Uzdrowicielka
Przychodzia do naszej osady wraz z pierwszymi oznakami wiosny. Robia tak odkd pamitam, a jej przybycie niezmiennie wywoywao wielkie poruszenie. Doszo nawet do tego, e rada Sorbony postanowia nie zwraca uwagi na kalendarz i pierwszy dzie tej najpikniejszej pory roku ogasza wraz z jej pojawieniem si u nas. Organizowano wówczas wielkie wito, a mieszkacy naszej osady zapominali o troskach codziennego ycia. Dzieciom pozwalano biega do pónej nocy, a doroli upijali si winem. Wraz z jej powrotem na twarzach chorych pojawia si umiech. Bya dla nas czym wicej, ni tylko uzdrowicielk, traktowalimy j jak bogini.
Gdy bya z nami nikt nie podupada na zdrowiu, nie byo poronie, a dzieci rodziy si bez wad genetycznych. Przebywaa z nami nie duej ni miesic. Gdy nas opuszczaa, zwykle po kryjomu, w rodku nocy, serca mieszkaców Sorbony znów napeniay si lkiem. Rozumielimy jednak, e musiaa i swoj drog, by pomaga innym ludziom. Jednak podczas tego krótkiego okresu, czulimy si wyjtkowi.
Miaa na imi Jona. Nikt nie wiedzia w jakim bya wieku. Pierwszy raz pojawia si w osadzie czterdzieci dwa lata temu, a jednak nie wygldaa na wicej, ni lat trzydzieci. Urod nie moga jej dorówna nawet najpikniejsza dziewczyna z Sorbony, za jak uwaaem Seti.
Setia bya moj narzeczon. Wkrótce mielimy zosta maestwem. Wybraa mnie sporód licznego grona kandydatów, co uznaem za wielkie wyrónienie. Bya moj przyjaciók od zawsze, a jednak jako chyba jedyna dziewczyna nie adorowaa mnie. Inne wiecznie krciy si przy mnie, zachwalay moj niezwyk odporno, szeptay, jaki jestem przystojny. Z Seti byo inaczej, potrafilimy godzinami rozmawia o wszystkim. Bya mdra i wydawao mi si, e to dlatego dobrze czuem si w jej towarzystwie. Wszystko byo proste, dopóki rada nie ogosia, e Setia jest gotowa do zampójcia. Nie zamierzaem pocztkowo na to zareagowa, jednak, gdy uwiadomiem sobie, e spdzi ycie z kim innym, e innemu urodzi potomstwo, zaczem odczuwa ból, taki sam, jak po mierci matki. Nie byem pewien, czy postpuj susznie, ale zgosiem swoj kandydatur. Znalazem si w gronie prawie wszystkich kawalerów Sorbony, obawiaem si, e wybierze Kaja lub Zoltana. Zawsze okazywaa im wielk sympati. Na szczcie myliem si. Gdy rada ogosia moje imi byem najszczliwsz osob na caym wiecie. Dopiero póniej przyznaa, e kochaa mnie od dawna, jednak nie chciaa mi si narzuca, czekaa na jaki gest z mojej strony. Ja czekaem na co podobnego. Na szczcie nie okazaem si by skoczonym gupcem i zrobiem ten pierwszy krok.
Okres narzeczestwa trwa wedug naszych zwyczajów równy rok. W dziewitym miesicu Setia zachorowaa. Od zakoczenia wojny mino ju osiem dekad, a jednak wci wyciskaa na nas swoje pitno. Ukad odpornociowy tych, którzy urodzili si po zagadzie by bardzo saby, ale w tym przypadku diagnoza okazaa si by wyjtkowo okrutna. Setia miaa nowotwór mózgu. By zbyt zaawansowany, by usun go naszymi metodami. Znaem tylko jedn osob, która mogaby nam pomóc. Tym kim bya Jona...
Przez ponad dwa miesice czekaem na ni z utsknieniem. Czekaem bardziej, ni zazwyczaj. Nigdy nikomu si do tego nie przyznaem, bo byoby to witokradztwem, ale jedyn kobiet, której bardziej pragnem od Setii, bya wanie Jona. Moja mio do niej graniczya z uwielbieniem, bya uosobieniem czego nieosigalnego, szczególnie dla mnie. Ju jako pitnastolatek zdawaem sobie z tego spraw. Upewniem si, gdy kiedy udao mi si j podejrze podczas kpieli. Ten obraz utkwi mi gboko w pamici. Z jej ciaa emanowaa tak wielka energia, i zdawao mi si, e mog z niej czerpa do woli.
Od tamtej pory staraem si do niej zbliy. Chciaem zachorowa, by moga pooy na mnie swoj cudown do, by spojrzaa na mnie czule. To by mi wystarczyo. Biegaem boso po niegu, pywaem w lodowatej wodzie w ubraniu, a potem staem mokry na mrozie. Przebywaem z chorymi, liczc, e zara mnie swoimi chorobami, jednak nigdy nic si mnie nie imao. Wiele razy przeklinaem swoje idealne zdrowie, przez nie, nie mogem zbliy si do Jony.
Teraz, dziki Setii miaem wreszcie dosta swoj szans. Jej rodzice dawno ju umarli, modszy brat podzieli ich los w zeszym roku. Teraz ja byem jej najblisz osob i to ja miaem trzyma j za rk podczas zabiegu. Brzydziem si sob, ale nic nie mogem poradzi na to, e byem wdziczny Bogu za jej chorob.
***
Tego dnia zbudziy mnie gone krzyki cieszcych si dzieci. Serce zabio mi szybciej, wiedziaem co to moe oznacza. Nie myliem si, Jona przybya o wicie.
Setia wygldaa bardzo le, pochyliem si nad ni i delikatnie pocaowaem w czoo.
- Wkrótce bdziesz zdrowa. Jona jest ju u nas. - szepnem.
- Mylisz, e nie jest za póno? Zdoa mi pomóc?
Odkd pamitam tylko dwa razy Jona nie bya w stanie wyleczy chorych, jednak tym razem wierzyem, e nie bdzie to nic ponad jej siy.
- Na pewno da sobie rad. Miewaa cisze przypadki. - staraem si zbagatelizowa problem, lecz nie byem ju tak tego pewien - Za kilka lat nasze dzieci przybiegn do nas, by ogosi jej powrót. - mrugnem okiem i umiechnem si
- Zawsze umiae mnie pocieszy. Tak bardzo si ciesz, e jeste przy mnie. Bez ciebie ju dawno bym si poddaa... Kocham ci, bardziej ni moesz przypuszcza.
- Ja te, soneczko.
- A dzieci... - zawahaa si na chwil - Mam nadziej, e odziedzicz po tobie zdrowie.
Pogadziem j po wosach.
- pij, pójd ci zapisa.
Udaem si do domu, w którym rezydowaa rada. Przed drzwiami ustawia si ju duga kolejka. Kilka osób zdobyo si na gest przepuszczenia mnie. Znali Seti i jej dolegliwo, a te kilka kroków naprzód przybliyo mnie o kilka dni do momentu, gdy bd oddalony od Jony na odlego jednego oddechu.
Zastanawiaem si, w jaki sposób wyra jej swoj wdziczno? Musiaem si ograniczy do penego szacunku ucaowania doni. Mylaem te, by rzuci si jej do stóp, ale tak robiy jedynie kobiety. Zreszt duma nie pozwoliaby mi na to. Pragnem by jej kochankiem, a nie niewolnikiem. Cho pewnie zgodzibym si i na tak rol, by tylko by przy niej.
Wieczorem rozpocza si biesiada. Wikszo Sorboczyków zasiada przy suto zastawionych stoach. Muzyka graa, a wszyscy wietnie si bawili. Jona zaja miejsce wród najznamienitszych mieszkaców osady. Oficjalnie witano zarówno j, jak i nadejcie wiosny. Nie byo mnie tam. T noc spdziem z Seti. Dziewczyna namawiaa mnie, bym j zostawi, ale ja wolaem spotgowa napicie i poczeka na swoj kolej. Termin zabiegu przypada za cztery dni. Po dugich latach wydawao si to takie bliskie. Poza tym wiedziaem, e zostajc, sprawi troch radoci Setii. Pooyem si przy niej, dotykajc gow jej ramienia. Szeptalimy o przyszoci, o wspólnym yciu, o naszym domu, penym dzieci. To by cudowny wieczór, cho miaem niejasne wraenie, e Setia co przede mn ukrywaa. Sdziem, e by to strach przed mierci.
Kiedy Setia zasna wspominaem w mylach wspaniae, spdzone wspólnie dni sprzed jej choroby. I tylko dwiki wpadajce przez okno przywodziy co chwila na myl obraz Jony. Nie potrafiem go odpdzi. W kocu i mnie sen przyniós ukojenie.
***
Byem bardzo spity, wiozc Seti do domku, w którym jak co roku mieszkaa Jona. aowaem, e uzdrowicielka nie skadaa wizyt domowych. Nawet tak krótka podró na wózku nie bya dobra dla coraz sabszej Setii. Dzie na szczcie by do ciepy, soce grzao wystarczajco mocno, by ukoi zmczenie.
Kiedy ju znalelimy si w pokoju przyj, uoyem delikatnie dziewczyn na óku. Jej wzrok wyraa nadziej. Z niecierpliwoci czekalimy na Jon. Kiedy drzwi si otworzyy i na progu stana ona, podwiadomie wstrzymaem oddech. Bya pikna jak zawsze. Serce zabio mi szybciej.
- Jak si czujesz moja droga? Masz na imi Setia?
- Tak... Z dnia na dzie jest coraz gorzej...
- Rzeczywicie, tak le, jak teraz jeszcze nie wygldaa. Pamitam ci z poprzednich wizyt, mam dobr pami do twarzy i chorób. Dotd byy to jakie drobne dolegliwoci, z którymi i beze mnie pewnie by sobie poradzia, ale dzi rzeczywicie jestem ci potrzebna. Za ty modziecze jeste tu chyba nowy? Skd pochodzisz?
Próbowaem skupi si na sensie jej sów, cho bdc tak blisko niej miaem z tym ogromne problemy.
- Jestem std... - odparem drcym gosem.
- To dziwne, bo nie przypominam sobie ciebie. Ale to nie istotne, zabierajmy si do rzeczy. Jak masz na imi chopcze?
Ten nieco protekcjonalny ton przywróci mi wewntrzn równowag. Nagle zdaem sobie spraw, e jestem dla niej nikim. Jeszcze jednym szarym mieszkacem jakiej nic nie znaczcej osady, gdzie na kracach upadej cywilizacji.
- Ariel.
- Kim on jest dla ciebie? Narzeczonym?
- Tak. - odpara Setia.
- Wic Arielu, zap swoj narzeczon za rk.
Sama pooya swoj do na czole Setii i zamkna oczy. Wiedziaem z opowieci innych, e w tej chwili szukaa ognisk choroby. Nagle oderwaa do, jakby si oparzya. Spojrzaa na mnie dziwnie przeraonym wzrokiem, po chwili jednak wrócia do poprzedniej czynnoci. Trwaa tak jeszcze par chwil, po czym ponownie odsuna rk.
- Nigdy nie ukrywam przed pacjentami, jeli sprawa jest powana. Tak wanie jest z tob, dziewczyno. Choroba dokonaa w twoim organizmie strasznego spustoszenia. A dziw bierze, e... Dugo chorujesz?
- Dwa miesice. - odparem za Seti.
Jona przyjrzaa mi si uwanie.
- Hmm... To bdzie duo trudniejsze ni przypuszczaam... Ariel, wyjd na chwil. Musz z ni porozmawia w cztery oczy.
- Ale...
- Wyjd, prosz...
Wyszedem. Co byo nie tak. Zaczem si niepokoi. Wszystko miaem zaplanowane, to mia by mój szczliwy dzie. Jona miaa wyleczy Seti, ja miaem jej podzikowa, a potem y z Seti dugo i szczliwie. Jak w bajkach. Byem przeraony.
Po kilku minutach Jona wezwaa mnie z powrotem.
- Zabierz Seti do domu, a potem przyjd do mnie, musimy porozmawia.
- Nie pomoesz jej?
- Jeszcze nie wiem czy bd w stanie, popiesz si, bd na ciebie czeka.
Byem cakiem zagubiony. Musiaem wiedzie, o czym rozmawiay ze sob, próbowaem wycign to od Setii w domu.
- Nie pytaj mnie o to. Sama ci powiem, jeli wszystko dobrze si skoczy. Jona powiedziaa, e lepiej, bym na razie to przemilczaa. Ma racj, te tak uwaam. Id, ona czeka.
Pobiegem.
***
- Usid. Musz si upewni, co do ciebie. Powiedz mi, czy ty chorowae kiedykolwiek?
Zajem miejsce naprzeciw niej.
- Nie - odparem.
- Tak przypuszczaam... Masz to po ojcu, czy matce?
- Nie wiem, oboje od dawna nie yj.
- To w zasadzie nie jest istotne. Oczywicie zdajesz sobie spraw, e jeste wyjtkowym czowiekiem? Wokó wszyscy zapadali na przeróne choroby, a tobie nigdy nic nie byo. Zastanawiae si dlaczego tak jest?
- Nie.
- Widzisz, po wojnie ludzko ulega przerónym mutacjom. Ci którzy przeyli wydawali na wiat dzieci w wikszoci przypadków zdegenerowane. Ci którzy s dzi twoimi ssiadami to nieliczni, dla których zmiany nie byy tak straszliwe. S na tyle silni, by dalej si rozmnaa. Ale mutacje w niektórych wypadkach okazay si korzystne. My jestemy takimi wyjtkami.
- Ale rónimy si od siebie. Ty potrafisz uzdrawia. Masz dar.
- Nie jest to takie proste... To, e nie chorujesz to nie jest nadzwyczajna odporno twojego organizmu. Wszyscy potrzebujemy energii do ycia. Jedzenie zawiera j, ale nie jest to wystarczajca dawka, by by wiecznie zdrowym. Ty czerpiesz sw si z innych ywych istot, najczciej ludzi. Wysysae j z rodziców, to samo zrobie Setii. Nie panujesz nad tym, zabierasz zbyt wiele pojedynczym osobom. Zabijasz ich nawet nie zdajc sobie z tego sprawy...
- O czym ty mówisz?!
- Jeste zagroeniem... Siadaj! Nie skoczyam. Masz jednak troch racji, rónimy si od siebie. Ja poza tym, e zabieram innym ich energi, potrafi take j oddawa. Ty nie. Jeste cakowicie zablokowany. Tylko ja jestem przy tobie bezpieczna, potrafi si przed tob obroni. Setia nie potrafia, zabrae jej zbyt duo. W tej chwili, eby jej pomóc musiaabym odda wszystko, co sama posiadam, albo wyssa energi z kilku ludzi, skazujc ich tym samym na mier. Tak to wyglda...
- Nie wierz ci! Nie zabiem nikogo!
Jona nic nie odpara, pokiwaa tylko gow. Wstaem z miejsca. Czuem, jak co cieknie mi po polikach. To byy zy. Jona te wstaa, podesza do mnie, wytara wierzchem doni twarz, przesuna j po moich ustach, zapaa mnie za szyj i przytulia do swego ramienia.
- Zabiem Seti...- szepnem.
- To nie twoja wina, nie wiedziae...
Ból zacz miesza si z jej zapachem, ju nie wiedziaem czego byo wicej. Zawsze pragnem tej chwili, ale nie za tak cen. Gadzia mnie po wosach. Nie wytrzymaem. Zatopiem usta na jej szyi, musnem j jzykiem. Poczuem, jak zadraa. Ju nie czuem bólu, liczya si tylko Jona. Poczuem na swoich jej usta. Zacza zdziera ze mnie koszul. Wszystko potoczyo si byskawicznie. Nie potrafiem i nie chciaem przesta.
To byo bardziej, ni doskonae. Rozumielimy si wspaniale, doszlimy równoczenie. Nasze przyspieszone oddechy mieszay si, tonem w niej. A potem przyszo otrzewienie...
- Boe... Co ja robi?...
- To nic zego.
- A Setia? Ona cierpi, a ja?... Zabijam j i zdradzam.
Zaczem szybko si ubiera.
- Ariel! Zaczekaj. Nic nie rozumiesz! Nie moesz wróci do tamtego wiata. Teraz ju wiesz, kim jeste. Tylko ze mn moesz dzieli szczcie. A ja tylko z tob mog si zwiza! Cae ycie szukaam kogo takiego, jak ty. Jestemy niemiertelni, nie musimy si starze. Chodz od wioski do wioski. Lecz ludzi odbierajc czstk energii zdrowym, oddajc chorym. Odrobin zabieram dla siebie. Bd zabieraa dla nas obojga. Bdziemy y wiecznie. Ty i ja. Wiem, e wielu o mnie marzyo, ty te. Widziaam to w twoich oczach, gdy tu przyszede. Przecie mnie pragne. Nadal pragniesz. Moesz mie to stale.
- Ale Setia...
- O niej te zapomnij, pomog ci. Zdejmij to z siebie, we mnie raz jeszcze.
***
Opucilimy osad w nocy. To byo w stylu Jony. Mieszkacy pewnie zdziwili si tylko, e tak krótko bya w Sorbonie. Po kilku dniach podróy dotarlimy do innej wioski. Zostaem tam przyjty jak król. Byem towarzyszem Jony, a to dawao mi prawo do bycia kim wanym.
Cigle czuem jednak wyrzuty sumienia, po tym, jak zostawiem Seti. Nawet nie mogem si z ni poegna. Jona mi nie pozwolia. Gdy tylko zauwaaa moje przygnbienie oddawaa mi si. Robia wszystko, bym nie myla o przeszoci. Ale to nie byo takie proste.
Potem byy wci kolejne miejsca, wci nowi ludzie, którzy wierzyli w cudown moc Jony. Nie wiedzieli, e zabieraa im ich wasne ycie i karmia nim siebie i mnie. Min rok, potem drugi, trzeci, a my wci bylimy w drodze. Omijalimy tylko Sorbon. Nie chciaa tam wraca, bym nie popad w nostalgi, bym nie czu si znów winny. Nie potrafia zrozumie, e wci miaem przed oczyma ufne spojrzenie Setii, któr zawiodem. Nie próbowaem nawet sobie wyobrazi, co czua, gdy zniknem z Jon. Udawaem przed ni, e o tym nie myl, a ona nawet nie staraa si dostrzec tego, co trawio mnie od rodka. Zaczynaem j nienawidzi. Nie bya ju dla mnie bogini, a jednak potrafia uzaleni mnie od siebie. Zbyt wiele od niej dostawaem, by móc od niej odej.
***
To zdarzyo si w czasie kolejnej podróy. Pierwszy raz zobaczyem wówczas pojazd mechaniczny. Syszaem z opowieci, e kiedy ludzie czym takim si poruszali. Najwyraniej cywilizacja zaczynaa si odbudowywa, tylko my bylimy od niej zbyt daleko, by to zobaczy.
Jechali w naszym kierunku. Kiedy wysiedli Jona zblada. Pierwszy raz zobaczyem j w takim stanie. Rzucili si na ni, chciaem stan w jej obronie, ale byo ich zbyt wielu. Powalili nas oboje, skuli i wrzucili do pojazdu. Byem skoowany
- Kto ty? - spyta jeden z napastników.
- Ariel.
- Co tu z ni robisz? Jeszcze ci nie pokna? Masz chopie szczcie, e j dorwalimy. Szukalimy jej od lat.
- Nie wiem, czego od nas chcecie? Nic nie zrobilimy...
- Ty, moe nie. Za to ona ju dugo nie pocignie. Widzisz, modziecze, w czasie wojny uyto wszelkiej dostpnej broni. Chemicznej, biologicznej i atomowej. Opamitanie przyszo odrobin za póno i stanlimy na krawdzi wymarcia. Ci którzy przeyli wojn wci nie mogli by bezpieczni na naszej planecie. Skutki promieniowania, liczne wirusy i inne skaenia wci daway si we znaki. Robilimy, co moglimy, by je zniwelowa. Dzi atmosfera jest czysta i moemy y w spokoju. Ale tu po wojnie wci padalimy jak muchy. Na szczcie natura nie pozwolia, by jej dzieci cakiem wyginy. Pojawiy si mutacje, kilkoro dzieci miao prawdziwy dar. Nazywalimy je RH, to skrót od legendarnego Robin Hooda, który zabiera bogatym i oddawa biednym. RH to wanie robiy. Zabieray si zdrowym, by ratowa sabszych. Dziki nim moglimy przetrwa najtrudniejsze chwile. Jednak ona nie bya altruistk. Zabieraa dla siebie coraz wicej. Zanim si zorientowalimy co robi, zabia prawie cae osiedle. Ucieka nam gdzie, gdzie nie bylimy w stanie do niej dotrze. Zacza przed wami udawa uzdrowicielk, cho tak naprawd erowaa na was, niczym pasoyt. Bóg jeden wie, ilu ludzi w tej okolicy zmaro przez ni, ona potrzebuje teraz coraz wicej. Ma ponad szedziesit lat, a sam widzisz, jak wyglda. Wikszo zgonów w waszej okolicy byo jej sprawk. A ty, teraz to widz... Ty masz to szczcie, e masz tarcz bioenergetyczn. Od ciebie nie udao si jej nic wycign.
- Ona mówia, e to ja zabijam, e wysysam z ludzi...
- Tak mówia? Dobre... Nie jeste RH. Ty tylko magazynujesz energi, nie tracc jej, jak inni. To dziki tarczy. Moe po prostu spodobae si jej? Pewnie dlatego wmówia ci te bzdury. Chopcy, wysadcie go, nie jest nam potrzebny. Wracaj do domu, wkrótce i do was zawita cywilizacja. Bdziesz przydatny swoim przy jej tworzeniu.
- A co bdzie z ni, jeli to prawda, to wam te moe zagrozi?
- Nam nic nie zrobi, sam jestem RH, tyle, e silniejszym od niej. Osdzimy j uczciwie. To, co zrobia w przeszoci wystarczy, by skaza j na mier. Wysiadaj.
- Jona?! - zawoaem widzc, e wanie oprzytomniaa. - Okamaa mnie?
- Spadaj, Ariel. Nie potrafisz zadba o swoje kobiety.
Wysiadem. Oni odjechali. Obita gowa wci pulsowaa tpym bólem. Byem zagubiony, nie wiedziaem, co mam myle, ani gdzie i. Miaem tylko jeden prawdziwy dom - Sorbon. Tam skierowaem swe kroki.
***
- Ariel, to ty?!
Poznaem po gosie Kaja.
- Znikne razem z Jon, zabraa ci ze sob? Nie byo jej u nas od kilku lat, co si z tob dziao?
- To duga historia... Co w osadzie? Zmienio si co?
- I to wiele! Jona ju nie jest nam potrzebna. Chyba wiedziaa o tym, dlatego do nas nie wrócia. Ludzie nie choruj ju tak czsto. Owszem co jaki czas zdarzaj si jeszcze jakie powaniejsze sprawy, ale to nie to, co kiedy. Uleczya nas. Szkoda tylko, e nie pomoga Setii. Umara dwa dni po waszym odejciu. Jak moge j zostawi w takim stanie?!
- Byem gupcem. Dwa dni mówisz?
- Dwa, po wizycie u Jony bya jakby wypompowana z si. Na szczcie nie cierpiaa. Nasi lekarze byli zdziwieni. Nawet w tym stanie powinna pocign jeszcze ze dwa miesice. Ale nie dwa dni. Gdyby nie to, moe udaoby si uratowa dziecko...
- Jakie dziecko?
- Twoje. Setia bya w ciy. Nie wiedziae? Jona musiaa to zauway podczas badania. To by chopiec. May, ale niezwykle silny. y jeszcze w inkubatorze przez trzy dni. Lekarze mówili, e mia si po tobie.
Zrozumiaem wszystko a za dobrze. Nie mogem tu zosta. Gowa mi pkaa. To Jona zabia Seti, zabia moje dziecko... Zaczem biec. Musiaem znale si jak najdalej std. Syszaem tylko za sob woanie Kaja. Nie zwaaem na nie. Byem potworem. Postawiem wyej podanie nad mioci, nie byem godzien y.
***
Jestem teraz sam. Pode mn rozciga si gboki kanion. Upadku z tej wysokoci nawet ja nie przeyj. Tak bdzie atwiej. Bagam jedynie w mylach o przebaczenie Seti i nasze dziecko. Jeli istnieje pieko, to z pewnoci spotkam w nim Jon. Jestem jej wart...
Dariusz S. Jasiski
ód, 03.01.2002