"Waga faga" Kiedy zapalenia płuc, ucha, oskrzeli, skóry, kości, nerek czy pęcherza nie da się wyleczyć antybiotykami, ratunkiem mogą być fagi – wirusy będące wielkimi, naturalnymi wrogami chorobotwórczych bakterii. |
---|
Polityka – nr 15 (2649) z dnia 05-04-2008; s. 80
Waga faga
Kiedy zapalenia płuc, ucha, oskrzeli, skóry, kości, nerek czy pęcherza nie da się wyleczyć antybiotykami, ratunkiem mogą być fagi – wirusy będące wielkimi, naturalnymi wrogami chorobotwórczych bakterii.
Jowita Flankowska
Fagi są malutkie, mierzą zaledwie 0,1 mikrometra. Wyglądają jak przybysze z kosmosu – mają głowy z białek, w których chowają DNA, długi korpus i ogonek, którym przyczepiają się do bakterii. Są ich naturalnym wrogiem. Mają tylko jeden cel: dopaść konkretną bakterię i zniszczyć ją. W przeciwieństwie do antybiotyków nie sieją spustoszenia w organizmie, a kuracja nimi jest o połowę tańsza niż antybiotykowa. Ich czas właśnie nadchodzi. Kiedy Aleksander Fleming wszedł do swojego oksfordzkiego laboratorium, oniemiał. Do jednej z pieczołowicie przygotowywanych próbek bakterii gronkowca złocistego dostała się pleśń z resztek zostawionego beztrosko na wierzchu jedzenia. Zauważył jednak, że blisko pleśni bakterie gronkowca giną. Domyślił się, że to właśnie pleśń produkuje substancję, która hamuje budowę ścianek komórkowych nowych bakterii. W ten sposób odkrył penicylinę. Był 1928 r.
Oporne pokolenia
O substancjach, które hamują rozwój niektórych bakterii, pierwszy napisał francuski lekarz wojskowy Ernest Duchesne w 1897 r., ale nie zdołał wyizolować konkretnej substancji. W 1912 r. zmarł na gruźlicę – chorobę, którą odkrycie Fleminga pozwoliło wyleczyć. Podobnie jak anginę, rzeżączkę, zapalenie płuc, opon mózgowych, błonicę, tężec, trąd, tyfus czy kiłę. – Z chwilą odkrycia penicyliny wydawało się, że problem chorób zakaźnych już nie istnieje. To był wielki błąd – mówi prof. dr Andrzej Górski, kierownik programu terapii fagowej, dyrektor Instytutu Immunologii Terapii Doświadczalnej PAN we Wrocławiu.
Wśród okrzyków radości z wynalezienia penicyliny zaginął głos Fleminga, wtedy już laureata Nagrody Nobla, który w swoim laboratorium bezradnie obserwował, jak kolejne pokolenia gronkowca złocistego uczyły się stawiać opór penicylinie. Dziś wiadomo, że zmiana pokolenia u bakterii trwa średnio ok. 20 min. Światowa Organizacja Zdrowia twierdzi, że z powodu chorób zakaźnych co roku na świecie umiera 15 mln ludzi. Zdaniem prof. Waltera Gilberta, laureata Nagrody Nobla, nieuchronnie zbliża się czas, gdy 80–90 proc. wszystkich infekcji bakteryjnych będzie opornych na leczenie znanymi nam antybiotykami. To dlatego, że ponad 80 proc. lekarzy beztrosko zapisuje antybiotyki na żądanie pacjentów. Dodaje się je także do pasz, lodów, mydeł i płynów do naczyń. Polacy są na piątym miejscu w Europie pod względem nadużywania antybiotyków, a z powodu zakażeń bakteryjnych w Polsce umiera ok. 30 tys. osób rocznie. – Te dane i tak są zaniżone – uważa prof. Górski.
Tylko w USA na walkę z lekoopornością wydaje się 7 mld dol. rocznie. Już jedna trzecia szczepów dwoinki zapalenia płuc jest odporna na penicylinę i erytromycynę, a 8 proc. na ceftriaxon (jeden z najnowszych antybiotyków z grupy cefalosporyn III generacji). Tetracyklin, dawniej antybiotyków niemal uniwersalnych, dziś w dwoinkowym zapaleniu płuc (najczęstszym) już się nie używa. Nie działają. Po 80 latach królowania antybiotyków wracamy do bezsilności. I do fagów.
Leki ze ścieków
– Gronkowiec złocisty to największa epidemia naszego wieku – mówi prof. Górski. Wśród 40 znanych gronkowców są już rodzaje oporne niemal na wszystko. Jak podaje US Centers for Disease Control and Prevention, 70 proc. zakażeń gronkowcem złocistym nie da się zwalczyć żadnymi antybiotykami. Wankomycyna to ostatni antybiotyk, którym próbuje się gronkowca pozbyć. Jest bardzo toksyczny i bardzo drogi. Ale bakterie go przechytrzyły. Podobnie jak enterokoki odpowiedzialne m.in. za zapalenie prostaty.
– Fagi są znane od lat, a terapia nimi jest absolutnie wskazana – mówi prof. Zbigniew Religa, kardiochirurg. – To metoda leczenia często wręcz ratująca życie, dlatego gorąco popieram prace Wrocławskiego Instytutu – dodaje były minister zdrowia. Podobnego zdania jest też prof. Wiesław Jędrzejczak, krajowy konsultant do spraw hematologii: – Pomysł zwalczania bakterii ich naturalnymi wrogami jest genialny. Jeśli udaje się dobrać faga do konkretnej bakterii, to taka terapia jest skuteczna. Warto inwestować we wrocławskie fagi i dalej nad tą terapią pracować. Prof. Jędrzejczak ma już za sobą pierwsze próby leczenia wrocławskimi fagami. Z jego doświadczeń wynika, że fagi najbardziej sprawdzają się, kiedy choroba nie ma gwałtownego przebiegu – wtedy nadążają za mnożeniem się bakterii i pacjent zdrowieje.
Dlatego nie ma tygodnia, by do Wrocławskiego Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN, jedynego w Unii Europejskiej prowadzącego leczenie lekoopornych zakażeń z zastosowaniem fagów, nie zawitał przedstawiciel światowych firm biotechnologicznych lub pośredników działających w imieniu koncernów farmaceutycznych, zainteresowanych kupnem banku 300 wrocławskich fagów. Starali się o to Amerykanie, Szwajcarzy, Włosi, Portugalczycy. – Przemysł farmaceutyczny ucieka od badań nad antybiotykami, bo mu się to już nie opłaca – uśmiecha się prof. Górski. Dlatego w ostatnich 25 latach na rynek weszły tylko dwa antybiotyki. To dlaczego fagi się do tej pory nie przebiły? – Bo są tańsze niż antybiotyki. Nie przejęzyczyłem się!
By się przekonać o sile fagów, powędrujmy nad brzegi Gangesu, świętej indyjskiej rzeki. Setki tysięcy ludzi zmywają w niej z siebie fizyczny brud i grzechy. Im bliżej ujścia tej liczącej 2700 km rzeki, tym więcej w niej ścieków, odpadów przemysłowych, ludzkich prochów i resztek spalonych ciał. To, że silnie zanieczyszczony Ganges nigdy nie był źródłem epidemii, zawdzięcza właśnie fagom. Bo fagi są wszędzie tam, gdzie są bakterie. Naukowcy stwierdzili, że wody rzeki zabijają zarazki cholery w ciągu zaledwie trzech godzin. To dlatego Hindusi piją wodę z Gangesu bez obaw, a po rytualnej kąpieli niegojące się rany znikają. Obserwujący indyjskie cuda paryski lekarz Felix d’Herelle w 1919 r. zdecydował się leczyć fagami dzieci chore na czerwonkę. Z powodzeniem.
Najbardziej egzotyczna próbka wody dotarła do wrocławskiego instytutu z Tajlandii. Dr Beata Weber-Dąbrowska wyodrębniła też fagi z wód Bałtyku i Morza Czerwonego. Ale kolekcja 300 wrocławskich wirusów atakujących bakterie pochodzi głównie z miejskich ścieków, wody z rzek, portów, kałuż, rowów melioracyjnych, cukrowni i z gnijącego mięsa. – Dobrać fagi do konkretnego zakażenia to jak trafić szóstkę w totka – przekonuje dr Beata Weber-Dąbrowska. Do 95 proc. przypadków zakażenia dobrano w instytucie właściwe fagi, ale by powiększyć ich kolekcję, ciągle potrzeba nowych próbek. 40 fagów przeciw szczepom bakterii Escherichia coli, które pochodzą z lat 70., na dzisiejsze bakterie już nie działa. Trzeba szukać nowych.
Kuracja na miarę
Każdy pacjent leczony we wrocławskim instytucie dostaje kurację szytą na miarę. Przygotowanie preparatu trwa ok. trzech tygodni (we współpracy z krakowską firmą Biomed) – konkretnego rodzaju fagów na konkretny rodzaj bakterii. Potem trzy razy dziennie pacjent wypija 10 ml preparatu lub stosuje go miejscowo. – Wygląda jak cienka herbata, a ma smak lekko słonego rosołu – recenzuje rolnik spod Wrocławia, który śmiało pokazuje różowe blizny na łydce. Dr Ryszard Międzybrodzki odszukuje w komputerze zdjęcia z początku terapii. Trzeba mieć mocne nerwy, by je oglądać. Na pytanie, czy gronkowiec nie wróci, dr Międzybrodzki szczerze odpowiada: – Nie wiem. Gwarancji nie ma. Trzeba stale na siebie uważać. Rany rolnika zamknęły się po trzech tygodniach terapii fagami, ale już po tygodniu widać było znaczną poprawę.
Fagi są sprytne. Atakują chmarą. Przyczepiają się do komórki bakterii i szybko wnikają do jej środka. Tam mnożą się na potęgę i niszczą bakterię. A kiedy wydostaną się na zewnątrz, szukają następnej. Mnożą się tak długo, jak długo w ludzkim organizmie uda się przetrwać chorobotwórczym bakteriom. Organizm nie ma nic przeciwko obecności fagów. Jest do nich przyzwyczajony. Występują one na przykład w jelitach, w ślinie, czasami w moczu, a nawet we krwi.
Tygodniowa kuracja fagami kosztuje ok. 300 zł. Koszt badań i całej terapii zamyka się zwykle w 2 tys. zł. W odróżnieniu od antybiotyków fagi nie niszczą naturalnej flory bakteryjnej organizmu, nie wywołują grzybicy i nie uszkadzają wątroby. Zespół prof. Górskiego udowodnił, że przy poważnych przewlekłych schorzeniach leczenie antybiotykami kosztuje przeciętnie co najmniej dwa razy więcej. Ale dopóki terapia fagowa jest w fazie naukowego eksperymentu, NFZ za leczenie nie będzie płacił. Jeżeli pacjent ma szczęście, płaci za niego szpital. Jeżeli nie, płaci sam. – Mamy pieniądze tylko na badania – tłumaczy prof. Andrzej Górski. A wyniki badań są bardzo obiecujące. Instytut Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN ma dane, że o ile antybiotyki mogą sprzyjać rozwojowi raka piersi, o tyle fagi rakowi przeciwdziałają.
„Doktor Czubalski uratował mi życie, kiedy w 1942 r. chorowałam niebezpiecznie na ropne zapalenie miedniczek nerkowych wywołane bakterią coli. Wypadek był wyjątkowo złośliwy. Doktor Czubalski wyleczył mnie zacząwszy od czterokrotnej transfuzji krwi, a następnie stosując bakteriofagi” – wspomina Maria Dąbrowska w „Dziennikach powojennych 1945–1965”. Fagami posługiwali się także lekarze z Kliniki Chirurgii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prof. Górski ma odbitkę z protokołu z posiedzenia Towarzystwa Internistów Polskich z 1948 r., gdzie przedstawiono wyniki leczenia fagami. Wracali po nich do zdrowia także rosyjscy żołnierze podczas II wojny światowej oraz niemieccy żołnierze z Afrika Korps.
Fiolki z wirusami
Food and Drug Administration, amerykańska rządowa instytucja m.in. dopuszczająca leki do obrotu, dwa lata temu zgodziła się, żeby do krojonych produktów żywnościowych dodawać preparat złożony z sześciu rodzajów fagów. Mają zwalczać bakterię Listeria, m.in. odpowiedzialną za zapalenie opon mózgowych. W USA z tego powodu umiera kilkaset osób rocznie. Amerykanie już zainteresowali się gruzińskim ośrodkiem leczenia fagami w Tibilisi, który – w przeciwieństwie do wrocławskiego – nie musi dbać o dokumentację i procedury badawcze obowiązujące w Unii Europejskiej. Ale na całym świecie tylko Polacy mają twarde dane o skuteczności fagów i odpowiednią dokumentację.
Na oficjalnej stronie internetowej rządu brytyjskiego Anglicy podpisują elektroniczną petycję. Domagają się zorganizowania terapii fagami na Wyspach albo refundacji kosztów chorym przyjeżdżającym do Polski. W końcu lutego 2008 r. Anglicy ogłosili, że przeprowadzili wstępne badania kliniczne, dowodzące wysokiej skuteczności fagów. We Wrocławiu leczą się także Macedończycy, Niemcy, Czesi, Amerykanie. – Jesteśmy dla nich ostatnią deską ratunku – podkreśla dr Beata Weber-Dąbrowska.
Wrocławskie fagi nie wyjdą jednak z fazy terapii eksperymentalnej, dopóki Instytut nie przeprowadzi kosztownych badań klinicznych. Choć chętnych jest wielu, Instytut może przyjąć tylko tysiąc pacjentów w ciągu trzech lat. Trzech lekarzy starannie wybiera beznadziejne i ekstremalne przypadki oporne na antybiotyki. Ze stron internetowych Instytutu można wyczytać, że od 1980 r. z 1500 przyjętych osób wyleczono ponad 80 proc. Pochlebnie o fagach napisał także amerykański miesięcznik „Nature Medicine”. Mimo to dopiero za co najmniej pięć lat każdy z nas będzie mógł kupić fiolkę z fagami w aptece (po wcześniejszym określeniu bakterii, która wywołuje u niego chorobę) albo trafi do Wrocławia lub filii Instytutu na badania i po preparat. Jeśli Instytut dostanie 4 mln euro unijnej dotacji lub znajdzie odpowiedzialnego partnera biznesowego.