magisterka dobra


Wstęp

Celem niniejszej pracy jest ukazanie osiągnięć polskiej reprezentacji piłkarskiej w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Obejmuje ona historię piłki nożnej od momentu odzyskania przez Polskę niepodległości do wybuchu drugiej wojny światowej. Pisząc poniższą pracę podzieliłem ją na rozdziały: każdy rozpoczyna się i kończy w przełomowych momentach dwudziestolecia międzywojennego. Pierwszy rozdział to geneza i rozwój piłki nożnej na świecie od pierwszych wzmianek do czasów obecnych. W drugim natomiast przedstawiłem początki tejże dyscypliny sportowej na ziemiach polskich. Rozdział ten kończy się rokiem 1918 kiedy to Polska odzyskuje niepodległość. Następna część mojej pracy to dzieje polskiej reprezentacji piłkarskiej w latach 1918-1939. Opisałem w niej początek rozgrywek ligowych na ziemiach polskich, powstanie Polskiego Związku Piłki Nożnej jako czynnika koordynującego piłkarstwo polskie, a także występy drużyny narodowej w meczach międzypaństwowych, na Igrzyskach Olimpijskich i Mistrzostwach Świata. W ostatnim rozdziale przedstawiłem postaci, które położyły podwaliny pod rozwój footballu w Polsce międzywojennej. Skupiłem się przede wszystkim na trenerach, działaczach i piłkarzach. Do napisania tej pracy skłonił mnie fakt, iż od najmłodszych lat interesuję się piłką nożną, więc śmiało mogę stwierdzić, że była to dla mnie czysta przyjemność.

Pisząc niniejszą pracę korzystałem z materiałów własnych oraz dokumentów znajdujących się w zbiorach Biblioteki Narodowej w Warszawie, Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie oraz Biblioteki Miejskiej w Częstochowie.

Rozdział I

GENEZA I ROZWÓJ PIŁKI NOŻNEJ NA ŚWIECIE

Początki fenomenu, jakim bez wątpienia jest piłka nożna nie są niestety nam bliżej znane. Pewne natomiast jest to, iż ta dyscyplina sportowa kształtowała się przez wieki i w czasach dzisiejszych stała się dla ogromnej rzeszy ludzi na całym świecie nieodłącznym czynnikiem dnia codziennego.

Pierwsze informacje na temat gry ruchowej nieco przypominającej piłkę nożną pochodzą z Chin rządzonych przez cesarza Huang Ti. W jednej z ksiąg można znaleźć wzmiankę na temat gry zwanej „Tsuk-ki”. Uczestnicy tejże gry walczyli między sobą przy pomocy rak i nóg na kwadratowych polach, gdzie znajdowały się bramki o wysokości 5 metrów. Pomiędzy bramkami zawieszano siatki. Ciekawostką może być fakt, iż już wtedy napełniano piłkę powietrzem. Cesarz propagował tę grę dlatego, iż chciał aby jego żołnierze uczyli się dzięki niej dyscypliny, zręczności i nabywali tężyzny fizycznej. Wydarzenia te miały miejsce około 2000 lat p.n.e. Tą ciekawą formę gry od Chińczyków przejęli po sąsiedzku Japończycy, którzy nazwali ją „Kemari” zmieniając jej charakter z gry sportowej na obrzęd czysto religijny. Była to rozrywka zarezerwowana tylko i wyłącznie dla przedstawicieli najwyższej kasty. Boisko do gry w „Kemari” posiadało wymiary sześć na czternaście metrów, oznaczone było na rogach czterema drzewami: klonem, wierzbą brzozą i czereśnią. Piłka do gry uszyta była z jeleniej skóry i posiadała średnicę 22 centymetrów. Gra polegała na tym, iż piłka nie mogła spaść na ziemię przez 20 minut. Po upływie tego czasu wszyscy z powagą opuszczali plac gry.

Nie można rzecz jasna zapomnieć o cywilizacji Inków, Majów i Azteków. Przedstawiciele tych cywilizacji również uprawiali gry ruchowe polegające na przerzuceniu piłki przez jedno z dwóch kół umieszczonych na murze okalającym boisko. Aztekowie na przykład mieli założone rękawice a na pośladkach twardy kawałek skóry, aby nie odczuwali uderzeń piłki wykonanej z kauczuku, a więc stosunkowo ciężkiej. W stolicy Azteków, mieście Tenochtitlan, rozgrywki w piłkę nożną odbywały się każdego roku w listopadzie ku czci boga wojny i słońca Huitzilopochtli. Przed grą zabijano czterech ludzi, którzy zostali złożeni w ofierze, a ciała ich wleczono po placu. Na widowni zasiadali przedstawiciele najwyższych warstw społecznych. Gry piłkarskie rozwinęły się również w państwach arabskich, zwłaszcza za panowania kalifa Harum al Raszida; można zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie Arabowie rozpowszechnili wyżej wymienione gry na dworach europejskich. W starożytnej Grecji zajęcia ruchowe były traktowane jako środki zaradcze przeciwko wszelkim dolegliwościom. Znany lekarz grecki Galen zalecał je jako doskonałe ćwiczenia, które „przysparzają ciału zdrowia i rozweselają duszę”. Natomiast Rzymianie, którzy przejęli dorobek kulturowy od Greków, zapożyczyli także grę w piłkę nożną, która szczególnie rozpowszechniła się wśród legionów rozrzuconych po całym imperium. Piłki, którymi grali Rzymianie były zazwyczaj małe, zszyte z kawałków skóry wypchanych końskim włosiem; średniej wielkości nazywały się „harpastum”, napełniane pierzem większe i lżejsze- „pila poganica”. Gra w piłkę miała na celu hartowanie ducha oraz kształtowanie dyscypliny wśród rzymskich legionistów.

Jednak pierwsze wzmianki na temat piłki nożnej zbliżonej wyglądem do współczesnej pochodzą z Anglii. Stephen Glover w „History and Gazetteer of Derbyshire” napisał, że mecze pomiędzy dwiema dzielnicami miasta były rozpowszechnione już od około 217 roku n.e. do początku XIX wieku. Glover zaryzykował stwierdzenie, iż zwyczaj ten miał charakter symboliczny i został zapoczątkowany zwycięskim przepędzeniem rzymskiej kohorty przez wojowników brytyjskich. Inni twierdzili, że kopnięta co roku piłka symbolizowała uciętą głowę rzymskiego dowódcy. Nie da się ukryć faktu, iż podwaliny piłki nożnej na Wyspach Brytyjskich zbudowali Rzymianie. Gra w piłkę przyjęła się dość szybko wśród mieszkańców wysp i była kultywowana przez nich przez lata. Najstarszy, brytyjski wizerunek przedstawiający grę w piłkę pochodzi z XIII wieku i znajduje się w Gloucester. Natomiast we wczesnośredniowiecznych opisach Londynu można spotkać zapis: „w poście młodzież wychodzi poza miasto, aby na otwartej przestrzeni zabawiać się grą w piłkę”. Według wyżej wymienionych opisów ta zabawa była niezwykle brutalna: „Znają oni sztuczki takie, jak uderzenie przeciwnika łokciem w serce, ugodzenie pięściami poniżej krótkich żeber i wiele innych zabójczych ciosów. Z tego rodzi się zawiść, nienawiść, złość, gniew a niekiedy nawet morderstwo”. Specyfiką tych zawodów było to, że nie posiadały one ani znaczących przepisów ani dyscypliny czasowej. W 1314 roku wobec nagminnie pojawiających się aktów wandalizmu burmistrz Londynu wydał następujący zakaz: „ Biorąc pod uwagę, że Jego Królewska Mość wyruszył na wyprawę przeciw swoim wrogom w Szkocji i zalecił ścisłe utrzymanie spokoju, oraz biorąc pod uwagę, iż w mieście powstaje zamieszanie w czasie określonych działań wywoływanych wielkimi rozgrywkami w piłkę nożną rozkazujemy i zakazujemy w imieniu króla pod karą więzienia przeprowadzania w mieście takich gier”. Zakazy tego typu wydawane były niezwykle często, a przyczyną oprócz wzrostu brutalności i agresji było także zaniedbanie przez mieszczan sztuki strzelania z łuku, do której byli zobowiązani. Można zasugerować stwierdzenie, iż zakazy te nie były do końca respektowane, gdyż kolejni królowie musieli je powtarzać. Na szczególną uwagę zasługuje edykt wydany przez króla Edwarda III z roku 1349:

„Król do Szeryfów Londyńskich, czołem!

Ponieważ całą ludność Królestwa Naszego, jako szlachta, tak i kmiecie, uprawiała dotychczas dla swej przyjemności strzelanie z łuku z czego jak wie o tym każdy w kraju, wynikały dla nas z pomocą Opatrzności, honory i korzyści wojenne, a obecnie sztuka ta znajduję się w zaniedbaniu i młodzież zabawia się rzucaniem kamieni, grą w kręgle lub nawet football oraz innymi niemniej hańbiącymi, niepożytecznymi i niezdrowymi rozgrywkami, wobec czego Królestwo całe według wszelkiego prawdopodobieństwa zostanie w najbliższym czasie całkowicie pozbawione łuczników, od czego Panie Boże uchowaj. My, pragnąc na tę chorobę znaleźć lekarstwo odpowiednie, nakazujemy, na placach nazwanego grodu, gdzie uznacie za stosowne, ogłosić, iż w tym grodzie wszyscy zdrowi mężczyźni powinni w dni świąteczne posługiwać się strzałami i łukami i ćwiczyć w strzelaniu, wzbraniając w Naszym imieniu, ciskać kamieniami, grać w kręgle, w hockey, w football i inne gry idiotyczne, jak powyższe, będące całkowicie nieużytecznymi pod strachem więzienia w ciemnicy. Westminster, 12 czerwca 1349 roku”. Ciekawostkę może stanowić fakt, iż po raz pierwszy została użyta nazwa football. Warto podkreślić, iż polska nazwa nie jest dokładnym odpowiednikiem nazwy angielskiej (foot-stopa, ball-piłka). Zakaz uprawiania tej dyscypliny sportowej wydany przez Edwarda III był ponawiany przez Henryka VIII(1491), a także przez jego córkę Elżbietę (1602). Rozwój piłki nożnej na Półwyspie Apenińskim przypada na początek XVI wieku. Gra pod nazwą „calcio” narodziła się we Florencji 17 lutego 1530 roku. Według włoskich pisarzy „Gioco del calcio da solo” (bo tak brzmiała pełna nazwa tej gry) była najbardziej rozwiniętą grą ruchową na terenie Włoch. Giovani Barelli w rozprawie „O grze w pilkę florencką” opisuje niezwykle barwnie jak wyglądały zawody: „ Grano w nią na boisku o rozmiarach sto metrów na pięćdziesiąt, drużyny składały się z 27 zawodników: 15 innanzi (atak), 5 sconciatori (łącznicy), 4 datori innanzi (obrońcy), 3 datori addietro (bramkarze)”. Wygrywała ta drużyna, która jako pierwsza przetoczyła piłkę między dwoma słupkami. Gra ta była propagowana przez florencką elitę, a praktykowali ją nawet papieże Klemens VII, Leon X i Urban VII. Historia włoskiej odmiany piłki nożnej jest niezwykle pouczająca, ponieważ opierała się ona na wszechstronnym, ciężkim treningu fizycznym graczy. Od niepamiętnych czasów Anglicy i Francuzi polemizują na temat, który z krajów jest kolebką i ojczyzną piłki nożnej. Mimo ogromu argumentów przytaczanych przez każdą ze stron, najwięcej racji mają jednak Anglicy, ponieważ to w ich kronikach znajduje się zapis z 217 roku, mówiący o rozegraniu meczu pomiędzy mieszkańcami Derby County a drużyną legionów Caracalli, wygranym 12:9 przez Anglików. Również w opisie Szkocji z 1795 roku, w którym J. Sinclair wspomina, że „ulubiona rozrywką młodzieży szkockiej jest gra w piłkę nożną”. Niezwykła brutalność oraz popularność wśród niższych warstw społecznych miały swoje odzwierciedlenie także w literaturze. W „Królu Learze” czytelnik może znaleźć nastepujący dialog:

Steward:

„Nie dam się bić mój lordzie!

Lord Kent:

Ani podłożyć nogi, co?

Jesteś przecież, chamie, graczem footballowym!”

Wymieszanie się angielskich warstw społecznych w pierwszej połowie XIX wieku miało istotny wpływ na propagowanie piłki nożnej wśród elit intelektualnych. Była to zasługa uczniów ekskluzywnych szkół takich jak Cambridge, Eton czy Harrow, którzy grywali w football i rugby w uczelnianych klubach sportowych. W 1810 roku zostało stworzone pierwsze boisko piłkarskie znajdujące się w Westminster, a w latach kolejnych powstawały takowe przy innych angielskich uczelniach. Anglicy również jako pierwsi stworzyli pewnego rodzaju kanon przepisów i reguł, który miał obowiązywać na podstawie przedmeczowej, ustnej umowy. W początkach wieku XIX problem z przepisami piłki nożnej polegał na tym, iż część grających dopuszczała uderzenia piłki nogami i rękoma, natomiast druga tylko nogami, ewentualnie głową. Zainteresowani pierwszym wariantem gry dokonali rozłamu i oddzielili football od rugby. Pierwsze zunifikowane przepisy piłkarskie powstały w 1848 roku i były znane pod nazwą „Cambridge Rules”. Na mocy tego dokumentu do nadania piłce kierunku można było użyć tylko i wyłącznie nogi lub glowy, a bramka została uznana tylko wtedy, gdy została zdobyta ze strzału nogą. Z czasem piłka nożna została wprowadzona do wszystkich szkół jako przedmiot obowiązkowy i tym samym zdobyła aprobatę i zaufanie szerszych kręgów społecznych. Historyczną datę dla angielskiej piłki nożnej stanowi dzień 24 października 1857 roku, kiedy to z inicjatywy uczniów internatu Harrow powstał pierwszy klub angielski FC Sheffield. Osoby zakładające tenże klub sformułowali 17 postanowień dotyczących funkcjonowania klubu oraz 11 podstawowych zasad piłkarskich. W ślad za FC Sheffield zaczęły powstawać następne kluby piłkarskie takie jak: Epping Forest Club, FC Barnes, Blackheath, Christal Palace czy Richmond Club. Kolejnym niezwykle podniosłym wydarzeniem było zebranie przedstawicieli klubów, uniwersytetów i szkół, które było poświęcone normalizacji i uporządkowania przepisów piłkarskich. Miało to miejsce w Londynie 26 października 1863 roku we „Freemanson's Tavern”. Na tym zebraniu został powołany do życia pierwszy krajowy związek piłkarski (Football Association). Od tego momentu piłka nożna rozpoczęła swój zwycięski marsz przez kraje europejskie. Pierwszy oficjalny mecz międzypaństwowy został rozegrany 30 listopada 1872 roku między drużynami Anglii i Szkocji i zakończył się wynikiem 0:0. Na skutek brutalnej gry 22 graczy z obu drużyn odniosło kontuzje. Dwa lata później Sam Widdowson opracował projekt ochraniaczy na nogi, których obowiązek używania angielski Football Association wprowadził natychmiast. W 1875 roku została wprowadzona do gry poprzeczka zamiast dotychczasowego sznurka. Do dalszych nowinek należał zapis o możliwości usunięcia zawodnika z boiska za nie sportowe zachowanie bądź brutalną grę. Piłka nożna w zadziwiającym tempie podbiła stary kontynent, lecz ciągle brakowało międzynarodowej instytucji, która kierowałaby poczynaniami krajowych związków piłkarskich. W 1904 roku powstała „Federation Internationale de Football Association” (FIFA), jako międzynarodowa federacja piłki nożnej. Pomysłodawcą i założycielem wyżej wymienionej organizacji był Francuz Robert Guerin, który wraz z holendrem Hirschmanem zjednał sobie przedstawicieli związków piłkarskich Francji, Holandii, Belgii, Danii, Hiszpanii, Szwajcarii i Szwecji. Brytyjscy emigranci próbowali również zwrócić uwagę Amerykanów na piłkę nożną, lecz mieszkańcy kraju za oceanem mieli już wybrany sport narodowy jakim bez wątpienia był baseball. Angielska federacja piłkarska nie należała do FIFA, ponieważ nie była zbytnio przekonana co do nowopowstałej organizacji. Brytyjczycy zasilili szeregi międzynarodowej federacji dopiero 14 kwietnia 1905 roku. Było to niezwykle napawające optymizmem wobec zbliżających się IV Igrzysk Olimpijskich w 1908 roku w Londynie. Na wcześniejszej olimpiadzie był rozgrywany turniej piłkarski, rzecz w tym, że do Paryża przyjechały reprezentacje klubowe a nie narodowe. Tak więc w Londynie po raz pierwszy reprezentacje sześciu krajów stanęły do walki o olimpijski laur. Zwycięzcą okazała się reprezentacja Wielkiej Brytanii. Oprócz federacji ze starego kontynentu do FIFA wstępowały również państwa z Ameryki Południowej (Argentyna i Chile w 1912 roku), a także z Afryki i Ameryki Północnej. W kwietniu 1920 roku na czele FIFA stanął Francuz Jules Rimet, którego największym marzeniem było doprowadzenie do organizacji piłkarskich mistrzostw świata. W 1928 roku w Amsterdamie został zwołany walny kongres FIFA, na którym zostały zaakceptowane wszystkie poprawki dotyczące organizacji mistrzostw świata oraz regulamin tych rozgrywek. W tym samym roku ustalono, iż tryumfator mundialu otrzyma nagrodę w postaci pucharu zrobionego ze srebra i złota. Wykonawcą tego trofeum był Francuz Abel Lafleur; puchar miał 35 cm wysokości i ważył 3800 gram. Pierwsze zawody o mistrzostwo świata odbyły się w Urugwaju w dniach 13-30 lipca 1930 roku. Na gospodarza imprezy jednogłośnie został wybrany U rugwaj, ponieważ rok 1930 był setną rocznicą odzyskania przez niego niepodległości. W urugwajskich mistrzostwach świata wzięło udział 13 drużyn, w tym tylko cztery z Europy (Belgia, Francja, Jugosławia i Rumunia), Ameryki Północnej (Stany Zjednoczone) oraz Ameryki Południowej ( Urugwaj, Meksyk, Boliwia, Brazylia, Argentyna, Chile, Peru i Paragwaj). Gospodarze mistrzostw kosztem 400 tysięcy dolarów wybudowali w stolicy kraju (Montevideo) ogromny stadion piłkarski o nazwie „Centenario” o pojemności 100 tysięcy widzów. Pierwszym historycznym meczem mistrzostw świata było spotkanie Francja-Meksyk (4:1), a strzelcem pierwszej bramki był w 19 minucie Francuz Laurent. Rozgrywki eliminacyjne odbywające się w grupach wyłoniły dwójkę finalistów: Urugwaj i Argentynę. W meczu finałowym drużyną lepszą okazała się ekipa gospodarzy, która wygrała zasłużenie 4:2 zostając tym samym pierwszymi mistrzami świata. Po zakończeniu pierwszych w historii footballu mistrzostw świata, FIFA wpisała je na stałe do kalendarza rozgrywek (miały się odbywać co cztery lata). Od 1946 roku trofeum mistrzostw świata otrzymało nazwę, a mianowicie piłkarze walczyli o Puchar Rimeta.Był to ukłon w kierunku osoby, dzięki której piłka nożna rozwinęła się w tak szybkim tempie i zdobyła ogromną popularność na całym świecie. W tym samym roku utworzona została Panamerykańska Federacja Piłkarska (skupiała ona państwa Ameryki Południowej i rejonu Morza Karaibskiego). Po drugiej wojnie światowej co raz bardziej zwiększają się kontakty piłkarskie oraz głód piłki wśród kibiców na całym świecie. Powstała również w Bazylei „Union Europeene de Football Association”- UEFA (Europejska Unia Piłkarska). Od 1955 roku był rozgrywany z inicjatywy G. Hannota Klubowy Puchar Europy, w tym samym roku pod auspicjami Międzynarodowej Organizacji Targów odbywały się zawody o Puchar Miast Targowych. Ciekawostką może być fakt, iż drużyna Realu Madryt zdobyła Puchar Europy Mistrzów Krajowych pięć razy z rzędu (1956-1960). Pierwsze mistrzostwa starego kontynentu odbyły się we Włoszech w dniach 5-10 czerwca 1968 roku. Głównym pomysłodawcą i jednocześnie organizatorem imprezy był Henri Delaney. Mecz finałowy mistrzostw odbył się 8 czerwca 1968 roku pomiędzy drużynami Włoch i Jugosławii. Największym antybohaterem tego meczu był szwajcarski sędzia Gotfried Dienst. Wszystkie gazety za wyjątkiem włoskich niezwykle krytycznie oceniły pracę arbitra. Okazał się on sędzia stronniczym i niezważającym uwagi na stare powiedzenie „niech wygra lepszy”. Pierwszy mecz finałowy zakończył się wynikiem 1:1, natomiast w drugim powtórzonym finale za pomocą sędziego górą byli Włosi, którzy wygrali 2:0 po bramkach Rivy i Anastasiego. W 1970 roku miały miejsce mistrzostwa świata w Meksyku, na których piłkarze z Brazylii sięgnęli trzeci raz z rzędu po miano najlepszej jedenastki globu. W finale pokonali Włochów wynikiem 4:1.Cztery lata później podczas mundialu rozgrywanego w Republice Federalnej Niemiec mistrzami świata zostali gospodarze, ale należy również wspomnieć o postawie polskich piłkarzy. Przeciwnikami Polski były drużyny Włoch, Haiti, Jugosławii czy Szwecji. Podczas sławnego półfinału z Niemcami nazywanego przez historyków footballu „deszczową rapsodią” gola na wagę wygranej strzelił Polakom Gerd Muller. Ostatecznie polska reprezentacja prowadzona przez Kazimierza Górskiego zajęła trzecie miejsce pokonując Brazylię 1:0. Królem strzelców tych mistrzostw został również Polak Grzegorz Lato. Warto dodać, że od 1974 roku walczono już o całkiem inny puchar. „Złotą Nike” zastąpiła statuetka mierząca 36 centymetrów przedstawiająca dwóch sportowców dźwigających kulę ziemską. Trofeum to wykonane było z 18-karatowego złota i ważyło 5 kilogramów. Była to „nagroda przechodnia” pozostająca przez okres czterech lat u aktualnego mistrza świata, a po upływie tego czasu była zamieniana na kopię i wędrowała do następnego tryumfatora. Następne mistrzostwa świata przeniosły się do Ameryki Południowej a mianowicie do Argentyny. Finał tej imprezy sportowej odbył się 25 czerwca 1978 roku. Naprzeciw siebie stanęły jedenastki Holandii i Argentyny. Na wypełnionym po brzegi stadionie River-Plate zasiadło 80 tysięcy widzów. Mecz był niezwykle zacięty, zakończył się dogrywką i wygraną gospodarzy turnieju 3:1. W argentyńskich mistrzostwach brała także udział polska reprezentacja piłkarska, która odpadła z turnieju właśnie po przegranej 2:0 z gospodarzami. Drużynę prowadził wcześniejszy asystent Kazimierza Górskiego z 1974 roku Jacek Gmoch. Wraz z biegiem lat piłka nożna wysunęła się na czoło wszystkich innych dyscyplin sportowych. Pojawiły się coraz bardziej atrakcyjne oferty finansowe od sponsorów, piłkarze zaczęli wyjeżdżać do innych, lepszych klubów; powoli piłką nożną zaczął rządzić pieniądz. W 1982 roku podczas mistrzostw świata w Hiszpania polska drużyna narodowa zdobyła brązowy medal tej imprezy. Podopieczni Antoniego Piechniczka w meczu o trzecie miejsce wygrali z reprezentacją Francji 3:2. Odkryciem tego mundialu był Zbigniew Boniek, który zaraz po mistrzostwach zasilił szeregi Juventusu Turyn. Mistrzami świata zostali Włosi, którzy w finale pokonali drużynę Niemiec 3:1. Po przegranych dla polskiej drużyny narodowej mistrzostw świata w Meksyku (1986), kapitan polskiego zespołu Zbigniew Boniek powiedział słowa, które przez wielu znawców piłki nożnej zostały odebrane jako pewnego rodzaju „klątwę”. Powiedział on wtedy, „będę zadowolony jak polska reprezentacja piłkarska zakwalifikuje się do czterech następnych edycji mistrzostw świata”. W 1992 roku UEFA powołała w zastępstwie PEMK elitarne rozgrywki zwane „Champions League” (Liga Mistrzów). Oprócz możliwości wypromowania się w grę wchodziły również ogromne pieniądze. Problem polegał niestety na tym, że kluby ze słabszych lig europejskich nie miały większych szans z takimi firmami jak Real Madryt, Bayern Monachium czy AC Milan, gdzie ławka rezerwowych jest czasem droższa niż niejeden polski klub. W początkowym okresie w rozgrywkach tych brało udział 8 drużyn i byli to tylko mistrzowie krajowi. Z czasem zmieniano zasady i w chwili obecnej w elitarnej Lidze Mistrzów biorą udział 32 drużyny. Obecne rozgrywki nie maja jednak zbyt wiele wspólnego z dawnym PEMK, ponieważ jest możliwość wystawienia przez jedno państwo czterech drużyn klubowych. Dlatego uważam, iż okres międzywojenny był nie tylko dla polskiego, ale także dla światowego sportu okresem „najczystszym”, ponieważ o wynikach nie decydowały pieniądze a aktualna forma i umiejętności. Większość czynności piłkarskich przeprowadzonych w tym okresie wynikała z czystej przyjemności i chęci propagowania footballu.

W dalszej części mojej pracy starałem się to właśnie zjawisko naświetlić najbardziej. Można by zadać sobie pytanie - Ale dlaczego właśnie piłka nożna zawładnęła światem? Odpowiedzi jest wiele, ale chyba najbardziej adekwatną będzie ta, iż football jest niezwykle komunikatywny i łatwy w odbiorze. Jak sami dobrze wiemy w czasach obecnych do wielkich szlagierów piłkarskich przygotowują się nie tylko piłkarze i działacze, ale także kibice, którzy na kilka miesięcy przed meczem rezerwują bilety, organizują transport, szyją flagi i transparenty. Każdy z widzów utożsamia się ze swoim idolem piłkarskim i przeżywa równie mocno jak on udane i zepsute zagrania. Niezwykle istotną rolę spełniają mecze z udziałem reprezentacji narodowej. Ogromna ilość ludzi na stadionie ubranych w barwy narodowe, wspólne odśpiewanie na stojąco hymnu; wszystkie te czynniki wpływały niezwykle mocno na budowanie więzi narodowej. Taką właśnie rolę spełniała polska reprezentacja piłkarska w czasach dwudziestolecia międzywojennego. Podczas tworzenia się państwowości polskiej, piłkarska drużyna narodowa krzepiła serca, dostarczała rozrywki oraz wiele wzruszających momentów.

Rozdział II

GENEZA I ROZWÓJ PIŁKI NOŻNEJ NA ZIEMIACH

POLSKICH DO 1918 ROKU

Piłka nożna przywędrowała bez wątpienia do Polski z Włoch, z którymi w czasach Renesansu łączyły nas niezwykle ożywione kontakty. Pierwsze informacje na temat gry dworskiej z piłką przekazali Andrzej Frycz Modrzewski, Łukasz Górnicki czy Mikołaj Rej. Ten ostatni w swojej rozprawie pod tytułem „Wizerunek” pisał: „... tłuczą się po ścianach by nadętą piłą, którą oni szaleńcy, co ją więc igrają, nogami i rękami bijąc popychają”. W piłkę grywał Zygmunt III, a także pierwszy król elekcyjny Henryk Walezy; jego zamiłowanie do tejże gry było nie w smak polskiej szlachcie. Jednak formę gry w piłkę nożną zbliżoną do dzisiejszej możemy zauważyć dopiero w XIX wieku. Są to lata niezwykle przykre dla Polski, która wymazana była z map Europy na skutek tragicznych rozbiorów. Cenzura oraz kontrola zaborców przenikała dosłownie wszystkie dziedziny życia społeczeństwa polskiego. Znane są metody rusyfikacyjne i germanizacyjne zaborców. Wobec narastających trudności wewnątrz własnego imperium monarchia Habsburgów musiała liczyć się z faktem reform wśród ujarzmionych narodów. Pod berłem wyżej wymienionej monarchii znajdowały się polskie tereny południowe i wschodnie zwane Galicją. Reformy przeprowadzone przez austriacki rząd doprowadziły do utworzenia autonomicznego sejmu krajowego, prowadzenia własnej polityki zarówno zewnętrznej jak wewnętrznej. Stwarzało to możliwość i swobodę organizacji towarzystw oraz imprez sportowych. Głównymi ośrodkami kulturalnymi Galicji stały się Kraków i Lwów, w których reaktywowano działalność wyższych uczelni. Podwaliny pod rozwój kultury fizycznej i gier ruchowych w Polsce położył profesor Henryk Jordan, dzięki któremu został utworzony w 1889 roku w Krakowie „Park Zabaw i Gier”. Umożliwiał on młodzieży szkolnej po raz pierwszy w życiu zetknąć się ze sportem, a w szczególności z piłką nożną. W tych początkowych latach rozwoju footballu na ziemiach polskich grywano według zasad i reguł diametralnie różniących się od zunifikowanych przepisów angielskich. Bramkę oznaczały dwie wbite w ziemię chorągiewki rozstawione w odległości około 12 metrów, a boisko miało długość 80-90 kroków. Pierwszy, poświadczony mecz piłkarski odbył się we Lwowie podczas otwarcia Wystawy Krajowej w dniu 14 lipca 1894 roku. Naprzeciw siebie stanęły dwie „jedenastki” z Krakowa i z Lwowa. Wygrała drużyna lwowska 1:0. Ten historyczny mecz sędziował Zygmunt Wyrobek, w latach późniejszych szanowany lekarz oraz dyrektor krakowskiego parku Jordana. Strzelcem pierwszej bramki był Włodzimierz bądź Grzegorz (rozbieżność w źródlach) Chomicki, student drugiego roku seminarium nauczycielskiego. W swojej pomeczowej wypowiedzi w taki sposób opisywał to wydarzenie: „Stałem po lewej stronie pod krakowską, obok kłębowiska walczących o piłkę zawodników. Nagle wykopnięta przez kogoś z tego tłoku piłka spadła tuż obok moich nóg. Nie namyślając się długo kopnąłem ją mocno prawą nogą w stronę bramki. Bramkarz podniósł nawet ręce, by ją zatrzymać, ale za późno - piłka przeleciała mu nad głową”. Oprócz wyżej wymienionego Henryka Jordana do pionierów polskiego piłkarstwa należeli również doktor Eugeniusz Piasecki oraz mieszkaniec Lwowa Edmund Cenar - autor książki „Gry gimnastyczne młodzieży szkolnej”. W 1903 roku uczniowie I Szkoły Realnej we Lwowie na czele z K.Sołtyńskim, L.Szeraucem i E. Hapką tworzą Lwowski Klub Piłki Nożnej „Sława”, który po kilku latach przemianowany został na „Czarnych”. W rok później powstał drugi lwowski klub piłkarski o nazwie „Pogoń”. W Krakowie natomiast w 1906 roku powstały dwa najstarsze polskie kluby a mianowicie Cracovia i Wisła, które do dnia dzisiejszego występują pod tymi szyldami w rozgrywkach polskiej ligi. 4 czerwca 1906 roku miał miejsce historyczny rewanż za mecz z 1894 roku pomiędzy drużynami Lwowa i Krakowa. Do grodu Kraka przyjechały drużyny Czarnych oraz IV - go Gimnazjum dając lekcję piłki nożnej ekipie krakowskiej. Po wyjeździe lwowskich piłkarzy z Krakowa miał miejsce jeszcze jeden mecz, w którym piłkarze późniejszej Wisły wygrali z zespołem amerykańskiego cyrku „Buffalo Bill” 1:0. Pierwszy oficjalny mecz o randze międzypaństwowej odbył się w Krakowie w 1908 roku pomiędzy drużynami Cracovii i niemieckiego Troppauer Sportverein wygranego przez krakowian w stosunku 5:2. Tak przedstawiała się sytuacja polskiego piłkarstwa w zaborze austriackim. Również w pozostałych dwóch zaborach Polacy domagali się tworzenia ośrodków kulturalnych i sportowych. Mecze piłkarskie i inne zabawy ruchowe miały miejsce w warszawskich Ogrodach Raua już od 1903 roku. W 1906 roku zaborcy wydali ustawę dającą możliwość Polakom zakładania stowarzyszeń sportowych. Korzystając z tej możliwości powstało Warszawskie Koło Sportowe, pod którego auspicjami znajdowała się młodzież szkolna, która rozgrywała swoje mecze w Agrykoli. W tym właśnie miejscu doszło w 1908 roku do pokazowego meczu pomiędzy Warszawą a Krakowem wygranego przez drużynę przyjezdną w stosunku 7:0. Z czasem szkolne drużyny piłkarskie przeradzają się w kluby sportowe. W latach 1910-1911 zostały utworzone: Korona, Merkury, Sparta i Stella a w 1912 roku po połączeniu się wyżej wymienionych klubów powstaje zasłużona dla polskiej piłki Polonia Warszawa. W przemysłowym mieście zaboru rosyjskiego - Łodzi również powstają kluby piłkarskie, które do dzisiaj toczą boje w polskiej lidze. Od 1908 roku istniała w tym mieście Łodzianka, przemianowana w niespełna rok później w Łódzki Klub Sportowy (ŁKS). Rosyjskie władze nie chciały wyrazić zgody na działalność tego klubu, ponieważ najstarszy z uczestników miał niespełna 21 lat. Zgodę wydano gdy pod statutem ŁKS-u podpisali się dwaj znaczący obywatele miasta. W 1910 roku powstał drugi łódzki klub piłkarski nazwany „Widzew”. Lata 1913-1914 to bezsporny prymat Łódzkiego Klubu Sportowego w mistrzostwach robotniczego miasta. Niestety wybuch pierwszej wojny światowej przerwał okrzepnięte i dobrze zorganizowane od podstaw piłkarstwo zaboru rosyjskiego. Równie udanie kwitł rozwój piłki nożnej na terenie zaboru pruskiego. Było to jednak możliwe nie dzięki życzliwej postawie zaborcy, lecz jednak dzięki ogromnemu wysiłkowi patriotów i sympatyków footballu zarazem. Pierwszym wielkopolskim klubem piłkarskim była „Posnania” założona w 1907 roku. Pionierską rolę w życiu sportowym na terenie Wielkopolski odegrał klub o nazwie GKS „Venetia”, utworzony wiosną 1908 roku w Ostrowie Wielkopolskim. Barwami klubu były kolory żółty i niebieski. Niemcy niezbyt przychylnie patrzyli na sukcesy polskiej drużyny, zwłaszcza że „Venetia” zostawiała w polu znane zespoły nie tylko polskie, ale i niemieckie. Na skutek nienawiści Niemcy rozwiązali polski klub piłkarski w listopadzie 1915 roku. Na terenie zaboru pruskiego „Venetia” rywalizowała z założona w 1909 roku Ostrowią. Natomiast najbardziej znany klub z Wielkopolski - Warta został utworzony 15 czerwca 1912 roku z inicjatywy: F.Szyca, St. Malinowskiego, M.Beyma i K.Świderskiego. Był to jak najbardziej polski klub nie należący do żadnego z istniejących związków niemieckich. W styczniu 1913 roku na skutek współdziałania Warty i Posnanii powstał Związek Polskich Towarzystw Sportowych, do którego przystąpiła również Ostrowia. W pierwszych organizowanych mistrzostwach Wielkopolski górą była drużyna Warty Poznań. Dalsze rozgrywki przerwał wybuch pierwszej wojny światowej. Ciekawostką było to, iż gdy powstawały klubu piłkarskie we wszystkich trzech zaborach, musiały one przynależeć do zaborczych związków sportowych. Drużyny z Krakowa i Lwowa musiały być członkami Austriackiego Związku Piłki Nożnej, kluby z Wielkopolski podlegały Wschodniemu Związkowi Pruskiemu we Wrocławiu, natomiast te z Królestwa Kongresowego do Wszechrosyjskiego Związku Futbolowego. Światowa federacja piłkarska (FIFA) podtrzymywała stanowisko o przynależności państwowej a nie narodowościowej, na skutek którego w reprezentacjach państw zaborczych mogli przeciwko sobie grać Polacy. Ciekawym faktem pochodzącym z tego okresu był wybór redaktora krakowskiego dziennika „Czas” Stanisława Kopernickiego na wiceprzewodniczącego Austriackiego Związku Piłki Nożnej. Człowiek ten z ramienia związku uczestniczył w 1910 roku w kongresie FIFA w Dreźnie, będąc pierwszym Polakiem na tego typu imprezie. Kopernicki dążył do przyłączenia klubów z Kongresówki do zaborczego związku piłkarskiego. W 1911 roku z inicjatywy Czarnych, Pogoń, Cracovii utworzono Związek Polski Piłki Nożnej z siedzibą w Krakowie. Nowopowstały związek działał w strukturach austriackiego, posiadał jednak przywileje ułatwiające kontakty z innymi federacjami piłkarskimi. Rok później odbyły się międzymiastowe zawody o puchar Ludwika Żeleńskiego, nowego prezesa powstałego związku. Regulamin zawodów przewidywał, że puchar przechodzi na własność tej drużyny, która wygra trzykrotnie. Rywalizowały reprezentacje miast Krakowa i Lwowa. Pierwszy mecz rozegrano 2 czerwca 1912 roku w Krakowie, który wygrali gospodarze w stosunku 3:1. Przynależność pucharu rozstrzygnęła się dopiero 12 października 1919 roku, kiedy to wznowiono rozgrywki po pięcioletniej przerwie; górą również była reprezentacja grodu Kraka, która ponownie wygrała 3:1. Wyżej wymieniony turniej był swoistym preludium do mistrzostw Galicji rozegranych w 1913 roku, wygranych przez drużynę Cracovii. Warto dodać, iż tylko cztery drużyny w 1913 roku zostały zaliczone do grona klubów „I klasy” (Cracovia, Wisła, Pogoń i Czarni). Polskie kluby, a co za tym idzie polscy piłkarze czerpali wzorce zwłaszcza od Austriaków, Czechów i Węgrów. Ogromną furorę w Polsce zrobił Anglik, były gracz Fulham, który przyjechał do Krakowa w 1908 roku. W samych superlatywach wypowiadał się o nim czołowy gracz Cracovii Józef Kałuża: „Anglik, prawdziwy Anglik demonstrował prawdziwy football, wykazując, iż potrzebna piłkarzowi jest „głowa”, jak i uznawane do tego czasu tylko dobre nogi, płuca, no i bary”.

Można bez ogródek stwierdzić, iż gdyby nie wybuch pierwszej wojny światowej polska piłka nożna rozwinęłaby się niezwykle prężnie i w miarę szybko. Wybuch wojny zdezorganizował środowisko sportowe, chociażby dlatego, iż część piłkarzy znalazła się w szeregach wojsk państw zaborczych. Niemcy chcąc zyskać rekruta oraz poparcie w wojnie z Rosją wyrażali zgodę na tworzenie narodowych klubów sportowych. To właśnie w 1915 roku w lasach wołyńskich odbyło się zebranie założycielskie Wojskowego Klubu Sportowego, które było narodzinami późniejszej ”Legii” Warszawa. W 1919 roku gdy Polska nie miała jeszcze stałych granic, a na niektórych z nich toczyły się krwawe walki, piłkarze wracający do Ojczyzny mieli nadzieję, iż nastały lepsze czasy dla polskiej piłki.

Rozdział III

POLSKA REPREZENTACJA PIŁKARSKA

W DWUDZIESTOLECIU MIĘDZYWOJENNYM

3.1. Powstanie i działalność Polskiego Związku Piłki Nożnej

W 1918 roku Polska odzyskuje niepodległość po blisko 150 latach niewoli. Jak w każdym zniszczonym wojną kraju, tak i w Polsce trzeba było rozwijać każdą dziedzinę życia praktycznie od nowa. Podobnie wyglądała sprawa sportu polskiego. Pierwszą i jakże podstawową rzeczą, było utworzenia ogólnopolskiego związku piłkarskiego, który mógłby czuwać na rozgrywkami piłkarskimi w odrodzonej Rzeczpospolitej. Polski Związek Piłki Nożnej został założony na zjeździe 31 przedstawicieli klubów piłkarskich, który odbył się w Warszawie w dniach 20 - 21 grudnia 1919 roku. Obradom przewodniczył Edward Cetnarowski. Na wyżej wymienionym zjeździe uchwalono statut i zgodnie z nim podzielono kraj na okręgi piłkarskie. Wybrano również znamienite grono, które spełniało rolę zarządu. W jego skład wchodzili: prezes - Edward Cetnarowski, pierwszy wiceprezes - Jan Weyssenhoff (również przewodniczący Wydziału Gier), drugi wiceprezes - Józef Szkolnikowski, sekretarz - Orest Dżułyński, skarbnik - Wacław Wojakowski, kronikarz - Józef Lustgarten, członkowie - Wacław Babulski, Kazimierz Bukowski, Jan Lohn, Wolf Margulies, Ignacy Rosenstock (przewodniczący Wydziału Spraw Sędziowskich), Stanisław Szeligowski, Jan Wierusz - Kowalski (przewodniczący Wydziału Zgłoszeń i Kar). Polski Związek Piłki Nożnej powstał nie bez problemów i ogromnych trudności. Wynikały one z tego, iż we Lwowie działał i to bardzo prężnie Związek Polski Piłki Nożnej. O wyżej wymienionych komplikacjach i problemach w ten oto sposób wypowiadał się doktor Wacław Wojakowski:

„Nie bez wielkich przeszkód i nie bez niemałego nakładu pracy zdołano wreszcie przełamać niezrozumiały wprost u niektórych klubów opór i zwołano na dzień 20 grudnia do Warszawy zebranie konstutuujące wszystkich klubów uprawiających piłkę nożna w Polsce. Organizatorzy nie mieli ewidencji klubów istniejących na ziemiach polskich, toteż zwracając się do znanych klubów prosili je, by te ze swej strony zapraszały na zjazd zrzeszenia piłkarskie, o których istnieniu wiedzą”. Na założycielskim zebraniu zostały wyznaczone priorytety w działalności związku. Po pierwsze zebrani ustalili powstanie Polskiego Związku Piłki Nożnej i przyjęli jego statut. Siedzibą związku był na trzy lata Kraków. Zostały wydzielone okręgi piłkarskie tj:

Następnie postanowione zostało, iż władze związku będą czynić wszelkie możliwe kroki niezbędne do przyjęcia Polskiego Związku Piłki Nożnej w struktury FIFA, co dawałoby możliwość rozgrywania meczy międzypaństwowych. Ostatnim punktem porządku obrad zjazdu było ogłoszenie regulaminu krajowych rozgrywek piłkarskich o tytuł mistrza Polski, które miały się odbyć w 1920 roku. Te niezwykle trudne i mozolne początki Polskiego Związku Piłki Nożnej niezwykle obrazowo przedstawił doktor Józef Lustgarten:

„Kiedy wracam pamięcią do tych wydarzeń wielokrotnie zastanawiam się co wówczas było dla nas trudniejsze: czy to, że sekretarzowi PZPN wydzielić musiałem jeden pokoik swego mieszkania przy ulicy Grodzkiej 69, czy to, że na prowadzenie agend związku trzeba było wyasygnować z własnych funduszów pieniądze na zakup przyborów biurowych i tym podobne, czy wreszcie to, że w obliczu pierwszego międzypaństwowego spotkania zostałem wybrany na selekcjonera drużyny narodowej”. Powoli zaczęły się również pojawiać na łamach prasy wiadomości informujące o działalności PZPN oraz o wynikach sportowych. Duże słowa uznania należą się redaktorowi Jerzemu Grabowskiemu, który obiektywnie i niezwykle barwnie opisywał wszelkie nowinki z życia piłkarskiego:

„Jesienią bieżącego roku rozegrane zostanie mistrzostwo Polski w piłce nożnej między drużynami wszystkich dzielnic Rzeczpospolitej bez wyjątku. Zawodu te organizuje Polski Związek Piłki Nożnej, w skład którego wchodzi pięć związków okręgowych. Obecnie, na wiosnę, zostaną rozegrane gry o mistrzostwo okręgowe, jesienią zaś zwycięskie drużyny z rozgrywek wiosennych będą walczyły o mistrzostwo Polski. Przeglądając choć pobieżnie drużyny poszczególnych okręgów i często, niestety, sądząc tylko po wynikach, należy przypuszczać, że do ostatecznych rozgrywek o mistrzostwo Polski staną: Polonia z Warszawy, Wisła z Krakowa, Pogoń ze Lwowa, Warta z Poznania i drużyna Łódzkiego Klubu Sportowego”. Pierwszorzędnym zadaniem Polskiego Związku Piłki Nożnej było odpowiednie przygotowanie drużyny narodowej do pierwszego występu na Igrzyskach Olimpijskich w Antwerpii. Niestety los chciał, że na wschodnich krańcach Rzeczpospolitej toczyła się zawierucha bolszewicka niwecząc tym samym szanse Polski na walkę o olimpijski laur. Polscy olimpijczycy z braku funduszy i zagrożenia wojennego zakończyli wyprawę do Antwerpii w Krakowie na zgrupowaniu przygotowawczym. W „Kurierze Polskim” z dnia 2 czerwca 1920 roku można znaleźć taki oto komentarz Jerzego Grabowskiego: „Ciężka sytuacja polityczna i wojenna w jakiej znalazła się nasza Ojczyzna wywołała żywiołowy ruch wśród całej młodzieży polskiej, która gremialnie udała się na front. Wśród młodzieży tej znaleźli się w pierwszym szeregu polscy sportowcy, którzy nie chcą opuszczać Ojczyzny w tak ciężkiej dla Polski chwili. Nie wątpimy, że Belgia, która w ubiegłej wojnie dała tak wspaniałe dowody patriotyzmu, odwagi i waleczności, zrozumie dziś stanowisko polskiej młodzieży i nieobecność naszą na tym międzynarodowym święcie wychowania fizycznego uzna za zupełnie zrozumiałą”. Tym oto sposobem rok 1920 był niezwykle nieudany dla Polski, ponieważ drużyna narodowa nie pojechała na Igrzyska Olimpijskie, a w kraju nie udało przeprowadzić się rozgrywek o tytuł mistrza kraju. W dniach 14-15 lutego 1921 roku w krakowskim lokalu przy ulicy Radziwiłłowskiej 4 odbyło się drugie walne zgromadzenie Polskiego Związku Piłki Nożnej. Przybyli delegaci poświęcili czas przede wszystkim zakresem działalności związku po wojnie polsko - bolszewickiej oraz utworzeniu związku stołecznego. Próbowano także ustalić regulamin rozgrywek o mistrzostwo Polski w dwóch klasach (A i B), oraz przyśpieszyć wstąpienie drużyny narodowej w poczet członków FIFA. Ustalono również, iż delegaci okręgów będą się spotykać na walnym zgromadzeniu w sobotę przed trzecią niedzielą lutego. Już po pierwszym oficjalnym meczu polskiej reprezentacji narodowej z Węgrami w dniu 26 lutego 1922 roku w Krakowie przy ulicy Retoryka 5 miało miejsce kolejne walne zgromadzenie Polskiego Związku Piłki Nożnej, które zatwierdziło utworzenie trzech nowych okręgów piłkarskich: Górnośląskiego - założonego wiosną 1920 roku, Lubelskiego - 1921 oraz Wileńskiego - 1921 rok, gdzie pierwszym prezesem był Weyssenhoff. Liczba ośmiu okręgów zmusiła delegatów do zmiany regulaminu rozgrywek o tytuł mistrza kraju. Od tej pory miały być dwie grupy po cztery drużyny, a zwycięzcy poszczególnych mieli rywalizować o prymat. Postanowiono również utworzyć pewnego rodzaju ewidencje piłkarzy, w której o członkostwie decydowała legitymacja sportowca. Przedłużono także o następne trzy lata rezydowanie siedziby Polskiego Związku Piłki Nożnej w Krakowie. Zmienił się również diametralnie skład zarządu: prezes - Edward Cetnarowski, pierwszy wiceprezes - Aleksander Dembiński, drugi wiceprezes - Wilhelm Śliwiński, sekretarz - Adam Obrubański, skarbnik - Marian Kopeć, członkowie - Władysław Jentys (referent do spraw zagranicznych), Tadeusz Synowiec oraz Józef Figna, Leon Gleisner, Ignacy Izdebski, Józef Lustgarten, Wolf Margulies i Franciszek Wojas. W czasie trwania kadencji również zaszły istotne zmiany. Na miejsce wiceprezesów Dembińskiego i Śliwińskiego zostali powołani Figna i nowy członek związkowy Tadeusz Dziurzyński. Rok 1923 Polski Związek Piłki Nożnej rozpoczął od czwartego walnego zjazdu, na którym powiększył się o dziewiąty okręg - Toruński, który z czasem zostanie przeniesiony do Bydgoszczy. Po dokładnej i wnikliwej lekturze ewidencji piłkarzy stwierdzono, że PZPN skupia pod swoimi auspicjami ponad sześć tysięcy członków i około 280 klubów. Na tym zjeździe odrzucono również koncepcję utworzenia związkowego funduszu zapomogowego oraz ubezpieczenia członków od nieszczęśliwych wypadków. Obrady zjazdu odbywały się w dniach 25-26 luty 1923 roku w Krakowie przy Radziwiłłowskiej 4. Tradycyjnie obradom przewodził Edward Cetnarowski, funkcję wiceprezesów sprawowali Goetel i Schwenk, sekretarzem był Adam Obrubański, skarbnikiem Kazimierz Matuszecki, a głównymi członkami byli Jentys, Synowiec, Konkiewicz, Pawlas, Pniewski i Zieliński. Podczas czwartego walnego zgromadzenia Polskiego Związku Piłki Nożnej została utworzona tak zwana „komisja trzech”, która miała za zadania wyselekcjonować na mecz międzypaństwowy narodową drużynę. W skład tejże komisji wchodzili: Kazimierz Glabisz (Poznań), Tadeusz Kuchar (Lwów) i Adam Obrubański. Drugim bardzo ważnym wydarzeniem 1923 roku było wstąpienie Polski w szeregi członków FIFA podczas kongresu w Genewie 20 kwietnia. Nasz kraj reprezentował zasłużony działacz Prof. Dr Jan Weyssenhoff. Członkostwo w Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej dawało polskiej drużynie narodowej oraz czołowym polskim klubom możliwość pokazania się w całej Europie. Przykładem może być międzynarodowe tournee drużyny Cracovii po Hiszpanii.

Rok później na terenie Rzeczpospolitej nie rozgrywano zawodów o tytuł mistrza kraju ze względu na udział drużyny narodowej w paryskich Igrzyskach Olimpijskich. Początek roku przyniósł piąte, walne zgromadzenie Polskiego Związku Piłki Nożnej, który odbył się w dniach 23-24 lutego. Miejscem obrad była sala Magistratu mieszcząca się na placu Wszystkich Świętych 3 w Krakowie. Deputowani ustalili, że zawody o mistrzostwo Polski będą rozgrywane wiosną i jesienią. Przede wszystkim wyrażono zgodę na wyjazd „piłkarskich” olimpijczyków do Paryża co miało kosztować okręgi 3200 dolarów. Zlikwidowano selekcyjną „komisję trzech” a na jej miejsce wprowadzono funkcję kapitana związkowego, którą objął Adam Obrubański. Zatrudniono węgierskiego szkoleniowca Imre Biro, który miał być odpowiedzialnym za przygotowanie i postawę Polaków na Igrzyskach Olimpijskich. Na piątym zjeździe obradowano w następującym składzie: tradycyjnie funkcję prezesa pełnił Edward Cetnarowski, wiceprezesami byli Goetel i Rączkowski, sekretarzem Adam Obrubański, skarbnikiem Wiktor Choczner, a członkowie to: Jentys (referent do spraw zagranicznych), Synowiec, Orzelski, Szkolnikowski oraz Dembiński i Izdebski. W roku 1925 roku zostały wznowione rozgrywki mistrzowskie, powstało przy Polskim Związku Piłki Nożnej Kolegium Sędziowskie, które posiadało własną autonomie. W dniach 28 lutego - 1 marca odbył się szósty zjazd PZPN, który składał się z dwóch części. Pierwsza miała miejsce w Krakowie w sali Magistratu na placu Wszystkich Świętych, druga natomiast w stolicy 5 kwietnia przy ulicy Karowej 31 (lokal Towarzystwa Higienicznego). W krakowskiej części zjazdu ustalono nowy regulamin rozgrywek krajowych, przewidujący utworzenie trzech grup, których zwycięzcy walczyliby o mistrzostwo Polski. Od 13 sierpnia 1925 roku z funkcji kapitana związkowego został usunięty Tadeusz Kuchar a w jego miejsce został mianowany Tadeusz Synowiec, który sprawował swój urząd do 3 grudnia kiedy to złożył rezygnację.

Natomiast w warszawskiej części zjazdu delegaci podtrzymali decyzję zarządu, iż zawodnicy z Górnego Śląska, którzy przyznają się do niemieckiej narodowości nie mogą być członkami Polskiego Związku Piłki Nożnej. Na skutek mniejszości głosów upadł także wniosek o powołaniu „funduszu olimpijskiego”. Do 1926 roku Polska borykała się z różnorakimi trudnościami takimi jak: kryzys światowy, który miał swoje odzwierciedlenie również w naszym kraju, ale także „wojna celna” z Niemcami. Przewrót majowy otworzył nowy okres w historii Polskiego Związku Piłki Nożnej oraz reprezentacji narodowej czy piłkarstwa klubowego. Po raz pierwszy w tym roku rozegrano zawodu o „Puchar Polski”, które bezapelacyjnie wygrała Wisła Kraków. Zadłużenie po siedmiu spotkaniach międzypaństwowych dotknęło także struktury PZPN, jednak udało się je pokryć ze środków rządowych. Zgodnie z tradycją w końcu lutego (27-28) 1926 roku w lokalu na placu Wszystkich Świętych w Krakowie miało miejsce ósme walne zgromadzenie Polskiego Związku Piłki Nożnej. Dokonano na nim zmian w statucie a mianowicie: poszerzono zarząd do 13 osób, w tym czterech spoza siedziby związku. Utrzymano stary regulamin rozgrywek krajowych. W ostrym tonie skrytykowano zbyt wysokie pensje urzędników związkowych w tym Kałuży i Kuchara. Na wniosek Lwowa został nadany Ludwikowi Christelbauerowi pierwszy w historii tytuł honorowego członka PZPN. Powstał nowy zarząd, w skład którego wchodzili: prezes - Edward Cetnarowski, wiceprezesi Klemensiewicz i Essman, sekretarz Wojakowski, skarbnik Wiktor Choczner oraz Henryk Szatkowski, Zdzisław Kwieciński, Jakub Billig, Tadeusz Dudryk, Stanisław Flieger oraz Jakub Sonne.

Po przewrocie majowym doszło do rozłamu w polskiej piłce, na skutek przejęcia władzy przez ludzi związanych z wojskiem i Józefem Piłsudskim. Mimo zręcznie prowadzonej kampanii prasowej zarząd Polskiego Związku Piłki Nożnej nie dał przekonać się o słuszności systemu ligowego. W dniach 26-28 lutego 1927 roku odbył się w Krakowie dziewiąty walny zjazd PZPN, na którym ustalono, iż siedziba nadal pozostanie pod Wawelem. Odrzucono propozycję Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które sugerowało słuszność odbycia tournee po Stanach Zjednoczonych. Równocześnie z trwaniem zjazdu PZPN toczyły się obrady kierownictwa Ligi, a porozumienie próbował osiągnąć Christelbauer. Niestety nic nie wskórał, na skutek czego doszło do odłączenia się czternastu klubów, które prowadziły rywalizację w nowoutworzonej Lidze Piłki Nożnej. Rozgrywki te wzbudziły spore zainteresowanie, rywalizacja była bardziej zacięta a co za tym idzie z meczu na mecz rosła frekwencja. Dnia 18 grudnia 1927 roku odbyło się nadzwyczajne zgromadzenie PZPN, na którym definitywnie na siedzibę związku obrano Warszawę. Próbowano bezskutecznie znaleźć kompromis w sporze z organizatorami Ligi a także debatowano na kwestią wysłania polskich piłkarzy na Igrzyska Olimpijskie w Amsterdamie.

Na roku 1927 kończy się okres sprawowania władzy w związku przez środowisko krakowskie. Tym razem stolica była miejscem, gdzie miał znajdować się czynnik koordynujący piłkarstwo polskie. Smutne niestety może być to, iż prezesowi Cetnarowskiego władze pomajowe nie pozostawiły zbyt dużego pola manewru. Zarząd Polskiego Związku Piłki Nożnej był wybrany w demokratycznych wyborach, więc na takich samych zasadach powinien się rozwiązać. Organizatorzy Ligi dobrze wiedzieli, że nie uda się nakłonić delegatów związkowych do poparcia ich projektu, więc musieli się ratować utworzenia konkurencyjnej struktury. Liga była bardziej atrakcyjna, skupiała więcej widzów a także była przyjemniejsza dla oka. Prezes Edward Cetnarowski musiał ustąpić i zgodzić się niestety na natarczywe interwencje w wewnętrzne sprawy związku władzy państwowej a właściwie wojskowej.

3.2. Polska reprezentacja piłkarska i jej występy.

Reprezentacja piłkarska w okresie dwudziestolecia międzywojennego nie miała zbyt wielu powodów do radości. Pierwsze występy nie były za bardzo udane, ale wiązało się to z tym, iż Polacy zaczynali dopiero poszerzać kontakty z innymi państwami. Pierwszy mecz drużyna narodowa rozegrała z Węgrami w Budapeszcie ulegając gospodarzom, natomiast pierwsza wygrana miała miejsce dopiero w dziewiątym spotkaniu przeciwko reprezentacji Estonii. Ogólnie bilans spotkań był ujemny dla Polaków, do najwybitniejszych osiągnięć tego okresu należy zaliczyć czwarte miejsce na Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie, dramatyczny mecz z Brazylią na mundialu w Strasburgu oraz wygraną z wicemistrzami świata Węgrami w 1939 roku. Przed debiutem na międzynarodowej arenie w łonie Polskiego Związku Piłki Nożnej toczyły się spory o wytypowanie reprezentacyjnej jedenastki. W dniu 18 listopada 1921 roku Węgier Imre Pozsonyi został wybrany na trenera polskiej drużyny. Po długich dyskusjach i debatach ustalono na posiedzeniu Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej w dniu 28 listopada 1921 roku skład drużyny narodowej na mecz w Budapeszcie: bramkarz - Jan Loth II (Polonia Warszaw), obrońcy - Ludwik Gintel (Cracovia) i Artur Marciszewski (Polonia Warszawa), pomocnicy - Zdzisław Styczeń, Stanisław Cikowski, Tadeusz Synowiec, napastnicy - Stanisław Mielech (Cracovia), Wacław Kuchar (Pogoń Lwów), Józef Kałuża (Cracovia), Marian Einbacher ( Warta Poznań) i Leon Sperling (Cracovia). Rezerwowymi byli Stefan Loth I i Mieczysław Batsch. Przed oficjalną premierą Polaków zdenerwowanie i trema udzieliły się również i kibicom, którzy ochoczo (5946 kuponów) wzięli udział w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” polegającego na wytypowaniu dokładnego wyniku. Bardzo obrazowo przedstawił te przygotowania „Przegląd Sportowy”:

„Dzień 18 grudnia bieżącego roku będzie dniem historycznym w dziejach sportu polskiego, w szczególności w dziale piłki nożnej. W dniu tym bowiem po raz pierwszy w ogóle spotka się reprezentatywna drużyna Polski z takąż drużyną Węgier w Budapeszcie. Jeśli weźmiemy pod uwagę dzisiejsze stanowisko sportu węgierskiego w świecie, musimy stwierdzić, że drużyna Polski ma ciężkie zadanie do spełnienia. Ona ma utrwalić naszą dobrą opinię, jaką cieszymy się zagranicą; ona ma dać dowód, że poziom młodego sportu polskiego dosięga już dziś wyżyny naprawdę europejskiej. Czy się jej uda, trudno to dziś powiedzieć, ponieważ wiele przyczyn przemawia przeciwko temu. Wprawdzie zwycięstwa Cracovii, Wisły, Czarnych i Pogonii nad drużynami węgierskimi stawiają dobre horoskopy, jednakże to tylko pozornie. Zwycięstwa odnosiliśmy u siebie w domu i to z drużynami, które najwyższego poziomu nie zaprezentowały.”

„....Również poważne trudności nastręcza kwestia treningów drużyny ze względu na klimat nasz, nie zawsze pozwalający już nawet w listopadzie na grę. Zważyć zaś trzeba, że utrzymanie drużyny w należytej kondycji, bez czego wprost wyjazdu do Budapesztu wyobrazić sobie nie można, zmusza drużynę do pozostawania w stałym, racjonalnym treningu aż do 18 grudnia. Ćwiczenia na sali gimnastycznej treningu nie zastąpią. Nie mniej kłopotu spowoduje sprawa sprowadzenia członków drużyny do jednego z miast, co połączone będzie z wielkimi dziś kosztami”.

Wyjazd ten był dla całej delegacji niezwykłym przeżyciem oraz wydarzeniem historycznym ze względu na swój premierowy charakter. Bardzo ciekawie sytuację panującą w obozie polskim przedstawił uczestnik budapesztańskiej wyprawy Edmund Szyc: „Czuliśmy, że bierzemy udział w historycznym wydarzeniu. Było wiele wesołości, żartów młodych ludzi, jak to w męskim bywa gronie, ale gdzieś głęboko każdy z nas miał wrażenie, że dzieje się coś niezwykłego, ważnego i niepowtarzalnego”.

Wyjazd do stolicy Węgier był możliwy również dla kibiców. Trener narodowej jedenastki, który oprócz piłki nożnej miał również znajomości w konsulacie wydał w prasie komunikat, że może załatwić wizy wjazdowe z 75% upustem. Znalazły się jednak tylko dwie osoby chętne: Edward Kleinadel - aktualny mistrz Polski w tenisie ziemnym oraz Wacław Babulski - wierny kibic krakowskiego sportu.

Dnia 18 grudnia 1921 roku na budapesztańskim stadionie Hungaria przy dopingu 8000 tysięcy kibiców wyszły na boisko jedenastki Polski i Węgier. Obie drużyny rozpoczynały mecz w następujących składach:

Polska: Jan Loth II, Ludwik Gintel, Artur Marczewki, Zdzisław Styczeń, Stanisław Cikowski, Tadeusz Synowiec, Stanisław Mielech, Wacław Kuchar, Józef Kałuża, Marian Einbacher, Leon Sperling.

Węgry: Karoly Zsak (od 46 minuty Ignac Amsel), Karoly Fogl, Gyula Mandi, Vilmos Kertesz, Gabor Obitz, Zoltan Blum, Istvan Pluhar, Gyorgy Molnar, Jeno Szabo, Imre Schlosser i Jeno Wiener. Debiutancki mecz sędziował Czechosłowak Ernst Gratz, na którego pracę piłkarze obu drużyn nie mogli po meczu narzekać. Jedyną bramkę tego spotkania zdobył w 18 minucie meczu Szabo. Wydarzenie to opisano w ten sposób:

„W osiemnastej minucie Wiener centruje, robi się tłok pod polską bramką, z którego korzysta Szabo, po wyminięciu Marczewskiego z bliskiej odległości. Loth piłkę odbił, lecz strzał był na tyle silny, iż wpadł do siatki. Tylko jedna okazja zamieniona na spodziewane zwycięstwo, choć było ich wiele, szczególnie w pierwszej części. Węgrzy próbowali od razu oszołomić nas, zdemoralizować szybkością, aby potem zdezorientowanych rozgromić”. Zawodnicy grali niezwykle zacięcie, ale zgodnie z przepisami fair - play. Przykładem tego typu zachowania była sytuacja z 22 minuty tak opisana przez profesora Andrzeja Wasilewskiego:

„Widzę wyraźnie, jakby to się stało wczoraj. Wacek Kuchar otrzymuje piłkę, biegnąc z nią pod bramkę. Bramkarz wybiega, rzuca mu się pod nogi, jednak piłki nie chwyta. Dostaje jednak od rozpędzonego Kuchara najprawdopodobniej w głowę bo leży bez ruchu. Sędzia nie gwiżdże, Kuchar zamiast posłać piłkę do pustej bramki, zostawia ją nietkniętą i podnosi omdlałego bramkarza. Wtem nadbiega obrońca, wybija piłkę na aut a arbiter przerywa grę”. Warto dodać, iż w tym meczu w 46 minucie, sędzia podyktował rzut karny dla piłkarzy węgierskich, którego nie wykorzystał Karoly Fogl przenosząc piłkę nad poprzeczką. Bohaterem drużyny polskiej był bramkarz Jan Loth, który „był jak z gumy i fruwał bez skrzydeł” jak pisał po meczu Tadeusz Grabowski.

Węgrzy mile zaskoczeni postawą i umiejętnościami piłkarzy polskich, pragnęli w jak najszybszym czasie zagrać rewanż. Tym razem mecz miał się odbyć w Krakowie na stadionie Cracovii. Prezes Cetnarowski zasugerował włodarzom krakowskiego klubu, aby usypali wokół boiska wał ziemny, na którym miała zasiąść publiczność. Atmosfera przed pierwszym meczem międzypaństwowym na ziemiach polskich była niezwykle podniosła i nerwowa. Henryk Zbierzchowski bardzo trafnie opisał przedmeczową aurę, która roztoczyła się nad piłkarzami:

„Hej! Toż to będzie dopiero spotkanie,

Dzień, który oby zmienił się w wesele.

Najlepsza polska jedenastka stanie

Przeciwko Węgier jedenastce dzielnej

Gdy Loth w bramce w walkę się omota,

Gdy Wacek we krwi swej poczuje burzę,

Węgrzy zdębieją tak jak żona Lota

I mogą jeszcze brzydko wpaść w Kałużę.

Więc dalej chłopcy! Spokój w pierwszym rzędzie,

Krew zimna przecież bierze górę wreszcie,

Niechaj spotkanie to rewanżem będzie

Za waszą walkę w grudniu w Budapeszcie”.

Do rewanżowego spotkania pomiędzy Polską i Węgrami doszło 14 maja 1922 roku na stadionie Cracovii, na którym zasiadło około 16 tysięcy widzów. Krakowski dziennik „Przegląd sportowy” z dnia 15 maja poświęcił wiele uwagi temu spotkaniu:

„Boisko Cracovii było ostatniej niedzieli Mekką wszystkich zwolenników sportu footballowego. Przybyło z górą 16 tysięcy widzów i to z najrozmaitszych okolic Polski. Wielu przyjezdnych musiało niestety wracać z powrotem bądź zadowolić się jakiemś lichym miejscem, gdyż cała trybuna była już dawno przed zawodami wysprzedana”. Węgrzy przyjechali do Krakowa w piątek 12 maja o godzinie 19:30. Drużyna przybyła w towarzystwie wiceprezesa Związku Węgierskiego Hajosa, zastępcy kapitana Związkowego Klementa. Gości powitali w imieniu Polskiego Związku Piłki Nożnej wiceprezesi tego związku podpułkownik Dembiński i inżynier Śliwiński. Przygotowane automobile i wspaniałe karety zawiozły gości do hotelu Pollera, gdzie oczekiwał ich prezes Edward Cetnarowski. W sobotę przedpołudniem zwiedzali Węgrzy Kraków. Byli między innymi na Wawelu i w grobach królewskich, gdzie szczególnie zainteresowali się miejscem wiecznego spoczynku Stefana Batorego i jego małżonki. Sędzia Karol Gratz przybył do Krakowa wraz z małżonką w sobotę o godzinie 23, po czym udał się do Hotelu Francuskiego gdzie zamieszkał. Trenerzy desygnowali zawodników do gry w następujących składach:

Polska - Jan Loth II, Ludwik Gintel, Józef Klotz, Stanisław Cikowski, Stefan Śliwa, Tadeusz Synowiec, Zygmunt Krumholz, Henryk Reyman, Józef Kałuża, Wacław Kuchar, Leon Sperling.

Węgry - Janos Neuhaus, Ferenc Zatyko, Lajos Kovacs, József Szabo, Gabor Kleber, József Tomecsko, Karoly Mihaly Katzer, Izidor Razso, Istvan Priboj, Jeno Seiden, Mihaly Solti.

Tak ogromnym zainteresowaniem tym meczem cieszyli się również związkowcy. Dochód z biletów wyniósł ponad 5 milionów marek polskich.

„Jeszcze jedna okoliczność jest szczególnie godną uwagi. Mianowicie chęć uczęszczania na zawody w piłkę nożną wdziera się i w te sfery, które dotychczas z dala stały od wszelkiego ruchu sportowego. Prócz tego niebywały ruch na ulicach, prowadzących na boisko Cracovii. To popołudnie niedzielne było nie lada wydarzeniem dla każdego, który brał w niem udział. Sam obraz napływającej ciągle publiczności był imponujący, a im bliżej boiska, tem bardziej wzmagały się tłumy. A skoro wszystko odbyło się bez awantur, to jest to zasługą przede wszystkim wspaniałej organizacji, która tutaj odniosła wielki sukces. Przed meczem dnia na boisku Cracovii odbywały się zawody piłkarskie pomiędzy reprezentacją klasy B, a reprezentacją rezerw drużyn pierwszoklasowych.

„Zbliżała się godzina 17 i boisko było do ostatniego miejsca obsadzone. Niepewna od samego rana pogoda i silny wiatr ustąpiły miejsca wymarzonej aurze footballowej. Wreszcie ukazują się czerwonawe kostiumy Węgrów, witane burzliwymi oklaskami, za chwilę zjawia się sędzia pan Gratz wraz z sędziami bocznymi podpułkownikiem Ziemiańskim i Auerbachem. Nastąpiło powitanie, losowanie miejsc, krótki trening, po którym sędzia przeciągłym gwizdem rozpoczął spotkanie. Pozwolę sobie przytoczyć relację korespondenta „Przeglądu Sportowego” z przebiegu gry:

„Węgrzy wygrali los. Polacy grają przeciw słońcu i lekkiemu wiatrowi. Pierwszy strzał Krumholza w pierwszej minucie chwyta Neuhaus. Po ładnym przeboju Krumholza Szabo podaje piłkę do swego bramkarza. Lekka przewaga Węgrów. Kovacs broni skutecznie. Gra toczy się pod bramką Polaków. W 4 minucie strzela Solti, piłka ześlizguje się z buta Gintla i wpada do bramki. Węgrzy prowadzą 1:0. Wacek wyrywa się, podaje Szperlingowi, który centruje, powstaje zamieszanie pod bramką, które nie zostaje wyzyskane. Znowu Szperling centruje, Kałuża strzela, piłka obija się o obrońcę. Atak Węgrów załamuje Gintel. Solti wyrywa się. Cikowski wyjaśnia sytuację. Klotz zanadto wysuwa się naprzód. Ataki polskie mijają bez rezultatów. Strzał Katzera chwyta Loth. Atak Polski przerywa sędzia fałszywem rozstrzygnięciem off-side. Rzut Szperlinga w przeboju idzie obok bramki. Reyman psuje piękny atak. Strzał Kałuży idzie ponad poprzeczkę. W 31 minucie pierwszy rzut rożny dla Węgrów, który podany Pribojowi idzie w aut. Piękny rzut w róg broni Loth w 32 minucie. Po kombinacji strzał Kałuży idzie w aut. Sędzia przerywa z powodu foulu na korzyść Polski, sytuację wielce dla nas korzystną. Z wolnego centruje Krumholz, momentalnie Reyman uderza piłkę głową i bramkarz chwyta. W 43 minucie centruje Katzer, Loth wybiega z bramki, Solti nadbiega i prawie z linii pakuje głową piłkę do siatki. Śliwa chce ratować, wpada na słupek i rozbija nos. Po pauzie Cikowski i Śliwa zmieniają pozycję. Strzał Kuchara broni Neuhas w pierwszej minucie. Priboj podaje piłkę na lewe skrzydło, Solti centruje, Cikowski odbija. Kuchar wyrywa się, strzela, ale Neuhaus jest na stanowisku. Gintel znowu broni szereg niebezpiecznych sytuacyj. Rzut Soltiego idzie w aut. Centra lewego skrzydła gości idzie na prawe, ale piłkę odbija Klotz. Sędzia znów wstrzymuje grę, odgwizdując w dogodnej sytuacji foul dla Polski. Strzał Szperlinga na bramkę chwyta pięknie Neuhaus. Piękny atak Polski bez pozytywnego efektu. Strzał prawego skrzydła ześlizguje się po górnej poprzeczce w 22 minucie. Ostry strzał Priboja zamienia na róg Loth, zakończony strzałem w aut. Węgrzy grają ze szczęściem i strzelają z każdej sytuacji. Loth znowu niepotrzebnie wybiega. Błąd Śliwy wykorzystuje Solti, strzelając trzecią i ostatnią bramkę dla Węgrów. W 36 minucie drugiej połowy róg na korzyść Polski, kopie go dobrze Szperling, piłka musnąwszy lekko głowę obrońcy, dostaje się niespodziewanie pod nogi Krumholzowi, który z paru kroków strzela tuż nad poprzeczką. Centrę Szperlinga wpycha Kałuża w sam róg głową, Neuhaus broni końcami palców. Jeszcze jeden atak Węgrów, który łamie Gintel i gra się kończy. Tuż po końcowym gwizdku sędziego poproszono kilka osób z obozu węgierskiego o kilka słów refleksji:

Vertes, skarbnik Związku Węgierskiego: „drużyna polska grała o 2-3 bramek lepiej jak w zimie w Budapeszcie. Zdradziła szczególnie więcej zmysłu do kombinacji, która tworzy piękno gry footballowej. Loth bardzo mi się podobał, Synowiec dobrze się ustawia i pięknie gra głową, poznać, że posiada rutynę. W ataku najlepsi Kałuża i Szperling. Neuhaus miał dziś swój najlepszy dzień. Najlepszym w ataku był Seiden, za dużo jednak „wózkował”. Solti zadowolił , zrobił dwie bramki, posiada mało rutyny, ale pokazał, że ma talent. Z rezultatu jestem zadowolony i mam nadzieję, że w przyszłości zawsze spotykać się będziecie z naszą najlepszą drużyną. Publiczność mi zaimponowała; jest elegancką i dyscyplinowaną, darzyła naszych owacjami przed i po zawodach. Sędzia zadowolił, bo spełnił swój urząd bezstronnie i według swej najlepszej wiedzy. Dla przyjęcia, oraz troskliwości o nas podczas całego naszego pobytu w Krakowie nie mamy słów uznania.

Hajos, wiceprezes Związku Węgierskiego:

„Do tego co powiedział pan Vertes, dużo dodać nie jestem w stanie. Rezultat mnie zadowolił. Drużyna polska jest o klasę lepsza niż zimą minionego roku w Budapeszci. Szczególnie „uderzyła” mnie piękna gra kombinacyjna napadu. Zachwycony jestem publicznością, nigdzie jeszcze nas tak nie przyjęli. Sędzia bezstronny, nie miał dużo do roboty, to znaczy, że drużyny grały nie jak nieprzyjacielskie, ale jak szlachetni współzawodnicy”.

Gratz, sędzia zawodów: „Team polski bił się dobrze. Węgrzy zdradzili więcej międzynarodowej rutyny. Słabość Polaków tkwiła w pomocy, która więcej grała dla obrony niż napadu. Rezultat nie odpowiada przebiegowi gry. Polacy zasłużyli na 1 - 2 bramek. U zwycięzców podobał mi się najlepiej Neuhaus, który grał rewelacyjnie, dalej Szabo, Tomecsko, Kovacs i Seiden. Polacy mieli w Gintlu, Szperlingu i Kałuży swych najlepszych graczy. Dyscyplina drużyn i publiczności wzorowa”.

Po zawodach odbył się w świątecznie przystrojonej sali strzeleckiej uroczysty bankiet, który zgromadził przy stole reprezentantów, działaczy oraz wiele osób związanych z polskim footballem. Prezes Cetnarowski przywitał serdecznie obecnych. Wyraził swą radość, że właśnie z bratnimi Węgrami nawiązaliśmy pierwsze spotkania międzynarodowe. Wita sędziego Gratza i dziękuje mu za prowadzenie zawodów. Kończy po węgiersku toastem na cześć gości, muzyka gra hymn węgierski . Nie był mu dłużny wiceprezes Hajos, który jak następny zabrał głos; kończąc swoje przemówienie toastem „Niech żyje Polska”.

Dwa tygodnie po krakowskiej przegranej przed polskim piłkarzami był mecz z reprezentacją Szwecji w Sztokholmie. Jeśli o chodzi o skład polskiej drużyny to trzeba przyznać, iż zaszły znaczące zmiany. Przedmeczowa zbiórka piłkarzy miała miejsce 23 maja w krakowskim hotelu Warszawskim. Następnie ekipa narodowa miała udać się do Warszawy, skąd nocnym pociągiem jechać do Berlina. Wacław Kuchar w swoich wspomnieniach w ten oto sposób wspomina tę ciężką i długą podróż: „Nie było miejsc rezerwowanych, a kolejarze oświadczyli, że piłkarze mogą jechać na własnych kufrach. Tak też było. W Berlinie stanęliśmy 25 maja. Tu dołączył do nas sędzia pan Meisel. Z dworca przy Friedrichstrasse udaliśmy się do hotelu Nordland, aby zjeść obiad. Dwie godziny na zwiedzanie Berlina, wieczorem byliśmy w kabarecie i dopiero nazajutrz ruszyliśmy do Stralsundu. Tu na prom i na wyspę Rugię, skąd do Sassnitzhofen. Po kontroli celnej wsiedliśmy na statek „Victoria”. Po czterech godzinach przybiliśmy do wybrzeży Szwecji, a potem jeszcze droga do Malmo i Sztokholmu, gdzie byliśmy w sobotę południe. Mecz pomiędzy Polską a Szwecją odbył się 28 maja 1922 roku na Stadionie Olimpijskim w Sztokholmie przy udziale 16 tysięcy 142 widzów. Obie jedenastki wyszły na boisko w następujących składach:

Polska - Mieczysław Wiśniewski, Józef Klotz, Stefan Fryc, Zdzisław Styczeń, Stanisław Cikowski, Tadeusz Synowiec, Wacław Kuchar, Józef Garbień, Józef Kałuża, Adam Kogut i Leon Sperling.

Szwecja - Fritiof Ruden, Valdus Lund, Einar Hemmig, Gunnar Erikson, Helge Andersson, Harry Sundberg, Rune Bergstrom, Helmer Svedberg, Per Kaufeldt, Helge Ekroth i Rudolf Kock. Na pięć minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego Wacław Kuchar otrzymał pilny telegram z zakreślonymi na nim kilkoma słowami. Brzmiał on w ten sposób: „Niech żyje Polska - Helgesson”. Polski debiut na szwedzkiej ziemi nie zapowiadał na początku końcowego sukcesu. Szwedzi przez pełny czas gry mieli przewagę, podczas gdy Polacy ograniczali się do wypadów z kontry. Mimo to jednak naszym piłkarzom udaje się strzelić jako pierwszym bramkę; ma to wydarzenie miejsce w 27 minucie meczu, kiedy to szwedzki obrońca uderzył piłkę ręką. „Przegląd Sportowy” w ten sposób opisał okoliczności tego rzutu karnego: „W 27 minucie Sperling kończy bieg centrą. Hemmig nie atakowany przez nikogo daje niepotrzebnie piłce klapsa ręką: karny. Komu powierzyć tę funkcję? Jedynym graczem, który w swej druzynie bije z dobrym skutkiem jedenastki był Klotz, jemu tez oddaje kapitan z całym zaufaniem wykonanie rzutu. Klotz z pełnym spokojem, bez rozpędu pakuje piłkę w lewy róg pod poprzeczkę. Bramkarz ani drgnął”. Niestety po dziesięciu minutach drugiej połowy Szwedzi doprowadzają do wyrównania a czyni to Svedberg. Jednak na kwadrans przed końcowym gwizdkiem sędziego Józef Garbień zdobywa rozstrzygającą bramkę, która daje Polsce pierwszą wygraną w meczu międzypaństwowym. Oto jak strzelec gola opisywał tę akcję: „...udaje mi się przejechać przez środkowego pomocy i obrońców, podciągnąłem pod bramkę i trzepnąłem. Na tem skończyły się nasze bramki”. Historyczne zwycięstwo nad Szwedami na łamach polskiej prasy nie gościło często. Piłkarze mieli żal do warszawskiego związku piłkarskiego, że nie zostali przywitani w stolicy. Diametralnie inna sytuacja miała miejsce w Krakowie, ponieważ wszystkie drużyny przebywające pod Wawelem, orkiestra 5 pułku artylerii ciężkiej oraz mieszkańcy śpieszyli aby złożyć gratulacje piłkarzom.

Następnym sprawdzianem polskiej reprezentacji miał być mecz z reprezentacją południowo-wschodnich sąsiadów czyli z Rumunią. Zgodzono się na przygraniczne Czerniowce, aby koszty były jak najmniejsze. Przewodniczący komisji selekcyjnej Józef Lustgarten miał ciężki orzech do zgryzienia, ponieważ nie wszyscy piłkarze stawili się w komplecie. Z pomocą pośpieszyła Cracovia, która wypożyczyła Lustgartenowi czterech swoich zawodników mimo, iż w tym samym dniu rozgrywała cięzkie spotkanie z BBSV w Bielsku. Nie obyło się bez problemów na granicy, ponieważ nowym zawodnikom nie zdołano wyrobić paszportów. Józef Lustgarten w ten oto sposób opisuje te wydarzenia: „Brakowało mi ostatniego, jedenastego. W ostatniej chwili po prostu na ulicy zwerbowałem Duźniaka, członka krakowskiej Olszy, klubu B-klasowego. To jeszcze nie koniec. Zabrałem z Cracovii paszporty dla tych, którzy nie mieli własnych. W poselstwie rumuńskim wydano wizy według listy nie potwierdzając ani tożsamości ani podobieństwa ze zdjęcia. Drugim zgrzytem wyjazdu do Rumunii była postawa polskiego konsula, który nie powitał piłkarzy z kraju:

„Przypuszczaliśmy, że hrabia Skrzyński przybył nas powitać, ale rozczarowaliśmy się. Pan konsul okazał się być bardzo sztywnym. Nie zwrócił w ogóle uwagi na nasze biało-czerwone wstążeczki wetknięte w klapach ubrań”. Mecz odbył się w Czerniowcach na stadionie tamtejszego Makkabi 3 września 1922 rokun o godzinie siedemnastej. Obie drużyny na boisko wybiegły w następujących składach:

Rumunia - Alexandru Szatmary, Iosif Bartha, Elemer Hirsch, Alexandru Kozowits, Nicolae Honigsberg, Emil Koch, Aurel Guga, Adalbert Strock, Stanislas Micinski, Francics Ronay i Zoltan Drescher.

Polska - Andrzej Przeworski, Ludwik Gintel, Stefan Fryc, Marian Spoida, Stanisław Cikowski, Jerzy Bułanow, Zbigniew Niziński, Władysław Prymka, Wawrzyniec Staliński, Leopold Duźniak i Leon Sperling.

Przy dopingu około 6000 - tysięcznej publiczności austriacki sędzia rozpoczął mecz. W 20 minucie spotkania Leon Sperling podał piłkę do nadbiegającego Leopolda Duźniaka, który mocnym, plasowanym uderzeniem zdobył pierwszego gola dla Polski wzbudzając tym samym burzę oklasków na trybunach. Gospodarze wyrównali strzałem z rzutu wolnego, którego wykonawcą był Kozowits w 63 minucie. Józef Lustgarten miał sprzeczne odczucia co do tej bramki: „choć przewaga Rumunów w drugiej części była dość znaczna, to jednak wyrównująca bramka była raczej dziełem kretowiska, na którym piłka zmieniła kierunek i wpadła do bramki”. Potyczka z Rumunami została zaplanowana w pośpiechu a na dodatek pod naciskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Selekcjonerzy nie mieli odpowiedniej ilości czasu na wybranie reprezentantów oraz organizację wyjazdu całej ekipy. Jednak do następnego meczu międzypaństwowego Polski Związek Piłki Nożnej przygotował się wcześniej. Miał to być ostatni pojedynek w roku 1922. Na przeciwników wybrano reprezentacje piłkarską Jugosławii. Z racji tego, iż podróż do Zagrzebia były niezwykle kosztowna, reprezentanci Polski uzyskali fundusze od resortu spraw zagranicznych i okręgowych związków piłkarskich. Do stolicy Jugosławii jechano pociągiem przez Wiedeń, gdzie na dworcu oczekiwał naszą ekipę sędzia Hugo Meisl. Na łamach „Przeglądu sportowego” pojawiła się notka tej treści: „Reprezentację naszą czeka trudne zadanie, ale gdyby się udało pokonać obecnie Jugosławię, to wtedy o polskim sporcie piłkarskim będzie można pisać i mówić z należytym respektem, bo była także szwedzka wygrana”. Mecz z Jugosławią odbył się 1 października 1922 roku na stadionie HASK w Zagrzebiu kwadrans po piętnastej. Zawody prowadził arbiter z Austrii, który wyprowadził obie jedenastki na boisko w następujących składach:

Jugosławia: Dragutin Vaduka, Fritz Ferdeber, Jaroslav Schiffer, Dragutin Vragović, Rudolf Rupec, Daniel Paskvan, Hugo Kinert, Branko Zinaja, Emil Perska, Vladimir Vinek i Ivan Sojat.

Polska: Stefan Popiel, Ludwik Gintel, Stefan Fryc, Marian Spoida, Stanisław Cikowski, Tadeusz Synowiec, Stanisław Mielech, Wacław Kuchar, Józef Kałuża, Józef Garbień i Leon Sperling.

Mecz był niezwykle wyrównany i przypominał czasami dwie drużyny, które bacznie się obserwują by w odpowiednim momencie uderzyć z całym impetem. Pierwszy cios wyprowadzili Polacy, kiedy to w 8 minucie spotkania Józef Kałuża wyprowadza polską drużynę na prowadzenie. Widownia zebrana na stadionie w Zagrzebiu w liczbie około 6000 tysięcy osób podskoczyła z miejsc, gdy w 35 minucie Vinek doprowadził do wyrównania. Szale zwycięstwa przechylili na swoją stronę jednak Polacy. Najpierw w 57 minucie Józef Kałuża wyprowadził swój zespół na prowadzenie, a w 74 minucie Józef Garbień dopełnił formalności ustalając wynik meczy na 3:1 dla Polski. W drodze powrotnej na wiedeńskim dworcu austriacki sędzia Meisl nie dowierzał, że Polakom udało się tak gładko pokonać Jugosławian. Rok 1922 był dla reprezentacji udany: w czterech meczach dwie wygrane na wyjeździe, remis z Rumunią i przegrana z Węgrami. Pokonanie Szwecji i Jugosławii otworzyło polskiemu zespołowi szansę na pokazanie się na arenie międzynarodowej. Na rok następny (1923) wyznaczonych zostało pięć spotkań. Pierwsze miało się odbyć w Krakowie, a przeciwnikiem miała być ponownie Jugosławia. W „Przeglądzie Sportowym” w ten oto sposób została opisana atmosfera przed meczem: „Ekspedycja jugosłowiańska przybyła do Krakowa po północy z piątku na sobotę. Uprzednio przygotowanymi powozami udano się do hotelu Pollera, gdzie spożyto wspólną kolację, która przeciągnęła się do białego rana. W sobotę zwiedzili bracia jugosłowiańscy Muzeum narodowe, gdzie zachwycali się obrazami Matejki i Chełmońskiego. Z kolei, oprowadzani przez pana Leona Kornasia, udali się na Wawel, który wywarł na nich ogromne wrażenie. Popołudniu zwiedzali boiska sportowe, wieczorem zaś obecni byli w teatrze na przedstawieniu „Matki Jugowiczów”, gdzie oczarowani grą pani Wysockiej, złożyli jej w hołdzie wieniec białych róż. W niedzielę żyli już w zamknięciu jak eremici i przed zawodami wzięli masaż, poczem powozami udali się na wspaniale przystrojone boisko Cracovii”. Sportowy Kraków żył w ostatnich dniach ubiegłego tygodnia w ogromnem podnieceniu, a mecz niedzielny stanowił wyłączny niemal temat rozmów. Dużą troskę budził stan pogody, bo przez trzy dni padał ulewny deszcz. Dopiero w sobotę wieczór niebo okazało się łaskawsze, a w niedzielę rano pojawiło się wreszcie upragnione słońce. Przed meczem obu reprezentacji, na boisku Cracovii odbyło się spotkanie pomiędzy obiema krakowskimi drużynami. Wreszcie dwadzieścia minut po godzinie 17 na boisko wybiegły obie drużyny narodowe w następujących składach:

Polska: Mieczysław Wiśniewski, Ludwik Gintel, Stefan Fryc, Marian Spoida, Stanisław Cikowski, Tadeusz Synowiec, Mieczysław Zimowski, Wacław Kuchar, Józef Kałuża, Józef Kałuża, Józef Garbień, Leon Sperling.

Jugosławia: Dragutin Friedrich, Stjepan Vrbancić, Artur Dubravcić, Daniel Paskvan, Eugen Dasović, Hugo Pazur, Dragutin Babić, Branko Zinaja, Emil Perska, Vladimir Vinek, Geza Szarasz - Abraham. Sędzią zawodów był pan Heinrich Retschury z Austrii. Losowanie wygrali Jugosłowianie, polscy piłkarze zaczynają na gorszej połowie pod wiatr i słońce.

„I oto zaraz po gwizdku przedziera się Garbień przez pomoc i obronę gości, podjeżdża pod samą bramkę i strzela zda się nieuchronnie. Niestety bramkarz jugosłowiański ustawił się znakomicie do piłki i strzał pewnie odparował. Goście wydają się nieco zdetonowani tem wspaniałym pociągnięciem Polaków, a zakłopotanie powiększa jeszcze fakt, że zaraz po ich ataku sędzia odgwizduje „spalonego”. To sprytny Fryc stosuje nadzwyczaj umiejętnie system jednego obrońcy i przypomina gościom zgubną dla nich taktykę. Temp ostre i żywe. Jugosłowianie znakomicie fizycznie wyrobieni ruszają się co tchu po boisku, zwracając powszechną uwagę na swe główne zalety: szybki bieg i piorunujący start do piłki. Nasi dotrzymują im pola, wskutek czego gra zupełnie otwarta, lecz nerwowa i na ogół chaotyczna. Nie ma obliczonej kombinacji przyziemnej, piłka przemieszcza się zazwyczaj górą. Synowiec odbiera piłkę prawemu skrzydłu, podaje Sperlingowi, ten centruje do Kuchara, który strzela ale tak słabo, tak, że bramkarz bez kłopotu broni. W 15 minucie nie udaje się naszym ustawienie Jugosłowian na „spalonym”, wskutek czego lewy łącznik biegnie z piłką i jest już niedaleko bramki. Niespodziewanie nadbiega Spoida, ratuje i podaje piłkę do napadu. Lecz tu zabiera ją Perska, udatnem podaniem między obronę przenosi na prawego łącznika, ten oddaje znów Persce, który strzela z daleka, ostro, półgórnie w lewy róg bramki. Wiśniewski interweniuje, niestety piłka grzęźnie w siatce. Od 30 minuty gra otwarta i bardzo mało efektowna. Obie strony stosują system jednego obrońcy wskutek czego gra toczy się w części środkowej boiska. Do przerwy obraz gry i wynik nie uległy zmianie. Tuż po przerwie Garbień dostaje piłkę i wyjechawszy z nią na stanowisko lewego skrzydła, centruje pod samą bramkę. Piłka przechodzi obok Kałuży, ten przepuszcza ją obok siebie, Kuchar strzela ostro, ale bramkarz paruje strzał. Kuchar kiksuje, korzysta z tego Kałuża i z 6 metrów ponawia strzał, bijąc nieuchronnie dołem w prawy róg wyrównującą bramkę. Gra zrobiła się coraz bardziej otwarta. Obie strony wytężają swe siły, aby zdobyć zwycięstwo. W 21 minucie ostry strzał Kałuży w prawy ruch bramki łapie zdecydowanie ruchliwy Friedrich. Polska ma przewagę i może zwyciężyć, a napastnicy jej nie mogą uzyskać decydującego punktu. Niestety w 40 minucie przebija się prawy łącznik Zinaja, mija Gintla, a następnie tuż po nim Wiśniewskiego, który trochę za późno wybiegł i lewą nogę strzela zwycięską bramkę. Trafienie Zinaji ustawiło wynik meczu na 2:1 dla Jugosławii. Po zakończeniu spotkania poproszono o komentarz sędziego zawodów pana Henryka Retschurego:

„W pierwszej połowie gry byli Jugosłowianie lepsi, w drugiej Polacy, dlatego nierozstrzygnięty wynik odpowiadałby bardziej przebiegowi gry, ale tym razem szczęście bardziej sprzyjało drużynie jugosłowiańskiej. Gra sama stała na niskim poziomie, co mnie dziwi i tylko kilku graczy stało na wysokości zadania, reszta była zła, a niektórzy wprost zawiedli. Obie strony nie wykorzystały wielu sposobności do uzyskania bramki i sądze, że nerwy tu grały rolę. Najlepszym na boisku był prawy obrońca Polaków Gintel, który był jedynym pierwszoklasowym graczem. Publiczność wzorowa: była jedną z najlepszych, jaką dotychczas spotkałem w mej karierze sportowej. Przyjęcie jakie doznałem ja, jak i również moja żona, było takie, że trudno będzie innym narodom przewyższyć Polaków. Srebrny podarunek (kałamarz) sprawił mi wielką satysfakcję, szczególnie dlatego, że ofiarowała mi go strona przegrana. To świadczy najlepiej o sportowej obiektywności i o uznaniu dla mego sędziowania. Po przegranym mecze nastąpiła nagonka prasowa zwłaszcza na formację ataku: „Twierdzę stanowczo, że atak samej tylko Cracovii, Warty, Pogoni czy też Wisły byłby zdziałał więcej, aniżeli ta nieszczęśliwie złożona trójka, która miała być wyrazem doskonałości napastników Polski. Ci trzej gracze pokazali nam jak grać nie należy. Garbień ociężały, bez życia, bez odrobiny temperamentu; Kałuża prawdziwy „altvater” footballowy, tchórzliwy, bez przeboju i bez siły rwącej innych naprzód. Niestety nasz atak zawiódł kompletnie, zawiódł tak dalece, iż nie można go nawet porównywać z atakiem którejkolwiek polskiej drużyny”. Jak widać opinie o postawie napastników były raczej w dość ostrej formie. Okazją do rewanżu miał być kolejny mecz międzypaństwowy z Rumunią. Miał on miejsce 2 września 1923 roku na stadionie Czarnych we Lwowie przy udziale 12 tysięcy widzów. Na boisko piłkarzy wyprowadził niemiecki arbiter Karl Koppehel. Obie drużyny rozpoczęły spotkanie w następujących ustawieniach:

Polska: Jan Loth II, Ludwik Gintel, Stefan Fryc, Ludwik Schneider, Stanisław Cikowski, Tadeusz Synowiec, Juliusz Miller, Mieczysław Batsch, Wacław Kuchar, Józef Garbień i Leon Sperling.

Rumunia: Adalbert Ritter, Iosif Bartha, Elemer Hirsch, Alexandru Leitner, Gheorge Toth - Bedo, Dezideriu Jacobi, Michai Tanzer, Adalbert Strock, Aurel Guga, Rudolf Matek i Alois Szilagyi.

Po tradycyjnych zdjęciach fotograficznych, obdarowaniu gości kwiatami i doręczeniu przedstawicielom naszego związku rzeczywiście wspaniałego i bogatego proporca sędzia zawodów dał znak rozpoczęcia gry. ”Polska wygrywa los i wybiera bramkę, więc zaczynają Rumuni. Piłka mija pomocników ale Gintel odbija ją naprzód. Kilka minut badają wzajemnie siły zawodnicy, poczem następuje szereg groźnych akcji Polaków. W 12 minucie wyrabia Kuchar pozycję Garbieniowi, ale ten strzela za wysoko. Polska nadal atakuje ale bezskutecznie. W 20 minucie wyrywa się Strock a strzał jego zamienia Loth w róg, który idzie w aut. Dalej w 34 minucie następuje wspaniała akcja napadu Polski, uwieńczona zdobyciem bramki. Cikowski podaje Garbieniowi, następuje kombinacja Kałuża, Bacz, Kuchar i ten ostatni z najbliższej odległości pakuje piłkę do siatki”.

„Burza oklasków. Tempo się wzmaga. Wolny zza pola karnego strzelony przez Cikowskiego broni pewnie Ritter. Nasi atakują dalej. W tem wyrywa się Szelagyi; pomoc Polski zapędzona za daleko naprzód nie może mu nadążyć. Centrę jego wbija w 39 minucie Guga pięknym przyziemnym strzałem. Po wyrównaniu przez Rumunów stroną przeważającą są znów Polacy, ale strzały Kuchara i Garbienia idą w aut. Na tym arbiter zakończył pierwszą część spotkania. Polska zaczęła drugą połowę, ale goście zabierają jej zaraz piłkę i przeprowadzają szereg groźnych akcji. Loth wybiega przytomnie i uprzedza centrę Tanzera. Atak Polski kończy się strzałem Garbienia a aut. Loth znowu wybiegiem ratuje sytuację. W 14 minucie drugiej połowy róg dla Polski obroniony przez Rittera. W 21 minucie Garbień strzela mocno, ale słupek bierze na się zadanie obrońcy. W 26 minucie Tanzer podaje do środka a Loth atakowany przez Gugę i Meteke odbija wybiegając piłkę pięścią w pole. Publiczność, która dotychczas zachowywała się wzorowo i spokojnie próbują ożywić grę okrzykiem „tempo”. Jeszcze raz Loth broni brawurowo, poczem Cikowski chce ratować honor Polski. Minął pięknie trzech przeciwników, ale w należytem wykonaniu strzału przeszkodził mu but, który w tym czasie uległ poważnemu uszkodzeniu. Rzut obronił Ritter. Po jego wykopie sędzia odgwizdał koniec spotkania”. Odnośnie arbitra nie można było powiedzieć złego słowa. Pan Koppehel prowadził już w swojej karierze wiele zawodów o randze międzynarodowej, stąd też w jego poczynaniach widać było rutynę, swobodę oraz wielkie zrozumienie gry. Prowadził on zawody bezstronnie, pewnie i dyskretnie ku najzupełniejszemu zadowoleniu obu stron. Orientował się szybko i interweniował zawsze w porę. Szczególną wdzięczność winniśmy też panu Koppehelowi, który mimo wszelkich trudności, jakie sprawiły mu starania o polską wizę, nie uczynił zawodu organizatorom i nie szczędząc zachodu przybył na zawody. „Siódme z rzędu nasze spotkanie międzypaństwowe, a drugie z Rumunią, nie spełniły nadziei, jakie wszyscy żywiliśmy. Nie mamy zdaje się szczęścia na własnej ziemi; lepsze wyniki reprezentacja odnosiła w meczach wyjazdowych”. Następnym sprawdzianem naszej reprezentacji miały być dwa mecze z krajami nadbałtyckimi; pierwszy z Finlandią, drugi z Estonią. Przed wyjazdem do Helsingsforsu w krakowskiej prasie mnożyły się liczne ataki na decyzję władz wojskowych. Problem polegał na tym, że na mecze międzypaństwowe nie pozwolono wyjechać trzem piłkarzom wyselekcjonowanym przez „komisję trzech”, którzy w ty samym czasie rozgrywali spotkania o mistrzostwo armii.

„Czyżby gra o mistrzostwo wojskowe, więcej liczyła się w świecie dla tych panów, niż obrona godności narodowej chwały? Czyżby 20 pułk piechoty, gdzie drużynę wspomagają dwaj znani gracze, za nic miał interesy całego polskiego państwa? Tego po władzach naszej Armii nie mogłem się spodziewać”.

„Wyjazd ekspedycji polskiej nastąpił w środę dnia 19 września o godzinie 9 rano. Skład jej stanowiło 13 graczy oraz z ramienia Polskiego Związku Piłki Nożnej: profesor doktor Jan Weyssenhoff i sekretarz honorowy związku Adam Obrubański. Drogą na Turmont i Zemgale przybyliśmy do Łotwy, a stamtąd do Estonii i stolicy tejże Rewla (Tallin) po 48 godzinnej podróży. Na dworcu oczekiwali nas delegaci Estońskiego Związku Piłki Nożnej oraz przyszły sędzia zawodów w Finlandii pan Silber. W Rewlu wsiedliśmy na statek „Wasa” i po pięciogodzinnej podróży, w czasie której morze było całkowicie spokojne dotarliśmy do stolicy Finlandii Helsingsforsu. Po krótkich powitaniach odwieziono nas autami do solidnego hotelu Cosmopolit. Jedynie w Finlandii spotkaliśmy się z pobieżną rewizją celną, poszukiwano bowiem u nas alkoholu. Z hotelu udaliśmy się na kolację, na której przedstawiciele Związków, wypowiedzieli krótkie powitalne przemówienia; stamtąd powróciliśmy do hotelu na odpoczynek i nocleg. Po kolacji i wizycie cyrku, gdzie byliśmy świadkami amatorskich zapasów bokserskich udaliśmy się do hotelu. Nazajutrz udaliśmy się o godzinie 12 na boisko, na którem miały się rozegrać ósme nasze zawody międzynarodowe. Boisko równe, porośnięte w całej rozciągłości trawą, przedstawiało teren ogromnie rozmokły, gdyż deszcz ustał zaledwie na parę godzin przed rozpoczęciem zawodów. Gorącymi oklaskami powitane weszły kolejno na boisko: drużyna polska (koszulki czerwone z białym orłem na piersiach, spodenki białe) i fińska (koszulki białe spodnie niebieskie)”. Obie drużyny wybiegły na boisko w następujących ustawieniach:

Polska: Wiśniewski, Olearczyk, Cyll, Spoida, Gieras, Śliwa, Słonecki, Batsch, Staliński, Kowalski i Muller.

Finlandia: Tammisalo, Wickstrom, Lydmann, Storbon, Sojnio, Mantila, Astrom, Fallstrom, Ecklof, Linna i Kelin.

Na stadionie Tolo zasiadło około pięciu tysięcy widzów. „Już w pierwszych minutach po gwizdku obejmuje Polska inicjatywę, a pierwsze jej ataki kończą się strzałem Kowalskiego obronionym świetnie przez bramkarza Tammisalo, oraz strzałem Gierasa, który przeszedł obok słupka. W 19 minucie do głosu dochodzi Finlandia, której prawe skrzydło niebezpiecznie centruje, środkowy zaś napastnik Ecklof niespodziewanym strzałem z powietrza uzyskuje pierwszy punkt dla Finlandii, skierowując piłkę w prawy, górny róg bramki. Odtąd Finlandczycy przypuszczają cały szereg groźnych ataków, których owocem jest uzyskanie przez lewego łącznika Linnego drugiej bramki. Niezrażeni tem nasi przeprowadzają atak za atakiem, aż w końcu po kombinacji Stalińskiego z Mullerem, uzyskuje pierwszy z nich pierwszą bramkę dla Polski w 37 minucie. Finlandia nie daje sposobności Polsce do wyrównania, koncentruje wszystkie wysiłki celem utrzymania swej przewagi i w rezultacie zdobywa w 40 minucie trzeci punkt przez centra pomocy. Po pauzie przewaga Polski w pierwszych 10 minutach, w 1 minucie centrę Mullera łapie Tammisalo, Batsch nie wyzyskuje w 3 minucie podania Kowalskiego, ten ostatni gra jednak swój debiut w reprezentatywce zbyt nerwowo i pozbywa się zbyt szybko piłek i czyni to bezplanowo. Po kilku minutach gry obraz zmienia się zupełnie, przewagę uzyskuje Finlandia, która w 10 i 15 minucie uzyskuje przez Falstroma 2 bramki z winy Gierasa, nie pilnującego skrzydła. W 35 minucie strzela Batsch w poprzeczkę a piłkę odbitą pakuje bliskim strzałem do siatki, nadbiegający Staliński. Po szeregu ataków przeprowadzonych przez Polskę uzyskuje w 38 minucie Muller dalekim strzałem trzeciego i ostatniego gola. Ostatnie 2 minuty należą znów do Finów, którzy rezultat 5:3 na swoją korzyść potrafili utrzymać”. Po meczu o krótki komentarz podsumowujący poproszono arbitra zawodów pana Silbera:

„Polacy w zawodach międzynarodowych Polska - Finlandia rozegranych w dniu 23 września w Helsingfsorsie pokazali klasyczną grę. Odznaczyli się doskonałymi kombinacjami wszechstronnie mechanicznie rozwijanemi, niskim, dolnym podawaniem piłki, w czym mocno wspierali ich środkowy i prawy pomocnik. W ogólnym wyniku opinia moja sprowadza się do następującego: pod względem techniki, kombinacji w grze Polacy przewyższali Finów, za to pod względem biegu byli bez porównania słabsi”. Nazajutrz polska ekipa o godzinie 11 wyjechała do Rewla na następne zawody międzynarodowe z Estonią. Po pięciogodzinnej podróży statkiem „Wasa”, przyjechaliśmy wraz ze znanym sędzią zawodów w Rewlu panem Ecklofem do stolicy Estonii Tallinu.

„Wszyscy z bardzo nielicznymi wyjątkami przechodziliśmy chorobę morską, ponieważ morze po ostatnich wiatrach było jeszcze niespokojne. Zawody same rozegraliśmy na boisku klubu sportowego Kalef. Boisko nie pokryte trawą, ziemiste, po ulewnych deszczach przedstawiało jedną, błotnistą kałużę. O godzinie w pół do siedemnastej wyszły na boisko drużyny polska i estońska; po wyjściu każdej drużyny z osobna, muzyka grała hymn narodowy tego państwa, które się właśnie prezentowało. Sędzią zawodów był Fin Verner Eklof. Składy były następujące:

Estonia: August Lass, Arnold Plhak, Otto Silber, August Silber, Vladimir Tell, Harald Kaarman, Eduard Maurer, Heinrich Paal, Oskar Upraus, Ernst Joll, Johannes Brener.

Polska: Mieczysław Wiśniewski, Władysław Olearczyk, Kazimierz Kaczor, Marian Spoida, Witold Gieras, Stefan Śliwa, Juliusz Miller, Mieczysław Batsch, Wawrzyniec Staliński, Władysław Kowalski, Józef Słonecki.

„Pierwsze 25 minut należą prawie całkowicie do estończyków, którzy atakują prawie bez przerwy naszą bramkę, w czem co prawda pomaga im lepsza część terenu, leżąca po naszej stronie. Jednakże napad estoński przetrzymuje piłkę i kombinuje za długo i przez to nie umie wykorzystać sytuacji. Po 20 minutach Polska otrząsa się z przewagi przeciwnika czego dowodem jest trafienie do siatki Batscha z winy estońskiego obrońcy. Boisko niezwykle utrudniało rozwijanie akcji obu zespołom. Po szeregu obustronnych ataków, uzyskuje Kowalski drugi punkt dla Polski. Stosunek 2:0 dla Polski utrzymuje się do pauzy. Po pauzie obraz gry zmienia się o tyle, że druga połowa stoi pod znakiem przewagi Polski. W 20 minucie drugiej połowy na samotny, przebojowy rajd zdecydował się Kowalski i płaskim strzałem zdobył trzecią bramkę tego spotkania. W ciągu następnych 12 minut Polacy przeprowadzili koronkową akcję zwieńczona kolejnym golem autorstwa Stalińskiego. Wreszcie w uzyskaniu honorowego trafienia estończykom dopomaga Kaczor, po którego błędzie piłka wpadła do bramki obok bezradnego Wiśniewskiego”. Mecz zakończył się wynikiem 4:1 dla Polski i był całkowicie adekwatny do przebiegu gry. Oceniając pracę sędziego należało przyznać, iż pan Ecklof wykazał całkowitą bezstronność oraz potrafił utrzymać grę w granicach całkiem przyzwoitych. Po zawodach odbył się bankiet, w czasie którego wygłosili przemówienia reprezentacji związków piłki nożnej: estońskiego i polskiego, podkreślając znaczenie międzynarodowych zawodów dla stosunków sportowych polsko - estońskich. Następnego dnia o godzinie 18 piłkarze odjechali do kraju, żegnani na dworcu przez delegację estońskiego związku piłkarskiego. Kolejnym sprawdzianem piłkarskiej reprezentacji Polski wieńczącym bogaty w wydarzenia sportowe sezon był mecz ze Szwedami, który odbył się w Krakowie dnia 1 listopada 1923 roku.

„Goście przyjechali do Krakowa we wtorek w nocy, zmęczeni podróżą i zawodami w Budapeszcie, wskutek czego program zwiedzenia przed zawodami Wawelu i Wieliczki, musiał odpaść, względnie ulec przesunięciu na piątek. Boisko Cracovii zapełniało się widzami już od godziny w pół do drugiej. Mimo tego, tłoku takiego jak na Polska - Węgry nie było, gdyż ogólna liczba widzów nie przekroczyła 10 tysięcy. Przed zawodami po wejściu na boisku obu drużyn odegrała orkiestra hymny państwowe, szwedzki i polski. „O godzinie 2:45 wchodzi na boisko drużyna szwedzka w dresach barwy żółtej z herbem państwowym na piersi i spodenkach koloru niebieskiego. Gości wita huragan oklasków i entuzjastyczne pozdrowienie zebranych wielotysięcznych tłumów. Skoro brawa umilkły, ustawiona za bramką orkiestra wojskowa zaczyna grać hymn szwedzki; gracze zaprzestają próbnej kopaniny, publiczność wstaje ze swych miejsc i w skupieniu przysłuchuje się dźwiękom muzyki. Po hymnie na boiska wbiega polska reprezentacja, po ustawieniu orkiestra odgrywa „Jeszcze Polska..”. Sędzią zawodów jest Węgier pan Imre Vertes. Następuje losowanie, które wygrywają Szwedzi, tak więc polscy piłkarze grają pod słońce i wiatr. Reprezentacje Szwecji i Polski do tego meczu przystąpiły w następujących składach:

Polska: Stefan Popiel, Ludwik Gintel, Stefan Fryc, Zdzisław Styczeń, Stanisław Cikowski, Tadeusz Synowiec, Wacław Kuchar, Mieczysław Batsch, Henryk Reyman, Wawrzyniec Staliński i Juliusz Miller.

Szwecja: Gunnar Karlsson, Valdus Lund, Gosta Wihlborg, Henning Helgesson, Gustav Moller, Erik Andersson, Anders Ryden, Harry Dahl, Olof Detter, Bertil Carlsson, Emil Gudmundsson oraz Gustaf Rubensson.

„Po zaczęciu gry, napad Polski usiłuje przeprowadzić ofensywę, lecz załamuje się na lewym obrońcy Szwedów. Z kolei nasz atak naciera: Reyman podaje Stalińskiemu a ten ładnie i szybko wydziera naprzód pod samą bramkę szwedzką. Obrońcy wraz z bramkarzem próbują przerwać tę akcję, jednak Staliński nie traci zimnej krwi i strzela płasko koło bramkarza i jest już w 3 minucie 1:0 dla Polski. Po złapaniu drugiego oddechu Szwedzi nacierają raz za razem na bramkę Popiela. Głównie forsują goście skrzydło, szczególnie prawe ogromnie ruchliwe i niebezpieczne. W 12 minucie wolny z przedpola karnego Polski, przestrzela środek pomocy Muller. W dwie minuty później ustawicznie atakujący Szwedzi wyrównują zdobywając bramkę z przeboju i strzału prawego łącznika Dahla, który pokonał wybiegającego Popiela. W 19 minucie niesamowitym szczęściem mogą pochwalić się Szwedzi, ponieważ piłka po strzale Kuchara trafiła w słupek. Na tym kończą się dla obu drużyn akcje bramkowe w pierwszej połowie. Po przerwie nasi żywo przechodzą do ataku i goszczą stale niemal na połowie Szwedów. Napad Polski pracuje teraz bardziej jednolicie, widać, że poszczególni gracze zgrali się lepiej ze sobą i wzajem lepiej się rozumieją. W 5 minucie drugiej połowy Muller prowadzi ładnie piłkę, a następnie centruje, centrę łapie Staliński i strzela ostro; prawy obrońca Szwedów usiłuję piłkę złapać, lecz ta schodzi mu z nogi i grzęźnie w siatce. W 14 minucie wolny z przedpola karnego Szwedów bije wspaniale Reyman, strzelając ostro tuż ponad górnym rogiem bramki. W 18 minucie uzyskuje Polska róg, który po wykonaniu przez Kuchara poleciał w aut. Na kwadrans przed końcem meczu dwie prawie pewne sytuacje dla szwedzkich piłkarzy fantastycznie obronione przez Popiela. Chwilę później pada róg przeciw Polsce; uderza go świetnie prawy skrzydłowy, któryś z napastników zgrupowanych pod bramką uderza piłkę lekko głową i skierowuje ją ku siatce. Popiel chce rzut przechwycić, podskakuje, łapie piłkę na piersi, lecz w tym samym momencie wypada mu ona z rąk i wpada do bramki. Po tej bramce Polacy nie mieli już sił aby przeprowadzić jeszcze jeden kontratak i sędzia zakończył spotkanie”.

„Przystępując do oceny zawodów przyznać trzeba na wstępie, że wynik nierozstrzygnięty odpowiada najlepiej zarówno przebiegowi gry jak i wartości obu drużyn. Do przerwy widoczną przewagę miała Szwecja, zwłaszcza w początkowych momentach, podczas których gracze nasi rzadko dochodzili do głosu, a cała ich praca koncentrowała się na tylko około obrony zagrożonej bramki. Sytuacja zmieniła się radykalnie po pauzie. Stroną atakującą była głównie Polska i inicjatywa pozostawała chwilami wyłącznie w jej ręku. Gra prowadzona była przez cały czas w ognistym niemal tempie, które doskonale wytrzymały obie drużyny, robota w polu planowana i umiejętna, pod bramką zaś żywa i obfitująca w efektowne momenty miała charakter naprawdę gry międzypaństwowej”. Sędzia pan Imre Vertes z Budapesztu nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. Spokojny, taktowny spełniał swój urząd sumiennie i starał się być ciągle przy piłce. Publiczność na tych zawodach chciała już współdziałać w grze i dlatego ustawicznie wznosiła okrzyki „tempo”, „my chcemy bramki” i tak dalej. Obrzucanie zaś sędziego swojskim przezwiskiem „kalosz” było wysoce nietaktowne i nie na miejscu. Meczem ze Szwecją polscy piłkarze zakończyli dosyć udany sezon. W roku następnym wszystkie krajowe imprezy piłkarskie w kraju zostały zawieszone, ponieważ trwały przygotowania do występu drużyny narodowej na Igrzyskach Olimpijskich. Oprócz francuskiej eskapady reprezentacja Polski rozegrała w roku 1924 pięć meczów międzypaństwowych: 18 maja w Sztokholmie przegrany w stosunku 5:1, w czerwcu Polacy grali z drużyna Stanów Zjednoczonych również ulegając im 3:2, dziewiętnaście dni później w Łodzi pokonali Turcję 2:0, w połowie sierpnia zwyciężyli w Warszawie Finlandię 1:0 i przegrali w Budapeszcie z Węgrami 4:0. Występ polskiej reprezentacji piłkarskiej na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu pozwoliłem sobie przedstawić w osobnym rozdziale mojej pracy. Oczywiście moim zamiarem nie jest opisywanie wszystkich spotkań polskiej reprezentacji, ale tych najbardziej znaczących i niestety brzemiennych w skutki. Godnym do podkreślenia faktem jest wyjazd polskich piłkarzy na tournee po krajach nadbałtyckich. Pozwolę sobie przytoczyć korespondencję „Przeglądu Sportowego” z tych wydarzeń:

„Drogę do Tallina (pociągiem) przebyliśmy wygodnie i wesoło. Humor zresztą w ciągu całej wycieczki nie opuszczał nikogo niemal ani na chwilę. W Helsingforsie stanęliśmy po 3 godzinach jazdy statkiem z Tallina w piątek przed wieczorem. Przyjęcie, zgotowane nam przez Finów należało do bardzo serdecznych, tak iż pobyt nasz w Helsingforsie uważać należy za kolejny krok do wzmocnienia węzłów przyjaźni sportowej łączącej Polskę z Finlandią. Mecz odbył się 30 sierpnia 1925 roku przy udziale trzech tysięcy widzów. Sędzia zawodów pan Trygve Hogberg wyprowadził obie jedenastki na boisko w następujących składach:

Finlandia: Belewicz, Koskinen, Lydman, Warranen, Soinio, Sinna, Kulmana, Fallstrom, Eklof, Nadbornik i Kelm.

Polska: Görlitz, Gintel, Kimiciński, Spoida, Seichter, Hanke, Sperling, Ciszewski, Kałuża, Staliński i Słonecki.

„Mecz rozpoczął się o godzinie 13, przy czym rozpoczynali gospodarze. Już w pierwszych minutach gry wytwarza Polska szereg niebezpiecznych sytuacji pod bramką Finlandii, jednak łącznicy nasi, nie umiejąc ich wykorzystać, strzelają obok bramki. Następnie przez jakieś 10 minut trwa przewaga Finów. Kilka niebezpiecznych dla nas rogów likwidują obrońcy nasi i bramkarz. Powoli gra przenosi się znowu pod bramkę Finlandii. Kałuża świetnie podaje i wystawia je łącznikom, których jednak pech w strzałach ciągle prześladuje. W 40 minucie za faul Hankego sędzia dyktuje rzut wolny z linii pola bramkowego. Odbitą przez Gintela piłkę przejmuje Soinio i strzela nie do obrony pod poprzeczkę. Do przerwy Finowie prowadzą 1:0. Po zmianie stron wskutek deszczu boisko staje się śliskie, co znacznie utrudnia grę. W 12 minucie drugiej połowy udaje się Polakom strzelić bramkę wyrównującą. Kałuża podał prostopadłą piłkę do Stalińskiego, a ten pokonał wybiegającego bramkarza. Po upływie niespełna 180 sekund na samotną akcję zdecydował się Kałuża, który cudownym strzałem w okienko bramki wyprowdza Polskę na 2:1. Pod koniec meczu do głosu dochodzą Finowie, którzy po rzucie rożnym strzelają wyrównującą bramkę. Po wznowieniu gry brakło już niestety Polakom czasu na sytuację bramkową. Norweski sędzia odgwizdał koniec spotkania. Z naszej reprezentacji obrona i pomoc wywiązały się z zadania zupełnie dobrze. Napad, z wyjątkiem Kałuży słaby”.

Odpocząwszy cały poniedziałek w stolicy Finlandii, we wtorek zaraz po południu wyruszyliśmy statkiem do Tallina. Krótka ta, bo trwająca normalnie około 3 godzin, droga przedłużyła się nieco skutkiem wzburzonego morza. Mecz z Estonią odbył się drugiego września 1925 roku na stadionie Kaleva przy udziale 4000 tysięcy widzów. Spotkanie to było swoistego rodzaju rewanżem pierwszego spotkania, gdyż zarówno jedna, jak i druga strona wystąpiła z niewielkimi roszadami w składach. Przewaga Polaków w tym występie była miażdżąca, jednak nie przyniosła ona w końcowym rozrachunku zwycięstwa. Wprawdzie w pierwszych minutach spotkania Kałuża zdobył bramkę, lecz arbiter notabene Estończyk nie uznał jej twierdząc, iż została zdobyta ze spalonego. Gospodarze zaprezentowali się lepiej od Finów, a techniką i wyszkoleniem przewyższali ich znacznie. Jedynie start do piłki i bieg pozostawiał u nich wiele do życzenia nie mówiąc już o brutalności w grze. Z powodu tego drużyna polska nie chciała po przerwie wyjść na boisko i dopiero dzięki perswazjom Synowca udało się uniknąć międzynarodowego skandalu. Na uwagę zasługuje również najwyższa przegrana na własnym boisku Polaków w meczu ze Szwedami w dniu 1 listopada 1925 roku. Pozwoliłem sobie przedstawić korespondencję z tego meczu „Przeglądu Sporotwego”:

„Grę rozpoczęła drużyna polska szybkim atakiem, który natychmiast załamuje się na obronie szwedzkiej. Już po pierwszych podciągnieciu Szwedów widać, że śliski bardzo teren nie przedstawia dla nich żadnej trudności, że panują nad nim w zupełności. Powoli rozwija się gra szwedzkiego zespołu. Prowadzi ją Johansson, ustawicznie forsując prawe, prawdziwie wyjątkowe skrzydło. Powiedzieć można bez mała, że gra skrzydła tego zbudowała zwycięstwo Szwedów. Już w 8 minucie meczu Dahl zwycięża w pojedynku i bije ostry plasowany strzał, strzelając tym samym pierwszą bramkę dla swojego zespołu. Po pierwszym golu worek z bramkami się rozwiązał; strzelec pierwszego trafienia wpisał się ponownie na listę 120 sekund później pokonując Malczyka. Powoli jednak i nasz atak zaczyna napierać i gra staje się otwarta. W rezultacie gra zyskuje na tempie, co przynosi kilka liczniejszych w tej części gry fouli i rzutów wolnych. Z jednego takiego rzutu pada pierwsza bramka dla Polaków. Zdobywa ją Sperling, strzelając zdradliwie i zwodniczo, tak, że zasłonięty nieco bramkarz szwedzki źle oblicza i przepuszcza piłkę obok słupka do sieci. Przy stanie 2:1 mamy znowu doskonałą sposobność na wyrównanie. Kałuża otrzymuje piłkę od Sperlinga i nie dotykając jej, odstępuje ją najzupełniej nie obstawionemu Stalińskiemu. I znowu idą ataki szwedzkie i znowu prawe skrzydło ucieka w pobliże naszej bramki i centruje. Do wysokiej piłki skacze Malczyk, środkowy jednak Szwedów prawie z przed piersi zabiera mu piłkę strzelając trzeciego gola. Przy stanie 3:1 nastaje najsmutniejszy okres gry dla naszych piłkarzy. Pięciu napastników szwedzkich szturmuje ustawicznie do naszej bramki. Niepewny Malczyk robi błędy, odkopuje nogami, obrońcy prowadzą piłkę zamiast ją oddawać i zapędzają się do przodu, odkrywając pole. Atak szwedzki, znakomicie orientując się w nowej regule o spalonym, jest stale w niezwykle groźnej dla nas pozycji i w przeciągu ostatnich 10 minut przed pauzą uzyskuje dalsze trzy bramki. W szczególności więc czwartą z rzędu bramkę osiąga środek szwedzkiego ataku, bijąc ją w niezwykle trudnej pozycji. Dużą część winy w utworzeniu tej pozycji ponosi nasza dryblująca ustawicznie obrona, której w pojedynku zabrano piłkę. Piąta bramka pada znowu z powodu nie obstawienia prawego skrzydła przeciwnika; doskonała centra i dobra plasowana „główka” - to tylko mechaniczne zakończenie taktycznego posunięcia. Szósta wreszcie bramka pada z rzutu rożnego, bitego także przez prawe skrzydło, a wyzyskanego „główką” przez pomocnika. Na tem kończy się seria bramek szwedzkich i pierwsza cześć gry. Po przerwie obraz gry ulega zupełnej zmianie, drużyna nasza nabiera sił, by stawić skuteczny opór i zamiar ten udaje się jej całkowicie. Atak nasz zaczyna wreszcie chodzić w całem tego słowa znaczeniu. Kilka akcji naszych skrzydeł, zwłaszcza Sperlinga z Kucharem, doprowadzają do realnych szans. Niestety wyzyskanie ich okazuje się niezwykle trudnem, choćby dlatego, że napastnicy nasi spotykają pod bramką Szwedów gęste przeszkody, pomiędzy którymi nie brak także i naszych własnych graczy. Jedyną bramkę tej połowy zdobywa dla nas Kuchar, osiągając ją we właściwym sobie stylu, to jest z pełnego rozmachu po przeboju, zakończonym kapitalnym strzałem pod poprzeczkę”. Można zaryzykować stwierdzenie, iż w tym spotkaniu zagrały dwie reprezentacje Polski; jedna do przerwy, druga po przerwie. Gdyby polscy piłkarze pokazali w pierwszej odsłonie taką determinację i hart ducha jak w drugiej rezultat na pewno byłby inny.

Na uwagę zasługuje również inne spotkanie reprezentacji Polski rozegrane 22 stycznia 1939 roku na stadionie Parc de Princes z drużyną narodową Francji. Nie bez przypadku pozwoliłem sobie przedstawić to spotkanie. Otóż pisząc tę pracę odnalazłem reprezentanta Polski, który mieszkał i reprezentował klub z mojego rodzinnego miasta czyli Częstochowy. Był on bramkarzem, zawodnikiem częstochowskiej „Brygady”, który w drużynie narodowej rozegrał sześć spotkań przepuszczając do siatki 11 bramek. Mecz z Francją był niestety przegrany, ale Krzyk zasłużył sobie w oczach dziennikarzy na tytuł bohatera spotkania. Po latach bramkarz polskiej drużyny z przejęciem opowiadał o tych przeżyciach: „Nie zdarzyło mi się to nigdy, niech pan uwierzy, nie zdarzyło nigdy więcej! Cztery gole to wstyd, a na dodatek w Paryżu”. Międzypaństwowe spotkanie z Francuzami odbyło się 22 stycznia 1939 roku w Paryżu. W „Parku Książąt” przy udziale 35 tysięcy widzów szwajcarski sędzia pan Albert Jordan wyprowadził na boisko obie jedenastki w następujących składach:

Francja: Rene Llense, Jules Vandooren, Etienne Mattler, Francois Bourbotte, Gustav Jordan, Roland Schmitt, Fred Aston, Larbi ben Barek, Mario Zatelli, Oscar Heisserer, Emil Veinante.

Polska: Adolf Krzyk, Władysław Szczepaniak, Edmund Twórz, Wilhelm Góra, Edward Nyc, Edward Dytko, Leonard Piątek, Michał Matyas, Jerzy Wostal, Ernest Wilimowski i Gerard Wodarz.

Jak przebiegało to spotkanie bardzo obrazowo przedstawia „Przegląd Sportowy”:

„Wypadki rozegrały się właściwie tak jak należało się tego spodziewać. Zimowy nasz występ w Paryżu nie udał się zupełnie. Nie mogło być w ogóle mowy o walce między tymi drużynami, z których jedna znajduje się u szczytu formy i zgrania, a druga przedstawia cień swej znanej tu świetności. Dając obiektywny obraz gry trzeba od razu podkreślić, że w 75% był to popis koncertowych akcji ataku francuskiego na polskiej połowie. Francuzi grali niemal bez stopingu, podawali piłkę błyskawicznie, niekiedy ciętymi fałszami łukiem. Nie poprzestawali oni zresztą tylko na demonstracji błyskawicznego zdobywania terenu, ale również zasypywali naszą bramkę gradem strzałów. Natomiast gdyby nie wyjątkowo opanowana postawa Krzyka mogliśmy stracić drugie tyle bramek. Toteż zwłaszcza po przerwie bramkarz Polski stał się prawdziwym bohaterem meczu, a przytomne jego chwyty, ustawianie się i wybicia pięścią były gorąco oklaskiwane przez całą widownię. Francuzi grali bardzo dobrze, byli znacznie szybsi oraz lepiej wyszkoleni technicznie. Deszcz, który lał w Paryżu od pięciu dni, ustał w nocy z soboty na niedzielę. Lecz po upływie kwadransa otworzyły się upusty niebieskie na pełną godzinę. W przeciwieństwie do Krzyka bramkarz francuski mógł w tym meczu rozdawać autografy. Pierwszy gol padł w 16 minucie, kiedy to Ben Barek podciągnął prawym skrzydłem, zacentrował do Velnanta, który silnym strzałem z woleja pokonał Adolfa Krzyka. Piętnaście minut później Francuzi podwyższyli na 2:0; po egzekwowaniu przez Velnanta rzutu rożnego piłkę na polu karnym przejmuje Heisserer i strzela nie do obrony koło słupka. Trzecia bramka pada bezpośrednio z rzutu rożnego. Velnante wykorzystał silnie wiejący wiatr, który wepchnął piłkę do siatki obok zablokowanego Krzyka. Na 4:0 podwyższył Zatteli, który zmienia kierunek lotu piłki po strzale ben Bareka. Odzwierciedleniem przewagi Francuzów mógł być fakt, że gospodarze oddali 57 strzałów na bramkę Krzyka, a Polacy niestety tylko 6 na bramkę Llensa. Reprezentacji Polski na drugi dzień byli podejmowani śniadaniem przez prezesa FIFA Julesa Rimeta, a we wtorek rano zaplanowany był powrót do kraju.

Po przegranej z Francją polska reprezentacja piłkarska rozegrała jeszcze trzy mecze: z Belgią zremisowany 3:3, ze Szwajcarią również zakończonym remisem 1:1, oraz wspaniałe zwycięstwo nad Węgrami w Warszawie 4:2. Kolejne dwa mecze międzypaństwowe były zakontraktowane na 3 (Bułgaria) i 6 (Jugosławia) września 1939 roku, jednak pierwszego dnia tego miesiąca wybuchła wojna, zwana drugą światową, która przerwała wszelkie rozgrywki piłkarskie na siedem lat.

3.3. Występy polskiej drużyny narodowej na Igrzyskach

Olimpijskich i Mistrzostwach Świata.

3.3.1. Igrzyska Olimpijskie - Paryż 1924

Pierwszy występ Polaków na Igrzyskach Olimpijskich miał mieć miejsce w 1921 roku w Antwerpii, lecz na skutek zagrożenia państwowości ze strony Rosji bolszewickiej odłożono na czas późniejszy przygotowania sportowe. Reprezentacja piłkarska wystąpiła po raz pierwszy na turnieju olimpijskim w 1924 roku w Paryżu. Polscy piłkarze jechali do stolicy Francji w bojowym nastawieniu i z nadzieją na duży, sportowy sukces. Niestety w losowaniu nasza drużyna narodowa trafiła na silną reprezentację Węgier. Mecz pomiędzy tymi drużynami odbył się 26 maja 1924 roku o godzinie piątej po południu. Na wypełnionym po brzegi paryskim stadionie o nazwie Stade Bergeyre zasiadło 7000 tysięcy widzów. Holenderski arbiter spotkania pan Johannes Mutters wyprowadził na boisko obie drużyny w następujących składach:

Polska: Mieczysław Wiśniewski, Wawrzyniec Cyl, Stefan Fryc, Marian Spoida, Stanisław Cikowski, Zdzisław Styczeń, Wacław Kuchar, Mieczysław Batsch, Józef Kałuża, Henryk Reyman, Leon Sperling. Odpowiedzialnym za przygotowanie psychiczne i fizyczne piłkarzy był Węgier Gyula Biro.

Węgry: Janos Biri, Karoly Fogl, Gyula Mandi, Gorgy Orth, Bella Guttmann, Gabor, Obitz, Jozsef Braun, Jozsef Eisenhoffer, Zoltan Opata, Ferenc Hirzer i Rudolf Jeny.

Pierwsza połowa była względnie wyrównana do 19 minuty kiedy to Eisenhoffer pięknym strzałem pokonał polskiego bramkarza. Polacy próbowali kontratakować, jednak ich akcje rozbijały się o dobrze ustawioną linie defensywną Węgrów. Wacław Kuchar w ten oto sposób wspomina ten mecz:

„Podczas przerwy podchodzili do nas Litwini, Francuzi i Norwegowie, gratulując pięknej gry i zachęcając do dalszej walki. Drugą połowę zaczęliśmy z wiatrem, z wielką nadzieją, ale zapomniano o dobrym kryciu i pozwolono na wszystko napastnikom węgierskim. Pierwszy błąd całkowicie załamał nasz zespół”. W 52 minucie Węgrzy zdobywają drugiego gola po dobrze zorganizowanej i wykończonej akcji, a strzelcem bramki jest Hirzer. Powtórzył on swoje osiągnięcie 7 minut później strzelając trzecią bramkę, tym samym przybijając przysłowiowy „gwóźdź do trumny” Polski. Reprezentanci naszego kraju nie mieli najmniejszego pomysłu jak rozpracować solidny, węgierski zespół. Próbowali atakować odkrywając tym samym swoje przedpole. Błąd ten wykorzystał dwukrotnie Opata, który pokonał Wiśniewskiego w 71 i 88 minucie. Węgry pokonały w jednej szesnastej finału turnieju olimpijskiego Polskę 5:0. Na tej porażce zakończyła się dla naszych piłkarzy przygoda z Olimpiadą. Powrót do kraju przebiegł w minorowym nastroju, ponieważ niewielu polskim olimpijczykom dane było w Paryżu stanąć na podium. Po przyjeździe do Polski selekcjonerzy stanęli pod ostrym światłem prasowej krytyki. Prezes Edward Cetnarowski w ten oto sposób tłumaczył nieudany występ na igrzyskach: „... Co było przyczyną załamania? Uważam, że jedynym powodem nie było nic innego, jak tylko pierwszy występ na Olimpiadzie światowej. Jak prawie każdy artysta w pierwszym swym wystąpieniu gra najczęściej słabo, tak i nasi piłkarze, czując na sobie oczy całego świata piłkarskiego zwrócone na nich, czując tę wielką odpowiedzialność przed braćmi w swej Ojczyźnie, nie wytrzymali balastu psychicznego. I jestem przekonanym, że gdyby mieli możność w następnych dniach zagrać w tym samym składzie i z tym samym przeciwnikiem, to z pewnością rezultat byłby bardziej zaszczytny”. Z racji tego, iż polska drużyna nie odniosła znaczącego sukcesu w Paryżu zdecydowano o nie wysyłaniu reprezentacji na turniej olimpijski do Amsterdamu cztery lata później.

3.3.2. Berlin - 1936

Na kolejny występ Polaków w Igrzyskach Olimpijskich kibice w kraju musieli czekać aż 12 lat. Na turniej olimpijski w stolicy III Rzeszy Polski Związek Piłki Nożnej wyznaczył 22 zawodników:

- Spirydion Albański (Pogoń Lwów), Franciszek Cebulak (Legia Warszawa), Ewald Dytko (Dąb Katowice), Marian Fontowicz (Warta Poznań), Hubert Gad (Śląsk Świętochłowice), Antoni Gałecki (ŁKS Łódź), Wilhelm Góra( Cracovia), Walerian Kisieliński(Polonia Warszawa), Józef Kotlarczyk (Wisła Kraków), Edward Madejski (Wisła Kraków), Henryk Martyna (Legia Warszawa), Michał Matyas (Pogoń Lwów), Walenty Musielak (HCP Poznań), Teodor Peterek (Ruch Hajduki Wielkie), Ryszard Piec( Naprzód Lipiny), Fryderyk Scherfke(Warta Poznań), Władysław Szczepaniak (Polonia Warszawa), Jan Wasiewicz (Pogoń Lwów) i Gerard Wodarz(Ruch Hajduki Wielkie). Pierwszy występ biało - czerwonych odbył się 5 sierpnia 1936 roku o godzinie trzeciej popołudniu. Pierwsze mecze eliminacyjnie nie przyciągały ogromnej uwagi, dlatego na Post - Stadion w Berlinie zawitało niecałe 5000 tysięcy widzów. Gerard Wodarz w taki oto sposób skomentował ten pierwszy moment na stadionie:

„Po raz pierwszy widziałem takiego kolosa, ale będąc na murawie czułem się wręcz zagubiony. Pamiętam, że szczególnie zdenerwowany chodził wśród piłkarzy redaktor Obrubański, który miał z Madziarami swoje stare porachunki. W Berlinie załatwiliśmy je za niego”. Sędzią tego spotkania był pan Raffaele Scorzoni z Włoch, który równo o 15 rozpoczął ten mecz. Do przerwy potrafili trzymać Węgrów w szachu strzelając im dwie bramki, będącymi zasługami linii pomocy i Huberta Gada. Strzelając dwie bramki w 12 i w 27 minucie polski napastnik pokazał dużo spokoju i opanowania. Minutę przed końcowym gwizdkiem sędziego Gerard Wodarz zdecydował się na samotny rajd, minął trzech Węgrów, dotarł do narożnika boiska i strzelił nie do obrony w okienko węgierskiej bramki. Mecz zakończył się bezsprzecznym zwycięstwem Polski 3:0. Drugi występ na Igrzyskach Olimpijskich był przez Polaków również wygrany. Tym razem polska drużyna narodowa zmierzyła się z reprezentacją Wielkiej Brytanii, która awansowała do ćwierćfinału po zwycięstwie nad Chinami 2:0. Ósmego sierpnia na opustoszałym Post - Stadionie szwedzki arbiter Rudolf Eklof rozpoczął mecz obu drużyn, które wystąpiły w następujących składach wyjściowych:

Polska: Spirydion Albański, Henryk Martyna, Antoni Gałecki, Józef Kotlarczyk, Jan Wąsiewicz, Edward Dytko, Ryszard Piec, Fryderyk Scherfke, Teodor Peterek, Hubert Gad, Gerard Wodarz.

Wielka Brytania: Haydn Hill, Guy Holmes, Robert Fulton, John Gardinier, Bernard Joy, John Suthchliffe, James Crawford, Edgard Shearer, Bertram Clements, Frederick Riley i Lester Finch.

Piłkarze brytyjscy uzyskali prowadzenie w 26 minucie po indywidualnej akcji Clementsa. Na 1:1 wyrównał w 34 minucie Gad pokonując bramkarza strzałem głową. Na prowadzenie drużynę polską wyprowadził Gerard Wodarz, który w przeciągu 180 sekund trzy razy pokonał brytyjskiego bramkarza Hilla. Piąte trafienie dla Polski było autorstwa Ryszarda Pieca, który wyprowadził polską drużynę na bezpieczny dystans. Wyspiarzom udało się jednak strzelić gola na 5:2. Bramka ta obudziła w nich iście lwią energię. Strzelcem był Edgard Shearer, który wykorzystał cudowne podanie od Bernarda Joya. Ten ostatni w ten oto sposób opisuje końcówkę tego meczu:

„To się musiało wreszcie stać! Traciliśmy bramki dzięki zagraniom, które udają się na trawie raz na dziesięć prób, a Polakom wychodziły za każdym razem. Lewoskrzydłowy miał dzień, jakby od lat gromadził szczęście na tę jedną grę. Udało mi się trafić dwa razy, pierwszy z bliska, z podania Gardinera, a w chwilę potem ze strzału z około 20 jardów. Teraz wychodziło wszystko a Polacy rozpaczliwie bronili się, jakby nagle zapomnieli o grze. Byliśmy blisko, ale do szansy w dogrywce, zabrakło nam grama szczęścia od wróżki”. Inaczej na ten fakt zapatrywał się Gerard Wodarz, którzy pokusił się o pomeczowy komentarz:

„To prawda, że zgubiliśmy się nieco po bramkach brytyjskich, ale byliśmy lepsi od naszych rywali. Nawet gdyby doszło do dogrywki, to nie dalibyśmy sobie wydrzeć awansu. Naprawdę byliśmy bardzo silnym zespołem. Wygrana z wyspiarzami dała polskim piłkarzom awans do półfinału turnieju olimpijskiego gdzie czekała na nich rozstawiona już drużyna Austrii. Po odpadnięciu z turnieju reprezentacji Niemiec jako głównego kandydata do olimpijskiego tytułu upatrywano Włochy. Polacy pewni słabiutkiej formy Austriaków już przed meczem rozmawiali o „wielkim finale”. Mecz półfinałowy na wypełnionym po brzegi berlińskim Olympia - Stadionie (80000 tysięcy widzów) nie wyszedł Polakom. Już bodaj w 17 minucie Karl Keinberger doprowadził ładnym strzałem do prowadzenia 1:0 na co polscy piłkarze do końca pierwszej połowy nie umieli znaleźć antidotum. Na początku drugiej części spotkania szkolny błąd Wasiewicza wykorzystał Walter Werginz, który podwyższył na 2:0. Polscy piłkarze zaczęli konstruować lepiej akcje ofensywne, czego skutkiem była zdobyta przez Gada kontaktowa bramka w 73 minucie. Przed końcowym gwizdkiem sędziego Polacy poderwali się do ostatniego ataku odkrywając tym samym swoje przedpole. Austriacy wyprowadzili w końcówce kontrę, której zwieńczeniem był gol w 89 minucie Franza Mandla. Tą przegraną polska reprezentacja piłkarska zaprzepaściła szansę na olimpijski, złoty medal. Warto dodać, że w drużynie narodowej nie występował Ernest Wilimowski, który był zawieszony po głośnej aferze. Występ jego na pewno odmieniłby oblicze reprezentacji a także wynik. Przeciwnikiem w meczu o trzecie miejsce była drużyna narodowa Norwegii, która była niespodzianką tych rozgrywek. Piłkarze polscy wyszli na ten mecz załamani i rozbici psychicznie. Spotkanie to odbyło się 13 sierpnia 1936 roku na Olympia - Stadion, na który zawitało 90000 tysięcy ludzi. Piłkarzy na murawę boiska wyprowadził sędzia z Niemiec pan Alfred Birlem. Składy były następujące:

Polska: Spirydion Albański, Władysław Szczepaniak, Antoni Gałecki, Wilhelm Góra, Franiszek Cebulak, Edward Dytko, Walerian Kisieliński, Michał Matyas, Teodor Peterek, Hunert Gad i Gerard Wodarz.

Norwegia: Henry Johansen, Nils Eriksen, Oivind Holmsen, Fridtjof Ulleberg, Jorgen Juve, Rolf Holmberg, Magdalon Monsen, Reidar Kvammen, Alf Martinsen, Odd Frantzen i Arne Brustad.

Na początku spotkania nic nie zwiastowało późniejszego spadku formy i przegranej. Listę strzelców otworzył Gerard Wodarz, który już w 5 minucie zdobył bramkę pięknym strzałem z 25 metrów. Niestety już od 21 minuty na boisku dominowali Norwegowie, a ich najlepszy zawodnik Arne Burstad najpierw wyrównał, a następnie podwyższył na 2:1 w 21 minucie. Trzy minuty później znów cieszyli się polscy piłkarze, którzy zdołali doprowadzić do wyrównania po strzale Teodora Peterka. Jednak to nie Polacy, a Norwegowie cieszyli się z wygranej. Na sześć minut przed końcem spotkania nieomylny w tym dniu Brustad ustalił pięknym strzałem wynik spotkania na 2:3. Po dobrym początku Igrzysk Olimpijskich na koniec z Polaków uszło powietrze i nie potrafili nawiązać wyrównanej walki z reprezentacjami Austrii i Norwegii. Spirydion Albański pozwolił sobie na kilka słów komentarza po meczu: w ćwierćfinale ulegliśmy Austriakom nie bez pomocy stronniczego sędziego, a w meczu o trzecie miejsce nerwy odmówiły nam posłuszeństwa. Czułem niedosyt po tym starcie. Kierownictwo ekipy bankietowało poza wioską olimpijską. Pozbawieni opieki piłkarze poszli w ślady działaczy. Próbowałem ich wyciągnąć siłą z kantyny, bo dla mnie alkohol nie istniał, lecz nie osiągnąłem w tym dziele większych sukcesów”.

Podsumowując występy Polaków na Igrzyskach Olimpijskich w okresie międzywojennym nie można być zachwyconym tymi meczami. W 1924 roku reprezentacja nie poradziła sobie z Węgrami przegrywając wysoko, natomiast na berlińskiej Olimpiadzie po dobrze zapowiadającym się początku imprezy Polacy przegrali dwa kluczowe spotkania zajmując w rozliczeniu końcowym czwarte miejsce.

3.4. Mistrzostwa Świata we Francji w 1938 roku

Polska reprezentacja piłkarska wystąpiła po raz pierwszy na Mistrzostwach Świata w 1938 roku we Francji. W eliminacjach do światowego czempionatu wyeliminowali w dwumeczu drużynę Jugosławii. Na początku marca miało miejsce losowanie par głównego turnieju. Los skojarzył Polaków z rodzącą się potęgą piłkarską - Brazylią. Znając rywala Polski Związek Piłki Nożnej wystosował do FIFA petycję z prośbą o przełożeniu meczu z Tuluzy, gdzie panowały uciążliwe upały do któregoś z miast na północy Francji. Międzynarodowa federacja piłkarska wyraziła na to zgodę, ponieważ z rozgrywek wycofała się Austria, która weszła w skład III Rzeszy. Uczestnicy finałów Mistrzostw Świata zobligowani byli do złożenia na miesiąc przed pierwszym meczem listy zgłoszeniowej zawodników. Józef Kałuża jako kapitan związkowy wyznaczył na finały Mistrzostw Świata 22 zawodników:

Baran Stanisław (Warszawianka), Brom Walter (Ruch Hajduki Wielkie), Ewald Dytko (Dąb Katowice), Gałecki Antoni (ŁKS Łódź), Giemsa Edmund (Ruch Hajduki Wielkie), Góra Wilhelm (Cracovia), Madejski Edward (niestowarzyszony), Nyc Erwin (Polonia Warszawa), Piątek Leonard (AKS Chorzów), Piec Ryszard (Naprzód Lipiny), Scherfke Fryderyk (Warta Poznań), Szczepaniak Władysław (Polonia Warszawa), Wilimowski Ernest (Ruch Hajduki Wielkie) oraz Wodarz Gerard (Ruch Hajduki Wielkie).

Piątego czerwca 1938 roku na Stade de la Meinau w Strasbourgu doszło do legendarnego meczu Polska - Brazylia. Na francuski obiekt przyszło niespełna 15 tysięcy widzów; nieobecni z pewnością żałowali, ponieważ miejscowa gazeta pod tytułem „Les Dernieres Nouvelles de Strasbourg” po meczu wydrukowała nagłówek: Kto tego nie widział - stracił wiele. Szwedzki sędzia pan Ivan Eklind wyprowadził drużyny w następujących składach:

Polska: Madejski, Szczepaniak, Gałecki, Góra, Nyc, Dytko, Piec, Piątek, Scherfke, Wilimowski i Wodarz.

Brazylia: Batatais, Domingos, Machado, Zeze, Martim, Affonsihno, Lopez, Romeu, Leonidas, Peracio, Hercules.

Wspominając to historyczne spotkanie Edward Madejski powiedział:

„ Brazylijczyków powitano o wiele głośniej niż nas, ale o tym byliśmy uprzedzeni. W szatni odwiedził nas prezes Glabisz, ambasador a także konsul Nagórny. Pamiętam ciekawość, z jaką przyglądaliśmy się rywalom. Kilka karnacji skóry w jednej ekipie... Nie, z pewnością nie czuliśmy strachu”. Mecz rozpoczął się od druzgocącej przewagi piłkarzy brazylijskich, którzy przez pierwszy kwadrans przebywali na polskim polu karnym. Zwieńczeniem przewagi południowoamerykańskich zawodników była bramka Leonidasa zdobyta w 18 minucie po fantastycznym uderzeniu. Szybko stracony gol podrażnił dumę i ambicję Polaków. W 22 minucie Ernest Wilimowski przeprowadza samodzielną akcję zakończoną zdobuciem rzutu karnego. Tym, który faulował gwiazdę polskiej reprezentacji był brazylijski bramkarz Batatais. Egzekutorem rzutu karnego był Fryderyk Scerfke. Podszedł do piłki ustawionej na jedenastym metrze, pewnie strzelił w prawy róg bramki uzyskując tym samym pierwsze polskie trafienie na Mistrzostwach Świata. W 25 minucie Brazylijczycy wyszli po raz kolejny na prowadzenie za sprawą swojego prawego łącznika Romeu, który otrzymał piłkę z prawego skrzydła i nie przymierzając uderzył z 15 metrów pokonując Madejskiego. Tuż przed gwizdkiem sędziego oznajmiającego koniec pierwszej połowy brazylijski napastnik Peracio strzela głową Polakom tak zwaną „bramkę do szatni”. Edward Madejski pamięta, że na przerwę polscy piłkarze nie zeszli do dusznej szatni, lecz spoczęli siedząc na trawie. Po przerwie stała się rzecz niesłychana. Polski napastnik Ernest Wilimowski potrzebował niespełna kwadransa, aby doprowadzić do wyrównania. Zdecydował się on na samotny rajd w 53 minucie, po przejściu obrońców, ośmieszył bramkarza i strzelił do pustej bramki. Polski „supersnajper” sześć minut później niemal skopiował swój wyczyn wywołując szał radości w polskim sektorze. Znana jest też anegdota, która opowiada, że po wyrównującym golu Wilimowskiego, Leonidas zrzucił z nóg buty piłkarskie i grał boso dopóki nie otrzymał słownej reprymendy od sędziego. Niestety w 71 minucie Peracio zdecydował się na strzał z około 20 metrów. Wyszło mu uderzenie życia, gdyż piłka z niesamowitą siłą uderzyła w ręce Madejskiego, potem w poprzeczkę, następnie w plecy polskiego bramkarza i wtoczyła się do bramki. Przewaga jednego gola utrzymywała się do 89 minuty, kiedy to w straszliwym zamieszaniu na polu karnym do piłki dobiegł popularny „Ezi”, który strzelił po raz kolejny w tym dniu bramkę wyrównującą. Mecz w regulaminowym czasie zakończył się wynikiem 4:4. Regulamin turnieju przewidywał, iż w każdym meczu musi zostać wyłoniony zwycięzca. Jeśli w ciągu 90 minut żadna z drużyn nie zakończy zwycięsko spotkania, następuje dogrywka. Po krótkiej przerwie szwedzki arbiter rozpoczął dodatkową część meczu. Krótki odpoczynek podziałał lepiej na brazylijskich piłkarzy, którzy za sprawą Leonidasa zdobyli dwie bramki w 93 i 114 minucie meczu. Na trzy minuty przed końcem spotkania miała miejsce „szarża” Wilimowskiego, który z niezwykłą gracją i zręcznością zdobył swoje czwarte trafienie w tym spotkaniu. Wyczyn Ernesta Wilimowskiego był w tych latach niesamowity; cztery gole w jednym meczu o randze mistrzowskiej. Ciekawostką może być fakt, iż ten swoisty rekord przetrwał 56 lat aż do Mundialu w Stanach Zjednoczonych w 1994 roku, gdzie reprezentant Rosji Oleg Salenko strzelił drużynie narodowej Kamerunu 5 bramek. Mecz ze Stade de la Menau stał się legendą i symbolem pięknej gry polskiej drużyny w debiucie na Mistrzostwach Świata. Niestety smuci tylko fakt, iż w latach 1941 - 1942 Ernest Wilimowski osiem razy wystąpił w reprezentacji Niemiec strzelając 13 goli. Cóż, jak wiemy to były trudne czasy nawet dla piłkarzy.

Rozdział IV

LUDZIE MAJĄCY WPŁYW NA ROZWÓJ POLSKIEJ

PIŁKI NOŻNEJ

W DWUDZIESTOLECIU MIĘDZYWOJENNYM

W tym rozdziale pozwoliłem sobie przedstawić sylwetki ludzi, którzy przyczynili się do rozwoju i propagowania sportu a w szczególności piłki nożnej. Tę część pracy podzieliłem na podrozdziały: w pierwszym znaleźli się działacze związkowi, w drugim trenerzy, w ostatnim natomiast znalazłem miejsce dla piłkarzy. Nie próbowałem przedstawić rysów biograficznych wszystkich osób związanych z wyżej wymienionymi kategoriami, lecz tych, którzy na tym polu odnieśli największe zasługi.

4.1. Działacze związkowi.

Henryk Jordan - urodził się w 1842 roku. Twierdził, że: „Dawać zdrowie i radość poprzez gry na słońcu i na świeżym powietrzu”. Ciągle być poważnym i nieustannie pracować żaden człowiek nie zdoła. Zmęczone ciało wymaga odpoczynku, znużony umysł wymaga wytchnienia, a dusza pragnie wesołości, tego nastroju, który życie milszym nam czyni" - te słowa wygłosił we Lwowie w 1881 roku profesor Henryk Jordan.

Był lekarzem, profesorem medycyny Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, pionierem nowoczesnego wychowania fizycznego w Polsce. Upowszechniał gry sportowe i sport wśród młodzieży. W 1888 roku zaczął organizować w Krakowie Park Miejski (obecnie Park Jordana) - pierwszy w Polsce i jeden z pierwszych w Europie publiczny ogród zabaw i gier ruchowych dla młodzieży do lat 15. Miał on stałe kierownictwo pedagogiczne i stały nadzór lekarski. Do programu zajęć w Parku wprowadził gry sportowe (m.in piłkę nożną, lekkoatletykę i gimnastykę).
Jego naśladowcy zakładali „ogrody jordanowskie”w całym kraju. Pomysł zdobył duże uznanie. Następne „ogrody” powstały w Warszawie, Płocku, Lublinie, Kaliszu, ale także w innych państwach Europy.
W 1899r. dzięki wnioskowi H. Jordana wprowadzono do szkół średnich instytucję lekarzy szkolnych i obowiązkowe lekcje gimnastyki. Wyprowadził wychowanie fizyczne z zamkniętych i dusznych sal gimnastycznych na wolne powietrze i słońce. Jego nazwisko związane jest również w sposób trwały ze współczesnymi czasami poprzez tereny zabaw dla dzieci i młodzieży nazwanych jego imieniem. Profesor Henryk Jordan zmarł w 1907 roku.

Edward Cetnarowski - urodził się trzeciego października 1877 roku w Rzeszowie. Z zawodu lekarz, ginekolog - położnik, asystent profesora Jordana. Był prezesem pierwszego mistrza polski - Cracovii i przez osiem lat (1919 -1927) pierwszy prezes PZPN. Przy pomocy węgierskiego przyjaciela inż. Maurycego Fischera doprowadził do pierwszego meczu polskiej reprezentacji z Węgrami w 1921r. w Budapeszcie. W roku 1926 gdy walczono o utworzenie centralnej ligi musiał jako prezes PZPN powiedzieć "nie" (związek był przeciwny lidze) mimo iż właśnie w lidze dostrzegał szansę rozwoju piłkarstwa. Skutkiem tego było przeniesienie siedziby Polskiego Związku Piłki Nożnej z Krakowa do Warszawy. Zakochana w swym prezesie Cracovia znalazła się poza ligą. W 1932 i 1933 roku zostały rozegrane mecze o puchar Cetnarowskiego pomiędzy reprezentacjami północy i południa kraju. Pierwszy prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej był również jednym z sześciu założycieli „Przeglądu Sportowego”. Zmarł na posterunku podczas jednego ze spotkań Cracovii na atak serca trzeciego września 1933 roku.

Józef Lustgarten - urodził się pierwszego listopada 1889 roku w Krakowie. Po otrzymaniu tytułu magistra prawa w Wiedniu propagator sportu w Krakowie. Jako pierwszy Polak zdał egzamin sędziowski we Wiedniu i tym samym został wpisany na listę arbitrów międzynarodowych. Lustgarten był wszechstronnym piłkarzem oraz jednym z założycieli i pomysłodawców nazwy najstarszego polskiego klubu - Cracovii. Grał w ataku, pomocy i wreszcie na bramce. Przeszedł do historii jako pierwszy "fruwający" bramkarz - czyli broniący rzutami w powietrzu tzw. robinsonadami. Dzięki niemu Cracovia nie przerwała działalności nawet podczas I wojny światowej. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości był jednym z założycieli PZPN. Ustalił też skład reprezentacji na pierwszy, historyczny mecz z Węgrami. W późniejszym okresie był też cenionym sędzią międzynarodowym. Pod koniec 1939 roku Lustgarten został aresztowany przez NKWD we Lwowie, przesiedział 17 lat w więzieniach i sowieckich obozach pracy. Zmarł 21 września 1973 roku w Krakowie.

Kazimierz Glabisz - urodził się 10 lutego 1893 roku w Odolanowie w Wielkopolsce. Współzałożyciel i organizator pierwszego, wielkopolskiego klubu „Venetia”. Po skończeniu gimnazjum Glabisz wyjechał do Monachium, gdzie ochoczo uczęszczał na zajęcia drużyn strzeleckich. Po ukończeniu studiów w Monachium, Poznaniu i Wrocławiu zajął się działalnością sportową: w latach 1928 - 1939 był przewodniczącym Polskiego Komitetu Olimpijskiego, w strukturach PZPN był członkiem „komisji trzech”, a w latach 1937 - 1939 pierwszym prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Z ramienia związku był delegatem na międzynarodowe kongresy FIFA. Po przegranej kampanii wrześniowej przekroczył granicę z Rumunią gdzie przez Francję dostał się do Szkocji, gdzie w Wojsku Polskim piastował stanowiska dowódcze. Należy dodać fakt, iż w czasie, kiedy Glabisz był pierwszym prezesem PZPN, krajowa i reprezentacyjna piłka nożna błyskawicznie zbliżyła się do poziomu ścisłej, światowej czołówki.

    1. Trenerzy.

Imre Pozsonyi - Urodził się 12 grudnia 1880 w Budapeszcie. Piłkarz i trener. Środkowy napastnik budapesztańskich MVE i MTK; jeden mecz w reprezentacji Węgier (1912). „Bardzo stylowy, dobrze główkował, potrafił prezen­tować efektywne zwody. Jeden z pionierów gry polega­jącej na wymianie dokładnych dolnych podań, współ­twórca tzw. szkoły MTK. Po zakończeniu kariery piłkarskiej - trener w kraju i zagranicą” - oto notka wystawiona przez encyklopedystów węgierskich. W Polsce pojawił się jako trener Cracovii na początku 1921 i przebywał w Krakowie niespełna dwa lata, do końca września 1922. Zdobył z Cracovią pierwszy w historii naszego futbolu tytuł mistrza Polski (1921), jako pierwszy trener węgierski w na­szym kraju; prowadził też reprezentacje narodową w jej pierwszym oficjalnym meczu przeciwko Węg­rom w Budapeszcie (18 grudnia 1921, 0:1). Z Krako­wa wyjechał do Hiszpanii, gdzie trenował drużynę F.C. Barcelona przez dwa lata. Zdobył z Barceloną Puchar Hiszpanii (1922) - nie rozgrywano jeszcze w tym kraju roz­grywek mistrzowskich. Następne lata miał mniej udane. Pod koniec lat 20. wyjechał do USA, trafiając akurat na okres wielkiego kryzysu. Zmarł w biedzie i zapomnieniu w połowie kwietnia 1932 w Nowym Jorku.

Tadeusz Kuchar - Urodził się 13 kwietnia 1891 roku w Krakowie. Najstarszy z sześ­ciu legendarnych braci, synów Ludwiki i Lud­wika. Inżynier budowy maszyn (Politechnika Lwowska 1909—14). Zawodnik, działacz i or­ganizator, jeden z gigantów polskiego sportu. Piłkarz - pomocnik Lechii, a potem Pogoni Lwów (1906—1916); także znakomity lekkoat­leta - autor kilkunastu „najlepszych wyni­ków”, a potem oficjalnych rekordów Polski w biegach płaskich, średnich i długich, także przez płotki, w wielobojach i chodzie; pływak, łyżwiarz i narciarz. Mistrz Austrii, Czech i Wę­gier w lekkiej atletyce w 1912 kandydat do reprezentacji Austrii na igrzyska olimpijskie. Zrezygnował „z pobudek patriotycznych”. Działacz klubowy (w Pogoni doszedł do zaszczytu prezesa), podobnie jak w Lwowskim OZPN. We władzach PZPN po raz pierwszy w 1923 - z Glabiszem i Obrubańskim tworzył „komisję selekcyjną" (5 me­czów reprezentacji). Kandydował do funkcji pierwszego samodzielnego selekcjonera w 1924 (przegrał z Obrubańskim), ale rok później na krótko objął to stanowisko. Po dwóch prze­granych otrzymał „votum nieufności” w refe­rendum okręgowych ZPN - jego miejsce w sier­pniu 1925 zajął Synowiec. Jako kpt. związkowy kierował ponownie reprezentacją w 1928, w czterech meczach (trzy oficjalne). Referent zagraniczny PZPN (1929 30). W czerwcu 1945 pierwszy prezes reaktywowanego PZPN (do lu­tego 1946). Obdarzony tytułami honorowego prezesa Ligi Polskiej (1946) oraz honorowe­go prezesa PZPN (1947). Po odzyskaniu niepodległości w 1918 w gronie założycieli PZPN, PZP, PZHL, PZLA (pierwszy prezes, 1919-21), PKOL (kier. techniczny ekip na igrzyskach w Garmisch-Partenkirchen i Berlinie), Związku Polskich Związków Sportowych i innych, a także ligi piłkarskiej w 1927. Sędzia międzynarodowy w lekkiej atletyce i pływaniu. W końcu 1932 przenosi się ze Lwowa do Warszawy gdzie objął kierownicze stanowisko ds. inwestycji sportowych PUWF. Autor kilku książek o projektowaniu urządzeń i budowli sportowych (1939-66). Uczestnik I i II wojny światowej, odznaczony między innymi dwu­krotnie Krzyżem Walecznych, Virtuti Militari oraz Kawalerskim i Komandorskim Orderem Odrodzenia Polski.

    1. Reprezentanci Polski.

Józef Kałuża - jeden z najlepszych polskich piłkarzy lat dwudziestych, środkowy napastnik Cracovii i reprezentacji Polski. Był znakomitym taktykiem i technikiem, specjalistą od zdobywania pola szybkimi podaniami. W reprezentacji Polski występował w latach 1912-1931, zdobył osiem bramek. W roku 1932 został wybrany selekcjonerem reprezentacji Polski. Jego znakomite wyniki powtórzył dopiero Kazimierz Górski. A były to: 4 miejsce na olimpiadzie w Berlinie (1936) i pierwsze zakwalifikowanie się do finałów mistrzostw świata. Podczas II wojny światowej jako jeden z nielicznych członków PZPN pozostał w kraju. Zmarł w Krakowie 11 X 1944 r. Na jego cześć w 1946 roku PZPN ufundował puchar im. Józefa Kałuży. O jego zdobycie ubiegały się reprezentacje najsilniejszych okręgów. Niestety kilka lat później zaniechano jego rozgrywanie. Jego ukochany klub - Cracovia ma dzisiaj swoją siedzibę i stadion przy ulicy noszącej imię Józefa Kałuży.

Henryk Martyna - jeden z najlepszych polskich obrońców lat trzydziestych. Słynął z dalekiego 60 - 70 metrowego wykopu, który pozwalał na wyprowadzenie szybkiej kontry. Grał w Orle Kraków, później w Koronie Kraków a od 1928 roku w warszawskiej Legii. Wraz z Jerzym Bułanowem z Poloni Warszawa przez 7 lat tworzyli niezastąpioną parę reprezentacyjnych obrońców. W latach 1929-1936 rozegrał w reprezentacji 32 mecze. Zdobył też 5 bramek z rzutów wolnych i karnych. W 1936 roku kiedy Legia spadła z ligi przeniósł się do Warszawianki.

Jerzy Bułanow - Urodził się w Moskwie, do Warszawy sprowadził się z rodzicami w wieku 16 lat. Wkrótce mówił już poprawną polszczyzną a nawet pisał artykuły, nowele, powieści. Ożenił się z Polką. Stał się Polakiem z wyboru. W reprezentacji zadebiutował jako 19 letni piłkarz w 1922r. w meczu z Rumunią jako zawodnik Korony Warszawa. Jednak na stałe do drużyny narodowej trafił dopiero w 1928 roku. Wraz z Henrykiem Martyną tworzyli najlepszą w dziejach polskiego piłkarstwa parę obrońców. Grali razem do końca 1935 roku. W 1923 roku po fuzji Korony z Legią przeszedł do Poloni Warszawa. Był długoletnim kapitanem polskiej reprezentacji. Został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi. Na początku lat trzydziestych wygrał plebiscyt "Przeglądu Sportowego" na najlepszego piłkarza. Rozegrał w sumie 27 meczów w reprezentacji. Imponował szybkością, ambicją, ofiarnością, błyskawicznym starem do piłki i wygrywaniem pojedynków. Słynął też z przestrzegania zasad fair-play.

Józef Ciszewski - wiosną 1920 roku Józef Kałuża i Józef Lustrgarten obserwowali liczne grupy chłopców grających na krakowskich Błoniach. Zauważyli, że jedna drużyna 14-16 letnich chłopców gra inteligentnie i mądrze taktycznie. Nazywali się "Biali" i wkrótce w komplecie znaleźli się w Cracovii. Wybijającym się ich zawodnikiem był Józef Ciszewski. Jednak swój start w drużynie słynnych "pasiaków" musiał odłożyć bowiem wstąpił do wojska, by walczyć w obronie dopiero co odzyskanej i znów zagrożonej niepodległości Polski. Z "paczki" "białych" aż pięciu (w tym Ciszewski) grało później w reprezentacji Polski. W 1923roku uczestniczył w słynnym i bardzo atrakcyjnym jak na ówczesne czasy tournee Cracovii po Hiszpanii (między innymi mecz z Realem Madryt). W roku 1925 zadebiutował w reprezentacji Polski. Był to jeden z najlepszych strategów, świetny technik i mistrz gry głową. W 1935 roku zapoczątkował pierwsze mistrzostwa szkół średnich łamiąc opór władz. W czasie wojny zainicjował konspiracyjne mistrzostwa Warszawy. Zorganizował pierwsze po wojnie zebranie trenerów PZPN. Był autorem wielu książek i podręczników z zakresu szkolenia młodzieży.

Ernest Wilimowski - był jedną z najbardziej bolesnych tajemnic Śląska. Najlepszy piłkarz w Polsce urodził się w domu przy ul. Barbary w Katowicach. W 22 meczach polskiej reprezentacji Ernest Wilimowski strzelił 21 goli, w tym cztery bramki przeciwko Brazylii na mistrzostwach świata. Gdy wybuchła wojna, nasz bohater narodowy przeszedł na stronę okupantów. Odtąd żył z opinią zdrajcy i tchórza; w kraju otoczyła go nienawiść równie wielka jak przedtem miłość. „Nie musiał grać dla Niemców - mówi twardo sąsiadka Wilimowskiego z ulicy Barbary. Znała go od dziecka. Pamięta, że odsuwano go od meczów z Niemcami, bo dawał im wygrywać, jego matka mówiła świetnie po polsku, ale czuła się Niemką. Podczas okupacji ostrzegała nas, żeby nie mówić po śląsku, bo nas stąd wyrzucą. Ale sama nikomu nie zrobiła krzywdy”.

Po wojnie Ernest Wilimowski stał się tematem zakazanym. Jego rodzina bała się do niego przyznać. Strzelił w swojej karierze 1.185 goli. Specjaliści mówią o nim - fenomen, geniusz piłki nożnej. W Strasbourgu 1938 roku na piłkarskich mistrzostwach świata Polacy wylosowali Brazylię - drużynę, której bała się każda reprezentacja. Brazylia miała w swoich szeregach niepokonanego Leonidasa, a my rudego Eziego, który popijał przed każdym występem, ale i tak potrafił strzelić dziesięć bramek w jednym meczu. Należałoby oddzielić talent piłkarski Wilimowskiego od życia prywatnego. To dwie różne sprawy - podkreśla Marian Lubina, syn Pawła, znanego piłkarza międzywojennego, reprezentanta Polski. Jako sportowiec był wyjątkowy, zasługiwał na wszystkie zaszczyty. W życiu osobistym popełniał różne błędy.

Ernest Wilimowski urodził się w 1917 roku jako Ernst Otton Pradella. Od początku był niezwyczajny, miał sześć palców u stóp. Nie wiadomo nic o jego ojcu, ale gdy miał 13 lat, usynowił go ojczym, katowicki urzędnik Wilimowski. Matka Paulina trzymała syna krótko. Nie miał prawa położyć się spać, gdy w pokoju wszystko nie lśniło, a ubrania nie poskładał w kostkę. W domu mówiło się po polsku, po niemiecku i po śląsku. Ernest poszedł jednak do polskiego Gimnazjum imienia Adama Mickiewicza. Ambitna matka chciała kształcić jedynaka.

„Nie bardzo mu ta nauka wychodziła, ale za to w hokeju, tenisie stołowym, szczypiorniaku był wybitny. Nie zrobił w końcu matury, zatrudnił się jako goniec we Wspólnocie Interesów, jednej z największych firm na Śląsku. Dorabiał u Żydów w Sosnowcu, grał tam w tenisa stołowego za pieniądze. Życzył sobie sto złotych za występ i tyle dostawał - wspomina Lubina. Ernest był wysoki, szczupły i rudy. Zaczynał swoją karierę w 1FC Katowice, klubie Niemców ze Śląska. W 1933 roku przeszedł do polskiego Ruchu Hajduki.

„Był tak dobry, że kupili go za tysiąc złotych i za płatne spotkania na Muchowcu - twierdzi jednak Lubina. - Poszedł tam, gdzie znalazł lepsze warunki. To nie był polityk, działacz narodowy, tylko sportowiec.

Plotki o tym, że Wilimowski w istocie jest Niemcem, dla Ruchu stały się kłopotliwe. Pod wpływem władz klubu Ezi podpisał deklarację, że jest prawdziwym, z krwi i kości Polakiem. Ogłoszono to z triumfem w prasie, w „Polsce Zachodniej” i w „Polonii”. Już jako 18-latek Ernest Wilimowski został czwartym sportowcem Polski w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”. Koledzy przyznawali, że Ezi nie tylko strzelał gole, gdy znalazł się w dobrej sytuacji, ale sam planował i rozgrywał akcje. I nigdy nie chybiał. W pierwszoligowym meczu z łódzkim Union Touring zdobył sam aż dziesięć goli.

„Opowiadał mi pewien bramkarz, że Ezi doprowadzał go do szału. Co strzelił gola, to podchodził do niego, klepał go po ramieniu i mówił: ,To jeszcze nie koniec, kochany, jeszcze nie koniec" - uśmiecha się Lubina.

„Na jego mecze przychodziły nadkomplety. Słyszałem od piłkarza Henryka Martyny, który z nim wtedy grał, że podczas meczu Polska-Niemcy we Wrocławiu w 1935 roku, na stadionie był Adolf Hitler. I Hitler osobiście zwrócił się do Eziego i Martyny, proponując im przejście do drużyny niemieckiej. Gdy Wilimowski urwał się spod matczynej kontroli, prowadził wesołe życie. Bardzo lubił likier, wobec kobiet bywał bezczelny. Wiedział, że trudno mu się oprzeć.

„Moja mama opowiadała, że w latach 30 jechała pociągiem ze Lwowa do Paryża z polską drużyną piłkarską. Była wtedy ładną panienką z dobrego domu, jechała pierwszą klasą i przyczepił się do niej jakiś chudy rudzielec. Nie wiedziała, kto to jest. Był tak natarczywy, że dała mu w twarz i wezwała konduktora. Wtedy powiedział, że nazywa się Wilimowski - wspomina mieszkanka Katowic”. Za pijaństwo został zdyskwalifikowany i nie pojechał na olimpiadę do Berlina. Ezi tłumaczył, że pije mało, ale ma słabą głowę. PZPN zabronił mu grania przez sześć tygodni za składanie fałszywych zeznań.

Wilimowski słynął z romansów. Wawoczny słyszał, że miał cztery żony. Lubina przypomina sobie, że Ezi ożenił się tylko raz, lecz miał cztery córki. Wiadomo, że małżeństwo piłkarza zawarte 3 września 1939 roku trwało bardzo krótko. Druga żona pochodziła z rodziny restauratorów, dlatego później w Karslruhe prowadzili razem kawiarnię. Jego dzieci mieszkają dzisiaj w różnych stronach świata.

Polacy nie mogli uwierzyć, że po wybuchu wojny Wilimowski grał w drużynie okupantów w Katowicach. Potem przeniósł się do Chemnitz. Grał w niemieckiej reprezentacji, zdobywając gole dla III Rzeszy.

„Zdrajca? A może ratował życie? - zastanawia się Lubina. Słyszałem, że jego matka znalazła się w obozie. Musiał ją stamtąd wyciągnąć. On nie miał wyjścia”.

Mówiło się także, że jeden z działaczy 1FC Katowice nie darował mu przejścia do polskiego klubu. Wilimowski przed zemstą mógł chronić się tylko w niemieckiej reprezentacji. Nie wstąpił do partii faszystowskiej, nie był w wojsku. Pełnił służbę jako policjant - podkreśla Lubina.

O Wilimowskim opowiadano wtedy straszne historie. Także i to, że był wartownikiem w Dachau, co mijało się z prawdą. Grał w piłkę aż do 1944 roku, gdy w Niemczech zlikwidowano wszelki sport. W 1942 roku drużynie SS ze Strasbourga strzelił dziesięć goli w jednym meczu. Naziści cenili go, ale mu nie ufali. Podpisał przecież kiedyś deklarację polskości, był w polskiej kadrze. Do reprezentacji powołali go dopiero w 1941 roku. Jego matkę zamknięto po wojnie w obozie w Mysłowicach. Wyszła psychicznie zniszczona. Pamiętano mu, że nie oszczędzał się dla Niemców; był królem strzelców hitlerowskiej Rzeszy. W latach 50. ukazała się w prasie informacja, że Wilimowski nie żyje.

Gdy w 1974 roku chciał odwiedzić polską reprezentację podczas mistrzostw świata w RFN, nie pozwolono mu się do piłkarzy zbliżyć. Usłyszał, że zdrajca nie jest tego godzien. Zmarł w 1997 roku, ale do Polski nigdy nie przyjechał. Nie dowiedział się, że po latach znalazł się w setce najwybitniejszych Ślązaków XX wieku.

Kronika sportu, Warszawa 1993, s. 25.

J. Hałys, Piłka nożna w Polsce, t.1, Kraków 1981, s. 15.

Kronika sportu, Warszawa 1993, s. 53.

J. Hałys, Tamże, s. 15.

Tamże, s. 16.

W. Lipoński, Humanistyczna Encyklopedia Sportu, Poznań 1987, s. 250.

Kronika sportu, Tamże, s.61.

Tamże.

J. Hałys, Tamże, s. 16.

J. Hałys, op. cit., s. 17.

Mały słownik angielsko-polski, Warszawa 1992, s. 200.

J. Hałys, Tamże, s. 17.

Kronika sportu, Tamże, s. 75.

J. Kukulski, Światowa piłka nożna do 1972 r., Warszawa 1974, s. 61.

W. Lipoński, Tamże, s. 250.

J. Hałys, Tamże, s. 18.

J, Kukulski, Światowa piłka nożna do 1972, Warszawa 1974, s. 82.

J. Hałys, Tamże, s. 21.

Kronika sportu, Tamże, s. 153.

Kronika sportu, Tamże, s. 301.

www.fifa.com\history.

Kronika sportu, Tamże, s.351.

Tamże.

www.fifa.com\history.

W. Lipoński, Tamże, s.252.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Mistrzostwa Europy, t.3, Katowice 1993, s. 61.

J. Kukulski, Pierwsze mecze, pierwsze bramki, Kraków 1981, s. 93.

Kronika sportu, Tamże, s. 637.

Kronika sportu, s. 733.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Od Realu do Barcelony, Katowice 1992, s. 23.

www.uefa.com\UEFA Organisation.

S. Grzegorczyk, Piłka nożna, Warszawa 1981, s. 9.

J. Hałys, Tamże, s. 11.

Kronika sportu, Tamże, s. 198.

J. Kukulski, Tamże, s. 64.

J. Hałys, Tamże, s. 18.

Encyklopedia piłkarska Fuji, t.12, Księga Jubileuszowa 75 lat PZPN 1919-1994, Katowice 1994, s. 25.

Tamże, s. 24.

J. Kukulski, Tamże, s. 36.

J. Hałys, Tamże, s. 23.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s. 26.

Tamże, s. 27.

W. Lipoński, Tamże, s. 252.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s. 29.

J. Hałys, Tamże, s. 30.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s. 35.

Tamże, s.36.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Biało- Czerwoni, t.2, Katowice 1991, s. 18.

J. Kukulski, Tamże, s.75.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s. 38.

Tamże, s. 42.

J. Hałys, Tamże, s. 35.

S. Gregorczyk, J. Lechowski, M. Szymkowiak, Piłka nożna, Warszawa 1981, s.32.

Tamże, s.33.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s. 49.

A. Radoń, Piłka nożna w Polsce w latach 1921-1926, Warszawa 1969, s. 252.

J. Hałys, Tamże, s. 44.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s. 53.

Tamże, s. 55.

Encyklopedia piłkarska Fuji, t.2, Biało-Czerwoni, Katowice 1991, s. 19.

„Przegląd sportowy” nr 50 z 20 grudnia 1921 r.

Tamże, s. 8.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s. 21.

J. Hałys, Tamże, s. 83.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s.28.

Przegląd Sportowy, nr 20 (53) z 16 maja 1922 r.

„Przegląd Sportowy”, nr 20 (53) 16 maja 1922 r.

S. Gregorczyk, J. Lechowski, M.Szymkowiak, Tamże, s. 29.

„Przegląd Sportowy”, Tamże.

Tamże.

Tamże, s. 11.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s. 31.

Tamże, s. 31.

J. Kukulski, Tamże, s. 67.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s.32.

Tamże.

Tamże, s. 33.

„Przegląd Sportowy”, nr.21 (61) z 3 października 1922 r.

A. Radoń, Tamże, s. 250.

„Przegląd Sportowy”, nr 23 (108) z 5 czerwca 1923 r.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s.37.

Tamże.

Tamże.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s.37.

Tamże 38.

„Przegląd Sportowy”, nr.36 (121) z 4 września 1923 r.

Tamże.

Tamże.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s. 39.

„Przegląd Sportowy” nr 40 (125)25 września 1923 r..

„Przegląd Sportowy” nr 40 (125) z 25 września 1923 r.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s.39.

„Przegląd Sportowy”, nr 44 (129) 3 listopada 1923 r.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s. 40.

Tamże.

Tamże.

A. Radoń, Tamże, s.251.

„Przegląd Sportowy” nr 36 (255) z 2 września 1925 r.

Tamże.

„Przegląd Sportowy” nr 44 (233) 3 listopada 1925 r.

„Przegląd Sportowy” nr 44 (233) 24 stycznia 1939 r.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s.157.

Tamże.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s. 44.

Tamże.

Tamże, s. 121.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s. 123.

Tamże.

A. Gowarzewski, Biało-Czerwoni 1921-2001, Katowice 2001, s. 112.

Tamże, s. 127.

Tamże, s. 128.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s. 146.

Tamże, s. 147.

„Historia i Organizacja Kultury Fizycznej”, praca zbiorowa pod redakcją Leszka Gondka, Gdańsk 1996, s. 129.

Encykopedia PWN, t. 2., Warszawa 1995, s. 535.

Encyklopedia piłkarska Fuji, Tamże, s. 52.

Encyklopedia Powszechna, t. 2., Kraków 1996, s. 222.

www.reprezentacja.greg.pl\postacie.

87



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Chirurgia naczyniowa dobra, Magisterka materiały, Naczyniówka
S Urban, W Ładoński Jak napisać dobrą pracę magisterską
Magistrala ISA 2
DOBRA NOWINA DLA ŚWIADKÓW JEHOWY, KTÓRYCH KOCHA BÓG
Dobra osobiste osób prawnych
praca magisterska Akty kończące ogólne postępowanie administracyjne
1954 Haga dobra kulturyid 18508 (2)
praca-magisterska-a11406, Dokumenty(2)
praca-magisterska-a11222, Dokumenty(2)
Magistrala CAN i zamrożone ramki, Diagnostyka dokumety
24 og, Studia, Pedagogika opiekuńcza i resocjalizacyjna - st. magisterskie, Pedagogika ogólna
praca-magisterska-6811, Dokumenty(8)
Wykad 3, Dokumenty STUDIA SKANY TEXT TESTY, ADMINISTRACJA UNIWEREK WROCŁAW MAGISTER, POŚ - PRAWO OCH
praca-magisterska-a11186, Dokumenty(2)
praca-magisterska-7383, Dokumenty(2)
Metody treningowe, Mikołaj praca magisterska
Gorzałka zawsze dobra jest, teksty
praca-magisterska-a11473, Dokumenty(2)

więcej podobnych podstron