Gifford簉ry Dziko艣膰 serca


Barry Gifford

DZIKO艢膯 SERCA

Prze艂o偶y艂 Krzysztof Fordo艅ski

DOM WYDAWNICZY REBIS POZNA艃 1999

Tytu艂 orygina艂u Wild at Heart

Copyright (c) 1990 by Barry Gifford All rights reserved

Copyright (c) for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd., Pozna艅 1999

Redaktor Ma艂gorzata Chwa艂ek

Opracowanie graficzne serii i projekt ok艂adki Lucyna Talejko-Kwiatkowska

Fotografia na ok艂adce Piotr Chojnacki

Wydanie I (w nowym t艂umaczeniu)

ISBN 83-7120-742-5

Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.

ul. 呕migrodzka 41/49, 60-171 Pozna艅

tel. 867-47-08,867-81-40; fax 867-37-74

e-mail: rebis@pol.pl

www.rebis.com.pl

Fotosk艂ad: Z.P. Akapit, Pozna艅, ul Czernichowska 50B, tel. 879-38-88

Druk: ABEDIK - Pozna艅

Ksi膮偶k臋 t臋 dedykuj臋 pami臋ci Charlesa Willeforda

"Potrzebny ci facet, z kt贸rym mog艂aby艣 p贸j艣膰 do piek艂a". Tuesday Weid

BABSKIE GADANIE

LULA I JEJ PRZYJACI脫艁KA Beany Thorn siedzia艂y przy stoliku w Raindrop Club i popijaj膮c col臋 z rumem, przygl膮da艂y si臋 i przys艂uchiwa艂y bia艂ej kapeli bluesowej The Bleach Boys. Kapela przesz艂a g艂adko od Dust My Broom Elmore'a Jamesa do Me and the Devil Roberta Johnsona, kiedy Beany parskn臋艂a nagle.

- Nie cierpi臋 tego wokalisty.

- Nie jest wcale taki z艂y - stwierdzi艂a Lula. - Przynajmniej nie fa艂szuje.

- Nie o to chodzi, po prostu jest okropny. Faceci z brodami i brzuszyskami od piwa stanowczo nie s膮 w moim typie. Lula zachichota艂a.

- Widz臋 przecie偶 wyra藕nie, 偶e sama jeste艣 szczuplutka jak nie u偶ywana, niewoskowana 偶y艂ka do czyszczenia z臋b贸w i nie wiem, jak mo偶esz go krytykowa膰.

- Dobra, dobra, tylko je艣li twierdzi, 偶e ca艂e to sad艂o sp艂ywa mu o p贸艂nocy do fiuta, na pewno k艂amie.

Lula i Beany wybuchn臋艂y 艣miechem, a potem poci膮gn臋艂y po 艂yku ze swoich szklaneczek.

- S艂ysza艂am, 偶e Sailor wychodzi nied艂ugo z pud艂a - rzuci艂a Beany. - Zamierzasz si臋 z nim spotka膰?

Lula skin臋艂a g艂ow膮, a potem skruszy艂a z臋bami i po艂kn臋艂a kostk臋 lodu.

- B臋d臋 na niego czeka艂a przy bramie - odpar艂a.

- Gdybym tak bardzo nie nienawidzi艂a m臋偶czyzn - powiedzia艂a Beany - z ca艂ego serca 偶yczy艂abym ci szcz臋艣cia.

- Nie wszyscy m臋偶owie s膮 doskonali. A Elmo pewnie nie zrobi艂by bachora tej paniusi, gdyby艣 wcze艣niej sama nie wykopa艂a go z domu.

Beany nawija艂a na palec blond loczek nad czo艂em.

9

- Powinnam by艂a mu odstrzeli膰 jaja z trzydziestki 贸semki, nie inaczej.

The Bleach Boys przerzucili si臋 na mambo w stylu profesora Longhaira, a Beany przywo艂a艂a kelnerk臋.

- Przynie艣 nam jeszcze dwie cole z podw贸jnym rumem, dobrze? - powiedzia艂a. - Kurcz臋, Lula, sp贸jrz tylko, jak ta ma艂a kr臋ci zadkiem.

- M贸wisz o kelnerce?

- Owszem. Za艂o偶臋 si臋, 偶e gdybym mia艂a taki ty艂eczek, Elmo nie wtyka艂by swojego ptaka w ka偶d膮 dziurk臋 na naszym brzegu Tangipahoi.

- Nie mo偶esz by膰 tego taka pewna - odpar艂a Lula. W oczach Beany zakr臋ci艂y si臋 艂zy.

- Chyba tak - przyzna艂a. - Ale zrezygnowa艂abym z wielu rzeczy, mo偶e nawet z valium, 偶eby tylko za艂atwi膰 sobie lepszy ty艂ek, wiesz.

DZIKO艢膯 SERCA

SAILOR I LULA le偶eli na 艂贸偶ku w hotelu Cape Fear, ws艂uchuj膮c si臋 w skrzypienie obracaj膮cego si臋 pod sufitem wentylatora. Z okna rozci膮ga艂 si臋 widok na rzek臋 wpadaj膮c膮 do Atlantyku; mogli st膮d obserwowa膰 艂odzie rybackie p艂yn膮ce w膮skim kana艂em. Czerwiec dobiega艂 ko艅ca, ale 艂agodny wiatr sprawia艂, 偶e - jak lubi艂a to okre艣la膰 Lula - by艂o im "ca艂kiem komfortowo".

Matka Luli, Marietta Pace Fortune, zakaza艂a c贸rce spotyka膰 si臋 z Sailorem Ripleyem, ale Lula nie mia艂a najmniejszego zamiaru stosowa膰 si臋 do tego polecenia. Dosz艂a do wniosku, 偶e Sailor sp艂aci艂 d艂ug wobec spo艂ecze艅stwa, je艣li w og贸le mo偶na by艂o o czym艣 takim m贸wi膰. Nijak nie potrafi艂a poj膮膰, jak odsiadk臋 za zabicie cz艂owieka, kt贸ry pr贸bowa艂 ciebie zabi膰, mo偶na uwa偶a膰 za sp艂at臋 d艂ugu wobec spo艂ecze艅stwa.

Spo艂ecze艅stwo, jakie by tam by艂o, zdaniem Luli z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie straci艂o zbyt wiele na eliminacji Boba Raya Lemona. Wed艂ug Luli, Sailor zar贸wno na kr贸tk膮, jak i na d艂u偶sz膮 met臋 spe艂ni艂 wobec spo艂ecze艅stwa dobry uczynek, za kt贸ry zas艂ugiwa艂 na wi臋ksz膮 nagrod臋 ni偶 dwa lata w obozie pracy Pee Dee River za zab贸jstwo drugiego stopnia. Na przyk艂ad na op艂acon膮 w ca艂o艣ci kilkutygodniow膮 wycieczk臋 do Nowego Orleanu czy na Hilton Head dla siebie i osoby towarzysz膮cej, oczywi艣cie Luli. Hotel najwy偶szej klasy i samoch贸d do dyspozycji, jaki艣 szykowny nowiutki kabriolet, na przyk艂ad chrysler lebaron. To by艂oby w艂a艣ciwe rozwi膮zanie. A biedny Sailor musia艂 oczyszcza膰 pobocza z krzak贸w, uwa偶a膰 na w臋偶e i przez dwa lata je艣膰 niezdrowe sma偶one 偶arcie. Zosta艂 ukarany tylko dlatego, 偶e mia艂 o w艂os lepszy refleks ni偶 ten kutas Bob Ray Lemon. Ten 艣wiat naprawd臋 ma nier贸wno pod sufitem, stwierdzi艂a Lula. W ka偶dym razie, Sailor wyszed艂 z kicia i wci膮偶

11

ca艂owa艂 najlepiej na 艣wiecie, poza tym Marietta Pace Fortun臋 nigdy o niczym si臋 nie dowie, wi臋c 偶adnej sprawy nie b臋dzie, prawda?

- Tak a propos dowiadywania si臋 - odezwa艂a si臋 Lula do Sailora - pisa艂am ci mo偶e o tym, 偶e znalaz艂am na strychu w szufladzie biurka listy mojego dziadka?

Sailor wspar艂 si臋 na 艂okciu.

- A propos czego? - zapyta艂. - A odpowied藕 brzmi: nie. Lula cmokn臋艂a dwa razy.

- Wydawa艂o mi si臋, 偶e o tym m贸wili艣my, ale pewnie tylko tak mi si臋 wydawa艂o. Czasami tak ju偶 mi si臋 robi. Pomy艣l臋 sobie co艣, a potem wydaje mi si臋, 偶e powiedzia艂am to na g艂os.

- Naprawd臋 t臋skni艂em za twoim sposobem my艣lenia, kiedy siedzia艂em w Pee Dee, kochanie - powiedzia艂 Sailor. - Za ca艂膮 reszt膮 oczywi艣cie te偶. To, co dzieje si臋 w twojej g艂贸wce, musi by膰 prywatn膮 tajemnic膮 Pana Boga. Ale chcia艂a艣 mi opowiedzie膰 o jakich艣 listach.

Lula usadowi艂a si臋 na 艂贸偶ku, pod艂o偶y艂a sobie pod plecy poduszk臋. D艂ugie czarne w艂osy, kt贸re zazwyczaj nosi艂a zwi膮zane w kok i zawini臋te jak ogon wy艣cigowego konia, by艂y teraz rozrzucone na b艂臋kitnej poduszce jak skrzyd艂a kruka. Jej wielkie szare oczy zawsze fascynowa艂y Sailora. Kiedy karczowa艂 krzaki rosn膮ce na poboczach, my艣la艂 zawsze w艂a艣nie o oczach Luli, p艂ywa艂 w nich jak w wielkich, ch艂odnych szarych jeziorach z malutkimi fio艂kowymi wysepkami na 艣rodku. To one pozwoli艂y mu pozosta膰 przy zdrowych zmys艂ach.

- Wiele zastanawia艂am si臋 nad moim dziadkiem. Nad tym, dlaczego w艂a艣ciwie mama nigdy nawet nie wspomnia艂a o swoim tacie? Wiedzia艂am tylko, 偶e przed 艣mierci膮 mieszka艂 ze swoj膮 mam膮.

- M贸j tato te偶 przed 艣mierci膮 mieszka艂 ze swoj膮 mam膮 -powiedzia艂 Sailor. - M贸wi艂em ci o tym? Lula potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Na pewno nie - rzuci艂a. - Dlaczego?

- By艂 bez grosza, jak zwykle - wyja艣ni艂 Sailor. - Moja mama umar艂a wcze艣niej na raka p艂uc.

- Jakie papierosy pali艂a? - spyta艂a Lula.

- Camele. Tak samo jak ja.

Lula przewr贸ci艂a wielkimi szarymi oczami.

12

- Moja mama pali teraz marlboro - oznajmi艂a. - Kiedy艣 pali艂a koole. Podkrada艂am je od sz贸stej klasy. A kiedy by艂am ju偶 do艣膰 du偶a, 偶eby sama kupowa膰 sobie papierosy, te偶 kupowa艂am koole. Teraz przerzuci艂am si臋 na more'y, pewnie zauwa偶y艂e艣? S膮 d艂u偶sze.

- Kiedy tato szuka艂 roboty, przejecha艂a go ci臋偶ar贸wka z 偶u偶lem na Dixie Guano Road ko艂o Siedemdziesi膮tej Czwartej Ulicy - powiedzia艂 Sailor. - Gliniarze stwierdzili, 偶e by艂 nachlany... tato, nie ten kierowca... ale tak sobie my艣l臋, 偶e chcieli po prostu zamkn膮膰 szybko spraw臋. Mia艂em wtedy czterna艣cie lat.

- Jezu, Sailor, tak mi przykro, kochanie. Nie mia艂am o niczym poj臋cia.

- Nie ma sprawy. I tak niecz臋sto go ogl膮da艂em. Zawsze brakowa艂o mi opieki rodzicielskiej- Obro艅ca z urz臋du tak w艂a艣nie powiedzia艂 w czasie rozprawy o zwolnienie warunkowe.

- Ale wracaj膮c do sprawy - rzek艂a Lula - okaza艂o si臋, 偶e tato mojej mamy zwin膮艂 pieni膮dze z banku, gdzie pracowa艂. Z艂apali go. Zrobi艂 to, 偶eby pom贸c swojemu bratu, kt贸ry chorowa艂 na gru藕lic臋, by艂 wrakiem cz艂owieka i nie m贸g艂 pracowa膰. Dziadek dosta艂 cztery lata w Statesville, a jego brat umar艂. Pisa艂 do babci listy prawie codziennie, pisa艂, jak bardzo j膮 kocha. Ale ona rozwiod艂a si臋 z nim, kiedy siedzia艂 w wi臋zieniu, i nigdy z nikim o nim nie rozmawia艂a. Nie cierpia艂a nawet jego imienia. Ale zatrzyma艂a wszystkie jego listy! Uwierzy艂by艣? Przeczyta艂am je, m贸wi臋 ci, on naprawd臋 musia艂 j膮 kocha膰. Na pewno za艂ama艂 si臋, kiedy nie stan臋艂a w jego obronie. Ale kiedy pani Pace podejmie decyzj臋, nie da si臋 ju偶 tego zmieni膰.

Sailor zapali艂 camela i poda艂 go Luli. Wzi臋艂a, go, zaci膮gn臋艂a si臋 g艂臋boko, wydmuchn臋艂a dym i raz jeszcze przewr贸ci艂a oczami.

- Ja stan臋艂abym w twojej obronie, Sailor - powiedzia艂a -gdyby艣 zdefraudowa艂 pieni膮dze z banku.

- Do diab艂a, orzeszku - odpar艂 Sailor - by艂a艣 przy mnie, kiedy za艂atwi艂em Boba Raya Lemona. Nie mo偶na prosi膰 o wi臋cej.

Lula przyci膮gn臋艂a do siebie Sailora i poca艂owa艂a go delikatnie w usta.

- Poci膮gasz mnie, Sailor, naprawd臋 mnie bierzesz -powiedzia艂a - Doprowadzasz mnie do ob艂臋du.

13

Sailor poci膮gn膮艂 prze艣cierad艂o, ods艂aniaj膮c piersi Luli.

- Ty te偶 doskonale do mnie pasujesz.

- Przypominasz mi mojego tat臋, wiesz? - odezwa艂a si臋 Lula. -Mama m贸wi艂a mi, 偶e lubi艂 chude kobitki z troszk臋 przydu偶y-mi piersiami. Mia艂 d艂ugi nos, tak jak ty. Opowiada艂am ci kiedy艣, jak umar艂?

- Nie, s艂odka, nic takiego nie pami臋tam.

- Zatru艂 si臋 o艂owiem, czyszcz膮c bez maski dom ze starej farby. Mama powiedzia艂a potem, 偶e m贸zg rozsypa艂 mu si臋 na kawa艂eczki. Zacz臋艂o si臋 od tego, 偶e zacz膮艂 o wszystkim zapomina膰. Zrobi艂 si臋 bardzo gwa艂towny. W ko艅cu w 艣rodku nocy obla艂 si臋 ca艂y naft膮 i zapali艂 zapa艂k臋. Prawie uda艂o mu si臋 spali膰 ca艂y dom razem ze mn膮 i mam膮, bo spa艂y艣my na g贸rze. Uciek艂y艣my w ostatniej chwili. To by艂o rok przed naszym poznaniem.

Sailor wyj膮艂 papierosa z d艂oni Luli i od艂o偶y艂 go do popielniczki stoj膮cej obok 艂贸偶ka. Po艂o偶y艂 d艂onie na jej drobnych, 艂adnie umi臋艣nionych ramionach i zacz膮艂 je pie艣ci膰.

- Jak dorobi艂a艣 si臋 takich mocnych ramion? - zapyta艂.

- Pewnie od p艂ywania - odpar艂a Lula. - Ju偶 jako dziecko kocha艂am p艂ywa膰.

Przyci膮gn膮艂 j膮 i poca艂owa艂 w szyj臋.

- Masz tak膮 艣liczn膮 d艂ug膮 szyj臋, jak 艂ab臋d藕 - powiedzia艂.

- Babcia Pace mia艂a d艂ug膮, g艂adk膮, bia艂膮 szyj臋 - przypomnia艂a sobie. - By艂a tak bia艂a, 偶e wygl膮da艂a jak pos膮g. Za bardzo kocham s艂o艅ce, by mie膰 tak bia艂膮 sk贸r臋.

Sailor i Lula kochali si臋, a potem, kiedy Sailor zasn膮艂, Lula stan臋艂a ko艂o okna i zapali艂a jednego z jego cameli, wpatruj膮c si臋 w uj艣cie rzeki Cape Fear. Troch臋 to straszne, sta膰 tak na samym kra艅cu wielkiej wody. Spojrza艂a w stron臋 Sailora, kt贸ry wyci膮gn膮艂 si臋 na plecach. Dziwne, 偶e taki ch艂opak jak Sailor nie ma 偶adnych tatua偶y, pomy艣la艂a. Tacy faceci maj膮 ich zwykle ca艂e mn贸stwo. Sailor zachrapa艂 i przewr贸ci艂 si臋 na bok, ods艂aniaj膮c przed Lul膮 d艂ugie w膮skie plecy i p艂aski ty艂ek. Zaci膮gn臋艂a si臋 raz jeszcze i wyrzuci艂a papierosa przez okno do rzeki.

WUJEK POOCH

- PI臉膯 LAT TEMU - odezwa艂a si臋 Lula - kiedy mia艂am pi臋tna艣cie lat, mama powiedzia艂a mi, 偶e kiedy zaczn臋 my艣le膰 o seksie, powinnam z ni膮 porozmawia膰, zanim cokolwiek zrobi臋.

- Ale偶, kochanie - wtr膮ci艂 Sailor. - Wydawa艂o mi si臋, 偶e m贸wi艂a艣, 偶e wujek Pooch zgwa艂ci艂 ci臋, kiedy mia艂a艣 trzyna艣cie lat.

Lula skin臋艂a g艂ow膮. Sta艂a w 艂azience pokoju w hotelu Cape Fear, bawi膮c si臋 w艂osami przed lustrem. Sailor przygl膮da艂 jej si臋 przez drzwi, le偶膮c na 艂贸偶ku.

- To prawda - przyzna艂a. - Wujek Pooch nie by艂 tak naprawd臋 moim wujkiem. To znaczy, nie by艂 moim krewniakiem. By艂... wsp贸lnikiem taty? A mama z ca艂膮 pewno艣ci膮 nigdy si臋 nie dowiedzia艂a, co sta艂o si臋 mi臋dzy nami. Naprawd臋 nazywa艂 si臋 jako艣 tak europejsko, co艣 jak Pucinski. Ale wszyscy nazywali go Pooch. Zachodzi艂 czasem do nas, kiedy nie by艂o taty. Zawsze my艣la艂am, 偶e smali cholewki do mamy, wi臋c kiedy pewnego wieczoru dobra艂 si臋 do mnie, by艂am naprawd臋 nie藕le zaskoczona.

- Jak do tego dosz艂o, orzeszku? - zapyta艂 Sailor. - Wyci膮gn膮艂 swoj膮 ropuch臋 i pu艣ci艂 j膮 na 艂owy?

Lula sczesa艂a w艂osy na bok i zmarszczy艂a czo艂o. Wyj臋艂a z paczki le偶膮cej na umywalce papierosa i zapali艂a go; trzyma艂a w ustach, dalej bawi膮c si臋 w艂osami.

- Czasami jeste艣 strasznie wulgarny, wiesz, Sailor? - powiedzia艂a.

- Nic nie rozumiem, kiedy do mnie m贸wisz z more'em w ustach - odpar艂 Sailor.

Lula zaci膮gn臋艂a si臋 g艂臋boko i od艂o偶y艂a papierosa na kraw臋d藕 umywalki.

15

- Powiedzia艂am, 偶e czasami jeste艣 strasznie wulgarny. Ale chyba nic mnie to nie obchodzi.

- Przepraszam, s艂oneczko - powiedzia艂 Sailor. - No, opowiedz mi, co w艂a艣ciwie zrobi艂 stary Pooch.

- No tak, mama posz艂a do Pracowitej Pszcz贸艂ki, 偶eby sobie ufarbowa膰 w艂osy. A ja zosta艂am w domu sama. Wujek Pooch wszed艂 do 艣rodka przez taras, wiesz? Kiedy robi艂am sobie w艂a艣nie kanapk臋 z galaretk膮 i bananem. Pami臋tam, 偶e mia艂am nakr臋cone w艂osy, bo wieczorem wybiera艂am si臋 z Vicky i Cherry Ann, siostrami DeSoto, na koncert Van Halen do Coliseum w Charlotte. Wujek Pooch na pewno wiedzia艂, 偶e jestem w domu zupe艂nie sama, bo od razu do mnie podszed艂 i po艂o偶y艂 mi d艂onie na ty艂eczku i potem opar艂 mnie o blat sto艂u.

- Powiedzia艂 co艣? - zapyta艂 Sailor.

Lula potrz膮sn臋艂a przecz膮co g艂ow膮 i zacz臋艂a rozczesywa膰 spl膮tane w艂osy. Si臋gn臋艂a po papierosa, zaci膮gn臋艂a si臋 pospiesznie i wrzuci艂a niedopa艂ek do toalety. 呕ar papierosa wypali艂 br膮zow膮 plam臋 na porcelanie umywalki. Lula poliza艂a czubek palca wskazuj膮cego prawej d艂oni i potar艂a plam臋, ale nie chcia艂o zej艣膰.

- Chyba nie - powiedzia艂a. - A przynajmniej nic sobie nie przypominam. - Spu艣ci艂a wod臋 i popatrzy艂a, jak mor臋 rozpada si臋 na kawa艂ki, kiedy zakr臋ci艂 si臋 w wirze.

- Co si臋 sta艂o p贸藕niej? - zapyta艂 Sailor.

- Wsun膮艂 mi r臋k臋 za bluzk臋 od przodu.

- A ty co zrobi艂a艣?

-Wyla艂am galaretk臋 na pod艂og臋. Pami臋tam, 偶e pomy艣la艂am sobie wtedy, 偶e mama b臋dzie na mnie z艂a, jak to zobaczy. Pochyli艂am si臋, 偶eby j膮 wytrze膰, i wujek Pooch musia艂 wyj膮膰 r臋k臋. Pozwoli艂 mi wytrze膰 galaretk臋 i wyrzuci膰 brudn膮 serwetk臋 do 艣mieci, zanim posun膮艂 si臋 dalej.

- Ba艂a艣 si臋? - spyta艂 Sailor.

- Nie wiem - odpar艂a Lula. - To znaczy, to by艂 wujek Pooch. Zna艂am go od si贸dmego roku 偶ycia. Chyba nie potrafi艂am uwierzy膰, 偶e to si臋 dzieje naprawd臋.

- Wi臋c jak w ko艅cu ci臋 dmuchn膮艂? Od razu w kuchni?

-Nie, podni贸s艂 mnie do g贸ry. By艂 niski, ale bardzo silny. Mia艂 ow艂osione ramiona. Nosi艂 w膮sik w stylu Errola Flynna, kilka kr贸tkich w艂osk贸w tu偶 nad g贸rn膮 warg膮. W ka偶dym ra-

16

zie zani贸s艂 mnie do sypialni s艂u偶膮cej, gdzie nikt nie mieszka艂

od kilku lat, odk膮d Abilene uciek艂a z tym kierowc膮 Sally Wil-

by, Harlanem, potem pobrali si臋 i zamieszkali w T<xpelo. Zro-

bili艣my to na starym 艂贸偶ku Abilene.

- Zrobili艣my to? - powt贸rzy艂 Sailor. - Co to znaczy? Nie

zmusza艂 ci臋?

- No, oczywi艣cie, 偶e tak - powiedzia艂a Lula. - Ale by艂 strasz-

nie delikatny, wiesz? To znaczy, zgwa艂ci艂 mnie i w og贸le, ale

tak sobie my艣l臋, 偶e s膮 r贸偶ne rodzaje gwa艂t贸w. Mo偶e nieko-

niecznie chcia艂am, 偶eby to zrobi艂, ale wydaje mi si臋, 偶e kiedy

wszystko si臋 zacz臋艂o, nie by艂o to ju偶 takie okropne.

- By艂o ci dobrze?

Lula od艂o偶y艂a szczotk臋 i spojrza艂a na Sailora. Le偶a艂 nago,

mia艂 erekcj臋.

- Czy moja historia tak ci臋 podnieci艂a? - zapyta艂a. - Dlate-

go chcesz jej s艂ucha膰?

Sailor roze艣mia艂 si臋.

- Nic na to nie mog臋 poradzi膰, kochanie. Zrobi艂 to wi臋cej

ni偶 raz?

- Nie, wszystko sta艂o si臋 bardzo szybko. Niewiele poczu艂am.

Straci艂am wianek przypadkowo, kiedy mia艂am dwana艣cie lat.

Wyl膮dowa艂am pup膮 na wodzie, kiedy je藕dzi艂am na nartach

wodnych na jeziorze Lanier we Flowery Branch w Georg聛.

Nie by艂o wi臋c wcale krwi ani nic takiego. Wujek Pooch wsta艂

po prostu, wci膮gn膮艂 spodnie i wyszed艂. Le偶a艂am na 艂贸偶ku Abi-

lene, a偶 us艂ysza艂am, jak odje偶d偶a. To by艂o najgorsze, kiedy

tak le偶a艂am i s艂ucha艂am, jak sobie jedzie.

- Co wtedy zrobi艂a艣?

- Chyba wr贸ci艂am do kuchni i sko艅czy艂am robi膰 kanapk臋.

Mo偶e po drodze zrobi艂am jeszcze siusiu. 牛

- I nigdy nikomu o tym nie opowiada艂a艣?

- Tylko tobie - odpar艂a Lula. - P贸藕niej wujek Pooch zacho-

wywa艂 si臋 w moim towarzystwie tak samo jak wcze艣niej.

I nigdy wi臋cej nie pr贸bowa艂 nic ze mn膮 robi膰. Zawsze dosta-

wa艂am od niego 艂adny prezent na Bo偶e Narodzenie, p艂aszczyk

albo co艣 z bi偶uterii. Zgin膮艂 w wypadku samochodowym trzy

lata p贸藕niej podczas wakacji na Myrtle Beach. Jak na m贸j

gust, nadal jest tam za du偶y ruch.

Sailor wyci膮gn膮艂 ku niej d艂o艅.

17

- Chod藕 tu do mnie - powiedzia艂.

Lula podesz艂a i usiad艂a na kraw臋dzi 艂贸偶ka. Erekcja Sailora zmniejszy艂a si臋 ju偶 o po艂ow臋, wzi臋艂a wi臋c jego cz艂onek w lew膮 r臋k臋.

- Nie musisz nic dla mnie robi膰, kochanie - powiedzia艂 Sai-lor. - Nic mi nie jest.

Lula odrzuci艂a w ty艂 w艂osy.

- Niech ci臋 diabli porw膮, Sailor - 偶achn臋艂a si臋 - nie zawsze my艣l臋 tylko o tobie.

Siedzia艂a przez chwil臋 bez ruchu, a potem zala艂a si臋 艂zami. Sailor usiad艂 na 艂贸偶ku i wzi膮艂 j膮 w ramiona, i ko艂ysa艂 bez s艂owa, a偶 przesta艂a p艂aka膰.

MARIETTA I JOHNNIE

- WIEDZIA艁AM, 呕E DO TEGO DOJDZIE. Kiedy tylko ten 艣mie膰 wyszed艂 z Pee Dee, wiedzia艂am, 偶e b臋d膮 k艂opoty. Ma na ni膮 wp艂yw, kt贸rego w 偶aden spos贸b nie potrafi臋 poj膮膰. Lula ma w sobie co艣 dzikiego, sama nie wiem, sk膮d jej si臋 to wzi臋艂o. Musisz ich znale藕膰, Johnnie, i zastrzeli膰 tego ch艂opaka. Zabij go po prostu i utop trupa na moczarach. Zlikwiduj ten problem raz na zawsze.

Johnnie Farragut u艣miechn膮艂 si臋 i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Pos艂uchaj, Marietto, wiesz, 偶e nie mog臋 zabi膰 Sailora.

- Dlaczego nie, do najja艣niejszej cholery? Przecie偶 on zabi艂 ju偶 cz艂owieka, mo偶e nie? Tego jakiego艣 tam Lemona.

- I odsiedzia艂 za to wyrok. Jest jeszcze druga sprawa: je艣li Lula jest z nim z w艂asnej nieprzymuszonej woli, to znaczy 偶e nikt jej do niczego nie zmusza, w takim wypadku niewiele mog臋 zrobi膰.

- Nie odzywaj si臋 do mnie w ten spos贸b, Johnnie Farragut. Wiem, co to znaczy z w艂asnej nieprzymuszonej woli, i w艂a艣nie dlatego chc臋, 偶eby Sailor Ripley znikn膮艂 raz na zawsze z powierzchni tej planety! To zwyczajny m臋t, kt贸ry przyklei艂 si臋 do mojej c贸reczki. M贸g艂by艣 tak to za艂atwi膰, 偶eby to on zrobi艂 pierwszy ruch, i wtedy go zastrzeli膰. To by艂aby samoobrona, a z jego przesz艂o艣ci膮 nikt specjalnie by si臋 nie przej膮艂 ca艂膮 spraw膮.

Johnnie nala艂 sobie nast臋pn膮 szklaneczk臋 Johnnie walkera black label. Podsun膮艂 butelk臋 Marietcie, ale ona potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i nakry艂a swoj膮 szklank臋 d艂oni膮.

- Znajd臋 Lul臋, Marietto, je艣li rzeczywi艣cie jest z m艂odym Ripleyem, porozmawiam z nim powa偶nie, a j膮 spr贸buj臋 przekona膰, 偶eby ze mn膮 wr贸ci艂a. To wszystko, co mog臋 zrobi膰. -Poci膮gn膮艂 d艂ugi 艂yk whisky.

Marietta wybuchn臋艂a p艂aczem. 艁ka艂a przez kilka sekund i urwa艂a r贸wnie niespodziewanie, jak zacz臋艂a. Jej szare oczy zaszkli艂y si臋 i zaczerwieni艂y odrobin臋.

19

- W takim razie wynajm臋 p艂atnego morderc臋 - stwierdzi艂a. - Je艣li ty mi nie pomo偶esz, zadzwoni臋 do Marcella Santosa. By艂 przyjacielem Clyde'a.

- Pos艂uchaj, Marietto, chc臋 ci pom贸c. Nie uno艣 si臋. Sama nie chcesz wci膮ga膰 w to Santosa i jego ludzi. A tak przy okazji, ty i Clyde wcale nie 偶yli艣cie z sob膮 tak 艣wietnie, zw艂aszcza pod koniec.

- Clyde'a zabi艂 o艂贸w z farby, Johnnie, a nie Marcello. Dobrze o tym wiesz. A w ka偶dym razie Marcello Santos zawsze robi艂 do mnie s艂odkie oczy, jeszcze zanim wysz艂am za Clyde'a. Mama nie 偶yczy艂a sobie, bym si臋 z nim spotyka艂a, wi臋c zawsze trzyma艂am si臋 na dystans. Pewnie nie powinnam by艂a jej s艂ucha膰. Sp贸jrz tylko na Lul臋. Ona nigdy nie zwraca najmniejszej uwagi na to, co m贸wi臋.

- Czasy si臋 zmieni艂y, Marietto.

- Ale podstawy dobrego wychowania nie. Mo偶e dzisiejsze dzieciaki za bardzo wbi艂y sobie do g艂owy, 偶e 艣wiat mo偶e w ka偶dej chwili wylecie膰 w powietrze, ale mam wra偶enie, 偶e ani nie maj膮 poj臋cia, ani nic ich nie obchodzi, jak nale偶y si臋 zachowywa膰.

- Ja te偶 to zauwa偶y艂em - powiedzia艂 Johnnie. Poci膮gn膮艂 d艂ugi 艂yk szkockiej, rozsiad艂 si臋 wygodnie w dawnym fotelu Clyde'a Fortune'a i przymkn膮艂 oczy.

- Lula te偶 pewnie tak uwa偶a - odezwa艂a si臋 Marietta. - Ale to przede wszystkim moja wina. Wydaje mi si臋, 偶e po 艣mierci Clyde'a rozpuszcza艂am j膮 o wiele bardziej, ni偶 powinnam.

- Nie by艂a to szczeg贸lnie zaskakuj膮ca reakcja, Marietto.

- Rozumiem, ale nijak nie potrafi臋 zrozumie膰 obsesji, jak膮 ona ma na punkcie tego mordercy. Johnnie czkn膮艂 cicho i otworzy艂 oczy.

- On wcale nie jest morderc膮. Musisz w ko艅cu si臋 z tym pogodzi膰 - powiedzia艂. - O ile wiem, Sailor mia艂 absolutnie czyste konto przed t膮 spraw膮. A wtedy stara艂 si臋 tylko ochrania膰 Lul臋. Posun膮艂 si臋 tylko za daleko, to wszystko.

- Mo偶e powinnam si臋 gdzie艣 wybra膰, Johnnie. Pojecha膰 do Kairu albo Hiszpanii czy Singapuru na kt贸r膮艣 z wycieczek, kt贸rych reklam贸wki wysy艂a mi ci膮gle Diners Club. My艣lisz, 偶e Lula chcia艂aby pojecha膰 ze mn膮?

- Uwa偶am, 偶e najlepiej b臋dzie, je艣li nie b臋dziesz si臋 zbytnio spieszy膰.

20

UPA艁

- KIEDY艢 LUBI艁AM UPA艁Y, Sailor, naprawd臋 - powiedzia艂a Lula. - Teraz jednak nic mnie nie obchodzi, jak dobroczynny wp艂yw maj膮 na moj膮 sk贸r臋. Mia艂abym ochot臋 na ch艂odny wietrzyk.

Sailor Ripley i Lula Pace Fortun臋 siedzieli obok siebie na le偶akach na tarasie hotelu Cape Fear. Zbli偶a艂 si臋 ju偶 wiecz贸r, ale temperatura utrzymywa艂a si臋 wci膮偶 powy偶ej trzydziestu stopni, oko艂o trzeciej po po艂udniu by艂o prawie czterdzie艣ci.

- Kto ci powiedzia艂, 偶e upa艂y robi膮 dobrze na sk贸r臋? - spyta艂 Sailor.

- Dowiedzia艂am si臋 o tym z kobiecych pism, kochanie. Takich, jakie kupuje si臋 przy kasie w supermarkecie Winn-Dixie.

Lula mia艂a na sobie jednocz臋艣ciowy kostium k膮pielowy, a Sailor za艂o偶y艂 tylko b艂臋kitne bokserki w bia艂e c臋tki. Pog艂adzi艂a jego rami臋 od swojej strony, lewe.

- Masz 艣liczn膮 sk贸r臋, Sailor. Tak膮 g艂adk膮. Uwielbiam wprost tak przesuwa膰 po niej bezmy艣lnie palcami, wiesz? Przywodzi mi to na my艣l narciarza zje偶d偶aj膮cego po idealnie bia艂ym 艣niegu.

- To dlatego, 偶e nigdy nie wychodz臋 na s艂o艅ce - odpowiedzia艂 Sailor. - Nie pra偶臋 si臋 jak ty.

- Och, dobrze ju偶 - odpar艂a Lula. - Ostatnio pojawia si臋 mn贸stwo artyku艂贸w o tym, jak wielu ludzi, nawet dzieci, dostaje raka sk贸ry. Wszystko przez to, 偶e warstwa ozonowa zanika. Wydaje mi si臋, 偶e rz膮d powinien co艣 z tym zrobi膰.

- Co takiego? - spyta艂 Sailor.

- Oddziela nas od kosmosu i w og贸le - wyja艣ni艂a Lula. -Pewnego ranka s艂o艅ce wzejdzie i wypali dziur臋 na wylot przez ca艂膮 nasz膮 planet臋, jak wielki promie艅 Roentgena.

Sailor roze艣mia艂 si臋.

21

- Nic takiego nigdy si臋 nie zdarzy, kochanie - powiedzia艂. -A ju偶 na pewno nie za naszego 偶ycia.

- My艣l臋 o przysz艂o艣ci, Sailor. A co, je艣li b臋dziemy mieli dzieci, a one te偶 b臋d膮 mia艂y dzieci? Twierdzisz, 偶e nic by ci臋 to nie obchodzi艂o, gdyby wielka ognista kula zwali艂a si臋 na twoje wnuki?

- Orzeszku, do tej pory b臋dziemy ju偶 je藕dzi膰 buickami na Ksi臋偶yc.

Lula spojrza艂a w stron臋 wody. S艂o艅ce schowa艂o si臋 ju偶 zupe艂nie, a reflektor, umieszczony na po艂o偶onej oko艂o stu metr贸w na po艂udnie od hotelu wie偶y pilot贸w na rzece Cape Fear, o艣wietla艂 kana艂 偶eglugowy. Ani Sailor, ani Lula nie odzywali si臋 przez kilka minut. Na kt贸rym艣 z s膮siednich taras贸w jaka艣 kobieta wybuchn臋艂a dzikim szalonym 艣miechem. Lula zacisn臋艂a d艂o艅 ze wszystkich si艂 na ramieniu Sailora.

- Wszystko w porz膮dku, kochanie? - zapyta艂, rozmasowuj膮c rami臋.

- Chyba tak - odpar艂a. - Przepraszam, 偶e 艣cisn臋艂am ci臋 tak mocno, ale ten 艣miech mnie wystraszy艂. 艢mia艂a si臋 zupe艂nie jak jaka艣 hiena, prawda?

- Nigdy w 偶yciu 偶adnej nie s艂ysza艂em - powiedzia艂 Sailor.

- No, co ty, nawet w filmie przyrodniczym?

- Dla mnie brzmia艂o to tak, jak gdyby paniusia po prostu dobrze si臋 bawi艂a.

- Ze wszystkich gwiazd filmowych naj艂adniej 艣mia艂a si臋 Susan Hayward - oznajmi艂a Lula. - Mia艂a pi臋kny 艣miech. Bardzo gard艂owy i z chrypk膮. Widzia艂e艣 kiedy艣 taki film, nie pami臋tam tytu艂u, w kt贸rym gra艂a kobiet臋 skazan膮 na krzes艂o elektryczne albo na komor臋 gazow膮?

- Nie - odpar艂 Sailor.

- Wysz艂a za narkomana, kt贸ry j膮 bi艂. I zaprzyja藕ni艂a si臋 z tymi w艂amywaczami, i dosz艂o do zab贸jstwa, i ona w zasadzie by艂a niewinna, ale i tak dosta艂a wyrok 艣mierci. No tak, w tym filmie bardzo du偶o si臋 艣mia艂a.

- A偶 j膮 usma偶yli. Lula skin臋艂a g艂ow膮.

- No tak, ale panna Susan Hayward potrafi艂a si臋 艣mia膰.

- Zg艂odnia艂a艣 ju偶? - zapyta艂 Sailor.

- Chyba mog艂abym ju偶 co艣 zje艣膰 - odpar艂a Lula. - Ale najpierw mnie poca艂uj, kochanie. Tylko raz.

W PO艁UDNIOWYM STYLU

LULA W艁O呕Y艁A SWOJ膭 ULUBION膭 r贸偶ow膮, kus膮 nocn膮 koszulk臋 i przytuli艂a si臋 do Sailora, kt贸ry le偶a艂 na brzuchu w samych bokserkach, ogl膮daj膮c w telewizji Randk臋 w ciemno.

- Dlaczego w艂a艣ciwie ogl膮dasz te bzdury? - zapyta艂a Lula. -Przecie偶 ci ludzie nie maj膮 w g艂owach cho膰by jednej sensownej my艣li.

- Tak s膮dzisz? - odezwa艂 si臋 Sailor, nie odrywaj膮c wzroku od ekranu. - Chcesz mo偶e opowiedzie膰 mi o sensownych my艣lach, kt贸re tobie przysz艂y ostatnio do g艂owy?

- Dlaczego od razu musisz mnie atakowa膰? - zapyta艂a Lula. -Chcia艂am tylko powiedzie膰, 偶e m贸g艂by艣 poczyta膰 jak膮艣 ksi膮偶k臋 albo co艣 innego. Nie cierpi臋 tego, jak ludzie wygl膮daj膮 i zachowuj膮 si臋 w telewizji. Wygl膮daj膮 jak nadmuchiwane lalki. I ta niezdrowa cera, zw艂aszcza kiedy ogl膮da si臋 ich w kolorze. W czerni i bieli ludzie wychodz膮 o wiele lepiej.

Sailor chrz膮kn膮艂.

- Co si臋 sta艂o, kochanie?

- W Pee Dee nie mieli艣my telewizji, kotku, wiesz? Nie staraj膮 si臋 tam jako艣 szczeg贸lnie zapewnia膰 pensjonariuszom zak艂adu penitencjarnego godziwej rozrywki. Trzeba, 偶e tak powiem, zadowala膰 si臋 tym, co si臋 ma.

Lula podnios艂a g艂ow臋 i poca艂owa艂a Sailora w policzek.

- Przepraszam, malutki - powiedzia艂a. - Czasami zapominam, gdzie by艂e艣 przez ostatnie dwa lata.

- Tylko dwadzie艣cia trzy miesi膮ce i osiemna艣cie dni - poprawi艂 Sailor. - Nie trzeba wcale nic dodawa膰.

- Kiedy ci臋 nie by艂o - ci膮gn臋艂a Lula - mama upar艂a si臋, 偶eby urz膮dzi膰 przyj臋cie na cze艣膰 Armistead贸w, jej znajomych z Missisipi. Przyjechali, 偶eby odwie藕膰 c贸rk臋 Drusill臋 do colle-ge'u. Przyszli te偶 Sue i Bobby Breckenridge, i mama Bobby'e-

23

go, Alma. Alma ma ju偶 chyba z osiemdziesi膮t sze艣膰 albo siedem lat. Siedzia艂a w fotelu w k膮cie i nie rusza艂a si臋, i nie odezwa艂a cho膰by s艂owem. Na pewno jest g艂ucha, bo ani razu nie zareagowa艂a na nic, co m贸wiono przez ca艂y wiecz贸r. S艂uchasz mnie, Sailor?

-Nauczy艂em si臋 robi膰 kilka rzeczy naraz, orzeszku, przecie偶 wiesz.

- Tak tylko sprawdzam, 偶eby wiedzie膰, 偶e nie gadam po pr贸偶nicy. No tak, Eddie Armistead jest ju偶 stary jak mr贸wko-jad. Prowadzi sklep w Oksfordzie, gdzie si臋 urodzi艂 i wychowa艂. A mama ma wszystkie ksi膮偶ki Williama Faulknera, tego pisarza, wiesz? Pau艂 Newman gra艂 kiedy艣 w filmie opartym na jednej z nich. I Lee Remick, kiedy jeszcze by艂a taka m艂oda i 艣liczna. Teraz, oczywi艣cie, jest stara i 艣liczna. Wi臋c mama pojecha艂a zobaczy膰 dom Faulknera w Oksfordzie, bo teraz chyba jest tam muzeum, i w ko艅cu spotka艂a Armistead贸w.

-A jego 偶ona? - zapyta艂 Sailor.

- Pani Armistead? - spyta艂a Lula. - No tak, ona niewiele m贸wi艂a. Elvie, chyba tak ma na imi臋... Mr贸wkojad gada艂 za wszystkich. Opowiada艂, 偶e kiedy by艂 ch艂opcem, pan Bili - tak nazywa艂 Williama Faulknera - skrzycza艂 go za to, 偶e przebieg艂 przez klomb z tulipanami na jego plantacji. Rowan Oak, chyba tak si臋 nazywa艂a. Pono膰 powiedzia艂 mu wtedy: "Powiniene艣 biega膰 dooko艂a klombu, Eddie". "Tak jest, panie Billu", odpowiedzia艂 Mr贸wkojad, a potem jeszcze raz przebieg艂 przez klomb z tulipanami Williama Faulknera. Nie wiedzie膰 czemu moja mama uzna艂a, 偶e by艂o to bardzo zabawne. W ka偶dym razie chcia艂am opowiedzie膰 ci o tej kolacji, Sailor. To by艂o po prostu najlepsze. M贸wi艂am ju偶 o Drusilli? Tej c贸rce? Wygl膮da艂a tak, jak gdyby mo偶na j膮 by艂o wypi膰 przez s艂omk臋. Kiedy mama nak艂ada艂a jej na talerz - a do tej chwili nie odezwa艂a si臋 ani s艂owem, jak stara Alma Breckenridge, przez calutki wiecz贸r - poprosi艂a, 偶eby ziemniaki nie dotkn臋艂y mi臋sa. Bobby i ja spojrzeli艣my tylko po sobie i wybuchn臋li艣my 艣miechem. "Co powiedzia艂a艣?", zapyta艂 Drusill臋. "Nie mog艂abym ich je艣膰, gdyby si臋 styka艂y", powiedzia艂a. Nie wydaje ci si臋, 偶e to najdziwniejsza rzecz, jak膮 w 偶yciu s艂ysza艂e艣?

- S艂ysza艂em ju偶 dziwniejsze rzeczy - powiedzia艂 Sailor. - Ale rzeczywi艣cie niez艂y z niej numer.

24

Lula cmokn臋艂a.

- A wiesz, co by艂o potem? Kiedy Armisteadowie ju偶 sobie pojechali? Bobby powiedzia艂, 偶e Drusilla by艂a pierwsz膮 艣licznotk膮 z Missisipi, jak膮 w 偶yciu widzia艂.

W Randce w ciemno 艂adna blondyneczka w kr贸tkiej bia艂ej sukience sta艂a i chichocz膮c, przytula艂a si臋 do wysokiego przystojnego ch艂opaka z ca艂膮 burz膮 ciemnych w艂os贸w.

- Co si臋 sta艂o? - spyta艂a Lula.

- Tych dwoje pojedzie na randk臋 na Hawaje - powiedzia艂 Sailor. - Panienka wybra艂a go z trzech facet贸w.

- A ci odrzuceni co艣 dostaj膮?

- Darmowe talony do Kentucky Fried Chicken.

- To chyba nieuczciwe - zauwa偶y艂a Lula.

- Do diab艂a, a kto powiedzia艂, 偶e Randka w ciemno ma si臋 czym艣 r贸偶ni膰 od prawdziwego 偶ycia? - spyta艂 Sailor. - Ch艂opaki dostan膮 przynajmniej co艣 do jedzenia.

R脫呕NICA

- SAMA NIE WIEM, CO powinni艣my zrobi膰 z mam膮. Lula siedzia艂a na kraw臋dzi wanny, pal膮c more'a, podczas gdy Sailor goli艂 si臋 przy umywalce.

- A co mo偶esz zrobi膰? - zapyta艂. - Jest twoj膮 mam膮 od dwudziestu lat z groszami. Wiesz dobrze, 偶e w tym wieku ju偶 si臋 nie zmieni.

Lula przygl膮da艂a si臋 ty艂owi g艂owy Sailora, podziwiaj膮c jego kr臋cone br膮zowe w艂osy.

- Kochanie? - odezwa艂a si臋. - Widz臋, 偶e ta wi臋zienna fryzura zaczyna ju偶 odrasta膰. B臋d臋 mia艂a za co ci臋 艂apa膰, kiedy si臋 b臋dziemy kocha膰.

Sailor roze艣mia艂 si臋.

- Kiedy mia艂em dwana艣cie lat, mieszka艂a ko艂o mnie dziewczynka, Bunny Sweet, kt贸ra by艂a ode mnie starsza o jakie艣 dwa, trzy lata. Bunny kocha艂a tak膮 jedn膮 piosenk臋, Laleczk臋 Buddy'ego Knoxa, przez ca艂y czas j膮 nuci艂a, zw艂aszcza ten kawa艂ek, kiedy Buddy 艣piewa "przeczesz palcami moje wosy". W艂a艣nie tak, "wosy", nie w艂osy. Pewnego dnia Bunny i jej dwie kumpelki przysz艂y do mnie i zapyta艂y, czy mog膮 przeczesa膰 palcami moje wosy, tak jak w piosence. Podoba艂y im si臋, bo by艂y d艂ugie i kr臋cone. To by艂y z艂e dziewczyny. W艂贸czy艂y si臋 z miejscowymi 艂obuziakami, starszymi od nich. By艂y naprawd臋 seksowne, wiesz? Dobra, m贸wi臋 wi臋c, do roboty. Otoczy艂y mnie i Bunny wsun臋艂a swoje d艂ugie purpurowe paznokcie w moje w艂osy, podobnie jak jej kumpelki.

- I co wtedy powiedzia艂y?

- Co艣 w rodzaju "Och, kurcz臋, jakie mi臋kkie!" Pami臋tam plamy od tytoniu na ich palcach, pachnia艂y Florida Water i papierosami. My艣la艂em o ich d艂oniach, o tym, 偶e wali艂y konia swoim ch艂opakom i wsadza艂y sobie palce w cipki. Nie mog艂em

26

usta膰 w miejscu. Kiedy sko艅czy艂y, obw膮cha艂y sobie palce, zatar艂y d艂onie, a potem wytar艂y w sp贸dniczki. Naprawd臋 mnie tym podnieci艂y.

- Nigdy wi臋cej nic podobnego z nimi nie robi艂e艣? - spyta艂a Lula. Strz膮sn臋艂a popi贸艂 z papierosa do wanny.

- Nie, z tymi dziewczynami ju偶 nigdy - odpar艂 Sailor. - Ale niewiele p贸藕niej poszed艂em z koleg膮 na prywatk臋 do domu jakiej艣 dziewczyny, kt贸rej nie zna艂em. Zacz臋li艣my gra膰 w butelk臋 i w ko艅cu wyl膮dowa艂em w bocznym pokoju z wygl膮daj膮c膮 na bardzo porz膮dn膮 艣liczn膮 blondyneczk膮 w sukience w niebiesk膮 kratk臋. Mieli艣my tylko poca艂owa膰 si臋 raz i zaraz wraca膰, ale nie tak to posz艂o. Mia艂a bardzo czerwone, b艂yszcz膮ce usta i zabrali艣my si臋 do dzie艂a powa偶nie, bez po艣piechu i z j臋zyczkami.

Lula wybuchn臋艂a 艣miechem.

- Naprawd臋 niez艂e zabawy dla dwunastolatk贸w - zauwa偶y艂a.

- I na dodatek niespodzianka - powiedzia艂 Sailor. - Przynajmniej dla mnie. Tym bardziej 偶e by艂a to taka porz膮dna dziewczynka, kt贸rej nigdy wcze艣niej na oczy nie widzia艂em. Po jakich艣 trzech, czterech minutach us艂yszeli艣my pozosta艂e dzieciaki, kt贸re tupa艂y, krzycza艂y i gwizda艂y w s膮siednim pokoju. I ja, i ta dziewczynka byli艣my strasznie podnieceni, wiesz? I jak m贸wi艂em, zdrowo zaskoczeni. "Chyba powinni艣my ju偶 wraca膰", m贸wi do mnie. Siedzieli艣my w jakim艣 magazynku, wsz臋dzie wok贸艂 sta艂y meble, w s艂abym czerwonym 艣wietle jej oczy i usta wydawa艂y si臋 ogromne. Po艂o偶y艂a d艂o艅 na mojej g艂owie i bardzo, bardzo powoli przesun臋艂a palcami po moich w艂osach. Spr贸bowa艂em poca艂owa膰 j膮 jeszcze raz, ale uchyli艂a si臋 i wybieg艂a z pokoju. Us艂ysza艂em, jak dzieciaki krzycz膮 i tupi膮 jeszcze g艂o艣niej, kiedy wr贸ci艂a. Pami臋tam, 偶e pr贸bowa艂em zetrze膰 jej szmink臋 wierzchem d艂oni, ale da艂em sobie spok贸j i postanowi艂em j膮 zostawi膰. A potem poszed艂em za ni膮.

Lula wrzuci艂a more'a do toalety.

- Wiesz, nigdy jeszcze nie m贸wi艂am ci o pewnej sprawie, Sailor. Kiedy mia艂am prawie szesna艣cie lat, zasz艂am w ci膮偶臋.

Sailor op艂uka艂 i wytar艂 r臋cznikiem twarz. Odwr贸ci艂 si臋 i opar艂 o umywalk臋.

- Powiedzia艂a艣 mamie? - zapyta艂.

27

Lula skin臋艂a g艂ow膮.

- Za艂atwi艂a mi aborcj臋 w Miami u pewnego starego 呕yda lekarza, kt贸ry mia艂 najbardziej ow艂osiony nos i uszy, jakie kiedykolwiek widzia艂am. Zaj膮艂 si臋 mn膮 w pokoju hotelowym przy pla偶y i kiedy jecha艂y艣my wind膮 na d贸艂, omal nie zemdla艂am, i p艂aka艂am z zamkni臋tymi ustami. Mama powiedzia艂a: "Mam nadziej臋, 偶e jeste艣 mi wdzi臋czna za to, 偶e wyda艂am sze艣膰set dolar贸w, nie licz膮c koszt贸w podr贸偶y tu i z powrotem, na doktora Goldmana. Jest najlepszym specjalist膮 od aborcji na Po艂udniu".

- Powiedzia艂a艣, kt贸ry ch艂opak ci to zrobi艂?

- To by艂 m贸j kuzyn. D臋li. Jego rodzina odwiedza艂a nas w czasie wakacji.

- Co si臋 z nim sta艂o?

- Och, nic. Nigdy nie powiedzia艂am mamie, 偶e to D臋li. Po prostu stanowczo odm贸wi艂am powiedzenia jej, kto jest ojcem. Dellowi te偶 nie powiedzia艂am. Do tej pory zd膮偶y艂 ju偶 wr贸ci膰 do domu, do Chattanoogi, uzna艂am, 偶e nie ma to 偶adnego sensu. Przydarzy艂o mu si臋 co艣 strasznego. Sze艣膰 miesi臋cy temu.

- Co takiego, orzeszku?

- D臋li znikn膮艂. Najpierw zacz膮艂 dziwnie si臋 zachowywa膰. Podchodzi艂 co pi臋tna艣cie minut do r贸偶nych ludzi i pyta艂, jak si臋 czuj膮. Mia艂 odloty i zachowywa艂 si臋 dziwnie.

- Jak? - zapyta艂 Sailor.

- Na przyk艂ad mama opowiada艂a mi, 偶e ciotka Rootie, mama Delia, znalaz艂a go kiedy艣 w 艣rodku nocy, by艂 kompletnie ubrany i przygotowywa艂 sobie w kuchni kanapki. Ciocia Rootie zapyta艂a go, co robi, a D臋li powiedzia艂, 偶e przygotowuje sobie drugie 艣niadanie i idzie do pracy. Jest spawaczem. Kaza艂a mu wraca膰 do 艂贸偶ka. To potem zacz膮艂 opowiada膰 o pogodzie. 呕e deszcze kontrolowane s膮 przez obcych, kt贸rzy mieszkaj膮 na Ziemi, ale zostali wys艂ani z innej planety jako szpiedzy. I o tym, 偶e 艣ledz膮 go wsz臋dzie faceci, kt贸rzy nosz膮 czarne sk贸rzane r臋kawiczki, bo maj膮 metalowe d艂onie.

- Pewnie to ci deszczowi ch艂opcy z kosmosu - zauwa偶y艂 Sailor.

- To wcale nie jest zabawne - powiedzia艂a Lula. - W grudniu, przed Bo偶ym Narodzeniem, D臋li znikn膮艂 i ciocia naj臋艂a prywatnego detektywa, 偶eby go znalaz艂. Nie by艂o go niemal

28

przez miesi膮c, a偶 nagle pewnego ranka przyszed艂 do domu. Powiedzia艂, 偶e jecha艂 do pracy i nagle znalaz艂 si臋 w Sarasocie na Florydzie na prze艣licznej pla偶y, wi臋c postanowi艂 zatrzyma膰 si臋 tam na troch臋. Ten prywatny detektyw kosztowa艂 cioci臋 ponad tysi膮c dolar贸w. A po pewnym czasie D臋li znowu gdzie艣 znikn膮艂 i nikt wi臋cej go nie widzia艂.

- Jako艣 nie wydaje mi si臋, 偶eby by艂 wariatem - orzek艂 Sailor. - Pewnie potrzebowa艂 tylko zmiany.

- Jeszcze co艣 ci powiem o Dellu.

- Co takiego?

- Kiedy mia艂 siedemna艣cie lat, zacz膮艂 艂ysie膰.

- I co z tego?

- Teraz ma dwadzie艣cia cztery lata. Rok wi臋cej od ciebie. I jest prawie 艂ysy.

- Gorsze rzeczy mog膮 si臋 cz艂owiekowi przytrafi膰, skarbie - powiedzia艂 Sailor.

- Tak, chyba tak - przyzna艂a Lula. - Ale mie膰 albo nie mie膰 w艂os贸w to jednak r贸偶nica.

BRZOSKWINKA Z DIXIELANDU

SAILOR I LULA siedzieli przy naro偶nym stoliku przy oknie kawiarni Niezapominajka. Lula pi艂a mro偶on膮 herbat臋 z potr贸jnym cukrem, a Sailor piwo high life prosto z butelki. Zam贸wili sma偶one ostrygi i sa艂atk臋 z kapusty i rozkoszowali si臋 widokiem. W g贸rze wisia艂 skrawek ksi臋偶yca wygl膮daj膮cy jak obci臋ty paznokie膰, niebo by艂o ciemnoszare z pasmami czerwieni i 偶贸艂ci, a w dole czarny ocean le偶a艂 p艂asko na grzbiecie.

- Ta woda przypomina mi wann臋 Buddy'ego Favre'a - powiedzia艂 Sailor.

- Dlaczego? - spyta艂a Lula.

- Buddy Favre, facet, kt贸ry polowa艂 z moim ojcem na kaczki, k膮pa艂 si臋 codziennie wieczorem. Buddy by艂 przysadzistym go艣ciem z w膮sami, kozi膮 br贸dk膮 i sko艣nymi oczami, wi臋c wygl膮da艂 troch臋 jak diabe艂, ale porz膮dny by艂 z niego facet. By艂 mechanikiem samochodowym, zajmowa艂 si臋 ci臋偶ar贸wkami, wielkimi osiemnastoko艂owcami, i strasznie si臋 przy tym brudzi艂. Wi臋c wieczorem, kiedy wraca艂 do domu, lubi艂 si臋 moczy膰 w wannie pe艂nej Twenty Mule Team Borax, a偶 woda robi艂a si臋 szaroczarna, taka jak ocean dzisiaj wieczorem. M贸j tato wpada艂 do Buddy'ego i siada艂 na krze艣le w 艂azience, popijaj膮c har-pera, kiedy Buddy si臋 k膮pa艂. Czasami zabiera艂 mnie z sob膮. Buddy pali艂 co wiecz贸r skr臋ta i cz臋stowa艂 nim tat臋, ale on wola艂 swoj膮 whisky. Buddy twierdzi艂, 偶e mary艣ka pochodzi z Panamy i 偶e pewnego dnia sam tam wyl膮duje.

- I uda艂o mu si臋?

-Nie wiem, skarbie. Straci艂em z nim kontakt po 艣mierci taty, ale Buddy by艂 stanowczym facetem, wi臋c tak sobie my艣l臋, 偶e w ko艅cu tam dotrze, je艣li jeszcze go tam nie ma.

-Gdzie po raz pierwszy si臋 kocha艂e艣, Sailor? Pami臋tasz? Sailor poci膮gn膮艂 d艂ugi 艂yk high life'a.

30

- Oczywi艣cie, 偶e tak. Mia艂em wtedy pi臋tna艣cie lat i z Bob-bym Tebbettsem i Gene'em Toy'em, moim przyjacielem, p贸艂krwi Chi艅czykiem, opowiada艂em ci o nim, pojechali艣my pac-kardem caribbean rocznik 55 Bobby'ego do Ciudad Juarez, 偶eby znale藕膰 jak膮艣 panienk臋. Bobby by艂 tam ju偶 wcze艣niej, kiedy odwiedza艂 rodzin臋 w El Paso, pojecha艂 wtedy z kuzynami do Juarez i po raz pierwszy zakisili og贸ry. Pewnego wieczoru Gene Toy i ja wyci膮gn臋li艣my Bobby'ego na zwierzenia i od razu postanowili艣my pojecha膰 do Meksyku.

- Strasznie daleka droga - powiedzia艂a Lula - a wszystko po to tylko, 偶eby sobie pobzyka膰.

- Mieli艣my wtedy zaledwie... niech si臋 zastanowi臋... ja mia艂em pi臋tna艣cie, Tebbetts siedemna艣cie i p贸艂, a Gene Toy szesna艣cie lat. Wtedy po raz pierwszy posmakowa艂em seksu. W takim wieku ma si臋 mn贸stwo energii.

- Moim zdaniem wci膮偶 masz mn贸stwo energii, kochanie. Kiedy po raz pierwszy kocha艂e艣 si臋 z dziewczyn膮, kt贸ra nie by艂a prostytutk膮?

- Jakie艣 dwa, trzy miesi膮ce po Juarez - powiedzia艂 Sailor. -Pojecha艂em w odwiedziny do kuzyna, Juniora Traina, do Savannah, i poszli艣my do jakich艣 jego kumpli, kt贸rych rodzice wyjechali. Pami臋tam, 偶e dzieciaki k膮pa艂y si臋 w domowym basenie, a niekt贸re sta艂y na podw贸rku albo w kuchni i pi艂y piwo. Podesz艂a do mnie dziewczyna, by艂a wysoka, wy偶sza ode mnie, mia艂a naprawd臋 kremow膮 sk贸r臋 i bardzo interesuj膮ce znami臋 w kszta艂cie gwiazdy na nosie.

- Du偶e?

- Nie, mniej wi臋cej wielko艣ci paznokcia, wygl膮da艂o prawie jak tatua偶.

- Wi臋c to ona do ciebie podesz艂a?

- Tak. - Sailor roze艣mia艂 si臋. - Zapyta艂a mnie, z kim przyszed艂em, a ja odpowiedzia艂em, 偶e z nikim, tylko z Juniorem. Wtedy zapyta艂a, czy chc臋 napi膰 si臋 piwa, i poda艂a mi szklank臋, kt贸r膮 trzyma艂a w r臋ku. Zapyta艂a mnie, czy mieszkam w Savannah, odpowiedzia艂em, 偶e nie, jestem tylko w go艣ciach u rodziny.

- Zna艂a ich?

- Nie. Przyjrza艂a mi si臋 i przesun臋艂a j臋zykiem po wargach, i po艂o偶y艂a r臋k臋 na moim ramieniu. Mia艂a na imi臋 Irma.

31

- I co jej wtedy powiedzia艂e艣?

- Powiedzia艂em, jak mam na imi臋. A wtedy ona powiedzia艂a co艣 w rodzaju: "Strasznie tu g艂o艣no na dole. Mo偶e p贸jdziemy na g贸r臋, tam przynajmniej b臋dziemy si臋 mogli s艂ysze膰 nawzajem?" Odwr贸ci艂a si臋 i poprowadzi艂a mnie na g贸r臋. Kiedy by艂a JU呕 prawie na ostatnim stopniu, wsun膮艂em jej od ty艂u d艂o艅 mi臋dzy nogi.

- Och, kochanie - powiedzia艂a Lula. - Brzydki z ciebie ch艂opiec!

Sailor roze艣mia艂 si臋.

- To samo mi wtedy powiedzia艂a. Chcia艂em j膮 poca艂owa膰, ale wybuchn臋艂a 艣miechem i uciek艂a korytarzem. Znalaz艂em j膮 w pokoju, le偶a艂a ju偶 na 艂贸偶ku. Zwariowana z niej by艂a smarkula. Mia艂a jasnopomara艅czowe majteczki z czarnymi, takimi hiszpa艅skimi koronkami na bokach. Wiesz, takie, co to nie zas艂aniaj膮 ca艂ego uda.

- Figi? - spyta艂a Lula.

- Chyba tak. Przewr贸ci艂a si臋 po prostu na brzuch i wystawi艂a ty艂ek w g贸r臋. Wsun膮艂em d艂o艅 mi臋dzy jej nogi, a ona zacisn臋艂a na niej uda.

- Podniecasz mnie, skarbie. Co potem zrobi艂a?

- Mia艂a twarz wci艣ni臋t膮 w poduszk臋, odwr贸ci艂a si臋 do mnie, spojrza艂a przez rami臋 i powiedzia艂a: "Nie obci膮gn臋 ci. Nawet mnie nie pro艣".

- Biedna dziewczyna - powiedzia艂a Lula. - Nie wiedzia艂a, co traci. Jakie mia艂a w艂osy?

- Takie br膮zowawe, chyba blond. Ale poczekaj jeszcze, skarbie. Przewraca si臋 na plecy, 艣ci膮ga te swoje pomara艅czowe majteczki i rozk艂ada nogi bardzo szeroko, i m贸wi do mnie: "Posmakuj brzoskwinki."

- Jezu, skarbie! - krzykn臋艂a Lula. - Dosta艂e艣 wi臋cej, ni偶 si臋 spodziewa艂e艣.

Kelnerka poda艂a zam贸wione ostrygi i kapust臋.

- Chcecie mo偶e jeszcze co艣 do picia? - spyta艂a. Sailor dopi艂 swoje piwo i odda艂 butelk臋 kelnerce.

- Czemu nie?

RESZTA 艢WIATA

- WY艢L臉 SK膭D艢 POCZT脫WK臉 DO MAMY - powiedzia艂a Lula. - Nie chc臋, 偶eby martwi艂a si臋 o mnie bardziej ni偶 to konieczne.

- Co to dla ciebie znaczy "konieczne"? - spyta艂 Sailor. -Najprawdopodobniej ju偶 zadzwoni艂a na policj臋, do mojego kuratora i swojego ch艂opaka, tego prywatnego detektywa... jak on si臋 nazywa? Jimmy Barabut albo jako艣 podobnie.

- Farragut. Johnnie Farragut. Chyba tak. Wiedzia艂a, 偶e b臋d臋 chcia艂a si臋 z tob膮 spotka膰, kiedy tylko ci臋 wypuszcz膮, ale nie mam poj臋cia, czy spodziewa艂a si臋, 偶e pu艣cimy si臋 razem w drog臋.

Sailor siedzia艂 za kierownic膮 nale偶膮cego do Luli bia艂ego bonneville'a kabrioletu rocznik 75. Jecha艂 sze艣膰dziesi膮tk膮 i nie opu艣ci艂 dachu, 偶eby nie zwraca膰 niczyjej uwagi. Byli w艂a艣nie dwadzie艣cia mil na p贸艂noc od Hattiesburga, kierowali si臋 na Biloxi, gdzie zamierzali zatrzyma膰 si臋 na noc.

- To chyba znaczy, 偶e 艂amiesz warunki zwolnienia? - rzuci艂a Lula.

- Nie mylisz si臋 - odpar艂 Sailor. - Z艂ama艂em je dwie艣cie mil st膮d, kiedy przekroczyli艣my granic臋 hrabstwa Portagee.

- Jak my艣lisz, Sailor, jak b臋dzie w Kalifornii? M贸wi膮, 偶e tam prawie wcale nie pada.

- O ile uda nam si臋 tam dotrze膰, prawda?

- Przejechali艣my ju偶 bez k艂opot贸w przez dwa i p贸艂 stanu. Sailor roze艣mia艂 si臋.

- Przypomina mi to histori臋, kt贸r膮 us艂ysza艂em w Pee Dee, o pewnym facecie, kt贸ry pracowa艂 na d藕wigu na Atchafalayi. Zwi膮za艂 si臋 z dziwk膮 w New Iberia i wsp贸lnie dokonali napadu na samoch贸d z fors膮, zabili kierowc臋 i stra偶nika i uciekli. Kobieta te偶 strzela艂a. To ona wszystko wymy艣li艂a, wszystko

33

mu powiedzia艂a, a on tylko wykona艂 plan przygotowany przez jej ch艂opaka, kt贸ry siedzia艂 w pierdlu w Angoli za napad z broni膮 w r臋ku. Uciekali na p贸艂noc do Kolorado i przejechali Arkansas, dojechali do Oklahomy, byli ju偶 w okolicach Enid, kiedy dopad艂 ich nie kto inny jak jej ch艂opak z Angoli. Uciek艂 z pierdla, zacz膮艂 szuka膰 swojej dawnej cizi i dowiedzia艂 si臋 o napadzie na furgonetk臋. Pisali o tym we wszystkich gazetach, bo napad by艂 bardzo sprytny i odwa偶ny. Domy艣li艂 si臋, 偶e to musia艂a zrobi膰 ona, ze wzgl臋du na spos贸b, w jaki go dokonano; to on jej powiedzia艂, 偶e najlepiej b臋dzie ucieka膰 do Kolorado, gdzie mo偶na ukry膰 pieni膮dze w starej kopalni. Oczywi艣cie nie spodziewa艂 si臋 wcale, 偶e mo偶e spr贸bowa膰 zrobi膰 to bez niego. Zaplanowa艂 sobie ten skok, mo偶e nawet zamierza艂 skorzysta膰 z jej pomocy, kiedy wyjdzie z Angoli. W ka偶dym razie dorwa艂 ich przed policj膮 i rozwali艂 oboje.

- 艁adna historyjka, kochanie - powiedzia艂a Lula. - Tylko dlaczego, na Boga, przypomnia艂a ci si臋 w艂a艣nie teraz?

- Oni te偶 przejechali przez dwa i p贸艂 stanu, zanim ich wielka wyprawa si臋 sko艅czy艂a.

- A co si臋 sta艂o z tym uciekinierem z Angoli?

- FBI z艂apa艂o go w Denver i odes艂a艂o do Luizjany, 偶eby odsiedzia艂 do ko艅ca sw贸j wyrok za napad. Przypuszcza si臋, 偶e ukry艂 艂up z napadu na furgonetk臋 z fors膮 w kopalni w Kolorado. Cia艂 nigdy nie odnaleziono.

- Mo偶e je te偶 zakopa艂 w kopalni - rzuci艂a Lula.

- To mo偶liwe. Dowiedzia艂em si臋 o tym od faceta, kt贸ry kiedy艣 siedzia艂 w Angoli. W pierdlu mo偶na us艂ysze膰 wiele historyjek, malutka, ale niewiele z nich trzyma si臋 kupy. W t臋 jedn膮 wierz臋.

Lula zapali艂a papierosa.

- To mi nie pachnie more'em - zauwa偶y艂 Sailor.

- Bo to nie jest mor臋 - odpar艂a Lula. - Kupi艂am sobie paczk臋 vantage'贸w, kiedy wyje偶d偶ali艣my z Cape.

-Cuchn膮 ohydnie.

- Chyba tak, ale s膮 mniej szkodliwe.

- Nie zaczniesz chyba teraz martwi膰 si臋 o to, co dla ciebie szkodliwe, prawda, cukiereczku? To znaczy, w艂a艣nie przekraczasz granic臋 kolejnego stanu ze skazanym morderc膮.

34

-Zab贸jc膮, kochanie, nie morderc膮. Nie przesadzaj.

- W porz膮dku, zab贸jc膮, kt贸ry z艂ama艂 warunki zwolnienia i ma w g艂owie wy艂膮cznie niemoralne plany, je艣li chodzi o ciebie.

- Dzi臋ki Bogu. Jeszcze mnie nie zawiod艂e艣, Sailor, czego nie mog臋 powiedzie膰 o ca艂ej reszcie 艣wiata. Sailor roze艣mia艂 si臋 i przyspieszy艂 do siedemdziesi膮tki.

- Dobrze mi z tob膮, orzeszku - powiedzia艂.

NAD ZATOK膭

- 呕YCIE JEST JAK PAPIER TOALETOWY, d艂ugie, szare i do dupy.

- A co to za bzdury? - spyta艂a Lula. Sailor roze艣mia艂 si臋.

- Przeczyta艂em tylko napis na nalepce na zderzaku przed nami. Na tej furgonetce.

- To obrzydliwe. Podobne pogl膮dy nale偶y zachowywa膰 dla siebie. Czy dojechali艣my ju偶 do Biloxi?

- Prawie. Tak sobie my艣l臋, 偶e powinni艣my rozejrze膰 si臋 za jakim艣 miejscem, gdzie mogliby艣my si臋 zatrzyma膰, a potem p贸j艣膰 co艣 zje艣膰.

- Masz na my艣li jakie艣 konkretne miejsce?

- Powinni艣my trzyma膰 si臋 z dala od utartych szlak贸w. Nie zatrzymywa膰 si臋 w Holiday Inn, Ramadzie czy Motel Six. Je艣li Johnnie Farragut ju偶 za nami w臋szy, tam najpierw b臋dzie si臋 za nami rozgl膮da膰.

Min臋li tablic臋 z napisem BILOXI.

- A mo偶e ten? - zaproponowa艂a Lula. - Hotel Duch Dawnego Po艂udnia.

- Wygl膮da mi raczej na Upiora Dawnego Po艂udnia - zauwa偶y艂 Sailor. - Ale mo偶emy spr贸bowa膰.

Recepcja 艣mierdzia艂a t艂uszczem ze sma偶onych kurczak贸w, pod ogromnym wentylatorem siedzia艂o na prostych krzes艂ach trzech staruszk贸w, kt贸rzy ogl膮dali w wielkim czarno-bia艂ym telewizorze talk-show Oprah Winfrey. Wszyscy trzej podnie艣li wzrok, kiedy Lula i Sailor weszli do hotelu. Obok telewizora sta艂a ogromna li艣ciasta ro艣lina doniczkowa, kt贸ra wygl膮da艂a jak marihuana.

- Kiedy by艂em ma艂y - wyszepta艂 Sailor do Luli - m贸j dziadek pokaza艂 mi zdj臋cie swego taty zrobione na zje藕dzie wete-

36

ran贸w armii Konfederacji. Ci staruszkowie w k膮cie przypominaj膮 mi w艂a艣nie tamto zdj臋cie. Gdyby jeden czy dw贸ch mia艂o d艂ugie bia艂e brody, wygl膮daliby tak jak 偶o艂nierze z albumu dziadka. Dziadek twierdzi艂, 偶e kiedy zrobiono to zdj臋cie, prawie wszyscy weterani awansowali si臋 sami na genera艂贸w.

Pok贸j by艂 ma艂y, ale tani, szesna艣cie dolar贸w. Tynki na 艣cianach i suficie pop臋ka艂y, a w k膮cie sta艂 zabytkowy telewizor motorola z anten膮, kt贸ra wygl膮da艂a jak uszy kr贸lika. Na stoliku do kart sta艂y cztery szklanki i r贸偶owy kamionkowy dzbanek. W drugim rogu ustawiono zniszczone br膮zowe biurko, na 艣rodku pokoju za艣 sta艂o ogromne 艂o偶e z poobt艂ukiwanym czarnym wezg艂owiem. Lula 艣ci膮gn臋艂a szar膮 kap臋 barwy po-myj, rzuci艂a j膮 na biurko i wyci膮gn臋艂a si臋 na 艂贸偶ku.

- Nienawidz臋 hotelowych kap - stwierdzi艂a. - Prawie nigdy si臋 ich nie pierze, a nie podoba mi si臋 my艣l, 偶e mog艂abym le偶e膰 na czyim艣 brudzie.

- Sp贸jrz tylko na to - powiedzia艂 Sailor. Lula podnios艂a si臋 i wyjrza艂a przez okno. Zauwa偶y艂a, 偶e dolna szyba by艂a p臋kni臋ta w dw贸ch miejscach.

- Na co, kochanie?

- W basenie nie ma wody. Tylko uschni臋te drzewo, prawdopodobnie zwalone przez piorun.

- Ogromne. To by艂o kiedy艣 wspania艂e miejsce. Samochody przeje偶d偶a艂y ze 艣wistem biegn膮c膮 wzd艂u偶 zatoki drog膮, na kt贸r膮 wychodzi艂a fasada hotelu.

- Pe艂no tu 偶o艂nierzy - zauwa偶y艂a Lula.

- Chod藕my co艣 zje艣膰, kochanie. S艂o艅ce ju偶 zachodzi. Po kolacji Sailor i Lula poszli na spacer pla偶膮. Pe艂nia ksi臋偶yca wybieli艂a piasek i sprawi艂a, 偶e zatoka wygl膮da艂a jak p艂achta pomarszczonego karmazynu. Lula zdj臋艂a buty.

- Naprawd臋 my艣lisz, 偶e mama wys艂a艂a za nami Johnniego Farraguta? - spyta艂a.

- Je艣li kogo艣 wys艂a艂a, to na pewno jego.

Fala podp艂yn臋艂a ku Luli, a ta pozwoli艂a jej op艂uka膰 stopy. Przez kilka minut szli w milczeniu. Opr贸cz fal 艂ami膮cych si臋 o brzeg s艂yszeli tylko samochody i ci臋偶ar贸wki, kt贸re z buczeniem klakson贸w sun臋艂y drog膮.

- My艣lisz, 偶e nas dopadnie?

- Kto? Johnnie?

37

-Aha.

- Mo偶liwe. Ale mo偶e wi臋cej szcz臋艣cia mia艂by, pr贸buj膮c znale藕膰 Elvisa.

- Nie wierzysz, 偶e Elvis 偶yje, prawda? - spyta艂a Lula. Sailor roze艣mia艂 si臋.

- Nie bardziej ni偶 w to, 偶e James Dean jest pomarszczonym, pokr臋conym warzywem zamkni臋tym w jakim艣 domu starc贸w w Indianie.

- Ale musisz chyba bra膰 pod uwag臋 wszystkie te dziwne fakty. Na przyk艂ad to, 偶e cia艂o by艂o ni偶sze i l偶ejsze od Elvisa.

- To tylko bzdury, kt贸re maj膮 zwi臋kszy膰 sprzeda偶 gazet, kochanie.

- No c贸偶, ja bym tam nie mia艂a tego za z艂e Elvisowi. A je艣li 偶yje i tylko chcia艂 si臋 ukry膰?

- I 艣wietnie mu si臋 to uda艂o - powiedzia艂 Sailor. - Ukry艂 si臋 dwa metry pod ziemi膮. Nie martw si臋 o niego. Lula cmokn臋艂a dwa razy.

- Kilka dni temu s艂ysza艂am co艣 okropnego w radiu - powiedzia艂a. - O takim starym gitarzy艣cie rockowym, mia艂 chyba czterdzie艣ci siedem lat. Aresztowali go za to, 偶e upi艂 si臋 w Wirginii, a on powiesi艂 si臋 w celi. Zostawi艂 偶on臋 i siedmioro dzieci. Radio stwierdzi艂o, 偶e jego tato by艂 kaznodziej膮 zielono艣wi膮tkowc贸w.

- Jeden facet w Pee Dee, kiedy si臋 dowiedzia艂, 偶e jego kumpel z celi zosta艂 rozwalony przez skurczybyka, kt贸rego 偶ona znalaz艂a sobie na czas odsiadki, powiedzia艂: "Nast臋pne wykolejenie na linii do nieba". Nie wiem, orzeszku, co b臋dzie, je艣li nam zabraknie odrobiny szcz臋艣cia.

ZWYKLI TOWARZYSZE

PIERWSZY POSI艁EK w Nowym Orleanie Johnnie zawsze jada艂 w The Acme. Ustawi艂 si臋 w kolejce i zam贸wi艂 ry偶 z fasolk膮 i kie艂baskami oraz kanapk臋 z ostrygami. Kiedy zap艂aci艂 za jedzenie, postawi艂 tac臋 na stoliku ko艂o okna, podszed艂 do baru i zam贸wi艂 dixie, dosta艂 piwo, podzi臋kowa艂 za szklank臋, zap艂aci艂 i wr贸ci艂 do stolika.

Johnnie zjad艂 po艂ow臋 kanapki z ostrygami, zanim poci膮gn膮艂 porz膮dny 艂yk dixie. To wci膮偶 najs艂odsze piwo na Po艂udniu, pomy艣la艂. Zanieczyszczona rzeka nadaje mu specyficzny smak, bez w膮tpienia, gdyby tylko wypi膰 dostatecznie du偶o, cz艂owiek zacz膮艂by 艣wieci膰 w ciemno艣ciach. Nie przypadkiem odcinek Missisipi od Baton Rouge do Nowego Orleanu nazywa si臋 Rakowym Korytarzem. Ale w upalny dzie艅 w Big Easy piwo smakowa艂o znakomicie.

Podczas posi艂ku Johnnie zastanawia艂 si臋, dok膮d mogli pojecha膰 Lula i Sailor, je艣li nie do Nowego Orleanu. Nowy Orlean wydawa艂 si臋 najprawdopodobniejszym celem, poniewa偶 tutaj mogli znale藕膰 prac臋, za kt贸r膮 p艂acono by z r臋ki do r臋ki, i zgubi膰 si臋 w t艂umie 艂atwiej ni偶 w Atlancie czy Houston. A poza tym Lula zawsze lubi艂a Nowy Orlean. Wiele razy przyje偶d偶a艂a tu z Mariett膮, zatrzymywa艂y si臋 zwykle w Royal Sonesta, kiedy matka wyrusza艂a na poszukiwanie antyk贸w. Oczywi艣cie mogli by膰 w tej chwili wsz臋dzie: w Nowym Jorku, Miami, a nawet w drodze do Kalifornii. W ka偶dym razie Nowy Orlean wydawa艂 si臋 mo偶liwo艣ci膮 r贸wnie prawdopodobn膮 jak wszystkie inne.

- Nie ma pan nic przeciwko temu, bym si臋 przysiad艂?

Johnnie podni贸s艂 wzrok i zobaczy艂 u艣miechaj膮cego si臋 do niego pot臋偶nego m臋偶czyzn臋 dobrze po czterdziestce, je艣li nie pi臋膰dziesi膮tce, o czekoladowej karnacji, w b艂臋kitnym kapeluszu z wywini臋tym rondem.

39

- Inne stoliki - wyja艣ni艂 m臋偶czyzna - s膮 ocupados.

- Ale偶 oczywi艣cie - powiedzia艂 Johnnie - prosz臋 siada膰.

- Muchas gracias - podzi臋kowa艂 m臋偶czyzna, siadaj膮c. Wyci膮gn膮艂 w stron臋 Johnniego umi臋艣nione rami臋, podaj膮c do u艣cisku wielk膮 d艂o艅. - Nazywam si臋 Reginald San Pedro Sula. Ale prosz臋, m贸w mi Reggie.

Johnnie wytar艂 r臋k臋 w serwetk臋 i u艣cisn膮艂 d艂o艅 przybysza.

- Johnnie Farragut - przedstawi艂 si臋. - Mi艂o pana pozna膰. Reggie nie zdj膮艂 kapelusza i zabra艂 si臋 gor膮czkowo do jedzenia. By艂 ju偶 w po艂owie posi艂ku, zanim odezwa艂 si臋 ponownie.

- Pochodzi pan z Nowego Orleanu, senor Farragut?

- M贸w mi Johnnie, prosz臋. Nie. Z Charlotte w Karolinie P贸艂nocnej. Przyjecha艂em -w interesach..

Reggie u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, ods艂aniaj膮c liczne, du偶e z艂ote z臋by.

- Ja przyjecha艂em z Hondurasu. Pochodz臋 z Kajman贸w, ale od wielu lat mieszkam w Hondurasie. Znasz Honduras, Johnnie?

- Wiem tylko, 偶e jest tam bardzo biednie, zw艂aszcza odk膮d w zesz艂ym roku przeszed艂 przez kraj huragan.

- Tak, to prawda. Ale niewiele mo偶na tam zniszczy膰. Nie ma tam wielkich budynk贸w jak w Nowym Orleanie. Nie tam, gdzie mieszkam, na Bay Islands.

- Gdzie to jest?

- Na p贸艂noc od kontynentalnej cz臋艣ci kraju. Mieszkam na wyspie Utiia. Mamy pewn膮 suwerenno艣膰 na wyspach, wiesz, odk膮d Stany zmusi艂y sto lat temu Brytyjczyk贸w, by si臋 z nich wycofali.

- Co tam robisz?

- Och, wiele rzeczy. - Reggie roze艣mia艂 si臋. - Mam sklep z narz臋dziami, ale pracuj臋 tak偶e dla rz膮du. Johnnie ugryz艂 k臋s kanapki z ostrygami.

- W jakim charakterze?

- W wielu charakterach. Najcz臋艣ciej dla s艂u偶b specjalnych. Reggie si臋gn膮艂 do kieszeni spodni i wyci膮gn膮艂 portfel. Poda艂 Johnniemu wizyt贸wk臋.

- Genera艂 Osvaldo Tamarindo Ramirez - odczyta艂 na g艂os Johnnie. - Telefono 666.

- To m贸j sponsor - stwierdzi艂 Reggie. - Genera艂 jest szefem tajnej policji. Jestem jednym z jego agent贸w.

40

Johnnie odda艂 wizyt贸wk臋, a Reggie poda艂 mu z艂o偶ony na p贸艂 ma艂y kawa艂ek papieru. Johnnie roz艂o偶y艂 go, ale przekona艂 si臋, 偶e tekst jest po hiszpa艅sku.

- To moje permiso - powiedzia艂 Reggie. - Zezwolenie na zabijanie. Oczywi艣cie wy艂膮cznie kiedy to konieczne i tylko w moim kraju. - Roze艣mia艂 si臋.

- Oczywi艣cie - rzek艂 Johnnie, sk艂adaj膮c kartk臋 papieru i oddaj膮c j膮 Reggiemu.

- Mam te偶 prawo nosi膰 czterdziestk臋 pi膮tk臋 - oznajmi艂 Reggie. - Model piechoty morskiej Stan贸w Zjednoczonych, z czas贸w zanim przeprowadzono t臋 nieszcz臋sn膮 zmian臋 na mniej pewne dziewi臋ciomilimetrowe rewolwery. Mam j膮 z sob膮, w tej walizce.

Reggie podni贸s艂 akt贸wk臋 ze stali nierdzewnej, po czym odstawi艂 j膮 na pod艂og臋 pod swoje krzes艂o.

- Co robisz w Nowym Orleanie, je艣li mog臋 zapyta膰? Reggie roze艣mia艂 si臋. Zdj膮艂 kapelusz i przez kilka sekund skroba艂 si臋 gor膮czkowo po zupe艂nie 艂ysej g艂owie, star艂 pot serwetk膮 i z powrotem w艂o偶y艂 kapelusz.

- Oczywi艣cie, 偶e nie - odpar艂. - Jestem tu na chwil臋, zostaj臋 tylko do wieczora, a potem lec臋 do Austin w Teksasie, 偶eby odwiedzi膰 przyjaciela, kt贸ry jest agentem CIA. Chce zabra膰 mnie na po艂贸w okoni. On przyje偶d偶a czasami na Utii臋 i je藕dzi ze mn膮 na ryby. Pracujemy w tym samym interesie i obydwaj jeste艣my w臋dkarzami.

Johnnie dopi艂 piwo. Sko艅czy艂 je艣膰 i podni贸s艂 si臋, by wyj艣膰. Ten facet, Reginald San Pedro Sula, pomy艣la艂 Johnnie, bez w膮tpienia m贸wi prawd臋, ale on nie mia艂 ochoty wchodzi膰 w to dalej.

- Mi艂o mi by艂o ci臋 pozna膰, Reggie - powiedzia艂, podaj膮c mu r臋k臋. - 呕ycz臋 buena suerte, dok膮dkolwiek si臋 wybierasz.

Reggie podni贸s艂 si臋 od sto艂u. Mia艂 co najmniej dwa metry wzrostu. U艣cisn膮艂 d艂o艅 Johnniego.

- Nawzajem - powiedzia艂. - Je艣li przyjedziesz kiedy艣 do Hondurasu, wpadnij na Bay Islands i odwied藕 mnie. Honduranie s膮 wielkimi przyjaci贸艂mi Amerykan贸w. Ale zanim sobie p贸jdziesz, chcia艂bym opowiedzie膰 ci pewien dowcip. Je艣li libera艂, socjalista i komunista skocz膮 jednocze艣nie z dachu Empire State Building, kt贸ry pierwszy uderzy o ziemi臋?

41

- Nie mam poj臋cia - odpar艂 Johnnie. - Kt贸ry?

- A kogo to obchodzi? - odpar艂 z u艣miechem Reggie. Johnnie pomaszerowa艂 szybkim krokiem Iberville Street w stron臋 rzeki. Chcia艂 ju偶 wr贸ci膰 do pokoju hotelowego i poczyta膰 Anatomi臋 melancholii Roberta Burtona. Ksi膮偶ka Bur-tona, pierwszy traktat na ten temat napisany przez laika, zosta艂a po raz pierwszy opublikowana w 1621 roku, ale nie straci艂a na aktualno艣ci. Kiedy Johnnie skr臋ci艂 na rogu i skierowa艂 si臋 na p贸艂noc, ku Decatur, powt贸rzy艂 sobie w my艣lach definicj臋 melancholii Burtona: "Rodzaj choroby bez gor膮czki, kt贸rej zwykle towarzysz膮 l臋k i smutek bez wyra藕nej przyczyny".

Poczytam sobie troch臋, pomy艣la艂 Johnnie, a potem si臋 zdrzemn臋. I tak by艂o o wiele bardziej prawdopodobne, 偶e spotka Sailora i Lul臋 w nocy.

G艁脫D W AMERYCE

- S艁YSZA艁EM, 呕E PIJAWKI WRACAJ膭 do mody - powiedzia艂 Sailor.

- 呕e co? - spyta艂a Lula. - Naprawd臋, kochanie, czasami wygadujesz straszne g艂upoty. -Wyci膮gn臋艂a i zapali艂a papierosa grubo艣ci i d艂ugo艣ci o艂贸wka Dixon Ticonderoga Nr 2.

- Co, znowu kupi艂a艣 sobie paczk臋 more'贸w?

- Tak, to dla mnie prawdziwy problem, Sailor, wiesz? Pami臋tasz, kiedy posz艂am do tego supermarketu ko艂o restauracji w Biloxi? Po tampony? Zauwa偶y艂am je ko艂o kasy i poprosi艂am kasjerk臋, 偶eby dorzuci艂a je do moich zakup贸w. Nie potrafi艂am si臋 oprze膰. Ale co m贸wi艂e艣 o pijawkach?

- S艂ysza艂em w radiu, 偶e lekarze zaczynaj膮 zn贸w u偶ywa膰 pijawek, jak za dawnych czas贸w. Wiesz, kiedy艣 stosowali je nawet cyrulicy.

Lula wzdrygn臋艂a si臋.

- Kiedy艣 przyczepi艂a mi si臋 pijawka w jeziorze Lanier. Ratownik posypa艂 j膮 sol膮 i odpad艂a. To by艂o straszne. Ale ratownik by艂 艣liczny, wi臋c chyba by艂o warto.

Sailor roze艣mia艂 si臋.

- W radiu powiedziano, 偶e w latach dwudziestych jeden w艂oski doktor wymy艣li艂, 偶e je艣li na przyk艂ad kto艣 odgryzie facetowi nos w b贸jce i potrzebny jest przeszczep sk贸ry, trzeba przyszy膰 przedrami臋 do nosa na kilka tygodni, a kiedy je odetn膮, przy艂o偶y膰 par臋 pijawek w miejsce, gdzie przeszczepiono sk贸r臋, 偶eby podtrzyma膰 kr膮偶enie krwi i 偶eby sk贸ra si臋 trzyma艂a.

Lula opu艣ci艂a szyb臋 w przednich drzwiach bonneville'a. Wje偶d偶ali w艂a艣nie na przedmie艣cia Nowego Orleanu.

- Sailor! Czy ty naprawd臋 s膮dzisz, 偶e uwierz臋 w to, 偶e cz艂owiek m贸g艂by chodzi膰 z nosem przyszytym do ramienia? I to przez kilka tygodni?!

Sailor skin膮艂 g艂ow膮.

43

- Tak w艂a艣nie to robili - stwierdzi艂. - Oczywi艣cie teraz maj膮 bardziej wyszukane metody. S艂ysza艂em w radiu, 偶e kto艣, chyba Chi艅czycy, doszli do wniosku, 偶e lepszym sposobem jest wszycie balona w czo艂o tak, 偶eby zwisa艂 a偶 do nosa.

- Sailorze Ripley! - pisn臋艂a Lula. - Przesta艅 natychmiast! Wymy艣li艂e艣 sobie te bzdury, nie zamierzam d艂u偶ej tego s艂ucha膰!

- M贸wi臋 najszczersz膮 prawd臋. Lula - powiedzia艂 Sailor. -Mo偶e nie wszystkie fakty zapami臋ta艂em dok艂adnie, ale mniej wi臋cej co艣 takiego powiedzieli.

- Kochanie, jeste艣my ju偶 w Nowym Orleanie i chyba pora zmieni膰 temat - stwierdzi艂a Lula.

Sailor zjecha艂 z autostrady na stacj臋 benzynow膮 z minimar-ketem sieci Gulf.

- Mamy prawie pusty bak, skarbie - powiedzia艂, zatrzymuj膮c samoch贸d przy samoobs艂ugowym dystrybutorze. Na jego g贸rnej cz臋艣ci umieszczono napis PROSIMY ZAP艁ACI膯 PRZED TANKOWANIEM.

- Kupisz mi bounty? - krzykn臋艂a Lula do Sailora, kt贸ry ruszy艂 do sklepu.

Na ladzie ko艂o kasy uk艂ada艂 swoje zakupy wysoki Murzyn w wieku oko艂o trzydziestu pi臋ciu lat, w rozdartym zielonym podkoszulku z napisem Tulane, poplamionych t艂uszczem br膮zowych spodniach, w wystrz臋pionych tenis贸wkach bez skarpetek i brudnej pomara艅czowej czapeczce baseballowej Sa-ints贸w. Stos zawiera艂 cztery gotowe kanapki zawini臋te w przezroczyst膮 foli臋, dwie sa艂atki z tu艅czyka i dwie salami, sze艣膰 twinkies, paczk臋 czekoladowych ciasteczek chips ahoy, cztery lemoniady slice, dwie butelki piwa bezalkoholowego barq i wielk膮 paczk臋 podw贸jnie solonych bekonowych chips贸w.

- Przepraszam, panowie - zwr贸ci艂 si臋 do Sailora i drugiego m臋偶czyzny, kt贸ry wszed艂 za Sailorem do 艣rodka i tak偶e czeka艂, by zap艂aci膰 za benzyn臋. - Ju偶 prawie sko艅czy艂em.

- To wszystko? - spyta艂 starszy wiekiem ekspedient.

- Przyjmujecie karty American Express? - zapyta艂 Murzyn.

- Tak jest - odpar艂 starszy pan. Mia艂 na sobie czapeczk臋 z reklam膮 tytoniu do 偶ucia red man i jasnob艂臋kitn膮 firmow膮 koszulk臋 z kr贸tkimi r臋kawami z imieniem Erv wyszytym kursyw膮 czarn膮 nici膮 nad kieszonk膮 na piersi.

- W takim razie prosz臋 poczeka膰, dorzuc臋 jeszcze par臋 drobiazg贸w - stwierdzi艂 kupuj膮cy.

44

Sailor i stoj膮cy za nim m臋偶czyzna patrzyli, jak bierze z p贸艂ek jeszcze kilka paczek twinkies, a do tego par臋 paczek herbatnik贸w i p贸艂 tuzina puszek jedzenia dla kot贸w pretty kitty, trzy porcje gotowej w膮tr贸bki i trzy porcje kurczaka, i dok艂ada to wszystko do swoich zakup贸w.

- Kicia te偶 musi je艣膰 - powiedzia艂 do Sailora z u艣miechem. Nie mia艂 g贸rnych z臋b贸w, a przynajmniej nie by艂o ich wida膰.

Poda艂 ekspedientowi kart臋 American Express, ten przejecha艂 ni膮 przez czytnik. Karta otrzyma艂a autoryzacj臋 i ekspedient poda艂 kwit do podpisu, a potem zabra艂 si臋 do pakowania zakup贸w.

- Wola艂bym papierow膮 torb臋, nie plastykow膮, je艣li nie ma pan nic przeciwko temu - zwr贸ci艂 si臋 Murzyn do ekspedienta.

- Nie mamy papierowych. - M臋偶czyzna przesun膮艂 w jego stron臋 plastykow膮 reklam贸wk臋.

- Dzi臋kuj臋, 偶e zechcieli panowie poczeka膰 - powiedzia艂 Murzyn do Sailora i drugiego klienta, wzi膮艂 torb臋 i wyszed艂.

- Dla mnie tylko zwyk艂ej za dziesi臋膰 dolar贸w - powiedzia艂 Sailor do starszego pana. - Aha, i jeszcze bounty. - Wzi膮艂 ba-tonik z p贸艂eczki obok kasy i poda艂 ekspedientowi dwudziestk臋. - Nie mam przy sobie karty American Express - doda艂 -wi臋c musz臋 zap艂aci膰 got贸wk膮. Mam nadziej臋, 偶e nie ma pan nic przeciwko.

Sailor u艣miechn膮艂 si臋 do starszego pana, ale ten zachowa艂 min臋 pokerzysty i wyda艂 mu tylko reszt臋. Facet stoj膮cy za Sailorem pokiwa艂 g艂ow膮 i u艣miechn膮艂 si臋.

- Troch臋 to trwa艂o - zauwa偶y艂a Lula, kiedy Sailor wr贸ci艂 do wozu. - Zapomnia艂e艣 o moim bounty? Sailor rzuci艂 jej batonik.

- Wydaje mi si臋, 偶e nasz kraj zmieni艂 si臋 nieco, kiedy siedzia艂em w pierdlu, orzeszku - powiedzia艂.

Lula wbi艂a drobne bia艂e z膮bki w nadziewany mas膮 kokosow膮 czekoladowy batonik.

- Nie mo偶esz spuszcza膰 go z oka - powiedzia艂a, prze偶uwaj膮c k臋s - tego mo偶esz by膰 pewny.

Zanim Sailor sko艅czy艂 tankowa膰, Lula zjad艂a ju偶 oba kawa艂ki batonika bounty.

- Mam nadziej臋, 偶e nie masz mi za z艂e, 偶e nie zostawi艂am ci kawa艂ka - powiedzia艂a Lula, kiedy Sailor wsiada艂 do wozu. -Umiera艂am z g艂odu.

45

JAK TO PTASZKI

- KOCHAM, KIEDY TWOJE OCZY ROBI膭 SI臉 TAKIE DZIKIE, male艅ka. Rozja艣niaj膮 si臋 ca艂e na b艂臋kitno i wiruj膮 jak ognie sztuczne, i wyskakuj膮 z nich ma艂e bia艂e spadochroniki.

Sailor i Lula w艂a艣nie sko艅czyli si臋 kocha膰 w swoim pokoju w hotelu Brazil na Frenchmen Street.

- Och, Sailor, tak dobrze wiesz, co si臋 ze mn膮 dzieje. To znaczy, ty naprawd臋 zwracasz na wszystko uwag臋. I przysi臋gam, masz najs艂odszego ptaka. Czasami czuj臋 prawie, jak gdyby do mnie m贸wi艂, kiedy mam go w 艣rodku. Jak gdyby mia艂 w艂asny g艂os. Dzia艂asz na mnie.

Lula zapali艂a papierosa, podnios艂a si臋 z 艂贸偶ka i podesz艂a do okna. Wystawi艂a g艂ow臋 na zewn膮trz i wychyli艂a si臋, ale nie widzia艂a st膮d rzeki. Usiad艂a nago na blacie sto艂u pod otwartym oknem, wygl膮daj膮c na zewn膮trz i pal膮c.

- Podziwiasz widok? - rzuci艂 Sailor.

- Pomy艣la艂am sobie w艂a艣nie, 偶e ludzie powinni cz臋艣ciej kocha膰 si臋 za dnia. Nie wydaje mi si臋, 偶e by艂oby z tym zbyt wiele k艂opot贸w.

- Jakich k艂opot贸w?

- Och, sama nie wiem. Wydaje mi si臋 tylko, 偶e ludzie robi膮 z seksu co艣 o wiele wa偶niejszego, kiedy dochodzi do niego w nocy. Chyba robi膮 sobie najr贸偶niejsze nadzieje i wszystko robi si臋 dziwne. My艣l臋, 偶e za dnia ca艂a sprawa jest o wiele mniej skomplikowana.

- Pewnie masz racj臋, malutka - przyzna艂 Sailor. Ziewn膮艂, odrzuci艂 na bok okrywaj膮ce go prze艣cierad艂o i wsta艂. - Zejd藕my na d贸艂 i poszukajmy czego艣 do jedzenia, dobrze? Inaczej nie doci膮gn臋 do rana.

Sailor i Lula usiedli przy barze Ronnie's Nothin' Fancy Cafe na Esplanadzie, popijaj膮c kaw臋 z podw贸jnych kubk贸w. Lula

46

rwa艂a na kawa艂ki gigantycznego p膮czka z galaretk膮, zlizuj膮c z palc贸w lukier. M臋偶czyzna siedz膮cy obok Sailora zapali艂 cygaro aromatyzowane rumem.

- M贸j dziadek pali艂 takie rumowe cygara - zwr贸ci艂 si臋 do niego Sailor. - Marki Wolf Brothers.

- Kiedy艣 kosztowa艂y siedem cent贸w za sztuk臋 - odpowiedzia艂 m臋偶czyzna. - Teraz za dolca dostaniesz tylko pi臋膰, a gdzieniegdzie trzeba za nie zap艂aci膰 p贸艂tora dolara. Pocz臋stowa膰?

- Nie, dzi臋kuj臋 - odpar艂 Sailor. - Nie pal臋, kiedy jem.

- George Kovich - przedstawi艂 si臋 m臋偶czyzna, podaj膮c mu powykr臋can膮 przez artretyzm i poznaczon膮 plamami w膮trobowymi d艂o艅, kt贸rej knykcie wygl膮da艂y na wielokrotnie po艂amane. - Mo偶e kiedy艣 o mnie s艂ysza艂e艣.

Sailor potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Jestem Sailor Ripley. A to Lula Pace Fortun臋.

Lula skin臋艂a g艂ow膮 i u艣miechn臋艂a do George'a Kovicha.

- Mi艂o mi pani膮 pozna膰, m艂oda damo - powiedzia艂 Kovich.

- Nie wydaje mi si臋 - rzek艂 Sailor. - Czy powinienem by艂 o panu s艂ysze膰 z jakich艣 konkretnych powod贸w?

- Jaki艣 czas temu pisali o mnie w gazetach. Dwa... nie, trzy lata temu. Mam siedemdziesi膮t sze艣膰 lat, wtedy mia艂em zaledwie siedemdziesi膮t trzy. Mia艂em interes w Buffalo w stanie Nowy Jork, nazywa艂 si臋 Skrzydlate Szczury. Zabija艂em go艂臋bie, dla ka偶dego, kto chcia艂 si臋 ich pozby膰. Robi艂em to zgrabnie, bardzo zgrabnie, przez trzy czy cztery miesi膮ce, a偶 wreszcie zamkn膮艂em interes.

- Dlaczego zabija艂 pan go艂臋bie, panie Kovich? - spyta艂a Lula. - By艂 pan deratyzatorem?

- Nie, prosz臋 pani, by艂em malarzem pokojowym, czterdzie艣ci jeden lat w zwi膮zku. Teraz przeszed艂em na emerytur臋, mieszkam tu z moj膮 siostr膮 Id膮. Ida przenios艂a si臋 tutaj dwadzie艣cia pi臋膰 lat temu, wysz艂a za nafciarza nazwiskiem Smoltz, Ed Smoltz. Ju偶 nie 偶yje, zostali艣my wi臋c tylko ja i Ida. Sprzeda艂em dom i przenios艂em si臋 tutaj, kiedy zarz膮d miasta Buffalo zlikwidowa艂 m贸j interes. Do diaska, SS odwali艂o dla nich kawa艂 dobrej roboty, a oni oskar偶yli mnie o zagro偶enie bezpiecze艅stwa publicznego.

- Prosz臋 nam opowiedzie膰 o go艂臋biach, panie Kovich - poprosi艂a Lula.

47

- To bezu偶yteczna zaraza. Zastrzeli艂em ich ca艂e setki. Moi s膮siedzi zatrudniali mnie, 偶eby pozby膰 si臋 go艂臋bi, kt贸re zbiera艂y si臋 na ich dachach i gankach, ha艂asowa艂y i sra艂y, gdzie popadnie. Mia艂em robot臋 i wykonywa艂em j膮 jak si臋 nale偶y. W kilka dni sam zastrzeli艂em sto dziesi臋膰 tych lataj膮cych szczur贸w. S膮siedzi pytali, jak to si臋 dzieje, 偶e te plamiaste sukinsyny nie sraj膮 na m贸j dom i dom mojego brata Earla, wi臋c powiedzia艂em im prawd臋. Powystrzela艂em je. Earl nie 偶yje. Mia艂 zawa艂 p贸艂 roku temu. Wdowa po nim, Miidred, nadal mieszka w domu ko艂o mojego. Jest g艂ucha jak pie艅, ale Earla jazgot go艂臋bi doprowadza艂 do szale艅stwa. S艂ysza艂 go nawet, kiedy w艂膮cza艂 telewizor. Przez trzydzie艣ci lat prowadzi艂 bar, Boilermaker, przy Wyoming Street. Dach Earla by艂 ulubionym miejscem go艂臋bi. Chcia艂em w ko艅cu za艂atwi膰 je jednym granatem.

- Je艣li s膮siedzi nie mieli nic przeciwko temu - zapyta艂 Sailor - dlaczego kazali panu zwin膮膰 interes?

- Jaka艣 kobieta, kt贸ra przeje偶d偶a艂a nasz膮 ulic膮, zauwa偶y艂a mnie na dachu z wiatr贸wk膮. Zadzwoni艂a na policj臋, a oni przyjechali i aresztowali mnie. My艣leli, 偶e jestem snajperem! Siedemdziesi膮t trzy lata! Ch艂opakom z opieki nad zwierz臋tami bardzo si臋 to podoba艂o. Gliniarze nic nie wiedz膮 o go艂臋biach, o tym, jak niszcz膮 prywatn膮 w艂asno艣膰. Z艂o偶y艂em skarg臋 do rady miejskiej, ale nawet palcem nie kiwn臋li. Chcia艂em wy艂o偶y膰 trucizn臋, ale ba艂em si臋, 偶e m贸g艂by j膮 zje艣膰 jaki艣 kot. Do diaska, sam mia艂em sze艣膰 kot贸w. Wybra艂em wi臋c wiatr贸wk臋, bo nie robi zbyt wiele ha艂asu, a amunicja jest tania.

- A co z oskar偶eniem? - zapyta艂 Sailor.

- Uznany za winnego przy zmniejszeniu zarzut贸w. Sto dolar贸w grzywny i zakaz dalszego dzia艂ania. Go艂臋bie przenosz膮 choroby i brudz膮. Sami pewnie widzieli艣cie. Obrzydlistwo.

Kovich wsta艂 i po艂o偶y艂 pieni膮dze na kontuarze. By艂 pot臋偶nym m臋偶czyzn膮, mia艂 jakie艣 metr osiemdziesi膮t pi臋膰, cho膰 garbi艂 si臋 troch臋. Jak na m臋偶czyzn臋 po siedemdziesi膮tce bi艂a od niego zaskakuj膮ca si艂a. Wygl膮da艂 na pot臋偶nego.

- To by艂a powa偶na sprawa - powiedzia艂. - Nie co艣 takiego jak mi臋dzy Turkami a Ormianami czy mo偶e Arabami i 呕ydami, ale chc臋, 偶eby ludzie pami臋tali mnie i to, co zrobi艂em, i 偶eby kto艣 podj膮艂 po mnie moj膮 prac臋. Kto艣 musia艂 zrobi膰 pierwszy krok. Mi艂o by艂o was pozna膰. Ida na mnie czeka.

48

Kiedy George Kovich wyszed艂, Lula zam贸wi艂a nast臋pnego

p膮czka z galaretk膮 i kubek kawy.

- Kiedy艣 posz艂am do Variety Do-Nut - powiedzia艂a do Sailora - i zobaczy艂am wielkiego karalucha. Chodzi艂 po p膮czku z kremem, kt贸rego chcia艂am w艂a艣nie zam贸wi膰. Kiedy powiedzia艂am o tym dziewczynie, kt贸ra tam pracowa艂a, odpowiedzia艂a, 偶e bardzo jej przykro, ale nawet gdyby chcia艂a, nie mo偶e obni偶y膰 ceny za tego p膮czka. Gdyby pan Kovich si臋 tam znalaz艂, pewnie wyci膮gn膮艂by sw贸j karabin i po艂o偶y艂 tego karalucha trupem na miejscu.

ZAPAS ENERGII

-JU呕 NIE TA艃CZ臉 LOCOMOTION.

- Przepraszam? - zapyta艂 Sailor. - Czego nie ta艅czysz?

- Czytam tylko gazet臋. "Times-Picayune" - odpar艂a Lula. -Little Eva 艣piewa艂a kiedy艣 piosenk臋 The Locomotion. To by艂 przeb贸j, zanim jeszcze si臋 urodzi艂am.

-To wci膮偶 fajny kawa艂ek - powiedzia艂 Sailor. - Co tam o niej pisz膮?

- "Little Eva ma teraz nowy taniec - przeczyta艂a Lula. -"Ju偶 nie ta艅cz臋 Locomotion", stwierdzi艂a Eva Boyd, wycieraj膮c kontuar w Hanzies Grill, soulowej restauracji w Kingston w Karolinie P贸艂nocnej. Min臋艂o dwadzie艣cia pi臋膰 lat od chwili, kiedy pani Boyd, jako nastoletnia Little Eva, wdar艂a si臋 na szczyty list przeboj贸w hitem The Locomotion. "Nie 艣piewam, kiedy piek臋 kurczaki", stwierdzi艂a czterdziestotrzyletnia pani Boyd niedawno w wywiadzie. Wci膮偶 艣piewa z ch贸rem ko艣cielnym i planuje nagranie p艂yty. "Ma cudowny g艂os", powiedzia艂a nam kelnerka Loraine Jackson".

- Dobrze wiedzie膰, 偶e nie zrezygnowa艂a ze 艣piewania - powiedzia艂 Sailor. - To prawdziwy dar.

Sailor i Lula siedzieli na 艂aweczce nad Misissipi, obserwuj膮c przep艂ywaj膮ce barki i statki. By艂o ju偶 p贸藕ne popo艂udnie, ale niebo wci膮偶 mia艂o 艣liwkowy odcie艅, by艂o mi臋kkie i jasne.

-Wydaje mi si臋, 偶e nie powinni艣my siedzie膰 zbyt d艂ugo w Nowym Orleanie - powiedzia艂 Sailor. - To najprawdopodobniej pierwsze miejsce, gdzie b臋d膮 nas szuka膰.

Lula z艂o偶y艂a gazet臋 i po艂o偶y艂a j膮 na 艂aweczce.

- Nie wiem, co mama mo偶e nam zrobi膰. O ile nie ka偶e mnie porwa膰, nie zamierzam wr贸ci膰 do domu bez ciebie. A gdyby艣 ty wr贸ci艂, poszed艂by艣 do kicia za pogwa艂cenie warunk贸w przedterminowego zwolnienia. Nie mamy wi臋c specjalnego wyboru.

50

- Pami臋tasz P贸艂g艂贸wka Taylora, kt贸ry kr臋ci si臋 przed sklepem Fatty's Dollar-Saver? - No pewnie. Nie ma w og贸le z臋b贸w i zawsze u艣miecha si臋 tak okropnie, i powtarza: "Cz艂owiek nie jest samotny, dop贸ki ma psa". Tylko 偶e on nie ma psa.

- O tym w艂a艣nie m贸wi臋.

- A co z nim?

- Zdarzy艂o ci si臋 kiedy艣 usi膮艣膰 i pogada膰 z nim?

- Chyba nigdy. Zawsze wygl膮da tak, jak gdyby w艂a艣nie wyczo艂ga艂 si臋 ze 艣ciek贸w, i tak w艂a艣nie 艣mierdzi.

- Kiedy艣 by艂 bejsbolist膮, zawodowcem, gra艂 w r贸偶nych dru偶ynach na ca艂ym Po艂udniu. Opowiedzia艂 mi kiedy艣, 偶e jakie艣 czterdzie艣ci lat temu gra艂 w Alabamie z czarn膮 dru偶yn膮 z Birmingham, kt贸ra mia艂a cudownego zawodnika. Potrafi艂 z艂apa膰 ka偶d膮 pi艂k臋 pos艂an膮 w jego stron臋. Boisko nie by艂o ograniczone p艂otem, wi臋c nie mogli pos艂a膰 pi艂ki ponad g艂ow膮 tego ma艂ego, a on podskakiwa艂 tylko w g贸r臋 i 艂apa艂 ka偶d膮. Po meczu P贸艂g艂贸wek pogada艂 sobie z ch艂opaczkiem, okaza艂o si臋, 偶e mia艂 zaledwie pi臋tna艣cie lat.

- Ale co to wszystko ma wsp贸lnego z nasz膮 ucieczk膮?

- W艂a艣nie do tego dochodz臋 - powiedzia艂 Sailor. - P贸艂g艂贸wek zapyta艂 ch艂opaczka, sk膮d wie, w kt贸r膮 stron臋 ma biec, kiedy pi艂ka zostaje uderzona. A dzieciak odpowiedzia艂: "Mam du偶y zasi臋g i potrafi臋 zmienia膰 szybko艣膰". P贸艂g艂贸wek powiedzia艂 mi, 偶e ch艂opak od razu wszystko poj膮艂, a potem zrobi艂 karier臋 w prawdziwej lidze.

- Wi臋c my艣lisz, 偶e ty te偶 masz du偶y zasi臋g, co? Sailor roze艣mia艂 si臋.

- Tak, orzeszku. Musz臋 tylko wierzy膰 w siebie, nic wi臋cej. I mam zapas energii.

Lula przysun臋艂a si臋 bli偶ej Sailora i z艂o偶y艂a g艂ow臋 na jego piersi.

- Lubi臋, kiedy tak m贸wisz, Sailor. I wiesz co? Wierz臋 ci, naprawd臋 ci wierz臋.

LOCUS CERULEUS

PIERWSZY WIECZ脫R W NOWYM ORLEANIE Johnnie przesiedzia艂 na sto艂ku barowym w Snug Harbor, ogl膮daj膮c w telewizji, jak Bravesi znowu przegrywaj膮, tym razem z Kardyna艂ami z Saint Louis. Facet siedz膮cy kawa艂ek dalej przy barze komentowa艂 g艂o艣no beznadziejn膮 gr臋 dru偶yny z Atlanty.

- Kardyna艂owie nie maj膮 nawet jednego zawodnika, kt贸ry potrafi艂by wyrzuci膰 pi艂k臋 poza boisko, a Bravesi i tak nie mog膮 ich pokona膰! - krzykn膮艂 facet. - Murphy musi by膰 艣wi臋ty, skoro trzyma si臋 takiej dru偶yny. M贸g艂by gra膰 w Nowym Jorku, Los Angeles, gdziekolwiek, zarabiaj膮c dwa miliony w jakiej艣 zwyci臋skiej dru偶ynie.

- Mo偶e lubi pogod臋 w Atlancie - rzuci艂 kto艣 z sali.

- Tak, a Matka Teresa b臋dzie mia艂a nie艣lubne dziecko z biskupem Tutu - odpar艂 barman.

Johnnie zam贸wi艂 nast臋pn膮 podw贸jn膮 black label z lodem i wyci膮gn膮艂 pi贸ro i notatnik. Zawsze chcia艂 zosta膰 pisarzem, chcia艂 zw艂aszcza pisa膰 scenariusze dla takich seriali, jak The Twilight Zon臋, The Outer Limits czy One Step Beyond, kt贸re niestety nie s膮 ju偶 nadawane. Kiedy przychodzi艂 mu do g艂owy pomys艂 na opowiadanie, zapisywa艂 go od razu. W艂a艣nie w tej chwili poczu艂 drganie w loco ceruleo, cz臋艣ci m贸zgu, w kt贸rej powstaj膮 sny. Johnnie czyta艂 o tym kiedy艣 i uwierzy艂, 偶e locus ceruleus jest o艣rodkiem jego zdolno艣ci tw贸rczych. Nigdy nie zdarzy艂o mu si臋 zignorowa膰 tego sygna艂u. Johnnie wzi膮艂 szklaneczk臋 i notes i przeni贸s艂 si臋 do k膮ta, gdzie m贸g艂 si臋 skoncentrowa膰. Poszukiwania Sailora i Luli mog艂y poczeka膰.

52

Udane po艂膮czenie Johnnie Farragut

Harry Newman siedzia艂 na naro偶nym sto艂ku barowym w Tawernie Barneya i ogl膮da艂 transmisj臋 meczu w telewizji. B艂膮d rozgrywaj膮cego Braves贸w w dziewi膮tej rundzie i zwyci臋stwo nale偶a艂o do dru偶yny z Saint Louis. Harry zakl膮艂 pod nosem. Postawi艂 dzisiaj rano kilka dwudziestek na Atlant臋, przyjmowano zak艂ady w stosunku dwa do pi臋ciu, uzna艂, 偶e to niez艂a okazja. Pech od pocz膮tku do ko艅ca, pomy艣la艂. Facet mia艂 tylko trzyma膰 r臋k臋 nisko, poda膰 pi艂k臋 do drugiego i nic wi臋cej. Ale pi艂ka przelecia艂a a偶 pod 艣cian臋, dw贸ch zawodnik贸w zaliczy艂o baz臋 i koniec pie艣ni.

Harry dopi艂 piwo i zsun膮艂 si臋 ze sto艂ka. Barney wyszed艂 zza baru.

- Pech, Harry - odezwa艂 si臋. - Mog艂e艣 si臋 tego domy艣li膰. Brayesi nigdy nie mieli szcz臋艣cia do Saint Louis.

- Tak, a ja nigdzie nie mam szcz臋艣cia - odpar艂 Harry, kieruj膮c si臋 do wyj艣cia.

- Ten facet - powiedzia艂 Barney do go艣cia, kt贸ry siedzia艂 przy barze obok Harry'ego - po prostu nie ma poj臋cia, jak obstawia膰, nic wi臋cej. Przegrywa dziewi臋膰 zak艂ad贸w na dziesi臋膰.

- Niekt贸rzy ludzie ju偶 tacy s膮 - stwierdzi艂 zagadni臋ty. -Nigdy niczego si臋 nie ucz膮.

Harry poszed艂 w stron臋 centrum, pow艂贸cz膮c nogami, niepewny, dok膮d w艂a艣ciwie idzie. Niemal wpad艂 na kogo艣, przeprosi艂, podni贸s艂 wzrok i wtedy w艂a艣nie go zobaczy艂: jasno偶贸艂ty buick kabriolet, rocznik 1957. W贸z by艂 w doskona艂ym stanie, sta艂 w pierwszym szeregu u偶ywanych samochod贸w w komisie Ala Carsona. Harry podszed艂 do niego natychmiast i przesun膮艂 d艂oni膮 po prawym przednim b艂otniku, a potem popie艣ci艂 mask臋. By艂 to najpi臋kniejszy samoch贸d, jaki w 偶yciu widzia艂.

- Wspania艂e cacko, co, Harry? - zapyta艂 Al Carson, kt贸ry pojawi艂 si臋 za jego plecami.

Harry nawet si臋 nie odwr贸ci艂 w stron臋 pomarszczonego sprzedawcy. Nie potrafi艂 wprost oczu oderwa膰 od starego buicka.

- Prawda - odpar艂 Harry. - Wygl膮da na zupe艂nie nowy.

- Prawie nowy - rzuci艂 Al. - Po trzydziestu latach ma na liczniku niewiele ponad dwadzie艣cia pi臋膰 tysi臋cy kilometr贸w.

53

Pewna staruszka trzyma艂a go stale w gara偶u. Je藕dzi艂a nim tylko do ko艣cio艂a i dwa razy w miesi膮cu na drugi koniec miasta, 偶eby odwiedzi膰 siostr臋. Trudno w to uwierzy膰, ale taka jest prawda.

- Ile, Al? - spyta艂 Harry. - Ile za niego chcesz?

- Trzy kawa艂ki - odpar艂 Al. - Ale dla ciebie, Harry, mog臋 zbi膰 na dwa siedemset pi臋膰dziesi膮t.

- Mam przy sobie tylko czterdzie艣ci dolar贸w, Al - powiedzia艂 Harry. - M贸g艂bym go wzi膮膰 i sp艂aca膰 ci st贸w臋 co miesi膮c?

- Sam nie wiem, Harry. - Al pokiwa艂 ma艂膮 艂ys膮 g艂ow膮. -Tw贸j kredyt nie jest ostatnio szczeg贸lnie wiarygodny.

- Daj spok贸j, Al. Zap艂ac臋. Naprawd臋. Po prostu musz臋 mie膰 t臋 艣licznotk臋.

Harry obszed艂 samoch贸d dooko艂a, otworzy艂 drzwi od strony kierowcy i wsiad艂 do wozu.

- Hej, co to takiego? - spyta艂. - Telefon? Trzydzie艣ci lat temu nie robili telefon贸w w samochodach!

- Oczywi艣cie, nie dzia艂a - wyja艣ni艂 Al. - Nie wiem, czy kiedykolwiek dzia艂a艂. Wygl膮da na to, 偶e nie jest do niczego pod艂膮czony. Kupi艂em w贸z od syna tej staruszki, on te偶 nie potrafi艂 mi o tym nic powiedzie膰. Powiedzia艂 tylko, 偶e sam uzna艂, 偶e to troch臋 dziwne. W艂a艣ciwie po co m贸g艂by by膰 potrzebny tej staruszce? - roze艣mia艂 si臋. - Chyba b臋d臋 musia艂 podbi膰 za niego cen臋!

Harry wysiad艂 z wozu i wsun膮艂 Alowi dwie dwudziestki.

- Daj spok贸j, Al. Mo偶esz mi zaufa膰. Znasz mnie przecie偶. Nie mam nawet dok膮d uciec, 偶eby si臋 przed tob膮 ukry膰.

- Nie masz po prostu szmalu, 偶eby wyjecha膰! - zauwa偶y艂 Al. - Ale chyba mog臋 ci go odst膮pi膰. Chod藕 do biura, zajmiemy si臋 papierkami, to b臋dziesz m贸g艂 od razu wyjecha膰 wozem. Ma niez艂ego kopa.

Harry je藕dzi艂 swoim wspania艂ym buickiem rocznik 1957 po ca艂ym mie艣cie, popisuj膮c si臋 przed wszystkimi, dumny jak paw. Objechawszy miasto kilka razy, doszed艂 do wniosku, 偶e pora przejecha膰 si臋 po okolicy, 偶eby zobaczy膰, jakiego samoch贸d ma kopa i jak sobie radzi na trasie. Kiedy tylko wyjecha艂 poza granice miasta, zacz膮艂 pada膰 deszcz. Harry w艂膮czy艂 wycieraczki, kt贸re dzia艂a艂y znakomicie, z cichym szumem oczyszczaj膮c przedni膮 szyb臋 z kropel deszczu. Wcisn膮艂 gaz do dechy,

54

buick pop臋dzi艂 jak pomara艅czowy p艂omie艅. Jednak kiedy wchodzi艂 w zakr臋t, opony trafi艂y na 艣liski kawa艂ek nawierzchni i samoch贸d wyrwa艂 si臋 spod kontroli kierowcy. Harry pr贸bowa艂 go opanowa膰, ale w贸z zako艂ysa艂 si臋, wpad艂 w po艣lizg i wyl膮dowa艂 w rowie. Si艂a uderzenia pozbawi艂a Harry'ego przytomno艣ci.

- Tu centrala. Czym mog臋 panu s艂u偶y膰? Halo, tu centrala. Czym mog臋 panu s艂u偶y膰?

Harry doszed艂 powoli do siebie, przebudzi艂 go jaki艣 g艂os. Kto艣 do niego m贸wi艂. Ale kto? Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, otworzy艂 oczy i zobaczy艂, 偶e s艂uchawka telefonu spad艂a z wide艂ek.

- Halo? Halo? Tu centrala. Z jakim numerem mam po艂膮czy膰?

G艂os dobiega艂 z s艂uchawki. Harry raz jeszcze potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. Uzna艂, 偶e to na pewno tylko wyobra藕nia, skutek uboczny wypadku. Ale nie, wci膮偶 s艂ysza艂 g艂os telefonistki.

Harry podni贸s艂 s艂uchawk臋.

- Halo - powiedzia艂. - Centrala? Przepraszam.... mia艂em w艂a艣nie wypadek i wyl膮dowa艂em w rowie. To znaczy, m贸j samoch贸d wyl膮dowa艂 w rowie. Straci艂em panowanie nad kierownic膮 w tym deszczu i wpad艂em w po艣lizg. Tak, nic mi nie jest, tak mi si臋 przynajmniej wydaje - powiedzia艂 telefonistce. -Gdzie jestem? - Harry poprawi艂 si臋 w fotelu, by wyjrze膰 przez okno. Deszcz usta艂. - Chyba jakie艣 dwadzie艣cia pi臋膰 kilometr贸w za miastem. Na starej Valley Road. Czy mog艂aby pani zadzwoni膰 po pomoc drogow膮? Tak, oczywi艣cie, poczekam na po艂膮czenie.

Harry ponownie potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i pomaca艂 rami臋, a potem nogi. Wygl膮da艂o na to, 偶e jest ca艂y, nie odni贸s艂 偶adnych powa偶niejszych obra偶e艅. W s艂uchawce odezwa艂 si臋 inny g艂os.

- Pomoc drogowa Buda? Tak, zgadza si臋, mia艂em wypadek. Ju偶 powiedzia艂a? Dwadzie艣cia minut? Znakomicie. Nie, b臋d臋 tu na pana czeka艂. - Harry od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i zacz膮艂 si臋 w ni膮 wpatrywa膰.

Po dwudziestu minutach podjecha艂a do niego du偶a ci臋偶ar贸wka. Na drzwiach szoferki wypisane by艂o CA艁ODOBOWA POMOC DROGOWA. Pot臋偶ny m臋偶czyzna oko艂o pi臋膰dziesi膮tki z dwudniowym zarostem i nie zapalonym cygarem w z臋bach wyskoczy艂 z szoferki i zszed艂 do Harry'ego, kt贸ry sta艂

55

obok swojego buicka. Mia艂 na sobie ciemnoniebiesk膮 koszul臋 z podwini臋tymi r臋kawami, kt贸re ods艂ania艂y mi臋siste przedramiona. Imi臋 Bud mia艂 wyhaftowane na kieszonce na lewej piersi.

- Te nowe w贸zki nie s膮 ju偶 takie jak kiedy艣 - stwierdzi艂, przygl膮daj膮c si臋 buickowi. Harry roze艣mia艂 si臋.

- Nie jest wcale taki z艂y - powiedzia艂. - Trzyma艂 si臋 drogi ca艂kiem nie藕le, a偶 do tego zakr臋tu.

Bud chrz膮kn膮艂 i przykucn膮艂, 偶eby przyjrze膰 si臋 prawemu przedniemu ko艂u, kt贸re wykr臋ci艂o si臋 o p贸艂 obrotu.

- Taak, ja tam mam wci膮偶 na chodzie packarda tatusia z trzydziestego sz贸stego roku - powiedzia艂. - Taki w贸z nigdy ci臋 nie zawiedzie, je艣li tylko b臋dziesz si臋 nim opiekowa艂 jak nale偶y. Wypuszczaj膮 te nowe w贸zki w po艣piechu. Nikt nie my艣li o tym, 偶eby by艂y trwa艂e. No, zobaczymy, czy uda nam si臋 go z tego wyci膮gn膮膰 - stwierdzi艂, wracaj膮c do swojej ci臋偶ar贸wki.

Po dziesi臋ciu minutach Bud wyci膮gn膮艂 buicka z rowu.

- Wskakuj do szoferki - rzuci艂 do Harry'ego. - Odstawimy go do zak艂adu i wyprostujemy to ko艂o.

Wsiedli do ci臋偶ar贸wki i ruszyli w stron臋 miasta. Bud w艂膮czy艂 radio.

- Zauwa偶y艂em telefon w twoim wozie - odezwa艂 si臋. - Sam go zamontowa艂e艣? Co to jest, kr贸tkofal贸wka? Harry pokiwa艂 niepewnie g艂ow膮.

- No, tak.... tak, no w艂a艣nie.

Radio samochodowe rozgrzewa艂o si臋 z szumem, a Bud kr臋ci艂 ga艂k膮, prowadz膮c drug膮 r臋k膮.

- Musz臋 us艂ysze膰 relacj臋 z meczu. Na kogo postawi艂e艣? Na Braves贸w czy na Jankes贸w?

- Na kogo? - zapyta艂 Harry.

- Liga, przecie偶 dzisiaj si臋 zaczyna. Ja lubi臋 Milwaukee. Nie艂atwo b臋dzie pokona膰 Spahna i Burdette'a - powiedzia艂 Bud. - Ale boj臋 si臋 troch臋 tego ma艂ego, sprytnego lewor臋cznego Forda. Jednego tylko jestem pewien.

- Czego? - spyta艂 Harry, wci膮偶 pr贸buj膮c zrozumie膰, co tu si臋 dzieje.

- Ten dupek Larsen nie zagra tak 艣wietnie jak w zesz艂ym roku. - Bud wybuchn膮艂 艣miechem. - Za艂o偶臋 si臋 o swoj膮 firm臋!

56

- Ale Larsen pobi艂 sw贸j rekord w pi臋膰dziesi膮tym sz贸stym! -powiedzia艂 Harry.

- Zgadza si臋 - odpar艂 Bud. - Dok艂adnie, jak powiedzia艂em, w zesz艂ym roku. Prawdopodobnie nikomu si臋 to nie uda, a偶 do naszej 艣mierci. W tej samej chwili radio zaskoczy艂o i szoferk臋 wype艂ni艂 g艂os Mela Allena, komentatora nowojorskich Jankes贸w.

- Witamy na transmisji World Series - powiedzia艂 Mel Allen jedynym w swoim rodzaju, s艂odkim tonem. - Mamy 艣liczn膮 pogod臋, drugi dzie艅 pa藕dziernika tysi膮c dziewi臋膰set pi臋膰dziesi膮tego si贸dmego roku, Bravesi z Milwaukee i Jankesi z Nowego Jorku przygotowuj膮 si臋 do walki, kt贸r膮 za chwil臋 stocz膮 na naszym stadionie.

Harry potar艂 czo艂o, nie mog膮c wydusi膰 s艂owa. Nagle odpr臋偶y艂 si臋 i u艣miechn膮艂, wreszcie poczu艂 si臋 dobrze w nowej sytuacji.

- To jak my艣lisz? - spyta艂 Bud.

- Bravesi wygraj膮 w siedmiu rundach - odpar艂 Harry. - Mo偶esz si臋 za艂o偶y膰.

- To w艂a艣nie chcia艂em us艂ysze膰! - krzykn膮艂 Bud, wal膮c pi臋艣ci膮 w kierownic臋.

Harry u艣miechn膮艂 si臋 tylko i patrzy艂 przed siebie na drog臋. Kiedy ci臋偶ar贸wka wje偶d偶a艂a do miasta, Harry rzuci艂:

- Mog臋 te偶 postawi膰 par臋 dolar贸w na Braves贸w. Tak, chyba tak w艂a艣nie zrobi臋.

ZWIERZ臉CE 呕YCIE

- WIESZ, 呕E MOJA MAMA by艂a Finalistk膮 konkursu na nastoletni膮 Miss Georgii w 1963? - spyta艂a Lula.

- Nie, kochanie, nie wiedzia艂em. Ale wydawa艂o mi si臋, 偶e aby bra膰 udzia艂 w takim konkursie, trzeba pochodzi膰 z Georgii - powiedzia艂 Sailor.

- Mieszka艂a wtedy w Valdo艣cie, z moj膮 cioteczn膮 babk膮 Eudor膮. Mam膮 cioci Rootie. Pami臋tasz Rootie, mam臋 kuzyna Delia? Tego, co zwariowa艂 i znikn膮艂 jaki艣 czas temu? W ka偶dym razie to dzia艂o si臋, jeszcze zanim wysz艂a za tat臋, bo to by艂o dopiero w 1968. W Gainesville w Georgii odbywaj膮 si臋 co roku wybory miss. Przynajmniej kiedy艣 tak by艂o. Najlepsz膮 przyjaci贸艂k膮 Eudory by艂a Addie Mae Audubon. By艂a wnuczk膮 tego cz艂owieka, kt贸ry wymy艣li艂 obserwowanie ptak贸w. To ona wci膮gn臋艂a w to mam臋. Mam w domu, w kasetce na bi偶uteri臋, srebrn膮 bransoletk臋, kt贸r膮 wtedy dosta艂a od jury. Wygrawerowano na niej "Wybory Nastoletniej Miss Georgii, 1963".

- A co dosta艂a zwyci臋偶czyni?

- Chyba samoch贸d albo co艣 takiego. Mo偶e wycieczk臋 do Miami Beach? Kiedy pyta艂am o to mam臋, powiedzia艂a, 偶e nie wygra艂a, bo mia艂a za ma艂e cycki na jednocz臋艣ciowy kostium k膮pielowy, kt贸ry nosi艂a. Ale powiedzia艂a te偶, 偶e mia艂a najlepsze z臋by. A ta dziewczyna, kt贸ra wygra艂a? Mama powiedzia艂a, 偶e mia艂a z臋by prawie tak wielkie jak cycki. Widzia艂am zdj臋cia z tych wybor贸w z miss trzymaj膮c膮 skrzynk臋 z ma艂ymi kogucikami. Mama sta艂a obok niej.

- Wiesz, co si臋 z nimi robi? - spyta艂 Sailor.

- Z czym? Ma艂ymi kogucikami?

- Aha. Mieli si臋 je na naw贸z. Tylko kury nadaj膮 si臋 do jedzenia.

58

Lula zrobi艂a smutn膮 min臋.

- Och, Sailor, to takie smutne. Zabija膰 takie male艅stwa.

- Ale tak w艂a艣nie robi膮.

- Mama twierdzi艂a, 偶e cuchn臋艂o tam okropnie. Ca艂e Gainesville cuchn臋艂o. Mo偶e to od tych kurczak贸w? Nigdy tego nie zapomnia艂a. W nast臋pnym roku wr贸ci艂a do domu.

Sailor i Lula nie spali jeszcze, cho膰 by艂a prawie czwarta rano. Le偶eli na 艂贸偶ku w swoim pokoju w hotelu Brazil, trzymaj膮c si臋 za r臋ce. B艂臋kitny w膮偶 艣wiat艂a z ulicznej latarni w艣lizn膮艂 si臋 pod zas艂on臋 i wyci膮gn膮艂 na ich cia艂ach.

- Sailor?

- Kochanie?

- Wyobra偶a艂e艣 sobie kiedy艣, jak by to by艂o, gdyby jakie艣 dzikie zwierz臋 po偶ar艂o ci臋 偶ywcem?

- Na przyk艂ad tygrys?

- Tak, czasami wydaje mi si臋, 偶e to by艂oby co艣 najwspanialszego w 偶yciu. Sailor wybuchn膮艂 艣miechem.

- Lepiej, 偶eby tak by艂o, kochanie, bo na pewno by艂aby to ostatnia rzecz, jaka by ci si臋 w 偶yciu przytrafi艂a.

- Gdyby na przyk艂ad rozszarpa艂 mnie goryl - rzuci艂a Lula.

- A co powiedzia艂aby艣 na uduszenie przez pytona? Lula potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Nie, chyba nie. To by艂oby troch臋 za wolne. I czu艂oby si臋, jak 偶ebra p臋kaj膮 i wyp艂ywaj膮 wn臋trzno艣ci. Wola艂abym, 偶eby rzuci艂o si臋 na mnie i rozszarpa艂o jakie艣 naprawd臋 pot臋偶ne zwierz臋.

- Lula, musz臋 przyzna膰, 偶e czasami przychodz膮 ci do g艂owy naprawd臋 dziwne my艣li.

- Wszystko, co ciekawe na tym 艣wiecie, powstaje z czyich艣 dziwnych my艣li, Sailor. 呕aden prostak nie wymy艣li艂by na przyk艂ad wudu.

- Wudu?

- No pewnie. Jak inaczej wyt艂umaczysz wbijanie szpilek w woskowe laleczki, 偶eby kto艣 zachorowa艂 albo dosta艂 zawa艂u? Albo gotowanie czyich艣 obci臋tych paznokci, 偶eby wywo艂a膰 wymioty, kt贸re trwaj膮 tak d艂ugo, 偶e cz艂owiek nie ma ju偶 czym wymiotowa膰 i pada martwy. Sam powiedz, Sailor, czy kto艣,

59

kto potrafi wymy艣li膰 co艣 takiego, nie musi by膰 naprawd臋 nienormalny?

-Masz racj臋, orzeszku.

- Jeste艣 pewien?

- Nigdy nie spotka艂em nikogo takiego jak ty, s艂odka. Lula po艂o偶y艂a si臋 na Sailorze.

- Posmakuj swoj膮 Lul臋 - powiedzia艂a.

SEN SAILORA

- ON TU JEST - POWIEDZIA艁A LULA. - Johnnie Farragut. Widzia艂am go.

- Gdzie? - spyta艂 Sailor.

- W Cafe du Monde. Siedzia艂 przy stoliku na zewn膮trz i jad艂 p膮czka.

- Zobaczy艂 ci臋?

- Chyba nie. Wychodzi艂am w艂a艣nie ze sklepu ze s艂odyczami po drugiej stronie ulicy. Zauwa偶y艂am go i od razu pobieg艂am do hotelu. To chyba znaczy, 偶e powinni艣my si臋 st膮d zwija膰, co, Sailor?

- Chyba tak, kochanie. No, usi膮d藕 przy mnie na chwil臋. Lula postawi艂a na toaletce pude艂ko z czekoladkami i usiad艂a na 艂贸偶ku obok Sailora.

- Wszystko b臋dzie dobrze, kochanie. Zejd臋 na d贸艂, 偶eby zmieni膰 olej i ruszamy w drog臋.

- Sailor?

- Tak?

- Pami臋tasz, jak pewnej nocy siedzieli艣my za tym 偶o艂nierzem Konfederacji? Opierali艣my si臋 o niego. A ty wzi膮艂e艣 moj膮 d艂o艅 i przy艂o偶y艂e艣 sobie do serca, i powiedzia艂e艣: "Poczuj, jak bije, Lula, bo od tej pory nale偶y tylko do ciebie". Pami臋tasz to?

- Tak.

Lula po艂o偶y艂a g艂ow臋 na kolanach Sailora, a on przesun膮艂 d艂oni膮 po jej g艂adkich czarnych w艂osach.

- Mia艂am nadziej臋, 偶e to pami臋tasz. Ja zawsze b臋d臋 pami臋ta膰 tamt膮 noc. Czasami, wiesz, kochanie? Czasami wydaje mi si臋, 偶e to by艂a najcudowniejsza noc w moim 偶yciu. Naprawd臋.

- Nie robili艣my nic szczeg贸lnego, o ile pami臋tam. Rozmawiali艣my tylko, nic wi臋cej.

61

- Dobrze jest rozmawia膰. Dop贸ki ma si臋 z kim. Wierz臋 w rozmowy, gdyby艣 tego nie zauwa偶y艂.

- Kiedy ci臋 nie by艂o, mia艂em sen - powiedzia艂 Sailor. - To dziwne, ale kiedy siedzia艂em w Pee Dee, prawie nic mi si臋 nie 艣ni艂o. Mo偶e jakie艣 dwa, trzy razy, ale i tak nic z tego nie pami臋tam. Pewnie 艣ni艂y mi si臋 dziewczyny, jak wszystkim.

- A ten pami臋tasz?

- Bardzo wyra藕nie. Nie by艂 wcale zabawny, Lula. Znalaz艂em si臋 w wielkim mie艣cie, jak Nowy Jork, chocia偶 wiesz przecie偶, 偶e nigdy tam nie by艂em. By艂a zima, taka prawdziwa, z lodem i 艣niegiem. Mieszka艂em w jakiej艣 dziurze z moj膮 mam膮. By艂a bardzo chora i musia艂em zdoby膰 dla niej lekarstwo, tylko 偶e nie mia艂em wcale pieni臋dzy. Ale powiedzia艂em jej, 偶e jako艣 zdob臋d臋 te tabletki. Wyszed艂em wi臋c na ulic臋, a tam kr臋ci艂o si臋 jakie艣 dziesi臋膰 milion贸w ludzi, 艂azili we wszystkie strony, nie da艂o si臋 w og贸le i艣膰 prosto przed siebie. Wiatr by艂 supersilny, a ja nie mia艂em na sobie nic ciep艂ego. Ale zamiast marzn膮膰, poci艂em si臋 strasznie. Pot po prostu ze mnie sp艂ywa艂. I do tego by艂em brudny, jakbym nie k膮pa艂 si臋 od bardzo dawna, wi臋c pot by艂 prawie czarny.

- Kurcz臋, kochanie, to naprawd臋 dziwne.

- Wiem. Szed艂em wi臋c tak, cho膰 nie mia艂em pieni臋dzy na to lekarstwo ani 偶adnego pomys艂u, dok膮d m贸g艂bym p贸j艣膰. Ludzie popychali mnie albo wpadali na mnie, a wszyscy byli ciep艂o ubrani. Chyba my艣leli, 偶e jestem 偶ebrakiem, bo by艂em taki brudny i lekko ubrany. Wtedy pomy艣la艂em o tobie i skierowa艂em si臋 do twojego domu. Tylko 偶e to tak naprawd臋 nie by艂 tw贸j dom, bo by艂em w zimnym Nowym Jorku, daleko st膮d. Z trudem stawia艂em ka偶dy krok. Przeciska艂em si臋 przez t艂um. Wok贸艂 by艂o coraz wi臋cej ludzi, a niebo wygl膮da艂o jak za dnia, tylko 偶e by艂o ciemne. Mieszka艂a艣 w jakim艣 wielkim budynku i musia艂em wej艣膰 strasznie wysoko po schodach, ale w ko艅cu znalaz艂em twoje mieszkanie. Wpu艣ci艂a艣 mnie do 艣rodka, ale nie by艂a艣 zadowolona, 偶e mnie widzisz. Powtarza艂a艣 ci膮gle:

"Dlaczego odwiedzi艂e艣 mnie w艂a艣nie teraz? Dlaczego teraz?" Tak jakby艣my si臋 dawno nie widzieli.

- Kochanie, co za pomys艂. Zawsze b臋d臋 szcz臋艣liwa, mog膮c ci臋 widzie膰, niewa偶ne, co si臋 stanie.

- Wiem, orzeszku. Ale nie chodzi o to, 偶e by艂a艣 nieszcz臋艣li-

62

wa, widz膮c mnie, by艂a艣 raczej zdenerwowana. Moja obecno艣膰 ci臋 denerwowa艂a. Mia艂a艣 kr贸tkie w艂osy i grzywk臋. Mia艂a艣 te偶 dzieci, maluchy, chyba by艂a艣 m臋偶atk膮 i tw贸j m膮偶 m贸g艂 wr贸ci膰 do domu w ka偶dej chwili. M贸wi臋 ci, Lula, ca艂y by艂em mokry. Ca艂y ten czarny pot sp艂ywa艂 mi po twarzy i wiedzia艂em, 偶e ci臋 wystraszy艂em, wi臋c wyszed艂em. A potem si臋 obudzi艂em, ca艂y spocony, a po kilku minutach wr贸ci艂a艣. Lula przesun臋艂a g艂ow臋 na pier艣 Sailora i obj臋艂a go.

- Czasami sny nic nie znacz膮, prawda? Przynajmniej ja tak my艣l臋. Co艣 pojawia si臋 w twojej g艂owie i nijak nad tym nie panujesz, wiesz? Pojawia si臋 po prostu i nikt nawet nie wie sk膮d. Mnie na przyk艂ad 艣ni艂o si臋 kiedy艣, 偶e jaki艣 facet mnie porwa艂 i zamkn膮艂 w pokoju w wie偶y, a dooko艂a by艂a tylko woda. Kiedy opowiedzia艂am o tym mamie, stwierdzi艂a, 偶e zapami臋ta艂am to sobie z jakiej艣 bajki, kt贸r膮 s艂ysza艂am jako dziecko.

- Ja si臋 tym wcale nie przejmuj臋, kochanie - powiedzia艂 Sailor. - Troch臋 tylko dziwnie si臋 poczu艂em, nic wi臋cej. Lula unios艂a g艂ow臋 i poca艂owa艂a Sailora pod lewym uchem.

- Sny nie s膮 wcale dziwniejsze ni偶 prawdziwe 偶ycie - rzek艂a. - Czasami nawet nie w po艂owie.

POLSKI OJCIEC

JOHNNIE FARRAGUT siedzia艂 na 艂awce na placu Jacksona, przygl膮daj膮c si臋 parze turyst贸w, kt贸rzy robili sobie nawzajem zdj臋cia. M贸wili j臋zykiem, kt贸rego Johnnie nie potrafi艂 rozpozna膰. Mo偶e to chorwacki, pomy艣la艂, chocia偶 nie wiedzia艂 wcale, jak brzmi chorwacki. M臋偶czyzna i kobieta byli niscy i mocno zbudowani, mieli prawdopodobnie po trzydzie艣ci lat, cho膰 wygl膮dali na starszych. Ubrania wisia艂y na nich lu藕no, najwyra藕niej nie by艂y szyte na miar臋. Po kilku uj臋ciach, kt贸re w ka偶dym wypadku wymaga艂y d艂u偶szej i o偶ywionej dyskusji i dramatycznej gestykulacji, para opu艣ci艂a park.

Kiedy oddalali si臋, dyskutuj膮c zawzi臋cie w swoim chrz臋szcz膮cym j臋zyku, Johnnie przypomnia艂 sobie cz艂owieka, kt贸ry mieszka艂 w jego s膮siedztwie, kiedy by艂 ma艂ym ch艂opcem. Cz艂owiek 贸w, kt贸rego nazwiska Johnnie nie m贸g艂 sobie przypomnie膰, by艂 Polakiem i mia艂 dw贸ch syn贸w, obydwu o okr膮g艂ych buziach i w艂osach j asnoblond, m艂odszych o kilka lat od John-niego. Nie mieli matki, jedynie star膮, mi艂膮 babci臋, kt贸ra m贸wi艂a tylko po polsku. Kiedy spotyka艂a Johnniego na ulicy, zawsze kiwa艂a do niego g艂ow膮 i u艣miecha艂a si臋. Ojciec, r贸wnie偶 gruby i zaokr膮glony, by艂 艂ysy i nosi艂 ma艂e okr膮g艂e okularki w drucianych oprawkach. Twarze jego dzieci by艂y wiecznie brudne, wydawa艂o si臋, 偶e bez przerwy co艣 jedz膮: jab艂ka, ciastka, baloniki.

Polski ojciec budowa艂 na swoim podw贸rku 艂贸d藕. Ka偶dego popo艂udnia Johnnie s艂ysza艂, jak wbija kolejne gwo藕dzie. Wielu s膮siad贸w skar偶y艂o si臋 na ha艂as, ale budowa posuwa艂a si臋 naprz贸d bez przerwy w ci膮gu p贸艂tora roku, kt贸re polska rodzina sp臋dzi艂a w tej okolicy. Jeszcze p贸藕n膮 noc膮 Johnnie w swoim pokoju s艂ysza艂 odg艂osy pi艂owania i wbijania gwo藕dzi. Wnosz膮c z tego, co widzia艂, Johnnie doszed艂 do wniosku, 偶e b臋dzie to 偶agl贸wka. Mniej wi臋cej w tym samym czasie - przy-

64

pomnia艂 sobie - zacz膮艂 wyszukiwa膰 w bibliotece takie ksi膮偶ki jak Wyprawa Kon-Tiki czy Czasy klipr贸w. O wiele p贸藕niej dopiero odkry艂 powie艣ci Josepha Conrada, kt贸ry te偶 by艂 Polakiem i naprawd臋 nazywa艂 si臋 J贸zef Teodor Konrad Na艂臋cz Korzeniowski, oraz Hermanna Melville'a.

Polski budowniczy 艂odzi obudzi艂 w Johnniem zainteresowanie morzem. Zastanawia艂 si臋 teraz, czy Polak zamierza wyruszy膰 w morze, kiedy sko艅czy budow臋. Johnnie pyta艂 o to jego syn贸w, ale ci nie wiedzieli. Wzruszali tylko ramionami, wci膮gali pyzate policzki i wydmuchiwali smarki z brudnych nos贸w prosto na ziemi臋. Matka Johnniego zawsze narzeka艂a:

"Znowu zaczyna", kiedy rozlega艂o si臋 stukanie m艂otka, wi臋c nigdy nie rozmawia艂 z ni膮 na ten temat.

Pewnego ranka wczesn膮 jesieni膮 Johnnie mija艂 dom polskiej rodziny i zatrzyma艂 si臋, aby si臋 przyjrze膰 艂odzi. Sta艂a na podw贸rku na dw贸ch zaimprowizowanych podporach i mia艂a oko艂o dziesi臋ciu metr贸w d艂ugo艣ci. M臋偶czyzna szlifowa艂 w艂a艣nie jej burty. Skin膮艂 g艂ow膮 w stron臋 Johnniego, nie przerywaj膮c pracy. 艁ysin臋 pokrywa艂y mu kropelki potu, a pod nosem nuci艂 sobie jak膮艣 szybk膮, obco brzmi膮c膮 melodyjk臋.

- Dok膮d pan chce ni膮 pop艂yn膮膰? - zapyta艂 go Johnnie. M臋偶czyzna zatrzyma艂 si臋 na chwil臋 i wbi艂 w Johnniego pusty wzrok, jak gdyby nie zrozumia艂 pytania. Johnnie zastanawia艂 si臋, czy nie powinien go powt贸rzy膰, ale doszed艂 do wniosku, 偶e Polak nie zna pewnie zbyt dobrze angielskiego, wi臋c czeka艂 tylko. M臋偶czyzna wzruszy艂 w ko艅cu ramionami, odchrz膮kn膮艂 cicho, podsun膮艂 wy偶ej okulary na kr贸tkim, t艂ustym nosie, ale zsun臋艂y si臋 z powrotem na d贸艂, i zabra艂 si臋 zn贸w do pracy. Johnnie przygl膮da艂 mu si臋 przez kilka minut, po czym odszed艂-

Nast臋pnej wiosny polska rodzina wynios艂a si臋 z miasteczka. 艁贸d藕 zosta艂a umieszczona na pace ci臋偶ar贸wki i przywi膮zana grub膮 lin膮. M臋偶czyzna, jego dw贸ch syn贸w i babcia pojechali za ci臋偶ar贸wk膮 swoim samochodem. Johnnie nie pami臋ta艂, kto prowadzi艂 ci臋偶ar贸wk臋, ale zapami臋ta艂, 偶e kiedy wszed艂 do domu i powiedzia艂 matce, 偶e 艂贸d藕 i polska rodzina odjechali, stwierdzi艂a tylko:

- Dzi臋ki Bogu, nie b臋dziemy wi臋cej musieli s艂ucha膰 tego potwornego walenia.

65

AUTOSTOPOWICZ

POD BATON ROUGE Sailor odezwa艂 si臋 do Luli:

- Kochanie, wci膮gnij majteczki. Jeste艣my w krainie Jimmy'ego Swaggarta. Lula zachichota艂a.

- Jimmy nale偶y do tych kaznodziej贸w z w艂asnego pomazania? Chc膮 dosta膰 co艣 za nic, tak ja to widz臋.

- W Pee Dee s艂ysza艂em o facecie nazwiskiem Top Hat Robichaux, kt贸ry mieszka tu w okolicy. Wydaje mi si臋, 偶e tak naprawd臋 ma na imi臋 Clarence, ale pochodzi z miasta Top Hat, kt贸re le偶y na p贸艂noc st膮d, i tak go nazwali.

- A co robi?

- By艂 w艂amywaczem. Teraz ma w艂asny ko艣ci贸艂 w Top Hat w Luizjanie. Zacz膮艂 w Pee Dee, nazwa艂 sw贸j ko艣ci贸艂 Holy Roller Rebel Raiders.

- To brzmi jak nazwa dru偶yny pi艂karskiej - zauwa偶y艂a Lula. - Dw贸ch dru偶yn.

Sailor i Lula wybuchn臋li 艣miechem. P臋dzili bonneville'em z opuszczonym dachem na zach贸d autostrad膮 numer 10. Sailor zostawi艂 z prawej stolic臋 stanu, ale zatrzyma艂 si臋 na mil臋 od zachodniej granicy miasta, 偶eby wzi膮膰 autostopowicza.

- Na pewno tego chcesz? - zapyta艂a Lula. - Mo偶e w艂a艣nie w ten spos贸b nas znajd膮?

- To tylko dzieciak, kochanie. Sp贸jrz na niego. Autostopowicz mia艂 jakie艣 pi臋tna艣cie, szesna艣cie lat, plecak i wielkie kartonowe pud艂o, kt贸re po艂o偶y艂 delikatnie na tylnym siedzeniu. Ca艂膮 twarz mia艂 w pryszczach i tr膮dziku. Jedynymi ja艣niejszymi punktami by艂y bia艂ka jego jasnob艂臋kitnych oczu. D艂ugie br膮zowe w艂osy mia艂 potargane i brudne, jakby nie my艂 ich od kilku tygodni, je艣li nie miesi臋cy. Mia艂 na sobie star膮 zielon膮 kurtk臋 wojskow膮 z nazwiskiem MENDOZA wy-

66

szytym drukowanymi literami nad lew膮 kieszonk膮. Ch艂opiec u艣miecha艂 si臋 niepewnie, ods艂aniaj膮c nier贸wne, 偶贸艂te z臋by.

- Wielkie dzi臋ki - powiedzia艂, kiedy rozsiad艂 si臋 ju偶 w samochodzie, stawiaj膮c karton na pod艂odze mi臋dzy nogami. - Stoj臋 ju偶 tak tutaj od dw贸ch godzin, ha ha! Co艣 tak od po艂udnia, ha ha! Je艣li gliny z艂api膮 cz艂owieka na autostopie przy mi臋dzystanowej, wsadzaj膮 go do miejscowego pierdla na tydzie艅, chyba 偶e zap艂aci mandat, ha ha! A na to nie mam szmalu, ha ha!

- Nazywam si臋 Sailor, a to jest Lula. A ty jak masz na imi臋?

- Marvin DeLoach - przedstawi艂 si臋 ch艂opak. - Ale wszyscy wo艂aj膮 na mnie Roach, karaluch, ha ha! Roach DeLoach, ha ha!

- Zawsze si臋 tak dziwnie i 艣miesznie 艣miejesz, kiedy m贸wisz? - spyta艂a Lula.

- Wcale si臋 nie 艣miej臋, ha ha! - odpar艂 Roach.

- Co masz w tym pudle? - zapyta艂 Sailor.

- Moje psy, ha ha!

Roach odchyli艂 nieco wieczko. W 艣rodku znajdowa艂o si臋 sze艣膰 szczeniak贸w husky, kt贸re mia艂y nie wi臋cej ni偶 dwa tygodnie.

- Jad臋 na Alask臋, ha ha! - oznajmi艂 Roach. - Te psy b臋d膮 zaprz臋giem do moich sa艅, ha ha!

- Ten dzieciak jest nienormalny - powiedzia艂a Lula do Sai-lora.

- Sk膮d pochodzisz, Roach? - spyta艂 Sailor.

- Je艣li pytasz, gdzie si臋 urodzi艂em, to w Belzoni w stanie Missisipi, ha ha! Ale wychowa艂em si臋 w Baton Rouge.

- Dlaczego jedziesz na Alask臋? - spyta艂a Lula. - I sk膮d wzi膮艂e艣 te szczeniaki? Wygl膮daj膮 na chore.

Roach spojrza艂 do pude艂ka na szczeniaki i pog艂aska艂 ka偶dego dwa razy wyj膮tkowo brudn膮 d艂oni膮. Psiaki popiskiwa艂y i liza艂y jego brudne palce.

- Widzia艂em film w telewizji, ha ha! Zew krwi. Nigdy w 偶yciu nie widzia艂em 艣niegu, ha ha! Kupi艂em te psiaki w schronisku. Nikt ich nie chcia艂, ha ha! Wszyscy kupuj膮 sobie pitbulle albo inne psy obronne. B臋d臋 je dobrze karmi艂, a偶 b臋d膮 du偶e i silne, 偶eby mog艂y mnie dobrze ci膮gn膮膰 przez 艣nieg, ha ha!

Roach wyci膮gn膮艂 z kieszeni kurtki kawa艂 surowej krowiej w膮troby, zacz膮艂 odrywa膰 ma艂e kawa艂ki mi臋sa i karmi膰 nimi psy.

67

- Sailor! - pisn臋艂a Lula na ten widok. - Zatrzymaj! Zatrzymaj natychmiast samoch贸d!

Sailor zjecha艂 na pobocze i zatrzyma艂 w贸z. Lula otworzy艂a drzwi i wyskoczy艂a.

- Przepraszam, ale tego ju偶 nie znios臋 - powiedzia艂a. - Roach, czy jak si臋 tam nazywasz, wysiadaj natychmiast i to razem ze swoimi psami!

Roach wsadzi艂 w膮trob臋 z powrotem do kieszeni, wyci膮gn膮艂 plecak i karton z pieskami. Kiedy z ca艂ym baga偶em znalaz艂 si臋 na zewn膮trz, Lula wskoczy艂a z powrotem do wozu i zatrzasn臋艂a drzwi.

- Naprawd臋 mi przykro. Naprawd臋 bardzo mi przykro, Roach - powiedzia艂a. - Ale nie dojedziesz na Alask臋. A przynajmniej nie z nami. Najlepiej poszukaj kogo艣, kto potrafi zaj膮膰 si臋 tymi psami jak nale偶y, zanim wszystkie poumieraj膮. I, z ca艂ym szacunkiem, stanowczo powiniene艣 si臋 zaj膮膰 sob膮 jak nale偶y, zaczynaj膮c od k膮pieli! Cze艣膰! - Wzi臋艂a z deski rozdzielczej okulary przeciws艂oneczne i w艂o偶y艂a je na nos. - Jed藕 - rzuci艂a do Sailora.

Kiedy znale藕li si臋 ponownie na drodze, Sailor odezwa艂 si臋:

- Nie wydaje ci si臋, 偶e by艂a艣 zbyt szorstka wobec tego ch艂opca, kochanie?

- Wiem, 偶e my艣lisz sobie teraz, 偶e mam w sobie coraz wi臋cej z mamy, prawda? No c贸偶, nic nie mog艂am na to poradzi膰, Sailor, naprawd臋. 呕al mi tego ch艂opca, ale kiedy wyci膮gn膮艂 z kieszeni kawa艂 ociekaj膮cego krwi膮 cuchn膮cego mi臋sa, prawie zwymiotowa艂am. I te biedne, chore szczeniaki!

Sailor roze艣mia艂 si臋.

- Tak wygl膮da 偶ycie w drodze, orzeszku!

- Mo偶esz co艣 dla mnie zrobi膰, Sailor? Nie bierz wi臋cej autostopowicz贸w, zgoda?

M脫W MI MI艁E RZECZY

- WIESZ, CO LUBI臉 NAJBARDZIEJ, kochanie? - spyta艂a Lula, kiedy Sailor wyje偶d偶a艂 bonneville'em z Lafayette, kieruj膮c si臋 w stron臋 jeziora Charles.

- Co takiego, orzeszku?

- Kiedy m贸wisz mi mi艂e rzeczy. Sailor roze艣mia艂 si臋.

- To ca艂kiem proste. Chcia艂em powiedzie膰, 偶e to nietrudne. Kiedy siedzia艂em w Pee Dee, mog艂em si臋 pociesza膰 jedynie my艣l膮 o tobie. O twoich wielkich, szarych oczach oczywi艣cie, ale najcz臋艣ciej o szczup艂ych nogach.

- Nie uwa偶asz, 偶e s膮 za szczup艂e?

- Mo偶e dla kogo艣 innego, ale nie dla mnie.

- Dziewczyny nigdy nie s膮 doskona艂e, no chyba 偶e w kolorowych pismach.

- Mnie tam wystarczy.

- Czego oczy nie widzia艂y, tego sercu nie 偶al.

- Przecie偶 si臋 nie skar偶臋, kochanie, wiesz chyba o tym.

- Wydaje mi si臋, 偶e wi臋kszo艣膰 m臋偶czyzn, je艣li nie wszyscy, co艣 gubi膮.

- O co ci chodzi?

- M臋偶czy藕ni maj膮 tak膮 automatyczn膮 blokad臋 w g艂owach. To znaczy, m贸wi si臋 do takiego i dochodzi do tego miejsca, kiedy chce si臋 powiedzie膰 co艣, co naprawd臋 chce si臋 powiedzie膰, i wtedy m贸wi si臋 to co艣 i patrzy na niego, a on w og贸le nic nie us艂ysza艂. Nie chodzi o to, 偶e by艂o to co艣 zbyt skomplikowanego, on po prostu tak naprawd臋 nie s艂ucha. Czasami mo偶e nawet sk艂ama膰 i powiedzie膰, 偶e wie, o co ci chodzi, ale nie ze mn膮 takie sztuczki. Bo p贸藕niej m贸wi si臋 co艣, co by do takiego dotar艂o, gdyby zrozumia艂 wszystko od pocz膮tku, tylko 偶e on w艂a艣nie nie rozumie, a wtedy ju偶 wie si臋, 偶e si臋 m贸wi艂o bez sensu.

69

- My艣lisz, 偶e ja ci臋 ok艂amuj臋, Lula? Lula milcza艂a przez ca艂膮 minut臋, ws艂uchuj膮c si臋 w basowy szum o艣miocylindrowego silnika.

- Lula? Gdzie jeste艣?

- Tutaj.

- Jeste艣 na mnie z艂a?

- Nie, Sailor, kochanie, nie jestem z艂a. Czasami to poprostu wstrz膮saj膮ce, kiedy co艣, co sobie my艣la艂a艣, okazuje si臋 zupe艂nie inne.

- I w艂a艣nie dlatego nie my艣l臋 wi臋cej ni偶 to konieczne.

- Wiesz, mia艂am wczoraj w nocy straszny, d艂ugi sen. Powiedz, co o nim my艣lisz. Sz艂am i znalaz艂am si臋 na polu. Wszystko by艂o bardzo jaskrawe. I le偶a艂y tam porozrzucane cia艂a koni i dzieci. By艂o mi smutno, ale nie tak naprawd臋 smutno. To by艂o tak, jak gdybym wiedzia艂a, 偶e wszyscy odeszli do jakiego艣 lepszego miejsca. Nagle podesz艂a do mnie jaka艣 stara kobieta i powiedzia艂a, 偶e musz臋 spu艣ci膰 krew z tych cia艂, 偶eby mo偶na by艂o z nich zrobi膰 mumie. Pokaza艂a mi, jak robi膰 naci臋cia ko艂o ust, 偶eby spuszcza膰 krew. P贸藕niej mia艂am przenosi膰 cia艂a do starej stodo艂y po mo艣cie przez naprawd臋 pi臋kn膮 rzek臋. Wszystko wok贸艂 by艂o spokojne i pi臋kne, zielona trawa i wysokie drzewa rosn膮ce na skraju pola. Nie by艂am pewna, czy dam rad臋 przeci膮gn膮膰 cia艂a koni na miejsce. By艂am przestraszona, ale i tak gotowa to zrobi膰. Chyba p艂aka艂am, ale tak naprawd臋 nie by艂am smutna. Nie potrafi臋 dok艂adnie opisa膰 tego uczucia. Podchodz臋 wi臋c od ty艂u do takiego wielkiego szarego konia. Podchodz臋 do jego ust i zaczynam je nacina膰. Kiedy tylko dotkn臋艂am go no偶em, obudzi艂 si臋 i zaatakowa艂 mnie. Ko艅 by艂 w艣ciek艂y. Poderwa艂 si臋 i goni艂 mnie przez most a偶 do starej stodo艂y. I wtedy si臋 obudzi艂am. Nie spa艂e艣 zbyt g艂臋boko. A ja po艂o偶y艂am si臋 i pomy艣la艂am, 偶e nawet kiedy si臋 kogo艣 kocha, to czasami nie wystarczy, by odmieni膰 swoje 偶ycie.

- Nie wiem, co znaczy艂 tw贸j sen, kochanie - powiedzia艂 Sailor - ale kiedy艣 s艂ysza艂em, jak mama zapyta艂a tat臋, czy j膮 kocha. Darli si臋 na siebie, jak zwykle, a on odpowiedzia艂, 偶e jedyne co w 偶yciu kocha艂, to film 殴li ludzie z Missouri, kt贸ry widzia艂 szesna艣cie razy.

- To w艂a艣nie my艣l臋 o m臋偶czyznach - stwierdzi艂a Lula.

70

PRZETRWA膯

- NIE, MARIETTO, nie znalaz艂em ich.

- Mo偶e ich nie ma w Nowym Orleanie, Johnnie. Mo偶e le偶膮 w jakim艣 rowie w Pascagouli w Missisipi. A mo偶e Lula jest w ci膮偶y i siedzi w Pine Bluff w Arkansas, a ten potworny Sailor pracuje na stacji benzynowej za dwa dolary na godzin臋.

- Uspok贸j si臋, Marietto. Gdyby mieli jaki艣 wypadek, ju偶 by艣my o tym wiedzieli. Nie ma sensu denerwowa膰 si臋 przedwcze艣nie.

- Przedwcze艣nie! Nie pr贸buj mnie uspokaja膰, Johnnie Farragut. Moje jedyne dziecko zosta艂o porwane przez niebezpiecznego przest臋pc臋, a ty mi m贸wisz, 偶ebym by艂a spokojna!

- Poradz臋 sobie z tym, Marietto. Ju偶 ci m贸wi艂em, nie ma 偶adnych dowod贸w na to, 偶e Lula wyjecha艂a wbrew swojej woli.

- W takim razie lepiej zabierz si臋 od razu do roboty, Johnnie, zanim ten ch艂opak posadzi j膮 na rogu w Memphis i zmusi do brania narkotyk贸w.

- Marietto, naprawd臋, masz w g艂owie za du偶o czarnych wizji. Spr贸buj si臋 uspokoi膰. Wyjed藕 na par臋 dni do Myrtle Beach.

- Zostaj臋 tutaj, pod telefonem, a偶 znajdziesz Lul臋, a wtedy sama po ni膮 pojad臋.

- W takim razie trzymaj si臋. Zadzwoni臋 za par臋 dni, niezale偶nie od tego, czy ich znajd臋 czy nie.

- Musisz tylko znale藕膰 Lul臋, Johnnie. Pope艂ni艂a taki b艂膮d, 偶e jednego 偶ycia nie starczy, by go naprawi膰. Jutro od drugiej do czwartej musz臋 by膰 na zebraniu C贸r Konfederacji, ale poza tym b臋d臋 w domu. Dzwo艅 do mnie natychmiast, jak tylko si臋 czego艣 dowiesz, nawet gdyby to by艂a trzecia rano.

- Dobrze, Marietto. Do widzenia. Johnnie odwiesi艂 s艂uchawk臋 i usiad艂 w budce, my艣l膮c o Marietcie Pace Fortun臋. Wci膮偶 by艂a bardzo pi臋kn膮 kobiet膮, ale

71

robi艂a si臋 coraz dziwniejsza. Marietta zawsze by艂a bardzo nerwowa i wymagaj膮ca. Johnnie nie potrafi艂 sobie wyt艂umaczy膰, dlaczego po tylu latach wci膮偶 mu na niej zale偶y. Ma艂偶e艅stwo nie wchodzi艂o w gr臋, Marietta nigdy by si臋 na co艣 takiego nie zgodzi艂a. Jak sama stwierdzi艂a, nie nadawa艂a si臋 na 偶adne tam romanse w kwiecie wieku. Do pi臋膰dziesi膮tki zosta艂y jej jeszcze jakie艣 dwa, trzy lata, a zachowywa艂a si臋, jakby ju偶 nie pami臋ta艂a w艂asnego adresu. To znaczy, dop贸ki nie chodzi艂o o Lul臋.

Przy drugim ko艅cu baru w Inez's Fais-Dodo Bar przy Toulouse Street siedzia艂 na sto艂ku Reginald San Pedro Sula w kapelusiku i zielonym letnim garniturze i popija艂 martini. Zauwa偶y艂 Johnniego, kiedy ten skierowa艂 si臋 ku wyj艣ciu.

-Hola! Senor Farragut! - krzykn膮艂 Reggie. - Znowu si臋 spotykamy.

Johnnie podszed艂 do niego i u艣cisn膮艂 mu d艂o艅.

- My艣la艂em, 偶e jest pan w Austin w Teksasie. Czy mo偶e w Tajksasie, jak to si臋 tutaj m贸wi.

- Ju偶 tam by艂em. Teraz wracam na Util臋, lec臋 jutro rano. Nie napi艂by si臋 pan ze mn膮 martini?

- Czemu nie? - odpar艂 Johnnie, sadowi膮c si臋 na barowym sto艂ku po prawej stronie Reggiego. - Jak tam po艂owy?

- Wydaje mi si臋, 偶e ameryka艅scy w臋dkarze traktuj膮 pewne sprawy za powa偶nie. W Hondurasie nie przejmujemy si臋 a偶 tak bardzo metodami po艂owu.

Reggie zam贸wi艂 martini dla Johnniego i jeszcze raz to samo dla siebie.

- A zatem - powiedzia艂 Johnnie - wracamy na wyspy.

- Tak. Rozmawia艂em wczoraj z moim synem, Archibaldem Leachem San Pedro Sulem, nazwa艂em go tak na cze艣膰 Cary Granta, powiedzia艂 mi, 偶e dosz艂o do strzelaniny. Teddy Roose-velt, jeden z kapitan贸w 艂odzi po艂awiaj膮cych krewetki, by艂 na pikniku z Ringiem George'em Blankiem i 偶on膮 Kinga George'a, Colombi膮, najwyra藕niej dosz艂o do jakiego艣 nieporozumienia, w czasie kt贸rego King George i Colombia zgin臋li. Teddy Roosevelt siedzi teraz w wi臋zieniu. Wszystko to moi przyjaciele, musz臋 wi臋c tam pojecha膰 i dowiedzie膰 si臋, co si臋 sta艂o.

- Ta pa艅ska wyspa robi wra偶enie do艣膰 nieprzewidywalnego miejsca.

72

Reggie roze艣mia艂 si臋.

- Czasami bywa tam do艣膰 gor膮co. Ale jak pan znajduje Nowy Orlean, senor Farragut?

- M贸w mi Johnnie. Zawsze uwa偶a艂em, 偶e Nowy Orlean to znakomite miejsce na odpoczynek.

- Widz臋, 偶e jeste艣 inteligentnym cz艂owiekiem, Johnnie. R贸偶nica pomi臋dzy twoim krajem a moim polega na tym, 偶e na wyspach nie op艂aca si臋 ujawnia膰 swojej inteligencji. Przypomina mi si臋 chwila, kiedy zobaczy艂em b艂臋kitn膮 czapl臋 krocz膮c膮 nad rzek膮. Wygl膮da艂a jak Chi艅czyk w niebieskim p艂aszczu kiwaj膮cy si臋 na kamieniach. Wydawa艂a si臋 bardzo delikatna i bezbronna, a przecie偶 niew膮tpliwie przetrwa艂a. To w艂a艣nie jest obowi膮zkiem inteligentnych ludzi, Johnnie. Przetrwa膰. -Reggie wzni贸s艂 swoj膮 szklaneczk臋 w toa艣cie. -Hasta siempre.

- Hasta siempre - powt贸rzy艂 za nim Johnnie.

- Wiesz, jak dosz艂o do tego, 偶e w Szkocji wynaleziono drut miedziany? - spyta艂 Reggie.

- Jak?

- Dw贸ch Szkot贸w pok艂贸ci艂o si臋 o pensa. Johnnie dopi艂 swoje martini.

- Musz臋 przyzna膰, Reggie - powiedzia艂, zsuwaj膮c si臋 ze swego sto艂ka -jeste艣 jedyny w swoim rodzaju.

STARE HA艁ASY

- NIE WYCHOWA艁A艢 IDIOTKI, Marietto. Lula ma w swoich 偶y艂ach zbyt wiele krwi Pace'贸w, 偶eby zmarnowa膰 sobie 偶ycie. Domy艣lam si臋, 偶e w艂a艣nie 艣wietnie si臋 bawi, nic wi臋cej.

Marietta i Dalceda Delahoussaye siedzia艂y na tarasie domu Marietty, popijaj膮c s艂odki wermut martini & rossi z kruszynom lodem i plasterkiem cytryny. Dalceda by艂a najlepsz膮 przyjaci贸艂k膮 Marietty od ponad trzydziestu lat, od dnia kiedy razem rozpocz臋艂y nauk臋 w szkole Panny Cook w Beaufort. Nigdy nie mieszka艂y dalej od siebie ni偶 na odleg艂o艣膰 dziesi臋ciominutowego spaceru.

- Pami臋tasz Vernona Landisa? Tego, kt贸ry mia艂 hispanosuiz臋. Trzyma艂 j膮 w gara偶u Royce'a Womble'a przez wiele lat, a偶 wreszcie sprzeda艂 za dwadzie艣cia pi臋膰 tysi臋cy dolar贸w firmie filmowej z Wilmington? Jego 偶ona, Althea, uciek艂a z hurtownikiem z bran偶y mi臋snej z Hayti w Missouri. Facet da艂 jej pier艣cionek z brylantem tak wielkim, 偶e mo偶na by nim nadzia膰 indyka. I wiesz co? Wr贸ci艂a do Vernona po sze艣ciu tygodniach.

- Dal! Powiedz mi tylko, co w艂a艣ciwie ma brak panowania nad sob膮 Althei Landis do tego, 偶e moja c贸rka Lula zosta艂a porwana przez potwornego szalonego faceta?

- Marietto! Sailor Ripley nie jest wcale ani mniej, ani bardziej szalony od kt贸regokolwiek z naszych znajomych.

- Och, Dal, to zwyczajny m臋t. Tego w艂a艣nie unika艂y艣my przez ca艂e 偶ycie, a teraz moje dziecko znalaz艂o si臋 na jego 艂asce.

- Zawsze mia艂a艣 sk艂onno艣ci do wpadania w panik臋, Marietto. Kiedy w pi臋膰dziesi膮tym dziewi膮tym Enos Dodge nie zaprosi艂 ci臋 od razu na bal kotylionowy wydany przez Beau Regard Country Club, wpad艂a艣 w panik臋. Grozi艂a艣, 偶e si臋 zabijesz albo przyjmiesz zaproszenie od Biffa Bethune'a. I co si臋

74

sta艂o? Okaza艂o si臋, 偶e Enos Dodge pojecha艂 z ojcem do Fayetteville i zaprosi艂 ci臋 dwa dni p贸藕niej. To nie jest dobra chwila na panikowanie, kochanie. Powinna艣 si臋 opanowa膰 i robi膰 co nale偶y.

- Zawsze mnie wspierasz, Dal.

- Daj臋 ci w艂a艣nie to, czego ci brakuje. Opieprz.

- Brakuje mi teraz Luli, bezpiecznej i w domu.

- Bezpiecznej? Bezpiecznej? C贸偶 to za pomys艂! Czy kto艣 gdzie艣 by艂 kiedy艣 bezpieczny cho膰by przez sekund臋? Dalceda dopi艂a ostatni膮 kropl臋 wermutu.

- Masz jeszcze w domu troch臋 tego czerwonego octu? - zapyta艂a.

Marietta podnios艂a si臋, wesz艂a do spi偶arni i wr贸ci艂a z now膮 butelk膮. Odkr臋ci艂a j膮 i nala艂a Dalcedzie, a potem dola艂a sobie i wreszcie usiad艂a.

- A co z tob膮? - spyta艂a Dalceda.

- Co ze mn膮?

- Kiedy po raz ostatni by艂a艣 z facetem? A przynajmniej po-sz艂a艣 z kim艣 do 艂贸偶ka? , Marietta cmokn臋艂a dwa razy, zanim odpowiedzia艂a.

- Najwyra藕niej nie jestem zainteresowana - stwierdzi艂a i poci膮gn臋艂a d艂ugi 艂yk ze swojej szklaneczki. Dalceda wybuchn臋艂a 艣miechem.

- A pami臋tasz, jak opowiada艂a艣 mi, co si臋 dzia艂o, kiedy kocha艂a艣 si臋 z Clyde'em? O jego st臋kaniu, kt贸re dobiega艂o gdzie艣 z do艂u i brzmia艂o tak dziwacznie? Stare ha艂asy, sama tak to nazywa艂a艣. Opowiada艂a艣, 偶e czu艂a艣 si臋 tak, jak gdyby po偶era艂a ci臋 jaka艣 nieokie艂znana bestia, i 偶e by艂a to najwspanialsza rzecz, jaka ci si臋 kiedykolwiek przydarzy艂a.

- Dal, przysi臋gam, nienawidz臋 z tob膮 rozmawia膰. Stanowczo za du偶o pami臋tasz.

- Nie lubisz, kiedy m贸wi臋 ci prawd臋, to wszystko. Jeste艣 po prostu 艣miertelnie przera偶ona, 偶e Lula mo偶e czu膰 do Sailora to samo, co ty czu艂a艣 do Clyde'a.

- Och, Dal, jak by mog艂a? To znaczy, my艣lisz, 偶e to mo偶liwe? Sailor to zupe艂ne nic w por贸wnaniu z Clyde'em.

- A sk膮d niby to wiesz, Marietto? Mierzy艂a艣 mu kiedy艣? Dalceda wybuchn臋艂a 艣miechem. Marietta napi艂a si臋 wermutu.

75

- A pan Smutas Farragut ci膮gle tu zagl膮da i w臋szy - odezwa艂a si臋 Dalceda. - Mog艂aby艣 co艣 z nim zacz膮膰. Albo z tym starym gangsterem Dzikookim Marcellem Santosem, przecie偶 pr贸bowa艂 ci臋 podrywa膰, kiedy wysz艂a艣 za Clyde'a?

- Przesta艂, kiedy Clyde zmar艂 - prychn臋艂a Marietta. - Pewnie zniech臋ci艂o go to, 偶e teraz mia艂by szans臋 na powodzenie.

- Najprawdopodobniej to samo przydarzy艂o si臋 Louisowi Delahoussaye'owi Trzeciemu - powiedzia艂a Dalceda. - Nie wydaje mi si臋, by prosi艂 wi臋cej ni偶 dwa razy w ci膮gu ostatniego p贸艂 roku o imponuj膮c膮 liczb臋 nie tak znowu imponuj膮cych o艣miu i p贸艂 minut.

- Dal? My艣lisz, 偶e powinnam nadal farbowa膰 w艂osy, czy raczej zostawi膰 siwe?

- Marietto, my艣l臋, 偶e obu nam przyda si臋 po jeszcze jednej szklaneczce.

NOCNE 呕YCIE

- CHCIA艁ABYM POSMAKOWA膯 ODROBIN臉 NOCNEGO 呕YCIA - powiedzia艂a Lula. - A ty?

Sailor jecha艂 wolno bonneville'em Napoleon Avenue, rozgl膮daj膮c si臋 po okolicy. By艂a dziewi膮ta wiecz贸r, znale藕li si臋 w mie艣cie Nunez w Luizjanie, tu偶 przy granicy z Teksasem.

- Trudno powiedzie膰, co si臋 tutaj szykuje, kochanie - powiedzia艂. - W takim miejscu lepiej nie puka膰 do niew艂a艣ciwych drzwi.

- Mo偶e mogliby艣my gdzie艣 pos艂ucha膰 muzyki. Mam ochot臋 na ta艅ce. Mogliby艣my gdzie艣 zapyta膰 - zaproponowa艂a Lula.

Sailor skr臋ci艂 w lewo w Lafitte Road i zauwa偶y艂 stacj臋 benzynow膮 Red Devil, gdzie jeszcze pali艂y si臋 艣wiat艂a.

- Kto艣 tam mo偶e co艣 wiedzie膰 - powiedzia艂 i zatrzyma艂 samoch贸d.

Podszed艂 do nich chudy osiemnastolatek z tr膮dzikiem na twarzy, w brudnym 偶贸艂tym kombinezonie i pogniecionej czarnej czapeczce bejsbolowej z czerwon膮 wyhaftowan膮 liter膮 N.

- Benzyny?

- Jeszcze nam wystarczy, dzi臋ki - odpar艂 Sailor. - Szukamy jakiego艣 miejsca, gdzie mo偶na by pos艂ucha膰 muzyki i da艂oby si臋 te偶 co艣 zje艣膰. Macie tu co艣 takiego?

- Cornbread's - powiedzia艂 ch艂opak. - Tam graj膮 country. Ale nie daj膮 nic do jedzenia, tylko przek膮ski.

Lula przesun臋艂a si臋 na fotelu i pochyli艂a w stron臋 Sailora.

- A rock and roll? - spyta艂a.

- Mamy tu knajpk臋, gdzie graj膮 boogie-woogie, mniej wi臋cej mil臋 prosto Lafitte. Ale tam chodz膮 przewa偶nie czarni.

- Jak si臋 nazywa? - spyta艂 Sailor.

- Ciub Zanzibar.

- M贸wi艂e艣 prosto i mil臋 st膮d?

77

-Mniej wi臋cej. Ko艂o skrzy偶owania Lafitte z Galvez High-way. Droga stanowa 86.

- Dzi臋ki - powiedzia艂 Sailor.

Okaza艂o si臋, 偶e Ciub Zanzibar mie艣ci si臋 w bia艂ym drewnianym budynku stoj膮cym po lewej stronie drogi. Na fasadzie wisia艂 sznur kolorowych lampek. Sailor zaparkowa艂 bonne-ville'a po drugiej stronie ulicy i zgasi艂 silnik.

- Naprawd臋 masz na to ochot臋? - spyta艂.

- Zaraz si臋 przekonamy - odpar艂a Lula.

Kiedy weszli do 艣rodka, grupa gra艂a w艂a艣nie wolnego bluesa, a trzy czy cztery pary ko艂ysa艂y si臋 na parkiecie. W sali sta艂o oko艂o tuzina stolik贸w i d艂ugi bar. Osiem stolik贸w by艂o zaj臋tych, a przy barze sta艂o lub siedzia艂o sze艣ciu czy siedmiu m臋偶czyzn. Wszyscy byli czarni z wyj膮tkiem kobiety, kt贸ra siedzia艂a przy stoliku, pal膮c papierosa i popijaj膮c peari prosto z butelki.

- Chod藕 - powiedzia艂a Lula, bior膮c Sailora za r臋k臋 i prowadz膮c go na parkiet.

Grali Sugar Mama Johna Lee Hookera. Lula wtuli艂a si臋 w Sailora i tak ju偶 zosta艂a. P贸藕niej muzycy przyspieszyli. Sailor i Lula ta艅czyli przez dwadzie艣cia minut, a nast臋pnie Sailor zaci膮gn膮艂 Lul臋 do baru i zam贸wi艂 dwa piwa lone star. Barman, wysoki, pot臋偶nie zbudowany facet po pi臋膰dziesi膮tce, poda艂 piwa, przyj膮艂 pieni膮dze od Sailora i wyda艂 reszt臋 z szerokim u艣miechem.

- To przyjazne miejsce, synu - powiedzia艂. - Odpr臋偶cie si臋 i dobrze si臋 bawcie.

- Nie ma sprawy - powiedzia艂a Lula. - Macie tu wspania艂y zesp贸艂.

Barman u艣miechn膮艂 si臋 znowu i przeszed艂 na drugi koniec baru.

- Zauwa偶y艂e艣 t臋 kobiet臋, kiedy tu przyszli艣my? - spyta艂a Lula Sailora. - T臋 bia艂膮 kobiet臋, kt贸ra siedzi zupe艂nie sama?

- Aha - odpar艂 Sailor.

- Nie odzywa si臋 do nikogo i nikt si臋 do niej nie odezwa艂, o ile widzia艂am. Co o tym my艣lisz?

- Kochanie, jeste艣my tu obcy, a to jest takie miejsce, gdzie lepiej nic o niczym nie my艣le膰.

- Uwa偶asz, 偶e jest 艂adna?

Sailor spojrza艂 na kobiet臋. Odpali艂a kolejnego papierosa od niedopa艂ka, a potem zgasi艂a go w popielniczce. Mia艂a jakie艣 trzydzie艣ci lat, mo偶e wi臋cej. W艂osy do ramion farbowane na blond mia艂y czarne odrosty. Czysta cera, zielone oczy. D艂ugi

78

prosty nos z niewielkim garbkiem. Mia艂a na sobie wci臋t膮 lawendow膮 sukienk臋, kt贸ra podkre艣la艂aby jej biust, gdyby go mia艂a. Do艣膰 szczup艂a.

- Wol臋, kiedy kobieta ma troch臋 wi臋cej cia艂a - powiedzia艂 Sailor. - Chocia偶 twarz ma niez艂膮. Lula zamilk艂a i poci膮gn臋艂a z butelki.

- Co si臋 sta艂o, kochanie? Co艣 ci臋 gryzie?

- My艣l臋 o mamie. Ca艂y czas. Pewnie zamartwia si臋 na 艣mier膰.

- To bardzo prawdopodobne.

- Chc臋 zadzwoni膰 do niej i powiedzie膰, 偶e nic mi nie jest. 呕e nic nam nie jest.

- Nie jestem pewien, czy to dobry pomys艂, ale zrobisz, jak zechcesz. Nie m贸w jej tylko, gdzie jeste艣my.

- Przepraszam? - odezwa艂a si臋 Lula do barmana. - Macie tu gdzie艣 telefon, z kt贸rego mog艂abym skorzysta膰?

- Na zapleczu, ko艂o m臋skiej toalety.

- Zaraz wracam - rzuci艂a do Sailora i poca艂owa艂a go w nos. Marietta odebra艂a po drugim dzwonku.

- Rozmowa na koszt abonenta - powiedzia艂a telefonistka. -Przyjmie pani?

- Oczywi艣cie! - powiedzia艂a Marietta. - Lula? Gdzie jeste艣? Nic ci nie jest?

- U mnie wszystko w porz膮dku, mamo. Chcia艂am ci tylko powiedzie膰, 偶eby艣 si臋 nie martwi艂a.

- Jak mog臋 si臋 nie martwi膰? Nie wiem, co si臋 z tob膮 dzieje ani gdzie jeste艣? Czy jeste艣 z tym ch艂opakiem?

- Je艣li pytasz o Sailora, mamo, to tak, jestem z nim.

- Kiedy wr贸cisz do domu, Lulo? Potrzebuj臋 ci臋 tutaj.

- Do czego, mamo? Czuj臋 si臋 znakomicie i jestem zupe艂nie bezpieczna.

- Jeste艣 w jakiej艣 tancbudzie? S艂ysz臋 muzyk臋.

- W takim tam miejscu.

- Lula, naprawd臋, nie powinna艣 tego robi膰!

- Nie powinnam? A ty powinna艣 by艂a poszczu膰 na nas John-niego Farraguta? Jak mog艂a艣 to zrobi膰?

- Czy wpad艂a艣 na Johnniego w Nowym Orleanie? Lula, czy jeste艣 w Nowym Orleanie?

- Nie, mamo, jestem w Meksyku, a za chwil臋 wsiadamy do samolotu do Argentyny!

- Do Argentyny! Lula, ty chyba oszala艂a艣. Powiedz mi na-

79

tychmiast, gdzie jeste艣, a przyjad臋 po ciebie. Obiecuj臋, 偶e nie powiem nic policji o Sailorze. Mo偶e robi膰, co tylko zechce, nic mnie to nie obchodzi.

- Mamo, odk艂adam s艂uchawk臋.

- Nie, kochanie, nie! Czy mog臋 ci co艣 wys艂a膰? Ko艅cz膮 ci si臋 pieni膮dze? Wy艣l臋 wam przekaz, je艣li tylko powiesz, gdzie jeste艣.

- Nie jestem taka g艂upia, mamo. Sailor i ja ruszyli艣my na bandyck膮 wypraw臋. Napadamy na spo偶ywczaki po ca艂ym Po艂udniu. Nie czyta艂a艣 o tym?

Marietta wybuchn臋艂a p艂aczem.

- Lula? Kocham ci臋, male艅ka. Nie chc臋 tylko, 偶eby co艣 ci si臋 sta艂o.

- Nic mi nie jest, mamo. W艂a艣nie dlatego zadzwoni艂am, 偶eby ci powiedzie膰, 偶e u mnie wszystko w porz膮dku. Musz臋 ju偶 i艣膰.

- Zadzwonisz do mnie jeszcze? B臋d臋 czeka膰 pod telefonem.

- Nie zachowuj si臋 jak wariatka, mamo. Zajmij si臋 sob膮.

Lula od艂o偶y艂a s艂uchawk臋.

Sailor i farbowana blondyna w lawendowej sukience ta艅czyli na parkiecie. Lula zobaczy艂a ich, podesz艂a do baru, wzi臋艂a butelk臋 piwa i rzuci艂a ni膮 w Sailora. Butelka odbi艂a si臋 od jego plec贸w i spad艂a na pod艂og臋, odbi艂a si臋, ale nie st艂uk艂a. Sailor odwr贸ci艂 si臋 i spojrza艂 na Lul臋. Nikt poza nim nie da艂 po sobie pozna膰, 偶e widzia艂, co si臋 sta艂o. Lula wybieg艂a na dw贸r.

Sailor znalaz艂 j膮, siedzia艂a na ziemi, opieraj膮c si臋 plecami o drzwiczki bonneville'a. Mia艂a zaczerwienione i wilgotne oczy, ale nie p艂aka艂a. Sailor przykl臋kn膮艂 obok niej.

- Chcia艂em tylko przep臋ka膰 jako艣, a偶 wr贸cisz.

- To ja marnuj臋 z tob膮 czas, Sailor.

- Kochanie, przepraszam, przecie偶 to nic takiego. No, wstawaj, ruszamy w drog臋.

- Dasz mi spok贸j na minut臋? Mama odchodzi od zmys艂贸w, a ty ta艅czysz sobie z jak膮艣 dziwk膮. Jak mam si臋 niby czu膰?

- M贸wi艂em, 偶eby艣 do niej nie dzwoni艂a.

Sailor wsta艂 i opiera艂 si臋 o mask臋, a偶 Lula podnios艂a si臋 i wsiad艂a do 艣rodka. Wsiad艂 tak偶e i zapali艂 silnik. Lula wzi臋艂a z tylnego siedzenia niebiesk膮 kurtk臋 Sailora i w艂o偶y艂a j膮. Poca艂owa艂a go w policzek, po艂o偶y艂a g艂ow臋 na jego kolanach i zasn臋艂a. Sailor prowadzi艂.

80

NOCNY BLUES

- JOHNNIE, NARESZCIE! My艣la艂am, 偶e ju偶 nigdy nie zadzwonisz.

- Mam dla ciebie wiadomo艣ci, Marietto. Lula i Sailor tu byli. Wyprowadzili si臋 z hotelu Brazil na Frenchman Street dwa dni temu.

- Pos艂uchaj, Johnnie, Lula zadzwoni艂a do mnie wczoraj w nocy. Dowiedzia艂a si臋, 偶e jeste艣 w Nowym Orleanie, i dlatego wyjechali z miasta.

- Powiedzia艂a, sk膮d dzwoni?

- Nie, ale domy艣lam si臋, 偶e ruszyli na zach贸d, wi臋c pewnie s膮 w Teksasie. Mo偶e w Houston. Na pewno ko艅cz膮 im si臋 pieni膮dze. Sailor pewnie od pocz膮tku nie mia艂 zbyt wiele, je艣li w og贸le cokolwiek, a Lula wzi臋艂a sze艣膰set dolar贸w, kt贸re zarobi艂a w Cherokee Thrift.

- Jak si臋 czuje? Wszystko z ni膮 w porz膮dku?

- Jak mo偶e by膰 w porz膮dku, Johnnie? Pr贸buje mi co艣 udowodni膰, nic wi臋cej. Lula tylko si臋 stawia, popisuje si臋 przede mn膮.

- Marietto, ona po prostu pr贸buje dorosn膮膰. To nie ma z tob膮 nic wsp贸lnego. Nie pr贸buj臋 ci臋 obra偶a膰 czy co艣 takiego, ale Lula musia艂a jako艣 od ciebie uciec i wybra艂a taki w艂a艣nie spos贸b. Rozumiem, jakie to dla ciebie bolesne.

- Jak m贸g艂by艣 to zrozumie膰? O nikogo innego nie dbam tak jak o ni膮. Lula jest moj膮 c贸rk膮, Johnnie. Przyje偶d偶am do Nowego Orleanu.

- Poczekaj, Marietto. Nie ma sensu, 偶eby艣 tutaj przyje偶d偶a艂a, dop贸ki nie dowiem si臋 na pewno, dok膮d si臋 skierowali.

Mo偶e s膮 ju偶 w drodze do Chicago.

- Kieruj膮 si臋 na zach贸d, Johnnie, wiem to na pewno. Prawdopodobnie do Kaliforni. Lula zawsze chcia艂a tam pojecha膰.

81

Przylec臋 jutro samolotem z Piedmont o si贸dmej wieczorem. Czekaj na mnie na lotnisku, to zaraz wyruszymy w drog臋.

- B臋d臋 na ciebie czeka艂, Marietto, je艣li tego w艂a艣nie chcesz, ale jestem przeciw.

- Jutro o si贸dmej wieczorem. Mo偶emy zje艣膰 kolacj臋 w Galatoire's. Zam贸w stolik. - Marietta od艂o偶y艂a s艂uchawk臋.

Johnnie zrobi艂 to samo i wyszed艂 na hotelowy balkon nad Barracks Street. By艂a pierwsza w nocy, powietrze by艂o ciep艂e, ale mgliste. Us艂ysza艂 piosenk臋 Babs Gonzales Ornithology, gard艂owy g艂os dobiegaj膮cy z radia czy magnetofonu. "Wszystkie koty stoj膮 na rogu", 艣piewa艂a Babs Gonzales, "czekaj膮 na swe panienki, a偶 sko艅cz膮 szycht臋". Johnnie zapali艂 cygaro hoyo de monterrey i rzuci艂 zapa艂k臋 na ulic臋.

W 1950 roku Elia Kaza艅 kr臋ci艂 tutaj Panik臋 na ulicach, scen臋 strzelaniny umie艣ci艂 w艂a艣nie na Barracks Street Wharf. Johnnie przeczyta艂 kiedy艣, 偶e by艂 to pierwszy film Jacka Pa-lance'a. Palance, kt贸rego twarz zmieni艂a si臋 po katastrofie samochodowej w mask臋 okrutnego Mongo艂a, w tym filmie zagra艂 Blackiego, doskona艂ego, niewzruszonego morderc臋. Johnnie uwa偶a艂, 偶e Palance potrafi zagra膰 okrucie艅stwo lepiej ni偶 kt贸rykolwiek z 贸wczesnych aktor贸w. Aby to osi膮gn膮膰, konieczna jest pewna doza desperacji.

- Nie jestem desperatem - powiedzia艂 g艂o艣no Johnnie. Wydmuchn膮艂 dym z cygara w nocn膮 mg艂臋. Je艣li cz艂owiek nie potrafi sam siebie do czego艣 przekona膰, pomy艣la艂, niewielkie ma szans臋 na to, 偶e zdo艂a przekona膰 kogo艣 innego.

Ornithology przesz艂a w piosenk臋 King Pleasure i Betty Carker Little Red Top. 艢piewali: "Przez ciebie naprawd臋 kr臋ci mi si臋 w g艂owie". Johnnie sta艂 na balkonie, a偶 piosenka si臋 sko艅czy艂a. Przyszed艂 mu do g艂owy pomys艂 na opowiadanie o cz艂owieku, kt贸ry zapad艂 na straszn膮 chorob臋: pozbawi go ona ca艂kowicie pami臋ci, je艣li nie dokona samookaleczenia.

TAJEMNICA DAL

- DAL? JAD臉 DO NOWEGO ORLEANU.

- Dzwoni艂 do ciebie Johnnie?

- Powiedzia艂 tylko, 偶e wynie艣li si臋 z hotelu. Takiej pu艂apki w wypadku po偶aru o nazwie Brazil. Johnnie nic wi臋cej nie wie.

- Marietto, stanowczo si臋 sprzeciwiam. Zostaw Lul臋 w spokoju. Wiele lat zajmie ci odkr臋cenie tego, co teraz robisz.

- Nic nie poradz臋, Dal. Nie potrafi臋 po prostu siedzie膰 tak i czeka膰.

- Mo偶e w艂a艣nie teraz powinnam ci powiedzie膰 o Clydzie.

- Co o Clydzie?

- Kiedy艣 do mnie przyszed艂.

- Kiedy艣 do ciebie przyszed艂? Dal, czy ty i on mieli艣cie romans?

- Nic podobnego. Nie, przyszed艂 do mnie, 偶eby zapyta膰 o ciebie. Zanim urodzi艂a si臋 Lula.

- Dlaczego o mnie?

- My艣la艂, 偶e jeste艣 zbyt nerwowa, 偶eby mie膰 dzieci, i chcia艂 pozna膰 moje zdanie.

- M贸w dalej.

- Powiedzia艂am mu, 偶e to dobry pomys艂, aby艣 mia艂a dziecko. 呕e nie powinien si臋 niepokoi膰.

- Bardzo mi艂o z twojej strony, Dal. Jak to si臋 sta艂o, 偶e nigdy wcze艣niej mi o tym nie powiedzia艂a艣?

- Clyde mnie o to poprosi艂.

- Clyde nie 偶yje od wielu lat.

- Obieca艂am mu, Marietto.

- Dlaczego wi臋c wyzna艂a艣 mi to w艂a艣nie teraz?

- To nie by艂o 偶adne wyznanie.

- Dlaczego wi臋c o tym wspomnia艂a艣?

83

- Bo wydaje mi si臋, 偶e pope艂niasz b艂膮d. Clyde by tego nie chcia艂.

- Clyde si臋 o tym nie dowie, Dalcedo. Chyba 偶e masz jaki艣 nie znany mi spos贸b komunikowania si臋 z nim.

- Bezpiecznej podr贸偶y, Marietto. Gdyby艣 chcia艂a, 偶ebym co艣 tutaj dla ciebie zrobi艂a, daj mi tylko zna膰. I przeka偶 Luli moje pozdrowienia, je艣li j膮 znajdziesz.

- Dal, wiem, 偶e uwa偶asz, 偶e robi臋 藕le, ale mam dobre zamiary.

- Wiem, 偶e tak jest, Marietto. Cze艣膰.

- Cze艣膰, Dal.

Kiedy si臋 roz艂膮czy艂a, Marietta zacz臋艂a p艂aka膰. P艂aka艂a przez dziesi臋膰 minut, a偶 zadzwoni艂 telefon. Przy czwartym dzwonku Marietta opanowa艂a si臋 dostatecznie, by odebra膰.

- Marietta, tu Dal. Przesta艂a艣 ju偶 p艂aka膰?

- W艂a艣ciwie tak. Prawie.

- Przesta艅 natychmiast, s艂yszysz? We藕 si臋 w gar艣膰 i jed藕 zrobi膰, co musisz. Mo偶e to ja nie mam racji.

- Masz racj臋, Dal. Na pewno. Ty jedna mnie znasz.

- Kocham ci臋, Marietto.

- Ja te偶 ci臋 kocham. Dal.

- Cze艣膰.

- Cze艣膰.

Z艁E POMYS艁Y

- CZASAMI CZUJ臉 SI臉 jak jedna z 偶on Drakuli. Wiesz, jedna z tych chudych kobiet w prze艣wituj膮cych sukniach z d艂ugimi w艂osami i paznokciami, kt贸re chodz膮 za hrabi膮 i robi膮 wszystko, co im rozka偶e.

Lula siedzia艂a na skraju motelowego 艂贸偶ka, pi艂uj膮c paznokcie, podczas gdy Sailor jak co dnia robi艂 swoje pi臋膰dziesi膮t pompek na palcach.

- No pewnie, widzia艂em ten film. Ale dlaczego?

- Mam taki d贸艂. Czuj臋 si臋 tak, jak gdyby kto艣 wyssa艂 ze mnie ca艂膮 krew.

- Wszyscy czasami si臋 tak czujemy, kochanie - stwierdzi艂 Sailor w przerwie mi臋dzy pompkami. - Jak mawia艂 m贸j dziadek, nikt nie ma monopolu na smutek.

- Och, wiem - westchn臋艂a Lula. - Nie jest mi nawet jako艣 szczeg贸lnie 偶al samej siebie. Tylko czasami chcia艂abym, 偶eby m贸j tata nie umar艂 tak wcze艣nie... I 偶eby mama nie by艂a tak膮 zwariowan膮 zdzir膮 dwa razy w miesi膮cu... I 偶eby nie wykorzystywa艂a przeciwko tobie tego, 偶e musia艂e艣 zabi膰 Boba Raya Lemona... Ca艂e mn贸stwo powod贸w.

Sailor wykona艂 ostatni膮 pompk臋 i usiad艂 na pod艂odze, opieraj膮c si臋 plecami o 艂贸偶ko.

- M贸j dziadek w ka偶dy pi膮tek po 艣niadaniu czytywa艂 nekrologi - przypomnia艂 sobie. - Bra艂 gazet臋 i opowiada艂 mi o tym, kto umar艂 i dlaczego, i wszystko o ich 偶yciu i krewnych, kt贸rych pozostawili. Dziadek kiwa艂 g艂ow膮, 艣mia艂 si臋 i zastanawia艂, dlaczego biedny 艣wi臋tej pami臋ci Cleve Sumpter o偶eni艂 si臋 ze swoj膮 pierwsz膮 偶on膮, Inn膮 Sykes, mia艂 z ni膮 troje dzieci i zosta艂 modyst膮 w Aiken, rozwi贸d艂 si臋 z Irm膮, znalaz艂 sobie Edn臋 Mae Raley i porzuci艂 wytw贸rni臋 kapeluszy. Otworzy艂 restauracj臋 z grillem w McCall, a dwadzie艣cia lat p贸藕niej

85

umar艂 na rozedm臋, s艂uchaj膮c transmisji meczu Braves贸w na werandzie domu starc贸w w Asheville.

- Brzmi to wszystko do艣膰 upiornie - zauwa偶y艂a Lula. - Czyta膰 nekrologi? Nigdy nawet do nich nie zagl膮dam. I dlaczego robi艂 to w艂a艣nie w pi膮tki?

- Nie wiem - odpar艂 Sailor. - Ale lubi艂em s艂ucha膰, jak dziadek opowiada o tych ludziach, jakby ich zna艂, i to ka偶dego osobi艣cie.

- Co napisali o twoim dziadku, kiedy umar艂? - spyta艂a Lula. -A mo偶e jeszcze 偶yje?

- Umar艂, kiedy siedzia艂em w Pee Dee. Oczywi艣cie nie pu艣cili mnie na pogrzeb. Dziadek by艂 moim najlepszym przyjacielem, kiedy by艂em ma艂y. Rodzina chyba niespecjalnie go lubi艂a, bo nie sz艂o mu zbytnio w interesach, i sam odsiedzia艂 swoje za zamach na oficera, kiedy by艂 w wojsku. Nigdy nie przeczyta艂em jego nekrologu, je艣li w og贸le jaki艣 by艂, ale to niewa偶ne. Prawdopodobnie niewiele tam by艂o o tym, 偶e nauczy艂 mnie polowa膰 i 艂owi膰 ryby, i piec herbatniki.

- Sailor?

- Tak?

- Czy nie by艂oby cudownie, gdyby艣my kochali si臋 przez ca艂膮 reszt臋 naszego 偶ycia? Sailor si臋 roze艣mia艂.

-Czasami przychodz膮 ci do g艂owy naprawd臋 najdziwniejsze rzeczy, orzeszku. Czy jak na razie nie idzie nam ca艂kiem nie藕le?

Lula pochyli艂a si臋 i ramionami obj臋艂a Sailora za szyj臋. Upu艣ci艂a pilnik na pod艂og臋.

- Och, przecie偶 wiesz, o czym my艣l臋, prawda, kochanie? Wtedy wszystko by艂oby takie proste.

-W Pee Dee my艣li si臋 tylko o przysz艂o艣ci, wiesz? - rzek艂 Sailor. - O wyj艣ciu na wolno艣膰. I o tym, co si臋 b臋dzie robi艂o, kiedy ju偶 si臋 b臋dzie na wolno艣ci. Ale teraz ju偶 wyszed艂em i nie wiem jeszcze, o czym mam my艣le膰.

- Ja zawsze my艣l臋 o tym, co si臋 w艂a艣nie dzieje - powiedzia艂a Lula. - Nigdy nie by艂am zbyt dobra w uk艂adaniu plan贸w.

- Nie zawsze jest 藕le, kiedy zostawia si臋 sprawy swojemu biegowi - rzuci艂 Sailor. - Dziadek przeczyta艂 mi kiedy艣 nekrolog faceta, kt贸ry posiada艂 jak膮艣 wielk膮 fabryk臋 i kandydowa艂

86

na senatora cztery razy, i za ka偶dym razem przegrywa艂. Wyobra藕 sobie tych skurczybyk贸w. Ten go艣膰 musia艂 udawa膰, 偶e ich lubi - powiedzia艂 dziadek - i to wszystko na nic. Nie zamierzam nic robi膰 bez powodu, Lula. Wiem na pewno, 偶e w powietrzu jest ju偶 zbyt wiele z艂ych pomys艂贸w. Lula w艂膮czy艂a radio stoj膮ce na stoliku obok 艂贸偶ka. "Gdybym m贸g艂 tylko zdoby膰 twoje serce, dziewczyno, by艂bym w艂adc膮 niezmierzonego skarbu" - za艣piewa艂 Jimmie Rod-gers.

- Kocham te stare jod艂uj膮ce piosenki country - powiedzia艂a Lula. - Wszystkie s膮 g艂upiutkie, ale takie s艂odkie. Sailor skin膮艂 g艂ow膮.

- Dziadek powiedzia艂, 偶e kiedy Jimmie Rodgers zmar艂, on poszed艂 na stacj臋, 偶eby zobaczy膰 poci膮g, kt贸ry wi贸z艂 jego zw艂oki do Meridian w stanie Missisipi. Jimmie mia艂 gru藕lic臋, tak powa偶n膮, 偶e musieli sprowadzi膰 dla niego do studia 艂贸偶ko, 偶eby m贸g艂 si臋 po艂o偶y膰 i odpocz膮膰 po ka偶dej piosence.

- Na pewno mn贸stwo ludzi go kocha艂o - powiedzia艂a Lula. - To musi by膰 wspania艂e uczucie. Wiedzie膰, 偶e gdzie艣 s膮 wszyscy ci nieznajomi, kt贸rzy o tobie my艣l膮.

- Z do艣wiadczenia wiem, 偶e im lepiej ludzie si臋 poznaj膮, tym gorzej im z sob膮 - rzuci艂 Sailor. - Najlepiej, kiedy ludzie pozostaj膮 sobie obcy. W ten spos贸b nie mog膮 si臋 nawzajem rozczarowa膰.

Z艁E WIE艢CI

- ILE NAM JESZCZE ZOSTA艁O, kochanie?

- Nieca艂a st贸wa - powiedzia艂 Sailor. Sailor i Lula siedzieli na stacji Shella w Houston. Sailor nape艂ni艂 w艂a艣nie bak bonneville'a 偶贸艂t膮 i sprawdza艂 olej i wod臋.

- Chcesz si臋 tutaj zatrzyma膰, Sailor? Zobaczy膰, czy nie uda nam si臋 znale藕膰 jakiej艣 pracy?

- Nie w Houston. Na pewno spodziewaj膮 si臋, 偶e w艂a艣nie tutaj si臋 zatrzymamy. Lepiej znajd藕my sobie jakie艣 mniej widoczne miejsce.

- Chcesz, 偶ebym teraz troch臋 prowadzi艂a? B臋dziesz m贸g艂 chwil臋 odpocz膮膰.

- To by艂oby mi艂e, Lula.

Sailor poca艂owa艂 j膮, usiad艂 na tylnym siedzeniu, a potem si臋 wyci膮gn膮艂. Lula wsun臋艂a si臋 za kierownic臋 i zapali艂a more'a. Do艂膮czy艂a do ruchu i wjecha艂a na autostrad臋 mi臋dzystanow膮, obwodnic膮 wok贸艂 Houston, kieruj膮c si臋 na San Antonio. W艂膮czy艂a radio. Grupa Pereza Prada gra艂a Cherry Pink and Apple Blossom White.

- Nast臋pna cholerna stacja ze starociami - wymrucza艂a pod nosem Lula i przekr臋ci艂a ga艂k臋. Znalaz艂a og贸lnokrajow膮 stacj臋 nadaj膮c膮 wy艂膮cznie wywiady ze s艂uchaczami.

- A teraz 艂膮czymy si臋 z Montgomery w stanie Alabama -powiedzia艂 prowadz膮cy program m臋偶czyzna z silnym brookly艅skim akcentem.

- Artie? To ty, Artie? - odezwa艂a si臋 s艂uchaczka, s膮dz膮c po g艂osie, kobieta w podesz艂ym wieku.

- Tak jest, prosz臋 pani. Jakie pytanie wyklu艂o si臋 w pani prawie idealnym umy艣le?

- Jak si臋 czujesz, Artie? S艂ysza艂am, 偶e ostatnio nie by艂o z tob膮 najlepiej.

88

- Czuj臋 si臋 znakomicie, ale dzi臋kuj臋 za pytanie. Mia艂em zawa艂, ale teraz jestem na diecie i regularnie 膰wicz臋. Nigdy nie czu艂em si臋 lepiej.

- Dobrze to s艂ysze膰, Artie. Wiesz, dla niekt贸rych z nas tutaj jeste艣 bardzo wa偶ny. Jeste艣 taki zabawny i masz tak wielu ciekawych go艣ci.

- Dzi臋kuj臋. To s艂uchacze tacy jak pani sprawili, 偶e chcia艂em podnie艣膰 si臋 ze szpitalnego 艂贸偶ka i wr贸ci膰 do studia tak szybko, jak tylko mog艂em.

- Pami臋taj tylko, Artie, 偶e powiniene艣 za wszystko dzi臋kowa膰 Panu Naszemu. On ma nas w swojej opiece.

- Dzi臋kuj臋 pani bardzo za telefon. San Francisco, Kalifornia, halo!

- Halo, Artie? Tu Manny Wolf z San Francisco.

- Mark Twain powiedzia艂 kiedy艣, 偶e najzimniejsz膮 zim膮, jak膮 w 偶yciu prze偶y艂, by艂o lato w San Francisco. Co tam u ciebie. Manny?

- Wszystko w porz膮dku, Artie. S艂ysza艂em, 偶e mia艂e艣 atak serca.

- Tak, ale teraz jestem ju偶 zdrowy.

- No, Bili Beaumont ca艂kiem nie藕le sobie radzi艂 pod twoj膮 nieobecno艣膰.

- Jest super, prawda? Jakie pytanie wyklu艂o si臋 w twoim prawie idealnym umy艣le?

- Chodzi o Gigant贸w, Artie. Zawalili spraw臋, prawda?

- Kontuzje, Manny. Nie da si臋 wygra膰 meczu, je艣li po艂owa dru偶yny l膮duje na murawie, w tym trzech napastnik贸w. Mam nadziej臋, 偶e w przysz艂ym roku lepiej sobie poradz膮.

- Mogli podpisa膰 par臋 um贸w, Artie.

- Z kim? Nikt nie chce felernego towaru.

- Gdyby spr贸bowali, mogliby podpisa膰 kilka.

- Poczekaj do przysz艂ego roku. Dzi臋ki za telefon, Manny. Boston, Massachussets, jeste艣 na antenie w programie Artiego Mayera.

- Jezu! - krzykn臋艂a Lula, rzucaj膮c si臋 do ga艂ki. - Jak w og贸le mo偶na s艂ucha膰 tych bzdur?

Nastawi艂a na stacj臋 nadaj膮c膮 wy艂膮cznie wiadomo艣ci. Sailor chrapa艂. Lula po raz ostatni zaci膮gn臋艂a si臋 more'em i wyrzuci艂a go przez okno.

89

-Gang zajmuj膮cy si臋 dzieci臋c膮 prostytucj膮, kt贸ry dostarcza艂 m艂ode dziewcz臋ta biznesmenom z Houston, Dallas, Fort Worth i innych miast, zosta艂 zlikwidowany przez policj臋 z Houston - odezwa艂o si臋 radio. - Policja przypuszcza, 偶e gang, kt贸rego g艂贸wn膮 kwater膮 by艂 magazyn z ceg艂y w p贸艂nocnej cz臋艣ci 艣r贸dmie艣cia Houston w pobli偶u Buffalo Bayou, stanowi cz臋艣膰 wi臋kszej ca艂o艣ci kierowanej z Los Angeles i Nowego Orleanu przez obywateli wietnamskich.

-Kurcz臋, to jest niez艂e - powiedzia艂a Lula i da艂a g艂o艣niej.

-Dzia艂ania gangu ujawniono wczoraj, kiedy pod zarzutem uprawiania seksu z dwunastoletni膮 dziewczynk膮 aresztowany zosta艂 pi臋膰dziesi臋ciopi臋cioletni pracownik salonu pai-gow z Houston, zatrzymany we wtorek w nocy w motelu Airport Loop. Chick Go, kt贸ry pracuje w salonie gry Lucky Guy's, zosta艂 zatrzymany podczas nalotu na Nighty-Night Motel. Wczoraj oskar偶ono go o stosunki seksualne z dzieckiem i demoralizacj臋 osoby nieletniej. Zosta艂 zwolniony po wp艂aceniu kaucji w wysoko艣ci dziesi臋ciu tysi臋cy dolar贸w. Policja spodziewa si臋 kolejnych aresztowa艅. Rzecznik prasowy policji stwierdzi艂, 偶e klienci m艂odocianych prostytutek byli starannie dobierani; przede wszystkim byli to bogaci biznesmeni, kt贸rzy musieliby si臋 liczy膰 z k艂opotami, gdyby doniesiono policji o zorganizowanej dzieci臋cej prostytucji. Wi臋kszo艣膰 prostytutek to, jak si臋 okazuje, dzieci, kt贸re w zamian za us艂ugi erotyczne otrzyma艂y dach nad g艂ow膮. Policja twierdzi, 偶e zidentyfikowano i przes艂uchano co najmniej cztery dziewczynki, Azjatki w wieku od dwunastu do pi臋tnastu lat, kt贸re od lutego mieszka艂y w magazynie w p贸艂nocnej cz臋艣ci Houston ze swoim wietnamskim alfonsem. Dzieci traktowane s膮 jako ofiary przest臋pstwa, stwierdzi艂 sier偶ant Amos Milbum. To naprawd臋 tylko dzieci, powiedzia艂, ale wiele ju偶 w 偶yciu przesz艂y.

- No pewnie - zgodzi艂a si臋 Lula, zapalaj膮c kolejnego papierosa.

- A teraz wiadomo艣ci ze 艣wiata. W艂adze kraju poda艂y, 偶e Indie zamierzaj膮 wypu艣ci膰 do Gangesu, 艣wi臋tej rzeki Hindus贸w, w kt贸rej co roku k膮pi膮 si臋 miliony ludzi, krokodyle, aby likwidowa艂y zw艂oki. Sto pi臋膰dziesi膮t krokodyli hodowanych na pa艅stwowej farmie w po艂udniowej cz臋艣ci stanu Kerala zostanie wypuszczonych do rzeki w okolicach miast, gdzie za-

90

nieczyszczenie wody zw艂okami jest najwi臋ksze. Gady mia艂y nale偶e膰 do niegro藕nego gatunku, stwierdzi艂 wysoki urz臋dnik pa艅stwowy, ale wydaje si臋, 偶e hodowcy pope艂nili b艂膮d i wyhodowali agresywn膮 odmian臋 tych gad贸w.

- Jasna cholera! - powiedzia艂a Lula.

- Urz臋dnik indyjski dostarczy艂 t臋 informacj臋 pod warunkiem zachowania anonimowo艣ci. Crocodilus palustris, stwierdzi艂, znany jest jako morderca i bardzo szybko si臋 rozmna偶a. Ka偶dego roku na brzegu Gangesu w Benares palone s膮 zw艂oki setek tysi臋cy ludzi, podczas gdy miliony Hindus贸w k膮pi膮 si臋 w rzece, wierz膮c, 偶e jej wody oczyszczaj膮 dusz臋 i zmywaj膮 grzechy. Rz膮d planuje oczy艣ci膰 Ganges, zaczynaj膮c od Benares, naj艣wi臋tszego miasta Hindus贸w. W pa藕dzierniku zesz艂ego roku w艂adze stanu Uttar Pradeswypu艣ci艂y do Gangesu w okolicach Benares pi臋膰set 偶贸艂wi, staraj膮c si臋 ograniczy膰 zanieczyszczenie, teraz za艣 planuj膮 wypuszczenie krokodyli, kt贸re powinny po偶era膰 sp艂ywaj膮ce rzek膮 zw艂oki, wrzucane do wody przez Hindus贸w, kt贸rych nie sta膰 na op艂acenie kremacji.

- Jasna cholera! - krzykn臋艂a Lula. - To istna noc 偶ywych trup贸w!

- Co si臋 sta艂o, orzeszku? - spyta艂 Sailor, ca艂uj膮c j膮 w ucho.

- Nie wytrzymam wi臋cej tego radia - powiedzia艂a i wy艂膮czy艂a radioodbiornik. - Nigdy w 偶yciu nie wys艂ucha艂am tak skondensowanej porcji dziwaczno艣ci. Wiem, 偶e wiadomo艣ci nie zawsze s膮 dok艂adne, ale wydaje mi si臋, Sailor, 偶e ten 艣wiat schodzi na psy. I co艣 mi wygl膮da, 偶e niewiele mo偶emy na to poradzi膰.

- Nie chcia艂bym ci臋 zasmuca膰, kochanie, ale nie jest to 偶adna nowo艣膰.

NIE UMIERAJ DLA MNIE

JOHNNIE POWOLI I OSTRO呕NIE prze偶uwa艂 pstr膮ga. S艂ucha艂 Marietty, staraj膮c si臋 jednocze艣nie unika膰 o艣ci.

- Mam tylko j膮, Johnnie. Gdybym teraz nie pojecha艂a za Lul膮, nigdy bym sobie tego nie wybaczy艂a.

- Rozumiem, co czujesz, Marietto, po prostu nie wydaje mi si臋, by twoja obecno艣膰 mog艂a tu w czymkolwiek pom贸c. Lula nie jest ju偶 ma艂ym dzieckiem, ma sw贸j rozum. Kiedy艣 musi nadej艣膰 ta chwila, gdy trzeba da膰 jej wolno艣膰.

Marietta od艂o偶y艂a n贸偶 i widelec, opar艂a si臋 wygodniej na krze艣le i wbi艂a wzrok w Johnniego.

- To zabrzmia艂o jak cytat z podr臋cznika wychowywania dzieci - stwierdzi艂a - co jest szczeg贸lnie ciekawe, je艣li si臋 we藕mie pod uwag臋, 偶e nigdy 偶adnych nie wychowywa艂e艣.

Reszt臋 zjedli w milczeniu. Marietta zap艂aci艂a rachunek got贸wk膮, poniewa偶 Galatoire's nie przyjmuje kart kredytowych. Wyszli na Bourbon Street.

- Chcesz sp臋dzi膰 wiecz贸r w mie艣cie, czy od razu ruszy膰 w drog臋? Mnie jest wszystko jedno.

- Mog臋 spa膰 w samochodzie - odpar艂a Marietta. - Jed藕my do Houston i przekonajmy si臋, czy trafimy na jaki艣 艣lad.

Rozpar艂a si臋 na przednim siedzeniu nale偶膮cego do Johnniego ciemnor贸偶owego cadillaca seville'a rocznik 1987. Przymkn臋艂a oczy i pomy艣la艂a o tym, co Dalceda Delahoussaye powiedzia艂a o wizycie Clyde'a, kt贸ry martwi艂 si臋 jej nadmiernie wybuchowym charakterem. Nie藕le sobie poradzi艂am, pomy艣la艂a, z wychowaniem Luli. Ca艂a ta sytuacja z m艂odym Ripleyem to tylko jedno wielkie nieporozumienie, Marietta by艂a pewna, 偶e przekona o tym Lul臋, je艣li tylko zdo艂a porozmawia膰 z ni膮 twarz膮 w twarz. Modli艂a si臋, by Lula nie by艂a ponownie w ci膮偶y.

92

Kiedy Johnnie si臋 upewni艂, 偶e Marietta zasn臋艂a, uchyli艂 okno i zapali艂 hoyo. Przywi膮za艂 si臋 do niej, trwa艂 wi臋c przy jej boku, ale nie podoba艂a mu si臋 ca艂a sprawa. Wszystko to budzi艂o jego niepok贸j. Jecha艂 ze sta艂膮 pr臋dko艣ci膮 stu dwudziestu kilometr贸w na godzin臋. G艂owa Marietty odchylona by艂a w ty艂 i w bok, w stron臋 okna. Mia艂a na wp贸艂 otwarte usta, a jej pier艣 unosi艂a si臋 i opada艂a w regularnym rytmie. W艂膮czy艂 radio, 艣ciszy艂 je jednak.

- I na zako艅czenie smutna wiadomo艣膰 ze sportu - us艂ysza艂. Kuba艅skie radio pa艅stwowe poda艂o, 偶e Eligio Sardinias, wybitny bokser lat trzydziestych, kt贸ry walczy艂 pod pseudonimem Kid Chocolate, zmar艂 dzisiaj w Hawanie w wieku siedemdziesi臋ciu o艣miu lat. Kuba艅ski bokser w 1959 roku zosta艂 wybrany do Boxing Hall of Fam臋. Jako Kid Chocolate zdoby艂 mistrzostwo 艣wiata wagi lekkiej junior贸w w 1931 roku, nast臋pnie tytu艂 mistrza Nowego Jorku wagi pi贸rkowej, uznawany w贸wczas za bardzo znacz膮cy, a w 1932 roku w dwunastej rundzie pokona艂 przez nokaut Lew Feldmana. W 1930 roku walczy艂 o tytu艂 mistrza 艣wiata wagi pi贸rkowej, ale w pi臋tnastej rundzie przegra艂 z Battiingiem Battalinem. W nast臋pnym roku przegra艂 walk臋 o tytu艂 mistrza 艣wiata wagi lekkiej z Tonym Canzonerim, r贸wnie偶 w pi臋tnastej rundzie. Kid Chocolate wygra艂 sto trzydzie艣ci dwa razy, w tym pi臋膰dziesi膮t przez KO, dziesi臋膰 razy przegra艂 i sze艣膰 razy zremisowa艂.

Lew Feldman, pomy艣la艂 Johnnie, by艂 na pewno 呕ydem. Kiedy艣 by艂o mn贸stwo 呕yd贸w bokser贸w. Oczywi艣cie Barney Ross i Benny Leonard, obydwaj mistrzowie. Wielu bi艂o si臋 pod irlandzkimi lub w艂oskimi nazwiskami. Mo偶e to jest pomys艂 na opowiadanie, pomy艣la艂. 呕ydowski dzieciak przyp艂ywa z Europy tu偶 przed wojn膮, trafia do wojska, gdzie uczy si臋 boksowa膰 od starego sier偶anta, kt贸rego karier臋 przerwa艂a kontuzja. Dzieciak przyjmuje nazwisko sier偶anta, Jack O'Leary. Przebija si臋 prawie na sam szczyt, na przeszkodzie do zdobycia mistrzostwa staje mu jedynie agent antysemita, kt贸ry dowiaduje si臋, 偶e jest 呕ydem.

Ch艂opak mo偶e zdoby膰 tytu艂 i agent dobrze o tym wie. Ale zamierza pu艣ci膰 go na ring wy艂膮cznie pod warunkiem, 偶e zgodzi si臋 przegra膰, aby agent i jego kumple z mafii mogli zarobi膰, stawiaj膮c przeciwko niemu. Prawdziwy melodramat

93

w stylu lat czterdziestych, pomy艣la艂 Johnnie. Sier偶ant O'Leary le偶y ranny na 艂o偶u 艣mierci. Dowiaduje si臋 o ca艂ej sprawie i wysy艂a wiadomo艣膰 do ch艂opaka, aby mimo wszystko walczy艂 o tytu艂, by nie skala艂 nazwiska O'Leary. John Garfield m贸g艂by w filmie zagra膰 偶ydowskiego ch艂opca, a Harry Carey sier偶anta, Eduardo Ciannelli za艣 nieuczciwego agenta, Arthur Kennedy mened偶era-trenera ch艂opaka, Juano Hernandez s臋dziego i Priscilla Lane - dziewczyn臋 bohatera.

Johnnie oczami wyobra藕ni ogl膮da艂 sw贸j film, poprawiaj膮c go za kierownic膮 i wymy艣laj膮c coraz to nowe sceny. Tytu艂 brzmia艂by Nie umieraj za mnie. Nic w rzeczywistym 艣wiecie, pomy艣la艂 Johnnie, nie wydaje si臋 a偶 tak szczere.

W SAMYM 艢RODKU PUSTKI

W SAN ANTONIO Lula powiedzia艂a:

- S艂ysza艂e艣 kiedy艣 o Alamo?

- Pami臋tam, 偶e m贸wili o tym w szkole - odpar艂 Sailor. - I widzia艂em ten stary film z Johnem Waynem, gdzie prawie nic si臋 nie dzieje, a偶 w ko艅cu Meksykanie zdobywaj膮 miasto.

Sailor i Lula siedzieli w La Estrella Negra, jedz膮c birria con arroz y frijoles i popijaj膮c meksyka艅skie piwo tecate z plasterkami limony.

- Wydaje mi si臋, 偶e uznaj膮 to tutaj za co艣 bardzo wa偶nego - stwierdzi艂a Lula. - Kiedy tak jechali艣my, zauwa偶y艂am, 偶e wszystko tu nazywa si臋 na cze艣膰 Alamo. Alamo Road, Alamo Street, Alamo Square, Alamo Building, hotel Alamo. Jako艣 nie zapominaj膮.

- 艁adne miasto to San Antone.

- Co teraz zrobimy, kochanie? Pytam o pieni膮dze.

- Ja si臋 tam nie martwi臋. My艣l臋 sobie, 偶e zatrzymamy si臋 gdzie艣 przed El Paso i znajdziemy jak膮艣 robot臋.

- S艂uchaj, jak by艂e艣 ma艂y...

- Tak?

- My艣la艂e艣 wtedy, co b臋dziesz robi艂, kiedy doro艣niesz?

- Chcia艂em zosta膰 pilotem. Zawsze chcia艂em by膰 pilotem w liniach lotniczych.

- Jak TWA albo Delta?

- Tak. Wydawa艂o mi si臋, 偶e to takie fajne, wiesz, nosi艂bym kapita艅sk膮 czapk臋 i lata艂 wielkimi samolotami nad oceanem. I chodzi艂bym na randki ze stewardesami w Rzymie i Los Angeles.

- Dlaczego tak nie zrobi艂e艣? Sailor roze艣mia艂 si臋.

- Nigdy tak naprawd臋 nie mia艂em szansy, prawda? Wiesz chyba, 偶e nie mia艂em nikogo, kto m贸g艂by mi w tym pom贸c.

95

Marny by艂 ze mnie ucze艅, zawsze wpada艂em w jakie艣 k艂opoty i w ko艅cu straci艂em nadziej臋.

- Mog艂e艣 zaci膮gn膮膰 si臋 do lotnictwa, tam nauczy膰 si臋 lata膰.

- Pr贸bowa艂em kiedy艣. Nie chcieli mnie ze wzgl臋du na moje papiery. Za du偶o tam znale藕li. Nigdy w 偶yciu nawet nie siedzia艂em w samolocie.

- Szkoda, Sailor, powinni艣my kiedy艣 wyruszy膰 w dalek膮 podr贸偶, kiedy b臋dziemy mieli troch臋 pieni臋dzy do wyrzucenia. Polecimy do Pary偶a.

- Ja jestem za.

Kiedy tylko sko艅czyli je艣膰, Sailor stwierdzi艂:

- Ruszamy w drog臋, Lula. B臋d膮 nas szuka膰 w艂a艣nie w du偶ych miastach.

Sailor prowadzi艂, a Lula zwin臋艂a si臋 w k艂臋bek na przednim siedzeniu. Z radia dobiega艂 g艂os Patsy Cline, kt贸ra 艣piewa艂a I Fall to Piece s.

- 呕a艂uj臋, 偶e si臋 nie urodzi艂am, kiedy 艣piewa艂a Patsy Cline -odezwa艂a si臋 Lula.

- A co to za r贸偶nica? - spyta艂 Sailor. - Zawsze mo偶esz s艂ucha膰 jej p艂yt.

- Mo偶e uda艂oby mi si臋 j膮 zobaczy膰. Mia艂a najwspanialszy g艂os... Tak jakby Aretha Franklin zosta艂a dawno temu piosenkark膮 country. To w艂a艣nie zawsze chcia艂am robi膰, Sailor, zosta膰 piosenkark膮. M贸wi艂am ci o tym kiedy艣?

- Nie przypominam sobie.

- Kiedy by艂am ma艂a, mia艂am jakie艣 osiem czy dziewi臋膰 lat, mama zabra艂a mnie do Charlotte na pokaz m艂odych talent贸w. Odbywa艂o si臋 to w wielkim kinie, wszystkie dzieciaki zebra艂y si臋 na scenie. Ka偶de mia艂o wyst臋powa膰, kiedy b臋d膮 nas wywo艂ywa膰 po nazwisku. Dzieciaki stepowa艂y, gra艂y na r贸偶nych instrumentach albo, najcz臋艣ciej, 艣piewa艂y. Jeden ch艂opiec robi艂 magiczne sztuczki. Inny 偶onglowa艂 kulkami i sta艂 na g艂owie, gwi偶d偶膮c Dixie czy co艣 takiego.

- A ty co robi艂a艣?

- 艢piewa艂am Stand By Your Man, t臋 piosenk臋 Tammy Wynette. Mama pomy艣la艂a, 偶e to b臋dzie wyj膮tkowo fajne, je艣li za艣piewam taki doros艂y numer.

- Jak ci posz艂o?

- Ca艂kiem nie藕le. Oczywi艣cie nie potrafi艂am wzi膮膰 wi臋kszo-

96

艣ci wysokich nut, a wszystkie pozosta艂e dzieciaki gada艂y i ha艂asowa艂y, kiedy przysz艂a moja kolej.

- Wygra艂a艣?

- Nie. Wygra艂 jaki艣 ch艂opiec, kt贸ry zagra艂 na harmonijce Stars Fell on Alabama.

- Dlaczego przesta艂a艣 艣piewa膰?

- Mama uzna艂a, 偶e nie mam talentu. Stwierdzi艂a, 偶e nie b臋dzie marnowa膰 wi臋cej pieni臋dzy na lekcje. Mia艂am wtedy jakie艣 trzyna艣cie lat. Pewnie mia艂a racj臋. Nie ma sensu bawi膰 si臋 w co艣 takiego. Kiedy ma si臋 g艂os jak Patsy, cz艂owiek si臋 nie waha, w jakim kierunku i艣膰.

- Nie艂atwo to samemu oceni膰, kiedy si臋 jest w samym 艣rodku - powiedzia艂 Sailor.

- To tak jak my, no nie? - zauwa偶y艂a Lula. - W艂a艣nie w takiej sytuacji jeste艣my i nie chodzi mi wcale o to, 偶e jeste艣my w samym 艣rodku po艂udniowo-zachodniego Teksasu.

- Znam gorsze miejsca.

- Je艣li tak twierdzisz, kochanie.

- Mo偶esz mi zaufa膰.

- Ufam ci, Sailor. Jak nigdy nikomu wcze艣niej. A偶 si臋 czasami boj臋. Niecz臋sto zdarza ci si臋 wzywa膰 na pomoc "by膰 mo偶e".

Sailor roze艣mia艂 si臋 i obj膮艂 Lul臋 ramieniem, pocieraj膮c d艂oni膮 jej policzek.

- "By膰 mo偶e" to m贸j m艂odszy brat - rzek艂. - Musz臋 dawa膰 mu dobry przyk艂ad.

- Nie o niego si臋 tak naprawd臋 martwi臋, to raczej jego kuzyni, "nigdy" i "zawsze" sprawiaj膮, 偶e ca艂a si臋 trz臋s臋.

- B臋dzie dobrze, orzeszku, dop贸ki mamy dok膮d ucieka膰. Lula cmokn臋艂a dwa razy.

- Wiesz co?

- Hm?

- Nie wiem sama, czy naprawd臋 lubi臋, kiedy nazywasz mnie orzeszkiem.

- Dlaczego? - Sailor si臋 roze艣mia艂.

- Stawia mnie do艣膰 daleko w 艂a艅cuchu pokarmowym. Sailor spojrza艂 na ni膮.

- Naprawd臋, Sail. Wiem, 偶e chcesz by膰 dla mnie mi艂y, ale pomy艣la艂am sobie, 偶e ka偶dy mo偶e zje艣膰 orzeszka, a orzeszki nic nie jedz膮. To sprawia, 偶e czuj臋 si臋 taka malutka, nic wi臋cej.

- Jak sobie 偶yczysz, kochanie - powiedzia艂 Sailor.

97

WITAMY W BIG TUNA

BIG TUNA, TEKSAS, 305 MIESZKA艃C脫W, znajduje si臋 sto osiemdziesi膮t kilometr贸w na zach贸d od Biarritz, sto osiemdziesi膮t kilometr贸w na wsch贸d od Iraku i sto czterdzie艣ci kilometr贸w na p贸艂noc od granicy meksyka艅skiej nad po艂udniow膮 Esperanz膮.

Sailor je藕dzi艂 bonneville'em po ulicach miasteczka i rozgl膮da艂 si臋.

- Wygl膮da mi to na szcz臋艣liwe miejsce, kochanie - stwierdzi艂. - A ty jak my艣lisz?

- Nie jest 藕le - powiedzia艂a Lula. - O ile nie zale偶y ci jako艣 specjalnie na ch艂odnym wietrzyku. Nie ma jeszcze po艂udnia, a jest ju偶 ze czterdzie艣ci stopni.

- Dok艂adnie czterdzie艣ci jeden. Tak podaje termometr na budynku Iguana County Bank. A pewnie jest o jeden albo dwa stopnie wi臋cej. Izby handlowe nie lubi膮 zniech臋ca膰 go艣ci i ustawiaj膮 termometry nieco poni偶ej faktycznej temperatury.

- Potrafi臋 to jako艣 zrozumie膰, Sail. W ko艅cu mi臋dzy czterdzie艣ci jeden a czterdzie艣ci dwa jest ogromna r贸偶nica.

Sailor zawr贸ci艂 samoch贸d i zatrzyma艂 si臋 przed hotelem Iguana, pi臋trowym drewnianym budynkiem poci膮gni臋tym wapnem: nad jedynym balkonem mieszcz膮cym si臋 nad wej艣ciem powiewa艂a flaga Teksasu.

- Musi nam to wystarczy膰 - powiedzia艂.

Pok贸j na pi臋trze, kt贸ry zaj臋li Sailor i Lula, by艂 bardzo skromny: podw贸jne 艂贸偶ko, toaletka, lustro, krzes艂o, zlew, toaleta, wanna (bez prysznica), elektryczny wiatraczek, okno wychodz膮ce na ulic臋.

- Nie jest 藕le, tylko za jedena艣cie dolar贸w za noc - stwierdzi艂 Sailor.

- Nie ma radia ani telewizora - powiedzia艂a Lula. 艢ci膮gn臋艂a kap臋 z 艂贸偶ka i usiad艂a na jego skraju. - I klimatyzacji.

98

- Wiatraczek dzia艂a.

- I co teraz?

- Chod藕my do sklepu i kupmy sobie kanapki. Dowiemy si臋, gdzie mo偶na tu poszuka膰 jakiej艣 roboty.

- Sailor?

- Tak?

- Chyba niezupe艂nie tak wyobra偶a艂am sobie pocz膮tek naszego nowego 偶ycia.

Przy barze w Bottomley's Drug zam贸wili po coli i kanapce z mielonk膮 wieprzow膮 i ameryka艅skim serem na bia艂ym chlebie.

- Pusto tu dzisiaj - odezwa艂 si臋 Sailor do kelnerki, kt贸ra na plastykowej plakietce mia艂a wypisane KATY.

- Wszyscy poszli na pogrzeb - odpar艂a Katy. - Mamy dzisiaj smutny dzie艅.

- W艂a艣nie przyjechali艣my do miasta - wyja艣ni艂a Lula. - Kto umar艂?

- Buzz Dokes, przez dwadzie艣cia lat prowadzi艂 tu farm臋, zgin膮艂 straszn膮 艣mierci膮. Mia艂 zaledwie czterdzie艣ci cztery lata.

- Co mu si臋 sta艂o? - zapyta艂 Sailor.

- Dopad艂y go trzmiele. Buzz jecha艂 w poniedzia艂ek rano traktorem, kiedy zaatakowa艂 go r贸j trzmieli i zrzuci艂 z siedzenia. Wpad艂 pod kosiark臋, a jej ostrza poci臋艂y go na cztery nier贸wne cz臋艣ci. Przejecha艂 po kopcu trzmieli, wi臋c go zaatakowa艂y. Biedny Buzz. Traktor przejecha艂 po nim i pojecha艂 dalej, rozwali艂 p艂ot i uderzy艂 w 艣cian臋 domu jednego Meksykanina. Zdj膮艂 go dos艂ownie z fundament贸w.

- To chyba najpaskudniejszy wypadek, o jakim ostatnio s艂ysza艂am - powiedzia艂a Lula.

- W Big Tuna zawsze dziej膮 si臋 dziwne rzeczy - odpar艂a Katy. - Prze偶y艂am tu ca艂e 偶ycie, czterdzie艣ci jeden lat, nie licz膮c dw贸ch sp臋dzonych w Beaumont, i mog艂abym napisa膰 ca艂kiem niez艂膮 ksi膮偶k臋 o tym miasteczku. Co艣 wam powiem: nie by艂aby to mi艂a lektura. Ale i tak lepiej tu ni偶 w takim Beaumont, gdzie na ulicach mija si臋 ci膮gle ludzi, kt贸rych si臋 nie zna i nigdy nie pozna. Wol臋 miejsca, gdzie wiem, kogo b臋d臋 spotyka膰 ka偶dego dnia. A co wy, dzieciaki, tu robicie?

- Szukamy pracy - odpar艂 Sailor.

- Jakiej艣 konkretnej?

99

- Nie藕le sobie radz臋 z samochodami, ci臋偶ar贸wkami. Ale nigdy nie pracowa艂em na farmie czy w polu.

- M贸g艂by艣 pogada膰 z Rudym Lynchem. Ma warsztat dwie przecznice st膮d, za liceum. Mo偶e znajdzie si臋 u niego robota, bo ch艂opacy, kt贸rych zatrudnia, na og贸艂 nie zagrzewaj膮 zbyt d艂ugo miejsca, zanim uciekn膮 do Dallas czy Houston. Za ma艂o si臋 tu dzieje, by ich zatrzyma膰. Rudy powinien wr贸ci膰 z pogrzebu Buzza za jakie艣 p贸艂 godziny.

- Dzi臋ki, Katy, pogadam z nim. Powiedz mi jeszcze, dlaczego to miasteczko nazywa si臋 Big Tuna? W okolicy nie ma 偶adnej wody, w kt贸rej m贸g艂by si臋 pojawi膰 tu艅czyk.

Katy roze艣mia艂a si臋.

- To na pewno. Mamy tylko studnie i to, co spadnie z nieba, a to ostatnio bardzo niewiele. Esperanza jest sucha przez sze艣膰 miesi臋cy w roku. Nie, miasteczko nazwano na cze艣膰 Hafciarza Earla Big Tuna Binka, kt贸ry w latach dwudziestych wykupi艂 wi臋ksz膮 cz臋艣膰 hrabstwa Iguana. Kiedy艣 nazywa艂o si臋 Esperanza Spring, chocia偶 藕r贸de艂 nie ma tu tak samo jak tu艅czyk贸w. Bink je藕dzi艂 w臋dkowa膰 do Kalifornii, na Hawaje czy do Australii i przywozi艂 na swoje ranczo wielkie wypchane ryby. Umar艂, kiedy mia艂am dziesi臋膰 lat. Ca艂e hrabstwo przysz艂o na jego pogrzeb. Wszyscy nazywali go Big Tuna - Wielki Tu艅czyk. Jego olejny portret wisi w budynku Iguana County Bank, kt贸ry do niego nale偶a艂. A wy sk膮d jeste艣cie?

- Z Florydy - odpar艂 Sailor. - Z Orlando na Florydzie.

- Kurcz臋, moje wnuki bardzo chcia艂yby pojecha膰 do Disney World. Byli艣cie tam pewnie mn贸stwo razy.

- Oczywi艣cie.

Lula poci膮gn臋艂a col臋 przez s艂omk臋 i wbi艂a wzrok w Sailora. Ten odwr贸ci艂 si臋 i u艣miechn膮艂 do niej, a potem wr贸ci艂 do rozmowy z Katy. Lula nagle poczu艂a si臋 niedobrze.

- Wracam do pokoju, musz臋 si臋 po艂o偶y膰, Sailor - powiedzia艂a. - Ten upa艂 mnie m臋czy.

- Dobrze, kochanie. Przyjd臋 do ciebie p贸藕niej.

- Cze艣膰 - rzuci艂a Lula do Katy.

- Mi艂ej sjesty, kochanie - odpar艂a kelnerka. Na zewn膮trz wszystko wygl膮da艂o jak bia艂ko sadzonego jajka z br膮zowymi brzegami. Lula przesz艂a bardzo wolno p贸艂 przecznicy dziel膮ce j膮 od hotelu Iguana i ledwie uda艂o jej si臋 wej艣膰 na schody i do pokoju, zanim zwymiotowa艂a.

100

NA SAMYM KO艃CU 艢WIATA

- TY JESTE艢 RUDY?

Sailor zagadn膮艂 odwr贸conego do niego spoconymi, brudnymi plecami niskiego m臋偶czyzn臋 bez koszuli, kt贸rego ramiona, r臋ce i g艂owa schowane by艂y pod mask膮 br膮zowego buicka regala rocznik 1983.

- Nie - st臋kn膮艂 m臋偶czyzna, nie odrywaj膮c si臋 od pracy. -W 艣rodku.

Sailor znajdowa艂 si臋 w 艣rodku czego艣, co wygl膮da艂o na z艂omowisko. Brudne i zardzewia艂e cz臋艣ci samochod贸w, butelki, puszki, podarte kanapy, krzes艂a bez siedzisk czy n贸g, rozsypane 艣ruby, gwo藕dzie, spr臋偶yny, puste kartony, pogniecione pud艂a i najr贸偶niejsze inne 艣mieci le偶a艂y rozsypane przed zak艂adem naprawczym Rudego. Ko艂o wej艣cia spa艂 spasiony, rudy pies nieokre艣lonej rasy z jednym uchem. Z baraku z blachy falistej wyszed艂 wysoki chudy m臋偶czyzna po trzydziestce o potarganych w艂osach koloru owocu granatu, ubrany w wybrudzony od smaru, bia艂o-czerwony podkoszulek hook'em-homs i ciemnoszare robocze spodnie.

- Mnie szukasz? - zapyta艂.

- Je艣li ty jeste艣 Rudy.

- Czarnulk膮 chyba nie jestem - odpar艂 Rudy z u艣miechem. Sailor poda艂 mu r臋k臋.

- Nazywam si臋 Sailor Ripley. Katy z supermarketu powiedzia艂a, 偶e m贸g艂by艣 mie膰 dla mnie jak膮艣 robot臋. Rudy wyci膮gn膮艂 w jego stron臋 poplamion膮 olejem r臋k臋.

- Interesy nie s膮 tu jak pogoda - powiedzia艂.

- To znaczy?

- Niezbyt tu u nas gor膮co. Ale Rex - powiedzia艂 Rudy, wskazuj膮c g艂ow膮 p贸艂nagiego m臋偶czyzn臋 ukrytego po pas pod mask膮 buicka - chce si臋 przenie艣膰 do San Angelo. Mo偶e przyda艂by mi si臋 kto艣 na jego miejsce.

101

- Kiedy by to by艂o?

- Za tydzie艅, mo偶e dziesi臋膰 dni. Hej, Rex, kiedy wybierasz si臋 do San Angelo?

Rex wyci膮gn膮艂 g艂ow臋 spod maski. Otar艂 twarz czarn膮, sztywn膮 od brudu szmat膮 i splun膮艂 ciemn膮 od tytoniu 艣lin膮 tu偶 obok 艣pi膮cego rudego kundla. Pies ani drgn膮艂. Rex mia艂 b艂臋kitn膮 szram臋 szerok膮 na centymetr biegn膮c膮 przez nos.

- Mama Susie m贸wi, 偶e dostaniemy przyczep臋 w po艂owie przysz艂ego tygodnia - powiedzia艂.

- Znasz si臋 na silnikach? - spyta艂 Rudy Sailora.

- 呕aden tam ze mnie Enzo Ferrari, ale kiedy by艂em ma艂y, wo艂ali na mnie "Klucz". 艢ciga艂em si臋 w formule C.

- Zobaczymy, jak ci idzie, kiedy Rex si臋 zwinie. Zajrzyj za par臋 dni dowiedzie膰 si臋, jak wygl膮da sytuacja.

Do Rudego podesz艂o dw贸ch facet贸w ko艂o czterdziestki. Jeden z nich mia艂 na g艂owie szar膮 bejsbolow膮 czapeczk臋 z flag膮 Konfederacji, a drugi s艂omkowego stetsona a la Lyndon B. Johnson.

- I jak to wygl膮da? - spyta艂 facet w stetsonie.

- Chyba posz艂a g艂owica, tak jak my艣la艂em.

- Cholera jasna, tego si臋 w艂a艣nie ba艂em. Troch臋 to wi臋c potrwa. Rudy skin膮艂 g艂ow膮.

- Potrwa - przyzna艂.

M臋偶czyzna w konfederackiej czapeczce przykl臋kn膮艂 obok psa i podrapa艂 go za jedynym uchem.

- Jak ci leci, Elvis? - zwr贸ci艂 si臋 do psa. - Co艣 mi nie wygl膮da na to, by Elvisowi zdarzy艂o si臋 kiedy艣 nie zje艣膰 obiadku, Rudy.

- Zawsze jada regularnie - przyzna艂 Rudy.

Elvis nie poruszy艂 si臋. Tuzin much siedzia艂o na jego pysku.

- Kto艣 ma ochot臋 na piwo? - spyta艂 Rex, wyci膮gaj膮c sze艣ciopak budweisera z ma艂ej lod贸wki ustawionej na ceg艂ach przy wej艣ciu do baraku. Poda艂 ka偶demu po puszce, jedn膮 zostawiaj膮c dla siebie, zerwa艂 plastykowe opakowanie i rzuci艂 je na ziemi臋, a ostatnie piwo w艂o偶y艂 z powrotem do lod贸wki.

- Jestem Buddy - zwr贸ci艂 si臋 do Sailora m臋偶czyzna w czapeczce - a to jest Sparky.

Sailor przedstawi艂 si臋 Sparky'emu, Buddy'emu i Rexowi. Wymienili u艣ciski d艂oni i usun臋li si臋 w cie艅, by wypi膰 piwo.

102

- Mieszkacie tu, ch艂opaki? - spyta艂 Sailor klient贸w Rexa. Buddy roze艣mia艂 si臋.

- Teraz w艂a艣ciwie ju偶 na to wygl膮da, prawda, Sparky?

- Zepsu艂 nam si臋 samoch贸d - powiedzia艂 Sparky. - Ten tam buick. Siedzimy tu ju偶 od tygodnia, a Rex i Rudy pr贸buj膮 ustali膰, co si臋 sta艂o.

- Dok膮d jedziecie?

- Do Kalifornii - odpar艂 Buddy. - Mieszkamy w San Bruno, na po艂udnie od San Francisco. Sparky jest hydraulikiem, a ja je偶d偶臋 wozem dostawczym.

- Kurcz臋, sk膮d si臋 tutaj wzi臋li艣cie?

- Znaczy na samym ko艅cu 艣wiata? - rzuci艂 Sparky. - To d艂uga historia. - Poci膮gn膮艂 艂yk z puszki.

- Skr贸cona wersja jest taka, 偶e tato Sparky'ego zmar艂 w Tampie - powiedzia艂 Buddy - i zostawi艂 mu samoch贸d. Spark i ja polecieli艣my na pogrzeb, a p贸藕niej zapakowali艣my do buicka wszystko, co chcia艂 zatrzyma膰. Dotarli艣my do Seguin, kawa艂ek przed San Antonio, i samoch贸d zacz膮艂 fiksowa膰. Wyregulowali艣my go i my艣leli艣my ju偶, 偶e wszystko jest w porz膮dku, ale ko艂o Kerrville silnik zacz膮艂 si臋 przegrzewa膰 i to zdrowo. Wy艂膮czyli艣my klimatyzacj臋, ale chyba przeci膮gn臋li艣my strun臋, bo trzydzie艣ci pi臋膰 kilometr贸w na zach贸d od Big Tuna silnik zastuka艂 i zagotowa艂 si臋. Ja prowadzi艂em i zjecha艂em na boczn膮 drog臋. Wko艂o nie by艂o nic pr贸cz piasku i w臋偶y, temperatura ko艂o czterdziestu pi臋ciu stopni i ani odrobiny cienia.

- Kiedy pojawi艂a si臋 ta p贸艂ci臋偶ar贸wka - roze艣mia艂 si臋 Sparky - Buddy rzuci艂 si臋 przed ni膮, wymachuj膮c ramionami, jak s臋p z nadwag膮, kt贸ry pr贸buje oderwa膰 si臋 od ziemi.

- Nie pieprz - rzuci艂 Buddy. - Umarliby艣my tam. Facet z p贸艂ci臋偶ar贸wki wyci膮gn膮艂 hol i przywl贸k艂 nas z powrotem do Big Tuna, gdzie z艂o偶yli艣my nasz los w niezbyt higieniczne, ale podobno uzdolnione technicznie r臋ce Inmana "Nie M贸w do Mnie Inman" Rudego Lyncha. A ty?

- Moja dziewczyna i ja szukamy sobie jakiego艣 miejsca na post贸j - powiedzia艂 Sailor. - Na razie zatrzymali艣my si臋 w hotelu Iguana.

- My te偶 - powiedzia艂 Sparky. - To jedyny hotel w Big Tuna. Czy spotka艂e艣 ju偶 Bobby'ego "Tak Samo Jak Ten Kraj" Peru?

- Nie, przyjechali艣my zaledwie p贸艂torej godziny temu.

103

- To poznasz - powiedzia艂 Buddy. - To z艂ota r膮czka Iguany. Jego w贸z zepsu艂 si臋 tu par臋 miesi臋cy temu.

- Uciekinier z wi臋zienia - powiedzia艂 Rex. - Ma kilka wi臋ziennych tatua偶y.

- Ka偶dy ma jak膮艣 przesz艂o艣膰 - zauwa偶y艂 Rudy.

- Tylko 偶e niekt贸rzy maj膮 do tego jak膮艣 przysz艂o艣膰 - rzuci艂 Buddy.

- To prawda - przyzna艂 Rex.

Sailor dopi艂 piwo, postawi艂 puszk臋 na ziemi i zmia偶d偶y艂 j膮 butem.

- Mi艂o by艂o was pozna膰 - powiedzia艂. - Dzi臋ki za piwo. Jeszcze si臋 zobaczymy.

- I to nied艂ugo - powiedzia艂 Buddy.

- Jedno jest pewne w Big Tuna - rzuci艂 Sparky. - Nie masz specjalnego wyboru, kogo spotykasz, a kogo nie.

Lula spa艂a na 艂贸偶ku, kiedy Sailor wszed艂 do pokoju. Wewn膮trz panowa艂 obrzydliwy smr贸d, a na dywanie ko艂o drzwi widnia艂a du偶a wilgotna plama.

- To ty, Sail, kochanie?

- We w艂asnej osobie.

Lula otworzy艂a oczy i spojrza艂a na Sailora.

- Widzia艂e艣 si臋 z Rudym?

- Aha. Spotka艂em go i jeszcze paru ch艂opak贸w. Co tak cuchnie?

- Zwymiotowa艂am. Pr贸bowa艂am wyczy艣ci膰 plam臋 myd艂em ivory i wod膮, ale niewiele to pomog艂o.

- Niedobrze ci?

- Chyba troszeczk臋. Kochanie?

- S艂ucham?

- Usi膮d藕 tu ko艂o mnie.

Sailor podszed艂 do niej i usiad艂 na 艂贸偶ku.

- Nie wiem, czy to odpowiednie miejsce dla nas. Sailor pog艂adzi艂 Lul臋 po g艂owie.

- To przecie偶 nie na zawsze, orzeszku. Lula zamkn臋艂a oczy.

- Wiem, Sailor. Nic nigdy nie jest na zawsze.

NOC W NACOGDOCHES

- SP脫殴NI艁E艢 SI臉 NA ZAMIESZKI, Johnnie, jak zwykle. Johnnie i Marietta jedli kolacj臋 z przyjacielem Johnniego, Eddiem Guidrym, w Joe R's Steak 'n' Shrimp w Nacogdoches w Teksasie.

- Jakie zamieszki, Eddie?

- Gliny zabi艂y czarnego dzieciaka, kt贸ry napad艂 na supermarket 7-Eleven, i przy okazji stukn膮艂 pistoletem siedemdziesi臋cioo艣mioletni膮 bia艂膮 kobiet臋. Umar艂a. Dzieciak zwia艂, ale gliny w Bossier City go z艂apa艂y i odstawi艂y z powrotem do Nacogdoches, gdzie jaki艣 kretyn zast臋pca szeryfa zat艂uk艂 go na 艣mier膰. Ch艂opak mia艂 pi臋tna艣cie lat. Jedna z miejscowych czarnych adwokatek, Rosetta Coates, kt贸ra jest tutaj bardzo wa偶n膮 osobisto艣ci膮, by艂a prymusk膮 w swojej klasie w Austin, wyg艂osi艂a mow臋, kt贸ra rozpali艂a ca艂e miasto. W rezultacie zgin臋艂o trzyna艣cie os贸b, z czego jedena艣cie czarnych. Spalono i ograbiono sklepy. Prawdziwy Mardi gras w teksa艅skim stylu.

- Johnnie powiedzia艂 mi, 偶e jest pan pisarzem, panie Guidry - odezwa艂a si臋 Marietta.

- Tak, prosz臋 pani.

- Czy wolno mi spyta膰, jakiego rodzaju ksi膮偶ki pan pisze?

- Powie艣ci przygodowe, literatura akcji. W膮tpi臋, by mog艂y pani膮 zainteresowa膰.

- Czy mog艂am s艂ysze膰 o kt贸rej艣 z nich?

-Jakie艣 trzy, cztery lata temu mia艂em prawie bestseller, nazywa艂 si臋 艢mig艂owiec 艣mierci. Ca艂kiem nie藕le sobie radzi艂 w supermarketach.

- To bardzo ciekawe, panie Guidry. Nie mia艂am poj臋cia, 偶e ksi膮偶ki sprzedaje si臋 w takich miejscach.

- Do diab艂a, tak. Nie ma ju偶 praktycznie 偶adnych ksi臋gar艅. Kupujesz sobie szczoteczk臋 do z臋b贸w, litr chudego mleka, dwie

105

bateryjki, paczk臋 prezerwatyw trojanenz, program telewizyjny i bestseller w mi臋kkiej ok艂adce za jednym zamachem.

-Eddie i ja spotkali艣my si臋 w wojsku, Marietto - powiedzia艂 Johnnie. - Trafili艣my razem do Fort Jackson, a potem do Wietnamu.

-Pisze pan du偶o o swoich do艣wiadczeniach z Wietnamu, panie Guidry?

- Nie, prosz臋 pani, prawie wcale. 呕eby si臋 sprzedawa膰, trzeba pisa膰 zabawne ksi膮偶ki. Nie jestem kim艣, kogo mog艂aby pani okre艣li膰, jako powa偶nego pisarza, chyba 偶e bra膰 pod uwag臋 pieni膮dze, jakie z tego mam, bo te s膮 cholernie powa偶ne! Nie, to Johnnie jest prawdziwym literatem. Czyta艂a pani kiedy艣 jego opowiadania?

-Ale偶, Johnnie - zwr贸ci艂a si臋 do niego Marietta - dlaczego nigdy nie pokaza艂e艣 mi nic, co napisa艂e艣?

Johnnie pokiwa艂 tylko przecz膮co g艂ow膮 i zabra艂 si臋 do steku.

- Ten ch艂opak to dopiero ma pomys艂y - powiedzia艂 Eddie. -呕a艂uj臋, 偶e sam takich nie mam.

Po kolacji Marietta zadzwoni艂a ze swego pokoju w hotelu Ramada Inn do Dalcedy Delahoussaye.

- Dal? Jak si臋 masz, kochanie?

- Marietta? Gdzie jeste艣?

- Nigdy by艣 nie zgad艂a. W Nacogdoches w Teksasie. Johnnie chcia艂 si臋 tu zatrzyma膰, 偶eby si臋 spotka膰 ze swoim starym przyjacielem nazwiskiem Eddie Guidry. S艂ysza艂a艣 o nim kiedy艣? Twierdzi, 偶e pisze ksi膮偶ki wojenne.

- Louis jak膮艣 czyta艂. Chyba nazywa艂a si臋 艢mig艂owiec 艣mierdzi. Ten facet jest miliarderem, Marietto. Jest wolny?

- Rozwodnik z czw贸rk膮 dzieci. Johnnie powiedzia艂, 偶e 偶yje teraz z jak膮艣 meksyka艅sk膮 dziewczyn膮. C贸rk膮 swojej pokoj贸wki. Pewnie ma nie wi臋cej ni偶 czterna艣cie lat.

-Nic nie poradzimy na te m艂ode cia艂ka, Marietto - roze艣mia艂a si臋 Dal.

- Pan Guidry nie jest w moim typie. Ten facet jest ca艂y we w艂osach, Dal, przysi臋gam! W艂osy a偶 po nasad臋 nosa i w艂osy wystaj膮ce wsz臋dzie, a ju偶 zw艂aszcza z uszu. Obrzydliwe!

- A co z Lula?

-Johnnie wys艂a艂 swojego cz艂owieka w San Antonio na poszukiwania. Wiemy, 偶e ko艅cz膮 im si臋 pieni膮dze, b臋d膮 wi臋c

106

musieli si臋 gdzie艣 zatrzyma膰 i poszuka膰 pracy. Johnnie jest na dziewi臋膰dziesi膮t procent pewien, 偶e kieruj膮 si臋 na zach贸d. Jego wsp贸lnik z San Antonio dzwoni po okolicy. Mo偶na sprawdzi膰 wi臋kszy teren, u偶ywaj膮c telefonu, ni偶 samochodem, tak przynajmniej twierdzi Johnnie.

- To chyba niez艂y pomys艂. Sypiasz z nim, Marietto?

- Och, Dal, daj spok贸j. Mamy oddzielne pokoje w Ramadzie.

- Wczoraj wieczorem wesz艂am do sypialni, a Louis spa艂, ale mia艂 wielk膮 erekcj臋. No, wielk膮 jak na Louisa. Dosiad艂am go bardzo ostro偶nie, wyj臋艂am toto ze spodni jego pid偶amy i wsadzi艂am w siebie.

- Dal! - pisn臋艂a Marietta. - K艂amiesz!

- A jak inaczej mam go dopa艣膰? W ka偶dym razie szybko si臋 obudzi艂, a spu艣ci艂 jeszcze szybciej, wi臋c nie ma si臋 za bardzo czym chwali膰. S艂uchaj, Marietto, powinny艣my pojecha膰 do Meksyku i znale藕膰 sobie na pla偶y dw贸ch ch艂opak贸w graj膮cych na marakasach, jak Ava Gardner w tym starym filmie. Nie jeste艣my stare czy wyschni臋te, ale to ju偶 nie potrwa d艂ugo. M贸wi臋 serio, Marietto.

- Jestem zm臋czona, Dal. Zadzwoni臋 do ciebie, kiedy si臋 czego艣 dowiem.

- Pomy艣l o tym, co ci powiedzia艂am, zgoda? Kocham ci臋, Marietto. Dbaj o siebie.

- Obiecuj臋, Dal. Cze艣膰.

OPOWIE艢膯 CZYTACZA

- WIDZIA艁A艢 KIEDY艢 TEN FILM Z ERROLEM FLYNNEM, Cel Birma? - spyta艂 Sailor.

Lula siedzia艂a na krze艣le i malowa艂a sobie paznokcie u n贸g.

- Nie przypominam sobie - odpar艂a.

- Flynn i grupa 偶o艂nierzy w czasie drugiej wojny 艣wiatowej maj膮 w艂a艣nie wyskoczy膰 z samolotu na spadochronach w d偶ungl臋 ko艂o Mandalay czy gdzie艣 tam - powiedzia艂 Sailor -i jeden z facet贸w pyta Flynna: "Co si臋 stanie, je艣li m贸j spadochron si臋 nie otworzy?" A Flynn odpowiada: "No c贸偶, wyl膮dujesz pierwszy".

Lula roze艣mia艂a si臋.

- By艂 okropnie przystojny - stwierdzi艂a - chocia偶 mia艂 w膮sy. Nigdy mi nie przeszkadza艂y w膮sy czy broda, o ile facet nie by艂 tak paskudny, 偶e musia艂 chodzi膰 ca艂y zaro艣ni臋ty.

Sailor podni贸s艂 si臋 z 艂贸偶ka i zacz膮艂 si臋 ubiera膰.

- Chod藕my zje艣膰 co艣 na kolacj臋, orzeszku - powiedzia艂. -Ja ju偶 jestem got贸w.

- Najpierw musz膮 mi wyschn膮膰 paznokcie, Sailor. Opowiedz mi jak膮艣 histori臋, kiedy b臋dziemy czeka膰.

- Jak膮 histori臋 by艣 chcia艂a, kochanie?

- Wszystko, co m贸wisz, mnie ciekawi - zapewni艂a go. - Przecie偶 wiesz o tym.

- Naprawd臋 jeste艣 niebezpiecznie s艂odziutka. Musz臋 to przyzna膰.

Lula zachichota艂a i wyci膮gn臋艂a si臋 na 艂贸偶ku, wymachuj膮c stopami w powietrzu.

Sailor usiad艂 na krze艣le pod oknem. Widzia艂, jak ulicami zdaj膮 si臋 przep艂ywa膰 fale upa艂u.

- W Pee Dee spotka艂em faceta nazwiskiem Czytacz O'Day -powiedzia艂. - Czytacz siedzia艂 za morderstwo konkubiny. Dosta艂 siedemna艣cie lat za morderstwo drugiego stopnia.

108

- Co to w og贸le za imi臋, Czytacz? - spyta艂a Lula.

- Nazwali go tak, bo bardzo du偶o czyta艂. Nigdy nie s艂ysza艂em, a przynajmniej nie pami臋tam, jego prawdziwego imienia. Ci膮gle czyta艂 jakie艣 ksi膮偶ki, kt贸re mu przysy艂ali. Czytacz sko艅czy艂 college. Ma teraz czterdzie艣ci sze艣膰 lat i wci膮偶 czyta ksi膮偶ki.

- To zadziwiaj膮ce. To znaczy, do艣膰 rzadkie jak na przest臋pc臋

- Przez d艂ugi czas czyta艂 ksi膮偶ki jednego nie偶yj膮cego Francuza. Czytacz powiedzia艂, 偶e te ksi膮偶ki by艂y cz臋艣ciami czego艣 co si臋 nazywa W poszukiwaniu straconego czasu. Chyba tak to si臋 nazywa艂o. W ka偶dym razie, wed艂ug Czytacza, pomys艂 偶eby napisa膰 to wszystko, przyszed艂 autorowi do g艂owy, kiedy zjad艂 ciastko.

- Ciastko?

- Tak. Ten Francuz nadgryz艂 ciastko i ca艂a lawina r贸偶nych rzeczy nap艂yn臋艂a mu do g艂owy, a on wszystkie je zapisa艂. Czytacz powiedzia艂, 偶e facet by艂 bardzo chory i wci膮偶 pisa艂, kiedy umiera艂, a偶 do ostatniej sekundy.

Lula cmokn臋艂a kilka razy.

- Dlaczego Czytacz za艂atwi艂 swoj膮 star膮? - spyta艂a. Sailor pokiwa艂 g艂ow膮 i zagwizda艂 cicho przez z臋by.

- To d艂uga historia - powiedzia艂. - Wygl膮da na to, 偶e mia艂 c贸rk臋, kt贸ra nie dogadywa艂a si臋 zbyt dobrze ze swoj膮 matk膮 a Czytacz mieszka艂 z nimi ze wzgl臋du na ma艂膮. Wed艂ug tego co m贸wi艂, kobieta zachowywa艂a si臋 do艣膰 gwa艂townie wobec dziewczynki i samego Czytacza. Czytacz stwierdzi艂, 偶e raz zaatakowa艂a go gor膮cym 偶elazkiem, a innym razem pi艂膮 艂a艅cuchow膮.

- Brzmi to wszystko jak fragment filmu, na kt贸ry nie posz艂abym do kina - zauwa偶y艂a Lula.

- Czytacz uzna艂, 偶e powinien z nimi zosta膰, 偶eby broni艂 swojej c贸rki. Przez pewien czas mieszkali w okolicach Morgan City, a on pracowa艂 przy wydobyciu ropy. Kiedy naftowy interes poszed艂 w diab艂y, przenie艣li si臋 z powrotem do Piedmont i zacz膮艂 pracowa膰 przy tytoniu. Jego kobieta od czasu do czasu dorabia艂a jako pos艂ugaczka w szpitalu. Czytacz m贸wi艂 偶e by艂a z bia艂ej ho艂oty z Alabamy i zwi膮za艂 si臋 z ni膮, kiedy sam nie mia艂 o sobie najlepszej opinii. Ale kiedy urodzi艂a si臋 c贸rka zmieni艂 zdanie.

109

- Musia艂 pochodzi膰 z dobrej rodziny? - powiedzia艂a Lula. - W ko艅cu poszed艂 do college'u.

- Wydaje mi si臋, 偶e m贸wi艂, 偶e jego stary by艂 lekarzem. Prawdopodobnie by艂 tylko rozczarowaniem dla swoich rodzic贸w, kiedy obija艂 si臋 przy ropie i przyjmowa艂 robot臋, kt贸rej nie chcia艂 nikt inny. W ka偶dym razie ta kobieta domaga艂a si臋, 偶eby si臋 z ni膮 o偶eni艂 i uzna艂 oficjalnie ich c贸rk臋. Czytacz nie chcia艂 si臋 z ni膮 wi膮za膰 i powiedzia艂, 偶e jest z ni膮 tylko ze wzgl臋du na dziecko. Trwa艂o to przez jaki艣 czas, jak mi si臋 wydaje, ona domaga艂a si臋, 偶eby si臋 o偶eni艂, a on odmawia艂. Pewnego dnia, kiedy c贸rka, kt贸ra mia艂a wtedy chyba dziesi臋膰 lat, posz艂a do szko艂y albo gdzie艣 tam, stara Czytacza przysz艂a do niego ze strzelb膮 i zagrozi艂a, 偶e go zabije, je艣li si臋 z ni膮 nie o偶eni. Kiedy powiedzia艂 jej, 偶eby da艂a sobie spok贸j, strzeli艂a do niego, ale chybi艂a. Powiedzia艂, 偶e kula otar艂a si臋 o jego lewe ucho i wbi艂a si臋 w 艣cian臋 za jego plecami. Wyrwa艂 jej strzelb臋 i wpad艂 w sza艂.

- To znaczy strzeli艂 do niej? - spyta艂a Lula.

- Pi臋膰 albo sze艣膰 razy - przyzna艂 Sailor. - Chyba oszala艂 do tego stopnia, 偶e sta艂 nad ni膮 i poci膮ga艂 za spust, a偶 magazynek by艂 pusty. A potem pope艂ni艂 prawdziwy b艂膮d.

-Jak gdyby ma艂o mu by艂o w艂adowania p贸艂 tuzina kul w swoj膮 star膮.

- Zamiast zadzwoni膰 po gliny - powiedzia艂 Sailor - i przyzna膰 si臋 do zab贸jstwa w samoobronie albo w przyp艂ywie szale艅stwa, zawin膮艂 jej cia艂o w zas艂onk臋 z prysznica i zakopa艂 pod domem.

- A co powiedzia艂 c贸rce?

- Po prostu 偶e matka wyjecha艂a na wakacje albo co艣 takiego. Czytacz zawi贸z艂 ma艂膮 do rodziny i uciek艂. Pojecha艂 do Nowego Jorku, Chicago, Las Vegas, je藕dzi艂 po ca艂ych Stanach. Z艂apali go, kiedy pr贸bowa艂 wr贸ci膰 i zobaczy膰 si臋 z c贸rk膮.

- Jak policja znalaz艂a cia艂o?

- To najlepsza cz臋艣膰 historii - rzek艂 z o偶ywieniem Sailor. - Nie znale藕li. A przynajmniej dop贸ki Czytacz im nie powiedzia艂. Mimo wszystko wytoczono mu proces na podstawie dowodu po艣redniego. W 艣rodku procesu, kiedy Czytacz my艣la艂 ju偶, 偶e wyjdzie na wolno艣膰, wezwano na 艣wiadka jego mam臋, a kiedy odm贸wi艂a sk艂adania zezna艅, wsadzili j膮 do aresztu.

110

By艂a to starsza kobieta o s艂abym zdrowiu, wi臋c nie wytrzyma艂a tam tygodnia. Kiedy j膮 wypu艣cili, przyzna艂a, 偶e Czytacz opowiedzia艂 jej o strzelaninie. Czytacz zezna艂, 偶e jego konkubina go zaatakowa艂a i zastrzeli艂 j膮 przez przypadek, kiedy szamotali si臋 ze strzelb膮. Powiedzia艂 im, gdzie zakopa艂 cia艂o, wykopali je i znale藕li ca艂e mn贸stwo ran postrza艂owych od kul wystrzelonych z ma艂ej odleg艂o艣ci. Kiedy z艂o偶yli to do kupy z tym, 偶e Czytacz uciek艂, nie wysz艂o mu to na zdrowie. Przysi臋gli nie byli sk艂onni przyj膮膰 jego wersji wydarze艅. M贸wi艂, 偶e 艂awa przysi臋g艂ych sk艂ada艂a si臋 w wi臋kszo艣ci z kobiet, wi臋c kiedy opowiedzia艂, 偶e jego konkubina dostawa艂a regularnego sza艂u, kiedy dochodzi艂o do k艂贸tni, wygl膮da艂o na to, 偶e zlinczuj膮 go na miejscu. Czytacz by艂 chyba najmilszym facetem, jakiego spotka艂em w Pee Dee. Wysch艂y ci ju偶 paznokcie, orzeszku?

NOC I DZIE艃 W HOTELU IGUANA

- JAK ZAPAKOWA膯 SZESNASTU HAITA艃CZYK脫W do papierowego kubeczka? - spyta艂 Sparky.

- Jak? - spyta艂a Lula.

- Trzeba im powiedzie膰, 偶e p艂ywa.

By艂a dziesi膮ta wiecz贸r. Sailor, Lula, Sparky i Buddy siedzieli w lobby hotelu Iguana przy pi膮tym koktajlu Ezra Brooks i prowadzili lu藕n膮 pogaw臋dk臋.

- Sparky zna wszystkie dowcipy z Florydy - zauwa偶y艂 Buddy.

- Trzeba mie膰 sporo poczucia humoru, 偶eby przetrwa膰 w Big Tuna - rzuci艂 Sparky.

Bobby Peru wszed艂 do lobby i podszed艂 do siedz膮cych.

- Witam wszystkich - powiedzia艂.

- Sailor, Lula, oto 贸w cz艂owiek we w艂asnej osobie - przedstawi艂 go Buddy. - Bobby, to Sailor i Lula, najnowsi rozbitkowie, tym razem z przyczyn ekonomicznych.

Bobby skin膮艂 g艂ow膮 w stron臋 Luli i poda艂 r臋k臋 Sailorowi.

- Bobby Peru, "Tak Jak Ten Kraj". Sparky i Buddy wybuchn臋li 艣miechem.

- Wed艂ug Rudego i Rexa Bobby jest najbardziej ekscytuj膮cym zjawiskiem w Big Tuna, odk膮d w 1986 roku cyklon zerwa艂 dach miejscowego liceum - rzek艂 Buddy.

- Zaledwie dwa miesi膮ce w mie艣cie, a ju偶 nie ma 偶adnej m艂贸dki, kt贸ra nie wiedzia艂aby, jak dzia艂a ten tatua偶 z kobr膮, mam racj臋, co, Bob? - rzuci艂 Sparky.

Bobby u艣miechn膮艂 si臋. Mia艂 krzywy u艣miech, kt贸ry ods艂ania艂 jedynie trzy br膮zowawe z臋by w prawym g贸rnym k膮ciku ust. Mia艂 ciemne faliste w艂osy i ma艂y w膮ski nos zgi臋ty lekko w lewo. Brwi by艂y d艂ugie i opadaj膮ce, wygl膮da艂y jakby by艂y dorysowane. Lul臋 przerazi艂y oczy Bobby'ego: absolutnie czarne, 艣wiat艂o nie odbi艂o si臋 w nich wcale. S膮 jak ciemne szk艂a,

112

pomy艣la艂a, nie pozwalaj膮 ludziom zajrze膰 do 艣rodka. Lula domy艣la艂a si臋, 偶e by艂 mniej wi臋cej w tym samym wieku co Sparky i Buddy, ale Bobby nale偶a艂 do tych ludzi, kt贸rzy wygl膮daj膮 tak samo w wieku lat czterdziestu pi臋ciu, jak wtedy gdy mieli dwudziestk臋.

- Pochodzi pan z Teksasu, panie Peru? - spyta艂a Lula. Bobby przysun膮艂 sobie krzes艂o i nala艂 pe艂n膮 szklaneczk臋 whisky.

- St膮d i zow膮d - powiedzia艂. - Urodzi艂em si臋 w Tulsie, dorasta艂em w Arkansas, Illinois, Indianie, mieszka艂em w Oregonie, Dakocie Po艂udniowej, Wirginii. Mam rodzin臋 w Pasadenie w Kalifornii, w艂a艣nie jecha艂em si臋 z nimi zobaczy膰, kiedy w moim dodge'u p臋k艂 wa艂. Wci膮偶 mam zamiar tam dotrze膰.

- S艂u偶y艂e艣 w piechocie morskiej, co? - zapyta艂 Sailor, dostrzegaj膮c litery USMC wytatuowane na prawej r臋ce Bobby'ego.

Bobby spojrza艂 na swoj膮 r臋k臋, napi膮艂 biceps.

- Cztery lata - o艣wiadczy艂.

- Bobby by艂 w Cao Ben - rzuci艂 Sparky.

- Co to jest Cao Ben? - zapyta艂a Lula.

- Ile masz lat? - zapyta艂 j膮 Buddy.

- Dwadzie艣cia.

- Paru cywili zgin臋艂o - wyja艣ni艂 Bobby. - W marcu 1968. Skopcili艣my wiosk臋 i rz膮d zrobi艂 z tego wielkie halo. Politycy szukali poklasku. Dow贸dca zosta艂 oskar偶ony o morderstwo. Jedyny problem polega艂 na tym, 偶e w tamtej wojnie nie by艂o kogo艣 takiego jak cywile.

- Wiele kobiet, dzieci i starc贸w zgin臋艂o w Cao Ben - powiedzia艂 Buddy.

Bobby poci膮gn膮艂 艂yk whisky i zamkn膮艂 oczy na kilka sekund, otworzy艂 je ponownie i spojrza艂 na Buddy'ego.

- Siedzia艂e艣 wtedy na statku, kolego. Trudno troch臋 si臋 by艂o z wami kontaktowa膰, kiedy unosili艣cie si臋 na wodach Zatoki Tonki艅skiej. To nie by艂o takie proste.

- Widzia艂em Perdit臋 dzisiaj po po艂udniu - zmieni艂 temat Sparky. - Zasz艂a do Rudego, szuka艂a ci臋.

- Mia艂em sprawy do za艂atwienia w Iraku - stwierdzi艂 Bobby. - Zaraz do niej pojad臋.

Wsta艂 i postawi艂 swoj膮 szklaneczk臋 na krze艣le.

113

- Mi艂o by艂o was pozna膰 - powiedzia艂 do Sailora i Luli. - Adios, ch艂opaki. - Wyszed艂.

- Co艣 mnie niepokoi w tym facecie - oznajmi艂a Lula, kiedy Bobby znikn膮艂.

- Bobby ma sw贸j urok - rzuci艂 Buddy.

- Nie potrafi pozby膰 si臋 koszarowych zwyczaj贸w - doda艂 Sparky i nala艂 sobie nast臋pn膮 szklaneczk臋. Lula po艂o偶y艂a d艂o艅 na biodrze Sailora.

- Kochanie, nadal nie czuj臋 si臋 najlepiej - powiedzia艂a. -Id臋 do 艂贸偶ka.

- P贸jd臋 z tob膮 - powiedzia艂 Sailor. 呕yczyli dobrej nocy Sparky'emu i Buddy'emu i poszli na g贸r臋.

- Kurcz臋, ten zapach wymiocin trzyma mocno - zauwa偶y艂 Sailor, kiedy weszli do 艣rodka.

- Jutro kupi臋 ocet i spr贸buj臋 si臋 go pozby膰, kochanie, zajm臋 si臋 tym.

Lula wesz艂a do 艂azienki i siedzia艂a tam bardzo d艂ugo. Kiedy wysz艂a, Sailor zapyta艂, czy m贸g艂by co艣 dla niej zrobi膰.

- Nie, chyba nie, Sail. Musz臋 si臋 tylko po艂o偶y膰. Lula przys艂uchiwa艂a si臋, jak Sailor myje z臋by, a potem sika do ust臋pu i spuszcza wod臋.

- Sailor? - odezwa艂a si臋, kiedy si臋 po艂o偶y艂 obok niej. - Wiesz co?

- Wiem, 偶e nie jeste艣 szczeg贸lnie zadowolona z tego, 偶e tu jeste艣my.

- Nie o to chodzi. Chyba jestem w ci膮偶y.

Sailor przekr臋ci艂 si臋 na bok i spojrza艂 Luli w oczy.

- Mnie to nie przeszkadza, orzeszku.

- Wiesz, nie bierz tego do siebie, aleja nie jestem taka pewna, czy mnie to nie przeszkadza. Sailor po艂o偶y艂 si臋 na plecach.

- Sailor, naprawd臋, nie chodzi o ciebie. Kocham ci臋.

- Ja te偶 ci臋 kocham.

- Wiem. Po prostu nie jestem zadowolona z tego wszystkiego, co nam si臋 ostatnio przydarzy艂o, a to nie pomaga mi si臋 uspokoi膰.

Sailor wsta艂 i podszed艂 do okna. Usiad艂 na krze艣le i wyjrza艂 na zewn膮trz. Bobby Peru i Meksykanka o czarnych w艂osach

114

d艂u偶szych ni偶 w艂osy Luli siedzieli po drugiej stronie ulicy w br膮zowym kabriolecie eldorado rocznik 1971 z opuszczonym dachem. Sailor patrzy艂, jak kobieta wyci膮ga z torebki n贸偶 i zamierza si臋 nim na Bobby'ego. Ten wyrwa艂 jej n贸偶 z r臋ki i odrzuci艂 go. Kobieta wyskoczy艂a z samochodu i uciek艂a. Bobby przekr臋ci艂 kluczyk w stacyjce eldorado i pojecha艂 za ni膮.

- Wiem, 偶e to nie艂atwe, Lula - odezwa艂 si臋 Sailor - ale obiecuj臋, 偶e nie zrobi臋 nic, 偶eby by艂o jeszcze gorzej. Przyrzekam.

M艁ODE LATA

- ZAWSZE FASCYNOWA艁O MNIE TO, jak ludzie robi膮 interesy, Marietto. Kiedy m贸wi膮 o du偶ych kwotach, zni偶aj膮 g艂os, szepcz膮. Nie ma znaczenia, 偶e taki skubaniec b臋dzie martwy albo za stary, by skorzysta膰 z pieni臋dzy, kt贸re potencjalnie mo偶e zarobi膰, liczy si臋 sama my艣l. Cze艣膰, bezwzgl臋dny szacunek, jakim niekt贸rzy darz膮 pieni膮dze, budzi m贸j podziw. Wystarczy samo wymienienie du偶ych sum. Robi膮 to tak, jakby pieni膮dze mog艂y wyparowa膰, je艣li nie b臋dzie si臋 o nich m贸wi膰 z najwy偶szym szacunkiem. Naprawd臋, Marietto, s膮 tylko dwie rzeczy, kt贸re jeszcze wszystkich obchodz膮: pieni膮dze i odchudzanie.

Johnnie i Marietta pili kaw臋 w przydro偶nym barze dla kierowc贸w Bad Buli w Biarritz.

- Johnnie, w tej chwili obchodzi mnie wy艂膮cznie Lula. Do ich stolika podesz艂a kelnerka i dola艂a Johnniemu kawy. Marietta zas艂oni艂a sw贸j kubek d艂oni膮.

- Dzi臋kuj臋 bardzo, kochanie - zwr贸ci艂a si臋 do dziewczyny, kt贸ra mog艂a mie膰 oko艂o siedemnastu lat. - Czy ona ci nie przypomina Luli? - spyta艂a Johnniego. - Ma tak膮 sam膮 g艂adk膮 cer臋.

Kelnerka u艣miechn臋艂a si臋, po艂o偶y艂a na stoliku rachunek i odesz艂a.

- Marietto, pos艂uchaj, naprawd臋 nie ma 偶adnego sensu, 偶eby艣 w艂贸czy艂a si臋 ze mn膮. Doceniam to, 偶e lubisz moje towarzystwo i tak dalej, ale dop贸ki nie zdob臋d臋 jakich艣 konkretniejszych informacji, tracisz tylko czas.

- Zwariowa艂abym, gdybym musia艂a siedzie膰 teraz w domu. W ten spos贸b przynajmniej co艣 robi臋. Johnnie westchn膮艂 i poci膮gn膮艂 艂yk kawy.

- Prawda jest taka - powiedzia艂 - 偶e za par臋 dni zamierzam da膰 sobie spok贸j z tymi poszukiwaniami. G贸ra za tydzie艅.

116

W Charlotte czeka na mnie robota. Maceo w San Antonio mo偶e sam si臋 tym zaj膮膰, a ja b臋d臋 tylko dzwoni艂 po ludziach w ca艂ym kraju, kt贸rzy mog膮 pom贸c. Mog臋 si臋 za艂o偶y膰, 偶e kurator Sajlora ju偶 zg艂osi艂

jego znikni臋cie na policji. Marietta zacz臋艂a p艂aka膰 i pociek艂o jej z nosa.

- Marietto, leci ci do kawy.

Johnnie poda艂 jej chusteczk臋. Marietta wzi臋艂a j膮, wytar艂a oczy i nos.

- Nienawidz臋 tego uczucia bezsilno艣ci, Johnnie. Bardziej ni偶 wszystkiego innego. Dal te偶 odradza艂a mi przyjazd tutaj.

- Jeszcze troch臋 tu posiedzimy, tak jak powiedzia艂em. Mo偶e nied艂ugo trafimy na jaki艣 艣lad.

- Musz臋 i艣膰 do toalety.

Johnnie wyci膮gn膮艂 z kieszeni notes i spojrza艂 na zapiski poczynione poprzedniego wieczoru w motelu. Postanowi艂 napisa膰 co艣 o swoim dzieci艅stwie, zaczynaj膮c od najwcze艣niejszych wspomnie艅 erotycznych.

MOJE M艁ODE LATA

Johnnie Farragut

Kiedy by艂em bardzo ma艂y, mia艂em jakie艣 trzy, mo偶e cztery lata, wyobra偶a艂em sobie, 偶e jestem lampartem albo panter膮, i czo艂ga艂em si臋 po pod艂odze, z kt贸rego to miejsca mog艂em pr贸bowa膰 zagl膮da膰 kobietom pod sukienki. Kiedy艣 nasza s艂u偶膮ca przy艂apa艂a mnie na tym. Nosi艂a po艅czochy i widzia艂em wyra藕nie pas, do kt贸rego by艂y zaczepione i ciemne miejsce mi臋dzy nogami. 艢cisn臋艂a moj膮 g艂ow臋 mi臋dzy kolanami i roze艣mia艂a si臋.

- Pow膮chaj, ma艂y - powiedzia艂a. - Dobrze to pow膮chaj. Nigdy nie b臋dziesz mia艂 dosy膰.

Wpad艂em w panik臋, by艂em przera偶ony i stara艂em si臋 wyrwa膰 g艂ow臋, ale utkn膮艂em. Trzyma艂a mnie mocno mi臋dzy udami. Mog艂em porusza膰 si臋 jedynie do g贸ry, wi臋c pcha艂em si臋 pod jej sukienk臋, a偶 znalaz艂em si臋 z twarz膮 przy mi臋kkiej, wilgotnej bawe艂nie jej majtek. Zacz臋艂a porusza膰 si臋 tak, 偶e m贸j nos ociera艂 si臋 o jej 艂echtaczk臋, co sprawia艂o, 偶e jej majteczki by艂y coraz bardziej wilgotne, a potem jeszcze mocniej o moje usta i podbr贸dek. D艂awi艂em si臋, nie mog艂em prawie oddycha膰, ale 偶elazny u艣cisk jej n贸g sprawia艂, 偶e by艂em bezsilny.

117

Widzia艂em tylko ciemno艣膰, a moja twarz zrobi艂a si臋 lepka. Zapach by艂 dojmuj膮cy, jak w stajni. Z pocz膮tku wydawa艂o mi si臋, 偶e jest jak stos ko艅skiego nawozu, ale potem poj膮艂em, 偶e to co艣 innego. Wydawa艂o mi si臋, 偶e umieram, dusi艂em si臋, a ona rozchyli艂a nieco nogi i trzyma艂a moj膮 g艂ow臋 blisko siebie, oddychaj膮c coraz szybciej, i wyda艂a z siebie kilka okropnych d藕wi臋k贸w, ocieraj膮c si臋 o moje w艂osy. W ko艅cu mnie wypu艣ci艂a. Nie umar艂em, upad艂em na pod艂og臋 i otworzy艂em oczy. Podnios艂em wzrok, a ona u艣miechn臋艂a si臋 do mnie.

- Chod藕, maluchu - powiedzia艂a, wyci膮gaj膮c do mnie r臋k臋. - Powinni艣my umy膰 ci buzi臋.

Marietta wr贸ci艂a i usiad艂a przy stoliku.

- Kiedy pozwolisz mi przeczyta膰 to, co piszesz, Johnnie? Johnnie zamkn膮艂 notes i wsun膮艂 go z powrotem do kieszeni p艂aszcza.

- Mo偶e ju偶 nied艂ugo. Kiedy b臋d臋 mia艂 co艣 takiego, co moim zdaniem b臋dzie ci臋 mog艂o zainteresowa膰.

- Wydaje mi si臋, 偶e interesuje mnie wi臋cej, ni偶 s膮dzisz.

- Zawsze ci臋 docenia艂em, Marietto, wiesz przecie偶 o tym. Marietta u艣miechn臋艂a si臋.

- Wiem, Johnnie - odpar艂a. - Naprawd臋 wiem.

KOMARY

SAILOR ZMIENIA艁 OLEJ w bonneville'u, kiedy Bobby Peru podjecha艂 swoim br膮zowym eldo.

- Pom贸c?

- Dzi臋ki, Bobby, ju偶 prawie sko艅czy艂em. - Wyci膮gn膮艂 misk臋 brudnego oleju spod bonneville'a. - Gdzie m贸g艂bym si臋 tego pozby膰?

- Tu zaraz. Chod藕, to ci poka偶臋.

Sailor wzi膮艂 misk臋 i poszed艂 za Bobbym wzd艂u偶 bocznej 艣ciany hotelu Iguana.

- Wylej go w te chwasty. I tak nikt tutaj nie chodzi. Masz ochot臋 na piwo?

- Oczywi艣cie, Bobby, jak najbardziej.

- Przejed藕my si臋 do Rosarity. By艂e艣 ju偶 tam kiedy艣?

- Nie, nawet nie s艂ysza艂em o tym miejscu.

- Pomy艣la艂em, 偶e Sparky i Buddy mogli ci臋 ju偶 zabra膰. Chod藕, pojedziemy moim wozem.

Wsiedli do cadillaca, Bobby pojecha艂 wolno Travis Street, g艂贸wn膮 ulic膮 Big Tuna.

- To tw贸j w贸z? - zapyta艂 Sailor. Bobby roze艣mia艂 si臋.

- Do diab艂a, nie, nale偶y do Tony'ego Duranga. Ostatnio chodz臋 z jego siostr膮, Perdit膮. Tony pojecha艂 na kilka tygodni do Fort Worth, do rodziny 偶ony, i pozwoli艂 mi go u偶ywa膰. Jak ma si臋 dzisiaj twoja 艣liczna pani?

- Odpoczywa w pokoju. Nie czuje si臋 najlepiej.

- Przykro s艂ysze膰. Kobiety ci膮gle maj膮 jakie艣 k艂opoty ze zdrowiem. Wiem to z w艂asnego do艣wiadczenia.

Bobby skr臋ci艂 z Travis w Ruidoso Road i przyspieszy艂 do siedemdziesi膮tki. Jecha艂 tak przez pi臋膰 minut, a偶 dotarli do zamkni臋tej stacji benzynowej. Tam Bobby zwolni艂 i objecha艂

119

budynek. Sta艂o tu rz臋dem sze艣膰 pikap贸w i trzy albo cztery samochody osobowe. Bobby wcisn膮艂 cadillaca mi臋dzy brunatnego forda rangera i bia艂e ranchero.

- Kiedy艣 by艂a to stacja Mobil - powiedzia艂 Bobby, kiedy wysiad艂 z samochodu. - Pewien facet zmieni艂 j膮 na klub i nazwa艂 na cze艣膰 swojej 偶ony. Kiedy od niego odesz艂a, zastrzeli艂 si臋. Klub nale偶y teraz do niej.

Weszli do d艂ugiego, mrocznego pomieszczenia. Na sto艂kach barowych siedzia艂o oko艂o tuzina m臋偶czyzn, w wi臋kszo艣ci w kowbojskich kapeluszach na g艂owach. Pili piwo z oszronionych kufli.

- Nie podaj膮 tu 偶adnych mocniejszych alkoholi - wyja艣ni艂 Sailorowi Bobby. - Tylko piwo. Usiedli na sto艂kach przy barze.

- Dwa stary, Jimmy - zam贸wi艂 Bobby.

Barman, kt贸ry mierzy艂 nie wi臋cej ni偶 metr sze艣膰dziesi膮t, mo偶e metr sze艣膰dziesi膮t pi臋膰, i wa偶y艂 co najmniej sto dziesi臋膰 kilogram贸w, poda艂 dwie butelki i dwa kufle.

- Jak si臋 masz, Bobby? - odezwa艂 si臋. - Kim jest tw贸j amigo?

- Sailor, poznaj Jimmy'ego, znanego tak偶e jako pan "Cztery na Cztery". Zawsze dba o dobro swoich go艣ci. Nie pozwoli ci wypi膰 wi臋cej ni偶 czterdzie艣ci, pi臋膰dziesi膮t piw, no chyba 偶e nie jeste艣 samochodem.

- Witaj, Sailor - powiedzia艂 Jimmy. - Baw si臋 dobrze. -Przeszed艂 na drugi koniec baru.

- Wydawa艂o mi si臋, 偶e powiedzia艂e艣, 偶e to klub - odezwa艂 si臋 Sailor do Bobby'ego. - Jak to mo偶liwe, 偶e wpuszczono mnie, chocia偶 nie jestem cz艂onkiem?

- Jeste艣 czarny?

- Nie.

- Indianin?

- Nie.

- W takim razie jeste艣 cz艂onkiem. I've Got a Tiger by the Tail 艣piewa艂 z graj膮cej szafy Buck Owens, a Bobby wybija艂 rytm knykciami na barze.

- Mamy tutaj trzech albo czterech milioner贸w - powiedzia艂. Sailor rozejrza艂 si臋 w艣r贸d go艣ci. Wszyscy byli skromnie ubrani.

- Dla mnie wygl膮daj膮 na zwyczajnych ch艂opak贸w - stwierdzi艂 Sailor. - Forsa z ropy?

120

- Ropa, gaz, byd艂o, rolnictwo. Tutaj nikt nie popisuje si臋 fors膮. Hrabstwo Iguana nale偶y do najbogatszych w Teksasie.

- Na pewno nigdy bym si臋 tego nie domy艣li艂.

- Got贸w na nast臋pne?

- Czemu nie?

Kiedy doszli do pi膮tej kolejki, Bobby podszed艂 do szafy graj膮cej i wrzuci艂 do 艣rodka kilka 膰wier膰dolar贸wek.

- To samo - powiedzia艂, wspinaj膮c si臋 z powrotem na sto艂ek barowy - trzy razy. Waliz of Regret Pee Wee Kinga, moja ulubiona piosenka.

Stalowa gitara Pee Wee dr偶a艂a w tytoniowym dymie i brz臋cza艂a wok贸艂 g艂owy Sailora. Jego odbicie falowa艂o w d艂ugim lustrze za barem.

- Bada艂em sytuacj臋 w Iraku - powiedzia艂 Bobby. - Trzeba b臋dzie do tego dw贸ch ludzi.

- Co to takiego?

- Supermarket ma do pi臋ciu kawa艂k贸w w sejfie. Potrzebny mi dobry ch艂opak na wsparcie. Dzielimy si臋 po po艂owie. Jeste艣 zainteresowany?

Sailor wiedzia艂, 偶e jest ju偶 nieco pijany. Pokr臋ci艂 g艂ow膮 i napi膮艂 mi臋艣nie karku. Wbi艂 wzrok w Bobby'ego, z wysi艂kiem staraj膮c si臋 zachowa膰 ostro艣膰 widzenia.

- Tylko spokojnie, Sailor. Maj膮 tam dw贸ch pracownik贸w. Ja zabior臋 jednego do 艣rodka, 偶eby otworzy艂 sejf, a ty b臋dziesz pilnowa艂 drugiego. Nie zamierzasz chyba zak艂ada膰 rodziny w Big Tuna, mam racj臋?

- Lula ci powiedzia艂a, 偶e jest w ci膮偶y?

Bobby u艣miechn膮艂 si臋, ods艂aniaj膮c trzy br膮zowawe z臋by.

- Kilka kawa艂k贸w albo wi臋cej pomog艂oby ci stan膮膰 na nogi. Dotrzesz do Zachodniego Wybrze偶a, Meksyku, gdzie chcesz, z kilkoma zielonymi w kieszeni. Dobrze to sobie wykombinowa艂em, Sailor. Po prostu znakomicie.

- Nie jestem taki pewien, Bobby. Musz臋 to sobie przemy艣le膰 spokojnie.

- Szanuj臋 to, Sailor. Nie ma sensu pcha膰 si臋 w interes, je艣li. nie masz pewno艣ci. Wystarczy ci ju偶? Sailor dopi艂 piwo i skin膮艂 g艂ow膮.

- Teraz tak.

- Wyjd藕my na zewn膮trz. Co艣 ci poka偶臋.

121

Bobby rozejrza艂 si臋 dooko艂a, zanim otworzy艂 baga偶nik eldorado. Odsun膮艂 br膮zowy wojskowy koc i powiedzia艂:

- To jest dubelt贸wka ithaca, obrzyn z r臋koje艣ci膮 od pistoletu obci膮gni臋t膮 ta艣m膮 klej膮c膮. A obok pistolet smith and wesson kaliber trzydzie艣ci dwa z sze艣ciocalow膮 luf膮. Wystarcz膮 w zupe艂no艣ci.

Bobby przykry艂 bro艅 kocem i zamkn膮艂 baga偶nik. Wsiedli do samochodu. Niebo by艂o ciemnor贸偶owe. Kiedy ruszyli, Bobby w艂膮czy艂 radio, kr臋ci艂 ga艂k膮, a偶 znalaz艂 stacj臋 nadaj膮c膮 muzyk臋 powa偶n膮 z San Antonio, grali Noc w tropikach Gottschalka.

- Czasami s艂ucham klasyk贸w - powiedzia艂 Bobby. - Zabijaj膮 komary w mojej g艂owie.

ANIO艁 艢MIERCI

SAILOR POCHYLI艁 SI臉 NAD 艁脫呕KIEM i poca艂owa艂 w艂osy Luli tu偶 nad jej lewym uchem.

- Cze艣膰, kochanie - powiedzia艂a. - Pi艂e艣, co?

- Tylko kilka browark贸w. Czujesz si臋 lepiej?

Lula przewr贸ci艂a si臋 na plecy, przeci膮gn臋艂a i ziewn臋艂a.

- Nie wiem jeszcze. Gdzie by艂e艣?

- Smr贸d prawie ca艂kiem ju偶 znikn膮艂. Ocet rzeczywi艣cie podzia艂a艂.

- Buddy i Sparky zaszli do mnie na chwil臋.

- Co tam u nich?

- Chyba wszystko w porz膮dku. Sparky twierdzi, 偶e Rudy obieca艂, 偶e do weekendu b臋d膮 mogli st膮d wyjecha膰.

- Powinni by膰 szcz臋艣liwi.

- Wi臋c gdzie by艂e艣?

- Pojecha艂em z Bobbym.

Sailor poszed艂 do 艂azienki i op艂uka艂 twarz. Lula wesz艂a za nim i usiad艂a na sedesie, 偶eby zrobi膰 siusiu.

- Mam nadziej臋, 偶e nie masz nic przeciwko, ale nie mog艂am czeka膰. Co knuje pan Peru "Tak Jak Ten Kraj"?

- Nic specjalnego.

- Nie wydaje mi si臋, 偶eby kiedykolwiek w swoim 偶yciu mia艂 jakie艣 dobre zamiary.

- Pewnie nie. - Sailor roze艣mia艂 si臋.

- Sail?

- Mhm?

- Wyjed藕my st膮d.

- Wyjedziemy, Lula, naprawd臋 ju偶 nied艂ugo.

- My艣la艂am o jutrze.

- Mamy tylko czterdzie艣ci baks贸w, s艂oneczko. To wystarczy zaledwie do El Paso.

123

- Wol臋 by膰 w El Paso ni偶 w Big Tuna.

Sailor wyszed艂 z 艂azienki, rozebra艂 si臋 i po艂o偶y艂 do 艂贸偶ka. Lula spu艣ci艂a wod臋, przemy艂a twarz i d艂onie, wysz艂a z 艂azienki i si臋gn臋艂a po paczk臋 papieros贸w le偶膮c膮 na toaletce.

- Nie powinna艣 pali膰, je艣li jeste艣 w ci膮偶y - powiedzia艂 Sailor. - To niem膮dre.

Lula wsadzi艂a more'a w usta i zapali艂a. Zaci膮gn臋艂a si臋 g艂臋boko, wydmuchn臋艂a i wbi艂a wzrok w Sailora.

- A kto m贸wi, 偶e jestem m膮dra? - zapyta艂a. - Planujesz co艣 razem z Bobbym Peru, Sailor?

- A co by to mog艂o by膰. Lula?

- To pieprzony przest臋pca, a ty nie.

- Zabi艂em Boba Raya Lemona, prawda? - za艣mia艂 si臋 Sailor.

- To by艂 wypadek. Za艂o偶臋 si臋 o wszystko, co razem mamy, 偶e Bobby Peru zamordowa艂 ca艂e mn贸stwo ludzi i to wcale nie przez przypadek,

- To by艂o w Wietnamie.

- On nale偶y do takich, kt贸rym si臋 to podoba艂o.

- Lula, musz臋 si臋 przespa膰.

- Buddy opowiedzia艂 mi o Cao Ben.

- Co?

- To by艂a masakra. 呕o艂nierze wymordowali staruszk贸w, kobiety i dzieci i zakopali ich w okopie. Bobby Peru pewnie zabi艂 najwi臋cej.

- Lula, mo偶e to zrobi艂, nie wiem. Teraz to bez znaczenia. Wielu facet贸w nie panowa艂o nad sob膮 w czasie wojny i to nie ich wina.

Lula zaci膮gn臋艂a si臋 mocno.

- Naprawd臋 lubi臋 pali膰, Sailor. Szkoda, 偶e tobie to przeszkadza.

Sailor odwr贸ci艂 si臋 plecami do Luli i naci膮gn膮艂 na g艂ow臋 poduszk臋.

- Pami臋tasz t臋 Meksykank臋, Perdit臋 Durango, kt贸ra w艂贸czy si臋 z Bobbym Peru? Wiesz, 偶e utopi艂a swoje dziecko? Opowiedzia艂a mi o tym Katy z supermarketu, kiedy posz艂am kupi膰 ocet.

- Czy kto艣 powiedzia艂 ci co艣 jeszcze, o czym nie zd膮偶y艂a艣 mi opowiedzie膰?

124

- Ten facet to anio艂 艣mierci, Sailor. Je艣li si臋 z nim zwi膮偶esz, b臋dziesz tego 偶a艂owa艂. Je艣li tylko b臋dziesz wtedy jeszcze 偶y艂.

- Dzi臋ki, kochanie, wiem, 偶e m贸wisz to wszystko w moim najlepszym interesie, i naprawd臋 to doceniam. Kocham ci臋, ale teraz musz臋 ju偶 spa膰.

Lula odpali艂a drugiego more'a od pierwszego i zgasi艂a go na blacie toaletki.

- Kurwa - powiedzia艂a cicho. - Kurwa, kurwa, kurwa.

SENS 呕YCIA

- DOBRA, SPARK, PROSZ臉 - powiedzia艂 Buddy, odk艂adaj膮c d艂ugopis na kontuar. - Oto moja pierwsza dziesi膮tka wszech czas贸w, bez jakiego艣 konkretnego porz膮dku. Lucille Littie Richard, Lonely Nights The Hearts, He's So Fine The Chiffons, Be My Baby The Ronettes, Sea ofLoue Phii Philips, High Blood Pressure Huey "Piano" Smith i The Clowns, It's Raining Inna Thomas, You're No Good Betty Everett, I'd Rather Go Blind Etta James i Sitting on the Dock of the Bay Otis Redding. Co o tym my艣lisz?

- Sam te偶 zawsze mia艂em s艂abo艣膰 do Sea of Love - powiedzia艂 Sparky - ale gdzie jest My Pretty Quadroon Jerry Lee Lewis? 呕artowa艂em tylko. Ale co powiesz przynajmniej o Breathless? Gdzie jest Sam Cooke? Elvis? Chuck Berry? Just One Look Doris Troy?Stoy Maurice Williams? I'm a King Bee Slim Harpo? Albo Little Darling The Gladiolas? If You Lose Me, You'll Lose a Good Thing Barbara Lynn? Marvin Gaye? Littie Miss Comshucks? Sugar Pie DeSanto? Beatlesi? Stonsi?

-Wszyscy nie zmieszcz膮 si臋 w pierwszej dziesi膮tce. To s膮 te, kt贸re ja wybra艂em. Nie chcia艂em sprawi膰 przyjemno艣ci nikomu poza sob膮 samym. A tak przy okazji, uk艂adanie takich list zabija czas.

Buddy i Sparky siedzieli w Bottomley's Drug, pij膮c 7-Up. Temperatura na zewn膮trz wynosi艂a czterdzie艣ci sze艣膰 stopni.

- No tak, mo偶e by艣cie na to spojrzeli - powiedzia艂a Katy, kt贸ra sta艂a za kontuarem, czytaj膮c wczorajsze wydanie "San Antonio Light". - Wiedzia艂am, 偶e pewnego dnia co艣 takiego mu si臋 przydarzy.

- O kim m贸wisz? - zapyta艂 Buddy.

- O Joe Donie Looneyu, pi艂karzu. Najlepszym obro艅cy

126

w historii lice贸w w Teksasie. Sp贸jrzcie tutaj. - Poda艂a gazet臋 Buddy'emu.

- Joe Don Looney zgin膮艂 w wypadku - przeczyta艂 na g艂os. -Zgodnie z oficjalnym komunikatem Joe Don Looney, pi艂karz dru偶yn szkolnych i zawodowych futbolu ameryka艅skiego, znany jako buntownik zar贸wno na boisku, jak i poza nim, zgin膮艂 w sobot臋 w wypadku motocyklowym w po艂udniowo-zachodnim Teksasie. Zdaniem Wydzia艂u Bezpiecze艅stwa Publicznego, czterdziestopi臋cioletni Looney zgin膮艂, kiedy nie uda艂o mu si臋 pokona膰 zakr臋tu na autostradzie numer 118. Wed艂ug policyjnego raportu, Looney spad艂 z motocykla i uderzy艂 w druciany p艂ot.

- Tak samo jak Lawrence z Arabii - zauwa偶y艂 Sparky.

- Nigdy nie s艂ysza艂am o 偶adnej Arabii w Teksasie - powiedzia艂a Katy.

- Do wypadku dosz艂o oko艂o godziny 贸smej trzydzie艣ci rano oko艂o dwunastu kilometr贸w na p贸艂noc od miasta Study Butte w rolniczym hrabstwie Brewster - czyta艂 dalej Buddy. - Pi艂karz poni贸s艂 艣mier膰 na miejscu. Looney przez kr贸tki czas ucz臋szcza艂 do Texas Christian, nast臋pnie zapisa艂 si臋 do Cameron Junior College w Oklahomie, gdzie wyr贸偶nia艂 si臋 jako sportowiec.

- Jego 偶ycie nigdy ju偶 nie by艂o takie samo, odk膮d wyjecha艂 z Teksasu - rzuci艂a Katy.

- Zosta艂 zawodnikiem All-Junior College All-Star. Powo艂a艂 go 贸wczesny trener Oklahomy Bud Wilkinson. W 1962 roku Looney przebieg艂 osiemset pi臋膰dziesi膮t dwa jardy i zosta艂 powo艂any do zespo艂u All-Big Eight Conference, ale Wilkinson poprosi艂 go o opuszczenie Sooners贸w ze wzgl臋du na problemy z dyscyplin膮. Looney odwo艂a艂 si臋 do Wilkinsona i otrzyma艂 zezwolenie na pozostanie. Zosta艂 jednak usuni臋ty z zespo艂u w nast臋pnym roku, kiedy zaatakowa艂 trenera dru偶yny Uniwersytetu Oklahoma.

- Dziki by艂 z niego dzieciak, to prawda - wtr膮ci艂a Katy.

- W roku 1963 Looney zosta艂 w pierwszej rundzie wybrany przez New York Giants. Gra艂 nast臋pnie w jeszcze trzech zawodowych klubach, w Baltimore, Detroit i Waszyngtonie.

Buddy z艂o偶y艂 gazet臋 i od艂o偶y艂 j膮 na kontuar.

- Joe Don by艂 legend膮, kiedy by艂am ma艂膮 dziewczynk膮 -

127

rzek艂a Katy. - I do tego taki przystojny. Ale w ko艅cu zupe艂nie zbzikowa艂.

- Wyjecha艂 do Indii - przypomnia艂 sobie Buddy - studiowa艂 z guru i zosta艂 wegetarianinem. Pami臋tam, 偶e ca艂kiem niedawno widzia艂em go w telewizji, chyba Magazyn Ligi Pi艂karskiej zrobi艂 o nim kr贸tki reporta偶. W latach sze艣膰dziesi膮tych du偶o 膰pa艂, jak wszyscy, a w latach siedemdziesi膮tych pojecha艂 do Indii, znalaz艂 sobie mistrza i zmieni艂 styl 偶ycia. Po kilku latach wr贸ci艂 do Teksasu i postawi艂 sobie dziesi臋cioboczny dom na pustyni. Od 艣rodka na ka偶dej 艣cianie wisia艂 portret jego guru. Mieszka艂 samotnie i wi臋kszo艣膰 czasu sp臋dza艂 na modlitwach. Sam przygotowywa艂 sobie specjalne po偶ywienie, 偶y艂 w celibacie i nie bra艂 narkotyk贸w ani 偶adnych lekarstw. Powiedzia艂 dziennikarzowi z telewizji, 偶e wszystko, czego nauczy艂 si臋 jako dzieciak: 偶eby by膰 twardym pi艂karzem 偶ywi膮cym si臋 pieczonymi kurczakami, by艂o z艂e. Dlatego zawsze by艂o mu tak trudno, stwierdzi艂, bo tak naprawd臋 nie wierzy艂 w to, co mia艂 robi膰.

- Mia艂 racj臋 - oznajmi艂 Sparky. - Przynajmniej dowiedzia艂 si臋 o tym, zanim umar艂 na atak serca od mi臋sa i faszerowania si臋 sterydami.

- Temu ch艂opcu by艂a pisana wczesna 艣mier膰 - zawyrokowa艂a Katy - niewa偶ne, jak do niej dosz艂o. Sens 偶ycia, bardzo pi臋knie, ale 艣mier膰 to 艣mier膰, wiecie, o czym my艣l臋?

PRZYJACIELE

- MI艁O, 呕E WPAD艁E艢 - powiedzia艂a Perdita.

Bobby pu艣ci艂 drzwi wej艣ciowe, kt贸re zatrzasn臋艂y si臋 za nim.

- Przecie偶 m贸wi艂em.

Perdita usiad艂a na kanapie, wytrz膮sn臋艂a marlboro z paczki le偶膮cej na stoliku do kawy i zapali艂a go czerwonym bikiem. Bobby chodzi艂 po pokoju. 呕abki na podeszwach i obcasach jego but贸w stuka艂y g艂o艣no na pod艂odze z twardego drewna.

- Nadal jeste艣 na mnie w艣ciek艂a? - spyta艂.

- Nadal pieprzysz szesnastolatki?

U艣miechn膮艂 si臋, nie przestaj膮c kr膮偶y膰 po pokoju.

- 呕adna ma艂olata nie pr贸bowa艂a nigdy doskoczy膰 do mnie z majchrem.

- 呕a艂uj臋, 偶e ci臋 zdrowo nie poci臋艂am.

- Jakie艣 wiadomo艣ci od Tony'ego?

- Juana dzwoni艂a. Zostaj膮 jeszcze na tydzie艅. Bobby zatrzyma艂 si臋 i wpatrzy艂 w rodzinn膮 fotografi臋 na 艣cianie.

- Jeszcze par臋 dni w krowim mie艣cie? To ty? Perdita odwr贸ci艂a g艂ow臋 i spojrza艂a, po czym odwr贸ci艂a si臋 ponownie.

- Tak.

- Ile mia艂a艣 lat? Dwana艣cie?

- Prawie. Jedena艣cie i p贸艂. Dziesi臋膰 lat temu w Corpus.

- Hm, hm. Smakowity by艂 z ciebie k膮sek.

- Nikt nie pr贸bowa艂.

- Szkoda.

Bobby odwr贸ci艂 si臋, pochyli艂 i zbli偶y艂 od ty艂u twarz do twarzy Perdity.

- Kobra chce zaatakowa膰, chica - rzek艂.

Perdita skrzy偶owa艂a nogi, nie przestaj膮c pali膰. Bobby zbli-

129

偶y艂 d艂onie do przodu jej bluzki i chwyci艂 drobne piersi. Perdita udawa艂a, 偶e tego nie dostrzega. Potar艂 jej brodawki koniuszkami palc贸w, sprawiaj膮c, 偶e stwardnia艂y. Przypali艂a jego lewy przegub papierosem.

Bobby odskoczy艂, a potem z艂apa艂 Perdit臋 za w艂osy i 艣ci膮gn膮艂 j膮 z kanapy na pod艂og臋. 呕adne nie odezwa艂o si臋 s艂owem. Ona pr贸bowa艂a si臋 podnie艣膰, ale Bobby przyciska艂 j膮 do pod艂ogi butem, kt贸ry trzyma艂 na jej piersi, dmuchaj膮c na oparzony przegub. Perdita odepchn臋艂a jego nog臋 i odsun臋艂a si臋 na bok;

Podnios艂a si臋 i splun臋艂a na niego.

Bobby u艣miechn膮艂 si臋.

- Wiedzia艂em, 偶e mo偶emy znowu zosta膰 przyjaci贸艂mi - powiedzia艂.

O JEDEN KROK

LULA CZYTA艁A ARTYKU艁 W GAZECIE o Evelu Knievelu, cz艂owieku, kt贸ry pr贸bowa艂 przeskoczy膰 na motocyklu w kszta艂cie rakiety szeroki na p贸艂tora kilometra i g艂臋boki na tysi膮c osiemset metr贸w kanion Snake River, ponad pi臋膰dziesi臋ciometrowe fontanny przed jednym z hoteli kasyn Las Vegas, trzyna艣cie pi臋trowych autobus贸w w Londynie, basen pe艂en rekin贸w w stoczni w Chicago. Dokona艂 jeszcze kilku podobnych pr贸b zdobycia s艂awy za kierownic膮. Przeskakuj膮c Snake River, Knievel rozbi艂 si臋 o zbocze g贸ry. Po艂ama艂 przynajmniej czterdzie艣ci ko艣ci, w tym r臋ce i miednic臋, i odni贸s艂 liczne obra偶enia m贸zgu. Wed艂ug autor贸w artyku艂u, Knievel ma w ciele przynajmniej tuzin stalowych p艂ytek, a teraz chodzi z pomoc膮 laski ze z艂ot膮 r膮czk膮 i ukrytym wewn膮trz ostrzem, poniewa偶 na skutek jednej z operacji jego lewa noga jest o ponad centymetr kr贸tsza od prawej.

Patsy Cline zgin臋艂a w jakim艣 wypadku, kiedy by艂a naprawd臋 m艂oda, przypomnia艂a sobie Lula. Patsy 艣piewa艂a takim s艂odkim g艂osem o szale艅stwach. Ale ten szalony pomys艂 przekracza艂 ju偶 wszelkie granice.

Z艁Y DZIE艃 BOBBYEGO

- WE殴 SOBIE JEDN膭 PAR臉 - powiedzia艂 Bobby Peru, podaj膮c Sailorowi plastykowe opakowanie.

- Co to jest?

- Rajstopy. S膮 lepsze ni偶 po艅czochy. Naci膮gnij jedn膮 nogawk臋 na twarz, a drug膮 zarzu膰 sobie z ty艂u g艂owy.

Siedzieli w cadillacu, mniej wi臋cej dwie przecznice od supermarketu Ramos w Iraku. Perdita za kierownic膮, Bobby obok niej, a Sailor na tylnym siedzeniu. Dach by艂 podniesiony.

- Tu jest pistolet. - Bobby wyci膮gn膮艂 zza paska smith and wessona i poda艂 go Sailorowi. - Pami臋taj, kiedy tylko dostaniemy si臋 do sklepu, masz trzyma膰 rewolwer tak, 偶eby te dupki go widzia艂y. Kiedy zobacz膮 ithak臋 i smitha, b臋d膮 wiedzieli, 偶e nie 偶artujemy.

Perdita wyrzuci艂a papierosa przez okno, natychmiast si臋gn臋艂a po nast臋pnego i zapali艂a go zapalniczk膮 zamontowan膮 w desce rozdzielczej.

- Do roboty, Bobby - zarz膮dzi艂a.

Bobby wci膮gn膮艂 na g艂ow臋 nogawk臋 rajstopy i poprawi艂 j膮. Jego twarz by艂a teraz pokrzywiona, zniekszta艂cona i p艂aska, usta rozlewa艂y si臋 na dolnej po艂owie jak nale艣niki, a w艂osy przyklejone do czo艂a wygl膮da艂y jak po艂amane z臋by grzebienia.

- Naprz贸d! - odezwa艂 si臋 Bobby scenicznym szeptem, odwracaj膮c gwa艂townie g艂ow臋 w stron臋 Sailora, jak atakuj膮ca 偶mija. - Nak艂adaj mask臋!

Sailor rozerwa艂 opakowanie i naci膮gn膮艂 na g艂ow臋 nylonow膮 nogawk臋, rozci膮gaj膮c j膮 w 艂ydce, 偶eby sobie dopasowa膰.

Perdita zatrzyma艂a w贸z przed sklepem. Ulica by艂a pusta.

- Nie wy艂膮czaj silnika, Chiquita. To nie potrwa d艂ugo - rzuci艂 Bobby.

132

By艂a druga po po艂udniu, s艂o艅ce sta艂o wysoko na niebie. Kiedy Sailor wysiad艂 z samochodu, po raz pierwszy poczu艂 gor膮co. A偶 do tej chwili by艂 jak martwy. Minione godziny up艂yn臋艂y mu jak w transie, nie zdawa艂 sobie sprawy z temperatury i z niczego innego poza up艂ywem czasu. Czternasta zero zero, t臋 w艂a艣nie godzin臋 wyznaczy艂 Bobby. Obieca艂, 偶e wyjd膮 ze sklepu o czternastej zero trzy i trzydzie艣ci sekund, z kwot膮 oko艂o pi臋ciu tysi臋cy dolar贸w.

Bobby wszed艂 pierwszy, nios膮c czarn膮 p艂贸cienn膮 torb臋 sun-dog w lewej r臋ce. Podni贸s艂 w prawej obrzyna i mocnym g艂osem krzykn膮艂 do dw贸ch m臋偶czyzn stoj膮cych za lad膮.

-Przejd藕cie na zaplecze, obydwaj, i to ju偶!

Wykonali jego polecenie. Obydwaj po pi臋膰dziesi膮tce, pe艂ni godno艣ci, w okularach z drucianymi oprawkami i z 艂ysinami na czubku g艂owy, wygl膮dali jak bracia.

- Zosta艅 tutaj - powiedzia艂 Bobby do Sailora, id膮c za ekspedientami. - Nie spuszczaj oka z drzwi. Gdyby ktokolwiek wchodzi艂, ka偶 mu te偶 przej艣膰 na zaplecze i to szybko.

Sailor trzyma艂 wysoko swojego smitha, tak by wsp贸lnik m贸g艂 go zobaczy膰. Za plecami s艂ysza艂, jak Bobby wydaje m臋偶czyznom polecenie otwarcia sejfu. 呕aden z nich, o ile Sailor m贸g艂 stwierdzi膰, nie odezwa艂 si臋 jeszcze s艂owem.

Zast臋pca szeryfa hrabstwa Iguana przejecha艂 wozem patrolowym przed eldoradem z w艂膮czonym silnikiem. Wysiad艂 i podszed艂 do cadiilaca. Spojrza艂 na Perdit臋 przez swoje lotnicze ray-bany, u艣miechn膮艂 si臋 i po艂o偶y艂 d艂onie na dachu wozu.

- Czeka panienka na kogo艣? - zapyta艂.

- Mi esposo - odpar艂a Perdita. - Poszed艂 do sklepu na zakupy.

- Niech pani lepiej uwa偶a z tym papierosem. Za chwil臋 si臋 pani poparzy.

Perdita zgasi艂a marlboro w popielniczce.

- Gracias, panie oficerze.

Bobby wybieg艂 ze sklepu w po艣piechu, wci膮偶 maj膮c na g艂owie nogawk臋 rajstopy, z torb膮 w jednej i obrzynem w drugiej r臋ce. Perdita wrzuci艂a wsteczny bieg i ruszy艂a, przewracaj膮c policjanta na ziemi臋. Przejecha艂a eldoradem pi臋膰dziesi膮t metr贸w, zahamowa艂a ostro, wrzuci艂a jedynk臋, w贸z zadr偶a艂 z艂owrogo, ale Perdita zdo艂a艂a go opanowa膰. Wcisn臋艂a gaz do dechy i ju偶 nie obejrza艂a si臋 za siebie.

133

Zast臋pca opad艂 na jedno kolano z rewolwerem w obu d艂oniach. Pierwsza kula trafi艂a Bobby'ego w lewe udo, a druga posz艂a w lewe biodro. Szok sprawi艂, 偶e Bobby wypu艣ci艂 torb臋. Impet drugiego strza艂u szarpn膮艂 praw膮 r臋k膮 Bobby'ego tak, 偶e obie lufy obrzyna znalaz艂y si臋 dok艂adnie pod jego brod膮. Ithaca wypali艂a, posy艂aj膮c Bobby'ego ty艂em prosto w napis RAMOS umieszczony na szybie sklepu spo偶ywczego.

Sailor wychodzi艂 w艂a艣nie za Bobbym, kiedy zobaczy艂 uciekaj膮c膮 Perdit臋. Gdy tylko zauwa偶y艂 policjanta, pad艂 na ziemi臋, wypuszczaj膮c smitha. Po艂o偶y艂 r臋ce nad g艂ow膮 w rajstopach i trzyma艂 twarz przy ziemi, a偶 zast臋pca szeryfa nie poleci艂 mu wsta膰.

SKARB MARIETTY

- HALO, MACE, TU JOHNNIE.

- Dobrze, 偶e dzwonisz, ch艂opie. Jeste艣 nadal na wsch贸d od El Paso?

- Siedzimy w Best Western w Fort Stockton.

- B臋dziecie potrzebowa膰 dw贸ch godzin, 偶eby znale藕膰 Lul臋. W艂a艣nie us艂ysza艂em w wiadomo艣ciach, 偶e Sailor Ripley i jaki艣 drugi m臋偶czyzna pr贸bowali dokona膰 napadu na sklep spo偶ywczy w Iraku. Ripley siedzi w wi臋zieniu hrabstwa Iguana w Big Tuna. Zast臋pca szeryfa postrzeli艂 i zabi艂 tego drugiego.

- Wielkie dzi臋ki, Maceo. Jeszcze si臋 zdzwonimy.

- Kiedy tylko zechcesz.

Lula siedzia艂a na 艂awce w poczekalni s膮du hrabstwa Iguana, kiedy do 艣rodka weszli Johnnie i Marietta. Gdy tylko Marietta zobaczy艂a Lul臋, podbieg艂a do niej, usiad艂a obok, przytuli艂a i poca艂owa艂a.

- Och, kochanie, zaczyna艂am ju偶 my艣le膰, 偶e ju偶 ci臋 nigdy nie zobacz臋.

艁zy sp艂ywa艂y jej po policzkach. Przyciska艂a Lul臋 do siebie, a ona si臋 nie opiera艂a.

- Malutka, tak mi przykro. Wiem, 偶e uwa偶asz mnie za star膮 wariatk臋, ale tak bardzo si臋 martwi艂am.

- Nie jeste艣 wcale stara, mamo. Cze艣膰, Johnnie.

- Cze艣膰, Lula. Jak si臋 masz?

- Jestem zm臋czona, zwyczajnie, po prostu zm臋czona jak pies.

- Wracasz do domu, najdro偶sza - powiedzia艂a Marietta. -Johnnie zawiezie nas na lotnisko do San Antonio.

135

-Mamo, Sailor ma powa偶ne k艂opoty. Nie mog臋 go tak po prostu zostawi膰.

Marietta chwyci艂a Lul臋 za ramiona i spojrza艂a na ni膮. Lula mia艂a przekrwione oczy, w艂osy przet艂uszczone i w str膮kach i blade policzki.

- Och, tak, mo偶esz - powiedzia艂a Marietta.

LIST LULI

Sailor Ripley

461208 Walls Unit

Huntsville, Teksas 77340

Najdro偶szy Sailorze Kochanie!

Najpierw na pewno chcesz si臋 dowiedzie膰 偶e postanowi艂am urodzi膰 nasze dziecko. Mamie si臋 to z pocz膮tku nie podoba艂o ale teraz jest ca艂a szcz臋艣liwa. Nazw臋 je Pace niewa偶ne czy to ch艂opiec czy dziewczynka. Pace Ripley brzmi nie藕le co? Troch臋 trudno uwierzy膰 偶e Pace b臋dzie mia艂 dziesi臋膰 lat kiedy wyjdziesz.

Co jeszcze mog臋 ci napisa膰? Czuj臋 si臋 艣wietnie nie jest a偶 tak strasznie by膰 z mam膮 bo uspokoi艂a si臋 bardzo. My艣l臋 偶e nasza ucieczka bardzo j膮 wystraszy艂a i teraz ma dla mnie wi臋cej szacunku. Nie m贸wi nawet 藕le o Tobie a przynajmniej nie tak cz臋sto. Wyja艣ni艂am jej jak bardzo si臋 martwi艂e艣 偶e nie mamy pieni臋dzy i 偶e mamy mie膰 dziecko i 偶e to wszystko oczywi艣cie nie by艂o 偶adnym usprawiedliwieniem 偶eby zaraz robi膰 napad z broni膮 w r臋ku ale tak to ju偶 jest.

Mam nadziej臋 偶e nie jest Ci tak strasznie za kratkami chocia偶 wiem jak bardzo nienawidzisz zamkni臋cia. W teksa艅skim wi臋zieniu jest inaczej ni偶 w Pee Dee? Za艂o偶臋 si臋 偶e nie by艂o tam fajnie. Lekarz twierdzi 偶e powinnam zosta膰 w domu do ko艅ca ci膮偶y. Co艣 jest ze mn膮 nie tak ale je艣li nie b臋d臋 si臋 rusza膰 i pali膰 i b臋d臋 jad艂a porz膮dnie czego pilnuj膮 mama i jej przyjaci贸艂ka Dalceda Delahoussaye to twierdzi 偶e wszystko b臋dzie dobrze. Naprawd臋 trudno jest nie pali膰. T臋skni臋 za moimi more'ami!!! Czuj臋 si臋 jakbym ja te偶 siedzia艂a w wi臋zie-

137

niu ale wiem 偶e za sze艣膰 miesi臋cy wszystko si臋 sko艅czy i b臋d臋 Ci mog艂a pokaza膰 syna albo c贸rk臋. Nasze dziecko!!!

Mam nadziej臋 偶e wiesz jak bardzo mi przykro 偶e nie mog臋 Ci臋 odwiedza膰 ale je艣li tylko mog臋 pisa膰 listy to OK bo lubi臋 pisa膰. Wiedzia艂e艣 偶e Johnnie Farragutjest pisarzem? Mama powiedzia艂a 偶e pokaza艂 jej kilka swoich opowiada艅 i innych rzeczy kt贸re napisa艂 i podoba艂y jej si臋. Powiedzia艂a 偶e ma ciekaw膮 wyobra藕ni臋.

Czy z艂apano Perdit臋 Durango? Za艂o偶臋 si臋 偶e jest teraz w Meksyku czy gdzie艣 poza zasi臋giem w艂adz. Musz臋 si臋 przyzna膰 偶e wcale si臋 nie przej臋艂am tym 偶e Bobby Peru zosta艂 zastrzelony. Nale偶a艂 do tych typ贸w kt贸rym si臋 co艣 takiego nale偶y od pocz膮tku i zabi艂 te偶 o czym wiemy. Pami臋tam 偶e kiedy艣 nazwa艂am go anio艂em 艣mierci no c贸偶 do nieba na pewno nie trafi艂 mog臋 si臋 za艂o偶y膰. A je艣li trafi艂 to ja nigdy nie chc臋 tam i艣膰!!!

Bardzo dobrze 偶e od razu si臋 podda艂e艣 i nie pr贸bowa艂e艣 strzela膰 偶eby uciec bo te偶 by艣 zgin膮艂 i nigdy nie zobaczy艂 naszego Pace'a. Mam nadziej臋 偶e odpowiada Ci to imi臋 a je艣li nie to napisz a ja wymy艣l臋 co艣 innego ale kocham je i jestem pewna 偶e ty te偶.

Teraz utn臋 sobie drzemk臋. Pewnie my艣lisz sobie 偶e ci膮gle tylko spa艂am w hotelu Iguana ale doktor m贸wi 偶e czasami ci膮偶a sprawia 偶e matka zachowuje si臋 tak a nie inaczej i ja w艂a艣nie jestem na to dowodem. Kocham Ci臋 Sailor. Nie wiem ile i czy cokolwiek to znaczy dla Ciebie ale t臋skni臋 za Tob膮 czasami okropnie wiem 偶e o mnie my艣lisz bo to czuj臋. T臋skni臋 za tym 偶eby艣 by艂 ze mn膮 i nazywa艂 mnie orzeszkiem bo nikt inny mnie tak nie nazywa.

Jak ju偶 pisa艂am musz臋 znowu odpocz膮膰. Naprawd臋 nie jest 艂atwo tak pisa膰 a przynajmniej nie tak jak wtedy kiedy siedzia艂e艣 w Pee Dee bo to by艂y tylko dwa lata nie dziesi臋膰. Czas wcale nie ucieka prawda kochanie?

Kocham Ci臋 Twoja Lula

LIST SAILORA

Lula P. Fortune

127 Reeves Avenue

Bay St. Clement N. C. 28352

Droga Lulo!

Jak ju偶 pewnie wiesz, ciesz臋 si臋 z dziecka. A Pace, skoro to Twoje nazwisko rodowe i tak dalej, jest w porz膮dku. A co powiesz na drugie imi臋, je艣li to b臋dzie ch艂opiec, 偶eby da膰 mu Roscoe, po moim dziadku? Wiem, 偶e by艂by z tego dumny, chocia偶 dawno ju偶 nie 偶yje. Pace Roscoe Ripley brzmi ca艂kiem nie藕le, prawda? Gdyby to by艂a dziewczynka, wybierz drugie imi臋, jakie sobie 偶yczysz, mnie wszystko jedno. Je艣li nie dasz jej drugiego imienia, te偶 b臋dzie dobrze, chocia偶 mo偶e zechcesz nazwa膰 j膮 Marietta, po twojej matce. Cokolwiek zrobisz, b臋dzie dobrze. Dbaj tylko o swoje zdrowie.

Masz racj臋, nie jest tutaj tak jak w Pee Dee. Wcale nie. Za tymi murami siedz膮 ch艂opaki o wiele gorsze ni偶 Bobby Peru, mo偶esz si臋 za艂o偶y膰. Jest te偶 blok 艣mierci. Jako艣 sobie radz臋. Najwa偶niejsze jest, 偶eby nie my艣le膰 o przysz艂o艣ci. Masz racj臋, dziesi臋膰 lat to nie dwa. Dziecko b臋dzie mia艂o dziesi臋膰, ale ja b臋d臋 mia艂 ju偶 trzydzie艣ci trzy. Zawsze jest szansa na wcze艣niejsze zwolnienie, ale poprzedni wyrok i to, 偶e z艂ama艂em warunki poprzedniego zwolnienia, prawdopodobnie przekre艣laj膮 tak膮 mo偶liwo艣膰. Nie odpowiadam ich koncepcji niewielkiego ryzyka.

Naprawd臋 nie mam poj臋cia, co si臋 sta艂o z Perdit膮. Znikn臋艂a, jak sama zauwa偶y艂a艣. To dziwna osoba i nie zna艂em jej zbyt dobrze. Powiedz mamie, 偶e jest mi strasznie przykro za absolutnie wszystko, co si臋 sta艂o, i ostatni膮 rzecz膮, jakiej

139

chcia艂em, by艂a twoja krzywda. Jeste艣 jej c贸rk膮, ale chcia艂bym si臋 z tob膮 o偶eni膰, je艣li zgodzi艂aby艣 si臋 na 艣lub, kiedy tu siedz臋. Mo偶na to za艂atwi膰, ju偶 pyta艂em. Kapelan by si臋 tym zaj膮艂, ale wiem, 偶e nie mo偶esz wyjecha膰 z domu. Mo偶e przyjedziesz tutaj po porodzie.

Pisz do mnie cz臋sto, orzeszku. Jestem w pralni na 5. Mamy tutaj czasopisma samochodowe i telewizj臋. Poza tym zostaje tylko poczta.

Kocham Ci臋. Trudno sko艅czy膰 ten list. Kiedy przestan臋 pisa膰, znikniesz. Ale niewiele wi臋cej mam do powiedzenia. Vaya con dios mi amor.

Sailor

RITARDANDO

- JAD臉, MAMO. Musz臋.

- Ale nie zabierzesz ze sob膮 Pace'a.

- Oczywi艣cie, 偶e tak, mamo. Marietta westchn臋艂a.

- O kt贸rej przychodzi autobus Sailora?

- O sz贸stej.

Ani Marietta, ani Lula nie odzywa艂y si臋 przez przynajmniej p贸艂 minuty.

- Masz jakie艣 plany? - spyta艂a wreszcie Marietta.

- My艣l臋, 偶e b臋dziemy musieli zje艣膰 gdzie艣 kolacj臋. Mo偶e p贸jdziemy na grilla przy Stateline. Sailor zawsze lubi艂 havana brown's pig pickin'.

- Powinna艣 by膰 ostro偶na z tym ch艂opakiem, Lula.

- Sailor nie jest ju偶 ch艂opakiem, mamo. Ma trzydzie艣ci trzy lata.

- Nie jego mia艂am na my艣li - powiedzia艂a Marietta. - Boj臋 si臋 o Pace'a.

- Mamo, naprawd臋 musz臋 jecha膰.

- B臋d臋 u Dal, kochanie, gdybym by艂a ci potrzebna.

- Cze艣膰 i pozdr贸w Dal. Porozmawiamy p贸藕niej.

- Do widzenia, Lula. Kocham ci臋.

- Ja te偶 ci臋 kocham.

Marietta pierwsza od艂o偶y艂a s艂uchawk臋. Lula poczu艂a ulg臋, 偶e mama nie powt贸rzy艂a, 偶e ma by膰 ostro偶na.

- Pace? Jeste艣 gotowy, kochanie?

Ch艂opiec wyszed艂 z kuchni do pokoju z czekoladowym batonikiem. Lula podnios艂a si臋 z kanapy i spojrza艂a w wisz膮ce na 艣cianie lustro.

- Nie powiniene艣 je艣膰 teraz s艂odyczy, kochanie.

- To tylko bounty, mamo.

141

Lula uczesa艂a si臋 w ko艅cu, wzi臋艂a torebk臋 i skierowa艂a si臋 do drzwi.

- Chod藕, maluchu.

- Sk膮d b臋dziemy wiedzie膰, jak wygl膮da? - zapyta艂 Pace z tylnego siedzenia.

Lula skr臋ci艂a w lewo w Jeff Davis Highway bez w艂膮czania kierunkowskazu, przez co przeje偶d偶aj膮cy przez skrzy偶owanie kierowca bia艂ego thunderbirda, musia艂 mocno nacisn膮膰 hamulce, 偶eby unikn膮膰 zderzenia. Kierowca zatr膮bi艂 i wydar艂 si臋 na Lul臋.

- Mamo, omal nas nie pozabija艂a艣 - rzek艂 z wyrzutem Pace. Lula przytrzyma艂a kierownic臋 swojego camara lewym 艂okciem, zapalaj膮c jednocze艣nie zapa艂k臋, od kt贸rej odpali艂a more'a. Wyrzuci艂a zapa艂k臋 przez okno i chwyci艂a kierownic臋 obiema d艂o艅mi z papierosem w ustach.

- Pace, prosz臋, nie denerwuj mnie teraz. To nie jest naj艂atwiejszy dzie艅 mojego 偶ycia. I dlaczego w艂a艣ciwie pytasz, sk膮d b臋dziemy wiedzie膰, jak wygl膮da tw贸j tata? Widzia艂e艣 przecie偶 jego zdj臋cie.

- A sk膮d on b臋dzie wiedzia艂, jak wygl膮damy? Widzia艂 nasze zdj臋cie?

Lula zaci膮gn臋艂a si臋 kilka razy w艣ciekle more'em, potem wyj臋艂a go z ust i upu艣ci艂a.

- Do diab艂a, ma艂y! Zobacz, co przez ciebie zrobi艂am.

- Co przeze mnie zrobi艂a艣, mamo?

Lula maca艂a pod艂og臋, a偶 znalaz艂a papierosa.

- Nic, kochanie - powiedzia艂a, gasz膮c papierosa w popielniczce. - Mama po prostu troch臋 ostatnio wariuje.

- Wcale nie wariujesz, mamo.

- Co艣 mi m贸wi, Pasie Roscoe Ripleyu, 偶e dzisiaj masz wyj膮tkowe gadane.

- To babcia wariuje.

Lula nie wiedzia艂a, czy powinna si臋 roze艣mia膰, czy udawa膰, 偶e jest z艂a.

- Kto ci to powiedzia艂?

- Wujek Johnnie.

- W takim razie to musi by膰 prawda. - Lula si臋 roze艣mia艂a.

- Nadal nie jestem pewien, jak wygl膮da m贸j tata.

- Tak jak ty, kochanie. Macie takie same usta, oczy, uszy i nos. R贸偶nicie si臋 tylko w艂osami, bo ty masz czarne jak ja.

142

Zacz臋艂o pada膰, Lula w艂膮czy艂a wi臋c wycieraczki, zaci膮gn臋艂a p艂贸cienny dach i w艂膮czy艂a klimatyzacj臋.

- M贸j tato nigdy nikogo nie zabi艂, prawda, mamo?

- Oczywi艣cie, 偶e nigdy nikogo nie zabi艂. Kto ci o tym opowiedzia艂, Pace?

- S艂ysza艂em, jak babcia rozmawia艂a z wujkiem Johnniem.

- I co?

- Babcia powiedzia艂a, 偶e Sailor zamordowa艂 cz艂owieka.

- 殴le s艂ysza艂e艣, kochanie. Tw贸j tato nigdy nie pope艂ni艂 morderstwa. Na pewno niedok艂adnie s艂ucha艂e艣 babci. Pope艂ni艂 tylko w 偶yciu kilka b艂臋d贸w, nic wi臋cej. Tw贸j tato nigdy nie mia艂 szcz臋艣cia.

Pace pochyli艂 si臋 nad siedzeniem i otworzy艂 okno, wpuszczaj膮c krople deszczu.

- Pace, zamknij to okno. Siedzenie moknie.

- Lubi臋 deszcz, mamo, zaraz wyparuje. Lula pochyli艂a si臋 i zamkn臋艂a okno.

- Jeste艣my ju偶 prawie na miejscu, kochanie. Uspok贸j si臋 na chwil臋.

Lula zaparkowa艂a camaro przed dworcem Trailways i wy艂膮czy艂a silnik. Siedzia艂a i przygl膮da艂a si臋 migoc膮cemu niebiesko-bia艂emu neonowi BUS, kt贸ry ja艣nia艂 na tle ziarnistego szarego nieba i rozlewa艂 si臋 na przedniej szybie.

- Dlaczego tak tu siedzimy, mamo?

- Chc臋 chwil臋 pomy艣le膰, maluchu. Co艣 przypomnia艂o mi o pewnym miejscu, gdzie kiedy艣 mieszka艂am razem z twoim tat膮.

- Gdzie to by艂o?

- W starym hotelu u uj艣cia rzeki. Lula zadr偶a艂a i nie my艣l膮c, wsun臋艂a d艂o艅 pod bluzk臋 i po-pie艣ci艂a swoj膮 lew膮 pier艣.

- Mamo, gor膮co.

Lula otworzy艂a drzwi i razem z Pace'em wysiad艂a z samochodu. Trzymaj膮c si臋 za r臋ce, poszli w ciep艂ym deszczu w stron臋 dworca. Wielki zegar na 艣cianie budynku wskazywa艂 dziesi臋膰 po sz贸stej.

- Boj臋 si臋, mamo.

- Dlaczego, kochanie?

- A jak tata mnie nie polubi? A co b臋dzie, jak nie spodobaj膮 mu si臋 moje czarne w艂osy?

143

- Pace, tw贸j tata kocha艂by ci臋, nawet gdyby艣 nie mia艂 wcale w艂os贸w.

Lula zobaczy艂a Sailora, kiedy tylko otworzy艂a drzwi. Siedzia艂 na plastykowym pomara艅czowym krzese艂ku pod 艣cian膮 i pali艂 papierosa.

- Nadal palisz camele, co? - powiedzia艂a do niego. Sailor u艣miechn膮艂 si臋.

- Pierwsza paczka fabrycznych papieros贸w, jakie dosta艂em od d艂u偶szego czasu.

Podni贸s艂 si臋 i spojrza艂 na Pace'a, kt贸ry wci膮偶 trzyma艂 r臋k臋 Luli. Sailor wyci膮gn膮艂 do niego praw膮 r臋k臋.

- Wi臋c ty jeste艣 moim synem.

- Przywitaj si臋 z tat膮 - podpowiedzia艂a Lula. Pace pu艣ci艂 d艂o艅 Luli i wyci膮gn膮艂 r臋k臋 do Sailora. Ten u艣cisn膮艂 j膮 delikatnie, ale mocno, u艣cisn膮艂 tylko raz i pu艣ci艂.

- Mi艂o ci臋 pozna膰, Pace, wiele o tobie czyta艂em. Sailor spojrza艂 na Lul臋. Mia艂a oczy pe艂ne 艂ez, kt贸re zacz臋艂y sp艂ywa膰 jej po policzkach.

- Dobrze, 偶e pada. - U艣miechn臋艂a si臋. - Nikt nic nie zauwa偶y.

- I tak nikogo pr贸cz mnie to nie obchodzi - zauwa偶y艂 Sailor. Lula zmusi艂a si臋 do 艣miechu.

- Jeste艣 g艂odny? Pace i ja nie jedli艣my jeszcze obiadu.

- Prowad藕.

Sailor podni贸s艂 czarn膮 metalow膮 walizk臋 i wyszed艂 za nimi na dw贸r.

- Koniec z p艂贸ciennymi dachami, co? - odezwa艂 si臋 Sailor, kiedy Lula ruszy艂a.

Otworzy艂a usta, 偶eby odpowiedzie膰, ale zamilk艂a. Wbija艂a wzrok prosto przed siebie, zaciskaj膮c d艂onie na kierownicy. Nagle zjecha艂a na pobocze, wy艂膮czy艂a silnik i wysiad艂a z samochodu.

- Co si臋 sta艂o, mamo? - zapyta艂 Pace.

- Nie martw si臋, synu - powiedzia艂 Sailor, odwracaj膮c si臋 do niego i g艂aszcz膮c ch艂opca po g艂owie. - Posied藕 tu chwilk臋.

Sailor wysiad艂 i podszed艂 do Luli, kt贸ra opiera艂a si臋 o mask臋 wozu.

- Przepraszam, Sailor. Nic na to nie poradz臋. Daj mi chwilk臋, zaraz przestan臋.

- Ch艂opiec si臋 przestraszy艂, Lula. To niedobrze.

144

- Sail, naprawd臋, zaraz si臋 uspokoj臋. Zobacz, to ju偶 tylko deszcz.

- To pomy艂ka, kochanie. Jed藕cie dalej. Ja wr贸c臋 na dworzec.

- O czym ty m贸wisz? W 艣rodku siedzi tw贸j syn. Sailor u艣miechn膮艂 si臋.

- Nigdy mnie nie zna艂. Lula, wi臋c niewiele b臋dzie mia艂 do zapominania. Dla nas te偶 nie powinno by膰 to szczeg贸lnie trudne, skoro nie widzieli艣my si臋 przez dziesi臋膰 lat.

- Jak mo偶esz tak m贸wi膰, Sailor?

- To ma przynajmniej jaki艣 sens, nic wi臋cej. Sailor podszed艂 do wozu, wyj膮艂 kluczyki ze stacyjki. Otworzy艂 baga偶nik, wyci膮gn膮艂 swoj膮 walizk臋 i zatrzasn膮艂 klap臋.

- Sailor, nie, prosz臋 - powiedzia艂a Lula. Sailor wrzuci艂 kluczyki do kieszonki na piersi jej bluzki i wsadzi艂 g艂ow臋 do samochodu.

- Oiga, amigo - powiedzia艂 do Pace'a. - Gdyby kiedy艣 co艣 nie wydawa艂o ci si臋 takie jak nale偶y, przypomnij sobie, co Pan-cho powiedzia艂 do Cisca Kida: "Zbierajmy si臋 w drog臋, zanim ka偶膮 nam ta艅czy膰 bez muzyki na ko艅cu stryczka".

Wyprostowa艂 si臋 i spojrza艂 na Lul臋. Jej d艂ugie, czarne w艂osy wydawa艂y si臋 matowe od deszczu, a tusz do rz臋s sp艂ywa艂 ciemnymi smugami po twarzy.

- 艢wietnie sobie beze mnie radzi艂a艣, orzeszku. Nie ma 偶adnego sensu, 偶ebym sprawi艂, 偶e twoje 偶ycie b臋dzie jeszcze trudniejsze.

Podni贸s艂 walizk臋, poca艂owa艂 Lul臋 delikatnie w usta i odszed艂. Nie zatrzymywa艂a go.

SPIS TRE艢CI

Babskie gadanie .................... 9

Dziko艣膰 serca...................... 11

Wujek Pooch ...................... 15

Marietta i Johnnie .................... 19

Upa艂 ......................... 21

W po艂udniowym stylu. .................. 23

R贸偶nica ........................ 26

Brzoskwinka z Dudelandu ................. 30

Reszta 艣wiata ..................... 33

Nad zatok膮 ....................... 36

Zwykli towarzysze .................... 39

G艂贸d w Ameryce .................... 43

Jak to ptaszki ..................... 46

Zapas energii...................... 50

Locus ceruleus ..................... 52

Zwierz臋ce 偶ycie ..................... 58

Sen Sailora ...................... 61

Polski ojciec ...................... 64

Autostopowicz ..................... 66

M贸w mi mi艂e rzeczy ................... 69

Przetrwa膰 ....................... 71

Stare ha艂asy ...................... 74

Nocne 偶ycie ...................... 77

Nocny blues ...................... 81

Tajemnica Dal ..................... 83

Z艂e pomys艂y ...................... 85

Z艂e wie艣ci ....................... 88

Nie umieraj dla mnie ................... 82

W samym 艣rodku pustki ................. 95

Witamy w Big Tuna ................... 98

Na samym ko艅cu 艣wiata ................. 101

Noc w Nacogdoches ................... 105

Opowie艣膰 Czytacza ................... 108

Noc i dzie艅 w hotelu Iguana ................ 112

M艂ode lata ....................... 116

Komary ........................ 119

147

Anio艂 艣mierci ...................... 123

Sens 偶ycia ... .................... 126

Przyjaciele ....................... 129

O jeden krok ...................... 131

Z艂y dzie艅 Bobby'ego ................... 132

Skarb Marietty ..................... 135

List Luli ....................... 137

List Sailora ...................... 139

Ritardando ...................... 141

Koniec



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Barry Gifford Dziko艣膰 serca
Gifford Barry Dzikosc serca
Dziko艣膰 serca, szale艅stwo umys艂u
mi艂o艣膰 przyja藕艅, Dziko艣膰 serca, Dziko艣膰 serca, szale艅stwo umys艂u / 13 luty 2008
mi艂o艣膰 przyja藕艅, Dziko艣膰 serca, Dziko艣膰 serca, szale艅stwo umys艂u / 13 luty 2008
0188 Darcy Emma Poskromi膰 dziko艣膰 serca
0691 Greene Jennifer Dziko艣膰 serca
Dziko艣膰 mego serca
choroby naczyn i serca(1)
Rozwoj serca i ukladu krazenie
Choroba niedokrwienna serca
Niewydolno露膰 serca
Tamponada serca, Karpacz, 2008
Zaburzenia rytmu serca

wi臋cej podobnych podstron