Armia słowacka w czasie przełamania Linii Mołotowa – uderzenie przeciw ZSRR w ramach Fall „Barbarossa”
(część 2)
Gorące lato 1941r. nad Sanem
Czas nieubłaganie z grona żyjących zabiera świadków wydarzeń sprzed lat. Niejednokrotnie zwykły przypadek sprawia, że możemy otrzeć się o zapomniane dzieje z najnowszej historii Podkarpacia. Dzięki takiemu zwykłemu zbiegowi okoliczności Leszczanka, Katarzyna Antosz z ust p. Mirona Berezika poznała zapomniane karty z historii Leska odciętego w 1939 r. linią graniczną paktu Ribbentrop-Mołotow od okalających go wiosek z drugiego „niemieckiego” brzegu rzeki San a w 1941r. atakowanego przez siły niemieckie prące na wschód w ramach planu „Barbarossa”. Mieszkaniec Leska, Miron Berezik tak oto wspominał fortyfikowanie rejonu Leska przez Rosjan w 1940r.:
„...Pomimo tego, że był pakt o przyjaźni pomiędzy Niemcami, a Rosjanami, ci ostatni Niemcom nie dowierzali i od marca 1940r. zaczęli budować bunkry pod Leskiem w widokowych miejscach. Wznoszono je i nad samym Sanem jak i na wzgórzach jak choćby na „Baszcie”. Trzy bunkry zbudowano w Woli Postołowej, w Lesku zaś sześć. (wg danych wspomnianych A i M. Skowrońskich – w Postołowiu usytuowanych jest 5 obiektów, a w Lesku – 7 – przyp.aut.). Usytuowane one były w bliskiej odległości od siebie, co 100-300 m tak by utrzymać ze sobą łączność wzrokową. Przez teren Posady Leskiej biegł wykopany rów przeciwczołgowy oraz drewniana zapora z bali drzew także przeciw czołgom. Te zapory ludność miejscowa wzniosła już w początku 1940 roku. Na ulicy Słowackiego w dawnym domu p.Jankiewiczów, kwaterowała rosyjska jednostka budowlana, która kopała i nadzorowała budowę tych zapór. Gdy co dzień wyruszali do pracy, szli zawsze ze śpiewem w rytm melodii granej przez idącego na przedzie harmonistę. Chłopi z okolicznych wsi np. z Paszowej do pracy stawali z końmi i wozami – były to tzw. „szarwarki”. Ze stacji kolejowej w Łukawicy Rosjanie ciężarowymi ZiS-ami dowozili cement i stal. Na Posadzie Leskiej, koło stawów Rosjanie zrobili platformę z centralną mieszalnią cementu, który bezpośrednio stąd przewożono w miejsca gdzie wznoszono bunkry. Bunkry nie były rozległe powierzchniowo lecz za to głębokie – 2-3 kondygnacyjne, mające z przodu okienka strzelnicze ckm-ów. Na dwóch (?) bunkrach umieszczone były stalowe kopuły pancerne z ckm-ami i peryskopami do oglądania przedpola - kopuły te miały bunkry koło leskiego cmentarza i nad Sanem koło kapliczki Św. Jana Nepomucena. Gdy 22 VI 1941r. Niemcy ruszyli na wschód bunkry te były gotowe i z załogami lecz mimo to Niemcy szybko je zdobyli”.
Były mieszkaniec Leska Bolesław Baraniecki, obecnie mieszkający w Warszawie tak wspominał budowę i rozmieszczenie leskich bunkrów:
„...Bunkry te nazywaliśmy „toczkami”. Rosjanie wznosili je od wiosny 1940r. w różnych miejscach. Dwa bunkry, które były bez załóg i służyły za magazyny zbudowano k./ Kamienia Leskiego i obok dzisiejszej stacji meteorologicznej. Bunkry bojowe wyposażone w załogi zbudowano: jeden tuż przy moście na Sanie, drugi z kopułą pancerną obok kapliczki św. Jana Nepomucena, trzeci na szczycie góry „Baszta”, czwarty zaś przy obecnym cmentarzu. Ten ostatni bunkier miał działo (kal. 76 mm?) zaś pozostałe miały po 2-3 ckm-y. Duży bunkier zbudowano w Postołowiu na wzgórzu o nazwie „Szubiennica”, miał on 2 ckm-y i także działo (76 mm?). Bunkry z „Baszty”, spod cmentarza i z „Szubiennicy” mogły ogniem broni maszynowej i armat w całości zablokować przeprawę przez San na tym odcinku. Obsługę tych bunkrów stanowili żołnierze sowieckich wojsk pogranicza. Na niemieckim brzegu Sanu w Huzelach usytuowane były dwa bunkry niemieckie zaś na stokach góry „Gruszka” ukryte były niemieckie działa. Spokój prysnął w niedzielę 22 VI 1941r. Tego dnia niemiecka artyleria rozpoczęła ostrzał rosyjskich bunkrów w Lesku. Kilka pocisków spadło też na domy znajdujące się na linii ostrzału bunkrów. Rosjanie odpowiedzieli z nich ogniem. Niemiecki pocisk musiał trafić w działo bunkra przy drodze do Jankowiec gdyż w wyniku wybuchu lufę po prostu rozerwało. Rosjanie – urzędnicy administracji, pogranicznicy – pośpiesznie opuszczali miasto, zaś załogi bunkrów pozostały na miejscu. Z „toczki” koło cmentarza zastrzelono dwóch gapiów – Aleksandra Ćwierkiewicza i Jana Wojnarowicza. Załoga „toczki” na „Baszcie” cały czas trzymała pod ogniem ckm-ów miasto i drogę Uherce-Lesko. Z bunkra strzelano też do cywilów próbujących przejść drogą. Przez ponad tydzień (10 dni?) trwał ostrzał artyleryjski z dział ustawionych na Huzelach bunkra usytuowanego obok Sanu obok obecnej kapliczki Św. Jana Nepomucena, którego załoga w końcu nie wytrzymała ostrzału i uciekła. Załogi innych bunkrów uciekały na wschód pod osłoną nocy gdyż miasto kontrolowali Niemcy, zaś opór z bunkrów nie mających zaplecza w mieście był bezcelowy”.
Położone w strategicznie ważnym biegu Sanu Lesko w lecie 1941r. znalazło się na liście miejsc gdzie linię tej rzeki zamierzały przełamać oddziały niemieckie. Wspomniany już Miron Berezik tak oto wspominał walki o Lesko w chwili ataku niemieckiego:
„...Ostrzał artyleryjski bunkrów trwał non stop. Niektóre bunkry padły szybko kilka zaś broniło się zażarcie. Pewnej nocy niemiecka grupa szturmowa weszła do miasta, jeden z żołnierzy zestrzelony został z bunkra koło mostu. Widziałem jak w dzień niemiecki oddział w „panterkach” i z maskowaniem z liści na hełmach od strony ulicy Kościuszki znalazł się na tyłach bunkra z kopułą pancerną na tzw. „krzywuli”. Trzech żołnierzy przeskoczyło płot na podwórzu p. Jakubowicza i od tyłu podeszło do bunkra za kapliczką Św. Jana Nepomucena. Założyli materiał wybuchowy na betonie i po czym wysadzili bunkier z załogą w powietrze (prawdopodobnie użyto tutaj ładunku kumulacyjnego– przyp. aut.). Najdłużej bo ponad 10 dni bronił się bunkier na wzgórzu „Szubiennica” (koło obecnego CPN-u na terenie Postołowa – przyp.aut.). Nie mogąc go zdobyć niemieccy saperzy wysadzili go w powietrze wraz z załogą. Kilka dni później byłem w okolicy. Wewnątrz pomiędzy betonowymi płytami leżały zwłoki rosyjskiego żołnierza. Artyleria niemiecka strzelała do bunkra w pobliżu cmentarza leskiego non stop w to samo miejsce. Pociski często rykoszetowały aż wreszcie któryś wybił dziurę w ścianie. Załoga przez tylne drzwi rzuciła się do ucieczki na stary cmentarz lecz po chwili po wybuchu kolejnych pocisków artyleryjskich wszyscy polegli”.
Obecnie po przestudiowaniu literatury słowackiej można już precyzyjnie przedstawić kto i kiedy oczyszczał z rosyjskich załóg bunkry broniące przejścia przez San pod Leskiem-i tu pojawiają się żołnierze słowackiej armii. Pomimo tego, że siły niemieckiego sojusznika w szybkim tempie idące na wschód znajdowały się do 100 km w głębi terenu ZSRR załogi kilku leskich bunkrów stale się broniły. Ostrzał z nich prowadzony uniemożliwiał korzystanie z jakże ważnego i nie wysadzonego w powietrze mostu na Sanie. W dniu 4 VII (a więc opór załóg leskich bunkrów trwał aż 12 dni !!!) 1941r. oddziały słowackiej 2 Dywizji miały zgodnie z rozkazem przejść przez rzekę nie tak dawno jeszcze graniczną pomiędzy ZSRR a Generalnym Gubernatorstwem a następnie ruszyć na wschód. W tym czasie na Słowacji powstał Korpus Polowy w składzie: dwóch dywizji, dwóch pułków artylerii, batalionu saperów, batalionu łączności i kompanii czołgów wraz z samochodami pancernymi i działami ppanc w liczbie 50 698 oficerów i żołnierzy. Jednostki Korpusu Polowego w dniu 30 VI 1941r. przeszły przez Przełęcz Dukielską i trzy dni później znalazły się w rejonie sowieckiej granicy na Sanie. Aby dokonać jej przejścia na odcinku Leska możliwie bez strat do ognia w leskich bunkrów w godzinach przedwieczornych 3 VII 1941r. rozpoczęto wstępny ostrzał artyleryjski skierowany precyzyjnie w stronę pojedynczych czynnych sowieckich obiektów. Precyzyjny ostrzał uszkodził większość bunkrów do tego stopnia, że prowadzenie z nich ognia stało się niemożliwe a okrążenie ich przez żołnierzy uniemożliwiło ewakuację bądź ucieczkę załóg. Rankiem 4 VII 1941r. żołnierze słowackiej 2 Dywizji mogli już korzystać spokojnie z leskiego mostu gdyż obrona załóg sowieckich została złamana. Spora część obrońców poległa ponosząc przy tym poważne okaleczenia ciał zaś nieliczni żywi z obrońców dostając się do niewoli opuścili swe „betonowe grobowce”. Powolny marsz oddziałów Korpusu Polowego po przejściu Sanu trwał nadal na wschód w kierunku Sambora.
Mobilizacja przebiegająca na Słowacji umożliwiła wysłanie na front wschodni dalszych ww oddziałów. W dniach 22 VI–5 VII 1941r. zostało zmobilizowanych 2314 oficerów i 65704 podoficerów i żołnierzy z czego do oddziałów zbrojnych wcielono 2104 oficerów i 54754 podoficerów i żołnierzy. Siły te zgrupowane w północno wschodnim rejonie Słowacji stworzyły armię słowacką pod dowództwem gen. Ferdynanda Czatlosza, którego szefem sztabu był ppłk. sztabu generalnego Ś.Tatarko (obok dowództwa tworzyły ją: 1 i 2 Dywizje piechoty, 11 i 12 pułki artylerii, 11 batalion saperów, 11 batalion łączności, 11 park zaopatrzenia, 11 oddział weterynaryjny, 11 szpital polowy i 11 poczta polowa). Dowództwo armii urzędowało w Humennem, 1 Piesza Dywizja płk. J. Turanca rozlokowana została w rejonie Bardejów– Kapuszany-Giraltowce zaś 2 Piesza Dywizja płk. A Malara zajęła rejon Medzilaborce–Vysna Olka–Koszyce–Vydrań. Wieczorem 30 VI 1941r. dowództwo armii słowackiej wydało rozkaz przesunięcia części swoich sił do rejonu Sanok–Lesko. Przesunięcie rozpoczęto już 1 VII 1941r. – dowództwo zajęło kwatery w Chyrowie, dowództwo 1 Pieszej Dywizji kwaterowało w Sanoku zaś dowództwo 2 Pieszej Dywizji w Zagórzu (całość sił słowackich wzrosła w tych dniach do 50689 ludzi; od 1 VII 1941 r. obozowisko żołnierzy słowackich znajdowało się na terenie obecnego osiedla przy ul. Sikorskiego w Sanoku – przyp.aut.). Z chwilą gdy w dniu 25 VII 1941r. gen Ferdynad Czatlosz dokonał reorganizacji sił słowackich na froncie wschodnim i powołano do życia dwie nowoutworzone jednostki-Dywizję Szybką i Dywizję Zapasową, nadwyżki osobowe cofnięto na Słowację-łącznie 35 523 żołnierzy i oficerów. Tak oto słowacki epizod w Ustrzykach Dolnych latem 1941 r. opisywał wspomniany Bolesław Baraniecki:
„...Przyszedłem do Ustrzyk i wchodzę do kościoła, a kościół pełen był żołnierzy słowackich w zielonych mundurach do złudzenia przypominających nasze, polskie. Po mszy zaśpiewali swój słowacki hymn w melodii, rytmie i słowach tak podobny do naszego. Ja i inni, nieliczni w tej chwili Polacy w naszym kościele mieliśmy łzy w oczach. Słowacy przypominali nam swoich, nasze polskie wojsko. Ale prawda była zupełnie inna”.
W równie ważnym miejscu nadającym się do przejścia Sanu–w Załużu, również rozgorzały walki. Rosyjskie bunkry we wsi i pod Załużem długo się jednak nie utrzymały zablokowane lub zdobyte przez słowackie oddziały Rychlej Skupiny i oddziały niemieckie. Badający ten teren walk A i M. Skowrońscy ustalili, że w rowie komunikacyjnym koło praktycznie w całości wykończonego bunkra „Ubryf” w Załużu, z którego stawiono opór otwierając ogień w stronę zmotoryzowanej kolumny słowackiej, w nie oznakowanej mogile pochowani są do dziś trzej żołnierze rosyjscy, którzy zginęli od gazu bojowego wrzuconego do środka. Któryś z niemieckich żołnierzy na prowizorycznym krzyżu z desek napisał w 1941r. na ich mogile: „Hier liegen drei Russen”- jeden z nich nazywał się Misza Murawiow. W okresie socjalizmu historia bunkrów rosyjskich na linii Sanu nabrała innego, politycznego kolorytu. Z bunkra położonego obok stacji kolejowej w Załużu uczyniono miejsce pamięci narodowej. „I ostaną się w legendzie te dni gniewu, chwały i krwi”-słowa te umieszczone były po wojnie na bloku wspomnianego bunkra nr X koło. Bunkier ten miał załogę złożoną z 25 (40?) żołnierzy pod dowództwem Gruzina kpt. Rikadze (Rykade?, Neikadze?). W bunkrze tym znajdowała się też jego rodzina – żona Julia i 5 (6?) dzieci oraz miejscowa nauczycielka i sanitariusz. Bunkier walczył od 26 VI 1941 r. i był ostatnim, który cały czas stawiał opór oddziałom niemieckim a że położony był tuż przy ważnej linii kolejowej i przy drodze wiodącej via Lesko na wschód sprawiał on niemieckim oddziałom nie lada kłopot. W końcu 12 VII 1941r. gdy obrońcy odmówili kapitulacji saperzy niemieccy wysadzili bunkier wraz z załogą w powietrze. Desperacja i bohaterstwo idą ze sobą w parze. W latach przyjaźni polsko-radzieckiej miejsce to szczególnie nagłośniono 12 X 1969r. gdy przy bunkrze nr X miejscowe władze zorganizowały uroczystości patriotyczne z udziałem młodzieży szkolnej, pracowników zakładów pracy i członków ZBOWiD-u. - słowem z typową dla tego okresu naszej historii „pompą”. Słowo wstępne wygłosili mjr rez. Tadeusz Gajek i płk Stanisław Jagoda a odsłonięcia w/w. napisu dokonał przewodniczący Zarządu ZBOWiD płk dr Józef Tkaczow. Całość uroczystości – co było wówczas naturalne – odbyła się pod patronatem sanockich władz-Komitetu Powiatowego PZPR (Dominik Zimoń) i Powiatowej Rady Narodowej (Z. Dańczyszyn). Dziś bunkier nr X jest wielkim rumowiskiem, a napis na nim pokrył się rdzą - cóż znak czasu, brak nadzoru i opieki w „nowych czasach” i przy innych priorytetach zrobiły swoje. A nie tak daleko od Załuża w tym samym czasie gdy fetowano obrońców rosyjskich bunkrów, równocześnie dewastowano cmentarz na wzgórzu „Bukowina” gdzie spoczywają Niemcy i Słowacy zdobywający owe fortyfikacje „Linii Mołotowa”. W historii gloryfikacja, patos i ... zapomnienie często idą w parze.
Na linii Bóbrka-Lesko-Załuż-Dobra obecnie znajdują się ruiny ponad 40 zniszczonych, opuszczonych i zapomnianych rosyjskich bunkrów. W 1943r. niemiecka grupa robocza, która przyjechała do Leska przy pomocy specjalnego kompresora odstrzeliwała po czym wywoziła do budowanych we Francji umocnień Wału Atlantyckiego. Pancerną kopułę z leskiego bunkra przy pomocy kołowrotów i lin zdemontowano. Bunkry wysadzali w powietrze w 1944r., ....Rosjanie. Jesienią 1944r. gdy front przeszedł na zachód i Armia Czerwona wyzwoliła okolice Sanoka i Leska, rosyjscy saperzy przystąpili do planowanej dewastacji. Informowano ludność Leska i okolicznych wiosek by w danym dniu nie wychodzić z domów i uszczelnić okna papierem po czym z hukiem detonowano ładunki wybuchowe zakładane na spodzie bunkrów. Czyż nie jest to paradoksalne – ci, którzy je budowali, sami potem niszczyli. Po zdobyciu rosyjskich umocnień, Niemcy niektóre detale takie jak stal, beton i uzbrojenie z tych bunkrów wystawili w 1941 r. w Sanoku na wystawie zdobytego rosyjskiego uzbrojenia zorganizowanej koło gmachu miejskiego „Sokoła”. Brak informacji co stało się później z wystawioną tam również kopułą pancerną ściągniętą z jednego z bunkrów. Nie ma już praktycznie bunkra przy Szkole Podstawowej nr.6 w Sanoku-Olchowcach gdzie Niemcy kręcili film propagandowy w 1941r. o zdobywaniu sowieckich umocnień strzelając z dział o dużym kalibrze punktowo w wybrane obiekty. Min film ten wyświetlano ludności w podsanockich Bykowcach. Jedyny ocalały od wysadzenia bunkier znajduje się obecnie na terenie Olchowiec, na linii lasu-po wojnie zamieniono go w tzw. „mogilnik” czyli miejsce składowania środków chemicznych ochrony roślin. Na ścianie bunkra stojącego na granicy wsi Olchowce i Bykowce w stanie wojennym 1981r. czyjaś ręka umieściła okazały napis o treści -„Płatne Zjednoczone Pachołki Rosji”- napis ten przetrwał ok. 5 lat. W historii gloryfikacja, patos, zapomnienie i emocje często idą w parze.
Marsz na wschód
Po likwidacji rosyjskich punktów oporu nad Sanem w godzinach popołudniowych 28 VI 1941r. rozpoczęło się przesuwanie całości jednostek słowackiej Rychlej Skupiny po osi drogi Załuż-Kuźmina–Krościeńko–Chyrów aż do rejonu wsi Sadkowice–Koniuszki gdzie dotarto następnego dnia, 29 VI 1941r. w godzinach wieczornych. W czasie tego marszu na drodze oddziały słowackie witane były kwiatami przez okoliczną ludność, do głównych sił grupy dołączyły nie biorące dotąd w walkach siły – czyli zmotoryzowany dywizjon artyleryjski, który w poprzednich dniach wspierał niemiecką rezerwową 454 Dywizję. Tego samego dnia, po trzygodzinnym odpoczynku cała Rychla Skupina przeszła pod dowództwo niemieckiego III Korpusu. Nocą 30 VI 1941r. jej pododdziały były atakowane przez sowieckie jednostki w sile około 150–200 żołnierzy, które znalazły się na niemieckich tyłach próbując przerwać się na wschód-rozkaz główny mówił o utrzymaniu terenu i przygotowaniu ofensywnego forsowania kolejnej rzeki. Wymian ognia z ww oddziałami trwała przez noc a sporo informacji o przeciwniku dostarczyli mieszkańcy z okolicznych wiosek uciekający przed grabieżą sowieckich żołnierzy w lasy. Dzień 1 VII 1941r. zastał słowackie ugrupowanie idące kierunkiem przez Sambor na Drochobycz z zadaniem nawiązania łączności z pododdziałami niemieckiej zapasowej 454 Dywizji w Samborze. Gdy dnia 1 VII 1941r. Rychla Skupina bez walki osiągnęła Sambor tutaj po kilku dniach została przeformowana w Rychlą Brygadę „Rudolf”- tutaj też była ona wizytowana przez gen. Ferdynada Czatlosza w dniu 4 VII 1941r. Tutaj płk. Rudolf Pilfousek otrzymał rozkaz aby jego grupa zdobyła miasto Stryj. Rozkaz ten musiał jednak zostać odwołany gdyż 1 motorowych pojazdów zgrupowania była niesprawna i została na drogach dotychczasowego przemarszu. Ponadto droga był nimi zatarasowana a pomimo to dowódca słowackiego ugrupowania 2 VII 1941r. wysłał grupę rozpoznawczą, min. na furmankach, która wkroczyła do Stryja...bez walki. W obszarze Sambora Rychla Skupina pozostała do 8 VII 1941r. wykorzystując wolny czas na naprawę sprzętu motorowego i uzupełnienie stanów osobowych oddziałów bojowych i sztabów oraz uzupełnienie środków bojowych. W rejonie Sanoka i Leska słowackie oddziały stacjonowały krótko, a gdy niemiecka 444 Dywizja zajęła Stryj 5 VII 1941r. gen. Ferdynand Czatlosz rozpoczął przesuwanie swych jednostek, które następnego dnia 6 VII 1941r. skoncentrowały się w rejonie Dobromil–Chyrów –Stary Sambor, gdzie udało się gen. Ferdynandowi Czatloszowi zebrać w całość siły Rychlej Skupiny, która 5 VII 1941r. powróciła pod jego dowództwo. Wykorzystał on krótki czas na jej uzupełnienie i reorganizację w skutek której w dniu 7 VII 1941r.utworzono tzw. Rychlą Brygadę „Rudolf” (w dniu 8 VII 1941r. dołączono do jednostek dotychczasowej Rychlej Skupiny część 1 zmotoryzowanego oddziału11 pułku artylerii a 12 VII 1941r. włączono do niej cały 11 pułk artylerii-a ponadto włączono 1 szwadron motocyklowy (z 1 Pieszej Dywizji), 11 kampanię dział przeciwpancernych, 8 baterię z 11 pułku artylerii, 2 moździerze (z 2 Pieszej Dywizji) zaś 180 żołnierzy dołączono do zmotoryzowanego batalionu piechoty, który 12 VII 1941r. został przemianowany na zmotoryzowaną grupę piechoty - MPS). Dnia 8 VII 1941r. stan Rychlej Brygady „Rudolf” wynosił: 117 oficerów, 39 chorążych, 3380 podoficerów i żołnierzy (łącznie 3536 żołnierzy), 5 samochodów pancernych, 2 moździerze, 73 działa 37mm, 4 działa 75mm, 12 haubic 100mm, 4 haubice 105mm, 36 czołgów LT-38, LT vz. 35 i LT-40, 298 samochodów ciężarowych, 88 samochodów osobowych i 62 motocykle. Dnia 8 VII 1941r. siły armii słowackiej opuściwszy teren ziemi sanockiej i przemyskiej rozpoczęły manewr pościgowy za rozbitymi siłami sowieckimi w stronę Rudki-Lwów (1 Piesza Dywizja), na Drohobycz (2 Piesza Dywizja) zaś 9 VII 1941r. Rychla Brygada „Rudolf” zaczęła marsz do rejonu wsi Słowita–Szopki-Kurowice zaczynając operację na wschód od Tarnopola. W takich okolicznościach słowacka armia ruszyła w lipcu 1941r. w głąb radzieckiej Ukrainy. Strona słowacka liczyła, że dowodzącym całością tych sił będzie gen. Ferdynand Czatlosz, lecz tuż przed akcją na froncie część sił słowackich wyjęto spod jego dowództwa i w ten sposób rozdzielono jednostki słowackie. Po włączeniu do Rychlej Brygady „Rudolf” w dniu 10 VII 1941r. 15 lekkiej baterii przeciwlotniczej wyposażonej w plot. nkm-y „Oerlikon” kal. 20 mm, 11 VII 1941r. wyjęto Rychlą Brygadę „Rudolf” znajdująca się na wschód od Tarnopola spod słowackiego dowództwa i podporządkowano ją dowódcy niemieckiej 17 Armii (w dniu 12 VII 1941r. nadwyżki 11 Pułku Artylerii i batalion piechoty zmotoryzowanej (2 batalion 6 pułku piechoty) dołączono do zmotoryzowanej grupy piechoty - MPS). Słowacki Korpus Polowy przeszedł pod dowództwo dowódcy sił tyłowych Grupy Armii „Süd” (Rückwertigesheeresgebiet Süd/103) z zadaniem zluzowania niemieckiej 444 Dywizji Piechoty, utrzymania porządku na opanowanym terenie na zachód od drogi Lwów-Stryj i „wyczyszczenia” z rozbitych sił rosyjskich rejonu na południe od linii Rawa Ruska-Tarnopol. Dowództwo niemieckie pokazało więc, że nie potrzebuje całości sił słowackich dowodzonych przez gen. Ferdynanda Czatlosza w akcji na froncie wschodnim przydzielając większości jednostek słowackich zadania tyłowe. W dniu 15 VII 1941r. Rychla Brygada „Rudolf” osiągnęła rejon Buczacza zaś 16 VII 1941r. osiągnięto Gródek i w ten sposób przekroczono granice ZSRR sprzed 17 IX 1939r. wkraczając na obszary państwa sowieckiego. Wszystkie pojazdy mechaniczne zostały w tym rejonie uzupełnione w paliwo zaś oddziały pobrały dodatkową amunicję i w dniu 19 VI 1941r. Rychlą Brygadę „Rudolf” wizytował gen. Ferdynand Czatlosz oraz Śano Mach-była to ostatnia inspekcja przed walką. Następnego dnia 20 VII 1941r. Rychla Brygada ruszyła w stronę szybko zmieniającej się linii frontu wschodniego.
Memento dla załuskiego cmentarza
Brak opieki spowodował, że ludność okoliczna, zdewastowała cmentarz – poodcinano krzyże, łańcuchy cmentarne. Nekropolia poszła w zapomnienie. Natomiast w 1969r. w rejonie bunkra kpt. Rikade oddalonego od cmentarza zaledwie o 3 km miała miejsce wielka patriotyczna manifestacja. Oddano hołd bohaterskim obrońcom Linii Mołotowa – były kwiaty, saluty, znicze. W tym samym czasie niszczał cmentarz tych, którzy polegli podczas zdobywania rosyjskich umocnień. Przyszło nowe polityczne spojrzenie ale czy trwa ono nadal? Do chwili obecnej żadna z organizacji kombatanckich oraz żadna z instytucji nie zainteresowała się załuską nekropolią. Pierwsza i jedyna wizyta żołnierzy słowackich, którzy oczyścili nieco teren cmentarza miała miejsce w 1996r. A dziś w unijnej i NATO - wskiej rzeczywistości nad Linią Mołotowa oraz cmentarzem na Bukowinie unoszą się Demony przeszłości. Dlaczego? Powstaje szlak turystyczny prowadzący po rosyjskich umocnieniach ale co będzie dalej z wojennym cmentarzem?
Tymi słowami kończyłem ten materiał gdy ... 25 IX 2005r. spadł grom z jasnego nieba. W wyniku badań prowadzonych w ciągu ostatnich lat przez stronę słowacką, z Koszyc via Biuro Promocji Miasta Sanoka otrzymałem ... pełną listę osób pochowanych na cmentarzu w Załużu !!! Ponadto odbywszy rozmowę z Starostą Miasta Sanoka mgr Bogdanem Strusiem byłem już pewien, że materiał dostarczony ze Słowacji jest całkowicie wiarygodny. Na karcie papieru formatu A – 3 z nadrukiem „Sanok” znajdował się plan cmentarza w Załużu opracowany 11 III 1942r. z pełnymi danymi osobowymi osób tam pochowanych w ... 39 mogiłach. Pod datą 27 VI 1941r. figurowali polegli pod Załużem w walce z załogami rosyjskich bunkrów Linii Mołotowa: kpr. Karol Penciak, szer. Lud. Jozef Makovicky, szer. František Zan, i szer. Stefan Galbavy, zaś pod datą 26 VI 1941r. poległy pod Wojtkową kpr. pchor. Štefan Fábry. Byli to żołnierze Rychlej Skupiny a ich mogiły zatem zapoczątkowały powstanie załuskiej nekropolii, lecz szybko do tego grona dołączyli inni słowaccy żołnierze. Skąd tam trafili? Pod datą 3 VII 1941r. i nazwą Lesko bądź Lesko/Sanok ww lista wymieniała następujących żołnierzy: por. piechoty Ján Kostelnicak (mogiła symboliczna), szer. Jozef Dzubak, szer. Jan Vavrek, szer. Milan Revalo. Tego dnia słowacki 5 pp oczyszczał bunkry rosyjskie pod Leskiem z ostatnich załóg rosyjskich – ww polegli żołnierze zatem zginęli podczas walk o Lesko. Cmentarna lista obejmowała również inne nazwiska oraz miejsca śmierci słowackich żołnierzy co było logiczne, że są to osoby zmarłe z ran podczas hospitalizacji: szer. Štefan Donoval - Krosno/Sanok; szer. Jozef Koska – 22 VII 1941r. – Załuż; szer. Štefan Sajánek – 7 VII 1941r. Sanok; szer. Štefan Suja – Fanga – 10 VII 1941r. Sanok; szer. Štefan Benačka – 8 VII 1941r. Krosno. Zatem poległych pod Sanokiem żołnierzy niemieckiej Grupy Bojowej Coretti pochowano nie wspólnie ze Słowakami lecz najprawdopodobniej w Sanoku, gdzie na cmentarzu znajdowała się kwatera żołnierzy niemieckich poległych podczas I wojny światowej. Natomiast decyzją słowackiego dowództwa w Załużu zorganizowano zbiorczy cmentarz żołnierzy armii ks. Jozefa Tiso, którzy bądź zmarli bądź polegli na polskim terenie, bądź zmarli czy też zginęli w wypadkach na szlaku bojowym armii słowackiej co tłumaczyło znajdowanie się na cmentarzu dalszych nazwisk: szer. Jozef Pazdera – 22 VII 1941r. – Lipowiec na Ukrainie; szer. Ondrej Kozák – grób symboliczny – miejsce zgonu Pieštany; szer. Augustin Gašpar – mogiła symboliczna – 26 XII 1941r. Amrusiewka (?) na Ukrainie; – 20 X 1941r.; szer. Štefan Tilkor – 21 I 1942r. – Lwów; szer. Štefan Hricko – 21 I 1942r. – Lwów; szer. Matej Antal - 28 XI 1941r. – Lwów; szer. Peter Palaśćak – mogiła symboliczna – miejsce zgonu 28 VI 1941r. Chmelova (?); szer. Gustav Stark – 2 XII 1941r. Lwów; szer. Jozef Novisedlák – mogiła symboliczna – 21 VII 1941r. – Lubień M. koło Lwowa; szer. Jozef Vulgan – mogiła symboliczna – 1 XII 1941r. – Kraków; Jozef Kotás, 30 VI 1944r. – Trstena.
Przy największej ilościowo grupie nazwisk żołnierzy słowackich pochowanych w Załużu figurowała nazwa – Stryj. Marian Hawrylak, mieszkaniec Rudnika n/Sanem jest autorem pracy opublikowanej w zbiorze wspomnień „Z nurtem Stryja”, w którym opisywał następujące zdarzenie:
„ ... Jesień 1941 roku była niezwykle deszczowa i bardzo chłodna ... Drobne strumyki i małe rzeki stawały się potężnymi zbiornikami wodnymi. Woda z gór - Karpat zaczęła spływać tymi odnogami wodnymi w niższe tereny, grożąc wielką powodzią. Wreszcie nadszedł dzień, w którym wszyscy dowiedzieli się o powodzi, zalewającej pola z uprawami rolnymi, niektóre wioski i osiedla ... W moim mieście Stryju obok okupacyjnych wojsk niemieckich stacjonowały jeszcze jednostki wojskowe węgierskie i słowackie. Ich stosunek do ludności polskiej był wtedy bardzo przyjazny i w razie potrzeby pomagali, szczególnie podczas tzw. „łapanek” na ulicach celem wywozu do Niemiec do roboty. Najbiedniejsi przychodzili pod kuchnie wojskowe i niewykorzystaną część jedzenia kucharze rozdawali ludziom. Okazało się wkrótce, że jednostka wojskowa Słowaków ma swego kapelana - bo większość z nich byli to katolicy wyznania rzymsko-katolickiego. W każdym tygodniu w sobotę lub w niedzielę po południu żołnierze słowaccy przychodzili zwartym szeregiem do kościoła parafialnego p. w. Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Stryju. Kapelan siadał w konfesjonale w lewej nawie, gdzie spowiadał żołnierzy. Potem była msza odprawiana jak u nas w języku łacińskim. Kilkakrotnie z ciekawości jako ministrant byłem na ich mszach. Największym zaskoczeniem dla mnie i kilku rodaków było to, że po mszy śpiewali swój hymn narodowy, którego melodia była prawie identyczna jak nasza pieśń „Boże coś Polskę” ... I oto zdarzył się wypadek, który spowodował, że mimo okupacji polubiliśmy ich ... Gdzieś pod koniec października 1941 roku do podoficera pełniącego służbę wartowniczą na moście drogowym z miasta do Słobudki nadszedł meldunek telefoniczny, że z gór - Karpat rzeką Stryj płynie fala powodziowa wysokości około pięciu metrów. Wtedy to on polecił dwóm swoim żołnierzom, żeby szybko pobiegli do starego miasta i budzili ludzi – żeby uciekali z domów do centrum miasta, które było położone wyżej. Było to około godziny 22. 00, a więc po policyjnej godzinie, a całe miasto pogrążone było w ciemnościach ze względu na obowiązujące zaciemnienie okien na noc i nie świeciły się uliczne lampy. Ich mowa była dla nas zrozumiała, bo język był podobny nieco do polskiego. Fala powodziowa, która nadeszła przed północą, zalała całą tę część miasta, a woda była nawet w odległości kilku metrów od kościoła parafialnego. Istotnie - oni uratowali wtedy kilka tysięcy ludzi - Polaków i Ukraińców. Jednak sami nie znając topografii miasta pogubili się i ... utonęli w fali powodziowej. CZEŚĆ IM I CHWAŁA ZA TO ... A TY PANIE DAJ IM WIECZNE ODPOCZYWANIE I NIEBO – ZA TEN UCZYNEK ! Swoje młode życie poświęcili za innych ! Pogrzeb tych dzielnych dwóch Słowaków był bardzo wielką manifestacją stryjskiego społeczeństwa. W dniu pogrzebu prawie cała ludność miasta wyległa na ulice, by ich pożegnać. Zostali zabrani samochodami wojskowymi do Słowacji - do miejsc rodzinnych ... Ta wielka ich ofiara utworzyła w ludziach i we mnie wielką sympatię do tego narodu, który chciał wyzwolić się z jarzma Czechów. Ich walka o wolność - choć w sojuszu z Hitlerem była walką o wolność swego narodu. My Polacy - w swej historii również kiedyś walczyliśmy wspólnie z Francuzem Napoleonem, z Anglikami w latach 1940 - 1944 o własną wolność. Tamci nasi sojusznicy nas zdradzili, czy i oni szli też podobną drogą ?”.
Z tego opisu wynika, że w Stryju zginęło w nurtach rzeki o tej samej nazwie dwóch słowackich żołnierzy, lecz czy aby na pewno tylko dwóch ? Dnia 29 VI 1941r. wieczorem miejscowość słowacka Rychla Skupina osiągnęła Sadkowice, po czym słowacki oddział rozpoznawczy 1 VII 1941r. dotarł do Drohobycza, a następnego dnia wkroczył do Stryja. Było to pierwsze spotkanie Słowaków z tym miastem podczas II wojny światowej. Jak się później okazało, Stryj zapisał się w pamięci żołnierza słowackiego dwojako – chwalebnie, a zarazem tragicznie. Dr Miloslav Lacko jest pracownikiem Instytutu Historii Uniwersytetu w Trnavie i od lat prowadzi badania na temat udziału armii słowackiej w uderzeniu na ZSRR. Jest on autorem materiału opublikowanego w ww periodyku w, którym pisze:
„ ... Poza Grupą Szybką, przekształconą na początku lipca w Brygadę Szybką (Rýchla brigáda), na Kresach Południowo - Wschodnich stacjonowało przejściowo blisko 50 tys. słowackich żołnierzy. Po kilku tygodniach większość z nich (około 35 tys.) wycofano na Słowację. Na froncie wschodnim pozostały dwie jednostki: Dywizja Szybka (Rýchla dyvízia) i Dywizja Zabezpieczenia (Zaisťovacia divízia). Zapewne bardziej interesujące od suchego opisu ich marszruty są jednak wrażenia, jakie na żołnierzach słowackich wywarły ówczesne Kresy. Po wejściu na tereny okupacji sowieckiej Słowacy na własne oczy ujrzeli ofiary komunistycznego terroru. Masowe mogiły z setkami ciał więźniów pomordowanych przez NKWD widzieli w Lacku k. Dobromila, w Samborze, Drohobyczu, we Lwowie, Złoczowie i w wielu innych miejscowościach. Te drastyczne widoki pozostawiły po sobie najwyraźniejsze ślady w pamięci młodych poborowych. Jeden z nich, wówczas 23-letni szeregowy Ján Chalupka, w swoim pamiętniku z frontu wspomina m.in. Stryj. Dlaczego właśnie to miasto? Zetknął się tam z obrazami niezrozumiałego bestialstwa: „W Stryju byliśmy w koszarach, gdzie znajdowało się pomieszczenie z hakami. Tam wieszali ... Rosjanie Rosjan – to znaczy skazańców ... Więc nas wszystkich, którzy tam byliśmy, ustawili w szereg,abyśmy tamtędy przeszli i przekonali się na własne oczy, co wyprawiali Rosjanie”. W tym wypadku autor, podobnie jak wielu zwykłych żołnierzy, nie rozróżniał narodowości mieszkańców „sowieckiego raju”, nazywając ich wszystkich „Rosjanami”. Z czasem jednak dla wszystkich stało się jasne, że Rosjanie byli na tych terenach okupantami, natomiast między ludnością miejscową panują animozje między Polakami i Ukraińcami. W jednej z relacji żołnierz wspominał, że w którymś z kresowych miasteczek, radość Ukraińców witających żołnierzy słowackich natychmiast opadła po odegraniu słowackiego hymnu. Nieporozumienie wkrótce wyjaśniono: nie był to ukłon w stronę Polaków, po prostu hymn „Hej, Słowacy” gra się na melodię Mazurka Dąbrowskiego. Żołnierze byli też świadkami wybuchów nienawiści i pogromów dokonywanych przez ukraińskie milicje na Żydach, oskarżanych zbiorowo o kolaborację z bolszewikami. Podobnych strasznych doświadczeń wynieśli Słowacy z Kresów bardzo wiele. Zachowane źródła słowackie świadczą o tym, że wojsko witano jak wyzwolicieli. Trudno się dziwić, że miejscowa ludność, cierpiąca niemal dwa lata pod stalinowskim terrorem zwieńczonym masowymi mordami, nie była do Słowaków wrogo usposobiona. Potwierdzeniem tego jest następujący fragment z zapisków jednego z uczestników kampanii. Młody porucznik Fraňo Horváth w swoim dzienniku dnia 20 lipca napisał: „Stryj, około 30-tysięczne miasto, jest znane z krwawych walk w czasie wojny światowej. Podczas niniejszej wojny zdobył je słowacki oddział rozpoznawczy dnia 2 lipca. Dzisiaj Stryj jest w świątecznym nastroju. Na głównym placu odbywa się wielkie zgromadzenie ludności. Trybuna honorowa jest ozdobiona niemiecką, słowacką i ukraińską flagą. Nasza kolumna samochodowa przejeżdża miastem właśnie wtedy, gdy tłumy ludu ukraińskiego formują się do manifestacyjnego pochodu. Grupki Ukrainek w strojach ludowych nas wręcz bombardują kolorowymi bukietami z polnych i ogrodowych kwiatów. Robi to na nas ogromne wrażenie – jesteśmy wzruszeni, rozumiemy ich, są wyzwoleni ! Cieszymy się, że jesteśmy między tymi, którzy przyczynili się do tej ich dzisiejszej radości, do ich wyzwolenia”. W słowackich dokumentach z tego okresu i artykułach ówczesnych reporterów wojennych występują w roli ludności miejscowej przeważnie Ukraińcy. O Polakach wspomina się rzadko. Ma to swoje racjonalne uzasadnienie. Miejscowi Ukraińcy wiązali wyparcie Sowietów z własnymi ambicjami politycznymi i o wiele aktywniej, niż ich sąsiedzi – Polacy, witali nadciągające jednostki. Stryj pozostałby w historii słowackiej obecności na froncie wschodnim tylko jedną z wielu miejscowości, które leżały na szlaku bojowym podczas gorącego lata 1941 r., gdyby nie jedno tragiczne zdarzenie. Po wyjeździe głównych sił zgrupowania na wschód, w okolicy miasta operowały tylko mniejsze oddziały saperów. Stryj jako istotny węzeł kolejowy miał duże znaczenie strategiczne. Do zadań słowackich jednostek technicznych należało zwężanie rozstawu torów kolejowych, naprawa dróg, a zwłaszcza mostów kolejowych na najważniejszych odcinkach zaplecza frontu. Właśnie przy remoncie jednego z mostów niedaleko Stryja nastąpił tragiczny wypadek. Jak do niego doszło ? Jesienna pogoda z licznymi burzami potrafi w górskich regionach niespodziewanie wywołać klęskę żywiołową. Świadkiem tego był niejednokrotnie położony u podnóża Karpat Stryj. Dotkliwa powódź dotknęła miasto i okolice także na jesieni 1941 r. Dnia 20 października 1941 r. spiętrzona woda spływająca z gór spowodowała gwałtowne podniesienie się poziomu rzeki. W okolicy Stryja żywioł naruszył konstrukcje niedawno wybudowanych mostów. Fala powodziowa nie zdołała wówczas zniszczyć tylko jednego, zbudowanego przez słowackich saperów. Zebrała za to inne, krwawe żniwo. W mokrym terenie jeden ze słowackich żołnierzy nieszczęśliwie się poślizgnął i wpadł do rzeki. W ostatniej chwili udało mu się uchwycić stalowej liny, która wyznaczała trasę promu. Saper zwisając nad wzburzoną wodą wołał o pomoc. Jako pierwszy skoczył mu na ratunek jeden z niemieckich kolegów. Zaczął go jednak unosić silny prąd mętnej wody, niosącej kawałki drzew i inne przedmioty. Prom służący miejscowej ludności do pokonywania rzeki był w tym czasie wyciągnięty i bezpiecznie uwiązany na brzegu. Znalazło się jednak kilku śmiałków, którzy bez wahania zdecydowali się ruszyć na ratunek swoim kolegom. Ściągnęli prom na wodę i odbili od brzegu. Gdy zbliżali się do tonącego, stalowa lina nie wytrzymała naporu wody i prom został porwany przez dziki nurt rzeki. W spiętrzonej wodzie utopiło się wówczas 15 żołnierzy słowackich, jeden Niemiec i kilku cywili. 20 październik stał się w ten sposób jednym z najtragiczniejszych dni w dziejach młodej armii słowackiej. Po tym nieszczęśliwym wypadku przybył złożyć kondolencje słowackim dowódcom niemiecki generał Will ze swoim sztabem ze Lwowa.”
Pod datą 20 X 1941r. co odpowiada opisowi żywiołu powodziowego ww autora pochowani są w Załużu: szer. Karol Smorada; szer. Jozef Sirota (mogiła symboliczna); szer. Matej Volko; szer. Jan Uram (mogiła symboliczna); kpr. Matej Polak (mogiła symboliczna); szer. Filip Cepko; szer. Julius Mraz; szer. Stefan Valentik (mogiła symboliczna); szer. Peter Barlik; szer Imrich Kosej; szer. Karol Kysel; szer. Eduard Raffay (mogiła symboliczna). Natomiast pod tą samą nazwą miejscowości – Stryj, zaś pod datą 18 IX 1941r. pochowany jest szer. Matuš Mlady. Łącznie jest to 12 mogił z opisanego powyżej wypadku w Stryju zaś cytowany powyżej dr Miloslav Lacko podaje, że :
„ ... Rzeka wydała tylko pięć ciał, które zostały uroczyście pochowane na cmentarzu w Stryju. Orszak trumien zwiastował żołnierzom ciężkie dni, które miały ich jeszcze czekać w trzyletniej kampanii przeciw ZSRR.”
Być może zatem pozostali, którzy utonęli w nurcie Stryja znajdują się na załuskiej liście pod innymi datami czyli w chwili gdy znajdowano ciała oddane przez rzekę w dolnej części jej nurtu. Ostatnią zagadka załuskiego cmentarza jest mogiła oznakowana jako nieznany żołnierz – czyżby zatem spoczywał w niej Kuźma Hrybory – zidentyfikowany przez pracowników polsko – niemieckiej fundacji „Pamięć” jako tłumacz z Rusi Zakarpackiej przydzielony do oddziałów niemieckich i pochowany na terenie Załuża ?
dr hab. Andrzej Olejko
Ostatnia modyfikacja tej podstrony: 2008-08-09Linia Mołotowa, Grzegorza 6, 38-540 Sanok, Telefon: 0505017878
Copyright © Podkarpacie24.pl
Polecamy: Noclegi Bieszczady | Portal Sanok | Galerie foto |
Bramka SMS | Skoki spadochronowe | www.narty.bieszczady.pl | Domek w Bieszczadach | Tanie noclegi