Stare Zwyczaje


Stare Zwyczaje
The Old Ways

Autor: thalassa
Link do oryginału: http://wiktt.serpentsstratagem.com/view ... textsize=1 (44 rozdziały)
Pairing: HG/SS
Przekład: Serathe
Korekta: Półkrwi Wampir i Natalinka, aktualnie Bzik
Zgoda na tłumaczenie: Jest
Zgoda na wklejenie: Też jest (podobno ;P)

Minęła właśnie moja rocznica pobytu na tym zacnym Forum, więc postanowiłam uczcić to w ten sposób.
Jest to moje pierwsze jako-takie tłumaczenie. Uczę się przy nim na własnych błędach, wybaczcie więc drobne niezręczności w tekście. Proszę o wytykanie mi owych z jak najbardziej szczegółową upierdliwością.
Za poświęcenie przy betowaniu i budujące rozmowy kominkowe dziękuję Robasiowi.
Nowe odcinki pojawiać się będą sukcesywnie co tydzień.
Wklejane na własną odpowiedzialność.
Życzę miłego czytania.

_____________________________________________________________________
Rozdział 1

Ostatniego dnia ich szóstego roku w hogwarckiej szkole magii Harry, Ron i Hermiona zostali wezwani do gabinetu Albusa Dumbledore'a. Po zaoferowaniu cytrynowych dropsów poinformowano ich, że w ciągu następnych kilku dni zostaną członkami Zakonu Feniksa, w związku z czym spędzą lato na Grimmauld Place 12.
Hermiona, zawsze praktyczny umysł, miała mnóstwo pytań.
- Profesorze, czy Harry ze względu na bezpieczeństwo nie powinien przebywać u Dursleyów? Czy to nie...
Zanim zdążyła dokończyć, Dumbledore łagodnie acz stanowczo przerwał jej, informując, że zadbano już o wszystko.

Pierwsze kilka dni w domu przy Grimmauld Place minęło dość szybko. Harry i Ron zamieszkiwali wspólny pokój, natomiast Hermiona dostała osobny, który później miała dzielić z Ginny, kiedy reszta Weasleyów wróci z wizyty u Charliego, w Rumunii.
Chłopcy spędzali czas na praktyce quidditcha w holu, a Hermiona znalazła swój raj na parterze, w przyłączonej do gabinetu bibliotece. Wieczorami jadali razem z innymi przebywającymi tam członkami Zakonu. Ich ulubionymi towarzyszami byli Tonks i Lupin.
W pierwszym tygodniu Zakon miał dwa spotkania. Podczas pierwszego cała trójka przeszła inicjację. Drugie spotkanie nie było zaplanowane. Jednak zwołano je kiedy Snape wrócił z kolejnego Zebrania Śmierciożerców, by wysłuchać jego raportu i podjąć odpowiednie działania.
Snape był tak samo chłodny jak zawsze, ale wyglądał również na bardzo zmęczonego. Hermiona przyglądała mu się, gdy siedział, czekając na rozpoczęcie zebrania. Pomyślała wtedy, że może miałby ochotę na kawę i ciastka.
- Profesorze, wygląda pan na zmęczonego. Przyniosłam panu coś.
- Moje samopoczucie to nie pani sprawa, panno Granger. Może to pani zabrać i odejść. - Snape był burkliwy jak zwykle, ale Hermiona nie rozumiała, dlaczego musiał być aż tak nieuprzejmy.

*

Tydzień później Weasleyowie wrócili z Rumunii i także przybyli na Grimmauld Place 12, by spędzić tam resztę lata. W kwaterze głównej przebywało aktualnie ponad dwadzieścioro ludzi, nie licząc zaglądających często gości.
Snape przybywał z nowymi informacjami co parę dni, i wychodził kilka godzin później. Pewnego wieczoru, gdy akurat był obecny, Harry i Ron zderzyli się z nim, wbiegając do kuchni po kolejnym treningu na miotłach. Hermiona, która w tym czasie przygotowywała herbatę, zobaczyła, jak wściekły Snape podnosi się z podłogi, na której wylądował po zderzeniu.
- To nie jest cholerny plac zabaw, idioci. Jeżeli nie umiecie chodzić i zachowywać się normalnie, lepiej siedźcie w swoich pokojach. - Popatrzył na nich z odrazą malującą się na twarzy.
Hermiona postanowiła się wtrącić, zanim jej dwaj przyjaciele zdążą powiedzieć coś głupiego.
- Profesorze, to z pewnością było niechcący. Obu im jest bardzo przykro.
- Panno Granger, fakt, że nie są zdolni sami się usprawiedliwić nie znaczy, że może pani to wykorzystywać jako okazję do popisania się swoimi wątpliwymi manierami.
Hermiona była zszokowana jego słowami. Oczekiwała, że będzie sarkastyczny i złośliwy, ale zaskoczył ją ten pełen furii głos. W pośpiechu opuściła pokój, próbując ukryć łzy. Kilka minut później Harry i Ron znaleźli ją szlochającą w domowej bibliotece.
- Nie daj się temu tłustowłosemu palantowi.
- Taa, on po prostu nas nienawidzi.
- Ale ja zawsze go szanowałam, a on ciągle jest taki okropny. Powiedział, że w ogóle nie mam manier. Jak mógł, kiedy to jemu ich brakuje?
- W tym przypadku miał rację.
Cała trójka zaczęła nerwowo rozglądać się po pokoju, szukając źródła owego głosu. Z zaskoczeniem odkryli, że był to Fineas Nigellus, niegdysiejszy dyrektor Hogwartu.
- Nasza Hermiona nigdy nie jest niegrzeczna i ma najlepsze maniery ze wszystkich.
- Bronisz go tylko dlatego, że jest Ślizgonem.
Hermiona przez chwilę nie odzywała się, ale jej ciekawość w końcu zwyciężyła.
- Co masz na myśli, przyznając mu rację?
- Że jego opinia o twoim braku manier jest słuszna.
- Dosyć tego! Hermiono, nie będziemy dłużej słuchać, jak to malowidło cię obraża. Chodź, idziemy stąd.
- Mam coś do przeczytania. Idźcie, dołączę do was za chwilę.
- Niech będzie, ale nie słuchaj tego ślizgońskiego obrazu.
Kiedy tylko wyszli, Hermiona wróciła przed portret i zapytała, co złego jest z jej manierami. Fineas Nigellus wiercił się przez chwilę w swych ramach, i dopiero po paru minutach zastanowienia odpowiedział:
- Jako międzykulturowy doradca w relacjach mugolsko-czarodziejskich, posłużę się typowo mugolskim przykładem. Co pomyślałabyś, jako Europejka, o osobie przychodzącej do twojego domu na uroczysty obiad, kiedy ściągnęłaby buty na zewnątrz, wchodząc do domu boso? Zanim odpowiesz: co pomyślałby o tobie Azjata, gdybyś przyszła do jego domu na taki sam obiad i owych butów nie zdjęła? Ponieważ obydwa pytania były retoryczne, zamknij buzię i pozwól mi kontynuować. Zachowanie twoje i twoich przyjaciół jest obraźliwe i lekceważące w świetle Starych Zwyczajów - to oznajmiwszy, zanim Hermiona zdążyła wypowiedzieć choć słowo, Fineas Nigellus zniknął z obrazu, prawdopodobnie wracając do swych ulubionych ram w gabinecie dyrektora w Hogwarcie.
Hermiona nigdy nie słyszała o Starych Zwyczajach, ani nie widziała stosownej książki czy też żadnego wspomnienia o nich w tomach, które przeczytała. Otarła łzy i zdecydowała się zacząć to, w czym była najlepsza. Dociekanie.
*


Rozdział 2

W ciągu następnych kilku dni i nocy Hermiona spędzała cały swój czas w bibliotece, szukając czegokolwiek związanego ze "Starymi Zwyczajami" i manierami w ogóle. Wszystko, co znalazła to egzemplarz "savoir vivre'u", zawierający dokładnie to samo, co każda tematyczna mugolska książka. Za każdym razem, gdy Snape był w domu, obserwowała go z daleka. Był nieuprzejmy niemal zawsze i dla wszystkich, a jedyną osobą, do której odnosił się poprawnie, była pani Weasley. Dziewczyna zauważyła kilka rzeczy w jej zachowaniu, które ta robiła wyłącznie zwracając się do Snape'a. Wyglądało to na pewien rodzaj rytuału.
Hermiona szybko znalazła sposobność, by zapytać o to samą panią Weasley. Molly była zaskoczona, ponieważ dotychczas nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Rzeczywiście, kochanie. Używam kilku drobnych rytuałów, które pochodzą ze starych manier. Ale nie znam niczego więcej w Starych Zwyczajach. Tylko to, czego używam. Stosowania starych manier zaniechano całkowicie ponad sto lat temu, ale przez ostatnich trzysta lat i tak niewielu ludzi ich używało. Moja babcia miała przyjaciółkę, i kiedy ta przychodziła z wizytą, moja babcia zachowywała się w stosunku do niej tak jak ja teraz. Dawno temu, coś w Severusie przypomniało mi tę kobietę, i postanowiłam spróbować. Podziałało.
- Może ja także powinnam spróbować. Na przekór jego zachowaniu, ja naprawdę go szanuję.
- Nie wiem, kochanie. Stare Zwyczaje były tak skomplikowane, że źle pójść może cokolwiek, a to tylko jeszcze bardziej go zdenerwuje.
Hermiona, jednocześnie odważna i uparta, postanowiła jednak spróbować.
Dwa dni później przybył Snape, w swym zwykłym, złym nastroju. Hermiona zbliżyła się do niego, wykonując taki sam rytuał jak wcześniej pani Weasley i oferując mu herbatę. W następnej sekundzie znalazła się na podłodze po przeciwnej stronie pokoju.
- ZEJDŹ MI Z OCZU, ZANIM CIĘ PRZEKLNĘ! NIGDY WIĘCEJ NIE PRÓBUJ OBRAŻAĆ MNIE W TEN SPOSÓB! - wykrzyczał, celując w nią różdżką. Zareagował tak szybko, że Hermiona nawet nie zdążyła zobaczyć, co ją uderzyło i kiedy znalazła się na ziemi. Spojrzała mu w oczy, ale dostrzegła tylko niechęć i czystą nienawiść. Wstała i wybiegła najszybciej, jak to było możliwe.
Po raz kolejny znalazła się, płacząc, w bibliotece. Stanęła na wprost obrazu Fineasa Nigellusa i zaczęła wrzeszczeć do poruszającego się portretu:
- Powinieneś był mi powiedzieć, że Stare Zwyczaje są tylko dla czarodziejów czystej krwi! Widzisz, co się teraz stało? Chciałam tylko być dla niego miła, a teraz on się obraził, bo jestem szlamą!
- Przestać gadać bzdury i powiedz mi, co się stało. Gdzie nauczyłaś się czegokolwiek o Starych Zwyczajach?
- To był rytuał, którego używała przy nim pani Weasley. Zrobiłam dokładnie to samo, ale on tego nie zaakceptował, bo jestem szlamą.
- Tak powiedział?
- Tylko na mnie nawrzeszczał. Ale to jedyne racjonalne wyjaśnienie, zważając, że wszystko powtórzyłam poprawnie. Zrobiłam to dokładnie tak samo, jak pani Weasley.
- Czasem, by odkryć prawdziwe motywy, powinnaś najpierw spojrzeć ponad tym, co uważasz za oczywiste. I zanim zalejesz mnie niekończącym się potokiem pytań, pozwól mi zauważyć, że popełniłaś śmiertelny błąd. Stare maniery mają wiele odmiennych rytuałów. Ten, którego użyłaś, był prawdopodobnie dopuszczalny tylko między równymi sobie, podczas gdy właściwym dla ciebie byłby adresowany do kogoś starszego i mądrzejszego, lub też zwierzchnika. Zanim spróbujesz czegoś takiego ponownie, powinnaś wiedzieć, że używanie złego rytuału może być odebrane jako poważne uchybienie, a nawet atak. To znaczy, masz szczęście, że cię nie zabił.
- SKĄD NIBY MIAŁAM TO WIEDZIEĆ? - Hermiona już nie płakała. Była wściekła. - Szukałam. Nie ma tu ani jednej książki o Starych Zwyczajach.
Portret przez chwilę przyglądał jej się sceptycznie.
- Dlaczego nauczenie się Starych Zwyczajów jest dla ciebie takie ważne?
- Więc, on nas nienawidzi, jest złośliwy i wstrętny. Z drugiej strony, jest też doskonałym nauczycielem. Na jego lekcjach nigdy nie zdarzył się nawet pojedynczy wypadek, podczas gdy w Beauxbatons i Durmstrangu takie wypadki są częste. I na przekór swojej nienawiści poświęcił Zakonowi wszystko. Należy mu się za to przynajmniej szacunek.
- Kolejna gryfońska przemowa o szlachetnych pobudkach. Czy ty nigdy się nie poddajesz? Nieważne, nie odpowiadaj! Po prostu idź na poddasze. Na podłodze, przykryty czymś w rodzaju zielonego aksamitu, jest tam portret lady Altamiry Dumbledore. Nie wiem, czy dowiesz się od niej czegokolwiek, ale jest jedyną, która może ci pomóc.
Hermiona zdążyła się już nauczyć, że korzystanie z rad byłego dyrektora Hogwartu, a raczej jego portretu, nie jest dobrym pomysłem.
- Gdzie tkwi podstęp?
- Ach... Gryfońska niegrzeczność. Jak chcesz opanować Stare Zwyczaje, kiedy nie potrafisz zachować nawet podstawowych manier?
Hermiona spojrzała na obraz ze złością.
- Jeśli spalę ten portret, nie będziesz mógł już go odwiedzać, i ominą cię wszystkie plotki na temat tutejszych wydarzeń - zagroziła.
- Czy ty próbujesz mnie szantażować? Bardzo licha próba, muszę zauważyć. W nagrodę za twój wysiłek powiem ci jedno. Malowidło na poddaszu jest jedynym portretem Lady Dumbledore, co oznacza, że pozostaje ona w jego ramach już od ponad trzystu lat. I spróbuj nie patrzeć na jej brzydotę. Nie wiem. Może, jeśli jesteś wystarczająco dobra, zgodzi się ci pomóc. Po prostu nie pozwól nikomu innemu zobaczyć jej portretu.
Z tymi słowami opuścił swoje zdobione ramy, wskakując w jakieś inne, zapewne w Hogwarcie.
Hermiona, wciąż zszokowana po ostatnich doświadczeniach ze Snape'em, zdecydowała nie spieszyć się i przemyśleć wszystko, zanim wyruszy na poszukiwania portretu. Jednak później, tej samej nocy, dręczona przez ciekawość i bezsenność, postanowiła spróbować. Cicho wstała z łóżka, starając się nie robić hałasu i tym samym nie obudzić Ginny. Przyświecając sobie jedynie światełkiem z różdżki weszła na poddasze. Znalezienie zakrytego aksamitem portretu nie sprawiło jej żadnych trudności. Przez moment zawahała się. A co, jeśli obraz, wzorem innych w tym domu, zacznie krzyczeć? I dlaczego Lady nie miała większej liczby portretów? Dlaczego to malowidło było zakryte i nie wisiało na ścianie? A co z jej nazwiskiem: czy była spokrewniona z dyrektorem?
Hermiona zebrawszy całą swą gryfońską odwagę, odsunęła zasłonę. I znalazła się oko w oko z najbrzydszym portretem, jaki widziała w życiu. Namalowana na nim kobieta wyglądała jak te wiedźmy z mugolskich komiksów. Dziewczyna szybko spuściła wzrok, nie chcąc zostać złapana na gapieniu się, i wymamrotała powitanie.

*

Hermiona oczekiwała, że kobieta na obrazie nie okaże zbytniego zadowolenia z jej wizyty. Była więc miło zaskoczona, kiedy delikatny i życzliwy głos zapytał ją, jakiego rodzaju pomocy potrzebuje. Hermiona popatrzyła na nią, i nie zastanawiając się ani nie powstrzymując, zaczęła mówić.
- Przyszłam tu z bardzo egoistycznych pobudek. Chcę nauczyć się Starych Zwyczajów. Szukałam w bibliotece, ale niczego nie znalazłam. Wypróbowałam także rytuał pani Weasley, ale jego efekt nie był taki sam. Jestem pochodzenia mugolskiego, ale portret Fineasa Nigellusa powiedział mi, że nie to jest powodem. Proszę, nauczy mnie pani? - zakończyła, a jej policzki natychmiast poróżowiały. Nie planowała mówić tych rzeczy. Uświadomiła sobie, że mówiła prosto z serca i wyrzuciła z siebie całe zakłopotanie i poczucie winy spowodowane niepokojeniem starszej pani z portretu, oraz sfrustrowanie tym, że może jej się nie powieść.
Lady uśmiechnęła się. To nie był ładny uśmiech. Wyglądała teraz szpetniej, ale w jakiś sposób Hermiona wiedziała, że to dobra osoba.
- Nie martw się, kochanie. Ludzie, którzy mnie odwiedzają, są zmuszeni do mówienia prosto z serca. To dlatego mój portret nie wisi na ścianie. Mój drogi siostrzeniec Albus mawia, że to z powodu mojej brzydoty, ale tylko żartuje, bo sam powiesił w swoim gabinecie portret Alby, mojej bliźniaczej siostry.
Hermiona mogła się tylko uśmiechnąć. Teraz naprawdę widziała, po kim dyrektor odziedziczył swoją życzliwość.
- Moja droga Hermiono, jeśli mogę się tak do ciebie zwracać. Egzystuję tu, na tym portrecie, już od ponad trzystu lat. Tak teraz, jak i wtedy, co parę miesięcy odwiedza mnie ktoś z moich krewnych i opowiada mi, co wydarzyło się na zewnątrz. Owszem, były czasy, kiedy o mnie zapominano, i czekałam latami na jakiegokolwiek gościa, ale to nieważne. Kiedy żyłam, Stare Zwyczaje wcale nie były stare, i używano ich, i tylko ich, zarówno wśród czarodziejów jak i magicznych stworzeń. Ale od tamtego czasu wiele się zmieniło. Istnieje dobre wytłumaczenie ich zniesienia, jak i braku jakichkolwiek książek na ich temat. Mój siostrzeniec Albus, kiedy był młody, o to właśnie walczył.
- Dyrektor Dumbledore? To potworne niszczyć księgi. Tak robią mugolscy dyktatorzy! Dlaczego miałby robić coś tak okropnego?
- Spokojnie, moja droga. Istniały powody, a wtedy było to bardzo ważne. Stare Zwyczaje wykorzystywano do zniewalania ludzi. Może pewnego dnia on wszystko ci wytłumaczy.
- Więc uczenie się Starych Zwyczajów jest zakazane? - Hermiona starała się zapamiętać wszystko, co usłyszała.
- Nie, nie jest. Ale zna je zaledwie kilku żyjących. Albus jest jednym z nich, ale z oczywistych powodów nigdy nikogo nie będzie ich uczył. Istnieją też pewne magiczne społeczności, które nadal ich używają, ponieważ to dla nich naturalne: centaury, trytony, wampiry, a także inne bezsprzecznie magiczne stworzenia, jak na przykład jednorożce.
Hermiona wstała z podłogi.
- Lady Dumbledore, bardzo pani dziękuję za rozmowę. Muszę nad tym wszystkim pomyśleć. Czy mogę odwiedzić panią ponownie?
- Oczywiście, moja droga. Dobrej nocy.

*
Ginny obudziła się następnego ranka i z zaskoczeniem ujrzała nadal śpiącą Hermionę. Zwykle było odwrotnie. Obudziła ją jednak, żeby obie nie przegapiły śniadania.
- Co się z tobą stało? Dopadły cię wreszcie skutki nadmiaru nauki?
- Po prostu nie mogłam zasnąć. Było bardzo późno, kiedy wreszcie mi się udało. - Hermiona zdecydowała się nikomu nie mówić o swoim postanowieniu uczenia się Starych Zwyczajów. Słowa starej damy zaintrygowały ją. Co może być groźnego w Starych Zwyczajach? I co ważniejsze, skoro zostały one dawno zniesione, dlaczego Snape ciągle ich używa? Czy to miało coś wspólnego z jego przeszłością Śmierciożercy? A może należy do używającej ich społeczności? Cóż, z pewnością nie był trytonem ani centaurem. Co do trzeciej opcji, często nazywali go wyrośniętym nietoperzem, ale Hermiona czytała o wampirach. Nie mógł być jednym z nich. Mimo że nie lubił promieni słonecznych, to znosił je całkiem nieźle.
Zamyślona podążyła za Ginny do kuchni. Harry i Ron już tam jedli.
- Hej, Miona. Dobrze się czujesz? Słyszeliśmy wszystko o tym, jak Snape napadł na ciebie wczoraj. Remus fiukał do dyrektora i wszystko mu opowiedział. Nie mogę uwierzyć, że Dumbledore go broni i chwali za opanowanie. Jeśli zaatakowanie ucznia jest przykładem trzymania nerwów na wodzy...
- Ronaldzie Weasley! Natychmiast przestań wygadywać bzdury! - ofuknęła go pani Weasley, a Ron zamilkł, nie chcąc narazić się na kolejne wrzaski.
- Hermiono, kochanie, dobrze się czujesz? To było bardzo niefortunne wydarzenie, ale ostrzegałam cię.
- Dzień dobry, pani Weasley. Tak, wszystko w porządku, dziękuję.
Właśnie wtedy Hermiona ostatecznie podjęła decyzję.
- Harry, Ginny, pani Weasley, chciałabym o czymś z wami porozmawiać.
Ron, wyglądając na urażonego, podniósł się, by opuścić pokój.
- Och nie, Ron, zostań. Daj mi tylko minutę na wyjaśnienie. Zwróciłam się do nich, ponieważ Harry jest właścicielem domu, pani Weasley odpowiada za kwaterunek, a Ginny jest moją współlokatorką. Chcę poprosić o przysługę.
Cała czwórka spojrzała na nią, próbując zgadnąć, o co chce zapytać.
- Aktualnie mam mnóstwo stresów związanych z uczeniem się i tym wszystkim. Nie sypiam zbyt dobrze, a bez poczucia winy zasypiam jedynie przy czytaniu. Ginny, naprawdę lubię cię jako współlokatorkę i przyjaciółkę. Wiem, że nie umiesz spać przy zapalonym świetle. Chcę więc poprosić o przeniesienie.
- Naprawdę chciałabym ci pomóc, kochanie, ale obawiam się, że nie ma więcej wolnych pokoi. Z taką ilością ludzi... - Pani Weasley było przykro, że nie może nic poradzić. Czuła się winna za ten incydent ze Snape'em i chciała dla Hermiony jak najlepiej.
- Pomyślałam o tym, nie pytałabym, gdyby nie było dokąd mnie przenieść. Chciałabym zostać na poddaszu.
- Kochanie, nie boisz się zostać tam sama?
- Nasza Miona nie boi się niczego - odpowiedział dumnie Ron.
- Więc, jeśli Harry się zgadza, możesz się tam przenieść. Ale będziesz musiała sama posprzątać zalegające tam, zniszczone i zakurzone rupiecie.
Kilka minut później, otrzymawszy ogólną aprobatę, Hermiona wspinała się już na poddasze. Jej przyjaciele byli szczęśliwi, widząc szeroki uśmiech i myśląc, że tym sposobem zapomni o incydencie ze Snape'em. Postanowili też, że czasami będą ją stamtąd wyciągać, jeśli nie chcą, by spędziła całe lato na czytaniu.

*

Sprzątanie zajęło jej zaledwie kilka godzin, a kiedy skończyła, natychmiast odsłoniła portret starej kobiety.
- Dzień dobry, moja droga Hermiono. Widzę, że zdecydowałaś się tutaj przenieść.
- Tak, Lady Dumbledore.
- Nazywaj mnie Altamirą, proszę.
- Altamiro, muszę poprosić cię o wielką przysługę. - Hermiona pomyślała, że przez ostatnie lata nie prosiła o przysługę nikogo, a nagle musiała poprosić aż dwa razy, i to jednego dnia. - Chciałabym uczyć się Starych Zwyczajów. To dla mnie naprawdę bardzo ważne.
- Dlaczego?
- W naszej szkole jest nauczyciel. Nienawidzi nas, jest sarkastyczny i wredny. Ale też, na przekór swojemu zachowaniu, jest doskonałym nauczycielem i poświęcił bardzo wiele, zarówno dla dyrektora, jak i dla nas.
- Więc to o nim mówiłaś mi wczoraj. Byłaś zmartwiona i opowiedziałaś mi, co się stało.
Przez chwilę panowała cisza. Hermiona nie odzywała się, ponieważ nie chciała zdenerwować kobiety z portretu. W końcu dwuwymiarowa dama powiedziała:
- Będę cię uczyć.
*

Rozdział 3

Następne dni Hermiona przesiedziała w swoim nowym pokoju. Schodziła tylko na posiłki. Przestała nawet czytać, spędzając całe dnie na uczeniu się od Altamiry i praktykowaniu tego wszystkiego. Rytuałów było bardzo dużo, a wszystkie niezmiernie skomplikowane. Teraz już wiedziała, dlaczego jej zachowanie zdenerwowało Snape'a.
Od tamtego czasu widziała go tylko raz, na spotkaniu Zakonu. Siedział po przeciwnej stronie pokoju i ignorował ją. Nie próbowała z nim rozmawiać, wiedząc, że to mogłoby tylko pogorszyć sprawę. Po spotkaniu wyjaśniła Altamirze, że chciałaby go przeprosić i poprosiła o nauczenie jej odpowiedniego rytuału.
Dyrektor przybył na Grimmauld Place podczas niedzielnego obiadu i poinformował Harry'ego, że ten będzie musiał jutro odwiedzić Dursleyów, by odnowić ochronną więź. Towarzyszyć mu będą Lupin i Tonks. Pan Weasley zapytał, czy mogą całą rodziną wrócić na dzień do Nory, żeby uczcić coroczne rodzinne święto. Dyrektor obrócił się w stronę Hermiony i zagadnął ją, czy nie chciałaby tego dnia spędzić w Hogwarcie, gdzie nie byłaby sama. Ale odmówiła. Nie bała się zostawać sama w ogromnej rezydencji.
W poniedziałek Hermiona cały ranek pozostała na poddaszu. Gdzieś w porze lunchu zeszła na dół, by zrobić sobie kanapkę. Usłyszała trzaskanie ognia w gabinecie, i przestraszyła się, że ktoś zapomniał go zgasić przed wyjściem. Weszła do pomieszczenia tylko po to, by znaleźć tam Snape'a siedzącego na fotelu przy oknie i czytającego książkę.
Zebrała całą odwagę i spróbowała przypomnieć sobie wszystko, czego nauczyła się przez ostatnich parę dni. To była doskonała okazja do przeprosin. Cóż, jeśli coś pomyli, on niewątpliwie ją zabije, a jej ciało zostanie znalezione dopiero następnego dnia, gdy wrócą Harry, Lupin i Tonks.
Weszła do pokoju i stanęła na środku, zachowując ciszę i spuszczając wzrok na podłogę. Wydawał się jej nie zauważać. Normalnie odkaszlnęłaby lub zrobiła cokolwiek, by zwrócił na nią uwagę, jednak Altamira wytłumaczyła jej ważność okazywania należnego szacunku starszemu, wraz z wiarą w jego zdolność zauważania rzeczy.
Pozostawała w bezruchu. Po około dziesięciu minutach zaczęła się bać, że jej nie zauważył albo zasnął. Nie ośmieliła się jednak podnieść oczu. Byłoby to nieodpowiednie i podważałoby jego decyzję. Po kolejnym kwadransie zaczęły boleć ją nogi, ale w międzyczasie jej postanowienie umocniło się. Po następnych kilku minutach zaczęła recytować w myślach wszystko, czego nauczyła się w poprzednich dniach. Niemal godzinę później wreszcie usłyszała jego głos.
- Dobry wieczór, panno Granger. Czego pani sobie życzy?
Była zaskoczona. Jego głos był neutralny, ale nie było w nim sarkazmu. Ukrywając swoje zaskoczenie przeszła do następnej części rytuału. Zbliżyła się do niego, a kiedy była w odległości jakichś dwóch metrów, nie odzywając się uklęknęła na podłodze. Powoli podniosła wzrok, a gdy sięgnęła jego oczu, zdjęła wszelkie blokady i pozostała nieruchomo, by przez jej oczy mógł zajrzeć do umysłu bez użycia legilimencji. Nadal w całkowitej ciszy.
Spojrzał na nią i po raz pierwszy nie wyglądał podle ani wrednie. Wyglądał poważnie. Jego głos był cichy i surowy, gdy powiedział po prostu:
- Wybaczam ci.
Normalnie Hermiona zareagowałaby całkiem inaczej, niż powinna. Altamira ostrzegła ją jednak, że to bardzo delikatny moment. Zwróciła więc oczy na podłogę, wstała i opuściła pokój. Altamira wyjaśniła, że nie może mu za nic dziękować, ponieważ jeśli się odezwie bez pozwolenia, będzie to oznaczało brak szacunku. Nie mogła także zostać w pokoju ani chwili dłużej, bo to z kolei byłoby wtargnięciem w jego prywatność.
Hermiona pobiegła prosto na poddasze, by poinformować portret o swoich przeprosinach, zapominając o głodzie i kanapce, którą półtorej godziny temu zostawiła w kuchni. Czuła niczym niezmąconą radość. Szybko opowiedziała wszystko starszej pani i zbiegła na dół, żeby przygotować dla wszystkich obiad. Gdy Harry i Weasleyowie wrócili, znaleźli bardzo szczęśliwą Hermionę wyciągającą z piekarnika duży, czekoladowy tort. Stół był pełen umieszczonego na udekorowanych tacach i półmiskach jedzenia.
Ginny jako jedyna była podejrzliwa w związku z nagłą zmianą nastroju Hermiony, ale nie miała okazji z nią porozmawiać, ponieważ Harry i Ron zajmowali tego wieczora całą jej uwagę. Snape'a nie było na obiedzie. Hermiona doszła do wniosku, że musiał wrócić do Hogwartu w jakiś czas potem, gdy zostawiła go w gabinecie, ale zdecydowała się nie mówić reszcie o jego wcześniejszej obecności w domu.

*

Severus Snape opuścił rezydencję Blacków natychmiast po spotkaniu z Hermioną Granger. Wrócił prosto do Hogwartu i kilka minut później wchodził już do gabinetu dyrektora.
- Severusie, co tutaj robisz? Myślałem, że jesteś w Londynie. Czy coś się stało?
- Panna Granger.
- Słyszałem od Remusa o tym incydencie z zeszłego tygodnia. Ona nie chciała cię obrazić. Miała jak najlepsze intencje.
- Albusie, ona przeprosiła.
- Och, to świetnie.
- Nie, wcale nie. Przeprosiła poprawnie. Wiesz, jak bardzo boli mnie widok tych wszystkich uczniów, ignorujących dobre maniery i okazywanie szacunku. Jakkolwiek, jestem świadomy powodów, które doprowadziły setki lat temu do zniesienia Starych Zwyczajów, a także niebezpieczeństw, jakie owe niosły. Dlatego cię informuję.
Dyrektor zbladł, a jego oczy pociemniały.
- Co masz na myśli mówiąc, że przeprosiła poprawnie? Molly Weasley nie zna żadnego z tych rytuałów. Wszystkim, co potrafi, jest rytuał podawania herbaty. Jestem także pewny, że nie ma o nich żadnej książki. Jak się nauczyła?
Severus Snape nie oczekiwał, że dyrektor będzie tak zdenerwowany. Był jedną z tych paru osób, które znały jego rolę w końcowej walce, a także powody, dla których brał w niej udział. A dziewczyna, która wie jak się zachować, nie powinna być aż tak poważnym problemem.
- Severusie, muszę cię o coś zapytać. Czy możesz spędzić kilka dni na Grimmauld Place i dowiedzieć się, ile ona umie?
Severus Snape wiedział, że ma obowiązki daleko ważniejsze niż obserwowanie siedemnastoletniej panny Wiem-To-Wszystko, ale prośbie dyrektora nie odmówiłby nigdy.

*

Następnego dnia pani Weasley poinformowała wszystkich przy śniadaniu, że profesor Snape spędzi resztę tygodnia w domu i mają mu w żaden sposób nie przeszkadzać. Zerknęła na Hermionę, mając świeżo w pamięci incydent z zeszłego tygodnia, będąc jednak nieświadomą późniejszych przeprosin. Hermiona nie wyglądała na przejętą. Robiła postępy w swojej nauce i bardzo lubiła wykłady Altamiry. Starsza pani była dla niej tak pomocna, że Hermiona w ogóle nie zauważała jej brzydoty.
Snape dołączył do nich podczas lunchu. Spojrzał prosto na Hermionę, która to zauważyła. Zaraz po lunchu przeprosiła i pobiegła na górę, by zapytać o to Altamirę. Starsza pani powiedziała, że oznacza to chęć rozmowy, więc Hermiona ponownie zeszła na dół.
Weszła do gabinetu. Siedział na tym samym fotelu, co ostatnio. Zachowała się więc tak, jak ostatnim razem. Stanęła nieruchomo na środku pokoju, spuszczając oczy. Po pięciu minutach zwrócił na nią uwagę. Przybliżyła się i tym razem uklęknęła zaraz obok krzesła, tuż przy jego stopach. Po raz kolejny zdjęła z umysłu blokady i spojrzała mu prosto w oczy.
Jego twarz była bardzo opanowana. Hermiona nigdy nie widziała go tak spokojnym. Wyciągnął różdżkę i wycelował ją w podłogę tuż obok siebie. Pojawiła się tam srebrno-zielona poduszka. Skinął, by na niej usiadła. Poruszyła się lekko i zajęła ją, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Mam zamiar zajrzeć w twój umysł. Muszę się dowiedzieć kilku rzeczy.
Nie zdenerwował jej ten komunikat. Stwierdziła, że to bardzo uprzejme z jego strony, uprzedzać ją, co ma zamiar zrobić. Nie musiał jej tego mówić, bo to w końcu ona tak chętnie otworzyła przed nim umysł. Altamira wytłumaczyła jej dokładnie, co było wymagane w Starych Zwyczajach. Były czymś więcej niż tylko manierami przy stole. Podczas lekcji zrozumiała dokładnie, co doprowadziło Albusa Dumbledore'a do tak desperackiego kroku jak zniszczenie książek. W Starych Zwyczajach, podczas interakcji, młodsza strona była niezabezpieczona i poddana wszystkiemu, czego zażyczyłaby sobie silniejsza. Oznaczało to oddanie kontroli nad samym sobą i swoimi zachowaniami. Altamira nie przestraszyła jej. Hermiona planowała zachować się przed profesorem Snape'em zgodnie ze Starymi Zwyczajami, ponieważ odczuwała do niego szacunek i ufała mu. Dumbledore także mu ufał. Sam Snape nienawidził jej, Harry'ego i Rona, a mimo to wiele razy ich ochraniał. Z ich powodu był narażony na ciągłe ryzyko. To były wystarczające powody, by zaufała mu i tym razem.
Severus Snape był ostrożny przy przeszukiwaniu jej wspomnień, by nie wydobyć żadnej prywatnej informacji. Chciał tylko zobaczyć, gdzie się tego nauczyła. Szybko znalazł swoją odpowiedź. Położył jej rękę na głowie i pogładził ją po włosach. O mało nie przerwała przez to kontaktu wzrokowego, ale szybko się opanowała.
- Chodź ze mną. Muszę porozmawiać z Lady Dumbledore.
Hermiona była przerażona. Starsza pani poinformowała ją stanowczo, że nie życzy sobie być widzianą przez nikogo innego. Wpadła w panikę. Nie wiedziała jak powiedzieć to Snape'owi, skoro nie udzielił jej pozwolenia na odezwanie się. Nie zamierzała jednak pozwolić na skrzywdzenie kobiety, która tak jej pomogła.
- Nie martw się, dziecko. Nie będę zły. Nie bój się. Możesz mówić - jego głos był zaledwie szeptem.
- P-Profesorze, Lady Dumbledore nie życzy sobie widzieć nikogo innego. Przyrzekłam jej. Właśnie ją zawiodłam.
Hermiona spojrzała na niego błagalnie. Miała nadzieję, że nie zmusi jej do złamania przyrzeczenia.
- Pójdziesz teraz na górę. Wyjaśnisz jej, co tu się wydarzyło i spytasz, czy mogę się z nią zobaczyć. Spokojnie, dziecko, nie zrobię niczego wbrew jej decyzji.
Hermiona wstała i udała się na poddasze. Kiedy wspinała się po schodach, rozmyślając o tym wszystkim, uświadomiła sobie, że zamiast "panną Granger", dwa razy nazwał ją "dzieckiem". Weszła na poddasze i opowiedziała wszystko Altamirze. Kilka minut później z uśmiechem schodziła po schodach. Ponownie weszła do gabinetu i stanęła na środku, ale została natychmiast poproszona do zajęcia wcześniejszego miejsca. Usiadła na poduszce - jej poduszce - leżącej na ziemi. Spojrzała na niego, a on od razu znał odpowiedź, ale mimo to, poprosił Hermionę o potwierdzenie.
- Zaprasza pana na herbatę na poddaszu. Z uwagi na jej dwuwymiarową kondycję nie może jej panu podać, ja mam ją w tym zastąpić. Oczekuje pana o piątej.
Ponownie położył rękę na jej głowie i pogładził ją po włosach. Potem ją odprawił.

*

Punktualnie o piątej Severus Snape zapukał w drzwi poddasza, ubrany w swoje oficjalne, ślizgońskie szaty. Hermiona, która aktualnie wieszała na ścianie portret i ustawiała przed nim krzesło, otworzyła drzwi. Snape zignorował ją i podszedł prosto do portretu. Ukłonił się i przedstawił.
- Witam, proszę usiąść. Hermiono, kochanie, podaj herbatę.
Hermiona zrobiła, o co ją poproszono i wycofała się, chcąc wyjść.
- Moja droga, zostań z nami, proszę.
Natychmiast znalazła się obok krzesła i usiadła tuż przy nogach Snape'a. Tak samo jak poprzednio położył rękę na jej głowie.
- Lady Dumbledore, poinformowałem już profesora Dumbledore o wiedzy Hermiony na temat Starych Zwyczajów. Wysłał mnie tu, bym odkrył, jak się ich nauczyła. Był bardzo zdenerwowany i martwił się.
Hermiona myślała, że Snape będzie próbował subtelności i manipulacji, a nie takiej bezpośredniości i otwarcia. Wtedy przypomniała sobie, co Altamira mówiła podczas ich pierwszego spotkania. Ludzie byli zmuszeni mówić prosto z serca, kiedy znajdowali się z nią twarzą w twarz.
- Możesz powiedzieć mu prawdę. Myślę, że uspokoi go wiadomość, że to ja ją uczę. Musisz wybaczyć mu jego uprzedzenie do Starych Zwyczajów. W młodości stracił połowę rodziny z powodu używania ich tylko dla korzyści. - Zamilkła na kilka sekund, po czym kontynuowała. - Są dla ciebie naturalne, prawda? Czuję to.
- Owszem, są - zgodził się.
- Chcę cię o coś poprosić. Porozmawiaj z moim drogim siostrzeńcem. Chciałabym być przeniesiona do Hogwartu, tuż obok mojej ukochanej siostry. Bardzo długo jej nie widziałam. Mam też dla ciebie zadanie. Zobowiązuję cię do kontynuowania nauczania panny Granger w dziedzinie Starych Zwyczajów.
Okazał swoją zgodę przez lekkie skinienie głową, po czym przeprosił i opuścił pokój.
*


Rozdział 4

Następnego ranka Hermionę obudziło pukanie do drzwi. Narzuciła na siebie szatę i otworzyła je. W progu stał Albus Dumbledore. Przywitał ją ciepło, a ona ucieszyła się, że nie jest na nią zły za uczenie się Starych Zwyczajów.
Podszedł do portretu.
- Dzień dobry, ciociu Altamiro. Przyszedłem, żeby zabrać cię do Hogwartu. Alba jest podekscytowana. Ja jednak nie jestem zadowolony. Kazałaś biednemu Severusowi zrobić coś, czego chciałem, by nie robił, w pełni świadoma faktu, że Stare Zwyczaje są dla niego naturalne i nie będzie mógł ci się sprzeciwić. - Odwrócił się do Hermiony. - Jak widzisz, sprawa kontynuacji twojej nauki Starych Zwyczajów jest już przesądzona. Jeśli myślisz, że to Ślizgoni są mistrzami manipulacji, powinnaś zobaczyć, czego potrafią dokonać Krukoni, używając tylko inteligencji. Jakkolwiek, osobiście wyjaśnię ci ryzyko, jakie niosą Stare Zwyczaje. Muszę cię też poprosić, byś używała ich wyłącznie w stosunku do Severusa, chyba że spotkasz jednorożce lub inne magiczne stworzenia przestrzegające tych zasad. Chcę ci również przypomnieć, że nie jesteś i nigdy nie będziesz zobowiązana do ich używania.
Dyrektor ostrożnie wziął portret, wkroczył do kominka i wyfiukał do Hogwartu. Ponieważ sam Hogwart nie był podłączony do sieci, Hermiona podejrzewała, że zapewne utworzył tymczasowe połączenie.
Zeszła do kuchni na śniadanie. Harry i Ron, którzy już tam byli, próbowali przekonać ją do uczestniczenia w kolejnym treningu Quidditcha, ale odmówiła. Pomyśleli, że powinna spędzać więcej czasu na świeżym powietrzu, niż przy książkach, ale wyglądała na naprawdę szczęśliwą. Zauważyli, że przez te kilka dni wyglądała o wiele weselej niż w poprzednich miesiącach. Zostawili ją więc w spokoju i wyszli.
Hermiona piła swoją herbatę w pustej kuchni, czytając jednocześnie podręcznik do Starożytnych Runów. Od trzech tygodni nie czytała niczego, spędzając cały swój czas na uczeniu się od Altamiry. Nagle usłyszała głośny trzask, a w powietrzu tuż przed nią pojawiła się notka. Złapała ją w locie, tuż nad stołem.

"Twoja następna lekcja odbędzie się w gabinecie. Bądź tam za pół godziny. S.S."

Skończyła śniadanie, zabrała z pokoju notes i pióro, i punktualnie zapukała do drzwi, weszła i stanęła na środku. Był tam. Wiedziała to bez podnoszenia wzroku. Czuła jego obecność. Zaprosił ją, więc usiadła na poduszce. Ponownie położył rękę na jej głowie i spojrzał jej w oczy.
- Dziecko, dobrze się uczyłaś, ale musisz czuć się swobodniej w tym, co robisz, i o co możesz zostać poproszona. Jednym z powodów zniesienia Starych Zwyczajów był poziom posłuszeństwa, jakiego wymagały. W złych rękach są podobne do Imperiusa, jeśli nie gorsze. Musisz pamiętać, że jestem zobowiązany do udzielania ci tych lekcji, ale to od ciebie zależy, czy chcesz je kontynuować. Nie musisz uczyć się Starych Zwyczajów, ani nie jesteś zobowiązana do ich używania - jedwabisty ton jego głosu działał jak magnes. Zatraciła się w jego oczach i poczuła, jakby mówił wprost w jej umyśle.
Normalnie poczułaby strach lub złość, słysząc, że ktokolwiek ma nad nią taką moc. Jego ręka, ciągle gładząca jej włosy, uspokajała. To przypomniało jej, że to sama tak chętnie dała mu tę moc, ponieważ ufała mu i szanowała go. Hermiona wiedziała, że on jej nie skrzywdzi. Ale czy naprawdę to wiedziała? Był szpiegiem dla Zakonu, ale w przeszłości także Śmierciożercą. Nigdy nie był miły dla nikogo z nich, i wciąż pamiętała, jak bardzo zranił jej uczucia, kpiąc z jej zębów, kiedy była młodsza.
- O to chodzi, dziecko, pozwól wypłynąć wszystkim twoim wątpliwościom. Musisz być pewna, zanim będziemy kontynuowali naukę.
Nie odpowiedziała. Był w je umyśle, badając, jak bardzo mu ufa. Nagle Hermiona przypomniała sobie coś, co zobaczyła kilka miesięcy wcześniej. Było późno, a ona czekała w izbie szpitalnej na Eliksir Przeciwbólowy, który miała zanieść jakiemuś pierwszoroczniakowi. W pewnym momencie drzwi otworzyły się i wszedł profesor Snape. Dygotał, jego ubranie było rozdarte i miał zwichnięte ramię. Krew spływała po jego twarzy. Właśnie wrócił z kolejnego zebrania Śmierciożerców, na którym Voldemort torturował go za niedostarczenie mu Harry'ego. Profesor zobaczył ją i powiedział coś o głupich małych dziewczynkach, które nie mogą znieść widoku odrobiny krwi. Pomyślała wtedy, że znów jest wredny i wybiegła z sali. Teraz dopiero zrozumiała, że próbował ochronić ją przed widokiem krwi oraz późniejszymi koszmarami z tego powodu. Poczuła zmianę. Jej zaufanie do niego wzrosło i utrwaliło się.
- Nieprzyjemny obraz, dziecko, niemniej podziałał. Zmęczyłaś się? - Wyglądał poważnie i obojętnie, bez śladu sarkazmu czy złośliwości.
- Odrobinę - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- W takim razie na tym zakończymy dzisiejszą lekcję, ale zostaniesz teraz ze mną. Możesz czytać cokolwiek chcesz, ale nie wolno ci się odzywać ani mi przeszkadzać.
Hermiona wstała szybko, wybrała książkę o transmutacji w innych dziedzinach nauki ze znajdującej się obok biblioteki, i wróciła na poduszkę. Profesor Snape był już zajęty czytaniem, ale kiedy usiadła, natychmiast położył rękę na jej głowie.

Kontynuowali lekcje przez następne dni, które dla Hermiony były najszczęśliwszymi w życiu. Po lekcjach zawsze prosił ją o pozostanie obok jego fotela w gabinecie. Czasami pozwalał jej zadawać pytania na temat tego, co aktualnie czytała, zanim wysyłał ją do pokoju, by poszła spać. Podczas lekcji bardzo uważał, żeby jej nie wystraszyć, a Hermiona chętnie i bez wysiłku wykonywała jego rozkazy tak, jakby robiła to już od lat.
Czuła się przy nim bezpieczna i chroniona. Nadal miała coś do zrobienia. Teraz mogła wykonywać rozkazy kierowane prosto w jej umysł, ale musiała przy tym zachowywać kontakt wzrokowy.
Niemal zapomniała, że w domu mieszka jeszcze tuzin innych ludzi i tylko witała się z nimi mechanicznie podczas posiłków. Harry, Ron i Ginny byli zbyt zajęci swoimi treningami Quidditcha, by zwrócić uwagę na jej przemianę, a dziwne zachowanie zrzucali na karb zbytniego zaabsorbowania nauką.
Wszystko się zmieniło, gdy zarządzono nieplanowane spotkanie Zakonu.

*

Mieszkańcy domu na Grimmauld Place nie wiedzieli nic o zebraniu, ponieważ z braku czasu Albus zafiukał tylko do tych, których aktualnie nie było w siedzibie Zakonu. Jako pierwszy, nawet przed Albusem, dotarł Szalonooki Moody i od razu skierował się do gabinetu, gdzie zwykle odbywały się owe spotkania. Otworzył drzwi i ujrzał siedzącego na fotelu Snape'a, zajętego czytaniem książki. Na podłodze obok niego siedziała Hermiona Granger, również pogrążona w lekturze. Opierała się o fotel, a ręka profesora leżała na jej głowie.
Moody natychmiast wycelował różdżką w Snape'a i wykrzyknął:
- CO TY ROBISZ, DO CHOLERY?!
Wrzask Moody'ego przyciągnął uwagę kilku innych członków Zakonu. Harry i Ron natychmiast znaleźli się tuż za nim. Dobyli różdżek i krzyknęli chórem:
- ODSUŃ SIĘ OD NIEJ, ZBOCZEŃCU!
Severus Snape, skrzywiwszy się na reakcję Moody'ego, rzucił Potterowi i Weasleyowi jedno ze swych sławnych spojrzeń, które nie oznaczało niczego dobrego.
Zdecydował, że krępująca sytuacja będzie dobrym testem dla zaufania Hermiony. Mentalnie nakazał jej nie ruszać się i nie odzywać. Gdy tylko usłyszała słowa Harry'ego i Rona, zrobiła się niespokojna. Czuł jej zniecierpliwienie i chęć powiedzenia czegoś tym dwóm. To oni ją niepokoili. Interesujące. Nie był w pełni zadowolony z jej uległości. Nie złamała jego rozkazu, a jednak nie była spokojna ani zdyscyplinowana. Czuł jej strach. Jeśli mu ufała, to czego miałaby się bać? Wtedy spojrzał w jej oczy i zrozumiał. Bała się o niego. Myślała, że zrobią mu krzywdę. Snape zaczął się śmiać. Jego śmiech był złośliwy i niekontrolowany. Wszyscy spojrzeli na niego jak na wariata.
Ron odsunął Szalonookiego na bok i podbiegł do Hermiony.
- Miona, co on ci zrobił? Dał ci jakiś eliksir?
Zanim Ron zdążył jej dotknąć, znalazł się na podłodze. Odbił się od czegoś niewidzialnego, ale solidnego.
- Rzucił na nią Imperio - wyjaśnił mu Moody.
Ron uderzył w osłonę. Szalonooki nie potrafił zrozumieć, jak Snape stworzył tarczę ochronną bez użycia różdżki. Natychmiast rzucił zaklęcie ujawniające charakter osłony wokół Snape'a i Granger. Srebrna kula pojawiła się wokół nich na parę sekund, po czym znikła. Moody przygotował się do ataku, ale został powstrzymany przez Harry'ego.
- Proszę tego nie robić! Może pan zranić Hermionę!
Dał się słyszeć trzask i Albus Dumbledore aportował się na środku gabinetu. Niemal wszyscy obecni tam ludzie zaczęli mówić jednocześnie. Przez hałas przedostawały się pojedyncze słowa takie jak: "imperio", "zboczeniec", "Azkaban". Jedynymi, którzy zachowali spokój byli siedzący na fotelu Severus Snape i Hermiona Granger na poduszce obok niego.
- DOSYĆ TEGO!
Wszyscy zamilkli i spojrzeli zmieszani na dyrektora, który wyczarował wygodny fotel i usiadł tuż przy kominku.
- Kiedy już znajdziecie sobie krzesła, będziemy mogli zaczął zebranie.
Spojrzeli na niego z niedowierzaniem. Remus Lupin i Nimfadora Tonks byli pierwszymi, którzy spełnili jego życzenie. Znaleźli dwa krzesła i usiedli. Ron, ciągle leżący na podłodze, wyglądał na zakłopotanego.
Moody nadal celował różdżką w Snape'a. Harry chciał wyjaśnić wszystko Dumbledore'owi, ponieważ ten wyraźnie nie rozumiał sytuacji. Inaczej nie byłby tak spokojny.
- Dyrektorze, on trzyma Hermionę pod Imperiusem.
- Nie, Harry. Na Hermionę nie rzucono żadnej klątwy. A zanim przystąpimy do zebrania, panno Granger, czy mogłaby pani podać herbatę?
Hermiona nie zareagowała natychmiast, nadal wstrząśnięta całym zdarzeniem. Nie wiedziała, czy pozostać na miejscu dopóki Snape nie zdecyduje inaczej, czy też posłuchać Dumbledore'a, jako starszego.
Snape wyczuł jej dylemat i mentalnie nakazał jej spełnić życzenie dyrektora. Mógł odezwać się głośno, ale to tylko skomplikowałoby sprawę, ponieważ wszyscy uwierzyliby, że faktycznie rzucił na nią Imperio. Jego mały test zadziałał, i było to korzystne także dla Hermiony. Po raz pierwszy wydał jej mentalny rozkaz bez użycia kontaktu wzrokowego.
Wszyscy byli zaskoczeni widząc, jak Hermiona wstaje i rusza w stronę kuchni. W momencie, kiedy oddaliła się od fotela, Moody uniósł różdżkę by zaatakować Snape'a. Zanim zdążył wymówić zaklęcie, jego różdżka znalazła się w rękach rozeźlonego Albusa Dumbledore'a.
- Nie będę tego tolerował. Jesteś niebezpieczny i powinienem był pozwolić ci zgnić w tym twoim kufrze. Zamierzałeś zaatakować jednego z moich drogich przyjaciół i naszych najważniejszych sprzymierzeńców w walce przeciwko Voldemortowi. Dla takiego zachowania nie ma wytłumaczenia.
- Albusie, on jest Śmierciożercą. Użył czarnej magii w tym domu. Widziałeś, jak dotykał tej dziewczyny. Zbudował czarno - magiczną tarczę wokół nich bez użycia różdżki - zaprotestował Moody.
- Albusie, wiesz, że całkowicie ci ufamy. Niemniej wszyscy byliśmy obecni i widzieliśmy ją obok jego fotela. Czy mógłbyś nam wyjaśnić, proszę, co przeoczyliśmy? - Molly Weasley mówiła cicho, ale jej pytanie było sensowne, więc wszyscy obrócili się w stronę Dumbledore'a.
W tym momencie Hermiona wróciła z kuchni, niosąc imbryk i filiżanki.
- Panno Granger, czy ma pani może ze sobą egzemplarz "Historii Hogwartu"? - zapytał dyrektor. Kiedy przytaknęła, poprosił ją o przyniesienie go. Pierwsze kilka minut jej nieobecności upłynęło w bardzo niezręcznej ciszy.
Kiedy przyniosła książkę, Dumbledore wziął ją i z wyczuciem otworzył dokładnie na siedemset czterdziestej drugiej stronie. Była tam rycina przedstawiająca Salazara Slytherina podczas nauczania. Siedział w fotelu, otoczony siedzącymi na podłodze uczniami. Trzymał rękę na głowie dziewczyny, którą wszyscy rozpoznali jako Minicję Amberhoff, najbardziej utalentowaną uczennicę Slytherina, która później została pierwszą w historii magomedyczką.

*

Odetchnęli po zobaczeniu tej ryciny.
- Mam jeszcze jedno pytanie, profesorze. Czym była ta tarcza, jeśli nie czarną magią? - Harry był tym niezmiernie zaciekawiony.
- Prezentem od Roweny Ravenclaw. Kiedy mentor uczy podopiecznych zaawansowanej magii, jego uwaga jest skupiona na uczniu, a moce działają przede wszystkim, by zapewnić mu ochronę. W tym czasie oboje są narażeni na atak z zewnątrz. Dlatego Rowena wywołała tą tarczę, która ochroni i nauczyciela, i ucznia. Wszyscy opiekunowie domów mają wokół siebie tę tarczę, nawet podczas uczenia w dobrze wyposażonych klasach, jakie posiadamy.
- Straciliśmy już dość czasu przez te nonsensy. Czy możemy wreszcie zacząć, póki wszyscy są obecni? - Snape przemówił ze zwykłą złośliwością w głosie. Uwaga znowu zwróciła się na niego i wszyscy zauważyli, że Hermiona wróciła na swoją pozycję obok fotela.
Spotkanie rozpoczęło się. Informacje zdobyte przez jednego ze szpiegów zanalizowano i podjęte zostały odpowiednie środki. Ponieważ Moody przedstawił kilka genialnych pomysłów, co do następnych kroków, jego wcześniejsze zachowanie zostało puszczone w niepamięć.
Po zakończeniu zebrania Snape odprawił Hermionę. Ruszyła w stronę kuchni, ale zanim tam dotarła, trzy pary rąk pochwyciły ją i zaczęły nią potrząsać. Ginny, Harry i Ron trzymali ją i przekrzykiwali się.
- Miona, obudź się! Czy on cię zahipnotyzował?
- Hermi, jak mogłaś mu na to pozwolić?
- Czy on ci groził?
Poczuła rosnący gniew. Odepchnęła ich i weszła do kuchni. Podążyli za nią.
- Czy wiedzieliście, że spędziłam cały miesiąc na rozmowach z portretem? Czy wiedzieliście, że ostatnie dwa i pół tygodnia spędziłam na lekcjach z profesorem Snape'em? Nie wiedzieliście! Interesował was tylko quidditch. Ani razu nie przyszliście mnie odwiedzić. Nie spytaliście nawet, na czym upływają mi dni. Jak długo nie był to quidditch, nie obchodziło was to, co robię. Nie macie prawa mnie atakować tylko dlatego, że nie podoba wam się to, czego się uczę albo człowiek, który jest moim mentorem!
- Ale Hermiono, nie wiemy czego się uczysz - odezwał się Ron.
- Dziękuję, Ron, właśnie o to mi chodziło.
- Jeśli zachowywanie się jak piesek Snape'a jest tym, czego się uczysz, to ja nie chcę wiedzieć niczego więcej! Należysz do Gryffindoru, ale nie zachowujesz się jak prawdziwa Gryfonka!
Hermiona nie odpowiedziała. Wyszła z kuchni i wróciła do swojego pokoju.
*

Rozdział 5

Hermiona była zmęczona i zdecydowała się położyć. Po chwili jednak usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę wejść - powiedziała, mimo że aktualnie nie chciała nikogo widzieć.
Do pokoju wszedł Albus Dumbledore.
- Panno Granger, Hermiono, wiem, że jesteś zmęczona. Są jednak rzeczy, które chciałbym z tobą jak najszybciej przedyskutować - zwrócił się do niej. Jego niebieskie oczy skupione były na jej brązowych. Usiadł na wygodnym krześle obok okna.
Dziewczyna wybrała stołek tuż obok. Po chwili Dumbledore zaczął mówić o Starych Zwyczajach. Większość tego, o czym mówił, słyszała już od Altamiry. Stare maniery były jak zaklęcia, jednak rzucane nie przez ruch różdżki i słowo, ale przez skomplikowane rytuały, złożone z precyzyjnych kroków i posunięć. Miały potężniejszą moc, jako że włączały także starą, pierwotną magię. Z tego powodu zapewniały dobrą ochronę, ale mogły być także niebezpieczne. Posługujący się nimi osiągali wyższe poziomy zrozumienia i wzajemnego oddziaływania. Niektórzy ludzie zaczęli używać ich jako doskonałego narzędzia do manipulacji innymi, do zniewalania i krzywdzenia.
Kilkaset lat temu wielu czarodziejów zaczęło dostrzegać zło wynikające z używania tych manier i przestało przymuszać do nich swoje rodziny. Nowe Zwyczaje były prostsze, łatwiej było się nimi posługiwać bez narzucania sobie znienawidzonych zachowań. Stare i Nowe Zwyczaje istniały obok siebie przez ponad trzysta lat. W końcu, gdy Dumbledore był jeszcze młody, używali ich tylko źli czarodzieje oraz stare rodziny czystej krwi, które były zbyt zaślepione, by dostrzec, jaką krzywdę wyrządzały swoim potomkom. Jednak, gdy Albus był uczniem w Hogwarcie, Stare Zwyczaje nagle stały się modne. Wszyscy czytali na ich temat i starali się według nich postępować. Doprowadzało to jednak do śmiertelnych pomyłek, jako że nie są to rzeczy, których można nauczyć się z książek. Tym, którzy próbowali, brakowało mentora, przez co dla setek z nich kończyło się to ubezwłasnowolnieniem. Kiedy Dumbledore wraz z kilkoma innymi studentami podjął wreszcie jakieś działania, dla wielu było już za późno na ratunek. Swoją siostrę odnalazł martwą. Nakazano jej kogoś zabić. Przez Stare Zwyczaje była zobowiązana do wykonania rozkazu, jednak nie pozwalało jej na to sumienie. Musiała wybierać między powinnością a rozkazem, przez co straciła rozum i doprowadziło do samobójstwa. Ich rodzice, wiedząc, że sami zachęcali jedyną córkę do nauki Starych Zwyczajów, nie mogli wyjść z szoku, co kilka miesięcy później, skończyło się ich śmiercią. Wojna pomiędzy Starymi a Nowymi Zwyczajami szybko się skończyła, jednak ucierpiały w niej setki ludzi.
- Profesorze, mam jedno pytanie. Wszystkie książki rzeczywiście zostały spalone, ale jaką miał pan pewność, że portrety i duchy nie będą nadal nauczać Starych Zwyczajów tak, jak pana cioteczna praprababka uczyła mnie? - Hermiona czekała na odpowiedź, zagryzając wargi.
- Wszystkie portrety i duchy złożyły przysięgę, że nie będą ich nauczać, ani pozwalać na to innym. Ciocia Altamira, jako prawdziwa Krukonka i niespotykany dotąd talent w Numerologii odmówiła złożenia tego przyrzeczenia. Ułożyła natomiast własne słowa: "Gdy nadejdzie czas i siły Dobra potrzebować będą prawdziwego ambasadora dla tych, którzy mają je we krwi, nauczę Starych Zwyczajów jednego, i tylko jednego. Nie martw się jednak, ów jeden będzie dzieckiem o dobrym sercu." - Odpowiedział jej ponuro Albus.
- Profesorze, to brzmi bardziej jak przepowiednia, a nie numerologiczne wyliczenia. - Hermiona wyglądała na zaintrygowaną.
- Panno Granger, proszę więc użyć swoich analitycznych zdolności i znaleźć ukryte w niej równanie! - Rzucił jej wyzwanie dyrektor.
Myślała przez chwilę, po czym na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Wojna jest czymś zdarzającym się, co parę lat. Mamy więc pewną stałą w długodystansowych wyliczeniach. W wojnie przeciwko złu potrzebujemy każdego możliwego sprzymierzeńca. Odpowiedzią są magiczne stworzenia. Stare Zwyczaje są dla nich naturalne, będąc przy tym jedynym sposobem komunikacji.
- Bardzo dobrze, panno Granger. Myślę, że omówiliśmy już wszystko. Potrzebuje pani odpoczynku. Dobrej nocy.

*

Następnego ranka Hermiona wstała wcześnie i po szybkim śniadaniu ruszyła wprost do gabinetu, spodziewając się zastać tam profesora Snape'a. Jednak nigdzie go nie było. Szukała jakiejkolwiek wiadomości, ale także niczego nie znalazła. Spacerowała po domu, pytając, czy nikt go nie widział. Wszyscy zaprzeczali. Oczekiwała kolejnej lekcji i była rozczarowana, jednak było to coś więcej, niż tylko rozczarowanie. Podczas lekcji zrozumiała, że jej profesor kryje w sobie więcej, niż dotychczas sądziła. Zawsze szanowała go jako nauczyciela, ale ich lekcje tego lata były wprost rewelacyjne. Nadal był wymagający i oczekiwał pilności, jednak znikła jego zwykła złośliwość i sarkazm. Dotąd sama jego obecność denerwowała ją lub wręcz rujnowała jej dzień, jednak to uległo gwałtownej konwersji. Teraz uspokajało ją to, że był obok. Aksamitny głos profesora przynosił jej wewnętrzny spokój, a jego sposób nauczania stanowił wyzwanie dla jej inteligencji.
Uświadomiła sobie, że się martwi. O niego. Próbowała myśleć logicznie i przekonać samą siebie, że on ma także inne obowiązki. Mógł na przykład być teraz w Hogwarcie. Jednak w jakiś sposób czuła, że to nieprawda.
Hermiona spędziła cały dzień w gabinecie, próbując czytać. Nie bardzo jej to wychodziło i wraz z nadejściem wieczoru była już zawiedziona i bardzo niespokojna. Uczucie, które dręczyło ją już od rana, przybrało na sile. Była prawie pewna, że został wezwany przez Voldemorta. Wreszcie zaczęła płakać.

Bardzo zmęczony Severus Snape aportował się na Grimmauld Place. Miał zamiar udać się wprost do swojego pokoju, by zdjąć z siebie strój śmierciożercy. Jednak, kiedy mijał gabinet, usłyszał czyjś szloch. Otworzył drzwi i zobaczył Hermionę Granger, zwiniętą obok fotela i wypłakującą oczy. Dostrzegła jego obecność dopiero, gdy stanął tuż przy niej. Podniosła głowę i natychmiast przestała płakać, a na jej twarz wypłynął ciepły uśmiech, jakiego Severus nigdy wcześniej nie widział.
Był wyczerpany, bolała go głowa i absolutnie nie był w nastroju, by zajmować się rozbeczaną nastolatką. Jakkolwiek, wiedział, że nie może zareagować zbyt opryskliwie. Mogłoby to być niebezpieczne dla dziewczyny z powodu ich połączenia przez Stare Zwyczaje. Przyglądał się jej. Miała zaczerwienione oczy. Przypuszczał, że musiała płakać już od kilku godzin, co bardzo go niepokoiło. Wszystkim, czego chciał, była odrobina relaksu i coś na ból głowy.
Nagle Hermiona wstała. Wyczuła jego mieszane uczucia i zrozumiała sfrustrowanie. Spuściła głowę i uciekła.
Usiadł w fotelu i pogrążył się w rozmyślaniach. Może dziewczyna rzeczywiście robiła postępy w Starych Zwyczajach. Zastanawiał go jej płacz. Czy powodem były wczorajsze wydarzenia? A może ci jej przyjaciele, Potter i Weasley, namawiali ją, by zrezygnowała z nauki? Ale dlaczego przestała płakać na jego widok? Jej uśmiech był szczery.
Poszedł do swojego pokoju, by się przebrać. Paradowanie po domu w stroju śmierciożercy nie było zbyt dobrym pomysłem. Zszedł do kuchni po coś do jedzenia. Nie jadł cały dzień. Zatrzymał się na progu, obserwując Hermionę Granger, ustawiającą na stole kolejne półmiski. Myślał, że już śpi. W tej chwili jednak ruszyła w stronę wyjścia.
- Panno Granger, nadmiar nauki chyba rzeczywiście szkodzi. Zapomniała pani zjeść, co przygotowała.
Odwróciła się w jego stronę i cicho odpowiedziała:
- To PANA obiad, profesorze.
- Nie jestem głodny.
Spojrzała na niego zdezorientowana. Zrobiła wszystko zgodnie ze Starymi Zwyczajami. Naszykowała jedzenie, nie zwracając uwagi na jego obecność. Nie robiła zbędnego zamieszania i nie prosiła go, by cokolwiek zjadł. Niepewna, co ma zrobić, odezwała się słabym głosem:
- Zostawię to. Jeśli pan niczego nie zje, to na pewno Tonks i Ron będą bardzo zadowoleni, nie musząc przyrządzać śniadania. - Hermiona nie planowała ostrej odpowiedzi, ale była zirytowana godzinami płaczu i zamartwiania się.
Czując jej rozpacz zrezygnował z sarkastycznej riposty. Nakazał jej usiąść na przysuniętym do stołu krześle. Sam zasiadł po przeciwnej stronie blatu, w otoczeniu przygotowanych potraw.
Snape uciskał palcami nasadę nosa. Głowa bolała go coraz bardziej. Jego nastrój i kondycja definitywnie nie sprzyjały wszelkim dyskusjom. Jednak musiał wiedzieć, co jest nie tak.
Zmusiła oporny mózg do myślenia. W kilka sekund zrozumiała, natychmiast zdjęła blokady i mentalnie otworzyła przed nim umysł.
Jej zachowanie było właściwe. Nie oczekiwał aż takiego zrozumienia. Ona rzeczywiście była genialną uczennicą. Legilimencja byłaby bardziej efektywna, ale nie miał zamiaru włamywać się do czyjegoś umysłu, jeśli nie było to absolutnie konieczne. Ból głowy i ogólne zmęczenie nie kwalifikowały się jako wystarczające wyjaśnienie naruszenia prywatności. Jakkolwiek, jej jawne zaproszenie rozwiązywało problem.
Wnikając w jej wspomnienia, zobaczył zdenerwowanie wywołane jego wcześniejszą nieobecnością. A także troskę, kiedy uświadomiła sobie, że poszedł do Voldemorta. Bała się o niego; właśnie to było powodem jej płaczu. Jeśli by mu to powiedziała, nie uwierzyłby. Absurdalne. Odesłał ją dopiero, kiedy spróbował odrobiny przygotowanego jedzenia. Był naprawdę wdzięczny za jej wysiłek, a przez Stare Zwyczaje łatwiej było to pokazać. Uśmiechnęła się szeroko, kiedy smakował zawartość kolejnych półmisków.
*


Rozdział 6

- Herma, obudź się. Jest dziesiąta - potrząsnęła nią Ginny.
- Ehm…Czemu pozwoliłaś mi spać tak długo?
- Snape przed wyjściem powiedział mamie, żeby pozwoliła ci spać. Powiedział też, że o jedenastej masz być gotowa na wyfiukanie do Hogwartu. - Ginny siedziała na skraju łóżka, wyglądając na bardzo czymś przejętą.
- O co chodzi, Ginny? - Hermiona czuła się winna, że zaniedbywała przyjaciółkę. To w końcu ona ją opuściła. Nie powinna była wczoraj tak na nią krzyczeć. Była zła na chłopców, nie na Ginny.
Twarz przyjaciółki poczerwieniała, prawie przybierając kolor jej włosów.
- Chcę, żebyś wiedziała, że nie zgadzam się z Ronem i Harrym. Nie wiem, czego właściwie się uczysz, ale wiem, że Snape to doskonały nauczyciel. Nienawidzi nas, owszem, jest złym, tłustowłosym palantem, ale to w końcu twoje lato. Chciałam cię tylko przeprosić.
- Nie przepraszaj. To mnie jest przykro. W końcu jesteście moimi przyjaciółmi.
- Mogę cię o coś zapytać? Po co to robisz? To nie w twoim stylu, a ja poczuję się lepiej, wiedząc - Ginny nie była pewna, czy otrzyma odpowiedź.
- Na początku chciałam po prostu odwdzięczyć się profesorowi, a poświęcenie czasu na naukę jego zwyczajów miało być tego częścią. Ale teraz jest jeszcze jeden powód. Mogę być użyteczna dla Zakonu w komunikowaniu się z magicznymi istotami. W pewnym sensie odpowiada mi to.
- Odpowiada ci płaszczenie się przed Snape'em? Zwariowałaś? - Ginny była zszokowana.
- Nie, mam na myśli, że odpowiadają mi lekcje. Odkryłam, że niektóre z rytuałów nawiązują do podobnych zachowań w mugolskiej kulturze średniowiecznej. Na przykład, klękanie przed lokalnym wodzem, tak samo jak przed królem czy cesarzem, było powszechne w większości kultur sześćset lat temu. Podobnie kilka innych rytuałów. Nie zrozum mnie źle. Stare Zwyczaje ukazywały stan społeczeństwa starych czasów. Jestem bardziej niż zadowolona, że je zniesiono. Mimo to nadal ekscytuje mnie poznawanie ich, tak samo, jak lubię uczyć się języków martwych, takich jak łacina.
- Tylko ty jedna jesteś w stanie spędzać lato na nauce. A przy okazji, Ron odbijający się od osłony Snape'a był zabawny - zachichotala Ginny. Po chwili dołączyła do niej Hermiona. Dwie dziewczyny spędziły pół godziny na turlaniu się ze śmiechu.
Hermiona zostawiła dla siebie informację, że bardziej niż same lekcje, cieszy ją posiadanie profesora Snape'a jako nauczyciela.

*

- Dzień dobry, Severusie. Jestem zaskoczony, widząc cię znowu tak szybko - powiedział Dumbledore. - Wiem, że wczoraj byłeś na Zebraniu, ale myślałem, że nic takiego się nie wydarzyło. Inaczej powiedziałbyś mi już wtedy.
Stary dyrektor wiedział, że Mistrz Eliksirów jest urodzonym samotnikiem, unikającym kontaktu, jeśli nie był on absolutnie konieczny.
- Nie chodzi o Zebranie. Poinformuję was o szczegółach na kolejnym spotkaniu Zakonu, tak jak planowano. Chodzi mi natomiast o pannę Granger.
- Severusie, jesteś doskonałym nauczycielem. Nie rozumiem, dlaczego tak się denerwujesz. Twoja praca przyniosła znakomite efekty.
- Zawiodłem - skrzywił się.
Dumbledore wyglądał na zaniepokojonego. Severus Snape nie należał do nauczycieli, którzy kiedykolwiek się poddają. Owszem, zrezygnował w przypadku Harry'ego Pottera, ale to była zupełnie inna sprawa.
- Nauczyła się wszystkich rytuałów i jest świetna w ich wykonywaniu. I nie waż się powtórzyć Minerwie, że to powiedziałem.
- Gdzie tkwi problem?
- Wczoraj, po moim powrocie, znalazłem ją szlochającą w gabinecie. Martwiła się o moje bezpieczeństwo. To wszystko nie tak. Stare Zwyczaje wymagają od dziecka posłuszeństwa, w zamian oferując ochronę. Czuję, że ona mi ufa, ale jeśli niepokoi się o moje bezpieczeństwo, to oznacza, że nie wierzy w moją umiejętność przetrwania. Tutaj zawiodłem.
Dumbledore odprężył się, słuchając swojego Mistrza Eliksirów. Przywołał Myślodsiewnię i za pomocą różdżki umieścił w niej jedno wspomnienie.
- Czy możesz zajrzeć w Myślodsiewnię i powiedzieć mi, co widzisz?
Severus zajrzał do środka.
- To jest bardzo krótkie wspomnienie, prawie jak nieruchome zdjęcia mugoli. To panna Granger i ja w gabinecie na Grimmauld Place, podczas wydarzeń tego dnia.
- Czy możesz opisać pannę Granger?
Utkwił wzrok w dyrektorze i natychmiast odpowiedział:
- Rozczochrane, wszystkowiedzące, głupie dziecko. No... - zamilkł na moment. - Może nie głupie.
- Drogi chłopcze, opisz ją patrząc w Myślodsiewnię!
Severus Snape spojrzał w kamienną misę i wpatrywał się w swoją uczennicę, próbując zrozumieć, czego nie zauważył. Wszystko wydawało się być w porządku. Siedziała na poduszce obok fotela, kilka cali od jego stóp. Wyglądała na zadowoloną. Patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami. Jej włosy nie były aż tak rozczochrane. Były długie, opadające na plecy. Kilka loków po obu stronach twarzy sięgało jej do ramion. Skrzywił się i oderwał od wspomnienia.
- Więc, Albusie, co konkretnie miałem zauważyć? Powiesz mi, czy mam zgadywać przez następnych klikaset lat?
- To, co właśnie zauważyłeś, a czego nie chcesz przyznać.
- Jesteś gorszy niż Sybilla. Przestań być taki tajemniczy - warknął.
- Hermiona nie jest dzieckiem.
- Oczywiście, że jest. Wszyscy uczniowie to dzieci.
- To młoda kobieta. Do tego genialna, muszę zauważyć. Poznaje rzeczywistość i akceptuje ją. Jej strach nie ma nic wspólnego z zaufaniem. To prawda, że jesteś w niebezpieczeństwie, że Voldemort może cię zabić w każdej chwili. Jesteś bardzo potężnym czarodziejem, ale nie jesteś bezpieczny.
- Nie mogę jej dalej uczyć. Ona jest niewinnym dzieckiem, a ja odmawiam dyskusji na ten temat.
Severus Snape usłyszał, jak ktoś oczyszcza gardło. Obrócił głowę i spojrzał wprost na portret Lady Altamiry, wiszący obok obrazu równie brzydkiej Alby Dumbledore.
- Rozkazano ci ją nauczać, a ty musisz wykonywać rozkazy - przypomniała mu.
- Lady Dumbledore, nauczanie dziecka jest jednym. Natomiast wtargnięcie w umysł i ingerowanie w zachowania kobiety jest czymś zupełnie innym. W dodatku nieodpowiednim.
- Musisz ją wyszkolić, więc nikt nie będzie jej wykorzystywał wbrew woli. Żeby była w stanie odmawiać, nawet, jeśli będzie to niezgodne ze Starymi Zwyczajami. Będziesz musiał spędzić więcej czasu na uczeniu jej.
Severus Snape był w szoku. Zawsze uważał się za doskonałego mówcę i manipulatora. Jednak ta wiekowa Krukonka właśnie obróciła jego argument przeciwko niemu, dochodząc do całkiem przeciwnych wniosków. Spojrzał na dyrektora bezgłośnie błagając o pomoc. Ta jednak nie nadeszła. Albus powiedział po prostu:
- A więc ustalone. Zabierasz dzisiaj swoją uczennicę do Hogwartu?
- Tak, pomyślałem, że to będzie nasza ostatnia lekcja, więc chciałem, by wypróbowała swoją wiedzę na jednorożcach. Są przyjazne i nie skrzywdzą jej, nawet, jeśli zrobi coś źle.
- Bardzo dobry pomysł, drogi chłopcze. Pozwól mi w takim razie po nią zafiukać.

*

Hermiona szła za Snape'em w stronę Zakazanego Lasu. Nie odezwał się od czasu jej przybycia i teraz również milczał. Kiedy dotarli do polany, poprowadził ją obok kilku drzew na skraju i usiadł w cieniu jednego z nich. Zaprosił ją skinieniem, by usiadła także.
- Hermiono, dziecko, czy wiesz, dlaczego Dyrektor pozwolił ci uczyć się Starych Zwyczajów?
Hermiona była zaskoczona, że użył jej imienia. Nie okazała jednak zdziwienia.
- Tak, profesorze. Mogę być przydatna dla Zakonu jako dyplomatka.
- To może być niebezpieczne. Nie wszystkie magiczne stworzenia są przyjazne.
- Mamy wojnę, profesorze. Nie jestem w Zakonie po to, by podawać herbatę i plotkować podczas spotkań. Będę robić to, co trzeba. Pan robi dla Zakonu dużo więcej, o wiele bardziej się narażając.
Oczekiwała, że zripostuje jej jakimś sarkastycznym komentarzem, ale tego nie zrobił. Zamiast tego milczał przez chwilę, po czym zaczął mówić o jednorożcach i sposobach ich podejścia.
Jakiś czas później, Hermiona była gotowa do pierwszej próby użycia Starych Zwyczajów z kimś innym niż Snape. Ten zaś został pod drzewem, a ona wyszła na środek polany i zatrzymała się. Jednorożec pojawił się i spojrzał na nią. Hermiona zaczęła rytuał przypominający powolny taniec.
Snape obserwował ją. Rytuał był piękny. Ona była piękna. Skrzywił się. Nie powinien myśleć o niej w ten sposób. Była tylko niewinnym dzieckiem. Wstał i jak najszybciej się oddalił, idąc szybko przez las, zdegustowany samym sobą. Wrócił pół godziny później. Hermiona siedziała pod drzewem i czekała na niego.
- Panno Granger, jak tam spotkanie z jednorożcami?
Zdezorientowało ją to. Dlaczego nazwał ją panną Granger? Ostatnio użył jej nazwiska raz czy dwa, by pokazać swoje niezadowolenie jej zachowaniem. Zwykle nazywał ją "dzieckiem", co, na początku, niezmiernie ją irytowało, jednak potem polubiła to, jako, w pewnym sensie, pieszczotliwe. A dzisiaj przed spotkaniem zwrócił się do niej po imieniu. Może popełniła błąd. Może pomyliła się gdzieś w Starych Zwyczajach i teraz był zły. Szybko odpowiedziała na jego pytanie:
- To było ciekawe. Całkiem przyjazne stworzenia. Na początku nie były zbyt zadowolone, jednak, kiedy pan odszedł, zrobiły się bardziej rozmowne. Powiedziały też, że powinnam uważać na pana prawdziwą naturę, której nie znam. Nie wiem, czy dokładnie tak - przemawiały wyłącznie mentalnie.
- Porozmawiamy o tym, kiedy wrócimy do zamku. Ponieważ temat został już poruszony, uważam, że to odpowiednia pora, by go przedyskutować.
Gdy dotarli do zamku, Snape poprowadził ją w stronę lochów.

*

Snape otworzył drzwi gabinetu i zaprosił Hermionę do środka. Podszedł do przeciwległej ściany i odsłonił drzwi. Przeszli przez nie do jego prywatnych komnat. Hermiona rozejrzała się. Pokój był wielki i pozbawiony okien. Nie było jednak ciemno, a to za sprawą setek świec unoszących się pod sufitem. Podłogę zakrywał piękny perski dywan w kolorach granatu, zieleni i srebra. Ścian nie było widać zza wypełnionych książkami półek. Okrągłe palenisko umieszczono na środku komnaty, okrążone czterema fotelami. Hermiona uklękła przy nim, delektując się siedzeniem na tak miękkim dywanie.
- Panno Granger, czy fotel nie byłby wygodniejszy?
A myślała, że limit niespodzianek na dzień dzisiejszy został już wyczerpany. Siedziała właśnie obok jego nóg, tak jak lubiła. W pewien sposób odpowiadała jej ta pozycja. Pachniał drewnem sandałowym, a ona czuła jego długie palce na głowie i kojącą obecność tuż obok.
- Wolę siedzieć tutaj, profesorze. Mogę?
Przytaknął. Pozwolił jej pozostać przy jego stopach, jednak nie położył już ręki na jej głowie.
- Panno Granger, dlaczego pani zdaniem kultywuję Stare Zwyczaje, skoro inni tego nie robią?
- Altamira powiedziała, że są częścią pana natury. Jednak nie wiem dlaczego. Nie jest pan ani centaurem, ani trytonem. Magiczne stworzenia takie, jak hipogryfy całkowicie odpadają. Myślałam też o wampirach. To by pasowało… Nie chcę pana obrazić, ale chodzą plotki, że jest pan przerośniętym nietoperzem, ekhm, znaczy wampirem. Ale to niemożliwe. Mimo że raczej nie lubi pan słońca, to znosi pan jego światło.
- Wszystkowiedząca i przemądrzała, panna Granger, jak zawsze. Dziękuję za analizę, ale nadal nie otrzymałem odpowiedzi na moje pytanie.
- Nie wiem.
- Widzisz? Właśnie przyznałaś, że jednak czegoś nie wiesz, i nie stało się nic strasznego! - Odpowiedział sarkastycznie Snape, po czym utkwił w niej wzrok.
- Panno Granger, musi pani wiedzieć, że większość tych plotek jest po części prawdą. Muszę jednak zwrócić uwagę, że nie wolno pani z nikim rozmawiać o tym, co zaraz powiem. Inaczej pozna pani działanie wielu klątw, w tym Niewybaczalnych, zanim panią zabiję.
Hermiona pomyślała, że jego groźba była odrobinę przesadzona, ale nie zamierzała plotkować, więc to raczej nie będzie problemem. Przytaknęła.
- Proszę odpowiedzieć, panno Granger! Czy brała pani pod uwagę opcję, że mogę być półwampirem?
- Właściwie tak, profesorze. Czytałam tę książkę na temat magicznych populacji. Wspomniano tam, że populacja wampirów nie wzrasta, ponieważ wampirze dziecko, żeby przeżyć potrzebuje oddanej dobrowolnie krwi ludzkiej kobiety. Ofiara musi być dobrowolna, ponieważ ciało produkuje kilka hormonów przy uczuciu strachu lub nienawiści, przez które krew robi się gorzka. Natomiast gorzka krew jest ceniona przez starsze wampiry, ale dzieci nie mogą jej pić. Napisano również, że wampiry nie mogą parzyć się z mugolami, ponieważ podczas stosunku emitują energię, która dla niemagicznych jest zabójcza. Jednak to robić z czarownicami, które potrafią się przed nią uchronić. Półwampiry są prawie tak silne jak wampiry, ale są pozbawione ich niedoskonałości. Mogą wychodzić na słońce. Potrzebują krwi tylko kilka razy w życiu, ale nie są nieśmiertelne. Jednak są tak rzadkie, że niemal legendarne.
- Panno GRANGER! Nie prosiłem o zanalizowanie czytanej przez panią książki! Rzeczywiście jest pani przemądrzała!
- Przepraszam. Jednak nie może pan być półwampirem, ponieważ Malfoyowie i reszta Ślizgonów czystej krwi szanują pana, a nigdy nie okazywaliby szacunku komuś, kto nie jest taki jak oni. - Hermiona nie chciała się wymądrzać poprzednim monologiem. Chciała tylko odwlec chwilę, w której będzie musiała wyjawić mu swoje rozumowanie. Spojrzała na niego w oczekiwaniu na gniewną odpowiedź.
- Sensowny argument. Jednak nieprawidłowy, jako że opiera się na błędnym założeniu. - Pstryknął palcami, a na stole pojawiła się taca z herbatą i ciastkami. - Wampiry cieszą się szacunkiem i wyższą pozycją społeczną, niż czarodzieje czystej krwi. Uważa się je za ród wręcz królewski. Od setek lat każda rodzina czystej krwi próbuje połączyć się z wampirzym rodem. Oferowanie żon wampirom z prośbą o potomka jest powszechną, stosowaną przez bezpłodnych czarodziejów praktyką. Potem dziecko zostaje przez nich adoptowane. Jakkolwiek, wampiry patrzą na ludzi, magicznych czy nie, nieco z góry. Przez co rzadko przyjmują takie oferty.
Kiedy mówił, jego dłoń ześlizgnęła się z oparcia fotela i teraz spoczywała na głowie Hermiony. Zdawał się tego nie zauważać.
- Gustaw Snape, ostatni z rodu, nie był w stanie spłodzić dziecka. Zabrał więc swoją czternastoletnią żonę, Lukrecję, do podziemnego wampirzego zamku. Ofiarował ją Maksimusowi, ówczesnemu przywódcy. Była bardzo młoda, nie wiedziała nic o Starych Zwyczajach i potwornie się bała. Wampiry ją odrzuciły. Gustaw zostawił ją tam, by uniknąć splamienia nazwiska Snape'ów. Wampiry zdecydowały się zabrać ją do lasu i tam porzucić, by umarła. Jednak podczas drogi, wampirza kobieta, trzymająca w ramionach dziecko, zbliżyła się i poprosiła o ofiarowanie mu odrobiny krwi, by mogło przeżyć. Lukrecja spojrzała na dziecko i natychmiast przecięła nożem nadgarstek, by je nakarmić. Potem odwróciła się, by ruszyć za wampirami na swoją śmierć. Jednak to zachowanie nie uszło uwagi Maksimusa. Poświęcenie, na które się zdobyła, pokazało mu jej prawdziwą osobowość. Związał się z nią, a potem brzemienną zwrócił mężowi. Dzieckiem, które uratowała był jego syn, Arcad. Dopóki pozostała w zamku, codziennie karmiła je swoją krwią, nawet, kiedy nie było to już potrzebne. Dziewięć miesięcy później urodziła syna, który został zabrany do zamku przez Gustawa Snape'a na ceremonię nadania imienia. Maksimus wziął mnie na ręce i nazwał Severusem.
Hermiona próbowała przyswoić sobie tę historię, jednak w jej umyśle formowały się setki pytań.
- Dziecko, nie potrafię odpowiedzieć teraz na twoje pytania. To, co nastąpiło potem, jest bolesnym wspomnieniem i wolałbym go nie przywoływać.
Milczał przez jakiś czas. Hermiona czuła, jak jej powieki robią się coraz cięższe. Oparła plecy o bok fotela, a głowę o kolano Snape'a. Było jej na tyle wygodnie, że kilka minut później zapadła w sen.
*

Rozdział 7

Hermiona obudziła się w jasnej sypialni udekorowanej czerwienią i złotem. Na krześle obok łóżka siedział kot, obserwując ją. Po chwili zamienił się w osobę - konkretnie w profesor McGonagall.
- Dzień dobry, moja droga. Dobrze spałaś?
- Dzień dobry, pani profesor. Jak się tu znalazłam? Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, był... Ehm. - Hermiona zamilkła, niepewna, ile może powiedzieć swojej opiekunce domu.
- Wiem, moja droga. Profesor Snape zafiukał do mnie, kiedy zobaczył, że zasnęłaś. Przeniosłam cię tutaj. Hermiono, proszę cię, byś nie informowała innych profesorów, czego Severus uczył cię tego lata - powiedziała profesor McGonagall. - Nie wszyscy są świadomi jego, nazwijmy to, kulturalnej odmienności, i lepiej, żeby tak zostało. Niech nadal uważają go tylko za ekscentryka.
Widać było, że profesorka chce porozmawiać o czymś jeszcze, ale z jakiegoś powodu się waha.
- Wygląda pani na zmartwioną. Czy chodzi o coś więcej?
- Mam dla ciebie list, Hermiono. Otrzymałaś nominację na tegoroczną Prefekt Naczelną, gratuluję. Jednak muszę cię poprosić o nie przyjmowanie jej. Jesteś pochodzenia mugolskiego, a mamy środek wojny - to tylko wystawi cię na cel.- W głosie profesor McGonagall słychać było żal. - Niestety jest wielu uczniów, zwłaszcza ze Slytherinu, którzy nie zawahaliby się zaatakować. Niebezpieczeństwo porwania podczas wizyty w Hogsmeade również jest bardzo realne.
- Pomyślę nad tym.
Hermiona szybko przebrała się w czyste szaty i obie zeszły do Wielkiej Sali na śniadanie. Snape'a tam nie było. Jakiś czas potem profesor McGonagall otworzyła kominek i jej podopieczna wróciła na Grimmauld Place.

Prawie wszyscy siedzieli w kuchni jedząc i rozmawiając. Harry i Ron zignorowali swoją przyjaciółkę i szybko opuścili pomieszczenie, mamrocząc coś o quidditchu. Ginny i Remus Lupin byli dla niej mili i nie pytali o nic, co by dotyczyło jej lekcji. Doceniała to, nie miała nastroju na tłumaczenie się po raz kolejny.
Zamiast tego, poinformowała ich o wyborze na Prefekt Naczelną i zapytała o opinię w sprawie akceptacji tego stanowiska. Remus wierzył, że Hermiona zasługuje na tę pozycję i powinna ją przyjąć. Powiedział też, że przecież i tak jest cały czas w niebezpieczeństwie jako bliska przyjaciółka Harry'ego Pottera. Ginny nie zgodziła się z nim. Według niej mało prawdopodobnym było, żeby jakiś psychol czystej krwi zwrócił na nią uwagę, nawet z powodu Harry'ego. Nie w ich stylu było zauważanie pasożytów, ze szlamami włącznie. Jeśli mimo to zostanie Prefekt Naczelną, odbiorą to jako obelgę dla swojego małego, idealnego jestestwa i będą obrzydzać jej życie dla zwykłej, złośliwej satysfakcji. Hermiona podziękowała Ginny za ten wykład o śmierciożerczości umysłów.
Później, tego samego dnia przybył profesor Snape, by spotkać się z nią w gabinecie.
- Dzisiaj nie będzie lekcji. Mam zobowiązania na dzisiejszy wieczór i za chwilę będę musiał odejść. Czy jest cokolwiek wymagającego mojej opinii lub dyskusji? - Jego głos był cichy i statyczny, bez cienia sarkazmu czy złośliwości.
- Chodzi o stanowisko Prefekt Naczelnej. Zupełnie nie wiem, co robić. Czy mógłby mi pan powiedzieć?
- Nie. Osiągnęła pani niebezpieczny etap w Starych Zwyczajach. Wiara w nieomylność moich decyzji i uleganie rozkazom nie powinny ograniczać wolności pani umysłu i ciała. Jest pani niezależną osobą i takie decyzje powinny być podejmowane wyłącznie przez panią - odpowiedział jej Snape. - Poza tym, to nie w stylu Gryfonki zrzucać odpowiedzialność na innych. Wysłuchanie opinii może być użyteczne, ale to pani podejmuje decyzje, a potem żyje z konsekwencjami. Albo też przez nie umiera.
- Czy mógłby mi pan więc coś poradzić?
- Panno Granger! Czy pani mnie słucha? Oczywiście, że nie. To także byłoby podejmowanie decyzji za panią. Ostatecznie i tak zrobiłaby pani to, co bym powiedział.
Hermiona widziała, że jest zły, ale jego złość nie była skierowana na nią.
Mimo wszystko widziała, że profesor próbuje ją tylko chronić. Opuściła głowę i ruszyła na środek pokoju w celu przeproszenia, ale zatrzymał ją jego głos.
- Dziecko, nie ma za co przepraszać. Wiedz tylko, że jeśli mimo wszelkiej logiki zdecydujesz się narażać, albo twoja gryfońska dusza nie pozwoli ci cofnąć się przed wyzwaniem i zaakceptujesz nominację, zrobię wszystko, co w mojej mocy, by zapewnić ci bezpieczeństwo. Musisz jednak liczyć się z tym, że moja ochrona może okazać się niewystarczająca i skończy się to twoją śmiercią.
Hermiona była w szoku. Nie oczekiwała takiego poświęcenia. Wtedy przypomniała sobie, co w Starych Zwyczajach zyskuje słabsza osoba w interakcji, oferując wiarę i posłuszeństwo: protekcję. Była to także jedna z części Zwyczajów, która przez lata została zniekształcona. Łatwo jest chronić kogoś przed zewnętrznymi niebezpieczeństwami przez zwyczajne uwięzienie. Chronienie go przed samym sobą jest dużo trudniejsze. Ludzie posiadający władzę zwykle zawodzili właśnie tutaj.
Ciągle niepewna decyzji, Hermiona dotarła do holu i poprosiła Harry'ego i Rona o zejście z mioteł.
- Co się stało? Tłustowłosy palant nie żyje i znowu jesteś wolna? - zapytał Ron.
- Chciałam z wami o czymś porozmawiać, ale jeśli macie zamiar obrażać ludzi, których tak jak ja powinniście szanować, to wychodzę.
- Poczekaj, Hermiono. Źle go zrozumiałaś. - Harry złapał ją za rękę.
- Dobrze zrozumiała! - Twarz Rona osiągnęła kolor jego włosów. Wbiegł do pokoju, zostawiając swoich przyjaciół w holu.
Hermiona spojrzała na Harry'ego.
- Dostałam list. Chodzi o stanowisko Prefekt Naczelnej. Większość ludzi, w tym profesor McGonagall, sądzi, że nie powinnam jej przyjmować, bo to dla mnie niebezpieczne. Ale tak długo na nią czekałam... - powiedziała cicho.
- Mają rację, ale nie powinnaś rezygnować z marzeń. Są tak samo ważne jak twoje bezpieczeństwo - odrzekł jej Harry. - Gdybym ja rezygnował z tego powodu, nigdy nie odwiedziłbym Hogsmeade, bo w pobliżu mogliby być Śmierciożercy. I nie grałbym w quidditcha, bo któryś ze ślizgońskich Śmierciożerców mógłby mnie zaatakować. Nie mam zamiaru spędzić życia w złotej klatce. Wszyscy powinniśmy dążyć do własnych marzeń. Czy pozwolisz Voldemortowi je wykraść?
- Dziękuję, Harry, to było inspirujące. Myślę, że właśnie podjęłam decyzję.

*

Ron wylądował w końcu w kuchni, gdzie zaczął wyżywać się na kanapce.
- Po prostu tego nie rozumiem - mamrotał do siebie. - Dla mnie to ona była tą najmądrzejszą. A teraz poniża się w ten sposób. Gryfonka pod pantoflem Ślizgona, to po prostu obrzydliwe.
- Myślę, że to bardzo po gryfońsku. Zrobienie czegoś takiego wymaga wiele odwagi, zwłaszcza wiedząc, że przyjaciele to potępiają. Potrzeba wiele wysiłku, by odsunąć na bok osobiste przekonania i spróbować zrozumieć zwyczaje kogoś zupełnie odmiennego. Jestem z niej dumny - Remus Lupin przemawiał w typowo pedagogicznym tonie, który okazał się bardzo efektywny. Ron uspokoił się i spojrzał na niego.
- Byłem dla niej podły, prawda? - Dokończył kanapkę i ponownie odwrócił się do swojego eks-nauczyciela OPCMu. - Postąpię po gryfońsku i będę prosił ją o wybaczenie.
Hermiona i Harry siedzieli na ławce w holu, śmiejąc się z czegoś razem. Ron spojrzał na nich, nie będąc pewnym, co zrobić lub powiedzieć.
Hermiona odwróciła się do niego z uśmiechem.
- No chodź tu. Ta nachmurzona mina i tak do ciebie nie pasuje.
- Przepraszam...
- Bo powinieneś! Ale zapłacisz mi za to, kiedy indziej!
Cały wieczór spędzili na wspólnej zabawie i śmiechu.
*


Rozdział 8

Następnego dnia zwołano spotkanie Zakonu. Napięcie z poprzedniego spotkania zniknęło, i nikt nie protestował, kiedy Hermiona usiadła na swojej poduszce obok fotela Snape'a. Pan Weasley przemawiał jako pierwszy, informując o ostatnich śmierciożerczych próbach wpłynięcia na Ministerstwo. Następnie Dumbledore udzielił głosu Severusowi Snape'owi, który zdał relację z ostatniego zebrania.
Następnie dyrektor zwrócił się do Hermiony, pytając o jej decyzję.
- Tak, podjęłam ją. Chcę przyjąć odznakę i stanowisko Prefekt Naczelnej.
Szalonooki Moody wstał.
- Co ty sobie myślisz, młoda damo? Teraz będziemy musieli pilnować też ciebie, przez co Harry będzie bardziej narażony. Przez twój egoizm wystawiasz go na niebezpieczeństwo.
Harry także wstał i w mgnieniu szalonego oka znalazł się przed Moodym.
- Nie, proszę pana. To ja narażałem ją i Rona przez te wszystkie lata, a oni nie wypowiedzieli nawet słowa skargi. Wiele przeszli tylko dlatego, że są moimi przyjaciółmi.
Zanim Harry zdążył dokończyć przemowę, ze swojego miejsca podniósł się Ron.
- Pana wnioski, panie Moody, są bezsensowne. Dopóki cała nasza trójka trzyma się razem, żadna ochrona nie jest potrzebna.
Artur i Molly Weasley zerknęli na siebie i wymienili pełne dumy spojrzenia.
Dyrektor zachichotał.
- Doskonały argument, panie Weasley. Kiedy wrócimy do Hogwartu, twój dom otrzyma dwadzieścia punktów.
Tylko Hermiona dosłyszała ciche inwektywy wymruczane przez Snape'a. Brzmiały podobnie do "na szczęście tam nie jesteśmy".

Przed zakończeniem spotkania zdecydowano jeszcze, że Hermiona spędzi resztę lata w Hogwarcie, by kontynuować lekcje. Jak najszybciej spakowała rzeczy, pożegnała się z przyjaciółmi i już następnego ranka przefiukała się na miejsce. Zostawiła walizkę w pokoju Prefekt Naczelnej i wyszła zobaczyć się z Dyrektorem.
Z radością powitała portret Altamiry. Uważnie wysłuchała oficjalnego powodu jej przebywania w Hogwarcie, którym miał być nadprogramowy projekt międzyprzedmiotowy, łączący transmutację, zaklęcia oraz eliksiry. Hermiona oddała już podobny profesor McGonagall, ale reszta nauczycieli nie miała o tym pojęcia.
Chwilę potem do gabinetu wszedł profesor Snape, z uprzejmym zaproszeniem do lochów na następną lekcję.
Zaczął mówić, gdy tylko zajęli swoje miejsca.
- Panno Granger, zdecydowano, że będzie pani także uczyć się Starych Zwyczajów na poziomie zaawansowanym, przeznaczonym dla dorosłych czarodziejów. To stanowi pewną różnicę. Podstawowy trening uczy dziecko całkowicie otwierać przed kimś umysł. Zaawansowany pozwala na udostępnianie jedynie wybranych jego obszarów. To trudniejsze, ale bardzo ważne. Zwykle będzie pani musiała ukazać tylko część aktualnego postrzegania świata, podczas gdy wspomnienia i emocje będą chronione. Dotychczas starałem się unikać tych części pani umysłu, które na zaawansowanym poziomie, powinna pani chronić. Ale podczas tej części treningu będę musiał zaatakować te obszary, a pani postara się stawić mi opór. To działa na podobnej zasadzie, co Legilimencja i Oklumencja. Można powiedzieć, że to ich oryginalna forma, jedyna różnica polega na braku zaklęcia, które zastępujemy mocą starożytnej magii Starych Zwyczajów.

Hermiona spojrzała na niego w zamyśleniu. Powinna się cieszyć, że nareszcie zaczął postrzegać ją jako dorosłą, ale to nie o to chodziło. Ta dzisiejsza lekcja bardzo różniła się od poprzednich. Zdawał się trzymać ją na dystans, a jego głos brzmiał jeszcze bardziej neutralnie niż zwykle. Swoboda komunikacji z poprzednich tygodni zwyczajnie przestała istnieć, co powodowało wyłącznie smutne poczucie straty.
Podczas gdy Snape kontynuował swój wykład na temat treningu, Hermiona uświadomiła sobie, w jaki sposób odczuwała ich połączenie. Nawet nie zauważyła, kiedy jej oczy wypełniły się łzami.
Severus instynktownie wyczuł, że jego uczennica go nie słucha. Odwrócił się w jej stronę i szybko zauważył jej łzy i nagłą bladość. Od razu zrozumiał problem. Wbrew swojej woli, a jednocześnie w pełni świadomy, że to jedyny sposób, by się uspokoiła, podniósł ją z podłogi i posadził na swoich kolanach. Natychmiast przytuliła się do niego i zaczęła szlochać.
Po chwili usłyszała jego szept:
- Ciii, wszystko będzie dobrze. Jesteś tylko dzieckiem. Nie martw się, utrzymam połączenie, jak długo będzie ci potrzebne. Będzie tylko trening, dopóki nie będziesz gotowa. Jeszcze nie musisz do tego dorastać.
Nagle poczuła, że mentalny most między nimi zostaje odbudowywany. Uspokoiła się. Snape wstał z Hermioną w ramionach i posadził ją na krześle obok. Następnie z powrotem wrócił na własne.
- Muszę na chwilę zobaczyć się z Dyrektorem. Możesz poczytać cokolwiek chcesz, książek jest tutaj pod dostatkiem - powiedział Severus, po czym szybko opuścił pokój.

*

- Severus, chłopcze. Coś musi być bardzo nie tak z tobą. Przez piętnaście lat twojego nauczania w tej szkole ani razu nie przyszedłeś po poradę ani do mnie, ani do nikogo innego. Natomiast przez ostatnich kilka tygodni zdajesz się jej potrzebować co kilka godzin. O co chodzi tym razem? - Dumbledore martwił się, ponieważ pokazywanie po sobie niepewności i słabości stanowczo nie było w stylu Mistrza Eliksirów.
- Albusie, wiesz, że nie jestem w stanie zaaprobować nowych zwyczajów. Doskonale pamiętasz, jaki był efekt mojej jedynej próby. Spędziłem te piętnaście lat, życząc sobie chociaż jednego ucznia, który potrafiłby zachowywać się poprawnie, posiadając przy tym choć odrobinę inteligencji. Kogoś, kto nie uważałby mnie za potwora ani czystej krwi ekscentryka. Z kim byłbym zdolny po prostu rozmawiać.
Tego lata moje życzenie się spełniło i jestem przerażony. Boję się Starych Zwyczajów... Moich zwyczajów. Albusie, ona stała się zbyt zależna. Jakimś cudem przegapiłem oznaki. Dzisiaj zdecydowałem się przejść z nią na zaawansowany poziom. Musiałem więc zamknąć połączenie relacji dziecko-mentor, które utworzyliśmy przy pierwszym użyciu Starych Zwyczajów.
- Zapadła w śpiączkę? - Dumbledore nagle wydał się bardzo zaniepokojony.
- Nie. Posłużyłem się fizycznym kontaktem, kiedy tylko zobaczyłem jej łzy i bladość. Przywróciłem połączenie, kiedy trochę się uspokoiła. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje.
- Ciociu Altamiro, oczekuję, że użyjesz swojego wyjątkowego umysłu, by znaleźć sposób na naprawienie tego błędu. Wiesz, że jesteś za to odpowiedzialna! - Snape nigdy nie widział u Dumbledore'a takiej złości.
- Albusie, racz zachować swoją gryfońską impulsywność dla siebie. Jesteś dorosły. Wyglądasz niedorzecznie, zachowując się jak pierwszoroczny student swojej własnej uczelni - odpowiedział wyniośle portret.
Snape od lat nie był tak zafascynowany obserwacją. Z miejsca wyjątkowo polubił tą starszą panią. Nikt inny nie odważyłby się nawet pomyśleć, by nazwać Albusa Dumbledore'a impulsywnym.
Dyrektor był w szoku, jednak poważnie wahał się odpowiedzieć dwuwymiarowemu portretowi, który, mimo że przebywał w Hogwarcie zaledwie kilka tygodni, już stał się niekwestionowanym liderem wśród reszty obrazów. Jakakolwiek riposta oznaczałaby prawdopodobnie niepowtarzalną okazję zasmakowania jadu wszystkich szkolnych malowideł. A ponieważ było ich kilka setek, postanowił nie ryzykować.
- Severusie, mój chłopcze, ufam tobie i twoim decyzjom w tej sprawie. Czy mógłbyś zostawić mnie sam na sam z moją okropną ciotką?
Snape skłonił głowę w niemym pozdrowieniu i opuścił gabinet, by wrócić do swoich lochów i czekającej tam Hermiony Granger.

*

- Nie jestem impulsywny. To ty zrobiłaś z tej genialnej dziewczyny niewolnika.
- Czemu cała męska część Gryffindoru od wieków ma tendencję do wyciągania pochopnych wniosków?
- Co w tym takiego zabawnego, ciociu?
- To, że on wcale nie musiał odbudowywać mostu. Jest zwyczajnie nadopiekuńczy. Hermiona nie zapadnie w śpiączkę. Widziałam już taki przypadek i to wcale nie wyglądało podobnie do jego opisu. Ona jest młodą, ładną i samotną kobietą, która w końcu znalazła kogoś, kto podziela jej zainteresowania i szanuje intelekt. To naturalne, że tak odczuła utratę pierwszego prawdziwego rodzaju komunikacji w jej życiu.
- Wiem, że Severus nigdy nie wykorzystałby swojej pozycji nauczyciela, ale w takim razie będę musiał poprosić go o zerwanie tego połączenia - zadeklarował Albus.
- Drogi siostrzeńcze, mówiłam to jedynie z uwagi na naszą wzajemną, platoniczną sympatię. Przynajmniej dotąd. Nie będziesz go o nic prosił. On także był przez te lata bardzo samotny. Czy wiesz, czym jest życie wśród ludzi, którzy nie są w stanie zrozumieć twoich zachowań, podczas gdy ty wiesz, że nigdy nie będziesz taki jak oni? Zasłużył na przyjaźń, w którą ty nie będziesz ingerował.
- Czy jesteś pewna, że Panna Granger jest bezpieczna?
- Dlaczego nie zaprosisz jej na krótką rozmowę? Możesz sam to stwierdzić, wystarczy ją zapytać.
*

Rozdział 9

Niepokojąc się o Hermionę, Severus wrócił do lochów tak szybko, jak tylko mógł. Odetchnął, kiedy zobaczył ją pogrążoną w lekturze, siedzącą na dywanie tuż przy półkach z książkami. Przerwał jej naukę i zaprosił ją na herbatę. Hermiona dołączyła do niego przy okrągłym palenisku, ale tym razem usiadła w fotelu, który wskazał pół godziny wcześniej.
- Hermiono, czy zdajesz sobie sprawę, co się wcześniej stało? Dlaczego tak zareagowałaś? - zapytał.
Młoda kobieta natychmiast spojrzała mu w oczy, oferując pełny dostęp do wspomnień.
- Nie - powstrzymał ją. - Nie będę zaglądał w twój umysł. Nigdy. Chyba, że dla twojego treningu lub bezpieczeństwa. Będziesz musiała rozmawiać. Uczciwie i jasno.
Otworzyć przed nim umysł i pozwolić zobaczyć, to jedno. Rozmawianie jest czymś zupełnie innym. Była zawstydzona swoją reakcją i czuła, że nie potrafi w ten sposób wyjaśnić jej powodów.
W umyśle widzi się także uczucia. By o nich rozmawiać musiałaby je przemyśleć, a na to nie była gotowa. To byłoby krępujące. Czuła, że nie mógłby oskarżać jej o mimowolne odczucia. Ale o te przedstawione, owszem. Podatność na emocje będzie składał na karb jej niedojrzałości.
Hermiona westchnęła i dopiła swoją herbatę.
- Nie jestem gotowa, by o tym rozmawiać, profesorze.
- Doprawdy, panno Granger? Czy po prostu pani tchórzy? - Uśmiechnął się szyderczo. Dawny, zły Mistrz Eliksirów.
Oczekiwał odpowiedzi, ale ta nie nadeszła. Wyglądało na to, że dziewczyna będzie tolerować jego złośliwości, byle by tylko nie musiała do niego mówić.
- Nie będę marnotrawił czasu. Jeśli nie życzy sobie pani rozmowy, to przejdziemy od razu do treningu. Zaczniemy od zwykłej Legilimencji i Oklumencji. Mechanizm obronny jest prawie taki sam i będzie pani mogła pomóc sobie różdżką, jeżeli zatrzymanie mnie w inny sposób będzie przekraczało pani możliwości.
Hermiona wiedziała, że Snape nie rzuca słów na wiatr i dziwiło ją, że jeszcze minutę temu nie miał najmniejszego zamiaru zaglądać do jej umysłu, a teraz nagle był gotowy na potraktowanie jej Legilimencją. Z chwilą, gdy uderzyło w nią zaklęcie, zrozumiała, że jej rozumowanie było prawidłowe, ale po raz kolejny oparła je na błędnym założeniu.
Nie zaglądał w jej umysł. Użył zaklęcia, by pokazać jej jego własne wspomnienia, podobnie jak kiedyś przypadkowo pokazał je Harry'emu. Tym razem jednak był to zamierzony efekt. Albo... Czy to możliwe, że przy Harrym to nie był wypadek przy pracy?
Seria wspomnień z impetem zaatakowała jej uwagę. Hermiona zastanawiała się, czy powinna je odepchnąć, czy obejrzeć.

*

<i>Piękna młoda kobieta siedząca na ławce w ogrodzie, chłopiec w wieku około dziesięciu lat tuż obok niej.
- Severusie, resztę lata spędzisz z Maksimusem.
- Jedziesz tam ze mną?
- Wiesz, że nie mogę.
- Dlaczego? Oni naprawdę cię lubią. Arkad chce cię zobaczyć.
Młoda kobieta wyglądała na zasmuconą.
- Nie mogę zostawić Gustawa samego, bo będzie bardzo smutny.
Chłopiec zdawał się być nieusatysfakcjonowany tym wytłumaczeniem.</i>

Następne wspomnienie.

<i>Pociąg do Hogwartu.
Ten sam chłopiec siedzący samotnie przy oknie. I następny, którego rozpoznała jako Jamesa Pottera, wchodzący do przedziału. Ten pierwszy wstał i skłonił głowę. James Potter pozdrowił go wesoło. Chłopiec patrzył na niego z niezrozumieniem w oczach. Zaraz potem otworzył przed nim umysł, co Hermiona zauważyła natychmiast, a młody James w ogóle. Zastygł na kilka sekund w oczekiwaniu na słowną odpowiedź, a kiedy nie nadeszła, odwrócił się i powiedział:
- Jesteś albo bardzo głupim, albo złośliwym snobem.</i>

Wspomnienie się zmieniło.

<i> Wielka Sala i Ceremonia Przydziału. Chłopiec założył na głowę Tiarę, która wyszeptała:
- Stworzenie nocy... Twoja ciemna strona jest zbyt silna dla domu innego niż Slytherin. Przepraszam.
Dla Hermiony przeprosiny były czymś dość dziwnym jak na ten magiczny artefakt.
Chłopiec stanął przy stole Slytherinu, skinął głową, i czekał, aż zostanie zaproszony, by usiadł.
Kilkanaście minut później wszyscy patrzyli już na niego. Gryfoni żartowali, a Ślizgoni szeptali do siebie, że prawdopodobnie jest niedorozwinięty umysłowo.
- SNAPE.
Chłopiec odwrócił się w stronę, z której dobiegł groźny głos. Profesor Dumbledore patrzył na niego jadowicie, z twarzą wykrzywioną gniewem. Hermiona pomyślała, że coś jest nie tak w tym wspomnieniu, przecież Dumbledore jest zawsze taki spokojny...
Jednak teraz, wziąwszy chłopca na stronę, rozkazał:
- Nigdy więcej nie będziesz zachowywał się w ten sposób, albo zostaniesz wyrzucony. Masz być taki, jak wszyscy inni.
Dyrektor odszedł, a chłopiec patrzył za nim z przestrachem.
- Nie rozumiem - wyszeptał do siebie.

Lekcja w Hogwarcie.
Chłopiec stał za swoim biurkiem. Hermiona wiedziała, że Stare Zwyczaje nakazują czekać na nauczyciela i usiąść tylko wtedy, kiedy na to pozwoli. James Potter i dwóch innych chłopców, chyba Syriusz i Remus, siedzieli w ławkach obok i naśmiewali się.
- Smarkerus chce znowu dostać szlaban.
Albus Dumbledore wszedł do pokoju i zobaczył stojącego chłopca.
- Ostrzegałem cię. Natychmiast wyjdź z klasy i przemyśl swoje zachowanie.
Chłopiec wychodzi. Idzie zamyślony długim korytarzem. Spotyka profesor McGonagall.
- Dlaczego nie jesteś w klasie?
Chłopiec jeszcze raz otwiera umysł.
- Dlaczego nie odpowiadasz na moje pytanie? - zapytała profesorka, po czym spojrzała mu w oczy. - Och, biedne stworzenie. To musi być dla ciebie trudne. Musimy porozmawiać.

Krótki przebłysk twarzy Dumbledore'a, mówiącego:
- Teraz, kiedy już znasz nowe zwyczaje, będziesz używał ich i tylko ich.</i>

Hermiona zaczęła dygotać. Coś było nie tak. Nie powinna oglądać tych wspomnień. Próbowała wyczyścić pole widzenia i zobaczyć Snape'a. Klęczał na podłodze, oddychając ciężko i głośno. Pot spływał mu po twarzy, na której malował się ból. Jego oczy nie były zimne, ale wręcz błagały ją, by zatrzymała ten potok wspomnień, by przestała...
Hermiona rozzłościła się. Niby jak? To on rzucił zaklęcie!
Jej różdżka spadła gdzieś na podłogę. Następne wspomnienie wkradło się w jej umysł i mogła już tylko patrzeć.

<i>Lekcja OPCMu. Obca osoba w szatach nauczyciela wydawała instrukcje. Dziewczyna o ślicznych oczach - oczach Harry'ego, uświadomiła sobie Hermiona - wycelowała różdżkę w chłopca naprzeciw niej. Chłopiec uchylił się przed prostym zaklęciem i wyglądał na rozjuszonego. Uniósł różdżkę i dziewczyna odbiła się od ściany.
Nauczyciel jednym zaklęciem uwięził chłopca w wielkiej bańce i zajął się dziewczyną.
Nagle wokół chłopca pojawiły się nietoperze, które przebiły jego więzienie.
- Wszyscy mają natychmiast wyjść z klasy! - krzyknął profesor.
Chłopiec był wciąż wściekły, kiedy w pokoju znikąd pojawił się Fawkes. Feniks spojrzał na chłopca, który natychmiast się uspokoił i uklęknął na podłodze.

Gabinet Dyrektora.
- Zostaniesz wyrzucony ze szkoły. Atakowanie innego ucznia jest karygodne i okrutne.
Rozległo się pukanie do drzwi. Na progu pojawił się jakiś człowiek. Jego wygląd był tak imponujący, że Hermionie aż zaparło dech.
- Lordzie Transylwanii, cóż za nieoczekiwana wizyta. Jednak teraz muszę rozwiązać niecierpiącą zwłoki sprawę, ale zaraz potem będę do pana dyspozycji. - Dumbledore ukłonił się nieznacznie.
- Nieoczekiwana? Przecież pan mnie wzywał! - Mężczyzna spojrzał na chłopca. - Severus!
Ten odwrócił się w jego stronę i otworzył umysł.
Nagle Dumbledore zrozumiał.
- Co zrobiłem?
- Mój syn jest pół-wampirem. Nauczono go zachowywać się zgodnie z naszą tradycją. Powinien pan wiedzieć, że Stare Zwyczaje zawierają rytuały, które uniemożliwiają uwolnienie się ciemnej strony. Czy pan zwariował, każąc mu ich nie używać, narażając przy tym wszystkich na niebezpieczeństwo? Mógł kogoś zabić!
- Myślałem, że jest synem Gustawa i Lukrecji Snape. W tej szkole nie było pół-wampira od ponad dwustu lat. Czy on jest jedynym żyjącym? - zapytał Dumbledore.
- Nie, na świecie jest ich więcej. Ale on i hrabina Drakonia są jedynymi w Europie.
- Severusie, możesz wrócić do dormitorium - powiedział dyrektor. - Nie poniesiesz żadnej kary i od dzisiaj możesz zachowywać się zgodnie ze swoim dziedzictwem i sumieniem.

Obraz zmienił się w słabe wspomnienie. Chłopiec idący korytarzem. Huncwoci zastawiający mu drogę i dziewczyna z poprzedniej sceny tuż za nimi. Bili go. Pozwalał im na to, ze spojrzeniem utkwionym w dziewczynie. Huncwoci nazwali go "nietoperzowatym Smarkerusem" i odeszli.</i>

*

Hermiona nie mogła poradzić sobie z tymi wspomnieniami. Ogarnął ją smutek. Siedziała na podłodze próbując powstrzymać pochlipywanie. Chciała, żeby te obrazy przestały atakować jej umysł. Była zbyt zmęczona, by je odepchnąć. Wtedy coś sobie przypomniała. Wykorzystując mentalny pomost, posłała w stronę Snape'a pełen emocji komunikat.
Severusie, proszę, przestań. Ranisz mnie i siebie.
Nie powiedziała tego głośno - uformowała jedynie zdanie w myślach. Ale mimo to wiadomość dotarła do Snape'a nienaruszona. Był w stanie natychmiast przerwać zaklęcie. Zanim jednak uświadomił sobie fakt, że mentalnie wezwała go po imieniu, Hermiona zemdlała.
*


Rozdział 10

Ocknęła się, czując w ustach smak czekolady. Miała zawroty głowy, a świat widziała jako niewyraźne plamy kolorów, ale ten aromat poznałaby wszędzie. Szampańsko-czekoladowe trufle. Nagle kolorowe plamy zlały się w wiszącego nad nią Snape'a.
- Gdzie pan znalazł najlepszą na świecie czekoladę?
- Ze wszystkich pytań, jakie mogła pani zadać, panno Granger, zwyciężyło właśnie to? A co z tymi rozsądniejszymi? Chociażby "Gdzie jestem?", "Co się ze mną stało?", "Czy zemdlałam?" - odpowiedział tonem pełnym dezaprobaty, przyglądając się jej.
- Odczep się, kręci mi się w głowie - odburknęła Hermiona, po czym wpadła w popłoch. Nie miała zamiaru odpowiedzieć tak bezczelnie. Spojrzała na niego ze strachem.
Nie zganił jej. Zamiast tego pomógł jej usiąść w łóżku i podłożył pod plecy kilka poduszek. Następnie podał kubek herbaty i odsunął się, siadając w fotelu obok. Kiedy była nieprzytomna, zdążył przemyśleć wydarzenia z całego dnia i miał już całkiem dobry pogląd na powody jej rozkojarzenia i tego, co się stało.
Przywrócona do świadomości powinna zadać mu kilka pytań, zwłaszcza tych, które zasugerował jej kilka minut wcześniej. Ale chyba nie miała odwagi.
- To jest pokój gościnny w moich apartamentach. Przeniosłem panią tutaj po omdleniu. Musimy porozmawiać na temat jego przyczyn.
Hermiona skoncentrowała się na parę sekund, próbując przypomnieć sobie fakty.
- Och, nie! Zraniłam pana! Przepraszam, nie mogłam powstrzymać tych wspomnień. Próbowałam, ale nie mogłam. - Spojrzała na niego z niepokojem. - Jeśli zdecyduje się pan rzucić na mnie Obliviatusa, zrozumiem. Nie będzie mi się to podobało, ale zrozumiem - dodała szeptem.
Rysy Snape'a zmieniły się, kiedy uniósł jedną brew, wyglądając na rozbawionego.
- Panno Granger, Hermiono, dziękuję za ofertę. Jednak, mimo że to doświadczenie było raczej nieprzyjemne, nikt tutaj nie zostanie potraktowany Obliviatusem. Wypij swoją herbatę, a ja spróbuję ci wytłumaczyć. Tego ranka, kiedy połączenie zostało przerwane, twoja reakcja wystraszyła mnie, że nie jesteś jeszcze na to gotowa. Rezultat przedwczesnego zerwania połączenia dziecka z jego mentorem może być katastrofalny, a nawet doprowadzić do śpiączki. Myślałem, że Albus pomylił się, każąc mi traktować cię jak dorosłą. Dlatego przywróciłem połączenie. Przeoczyłem fakt, że nasza pierwsza komunikacja została utworzona przez ciebie i była słaba, dlatego, że nie miałaś wówczas żadnych doświadczeń ze Starymi Zwyczajami i ich magią. Musiała być słaba, by w stosownym czasie dało się ją przerwać bez poważnych, fizycznych i psychicznych konsekwencji.
- Ale profesorze, kiedy ja wytworzyłam tę komunikację? I dlaczego nie wiedziałam o jej istnieniu? Uświadomiłam sobie jej obecność dopiero, kiedy pan ją przerwał. Poczułam zimno i pana nieobecność… To było okropne.
- To stało się, kiedy przeprosiłaś. Wtedy tego nie rozpoznałaś, ale istniała magia otaczająca rytuał. Teraz chciałbym kontynuować bez dalszych przerw. - Znowu uniósł brew, a w jego głosie nadal pobrzmiewało rozbawienie.
Hermiona uśmiechnęła się ciepło, ale zaniechała komentarzy.
- Połączenie utworzone przez dorosłego jest o wiele silniejsze, zwłaszcza, jeżeli Stare Zwyczaje i ich magia są dla niego naturalne. Co więcej, sama magia rozpoznaje dwie osobne granice pomostu komunikacyjnego takimi, jakie są naprawdę. Ten drobny incydent udowodnił, że magia rozpoznała cię jako dorosłą i stworzyła połączenie jak między równymi sobie - wyjaśnił jej. - Użyłem Legilimencji jako sposobu podniesienia zdolności przesyłania ci obrazów i wspomnień. Zwykle się jej do tego nie używa, ale ta metoda też działa. Chciałem pokazać ci kilka wspomnień z zebrań Zakonu i tematycznych dyskusji, żebyś rozmawiając ze mną czuła się swobodniej. Nie przewidziałem jednak siły i natury przywróconego połączenia. Wobec czego dotarły do ciebie wspomnienia wybrane nie przeze mnie, a przez ciebie samą.
Hermiona poczuła, jak jej ciekawość wzrasta i już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, zapominając, że miała nie przerywać.
- Panno Granger! Chyba nie ma pani zamiaru nadużywać swojej nowej pozycji? Proszę choć przez chwilę siedzieć cicho!
Zamknęła usta, ale zamiast zostać na miejscu, wstała z łóżka i usiadła przy nogach Snape'a, przytulając się do jego prawej nogi i kładąc głowę tuż obok jego kolana.
- Punkt dla ciebie. Dziękuję, że nadal uważasz mnie za mentora i nauczyciela. Odpowiem za to na pytanie, którego nie zadałaś. Nie wybrałaś tych wspomnień świadomie, a przynajmniej taką mam nadzieję. Najprawdopodobniej to było tylko życzenie, nie wiem, może chęć bliższego poznania mojej przeszłości lub coś podobnego. Chodzi o to, że będąc kimś równym i akceptując moją Legilimencję, to ty miałaś możliwość ją zatrzymać. Nie obwiniam cię za niezdolność do tego. Jeszcze nie uczyłaś się o tego rodzaju interakcji.
Hermiona podniosła głowę.
- Ale ich nie zatrzymałam. Nie mogłam. Pan to zrobił.
- Mylisz się. To ty poprosiłaś o jego przerwanie.
Przypomniała sobie swoją prośbę. Zarumieniła się.
- Ekhm, przepraszam pana za zwracanie się po imieniu, kiedy o to prosiłam.
- Nie ma za co, Hermiono. Wtedy to magia Starych Zwyczajów kierowała twoimi poczynaniami i mentalnością. Skoro zostałaś uznana za dorosłą i równą mi przez ich magię, a jak już pewnie zdążyłaś zauważyć, ja przestrzegam założeń Starych Zwyczajów, możesz wobec tego nazywać mnie Severusem. Ale będę wdzięczny, jeśli zaniechasz robienia tego publicznie przynajmniej przez następny rok.
Hermiona nadal próbowała dojść do ładu ze wszystkimi tymi zmianami, które zaszły od początku dnia, o czym niezwłocznie mu powiedziała.
- Hermiono, te zmiany nie zaszły w ciągu jednej nocy. Dorastanie jest bardzo powolnym procesem. Tylko właśnie dzisiaj ja i ty uświadomiliśmy sobie, ile ich zaszło w ciągu paru ostatnich lat i tego wyjątkowego lata.
- Profesorze? Lubię dźwięk pańskiego imienia, ale wolałabym nadal nazywać pana profesorem albo panem. Czy to był rozkaz?
Roześmiał się, a ona uśmiechnęła. Pierwszy raz słyszała jego śmiech i uznała go za przyjemny dźwięk.
- Myślę, że już czas, byś wróciła do swojego pokoju. Będziesz potrzebowała odpoczynku. Możemy kontynuować naszą rozmowę rano.
Wstała więc, pożegnała się i wyszła z pomieszczenia.
*

Rozdział 11

Kiedy obudziła się następnego ranka, zobaczyła sowę polatującą za oknem. Otwarła je i odebrała wiadomość od profesora Snape'a, który prosił ją o przybycie do jego gabinetu na następną lekcję, gdy tylko będzie gotowa.
Hermiona ubrała się szybko i pobiegła w stronę lochów. Dotarła tam zadyszana i od razu zapukała do drzwi. Severus otworzył, po czym spojrzał na nią z wyraźną pogardą.
- Panno Granger, myślałem, że moja wiadomość była jasna - gdy tylko będzie pani gotowa
- Ale proszę pana, biegłam całą drogę, nie byłam w stanie przybyć wcześniej! - zdziwiła się Hermiona.
- O to właśnie chodzi, panno Granger. Szaleńczy bieg po korytarzach w rannych kapciach zamiast butów nie kwalifikuje się jako "gotowa".
Spojrzała w dół, chcąc zapaść się pod ziemię ze wstydu.
- Czy powinienem przyjąć, że w pośpiechu ominęła pani także śniadanie? Czy też odwiedziła pani Wielką Salę w tym? - Wskazał na jej kapcie. - Proszę wejść, panno Granger. Zamówię coś do jedzenia.
Hermiona policzyła w myślach do dziesięciu, próbując uspokoić oddech. Zauważyła, że w jego tonie, mimo powagi i odrobiny sarkazmu, pobrzękiwała nutka rozbawienia.
W pokoju gościnnym jak zwykle poczekała z zajęciem miejsca, ale tym razem on, zamiast usiąść pierwszy, wskazał jej jeden z foteli, cicho zachęcając Hermionę, by go zajęła.
Nie zrobiła tego. Zamiast tego odwróciła się w jego stronę.
- Profesorze, myślałam nad tym, co pan powiedział wczoraj. Odkąd miałam pięć lat, zawsze chciałam być traktowana jak dorosła i tak się zachowywać. Jednak, mimo że powinnam być zadowolona, że traktuje mnie pan jak równą sobie, nie jestem na to gotowa. Jest pan moim nauczycielem i mentorem. Chcę panu przypomnieć, że pozwolił mi pan dalej być dzieckiem tak długo jak będę tego chciała.
Bez słowa usiadł w fotelu, dając jej możliwość zajęcia zwyczajowego miejsca przy jego stopach. Zrobiła to i od razu się rozluźniła.
- Dlaczego? - zapytał cicho.
- Bo tak czuję się bezpiecznie. To ważne, by wiedzieć, że wszystko będzie dobrze, bo pan tu jest i będzie mnie chronił. Jestem zmęczona ciągłym byciem tą silniejszą. Przez wszystkie te lata Harry i Ron oczekiwali ode mnie bycia odpowiedzialną i zaradną. Neville polegał na mnie, że nie wysadzi sobie kociołka na każdych pana zajęciach. Dla Ginny byłam głosem rozsądku przy każdym szalonym planie jej braci - mówiła prawie szeptem, bo bolało ją każde wypowiadane słowo.
- Hermiono, jestem w stanie zrozumieć twoją emocjonalną potrzebę poczucia bezpieczeństwa i przepraszam, że nikt z nas, nauczycieli Hogwartu, nie dostrzegł tego przez tyle czasu - powiedział Severus. - Teraz ma dla mnie sens, że będąc mugolskiego pochodzenia nie miałaś żadnego oparcia w magicznym świecie. Książki i nauka musiały być drogą do zapewnienia sobie odrobiny bezpieczeństwa i przekonania samej siebie, że będziesz w stanie poradzić sobie ze wszystkimi przeciwnościami. Wiem, że wykonywanie poleceń może być czasem wygodne, kiedy nie musisz o sobie decydować i obawiać się ryzyka. Ale to nie daje gwarancji całkowitej nietykalności. Musisz wierzyć w siebie i swoje moce, by stać się doskonałą czarownicą. Masz duży potencjał. A teraz, czy zechciałabyś usiąść w fotelu i zjeść śniadanie? - zapytał.
Wstała i zajęła miejsce obok niego. Taca pojawiła się na niskim stoliku między siedziskami.
- Następne lekcje będą kolejno o: Zaufaniu do innych jako dojrzałej części interakcji, kontrolowaniu twoich telepatycznych zdolności wytworzonych przez połączenie i budowaniu muru wokół tych części umysłu, które chcesz chronić. Zanim jednak zaczniemy, czy masz jakieś pytania?
Spojrzała w dół na swoje kapcie.
- Jak może pan nadal ufać Dyrektorowi, skoro on traktuje pana tak źle? - spytała z wahaniem.
- Hermiono, to nie jest jedno z tych pytań, które powinny być zadane. Ale ponieważ dotyczy ono jednej z niewielu osób, którym ufam i o które się troszczę, odpowiem ci. Ostatnie wspomnienie, które widziałaś było jednocześnie ostatnim razem, kiedy Albus traktował mnie w ten sposób. To, co się stało, nie było jego winą. Gdy pojawiłem się w Hogwarcie, ostatnie ofiary Starych Zwyczajów jeszcze żyły. Jak pamiętasz z poprzednich lekcji, większość z nich straciła rozum, kiedy zostali uratowani. Trzymano ich w specjalnym skrzydle świętego Munga. Albus był jednym z kilku wolontariuszy, którzy często tam przychodzili, by dotrzymać im towarzystwa. Oglądając prawie codziennie przez czterdzieści lat, co nadużywanie Starych Zwyczajów robi z ludźmi, powiedziałabyś, że jego reakcja była łagodna. I musisz zrozumieć jedno. On nie wiedział, że moim ojcem jest wampir, przez co Stare Zwyczaje są dla mnie naturalne. To był i jest dobrze strzeżony sekret. Po tym zdarzeniu Albus zawsze miał dla mnie czas i troskę - nawet gdy na to nie zasługiwałem. Uratował mnie więcej niż raz i nadal mnie na swój sposób chroni.
Hermiona zauważyła, że jego twarz stężała. Wiedziała, że nadużywa jego cierpliwości, która przez ostatnie kilka dni okazała się znacznie większa, niż ktokolwiek mógłby odgadnąć.
- W porządku. Wciąż mam jedno pytanie - odezwała się.
Severus uniósł brew i skrzywił się, ale nie powstrzymywał jej.
- Gdzie pan znalazł najlepszą na świecie mugolską czekoladę?
Jego rysy wygładziły się, gdy odpowiedział jej niemal żartobliwie:
- Nadal mam gdzieś jeszcze jedno pudełko. Czy dasz się nim przekupić, żebyś nie zadawała już pytań?
- Jasne! - odpowiedziała entuzjastycznie.
- Gryfońska moralność! - jego odpowiedź brzmiała oskarżycielsko, ale w oczach nadal miał błysk rozbawienia.
- Ach, Severusie, mój chłopcze, chwalenie Domu Gryffindora jest czymś, czego nigdy bym się nie spodziewał od Opiekuna Slytherinu! - dobiegł głos gdzieś zza foteli. Oboje odwrócili się, by zobaczyć Dyrektora.
- Czy powinienem zakładać, że wszyscy Gryfoni ignorują fakt, iż dobre maniery nakazują zapukać, zanim wejdzie się do czyichś prywatnych pomieszczeń? - zapytał Severus.
- Ach, tak. Przepraszam. Martwiłem się o pannę Granger. Opuściła śniadanie i była widziana, jak biegła korytarzem... w kapciach. Powiedz mi, czym zasłużyła sobie na twoją pochwałę jej morale?
- Zgodziłam się na przekupstwo. - Hermiona nie była zbyt zadowolona z nieproszonej obecności Dumbledore'a i uważała, że jego wtargnięcie było niegrzeczne. Nie myślałaby w ten sposób, gdyby zdarzyło się to kilka dni temu, ale odkąd widziała tamte wspomnienia, nie była wstanie powstrzymać uczucia złości na tego starego człowieka.
- To całkowicie niegodne Gryfona, panno Granger. Jestem rozczarowany. - Dumbledore wyglądał na rozeźlonego.
Hermiona wstała.
- Ja też, proszę pana. A ponieważ pan tego nie pochwala, nie mam zamiaru dzielić się z panem tymi słodyczami. A teraz wybaczy pan, ale chciałabym wrócić do siebie. - Ruszyła w stronę drzwi. Tuż przy nich odwróciła się do Snape'a. - Włożę buty i wrócę później. Dziękuję za czekoladki!
*


Rozdział 12

Dyrektor opadł na krzesło.
- Miałem zamiar zaprosić ją na herbatę i rozmowę. Co jest z nią nie tak?
- Jest na ciebie zła.
- Ale przyjmowanie łapówek nie jest właściwe. Powinna to wiedzieć.
- To nie jest powód jej gniewu! A poza tym, czy nauczyciel próbujący przekupić ucznia nie jest gorszy? I zanim mi też cokolwiek zarzucisz - to był tylko żart. - odpowiedział mu Severus. - Dostarczałem ci tę czekoladę od lat. Czy powinienem także przypomnieć, że kiedy to robiłem, byłeś, powiedzmy, bardziej skłonny do tolerowania mojego odbierania punktów Gryffindorowi? Ta biedna dziewczyna zgodziła się w zamian tylko nie zadawać więcej pytań. Ile razy w ciągu tych sześciu lat życzyłeś sobie znaleźć sposób na jej niepohamowany głód wiedzy?
- Dlaczego jest zła? - przerwał mu Dumbledore.
- W ciągu ostatnich dni zdarzyło się kilka rzeczy. Napij się herbaty, opowiedzenie ci wszystkiego potrwa.
Wyjaśnienie zajęło Severusowi Snape'owi ponad godzinę. Dumbledore z ulgą przyjął wiadomość o połączeniu między równymi sobie. Okazał lekkie zaniepokojenie na wieść, że Hermiona jest nadal zmieszana tą sytuacją i zachowuje się nieco dziwnie. Snape zakończył stwierdzeniem, że powinna mieć możliwość wyrażenia swoich uczuć i emocji, a wtedy we właściwym czasie odzyska wewnętrzną równowagę.
- Albusie, jest jeszcze jedno. Potrzebuję twojej pomocy. Według tradycji, kiedy telepatyczne połączenie jest niestabilne, strony wymieniają się podarunkami. Moim ostatnim podarunkiem dla panny Granger była akceptacja jej przeprosin, a jej darami, nawet jeśli o tym nie wiedziała, były czas i ochota poświęcone na naukę moich zwyczajów. Tym razem ja chciałbym nauczyć ją latania.
- To brzmi bardziej jak kara. Wszyscy wiedzą, że ona tego nienawidzi!
- Cóż, właściwym darem nie są lekcje same w sobie. Czy nie zauważyłeś, że ona woli spędzać całe wakacje na uczeniu się od kogoś starszego niż na zabawie z przyjaciółmi? Ma problem z komunikowaniem się z nimi. Niestety tym bałwanom, których ona nazywa "przyjaciółmi", następnych dziesięć lat zajmie dorośnięcie i nauczenie się prowadzenia przyzwoitych rozmów. A ona potrzebuje, by ktoś podzielał jej zainteresowania. Jednak nawet jeśli nauczyła się, jak uwarzyć uniwersalny eliksir, który leczy niemal wszystko, jej przyjaciele uznają to za nieinteresujące. Musi nauczyć się czegoś, co docenią. Jest w tym okropnym wieku emocjonalnej huśtawki oraz psychiczny wzlotów i upadków. Potrzebuje przyjaciół wśród rówieśników.
- Rozumiem twój punkt widzenia. Więc ja mam być tym, kto ma cię do tego zmusić, by nie wzbudzać żadnych podejrzeń wśród reszty nauczycieli?
Snape przytaknął.
- Zgadzam się, ale będę musiał poprosić o pomoc również Minerwę.

*

Hermiona założyła buty, uczesała się i wyprasowała ubranie, zanim wróciła do komnat Snape'a. Dyrektora już nie było. Hermiona wraz ze Snape'em poszła na obiad do Wielkiej Sali. Ponieważ była jedyną uczennicą w zamku, usiadła razem z nauczycielami przy tym samym stole.
Po pierwszym daniu profesor McGonagall spytała ją swobodnym tonem:
- Hermiono, jak tam twoje lekcje?
- Bardzo dobrze. Są bardzo interesujące, a ja jestem bardzo szczęśliwa, że dano mi taką możliwość.
Snape przerwał jej z szyderczym uśmiechem.
- Chciałbym podzielać entuzjazm panny Granger, ale bycie zmuszonym do tolerowania panny Wiem-To-Wszystko codziennie nie bardzo pasuje do mojego postrzegania szczęścia.
- Daj spokój, Severusie, ona nie może być panną Wiem-To-Wszystko. Zna się na bardzo wielu rzeczach, ale wszystkiego nie wie na pewno - odpowiedziała mu McGonagall.
Hermiona zarumieniła się. Rozumiała, że Severus Snape tylko udaje swoje niezadowolenie z lekcji, ale to i tak ją zabolało.
- Oczywiście, że nie wiem wszystkiego. Jestem tylko uczennicą, a proces uczenia się trwa aż do ukończenia szkoły - powiedziała.
- Jednak możemy się zgodzić, że panna Granger jest wybitna we wszystkich dziedzinach i wie więcej niż inni uczniowie tej szkoły. - Profesor McGonagall mówiła tonem niewinnej dumy ze swej uczennicy i Domu. Po cichu dziękowała dobrym duchom, że Trelawney nie było na sali.
Dumbledore obserwował ją z błyskiem w oku. Wiadome było, że pani Hooch nie lubi Minerwy, a zwłaszcza nienawidzi jej niewinnego tonu, który sprawiał, że każdy inny nauczyciel stawał w obronie profesorki Transmutacji. Nie żeby potrzebowała jakiejkolwiek obrony, ale to wciąż raniło dumę pani Hooch. Wystarczyło poczekać kilka sekund... Cztery... trzy... dwa... jeden...
- To nieprawda, Minerwo. Twoja najlepsza uczennica jest najgorszą, jaką kiedykolwiek miałam. Jest absolutnie niezdolna do latania i obchodzenia się z miotłą. Zaliczyła te zajęcia tylko przez zarządzenie Albusa, że testy z teorii i historii latania oraz reguł bezpieczeństwa stanowią sześćdziesiąt procent końcowej oceny. - Pani Hooch skończyła swój wywód i triumfalnie rozejrzała się wokół.
Dumbledore odkaszlnął.
- Ponieważ panna Granger jest z nami tego lata i nadal mamy trzy tygodnie do rozpoczęcia roku szkolnego, jesteśmy zobowiązani do upewnienia się, że wie ona rzeczywiście wszystko. Madame Hooch, czy ma pani dziś wolny wieczór, by zacząć z nią lekcje latania? - zapytał.
Hermiona zbladła. Naprawdę nie chciała znowu latać. Miała lęk wysokości. Może Dumbledore karał ją za to, że była dla niego wcześniej nieuprzejma? Postanowiła od tego momentu trzymać gębę na kłódkę.
Pani Hooch zbladła nawet bardziej niż Hermiona. Nie lubiła uczniów i miała lepsze rzeczy do roboty, niż uczenie tego niekompetentnego stworzenia, które nie miało żadnego szacunku do delikatnej sztuki latania. No, może nie tak delikatnej, ale na pewno szlachetnej, pomyślała.
- Obawiam się, Dyrektorze, że nie będę miała wolnego czasu przynajmniej do przyszłego tygodnia - odpowiedziała gładko.
Profesor McGonagall odetchnęła z ulgą. Liczyła na odmowę.
- Więc tym, kto będzie uczył pannę Granger powinieneś być ty, Severusie. Skoro stwierdziłeś, że ona wie wszystko, to chyba nie chcesz być uznany za kłamcę?
- Ja też jestem bardzo zajęty! - zaprotestował Snape.
- Ponieważ i tak masz lekcje z panną Granger, możesz wykorzystać kilka z tych godzin na kurs latania - zdecydował Dumbledore.
Hermiona nadal była bardzo blada, ale czuła się lepiej, że nie będzie musiała zmierzyć się z panią Hooch na następnej lekcji latania.
Zaraz potem Snape wyszedł z Wielkiej Sali, nakazując jej przybyć na boisko do Quidditcha o drugiej.

*

Punktualnie stawiła się na miejscu, marząc, by być gdziekolwiek indziej.
Severus Snape dołączył do niej niosąc dwie miotły i Hermiona uświadomiła sobie, że pierwszy raz od dwóch miesięcy nie cieszy się, że go widzi.
"Czym powinnam pana przekupić, żeby z tego wybrnąć?" - zapytała telepatycznie.
Odpowiedział w ten sam sposób, z maską złego Mistrza Eliksirów na twarzy.
"Nie masz wyjścia. Zrelaksuj się, Hermiono. Nie pozwolę, by stała ci się krzywda. Zaufałaś mi, pamiętasz?"
Pomyślała o tym. Zaufała mu na śmierć i życie. Stojąc przed Voldemortem nadal definitywnie by mu ufała, nawet jeśli mierzyłby w nią różdżką. Ufała mu umysłowo. Ufała mu nawet emocjonalnie. To ostatnie było dziwne. Skąd się wzięło? W każdym razie to nie był czas na analizowanie tego faktu. Wiedziała tylko, że nie umie zaufać mu w tym - w lataniu.
Podał jej jedną z mioteł. Wyglądała lepiej niż te, na których ćwiczyła w pierwszej klasie i były o wiele wygodniejsze. Odrobinę się uspokoiła.
- Mamy publiczność. Nie chcieliby tego przegapić - mruknął Snape ze złośliwym uśmieszkiem.
Hermiona spojrzała w stronę dalekiego końca boiska i zobaczyła siedzących na trybunach nauczycieli.
Snape z gracją dosiadł swojej miotły.
"Nie muszę ci przypominać, że niezależnie od przedmiotu zajęć jesteś winna nauczycielowi całkowite posłuszeństwo" - posłał jej mentalną wiadomość, po czym nakazał oschłym tonem:
- Dosiądź miotły!
Wykonała polecenie, złorzecząc w myślach i przeklinając się za decyzję nauki Starych Zwyczajów.
- Teraz wzleć dwadzieścia metrów nad ziemię!
Zrobiła to. Po czym popełniła błąd i spojrzała w dół. Natychmiast poczuła zawroty głowy i pomyślała, że spadnie. Chwyciła miotłę z całej siły i zamknęła oczy, próbując się uspokoić.
- Otwórz oczy i wznieś się wyżej! Osiemdziesiąt metrów!
Uchyliła powieki i niezdarnie skierowała miotłę ku górze. Czuła mdłości. Na pewno spadnie. W jej oczach pojawiły się łzy.
Snape nie mógł ryzykować rozmowy przy patrzących na nich nauczycielach. Zdążył już zauważyć uśmiech pani Hooch, kiedy ta obserwowała oczywisty dyskomfort i niezdarność Hermiony. Nie miała czasu dawać dziewczynie lekcji, ale miała czas je oglądać. W duchu podziękował Starym Zwyczajom za możliwość komunikacji przez połączenie.
"Hermiono, zaufaj mi! Czy zaryzykowałabyś życie, jeśli bym o to poprosił?" - zapytał mentalnie.
"Tak profesorze, zrobiłabym to!" - odpowiedziała w ten sam sposób.
"Bardzo dobrze więc, SPADNIJ z miotły!"
Hermiona aż sapnęła, gdy usłyszała ostatnie polecenie. Cóż, w jakiś sposób wiedziała, że i tak spadnie, więc czemu nie zrobić tego samemu, zamiast czekać, aż wydarzy się przy nieostrożnym ruchu.
Zdjęła ręce z trzonka miotły, ale nie spadła. Rozluźniła obejmujące miotłę nogi, ale nadal nie mogła spaść. W końcu obróciła się do góry nogami, nie trzymając się niczego. I spadła.
Usłyszała głośne krzyki z trybuny, na której siedzieli nauczyciele. Następną rzeczą, którą poczuła było to, że już nie spada. Uczepiła się czarnej tkaniny i rozejrzała wokół. Nadal była w powietrzu, na drugiej miotle, a Mistrz Eliksirów mocno ją trzymał. "To jeden z kilku sposobów, na które możesz spaść z miotły."
Wylądowali. Jej miotła polatywała tuż nad ziemią.
Lekcja trwała dalej, a Hermiona czuła się o wiele bezpieczniej, przez co pokonała swój strach i zaczęła się uczyć.
*

Rozdział 13

Po lekcji Hermiona pobiegła z powrotem do pokoju. W łazience przygotowała dla siebie kąpiel, gdyż mimo ciekawej lekcji cała spociła się z wysiłku.
Usiadła w wannie i zamknęła oczy. Rozmyślania zaprowadziły ją do wydarzeń ubiegłych dni i osoby jej mentora. Wczoraj wieczorem uświadomiła sobie, że miał rację. Będzie musiała strzec pewnej części umysłu. Inaczej wpadnie w kłopoty. Będzie musiała strzec tej części umysłu, która jest związana z nim. Nie mogła pozwolić, by zrozumiał, że powodem, dla którego siadała przy jego stopach już nie był prosty znak szacunku, a raczej potrzeba bycia przy nim, dotykania go. Nie potrafiła stwierdzić, od kiedy myśli o nim w ten sposób. Tego ranka, stojąc kapciami w jego gabinecie, po raz pierwszy zrozumiała, co znaczą jej uczucia. Niezbyt znała się na romantyzmie, ale pamiętała długie przemowy innych dziewczyn w jednym z artykułów CosmoWitch. A dzisiaj, kiedy wtuliła się w niego podczas pierwszej lekcji latania, pomyślała, że mogłaby umrzeć, doświadczając wtedy absolutnego szczęścia po raz pierwszy w swoim życiu. Ale nie chciała umierać, chciała żyć i mieć następną szansę na znalezienie się w jego ramionach. Wiedziała, że to nie stanie się nigdy i że on nie może się dowiedzieć, ani teraz, ani kiedykolwiek.

*

- Panno Granger, chciałbym zobaczyć się z panią w moim gabinecie.
Te słowa usłyszała tydzień później, kiedy właśnie miała zamiar biec na boisko Quidditcha na kolejną lekcję latania, jednak w korytarzu natknęła się na starego Dyrektora. Jakiś czas później spełniła jego zawoalowane żądanie. Profesorowie Snape i McGonagall też tam byli. Dyrektor poprosił Hermionę, by usiadła.
- Przyszedł list z Ministerstwa. Jest to nowy dekret, nakazujący Prefektom Naczelnym zdać dwa ze swoich owutemów w następnym tygodniu, zamiast na koniec roku. Jako powód podane jest, że nie mając tak wielu przedmiotów w tym roku, będą mieli więcej czasu na resztę obowiązków.
- Bzdura! Bycie uczniem jest ich podstawowym obowiązkiem. Wszystko inne jest mniej ważne!
- Minerwo, uspokój się. Kolejnym powodem jest, że Prefekci Naczelni powinni być wystarczająco dobrzy na wszystkich przedmiotach, więc nie potrzebują więcej zajęć! Severusie, co o ty myślisz?
- Czy egzaminy odbędą się w Hogwarcie?
- Obawiam się, że nie. Mają się odbyć w Ministerstwie.
- Więc to może być pułapka. Porwanie panny Granger poza Hogwartem będzie proste. Czy jest jakiś sposób, by Hermiona mogła zrezygnować ze zdawania teraz owutemów?
- Nie ma. Może jedynie wybrać, które dwa będzie zdawać - odpowiedział Dyrektor.
- Zdam Transmutację i Eliksiry. Transmutację, bo przerobiłam już ten materiał w zeszłym roku, a Eliksiry, bo mam okazję, by uniknąć zajęć z panem, profesorze Snape.
Snape uniósł brew. McGonagall wyglądała na zaskoczoną.
- Hermiono, myślałam, że lubisz lekcje z profesorem Snape'em?
- Uwielbiam je, jeśli mogę tak powiedzieć. Dlatego właśnie nie chcę spotykać go na lekcji. To będzie dość bolesne, oglądać go znowu złośliwego i sarkastycznego. Poza tym, nie będę wiedziała, jak zachowywać się w pana obecności, profesorze. Zachowywanie się tak jak w zeszłych latach, kiedy już wiem, że to pana obraża, będzie trudne.
Po wymienieniu wszystkich niezbędnych grzeczności oboje profesorowie wyszli, zostawiając Hermionę w gabinecie. Dumbledore zaprosił ją na herbatę.
- Panno Granger, Severus powiedział mi, co się stało w zeszłym tygodniu. Dostosowała się już pani do zmian?
- Nie całkiem. To nadal czasami mnie dezorientuje.
- Panno Granger, chciałbym także porozmawiać o tych wspomnieniach Severusa, które pani widziała. Myślę, że powinienem powiedzieć coś więcej o jego życiu.
- Nie, proszę pana. To nie byłoby właściwe. To jego życie i tylko on ma prawo mi o nim opowiadać.
- Właściwie rozmawiałem o tym z Severusem. Obaj zgodziliśmy się, że lepiej będzie uniknąć powtórki z zeszłego tygodnia i opowiedzieć pani o pewnych rzeczach.
- Dlaczego on miałby prosić pana o to, zamiast samemu mi opowiedzieć? - Hermiona była rozczarowana.
- Proszę pomyśleć, panno Granger. Zobaczy pani, iż na przekór faktowi, że musi pani dowiedzieć się o kilku rzeczach, zwłaszcza z powodu pani przyszłych obowiązków, trudno jest dzielić się bolesnymi i smutnymi wspomnieniami.
Hermiona milczała. Dyrektor westchnął i zaczął opowiadać. Powiedział jej o matce Snape'a, Lukrecji.
Gustaw Snape źle ją traktował. Był także śmierciożercą, od drugiego roku Severusa w Hogwarcie. Lukrecja nie odwiedzała wampirów razem z Severusem, bo jej mąż na to nie pozwalał. Nikt nie wiedział ani o tym, ani że Gustaw się nad nią znęcał.
Maksimus odkrył to podczas siódmego roku Severusa. Zawitał do Snape Manor, by zaprosić Gustawa i Lukrecję na zimowe wakacje i znalazł ją w strasznym stanie. Zabrał ją ze sobą do zamku. Lukrecja szybko wyzdrowiała i czuła się dobrze. Kiedy Gustaw zrozumiał, że ona nigdy nie wróci, zaczął planować zemstę. Kilka dni przed ukończeniem szkoły przez Severusa zorganizował śmierciożerczy atak na pewną wampirzą własność. Wiedząc, że jego żona jest nieświadoma istnienia Starych Zwyczajów, przekonał jednego z mniej lojalnych wampirów, że ona umyślnie ich nie używa. Gdy Śmierciożercy zaatakowali, Maksimus opuścił zamek, by obronić przed nimi napadniętą własność. Podczas jego nieobecności wampir namówiony przez Gustawa odegrał drobny pojedynek słowny z Lukrecją. Naturalnie nie była w stanie zachować się zgodnie ze Starymi Zwyczajami. Wampiry śmiertelnie obraziło to, co zinterpretowały jako brak szacunku oraz nienawiść, więc ją zaatakowały.
Arcad zawsze troszczył się o nią i swoją matkę. Wampirze kobiety raczej nie okazują ciepłych uczuć, więc jego jedyną prawdziwą matką była właśnie Lukrecja. Przeciwstawił się reszcie wampirów w jej obronie. Jednak sam, w dodatku bardzo młody, nie miał szans w starciu z tyloma wściekłymi wampirami i wkrótce został śmiertelnie ranny. Lukrecja zrozumiała, że sama i tak umrze, więc w ostatnim darze miłości dla młodego wampira przecięła nadgarstki i nakarmiła go całą swoją krwią. Jej ostatnie słowa brzmiały: "Synu, opiekuj się Severusem". Arcad ozdrowiał prawie natychmiast, jej poświęcenie miało o wiele większy efekt niż sama krew. Bardzo to przeżył, ale to jego ojciec, Maksimus, był najbardziej wstrząśnięty tym tragicznym wydarzeniem. Gdy wrócił i zobaczył, co się stało, zabił wszystkie wampiry, które miały swój udział w ataku na Lukrecję i wpadł w przygnębienie wywołane wyrzutami sumienia.
Gustaw odwiedził Severusa w dzień zakończenia edukacji i powiedział mu o ataku wampirów i Starych Zwyczajach, które zabiły jego matkę. Severus wyruszył prosto do wampirzego zamku, ale przygnębiony Maksimus był w stanie tylko potwierdzić, że to rzeczywiście były Stare Zwyczaje, nie wyjaśniając nic więcej. Severus zdecydował się je odrzucić. Jednak tak jak to się stało podczas jego pierwszego roku, bez nich jego ciemna strona i mroczne instynkty nie mogły pozostać pod kontrolą. Będąc uosobieniem gniewu, furii i niekontrolowanych mocy szybko dołączył do śmierciożerców za namową Gustawa.
Przez trzy miesiące uczestniczył w zebraniach i atakach, dokonując więcej okropieństw, niż pozostali Śmierciożercy razem wzięci. Większość z nich się go bała, bo nie wahał się bez powodu zabijać też swoich śmierciożerczych braci. Gustaw z kolei nie był jeszcze zadowolony ze swojej zemsty, ponieważ mimo tego, że jego żona umarła, pokazała swoją lojalność Maksimusowi i Arcadowi. Przekonał więc Voldemorta, że jeśli wampiry nie chcą się do niego przyłączyć, to powinny zostać zniszczone.
Atak był zaplanowany. Gustaw wymyślił, że najlepszym sposobem zemsty będzie dla Severusa możliwość zabicia własnego ojca, Maksimusa. Sprzedał mu historyjkę o tym, że Maksimus jest odpowiedzialny za śmierć Lukrecji i poinformował o planowanym ataku.
Nie wziął jednak pod uwagę jednego faktu. Lojalności. Wampiry są lojalne swoim rodzinom i liderom bez względu na wszystko. Severus nauczył się lojalności także poza granicami Starych Zwyczajów. Był lojalny wobec Hogwartu. Wciąż oszalały i wściekły, ale w pewien sposób przerażony samym sobą, poszedł do Dumbledore'a i wszystko mu opowiedział. Potem się załamał. Pierwszy raz od trzech miesięcy był w stanie kontrolować swoje zachowanie. Kilka następnych godzin było krytycznych. Severus był nieprzytomny, a Dumbledore nie mógł skontaktować się z wampirami bez jego pomocy.
Wielu członków Zakonu przybyło wtedy, by wymyślić sposób pomocy. Lily Evans-Potter, będąc jedyną, która kiedykolwiek widziała wspomnienia półwampira, przypomniała sobie coś. Wślizgnęła się do pokoju, gdzie przebywali Severus i Dumbledore, po czym przecięła sobie palec. Następnie, trzymając go przy ustach Snape'a, pozwoliła, by kilka kropli spłynęło do środka. Natychmiast obudził się i chwycił jej rękę. Zanim zdążyła uciec, coś do niej wyszeptał. Dumbledore zmarszczył brwi, ale gdy Lily spojrzała na niego i spytała o właśnie usłyszane słowa, powiedział tylko:
- Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała użyć tego zdradzonego ci rytuału. Potraktuj to jako dar wdzięczności w zamian za krew, którą mu ofiarowałaś.
Tu Hermiona przerwała opowieść Dumbledore'a i zapytała, czy to ten rytuał, którego Lily użyła, by ocalić Harry'ego w noc ataku Voldemorta. Pamiętała zasłyszane przez lata informacje i słowa "starożytna magia". To miało sens. Dumbledore potwierdził jego przypuszczenia, ale nie powiedział nic poza tym.
Severus, Dumbledore i członkowie Zakonu aportowali się w brytyjskim zamku wampirów, ostrzegli je i walczyli po ich stronie. Wszyscy napastnicy zostali zabici i nie było nikogo, kto wróciłby do Voldemorta, by poinformować go, że Severus nie jest już jego sprzymierzeńcem. Maksimus zabił Gustawa w ferworze walki. Trzystuletni wampir, który wyglądał nie więcej niż na pięćdziesiąt, zdecydował się zakończyć życie po tym ataku. Podczas całego swojego życia tylko raz doświadczył miłości, a było to osiemnaście lat wcześniej. Chciał dla niej jak najlepiej. Dlatego nie trzymał jej w zamku. Dlatego też znalazł dla niej męża z szanowanego rodu czystej krwi. Teraz wiedział, ile cierpienia i bólu przysporzyły jej jego działania. Wiedział, że nie żyła, a on był za to odpowiedzialny. Nadszedł czas, by Arcad objął panowanie nad wampirami. Maksimus opuścił zamek, by zobaczyć pierwszy i ostatni w swoim życiu wschód słońca. Snape wrócił do Starych Zwyczajów, a jakiś czas później poproszono go o powrót do Voldemorta w roli szpiega.
Pod koniec tej historii Hermiona płakała. Czuła, że już nigdy nie będzie w stanie spojrzeć Snape'owi w twarz, nie myśląc o smutku jakiego doświadczył. Czuła też mętną potrzebę przytulenia go i przytrzymania w ramionach.
*

Rozdział 14

Wcześnie rano, w dniu egzaminów, Dyrektor poprosił Hermionę do swojego gabinetu. Wyjaśnił jej plan bezpieczeństwa. Profesorowie Snape i McGonagall będą towarzyszyć jej i drugiemu Prefektowi Naczelnemu w drodze do Ministerstwa. Nikt nie będzie tego kwestionował, ponieważ są oni nauczycielami tych przedmiotów, które ona, i niespodziewanie także drugi Prefekt, będą zdawać. Artur Weasley u Nimfadora Tonks także będą w pogotowiu.
Usłyszeli pukanie i do gabinetu wszedł Severus Snape. Niósł coś w dłoni i wyglądał na zdenerwowanego.
- Dzień dobry, Albusie. Dzień dobry, panno Granger. Czy mogłabyś powiesić to sobie na szyi? - Podał jej prosty srebrny naszyjnik z zawieszonym na nim ostrym białym kłem.
Hermiona włożyła naszyjnik i wsunęła go pod szatę. Był dość długi i kieł zawisł między jej piersiami.
- Co to jest, Severusie? - Dumbledore popatrzył z rezerwą na Mistrza Eliksirów. Nie lubił, kiedy Snape improwizował bez wcześniejszych konsultacji.
- Ostateczne ucieczkowe rozwiązanie, kiedy wszystko inne zawiedzie. - Snape pozostał tajemniczy.
Ponownie rozległo się pukanie i weszli profesor McGonagall oraz Blaise Zabini, drugi Prefekt Naczelny. Blaise przybył późnym wieczorem, by oboje mogli udać się tego ranka do Ministerstwa.
- Jeśli jesteście gotowi, użyjecie teraz świstoklika prowadzącego do holu Ministerstwa. Życzę wam obojgu szczęścia, mimo że jestem całkiem pewny, że nie będzie wam potrzebne.
Cała czwórka dotknęła świstoklika i profesor McGonagall powiedziała wyraźnie "Portus". W następnej chwili już wirowali, a kiedy ich otoczenie przestało się rozmazywać, znaleźli się w ministerialnym korytarzu. Przeszli przez biurokratyczną procedurę, podając imiona i zostawiając różdżki, po czym weszli do audytorium, gdzie miał odbyć się egzamin. Cztery godziny później Hermiona i Blaise wyszli z sali wyczerpani, ale zadowoleni ze zdania obu testów.
Profesor McGonagall stworzyła powrotny świstoklik, ale kiedy tylko skończyła, usłyszeli głos wołający:
- Accio świstoklik!
Zaczarowany przedmiot wyleciał z jej rąk, a bez różdżki nie miała możliwości przywołania go z powrotem. Odwróciła się w stronę, z której dochodził głos i zobaczyła Lucjusza Malfoya. Tego, który został uznany niewinnym podczas parodii procesu, kiedy odrzucono wszystkie oskarżenia. Obok niego pojawili się następni: Starsi Crabbe i Goyle oraz Rudolfus Lestrange.
Profesor McGonagall zastanawiała się, gdzie są Tonks i Weasley, ale wtedy zauważyła lekką mgiełkę w korytarzu, gdzie się znajdowali, co było dowodem na użyte Zaklęcie Złudzenia. Będąc pedagogiem, a nie wojowniczką, przede wszystkim pomyślała o ochronie swoich uczniów, a nie własnej. Zasłoniła sobą Hermionę, ale sekundę później została unieruchomiona mnóstwem lin, które pojawiły się i owinęły wokół niej. Blaise oberwał zaklęciem i leżał nieprzytomny na podłodze.
"Graj dalej i stój spokojnie" - Snape wysłał mentalny rozkaz i mocno chwycił Hermionę.
- Witaj, Severusie. Miło cię widzieć. Czy mógłbyś teraz przekazać mi tę brudną szlamę? - zapytał Lucjusz. - Miałeś swoją szansę przyprowadzenia jej Czarnemu Panu przez całe lato, które spędzała w Hogwarcie, ale nie zrobiłeś tego. Nie odbierzesz mi teraz zaszczytu, zbyt wiele kosztowało mnie zorganizowanie tej akcji.
- Przykro mi, ale nie mogę ci jej dać. Mam inne plany.
- Poczekaj, aż powiem Czarnemu Lordowi o twojej zdradzie. Jakie możesz mieć plany prócz przekazania jej naszemu Panu?
- Odpowiem tylko jemu - stwierdził Snape. Natychmiast przycisnął klatkę piersiową Hermiony, aż poczuła, że kieł przebija jej skórę do krwi.
"Powiedz Portus sanguinis" - nakazał jej mentalnie.
- Portus sanguinis - powiedziała wyraźnie Hermiona. W następnym momencie zniknęła z korytarza.
- To było bardzo głupie z twojej strony, Severusie. Powinienem wiedzieć, że jesteś zdrajcą, ale nigdy nie myślałem, że możesz być aż tak nietaktowny - zadrwił Lucjusz. - Jesteś zakałą Slytherinu. Czyżbyś zapomniał o mojej umiejętności podążenia śladem każdego świstoklika, jeśli tylko znam dokładne miejsce deportacji?
- Na twoim miejscu nie szedłbym za nią.
- Ty zdrajco! Zginiesz!
- Mam na myśli jedynie niekorzyść Czarnego Pana. Nie pozwól, by zaślepiła cię głupia ambicja, Lucjuszu! Nie idź za nią - ostrzegł go Snape.
- Łapcie go! Pójdzie z nami! - nakazał Lucjusz Crabbe'owi i Goyle'owi. - Nasz pan dowie się wszystkiego o twojej zdradzie i próbie uratowania szlamy!
- Uratowania? Czyś ty oszalał, Malfoy? Powiedziałem, że mam wobec niej inne plany. Wyjaśnię je tylko Czarnemu Panu.
Lestrange przysłuchiwał się tej wymianie zdań.
- Zaklęcie Złudzenia może opaść w każdej chwili. Wracajmy do Czarnego Pana i dajmy Snape'owi okazję do jego wyjaśnień.
- Nie, idziemy za szlamą!
Mężczyzna przytrzymał Snape'a.
- A co z pozostałą dwójką?
- Zostaw ich, nie ma czasu, musimy już iść!

*

Hermiona poczuła, że wiruje, a w następnej minucie była już w bardzo wielkim dworze. Rozejrzała się wokół i wciągnęła powietrze, uświadamiając sobie, że znajduje się w sali pełnej wampirów. To musiał być ich brytyjski zamek. Pamiętała jego nazwę: Alkazar. Podziękowała sobie w duchu za znajomość Starych Zwyczajów i uklęknęła. Nie miała czasu by zdecydować, czy powinna chronić jakiekolwiek części umysłu, więc zdjęła wszelkie osłony, mając nadzieję, że wampiry tego nie wykorzystają.
- Powstań, dziewczynko, i podejdź tu.
Wstała i podeszła do tronu, z którego dochodził głos. Wpatrywała się w podłogę, nie śmiąc podnieść wzroku wyżej.
- Zdejmij naszyjnik.
Hermiona zastanowiła się krótko, skąd o nim wiedział, mimo że ten nie był widoczny, ale bezzwłocznie spełniła żądanie. Zdjęła go i zobaczyła, że kieł jest umazany jej krwią.
- Krew ofiarowana za wejście do zamku została przyjęta. Severus przysłał cię tutaj dla ochrony i ochrona zostanie ci dana. Witaj w Alkazarze. Teraz zostaniesz zaprowadzona do dziecięcego pokoju i tam zostaniesz.
Ukłoniła się nisko i spełniła rytuał podziękowania. Było jasnym, że Władca Wampirów traktował ją jak dziecko, więc wybrała ten rodzaj rytuału, którego oczekiwał.

*

Zaledwie kilka minut później Snape oraz Malfoy i jego ludzie znaleźli się w tym samym miejscu, skutkiem utworzenia przez Malfoya imitacji świstoklika, która miała poprowadzić ich śladem poprzedniego. Zostali otoczeni przez niezbyt przyjazne wampiry. Lucjusz Malfoy był w szoku. Nigdy by nie zgadł, że Snape wysłał tę małą szlamę do wampirzego legowiska. Pewnie już była martwa.
Przebywanie w towarzystwie wampirów wymagało wiedzy o manierach, którą w niewielkim stopniu posiadały stare rodziny czystej krwi, dzięki czemu ich członkowie byli w stanie stanąć naprzeciw wampira bez wysokiego ryzyka. Co więcej, społeczeństwo wampirów było elitą. Nigdy nie zaakceptowałoby małej szlamy, nawet jako podarunku. Może Snape rzeczywiście postradał zmysły.
Lucjusz Malfoy uklęknął przed mężczyzną na tronie. Wiedział, że niezapowiedziane przybycie może być odczytane jako obraza, ale nie miał zamiaru wracać bez dziewczyny. Przekazanie jej Voldemortowi uczyni go jego ulubieńcem na bardzo długi czas.
- Wybacz, Lordzie Arcadzie, że weszliśmy na twoje terytorium nieproszeni, ale obawiam się, że zostało tu przysłane coś, co należy do mojego pana. W związku z czym chciałbym jej natychmiastowego zwrotu - powiedział Lucjusz.
Tylko kilkoro ludzi wiedziało, że Severus Snape był półwampirem i przyrodnim bratem wampirzego króla. Lucjusz Malfoy, jako jeden ze starszych śmierciożerców wiedział oczywiście o jego naturze, ale nie miał pojęcia o więzach rodzinnych z Arcadem. Gustaw Snape zapomniał wspomnieć Voldemortowi, że Severus był synem samego Maksimusa, kiedy sugerował mu, by ten zabił króla wampirów. Pośród tych śmierciożerczych kręgów, które znały jego pochodzenie, krążyło przekonanie, że był nasieniem wampira, który zginął podczas ataku lata temu.
Przez czas, jaki znajdowali się w Alkazarze Severus zdążył już przekazać swojemu bratu informacje o aktualnych wydarzeniach.
Rudolfus Lestrange zamyślił się. Nie był zbyt zadowolony ze swojego aktualnego położenia. Wampiry we wszystkich historycznych konfliktach pozostawały neutralne, a kiedy kilka razy musiały wybrać stronę, zawsze była to ta mroczniejsza. Jednak Lestrange wiedział, że Voldemort nigdy nie zaaprobuje wampirów. Wiedział, że dawno temu przeprowadzono przeciw nim atak. Brał w nim udział Gustaw Snape, a także sam Severus. Ale Snape nie wydawał się być przestraszony swoją obecnością tutaj. W tym obrazku czegoś brakowało.
Głęboki głos Arcada odbił się echem od ścian, gdy ten oznajmił:
- Nie ma tu niczego, co nie należałoby do mnie.
- Szlama - wyjaśnił Lucjusz. - Uczennica. Nazywa się Hermiona Granger. Ukrywa się tu. Należy do Czarnego Pana.
Wampir zachował spokój.
- Chcesz mi powiedzieć, że twój pan życzy sobie zwrócenia swojego prezentu dla mnie? Jest głupszy niż myślałem, jeśli obraża mnie w ten sposób! Miałem rację nie ufając mu.
Lestrange zdecydował, że sytuacja nie wygląda dobrze.
- Nie sądzę, żeby Czarny Pan wyjawił swój plan wszystkim jego sługom - odezwał się. - Wierzę, że Lucjusz zareagował odrobinę zbyt gwałtownie, nie wiedząc, że Szlama była darem dla ciebie. Boję się też, że obraziliśmy cię, nie oferując krwi przed wtargnięciem do twojego zamku, więc proszę, byś przyjął teraz moją. - Przeciął nadgarstek i uklęknął w oczekiwaniu.
- Nareszcie widzę w tej grupie kogoś sensownego. Bardzo dobrze więc, twoja ofiara została przyjęta. Ale pozostała trójka musi zostać ukarana za brak zapłaty.
Lucjusz spanikował, kiedy wampiry zbliżyły się do niego. Jego twarz zastygła w dziwnym grymasie.
- Lordzie Arcadzie, właściwie to wina Severusa, że przybyliśmy niezaproszeni. Przysłał tu tę małą szlamę i nie powiedział nam ani o tym, ani o fakcie, że jest ona prezentem dla ciebie. Sprawiedliwość nakazuje więc ukarać właśnie jego. - Lucjusz chciał kontynuować przemowę, ale Arcad mu przerwał.
- Severus jest moim bratem i powinieneś mówić o nim z szacunkiem. Severus odwiedził mnie jakiś czas temu z propozycją sojuszu z Czarnym Panem. To on przysłał mi prezent w zamian za jego zawarcie. Często okazuje mi szacunek. Zdecydowałem jednak nie zawierać przymierza z kimś, kto żąda zwrotu swoich podarunków, a w dodatku nie kontroluje służących. Zostaniecie ukarani i opuścicie ten zamek oraz przekażecie swojemu panu moją odpowiedź. Zatrzymuję dziewczynę. Teraz jest moja!
Wampiry rzuciły się na trójkę śmierciożerców i zaczęły ich kąsać, wypijając ich krew aż do nieprzytomności. Wtedy Lestrange i Snape zabrali ich i deportowali się.
*

Rozdział 15

Hermionę zabrano do innego pokoju, w którym także nie było okien. Pokój był piękny i miał rozmiary wręcz apartamentu. Bogato zdobiony niebieski dywan przykrywał całą podłogę. Na półkach leżało pełno zabawek i kolorowych dziecinnych książeczek. I było tam tylko jedno łóżko.
Do pokoju wszedł bardzo blady chłopiec o ślicznych niebieskich oczach i tłustych blond włosach. Skłonił głowę i wykonał rytuał przedstawiania się. Hermiona odpowiedziała podobnym rytuałem i uśmiechnęła się. Tak było o wiele łatwiej niż z kimś dorosłym. Pierwsza otworzyła umysł, a chłopiec natychmiast zrobił to samo. Dopiero wtedy zbliżył się do niej i wyszczerzył. Jego zęby były żółte i ostre.
- Jestem Vladimir, ale wszyscy nazywają mnie Vlad. Masz ochotę na kakao? Wyglądasz na zmęczoną - powiedział.
- Nazywam się Hermiona. Z chęcią się napiję, dziękuję.
Usiedli na sofie w drugim końcu pokoju. Hermiona w ciszy obserwowała chłopca. Jego powierzchowność była dość odmienna, ale niektóre jej detale były identyczne jak u profesora Snape'a. Mogła się założyć, że to dziecko było z nim spokrewnione.
Chłopiec wydawał się być czymś zaabsorbowany. Wykonała rytuał, który pozwoliłby mu odrobinę się otworzyć. Zadziałało.
- Dostałem list z Hogwartu - odezwał się. - Ojciec pozwolił mi zdecydować, czy chcę tam iść.
Wampiry nie chodzą do szkół, bo nie mogą znieść dziennego światła, pomyślała szybko Hermiona. To oznaczało, że chłopiec był półwampirem, jak Snape.
- Mój ojciec nie chce, żeby stało się ze mną to samo, co z wujkiem Severusem. Od tego czasu nie było tam innego półwampira. Jestem pierwszym po moim wujku. Nie wiem, co robić.
- Czego właściwie się boisz?
- Wujek powiedział mi, że Tiara Przydziału umieści mnie w Slytherinie z powodu mrocznej natury. Nie chcę być w Slytherinie. Powiedziano mi, że niektórzy z uczniów tego domu stali się śmierciożercami jak ich rodzice, a przez moją naturę to może być niebezpieczne. Przecież mogłaby skusić mnie ciemna strona! A i tak będzie okropnie. Nie będę miał żadnych przyjaciół i wszyscy będą się ze mnie śmiać, tak jak kiedyś z wujka.
- Jeśli ma tak być, to czemu dalej o tym myślisz?
- Bo to świetne miejsce. Wujek dużo mi opowiadał o tym, co się tam dzieje. A ja lubię się uczyć. I jeszcze to, że w Hogwarcie mieszka ktoś, o kogo się troszczę.
- Wiesz, jestem w Gryffindorze, więc nie powinnam ci niczego doradzać, skoro myślisz, że i tak tam nie trafisz. Gryfon nigdy by się nie cofnął z powodu zwykłego strachu. Nie wiem, co zrobiłby Ślizgon. Ale bycie Ślizgonem nie jest takie złe. Kiedyś to był wielki dom sławnych czarodziejów i wspaniałych czynów - odpowiedziała i zamilkła na chwilę, zanim prawie bezgłośnym szeptem dodała: - Właściwie nadal jest. Tylko pomyśl o twoim wujku.- Jeśli trafię do Gryffindoru, zostaniesz moją przyjaciółką?
- Mogę nią być nawet jeśli trafisz do innego domu. Ale co do Tiary Przydziału muszę opowiedzieć ci o czymś, co zdarzyło się mojemu przyjacielowi. Nie możesz zdradzić tego nikomu w szkole. Nałożył tiarę, a ona chciała umieścić go a Slytherinie. Nie chciał tego, więc poprosił ją o Gryffindor i się zgodziła.
- Byłoby świetnie, ale myślę, że w moim wypadku nie będzie miała wyboru. Mojej ciemnej strony nie można ignorować. Chciałbym być w Gryffindorze. Ta osoba, o którą się troszczę, też tam jest.
Hermiona zastanawiała się, kto to mógł być, ale powstrzymała się od pytania. Zamiast tego opowiadała o cudownych rzeczach, które zdarzyły się w Hogwarcie.
- To decyzja, którą musisz podjąć sam, ale jeśli zdecydujesz się tam pójść, to mogę zapewnić cię, że bez względu na dom żaden Gryfon nie będzie się z ciebie naśmiewał. A ja będę twoją przyjaciółką, jeśli chcesz. Jednak jeśli się zdecydujesz, będziesz musiał przejść szybki kurs nowych zwyczajów.
Wyglądał na przerażonego.
- Nie mogą używać nowych manier. Bez magicznej kontroli Starych Zwyczajów mógłbym kogoś zabić!
- Nie będziesz musiał ich używać, ale to ważne, żebyś je znał. Wtedy będziesz mógł zrozumieć zachowanie innych!
Na tym zakończyli temat i chłopiec zaczął jej opowiadać o życiu wśród wampirów.

*

Lestrange i Snape, dźwigając ciała nieprzytomnych towarzyszy, aportowali się przed Lordem Voldemortem. Pokłonili się nisko i Lestrange wyjaśnił, co się stało.
Rudolfus Lestrange był zdecydowanie złym człowiekiem i najlojalniejszych poplecznikiem Voldemorta. Malfoy miał powody, by poprosić go o uczestnictwo w porwaniu szlamy, Hermiony Granger. Malfoy chciał jego obecności, by ten mógł opowiedzieć Czarnemu Panu bajeczkę o nielojalności i ewentualnej zdradzie Snape'a. Jednak teraz Lestrange miał zupełnie inne zdanie. Opowiedział więc o tym, jak Snape próbował zawrzeć sojusz z wampirami i w jaki sposób Malfoy zniszczył tę szansę z powodu jednej głupiej szlamy.
Voldemort byłby szczęśliwy z przyprowadzenia mu dziewczyny, ale będąc strategiem nie mógł nie zauważyć, że plan Snape'a był o wiele bardziej użyteczny. Pogratulował więc Snape'owi, a Malfoy doświadczył skutków jego gniewu za stratę tak potężnego sojusznika. On i pozostała dwójka zostali ocuceni, kiedy tylko stanęli przed Voldemortem. Zajmie trochę czasu, zanim wrócą im magiczne zdolności. Ugryzienia wampirów nie mogą zabić czarodzieja, ale wysysają jego moc. Były przypadki, że kilka intensywnych seansów gryzienia zmieniało czarodziei w charłaki. Lestrange zachował dla siebie swoje skrępowanie pozycją, jaką Snape miał wśród wampirów. Jak na kogoś, kto jako jedyny przeżył bitwę przeciw nim, wydawał się on bowiem być całkiem swobodny. Mógła istnieć jakaś umowa, o której nikt nie wiedział. Każdy śmierciożerca ma swoje brudne sekrety.
Zaraz po spotkaniu z Voldemortem Snape aportował się na Grimmauld Place 12. Znalazł tam większość członków Zakonu, łącznie z Dumbledore'em i McGonagall.
Stłoczyli się wokół niego, pytając o Hermionę.
Odpowiedział im spokojnie, że jest wśród jego krewnych i jest bezpieczna. McGonagall odetchnęła z ulgą i opadła na krzesło. Zauważył to.
- Minerwo, to nie była twoja wina. Nie jesteś wojowniczką. Jakkolwiek, następnym razem proszę, żebyś najpierw zatroszczyła się o siebie. Możesz chronić uczniów tylko wtedy, kiedy jesteś w stanie. A ty, Arturze, czy mógłbyś wyjaśnić mi, jak wnieśli różdżki do Ministerstwa?
- Weszli tam w towarzystwie tego idioty Knota. Kiedy zostali poproszeni o oddanie różdżek, zapytali go, czy to konieczne, skoro są szanowanymi obywatelami. Więc chcąc pochwalić się swoim autorytetem, nakazał pracownikowi pozwolić im na zatrzymanie różdżek. Śledziliśmy ich, ale po Zaklęciu złudzenia zniknęli nam z oczu.
- Wybaczcie, ale myślę, że powinienem przyprowadzić pannę Granger z powrotem do szkoły. Miała dość ciężki dzień.
Kiedy wychodził, McGonagall zawołała go i stanęła tuż obok niego, przekazując mu małą przezroczystą bańkę. W środku uwięziona była kropla krwi.
- Mam nadzieję, że zdecyduje się pójść do Hogwartu - wyszeptała. - Daj mu tę kroplę. Nie zrobi dobrego pierwszego wrażenia z tłustymi włosami i żółtymi zębami.
- Kobieca próżność! - burknął Snape. Wziął bańkę i wyszedł.

*

Aportował się obok Alkazaru i szybko wszedł do środka. Arcad już na niego czekał.
- Nic jej nie jest? - spytał brata Severus.
- Jest w pokoju dziecięcym.
- Nie jest dzieckiem. Myślałem, że wyczujesz jej połączenie.
- Wyczułem. Ale tak było bezpieczniej. Nie miałem pojęcia, ile wie o Starych Zwyczajach, a mimo bardzo dobrych manier wydawała się być trochę niepewna. Nie mogłem ryzykować.
- Ta historia o sojuszu była doskonałym pomysłem. Podziękowano mi za inicjatywę, a Malfoy został ukarany. To nawet zabawne.
- Nie ma problemu, braciszku. A teraz opowiedz mi o dziewczynie. To dziwne, że Dumbledore pozwolił jej na naukę Starych Zwyczajów.
- Nie miał wyboru - odpowiedział Severus.
- Wcześniej posłałem do niej Vladimira. Może to pomoże mu zdecydować.
- Nie wiem, czy to był dobry pomysł. - Przesłał swojemu bratu kilka wspomnień o tym, co Granger i jej przyjaciele wyrabiali w poprzednich latach. - Teraz pójdę ją zobaczyć.
- Idź, ale ona śpi. Powinieneś pozwolić jej się wyspać i zabrać ją dopiero rano.
Severus i Arcad weszli do pokoju. Vladimir zostawił jej łóżko i poszedł spać gdzie indziej. Pogrążona we śnie wyglądała bardzo spokojnie. Severus delikatnie dotknął jej czoła. Poruszyła się i otworzyła oczy.
- Tu pan jest. Jest pan bezpieczny! Martwiłam się. Dziękuję za wysłanie mnie w bezpieczne miejsce. Mam wstać, żebyśmy mogli już iść? - zapytała.
Severus skrzywił się.
- Może powinienem ją tu zostawić - rzucił zdawkowo. - Za dużo gada i powoduje u mnie częste bóle głowy.
Obaj się roześmiali. Hermiona nie mogła nie zauważyć, jacy byli podobni i jak piękny był sposób, w jaki się uśmiechają.
- Śpij, Hermiono. Opuścimy to miejsce rano.
Wyszli z pokoju. Kiedy dotarli do komnat Arcada, ten spytał poważnie:
- Severus, czy ona naprawdę jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie?
- Tak, obawiam się, że w czasie roku szkolnego jeden z młodszych śmierciożerców może znaleźć sposób, by ją skrzywdzić. To zaszło już za daleko. Nie obejdzie ich, jeśli zostaną wyrzuceni. Będą dumni, że mogą zasilić szeregi Voldemorta.
- Chyba mam rozwiązanie. Ona jest jedynym człowiekiem, który uczy się Starych Zwyczajów. W zeszłych latach był duży problem z komunikacją. Przez głupie nieporozumienia zginęło wielu czarodziejów i mugoli. Dobry łącznik jest nam potrzebny do służbowych operacji. Więc w interesie moich ludzi leży, bym stał się Opiekunem dziewczyny.
Severus rozważał to przez chwilę.
- To jest możliwe, bo ona nie posiada magicznych krewnych i ma tylko siedemnaście lat. Ale nie jestem pewien, czy ona zaaprobuje fakt, że technicznie możesz decydować o całym jej życiu.
- Severus, myślałem, że jesteś świadomy faktu, iż Opiekun nie może zranić osoby, która powierzyła się jego ochronie. Będzie bezpieczna. Nikt, a już zwłaszcza wiedzący o tym czarodzieje czystej krwi nie odważę się zaatakować wampirzej protegowanej. A ja spłacę Dumbledore'owi swój dług za to, że dla nas walczył.
- Porozmawiajmy o tym rano. Dobranoc, Arcadzie.
*


Rozdział 16

Hermiona obudziła się w nie swoim łóżku, w pokoju, którego nie poznawała. Na krześle obok siedział chłopiec. Dopiero wtedy sobie przypomniała.
- Dzień dobry, Vladimirze. Jak się dzisiaj czujesz? Wyglądasz jakoś inaczej.
Chłopiec uśmiechnął się, ukazując jej już nie tak ostre, białe zęby. Zerknęła na jego włosy. Nie były już tłuste.
- Ktoś przysłał mi kroplę krwi. Nie potrzebuję jej, żeby przeżyć, ale bez tego widać pewne drobne efekty uboczne. Ale to nieważne. Wujek Severus zrezygnował z przyjmowania jakiejkolwiek krwi ponad piętnaście lat temu. Powiedział, że ładne włosy i białe zęby są nieistotnym i głupim powodem oraz żadnym wytłumaczeniem dla picia krwi. Ale ona mi ją przysłała. Jakoś wiedziała, że zdecyduję się pójść do Hogwartu. Ciociu Hermiono, musimy wymyślić plan, żebym dostał się do Gryffindoru.
- W porządku. Tylko się uspokój, proszę. Dopiero się obudziłam i trochę wolno reaguję. Dlaczego nazwałeś mnie ciocią? Nie jestem nią. A moje drugie pytanie brzmi: Kto jest tą tajemniczą osobą z Hogwartu?
Chłopiec zamówił śniadanie. Na łóżku Hermiony natychmiast pojawiła się taca.
- Nazywa się Minerwa. Wujek Severus powiedział, że teraz będę musiał nazywać ją profesor McGonagall. Moja mama była czarownicą i umarła przy moim urodzeniu. Byłem chory, jak wszystkie dzieci tutaj. Nie miał kto dać mi krwi. Wtedy przyszedł wujek Severus i przyprowadził ze sobą Minerwę. Podarowała mi krew. Czasami mnie odwiedza, ale nie zna zbyt dobrze Zwyczajów, więc przychodzi tylko jako kot.
Hermiona właśnie miała ugryźć kanapkę, kiedy dotarł do niej sens tej historii.
- Vladimir, to jest to! Ona jest Opiekunką Gryffindoru, a ty masz jej krew!
Chłopiec szybko zrozumiał, o co jej chodziło.
- To mogłoby zadziałać! Powiem to Tiarze!
Przerwało im wejście jednego z mieszkańców zamku.
- Panno Granger, Lord Arcad chciałby się z panią zobaczyć.
Hermiona wyszła do łazienki, by się ubrać, po czym podążyła za wampirem. Zabrano ją nie do holu, który widziała poprzedniego dnia, ale do eleganckiego pokoju gościnnego. Była tam ogromna kanapa ze złotymi nóżkami i ramą, obita aksamitem w kolorze burgundu. Hermiona stanęła na środku pokoju z nieznacznie opuszczoną głową. Kwadrans później, podczas którego zmusiła się do pozostania w całkowitym bezruchu, cisza została przerwana.
- Miałeś rację, Severusie. Jest dobrze wyszkolona. Panno Granger, proszę usiąść na kanapie.
Wykonała polecenie.
Arcad wyjaśnił jej ich plan.
Hermiona, zawsze praktyczny umysł, zapytała go o swoje zobowiązania i obowiązki wobec niego jako Opiekuna.
- Będziesz musiała w razie potrzeby przyjąć stanowisko łącznika do wampirzych spraw handlowych i dyplomatycznych. Ale wyłącznie okazjonalnie i bez szkody dla twojej zwykłej nauki i pracy. Oczywiście za każdym razem zostaniesz opłacona. Powiedziano mi, że Dumbledore zapewne wyznaczy ci podobne obowiązki. Ponieważ nie ma między nami niezgody, będziesz mogła podjąć się ich także.
Wampir przerwał na chwilę, by sprawdzić dziewczynę. Wysondował jej umysł. Natychmiast zdjęła osłony i otworzyła się przed nim. Znalazł tylko jeden mały fragment, który chroniła. Arcad przemyślał to i użył jednej z wampirzych umiejętności, by odkryć sekret bez jej wiedzy. Był zaskoczony, znajdując w nim wspomnienia o swoim bracie. Nie zajrzał głębiej, pewny, że dziewczyna nie ukrywa niczego złego.
- Będziesz musiała wykonywać moje rozkazy, chociaż przyrzekam ci, że tej możliwości nie będę nadużywał. Jednak wykonywanie ich to nie wszystko. Będziesz musiała mi też ufać. Co więcej, będziesz nosiła insygnia mojego klanu i stroje adekwatne do twojej nowej pozycji. Dla twojego bezpieczeństwa to ma większe znaczenie niż cokolwiek innego, trzeba pokazać, że jesteś pod moją opieką. Przez ten czas będę cię chronił jak tylko potrafi ojciec i głowa rodu. Naturalnie oczekuję od ciebie nieskazitelnego zachowania, zgodnego ze ścisłymi regułami stosownymi dla młodych panien z wysokiego rodu, do którego będziesz należeć jako moja protegowana.
Hermiona była zaskoczona. Wiedziała, że Opiekun to bardzo stara instytucja w magicznym świecie. Jego posiadanie było rzadkim i wielkim zaszczytem. Tym ważniejszym, że obowiązków Opiekuna podejmie się nie jakaś czarodziejska rodzina, a sam Władca Wampirów. Nadal była niezdecydowana z powodu władzy, jaką miałby nad nią i zapamiętanych ostrzeżeń Dumbledore'a. Odwróciła się w stronę jedynej osoby, która mogła rozwiać jej wątpliwości.
- Profesorze Snape, wiem, że Lord Arcad uratował mi wczoraj życie i jestem za to wdzięczna. Ale muszę pana o to zapytać. Czy powierzenie mu swojego zaufania i posłuszeństwa jest bezpieczne?
Przyjrzał się jej. Ostatniego lata musiała stawić czoła wielu zmianom, wyzwaniom i niebezpieczeństwom, a nadal zdawała się sobie z tym radzić, bez histerii, za to z racjonalnym i chłodnym umysłem. Tkwiło w niej o wiele więcej, niż myślał.
- Tak, Hermiono, możesz mu zaufać.
- Lordzie Arcadzie, przepraszam za pytanie o to profesora, ale to było konieczne. Akceptuję zaszczyt bycia pod pańską ochroną i zrobię co w mojej mocy, by pana nie zawieść.
- Rytuał odbędzie się wieczorem. Severus wyjaśni ci wszystko i przygotuje cię. Od razu sprowadzę krawca, by twoje stroje były gotowe na powrót do szkoły. - Wyszedł z pokoju, zostawiając Severusa i Hermionę samych.
Hermiona natychmiast wstała z kanapy, by usiąść na dywanie przy nogach Snape'a. Uśmiechnął się i pogłaskał ją po głowie. Nie mogła nie zauważyć, jak ten wyjątkowy uśmiech zmienił jego rysy. Severus wyjaśnił jej rytuał, jaki będzie musiała wykonać i pokazał miejsce, gdzie ma stać lub klęczeć podczas jego etapów. A także nauczył ją słów, które miały zostać wypowiedziane.
Kiedy przybył krawiec, Snape zostawił ją i poszedł wysłać Dumbledore'owi wyjaśnienie powodów ich zwłoki. Wiedział, że nawet jeśli Dyrektor nie znosi Starych Zwyczajów, nie zareaguje negatywnie na pomysł Opiekuna. Zawsze szanował Maksimusa, ale go nie lubił ani nie rozumiał. Inaczej było z Arcedem, którego Dumbledore bardzo lubił. Severus wiedział, że to poświęcenie Lukrecji zdołało zmienić Władcę Wampirów w kogoś zdolnego do uczuć, jakich większość jego podwładnych nigdy nie doświadczy.
*

Rozdział 17

Hermiona ledwie pamiętała, co działo się podczas rytuału opieki. Cały czas była przerażona myślą, że może popełnić jakiś błąd i całą uwagę skupiła na kolejnych ruchach, słowach i krokach.
Kiedy było już po wszystkim, Arcad przytulił ją i pocałował w czoło. Czuła, że zmieniło się więcej, niż przewidywała. Wyczuwała też w umyśle drugie połączenie, z Arcadem i innymi wampirami. Było zdecydowanie inne niż to z profesorem Snape'em. On sam wyjaśnił jej, że to z powodu odmiennej natury utworzonych pomostów. W razie niebezpieczeństwa wszyscy z nią połączeni wyczują je wręcz telepatycznie.
Hermiona ubierała się w swoje nowe stroje i insygnia. Bardzo różniły się od reszty ubrań, ale nie przejmowała się tym. Według niej nowe stroje sprawiały wrażenie konserwatywnych, ale były zarazem najpiękniejszymi ubraniami i biżuterią, jakie kiedykolwiek widziała. Tkanina była jedwabiem, zaczarowanym, by się nie gniótł i niezwykle delikatnym. Były na niej srebrne wzory, a wiele z nich uzupełniały drogie kamienie, takie jak szmaragdy.
Zapytała Snape'a, co powinna nosić w czasie zajęć. Powiedział jej, że zwykłe szkolne szaty, ale nie tak nowoczesne, jak do tej pory. Będzie musiała ubierać się w te noszone w poprzednich wiekach, dłuższe i obfitsze. Odsłanianie kostek i kolan było dla niej niestosowne. Będzie też musiała nosić wampirzą pelerynę, zamiast tej, którą miała dotychczas. Nie wolno jej także nigdy ściągać bransolet. Jej włosy, zaznaczył sucho Snape, są niedopuszczalne. Będzie musiała je poskromić i przez czas szkolny nosić na nich mały diadem.

Zanim opuścili dwór, Arcad poprosił ich do prywatnych komnat. Był tam też Vladimir.
- Severusie, Hermiono, mój syn zdecydował się pójść do Hogwartu. Nie mam co prawda możliwości eskortowania go w drodze na londyńską stację podczas dnia, ale znajdę jakieś rozwiązanie.
Severus zasugerował, że Vlad mógłby przybyć prosto do Hogwartu noc wcześniej. Vlad i Hermiona odrzucili ten pomysł, ponieważ pociąg był pierwszym miejscem, gdzie chłopiec może spotkać swoich przyszłych kolegów z klasy, więc też ważnym krokiem, którego nie powinien zaniechać.
Snape wiedział, że mieli rację. Hermiona zauważyła jego zmarszczone brwi i pomyślała o smutnym wspomnieniu pierwszej jazdy pociągiem, które widziała.
Nagle przypomniała sobie o jednej osobie, która mogła by towarzyszyć Vladimirowi na stacji i od razu wiedziała, że Snape będzie na nią wściekły.
- O co chodzi, Hermiono? Czuję, że jesteś jednocześnie podekscytowana i przestraszona. Boisz się mnie? - zapytał.
- Pomyślałam, że Vlad mógłby zostać przeniesiony do domu innego ucznia na noc wcześniej i pójść na stację z tą osobą. Wtedy będzie mu łatwiej, że kogoś już zna i nie będzie samotny w pociągu.
- O kim pomyślałaś, niemądra dziewczyno? O Potterze? Weasleyu? - Był zły, a jego spojrzenie wyrażało dezaprobatę. Wiedziała przez połączenie, że wprawiła go w zakłopotanie w obecności brata.
Starała się utrzymać spokój.
- Nie, proszę pana. Gdyby był z Harrym, ściągałby na siebie za dużo uwagi, w większości niezbyt przyjaznej. Ron też odpada. Zacznie obrażać Vlada w mniej niż trzydzieści sekund, chociaż nieumyślnie, poza tym nie potrafił nawet zaopiekować się Ginny podczas jej pierwszej jazdy. Ginny też nie pasuje, bo będzie wprost zachwycona możliwością dręczenia kogoś młodszego, tak jak bracia dręczą ją.
Snape nieco się rozluźnił, słysząc to racjonalne rozumowanie, ale nadal był ciekaw, gdyż sam nie potrafiąc wymyślić nikogo, kto mógłby towarzyszyć Vladowi.
- Skończ tę wyliczankę, głupia dziewczyno i powiedz wreszcie, o kim myślisz.
Hermiona spięła się w sobie, starając obronić przed gwałtowną reakcją, kiedy Snape usłyszy jej sugestię.
- Longbottom.
Reakcja nie nadeszła. Snape uniósł brew.
- Dlaczego? - zapytał. Był zaskoczony. Mógłby zacząć na nią wrzeszczeć, ale jakoś wiedział, że Hermiona nie zaproponowałaby czegoś tak oburzającego bez konkretnych powodów.
- Jego babka jest prawie w wieku Dumbledore'a. To znaczy, że musi mieć jakieś pojęcie o Starych Zwyczajach. Pochodzi też z rodziny czystej krwi. Myślę więc, że będzie wiedziała, jak zachowywać się wobec Vlada. Neville może i jest tragiczny na Eliksirach, ale jest też najmilszym, najszlachetniejszym i najbardziej uprzejmym uczniem w całej szkole. Zawsze i wszystkich traktuje z szacunkiem.
Snape rozumiał jej punkt widzenia. Babka Neville'a rzeczywiście była wyjątkową osobą i na pewno dopilnuje, by Neville nauczył się podstaw komunikacji z Vladem. Hermiona prawidłowo odgadła też status rodziny, jako że nie każdy czarodziej mógł towarzyszyć potomkowi Władcy Wampirów. Z niechęcią przyznawał też, że miała rację co do natury Longbottoma.
- To dobre rozwiązanie - powiedział Snape, dumny z jej rozumowania i analitycznego myślenia.
Arcad zgodził się ze Snape'em, który zapowiedział, że omówi szczegóły z panią Longbottom.
Niedługo potem Hermiona i Severus opuścili dwór.
*


Rozdział 18


- Panno Granger, czas na panią. To znaczy, jeśli chce pani zdążyć na stację w Hogsmeade. Proszę nie zapomnieć zrobić zdjęcia tym bałwanom, pani przyjaciołom, kiedy zobaczą panią lecącą pod niebem.
Hermiona, poprawiając swój nowy strój, uśmiechnęła się do niego. Naprawdę uwielbiała, kiedy się z nią drażnił.
Zanim wyszła, zebrała całą gryfońską odwagę, podeszła do jego krzesła i pocałowała go w lewy policzek.
- Dziękuję za wszystko, czego mnie nauczyłeś, Severusie.
I nie czekając na jego reakcję uciekła z pokoju.
Siedzący obok Snape'a Albus Dumbledore zachichotał, zauważywszy wyraźne zakłopotanie swojego podwładnego.
Hermiona wybiegła ze swoją miotłą, która właściwie nie była jej, nawet jeśli Snape powiedział, że to prezent. Odmówiła mu. W końcu zgodzili się, że będzie to wypożyczenie miotły na ostatni rok w Hogwarcie i Hermiona zwróci ją po zakończeniu edukacji. Miotła nie była podobna do tych, które mają gracze w Quidditcha. Była za to całkiem wyjątkowa. Wygodnie się na niej siedziało i frunęła gładko nawet mimo niezdarności Hermiony. Pani Hooch przyglądała się jej z zazdrością.
Hermiona dotarła do stacji i leniwie polatywała nad ziemią, czekając na przyjazd pociągu. Kiedy zobaczyła w oddali parę, ruszyła mu na spotkanie, po czym przeleciała wzdłuż okien wagonów, szukając Ginny, Rona i Harry'ego.
- Patrz, Ron, ktoś leci obok pociągu. Wygląda jak dziewczyna.
- To dziwne.
- Patrz, wraca.
Hermiona zauważyła swoich przyjaciół przy pierwszym przelocie, więc zawróciła i zawisła obok ich przedziału. Po czym pomachała.
Cała trójka, z twarzami przy oknie, gwałtownie wciągnęła powietrze.
- Niemożliwe!
- To tylko halucynacja!
- To absurd!
Kilka minut później pociąg zatrzymał się na stacji. Cała trójka wybiegła z niego w pośpiechu.
Hermiona zsiadła z miotły i właśnie wydawała polecenie, by uczniowie wsiadali do powozów.
Harry i Ron przytulili ją z większym entuzjazmem niż przez kilka ostatnich miesięcy razem wziętych.
- Musisz nam o tym opowiedzieć!
- To wspaniałe!
- Gdybyśmy wiedzieli, że uczysz się czegoś dobrego, to częściej byśmy pisali.
- Jesteś pewna, że ty to Hermiona? Możesz być wielosokowanym kimś innym, wiesz.
- Ronaldzie Weasley, nie ma takiego słowa jak "wielosokowany".
- W porządku, rzeczywiście jesteś naszą Hermioną. Tylko ulepszoną wersją.
Ginny przez cały ten czas była dziwnie cicha. Dołączył do nich Neville. W Hermionie urósł niepokój.
- Neville, gdzie jest Vlad? Miałeś się nim opiekować.
Harry, Ron i Ginny zdziwili się, widząc jej zaniepokojenie. Jak mogła znać tego małego chłopca, który przyszedł z Neville'em na stację? I dlaczego była taka zdenerwowana? To przecież naturalne, że chłopak znajdzie sobie w pociągu jakichś przyjaciół. Zawsze tak było przy pierwszej jeździe.
- Nie martw się, ciociu Hermiono, jestem tutaj. Neville przedstawił mnie Sol i spędziliśmy ten czas razem, przyszły też inne dzieci - powiedział Vlad.
- Kim jest Sol? - Hermiona uspokoiła się. Vlad wydawał się być całkiem wesoły.
- Siostrą Luny. Będzie na pierwszym roku - wtrącił Neville.
Hermiona była szczęśliwa, że wszystko poszło tak dobrze. Pożegnała się. Patrzeli, jak odlatuje i szybko wznosi się pod niebo.
Kiedy była już wystarczająco wysoko, wykręciła dwie pętle, zanim poszybowała w stronę Hogwartu.
Podczas lotu zamknęła oczy. Myślała o obfitych czarnych szatach jej Mistrza Eliksirów. Myślała o poczuciu bezpieczeństwa, kiedy ją złapał. Myślała o całym tym czasie, który jej poświęcił. Wreszcie otwarła oczy i wylądowała na błoniach Hogwartu.

*

Wygładziła ubranie i ruszyła w stronę stołu Gryffindoru w Wielkiej Sali, by odnaleźć swoich przyjaciół. Zanim się zbliżyła, usłyszała głos Ginny rozmawiającej z Harrym i Ronem:
- To po prostu dziwne. Ta jej peleryna była niewiarygodna. I te srebrne hafty i tkanina. To musiało być bardzo drogie. Nigdy nie widziałam nikogo poza Narcyzą Malfoy, kto nosiłby coś takiego. Zauważyliście biżuterię? Przecież nasza Hermiona jej nie nosi. A jej włosy. Nie wiem, o co chodzi, ale się martwię.
Harry i Ron wyśmiali ją.
- Najważniejsze, że nauczyła się latać. Teraz jest człowiekiem! - odparli jednogłośnie.
Hermiona wybrała właściwy moment, by do nich dołączyć.
- Cześć wam!
Cała trójka zarumieniła się.
Kiedy uczniowie weszli do Wielkiej Sali, dało się słyszeć wokół nich szepty, wśród których Hermiona mogła usłyszeć często powtarzane jej imię. Jakiś czas później Malfoy i jego świta składająca się z Crabbe'a, Goyle'a i Parkinson dotarła do ich stołu.
- Szlama próbuje udawać, że jest czystej krwi, nosząc tanie imitacje szlacheckich strojów - odezwała się ta ostatnia. Chwyciła pelerynę Hermiony, by to udowodnić i zaskoczył ją właściwy dotyk dobrego, zaczarowanego jedwabiu.
Draco zdecydował się znieważać ją w inny sposób.
- Może jest czyjąś dziwką i nosi jego prezenty publicznie, myśląc, że kiedykolwiek będzie coś warta.
Harry i Ron rzucili się w stronę Ślizgonów, ale zatrzymał ich znajomy, aksamitny głos.
- Panie Malfoy, panno Parkinson, panowie Crabbe i Goyle, czas, byście wrócili do swojego stołu. Nie widzę niczego interesującego przy tym dla nieuków.
Odprowadził ich we właściwe miejsce.
- Nie obwiniał nas, ani nie zabrał żadnych punktów. To dziwne - stwierdził Neville.
*

Rozdział 19

Kiedy pierwszoroczni wmaszerowali do Wielkiej Sali, umieszczono na stołku Tiarę Przydziału i wyczytano pierwsze imiona. Hermiona bardzo niepokoiła się o Vlada. Jej przyjaciele to zauważyli.
- Martwisz się o swojego siostrzeńca? - zapytał nietaktownie Ron.
- Nie jest moim siostrzeńcem. Nie wiem, czemu nazywa mnie ciocią. I tak, martwię się. Chciałabym, żeby był w Gryffindorze.
Wszyscy, włącznie z Neville'em, który miewał coś w rodzaju randek z Luną, zaczęli klaskać, kiedy jej siostra trafiła do Gryffindoru. Luna wydawała się szczęśliwa, że jej siostra będzie w innym domu.
Kiedy już większość uczniów została przydzielona, McGonagall wyczytała:
- De Transylvanie, Vladimir.
Dało się słyszeć zduszone sapnięcia, zwłaszcza ze stołu Ślizgonów. Klaskali nawet zanim chłopiec nałożył Tiarę. Byli pewni, że każdy potomek Władcy Wampirów chce i będzie należeć do Slytherinu.
Vlad nałożył Tiarę.
- Jesteś mroczną istotą - wyszeptała. - Jest tylko jeden dom, który może cię przyjąć.
Vlad skoncentrował się, myśląc mocno:
"Nie, proszę, tylko nie Slytherin."
"Przykro mi, dziecko, ale twoja mroczna strona jest silna."
"Proszę, nie. Wiem, że innym dałaś przywilej wyboru. Ciocia Hermiona opowiedziała mi o Harrym Potterze" - błagał chłopiec.
"Nie jest twoją ciocią."
"Są rzeczy zapisane i inne, które są niejasne."
"Masz dar tej starożytnej magii, jak centaury. Ale bez względu na to nie mogę przydzielić cię gdzie indziej niż do Slytherinu. Możesz być niebezpieczny dla innych uczniów. Gryfoni są otwarci, a ty mógłbyś nimi manipulować" - odpowiedział kapelusz.
"Złożę teraz przysięgę, że nie skrzywdzę żadnego innego Gryfona przez cały mój pobyt w Hogwarcie."
"Ta przysięga dowodzi tylko, że jesteś Ślizgonem. Jest nieprecyzyjna i mówi tylko o uczniach i o latach spędzonych tutaj."
"Zdrajcy i mordercy nie pochodzą z tylko jednego domu. Wiem o Peterze Pettigrew. Muszę być zdolny walczyć z takimi ludźmi." - spierał się Vlad.
"Nie mogę nic zrobić. Mam zobowiązania. Jesteś mroczną istotą i nie masz żadnego fizycznego powiązania z innymi domami."
"To kłamstwo. Mam krew Opiekunki Gryffindoru."
Wszyscy wpatrywali się w Tiarę. Minęło więcej niż pięć minut, a ona nadal milczała. Chłopiec noszący ją wyglądał, jakby z nią walczył i wszyscy byli zaskoczeni, kiedy uniósł różdżkę. Jasnoniebieskiego światła nie można było z niczym pomylić - złożył przysięgę na różdżkę.
Hermiona wiedziała o walce chłopca i trzymała kciuki za jego wygraną. Vlad powiedział o tym Neville'owi w pociągu, więc ten zdecydował się pomóc. Szepnął do innych, że chłopiec najbardziej chciałby być w Gryffindorze, więc zaczęli powtarzać głośnym chórem:
- Vlad w Gryffindorze, Vlad w Gryffindorze.
Ślizgoni śmiali się z tej gryfońskiej naiwności.
"Muszę zauważyć, że masz definitywnie gryfoński upór" - zauważyła Tiara, po czym odkaszlnęła głośno. Dyrektor nakazał reszcie uczniów zamilknąć.
- GRYFFINDOR!
Chłopiec zdjął kapelusz z głowy i głośno pocałował go w rondo. Tiara westchnęła.
- Tak, nietypowy, ale na pewno Gryfon.
Vlad ruszył w stronę stołu Gryffindoru i tuż przed nim opuścił głowę, czekając.
Dumbledore i McGonagall zadrżeli na widok tego oczywistego deja vu. Jednak tym razem było inaczej. Hermiona i Neville w tym samym momencie skinęli głowami, zapraszając chłopca do stołu. Dziewczyna, którą rozpoznali jako młodszą Lovegood, uśmiechnęła się do Vlada i poprosiła, by usiadł obok niej. On natomiast otworzył umysł i przesłał Hermionie wesołe myśli.
Minerwa McGonagall obróciła się w stronę Severusa Snape'a.
- Zawiedziony? - spytała.
- Raczej uspokojony - odparł.
Spojrzała na niego ostro, ale jego twarz nie wyrażała nic poza zwykłą ostrożnością.
Poczuła łzę w kąciku oka. Spojrzała w dół, gdy nawiedziło ją wspomnienie małego chłopca z tłustymi, czarnymi włosami, czekającego obok stołu Slytherinu. Uniosła głowę, by je odpędzić.
Po ceremonii przydziału Dyrektor odchrząknął i powitał uczniów.
- Zanim rozpoczniemy ucztę, chciałbym oznajmić, że Prefektami Naczelnymi w tym roku zostali Hermiona Granger i Blaise Zabini. Pragnę także ogłosić, że panna Granger otrzymała przywilej opieki Lorda Transylwanii, czego jej szczerze gratuluję. A teraz jedzmy!
Stoły zapełniły się potrawami.
Ślizgoni byli w szoku. Tej nocy wiele sów opuści Hogwart, a jutro prawie wszyscy rodzice będą wiedzieć, że wampir lub półwampir został przydzielony do Gryffindoru zamiast Slytherinu, a Władca Wampirów zdecydował się zostać opiekunem szlamy. Niektórzy z rodziców - o nazwiskach Malfoy, Crabbe i Goyle - będą wiedzieć też, że spowodowała to ich własna głupota. Nie, żeby mieli się kiedykolwiek przyznać.
Gryfoni też byli w szoku, ale z zupełnie innych powodów. Ginny była rozczarowana.
- Jak mogłaś to ukrywać? Przecież jestem twoją przyjaciółką - odezwała się głośno do Hermiony.
- Ginny, tego lata byłam szkolona do dyplomacji, nauczyłam się latać, zdałam wcześniej dwa z moich egzaminów, zostałam zaatakowana i prawie porwana, a potem zaoferowano mi opiekę. Jak myślisz, ile wolnego czasu miałam na pisanie listów i cokolwiek innego? Ty przez cały ten czas tylko się bawiłaś, a nie napisałaś ani razu.
- Przepraszam. To dlatego, że one są takie piękne - odpowiedziała smutno Ginny.
- Co, ubrania? Mało mnie obchodzą. Muszę je nosić, żeby ci Ślizgoni wiedzieli, że jestem chroniona i nie atakowali mnie.
- A miotła, Hermiono?
- Co z nią?
- Jest wyjątkowa. Najlepszy model podróżny dla kobiet. Nie da się z niej spaść podczas lotu, nawet jeśli zaśniesz. Jest droga. Bardzo droga, kosztuje dwadzieścia razy tyle, co ta Harry'ego.
Hermiona nie zdawała sobie sprawy z jej wartości. Gdyby wiedziała, to nigdy by jej nie przyjęła, nawet jako wypożyczenia. Spojrzała w stronę nauczycielskiego stołu i zobaczyła kwaśną minę Mistrza Eliksirów. Otwarła więc umysł i wysłała mu myśl:
"Chciałabym kontynuować nasze lekcje."
"Hermiono, nauczyłaś się już wszystkiego o Starych Zwyczajach" - odpowiedział jej w ten sam sposób, nawet na nią nie spojrzawszy.
"Jest wiele rzeczy, których mogłabym się od pana nauczyć."
"Życie nie kończy się na nauce, Hermiono. Pobaw się z przyjaciółmi. Nie odrzucaj ich."
"To dziwne, słyszeć od pana takie słowa. Zawsze, kiedy się z nimi bawię, kończy się to pana złością, szlabanem i odjętymi punktami."
"Po prostu nie zamieniaj się znowu w kota."
Sapnęła. Nie myślała, że on o tym wie. Obróciła się do Ginny, by poplotkować. Niedługo potem dołączyły się do nich inne dziewczyny, żeby obejrzeć strój i biżuterię Hermiony.

*

Hermiona i inni prefekci zaprowadzili pierwszorocznych do ich pokojów wspólnych. McGonagall zajrzała do wieży Gryffindoru, by porozmawiać z nowo przybyłymi. Kiedy skończyła przemowę, zauważyła Vlada, który czekał z opuszczoną głową na przyzwolenie, by się odezwać.
- O co chodzi, Vladimirze?
- Tiara nie chciała przydzielić mnie do Gryffindoru. Próbowałem wszystkiego. Złożyłem nawet czarodziejską przysięgę, że nie skrzywdzę żadnego Gryfona, ale nie chciała nadal. Więc powiedziałem jej o tobie. Jesteś zła?
- Nie, Vladimirze. Myślę, że twoja walka o to, w co wierzysz, była czymś bardzo gryfońskim.
- Pani profesor?
- Tak?
- Dziękuję za tamten prezent. Myślę, że pomógł mi zdobyć przyjaciół. Wcześniej czy później zobaczą, jaki jestem naprawdę, ale czasami liczy się pierwsze wrażenie.
- Dobranoc, Vladimirze.
Otworzył umysł i spojrzał jej w oczy, wysyłając jedną myśl:
"Dobranoc, mamo."
Odwróciła się i wyszła, by nikt nie zobaczył drugiej łzy, uronionej tego dnia. Tyle, że ta popłynęła nie ze smutku, ale z radości.
*


Rozdział 20

- Witaj, Lordzie Transylwanii. Jestem zaskoczony, widząc cię tutaj. - Albus Dumbledore wskazał wampirowi krzesło przy stole, proponując jednocześnie herbatę i ciastka.
- Severus powiedział mi, że z Vladem wszystko w porządku, ale musiałem sprawdzić osobiście.
- Nic mu nie jest. Minął tylko tydzień, a on już ma kilku przyjaciół. Starsi uczniowie też się nim opiekują, zwłaszcza Neville Longbottom. Są pewne problemy ze Ślizgonami, tym bardziej, że jego włosy są znowu tłuste a zęby żółte, ale całkiem dobrze to znosi. Minerwa bardzo się o niego troszczy. Myślę, że dba o niego jak o syna, którego nigdy nie miała.
- A jak tam moja protegowana?
- Też spisuje się dobrze. Ale mówiąc o niej, zmuszasz mnie do zapytania, czemu zostałeś jej Opiekunem? I nie wykręcaj się opowieściami o dobrym sercu. Chcę znać prawdę - oznajmił Dumbledore.
- Albusie, ona jest jedyną na świecie czarownicą, która zna Stare Zwyczaje. Jest ważna. Jej śmierć byłaby wielką stratą.
- Powiedziała mi o roli, jaką ma dla ciebie grać jako negocjator, ale to wyjaśnienie to nadal tylko część prawdy.
- Albus, obiecałem matce tuż przed jej śmiercią, że zaopiekuję się Severusem. Hermiona jest jedyną szansą, by kiedykolwiek miał rodzinę. Nie będę ich zmuszał, chcę się tylko upewnić, że ta szansa nie zostanie im odebrana.
- Czy on wie?
- Nie, gdyby wiedział, nigdy by się na to nie zgodził.

*

Pierwsze tygodnie lekcji minęły raczej szybko. Hermiona zauważyła, że ma o wiele więcej czasu bez zajęć z dwóch głównych przedmiotów. Odkąd Dumbledore pozwolił jej odwiedzać Zakazany Las, wykorzystywała wolne chwile na poznawanie centaurów. Wchodziła tam sama i używała wszelkich znanych jej rytuałów, by oswoić się z tą rasą. Ich reakcje były pozytywne. Spędzała też niektóre popołudnia na lataniu razem z chłopakami. Nie była tak dobra jak oni, ale miotła bardzo jej pomagała. Hermiona nie miała szansy spotkać się sam na sam ze Snape'em i bardzo jej go brakowało. Nadal miała to pudełko czekoladek, które jej dał. Za każdym razem, gdy nie mogła już wytrzymać tego osamotnienia, zjadała jedną czekoladkę. W pudełko zostało ich już zaledwie kilka.
Ze Ślizgonami nie miała już więcej problemów. Większość z nich traktowała ją teraz z pewnego rodzaju szacunkiem - czymś, co nigdy nie przyszłoby jej do głowy i czego nigdy by nie oczekiwała, gdyby nie jej Opiekun. Za to Gryfoni nie byli z tego zbyt zadowoleni. Uważali, że jej nowy sposób bycia jest snobistyczny. Dziewczyny, zwłaszcza Lavender i Parvati, były zazdrosne o biżuterię, ubrania i całą resztę, przez co bardzo utrudniały jej życie.
Miała także utarczkę z chłopakami. Kiedy Dean, Seamus, Harry i Ron próbowali przytulić ją, tak jak zawsze, musiała odciągnąć ich na stronę i wyjaśnić, że byłoby to niewłaściwe. Postępowanie zgodnie z konserwatywnymi i staromodnymi zasadami dla panien było jednym z warunków Opieki. Nie przeszkadzało jej to, bo nie planowała zażyłości z kimkolwiek. Zawsze uważała rytuały godowe swoich przyjaciół i to całe międlenie się za dość groteskowe.
Spędziła trochę wolnego czasu z Vladem. Była szczęśliwa, że całkiem dobrze się zaaklimatyzował. Razem z Sol byli jak papużki-nierozłączki, a Neville zdawał się cały czas mieć oko na młodego wampira. Zaskoczyło ją, kiedy Vlad powiedział, że razem z Neville'em odwiedzili profesora Firenza. Chłopiec od razu zaprzyjaźnił się z centaurem, co przypomniało Hermionie o ich zażyłości z Hagridem.

*

Snape'owi również brakowało lekcji z Hermioną. W klasie, kiedy musiał uczyć tych aroganckich bałwanów, marzył, by nadal trwały wakacje. Lubił przekazywać wiedzę tej dziewczynie, zwłaszcza odkąd tak chętnie ją przyjmowała. Coraz bardziej podobała mu się jej obecność tuż przy nim i ich rozmowy.
Czasami obserwował ją ze swojego miejsca przy stole, podczas posiłków w Wielkiej Sali. W tym roku kończy szkołę. Teraz, kiedy Opieka wyraźnie podniosła jej status, będzie mogła łatwo znaleźć przyzwoitego czarodzieja na męża. Zastanawiał się, czy dziewczyna wie, że czarownice i czarodzieje zwykle biorą ślub w wieku osiemnastu lat. Wczesne zamążpójście było znakiem majątku i wysokiego statusu, więc prawie wszyscy chcieli być wśród pierwszych małżonków.
Zaczął rozważać odpowiednie kandydatury dla niej. Oczywiście znalezienie kogoś pasującego będzie obowiązkiem jego brata, ale nie zaszkodzi, jeśli on sam kogoś zasugeruje.
Musiał skreślić sporą liczbę wysoko postawionych mężczyzn z powodu ich śmierciożerstwa. Następnie odrzucił tych, którzy nie byli w stanie rozmawiać o czymś innym niż Quidditch. Co prawda nauczyła się latać, ale wciąż uważała go za nudny. Jej inteligencja była problemem, ponieważ wielu czułoby się poniżonymi, a ich kompleks niższości byłby dla niej dotkliwy. Ostatnim, kogo potrzebowała, był małżonek starający się ją stłamsić po to, żeby samemu nie czuć się stłamszonym. To oznaczało, że prawie wszyscy krukońscy chłopcy byli poza tematem.
Kiedy przejrzał wszystkie listy jego uczniów z poprzednich dziesięciu lat, miał tylko dwa nazwiska. Uważał to za ironię losu, że ci dwaj byli jedynymi, którzy mogliby ją poślubić - nawet jeśli nie byłaby pod Opieką wampirów, nawet jeśli pozostałaby tylko czarownicą mugolskiego pochodzenia, pariasem w socjalnej piramidzie. Charlie i Bill Weasleyowie. Obaj inteligentni, czystej krwi, szanujący rodzinę i przyjaciół, mili i całkiem przystojni, jeśli dobrze pamiętał. Będzie musiał niedługo porozmawiać z Molly, żeby sprawdzić, czy nie są zaręczeni.
Skrzywił się, kiedy dotarło do niego, że martwi się o dziewczynę i - o zgrozo - o jej szczęście.

*

Vlad dość często odwiedzał Firenza. Neville zwykle mu towarzyszył, ponieważ czuł się odpowiedzialny za młodszego chłopca i nie chciał, by ten chodził sam po zamku. Siadał z nimi, ale miał problemy z nadążaniem za dyskusją. Obaj patrzyli w gwiazdy i rozmawiali o przyszłości. Pewna specyficzna konstelacja zdawała się ich niepokoić przy każdym spotkaniu. Neville nie rozumiał, ale czuł, że usłyszane przez niego słowa są ważne.
- Nowa droga do pokoju, która pojawi się w czerwcu, może być ślepym zaułkiem dla cierpień. Nadchodzi jednak niebezpieczeństwo, które może ją zakończyć i odesłać w wieczne zapomnienie.
Vlad spojrzał na centaura.
- Nie zakończy. Nie pozwolę na to - rzekł. Centaur nie zgodził się z nim.
- Przyszłość jest zawsze mglista, a interwencja może spowodować destrukcję. Nie ostrzegaj, ale bądź czujny.

*

To stało się w październiku, pewnego piątkowego wieczoru. Snape został wezwany przez Voldemorta i nie było go w Hogwarcie. Hermiona wracała właśnie z biblioteki do swojego pokoju w wieży Gryffindoru, tuż przed ciszą nocną. Kiedy szła pustym korytarzem, została zaatakowana. Szybko osłoniła się przed prawie każdym zaklęciem, jakie mogło w nią uderzyć. W słabym świetle świec rozpoznała napastników. Draco Malfoy, Vincent Crabbe, Gregory Goyle i Pansy Parkinson. To była nierówna walka - czworo przeciwko jednej. Klątwa tnąca trafiła ją w ramię. Następne zaklęcie dosięgło miejsca nad tuż nad kolanem.
Odpowiedziała tym samym.

Snape stał właśnie w kręgu popleczników Voldemorta, gdy przez połączenie wyczuł jej niebezpieczeństwo. To uczucie było dość dziwne, ale podobne do jego mostu z Arcadem, czuł na odległość jej ból. Zrobił krok naprzód.
- Panie, muszę na chwilę cię opuścić. Nagły wypadek.
Voldemort nie lubił, kiedy jego słudzy przejmowali inicjatywę i sami go opuszczali. Zawsze traktował Snape'a z większym szacunkiem niż pozostałych, w hołdzie jego naturze i sile. Ale nie miał zamiaru po prostu pozwolić mu odejść. To byłby zły przykład.
- Crucio!
Wraz z zaklęciem Snape upadł na brudną podłogę. Kilka minut później klątwa została zdjęta.
- Nadal chcesz iść? - spytał łagodnie Voldemort.
- Tak, panie. To konieczne.
- Crucio! - Voldemort powtórzył klątwę.
Kiedy ponownie przestał, Snape dygotał i wyglądał na mocno sponiewieranego.
- Nadal chcesz iść? - zapytał ponownie Riddle.
- Tak, panie. - Snape czekał na trzecie uderzenie klątwy.

*

Vlad był właśnie w pokoju wspólnym wieży Gryffindoru, grając w Eksplodującego Durnia z Sol i Neville'em. Ten ostatni nadal poświęcał dużo czasu młodszemu chłopakowi i starał się spędzać z nim codziennie parę godzin.
Vlad nagle sapnął i zadrżał.
- Vladimir, co się dzieje? - Sol szczerze się zmartwiła.
- Hermiona! Ona jest w niebezpieczeństwie. Muszę do niej iść! - chłopiec wstał szybko i pobiegł w stronę wyjścia.
- Poczekaj, nie wiesz tego na pewno i wpadniesz w kłopoty, jeśli ktoś złapie cię po ciszy nocnej! - Neville starał się go zatrzymać.
- Wiem! Muszę iść! - Vlad stał już w drzwiach, zanim chłopak ruszył za nim.
Harry i Ron, zajęci grą w szachy, nie zauważyli zamieszania.
- Hermiona! Niebezpieczeństwo! Teraz! - wrzasnął Neville, mijając ich.
Te trzy słowa były wystarczające nie tylko dla Harry'ego i Rona, ale i dla wielu innych uczniów. Pobiegli za Neville'em i Vladem.
Starszy chłopak szybko dogonił młodszego, który z determinacją biegł naprzód. Lecący przed nim nietoperz wskazywał drogę przez korytarze.

*

- Co jest takie ważne? - zapytał Voldemort. Musiało być ważne, skoro Snape nadal chciał go opuścić.
- Hermiona Granger została zaatakowana.
- Dlaczego martwisz się o tę obrzydliwą szlamę? - wtrącił się Pettigrew.
- Czy wiesz, co grozi atakującym? - Snape był wściekły, a ból po klątwach jeszcze to potęgował.
- Pozwól, żeby ich wyrzucono. Użyjemy ich jako żołnierzy - krzyknęła pani Parkinson. Snape westchnął i odwrócił się w jej stronę.
- Nie o to mi chodzi. Konsekwencją będzie zemsta wampirów. Dlatego muszę iść. Podejrzewam, że wśród napastników są wasze dzieci.
Malfoy zbladł.
- Niemożliwe - powiedział. - Żadne z naszego potomstwa nie byłoby na tyle głupie, by zaatakować protegowaną Władcy Wampirów. Wyjaśniłem to dokładnie Draconowi.
Snape spojrzał na Voldemorta, oczekując decyzji.
- Idź i zrób wszystko, by ocalić tych głupców, jeśli są w to zamieszani. A jeśli atakuje kto inny, upewnij się, że uda mu się zabić tę szlamę - zadecydował Voldemort.
Snape natychmiast teleportował się na skraj Zakazanego Lasu. Będzie musiał jak najszybciej biec w stronę Hogwartu.

*

Vlad, Harry i Ron byli pierwszymi, którzy dotarli na miejsce walki. Zobaczyli Hermionę na podłodze, ciągle trzymającą różdżkę, z twarzą umazaną krwią. Mały nietoperz zataczał nad nią koła, chroniąc przed niektórymi zaklęciami. Czwórka Ślizgonów otoczyła dziewczynę, atakując ze wszystkich stron.
Wszyscy troje wyciągnęli różdżki. Harry i Ron obserwowali zaskoczeni, jak cała chmara nietoperzy pojawia się wokół Vlada chwilę później, a napastnicy zostają zdmuchnięci na dalekie ściany korytarza. Popatrzyli na wampira i ujrzeli jego twarz, zwykle spokojną, pełną nienawiści i gniewu. Oczy Gryfona pociemniały, a bijąca od niego moc była wręcz namacalna. Harry i Ron w oszołomieniu wyłączyli się z walki. Po drugiej stronie korytarza pojawiła się Minerwa McGonagall.
- Vladimirze, natychmiast przestań. To rozkaz - jej głos był surowy i twardy.
Chłopiec odetchnął, a jego dziwne spojrzenie zniknęło.
- Uratuj Hermionę - szepnął i zemdlał z nadmiernego wysiłku.
Harry i Ron związali zaklęciem napastników i ruszyli w stronę Hermiony, która nadal leżała bez ruchu. Seamus i Dean odciągali resztą uczniów od korytarza. Minerwa McGonagall nakazała im zaprowadzić wszystkich do dormitorium, a Ginny sprowadzić Madam Pomfrey. Posłała też Neville'a, by znalazł Dyrektora. Zbliżyła się do Hermiony i zobaczyła jej podarte ubranie i zakrwawioną twarz. Wymamrotała zaklęcie, dzięki któremu dowiedziała się o kilku połamanych kościach, krwawieniu wewnętrznym i innych niewidocznych klątwach. Miała nadzieję, że pani Pomfrey przybędzie jak najszybciej, ale dobrze wiedziała, że Hermiona nie wytrzyma zbyt długo. Nakazała Harry'emu i Ronowi mieć oko na atakujących.
W tym samym momencie za rogiem mignęły czarne, obfite szaty Śmierciożercy. Mężczyzna nie zwracał uwagi na nikogo, ale podszedł prosto do Hermiony i uklęknął przy niej. Siedząc na zimnej podłodze, położył jej głowę na swoich kolanach. McGonagall rzuciła zaklęcie, transmutując jego ubranie w normalny nauczycielski strój. Nie byłoby dobrze, gdyby ktoś to zobaczył. Gestem nakazała Harry, i Ronowi milczenie.
Snape szeptał inkantację za inkantacją, zataczając koła różdżką.
Albus Dumbledore, pani Pomfrey i Lord Arcad przybyli jednocześnie kilka minut później.
Poppy dołączyła do Severusa. Nie było czasu na przeniesienie dziewczyny gdzie indziej.
Snape zaczął coś mówić, ale jego głos był tak cichy, że musieli przybliżyć się, by zrozumieć słowa.
- To było w jej umyśle. Mądra, mądra dziewczyna zapamiętała wszystkie użyte przeciw niej klątwy.
Arcad odwrócił się do Harry'ego.
- Prowadź mnie do jego laboratorium - nakazał.
Pani Pomfrey nie wiedziała, że Severus jest półwampirem i nie słyszała, że ma brata. Gdyby miała pojęcie, że są w stanie z bliskiej odległości dzielić uczucia, wszystko byłoby dla niej bardziej zrozumiałe.
Severus nie mógł zostawić dziewczyny i nie było czasu, by zapisać nazwy wszystkich potrzebnych eliksirów. Kiedy Arcad szedł w stronę Lochów, jego brat przekazywał mu przez połączenie informacje, gdzie jest wszystko, czego ma szukać.
Mentalny kontakt nie był tak prosty, jak się wydawało. Wymagał dużej mocy, woli, a nawet magii. Hermiona mogła skontaktować się ze Snape'em tylko jeśli znajdowali się blisko siebie, a i wtedy były to jedynie krótkie zdania. Mężczyzna umiał o wiele więcej, ale niewybaczalne bardzo go zmęczyły, więc Arcad był tym, który używał wszystkich swoich mocy, by słyszeć myśli brata w całym zamku.
Minęło zaledwie kilka minut i Snape dostał potrzebne mikstury. Podał je nieprzytomnej dziewczynie, wlewając delikatnie do gardła. Tymczasem McGonagall ocuciła Vlada kroplą swojej krwi.
Kiedy wszystko zostało zrobione, Severus podniósł Hermionę i zabrał ją do swoich komnat. Pani Pomfrey próbowała go zatrzymać i zmusić do zaniesienia dziewczyny do Skrzydła Szpitalnego, ale odmówił.
- Nie masz żadnych eliksirów przeciwko ciemnym mocom. Muszę się nią zająć. Ta głupia dziewczyna mogła zapomnieć o jakimś zaklęciu, którym oberwała - poinformował ją. Kobieta poszła do ambulatorium sama, by przynieść kilka potrzebnych rzeczy.
Ron miał zamiar coś powiedzieć, kiedy usłyszał słowa "głupia dziewczyna", ale Harry zasłonił mu usta ręką.
Snape położył nadal nieprzytomną Hermionę na łóżku w pokoju dla gości i spojrzał na podążających za nim ludzi: Minerwę, Arcada, Albusa, Vladimira, Pottera i Weasleya. Unieszkodliwieni napastnicy zostali zamknięci, wciąż związani, w pustej klasie i wezwano skrzaty, by upewnić się, że po przebudzeniu nie uciekną.
- Teraz musimy czekać - ogłosił Snape. Albus usiadł na krześle.
- Jak wydostałeś się z zebrania? - spytał.
- Rzucił na mnie Cruciatusa tylko dwa razy, zanim przekonał się, że nie żartuję. Powiedziałem, że muszę spróbować uratować ich cholernych potomków, którzy byli na tyle głupi, by zaatakować protegowaną wampirów, mimo że Lucjusz ostrzegł Dracona, czym to grozi.
Minerwa zadrżała, słysząc, jak jej kolega mówi "tylko dwa razy" w odniesieniu do jednego z Niewybaczalnych. Był torturowany, a teraz stoi w pokoju, jakby nic się nie stało, skupiony tylko na dobru jego uczennicy.
Arcad przemówił łagodnie, spokojnym głosem:
- Oczywiście będą musieli umrzeć. Nikt nie może ze mną zadrzeć nie ponosząc konsekwencji.
Profesor McGonagall zadrżała ponownie.
- Nikt nie ma prawa cię powstrzymywać. Ale może jest inne wyjście. Zaufasz mi? - zwrócił się do Arcada Dumbledore.

*

- Severusie, będziesz musiał wrócić do Voldemorta i powiedzieć mu, co się stało. Będzie cię oczekiwał.
Severus usiadł na łóżku, trzymając dłoń Hermiony we własnej, z oczami utkwionymi w jej twarzy.
- Co mam im powiedzieć? Ledwo potrafię myśleć o tym, co chcemy im przedstawić.
Albus uśmiechnął się.
- Zakon chce odsunąć cię od szpiegowania na jakiś czas - powiedział. - Za dużo o nas wiesz, a sprawy zaszły za daleko i nie możemy ryzykować twojej utraty. Najtrudniejszą częścią będzie zabranie cię stamtąd bez przekonywania Toma Riddle'a i jego popleczników o twojej zdradzie. Jeśli tak pomyślą, będą starali się ci zagrozić, a twoje informacje staną się bezużyteczne. To co mamy, to okazja, jeśli tylko Lord Transylwanii się na to zgodzi.
Arcad westchnął i spojrzał na Dumbledore'a całkiem podobnie jak Severus. Uświadomił sobie, co chce zrobić Dyrektor. Kiedyś przyznał się Dumbledore'owi, że dla brata zrobi wszystko, a teraz Albus obrócił to przeciwko niemu, by ten nie zabijał atakujących.
- Można powiedzieć, że przybyłeś i zobaczyłeś nieprzytomnych napastników i Arcada uzdrawiającego Hermionę. Miał zamiar ich zabić, ale powstrzymałeś go. Arcad zgodził się odstąpić od zemsty pod dwoma warunkami. Przywódca tego ataku oraz jego rodzina będzie zabrany do Alkazaru i poddany karze. Oczywiście Arcad uważa cię za winnego ataku i niebronienia honoru jego rodziny. Wymaga więc od Voldemorta, by zaoferował ciebie i twoją służbę. W ten sposób nigdy już nie będziesz musiał brać udziału w zebraniu, nie z własnego wyboru, lecz z powodu układu pomiędzy Voldemortem a Arcadem. A co za tym idzie - nie będziesz mógł być oskarżony o zdradę.
Minerwa była zaszokowana tym planem, ale Władca Wampirów zamyślił się. Przez chwilę panowała cisza.
- Mogę to zaakceptować - odezwał się w końcu.
Severus milczał. Wstał, pochylił się nad łóżkiem i pocałował Hermionę w czoło. Potem bez słowa opuścił pokój.
*

Rozdział 21

Gdy tylko Severus opuścił pokój, Minerwa pozwoliła popłynąć łzom po policzkach.
- Tak trudno w to uwierzyć. Najpierw był torturowany tej nocy, a potem jeszcze użył najsilniejszych inkantacji by uratować Hermionę. Przyniósł ją tu we własnych ramionach, a teraz wraca do swojego kata. Ile może znieść jeden człowiek? Same zaklęcia kosztują tyle energii. Gdyby to był ktokolwiek inny, mógłby polec już na początku - wyłkała.
Dumbledore zwrócił się w jej stronę.
- Teraz nie możemy zrobić dla panny Granger nic więcej. Będziemy musieli czekać. Minerwo, czy możesz zabrać tych trzech chłopców do wieży Gryffindoru?
Harry i Ron natychmiast zaprotestowali, chcąc zostać przy swojej przyjaciółce.
- Dlaczego pozwalasz im na taki brak szacunku i bezczelność? Zastanawiam się, jakim cudem Severus nie zabił jeszcze tych obraźliwych bałwanów. - Arcad był wyraźnie zły.
Ron odwrócił się do Harry'ego.
- Oni na pewno są spokrewnieni - stwierdził.
Następnie bez kolejnych narzekać wyszli z komnat Snape'a razem z McGonagall i Vladem.
- Muszę teraz policzyć się z napastnikami. Pani Pomfrey będzie tu niedługo, żeby zająć się Hermioną - powiedział Arcadowi Albus.
- Nie, nie będzie. Ja z nią zostanę. Jestem za nią odpowiedzialny. - Arcad usiadł na krześle obok łóżka i obrócił się w stronę Hermiony, dając znak, że uważa dyskusję za zakończoną.

*

Severus wrócił kilka godzin później, kompletnie wyczerpany. Ledwie zdołał dotrzeć do pokoju dla gości, gdzie leżała Hermiona i zapytać o jej stan, a gdy tylko dostał odpowiedź, że jest stabilny, ale ona nadal nieprzytomna, osunął się na podłogę i głęboko zasnął. Arcad przeniósł go do sypialni i umieścił w łóżku, potem wrócił do Hermiony.
Ocknęła się nieco później, rano. Pierwszymi, których zobaczyła byli Harry i Ron, siedzący po obu stronach jej łóżka. Szybkie spojrzenie na pokój uświadomiło jej, że jest to komnata Snape'a. Pamiętała atak, ale nie miała pojęcia, w jaki sposób znalazła się w lochach.
- Cześć, chłopaki. Severus mnie tu przyniósł? Gdzie teraz jest?
- Hermiono! Twoje pierwsze pytanie dotyczy Snape i na dodatek nazywasz go po imieniu? Chyba zwariowałaś - rzekł w niedowierzaniu Ron.
Ciągle zmęczona, nie zauważyła tego potknięcia.
- Byłaś tu już kiedyś? - zapytał ją nieco ogłupiony Harry.
- Oczywiście. Miałam lekcje przez całe lato, jeśli pamiętasz. Ponieważ zdarzyło mi się zemdleć raz czy dwa, całkiem dobrze znam ten pokój.
Hermiona uśmiechnęła się. Mogła polegać na swoich przyjaciołach, jeśli chodzi o całkowite zapomnienie o ataku i skupienie się na nieistotnych kwestiach.
- Czego konkretnie się uczyłaś, że doprowadzało do mdlenia i wizyt w tym pokoju? - Ron poczerwieniał na twarzy i wyglądał na dość rozgniewanego.
Usłyszała czyjeś odkaszlnięcie i zauważyła, że Dumbledore i Arcad także są w pokoju.
- Czy ktoś może odpowiedzieć na moje pytanie? - zażądała, denerwując się miejscem pobytu Snape'a. Czy mogło mu się coś stać?
- Nic mu nie jest, panno Granger. Wczorajsze ratowanie ciebie nadwyrężyło jego moce i musiał odpocząć. - Albus uśmiechnął się do niej ciepło, a jego oczy błyszczały.
- Jak mogę odpoczywać z całą Złotą Trójcą w moich komnatach? - usłyszeli głos Snape'a stojącego w progu.
Hermiona zadrżała, słuchając narzekań wypowiedzianych tym miękkim, aksamitnym głosem. Snape wyglądał jak zwykle, ubrany w nauczycielskie szaty.
- Panie Potter, panie Weasley, o ile się nie mylę, macie teraz zajęcia. Nie chcecie chyba się spóźnić i stracić punkty?
Dziewczyna zamknęła oczy i wsłuchiwała się w ten głos, nawet jeśli właśnie strofował jej najlepszych przyjaciół.
- Dyrektorze, Hermiona nas potrzebuje. Musimy zostać - zaprotestowali chórem chłopcy.
- Nie ma mowy, żebyśmy zostawili ją samą w twoich komnatach - dodał Ron, nadal zdenerwowany.
Ich wyraźny brak szacunku i sposób, w jaki obrażali nauczyciela, po raz kolejny rozwścieczył Arcada. Ponieważ nie chodził do szkoły, zdobywając edukację przez prywatnych nauczycieli, nie miał pojęcia, że takie zachowanie jest normalne. A nawet gdyby miał, powodowało by to takie same obiekcje, co u Severusa.
- Harry, Ron, idźcie na lekcje. Możecie odwiedzić Hermionę później. A teraz wyjdźcie! - Dyrektor oddalił ich, więc wyszli. A właściwie Harry wyciągnął Rona z pokoju.
Severus odetchnął wreszcie i usiadł w fotelu obok Arcada.
- To koniec, Albusie. Dni szpiega są skończone. Jestem wolny.
Hermiona nie mogła uwierzyć jego słowom. Nie wiedziała co, dlaczego i kiedy się stało, ale była okropnie szczęśliwa.
Dumbledore był zdziwiony, że Severus pozwolił sobie na taką swobodę w obecności uczennicy, nawet jeśli była nią Hermiona Granger. Normalnie byłby tak szczery tylko z kilkorgiem nauczycieli wokół, a teraz zachowywał się, jakby Hermiona była częścią jego życia i rodziny. Może Arcad miał rację w tym, co powiedział poprzedniego dnia. Dumbledore ocknął się z zamyślenia.
- Severusie, po twoim wczorajszym wyjściu przesłuchałem napastników. Namówiła ich do tego Parkinson.
- Wiem. Jej matka została zmuszona do przyznania się na wczorajszym zebraniu. Przez chwilę myślałem, że Voldemort - dziwnie mówić o nim w ten sposób - nie zaakceptuje warunków, kiedy mówiła, że nie powinny ich obchodzić działania wampirów. Na szczęście Malfoy, Crabbe i Goyle byli wysoce przerażeni, że oni i ich potomstwo zostaną ukarani, więc osobiście ją związali i dostarczyli pod wrota Alkazaru. Voldemort oddalił mnie po rozmowie o mojej lojalności i o tym, jak będę mu służył, wykonując polecenia Arcada. - Snape uśmiechnął się przy tych sarkastycznych słowach.
- Ach tak. Muszę cię poinformować, że otrzymałem dzisiaj trzy identyczne listy od wyżej wymienionych osób, w których błagali mnie o niewyrzucanie ich synów i akceptowali jakąkolwiek inną sprawiedliwą karę. Dołączyli też podziękowania dla... genialnej młodej damy... - powiedział Albus.
- Bali się, że jeśli ich dzieci znajdą się poza Hogwartem, wampiry znajdą je i ukarzą mimo umowy - dodał Severus, spoglądając na Arcada.
Hermiona nie wiedziała, dlaczego rozmawiają o tym w jej obecności, ale pomyślała, że to może mieć coś wspólnego z jej bezpieczeństwem.
- Jaką karę wymyśliłeś? - zapytał Dumbledore'a Arcad.
- Panna Parkinson zostanie wydalona, tak jak ustaliliśmy i dostarczona do twojego zamku, byś mógł zabić ją razem z jej matką.
- CO? Nie mówicie poważnie! - krzyknęła Hermiona, wstając. - Wiem, że chciała mnie zabić, ale to my jesteśmy ci dobrzy, prawda? Nie zabijamy, chyba że w obronie własnej. A to nie jest obrona własna, kiedy nikt już nie atakuje!
Severus obrócił się w stronę brata, a jego spojrzenie mówiło jasno: ''Zobaczymy, jak radzisz sobie z rozchwianymi emocjonalnie nastolatkami''.
- Panno Granger, to jego prawo ukarać i zemścić się za każdy atak na niego i jego ludzi - przerwał jej tyradę Dumbledore.
- Usiądź! - dodał Arcad.
Natychmiast wykonała polecenie.
- Dobrze. A teraz musisz wiedzieć, że wampiry nie są zwykle zaliczane do ''tych dobrych''. Ale powinienem potraktować to jako komplement, nie obrazę. Jednak mimo powagi ich ataku, chciałbym cię poinformować, że nie zabiję pań Parkinson. Mam zamiar tylko używać ich przez parę dni do karmienia. Gdy tylko stracą swoje magiczne zdolności, zostawię je Ministerstwu do zarejestrowania jako charłaczki.
Hermiona była poruszona. Wiedziała oczywiście, że wampiry zwykle były okrutne i często złe. Wyglądało na to, że Arcad wyświadczał jej lub Dumbledore'owi przysługę. Spojrzała na niego.
- Bardzo dziękuję! - szepnęła, po czym usatysfakcjonowała go klęknięciem przed nim i przeproszeniem za kwestionowanie jego intencji.
Dumbledore wzdrygnął się na ten widok, kiedy nawiedziły go smutne wspomnienia.
- Panno Granger, czy nie martwisz się o Malfoya, Crabbe'a i Goyle'a, którzy pozostaną w szkole?
- Wcale! Ufam panu, profesorze.
- Cóż, dla twojej informacji, nie licząc szlabanu z Filchem, będą też pod nadzorem. Arcad zaoferował kilka swoich nietoperzy. Będą przy nich, pilnując przestrzegania regulaminu - wyjaśnił Dumbledore.
- Dobrze - przytaknęła, uśmiechając się.
*


Rozdział 22

Hermiona szybko odzyskała siły i wróciła do własnego pokoju oraz lekcji. Pewnego listopadowego piątku Gryfoni zdecydowali się uczcić jej powrót przez zorganizowanie imprezy w pokoju wspólnym. Hermionie nie bardzo podobał się ten pomysł, ale ponieważ powiedziano jej o nim po fakcie i trafiła na sam środek, niewiele mogła zrobić. Usiadła w rogu pokoju, obserwując tańczące i flirtujące pary.
Uświadomiła sobie, że przez ostatni miesiąc troje z jej przyjaciół się zaręczyło. Zaczęła czytać na temat praw małżeńskich w magicznym świecie i była wyjątkowo zaskoczona dowiadując się, że prawie wszystkie czarownice wychodzą za mąż przed ukończeniem dwudziestu jeden lat albo zostają starymi pannami. Co więcej, wyglądało na to, że wiele z nich zostało komuś obiecanych już za niemowlęctwa. Nigdy nie myślała o zostaniu mężatką w tak młodym wieku i prawdę mówiąc, nie widziała wśród chłopców nikogo pociągającego. Jedynym mężczyzną, z którym chciała spędzać czas był jej mentor, ale on najzwyczajniej znajdował się poza jej zasięgiem. Ron obserwował ją, siedzącą samotnie w rogu. Dobra okazja, by się do niej zbliżyć.
- Miona, masz, trochę soku dyniowego! - zasugerował, podając jej szklankę.
Hermiona wzięła ją i, będąc spragniona, natychmiast osuszyła. Nagle poczuła zawroty głowy.
- Ron , co ty... d-do... dałeś do tego soku? - wymamrotała.
- Tylko trochę wódki. Rozluźnij się, przez to ta noc będzie lepsza! - odpowiedział wesoło, próbując ją przytulić.
Odepchnęła go i spróbowała wstać żeby wyjść, ale kiedy tylko opuściła krzesło, świat zawirował jej przed oczami. Zaczęła się pocić.

Snape przebywał w swoich komnatach, kiedy poczuł, że Vlad jest bardzo czymś zdenerwowany. To nie było coś, co mógł zwykle odczuwać, więc jego myśli natychmiast powędrowały ku Hermionie. Musiała być w niebezpieczeństwie, skoro Vlad tak reagował. Pobiegł do wieży Gryffindoru najszybciej jak mógł. Używając zaklęcia pozwalającego nauczycielom otwierać wszystkie drzwi w zamku, wdarł się do pokoju wspólnego gryfonów.
Grała tam muzyka, kilka par tańczyło, a Hermiona leżała na podłodze oplątana przez Rona Weasleya i mamrocząca niewyraźnie. Snape wpadł we wściekłość.
Natychmiast zakończył imprezę, karząc wszystkich szlabanem i żądając wyjaśnień. Colin, który miał nieszczęście stać tuż przed nim, oberwał jego zwerbalizowaną złością.
Zapytany co to jest, odpowiedział ''przyjęcie Hermiony'' i uciekł.
Snape złapał Hermionę za ramię i wywlókł ją z wieży, ciągnąc za sobą.
Dotarłszy do laboratorium, wepchnął ją do środka, otworzył szufladę i wyciągnął fiolkę pełną fioletowego płynu. Ponieważ była wyraźnie pijana i nie reagowała, chwycił ją za włosy i odchylił jej głowę do tyłu, żeby zmusić ją do wypicia zawartości naczynia. Był w tym momencie tak na nią wściekły, że nie obchodziło go, czy sprawia jej ból.
Kiedy tylko Hermiona wypiła otrzeźwiający eliksir, odzyskała zmysły i świat przestał wokół niej wirować. Spojrzała na wściekłego Mistrza Eliksirów, który mierzył ją groźnym spojrzeniem.
- Profesorze? - kiedy tylko wymówiła to słowo, jego ręka powędrowała do góry, jakby chcąc ją uderzyć. Zatrzymała się kilka milimetrów od jej twarzy. Wtedy cofnął ją i odwrócił się. Spojrzała na niego i nie musiała niczego słuchać, żeby wiedzieć. Wyglądał na rozczarowanego.
- Tak odwdzięczasz się za okazaną ci życzliwość? Zachowując się jak dziwka, wydając przyjęcia i upijając się; kalając reputację tego, kto cię chroni? Czy tak dla ciebie wygląda właściwe zachowanie? - Zamilkł. - Proszę wyjść, panno Granger. Nie chcę już nigdy na ciebie patrzeć. Przynosisz mi wstyd i brzydzę się tobą.
Hermiona poczuła, jak pęka jej serce. Zdołała rozczarować jedynego człowieka, któremu ufała i na którego opinii jej zależało. Nie chciała dłużej narzucać się mu swoją obecnością, skoro była ona wyraźnie niepożądana. Odwróciła się i wybiegła z jego komnat do swoich. Nie zauważyła Harry'ego pod jego peleryną-niewidką. Zmartwił się, kiedy Snape zabrał Hermionę z pokoju wspólnego, więc postanowił ich śledzić. Widział wszystko co się stało, a przynajmniej tak myślał, bo zza zakrętu nie dostrzegł, że Snape tak naprawdę nie dotknął Hermiony. Szybko ruszył w stronę biura profesor McGonagall.

*

Snape stawił się w gabinecie Dyrektora w wyraźnie złym humorze. Dumbledore nigdy nie widział go tak zmęczonego i sfrustrowanego, nawet po spotkaniach Śmierciożerców i torturach.
- Co się stało, mój chłopcze? - zapytał delikatnie.
- W Wieży Gryffindoru odbywało się przyjęcie. Poszedłem tam i przerwałem je.
W tej historii było coś więcej i Dumbledore zastanawiał się, co naprawdę tak bardzo zdenerwowało Snape'a. Jednak zanim zdążył zapytać, Minerwa wpadła do jego gabinetu.
- Albusie, ten skurwysyn uderzył Hermionę - krzyknęła.
- Minerwo, uspokój się. Kto ją uderzył?
-Minerwie najwyraźniej chodzi o mnie! Nazywanie mnie skurwysynem jest właściwie poprawne, w końcu moi rodzice nie byli małżeństwem, kiedy mnie spłodzili. Ale ja jej nie skrzywdziłem, przynajmniej nie fizycznie. - Snape był bardziej sarkastyczny niż kiedykolwiek.
McGonagall nie zauważyła jego obecności, kiedy zaczęła mówić. Jego przyjęcie tego, co Potter zrelacjonował jej zaledwie kilka minut temu zszokowało ją, więc zamilkła i opadła na krzesło.
Albus spokojnie zwrócił się w stronę Severusa.
- Czy mógłbyś dokończyć opowiadanie mi o tym przyjęciu Gryfonów?
- W porządku. Wyczułem, że Vlad jest czymś zdenerwowany i ruszyłem w stronę twojego cholernego domu, bojąc się, że panna Granger mogła zostać zaatakowana. Kiedy przybyłem, twoi drodzy Gryfoni powiedzieli mi, że trwa jej przyjęcie. Dokładnie, że ''to przyjęcie Hermiony''. Prefekt naczelna, twoja duma, złamała przynajmniej tuzin reguł, urządzając imprezę. I znalazłem ją pijaną, obściskującą się z panem Weasleyem w bardzo kompromitujący sposób. Co ja mam teraz zrobić z tą głupią dziewczyną? Co się stanie, jeśli rozejdzie się choć słowo o tym wydarzeniu? A na pewno się rozejdzie, bo wśród Gryfonów jest za dużo plotkarzy. Czy ona zdaje sobie sprawę, że jej reputacja jest cenna? Co by się stało, gdybym nie przybył tam na czas i straciłaby dziewictwo?
Minerwa była oszołomiona tym monologiem.
- Cały zeszły miesiąc wytrwale szukałem dla niej odpowiednich kandydatów - kontynuował Snape, nie zwracając uwagi na spojrzenie Minerwy. - Nigdy nie wyjdzie za mąż, jeśli jej cnota będzie niepewna. Muszę dopilnować, żeby to nie obróciło się przeciwko niej. I tak miałem zamiar porozmawiać z Molly.
Profesor McGonagall pomyślała, że Severus zaczyna brzmieć dokładnie jak Sybilla Trelawney.
- A co Molly ma do tego? - spytała.
- Doszedłem do wniosku, że Charlie i Bill Weasleyowie są dla panny Granger odpowiednimi kandydatami, więc miałem zamiar się z nią skontaktować, żeby zaaranżować zaręczyny. Dopilnuję, żeby to wydarzenie nie stało się wymówką. W końcu to wina członka ich rodziny, że jej reputacja ucierpi.
Oczy Dyrektora znowu rozbłysły, kiedy podziwiał troskę Severusa. Ale Minerwa nadał była zła.
- Dlaczego ją spoliczkowałeś? Mogłeś przyprowadzić ją tutaj albo dać jej szlaban.
- Ufałem jej. Zdradziła moje zaufanie, zachowując się jak jeden z tych bałwanów. Ale co do reszty, mimo że przyznałem się do zamiaru, nie zrobiłem tego. Chciałem to zrobić, ale nie potrafiłem.
Dumbledore zadecydował, że pozwolenie Severusowi cierpieć przez całą noc byłoby zbyt surową karą. Dodatkowo podejrzewał, że gdzieś w zamku znajduje się jeszcze jedna osoba czująca się tak samo okropnie.
- Minerwo, czy mogłabyś przyprowadzić tu pannę Granger?
McGonagall wymamrotała coś jak ''Nie chcę budzić tej biednej dziewczyny'', ale poszła po nią.
Wtedy Albus poprosił Severusa o rzucenie na siebie zaklęcia niewidzialności, żeby Hermiona nie zdawała sobie sprawy z jego obecności. Następnie wyciągnął z szuflady fiolkę czegoś, co Snape rozpoznał jako Veritaserum.

*

Hermiona weszła do gabinetu razem z profesor McGonagall. Jej twarz była czerwona a oczy opuchnięte od płaczu i rzeczywiście - łzy nadal spływały jej po policzkach.
- Dobry wieczór, panno Granger. Czy mogłabyś proszę wypić zawartość tej fiolki, zanim zadam ci kilka pytań?
Wzięła fiolkę i spojrzała na nią.
- Veritaserum - stwierdziła i wypiła zawarte w niej trzy krople.
Snape uspokoił się trochę, słysząc jej komentarz. Przynajmniej nadal była doskonałą uczennicą.
Dumbledore zasiadł za swoim biurkiem.
- Panno Granger, chcę usłyszeć o wszystkim, co stało się tego wieczoru.
- Wróciłam z patrolowania korytarzy i kiedy weszłam do pokoju wspólnego, trwało tam przyjęcie. Wiem z doświadczenia, że nie da się zatrzymać go w takim stadium. Więc usiadłam w rogu, żeby dopilnować braku kłopotów.
- Panno Granger, przepraszam, że przerywam. Wiem, że mówisz prawdę odkąd wypiłaś eliksir, ale jak wytłumaczysz, że twoi przyjaciele uznali to przyjęcie za twoje.
- Powiedzieli mi, że zorganizowali je na moją cześć, żeby uczcić mój powrót ze Skrzydła Szpitalnego. Ale musi pan wiedzieć, że dla przyjęcia zawsze jest powód. Ostatnie było dlatego, że Neville zdał na teście z Eliksirów. Tego biednego chłopaka nawet tam nie było; był tak zmęczony egzaminem, że przespał następne trzy dni.
McGonagall stwierdziła, że jest więcej rzeczy, które chciałaby wiedzieć.
- Jakim sposobem się upiłaś? I jak młoda dama tak dojrzała jak ty skończyła obściskując się z innym uczniem na podłodze? - spytała.
- Po patrolowaniu korytarzy byłam naprawdę spragniona, więc wypiłam całą szklankę soku dyniowego od Rona, nie zdając sobie sprawy, że był zmieszany z wódką. Nigdy wcześniej tak naprawdę nie piłam alkoholu. Co prawda próbowałam wina, ale tylko odrobiny pod okiem moich rodziców. Potem próbował mnie przytulić. Nie jestem pewna, czy to był romantyczny sposób. Myślę, że po prostu brakowało mu dawnej bliskości. Nie chciałam tego, bo Severus powiedział mi, że nie powinnam nikogo dotykać. Próbowałam go odepchnąć. Kiedy wstałam, wszystko zawirowało, więc złapałam się Rona żeby nie upaść i pociągnęłam go za sobą. A wtedy byłam tak zdezorientowana, że nie potrafiłam wstać. Zaraz potem wszedł profesor Snape.
- Co zaszło z profesorem Snape'em? - zapytała surowo McGonagall.
Hermiona zaczęła płakać.
- Zniszczyłam wszystko. Rozczarowałam do. Zdradziłam jego zaufanie. Teraz nie chce mnie widzieć. Nienawidzi mnie i ma rację, bo to, co zrobiłam było okropne.
Minerwa przerwała jej.
- Hermiono, on cię uderzył. To dla nauczyciela niewybaczalne zachowanie. Czy chcesz wnieść skargę?
- Nie, nie uderzył mnie. Ale chciałabym, żeby tak było. Czułabym się lepiej niż po tym, co zrobił naprawdę. To spojrzenie pełne rozczarowania, obrzydzenia i nienawiści naprawdę bolało. Podejrzewam, że na nie zasłużyłam. Teraz już nigdy mi nie zaufa. Nie chcę żyć. Jak mogłam być taka głupia?
McGonagall zwróciła pełne niemocy spojrzenie na Dyrektora.
Snape czuł się głupio. To nie była wina Hermiony. To wszystko sprawka tego cholernego chłopaka Weasleyów. Z pewnością uczyni z życia tego chłopca piekło. Widział, jak bardzo Hermiona cierpiała, więc wyszeptał ''Finite Incantantem''.
Wyczuła coś i spojrzała w górę. Kiedy zobaczyła Snape'a, natychmiast opuściła wzrok, niezdolna ze wstydu spojrzeć mu w oczy. Nie kiedy wiedziała, że nią gardził.
- Hermiono - powiedział, niskim i delikatnym głosem. Zadrżała i zerknęła na niego, niepewna, dlaczego się do niej zwraca.
Snape stał tam, w biurze Dyrektora, wiedząc że ona cierpi tylko z powodu jego nadinterpretacji. Tak martwił się o jej przyszłość, że nie myślał racjonalnie. Otworzył ramiona i czekał.
Hermiona zobaczyła jego gest i zrozumiała, że jej wybacza. Zerwała się z krzesła i przytuliła do niego mocno, oplatając ramionami jego plecy. Schowała twarz w jego szacie i zaczęła szlochać, dając upust wcześniejszej rozpaczy. Zamknął uścisk i przygarnął ją mocniej. Z ulgą usiadł na krześle i wziął ją na kolana. Zaszlochała jeszcze mocniej.
- Ciii, cicho, wszystko będzie dobrze - zaczął szeptać. - Nie martw się. Nie pozwolę nikomu źle o tobie myśleć. Znajdę ci kogoś dobrego, przyrzekam. Skrzywdzę każdego, kto cię obrazi z powodu dzisiejszego wydarzenia.
Nie rozumiała ani słowa z tego, co mówił, ale wiedziała, że jej nie nienawidzi i zaczęła się uspokajać.
- A teraz, skoro już to małe nieporozumienie zostało wyjaśnione... - zaczął Albus, ale Severus mu przerwał.
- Jeszcze jedno, panno Granger. Chciałbym wstać. Czy mogłabyś na kilka minut usiąść na drugim krześle?
Hermiona przytuliła się mocniej.
- Nie, proszę - wyszeptała. - Już nigdy nie zrobię czegoś tak złego, przysięgam. Proszę, nie odchodź.
- Hermiono, nie zrobiłaś nic złego poza zaufaniem temu idiocie Weasleyowi. Nie odchodzę. A teraz zrób, co powiedziałem!
Przytaknęła i wykonała polecenie. Severus wstał i uklęknął przed nią. Potem opuścił głowę i dotknął nią jej kolana.
- Hermiono, obraziłem cię dzisiaj, nie wierząc ci i mówiąc do ciebie w taki sposób. Obraziłem cię, podnosząc na ciebie rękę, nawet jeśli cię nie uderzyłem. Jest mi przykro, ale żadne przeprosiny nie będą wystarczające. Przyjmę każdą karę, jaką zdecydujesz się na mnie nałożyć.
W tym momencie McGonagall stwierdziła, że oboje zwariowali i to nie może być Mistrz Eliksirów, którego znała. Zanim zdążyła skomentować, Hermiona także klęczała i znowu przytulała Severusa.
- Postąpiłeś właściwie. Zrobiłabym coś o wiele gorszego niż spoliczkowanie moich przyjaciół, gdyby dopuścili się tego co ja. I właściwie wcale mnie nie zraniłeś. Wiem, że gdybyś mnie uderzył, skończyłabym w świętym Mungu. Dziękuję, że się mną opiekujesz. - Skończyła mówić i pocałowała go w policzek.
Albus uśmiechnął się ciepło.
- Jak mówiłem wcześniej, zanim mi przerwano, czas, żeby Minerwa odprowadziła Hermionę do jej pokoju i żeby obie dopilnowały, czy Gryfoni śpią i nie imprezują. Odpowiednie kary, szlabany i odjęcia punktów będą ogłoszone rano podczas śniadania. Severusie, mój chłopcze, zostań proszę, chciałbym z tobą pomówić.

*

- Severusie, wiem, że niezbyt się uspołeczniasz, ale jest kilka rzeczy, które powinieneś wiedzieć. Zwyczaje się zmieniają. Żyjemy w dwudziestym wieku. Większość uczniów na siódmym roku ma już za sobą cielesne doświadczenie. Czystość nie jest już konieczna, nawet jeśli jest, muszę dodać, ceniona, zwłaszcza w zaaranżowanych małżeństwach. Chodzi mi o to, że nawet jeśli panna Granger sama zorganizowałaby to przyjęcie, wypiła całą butelkę Ognistej Whisky i dopuściła się seksu z jednym z rówieśników, nikt by jej za to nie potępiał. Po prostu tak zachowują się współcześni nastolatkowie. Mogę cię zapewnić, że twoje zmartwienia były niepotrzebne.
- Hermiona jest pod Opieką wampirów i będzie czysta aż do ślubu, dopilnuję tego. Dzisiejsze wydarzenia jednak uświadomiły mi, że musi jak najszybciej się zaręczyć, żeby być bezpieczna od seksualnych nagabywań przez któregoś z tych bałwanów. Jutro odwiedzę Artura i Molly Weasleyów.
- Mówiłeś poważnie o Charlie'em i Billu? - Dumbledore również zaczynał wierzyć, że troska o kogoś odebrała jego Mistrzowi Eliksirów rozum.
- Tak. Są w tej chwili najlepszymi kandydatami. Wysłałem też oczywiście listy do Mistrzów Eliksirów w Beauxbatons i Durmstrangu, pytając o listę ich najlepszych uczniów.
Dumbledore zastanawiał się, czy nie ostrzec Molly o intencjach Severusa, ale zrezygnował.

*

Kiedy przybyła sowa, Molly i Artur właśnie jedli śniadanie. Rozpoznając na liście pismo Snape'a, zmartwili się, co tym razem zrobili Ron albo Ginny. To musiało być naprawdę poważne, skoro Snape im o tym pisał. Ale list był krótki i zawierał tylko informację o jego planowanej wizycie.
Kilka godzin później Snape zjawił się przez sieć Fiuu. Pomimo soboty, Artur został zmuszony do odwiedzenia Ministerstwa z powodu zaczarowanej lodówki.
Molly podała herbatę i usiadła przy kuchennym stole, słuchając powodu jego wizyty.
Zaczęła się śmiać, jak małe dziecko. Zauważyła cierpkie spojrzenie Snape'a i postanowiła go oświecić.
- Rozmawiałam o tym z Hermioną w zeszłym roku. Nie wiedziała, że mówię poważnie, a ponieważ nic nie wie o magicznych prawach małżeńskich, była bardzo szczera.
- W zeszłym roku? Ale wtedy nie była jeszcze pod Opieką Arcada.
- Severusie! Wiesz, że nie obchodzi nas status społeczny innych ludzi. Jeśli będzie chciała wyjść za któregoś z moich chłopców, będę szczęśliwa mając ją za synową, niezależnie od jej pozycji.
- Więc w czym tkwi problem?
- Dla ciebie istnieją tylko problemy. Po pierwsze, ona nie lubi blondynów i rudych, woli raczej ciemniejsze kolory. Pamiętasz tego chłopca, Wiktora Kruma? Po drugie, Charlie chce mieć z tuzin dzieci, co bardzo ją irytuje. Aż wreszcie, Bill nie chce, żeby jego żona pracowała.
W tym momencie do kuchni wszedł Artur Weasley.
- Witaj, Severusie.
- Arturze, Severus zapytał, czemu Hermiona nie wyjdzie za Charlie'ego albo Billa.
- Oni jej nie lubią. Cóż, kochają ją jako przyjaciółkę, ale po kilku minutach jej obecności zaczynają się kłótnie. Jest naprawdę apodyktyczna, nikt nie może jej znieść. Kiedyś miała czelność zbesztać mnie za wejście do domu, mojego domu, w brudnych butach i nieuszanowanie wysiłków Molly dla utrzymania go w czystości. Jeśli chodzi o chłopców, to kłóci się z nimi o wszystko, od dziecinnych zachowań zamiast pomocy matce po denerwowaniu Molly noszeniem długich włosów i kolczyka, a to tylko odrobina zwykłych tematów. Jest dokładnie tak wymagająca jak Molly, tylko sto razy bardziej despotyczna.
- Cóż, ona ma rację. Jeśli są tak niedojrzali, postępuje właściwie, wskazując im, co powinni zrobić. Gdybym wiedział, że są tacy niedorośli, nie myślałbym o nich jako potencjalnych kandydatach. Dziękuję za poinformowanie mnie.
- Severusie, poczekaj - zatrzymała go Molly. - Taka właśnie jest większość mężczyzn. Nigdy nie dorastają. Hermiona jest zbyt sztywna, zbyt poważna. Podejrzewam, że nie znajdziesz nikogo, kto zniesie taką powagę i dojrzałość przez cały czas. Myślę, że jesteś jedyną osobą, która jest tak samo surowa i formalna jak ona. Percy też jest taki, ale Hermiona nim gardzi. Wiem, że nigdy nie myślałeś o małżeństwie, ale jeśli kiedyś je rozważysz, Hermiona będzie idealna dla ciebie.
Artur był zszokowany słowami swojej żony, ale wiedział, że lepiej jej się nie sprzeciwiać.
- To niedorzeczny pomysł, Molly. Byłem jej nauczycielem, jestem mentorem i mam dwadzieścia lat więcej niż ona. Zasługuje na młodego mężczyznę, inteligentnego i przystojnego, i znajdę go dla niej.
Z tymi słowami wyszedł. Był tak zdenerwowany, że zapomniał powiedzieć im o Ronie i jego zachowaniu wcześniejszej nocy.
*

Rozdział 23

Molly Weasley poinformowała Albusa Dumbledore'a o wizycie Snape'a. Była wściekła, kiedy Dyrektor powiedział jej o Ronie podającym Hermionie alkohol. Oboje zastanawiali się, czemu Snape nie wspomniał o tym podczas wizyty. Dumbledore pomyślał, że mądrze by było poinformować Arcada o prowadzonej przez Severusa kampanii poszukiwawczej dla znalezienia Hermionie przyszłego męża.
Dyrektor nigdy nie pochwalałby związku pomiędzy nauczycielem a uczennicą. Jednak ufał intuicji Molly w tych sprawach. To prawda, że Hermiona była trudna - nie miała zbyt wielu przyjaciół, a kilkorgu posiadanym częściej matkowała niż się z nimi kolegowała. Znajdowali się w środku wojny. Jeśli Voldemort nie zostanie pokonany, wszystko będzie nieważne, bo dla tych dzieci nie zaistnieje przyszłość.
Arcad uważał zachowanie brata za interesujące, ponieważ potwierdzało jego podejrzenia. Związany z bardziej konserwatywnym światem, tak samo jak Severus doceniał potrzebę trzymania Hermiony z dala od nabuzowanych hormonami nastolatków.
Zdecydował się znaleźć okazję do rozmowy z Severusem na temat jej przyszłości. Możliwe, że będzie musiał manipulować Opiekunem Slytherinu tak, by ominąć tabu postawione przez jego wyśrubowane normy etyczne. To nie było łatwym zadaniem, więc postanowił poczekać na odpowiedni zbieg okoliczności.
Następnego ranka Molly Weasley przysłała Ronowi wyjca, który dotarł do Wielkiej Sali podczas śniadania.
- Miona! Przepraszam! Ja naprawdę zrobiłem to dla twojego dobra. Jesteś za bardzo sztywna. Ale dalej nie rozumiem, jakim prawem ten tłustowłosy dupek wszedł do wieży Gryffindoru i po prostu cię zabrał! - Ron po raz kolejny kierował swoją złość na Hermionę.
Nie odpowiedziała mu i wyszła z pomieszczenia.
- No co? - zwrócił się Ron do Ginny, która właśnie go uszczypnęła.
- Ona jest twoją przyjaciółką, a ty ją ranisz.
Ron zawstydził się i pobiegł za Hermioną. Znalazł ją tuż obok klasy, w której mieli pierwszą lekcję - Starożytne Runy.
- Przepraszam. Mam wrażenie, że znowu zachowałem się głupio. Ale, Miona, ja już cię nie znam. Chodzisz w tych dziwnych ciuchach, jak nie ty. Spędzasz lato z tym tłustowłosym dupkiem i nie mówisz nam, czego cię uczy. Nie chcesz już, żebyśmy byli blisko ciebie. Za każdym razem, kiedy próbowałem cię przytulić, tak jak zawsze, zaczynałaś się złościć. Co z tobą, Miona?
- Uczyłam się rytuałów. Niektóre z nich już znasz. Pamiętasz Hardodzioba? Pamiętasz, jak Harry nauczył się podchodzić do niego podczas lekcji? To jest coś podobnego. A poza tym dorośliśmy, Ron. Nie jesteśmy już dziećmi. Jest tyle dziwnych dla mnie rzeczy, o których nic nie wiem. Dlaczego nie powiedziałeś mi, że czarownice tak szybko wychodzą za mąż? I o tych bezsensownych statusach społecznych i zwyczajach?
- Miona! Nigdy mnie nie obchodziło, że nie jesteś czystej krwi. To prawda, że czarodzieje żenią się o wiele później niż czarownice, ale z tobą ożeniłbym się zaraz po szkole, i ożenię się, jeśli mnie zechcesz - zaoferował.
- Odchodzisz od tematu. Jesteś dla mnie jak młodszy brat. Ostatnio niektóre rzeczy są bardzo mnie dziwią. Nie możesz po prostu okazać trochę zrozumienia i dać mi żyć bez oceniania?
- Jeśli obiecasz mi, że w najbliższym czasie przyjdziesz z nami polatać, to układ stoi.
Rozmowę przerwał im Neville, biegnący przez korytarz i śpiewający coś, co brzmiało jak ''La vita e bella''. Powodem jego dobrego humoru była najwyraźniej rozmowa ze Snape'em.

*

Snape od początku roku miewał problemy z Neville'em Longbottomem, który bez profesjonalnej pomocy Hermiony był kompletną katastrofą. Severus przesadził go do pierwszej ławki, by mieć na niego oko. Przez pierwszy miesiąc ciągle strofował go i odbierał mu punkty za bycie chodzącą niekompetencją za każdym razem, gdy Longbottom zrobił błąd. Z czasem uznał, że powtarzanie wciąż tej samej obelgi na każdej lekcji jest męczące i mechanicznie zaczął mu pomagać. Za każdym razem, kiedy Neville miał popełnić pomyłkę, Snape przechodził obok jego stolika i podawał mu właściwy składnik albo usuwał niewłaściwy, po czym kontynuował spacer. Ta metoda zdawała się sprawdzać, Neville robił coraz mniej błędów i nawet jeśli nadal był miernym uczniem, potrzebował pomocy tylko raz czy dwa podczas każdej podwójnej lekcji.
Mistrz Eliksirów nie zużywał już na chłopca tyle jadu. Jego zachowanie w stosunku do Vlada było zdumiewające. Neville zawsze był przy nim, dyskretnie pomagając. Snape był człowiekiem honoru i wiedział, ile jego bratanek zawdzięcza tej pomocy.
Po lekcji polecił Neville'owi zostać w klasie. Chłopiec był zdziwiony, bo w czasie lekcji zrobił tylko jeden błąd, więc nie było gorzej niż zwykle. Oczekiwał, że profesor wlepi mu szlaban albo każe wyszorować wszystkie kociołki.
- Panie Longbottom, proszę usiąść! Co ma pan zamiar robić po ukończeniu szkoły? - zapytał go Snape, wskazując krzesło.
- Zrobię specjalizację z Zielarstwa i otworzę sklep z magicznymi roślinami. To jedyny przedmiot, z którego jestem dość dobry.
- Nie lubisz go. To, że jesteś dobry nie znaczy, że musisz iść tą drogą.
- Nie mam innego wyjścia, proszę pana.
- Zawsze jest wyjście. Powiedz mi, dlaczego pomagasz Vladowi?
- Nie pomagam, znaczy nie tak naprawdę. Vladimir jest bardzo potężny, nawet bardziej niż Harry. Ale w pewnych rzeczach bardzo delikatny. Czuję się za niego jakby odpowiedzialny, od momentu, kiedy został przywieziony do naszego domu, jeszcze przed przybyciem do Hogwartu. Trząsł się. Ja bardzo lubię dzieci. Mają duży potencjał, a potrzebują tylko odrobiny opieki i trochę zachęty.
- Więc lubisz dzieci?
- Tak, proszę pana, bardzo. Wszystkie poprzednie wakacje spędziłem, opiekując się wnukami przyjaciół mojej babci. Teraz jestem zaręczony z Luną Lovegood. Rozmawialiśmy o dzieciach, ale przez następne parę lat nie będziemy ich mieć. Ona chce zrobić karierę jako dziennikarka, a w magicznym świecie nie ma przedszkoli.
- Skoro nie są zakazane przez żadne prawo, to nie widzę dlaczego nie miałoby jakiegoś być i dlaczego ty nie mógłbyś jednego prowadzić, skoro lubisz użerać się z tymi małymi szkodnikami. Możesz odejść.
Neville wyszedł z klasy roztrzęsiony. Profesor Snape nie tylko rozmawiał z nim pierwszy raz od siedmiu lat, nie obrażając go, ale też na swój cierpki sposób udzielił mu rady dotyczącej przyszłości. Dlaczego sam nigdy nie pomyślał o takiej pracy? Nagle poczuł, że przez te lata był dla profesora rażąco niesprawiedliwy. Ten facet był genialny. Wychodząc z lochów, Neville zaczął gwizdać.

*
- Hej, Granger! Masz!
Hermiona pomyślała, że po dzisiejszej konfrontacji z Ronem zasłużyła na spokój. Ale najwyraźniej nie dane było jej go zaznać.
- Czego chcesz, Malfoy?
- Ojciec przesyła ci to zaproszenie.
Rozbawiło ją to. Malfoy najwyraźniej próbował być uprzejmy, ale nie potrafił ukryć dezaprobaty i obrzydzenia. Bez słowa wzięła kopertę i otwarła ją dopiero później, gdy była sama w pokoju.
Wewnątrz znajdowało się zaproszenie na Bal na dwunastego grudnia. W sobotę. Uczniowie siódmego roku mogli wyjeżdżać na weekendy, by brać udział w społecznych wydarzeniach. Zawsze zastanawiała się, kto mógłby ich zapraszać na takie coś. Cóż, wreszcie otrzymała odpowiedź. Oczywiście nie miała najmniejszego zamiaru uczestniczyć w czymś organizowanym przez śmierciożercę - nie wspominając, że przez tego samego, który w tym roku próbował ją porwać. I którego syn zaatakował ją kilka tygodni wcześniej.
Jednak sprawa była niepokojąca. Dziewczyna próbowała zasnąć, ale nie mogła. Jakiś czas później zdecydowała, że ma tylko jedno wyjście - wyszła z pokoju i skierowała się w stronę lochów.
Kiedy znalazła się przed drzwiami prywatnych komnat Snape'a, użyła hasła i weszła. Zajrzała najpierw do laboratorium i pokoju gościnnego, po czym skierowała się do sypialni. Gdy tylko przekroczyła próg, usłyszała ''Drętwota!''.
A minutę później ''Finite Incantantem!''.
Gdy tylko uświadomiła sobie, że jest w ramionach Severusa Snape'a, ten ją puścił. Usiadła na skraju łóżka, obok niego.
- Co tutaj robisz o tej porze? - Jego głos był szorstki, kiedy on sam patrzył na nią nieufnie.
- Ja... Dostałam zaproszenie. - Starała się przy nim nie płakać. Wyciągnęła dokument z kieszeni szat i podała go Snape'owi, by przeczytał.
- Skontaktuję się z Arcadem. On zdecyduje, czy pójdziesz.
- Czy pójdę? Co masz na myśli? Samo bycie obdarowaną tym cholernym zaproszeniem mnie przeraża. Proszę, nie każ mi iść! - Zaczęła płakać i przytuliła się mocno do Severusa.
- Ciii. Jeśli będziesz musiała iść, przyrzekam, że pójdę z tobą.
- Mogę tu zostać na noc? - Nie wiedziała, czemu go o to zapytała. W momencie wypowiadania wydawało się to racjonalne.
- Nie, musisz wrócić do swojego pokoju.
- Proszę! Będę w pokoju gościnnym. I nie będę przeszkadzać.
- Nie przeszkadzasz mi, ale nie możesz zostać. To niewłaściwe. A teraz idź na chwilę do drugiego pokoju. Ubiorę się i odprowadzę cię z powrotem.

*

Po tygodniu Hermiona niemal zapomniała o zaproszeniu. Draco Malfoy nie odezwał się do niej od tamtego czasu i była za to wdzięczna.
Trwał piątkowy ranek w Wielkiej Sali i Hermiona dostała sowę. List z pieczęcią Arcada. Natychmiast go otwarła i krew odpłynęła jej z twarzy.
- Co się dzieje, Miona? - zaniepokoiła się Ginny.
- Będę musiała iść na Bal w dworze Malfoyów!
- Nie ma mowy! Czyś ty zwariowała?
Hermiona pokazała im list. Ron, wedle wcześniejszego przyrzeczenia, powstrzymał się od komentarza. Ginny i Harry zaczęli coś mówić, ale uznali, że lepiej zamilknąć.
- Muszę to pokazać profesorowi Snape'owi. Przyrzekł, że ze mną pójdzie.
Ron był dumny, że udało mu się dotąd nic nie powiedzieć, ale tego nie mógł zostawić bez odpowiedzi.
- I to niby ma być dobrze?
Hermiona po raz kolejny nie odpowiedziała i spojrzała w stronę nauczycielskiego stołu. Otwarła umysł w stronę Snape'a.
''Musisz dotrzymać swojej obietnicy, Arcad powiedział, że mam iść.''
''Porozmawiamy o tym później. Musisz formalnie przyjąć zaproszenie. Lepiej, żebyś zrobiła to teraz, żebym mógł mieć na oku ciebie i Malfoya'' - odpowiedział.
Hermiona wstała i podeszła do stołu Ślizgonów.
- Draco, czy mógłbyś proszę przekazać ojcu, że z przyjemnością przyjdę na Bal?
- Oczywiście, Granger. Nawet jeśli nie wyobrażam sobie, jak zdołasz przetrwać to wydarzenie.
Wróciła do swojego stołu, kiedy Ślizgoni zaczęli szeptać i nieuprzejmie komentować jej słowa. Usiadła obok Ginny, żeby skończyć śniadanie.
- Panno Granger, chciałbym widzieć panią w moim gabinecie przed pierwszą lekcją. - Snape był tuż nad nimi, razem ze swoim grymasem i spojrzeniem.
- Przepraszam, Ginny. Spotkamy się później. - Hermiona wstała i poszła za Snape'em. Gdy byli już w gabinecie, mężczyzna zrelaksował się, a jego grymas znikł z twarzy.
- Bardzo dobrze przekazałaś odpowiedź na zaproszenie. Nie bój się. To sposób Malfoya na przeproszenie Arcada, więc nie będzie niczego próbował. Ale ponieważ będziesz jedynym gościem mugolskiego pochodzenia, wątpię, czy to będzie dla ciebie przyjemne. Ile wiesz o czarodziejskiej etykiecie?
- Niezbyt dużo. Czytałam o niej w jakiejś książce, ale to wszystko.
- Bal jest za trzy tygodnie. Będziemy musieli poćwiczyć. Zgodzisz się na spędzenie kilku godzin każdego dnia na lekcjach tańca i etykiety?
- Znasz mnie. Bycie wszystkowiedzącą oznacza, że skończyłam już czytać wszystko na ten semestr - odpowiedziała z uśmiechem. Nie mogła ukryć radości. Może powinna poinformować Malfoya, że przez jego zaproszenie będzie mogła spędzać więcej czasu z Severusem.

*

Severus Snape odwiedził Alkazar tego samego popołudnia. Musiał porozmawiać o Balu z Arcadem.
- Dlaczego kazałeś jej przyjąć zaproszenie? Jest przerażona.
Arcad oczekiwał jego wizyty. Pomyślał, że Severus musi rzeczywiście troszczyć się o tę dziewczynę, skoro osobiście postanowił odwiedzić go z tej okazji. To dobrze o nim świadczyło. Arcad miał zamiar wykorzystać fakt, że to Severus zaczął dyskusję na ten temat.
- Musimy utrzymywać wrażenie neutralności. Odrzucenie zaproszenia byłoby obrazą i okazaniem wrogości - odpowiedział.
- Przyrzekłem jej, że z nią pójdę.
- Nie oczekiwałem niczego innego. To będzie też dobra okazja do pokazania im, że wciąż jesteś wierny Voldemortowi i zapewne dowiedzenia się kilku rzeczy na temat ostatnich wydarzeń po stronie śmierciożerców. Ale nalegam, jeśli masz zamiar eskortować pannę Granger, powinieneś formalnie być jej partnerem.
Arcad stąpał po cienkim lodzie i wiedział o tym. Był prawie pewny, że Severus będzie wiedział, co on próbuje zrobić. Pytanie tylko, jak na to zareaguje.
- To ma sens. Jeśli będzie towarzyszył jej partner, jest mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś ją obrazi. Jednak wiedz, że nie mam zamiaru znosić żadnego swatania.
- Wiesz, że mogę kazać ci to zrobić - przypomniał bratu Arcad.
- W takim razie jestem w stanie przyjąć konsekwencje nieposłuszeństwa. Nie jestem uczciwy i nigdy nie będę. Ale to nie znaczy, że będę narzucał się moją obecnością młodej i niewinnej dziewczynie, której jedyną winą jest gorliwość w zadowalaniu innych. Nie wierzę, że ty, Dumbledore i nawet Molly Weasley myślicie, że to dobry pomysł. Co do pozostałej dwójki, wiem że nie mają pojęcia o horrorze, jaki musi przetrwać panna młoda podczas wampirzej ceremonii zaślubin. Ale co tłumaczy ciebie, Arcadzie? Powinieneś chronić ją przed każdą krzywdą.
- Nie będę nalegał. Po prostu zapamiętaj to i może pozalecaj się trochę.
- Wiesz, że nigdy nie będę zalecał się do młodej damy, jeśli wcześnie nie sprecyzuję swoich intencji, a sprecyzowanie intencji znaczy coś więcej niż zapytanie jej, czy bierze pod uwagę poślubienie mnie.
- Spałeś z prawie każdą wampirzą kobietą i z większością żon twoich śmierciożerczych przyjaciół, nie wspominając o dziwkach z Nokturnu.
- Do żadnej z nich się nie zalecałem. I zawsze wcześniej precyzowałem swoje intencje. To były zupełnie inne sytuacje i dobrze o tym wiesz - obruszył się Severus.
- Wracając do tematu Balu. Zabierzesz ją do Madam Malkin, żeby kupić szaty? Nasz krawiec może uszyć dla niej sukienkę, ale...
- Madam Malkin będzie plotkować o jej sukience z całym miastem, przez co na Balu uwaga będzie zwrócona właśnie na nią. Jako Opiekun Slytherinu powinienem trochę wiedzieć o tego typu małych manipulacjach, nie sądzisz? - Severus odzyskał dobry humor i zajął się drażnieniem Arcada stosując swój zwykły sarkazm.
*


Rozdział 24

Cały następny tydzień Hermiona spędziła na ćwiczeniach z Severusem, ucząc się kroków tanecznych i formalnej obiadowej etykiety. Znacznie bardziej od nauki nowych rzeczy obchodziło ją samo spędzanie czasu ze Snape'em. Ta luźna przyjaźń bardzo ją uszczęśliwiała. Zwykle nie musieli używać słów i po prostu pracowali w przyjaznej ciszy. W wolnym czasie Hermiona wytrwale ćwiczyła budowanie muru wokół konkretnych części umysłu. Nie miała zamiaru stracić tej przyjaźni z powodu własnej fantazji. Nie mogła więc dopuścić, żeby on się o czymkolwiek dowiedział. I tak nie zawsze było jej łatwo ukryć uczucia. Kiedy tańczyli, a jego długie palce dotykały jej ramion albo pleców, ledwie mogła powstrzymać dreszcze i ekscytację. Kochała jego oczy, te mroczne otchłanie, które nigdy nie ujawniały zbyt wiele, ale unikała spoglądania prosto w nie, bojąc się, co on mógłby zobaczyć w jej.
W sobotę rano czekała na niego przy wyjściu z Hogwartu, żeby mogli pójść na Pokątną i kupić dla niej sukienkę na Bal. W milczeniu szli obok siebie aż do skraju Zakazanego Lasu, gdzie Severus objął Hermionę i aportował ich oboje na miejsce.
- Bonjour! Jak mogę państwu pomóc?
Ze zwykłym uśmieszkiem Severus spojrzał w dół, na otyłą właścicielkę, która zacznie rozsiewać plotki, gdy tylko wyjdą ze sklepu.
- Ponieważ profesor McGonagall nie mogła eskortować panny Granger, Albus Dumbledore poprosił mnie. Panna Granger będzie uczestniczyć w Balu i potrzebuje sukienki.
- Czarownica mugolskiego pochodzenia zaproszona na Bal. To dość niezwykłe. Myślę, że powinniśmy zacząć szukać tutaj. - Poprowadziła ich na drugi koniec sklepu. - Widzisz coś, co ci się podoba? - protekcjonalnie zapytała dziewczynę.
Zanim Hermiona zdołała odpowiedzieć, wtrącił się Severus.
- Madam Malkin, jestem bardzo zajętym człowiekiem. Nie mam zamiaru stracić całego ranka na oglądaniu śmieci w poszukiwaniu przyzwoitej sukni. Panna Granger jest zainteresowana tylko najlepszymi ubraniami, a jeśli się nie mylę, takie nadal wiszą dokładnie po drugiej stronie pani sklepu.
- Nie chciałam obrazić, ale myślę, że te tutaj będą właściwsze. Wie pan, jak jest z magicznymi sukienkami. Bez właściwych umiejętności społecznych i podejścia, biedactwo będzie wyglądało w nich okropnie.
- W takim razie wychodzimy. Nie ma pani nic przeciwko, jeśli użyję pani kominka? - Severus był chłodny jak zwykle, mierząc grubą kobietę wzrokiem. Z chęcią by ją ukarał za obrażanie Hermiony w ten sposób.
- Nie, nie ma sprawy. Z chęcią pomogę, jeśli zdecydujecie się na bardziej racjonalny wybór dla tak młodej istoty. - Madam Malkin spróbowała się uśmiechnąć.
Severus wziął trochę proszku Fiuu, wrzucił go do kominka i powiedział ''Alkazar''.
Madam Malkin natychmiast zbladła, słysząc tę nazwę.
- Może, zanim wyjdziecie, jest kilka rzeczy, które mogę pokazać. Myślę, że niektóre wzory będą pasować do tej młodej damy.
Popchnął Hermionę w stronę kominka. Zniknęła w zielonych płomieniach.
- Obawiam się, że Opiekun panny Granger nalega, by jej sukienka była najlepsza. Może innym razem.
Wrzucił trochę więcej proszku i podążył za nią do tego samego miejsca.

*

Hermiona znalazła się w jednym z pokoi gościnnych Alkazaru. Kiedy próbowała otrzepać ubranie z kurzu, do środka wszedł Arcad.
- Witaj, Hermiono, znalazłaś ładną sukienkę?
Dziewczyna zarumieniła się.
- Nie, Madam Malkin uznała, że nie jestem warta jej sukienek.
Wtedy w palenisku pojawił się Severus.
- Ta kobieta jest kompletną idiotką. Miała szczęście, że nie byłem w humorze na danie jej nauczki.
- Rozumiem. W takim razie, Hermiono, mój krawiec uszyje ci najlepszą sukienkę, jaką kiedykolwiek widziałaś.
- Nie chcę sprawiać kłopotu. To tylko głupi Bal. Nawet nie chcę na niego iść. I wydaje go morderca! Mało mnie obchodzi, jak będzie wyglądać moja sukienka. - Hermiona była sfrustrowana, zniechęcona i zraniona.
Jednak dwie godziny później, kiedy krawiec wziął miarę i spróbował kilku tkanin, kolorów i wzorów, musiała przyznać, że sukienka rzeczywiście była najpiękniejszym strojem, jaki widziała w życiu. Pomyślała, że wygląda jak suknia Kopciuszka podczas balu na zamku. I przez chwilę bała się, że z wybiciem północy suknia zmieni się w łachmany, a ona znowu stanie się tylko zwykłą szlamą.

*

Hermiona została ostrzeżona, by nie mówić nic o sukience, która miała być niespodzianką na Balu. Kiedy wróciła do Hogwartu, wiadomość o incydencie w sklepie Madam Malkin zdążyła już dotrzeć do uczennic ze Slytherinu, które nie traciły żadnej okazji, by dokuczyć Hermionie, kiedy obok nich przechodziła. Ich komentarze nigdy nie były skierowane wprost do niej, więc nie mogły odpowiadać przed Arcadem za obrazę. Ale gdy dziewczyna tylko się odwracała, zaczynały się szepty. Dzień po dniu złośliwe plotki robiły się coraz gorsze i, chociaż Hermiona postanowiła, że przytyki jej nie będą obchodzić, niektóre komentarze bardzo raniły.
Podczas popołudniowych lekcji Snape wyczuł, że jest sfrustrowana, ale nie znał przyczyny, ponieważ przyrzekł, że poza sytuacją zagrożenia życia nigdy nie będzie czytał z jej umysłu bez pozwolenia. Próbował z dziewczyną porozmawiać, ale najwyraźniej nie chciała poruszać tego tematu.
Pewnego ranka, w tygodniu poprzedzającym Bal, Hermiona weszła do Wielkiej Sali na śniadanie. Gdy tylko usiadła przy stole, kilka dziewczyn ze Slytherinu siedzących przy stole za nią zaczęło rozmawiać kpiąco niewinnym tonem.
- To będzie całkiem niezłe przedstawienie. Mała Szlama będzie sama na Balu, błagając, by ktoś do niej podszedł i porozmawiał.
- Może będzie miała partnera. Nawet jeśli według mnie nikt, nawet pijany żebrak nie chciałby z nią iść. Będziemy miały zabawę, patrząc jak płaczliwy mol książkowy próbuje udawać arystokratkę.
- Założę się, że jeśli wybłagała, żeby ktoś ją eskortował, to będzie ktoś naprawdę zdesperowany.
- Jedyny partner, jakiego jest warta, to jedno z tych ohydnych zwierząt Hagrida.
Severus Snape, który wszedł do Wielkiej Sali tuż za Hermioną, kompletnie znieruchomiał, słysząc tę rozmowę. A potem się wściekł.
Dopadłszy dziewczyn, poinformował jedwabistym głosem:
- Slytherin traci sto punktów za obrażanie własnego Opiekuna Domu.
Podskoczyły przestraszone i obróciły się w jego stronę.
- Ale proszę pana, nigdy byśmy pana nie obraziły. Szanujemy pana.
- Naprawdę? - Z tymi słowami obrócił się do stołu obok. - Panno Granger, oczekuję pani w sobotę o siódmej, byśmy mogli teleportować się na Bal. Jeśli zmieni pani zdanie co do godziny wyjścia, proszę poinformować mnie sowią pocztą. - I spokojnie ruszył w stronę nauczycielskiego stołu.
Mimo że mówił bardzo cicho, już kilka minut później wszystkie cztery domy wiedziały, kto będzie towarzyszył Prefekt Naczelnej na Balu.
Oczywiście wiele ślizgońskich sów opuściło zamek natychmiast po śniadaniu i kilka godzin później w wyższych kręgach magicznej społeczności ogólnie wiadomym było, że ceniony i szanowany arystokrata czystej krwi będzie eskortował młodą szlamę. Jednak nie poświęcono temu zbyt wiele uwagi, bo wielu wiedziało, że Severus został podarowany Królowi Wampirów w zamian za życie innych Śmierciożerców. Doszli więc do wniosku, że to Arcad zmusił Snape'a do tego i nawet się nad nim litowali.
Po śniadaniu prawie wszyscy Gryfoni okrążyli Hermionę, chcąc dowiedzieć się o Balu czegoś więcej. Nagle Lavender i Parvati zapomniały o wszystkich swoich uprzedzeniach na rzecz dowiedzenia się jak najwięcej o tym wydarzeniu roku. Podczas każdej przerwy coraz więcej osób nagabywało ją, by poznać nowe szczegóły. Pod koniec dnia Hermiona odwiedziła Vlada, który siedział z Sol i poprosiła go o pomoc w uwolnieniu się od natrętów. Oboje śmiali się i rozmawiali z nią o różnych innych rzeczach, które z Balem nie miały absolutnie nic wspólnego. Jakiś czas później Hermiona poszła do swojego pokoju, żeby odpocząć.
Nie dalej niż dwadzieścia minut później Snape usłyszał pukanie do drzwi. To było oburzające. Jego Ślizgoni bardzo dobrze wiedzieli, że nie wolno mu przeszkadzać, a członkowie innych domów nie odważyliby się zejść do jego komnat, nawet za dnia. Otworzył drzwi i był zaskoczony, widząc pierwszoroczniaka. Uczniowie pierwszego roku powinni być nim tak samo przerażeni, jak starsi.
- Panna Sol Lovegood. Co sprowadza panią tutaj tak późno w nocy? - Jego twarz była zimną maską, a w aksamitnym głosie pobrzmiewała śmiertelna powaga.
Nie odpowiedziała. Trząska się. Przynajmniej nadal wywierał na uczniach odpowiednie wrażenie. Jednak był zaskoczony, że nie uciekła. Powoli wyciągnęła lewą rękę, którą dotąd chowała za plecami i podała mu coś. Był zdumiony. Dobrze wiedział, co to było. To było niesłychane.
- Panno Lovegood. Proszę natychmiast odejść! Gryffindor traci dwadzieścia punktów za przeszkadzanie mi! I kolejne dwadzieścia za przebywanie poza wieżą tak późno wieczorem! I wreszcie pięćdziesiąt punktów za to!
Trząsła się coraz bardziej, ale została na miejscu. Wreszcie przemówiła, niemal szeptem.
- Nie! Musi pan ją wziąć! Robię to dla Hermiony, nie dla pana. Jeśli ma pan zamiar z nią iść, nie chcę, żeby ludzie jej współczuli, bo jest pan brzydki, ma tłuste włosy i żółte zęby! Ona zasługuje na coś lepszego!
- Naprawdę, panno Lovegood? Czy powinienem założyć, że to Vladimir panią do tego przekonał?
- Eee... Nie. Powiedział mi, jak to zrobić, ale stwierdził też, że będzie pan wściekły!
- Panno Lovegood, prószę tutaj poczekać i nigdzie nie odchodzić. - Zamknął drzwi, zostawiając ją na korytarzu. Podszedł do kominka i wrzucił trochę proszku Fiuu. - Komnaty Minerwy McGonagall.
Na moment wsunął głowę w palenisko. A kilka chwil później Minerwa weszła do jego komnat przez kominek.
- Minerwo, myślę, że twoi Gryfoni zwariowali. Nie jestem zagrożonym gatunkiem, który wymaga ochrony. Co więcej, nie potrzebuję jej od pierwszorocznej dziewczyny, która jest tak samo dziwna jak jej siostra - poskarżył jej się Snape.
- Ostatnio zdajesz się przejmować wiele moich obowiązków dotyczących Gryfonów, więc myślę, że to nie takie dziwne, jeśli uczniowie zaczynają myśleć, że jesteś ich Opiekunem Domu - odparła Minerwa.
- Wytłumacz to! - zażądał.
- Neville Longbottom. Jesteś jego bohaterem. Nie przestaje opowiadać, jak twoja rada zmieniła jego życie. A wszyscy myśleli, że gardzisz tym chłopcem.
- Bo nim gardzę. Wiesz, że Ślizgoni nienawidzą mieć długów, a ja jestem człowiekiem, który swoje spłaca. Pomógł Vladowi, więc byłem mu to winny.
McGonagall mogłaby go teraz uderzyć, ale pomyślała o małej dziewczynce czekającej na zewnątrz jego pokoi. Otwarła drzwi.
- Panno Lovegood, proszę mi wytłumaczyć, dlaczego jesteś poza wieżą w czasie ciszy nocnej?
Dziewczyna wzruszyła ramionami, ale odpowiedziała zgodnie z prawdą. Minerwa wzięła od niej bańkę z kroplą krwi i wysłała ją z powrotem do dormitorium.
- Severusie, weź to. Nie możesz odmówić. Dar z całej czystości dziecięcego serca jest zbyt cenny, żeby go zmarnować.
- Minerwo, to jest krew niewinnego dziecka, oddana dobrowolnie. Czy masz pojęcie, jakie będą efekty, jeśli ją wezmę?
- Będziesz wyglądał młodziej z cudownymi włosami i olśniewająco białymi zębami. Twoje kły mogą też trochę urosnąć. Nic szkodliwego. Po prostu ją weź. Nie przyjmuję odmowy. W końcu to nie dla ciebie. Zrób to dla Hermiony!
- Och, proszę, tylko nie mów mi, że też jesteś po stronie Dumbledore'a - rzucił sarkastycznie Snape.
- Stronie w czym? - McGonagall była zakłopotana.
- W tym, żeby tylko wyswatać mnie z twoim małym, gryfońskim, wszystkowiedzącym molem książkowym!
- To jest po prostu śmieszne!
- Dokładnie!
- Porozmawiam z Albusem, jeśli przyrzekniesz, że przyjmiesz krew.
- Umowa stoi!
*

Rozdział 25

Nadszedł dzień Balu i Hermiona poczuła się gorzej. Zmuszono ją do wizyty w domu najgorszego z wrogów, który próbował ją zabić. Zmuszono ją do uczestnictwa w społecznym wydarzeniu, gdzie będzie traktowana przez wszystkich tak pogardliwie, jak pasożyt. A na dodatek ona na nie czekała. Pójdzie tam z Severusem i to będzie coś w rodzaju randki. Niepokoiła ją ta myśl.
Ginny przyszła do jej pokoju, by pomóc w przygotowaniach, a chwilę później dołączyli do nich Harry i Ron, którzy zdecydowali, że tego dnia będą zachowywać się dojrzale. Bardzo starali się powstrzymywać komentarze, przez co cała trójka miło spędziła popołudnie. Przyjaciółka spięła włosy Hermiony w kok, zostawiając kilka luźnych loków wokół twarzy. Potem wampirzą Protegowana założyła sukienkę, a na twarzach chłopców pojawił się wyraz głębokiego podziwu. Odprowadzili ją do wyjścia z Hogwartu, gdzie miała spotkać się z Severusem.
Severus Snape właśnie na nią czekał, gdy zobaczył Pottera i Weasleya schodzących po schodach w towarzystwie zapierającego dech w piersiach zjawiska. Hermiona stąpała z gracją i szykiem w swojej powłóczystej, aksamitnej, czerwonej sukience. Kreacja nie miała rękawów, więc dopełniały jej długie rękawiczki w tym samym kolorze. Była bardzo dopasowana, co tylko podkreślało krągłości Hermiony. Głęboki dekolt dziewczyny zdobił jeden z wampirzych naszyjników, zakończony dużym rubinem. Dodatek zaś stanowiła tiara daleko bardziej imponująca niż codzienna. I ciepły uśmiech.
Jednak sama Hermiona była nawet bardziej zaskoczona niż Severus. Wyglądał o wiele młodziej, jego włosy lśniły, a gdy się uśmiechnął, zobaczyła białe zęby.
- Dobry wieczór, panno Granger. Czy pozwoli mi pani towarzyszyć sobie w drodze na Bal?
- Dobry wieczór, profesorze. Wygląda pan inaczej.
- To dzięki uprzejmości jednej z twoich znajomych Gryfonek, młodszej panny Lovegood.
Hermiona natychmiast zrozumiała.
- Odważne, ale głupie. Będę musiała z nią porozmawiać. - Uśmiechnęła się ciepło raz jeszcze. Oczekiwała, że będą musieli iść pieszo do punktu teleportacji, ale zamiast tego pojawił się powóz.
- Aprez vous, mademoiselle - odezwał się Snape.
Odwróciła się, by na niego spojrzeć. Krzywił się, ale jego oczy błyszczały figlarnie.
W powozie właściwie nie rozmawiali. Kiedy dotarli do na miejsce deportacji, przytulił ją.
- Odwagi - wyszeptał. - Będziesz jej potrzebować, wchodząc między węże.
Zadrżała i wtuliła się mocniej.
Sekundę później stali już przed wejściem do dworu Malfoyów. Hermiona musiała przyznać, że sprawiał całkiem imponujące wrażenie. Powoli ruszyli razem w stronę łukowatego sklepienia bramy wejściowej. Dziewczyna obejmowała ręką ramię Snape'a.
Lucjusz i Narcyza stali w progu, witając gości. Hermiona pomyślała, że widok Śmierciożerców odgrywających doskonałych gospodarzy nie był tym, który spodziewała się ujrzeć przy następnym spotkaniu z Lucjuszem Malfoyem. Oczekiwała raczej obrazu bitwy lub zasadzki.
Lucjusz uśmiechnął się, zimno i arogancko.
- Panno Granger i Severusie, dziękuję wam za przybycie. Wejdźcie, proszę.
Wyciągnął rękę, a Hermiona zadrżała. Naprawdę nie miała ochoty go dotykać. Potem pomyślała, że dla niego dotykanie szlamy będzie co najmniej obrzydliwe. Więc uśmiechnęła się jak najszerzej i podała mu dłoń. Zauważyła dziwny błysk w jego oczach, gdy przyglądał się jej ciału. Przez tę myśl zrobiło jej się niedobrze.
Severus ukłonił się i pocałował Narcyze w rękę. Hermiona stwierdziła w duchu, że jeśli przez przypadek go kopnie, to wcale nie będzie jej wina.
Weszli do pięknego holu, który według Hermiony nie dorównywał pięknością i szlachetnością odpowiednikowi w Alkazarze. Z przyjemnością zauważyła też zazdrosne spojrzenia skierowane na jej sukienkę.
Przez jakiś czas pozostawali razem, ale potem Severus oddalił się. Mówił jej wcześniej, że to będzie doskonała sposobność na pogawędkę z kilkoma Śmierciożercami, by dowiedzieć się o jakichkolwiek postępach w obozie wroga. W końcu będzie też musiał trochę przy nich ponarzekać, że Arcad zmusił go do eskortowania małej szlamy. To pomoże mu podtrzymać iluzję nieustającej wierności w stosunku do Voldemorta.
Hermiona chwilę później uświadomiła sobie, że gapi się w kierunku Snape'a, Dołączyły do niej Narcyza Malfoy i Claudia Nott.
- Biedne stworzenie, musisz czuć się strasznie, stojąc tu sama pośród nieznajomych, tak daleko od ludzi twojego pokroju - zaczęła pani Malfoy.
Hermiona postanowiła nie dać się im zdenerwować, więc zachowała spokój, przytakując wszystkiemu, co mówiły.
- Widziałam, jak patrzysz na naszego Severusa. Nie martw się, kochanie. To naturalne dla kogoś o twoim pochodzeniu, zadurzyć się w tak szacownej osobie. Ale muszę cię ostrzec jako przyjaciółka, kochanie, Severus jest znany z sypiania tylko z kobietami czystej krwi.
- Nigdy nie ubrudzi się szlamą, jeśli wiesz, co mam na myśli - wtrąciła się Media Goyle.
- Ależ Medio, nie powinnaś zwracać się w ten sposób do panny Granger. W końcu to nie jej wina, że urodziła się taka - skarciła swoją przyjaciółkę Narcyza, uśmiechając się z wyższością.
- Przykro mi, kochanie, Severus jest doskonałym kochankiem, co wszystkie możemy potwierdzić, ale nigdy się z tobą nie prześpi. Musisz się z tym pogodzić i znaleźć sobie kogoś... Cóż, kogoś z takim samym pochodzeniem jak twoje - zakończyła Claudia Nott.
Hermiona z trudem powstrzymywała się od ucieczki. Czuła, że w każdej chwili może zacząć płakać, zapominając o wszystkich danych sobie obietnicach. Miała gdzieś, że te kobiety uważały ją za gorszą. Ale obchodziło ją, że wszystkie znały Severusa na tyle dobrze, by wiedzieć, że myśli tak samo jak one.
Severus miał oko na Hermionę przez cały czas jej rozmowy z tymi tak zwanymi przyjaciółkami. Właśnie mówił Malfoyowi, że to przez jego syna skończył jako służący Władcy Wampirów, kiedy wyczuł rozpacz Hermiony. Odwrócił się i zobaczył, że rozmawia z nią Media Goyle. Natychmiast przeprosił towarzystwo i ruszył w tamtą stronę. Gdy tylko Claudia Nott skończyła monolog, postanowił się odezwać.
- Naturalnie, Claudio. Nigdy bym nie dotknął panny Granger. Bo wtedy Władca Wampirów potraktowałby mnie kilkoma Niewybaczalnymi - wtrącił gładko.
- Cóż, Severusie, więc jakie to szczęście, że ten zakaz jest zbyteczny, bo i tak nie skłaniałbyś się do tego, znając twoje upodobania - powiedziała słodko Narcyza Malfoy, a Hermiona pomyślała, że z przyjemnością ujrzałaby ją krztuszącą się nadmiarem miodu w głosie.
Snape uśmiechnął się sardonicznie.
- Naturalnie nakazał mi też trzymać z dala od panny Granger ręce twojego męża, ponieważ wszyscy znamy jego upodobania.
Uśmiech Narcyzy zniknął.
- Cóż, muszę porozmawiać z innymi gośćmi. To było miłe spotkanie, panno Granger. - Pani Malfoy ulotniła się najszybciej jak mogła.
Hermiona czuła się źle przez tę sytuację. Całą noc obserwowała obecne na Balu kobiety, podchodzące do Snape'a i pozdrawiające go serdecznie, co wskazywało na typ relacji między nimi a Severusem. Wszystkie zerkały na nią i ignorowały jej obecność skinięciem głową lub czymś podobnym. Czuła się absurdalnie. To było oczywiste, że Severus spał z każdą czarownicą czystej krwi, ale na nią nigdy nie spojrzy przez szlamowate pochodzenie. Po raz pierwszy Hermiona posłużyła się tym określeniem i uznała, że do niej pasuje.
- Profesorze, proszę, czy możemy już iść?
- Nie, Hermiono. Jeszcze nie czas. Chodź tutaj. Zatańcz ze mną! - jego głos był delikatny. Wyczuwał jej psychiczne rozdygotanie, ale nie miał pojęcia, co je spowodowało. Przecież nie myślała, że one będą dla niej miłe. Wiedziała, czego oczekiwać. Co takiego jej powiedziały, że się załamała?
- No dobrze - wyszeptała cicho i mechanicznie zaczęła z nim tańczyć. Była tak zatopiona w myślach, że nie zauważyła zwróconych na nich spojrzeń. Gdyby się rozejrzała, zobaczyłaby oszołomienie i czystą zazdrość. Suknia wirowała wokół niej, ujawniając w tańcu prawdziwą jakość. Efekt potęgował też fakt, że przez niewerbalną komunikację z Severusem za pomocą Starych Zwyczajów, Hermiona była w stanie przewidzieć każdy jego ruch i odpowiedzieć na niego. Ich taniec był piękny.
Kiedy szli w stronę wyjścia, dołączył do nich Lucjusz Malfoy.
- Jest pani czarującą młodą damą. Severusie, na twoim miejscu dobrze bym się zajął panną Granger. - Z tymi słowami ukłonił się i pocałował wierzch jej dłoni, przesuwając po niej ustami, zanim ją puścił. Zszokowana Hermiona zaczęła się trząść.

*

Kiedy aportowali się z powrotem w czekającym powozie, Hermiona przerwała ciszę.
- Severusie, czy kiedykolwiek myślałeś, by się ze mną przespać?
Zszokowało go to.
- To śmieszne - uciął.
Hermiona poczuła, że jej świat upada wraz z jego potwierdzeniem słów tamtych kobiet. Chwyciła brzeg długiej sukienki i zaczęła uciekać. Biegła tak szybko, jak pozwalały jej wysokie obcasy. Po około stu metrach poślizgnęła się na mokrej ziemi i upadła. Wtedy pozwoliła płynąć łzom i zaczęła szlochać.
- Hermiono, o co chodzi? Podniosłaś wszystkie osłony, więc nie wiem. - Severus wydawał się zdezorientowany.
- Jestem szlamą, a teraz nawet tarzam się w szlamie. - Udało mu się zrozumieć niewyraźny jęk pomiędzy łkaniami.
Uklęknął na ziemi i podniósł ją. Nie skierował się jednak w stronę powozu. Zamiast tego powiedział ''Snape Manor'' i deportował się.
Kiedy znaleźli się jego domu, umieścił ją na kilku tureckich poduszkach na podłodze i rzucił kilka czyszczących zaklęć na siebie i dziewczynę. Następnie usiadł obok i przyciągnął ją do siebie.
- Hermiono, powiesz mi teraz, co jest nie tak?
- A co cię to obchodzi? Jestem szlamą. - Jej głos był lodowaty. Nie płakała już, po prostu wyglądała na zrezygnowaną.
- Hermiono, użyj inteligencji i wiedzy. Zawsze istnieją snoby i ludzie, którzy uważają się za lepszych od innych przez swoje pochodzenie, intelekt albo profesję. Czemu nagle zaczęli cię tak obchodzić? - Zaczynał czuć się zmęczony. Nie przywykł do rozmawiania z nią jak z dzieckiem. Zawsze szybko pojmowała jego słowa. Dlaczego nagle zaczęła mieć jakieś obawy?!
- Nagle zaczęli mnie obchodzić, bo jesteś jednym z nich - odpowiedziała.
Snape poczuł się zraniony jej odpowiedzią. Myślał, że ona potrafi ignorować jego przeszłość, ale najwidoczniej nadal widziała w nim Śmierciożercę. Pozwolił sobie troszczyć się o dziewczynę i zrezygnował ze swoich barier, a teraz ona mogła go zranić. I zrobiła to.
- Wiedziałaś bardzo dobrze, że byłem kiedyś Śmierciożercą - odciął się zimnym i pełnym nagany głosem.
- Ale nie wiedziałam, że uważasz mnie za szlamę. Myślałam, że nie podchodzisz do mnie z niechęcią. Ale nie ma sprawy, możesz usiąść z dala ode mnie. Nie będę ci się narzucać, jeśli nie chcesz ubrudzić się dotykaniem mnie.
- Hermiono, nie jestem niechętny. Lubię cię. Jesteś piękną młodą damą. Co to za głupstwa o szlamach? - spytał zaskoczony Severus.
Dziewczyna zerwała się na nogi.
- Więc nie obchodzi cię, że jestem szlamą?
- Hermiono, przestań używać tego słowa. Mugolskie pochodzenie to coś, przez co powinnaś być dumna, nie zawstydzona.
- Nie jestem zawstydzona.
Uniosła różdżkę, a jej ubranie zniknęło.
- Co robisz, głupia dziewczyno? Natychmiast się ubierz! - Zszokowany Snape spojrzał w bok, nie chcąc obrazić jej spoglądaniem na nią.
- I mówisz, że nie jesteś jednym z nich. Pieprzyłeś każdą kobietę na tym Balu, ale sama myśl, żeby pieprzyć mnie jest dla ciebie śmieszna, bo jestem szlamą. - Naga Hermiona ruszyła w stronę drzwi.
Snape stał nieruchomo, aż spłynęło na niego zrozumienie. Podniósł różdżkę, a w drzwiach szczęknął zamek.
- Otwórz je. Wypuść mnie! - krzyknęła.
Jeszcze jedno smagnięcie i otuliły ją jedne z jego czarnych szat.
Zaczęła je ściągać. Ponieważ były długie, zaplątała się i upadła na podłogę.
Trzeci ruch dłoni i wokół jej nadgarstków oraz kostek pojawiły się więzy, unieruchamiając nogi i ręce.
- To tyle, jeśli chodzi o głupie wymachiwanie różdżką - wypluła, patrząc na niego ze złością.
- Wystarczy, panno Granger. Przepraszam, ale byłem do tego zmuszony. Myślę, że mamy tu kilka nieporozumień.
- Czy Stare Zwyczaje nie powinny nas od nich chronić? - Hermiona zdawał sobie sprawę, że jest sarkastyczna, ale nie obchodziło jej to.
- Chroniłyby, gdybyś nie uniosła osłon i nie zamknęła przede mną umysłu. Rozmawialiśmy o budowaniu muru i chronieniu określonych jego części, ale jeśli zamykasz go całkowicie przed drugą stroną, nie ma możliwości dowiedzenia się, o co ci chodzi i jak naprawdę się czujesz, chyba że użyję Legilimencji, a przyrzekłem ci, że tego nie zrobię.
- Nie powiedziałeś niczego, co powstrzymałoby mnie od takiego zachowania! - Była na niego wściekła.
- Hermiono, jesteś już dorosła. Masz prawo zamykać przede mną umysł, gdy tylko zechcesz. A ja nie mam żadnego, żeby prosić, byś tego nie robiła.
Hermiona przypomniała sobie wszystkie myśli, które chciała przed nim ukryć, także te o nim, i poczuła się trochę winna. Ale wtedy pomyślała, jakim on jest snobistycznym rasistą i znowu uniosła się gniewem.
- A teraz musimy porozmawiać. Nie uwolnię cię, dopóki nie będę pewny, że nie uciekniesz.
- To tyle, jeśli chodzi o traktowanie mnie jak dorosłą i równą sobie.
- Zachowałaś się nie do końca jak dojrzała osoba. - Snape patrzył na Hermionę i zastanawiał się, co jej chodzi po głowie.
Usiadł obok niej, krzyżując nogi.
- Podstawowa kwestia to dlaczego, do cholery, chcesz mieć ze mną jakikolwiek kontakt cielesny. Ale rozumiem, że możesz nie chcieć o tym rozmawiać, więc zostawię to pytanie - wyjaśnił jej Snape. - Skupmy się więc na twoim założeniu, że nie chcę traktować cię tak samo jak Narcyzę Malfoy i kilka innych żon znajomych Śmierciożerców, bo widzę w tobie ''szlamę'' - ostatnie słowo zabrzmiało ironicznie.
Hermiona uspokoiła się i przechyliła głowę na bok, by dokładnie widzieć jego twarz. Leżenie związaną na ziemi było naprawdę niewygodne.
- Wygodnie ci, Hermiono? - Uśmiechnął się złośliwie.
Spojrzała na niego ze złością i parsknęła. Czyżby czytał jej w myślach?
- Jestem zaskoczony. Myślałem, że chcesz zostać potraktowana jak one. A może jednak nie? - Znowu się uśmiechnął.
Nie odpowiedziała.
- Cóż, właściwie to nie do końca tak je potraktowałem. To znaczy, ty leżysz na miękkich poduszkach, podczas gdy one musiały się zadowolić zimną kamienną podłogą. Ty jesteś ubrana, one nie były. Nie masz też zawiązanych oczu ani nie jesteś zakneblowana. I, co najważniejsze, rozmawiam z tobą, podczas gdy na rozmowę z tymi głupimi krowami nie zwykłem tracić czasu. Spędziłem go już z tobą w tym domu więcej niż kiedykolwiek z którąkolwiek z nich. Więc tutaj masz rację. Nie traktuję cię podobnie do nich i szczerze wątpię, byś naprawdę chciała być traktowana w ten sam sposób.
Hermiona miała łzy w oczach. Snape uniósł różdżkę i więzy znikły. Nie poruszyła się.
- Hermiono, szanuję cię, a tych kobiet nie szanowałem nigdy. Wstań i chodź, to spróbujemy się dowiedzieć, czy w kuchni jest jakieś gorące kakao. - Uśmiechnął się do niej ciepło.
Poszła za nim, wyczerpana wydarzeniami tego dnia. Ale i tak zauważyła, że odpowiedział na jej pytanie tylko połowicznie. Szanował ją jako osobę, to było jasne, ale czy powodem, że nie chciał się z nią przespać było jej Mugolskie pochodzenie? Teraz wiedziała jednak, że jego przyjaźń i szacunek były dla niej ważne i nawet jeśli nigdy nie polubi jej jako kobiety, z jakiegokolwiek powodu, nawet przez jej pochodzenie, nadal miała szczęście, że w ogóle go poznała.
Przez chwilę siedzieli w kuchni w milczeniu. Hermiona piła kakao, a Severus ognistą whisky.
- Hermiono, muszę wyjść na chwilę. Czy mogłabyś zostać tu kilka godzin, aż wrócę i przeniosę nas z powrotem do Hogsmeade? Możesz spać w pokoju gościnnym.
- Nie, raczej poczytam. Widzę, że masz tu sporą biblioteczkę. Potem się prześpię.
Wobec tego deportował się.
*


Rozdział 26

- Panno Granger!
Hermiona obudziła się na dźwięk suchego, żeńskiego głosu. Otwarła oczy.
- Profesor McGonagall! Co pani tutaj robi?
- Panno Granger, to ja chciałabym wiedzieć, co robi tutaj pani! - McGonagall zauważyła, że Hermiona nie ma na sobie swoich ubrań, tylko szaty Snape'a. - Moje drogie dziecko! Co on ci zrobił? Wykorzystał cię? Sprawię, że tego pożałuje.
Dziewczyna prawie się roześmiała na widok oburzonej profesorki.
- Pani profesor! Niestety nie zrobił tego! Bardzo starałam się go zmusić, ale nie udało mi się.
- O czym ty mówisz, dziecko?
- Zdjęłam ubranie i próbowałam go uwieść - przyznała Hermiona. - Ale odmówił. Jedno skinienie jego różdżki i już byłam ubrana w tę szatę. Powiedział, że mnie szanuje i wyjaśnił mi naturę jego cielesnych związków z kilkoma żonami Śmierciożerców. - Dziewczyna naprawdę nie chciała mówić o tym, co się stało, ale szybko doszła do wniosku, że jeśli nie powie prawdy, to jej książę zostanie zamieniony w ropuchę.
- Panno Granger! Narzucanie się nauczycielowi jest niewłaściwe i wbrew szkolnym przepisom. Nigdy bym się tego po pani nie spodziewała.
Hermiona uśmiechnęła się, myśląc, jak ograniczona potrafi być jej nauczycielka.
- Właściwie, pani profesor, w tych warunkach to nie jest wbrew przepisom. Nie przebywamy w szkole. On nie jest już moim nauczycielem, a ja jestem w dozwolonym wieku.
- Nadal jesteś uczennicą Hogwartu, a on jest nauczycielem w tej samej instytucji. Będę musiała zgłosić to Dyrektorowi. Będzie bardzo rozczarowany.
Hermiona słuchała profesorki, nie przywiązując zbytniej wagi do jej słów. Nie żałowała tego. Jej jedyną winą było, że nie zdołała uwieść Severusa!
Niski, jedwabisty głos przerwał profesor McGonagall jej tyradę.
- Nie liczyłbym na to, Minerwo. I powstrzymaj się, proszę, od denerwowania panny Granger. Przeżyła już dość i ostatnim, czego potrzebuje, jest słuchanie twoich komentarzy. Gdybym wiedział, że tak zareagujesz, nigdy nie prosiłbym Albusa o wysłanie cię tutaj, byś się nią zajęła. Panno Granger, widzę, że pani wypoczęła. Wracamy do Hogwartu?
McGonagall zdecydowała się zostawić temat na później, za to poinformować o nim Dyrektora, gdy tylko wrócą.
Aportowali się w Hogsmeade i weszli do powozu. Droga była krótka, ale cisza bardzo ciążyła. Gdy tylko dotarli do Hogwartu, McGonagall zwróciła się do Hermiony i Snape'a.
- Jako wicedyrektorka, nalegam byśmy natychmiast skierowali się do gabinetu Dyrektora - poinformowała ich suchym, surowym głosem, nie znoszącym żadnego sprzeciwu czy narzekania.
Severus Snape gestem nakazał Hermionie iść przodem, którego to sygnału McGonagall nie przeoczyła. Pomyślała, że zrobił to tylko dlatego, by ją jeszcze bardziej zezłościć. Wspięli się do dyrektorskiego gabinetu i zobaczyli, że wyraźnie na nich czekał.
- Albusie, wykryłam fakt złamania szkolnych reguł i musimy o nim porozmawiać - poinformowała go Minerwa.
- Oczywiście, droga Minerwo. Jednak myślę, że profesor Snape i panna Granger mieli raczej ciężki dzień i zabranianie im odpoczynku nie byłoby właściwe. Wasza obecność tutaj nie jest wymagana. Możecie oboje odejść i odpocząć - odprawił ich Dumbledore.
Minerwa już chciała zaprotestować, ale Dyrektor uciszył ją machnięciem ręki.
Severus i Hermiona wyszli. Następnie życzyli sobie dobrej nocy i rozstali się. Dziewczyna westchnęła i skręciła w korytarz prowadząc do jej pokoju. Jedno było pewne, mocno go kochała. I miała kłopoty.
- Minerwo, myślałem, że aprobujesz ich przyjaźń. W końcu obchodzą cię i pomogłaś im w tym.
- Albusie, ona chciała uprawiać z nim seks. Masz pojęcie, jakie to może być niebezpieczne? Pozbywanie się ubrania przy kimś takim jak Severus? - powiedziała Minerwa. - On ma złą reputację. Mam wystarczające pojęcie o kobietach, z którymi sypiał, by wiedzieć, że jest brutalny, szorstki i samolubny. Bardzo dobrze wiesz, jak się o niego troszczę, ale nie da się zaprzeczyć jego mrocznej naturze. Zmuszanie przez Hermionę tej natury do ujawnienia się było wyjątkowo głupie. Musi ponieść karę i zrozumieć, że nie powinna igrać z ogniem.
- Rozumiem. Ale powiedz mi, jak zareagował Severus?
- Z detalami wyjaśnił jej, jak traktował tamte kobiety i okazał jej szacunek.
- I to właśnie przeczy twoim obawom. Myślę, że oni oboje osiągnęli poziom zrozumienia i kontaktu, w który nie wolno nam się wtrącać. Nie wiem, czy wyniknie z tego między nimi kiedyś jakiś romans, ale najwyraźniej bardzo im na sobie zależy. Co więcej, mam związane ręce. Istnieje precedens, w którym uczeń oświadczył się nauczycielowi i nie został ukarany. Czy muszę ci przypominać, Minerwo, o młodej dziewczynie z wielkim talentem do transmutacji, która zamieniła swojego nauczyciela w żabę, by mieć pretekst do pocałowania go? - zapytał z błyskiem w oku.
Minerwa uśmiechnęła się ciepło.
- To było tak dawno, że prawie o tym zapomniałam. Może powinnam iść do Hermiony i ją pocieszyć. W końcu jeszcze pamiętam, jak złamał mi serce fakt, że żaba z błyskiem w oczach wyskoczyła przez okno i zniknęła. Zraniłeś mnie, odrzucając moje oświadczyny.
- Tak było najlepiej.
Minerwa życzyła Dyrektorowi dobrej nocy i wyszła z gabinetu, myśląc o młodej dziewczynie, którą kiedyś była i o innej, którą widziała tej nocy przygnębioną odrzuceniem przez mężczyznę, którego kocha.

*

Severus siedział przy okrągłym kominku w swoim pokoju gościnnym, ze szklanką ognistej whisky w ręku, rozmyślając o wydarzeniach tej nocy. Gdy opuścił Snape Manor, odwiedził Alkazar, by porozmawiać z Arcadem. Nie był zaskoczony, dowiadując się, że ten wiedział o miłości dziewczyny do jego osoby.
- Dlaczego nie bierzesz pod uwagę zalecania się do niej? Jest genialną dziewczyną, zna nasze zwyczaje i troszczy się o ciebie. - Arcad wciąż zadawał mu to samo pytanie.
Snape próbował różnych odpowiedzi.
- Kiedy o niej myślę, widzę jedenastoletnią małą dziewczynkę z rozczochranymi włosami i dużymi zębami. To nie jest obraz kobiety. Nie widzę jej jako takiej - zaczął.
Wiedział, że ta odpowiedź nie była do końca szczera. Wiedział, że dorosła - nie był ślepy. Prawda była taka, że bardzo starał się utrzymać w myślach obraz jedenastolatki, by uniknąć obrazu zupełnie innego.
- Ona jest niewinna - spróbował.
Jego brat roześmiał się i odpowiedział mu, że nikt nie pozostaje niewinny przez całe życie.
- Zasługuje na kogoś lepszego. Mniej skomplikowanego. I bez ciemnej strony.
- Może, ale ona pragnie właśnie ciebie - odpowiedział mu prosto jego brat.
- To tylko zauroczenie szkolnego wieku. Szybko się rozmyśli - brzmiała jego riposta.
Arcad rzucił mu wyrachowane spojrzenie.
- Wątpię w to. Będzie krytykować każdego mężczyznę, którego spotka po tobie. A to ma tylko jeden powód - nikt nie będzie dla niej tak dobry jak ty.
- Arcadzie, jeśli mam się do niej zalecać, to zrobię to wyłącznie we właściwy sposób.
- Nie spodziewałem się niczego innego. Idź już i odpocznij. Oczekuję twojego listu z oświadczynami rano, jeśli zdecydujesz się go wysłać.
Severus wypił ostatnią kroplę whisky i otworzył dłoń, by spojrzeć na trzymany w niej pierścionek. Wyglądał zwyczajnie, prosty srebrny krążek bez żadnych kamieni czy grawerowań. Mało której kobiecie by się podobał, a jeszcze mniejsza ich liczba doceniłaby jego znaczenie.
Ranek zastał go przy biurku, przytomnego i spoglądającego na dwa listy, które właśnie opatrzył pieczęcią z herbem Snape'ów. Po wielu godzinach rozmyślań doszedł do wniosku, że nie ma potrzeby się spieszyć. Włożył listy do szuflady i rozpoczął przygotowania do porannych lekcji.
*

Rozdział 27

Żaden Ślizgon nie dręczył jej z powodu Balu. Na korytarzach słyszała kilka komentarzy, ale większość z nich dotyczyła jej sukienki albo zawierała spekulacje na temat wampirzego krawca oraz życzenia, by rodzice zatrudnili tego samego, zamiast szyć suknie u Madam Malkin.
Przez następnych kilka dni próbowała spędzić więcej czasu z przyjaciółmi. Cieszyła się razem z Neville'em, który każdą wolną minutę spędzał na planowaniu swojej kariery jako nauczyciela małych dzieci. Dużo rozmawiała z Ginny, a ich tematy skupiały się na zainteresowaniach tej młodszej z ostatnich sześciu lat - czyli na fakcie, jak zdobyć serce Harry'ego.
Hermiona ośmieliła się powiedzieć Ginny o swoich uczuciach do Severusa Snape'a. Płakała nad swoim odrzuceniem i wyjaśniła Ginny, jak bardzo chciałaby znaleźć się w jego ramionach, jak lgnęła do jego dotyku, jak bardzo go potrzebowała. Ginny zaczynała już myśleć, że jej przyjaciółka rzeczywiście zwariowała, ale na początku tego roku szkolnego przyrzekła, że nie będzie osądzać jej za jej wybory. Więc dwie dziewczyny zaczęły planować, w jaki sposób zdobyć swoich wybranków.
Hermiona została zaproszona do gabinetu Dumbledore'a na popołudniową herbatkę. Zadał jej kilka pytań na temat Balu, ale najwięcej rozmawiała z Lady Altamirą Dumbledore. Bardzo brakowało jej towarzystwa starego portretu. Altamira zadawała jej mnóstwo pytań o Vladimira i jego przyjaźń z Firenzem.
Dumbledore z zainteresowaniem śledził tę konwersację. Był zaskoczony, kiedy po wizycie Hermiony Lady Altamira po raz pierwszy opuściła swój portret i poszła odwiedzić inne szkolne obrazy. Ciekawiło go, komu dokładnie złożyła wizytę.
Nie mógł wiedzieć, że jego prapraciotka odwiedzała portret Arseniusa Fellera. Właściwie to nie z Arseniusem chciała rozmawiać. Przybyła do tego nieznośnego i nielubianego wróżbity tylko dlatego, że był jedynym portretem wiszącym w komnatach Sybilli Trelawney.
A ta, gdy tylko przeszła obok portretu, od razu zauważyła Lady Altamirę.
- Dobry wieczór, piękna pani. Jesteś tu, by zobaczyć się ze mną, czy z Arseniusem?
- Musi pani naprawdę posiadać wewnętrzne oko, jeśli widzi we mnie jakieś piękno. Powiedziałabym raczej, że to żart, gdyby nie fakt, że w mojej obecności nie można kłamać. Przyszłam do pani.
Sybilli pochlebiało, że starsza pani wierzyła w jej wewnętrzne oko.
- Pani Trelawney, proszę mi powiedzieć, co pani myśli o umiejętnościach Firenza w spoglądaniu w przyszłość?
- Rzeczywiście, to akurat potrafi. Ale co daje widzenie prawdopodobnej przyszłości? Ona może się zmienić i zmienia się ciągle. My, którzy posiadamy wewnętrzne oko, o tak, my widzimy ścieżkę, która prowadzi do przyszłości.
- Dokładnie tak. Jednak w tym przypadku myślę, że powinna pani wziąć pod uwagę współpracę z nim. On widzi przyszłość przez starożytną magię, ale to pani potrafi odczytać ścieżkę, która do tej przyszłości prowadzi.
- To absurd. Nie mam do niego szacunku. Odmawiam pracowania z tym... zwierzęciem!
- Sybillo, pomyśl o tym, proszę. To może naprawdę zmienić coś w tej wojnie. Przecież chcesz być użyteczna dla Albusa i dobrej strony, prawda? - Z tymi słowy Altamira opuściła portret i wróciła do własnego.

*

- Dyrektorze? Jest coś, o czym chciałabym z panem porozmawiać. - Tego środowego poranka Hermiona stała na środku korytarza z kopertą w dłoniach.
- Oczywiście, panno Granger. Pójdzie pani ze mną do gabinetu?
- To nie jest konieczne. Właśnie dostałam list od moich rodziców, w którym proszą, żebym odwiedziła ich podczas przerwy świątecznej. Nie widziałam ich od zeszłego roku, bo wakacje spędziłam gdzie indziej. Czy odwiedzenie ich jest możliwe? - spytała Hermiona z lekkim niepokojem.
- Powodem, dla którego nie spędziłaś lata w domu było niebezpieczeństwo z powodu twojego mugolskiego pochodzenia. Mimo Opieki nadal jesteś w niebezpieczeństwie, gdy przebywasz w domu swoich rodziców i możesz zostać zaatakowana, a wina spadnie na mugolskich przestępców. Możliwe nawet, że Śmierciożercy wynajmą ich do tej roboty, żeby nie ryzykować własnych głów. Ale wiem, że twoi rodzice mają pełne prawo żądać zobaczenia się z tobą. Spróbuję znaleźć kogoś, by cię tam eskortował.
- Nie chcę być ciężarem, proszę pana. Wiem, że wszyscy są zajęci.
- To nie stanowi problemu, panno Granger. - Dyrektor odszedł ze zwyczajowym błyskiem w oczach.
Podczas obiadu Hermiona spoglądała na stół nauczycielski, jak zwykła robić przez większość dni i była zaskoczona, gdy Snape wysłał jej mentalną wiadomość.
"Zdecydowano, że będę towarzyszył ci u twoich rodziców. Zgadzasz się na to?"
Uśmiechnęła się ciepło i szybko odpowiedziała, że jest bardziej niż szczęśliwa z wyboru Dyrektora.
Severus nie podzielał jej radości. Oczekiwał, że Dyrektor będzie nalegał na eskortę. Sam by to zaproponował, gdyby Albus nie przejął inicjatywy. W końcu jeśli kiedykolwiek byłby zmuszony do wysłania listów leżących w szufladzie, powinien znać jej rodziców, by móc prosić o ich pozwolenie. Skrzywił się. Miał nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Spojrzał na twarz szczęśliwej, wszystkowiedzącej Gryfonki. Z pewnością nie była głupią dziewczyną. Była za to inteligentną, interesującą, pełną ciepła i uroczą młodą damą. To właśnie kombinacja tych cech z jej statusem jako uczennicy z punktu widzenia nauczyciela i mentora, a także jej niewinność kazały mu odrzucać takie rozwiązanie. Oni wszyscy oszaleli, próbując przekonać ją do dzielenia z nim życia. Może i nauczyła się Starych Zwyczajów, ale to nie znaczyło, że musiała je akceptować. Dla niego były naturalne, a nadal nie do końca do nich przywykł. Wiele razy przeklinał się za niemożność dostosowania się do obecnych zachowań i manier. Przez te wszystkie lata nauczył się zaledwie udawać zdolnego do podążania za nowością, i to jedynie w minimalnym stopniu, potrzebnym do życia w innym społeczeństwie.
Hermiona odpowiedziała na list rodziców, informując ich, że profesor ze szkoły będzie eskortował ją dla bezpieczeństwa i będą musieli przygotować dla niego gościnny pokój. Niepokoiło ją trochę, czy Snape będzie w stanie znieść jej rodziców i czy ich zaakceptuje. Cóż, powinna być przygotowana na ewentualną niechęć. Miała tylko nadzieję, że nie poczuje się obrażony ich zachowaniem. Zdecydowała już, że naprawdę chce być z Severusem i miała zamiar zrobić wszystko, co konieczne, by go zdobyć.
Harry, Ron i Ginny podczas świątecznej przerwy zostali w szkole. Hermiona przypuszczała, że dołączy do nich po wizycie w domu rodziców. Dumbledore nie powiedział jej, ile dni tam zostanie.

*

Pierwszego wolnego dnia Hermiona jako Prefekt Naczelna eskortowała wyjeżdżających uczniów na stację kolejową w Hogsmeade.
Vlad wyjeżdżał razem z Neville'em. Kiedy dotrą do Londynu, zostanie u niego kilka godzin, zanim jego ojciec go stamtąd odbierze.
Hermiona zmniejszyła już swoją walizkę i po odjeździe pociągu została w Hogsmeade. Miała się spotkać ze Snape'em kilka godzin później, by mogli teleportować się do domu jej rodziców, więc spędziła wolne godziny na kupowaniu prezentów dla swoich przyjaciół i kilku innych ludzi. Kupienie prezentów dla Harry;ego, Rona i Ginny zajęło jej tylko kilka minut w sklepie ze sprzętem do Quidditcha. Znalezienie czegoś dla Arcada zabrało jej godzinę. Miał wszystko i więcej pieniędzy, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. Czego mógłby potrzebować? Po odwiedzeniu wszystkich sklepów we wiosce wymyśliła plan. U jubilera poprosiła o medalion. Pokazano jej wiele różnych wzorów. Od razu odrzuciła wszystkie złote i platynowe. Nie miała pieniędzy na żaden z nich. Wybrała prosty i srebrny. Następnie rzuciłą na niego kilka zaklęć, aż zdołał pomieścić małą, szklaną kapsułę. Za pomocą różdżki przecięła opuszek palca i wypełniła naczynie krwią, po czym zapieczętowała je i umieściła we wnętrzu medalionu. Na koniec napisała krótko: "W razie potrzeby i niebezpieczeństwa". Wiedziała, że krew może uleczyć zranione wampiry, a krew dziewicy miała więcej uzdrawiającej mocy. Wreszcie odwiedziła pocztę, by odebrać paczkę zamówioną kilka tygodni wcześniej.
Gdy tylko skończyła, spotkała się ze Snape'em przed Miodowym Królestwem. Przyciągnął ją do siebie i teleportował ich oboje do domu jej rodziców. Kiedy ustało uczucie wirowania, Hermiona otworzyła oczy i uświadomiła sobie, że stoi na progu domu. Severus puścił ją i zapukała do drzwi.
Drzwi otworzyła Pani Granger, kobieta około pięćdziesięcioletnia, ale wyglądająca bardzo podobnie do Hermiony. Przytuliła córkę. Snape nie mógł nie zauważyć, jak jej ciało sztywnieje, gdy zbliżyła się do córki, tak, jakby była zaniepokojona. Wyciągnęła rękę w jego stronę i oficjalnie się przywitała. Odpowiedział z wymaganą uprzejmością i weszli do domu.
Ponieważ była pora obiadu, skierowali się prosto do jadalni. Ojciec Hermiony już tam był. Powitał Severusa, a potem swoją córkę. Severus zauważył, że mężczyzna reagował tak samo, jak jego żona, tylko u niego było to łatwiejsze do zauważenia. Zaskoczył go wyraźny strach w jego oczach.
Ci ludzie bali się swojej córki. Przypomniał sobie jedną z pierwszych rozmów z Hermioną. Powiedziała mu, że musi czuć się bezpieczna i że jej rodzice, mimo że byli bardzo miłymi ludźmi, nigdy nie byli w stanie wzbudzić w niej uczucia bezpieczeństwa. Usiedli wokół stołu, a pani Granger i pomagająca jej Hermiona podały jedzenie. Severus kontynuował obserwacje.
Po krótkiej pogawędce o szkole, pogodzie, pacjentach Grangerów i życiu w mugolskim Londynie, pan Granger przybrał poważny ton.
- Więc powiedz mi, Hermi. O co chodzi z tym niepuszczaniem cię samej? Znowu nad sobą nie panujesz i ktoś musi cię pilnować, żebyś nie zrobiła krzywdy nam lub komukolwiek innemu?
- John! Dosyć tego! Nasza córka wreszcie jest tutaj, a wszystkim, co potrafisz, jest... - Pani Granger była zła, ale wydawało się oczywistym, że w jakiś sposób podziela zainteresowanie męża.
Hermiona przerwała jej.
- Nie martw się, mamo. Myślałam, że wystarczająco to sobie wyjaśniliśmy przez kilka ostatnich lat, że nie mogę używać magii poza szkołą.
Pani Granger uśmiechnęła się do córki.
- Wiem, kochanie. Po prostu trochę się martwimy tym, co mogłabyś zrobić, wiesz, niechcący. Twój ojciec był trochę nieuprzejmy, ale miał rację. Inaczej czemu towarzyszyłby ci nauczyciel?
Hermiona była zakłopotana. Nie rozmawiali o tym od kilku lat i myślała, że jej rodzice zrozumieli, że nigdy by ich nie zraniła i że potrafi kontrolować swoją moc jak każda czarownica czy czarodziej. Nie spodziewała się, że powrócą do starych lęków. I zrobili to w obecności Snape'a! Och, jak bardzo chciała, by nie usłyszał tych zarzutów. Co on sobie o niej pomyśli?
Severus jednak zachował spokój, nawet pomimo że z przyjemnością uderzyłby ich za mówienie o swojej córce w ten sposób. Oskarżanie ją o swoje śmieszne lęki nie było sprawiedliwe.
- Panie Granger, pani Granger - odezwał się cichym głosem. - Znam Hermionę już sześć i pół roku i w tym czasie ani razu nie straciła kontroli nad swoimi zdolnościami, mimo że ciągle wzrastają. Co więcej, Hermiona niedługo kończy naukę i za kilka miesięcy będzie mogła oficjalnie używać swoich mocy poza szkołą. Czy zechcieliby państwo wyjaśnić, dlaczego w ogóle pomyśleli, że państwa córka, która jest aktualnie najpilniejszą uczennicą w Hogwarcie, kiedykolwiek może być niezdolna do kontrolowania swojej magii?
Hermiona nie mogła uwierzyć, że Snape był zdolny obdarować ją publicznie tyloma komplementami. Ale wtedy przypomniała sobie, jakie pytanie właśnie zadał i poczerwieniała. Jej rodzice zaraz powiedzą mu wszystko o tamtych wydarzeniach, a on się dowie i nigdy jej już nie zaufa.
- Ponieważ to już się zdarzało, profesorze Snape. Hermiona "przez przypadek" podłożyła ogień, który prawie spalił okolicę. Spowodowała też trzęsienie ziemi tuż pod domem, przez które prawie się zawalił. I przywołała tygrysa, który zaatakował jej matkę. - Pan Granger wydawał się być mocno rozeźlony.
- Kiedy to wszystko się stało? - zapytał Severus, wpatrując się w pana Granger. Czuł, że Hermiona czuje wstyd i nie chciał pogorszyć wszystkiego spoglądaniem w jej stronę.
- Kiedy skończyła jedenaście lat, dostała list z Hogwartu. Zdecydowaliśmy się oczywiście jej tam nie posyłać. Powinna mieć normalne życia, a nie być skazana na to, które wiedzie teraz. Niestety Hermiona, uparta jak zwykle, chciała tam pojechać. Była bardzo zawiedziona i nagle zaczęły zdarzać się te dziwne incydenty. Znaczy mam na myśli, że w podstawowej szkole była dość przeciętną uczennicą. Nigdy się nie uczyła. Wysyłanie jej do tak drogiej i ekscentrycznej szkoły byłoby stratą pieniędzy. Kiedy zostałam zaatakowana przez tygrysa, do naszego domu przybyło kilku ludzi z waszego świata. Jeden z nich, Albus Dumbledore, poinformował nas, że Hermiona nie będzie miała normalnego życia takiego, jakim je widzimy, bez względu na wszystko. Wyjaśnił też szczegółowo, że jeśli nie pozwolimy jej pójść do jego szkoły i nauczyć się kontrolowania zdolności, te incydenty będą jeszcze gorsze i ktoś może wreszcie ucierpieć - wyjaśniła rzeczowo pani Granger.
- Nie robiła tego umyślnie. Chodzi mi o ataki. Za każdym z tych trzech razów spała i najwyraźniej robiła to przez sen. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek zraniła nas świadomie, ale co jeśli to znowu wymknie się spod kontroli? - dodał pan Granger.
Severus zaczynał już rozumieć kilka rzeczy w zachowaniu Hermiony, tych, które dotąd zdawały mu się nie pasować.
- Hermiono, co powiedział ci wtedy Dumbledore?
- Że dostanę tylko jedną szansę i muszę ją wykorzystać. Dał mi też kilka szkolnych książek. Zaczęłam je czytać, bo naprawdę chciałam iść tam, gdzie należę, do Hogwartu. Na pierwszym roku dużo się uczyłam, bo bałam się, że pewnego dnia Dumbledore przyjdzie i powie mi, że tak naprawdę tam nie należę, że jestem bezwartościowa, bo nie umiem się kontrolować. To także dlatego zawsze podnoszę rękę na lekcjach. Muszę pokazać wam wszystkim, że próbuję wykorzystać szansę, żeby Dumbledore zatrzymał mnie w szkole. A po pierwszym roku odkryłam, że naprawdę lubię czytać i się uczyć - powiedziała mu Hermiona wypranym z emocji głosem.
Wtedy Severus zrobił coś, czego nie spodziewała się żadna z obecnych trzech osób. Roześmiał się. A oni próbowali zrozumieć, co w tym śmiesznego.
- Dumbledore naprawdę jest wścibskim, starym głupcem. Hermiono, myślę, że zobaczył w tobie potencjał i próbował trochę się z nim pobawić. To co "przypadkiem" zrobiłaś jest tylko zwykłymi sztuczkami, których dokonują magiczne dzieci. Różnicą w twoim przypadku był fakt, że nie masz magicznych rodziców. Czarodzieje i czarownice rzucają zaklęcia strzegące na swoje domy, żeby upewnić się, że zauważą każde użycie magii w domu, dzięki czemu zapobiegną katastrofie. Nawet Dumbledore myśli pewnie, że już wiesz o małych dzieciach, które nie panują nad swoją magią i że to naturalne, jeśli pojawia się i teraz i wcześniej w dziwnych formach. Twój przyjaciel Potter przypadkowo zdematerializował kiedyś szybę i uwolnił pytona. Powiedziano mi też, że ma nadzwyczajną zdolność do "odrastania" swoich włosów w jedną noc. Z kolei Fred i George Weasleyowie - oni byli prawdziwą katastrofą. Jeśli Dumbledore miałby komukolwiek dawać ostatnią szansę za występki z dzieciństwa, to na pewno byliby oni. Trzeba było wszystkich hogwarckich nauczycieli, żeby przywrócić Norę z powrotem do trzech wymiarów. Im udało się zmieścić ją w dwóch.
Hermiona spojrzała na niego smutno.
- Założę się, że panu nigdy nie przydarzyło się coś takiego. Nawet jako dziecko musiał pan mieć absolutną kontrolę nad wszystkim.
- To prawda, Hermiono, ale czy muszę ci mówić, co świadomie zrobiłem później, by przypomnieć, że nikt nie jest doskonały? - Spojrzał na nią jak w klasie.
Pani Granger przerwała ich rozmowę.
- Jeśli tak, to czemu trzeba było eskortować Hermi?
Snape zdążył się domyślić, że Hermiona nigdy nie powiedziała im niczego o niebezpieczeństwach, na jakie się narażała. I nie powiedziała im o wojnie.
"Hermiono, mam zamiar powiedzieć im prawdę. Sama powinnaś była to zrobić, ale rozumiem, dlaczego tego nie zrobiłaś." - zakończył mentalną wiadomość.
- W magicznym świecie trwa wojna. I to już od kilku lat. Hermiona aktywnie uczestniczy w niej od piątego roku, gdy zaczęły się działania wojenne. Wiele przeszła. We wrześniu próbowano ją porwać. W październiku została zaatakowana i prawie zginęła. A w grudniu uczestniczyła w przyjęciu zorganizowanym i wyprawionym przez tych, którzy ją napadli.
Oboje wyglądali na zszokowanych. Pani Granger ocknęła się pierwsza.
- Hermi, może powinnaś wziąć pod uwagę opuszczenie szkoły i zamieszkanie na jakiś czas z nami. Tak byłoby bezpieczniej. I kto wie? Może to polubisz i zostaniesz tu, żeby pójść na uniwersytet i zrobić dużą karierę.
- Mamo, w magicznym świecie jestem absolutnie bezpieczna. Bardzo ważna osoba została moim Opiekunem i nikt nie odważy się wejść mu w drogę. To tutaj, w mugolskim świecie potrzebuję ochrony. I o tym też już wcześniej rozmawialiśmy.
W międzyczasie skończyli jeść i odeszli od stołu. Hermiona i jej matka zaniosły naczynia do kuchni, a pan Granger zabrał Severusa do swojego gabinetu.
- Proszę nie brać tego do siebie, profesorze Snape. Kocham Hermi. Tylko nie umiem zrozumieć jej i jej mocy. Często chciałem dla jej dobra, żeby mogła mieć normalne życie, ale niestety to chyba nie wchodzi w grę.
Severus był zły na nastawienie rodziców Hermiony. Nie byli złośliwi, ale ich zachowanie musiało ją ranić.
- To nie jest choroba, na którą mogłaby zapaść pańska córka. To cenny dar. Powinien pan być z niej bardzo dumny.
- W pewien sposób jesteśmy. Ale zawsze będzie denerwował ją fakt, że jest "Inna". Profesorze, jest jeszcze jedna rzecz, która nas martwi. Próbowaliśmy skojarzyć ją z synami naszych znajomych, ale nie udało się nam. Myślimy, że to prawie niemożliwe, żeby znaleźć kogoś, kto troszczyłby się o nią pośród normalnych ludzi. Myśli pan, że ona znajdzie sobie kogoś takiego jak pan? Nie chcemy, żeby całe życie była samotna.
Severus pomyślał, że to dobra okazja na pociągnięcie tematu, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, do pokoju weszły Hermiona i jej matka. Po twarzy podenerwowanej minie dziewczyny można było stwierdzić, że słyszały ostatnie pytanie jej ojca.
Severus mimo ich obecności zdecydował się odpowiedzieć na pytanie.
- Zwykle czarownice wychodzą za mąż tuż po ukończeniu szkoły. Więc bardzo prawdopodobne, że państwa córka za rok będzie już mężatką.
Pani Granger wydawała się być zmartwiona.
- Ona jest bardzo młoda. Nie potrafi o siebie zadbać. Jeśli ma wyjść za mąż, będzie potrzebowała kogoś, kto zdoła się o nią zatroszczyć, ochronić ją i wspierać. Jej przyjaciele to dobre dzieciaki, ale tylko dzieciaki. Nigdy nie będą w stanie tego zrobić.
Jej słowa rozwścieczyły Hermionę. Wstała i zaczęła krzyczeć.
- Matko, zawstydzasz mnie! Jak możesz insynuować, że mogłabym być dla kogoś ciężarem? Doskonale daję sobie radę i jeśli kiedykolwiek wyjdę za mąż, mam zamiar pracować i być zdolna do utrzymania siebie i swojej rodziny.
- To prawda, panie i pani Granger. Państwa córka radzi sobie bardziej niż świetnie. Jednak, Hermiono, nie powinnaś się wstydzić. Pozwalanie komuś na opiekowanie się i pomaganie ci nie jest takie złe. Dla tej osoby będziesz robić to samo - powiedział Severus, próbując ich wszystkich choć trochę uspokoić.
Hermiona spojrzała na niego. Był zaskoczony, widząc w jej wzroku czyste uwielbienie.
Pan Granger próbował zmienić temat.
- Więc, profesorze, proszę nam powiedzieć, czy myśli pan, że Hermi zrobi karierę w tym, co opisywała nam w swoich listach? Czymś łączącym Eliksiry i Transmutację?
Severus skrzywił się.
- Właściwie nie. Nie sądzę.
Hermiona zbladła.
- Ale wcześniej powiedział nam pan, że ona jest aktualnie najlepszą uczennicą w Hogwarcie - przerwała mu ponownie pani Granger.
- To prawda. Jednak mam kilka powodów takiej odpowiedzi. Po pierwsze, nie istnieje zbyt wiele kierunków łączących przedmioty, ponieważ cechą magicznych nauk jest to, że gdy już rozpozna się swoją dziedzinę, należy poświęcić się tylko jej. Wielu zaczynało z marzeniem połączenia dziedzin, ale potem jedna zaczynała górować nad drugą. To moje prywatne odczucie, że przeznaczona Hermionie kariera to nie Eliksiry czy Transmutacja, mimo że jest doskonała w obu tych dziedzinach. Co więcej, jeśli kiedykolwiek wybierze eliksiry jako drogę kariery, będę musiał stanowczo jej to odradzić.
- Dlaczego? - spytali chórem państwo Granger.
- Praca z Eliksirami jest podobna do pracy z tym, co nazywacie substancjami toksycznymi, tylko z mniejszą ostrożnością. To jest bardzo niebezpieczne i obwarowane kilkoma zakazami. Na przykład, czarownice w ciąży nie mogą pracować z Eliksirami z powodu wyziewów, które mogą być zabójcze dla płodu. A i bez tego nie mogą pracować nad określonymi zaawansowanymi wywarami przez kilka dni w miesiącu, bo wtedy na pewno nie uda im się ich uwarzyć. Tego typu wywarem jest elikisir tojadowy. Co więcej, eliksiry wymagają uwagi podczas warzenia, a to może prowadzić do naprawdę niewygodnych godzin pracy. Na przykład eliksir Deletrio może być warzony tylko w nocy.
Hermiona uspokoiła się po wysłuchaniu przedstawionego przez Severusa wyjaśnienia. Doceniała jego szczerość i zainteresowanie jej dobrem. Kiedy usłyszała następne pytanie swojej matki, uśmiechnęła się jeszcze zanim Severus odpowiedział, ponieważ znała jego odpowiedź.
- Innymi słowy mówi nam pan, że będzie zakazuje pan i ma zamiar zapobiec ewentualnej karierze Hermi w tej dziedzinie?
- Jeśli ją wybierze, i będzie to konsekwentny wybór poparty wiedzą o wszystkim, co może się zdarzyć, to zrobię wszystko w mojej mocy, by jej asystować i pomóc stać się najlepszą. Podejrzewam jednak, że państwa córka skusi się na zupełnie inny wariant, a w tym wypadku ta dyskusja nic nie znaczy. - Po tej odpowiedzi Snape spojrzał na Hermionę i był zaskoczony jej ciepłym uśmiechem, który pojawił się nawet zanim udało mu się skończyć słowa poparcia.
Po tej rozmowie wszystko stało się łatwiejsze i popołudnie oraz wieczór minęły w bardziej przyjaznej atmosferze.
*

Rozdział 28

Severus właśnie włożył piżamę, kiedy usłyszał pukanie do drzwi zajmowanego przez siebie pokoju. Zaraz potem te otwarły się i weszła Hermiona.
- Hermiono, nie powinnaś tu być. Wracaj do swojego pokoju.
Podeszła do niego i przytuliła się.
- Proszę, nie każ mi iść, przynajmniej jeszcze nie teraz - jej głos był cichy, a on wyczuł, że jest czymś zmartwiona.
Objął ją ramionami i oddał uścisk.
- Coś jest nie tak, Hermiono?
- Nie czuję się bezpiecznie - ledwie usłyszał to, co wyszeptała.
- Nałożyłem kilka ochronnych zaklęć wokół domu, jesteś bezpieczna.
Hermiona zawahała się, ale potem zebrała na odwagę.
- To bardziej skomplikowane. Nie czuję się bezpiecznie, kiedy jestem z dala od ciebie. Nie boję się Voldemorta i jego śmierciożerców. Po prostu czuję się tak bardzo samotna, kiedy nie jestem z tobą. Ta jak dzisiaj, kiedy moi rodzice znowu zachowywali się dziecinnie, a ty wspierałeś mnie i broniłeś. Potrzebuję cię. - Hermiona spojrzała w górę i podniosła głowę, zbliżając wargi do jego ust. Severus natychmiast ją odsunął, nie wypuszczając jednak z ramion.
- Hermiono, nie! Jesteś zdezorientowana. Chcesz, żebym bronił cię jak rodzic, jednocześnie całując mnie jak ukochanego?
- Nie, nie potrzebuję rodzica. Przetrwałam wystarczająco długo bez ich raz i żadnego prawdziwego wsparcia. Potrzebuję kogoś, kto by się o mnie troszczył, a jednocześnie był wystarczająco dojrzały, by mu ufać i na nim polegać.
- Hermiono, możemy pozostać przyjaciółmi, a ja nadal będę miał na ciebie oko i pomagał ci, jak tylko mogę. Nie musimy być do tego romantycznie zaangażowani.
Oczy Hermiony wypełniły się łzami.
- Uważasz mnie za nieatrakcyjną dlatego, że jestem brzydka, czy dlatego, że pochodzę z mugolskiej rodziny?
Wstała, zanim Severus zdążył odpowiedzieć.
- Przepraszam. Byłeś bardzo dobrym przyjacielem, a ja nie powinnam nalegać, skoro nie chcesz. Dobrej nocy. - Hermiona wyszła z pokoju.
Zaledwie kilka minut później Severus wyczuł, że dzwonią alarmy jego ochronnych zaklęć. Ktoś właśnie użył kominka jako bramy do sieci Fiuu. Zbiegł ze schodów i rzucił zaklęcie. Interesującym okazało się, że celem był Alkazar. Pomyślał, że Hermiona mogłaby użyć tego czasu do rozważenia sytuacji i ponownie wrócił do pokoju.
Tam wyciągnął listy z wewnętrznej kieszeni poskładanych, leżących na krześle szat. Nie wysłał ich do adresatów. Było na to za wcześnie, ona była za młoda i zbyt niewinna.

*

Hermiona wrzuciła proszek do kominka i wymówiła słowo: "Alkazar". Chwilę później wyszła z kominka, którego nie rozpoznawała. Była w sypialni. Przed nią leżało na łóżku dwoje ludzi. Spanikowała. W chwili, kiedy poczuła narastające emocje, jedna z postaci usiadła.
Rozpoznała Arcada.
- Hermiono, właśnie wyczułem twoją obecność. Dlaczego tu jesteś? Co się dzieje? - zapytał.
- Przepraszam. Nie chciałam cię nachodzić ani przeszkadzać. Ostatnim razem pojawiliśmy się w salonie. Nie wiem, dlaczego wylądowałam w tym pokoju.
- Sieć Fiuu w tym zamku jest tak zaaranżowana, żeby ciebie, Severusa i Vlada przenosiła do kominka najbliższego mojej aktualnej obecności. Wcale mi nie przeszkadzasz. Chodź, usiądź i powiedz, o co chodzi.
Hermiona czuła się niepewnie w związku z faktem, że w pokoju była jeszcze jedna osoba i że on najwyraźniej był zajęty, kiedy weszła, ale przyjęła zaproszenie i usiadła na podłodze, na dużej kanapowej poduszce.
Arcad szturchnął śpiącą obok niego kobietę. Obudziła się, a wtedy wyszeptał jej coś do ucha. Szybko pozbierała szaty i wyszła w pośpiechu.
- Próbowałam pocałować Severusa! Już raz odrzucił mnie w wieczór Balu, ale nalegałam. Myślę, że obraziłam go próbą narzucenia się.
- Hermiono, Severus nie pocałuje cię ani nie wykorzysta, póki nie będziecie małżeństwem albo przynajmniej zaręczeni. Troszczy się o ciebie.
- Ale myślałam, że u wampirów jest inaczej. Znaczy mam na myśli, że jego matka nie była żoną twojego ojca, zanim wyszła za niego po Snape'ie.
Arcad uśmiechnął się do niej ciepło.
- Lukrecja została ofiarowana mojemu ojcu.
- Czy ja mogę zostać ofiarowana Severusowi? - Hermiona przyszła tutaj żałując swoich oświadczyn Snape'owi, ale to, co powiedział Arcad dawało jej nadzieję. Severus nie czuł do niej niechęci. Może rzeczywiście był po prostu dżentelmenem.
- To możliwe. Jednak Ofiarowanie to starożytny rytuał, który ma kilka aspektów przynajmniej obrażających osobowość osoby ofiarowanej. Kiedy zostajesz ofiarowana, technicznie stajesz się własnością osoby, której się oddajesz. On może podejmować za ciebie decyzje i robić z tobą co mu się podoba - wyjaśnił Arcad. - Na szczęście mój ojciec dodał do starożytnego rytuału nową możliwość, która dozwala ofiarowanemu na przerwanie tego stanu w każdej chwili, za pomocą prostej czynności. Ale nadal traktowanie ludzi jak własności jest co najmniej obraźliwe, nawet jeśli technicznie już nie funkcjonuje. Najgorsze dla osoby ofiarowanej jest według mnie fakt, że podczas rytuału na odsłoniętej części jej ciała umieszcza się znak. Więc nie warto nawet o tym myśleć. - Arcad mówił poważnie. Chciał ochronić tę dziewczynę, ale przede wszystkim czuł, że Severus i Dumbledore zażyczą sobie jego głowy na tacy, jeśli pozwoli na ofiarowanie.
- Nie dbam o to. Nie ma niczego, co już nie zostało dane i czego nie posiada, nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy. Moje serce i umysł już należą do niego. Moje ciało boleśnie go pragnie. Kiedy nie śpię, myślę tylko o nim. Kiedy śpię, on jest w moich snach. Nie wstydzę się swoich uczuć do niego, więc nie obchodzi mnie wiedza wszystkich, że do niego należę - pod koniec tej przemowy Hermionie zabrakło tchu.
Arcad spojrzał na dziewczynę i zobaczył, że już zdecydowała. Wiedział, że to nie było właściwe, ale wiedział też, że jego brat nieprędko podejmie jakiekolwiek działania. Najwyraźniej zależało mu na Hermionie i to było powodem, dla którego zwlekał. Może to właśnie był właściwy sposób, by trochę przyspieszyć zdarzenia. Ale i tak będzie musiał omówić to z Dumbledore'em.
- Hermiono, wrócisz teraz do domu rodziców, a jutro wieczorem przekażę ci moją decyzję. To rodzic albo Opiekun decyduje o ofiarowaniu swojej protegowanej, w związku z czym rozważę twoje argumenty i jutro dowiesz się, co postanowiłem.

*

Arcad nie tracił czasu i zafiukał prosto do Albusa Dumbledore'a, kiedy tylko przywołał młodą wampirkę z powrotem do swojego łóżka i nakazał jej poczekać.
Dumbledore był ubrany w niemożliwie kiczowatą koszulę nocną.
- Nie patrz tak na mnie, starcze. To przez twoją małą Gryfonkę tu jestem. Hermiona zdecydowała dziś w nocy, że chce być ofiarowana Severusowi. - Gdy tylko wypowiedział te słowa, błysk w oczach Dyrektora zgasł.
- To obraźliwe. Zniewalanie osoby, zmienianie jej w przedmiot, odmawianie jej podstawowych wolności i praw, to jest nieludzkie i karygodne.
- Tylko że to nieprawda - odpowiedział spokojnie Arcad. - Przynajmniej już nie. Mój ojciec zmienił rytuał. Osoba ofiarowana może być uwolniona na jego lub jej decyzję. To dość proste. Nie potrzeba nawet różdżki. Musi tylko potrzeć znak ofiarowania na swoim ciele i powiedzieć "Chcę być wolna", a wtedy warunki zostają zerwane.
Albus usiadł na krześle i pstryknął palcami. Pojawiła się taca z ciastkami i herbatą.
- Poczęstuj się. Dlaczego twój ojciec zmienił rytuał?
- Zrobił to dla mnie. Matka Vladimira, Cecylia, została mi ofiarowana, kiedy była tylko dziewczyną. Bardzo ją kochałem. Mój ojciec zobaczył w moich uczuciach swoje, do Lukrecji. Nigdy nie nakazałbym Cecylii zrobić czegoś, czego by nie chciała. I nigdy nie podjąłbym za nią decyzji, wiedziała to. Ale bolało mnie, że jest moją własnością. Jedynym sposobem uwolnienia jej byłoby wydanie za mąż. Ja nie mógłbym jej poślubić, bo nie przetrwałaby wampirzej ceremonii z powodu jej delikatnego zdrowia. A nie chciałem jej stracić. Ojciec znalazł rozwiązanie przez przyznanie jej prawa do przestania bycia moją, kiedy tylko tego zapragnie. - Arcad zamilkł i napił się herbaty. - Przyszedłem do ciebie dlatego, że nikt nie powinien wiedzieć o tej klauzuli. Jeśli to wypłynie, wszyscy czystokrwiści będą oferować swoje córki, a niektórzy nawet żony. Co więcej, wampiry nie dbają o uczucia i kondycję istot niższych, jak czarownice i czarodzieje. To nie przysporzy nam korzyści - zakończył Arcad.
Dumbledore zamyślił się.
- Wszyscy będą uważać Hermionę za niewolnicę? Powiedziałeś jej o tym i o klauzuli wolności?
- Tak, o obu. Ona wie. Jest tylko zbyt uparta, żeby dbać o własne dobro. Prawie współczuję Severusowi.
- Nie aprobuję ofiarowania. Ale skoro nie zostanie pozbawiona praw, nie mogę powstrzymać cię od zrobienia tego, co uważasz dla niej za właściwe jako Opiekun.
Arcad westchnął. Taka forma przyzwolenia była najlepszym, co mógł uzyskać od starego Dyrektora.

*

Pani Granger obudziła Hermionę następnego ranka.
- Chodź, kochanie, czas siąść do śniadania, a potem otworzymy świąteczne prezenty. Przyleciało kilka sów i przyniosło prezenty od twoich przyjaciół. Twój profesor już jest w kuchni.
Hermiona wstała i ubrała się. Nosiła długie szaty, do których była zobligowana przez Opiekę. Jej matka wyglądała na zdziwioną, ale o nic nie spytała. Obie zeszły do kuchni.
- Dzień dobry, profesorze Snape. Dobrze pan spał? - zapytała Hermiona, starając się nie wyglądać na zakłopotaną lub zawstydzoną.
- Dziękuję za troskę, panno Granger. Odrobinę przeszkodziło mi naruszenie zaklęć ochronnych, ale poza tym odpocząłem.
Hermiona zauważyła, że nie użył jej imienia, dając jej do zrozumienia, że wie o jej zeszłonocnej wycieczce.
Zaraz po śniadaniu przenieśli się do pokoju gościnnego, by otworzyć prezenty. Pierwsza paczka dla Hermiony była od jej rodziców i zawierała kilka książek o chemii i fizyce. Dziewczyna podziękowała im, mimo że czuła się rozczarowana daniem jej czegoś z nadzieją, że wybierze mugolski świat nawet jeśli wiedzieli o jej postanowienia życia w magicznej społeczności.
Potem otwarła prezenty od przyjaciół. Harry wybrał dla niej komplet kaligraficznych piór. Ron magiczną pastę do butów. A Ginny książkę "Jak zdobyć jego serce".
Ona sama zaś kupiła czerwony sweter dla matki i konserwatywny niebieski krawat dla ojca.
Wreszcie sięgnęła po mały pakunek leżący pod drzewkiem, ten sam, który odebrała z poczty w Hogsmeade, i wręczyła go Severusowi.
- A to mały podarek dla pana, profesorze!
Severus przyjął jej prezent i otworzył go. Była to książka zatytułowana "Irrungen Wirrungen" i napisana przez Theodore'a Fontane'a. Podziękował formalnie, po czym przesłał mentalną wiadomość.
"Może i mam szlacheckie pochodzenie, ale ani nie jestem spłukany, ani nie planuję poślubić mojej kuzynki".
Hermiona prawie się rozpłakała. Czytał już tę książkę.
"Nie, ty głupia dziewczyno. Nie czytałem jej. Przejrzałem tylko skrót na tylnej okładce.
- Panno Granger, to dla pani. I otrzymałem też wiadomość od pani Opiekuna, że oczekuje pani obecności na bożonarodzeniowym balu w Alkazarze dziś wieczór. - Severus podał jej małe pudełko. Nie było przewiązane, więc od razu je otworzyła. W środku był kamień, który rozpoznała jako księżycową skałę.
- Uau. Jest niesamowity.
- To bardzo miłe z pana strony, profesorze, że dał jej pan prezent, ale co jest takiego niesamowitego w tym kamieniu, Hermi? - spytał pan Granger.
- Jest bardzo rzadki. I bardzo przydatny w dyplomacji. Jeśli popełnisz pomyłkę, będąc wśród obcej populacji i obrazisz ją, możesz dać im ten kamień w ramach zadośćuczynienia. Jest znany jako prezent przeprosin. Może uratować mi życie.
- Jak zawsze wszystkowiedząca, panno Granger - uśmiechnął się Severus. Był zadowolony, że rozpoznała kamień. Może dyplomacja naprawdę była jej powołaniem.
Hermiona spędziła wieczór na przygotowaniach do balu w wampirzym zamku, a Severus zamknął się w pokoju i czytał podarowaną mu książkę.

*

Dokładnie o siódmej wieczór Severus Snape był gotowy i czekał na Hermionę w pokoju gościnnym. Był ubrany w wyjściowe szaty ze srebrnym ornamentem. Jego włosy co prawda odzyskały swój tłusty wygląd, jako że efekty zażycia krwi zdążyły już minąć. Hermiona weszła kilka minut później, zaskakując rodziców swoim wyglądem. Założyła piękną, białą i długą suknię ze srebrnym pasem w talii i drobną biżuterią z kości słoniowej i srebra. Życzyła im dobrej nocy, przyjęła życzenia na podróż i wyszła razem z Severusem.
Aportowali się przy bramach Alkazaru i powoli ruszyli w stronę holu. Był on wypełniony wampirami, czarodziejami i czarownicami. Szybko znaleźli Arcada i dotarli do niego przez tłum. Przywitał ich i poprosił o pójście za nim do bardziej prywatnych pomieszczeń.
Kiedy tylko się tam znaleźli, Arcad zwrócił się do Hermiony.
- Otrzymałem dzisiaj twój prezent i jestem bardzo wdzięczny. To był szczodry i mądry wybór. - Pokazał Severusowi medalion, a ten zgodził się.
Arcad spojrzał na niego poważnie.
- Severusie, jestem tu, by dać ci twój prezent. - Zatrzymał się, by wziąć oddech. - Ofiarowuję ci Hermionę.

*

Severus nie poruszył się. Hermiona pomyślała, że chyba zapomniał o oddychaniu. Po kilku minutach, które wydawały się wiecznością, wreszcie przemówił. Jego głos był spokojny, ale jednocześnie przerażający.
- To nie wchodzi w grę. Nie przyjmę jej. A ty złamałeś obietnicę chronienia jej.
- Drogi Severusie, nie masz wyboru. Odrzucenie mojej oferty będzie obelgą i znieważaniem także Hermiony, jeśli zostanie uznana ze bezwartościową. I nie złamałem swojej obietnicy. To Hermiona o to poprosiła i poinformowałem także Dumbledore'a, który mnie nie zatrzymywał.
Severus przeczesał palcami włosy. Jego wzrok był chłodny, a on sam najwyraźniej szukał jakiegoś wyjścia z sytuacji.
- Zostawiam was teraz samych, byście przygotowali się do ceremonii, która będzie miała miejsce z wybiciem północy. - Arcad wyszedł z pokoju, zostawiając Hermionę i Severusa za plecami.
Twarz Snape'a stężała i rzucił Hermionie ciężkie spojrzenie. Chłodny wzrok zniknął, a oczy stały się nieodgadnione. Podszedł do niej, sztywno i agresywnie.
- Głupia mała dziewczyno. Nie mogłaś się doczekać zostania dziwką. Dobrze! To twój wybór i teraz będziesz moją dziwką do użytku na moją przyjemność.
Hermiona była zszokowana. Oczekiwała, że będzie zły, ale nie tego. Snape nagle pchnął ją mocno i upadła do tyłu. Myślała, że uderzy w twardą podłogę, ale zamiast tego wylądowała na kanapie.
- Powinnaś zacząć się przyzwyczajać do bycia moją niewolnicą.
Hermiona spojrzała na niego z przerażeniem. Nagle jej różdżka zniknęła i pojawiła się w jego dłoni.
- Już nie będziesz tego potrzebować, jako że nie wyjdziesz z sypialni albo lochów.
Znieruchomiała, ale po chwili była gotowa sobie z tym wszystkim poradzić. Pragnęła go i nawet jeśli był taki naprawdę, była na to przygotowana. Jej zdecydowanie musiało odbić się na twarzy, ponieważ on przez chwilę się zawahał, zanim jego rysy stężały ponownie.
- Może powinienem pokazać ci, co cię czeka? - Z tymi słowami przywołał pejcz i użył go na Hermionie. Ledwie poczuła go przez suknię i szaty, ale nagle zrozumiała i zaczęła się głośno śmiać.
Severus przystanął na jej reakcję i przez moment jego oczy wyrażały zainteresowanie, zanim ponownie straciły wyraz. Czy przesadził? Była teraz w szoku?
- Co panią tak śmieszy, panno Granger? Przestaniesz się śmiać, kiedy będziesz moja i pod moimi rozkazami.
Hermiona straciła już dech ze śmiechu, ale spróbowała odpowiedzieć.
- Nigdy nie udałoby ci się na Broadwayu!
- Że co proszę? - Może rzeczywiście była w szoku. Powinien zabrać ją z powrotem do Hogwartu, do Pani Pomfrey. Poczuł się okropnie, kiedy pomyślał, że w jakiś sposób ją skrzywdził.
- Jesteś nędznym aktorem. Spodziewałam się po tobie czegoś więcej. W końcu jesteś szpiegiem.
- O czym ty mówisz, głupia dziewczyno?
- O twoim przedstawieniu. Było zabawne. Wiem, co próbowałeś zrobić. Wystraszyć mnie, żebym zrezygnowała z udziału w ofiarowaniu albo poprosiła o wolność zaraz po nim. Przykro mi, ale zagrałeś to naprawdę okropnie. - Hermiona uśmiechnęła się ciepło.
Severus westchnął i zdjął wierzchnie szaty, zostając w czarnych spodniach i koszuli, po czym usiadł obok niej na kanapie.
- Co mnie zdradziło? - Jego ton brzmiał teraz żartobliwie.
- Wiele rzeczy, ale dopełnieniem była ta rzecz do chłostania. Powinieneś mnie przedtem rozebrać.
- Wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił. Szanuję cię.
- O to chodzi, Severusie. Gdybyś rzeczywiście był taki, jak udawałeś, nie zawahałbyś się ich zdjąć. Ale było też coś innego. Zwyzywałeś mnie, ale nie nazwałeś słowem, które najbardziej mnie rani. Wiesz, że poczułabym się źle, gdybyś nazwał mnie szlamą. Poza tym, jesteś mistrzem precyzji i wylądowałam na miękkiej kanapie zamiast na podłodze. To na pewno nie był wypadek ani pomyłka.
- Jak zawsze wszystkowiedząca. Hermiono, ale ja mówię poważnie. Nie rób tego, proszę.
- Kocham cię - wyznała szczerze Hermiona, zanim zdążyła powstrzymać się od powiedzenia tego na głos.
- Wiem to od nocy po Balu. Ale musisz mi zaufać. Nie jesteś gotowa na coś takiego. - Severus brzmiał poważnie, ale jego oczy wyrażały niepokój.
- Jestem gotowa. Wiem to! - odparła Hermiona ze sławnym gryfońskim uporem.
- Skoro tak mówisz. Czy w takim razie zrobisz coś dla mojej przyjemności?
Hermiona uśmiechnęła się wesoło.
- Oczywiście.
- Możesz odpiąć guziki moich spodni, wziąć mój członek i pocałować go.
Hermiona sapnęła, po czym ze zdenerwowania zaczęła dygotać. Była gotowa zdjąć ubranie. Była gotowa uprawiać z nim seks, jeśli tylko odbędzie się to w ciemności, jeśli będzie mogła zamknąć oczy i jeśli obędzie się bez zbytniego dotykania. Uświadomiła sobie, że może nie była tak gotowa, jak myślała, ale nie miała zamiaru mu tego mówić. Nie stchórzy. Za bardzo jej na nim zależy. Wyciągnęła ręce w stronę jego spodni, ale zanim go dotknęła, zaczęła się wręcz trząść.
Chwycił jej dłonie w swoje i ucałował. A potem przyciągnął ją do siebie.
- Ciii, nie musisz robić niczego takiego. Chciałem ci tylko pokazać, że musimy zwolnić. Twój entuzjazm trochę cię poniósł. Bardzo doceniam twoją miłość i sposób, w jaki chcesz ją okazać, ale na to potrzeba czasu.
Z napięcia Hermiona zaczęła płakać i Severus posadził ją sobie na kolanach, żeby przytulić mocniej.
- Nie chcę, żebyś odszedł.
- Nigdzie nie idę, Hermiono, ale nie będzie żadnego ofiarowania, zgoda?
Hermiona westchnęła.
- Zgoda.
Severus wyciągnął z kieszeni srebrny pierścionek.
- Hermiono, popatrz na to. Dam ci go dziś wieczór i poproszę o pozwolenie na zalecanie się do ciebie. Jeśli się zgodzisz, będziemy zaręczeni. Narzeczeństwo będzie trwało tak długo, jak chcesz i może być zerwane na dwa sposoby. Po pierwsze, jeśli zdecydujesz, że nie chcesz być ze mną, tylko z kimś innym. Po drugie, jeśli mnie poślubisz. Tak czy tak, przez ten pierścionek jestem zależny od twojej decyzji. Poznamy się lepiej i spędzimy ze sobą dużo czasu. - Głos Severusa był cichy, ale pełen emocji. Mówił melodyjnie, tak jakby zwracał się do małego dziecka.
Po chwili drzwi otwarły się i wszedł Arcad.
- Jesteście gotowi na ceremonię?
- Arcadzie, bardzo dobrze wiesz, że nie będzie żadnej ceremonii ani ofiarowania. Przypuszczam, że przyjąłeś szalone oświadczenie tej małej, bo byłeś pewny, że do tego nie dopuszczę - Severus kpiąco drażnił się z Hermioną, mówiąc coś takiego.
Arcad zachował resztki przyzwoitości, udając, że jest zaskoczony.
- Ale już przekazałem tę wiadomość i zostanie ona ogłoszona.
Severus skrzywił się, ale potem uśmiechnął.
- Oczywiście, oczywiście. Będziesz miał swoje wydarzenie. Ten list z oświadczynami jest najwyraźniej zaadresowany do ciebie, jako Opiekuna Hermiony. Nie żebyś miał czelność odrzucić mnie jako adoratora, skoro praktycznie mi ją ofiarowałeś.
Hermiona była zaskoczona.
- Ale ty miałeś już list ze sobą!
- Bystra obserwacja, malutka. Gdybyś była trochę cierpliwsza, to i tak bym cię poprosił.
Arcad roześmiał się.
- To zajęłoby ci jakieś dwadzieścia lat odkładania tej prośby, ale może byś to i zrobił. Mam na myśli, że nawet za dziesięć lat nadal byś myślał, że ona zasługuje na miłego, młodego czarodzieja zamiast na taką szumowinę jak ty. Jakkolwiek, nie możemy tego ogłosić, póki nie będziesz miał zgody Dumbledore'a.
Severus posłał mu ciężkie spojrzenie.
- Arcadzie, przestań grać niewiniątko. Chcesz, żebym uwierzył, że coś pominąłeś w planowaniu tej konspiracji? Jestem pewny, że Albus jest gdzieś tutaj, żeby odebrać drugi list.
Albus Dumbledore wybrał ten właśnie moment, by wejść do pokoju.
- Musiałem przyjść, żeby upewnić się, że nie będziesz źle traktował Hermiony, jeśli zostanie ci ofiarowana.
Severus zrezygnował z odpowiadania na to oczywiste kłamstwo na rzecz oddania Dyrektorowi drugiego listu.
- Powinniśmy iść już do holu. W końcu kilka setek gości czeka tam na gospodarza wieczoru - powiedział Arcad, wskazując na drzwi.
Albus Dumbledore postanowił mu przeszkodzić.
- Jest jeden problem. Według protokołu rodzice Hermiony też powinni zostać zapytani o zgodę, nawet jeśli jest już dorosła. To ważne, bo na pewno zwrócimy na siebie uwagę Izby Rad i wszystko musi być w porządku.
Arcad na chwilę stracił rozpęd. Kompletnie o tym zapomniał, bo jej rodzice byli mugolami i nie mieli dla niego znaczenia. Nie, żeby przyznał się do tego Hermionie.
Severus odkaszlnął.
- To już załatwione. Zapytałem ich dziś rano.
Trzy pary bardzo zaskoczonych oczu skupiły się na nim.
- Jak?
- Nie wiedziałeś.
- I co powiedzieli?
- Po tym, jak Hermiona była tu zeszłej nocy, a ja otrzymałem dziś rano twój list, byłem całkiem pewny, że coś planujesz. Więc zapytałem ich tego ranka, kiedy Hermiona jeszcze spała. Niezbyt podobał im się ten pomysł, ale zaakceptowali go. Tak bardzo boją się mocy Hermiony, że nie odważyliby się odmówić lub zakazać jej czegokolwiek.
W tym momencie Arcad pstryknął palcami i pojawił się domowy skrzat. Wyszeptał mu coś do ucha. Skrzat zniknął i pojawił się chwilę później, dzierżąc wielkie pudełko czekoladek.
- Wygrałeś, starcze. Miałeś rację. Nikt nie przechytrzy twojego Opiekuna Slytherinu.
Całą czwórką ruszyli w stronę holu.

*

Hermiona była zaskoczona, widząc wśród gości kilku śmierciożerców. Trzymała ręce na łokciu Severusa, a on słuchał wszystkich jej myśli, bo opuściła wszelkie blokady.
"Myślę, że Arcad zaplanował jakąś zemstę za to, jak traktowali cię na balu u Malfoyów."
"Jaką zemstę?"
"Cierpliwość, moja droga, jest cnotą, której musisz się jeszcze nauczyć."
Przez chwilę rozmawiali z kilkoma czarodziejami i wampirami. Jakiś czas później Arcad rzucił zaklęcie nagłaśniające i goście stłoczyli się wokół niego.
- Chciałbym powitać was wszystkich i z przyjemnością ogłosić, że zdecydowałem się zaręczyć moją protegowaną, Hermionę Granger, z Severusem Snape'em.
Prawie wszyscy klaskali. Wyjątkiem było kilku, z Narcyzą Malfoy pośród nich. Chwilę później, kiedy jej mąż kopnął ją i wyszeptał jej do ucha groźby, Narcyza odnalazła swój entuzjazm i dołączyła do oklasków.
Severus puścił rękę Hermiony i uklęknął przed nią.
- Panno Granger, niniejszym chcę poprosić o pozwolenie na zalecanie się - brzmiał poważnie, ale nie bez emocji. Dał jej pierścionek.
Hermiona zadrżała, biorąc go i wkładając sobie na palec.
- Pozwalam. - Uśmiechnęła się, myśląc, że ostatnio dużo się uśmiecha.
Wziął ją za rękę i tańczyli przez chwilę. Hermiona nie zwracała uwagi na świat wokół, podczas gdy Severus obserwował reakcje obecnych śmierciożerców.
- Severusie, dziękuję. To najlepsze święta, jakie miałam. Podarowałeś mi dzisiaj cały świat.
Severus nie odpowiedział, ale przytulił ją mocniej.
*

Rozdział 29

Olśniewająca wampirzyca podeszła do Lucjusza Malfoya, który rozmawiał z innymi czarodziejami.
Severus zauważył to i szepnął do Hermiony:
- Obserwuj, ale nie gap się. Nadchodzi twoja zemsta.
Wampirzca delikatnie dotknęła ramienia Malfoya i coś mu powiedziała. Rozmawiająca z Medią Goyle Narcyza spoglądała na tę scenę z kwaśną miną. Malfoy wyszedł z pokoju za swoją towarzyszką.
- Leyla zaprosiła Lucjusza na zwiedzanie innych części zamku - wyjaśnił Severus zdezorientowanej Hermionie.
- Podejrzewam, że mu się to spodoba.
- No, no, moja droga. Malfoy jest sadystą. Szaleję na punkcie kontroli i bardzo lubi zadawać ból przez tortury. Powiedzmy tak: Nie wie, że Leyla jest jego żeńskim odpowiednikiem, tylko silniejszym.
- Chcesz mi powiedzieć, że Malfoy po raz pierwszy spędzi tę noc jako czyjaś zabawka.
- Bystra obserwacja, moja droga. On potrzebuje małej lekcji posłuszeństwa, prawda?
Hermiona nie miała czasu nacieszyć się sytuacją, bo dopadła ją zazdrość.
- Severusie, skąd znasz gust Leyli?
Severus spojrzał jej w oczy i nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Jego mała czarownica rzeczywiście była zazdrosna. Zdecydował się na całkowitą szczerość. W jego związku z Hermioną nie może być kłamstw.
- Nauczyłem ją kilku sztuczek. - Miał zamiar na razie pozwolić sobie na korzyści niejasnych odpowiedzi. W końcu był prawdziwym Ślizgonem. - Patrz na Narcyzę i baw się, Hermiono. Rzucę zaklęcie, byśmy mogli słyszeć rozmowę.
Narcyza i Media Goyle rozmawiały z jakimiś wampirami.
- To musi być dla pani okropne, pani Malfoy, być porzuconą przez męża w tak obcym środowisku, nikogo nie znając. Ale nie musi się pani martwić, nikt nie zauważy, jeśli popełni pani pomyłkę albo powie coś, czego nie powinna. Nikt nie zwraca uwagi na gości.
Narcyza wyraźnie zbladła.
- Pani Goyle, pani mąż już wcześniej oferował mi swoje usługi, ale musiałam odmówić. Bez obrazy, ale mam tytuł i znany rodowód. Nie mogę upaść tak nisko, nawet okazując łaskę pani mężowi.
- Aelius, wiesz bardzo dobrze, że gdyby nasza pani Goyle była trzydzieści lat młodsza i bardziej atrakcyjna, nie przepuściłabyś okazji, by z nią zadrzeć, nawet mimo imienia.
Hermiona nie uważała się za okrutną, ale nie mogła nie czuć satysfakcji, obserwując wyrazy twarzy tych dwóch kobiet.

*

Po przyjęciu Hermiona i Severus spędzili noc w zamku. Hermiona dostała miły pokój w kolorach jasnego różu, tuż obok Vlada. Arcad powiedział jej, że ten pokój należał do niej odkąd została jego protegowaną. Kazał go przygotować po jej zeszłonocnej wizycie. Brakowało w nim tylko okien. Ale w końcu w całym zamku nie było ani jednego.
Severus wycofał się do własnego miejsca. Było to kilka pokoi, które zajmował jako dziecko i zdecydował się zatrzymać jako dorosły. Zawierały one jego jedyne szczęśliwe wspomnienia. Usiadł przy ogniu i rozmyślał o tym, jak zmieniło się jego życie przez ostatnich kilka miesięcy. Pamięta Hermionę z początku lata, kiedy próbowała podać mu herbatę, używając złego rytuału. Biedna dziewczyna nie mogła wiedzieć, co robi źle. Czasami czuł, że ich wspólne lekcje pomagały bardziej jemu niż dziewczynie. Uświadomił sobie, że zachowanie uczniów już go tak nie irytuje. Dzięki Hermionie widział powód naiwności ich działań.
Do pokoju wszedł Arcad.
- Napijesz się czegoś? - zaoferował Severus.
- Przyniosłem własne. - Arcad uniósł wypełnioną krwią szklankę. - O czym myślałeś?
- O Hermionie.
- Zależy ci na niej. - To nie było pytanie, lecz stwierdzenie faktu.
- Tak. Przyzwyczaiłem się do jej obecności. Dziwnie się czuję, kiedy odchodzi albo zamyka przede mną umysł. Doprowadziła mnie prawie do szaleństwa, chroniąc myśli przez ostatnie dwa miesiące. Nie wiedziałem, co jest z nią nie tak i martwiłem się.
- Dzisiaj ją uszczęśliwiłeś.
Severus uniósł brew i skrzywił się.
- To była tylko chwila szczęścia i zastanawiam się, czy warta cierpień, jakie jej to przyniesie. Bycie ze mną to zdecydowanie nie różany ogród. Mam tylko nadzieję, że uświadomi to sobie wystarczająco szybko, odwoła wszystko i znajdzie sobie kogoś mniej skomplikowanego.
- I będziesz zdolny pozwolić jej wtedy odejść? - zapytał Arcad.
- Nie, nie będę. Ale pozwolę jej, niezależnie od moich odczuć.
- Zostawię cię, żebyś się wyspał. Ruszacie jutro do domu Grangerów?
- Tylko na kilka godzin, potem wracamy do Hogwartu.
- Moglibyście zabrać ze sobą Vladimira? Nudzi się tutaj, bez innych dzieci.

*

Do Grangerów przybyli w czasie lunchu. Hermiona była w świetnym humorze i mocno uściskała swoich rodziców, nie przejmując się, czy ich tym przestraszy. Ale oni wydawali się jakoś bardziej rozluźnieni. Zastanowiła się przez minutę, ale potem odpędziła myśli i usiadła przy stole, by zjeść swoje ulubione danie - placek ze szpinakiem i pieczonego kurczaka.
Jej rodzice byli nieco zdenerwowani, kiedy poznali Vlada i przyszły im na myśl napady niekontrolowanej mocy, ale Severus wyjaśnił, że Vlad jest półwampirem i nie ma takiego problemu. Sapnęli, słysząc termin "półwampir", a Hermiona była wdzięczna, że zapomniała wspomnieć, iż Severus jest nim także.
Oczekiwała, że wrócą do dotkliwych wniosków z zeszłego dnia albo powiedzą coś o tym, że jest teraz zaręczona z o wiele starszym mężczyzną, albo coś równie zawstydzającego.
Kiedy razem z matką zaniosły do kuchni talerze, nie wytrzymała i spytała:
- Mamo, zawsze ostrzegałaś mnie przed związywaniem się ze starszymi facetami, a teraz wydajesz się akceptować Severusa.
Pani Granger poklepała córkę po ramieniu i spojrzała na nią smutnymi oczami.
- Hermi, i tak nie masz dużego wyboru, biorąc pod uwagę twój... twoją sytuację. On przynajmniej ma pracę, jest wykształcony, a ty zdajesz się go lubić. Obiecał też dobrze się tobą opiekować.
W tym momencie Hermiona pomyślała, że mogłaby znienawidzić własną matkę. Wybrała Severusa. Nie zdecydowała się na niego dlatego, że nikt inny by jej nie chciał. Kochała go i wybrałaby tylko jego ze wszystkich innych ludzi.
- Nie potrzebuję twojej litości, matko - jej głos był lodowaty.
Wróciły do jadalni. Severus i Vlad natychmiast wyczuli zmianę jej humoru. Spojrzeli na nią pytająco, ale wzruszyła ramionami.
"O co chodzi, kochanie?"
"Czy Arcad zmusił cię do oświadczyn? Bo nikt inny by mnie nie chciał?"
Vlad roześmiał się i prawie zadławił sokiem.
- Przepraszam. Nie chciałem podsłuchać waszej telepatycznej rozmowy, ale myśl Hermiony była tak głośna, że słyszał ją chyba nawet mój ojciec, a on jest dwieście mil stąd.
Hermiona rzuciła w niego ręcznikiem.
- To nie jest śmieszne. Jestem żałosna.
Jej rodzice słuchali tej rozmowy, kompletnie nic nie rozumiejąc.
A kiedy Severus już miał odpowiedzieć, Vlad zdecydował się postawić sprawę jasno.
- Dla twojej informacji, cioteczko. Seamus i jeszcze jeden siódmoroczny, którego imię ciągle zapominam mają zamiar zaprosić cię na rankę kiedy tylko wrócą z wakacji. Mówili o tym w pociągu. Seamus powiedział, że jesteś niezła, a ten drugi zauważył, że stanowisz idealny wybór na żonę, biorąc pod uwagę twojego Opiekuna.
Vlad i Hermiona parsknęli śmiechem, a państwo Granger nadal nie rozumieli sensu tej dyskusji. Severus za to połączył szyderczy uśmiech z wyrachowanym spojrzeniem, co oznaczało, że coś go trapi.
Przefiukali się do Trzech Mioteł w Hogsmeade i zobaczyli, że jest tam pusto. Powitała ich Madam Rosmerta.
- Napijecie się kremowego piwa? - zapytał ich Severus.
Madam Rosmerta ledwie ukryła zaskoczenie. Severus Snape zachowujący się uprzejmie w stosunku do uczniów i proponujący im piwo zamiast szlabanu? To dopiero coś.
Vlad czuł się jak intruz. Wiedział, że Severus i Hermiona muszą ze sobą porozmawiać i najchętniej zostawiłby ich samych, ale samotny powrót do Hogwartu nie był dla niego bezpieczny.
- Severusie Snape. Miałam przeczucie, że cię tu dzisiaj ujrzę. Moje wewnętrzne oko ostrzegło mnie o obecności czegoś mrocznego.
Severus wymamrotał bez związku coś, co zawierało kilka niemiłych epitetów i odwrócił się, by spojrzeć na profesor Trelawney. Wydawała się nie zauważać jego cierpkiej miny.
- Właściwie to Firenzo poprosił mnie, żebym przyprowadziła mu Vlada. Jego obecność w Hogwarcie jest niezbędna. - Zachichotała, widząc u Snape'a oznaki znudzenia. Trelawney i Firenzo wreszcie na przyjacielskiej stopie. Może świat rzeczywiście zwariował.
Vlad był zadowolony z możliwości ucieczki od tej dziwacznej sytuacji i chętnie poszedł za Trelawney do zamku.
Severus gestem pokazał Hermionie krzesło przy stoliku, a sam usiadł naprzeciw niej. Madam Rosmerta przyszła odebrać zamówienia.
- Mam kilka pytań - odezwała się Hermiona.
- A to nowość - dokuczył jej.
- Co teraz? Możemy komuś powiedzieć czy to sekret?
- Zawsze zapędzona. Nie musimy nikomu mówić, ale prawie wszyscy będą wiedzieć. W końcu na przyjęciu był Lucjusz Malfoy, a także Bulstrode'owie. Myślę, że to dobry pomysł, być powiedziała o tym swoim przyjaciołom tak szybko, jak to możliwe. Nie będą zadowoleni, dowiadując się od kogoś innego.
- Martwię się - przyznała szczerze Hermiona.
- Uważasz, że źle zareagują? - Przeklnie ich stąd do wieczności, jeśli odważą się ją zranić.
- Cóż, Ginny już nieco wie. Znaczy mówiłam jej, jak się czuję, więc to nie będzie dla niej szokiem. A Harry ostatnio bardzo wydoroślał. Wypowie swoje zastrzeżenia, ale potem zaakceptuje mój wybór. To o Rona się boję. Jest zbyt spontaniczny.
- Czy chcesz, żebym był obecny? Może mógłbym zaprosić całą trójkę dziś wieczór, na herbatę w moich komnatach.
- Naprawdę? Zrobiłbyś to? - Hermiona sięgnęła przez stół i złączyła z nim dłonie.
Severus zesztywniał i cofnął się.
- Hermiono, chciałbym omówić z tobą kilka rzeczy.
Zatrzymała na nim wzrok, przestraszona, że znowu ją odepchnie.
- Nie mogę okazywać ci uczuć publicznie. Moja posada nauczyciela na to nie pozwala. To nie ma nic wspólnego z faktem, że jesteś uczennicą. Kiedy skończysz szkołę, będzie tak samo. To nie znaczy, że nie będę cię akceptował, a już na pewno nie, że się ciebie wstydzę.
- Niczego takiego nie powiedziałam.
- Ale pomyślałaś.
Madam Rosmerta przyniosła im na tacy piwo kremowe i kawę.

*

Sybilla Trelawney i Vlad dochodzili już do zamku, kiedy spotkali czekającego na nich Firenzo.
- Hej, Vlad. Fiukałem dziś rano do twojego ojca, a on poinformował mnie o twoim powrocie.
Vlad pomyślał, że informacja i inteligencja to dwa główne komponenty sukcesywnych przepowiedni, takich, jakie miewała profesor Trelawney.
- Nie miałem zamiaru pomagać Sybilli, ale kiedy do mnie przyszła, droga pokazywana przez gwiazdy stała się jaśniejsza.
Sybilla Trelawney milczała, co było wyjątkowo dziwne. Tak naprawdę centaur ją przerażał. Przez następne godziny cała trójka przeglądała mapy nieba narysowane w poprzednich dniach. Vlad i Firenzo mieli przeczucie, że ukazuje im się droga do zakończenia wojny. Sybilla Trelawney czytała z fusów, ale jej przepowiednia po prostu nie miała sensu.
Wtedy Vlad wpadł na pomysł, jak jej pomóc. Stanęła między nimi, a Firenzo i Vlad otworzyli połączenie w starożytnej magii.
Jej oczy zblakły, kiedy się odezwała. Nie normalnym głosem, lecz jakby zniekształconym:

- Stara magia i starożytne żywioły
Zjednoczone, zmieszane w istocie
Dotkniętej przez Stare Zwyczaje.

Zemdlała, a oni zabrali ją do skrzyła szpitalnego. Firenzo został z nią a Vlad jak najszybciej umiał pobiegł do gabinetu Dumbledore'a.
Kiedy otworzono mu drzwi i zanim Dumbledore zdołał cokolwiek powiedzieć, odezwała się Lady Altamira.
- Przyniosłeś przepowiednię. Wysłuchajmy jej.
Albusa na chwilę wytrąciła z równowagi ta informacja.
- Skąd wiedziałaś?
- Tego lata rozpoczął się łańcuch wydarzeń. Gdyby ona nie chciała mu podziękować, nie znalazłaby mojego portretu i nie nauczyła się Starych Zwyczajów. Nie znalazłaby się w Alkazarze. Nie spotkałaby Vlada, a on nie chodziłby do Hogwartu. Gdyby to dotyczyło tylko dwojga, trzeciego nie byłoby wcale.
- Panna Granger miała rację. Twoje skojarzenia to bardziej przywidywania niż logiczne wyliczenia. Powiedz mi o przepowiedni, chłopcze.

*

Severus i Hermiona przybyli do Hogwartu tylko po to, by dowiedzieć się, że Dumbledore, Harry i Ron już wyjechali, Przy bramie powitała ich Ginny. Jedno spojrzenie na twarz Hermiony pozwoliło jej zrozumieć wszystko.
- Zostawili wam dwojgu świstoklik. Chciałabym móc pójść z wami. - Wzięła Hermionę na stronę i szepnęła jej: - Musimy porozmawiać. Masz mi wszystko opowiedzieć.
Aktywowali świstoklik i aportowali się na Grimmauld Place 12.
*
Rozdział 29

Do Lucjusza Malfoya podeszła olśniewająca wampirzyca. Severus to zauważył i szepnął do Hermiony:
- Obserwuj, tylko się nie gap. Nadchodzi twoja zemsta.
Wampirzca delikatnie dotknęła ramienia Malfoya i coś do niego powiedziała. Lucjusz wyszedł za nią z pokoju, a rozmawiająca z Medią Goyle Narcyza patrzyła na tę scenę z kwaśną miną.
- Leyla zaprosiła Lucjusza na zwiedzanie innych części zamku... - wyjaśnił Severus zdezorientowanej Hermionie.
- Podejrzewam, że mu się to spodoba.
- No, no, moja droga. Malfoy jest sadystą. Szaleje na punkcie kontroli i bardzo lubi zadawać ból przez tortury. Powiedzmy tak: nie wie, że Leyla jest jego żeńskim odpowiednikiem, tylko silniejszym.
- Chcesz mi powiedzieć, że Malfoy po raz pierwszy spędzi tę noc jako czyjaś zabawka?
- Bystre spostrzeżenie, moja droga. On potrzebuje małej lekcji posłuszeństwa, prawda?
Hermiona nie miała czasu nacieszyć się sytuacją, bo dopadła ją zazdrość.
- Severusie, skąd ty znasz gust Leyli?
Severus spojrzał jej w oczy i nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Jego mała czarownica rzeczywiście była zazdrosna... Zdecydował się być całkowicie szczerym. W jego związku z Hermioną nie mogło być kłamstw, ale na razie miał zamiar pozwolić sobie na korzyści z niejasnych odpowiedzi. W końcu był Ślizgonem!
- Nauczyłem ją kilku sztuczek. Patrz na Narcyzę i baw się, Hermiono. Rzucę zaklęcie, żebyśmy mogli usłyszeć co mówi.
Narcyza i Media rozmawiały z kilkoma wampirami.
- To musi być dla pani okropne, pani Malfoy, być porzuconą przez męża w tak obcym środowisku, gdzie nie ma nikogo znajomego... Ale nie musi się pani martwić, nikt nie zauważy, jeśli popełni pani pomyłkę albo powie coś, czego nie powinna. Tutaj nikt nie zwraca uwagi na gości.
Narcyza wyraźnie zbladła.
- Pani Goyle, pani mąż już wcześniej oferował mi swoje usługi, ale musiałam odmówić. Bez obrazy, ale mam tytuł i znany rodowód. Nie mogę upaść tak nisko, nawet okazując łaskę pani mężowi.
- Aelius, wiesz bardzo dobrze, że gdyby nasza pani Goyle młodsza i atrakcyjniejsza, nie przepuściłabyś okazji, by z nią zadrzeć, nawet mimo nazwiska.
Hermiona nie uważała się za okrutną, ale... obserwując miny dwóch znienawidzonych czarownic nie mogła nie czuć satysfakcji!

*

Narzeczeni spędzili noc w zamku. Hermiona dostała miły pokój w kolorach jasnego różu, tuż obok pokoju Vlada. Brakowało jej jedynie okien, ale w całym zamku nie było żadnego, więc nie robiło to wielkiej różnicy. Arcad kazał go przygotować po jej wizycie zeszłej nocy, ponieważ - jak powiedział - należał do niej od chwili, kiedy została wampirzą protegowaną.
Severus wycofał się do własnych kwater. Pokoje, które zajmował jako dziecko i zdecydował się zatrzymać jako dorosły, zawierały jego jedyne szczęśliwe wspomnienia. Usiadł przy ogniu i długo rozmyślał o tym, jak przez ostatnich kilka miesięcy zmieniło się jego życie. Szczególnie wspominał początek lata, kiedy Hermiona próbowała podać mu herbatę, używając złego rytuału. Biedna dziewczyna nie mogła wiedzieć, co robi źle. Czuł, że ich wspólne lekcje pomagały bardziej jemu niż jej i uświadomił sobie, że dzięki nim zachowanie uczniów już go tak nie irytuje. Hermiona umożliwiła mu dostrzeżenie powodu naiwności ich działań.
Po jakimś czasie do pokoju wszedł Arcad.
- Arcadzie, napijesz się czegoś?
- Przyniosłem własne. - Władca wampirów uniósł wypełnioną krwią szklankę. - O czym myślałeś?
- O Hermionie.
- Zależy ci na niej.
- Tak. Przyzwyczaiłem się do jej obecności. Dziwnie się czuję, kiedy odchodzi albo zamyka przede mną umysł. Doprowadziła mnie prawie do szaleństwa, chroniąc myśli przez ostatnie dwa miesiące. Nie wiedziałem, co jest nie tak i martwiłem się.
- Dzisiaj ją uszczęśliwiłeś.
Severus uniósł brew i skrzywił się.
- To była tylko chwila szczęścia i zastanawiam się, czy warta cierpień, jakie jej to przyniesie. Związek ze mną zdecydowanie nie będzie sielanką. Mam tylko nadzieję, że uświadomi to sobie wystarczająco szybko, odwoła wszystko i znajdzie sobie kogoś mniej skomplikowanego.
- I będziesz zdolny pozwolić jej wtedy odejść?
- Nie, nie będę. Ale pozwolę jej, niezależnie od moich odczuć.
- Lepiej cię zostawię, żebyś się wyspał... Wybieracie się jutro do domu Grangerów?
- Tylko na kilka godzin, potem wracamy do Hogwartu.
- Moglibyście zabrać ze sobą Vladimira? Nudzi się tutaj, bez innych dzieci.

*

Do Grangerów dotarli akurat na lunch. Hermiona była w świetnym humorze i mocno uściskała rodziców, nie przejmując się, jak na to zareagują i czy się przestraszą. Oni też wydawali się jakoś bardziej rozluźnieni. Zastanawiała się chwilę nad przyczynami, ale potem odpędziła ponure myśli i usiadła do stołu, żeby zjeść swoje ulubione dania - placek ze szpinakiem i pieczonego kurczaka.
Kiedy przedstawiała rodzicom Vlada, byli nieco zdenerwowani. Pomyśleli o niekontrolowanych napady wampirzej mocy i ich możliwych skutkach, ale Severus wyjaśnił, że Vlad jest jedynie półwampirem i nie będzie z tym problemu. Termin "półwampir" i tak zrobił na nich wrażenie, a Hermiona była zadowolona, że zapomniała wspomnieć o tożsamości Severusa.
Dziewczyna oczekiwała, że rodzice wrócą do dotkliwych wniosków z zeszłego dnia lub powiedzą coś o tym, że jest teraz zaręczona z o wiele starszym mężczyzną (albo coś równie zawstydzającego).
Kiedy razem z matką zaniosły do kuchni talerze, nie wytrzymała i spytała:
- Mamo, zawsze ostrzegałaś mnie przed związywaniem się ze starszymi facetami, ale teraz wydajesz się akceptować Severusa.
Pani Granger poklepała córkę po ramieniu i spojrzała na nią smutno.
- Hermi, i tak nie masz dużego wyboru, biorąc pod uwagę twój... twoją sytuację. On przynajmniej ma pracę i jest wykształcony.. i zdaje się, że go lubisz. Obiecał dobrze się tobą opiekować.
W tym momencie Hermiona pomyślała, że mogłaby znienawidzić własną matkę. Wybrała Severusa. Nie zdecydowała się na niego dlatego, że nikt inny by jej nie chciał. Kochała go i nie związałaby się z nikim innym.
- Nie potrzebuję twojej litości - jej głos był lodowaty.
Wróciły do jadalni. Severus i Vlad natychmiast wyczuli zmianę nastroju. Spojrzeli pytająco, ale tylko wzruszyła ramionami.
"O co chodzi, kochanie?"
"Czy Arcad zmusił cię do oświadczyn? Bo nikt inny by mnie nie chciał?"
Vlad roześmiał się i prawie zadławił sokiem.
- Przepraszam - wykrztusił. - Nie chciałem podsłuchać waszej telepatycznej rozmowy, ale myśl Hermiony była tak głośna, że słyszał ją chyba nawet mój ojciec... a on jest dwieście mil stąd!
Hermiona rzuciła w niego ręcznikiem.
- To nie jest śmieszne. Jestem żałosna.
Jej rodzice słuchali tej rozmowy, kompletnie nic nie rozumiejąc.
Vlad zdecydował się postawić sprawę jasno i uprzedził odpowiedź Severusa
- Dla twojej informacji, cioteczko. Seamus i jeszcze jeden siódmoroczny, którego imię ciągle zapominam, mają zamiar zaprosić cię na randkę kiedy tylko wrócą z wakacji. Mówili o tym w pociągu. Seamus powiedział, że jesteś niezła, a ten drugi zauważył, że - biorąc pod uwagę status twojego Opiekuna - na żonę nadajesz się wręcz idealnie.
Młodzi parsknęli śmiechem, a państwo Granger nadal nie rozumieli sensu tej dyskusji. Severus natomiast zaprezentował szyderczy uśmiech połączony z wyrachowanym spojrzeniem, co oznaczało, że coś go trapi.
Po obiedzie przefiukali się do Trzech Mioteł.
- Napijecie się kremowego piwa? - zapytał Severus.
Madam Rosmerta ledwie ukryła zaskoczenie. Severus Snape zachowujący się uprzejmie w stosunku do uczniów i proponujący im piwo zamiast szlabanu? To dopiero było coś!
Vlad czuł się jak intruz. Wiedział, że Severus i Hermiona muszą ze sobą porozmawiać i najchętniej zostawiłby ich samych, ale samotny powrót do Hogwartu nie był bezpieczny.
- Severusie Snape. Miałam przeczucie, że cię tu dzisiaj ujrzę. Moje wewnętrzne oko ostrzegło mnie o obecności czegoś mrocznego.
Severus wymamrotał coś, co zawierało kilka niemiłych epitetów i odwrócił się do profesor Trelawney. Wydawała się nie zauważać jego cierpkiej miny.
- Właściwie to Firenzo poprosił mnie, żebym przyprowadziła mu Vlada. Jego obecność w Hogwarcie jest niezbędna.
Zachichotała, widząc minę Snape'a
"Trelawney i Firenzo na przyjacielskiej stopie. Może świat rzeczywiście zwariował..." - pomyślał znudzony Severus. Za to Vlad był zadowolony z możliwości ucieczki od tej dziwacznej sytuacji i chętnie poszedł z nauczycielką wróżbiarstwa do zamku.
Mężczyzna gestem wskazał Hermionie miejsce przy stoliku, a sam usiadł naprzeciw niej. Madam Rosmerta odebrała zamówienia.
- Mam kilka pytań - odezwała się Hermiona.
- A to nowość - dokuczył jej.
- Co teraz? Możemy komuś powiedzieć o nas, czy to sekret?
- Zawsze przezorna. Nie musimy nikomu mówić, i tak większość niedługo będzie wiedzieć. W końcu na przyjęciu byli Malfoy'owie i Bulstrode'owie. Myślę, że powinnaś powiedzieć o tym swoim przyjaciołom tak szybko, jak to możliwe. Nie będą zadowoleni, jeśli dowiedzą się od kogoś innego.
- Martwię się - przyznała szczerze Hermiona.
- Uważasz, że źle zareagują? - Przeklnie ich stąd do wieczności, jeśli odważą się ją zranić.
- Cóż, Ginny już nieco wie. Znaczy mówiłam jej, jak się czuję, więc to nie będzie dla niej szok. A Harry ostatnio bardzo wydoroślał. Zgłosi swoje zastrzeżenia, ale potem zaakceptuje mój wybór. To o Rona się boję. Jest zbyt uczuciowy.
- Czy chcesz, żebym był obecny? Może mógłbym zaprosić całą trójkę dziś wieczór, na herbatę w moich komnatach.
- Naprawdę? Zrobiłbyś to? - Hermiona sięgnęła przez stół i złączyła z nim dłonie.
Severus zesztywniał i cofnął się.
- Hermiono, chciałbym omówić z tobą kilka rzeczy.
Zatrzymała na nim wzrok, przestraszona, że znowu ją odepchnie.
- Nie mogę okazywać ci uczuć publicznie. Moja posada nauczyciela na to nie pozwala. To nie ma nic wspólnego z faktem, że jesteś uczennicą. Kiedy skończysz szkołę, będzie tak samo. Co nie znaczy, że nie będę cię akceptował! A już na pewno nie, że się ciebie wstydzę.
- Niczego takiego nie powiedziałam.
- Ale pomyślałaś.
Madam Rosmerta przyniosła zamówione piwo kremowe i kawę.

*

Sybilla i Vlad dochodzili już do zamku, kiedy spotkali czekającego na nich Firenza.
- Cześć, Vlad. Fiukałem dziś rano do twojego ojca, a on poinformował mnie o twoim powrocie. - Vlad pomyślał, że doinformowanie i umiejętność myślenia to dwa główne komponenty przepowiedni takich, jakie miewała profesor Trelawney. - Nie miałem zamiaru pomagać Sybilli, ale kiedy do mnie przyszła, droga pokazywana przez gwiazdy stała się jaśniejsza.
Wyjątkowo dziwne było, że nauczycielka nie odzywała się... Centaur ją przerażał. Przez następne kilka godzin cała trójka przeglądała mapy nieba narysowane w poprzednich dniach. Vlad i Firenzo mieli przeczucie, że ukazuje im się droga do zakończenia wojny. Sybilla Trelawney czytała z fusów, ale jej przepowiednie po prostu nie miały sensu.
Wtedy Vlad wpadł na pomysł, jak pomóc. Kobieta stanęła między Firenzem i Vladem, a oni utworzyli połączenie w starożytnej magii. Oczy wróżbitki zblakły, a kiedy się odezwała, jej głos był zniekształcony:
- Stara magia i starożytne żywioły
Zjednoczone, zmieszane w istocie
Dotkniętej przez Stare Zwyczaje.

Zemdlała, a oni zabrali ją do skrzydła szpitalnego. Firenzo został z nią a Vlad jak najszybciej umiał pobiegł do gabinetu Dumbledore'a.
Kiedy otworzono mu drzwi i zanim Dyrektor zdołał cokolwiek powiedzieć, odezwała się Lady Altamira.
- Przyniosłeś przepowiednię. Wysłuchajmy jej.
Albusa na chwilę wytrąciła z równowagi ta informacja.
- Skąd wiedziałaś?
- Tego lata rozpoczął się łańcuch wydarzeń. Gdyby ona nie chciała mu podziękować, nie znalazłaby mojego portretu i nie nauczyła się Starych Zwyczajów. Nie znalazłaby się w Alkazarze. Nie spotkałaby Vlada, a on nie chodziłby do Hogwartu. Gdyby to dotyczyło tylko dwojga, trzeciego nie byłoby wcale.
- Panna Granger miała rację. Twoje skojarzenia to bardziej przewidywania niż logiczne wyliczenia. Powiedz mi o przepowiedni, chłopcze.

*

Severus i Hermiona przybyli do Hogwartu tylko po to, by dowiedzieć się, że Dumbledore, Harry i Ron już wyjechali. Przy bramie powitała ich Ginny. Jedno spojrzenie na twarz Hermiony pozwoliło jej zrozumieć wszystko.
- Zostawili wam dwojgu świstoklik. Chciałabym móc pójść z wami. - Wzięła Hermionę na stronę i szepnęła jej: - Musimy porozmawiać. Masz mi wszystko opowiedzieć.

Aktywowali świstoklik i aportowali się na Grimmauld Place 12.

*


Rozdział 30

W gabinecie na Grimmauld zastali wszystkich członków Zakonu i zajęli ostatnie wolne miejsca na nowej, wygodnej kanapie. Moody nie mógł sobie odmówić sarkastycznego komentarza.
- No patrzcie, Severus i jego salonowy piesek. Nie usiądziesz na ziemi obok stóp Mistrza, Granger?
Milisekundę później Snape stał tuż przed eks-aurorem, z różdżką wycelowaną w jego magiczne oko.
- Przeprosisz teraz pannę Granger i nigdy więcej jej nie obrazisz. Nie będziesz kierował do niej obelg, którymi nie masz odwagi obrzucić mnie - wycedził cicho. Jego furia była wręcz oślepiająca. Ciemna strona ukazała się, a on nie był pewny, czy zdoła się pohamować.
Nikt z obecnych nie odważył się odezwać, nawet Dumbledore. Szalonooki Moody ponownie przekroczył granice dobrego wychowania i bali się, że jakikolwiek ruch czy szept stanie się dla Severusa impulsem do ataku. Nagle mężczyzna poczuł powiew ciepłych uczuć i jego gniew ulotnił się. To Hermiona użyła ich połączenia. Uspokojony przez dziewczynę, usiadł z powrotem na kanapie i cicho rzekł:
- Powód, dla którego nas dziś zebrano musi być ważny. Słuchamy.
Albus odetchnął, mrugnął do Hermiony i opowiedział grupie o przepowiedni.
Godzinę później, gdy burza mózgów nie przyniosła żadnego postępu, zdecydowali się na krótką przerwę i stłoczyli w kuchni, by zjeść kanapki przygotowane przez Zgredka. Hermiona odciągnęła Harry'ego i Rona na bok, żeby im powiedzieć o zaręczynach.
- Chłopaki, możecie wrócić ze mną do gabinetu? Muszę z wami porozmawiać.
Zaintrygowani poszli za nią. Zatrzymała się przy drzwiach.
- Przyrzeknijcie, że będziecie uprzejmi niezależnie od tego, co wam powiem.
Obaj bez namysłu przyrzekli, wiedzeni przez ciekawość. Po wejściu do gabinetu zauważyli, że jest tam jeszcze jedna osoba. Snape.
- Miona, może powinniśmy iść gdzie indziej... - wyszeptał Ron do ucha dziewczyny.
- Nie, to ja go poprosiłam, by został. - Hermiona nie była pewna, jak im to powiedzieć, więc po prostu wyciągnęła przez siebie rękę i pokazała im noszony przez siebie pierścionek.
- Jesteś zaręczona? Z kim? - zaciekawił się Harry.
Komentarz Rona był jakby bardziej materialistyczny.
- Czy to jeden z moich braci? Znaczy mam na myśli, że to musi być ktoś bez możliwości finansowych, skoro dał ci taki prosty pierścionek. Ale nawet to nie jest wymówką. Jesteś wyjątkowa, wziąłbym nawet pożyczkę, żeby dać ci przyzwoity pierścień.
- Ronaldzie Weasley, mój pierścionek może być prosty, ale na pewno jest piękny. Dla mnie jest najpiękniejszy na świecie dzięki osobie, która mi go dała. Nie wymieniłabym go na żaden inny, nie wiadomo jak wymyślny. Jest wyjątkowy przez przesłanie jakie niesie - oznajmiła Hermiona.
- Ale dalej nie odpowiedziałaś na moje pytanie, Hermiono. Kto jest tym wybrańcem?
Hermiona podeszła do Severusa, pocałowała go w policzek i usiadła na jego kolanach.
"Nie jesteśmy w miejscu publicznym. To moi przyjaciele" - przesłała mu, starając się zapobiec gniewowi spowodowanego takim pokazem ich zażyłości.
"Wiem."
Ron i Harry, nieświadomi ich mentalnego kontaktu, zastygli w miejscu.
- Chyba należą ci się gratulacje - wymamrotał Harry. - Ale myślę, że tego nie zniosę, przynajmniej jeszcze nie teraz. Daj mi trochę czasu. - W pośpiechu wyszedł z pokoju.
Ron został, z twarzą identycznie czerwoną jak włosy. Ale słowa, które wypowiedział, były bardzo nieoczekiwane.
- Powinien pan kupić jej lepszy pierścionek. Teraz wszyscy będą myśleć, że traktuje ją pan jak szlamę, która nie zasługuje na nic lepszego... Jest wyjątkowa, więc niech pan nie robi niczego, przez co mogłaby poczuć się gorzej przy pana cholernych Ślizgonach. - Rzucił Hermionie znaczące spojrzenie i odwrócił się, by wyjść.
- Zostań, Weasley - nakazał Severus ostrym, ale pozbawionym złośliwości głosem.
Ron zwrócił na niego wzrok.
- Nie zwykłem tłumaczyć się z tego, co robię. Ponieważ jednak twoja troska o przyjaciółkę jest szczera i ponieważ udało ci się pozostać uprzejmym, rozwieję twoje lęki.
Ron zawrócił i usiadł na stołku obok kanapy.
- Panie Weasley, ten pierścień nie jest taki zwyczajny na jaki wygląda, ponieważ zobowiązuje osobę, która go dała, a nie posiadacza. Dając go Hermionie, zostałem magicznie uzależniony od jej decyzji. Jeśli zadecyduje, że mnie nie chce, będę - również magicznie - zmuszony do zaakceptowania tego życzenia. To bardzo ważne dla ludzi, którzy są zbyt zaborczy, jak ja. Pierścionek ma także inne właściwości, które czynią go jednym z najcenniejszych na świecie. Nie daj się zwieść pozorom. A co do mojego domu, to muszą bezwzględnie zaakceptować moją narzeczoną.
Ron przytaknął i podniósł się.
- Niech pan jej strzeże - powiedział opuszczając pokój.
- Severusie, myślę, że Ron dzisiaj oficjalnie wydoroślał.
- Pan Weasley rzeczywiście zrobił wielki krok naprzód. Zdajesz sobie sprawę, że on cię kocha?
- Tak... Może wrócimy do kuchni? Umieram z głodu.

*

Spotkanie trwało przez następnych kilka godzin.
Szalonooki Moody właściwie nie chciał omawiać przepowiedni.
- To śmieszne. Voldemort ma być pokonany przez Harry'ego, nie kogoś innego. Szukanie kogoś dotkniętego przez Stare Zwyczaje jest bez sensu. Tylko Harry może nas uratować i nie będę tracić czasu na szukanie oszustów, którzy mu nigdy nie dorównają!
- To jest to! Ma pan rację - krzyknęła Hermiona, podrywając się. - To Harry jest tym, którego dotknęły Stare Zwyczaje.
Wokół rozległy się niespokojne szepty.
- Jesteś niesamowitą i wyjątkowo inteligentną, niepoważną małą dziewczynką - wyszeptał Severus.
- Dyrektorze, niech pan im powie.
Harry spojrzał w stronę dyrektora. Czy ten starzec znowu coś przed nim zataił?
- Starożytna magia użyta przez Lily w ochronie Harry'ego była rytuałem Starych Zwyczajów.
Remus Lupin dał wyraz swojemu sceptyzmowi.
- Albusie, Lily była jedną z moich najlepszych przyjaciół i mogę cię zapewnić, że nie miała pojęcia o Starych Zwyczajach. A poza tym, kto mógł pokazać jej ten rytuał...? - Gdy kończył pytanie wszyscy w pokoju wbijali wzrok w Snape'a.
- Byłem jej dłużnikiem i nauczyłem ją. Zawsze spłacam swoje długi - jego głos był zimny i pozbawiony emocji. Hermiona nie próbowała oceniać jego wyrazu twarzy, ale wiedziała, że wolał, by ludzie trzymali się od tego z dala.
- Zawdzięczam panu życie? - zapytał z niedowierzaniem Harry.
- Niczego mi nie zawdzięczasz. To twoja matka cię uratowała.
Hermiona pomyślała, że ta dyskusja zmierza w złym kierunku.
- Co pan o tym myśli, dyrektorze?
- Jest taka możliwość, ale by mieć pewność musimy odszyfrować resztę przepowiedni.

*

Kiedy wrócili do Hogwartu, Severus pożegnał się z Hermioną i poprosił o przyjście do jego komnat następnego dnia. Dziewczyna była wyjątkowo zmęczona całymi tymi podróżami i końcową konfrontacją, więc usnęła natychmiast po powrocie do pokoju Prefekt Naczelnej.
Gdy obudziła się następnego ranka, uświadomiła sobie, że zaspała na śniadanie. Ubrała się i od razu udała w stronę lochów. Bardzo niewielu uczniów zostawało w Hogwarcie na święta, więc po drodze minęła zaledwie jednego czy dwóch. Pozdrowili ją tak samo, jak zawsze i Hermiona pomyślała, że widocznie wieści o jej zaręczynach jeszcze nie dotarły do szkoły. Ale uczniowie na pewno będą już wiedzieć, kiedy wrócą do zamku na drugi semestr nauki.
Zapukała do drzwi komnat Mistrza Eliksirów. Otworzył natychmiast. Dziewczyna uśmiechnęła się na widok wyraźnie złego mężczyzny.
- Opuściłaś śniadanie!
- Dzień dobry, Severusie! Też się cieszę, że cię widzę.
Gdy tylko drzwi się zamknęły, rzuciła się w stronę Severusa i wpadła mu w ramiona. Ledwie utrzymał równowagę. Hermiona objęła go ramionami za szyję i zaczęła całować.
Severus uśmiechnął się szyderczo, ale dziewczyna najwyraźniej tego nie zauważyła. Z Hermioną owiniętą wokół siebie cofnął się kilka kroków i usiadł w jednym z foteli. Usadowiła się na jego kolanach, nie przerywając całowania.
Wreszcie udało mu się odsunąć ją od swojej twarzy, przytrzymując jej ramiona za plecami.
- Co to ma znaczyć, panno Granger?
- Wczoraj powiedziałeś, że nie będziemy okazywać publicznie żadnych uczuć. O ile się nie mylę, to znaczy, że niepublicznie mogę sobie pozwolić na tyle migdalenia, ile chcę. Albo może też znaczyć, że nie jesteś zbyt dokładny w komunikacji werbalnej i brakuje ci umiejętności językowych... Ale to chyba nie wchodzi w grę.
Jej tłumaczenie podobało się Severusowi bardziej, niż chciałby to przyznać.
- Hermiono, jestem za stary na migdalenie!
- Może... ale ja nie jestem. - Pochyliła się, próbując sięgnąć jego ust, ale on nadal nieugięcie przytrzymywał jej ręce.
- Skoro nie mam wyboru, to muszę na to przystać. - Przyciągnął ją do siebie i delikatnie musnął jej wargi. To trwało zaledwie sekundę, ale było o wiele przyjemniejsze, niż wszystkie pocałunki, jakimi obdarowała go kilka minut wcześniej.
- Mmmm... Widzę, że są korzyści z faktu, że jesteś starszy. Doświadczenie czyni mistrza. Chcę więcej!
- Po śniadaniu, moja droga Hermiono. Nie mogę pozwolić ci się zagłodzić. Molly Weasley i Minerwa zażyczyłyby sobie wtedy mojej głowy na tacy. A propos, Minerwa nie ma pojęcia o twoich zaręczynach. Mam nadzieję, że kiedy się dowie nadal będę miał cielesną powłokę...
Talerz z bekonem i tostami pojawił się na małym stoliku obok fotela. Jedząc rozmawiali, a gdy tylko Hermiona przełknęła ostatni kęs, natychmiast chciała znaleźć się z powrotem na kolanach Severusa.
- Hermiono, nie możemy spędzać całego czasu razem na przytulaniu się!
Hermiona nie odpowiedziała, tylko spełniła swój zamiar i po raz kolejny sięgnęła do ust Severusa, który wreszcie się poddał i postanowił udzielić jej szczegółowej lekcji o sztuce całowania. Po trzech godzinach na jego kolanach Hermiona zdecydowała, że nie było lepszego sposobu na spędzenie tego poranka i... że najbardziej lubi pocałunki lekko szorstkie i te, przy których Severus lekko, drażniąco przygryza jej dolną wargę.
- Hermiono... powinniśmy pokazać się w Wielkiej Sali podczas lunchu. Musisz widywać się z przyjaciółmi. Będą się martwić, że dzisiaj rano nie mogli cię znaleźć.
- Będą chcieli, żebym dołączyła do ich przyjacielskiego meczu quidditcha. Mogę się tu ukryć, bardzo proszę?
- Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie lubisz quidditcha. To gra wymagająca strategii i koordynacji, a przy tym dobra rozrywka.
- Mężczyźni! - Hermiona westchnęła, po czym jej twarz rozświetlił demoniczny uśmieszek.
Severus znał ją już całkiem dobrze i wiedział, że to nie wróży nic dobrego.
- Cóż, skoro uważasz quidditch za taki wartościowy sport, to będziesz musiał dołączyć do naszej gry.
- O ty nikczemna! - Severus starał się wymyślić jakieś wyjście z sytuacji. Jego narzeczona chciała mu zrujnować reputację. - Po lunchu jest spotkanie nauczycielskie. Potrwa co najmniej dwie godziny.
- Co znaczy, że o piątej będzie już po nim. Świetnie! Oczekuję cię na boisku razem z miotłą! - Hermiona uśmiechnęła się słodko, a Severus pomyślał, że jego przyszłość rysuje się w bardzo ciemnych barwach, jeśli już teraz nie potrafi odmówić jej niczego.

*

Rozdział 31

Hermiona opuściła lochy i ruszyła w stronę Wieży Gryffindoru, żeby znaleźć swoich przyjaciół i razem z nimi zejść na obiad do Wielkiej Sali. Znalazła ich trójką i Vlada w pokoju wspólnym, grających w Eksplodującego Durnia. Zrezygnowali z jakichkolwiek pytań na temat miejsca jej pobytu tego ranka i skupili się na przekonaniu jej do zagrania popołudniem w Quidditcha. Przez dłuższą chwilę pozwoliła im się męczyć, aż w końcu zgodziła się, z prawie znudzonym wyrazem twarzy.
- O piątej na boisku. Nie zapomnijcie mioteł. Ja wybieram moją drużynę. A teraz chodźmy coś zjeść. Umieram z głodu.
- Rozkazuje jak nigdy - wyszeptał Ron do Ginny. - Ledwie zna zasady Quidditcha, a zachowuje się jak kapitan. To nie skończy się dobrze...
Kiedy cała piątka weszła do Wielkiej Sali Hermiona rozluźniła się. Nikt nie patrzył dziwnie, a to oznaczało, że wiadomości nadal nie dotarły do Hogwartu. Usiedli przy uczniowskim stole razem z resztą przeniesionych tam na czas wakacji uczniów i z apetytem zabrali się do jedzenia.
Severus obserwował ich ze swojego miejsca przy stole nauczycielskim.

*

Severus jako ostatni wszedł do pokoju nauczycielskiego i opadł ciężko na swoje krzesło.
- Jestem na to za stary - jęknął.
Albus Dumbledore zachichotał.
- Mój drogi chłopczy, jeśli ty jesteś stary, to co ja mam powiedzieć?
Snape spojrzał ponuro na Dyrektora.
- Albusie, ty nie miałeś nastolatki na kolanach cały ranek, domagającej się swojego udziału w migdaleniu się.
Tuzin par oczu gapiło się na niego, ale Severus wydawał się tego nie zauważać.
- Mówię ci, starcze, ta czarownica wyśle mnie do Munga z takim wymaganiami. Ona jest zła, jestem pewien. Tylko opętany umysł mógł zażądać, żebym po tym spotkaniu poszedł grać w Quidditcha z bandą uczniów. - Severus skończył narzekać i oparł się wygodniej.
Wszystkie spojrzenia spoczywały na nim i po chwili rozległy się krzyki.
- Migdalenie się z uczennicą?
- Niewłaściwe zachowanie.
- Osobiście zażądam, żeby cię zwolniono.
- Jeśli przez ciebie jakiejś uczennicy spadł z głowy chociaż włos, to będziesz wykastrowany.
Po tych głosach, wyrażających zatroskanie losem ucznia, usłyszeli śmiech. Minerwa McGonagall była zdenerwowana, ale śmiała się.
- Och, Severusie! To najszczęśliwszy dzień mojego życia. Opiekun Slytherinu wykonujący rozkazy Gryfonki - wydyszała między chichotami.
A Severus, który nie zwrócił żadnej uwagi na komentarze reszty nauczycieli, pochylił się w jej stronę i wyszeptał:
- Warto. Chociażby po to, żeby zobaczyć, jak się uśmiecha.
Głosy wokół stały się głośniejsze, a Madam Pomfrey wstała i ruszyła w stronę Severusa.
- Ty draniu! Masz czelność mówić przy nas, jak wykorzystujesz uczennicę. A ty, Minerwo? Wiesz, która to i nic nie mówisz?
Minerwa znowu się zaśmiała, kiedy Severus wymamrotał coś o powszechnej wiedzy na temat faktu, że jego rodzice nie byli małżeństwem.
- Ależ proszę cię, Poppy. Czytałaś dzisiaj porannego Proroka czy byłaś zajęta zeszłotygodniowym Cosmo-witch, który odebrałaś uczniowi? - zapytał Albus z błyskiem w oku.
- A co to ma do rzeczy? - zdziwiła się Poppy.
Albus Dumbledore, bawiąc się świetnie wśród zgorszenia nauczycieli, zdecydował się interweniować. Przecież chciał, żeby Severus zachował psychiczną równowagę.
- Zawsze uważałem, że kolumna towarzyska jest ciekawa. Nawet jeśli zdjęcia nie zawsze są dobre. Mam tu gdzieś dzisiejszą gazetę. O, tu jest. Zobaczmy. Strona druga. Lord Transylwanii ogłosił zeszłej nocy, podczas jednego z najbardziej oszałamiających Bali Bożonarodzeniowych, jakie kiedykolwiek miały miejsce, zaręczyny swojej protegowanej, Hermiony Granger, z Severusem Snape'em, dziedzicem nazwiska i fortuny Snape'ów. Reszta to plotki. Ale i tak muszę przyznać, że komentarze na temat twoich tłustych włosów i żółtych zębów są trafione.
- Ten wampirzy potwór zmusił biedną dziewczynę do związku z jego dzikusem - wyszeptała bezgłośnie Madam Pomfrey.
Albus, Minerwa i Severus nie widzieli powodu, by uświadomić ją, kto tu zmusił kogo. Inni nauczyciele pogratulowali Severusowi i spotkanie toczyło się dalej.

*

Hermiona dotarła na boisko z miotłą w garści. Ginny szła z nią, by mieć okazję przedyskutować najnowsze wydarzenia.
- Czy ciebie też to bolało?
- O czym mówisz, Ginny.
- O seksie, oczywiście.
- Ginny, czy ty coś ukrywasz? To jedno słowo w twoim pytaniu... - Hermiona spojrzała na przyjaciółkę i zauważyła, że jej twarz poczerwieniała.
- Harry i ja, zrobiliśmy to. Ale bardzo bolało. Było całkiem słodkie, tylko Harry trochę spanikował, że mnie boli. Ale nie żałuję. Jak było za twoim pierwszym razem?
- Eee... Ginny, my tego nie zrobiliśmy. I myślę, że tak zostanie jeszcze przez jakiś czas. Chyba jednak jestem trochę nieśmiała...
- O czym plotkujecie? - zapytał ich Harry, który przyszedł z Ronem.
- O twoim świeżo zyskanym życiu seksualnym - odpowiedziała Hermiona.
Harry poczerwieniał.
- Kto będzie w twojej drużynie, Miona? Jest nas pięć, więc będziemy grali ze zmianą, dwa na dwa. W prostszą wersję.
- Nie do końca, za chwilę dołączy do nas ktoś jeszcze. Wybieram Vlada i tego kogoś.
- Miona, to głupie. Nawet jeśli znasz podstawy latania, nie masz pojęcia o grze w Quidditcha, a Vlad jest za młody, żeby nam zagrażać.
- Ronaldzie Weasley, nigdy nie wątp w moją inteligencję. Już podjęłam decyzję.
Ginny uruchomiła myślenie.
- Miona, a kto dokładnie będzie trzecim w twojej drużynie?
Głos, aksamitny i sarkastyczny, spowodował, że podskoczyli.
- Potter, Weasley, panno Weasley, dokończcie rozmowę i dosiądźcie mioteł.
Oczywiście drużyna Hermiona wygrała, i to ze sporą przewagą. Częściowo dzięki niesamowitej pojętności Severusa, ale głównie dlatego, że przeciwna drużyna była dość przerażona i niechętna do podlatywania zbyt blisko Snape'a.
Po meczu Hermiona poszła ze Snape'em do jego komnat, na kolację dla dwojga. Po skorzystaniu z jego łazienki, by się odświeżyć i zmianie ubrania w pokoju dla gości, który zaczynała uważać za swój (biorąc pod uwagę czas, jaki w nim spędziła) Hermiona dołączyła do Severusa w jadalni.
Nie usiadła na krześle przy stole, ale uklękła u stóp mężczyzny. Układając głowę na jego kolanie, odezwała się cicho:
- Boję się, że to sen i że za chwilę się skończy.
Severus położył dłoń na jej głowie i przesunął palcami po włosach. Hermiona zamruczała i pod wpływem impulsu wyszeptała:
- Miau.
Godzinę później, już po uroczej kolacji, zaczęła pytać o przepowiednię.
- Severusie, czy ta przepowiednia mówi o eliksirze?
- To najoczywistsza odpowiedź na część o zmieszaniu, ale musisz pamiętać, że przepowiednie rzadko są jasne. W tym kontekście, to może być też przepis. A jeśli to eliksir, to najtrudniejsze będzie ustalenie, czy ma służyć do ochrony Pottera, czy do zniszczenia Voldemorta.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Marchew zwyczajna 2
JĘCZMIEŃ ZWYCZAJNY cz 4
JĘCZMIEŃ ZWYCZAJNY cz 5
Dzien zaduszny w zwyczajach
Mapa Stare Miasto
Projekt dom opis tech 01, UCZELNIA ARCHIWUM, UCZELNIA ARCHIWUM WIMiIP, Budownictwo, stare
Prymat prawa zwyczajowego, SWPS - prawo
Stare piosenki- video, Fakty opinie o ludziach z naszej Władzy
molekuły, egzamin - stare pytania
MN energetyka zadania od wykładowcy 09-05-14, STARE, Metody Numeryczne, Część wykładowa Sem IV
Obrażenia klatki piersiowej, SZKOŁA -stare, SZKOŁA 1 rok, STANY ZAGROŻENIA
Zwyczaje, ŁEMKOWIE
przebieg, PSYCHOLOGIA, I ROK, semestr II, biologiczne mechanizmy zachowania II.mózgowe mechanizmy fu
Standard V.3., wycena nieruchomości, Stare standardy zawodowe rzeczoznawców majątkowych
Zestawienie pow stare, od Łukasza
dobre zwyczaje, PRZEDSZKOLE, Dobre zachowanie, Zasady dobrego zachowania
Poznajemy zwyczaje wigilijne, Wychowanie przedszkolne-gotowe scenariusze wraz z kartami pracy
Opracowanie - test, egzamin - stare pytania

więcej podobnych podstron