21 WOLF


WOLF

Pewnego wieczoru w mroku nieregularnych kształtów magazynu fortepianów pojawił się mężczyzna. Oparł trzymaną w ręku, rozpiętą na kiju siatkę o jeden z fortepianów, po czym przedstawił się magazynierowi Bordzie.

— Wolf — powiedział i zaczął rozglądać się za krzesłem, aby usiąść. Był blondynem, miał jakby psią głowę i w swoim brunatnym dresie wyglądem przypominał płowego wilczura.

— Jak to Wolf? — zapytał Borda.

— Tak się nazywam — wyjaśnił przybysz.

Obaj mężczyźni stali w zatłoczonym kącie składu, wśród pokrytych płachtami nędznych mebli, pod zakurzonym oknem na dachu, przez które docierało jeszcze trochę światła. W szybach okna odbijała się niczym w lustrze niezwykłość wnętrza. Na dworze ciemniało, wewnątrz paliło się światło. Na płycie małego, żelaznego piecyka Borda rumienił kromki chleba.

— Panie Wolf, czy interesuje pana przypadkiem jakiś fortepian? — zapytał Borda.

— Nie szukam fortepianu — odpowiedział Wolf, po czym usiadł na stojącym obok taborecie i kręcąc się na nim, zaczął się rozglądać wokoło.

— To widocznie jest jakiś inny powód — powiedział Borda, patrząc na porwaną miejscami siatkę, którą przyniósł ze sobą Wolf. I tak się jej przypatrywał, jakby kompletnie nie mógł sobie przypomnieć, gdzie już coś takiego widział i do czego to służy.

— Mam nastawioną herbatę — odezwał się po chwili.

— Czekałem na Matokę...

— Czy to przypadkiem kobieta?

— Nie, Matok to stroiciel fortepianów, pianista — powiedział Borda.

— Napije się pan sznapsa?

— Jednego sznapsa i owszem.

Borda nalał i stojąc, podał gościowi szklaneczkę. Wolf obrócił się na taborecie, uniósł szklaneczkę i wypił.

— Czy przypadkiem nie przypętał się tu jakiś pies? — zapytał.

— Jaki pies?

— No, pies.

— Słowem, szuka pan swego psa, panie Wolf?

— To nie mój pies.

Borda obszedł stolik i położył kolejne kromki chleba na blasze piecyka. Wolf wyjął z kieszeni dresu pożółkłe, pogniecione, stare zdjęcie i pokazał je gospodarzowi.

— Może go pan widział?

— Pies. Mały piesek — uśmiechnął się Borda — stoi w drzwiach składu. Ładne zdjęcie.

— Gdzieś tu jest?

— Już dawno nie widziałem tu żadnego psa. Od lat.

— W dwudziestym dziewiątym, no nie? A może w dwudziestym ósmym? — zastanawiał się Wolf.

— Jakieś pięć lat temu.

— Mogę się rozejrzeć? — zapytał Wolf, po czym wstał, pochylił się i zniknął w mroku magazynu. Borda zdjął z piecyka mały garnek, usiadł przy stole i zaczął jeść zupę, pogryzając grzanką.

— Co pan je?

— Kalafiorową z grzankami.

— Dietetyczne.

— Nie czuję się najlepiej — powiedział Borda.

— To niedobrze, jeśli człowiek źle się czuje — powiedział Wolf— Niedobrze.

— A może pan też by zjadł?

— Nie jestem chory.

Wolf pełzał gdzieś pod fortepianami i wyłonił się, gdy Borda zjadł już swoją kolację i obojętnym wzrokiem patrzył na pusty garnek i fortepiany.

— Udało się coś znaleźć?

— Może jeszcze się uda — powiedział Wolf — spokojna głowa.

Borda podszedł do łóżka i chwycił za skraj koca.

— Chciałbym się położyć — powiedział.

— W porządku — powiedział Wolf — no to się kładźmy.


Borda pościelił łoże i przez chwilę patrzył na poduszkę z małym wgłębieniem, które utworzyło się w środku pod ciężarem jego głowy.

— Słowem, chce pan tu spać, panie Wolf?

— Muszę — odpowiedział Wolf.

Borda pochylił się i rozsznurował buty.

— Strasznie się rzucam w czasie snu, nawet kopię — powiedział. — Nie nadaję się do wspólnego spania.

— Może nie będzie aż tak źle, to się okaże.

— Może prześpimy się na waleta?

— Nie lubię spać na waleta.

— To może na zmianę?

— Na zmianę też nie lubię.

Borda zgasił światło i położyli się obok siebie. W nocy zaczęło padać, deszcz bębnił w wycięte w dachu okno. Borda wstał, wszedł do jakiegoś pomieszczenia, potem słychać było szum spłukiwanej wody i po chwili wrócił do łóżka,

zajmując swoje miejsce obok Wolfa.

— Co tam słychać? — zapytał Wolf.

— Pan Wolf nie śpi?

— Jak mam zajęcie, to nie śpię — odparł Wolf.

Kiedy zaczęło jaśnieć, Borda zapalił w piecyku i nastawił wodę na herbatę.

— No widzicie — powiedział Wolf— przespaliśmy się w jednym łóżku niczym bliźniacy.

— Pan Wolf wcale nie spał — powiedział Borda.

— Nalejcie mi sznapsa.

Kiedy wypili herbatę, Borda przyrządził zupę kalafiorową, postawił garnek na piecyku, położył się i znów zasnął.

Gdy Wolf go obudził, było już rano.

— Teraz sobie pójdę — powiedział Wolf. — Odprowadźcie mnie, Borda.

Wolf wziął swoją siatkę, Borda sięgnął po zawieszone na ścianie klucze.

— Muszę tu jeszcze kiedyś zajrzeć — powiedział Wolf, kiedy przechodzili obok fortepianów w ciągle jeszcze mrocznym pomieszczeniu.

— Potrzebny mi ten pies.

— A niech pan zajrzy — powiedział Borda — jak pan musi, to proszę bardzo.

— Chciałbym, aby Borda mnie zapamiętał — powiedział Wolf, kiedy dotarli do drzwi. Wyszedł i nawet się nie obejrzał.

— Nigdy nie zapomnę pana, panie Wolf — powiedział Borda — w końcu rzeczywiście, jak bliźniaki, przespaliśmy się w jednym łóżku.

Przełożył Tadeusz Olszański

77

Adam Bodor - „Z powrotem do Uszatej Sowy” - Wolf



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
W 21 Alkohole
21 02 2014 Wykład 1 Sala
21 Fundamnety przyklady z praktyki
BO I WYKLAD 01 3 2011 02 21
w 1 komunikacja 21 11 09 nst
21 25
21 23
2009 06 15 21;42;51
2011 03 05 21;05;08
2002 06 21
21
Kodeks pracy Dziennik Ustaw poz 94 nr 21 z 1998 roku
2011 03 05 21;10;59
2004 06 21
21 12 2008 1CB bardzo łatwy, Flash1CB bardzo łatwy
opis 21 04

więcej podobnych podstron