1119

Is fecit cui prodest „Zachodzim w um z Podgornym Kolą”, kto i w jakim celu zorganizował zamach stanu w Turcji. Sprawa jest tym bardziej zagadkowa, że zamach stanu sprawiał wrażenie wyjątkowego partactwa. Wyprowadzeni na ulice żołnierze najwyraźniej nie mieli dalszych rozkazów, bo sprawiali wrażenie całkowicie bezradnych i w rezultacie kontrolę nad sytuacją przejęli bezbronni cywile, których do wyjścia na ulice i położenia kresu zamachowi wezwał przez telefon komórkowy prezydent Erdogan. W tej sytuacji nie ma innej rady, jak odwołać się do klasyków, czyli starożytnych Rzymian, którzy każde spostrzeżenie zaraz ubierali w postać pełnej mądrości sentencji. W tym przypadku bardzo przydatne może okazać się odwołanie do sentencji: is fecit cui prodest – co się wykłada, że zrobił ten, kto skorzystał. Zatem na nieudanym zamachu niewątpliwie skorzystał prezydent Recep Tayyip Erdogan, 62-letni polityk – z ramienia Partii Sprawiedliwości i Rozwoju wybrany na prezydenta. Wprawdzie w momencie zamachu bawił na wakacjach, ale być może właśnie dlatego zamachowcom trudniej było go aresztować, a w tej sytuacji mógł dać głos i przez telefon komórkowy, za pośrednictwem prywatnej stacji telewizyjnej i portali internetowych, opanować sytuację. Nasuwa się tu podobieństwo z zamachem na Hitlera 20 lipca 1944 roku. Kwatera główna generała Fromma podała komunikat, że władzę przejęło wojsko. Około godziny 17.00 do Wilczego Szańca zadzwonił Goebbels informując, że wojsko otacza dzielnicę rządową, bo dowódca batalionu wartowniczego, major Otto Remer otrzymał taki rozkaz. Ale o 18.28 radio podało komunikat, że Hitler przeżył zamach, a o godzinie 19.00 Goebbels ponownie połączył się z Wilczym Szańcem. W jego gabinecie znajdował się nieufny major Remer, który nie wiedział, kto właściwie chciał pozbawić Hitlera życia i kogo ma w tej sytuacji słuchać. Hitler kazał dać mu słuchawkę i powiedział: „majorze Remer, czy pan mnie słyszy, czy pan poznaje mój głos? Majorze Remer, usiłowano mnie zabić, ale ja żyję. Majorze Remer, mówię do pana jako pański najwyższy zwierzchnik. Jedynie moje rozkazy są ważne. Rozkazuję panu przywrócić w Berlinie porządek. Może pan stosować siłę w takiej skali, w jakiej pan sam uzna za stosowne. Proszę rozstrzeliwać każdego, kto odmówi wykonywania rozkazów.” Na zakończenie awansował majora na pułkownika. Gdyby spiskowcy zablokowali łączność telefoniczną, Hitler nie mógłby majorowi Remerowi przekazać żadnych rozkazów, no a wtedy wypadki mogły potoczyć się całkiem inaczej, podobnie jak w Turcji – gdyby zamachowcy zablokowali wszystkie możliwości komunikacyjne. Czy nie uczynili tego z powodu swej nieudolności i safandulstwa, czy też cały zamach był prowokacją, przygotowaną przez turecką bezpiekę na polecenie prezydenta Erdogana, który w ten sposób zaaplikował Turcji kurację przeczyszczającą? Na taką możliwość wskazywałaby nie tylko bezradność zamachowców, ale odwołanie się prezydenta do cywilów, no a potem, kiedy już było wiadomo, że sytuacja jest opanowana, rozkaz aresztowania 2745 sędziów i prokuratorów. Że aresztują generałów, pułkowników, a nawet żołnierzy, to jasne – ale dlaczego sędziów i prokuratorów? Oczywiście nie tylko szeregowi uczestnicy zamachu, ale i ich zwierzchnicy, wcale nie musieli zdawać sobie sprawy, w czym właściwie uczestniczą. Bardzo pouczające w tym względzie są polskie powstania; na przykład Leopold Kronenberg wyasygnował milion rubli na zakup broni dla potrzeb powstania styczniowego. Broń ta w większości wpadła w ręce Rosjan, ale to jeszcze nic w porównaniu z tym, że po upadku powstania Leopold Kronenberg został odznaczony przez rosyjskiego cesarza orderem św. Włodzimierza i nagrodzony szlachectwem. No a po co było w te wszystkie sprawy wtajemniczać powstańców, zwłaszcza, że ich majątki, skonfiskowane za udział w powstaniu kupowali za bezcen Żydzi, korzystając z równouprawnienia, jakim obdarzył ich jeszcze margrabia Wielopolski, a Rosjanie po upadku powstania tego dekretu nie uchylili. Myślę zatem, że Wojskowe Służby Informacyjne w Polsce, których oficjalnie „nie ma”, pilnie studiują turecki zamach stanu, żeby, kiedy już przyjdzie co do czego, odpowiednio pokierować Komitetem Obrony Demokracji – bo środowisko „Gazety Wyborczej” samo będzie wiedziało co robić, a jeśli nawet nie, to współwłaściciel spółki „Agora”, finansowy grandziarz, mu podpowie. Ponieważ prezydent Erdogan, który na oczach całego świata, otrzymał tak spektakularne poparcie „bezbronnych cywilów”, więc nikt nie będzie mu mógł zarzucić braku demokratycznej legitymacji, niewątpliwie na nieudanym zamachu stanu zyskał. W takiej sytuacji Rzymianie podejrzenia o inspirację skierowaliby przeciwko niemu. Ale prezydent Erdogan wskazuje na inny trop w osobie Fethulaha Gulena. Ten muzułmański duchowny od wielu lat mieszka w Pensylwanii , prawdopodobnie pod dyskretną opieką amerykańskiej razwiedki. Czy razwiedka tylko się nim opiekuje, czy też zleca mu jakieś zadania – tego, ma się rozumieć, nie wiemy. Tak czy owak, prezydent Erdogan właśnie jego oskarża o inspirowanie nieudanego zamachu, a on rewanżuje się wysuwaniem podejrzeń o inspirację wobec prezydenta Erdogana. Ten zaś zażądał od władz amerykańskich wydania Gulena, na co otrzymał od sekretarza stanu Johna Kerry’ego , który wcześniej, wraz z prezydentem Obamą udzielili mu poparcia, wskazówkę, by zachowywał się „powściągliwie” i ostrzegł go przed „pochopnym” oskarżaniem Stanów Zjednoczonych o „inspirowanie puczu”. Skoro sekretarz Stanu USA tak twierdzi, to nie wypada zaprzeczać, chociaż wywołanie wojny domowej w Turcji, zwłaszcza w sytuacji, gdy zaczęła ona ocieplać swoje stosunki z Rosją, wcale nie musiałoby być takie niekorzystne, zwłaszcza dla bezcennego Izraela. Warto zwrócić uwagę, że wszystkie państwa sąsiadujące z Izraelem, poza Jordanią, a także państwa odległe, ale uważane za potencjalne zagrożenie dla Izraela, pod różnymi pretekstami: operacji pokojowych, misji stabilizacyjnych, wojen o pokój i o demokrację, a także „jaśminowych rewolucji” - zostały wtrącone w stan krwawego chaosu, wskutek czego stały się groźne już tylko dla samych siebie. Ale Turcja właśnie zapoczątkowała poprawianie swoich stosunków z bezcennym Izraelem, podobnie zresztą, jak z Rosją. Gdyby tylko z Izraelem, to może nie byłoby żadnego zamachu, ale skoro również z Rosją, to sprawa wygląda gorzej. Czy jednak w interesie USA byłoby wtrącanie w stan krwawego chaosu również Turcji? Okazuje się, że nie jest łatwo odpowiedzieć na pytanie, kto właściwie by na tym skorzystał. W tej sytuacji wypada poczekać, co na temat inspiratorów powiedzą sami zamachowcy, kiedy już zostaną podłączeni do prądu, no i jaką wersję wydarzeń zatwierdzą niezawisłe sądy – bo przecież mimo aresztowania ponad 2000 sędziów, jacyś sędziowie jeszcze chyba w Turcji pozostali?

Stanisław Michalkiewicz

20 lipca 2016 Rząd jednogłośnie przyjął pozytywne stanowisko w sprawie obniżenia wieku emerytalnego

1. Przez ostatnie kilka dni w części mediów eksponowano informacje jakoby w rządzie premier Beaty Szydło doszło do „rozłamu” na tle stosunku ministrów do obniżenia wieku emerytalnego proponowanego w projekcie ustawy przygotowanej przez Kancelarię Prezydenta Andrzeja Dudy.Ponoć wicepremierzy Mateusz Morawiecki i Jarosław Gowin, a także minister finansów Paweł Szałamacha, mieli być przeciwni obniżeniu wieku emerytalnego i w związku z tym Rada Ministrów, nie może przyjąć stanowiska w tej sprawie.Publicznie zabrał głos w tej sprawie tylko minister finansów mówiąc, że nie jest przeciwny obniżeniu wieku emerytalnego, wnioskował tylko do Rady Ministrów aby powiązać to ze stażem pracy 35 lat dla kobiet i 40 lat dla mężczyzn.Wczoraj Rada Ministrów przyjęła jednogłośnie stanowisko, w którym popiera obniżenie wieku emerytalnego bez żadnych dodatkowych warunków, co oznacza, że rząd pozytywnie opiniuje projekt ustawy przygotowany przez prezydenta.W tej sytuacji nic już nie stoi na przeszkodzie, aby prezydencki projekt ustawy w tej sprawie został przyjęty przez Parlament już po przerwie wakacyjnej, przy czym jak zaznaczono w opinii rządu, powinna ona wejść w życie od 1 października 2017 roku.Nie ulega wątpliwości, że przesunięcie w czasie wejścia tej ustawy w życie wynika z jednej strony z konieczności zapewnienia możliwości jej sfinansowania (do tego czasu wyraźnie powinny wzrosnąć dochody budżetowe z uszczelnienia systemu podatkowego), a z drugiej z konieczności przygotowania poważnych zmian w systemie informatycznym ZUS pozwalającym na bezkolizyjne przeprowadzenie tej skomplikowanej operacji).

2. Ministerstwo Finansów oszacowało skutki finansowe wariantu prostego obniżenia wieku emerytalnego i według resortu będzie to kosztowało 8,6 mld zł w roku 2017 (gdyby ustawa obowiązywała od 1 stycznia, teraz już wiemy ,że będzie obowiązywała tylko przez trzy miesiące 2017) , 10,2 mld zł w roku 2018 i 11,9 mld zł w roku 2019 przy czym tego rodzaju dodatkowe koszty zostaną poniesione przez system ubezpieczeniowy wtedy jeżeli wszyscy uprawnieni do przejścia na emeryturę z tego skorzystają.W rzeczywistości część uprawnionych z tego rozwiązania nie skorzysta, będzie chciało pracować dalej ponieważ ich bieżące wynagrodzenia będą wyraźnie wyższe od spodziewanej emerytury więc dodatkowe obciążenia budżetowe powinny być dużo niższe.Niezależnie jednak od tego jakie będą ostateczne dodatkowe obciążenia dla systemu ubezpieczeń społecznych, jak widać rząd Prawa i Sprawiedliwości realizując zobowiązania wyborcze swoje i prezydenta Andrzeja Dudy, postępuje racjonalnie rozkładając je w czasie i jednocześnie dokonuje uszczelnień w systemie podatkowym.To uszczelnianie już przynosi dobre skutki, wpływy podatkowe za 5 miesięcy tego roku są wyraźnie wyższe od tych z analogicznego okresu roku ubiegłego (o około 6,5 mld zł), a zapewne po wprowadzeniu kolejnych zmian w zakresie podatku VAT, wydajność podatkowa będzie jeszcze wyższa.

3. To jednoznaczne i jak się okazuje jednogłośne rozstrzygniecie Rady Ministrów, miejmy nadzieję zakończy spekulacje części mediów i polityków obecnej opozycji, że Prawo i Sprawiedliwość waha się w sprawie obniżenia wieku emerytalnego.To zobowiązanie było wręcz sztandarowym zarówno w kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy jak i kampanii parlamentarnej i jego realizacja jest wręcz oczywistością, natomiast jej przesunięcie na ostatni kwartał przyszłego roku świadczy o odpowiedzialności rządzących, którzy dostosowują realizację programu wyborczego do możliwości budżetowych. Kuźmiuk

Francja planuje przywrócenie tortur. Obóz koncentracyjny „Francja założy swoje Guantanamo? „Francuskie władze poinformowały sekretarza generalnego Rady Europy Thorbjorna Jaglanda o pewnych działaniach podjętych w ramach stanu wyjątkowego ogłoszonego po zamachach terrorystycznych przeprowadzonych na wielką skalę w Paryżu
—czytamy w komunikacie.Te działania mogą wymagać odstąpienia od niektórych praw zagwarantowanych w europejskiej konwencji praw człowieka—dodano. Chodziło m.in. prawo do życia, zakazy tortur i nieludzkiego lub poniżającego traktowania i zakaz karania bez podstawy prawnej.„...'To byłoby najprostszym rozwiązaniem. Moglibyśmy umieścić tam dżihadystów wracających z Iraku i Syrii”...”seł francuskiej centroprawicy Georges Fenech, przewodniczący parlamentarnej komisji śledczej ds. zamachów z 2015 r., zaproponował, by Francja założyła swoje własne Gunatanamo, by umieścić tam wracających z Syrii i Iraku dżihadystów – donosi francuski dziennik „Le Figaro”. „...”Mogę sobie wyobrazić takie rozwiązanie. Martwi mnie to, że rząd zdaje się nie patrzeć w przyszłość, do momentu gdy wszyscy ci bojownicy wrócą z Syrii i Iraku, a stanie się to niebawem, bowiem Państwo Islamskie jest w odwrocie i utraciło sporą część terytoriów „...”Francja już w ub.r. rozważała zaostrzenie kar dla islamskich radykałów. Po zamachach z 13 listopada 2015 r. poinformowała Radę Europy o możliwości odstąpienia od niektórych zapisów europejskiej konwencji praw człowieka z powodu wprowadzenia stanu wyjątkowego.Francuskie władze poinformowały sekretarza generalnego Rady Europy Thorbjorna Jaglanda o pewnych działaniach podjętych w ramach stanu wyjątkowego ogłoszonego po zamachach terrorystycznych przeprowadzonych na wielką skalę w Paryżu”...(źródło )

Francuskie Zgromadzenie Narodowe zaaprobowało przedłużenie stanu wyjątkowego o sześć miesięcy, czyli do końca stycznia 2017 roku „..(źródło )

Wydarzenia te rozegrały się we wrześniu i październiku 1977 r.17 września zachodnioniemiecka jednostka antyterrorystyczna wzięła szturmem samolot pasażerski w Mogadiszu, zabijając trzech partyzantów i raniąc czterech. Następnego ranka ogłoszono,że Gudrun Ensslin i Andreas Baader nie żyją gdyż rzekomo popełnili samobójstwo.Ogłoszono także iż Jan-Carl Raspe oraz inna uwięziona członkini RAF-u Irmgard Moller "usiłowali popełnić samobójstwo".Raspe zmarł później w wyniku odniesionych ran.Badanie nieścisłości towarzyszących domniemanym "samobójstwom" Gudrun Ensslin, Jana-Carla Raspe i Andreasa Baadera - sprzecznościom nie mniej licznym niż w przypadku śmierci Ulrike Meinhof - skłania ku poparciu wniosku, że śmierci te były w rzeczywistości morderstwami.Baader i Raspe zmarli wskutek ran postrzałowych, Ensslin w efekcie powieszenia a jedyna ocalała Irmgard Moller zniosła wielokrotnie powtórzone pchnięcia wymierzone kuchennym nożem.Skoro podejrzewano obu mężczyzn o to,że sami się zastrzelili konieczne było wyjaśnienie skąd wzięła się u nich broń.Przypomnijmy:cała czwórka była trzymana w całkowitej izolacji odkąd Schleyer stał się zakładnikiem pozostawali pod ścisłm nadzorem od ponad roku, zanim go uprowadzono.27 października rzecznik administracji więzienia w Stammheim przedstawił niezbędne wyjaśnienia.Oświadczył on: "Poza dyskusją jest... że jeden z adwokatów więźniów przemycił nielegalne przedmioty dla więźnia podczas wizyty."Taka myśl wydaje się być jednak faktycznie "poza dyskusją" jeśli nie wręcz kategorycznie niemożliwa. Przed wejściem do strefy spotkań adwokaci musieli opróżnić kieszenie i oddać strażnikom do weryfikacji swoje marynarki;a ich ciało przeszukiwano zarówno (bezpośrednio) fizycznie jak i przy pomocy wykrywaczy metalu. Więźniowie rozbierali się podczas przeszukania i byli kontrolowani, dostawali także komplet nowych ubrań zarówno gdy wchodzili jak i opuszczali spotkanie z prawnikiem. Ponadto, stosownie do zakazu kontaktów (kontaktsperre) wprowadzonego po 6 września adwokaci nie mogli spotykać się ze swoimi kientami.”..(źródło)

Lech Jęczmyk ”Jesteśmy świadkami walki o dobicie cywilizacji chrześcijańskiej
„...”Genialny matematyk Kurt Gödel dowiódł, że żadnego systemu nie da się wyjaśnić na podstawie jego własnych pojęć – musi przyjąć jakieś nie podlegające dowodowi założenie z zewnątrz. Jeżeli dotyczy to matematyki, to tym bardziej historii tworów ludzkich takich jak kultury i cywilizacje. „...”Europejczycy są dziś świadkami walki o dobicie cywilizacji chrześcijańskiej i zastąpienie jej inną, symbolizowaną przez Konstytucję czy Traktat Europejski. Walka o wprowadzenie tej konstytucji, walka wokół aborcji, walka o zestaw lektur w polskiej szkole, wszystko to są elementy zderzenia dwóch różnych cywilizacji. „....”Bowiem na terenie Europy toczy się zażarta walka dwóch cywilizacji, walka na śmierć i życie „...”Jedna z tych cywilizacji to oczywiście Europa chrześcijańska, z nazwaniem tej drugiej są pewne kłopoty Antychrześcijańska? Gnostycka? Masońska? Pozwolę sobie zaproponować podział według kryterium jasnego i – moim zdaniem – najistotniejszego. Nazwijmy te dwie cywilizacje cywilizacją prawa naturalnego i cywilizacją prawa stanowionego.  „....”Prawo stanowione ma to do siebie, że może być zmieniane i to, co wczoraj było zakazane może być dozwolone lub rzadziej, na odwrót. „...”W przeciwieństwie do tego prawo naturalne jest ustanowione przez tę samą Osobę, która stworzyła świat, jest więc niezmienne i kompatybilne ze światem. Jest wpisane w strukturę świata podobnie jak prawa fizyki i naruszenie go powoduje równie opłakane skutki jak lekceważenie na przykład prawa grawitacji, tyle, że upadek jest tu nieco oddalony w czasie od jego przyczyny. „...”W Europie cywilizacją prawa naturalnego jest chrześcijaństwo, cywilizacja pracy i modlitwy, jedności (religijnej do czasu Reformacji) i różnorodności (politycznej), która dała Europie niezwykły impuls do rozwoju. „...”Był czas, że cywilizacja chrześcijańska potrafiła walczyć o swoje miejsce w materialnym świecie, materialnymi metodami. Gdzie bylibyśmy dzisiaj, gdyby nie bitwa pod Poitiers, morska bitwa pod Lepanto, hiszpańska rekonkwista, Victoria wiedeńska czy wreszcie Bitwa Warszawska w 1920r roku? Czy Bóg chciał wtedy, żebyśmy walczyli, a jeżeli tak, to czemu dzisiaj pozbawił nas broni? Czy mamy walczyć jak pierwsi chrześcijanie, którzy szli na śmierć modląc się za swoich zabójców i podbili Imperium Romanum? Dziś jedynym państwem chrześcijańskim na świecie jest Rosja. A jaka jest Polska? Kościół katolicki jest tu wciąż siłą, z którą państwo musi się liczyć, ale na zasadzie pars pro toto trwa nieustanny atak na jego część –środowisko Radia Maryja. Znana to choćby z dziejów komunistycznych „metoda krojenia salami”. „...”Konkurencyjna cywilizacja prawa stanowionego kilkakrotnie usiłowała ustanawiać rządy oświeconego rozumu metodami gwałtownymi. Wielka Rewolucja Francuska była nieoczekiwanym wybuchem dzikości, zabijano, gwałcono, bezczeszczono kościoły – zrujnowano miedzy innymi fronton katedry Notre Dame. W samej Wandei wymordowano sto pięćdziesiąt tysięcy osób, a dowodzący akcją generał paradował w spodniach uszytych ze skóry katolików „...”Mamy jeszcze w Europie nieliczne, ale bardzo wpływowe pozostałości cywilizacji żydowskiej, która sama pozostając impregnowana na jakiekolwiek wpływy chrześcijaństwa, ostro interweniuje w sprawy chrześcijańskie, domagając się, na przykład, zmian w liturgii Wielkopiątkowej. Najważniejszym aportem cywilizacji żydowskiej do świata chrześcijańskiego jest jednak niewątpliwie giełda. Kiedy w Londynie po raz pierwszy otwarto giełdę, w mieście wybuchły pogromy Żydów. Dla ówczesnych londyńczyków było jasne, że giełda oznacza wkroczenie w znaną cywilizację czynnika tak obcego jak lądowanie latającego talerza. Możliwe, że historycy przyszłości – Chińczycy albo Arabowie, jeżeli będzie im się chciało zajmować takimi detalami – uznają, ze to giełda, wprowadzając pierwszeństwo spekulacji nad pracą, zabiła cywilizację zachodnią. „...”A jeszcze za progiem czeka cywilizacja arabska. Nie chcę użyć słowa islamska, żeby nie mieszać do tego Iranu, jednego z najbardziej pokojowych krajów na świecie, którego prezydentem jest profesor filozofii, specjalista od Arystotelesa. (Język perski jest trzecim językiem w Internecie, po angielskim i mandaryńskim). Otóż cywilizacja arabska również stojąca na gruncie prawa naturalnego, jest przeciwnikiem dla wszystkich trzech wymienionych „...”Arabski islam ma plan, Europa toczy wojnę wewnętrzną. Po ludzku licząc, wydaje się pewnym kandydatem do zwycięstwa na terenie ateistyczno-biurokratycznej Europy emerytów. „...”Czy Europa religijna, Europa prawa naturalnego ma szansę na odrodzenie, czy też spełniła już swoją rolę jak starożytny Izrael, wydając ze swego łona chrześcijaństwo i jest jak owoc, który umiera po rozsianiu pestek? „...”Jeżeli nawet umrze, to nie bezpotomnie. Przecież zaniosła chrześcijaństwo do Ameryki, Afryki, Chin, Indii (czterdziestomilionowy stan Kerala), na Filipiny (najludniejszy dziś kraj katolicki) i do Japonii. Trzeba przyznać, że nasi przodkowie odwalili dla Szefa kawał roboty. „. (więcej)
Mój komentarz Nie powinno państwa dziwić ,że prawie na wszystkich terrorystach wykonuje się we Francji , czy Niemczech karę śmierci . Co więcej karę śmierci bez wyroku sadowego. Bo zabija się terrorystów na miejscu Czy liczne obozy koncentracyjne dla islamistów ,a także później dla chrześcijan , tortury i zabijanie pod nazwa samobójstwo to przyszłość Europy i Francji. Chyba tak Chodzi jednak coś innego . O z fikcje tak zwanych praw człowieka , która tylko służyła lewactwo .Pedofilom, gwałcicielom, mordercom. Ci nie zagrażali władzy lichwiarstwa i lewactwa , oni im służyli. Kiedy jednak ktoś zaczął , jacyś fanatycy grozić obaleniem systemu nagle okazuje się ,że można ich zabijać na miejscu zbrodni , ,że planuje się torturować nawet niewinnych i zamykać ich bez wyroku sądowego do obozów koncentracyjnych. Obozy koncentracyjne budowali nie tak dawno Anglicy, Rosjanie., Niemcy.Francuzie i masę innych nacji kolaborowało z niemieckimi socjalistycznymi bydlakami Hitlera . Zamiast wprowadzić surowe prawa i je egzekwować , przywrócić karę śmierci poprzedzona uczciwym sadem , zamiast zlikwidować kryminogenny system przymusowych ubezpieczeń społecznych ,lichwiarstwo i lewactwo zafunduje narodom europejskim morderstwa bez sądu, obozy koncentracyjne bez sądu i tortury. Marek Mojsiewicz

21 lipca 2016 Kończą się sejmowe prace nad obniżeniem podatku dla małych firm

1. Sejmowa komisja finansów publicznych rekomendowała do II czytania nowelizację ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych (CIT), która polega na obniżeniu stawki tego podatku z 19% do 15%. Obniżenie ma dotyczyć tzw. małych firm mających osobowość prawną, u których wartość przychodu ze sprzedaży (wraz z kwotą należnego podatku od towarów i usług), nie przekroczyła w poprzednim roku podatkowym wyrażonej w złotych odpowiadającej równowartości 1,2 mln euro (przeliczenia tej kwoty na złote ma być stosowanych średni kurs euro ogłaszany przez NBP w pierwszy roboczy dzień października poprzedniego roku podatkowego). Obniżoną stawkę podatku CIT będą mogły stosować także firmy rozpoczynające swoją działalność przy czym tego rodzaju nowe podmioty będą musiały spełnić określone warunki wymienione w ustawie. Projekt zawiera także przepisy uniemożliwiające korzystania z obniżonej stawki podatku CIT tym przedsiębiorcom, którzy na przykład dokonali podziału istniejącego przedsiębiorstwa aby skorzystać z tej preferencji.

2. Jak szacuje minister finansów z preferencyjnej 15% stawki podatku CIT może skorzystać blisko 90% wszystkich podatników tego podatku (a więc zdecydowana większość firm) czyli blisko 400 tysięcy przedsiębiorstw. Na podstawie danych z poprzedniego roku podatkowego firm spełniających warunek obrotów poniżej 1,2 mln euro było w Polsce 393 tysiące, przy czym tych które wykazały dochód za ten rok tylko 135 tysięcy. Według ministra finansów łączny koszt dla budżetu państwa wprowadzenia obniżonej stawki podatku dochodowego dla małych firm nie powinien być wyższy niż 270 mln zł ale jednocześnie wprowadzone uszczelnienia przyniosą podobnej wysokości dodatkowe dochody więc sumarycznie zmiany będą neutralne dla finansów państwa.

3. Wprowadzona nowelizacja prawa podatkowego nie będzie dotyczyła przedsiębiorców prowadzących działalność gospodarczą ale rozliczających się z fiskusem w ramach podatku dochodowego od osób fizycznych (PIT). Ta kategoria przedsiębiorców ma zdaniem ministra finansów już możliwość wyboru podatku, może to być liniowa stawka wynosząca 19% (podczas gdy podatek dochodowy od osób fizycznych -PIT ma skalę progresywną składającą się z dwóch stawek 18% i 32%) albo uproszczone zryczałtowane formy opodatkowania takie jak ryczałt od przychodów ewidencjonowanych czy karta podatkowa. Możliwość korzystania przez osoby fizyczne prowadzące działalność gospodarczą z liniowej stawki podatku PIT (w sytuacji kiedy podatek ma skalę progresywną, a także uproszczone formy opodatkowania są już zdaniem ministra finansów wystarczającą formą preferencji dla tej kategorii przedsiębiorców.

4. Wszystko wskazuje na to, że nowelizacja ustawy o CIT zostanie uchwalona jeszcze na obecnej sesji Sejmu, a możliwość korzystania z obniżonej 15% stawki tego podatku obowiązywałaby już od 1 stycznia 2017 roku. Obniżenie stawki podatku dochodowego dla małych firm jest realizacją kolejnego zobowiązania wyborczego Prawa i Sprawiedliwości zaadresowanego tym razem do polskich przedsiębiorców, kolejne będą realizowane w ramach pakietu przygotowywanego przez wicepremiera Morawieckiego. Kuźmiuk

Szwecja Pedofil niewinny Sąd uznał że spał w czasie gwałtu Szwedzki Sąd Apelacyjny uniewinnił gwałciciela nieletniej , ponieważ nie było dowodów ,że w czasie gwałtu nie spał . Wystarczyło ,że dziecko, nieletnia, ofiara gwałtu przyznała ,że mężczyzna spał, kiedy odbywali stosunek .Cała sprawa wyszła po badaniach DNA , gdyż w czasie gwałtu nieletnia dziewczyna zaszła w ciążę. Caroline Mortimer (link is external) Swedish man cleared of raping teenage girl after saying he was asleep at the time'...”Man says he was unaware he had had sex with the girl until DNA tests proved he was the father of the baby she conceived „...”A Swedish man has had his conviction for raping a teenage girl overturned - because he was asleep at the time. The unnamed man from central Sweden said he was unaware he had had sex with the girl until DNA tests proved he was the father of the baby she conceived. The girl confirmed the man in his 50s was asleep at the time, but said she had allowed the intercourse (link is external) to take place in the hopes that his wife, who was sleeping next to them, would wake up.”..”the central appeals court, the Svea Hovrätt, threw the verdict out on Tuesday saying the prosecution had not proven beyond reasonable doubt that the man was awake when the incident took place.  „..(źródło )  (link is external)

"Uchodźcy" bezkarni po gwałcie”..”Szwedzka prokuratura odmówiła apelacji ws. decyzji sądu, który oczyścił nastoletnich "uchodźców" z zarzutu zbiorowego gwałtu podczas studenckiej wycieczki promem ze Szwecji do Finlandii. 
Sąd uznał, że nie ma wystarczających dowodów, aby stwierdzić, że zgwałcona kobieta faktycznie nie chciała seksu z czterema 19-latkami na raz.- Przyjrzeliśmy się wyrokowi bardzo dokładnie i zdecydowaliśmy, że nie będziemy się odwoływać. Nie sądzimy, abyśmy odnieśli sukces w sądzie apelacyjnym - stwierdziła prokurator Krystyna Moren.Wyrokiem zszokowana jest szanowana prawniczka Elżbieta Massi Fritz, która stwierdziła, że "szwedzki system sprawiedliwości powinien wstydzić się tego werdyktu".- Nasze przepisy powinny chronić ofiar przestępstw, a nie zwalniać dorosłych mężczyzn z odpowiedzialności za swoje czyny – powiedziała.”.. (link is external) (więcej ) (link is external)

„Szwedzi godzą się na małżeństwa "uchodźców" z dziećmi!”...”Niektóre władze lokalne w Szwecji zezwoliły nieletnim "uchodźcom" mieszkać ze swoimi pełnoletnimi partnerami, mimo że szwedzkie prawo zakazuje małżeństw z dziećmi.  „...”Szwedzkie Radio informuje, że zgody takie wydały aż 5 z 6 szwedzkich władz lokalnych. Tamtejsi urzędnicy uznali, że tak jest lepiej dla dzieci, szczególnie jeśli mają one powyżej 15 lat. Tylko Goeteborg za każdym razem rozdzielał niepełnoletnie osoby od swoich mężów lub żon. Oficjalne przepisy w Szwecji mówią, że niepełnoletni "uchodźcy" przebywający w związku małżeńskim powinny być uznawane za "sieroty", ponieważ małżeństwa z dziećmi są w Szwecji nielegalne. (więcej ) (link is external)

„Czy za dwadzieścia lat pedofilia nie stanie się norma jak homo małżeństwa„....” Oburzenie homolobby wywołał amerykański, konserwatywny showman radiowy Rush Limbaugh, który porównał ruch na rzecz uznania społecznego dla pedofilii do ruchu na rzecz poparcia małżeństw homoseksualnych. A do tego stwierdził, żelewica może – krok po kroku – taki projekt przepchnąć „...(więcej ) (link is external) 
Ważne Pedofilia jest we Włoszech nielegalna, aczkolwiek w grudniu 2013 włoski sąd uniewinnił 60-latka, który uprawiał seks z 11-letnią dziewczynką, ponieważ „kochali się”. Warto zauważyć, że podobne sytuacje mają miejsce w wielu krajach Europy Zachodniej,gdzie pedofile coraz bardziej otwarcie walczą o swoje prawa, często ramię w ramię z organizacjami LGBT.” „...(więcej ) (link is external)

„Czy za dwadzieścia lat pedofilia nie stanie się norma jak homo małżeństwa„....” Oburzenie homolobby wywołał amerykański, konserwatywny showman radiowy Rush Limbaugh, który porównał ruch na rzecz uznania społecznego dla pedofilii do ruchu na rzecz poparcia małżeństw homoseksualnych. A do tego stwierdził, żelewica może – krok po kroku – taki projekt przepchnąć „...(więcej ) (link is external) 
Mój komentarz Nie ma nic gorszego niż bezkarność sądów i sędziów. Nie ma kija na ulokowane w sądach lobby pedofilskie, homoseksualne, lewackie. Nie kija na sędziów związanych z masonerią. W całej Europie łajdacy w togach sędziowskich szerzą bezprawie .  Wymiar sprawiedliwości trzeba wziąć za pysk i skończyć z bezkarnością sędziów bydlaków , bo niedługo ci bydlacy będą uniewinniać zbirów, którzy wedrą się do domu i będą gwałcić polskie kobiety , w czasie snu oczywiście .Lewackie , sady w których sędziami są zwykłe zbiry już z niczym się nie liczą Ani ze zdrowym rozsądkiem, ani z logiką , ani ze sprawiedliwością , ani z uczciwością . Z niczym. Przecież ci szwedzcy bydlacy w togach sędziowskich powinni siedzieć za wydanie bandyckiego , niesprawiedliwego wyroku . W całej Europie lewackie pedofilskie zbiry w togach sędziowskich są bezkarne . W Polsce mamy problem lewaka Rzeplińskiego, który z butą i pychą twierdzi ,że sędziowie w Polsce są absolutnie nieodwoływalni . W domyśle nieważne jak haniebne i bandyckie wyroki by wydawali . Marek Mojsiewicz

22 lipca 2016Pracodawcy przeciwni podwyżce płacy minimalnej, rząd zdeterminowany

1. W tym tygodniu odbyło się posiedzenie plenarne Rady Dialogu Społecznego, podczas którego przewodniczący Zespołu ds. budżetu, wynagrodzeń i świadczeń socjalnych poinformował, że partnerom społecznym nie udało się wypracować wspólnego stanowiska strony pracowników i strony pracodawców Rady w sprawie propozycji rządu wzrostu minimalnego wynagrodzenia za pracę na rok 2017. Rząd zaproponował ten wzrost z kwoty 1850 zł brutto obowiązującej w tym roku do kwoty 2000 zł brutto od 1 stycznia 2017 roku czyli aż o 8,1% i takiemu poziomowi wzrostu przeciwni byli pracodawcy. Mimo tego, że jak zaznaczyła minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska taka propozycja będzie kosztowała budżet państwa dodatkowo około 240 mln zł, rząd jest zdeterminowany aby przyjąć stosowne rozporządzenie w tej sprawie do 15 września w którym potwierdzi swoją wcześniejszą propozycję.

2. Przypomnijmy tylko, że na początku lipca Sejm zdecydowaną większością głosów przyjął rządowego projektu ustawy o zmianie ustawy o minimalnym wynagrodzeniu za prace oraz niektórych innych ustaw (tzw. ustawy o minimalnej stawce godzinowej). Za tym projektem głosowało aż 380 posłów (wszyscy z Prawa i Sprawiedliwości i większość z klubu Platformy), przeciw było 47 posłów (wszyscy posłowie z Nowoczesnej i część z klubu Kukiz 15), wstrzymało się 14 posłów (głównie z klubu Kukiz 15). Najbardziej żarliwie protestowali przeciwko tej ustawie posłanki i posłowie Nowoczesnej argumentując, że godzinowa płaca minimalna na poziomie 12 zł za godzinę, będzie trudna do zaakceptowania przez przedsiębiorców.

3. Przypomnijmy także, że wspomniany projekt rządowy dotyczy minimalnej stawki godzinowej w umowach zlecenia, ale także w tzw. samozatrudnieniu w wysokości 12 zł brutto. Decyzja ta była poprzedzona porozumieniem zawartym pomiędzy pracodawcami, związkowcami i przedstawicielami rządu na posiedzeniu Rady Dialogu Społecznego w Warszawie w dniu 7 kwietnia (w tym przypadku pracodawcy dali się przekonać rządowi i związkom zawodowym). Porozumienie to zasługuje wręcz na miano historycznego, bo po raz pierwszy pracodawcy zgodzili się z reprezentantami pracowników na wyraźnie podniesienie płacy minimalnej (w tym przypadku godzinowej), a rząd zdecydowanie ten kompromis poparł, zdając sobie sprawę, że od następnego roku także zlecenia na pracę przez instytucje publiczne, będą wymagały przeznaczenia na nie znacznie wyższych niż do tej pory środków pieniężnych.

4. Stawka ta jak już wspomniałem będzie wynosiła 12 zł brutto za godzinę zarówno w umowach zlecenia jak w przypadku jednoosobowej działalności gospodarczej (samozatrudnienia) przy czym stosowna ustawa ma wejść w życie od 1 stycznia 2017 roku. Przedstawiciele pracowników zgodzili się na takie rozwiązanie, ponieważ pracodawcy twierdzili, że w przypadku umów zawartych na cały rok 2016 konieczność podniesienia wynagrodzeń dla ich pracowników do tego poziomu spowoduje ich nieopłacalność, a tym samym może doprowadzić do bankructw wielu firm (ten postulat podnosiły organizacje zrzeszające firmy ochroniarskie). Presja ze strony Rady Ministrów na to rozwiązanie świadczy o determinacji rządu Prawa i Sprawiedliwości, żeby poprzez regularne podnoszenie poziomu płacy minimalnej w tym przypadku w ramach umów zleceń a teraz także „etatowej” płacy minimalnej, wręcz „wymuszać” na pracodawcach regulacje płacowe „w górę”.

5. Ponieważ etatowa płaca minimalna zostanie zaakceptowana na poziomie 2000 zł brutto (jak już wspomniałem minister Rafalska zapowiedziała przyjęcie przez rząd rozporządzenia w tej sprawie do 15 września tego roku), to w tej sytuacji nastąpi podniesienie stawki godzinowej do 13 zł za godzinę brutto, ponieważ przy ustawowych 168 godzinach pracy miesięcznie daje wynagrodzenie w wysokości 2184 zł brutto miesięcznie i w związku z tym jest o 184 zł wyższe od minimalnego wynagrodzenia na podstawie umowy o pracę (ustalonego na ten rok 2017 w wysokości 2000 zł). Natomiast taka relacja pomiędzy tymi minimalnymi wynagrodzeniami (niższa płaca etatowa, wyższa godzinowa), zdaniem minister Rafalskiej, będzie zachęcała pracodawców zarówno publicznych jak i prywatnych do zatrudniania na podstawie umów o pracę, a nie umów zlecenia czy samozatrudnienia, bo te pierwsze będą jednak wyraźnie „tańsze”. Tymi wszystkimi decyzjami dotyczącymi zarówno poziomu płacy minimalnej (godzinowej i etatowej) jak i programem 500 plus, rząd premier Beaty Szydło, konsekwentnie realizuję strategię „wymuszania” wzrostu płac w naszym kraju i jest to realizacja jednego z najważniejszych zobowiązań Prawa i Sprawiedliwości z kampanii wyborczej. Kuźmiuk

Pała zwana Putinem Próbowałem policzyć, ile razy ostatnio słyszałem, że "PiS działa w interesie Putina", ale w końcu pogubiłem się w rachunku. Tym bardziej, że PiS nie pozostaje dłużny i równie chętnie wskazuje jako wspólników Władimira Władimirowicza PO i Nowoczesną. A jeszcze chętniej - i w tej sprawie zgodnie z "opozycją totalną" - partie działające na prawo od PiS. Można wręcz powiedzieć, że insynuowanie, jeśli nie świadomych związków z Putinem, to przynajmniej "działania w jego interesie" było zawsze pisowską "specialite de maison", którą antypis dopiero niedawno ukradł i obraca przeciwko twórcom tego sformułowania. Słowem, Putin stał się pałą, którą z zapałem okłada się, kto żyw, bo każdemu pasuje. PO, Nowoczesna oraz ich potomstwo z KOD-u i zakodowanych mediów wpycha Putina pisowcom, bo na rzecz Putina pracuje każdy, kto działa przeciwko jedności Unii Europejskiej, a tak właśnie interpretują wspomniane formacje pisowskie podskakiwanie naszym Wielkim Braciom z Berlina i Brukseli. PiS z kolei wpycha Putina swoim politycznym przeciwnikom, przypominając, jak płaszczyli się przed nim po Smoleńsku i jak gorliwie uczestniczyli w ruskich kłamstwach, dokładając do nich własne - o przekopywaniu ziemi "na metr w głąb" czy rzekomych autopsjach wrzucanych do skrzynek jak leci czcigodnych zwłok. Jedni i drudzy zaś zgodnie ogłaszają wspólnikami Putina antysystemowców, tych zwłaszcza, którzy alarmują o antypolskiej polityce Litwy i Ukrainy oraz domagają się godnego upamiętnienia ludobójstwa na Wołyniu. Okładanie się Putinem nie jest lokalną polską osobliwością. Od czasu, jak Zachód przestał się z nim kochać - to znaczy, przestał to robić demonstracyjnie, bo przecież nie obraził się aż tak, by na przykład wstrzymać budowę nordstreamu - agentem Putina stał się każdy, kto podważa unijne status quo. Uczestniczyłem niedawno w telewizyjnej dyskusji, w której jeden z zaproszonych straszył "putinternem", wymieniając siły, jego zdaniem, prokremlowskie: węgierski Jobbik, austriaccy wolnościowcy, oczywiście AfD w Nieczech i partia rodziny Le Pen we Francji... Wyszło, że za chwilę Putin wygra wybory, jeśli nie we wszystkich krajach zachodnich, to w większości. Dyskusja tak się potoczyła, że nie było okazji do tego wątku wrócić, więc odpowiadam przy tej okazji. Odpowiadam w sposób sprzeczny z zasadami eleganckiej dyskusji, bo pytaniem.

Kiedy Francois Holland, prezydent Francji, w trakcie szczytu NATO w Warszawie oznajmia zdumionemu światu, że "Rosję należy traktować jak partnera, a nie jak przeciwnika ani zagrożenie" - to to jest niby polityka antyputinowska? Kiedy niemiecki minister spraw zagranicznych Steinmeier w tym samym czasie i w podobnym duchu wzywa do "dialogu z Rosją", ostrzega przed "wymachiwaniem szabelką przeciwko niej", czyli ćwiczeniami "Anakonda", i domaga się odwołania symbolicznych sankcji nałożonych po napaści na Ukrainę, to to nie jest "putintern"? Mam rozumieć, że obecne partie rządzące w Europie, tudzież jej "koncesjonowana" opozycja chadecko-socjaldemokratyczna, to twardzi krytycy Putina, którzy się nie plamią ustępstwami wobec jego imperialnej ekspansji i robieniem z tym reżimem brudnych interesów? Uległością wobec Putina grozi dopiero odsunięcie od koryt zasiedziałych przy nich od lat elit, do czego się zachodni Europejczycy, wzorem Polaków, wyraźnie szykują, i dojście do władzy "skumanych" z Putinem tamtejszych "populistów"? Prawda jest taka, że Rosja od stuleci szkoli swe imperialne kadry tak, by umiały wykorzystywać na korzyść Kremla wszystko, co tylko się dzieje na świecie. A przynajmniej, by próbowały. Rosyjska polityka polega na wciskaniu się w każde drzwi, które się gdziekolwiek otwierają. Należy to podziwiać i naśladować. Rosną gdzieś w siłę progresiści? Rosja z wami, towarzysze, my też zawsze byliśmy przeciwko kapitalizmowi, my przecież ojczyzna proletariatów i rewolucji! Rosną gdzieś w siłę konserwatyści? Rosja z wami, towarzysze, patrzcie, u nas się przecież żadne pedalstwo tęczowe nie pleni! A nacjonaliści? Z nimi Rosja też, ma się rozumieć, bo przecież nikt od Rosji lepiej nie wie, że interesy narodowe stoją ponad wszelkimi innymi, i nikt ich bardziej nie uszanuje! Słowem, nie ma takiego fortepianu, na którym by podwładni Władimira Władimirowicza nie próbowali zagrać choć kilku nutek. Przyda się, nie przyda - pażiwiom, uwidim, nigdy nie zaszkodzi spróbować. A nie będzie Putina, przyjdzie jakiś inny mordodzierżca - też będą tak dalej, bo, jako się rzekło, to tradycja jeszcze carska, kultywowana nieprzerwane od lat.

Demokracja ma swoje przewagi nad dyktaturą, ale w tym akurat - ciągłości polityki, planowaniu jej na długie lata, a nie w horyzoncie krótkich kadencji - autorytaryzm z demokracją wygrywa. Co nie zmienia faktu, że wywijanie Putinem jako pałą do okładania politycznych przeciwników to podobna tandeta, jak wywijanie Hitlerem, faszyzmem i Białorusią. Tym bardziej, że stosowaną tu pozornie morderczą logikę łatwo odwrócić. Powiedzmy tak: czy w interesie Putina jest, żeby w Polsce panowała zgoda i porządek, czy żeby podważano wynik wyborów i kwestionowano legitymizację wybranej w nich władzy? No więc w czyim interesie, misie drogie, działa PO, Nowoczesna i KOD? Komu tak naprawdę, być może nawet nieświadomie, służą swym antypisowskim jadem "Gazeta Wyborcza", "Newsweek" czy TVN-24? Co najgorsze, jeśli się tylko tyle rozumie z rosyjskiej polityki, ile trzeba, by w niej moczyć kogo tam akurat propagandowo się umoczyć chce, to się jest wobec niej kompletnie bezbronnym. Kiedy wszyscy się nawzajem straszą Putinem i o sprzyjanie Putinowi oskarżają, dla samego Putina bynajmniej nie jest to powód do zmartwienia.

Rafał Ziemkiewicz

Marian Kowalski po wyborach zostanie premierem ? Wiktor Ferfecki „ Marian Kowalski, dyżurny narodowiec Kaczyńskiego”...”Bryluje zarówno w prawicowej telewizji Republika, jak i w TVP. Ulubiony temat: opozycja, która jest „totalna, wredna, antypaństwowa i zdradziecka". Marian Kowalski nie przebiera w słowach i robi coraz większą karierę komentatorską. „...(źródło ) (link is external)

Magdalena Ogórek „Ogórek: Partie prawicowe będą rosły w siłę. Zagrożeniem dla PiS będzie Kukiz i ruch Mariana Kowalskiego”..”Nie uważam, że to Donald Tusk będzie zagrożeniem dla PiS, bo proszę zobaczyć, co dzieje się na świecie. Jak słuchamy premiera Francji i polityków europejskich, to wiemy, że służby biją na alarm i zamachów będzie coraz więcej. Jeśli rzeczywiście tak będzie, to nie Tusk, czy Petru, ale partie prawicowe będą rosły w silę i to będzie Kukiz, czy ruch Mariana Kowalskiego „...(źródło ) (link is external)

„ Zagrożeniem nie są terroryści czy uchodźcy. Jest nim rodząca się nienawiść i przyzwolenie na radykalizowanie się języka, jest nim także przyzwolenie na istnienie takich radykalnych ruchów jak ONR – powiedziała Scheuring-Wielgus. '...(źródło ) (link is external)

Rafał Ziemkiewicz „Ziemkiewicz o konflikcie w Ruchu Narodowym: Winnicki i Bosak się zakiwali'...”Boję się, że Ruch Narodowy z Winnickim i Bosakiem w konfrontacji z ONR-em, Marianem Kowalskim czy Grzegorzem Braunem po prostu znikną. Będą mieli piętno gości, którzy poszli do tego Sejmu i cokolwiek teraz mówią, to są zdrajcami. Mam wrażenie, że RN i jego liderzy się zakiwali i stoją przed perspektywą rozłamu, który nie wiadomo jeszcze jak się potoczy. Zarówno grupa posłów, którzy zostają u Kukiza jak i Robert Winnicki twierdzą, że struktury pójdą w ich stronę. Każdy, nawet drobny rozłam to zawsze osłabienie dla organizacji. To była czarna sobota dla Ruchu Narodowego. „..”:Wszystko to razem prowadzi do powrotu Ruchu Narodowego na pozycje fundamentalistyczno-skrajnej organizacji pozaparlamentarnej z jednym Winnickim, którego sytuacja jako niezrzeszonego posła reprezentującego Ruch Narodowy jest sytuacją groteskową. Ruch Narodowy wraca na pozycje niszy w przedziale 0,5-1,5 % poparcia. W dodatku ta nisza jest już zajęta przez Obóz Narodowo-Radykalny, którego przedstawiciele śmiało powiedzieć mogą do działaczy Ruchu Narodowego: "patrzcie, Winnicki zrobił z Was idiotów, myśmy od razu mówili, żeby nie wchodzić do Sejmu - jesteśmy czyści, nieskażeni kolaboracją z systemem". Tu ONR ma niewątpliwą przewagę - wystarczy spojrzeć na ostatnią sytuację, na widok falangi Wyborcza razem z TVN dostają takiej małpy, że przez tydzień robią im PR, jaki to ONR jest straszny, co wyjdzie tej organizacji na dobre. „...”W Ruchu Narodowym od pewnego czasu panuje spór wewnętrzny. To jest w gruncie rzeczy w każdej organizacji normalne. U nas niestety ciągle nad sceną polityczną unosi się widmo konwentu św. Katarzyny, czyli to, że w takich konfliktach ludzie nie potrafią przyjmować do wiadomości, że można istnieć w ramach jednej organizacji będąc skonfliktowanym. „...”Zdaniem publicysty wczorajsze wydarzenia to wizerunkowa katastrofa dla RN: Po tym jak ponad pół roku temu w wyniku dyskusji dotyczącej wejścia na listy Kukiza doszło do podziału z ONR i Kowalskim, teraz Ci którzy weszli w koalicję z Kukizem, nagle zmieniają zdanie. Tym samym nie wychodzą na poważnych ludzi. Jak się raz coś postanowiło to należy albo być konsekwentnym i działać jak najdłużej w ramach szerokiej koalicji, albo w nią w ogóle nie wchodzić.Dla Ziemkiewicza niezrozumiałe pozostają argumenty, przytoczone jako powód opuszczenia klubu Kukiz’15 przez Winnickiego:To ewidentne preteksty, w dodatku niezbyt trafnie dobrane. Wyciągnięcie na pierwszy plan sprawy aborcji to jest dla wizerunkowe zabójstwo, zwłaszcza, że projektu nawet nie ma jeszcze w Sejmie, a zbiórka podpisów dopiero się rozpoczęła w związku z czym nie ma powodu, by aborcja teraz podzieliła Ruch Narodowy i Kukiza. Pretekstem jest też mówienie o Unii Europejskiej, bowiem w tym względzie akuratKukiz nie ma powodów do wstydu i zachowuje wyjątkowo rozsądne stanowisko np. w przypadku imigrantów.”. (więcej ) (link is external)

Marian Kowalski, lider Narodowców RP, w bardzo emocjonalnym tonie skomentował sytuację po ataku terrorystycznym w Nicei.  - Winne są pseudoelity lewackie, które doprowadziły do tego, że Europejczycy z dumnych wojowników, myślicieli, ludzi z misją, którzy potrafili cywilizować cały dziki świat - stali się stadem zastrachanych owiec, którzy nie mogą już spokojnie chodzić po najbardziej luksusowej miejscowości Lazurowego Wybrzeża. I to nie jest wina najeźdźców, bo zawsze drapieżnik atakuje słabą, chorą zwierzynę... lewacy stworzyli próżnię ideową, moralną, mentalną, pacyfizm, skurwienie narodów, nauczenie ich brania pieniędzy za darmo, wpuszczenie rozmaitej hołoty, doprowadziło to do tego, że w luksusowym kurorcie można zginąć po kołami ciężarówki i jeszcze być ostrzelanym. Do tego doszło za rządów lewicy. Dlatego z pełną odpowiedzialnością apeluję do Polaków: ktokolwiek z was uważa się za patriotę, ma święty obowiązek uniemożliwić dojście do władzy ludziom, którzy zrobią cokolwiek, żeby wpuścić do Polski jakichkolwiek uchodźców. To jest czas wojny. Jeżeli ktoś jeszcze nie przejrzał na oczy, to jest kretynem, który chce doprowadzić nasz naród do zguby - powiedział p. Kowalski. Polityk wypowiedział się także na temat młodych i starych lewaków, często czytelników lisowego "Newsweeka". Wyjątkowi idioci. W dupie byli i g*** widzieli. To są bęcwały, których jakby puścić na targ po marchewkę, to by wrócili bez portfela, gaci i sandałów. Do takich ludzi nie mam za grosz zaufania - podkreślił. - Dlaczego młodzi Polacy stają sie patriotami? Otóż młodzi nie mają kompleksów wobec zagranicy. Widzą, że Europa się pogrąża, a u nas wciąż można spokojnie wyjść wieczorem, pójść popływać, pomodlić się, że tutaj można normalnie rozmawiać z ludźmi i nikt nie doniesie do żadnego europejskiego gestapo... to wciąż nie jest miejsce, gdzie mieszka pan z panem i mówi się na to rodzina. Jak się pojedzie na Wyspy Brytyjskie i zobaczy te sk***** dziewczęta w weekendową noc, obrzygane, zeszczane, w połamanych obcasach, w miniówkach... k*** francuskie w XIX w. nie prowadziły się tak, jak przeciętna młoda Angielka. To do czego tu tęsknić? Dziwicie się, że Arabowie nie chcą, żeby ich żony i córki wylądowały w takim gównie moralnym, że nie chcą takiego świata, że nie chcą, żeby ich synowie byli ćpunami i leniami? - pytał.'..(źródło ) (link is external)

Marian Kowalski: Nie możemy pozwolić na stworzenie IV Rzeszy z Polską jako Generalną Gubernią”..”Jak Pana zdaniem polski rząd powinien zareagować na propozycję Niemiec i Francji stworzenia europejskiego superpaństwa pod dyktatem Niemiec?– Z tego co wiem, to minister Waszczykowski ten pomysł całkowicie odrzucił, z czego się bardzo cieszę. W każdym razie widzimy, że formuje się całkowicie nowa sytuacja polityczna, czyli Wielka Brytania wiąże się ze Stanami Zjednoczonymi, a tutaj miałaby powstać jakaś IV Rzesza z Polską i regionem jako Generalną Gubernią. Na to nigdy nie możemy sobie pozwolić.”...”Minister Witold Waszczykowski, a przynajmniej tak wynika z notatki MSZ dostępnej na stronie internetowej resortu, mówi, że trzeba rozmawiać na temat nowego kształtu UE. Dla mnie taka reakcja jest nieadekwatna, za mało ostra. – To znaczy rozmawiać można, ale ja cały czas jestem zwolennikiem stworzenia tego porozumienia polsko-węgierskiego plus okolic – ja to nazywam nową Jagiellonią – i na wypadek dalszego takiego postępowania z nami, zwłaszcza przez Niemcy, podziękować za uczestnictwo w Unii Europejskiej na rzecz tego nowego tworu politycznego z ważną rolą Polski w tym projekcie. Należy już używać tego argumentu wobec państw starej Unii, że jeżeli będą nas traktować w sposób niepartnerski, to my mamy własną koncepcję. Tylko nie wiem, na ile są gotowi nasi partnerzy z Grupy Wyszehradzkiej do realizacji tego projektu. 
A czy uważa Pan, że polski rząd jest gotowy do realizacji takiego projektu? – Cóż, kontakty z Węgrami, Czechami, Słowakami są bardzo obiecujące. Ja nie wiem, jakie deklaracje rządy złożyły sobie w cztery oczy. W każdym razie większa nadzieja jest na realizację tego projektu przy udziale tego rządu polskiego niż poprzedniego. To chyba oczywiste. Gdyby dzisiaj w Polsce rządziła pani Kopacz, to już byśmy byli załatwieni na dobre.”..”a dlatego mam duży sentyment do tego rządu, bo obiecuje, że nie wpuści żadnych uchodźców. Jak długo będzie dotrzymywał słowa, tak długo będzie cieszył się moim poparciem, ponieważ obawiam się powrotu do władzy Platformy, czy szerzej, takiego KODziarskiego tworu politycznego, który przekreśli nasze ambicje suwerennościowe na zawsze. .Rozmawiała Anna Wiejak  (więcej ) (link is external)

Michał Onfray, francuski filozof i ikona tamtejszego ateizmu, wyjaśnił w wywiadzie dla "Le Figaro" powody zauroczenia islamem wśród zachodnich elit.- Dziś lewica widzi w islamie przede wszystkim siłę antyzachodnią i to jej się podoba, oj bardzo. Wydaje jej się, że może użyć muzułmanów do zniszczenia starego, kapitalistycznego świata. Jest to jednak błędne założenie: islam nie jest wcale antykapitalistyczny. Niestety we Francji, a w sumie na całym Zachodzie, lewica posiada monopol kulturowy i intelektualny. Wydaje się, że poszła za radą Rousseau, który zachęcał ludzi, by odsunęli na bok fakty, by móc swobodniej myśleć. Ta zdolność lewicy do odsuwania na bok niewygodnych faktów tłumaczy jej fascynację rożnej maści dyktatorami w ubiegłym wieku, tak długo jak byli lewicowi [...]. Musimy walczyć z islamem niekompatybilnym z Republiką. Z ludźmi, którzy idą walczyć w Syrii cytując sury z Koranu mówiące, że należy zabić wszystkich niewiernych i że nie wolno im okazywać litości - stwierdził p. Onfray.”..(źródło) (link is external)

Egipt to od dawna najbardziej zaludnione państwo w ​​świecie arabskim z ponad dwukrotnie większą liczbą ludności od drugiej w rankingu Algierii.Liczba ludności w Egipcie przekroczyła 91 mln, a eksperci bją na alarm, że każdego roku w kraju przybywa 2 mln obywateli! '...(źródło) (link is external)

prof. Jan Żaryn „ Warto rozmawiać o ONR i ks. Jacku. Mieszając nacjonalizm chrześcijański z nazizmem, obrażacie nie tylko swoją inteligencję, ale także wybitnych Polaków”..”e zabierałbym głosu w sprawie ks. Jacka i obecności w kościele członkówONR, gdyby nie list tzw. intelektualistów katolickich i wczorajszy udział ich przedstawicieli (Graczyk, Moskwa) w audycji Warto Rozmawiać. Właściwie, wszystko co trzeba powiedział Rafał Ziemkiewicz. Otóż, problemem środowiska tzw. Kościoła otwartego i jego następców jest to, iż nie ma w nich za grosz tolerancji (nie mylić z akceptacją) wobec istnienia w życiu publicznym idei sprzecznych z ich światopoglądem. Taka ideą w polskiej myśli politycznej jest idea narodowa (nacjonalistyczna), wykluwająca się od końca XIX wieku (w ramach organizacyjnych Ligi Narodowej) i dynamicznie rozwijająca się przez pokolenia (zdaniem Wojciecha Wasiutyńskiego – przez 4 pokolenia).Każde z tych pokoleń wnosiło nowe treści, tak w sferze pryncypiów, jak i poglądu sytuacyjnego, wynikającego ze zmiennych okoliczności politycznych, czy społecznych. Jednym z tych pokoleń była młodzież wychowująca się w wolnej Polsce (1918 – 1939), która dojrzewała politycznie w okresie głębokiego kryzysu demokracji oraz gospodarki liberalnej, opartej m.in. na egoizmie właścicieli kapitału dążących do maksymalizacji zysku bez względu na skutki społeczne. Odpowiedzią na ten kryzys było poszukiwanie w przestrzeni politycznej – nie tylko w Polsce – rozwiązań ustrojowych nadążających za potrzebami, w tym angażujących państwo, prawo stanowione i jego instytucje. Młodzi narodowcy, którzy w kwietniu 1934 r. utworzyli ONR (zwane później „ABC”, w odróżnieniu od RNR „Falanga” Bolesława Piaseckiego) wychodzili z założenia, iż lekarstwem jest korporacjonizm oparty na idei nacjonalizmu chrześcijańskiego. Co to znaczyło w praktyce? ONRskładał się z ludzi wierzących w chrześcijańskiego Boga, a katolicyzm traktowano jako zestaw wartości wychowujących tak obywateli (Naród), jak i tworzących prawo stanowione. A zatem rozwiązanie kryzysu, w tym widocznych wad w innych programach równolegle istniejących (egoizm liberalny i bolszewizm, ale także rasizm pogański czy zbyt daleko posunięty interwencjonizm, etatyzm państwa autorytarnego), widziano w tym środowisku poprzez wzmocnienie wspólnoty narodowej solidarnej wobec siebie i składającej się z ludzi wierzących, miłujących Boga i Ojczyznę. W ówczesnych warunkach społeczno-gospodarczych uznawano, że istnieja siły w państwie polskiej najbardziej przeszkadzające w zaistnieniu dogodnych warunków dla rozwoju państwa narodowego. Była to sanacja i Żydzi. Niezależnie od tego, czy ta ocena była słuszna czy wadliwa, faktem jest że ONR wypracował program ideowy nazwany nacjonalizmem chrześcijańskim (podobnie jak cały wówczas obóz narodowy), a radykalizm dotyczył tak strategii czyli procesu indywidulanego stosowania systemu wartości jako niezbędnego warunku zaszczepienia go także w szerszym życiu publicznym. Przeszkodą bieżącą czyli sytuacyjną, a nie wiecznie trwającą, była sanacja i Żydzi. Sanacja - z racji opanowania przez ten obóz całości życia państwowego i niedopuszczania opozycji do odpowiedzialności za życie publiczne, za stosowanie narzędzi represyjnych w postaci np. utworzenia Berezy Kartuskiej, co m.in. skutkowało wyjściem narodowców na ulice; Żydzi – m.in. z racji wielkości populacji, ok. 10% społeczeństwa, z racji opanowania przez nich ważnych gałęzi gospodarki, także wolnych zawodów(lekarze, adwokaci), potrzeb awansu polskiej ludności wiejskiej i małomiasteczkowej, itd. , w końcu daleko idącej separacji, czyli nie uczestniczenia Żydów w procesie rozwiązywania problemów społeczno-gospodarczych, braku solidarności, itd.Czy ta ocena była słuszna? Na pewno dość powszechnie przyjmowana, natomiast wywołująca różne reakcje. Nie ma wątpliwości, że radykalizm ludzi ONR – szczególnie najmłodszych –w postaci prowokowania permanentnych burd na uczelniach, czy wybijania szyb sklepów żydowskich, jest dziś nie do obrony czy akceptacji. Jedynym wytłumaczeniem jest fakt, że radykalizm środków nie był domeną jedynie ONR, ale także np. bojówek żydowskich (także walczących na noże, czy kastety w obrębie tego narodu, zob. walka między Bejtarowcami a BUND-owcami), czy radykalizm strajków chłopskich, czy radykalizm służb porządkowych sanacji, nie mówiąc o wspomnianej Berezie, w której znaleźli się także ONR-owcy, notabene zdelegalizowani. Wówczas „życie” i „przemoc” były inaczej zdefiniowane niż dziś, po doświadczeniuII wojny światowej. Jeśli chce się potępić ONR za jego główne idee, to trzeba by potępić wszystkich, którzy nawiązywali do programu korporacjonizmu i nacjonalizmu chrześcijańskiego, a zatem nie tylko cały obóz narodowy, ale także np. Prymasa Tysiąclecia, którego część polskiej inteligencji katolickiej skupionej w latach 60-tych czy 70-tych wokół środowiska „Więzi” i znaczącej części Znaku, oskarżała o nacjonalizm. Kim byli działacze ONR? Jeśli chce się ich potępić za ich program i na dodatek wykluczyć z Kościoła katolickiego, to warto dowiedzieć się o nich czegoś więcej; to m.in. Jan Mosdorf, główny ideolog i założyciel ONR, który przed wojną często bywał w Laskach, po 1939 r. został aresztowany przez Niemców i zamordowany w KL Auschwitz; to ks. Prof. Jan Salamucha, jeden z najzdolniejszych filozofów chrześcijańskich tego czasu, członek najwyższych władz Organizacji Polskiej tajnej struktury powołującej m.in. ONR, a w czasie wojny także Związek Jaszczurczy czy NSZ, kapelan czasu Powstania Warszawskiego, podczas którego zginął z rąk okupanta; to m.in. prof. Bolesław Sobociński, przed wojną naukowiec, filozof i etyk chrześcijański, w czasie wojny stojący na czele OP, po wojnie mieszkający w USA, gdzie stał się jednym z najznamienitszych filozofów i myślicieli, to prof. Andrzej Ruszkowski, Mieczysław Harusewicz, czy Jan Jodzewicz, ludzie powszechnie dziś nieznani, niezwykle zasłużeni, którzy przez długie lata pracowali w kraju i na emigracji (po wojnie) by chrześcijaństwo rozwijało się w popadającym w konsumpcjonizm świecie. Lista działaczy ONR, a de facto OP, jest dużo dłuższa, to m.in. ostatni komendanci NSZ, płk Stanisław Kasznica, czy jego z-ca Lech Neyman, w czasie wojny autor broszury postulującej przyznanie Polsce granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, zamordowani przez komunistów w maju 1948 r., to także Edward Kemnitz, czy Mirosław Ostromęcki – podobnie jak wielu innych ONR-owców, w czasie wojny m.in. pomagający Żydom. Czy to znaczy, że zmienili poglądy w sprawach zasadniczych? Ani o jotę. Za to uznali, co było oczywistością, że po 1939 r. to na pewno nie sanacja i Zydzi w gettach się znajdujący są główną przeszkodą w odzyskaniu niepodległości i utworzeniu państwa narodowego, a okupanci czyli Niemcy i Sowieci, w tym komuniści także pochodzenia żydowskiego. Czy wraz ze zmianą sytuacji politycznej po 1939 r., zmienili swój radykalizm. Też nie, jedynie obiekty się zmieniły. Żołnierze i dowództwo NSZ nie chciało się scalić z AK, uznając – inna rzecz czy słusznie – że formacja ta jest nie tylko przesiąknięta sanacją, błędnie deszyfrującą rzeczywistość polityczną, w tym międzynarodową, ale także przesiąknięta penetracją wywiadowczą komunistyczną, co źle wróży walce o niepodległość. Czy wobec tego co napisałem trzeba być nacjonalistą chrześcijańskim? Oczywiście nie. Najbardziej oburza mnie to, gdy intelektualiści i to katoliccy mający gębę pełną frazesów o tolerancji, a jednocześnie wykluczają z prawa do istnienia w pozytywnej pamięci środowiska ideowe, z którymi się nie utożsamiają. Ja też się nie utożsamiam, np. z nurtem piłsudczykowskim, czy ludowcami spod znaku Wyzwolenia, w końcu socjalistami niepodległościowymi. I co z tego, czy mam uważać, że Polacy nie mają prawo czerpać z pozytywnego dorobku tych nurtów? Np. dlatego, że wszyscy dziś się zgadzają, iż Bereza Kartuska była złem, a radykalna reforma rolna propagowana przez wyzwoleńców łamała podstawowe prawa człowieka i obywatela, w rozumieniu Deklaracji ONZ z grudnia 1948 r. , itd. Itd. Mam zatem wielką prośbę do przedstawicieli polskiej inteligencji by się nie kompromitowała, by choć trochę wyszła poza swoje podwórko i zobaczyła, że polski dorobek ideowy jest dużo bogatszy niż obraz dostępny im z racji zawężonego horyzontu poznawczego. Żebyście też dostrzegli, iż mieszając nacjonalizm chrześcijański (a w Polsce tylko taki był w okresie II RP) z nazizmem, obrażacie nie tylko swoją inteligencję, ale także wybitnych Polaków, którzy bronić się nie mogą, a o których Polacy przez dziesięciolecia wiedzieć nie mogli gdyż ONR-owcy zostali nie dość, że wymordowani brutalnie przez totalitarnych okupantów, to jeszcze sponiewierani i pohańbieni. Warto się zastanowić co się mówi, by się nie znaleźć w niewłaściwym towarzystwie. Ks. Jacek w swoim kazaniu w białostockiej katedrze, a słuchałem go uważnie, wydobył z dorobku ONR to co właściwe, a zatem nie doraźne, sytuacyjne, a fundamentalne: miłość do Narodu, uznanie że Bogu będzie się podobać postawa patrioty, gotowego do oddania siebie w służbę Ojczyźnie. Czy to znaczy że poza nacjonalizmem chrześcijańskim nie ma zbawienia, zdaniem ks. Jacka? Może intelektualiści katoliccy, Kościoła otwartego, potrafią sami odpowiedzieć na to pytanie.” (więcej ) (link is external)

Marian Kowalski o debacie w PE: "Chodzi im o to, by w Europie mówiono źle o Polsce, bo Platforma przegrała wybory. To nawiązanie do niechlubnych tradycji Targowicy i komuny!"

..Co z pańską karierą polityczną? Jakie plany przed Panem? Póki co budujemy struktury Narodowców RP. Jest to formuła, która bardzo ładnie zaczyna się rozwijać i cieszy się zainteresowaniem tak w Polsce, jak i poza granicami naszej Ojczyzny. Mamy już struktury w Wielkiej Brytanii Irlandii. A myślimy też o Stanach Zjednoczonych.
Do czego taka organizacja jest potrzebna? Przecież w Sejmie jest ruch Kukiz‘15, w którego skład wchodzą narodowcy… Powiedzmy sobie szczerze, wielu moich byłych kolegów z Unii Polityki Realnej weszło do Platforma, a jakoś ta partia z liberalno-konserwatywnej stała się socjaldemokratyczną. Zamiana stutysięcznego Marszu Niepodległości na kilka diet poselskich to był bardzo kiepski geszeft, do którego doszło dzięki intrygom otoczenia Kukiza. Chodziło o to, by Ruch Narodowy przestał mówić własnym głosem i to się udało. Dlatego należy odbudować tamtą jakość. Uważam, że Prawo i Sprawiedliwość - które ma plany w znacznej mierze zbieżne z tym co mówiliśmy jako Ruch Narodowy- będzie w przyszłości potrzebowało takiej siły, która z prawej strony będzie dopingowała do ostrych działań. Potrzebujemy takiego Jobbiku, który pcha Orbana do przodu. Potrzebna jest w Polsce siłą, która będzie mówić o polskiej racji stanu, a jednocześnie nie będzie się oglądać ani na Moskwę, ani na Brukselę. rozmawiał Tomasz Karpowicz”...”

Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o podatku bankowym. Takie działania mają jakikolwiek sens? W czasie mojej kampanii prezydenckiej podnosiłem przemilczany wątek uprzywilejowanej pozycji korporacji i banków zagranicznych w Polsce. Między innymi dlatego nie pokazywano mnie w mediach, bo był to jeden z głównych punktów mojego programu. Polska stała się obszarem ekspansji gospodarczej i to zwłaszcza dla banków. Proszę zwrócić uwagę, że aby bank mógł wyegzekwować należność od swojego klienta nie potrzebuje sądu, od razu sprawą zajmuje się komornik. To ciekawe, że komornik, będący elementem władzy sądowniczej, podlega pod bank zagraniczny - to zdumiewająca rzecz. Zainteresowanie ty faktem musi budzić emocje z obu stron. Wiadomo, że Polacy są w korporacjach zagranicznych zatrudniani na fatalnych warunkach. Nie ma mowy nie tylko prawach pracowniczych, ale i o zwykłej przyzwoitości. Banki zagraniczne od swoich pracowników, którym płacą 1200 zł., żądają całkowitej dyspozycyjności i wykonywania pracy nawet w Święta Bożego Narodzenia”. „...(więcej ) (link is external)

Marian Kowalski: Platforma powinna być zdelegalizowana, a towarzysze trafić za kratki”..”Jeżeli będzie utrzymane takie tempo konfliktu, naszą aktywnością będzie ulica na pewno. A także Europa. Dzisiaj idziemy po to, żeby zabrać władzę PiS-owi. Co będzie, jak będą wcześniejsze wybory? Nie można tego wykluczyć – powiedział kandydat na nowego szefa Platformy Obywatelskiej.Do sprawy odniósł się m.in. były wiceprezes Ruchu Narodowego, obecnie związany z Narodowcami RP Marian Kowalski. Grzegorz Schetyna straszy, że wyprowadzi ludzi na ulice. Widać, że PO pod nowym przywództwem połączy w sobie tradycje targowicy skarżąc się do obcych polityków, volksdeutchsów ze służalczością wobec Niemców i anarchoterroryzmu – napisał na facebooku.W dalszej części wpisu Kowalski poinformował, że była partia rządząca powinna zostać zlikwidowana. dalszej części wpisu Kowalski poinformował, że była partia rządząca powinna zostać zlikwidowana.Do tej pory obawialiśmy się terroru islamskiego, a to politycy PO zagrażają ładowi społecznemu. W końcu mają doświadczenie, np. burdy pod Pałacem Prezydenckim w 2010 r., spalenie radiowozu TVN-u i budki strażniczej na Marszach Niepodległości. Uważam, że PO powinna być zdelegalizowana, a towarzysze trafić za kratki – kończy polityk.”.. (więcej ) (link is external)

„Pańskie hasło wyborcze: "Silny człowiek na trudne czasy" jest łatwe do zinterpretowania przynajmniej w połowie.”...”? Rzucam rękawicę tym ludziom, którzy zasiadają dziś w parlamencie. Polska potrzebuje wstrząsu, wymiany elit. Nie możemy w kółko powtarzać, że kiedyś było gorzej. Co 25-latka obchodzą kolejki po mięso za PRL-u? Mamy prawo mieć wielkie aspiracje. Polska ma do odegrania wielką rolę „..”Mówimy o konkretach. Na przykład - trzeba rozwiązać ZUS, przecież jak runie ta piramida finansowa, to dojdzie do katastrofy. Trzeba rozbroić tę bombę zegarową, póki nie wybuchnie z całą mocą. Nie można dłużej utrzymywać tworu, który hamuje rozwój naszej gospodarki. „....”U nas są emocje, bo jest wielu młodych ludzi, którzy nie widzą dla siebie żadnych perspektyw. Już nawet nie ma gdzie wyjeżdżać. Dla nich musimy budować pozycję Polski w regionie, bo przecież trzeba brać pod uwagę możliwy rozpad Unii europejskiej. Gdyby tak się stało, to nie możemy zostać odosobnieni. Byliśmy łatwym łupem. „....”Dziś cieszymy się, że napływają środki na rozwój infrastruktury. Ale - za te pieniądze musimy kupować gotowe technologie niemieckie! A to powoduje zastój na uczelniach. Nie prowadzimy żadnych badań, bo przecież nie są potrzebne. Dochodzimy do intelektualnego paraliżu. Po co coś budować, skoro można to przywieźć? Po co się wysilać, łamać głowę? To kolonialny sposób myślenia, który może przynieść katastrofalne skutki. „...”Startuję, bo Polska to nie jest jakieś tam zwykłe państwo. To kraj z olbrzymi możliwościami i potencjałem. To trzeba wykorzystać. Proszę zwrócić uwagę: w historii zawsze było tak, że gdy Polska była silna, to dookoła też panował pokój. Gdy była słaba, to Europa płaciła wysoką cenę. Polska ma wielką rolę do odegrania. „...”- mówi w rozmowie z Onetem Marian Kowalski, kandydat Ruchu Narodowego na prezydenta Polski. „...”Ruch Narodowy zdecydował się na zaskakujący krok. W przyszłorocznych wyborach prezydenckich nie wystawił znacznie bardziej rozpoznawalnego Artura Zawiszy, lecz innego z wiceprezesów partii - Mariana Kowalskiego. „...”Marian Kowalski to dojrzały kandydat młodego pokolenia - rekomendował swojego partyjnego kolegę Winnicki. - Marian będzie kandydatem innym niż wszyscy, ponieważ stanie przeciwko politycznej mafii jako głos polskiej ulicy - dodawał Artur Zawisza. „...”Ale ludzie, którzy siedli do rozmów w Magdalence, to byli liderzy podziemia. Członkowie wielkiej organizacji, która walczyła z systemem.Ale weźmy pod uwagę choćby fakt, że wielu z nich normalnie pracowało od 8 do 16 na państwowych uczelniach w komunistycznym państwie. A np. pan Tadeusz Mazowiecki w czasie PRL był posłem. Niech oni nie robią dziś z siebie męczenników. Choć oczywiście byli tacy, którzy wiele wycierpieli, jak choćby Karol Modzelewski. Ale bądź co bądź, wielu z nich pracowało w sferze budżetowej...”...”Potrzebujemy wymiany elity, każdy kraj tego potrzebuje. U nas tego zabrakło. „...”Oczywiście, to wspaniale, że Komorowski miał tak wybitnych przodków „...”Nie kwestionuję jego zasług z czasów PRL. Dziś za to na pewno stoi za nim silne lobby ludzi dawnych Wojskowych Służb Informacyjnych. Można mieć wspaniałą przeszłość, ale fakt, że Komorowski jest zakładnikiem wpływowych, groźnych, niezweryfikowanych służb, budzi niepokój. „...”Kwestia polityki zagranicznej. Nie wiemy dziś, co jeszcze wydarzy się na Ukrainie. Niektórzy się cieszą, że Putinowi skończyły się pieniądze. Moim zdaniem nie ma się z czego cieszyć. Traci pieniądze, więc się cofnie? To naiwne myślenie. On może pójść na całość.Trzecia sprawa, to niebezpieczeństwo utknięcia w hermetycznej scenie politycznej. Nie ma w zasadzie żadnych nowych idei. PO i PiS prezentują nam wyłącznie grę emocji. Obie partie są proeuropejskie, zakładają dużą ingerencję w życie Polaków. Różnią się tylko w kwestii emerytur i w tym, kto więcej nakradł na delegacjach. To frustrujące.”...”Czasy mogą być ciężkie. Zamiast szukać nowych idei, popadamy w stagnację.....(więcej ) (link is external)

grudzień 2015 „Marian Kowalski „Poseł Ryszard Petru wezwał swoich zwolenników do wyjścia na ulice w obronie demokracji. Pretekstem jest spór o Trybunał Konstytucyjny. Mamy wszelkie powody by uważać Pana Petru za reprezentanta interesów G. Sorosa w Polsce. Wiele dotychczasowych posunięć Prezydenta i rządu świadczy, że nowa ekipa może tym interesom zagrozić. Dlatego, niezależnie od tego jak oceniamy Prawo i Sprawiedliwość oświadczamy, że niedopuścimy do zainstalowania Majdanu w Warszawie. Jeżeli nieformalna koalicja od PO przez Nowoczesną, PSL i lewicę zamierza w imię obcych interesów wyprowadzać swoich zwolenników na ulice celem destabilizacji państwa to aktywiści organizacji skupionych pod sztandarem Narodowcy RP i Narodowego Świtu staną w obronie suwerenności Ojczyzny. O ile wynik tegorocznych wyborów nie jest dla nas powodem do satysfakcji to zmiana Prezydenta i rządu odbyła się legalnie i interesy zagranicznej finansiery i jej ambasadorów są dla nas bez znaczenia. Wzywamy Prezydenta i rząd do zdecydowanej rozprawy z siłami zdrady i anarchii. Na pewno nie pozostaniemy bierni.
Lublin, 5.12.2015 M.Kowalski  „...(wiecej ) (link is external)

Ważne

http://naszeblogi.pl/59945-kaczynski-postawil-na-mariana-kowalskiego-i-narodowcow-rp (link is external)

Marian Kowalski  Jestem zwolennikiem systemu prezydenckiego. Polska jest sparaliżowana przez głupią konstytucję, którą stworzył Kwaśniewski - podkreślił. Kowalski dodał, że postuluje wycofanie Polski z konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, przywrócenie kary śmierci, powszechną dostępność do broni, likwidację ZUS-u, uproszczenie podatków i wprowadzenie emerytur obywatelskich. „”..(więcej ) (link is external)

Jestem kandydatem występującym przeciw okrągłemu stołowi i Unii Europejskiej – mówił w programie „Prosto w oczy” Marian Kowalski, kandydat Ruchu Narodowego na urząd prezydenta.”...”Błędem PiS jest to, że z walczy z RN” Marian Kowalski, pytany o kwestie programowe, zapowiadał obniżenie podatków, jednak nałożenie dodatkowych na zagraniczne korporacje. – Jestem zwolennikiem powrotu do poprzedniego wieku emerytalnego, likwidacji ZUS i odebrania politykom zarządzania emeryturami – dodał.”...”a sugestię o tym, że wiele postulatów RN jest zbieżne z tymi Prawa i Sprawiedliwości, Marian Kowalski odparł, że”błędem PiS jest to, że walczy z RN”. – W Polsce trzeba zrealizować wariant węgierski, którego zwolennikiem jest też PiS – zauważył. „. (więcej) (link is external)
Mój komentarz Czy Marian Kowalski może zostać premierem po następnych wyborach parlamentarnych? . A czemu nie. Kaczyński w tej chwili reorganizuje cała polską scenę polityczna i w procesie konsolidacji środowisk narodowców i wolnorynkowców wyraźnie stawia na Mariana Kowalskiego Budzi to przerażenie lewactwa i przeciwników Kaczyńskiego , bo Kowalski to idealny dla Kaczyńskiego sojusznik. Lojalny państwowiec o poglądach wolnorynkowych. Stanięcie Kowalskiego na czele całego Ruchu Narodowego i epigonów Korwina osłabi lub zepchnie w niebyt niepewnego Kukiza. Silny Kowalski to najlepsze ubezpieczenie dla Kaczyńskiego na wypadek, gdyby w przyszłych wyborach PiS nie zdobył samodzielnej większości. Kaczyński mógłby wtedy zrobić Kowalskiego premierem , aby przeprowadzić reformy wolnorynkowe w tym ograniczyć istnienie przymusowych ubezpieczeń społecznych. Odium kosztów politycznych takiego manewru zrzuciłby wtedy na koalicjanta. Kowalski będzie także wsparciem dla Kaczyńskiego przy zmianie konstytucji i wprowadzenia systemu prezydenckiego. Blok patriotyczny ugrupowań Kaczyńskiego i Kowalskiego mógłby mieć takie poparcie i taką siłę, że lewactwo nie miałoby żadnych widoków na rządy. Nigdy Marek Mojsiewicz

Żebyśmy się wzajemnie pozabijali... No to doczekaliśmy się! Wreszcie Warszawa została „stolicą świata” - a w każdym razie taki komentarz usłyszałem z telebimu ustawionego na Skwerze Kościuszki w Gdyni, dokąd akurat pojechałem w interesach. Jakiś pan nie mógł się nacieszyć tym radosnym faktem; Warszawa jest stolicą świata! A dlaczego? To chyba jasne! Dlatego, że naszą stolicę odwiedził prezydent Obama, Nasz Najważniejszy Sojusznik, w otoczeniu 300-osobowej świty. Tak samo musiał czuć się horodniczy z komedii Gogola, kiedy do jego miasteczka przybył rewizor iz Pietierburga. Zgodnie z najwyższym nakazem prezydent Obama obsztorcował pana prezydenta Dudę z powodu paroksyzmów, jakim poddawany jest Trybunał Konstytucyjny z filarem naszej młodej demokracji („Bo Berman oraz Minc Hilary, ludowej władzy dwa filary, leżą strzaskane Gnoma ręką i nawet im nie wolno jęknąć!”) panem prezesem Andrzejem Rzeplińskim, który teraz już na pewno awansuje na kolejny nasz „skarb narodowy”. Jak pamiętamy, pani Magdalena Albright obdarzyła nasz mniej wartościowy naród tubylczy aż dwoma skarbami narodowymi w osobach „drogiego Bronisława”, czyli pana prof. Bronisława Geremka i Władysława Bartoszewskiego. Tak się jednak złożyło, że pan prof. Geremek, chociaż, jak powiadają, był szczęśliwy aż do ostatniej chwili życia, przeniósł się na łono Abrahama, podobnie zresztą, jak Władysław Bartoszewski, będący honorowym obywatelem Izraela. W rezultacie nasz mniej wartościowy naród tubylczy został pozbawiony skarbów narodowych i tę bolesną lukę koniecznie trzeba jakoś wypełnić. Kult prezydenta Lecha Kaczyńskiego na nic się tutaj nie przyda, bo on też już nie żyje, a nasz mniej wartościowy naród tubylczy potrzebuje skarbów żywych, z którymi mógłby obcować, chociaż niekoniecznie fizycznie, i w ogóle – którymi mógłby się nacieszyć. Ciekawe, czy szczyt NATO podejmie w tej sprawie jakieś decyzje, czy też będziemy musieli poczekać do 13 lipca, kiedy to w Brukseli zbierze się Rada NATO-Rosja – bo rozumiem, że nie zbiera się ona dla jakichś krotochwili, tylko, żeby ustalić, co i jak. W oczekiwaniu na te ustalenia, możemy wykorzystać czas darowany na poruszenie innych zagadnień, które w obliczu chwilowej stołeczności Warszawy zeszły na plan dalszy, ale które wkrótce odżyją w postaci bolesnego powrotu do rzeczywistości. Bolesnego w sensie dosłownym, bo chodzi oczywiście o ochronę zdrowia. Jak wiadomo, strajk pielęgniarek został tylko „zawieszony”, a skoro tak, to prędzej, czy później się odwiesi, a jakby tego było mało, to demonstrowali również młodzi lekarze, domagając się wyższych wynagrodzeń. Pisałem o tym w felietonie pod tytułem „Poproszę pieczywko!” przeznaczonym dla „Polski Niepodległej”, po którym otrzymałem od Czytelników trochę listów, z których jeden wydaje mi się wart zacytowania. Autor listu jest lekarzem, od kilkunastu lat kierującym dużą przychodnią – innych danych nie podaję, bo umożliwiłyby jego identyfikację. Pisze on tak: „Kieruję przychodnią (…) od kilkunastu lat, pamiętam i Kasy Chorych a na co dzień mam wymuszony kontakt z funduszem. O ile za czasów Kas można było z kimś nawiązać jaki taki kontakt myślowy, o tyle teraz jest to niemożliwe. Od kilku lat wysokość kontraktu systematycznie spada, wyimaginowane wymagania NFZ rosną, musimy ograniczać czas pracy lekarzy do tej pracy chętnych, kolejki systematycznie rosną, ale musimy sprawozdawać na bieżąco ich długość i to, jak na razie w trzech konfiguracjach. Pacjent dla swojego dobra, może się przez internet dowiedzieć, ile miesięcy lub lat będzie musiał czekać na wizytę u lekarza czy na przyjęcie w szpitalu. Zdecydowana przewaga formy nad treścią. Z uwagi na postępującą informatyzację służby zdrowia NFZ sprawdza pojedyncze wizyty u lekarzy sprzed 10 lat. Kary, jakie spadają na przychodnie, dalej na poszczególnych lekarzy, są horrendalne. Lekarka z naszej przychodni musiała zapłacić i zapłaciła 90 tys. złotych. Odwoływaliśmy się do wszystkich świętych i nic. Autorytety moralne, profesorowie medycyny nabrali wody w usta i nikt jej nie pomógł. NFZ jest instytucją bardzo dużą i rozgałęzioną, zatrudnia bardzo dużo ludzi w tym wielu, którzy słysząc „dobro pacjenta” nie wiedzą, o czym mowa. Aktywność NFZ nieco osłabła po zmianie rządu, w obawie przed likwidacją. Nigdy nie miałem ambicji myślenia o służbie zdrowia globalnie lecz tylko z perspektywy przychodni. Niewątpliwie w tym tzw. systemie jest za mało pieniędzy, to, o czym pan pisze, za dużo jest pośredników, zła jest wycena punktowa wizyt i procedur, co powoduje niepotrzebne kolejne wizyty, aby lekarz „uzbierał” odpowiednią liczbę punktów, co się przekłada na pieniądze, za które, póki co, każdy z nas żyje. Pacjent w tym wszystkim ginie, w tabelkach, taryfikatorach, jest „nośnikiem punktów”. I tak żiwiom! Przed laty, gdy wprowadzano reformę, prof. Eugeniusz Dziuk, komendant szpitala na Szaserów, powiedział nam (…): „Koledzy, za kilka tygodni wchodzi w życie reforma służby zdrowia. W dwóch słowach podam kolegom jej dwie zasady. Pierwsza – żebyśmy się wzajemnie pozabijali i druga – żeby jak największą część kosztów przerzucić na pacjenta, nie mówiąc mu o tym.” Jak na razie sprawdza się co do joty.” Jak pamiętamy, reforma ochrony zdrowia była jedną z wiekopomnych reform charyzmatycznego premiera Buzka. Przyświecało jej hasło, by „pieniądze szły za pacjentem”. Może i idą, ale w takiej odległości, że wszelki, nie tylko wzrokowy kontakt, został już dawno, a właściwie od samego początku, zerwany. Ale bo też przychylenie pacjentom nieba było tylko deklarowanym celem tej reformy, podobnie jak i pozostałych trzech wiekopomnych reform. Jak bowiem wiadomo, reformy mają dwojakie cele: deklarowane i rzeczywiste. Cele deklarowane tym się różnią od rzeczywistych, że – po pierwsze – są patetyczne, ale – po drugie – mogą się pojawić, albo nie. Z reguły się nie pojawiają. Natomiast cele rzeczywiste tym się charakteryzują, że MUSZĄ się pojawić i to NATYCHMIAST. W przypadku czterech wiekopomnych reform charyzmatycznego premiera Buzka celem rzeczywistym było skokowe zwiększenie liczby synekur w sektorze publicznym, co oczywiście pociągnęło za sobą kolejny skutek w postaci skokowego wzrostu kosztów funkcjonowania państwa. W rezultacie wszystkie te reformy – bo reforma ochrony zdrowia była reformowana za rządów premiera Leszka Millera, który w miejsce Kas Chorych wprowadził Narodowy Fundusz Zdrowia – bo inaczej nie mógł wysadzić z synekur osób ulokowanych tam przez rząd koalicji AWS-UW, a musiał, to znaczy – a chciał ich wysadzić, żeby zrobić miejsce dla własnych faworytów. Już dotychczasowa historia reformowania sektora ochrony zdrowia pokazuje, że dobro pacjentów było tylko pretekstem dla zabezpieczenia interesów zaplecza administrujących naszym nieszczęśliwym krajem politycznych i zwyczajnych gangów. Te gangi kontrolują niezależne media głównego nurtu, podobnie jak sektor edukacyjny, wskutek czego ludzie od kołyski do grobu poddawani są propagandowej obróbce, która ma wbić im do głowy, że ochrona zdrowia MUSI być organizowana przez PAŃSTWO, czyli biurokrację. To ona narzuca swoje pośrednictwo między pacjentem, jako nabywcą usługi medycznej, a jej rzeczywistymi producentami, to znaczy – lekarzami i pielęgniarkami, a to narzucone pośrednictwo podwaja koszty usług medycznych. Rezultat jest przedstawiony w zacytowanym liście Czytelnika i przybiera postać Narodowego Programu Eutanazji. Podczas licznych spotkań, kiedy mówiłem o ubezpieczeniach społecznych, zwracałem uwagę, że – podobnie jak wszystkie inne ubezpieczenia – są one rodzajem zakładu. Obywatel zakłada się z ZUS-em, że będzie żył długo, a ZUS zakłada się z obywatelem, że ten będzie żył krótko. Warto zwrócić uwagę, że ZUS, zainteresowany, żeby obywatele żyli krótko jest agendą państwową, a państwo ma bardzo wiele instrumentów, żeby taki cel osiągnąć i wcale nie musi o nich obywateli informować. Przeciwnie – nawet nie powinien, zgodnie z tym, co śpiewał przed laty Wojciech Młynarski: „po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy!” Przy okazji szczytu NATO w Warszawie bardzo dużo mówiono o zagrożeniach, nie tylko z południa Europy, ale przede wszystkim – ze strony Rosji. Nasz nieszczęśliwy kraj naprężył amerykańskie muskuły w postaci „rotacyjnej obecności” czterech batalionów. Nie ulega wątpliwości, że zimny ruski czekista Putin na takie dictum natychmiast się zreflektuje i zacznie nas szanować, jak przystało na kraj, którego stolica stała się – co prawda tylko na dwa dni, niemniej jednak – stolicą świata. Czy jednak koncentrując naszą uwagę na zagrożeniach płynących od zimnego ruskiego czekisty Putina, nie bagatelizujemy jednocześnie zagrożeń płynących z Narodowego Programu Eutanazji, przeciwko któremu nikt nie wymyślił żadnego remedium? Stanisław Michalkiewicz

23 lipca 2016 Mimo dodatkowych wydatków budżet państwa ma się wyjątkowo dobrze

1. Ministerstwo finansów opublikowało szacunkowe dane dotyczące wykonania budżetu za okres styczeń-czerwiec 2016, z których jednoznacznie wynika, że mimo dodatkowych poważnych wydatków związanych z realizacją programu 500 plus, stan finansów państwa jest bardziej niż zadowalający. Po upływie połowy roku zrealizowano 151,6 mld zł tj. 48,3% dochodów, 170,3 mld zł tj. 46,2% wydatków, a deficyt budżetowy wyniósł 18,7 mld zł tj. 34,1 % czyli niewiele ponad 1/3 rocznego planu. Według wstępnych szacunkowych danych za okres styczeń – czerwiec dochody budżetu państwa były wyższe aż o 10,6% w porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego, przy czym dochody podatkowe wzrosły o 7,4% r/r. Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt, że w okresie styczeń – czerwiec odnotowano wzrost dochodów we wszystkich rodzajach podatków w stosunku do analogicznego okresu roku ubiegłego. I tak dochody z podatku VAT były wyższe o 7,9 % tj. aż o 4,5 mld zł, dochody z podatku akcyzowego i podatku od gier były wyższe o 4,9 % czyli o ok. 1,5 mld zł, z podatku PIT były wyższe o 8,4% tj. o około 1,7 mld zł, wreszcie z podatku CIT o 2, 1% tj. o około 0,3 mld zł. W związku z wprowadzeniem podatku od instytucji finansowych (tzw. podatku bankowego) dochody z tego tytułu w za 4 miesiące (obowiązuje od 1 lutego ale płacony jest z miesięcznym „poślizgiem”, a więc za okres luty -maj) wyniosły 1,4 mld zł. A więc dochody z 4 podstawowych podatków (VAT, akcyza, PIT i CIT), były wyższe aż o 8 mld zł za pierwsze półrocze tego roku w stosunku do analogicznego okresu roku ubiegłego, a razem z tzw. podatkiem bankowym (który w poprzednim roku nie obowiązywał), aż o 9,4 mld zł o tych z roku poprzedniego.

2. Mimo zastrzeżenia, że z danych za pierwsze 6 miesięcy dotyczących wpływów podatkowych nie można wyciągać zbyt daleko idących wniosków, można jednak stwierdzić, że przynoszą rezultaty zdecydowane działania, które już podjął resort finansów w stosunku do niektórych grup podatników. Przypomnijmy tylko, że w grudniu poprzedniego roku resort finansów zwrócił się do podatników podatku dochodowego od osób prawnych (CIT), którzy stosowali tzw. ceny transferowe w latach 2011-2015 do złożenia stosownych korekt w zeznaniach podatkowych, za ten okres.

W oświadczeniu stwierdzono także, że spółki, które zdecydują się na dobrowolną korektę deklaracji podatkowych za lata 2011-2015, będą mogły skorzystać z 50% obniżki stawki ustawowych odsetek za zaległe zobowiązania podatkowe. Resort finansów przypomniał przy tej okazji, że każda transakcja prowadzona przez podmioty gospodarcze powinna odpowiadać naturalnym warunkom rynkowym, a jej cena powinna być zbliżona do ceny rynkowej, podczas gdy w przypadku podmiotów powiązanych bardzo często zdarza się, że spółka-córka płaci spółce – matce w grupie, znacznie wyższą kwotę niż wynosi wartość rynkowa określonego dobra lub usługi (najczęściej jest to korzystanie z logo, doradztwo, dostarczanie know-how). Najczęściej tego rodzaju operacje nazywane w teorii podatków stosowaniem cen transferowych, dokonywane są przez firmy zagraniczne mające swoje spółki – córki w Polsce z reguły w ostatnim kwartale roku podatkowego, wtedy kiedy jest jasne, że musiałyby one zapłacić duże kwoty podatku dochodowego w naszym kraju. W komunikacie zawarto ostrzeżenie, że stosowanie cen transferowych przez podmioty powiązane, będzie przedmiotem wnikliwych badań urzędów skarbowych w II połowie 2016 roku. W połowie lipca weszła w życie klauzula generalna przeciwko unikaniu opodatkowania i w ten sposób dokonano wyznaczenia dopuszczalnych granic tzw. optymalizacji podatkowej, co oznacza, że w II połowie roku w związku z tym powinna się jeszcze wyraźniej niż do tej pory poprawić wydajność podatku CIT.

3. W rządzie Prawa i Sprawiedliwości nie przyzwolenia politycznego na wyłudzanie podatku VAT i stąd bardzo szybkie prace nad rozwiązaniami, dzięki którym do budżetu państwa powinno wpłynąć dodatkowo przynajmniej kilka miliardów złotych w ciągu całego roku 2016. Do tej pory mieliśmy do czynienia z rosnącą z roku na rok skalą zjawiska wyłudzeń VAT w naszym kraju, w 2015 roku wyłudzenia te sięgnęły 3% PKB (około 54 mld zł) co wręcz sugerowało swoiste przyzwolenie polityczne rządzącej koalicji Platformy i PSL-u na ten proceder. Tak więc informacja resortu finansów o wyraźnie wyższych dochodach podatkowych w pierwszych 6 miesiącach tego roku w stosunku do analogicznego okresu roku ubiegłego zdecydowanie potwierdza, że rządy Prawa i Sprawiedliwości doprowadzają do wyraźnego wzrostu wydajności podatkowej bez podnoszenia podatków (w 2007 roku wydajność podatkowa wyniosła aż 17,5% PKB i była o ponad 3 % PKB wyższa niż pod koniec roku 2015). Dodatkową nadzieję na wzrost dochodów podatkowych w II połowie tego roku w stosunku do tych zaplanowanych w budżecie budzi wprowadzenie od 1 lipca tego roku tzw. Jednolitego Pakietu Kontrolnego dla dużych firm ograniczające wyłudzanie podatku VAT, a także tzw. podatkowego pakietu paliwowego, ograniczające wyłudzanie podatku VAT i podatku akcyzowego w obrocie paliwami. Zrealizowanie planu dochodów budżetowych za I półrocze, trochę niższe niż upływ czasu wykonanie wydatków, wszystko to powoduje, że mimo upływu 6 miesięcy, deficyt budżetowy jest wykonany zaledwie w 1/3, co oznacza że mimo ogromnych dodatkowych wydatków związanych z realizacją programu 500 plus, budżet państwa ma się wyjątkowo dobrze. Kuźmiuk

Kaczyński z Orbanem coś razem knują . Wspólne państwo ? „premier Węgier Viktor Orban oświadczył w sobotę, że Unia Europejska powinna mieć własną armię.  „...”Dodał, że popiera polską propozycję powołania zgromadzenia parlamentarnego państw wyszehradzkich i że trwają prace nad powstaniem wspólnej armii V4, która nie byłaby tożsama ze wspólną armią europejską. „...”Odpowiadając na pytania zebranych, zaapelował o utworzenie europejskiej armii. Zaznaczył, że NATO jest ważną organizacją, która przyczynia się do bezpieczeństwa Węgier i której parasol ochronny jest dla Europy Środkowej sprawą kluczową. Jednakże wraz z wystąpieniem Wielkiej Brytanii z UE siła wojskowa kontynentu znacznie zmaleje.Dlatego należy stworzyć europejską armię, która będzie rzeczywistą wspólną siłą wojskową, będzie miała wspólne pułki, wspólny język na szczeblu dowodzenia i wspólne struktury'...”W tym kontekście podkreślił, że dla Europy bardzo istotna jest stabilność w Turcji.Jeśli także Turcja stanie się niestabilna, to z tych terenów ruszą do Europy bez jakiejkolwiek kontroli dziesiątki tysięcy ludzi”...”Orban wyraził też przekonanie, że do współpracy wyszehradzkiej nie trzeba przyciągać nowych państw. Z takim postulatem wystąpił w piątek były szef dyplomacji Węgier Geza Jeszenszky. Według premiera Węgier należy raczej tworzyć wokół Grupy „koncentryczne kręgi” z państw, „które mogą zwiększyć siłę V4, nie rozbijając jej homogeniczności”. Na pierwszym miejscu wymienił Austrię, która jest państwom wyszehradzkim potrzebna także dlatego, że „o nich (tj. Austriakach) świat zewnętrzny myśli inaczej niż o nas”. Dodał, że będzie rozmawiał w przyszłym tygodniu z austriackim kanclerzem kanclerz Christianem Kernem o tym, by Austria wysłała na granicę Węgier z Serbią policjantów, żołnierzy i sprzęt.”... ”graniczanie suwerenności narodowej na rzecz uprawnień europejskich w moim przekonaniu jest dziś jednym z największych zagrożeń w Europie.() Musimy powstrzymać wszelkie idee, działania czy inicjatywy polityczne, które w sposób otwarty lub ukradkiem zmierzają do odebrania pełnomocnictw państwom narodowym „..(źródło)

Jarosław Kaczyński: „Powinniśmy wydawać 2 proc. PKB na armię unijną”...”Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” pytany, czy jest za powstaniem wspólnej armii UE, ocenił, że należy dążyć do tego, by Unia Europejska stała się realnym podmiotem polityki międzynarodowej również w sferze militarnej. „...”Jeśli chcemy traktować to serio, powinniśmy wydawać rzeczywiście 2 proc. PKB na armię unijną – stwierdził prezes PiS w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.Oczywiście każde państwo mogłoby też mieć własną. Jeśli państwa europejskie gotowe byłyby do takiego wysiłku, to taka armia byłaby partnerem dla Stanów Zjednoczonych– zaznaczył.Według Jarosława Kaczyńskiego Unia Europejska „powinna mieć też prezydenta wybieranego na długą kadencję [..] W jego kompetencjach leżałoby też dysponowanie tą armią”. ...(więcej) 
Ważne „premier Węgier Viktor Orban oświadczył w sobotę, że Unia Europejska powinna mieć własną armię.  „...”Dodał, że popiera polską propozycję powołania zgromadzenia parlamentarnego państw wyszehradzkich i że trwają prace nad powstaniem wspólnej armii V4, która nie byłaby tożsama ze wspólną armią europejską. Jarosław Kaczyński: „Powinniśmy wydawać 2 proc. PKB na armię unijną”...”Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” pytany, czy jest za powstaniem wspólnej armii UE, ocenił, że należy dążyć do tego, by Unia Europejska stała się realnym podmiotem polityki międzynarodowej również w sferze militarnej. „...”Jeśli chcemy traktować to serio, powinniśmy wydawać rzeczywiście 2 proc. PKB na armię unijną – stwierdził prezes PiS w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.Oczywiście każde państwo mogłoby też mieć własną. Jeśli państwa europejskie gotowe byłyby do takiego wysiłku, to taka armia byłaby partnerem dla Stanów Zjednoczonych– zaznaczył.Według Jarosława Kaczyńskiego Unia Europejska „powinna mieć też prezydenta wybieranego na długą kadencję [..] W jego kompetencjach leżałoby też dysponowanie tą armią”. ...(więcej) 
Mój komentarz Dwaj najwięksi wrogowie Niemiec i integracji Unii Europejskiej, czyli Kaczyński i Orban zaczynają razem gardłować za wspólna armią europejską. Jednocześnie rusza projekt budowy czegoś na kształt wspólnego parlamentu Grupy Wyszehradzkiej i tworzenia armii wyszehradzkiej. Wydaje się ,że Kaczyński i Orban razem knują zbudowanie konfederacji lub nawet Federacji Wyszehradzkiej obejmującej Polskę , Czechy, Węgry i Słowację ze wspólnym parlamentem i wspólna armią A całe to gadanie o armii europejskiej ma za zadanie jedynie przygotować mieszkańców obszaru wyszehradzkiego na budowę wspólnej chrześcijańskiej armii i oswojenie się z procesem jednoczenia tych czterech krajów. Marek Mojsiewicz

Czarownice atakują, czyli tolerancja po stalinowsku Przy okazji szczytu NATO w Warszawie rozgorzał straszliwy spór, kto bardziej się zasłużył przy wchodzeniu do NATO. Wciągnięta została do tego nawet Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, której przewodniczący pan Jan Dworak odgraża się, że „zajmie stanowisko”. Nic dobrego po takiej zapowiedzi spodziewać się nie można, bo KRRiTV została pomyślana jako organizacja zrzeszająca cerberów stojących na straży jedynie słusznej linii. Ale oprócz cerberów urzędowych, są również cerberowie-ochotnicy, którzy najwyraźniej z logofagii muszą czerpać jakąś perwersyjną satysfakcję, co zresztą starannie kamuflują pod pretekstem działań w interesie nieubłaganego postępu. Nękania ze strony tych ormowców politycznej poprawności w postaci Rady Etyki Mediów, żydowskiej gazety dla Polaków, czy tak zwanych organizacji pozarządowych, doświadczyłem na własnej skórze kilkakrotnie, ale specjalnie się tym nie przejmuję. Po pierwsze dlatego, że – jak powiada przysłowie – „psie głosy nie idą w niebiosy”, a po drugie – jako człowiek ceniący sobie wolność, nie uznaję jurysdykcji żadnych samozwańców, ani w tej, ani w żadnej innej sprawie. To pozwala mi zachować pogodne usposobienie, chociaż oczywiście nie lekceważę zagrożeń, jakie działalność takich organizacji stanowi dla wolności, zwłaszcza – swobody wypowiedzi. Szczególnie groźną organizacją jest Stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita. Jest ono sponsorowane przez American Jewish Joint Distribution Committee, Fundację Batorego, Gminę Wyznaniowa Żydowską w Warszawie, Fundusz dla Organizacji Pozarządowych Demokracja i Społeczeństwo Obywatelskie, państwową fundację Fundusz Współpracy, Sitepromotion – Profesjonalne Projekty Graficzne, Wydawnictwo Znak, Magazyn Psychologiczny Charaktery, Trust For Civil Society in Central and Eastern Europe (pieniądze płyną od Atlantic Philantropes, Charles Stewart Mott Foundation, Fundacji Forda, German Marschall Found of the United States, Instytut Społeczeństwa Otwartego, sponsorowany przez słynnego finansowego grandziarza i Fundacji Braci Rockefeller), Zeszyty Literackie, Fundację Judaica – Centrum kultury Żydowskiej, Świat Książki, Joannę Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze, Fundację Zorde, miasto Warszawę, Wydawnictwo Czarna Owca, wydające m.in. „literaturę erotyczną” i The Kellerman Trust. Już choćby po tej liście sponsorów widać, że Stowarzyszenie dostaje pieniądze od różnych organizacji żydowskich, od fundacji amerykańskich i co najmniej dwoma kanałami tzn. poprzez Fundację Batorego i Instytut Społeczeństwa Otwartego – od finansowego grandziarza, który pod pozorem filantropii, doprowadza do stanu bezbronności i grabi całe państwa.

Jest to szczególnie niebezpieczne zwłaszcza teraz, gdy mamy do czynienia z konfliktem interesów między stroną żydowską a państwem polskim. Teraz – to znaczy od 1996 roku, kiedy ówczesny sekretarz Światowego Kongresu Żydów Izrael Singer, później, nawiasem mówiąc, zdemaskowany jako złodziej, zagroził, że jeśli Polska nie zadośćuczyni żydowskim roszczeniom majątkowym dotyczącym tzw. „mienia bezspadkowego” to znaczy mienia, do którego nie roszczą sobie pretensji żadni spadkobiercy w rozumieniu prawa cywilnego – to „będzie upokarzana na arenie międzynarodowej”. Proces „upokarzania” Polski nabrał dynamiki zwłaszcza po roku 2000, kiedy to ówczesny kanclerz RFN Gerhard Schroeder, w jednym ze swoich przemówień oświadczył, że „okres niemieckiej pokuty dobiegł końca” – co oznaczało, że Niemcy nie będą już przyjmowały żadnych odszkodowawczych suplik. W tej sytuacji celem żydowskich organizacji „przemysłu holokaustu” stało się przerzucenie odpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej z Niemiec na winowajcę zastępczego, na którego została wytypowana Polska z uwagi na to, że większość tych zbrodni została dokonana na obecnym polskim terytorium państwowym. W tym celu trzeba było skoordynować żydowską politykę historyczną z historyczną polityką niemiecką, a naprzeciw tym skoordynowanym politykom historycznym wychodzi działalność piątej kolumny w Polsce, której celem jest nie tylko dostarczanie oskarżycielom narodu polskiego coraz to nowych materiałów do uprawiania wobec Polaków tzw. „pedagogiki wstydu”, ale również eliminacja z życia publicznego, a przynajmniej marginalizowanie osób, które tę dywersję wobec Polski i Polaków pokazują i próbują jej przeciwdziałać. Na to płyną pieniądze i z tej działalności piąta kolumna z pewnością jest rozliczana. I oto właśnie mamy przykład, jak Stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita uwija się wokół wyznaczonych zadań. Przed dwoma tygodniami Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej zaprosił mnie do wygłoszenia publicznej prelekcji na temat: Polska w Unii Europejskiej. Sygnał do ataku dała jak zwykle „Gazeta Wyborcza”, a Stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita wystąpiło z listem otwartym do władz Funduszu, wyrażając zaniepokojenie zaproszeniem człowieka „ziejącego nienawiścią”. List nie jest przy tym pozbawiony niezamierzonych akcentów komicznych. Autorzy informują, że jestem autorem publikacji, „których tytuły mówią same za siebie” i wymieniają wśród nich np. „Ulubiony ustrój Pana Boga”, czy „Targowica urządza się przy Napoleonie”, jako „przedstawiających wizje historii, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością”. Jestem pewien, że żaden z autorów listu otwartego żadnej z tych książek nie czytał, bo np. „Ulubiony ustrój Pana Boga” zawiera m.in. życzliwe omówienie filmu Klaudiusza Lanzmana „Shoah”. Czyżby i ten film „nie miał nic wspólnego z rzeczywistością”? Ładny interes! Oczywiście celem listu jest rodzaj szantażu, niekoniecznie tylko moralnego, żeby Fundusz prelekcję odwołał. Nie dał Pan Bóg świni rogów, bo by ludzi bodła – głosi ludowe przysłowie. Gdybyśmy żyli w czasach stalinowskich, to „honorowy przewodniczący” Rady Stowarzyszenia, pan prof. Jerzy Jedlicki, podówczas (1948 r.) członek komunistycznego Związku Walki Młodych, potem – ZMP, a od 1953 roku do 1968 – członek PZPR, słowem – stalinowiec całą gębą – zwyczajnie zawiadomiłby UB i nie pozostałoby po mnie nawet wspomnienie. Dzisiaj trzeba stosować wobec wrogów metody trochę bardziej skomplikowane, ale metody to jedna sprawa, a cel to sprawa druga. Metody mogą się zmieniać w zależności od mądrości etapu, ale cel pozostaje cały czas ten sam: „ograniczać, wypierać i likwidować” wrogów ludu, a konkretnie – jego śmietanki, która najwyraźniej nie może zapomnieć dobrego fartu z czasów, kiedy to na polecenie Stalina tresowała mniej wartościowy naród tubylczy do komunizmu i liczy na to, że dzięki doprowadzeniu Polaków do stanu bezbronności i złupieniu ich pod pozorem „roszczeń”, znowu przepoczwarzy się w szlachtę. Stanisław Michalkiewicz

24 lipca 2016 Podatek od sieci handlowych – został tylko podpis prezydenta

1. W ostatni piątek Senat głosami senatorów Prawa i Sprawiedliwości (56 za, 22 przeciw, 2 wstrzymujące) przyjął bez poprawek tzw. podatek od sprzedaży detalicznej, co oznacza, że teraz ustawa czeka już tylko na podpis prezydenta.

Przypomnijmy, że na początku lipca także głosami posłów Prawa i Sprawiedliwości (234 głosów za) i sprzeciwie opozycji 207 przeciw (131 posłów PO, 30 posłów Nowoczesnej, 28 posłów Kukiz15 i 16 posłów PSL) oraz przy 2 głosach wstrzymujących, tę rządową ustawę przyjął Sejm. Po podpisie prezydenta, ponieważ ustawa ma 30 dniowe vacatio legis, wejdzie w życie od 1 września tego roku i w ten sposób wielkie sieci handlowe już przez ostatni kwartał tego roku, dodatkowo będą się składały na wpływy do polskiego budżetu.

2. Wcześniej rząd premier Beaty Szydło zdecydował o przyjęciu skali progresywnej tego podatku składającej się z dwóch stawek: 0,8% wartości obrotu od przychodu pomiędzy 17 mln zł, a 170 mln zł miesięcznie i 1,4% wartości obrotu od przychodu powyżej 170 mln zł miesięcznie (oznacza to, że przychody poniżej 17 mln zł miesięcznie, a więc 204 mln zł rocznie, nie podlegają temu podatkowi). Ważnym rozwiązaniem przyjętym przez Radę Ministrów jest to, że wspomniany przychód dotyczy tylko sprzedaży detalicznej (a więc sprzedaży na rzecz osób fizycznych nie prowadzących działalności gospodarczej oraz rolników ryczałtowych), przy czym przychód nie będzie obejmował wartości podatku należnego VAT (czyli opodatkowana będzie wartość sprzedaży netto, bez podatku VAT).

3. Przypomnijmy także, że nowe obciążenie podatkowe ma na celu zdaniem rządu, oprócz przyniesienia dodatkowych dochodów podatkowych do budżetu, także wyrównanie szans pomiędzy wielkimi sieciami i sieciami dyskontów, a mniejszymi przedsiębiorstwami handlowymi, a także wsparcie dla rodzimych producentów żywności, którzy sprzedają swoje produkty głównie w lokalnych sklepach małych i średnich przedsiębiorstw.Podatek ma również na celu doprowadzenie do efektywnego opodatkowania sieci wielkopowierzchniowych, które unikają pełnego opodatkowania w Polsce, transferując część zysków za granicę, a w konsekwencji powstrzymania ekspansji sklepów dyskontowych i wielkich zagranicznych sieci sklepowych. Bowiem jeszcze w 2008 sklepy małoformatowe w Polsce stanowiły jeszcze 51% wszystkich placówek handlowych, a według szacunków na koniec 2015 roku tego rodzaju sklepy stanowiły już tylko 37% wszystkich sklepów.

4. Konsultacje dotyczące ostatecznego kształtu projektu ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej trwały bardzo długo, ponad pół roku, ponieważ rząd chciał aby to obciążenie było wprowadzane w porozumieniu z przedsiębiorcami zajmującymi się w Polsce działalnością handlową. Większość zgłaszanych przez to środowisko postulatów zostało do tej pory przez rząd uwzględnionych, między innymi rozstrzygnięto na korzyść handlowców problem sklepów franczyzowych, wszystkie w których nie ma powiązania kapitałowego z franczyzodawcą, zostały wyłączone ze wspólnego opodatkowania tym podatkiem i będą podlegały opodatkowaniu jako odrębne podmioty, zrezygnowano także z dodatkowego opodatkowania handlu w niedzielę, wreszcie wprowadzono wysoka kwotę wolną od podatku (do 204 mln obrotu rocznie), co oznacza, że większość sklepów małych i średnich przedsiębiorców będzie z tego podatku zwolniona. W tym roku rząd spodziewa się około 0,5 mld zł dodatkowych wpływów budżetowych z tytułu tego podatku, wpływy całoroczne zostały w związku z tym oszacowane na blisko 2 mld zł. Należy się spodziewać ingerencji Komisji Europejskiej w sprawie tego podatku, ponieważ kiedy wejdzie on już w życie organizacje reprezentujące zagraniczne sieci handlowe już zapowiedziały złożenie stosownej skargi, co tylko potwierdza, że skoro nie udało się im zablokować tego podatku w Polsce, będą próbowały to zrobić na poziomie unijnym. Kuźmiuk

Askarisi w rozterce Nie mówi się o sznurze w domu wisielca. Czyż nie z tej przyczyny telewizyjna stacja TVN, którą podejrzewam, iż została założona przez Wojskowe Służby Informacyjne przy udziale pieniędzy ukradzionych z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, w głównym wydaniu „Faktów” o godzinie 19.00 21 lipca, ani słowem nie wspomniała o wprowadzeniu w Turcji stanu wyjątkowego? Najwyraźniej ścisłe kierownictwo musiało uznać, że przezorniej będzie o tym nie wspominać i to z dwóch co najmniej powodów. Pierwszy – że stan wyjątkowy w Turcji przypomina stan wojenny w Polsce z 1981 roku – więc lepiej nie wywoływać wilka z lasu, przypominając, jak to nasza niezwyciężona armia wzięła obywateli za twarz, żeby zasłużyć na una dolce sonrisa de querida Caryca Leonida. Drugi – znacznie ważniejszy – że Wojskowe Służby Informacyjne, których wprawdzie oficjalnie „nie ma”, tak samo, jak izraelskiej broni jądrowej, najwyraźniej nie porzuciły myśli o odegraniu przewodniej roli w interwencji mającej na celu usunięcie zagrożeń dla demokracji i praworządności w Polsce. Kiedy już konfidenci zgrupowani w Komitecie Obrony Demokracji doprowadzą do rozruchów na skalę ogólnopolską, by sprowokować rząd do interwencji, by oskarżyć go o praktykowanie „terroryzmu państwowego”, a następnie – w myśl przewidzianej w traktacie lizbońskim „klauzuli solidarności” - zaprosić Unię Europejską do interwencji w Polsce, Wojskowe Służby Informacyjne, wykorzystując rozbudowaną agenturę, wykonają całą brudną robotę, podobnie jak w roku 1981, dokonując skrytobójstw, aresztowań i wszystkich innych form represji. Tak będzie wygodniej, bo na wypadek jakiejś Norymbergi, której oczywiście nie będzie – ale co to komu szkodzi podmuchać na zimne? - zawsze można będzie zwalić winę na askarisów. Więc pani redaktor Pochanke ani słowem nie wspomniała o stanie wyjątkowym w Turcji, za to nie posiadała się z oburzenia na wybranego właśnie przez Sejm prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, doktora Jarosława Szarka, że ośmielił się uznać, iż zbrodni w Jedwabnem na tamtejszych Żydach dopuścili się Niemcy, wykorzystując grupę Polaków. Najwyraźniej Wojskowe Służby Informacyjne mają rozkaz przyjęcia niemieckiego punktu widzenia bez zastrzeżeń, toteż i parlamentarzyści Platformy Obywatelskiej w rodzaju pana posła Grupińskiego, uważają, że kandydatura prezesa, który nie przyłącza się do chóru oszczerców narodu polskiego, nie powinna paść w polskim Sejmie. Jeśli zatem ktokolwiek miał jeszcze wątpliwości, czy Platforma Obywatelska jest polityczną ekspozyturą Stronnictwa Pruskiego w Polsce, to ma znakomitą okazję, by się wszelkich wątpliwości pozbyć. Nawiasem mówiąc, na niemieckie autorstwo zbrodni w Jedwabnem wskazała podczas przesłuchania w TVN przez resortową „Stokrotkę” również minister edukacji Anna Zalewska. Najwyraźniej między resortową „Stokrotką” a Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie musi funkcjonować jakaś „gorąca linia”, bo natychmiast odezwali się tamtejsi mełamedzi wyrazili swoje „głębokie zaniepokojenie” ta wypowiedzią. Jużci – tyle forsy wpompowali w nadymanie doktora socjologii Jana Tomasza Grossa na „światowej sławy historyka”, tyle się nauwijali by jego fantasmagoriom nadać rangę niepodważalnych prawd, że każda próba zweryfikowania tych fantasmagorii musi budzić ich „głębokie zaniepokojenie” że tyle forsy poszło w błoto. Dlaczego Platforma Obywatelska, którą uważam za polityczną ekspozyturę Stronnictwa Pruskiego, gotowa porzucić wszelkie pozory i otwarcie promować niemiecką politykę historyczną? Po pierwsze dlatego, że taki rozkaz musiała otrzymać od swoich bezpieczniackich protektorów. Bo jedynym politykiem PO, którego niezawisły sąd prawomocnie uwolnił od podejrzeń o posiadanie, co prawda nie „bezpieczniackich”, tylko „ubeckich” protektorów, jest poseł Stefan Niesiołowski. Wszyscy pozostali takiego certyfikatu nie mają, więc nic dziwnego, że uwijają się jak w ukropie. Tym bardziej, że – po drugie – „w walce o lepszy dostęp do żłobu”, który w przypadku PO odsuniętej od rządów musiał się drastycznie skurczyć, partia zaczyna się rozpadać. Właśnie wyleciało z niej trzech posłów: poseł Huskowski, poseł Protasiewicz i do niedawna przypominający prosię tylko zewnętrznie poseł Michał Kamiński. Podobno mają się odwoływać do niezawisłych sądów, ale wydaje się, że to tylko zintensyfikuje procesy rozpadowe, bo właśnie poseł Niesiołowski pryncypialnie skrytykował przewodniczącego PO Grzegorza Schetynę, że „szkodzi partii”. Najwyraźniej Schetyna musi podlegać innemu protektorowi niż, dajmy na to, była premierzyca Ewa Kopacz, którą zdaje się lansować („a potem lansował mnie przez dwie godziny...”) poseł Niesiołowski. Tym właśnie przepychankom były chyba poświęcona połowa czasu antenowego przeznaczonego na „Fakty”, co w moim przekonaniu odbija rozterkę targającą ścisłe kierownictwo Wojskowych Służb Informacyjnych, czy podtrzymywać nadal tę całą Platformę, czy też położyć na nią lachę i nadymać Ryszarda Petru i jego girlsy. Pytanie jest zasadne i aktualne tym bardziej, że właśnie Sejm zdecydował powołać komisję śledczą w sprawie Amber Gold. Tylko najmniej spostrzegawczy obserwator nie zwróciłby uwagi na tropy prowadzące od podejrzanego Marcina Plichty do bezpieczniackich watah, więc jeśli komisja ten trop przeoczy, to będzie to nieomylny znak, że nadal kopiemy się tylko po kostkach, ale nie wyżej – ale nawet w tej sytuacji przezorność nakazuje odciąć się od tak zwanych „ślepych bagnetów”, które całą brudną robotę wykonywały tym bardziej, że wytarzanie Donalda Tuska w smole i pierzu wydaje się bardzo prawdopodobne. Jakie śmierdzące dmuchy przy tym wyjdą – tego jeszcze nikt nie wie, więc w tej sytuacji lepiej zainwestować w Ryszarda Petru, który jeszcze niczego nie zdążył zmajstrować, podobnie jak otaczające go debiutantki. Poza tym są jeszcze Amerykanie, którzy na Platformę, jako ekspozyturę Stronnictwa Pruskiego, wcale nie muszą patrzeć z zachwytem, podczas gdy z Ryszarda Petru i jego panienek „można wszystko zrobić i w każdą formę ulepić”. Tymczasem koła rządowe najwyraźniej dały się ponieść entuzjazmowi, jaki nieuchronnie musi towarzyszyć realizowaniu programu rozdawnictwa i w Sejmie pojawił się projekt ustawy podwyższającej uposażenia osób piastujących kierownicze stanowiska państwowe, obejmujący również parlamentarzystów. Wywołał on nieżyczliwe komentarze, wobec czego został z porządku dziennego zdjęty już następnego dnia, ale sprawa na tym się pewnie nie zakończy, ponieważ powodem takiej błyskawicznej reakcji była „wściekłość” prezesa Kaczyńskiego, który najwyraźniej musiał nabrać przekonania, że ktoś chce wsadzić go na minę. Pewnie i tu polecą głowy, bo rzeczywiście – tyle jest dyskretnych sposobów futrowania osób zasłużonych, że żadna ostentacja nie jest potrzebna, zwłaszcza gdy jednocześnie mówi się o pochylaniu się nad tak zwanymi „ludzkimi sprawami”. Tedy prezes Kaczyński musiał powstrzymać ten rozbój tym bardziej, że 21 lipca zjechała do warszawy Grupa Wyszehradzka, by namawiać się nad przyszłością Unii Europejskiej. Oczywiście w „Faktach” i na ten temat nie było ani słowa, bo z punktu widzenia Wojskowych Służb Informacyjnych znacznie ważniejsze są rozterki czy nadymać PO, czy już tylko Nowoczesną – a one właśnie natychmiast przekładają się nie tylko na treść programów informacyjnych stacji podejrzewanej przeze mnie o niebezpieczne związki z WSI, ale również na prowadzone pod pretekstem uprawiania publicystyki przesłuchania delikwentów przez tamtejsze resortowe „Stokrotki”. Stanisław Michalkiewicz

25 lipca 2016 Rzecznik prezydenta – projekt tzw. ustawy frankowej wkrótce trafi do Sejmu

1. W ostatni piątek szef biura prasowego Kancelarii Prezydenta Marek Magierowski w wywiadzie dla jednej z telewizji 24-godzinnych oświadczył, że projekt tzw. ustawy frankowej już wkrótce trafi do Sejmu. Dodał, że przygotowywany od stycznia tego roku w Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy projekt tzw. ustawy frankowej był kilkakrotnie konsultowany zarówno ze środowiskiem „frankowiczów” jak i bankowców i jest wreszcie gotowa jego ostateczna wersja. Przepisy tego projektu ustawy są tak skonstruowane, że z jednej strony mają „ulżyć poszkodowanym frankowiczom”, z drugiej natomiast „zachować stabilność sektora bankowego w Polsce”.

2. Przypomnijmy tylko, że projekt ustawy „o sposobach przywrócenia równości stron niektórych umów kredytów i umów pożyczki” powstał już na początku tego roku w Kancelarii Prezydenta z udziałem przedstawicieli środowiska tzw. frankowiczów. W wyniku prac zespołu ekspertów powołanego przez prezydenta powstał projekt którego podstawą jest przeliczenie tzw. frankowych kredytów hipotecznych na złote po tzw. „kursie sprawiedliwym”, przy czym to przeliczenie może się dokonać w sposób dobrowolny, bądź przymusowy, a trzecią formą może być przeniesienie własności nieruchomości na bank w zamian za zwolnienie z długu. Mimo istniejących w projekcie ustawy aż 3 sposobów przewalutowania tzw. kredytów frankowych zarówno Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) jak Narodowy Bank Polski (NBP) przygotowały szacunki jej skutków idące w dziesiątki miliardów złotych. KNF opublikowała komunikat o skutkach tzw. ustawy frankowej przygotowanej przez Kancelarię Prezydenta, z mocnym stwierdzeniem, że jej wprowadzenie w życie będzie skutkowało stratami rzędu 67 mld zł dla banków, które takich kredytów udzielały (co wchodzi w skład tych strat, KNF jednak nie wyjaśnił). Z kolei w lutym tego roku NBP ogłosił, że według jego wyliczeń przewalutowanie tzw. kredytów frankowych według mechanizmu przygotowanego w prezydenckim projekcie ustawy dotyczącej tych kredytów będzie kosztowało banki około 44 mld zł. Jak stwierdził NBP taki byłby koszt zwrotu tzw. spreadów walutowych pobranych od klientów spłacających tzw. kredyty frankowe, a także koszt przewalutowania tych kredytów po tzw. kursie sprawiedliwym liczonym indywidualnie dla każdego kredytobiorcy.

3. Po kolejnej rundzie konsultacji ze środowiskami frankowiczów, że w projekcie znajdzie się jako podstawa tzw. kurs sprawiedliwy, obligatoryjne przeliczenie kredytu dla uprawnionych kredytobiorców (tylko kredytobiorcy hipoteczni mieszkający w lokalu na który został zaciągnięty kredyt, a ci którzy nie będą tego chcieli złożą odpowiednie oświadczenia w banku), możliwość zwrotu mieszkania na rzecz banku i w konsekwencji zwolnienie z długu, wreszcie ustalenie, że koszty tzw. spreadów w całości poniosą banki. Zdaniem Kancelarii Prezydenta prace nad projektem należy tak prowadzić aby mogła być ona uchwalona jesienią tego roku i w konsekwencji mogła obowiązywać już od 1 stycznia 2017 roku. Banki z kolei uzyskają możliwość rozłożenia kosztów tych operacji w czasie i powinny możliwie jak najszybciej wesprzeć idę przewalutowania ze względu na coraz większą niepewność sytuacji w Europie po tzw. Brexicie, co może skutkować kolejną falą słabnięcia złotego w stosunku do franka szwajcarskiego i jeszcze większymi problemami finansowymi posiadaczy tzw. kredytów frankowych. Zresztą banki będą chyba musiały zmienić dotychczasową taktykę blokowania uchwalenia tej ustawy, bo coraz częściej sądy w Polsce przyznają rację frankowiczom, stwierdzając, że tzw. kredyty frankowe są kredytami złotowymi, co więcej ze stopą oprocentowania wg. stawki Libor (a więc wyraźnie niższą niż w przypadku kredytów złotowych). Kuźmiuk

Między szczytem NATO a szczytem chamstwa *Londyn ograł Berlin *Metoda referendalna, czyli „tedy albo owędy” *Donaldzie, wróć! … NATO szczytowało więc w Warszawie ze skromnym efektem: imperializmowi rosyjskiemu, szczytującemu na Ukrainie przeciwstawiono cztery NATO-wskie rotacyjne bataliony, do rozmieszczenia w Litwie, Łotwie, Estonii i Polsce. Jakoś nikt nie postawił kwestii przyznania tym krajom statusu państw przyfrontowych, jakim cieszy się bezcenny Izrael, chociaż nie graniczy z imperialną Rosją i sam ma własną broń jądrową. Skąd ta skromność w Warszawie? Będzie to z pewnością wyjaśniane opinii publicznej jeszcze długo. My natomiast wrócimy na chwilę do Brexitu, gdyż sądzimy, że pewien jego aspekt jakby umknął uwadze komentatorów. Było to wielkie zwycięstwo brytyjskiej dyplomacji i polityki! Zapowiedziawszy wcześniej referendum – już w lutym br. Brytyjczycy wynegocjowali dla siebie korzystniejsze warunku uczestnictwa w UE. Mniejsza o zasiłki dla dzieci emigrantów, pozostawione w macierzystych krajach, mniejsza o spowolnienie nabywania przez emigrantów „socjalu” w Wielkiej Brytanii – najważniejsze, że Brytyjczycy wynegocjowali, iż „Wielka Brytania nie będzie nigdy częścią supermocarstwa, jakim jest UE po Traktacie Lizbońskim i nie będzie się poddawać automatycznie procedurom integracyjnym”! Oznacza to, że Brytyjczycy uzyskali to, co Niemcy zagwarantowały sobie zaraz po Traktacie Lizbońskim, kiedy to niemiecki Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe stwierdził, że żadne prawo unijne nie może obowiązywać w Niemczech bez zgody niemieckiego parlamentu. Na razie Francja nie poczyniła jeszcze takiego zastrzeżenia – zapewne dotychczasowa dobra współpraca z Berlinem jeszcze jej do tego nie zmusza… Wytworzyła się jednak teraz w UE przedziwna sytuacja: Niemcy i Wielka Brytania nie są częściami składowymi UE, są w pełni suwerenne, a pozostałe kraje – są częściami składowymi traktatowo-lizbońskiego supermocarstwa i nie są suwerenne… A wszyscy są niby „ równoprawnymi sygnatariuszami Traktatu Lizbońskiego” tworzącego unijne superpaństwo! Zwodnicza obłuda! Trzeba przyznać, że Brytyjczycy świetnie rozegrali swą partię. Najpierw zapowiedzieli referendum, i pod tym powisającym nad negocjacjami z Brukselą - jak miecz Damoklesa - szantażem wynegocjowali dla siebie to, co chcieli. Teraz, gdy wynik referendum okazał się negatywny – mają nadal otwarte pole do negocjacji. Parlament brytyjski nie musi czuć się związany wynikiem referendum… Referendum może być powtórzone… A nawet, gdy już brytyjski rząd skieruje wniosek o „wychod” z UE – w każdej chwili wniosek taki może być cofnięty. „Możemy nie wyjść, ale…” – tych „ale” może być wiele. Doprawdy – świetne zwycięstwo brytyjskiej polityki. Słychać głosy, że wyjście Brytyjczyków nie jest dobre dla Polski, bo umożliwi większe niemieckie „naciski integracyjne”. Tak być może, czas pokaże. Ale i brytyjska „metoda referendalna” może być dobrą ripostą na takie naciski. „Nie tylko grzeszników Pan Bóg smaczne rzeczy stworzył” – powiadał Zagłoba; nie tylko dla Brytyjczyków referenda… Nie dziwi wściekłość (pierwsza reakcja najszczersza!), z jaką brukselscy komisarze (berlińscy…) zareagowali na porażkę, jaką ponieśli w rozgrywce z Brytyjczykami. „Niech wychodzą jak najprędzej!” – pienili się, ale właśnie teraz Brytyjczycy będą wychodzić jak najwolniej… Czy Merklowa plunie na swych nieudolnych pomagierów, Junckera, Tiemmermansa, a i Schulza, choć on jeszcze nie komisar? Odzywają się już głosy o ich odwołanie… Co do Junckera – powinno to nastąpić już dawno: wtedy, gdy zaproponował obrabowanie Europejczyków na 300 miliardów euro żeby „ożywić rynek unijny” i „ratować” upadające banki; drugi raz – gdy wyszedł na jaw jego udział w ochronie podatkowej ciemnych finansów w Luksemburgu. Powiadają - do trzech razy sztuka. Słychać także, że przy okazji i Tusk może nie znaleźć w przyszłości posady w euro kołchozie… To akurat powinno ucieszyć PO, Nowoczesną i KOD! Gdy Schetyna i Petru kopia się po kostkach, a nawet wyżej, gdy lobby żydowskie trzyma twardo KOD-y w swych lepkich sorosowatych rękach i za jaja alimenciarza – tylko taki wybitny euro-leader jak Tusk mógłby pogodzić to szemrane towarzystwo… Zamiast ryć pod rządem premier Beaty Szydło – platformersi, nowocześni i kodziarze, z Michnikiem na kupę – ryjcie pod Tuskiem w Brukseli! Niech jak najszybciej wraca i staje na czele; chyba, że zarobił już tyle, że nie będzie mu się chciało tytłać dalej w szambie?… Szczytowi NATO w Warszawie towarzyszył szczyt bezczelności i chamstwa Targowiczan. Niesiołowski nazwał w Sejmie Antoniego Macierewicza – „chuliganem”! Ale do czego może odwoływać się spodstolna Targowica, w tak trudnej dla siebie sytuacji, jeśli nie do najgłębszych pokładów swej prawdziwej „tożsamości”? Nuworyszości, bezczelności i chamstwa?... Tymczasem bardzo ciekawie zapowiada się praca sejmowej komisji śledczej, powołanej do wyjaśnienia afery Amber Gold. To znaczy… wątpię, czy poza dwoma „słupami” ktoś jeszcze pójdzie siedzieć, ale dobre i to, czego się przy okazji dowiemy. Zbiór zastrzeżony IPN też miał być początkowo odtajniony, a teraz okazuje się, że jeśli w ogóle będzie odtajniany – to selektywnie. „Co przynosisz mi Mikito? Cztery jajka? Dobre i to!” (Brzechwa, „Przygody Lisa Witalisa”).Widać, że działa zasada „lepsze haki w ręku niż prawda na wierzchu”. Hm. Mam niejakie wątpliwości względem skuteczności tej zasady. Bo co po haku gdy „ohakowany” wie, że hak użyty nie będzie?... Że to pusty straszak?... Słusznie władza przykłada dzisiaj siekierę do coraz to nowych, zrobaczywiałych spodstolnych „pniaków”, słusznie gromadzi i rozpoznaje (mam nadzieję!) wagę istniejących haków – ale przyłożona siekiera jeszcze nie powala, a istniejący hak – jeszcze nie haczy. Francuski filozof Bergson pouczał, że śmieszy nas to, co nie odpowiada celowi: jak ta przyłożona siekiera, co niczego jeszcze nie zrąbała, jak ten hak, na którym nikt w końcu nie zawisł.

Marian Miszalski

Biję w dzwon Nawet Pan Bóg potrzebuje dzwonów – powiada popularne porzekadło – a cóż dopiero tak zwany zwykli ludzie? Zwykli – to znaczy przez nikogo nie nadymani w charakterze tak zwanych „ludzi chałtury”, to znaczy – pardon – oczywiście tak zwanych „ludzi kultury”, co to bez rządowych subwencji nie potrafią nawet wyrecytować wierszyka. Przyzwyczajenie do otrzymywania od rządu pieniędzy zrabowanych uprzednio Bogu ducha winnym podatnikom zeszło u nich już do poziomu instynktów i chyba zupełnie serio traktują to jako „prawa nabyte” o czym świadczy choćby gniewna reakcja pani Krystyny Jandy, kiedy zamiast tradycyjnego półtora miliona dostała zaledwie 150 tysięcy. Ale los tak zwanych „zwykłych ludzi” – chociaż oczywiście ciężki – jeszcze nie jest najgorszy. Zwykłych ludzi bowiem nikt wprawdzie nie nadyma, ani nie futruje, ale też nikt ich o nic specjalnie nie podejrzewa, a politycy czasami nawet kreują ich na „miarę wszechrzeczy”, przechwalając się jeden przez drugiego, jak to służą zwykłym człowiekom. Najgorsza nie jest nawet dola chłopa, chociaż ruch ludowy na tym patencie jechał ponad 100 laty i nadal próbuje jechać, ale już bez specjalnego powodzenia, bo większość ludzi zdążyło się zorientować, że każdy jest chłopem, chyba, że jest babą, a w tej sytuacji ruch ludowy ciężką dolą chłopa nie jest w stanie nikogo zepatować.

Bo w dzisiejszych czasach znacznie cięższą dolę maja kierowcy. Nasi okupanci nie bez racji uważają bowiem, że skoro kogoś stać było na kupno samochodu, niechby nawet używanego, to musi mieć jakieś zaskórniaki, które trzeba mu jak nie pod tym, to pod jakimś innym pretekstem wyszlamować. Toteż chociaż jurysprudensi dostali surowy rozkaz, by biednych studentów nauczać, że wysokość kary nie ma żadnego znaczenia, to jednak Umiłowani Przywódcy wynajdują coraz to nowe preteksty, by kierowcom podwyższać kary finansowe, aż do konfiskowania samochodów włącznie. Ale chociaż dola kierowców jest ciężka, znacznie cięższa, niż dola chłopa, to przecież nie jest najcięższa – bo najcięższa w naszym nieszczęśliwym kraju jest dola przedsiębiorców. Nie tylko są bezlitośnie wyzyskiwani przez Umiłowanych Przywódców, którzy właśnie z pasożytowania na przedsiębiorcach czerpią główne dochody z okupacji biednej ojczyzny, ale w dodatku nieustannie stawiani w stan podejrzenia przez rozmaite moralne autorytety, a nawet oskarżani o wszystkie możliwe przywary. Tymczasem to właśnie dzięki tym dzielnym ludziom, którzy często z dużym ryzykiem osobistym, omijają idiotyczne regulacje, jakie naszym Umiłowanym Przywódcom każą u nas wprowadzać rozmaite aroganckie półgłówki w rodzaju szefa Parlamentu Europejskiego Martina Schulza, czy przewodniczącego Komisji Europejskiej Jana Klaudiusza Junckera, który węgierskiego premiera Wiktora Orbana nazwał dyktatorem”. Tacy oto mądrale pretendują do przewodzenia Europie, więc nic dziwnego, że zaczyna ona coraz bardziej przypominać burdel, w którym wybuchł nagły pożar. W sytuacji, gdy nawet pan wicepremier Morawiecki przyznaje, iż ponad 70 procent obowiązujących u nas praw pochodzi z dyktatu Brukseli, ludzie mający poczucie odpowiedzialności za swoje rodziny, za swoje przedsiębiorstwa i za gospodarkę narodową, nie mają innego wyjścia jak zejść do konspiracji czyli tak zwanej „szarej strefy” Jeśli wierzyć danym statystycznym, to około 30 procent Produktu Krajowego Brutto, a więc tego, co w Polsce zostało wytworzone i sprzedane, powstaje w „szarej strefie”, czyli w konspiracji przed Umiłowanymi Przywódcami, którzy – gdyby im tylko pozwolić – roznieśliby na ryjach całą Polskę w mgnieniu oka. Dzięki odwadze i poświęceniu przedsiębiorców, gospodarka polska, wbrew wszystkim idiotyzmom forsowanym pod pozorami legalności, właśnie dzięki tej konspiracji jako-tako funkcjonuje, dostarczając naszemu narodowi ekonomicznych podstaw egzystencji. Obecny rząd odgraża się, że zlikwiduje szarą strefę między innymi przez „uszczelnianie systemu podatkowego”. Miejmy nadzieję, że to mu się nie uda, bo trzeba pamiętać, iż „szara strefa” nie polega wcale na okradaniu bliźniego swego, tylko na omijaniu idiotycznych przepisów, nazywanych nie wiedzieć czemu „prawem”. Gdyby bowiem mu się udało, to trzeba by pożegnać się z ostatnią nadzieją. Tylko ostatni cymbał bowiem może uwierzyć, że najlepszymi organizatorami gospodarki narodowej będą urzędnicy, to znaczy ludzie, których jedyną, a w każdym razie najważniejszą umiejętnością, jest wyszukiwanie sobie synekur, a więc lukratywnych stanowisk niezwiązanych z żadną odpowiedzialnością. W swojej wojnie z przedsiębiorcami Umiłowani Przywódcy, wspierani przez stada autorytetów moralnych, nie cofają się przed żadną podłością, wśród których na czołowe miejsce wybijają się oskarżenia przedsiębiorców o „egoizm”. To oskarżenia często kolportują ludzie, którzy nigdy w życiu nie zarobili nawet złotówki uczciwą pracą. Praca uczciwa, czyli potrzebna to taka, za którą inny człowiek gotów jest dobrowolnie zapłacić. Tymczasem – jak zauważył amerykański ekonomista Maurycy Rothbard – tylko funkcjonariusze publiczni swoje dochody wymuszają siłą, podczas gdy wszyscy inni, jeśli chcą uzyskać dochód, muszą wyświadczyć innym ludziom jakieś dobro; sprzedać im coś, czego tamci potrzebują, ugotować im obiad, wyleczyć z choroby, przewieźć z miejsca na miejsce, popilnować dzieci itd. Jak wszystkie oskarżenia miotane przez Umiłowanych Przywódców i skorumpowane przez nich stado autorytetów moralnych, również oskarżenia przedsiębiorców o „egoizm” i „prywatę” nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości. Oto w ostatnią sobotę uczestniczyłem w wydarzeniu kulturalnym przygotowanym przez Stowarzyszenie Miłośników Strzyżyca w województwie małopolskim i sponsorowanym przez tutejszych prywatnych przedsiębiorców. Zupełnie bezinteresownie zorganizowali oni koncert w wykonaniu trzech miejscowych muzyków – aktualnie studentów akademii muzycznych. Jeden wykonał kilka utworów na fortepianie, a dwaj – na akordeonie, prezentując bardzo awangardowy repertuar. Gwoździem programu był recital sławnego tenora Bogusława Morki, a przy okazji wśród publiczności zebrano na poczekaniu ponad 3 tys. złotych dla potrzeb Fundacji Pomocy dla Osób z Autyzmem MADA. Tak wygląda egoizm przedsiębiorców, co chyba warto odnotować zwłaszcza na tle postępowania Umiłowanych Przywódców i skorumpowanego przez nich stada autorytetów moralnych, którzy – jak to w podsłuchanej rozmowie w szefem CBA Pawłem Wojtunikiem wyznała minister Elżbieta Bieńkowska – bez sześciu tysięcy złotych miesięcznie nie kiwną nawet palcem w bucie.

Stanisław Michalkiewicz

26 lipca 2016 Przewodniczący Solidarności – postulaty związku z ostatnich 8 lat zrealizowane w 100%

1. Wczoraj na wspólnej konferencji prasowej w Bielsku Białej przewodniczący „Solidarności” Piotr Duda i wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Stanisław Szwed wspólnie ocenili realizację postulatów pracowniczych przez rząd premier Beaty Szydło. Bardzo zdecydowane stanowisko w tej sprawie zaprezentował przewodniczący „Solidarności”, który powiedział „postulaty związku zawodowego Solidarność, które przez ostatnie 8 lat rządów PO i PSL nieśliśmy na sztandarach w 100% zostały zrealizowane”. Przy tej okazji zostały wymienione: podwyżka płacy minimalnej (etatowej i godzinowej), wprowadzenie tzw. klauzuli społecznej w zamówieniach publicznych, ograniczenie okresu zawierania z pracownikami umów na czas określony, nakaz zawarcia z pracownikiem umowy przed podjęciem przez niego pracy, pozytywne stanowisko rządu do prezydenckiego projektu ustawy o obniżeniu wieku emerytalnego i sprawna realizacja wspierającego rodziny z dziećmi programu 500 plus. Piotr Duda przypomniał także, że związek oczekuje wprowadzenia do ustawy o obniżeniu wieku emerytalnego stażu pracy w wysokości 35 lat dla kobiet i 40 lat dla mężczyzn, a także zaprezentowania przez rząd swoistej mapy drogowej podwyżek płac w sferze budżetowej (przez 8 lat rządów PO-PSL płace w tej sferze były zamrożone).

2. Przypomnijmy tylko, że etatowa płaca minimalna zostanie zaakceptowana na poziomie 2000 zł brutto (minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska zapowiedziała przyjęcie przez rząd rozporządzenia w tej sprawie do 15 września tego roku) i że w tej sytuacji nastąpi podniesienie stawki godzinowej do 13 zł za godzinę brutto, ponieważ przy ustawowych 168 godzinach pracy miesięcznie daje wynagrodzenie w wysokości 2184 zł brutto miesięcznie i w związku z tym jest o 184 zł wyższe od minimalnego wynagrodzenia na podstawie umowy o pracę. Natomiast taka relacja pomiędzy tymi minimalnymi wynagrodzeniami (niższa płaca etatowa, wyższa godzinowa), zdaniem minister Rafalskiej, będzie zachęcała pracodawców zarówno publicznych jak i prywatnych do zatrudniania na podstawie umów o pracę, a nie umów zlecenia czy samozatrudnienia, bo te pierwsze będą jednak wyraźnie „tańsze”. Presja ze strony Rady Ministrów na to rozwiązanie świadczy o determinacji rządu Prawa i Sprawiedliwości, żeby poprzez regularne podnoszenie poziomu płacy minimalnej w tym przypadku w ramach umów zleceń a teraz także „etatowej” płacy minimalnej, wręcz „wymuszać” na pracodawcach regulacje płacowe „w górę”.

3. Przypomnijmy także, że jeżeli chodzi o tzw. klauzulę społeczną w zamówieniach publicznych, to był to podstawowy postulat zgłaszany od wielu lat przez organizacje związkowe, czyli wprowadzenie obowiązku zatrudnienia na umowy o pracę pracowników w firmach, które chcą zdobyć zamówienie publiczne. Do tej pory wprawdzie obowiązywał przepis, że zamawiający mieli taką możliwość ale niestety z niej korzystali, bo obowiązywały także zapisy o preferencji dla wykonawców oferujących najniższą cenę, a taką z reguły oferowali ci, którzy mieli zatrudnionych mało pracowników etatowych, a zatrudniali przede wszystkim na tzw. umowy śmieciowe – czasowe i umowy zlecenia. Teraz zamawiający z sektora publicznego, będą zobowiązani do egzekwowania od wykonawców robót budowlanych albo usług obejmujących czynności, które powinny być wykonywane przez pracowników zatrudnionych na podstawie umów o pracę, właśnie takiej formy zatrudnienia. Jednocześnie wprowadzeniu obowiązku zatrudniania na etat w firmach realizujących zamówienia publiczne towarzyszy wprowadzenie zasady, że cena w takim zamówieniu może stanowić jedynie do 40% wagi wszystkich innych kryteriów ustanowionych przez zamawiającego (czyli mówiąc wprost od tej pory najniższa, cena nie będzie mogła być już rozstrzygająca dla wyboru wykonawcy zamówienia publicznego).

4. Kilka dni temu Rada Ministrów przyjęła jednogłośnie stanowisko, w którym popiera obniżenie wieku emerytalnego bez żadnych dodatkowych warunków, co oznacza, że rząd pozytywnie opiniuje projekt ustawy przygotowany przez prezydenta. W tej sytuacji nic już nie stoi na przeszkodzie, aby prezydencki projekt ustawy w tej sprawie został przyjęty przez Parlament już po przerwie wakacyjnej, przy czym jak zaznaczono w opinii rządu, powinna ona wejść w życie od 1 października 2017 roku. Nie ulega wątpliwości, że przesunięcie w czasie wejścia tej ustawy w życie wynika z jednej strony z konieczności zapewnienia możliwości jej sfinansowania (do tego czasu wyraźnie powinny wzrosnąć dochody budżetowe z uszczelnienia systemu podatkowego), a z drugiej z konieczności przygotowania poważnych zmian w systemie informatycznym ZUS pozwalającym na bezkolizyjne przeprowadzenie tej skomplikowanej operacji).

5. Bardzo sprawnie idzie także realizacja programu 500plus, po 3 miesiącach jego realizacji, wypłacono już ponad 5 mld zł, a programem zostało objęte ponad 2,5 mln rodzin i blisko 3,5 mln dzieci. Trudno się więc dziwić, że po raz pierwszy od wielu lat przewodniczący związku zawodowego mówi publicznie, że 100% postulatów związkowych z ostatnich 8 lat zostało zrealizowane przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Kuźmiuk

Czy psie głosy pójdą w Niebiosy? Z kim przestajesz, takim się stajesz. Kto z chłopem pije, ten z nim pod płotem leży. I tak dalej i tak dalej. Te porzekadła sugerują, że towarzystwo w jakim się obracamy, nawet jeśli nie do końca się z nim identyfikujemy, osmotycznie na nas oddziałuje i w rezultacie początkowe różnice stają się coraz mniejsze i mniejsze, aż w końcu całkowicie zanikają. Nawet więcej; taki na przykład rosyjski polityk narodowości prawniczej („matka Rosjanka, ojciec prawnik”) czyli Włodzimierz Żyrynowski, prezentuje rosyjskie cechy narodowe w stopniu stężonym; pije więcej wódki, jest pryncypialny aż poza granice przyzwoitości, czego normalni Rosjanie nie robią, bo nie muszą niczego udowadniać. Ale bywa i odwrotnie; niektórzy Polacy, zwłaszcza bardziej zaangażowani w tak zwany dialog z judaszyzmem, zaczynają objawiać judaszystowskie cechy nawet na poziomie instynktów. Ujawniło się to w ostatnim czasie w związku ze spodziewanym przyjazdem papieża Franciszka na Światowe Dni Młodzieży. Oczywiście Światowe Dni Młodzieży to tylko taki pretekst, bo tak naprawdę to przyjazd Ojca Świętego ma charakter inspekcyjny, niczym wizyta rewizora iz Pietierburga. Takie wrażenie można odnieść zwłaszcza na podstawie lektury „Gazety Wyborczej”, która publikuje donosy nie tylko osób świeckich, ale również osób duchownych. Wspólnym mianownikiem jest oczywiście zatroskanie („O tę Polskę, o Ojczyznę najboleśniej zatroskani...”) stanem tubylczego Kościoła. Dlaczego żydowska gazeta dla Polaków tak się angażuje w meliorację tubylczego Kościoła, to sprawa osobna, „fenomen godzien rozbiorów”, ale nie o to w tej chwili chodzi, tylko o osmotyczne nasiąkanie cechami judaszystowskimi. Nawiasem mówiąc, najboleśniejsze zatroskanie stanem tubylczego Kościoła objawił na łamach żydowskiej gazety dla Polaków pan prof. Jan Woleński („Ołtarz naciera, tron sekunduje”) , prezentując się jako „niewierzący”. Pan prof. Woleński w pierwszym wcieleniu nazywał się jeszcze Hertrich i za komuny działał w Stowarzyszeniu Ateistów i Wolnomyślicieli, ale kiedy się okazało, że za „ateizm” nikt już nie wybula („Poeci będą wyli, że księżyc jest jak kula. Darmo; nikt od tej chwili za „kulę” nie wybula”), jednym susem przeskoczył do Zakonu Synów Przymierza. Niewierzący do „Zakonu Synów Przymierza”? Chyba nie dupy z batem? A teraz znowu „niewierzący” i w dodatku zwąchał się z „racjonalistami”. Ciekawe, kto wybula na „racjonalizm”? Ładny interes! Jak pamiętamy z Ewangelii, Pan Jezus był bardzo wyrozumiały wobec rozmaitych grzeszników; jadał z celnikami, nie pędził od siebie nierządnic, a w ogóle dlaczegoś najchętniej przestawał z prostakami, których nawet wybrał sobie na apostołów. Nawiasem mówiąc, kiedyś zagadnięto w tej kwestii prymasa Stefana Wyszyńskiego, dlaczego forsuje w Polsce kościół ludowy, trzymając na dystans intelektualistów. Prymas odparł, że na tyle, na ile to możliwe, stara się naśladować we wszystkim Pana Jezusa. No a co Pan Jezus? A Pan Jezus właśnie z prostakami, w celnikami, z nierządnicami, którym właściwie wszystko pobłażliwie wybaczał, natomiast w stosunku do ówczesnych intelektualistów, czyli faryzeuszy, nie miał słów potępienia. „Plemię żmijowe”, „groby pobielane”, „wy diabła macie za ojca”... Co tak zniechęciło Pana Jezusa do faryzeuszy? Odpowiedzi dostarcza fragment Ewangelii według św. Łukasza o faryzeuszu i celniku. „Dwóch ludzi weszło do świątyni aby się modlić: jeden był faryzeuszem, a drugi celnikiem. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: Boże dziękuję ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść...” - i tak dalej. Znakomitą współczesną ilustracją postawy zaprezentowanej przez ewangelicznego faryzeusza jest wywiad z przewielebnym ojcem Józefem Puciłowskim, dominikaninem, zamieszczony w żydowskiej gazecie dla Polaków pod charakterystycznym tytułem: „Niech papież zobaczy naszą głupotę”. Ojciec Puciłowski nie szczędzi gorzkich słów krytyki Kościołowi w Polsce i politykom Prawa i Sprawiedliwości i księdzu Międlarowi, w nadziei, że również jego głos jakimiś sekretnymi kanałami dotrze do papieża Franciszka, który przy okazji Światowych Dni Młodzieży zrobi z tym wszystkim porządek, to znaczy – obsztorcuje biskupów sprzyjających reżymowi Jarosława Kaczyńskiego, który, mówiąc nawiasem – wcale nie zachowuje się jak ewangeliczny celnik, tylko podobnie jak faryzeusz – w następstwie czego Kościół w Polsce zacznie zachowywać się prawidłowo, to znaczy – udzieli poparcia politycznego politycznej ekspozyturze „człowieków przyzwoitych”. A kto jest przyzwoity? Aaaa, to wiadomo; ten, który został wprowadzony do grona człowieków przyzwoitych przez co najmniej dwóch członków wprowadzających. Ten mechanizm wymaga, by jeden przyzwoity jakoś rozpoznawał w tłumie drugiego przyzwoitego. Ale po czym? Przecież nie „po czinu”, a więc jakoś inaczej. Tajemnica to wielka, więc nie jest wykluczone, że jeden przyzwoity rozpoznaje drugiego przyzwoitego po zapachu. Do tego oczywiście trzeba mieć specjalnego nosa, ale w środowisku „Gazety Wyborczej” nie powinno chyba być z tym problemu. Przewielebny ojciec Puciłowski uprawia polityczną agitację. To oczywiście nic złego; duchowni też mają swoje polityczne sympatie i antypatie. Obrzydliwe jest nie to, że ojciec Puciłowski agituje, ale to, że agitację swoją drapuje w religijny kostium, odmawiając swoim politycznym przeciwnikom wszelkiej moralnej wartości. Zachowuje się zatem identycznie, jak faryzeusz z ewangelicznej przypowieści i w dodatku już nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, zgodnie z formułą „bez swojej wiedzy i zgody”, z której dominikanie tak skwapliwie skorzystali - co oznacza, że judaszyzm zeszedł u niego już do poziomu instynktów. Ale jakże ma być inaczej, gdy ktoś angażuje się w rozmaite „dialogi z judaszyzmem”? Prędzej czy później zostanie „synem zatracenia”.

Podczas lektury rozmowy z przewielebnym ojcem Puciłowskim w pierwszym odruchu miałem ochotę zaapelować do wszystkich ludzi dobrej woli, by przynajmniej przez jeden rok wstrzymali się z wszelkimi datkami na rzecz zakonu dominikanów; zarówno na tacę, jak i tytułem wynagrodzenia za inne posługi religijne. Przykazanie kościelne nakazuje świadczyć na rzecz Kościoła, ale nie ma tam ani słowa o tym, by akurat na rzecz zakonu dominikanów. Myślę, że pierwsza myśl najlepsza, bo trzeba by jakoś dyscyplinować również przewielebne duchowieństwo, które najwyraźniej zaczyna się nam bisurmanić – czy jednak nie okaże się to wołaniem na puszczy, w następstwie czego zakon dominikański jeszcze bardziej zhardzieje i chociaż z polskiego chleba nie zrezygnuje, to mizdrzył się będzie do kogo innego? Dominikanie nazywani byli domini canes, czyli psy pańskie. Pewnie tak jest i dzisiaj, ale nie jest już do końca pewne, który to pan jest właścicielem i szczwaczem tej psiarni. Stanisław Michalkiewicz

27 lipca 2016 Mapa drogowa gruntownej reformy w ochronie zdrowia

1. Na wczorajszym posiedzeniu Rady Ministrów, minister zdrowia Konstanty Radziwiłł przedstawił swoistą mapę drogową reformy w ochronie zdrowia, która ma się rozpocząć od połowy 2017 roku.Ta mapa drogowa składa się z 5 priorytetów: pierwszy to budowa sprawnego systemu zarządzania powszechnie dostępnej służby zdrowia, drugi to sieć szpitali, trzeci- sukcesywne zwiększanie nakładów na zdrowie do 6% PKB w 2025 roku, czwarty- nowa podstawowa opieka zdrowotna, wreszcie priorytet piąty – powołanie urzędu zdrowia publicznego.

2. Realizacja pierwszego priorytetu to z jednej strony likwidacja dotychczasowego Narodowego Funduszu Zdrowia i przeniesienie jego kompetencji do ministerstwa zdrowia oraz wojewódzkich urzędów zdrowia będących administracją podległą wojewodzie, z drugiej natomiast wprowadzenie powszechnej dostępności do świadczeń wszystkim zamieszkałym na terytorium naszego kraju.Zamiast Funduszu zostanie stworzony Państwowy Fundusz Celowy „Zdrowie” będący częścią budżetu państwa i w związku z tym środki finansujące ochronę zdrowia staną się ponownie środkami budżetowymi ze wszystkimi tego konsekwencjami w szczególności będą podlegały kontroli budżetowej. Drugi priorytet to zbudowanie sieci szpitali składających się ze szpitali podstawowych I, II i III stopnia oraz specjalistycznych (onkologicznych, pediatrycznych i Instytutów). Szpitale I stopnia do generalnie kilkuoddziałowe szpitale powiatowe, drugi to szpitale specjalistyczne o charakterze wojewódzkim, trzeci to szpitale kliniczne i o podobnym charakterze. Zmieni się także sposób finansowania szpitali w części będą „zabudżetowane” (w ok. 70%) czyli dostaną zryczałtowane środki na leczenie pacjentów określonych zakresach, pozostała część finansowania będzie miała charakter elastyczny oparty na metodzie konkursowej.

3. Trzeci priorytet to zwiększanie nakładów na zdrowie, mierzone udziałem publicznych wydatków zdrowotnych w PKB, z obecnego poziomu wynoszącego około 4,8% PKB (w tym 0,27% PKB wydatków samorządów na zdrowie) do poziomu 6% PKB w ciągu najbliższych 10 lat, a więc po mniej więcej 0,2% PKB rocznie. Czwarty priorytet to zbudowanie nowej podstawowej opieki zdrowotnej składającej się z tzw. zespołów podstawowej opieki zdrowotnej gdzie przy utrzymaniu samodzielności organizacyjnej i finansowej współpracować w leczeniu pacjentów będą ze sobą lekarz, pielęgniarka, położna i dietetyk. Zespoły POZ będą także koordynować poruszanie się pacjentów po systemie opieki zdrowotnej i zbierać informacje na temat historii leczenia pacjentów, którzy uzyskali pomoc w szpitalach i przychodniach specjalistycznych. Zmieni się także finansowanie POZ w tzw. części kapitacyjnej (na głowę zarejestrowanego w przychodni pacjenta) będzie wyodrębniona stawka podstawowa ale także dodatek motywacyjny za profilaktykę i promocję zdrowia oraz dodatek za opiekę nad przewlekle chorymi. Oprócz tego POZ będzie otrzymywał tzw. część powierzoną finansowania, przeznaczoną na badania diagnostyczne pacjentów i ambulatoryjną opiekę specjalistyczną z których będzie się musiał rozliczać.

4. Z kolei priorytet piąty to zbudowanie Urzędu Zdrowia Publicznego z dotychczasowych instytucji i programów funkcjonujących w ochronie zdrowia tj. Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, Państwowego zakładu Higieny, Państwowej Inspekcji Sanitarnej, części profilaktycznej należącej dzisiaj do NFZ, Krajowego centrum ds. AIDS, Narodowego Programu Zdrowia, Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych i Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii. Priorytet I i IV będą realizowane już od połowy 2017 roku, trzy pozostałe od stycznia 2018 roku ale odpowiednio wcześniej będzie musiał być przyjęty przez Parlament cały pakiet zmian legislacyjnych. Kuźmiuk

Multi-kulti zwycięża Po zamachu w Nicei, gdzie zamachowiec na przestrzeni dwóch kilometrów bez przeszkód taranował ciężarówką przechodniów, podniosły się głosy krytyki pod adresem słodkiej Francji – że to też „ch**, d*** i kamieni kupa” – jak w podsłuchanej rozmowie scharakteryzował nasz nieszczęśliwy kraj ówczesny minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz. Rzeczywiście – pod rządami „socjałów nudnych i ponurych” w rodzaju prezydenta Hollande’a czy arywistów w rodzaju Mikołaja Sarkozy’ego słodka Francja coraz bardziej się obsuwa, co było widać choćby po świątecznych dekoracjach na Polach Elizejskich w Paryżu z okazji Bożego Narodzenia. Słynący kiedyś w świecie z dobrego smaku Paryż oświetlił jedną z najpiękniejszych ulic na świecie infernalną czerwienią, a na całej długości wzniesione zostały stragany, których powstydziłby się nawet odpust w Psiej Wólce. Najwyraźniej do paryskiego magistratu musieli przeborować sobie dojście jacyś absolwenci Akademii Pierwszomajowej czy innej Wyższej Szkoły Gotowania na Gazie, no i umaili francuską stolicę, jak tam potrafili, czyli na podobieństwo Anatewki czy innego sztatełe. Wśród krytyków znalazł się również pan minister Błaszczak, który nieubłaganym palcem wytknął Francji, że na wcześniejsze zamachy zareagowała eunuchoidalnymi marszami „przeciw przemocy” i malowaniem kolorową kredą kwiatków na chodnikach. Oczywiście miał rację, ale właśnie dlatego pryncypialnie skrytykowała go żydowska gazeta dla Polaków, która najwyraźniej uważa, że taka właśnie powinna być reakcja. Ciekawe, co powiedziano by na takie dictum w Izraelu, gdzie wojsko nie cacka się z demonstrantami, tylko bez ceregieli otwiera ogień, niczym zaporowe oddziały NKWD za Stalina. Nauka nie idzie w las; taki Lew Mechlis – mówiąc nawiasem, absolwent Akademii Pierwszomajowej, czyli Instytutu Czerwonej Profesury – jako główny politruk Armii Czerwonej nakazywał mordować wszystko, co się rusza, zwłaszcza jeśli przynależało do jakiegoś narodu mniej wartościowego, ponieważ on sam tak zwane korzenie miał pierwszorzędne, niczym pan redaktor Michnik. Ale bo też co jest dobre dla Herrenvolku, to nie musi być dobre dla narodów mniej wartościowych, dla których przeznaczono multi-kulti. No i multi-kulti zaczyna przynosić rezultaty. Oto młody Afgańczyk – pewnie z tych, co to już nie mogli wytrzymać pod rządami syryjskiego brutala Asada, a w każdym razie tak wyjaśniali policji powody swego przybycia do Europy – zaatakował pasażerów pociągu w okolicach Würzburga w Niemczech toporem i zanim policjanci go zastrzelili, zdążył kilku poturbować. Dlaczegoś upodobał sobie szczególnie Chińczyków. Oprócz topora miał również nóż, co pokazuje, że całkiem z narodową tradycją nie zerwał, ale ten topór najwyraźniej wskazuje na wpływ kultury germańskiej. Gdyby tak po uderzeniu toporem poprawiał ofierze uderzeniem młotem Thora, to bez wątpienia trzeba by takie postępowanie uznać za triumf kulturowej asymilacji imigrantów, z którą tyle nadziei wiązała Nasza Złota Pani – no ale asymilacja musi trochę potrwać, a poza tym w mieszkaniu zastrzelonego policja znalazła flagę Państwa Islamskiego. Jak wiadomo, Państwo Islamskie powstało w następstwie utraty wiary wielu bezbronnych cywilów w prezydenta Obamę.

Kiedy nie spełnił on swojej obietnicy przeprowadzenia interwencji w Syrii, część bezbronnych cywilów, uprzednio wyszkolonych i wyekwipowanych przez CIA głównie za pośrednictwem Arabii Saudyjskiej, nawróciła się do Allaha i utworzyła Kalifat, który teraz inspiruje albo nawet wyznacza zadania rozmaitym ochotnikom, porwanym ideą ekspansji islamu na obszary zamieszkane przez „niewiernych”. Tymczasem „niewierni” mają zgoła inne zmartwienia. Lekceważąc sugestie twórcy chrześcijańskiej doktryny, czyli świętego Pawła, by „szukać tego, co w górze”, coraz częściej koncentrują się raczej na dolnych partiach ciała, a konkretnie – na swoich genitaliach: co wkładać, komu i w jakie otwory ciała. Jak pisze poeta, „powstała wnet straszliwa wiedza”, dzięki której możliwe stało się rozróżnienie „gejów”, czyli gojów wkładających penisy w otwory odbytowe swoich partnerów albo pozwalających im na tak zwane obciąganie laski, to znaczy pobudzanie penisa ustami, oraz „lesbijki”, to znaczy damy wylizujące sobie nawzajem klitorisy i w ten sposób osiągające ekstazy. Oprócz tych zasadniczych odłamów są jeszcze pomniejsze – na przykład biseksualiści, którzy wkładają, co tam akurat mają pod ręką, komu i gdzie popadnie, oraz osoby „transpłciowe”, czyli takie, które jeszcze się nie zdecydowały, co, komu i gdzie będą wkładały, więc z pozoru zachowują się jak biseksualiści, ale biseksualistami nie są, bo biseksualiści są zdecydowani, podczas gdy oni – jeszcze nie. Ponieważ w naszym i tak już przecież nieszczęśliwym kraju odbywają się Światowe Dni Młodzieży z udziałem Jego Świątobliwości papieża Franciszka, „geje”, „lesbijki” i odłamy drobniejszego płazu, zrzeszone – jak się okazało – w pozarządowej organizacji „Wiara i Tęcza”, która stawia sobie za cel udzielenie odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób pogodzić opisane wyżej skłonności z przynależnością do Kościoła i wiarą, postanowiły się włączyć. Myślę, że Światowe Dni Młodzieży przyniosą odpowiedź na te nurtujące „niewiernych” pytania, bo „Wiara i Tęcza” zapowiedziała zorganizowanie w Krakowie „Przystani Pielgrzymów LGBT”, gdzie chętni będą mogli się dowiedzieć, jak rżnąć się po Bożemu i w ogóle. Bo o tym, żeby się nie rżnąć, mowy być nie może, ponieważ wszelkie ograniczenia podkopałyby podstawy osobniczej tożsamości, a czyż jest coś cenniejszego od tożsamości? Nie ma – zatem, skoro tożsamość jest miarą wszechrzeczy, jasne jest, że wszystko inne musi zostać jej podporządkowane. W tej sytuacji niedawna deklaracja papieża Franciszka, że „Kościół” powinien „przeprosić” nie tylko „homoseksualistów”, ale również „wykorzystane kobiety” oraz „biednych”, nabrała zupełnie nowego ciężaru gatunkowego. W sprawie kobiet jeszcze nie wykorzystanych Jego Świątobliwość na razie nie zajął stanowiska, wobec czego możemy zachować wobec nich postawę neutralną, natomiast wobec „homoseksualistów” oraz „kobiet wykorzystanych” nie ma rady – musimy przybrać postawę pokory, którą nieboszczyk Tadeusz Mazowiecki nazywał „postawą służebną”. Przyjęcie takiej postawy niewątpliwie ułatwia penetrację osoby pokornej, co z pewnością może dostarczyć satysfakcji zwłaszcza „gejom”, którym w tej sytuacji nikt nie powinien się sprzeciwiać. Wypada tylko mieć nadzieję, że i „geje” nie pójdą na całość i nie wykorzystają Światowych Dni Młodzieży, by zażądać tak zwanego „dowodu miłości” od Jego Świątobliwości papieża Franciszka – chociaż oczywiście pewności żadnej mieć nie można, bo – jak powiadają wymowni Francuzi – l’appétit vient en mangeant, co się wykłada, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Tak czy owak, tegoroczne Światowe Dni Młodzieży zapowiadają się wyjątkowo atrakcyjnie i kto wie – może nawet przyćmią „Przystanek Woodstock” słynnego „Jurka Owsiaka”, który nikogo nie musi przepraszać, bo podziwia i kocha każdego, jak leci.

Stanisław Michalkiewicz

Amerykańska gazeta w padgatowce do „operacji polskiej” Czy amerykańscy dziennikarze są immunizowani na plagiaty? Myślę, że nie są, bo niby dlaczego mieliby być? Dlatego, że są amerykańscy? Amerykanie ani nie stoją wyżej etycznie od innych narodów, ani intelektualnie. Pytania, jakimi zaszczycili mnie funkcjonariusze amerykańskiej straży granicznej nie rzucają na kolana. Na przykład, kiedy w ubiegłym roku przekraczałem granicę między Kanadą i USA między Vancouver i Seattle, funkcjonariusz zapytał mnie: „dlaczego w krawacie?” Towarzyszący mi pan R. wyjaśnił mu - „bo jutro niedziela”, co ten skwitował otwartą paszczą: „Aaa!” – i z pełnym zrozumieniem sytuacji „z państwem mi dał zaślubiny” to znaczy – przybił pieczątkę w paszporcie. Ale mniejsza już o tamtejszych pograniczników, bo przecież nie o nich tu chodzi, tylko o plagiatorów. Oto niejaki Chris Hedges, podobno nagrodzony nagrodą Pulitzera, w amerykańskiej gazecie „The Washington Post” napisał o „neonazistowskiej Polsce”, która zamordowała „3 miliony Żydów”. Jak się czyta takie rzeczy, to człowieka ogarnia żal, że to nieprawda, ale nie o to przecież chodzi, bo okazało się, że ten amerykański plagiator opierał się na rewelacjach przekazanych mu przez dwóch kolaborantów pana red. Adama Michnika: Kurskiego i Stasińskiego. Myślę, że nie tylko, myślę, że te 3 miliony zaczerpnął od niejakiej Aliny Całej, której już połowa by wystarczyła do wyrzygania – bo to ona wyssała sobie tę liczbę z palca, który uprzednio musiała sobie wsadzić w jakiś otwór ciała – bo inaczej skąd by zdobyła się na taką precyzję? Mniejsza jednak o informatorów amerykańskiego agitatora, bo tylko polskie safandulstwo no i oczywiście – przejęcie przez CIA starych kiejkutów zapewnia żydowskiej piątej kolumnie w Polsce nie tylko bezkarność, ale nawet – niespotykany wcześniej dobry fart, z którego całą paszczą korzysta też potomstwo świętych rodzin Wielowieyskich i innych. Powiadają, że ten Chris Hedges już wcześniej był podejrzewany o plagiaty – w co chętnie wierzę tym bardziej, że został nagrodzony Nagrodą Pulitzera. Podejrzewam bowiem, że na tej nagrodzie, podobnie jak na „Oskarach”, położyła łapę amerykańska razwiedka i przy jej pomocy lansuje konfidentów - podobnie zresztą, jak to robią i u nas. Niech im tam będzie na zdrowie; konfidenci też muszą być jakoś wynagradzani, więc dlaczego nie Nagrodą Pulitzera? Skąd jednak u amerykańskiego plagiatora mógłby zrodzić się pomysł scharakteryzowania Polski jako kraju „neonazistowskiego”? Ślady prowadzą w głąb historii, do „Operacji Polskiej NKWD” w latach 30-tych, kiedy to Adam Michnik ówczesnej sowieckiej propagandy, czyli Lew Mechlis, którego Stalin wystrugał z banana na naczelnego redaktora „Prawdy” zajmował się rządami sowieckich dusz. Onże właśnie, w ramach propagandowej padgatowki do „Operacji Polskiej” wykombinował sobie, że najlepiej będzie, jeśli nasz nieszczęśliwy kraj przedstawi się nie tylko jako kraj „antysowiecki”, ale również – jako „antysemicki” i wreszcie – jakże by inaczej - „faszystowski”. Okazuje się, że z tych samych zatrutych źródeł korzystają również współpracownicy amerykańskiej gazety pod tytułem „The Washington Post”, która – podobnie jak współpracownicy Mikołaja Jeżowa: dwaj odescy Żydzi – Minajew-Cykanowski i Cesarski – znowu uczestniczy w przygotowaniach do jakiejś kolejnej „operacji polskiej”, dla potrzeb której zmobilizowani zostali szabesgoje w osobach Jarosława Kurskiego i Piotra Stasińskiego. Tamta „operacja polska zakończyła się zagładą kilkuset tysięcy Polaków. Ciekawe, czym ma zakończyć się ta.? Stanisław Michalkiewicz

28 lipca 2016 Komisja Europejska nie skorzystała z okazji aby w sprawie Polski siedzieć cicho

1. „Stracili dobrą okazję do milczenia” – takiego określenia użył wobec Polski ówczesny prezydent Francji Jacques Chirac, reagując w ten sposób na poparcie między innymi przez nasz kraj interwencji Stanów Zjednoczonych w Iraku na ponad rok przed członkostwem w Unii Europejskiej (było to w lutym 2003 roku). Wypada je teraz zdecydowanie powtórzyć i dedykować Komisji Europejskiej po jej wczorajszej decyzji o przyjęciu zaleceń wobec Polski czyli uruchomienia drugiego etapu tzw. procedury badania praworządności w naszym kraju. Wszczęcie tej procedury przez KE jak już dowodziło wielu ekspertów nie ma żadnego umocowania prawnego w kompetencjach tego ciała (mieli do tej procedury poważne wątpliwości nawet prawnicy innej instytucji Rady Europejskiej), a już wdrożenie jej kolejnego etapu i sformułowanie zaleceń dla Polski, wygląda na kompletne oderwanie od rzeczywistości brukselskich urzędników.

2. Nie ulega bowiem wątpliwości, że coraz częściej KE swoimi działaniami wprost osłabia Unię Europejską, prowadzi do jej dezintegracji ale wydawało się, że po decyzji Brytyjczyków, którzy przegłosowali wyjście tego kraju z UE, przyjdzie jednak na tych urzędników jakieś opamiętanie. Jak widać nic takiego się nie stało, KE dalej brnie w konflikty z poszczególnymi krajami członkowskimi jednocześnie poważnie zaniedbując swoje codzienne obowiązki czyli sprawowanie roli strażnika Traktatów. Ba w ostatnich latach nad głową KE dosłownie „wiszą” poważne problemy, które mimo różnych działań i zaangażowania ogromnych pieniędzy, nie są rozwiązywane, a raczej można je określić „przyklejeniem plastra” na rozognioną ranę.

3. Jeden z nich formalnie się właśnie rozwiązał, Brytyjczycy zdecydowali w wyjściu z UE, choć wynegocjowanie warunków tego rozstania, tak aby było jak najmniej kosztowne dla obydwu stron (W. Brytanii i 27 pozostałych krajów UE), zajmie przynajmniej 2 lata i będzie zapewne dla urzędników Komisji „drogą przez mękę”. Dwa pozostałe czyli problem masowej imigracji do UE (w 2015 liczba imigrantów przybyłych do UE przekroczyła 1,5 miliona) i terroryzm z nią związany, a także problemy krajów Południa strefy euro, w tym wręcz dramatycznej sytuacji Grecji, ciągle pozostają do rozwiązania. Problem masowej imigracji wywołany nieodpowiedzialną polityką Niemiec i ich kanclerz Angeli Merkel, doprowadził do poważnych podziałów wśród krajów UE, część z nich (Węgry, Słowacja i Czechy), skarży decyzję Rady o tzw. kontyngentach uchodźców do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, wreszcie niektóre zawieszają funkcjonowanie przepisów strefy Schengen i wprowadzają kontrole na granicach (np. Dania na granicy z Niemcami, czy Szwecja na granicy z Danią). Jeżeli Turcja nie będzie chciała mimo oferowanych 6 mld euro (po ostatnich wydarzeniach związanych z nieudanym przewrotem wojskowym), przypilnować swojej granicy z Grecją i imigracja w 2016 roku będzie dalej tak masowa jak do niedawna, to nieuchronne jest zawieszenie funkcjonowania strefy Schengen jednej z podstawowych zdobyczy europejskiej integracji. Zupełnie dramatycznie wygląda problem terroryzmu związany z masowym napływem imigrantów, ostatnio nie ma wręcz dnia aby nie było jakiegoś zamachu w krajach Europy Zachodniej, a reakcja krajów w których mają one miejsce jak i samych instytucji europejskich polegają raczej na „maskowaniu” problemu niż zmierzeniu się z jego przyczynami. Z kolei mimo wpompowania w Grecję ponad 300 mld euro przez instytucje europejski, kryzys w tym kraju w dalszym ciągu trwa, bezrobocie wśród ludzi młodych przekracza 50% i jeżeli sytuacja się nie zmieni to jak mówią w PE posłowie greccy od lewa do prawa, temu krajowi grozi po prostu rewolucja. Trochę lepsza ale w dalszym ciągu trudna jest sytuacja gospodarcza w Portugalii i Hiszpanii, na granicy recesji znajduje się gospodarka włoska, więc cała strefa euro ciągle chwieje się w posadach.

4. Ale Komisja nie działa właściwie także w sprawach bieżących ważnych dla poszczególnych krajów członkowskich. Nie zareagowała do tej pory na wprowadzone w Niemczech i we Francji ustanowienie płacy minimalnej (odpowiednio 8,5 euro/godz. i 9,8 euro/godz.), a szczególnie na objęcie nią kierowców środków transportu z innych krajów unijnych świadczących usługi w tych dwóch państwach), co bardzo pogorszyło konkurencyjność świadczących te usługi i oznacza wypychanie ich z tamtych rynków (chodzi głównie o transport ciężarowy z krajów Europy Środkowo – Wschodniej). Mimo tzw. żółtej kartki danej jej przez parlamenty 11 krajów członkowskich (w tym Polski) w sprawie dyrektywy o tzw. pracownikach delegowanych, odrzuciła to swoiste ostrzeżenie i forsuje swoje dotychczasowe decyzje. KE zabiera więc głos i podejmuje decyzje w sprawach, w których powinna siedzieć cicho i siedzi cicho w sprawach w których ma naprawdę kompetencje do działania. Kuźmiuk

Obóz koncentracyjny chwilowo nieczynny? Jeszcze jako uczeń średniej szkoły zetknąłem się z teorią konwergencji, głoszoną już w latach 60-tych przez prof. Zbigniewa Brzezińskiego. Oczywiście zetknąłem się z nią pośrednio, to znaczy – za pośrednictwem „Trybuny Ludu”, która strasznie prof. Brzezińskiego za tę teorię krytykowała, dowodząc, że jest ona jeszcze jednym przykładem schyłkowej degeneracji imperializmu – i tak dalej. Ale nawet z tej pryncypialnej krytyki można było się zorientować o co w tej teorii chodzi. A chodziło o to, że obydwa antagonistyczne mocarstwa: Stany Zjednoczone i Związek Sowiecki – chociaż tkwią w śmiertelnym zwarciu zimnej wojny, to jednak, tkwiąc w tym zwarciu, coraz bardziej się do siebie upodabniają. Z punktu widzenia marksistowskich mełamedów było to oczywiście horrendum; gdzieżby znowu Związek Sowiecki, który był przecież zatwierdzony na awangardę całej postępowej ludzkości, miałby się upodabniać do USA - faszystowskiego legowiska gnijącego kapitalizmu! Taka myśl żadnemu dialektycznemu materialiście nie przyszłaby do głowy nawet w gorączce. Nie muszę dodawać, ze tak krytyka ze strony „Trybuny Ludu” tylko zachęciła mnie do tej teorii – bo już wtedy kierowałem się zasadą, którą kieruje się i dzisiaj – tylko zmieniają się tytuły gazet. Jeśli nie miałem w jakiejś sprawie wyrobionego poglądu, to sięgałem po „Trybunę Ludu” i jeśli ona coś pryncypialnie potępiała, to odbierałem to jako nieomylny znak, że to coś dobrego i godnego życzliwego zainteresowania. Podobnie i dzisiaj, z tą tylko różnicą, że zamiast po „Trybunę Ludu”, której już nie ma, sięgam po „Gazetę Wyborczą”, w której, mówiąc nawiasem, ścisłe kierownictwo w drugim pokoleniu stanowi kontynuację redakcyjnego Judenratu „Trybuny Ludu”. Wróćmy jednak to teorii konwergencji. Jeśli prof. Brzeziński miał rację, to znaczy, ze Stany Zjednoczone stopniowo powinny upodabniać się do Związku Sowieckiego. Na pierwszy rzut oka wydaje się to niepodobieństwem, ale kiedy różne sprawy zaczniemy sobie rozbierać z uwagą, to wszystko zaczyna wyglądać nieco inaczej. Jak pamiętamy, w latach 60-tych i 70-tych, Związek Sowiecki postawił na „ wyzwalanie” ludów kolonialnych, to znaczy – na inicjowanie w koloniach zbrojnych ruchawek przeciwko metropoliom, a następnie – na instalowanie tam komunistycznych, a przynajmniej – autorytarnych reżymów, które poddawały tubylcze narody jeszcze okrutniejszej tyranii. Bardzo wymownym tego przykładem był sąsiadujący z Republiką Południowej Afryki portugalski Mozambik. Dzięki sowieckiemu wsparciu władzę w tym kraju przejął komunistyczny ruch FRELIMO, podczas gdy w sąsiedniej Republice Południowej Afryki panował apartheid, w ramach którego biała mniejszość straszliwie uciskała czarną większość. Kłopot polegał na tym, że Murzyni masowo uciekali z Mozambiku do RPA, ku konsternacji rozmaitych humanistów na Zachodzie, którzy ani w ząb nie potrafili zrozumieć, dlaczego Murzyni nogami głosują za apartheidem, uciekając z cudnego raju. Warto bowiem pamiętać, że w latach 70-tych amerykańskie i europejskie uczelnie zostały w znacznym stopniu opanowane przez marksistów, którzy nie tylko narzucili marksistowski punkt widzenia, ale i ukształtowali w tym duchu całe pokolenia studentów. Marksistowska metoda, jak wiadomo, polega na duraczeniu, w następstwie którego oduraczona jednostka traci kontakt z rzeczywistością i zaczyna żyć w rzeczywistości podstawionej. A – jak zauważa poeta - „kto w szpony dostał się hipostaz, rzeczywistości już nie sprosta”, toteż nic dziwnego, że zachodni intelektualiści ani w ząb nie potrafili pojąć, co się z tymi Murzynami w Mozambiku dzieje. Ten eksport komunizmu w skali światowej, nawiasem mówiąc, możliwy dzięki finansowej pomocy Zachodu, głównie USA dla Związku Sowieckiego, doprowadził Sowiety do tzw. rozdęcia imperialnego i gospodarczego załamania. W rezultacie nastąpiła ewakuacja Związku Sowieckiego nie tylko z odległych rejonów świata, ale nawet ze Środkowej Europy. Okazało się jednak, że natura nie znosi próżni i próżnie polityczne, powstałe wskutek ewakuacji Sowietów, zaczęły wypełniać Stany Zjednoczone z ta różnicą, ze nie eksportowały komunizmu, tylko demokrację. Jednak eksport demokracji do krajów w których nie było żadnej sprzyjającej demokracji, czy choćby w ogóle umożliwiającej demokrację infrastruktury w postaci własności prywatnej i wynikającej z niej autonomii jednostki wobec państwa sprawił, że kraje dostały się w szpony równie bezwzględnych tyranów, przeciwko którym nieustanie podnosiły się bunty, co w rezultacie pogrążyło ogromne obszary świata w krwawym chaosie. Różnica polega na tym, że owi tyrani uważani są przez Waszyngton za „naszych sukinsynów”, których Ameryka popiera, w odróżnieniu od sukinsynów jakichś takich nie naszych, których zwalcza. Ale – powiedzmy sobie szczerze – nie ma tu wielkiej różnicy między popieraniem przez Związek Sowiecki w Afganistanie takiego Babraka Karmala, a popieraniem przez USA w Afganistanie takich Hamida Karzaja. Tak więc przynajmniej w tej dziedzinie teoria konwergencji sprawdziła się w stu procentach. Ale okazało się, że nie tylko w tej dziedzinie. Oto 71- letni profesor prawa na Uniwersytecie Harwarda, Mark Victor Tushnet, pochodzenia żydowskiego, który skończył tę uczelnię w roku 1967, a więc w okresie ugruntowywania marksistowskich wpływów na amerykańskich uniwersytetach, właśnie ogłosił, że „chrześcijanie i konserwatyści” przegrali wojnę kulturową, wobec czego trzeba potraktować ich również „surowo” jak „nazistów” w Niemczech i militarystów w Japonii po 1945 roku. Warto przypomnieć, co oznacza ta „wojna kulturowa”, którą w ocenie prof. Tusheta „chrześcijanie i konserwatyści” przegrali. To nic innego, jak komunistyczna rewolucja, prowadzona według strategii zalecanej przez Antoniego Gramsciego. Zgodnie z jego zaleceniami głównym polem rewolucyjnej bitwy powinna być sfera kultury, więc na plan pierwszy wysuwa się masowe duraczenie. W strategii bolszewickiej było inaczej; na plan pierwszy wysuwała się gwałtowna zmiana stosunków własnościowych, masowy terror , a masowe duraczenie jako czynnik wspomagający. Teraz jest odwrotnie; masowe duraczenie na planie pierwszym, z lekka tylko wspierane stworzonymi na wszelki wypadek narzędziami terroru, a stosunki własnościowe same się ukształtują w pożądany sposób właśnie w następstwie duraczenia. Strategia rewolucyjna się zmieniła, ale cel się nie zmienił; celem tym, jak i przy poprzedniej, bolszewickiej strategii, jest wyhodowanie człowieka sowieckiego. Różni się od normalnego człowieka tym, ze wyrzekł się wolnej woli. W związku z tym człowiek sowiecki nie może żyć w normalnym świecie, gdzie trzeba codziennie dokonywać samodzielnych wyborów. Zatem drugim celem rewolucji komunistycznej jest stworzenie człowiekom sowieckim sztucznego środowiska w którym mogliby oni żyć. Tym środowiskiem jest państwo totalitarne, które tym się między innymi charakteryzuje, ze nie toleruje zadnej władzy poza własną, a więc, władzy rodzicielskiej, władzy religijnej, a także władzy właściciela nad rzeczą – przedmiotem własności. Pan prof. Tushet twierdzi, że „chrześcijanie i konserwatyści” tę „wojnę kulturową” już przegrali, co by wskazywało, iż obydwa cele komunistycznej rewolucji, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych, zostały osiągnięte. Ciekawe, że podobnie mówił nam w 1990 roku prof. Milton Friedman, jak to jeszcze w latach 80-tych w Bibliotece Kongresu przeczytał program Komunistycznej Partii USA z lat 20-tych i z przerażeniem stwierdził, że we wszystkich punktach został on zrealizowany! Jeśli zatem prof. Tushet ma rację, to by znaczyło, że Stany Zjednoczone na naszych oczach przekształcają się w państwo totalitarne, w którym organy władzy publicznej w coraz większym stopniu uzależniają od siebie obywateli i za nich decydują. Byłoby to potwierdzenie teorii konwergencji w całej rozciągłości, co oczywiście skłaniałoby też do refleksji nad kierunkiem ewolucji w Rosji – bo przecież i tam musiały zachodzić zmiany, tyle, że chyba w kierunku odwrotnym od zmian zachodzących w Ameryce. Ciekawe, co na ten tema sądzi dzisiaj pan prof. Zbigniew Brzeziński, bo chociaż z jednej strony takie spektakularne potwierdzenie jego teorii musi dostarczać mu niemało satysfakcji, to z drugiej strony przekształcanie Stanów Zjednoczonych w państwo totalitarne chyba go nie cieszy. I kolejna sprawa. Skoro „wojnę kulturową”, o której prof. Tushet powiada, że „chrześcijanie i konserwatyści” przegrali, to kto ją w takim razie wygrał? Najwyraźniej musieli wygrać ją marksiści, również pokroju prof. Tusheta, który nie tylko jest marksistą, ale i Żydem, zatem jest typowym przykładem formacji zwanej żydokomuną. Pan prof. Paweł Śpiewak napisał całą książkę, w której usiłuje wmówić nam, że żydokomuny „nie ma” - ale jakże „nie ma”, kiedy przecież jest i to w tak reprezentatywnych osobach, jak prof. Mark Victor Tushet, profesor prawa na Uniwersytecie Harwarda? Na koniec warto wreszcie uświadomić sobie, co konkretnie oznacza wskazówka potraktowania przegranych, a więc „chrześcijan i konserwatystów” tak samo, jak „nazistów” po 1945 roku. Nie ma chyba innej rady, jak umieścić ich w obozach koncentracyjnych, które – jak się okazuje – były tylko chwilowo nieczynne! I pomyśleć, że za to spostrzeżenie, tak mnie potępił red. Tomasz Terlikowski, że aż pobiegł się wyspowiadać do „Gazety Wyborczej”! Ponieważ red. Terlikowski wprawdzie lansuje tak zwane „judeochrześcijaństwo”, będące rodzajem żydowskiej dywersji w Kościele katolickim, ale w powszechnym mniemaniu uchodzi za „chrześcijanina”, więc trudno powiedzieć, czy kiedy już przyjdzie co do czego, zostanie oszczędzony, czy też spotkamy się w ponownie uruchomionym obozie, może nawet w tej samej partii przeznaczonej do gazu?

Stanisław Michalkiewicz

Ten potworek trzyma się już tylko na dodruku pieniądza Otóż już raz w historii przeżyliśmy cud gospodarczy: gdy w latach czterdziestych i pięćdziesiątych PZPR zaczęła odbudowę Polski. W 1949 r. komuniści „wygrali bitwę o handel” – i ludzie rozsądni prorokowali, że to się za rok musi rozwalić. Trwało to jednak aż pięć lat – i w tym czasie naprawdę wiele zbudowano. Wbrew rozsądnym ekonomistom okazało się, że entuzjazm ludzi chcących odbudowy kraju potrafi góry przenosić – choć tak naprawdę nie było na to środków. Entuzjazm jednak się skończył, już w 1954 roku komuniści musieli obrabować ludzi z pieniędzy, stracili zupełnie poparcie – więc PZPR zdecydowała się porzucić komunizm. Sowieckich doradców wywalono do Moskwy, a władzę objął „siermiężny socjalista”, śp. Władysław Gomułka. To, co wyczynia Unia Europejska, powinno skończyć się krachem już dawno. Jednak ludzie ciągle wierzą, że Unia to coś dobrego – choć ten potworek trzyma się już tylko na dodruku pieniądza – czyli okradaniu wszystkich. Jeśli nie wiecie Państwo, jak to jest, że ciężko pracujecie – a efekty nie tak wielkie, jakie być powinny – to wiedzcie: to wynik działania Unii. Jednak w tej chwili Unia planuje obrabowanie ludzi z pieniędzy. Zrobiono to już raz na Cyprze – teraz będzie zrobione w całej Unii. Polska już przyjęła stosowną ustawę, która legalizuje taki rabunek. Jak to zrobią – poparcie dla Unii spadnie, tak jak poparcie dla PZPR w 1955 roku. JKM

29 lipca 2016 Wicepremier Morawiecki – do Brukseli zbyt często jeździliśmy z „biała flagą”

1. Kilka dni temu wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki wystąpił w TV Trwam i Radiu Maryja w programie „Rozmowy niedokończone” i jednym z ważnych wątków tej rozmowy były nasze relacje z instytucjami Unii Europejskiej głównie w zakresie rozwoju gospodarczego. Ostatnie kilka lat w tym zakresie scharakteryzował następująco „Bogata Europa broni swoich przedsiębiorstw skuteczniej niż my do tej pory. Do Brukseli zbyt często jeździliśmy z biała flagą”. Jako przykłady takiej postawy wymienił nieudane negocjacje poprzedniej ekipy rządowej w zakresie polityki klimatycznej, „poddanie” w zasadzie bez walki przemysłu stoczniowego, czy też brak reakcji z odpowiednim wyprzedzeniem na przygotowane przez Niemcy i Francję rozwiązania dotyczące płacy minimalnej w ich krajach co negatywnie uderzyło w polski sektor transportu towarowego.

2. Rzeczywiście negocjacje „klimatyczne” prowadzone najpierw przez rząd Donalda Tuska dotyczące unijnej polityki klimatycznej do roku 2020, i później przez rząd premier Ewy Kopacz związane z polityka klimatyczną do roku 2030, mówiąc najoględniej nie zakończyły się dla nas sukcesem i ich realizacja będzie kosztowała zarówno polską gospodarkę jak społeczeństwo naprawdę bardzo dużo. Rzeczywiście rząd Donalda Tuska „poddał” polski przemysł stoczniowy, zdecydował się na przeprowadzenie likwidacji stoczni w Gdyni i w Szczecinie (na skutek decyzji KE o konieczności zwrotu pomocy publicznej przez te stocznie), choć w tym samym czasie niemiecki rząd udzielając pomocy publicznej ratował własne stocznie. Z odpowiednim wyprzedzeniem polski rząd nie zareagował na przygotowane w Niemczech i we Francji ustanowienie płacy minimalnej (odpowiednio 8,5 euro/godz. i 9,8 euro/godz.), a szczególnie na objęcie nią kierowców środków transportu z innych krajów unijnych świadczących usługi w tych dwóch państwach), co bardzo pogorszyło konkurencyjność świadczących te usługi i oznacza wypychanie ich z tamtych rynków.

Na to ewidentne łamanie regulacji unijnych niezwykle ospale reaguje Komisja Europejska, mimo tego że rozwiązania w Niemczech obowiązują już 1,5 roku procedura wobec tego kraju jest ciągle w fazie „wyjaśniania” przez niemiecki rząd (francuskie rozwiązania obowiązują od 1 lipca tego roku, więc procedura KE wobec tego kraju dopiero się rozpoczyna).

3. Wicepremier Morawiecki nie tylko trafnie zdiagnozował postawę poprzedników wobec instytucji europejskich ale zapowiedział zdecydowanie inne postępowanie obecnej ekipy rządowej. Wymienił przy tej okazji kilka przykładów zdecydowanych posunięć rządu premier Beaty Szydło, który zdecydowanie staje w obronie interesów polskich firm, dążąc do zapewnienia podobnych warunków funkcjonowania jakie mają firmy zagraniczne. Takim rozwiązaniem jest choćby wprowadzenie progresywnego podatku handlowego dotyczącego głównie wielkich sieci handlowych, który poprawi konkurencyjność polskich firm działających w tym sektorze, chociaż na etapie prac nad nim, KE już miała zastrzeżenia do jego progresywnej stawki. Podkreślił także twarde negocjacje prowadzone z Komisją przez ministra Piotra Naimskiego sekretarza stanu w Kancelarii Premiera, pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, w sprawie wsparcia środkami z budżetu UE budowy gazociągu Baltic Pape łączącego Danię z Polską. Rząd zaangażował się także we wspieranie największego polskiego producenta okien dachowych, który jest dyskryminowany na unijnym rynku przez potentata z Danii i mimo wielu wniosków kierowanych w ostatnich latach do KE w tej sprawie, ta do tej pory nie podjęła żadnych działań. Odejście przez nowy rząd od polityki „białej flagi” w stosunku do instytucji unijnych jeżeli chodzi o sprawy gospodarcze jest więc wyraźnie widoczne. Kuźmiuk

Polska-bis i Powstanie-bis Elity III RP, jej salony, michnikowszczyznę - jakkolwiek to nazywać - cechuje mentalność totalniacka. Objaśniam ją zwykle (przepraszam, jeśli już Państwu ten przykład podawałem, ale jest klarowny i najlepszy) przypomnieniem tego, co się działo w warszawskim oddziale Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Kiedy do zarządów stowarzyszenia zaczęto wybierać "oszołomów", dziennikarze oddani establishmentowi, a często do niego należący, przyjęli to marszczeniem nosa, wyznaniami w typie "wstyd", ale jakoś znieśli. Jedna Lichocka w kilkuosobowym zarządzie była jeszcze do wytrzymania, bo się ją zawsze przegłosowywało i mogła co najwyżej zgłaszać zdania odrębne. Nawet gdy doszlusowali do niej Wolski albo Czabański, prorządowa większość utrzymywała wokół niesłusznej części zarządu, a poniekąd i wokół części członków, swoisty kordon sanitarny. Byli, ale cokolwiek próbowali, większość uniemożliwiała. Ale biologia robi swoje, wymiana pokoleń, wiadomo, aż doszło w końcu do zjazdu, na którym mimo maksymalnej mobilizacji, mimo ściągnięcia wszystkich emerytów nie pojawiających się od lat i tak dalej, kandydat jedynie słuszny przegrał. Zwycięzca zaproponował mu, żeby przyjął funkcję wiceprezesa, a jego ludziom, by weszli do nowego zarządu w liczbie proporcjonalnej do wyników głosowania. Odpowiedzią było demonstracyjne opuszczenie przez totalniaków sali, a następnego dnia - gremialne wypisanie się ze stowarzyszenia. Oni tacy właśnie są. Gęby pełne demokracji, ale demokracja jest tylko wtedy, gdy rządzą niepodzielnie. Nie wystarczy im nawet mieć przewagę - muszą mieć wszystko. Nie będą z nikim ucierać poglądów, negocjować, zawierać kompromisów - bo faszyście, talibowi, pisiorowi, narodowemu socjaliście czy jak tam cię akurat nazwą, skoro nie jesteś od nich, nie podaje się ręki. Myśl, że oni mogliby mieć wiceprezesa i dwóch członków zarządu, kiedy nie oni będą mieć prezesa i trzech, jest nie do przyjęcia. Tak jak nie do pomyślenia stał się dla nich rząd PO-PiS, jeśli to PiS stać się miał z woli wyborców rozgrywającym. Oni, jeśli nie rządzą, to odchodzą i zakładają swoje stowarzyszenie, swoją "totalną" czy "betonową" opozycję, w ostateczności nawet całą swoją Polskę, gdzie będzie po ichniemu - w przekonaniu, że prędzej czy później historia naprawi swój błąd i jedynie słuszna część znów stanie się całością, względnie całkowicie zdominuje i stłumi część niesłuszną. Proszę, kto ciekaw, spojrzeć pod tym kątem na cała historię "okrągłostołowej" formacji. Od zrobienia rozłamu w OKP i wywołaniu "wojny na górze", gdy "przyspieszacz z siekierą" i "mały Mussolini", dziś zwany "najbardziej zasłużonym z Polaków", odebrał przewodnictwo nad nim Geremkowi - po założenie Komitetu Obrony Demokracji. Oczywiście, mówimy o czymś, co jest w ogóle częścią "kultury politycznej", to znaczy, powiedzmy wprost - właśnie braku tej kultury w Polsce, co stanowi skazę i zarazę polskiego życia publicznego od dawna - osobiście jako najbardziej winnego wskazałbym tu Piłsudskiego i piłsudczycyzm, ale i Piłsudski się przecież znikąd nie wziął. Wrogowie michnikowszczyny też w teście z demokracji wypadają słabo, ale to dla nikogo żadne usprawiedliwienie. Epicentrum totalniactwa stanowią tzw. elity III RP. A obecnie, gdy przegrały, daje to objawy naprawdę paskudne. Dziś, gdy przegrały i zostały "wysadzone z siodła", usiłują z całą Polską zrobić to, co swego czasu z SDP - stworzyć własną, choćby miała to być tylko malutka enklawa, i otoczyć ją zasiekami oraz rowami, aby nie wdarła się do niej zaraza "nie-naszości". Właśnie tym, a nie żadnym spontanicznym oddolnym ruchem jest KOD i KOD-media, gdzie dominują wyznawcy jedynie słusznej narracji. W obrębie tej enklawy wszystko jest oczywiste i nie trzeba niczego tłumaczyć, ani tym bardziej konfrontować z argumentami, wyobrażeniami czy przekonaniami nie-naszych. Nawet język tam używany ewoluuje ku odmienności od języka ogólnopolskiego. Mają tam swoje autorytety i swoje szwarccharaktery, jednoczące poczucie wyższości nad chamstwem zbuntowanym, które zamiast pracować bierze pięćset plus i przepija albo przepuszcza na stare gruchoty. Mają swoje żarty i memy, które innych zupełnie nie śmieszą, swoich satyryków, swoich celebrytów, swoją sztukę, swoją literaturę i swój pop, swój Kościół ze swoimi księżmi i swoich ekspertów od formułowania tez w obrębie enklawy obiegowych w sposób jeszcze bardziej kategoryczny, jeszcze ostrzejszy i bardziej brutalny niż to się dotąd udało. Skoro bowiem nie muszą się tam ścierać z poglądami odmiennymi, aktywność umysłową sprowadzili do licytowania się w uskrajnianiu obowiązującej w enklawie narracji. W Polsce panuje faszyzm, narodowy socjalizm. Pisowcy twierdząc, że Wałęsa był konfidentem, Lech Kaczyński wiceprzewodniczącym "Solidarności", a Jarosław współpracownikiem KOR, próbują napisać historię na nowo. Terroryzm chrześcijański jest gorszy od muzułmańskiego. W związkach homoseksualnych rodzi się tyle samo dzieci co w heteroseksualnych, a nawet więcej. W Polsce, wskutek powszechnego tu katolicyzmu, jest największe przyzwolenie na przemoc wobec kobiet, czego dowodem jest to, że Polki zgłaszają się na policję i przyznają w sondażach do doznania w życiu przemocy bądź kontaktu z nią najrzadziej w całej Unii - tak są zastraszone. W Polsce trwa ten sam proces, co w Turcji. Kaczyński starannie ukrywa swą fascynację Erdoganem. Po wyjeździe Papieża zaczną się masowe prześladowania. PiS chce zabrać internet, każdego podsłuchuje, Rzeplińskiego wyprowadzą w kajdankach, Kijowskiego aresztują... I tak dalej - dla ludzi z zewnątrz brednie, ale oni tam są zachwyceni: o, ten to powiedział! Dobrze powiedział, dobrze im przywalił! Częścią tego zapadania się w sekciarski kolaps jest też trwająca właśnie próba wyodrębnienia swojego powstania warszawskiego. "Wyborcza" wykorzystała właśnie pięciu podjudzonych jej propagandą staruszków do podpisania listu o zbojkotowanie dorocznego spotkania kombatantów z prezydentem, bo Macierewicz dołączył do apelu poległych akapit o ofiarach Smoleńska, z czego się zresztą w końcu wycofał. Konstrukcja listu urąga elementarnej logice, bo wbrew temu, co tam stoi, prezydent nie ma żadnej władzy nad ministrem obrony narodowej i sprawa apelu, cokolwiek o niej sądzić, w ogóle go nie obciąża - ale tych pięcioro podjudzonych wystarcza, by otrąbić, że "część Powstańców ma dosyć" i "odważnie" się przeciwstawia.

Pomysł Macierewicza uważam za, w najlepszym razie, szkodliwą nadgorliwość, ale cyrk, do zrobienia jakiego wykorzystała precedens Hanna Gronkiewicz-Waltz domagając się dopisania do apelu Władysława Bartoszewskiego, to już zwykła, małpia złośliwość, obliczona wyłącznie na wywołanie awantury. Skoro totalniacy przegrali wybory, nawet Powstania muszą być odtąd dwa. To złe, które z krzyczącym historycznym kretynizmem usiłuje establishment przypisać Narodowym Siłom Zbrojnym, i to dobre, którego dziedzicami czuje się od dziś michnikowszczyzna, jej media i polityczne reprezentacje (jaki był do Powstania ich stosunek do wczoraj, to można sprawdzić, ale od dziś jest tak i zawsze było tak). Są źli kombatanci - pisowcy, którzy stchórzyli i ulegli Macierewiczowi, i dobrzy - pięciu naszych bohaterów. Udało się też znaleźć paru wnuczków powstańców, którym przyznała michnikowszczyzna prawo do odmawiania prawa uczczenia Powstania tym, którzy są spoza tej jedynie słusznej enklawy. Ci źli niech sobie czczą Żołnierzy Wyklętych, a my, ogłasza gazeta Adama, brata Stefana, jesteśmy Armią Krajową. Bo z nami jest - duchem - bohaterski bohater Powstania Bartoszewski, najważniejszy z Powstańców, umęczon pisowskim buczeniem na Powązkach. Nie wie człowiek, czy się śmiać, czy płakać, wymiotować, czy - mimo wszystko - tłumaczyć rzeczy oczywiste. Że na Powązkach, na przykład, buczano jednak nie na Bartoszewskiego-powstańca, opozycjonistę i represjonowanego, tylko na Bartoszewskiego-politycznego-harcownika, który ludzi o innych poglądach nazwał bydłem, a swą piękną przeszłość zmonetyzował na rzec sitwy Tuska. Że w ogóle Bartoszewski dopóki popierał Lecha Kaczyńskiego, praktycznie w mediach nie istniał, a cała popularka, hołdy i status bohatera oraz superautorytetu zaczęły się dopiero po tym pójściu na tuskową służbę i "bydle", gdy stał się dla michnikowszczyzny "nasz". Tak samo, jak Henryka Krzywonos - o niej też nikt wcześniej nic nie słyszał - kluczową postacią Sierpnia stała się po tym, jak publicznie rozpruła japę na Kaczyńskiego. Trudno na to wszystko patrzyć inaczej niż z podchodzącym pod gardło obrzydzeniem, ale gdy upadła elita wycina z Polski swoją Polskę, w której jej elitarność pozostanie - w przeciwieństwie do całości - niekwestionowana, to inaczej po prostu być nie może. Gdzie drwa robią, tam wióry lecą. Gdzie nadrzędną zasadą totalniackiej etyki, estetyki i polityki jest "nasizm" i "precz z kurduplem", tam totalniacy nie cofną się przed żadnym obrzydlistwem. Rafał Ziemkiewicz

30 lipca 2016 Już widać pozytywne zmiany w demografii

1. Główny Urząd Statystyczny opublikował właśnie między innymi dane dotyczące liczby urodzeń, liczby zawieranych małżeństw i liczby orzeczonych rozwodów w I połowie tego roku i we wszystkie tych obszarach widać pozytywne tendencje w porównaniu z analogicznym okresem lat poprzednich. I tak w I półroczu tego roku urodziło się 191 tysięcy dzieci, co oznacza wzrost aż o 10 tysięcy w stosunku do I półrocza 2015 roku, w którym tych urodzeń było 181,1 tysiąca i o 8,7 tysiąca więcej niż w I półroczu 2014 roku (183,3 tys. urodzeń). Wyraźnie wzrosła również liczba zawieranych małżeństw, było ich aż 74 tysiące, w porównaniu z I półroczem 2015 roku było ich aż o 5,2 tysiąca więcej (68,8 tysiąca) i o 7 tysięcy więcej niż w I półroczu 2014 roku (67 tysięcy). Z kolei zmalała liczba rozwodów, w I półroczu tego roku było ich 32,5 tysiąca czyli o 3,4 tysiąca mniej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego (35,9 tysiąca) i o 1,9 tysiąca mniej niż w I półroczu 2014 roku (34,4 tysiąca).

2. Eksperci uważają, że te pozytywne tendencje w demografii są między innymi skutkiem działań obecnego rządu w tym w szczególności programu 500 plus który wprawdzie funkcjonuje zaledwie od 4 miesięcy ale był zapowiadany już w kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy, a więc już blisko 1,5 roku temu, a później potwierdzony w kampanii parlamentarnej Prawa i Sprawiedliwości. Na te pozytywne tendencje demograficzne korzystny wpływ ma poprawiająca się sytuacja na rynku pracy, wyraźny przyrost nowych miejsc pracy i w konsekwencji bardzo szybki spadek wskaźników bezrobocia do poziomu 8,8% w czerwcu tego roku, czyli najniższego poziomu od 8 lat. Wreszcie przy braku wzrostu cen (a wręcz utrzymującej się od prawie 2 lat deflacji) mamy do czynienia z wyraźnym wzrostem płac, czego dobitnym wyrazem są także decyzje obecnego rządu o podwyżce płacy minimalnej do blisko połowy średniego wynagrodzenia w gospodarce (2 tys. zł od 1 stycznia 2017 roku dla pracowników etatowych i 13 zł/godz. dla pracowników zatrudnionych na umowę zlecenia.

3. Przypomnijmy tylko, że na początek lipca tego roku rząd premier Beaty Szydło dokonał pierwszych podsumowań programu 500 plus. Był to ważny moment jego realizacji ponieważ program 500 plus jest tak skonstruowany, że złożenie wniosku o świadczenie w ciągu tych pierwszych miesięcy daje możliwość uzyskania świadczenia z wyrównaniem od 1 kwietnia tego roku, złożenie wniosku po tym terminie wprawdzie także uruchamia wypłaty ale już bez rekompensaty za poprzedni okres. Jak podała minister pracy Elżbieta Rafalska do 30 czerwca samorządy wydały 2,1 mln decyzji o wypłacie świadczeń, decyzje te dotyczą ponad 3 mln dzieci, a do tej pory wypłacono rodzinom 4,1 mld zł. Do rozpatrzenia przez samorządy zostało jeszcze 410 tysięcy wniosków i w związku z tym, że do tej pory przeciętnie na 1 złożony wniosek przypadało 1,4 dziecka, wszystko wskazuje na to, że po ich rozpatrzeniu świadczenia będzie otrzymywało w każdym miesiącu około3, 6 mln dzieci (szacowano na początku jego wdrażania, ze takich uprawnionych będzie około 3,7 mln dzieci).

4. Przypomnijmy także, że etatowa płaca minimalna zostanie zaakceptowana na poziomie 2000 zł brutto (minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska zapowiedziała przyjęcie przez rząd rozporządzenia w tej sprawie do 15 września tego roku) i że w tej sytuacji nastąpi podniesienie stawki godzinowej do 13 zł za godzinę brutto, ponieważ przy ustawowych 168 godzinach pracy miesięcznie daje wynagrodzenie w wysokości 2184 zł brutto miesięcznie i w związku z tym jest o 184 zł wyższe od minimalnego wynagrodzenia na podstawie umowy o pracę. Natomiast taka relacja pomiędzy tymi minimalnymi wynagrodzeniami (niższa płaca etatowa, wyższa godzinowa), zdaniem minister Rafalskiej, będzie zachęcała pracodawców zarówno publicznych jak i prywatnych do zatrudniania na podstawie umów o pracę, a nie umów zlecenia czy samozatrudnienia, bo te pierwsze będą jednak wyraźnie „tańsze”. Presja ze strony Rady Ministrów na to rozwiązanie świadczy o determinacji rządu Prawa i Sprawiedliwości, żeby poprzez regularne podnoszenie poziomu płacy minimalnej w tym przypadku w ramach umów zleceń a teraz także „etatowej” płacy minimalnej, wręcz „wymuszać” na pracodawcach regulacje płacowe „w górę”. Wszystko to jak się wydaje ma pozytywny wpływ na tendencje demograficzne odnotowane przez GUS w I półroczu tego roku.

Kuźmiuk

Franciszek I propaguje pornograficzną uległość Złu Edmund Burke „Aby zło zatriumfowało, wystarczy, by dobry człowiek niczego nie robił.” Robert Winnicki o Franciszku I „– Nie uważam, żeby jego słowa i prezentowane przez niegofałszywe miłosierdzie były czymś dobrym dla Polski i dla Europy.”...(źródło )

Rafał Ziemkiewicz najwyraźniej poczuł się urażony słowami papieża Franciszka na temat posiadania dzieci przez katolików. Wyraz temu postanowił dać (a jakże!) na Twitterze, gdzie nazwał Ojca Świętego "idiotą". ...(źródło )

Mój komentarz Skończyłem książkę Houellebecqa pod tytułem Uległość. Tytułem nawiązuje do dosłownego tłumaczenia słowa islam. Książka nudnawa ,z wyjątkiem jej politycznych wątków. Polecam jednak przeczytać Houellebecq opisując „ uległość” Francuzów wobec islamistów w jednym z ostatnich rozdziałów nawiązuje do pornograficznej książki homoseksualisty Desclosa „ Historia O „ w której dziewczynę doprowadzono do stanu całkowitej uległości. Mógł ją mięć każdy. Jak chciał, gdzie chciał i ile razy chciał Kiedy morduje się miliony chrześcijan w krajach arabskich Franciszek proponuje .. bierność, uległość Kiedy chrześcijańskim rodzinom odbiera się dzieci i oddaje od adopcji „małżeństwu” homoseksualistów Franciszek proponuje …. Kiedy muzułmanie gwałcą chrześcijanki Franciszek proponuje … Kiedy kobiety mordują swoje nienarodzone dzieci Franciszek proponuje taśmowe rozgrzeszanie. Kiedy łajdak porzuca dzieci i tworzy nową „ rodzinę Franciszek prawie klepie go po plecach. Kiedy terroryzuje się w Europie chrześcijan i wyrzuca się ich z życia publicznego Franciszek jest uległy . Kiedy niszczy się chrześcijańska rodzinę , kiedy w szkołach seksualizuje się przymusowo dzieci chrześcijan ,kiedy doprowadza się podatkami do nędzy chrześcijańskie rodziny Franciszek zaleca ….. Franciszek na ołtarze kościoła wyniósł syndrom sztokholmski Patrząc na punkt ciężkości nauczania papieża odnosi się wrażenie Franciszek twarz Jezusa widzi głównie w homoseksualistach i , imigrantach  i łajdakach , rozwodnikach porzucający własne dzieci .tak jakby Franciszek patrzył na rodzinę, kobietę z perspektywy homoseksualisty a nie osoby heteroseksualnej. Całkowita , absolutna uległość wobec Zła jest chora ,ma znamiona chorej ekscytacji , jest pornografią Polska i Polacy maja na szczęście swojego proroka Jana Pawła II . I Jemu i jego nauczaniu maja obowiązek być wierni . Polacy chcą żyć w chrześcijańskim kraju rządzonym przez polityków chrześcijan , w którym porządek prawny , moralny i społeczny będzie oparty na katolickim prawie naturalnym. Polacy zasługują na to ,aby bezpieczeństwa ich rodzin strzegła chrześcijańska armia w której dobrze uzbrojeni chrześcijanie będą gotowi zginąć z bronią w ręku w obronie Ojczyzny , swoich rodzin , swojej wiary. W takim kraju ,w Polsce Polak chrześcijanin będzie bronił słabszych , będzie bronił kobiet przed islamskim gwałcicielem , nie będzie patrzył biernie i ochroni ja  nawet przy użyciu przemocy. I nie taką wizje Polski  ma Franciszek I Marek Mojsiewicz

Szabesgoje sztorcują Pana Boga Apetyt wzrasta w miarę jedzenia – powiadają wymowni Francuzi, a Polacy wtórują im swoim porzekadłem, że „daj kurze grzędę, a ta - wyżej siędę”. Ma to zwłaszcza przełożenie na politykę. Ja zauważył jeszcze w XVIII wieku Karol Ludwik de Montesquieu, potocznie zwany „Monteskiuszem”, każda władza ma skłonność do niepohamowanego rozszerzania swego imperium. Nawiasem mówiąc, na tej właśnie właściwości władzy, Monteskiusz zbudował gwarancję ochrony obywateli przed jej samowolą. Skoro każda władza ma niepohamowaną skłonność do rozszerzania swego imperium, to trzeba doprowadzić do zderzenia dwóch takich skłonności. Wtedy będą się one nawzajem blokowały, bo żadna z władz nie pozwoli drugiej na rozszerzanie swego imperium, ponieważ będzie uważała, że dokonuje się to jej kosztem. To spostrzeżenie legło u podstaw słynnej teorii trójpodziału władz, na którą powołuje się pan prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński, który dopuścił sobie do głowy, że postawi się nad wszystkimi władzami w państwie. Za pierwszej komuny, kiedy pan prof. Rzepliński był jeszcze członkiem PZPR, sądy były niezawisłe, tak samo zresztą, jak i teraz, ale jak do takiego jednego z drugim sędziego zadzwonił I sekretarz, czy zastępca komendanta MO do spraw bezpieczeństwa, to mało który ośmielił się mu odmówić. Zresztą stopień tak zwanego upartyjnienia w sądach, był stosunkowo wysoki; jak podaje Krzysztof Madej, w 1966 roku do PZPR należało 58 procent sędziów, a za Gierka - zdecydowana większość, więc sami wiedzieli, jakie wyroki trzeba wydawać. Nawiasem mówiąc, najwyraźniej Pan Bóg skarał zarówno prezydenta Obamę, jak i brukselskiego niedouka Martina Schulza. Kiedy prezydent Erdogan po zagadkowym zamachu stanu w Turcji wsadził do kryminału, albo wyrzucił na zbity łeb około 2500 sędziów i prokuratorów, zarówno z Waszyngtonu, jak i z Brukseli, popłynęły pochwały za „umacnianie demokracji”. Któż zatem powróci nam łzy wylane z powodu męczeństwa prezesa Rzeplińskiego i tak zwanych „nadliczbowych” sędziów, od których prezydent Duda słusznie nie odbiera przysięgi – bo – powiedzmy sobie otwarcie i szczerze - cóż warta jest przysięga szubrawca? Wróćmy jednak do apetytu, który wzrasta w miarę jedzenia. Jak wiadomo, socjaliści i komuniści, to są totalniacy z natury rzeczy i choćby nie wiem jak szczelnie drapowali się w płaszcze Konrada, to zawsze spod fałdów wyjrzą ubeckie cholewy. Oczywiście usiłują swoje totalniackie skłonności maskować rozmaitymi pretekstami; jak nie „tolerancją”, to walką z „antysemityzmem”, albo z „mową nienawiści” - ale jakikolwiek pretekst nie zostałby przedstawiony, zawsze chodzi o to samo, co w czasach stalinowskich - „ograniczanie, wypieranie i likwidację” tak zwanych „wrogów ludu” - zwłaszcza tak zwanego „ludu wybranego”, który w ruchach socjalistycznych i komunistycznych zawsze miał nadreprezentację, aż doszło nawet do wykształcenia osobliwego zjawiska zwanego „żydokomuną”. Bo „wrogiem ludu” jest każdy, kto z takich czy innych powodów nie podoba się socjalistom i komunistom. Metoda dyskusji z „wrogami ludu” została plastycznie przedstawiona w opisie kaźni św. Szczepana: kiedy uczeni w piśmie mełamedzi nie mogli sprostać użytej przez Szczepana argumentacji, „zatkali sobie uszy, podnieśli wrzask”, a następnie wywlekli go za miasto i ukamienowali. Czyż pan redaktor Michnik ze swoimi szabesgojami z żydowskiej gazety dla Polaków zachowuje się inaczej? Absolutnie nie, zachowuje się identycznie, jak dawna jerozolimska szlachta, chociaż oczywiście na tym etapie nie rzuca kamieniami, tylko epitetami. Gdyby jednak etap się zmienił, to kto wie – może znowu głos zabrałby „towarzysz Mauzer”? Wszystko jest możliwe nie tylko dlatego, że mądrości etapu pojawiają się nieoczekiwanie, ale również dlatego, że zgodnie ze spostrzeżeniem Karola Ludwika de Montesquieu, nie tylko władza wykazuje niepohamowana skłonność do nieograniczonego poszerzania swego imperium, ale na tę samą przypadłość zapadli totalniacy. Zaczęło się oczywiście od sztorcowania przez rozmaitych przedstawicieli „narodu wybranego” papieża Jana Pawła II, że kanonizował niewłaściwych świętych, między innymi - Maksymiliana Kolbego i Edytę Stein, z pochodzenia Żydówkę, która zginęła w komorze gazowej. Maksymilian Kolbe nie podobał się, bo w okresie międzywojennym zwalczał rozmaite żydowskie uroszczenia, z a kolei Edyta Stein – że Kościół katolicki w ten sposób „zawłaszcza” holokaust, który Żydzi uważają za swój zazdrośnie strzeżony monopol, od którego wprawnie obcinają kupony już od 70 lat. Najzabawniejsze jest w tym wszystkim to, że kanonizacja nie oznacza bynajmniej jakiegoś awansowania na świętego, tylko urzędowe stwierdzenie faktu, że konkretna osoba jest człowiekiem zbawionym. O tym, czy ktoś jest zbawiony, czy nie, nie decyduje Kościół, czy papież, tylko Stwórca Wszechświata – zatem protesty kierowane pod adresem Jana Pawła II tak naprawdę były krytyką Pana Boga. Okazuje się, że ludzka głupota nie ma granic i można ją porównać tylko do cierpliwości Boskiej, a żaden naród nie jest na tę przypadłość immunizowany. Ale to były zaledwie skromne początki, bo przykład okazał się zaraźliwy. Skoro wolno na Pana Boga ujadać Żydom, to dlaczego nie szabesgojom? Toteż kiedy okazało się, że ktoś zamówił mszę świętą za duszę generała Franco, do kurii biskupiej w Walencji zaczęły napływać protesty, nawet w znacznie większej ilości, niż w przypadku mojej prelekcji w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Tutaj zaprotestowała żydowska gazeta dla Polaków, obficie czerpiące z jurgieltu Stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita, a nawet – gmina żydowska w Warszawie, nie mówiąc już o niezadowolonych drobniejszego płazu w postaci Partii Razem czy Akcja Demokracja, podczas gdy do Kurii w Walencji napisała nawet pani Mercedes Caballero, reprezentująca tamtejszych socjałów. Uznała ona planowane nabożeństwo za „nieporozumienie”, a nawet – za „afront wobec wiernych”. Okazuje się, że socjałom nie wystarcza już „ograniczanie, wypieranie i likwidowanie” przeciwników żyjących, ale, że pragną swoją nienawiść klasową i zemstę rozciągnąć również na życie pozagrobowe. Jest to o tyle osobliwe, że większość socjałów w żadne życie pozagrobowe nie wierzy, bo – jak to kiedyś wyjaśnił Aleksander Kwaśniewski – nie mają oni duszy. Ja akurat w to, że Aleksander Kwaśniewski nie ma duszy, chętnie wierzę. Wystarczy tylko na niego popatrzeć, no a poza tym – któż takie rzeczy może wiedzieć lepiej od niego samego? W takim razie „socjałom nudnym i ponurym” nie tyle chodzi o zbawienie czyjejś duszy, co o sterroryzowanie wszystkich, by nie ośmielali się nawet życzliwie wspominać kogoś, kto socjałom czy komunistom zalazł za skórę. „Stąd nauka jest dla żuka”, to znaczy – dla Kościoła, by opamiętał się trochę z tymi wszystkimi „dialogami”, bo jeśli ktoś chce przyjaźnić się ze wszystkimi, to prędzej czy później popadnie w złe towarzystwo.

Stanisław Michalkiewicz

Teoria bluzgu Portal wPolityce.pl był tak miły i zamieścił bardzo uczciwe streszczenie moich poglądów – wyłożonych na konferencji prasowej w sprawie szczytu NATO. Tytuł był taki: „Korwin-Mikke straszy III wojną światową: – Kto napuszcza Amerykanów na Rosję, przykłada palec do wojny nuklearnej”. Cóż, niektórzy gorzej niż straszą. Np. p. Paweł Kowal już we wrześniu 2014 roku powiedział był w Telewizji Republika: „Dziś mamy wojnę. Nie powinniśmy mówić Polakom, że ta wojna może będzie, bo ona już jest”. Dobrze – wróćmy do mojej wypowiedzi: „– Jeżeli pani Clintonowa wygra wybory, III wojna światowa jest bardzo prawdopodobna – przestrzega prezes partii KORWiN, eurodeputowany Janusz Korwin-Mikke. Polityk odniósł się do odbywającego się w Warszawie szczytu NATO. Na swój – przewrotny – sposób: – Blisko 20 lat temu byłem zdecydowanym zwolennikiem wstąpienia Polski do NATO – mówił. – NATO, które wtedy miało być paktem obronnym, z wolna przekształciło się w pakt agresywny (...) i zagraża pokojowi na świecie. Trzeba to powiedzieć jasno. To, co się robi w tej chwili, są to nieustanne prowokacje w celu wywołania wojny światowej. Są to kręgi związane z panią Clintonową. Jeżeli pani Clintonowa wygra wybory, III wojna światowa jest bardzo prawdopodobna. Jak dowodził, dowodem na agresywną politykę sojuszu jest obecność amerykańskich okrętów na Bałtyku i Morzu Czarnym. – Turcja, członek NATO, zestrzeliła samolot rosyjski, który brał udział w operacji przeciwko kalifatowi. Mamy nieustanny atak przeciwko Rosji. W Redzikowie buduje się stację wykrywającą rakiety, kłamiąc bezczelnie, że jest to przeciwko Iranowi (...). Taka sama stacja ma powstać na Łotwie, co zachwieje równowagę nuklearną – wyliczał eurodeputowany. Polityk wygłosił też swoją teorię równowagi gwarantującej światowy pokój: – Pokój jest utrzymywany na świecie od lat, dlatego że istnieje równowaga strachu. Gdyby Amerykanie zaatakowali nuklearnie Rosję, Rosja wystrzeliłaby rakiety rosyjskie i zniszczyłaby spory kawałek Stanów Zjednoczonych. A ponieważ Stany się tego boją, to nie atakują Rosji. I odwrotnie. Jeżeli jednak stacjom w Redzikowie i na Łotwie uda się odpowiednio wcześnie wykryć start odwetowych rakiet rosyjskich, to amerykańskie przeciwrakiety zdołają je zniszczyć, zanim dosięgną terytorium Stanów Zjednoczonych. W związku z tym Ameryka będzie mogła zniszczyć Rosję bez ryzyka, że Rosjanie zniszczą USA. Dlatego te bazy zachwiewają równowagę światową. Pan Putin bardzo słusznie się boi i uważa, że coś trzeba z tym zrobić. Rosjanie się panicznie boją w tej chwili. (...) Proszę zwrócić uwagę, że Rosjanie nie mają żadnych baz dookoła Stanów Zjednoczonych, w Kanadzie czy Meksyku. (o agresji Rosji wobec Ukrainy eurodeputowany taktownie nie wspomniał). Stwierdził natomiast obrazowo: – Przestraszony pies zapędzony do kąta potrafi czasami ugryźć”. Otóż to, co portal wPolityce.pl nazywa „moją teorią równowagi gwarantującej światowy pokój”, jest to po prostu e-le-men-tarz polityki, który za „komuny” znał i rozumiał każdy licealista!!!

Jedziemy dalej. „Od geopolitycznej teorii Korwin-Mikke płynnie przeszedł do krytyki polityki rządu: – Nie chcę III wojny światowej, dlatego ostrzegam przed polityką, w której obecny rząd PiS-u, wysługując się Amerykanom – jak to ładnie określił minister Radosław Sikorski – będzie pomagał w doprowadzeniu do III wojny światowej. Ogromna część Amerykanów wojny nie chce, ale są tam kręgi, które chcą Amerykę w tę wojnę wciągnąć. Ta polska propaganda antyrosyjska znakomicie pomaga tym kręgom w Ameryce namówić innych Amerykanów do wojny. Zdaniem polityka: – Polska jest osamotniona w Grupie Wyszehradzkiej. Wszystkie państwa Wyszehradu mają w stosunku do Rosji politykę neutralną. Natomiast Polska jako jedyna ma politykę pryncypialnie, zupełnie bezsensownie antyrosyjską. Sankcje szkodą obydwu stronom. Polityka ta jest absolutnie błędna (...). Chodzi o groźbę wybuchu III wojny światowej i zdajmy sobie z tego sprawę, że ten, kto napuszcza Amerykanów na Rosję, przykłada palec do wojny nuklearnej – podsumował Korwin-Mikke”. Co mnie zaszokowało – i spowodowało, że na str. III umieściłem w ramce uwagę o analfabetach – to to, że w komentarzach na portalu pojawiły się pod tym tekstem praktycznie same bluzgi. „Agent Putina” to określenie najłagodniejsze. Może co dziesiąty komentarz był w miarę przychylny – co zresztą skutkowało atakami na takiego komentatora. Tak nawiasem: twierdzenie, że Rosjanie panikują, i nazwanie Rosjan psem, który zapędzony do kąta może ugryźć, na pewno nie jest dobrze odbierane w Rosji. Chyba powinienem raczej powiedzieć o niedźwiedziu... Co jednak jest znamienne: żadna (powtarzam: żadna!) napaść na mnie nie była niczym podparta. Nikt nie zakwestionował żadnego mojego argumentu. Same obelgi i insynuacje. Ale jeszcze bardziej szokujące jest co innego. Otóż p. Sławomir Dębski, szef PISM-u, zamieścił na tymże portalu wypowiedź w duchu jak najbardziej prorządowym i proamerykańskim. I jaki efekt? Pod tą wypowiedzią pojawiły się komentarze w 80% krytyczne – tak jakby pisali je moi zwolennicy. I dość kulturalne. Podaję trzy kolejne: „Czy to nie szkoda zawracać sobie tyłka facetami wydalającymi takie teorie, które w konfrontacji z faktami: atakami na Irak, Libię są kopią PRL-owskiej propagandy?”; „Najpierw był majdan spon-sorosowany, a potem Rosja odebrała to, co wcześniej podarowała Ukrainie. Już Polacy nie kupują kitu antysąsiedzkiego. Polskę oddaliście w niewolę wielonarodową”; „Co za bełkoty. wPolityce, umieszczając takie wypociny, zbliża się do poziomu GW. Polacy, na szczęście, nie taki głupi naród, zaczynają łapać się w sytuacji”. Hmmmm... Może po prostu ludzie rozsądni nie rzucają pereł przed wieprze – i nie zamieszczają komentarzy popierających kogokolwiek. Piszą je tylko ludzie pełni nienawiści do każdego, kto kwestionuje ich przekonania (tu: że Rosja to agresor, który grozi zajęciem Warszawy, Berlina i Paryża, a tam – przeciwnie).

A może te komentarze zamieszczają już tylko płatne trolle – tu opłacane przez PiS, a tam przez Ambasadę Federacji Rosyjskiej? JKM

31 lipca 2016 Wchodzi w życie ustawa o cięciach wynagrodzeń w spółkach Skarbu Państwa

1. W dniu 26 lipca prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę z 9 czerwca 2016 roku o kształtowaniu wynagrodzeń osób kierujących niektórymi spółkami, która ma 30 dniowe vacatio legis co oznacza, że jej przepisy wejdą w życie już od sierpnia tego roku. Wbrew tytułowi ustawa o nowych zasadach wynagradzania w spółkach Skarbu Państwa dotyczy zarówno członków zarządów jak i rad nadzorczych, a nawet tych samych organów spółek samorządowych.

2. Filarami nowej ustawy są powszechność, oszczędność i jawność, a jej wejście w życie ostatecznie zakończy patologie związane z wynagrodzeniami zarządów i członków rad nadzorczych zarówno spółek skarbu państwa jak i co ważne spółek samorządowych. W ten sposób realizowana zapowiedź programowa Prawa i Sprawiedliwości z kampanii wyborczej o obniżeniu wynagrodzeń zarządzających spółkami Skarbu Państwa ale także spółkami samorządowymi oraz ich powiązanie z efektami pracy i wreszcie zapewnienie ich transparentności. Przypomnijmy, że do tej pory obowiązywała tzw. ustawa kominowa ale dotyczyła ona tylko spółek w których Skarb Państwa miał powyżej 50% udziałów w kapitale spółki, a więc tak naprawdę dotyczyło to niewielkiej ich liczby, ale w tych przypadkach była ona omijana przez różnego rodzaju kontrakty menedżerskie i inne formy umów cywilnoprawnych na zarządzanie.

3. Wspomniana ustawa będzie dotyczyła wszystkich spółek Skarbu Państwa (także tych w których SP ma mniejszościowe udziały w kapitale akcyjnym ale większość głosów na walnym zgromadzeniu) ale także spółek komunalnych i należących do samorządów innych spółek. Wynagrodzenia członków zarządów spółek będą składały się z części stałej i zmiennej, przy czym ta pierwsza będzie zależała od wielkości spółki, wielkości osiąganych przychodów, wielkości zatrudnienia i będzie wynosiła od 1-3 krotności przeciętnego wynagrodzenia dla mikroprzedsiębiorstw (podmioty zatrudniające do 10 osób), od 2-4 krotności dla spółek małych (zatrudnienie od 11 do 50 osób), 3-5-krotności dla spółek średnich (zatrudnienie 51-250 osób), 4-8-krotności dla spółek dużych (zatrudnienie 251-1250 osób), wreszcie 7-15-krotności dla spółek „dużych plus” (zatrudnienie powyżej 1251 osób). Część zmienna dla członków zarządów spółek z kolei nie będzie już wielkością uznaniową jak to było do tej pory ale będzie zależała od osiągnięcia konkretnych celów ekonomicznych takich jak na przykład wzrost zysku netto, czy wzrost innowacyjności (w projekcie jest wymienionych 9 takich celów), przy czym nie będzie mogła ona przekroczyć 50% (w największych spółkach 100%) wynagrodzenia podstawowego członka zarządu w poprzednim roku obrachunkowym). Ponadto członkowie zarządów spółek będą wprawdzie mogli zasiadać w radach nadzorczych tzw. spółek zależnych, a więc spółek – córek czy spółek- wnuczek ale także innych spółek, ale bez wynagrodzenia, co do tej pory często zapewniało dodatkowe wynagrodzenia porównywalne z płacą w spółce macierzystej. Kończy się też instytucja tzw. złotych spadochronów w spółkach między innymi ubezpieczeń zdrowotnych na koszt spółki, mieszkań czy samochodów służbowych do celów prywatnych ale co najważniejsze płacenia za tzw. zakaz konkurencji, który często ustalano nawet na dwa lata. Teraz taka odprawa dla odchodzącego menedżera będzie ograniczona do maksymalnie 3 miesięcznego jego wynagrodzenia i to tylko w przypadku kiedy przepracuje w spółce przynajmniej jeden rok, a tzw. zakaz konkurencji tylko do 6 miesięcy i to w sytuacji kiedy odchodzący nie podejmie rzeczywiście pracy.

4. Ustawa reguluje również sposób wynagradzania członków rad nadzorczych spółek skarbu państwa, które będą skorelowane z częścią stałą wynagrodzenia członków zarządu danej spółki. Ponieważ zdaniem ministra skarbu powinna następować profesjonalizacja członków rad nadzorczych ich wynagrodzenia powinny stanowić pewien procent części stałej wynagrodzenia członków zarządu przy czym nie więcej niż 30%, przy czym ta maksymalna wielkość powinna dotyczyć spółek publicznych. Wyższe wynagrodzenie od pozostałych członków (maksymalnie o 10% będzie przysługiwało tylko przewodniczącemu rady nadzorczej i ewentualnie członkom powoływanych przez rady tzw. komitetów audytów.

5. Nowy system wynagradzania członków zarządów i rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa, a także spółek samorządowych wyraźnie poprawi jakość zarządzania nimi ale także zapewni transparentność wynagradzania za taką pracę. Zdaniem resortu skarbu w wyniku wprowadzenia tej ustawy wynagrodzenia zarządów spółek zostaną obniżone średnio o około 50%, a koszty zarządów powinny zmaleć od 60 mln zł do nawet 100 mln zł rocznie. Okazuje się, że w zaledwie 8 miesięcy można przygotować i uchwalić prawo, które zakończy patologie występujące w obszarze wynagrodzeń dla zarządów i członków rad nadzorczych zarówno spółek Skarbu Państwa jaki spółek samorządowych. Poprzedni ministrowie skarbu nie byli w stanie zdobyć się na te rozwiązania przez 8 lat, było swoiste przyzwolenie polityczne na wielomilionowe wynagrodzenia i odprawy zarządów spółek bez żadnego związku z efektami ich pracy. Kuźmiuk

1 sierpnia 2016 Od dzisiaj kończy się wyłudzanie podatków w obrocie paliwami

1. Właśnie dzisiaj wchodzi w życie tzw. pakiet paliwowy czyli projekt jednoczesnych zmian w ustawie o podatku od towarów i usług, podatku akcyzowym ale także ustawie prawo energetyczne, który poważnie ograniczy wyłudzanie podatków przy tzw. wewnątrzwspólnotowym obrocie paliwami (czyli wyłudzaniu głównie podatku VAT przy imporcie paliw z krajów UE). Celem tych zmian jest uszczelnienie systemu poboru podatku VAT przy wewnątrzwspólnotowych nabyciach paliw oraz uszczelnienie procesu koncesjonowania obrotu paliwami w wymiarze międzynarodowym. Koalicja PO-PSL, która rządziła 8 lat i wiedziała, że z roku na rok mimo dużego wzrostu liczby samochodów zarejestrowanych w Polsce ilość sprzedawanego legalnie paliwa rośnie w zdecydowanie wolniejszy sposób (a były lata, że wręcz spadała), nie zrobiła nic, żeby ten proceder zahamować. Rząd Beaty Szydło nie tylko ten problem dostrzegł ale zaledwie przez pół roku przygotował pakiet zmian w trzech ustawach, (a Parlament je szybko uchwalił), które ten przestępczy proceder w zdecydowany sposób ograniczy albo wręcz wyeliminuje.

2. Zasadniczą zmianą w przepisach jest powiązanie obrotu paliwami z zagranicą z miejscem działalności gospodarczej w kraju, a więc nabywanie paliw z państw UE z wykorzystywaniem usług zarejestrowanego odbiorcy lub składu podatkowego, będzie możliwe tylko przez podmiot, który posiada koncesję na obrót paliwami z zagranicą, siedzibę lub zarejestrowany oddział w kraju, a nabycie jest dokonywane w ramach działalności gospodarczej prowadzonej w kraju. Koncesje na obrót paliwami z zagranicą będą więc w rezultacie przyznawane wyłącznie podmiotom z siedzibą na terytorium naszego kraju lub takim, które zarejestrują w kraju oddział i za jego pośrednictwem będą sprowadzać paliwo. Wprowadzenie w życie tzw. pakietu paliwowego jest przewidywane już w III kwartale tego roku i wg szacunków resortu ma przynieść dodatkowe wpływy z VAT i akcyzy w wysokości około 2,5 mld zł rocznie. Szara strefa w obrocie paliwami jest szacowana w Polsce od kilku lat przynajmniej na kilkanaście procent krajowej konsumpcji paliw, a tym samym uszczuplenia wpływów podatkowych z tego tytułu na co najmniej 2-3 mld zł rocznie.

3. Ale wprowadzenie proponowanych przez resort finansów nowych przepisów w obrocie paliwami z zagranicą oprócz dodatkowych pokaźnych wpływów podatkowych, przyniesie także poprawę funkcjonowania całego rynku paliwowego, ponieważ poważnie ograniczy obrót paliwami, od którego nie odprowadzono VAT i akcyzy albo odprowadzono je tylko częściowo. Tak naprawdę bowiem jeżeli w obrocie znajduje się paliwo, od którego nie odprowadzono podatku VAT i akcyzy, to pozostałe podmioty obracające paliwami nie są w stanie z nim konkurować, ponieważ takie paliwo może być o przynajmniej kilkadziesiąt groszy na litrze tańsze od tego opodatkowanego. Wtedy kiedy byłem jeszcze posłem na Sejm w latach 2011-2014 w czasie każdej debaty budżetowej zwracałem uwagę ministra Rostowskiego na problem, spadających wpływów budżetowych z VAT i akcyzy w obrocie paliwami. Deklarował podjęcie działań w tej sprawie i okazuje się, że do roku 2015 przez 8 długich lat ministrowania Rostowskiego a później Szczurka, nie udało się zrobić nic w tej sprawie. Krążyły po Sejmie takie opowieści, że tym swoistym biznesem paliwowym zajmują się ludzie tak wpływowi, że koalicja PO-PSL na pewno tego nie ukróci, ba że istnieje przyzwolenie polityczne, na jego prowadzenie. Rząd premier Szydło zaledwie pół roku od rozpoczęcia urzędowania przygotował rozwiązania prawne,(a Parlament szybko je uchwalił), które ten biznes polegający na niepłaceniu podatków od obrotu paliwami, poważnie ograniczają, a być może za jakiś czas całkowicie go zlikwidują. Kuźmiuk

Ostatnia reduta Powstania? W polskiej historii powstania odgrywają szczególną rolę. Nie tyle może jako nauka, z której należy wyciągać wnioski na przyszłość, co raczej jako silne przeżycie emocjonalne. Adam Grzymała-Siedlecki wspomina, jak to jesienią 1918 roku przez Warszawę przeciągały jedna za drugą patriotyczne manifestacje. Przy jednaj takiej okazji spotkał znajomą, konspiratorkę, Sybiraczkę. Padli sobie w objęcia i Grzymała-Siedlecki powiada: widzi pani, wreszcie doczekaliśmy się niepodległości! - No tak, odpowiedziała jego rozmówczyni. - To wielkie szczęście, żeśmy doczekali, ale... - Jakie „ale” - zdumiał się Siedlecki. - Co za „ale”? - Ale już powstań nie będzie – z nutką melancholii w głosie wyjaśniła znajoma. Tymczasem wszystkie polskie powstania zawierają jakąś mroczną zagadkę. Do wybuchu insurekcji kościuszkowskiej doszło do na skutek decyzji rosyjskiego posła i ministra nadzwyczajnego i pełnomocnego w Rzeczypospolitej Igelstroma, który zredukował o połowę etat wojsk polskich. Bardzo możliwe, że była to prowokacja obliczona na wywołanie powstania, w następstwie którego państwo polskie zostałoby zlikwidowane. Jeśli tak, to prowokacja udała się całkowicie; powstanie upadło, a państwo polskie przestało istnieć. Podobnie zagadkowe przesłanki towarzyszyły wybuchowi Powstania Listopadowego. Na podstawie postanowień Kongresu Wiedeńskiego, Królestwo Polskie było złączone z Imperium Rosyjskim jedynie unia personalną – ale miało własne wojsko, Sejm, walutę i szkolnictwo, a językiem urzędowym był język polski. Mikołaj I metodą faktów dokonanych stopniowo ograniczał te odrębności, co oczywiście wywoływało oburzenie w Królestwie, podsycane przez rozbudowane loże masońskie, powiązane z Wielkim Wschodem Francji, który ekscytował Polaków do wywołania powstania, by jego tłumienia związało wojska rosyjskie, które wskutek tego nie mogły interweniować w Belgii i Francji. O tym „eskcytowaniu” wspomina „Warszawianka”: „Słońcem lipca (tzn. rewolucji lipcowej we Francji, w następstwie której na tronie osadzony został Ludwik Filip - SM) podniecany woła do nas z górnych stron: powstań Polsko, skrusz kajdany, dziś twój triumf, albo zgon”. Nastąpił oczywiście „zgon”, to znaczy – likwidacja resztek autonomii Królestwa, które stało się integralną częścią Imperium Rosyjskiego – ale Belgia utrzymała niepodległość. Wreszcie Powstanie Styczniowe; żydowski finansista Leopold Kronenberg wyłożył milion rubli na zakup broni dla Powstania. Zakupiona w Anglii broń wpadła w ręce Rosjan za sprawą rosyjskiego agenta Tugenholda, który był sekretarzem płk Teofila Łapińskiego, organizującego ten przerzut. Nie to jednak jest najbardziej zagadkowe, tylko fakt, że po upadku Powstania, cesarz rosyjski odznaczył Leopolda Kronenberga Orderem św. Włodzimierza i nadal mu tytuł szlachecki, zaś Żydzi, których zrównał w prawach jeszcze margrabia Wielopolski, wykupywali za bezcen majątki skonfiskowane przez rząd za udział w Powstaniu. Konfiskaty objęły 4254 majątki ziemskie nie licząc zaścianków i mienia ludności miejskiej. Można powiedzieć, że na Powstaniu Styczniowym najbardziej skorzystali Żydzi, zwielokrotniając swój stan posiadania kosztem Polaków, no i oczywiście Rosja, która ostatecznie zlikwidowała wszelkie ślady autonomii Królestwa, ustanawiając w jego miejsce Kraj Prywiśliński. Jeśli chodzi o Powstanie Warszawskie, najbardziej zagadkowa wydaje się postać gen. Leopolda Okulickiego, który prawdopodobnie został zamordowany w Moskwie w roku 1946, a w 1944 roku był najbardziej aktywnym zwolennikiem wywołania w Warszawie powstania. A oto co na ten temat pisze w swoich „Dziennikach” pod datą 16 sierpnia 1944 roku Józef Goebbels: „Tymczasem rząd (brytyjski – przyp. SM) trzyma się niezmiennie i sztywno promoskiewskiego kursu. Zresztą w tym momencie nie pozostaje mu nic innego. Widać to teraz znowu przy okazji dyskusji na temat partyzanckiego powstania w Warszawie. Prasa angielska nazwała je już teraz «brudnym interesem». Najwyraźniej polscy emigranci w Londynie wezwali warszawskich partyzantów do oporu, ponieważ sądzili, że Stalin niezwłocznie wkroczy do Warszawy. Stalin jednak nie zrobił im tej uprzejmości. Wskutek tego warszawski ruch oporu został wystawiony na masowe działanie naszej broni; skutki można sobie wyobrazić. Ruch podziemny poniósł ogromne straty i można go uważać za całkowicie wyeliminowany. Nawet jeśli tu i ówdzie stawia się na ulicach Warszawy silny opór, to nie ma to już większego znaczenia. Tym samym polscy emigranci w Londynie utracili swoje jedyne oparcie w polskiej stolicy, a Stalin w najtańszy sposób skatynizował polską arystokrację i obóz narodowo-polski. I taki był chyba cel tego przedsięwzięcia.” Wprawdzie Goebbels jest dzisiaj uważany za „ojca kłamstwa”, ale co nam szkodzi zapoznać się również z jego opinią, zwłaszcza, że dzieło „katynizacji” polskiego elementu patriotycznego kontynuowali później agenci Stalina: Jakub Berman i inni Żydzi, których zatrudnił, by tresowali tubylców do komunizmu. No i jaki mamy dzisiaj tego epilog? Oto grupa kombatantów – powstańców warszawskich – zbojkotowała uroczystości 30 lipca w Muzeum Powstania Warszawskiego, między innymi z uwagi na obecność na nich prezydenta Andrzeja Dudy, który zapowiedział wszczęcie procesu lustracyjnego pana generała Aleksandra Ścibora-Rylskiego, przez IPN podejrzewanego o agenturalną współprace z Urzędem Bezpieczeństwa. Sygnatariusze apelu do prezydenta Dudy twierdzą, że „to nie generał współpracował, tylko nieświadomie bezpieka współpracowała” i apelują, by położył kres „chamskiej działalności IPN”. Czyżby to była ostatnia reduta Powstania Warszawskiego? Stanisław Michalkiewicz

2 sierpnia 2016 Jest już projekt listy bezpłatnych leków dla seniorów

1. Minister zdrowia opublikował właśnie projekt wykazu leków wydawanych obecnie pacjentom za odpłatnością ryczałtową, bądź odpłatnością 30 albo 50%, które od 1 września będą wydawane bezpłatnie osobom, które ukończyły 75 rok życia. Leki z tego wykazu będą wydawane seniorom przez apteki lub punkty apteczne na podstawie recepty wystawionych przez lekarzy albo uprawnione pielęgniarki podstawowej opieki zdrowotnej. Na podstawie obecnego zużycia leków przez osoby, które ukończyły 75 rok życia, resort zdrowia szacuje, że leki umieszczone w projekcie pozwolą zaoszczędzić seniorom kwotę około 310 mln zł.

2. Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł wyjaśnił, że ustawa pozwalająca mu na ogłoszenie wykazu leków, które będą dostępne bezpłatnie dla osób po ukończeniu 75 roku życia, będzie obowiązywał od 1 września tego roku. Wykaz ten będzie zmieniany co dwa miesiące podobnie jak wykaz leków refundowanych i z każdą nową publikacją będzie on powiększany o kolejne medykamenty najczęściej używane przez ludzi starszych. Jedynymi upoważnionymi lekarzami, którzy będą mogli wypisywać recepty na bezpłatne leki dla osób po ukończeniu 75 roku życia, będą lekarze rodzinni (a także pielęgniarki posiadające takie uprawnienia) wskazani przez pacjenta w deklaracji wyboru.

3. Pierwszy wykaz jest wprawdzie ograniczony ale dotyczy podstawowych leków używanych przez osoby starsze, które do tej pory były sprzedawane z odpłatnością ryczałtową bądź procentową (30% i 50%). Na realizację programu w tym roku przewidziano kwotę około 125 mln zł (na cztery miesiące) w roku następnym już kwotę 564 mln zł, i kwota ta będzie rosła o 15% w każdym kolejnym roku budżetowym, co oznacza, że w całym najbliższym dziesięcioleciu tj. latach 2016-2025 budżet przeznaczy na ten cel kwotę 8,3 mld zł (a więc źródłem finansowania tej ustawy będzie budżet państwa, a nie NFZ). Minister zwrócił uwagę, że osoby powyżej 75 roku wydały w 2015 roku na wszystkie leki refundowane około 800 mln zł więc wsparcie tej grupy pacjentów kwotą blisko 600 mln zł rocznie już w pierwszym roku funkcjonowania ustawy jest współfinansowaniem znaczącym i będzie pozwalało na wydanie tym pacjentom za darmo większości leków jakich używają.

4. Ustawa o darmowych lekach dla osób powyżej 75 roku życia i rozporządzenie do niej w postaci wykazu darmowych leków została więc uchwalona w zupełnie dramatycznym momencie, kiedy odpłatność za leki w Polsce przekroczyła na koniec roku 2015, średnio 40% co wg. kryteriów ONZ oznacza to, że leki są w naszym kraju trudno dostępne, ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami w tym z coraz częstszym odchodzeniem przez pacjentów od okienka aptecznego z niewykupionymi receptami. W ten sposób Prawo i Sprawiedliwość konsekwentnie realizuje swoje zapowiedzi wyborcze i zaledwie 9 miesięcy od powstania rządu premier Beaty Szydło, będzie spełniony jeden z najważniejszych punktów programu wyborczego. Dotyczy on przecież tej grupy ludzi, którzy są w takim wieku, że w zasadzie wszyscy muszą używać różnego rodzaju leków w zasadzie codziennie i potrzeba ich nabywania jest identyczna jak żywności. Udostępnienie seniorom podstawowych leków nieodpłatnie znacząco poprawi sytuację w ich domowych budżetach, bowiem wydatki lekowe często stanowiły blisko 1/4 ich wydatków. Kuźmiuk

Korwin-Mikke: List do wspólników złodziei Dziecko pięcioletnie potrafi już policzyć - ho ho: nawet do stu. Jeśli żyje w myślącej rodzinie. Natomiast mieszkańcy Pacyfiku, zanim przybyli tam Europejczycy, umieli liczyć tylko do pięciu. Na pytanie, co dalej, odpowiadali w pidgin-english: "mano-mano". Dużo-dużo. Jeśli idzie o zrozumienie, jak działa gospodarka, przeciętny człowiek jest raczej na poziomie jakiegoś Trobriandczyka. Próbowaliście, Państwo, przekonać trzyletnie dziecko, by nie jadło teraz lodów - za to jutro dostanie lody dwa razy? Nie? To proszę spróbować! Podobnie rozumuje większość ludzi. Nie tylko III RP. Zapożyczają się też poszczególne rodziny. To ostatnie nie jest najgorsze: jak rodzina się zapożyczy, to ona będzie potem biedować. I dobrze! Absolutnie nie wolno spieszyć z jakąkolwiek dla niej pomocą. Musi być przestrzegana zasada: "Jak sobie pościelesz - tak się wyśpisz!". Ludzie sami nauczą się na własnych błędach - a jeszcze lepiej: na błędach sąsiadów. A jeśli będziemy pomagali lekkomyślnym - to nigdy się nie nauczą. Ani oni - ani ich dzieci. Przeciwnie: pozostaną na poziomie Trobriandczyków - czyli czteroletnich dzieci, które na pytanie "Skąd biorą się pieniądze?" odpowiadają: "Ze ściany!". Bo tam najczęściej znajdują się bankomaty. Nie wolno pomagać "frankowiczom", nie wolno pomagać samotnym matkom - bo to, oczywiście, zachęca do tego, by iść do łóżka z byle kim... a potem my mamy na to płacić. Otóż: niedoczekanie. Socjalizm musimy zlikwidować. Tymczasem ludzie, jak te małe dzieci, wybrali najpierw PO, która obiecywała obniżki podatków. To było nawet dość rozsądne, ale PO żadnego nie obniżyła - a ludzie wybrali ją po raz drugi. PO zaczęła niemiłosiernie Polskę zadłużać - więc PiS ją za to krytykował. Proszę sobie poczytać, co PiS dwa lata temu mówiło o kryminalnym zadłużaniu Rzeczypospolitej! Więc melduję Państwu, że PiS przez te pół roku zdołało zadłużyć Polskę znacznie bardziej, niż PO przez cały poprzedni rok! A proszę pamiętać: był to rok wyborczy - więc PO z PSL zadłużały kraj, by kupować dla ludzi kiełbasę wyborczą. I co? Czy pod biurami posłów PiS są demonstracje i ludzie kamieniami wybijają tym oszustom szyby? Nie. Notowania PiS nadal są wysokie. Dlaczego? Dlatego, że PiS rozkrada Polskę szybciej niż PO - ale wziął sobie wspólników. Tak, tak: większość Polaków. Tak - piszę do tych, którzy biorą 500+, którzy biorą jakieś wyrównania za kredyty we frankach: to wy rozkradacie Polskę! Za PO/PSL rozkradało Polskę może 100 000 członków tych partii - i ich rodziny. Może 200 000. Teraz w rozkradaniu Polski uczestniczy kilka milionów ludzi. Kradną dużo mniej - ale jest ich znacznie, znacznie więcej. Więc Polska płynie jak batyskaf: coraz szybciej... do dna. Ja, oczywiście, nie mówię, by tych pieniędzy nie brać: jak dają - to brać. Ale, na litość boską: nie głosować potem na tych, co obiecują!

JKM

Katastrofa na wszystkich odcinkach Ajajajajajajaj! Wszystko na nic, wszystko zawiodło! Najpierw Państwo Islamskie, które mogłoby przecież wysłać do Krakowa jakichś zamachowców, żeby jeśli nie wszystkich, to przynajmniej część tych cholernych chrześcijan wyekspediować do nieba, a przy okazji skompromitować nienawistnego Ministra Błaszczaka, a zwłaszcza – zaświecić błyskiem eksplozji w chore z nienawiści oczy ministra Antoniego Macierewicza.

Przecież taki jeden z drugim terrorysta mógłby przebrać się za agenta Mosadu, a być może wcale nie musiałby się w tym celu specjalnie przebierać, a w ostateczności – za rabina Skórkę, którego nikt nie ośmieliłby się przecież zatrzymać, zwłaszcza w Auschwitz-Birkenau. Nawet papież Franciszek uszanował żydowską jurysdykcję w tym miejscu, powstrzymał się od przemówień na rzecz „intensywnego milczenia”, za co został pochwalony przez panią Noemi Di Segni przewodniczącą Włoskiemu Związkowi Żydów. Ale to chyba jedyna pochwała, na jaką papież Franciszek zasłużył, bo – powiedzmy sobie szczerze – również i on zawiódł na całej linii. W dodatku nic go nie usprawiedliwia, bo przecież na długo przed przyjazdem do Polski zarówno media niemieckie, jak i media żydowskie, zwłaszcza żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją pana red. Adama Michnika, tłumaczyły mu jak komu dobremu, co ma zrobić. Po pierwsze – że ma obsztorcować tubylczy episkopat za uleganie sprośnym błędom Niebu obrzydłym, żeby je niezwłocznie porzucił, nawracając się na apolityczność, czego wyrazem powinno być poparcie udzielone jeśli nie Platformie Obywatelskiej, to w każdym razie ekspozyturze politycznej, jaką wskazałaby za pośrednictwem starych kiejkutów Nasza Złota Pani, a właściwie Obydwie Nasze Złote Panie, zarówno ta z Berlina, jak i ta z Waszyngtonu. To po pierwsze, a po drugie – żeby papież Franciszek na oczach zgromadzonej postępowej młodzieży świata potępił faszystowski reżym Jarosława Kaczyńskiego, wezwał do poparcia Komitetu Obrony Demokracji i działań Komisji Europejskiej, która specjalnie w tym celu, w przeddzień jego przyjazdu do Polski, postawiła tubylczemu rządowi stosowne ultimatum. Tymczasem papież Franciszek puścił mimo uszu nie tylko zbawienne rady Tadeusza Bartosia, ale i wskazówki przewielebnego ojczyka Józefa Puciłowskiego z zakonu dominikanów, co to funkcjonują jak gdyby nigdy nic „bez swojej wiedzy i zgody”. W rezultacie niemieckie gazety, zgodnie z wytycznymi Propaganda Abteilung, same musiały wytworzyć odpowiednie fakty prasowe, podobnie jak żydowska gazeta dla Polaków, zawsze wierna leninowskim przykazaniom („Odchodząc od nas nakazał nam towarzysz Lenin (…) Przysięgamy ci towarzyszu Leninie, że wiernie wypełnimy i to twoje przykazanie”) o organizatorskiej funkcji prasy, musiała dokonywać prawdziwych cudów ekwilibrystyki, żeby z tego papieskiego ględzenia wysnuć jakieś pożyteczne treści. Tyle pieniędzy wyrzuconych w błoto i to dosłownie, bo te całe Brzegi i bez oberwania chmury są wilgotne. Toteż nic dziwnego, że kiedy już było jasne, że papież Franciszek zawiódł na całej linii, w komentarzach pod publikacjami „GW” aż się zaroiło od opinii, że lepiej byłoby te pieniądze przeznaczyć na głodujące dzieci, tak jak to robią żydowscy bankierzy z banku Goldman & Sachs, no i oczywiście najsławniejszy akcjonariusz spółki „Agora” w osobie finansowego grandziarza. To oczywiście dopiero początek, rodzaj harcowników, bo wkrótce wyruszą zaprawieni w bojach „Synowie Przymierza” w rodzaju pana prof. Jana Hartmana, który przecież osobiście napisał do tego całego papieża Franciszka donos na „polski Kościół”, że jest „bezsilny” wobec „ojca Rydzyka”, co jest „upokarzające” zwłaszcza dla „Polaków”. Jestem pewien, że odezwie się również pan prof. Jan Woleński, w poprzednim wcieleniu, to znaczy za pierwszej komuny, kiedy jeszcze działał w Stowarzyszeniu Ateistów i Wolnomyślicieli, używający ojczystego nazwiska „Hertrich” i rozprawi się z tymi wszystkimi zabobonami przy pomocy nieubłaganego racjonalizmu. Bo kto to widział, żeby w XXI wieku, kiedy cały świat, a w każdym razie – jego najdelikatniejsza pianka, przez nienawistników nazywana niekiedy szumowinami, stręczy młodzieży „racjonalizmus”, wodzirej reakcyjnego kleru zatruwał umysły młodzieży świata jakimiś religianckimi miazmatami? A ta cała „młodzież” to też dziadostwo; zamiast wygwizdać, wytupać, wybuczeć, a w ostateczności wyklaskać tego całego Franciszka, to nie tylko przymilała mu się na wszystkie możliwe sposoby, ale w dodatku obiecała mu stręczyć te wszystkie zabobony również w swoich krajach. Czy naprawdę Wojskowe Służby Informacyjne nie mogły doprowadzić do odpowiedniego nasycenia wszystkich sektorów odpowiednio przeszkolonymi konfidentami? Widać, że nadmierna koncentracja na kręceniu lodów doprowadziła do zaniedbania wielu odcinków fontu ideologicznego, zwłaszcza pracy operacyjnej. W rezultacie reakcyjny kler bez przeszkód sypie piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów, więc kiedy już, zgodnie z zapowiedzią byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, w naszym nieszczęśliwym kraju zostaną otwarte „nowe fronty”, to trzeba będzie zrobić z tym wszystkim porządek – niechby nawet z pomocą „wiernego syna Kościoła”, czyli Kukuńka, który pewnie w tym celu znowu został zmobilizowany, razem z Kukuńkową. Stanisław Michalkiewicz

3 sierpnia 2016 Do wypełnienia obietnicy prezydenta wobec tzw. frankowiczów można dojść inną drogą

1. Wczoraj minister Maciej Łopiński z Kancelarii Prezydenta i prezes Narodowego Banku Polskiego (NBP) Adam Glapiński przedstawili opinii publicznej projekt tzw. ustawy frankowej.Projekt ogranicza się do rozwiązania sprawy tzw. spreadów czyli różnicy pomiędzy kursem kupna, a kursem sprzedaży waluty, ustalanych w zasadzie dowolnie przez poszczególne banki udzielające tzw. kredytów frankowych.Koszty tych operacji ponosili w całości kredytobiorcy teraz ustawa ma pozwalać bankom na zastosowanie do tych wyliczeń ówczesnych średnich kursów kupna bądź sprzedaży danej waluty stosowanych przez NBP z możliwością pobrania opłaty ale tylko w wysokości do 0,5% odchylenia od wspomnianego kursu.Wyliczone w ten sposób nadpłaty kredytobiorców zostaną przeznaczone na zmniejszenie kapitału pozostałego do spłaty, przy czym ustalono limit kwoty kredytu na 350 tys. zł na osobę dla których stosuje się to rozwiązanie.Jak podała Kancelaria Prezydenta jeżeli wszyscy posiadacze mieszkaniowych kredytów hipotecznych opiewających na waluty obce (franki, euro, dolary amerykańskie) skorzystają z tego rozwiązania, to banki które takich kredytów udzielały, będzie to rozwiązanie kosztowało od 3,6 do 4 mld zł.

2. Taki projekt tzw. ustawy frankowej jak można się domyślać nie został dobrze przyjęty przez środowisko tzw. frankowiczów i głosy płynące stamtąd mówiąc najoględniej, nie są zbyt pochlebne dla prezydenta.Tzw. frankowicze mówią, że zostali oszukani, że czekali blisko rok na projekt ustawy przygotowywanej przez Kancelarię Prezydenta, a to co wczoraj otrzymali daleko odbiega od deklaracji składanych w kampanii wyborczej wobec tego środowiska, ba że jest to o wiele mniej niż prezentowano we wcześniejszych projektach tej ustawy.Pojawiły się także szacunki, że nowy prezydencki projekt rekompensuje zaledwie 10% kosztów jakie mogą odzyskać tzw. frankowicze na drodze sądowej procesując się z bankami, które takich kredytów udzielały.

3. Tych głosów niezadowolenia płynących ze środowiska tzw. frankowiczów nie należy lekceważyć ale wydaje się, że są one trochę przedwczesne, ponieważ zarówno minister Łapiński jaki prezes Glapiński mówili o kolejnych posunięciach wobec banków udzielających tzw. kredytów frankowych, które wprowadzi w najbliższym czasie Komisja Nadzoru Finansowego (KNF).Obydwaj zapewnili, że do przewalutowania kredytów hipotecznych wyrażonych w walutach obcych jednak dojdzie przy czym będzie to proces stopniowy i kontrolowany przez instytucje nadzoru finansowego.Najważniejsze w tym rozwiązaniu jest to, że procesy przewalutowania będą się odbywały z inicjatywy samych banków, które takich kredytów udzielały, co uniemożliwi zagranicznym udziałowcom tych banków procesowanie się ze Skarbem Państwa o ewentualne odszkodowania.

4. Prezes NBP wprost zapowiedział, że do 10 sierpnia złoży wniosek o powołanie w ramach Komitetu Stabilności Finansowej, któremu przewodniczy, grupy roboczej ds. przewalutowania kredytów hipotecznych, która przygotuje stosowne rekomendacje dla KNF.Z jednej strony będzie to zwiększenie progów ostrożnościowych dla banków, które mają duże portfele kredytów walutowych, z drugiej strony odpowiednie podniesienie wag ryzyka związanych z kredytami walutowymi, co spowoduje że banki obarczone takimi kredytami, będą zmuszone do podniesienia swoich kapitałów bądź do przewalutowania tych kredytów na złote (przy tych kredytach wagi ryzyka będą wielokrotnie niższe).Zdaniem prezesa NBP zdecydują się na to drugie rozwiązanie, bo będzie ono dla nich bardziej opłacalne.A więc do przewalutowania tzw. kredytów frankowych dojdzie, bo bankom będzie się to bardziej opłacało, niż wypełnienie wyraźnie podwyższonych wymogów kapitałowych, przy czym proces takiego przewalutowania będzie musiał odbywać się za zgodą samego zainteresowanego czyli kredytobiorcy.Zobowiązanie prezydenta wobec tzw. frankowiczów zostanie więc zrealizowane wprawdzie trochę dłuższą drogą ale znacznie bezpieczniejszą dla systemu finansowego naszego kraju, a w konsekwencji także dla polskiej gospodarki. Kuźmiuk

4 sierpnia 2016 Prezydent nie wycofuje się z zobowiązań wobec tzw. frankowiczów

1. Od wtorku kiedy to minister Maciej Łopiński z Kancelarii Prezydenta i prezes Narodowego Banku Polskiego (NBP) Adam Glapiński przedstawili opinii publicznej projekt tzw. ustawy frankowej, „przyjazne” prezydentowi media, opozycja i sami tzw. frankowicze, twierdzą, że wycofał się on ze zobowiązań, które zaciągnął w kampanii wyborczej wobec tego środowiska. Emocjom samych tzw. frankowiczów się nie dziwię, liczyli na szybkie i ostateczne rozwiązanie ich problemów związanych z zaciągniętymi tzw. kredytami frankowymi, natomiast wszystko na to wskazuje, że niestety będzie to musiało trochę potrwać Krytyce przez „przyjazne” prezydentowi media i opozycję dziwię się w dwójnasób, ponieważ z jednej strony przez blisko 8 lat jakoś im wszystkim nie przeszkadzało, że 700 tysięcy rodzin, które zaciągnęły tzw. kredyty frankowe „płacze i je spłaca”, z drugiej sprzeciwiali się ich przewalutowaniu, ponieważ miało to zdestabilizować system bankowy. Platforma zresztą w końcówce poprzedniej kadencji wręcz w tej sprawie została „złapana za rękę”, przygotowała bowiem projekt ustawy w którym koszty przewalutowania chciała rozłożyć po 50% na banki i kredytobiorców, ale po awanturze jakie urządził jej kierownictwu Związek Banków Polskich, wycofała się z uchwalenia tej ustawy tuż przed jej ostatecznym głosowaniem w III czytaniu.

2. Przypomnijmy tylko, że Kancelaria prezydenta, wsparta przez nowo wybranego prezesa NBP Adama Glapińskiego, zaprezentowała we wtorek projekt tzw. ustawy frankowej, który ogranicza się tylko do rozwiązania sprawy tzw. spreadów czyli różnicy pomiędzy kursem kupna, a kursem sprzedaży waluty, ustalanych w zasadzie dowolnie przez poszczególne banki udzielające tzw. kredytów frankowych. Koszty tych operacji ponosili w całości kredytobiorcy teraz ustawa ma pozwalać bankom na zastosowanie do tych wyliczeń ówczesnych średnich kursów kupna bądź sprzedaży danej waluty stosowanych przez NBP z możliwością pobrania opłaty ale tylko w wysokości do 0,5% odchylenia od wspomnianego kursu. Wyliczone w ten sposób nadpłaty kredytobiorców zostaną przeznaczone na zmniejszenie kapitału pozostałego do spłaty, przy czym ustalono limit kwoty kredytu na 350 tys. zł na osobę dla których stosuje się to rozwiązanie. Jak podała Kancelaria Prezydenta jeżeli wszyscy posiadacze mieszkaniowych kredytów hipotecznych opiewających na waluty obce (franki, euro, dolary amerykańskie) skorzystają z tego rozwiązania, to banki które takich kredytów udzielały, będzie to rozwiązanie kosztowało od 3,6 do 4 mld zł (jak wyliczono przy kredycie w max. wysokości 350 tys. zł zwrot kredytobiorcom nadpłat z tytułu spreadów wyniósłby około 20 tys. zł).

3. Przypomnijmy także, że prezes NBP Adam Glapiński na wspomnianej konferencji prasowej wręcz zobowiązał się, że do 10 sierpnia złoży wniosek o powołanie w ramach Komitetu Stabilności Finansowej, któremu przewodniczy, grupy roboczej ds. przewalutowania kredytów hipotecznych, która przygotuje stosowne rekomendacje dla KNF.

Z jednej strony będzie to zwiększenie progów ostrożnościowych dla banków, które mają duże portfele kredytów walutowych, z drugiej strony odpowiednie podniesienie wag ryzyka związanych z kredytami walutowymi, co spowoduje że banki obarczone takimi kredytami, będą zmuszone do podniesienia swoich kapitałów bądź do przewalutowania tych kredytów na złote (przy tych kredytach wagi ryzyka będą wielokrotnie niższe). Zdaniem prezesa NBP zdecydują się na to drugie rozwiązanie, bo będzie ono dla nich bardziej opłacalne. A więc do przewalutowania tzw. kredytów frankowych dojdzie, bo bankom będzie się to bardziej opłacało, niż wypełnienie wyraźnie podwyższonych wymogów kapitałowych, przy czym proces takiego przewalutowania będzie musiał odbywać się za zgodą samego zainteresowanego czyli kredytobiorcy.

4. Prezydent Andrzej Duda więc nie wycofał się z zobowiązań wobec tzw. frankowiczów, chce je w pełni zrealizować tyle tylko, że zostanie to zrobione w 2 krokach, a pierwszym jest tzw. ustawa spreadowa. Drugi krok w tej sprawie zostanie zrealizowany poprzez rekomendacje KNF wydane już jesienią tego roku bankom, mających w swoich portfelach tzw. kredyty frankowe, których muszą one przestrzegać. Kuźmiuk

Katastrofa na wszystkich odcinkach Ajajajajajajaj! Wszystko na nic, wszystko zawiodło! Najpierw Państwo Islamskie, które mogłoby przecież wysłać do Krakowa jakichś zamachowców, żeby jeśli nie wszystkich, to przynajmniej część tych cholernych chrześcijan wyekspediować do nieba, a przy okazji skompromitować nienawistnego Ministra Błaszczaka, a zwłaszcza - zaświecić błyskiem eksplozji w chore z nienawiści oczy ministra Antoniego Macierewicza. Przecież taki jeden z drugim terrorysta mógłby przebrać się za agenta Mosadu, a być może wcale nie musiałby się w tym celu specjalnie przebierać, a w ostateczności – za rabina Skórkę, którego nikt nie ośmieliłby się przecież zatrzymać, zwłaszcza w Auschwitz-Birkenau. Nawet papież Franciszek uszanował żydowską jurysdykcję w tym miejscu, powstrzymał się od przemówień na rzecz „intensywnego milczenia”, za co został pochwalony przez panią Noemi Di Segni przewodniczącą Włoskiemu Związkowi Żydów. Ale to chyba jedyna pochwała, na jaką papież Franciszek zasłużył, bo – powiedzmy sobie szczerze – również i on zawiódł na całej linii. W dodatku nic go nie usprawiedliwia, bo przecież na długo przed przyjazdem do Polski zarówno media niemieckie, jak i media żydowskie, zwłaszcza żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją pana red. Adama Michnika, tłumaczyły mu jak komu dobremu, co ma zrobić. Po pierwsze – że ma obsztorcować tubylczy episkopat za uleganie sprośnym błędom Niebu obrzydłym, żeby je niezwłocznie porzucił, nawracając się na apolityczność, czego wyrazem powinno być poparcie udzielone jeśli nie Platformie Obywatelskiej, to w każdym razie ekspozyturze politycznej, jaką wskazałaby za pośrednictwem starych kiejkutów Nasza Złota Pani, a właściwie Obydwie Nasze Złote Panie, zarówno ta z Berlina, jak i ta z Waszyngtonu. To po pierwsze, a po drugie – żeby papież Franciszek na oczach zgromadzonej postępowej młodzieży świata potępił faszystowski reżym Jarosława Kaczyńskiego, wezwał do poparcia Komitetu Obrony Demokracji i działań Komisji Europejskiej, która specjalnie w tym celu, w przeddzień jego przyjazdu do Polski, postawiła tubylczemu rządowi stosowne ultimatum. Tymczasem papież Franciszek, puścił mimo uszu nie tylko zbawienne rady Tadeusza Bartosia, ale i wskazówki przewielebnego ojczyka Józefa Puciłowskiego z zakonu dominikanów, co to funkcjonują jak gdyby nigdy nic „bez swojej wiedzy i zgody”. W rezultacie niemieckie gazety, zgodnie z wytycznymi Propaganda Abteilung, same musiały wytworzyć odpowiednie fakty prasowe, podobnie jak żydowska gazeta dla Polaków, zawsze wierna leninowskim przykazaniom („Odchodząc od nas nakazał nam towarzysz Lenin (…) Przysięgamy ci towarzyszu Leninie, że wiernie wypełnimy i to twoje przykazanie”) o organizatorskiej funkcji prasy, musiała dokonywać prawdziwych cudów ekwilibrystyki, żeby z tego papieskiego ględzenia wysnuć jakieś pożyteczne treści. Tyle pieniędzy wyrzuconych w błoto i to dosłownie, bo te całe Brzegi i bez oberwania chmury są wilgotne. Toteż nic dziwnego, że kiedy już było jasne, że papież Franciszek zawiódł na całej linii, w komentarzach pod publikacjami „GW” aż się zaroiło od opinii, że lepiej byłoby te pieniądze przeznaczyć na głodujące dzieci, tak, jak to robią żydowscy bankierzy z banku Goldman & Sachs, no i oczywiście najsławniejszy akcjonariusz spółki „Agora” w osobie finansowego grandziarza. To oczywiście dopiero początek, rodzaj harcowników, bo wkrótce wyruszą zaprawieni w bojach „Synowie Przymierza” w rodzaju pana prof. Jana Hartmana, który przecież osobiście napisał do tego całego papieża Franciszka donos na „polski Kościół”, że jest „bezsilny” wobec „ojca Rydzyka”, co jest „upokarzające” zwłaszcza dla „Polaków”. Jestem pewien, że odezwie się również pan prof. Jan Woleński, w poprzednim wcieleniu, to znaczy za pierwszej komuny, kiedy jeszcze działał w Stowarzyszeniu Ateistów i Wolnomyślicieli, używający ojczystego nazwiska „Hertrich” i rozprawi się z tymi wszystkimi zabobonami przy pomocy nieubłaganego racjonalizmu. Bo kto to widział, żeby w XXI wieku, kiedy cały świat, a w każdym razie – jego najdelikatniejsza pianka, przez nienawistników nazywana niekiedy szumowinami, stręczy młodzieży „racjonalizmus”, wodzirej reakcyjnego kleru zatruwał umysły młodzieży świata jakimiś religianckimi miazmatami? A ta cała „młodzież” to też dziadostwo; zamiast wygwizdać, wytupać, wybuczeć, a w ostateczności wyklaskać tego całego Franciszka, to nie tylko przymilała mu się na wszystkie możliwe sposoby, ale w dodatku obiecała mu stręczyć te wszystkie zabobony również w swoich krajach. Czy naprawdę Wojskowe Służby Informacyjne nie mogły doprowadzić do odpowiedniego nasycenia wszystkich sektorów odpowiednio przeszkolonymi konfidentami? Widać, że nadmierna koncentracja na kręceniu lodów doprowadziła do zaniedbania wielu odcinków fontu ideologicznego, zwłaszcza pracy operacyjnej. W rezultacie reakcyjny kler bez przeszkód sypie piasek w tryby rozpędzonego parowozu dziejów, więc kiedy już, zgodnie z zapowiedzią byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, w naszym nieszczęśliwym kraju zostaną otwarte „nowe fronty”, to trzeba będzie zrobić z tym wszystkim porządek – niechby nawet z pomocą „wiernego syna Koscioła”, czyli Kukuńka, który pewnie w tym celu znowu został zmobilizowany, razem z Kukuńkową. Stanisław Michalkiewicz

5 sierpnia 2016 Środki z programu 500plus, dwukrotnie większe niż te z budżetu UE

1. Niedawno w Sejmie w czasie debaty nad wykonaniem budżetu za 2015 rok, był prezentowany raport Najwyższej Izby Kontroli (NIK) dotyczący tej problematyki, a w nim między innymi rozliczenia naszego kraju z Unią Europejską.

Z raportu NIK wynika, że w 2015 roku Polska otrzymała z budżetu UE środki w kwocie 54,6 mld zł, a wpłaciła w postaci składki kwotę 18,2 mld zł, co oznacza, że saldo tych rozliczeń było dodatnie i wyniosło 36, 4 mld zł. Taka kwota środków netto jaką otrzymaliśmy z budżetu UE oczywiście robi wrażenie, przy czym trzeba pamiętać wydatkowanie środków unijnych jest ściśle zaprogramowane, a więc można je przeznaczać tylko na realizację priorytetów, które krajom członkowskim wyznacza Komisja Europejska.

2. Co więcej zarządzanie środkami unijnymi wymaga utrzymywania licznej administracji zarówno na poziomie rządowym jaki samorządowym, idącej w dziesiątki tysięcy pracowników, a ich finansowanie obywa się już w całości ze środków krajowych. To są urzędnicy w poszczególnych resortach, w specjalnie powołanych agencjach do obsługi środków unijnych, a także urzędnicy w samorządach województw, które zarządzają tzw. regionalnymi programami operacyjnymi, wreszcie zajmujący się realizacją programów unijnych pracownicy starostw i urzędów gmin. Chyba najbardziej spektakularnym przykładem w tym zakresie jest Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa zarządzająca środkami ze Wspólnej Polityki Rolnej na dopłaty bezpośrednie oraz modernizację gospodarstw rolnych, zatrudniająca około 12 tysięcy pracowników.

3. Członkostwo w UE zobowiązuje do realizacji unijnych polityk, z których najbardziej kosztowną jest polityka klimatyczna, ponieważ Unia chce być liderem w świecie jeżeli chodzi o ochronę klimatu. Niestety najbardziej „postępowa” w zakresie ograniczenia emisji CO2 jest Unia Europejska, już w 2008 roku zaordynowała wszystkim krajom członkowskim słynną formułę 3×20% (20% ograniczenie emisji CO2, 20% udział energii odnawialnej w całości zużywanej energii i poprawa o 20% efektywności zużycia energii – to wszystko kraje UE mają osiągnąć do roku 2020).

Niestety ówczesny premier Donald Tusk w grudniu 2008 roku zaakceptował te ograniczenia i teraz już wiemy, że będą one kosztowały naszą gospodarkę i nasze państwo miliardy złotych dodatkowych wydatków rocznie co w oczywisty sposób uwidoczni się w cenach energii elektrycznej i cieplnej nabywanej zarówno przez przemysł jak i gospodarstwa domowe. Jeszcze dalej poszła w tym zakresie premier Ewa Kopacz, która w grudniu 2014 roku w Brukseli zaakceptowała jeszcze ostrzejszą unijną politykę klimatyczną, której najdobitniejszym wyrazem będzie konieczność ograniczenia emisji CO2 aż o 40% do roku 2030. Wywiązanie się z tych dwóch pakietów klimatycznych podpisanych przez Tuska i Kopacz będzie kosztowało po przynajmniej kilkanaście miliardów złotych rocznie dodatkowych wydatków w zasadzie w każdej dziedzinie naszej gospodarki.

4. Zarówno utrzymanie administracji związanej z zarządzaniem środkami unijnymi jak i ogromne wydatki przeznaczone na realizację unijnej polityki klimatycznej w zasadniczy sposób zmniejszają kwotę netto środków jakie otrzymujemy corocznie z budżetu UE, ostatecznie może to być kwota mniejsza niż 10 mld zł rocznie. Wygląda ona zupełnie „blado” w zestawieniu z wydatkami programu 500 plus, na który rocznie z jest przeznaczone około 23 mld zł. Środki na realizację programu 500 plus pochodzą wprawdzie w całości z polskiego budżetu ale otrzymujące je polskie rodziny mogą je wydatkować w sposób dowolny, w zasadzie w całości trafiają one szybko do obrotu gospodarczego. Administrowanie nimi jest wyjątkowo tanie, jak podaje ministerstwo rodziny, pracy i polityki społecznej, wypłata tego świadczenia dla jednej rodziny kosztuje zaledwie 7,5 zł. Jeżeli więc o środkach unijnych mówi się, że w zasadniczy sposób zmieniają polską rzeczywistość, to jak ją zmienią środki z programu 500 plus, skoro są one rocznie ponad 2-krotnie większe. Kuźmiuk

Pułapka 1944 W roku 1944, po konferencji i układzie w Teheranie, sprawa Polska była już przegrana definitywnie, a utrata suwerenności na rzecz ZSSR – przesądzona. Polska została uznana za część ceny, jaką Zachód godzi się zapłacić Stalinowi za pomoc w pokonaniu Niemiec. Oficjalnie ustaleń konferencji polskiemu rządowi nie przekazano aż do listopada, ale istnieją relacje dowodzące, że kanałami prywatnymi i wywiadowczymi rząd londyński szybko zyskał wiedzę o sytuacji. W związku z ubitym w Teheranie dilem zmienił się znacząco stosunek do sojuszniczej Polski zachodnich polityków i prasy. Nie było już mowy o wyrazach podziwu, zachwytach nad bohaterstwem ani duserach o "wzorcu dla wolnego świata", jakimi karmiono Polaków do czasu agresji Hitlera na Sowiety. Nieustannie pojawiały się za to oskarżenia, że Polacy uchylają się od walki z Niemcami, że są cichymi sojusznikami Hitlera i piątą kolumną w antyniemieckiej koalicji. Skokowo nasiliły się one po rozkopaniu grobów w Katyniu. Ku wściekłości Stalina i zachodnich aliantów rząd polski nie przyłączył się do oskarżenia o tę zbrodnię Niemców i nie uniósł się z oburzenia nad bezmiarem podłości i obłudy hitlerowskiej propagandy. Co prawda, nie odważył się też nigdy oskarżyć o nią faktycznych sprawców, choć dowody, którymi dysponował jeszcze przed ujawnieniem zbrodni przez niemiecką propagandę, były jednoznaczne i oczywiste. Ale samo milczenie, a zwłaszcza zwrócenie się o zbadanie zbrodni do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie, były dla ZSSR wystarczającym powodem do oburzenia i zerwania stosunków dyplomatycznych z legalnym rządem polskim (od tej pory Sowieci występują w polityce polskiego Londynu pod pobrzmiewającym absurdem mianem "sojusznicy naszych sojuszników"), dla Churchilla i Roosevelta zaś - do ostatecznego odrzucenia wobec Polaków skrupułów. Było to tym łatwiejsze, że krótko po wybuchu kryzysu związanego ze zbrodnią w Katyniu, w samym szczycie emocji przed Teheranem, gdy Stalin wciąż odwlekał spotkanie i groził sojusznikom zawarciem separatystycznego pokoju z Hitlerem, zginął w katastrofie lotniczej - do dziś wierzy się, że przypadkowej - generał Sikorski. Ta śmierć była nad wyraz na rękę aliantom. Dzięki niej zniknął ze sceny dziejowej polski premier i Wódz Naczelny, któremu osobiście Churchill i Roosevelt składali rozmaite obietnice, i który był dla zachodniej opinii publicznej postacią rozpoznawalną, a nawet cieszył się pewnym prestiżem. Jego śmierć utorowała drogę do wspomnianego na wstępie porozumienia mocarstw - dopiero po niej Stalin zgodził się wreszcie spotkać z przywódcami Wielkiej Brytanii i USA oraz przyjąć wszelką oferowaną mu przez nich pomoc, w zamian obiecując, że nie pozostawi ich w walce z Niemcami osamotnionych. Wszystkie związane ze śmiercią Sikorskiego archiwalia brytyjskie, a także bezprawnie przejęte przez Brytyjczyków dotyczące jej dokumenty wytworzone przez rząd i wywiad polski, zostały decyzją brytyjskiego rządu utajnione na 50 lat, o po upływie tego terminu - na kolejnych 50 lat. Przywódcy zachodni, a szczególnie Churchill, od tego momentu naciskali na rząd Polski, by zawarł polityczne porozumienie ze Stalinem i zaakceptował przyszłe istnienie pod sowieckim protektoratem w granicach okrojonych do tzw. linii Curzona, obiecując w zamian za utracone Kresy załatwić nam rekompensatę na zachodzie. Żaden z polskich przywódców nie był jednak zdolny do pójścia w kwestii suwerenności i terytorium państwa na jakiekolwiek ustępstwa. (W końcu to o nie rozpoczęliśmy wojnę, stanowczo odrzucając nieporównanie mniejsze żądania Hitlera.)

Intensywna, antypolska propaganda w prasie Anglii i USA nie byłaby możliwa bez przyzwolenia rządów tych krajów, które zapewne liczyły na to, że zmiękczy ona nasz upór - jednak wytyczne do niej dawał bez wątpienia Stalin przez swą rozbudowaną na Zachodzie agenturę wpływu. Była ona skuteczna, bo brzmiała dla zachodnich elit bardzo prawdopodobnie. Oskarżano bowiem władze polskie o to, co rozsądek polityczny nakazywał im w zaistniałej sytuacji robić, i co na pewno robiliby na ich miejscu politycy pokroju Stalina czy Churchilla. Logika polityczna nie pozostawiała bowiem wątpliwości. Polacy mieli tylko dwie opcje: negocjować z Sowietami kapitulację albo walczyć z nimi, a to oznaczało de facto współdziałanie z Niemcami. Negocjować ze Stalinem, mimo zachęt, nacisków i oferowanego pośrednictwa, nie chcieli, więc wniosek był oczywisty. Opcja taka, iż rząd polski po prostu nie ma żadnego pomysłu, nic nie rozumie i liczy na cud oraz na honor zachodnich sojuszników, i że sam kieruje się honorem oraz wojowniczymi nastrojami polskiego społeczeństwa, przez nikogo przy zdrowych zmysłach nie mogła być brana pod uwagę. Czego obawiał się z naszej strony Stalin i o co podejrzewali Polaków alianci zachodni? Skoro Polska odrzucała polityczny realizm, czyli nie chciała dobrowolnie oddać ZSSR połowy przedwojennego terytorium i stać się jego satelitą, oznaczało to, że postanowiła, tak jak przez większość swej nowożytnej historii, walczyć z rosyjska okupacją, licząc na polityczne "nowe rozdanie", gdy po zwycięstwie nad Niemcami powrócą rozbieżności pomiędzy Zachodem a ZSSR. Co na aktualnym etapie wojny czyniło polskie interesy częściowo zbieżnymi z niemieckimi. Co usprawiedliwiało podjęcie skrytych, ale stanowczych kroków przeciwko Polsce. Poza kampanią potępiającą "prywatną wojne z Rosją", prowadzoną jakoby przez polski rząd, alianci zachodni - oczywiście pod pretekstem warunków obiektywnych, złej pogody etc. - ograniczyli do minimum pomoc dla polskiego podziemia, zgadzając się ze Stalinem i w tym, że broń dostarczana Polakom posłuży im do walki z Armią Czerwoną na jej tyłach, opóźniając oczekiwane przez Zachód wyeliminowanie z wojny Niemiec. Jedynie w czasie poprzedzającym inwazję w Normandii zrzucono do Polski nieco więcej zaopatrzenia i cichociemnych, licząc, że odciągniemy niemiecką uwagę od frontu zachodniego. Trudno dziwić się ówczesnym analitykom. Po Teheranie i Katyniu każdy odpowiedzialny polski rząd powinien, w imię żywotnych polskich interesów, wygasić w kraju walkę z Niemcami, ograniczając ją do ochrony ludności cywilnej. W sposób oczywisty narzucało się zawarcie z Niemcami, na poziomie np. wywiadowczym, cichego porozumienia, na mocy którego AK powstrzymałaby się od ataku na niemieckie zaplecze, a Niemcy w zamian - od eksterminowania Polaków. Oczywistym interesem Polski było w tej sytuacji powstrzymanie się od sabotowania frontu wschodniego, aby obaj nasi wrogowie wykrwawiali się tam wzajemnie jak najdłużej. Polska partyzantka natomiast powinna była skupić się na likwidowaniu komunistycznej agentury w kraju: PPR, Polskiego Batalionu Specjalnego NKWD oraz tzw. Gwardii Ludowej, ze względów polityki międzynarodowej najlepiej oczywiście rękami Niemców - tak, jak to robili komuniści, rozpracowując i denuncjując na gestapo struktury Armii Krajowej, w tym m.in. jej komendanta głównego, "Grota" Roweckiego. Zarzuty kierowanej z Moskwy propagandy i przekonanie o ich prawdziwości usprawiedliwiały w oczach Zachodu, jako obiektywną wojenną konieczność, eksterminowanie na zajmowanych przez ZSSR terenach polskich podległej rządowi londyńskiemu partyzantki. Ale stawiała je nie tylko propaganda. Te same zarzuty usłyszało tuż po wojnie, i - po "udowodnieniu" winy - w pokazowym procesie moskiewskim skazanych za rzekomą współpracę z Niemcami zostało szesnastu przywódców podziemnego państwa polskiego. Sowieci zresztą demonstracyjnie zrobili to w chwili, gdy były premier RP Stanisław Mikołajczyk przybył do Moskwy prowadzić tam wymuszone przez aliantów negocjacje o stworzeniu dla Polski podporządkowanego Stalinowi "rządu jedności narodowej", aby go tym bardziej przeczołgać. Pod tymi samymi zarzutami, "udowadnianymi" wiadomymi metodami w ubeckich katowniach, skazywani byli też i mordowani oficerowie i żołnierze polskiego podziemia aż do połowy lat pięćdziesiątych, później po cichu rehabilitowani w indywidualnych procesach. Nie miał oczywiście, bo wobec sytuacji geostrategicznej nie mógł mieć znaczenia fakt, iż polscy przywódcy do samego końca dochowywali lojalności swym sojuszniczym zobowiązaniom oraz trzymali się stanu prawnego, zgodnie z którym Polska nie znajdowała się w stanie wojny z ZSSR, atak dokonany 17 września 1939 był "wkroczeniem" mającym na celu ochronę ludności polskiej przed Niemcami, a oczywiste zbrodnie sowieckie na Polakach oficjalnie nie miały miejsca. Z tego samego powodu polskie Państwo Podziemne nie prowadziło żadnych zorganizowanych akcji przeciwko komunistycznej agenturze. Nie do końca jest prawdą, że polski rząd nie miał żadnego pomysłu. Miał, tylko że był to pomysł krańcowo naiwny. Nadal realizowaliśmy naszkicowaną przez generała Sikorskiego koncepcję "kapitału krwi", zakładająca, że po pokonaniu Niemiec państwa koalicji antyhitlerowskiej wynagrodzone zostaną w proporcji do wysiłku włożonego w wojnę, mierzonego poniesionymi ofiarami. Polacy starali się więc wzmożonym wysiłkiem i spektakularną ofiarnością (Monte Cassino) przekonać sojuszników, że ich oskarżenia o wycofywanie się Polski z walki z Niemcami są bezpodstawne. Do tych samych argumentów odwoływali się także inicjatorzy powstania w Warszawie. Krańcowe poświęcenie okazane w walce z Niemcami miało wzruszyć zachodnią opinię publiczną i skłonić zachodnie rządy, żeby jakoś wzięły nas w obronę przed Sowietami.

Poza tym nie mieliśmy wtedy żadnego przywódcy tej miary, by odważyłby się otwarcie przeciwstawić nastrojom panującym wśród Polaków. A po wszystkich zbrodniach hitlerowskich w okupowanym kraju, nieporównywalnych z tym, co działo się w państwach, które stworzyły rządy kolaboracyjne i nie szafowały dzień po dniu krwią narodu wedle zasady "twierdzą nam będzie każdy próg", dominowała powszechna żądzą odwetu na Niemcach. Hitler zaatakował nas jawnie, głosząc hasło biologicznej likwidacji Polaków, i mordował demonstracyjnie, chwaląc się zbrodniami w przekonaniu, że złamie w ten sposób wolę oporu. Stalin "wkroczył" głosząc, że nam pomaga, a wywożąc i mordując Polaków setkami tysięcy dbał o okrycie swych zbrodni szczelną zmową milczenia, przy każdym pytaniu o los zaginionych w Rosji obrażając się i grożąc nieobliczalnymi konsekwencjami dla koalicji (z tego powodu np. uciekinierzy z Rosji, przyprowadzeni przez Andersa, mieli surowy nakaz utrzymania tego, co spotkało ich w Rosji, w tajemnicy przed rodakami, którzy z okupacją sowiecką się nie zetknęli, a polskie gazety były pod tym względem cenzurowane). To określało świadomość przeciętnego Polaka zarówno na emigracji, jak i w kraju, który zbrodnie niemieckie widział codziennie, a o sowieckich dowiadywał się tylko z "gadzinowej", kontrolowanej przez Niemców prasy. Z kolei, by poprawić postrzeganie Polski przez "sojusznika naszych sojuszników" i zademonstrować mu dobrą wolę, podjęto akcję "Burza", nakazując Armii Krajowej i strukturom państwa podziemnego na obszarach zajmowanych przez Armię Czerwoną udzielanie jej zbrojnej pomocy przez atak na tyły niemieckie, połączony z całkowitą dekonspiracją i ujawnieniem "wyzwolicielom" wszystkich struktur. Dowódcom i przedstawicielom cywilnym Delegatury Rządów nakazano witanie wkraczających "w roli gospodarzy". Pierwsze doświadczenia akcja "Burza" przyniosła na Wołyniu - wszyscy "witający" zostali przez sowietów aresztowani i wywiezieni w nieznanym kierunku (do dziś miejsca ich kaźni i pochówku nie są znane), odziały AK rozbrojone i częściowo wymordowane na miejscu, częściowo wywiezione - incydentalnie część szeregowców wcielano do tzw. ludowego wojska względnie bezpośrednio do Amii Czerwonej. Wiedząc o tym, Komenda Główna AK ponowiła rozkaz do wykonania "Burzy" na Wileńszczyźnie, potem w Małopolsce Wschodniej, na Lubelszczyźnie - wszędzie z takim samym skutkiem. W ten sposób, wyjąwszy kilka oddziałów, których dowódcy łamiąc dyscyplinę wojskową odmówili wykonania rozkazu, budząca taki niepokój Stalina AK na większości obszaru kraju praktycznie przestała istnieć jako zorganizowana siła - w lesie pozostały jej rozproszone szczątki, dając początek drugiej konspiracji, zwanej dziś "żołnierzami wyklętymi". Wyciągając doświadczenia z "Burzy" i zdając sobie sprawę z ewentualnych problemów ze spacyfikowaniem Warszawy, Stalin szczególnie wzmógł intensywność propagandowych oskarżeń w chwili zbliżania się wojsk sowieckich do Wisły. Komunistyczna polskojęzyczna prasa oraz radiostacja "Kościuszko" nieustannie wzywały ludność Generalnej Guberni do powstania i odwetu na Niemcach, przypominając wszystkie ich zbrodnie, a także zasypywały ją filipikami przeciwko "faszystowsko-sanacyjnej hitlerowskiej klice londyńskiej" oraz jej "sanacyjno-faszystowskiej" Armii Krajowej, która "stoi z bronią u nogi" i zdradziecko kuma się z Hitlerem, podczas gdy naród pod przewodem PPR i GL w bratnim sojuszu ze zwycięska Armią Czerwoną... i tak dalej. Pułapka zastawiona przez Stalina i Zachód była prosta i nawet niektórzy politycy w Londynie zdawali sobie z niej sprawę. Jeśli w Warszawie nie wybuchnie powstanie, a oddziały AK wyjdą z miasta, to Sowieci w chwili wkroczenia nakażą demonstrację zbrojną swojej komunistycznej partyzantce, nazwą to wyzwolicielskim powstaniem ludowym i przed całym światem ogłoszą niezbity dowód, że, jak to od dawna wszyscy podejrzewali, faszystowski rząd w Londynie i AK po cichu współpracują z Niemcami. Jeśli natomiast Londyn i AK dadzą hasło do przeprowadzenia "Burzy" także w stolicy, to Armia Czerwona wskutek skomplikowanej sytuacji operacyjnej i konieczności podciągnięcia odwodów będzie zmuszona wstrzymać ofensywę na czas potrzebny Niemcom do pacyfikacji miasta i po zajęciu ruin dorżnie ewentualnie pozostające tam niedobitki. Wobec takiego dylematu w Londynie postanowiono nie podejmować żadnej decyzji, de facto cedując ją na lokalnych dowódców w Warszawie. Wódz naczelny, Kazimierz Sosnkowski, zalecił, by powstania nie rozpoczynać, i z tym zaleceniem wysłano jako kuriera do kraju Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który jednak, jak sam wspominał, na miejscu poddał się ogólnemu entuzjazmowi i stwierdził, że powstanie wybuchnąć musi, bo zbyt długo się do niego przygotowywano i nie tylko żołnierze, ale cała ludność oczekuje odwetu na Niemcach. Daty wybuchu powstania, wyznaczonego na godz. 17.00 1 sierpnia 1944 roku nie udało się utrzymać w tajemnicy. Niemcy przygotowali się do niego doskonale, zajmując i fortyfikując wszystkie strategiczne punkty w mieście. Nie udało się także dozbroić oddziałów szturmowych, których wyposażenie było symboliczne - generał Chruściel poradził żołnierzom, żeby kto nie ma broni brał "siekierę, łom albo kamień" i zdobył ją na wrogu. Wieczorem 1 sierpnia nie było już wątpliwości, że próba powstania zakończyła się masakrą pierwszego rzutu, żadnego z wyznaczonych celów natarcia nie udało się zrealizować, a straty przekraczają najgorsze obawy. Zgodnie z planem, należało w tej sytuacji oderwać się od nieprzyjaciela i wyprowadzić pozostałe siły z miasta, co komendanci poszczególnych okręgów zaczęli robić, a komendant Żoliborza zdołał nawet wykonać całkowicie. Komenda Główna nakazała jednak kontynuować Powstanie, mimo braku szans, sił i perspektyw, motywując to potrzebą zademonstrowania światu niezłomnej polskiej woli walki. Ponieważ Stalin odmówił samolotom zachodnich aliantów korzystania z lotnisk i tankowania w zajętej przez Sowietów strefie, możliwości zrzutu broni dla Powstania z Zachodu były czysto symboliczne - niemniej, sam Stalin, mimo ogłoszenia powstania akcją wymierzoną przeciwko ZSSR, zadbał, aby trawiący Warszawę płomień nie wygasł za wcześnie, podsycając go ograniczonymi zrzutami broni i samobójczym desantem części 1 Dywizji LWP. (Desant ten przedstawiano potem jako rzekomą samowolę dowódcy dywizji, Berlinga - jest to oczywisty fałsz, dywizja nie miała w ogóle środków przeprawowych, przydzieliło je dowództwo sowieckie.) Niemcy likwidowali otoczone i podzielone ich pozycjami miasto dzielnica po dzielnicy, wykorzystując brak koordynacji działań i słabość powstańców. Prowadzona z bezprzykładnym bohaterstwem, beznadziejna walka trwała 63 dni, do wyczerpania ostatnich możliwości oporu. Rozmiary oczekiwanego odwetu określa liczba strat niemieckich, według różnych szacunków, od tysiąca do 1,5 tysiąca żołnierzy i esesmanów. Straty powstańców wyniosły od 15 do 18 tysięcy zabitych, zginęło też ok. 180 tysięcy cywilnych mieszkańców miasta, z czego co najmniej 50 tysięcy wymordowanych w ramach wielkich akcji eksterminacyjnych (m.in. "rzeź Woli"). Pół miliona ocalałych cywili wypędzono. Historyczna stolica Polski uległa prawie całkowitemu zniszczeniu wraz z zabytkami i skarbami kultury narodowej - ocalałe resztki zniszczyli po 1945 roku komuniści w ramach tzw. odbudowy miasta, wyburzając resztki "burżuazyjnej" zabudowy pod nowe, stalinowskie założenia architektoniczne. Jeszcze w trakcie Powstania Wódz Naczelny, generał Sosnkowski pozwolił sobie w okolicznościowym rozkazie uczynić aluzję do dwuznacznej roli sojuszników, którzy w roku 1939 popchnęli nas do wojny z Niemcami. Pod naciskiem brytyjskim został za to zmuszony do dymisji. W listopadzie 1944 na znak protestu podali się do dymisji także prezydent Raczkiewicz i premier Mikołajczyk. Ten drugi zgodził się jednak - na mocy prywatnej umowy z Churchillem, bez formalnej legitymizacji polskiej - uczestniczyć w "rządzie jedności narodowej", gdzie odgrywał rolę legitymizującej komunistów kukiełki, by w końcu w 1947 roku uciec z kraju, pozostawiając działaczy swojego Polskiego Stronnictwa Ludowego na pastwę UB. Armię Krajową, przetrzebioną, zdezorganizowaną i w zdekonspirowaną, Leopold Okulicki rozwiązał rozkazem ze stycznia 1945. Resztki podziemia zbrojnego przetrwały w formie zorganizowanej do roku 1949, po zakończeniu wojny wspierane finansowo i logistycznie przez wywiady USA i Wielkiej Brytanii oraz mamione przez nie zapewnieniami, iż oczekiwany konflikt zbrojny między ZSSR a Zachodem jest nieuchronny i bliski. Polska utraciła w II wojnie światowej 12 proc. obywateli - nieporównanie więcej niż którekolwiek z innych biorących w niej udział państw. Zwycięskie mocarstwa, ustalając powojennym porządek, nie wzięły pod uwagę "kapitału krwi" i potraktowały nas dokładnie tak samo, jak pozostałe państwa regionu, walczące po stronie Hitlera lub nie biorące udziału w konflikcie. Powstanie Warszawskie pozostaje do dziś epizodem historii praktycznie nieznanym na Zachodzie i notorycznie mylone jest z rozpaczliwą próbą stawienia zbrojnego oporu podjętą przez Żydów przeciwko likwidacji warszawskiego getta w 1943. Tak wyglądają w największym skrócie fakty dotyczące rocznicy obchodzonej z roku na rok coraz huczniej i coraz bardziej ustawianej w centrum polskiej narracji historycznej jako wzorzec dla przyszłych pokoleń. Staram się nie dodawać do nich żadnego komentarza. Wnioski pozostawiam czytelnikom. Rafał Ziemkiewicz


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
1119
1119
1119
1119
1119
1119
1119
1119
1119
H 1119
1119
Współczesne teorie psychologiczne, t 2, Fraser (1119 1134)
1119 1
akumulator do lada kalina hatchback 1119 16 16 16v
akumulator do vaz 1119 kalina 16

więcej podobnych podstron