Gal


William Barclay

LIST
DO GALACJAN

Poznań 2002


Tłumaczył: Krzysztof Bednarczyk

Wydanie poprzednie ukazało się nakładem

Wydawnictwa „Słowo Prawdy” w 1979 r.

Redakcja: Adam Ciorga


WPROWADZENIE DO
LISTU DO GALACJAN

Atak na Pawła

Ktoś przyrównał List do Galacjan do błysku miecza w ręce znakomitego szermierza. Paweł został zaatakowany i atakowana była ewangelia i dlatego napisał ten List. Gdyby ataki te zostały uwieńczone sukcesem, chrześcijaństwo mogłoby stać się jedną z żydowskich sekt, mogło zostać uzależnione od obrzezania i przestrzegania Zakonu, zamiast być sprawą łaski. Wzdrygamy się na myśl, że gdyby przeciwnicy Pawła mieli wolną rękę, ewangelia mogłaby zostać ograniczona do Żydów i nigdy nie mielibyśmy szansy poznania miłości Chrystusa.

Atak na apostolstwo Pawła

Niemożliwe jest, by człowiek z tak zdecydowanie zarysowaną osobowością i silnym charakterem jak Paweł, nie napotykał na sprzeciw, tak jak niemożliwym było, aby nie atakowano człowieka, który przewodniczył rewolucyjnej myśli religijnej na taką skalę. Najpierw zaatakowano jego apostolstwo. Wielu było takich, którzy twierdzili, że w ogóle nie jest on apostołem.

Ze swego punktu widzenia mogło się im wydawać, że mają rację. W Dziejach Apostolskich 1,21-22 znajdujemy podstawowe sformułowanie apostolstwa. Gdy zdrajca Judasz popełnił samobójstwo, zaszła konieczność wypełnienia luki w gronie apostołów. Postawiono warunki, aby człowiek ten „był jednym z tych, którzy chodzili z nami przez cały czas, kiedy Pan Jezus przebywał między nami, począwszy od chrztu Jana, aż do dnia, w którym od nas został wzięty w górę i stał się wraz z nami świadkiem zmartwychwstania”. A więc, aby być apostołem człowiek musiał towarzyszyć Jezusowi w ciągu Jego ziemskiego życia i być świadkiem zmartwychwstania. Oczywiście, Paweł nie spełniał tych warunków, a na domiar złego jeszcze niedawno był arcyprześladowcą Kościoła chrześcijańskiego.

I właśnie już w pierwszych słowach Listu Paweł odpowiada na te zarzuty. Oświadcza z dumą, że jego apostolstwo nie pochodzi z żadnego ludzkiego źródła i że żadna ludzka ręka nie ordynowała go na ten urząd, ale swoje powołanie otrzymał wprost od Boga. Inni mogli odpowiadać wymaganiom, kiedy trzeba było zapełnić lukę w gronie apostołów, ale jego kwalifikacje były wyjątkowe: osobiście spotkał się z Chrystusem na drodze do Damaszku.

Niezależność i porozumienie

Następnie Paweł podkreśla, że w swoim poselstwie nie jest zależny od żadnego człowieka. Dlatego też w rozdziałach 1 i 2 szczegółowo opisuje swoje odwiedziny w Jerozolimie. Podkreśla tam, że nie zajmuje się głoszeniem jakiegoś poselstwa z drugiej ręki, przejętego od człowieka. Raczej głosi poselstwo, które otrzymał wprost od Chrystusa. Mimo to Paweł nie jest anarchistą; chociaż otrzymał swój mandat na niezależnej od nikogo drodze, to jednak jego poselstwo zostało potwierdzone przez tych, którzy byli uznanymi przywódcami Kościoła (2,6-10). Głoszona przez niego ewangelia doszła go wprost od Boga. Była to jednak ewangelia całkowicie zgodna z wiarą przekazywaną przez Kościół.

Żydujący

Ale i ta ewangelia była atakowana. Była to walka, która nieuchronnie musiała nadejść, bitwa, którą trzeba było stoczyć. Byli tacy Żydzi, którzy wprawdzie przyjęli chrześcijaństwo, ale jednocześnie wierzyli, że wszystkie Boże obietnice i dary odnoszą się wyłącznie do Żydów i do przywilejów tych nie wolno dopuścić żadnego poganina. W rezultacie wierzyli oni, że chrześcijaństwo jest wyłącznie dla Żydów. Jeżeli jest ono największym darem Bożym dla człowieka, to tym bardziej nie należy nikogo prócz Żydów do niego dopuszczać. W pewnym znaczeniu było to nieuniknione, ponieważ istniał pewien typ Żydów fanatycznie oddanych idei wybranego narodu. Zdolni byli oni do wypowiadania następujących twierdzeń: „Spośród wszystkich narodów, które Bóg stworzył, kocha On tylko Izraela”; „Bóg stworzył pogan jako paliwo dla piekła”. W tym duchu ustanawiano prawa, w myśl których przestępstwem było przyjście z pomocą kobiecie pogańskiej w godzinie jej bólów porodowych, bo to jedynie pomogłoby w przyjściu na świat nowego poganina. Jeżeli tego typu Izraelita spotkał Pawła głoszącego ewangelię pogardzanym poganom, wpadali w gniew i oburzenie.

Zakon

Istniało pewne legalne wyjście z tej sytuacji. Jeżeli poganin chce być chrześcijaninem, niechaj najpierw stanie się Izraelitą. Na czym to miało polegać? Oznaczało to, że najpierw musiał poddać się obrzezaniu i wziąć na siebie cały ciężar Zakonu. Dla Pawła było to całkowite przeciwieństwo chrześcijaństwa, gdyż wynikało stąd uzależnienie zbawienia od zdolności człowieka do przestrzegania Zakonu, możliwości zdobycia zbawienia przez własne wysiłki. Tymczasem dla Pawła zbawienie było całkowicie sprawą Łaski. Wierzył on, że żaden człowiek nigdy nie potrafi zasłużyć na względy u Boga. Jedynie aktem wiary może przyjąć miłość, którą Bóg mu ofiaruje i zdać się na miłosierdzie Boże. Izraelita jak gdyby przychodził do Boga ze słowami: „Patrz, oto moje obrzezanie, oto moje uczynki, daj mi teraz zbawienie, na które zasługuję”. Paweł natomiast mówi, jak wyraża to pieśń kościelna:

Nie uczynki moich rąk

Potrafią spełnić wymagania Twego Zakonu

Ani moja gorliwość, ani łzy

Wszystko to za mało, by odkupić me grzechy:

Jedynie Ty mnie możesz zbawić.

Niczego nie przynoszę w swoich rękach,

Po prostu uciekam się do krzyża;

Będąc nagi przychodzę po szatę,

Jako bezsilny oczekuję na łaskę,

Jako zepsuty przychodzę do źródła;

Obmyj mnie, Zbawicielu, bo inaczej umrę!

Dla Pawła nie to było ważne, co człowiek może uczynić dla Boga, lecz co Bóg uczynił dla człowieka.

„Ale - argumentowali Żydzi - największą rzeczą w naszym życiu narodowym jest Zakon. Bóg dał ten Zakon Mojżeszowi i od niego zależy nasze życie”. Na co Paweł odpowiadał: „Chwileczkę, kto jest założycielem naszego narodu? Komu dano największe obietnice? Oczywiście, Abrahamowi. A więc - mówi dalej Paweł - w jaki to sposób Abraham zdobył względy u Boga? Nie mógł ich zdobyć przez przestrzeganie Zakonu, bo Zakonu jeszcze nie było, został on bowiem nadany czterysta trzydzieści lat później, za czasów Mojżesza. Łaskę zdobył przez wiarę! Gdy Bóg kazał mu opuścić swój lud i wyjść, Abraham zdobył się na akt wiary i wyszedł zawierzając wszystko Bogu. A więc to wiara zbawiła Abrahama, nie Zakon, i tak samo - przekonuje Paweł - każdego człowieka zbawia wiara, a nie uczynki Zakonu. Prawdziwym synem Abrahama jest nie ten, kto należy do rasy Abrahama, lecz ten, który bez względu na rasę, tak samo oddaje się w wierze Bogu”.

Zakon i łaska

Jeżeli to wszystko jest prawdą, to powstaje jedno istotne pytanie: Jakie jest miejsce Zakonu? Nie można przecież zaprzeczyć, że został on nadany przez Boga. Czy podkreślanie wiary unicestwia Zakon?

Zakon posiada swoje miejsce w porządku rzeczy. Po pierwsze, mówi on człowiekowi, czym jest grzech. Gdyby nie było Zakonu, człowiek nie mógłby go złamać i nie byłoby grzechu. Następnie, co jest istotne, Zakon rzeczywiście „napędza” człowieka do łaski Bożej. Kłopot polega na tym, że będąc ludźmi grzesznymi, nigdy nie jesteśmy w stanie doskonale wypełnić wymagań Zakonu. Rezultatem tego jest wykazanie człowiekowi jego słabości i doprowadzenie go przez to do zwątpienia we własne siły i przekonania, że nie ma innego wyjścia, jak całkowicie zdać się na miłosierdzie i miłość Boga. Zakon przekonuje nas o naszej niewystarczalności i w końcu zmusza do uznania, że nic oprócz Łaski Bożej nie może nas zbawić. Innymi słowy Zakon jest ważnym etapem na drodze do Łaski.

W Liście tym najważniejszym tematem jest chwała Łaski Bożej i potrzeba zrozumienia i uświadomienia sobie, że nigdy nie potrafimy zbawić samych siebie.


LIST DO GALACJAN

Hejnał Ewangelii (1,1-5)

Do Galacjan przybyli ludzie mówiący, że Paweł to żaden apostoł i nie ma potrzeby słuchania tego, co on mówi. To poniżenie Pawła opierali na fakcie, że nie należał on do pierwszych Dwunastu, a do tego był jeszcze najokrutniejszym prześladowcą Kościoła i nie został ordynowany przez przełożonych Kościoła. Odpowiedź Pawła nie jest polemiką, lecz stwierdzeniem faktów: swego apostolstwa nie zawdzięcza człowiekowi, lecz owemu dniowi na drodze do Damaszku, w którym spotkał Chrystusa twarzą w twarz. Urząd i zadanie zostały mu powierzone wprost od Boga.

1. Paweł jest pewny, że Bóg przemówił do niego. Leslie Weatherhead mówi o chłopcu, który prosił o dopuszczenie go do seminarium duchownego. Będąc zapytany kiedy doszedł do tej decyzji odpowiedział, że podczas słuchania pewnego kazania w kaplicy szkolnej. Na pytanie o nazwisko kaznodziei, którego słowa wywarły tak silne wrażenie, odpowiedział: „Nie znam nazwiska tego kaznodziei, ale wiem, że tamtego dnia Bóg przemówił do mnie”.

W ostatecznym rozrachunku żaden człowiek nie potrafi uczynić kogoś duchownym czy sługą Bożym. Tylko sam Bóg może to uczynić! Prawdziwym probierzem chrześcijanina nie jest jego przejście przez jakiś obrządek kościelny czy złożenie ślubowania, lecz osobiste spotkanie się z Chrystusem. Pewien stary rabin żydowski zwany Ebed-Tob tak powiedział o piastowanym przez siebie urzędzie: „To nie mój ojciec ani moja matka ustanowili mnie na tym urzędzie. Został on mi powierzony przez potężnego Króla”.

2. Prawdziwym źródłem zdolności Pawła do pracy i cierpienia była pewność otrzymania od Boga zlecenia. Mogło ono być takie, które będą wspominać wszyscy ludzie i historia, lub takie, o którym w ogóle nikt nie słyszał, ale ważne jest jedynie to, że pochodzi ono od Boga. Poeta Tagore pisze w jednym ze swoich utworów o człowieku, który zamierzał stać się ascetą. Pewnej nocy podejmuje on decyzję odejścia z domu, aby w pustelniczym życiu szukać Boga. „Ach, kto tak długo zatrzymywał mnie w tym domu?” - zapytuje. „To Ja” - wyszeptał Bóg, ale uszy tego człowieka były głuche. Z dziecięciem w ramionach spokojnie spała jego żona, a on patrząc na nich znów zapytał: „Czy to wy tak długo robiliście ze mnie głupca?” I znów odezwał się ten sam głos: „Nie, to Ja przez nich to czyniłem” - ale on znów nie słyszał. Bóg westchnął więc i z żalem zapytał: „Dlaczego mój sługa odchodzi, aby porzucając mnie jednocześnie mnie szukać?” Jest wiele skromnych zajęć, które są apostolstwem, jak pisze Burns:

Urządzenie przytulnego miejsca przy kominku dla dzieci i żony może być prawdziwym patosem i kwiatem ludzkiego życia.

Bożym zadaniem dla Pawła była ewangelizacja świata. Dla większości z nas będzie nim po prostu uszczęśliwienie jednej lub kilku istot w małym kręgu naszych najbliższych.

Na samym początku swego Listu Paweł sumuje swoje życzenia i modlitwy za swoich przyjaciół w dwóch wielkich słowach.

1. Życzy im łaski. Słowo to zawiera dwa główne pojęcia. Pierwszym z nich jest czyste piękno. Greckie słowo charis w języku teologicznym oznacza łaskę, ale poza tym zawsze oznacza piękno i wdzięk. Nawet używane w znaczeniu teologicznym nie traci tego odcienia. Jeżeli życie chrześcijańskie posiada wdzięk, urok, musi ono być czymś pięknym. Dosyć często dobroć jest pozbawiona wdzięku, a piękno i wdzięk - dobroci. Dopiero przy połączeniu tych dwóch zalet widać obecność łaski. Drugim znaczeniem tego słowa jest cieszyć się niezasłużoną życzliwością, otrzymać dar, na który człowiek nie zasługuje i nigdy nie mógłby go posiąść, gdyby nie wielkoduszna miłość Boża. Modląc się o łaskę dla swoich przyjaciół, Paweł powiada: „Oby piękno niezasłużonej miłości Bożej spłynęło na was, aby i wasze życie również stało się pełne wdzięku”.

2. Życzy im pokoju. Paweł był Izraelitą i musiał mieć na myśli hebrajskie słowo szalom nawet wtedy, gdy pisał greckie eirene. Dla Izraelity słowo szalom znaczyło daleko więcej niż brak kłopotów. Zawiera ono w sobie wszystko, co przyczynia się do najwyższego dobra człowieka i co sprawia, że jego umysł jest czysty, wola zdecydowana, a serce zadowolone. Jest to świadomość, że Bóg, kocha człowieka i troszczy się o niego. Świadomość ta daje sercu spokój nawet wtedy, gdy ciało przeżywa męki.

Na koniec Paweł w jednym zdaniu, którego znaczenia nie da się wprost opisać, podsumowuje dzieło Jezusa Chrystusa, „który wydał samego siebie (...) aby nas wyzwolić”.

a) Miłość Chrystusa jest więc miłością, która daje i cierpi.

b) Jest ona miłością, która zwycięża i osiąga cel. W obecnym życiu tragedią miłości często jest świadomość kochania nadaremnie. Ale miłość Chrystusa opiera się na nieskończonej mocy, której nic nie potrafi zniechęcić i która wyrywa ukochanych z niewoli grzechu.

Niewolnik Chrystusa (1,6-10)

Podstawowe znaczenie dla tego Listu posiada fakt, że jego ewangelia była ewangelią niezasłużonej łaski. Całym swoim sercem był on przekonany, że człowiek nie potrafi dokonać niczego, czym mógłby zasłużyć na miłość Boga, a więc przez akt wiary może najwyżej zdać się na Jego łaskę. Człowiek jedynie może wziąć ze zdumieniem i wdzięcznością to, co Bóg mu ofiaruje. Nie chodzi więc o to, co jesteśmy w stanie uczynić dla siebie, ile raczej o to, co Bóg uczynił dla nas.

Taką właśnie ewangelię niezasłużonej łaski Bożej głosił Paweł. Po nim jednak przyszli inni ludzie, głoszący żydowską odmianę chrześcijaństwa. Oświadczali oni, że człowiek musi być obrzezany, aby mógł podobać się Bogu, a następnie ma poświęcić swoje życie skrupulatnemu wypełnianiu wszelkich przepisów i nakazów Zakonu. Głosili, że za każdym razem, gdy człowiek spełni jakiś nakaz Zakonu, zostaje to zaksięgowane na jego dobro w rozliczeniach z Bogiem. Nauczali, że trzeba zasłużyć sobie na łaskę u Boga. Paweł wiedział o niemożliwości osiągnięcia tego celu.

Przeciwnicy Pawła oświadczali, że czyni on religię zbyt łatwą, a to w celu przypodobania się ludziom. W rzeczywistości jednak było odwrotnie; bo jeśli religia polega tylko na wypełnianiu jakiegoś zbioru przepisów, to przynajmniej teoretycznie człowiek potrafi sprostać jej wymaganiom. Paweł natomiast wywyższa krzyż i powiada: „Oto do jakiego stopnia Bóg was kocha”. Wtedy religia staje się nie sprawą wypełniania żądań Zakonu, lecz próbą sprostania zobowiązaniom miłości. Można spełnić żądania prawa, ponieważ posiada ono wyraźne, ustawowe granice. Nie można jednak zaspokoić życzeń miłości, ponieważ gdyby nawet ofiarowało się kochanej osobie słońce, księżyc i gwiazdy - pozostałoby w niej uczucie niewystarczalności takiej ofiary. Przeciwnicy Pawła byli zdolni tylko jedno zrozumieć: że według niego obrzezanie nie jest już potrzebne, a na Zakonie już nie można polegać.

Paweł zaprzecza, jakoby zabiegał jedynie o względy u ludzi. To nie ludziom bowiem służy, lecz Bogu. I nie dba o to, co ludzie o nim myślą czy mówią, ponieważ jest własnością swego pana, Boga. I wtedy wytacza nieodparty argument: „Gdybym zabiegał o względy ludzkie, nie byłbym niewolnikiem Chrystusa”. Miał tutaj na myśli fakt, że niewolnik nosił imię i znak swego pana, wypalony jako piętno na ciele, a właśnie on nosi na swoim ciele znaki cierpień Chrystusowych - piętna przynależności do swego pana - Chrystusa. „Jeśli wciąż jeszcze zabiegam o względy ludzi - mówi Paweł - to po co noszę te piętna na swoim ciele?” Fakt napiętnowania był rozstrzygającym dowodem intencji służenia Chrystusowi, a nie przypodobania się ludziom.

John Gunther opisując pierwszych komunistów rosyjskich, którzy przeszli carskie więzienia, powiada, że nie tylko nie wstydzili się swych blizn i śladów tortur, lecz obnosili je z dumą. Cokolwiek myślelibyśmy o sprawie, za którą cierpieli, nikt nie może zaprzeczyć, że byli całkowicie oddani tej sprawie.

Dopiero wtedy, gdy ludzie widzą naszą gotowość do cierpienia za wiarę, którą wyznajemy, zaczynają wierzyć, że rzeczywiście jesteśmy jej oddani. Jeśli nasza wiara nic nas nie kosztuje, ludzie ją zlekceważą.

Gdy Bóg kładzie rękę na człowieku (1,11-17)

Paweł broni się, że głoszona przez niego ewangelia nie pochodzi z drugiej ręki, lecz doszła go wprost od Boga. Jest to odważne twierdzenie i dlatego wymaga uzasadnienia i dowodów. Paweł zdobywa się na odwagę wskazania na siebie samego i na zmiany, jakie zaszły w jego życiu jako dowód tego twierdzenia.

1. Dotychczas był fanatykiem w popieraniu Zakonu. Obecnie decydującym czynnikiem i ośrodkiem jego życia jest łaska. Oto człowiek, którego życiową pasją było zasłużenie sobie na względy u Boga, teraz poprzestaje na braniu w pokornej wierze tego, co ofiaruje mu miłość Boża. Przestał chlubić się tym, co potrafi sam osiągnąć, a zaczął chlubić się tym, co Bóg dla niego uczynił.

2. Był arcyprześladowcą Kościoła. „Wyniszczał” Kościół. Użyte tu słowo ma znaczenie wojskowe i oznacza zniszczenie miasta po jego zdobyciu. Zamierzał zamienić Kościół w spaloną ziemię, a teraz jego jedynym celem, dla którego gotów jest poświęcić się nawet na śmierć, jest przyczynianie się do rozwoju Kościoła na całym świecie.

Każdy skutek musi mieć swoją przyczynę. Kiedy ktoś pędzący w jedną stronę nagle zatrzymuje się, aby biec w odwrotnym kierunku, kiedy nagle w jego życiu dokonuje się całkowite odwrócenie wszystkich wartości, potrzebne jest jakieś wyjaśnienie. Według Pawła wyjaśnieniem tym była bezpośrednia interwencja Boga. To On położył na nim swą rękę i pojmał go w samym środku jego kariery. „Tylko Bóg może sprawić taki skutek” - powiada Paweł. Znamienne dla Pawła jest to, że nie boi się on ujawnić swojej haniebnej przeszłości, aby ukazać moc Bożą.

Na temat Bożej interwencji ma dwie rzeczy do powiedzenia:

1. Nie było to działanie przypadkowe, znajdowało się ono już w odwiecznych planach Bożych. A. J. Gossip opowiada o tym, jak Aleksander Whyte wprowadzał go w urząd kaznodziei. W swoim kazaniu podkreślał, że już od wieczności Bóg przygotowywał go dla tego zboru, a zbór dla niego, aż w końcu połączył ich ze sobą.

Każdemu człowiekowi, którego Bóg posyła na świat, zleca On pewne zadanie do wykonania. Może to być zadanie wielkie lub małe, dotyczące czegoś, o czym cały świat może wiedzieć, albo będzie wiedziało o tym tylko kilku ludzi. Już Epiktet powiedział (2,16): „Miej odwagę popatrzeć w górę i powiedzieć Bogu: Odtąd czyń ze mną, co uważasz za słuszne. Jestem na zawsze złączony z Tobą, należę do Ciebie. Nie cofnę się przed niczym, co Ty uznasz za dobre. Prowadź mnie, gdzie chcesz. Przyodziej mnie w szaty, które Tobie się podobają. Czy chcesz, abym sprawował jakiś urząd lub odrzucił go, abym się ostał lub uciekał, był biedny czy bogaty - w tym wszystkim będę bronił Twojej sprawy przed ludźmi”. Jeżeli filozof pogański mógł zdobyć się na tak pełne oddanie się Bogu, którego poznawał tylko jak przez mgłę, to o ileż bardziej przystoi to nam!

2. Paweł wiedział, że został wybrany do wykonania określonego zadania. Nie uważał się za wybranego do zaszczytów, ale do służby, nie do odpoczynku, lecz do stałego zaangażowania się do pracy. To właśnie do najtrudniejszych wypraw dowódca wybiera swoich najlepszych żołnierzy, a do najcięższych studiów profesor wyznacza swoich najlepszych studentów. Paweł wiedział, że został zbawiony do służby.

Droga wybranego (1,18-25)

Patrząc na powyższy tekst i porównując go z poprzednim, wyraźnie widzimy co uczynił Paweł, gdy ręka Boża spoczęła na nim i pojmała go.

1. Po pierwsze, udał się do Arabii. Odszedł, bo chciał być sam i to dla dwóch powodów. Musiał przemyśleć to wstrząsające wydarzenie, które go spotkało, a także musiał najpierw porozmawiać z Bogiem, zanim zacznie przemawiać do ludzi.

Tak mało jest ludzi, którzy mają czas, by spojrzeć na siebie i spojrzeć na Boga. Ale czyż może człowiek sprostać pokusom i konfliktom życiowym, zanim nie przemyśli sprawy dogłębnie?

2. Następnie wrócił do Damaszku. Był to akt odwagi. Przecież zdążał już do tego miasta, aby niszczyć tamtejszy Kościół i wszyscy dobrze o tym wiedzieli. Wrócił, by złożyć świadectwo wobec ludzi, którzy najlepiej wiedzieli, kim był.

U Kiplinga znajdujemy znany poemat Ślubowanie Mulhollanda. Był on przewoźnikiem bydła na okręcie. Gdy nastała burza i połamały się maszty i ster, Mulholland zawarł z Bogiem przymierze: jeśli Bóg wyratuje go z tej grozy, odtąd będzie Mu służył. Kiedy bezpiecznie wydostał się na ląd, zamierzał dotrzymać umowy, ale chciał głosić Boga tam, gdzie Go nikt nie znał. Lecz wówczas przyszło Boże polecenie: „Wracaj na statki przewoźników i tam głoś moją ewangelię!” Bóg posłał go na miejsce, które dobrze znał i gdzie jego znali. A więc i nasze świadectwo chrześcijańskie, tak jak i miłosierdzie, powinno zaczynać się od naszego domu.

3. Później Paweł udał się do Jerozolimy. I znów ryzykuje swoim życiem. Poprzedni jego przyjaciele, Żydzi, pożądali jego krwi, gdyż uważali go za renegata. Również chrześcijanie, ofiary jego prześladowań, mogli go nie przyjąć, nie mogąc uwierzyć, że jest zupełnie innym człowiekiem.

Paweł miał odwagę spojrzeć swej przeszłości w oczy. Nigdy nie pozbędziemy się naszej przeszłości uciekając od niej. Możemy się z nią uporać tylko wtedy, gdy do niej się przyznamy i ją przezwyciężymy.

4. W końcu wyjechał do Syrii i Cylicji. Tam właśnie znajdował się Tars, jego rodzinne miasto. Tam żyli przyjaciele z okresu jego dzieciństwa i młodości. I ta decyzja była trudna. Przecież mogli uznać go za obłąkanego, wywrzeć na nim swój gniew, wyszydzić. Dla Chrystusa był jednak gotów zostać uznanym za szaleńca.

Tak więc w przytoczonych wierszach Paweł próbuje obronić i udowodnić niezależność swojej ewangelii. Nie otrzymał jej od człowieka, lecz przyjął od samego Boga. Nie radził się w tej sprawie człowieka, lecz radził się Boga. Pisząc o tym zupełnie nieświadomie występuje jako człowiek posiadający odwagę przyznania się do zmiany życia i głoszenia ewangelii w najtrudniejszych miejscowościach.

Człowiek, który nie dał się zastraszyć (2,1-10)

W poprzednich wierszach Paweł wykazywał niezależność swojej ewangelii, a tutaj zamierza udowodnić, że niezależność ta nie jest anarchią, że jego ewangelia nie jest schizmą czy sekciarstwem, ale niczym nie różni się od ewangelii przekazanej Kościołowi. Po czternastu latach pracy udał się do Jerozolimy, biorąc ze sobą Tytusa, młodego przyjaciela i pomocnika, który był Grekiem. Nie była to jakaś łatwa podróż. Nawet pisząc o tym Paweł przeżywa wzburzenie. W jego grece powstaje nieład, niemożliwy do oddania w przekładzie na inne języki. Chodziło mu o to, aby powiedziawszy za mało nie zostać potraktowany jako odstępujący od swoich zasad, natomiast mówiąc za wiele, sprawiałby wrażenie, że stoi w opozycji do przełożonych Kościoła. Na skutek tego zdania rwą się, tracą ze sobą związek i przez to odzwierciedlają jego niepokój.

Od samego początku prawdziwi przywódcy Kościoła zaakceptowali jego stanowisko; byli jednak inni, którzy nie potrafili opanować swojej wrogości. Przyjęli oni chrześcijaństwo, ale nie wierzyli, aby Bóg miał dać jakieś przywileje ludziom nie będącym Żydami. Dlatego żądali oni, aby każdy, kto pragnął zostać chrześcijaninem, najpierw poddał się obrzezaniu, a następnie wypełniał cały Zakon. Owi „żydujący”, jak ich nazywamy, uczepili się Tytusa jako dowodu rzeczowego. Poza tym tekstem tkwi cała istota nieporozumienia. Możliwe, że przełożeni zboru nalegali na Pawła, by dla zachowania spokoju ustąpił w sprawie Tytusa. On jednak nie ustąpił. Wiedział, że poddanie się w tym wypadku będzie oznaczać przyjęcie niewolnictwa Zakonu i odwrócenie się od wolności, która jest w Chrystusie. Na koniec zdecydowanie Pawła przeważyło szalę. Została przyjęta zasada, że jego praca obejmie świat nieżydowski, a praca Piotra i Jakuba - Żydów. Należy zwrócić uwagę na to, że nie chodzi tu o głoszenie dwóch różnych ewangelii, a raczej o tę samą ewangelię opowiadaną na dwóch różnych obszarach, przez różnych ludzi specjalnie do tego przygotowanych.

Z tekstu tego wyłaniają się niektóre cechy Pawła.

1. Był on człowiekiem, który z należytym szacunkiem odnosi się do władzy. Nie chodził własnymi drogami. Poszedł, by rozmawiać z przełożonymi Kościoła, chociaż tak bardzo od nich się różnił. Podstawowa zasada życia powiada, że gdybyśmy nawet mieli rację, niczego nie osiągniemy przez nieuprzejmość i grubiaństwo. Nie ma podstaw na to, by zdecydowanie nie mogło iść w parze z uprzejmością.

2. Był człowiekiem, który nie dawał się zastraszyć. Kilkakrotnie wspomina o autorytecie, jakim cieszyli się przełożeni zboru i fialary Kościoła. Szanował ich i odnosił się do nich z uprzejmością, ale pozostawał nieugięty. Szacunek nie jest tym samym, co kurtuazyjne podrygi wobec tych, których wielkość uznaje świat i Kościół. Paweł zawsze dbał o to, by zdobyć raczej uznanie u Boga niż ludzi.

3. Był człowiekiem świadomym swego szczególnego zadania. Był przekonany, że Bóg powierzył mu szczególne zadanie do wykonania i nie pozwalał się odwieść od tego ani opozycją z zewnątrz, ani zniechęceniem od wewnątrz. Człowiek świadomy swego powołania zawsze znajduje w sobie właściwy zapas sił do realizacji tego celu.

Jedność w zasadniczych sprawach (2,11-13)

Kłopoty bynajmniej się nie skończyły. Do życia zboru należał wówczas wspólny posiłek, zwany Agape, Ucztą Miłości. Zasiadał do niej cały zbór, aby uczestniczyć w posiłku przygotowanym ze wszystkiego, co w tym celu przyniesiono przez zborowników. Możliwe, że dla wielu niewolników był to jedyny przyzwoity posiłek w ciągu tygodnia, więc w szczególny sposób podkreślał on jedność chrześcijan.

Pozornie wygląda to na coś miłego i przyjemnego, musimy jednak pamiętać o sztywnej wyłączności zacofanych Żydów. Dla nich rasa, do której należeli, była Narodem Wybranym w znaczeniu wykluczającym wszystkich innych. „Pan jest łaskawy i miłosierny” - mówi Psalm 108,3 - ale tylko dla Izraela. Inne narody Bóg „przerazi i rozrzuci jak plewy na wietrze”, „spali jak słomę”. Bóg przyjmuje tych, którzy się do Niego nawracają - pojęcie to odnosi się wyłącznie do Izraelitów. Takie przekonania wpływały na codzienne życie. Skrupulatnemu Żydowi nie wolno było załatwiać jakichkolwiek spraw z poganami ani nawet udawać się z nimi w drogę. Nie wolno było korzystać z gościny u pogan ani udzielać gościny poganom. Na tym tle doszło w Antiochii do poważnego problemu: Czy może Żyd razem z poganinem zasiąść do stołu? Oczywiście, że nie, jeśli dawny Zakon ma nadal obowiązywać. Po przybyciu do Antiochii Piotr początkowo, nie zważając na dawne zakazy, kierując się wyłącznie ideałami nowej wiary, dzielił stół wspólnie z Żydami i poganami. Ale oto przybyli tam niektórzy z żydowskiego stronnictwa z Jerozolimy. Powoływali się na Jakuba i nazywali się jego imieniem, chociaż z całą pewnością nie reprezentowali jego poglądów, i potrafili tak wpłynąć na Piotra, że zaczął on stronić od wspólnych posiłków. Za nim poszli inni Żydzi, aż w końcu sam Barnaba dał się wciągnąć w to odłączenie. I wówczas właśnie wystąpił Paweł z całą gwałtownością, na jaką stać było jego namiętny charakter, wyraźnie widział bowiem następujące konsekwencje takiej postawy:

1. Zbór przestaje być chrześcijański, jeżeli dopuszcza różnice klasowe. W oczach Bożych człowiek nie jest ani Żydem, ani poganinem, ani szlachcicem ani pospolitym, ani bogatym, ani biednym; po prostu jest grzesznikiem, za którego Chrystus umarł. Jeśli ludzie uczestniczą we wspólnym synostwie, to muszą być braćmi.

2. Paweł widział, że konieczne jest zdecydowane działanie, aby zapobiec rozwojowi odstępstwa. Nie czekał, lecz zdecydowanie zaatakował. Bez znaczenia był dla niego fakt, że związane z tym było imię Piotra i jego postępowanie. Było ono niewłaściwe i to wystarczało Pawłowi. Nigdy jakieś sławne imię nie zdoła usprawiedliwić niesławnego postępowania. Wystąpienie Pawła jest dla nas lekcją, jak jeden zdecydowany charakter może zapobiec odstępstwu od prostej drogi, zanim będzie za późno.

Koniec Zakonu (2,14-17)

Tutaj sprawa dociera wreszcie do istoty problemu. Osiągnięto decyzję, której dłużej nie można już było odkładać. Było oczywiste, że postanowienia jerozolimskie były kompromisem, i jak wszystkie kompromisy zawierały w sobie zarzewie kłopotów. Istota owej decyzji sprowadzała się do tego, że Żydzi mają żyć jak Żydzi, przestrzegając obrzezania i Zakonu, ale nawróceni poganie mają być wolni od tego wszystkiego. Stan ten nie mógł trwać stale, bo jego rezultatem byłoby utworzenie dwóch stopni chrześcijan w Kościele. Tak więc Paweł powiedział Piotrowi: „Dzieliłeś stół wraz z poganami, jadłeś tak, jak oni, czyli uznałeś zasadę, że jest tylko jedna droga zarówno dla Żydów jak i pogan. A skoro tak, to czy możesz żądać, aby wierzący z pogan zostali obrzezani i przestrzegali zasad Zakonu?” Takie postępowanie było dla Pawła niezrozumiałe.

Należy tu wyjaśnić znaczenie kilku słów. Kiedy Izraelita używał słowa grzesznik w odniesieniu do pogan, nie miał na myśli jakichś moralnych kwalifikacji, lecz jedynie przestrzeganie przepisów Zakonu. Dla przykładu, 3 Mjż 11 ustala, jakie zwierzęta mogą służyć za pokarm, a jakie nie. Człowiek spożywający wieprzowinę lub królika, naruszał ten przepis i stawał się grzesznikiem w tym znaczeniu słowa. Więc Piotr mógł powiedzieć: „Jedząc razem z poganami to, co oni jedzą, staję się grzesznikiem”.

Tego właśnie dotyczy podwójna odpowiedź Pawła. Najpierw wyjaśnia on: „Już dawno zgodziliśmy się, że żadna miara przestrzegania Zakonu nie może pojednać człowieka z Bogiem, ponieważ jest to sprawa łaski. Tego człowiek nie może zasłużyć, może jedynie przyjąć łaskawy dar miłości Bożej w Jezusie. Cała więc sprawa Zakonu nie ma nic wspólnego ze zbawieniem”. Następnie powiada: „Twierdzisz, że zaniedbując cały ten system przepisów stajesz się grzesznikiem. A właśnie sam Jezus nakazuje ci to uczynić! Nie poleca ci bowiem, abyś próbował zasłużyć na zbawienie przez spożywanie tego i powstrzymywanie się od tamtego. Raczej poleca ci całkowicie zdać się na łaskę Bożą. Czy możesz więc utrzymywać, że kazał ci stać się grzesznikiem?” Z powyższego dowodzenia jasno wynika, że stare prawa są pozbawione mocy i ważności.

Musiało do tego dojść. Było rzeczą niemożliwą, aby poganie przychodzili do Boga przez łaskę, a Żydzi przez Zakon. Dla Pawła istniała tylko jedna rzeczywistość: Łaska, i tylko na drodze poddania się tej łasce każdy człowiek musi przyjść do Boga.

W życiu chrześcijańskim istnieją dwie pokusy, a im człowiek jest lepszy, w tym większym stopniu im podlega. Pierwszą jest pokusa zapracowania sobie na Boże względy, a drugą - wykorzystanie swoich nawet małych osiągnięć do porównywania siebie z bliźnimi na swoją korzyść, a ich niekorzyść. Ale takie chrześcijaństwo, które pozostawia jeszcze na tyle swojego ja, aby myśleć, że podoba się Bogu przez swoje wysiłki oraz wykaże swą wyższość nad innymi przez swoje osiągnięcia, w ogóle nie jest prawdziwym chrześcijaństwem.

Życie, ukrzyżowanie i zmartwychwstanie (2,18-21)

Paweł przemawia tu z głębi osobistego przeżycia. Według niego odbudowanie całej struktury Zakonu byłoby samobójstwem duchowym. Twierdzi bowiem, że przez Zakon umarł dla Zakonu, aby móc żyć dla Boga. Już wypróbowywał zasady Zakonu, z całą gwałtownością swojego gorącego serca chciał być prawy przed Bogiem poprzez skrupulatne wypełnianie wszystkich nakazów Zakonu i doszedł do wniosku, że takie usiłowania jeszcze bardziej pogłębiają świadomość własnej bezsilności w podobaniu się Bogu. Wreszcie zarzucił tę drogę i jako grzesznik całkowicie zdał się na miłosierdzie Boże. Teraz mógł powiedzieć, że to właśnie Zakon zapędził go do Boga. Powrót do Zakonu oznaczałby ponowne uwikłanie się w poczuciu oddalenia się od Boga. Zmiana była tak wielka, że mógł ją opisać jedynie jako ukrzyżowanie z Chrystusem. Dawny człowiek, jakim sam był, już umarł, a żywa działająca w nim moc - to sam Chrystus.

„Gdybym mógł przyjść do Boga przez drobiazgowe wypełnianie Zakonu, to po co łaska? Jeżeli sam mogę zdobyć zbawienie, to po co Chrystus umarł?” Jedna rzecz była dla Pawła pewna: Jezus Chrystus wypełnił za niego to, czego on sam nie był w stanie wypełnić. Jednym z ludzi, w którym na nowo rozegrało się to pawłowe przeżycie był Marcin Luter. Luter był wzorem dyscypliny i pokuty, samozaparcia i samoudręczenia. „Gdyby jakiś człowiek mógł zostać zbawiony przez mnichostwo, to chyba ja” - mówił o sobie. Odbył pielgrzymkę do Rzymu, co było wówczas uznawane za wielką zasługę mierzoną według Scala Sancta, drabiny świętości. Gdy w pocie czoła piął się pod górę w poszukiwaniu zasług, nagle doszedł go głos z nieba: „Sprawiedliwy z wiary żyć będzie!” Życia w pokoju z Bogiem nie można było osiągnąć przez próżne, skazane na niepowodzenie wysiłki ludzkie, lecz jedynie przez całkowite zdanie się na miłość i miłosierdzie Boże, okazane nam w Jezusie Chrystusie. Gdy Paweł zaczął polegać na Słowie Bożym, mroki niemożliwości wypełnienia Zakonu stały się światłem łaski.

Dar łaski (3,1-9)

Aby wykazać, że to wiara, a nie uczynki zakonu usprawiedliwiają człowieka przed Bogiem, Paweł używa tu jeszcze innego argumentu. W pierwszym Kościele nowo nawróceni niemal zawsze otrzymywali Ducha Świętego w jakiś widoczny sposób. Pierwsze rozdziały Dziejów Apostolskich wciąż na nowo opisują takie wydarzenia (Dz 8,14-17; 10,44). Spadała na nich powódź życia i mocy dla każdego dostrzegalna. Podobne przeżycie było udziałem Galacjan i zdarzyło się nie przez posłuszeństwo przepisom Zakonu - jak powiada Paweł - bo o Zakonie w ogóle jeszcze wówczas nie słyszeli, ale na skutek usłyszenia Dobrej Nowiny o miłości Bożej i aktu pełnego zaufania Bogu jako odpowiedź na tę Nowinę.

Najłatwiejszym sposobem zrozumienia jakiejś idei jest ujrzenie jej wcielenia w jakimś człowieku. Każde wielkie słowo w pewnym sensie musi stać się ciałem. Dlatego też Paweł wskazuje Galacjanom na człowieka ucieleśniającego wiarę - Abrahama. On właśnie był tym człowiekiem, któremu Bóg udzielił wielkiej obietnicy, że w nim wszystkie rody ziemskie otrzymają błogosławieństwo (1 Mjż 12,3). Był to człowiek, którego Bóg specjalnie wybrał, ponieważ znalazł w nim upodobanie. Dlaczego Abraham podobał się Bogu? Oczywiście nie przez wykonywanie uczynków Zakonu, ponieważ taki jeszcze wówczas nie istniał. Stało się tak raczej przez poleganie na Słowie Boga w wielkim akcie wiary.

Obietnica błogosławieństwa dotyczyła potomków Abrahama. Na tym właśnie opierali się Żydzi, ale rozumieli przez to proste, cielesne pochodzenie z rodu Abrahama, które miało im zapewniać szczególną przychylność Boga. Natomiast Paweł twierdzi, że potomstwo Abrahama nie jest sprawą ciała i krwi, lecz takiej samej wiary. Nie ci więc, którzy szukają zasług w Zakonie, odziedziczą obietnice dane Abrahamowi, lecz ci ze wszystkich narodów, którzy naśladują akt jego wiary w Boga. I właśnie aktem wiary rozpoczęli Galacjanie. Nie zamierzają chyba na powrót stoczyć się do legalizmu i stracić dziedzictwo?

Przytoczony tekst Listu zawiera bogate w treści słowa, które posiadają swoją historię i stwarzają wokół siebie pewną atmosferę. W pierwszym wierszu Paweł pisze o złym oku (omamił, urzekł). Grecy żywili wielką bojaźń przed urokiem rzuconym przez „złe oko”. Wiele prywatnych listów kończyło się zwrotem: „Nade wszystko modlę się, abyś był zachowany w zdrowiu, nie skrzywdzony przez złe oko, i aby ci się dobrze wiodło” (Milligan, Selections from the Greek Papyri, Nr 14).

W tym samym wierszu mówi o Jezusie Chrystusie „rozplakatowanym” wobec nich na krzyżu. Użyte tu słowo prographein stosowane było do rozwieszania plakatów, obwieszczeń np. o tym, że dany ojciec nie odpowiada za długi swego syna lub o sprzedaży na licytacji.

W wierszu 4 Paweł pisze o rozpoczynaniu ich przeżyć w duchu i o kończeniu ciałem. Użyte tu słowa stosowane były normalnie w odniesieniu do rozpoczęcia i zakończenia składania ofiary. Pierwsze - enarchestai oznaczało rozrzucanie ziarna jęczmienia na zwierzę ofiarne i wokół niego, co było pierwszym aktem składania ofiary. Drugie słowo epiteleistai było używane na określenie ostatecznego zakończenia rytuału każdego ofiarowania. Przez użycie tych słów Paweł daje do zrozumienia, że życie chrześcijanina jest ofiarą składaną Bogu.

W wierszu 5 mówi o Bogu obdarzającym obficie Galacjan. Użyte przez niego słowo wywodzi się od greckiego choregia. W starożytnej Grecji w czasie wielkich festiwali wystawiali swoje sztuki wielcy dramaturdzy jak Eurypides czy Sofokles. Przedstawienia te zawsze były połączone z występami chórów. Ponieważ ćwiczenia i wyposażenie chórów zawsze było drogie, więc wyrobieni społecznie Grecy hojnie ofiarowali na pokrycie wydatków związanych z chórem; ofiarę tę nazywali choregia. Później, w okresie wojen, obywatele z poczucia patriotycznego obowiązku wpłacali na fundusz państwowy, i to też była choregia. W jeszcze późniejszych papirusach słowo to występuje w kontraktach małżeńskich na określenie nadzwyczajnego wsparcia, które mąż zamierza ofiarować żonie z miłości. W naszym wypadku choregia podkreśla hojność, wspaniałomyślność Boga, zrodzoną z miłości, której miłość obywateli do swego miasta, państwa czy miłość męża do żony jest tylko słabym odbiciem.

Przekleństwo Zakonu (3,10-14)

Przytaczając powyższą argumentację, Paweł stara się zapędzić swych przeciwników w zaułek bez wyjścia. „Załóżmy - powiada Paweł - że próbujecie zdobyć Boże uznanie przez przestrzeganie Zakonu. Jaki będzie tego skutek? Po pierwsze, decyzja taka jest wyborem końcowych skutków: Kto wybrał Zakon, musi nim żyć. Po drugie, nikomu jeszcze się nie udało i nigdy nie uda się wypełnić wszystkie postanowienia Zakonu. Po trzecie, wybierając Zakon wybierasz przekleństwo, bo samo Pismo mówi (5 Mjż 27,26), że przeklęty jest człowiek, który nie wypełni całego Zakonu. Nieuniknionym więc rezultatem próby przyjścia do Boga przez przyjęcie Zakonu jako zasady życia, jest przekleństwo.”

Ale Pismo Święte zawiera również inne słowa (Hab 2,4): „Człowiek sprawiedliwy żyć będzie z wiary”. Wiara więc jest jedynym sposobem nawiązania prawidłowej społeczności z Bogiem, a więc jedyną drogą do pokoju. Zasada Zakonu nie da się pogodzić z zasadą wiary - nie możesz obydwie równocześnie uczynić zasadą swego życia. Musisz wybrać, a jedynym logicznym wyborem jest zarzucenie drogi legalizmu i wyruszenie w drogę wiary, poleganie na słowie Boga i zaufanie Jego miłości.

Skąd możemy wiedzieć, że tak jest naprawdę? Ostatecznym gwarantem tego jest sam Jezus Chrystus, który umarł na krzyżu, aby tę prawdę do nas przynieść. Przecież Pismo mówi, że każdy powieszony na drzewie człowiek jest przeklęty (5 Mjż 21,23), więc aby nas wyzwolić od przekleństwa Zakonu, Jezus sam musiał stać się przeklętym.

Nawet w chwilach, gdy Paweł jest całkowicie pochłonięty dyskusją, zawsze ma on w pamięci jeden fakt: Jaka jest cena ewangelii chrześcijańskiej? Nigdy nie może zapomnieć, że pokój, wolność i prawidłowe stosunki z Bogiem, które posiadamy, kosztowały życie i śmierć Jezusa Chrystusa. W jaki sposób mógłby kiedykolwiek dowiedzieć się, kim jest Bóg, gdyby Chrystus nie umarł, aby okazać Jego wielką miłość?

Testament, którego nie można zmienić (3,15-18)

Czytając takie fragmenty Pisma świętego jak ten i następne, powinniśmy pamiętać o tym, że Paweł był wykształconym rabinem, fachowcem w scholastycznych metodach szkół rabinistycznych. Potrafił on stosować swoiste dla Izraelity metody dyskusji, które nieraz są trudne do zrozumienia dla nas.

Jego celem jest ukazanie wyższości drogi łaski nad drogą Zakonu. Rozpoczyna swoje dowodzenie od tego, że droga łaski jest starszą od drogi Zakonu. Gdy Abraham wyruszał w swoją drogę wiary, Bóg złożył mu wielką obietnicę, która była następstwem aktu jego wiary. Zakon natomiast nastał dopiero od czasów Mojżesza - czterysta trzydzieści lat później. Mimo to - argumentuje Paweł - jeśli przymierze zostało raz ratyfikowane właściwie, nie można go zmienić, ani dodawać do niego jakichś klauzuli. Późniejszy Zakon nie mógł więc zmienić pierwotnej drogi wiary. To wiara postawiła Abrahama w prawidłowej zależności od Boga i wiara jest wciąż jedyną drogą, na której człowiek może uporządkować swoje sprawy z Bogiem.

Rabini bardzo lubili argumentacje oparte na znaczeniu jednego słowa, potrafili zbudować całą teologię opartą na jednym słowie. Podobnie i Paweł wybiera jedno słowo z historii Abrahama i buduje na nim swą argumentację. Stary przekład tekstu 1 Mjż 17,7-8 powiada: „I utwierdzę przymierze moje między mną i między tobą i między nasieniem twoim po tobie, w narodziech ich, umową wieczną; żebym ci był Bogiem i nasieniu twemu po tobie. Dam też tobie i nasieniu twemu po tobie ziemię, w której teraz jesteś...” Ponieważ „nasienie” występuje tutaj w liczbie pojedynczej, Paweł dowodzi, że cała obietnica odnosi się do pojedynczej osoby, jaką jest Chrystus, w którym wszystkie obietnice znajdują swoje wypełnienie. Tak więc droga do pokoju z Bogiem jest drogą wiary, w którą wyruszył Abraham; i my musimy ją powtórzyć przez patrzenie na Jezusa Chrystusa z wiarą.

Wciąż na nowo wraca Paweł do tego samego punktu. Problemem życia ludzkiego jest nawiązywanie prawidłowego stosunku do Boga. Jak długo ogarnia nas przed Nim strach, tak długo nie możemy zaznać pokoju. Jak więc osiągnąć tę prawidłową postawę? Czy na drodze drobiazgowego i męczącego wypełniania wszystkich nakazów Zakonu, przez spełnianie uczynków i przestrzeganie wszystkich postanowień Zakonu? Jeżeli obierzemy tę drogę, zawsze będziemy po stronie przegranej, ponieważ niedoskonałość człowieka nigdy nie zaspokoi doskonałości Bożej. Jeżeli jednak zarzucimy te beznadziejne zmagania i samych siebie oraz nasze grzechy przyniesiemy do Boga, Jego łaska otworzy nam swoje ramiona i okażemy się w pokoju z tym Bogiem, który już nie jest naszym sędzią, lecz ojcem. Paweł dowodzi, że to właśnie spotkało Abrahama. Na tej podstawie Bóg zawarł z nim przymierze. Wszystko, co przyszło później, nie jest w stanie zmienić tego przymierza, tak jak nic nie może zmienić testamentu, który został podpisany i uprawomocniony.

Zamknięci pod grzechem (3,19-22)

Jest to jedno z najtrudniejszych miejsc w pismach Pawła. Istnieje prawie trzysta różnych wyjaśnień tego tekstu. Zacznijmy od przypomnienia tego, że Paweł usiłuje tu wykazać wyższość drogi łaski nad drogą Zakonu, pod adresem którego wypowiada pięć uwag.

1. Po co w ogóle wprowadzać Zakon? Został on nadany, jak Paweł powiada, „z powodu przestępstw” lub „wykroczeń”, gdyż tam, gdzie nie ma przepisów Zakonu, nie może być grzechów. Nie wolno sądzić człowieka za to, że czynił źle, nie wiedząc co to jest zło. A więc zadaniem Zakonu jest wskazanie na grzech. Ujawniając grzech Zakon nie jest w stanie uczynić niczego więcej. Jest on podobny do lekarza specjalisty stawiającego diagnozę, ale bezsilnego w sprawie leczenia.

2. Zakon nie został nadany bezpośrednio przez Boga. W pierwotnym opisie 2 Mjż 20 podaje się, że Mojżesz otrzymuje go wprost od Boga, ale w czasach Pawła rabini tak byli przejęci świętością Boga i Jego wielkością, iż nie wierzyli, aby mógł On osobiście zajmować się człowiekiem. Stąd wprowadzili pomysł, że Zakon najpierw był dany aniołom, a później Mojżeszowi (patrz Dz 7,53; Hbr 2,2). Paweł korzysta tutaj z myśli rabinistycznej swoich czasów. Zakon jest podwójnie oddzielony od Boga: najpierw został on nadany aniołom, a następnie przekazany pośrednikowi, którym był Mojżesz. W porównaniu z obietnicą Zakon pochodzi więc z drugiej ręki.

3. I w ten sposób dochodzimy do nadzwyczaj trudnego zdania: „Pośrednika zaś nie ma tam, gdzie chodzi o jednego, a Bóg jest jeden”. Co ma Paweł na myśli? Umowa oparta na Zakonie zawsze dotyczy dwóch osób: proponującego i przyjmującego i jej dotrzymanie zależy od obydwu stron. Taka była sytuacja tych, którzy opierali się na Zakonie. Jeśli ktoś naruszył warunki Zakonu - cała umowa upadała. Natomiast obietnica polega na jednej osobie. Tak samo droga łaski polega całkowicie na Bogu. Jest to wyłącznie Jego obietnica. Człowiek nie może niczym jej naruszyć. Nawet jeśli zgrzeszy, to miłość i łaska Boża pozostają nienaruszone. Uzależnienie Zakonu od obydwu stron Paweł uważał za jego słabość, ponieważ człowiek był w stanie zerwać taki układ. Łaska zaś całkowicie pochodzi od Boga i człowiek nie potrafi jej naruszyć, dlatego lepiej jest polegać na łasce niezmiennego Boga niż na bezowocnych wysiłkach bezradnego człowieka.

4. Czy więc Zakon wyklucza łaskę? Logicznie rzecz biorąc Paweł powinien odpowiedzieć TAK, jednak w rzeczywistości mówi NIE. Stwierdza mianowicie, że Pismo zamknęło wszystkich pod grzechem. Ma tu na myśli 5 Mjż 27,26: „Przeklęty, kto nie dochowa słów tego Zakonu, aby je pełnić”. W rzeczywistości obejmuje to każdego, ponieważ nikt nigdy nie dotrzymał ani nie dotrzyma przepisów Zakonu. Jaki więc jest skutek Zakonu? Jego zadaniem jest wykazanie bezradności człowieka i zachęcenie do szukania łaski. Jest to myśl, którą Paweł rozwinie w następnym rozdziale, teraz ją tylko zaznaczając. Niech człowiek próbuje przyjść przed Boga przez Zakon. Wówczas odkryje, że nie potrafi tego osiągnąć i znajdzie się w takiej sytuacji, z której jedynym wyjściem będzie cudowna łaska, okazana przez Jezusa Chrystusa.

Nadejście wiary (3,23-29)

Paweł ma tu wciąż na myśli istotną rolę, jaką miał do odegrania Zakon w planach Bożych. W świecie helleńskim zatrudniony był w domach sługa zwany paidagogos. Nie był on nauczycielem, lecz zazwyczaj starszym, doświadczonym niewolnikiem, dłuższy czas przebywającym w rodzinie, posiadającym wysokie kwalifikacje moralne. Był on odpowiedzialny za rozwój moralny dziecka i nabycie przez niego cnót prawdziwego męstwa. Do jego szczególnych obowiązków należało codzienne odprowadzanie dziecka do szkoły i przyprowadzanie do domu. Nie zajmował się samą nauką szkolną dziecka, lecz miał zadanie doprowadzić je bezpiecznie do szkoły i przekazać nauczycielowi. Taką właśnie funkcję spełniał Zakon. Istniał po to, by doprowadzać ludzi do Chrystusa. Nie był w stanie przyprowadzić człowieka przed samo oblicze Chrystusa, ale mógł doprowadzić go do pozycji wyjściowej, z której on sam już mógł iść dalej. Właśnie zadaniem Zakonu było przyprowadzenie człowieka do Chrystusa przez wykazanie mu, że sam nie jest w stanie zachować nakazów Zakonu. Po przyjściu do Chrystusa człowiek ten już nie potrzebuje więcej Zakonu, gdyż teraz nie jest już zależny od Zakonu, lecz od łaski.

„Wszyscy, którzy zostaliście w Chrystusa ochrzczeni, przyoblekliście się w Chrystusa” - pisze Paweł. Ma tu na myśli dwa plastyczne obrazy. Chrzest był obrzędem pochodzenia żydowskiego. Człowiek pragnący przyjąć wiarę żydowską musiał poddać się trzem obrzędom: zostać obrzezany, złożyć ofiarę i być ochrzczonym. Obmycia rytualne dla oczyszczenia były bardzo rozpowszechnione w praktyce religijnej Żydów (np. 3 Mjż 11-15).

Chrzest wyglądał wtedy następująco: Kandydat musiał obciąć swoje włosy i paznokcie, rozebrać się do naga. Pojemnik musiał zawierać przynajmniej 40 miar wody. Każda część ciała musiała zetknąć się z wodą. Następnie wobec trzech ludzi, zwanych ojcami chrzestnymi, musiał wypowiedzieć wyznanie swojej wiary. Stojąc w wodzie musiał wysłuchać czytania Zakonu, następnie słów zachęty i błogosławieństwa nad nim wypowiadanego. Po wyjściu z wody stawał się uczestnikiem wiary żydowskiej. Wchodził do niej przez chrzest.

Przez chrzest chrześcijański człowiek wchodził do Chrystusa. Pierwsi chrześcijanie uważali chrzest za prawdziwe połączenie z Chrystusem. Oczywiście w sytuacji misyjnej, kiedy ludzie nawracali się wprost z pogaństwa, był to przede wszystkim chrzest dorosłych, i jak nawrócony na judaizm jednoczył się z wiarą żydowską, tak nawrócony na chrześcijaństwo jednoczył się z Chrystusem (Rz 6,3; Kol 2,12). Chrzest nie był tylko formą zewnętrzną, lecz prawdziwym zjednoczeniem się z Chrystusem.

Paweł powiada, że wszyscy wierzący „przyoblekli się w Chrystusa”. Może mamy tu już aluzję do obyczaju, który praktykowano w późniejszym okresie. Kandydaci do chrztu ubierali wtedy białe stroje symbolizujące nowe życie. Tak jak kandydat do chrztu ubierał białą, czystą szatę, tak jego życie przykrywało się Chrystusem. W ten sposób członkowie zboru nie różnili się między sobą, wszyscy stawali się dziećmi Bożymi. W wierszu 28 Paweł mówi, że różnice między Żydem i Grekiem, niewolnikiem i wolnym, mężczyzną i niewiastą, zostają zatarte. Jest w tym coś nadzwyczajnego. W porannej modlitwie Żydów, którą Paweł poprzednio musiał codziennie odmawiać, zawarte było podziękowanie Bogu za to, że „nie stworzyłeś mnie poganinem, niewolnikiem lub kobietą”. Teraz Paweł odwraca tę modlitwę. Dawne różnice przestały istnieć, wszyscy stanowią jedno w Chrystusie.

Widzieliśmy już (w. 16), że Paweł tłumaczy obietnice dane Abrahamowi jako spełnione w Chrystusie. Jeśli stanowimy jedno z Chrystusem, to i my dziedziczymy te obietnice. Przywileju tego nie uzyskujemy przez legalistyczne przestrzeganie Zakonu, lecz przez akt wiary w niezasłużoną łaskę Boga.

Gdy wszyscy staną się dłużnikami wobec Bożej łaski i znajdą się w Chrystusie, znikną zaostrzające się różnice i podziały między ludźmi. Tylko wtedy stanowić będą jedno. Nie tyle siła człowieka, co miłość Boża może całkowicie pojednać rozbity świat.

W dniach dzieciństwa (4,1-7)

W świecie starożytnym o wiele wyraźniej zaznaczało się osiągnięcie progu dojrzałości niż jest to u nas dzisiaj.

1. W pierwszy sabat po osiągnięciu przez chłopca dwunastu lat, Żyd brał go do synagogi, gdzie przyjmowano go jako „syna Zakonu”. Ojciec wypowiadał nad nim modlitwę: „Błogosławiony bądź, Boże, który zdejmujesz ze mnie odpowiedzialność za tego chłopca”. Natomiast chłopiec wypowiadał modlitwę, w której mówił: „O mój Boże i Boże moich Ojców! W tym świętym i uroczystym dniu, który oznacza moje przejście od wieku chłopięcego do męskiego, pokornie podnoszę moje oczy do Ciebie i szczerze i prawdziwie oznajmiam, że odtąd będę przestrzegał Twoich przykazań i przyjmuję odpowiedzialność za moje postępowanie wobec Ciebie”. W życiu tego chłopca wyraźnie występowała linia graniczna: w ciągu jednego dnia stawał się mężczyzną.

2. W świecie greckim chłopiec był pod nadzorem od siedmiu do osiemnastu lat. Wówczas stawał się efebem, czymś w rodzaju kadeta i przez dwa lata był oddany do dyspozycji państwa. Ateńczycy dzielili się na dziesięć fratriari czyli rodów. Zanim chłopiec stał się efebem, na uroczystości zwanej apatouria przyjmowano go do rodu, uroczyście obcinano jego długie włosy i ofiarowywano bogom. A więc i tutaj wyraźnie zaznaczyła się granica dojrzałości.

3. W rzymskim prawie nie było dokładnie określonej granicy wieku, ale praktycznie ustalano ją między czternastym a siedemnastym rokiem życia. Na świętej uroczystości rodzinnej zwanej liberalia chłopiec zdejmował szatę zwaną toga praetexta, z wąską czerwoną tasiemką u dołu, i ubierał toga virilis czyli zwyczajną togę noszoną przez mężczyzn. Następnie w otoczeniu przyjaciół i krewnych udawał się na Forum, gdzie oficjalnie wprowadzano go w życie publiczne. Była to uroczystość czysto religijna. Tutaj również mamy wyraźnie zaznaczony dzień, w którym chłopiec osiągał dojrzałość. Według rzymskiego zwyczaju w dniu osiągnięcia przez chłopca lub dziewczynę wieku dojrzałego, oddawali oni swoje zabawki bogu Apollo i w ten sposób dowodzili, że na zawsze zerwali z dziecinnymi sprawami.

Będąc dzieckiem w oczach prawa, chłopiec nie mógł podejmować żadnych kroków prawnych, chociaż był właścicielem wielkich majątków. Nie miał władzy nad swoim życiem - wszystko było urządzone za niego i dla niego. W praktyce nie miał więcej wolności niż niewolnik. Dopiero stając się mężczyzną wkraczał w swoje prawa dziedziczne. W podobny sposób - rozumuje Paweł - w dzieciństwie świata rządził Zakon. Był on jednak wiedzą elementarną. Na jej określenie Paweł używa słowa stoicheia. Pierwotnie słowo stoicheion oznaczało szereg, np. szereg żołnierzy, aby później przenieść swoje znaczenie na alfabet, a następnie każdą wiedzę elementarną.

Posiada ono też inne znaczenie. Niektórzy dopatrują się tu mianowicie pojęcia elementów, z których składa się świat, a w szczególności gwiazd. Starożytny świat był prześladowany wiarą w astrologię. Jeśli człowiek urodził się pod pewną gwiazdą - jego los był już postanowiony. Człowiek taki żył pod tyranią gwiazd, tęskniąc za wyzwoleniem. Niektórzy uczeni twierdzą, że Paweł ma tu na uwadze ten okres czasu, gdy Galacjanie byli prześladowani swoimi wierzeniami w fatalistyczny wpływ gwiazd. Jednak całość tego tekstu zmusza nas do przyjęcia tłumaczenia wyrazu stoicheia jako wiedzy elementarnej.

W czasie, gdy Galacjanie i w ogóle wszyscy ludzie byli po prostu dziećmi, żyli oni pod tyranią prawa. Dopiero później, gdy wszystko zostało przygotowane, przyszedł Chrystus i wyzwolił ludzi z tego niewolnictwa. Teraz nie są oni już w niewoli Zakonu: stali się synami i weszli w swoje dziedziczne prawa. Dzieciństwo, należące do Zakonu, przeminęło - nadeszła wolność wieku męskiego.

Dowodem naszego synostwa jest odruchowy krzyk serca. W swojej najgłębszej potrzebie człowiek woła do Boga: „Ojcze!” Paweł używa tu podwójnego zwrotu: „Abba! Ojcze!” Abba jest słowem aramejskim. Musiało ono często być na ustach Jezusa, jego dźwięk pozostał tak święty, że ludzie zachowali je w języku oryginalnym. Ten odruchowy krzyk ludzkiego serca Paweł uważa za dzieło Ducha Świętego. Jeżeli nasze serca tak wołają, to wiemy, że jesteśmy synami i do nas należy całe dziedzictwo łaski.

Według Pawła ten, kto w swoim życiu kieruje się zniewalającym Zakonem, wciąż pozostaje jeszcze dzieckiem. Dopiero ten, kto poznał drogę łaski, stał się dojrzałym w wierze chrześcijańskiej mężczyzną.

Postęp na opak (4,8-11)

Paweł podtrzymuje tu zasadę, że Zakon jest elementarnym stadium religii, dojrzałym zaś jest człowiek stawiający na łaskę. Zakon był dobry w dawnych czasach, kiedy ludzie niczego lepszego nie znali. Ale teraz poznali Boga w Jego łasce. Następnie Paweł poprawia sam siebie, powiadając, że człowiek nie może poznać Boga przez swoje własne wysiłki. To Bóg objawia się człowiekowi przez swoją łaskę. Nigdy nie znajdziemy Boga - zanim On sam nas nie znajdzie. Paweł zapytuje więc: „Czy macie zamiar wrócić do tego stanu, z którego już dawno wyszliście?”

Elementarne zasady, czyli religię opartą na Zakonie nazywa mdłą i nędzną.

a) Jest ona mdłą, ponieważ nie posiada w sobie siły. Może ona określić czym jest grzech, może przekonać człowieka o grzechu, ale nie może wyjednać mu przebaczenia grzesznej przeszłości ani dać siły do przezwyciężenia grzechu w przyszłości.

b) Jest nędzna w porównaniu z pięknem łaski. Z natury rzeczy prawo zajmuje się tylko jedną daną sytuacją. Dla każdej nowej sytuacji i człowiek potrzebuje nowego prawa. Natomiast cudem łaski jest poikilos, co oznacza wielorakość, różnobarwność. Inaczej mówiąc, nie ma w życiu takiej sytuacji, której łaska nie mogłaby sprostać.

Jedną z cech szczególnych żydowskiego Zakonu było zachowywanie określonych czasów. W naszym tekście dniami są sabaty cotygodniowe. Miesiące - to nowie księżyca. Pory - to wielkie doroczne święta jak Pascha, Pięćdziesiątnica lub Święto Kuczek. Lata to rok sabatowy czyli co siódmy rok. Wadą religii polegającej na przestrzeganiu szczególnych pór jest nieuchronny podział dni na święte i powszednie. Następnym nieuchronnym krokiem człowieka, który drobiazgowo przestrzega święcenia „świętych dni” będzie jego skłonność do myślenia, że już spełnił swój obowiązek wobec Boga. Religia legalizmu była daleka od religii profetyzmu. Ktoś powiedział, że starożytny naród hebrajski nie miał w swoim języku słowa na określenie pojęcia religii w naszym znaczeniu. W jego zrozumieniu całość życia pochodziła od Boga i podlegała Jego prawom i rządom. Nie mogło więc być jakiejś odrębnej jego części, którą nazwaliby w swoim przekonaniu religią. Jezus Chrystus nie powiedział: „Przyszedłem, aby mieli religię”, lecz „Przyszedłem, aby (owce) miały życie i aby miały je w obfitości”. Gdy treścią religii jest jakiś wyodrębniony czas, staje się ona czymś zewnętrznym, a dla chrześcijanina każdy dzień jest dniem Bożym. Paweł obawiał się, by człowiek, który poznał już piękno łaski, z powrotem nie stoczył się do legalizmu. Ten, który żył już w obecności Boga, nie może łączyć Go tylko ze szczególnymi dniami.

Odwołanie się do miłości (4,12-20)

Paweł odwołuje się tu nie tyle do teologicznego co do osobistego przekonania. Przypomina im, że dla nich stał się poganinem, odciął się od tradycji, w których został wychowany, i stał się tym, czym są oni. Teraz wzywa ich, by nie usiłowali stać się takimi jak Izraelici, a raczej stali się takimi jak on.

Znajdujemy tu wzmiankę o „cierniu w ciele” Pawła. Za pierwszym razem przybył do nich na skutek choroby. Zagadka owego „ciernia” jest szerzej potraktowana w 2 Kor 12,7. Wyjaśniano go jako prześladowania, które znosił, jako pokusy cielesne, których, jak pisał, nigdy nie mógł w pełni się pozbyć, jako wygląd zewnętrzny jego postaci, który Koryntianie uznali za „lichy” (2 Kor 10,10). Najstarsza tradycja utrzymywała, że chodzi tu o gwałtowne i silne bóle głowy. Z naszego tekstu wynikają dwie uwagi:

Galacjanie byli gotowi oddać mu swoje oczy, gdyby to było możliwe. Utrzymuje się, że Pawła ciągle bolały oczy na skutek oślepienia na drodze do Damaszku, że od tamtego czasu widział tylko mgliście i to nie bez bólu.

Następnie zwrot „nie plunęliście na mnie” może nawiązywać do starożytnych obyczajów spluwania na widok epileptyka, a to w celu odwrócenia uroku złego ducha, który opętał, jak wierzono, chorego. Z tego wynikałoby, że Paweł cierpiał na epilepsję.

Oznaczenie czasu przybycia Pawła do Galacji może dopomóc w poznaniu przyczyny tego przybycia. Możliwe, że Dz 13,13-14 zawierają opis tego wydarzenia. Fragment ten zawiera w sobie pewien problem: Paweł, Barnaba i Marek przypłynęli z Cypru na kontynent, przyszli do Perge w Pamfilii, gdzie Marek ich zostawił, a stamtąd udali się wprost do Antiochii Pizydyjskiej, leżącej w Galacji. Powstaje pytanie, dlaczego Paweł nie głosił ewangelii w Pamfilii, dlaczego wybrał Antiochię Pizydyjską? Tamtejsza droga prowadząca do centralnego płaskowyżu była jedną z najtrudniejszych i najniebezpieczniejszych dróg ówczesnego świata. Kto wie, czy nie dlatego właśnie Marek wrócił do domu? Ale dlaczego ta niespodziana ucieczka z Pamfilii? Może było tak, że na wybrzeżach Pamfilii, znanych z malarycznego klimatu, Paweł zaraził się grasującą tam malarią. Jedynym ratunkiem było wejście na wyżej położone tereny, na pogórze Galacji, gdzie przybył w swojej chorobie. Malaria ta odznaczała się gwałtownymi atakami, którym towarzyszył straszny ból głowy „jakby ktoś przebijał czoło płonącą żagwią”. Możliwe, że te konwulsyjne bóle były owym „cierniem w ciele”, który dręczył Pawła, gdy po raz pierwszy przybył on do Galacji.

Mówi tu o tych, którzy podstępnie zabiegają o względy Galacjan. Ma na myśli tych, którzy chcą ich przekonać do przyjęcia żydowskich obyczajów. Gdyby im się to udało, Galacjanie ze swojej strony musieliby zabiegać u nich o dokonanie obrzezania i przyjęcie do społeczności żydowskiej. Jednak zasadniczym celem ich uprzejmości było zdobycie wpływu na Galacjan i zniewolenie ich pod jarzmo Zakonu.

W końcu Paweł używa obrazowej przenośni. Przyprowadzenie Galacjan do Chrystusa kosztowało go boleści podobnych do bólów porodowych rodzącej matki. I oto teraz czeka go to samo. Znajdujący się w nich Chrystus ma postać embrionu, a Paweł musi przeprowadzić poród.

Nie można pominąć głębokiego wzruszenia, jakie towarzyszy jego słowom: „Dzieci moje”. W językach łacińskim i greckim zdrobnienia zawsze zawierają element wzruszenia. Apostoł Jan często używa tych zwrotów, zaś Paweł tylko jeden raz. Jego serce jest przepełnione uczuciem. Zamiast gorzkich słów wyrzutu, przytula do siebie swoje błądzące dzieci. O misjonarce Florencji Allshorn opowiadają, że gdy miała udzielić napomnienia swojej uczennicy, zawsze przy tym obejmowała ją ręką. Akcenty miłości zawsze bowiem potrafią dotrzeć tam, gdzie gniewne słowa nie są w stanie utorować sobie drogi.

Nowe znaczenie starej historii (4,21-5,1)

Przystępując do wyjaśnienia tego tekstu należy sobie uświadomić, że dla pobożnego i myślącego Żyda, a szczególnie dla rabina, Pismo Święte miało więcej niż jedno znaczenie, za najmniej ważne uchodziło znaczenie dosłowne. Według opinii rabinów żydowskich każdy fragment Pisma miał cztery znaczenia.

a) Peszat czyli proste, dosłowne znaczenie;

b) Remaz - sugerowane czy narzucające się znaczenie;

c) Derusz to znaczenie wyprowadzane przez rozumowanie i

d) Sod - znaczenie alegoryczne.

Pierwsze litery tych znaczeń PRDS są spółgłoskami słowa Paradise, czyli raj. Człowiek, który zgłębił te cztery znaczenia Pisma osiągał taką radość, jakby przebywał w raju.

Trzeba wiedzieć, że szczytem i podsumowaniem wszystkich znaczeń było tłumaczenie alegoryczne. Zdarzało się więc często, że jakiś rabin brał urywek historii Starego Testamentu i wyczytywał z niego znaczenia, które dla nas brzmią jak fantazja, jednak dla ludzi tamtych czasów były one bardzo przekonywujące. Paweł był wykształconym rabinem i tak właśnie postąpił w przypadku tego tekstu. Historię Abrahama, Sary, Izmaela i Izaaka (1 Mjż rozdz. 16, 17 i 21), stanowiącą proste opowiadanie, tłumaczy alegorycznie, by w ten sposób zilustrować swoją myśl.

Historia ta opowiada jak Abraham i Sara, będąc już w podeszłym wieku, nie mieli dzieci. Wówczas Sara uczyniła to, co czyniły w tamtych czasach wszystkie kobiety w takiej sytuacji: dała Abrahamowi swoją niewolnicę Hagarę, aby mogła urodzić za nią dziecko. I rzeczywiście Hagar urodziła syna, Izmaela. W międzyczasie Bóg nawiedził Abrahama i przyobiecał mu, że jego żona Sara urodzi dziecko, co było nie do uwierzenia dla Abrahama i Sary. Mimo to jednak w swoim czasie przyszedł na świat Izaak. Izmael urodził się z czysto cielesnych pobudek, natomiast Izaak na podstawie obietnicy, a do tego Hagar była niewolnicą, a Sara wolną panią. Już od początku Hagar miała skłonności do wywyższania się nad Sarą, gdyż bezpłodność uchodziła wówczas za wielką hańbę. Atmosfera domowa stawała się coraz bardziej napięta. Kiedy więc Sara przyłapała Izmaela na wyszydzaniu Izaaka - co Paweł przyrównuje do prześladowania - zażądała usunięcia Hagary z domu, aby syn niewolnicy nie miał udziału w dziedzictwie razem z jej synem Izaakiem, który był wolny. Wspomniana, w tekście Arabia uważana była za kraj niewolników, który zamieszkiwali potomkowie Hagar.

Na podstawie tej starej historii Paweł tworzy alegorię: Hagar - to Stare Przymierze Zakonu zawarte na górze Synaj, położonej właśnie w Arabii, kraju Hagary. Sama Hagar była niewolnicą i jej dzieci rodzą się w niewoli, podobnie jak to Stare Przymierze zamienia ludzi opierających się na Zakonie w niewolników Zakonu. Syn Hagary urodził się z ludzkich pobudek, podobnie legalizm jest tym najwyższym, na co stać człowieka. Z drugiej strony Sara wyobraża Nowe Przymierze w Jezusie Chrystusie, Boży nowy sposób traktowania ludzi: nie na podstawie Zakonu, lecz łaski. Jej syn urodził się jako wolny i zgodnie z Bożą obietnicą, więc wszyscy jego potomkowie są wolni. I tak jak syn niewolnicy prześladował niegdyś dziecko wolnej kobiety, tak i dzisiaj synowie Zakonu prześladują dzieci łaski i obietnicy. A na koniec tak, jak syn niewolnicy został wyrzucony z domu i nie uczestniczył w dziedzictwie, tak i ci legaliści zostaną odrzuceni od Boga i nie będą mieć udziału w dziedzictwie łaski.

Jakkolwiek dziwnie by to brzmiało w naszych uszach, to jednak wywód ten zawiera w sobie jedną wielką prawdę. Chodzi mianowicie o to, że człowiek, którego główną zasadą życia jest Zakon, znajduje się w sytuacji niewolnika. Natomiast człowiek żyjący na zasadzie łaski, jest wolny, gdyż, jak wyraził to jeden z wielkich świętych, jego zasadą jest: „Kochaj Boga i czyń co uważasz za dobre”. To właśnie moc tej miłości, a nie więzy Zakonu, utrzymują nas na prostej drodze. Miłość zawsze jest silniejsza od przepisów.

Zależność osobista (5,2-12)

Paweł stał na stanowisku, że droga Zakonu i droga łaski wykluczają się nawzajem. Droga Zakonu uzależnia zbawienie od osiągnięć człowieka. Natomiast człowiek idący drogą łaski powierza siebie i swoje grzechy miłosierdziu Bożemu. Dalej Paweł przekonuje, że jeżeli ktoś poddaje się obrzezaniu, czyli przestrzega części Zakonu, to powinien również przestrzegać jego całości.

Załóżmy, że jakiś człowiek, pragnąc zasłużyć na obywatelstwo danego kraju, pilnie przestrzega obowiązujących przepisów i praw tego kraju, którego obywatelstwo przyjmuje. Jako obywatel nie może już postępować inaczej, musi przestrzegać wszystkich obowiązujących w tym kraju przepisów. Tak samo i człowiek poddający się obrzezaniu zobowiązuje się przez to do przestrzegania całego Zakonu, gdyż obrzezanie było tylko wstępem do niego. Czyniąc to, automatycznie odwraca się od drogi łaski. Dla takiego człowieka śmierć Chrystusa nie była potrzebna. Według Pawła tylko wiara działająca przez uczynki ma jakieś znaczenie. Inaczej mówiąc istotą chrześcijaństwa jest nie Zakon, lecz osobisty związek z Jezusem Chrystusem. Wiara chrześcijańska nie jest oparta na księdze, lecz na Osobie, a jego siłą napędową nie jest posłuszeństwo jakiemukolwiek prawu, lecz miłość do Jezusa Chrystusa.

Kiedyś Galacjanie wiedzieli już o tym wszystkim, ale obecnie znów powrócili do Zakonu. „Odrobina drożdży - wyjaśnia Paweł - zakwasza cały zaczyn”. W pojęciu Żydów drożdże zawsze oznaczały złe wpływy. Paweł stara się tu powiedzieć, że te legalistyczne wpływy nie zaszły może zbyt daleko, ale trzeba je wykorzenić, zanim zdołają zniszczyć cały zaczyn nauki chrześcijańskiej.

Tekst kończy się bardzo odważnym wykrzyknikiem. Należy uświadomić sobie, że Galacja leżała w pobliżu Frygii, gdzie czczono najważniejsze z ówczesnych bóstw - boginię Kybele. Kapłani i wyróżniający się w pobożności jej czciciele poddawali się kastracji. Paweł chce tu powiedzieć: „Jeżeli nadal trzymacie się tej drogi, która rozpoczyna się obrzezaniem, możecie dojść aż do wykastrowania się na wzór kapłanów pogańskich!” Na taką niewybredną sugestię mogą ze zdziwieniem reagować ludzie dobrego tonu, ale dla Galacjan, znających prawdę o kapłanach Kybele, była to prawda życia codziennego.

Wolność chrześcijańska (5,13-15)

W tym miejscu zmienia się nastrój Pawłowego Listu. Dotychczas był on teologiczny w treści, odtąd przeważa treść etyczna. Paweł miał nadzwyczaj rozwinięty zmysł praktyczny. Gdyby nawet wzbijał się w swoich Listach pod niebiosy, to zawsze kończy praktycznymi wskazówkami. Dla niego teologia była całkowicie bezużyteczna, dopóki nie nadawała się do wcielenia w życie. W Liście do Rzymian zawarty został jeden z największych traktatów teologicznych, choć nagle od dwunastego rozdziału tego Listu jego autor schodzi z wyżyn teologicznych na ziemię i daje najbardziej praktyczne wskazówki. Pewnego razu Vincent Taylor powiedział: „Sprawdzianem, czy ktoś jest dobrym teologiem jest zdolność napisania przez niego traktatu teologicznego”, to znaczy przedstawienia swoich wzniosłych myśli w tak prostej postaci, którą najprostszy człowiek może zrozumieć i zamienić w czyn. Paweł zawsze celująco zdaje taki egzamin. Również i w tym miejscu cała istota problemu została poddana sprawdzianowi praktyki życia codziennego.

Głoszona przez niego teologia zawsze zawierała jedno ryzyko. Gdy oświadczał, że nastał koniec królowania Zakonu, a rozpoczęło się królowanie łaski, ktoś mógłby powiedzieć: „To znaczy, że mogę robić co mi się tylko podoba. Wszystkie ograniczenia są zniesione i dlatego mogę pójść za swoimi cielesnymi skłonnościami dokądkolwiek mnie one poprowadzą. Prawo przeminęło, a łaska zapewnia mi przebaczenie”. Jednak Paweł pozostawił dwa zobowiązania.

a) Pierwszym, o którym tu nie wspomina, ale które wynika z jego rozumowania, jest zobowiązanie wobec Boga. Jeżeli Bóg tak nas umiłował, to „miłość Chrystusa ogarnia nas”. Nie mogę marnować życia, które Bóg wykupił swoim własnym życiem.

b) Istnieją jeszcze zobowiązania wobec bliźnich. Jesteśmy wprawdzie wolni, ale wolni miłością, która kocha bliźniego jak siebie samego.

Bardzo obrazowe znaczenia posiadają nazwy form władzy. Monarchia to rządy jednego, które wywodzą się z dążenia do usprawnienia władzy, gdyż komitety zawsze potrzebują czasu na dokonanie uzgodnień. Oligarchia to rządy kilku ludzi, zawsze usprawiedliwione tym, że są to ci jedynie zdolni do sprawowania władzy. Arystokracja to rządy tych najlepszych, ale potrzebne byłoby wyjaśnienie, kim to są ci najlepsi. Plutokracja to rządy bogatych, usprawiedliwione poglądem, że największe prawo do rządzenia mają ci, do których należą największe udziały dóbr. Demokracja oznacza rządy ludu, przez lud i dla ludu. Jedyną prawdziwą demokracją jest chrześcijaństwo, ponieważ w państwie chrześcijan każdy ceniłby swego bliźniego przynajmniej tak wysoko, jak siebie samego. Wolność chrześcijańska nie jest rozwiązłością z tego jednego, lecz ogromnie ważnego powodu, że chrześcijanin nie stał się wolnym, aby grzeszyć, ale z łaski Bożej został uwolniony, aby nie grzeszyć.

Paweł uzupełnia tę myśl dosyć ponurym powiedzeniem: „Jeśli nie rozwiążecie problemów wspólnego życia”, to w ogóle nie będziecie mogli żyć”. W ostatecznym bowiem rozrachunku samolubstwo nie tylko wynosi człowieka, ale go niszczy.

Katalog zła (5,16-21)

Może żaden inny człowiek nie był tak bardzo świadomy napięć w naturze człowieka jak Paweł. Zależało mu na tym, aby wolność chrześcijańska nie oznaczała swobody ulegania niższym popędom natury ludzkiej, ale raczej była wolnością życia w Duchu. W przedstawionym przez niego katalogu złych uczynków, każde słowo zawiera w sobie jakiś plastyczny obraz.

Wszeteczeństwo. Często mówi się, i słusznie, że czystość była jedyną zupełnie nową cnotą przyniesioną przez chrześcijaństwo. Przyszło ono na świat, w którym niemoralność w życiu seksualnym nie tylko była dopuszczalna, nawet uważana za potrzebną dla zwykłego trybu życia.

Nieczystość. Paweł używa tu ciekawego słowa akatarsia, stosowanego dla określenia ropy z zaognionej rany, drzewa, które nie było szczepione, materiału, który nie został oczyszczony. W znaczeniu pozytywnym słowo kataros określa dom, który sprzedający pozostawia czysty i w dobrym stanie. Najpowszechniej słowo kataros jest używane na oznaczenie czystości ceremonialnej, upoważniającej człowieka do obcowania z bóstwem. Można więc powiedzieć, że nieczystością jest to wszystko, co sprawia, że człowiek nie może stanąć przed Bogiem, brud życia, który oddziela od Boga.

Rozpusta. To słowo aselgeia występuje również u Mk 7,22; 2 Kor 12,21; Ef 4,19; 1 P 4,3; Jud 4; Rz 13,13 i 2 P 2,18. Oznacza ono „gotowość do wszelkiej rozkoszy”. Człowiek oddany temu złu nie zna żadnych skrępowań wobec swoich kaprysów i pożądań. Historyk Józef przypisywał tę cechę Izabeli, która zbudowała świątynię Baala w Jerozolimie. Ma się tu na myśli człowieka, który tak daleko zaszedł w hołdowaniu swoim zachciankom, że w ogóle nie dba o to, co ludzie o nim pomyślą albo powiedzą.

Bałwochwalstwo oznacza czczenie bóstw wytworzonych rękami ludzkimi. Jest to grzech polegający na tym, że materialne rzeczy zajmują w życiu miejsce Boga.

Czary. Dosłownie oznacza to zażywanie narkotyków, czasem nawet w pozytywnym znaczeniu, lub lekarstw przypisanych przez lekarza. Również zatruwanie swego organizmu, a szczególnie zażywanie środków odurzających związanych z czarami, których pełen był starożytny świat, określane było tym mianem.

Wrogość. Chodzi tu o człowieka z natury wrogo usposobionego wobec swoich bliźnich. Jest to dokładne przeciwieństwo chrześcijańskiej cnoty miłości do braci i wszystkich ludzi.

Spór. Początkowo słowo to stosowano w związku ze współzawodnictwem o zdobycie nagrody. Nawet można było je stosować w pozytywnym znaczeniu, ale o wiele bardziej rozpowszechnione było znaczenie ujemne, określające wzajemne sprzeczki i zwalczanie się.

Zazdrość. Początkowo słowem tym określano coś dobrego (zelos) i oznaczało ono chęć do uszlachetniania się. Z czasem jednak zdegenerowało się i zaczęło oznaczać pragnienie posiadania tego, co ktoś inny ma, lub złe pragnienie tego, co nie jest dla mnie przeznaczone.

Gniew. Użyte tu słowo oznacza wybuch złości, gniew, który na krótko wybucha, rozpala się i zanika.

Knowania. Historia tego słowa jest nadzwyczaj pouczająca. Początkowo eritreia oznaczało pracę najemnika (eritros), a więc pracę za pieniądze. Później zaczęło oznaczać kupczenie urzędami publicznymi, człowieka, który pragnie urzędu nie dla służenia społeczeństwu, lecz dla korzyści własnej.

Waśnie to dosłownie oznacza stać na stronie, z boku. Po jednym ze swoich największych zwycięstw Nelson oświadczył, że powodzenie to zawdzięcza posiadaniu pod swoimi rozkazami zespołu braci. Słowo to oznacza społeczność zupełnie odwrotną, której członkowie zamiast skupiać się wokół siebie, rozpraszają się.

Odszczepieństwo to hairesis (herezja) - oznacza nie zgadzanie się z resztą. Początkowo słowo to nie oznaczało niczego złego. Wywodzi się ono z rdzenia oznaczającego wybór. Stosowano je np. na określenie zespołu uczniów jakiegoś filozofa lub jakiegokolwiek zespołu ludzi połączonych jedną wiarą. Tragedią życia jest właśnie to, że ludzie różniący się poglądami, często okazują wobec siebie niechęć, i to nie wobec poglądów swego bliźniego, lecz wobec niego samego. Można przecież różnić się poglądami, a mimo to pozostawać ze sobą w przyjaźni.

Zabójstwa. Słowo to nie występuje we wszystkich rękopisach. Zamiast niego w niektórych rękopisach występuje

Zawiść. Wyraz grecki ftonos oznacza coś wyjątkowo wstrętnego. Eurypides nazwał je „największą chorobą ludzką”. Jego istotą jest duch, który nie tyle zazdrości ludziom posiadania danej rzeczy lub posiadania tego, co ktoś inny już posiada, lecz zazdrości samego faktu posiadania czegokolwiek przez innych ludzi. Nie chodzi mu o samo posiadanie danej rzeczy, lecz o zabranie jej komuś, aby tamten jej nie posiadał. Stoicy nazywali to „zmartwieniem z powodu czyjegoś dobra”, a Bazyli - zmartwieniem z powodu szczęścia bliźniego. Jest to cecha nie tyle zazdrosnego ducha, co napełnionego goryczą serca.

Pijaństwo. W starożytności nie było to zło zbytnio rozpowszechnione. Grecy wypijali więcej wina niż mleka, nawet dzieci piły wino. Jednak rozcieńczano je wodą, dolewając trzy części wody do dwóch części wina. W potępieniu pijaństwa Grecy nie różnili się od chrześcijan.

Obżarstwo. Polskie tłumaczenie nie oddaje istoty greckiego komos. Początkowo oznaczało ono zespół przyjaciół towarzyszący zwycięzcy igrzysk. Tańczyli oni, śpiewali i śmiali się. Określano nim również pochód wyznawców Bachusa, bożka wina. Było to więc rozpasanie powstałe na tle zdegradowanej radości.

Katalog dobra (5,22-26)

Tak jak w poprzednich wierszach Paweł wymienił złe cechy ciała, tak tutaj wskazuje na rzeczy dobre, które są owocem Ducha Świętego. Znów warto przyjrzeć się poszczególnym określeniom.

Miłość. W Nowym Testamencie określa się ją słowem Agape. Nie jest to określenie powszechnie przez Greków używane. Posiadali oni cztery wyrażenia, którymi określali pojęcie miłości.

a) Eros - to miłość mężczyzny do niewiasty, oparta na pożądaniu; słowo to nigdy nie występuje w Nowym Testamencie.

b) Filia to ciepłe uczucie wobec naszych najbliższych, będące wyrażeniem naszego serca.

c) Storge oznacza serdeczność i jest używane na określenie miłości rodziców do dzieci.

d) Agape to określenie niezwyciężonej życzliwości. Bez względu na to, jaką krzywdę ktoś nam wyrządzi i jak bardzo nas upokorzy, niczego innego nie będziemy dla niego pragnęli jak tylko jego najwyższego dobra. A więc to uczucie zarówno serca jak i umysłu, ponieważ angażuje ono całą naszą osobowość. Jest to dobrowolny wysiłek, na który nas stać tylko z pomocą Bożą. Jest to wyświadczanie dobra dla tych, którzy życzą nam źle.

Radość. Greckie chara najczęściej określa radość związaną z życiem religijnym (np. Ps 30,11; Rz 14,17; 15,13; Flp 1,4.25). Nie jest to radość wynikająca z ziemskich rzeczy, a tym bardziej radość z pokonania kogoś w zawodach sportowych. Jest to raczej radość, której fundamentem jest Bóg.

Pokój (eirene). Słowo to we współczesnej grece ma dwa ciekawe zastosowania. Po pierwsze, oznacza ono ład panujący w mieście czy osiedlu. Miejscowości posiadały urzędnika nadzorującego eirene gminy, czyli nadzorcę pokoju publicznego. W Nowym Testamencie greckie eirene jest odpowiednikiem hebrajskiego szalom i oznacza nie tylko wolność od kłopotów, lecz największe dobro człowieka. W naszym wypadku oznacza ono spokój serca, wynikający ze świadomości, że nasze losy są w rękach Boga. Ciekawą rzeczą jest to, że zarówno chara jak i eirene stały się bardzo rozpowszechnionymi imionami w Kościele.

Cierpliwość to wielkie słowo. Makrotimia użyte jest w Pierwszej Księdze Machabeuszy na określenie cechy, dzięki której Rzymianie stali się panami świata. Rozumie się przez to ich wytrwałość i zdecydowanie, nie zawieranie pokoju z jakimkolwiek nieprzyjacielem nawet w chwili klęski; jest to rodzaj zwycięskiej cierpliwości. Ogólnie rzecz biorąc słowa tego nie używa się na określenie cierpliwości wobec rzeczy lub wydarzeń, lecz wobec ludzi. Chryzostom powiadał, że jest to cecha człowieka, który mógł się zemścić, ale tego nie uczyni, czyli człowieka powolnego do gniewu. Pouczającą rzeczą jest to, że Nowy Testament używa tego słowa na określenie postępowania Boga wobec ludzi (Rz 2,4; 9,22; 1 Tm 1,16; 1 P 3,20). Gdyby Bóg zachowywał się tak jak człowiek, już dawno nasz świat przestałby istnieć. Posiada On jednak cierpliwość, dzięki której znosi nasze grzechy i nie odrzuca nas. W swoim postępowaniu wobec bliźnich powinniśmy naśladować tę miłującą, przebaczającą i cierpliwą postawę Boga wobec nas samych.

Uprzejmość i dobroć są słowami bliskoznacznymi. Wyraz chrestotetes, uprzejmość, często zastępuje się wyrazem dobroć. W jednym z przykładów wiersza 2 Kor 6, 6 wyrażenie to określono jako słodycz. Jest to bardzo przyjemne słowo. Plutarch twierdzi, że zawiera ono coś więcej niż sprawiedliwość. Stare wino nazywa się chrestos (Mat 11, 30). Istotą znaczenia tego słowa jest dobroć połączona z uprzejmością, grzecznością. Natomiast na określenie dobroci Paweł używa słowa agatosune, które oprócz Biblii nie występuje w grece świeckiej (Rz 15,14; Ef 5,9; 2 Tes 1,11). Jest to wyrażenie najszerzej oddające dobroć, określające „cnotę uzbrojoną w każdym calu”. Na czym polega różnica między tymi wyrażeniami? Agatosune może i powinna upominać i karać, a chrestotetes może tylko pomóc. Trench powiada, że właśnie Jezus okazał agatosune przy oczyszczeniu świątyni i wyrzuceniu z niej handlarzy, ale wobec niewiasty grzesznej, która łzami umywała Jego nogi, okazał chrestotetes. Chrześcijanin potrzebuje dobroci, która równocześnie byłaby uprzejma i silna.

Wierność (pistis) jest słowem występującym powszechnie w grece świeckiej na określenie człowieka godnego zaufania. Jest to cecha człowieka, na którym można polegać.

Łagodność czyli praotes to jedno z najtrudniejszych do przetłumaczenia greckich słów. W Nowym Testamencie ma ono trzy podstawowe znaczenia:

a) oznacza poddanie się woli Bożej (Mt 5,5; 11,29; 21,5);

b) podatność na przyjmowanie nauki, gdy ktoś nie jest zbyt wyniosły, aby móc czegoś się nauczyć (Jk 1,21);

c) najczęściej jednak oznacza zdolność znoszenia drugich (1 Kor 4,21; 2 Kor 10,1; Ef 4,2). Arystoteles określał praotes jako zrównoważenie między nadmiernym gniewem i beznamiętnością człowieka, który jeśli się gniewa, to tylko we właściwym czasie. Słowa tego w formie przymiotnikowej używa się na określenie zwierząt oswojonych i trzymanych pod kontrolą. Jest to więc panowanie nad sobą, które umożliwia nam Chrystus.

Wstrzemięźliwość (egkrateia). Platon używa tego słowa na określenie samoopanowania. Jest to duch, który opanował własne pragnienia i umiłowanie rozkoszy; zawodnik, który podporządkował sobie własne ciało (1 Kor 9,25), chrześcijańskie opanowanie popędów płciowych (1 Kor 7,9). W świeckiej grece używa się tego wyrazu w odniesieniu do władcy, który nigdy nie dopuści, aby jego własne interesy przeszkadzały w sprawowaniu rządów nad swoim ludem. Jest to cnota umożliwiająca człowiekowi takie panowanie nad sobą, że nadaje się on do służenia innym.

Paweł wierzył i osobiście tego doświadczył, że chrześcijanin umarł z Chrystusem i wraz z Nim powstał do nowego, czystego życia, w którym złe przywary dawnego JA bezpowrotnie przeminęły, a dobre cechy Ducha przynoszą owoce.

Noszenie ciężarów (6,1-5)

Paweł znał problemy wynikające w każdej społeczności chrześcijańskiej, mianowicie problemy związane z ludźmi, którzy nie wytrwali na drodze chrześcijańskiej. Słowo paraptoma użyte na ich określenie nie oznacza świadomego grzeszenia, lecz upadek, który zdarza się na śliskiej, oblodzonej drodze. Tym, którzy naprawdę starają się prowadzić chrześcijańskie życie, zagraża niebezpieczeństwo sądzenia innych. U wielu dobrych skądinąd ludzi występuje pewien twardy rys. Są to ci dobrzy ludzie, do których nie poszedłbyś, aby przy nich płakać nad swoim błędem i upadkiem. Nigdy nie zdobyliby się oni na współczucie. Natomiast Paweł powiada, że jeżeli naprawdę zdarzy się upadek, obowiązkiem chrześcijanina jest pójść i podnieść tego człowieka. Słowo poprawiajcie często określa pracę chirurga, który wyjmuje drzazgę z ciała, nastawia zwichnięty staw. Cały akcent tego wyrazu leży nie na karaniu, lecz na leczeniu. „Poprawianie” nie oznacza tu wymierzania kary, lecz przywrócenie do normy. Paweł radzi, abyśmy widząc upadającego człowieka mogli powiedzieć: „Z pomocą Bożą pójdę tam”.

Dalej przestrzega przed oszukiwaniem siebie, zwodzeniem. Radzi, abyśmy swoich osiągnięć nie porównywali do naszych bliźnich, lecz do tego najlepszego, na co nas stać. Czyniąc to, nie damy się zwieść.

Dwukrotnie w tym tekście mówi się o noszeniu ciężarów. Są ciężary przychodzące na człowieka z różnych okazji i zmian życiowych. Udzielenie pomocy takiemu człowiekowi jest spełnieniem nakazu Chrystusowego. Ale jest też ciężar, który człowiek musi nieść samodzielnie. Paweł używa tu wyrazu oznaczającego plecak żołnierski. Są obowiązki, których nikt za nas nie wykona i za które sami jesteśmy odpowiedzialni.

Nie ustawajmy! (6,6-10)

Paweł staje się tutaj nadzwyczaj praktyczny. Zbory chrześcijańskie miały swoich nauczycieli. W tamtych czasach zbór naprawdę był instytucją społeczną. Żaden z chrześcijan nie zniósłby tego, aby mieć czegoś za dużo, podczas gdy inni posiadają tego za mało. Paweł powiada: „Jeżeli ktoś naucza ciebie rzeczy niebieskich, wiecznych, to niech przynajmniej dzieli z tobą rzeczy materialne, które posiadasz”.

Paweł stwierdza tutaj przykrą prawdę: życie trzyma w ręce sprawiedliwą wagę. Jeśli ktoś pozwala panować nad sobą niskim popędom swojej natury, to w końcu nie może oczekiwać niczego oprócz kłopotów. Jeśli jednak wytrwa w kroczeniu drogą ducha i czyni dobro, w końcu Bóg mu to wynagrodzi. Chrześcijaństwo nigdy nie usuwa z życia ciągu przyczyn i skutków. Grecy wierzyli w Nemesis. Gdy tylko jakiś człowiek popełniał zło, Nemesis natychmiast była na jego tropie i wcześniej czy później dopadała go. Wszystkie tragedie greckie podkreślają jedną zasadniczą myśl: sprawca został ukarany. Nieraz zapominamy o tym, że Bóg przebaczył ludziom grzechy, ale nie unicestwia ich następstw. Jeżeli człowiek zgrzeszy przeciwko swemu ciału, prędzej czy później straci zdrowie, choćby nawet uzyskał przebaczenie. Jeżeli człowiek grzeszy przeciwko swoim najbliższym, to wcześniej czy później będzie sprawcą złamanych serc - nawet jeżeli mu przebaczą. Wielki mówca na temat absystencji, Jan B. Gough, który od wczesnych lat swego życia oddawał się pijaństwu, często używał przestrogi: „Blizny pozostają!” Natomiast Orygenes, wielki uczony chrześcijański i uniwersalista, wierzył, że chociaż w końcu wszyscy ludzie będą zbawieni, to jednak ślady ich grzechów pozostaną na zawsze. Nie możemy kupczyć przebaczeniem Bożym. Istnieje w tym świecie prawo moralne. Człowiek, który je złamie, choć może uzyskać przebaczenie, to jednak ściąga na siebie nieszczęście.

Słowa zakończenia (6,11-18)

Zazwyczaj Paweł dodawał do Listu swój podpis dopiero po zakończeniu przez pisarza, któremu dyktował. W tym jednak wypadku jego serce wypełnione jest tak wielką miłością i obawą o Galacjan, że dopisuje cały ostatni fragment. „Patrzcie - pisze - jak wielkie litery stawiam moją ręką”. Owe „wielkie litery” mogły oznaczać trzy rzeczy:

a) ostatni urywek mógł być napisany wielkimi literami ze względu na jego ważność, jak gdyby wydrukowano go tłustą czcionką;

b) pismo mogło być wielkie ze względu na niewprawną rękę Pawła, przyzwyczajonego do dyktowania listów;

c) możliwe, że oczy odmawiały Pawłowi posłuszeństwa lub przeżywał atak bólu głowy i nie był w stanie inaczej pisać niż stawiając wielkie litery, jak zwykle czynią to słabo widzący ludzie.

Powraca tu do istoty rzeczy. Ci, którzy pragnęli zdobyć Galacjan dla sprawy obrzezania, czynią tak ze względu na trzy powody:

a) Taka postawa miała uwolnić ich od prześladowania. Rzymianie uznawali przecież religię żydowską i pozwalali na jej praktykowanie. Obrzezanie było niezaprzeczalnym znakiem przynależności do narodu żydowskiego, a więc na wypadek prześladowania mogli czuć się bezpieczni i to zarówno wobec Rzymian jak i prawowitych Żydów.

b) W ostatecznym rozrachunku przez obrzezanie i zachowywanie Zakonu próbowali urządzić pewne przedstawienie, które zapewniałoby im uznanie u Boga. Tymczasem Paweł jest pewny, że nic, co może uczynić człowiek, nie zapewni mu zbawienia. Dlatego jeszcze raz, wskazując na krzyż, wzywa ich, aby zaprzestali zarabiać na zbawienie, a zaufali łasce, która była wyrazem miłości Bożej ku nim.

c) Ci, którzy pragną obrzezania Galacjan, sami w pełni nie przestrzegają Zakonu, ponieważ jest to rzeczą niemożliwą. Chodzi im jedynie o możliwość pochwalenia się Galacjanami jako swoją zdobyczą. Chcą chwalić się swoją władzą nad ludźmi, których potrafili zniewolić. Więc jeszcze raz Paweł z całą gwałtownością, na jaką go stać, stwierdza, że ani obrzezanie, ani nieobrzezanie, nie mają żadnego znaczenia. Znaczenie posiada jedynie wiara w Chrystusa, która otwiera człowiekowi nowe życie.

„Piętna Jezusa Chrystusa noszę na moim ciele” - mówi Paweł. Znaczenie tego wyrażenia może być dwojakie:

a) Wyraz stigmata zawsze fascynował ludzi. O Franciszku z Asyżu mówi się, że kiedy pewnego razu pościł, na wierzchołku góry zobaczył miłość Bożą rozpiętą na krzyżu przez cały horyzont, wtedy ostrze smutku i żalu przeszyło jego serce. Kiedy widzenie zbladło i Franciszek wrócił do świadomości, na jego rękach ukazały się znaki gwoździ, które pozostały już do końca jego życia. Nie możemy wiedzieć, czy jest to legenda czy prawda, bo w tym świecie jest coś więcej, aniżeli potrafi wymyślić nasza filozofia faktów. Niektórzy uważają, że właśnie Paweł przeszedł przez takie przeżycie ukrzyżowania ze swoim Panem i dlatego nosił znaki gwoździ na swoich dłoniach.

b) Czasem właściciel znaczył swoich niewolników piętnami swojej własności. Najprawdopodobniej Paweł chce tutaj powiedzieć, że blizny jego cierpień dla Chrystusa są piętnami określającymi jego przynależność jako niewolnika Chrystusowego. W końcu nie odwołuje się do swego autorytetu apostolskiego, lecz opiera się na ranach, które wycierpiał dla Chrystusa. Podobnie jak bohater Bunyana, pan Obrońca Prawdy, Paweł powiada: „Noszę swoje blizny i rany, aby były moimi świadkami wobec Tego, który teraz mnie wynagrodzi”.

Po burzy, wysiłku i napięciu całego Listu zapanowuje teraz spokój błogosławieństwa: Paweł sprzeczał się, upominał, gromił, ale ostatnie słowo brzmi ŁASKA, gdyż tylko to słowo miało dla niego znaczenie.


SPIS TREŚCI

WPROWADZENIE DO LISTU DO GALACJAN

123

40



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
14 gal~1
Gal 6 w 7,8 ”MĄDRY POLAK PO SZKODZIE”
Ogniwa gal. LICZENIE SEM !!!, WWNiG INiG
Bezpieczeństwo pracy w wybranych gałęziach gospodarki, Szkoła Przemek, Bezpieczeństwo w wybr gał gos
Prawo administracyjne, opr krak 011108a, Pojęcie prawo administracyjne (jako gał pr
MMANA GAL basic help
COW gal
Układy GAL
GAL 16V8
ctb gal t id 120591 Nieznany
GAL ANONIM - KRONIKA POLSKA, Dokumenty. Hasło - Krzaczki, Kroniki
n09 gal
Poster Gal
gal 09 egza kol
BPiE w g+-rn. - test, Szkoła Przemek, Bezpieczeństwo w wybr gał gosp, FWD
09 Gal
gal e12 v3
Prep Gal

więcej podobnych podstron