40 STAŁY BYWALEC


STAŁY BYWALEC

Serfozo siedział w kuchni razem z Verą Bocz. Serfozo rozebrany do koszuli i w kalesonach, Vera Bocz w postrzępionej, krótkiej podomce, boso, z podwiniętymi nogami.

Był wieczór, ale oboje wyglądali tak, jakby przed chwilą się obudzili, z pochylonymi głowami, od niechcenia mrużąc oczy. Blask lampy padał na wytarte po jedzeniu chlebem talerze, na siwiejący kark mężczyzny oraz pulchną szyję kobiety. W ciszy trawili wcześnie spożytą kolację, kiedy rozległ się dzwonek. Serfozo zarzucił na ramiona brązowy szpitalny chałat i powoli ruszył w stronę przedpokoju.

— Proszę nie wpuszczać obcego — rzuciła za nim Vera Bocz. — Nie mam ochoty się ubierać.

Serfozo szybko powrócił do kuchni i nachylił się nad Verą Bocz.

— Szukają biednego Harkalya — powiedział smutno i bezradnie.

— Mam nadzieję, że powiedzieliście, co się z nim stało — szepnęła kobieta.

Serfozo przecząco pokiwał głową i z zakłopotaniem poprawił okrycie na ramieniu.

— Nic mu nie powiedziałem. Niech mu to pani powie, Vero, jeśli lubi pani o takich sprawach mówić.

Vera Bocz podeszła boso do drzwi i lekko je uchyliła, aby zobaczyć, kto przyszedł. Przed drzwiami stał mężczyzna z płaszczem przerzuconym przez ramię i kapeluszem w ręku. Kobieta ledwo rzuciła okiem i wróciła na swoje krzesło.

— Wpuście go — powiedziała do Serfozo.

— Proszę przynajmniej nakryć uda tym szlafrokiem — powiedział Serfozo w drodze do przedpokoju i otworzył drzwi.

— Proszę wejść! — powiedział.

Vera Bocz podciągnęła pod siebie bose stopy i poprawiała ledwo przykrywającą kolana podomkę.

— Proszę wybaczyć — powiedziała do mężczyzny — jak pan widzi, jesteśmy po domowemu.

Obcy wykonał kapeluszem gest pełen wyrozumiałości.

— Pan w jakiej sprawie? — zapytał Serfozo i podsunął gościowi krzesło.

— Tu zwykłem nocować — odpowiedział przybysz — u Harkalya. Z reguły razem spędzaliśmy wszystkie dwudniowe święta.

Vera Bocz zmierzyła gościa wzrokiem od stóp do głów.

Miał ciemne oczy, gładkie włosy i czerwoną krechę na czole po zbyt ciasnym kapeluszu. Kobieta obciągnęła na udach ciasnawą podomkę. Serfozo sięgnął po talerze, zdjął też obrus i strząsnął okruchy do zlewu.

— Prawda jest taka — powiedział, stojąc tyłem do gościa — że Harkalya nie ma w domu.

— Na pewno przyjdzie — uśmiechnął się gość.

Serfozo złożył obrus i schował do szuflady stołu.

— Raczej nie przyjdzie — powiedział cicho. — Już wspomniałem, że jest daleko stąd.

— Rozumiem — przytaknął gość. — Jego pokój jest wolny.

Vera Bocz spojrzała gościowi w oczy.

— Nie całkiem — powiedziała — bo aktualnie to my zajmujemy ten pokój.

— Słowem i państwo również — stwierdził pogodnie przybysz. — To wszystko w porządku, bo ja tu jestem stałym bywalcem. Stołuję się na mieście, ale poproszę o klucz od bramy.

Vera Bocz wysunęła bosą stopę w kierunku Serfozo i dwoma palcami nogi szarpnęła nogawkę jego kalesonów.

W trakcie tego ruchu podomka podsunęła się, odsłaniając do połowy jej udo. Serfozo mimo to sięgnął do wiszącej na wieszaku marynarki, wyjął z kieszeni klucz i podał go gościowi.

— Proszę uprzejmie.

— Całujrączki — powiedział przybysz i włożył na głowę kapelusz. — Do widzenia! — a Serfozo otworzył mu drzwi.

— Ejże! — powiedziała Vera Bocz, kiedy gość już wyszedł, a Serfozo zamknął za nim drzwi. — Wy to macie poważne zahamowania.

— Bądźmy całkiem szczerzy, Vero — powiedział Serfozo. — Przecież to wy zaprosiliście go do środka. Tak, Vero, z całą pewnością wy, a nie ja.

— Ale nie po to, aby tu razem z nami spał.

— Dokładnie właśnie po to! — powiedział Serfozo. — Vero, wy już sami ze sobą nie możecie wytrzymać. Proszę teraz ładnie pościelić łóżko.

Przeszli do pokoju, wyjęli pościel Harkalya, jego olbrzymią, dawno nieużywaną pierzynę i pościelili łóżko. Potem pościelili też własne łoże i wkrótce się położyli.

— Mogę podyskutować? — zapytał w łóżku Serfozo. — Albo ciągle jeszcze myśli Vera o tym gościu w kapeluszu?

— Jasne, że o nim myślę — odpowiedziała Vera Bocz. — O tym, że jeszcze nie raz się tu pojawi. Ilekroć będą dwudniowe święta.

— Niewykluczone — zgodził się Serfozo. — Wygląda na to, że stale będzie tu sypiał. Wtedy, Vero, będziecie mogli go bliżej poznać.

— Dobrze będzie, jak wyniuchacie, jak się on nazywa.

Kto, co i skąd, jaką ma naturę. Takie rzeczy trzeba wiedzieć.

— Ty, Vero, masz gładką skórę, jak ją zobaczy, to wszystko sam wyśpiewa — powiedział Serfozo. — Po co więc takie zadania mnie powierzać?

Chustą przykryli nocną lampkę, żeby im światło nie przeszkadzało i żeby gość, kiedy wróci, mógł trafić na swoje miejsce. Do północy leżeli w milczeniu, uważnie się obserwując. Wreszcie Serfozo się odezwał:

— Czy teraz już mogę się zbliżyć, czy też ciągle myślicie o tym drugim?

— Myślę o tym — szepnęła Vera Bocz — że wszystkie knajpy już dawno zamknęli. A wy co myślicie, co ten osobnik zrobi z naszym kluczem do bramy?

— Albo otworzy nim bramę, albo nie wiem co. A może już dawno go wyrzucił. Ale nie szkodzi, mamy jeszcze jeden zapasowy klucz.

Przełożył Tadeusz Olszański



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
MSR 40 KOREFERAT NIERUCHOMOSCI INWEST
2 Prąd stały
40
40 0610 013 05 01 7 General arrangement
Nasze opracowanie pytań 1 40
DTR KWSOI 40
page 40 41
39 40
3 3 Ruch obrotowy 40 46
40 Bernady (2), Mieszanka WIŚ, Fizyka Wiś Iś
40 iG G wykres
40 Ćw@
40
akrylany slajdy0 40
39 40
lab IEIP zaoczni prad staly
Backfire Ultimate SLX 3 40
0 40 czerwiecid 1812

więcej podobnych podstron