸偶?
Pokiwa艂a smutno g艂ow膮.
- Powiniene艣 czasami pos艂ucha膰 diab艂a...
- Och, s艂ucham go...
Z艂apa艂 j膮 za rami臋 i przyci膮gn膮艂 do siebie. Ich usta zbli偶y艂y si臋 niebezpiecznie.
- Czasami... - doda艂, puszczaj膮c j膮 wolno.
Milczeli przez chwil臋.
- Dlaczego wed艂ug ciebie nie spotkali艣my przyjaci贸艂 Quincy'ego?
Dziewczyna wzruszy艂a ramionami.
- R贸偶ne mog膮 by膰 przyczyny. Wi臋ksza gra, czyje艣 imieniny... Dzisiaj postaram si臋 dowiedzie膰 czego艣 konkretnego. ..
Do diab艂a! Wiedzia艂, co teraz nast膮pi. W motelach ubiera艂a si臋 normalnie, ale kiedy wyruszali do sal bilardowych, nak艂ada艂a sp贸dniczki mini i kuse bluzeczki, Ian mia艂 coraz wi臋ksze problemy z zapanowaniem nad wzburzonymi zmys艂ami...
Poczu艂 w sercu gwa艂towne uk艂ucie zazdro艣ci, dr臋cz膮cej go za ka偶dym razem, kiedy wspomina艂a o „dowiadywaniu si臋" b膮d藕 „zbieraniu informacji". Mia艂 ochot臋 rzuci膰 si臋 teraz na ni膮 i posi膮艣膰 j膮 na hotelowym 艂贸偶ku.
Pomy艣la艂, 偶e je艣li d艂u偶ej tu zostanie, na pewno do tego dojdzie. Wsta艂 i zacz膮艂 si臋 zbiera膰 do wyj艣cia.
- Wpadn臋 jeszcze do siebie, 偶eby wzi膮膰 prysznic - powiedzia艂. - Powinienem by膰 gotowy za jaki艣 kwadrans...
Callie skin臋艂a g艂ow膮. Nie mog艂a wydoby膰 z siebie g艂osu. Czu艂a, 偶e Ian stoczy艂 wewn臋trzn膮 walk臋, a teraz jedynie oznajmi艂 jej wynik. Pomy艣la艂a, 偶e b臋dzie to pewnie wyj膮tkowo zimny prysznic.
Kiedy wyszed艂, po艂o偶y艂a si臋 na 艂贸偶ku i zacz臋艂a sobie wyobra偶a膰, co by si臋 sta艂o, gdyby zosta艂... Najpierw wzi膮艂by j膮 w ramiona. Zacz膮艂 ca艂owa膰, pie艣ci膰... Przestraszy艂a si臋 swoich my艣li. Jeszcze chwila, a zakocha si臋 w nim na dobre.
Quincy by艂 przera偶ony. Teraz mia艂 nast膮pi膰 ostatni etap walki. W艂o偶y艂 r臋ce do kieszeni, 偶eby nie widzie膰, jak si臋 trz臋s膮. Podszed艂 do okna i zacz膮艂 si臋 uwa偶nie przygl膮da膰 klubowi „Garnek Z艂ota", znajduj膮cemu si臋 po przeciwnej stronie ulicy. Budynek, w kt贸rym si臋 mie艣ci艂, wydawa艂 si臋 jedn膮 wielk膮 ruin膮. Dlaczego pami臋ta艂 go jako pi臋kny i elegancki salon?
Tu wygra艂 swoj膮 pierwsz膮 gr臋 z zawodowcem. Teraz mia艂 zamiar zako艅czy膰 tutaj karier臋 i ustatkowa膰 si臋.
Pomy艣la艂 o Lucy. U艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. Lucy, mi艂o艣膰 jego 偶ycia. Lucy, towarzyszka i kumpel. Lucy, kt贸ra ofiarowa艂a mu wolno艣膰. Nareszcie b臋dzie m贸g艂 jej wszystko wynagrodzi膰.
Przyznawa艂 w duchu, 偶e nie jest najpi臋kniejsz膮 kobiet膮, jak膮 spotka艂. Wi臋kszo艣膰 m臋偶czyzn nie zwr贸ci艂aby pewnie na ni膮 uwagi... Pomy艣la艂 o nich z politowaniem. Dla nich liczy艂y si臋 tylko pozory. Mimo 偶e brakowa艂o jej urody, by艂a najwspanialsz膮 kobiet膮, jak膮 zna艂. Nie mia艂 co do tego 偶adnych w膮tpliwo艣ci.
Nigdy nie us艂ysza艂 od niej z艂ego s艂owa. Kocha艂a go, lecz nie stawia艂a 偶adnych warunk贸w. Jeszcze raz pomy艣la艂 o niej czule i wytar艂 nie chcian膮 艂z臋, kt贸ra zacz臋艂a sp艂ywa膰 po policzku.
Dobrze by by艂o do niej zadzwoni膰. Postanowi艂 jednak, 偶e zaczeka do ko艅ca operacji. Wyj膮艂 r臋ce z kieszeni. Nie trz臋s艂y si臋 ju偶. To zadziwiaj膮ce, jak podobne my艣li mog膮 pom贸c. Zdecydowanym krokiem podszed艂 do telefonu.
- No? - us艂ysza艂 w s艂uchawce zduszony, m臋ski g艂os.
- Tu McKiernan - powiedzia艂. - Mo偶emy ubi膰 interes.
呕eby udowodni膰, 偶e mam te ksi膮偶ki, zrobi艂em kopie kilku stron. Znajdziecie je w niewielkiej sali bilardowej „Highpockets" w Hanover. S膮 w m臋skiej toalecie za lustrem. Powiedz szefowi, 偶e jeszcze zadzwoni臋, 偶eby poinformowa膰, ile to b臋dzie kosztowa膰 - mrukn膮艂 na koniec.
Nie czeka艂 na odpowied藕. Z trzaskiem od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 na wide艂ki. Kto by pomy艣la艂, 偶e b臋dzie si臋 kiedy艣 bawi膰 w „policjant贸w i z艂odziei"? I to w dodatku po stronie prawa!
Nie znaczy艂o to, 偶e nie szanowa艂 prawa. Wr臋cz przeciwnie - darzy艂 wielkim respektem. I dlatego zawsze stara艂 si臋 obchodzi膰 je z daleka. Tym razem jednak wda艂 si臋 w ca艂膮 rozr贸b臋, poniewa偶 Lincoln Galloway wyzna艂, 偶e z艂odzieje samochod贸w gro偶膮 jego rodzinie.
Czy mo偶na bardziej ceni膰 kup臋 blachy ni偶 ludzkie 偶ycie? Quincy uwa偶a艂, 偶e ci, kt贸rzy posun臋li si臋 do gr贸藕b, musz膮 ponie艣膰 zas艂u偶on膮 kar臋.
Przypomnia艂 sobie, 偶e powinien zadzwoni膰 do Devona i powiadomi膰 go o wszystkim. Przez chwil臋 waha艂 si臋. Nie by艂 pewien, czy mo偶e mu pozwoli膰 na obserwowanie bandyt贸w. Ba艂 si臋 o niego. Odebra艂 mu co prawda p艂aszcz i kapelusz, ale nie zna艂 ca艂ej zawarto艣ci szafy przyjaciela.
Wykr臋ci艂 numer . „Highpockets" i poprosi艂 kumpla.
- McKiernan? - us艂ysza艂 w s艂uchawce.
- Do diab艂a, Devon, tym razem naprawd臋 nie powinni艣my u偶ywa膰 nazwisk! - wykrzykn膮艂. - Co si臋 z tob膮 dzieje?
- Pos艂uchaj, jest tu Callie i... Cholera, zobaczy艂a mnie!
Zadzwo艅 jeszcze. Musz臋 co艣 zrobi膰, do licha...
- Devon! - wrzasn膮艂 do s艂uchawki, ale odpowiedzia艂 mu tylko jednostajny sygna艂.
Quincy patrzy艂 przez chwil臋 z niedowierzaniem na aparat. Devon nie b臋dzie m贸g艂 obserwowa膰 zbir贸w. Co wi臋cej, b臋dzie si臋 ba艂 zadzwoni膰 z powodu Callie.
Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i usiad艂 na tapczanie. Operacja zacz臋艂a si臋 psu膰 na samym pocz膮tku. Nie mia艂 poj臋cia, co b臋dzie dalej.
- Uda艂o si臋, Ian - szepn臋艂a Callie, kiedy weszli do klubu „Highpockets". - Jest tutaj jeden z najlepszych kumpli wuja.
- Gdzie? - spyta艂 z ulg膮.
Patrzy艂o na nich co najmniej z p贸艂 tuzina m臋偶czyzn, Ian czu艂, 偶e nie zniesie tego d艂u偶ej. Musz膮 jak najszybciej odnale藕膰 Quincy'ego.
- Tam, przy barze - odpar艂a z u艣miechem.
- Ten w kowbojskim przebraniu?
- Mhm - potwierdzi艂a.
Ian zacz膮艂 mu si臋 przygl膮da膰 z otwartymi ustami. M臋偶czyzna nosi艂 wysokie buty, mia艂 na sobie koszul臋, spodnie, kapelusz i kamizelk臋 - a wszystko bia艂e jak 艣nieg. Tak zazwyczaj wygl膮dali kowboje z film贸w produkowanych w Europie.
- O Bo偶e! Nigdy czego艣 takiego nie widzia艂em. Czy on tak zawsze?
- N... nie - powiedzia艂a z wahaniem. - Ale Devon jest troch臋... inny. To bardzo nie艣mia艂y facet. P贸jd臋 z nim pogada膰.
Nawet nie czeka艂a na jego reakcj臋. Od razu podesz艂a do baru.
- Cze艣膰, Devon. Jak si臋 miewasz?
- Jako tako - mrukn膮艂. - A ty? Nie my艣la艂em, 偶e ci臋 tu kiedykolwiek zobacz臋...
Callie u艣miechn臋艂a si臋 do niego przyja藕nie. Quincy zawsze powtarza艂, 偶e Devon to wyj膮tkowy idiota, ale Callie uwa偶a艂a go za cz艂owieka obdarzonego olbrzymim intelektem. Niestety, by艂 zamkni臋ty w sobie. Mia艂 problemy z przekazaniem nawet najprostszych informacji. Wszystko, czego dotkn膮艂, rozsypywa艂o mu si臋 w r臋kach. Ale cieszy艂 si臋 powszechn膮 sympati膮 w艣r贸d szuler贸w bilardowych. By膰 mo偶e to pomaga艂o mu prze偶y膰.
- Nie najgorzej - odrzek艂a. - 艢wietnie wygl膮dasz. Powiedz, co si臋 z tob膮 dzia艂o?
- Nic wielkiego - odpar艂. - Powiedz lepiej, co u ciebie.
Callie usiad艂a na wysokim sto艂ku obok niego i rozejrza艂a si臋 dooko艂a.
- Nikt tu prawie nie gra. Gdzie, u licha, wszyscy si臋 podziali?
Devon zacz膮艂 si臋 bawi膰 fr臋dzlami u koszuli.
- Pojechali na turniej w prywatnym mieszkaniu - wyja艣ni艂. - Dostaj膮 pieni膮dze nawet za sam udzia艂. Dziwne, 偶e o tym nie s艂ysza艂a艣. Ka偶dy m贸g艂 pojecha膰, byle tylko mia艂 dobry wynik...
Callie gwizdn臋艂a cicho. Prywatne turnieje tego rodzaju zdarza艂y si臋 niezwykle rzadko.
- Ile na wej艣cie? - spyta艂a.
- Pi臋膰.
- A to ci gratka! - wykrzykn臋艂a. - Wujek Quincy pewnie spad艂 z krzes艂a, jak si臋 o tym dowiedzia艂.
Devon spu艣ci艂 wzrok.
- Nie mam poj臋cia - mrukn膮艂 ponuro.
Callie od razu zorientowa艂a si臋, 偶e k艂amie. Czy to znaczy艂o, 偶e Quincy wybra艂 si臋 na turniej? Nie chcia艂a pyta膰. Je艣li Quincy poleci艂 mu, 偶eby tego nie rozpowiada艂, i tak wszelkie wysi艂ki spe艂zn膮 na niczym. Mog艂a si臋 jednak za艂o偶y膰, 偶e wuj wybierze si臋, 偶eby zagra膰. Uwielbia艂 spotkania w prywatnych domach, ze wzgl臋du na darmowe kanapki i picie...
Postanowi艂a wybra膰 si臋 na ten turniej. Znaczy艂o to, 偶e musi zdoby膰 pi臋膰set dolar贸w. Spojrza艂a na Iana. Przez ostatnich kilka dni zachowywa艂 si臋 bez zarzutu. Teraz jednak mo偶e mie膰 z nim troch臋 problem贸w. Na pewno nie spodoba mu si臋, 偶e b臋dzie chcia艂a gra膰 na pieni膮dze.
- Gdzie to b臋dzie? - spyta艂a.
- W Carlisle.
- Kiedy zaczyna si臋 ten turniej?
- Jutro o drugiej.
O drugiej? Nie mia艂a szans na zebranie takiej sumy do jutrzejszego popo艂udnia. Nie poddawa艂a si臋 jednak. Wsz臋dzie tam, gdzie byli gracze i sto艂y, musia艂y te偶 znale藕膰 si臋 pieni膮dze.
- Kto jest tutaj najlepszy? - spyta艂a, rozgl膮daj膮c si臋 po pustawej sali.
- Ch艂opak w lewym rogu - odrzek艂 Devon.
Spojrza艂a we wskazanym kierunku. Przystojniak otoczony wianuszkiem kobiet uderzy艂 w艂a艣nie bia艂膮 bil臋.
- Dobry? - spyta艂a.
- Niespecjalnie. Ma za to faceta, kt贸ry reguluje wszystkie d艂ugi.
Wspaniale. Tego w艂a艣nie by艂o jej trzeba. Teraz powinna tylko delikatnie wybada膰 ch艂opaka, 偶eby sprawdzi膰, czy rzeczywi艣cie jest kiepski.
Spojrza艂a w stron臋 Iana. U艣miechn膮艂 si臋 do niej. M贸g艂by zostawi膰 na p贸藕niej te u艣miechy! Wyszczerzy艂a do niego z臋by, my艣l膮c intensywnie, jak si臋 go pozby膰.
- Devon, czy m贸g艂by艣 mi wy艣wiadczy膰 przys艂ug臋? - spyta艂a szeptem.
- Przys艂ug臋? - powt贸rzy艂 ostro偶nie.
Callie zacz臋艂a si臋 kr臋ci膰 na sto艂ku. Nie wiedzia艂a, jak wybrn膮膰 z niezr臋cznej sytuacji.
- Chc臋 troch臋 pogra膰, ale mam nowego ch艂opaka, kt贸ry si臋 przy tym 艣miertelnie nudzi - wyja艣ni艂a. - Czy m贸g艂by艣 go zabra膰 na kolacj臋? Oczywi艣cie na m贸j rachunek.
- Na kolacj臋? - powt贸rzy艂 z jeszcze wi臋kszym zdziwieniem.
Oderwa艂 jeden z fr臋dzli od r臋kawa koszuli, ale nie zwr贸ci艂 na to najmniejszej uwagi.
- Tak, bardzo prosz臋. Na pewno ci si臋 spodoba - przekonywa艂a. - To b臋dzie prawdziwa przyjacielska przys艂uga...
Spojrza艂 nerwowo na czarny aparat.
- Nie mog臋, Callie. Czekam na wa偶ny telefon. Obieca艂em, 偶e b臋d臋 tu siedzia艂.
Dziewczyna mia艂a 艂zy w oczach.
- Bardzo ci臋 prosz臋. Barman na pewno ch臋tnie zapisze wiadomo艣膰.
- Co?! - j臋kn膮艂 przera偶ony Devon. - 呕adnego zapisywania!
Callie spojrza艂a na niego z niepokojem.
- Nic ci nie jest? Czy sta艂o si臋 co艣 z艂ego? - spyta艂a nerwowo.
M臋偶czyzna pokr臋ci艂 energicznie g艂ow膮.
- Wszystko w porz膮dku - powiedzia艂 szybko.
Zbyt szybko, jak na niego.
W tym momencie zadzwoni艂 telefon. Devon omal nie spad艂 ze sto艂ka. Poblad艂 ca艂y i patrzy艂 w napi臋ciu na barmana. Najwyra藕niej dzia艂o si臋 z nim co艣 z艂ego. Callie postanowi艂a, 偶e musi wys艂a膰 go na kolacj臋 z 艂anem. Devon najwyra藕niej mia艂 jakie艣 k艂opoty i trzeba go by艂o wybada膰, Ian doskonale si臋 do tego nadawa艂. Przypomnia艂a sobie ca艂e przes艂uchanie dotycz膮ce jej przesz艂o艣ci.
Kiedy barman od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 na wide艂ki, Devon rozpromieni艂 si臋.
- Ch臋tnie wybior臋 si臋 na t臋 kolacj臋 - wymamrota艂.
- Jeste艣 pewny? - spyta艂a. - Nie chcia艂abym, 偶eby co艣 si臋 przeze mnie sta艂o.
- Mam teraz woln膮 ca艂膮 godzin臋 - powiedzia艂.
- 艢wietnie. Zaraz przyprowadz臋 tu mojego ch艂opaka.
Zaczekaj chwil臋.
Kiwn膮艂 g艂ow膮 i u艣miechn膮艂 si臋 niepewnie. Callie ze艣lizgn臋艂a si臋 ze sto艂ka i ruszy艂a w kierunku Iana. Mia艂a zamiar poprosi膰 go, 偶eby zaj膮艂 si臋 Devonem i wypyta艂 go dok艂adnie o wszystko.
- I co? - spyta艂, kiedy w ko艅cu znalaz艂a si臋 tu偶 przy nim.
Callie odetchn臋艂a g艂臋boko.
- Jutro o drugiej w Carlisle odb臋dzie si臋 prywatny turniej - rzuci艂a. - Jestem pewna, 偶e znajdziemy tam Quincy'ego.
- Znakomicie - ucieszy艂 si臋. - Je艣li zaraz wyjedziemy, za par臋 godzin b臋dziemy w Carlisle.
Z艂apa艂 j膮 za r臋k臋 i skierowa艂 si臋 do wyj艣cia.
- Zaczekaj, Ian - mrukn臋艂a, ci膮gn膮c go za r臋kaw. - Musisz mi pom贸c.
- O co chodzi? - spyta艂, zatrzymawszy si臋 w p贸艂 kroku.
- Devon ma jakie艣 k艂opoty. Nie chce ze mn膮 gada膰.
Zabierz go na kolacj臋 i wybadaj dyskretnie, o co chodzi...
Ian skrzywi艂 si臋.
- Chcesz, 偶ebym bawi艂 si臋 w psychoanalityka z tym samotnym je藕d藕cem?
- Bardzo ci臋 prosz臋... - Pog艂aska艂a go po policzku.
--B膮d藕 tak mi艂y...
Zacisn膮艂 d艂onie i spojrza艂 na ni膮 spode 艂ba.
- Devon to naprawd臋 wspania艂y facet. Nigdy bym sobie nie darowa艂a, gdyby mu si臋 co艣 sta艂o... Zajmie ci to zaledwie godzink臋.
- A co ty b臋dziesz robi膰? - zapyta艂 podejrzliwie.
- Pokr臋c臋 si臋 tutaj. Mo偶e co艣 wpadnie mi w oko - odpar艂a.
Spojrza艂 na ni膮. Wygl膮da艂a tak niewinnie... Najwyra藕niej szykowa艂a jakie艣 grubsze oszustwo. Mia艂 jednak wra偶enie, 偶e naprawd臋 przejmowa艂a si臋 przyjacielem, Ian zerkn膮艂 w stron臋 Devona. Spos贸b, w jaki skuba艂 fr臋dzle od koszuli, przekona艂 go, 偶e naprawd臋 musi mie膰 jakie艣 powa偶ne k艂opoty.
- Dobrze, Callie. P贸jd臋 z nim na kolacj臋.
Zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i wyca艂owa艂a w oba policzki.
- Dzi臋kuj臋 - szepn臋艂a.
- Dobrze ju偶, dobrze. - Zacz膮艂 si臋 od niej op臋dza膰.
- Przedstaw mnie lepiej przyjacielowi.
Skierowali si臋 w stron臋 baru.
- Uwa偶aj na siebie - poprosi艂.
- Zawsze na siebie uwa偶am!
Kiedy si臋 zapoznali, Ian wzi膮艂 pod rami臋 Devona, kt贸remu najwyra藕niej nogi odm贸wi艂y pos艂usze艅stwa. Callie podesz艂a do graczy. Mia艂a przy sobie tylko troch臋 drobnych. Na szcz臋艣cie cieszy艂a si臋 w klubach dobr膮 opini膮 i mog艂a liczy膰 na ma艂y kredyt. Gdyby jednak przegra艂a, musia艂aby odda膰 wszystkie posiadane pieni膮dze wierzycielowi. Wstrz膮sn臋艂a si臋 na my艣l, co powiedzia艂by na to Ian.
Rozdzia艂 9
Callie odpi臋艂a jeszcze jeden guzik przy bluzce i podesz艂a do graczy. By膰 mo偶e uda jej si臋 w ten spos贸b unikn膮膰 wst臋pnej gry. A偶 u艣miechn臋艂a si臋 z zadowolenia, kiedy ch艂opak natychmiast zwr贸ci艂 na ni膮 uwag臋. Tego w艂a艣nie potrzebowa艂a!
- Cze艣膰, ma艂a - powiedzia艂, po偶eraj膮c j膮 wzrokiem. - Nigdy ci臋 tutaj wcze艣niej nie widzia艂em.
- Jestem w podr贸偶y - wyja艣ni艂a, bawi膮c si臋 srebrnym naszyjnikiem.
Bez trudu uda艂o jej si臋 osi膮gn膮膰 po偶膮dany efekt. Ch艂opak a偶 zachwia艂 si臋, zobaczywszy jej biust.
- Przygl膮da艂am si臋 twojej grze - doda艂a po chwili. - Jeste艣 zupe艂nie niez艂y.
- Te偶 musisz by膰 dobra... - wymamrota艂.
Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e niekoniecznie ma na my艣li bilard. Callie zlekcewa偶y艂a jednak te aluzje i opar艂a si臋 o st贸艂.
- Na pewno pokonam ci臋 przy grze dziewi臋cioma bilami - orzek艂a.
U艣miechn膮艂 si臋 z niedowierzaniem.
- Niemo偶liwe! Jak dot膮d nie uda艂o si臋 to 偶adnej kobiecie!
- C贸偶, b臋d臋 wi臋c pierwsza...
Spojrza艂 na ni膮 krzywo.
- Jak si臋 nazywasz?
- Watson. Doc Watson.
Ch艂opak zrobi艂 wielkie oczy.
- Chcesz zagra膰? - spyta艂.
- Chcia艂abym. Niestety, nie mam forsy. Mo偶e nast臋pnym razem - zaproponowa艂a.
Zrobi艂a gest, jakby chcia艂a si臋 odwr贸ci膰 i odej艣膰. Ch艂opak z艂apa艂 j膮 za rami臋.
- Zaczekaj. My艣l臋, 偶e da si臋 co艣 na to zaradzi膰... Mo偶e pogadamy?
Spojrza艂a na niego i potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
- Boisz si臋, 偶e wpadniesz w d艂ugi? - zacz膮艂 si臋 z ni膮 dra偶ni膰.
- Nie, raczej, 偶e b臋d臋 mia艂a kolejnego niewyp艂acalnego d艂u偶nika - mrukn臋艂a. - Nie mog臋 sobie na to teraz pozwoli膰. Musz臋 mie膰 fors臋.
- Mam wsp贸lnika, kt贸ry zawsze p艂aci - powiedzia艂, patrz膮c z nadziej膮 w jej oczy. - Mo偶e do niego zadzwoni臋...
Callie waha艂a si臋 przez chwil臋. M艂odzieniec zwil偶y艂 nerwowo wargi. Mia艂 wyra藕n膮 ochot臋 na gr臋. A mo偶e chodzi艂o mu o co艣 jeszcze... Tym razem Callie naprawd臋 nie wiedzia艂a, co robi膰.
Niestety, do jutra musia艂a mie膰 pieni膮dze. Inaczej nigdy nie znajd膮 Quincy'ego... Wiedzia艂a, 偶e p贸藕niej b臋d膮 mogli szuka膰 wiatru w polu. Zmarszczy艂a czo艂o, zastanawia艂a si臋 jeszcze przez chwil臋, a potem rzuci艂a kr贸tko:
- Dzwo艅.
Ian wytar艂 usta i skierowa艂 si臋 do sali bilardowej. Czu艂 si臋 jak po ob艂膮kanej herbatce u Szalonego Kapelusznika. Devon Halloran by艂 albo wariatem, albo niezwykle sprytnym oszustem, Ian sk艂ania艂 si臋 raczej ku tej pierwszej teorii. Doszed艂 te偶 do wniosku, 偶e kowboj bez skazy znalaz艂 si臋 w jakich艣 powa偶nych tarapatach, ale nie ma zamiaru nikomu si臋 zwierza膰.
Rozejrza艂 si臋 po sali. Zmarszczy艂 czo艂o. Nigdzie nie by艂o ani 艣ladu Callie. Zaniepokoi艂 si臋 troch臋, chocia偶 wiedzia艂, 偶e dziewczyna nie mog艂a go opu艣ci膰. Poczu艂 uk艂ucie zazdro艣ci. Zastanowi艂o go ju偶, kiedy powiedzia艂a, 偶e zostanie w sali i troch臋 si臋 rozejrzy. Teraz 偶a艂owa艂, 偶e da艂 si臋 tak 艂atwo nam贸wi膰 na kolacj臋 z Devonem.
Ubrany na bia艂o m臋偶czyzna podszed艂 do baru. Ian nie musia艂 nawet widzie膰 jego twarzy, by zgadn膮膰, kto to. Ruszy艂 za nim. Zatrzyma艂 si臋 jednak na chwil臋 przy barmanie.
- Szukam dziewczyny. Blondynki. Nazywa si臋 Doc Watson.
Barman skin膮艂 g艂ow膮.
- Gra w sali na ty艂ach. Prosi艂a, 偶eby si臋 pan nie niepokoi艂. Mo偶e piwa?
- Co tam si臋 dzieje?
- Prywatna gra - mrukn膮艂 barman i si臋gn膮艂 po jeden ze stoj膮cych na p贸艂ce kufli.
- W bilard? - spyta艂 niepewnie Ian.
Oczywi艣cie. - Barman u艣miechn膮艂 si臋 i nape艂ni艂 kufel niemal po brzegi. Niewielki ko艂nierz z piany prawie wylewa艂 si臋 na zewn膮trz. - Tutaj nie gra si臋 w nic innego, Ian si臋gn膮艂 do kieszeni.
- Ju偶 zap艂acone - powiedzia艂 barman.
Ian z艂apa艂 kufel, uwa偶aj膮c, 偶eby nie rozla膰 piwa. Postanowi艂 poszuka膰 Callie. Najpierw jednak wypi艂 kilka 艂yk贸w.
Spojrza艂 w stron臋 Devona. M臋偶czyzna udawa艂, 偶e go nie widzi. Zachowywa艂 si臋 tak, jakby si臋 w og贸le nie znali.
Kiedy Ian podszed艂 do drzwi oddzielaj膮cych obie sale, zatrzyma艂 go jeden z wykidaj艂贸w.
- Prywatna gra - warkn膮艂.
- Wiem - powiedzia艂 spokojnie. - Gra tam moja przyjaci贸艂ka. Obieca艂em, 偶e przyjd臋...
Facet pokr臋ci艂 wielk膮 jak u byka g艂ow膮.
- To niemo偶liwe. Nikt nie mo偶e wej艣膰 po zamkni臋ciu drzwi. B臋dzie pan musia艂 zaczeka膰 do ko艅ca.
Ian stwierdzi艂, 偶e nie ma szans w nier贸wnej walce i wycofa艂 si臋 do baru. Usiad艂 niedaleko Devona. Nie mia艂 jednak ochoty na kolejn膮 ob艂臋dn膮 rozmow臋.
Spojrza艂 na przerzedzon膮 pian臋 i zakl膮艂 pod nosem. Callie znowu gra艂a! Mia艂 ju偶 tego do艣膰. Wystarczy艂o spu艣ci膰 j膮 na chwil臋 z oczu, a natychmiast 艂adowa艂a si臋 w jak膮艣 podejrzan膮 histori臋. To prawda, 偶e zaczyna艂o im brakowa膰 pieni臋dzy, ale nie by艂o jeszcze tak 藕le.
Przypomnia艂 sobie b艂yski podniecenia w jej oczach za ka偶dym razem, kiedy zjawiali si臋 w jakim艣 klubie. Bilard mia艂 na ni膮 magiczny wp艂yw. Walka z tym przypomina艂a walk臋 z wiatrakami. Callie specjalnie wys艂a艂a go na t臋 idiotyczn膮 kolacj臋, 偶eby m贸c zagra膰, licho wie o jak膮 sum臋.
Westchn膮艂 z rezygnacj膮. Pragn膮艂 tej kobiety. By艂 got贸w zaakceptowa膰 j膮 tak膮, jaka jest. Callie nigdy nie obiecywa艂a, 偶e si臋 zmieni. Wr臋cz przeciwnie, za ka偶dym razem stara艂a si臋 podkre艣li膰, 偶e przede wszystkim nale偶y do 艣wiata bilardu.
Ian przypomnia艂 sobie nagle Lucy Coates. Obraz st臋sknionej kobiety by艂 tak przygn臋biaj膮cy, 偶e wypi艂 piwo jednym haustem i poprosi艂 o nast臋pne. Barman poda艂 mu drugi kufel. Kiedy si臋gn膮艂 po portfel, znowu pokr臋ci艂 g艂ow膮:
- Nie ma potrzeby - powiedzia艂.
Ian wpad艂 w z艂o艣膰 na my艣l, 偶e Callie zorganizowa艂a wszystko tak dok艂adnie. Wyobrazi艂 sobie, jak teraz gra, i zacisn膮艂 pi臋艣ci. A guziki przy jej bluzce? Czy s膮 zapi臋te, czy nie? U艣miechn膮艂 si臋 gorzko. Zna艂 odpowied藕 na to pytanie.
Sko艅czy艂 drugie piwo. Barman spojrza艂 na niego pytaj膮co i wskaza艂 kolejny kufel, Ian pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮. Chcia艂 by膰 trze藕wy. Mia艂 wiele spraw do przemy艣lenia. Wsta艂 i skierowa艂 si臋 do wyj艣cia. Ch艂odne wieczorne powietrze na pewno dobrze mu zrobi...
Kiedy znalaz艂 si臋 na zewn膮trz, odetchn膮艂 g艂臋boko i rozejrza艂 si臋 po s膮siednich budynkach. Nic. Spok贸j. Czy Callie wpad艂a ju偶 w na艂贸g? Chcia艂 mie膰 normaln膮 rodzin臋. 呕ona z poci膮giem do bilardu absolutnie nie mog艂a tego zagwarantowa膰.
呕ona? Smakowa艂 powoli to s艂owo. Zna艂 j膮 dopiero od tygodnia, ale...
Jego my艣li urwa艂y si臋 nagle. Drzwi wej艣ciowe trzasn臋艂y g艂o艣no. Na zewn膮trz wybieg艂 Devon. Niemal wpad艂 na niego.
- Co si臋 sta艂o?! - krzykn膮艂 Ian.
- Znikn臋艂y! Znikn臋艂y! - j臋kn膮艂 Devon i roz艂o偶y艂 szeroko r臋ce.
- Co znikn臋艂o?
Devon potrz膮sn膮艂 rozpaczliwie g艂ow膮.
- Mog艂em si臋 domy艣li膰, 偶e po to dzwoni艂! - bredzi艂 jak na m臋kach. - Nic nie widzia艂em, nic nie widzia艂em! A teraz ju偶 za p贸藕no! Zastrzeli mnie. Teraz na pewno mnie zastrzeli!
Devon pobieg艂 w d贸艂 ulicy.
- O co tu, u diab艂a, chodzi? - mrukn膮艂 Ian, obserwuj膮c jego znikaj膮c膮 sylwetk臋.
Poczu艂 nag艂膮 ochot臋 na kolejne piwo. Odni贸s艂 wra偶enie, 偶e w okolicy a偶 roi si臋 od wariat贸w. Potrzebowa艂 czego艣 mocniejszego, 偶eby oprze膰 si臋 pokusie do艂膮czenia do ich grona.
Callie spojrza艂a na zegarek i zagryz艂a wargi. Gra艂a ju偶 z Romeem, jak kaza艂 si臋 nazywa膰 m艂ody przeciwnik, ponad trzy godziny, Ian pewnie wychodzi艂 z siebie. Wola艂a jednak o tym nie my艣le膰.
殴le oceni艂a Romea. Ch艂opak przywyk艂 do towarzystwa 艂adnych kobiet. Nie mog艂a wyprowadzi膰 go z r贸wnowagi demonstrowaniem swoich wdzi臋k贸w i musia艂a polega膰 wy艂膮cznie na warsztacie. Mia艂a ochot臋 zapi膮膰 si臋 pod szyj臋, gdyby nie to, 偶e obawia艂a si臋, i偶 b臋dzie to oznak膮 s艂abo艣ci.
Zmarszczy艂a brwi, obserwuj膮c dwie bile znajduj膮ce si臋 jeszcze na stole. Jedna z nich le偶a艂a tu偶 przy 艂uzie. Niestety, druga wyl膮dowa艂a na 艣rodku sto艂u. B臋dzie musia艂a uderzy膰 „hakiem", 偶eby poradzi膰 sobie obiema. W domu nie mia艂a z tym najmniejszych trudno艣ci, ale teraz czu艂a si臋 zdekoncentrowana. Denerwowa艂a j膮 oboj臋tno艣膰 przeciwnika. Romeo wygra艂 ju偶 i tak sporo pieni臋dzy. Je艣li teraz sfuszeruje to uderzenie, b臋dzie musia艂a przerwa膰 gr臋.
Spojrza艂a na siedz膮cego w k膮cie wsp贸lnika. Wygl膮da艂 jak manekin. S艂ysza艂a ju偶 o nim. Zawsze wybiera艂 m艂odych i najlepszych. Wyci膮ga艂 z nich p贸藕niej kup臋 szmalu. Lubi艂 ryzyko i przygod臋, chocia偶 nigdy nie dawa艂 po sobie pozna膰, 偶e gra go podnieca.
Callie wzi臋艂a g艂臋boki oddech i postanowi艂a p贸j艣膰 na ca艂o艣膰.
- Musz臋 si臋 spieszy膰 - mrukn臋艂a. - Czeka na mnie przyjaciel. Zagrajmy teraz o podw贸jn膮 stawk臋...
- Podw贸jn膮? - Romeo za艣mia艂 si臋 g艂o艣no. - Nie szkoda ci pieni臋dzy?
Callie nawet na niego nie spojrza艂a. Ca艂y czas obserwowa艂a wsp贸lnika, w nadziei 偶e uda jej si臋 wyczyta膰 co艣 z kamiennej twarzy. Gdyby teraz wygra艂a, mia艂aby do艣膰 pieni臋dzy, 偶eby wybra膰 si臋 na turniej. Gdyby przegra艂a... C贸偶, Ian prawdopodobnie nie darowa艂by jej tego do ko艅ca 偶ycia.
Kuk艂a z k膮ta pokiwa艂a g艂ow膮, jakby kto艣 poci膮gn膮艂 za sznurki. Callie spojrza艂a na bile. Opar艂a si臋 pokusie zakrycia twarzy d艂o艅mi.
Na pewno ci si臋 uda, m贸wi艂a sobie. Robi艂a艣 to przecie偶 w domu setki razy. Co innego jednak gra膰 w zaciszu domowej biblioteki, a co innego zrobi膰 co艣 dla pieni臋dzy. Callie zdawa艂a sobie z tego spraw臋. Nerwy mia艂a napi臋te jak postronki.
U艂o偶y艂a ostro偶nie d艂o艅 na suknie i uderzy艂a bil臋. Odwr贸ci艂a si臋, 偶eby nie patrze膰, co si臋 dzieje. Po chwili zerkn臋艂a na st贸艂. Bila znajdowa艂a si臋 dok艂adnie tam, gdzie by膰 powinna.
- Do licha! - krzykn膮艂 z podziwem Romeo. - To mi dopiero uderzenie!
Dziewczyna stwierdzi艂a z ulg膮, 偶e nie ma w nim cho膰by odrobiny wrogo艣ci. Zawodowcy zawsze walczyli zajadle, potrafili jednak przegrywa膰. Uderzy艂a bil臋 po raz ostatni i opad艂a bez si艂y na krzes艂o. Wsp贸lnik wr臋czy艂 jej pieni膮dze i wyszed艂 bez s艂owa.
Romeo u艣miechn膮艂 si臋 do niej.
- Wiesz, Doc, jeste艣 naprawd臋 znakomita! Mo偶e zagramy teraz dla przyjemno艣ci?
Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i pog艂adzi艂a ulubiony kij, kt贸ry zabra艂a ze sob膮 w podr贸偶.
- Naprawd臋 kto艣 na mnie czeka. Mieli艣my wyjecha膰 z miasta par臋 godzin temu. Boj臋 si臋, 偶e mnie teraz oskalpuje.
Romeo otoczy艂 j膮 ramieniem. Wyszli z ma艂ej salki i skierowali si臋 do baru.
- Je艣li chcesz, mog臋 by膰 twoim gorylem - zaproponowa艂.
Callie u艣miechn臋艂a si臋 pod nosem.
- Nie, nie... Jako艣 sobie poradz臋.
- Nast臋pnym razem licz臋 na rewan偶.
Poklepa艂a go po plecach.
- Jasne. Jak tylko b臋d臋 w okolicy...
Od paru chwil szuka艂a wzrokiem Iana. Dostrzeg艂a go dopiero teraz. Tak jak si臋 spodziewa艂a, by艂 w艣ciek艂y. Kiedy spojrza艂 na Romea, poblad艂 i zacisn膮艂 pi臋艣ci. Odsun臋艂a si臋 odruchowo od partnera i pos艂a艂a 艂anowi b艂agalne spojrzenie. Nic nie pomaga艂o. By艂 chory z zazdro艣ci.
Po偶egna艂a si臋 pospiesznie z graczem i podesz艂a do Iana.
- Gotowy? - spyta艂a. - Zaraz wyje偶d偶amy.
Zmierzy艂 dziewczyn臋 niech臋tnym spojrzeniem i wyci膮gn膮艂 oskar偶ycielski palec w stron臋 rozpi臋tej bluzki. Zachowywa艂 si臋 tak, jakby jej w og贸le nie s艂ysza艂.
- Dlaczego jej po prostu nie zdejmiesz? - spyta艂 sarkastycznym tonem.
Callie wpad艂a w z艂o艣膰.
- Sk膮d wiesz, 偶e tego nie zrobi艂am?
Oczy Iana b艂ysn臋艂y z艂owrogo. Poczu艂a, 偶e zimny dreszcz przebieg艂 jej po plecach. Nie chcia艂a si臋 jednak podda膰.
- Gdzie Devon? - spyta艂a.
- Wyszed艂 dwie i p贸艂 godziny temu.
- Dowiedzia艂e艣 si臋, o co chodzi?
Wzruszy艂 ramionami.
- Facet ma nie po kolei w g艂owie i... - zawiesi艂 g艂os - jakie艣 k艂opoty. Ale nie chce o nich m贸wi膰. Pr贸bowa艂em r贸偶nych sposob贸w.
- Wiem, 偶e jeste艣 na mnie w艣ciek艂y - powiedzia艂a. - Powiniene艣 mnie jednak najpierw wys艂ucha膰... Mia艂am swoje powody...
- Nie mam w膮tpliwo艣ci, 偶e zawsze znajdzie si臋 pow贸d, 偶eby ob艣ciskiwa膰 si臋 z jakim艣 szczeniakiem - warkn膮艂. - Sko艅czy艂a艣 ju偶?
Callie zagryz艂a wargi. Nie zas艂u偶y艂a na takie traktowanie.
- Wypchaj si臋 - wykrztusi艂a w ko艅cu. - Id臋 do samochodu.
- Ka偶da potrafi uciec - sykn膮艂 i z艂apa艂 j膮 za rami臋.
- Co to ma znaczy膰? - krzykn臋艂a, pr贸buj膮c wyrwa膰 si臋 z jego u艣cisku. - Daj mi spok贸j.
- Uwa偶aj lepiej... - powiedzia艂 z b艂yskiem w oczach.
- Czy to gro藕ba? - spyta艂a.
- Zapewne tak - mrukn膮艂.
Callie wiedzia艂a, 偶e Ian nie chce jej skrzywdzi膰. Nie nale偶a艂 do m臋偶czyzn stosuj膮cych przemoc wobec kobiet. Bez s艂owa protestu da艂a si臋 wyprowadzi膰 na zewn膮trz.
- Zrobi艂am to dla ciebie...
- Mhm - mrukn膮艂.
- Naprawd臋...
- Jasne.
Otworzy艂 drzwi i wepchn膮艂 j膮 do samochodu. Przeszed艂 na drug膮 stron臋 i wsun膮艂 si臋 na swoje miejsce. Dziewczyna kaszln臋艂a cicho.
- Hm... Czy mo偶esz powiedzie膰, ile piw wypi艂e艣 w barze? - spyta艂a ostro偶nie.
- Nie tw贸j interes. Nie jestem pijany, je艣li to masz na my艣li. Zapnij pasy.
Callie zastanawia艂a si臋, co robi膰. Nie chcia艂a si臋 wdawa膰 w zb臋dne dyskusje, Ian wprawdzie wygl膮da艂 na pijanego, ale pozory mog艂y przecie偶 myli膰. Wuj Quincy wygl膮da艂 czasami na zupe艂nie trze藕wego, a by艂 zalany w trupa.
Patrzy艂a na niego z niepokojem, Ian przesun膮艂 si臋 w jej kierunku i napar艂 na ni膮 ca艂ym cia艂em. Nawet nie usi艂owa艂a si臋 broni膰. Czu艂a, 偶e 藕r贸d艂em gniewu jest jego zraniona duma. Poca艂owa艂 j膮, a nast臋pnie przytuli艂 do siebie.
- Doprowadzasz mnie do szale艅stwa - szepn膮艂. - Nie mog臋 ju偶 tego znie艣膰, Callie. Godzinami my艣la艂em o tym, jak ten facet si臋 w ciebie wpatruje, a potem nagle pojawili艣cie si臋 obj臋ci. My艣la艂em, 偶e st艂uk臋 go na kwa艣ne jab艂ko...
- Zupe艂nie niepotrzebnie...
Ian odsun膮艂 si臋 troch臋 i spojrza艂 jej g艂臋boko w oczy.
- Czy ty naprawd臋 nic nie rozumiesz? - spyta艂.
Callie zaczerwieni艂a si臋. Nie mog艂a wydusi膰 z siebie s艂owa. Na szcz臋艣cie Ian nie czeka艂 na odpowied藕. Usiad艂 prosto i powiedzia艂:
- Uspok贸j si臋. Przez ostatnie dwie godziny pi艂em tylko kaw臋.
- Nic dziwnego, 偶e tak wygl膮dasz - zauwa偶y艂a. - Za du偶o kofeiny to te偶 niedobrze.
Spojrza艂 na ni膮 z wyrzutem. Atmosfera w samochodzie stawa艂a si臋 nie do zniesienia.
- Co si臋 tam dzia艂o? - spyta艂 w ko艅cu.
- Opowiem ci po drodze - powiedzia艂a. - Musimy si臋 pospieszy膰.
Ian przypomnia艂 sobie, 偶e czeka ich d艂uga droga. Ruszy艂 ostro. Pop臋dzili na 艂eb na szyj臋 do motelu. Oboje nawet nie zwr贸cili uwagi na jad膮cy za nimi samoch贸d.
- Nareszcie zrobi艂e艣 co艣 porz膮dnie - powiedzia艂 Quincy, patrz膮c na 艣wiat艂a oddalaj膮cego si臋 pojazdu. - Wygl膮da na to, 偶e jad膮 na turniej do Carlisle.
Devon a偶 poczerwienia艂 z dumy.
- Rzuci艂em to na przyn臋t臋, a ona natychmiast da艂a si臋 z艂apa膰 - wyja艣ni艂.
- Znakomicie! - Quincy nie kry艂 podziwu dla przyjaciela.
Jeszcze przez chwil臋 stali przed motelem, a nast臋pnie ruszyli w przeciwnym kierunku. Quincy przez chwil臋 b臋bni艂 palcami po kierownicy. Kto wie, mo偶e powinien ich ponownie zadenuncjowa膰. Dzisiaj omal nie zepsuli wszystkiego. Ba艂 si臋, 偶e je艣li pozostan膮 na wolno艣ci, pr臋dzej czy p贸藕niej wejd膮 mu w parad臋.
Czu艂 jednak, 偶e nie potrafi tego zrobi膰. Callie zbyt wiele dla niego znaczy艂a. Poza tym dzi臋ki turniejowi w Carlisle zyska艂 sporo czasu. Jako艣 to b臋dzie. Nie ma powodu, 偶eby znowu miesza膰 do ca艂ej sprawy policj臋. Zw艂aszcza 偶e, jak wida膰, dziewczynie nie uda艂o si臋 rozszyfrowa膰 informacji, kt贸r膮 jej nagra艂.
- Co teraz? - spyta艂 Devon.
Quincy poklepa艂 go po plecach.
- Wszystko zgodnie z planem. Niech czekaj膮 i dr偶膮 ze strachu...
- My艣l臋, 偶e powinni艣my zawiadomi膰 o wszystkim policj臋 - wtr膮ci艂 nie艣mia艂o Devon.
- Zwariowa艂e艣! Wielki szef podsunie im zaraz Lincolna. Nie b臋dzie im si臋 chcia艂o sprawdza膰, czy jest naprawd臋 winny...
Devon pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- My艣l臋, 偶e powinni艣my da膰 zna膰 policji. Mam z艂e przeczucia...
Quincy spojrza艂 z niedowierzaniem na przyjaciela.
- To do ciebie niepodobne. Gdzie twoja krew szlachetnych kowboj贸w?...
Devon spojrza艂 niech臋tnie na bia艂y str贸j.
- Daj spok贸j tym przebierankom. Boj臋 si臋, 偶e stanie si臋 co艣 z艂ego.
Quincy otworzy艂 szeroko usta i gapi艂 si臋 na przyjaciela przez okr膮g艂膮 minut臋.
- Ja te偶 - wykrztusi艂 w ko艅cu. - Tylko g艂upcy si臋 nie boj膮.
Ian siedzia艂 na rogu 艂贸偶ka w pokoju Callie i nerwowo skuba艂 koc. Chcia艂 wybra膰 si臋 na prywatny turniej, ale dziewczyna nalega艂a, 偶eby zosta艂 w motelu. Powiedzia艂a, 偶e na takie okazje m臋偶czy藕ni ubieraj膮 si臋 uroczy艣cie, a oni nie maj膮 pieni臋dzy na wypo偶yczenie smokingu, Ian pomy艣la艂, 偶e gdyby nawet zdobyli fors臋, to i tak pojawi艂yby si臋 nowe wym贸wki. Mia艂 ju偶 tego dosy膰.
Spojrza艂 na br膮zow膮 torb臋, w kt贸rej znajdowa艂 si臋 jej kij bilardowy. Wczoraj u偶y艂a go po raz pierwszy. Nie znosi艂 go, gdy偶 kij przypomina艂 o 偶yciu, jakie prowadzi艂a.
- O czym my艣lisz? - spyta艂a, wychodz膮c z mokrymi w艂osami z 艂azienki.
Ian oniemia艂, widz膮c j膮 w dwucz臋艣ciowym bia艂ym stroju, przylegaj膮cym dok艂adnie do 艣wie偶ej i j臋drnej sk贸ry. Mia艂 wra偶enie, 偶e Callie jest niemal naga.
- Do licha, Callie! Czy nie mo偶esz zrezygnowa膰 z tych sztuczek?
Mia艂 ochot臋 po艂o偶y膰 j膮 na kolanie i da膰 mocno w pup臋. A potem?... Potem zaj膮艂by si臋 u艣mierzaniem b贸lu. Dziewczyna pokr臋ci艂a przecz膮co g艂ow膮.
- Poradzi艂aby艣 sobie i bez tego.
- By膰 mo偶e. Wola艂abym jednak, 偶eby艣 si臋 nie wtr膮ca艂 w moje sprawy - odezwa艂a si臋. - Ja nie m贸wi臋 ci, jak masz prowadzi膰 firm臋, wi臋c daj spok贸j mojej karierze...
- Karierze? - powt贸rzy艂, pukaj膮c si臋 w czo艂o. - Nie b膮d藕 艣mieszna! Szulerka to 偶adna kariera!
Dziewczyna zacisn臋艂a wargi. Wyj臋艂a z torebki portmonetk臋, odliczy艂a pi臋膰set dolar贸w, a reszt臋 poda艂a 艂anowi.
- Trzymaj. To b臋dzie nam musia艂o wystarczy膰 na dalsze poszukiwania, je艣li... - zawiesi艂a g艂os. - Wiesz dobrze, o co chodzi.
Ian przyj膮艂 pieni膮dze ze wstydem. Zakl膮艂, kiedy dziewczyna starym zwyczajem wsadzi艂a pieni膮dze za stanik. Callie nie s艂ucha艂a go. Chwyci艂a torb臋 z kijem i podesz艂a do drzwi.
- B膮d藕 grzeczny - rzuci艂a na odchodnym.
- Przez ciebie dostan臋 ob艂臋du - szepn膮艂. - Czy nigdy si臋 nie zmienisz?
- Nigdy - odpar艂a.
Z艂apa艂 j膮 za rami臋.
- Callie!...
Zdo艂a艂a si臋 jako艣 wyrwa膰 i chwyci艂a za klamk臋.
- Mam ju偶 dosy膰 tych ci膮g艂ych poucze艅 - powiedzia艂a ze z艂o艣ci膮. - Znajd藕 sobie jak膮艣 zahukan膮 kobiet臋, z kt贸r膮 mo偶esz mie膰 gromadk臋 dzieciak贸w. M贸g艂by艣 je wtedy poucza膰 od rana do nocy! - krzykn臋艂a ju偶 na korytarzu i zatrzasn臋艂a mu drzwi tu偶 przed nosem.
Ian zacisn膮艂 pi臋艣ci.
- Ju偶 znalaz艂em - szepn膮艂.
Mia艂 zamiar da膰 Callie nauczk臋. Musia艂 tylko zadzwoni膰 do ojca.
Callie przechadza艂a si臋 po patio i co jaki艣 czas pozdrawia艂a starych znajomych. Dochodzi艂a druga. Mimo wrze艣nia s艂o艅ce pra偶y艂o niemi艂osiernie. Jednak nie rezygnowa艂a z przechadzki. Wiedzia艂a doskonale, 偶e wuj uwielbia s艂o艅ce.
Zauwa偶y艂a, 偶e w艣r贸d graczy znajduje si臋 wiele os贸b z towarzystwa. Nie by艂 to 偶aden komplement. Ci ludzie mieli po prostu du偶o pieni臋dzy i lubili co jaki艣 czas zabawi膰 si臋 w tak niekonwencjonalny spos贸b. Callie pogardza艂a nimi w g艂臋bi duszy. Dlatego te偶 zwykle nie bra艂a udzia艂u w tego rodzaju turniejach.
- Wiele o tobie ostatnio my艣la艂em, Doc... - us艂ysza艂a za plecami.
Callie odwr贸ci艂a si臋 i u艣miechn臋艂a, widz膮c Dynamite Dana.
- Dan! Jak si臋 miewasz?!
- 艢wietnie. - Dan przyjrza艂 si臋 jej uwa偶nie, lecz po przyjacielsku. - Ty zdaje si臋 te偶... Jaki艣 facet szuka艂 ci臋 przed tygodniem. Znalaz艂 ci臋 w ko艅cu?
Skin臋艂a g艂ow膮.
- To znajomy wuja Quincy'ego - wyja艣ni艂a.
- A w艂a艣nie. Co z Quincym? Nie widzia艂em go chyba ze sto lat...
- Ja te偶 - powiedzia艂a. - Mam nadziej臋, 偶e znajd臋 go dzisiaj. Chcia艂abym si臋 dowiedzie膰, co u niego s艂ycha膰.
Wiesz, jaki jest. Bez przerwy pakuje si臋 w nowe k艂opoty.
Dynamite roze艣mia艂 si臋 i wyci膮gn膮艂 w jej stron臋 kieliszek szampana, kt贸ry wzi膮艂 z tacy przyniesionej w艂a艣nie przez kelnera.
- Nie, dzi臋kuj臋. - Pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Musz臋 by膰 dzisiaj zupe艂nie trze藕wa.
Nie wiedzia艂a, co si臋 dzieje. Quincy powinien si臋 ju偶 tu zjawi膰. Nigdy nie omija艂 podobnych imprez. A mo偶e posila si臋 w艂a艣nie w bufecie...
- Musz臋 ju偶 i艣膰 - stwierdzi艂a. - Jeszcze chwila, a spal臋 si臋 na raka.
- Na razie. Spotkamy si臋 przy sto艂ach. - Pokiwa艂 jej r臋k膮.
Oddali艂a si臋 ju偶 艂adnych par臋 metr贸w, kiedy ponownie us艂ysza艂a g艂os Dana:
- Hej, to chyba ten facet!
- Co?!
Odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a we wskazanym kierunku. Otworzy艂a usta ze zdziwienia. W drzwiach prowadz膮cych na patio sta艂 Ian. Mia艂 na sobie czarny smoking, muszk臋 i plisowan膮 hiszpa艅sk膮 koszul臋.
Poczu艂a, 偶e serce wali jej m艂otem. Nigdy jeszcze nie widzia艂a go w uroczystym stroju. Wygl膮da艂 wspania艂e!
Ale co tu, u diab艂a, robi? I sk膮d wytrzasn膮艂 smoking i koszul臋? Zmru偶y艂a oczy, widz膮c jak膮艣 wyfiokowan膮 panienk臋, kt贸ra podesz艂a do niego i wzi臋艂a go pod rami臋. Nigdy dot膮d nie mia艂a tak morderczych my艣li. Mia艂a ochot臋 podej艣膰 i pokaza膰 tej paniusi, gdzie jest jej miejsce.
Omal nie p臋k艂a ze z艂o艣ci widz膮c, jak panienka prowadzi Iana do grupy przyjaci贸艂ek, Ian zacz膮艂 opowiada膰 jakie艣 dowcipy. Kobiety zanosi艂y si臋 艣miechem. Wygl膮da艂o na to, 偶e wszyscy znakomicie si臋 bawi膮.
Callie zacisn臋艂a d艂onie. Czu艂a, jak paznokcie wbijaj膮 jej si臋 w cia艂o. Mia艂a ochot臋 wydrapa膰 im wszystkim oczy.
- Wygl膮da na to, 偶e si臋 tutaj zadomowi艂 - skomentowa艂 Dan. - Zawsze podziwia艂em m臋偶czyzn, kt贸rzy potrafi膮 radzi膰 sobie z kobietami. Dzi臋ki temu gra staje si臋 ciekawsza. ..
Callie nie s艂ucha艂a go jednak. By艂a w艣ciek艂a. Jak 艣mia艂 robi膰 z siebie widowisko?! I to teraz, przy niej... Z艂apa艂a kieliszek i wychyli艂a go duszkiem.
- Na razie, Dan - wymamrota艂a, kieruj膮c si臋 w stron臋 grupy kobiet.
Mia艂a zamiar wys艂a膰 Iana z powrotem do hotelu. Mia艂by tam czas, 偶eby zastanowi膰 si臋 nad swoim zachowaniem.
Kiedy Ian zobaczy艂, 偶e dziewczyna si臋 zbli偶a, uda艂, 偶e jej nie dostrzega. Wci膮偶 flirtowa艂 z postawn膮, rudow艂os膮 pi臋kno艣ci膮. Callie by艂a tu偶-tu偶.
- Strasznie zg艂odnia艂em - powiedzia艂 z emfaz膮 i wzi膮艂 rud膮 za r臋k臋. - Chod藕my do bufetu, kochanie.
Kobieta zatrzepota艂a rz臋sami.
- Dobrze, kotku. A potem znajdziemy sobie jakie艣 mi艂e gniazdeczko, 偶eby si臋 lepiej pozna膰...
Kochanie! Kotku! Callie nie mog艂a uwierzy膰 w艂asnym uszom. Mia艂a ochot臋 oboje udusi膰 go艂ymi r臋kami.
Ian przepu艣ci艂 rud膮 przodem i odwr贸ci艂 si臋 do niej plecami. W艂a艣nie chcia艂a rzuci膰 si臋 na nich jak lwica, kiedy kto艣 zacz膮艂 wypytywa膰 j膮 o Quincy'ego.
- Nie, nie wiem gdzie jest - odrzek艂a. - Te偶 dawno go nie widzia艂am.
Rozgl膮da艂a si臋 doko艂a zastanawiaj膮c si臋, jak pozby膰 si臋 natr臋ta. Facet w ko艅cu odczepi艂 si臋 sam, ale Ian i rudow艂osa pi臋kno艣膰 znikn臋li tymczasem z pola widzenia.
Zmarszczy艂a brwi. To niemo偶liwe, 偶eby nikt do tej pory nie zauwa偶y艂 Quincy'ego. Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e raz jeszcze ponie艣li pora偶k臋.
Po chwili do艂膮czyli do niej trzej nast臋pni kumple wuja. Nie mia艂a czasu na poszukiwanie Iana. Znowu zacz膮艂 j膮 bole膰 z膮b. Gaw臋dzi艂a z graczami, staraj膮c si臋 dowiedzie膰 jak najwi臋cej o wuju. Z trudem udawa艂o jej si臋 zachowa膰 pozory spokoju. Ca艂y czas zastanawia艂a si臋, czy Ian i ruda s膮 jeszcze w bufecie, czy mo偶e ju偶 w „gniazdeczku".
W ko艅cu po偶egna艂a si臋 z m臋偶czyznami i skierowa艂a pospiesznie w stron臋 bufetu. Do licha, nie mog艂a si臋 przecie偶 zakocha膰 w lanie. Zna艂a go zaledwie tydzie艅...
Wiedzia艂a jednak, 偶e pr贸buje si臋 oszukiwa膰, Ian sta艂 si臋 nagle ca艂ym jej 偶yciem. Uczucie do Stevena budzi艂o si臋 w niej powoli, z wysi艂kiem... Ian wydoby艂 z niej wszystko co najlepsze w ci膮gu zaledwie paru dni. A mo偶e nawet paru godzin? Nie zastanawia艂a si臋 nad tym. Wiedzia艂a tylko, 偶e pokocha艂a go nagle. I mia艂a nadziej臋, 偶e to uczucie sko艅czy si臋 tak szybko, jak si臋 zacz臋艂o.
Odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 grupy przyjaci贸艂. Chcia艂a dowiedzie膰 si臋 czego艣 o Quincym i... cho膰 na chwil臋 zapomnie膰 o 艂anie.
Rozdzia艂 10
Ian rozejrza艂 si臋 z niepokojem po sali. Gdzie, do diab艂a, podziewa si臋 Callie? Rudow艂osa pi臋kno艣膰 zaci膮gn臋艂a go do k膮ta i obliza艂a 艂akomie wargi. W zasadzie nie mia艂 nic przeciwko agresywnym kobietom. Pod warunkiem 偶e zna艂y granice, poza kt贸re nie powinny si臋 posun膮膰. Ruda jednak wygl膮da艂a na tak膮, kt贸rej obce jest samo poj臋cie granic...
Oczywi艣cie zna艂 te偶 kobiety, kt贸rym nie potrafi艂by si臋 oprze膰. Na przyk艂ad Callie... Jednak ruda w najmniejszym nawet stopniu mu jej nie przypomina艂a. Po艂o偶y艂 d艂onie na jej ramionach, 偶eby utrzyma膰 odpowiedni dystans. Nagle zobaczy艂 Callie, kt贸ra nadci膮ga艂a niczym chmura gradowa, Ian pog艂adzi艂 rud膮 po ramieniu.
- Nareszcie ci臋 zdyba艂am - warkn臋艂a Callie, 艂api膮c go za r臋k臋. - Najwy偶szy czas, kochanie, 偶eby艣 wzi膮艂 lekarstwo. Pami臋tasz, co m贸wi艂 lekarz? Nigdy si臋 nie pozb臋dziesz tej choroby, je艣li nie b臋dziesz regularnie przyjmowa艂 proszk贸w...
- Choroby? - powt贸rzy艂a ruda, cofaj膮c si臋 mimowolnie.
Callie u艣miechn臋艂a si臋 promiennie do zaniepokojonej kobiety.
- Nie przejmuj si臋, z艂otko. Doktor twierdzi, 偶e nie ma z tym teraz 偶adnych problem贸w. No, chyba 偶e jest si臋 uczulonym na penicylin臋 - doda艂a po chwili namys艂u.
Kobieta otworzy艂a szeroko usta.
- Prze... Przepraszam - wybe艂kota艂a. - W艂a艣nie widzia艂am piel臋... to jest przyjaci贸艂ki. Musz臋 zasi臋... To znaczy pogada膰.
- Krzy偶yk na drog臋 - mrukn臋艂a Callie.
Rudow艂osa znikn臋艂a im z pola widzenia.
- Wci膮偶 te nieczyste zagrywki - westchn膮艂 Ian, opar艂szy si臋 o 艣cian臋.
- Ciekawe, jak wobec tego nazwiesz sw贸j ma艂y flirt, co?! - spyta艂a gniewnie. - Mia艂e艣 przecie偶 zosta膰 w motelu...
- Postanowi艂em si臋 troch臋 rozerwa膰 - odrzek艂, wzruszaj膮c ramionami. - Mnie te偶 si臋 co艣 od 偶ycia nale偶y...
- To ja si臋 niby tutaj bawi臋?! - wykrzykn臋艂a z oburzeniem. - A kto szuka Quincy'ego?
Nie czeka艂a na odpowied藕. Chwyci艂a Iana za rami臋 i zacz臋艂a ci膮gn膮膰 w stron臋 wyj艣cia.
- Masz mi si臋 tutaj nie pl膮ta膰! S艂ysza艂e艣?! Wracaj natychmiast do motelu!
Ian nie opiera艂 si臋, ale patrzy艂 na ni膮 z drwi膮c膮 min膮.
- I kto to m贸wi? - mrukn膮艂.
- Ja! Rozumiesz? Do licha, Ian, czy wiesz za kogo wzi臋艂a ci臋 ta ruda?
- Za interesuj膮cego m臋偶czyzn臋 - odrzek艂 z u艣miechem.
Callie poczerwienia艂a z gniewu.
- Wiesz dobrze, 偶e nie... - wymamrota艂a. - Nie rozumiem, o co ci chodzi?
- O nic. Powiedz lepiej, jak podoba ci si臋 smoking?
Callie zerkn臋艂a na eleganckie ubranie. Teraz zauwa偶y艂a r贸wnie偶, 偶e wszystko by艂o najwy偶szej jako艣ci. Nawet czarne lakierki, na kt贸re wcze艣niej nie zwr贸ci艂a uwagi.
- Idziemy! - warkn臋艂a i zacz臋艂a go ponownie ci膮gn膮膰 w stron臋 wyj艣cia.
Mog艂a sobie bez trudu wyobrazi膰, jakie wra偶enie robi艂 na bogatych, znudzonych paniach z towarzystwa.
- Nigdzie nie id臋. Powiedzia艂em przecie偶, 偶e chc臋 si臋 zabawi膰...
Wyswobodzi艂 si臋 z jej u艣cisku.
- Ian, je艣li natychmiast st膮d nie wyjdziesz, to przysi臋gam, 偶e...
- Hej, Doc! - us艂ysza艂a czyj艣 d藕wi臋czny g艂os. - Tw贸j numer!
Wszyscy gracze otrzymali tu偶 po przybyciu numery oraz odpowiednich partner贸w z „towarzystwa". Wygrywaj膮cy z ka偶dej pary mia艂 przej艣膰 dalej i tak a偶 do wy艂onienia ostatecznego zwyci臋zcy. Z rozm贸w zorientowa艂a si臋, 偶e nie spotka tu Quincy'ego. Ale wp艂aci艂a ju偶 偶膮dan膮 sum臋 i nie chcia艂a rezygnowa膰 z tych pieni臋dzy. Nawet ci, kt贸rzy zaj臋liby dalsze miejsca, mieli wygra膰 znacznie wi臋cej ni偶 zainwestowali.
Spojrza艂a na Iana.
- Musz臋 zagra膰 - powiedzia艂a. - Uwa偶aj, 偶eby nie wpakowa膰 si臋 w k艂opoty.
Ian wzruszy艂 ramionami.
- Jasne, zawsze uwa偶am...
Callie odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie. Za plecami us艂ysza艂a cichy 艣miech Iana. Policzy sicz nim p贸藕niej, w motelu...
Okaza艂o si臋, 偶e powinna pomy艣le膰 o tym wcze艣niej. Niczym nie zra偶ony Ian przeszed艂 bowiem za ni膮 do sali bilardowej i zacz膮艂 emablowa膰 kolejne panie. Callie nie mog艂a skoncentrowa膰 si臋 na grze.
Najpierw zdj膮艂 muszk臋 i rozpi膮艂 dwa guziki hiszpa艅skiej koszuli. Nast臋pnie spyta艂 pulchn膮 brunetk臋, czyjej r贸wnie偶 jest tak gor膮co. Nagabni臋ta zachichota艂a i spojrza艂a na niego spod p贸艂przymkni臋tych powiek. Callie zdenerwowa艂a si臋 i spud艂owa艂a haniebnie. Na szcz臋艣cie jej partner uczy艂 si臋 chyba gry w bilard od lokaja i po chwili znowu przej臋艂a kontrol臋 nad sytuacj膮. Kiedy uderzy艂a celnie bia艂膮 bil臋, Ian rozpi膮艂 trzeci guzik. Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e ma zamiar rozebra膰 si臋 do naga.
Uda艂o jej si臋 umie艣ci膰 w luzach nast臋pne dwie bile. W tym czasie rozpi膮艂 czwarty guzik, co by艂o ju偶 spor膮 ekstrawagancj膮, nawet w spragnionym zabawy towarzystwie. Dziewczyna uderzy艂a z w艣ciek艂o艣ci膮 bia艂膮 bil臋, kt贸ra wpad艂a do 艂uzy tu偶 za bil膮 z jej dru偶yny. Spojrza艂a z przera偶eniem na st贸艂. Co艣 takiego nie zdarzy艂o jej si臋, od kiedy sko艅czy艂a pi臋tna艣cie lat! Nie mog艂a uwierzy膰 w艂asnym oczom. W zasadzie powinna teraz z艂ama膰 kij i nigdy ju偶 nie wraca膰 do gry. Pomy艣la艂a, 偶e zabije Iana.
Uda艂o jej si臋 spokojnie pogratulowa膰 przeciwnikowi zwyci臋stwa Kiedy si臋 odwr贸ci艂a, po 艂anie nie by艂o nawet 艣ladu.
Ian si臋gn膮艂 po kieliszek szampana i spokojnie czeka艂 na Callie. Wyda艂 praktycznie wszystkie pieni膮dze, ale wcale si臋 tym nie martwi艂. Zadzwoni艂 wcze艣niej do ojca z pro艣b膮 o czek i otrzyma艂 zapewnienie, 偶e dostanie go jutro rano. Co prawda mia艂 wyrzuty sumienia, 偶e miesza rodzic贸w do tej sprawy, ale nie chcia艂 pozwoli膰, by Callie utrzymywa艂a ich oboje ze swojej gry.
Obserwowa艂 drzwi wiod膮ce na patio. W ko艅cu si臋 pojawi艂a. B艂臋kitne oczy ciska艂y b艂yskawice, Ian przygl膮da艂 si臋 jej z prawdziw膮 przyjemno艣ci膮. Ledwo si臋 powstrzymywa艂, 偶eby nie wybuchn膮膰 艣miechem.
- Gdzie tw贸j harem?! - krzykn臋艂a, zbli偶ywszy si臋 do niego na odleg艂o艣膰 paru metr贸w.
Niekt贸rzy go艣cie spojrzeli na ni膮 z zainteresowaniem. Wi臋kszo艣膰 jednak wydawa艂a si臋 potwornie znudzona.
- Harem? - powt贸rzy艂 z udanym zdziwieniem.
- Powinnam raczej powiedzie膰: kurnik - warkn臋艂a, Ian u艣miechn膮艂 si臋 przyja藕nie i wyci膮gn膮艂 w jej stron臋 kieliszek szampana.
- A co? Chcesz si臋 przy艂膮czy膰?
Zmierzy艂a go wzrokiem, zastanawiaj膮c si臋, czy zabi膰 go teraz, czy te偶 poczeka膰 z egzekucj膮 i przygotowa膰 jakie艣 wyszukane tortury.
- Wola艂abym od razu p贸j艣膰 na ros贸艂!
Ian roze艣mia艂 si臋.
- Na niewiele by艣 si臋 zda艂a. Bardzo chude z ciebie kurcz膮tko - rzek艂, dotykaj膮c jej ramienia.
Odtr膮ci艂a go z w艣ciek艂o艣ci膮.
- Mam wra偶enie, 偶e nie spotkamy tu wuja - powiedzia艂a. - Je艣li ju偶 sko艅czy艂e艣, mo偶emy jecha膰... I... - zawaha艂a si臋 - zapnij koszul臋.
Ian wskaza艂 palcem jej biust.
- Zr贸bmy to razem - zaproponowa艂.
Callie obla艂a si臋 rumie艅cem. Poczu艂a si臋 ura偶ona.
Jednocze艣nie wiedzia艂a, 偶e Ian ma racj臋. W bardzo prosty spos贸b da艂 jej odczu膰, jak musi wygl膮da膰 jej zachowanie w oczach os贸b postronnych.
- Wszystko jedno - odpar艂a. - Ja w ka偶dym razie id臋 do domu. Mo偶esz robi膰, co ci si臋 偶ywnie podoba. Nie musisz si臋 spieszy膰...
Ian zakl膮艂 pod nosem widz膮c, jak dziewczyna wybiega z sali. Zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi i pobieg艂 za ni膮. Dopiero teraz zrozumia艂, 偶e posun膮艂 si臋 za daleko. Powinien chyba przeprosi膰...
Dogoni艂 j膮 dopiero na zewn膮trz.
- Callie, przepraszam za wszystko... Wyg艂upia艂em si臋 tylko.
- Nic nie szkodzi - szepn臋艂a, unikaj膮c jego wzroku.
Niestety, nie uda艂o si臋. Wci膮偶 by艂a obra偶ona. Jechali w milczeniu. Callie chcia艂o si臋 p艂aka膰, Ian trzyma艂 kierownic臋, jakby to by艂o ko艂o ratunkowe. Oboje byli zdenerwowani.
Callie pomy艣la艂a, 偶e w 偶aden spos贸b nie uniknie przeznaczenia. Los przeznaczy艂 j膮 na szulerk臋 i wi臋藕niark臋. Nie mia艂a si艂y, 偶eby walczy膰 o co艣 lepszego.
Wysiad艂a z samochodu i ruszy艂a w stron臋 motelu, nie ogl膮daj膮c si臋 za siebie, Ian zamkn膮艂 samoch贸d i pospieszy艂 za ni膮. S艂ysza艂a jego kroki na 偶wirowej 艣cie偶ce. Nie pr贸bowa艂a ucieka膰. Z wysi艂kiem podnios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a na niebo. Ci臋偶ka o艂owiana chmura zawis艂a wprost nad miasteczkiem. Mia艂a wra偶enie, 偶e spad艂y ju偶 pierwsze krople.
Ian zerkn膮艂 z niepokojem na przygarbione plecy dziewczyny.
- Callie, naprawd臋 bardzo mi przykro!
Spojrza艂a na niego jak na powietrze.
- Za chwil臋 spadnie deszcz - powiedzia艂a oboj臋tnie.
Weszli do obszernego holu.
- Przepraszam.
- Przecie偶 m贸wi艂am, 偶e nic nie szkodzi - przypomnia艂a zm臋czonym g艂osem. ~ Daj spok贸j.
Przeszli w milczeniu do jej pokoju. Callie wyj臋艂a klucz i spr贸bowa艂a w艂o偶y膰 go do zamka. Pierwszy raz - pud艂o. Drugi - to samo. Jej ruchy by艂y szerokie, niezgrabne.
- Chyba jednak nie dasz mi spokoju - powiedzia艂a zrezygnowana.
Weszli oboje do 艣rodka. Callie siad艂a na 艂贸偶ku i zacz臋艂a masowa膰 obola艂e stopy.
- Oczywi艣cie, 偶e nie - powiedzia艂 Ian, zamykaj膮c drzwi na klucz.
Westchn膮艂 ci臋偶ko.
- Przyznaj臋, 偶e post膮pi艂em dzi艣 jak idiota. Wiesz jednak doskonale, dlaczego... Sama zachowujesz si臋 jeszcze gorzej. Chcia艂em ci to tylko u艣wiadomi膰...
- 艢wietnie ci si臋 uda艂o - westchn臋艂a.
- Ale - ci膮gn膮艂 - nie chcia艂em ci臋 obrazi膰.
Callie przerwa艂a masa偶 i wyprostowa艂a si臋.
- Nie czuj臋 si臋 obra偶ona. Jestem taka, jaka jestem. Musisz si臋 z tym pogodzi膰.
- Callie!...
Podszed艂 do niej.
- Prosz臋, id藕 sobie... Chcia艂abym zosta膰 sama.
Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
- Nie, nie teraz - szepn膮艂.
- Dobrze, wobec tego zosta艅 - powiedzia艂a, podnosz膮c si臋 z 艂贸偶ka. - Wezm臋 prysznic.
- P贸藕niej! - Z艂apa艂 j膮 za r臋k臋. - Obrazi艂em ci臋, wi臋c krzycz, nie wiem, daj mi w twarz, zacznij p艂aka膰...
Spojrza艂a na niego zm臋czonym wzrokiem.
- A co to zmieni?
- Musimy co艣 zrobi膰. Wydoby膰 si臋 z tego marazmu. Na pewno p贸藕niej b臋dziesz si臋 lepiej czu艂a. Zreszt膮 ja te偶...
Pierwsze gniewne iskierki zapali艂y si臋 w jej oczach.
- A wiec o to chodzi?! Nic z tego! Masz nieczyste sumienie, bo zachowa艂e艣 si臋 jak 艣winia! Wcale nie chc臋, 偶eby艣 czu艂 si臋 lepiej...
- Jeste艣 cudowna, kiedy si臋 gniewasz! - powiedzia艂 z chytrym u艣mieszkiem. - A czy jeste艣 r贸wnie偶 podniecona?
- Wypraszam sobie podobne pytania!
Ian zbli偶y艂 si臋 do niej.
- To znaczy 偶e jeste艣...
Zacz膮艂 g艂adzi膰 jej w艂osy. Zanurzy艂 d艂o艅 w jasnych splotach. Po chwili poczu艂a na szyi ciep艂e, delikatne palce.
Chcia艂a go odepchn膮膰. Wszystko i tak by艂o dostatecznie skomplikowane. Wyci膮gn臋艂a d艂o艅 i... dotkn臋艂a g艂adkiego policzka. Przysun臋艂a si臋 bli偶ej. Pomy艣la艂a, 偶e je艣li zrobi to teraz, b臋dzie jeszcze mia艂a szanse uj艣膰 ca艂o...
Ale co w艂a艣ciwie mia艂a zrobi膰? Zupe艂nie zapomnia艂a. Zapach wody kolo艅skiej odurzy艂 j膮. Poczu艂a, 偶e szampan uderzy艂 jednak do g艂owy.
- Kochaj mnie, Ian - westchn臋艂a. - Tutaj, teraz...
Dalsze s艂owa uton臋艂y w powodzi poca艂unk贸w, Ian ca艂owa艂 jej w艂osy, oczy, usta...
- Kochana - szepta艂 - tak mi przykro, naprawd臋 tak mi przykro.
Ale Ian r贸wnie偶 zapomnia艂, o co mu chodzi. Powtarza艂 te s艂owa mechanicznie jak zapami臋tan膮 melodi臋. Oboje zatracili si臋 w nag艂ej nami臋tno艣ci. Zapomnieli, 偶e istnieje te偶 taki moment, kiedy trzeba sko艅czy膰 gr臋 i po prostu 偶y膰 w normalnym 艣wiecie.
Na szcz臋艣cie ich cia艂a pami臋ta艂y o wszystkim. Przytulili si臋. Ian zajrza艂 w oczy dziewczyny. Pragn臋艂a dok艂adnie tego samego co on.
Callie zapar艂o dech w piersiach, kiedy Ian zsun膮艂 z niej kostium. Zosta艂a w samej bieli藕nie. Rozpi膮艂 delikatnie 艣nie偶nobia艂y biustonosz.
- Jeste艣 pi臋kna - j臋kn膮艂. - Naprawd臋 cudowna.
Zakry艂a skromnie piersi, Ian ukl臋kn膮艂 przed ni膮 i dotkn膮艂 koronkowych majteczek. Zadr偶a艂a. Nie poczu艂a nawet, 偶e jest ju偶 zupe艂nie naga. M臋偶czyzna wzi膮艂 j膮 w ramiona.
- Chc臋 ci臋 kocha膰 najlepiej jak potrafi臋 - szepn膮艂.
Poczu艂a jego j臋zyk najpierw na szyi, a potem na piersiach i brzuchu. Obawia艂a si臋, 偶e lada chwila jej cia艂o eksploduje.
- Chod藕!--j臋kn臋艂a.
Wymamrota艂 co艣 w odpowiedzi. Z trudem utrzymywa艂 swoje cia艂o na wodzy. Chcia艂 jednak przed艂u偶y膰 pieszczoty wst臋pne. Uwa偶a艂, 偶e dzi臋ki temu to, co mia艂o nast膮pi膰, stanie si臋 jeszcze cenniejsze. Jednocze艣nie si臋gn膮艂 do kieszeni spodni i wyj膮艂 niewielk膮 paczuszk臋. Dobrze, 偶e pomy艣la艂 o tym wcze艣niej.
Wzi膮艂 j膮 na r臋ce i po艂o偶y艂 na 艂贸偶ku. Zacz膮艂 wodzi膰 delikatnie opuszkami palc贸w po wewn臋trznej stronie ud. Biodra Callie zacz臋艂y ko艂ysa膰 si臋 w takt jego ruch贸w.
- Chod藕 - szepn臋艂a po raz drugi.
Nie potrafi艂a znie艣膰 d艂u偶ej tortury oczekiwania. Poci膮gn臋艂a go w swoj膮 stron臋.
- Kochaj mnie! Kochaj! Kochaj! - krzycza艂a.
Ian wzi膮艂 j膮 w ramiona. Poczu艂a na sobie jego szczup艂e muskularne cia艂o.
- Zawsze, zawsze b臋d臋 ci臋 kocha艂! - wydysza艂 wprost do jej ucha.
To, co sta艂o si臋 p贸藕niej, przesz艂o ich naj艣mielsze oczekiwania. Po艂膮czyli si臋 w jednym wielkim szale艅stwie. Zatracili 艣wiadomo艣膰 granicy swoich cia艂. Callie chcia艂a zapomnie膰 o 艣wiecie, o sobie i pami臋ta膰 tylko ten ruch, t臋 nami臋tno艣膰, kt贸ra, jak si臋 zdawa艂o, nie zna艂a 偶adnych ogranicze艅.
Nie wiedzieli, czy kochali si臋 kilka minut, czy te偶 kilka godzin. Samo poj臋cie czasu straci艂o dla nich jakiekolwiek znaczenie. W ko艅cu dziewczyna wypu艣ci艂a z obj臋膰 zm臋czonego kochanka. Przez chwil臋 nie mieli nawet si艂y si臋 ruszy膰. Ich oczy ja艣nia艂y szcz臋艣ciem. Oboje mruczeli z ukontentowania.
Ian pierwszy doszed艂 do siebie.
- Naprawd臋 chc臋 ci臋 zawsze kocha膰 - powiedzia艂.
Callie opar艂a si臋 na 艂okciu i spojrza艂a mu w oczy. Westchn臋艂a ci臋偶ko. Nie k艂ama艂. Wyci膮gn膮艂 d艂o艅 i pog艂aska艂 j膮 po policzku. Nie wiedzia艂a, co robi膰. Chcia艂a jednak by膰 szczera a偶 do ko艅ca.
- To nie jest mi艂o艣膰, Ian - zacz臋艂a.
Chcia艂 zaprotestowa膰, ale po艂o偶y艂a mu palec na ustach.
- W czasie ucieczki szuka si臋 os贸b najbli偶szych - wyja艣ni艂a. - Ale p贸藕niej to si臋 zmienia...
Ian poca艂owa艂 jej palce.
- Masz racj臋, ale nie do ko艅ca. Gdyby nie to, 偶e 艣ciga nas policja, nie przyzna艂bym si臋 tak szybko do tego uczucia. Ale teraz jestem go pewien...
Callie poruszy艂a si臋 niespokojnie na 艂贸偶ku.
- Nie uciekaj przed mi艂o艣ci膮, kochana...
Chcia艂a zaprzeczy膰, ale nie mog艂a wydoby膰 z siebie s艂owa. Stwierdzi艂a, 偶e lepiej wszystko przeczeka膰. P贸藕niej przyjdzie czas wyja艣nie艅. Czas 艂ez i rozsta艅... U艣miechn臋艂a si臋 do niego. Po艂o偶y艂a d艂o艅 na jego piersi i le偶a艂a w milczeniu. Pragn臋艂a jak najlepiej zapami臋ta膰 te chwile. Zachowa膰 je na zawsze...
Po paru minutach zasn膮艂 jak dziecko. Callie wy艣lizgn臋艂a sic do 艂azienki. W艂o偶y艂a szlafrok i przysiad艂a na brzegu wanny, 偶eby przemy艣le膰 ca艂膮 spraw臋. Wiedzia艂a, 偶e musi jak najszybciej znale藕膰 Quincy'ego. W innym wypadku rozstanie z 艂anem mo偶e si臋 okaza膰 a偶 nazbyt bolesne.
Nadal nie wiedzia艂a, gdzie szuka膰 wuja. Wr贸ci艂a my艣lami do informacji nagranej na automatycznej sekretarce.
- Nic ci nie jest?
A偶 podskoczy艂a z wra偶enia. W drzwiach 艂azienki sta艂 Ian. By艂 zupe艂nie nagi. Mruga艂 nie przyzwyczajonymi do ostrego 艣wiat艂a oczami.
- Nie, nic. Zaczynam si臋 martwi膰 o wuja. Przepad艂 jak kamie艅 w wod臋... Jest jedynym bliskim mi cz艂owiekiem.
Naprawd臋 nie wiem, co zrobi臋, je艣li go strac臋...
Przytuli艂 j膮 mocno.
- Nic si臋 nie sta艂o. Zapewniam ci臋...
- Gdybym tylko mog艂a zrozumie膰 nagran膮 wiadomo艣膰 - westchn臋艂a.
- Masz j膮 ze sob膮? 艢wietnie. Pos艂uchajmy jeszcze raz.
Tym razem spr贸buj skoncentrowa膰 si臋 na brzmieniu g艂osu - radzi艂. - Mo偶e co艣 wpadnie ci w ucho...
Przes艂uchali dwukrotnie kaset臋, ale Callie za ka偶dym razem kr臋ci艂a sm臋tnie g艂ow膮.
- Nie, to nic nie da - orzek艂a w ko艅cu.
- A mo偶e zapyta艂aby艣 o t臋cz臋 i z艂oty garnek paru przyjaci贸艂 wuja? S膮 przecie偶 teraz w mie艣cie...
Spojrza艂a na niego z podziwem.
- 艢wietny pomys艂. Skontaktuj臋 si臋 jutro z paroma osobami.
- A teraz... - zacz膮艂.
- Teraz?
Wskaza艂 wymownym gestem 艂贸偶ko. Dziewczyna roze艣mia艂a si臋.
- Tylko jedno ci w g艂owie...
- Przez grzeczno艣膰 nie zaprzecz臋. - Zrobi艂 jej przej艣cie.
- Damy maj膮 pierwsze艅stwo.
Zgasili 艣wiat艂o i przytulili si臋 mocno do siebie. Callie ju偶 wiedzia艂a, 偶e zakocha艂a si臋 beznadziejnie. Och, gdyby nie Steven. I bilard. I matka. U艣miechn臋艂a si臋 gorzko, zadowolona, 偶e Ian nie widzi jej twarzy. Mog艂a tylko kocha膰 go teraz i nie my艣le膰 o jutrze.
Rozdzia艂 11
Ian budzi艂 si臋 powoli. Mrucza艂 przy tym i tuli艂 si臋 do Callie. Zanurzy艂 twarz w jej w艂osy i wdycha艂 ich 艣wie偶y zapach. Chcia艂 si臋 z ni膮 kocha膰 leniwie i bez po艣piechu. Chcia艂 czu膰 j膮 dok艂adnie. Po艂o偶y艂 d艂o艅 na p艂askim, g艂adkim brzuchu.
Callie poruszy艂a si臋. Zerkn膮艂 w kierunku le偶膮cych na krze艣le spodni. Niestety, kieszenie by艂y ju偶 puste.
- Ian? - wymamrota艂a sennie.
- Mhm?
- Chcesz?
Za艣mia艂 si臋 w duchu. Co za g艂upie pytanie! Callie po艂o偶y艂a si臋 na plecach i u艣miechn臋艂a do niego.
- Cudowny ranek - szepn臋艂a.
- Pozw贸l, 偶e ci臋 poca艂uj臋...
- Tylko poca艂ujesz?
艂anowi krew uderzy艂a do g艂owy.
- Chcesz?
Westchn膮艂 i odsun膮艂 j膮 delikatnie od siebie.
- Nie zadawaj g艂upich pyta艅. Musz臋 tylko wyj艣膰 na chwil臋. Powinni艣my si臋 zabezpieczy膰.
Zacz膮艂 rozgl膮da膰 si臋 doko艂a, szukaj膮c but贸w.
- Ian... Nie musisz si臋 o to martwi膰. Bior臋 pigu艂ki.
Nawet nie mrugn膮艂. Pochyli艂 si臋 tylko w jej stron臋.
- Nie pytasz, dlaczego?
- Nie - odrzek艂 i pog艂adzi艂 j膮 delikatnie po policzkach.
Callie zdziwi艂a si臋, 偶e o nic jej nie wypytuje. Widocznie mimo tylu uwag i upomnie艅 wierzy艂 w ni膮 jednak. Nie mia艂a zreszt膮 czasu zastanawia膰 si臋 nad tym. Poczu艂a jego j臋zyk najpierw na szyi, a nast臋pnie na piersiach. Westchn臋艂a g艂臋boko, Ian przytuli艂 si臋 do niej. Przez chwil臋 udawa艂a, 偶e mu si臋 opiera. Zacz臋艂a go pie艣ci膰 i ca艂owa膰.
- Pragn臋 ci臋, Callie - szepn膮艂. - Pragn臋 jak nikogo w 偶yciu...
Tym razem nie dali si臋 ponie艣膰 szale艅stwu, chocia偶 nie by艂o to wcale 艂atwe. Poruszali si臋 wolno, patrz膮c sobie w oczy. Callie obj臋艂a go nogami i poci膮gn臋艂a w swoj膮 stron臋.
- Spokojnie, kochana - szepn膮艂.
Zwolni艂a nieco u艣cisk. Promienie s艂o艅ca wpadaj膮ce do wn臋trza pokoju sprawia艂y, 偶e wydawa艂 si臋 niemal 艂adny. Kurz na parapetach i zas艂onkach rozbudza艂 ich wyobra藕ni臋. Pozwala艂 my艣le膰, 偶e s膮 tu ju偶 wiele dni i... nocy. Wci膮偶 zapatrzeni w siebie. Spragnieni mi艂o艣ci jak nigdy dot膮d.
Ian przewr贸ci艂 si臋 teraz na plecy. Chcia艂 czu膰 Callie na sobie. Dziewczyna nie mog艂a si臋 d艂u偶ej powstrzymywa膰. Jej cia艂o odta艅czy艂o ob艂臋dny taniec, pragn膮c zagarn膮膰 ca艂膮 m臋sko艣膰 Iana. Oboje dyszeli ci臋偶ko.
Cia艂o dziewczyny porusza艂o si臋 rytmicznie, Ian przymkn膮艂 oczy. Nigdy przedtem nie by艂o mu tak dobrze...
Si臋gn膮艂 po jej piersi i zacz膮艂 pie艣ci膰 napr臋偶one sutki.
Callie krzykn臋艂a. Nie mog艂a si臋 opanowa膰. Teraz z kolei Ian przej膮艂 inicjatyw臋. Poczu艂a nagle, 偶e znajduje si臋 na dole, a on wchodzi w ni膮 z niewypowiedzian膮 si艂膮. Po chwili ich cia艂a eksplodowa艂y rozkosz膮.
Le偶eli bez ruchu. Oczy mieli zamkni臋te. Trzymali si臋 za r臋ce.
- Och, Callie! By艂o cudownie...
- Jeste艣? - szepn臋艂a.
- Tu偶 obok - potwierdzi艂.
- Nie chc臋 otwiera膰 oczu. Boj臋 si臋, 偶e znikniesz.
艁zy p艂yn臋艂y nieprzerwanym strumieniem po jej policzkach.
- Co si臋 sta艂o? - zaniepokoi艂 si臋. - Przepraszam, powinienem uwa偶a膰...
U艣miechn臋艂a si臋 blado.
- Nic - westchn臋艂a. - Jestem po prostu bardzo, bardzo szcz臋艣liwa.
Ian poczu艂, 偶e sam ma 艂zy w oczach. Szybko poca艂owa艂 j膮 w czo艂o, a nast臋pnie usiad艂 na 艂贸偶ku. Callie pog艂aska艂a go po d艂oni.
- Masz racj臋. Powinni艣my wstawa膰. Powinnam zadzwoni膰 do przyjaci贸艂 wuja...
Wytar艂a 艂zy r膮bkiem ko艂dry i poci膮gn臋艂a nosem, Ian przyzna艂 jej w duchu racj臋, chocia偶 wola艂by zosta膰 z ni膮 w tym pokoju na zawsze...
Poca艂owa艂 j膮 raz jeszcze i zacz膮艂 si臋 ubiera膰.
- Dobrze, zr贸b to teraz, a ja p贸jd臋 sprawdzi膰, co dzieje si臋 w moim pokoju...
Odnalaz艂 jeden but tu偶 przy 艂贸偶ku, a drugi w okolicach 艂azienki.
Callie przez chwil臋 waha艂a si臋, czy nie by艂oby rozs膮dniej przeprowadzi膰 si臋 do Iana. Utrzymywanie dw贸ch pokoj贸w kosztowa艂o podw贸jnie. Po wczorajszej grze zosta艂o im bardzo ma艂o pieni臋dzy. Nie pyta艂a Iana, ile wyda艂 na wypo偶yczenie smokingu, koszuli i but贸w.
Zerkn臋艂a w jego stron臋. W ko艅cu uda艂o mu si臋 skompletowa膰 ca艂y str贸j. Nie, nie przeniesie si臋 do niego. Im bardziej si臋 zbli偶膮, tym trudniej b臋dzie im si臋 p贸藕niej rozsta膰.
Przymkn臋艂a na chwil臋 oczy. Kogo usi艂owa艂a oszuka膰? Czy偶 nie kochali si臋 przed chwil膮? Trudno by艂oby przypuszcza膰, 偶e mogliby sta膰 si臋 sobie jeszcze bardziej bliscy.
- Przecie偶 to szale艅stwo! - krzykn膮艂 Lincoln. - Chcesz ukra艣膰 samoch贸d burmistrza, 偶eby z艂apa膰 z艂odziei?!
Quincy pokiwa艂 spokojnie g艂ow膮.
- W艂a艣nie. Tylko w tym wypadku mo偶emy liczy膰 na to, 偶e policjanci rusz膮 swoje t艂uste ty艂ki - wyja艣ni艂. - Nie mamy innego wyj艣cia.
- Zwariowa艂e艣!
Lincoln opad艂 z j臋kiem na rozwalaj膮ce si臋 krzes艂o. Mebel na szcz臋艣cie wytrzyma艂.
- Moim zdaniem powinni艣my si臋 wybra膰 na policj臋 i powiedzie膰 o wszystkim...
- Ja te偶 tak uwa偶am - mrukn膮艂 Devon, wychodz膮c z k膮ta pokoju. - To nie jest bilard, Quincy. Wszyscy ryzykujemy 偶yciem.
Quincy kr臋ci艂 cierpliwie g艂ow膮.
- Nie, nie, nie - powtarza艂. - Przecie偶 ci臋 wrobili, Lincoln. Je艣li nie z艂apiemy ich na gor膮cym uczynku, ani si臋 obejrzysz, jak zostaniesz szefem gangu.
- I co? Uwa偶asz, 偶e kradzie偶 samochodu pozwoli mi oczy艣ci膰 si臋 z zarzut贸w?
Quincy wyd膮艂 pogardliwie wargi.
- Pos艂uchajcie, kmiotki - powiedzia艂 do przyjaci贸艂. -
Zaraz wam wszystko wyja艣ni臋. Najpierw schowamy w贸z, a potem zwabimy wielkiego szefa w pu艂apk臋. Nie s膮dz臋, 偶eby si臋 w tym po艂apa艂. Nast臋pnie zawiadomimy policj臋, kt贸ra aresztuje go z samochodem i ksi膮偶kami... Tak czy owak, nie wymiga si臋 z ca艂ej sprawy...
Quincy potoczy艂 wok贸艂 triumfuj膮cym wzrokiem. Obaj przyjaciele spojrzeli na niego krzywo.
- Co o tym my艣lisz? - spyta艂 Lincoln Devona.
Zapytany wzruszy艂 ramionami.
- Brzmi to na tyle wariacko, 偶e mo偶e si臋 uda膰 - mrukn膮艂.
- B臋dziesz musia艂 si臋 tym zaj膮膰, skoro to ciebie szukaj膮.
Lincoln zmarszczy艂 bezradnie czo艂o.
- Nie dam rady. Musicie mi pom贸c. I tak mo偶emy wszyscy sko艅czy膰 w wi臋zieniu.
Quincy pokiwa艂 g艂ow膮.
- Jestem got贸w podj膮膰 ryzyko...
Spojrzeli obaj na Devona.
- A ty?
Devon u艣miechn膮艂 si臋 niepewnie.
- I tak 偶yj臋 jak w wi臋zieniu - mrukn膮艂. - Nie mam bliskich, paru znajomych... Przynajmniej b臋d臋 mia艂 towarzystwo i dach nad g艂ow膮.
Quincy i Lincoln otworzyli usta ze zdziwienia. Devon po raz pierwszy, odk膮d go znali, m贸wi艂 jak zwyk艂y 艣miertelnik.
- Dobrze, 偶e uda艂o mi si臋 wywie藕膰 rodzin臋 - westchn膮艂 w ko艅cu Lincoln.
Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e mog膮 zacz膮膰 akcj臋. Podali sobie r臋ce.
Gazety donosi艂y, 偶e burmistrz mia艂 wyjecha膰 z miasta w przysz艂ym tygodniu. Mieli wi臋c sporo czasu na dopracowanie plan贸w.
Kiedy Ian wr贸ci艂 do pokoju, us艂ysza艂 szum prysznica w 艂azience. 艢wietnie. Ma jeszcze czas na przygotowanie ma艂ej niespodzianki.
Odstawi艂 zakupy na szafk臋 i przesun膮艂 艂贸偶ko a偶 w r贸g pokoju. Nast臋pnie roz艂o偶y艂 na pod艂odze koc, kt贸ry przyni贸s艂 z samochodu. Z jednej torby wyj膮艂 dwa 艣wieczniki ze 艣wieczkami. Z drugiej talerze i papierowe serwetki. W ko艅cu si臋gn膮艂 po kieliszki.
Niestety, otwarcie butelki zaj臋艂o mu zbyt du偶o czasu. Nie zd膮偶y艂 rozpakowa膰 pizzy. Wsun膮艂 wi臋c dwa pude艂ka pod 艂贸偶ko i si臋gn膮艂 po magnetofon Callie. Z kieszeni wyj膮艂 kaset臋 z napisem „Muzyka do kochania". Nacisn膮艂 klawisz „Start". Z g艂o艣nika pop艂yn臋艂y pierwsze tony „Sonaty ksi臋偶ycowej" Beethovena.
Z 艂azienki wynurzy艂a si臋 zarumieniona Callie. Mia艂a na sobie jedynie cienki bawe艂niany szlafrok.
- Co to takiego? - spyta艂a, mrugaj膮c oczami.
- Kolacja - odrzek艂, bior膮c j膮 za r臋k臋. - Prosz臋 usi膮艣膰, zaraz podamy wino.
Callie zaj臋艂a miejsce bez protest贸w. Jej mina wskazywa艂a, 偶e nie wie zupe艂nie, o co chodzi, Ian jak dziecko cieszy艂 si臋 z niespodzianki. Callie powoli dochodzi艂a do siebie. Pomy艣la艂a, 偶e w ten spos贸b pozbyli si臋 ju偶 ostatnich pieni臋dzy. Nie chcia艂a jednak porusza膰 tego tematu.
- Za nasz膮 przysz艂o艣膰 - powiedzia艂 Ian, wznosz膮c kieliszek.
Mia艂a w艂a艣nie wyg艂osi膰 cierpk膮 uwag臋 na temat dalszego podr贸偶owania bez 艣rodk贸w do 偶ycia, kiedy spojrza艂a na Iana. S艂owa zamar艂y jej na wargach. Nigdy jeszcze nie widzia艂a go tak szcz臋艣liwym.
- Za nasz膮 przysz艂o艣膰 - powt贸rzy艂a z bladym u艣miechem.
Brz臋kn臋艂y szk艂a.
- Mam nadziej臋, 偶e jeste艣 g艂odna - powiedzia艂, si臋gaj膮c pod 艂贸偶ko. - Dla ciebie specjalna, z podw贸jnym serem i papryk膮...
Callie poca艂owa艂a go mocno. To prawda - bawi艂 si臋 jak dziecko. Ale jakie偶 to by艂o urocze!
- Och, psujesz mnie - westchn臋艂a.
- Chc臋, 偶eby tak by艂o zawsze - szepn膮艂.
Zanim zd膮偶y艂a odpowiedzie膰, wskaza艂 pude艂ka.
- Bierzmy si臋 szybko do jedzenia. Pizza nied艂ugo b臋dzie zimna. Niestety, nie mamy kuchenki mikrofalowej...
- Kuchenki? - spyta艂a, marszcz膮c czo艂o. - Nie wyg艂upiaj si臋. Pizza by艂aby jak z gumy.
Ian pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Jedz ju偶, jedz, bo ci zupe艂nie wystygnie.
Dziewczyna przekrzywi艂a szelmowsko g艂ow臋.
- Lubi臋 zimn膮 pizz臋...
Spojrza艂 na ni膮 ze zdziwieniem i wymamrota艂 co艣 z pe艂nymi ustami. Pomy艣la艂a, 偶e nade wszystko lubi si臋 z nim sprzecza膰. Zw艂aszcza gdy chodzi tylko o pizz臋... Patrzy艂a na Iana, zapomniawszy zupe艂nie o jedzeniu.
- Dop贸ki nie sko艅czysz, nie dostaniesz prezent贸w...
Nie mog艂a uwierzy膰 w艂asnym uszom.
- Jakich prezent贸w?
- Jedz szybciej, to zobaczysz.
Callie zrobi艂a zafrasowan膮 min臋. Potar艂a czo艂o i szepn臋艂a:
- To... to wszystko bardzo mi艂e, ale wiesz, 偶e nie mamy pieni臋dzy.
- Ale偶 mamy. - Wyj膮艂 portfel i rzuci艂 w jej kierunku.
- Jeste艣my krezusami!
Callie a偶 zapar艂o dech w piersiach z wra偶enia.
- Sk膮d masz tyle forsy?
- Wygra艂em w bilard. Od tej, wiesz... no, rudej - wyja艣ni艂 z u艣miechem.
- Ian, m贸wimy powa偶nie.
- To pieni膮dze od ojca.
- Niemo偶liwe...
- Ale偶 tak, zapewniam ci臋. Inaczej umarliby艣my z g艂odu...
Callie pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Sk膮d偶e znowu. Na pewno bym co艣 wygra艂a...
- W艂a艣nie dlatego wola艂em zadzwoni膰 do ojca.
Dziewczyna spojrza艂a na niego jak na wariata.
- Czy nie rozumiesz, 偶e z艂ama艂 w ten spos贸b prawo?
Pomaga艂 osobie poszukiwanej przez policj臋. To pachnie s膮dem, Ian...
Wzruszy艂 ramionami.
- Nikt si臋 o niczym nie dowie.
- Zapominasz o facecie, kt贸ry przyjmowa艂 czek i tym, kt贸ry ci go wyda艂. Urz臋dnicy pocztowi maj膮 zwykle dobr膮 pami臋膰...
Ian zachmurzy艂 si臋. Dopiero teraz zrozumia艂, 偶e pope艂ni艂 b艂膮d.
- Chcia艂em po prostu, 偶eby艣 przesta艂a gra膰 - wyja艣ni艂. - Powinienem zapewni膰 byt ukochanej kobiecie...
Dziewczyna pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Wcale mnie nie kochasz - zaprzeczy艂a. - A je艣li nawet, to nied艂ugo zmienisz zdanie. Sam b臋dziesz si臋 zastanawia艂, co takiego we mnie widzia艂e艣...
Poczu艂a, 偶e zbiera jej si臋 na p艂acz, Ian wzi膮艂 j膮 delikatnie pod brod臋 i spojrza艂 w oczy.
- Przesta艅 walczy膰 - powiedzia艂, bior膮c dziewczyn臋 w ramiona. - Moje uczucia na pewno si臋 nie zmieni膮. Dr臋czysz tylko mnie i siebie.
Callie opar艂a g艂ow臋 o jego rami臋.
- To nie jest wcale takie proste... - westchn臋艂a.
- Dobrze. Nie k艂贸膰my si臋 - powiedzia艂, chc膮c uci膮膰 dyskusj臋. - Teraz prezenty.
- Nie, Ian. Dzi臋kuj臋... Nie mog臋 nic od ciebie przyj膮膰.
- Nie wyg艂upiaj si臋 - mrukn膮艂 i znowu poci膮gn膮艂 j膮 na koc.
Si臋gn膮艂 do jednej z toreb i wyj膮艂 z niej dwa pude艂ka. Najpierw poda艂 jej wi臋ksze. Callie rozpakowa艂a je dr偶膮cymi r臋kami. W 艣rodku znajdowa艂a si臋 bombonierka z wi艣niami w czekoladzie.
- Czy to aluzja, 偶e mam przyty膰? - spyta艂a z u艣miechem.
- Nie - odrzek艂. - Ale kocha艂bym ci臋, nawet gdyby艣 wa偶y艂a sto kilo.
- Uwa偶aj, bo mog臋 zechcie膰 to sprawdzi膰...
Ale ta perspektywa najwyra藕niej nie przera偶a艂a Iana, kt贸ry wyci膮gn膮艂 w jej stron臋 drugie pude艂ko.
Obejrza艂a je najpierw uwa偶nie. Bez trudu mie艣ci艂o si臋 w d艂oni. Wiedzia艂a, 偶e nie s膮 to 偶adne 艂akocie...
Palce zacz臋艂y jej si臋 trz膮艣膰 jeszcze bardziej. Zarumieni艂a si臋. Domy艣la艂a si臋, co mo偶e by膰 w 艣rodku, ale mimo to wyda艂a pe艂en zachwytu okrzyk na widok z艂otego 艂a艅cuszka. Zdziwi艂a j膮 tylko niewielka kulka z wygrawerowanym numerem.
- To chyba bila - szepn臋艂a niepewnie.
- Jasne. Przeczytaj napis.
Obejrza艂a dok艂adnie kulk臋. Rzeczywi艣cie, z ty艂u znajdowa艂 si臋 napis: „Ukochanej Callie, jedynej, na zawsze - Ian".
U艣miechn臋艂a si臋 blado.
- Nigdy si臋 nie poddajesz...
- Nigdy!
Callie poca艂owa艂a go mocno w policzek i wybieg艂a do 艂azienki, 偶eby si臋 wyp艂aka膰, Ian pospieszy艂 za ni膮, ale drzwi by艂y zamkni臋te. Czu艂, 偶e s膮 chwile, kiedy ma jednak ochot臋 si臋 podda膰.
Rozdzia艂 12
Quincy sta艂 przy oknie i patrzy艂 na neon klubu bilardowego „Garnek Z艂ota". Je艣li wszystko potoczy si臋 zgodnie z planem, to ju偶 nied艂ugo zjawi si臋 tam, 偶eby zagra膰. Zako艅czy w ten spos贸b jeden rozdzia艂 w 偶yciu i zacznie nast臋pny...
Przypomnia艂 sobie, jak to by艂o we wczesnej m艂odo艣ci. Wydawa艂o mu si臋, 偶e 艣wiat do niego nale偶y, 偶e rzeczywi艣cie znalaz艂 garnek z艂ota... A potem w jego 偶yciu pojawi艂a si臋 Callie.
Callie. Powinien by艂 wychowa膰 j膮 zupe艂nie inaczej. A mo偶e zostawi膰 j膮 z Lucy... Jednak zawsze czu艂 si臋 odpowiedzialny za t臋 zes艂an膮 mu przez los kruszyn臋. C贸偶, gdyby m贸g艂 przewidzie膰, co czekaj膮 w przysz艂o艣ci...
Nagle poczu艂, 偶e musi porozmawia膰 z Lucy. Si臋gn膮艂 po telefon i staraj膮c si臋 hamowa膰 wzruszenie, wykr臋ci艂 numer.
- Cze艣膰, ma艂a - powiedzia艂, s艂ysz膮c jej g艂os. - Jak si臋 miewasz?
- Quincy? Nic ci nie jest?
- Wszystko w porz膮dku. Nied艂ugo pojawi臋 si臋 w domu.
Na dobre.
Po drugiej stronie zapanowa艂a cisza.
- Czy dobrze s艂ysza艂am? - zapyta艂a w ko艅cu Lucy.
- Mhm - mrukn膮艂. - Postanowi艂em sta膰 si臋 wreszcie porz膮dnym obywatelem, g艂ow膮 rodziny...
Lucy zacz臋艂a wydawa膰 zduszone d藕wi臋ki. Quincy wyobra偶a艂 sobie, jak膮 musi mie膰 teraz min臋.
- Kiedy si臋 ciebie spodziewa膰?
- Za kilka dni - odrzek艂. - Mam tutaj jeszcze par臋 spraw do za艂atwienia.
Lucy milcza艂a przez chwil臋.
- Kocham ci臋, Quincy - powiedzia艂a.
- Ja ciebie te偶. Zaczekaj jeszcze troch臋.
Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i wytar艂 nie chcian膮 艂z臋, kt贸ra pojawi艂a si臋 na policzku. Mia艂 przeczucie, 偶e zrobi艂 藕le, dzwoni膮c do Lucy. Nie wiedzia艂 przecie偶, co si臋 mo偶e z nim sta膰.
Ian obudzi艂 si臋, poniewa偶 Callie poruszy艂a si臋 niespokojnie. Spojrza艂 na ni膮. Jeszcze spa艂a, ale na twarzy pojawi艂 si臋 grymas b贸lu.
- Obud藕 si臋! - Chwyci艂 j膮 za rami臋. - Masz jaki艣 z艂y sen.
Dziewczyna przetar艂a oczy, a nast臋pnie z艂apa艂a si臋 za policzek.
- To wujek Quincy. Musimy go znale藕膰. Co艣 z艂ego wisi w powietrzu.
Ian pog艂aska艂 j膮 po g艂owie.
- Sen mara... - powiedzia艂.
- Nie. - Pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Bol膮 mnie wszystkie z臋by.
Poza tym... poza tym... - szuka艂a odpowiednich s艂贸w.
- Uwierz mi, on ma k艂opoty.
Przytuli艂 j膮 do siebie.
- Uspok贸j si臋. Na pewno go znajdziemy.
- Czuj臋, 偶e zbli偶amy si臋 do ko艅ca - powiedzia艂a, opieraj膮c g艂ow臋 o jego rami臋. - Boj臋 si臋, Ian. Naprawd臋 si臋 boj臋.
- Cii...
Przytuli艂 j膮 jeszcze mocniej. Nie zdo艂a艂 jej jednak uspokoi膰. Callie dr偶a艂a na ca艂ym ciele. Ba艂a si臋 o wuja i o Iana. Mia艂a wra偶enie, 偶e widzi si臋 z nim po raz ostatni.
Nie pr贸bowa艂a ju偶 zaprzecza膰, 偶e go kocha. To uczucie przysz艂o nagle i ow艂adn臋艂o ni膮 bez reszty. Chcia艂a, 偶eby Ian zapami臋ta艂 j膮 na zawsze.
Ian zmarszczy艂 czo艂o. Wci膮偶 zastanawia艂 si臋, kim jest Callie. Dopiero niedawno zrozumia艂, 偶e podzia艂 na dobr膮 i z艂膮 stron臋 jej natury by艂 zbyt prosty.
Callie przytuli艂a si臋 do niego. Poczu艂 nag艂e podniecenie. Jej d艂o艅 b艂膮dzi艂a po jego ciele.
- Kochaj mnie - szepn臋艂a.
- Zawsze - j臋kn膮艂 i zag艂臋bi艂 si臋 w wonnej s艂odyczy jej cia艂a.
- Sk膮d, u licha, wytrzasn膮艂e艣 klucz uniwersalny? - spyta艂 Lincoln, gapi膮c si臋 na Quincy'ego.
- Mam swoje 藕r贸d艂a.
Quincy schowa艂 niewielki przedmiot do kieszeni. Nocne przygn臋bienie znikn臋艂o bez 艣ladu. W tej chwili czu艂 jedynie dreszczyk podniecenia. Si臋gn膮艂 po map臋 i roz艂o偶y艂 j膮 na tapczanie. Palcem wskaza艂 niewielki, wykonany odr臋cznie rysunek.
- To m贸j plan - wyja艣ni艂.
Devon i Lincoln pochylili si臋 nad nim jak nad relikwi膮.
- Samoch贸d burmistrza ukryjemy niedaleko tej budki.
Po po艂udniu zadzwoni臋 do wielkiego szefa i powiem, 偶eby by艂 tam o si贸dmej. Ka偶臋 mu zmieni膰 samoch贸d. Od tej pory macie nie spuszcza膰 go z oka. Pozwol臋 mu najpierw pokr臋ci膰 si臋 po okolicy, a potem podam adres, gdzie b臋dzie m贸g艂 mnie znale藕膰. Wtedy wy, ch艂opcy, powiadomicie o wszystkim policj臋. Jasne? - spyta艂 i spojrza艂 na twarze przyjaci贸艂.
Skin臋li g艂owami. Quincy wr臋czy艂 Devonowi karteczk臋 z adresem.
- Tak si臋 zastanawiam... - zacz膮艂 Lincoln.
- No?
- Mo偶e lepiej nie czeka膰 na szefa, tylko zostawi膰 tam ksi膮偶ki i zwiewa膰?
- Mo偶liwe, 偶e gliny zaba艂agani膮 gdzie艣 po drodze i trzeba b臋dzie go przytrzyma膰 - wyja艣ni艂 Quincy. - Nigdy nic nie wiadomo. Poza tym szef ma czeki Iana. Musz臋 je odebra膰.
Zar贸wno Lincoln, jak i Devon nie wygl膮dali na przekonanych.
- Nie wiem, Quincy - wymamrota艂 ten drugi. - Mo偶e lepiej zapomnie膰 o pieni膮dzach... Policja i tak musi z艂apa膰 szefa w drodze powrotnej...
Quincy poklepa艂 Devona po plecach.
- Za bardzo si臋 przejmujecie. Zapewniam was, 偶e nie ma powodu. Co taki facet mo偶e mi zrobi膰?
Lincoln przy艂o偶y艂 dwa palce do g艂owy. Wci膮偶 mia艂 w pami臋ci gro藕by dotycz膮ce jego rodziny.
- Ach, to! Nie odwa偶y si臋... Zreszt膮 mam do dyspozycji dziewi臋膰 innych wciele艅...
Wszyscy si臋 za艣miali, chocia偶 tak naprawd臋 wcale nie by艂o im weso艂o.
Po powrocie z zakup贸w Ian zn贸w zasta艂 Callie pochylon膮 nad magnetofonem. S艂ucha艂a kasety od rana. Poblad艂a. Twarz mia艂a zm臋czon膮. Nawet nie zauwa偶y艂a, 偶e przyszed艂.
Ian odkaszln膮艂 i wy艂膮czy艂 magnetofon.
- Przerwa - oznajmi艂.
Usiad艂 obok i przytuli艂 j膮 mocno. Callie spojrza艂a na niego nieprzytomnym wzrokiem i potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
- Musz臋 si臋 dowiedzie膰, o co w tym wszystkim chodzi.
- Zjedz co艣. Pomog臋 ci.
Czu艂a, 偶e skurczy艂 jej si臋 偶o艂膮dek. Mimo to postanowi艂a p贸j艣膰 za rad膮 Iana. Zw艂aszcza 偶e i tak zna艂a ju偶 ca艂y tekst na pami臋膰. W uszach d藕wi臋cza艂 jej bez przerwy beztroski glos wuja.
Ian poda艂 jej kanapk臋. Nast臋pnie wzi膮艂 pi贸ro i przes艂ucha艂 kaset臋.
- Dobrze. Pobawimy si臋 teraz w skojarzenia. Staraj si臋 nie my艣le膰, tylko odpowiadaj od razu...
Dziewczyna skin臋艂a g艂ow膮.
- Koniec t臋czy...
- Garnek z艂ota... - wymamrota艂a z pe艂nymi ustami.
- Mali zazdro艣nicy...
- Pokaza膰 艣wiatu...
Ian spojrza艂 na ni膮 ze zdziwieniem.
- Co?
Callie chwyci艂a go za r臋kaw.
- Nareszcie - j臋kn臋艂a. - Nareszcie wiem, gdzie go szuka膰.
- Jeste艣 pewna, 偶e to tutaj? - spyta艂 Ian, zatrzymuj膮c si臋 przed klubem bilardowym „Garnek Z艂ota".
Callie nie mog艂a wydusi膰 s艂owa. Wzruszenie 艣ciska艂o j膮 za gard艂o. Przez ostatnie trzy godziny jechali jak szale艅cy, Ian spojrza艂 na zegarek. Dochodzi艂a dziewi膮ta.
- Przecie偶 powiedzia艂 ci tylko raz o tym miejscu... I to siedemna艣cie lat temu!
Dziewczyna dotkn臋艂a policzka.
- Spokojnie, Ian - powiedzia艂a. - Czuj臋, 偶e Quincy jest w pobli偶u. Doskonale pami臋tam opowie艣膰 o pierwszej profesjonalnej grze wuja. Jeden ze starych wyjadaczy powiedzia艂 mu, 偶e jeszcze poka偶e 艣wiatu...
- A ty?
Callie nie mog艂a ukry膰 zdziwienia.
- Ja?
- Co chcesz pokaza膰 艣wiatu? Czy chcesz dalej zajmowa膰 si臋 gr膮?
Dziewczyna pokr臋ci艂a g艂ow膮. Obok nich przemkn膮艂 sznur policyjnych samochod贸w.
- Nie czas teraz na tego rodzaju rozwa偶ania. Popatrz, co si臋 dzieje.
- To przypadek... - Ian machn膮艂 r臋k膮.
- Nie, jestem pewna, 偶e Quincy ma k艂opoty. - Ponownie dotkn臋艂a policzka. - Musimy jecha膰 za policj膮.
- Nie mog臋 - warkn膮艂. - To niezgodne z prawem...
Spojrza艂a na niego jak na wariata.
- Przecie偶 wszystko, co robimy, jest niezgodne z prawem. Jed藕. Wuj jest w niebezpiecze艅stwie.
Ruszyli gwa艂townie. Jechali par臋 minut. Nagle radiow贸z zahamowa艂 i ustawi艂 si臋 w poprzek drogi. Z trudem uda艂o im si臋 zatrzyma膰.
Callie wyskoczy艂a z samochodu i zacz臋艂a biec. Ian poszed艂 w jej 艣lady. Niestety, noga zapl膮ta艂a mu si臋 w jakich艣 ro艣linach i run膮艂 jak d艂ugi.
- Callie! - krzykn膮艂. - Callie! Zaczekaj!
Z ty艂u us艂ysza艂 policyjne gwizdki. Zacz膮艂 si臋 powoli wypl膮tywa膰, ale ju偶 by艂o za p贸藕no.
Callie przywar艂a do ziemi i z przej臋ciem obserwowa艂a scen臋, rozgrywaj膮c膮 si臋 przed niewielkim domkiem czy te偶 szop膮. Ca艂e miejsce otoczone by艂o przez policj臋. Na podw贸rku przy luksusowym mercedesie sta艂 Quincy i jaki艣 cz艂owiek, kt贸ry trzyma艂 pistolet tu偶 przy jego skroni. Wuj by艂 zak艂adnikiem. Musia艂a co艣 zrobi膰. I to jak najpr臋dzej.
Rozejrza艂a si臋 doko艂a. Nic - ani jednego krzaczka, 偶eby si臋 ukry膰. Ale z boku domu r贸s艂 olbrzymi d膮b, kt贸rego praktycznie nikt nie pilnowa艂. Mog艂aby wspi膮膰 si臋 na drzewo i przedosta膰 na strych. Przest臋pca zapewne nie spodziewa艂 si臋 ataku z ty艂u. Ca艂膮 jego uwag臋 poch艂ania艂y negocjacje z policj膮.
Podczo艂ga艂a si臋 do drzewa. Z bliska wydawa艂o si臋 potwornie wysokie. Poza tym cz臋艣膰 wygl膮da艂a na uschni臋t膮. Nie wiedzia艂a, czy suche ga艂臋zie utrzymaj膮 jej ci臋偶ar. Na szcz臋艣cie d膮b by艂 praktycznie niewidoczny od frontu. Musi tylko zebra膰 si艂y i rozpocz膮膰 wspinaczk臋.
Minuty ci膮gn臋艂y si臋 w niesko艅czono艣膰. Mimo i偶 niewidoczna, musia艂a uwa偶a膰, 偶eby nie narobi膰 ha艂asu. Ca艂y czas my艣la艂a o tym, 偶e powinna si臋 spieszy膰. Pistolet przy skroni Quincy'ego wygl膮da艂 naprawd臋 gro藕nie.
Uda艂o jej si臋 przeby膰 najtrudniejsz膮 do pokonania, g艂adk膮 cz臋艣膰 pnia. Teraz powinna tylko uwa偶a膰, czy wyschni臋te ga艂臋zie zdo艂aj膮 j膮 utrzyma膰. Posuwa艂a si臋 powoli, centymetr po centymetrze. W ko艅cu znalaz艂a si臋 niedaleko okna prowadz膮cego na strych.
Co dalej? - pomy艣la艂a.
Z do艂u ca艂a sytuacja wygl膮da艂a o wiele lepiej. Wydawa艂o si臋, 偶e mo偶na bez trudu w艣lizgn膮膰 si臋 przez okno. Teraz okaza艂o si臋, 偶e wcale nie jest to takie proste. Ga艂膮藕 co prawda opiera艂a si臋 o okno, ale by艂a zbyt cienka, 偶eby z niej skorzysta膰. Postanowi艂a jednak zaryzykowa膰.
Rozhu艣ta艂a si臋 mocno. Jej stopy dosi臋g艂y okna. Zaczepi艂a si臋 nimi o parapet i... nic. Wisia艂a rozpi臋ta mi臋dzy d臋bem a strychem, modl膮c si臋 w duchu, 偶eby nie spa艣膰.
Jej modlitwy zosta艂y wys艂uchane. Nagle poczu艂a mocny m臋ski uchwyt. Kto艣 wci膮ga艂 j膮 do 艣rodka. Przest臋pcy najwyra藕niej mieli baz臋 we wn臋trzu domu. Chcia艂a krzycze膰.
- Hej, Callie - us艂ysza艂a znajomy g艂os. - Odepchnij si臋 teraz r臋kami.
Krzyk zamar艂 jej na ustach. Kto to m贸g艂 by膰? Nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e nie z艂oczy艅ca.
- W porz膮dku. Posied藕 teraz chwil臋. Jeste艣 bardzo zm臋czona.
Devon? Do licha, to przecie偶 Devon! Wiedzia艂a, czemu nie mog艂a go rozpozna膰. Po raz pierwszy m贸wi艂 i zachowywa艂 si臋 jak normalny cz艂owiek.
- Devon?! - j臋kn臋艂a. - Co, do diab艂a, si臋 tutaj dzieje?
Devon po艂o偶y艂 palec na ustach.
- Cii... Usi艂uj臋 opracowa膰 z Lincolnem plan uratowania Quincy'ego - szepn膮艂.
- Z Lincolnem? Z jakim Lincolnem?
Znowu mia艂a wra偶enie, 偶e przyjaciel zacz膮艂 bredzi膰.
- Wszystko ci p贸藕niej wyja艣ni臋. Zosta艅 tutaj. Quincy by mi nigdy nie darowa艂, gdyby ci si臋 co艣 sta艂o.
Callie pokr臋ci艂a g艂ow膮, ale Devon nawet na ni膮 nie spojrza艂 i ulotni艂 si臋 jak duch. Podesz艂a do klapy prowadz膮cej na d贸艂. Wcale nie mia艂a zamiaru s艂ucha膰. Devon sta艂 na schodach i rozmawia艂 szeptem z jakim艣 cz艂owiekiem.
- S膮 na zewn膮trz. Nie mo偶na ich dopa艣膰 - us艂ysza艂a.
- Mo偶e by艣my spr贸bowali odbi膰 wuja - szepn臋艂a.
M臋偶czy藕ni podnie艣li do g贸ry g艂owy.
- Mia艂a艣 przecie偶 zosta膰 na miejscu - warkn膮艂 Devon.
Callie w og贸le go nie s艂ucha艂a. Ze艣lizgn臋艂a si臋 na d贸艂 i stan臋艂a obok. Spojrza艂a na nieznanego m臋偶czyzn臋. Gdzie艣 ju偶 s艂ysza艂a jego imi臋.
- To jedyne, co mo偶emy zrobi膰 - powiedzia艂a, rozk艂adaj膮c r臋ce.
- Dobrze. B臋dziesz mia艂a pi臋kny pogrzeb w rodzinie - szepn膮艂 Devon.
Lincoln milcza艂. Jego wzrok b艂膮dzi艂 mi臋dzy Callie a Devonem.
- Konkrety! - za偶膮da艂a.
Obaj m臋偶czy藕ni u艣miechn臋li si臋 ponuro.
- Poka偶 jej - mrukn膮艂 Lincoln.
Devon wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i poprowadzi艂 w milczeniu. Mieli racj臋. Od wewn膮trz ca艂a sytuacja przedstawia艂a si臋 zupe艂nie inaczej. Nie mo偶na by艂o zaatakowa膰 bandyty, nie nara偶aj膮c wuja na 艣mier膰. Jednocze艣nie sam z艂oczy艅ca znajdowa艂 si臋 w o wiele gorszej sytuacji, ni偶 przypuszcza艂a. Od samochodu dzieli艂o go dobrych par臋 metr贸w. Ale to nie wszystko. Po drodze znajdowa艂a si臋 kupa 偶wiru, stos cegie艂, jakie艣 zdradliwe deski i par臋 innych rzeczy pozosta艂ych po budowie. Callie dziwi艂a si臋, 偶e nie zauwa偶y艂a tego wcze艣niej.
Odwr贸ci艂a si臋 od okna i rozejrza艂a bezradnie po wn臋trzu pokoju. Nie wiedzia艂a, co robi膰. Nagle jej wzrok pad艂 na rozgrzebany kominek, przy kt贸rym le偶a艂y jeszcze worki po cemencie. Dziewczyna u艣miechn臋艂a si臋 i wskaza艂a mutry rozsiane po pod艂odze.
- Mam! - wykrzykn臋艂a.
Podbieg艂a do kominka i nie zwa偶aj膮c na brud pad艂a na kolana. Devon spojrza艂 na ni膮 jak na wariatk臋. Mia艂 ju偶 dosy膰 przyg贸d z t膮 rodzin膮. Chcia艂 jak najszybciej zako艅czy膰 t臋 spraw臋 i wyjecha膰.
Callie dostrzeg艂a jego wzrok i wskaza艂a pogrzebacz. Devon ju偶 chcia艂 popuka膰 si臋 w czo艂o, kiedy nagle na jego twarzy r贸wnie偶 pojawi艂 si臋 u艣miech. Pomkn膮艂 chy偶o do kominka.
- My艣lisz, 偶e si臋 uda? - spyta艂.
- Nie wiem - szepn臋艂a, podnosz膮c z pod艂ogi kolejne mutry. - To olbrzymie ryzyko...
Devon chwyci艂 za pogrzebacz. Oboje podeszli do pustego okna. Powierzchnia parapetu by艂a g艂adka jak lodowisko. Powoli zacz臋li rozstawia膰 mutry z nadziej膮, 偶e policja nie dostrze偶e tego, co dzieje si臋 w domu. Inaczej mog艂oby doj艣膰 do tragedii.
- Kto... ?--spyta艂a.
Devon poda艂 jej bez s艂owa pogrzebacz. Wyjrza艂a za okno. Przest臋pca sta艂 zaledwie dwa metry od nich. Musia艂a mocno uderzy膰 i od razu trafi膰 go w plecy.
Lincoln sta艂 bezradnie przy 艣cianie. Wci膮偶 nie rozumia艂, co si臋 dzieje. Devon podszed艂 do niego i zacz臋li rozmawia膰 szeptem. Po chwili przyczaili si臋 po obu stronach drzwi.
Callie wyjrza艂a za okno. Nic si臋 nie zmieni艂o. Bandyta krzycza艂 co艣 w stron臋 policji. Z艂o偶y艂a si臋 do uderzenia. Jeszcze nigdy nie pragn臋艂a tak mocno, 偶eby „bile" dotar艂y do celu.
Us艂ysza艂a tylko: Cholera, co to?! Osun臋艂a si臋 pod 艣cian臋. Lincoln i Devon rzucili si臋 na zewn膮trz. Ich pomoc okaza艂a si臋 jednak zb臋dna. Quincy trzyma艂 w d艂oni pistolet i przyciska艂 kolanem przest臋pc臋 do ziemi.
Wewn膮trz domu Callie szlocha艂a, siedz膮c pod 艣cian膮. Liczy艂a sekundy, czekaj膮c na strza艂. Nic jednak nie nast膮pi艂o.
- Wykorzysta艂e艣 Iana - warkn臋艂a Callie i spojrza艂a niech臋tnie na stra偶nika. - Jak mog艂e艣 to zrobi膰?!
Quincy poruszy艂 si臋 nerwowo na sto艂ku. Siedzieli w艂a艣nie na posterunku i czekali na moment sk艂adania zezna艅.
- To dla Lincolna, Callie - wyja艣ni艂. - Przest臋pcy grozili jego rodzinie.
Dziewczyna pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Chcesz powiedzie膰, 偶e po to, aby udowodni膰 czyj膮艣 niewinno艣膰, wrobi艂e艣 innego niewinnego cz艂owieka? - spyta艂a, pukaj膮c si臋 w czo艂o.
Quincy westchn膮艂 ci臋偶ko.
- Wiem, 偶e to brzmi jak kiepski dowcip, ale... to prawda. Uwierz mi.
Callie odwr贸ci艂a si臋 od niego ze wstr臋tem. Quincy chcia艂 j膮 pog艂aska膰 po plecach, ale w por臋 si臋 powstrzyma艂.
- Uspok贸j si臋, Callie - powiedzia艂, patrz膮c na jej dr偶膮ce barki.
- Nigdy ci tego nie wybacz臋, nigdy!...
- Callie...
- Zawsze ci wierzy艂am. By艂e艣 dla mnie wzorem... Nie k艂ama艂e艣 tak jak inni, a teraz...
- Kochasz go?
Spojrza艂a na niego przez 艂zy.
- Naprawd臋, bardzo mi przykro. Wr贸cimy jeszcze do tej rozmowy...
- Nie - powiedzia艂a, zaciskaj膮c pi臋艣ci. - Nie mamy ju偶 o czym rozmawia膰.
Callie bez przerwy wyciera艂a w d偶insy brudne palce. Nienawidzi艂a procedury pobierania odcisk贸w palc贸w, rewizji osobistych i upokarzaj膮cych przes艂ucha艅.
Wci膮偶 nie mog艂a uwierzy膰, 偶e Quincy zdecydowa艂 si臋 na podobne szale艅stwo. Wydawa艂o jej si臋, 偶e zna go dobrze i 偶e s膮 pewne granice, kt贸rych wuj nie jest w stanie przekroczy膰...
Jeszcze raz przypomnia艂a sobie ca艂膮 histori臋. Jaki艣 m臋偶czyzna zagrozi艂 Lincolnowi, 偶e zamorduje ca艂膮 jego rodzin臋, je艣li nie udost臋pni mu warsztat贸w. Lincoln musia艂 si臋 zgodzi膰. Quincy, kt贸ry bardzo szybko po艂apa艂 si臋 w sytuacji, nie chcia艂 wsypa膰 kolegi. Postanowi艂 sam rozpracowa膰 szajk臋. Wys艂a艂 Lincolna na przed艂u偶ony urlop, a sam... No w艂a艣nie, zaj膮艂 si臋 rozpracowywaniem, co jak zwykle obr贸ci艂o si臋 przeciwko niemu.
Callie poruszy艂a si臋 niespokojnie na pryczy. A Ian? Mia艂a powody, 偶eby s膮dzi膰, 偶e jest ju偶 wolny. Lincolnowi i wujowi grozi艂a rozprawa, z kt贸rej prawdopodobnie uda im si臋 wyj艣膰 ca艂o. Devon, kt贸ry jedynie pomaga艂 w akcji, ju偶 pewnie cieszy艂 si臋 s艂o艅cem i ciep艂em wrze艣niowych dni. A ona? C贸偶, od pocz膮tku przecie偶 wiedzia艂a, co jej grozi.
- Do diab艂a! - Ian spojrza艂 ze w艣ciek艂o艣ci膮 na adwokata i uderzy艂 pi臋艣ci膮 w st贸艂. - Musisz wydoby膰 Callie z wi臋zienia! Nie zrobi艂a przecie偶 niczego z艂ego...
艢mieszny ma艂y cz艂owieczek pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮.
- W 艣wietle prawa wygl膮da to nieco inaczej - powiedzia艂. - 呕aden s臋dzia nie zwolni jej na razie za kaucj膮. B臋d臋 m贸g艂 zacz膮膰 dzia艂a膰 dopiero w czasie procesu o naruszenie warunk贸w zwolnienia.
- Chc臋 si臋 z ni膮 widzie膰.
- To si臋 da zrobi膰 - stwierdzi艂 z u艣miechem adwokat.
- Teraz...
- Ale偶, Ian, jest dopiero trzecia nad ranem. - M臋偶czyzna potar艂 spocone czo艂o. - Pozw贸l jej troch臋 pospa膰. Musi by膰 bardzo zm臋czona...
- Nic mnie to nie obchodzi. Musz臋 jej wyt艂umaczy膰, co si臋 dzieje.
Adwokat westchn膮艂 ci臋偶ko.
- Dobrze. Zobacz臋.
Ian podszed艂 do okna i wyjrza艂 na ciemn膮 ulic臋. Callie musi zrozumie膰, dlaczego nie mo偶e jej uwolni膰. Zrobi wszystko, 偶eby wysz艂a jak najszybciej. A do tego czasu... Do tego czasu b臋dzie j膮 codziennie odwiedza艂 i przynosi艂 paczki.
Po chwili adwokat wr贸ci艂 do pokoju.
- Za艂atwi艂em ci dziesi臋ciominutowe widzenie... - oznajmi艂 rado艣nie.
- Co?! Tylko dziesi臋膰 minut?!
Ian drgn膮艂, kiedy zatrzasn臋艂y si臋 za nim drzwi, prowadz膮ce na oddzia艂. Ze wzgl臋du na nietypow膮 por臋 zaprowadzono go prosto do celi, w kt贸rej znajdowa艂a si臋 Callie.
Zajrza艂 do 艣rodka przez zakratowane okno. Dziewczyna nie spa艂a. Siedzia艂a na pryczy z podkurczonymi nogami. Podnios艂a wolno g艂ow臋, a Ian patrz膮c na ni膮 my艣la艂, 偶e serce mu p臋knie.
- Callie...
- Co tutaj robisz, Ian? Powiniene艣 ju偶 by膰 w domu, spa膰...
Wygl膮da艂o na to, 偶e wcale nie cieszy si臋 z odwiedzin.
- Nie m贸g艂bym zasn膮膰. Musia艂em ci臋 najpierw zobaczy膰 - wyja艣ni艂. - Jak si臋 czujesz?
Wzruszy艂a ramionami.
- Bywa艂am w gorszych miejscach...
- M贸j prawnik powiedzia艂, 偶e musisz tu jeszcze zosta膰 do procesu. Jest pewny, 偶e wydostanie ci臋 st膮d. To nie potrwa d艂ugo.
Dziewczyna pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Nie, Ian. Czas spojrze膰 prawdzie w oczy. Wszystko mi臋dzy nami sko艅czone. Trafi艂am w ko艅cu tam, gdzie jest moje miejsce. - Zatoczy艂a r臋k膮 po celi.
Ian nie m贸g艂 jej d艂u偶ej s艂ucha膰.
- Nie opowiadaj bzdur! Twoje miejsce jest przy moim boku...
Zakry艂a uszy d艂o艅mi i patrzy艂a t臋po w przestrze艅. Najwyra藕niej nie chcia艂a si臋 podda膰.
- Nie chc臋 ci臋 widzie膰, Ian westchn膮艂 ci臋偶ko.
- Dobrze. Je艣li s膮dzisz, 偶e ci to pomo偶e... Nie uwa偶am tej rozmowy za sko艅czon膮. M贸j prawnik zajmie si臋 ca艂膮 spraw膮.
Us艂ysza艂a jego kroki na korytarzu. Podbieg艂a do okienka i wyjrza艂a na ciemny korytarz. Jeszcze nigdy nie by艂o jej jak 藕le.
Dwa miesi膮ce p贸藕niej po raz pierwszy po przerwie zagra艂a w bilard. D艂ugo zastanawia艂a si臋 nad strojem na t臋 okazj臋. W ko艅cu w艂o偶y艂a workowate d偶insy, d艂ug膮 koszul臋 i sportowe buty.
Bez k艂opot贸w uda艂o jej si臋 wygra膰 pierwsz膮 gr臋. Czu艂a si臋 teraz znacznie swobodniej. Nikt nie 艣ledzi艂 jej wzrokiem, nikt nie stara艂 si臋 podszczypywa膰... Przeciwnik po艂o偶y艂 na stole dwudziestodolar贸wk臋 i oddali艂 si臋 w stron臋 baru. Callie wzi臋艂a banknot i schowa艂a go do portmonetki.
Rozejrza艂a si臋 doko艂a, ale nie by艂o ch臋tnych do gry. Zacz臋艂a wi臋c samotn膮 zabaw臋.
- Celujesz pod z艂ym k膮tem. Nigdy ci si臋 to nie uda.
Callie wydawa艂o si臋, 偶e 艣ni. Serce wali艂o jej m艂otem.
Z trudem oderwa艂a wzrok od bili i spojrza艂a na Iana. U艣wiadomi艂a sobie, 偶e kocha go bardziej ni偶 kiedykolwiek.
- Lucy mnie tutaj przys艂a艂a - wyja艣ni艂. - Bardzo zale偶y jej na tym, 偶eby艣 by艂a druhn膮.
Callie nie potrafi艂a ukry膰 rozczarowania.
- Mog艂a znale藕膰 innego pos艂a艅ca - mrukn臋艂a.
- Quincy i Lucy bardzo ci臋 kochaj膮 - powiedzia艂. - Ja zreszt膮 te偶 - doda艂 po chwili.
Spojrza艂a na niego, marszcz膮c nosek.
- Kocham ci臋 tak jak nigdy - powiedzia艂, k艂ad膮c d艂o艅 na sercu. - I zapewniam, 偶e to nigdy si臋 nie zmieni.
- Dajcie mi wszyscy spok贸j. Nie chc臋 nic s艂ysze膰 o Quincym - odpar艂a, nie zwracaj膮c uwagi na jego deklaracje.
- Ma zosta膰 szefem nowego warsztatu...
- Kto? Quincy? Pu艣ci ci臋偶 torbami...
- Najwy偶ej...
Nie mogli si臋 porozumie膰, Ian postanowi艂 zacz膮膰 z innej beczki.
- Ca艂a moja rodzina chce ci臋 wreszcie pozna膰. Uwa偶aj膮, 偶e zachowa艂a艣 si臋 bohatersko...
- Jaka tam ze mnie bohaterka...
- Callie, kocham ci臋. Nie chc臋 ci臋 straci膰. Powiedz mi, co mam robi膰?
Po raz pierwszy spojrza艂a mu w oczy. Dreszcz przebieg艂 jej po plecach. Zapomnia艂a ju偶, 偶e s膮 tak intensywnie niebieskie i... tak kochane. Sama nie wiedzia艂a, co robi膰.
- Jak widzisz, nie zrezygnowa艂am z gry...
Zmierzy艂 j膮 wzrokiem i u艣miechn膮! si臋, widz膮c spodnie i d艂ug膮 koszul臋.
- Nic nie szkodzi - powiedzia艂.
Dziewczyna wzi臋艂a g艂臋boki oddech.
- Kocham ci臋... - szepn臋艂a.
Ian zamar艂. Ba艂 si臋 nawet oddycha膰.
- Chc臋 jednak zaczeka膰... Pami臋taj. To mo偶e oznacza膰 d艂ugie narzecze艅stwo. Wyjd臋 za ciebie, kiedy b臋d臋 gotowa.
Westchn膮艂 z ulg膮.
- Dobrze. Zaczekam.
Powiedzia艂 to z takim przekonaniem, 偶e uwierzy艂a mu bez zastrze偶e艅.
- Jeste艣 cudowny - szepn臋艂a.
- Zaczekam, ale - Ian zawiesi艂 g艂os - musisz mnie najpierw poca艂owa膰.
Callie nie mia艂a nic przeciwko temu. Zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋. Wiedzia艂a, 偶e nie ucieknie si臋 przed przeznaczeniem. Jej przeznaczeniem by艂 Ian.