1031

Balicki dołącza do Korwina Mikke w służbie oligarchów Michał Syska, Marek Balicki „.....”Polska nie może sobie pozwolić na kontynuację rynkowych eksperymentów, które pogłębiają erozję więzi społecznych „....”Globalny kryzys ekonomiczny nie przyniósł na razie zmiany paradygmatu polityki gospodarczej, ale na pewno wpłynął na zmianę klimatu intelektualnego i treść publicznej debaty. Koncepcje neoliberalne, przedstawiane dotychczas jako bezalternatywne, są coraz powszechniej kontestowane przez ekspertów oraz rozmaite siły polityczne. Wyraźnie słabnie wiara w zbawczą rolę rynku jako jedynego regulatora gospodarki. „....”Do Polski również dociera ta fala nowych idei. Właściwie wszystkie partie obecne w parlamencie wskazują w swych programowych deklaracjach konieczność aktywnej roli państwa na rzecz stymulowania wzrostu gospodarczego. Znaczący udział inwestycji publicznych finansowanych ze środków unijnych w podtrzymaniu wzrostu polskiego PKB dobitnie wskazuje, że zdanie się jedynie na niewidzialną rękę rynku prowadzi na manowce. „...”Dostrzegalna w polskiej debacie zmiana postrzegania roli państwa dotyczy jednak tylko obszaru gospodarki. Tymczasem w Polsce trwa spontaniczny i niebezpieczny proces komercjalizacji i prywatyzacji usług publicznych. O ile rządząca PO w sferze gospodarki uwolniła się w pewnej mierze od neoliberalnych dogmatów, o tyle w szeroko rozumianych usługach publicznych dała zielono światło na ich urynkowienie, czyli poddanie logice zysku. „...”Komercjalizacja i prywatyzacja zadań publicznych państwa i samorządu to postulaty osadzone w ideologii neoliberalnej, których wprowadzenie w życie na szerszą skalą wiąże się z dojściem do władzy Ronalda Reagana w USA i Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii. Negatywnymi skutkami poddania usług publicznych logice rynku było: ograniczenie dostępności konkretnych usług dla części (zwłaszcza mniej zamożnych) obywateli, pogorszenie warunków pracy osób zatrudnionych w tym sektorze oraz obniżenie jakości usług. Realizacja interesu publicznego została wyparta przez dążenie do zysku. „....” Jednym z najbardziej niepokojących zjawisk ostatnich lat jest masowa likwidacja placówek oświatowych. Samorządy tłumaczą swoje decyzje demograficznym niżem i trudnymi warunkami ekonomicznymi. Brzmi to jednak mało przekonująco, bo mniejsza liczba dzieci w klasach powinna sprzyjać lepszemu nauczaniu i efektywniejszej pracy wychowawczej. Bałamutnie brzmią też wymówki samorządowców dotyczące konieczności cięć w wydatkach na edukację „....”W ramach oszczędności prywatyzuje się także szkolne stołówki. Zlecanie dostarczania posiłków do szkół firmom kateringowym przyniosło redukcję zatrudnienia (osoby zatrudnione w tych firmach, w przeciwieństwie do szkolnych kucharek, często pracują na umowach śmieciowych) oraz w wielu przypadkach wzrost cen obiadów. „....”Getta biedy, enklawy bogactwaProcesy urynkowienia służby zdrowia czy przekazywania szkół podmiotom niepublicznym przebiegają w sposób spontaniczny, niekontrolowany, na podstawie niejasnych zasad i procedur. Cechą charakterystyczną jest uchylenie się państwa od odpowiedzialności za te sfery, która powinna polegać na wytyczaniu strategicznych celów, koordynacji działań oraz nadzorze i kontroli. Z kolei samorządy lokalne kierują się przede wszystkim krótkowzrocznym rachunkiem ekonomicznym, przekazywanie placówek zdrowotnych i oświatowych podmiotom prywatnym traktują jako budżetowe oszczędności. Nieprzemyślana prywatyzacja usług publicznych może prowadzić także do zastąpienia monopolu państwa przez monopol prywatny. Pochodzące z różnych krajów przykłady urynkowienia wodociągów oraz dostaw energii elektrycznej i ciepła do mieszkań wskazują, że brak warunków do realnej konkurencji w tych obszarach prowadzi do znaczącego wzrostu cen, które często stanowią barierę dla ludzi mało lub średnio zamożnych.”.....”Eksperci zajmujący się skandynawskimi państwami opiekuńczymi wskazują, że to właśnie charakterystyczne dla tych krajów uniwersalne usługi publiczne stały się podstawą solidarnej wspólnoty obywatelskiej. Fakt, że wszyscy – niezależnie od statusu majątkowego – mogą korzystać z gwarantowanych przez państwo usług publicznych dobrej jakości, powoduje zasypywanie podziałów społecznych oraz wspólną troskę o dobro wspólne. Nie powstają getta subsydiowanej przez rząd biedy obok otoczonych murem enklaw bogactwa z prywatnymi szkołami, szpitalami i firmami ochroniarskimi. Przedstawiciele bogatszych warstw społecznych nie odwracają się plecami do państwa i nie podważają jego roli w aktywnej polityce na rzecz spójności społecznej. „...(źródło )
Cytaty te zaczerpnąłem z tekstu Marczuka „Welfare State .Pożegnanie z iluzja„ Inny cytat „„Jeśli państwo opiekuńcze ma jakąś oficjalną datę powstania, to jest to 5 lipca 1948 r." – pisze w książce „Ekonomika polityki społecznej" prof. Nicholas Barr, brytyjski ekonomista z London School of Economics. To właśnie wtedy w liberalnej Wielkiej Brytanii został wprowadzony tzw. plan Beveridge'a. Powstał na podstawie raportu przygotowanego przez Komitet ds. Ubezpieczeń Społecznych i został przekuty w plan zabezpieczenia społecznego. Uznano, że to państwo powinno odpowiadać za wiele czynników ryzyka, m.in. za bezrobocie, niezdolność do pracy, starość, zgon żywiciela rodziny czy niepełnosprawność. Jak się okazuje, to, co wydaje nam się dzisiaj oczywistością, przez całe wieki istnienia ludzkości wcale nią nie było. „.....”Mnożą się więc przywileje, emerytury dla 50-latków, zasiłki dla bezrobotnych tak wysokie, że nie opłaca się pracować, renty dla zdrowych, państwowe gwarancje kredytu dla „golców", czterodniowy tydzień pracy, pomoc dla wszystkich. Państwo może wszystko, możemy zadłużać się w nieskończoność, jesteśmy coraz bliżej raju – opowiadają wyborcom politycy. Na przykład w Europie wydatki na cele socjalne przekraczają 30 proc. PKB. „. ….(więcej )
Tłumaczył Mateusz Wiatr „ Henry Hazlitt „Droga do totalitaryzmu „....”Pomimo ostatecznego i oczywistego celu władców Rosji, jakim jest szerzenie komunizmu oraz podbicie całego świata, a także pomimo ogromnej siły, którą mogą dysponować za sprawą broni, takiej jak pociski sterowane czy bomby atomowe i wodorowe, obecnie największe zagrożenie dla amerykańskiej wolności pochodzi z wewnątrz kraju. Jest to groźba rozwoju i szerzenia się ideologii totalitaryzmu. „...”Totalitaryzm w skrajnej formie jest doktryną, w której rząd — państwo — całkowicie kontroluje jednostkę. American College Dictionary, w oparciu o Webster’s Collegiate, definiuje totalitaryzm jako termin „odnoszący się do scentralizowanej formy rządów, w której podmioty u szczytu władzy nie uznają  i nie tolerują partii politycznych o innych poglądach”. „....”Ten brak tolerancji wobec innych partii nie uważam za stanowiący istotę totalitaryzmu, ale raczej za jedną z jego następstw. Istotą totalitaryzmu jest to, że rządzący sprawują całkowitą kontrolę. Głównym celem (tak samo jak w doktrynie komunizmu) może być tylko pełna kontrola „gospodarki”. Ale „państwo” (określenie kliki, która rządzi) może kontrolować gospodarkę tylko wtedy, gdy posiada całkowitą kontrolę nad importem, eksportem, nad cenami, stopami procentowymi i płacami, nad produkcją i konsumpcją, nad aktami kupna i sprzedaży, nad pozyskiwaniem i wydawaniem dochodów, nad miejscami pracy, nad zawodami i pracownikami — nad wszystkim, co oni robią, co otrzymują i w jakim kierunku idą — i w końcu nad wszystkim, co mówią, a nawet myślą. „....”Jeśli całkowita kontrola gospodarki musi w swoim ostatecznym kształcie oznaczać kontrolę nad tym, co ludzie robią, mówią czy myślą, wtedy pozostaje tylko określić szczegóły i następstwa, aby stwierdzić, że totalitaryzm likwiduje wolność prasy, wolność wyznania, wolność zgromadzeń, wolność przemieszczania się, możliwość zrzeszania się w opozycyjne partie polityczne, możliwość głosowania przeciwko rządzącym. Te ograniczenia są jedynie produktami idei totalitaryzmu. „...”Kiedy zrozumiemy „totalizm” totalitaryzmu, łatwiej nam będzie zrozumieć jego różne stopnie. Lub — skoro z definicji totalitaryzm jest totalny — precyzyjniej byłoby powiedzieć, że łatwiej nam będzie zrozumieć kolejne etapy na drodze do totalitaryzmu. „...”Trochę trudno jest określić, co dokładnie oznacza wolność — używa się tego pojęcia w sposób mglisty i sprzeczny. Ale nie jest zbyt trudno określić, co oznacza niewolnictwo. I nie jest trudno rozpoznać totalitarny umysł, kiedy się na taki natkniemy. Jego znakiem szczególnym jest pogarda dla wolności — to znaczy pogarda dla wolności innych „...”Trochę trudno jest określić, co dokładnie oznacza wolność — używa się tego pojęcia w sposób mglisty i sprzeczny. Ale nie jest zbyt trudno określić, co oznacza niewolnictwo. I nie jest trudno rozpoznać totalitarny umysł, kiedy się na taki natkniemy. Jego znakiem szczególnym jest pogarda dla wolności — to znaczy pogarda dla wolności innych. Jak stwierdził to de Tocqueville we wstępie do swojego dzieła Dawny ustrój i rewolucja:Sami despoci nie przeczą, że wolność jest rzeczą wyborną; tyle, że chcą jej jedynie dla siebie i utrzymują, że wszyscy inni są jej zupełnie niegodni. Tak więc tym, co nas różni, nie jest bynajmniej opinia o wolności, ale mniejszy albo też większy szacunek dla ludzi; i można z pewnością twierdzić, że rozmiłowanie w rządach absolutnych pozostaje w ścisłym stosunku do pogardy dla własnego kraju”...”Istnieją trzy główne tendencje lub zasady uwidaczniające dążenie do totalitaryzmu. Pierwsza i zarazem najważniejsza — ponieważ dwie pozostałe wywodzą się od niej — to nacisk na ciągłe zwiększenie władzy rządu — na osiągnięcie szerszego zakresu interwencjonizmu. Jest to tendencja do tworzenia coraz większej ilości regulacji wobec każdej sfery gospodarki oraz do ograniczenia wolności jednostki. Stały wzrost wydatków rządowych jest elementem tej tendencji. W efekcie oznacza to, że jednostka dysponuje coraz mniejszymi środkami na dobra, które sama chce nabyć, podczas gdy rząd zabiera jej coraz więcej dochodu i przeznacza go na rzeczy, które on uważa za słuszne. Jedną z podstawowych cech totalitaryzmu (a także działań podejmowanych w socjalizmie, państwie paternalistycznym czy keynesizmie) w uproszczeniu jest to, że obywatel nie może wydawać swoich własnych pieniędzy w świadomy sposób. Wraz ze wzrostem kontroli rządu, wolna wola jednostki, czyli indywidualna kontrola nad własnymi sprawami we wszystkich sferach, jest coraz bardziej ograniczana. Podsumowując, zakres wolności jest stale pomniejszany. „....”Zwiększona przez interwencje gospodarcze władza  pozwala rządzącym na dalsze działania, które zachęcają do przeprowadzenia kolejnych interwencji, zwiększających siłę państwa, i tak dalej.Najbardziej dosadne stwierdzenie odnośnie powyższego zjawiska, z jakim kiedykolwiek miałem okazję się spotkać, zostało zawarte w wykładzie wybitnego szwedzkiego ekonomisty Gustava Cassela. „....”Rządowa dominacja w sprawach gospodarczych, którą zwolennicy gospodarki planowanej chcą ustanowić, jest, jak już widzieliśmy, w konieczny sposób połączona z oszałamiającą ilością rządowych ingerencji, wykazujących tendencję rosnącą. Arbitralność, błędy i nieuniknione sprzeczności prowadzenia takiej polityki, jak codzienne doświadczenia pokazują, doprowadzą do zwiększenia popytu na bardziej racjonalną koordynację różnych dziedzin życia i, co za tym idzie, na ujednolicenie przywództwa. Z tego powodu centralnie planowana gospodarka zawsze będzie przeistaczać się w dyktaturę. Istnienie parlamentu nie jest gwarancją na to, że centralnie planowana gospodarka nie zmieni się w dyktaturę. Wręcz przeciwnie, doświadczenie pokazuje, że ciała przedstawicielskie nie są w stanie spełniać wszystkich niezliczonych funkcji związanych z przewodnictwem gospodarczym bez uwikłania się w spory między konkurującymi grupami interesu. Konsekwencją jest upadek moralny, prowadzący do partyjnej — jeśli nie indywidualnej — korupcji. Przykłady takiej degradacji są spotykane w wielu krajach, gdzie postępuje ona z prędkością tak wielką, że z pewnością napawa ona każdego honorowego obywatela najgorszymi obawami o przyszłość systemu przedstawicielskiego. Lecz oprócz tego, system ten prawdopodobnie nie może być zachowany, jeśli parlamenty są stale przepracowane, bo poszukują odpowiedzi na nieskończoną liczbę możliwie najbardziej zawiłych pytań związanych z prywatną gospodarką. System parlamentarny może być ocalony jedynie dzięki mądremu i rozważnemu ograniczeniu funkcji parlamentu. (…) Dyktatura gospodarcza jest bardziej niebezpieczna, niż ludziom się wydaje. W momencie, gdy ustalona zostaje autorytarna kontrola, nie zawsze będzie można ograniczyć ją tylko do sfery gospodarczej. Jeśli pozwolimy na likwidację wolności gospodarczej i samodzielności, siły walczące o wolność utracą tyle siły, że nie będą w stanie zagwarantować żadnego efektywnego oporu wobec postępującej destrukcji konstytucyjności i życia publicznego. Jeśli opór słabnie — a społeczeństwo być może nie ma nawet pojęcia, co się dzieje — takie fundamentalne wartości jak wolność osobista, wolność myśli i słowa, niezależność nauki są stale narażone na zagrożenia. Do stracenia jest to, co cała cywilizacja odziedziczyła po przodkach, którzy poświęcili się, by utworzyć jej zręby, a niektórzy nawet oddali za to życie. „...(źródło )
Przypomnę tutaj słowa Kaczyńskiego”Warto być Polakiem dobrze zorganizowanym i wydajnym, ale nie traktowanym w pracy jak niewolnik. Bo już jesteśmy bardzo pracowici. Jest znamienne, że wedle danych OECD przeciętny Polak pracuje aż 2015 godzin w roku (pracowitsi są od nas Koreańczycy - 2074 godziny), a daleko za nami są uznawani za bardzo pracowitych Japończycy (1733 godziny), Niemcy (1309 godzin) czy Holendrzy (1288 godzin).”...” Nieprzypadkowo w rankingu Doing Business 2010, opisującym łatwość robienia interesów, Polska jest na 70. miejscu wśród badanych 183 krajów. Nieprzypadkowo Polska zajmuje niechlubne 164. miejsce pod względem radzenia sobie z pozwoleniami na budowę. Nic nie usprawiedliwia tego, by Polska była dopiero na 121. miejscu w kategorii łatwości płacenia podatków. Tak jak nic nie usprawiedliwia 81. pozycji Polski w kategorii "łatwość zamykania biznesu" czy 77. miejsca w kategorii "wprowadzania w życie kontraktów"... (więcej )
Krzysztof Mroczkowski „....”W 1997 r. profesorowie Myron S. Scholes i Robert C. Merton zostali uhonorowani nagrodą Nobla w dziedzinie ekonomii za opracowanie nowej metody wyznaczania wartości instrumentów pochodnych, którą Szwedzka Akademia Królewska uznała za jedno z największych osiągnięć nauk ekonomicznych ćwierćwiecza. Rok później współkierowany przez Mertona i Scholesa fundusz finansowy LTCM stracił 4,6 miliarda dolarów w ciągu czterech miesięcy i musiał zostać wsparty przez publiczny amerykański bank centralny. Instrumenty finansowe pozwoliły LTCM na użycie niebezpiecznej dźwigni finansowej i ryzykowanie stratami wielokrotnie większymi od posiadanych aktywów. Już wtedy ryzyko systemowe przerośniętego sektora finansowego zwiastowało przyszły kryzys. „....”Instrumenty pochodne (tzw. derywaty) są papierami wartościowymi wymienianymi na giełdach lub kontraktami między dwoma stronami, których wartość jest uzależniona od instrumentu bazowego (np. obligacji). Początkowo uzasadnieniem tworzenia tych instrumentów było zabezpieczanie przed ryzykiem. Przykładowo, proste instrumenty pochodne były nabywane za niewielką kwotę w zamian za gwarancję pokrycia strat przez sprzedającego, gdyby ceny określonych produktów drastycznie spadły. Niestety z czasem takie instrumenty zaczęły tworzyć instytucje finansowe niebędące ubezpieczalniami i niemające wystarczająco dużo kapitału na pokrycie tego typu umowy. Mimo to takie ryzykowne kontrakty były opłacalne – dawały spekulującym wysokie zyski, choć również narażały na wysokie straty. Z biegiem lat zaczęto tworzyć instrumenty pochodne od instrumentów pochodnych czy wręcz zupełnie hazardowe umowy, niemające nic wspólnego z teoretycznym ubezpieczeniem od ryzyka, które było przyczyną powstania derywatów. Przykładowe kontrakty ostatnich lat to te wypłacające pieniądze przy wyborze jednego z kandydatów na prezydenta USA, inne są powiązane z wynikiem finansowym filmu, jeszcze inne z prawami do przyszłych zysków z praw autorskich Boba Dylana i Davida Bowie. Tego rodzaju zakłady wydają się być ekscentryczne i niepasujące do poważnych decyzji gospodarczych, w rzeczywistości jednak doskonale obrazują rzeczywistość dzisiejszego świata finansów. W wielkiej mierze stał się on gigantycznym kasynem bez jakiejkolwiek wartości dla społeczeństwa. Co gorsza, globalne powiązania instytucji finansowych sprawiają, iż cały system wciąż grozi implozją. „.....”Stany Zjednoczone, jako największa gospodarka świata, nadają ton globalnym przemianom. Wtedy właśnie, a szczególnie po upadku żelaznej kurtyny, następuje dominacja tzw. Konsensusu Waszyngtońskiego: ideologii deregulacji, prywatyzacji, wolnego handlu i liberalizacji. Konsensus Waszyngtoński to nazwa nadana w 1989 r. przez ekonomistę Johna Williamsona systemowi globalnego leseferyzmu. Wielki kapitał przepływa w nim z miejsca na miejsce i pozostaje poza regulacją państw, których zadaniem jest dostosowanie się do założeń państwa minimum. W tym konsensusie za prymusów uznawane są te kraje, które stwarzają kapitałowi jak najdogodniejsze warunki działania, niekrępowane np. ochroną pracowników najemnych czy regulacjami ekologicznymi.Dawne instytucje Bretton Woods (Bank Światowy i MFW) zamiast wspierać rozwój państw mniej rozwiniętych, narzucają im w latach 80. ciężkie warunki „pomocowe”, które prowadzą te kraje do stagnacji i niepokojów społecznych. „...”Ideologia w służbie plutokracji”.....Niestety ta gra przynosi jeszcze inne negatywne konsekwencje dla dobrobytu społecznego. Instrumenty pochodne mają olbrzymi wpływ na gwałtowne ruchy cen żywności i surowców, gdyż w przytłaczającej większości handel nimi (odbywający się na giełdach towarowych, takich jak Comex, ICE i CME) jest wirtualny – w przypadku gry na zwyżkę cen żywność, towary i surowce nie są dostarczane do fizycznej sprzedaży, lecz przetrzymywane w portach i magazynach w nadziei na zwyżkę cen. To ma olbrzymie konsekwencje dla społeczeństw, kładąc ich przyszłość w ręku, jak to określił Alain Parguez, międzynarodowej gospodarki rentierów. „....”Nieustająca potrzeba gonienia za zyskiem i redukowania ryzyka własnej implozji skłaniają spekulantów do ataków na instrumenty dłużne takich krajów jak Grecja czy Hiszpania. Do ataku użyte zostały swapy ryzyka kredytowego (CDS), które sam George Soros nazwał polisą na czyjeś życie połączoną z licencją na zabijanie. W interesie niektórych banków było podniesienie ceny długu państw i sprowadzenie ich na kolana. Po raz pierwszy obywatele starej Europy mieli okazję obserwować w całej okazałości metody Międzynarodowego Funduszu Walutowego, wypróbowane dotychczas w innych, odległych częściach świata. Przecenienie roli długu państwa przerodziło się w obsesję cięć budżetowych, prowadzącą do recesji. „.....”Absolutnym priorytetem przy wychodzeniu z kryzysu powinien być powrót do regulacji z okresu Nowego Ładu i złotej ery powojennej Europy. Przywrócenie Rooseveltowskich ustaw odcięłoby wielką bańkę wirtualnych zobowiązań od realnej gospodarki, czyniąc je niebyłymi ze względu na brak możliwości otrzymania wsparcia państwa przez finansjerę spekulacyjną. Odrzucone muszą być również aksjomaty szkodliwości jakiegokolwiek długu państwa i nieinterwencji w kursy walutowe czy strukturę gospodarki (poprzez np. subwencje). „...(źródło )
Paweł Łepkowski „Rok 2013 zostanie zapamiętany przez Amerykanów jako czas rosnących podatków. Rząd Baracka Obamy zobowiązał się spłacić część długu publicznego, który obecnie wynosi 13,6 biliona dolarów. „.....Prawdziwym arcydziełem socjalistycznego rozumowania jest zgłoszony niedawno projekt ustawy federalnej HR 4646 „The Debt Free America Act” („Ameryka wolna od długu”). Jej autorem i propagatorem jest kongresman Chaka Fattah, „...”Przede wszystkim na obłożeniu wszystkich istniejących transakcji gotówkowych czy bezgotówkowych 1-procentowym podatkiem. „....”Ale pomysł kongresmana Chaka Fattaha to nie tylko kij, ale też i marchewka. Projekt przewiduje, że po siedmiu latach nowy system mógłby całkowicie zastąpić dotychczasowy system podatkowy. Amerykanie zostaliby zwolnieni z płacenia podatku dochodowego i całej listy innych obciążeń fiskalnych. „......”W opozycji do tej koncepcji zgłoszony został pomysł autorstwa demokratycznego kongresmana Petera DeFazio z Oregonu i demokratycznego senatora Toma Harkina z Iowy. Uważają oni, że proponowane przepisy ustawy HR 4646 obciążają jedynie zwykłych ludzi, nie ponoszących żadnej winy za sytuację gospodarczą kraju „.....”W tym roku mija sto lat, odkąd rząd federalny po raz pierwszy wprowadził niekonstytucyjny podatek dochodowy. W 1913 roku obowiązywało siedem progów podatkowych – od 1 do 7%. Znamienne, że najwyższą stawkę 7% płacili jedynie obywatele mający roczny dochód w wysokości ponad pół miliona dolarów, co odpowiada sile nabywczej 12 milionów dolarów z 2013 roku „.....”Prawdziwą katorgę przeżyli amerykańscy przedsiębiorcy pod rządami Franklina D. Roosevelta. Od 1932 do 1944 roku najwyższa stawka podatku dochodowego urosła z 63% do 91%. W 1944 i 1946 roku przedsiębiorcy, który uzyskał dochód w wysokości 200 tys. dolarów, po zapłaceniu podatku dochodowego pozostawało w kieszeni zaledwie 18 tysięcy. Czy w takich warunkach opłacało się w ogóle prowadzić działalność gospodarczą? „...(więcej)
Jak to się stało ,że zarówno Korwin Mikke jak i lewica stoi na straży interesów rodów oligarchów lichwiarskich i przemysłowych do których należą banki i koncerny Przecież Korwin Mikke jest za ograniczeniem liczby urzędników , likwidacja podatku dochodowego , ubezpieczeń społecznych, prywatyzacji szkół , czyli tego wszystkiego, co przywróciłoby Polakom wolność osobistą , Diabeł tkwi jednak w szczegółach . Dla dla klasy oligarchów kluczowa rzeczą jest niedopuszczenie do powstania silnego ośrodka politycznego i przejęcia kontroli politycznej nad koncernami i bankami. Co oznacza kontrola polityczna. Ni e dopuszczenie do takiego wzrostu siły koncernów, aby oligarchowie kontrolowali władzę polityczną, proces legislacyjny , czy przejmowały naturalne monopole, czy oligopole . Przykładowo nie ma żadnego powodu ekonomicznego , aby koncerny posiadały setki tysięcy , czy miliony hektarów ziemi . Aby posiadały więcej niż na przykład 50 hektarów. Ziemia jest dobrem rzadkim . I teoretycznie, na co Korwin Mikke by pozwolił kilka koncernów mogłoby posiadać całą ziemie w Polsce . Nie do uwierzenia . A jednak Otóż 1 procent ( słownie jeden ) Amerykanów posiada 86 procent ( słownie osiemdziesiąt sześc procent ) wszystkiego co ma wartość w USA ( więcej )
Elektrownie jądrowe, wodociągi , czy drogi . Naturalne monopole, które powinno posiadać państwo. Korwin Mikke pozwoliłby koncernom posiadać drogi i elektrownie jądrowe, co pozwoliłby im nie tylko łupić obywateli , ale dodatkowo uzyskać gigantyczne wpływy polityczne. Korwin Mikke udaje że nie ma takiego problemu , jak uzyskiwanie ogromnych , dewastujących wpływów politycznych prze oligarchów i ich koncerny , bo wszystko rozwiąże ...monarchia absolutna .
Mało kto sobie zdaje sprawę ,że Korwin Mikke jest jednym z najzagorzalszych zwolenników Konsensusu Waszyngtońskiego, a przynajmniej fundamentalnych z punktu widzenia interesów warstwy społecznej rodów oligarchów jego zasad . Takich jak wolny przepływ kapitału , brak kontroli nad koncernami i ich ograniczeń , brak wsparcia dla własnych firm. Zakaz sterowania polityka finansowa przez państwo. Prywatyzacja wszystkiego , nawet naturalnych monopoli . Co ciekawsze Korwin Mikke jest za likwidacja podatku dochodowego, ale za to za wysokim , nawet 25 procentowym VATem . Zapewne nie wie ,że koncepcja podatku VAT została opracowana przez ...koncern Siemensa , a przedstawiona politykom niemieckim przez ….niemieckiego oligarchę o nazwisku Siemens. Korwin Mikke jedynie na co się zdobył w zgłębianiu problemu koncernów to star koncepcja ich ….likwidacji jako spółek praw handlowego i zastąpienie ich przez spółki w których jawni udziałowcy odpowiadaliby całym swoim majątkiem. Ostatnio zmienił zdanie i chce jedynie , aby jedne społki prawa handlowego nie mogły posiadać innych spółek prawa handlowego. Jeśli chodzi o koncerny posiadające OFE to stanął w ich obronie . Co prawda są złe ,ale należy je pozostawić , bo są lepsze od państwa .
Lewica zaś chce , aby państwo sterowało wszystkim , co jest na rękę ….rodom oligarchów i ich koncernom . Bo kto będzie otrzymywał granty, ulgi , dofinansowania, przywileje prawne i podatkowe . To w takim państwie zniszczy się drobnych i średnich przedsiębiorców , aby zapewnić przestrzeń życiową dla koncernów . Jaki jest skutek popierania przez Korwina Mikke i lewaków filozofii ekonomicznej korzystnej dla warstwy społecznej oligarchów i koncernów przez nich posiadanych . Chciałbym zaznaczyć ,że Korwin Mikke robi tutaj za „pożytecznego idiotę „, po prostu nie jest w stanie, chociażby nawet ze względu na wiek poradzić sobie intelektualnie z faktem ,że nie da się w sposób bezpośredni zastosować starych teorii ekonomicznych do czasów współczesnych . Skutkiem powstania systemu służącego oligarchom zwanego socjalizmem niemieckim jest upadek gospodarczy, cywilizacyjny , kulturowy Zachodu Korwin Mikke „Sprawa czwarta:skoro wielkie firmy, zwłaszcza zagraniczne, praktycznie nie płacą podatków dochodowych, to dla wyrównania szans zlikwidujmy PIT, CIT i podatek od kupna-sprzedaży-darowizny.Od razu działalność gospodarcza ruszy z kopyta i wzrost wpływów z VAT wyrówna tę stratę. Gdyby trzeba było – warto podnieść, jak p.Wiktor Orbán na Węgrzech,VAT o 1% czy 2%; byle się pozbyć tego koszmaru!I to właśnie jest w programie Kongresu Nowej Prawicy „.. (więcej )
Dlaczego Korwin Mikke chce zlikwidować podatek dochodowy dal koncernów , jednocześnie chce aby Polacy , drobni przedsiębiorcy byli zaszczuwani przez służby skarbowe kontrolami z VAT u Korwin Mikke po prostu gubi się w swojej doktrynie , z której wyłania się powoli zarys poglądów i działania korzystnego dla oligarchów. Musimy przywrócić Polakom wolność osobistą, czyli zlikwidować dla Polaków podatek dochodowy , zlikwidować podatek VAT , zlikwidować przymus ubezpieczeń społecznych oraz obłąkane państwowe szkolnictwo . Przywrócić Polakom wolność od bandytów ze skarbówki , zus , od homoseksualnych , ganderowskich nauczycieli , od umierania w prymitywnych , państwowych umieralniach zwanych szpitalami . Równocześnie musimy wziąć za pysk koncerny i monopole i je uczynić płatnikami podatków . Należy przywrócić kontrolę państwa nad pieniądzem , z czym nawet Michalkiewicz się zgadza, wprowadzić nowoczesny podatek transakcyjny Łepkowski „ Jej autorem i propagatorem jest kongresman Chaka Fattah, „...”Przede wszystkim na obłożeniu wszystkich istniejących transakcji gotówkowych czy bezgotówkowych 1-procentowym podatkiem. „....”Ale pomysł kongresmana Chaka Fattaha to nie tylko kij, ale też i marchewka. Projekt przewiduje, że po siedmiu latach nowy system mógłby całkowicie zastąpić dotychczasowy system podatkowy. Amerykanie zostaliby zwolnieni z płacenia podatku dochodowego i całej listy innych obciążeń fiskalnych. „Łepkowski ten podatek nazwał socjalistycznym , alt to dla tego ,że nie zrozumiał istoty tego podatku. W swej konstrukcji jest to podatek antysocjalistyczny Jest to podatek dający obywatelom wolność . Koniec z pitami, formularzami vat . Polak kupując na przykład meble zapłaciłby kartą płatniczą lub przelewam , czy też telefonem komórkowym . Instytucja , która obsługuje kartę płatnicza , telefon komórkowy lub bank automatycznie pobrałby od transakcji podatek na przykład 2 procent i przelała do budżetu państwa .1 procent od sprzedającego i 1 procent od kupującego Ani kupującego , ani firmy sprzedającej mebel nic by nie interesowało. Ani urząd skarbowy, ani kasa fiskalna , ani pit, ani formularz vat Chiny i Węgry Orbana testują ten rodzaj podatku Marek Mojsiewicz

Zelig nadwiślański Starsi kinomani pewnie pamiętają amerykański film „Zelig”, którego bohaterem jest osobnik podobny do kameleona, a nawet od niego lepszy. Kameleon bowiem potrafi tylko zmieniać barwy, podczas gdy tytułowy Zelig nie tylko barwy, ale nawet kształty. Na przykład kiedy znajdował się wśród Murzynów, to zaraz ciemniała mu skóra, ale kiedy na przykład przypadkowo znalazł się wśród kobiet w ciąży, to jemu też od razu rósł brzuch. Literatura i w ogóle sztuka bardzo często wyprzedza życie, więc nic dziwnego, że również w naszym nieszczęśliwym kraju pojawił się osobnik o właściwościach podobnych do posiadanych przez filmowego Zeliga. Oczywiście przy podobieństwach są również różnice, bo o ile tamtemu Zeligowi wśród Murzynów ciemniała skóra, a wśród ciężarnych kobiet rósł brzuch, to nasz, nadwiślański Zelig dokonuje metamorfoz raczej w sferze duchowej. Mówię oczywiście o panu profesorze Janie Hartmanie, biegającym za filozofa. Pan profesor Hartman jest absolwentem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, podobnie jak pani Maria Szyszkowska, czy słynny filozof biłgorajski - chociaż oczywiście z filmowym Zeligiem ma jeszcze i tę wspólną cechę, że pochodzenie ma żydowskie. Z racji owego pochodzenia, a kto wie - może również i przekonań, bo chyba niegrzecznie byłoby posądzać pana profesora Hartmana, że robi coś bez przekonania - został członkiem reaktywowanej w naszym nieszczęśliwym kraju za czasów prezydenta Kaczyńskiego żydowskiej loży Zakonu Synów Przymierza. Nazwa tej loży sugeruje, że jej uczestnicy uważają się za „Synów Przymierza” - tego, o którym wspomina Stary Testament. Jak pamiętamy, chodzi tam o pewien kontrakt zawarty przez Abrahama z Panem Bogiem, na podstawie którego Pan Bóg obiecał Abrahamowi, że uczyni go „ojcem wielkiego narodu”, któremu w dodatku odda w charakterze siedziby narodowej teren leżący między Nilem a Eufratem. Jak powiadają wymowni Francuzi, „noblesse oblige”, co się wykłada, że szlachectwo zobowiązuje. W myśl tej zasady osoby uważające się za „Synów Przymierza” i z tej racji uczestniczące we wspomnianym Zakonie, powinny przynajmniej przez grzeczność wierzyć w istnienie Pana Boga, bez którego całe to „Przymierze” nie byłoby przecież warte funta kłaków. Atoli już starożytni Rzymianie zauważyli, że nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem. Toteż kiedy przed panem profesorem Hartmanem otworzyły się widoki na stanowisko posła do Parlamentu Europejskiego, porzucił wszelkie pozory i przystając do dziwnie osobliwej trzódki posła Janusza Palikota, któremu udało się zgromadzić najrozmaitszych dziwolągów, w jednej chwili z „Syna Przymierza” przemalował się na płomiennego szermierza ateizmu. Rzecz w tym, że biłgorajski filozof też próbuje, która maska mu się lepiej dopasuje i chociaż zaczynał jako katolicki konserwatysta, to teraz najwyraźniej doszedł do wniosku, że przy pomocy ateizmu może pozyskać głosy ubeckich dynastii i w ten sposób żyć sobie dostatnio aż do śmierci. Przystając tedy do dziwnie osobliwej trzódki biłgorajskiego filozofa, pan profesor Hartman, niczym filmowy Zelig, w jednej chwili przedzierzgnął się w pryncypialnego ateistę i w takim charakterze weźmie udział w historycznej rekonstrukcji egzekucji Kazimierza Łyszczyńskiego w roli skazańca. Miejmy nadzieję, że osobnik odgrywający rolę kata nie wczuje się nadmiernie w rolę, bo nie ulega wątpliwości, że w takim wypadku pan profesor Hartman, zamiast do Parlamentu Europejskiego, mógłby trafić prosto do piekła. Niezależnie od tego warto jednak zwrócić uwagę, że pomysł odegrania sceny z egzekucją Kazimierza Łyszczyńskiego narodził się w momencie, kiedy coraz więcej młodych Polaków decyduje się na emigrację, a jednocześnie z Izraela nadchodzą wiadomości, że tamtejsze polskie konsulaty masowo obdarowują Żydów polskimi paszportami, co zapowiada masową imigrację Żydów do naszego i tak już przecież nieszczęśliwego kraju. W tej sytuacji pomysł historycznej rekonstrukcji ścięcia Kazimierza Łyszczyńskiego można odebrać jako swego rodzaju ostrzeżenie ludności tubylczej, jaki los może ją spotkać, kiedy w Polsce, na skutek realizacji przez Umiłowanych Przywódców żydowskich roszczeń majątkowych, zainstaluje się nowa szlachta w postaci starszych i mądrzejszych. Wtedy nawet panu profesorowi Hartmanowi żaden ateizm nie będzie już do niczego potrzebny, więc bardzo możliwe, że na powrót stanie się on żarliwym uczestnikiem Zakonu Synów Przymierza, a kto wie - może nawet zacznie mu ciemnieć skóra między Murzynami i rosnąć brzuch wśród kobiet w ciąży.

Stanisław Michalkiewicz

28/03/2014 Występek nie może siedzieć obok cnoty - tak się dawnymi czasy uważało, dzisiaj jest inaczej- czasy są inne, nie znaczy lepsze. W wiodących mediach propagandowych głównie występek- cnoty ani na lekarstwo. Występek dominuje, występek oplata, występek zalewa świadomość ludzi. Co może stać się z ludźmi, których świadomość zalana jest występkiem? Przykład oczywiście idzie z góry- jak zawsze, no i ryba psuje się od głowy- jak zawsze. Nawet towarzyszowi Piłsudskiemu puściły kiedyś nerwy i Sejm przedwojenny- w demokracji władzę ustawodawczą – nazwał” domem prostytutek”. Skąd mu to przyszło do głowy? Owszem jest to miejsce publiczne- ale, żeby dom publiczny? Sam zresztą od kobiet nie stronił… Teraz koczują tam różni” obywatele”, którzy domagają się dopłat do opieki nad swoimi dziećmi, że niby wszechwładne państwo socjalistyczne powinno zająć się ich sprawami- wtedy będzie sprawiedliwie społecznie. Będzie na pewno sprawiedliwie , tym bardziej jak do koczujących na Majdanie sejmowym dołączą inne grupy społeczne domagające się pieniędzy z budżetu socjalistycznego państwa prawnego na swoje potrzeby. Koczujący liczą na rząd i parlament demokratycznego państwa prawnego, które mają załatwić ich bytowe problemy- kosztem pozostałych ”obywateli” którzy mają inne problemy, wywołane zresztą w większości dzięki demokratycznemu państwu prawnemu. Bo rząd i parlament nie powinny być od rozwiązywania ludzkich problemów- to one są problemem. I całe to socjalistyczne państwo prawne urzeczywistniające problemy, pardon- zasady- sprawiedliwości społecznej. No i gdzie teraz pójdą potrzebujący pomocy społecznej , jako ofiary demokratycznego państwa prawnego, jak zagrożone jest istnienie Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej pana Piotra Ikonowicza, wielkiego socjalisty, który walczy całe swoje dorosłe życie z niesprawiedliwością społeczną, proponując na to miejsce sprawiedliwość społeczną, czyli ustawową demokratycznie grabież cudzej własności? Już w Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej nie ma prądu- elektrownia, której działalność nie jest oparta o ideę sprawiedliwości społecznej, a o normalną działalność- bez sprawiedliwości społecznej- chce po prostu- od Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej zapłaty za wykorzystany prąd, wykorzystany co prawda do walki o sprawiedliwość społeczną, ale elektrownia musi mieć pieniądze do walki o utrzymanie się na powierzchni demokratycznego państwa prawnego. Sprawiedliwość społeczna sprawiedliwością społeczną, ale jakakolwiek normalność musi istnieć, chociażby w sferze przepływu pieniędzy na funkcjonowanie firmy, przy pomocy usług której pan towarzysz Piotr Ikonowicz z Polskiej Partii Socjalistycznej walczy o sprawiedliwość społeczną, to znaczy, żeby w konsekwencji jego walki wszyscy ludzie mieli wszystko” za darmo”, czyli pełny komunizm. Wtedy każdemu będzie według potrzeb, według jego umiejętności., Ale jak sprawdzić jakie potrzebujący potrzeb ma umiejętności? Wszystko według modelu zrównywania heroizmu z podłością. Będą musiały być w przyszłości jakieś ogólnopolskie, ogólnoeuropejskie, czy ogólnoświatowe komisje, które każdego człowieka prześwietlą pod kątem jego umiejętności i przydzielą mu odpowiednie potrzeby dla jego umiejętności. Zgodnie z zasadą utworzenia ze świata Wielkiego Biura, z którego tacy jak Trocki- będą zarządzali. Będzie Nowy Wspaniały Świat rozdzielanych dóbr- rozdzielanych po uważaniu i w kategoriach sprawiedliwości społecznej. Świat w końcu odetchnie z ulgą! Zapanuje komunizm. Na razie towarzysz Piotr Ikonowicz musi zapłacić za prąd, który zużył w celach chwalebnych, walcząc o sprawiedliwość społeczną, a nie wiadomo, czy zapłacił czynsz, który też jest niezbędny do walki o sprawiedliwość społeczną. W ogóle potrzebne są pieniądze do walki o sprawiedliwość społeczną i w tym celu pan Piotr udał się do niepełnosprawnych do Sejmu i tam walczy o poprawę losu niepełnosprawnych, których rodzice też domagają się sprawiedliwości społecznej, czyli oddania części dochodów pod przymusem ustawowym przez „obywateli” demokratycznego państwa prawnego. Może przy tej okazji udałoby się załatwić jakieś pieniądze budżetowe na Kancelarię Sprawiedliwości Społecznej, która właśnie bankrutuje jak pustynia na której zabrakło piasku ze względu na panujący tam system gospodarki pisakiem? Ale spryciarz z tego byłego posła do demokratycznego parlamentu, bo jego siostra, że tak powiem rodzona- pani Marta Gessler, sprawuje nadzór nad restauracjami w całym kraju poprawiając w nich to i owo. Ona jest najlepszą znawczynią ideologiczną jedzenia w prywatnych restauracjach- jak to w socjalizmie- wszystko musi być pod nadzorem. Pan Marta sprawuje ideologiczny nadzór nad restauracjami. Każdy aktywista ma swój odcinek ideologiczny do obrobienia- pani Marta zajmuje się jedzeniem. Tata pni Marty- w poprzednim komunizmie zajmował się prasą- był dziennikarzem ideologicznym. Dzisiaj pałeczkę ideologiczną przejęły dzieci.. Ale stałą się rzecz straszna! Pojawił się precedens opodatkowania odszkodowania sądowego. Jakiś” obywatel” wygrał sprawę o odszkodowanie jako pokrzywdzony przez sąd, a tu okazało się, że będzie musiał zapłacić podatek od odszkodowania(???) To znaczy w demokratycznym państwie prawnym nie jest to sprawa dziwna.. Skoro istnieje podatek dochodowy to należy wszystko co państwo demokratyczne i prawne uzna za dochód- opodatkować podatkiem dochodowym. I nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Bo może okazać się, że wszystkie dotacje i pieniądze z budżetu państwa będzie można opodatkować podatkiem dochodowym na przykład 100% – i wtedy wszystkie pieniądze wrócą na powrót do budżetu państwa socjalistycznego. No i co, że podłe- ale jakie heroiczne! Jak występek może siedzieć obok cnoty…(???) Kiedyś z chaosu Pan Bóg wyłonił świat- z chaosu demokracji nic się nie wyłoni., oprócz kolejnej warstwy chaosu. Ile już tych warstw chaosu? Jaki wielki chaotyczny burdel i serdel? Przecież emerytury-„ świadczenia” pochodzące z budżetu państwa socjalistycznego są opodatkowane- to dlaczego odszkodowania miałyby być nieopodatkowane? Wszystkie dochody „obywateli” powinny być opodatkowane.. Jak najszybciej! Wobec rosnących potrzeb państwa demokratycznego, biurokratycznego i socjalistycznego. Założyć kolejne wnyki na podatników- zawsze w nie jakaś zwierzyna wpadnie. A kto socjalistycznemu państwu zabroni robić ze swoimi niewolnikami co mu się podoba? Niewolnik to niewolnik- i musi pracować na swojego pana. Czy tego chce – czy nie!. W takiej socjalistycznej Korei Północnej, gdzie obowiązuje demokratyczny system wyboru władz jako jednomandatowy, do tej pory każdy głosujący ”obywatel” mógł nosić sobie dowolną fryzurę, ale zgodną z kilkoma wzorami zaprojektowanymi przez rządowych fryzjerów. Jednak wybór był, bo kilka dozwolonych wzorów było. Naczelny Fryzjer Ludowo-Demokratycznej Republiki Korei wybrał kilka odpowiednich wzorów zgodnych z ideologią tam panującą. Oprócz zjadania kory z tamtejszych drzew .Teraz – po reformie- wszyscy Koreańczycy będą nosili fryzurę taką jak ich umiłowany przywódca. Przynajmniej z lotu ptaka nie będzie można odróżnić jednego północnego Koreańczyka, od innego- chyba, że pośród tłumu Koreańczyków Północnych zapląta się jakiś z Południa na południe od koreańskiego równoleżnika… No właśnie! Dlaczego u nas jeszcze nie ma Głównego Fryzjera III Rzeczpospolitej? Pieniądze z Unii by się z pewnością znalazły?..jak występek może siedzieć obok cnoty, a heroizm zrównany WJR

Czy sojusz Rosji i Niemiec znowu zagrozi Polsce?

1. W sytuacji kiedy agresja Rosji na Ukrainę przynajmniej na razie zakończyła się tylko aneksją Krymu, a według doniesień amerykańskiego wywiadu może dojść do zajęcia kolejnych południowo-wschodnich regionów tego kraju (Charków, Ługańsk, Donieck), Niemcy z jednej strony blokują sankcje Unii Europejskiej wobec Moskwy, a z drugiej wiodące koncerny niemieckie, ostentacyjnie wręcz współpracują z Rosją. W ostatnią środę media poinformowały o spotkaniu prezydenta Putina w jego rezydencji pod Moskwą z prezesem niemieckiego koncernu Siemens Joe Kaeserem. Było to pierwsze takie spotkanie prezydenta Rosji z wysokim przedstawicielem świata zachodniego po agresji Rosji na Ukrainę. Rozmowy jak pokazała to telewizja rosyjska, przebiegały w serdecznej atmosferze, wszak jak oświadczył prezes Siemensa jego firma jest obecna praktycznie w każdej gałęzi rosyjskiej gospodarki, a obecnie największym realizowanym kontraktem za 2,7 mld euro jest dostawa superszybkich pociągów, które będą kursowały na trasie Moskwa -Sankt Petersburg. Po wyjściu z rozmów, prezes Siemensa poinformował dziennikarzy, że jego wizyta w Moskwie odbywała się za wiedzą niemieckiego rządu, co więcej nie miał on nic przeciwko jej realizacji.

2. Ale to przecież nie jedyny przykład, że Niemcy przedkładają miliardowe kontrakty z Rosją nad solidarność europejską. Przypomnijmy tylko, że zgodnie z zapisami Traktatu Lizbońskiego wspólna polityka energetyczna miała być jednym z najważniejszych zadań jakie stoją przez Unią Europejską w świetle zagrożeń w dostępie do surowców energetycznych poszczególnych krajów członkowskich. Niestety mimo tych zapisów Niemcy zdecydowały się jednak budować z Rosją dwie nitki Gazociągu Północnego o przepustowości 55 mld m3 gazu, biegnące pod dnie Morza Bałtyckiego.

Kiedy trwały przygotowania do jej realizacji Radosław Sikorski jeszcze jako minister obrony narodowej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, nazwał tę inwestycję gazociągiem Ribbentrop-Mołotow, ale po przejściu do Platformy zmienił zdanie i w tej sprawie. W 2011 roku oddano do użytku jego pierwszą nitkę, a w już grudniu 2012 roku drugą, a obydwa kraje zrobiły wszystko aby protesty międzynarodowe w tej sprawie maksymalnie wyciszyć. Na razie spółka Nord Stream właściciel gazociągu, zawiesiła prace nad jego rozbudową o kolejne dwie nitki o przepustowości 55 mld m3 ale tylko dlatego, że do tej pory nie udało się znaleźć nabywców na zachodzie Europy na tak ogromne dodatkowe dostawy rosyjskiego gazu.

3. Kilka dni temu media poinformowały, że niemiecki koncern energetyczny RWE sprzedaje za około 5 mld euro swoją spółkę córkę RWE Dea funduszowi inwestycyjnemu LetterOne z siedzibą w Luksemburgu, którego właścicielem jest rosyjska grupa inwestycyjna Alpha, a z kolei jej głównym udziałowcem jest rosyjski oligarcha i przyjaciel Putina Michaił Fridman. RWE Dea posiada aż 190 koncesji na poszukiwania ropy i gazu na świecie w 4 koncesje na poszukiwania gazu łupkowego w Polsce, a także jest operatorem niemieckich podziemnych zbiorników gazu. Niemiecki eurodeputowany i szef komisji spraw zagranicznych Elmar Brok w Parlamencie Europejskim nazwał wprawdzie tę sprzedaż „nieodpowiedzialną” ale niemieckiemu Urzędowi Antymonopolowemu, ta transakcja nie przeszkadza i jak zapowiedział, skontroluje ją dopiero po jej ostatecznym zawarciu.

4. W świetle tej ostentacyjnej współpracy gospodarczej Niemiec z Rosją, której rezultatem jest coraz większe uzależnienie Europy Zachodniej ale także Środkowo-Wschodniej od dostaw rosyjskich surowców energetycznych, należy zadać pytanie premierowi Tuskowi i ministrowi spraw zagranicznych jego rządu Radosławowi Sikorskiemu czy ciągle obowiązują w naszej polityce zagranicznej propozycje zawarte w tzw. hołdzie berlińskim złożonym przez tego ostatniego, establishmentowi naszego zachodniego sąsiada? Przypomnijmy tylko, że „hołd berliński” został złożony Niemcom przez ministra Sikorskiego w listopadzie 2011 roku. Wtedy właśnie Sikorski na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej w Berlinie, zaprezentował koncepcję federacyjnej Unii Europejskiej, a więc związku państw o mocno ograniczonej suwerenności z silnym politycznym centrum, które tylko przejściowo chciał umieścić w Brukseli, a docelowo przenieść do Berlina. Jego wystąpienie było konsultowane nie tylko z premierem Tuskiem i ale także z Kancelarią prezydenta Komorowskiego, co oznacza, że było to oficjalne stanowisko polskiego państwa.

5. Czy w świetle agresji Rosji na Ukrainę i zachowania Niemiec na unijnym forum w tej sprawie ale także przy coraz mocniejszych więziach gospodarczych pomiędzy Rosją i Niemcami, szef polskiego rządu i minister spraw zagranicznych, podtrzymują swoje propozycje w stosunku do Niemiec? Bo teraz chyba nawet dla tych dwóch gorących zwolenników płynięcia w unijnym głównym nurcie wyznaczanym przez Niemcy, już wyraźnie widać, że sojusz gospodarczy Rosji i Niemiec, coraz mocniej uderza w polskie interesy. Kuźmiuk

Ostatnie uzgodnienia Niemiec i Rosji przed atakiem Zbigniew Kuźmiuk „ Czy Sojusz Rosji i Niemiec znowu zagrozi Polsce „ ….”W ostatnią środę media poinformowały o spotkaniu prezydenta Putina w jego rezydencji pod Moskwą z prezesem niemieckiego koncernu Siemens Joe Kaeserem.”...”Po wyjściu z rozmów, prezes Siemensa poinformował dziennikarzy, że jego wizyta w Moskwie odbywała się za wiedzą niemieckiego rządu, co więcej nie miał on nic przeciwko  jej realizacji. „....” Było to pierwsze takie spotkanie prezydenta Rosji z wysokim przedstawicielem świata zachodniego po agresji Rosji na Ukrainę.Rozmowy jak pokazała to telewizja rosyjska, przebiegały w serdecznej atmosferze, wszak jak oświadczył prezes Siemensa jego firma jest obecna praktycznie w każdej gałęzi rosyjskiej gospodarki, a obecnie największym realizowanym kontraktem za 2,7 mld euro jest dostawa superszybkich pociągów, które będą kursowały na trasie Moskwa -Sankt Petersburg. Po wyjściu z rozmów, prezes Siemensa poinformował dziennikarzy, że jego wizyta w Moskwie odbywała się za wiedzą niemieckiego rządu, co więcej nie miał on nic przeciwko  jej realizacji. „....(źródło )
Jędrzej Bielecki „ Ukraina sama wobec inwazji „...”Rosyjski atak na wschodnią i południową część kraju staje się coraz bardziej prawdopodobny – alarmuje CIA. „....”Dokument, do którego dotarła sieć CNN, wskazuje, że w ostatnich trzech dniach liczba żołnierzy rozlokowanych przy ukraińskiej granicy zwiększyła się aż o 1/3, do około 30 tys. Chodzi głównie o elitarne mobilne jednostki zdolne do szybkiego uderzenia w głąb ukraińskiego terytorium. Są skoncentrowane  wokół trzech miast: Rostowa, Kurska i Biełgorodu. Jednocześnie w stan gotowości zostały postawione wojska desantowe w innych regionach Rosji. Zdaniem CIA w podobny sposób Kreml przygotowywał się do uderzenia na Czeczenię i Gruzję. „.....”Generał Philip Breedlove, głównodowodzący sił NATO w Europie, przyznaje, że rosyjskie siły zbrojne mają techniczne możliwości przeprowadzenia operacji o tak dużej skali. „.....”W środę w Brukseli Barack Obama podzielił kraje Europy na te, które należą do NATO i mogą liczyć na pomoc wojskową USA, oraz te, które nie należą do sojuszu i w obronie których Waszyngton jest gotowy co najwyżej uruchomić sankcje wojskowe. Taka deklaracja może zachęcić Putina do uderzenia na Ukrainę. „....”Ograniczone siły wojskowe, jakimi dysponuje Ameryka w Europie, nie są w stanie w ciągu kilku dni uruchomić skutecznej ofensywy przeciwko Rosji – podkreśla Anthony Cordesman, ekspert waszyngtońskiego Center for Strategic and International Studies.Od rozpadu Związku Radzieckiego Amerykanie wycofali ze Starego Kontynentu aż 85 proc.  wojsk. Zamiast 400 tys. żołnierzy pozostało ich jedynie 67 tys., głównie w Niemczech. Liczba samolotów spadła z 800 do 130. Budżety wojskowe radykalnie ograniczyła też większość europejskich sojuszników USA.”...(źródło )

Bartosz Węglarczyk „ Ciche sankcje USA przeciw Rosji „...”Niewielkie biuro wewnątrz Departamentu Handlu USA wprowadziło po cichu sankcje ekonomiczne przeciwko całej rosyjskiej gospodarce.Sankcje zostały wprowadzone 1 marca, tuż po wkroczeniu wojsk rosyjskich na Krym. Biały Dom nie informował jednak o nich, a oficjalny komunikat pokazał się na stronie Departamentu Handlu dopiero teraz. O sankcjach napisał amerykański magazyn "Foreign Policy". Biuro Przemysłu i Bezpieczeństw (BIS) odpowiada w Departamencie Handlu za wydawanie licencji na eksport z USA towarów znajdujących się na liście tzw. towarów niebezpiecznych. Są to materiały np. chemikalia, a także przedmioty, które mogą zostać wykorzystane do produkcji broni. Lista jest bardzo obszerna, są na niej np. lasery, materiały wybuchowe, ale także m.in. żywe konie.W ub. roku BIS wydał ponad 1,8 tys. licencji na eksport do Rosji towarów i materiałów niebezpiecznych na łączną kwotę 1,5 mld dol. Od 1 marca do odwołania BIS wstrzymał procedurę rozpatrywania licencji na eksport do Rosji.Jednocześnie Dyrektorat Kontroli Handlu Zbrojeniowego, komórka wewnątrz Departamentu Stanu USA, wstrzymała rozpatrywanie podań o licencję na eksport przez amerykańskie firmy wszelkiego rodzaju broni do Rosji.”...(źródło )
Jak ważne musiałby być powody ,że w obliczu bardzo prawdopodobnego bandyckiego ataku Rosji na cała Ukrainę wysyła swojego przedstawiciela do Moskwy . Przedstawiciela , bo przecież sam szef Siemensa powiedział ,że wyjazd odbył się za aprobatą i wiedzą Merkel . Przecież gdyby Kaeserema nie pojechał do Rosji to kontrakty by się nie zawaliły . a wizyta ta to pewne zaostrzenie relacji Niemiec z USA i drażnienie opinii publicznej w Europie Chodziło o to ,że ze względu na całkowitą kontrole przez USA rozmów telefonicznych ostateczne uzgodnienia przed atakiem rosyjskim na Ukrainę musiały być zawarte w cztery oczy . Prawdopodobnie od tej rozmowy jest ten atak uzależniony Dla coraz większej ilości osób staje się rzeczą oczywistą ,że atak Rosji na Krym i Ukrainę był koordynowany z Niemcami i że faktycznie z politycznego punktu widzenia była to wspólna, wspólnie przygotowywana operacja Niemiec i Rosji Gdyby nie natychmiastowe wejście USA do Europy , nagła wolta kolaboracyjnego wobec Niemiec rządu Tuska i Sikorskiego i przyjęcie antyrosyjskiego przywództwa przez USA Rosjanie już by zajęli całą wschodnią i południowa Ukrainę , a spanikowany rząd Tuska „zaprosiłby” Bundeswehrę( pod nazwą na przykład brygad europejskich ) i niemieckie służby specjalne do stacjonowania w Polsce . Blady strach jaki padłby na europejskie kraje przed Rosja pozwoliłby Niemcom przyspieszyć federalizacje Unii na swoich warunkach przejąc nie tylko faktyczną, ale i formalną hegemonię w Europie
Rosja dała się wpuścić w maliny . Putin szybko przejął Krym , co w wypadku planów szybkiego ataku na Ukrainę i potrzebnego dla prowokacji punktu zapalnego było bezsensowne , aby mieć możliwość wycofania się z konfliktu . Ale USA wykorzystały to do rozpoczęcia wielkiej geopolitycznej operacji powolnego ekonomicznego i technologicznego zaduszania na śmierć Rosji Rosja w tej rozgrywce nie ma żadnych szans . Jeśli USA wyprą całkowicie Rosję z europejskiego rynku gazu i ropy to koniec Co wspólnie uradzili Niemcy i Rosjanie za pośrednictwem prezesa Siemensa Kaeserema to się dowiemy za chwilę. Bo kluczową sprawą jest jak daleko USA podpuszczają Niemcy i Rosję . Czy po ataku Rosji na Ukrainę USA pozwolą Rosji podbić Ukrainę , czy tez rozpoczną militarną operację przeciw Rosji . I Putin pewnie właśnie tego chciał się dowiedzieć od Merkel za pośrednictwem prezesa Siemensa Marek Mojsiewicz

Boże broń Niewierzący, jak pisał Janusz Zajdel, dzielą się na ateistów i antyteistów. Ci pierwsi po prostu nie wierzą w istnienie Boga. Ci drudzy natomiast wierzą, że Boga nie ma. Z niewiary w istnienie jakiejś Wyższej Istoty nie wynika podejmowanie żadnych działań. Nie wierzę - więc to, czym żyją wierzący, mnie nie dotyczy, zajmuję się czym innym, a jak kto wierzy i mu z tym dobrze, to jego sprawa. Natomiast owładnięci wiarą w nieistnienie Boga mają potrzebę robienia temu, w którego istnienie nie wierzą, na złość i narzucania swojej wiary - pod hasłem "neutralności światopoglądowej" ­- wszystkim innym. Mówiąc nawiasem, szaleństwa antyteistów są bardzo śmieszno-strasznym materiałem do przemyśleń. Natura ludzka nie umie na dłuższą metę powstrzymać się od poszukiwania boga, więc gdy antyteiści wypędzają głównymi drzwiami jednego, natychmiast kuchennymi wprowadzają innego.

Taki Dawkins na przykład połowę swego "Boga urojonego" poświęca pognębieniu wyższej istoty w rozumieniu judeochrześcijańskim, a drugą - kreowaniu na nową Wyższą Istotę genów. Właściwie, gdyby kto potraktował tego anty-dewota poważnie i zechciał wyciągnąć z jego teorii (bardzo dziś wśród antyteistów modnych) logiczne konsekwencje, to rzecz jest ideologiczną podstawą do eugenicznego holocaustu. Bo właściwie z całej anty-krucjaty, gdyby się nie daj Boże udała, jedynym dającym się wyprowadzić konkretem jest najwulgarniejszy darwinizm, taki w duchu Korwina, tylko bardziej: geny niepełnosprawnych "debili" i innych kalek (łatwo dodać - także "debili" nie umiejących zrozumieć i przyznać jedynej oczywistej słuszności) po prostu trzeba eliminować. Dobro ludzkości tego od nas wymaga. Groteskowe wizje? Zapewne, broszurki Rosenberga i stowarzyszenia Thule, nawet gdy je już zaczął ze śmiertelną powagą powtarzać Hitler, też świat tylko śmieszyły. Ale odpłynąłem w generalia, a inspiracja tego felietonu jest bardzo konkretna. Oto dowiedziałem się, nasi polscy antyteiści postanowili ruszyć do swojej anty-krucjaty, mającej na celu narzucenie wszystkim Polakom wiary, że Boga nie ma i uczynienie jej anty-teokratyczną podstawą ideologiczną dla funkcjonowania państwa. Zaczynają skromnie od widowiska rekonstrukcyjnego ­- inscenizacji kaźni, jakiej poddany był przed wiekami niejaki Kazimierz Łyszczyński, autor wywrotowego traktatu filozoficznego.Z dzisiejszego punktu widzenia oczywiście zupełnie zatraca się sens tej kaźni - w wieku XVII Bóg był podstawą całego porządku społecznego, i nie za to karano, że ktoś Jego obraził (za to Wszechmogący miał, w przekonaniu ówczesnych ludzi, swoje sankcje i mógł je stosować), ale za to, że negując Jego, nawoływał tym samym do wywrócenia całego świata do góry nogami, obalenia tronu, odrzucenia wszelkich praw i tak dalej. My dziś oczywiście imć Łyszczyńskiemu współczujemy, ale dla swoich współczesnych był on Breivikiem chwyconym za rękę tuż przed odbezpieczeniem broni. Ale wiadomo, każde ideolo musi sobie wyszukać w przeszłości jakichś antenatów. Perwersi przywłaszczają sobie - z pogwałceniem prawdy historycznej i zdrowego rozsądku - króla Władysława III czy Konopnicką, a antyteiści czepili się Łyszczyńskiego. Jego rolę w planowanym widowisku historycznym odegrać ma profesor Hartman. Musze sprawdzić, jak wyglądała kaźń na apostacie, bo jeśli obejmowała chłostę, to sam bym chętnie w rekonstrukcji wziął udział. Pan profesor nie będzie mi tego miał za złe, bo z dawna dał się poznać jako masochista, lubujący się w pokazywaniu ran, użalaniu, jak to mu jakiś internetowy troll straszliwie naubliżał i w ogóle jak jest prześladowany. Swoją drogą, ten masochizm to nie jest tylko jego cecha osobnicza, ale w ogóle cecha typowa naszych antyteistów i antyklerykałów. Kto ciekaw, niech zajrzy do prasy z czasów przedkonkordatowych, zanim elity rządzące wytargowały satysfakcjonujący dil z hierarchią kościelną, gdy w ramach tego targowania szczuły Kościół kim i czym się dało. Urban zrobił wtedy na antyklerykalizmie miliony, wyrastały na nim całe kariery polityczne, jak pani Labudy, i całe partie, jak antyaborcyjna Unia Pracy, różni marni wesołkowie szyderą z "Pana B" i "czarnych" ratowali swoje podupadające kabareciki, słowem - żyło się z antykerykalizmu życiem pączka w maśle. I wszyscy ci pożytkujący modę bezustannie użalali się, jak są prześladowani, jak zagrożeni, rysowali się nawzajem na płonących stosach, płakali nad "inkwizytorskimi sądami", przed którymi na pewno lada dzień zostaną postawieni... Taaa, niewątpliwie, prześladowania antyteistów i dziś są straszne. Zmuszani są na przykład do oglądania w telewizji mszy świętej. I proszę nie mówić, że mogą jej nie oglądać, bo jak komuś wyczerpie się bateryjka w pilocie i ma za ciężką de, żeby wstać z kanapy, to musi. Zmuszani są do oglądania krzyża w miejscach publicznych, a na ten widok wielu z nich dostaje konwulsji i występuje im piana na ustach (co prawda zaczynają też mówić wieloma językami, co w dzisiejszym świecie sprzyja karierze). Księża odmawiają wykreślania ich z ewidencji i odprawienia jakiegoś obrzędu, który by symbolicznie zmył znienawidzony chrzest. A już straszliwym obiektem prześladowania stał się jakiś palant, którego w szpitalu przez pomyłkę pokropiono święconą wodą, a sądy "państwa wyznaniowego" odmówiły mu przyznania za to milionowego odszkodowania! Każde ideolo szuka historycznych antenatów, więc wydobycie z zapomnienia Łyszczyńskiego niespecjalnie dziwi. Tym bardziej, że to zapomnienie nie trwało długo - jakieś ćwierć wieku. Bo w PRL Łyszczyński był bardzo popularny i chętnie przypominany, przynajmniej do czasu, zanim WRON-a nie wymyśliła sobie, żeby podzielić się władzą z Kościołem (co się nie udało, bo Kościół odmówił założenia swojej partii i zaoferował pośrednictwo w rozmowach z Wałęsą - takie były korzenie Okrągłej Magdalenki, na której nas wyrolowano). I w tym jest właśnie problem polskiego antyteizmu. Na Zachodzie jest raczej groteskowy, u nas zaś cuchnie. Bo polski ateizm ma niestety tylko jedną historyczną tradycję - wydział IV SB. Kapitana Piotrowskiego, generałów Ciastonia i Płatka, Towarzystwo Krzewienia Kultury Świeckiej i "nowe świeckie tradycje" wymyślane po komitetach. I nieustannie do tej tradycji wraca, jak tego dowodzi  choćby palikociarski pomysł podchwycenia po latach starej esbeckiej prowokacji o rzekomym nieślubnym dziecku Papieża. A to jest tradycja taka, że, przypuszczam, sam Kazimierz Łyszczyński, gdyby mógł widzieć swych wyznawców, zacząłby się modlić, żeby go Pan Bóg wziął przed nimi w obronę. Rafał Ziemkiewicz

28/03/2014 Występek nie może siedzieć obok cnoty - tak się dawnymi czasy uważało, dzisiaj jest inaczej- czasy są inne, nie znaczy lepsze. W wiodących mediach propagandowych głównie występek- cnoty ani na lekarstwo. Występek dominuje, występek oplata, występek zalewa świadomość ludzi. Co może stać się z ludźmi, których świadomość zalana jest występkiem? Przykład oczywiście idzie z góry- jak zawsze, no i ryba psuje się od głowy- jak zawsze. Nawet towarzyszowi Piłsudskiemu puściły kiedyś nerwy i Sejm przedwojenny- w demokracji władzę ustawodawczą – nazwał” domem prostytutek”. Skąd mu to przyszło do głowy? Owszem jest to miejsce publiczne- ale, żeby dom publiczny? Sam zresztą od kobiet nie stronił… Teraz koczują tam różni” obywatele”, którzy domagają się dopłat do opieki nad swoimi dziećmi, że niby wszechwładne państwo socjalistyczne powinno zająć się ich sprawami- wtedy będzie sprawiedliwie społecznie. Będzie na pewno sprawiedliwie , tym bardziej jak do koczujących na Majdanie sejmowym dołączą inne grupy społeczne domagające się pieniędzy z budżetu socjalistycznego państwa prawnego na swoje potrzeby. Koczujący liczą na rząd i parlament demokratycznego państwa prawnego, które mają załatwić ich bytowe problemy- kosztem pozostałych ”obywateli” którzy mają inne problemy, wywołane zresztą w większości dzięki demokratycznemu państwu prawnemu. Bo rząd i parlament nie powinny być od rozwiązywania ludzkich problemów- to one są problemem. I całe to socjalistyczne państwo prawne urzeczywistniające problemy, pardon- zasady- sprawiedliwości społecznej. No i gdzie teraz pójdą potrzebujący pomocy społecznej , jako ofiary demokratycznego państwa prawnego, jak zagrożone jest istnienie Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej pana Piotra Ikonowicza, wielkiego socjalisty, który walczy całe swoje dorosłe życie z niesprawiedliwością społeczną, proponując na to miejsce sprawiedliwość społeczną, czyli ustawową demokratycznie grabież cudzej własności? Już w Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej nie ma prądu- elektrownia, której działalność nie jest oparta o ideę sprawiedliwości społecznej, a o normalną działalność- bez sprawiedliwości społecznej- chce po prostu- od Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej zapłaty za wykorzystany prąd, wykorzystany co prawda do walki o sprawiedliwość społeczną, ale elektrownia musi mieć pieniądze do walki o utrzymanie się na powierzchni demokratycznego państwa prawnego. Sprawiedliwość społeczna sprawiedliwością społeczną, ale jakakolwiek normalność musi istnieć, chociażby w sferze przepływu pieniędzy na funkcjonowanie firmy, przy pomocy usług której pan towarzysz Piotr Ikonowicz z Polskiej Partii Socjalistycznej walczy o sprawiedliwość społeczną, to znaczy, żeby w konsekwencji jego walki wszyscy ludzie mieli wszystko” za darmo”, czyli pełny komunizm. Wtedy każdemu będzie według potrzeb, według jego umiejętności., Ale jak sprawdzić jakie potrzebujący potrzeb ma umiejętności? Wszystko według modelu zrównywania heroizmu z podłością. Będą musiały być w przyszłości jakieś ogólnopolskie, ogólnoeuropejskie, czy ogólnoświatowe komisje, które każdego człowieka prześwietlą pod kątem jego umiejętności i przydzielą mu odpowiednie potrzeby dla jego umiejętności. Zgodnie z zasadą utworzenia ze świata Wielkiego Biura, z którego tacy jak Trocki- będą zarządzali. Będzie Nowy Wspaniały Świat rozdzielanych dóbr- rozdzielanych po uważaniu i w kategoriach sprawiedliwości społecznej. Świat w końcu odetchnie z ulgą! Zapanuje komunizm. Na razie towarzysz Piotr Ikonowicz musi zapłacić za prąd, który zużył w celach chwalebnych, walcząc o sprawiedliwość społeczną, a nie wiadomo, czy zapłacił czynsz, który też jest niezbędny do walki o sprawiedliwość społeczną. W ogóle potrzebne są pieniądze do walki o sprawiedliwość społeczną i w tym celu pan Piotr udał się do niepełnosprawnych do Sejmu i tam walczy o poprawę losu niepełnosprawnych, których rodzice też domagają się sprawiedliwości społecznej, czyli oddania części dochodów pod przymusem ustawowym przez „obywateli” demokratycznego państwa prawnego. Może przy tej okazji udałoby się załatwić jakieś pieniądze budżetowe na Kancelarię Sprawiedliwości Społecznej, która właśnie bankrutuje jak pustynia na której zabrakło piasku ze względu na panujący tam system gospodarki pisakiem? Ale spryciarz z tego byłego posła do demokratycznego parlamentu, bo jego siostra, że tak powiem rodzona- pani Marta Gessler, sprawuje nadzór nad restauracjami w całym kraju poprawiając w nich to i owo. Ona jest najlepszą znawczynią ideologiczną jedzenia w prywatnych restauracjach- jak to w socjalizmie- wszystko musi być pod nadzorem. Pan Marta sprawuje ideologiczny nadzór nad restauracjami. Każdy aktywista ma swój odcinek ideologiczny do obrobienia- pani Marta zajmuje się jedzeniem. Tata pni Marty- w poprzednim komunizmie zajmował się prasą- był dziennikarzem ideologicznym. Dzisiaj pałeczkę ideologiczną przejęły dzieci.. Ale stałą się rzecz straszna! Pojawił się precedens opodatkowania odszkodowania sądowego. Jakiś” obywatel” wygrał sprawę o odszkodowanie jako pokrzywdzony przez sąd, a tu okazało się, że będzie musiał zapłacić podatek od odszkodowania(???) To znaczy w demokratycznym państwie prawnym nie jest to sprawa dziwna.. Skoro istnieje podatek dochodowy to należy wszystko co państwo demokratyczne i prawne uzna za dochód- opodatkować podatkiem dochodowym. I nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Bo może okazać się, że wszystkie dotacje i pieniądze z budżetu państwa będzie można opodatkować podatkiem dochodowym na przykład 100% – i wtedy wszystkie pieniądze wrócą na powrót do budżetu państwa socjalistycznego. No i co, że podłe- ale jakie heroiczne! Jak występek może siedzieć obok cnoty…(???) Kiedyś z chaosu Pan Bóg wyłonił świat- z chaosu demokracji nic się nie wyłoni., oprócz kolejnej warstwy chaosu. Ile już tych warstw chaosu? Jaki wielki chaotyczny burdel i serdel? Przecież emerytury-„ świadczenia” pochodzące z budżetu państwa socjalistycznego są opodatkowane- to dlaczego odszkodowania miałyby być nieopodatkowane? Wszystkie dochody „obywateli” powinny być opodatkowane.. Jak najszybciej! Wobec rosnących potrzeb państwa demokratycznego, biurokratycznego i socjalistycznego. Założyć kolejne wnyki na podatników- zawsze w nie jakaś zwierzyna wpadnie. A kto socjalistycznemu państwu zabroni robić ze swoimi niewolnikami co mu się podoba? Niewolnik to niewolnik- i musi pracować na swojego pana. Czy tego chce – czy nie!. W takiej socjalistycznej Korei Północnej, gdzie obowiązuje demokratyczny system wyboru władz jako jednomandatowy, do tej pory każdy głosujący ”obywatel” mógł nosić sobie dowolną fryzurę, ale zgodną z kilkoma wzorami zaprojektowanymi przez rządowych fryzjerów. Jednak wybór był, bo kilka dozwolonych wzorów było. Naczelny Fryzjer Ludowo-Demokratycznej Republiki Korei wybrał kilka odpowiednich wzorów zgodnych z ideologią tam panującą. Oprócz zjadania kory z tamtejszych drzew .Teraz – po reformie- wszyscy Koreańczycy będą nosili fryzurę taką jak ich umiłowany przywódca. Przynajmniej z lotu ptaka nie będzie można odróżnić jednego północnego Koreańczyka, od innego- chyba, że pośród tłumu Koreańczyków Północnych zapląta się jakiś z Południa na południe od koreańskiego równoleżnika… No właśnie! Dlaczego u nas jeszcze nie ma Głównego Fryzjera III Rzeczpospolitej? Pieniądze z Unii by się z pewnością znalazły?..jak występek może siedzieć obok cnoty, a heroizm zrównany WJR

Wszechobecny PR zaprowadził Tuska w ślepą uliczkę

1. Z ponad już 6-letnich rządów Donalda Tuska jedyne co rzuca się w oczy to wszechobecny PR, który przy szczelnej osłonie zaprzyjaźnionych mediów, pozwolił mu do tej pory rządzić bez specjalnych wstrząsów. Składanie deklaracji i różnorodnych obietnic, przychodzi mu to tej pory niezwykle łatwo, ale na początku swojego rządzenia ich realizację obiecywał w dłuższym czasie najczęściej mierzonym w latach, teraz te okresy są coraz krótsze, podaje je w miesiącach, a nawet tygodniach. Potwierdzają to także rodzice niepełnosprawnych dzieci, którym najpierw obiecywał tzw. uzawodowienie w ciągu 3 lat, później mówił o miesiącach, a w tym roku już obiecał, że sprawa zostanie załatwiona w ciągu najbliższych kilku tygodni. Oczywiście w żadnym z tych przypadków z deklaracji i obietnic z własnej woli się nie wywiązywał, tylko nacisk, regularne przychodzenie pod Kancelarię najlepiej z udziałem mediów, dawało pozytywne rezultaty.

2. Tak było z tzw. matkami I kwartału, które miały nie zostać objęte wprowadzaną w 2013 roku ustawą o wydłużeniu do 52 tygodni płatnego urlopu macierzyńskiego. Rządowy projekt nie przewidywał bowiem objęcia tym korzystnym rozwiązaniem matek które urodziły dzieci pomiędzy styczniem i marcem 2013 i dopiero po protestach stowarzyszenia takich matek z ich parokrotną wizytą w Kancelarii, okazało się, że premier Tusk jest za ale musi poszukać na to pieniędzy. Szukanie trwało parę tygodni ale podczas medialnej ustawki, kiedy to premier Tusk został pokazany we wszystkich telewizjach 24-godzinnych z takim maleństwem na rękach, uradowany zakomunikował, że takie pieniądze znalazł i co więcej to nie są zwykłe wydatki budżetowe ale inwestycja w młode pokolenie. Media wspierające premiera były wniebowzięte, a dziennikarze prześcigali się w komplementach jakiego to wspaniałomyślnego premiera mamy, skoro udało mu się znaleźć pieniądze na urlopy dla wszystkich matek, które urodziły dzieci w 2013 roku.

3. Teraz też miało być podobnie, po przeprowadzonej z rozmachem inauguracji kampanii wyborczej Platformy do Europarlamentu, zapowiedział wizytę u protestujących matek w Sejmie z głębokim przekonaniem, że ten protest „weźmie z marszu”. I rzeczywiście około 20-tej pojawił się w Sejmie z ministrem Kosiniakiem-Kamyszem ale całe jego PR-owe przygotowanie wzięło w łeb, kiedy jedna z matek nawiązując do kolejnych deklaracji składanych od 2009 roku, że rozwiąże ten problem, zawołała „sorry ale jest pan kłamcą”. Inna, po jego nerwowej reakcji na wypowiedź posła Mularczyka (który wprowadził matki z niepełnosprawnymi dziećmi do Sejmu), zwróciła mu uwagę pytaniem „dlaczego pan tak pała agresją?”. Od tej pory premier wyglądał na wyraźnie zagubionego i nawet „wywoływany do tablicy” przez rodziców aby coś powiedział, milczał. Na nic nie przydały się PR-owe talenty premiera, zdesperowane matki z niepełnosprawnymi dziećmi, okazały się nieczułe na jego gesty i zatroskane miny, twardo zażądały konkretów i premier wyszedł jak niepyszny. Następnego dnia pojawił się z propozycją wypłacania1000 zł od maja tego roku, 1200 zł od 1 stycznia 2015 roku i 1300 zł od 1 stycznia 2016 roku ale tych zdaniem premiera hojnych propozycji, matki nie przyjęły.

4. Od ostatniego czwartku pod Sejmem koczują już opiekunowie niepełnosprawnych dorosłych, ponieważ większość z nich od połowy 2013 roku straciła świadczenia opiekuńcze w wysokości najpierw 520 zł, a od tego roku 620 zł, które przywrócił tym ludziom w swoim rozstrzygnięciu Trybunał Konstytucyjny. Zaległe środki dla tych opiekunów za rok poprzedni wynoszą około 0,7 mld zł plus ustawowe odsetki, a na rok 2014 kwota, która będzie musiała być wypłacona wynosi około 1,3 mld zł, przy czym do momentu uchwalenia nowej ustawy i wypłacenia zaległych świadczeń cały czas stuka licznik ustawowych odsetek (obecnie wynoszą one 13% w stosunku rocznym). Ludzie ci domagają się jednak nie tylko wypłat zaległych świadczeń (na jednego opiekuna przypada już kwota około 6 tysięcy złotych takich zaległości) ale także wyrównania ich świadczeń pielęgnacyjnych do wysokości tych proponowanych matkom dzieci niepełnosprawnych. Pod Sejm wybierają się także matki, które przeszły na wcześniejsze emerytury ze względu na konieczność opieki nad niepełnosprawnymi dziećmi, bowiem ich wysokość wynosi około 800 zł miesięcznie. Wygląda na to, że ten wszechobecny PR, zaprowadził premiera Tuska w ślepą uliczkę Kuźmiuk

W dwóch, a może trzech etapach Dopóki w sprawie postępowania zimnego rosyjskiego czekisty Putina nie zabrał głosu pan redaktor Adam Michnik, zdania na ten temat mogły jeszcze być podzielone. Kiedy jednak pan redaktor przemówił - o żadnym podziale zdań nie może by już mowy. Wiadomo, Czyje dieło prawoje, to znaczy - kto praw, a kto nie praw, więc kto nie praw, ten zostanie potępiony, jako ruski agent z krwią ofiar Majdanu na rękach. Wprawdzie można się jeszcze za niego modlić, ale czy taka modlitwa zostanie wysłuchana? Jasne, że nie, jeszcze by tego brakowało! W tej sytuacji wszyscy, jeden przez drugiego, składają deklaracje lojalności, żeby nie padło na nich jakieś podejrzenie. W ten oto sposób, przynajmniej w pewnym zakresie, nasz nieszczęśliwy kraj zachowuje symetrię wobec Rosji. Tamtejsi artyści poparli Putina? No to natychmiast nasi artyści go potępili. Na tym właśnie polega sławna niezależność - żeby mianowicie zawsze ustawiać się po właściwej stronie. A która strona jest właściwa? Jeśli nie jesteśmy tego pewni, to właśnie od tego mamy autorytety moralne, żeby nieubłaganym palcem nam to wskazywały. Oczywiście i wśród autorytetów moralnych jest hierarchia. Taki na przykład Władysław Bartoszewski chwali zimnego rosyjskiego czekistę Putina za „przewidywalność”, podczas gdy pan red. Michnik nie znajduje dlań dostatecznych słów potępienia.

Ale bo też Władysław Bartoszewski próbuje jakoś dostroić się do niemieckich gazet, które o zimnym czekiście piszą rozmaicie, podczas gdy pan red. Michnik takich rozterek nie ma, odkąd Ogólnoukraiński Kongres Żydowski zauważył, że na Ukrainie „nie ma antysemityzmu”. Taką spostrzegawczość Kongresu Żydowskiego na Ukrainie lepiej rozumiemy po obejrzeniu nagrań perswazji, jakie działacze partii Swoboda stosowali najpierw wobec jakiegoś prokuratora, a ostatnio - wobec szefa ukraińskiej telewizji. I w jednym i w drugim przypadku najpierw chwytali rozmówcę za krawat, a potem było już coraz gorzej. Najwyraźniej chwyt za krawat musiał być ćwiczony na jakichści szkoleniach poprzedzających wybuch demokratycznej rewolucji, bo w przeciwnym razie jak wytłumaczyć stosowanie identycznych środków perswazyjnych? Ciekawe, czy to wynalazek CIA, Mosadu, czy może naszej, tubylczej razwiedki, której, jak wprawdzie „nie ma”, ale której - jak wynika z dziennikarskiego śledztwa - nieobecność ta nie przeszkodziła w przeprowadzeniu szybkiej prywatyzacji 15 milionów dolarów, jakie CIA przekazała za stanie na świecy i usługi kuplerskie w Kiejkutach Starych. Skoro tedy Swoboda rozpoczyna polityczne rozmowy od chwytu za krawat, to nic dziwnego, że Ogólnoukraiński Kongres Żydowski w podskokach potwierdził nieobecność antysemityzmu na Ukrainie. Ale o to mniejsza, bo ważniejsze jest oczywiście co innego. Oto amerykański minister obrony Chuck Hagel oświadczył, że od rosyjskiego ministra obrony Sergiusza Szojgu otrzymał zapewnienie, iż rosyjskie wojsko nie wejdzie na wschodnia Ukrainę. Okazuje się, że wbrew pozorom samowolki, wszystkie posunięcia dokonują się pod kontrolą, żeby nie powiedzieć, że za wiedzą i zgodą. To powinno trochę zreflektować nadgorliwych partyzantów Stronnictwa Amerykańskiego, co to stręczą utworzenie „rządu obrony narodowej” z prezesem Kaczyńskim na czele. Jak padnie taki rozkaz, to prezes Kaczyński na czele rządu obrony narodowej stanie, a jak nie padnie - to nie, czemu za każdym razem będą towarzyszyły odpowiednie procedury demokratyczne. Wracając zaś do deklaracji Sewrgiusza Szojgu, to wprawdzie książę Gorczakow nie wierzył nie zdementowanym informacjom, ale nie ma reguły bez wyjątku, toteż wiadomość ta może być prawdziwa. Rzecz w tym, iż Rosja nie ma żadnego interesu w marszu na Donieck, czy Kijów. Wystarczy, że ustanowi wzdłuż granicy szczelny, chociaż oczywiście w jedna stronę przepuszczalny kordon i wykorzystując posiadane jeszcze z czasów sowieckich możliwości, będzie destabilizować Ukrainę, aż do pogrążenia jej w ogniu wojny domowej włącznie. Jest to prawdopodobne tym bardziej, że jedną z pierwszych decyzji nowych ukraińskich władz, których samodzielność nie jest do końca jasna, jest decyzja o utworzeniu 60-tysięcznej Gwardii Narodowej, której trzon stanowiliby - i jak słychać - już stanowią „aktywiści” Majdanu. Nie trzeba specjalnej przenikliwości, by się domyślić, że w ten oto sposób banderowcy ze Swobody i Prawego Sektora realizują program utworzenia własnych oddziałów zbrojnych, które wprawdzie nie będą w stanie stawić czoła rosyjskiemu Specnazowi, ale przy pomocy „twórczej przemocy” znakomicie zdyscyplinują tak zwaną „czerń” - jak nazywał zwykłych Ukraińców główny ideolog tamtejszego nacjonalizmu Dymitr Doncow. Zresztą - nie tylko „czerń”, bo jeśli taki, dajmy na to, Witalij Kliczko zostanie schwytany za krawat, to już po kilku minutach też będzie śpiewał z właściwego klucza. Dlatego w czynie społecznym radzę panu ministrowi Sikorskiemu, by w swoich podróżach na Ukrainę raczej unikał krawata, który w dodatku ma zwyczaj wiązać bardzo ciasno. Widać tedy wyraźnie, że ukraińska rewolucja najwyraźniej została przez banderowców zaprojektowana w dwóch etapach. Etap pierwszy - wykorzystać fundusze i wsparcie amerykańskiej razwiedki oraz rozmaitych pożytecznych idiotów w rodzaju naszego pana ministra Bartłomieja Sienkiewicza do obalenia prezydenta Janukowycza i zainstalowania marionetkowego rządu, który wykona wszystkie ich polecenia, ze stworzeniem i uzbrojeniem partyjnego wojska włącznie, by następnie przejść do etapu drugiego, to znaczy - do usunięcia i rozpędzenia tych wszystkich politycznych celebrytów w rodzaju Jaceniuka czy Kliczki i przejęcia całej władzy. Ciekawe w jakim stopniu nacjonalistyczne partie ukraińskie są penetrowane przez rosyjską agenturę, ale byłoby dziwne, gdyby tak nie było. A skoro tak, to nie jest wykluczone, że w miarę destabilizowania przez Rosję wschodniej Ukrainy, agentura ta popchnie Gwardię Narodową do przeprowadzenia tam jakiejś brutalnej akcji pacyfikacyjnej, która z kolei, z pomocą Rosji, może doprowadzić do wybuchu wojny domowej na Ukrainie. Nietrudno się domyślić, że obfitowałaby ona w okrucieństwa jeszcze większe niż w Jugosławii - a w tej sytuacji początkowa, zresztą w znacznym stopniu udawana, sympatia Zachodu do Ukrainy, szybko by wyparowała, ustępując miejsca przekonaniu, że z dwojga złego, lepiej niech już Rosja trzyma swoją część Europy w ryzach, a Niemcy - swoją. To byłby etap trzeci - dla Polski najbardziej niebezpieczny, bo jeśli już w Środkowej Europie karty poszłyby w tas, to czyż nie byłaby to okazja do załatwienia za jednym zamachem wszystkich powojennych remanentów? Ale o tym trzeba było myśleć wcześniej, przed wycieczkami na Majdan, który zarówno Rosja, jak i banderowcy na razie rozgrywają sprawnie. Stanisław Michalkiewicz

Larwy kampanii Nie wiem, jak długo myślał Korwin nad frazą, że Ziemkiewicz za pisowskie srebrniki obsikuje mu nogawki – pewnie, jak to ma we zwyczaju, ani chwili. Ale wyartykułował tę błyskotliwą filipikę, z mojego punktu widzenia, w odpowiednim momencie. Akurat w samą porę, aby wspomóc intelektualny trud Piotra Lisiewicza, który w „Gazecie Polskiej” głowi się, czy jestem raczej cynikiem, czy raczej dupą (ostatecznie, wychodzi mu, że i, i). Lisiewiczem powoduje potrzeba potępienia zdrajcy, który uporczywie twierdzi, że nie wie, jaka była przyczyna tragedii w Smoleńsku, podczas gdy każdy prawy Polak ma obowiązek wiedzieć, że były nią wybuchy w powietrzu, czego ostatecznym i niezbitym dowodem jest, że nie była to brzoza. Korwinem – potrzeba potępienia zdrajcy, który zamiast zrobić mu tło na konwencji wyborczej nazwał kolportowanie putinowskiej propagandy kolportowaniem putinowskiej propagandy. To ważne, żeby za dwa miesiące było wiadomo, dlaczego po raz kolejny partia Korwina zamiast oczekiwanego sukcesu musi się zadowolić swoimi stałymi pi razy drzwi dwoma procentami od najbardziej zatwardziałych jajcarzy. Nie przez to bynajmniej, że, jak zwykle, chwilową sondażową koniunkturę wykorzystał Korwin do ogłoszenia we wszystkich możliwych mediach kolejnej porcji najnowszych szokujących i ekstremalnych odkryć z dziedziny ogólnej teorii wszystkiego, aby raz jeszcze zniechęcić wahających się, skonfundować sympatyków a wyznawców poddać próbie wierności. Skądże. Klapa będzie przez Ziemkiewicza – nie dość, że nie chciał zasilić swym nazwiskiem list wyborczych to jeszcze uchybił zaproszeniu na konwencję. Korwin i jego wyznawcy rozgłaszają przy tym, że tak naprawdę nie ma żadnego Ziemkiewicza jako samoistnego bytu, jest tylko PiS, który go utrzymuje, i pisowskie „Do Rzeczy”, które mu „zabroniło”. Jak reagować na takie bzdurzenie? Oczywiście, jednym z powodów, dla których odwołałem swą wstępną zgodę na udział w spotkaniu organizowanym przez „Najwyższy Czas” był fakt, że jakby obecności tam nie tłumaczyć w obecnym czasie oznaczałaby ona zaangażowanie się w kampanię wyborczą, co byłoby nielojalne wobec kolegów z „Do Rzeczy” (i z „Republiki” też). Ale może i musieliby oni z mojej strony znieść takie zaangażowanie, gdybym był przekonany, że jest co popierać. Zapowiadałem przecież, że jestem gotów zaangażować się (bo jestem nie tylko publicystą, recenzentem polityki, ale i obywatelem, jej podmiotem) jeśli partia Korwina, narodowcy oraz Polska Razem zdobędą się na stworzenie jednej eurosceptycznej listy (a najlepiej poparcie wspólnej listy niepartyjnej). Ale nie wtedy, gdy jedynym sensem kampanii pozostało udowadnianie sobie nawzajem, kto w lidze mikrusów jest odrobinę większy. Tym bardziej, że Korwin nie jest już tym szaleńcem bożym, którego rzecznikiem prasowym byłem przed wielu laty. Zdroworozsądkowe hasła ekonomiczne przysłonił jakimś nie mającym nic wspólnego z myślą liberalną czy konserwatywną, autorskim eugenizmem – głoszącym, że świat stanie się rajem dopiero, gdy będzie światem jurnych i cwanych byczków, więc droga do jego naprawy wiedzie przez pogardę dla wszelkiego rodzaju kalek, debili, nieudaczników i słabeuszy. Poza tym, że odrażające, to jest zwyczajnie głupie w czasach, gdy rozwój cywilizacyjny uczynił najważniejszymi przymioty zupełnie inne niż fizyczna krzepa – Wielka Brytania ma pod każdym możliwym względem więcej pożytku z poruszającego tylko kilkoma palcami Stephena Hawkinga niż z całego stadionu zdrowych troglodytów. Miałem nadzieję, że ten wątek to kolejna wariacka wtopa w rodzaju pasów bezpieczeństwa, ale, niestety, zaczął w przekazie dominować. A gdy doszła jeszcze do tego Ukraina i gorliwe potępienie dla wolnościowych aspiracji jej mieszkańców - sorry, ale minusy przesłoniły mnie plusy, że pojadę frazą z kultowego filmu. (Swoją drogą, podziwiam u wiernych korwinowców zdolność przechodzenia do porządku nad tą codzienną dezynwolturą guru: „d…kracja” to najgorsza ohyda i bzdura, ale Janukowycz jest jedyną legalną władzą Ukrainy bo ma mandat wyborczy, sondaże to jedna wielka ściema masonów manipulujących zachowaniami wyborców - tak naprawdę Korwin od zawsze ma poparcie około 20 procent Polaków, ale pod wpływem zmanipulowanych sondaży, wmawiających, że nie ma szans, wciąż przerzucają oni głosy na kogo innego – ale te sondaże, w których KNP osiąga prób wyborczy, są niezbitym dowodem słuszności wybranej drogi, etc.) Inna sprawa, że równie źle jak w Kongresie Nowej Prawicy dzieje się i u narodowców, i u Gowina (koledzy z redakcji coraz bardziej namawiają mnie, żebym poszedł z poparciem na jakiś kongres PO, może podziała…) – szkoda, ale cóż, każdy musi sam wykorzystać swoją szansę albo ją zmarnować. Tylko PiS zmierza do miażdżącego wyborczego zwycięstwa – nad Solidarną Polską. Ale to właśnie to jedyne zwycięstwo, na jakim pisowcom tak naprawdę zależy. Mam nieodparte wrażenie, że „generalność” tej partii (to celowe przywołanie tak właśnie się nazywającego gremium z Konfederacji Barskiej – kto ciekaw, niech poczyta choćby Konopczyńskiego i sam oceni podobieństwo) tak już przywykła do fruktów bycia w wiecznej opozycji, że wizja dojścia do władzy przeraża ją nie mniej niż wizja wyrośnięcie na polskiej scenie politycznej jakiejkolwiek liczącej się prawicy z realnymi widokami na sukces. Na szczęście oba zagrożenia wydają się równie odległe. W razie czego, redaktor Lisiewicz wskaże, jakie to ciemne siły zaszkodziły tym razem. Od czasu, gdy objawił on swym czytelnikom, że tygodnik „Uważam Rze” założyły WSI żeby powstrzymać wzrost popularności „Gazety Polskiej” mam zaufanie do jego przenikliwości – godnej Korwina, demaskującego z kolei w Kaczyńskim agenta zarazem Niemiec i Izraela. Ale niech obaj uważają, bo konkurencja jest silna. Oto gazeta Michnika zapowiedziała specjalny cykl reporterski „Smoleńskie dzieci”, w którym demaskować będzie „sektę smoleńską”. Graficznym godłem tych demaskacji jest obrazek przekopiowany z okładki głośnych „Resortowych dzieci”, tylko z twarzami osób kojarzonych z prawicą. Z tego obrazka wynika, że głównymi przywódcami tej znienawidzonej na Czerskiej sekty są Paweł Lisicki (w samym środeczku) i niżej podpisany. A co tam! Debata publiczna III RP nie od dziś przypomina sen pijanego schizofrenika, na dodatek o skłonnościach psychopatycznych, i widocznie jakiejś części publiczności właśnie to się w niej podoba. Ziemkiewicz

Łukasz Warzecha: bezczelny numer Jagny Marczułajtis "Nie siedziałam z kalkulatorem i nie dodawałam tych wszystkich liczb" - oznajmiła z rozbrajającą szczerością Jagna Marczułajtis pytana o koszty organizacji Igrzysk Olimpijskich w Krakowie. I ja jej wierzę. Nieswoje pieniądze wydaje się nadzwyczaj łatwo. Zwłaszcza gdy przy okazji wpada nam coś do kieszeni - pisze Łukasz Warzecha w felietonie dla WP.PL.
Mówiąc o zgłoszeniu Krakowa do organizacji zimowych IO w 2022 r. pani Marczułajtis mogła jeszcze polecieć Kidawą i oznajmić, że "to są na pewno jakieś liczby, które wynikają z różnych takich działań". No, faktycznie, jakieś liczby są, i to już na etapie starania się o IO. 6,5 mln zł na delegacje dla członków komitetu organizacyjnego, 6 mln zł na ekspertów, 2 mln zł na domenę internetową i, last but not least (zdecydowanie not least) ponad 2 mln zł na pensje pracowników biura projektu (wyliczenia za "Gazetą Krakowską"). To oczywiście tylko niektóre koszty etapu aplikowania o organizację igrzysk. Część pieniędzy ma wyłożyć zadłużony po czubek głowy Kraków, część gminy, gdzie mają się rozgrywać zawody, a część my wszyscy, czyli budżet państwa. W sumie trzeba by wydać, bagatelka, trochę ponad 150 mln zł. Jeżeli jakimś niewiarygodnym cudem Igrzyska Olimpijskie przyznano by faktycznie Krakowowi, to trzeba będzie wysupłać troszkę więcej kasy. A dokładnie 21 miliardów złotych. Lecz w zamian - jak dowodził zachwycony prezydent Krakowa Jacek Majchrowski - mieszkańcy dawnej polskiej stolicy dostaliby nowe drogi i mosty. Rozumiem, że jeśli igrzysk w Krakowie nie będzie, nie będzie też żadnych nowych dróg ani mostów. No cóż, w takim razie… Choć może akurat nowe drogi lub mosty nie są niezbędne, bo te istniejące i tak są znakomite i wystarczające. Tak przynajmniej twierdzi Jagna Marczułajtis, zachwalając Zakopiankę w jej obecnym kształcie. To bardzo dobre połączenie, całkiem jak w "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" Stanisława Barei. Przypomnijmy, żeby pani Marczułajtis mogła w przyszłości posłużyć się tym kultowym, niezapomnianym tekstem.
- Ja to, proszę pana, mam bardzo dobre połączenie. Wstaję rano za piętnaście trzecia. Latem to już widno. Za piętnaście trzecia jestem ogolony, bo golę się wieczorem. Śniadanie jadam na kolację. Tylko wstaję i wychodzę.
- No, ubierasz się pan.
- W płaszcz - jak pada. Opłaca mi się rozbierać po śniadaniu?
- Fakt!
- Do PKS mam pięć kilometry. O czwartej za piętnaście jest PKS.
- I zdanżasz pan?
- Nie, ale i tak mam dobrze, bo jest przepełniony i nie zatrzymuje się. Przystanek idę do mleczarni. To jest godzinka. Potem szybko wiozą mnie do Szymanowa. Mleko, wiesz pan, ma najszybszy transport, inaczej się zsiada. W Szymanowie zsiadam, znoszę bańki i łapię EKD. Na Ochocie w elektryczny do Stadionu, a potem to już mam z górki, bo tak… w 119, przesiadka w 13, przesiadka w 345 i jestem w domu, znaczy w robocie. I jest za piętnaście siódma! To jeszcze mam kwadrans. To sobie obiad jem w bufecie, to po fajrancie już nie muszę zostawać, żeby jeść, tylko prosto do domu. I góra 22.50 jestem z powrotem. Golę się. Jem śniadanie i idę spać. Dialog dwóch przedstawicieli ludu pracującego miast i wsi można sobie powtarzać właśnie na Zakopiance, najlepiej podczas postoju w korku w Białym Dunajcu przed mostem, który jest tak wąski, że obowiązuje na nim ruch wahadłowy. Właściwie we wspomnianym korku można obejrzeć dobrych kilkadziesiąt minut komedii Barei. Pamiętam atmosferę przed Mistrzostwami Europy w piłce nożnej. Kiedy ktoś wskazywał, że wydatki na tę imprezę - i tak mniejsze niż na ewentualne IO - się nie zwrócą i są mocno zawyżone, z miejsca był określany przez bandę bezmyślnych klakierów jako smutas i malkontent, który chce porażki "wielkiego narodowego święta sportu". Od tego czasu atmosfera jednak nieco się zmieniła. Pan premier nie jest już najbardziej kochanym politykiem na półkuli północnej, ludzie dostali w kość z powodu ciągnącego się kryzysu, a i aferek kilka od czasu Euro odkryto. Pomysł pani Marczułajtis i jej kumpli wydaje się w tym kontekście jeszcze bardziej samobójczy. Czy Kraków ma realne szanse na organizację zimowych igrzysk? Owszem - prawdopodobnie taką samą jak Timbuktu albo Kingston - stolica Jamajki. Czyli owe ponad 150 milionów, potrzebnych tylko na etapie wyłaniania miasta gospodarza, zostanie po prostu wyrzucone w śmierdzące błoto. Ktoś skrajnie naiwny mógłby zatem spytać, po co ten cały cyrk i w jakim celu Jagna Marczułajtis - kiedyś niezła snowboardzistka, a dziś posłanka partii walczącej, by żyło się lepiej wszystkim, a przynajmniej niektórym - robi z siebie idiotkę. Odpowiedź jest jednak całkiem oczywista i kryje się w tych nudnych liczbach, których pani poseł nie zliczała na kalkulatorze. Otóż przez ponad rok za te 150 baniek grupka ludzi będzie sobie żyła jak pączki w maśle. Będą podróżować, pobierać diety, zwiedzać świat praktycznie poza czyjąkolwiek kontrolą, będą inkasować sowite pensje, a przy okazji zarobi ta czy inna firma. A to ktoś zainkasuje okrągłą sumkę za stronę internetową, a to za wyprodukowanie firmowych gadżetów, a to za ekspertyzę, z której będzie wynikać, że na nartach najlepiej jeździć po śniegu, a na łyżwach - po lodzie. Żyć, nie umierać. W III RP widzieliśmy już różne przekręty - także takie, które w sensie dosłownym przekrętami nie są, bo z punktu widzenia prawa pozostają całkowicie legalne. Jednak numeru tak skrajnie bezczelnego jak ten w wykonaniu Jagny Marczułajtis i spółki chyba jeszcze nie było. By żyło się lepiej, ale jednak nie wszystkim. Łukasz Warzecha

Czy Ukraina przeżyje transformację?

*Kto dowodzi ukraińską armią? *W kleszczach strategicznych partnerów

*Amerykańska dywersja: kres czy kontynuacja? *Żyrynowski nam sprzyja!

Ukraina podpisała właśnie „część polityczną” umowy stowarzyszeniowej z UE, która zawiera wiele rozmaitych ogólników do bieżącej interpretacji, z których najważniejszy brzmi: „pogłębianie więzi politycznych” miedzy dwiema umawiającymi się stronami. Zanim zacznie się to pogłębianie, warto by wyjaśnić, kto właściwie dowodzi armią jednej z umawiających się stron, i czy armia zaakceptuje to pogłębianie. Wiele wskazuje (skuteczne „zablokowanie” całych ukraińskich lotnisk i baz dywizji rakietowo-artyleryjskich przez grupki rosyjskich żołnierzy, aresztowanie dowódcy ukraińskiej floty...), że tą armią dowodzą rosyjscy agenci, i tylko dla ukrycia tego smutnego faktu nowy rząd Ukrainy nakazał armii „nie prowokowanie agresora poprzez stawianie oporu”... Toteż i Krym wzięty został bez jednego wystrzału. Gdyby nasze przypuszczenie było słuszne – Rosjanie z pewnością rozważają kwestię: czy to pogłębianie więzi politycznych Ukrainy z UE nie obejmie aby rugowania rosyjskiej agentury z armii ukraińskiej? I zapewne dzielą się swymi wątpliwościami, z kimże by innym, jeśli nie ze swym strategicznym partnerem, Niemcami? Juźci Rosja musi mieć jakieś gwarancje, że - pogłębianie pogłębianiem – ale armia ukraińska z armią rosyjską walczyć nie będzie... A czy dwaj strategiczni partnerzy, dla których to partnerstwo jest ważniejsze od całej Unii Europejskiej, zwłaszcza od jej „nowych członków” (o kandydatach nawet nie wspominając) mogą nie dojść do twórczego kompromisu? Już raz pobili się o Ukrainę i na dobre im to nie wyszło: lepiej „wespół wzespół, by żądz moc móc wzmóc” – jak śpiewał Michnikowski w Kabarecie Starszych Panów. Jeżeli kochać Ukrainę – to nie indywidualnie...Toteż wydaje się, że lawirujący dotąd między Berlinem a Moskwą Kijów stracił nawet możliwość dotychczasowego lawirowania, popadając w całkowitą zależność od dwóch strategicznych partnerów, i Berlina i Moskwy. Te kleszcze trudne będą do rozerwania. Moskwa zachowa sobie szachowanie Ukrainy energetyką i dostępem do swego rynku ukraińskich płodów rolnych – z Berlina dojdzie szachowanie kapitałem i finansami. W ten sposób zamiast grać na dwóch fortepianach – Ukraina sama stała się pianinem, na którym bębnić będą swoje polityki dwaj strategiczni partnerzy, podgrywając sobie wzajemnie... Czy Ameryka zrezygnuje z dyskretnych prób dywersji względem Rosji, czy spróbuje wykorzystać „część polityczną umowy stowarzyszeniowej” do kontynuowania tej swej jakże skromnej teraz polityki wschodniej – czas pokaże. Ale i to uwzględniają zapewne ruscy szachiści w swych rachubach. Co znamienne – na nowych listach Rosjan i Ukraińców obłożonych amerykańskimi i unijnymi sankcjami (zamrożenie kont, zakazy wizowe) nie znalazł się ani jeden ukraiński „oligarcha”: ciągle figuruje tam tylko syn Janukowycza, może i s...syn, ale przecież nie on jeden podtrzymywał straszliwy reżim Janukowycza i towarzyszącą mu korupcje, a wcześniej – równie skorumpowany reżim blond Julii... Wiele wskazuje, że grono oligarchów zwiększy się teraz dodatkowo o „nominatów” Berlina i Waszyngtonu: dotychczasowi oligarchowie posuną się trochę na swej ławeczce „nominatów” rosyjskich i ukraińskich służb specjalnych, ustępując miejsca „oligarchom” wystruganym przez służby zachodnie, zapewne nie bez udziału „oligarchów” rekomendowanych przez Mosad. I – żadnego tam wzajemnego podsrywania się odtąd! Ma być kompromis – przede wszystkim w tym, żeby taki nowy, zresetowany monopol oligarchów został utrzymany, należycie obudowany „prawem unijnym” i „unijnymi standardami”, żeby nikt już inny nie robił zbędnej konkurencji. Nie wątpię, że w tym zakresie model polskiej transformacji wedle planu Balcerowicza zostanie wykorzystany. Kto będzie ukraińskim Balcerowiczem? Czy nie Soros? Czy jakieś szersze gremium Sorosów? Czy może Pińczuk, pryncypał Kwaśniewskiego? Tylko patrzeć, jak pojawią się tabuny „zachodnich ekspertów”, spragnionych „naprawy gospodarki ukraińskiej” jak kania dżdżu, ma się rozumieć – nie za darmo. Czy pamiętamy jeszcze „świadectwa udziałowe”? A „narodowe fundusze inwestycyjne”?... No i na koniec, oczywiście, pytanie: jak sami Ukraińcy przeżyją tę transformację w podwójnych kleszczach? Będzie to bolesny poród kleszczowy i bez najmniejszych gwarancji, że urodzi się zdrowy ustrojowy noworodek: bardziej prawdopodobne, ze w ten sposób pocznie się kolejna hybrydowa republiczka bananowa, kolejny gospodarczy potworek. Juźci przecie nie słynny, arcydemokratyczny majdan kijowski decydować będzie o ustroju gospodarczym Ukrainy i o tym, kto powyciąga transformacyjne konfitury. Idą więc bardzo ciężkie czasy, a przecież i dzisiaj Ukraińcom spoza zaklętego kręgu „oligarchów” żyje się ciężko. Czy Ukraina przeżyje, cała i niepodzielona? Przeżyć – zapewne przeżyje, ale jak? Przypomina się rosyjska, smutna konstatacja: „Żyć – pażiwiosz, no j... – nie zachoczesz”... W stronę ciągle możliwego podziału Ukrainy spoziera przynajmniej szczerze i otwarcie Włodzimierz Żyrynowski (pochodzenia, jak wiadomo, prawniczego) i otwartym tekstem proponuje Polsce wzięcie udziału w jej rozbiorze, wzięcie sobie zachodniej Ukrainy! Z ukrytą chyba intencją, byśmy się nią udławili? No cóż, zbytek łaski, panie kolego... Polska nie ma dzisiaj ani możliwości, ani nawet takich apetytów politycznych. Ale gdyby ograniczył pan swą propozycję do samego Lwowa, owszem, czemu nie, moglibyśmy sobie porozmawiać jak Polak z prawnikiem. Poza tym – uprzejmość za uprzejmość – oferujemy Izraelowi Arabię Saudyjską a Rosji - zwrot Alaski.Marian Miszalski

Prof. Jadwiga Staniszkis dla WP.PL: nie wierzę w wojnę na Ukrainie PO będzie w kampanii dalej straszyć sytuacją na Ukrainie. Przesadnie, jak wskazują specjaliści od spraw wojskowych, którzy koncentrację rosyjskich wojsk na granicy traktują jako sposób na podniesienie cen ropy. Tusk nadużywa produkowania strachu, co może być szkodliwe dla przyszłości Polski - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską socjolog prof. Jadwiga Staniszkis. W spocie wyborczym PO premier Donald Tusk przekonuje, że prawdziwą stawką wyborów jest bezpieczeństwo Polski, że nasz kraj potrzebuje stabilnej pozycji w Europie, zaufania sojuszników, silnej gospodarki oraz przewidywalnego przywództwa. "Polacy chcą niezależności energetycznej, nowoczesnej armii i państwa, które da im poczucie bezpieczeństwa" - podkreślono w spocie. Jak komentuje socjolog taki sposób prowadzenia kampanii to odpowiedź na ostatnie badania społeczne, według których, choć Polacy przewidują w wyborach wygraną PiS, to równocześnie jako lepszego premiera w trudnych czasach częściej wskazują Tuska niż Kaczyńskiego.

Zdaniem prof. Staniszkis lider PO zyskał, bo w kontekście kryzysu ukraińskiego zaczął wykorzystywać elementy programu opozycji. - Mówi o polityce energetycznej, budowie gazoportu w Świnoujściu i naftoportu w Gdańsku oraz wzmocnieniu armii i przemysłu zbrojeniowego, to wszystko pomysły PiS, dotąd bagatelizowane - zwraca uwagę. Zdaniem rozmówczyni WP.PL premier zbyt lekko przeszedł jednak od "ciepłej wody w kranie" do poważnych problemów. - W tej chwili kontekst ukraiński i poczucie zagrożenia już się wypala jako element gry wyborczej - dodaje.

"Wybory do PE wygra PiS" Zdaniem prof. Staniszkis Tusk wybory do europarlamentu z niewielką przewagą wygra PiS. Socjolog apeluje do tej partii o opuszczenie frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) w PE, której członkiem jest m.in. partia brytyjskiego premiera Davida Camerona i przejście do Europejskiej Partii Ludowej (EPL). W ten sposób w jej opinii wzrosłoby znaczenie Polski w UE, a PiS miałby szansę na stanowisko wiceprzewodniczącego PE. - Wtedy musiałby współpracować z PO, ale to byłby optymalny scenariusz, korzystniejszy dla Polski i Unii. Po entuzjastycznych wypowiedziach Kaczyńskiego na temat Unii nic nie stoi na przeszkodzie, by został zrealizowany - uważa. Wskazuje, że wtedy nie miałyby miejsca takie wypadki, jak głośna wypowiedź brytyjskiego premiera Camerona, który nie patrząc na interesy koalicjanta, zapowiedział zmiany w zasadach przyznawania zapomogi na dzieci dla imigrantów, w tym polskich. Komentując z kolei najnowszy spot PiS, w którym partia atakuje kandydatów PO do PE: Jacka Rostowskiego i Michała Boniego oraz byłego szefa kampanii wyborczej PO Jacka Protasiewicza, prof. Staniszkis mówi, że kampania PiS powinna być pozytywna. - Jej przesłaniem powinna być właśnie zapowiedź wejścia do Europejskiej Partii Ludowej, powtarzanie, że razem zrobimy więcej. PiS powinien cenić kompetencje przeciwników, interes Polski nie może być elementem walki partyjnej - zwraca uwagę. Spot wykorzystuje m.in. incydent na lotnisku we Frankfurcie nad Menem z udziałem Protasiewicza. Socjolog wyrozumiale podchodzi do tego wybryku, jej zdaniem niedyspozycja po nadużyciu alkoholu może przytrafić się każdemu. Szczególnie jednak broni byłego wicepremiera i ministra finansów Jacka Rostowskiego, "jedynkę" na kujawsko-pomorskiej liście Platformy, który - jak dowiadujemy się ze spotu PiS - "zadłużył Polskę bardziej niż Gierek - podniósł podatki i podwyższył wiek emerytalny". Rostowski w PE będzie, zdaniem socjolog, na swoim miejscu. - To jeden z najbardziej nadających się kandydatów. Dzięki jego reputacji Polska lżej przeszła przez kryzys. Pochodzi z niezwykle patriotycznej rodziny, która wiele zrobiła dla naszego kraju w czasach komunizmu, jego matka prowadziła wykłady o Polsce - wymienia. Dodaje, że w przypadku podniesienia wieku emerytalnego, Rostowski się opierał, a ostateczną decyzję podjął Tusk. Przypomina, że to były minister finansów powstrzymał premiera przed pochopnymi deklaracjami ws. wejścia do stery euro, co w kryzysie mogłoby się dla Polski źle skończyć. Gorsze zdanie ma o Michale Bonim, byłym ministrze administracji i cyfryzacji, który przenosi się do Brukseli m.in. z powodów osobistych. - Bierze się za rzeczy, na których, jako polonista, się nie zna. Jeśli chodzi o internet i nowe technologie był słaby, w administracji za to beznadziejny - ocenia.
"Tusk i Sikorski przeceniają swoją rolę" Prof. Staniszkis została poproszona także o ocenę ofensywy dyplomatycznej Polski w sprawie konfliktu ukraińskiego. Zdaniem socjolog premier Tusk i szef MSZ przeceniają swoją rolę na tym polu. - Byli aktywni, ale to trzeci poziom ważności. Najistotniejsze decyzje zapadają na linii Merkel-Putin i Kerry-Ławrow - stwierdza. Szczególnie krytycznie ocenia naszą aktywność przed listopadowym szczytem UE w Wilnie. - Polska nie spełniła swojej roli w ramach Partnerstwa Wschodniego, nie przygotowała Brukseli na problemy ukraińskie, także te ekonomiczne - zwraca uwagę. Jednoznacznie pozytywnie nie można oceniać jej zdaniem także porozumienia, które 21 lutego podpisali Wiktor Janukowycz i przywódcy opozycji Arsenij Jaceniuk, Witalij Kliczko i Ołeh Tiahnybok w obecności szefów dyplomacji Polski i Niemiec, Radosława Sikorskiego i Franka-Waltera Steinmeiera. - Zostało źle wynegocjowane, było zbyt odległe od oczekiwań Majdanu, stąd natychmiast nastąpiło jego "radykalne przyspieszenie". Ten proces nie został rozegrany w sposób bezpieczny, wywołał zbyt wiele niepewności i chaosu - mówi. Ekspertka wskazuje, że nie udało się w pełni zdemobilizować Majdanu, co skomplikowało sytuację wewnętrzną na Ukrainie. Zdaniem socjolog, szokujące zabójstwo Ołeksandra Muzyczki "Saszki Białego", dowodzi, że nastroje coraz bardziej się radykalizują. Niezależnie od tego, czy za jego śmierć odpowiedzialny jest rosyjski szwadron śmierci przebrany w mundury ukraińskie czy MSW, ta sprawa doprowadzi do dalszej destabilizacji sytuacji na Ukrainie - przewiduje. Staniszkis poproszona o ocenę szans szefa MSZ Radosława Sikorskiego na zastąpienia Catherine Ashton na stanowisku szefa unijnej dyplomacji wyraziła się o nich sceptycznie. Największą niewiadomą ws. Ukrainy jest to, czy jej rząd zdoła zapanować nad sytuacją w kraju. - Przede wszystkim funkcjonuje w wymiarze międzynarodowym, negocjuje z MFW, wprowadza bolesne reformy, takie jak uwolnienie hrywny i cen energii, co oznacza jej radykalne podwyżki. Nie wiadomo, jak wobec tych trudności zachowa się ukraińskie społeczeństwo, jaki kredyt zaufania ma rząd. Czy to, co się stało na Krymie, gdzie na skutek braku dowodzenia z Kijowa, żołnierze pozostawieni sami sobie w 80 proc. zdecydowali się przejść na stronę rosyjską, nie pokazuje pewnej proporcji, która może dotyczyć całego społeczeństwa ukraińskiego - zwraca uwagę.
"Nie wierzę w scenariusz militarny" Prof. Staniszkis nie wierzy w scenariusz militarny na Ukrainie. Przywołuje analizy specjalistów wojskowych, według których koncentracja wojsk rosyjskich na granicy jest demonstracją siły. Co prawda z tajnego raportu CIA, który ujawniła telewizja CNN wynika, że wojna na Ukrainie jest przesądzona, socjolog specjalnie nie ufa tym ustaleniom. - CIA nieraz już przeszacowywała zagrożenie, o czym przekonaliśmy się w latach 80. - mówi. Jej zdaniem, Amerykanie nie rozumieją podziałów w rosyjskich strukturach władzy. - Nie wiadomo, jakie są relacje na linii Putin-Dmitrij Rogozin (wicepremier Rosji odpowiadający za przemysł obronny - przyp. js). Dowódcy okręgów wojskowych stanowią w Rosji rodzaj superadministracji. To forma wojskowa bez militarnej treści, ale ta treść wkrótce może się pojawić - wyjaśnia. Dodaje, że trwają obecnie negocjacje szefa MSZ Rosji Siergiej Ławrow z amerykańskim sekretarzem stanu Johnem Kerry'ym dotyczące federalizacji Ukrainy. Straszenie inwazją może być formą wymuszenia na Ukraińcach i Zachodzie zgody na ten projekt, który dla Ukrainy nie jest korzystny. Podział federacyjny utrwali różnice i będzie produkował konflikty. To stała praktyka Rosji - stwarzanie sytuacji, które stanowią zarzewie konfliktów, dzięki czemu łatwiej jej sprawować kontrolę, ale to co innego niż wojna - konkluduje.
Rozmawiała Joanna Stanisławska

Wołynka nuklearna? Trudno przewidzieć rozwój sytuacji wokół Ukrainy, ale już teraz można wskazać tych, którzy najbardziej skorzystali na politycznym przewrocie w Kijowie. Pierwszym beneficjentem jest oczywiście Rosja, która, pod pretekstem ochrony tamtejszej rosyjskiej mniejszości, przejęła kontrolę nad Krymem. Jak mówił w „Panu Tadeuszu” Klucznik Gerwazy - „wygraj w polu, a wygrasz i w sądzie”. Wprawdzie wszyscy sojusznicy Ukrainy groźnie kiwają palcem w bucie, ale „nie przewidują” interwencji wojskowej, mimo, że nadwiślańscy statyści robią miny, pokrzykują, podskakują, wygrażają, słowem - kierują polityką europejską, a nawet światową. Drugim beneficjentem są oczywiście banderowcy ze Swobody i Prawego Sektora, którym ukraińska Rada Najwyższa zafundowała partyjne wojsko w postaci Gwardii Narodowej, której trzonem maja być „aktywiści Majdanu” i bezpieczniacy. Nie ulega wątpliwości, że kiedy tylko Gwardia okrzepnie, to niczym gromnicę zdmuchnie wszystkich telewizyjnych celebrytów w rodzaju Arsenija Jaceniuka, czy Witalija Kliczki, zapewniając banderowcom polityczną hegemonię, jeśli nawet nie na całej Ukrainie, to przynajmniej w tej części, która po niej pozostanie. I oto obserwujemy początek drugiego etapu ukraińskiego przewrotu, zapoczątkowanego zastrzeleniem przez ukraińskich bezpieczniaków w Równem „Saszki Białego” czyli Aleksandra Muzyczki, przywódcy Prawego Sektora Na Wołyniu. Najwyraźniej rozpoczęła się już walka o władzę, a taki początek pokazuje, że będzie ona bezwzględna tym bardziej, że polityczni zwolennicy zastrzelonego Aleksandra Muzyczki grożą zemstą, a jak mogliśmy przekonać się podczas przesilenia na Majdanie, potrafią sprawnie posługiwać się zarówno przemocą, jak i prowokacją. Jeśli zatem na zachodniej Ukrainie rozpęta się wołynka, to może ona podziałać jak zimny prysznic na opinię publiczną na Zachodzie, a w rezultacie nasi płomienni szermierze demokracji mogą pozostać osamotnieni, ze wszystkimi konsekwencjami tego stanu. W dodatku opublikowana została rozmowa Julii Tymoszenko z deputowanym Partii Regionów Nestorem Szufryczem z 17 marca, dolała już nawet nie oliwy, ale benzyny do ognia. Julia Tymoszenko uchodziła dotychczas za niewinna ofiarę ukraińskiego tyrana i „duszeńkę” europejskiego postępactwa. Tymczasem we wspomnianej rozmowie przedstawiła program „zabijania kacapów”, być może nawet przy pomocy broni jądrowej - gdyby oczywiście Ukraina nią dysponowała. Wprawdzie Julia Tymoszenko twierdzi, że wzmianka o broni jądrowej została dodana przez ruską razwiedkę, ale bez względu na to jak tam było naprawdę, Kreml ma znakomity pretekst do destabilizowania wschodnich prowincji Ukrainy, gdzie „kacapi” na wszelki wypadek, to znaczy - gdyby jednak Julia Tymoszenko mówiła szczerze - organizują zbrojną samoobronę. Na domiar złego swoistym pendant do niedyskrecji naszej krasawicy, jest projekt ustawy, jaki wpłynął do ukraińskiego parlamentu, przewidujący wypowiedzenie przez ten kraj traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Zwraca uwagę okoliczność, że wspomniany projekt zyskał poparcie nie tylko rządzącej obecnie Batkiwszczyzny, ale i UDAR-u, Witalija Kliczki, któremu premier Tusk podczas ostatniego zjazdu Platformy Obywatelskiej nadskakiwał niczym ratlerek. Aż się prosi, by przypomnieć bajkę pozbawionego złudzeń księdza biskupa Ignacego Krasickiego o dzieciach i żabach: „chłopcy przestańcie, bo się źle bawicie!” Rzecz w tym, że nasi Umiłowani Przywódcy wiedzą, że w naszym nieszczęśliwym kraju międzypartyjne przekomarzania, to tylko takie makagigi dla publiczności, żeby myślała, że to wszystko naprawdę - i wydaje im się, że na Ukrainie jest tak samo. Ale tam nie jest tak samo - bo tamtejszy nacjonalizm, z odróżnieniu od naszego, poczciwego, żeby nie powiedzieć - safandulskiego - jest bezwzględny i demoniczny. Michalkiewicz

Janusz Korwin-Mikke, czyli jak spełniają się marzenia.

Janusz-Korwin i Mikke, człowiek legenda którego nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Żółw polskiej sceny politycznej, niech nie zmyli Was jednak jego podeszły wiek bo w tym człowieku drzemią ciągle pokłady energii które są w stanie zasilić cala Polskę słońcem kapitalistycznego raju. Bardziej poetycko nie dało się tego ująć. Socjalistyczna ciemność potrzebuje przecież latarni która wskaże okrętom społeczeństwa właściwy kierunek na niespokojnym morzu podatków, zasiłków i związków zawodowych. Człowiek potrafi przenosić góry, wystarczy tylko chcieć. Chyba tak myślał młody Janusz Korwin-Mikke kiedy formułował swoje poglądy w latach kiedy w Polsce było czerwono. Od wielu lat, ten mistrz słowa, intelektualna ostoja dobrych manier a przede wszystkim czołowy wojownik prawicy nie ustaje w walce o zmianę mentalności przeciętnego Polaka. Niestety, regularnie przegrywa swoje male bitwy powracając jednak niczym bumerang. Co drugi człowiek dawno by się już poddał, zajął czymś innym czymś co przyniesie wymierne korzyści. Każdy, z wyjątkiem jego. Powrócił raz jeszcze i wiecie co? Chyba mu się uda bo sondaże są bezlitosne, korwinizm zagości w Parlamencie Europejskim. Lewactwo niech ma się lepiej na baczności, bo to dopiero początek. Wiej wietrze przemian, wiej prosto w twarz. Tak ująłby to przeciętnej klasy poeta, może jakiś rzemieślnik. Teraz należy na poważnie rozważyć kilka istotnych kwestii, tym bardziej, ze zbliżają się wybory które przyniosą konkretne zmiany. Kongres Nowej Prawicy stanie się realna silna polityczna, wyjdzie z cienia, wyśle swoich przedstawicieli do Brukseli. Oczywiście jak mówił sam Janusz Korwin-Mikke chodzi przede wszystkim o ośmieszenie instytucji która potocznie jemu podobni nazywają Eurokolchozem. W tym momencie chciałbym przejść do sedna, do tego o co tak naprawdę mi chodzi. Czy Janusz Korwin-Mikke nie jest po prostu świetnie bawiącym się geniuszem zręcznie manipulującym opinia społeczna? Nigdy nie odmówię temu człowiekowi poczucia humoru, szanować będę jego nieszablonowe zachowanie i podejście do otaczającej rzeczywistości. Uwielbiam tego typu gości, a on jest przede wszystkim artefaktem minionej epoki, zagubionych w czerwonym świecie podróżnikiem w czasie. Kimś kto utknął między wiktoriańską Anglia a Dzikim Zachodem gdzie prawo kształtowano za pomocą rewolweru szeryfa. Mikke chce w Europarlamencie zastawiać pułapki w które ta instytucja wpadnie, ośmieszy sama siebie i udowodni niedowiarkom, ze neo-liberalizm jest możliwy, trzeba tylko chcieć. Przeciętny zwolennik Kongresu Nowej Prawicy to obłąkany licealista który w formie buntu przeciwko rzeczywistość decyduje się popierać kogoś kto jest do bólu skrajny i kontrowersyjny. Młodzież potrzebuje wyrazistych idoli, czasem jest to Che Guevara ze swoja legenda Chrystusa socjalizmu, czasami takim idolem bywa właśnie rycerz z muszka zamiast krawatu. Biały duch kapitalizmu, człowiek którego kocham toksyczna miłością w formie czysto platonicznej. Dlaczego? No właśnie, nikt chyba jeszcze nie zdecydował się na socjologiczna wiwisekcje tego polityka, na rozebranie jego umysłu na czynniki pierwsze. Głośno o nim w internecie, wiele osób zrywa boki śmiejąc się z licznych przeróbek jego przemówień czy słucha słynnego już covera pewnej piosenki zespołu The Beatles. Korwin-Mikke przy całej mojej niekompatybilności z jego poglądami zasługuje na coś więcej, bo ja naprawdę w pewien sposób szanuje tego człowieka. Sytuacja w Polsce jest taka a nie inna, zmusza wielu ludzi do oddania swojego głosu na politycznych ekstremistów. System jest jak olbrzym na glinianych nogach a źródła jego niepowodzeń należy szukać w jego własnych działaniach. Sukces Kongresu Nowej Prawicy to przede wszystkim porażka polskiej sceny politycznej która nie jest w stanie stworzyć czegoś konkretnego, czegoś namacalnego. W trudnych czasach potrzebne są zdecydowane kroki, centrum i lewica nie oferuje nic co może zainteresować młodych, pozbawionych złudzeń ludzi. W związku z tym oddają głos na Kongres Nowej Prawicy i powiem szczerze, ze ta partia będzie rosła w sile. Do momentu aż znajdzie się ktoś rozsądny, ktoś inny niż Leszek Miller czy Janusz Palikot albo Donald Tusk, ktoś kto potrafi zerwać z systemem. Janusz Korwin-Mikke to skrajny idealista który wierzy w to co mówi, po „naszej” stronie brakuje takich ludzi. Gdybyśmy mieli chociaż jednego „Korwina” to wygralibyśmy wszystko. Może bez jego kąśliwych uwag, cynizmu i spartańskiego podejścia do spraw społecznych. Wniosek jest banalnie prosty. Nie zamierzam popadać w zgubna paranoje i szukać powiązań między w/w a Adolfem Hitlerem, ale na miłość boską! Przecież szykuje się nam masakrę na wielka skale, zmasowany atak polskiej prawicy, nie jesteśmy w stanie docenić jej potencjału, zaślepieni potężną machina systemu wierzymy w jej trwałość. To jest poważny błąd za który przyjdzie nam zapłacić. Jeżeli za kilka lat ziści się to co teraz przewiduje to będę bil się w pierś. Bo ja już dawno przestałem naśmiewać się z Kongresu Nowej Prawicy, nie chce żeby Janusz Korwin-Mikke stal się męczennikiem w oczach swoich popleczników. System należy zmienić, całkowicie, ale nie dopuścić do tego żeby zabierali się za to ludzie związani z Kongresem Nowej Prawicy i nie zamierzam teraz pisać dlaczego bo każdy zainteresowany dobrze wie o co mi chodzi. Jeżeli my tego nie zrobimy, zrobią to za nas. A wtedy i my zapłacimy za nasza opieszałość. Korwin-Mikke z uporem maniaka, ale spokojnie niczym przyczajony tygrys powtarza swoja mantrę od lat. Uważa, ze to co głosi stoi w sprzeczności z tym co przyjęte jako norma, jego poglądy są po prostu rewolucyjne. Droga do sukcesu nie jest wiec kolejna chemia, ale usuniecie komórek rakowych. Wyśmiewany i niedoceniany, zasłużył sobie na miano pierwszego trolla polskiej sceny politycznej. Doktor Mikke przez lata pielęgnował jednak swoje narzędzia, kalibrując je na kolejne wybory. Teraz w końcu ich użyje. Prawdopodobnie pacjent ucieknie ze stołu operacyjnego szybciej niż był skłonny się na nim położyć. Dlatego, ze przynajmniej w moich oczach Kongres Nowej Prawicy odzwierciedla doskonale dzisiejsza mentalność, jego hasła padają na podatny grunt. W epoce indywidualizmu, wyścigu szczurów, rosnącego konsumeryzmu a przede wszystkim rewolucji technologicznej popularność może zdobyć ugrupowanie które promuje wartości opierające się na chciwości i dobrobycie materialnym.

Pozostaje na koniec pytanie, skierowane do każdego zainteresowanego polityka obywatela. Czy prawdopodobny sukces Kongresu Nowej Prawicy w zbliżających się wyrobach do Europarlamentu należy rozpatrywać w szerszym kontekście czy jest to tylko zjawisko sezonowe tak jak to było w przypadku Ruchu Palikota i jego 10% poparcia w 2011 roku. Dzisiejszych Twój Ruch to zbieranina egzotycznych postaci, populistyczna maskarada z brakiem recepty na rozsądna politykę. Korwin-Mikke zapowiada, ze jego partia jedzie do Brukseli w celu jej ośmieszenia, jako, ze komik z niego niezły to spodziewam się co najmniej udanych skeczy i solowych popisów stand-up. Dla mnie poważnym problemem jest to, ze w dzisiejszych czasach młodzi ludzie coraz częściej uciekają w kierunku ekstremów, znużeni szara codziennością i brakiem wyrazistej polityki która tak mocno charakteryzuje Kongres Nowej Prawicy. Sugeruje wiec, ze sukcesu tego ugrupowania należy się doszukiwać nie w poglądach jej lidera, ale własnie w jego niezależności. Jest on bowiem prawdziwy, rzeczywisty, w regularnym kontakcie ze swoimi sympatykami. Nie udaje kogoś kim nie jest, tego brakuje elicie politycznej naszego kraju. Regularnie bojkotowany przez media, staje się symbolem walki z systemem, a młodzież jak to młodzież, za silnym autorytetem pójdzie nawet do piekła. Janusz Korwin-Mikke, pozwólmy mu raz jeszcze dostać się do Sejmu. Kongres Nowej Prawicy nie osiągnie praktycznie niczego, nie będzie w stanie. Z drugiej jednak strony być może dla walorów artystycznych oglądalność obrad Sejmu wzrośnie o kilka procent w stosunku do obecnego, prawie zerowego zainteresowania. Spełni się marzenie starszego człowieka, sam Kongres Nowej Prawicy paradoksalnie straci w moim mniemaniu bardzo wiele. Bo stanie się ugrupowaniem oficjalnym, aktywnie włączonym w budowę polskiej rzeczywistości. Wypłynie na głębokie wody swoim rybackim kutrem i chyba rozbije się o skały rzeczywistości.

29/03/2014 H2O- oddzielić H od O - gdyby się tylko dało, na pewno socjaliści by oddzielili. Tak jak chcieliby mieć wpływ na wschód i zachód słońca, krążenie Księżyca, obroty Ziemi, przypływy i odpływy mórz i oceanów, prawo grawitacji. Próbują przesuwać czas i wydaje im się, że mają na niego wpływ. Stwarzają sobie złudzenia. A tak naprawdę na rzeczy najważniejsze wpływu nie mają. I całe nasze szczęście. ”Tym bardziej, że Jarek Kret obiecał pogodę”- jak usłyszałem w państwowej telewizji rano (???) Popatrzcie państwo, ile pychy jest w prezenterach telewizyjnych? Jarek Kret obiecał mu pogodę???? Nawet pogoda jest ideologiczna. A co” Jarek Kret” może? Pogawędzić i poględzić sobie wedle własnego uznania. Za to dostaje wielkie pieniądze, żeby zająć lud przewidywaniami pogody . Raz mu się uda utrafić, innym razem się nie udaje. Można odnieść wrażenie, że” Jarek Kret” jest „ kapłanem” pogody. I od niego zależy pogoda. Pycha! Wielka pycha! Za co by się nie wzięli- nic im nie wychodzi. Doprowadzili do zawału tym swoim socjalizmem wspaniałą kiedyś Europę. Wszędzie duszno i parno od socjalizmu. Europejskie firmy winne są sobie wzajemnie 350 miliardów euro(???). Zatory, zatory, zatory… W takiej socjalistycznej Hiszpanii terminy płatności firm przekraczają 120 dni(!!!!). U nas zbliżają się do 40 dni. Czy wyobrażacie sobie Państwo, żeby klient kupujący bulkę w sklepie dziś i dziś ją zjadłszy- zapłacił za nią za cztery miesiące? To w jakim stanie jest to wszystko? Jak informuje „Puls Biznesu” skuteczność urzędów pracy jest niska, a urzędnikom zależy bardziej na retuszowaniu statystyk niż na pomaganiu bezrobotnym w szukaniu pracy. Według NIK urzędy pracy są traktowane przez pracodawców jako darmowe słupy ogłoszeniowe oraz jako dojne krowy. A ja uważam, że cały ten socjalny burdel w tzw. urzędach pracy jest nikomu niepotrzebny, oprócz tysięcy urzędników, którzy się w tym systemie kręcą.- i to ten cały majdan traktuje nas jak dojne krowy. Bo przecież cały ten majdan żyje z pieniędzy podatników. Utworzyć takie biurokratyczne strupy, pochłaniające ciężkie miliony złotych, tylko po to, żeby udawać, że zajmują się bezrobotnymi. Każdy urzędnik kosztuje co najmniej czterech bezrobotnych! Proceder bezpłatnych słupów polega na tym, że firma, która chce zatrudnić pracownika na czarno, zgłasza swoją ofertę do urzędu, a ten publikuje ją w Internecie i na tablicy ogłoszeń. Dzięki temu pracodawca ma dostęp do bazy ofert pracy, a kiedy znajdzie się pracownik, potencjalny pracodawca rezygnuje z usług urzędu i zatrudnia go na „ lewo”. Ale sprytne i jakie oryginalne.? Urzędy pracy to miejsca gdzie mają pracę urzędnicy pracujący w urzędach pracy. Ale ponieważ nie robią niczego pożytecznego, to potrzebują pieniędzy. Bo przecież nikt o zdrowych zmysłach nie będzie utrzymywał czegoś tak kuriozalnego.? Może to robić wyłącznie państwo biurokratyczne oparte o demokrację socjalną. Ale skąd wziąć pieniądze na utrzymanie tej głupoty? Ano można zrobić na przykład obławę na taksówkarzy w Łodzi, tak jak to zrobiono wczoraj. Poblokować ulicę- tak jak za okupacji niemieckiej- i wylegitymować wszystkich- z rękami podniesionymi do góry- którzy udają taksówkarzy. Bo normalny taksówkarz to taki, który opłaca podatek ZUS, ma państwową licencję, państwowe badania psychiczne i nerwowe. A taksówkarz nienormalny to taki, który z biurokratycznym państwem nie chce mieć nic wspólnego. Nie opłaca podatku ZUS, nie ma państwowego egzaminu licencyjnego, jest nerwowy i pobudzony psychicznie, między innymi przez to państwo- i nie zrobił badań. Nie dziwota więc, że państwowi funkcjonariusze demokratycznego państwa prawnego polują na takich, co to wypinają się na demokratyczne państwo prawne. Chyba nie chodzi im o to, żeby funkcjonariusze tego państwa , pracujący rzetelnie i uczciwie nie dostali pensji? To byłby wielki skandal, gdyby funkcjonariusze nie dostali wypłaty za ściganie tych wszystkich, którzy próbują się ukryć przed mackami demokratycznego państwa prawnego i jego funkcjonariuszami. Przed totalitarnym państwem prawnym nie ma gdzie zwiać. Dookoła wszędzie podobne takie państwa, bardziej policyjne, mniej policyjne, ale za to wszystkie demokratyczne. Jak na złość! Oprócz Białorusi i Rosji, bo tam nie rządzą „ nasi”- czyli nie są to państwa demokratyczne. Jak za sterami zasiądą” nasi” i będą okradać i zadłużać własny naród- to będzie to państwo w pełni demokratyczne. Wkrótce takim państwem będzie Ukraina- jak tylko nowi dorwą się do żłobu i zaczną zadłużać i kraść Może byłoby lepiej, żeby Federacja Rosyjska wzięła sobie wschodnią Ukrainę- a my zachodnią. Tylko, że nie mamy wojska- raczej biurokrację w wojsku. Tak jak za rządów Gomułki mieliśmy mięso, ale nie mieliśmy metalowych puszek. Czasami mieliśmy puszki, ale nie mieliśmy- mięsa. Zawsze jakoś nie było tak- jak to w socjalizmie. Zawsze wszystko jest wspak! W każdym razie mamy mięso armatnie wysyłane a to tu, a to – tam. W obcych interesach! Za demokrację waszą i naszą. Jeden ze złapanych przez funkcjonariuszy demokratycznego państwa prawnego, udający taksówkarza , jak się okazało , był wcześniej pracownikiem urzędu skarbowego(???) I on ścigał wszystkich udających, że płacą podatki demokratycznemu państwu prawnemu. Teraz sam jest ścigany- i jak twierdzi- nie ma z czego żyć. A czy to kogoś obchodzi w demokratycznym państwie policyjnym i reglamentującym zawody, że ktoś nie ma z czego żyć? Ma żyć państwo—a nie „ obywatel”, który jest dla państwa, a nie państwo – dla niego! Bo w normalnym państwie „obywatel” nie jest dla państwa. „Obywatel” mieszka w bezpiecznym państwie i robi wiele rzeczy bez zgody państwa. Realizm w takim państwie to uznanie rzeczywistości. Natomiast państwo etatystyczno- policyjne- pożera wolność jednostek. Funkcjonariusze ścigający udających taksówkarzy odgrażają się, że będą ścigać jeszcze skuteczniej., Chodzi o wyeliminowanie szarej strefy to znaczy takiej, w której błąkają się niezdyscyplinowani” obywatele” którym się nie uśmiecha płacić państwu socjalistycznemu haraczy, tylko dlatego, że chcą pracować jako taksówkarze. I takich trzeba jak najszybciej wyeliminować z demokratycznego rynku pracy, żeby w branży pozostali wyłącznie dający się doić zarówno demokratycznie, jak i zgodnie z prawami człowieka,. Z prawami człowieka do dojenia. Jak państwo zacznie ścigać wszystkich żyjących w konspiracji przed państwem- to dopiero się zacznie. Ponad 30% „obywateli” żyje ze swoimi dochodami poza strukturami demokratycznego państwa prawnego i stara się zarobić na życie bez wiedzy państwa o swoich dochodach. Uważają ukrywający się przed państwem- i słusznie-, że państwo powinno jak najmniej wiedzieć o dochodach ”obywateli”., bo i po co ta informacja naprawdę państwu? Chyba tylko w jednym celu: żeby skutecznie i zdecydowanie doić! Nie widzi tego „polska inteligencja zastępcza”, która propaguje model państwa , w którym” obywatel” powinien państwu oddać wszystko co ma- nawet ostatnią koszulę, w której jeszcze chodził dziadek ”obywatela”. No cóż? W wysokopodatkowej demokracji też da się żyć! Ale trzeba nauczyć się żyć w konspiracji.. Mówić szeptem, posługiwać się skrótami myślowymi i, mówić tylko tyle ile potrzeba- ani słowa więcej… i można dożyć szczęśliwych dni… Jak się będzie miało szczęście, że człowiek nie dał się złapać. Bo w konspiracji przed własnym państwem człowiek odzyskuje miano wolnego człowieka- przestaje być „obywatelem” przywiązanym do państwa.… Zanim władza oddzieli H od O. I nie będzie już wody! WJR

Wszechobecny PR zaprowadził Tuska w ślepą uliczkę

1. Z ponad już 6-letnich rządów Donalda Tuska jedyne co rzuca się w oczy to wszechobecny PR, który przy szczelnej osłonie zaprzyjaźnionych mediów, pozwolił mu do tej pory rządzić bez specjalnych wstrząsów. Składanie deklaracji i różnorodnych obietnic, przychodzi mu to tej pory niezwykle łatwo, ale na początku swojego rządzenia ich realizację obiecywał w dłuższym czasie najczęściej mierzonym w latach, teraz te okresy są coraz krótsze, podaje je w miesiącach, a nawet tygodniach. Potwierdzają to także rodzice niepełnosprawnych dzieci, którym najpierw obiecywał tzw. uzawodowienie w ciągu 3 lat, później mówił o miesiącach, a w tym roku już obiecał, że sprawa zostanie załatwiona w ciągu najbliższych kilku tygodni. Oczywiście w żadnym z tych przypadków z deklaracji i obietnic z własnej woli się nie wywiązywał, tylko nacisk, regularne przychodzenie pod Kancelarię najlepiej z udziałem mediów, dawało pozytywne rezultaty.

2. Tak było z tzw. matkami I kwartału, które miały nie zostać objęte wprowadzaną w 2013 roku ustawą o wydłużeniu do 52 tygodni płatnego urlopu macierzyńskiego. Rządowy projekt nie przewidywał bowiem objęcia tym korzystnym rozwiązaniem matek które urodziły dzieci pomiędzy styczniem i marcem 2013 i dopiero po protestach stowarzyszenia takich matek z ich parokrotną wizytą w Kancelarii, okazało się, że premier Tusk jest za ale musi poszukać na to pieniędzy. Szukanie trwało parę tygodni ale podczas medialnej ustawki, kiedy to premier Tusk został pokazany we wszystkich telewizjach 24-godzinnych z takim maleństwem na rękach, uradowany zakomunikował, że takie pieniądze znalazł i co więcej to nie są zwykłe wydatki budżetowe ale inwestycja w młode pokolenie. Media wspierające premiera były wniebowzięte, a dziennikarze prześcigali się w komplementach jakiego to wspaniałomyślnego premiera mamy, skoro udało mu się znaleźć pieniądze na urlopy dla wszystkich matek, które urodziły dzieci w 2013 roku.

3. Teraz też miało być podobnie, po przeprowadzonej z rozmachem inauguracji kampanii wyborczej Platformy do Europarlamentu, zapowiedział wizytę u protestujących matek w Sejmie z głębokim przekonaniem, że ten protest „weźmie z marszu”. I rzeczywiście około 20-tej pojawił się w Sejmie z ministrem Kosiniakiem-Kamyszem ale całe jego PR-owe przygotowanie wzięło w łeb, kiedy jedna z matek nawiązując do kolejnych deklaracji składanych od 2009 roku, że rozwiąże ten problem, zawołała „sorry ale jest pan kłamcą”. Inna, po jego nerwowej reakcji na wypowiedź posła Mularczyka (który wprowadził matki z niepełnosprawnymi dziećmi do Sejmu), zwróciła mu uwagę pytaniem „dlaczego pan tak pała agresją?”. Od tej pory premier wyglądał na wyraźnie zagubionego i nawet „wywoływany do tablicy” przez rodziców aby coś powiedział, milczał. Na nic nie przydały się PR-owe talenty premiera, zdesperowane matki z niepełnosprawnymi dziećmi, okazały się nieczułe na jego gesty i zatroskane miny, twardo zażądały konkretów i premier wyszedł jak niepyszny. Następnego dnia pojawił się z propozycją wypłacania1000 zł od maja tego roku, 1200 zł od 1 stycznia 2015 roku i 1300 zł od 1 stycznia 2016 roku ale tych zdaniem premiera hojnych propozycji, matki nie przyjęły.

4. Od ostatniego czwartku pod Sejmem koczują już opiekunowie niepełnosprawnych dorosłych, ponieważ większość z nich od połowy 2013 roku straciła świadczenia opiekuńcze w wysokości najpierw 520 zł, a od tego roku 620 zł, które przywrócił tym ludziom w swoim rozstrzygnięciu Trybunał Konstytucyjny. Zaległe środki dla tych opiekunów za rok poprzedni wynoszą około 0,7 mld zł plus ustawowe odsetki, a na rok 2014 kwota, która będzie musiała być wypłacona wynosi około 1,3 mld zł, przy czym do momentu uchwalenia nowej ustawy i wypłacenia zaległych świadczeń cały czas stuka licznik ustawowych odsetek (obecnie wynoszą one 13% w stosunku rocznym). Ludzie ci domagają się jednak nie tylko wypłat zaległych świadczeń (na jednego opiekuna przypada już kwota około 6 tysięcy złotych takich zaległości) ale także wyrównania ich świadczeń pielęgnacyjnych do wysokości tych proponowanych matkom dzieci niepełnosprawnych. Pod Sejm wybierają się także matki, które przeszły na wcześniejsze emerytury ze względu na konieczność opieki nad niepełnosprawnymi dziećmi, bowiem ich wysokość wynosi około 800 zł miesięcznie. Wygląda na to, że ten wszechobecny PR, zaprowadził premiera Tuska w ślepą uliczkę. Kuźmiuk

Panie premierze, najwyższy czas przestać kłamać w sprawie węgla

1. Ta zadziwiająca skłonność premiera Tuska do kłamania, musi go doprowadzić do zguby. Te kłamstwa przyprowadziły przecież rodziców dzieci niepełnosprawnych do Sejmu gdzie odbywa się od kilkunastu dni strajk okupacyjny, a pod Sejm z kolei opiekunów niepełnosprawnych dorosłych, gdzie także zorganizowano miasteczko namiotowe i codziennie przybywa protestujących. Premier choć po spotkaniu w Sejmie z matkami dzieci niepełnosprawnych, a szczególnie po tym jak usłyszał od jednej z nich „sorry ale jest pan kłamcą”, wyglądał jakby uderzył w betonową ścianę, podczas innych publicznych wystąpień, regularnie mija się z prawdą i to w sprawach niezwykle ważnych dla przyszłości naszego kraju.

2. Nie dalej jak wczoraj przebywał w Tychach, gdzie podczas wmurowania aktu erekcyjnego pod budowę bloku ciepłowniczego w miejscowej elektrociepłowni, wygłosił przemówienie o unii energetycznej w tym solidarności gazowej i rehabilitacji węgla. Ta pierwsza miałaby polegać między innymi na wspólnych zakupach przez wszystkie kraje UE gazu ziemnego, u jego głównego dostawcy do Europy czyli Rosji. Tyle tylko, że kilkanaście dni wcześniej podczas pobytu w Polsce Angela Merkel, wprost na konferencji prasowej, tę propozycję odrzuciła, mówiąc, że jest to niemożliwe ponieważ w Niemczech tymi zakupami zajmują się prywatne firmy. Wypowiedź kanclerz Merkel była bezpośrednio tłumaczona na język polski (zresztą premier Tusk posługuje się językiem niemieckim, wszak jak sam przyznał we wspomnieniach kolędy w jego rodzinnym domu śpiewało się po niemiecku), więc powinien już wiedzieć, że skoro jego propozycję odrzuca szefowa niemieckiego rządu, to jest już ona nieaktualna.

3. Jeszcze bardziej kuriozalnie w ustach Tuska, zabrzmiała fraza o konieczności rehabilitacji węgla w Europie. Wypowiedzenie jej dokładnie 7 dni po tym jak ten sam premier Tusk, nie zgłosił weta do tych konkluzji poświęconych zaostrzeniu polityki klimatycznej UE na szczycie w Brukseli, który odbył się w dniach 20-21, jest wręcz szokujące dla każdego, kto choć trochę zajmuję się tą problematyką. Przypomnijmy tylko, że ze względu na kryzys w Europie Zachodniej, spadło zapotrzebowanie na energię i w związku z tym cena pozwoleń na emisję CO2, kształtowała się w ostatnich latach „zaledwie” na poziomie 5 euro za tonę. Ale ponieważ cena pozwoleń na emisję CO2 na tym poziomie nie wymusza odchodzenia od produkcji energii z węgla i przechodzenia na gaz albo atom, dlatego też KE szukała sposobów aby podwyższyć cenę uprawnień przynajmniej do 20 euro za tonę i to już od roku 2020(od poziomu 14-16 euro za tonę CO2 produkcja energii z węgla staje się nieopłacalna). Tym sposobem ogłoszonym w styczniowym komunikacie KE, jest zamiana rynkowego ETS na centralnie planowaną sprzedaż uprawnień tzw. MSR (Market Stability Reserve), polegającą na tym, że pula uprawnień do emisji CO2 będzie zmniejszana corocznie o 12%, a to oznacza gwałtowny wzrost cen energii w Polsce zarówno dla przedsiębiorców jak i gospodarstw domowych. W paragrafie 16 konkluzji ze szczytu 20-21 marca, niestety znajduje się zapis pozwalający Komisji Europejskiej na zaproponowanie nowego sposobu handlu emisjami czyli właśnie MSR i ten zapis został zaakceptowany przez premiera Tuska (nie zgłosił w tej sprawie weta).

4. Wprawdzie w czerwcu tego roku na kolejnym szczycie UE, Komisja chce jeszcze przeforsować zmianę współczynnika wyznaczającego nowy cel redukcyjny CO2 na rok 2030 w wysokości 43% (współczynnik ten ma wzrosnąć z 1,74% na 2,2%) ale już podwyższenie ceny pozwoleń na emisję CO2 poprzez zmianę systemu handlu nimi, jest zabójcze dla polskiego górnictwa i energetyki opartej na węglu (oznacza tak naprawdę likwidację górnictwa węgla kamiennego w Polsce i energetyki na nim opartej do roku 2030).Takie oceny ostatniego szczytu w Brukseli, są zawarte także w raporcie Instytutu Kościuszki, który został opublikowany w ostatnich dniach ale i ten raport spotkał się z milczeniem mediów. Panie premierze Tusk, najwyższy czas zacząć mówić górnikom i energetykom prawdę, a nie mamić ich, że doprowadzi pan w UE do rehabilitacji polskiego węgla. Kuźmiuk

BELWEDERSKI GWARANT BEZPIECZEŃSTWA Dopiero z perspektywy rosyjskiej agresji na Ukrainę widać, jakim dramatem dla naszego kraju jest pozostawienie spraw bezpieczeństwa narodowego w ręku Bronisława Komorowskiego i belwederskich „strategów”. Dramatem tym większym, że problemu w ogóle zdają się nie dostrzegać politycy opozycji ani „nasze” media. Tam, gdzie mówi się o fatalnym stanie polskiej armii i potrzebie głębokich reform, gdzie mowa o błędach i poważnych zaniechaniach w sferze bezpieczeństwa – niemal nigdy nie wskazuje się na ośrodek belwederski. To praktyka tym bardziej zadziwiająca, że od trzech lat to właśnie ten ośrodek jest głównym decydentem w sprawach bezpieczeństwa narodowego, a rząd Tuska zaledwie wykonawcą planów powstałych w otoczeniu Komorowskiego. Bez echa przechodzą kolejne występy lokatora Belwederu i wywody gen. Kozieja, w których słyszymy coraz bardziej fantastyczne opowieści o „doktrynie Komorowskiego” i „nowoczesnej strategii” mającej zapewnić Polakom poczucie bezpieczeństwa. Okolicznościowe imprezy wojskowe, setki narad, posiedzeń, paneli dyskusyjnych, itp. form marnotrawienia publicznych pieniędzy, mają utwierdzić nas w przekonaniu, że posiadamy silną armię, dzielnych dowódców i wybitnych strategów. Jedynie wypowiedzi gen. Romana Polko, który od dawna alarmuje o negatywnych skutkach belwederskich projektów i punktuje niedorzeczne plany papierowych generałów, stanowią poważną przeciwwagę wobec tej publicznej błazenady. Opinie Polko, iż: „polska tarcza antyrakietowa to mrzonki”, a „to, co w tej chwili zabija polską armię, to reforma systemu dowodzenia” oraz nazywanie projektu reformy „wręcz zdeformowaniem tego systemu”, są rzadkim przykładem sensownych recenzji Na tym blogu ukazało się kilkanaście krytycznych tekstów poświęconych sztandarowemu dziełu belwederskich mędrców, tzw. Strategicznemu Przeglądowi Bezpieczeństwa Narodowego (SPBN), z którego wywodzą się pomysły realizowane dziś w ramach „reformy systemu bezpieczeństwa”: budowy własnego „potencjału obronnego” (w tym tzw. polskiej tarczy antyrakietowej), modernizacji przemysłu zbrojeniowego, reformy służb specjalnych oraz reformy systemu dowodzenia. Czym w istocie był SPBN, można zrozumieć zapoznając się z charakterystycznym cytatem z tego dzieła: „Opcja zrównoważonego integrowania systemu bezpieczeństwa narodowego to przygotowanie systemu bezpieczeństwa narodowego do zrównoważonego wykorzystywania zarówno szans wynikających ze współpracy międzynarodowej, jak i racjonalnie umacnianych zdolności sukcesywnie integrowanego narodowego potencjału bezpieczeństwa, którego priorytety rozwojowe koncentrowałyby się jednak wokół zadań związanych z zapewnieniem bezpośredniego bezpieczeństwa Polski. Jest to opcja ekstrapolacji obecnych kierunków transformacji systemu bezpieczeństwa.” Jak wiemy, w ramach SPBN nakreślono trzy scenariusze kształtowania się strategicznych warunków bezpieczeństwa w najbliższym dwudziestoleciu: „integracyjny – optymistyczny (z przewagą pozytywnych i pożądanych zjawisk i tendencji); dezintegracyjny – pesymistyczny (z przewagą niekorzystnych i niebezpiecznych zjawisk zewnętrznych i wewnętrznych) oraz ewolucyjny – realistyczny (zakładający kontynuację względnej równowagi negatywnych i pozytywnych zjawisk)”. Za podstawę dalszych rozważań przyjęto „scenariusz ewolucyjny-realistyczny”, w którym zakłada się że „Unia Europejska – mimo występowania kryzysów gospodarczych o niskim lub średnim stopniu intensywności – przetrwa jako rynek zjednoczony wspólną walutą, a podstawowe elementy spójności zostaną utrzymane. Jednocześnie NATO pozostanie podmiotem zdolnym wspierać i wzmacniać bezpieczeństwo państw członkowskich oraz selektywnie interweniować wszędzie tam, gdzie zagrożone są żywotne interesy.”. Już w tym momencie, bystry czytelnik musiałby zauważyć, że wywody belwederskich strategów doznały poważnego uszczerbku w zderzeniu z obecną rzeczywistością. Gdyby jednak ów czytelnik nie zraził się stylem, w jakim zaprezentowano te mądrości, dotarłby do miejsca, w którym następuje bezcenna konkluzja: „Podsumowując główne ustalenia i wnioski SPBN, należy stwierdzić, że zmiany zachodzące w otoczeniu bezpieczeństwa Polski – przede wszystkim jego nieprzewidywalność i niedookreśloność, spadek znaczenia klasycznych zagrożeń militarnych wobec zagrożeń o charakterze asymetrycznym, a także rozszerzenie pola konfliktów o cyberprzestrzeń i rozwój struktur sieciowych – pociągają za sobą konieczność nie tylko zmiany zasad działania i funkcjonowania poszczególnych struktur oraz podmiotów bezpieczeństwa, ale – co istotniejsze – wymagają podjęcia niezbędnych działań przygotowawczych (transformacyjnych, rozwojowych i doskonalących)”. Na pytanie: po co wydano publiczne pieniądze na ten pseudonaukowy bełkot i jaki cel ma owa „strategia” – nietrudno odpowiedzieć. Przy jej pomocy można uzasadnić każdy projekt i forsować dowolne rozwiązania w sferze bezpieczeństwa. Nie ma jedynie pewności, że będą to rzeczy służące bezpieczeństwu Polski. Już w styczniu 2013 roku zwracałem uwagę, że propozycje belwederskich ekspertów nie tylko nie biorą pod uwagę „najgorszego scenariusza”, ale całkowicie bezpodstawnie kreślą abstrakcyjny plan „ewolucyjno-realistyczny” – równie oderwany od rzetelnej prognozy, jak od doświadczeń przeszłości. Za najpoważniejsze uchybienie tzw. ustaleń i rekomendacji SPBN trzeba uznać przemilczenie roli Rosji i polityki Kremla, a szerzej – zagrożeń wynikających z agresywności tego państwa oraz z położenia geopolitycznego III RP. W żadnym miejscu „ustaleń i rekomendacji” nie znajdziemy wzmianki o niebezpieczeństwach wynikającym z nadzwyczajnej aktywności służb rosyjskich, skutków doktryny wojskowej Kremla, wzrostu nakładów na zbrojenia, wrogich posunięć militarnych w obwodzie kaliningradzkim czy z napastliwej i konfrontacyjnej polityki propagandowej. SPBN przemilcza następstwa procesu integracji na obszarze poradzieckim (rozumianej przez Putina w kategoriach sowieckiego "uskorienia"), ignoruje skutki stosowania "miękkiej siły" i nie dostrzega zagrożeń związanych z perspektywą szantażu energetycznego bądź cyberataku ze strony wschodniego sąsiada. Gen. Koziej, który z taką maestrią straszy dziś Polaków potęgą militarną Rosji i rozsiewa wizję „nieprzewidywalności” Putina, nie zachciał niestety podzielić się tą wiedzą w ramach SPBN. W efekcie - w miejsce poważnej refleksji, warunkowanej rzetelną oceną zagrożeń, otrzymaliśmy zbiór bezużytecznych komunałów. Nie to jednak decyduje o zagrożeniach związanych z pozostawieniem spraw naszego bezpieczeństwa w rękach belwederskich „strategów”. Istotny jest fakt, że całą „koncepcję bezpieczeństwa narodowego” zbudowano w oparciu o pozytywny i wyjątkowo demagogiczny obraz Rosji. W tym obszarze, podobnie, jak miało to miejsce w czasach „Polski ludowej”, nad myśleniem o bezpieczeństwie własnego kraju dominuje idea „obrony zdobyczy pojednania polsko-rosyjskiego”. Zgodnie z rekomendacjami ekspertów BBN, Rosję należy przyjąć „taką jaka ona jest i chce być. Trzeba zrezygnować z misyjności i życzeniowej polityki zmierzającej do skłonienia Rosji do pełnego przyjęcia zachodniego modelu ustrojowego i uznać, że jest możliwa promowana przez Kreml modernizacja Rosji bez demokratyzacji na wzór zachodni. Polska musi zdecydować się na pojednanie z Rosjanami i traktowanie ich państwa nie jako tradycyjnego przeciwnika, lecz istotnego gwaranta bezpieczeństwa europejskiego, w tym naszego bezpieczeństwa. Zacieśnianie współpracy z Rosją ułatwi pojednanie polsko-rosyjskie” – głosił dokument zatytułowany „Budowa zintegrowanego systemu bezpieczeństwa narodowego Polski”. W myśl tej koncepcji, współpraca z państwem Putina ma stać się gwarantem stabilności III RP.

„Bez ułożenia stosunków z Rosją nie będzie możliwe pełne zagwarantowanie naszego bezpieczeństwa narodowego oraz zwiększenie pozycji Polski wśród sojuszników i partnerów, a także efektywne zwiększenie ról odgrywanych na arenie międzynarodowej. W stosunkach z Rosją należy zaprzestać eksponowania czynnika historycznego, dążyć do przezwyciężenia polskich lęków i fobii oraz przyjąć bardziej pragmatyczną, a przez to racjonalną politykę” – twierdzili prof. dr hab. Ryszard Zięba i dr hab. Justyna Zając w tekście "Prognoza interesów narodowych i celów strategicznych w dziedzinie bezpieczeństwa w perspektywie 20 lat”. Kto chciałby porównać dzisiejsze wypowiedzi Komorowskiego i Kozieja, w których zapewniają, iż sojusz z NATO i USA jest dla nas najważniejszy, z tym, co zaledwie kilka miesięcy wcześniej pisano w ramach SPBN, musiałby zauważyć, z jaką „rewolucją” mamy do czynienia. W priorytetach SPBN wymieniano wprawdzie umacnianie „solidarności sojuszniczej, pozycji oraz roli Polski w NATO i Unii Europejskiej”, ale przede wszystkim podkreślano potrzebę „aktywnego włączenia się w realizację wzmocnionej Traktatem z Lizbony unijnej Wspólnej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony; umacnianie relacji z partnerami europejskimi (Francją i Niemcami) oraz reaktywowanie Trójkąta Weimarskiego”. Te priorytety znakomicie służą tendencjom dezintegracyjnym NATO i ułatwiają proces „wypchnięcia” Stanów Zjednoczonych z Europy, o co od dawna zabiegają Niemcy i Francja. Dopiero na ostatnim miejscu wskazywano „partnerstwo strategiczne z USA”, przy czym w stosunkach z Ameryką eksperci Komorowskiego zalecali „odejście od polityki bezwarunkowego, a wręcz bezrefleksyjnego popierania wszystkich działań tego mocarstwa.” Odrzucenie przez Belweder „polityki misyjności” NATO jest dobrym przykładem takiego „odejścia”.

Celem naszej strategii bezpieczeństwa miało natomiast stać się „rozwijanie bliskiej współpracy ze wszystkimi sąsiadami”, przy czym - „szczególne znaczenie ma kontynuowanie polityki normalizacji i rozwijanie stosunków z Rosją”.

O tych priorytetach Belwederu nie wolno dziś zapominać, bo dopiero w ich perspektywie można rzetelnie ocenić prawdziwość obecnych deklaracji, właściwych kierunków polityki Komorowskiego czy intencji towarzyszących wypowiedziom Kozieja. Łatwe pytanie: czy mamy do czynienia tylko z grą propagandową i chwilową zmianą wektorów, ma jednak głębszy wymiar. Prezydentura Komorowskiego jest rzeczą najgorszą, jaka mogła się przydarzyć Polakom w czasie zagrożenia rosyjską agresją Nie chodzi przy tym o stan polskiej armii lub prorosyjskie sympatie środowiska Belweder, ale o zasadnicze cele tej prezydentury, w tym o zabezpieczenie kolejnej kadencji. Od chwili wyboru lokator Belwederu systematycznie zabiega o pogłębienie swoich uprawnień i budowę systemu, który nazwałem reżimem prezydenckim. Czyni to w oparciu o armię i służby wojskowe. Koncepcje powstałe w ramach SPBN, mimo ich rażącej ogólnikowości i pseudonaukowego żargonu, zawierają myśl, o której przypomniałem w tym tekście: współpraca z państwem Putina ma być gwarantem naszej stabilności. To myśl bliska przywódcom Niemiec i innych krajów UE, którzy nawet w obliczu bandyckiej napaści na Ukrainę, chcą widzieć w funkcjonariuszu KGB partnera i przewidywalnego polityka. Ta myśl leży również u podstaw obecnej prezydentury, nie przypadkiem witanej z taką radością na Kremlu. Trzeba sobie jednak uświadomić, że nie byłoby tej prezydentury, gdyby nie tragedia smoleńska i wsparcie ze strony przedstawicieli „partii rosyjskiej” – tych wszystkich, którzy w obliczu narodowej tragedii w „pojednaniu” z Rosją dostrzegali podstawowy cel polityki III RP. Nie warto wierzyć, że doświadczenia ostatnich miesięcy zmusiły do rewizji takich postaw. Nadal są one gwarantem trwałości obecnego reżimu. Decydują o stosunkach wewnętrznych, relacjach z UE i innymi krajami. Bronisław Komorowski zrobi wszystko, by zapewnić sobie kolejną kadencję. To oznacza, że współpraca z państwem Putina nie może zostać zamknięta i będzie kontynuowana tak długo, dopóki lokator Belwederu nie zostanie zmuszony do odejścia. Aleksander Ścios
Demokracja się rozwija
Sytuacja na Ukrainie się komplikuje i to nawet nie za sprawą demonicznego Putina, którego były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa widzi nawet podwójnie, co skłania wielu ludzi do obaw, czy dotychczasowe objawy gonitwy myśli nie przechodzą mu aby w formą ostrą - więc nawet nie tyle za sprawą demonicznego Putina, który wprawdzie koncentruje wojska nad granicą, ale na Kijów nie maszeruje - tylko za sprawą rywalizacji między płomiennymi bojownikami o demokrację, którzy właśnie zaczęli się nawzajem kasować. Pierwszą ofiarą tych przepychanek padł Aleksander Muzyczka z Równego, jeden z liderów Majdanu, w wolnych chwilach zajmujący się rozmaitymi rozbójniczymi wymuszeniami. Został zastrzelony przez funkcjonariuszy ukraińskiej bezpieki - powiadają że dwoma strzałami w serce, kiedy już ręce miał związane. Jeśli to prawda, to wygląda to na egzekucję - oczywiście w interesie demokracji, więc żadne Internacjonalne Amnestie nie ośmielają się wściubiać tam nosa. Oczywiście towarzysze broni Aleksandra Muzyczki z Prawego Sektora zapowiadają krwawą zemstę, więc zobaczymy, co będzie. „Dziś moja moc się przesili, dziś poznam, czym najwyższy, czylim tylko dumny” - powiada poeta - więc i my zobaczymy, kto będzie politycznie kontrolował 60-tysięczną Gwardię Narodową. Początkowo wyglądała ona na partyjne banderowskie wojsko, które nowy rząd wyposaży i uzbroi na koszt państwa - ale zabójstwo Muzyczki pokazuje, że bezpieka, czyli Batkiwszczyzna, której ekspozyturą jest obecny rząd, jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa. Myślę, że wołynka byłaby znacznie żywsza i okrutniejsza, gdyby nie demoniczny Putin, który działa mitygująco nie tylko na ukraińskie wojsko, ale i na demokratów. Nawiasem mówiąc, ci demokraci mają imponujące ambicje, z którymi zdradziła się Julia Tymoszenko, wyrażając pragnienie zabijania „kacapów” nawet przy użyciu broni jądrowej. Zawsze mówiłem, że szczyty, na które wspięli się Hitler i Stalin, wśród kobiet stanowią zaledwie średnią. Nawiasem mówiąc David Irving w swojej „Wojnie Hitlera” twierdzi, że sprzeciwił się on pomysłowi Ribbentropa, który zaofiarował się, iż podczas rozmów politycznych zastrzeli Stalina, uzasadniając swój sprzeciw obawą przed popadnięciem w „niełaskę Opatrzności”. Najwyraźniej Julia Tymoszenko nie miałaby takich oporów, więc jeśli nawet twierdzi, iż wzmianka o broni jądrowej została „zmanipulowana” przez FSB, to i tak może jednak lepiej, że Ukraina broni jądrowej nie ma? Naturalnie tamtejsze władze tak nie uważają, na dowód czego na porządku dziennym ukraińskiego parlamentu stanie ustawa o wypowiedzeniu przez ten kraj układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Na razie jednak Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który rozpoczął sprawowanie kurateli nad ukraińskimi suwerenami, kazał podnieść o 50 procent ceny gazu dla odbiorców indywidualnych. Esperons, że do tego czasu wyjaśni się sprawa politycznej kontroli nad Gwardią Narodową, dzięki czemu, kiedy tylko lud zechciałby urządzić tamtejszym płomiennym szermierzom demokracji jakiś kontrmajdan, Gwardia Narodowa bez wahania spędzi go z ulic salwami - bo skoro demokracja jest dobrem najwyższym, to nie ma niczego, czego nie można by w jej obronie poświęcić. Jak powiada poeta, „dzieło zniszczenia w dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia”, a skoro tak, to nikt nie będzie protestował. Tymczasem w naszym nieszczęśliwym kraju rodzice dzieci niepełnosprawnych urządzili premieru Tusku w Sejmie majdanek, bo w odróżnieniu od kijowskiego Majdanu, który otwarcie przyznawał się do pragnienia obalenia prezydenta Janukowycza, uczestnicy sejmowego majdanka domagają się od premiera Tuska tylko pieniędzy w postaci zasiłku pielęgnacyjnego w wysokości najniższego wynagrodzenia. Premier Tusk nawet to obiecywał, tylko że dopiero od 2017, czy może nawet 2016 roku, podczas gdy protestujący chcą podwyżki natychmiast, puszczając mimo uszu wyjaśnienia, że rząd nie ma pieniędzy. Inna sprawa, że te wyjaśnienia nie brzmią wiarygodnie w sytuacji, gdy pan minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz buńczucznie deklaruje gotowość Polski do przyjęcia uchodźców z Ukrainy, którym mógłby nawet wybudować specjalne miasteczko obliczona na 6 tysięcy mieszkańców. Bóg jeden wie, ile takie miasteczko mogłoby kosztować, bo wiadomo, że przy takich okazjach nakraść się próbuje każdy, kto tylko może, tak jak przy stadionach budowanych na Euro 2012, które w rezultacie kosztowały dwukrotnie więcej, niż pierwotnie zakładano. Zawsze uważałem, że u pana ministra Bartłomieja Sienkiewicza szczerość wyprzedza i to znacznie wszystkie pozostałe zalety.

„Zachodzim w um z Podgornym Kolą”, czy deklaracja pana prezydenta Komorowskiego, jakoby nasza niezwyciężona armia była „dobrze przygotowana” co prawda nie tyle do obrony naszego nieszczęśliwego kraju - bo o tym, że do obrony naszego nieszczęśliwego kraju przygotowana nie jest, wie każde dziecko - ale do obrony innych nieszczęśliwych krajów, w których akurat „postanowiło” wprowadzić demokrację, w myśl hasła walki o wolność „waszą” - bo walka o „naszą” już chyba jest przegrana z kretesem - więc czy ta deklaracja jest szczera, czy też przeciwnie - głęboko nieszczera? Pomijam już okoliczność, że całą naszą niezwyciężoną armię można by zmieścić na Stadionie Narodowym w Warszawie, chociaż nie da się ukryć, że i taka informacja robi wrażenie na publiczności, bo znacznie ważniejsza wydaje się jej struktura. Na jednego oficera przypada jeden szeregowiec i dwóch podoficerów, którzy ewentualnie mogliby go musztrować i w ogóle - egzercytować, gdyby nie to, że mają posady w rozmaitych dowództwach, których od sławnej transformacji ustrojowej mamy chyba znacznie więcej, niż samolotów, zwłaszcza tych sprawnych. Zdaje się, że pan prezydent też zdaje sobie z tego sprawę, ale ponieważ jest to wielka tajemnica państwowa, prawie tak samo wielka, jak ta, że punkt ciężkości władzy spoczywa w środowisku bezpieczniackich watah, to lepiej jest nie wpychać nosa między drzwi. Najważniejsze, że po odprawie armii, jaka odbyła się 26 marca w siedzibie Sztabu Generalnego, generalicja dodała otuchy panu prezydentowi, a pan prezydent dodał otuchy generalicji. To bardzo ważne zwłaszcza w sytuacji, gdy na pierwszych miejscach list kandydatów do Parlamentu Europejskiego znalazło się wyjątkowo dużo tzw. „byłych ludzi”, to znaczy osób, które jeszcze niedawno były wysokimi dygnitarzami, jak np. pan Jan Vincent, znany również pod nazwiskiem Jacek Rostowski, co to był wicepremierem i ministrem finansów, a teraz fugas chrustas do Brukseli. Widocznie wie już coś, czego jeszcze nie wiedzą ani generałowie, ani nawet pan prezydent naszego nieszczęśliwego kraju, o obywatelach nawet nie wspominając. Podobnie młodzi ludzie, którzy demonstrują skwapliwą gotowość do natychmiastowej emigracji, że w normalnych warunkach ostatni zgasiłby światło. Tak jednak nie będzie, bo z kolei z bezcennego Izraela dobiegają wieści, iż urzędujące tam polskie konsulaty masowo obdarowują tamtejszych Żydów polskimi paszportami. Jak tak dalej pójdzie, to jeszcze w tej dekadzie doczekamy się w naszym nieszczęśliwym kraju szlachty jerozolimskiej, a wtedy każdorazowa administracja Stanów Zjednoczonych będzie broniła Polski jak niepodległości. No bo skoro pan prezes Jarosław Kaczyński nie chce poświęcić się dla Polski i puszcza mimo uszu sugestie podjęcia na odcinku ukraińskim polityki dynastycznej poprzez małżeństwo z Julią Tymoszenko, dzięki czemu Polska znowu byłaby od morza do morza, to czyż mamy inną alternatywę, jak Judeopolonia aż po Odessę? Stanisław Michalkiewicz

31/03/2014 W klasycznym demokratycznym burdelu - codziennie napięcie musi tylko narastać. Jak u klasyka horrorów: musi się zaczynać od trzęsienia ziemi, a potem napięcie musi tylko narastać. Bo inaczej horror się nie uda. Permanentna rewolucja w świadomości mas musi trwać, żeby świadomość mas ludowych nie pozostawała samopas- musi być kształtowana. Permanentne doskonalenie świadomości, żeby pozbawić człowieka samodzielności myślenia, żeby masy przejęły sposób myślenia szpeców od propagandy. Każdy dziennik musi zaczynać się od Ukrainy, potem wystąpienie premiera, sprawa niepełnosprawnych- i cały naród uczestniczy w biegach. Okropną jest sprawa złodziei węgla.. Strasznie kradną z wagonów węglowych, to nie ma nic wspólnego z bieda- szybami. Pilnują jak naładowany węglem jedzie z kopalni, zaczajają się na zakręcie gdzie pociąg zwalnia, otwierają drzwi i wysypują węgiel na tory. Potem pod osłoną nocy ładują ukradziony węgiel do worków, worki rozprowadzają a pieniądze inkasują. Podobno można zainkasować nawet 5000 złotych(!!!) Tygodniowo! Niezły interes! Żadnych inwestycji- czysty zysk, tylko trochę odwagi. Ale nie można ich złapać, bo rzecz złodziejska dzieje się w nocy. Złodzieje” pracują „ w nocy, a Służba Ochrony Kolei kradnie- pardon, pracuje – w dzień. Nie mogą się spotkać, bo pracują na różnych zmianach. Funkcjonariusze Ochrony Kolei oczywiście nie uczestniczą w procederze złodziejstwa- bo jednak nocą są Bogom równi ci co kradną.- jak za niemieckiej okupacji. Przyzwyczajenie drugą naturą. Nieraz, żeby zatrzymać pociąg udają samobójców- stają na torach i czekają jak pociąg się zatrzyma. Jak się zatrzyma- wtedy otwierają drzwi i sypią na tory węgiel. Ale to wszystko dobrze obmyślone. Służba Ochrony Kolei w dzień, żeby nie przeszkadzała, a w nocy, funkcjonariusze idą spać, a złodzieje grasują. Kogoś tam w końcu zatrzymali, ale reszta” pracuje” nadal… Taka zabawa od lat! Jedni udają, że pilnują, a inni nie udają, że kradną. Gdy jedni udają pilnując- i gdy inni kradną kradnąc, jeszcze inni sadzą drzewa. Propaganda nazywa ich „ekopartyzantami”.(!!!) Nie przejmują się przepisami ekologicznymi- sadzą drzewa gdzie popadnie w ramach powiększania zasobów leśnych i drzewnych. Jeżdżą na rowerach z łopatami, zmieniają otoczenie. Zaraz po ich akcji- jest bardziej zielono. Pewnie! Niech ten świat będzie zieleńszy, Jakoś dziwnie są traktowani przez władzę. Jak człowiek- nieekolog – wytnie na swojej działce swoje drzewo mające powyżej 5-ciu lat- to jest karany., bo łamie demokratyczne prawo. A jak partyzancki ekolog łamie prawo sadząc drzewa gdzie popadnie- to nie jest karany. Wprost przeciwnie! Jest przyzwolenie na ekopartyzantkę. Mimo, że to sadzenie drzew chyba nadaje się jedynie do muzeum socjalistycznego marnotrawstwa. Ekobojownicy w natarciu. Ekologia jest priorytetem w demokratycznym państwie prawnym. A swoją drogą… Jak nielegalnie sadzą drzewa na nieswojej własności i są nakręceni przez operatorów telewizji, to jaki problem, żeby ich wszystkich wyłapać i postawić przed sądem? To jest tak jak z posłanką Beatą Sawicką z Platformy Obywatelskiej. Cała Polska słyszała co mówiła pani posłanka w sprawie działek na Helu, jakie to różne sprawy ją interesowały i jak to wszystko miało być, ale ostatecznie sąd uznał inaczej. Pani posłanka jest niewinna, tak jak niewinny jest burmistrz Helu. Wszyscy są niewinni, bo winny jest ktoś inny. Ale kto? No ten, który nakręcił to wszystko- głównie agent Tomek, jeszcze poseł , ale po zbliżających się wyborach- już chyba nie. Popadł w niełaskę pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Wziął się za cudzą żonę- mimo protestów męża. Co innego gdyby mąż się zgodził? Zobaczymy co wyniknie z dotychczasowej symbiozy Radia Maryja z Prawem i Sprawiedliwością. Kandydaci do Europarlamentu Ojca Tadeusza Rydzyka zostali poumieszczani na dalszych miejscach list wyborczych i demokratycznych. Nie wygląda na to, żeby mogli wejść do Europarlamentu. Ale wszystko w rękach Ojca Tadeusza i Radia Maryja oraz Telewizji TRWAM. Byłoby ciekawe gdyby Ojciec Tadeusz cofnął poparcie dla kandydatów Prawa i Sprawiedliwości, a wzmocnił poparcie dla swoich kandydatów, pana Piotrowskiego czy pani Krupy. Nie wiem czy działa już ten portal, który miał być uruchomiony przez pana ministra Kosiniaka- Kamysza z Polskiego Stronnictwa Ludowego dla …bezrobotnych(???) To znaczy pomysł portalu wyszedł z Prawa i Sprawiedliwości, a realizuje go Polskie Stronnictwo Ludowe w ramach kontynuacji nonsensów i tradycyjnego marnotrawstwa nieodzownego podczas budowy socjalizmu demokratycznego. Portal miał kosztować niewiele, bo tylko 49 milionów złotych, chyba, że dopisany został aneks- wtedy będzie kosztował zapewne około 60 milionów złotych. Czego to się nie robi dla bezrobotnych? Nawet zafunduje im się portal za 49 milionów- nich sobie tam powchodzą w wolnej chwili. Niech się kojarzą z innymi bezrobotnymi i sobie powymieniają doświadczenia. Tym bardziej, że liczba bezrobotnych będzie się zwiększała naprawdę, ale w statystkach rządowych będzie malała. Bo rząd nie doliczy do potencjalnych bezrobotnych wszystkich tych, którzy uciekli przed bezrobociem do innych krajów. Przyjemność wchodzenia na portal jest w ich rękach. Przypomina mi się akcja- programu rządowego w Hiszpanii, przeprowadzonego w ramach hasła” Przyjemność jest w twoich rękach”, a rzecz dotyczyła i chyba nadal dotyczy kampanii społecznej związanej z onanizmem- jak to mówi hiszpańska propaganda” onanizmem pozytywnym”(!!!!) Musi być też „onanizm negatywny’ skoro jest pozytywny. Kampania społeczna przeprowadzana była w regionie Extremadura- najbiedniejszym regionie Hiszpanii. No cóż… Jest tam biednie i bezrobotnie- to co można robić z nudów? Onanizować się pozytywnie, żeby tylko nie negatywnie, w ramach kampanii społecznej promującej onanizm. Nie wiem jaka jest różnica pomiędzy onanizmem pozytywnym, a negatywnym. Ale chyba jakaś jest…(???) Może przy negatywnym nie ma szczytowania, chociaż przyjemność była w rękach onanizującego się. Można nawet zorganizować jakiś konkurs onanizowania się i zaprosić tam dzieci, nich zobaczą, jak się można zdemoralizować przy onanizujących się kobietach i mężczyznach. Tak jak na festiwalu filmów dla młodzieży i dzieci w Tarnowie. Zaprezentowano dla dzieci i młodzieży film pt” Futro” gdzie pokazane są sceny pornograficzne Mężczyzna przebrany za misia odbywa stosunek z innym misiem- pardon- mężczyzną. Wszystko to pod patronatem ”polskiego” Ministerstwa Kultury i UNESCO. Promocja homoseksualizmu dla dzieci i młodzieży- to jest pomysł! Na demoralizację! A może by tak połączyć tego typu sceny ze scenami onanizmu pozytywnego? W roli głównej z ministrem „kultury” i przedstawicielem UNESCO? Lewica międzynarodowa i nasza rodzima, chcą zrobić z kraju jeden wielki demokratyczny burdel. I całość spraw postępuje w wytyczonym kierunku. Przynajmniej tak to na razie wygląda. Ale nie wszystko stracone! Mimo, że opanowali wszystkie instytucje kultury, realizując pomysł komunisty Antoniego Gramsciego- marsz przez instytucje. I dawaj propagować dewiacje, żeby wywrócić wszystko do góry nogami… socjalni apostołowie cywilizacji śmierci i cywilizacji dewiacji… A może by tak portal dla onanistów z państwowe pieniądze, powiedzmy za 100 milionów złotych? Wszystko przed nami! Przyjemność dla biurokracji zawsze pozostaje w biurokratycznych rękach, nieprawdaż? WJR

Nadchodzi czas decyzji emerytalnych, ZUS czy OFE?

1. Nowelizacja ustawy o funduszach emerytalnych przegłosowana przez koalicję Platformy i PSL-u w grudniu poprzedniego roku i podpisana prze prezydenta Komorowskiego, wprowadziła możliwość wyboru przez ubezpieczonych w OFE, czy chcą w tych Funduszach pozostać czy też przenieść 2,92% od swojego wynagrodzenia brutto do ZUS. W rzeczywistości tylko ci, którzy będą chcieli tę część swojej składki pozostawić w OFE, będą musieli wypełnić stosowne oświadczenie w okresie najbliższych 4 miesięcy (od 1 kwietnia do 31 lipca), ci którzy tego nie zrobią zostaną automatycznie przeniesieni do ZUS. Decyzję tę, będzie można zmieniać pierwszy raz w tym samym okresie 4 miesięcy w 2016 roku, a później już regularnie co 4 lata. Chodzi wprawdzie „tylko” o około 15% naszej składki emerytalnej (cała składka emerytalna stanowi 19,52% wynagrodzenia brutto) ale decyzja może być brzemienna w skutki ponieważ OFE po przeprowadzonych przez koalicję Platformy i PSL-u zmianach, stały się funduszami wysokiego ryzyka.

2. Przypomnijmy tylko, że z nowelizacji ustawy o funduszach emerytalnych, była zadowolona większość koalicyjna Platformy i PSL, jej emanacja rząd Donalda Tuska, prezydent Komorowski, który twierdził, że popisując tę ustawę, uratował budżet, wreszcie z pewnymi oporami ale także same Fundusze. Koalicja i rząd cieszyli się, bo dzięki przechwyceniu około 150 mld zł aktywów OFE, zmniejszyli wydatki budżetu państwa na 2014 rok o 23 mld zł (o 8 mld zł mniejsze wydatki na obsługę części krajowej długu publicznego i o ponad 15 mld zł zmniejszone dotacje do FUS) i w związku z tym deficyt budżetu państwa wynosi „tylko” 47,7 mld zł. Ponadto zmniejszenie na papierze długu publicznego o ponad 150 mld zł, wynikające z umorzenia obligacji skarbowych będących w posiadaniu OFE na taką sumę, spowoduje że dług publiczny zmaleje przynajmniej o 8% PKB, a to z kolei pozwoli rządzącej koalicji uniknąć konieczności wykreślenia z ustawy o finansach publicznych II progu ostrożnościowego (przekroczenia przed dług publiczny wartości 55% PKB), a więc uniknąć także zarzutu zdemolowania finansów publicznych w ciągu 6 lat rządzenia.

3. Nie protestują specjalnie także Powszechne Towarzystwa Emerytalne właściciele OFE, bo rządzący umieścili w tych zmianach, trzy istotne „bonusy”, bardzo dla nich korzystne. Pierwszy to rezygnacja z tzw. minimalnej wymagalnej rocznej stopy zwrotu, która do tej pory była ważnym instrumentem ochrony interesów ubezpieczonych w OFE. Jeżeli jakiś Fundusz w danym roku takiej stopy nie osiągnął, dopłacić musiał jego właściciel czyli PTE. Teraz takiego bezpiecznika już nie będzie więc skutki ewentualnych strat obciążą samych ubezpieczonych, nie ulega więc wątpliwości, że to jeden z największych prezentów rządu (kosztem ubezpieczonych na rzecz Funduszy). Drugi bonus na rzecz Funduszy, to rezygnacja z obniżenia tzw. opłaty za zarządzanie, pobieranej co miesiąc przez Fundusze od całości zgromadzonych aktywów. Wprawdzie w rządowym projekcie znajduje się zapis o obniżeniu o połowę prowizji od wpłacanej składki przez ubezpieczonych (z dotychczasowych 3,5% do 1,75%) ale to nie tutaj, są główne „frukta” OFE. Otóż to właśnie opłata za zarządzanie była głównym źródłem dochodów OFE i ich właścicieli, przy dotychczasowych aktywach Funduszy w wysokości około 300 mld zł wynosiła około 2 mld zł rocznie więc nawet po umorzeniu 150 mld zł aktywów obligacyjnych ,będzie ona sięgała około 1 mld zł rocznie. Wreszcie trzeci bonus, to możliwość inwestowania przez Fundusze za granicą (do tej pory ograniczona do 5% aktywów). Wprawdzie powiększenie możliwości inwestowania następuje na skutek rozstrzygnięcia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu ale rządowa propozycja aby tą możliwość powiększyć aż do 30% aktywów, jest niewątpliwie kolejnym prezentem dla OFE i ich właścicieli w szczególności tych zagranicznych (a takich jest przecież w Polsce większość).

4. Fundusze po umorzeniu obligacji skarbowych i zakazie inwestowania w nie w najbliższych latach, stały się funduszami wysokiego ryzyka, bowiem większość ich aktywów to teraz akcje (w 2014 roku nie mniej niż 75% aktywów musi być ulokowane w akcjach, przy czym ten poziom będzie zmniejszany w kolejnych latach). Nie ma chyba na świecie funduszu emerytalnego, który świadomie miałby taką strukturę aktywów (przyjmuje się, że akcje w takim funduszu powinny stanowić od 20 do 40% aktywów), co oznacza, że rząd Tuska „zafundował”, tym którzy w OFE pozostaną przynajmniej przez najbliższe lata, naprawdę grę na giełdzie o ich przyszłą emeryturę”. Z tych wszystkich powodów należy wybrać ZUS (ja go wybrałem już w 1998 roku nie decydując się na oszczędzanie w OFE), choć taki sposób nowelizacji ustawy o funduszach emerytalnych dokonany przez rząd Tuska, niestety przyniesie w przyszłości roszczenia odszkodowawcze zarówno samych ubezpieczonych ale być może także właścicieli OFE czyli PTE. Kuźmiuk

Polska i Ukraina stawiają na USA i Izrael? Ach, jakże trudna i pełna zasadzek jest demokracja, gdy światło nie jest wyraźnie oddzielone od ciemności! W takich sytuacjach niczego wyraźnie nie widać, więc ludzie przezorni – a któż w takich niepewnych czasach nie jest przezorny? – starają się ubezpieczyć na obydwie strony. Pamiętamy choćby wystąpienie pana pułkownika Szeląga z Prokuratury Wojskowej po ogłoszeniu przez „Rzeczpospolitą”, że na wraku samolotu, co to rozbił się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku, znaleziono ślady trotylu. W kołach rządowych i w Salonie zapanowała konsternacja, jakby wszyscy myśleli, że zimny rosyjski czekista Putin właśnie przystąpił do wysadzania w powietrze nie tylko rządu premiera Tuska, ale i mocującej go w naszym nieszczęśliwym kraju soldateski, no i basującego jednym i drugim Salonu. Nawiasem mówiąc, obecne napięcie w stosunkach polsko-rosyjskich może przyczynić się do wyjaśnienia, co naprawdę stało się wtedy w Smoleńsku. Bo jeśli miał tam miejsce zamach, o który – jeśli już – bardziej podejrzewałbym krajową soldateskę niż ruskich szachistów, to Rosjanie musieliby o tym wiedzieć, jeśli nawet nie zawczasu, to ex post. W takiej sytuacji zimny rosyjski czekista Putin mógłby jednym słowem zmitygować zarówno robiącego groźne miny pana ministra Sikorskiego, jak i pozującego na strategosa pana prezydenta Komorowskiego czy premiera Tuska. Wystarczyłoby ostrzegawcze podniesienie palca, czemu towarzyszyłyby słowa: „no – bo powiem!”, żeby z naszych Umiłowanych w jednej chwili wypuścić powietrze. Ale jeśli zamachu nie było, to nasi Umiłowani mogą dokazywać, ile wlezie, to znaczy na ile pozwoli im Nasza Złota Pani. Wyjątkiem jest pan prezes Kaczyński, który Naszej Złotej Pani chyba nie podlega, bo – jak mi wyjaśnił pewien sympatyzujący z PiS-em Czytelnik – „postawił na Amerykę i Izrael”. Co to konkretnie znaczy – trudno zgadnąć, bo na przykład nie wiemy nawet tego, czy pan prezes Kaczyński, „stawiając na Izrael”, popiera izraelski zamiar wyszlamowania naszego nieszczęśliwego kraju z 65 miliardów dolarów pod pozorem „odzyskiwania mienia żydowskiego”, czy też nie popiera, a jeśli nie popiera, to czy Izrael stawia w Polsce akurat na niego, czy może – oczywiście bez jego wiedzy i zgody – jednak na kogoś innego? Warto przypomnieć, że mniej więcej przed rokiem bawił w Warszawie dyrektor utworzonego w 2011 roku przez rząd Izraela wespół z Agencją Żydowską zespołu HEART, pan Robert Brown, który przeprowadził rozmowy z sześcioma ministrami rządu premiera Tuska, m.in. z ministrem Rostowskim, Sikorskim i Gowinem, oraz z przedstawicielami „opozycji parlamentarnej”, więc chyba i z panem prezesem Kaczyńskim. Ponieważ celem zespołu HEART jest „odzyskanie mienia żydowskiego w Europie Środkowej”, to byłoby dobrze, gdyby zarówno pan Jarosław Gowin, jak i prezes Kaczyński, stręczący akurat Polakom swoich faworytów do Parlamentu Europejskiego, powiedzieli szczerze i otwarcie, co tam ustalili w panem Brownem podczas tych rozmów, po których w wypowiedzi dla gazety „The Times of Israel” stwierdził on, że w sprawie wspomnianych roszczeń nastąpił „przełom”. Skoro przez cztery lata można rozhuśtywać emocjonalnie opinię publiczną sprawą Smoleńska, żeby wepchnąć faworytów PiS na parlamentarne synekury w Warszawie i w Brukseli, to dla równowagi można by też uchylić rąbka tajemnicy, co konkretnie w przypadku pana prezesa Kaczyńskiego oznacza „postawienie na Izrael” i ile to będzie Polskę kosztowało, kiedy już nasz wirtuoz intrygi swoim zwyczajem potknie się na końcu o własne nogi. Ale to na marginesie, bo zacząłem przecież o panu pułkowniku Szelągu, który, nie mając jeszcze pewności, czy zimny czekista Putin właśnie przystąpił do wysadzania w powietrze rządu, razwiedki i warszawskiego Salonu, czy też pan red. Gmyz napisał o tym trotylu na własną rękę, asekurancko powiedział, że wprawdzie obecność trotylu została „wykryta”, ale to nie oznacza, że „on tam był”. Dopiero gdy ku nieopisanej uldze wszystkich zainteresowanych okazało się, że na razie Putin jeszcze nie nacisnął guzika żadnej ze swoich „cudownych broni”, światło zostało od ciemności wyraźniej oddzielone, dzięki czemu i niezależna prokuratura skapowała, czego się ma trzymać i jak nawijać. Skoro takie rozterki targają Umiłowanymi w kraju, gdzie młoda demokracja już „zdała egzamin”, to cóż dopiero mówić o Ukrainie, gdzie światło z ciemnością jest przemieszane niczym w przeddzień pierwszego dnia Stworzenia? Toteż kiedy niezależny i samorządny ukraiński parlament dostał od Międzynarodowego Funduszu Walutowego rozkaz wprowadzenia pakietu antykryzysowego, od którego MFW uzależnia pożyczenie tamtejszemu rządowi kilkunastu miliardów dolarów gwoli zatkania dziury budżetowej o rozmiarach prawie 30 miliardów, to rano za pakietem głosowało 189 deputowanych na 450 i pakiet przepadł, ale wieczorem głosowało już 246 deputowanych i pakiet przeszedł. Co się stało między rankiem a wieczorem, jakich środków perswazyjnych użył posądzany – podobno niesłusznie – o żydowskie pochodzenie premier Arsenij Jaceniuk – tajemnica to wielka, chociaż nie od rzeczy będzie przypomnieć spostrzeżenie starożytnych Rzymian, że nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem. W ogóle wydaje się, że ukraińscy parlamentarzyści nie bardzo są pewni własnej pozycji w nowym demokratycznym porządku i kiedy licząca około tysiąca osób bojówka Prawego Sektora, w odwecie za zastrzelenie w Równem Aleksandra Muzyczki, zamarkowała „szturm” na siedzibę Rady Najwyższej, wybijając kilka szyb, spora część deputowanych przystąpiła do pospiesznej ewakuacji tylnymi drzwiami, najwyraźniej chcąc uniknąć chwytu za krawat. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że na razie deputowani powinni w parlamencie pozostać, bo Prawy Sektor właśnie kazał im uchwalić zdymisjonowanie ministra spraw wewnętrznych Arsena Awakowa, któremu poprzysiągł „zemstę”. Z jednej strony bezpieka, z drugiej Prawy Sektor, a z trzeciej Julia Tymoszenko, która znowu stręczy się na prezydenta. Kogo tu słuchać, od kogo brać, komu się nadstawić, komu się podlizywać – jakież rozterki, jaki potężny dysonans poznawczy, zwłaszcza w sytuacji gdy czasy są niepewne, bo nad granicą przywarował zimny rosyjski czekista Putin, z którym płomienny przyjaciel Ukrainy, amerykański sekretarz stanu Kerry, właśnie „utrzymuje kontakt” w sprawie Syrii, gdzie tamtejsi „bezbronni cywile” akurat rozpoczęli kolejną ofensywę przeciwko tamtejszemu tyranowi. Co będzie, jeśli sekretarz Kerry w zamian za przymknięcie rosyjskiego oka na Syrię przymknie oko na Ukrainę? Widać wyraźnie, że światło, które już-już wydawało się oddzielone od ciemności, wcale oddzielone nie jest, więc niezależnie już od dysonansów poznawczych, jakie muszą targać ukraińskimi Umiłowanymi Przywódcami, tym bardziej warto przepytać pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego, co konkretnie oznacza „postawienie na Izrael” i ile Polska będzie musiała z tego tytułu beknąć, kiedy już swoim zwyczajem potknie się on o własne nogi. Stanisław Michalkiewicz

Symetria wobec Putina Dopóki w sprawie postępowania zimnego rosyjskiego czekisty Putina nie zabrał głosu pan redaktor Adam Michnik, zdania na ten temat mogły jeszcze być podzielone. Kiedy jednak pan redaktor przemówił – o żadnym podziale zdań nie może być już mowy. Wiadomo, Czyje dieło prawoje, to znaczy – kto praw, a kto nie praw, więc kto nie praw, ten zostanie potępiony, jako ruski agent z krwią ofiar Majdanu na rękach. Wprawdzie można się jeszcze za niego modlić, ale czy taka modlitwa zostanie wysłuchana? Jasne, że nie, jeszcze by tego brakowało! W tej sytuacji wszyscy, jeden przez drugiego, składają deklaracje lojalności, żeby nie padło na nich jakieś podejrzenie. W ten oto sposób, przynajmniej w pewnym zakresie, nasz nieszczęśliwy kraj zachowuje symetrię wobec Rosji. Tamtejsi artyści poparli Putina? No to natychmiast nasi artyści go potępili. Na tym właśnie polega sławna niezależność – żeby mianowicie zawsze ustawiać się po właściwej stronie. A która strona jest właściwa? Jeśli nie jesteśmy tego pewni, to właśnie od tego mamy autorytety moralne, żeby nieubłaganym palcem nam to wskazywały. Oczywiście i wśród autorytetów moralnych jest hierarchia. Taki na przykład Władysław Bartoszewski chwali zimnego rosyjskiego czekistę Putina za „przewidywalność”, podczas gdy pan red. Michnik nie znajduje dlań dostatecznych słów potępienia. Ale bo też Władysław Bartoszewski próbuje jakoś dostroić się do niemieckich gazet, które o zimnym czekiście piszą rozmaicie, podczas gdy pan red. Michnik takich rozterek nie ma, odkąd Ogólnoukraiński Kongres Żydowski zauważył, że na Ukrainie „nie ma antysemityzmu”. Taką spostrzegawczość Kongresu Żydowskiego na Ukrainie lepiej rozumiemy po obejrzeniu nagrań perswazji, jakie działacze partii Swoboda stosowali najpierw wobec jakiegoś prokuratora, a ostatnio – wobec szefa ukraińskiej telewizji. I w jednym i w drugim przypadku najpierw chwytali rozmówcę za krawat, a potem było już coraz gorzej. Najwyraźniej chwyt za krawat musiał być ćwiczony na jakichści szkoleniach poprzedzających wybuch demokratycznej rewolucji, bo w przeciwnym razie jak wytłumaczyć stosowanie identycznych środków perswazyjnych? Ciekawe, czy to wynalazek CIA, Mosadu, czy może naszej, tubylczej razwiedki, której wprawdzie „nie ma”, ale której – jak wynika z dziennikarskiego śledztwa – nieobecność ta nie przeszkodziła w przeprowadzeniu szybkiej prywatyzacji 15 milionów dolarów, jakie CIA przekazała za stanie na świecy i usługi kuplerskie w Kiejkutach Starych. Skoro tedy Swoboda rozpoczyna polityczne rozmowy od chwytu za krawat, to nic dziwnego, że Ogólnoukraiński Kongres Żydowski w podskokach potwierdził nieobecność antysemityzmu na Ukrainie. Ale o to mniejsza, bo ważniejsze jest oczywiście co innego. Oto amerykański minister obrony Chuck Hagel oświadczył, że od rosyjskiego ministra obrony Sergiusza Szojgu otrzymał zapewnienie, iż rosyjskie wojsko nie wejdzie na wschodnią Ukrainę. Okazuje się, że wbrew pozorom samowolki, wszystkie posunięcia dokonują się pod kontrolą, żeby nie powiedzieć, że za wiedzą i zgodą. To powinno trochę zreflektować nadgorliwych partyzantów Stronnictwa Amerykańskiego, co to stręczą utworzenie „rządu obrony narodowej” z prezesem Kaczyńskim na czele. Jak padnie taki rozkaz, to prezes Kaczyński na czele rządu obrony narodowej stanie, a jak nie padnie – to nie, czemu za każdym razem będą towarzyszyły odpowiednie procedury demokratyczne. Wracając zaś do deklaracji Sergiusza Szojgu, to wprawdzie książę Gorczakow nie wierzył nie zdementowanym informacjom, ale nie ma reguły bez wyjątku, toteż wiadomość ta może być prawdziwa. Rzecz w tym, iż Rosja nie ma żadnego interesu w marszu na Donieck, czy Kijów. Wystarczy, że ustanowi wzdłuż granicy szczelny, chociaż oczywiście w jedną stronę przepuszczalny kordon i wykorzystując posiadane jeszcze z czasów sowieckich możliwości, będzie destabilizować Ukrainę, aż do pogrążenia jej w ogniu wojny domowej włącznie. Jest to prawdopodobne tym bardziej, że jedną z pierwszych decyzji nowych ukraińskich władz, których samodzielność nie jest do końca jasna, jest decyzja o utworzeniu 60-tysięcznej Gwardii Narodowej, której trzon stanowiliby – i jak słychać – już stanowią „aktywiści” Majdanu. Nie trzeba specjalnej przenikliwości, by się domyślić, że w ten oto sposób banderowcy ze Swobody i Prawego Sektora realizują program utworzenia własnych oddziałów zbrojnych, które wprawdzie nie będą w stanie stawić czoła rosyjskiemu Specnazowi, ale przy pomocy „twórczej przemocy” znakomicie zdyscyplinują tak zwaną „czerń” – jak nazywał zwykłych Ukraińców główny ideolog tamtejszego nacjonalizmu Dymitr Doncow. Zresztą – nie tylko „czerń”, bo jeśli taki, dajmy na to, Witalij Kliczko zostanie schwytany za krawat, to już po kilku minutach też będzie śpiewał z właściwego klucza. Dlatego w czynie społecznym radzę panu ministrowi Sikorskiemu, by w swoich podróżach na Ukrainę raczej unikał krawata, który w dodatku ma zwyczaj wiązać bardzo ciasno. Widać tedy wyraźnie, że ukraińska rewolucja najwyraźniej została przez banderowców zaprojektowana w dwóch etapach. Etap pierwszy – wykorzystać fundusze i wsparcie amerykańskiej razwiedki oraz rozmaitych pożytecznych idiotów w rodzaju naszego pana ministra Bartłomieja Sienkiewicza do obalenia prezydenta Janukowycza i zainstalowania marionetkowego rządu, który wykona wszystkie ich polecenia, ze stworzeniem i uzbrojeniem partyjnego wojska włącznie, by następnie przejść do etapu drugiego, to znaczy – do usunięcia i rozpędzenia tych wszystkich politycznych celebrytów w rodzaju Jaceniuka czy Kliczki i przejęcia całej władzy. Ciekawe w jakim stopniu nacjonalistyczne partie ukraińskie są penetrowane przez rosyjską agenturę, ale byłoby dziwne, gdyby tak nie było. A skoro tak, to nie jest wykluczone, że w miarę destabilizowania przez Rosję wschodniej Ukrainy, agentura ta popchnie Gwardię Narodową do przeprowadzenia tam jakiejś brutalnej akcji pacyfikacyjnej, która z kolei, z pomocą Rosji, może doprowadzić do wybuchu wojny domowej na Ukrainie. Nietrudno się domyślić, że obfitowałaby ona w okrucieństwa jeszcze większe niż w Jugosławii – a w tej sytuacji początkowa, zresztą w znacznym stopniu udawana, sympatia Zachodu do Ukrainy, szybko by wyparowała, ustępując miejsca przekonaniu, że z dwojga złego, lepiej niech już Rosja trzyma swoją część Europy w ryzach, a Niemcy – swoją. To byłby etap trzeci – dla Polski najbardziej niebezpieczny, bo jeśli już w Środkowej Europie charty poszłyby w las, to czyż nie byłaby to okazja do załatwienia za jednym zamachem wszystkich powojennych remanentów? Ale o tym trzeba było myśleć wcześniej, przed wycieczkami na Majdan, który zarówno Rosja, jak i banderowcy na razie rozgrywają sprawnie. Stanisław Michalkiewicz

01/04/2014 Do końca nie wiadomo czy na Stadionie Narodowym nie odbędą się mistrzostwa świata w skokach narciarskich na odległość rzutu beretem, bo na razie przygotowywane są zawody Pucharu Świata w windsurfingu. Najpierw socjaliści z Platformy Obywatelskiej Unii Europejskiej wybudowali Stadion Narodowy za astronomiczną sumę 2000 milionów złotych(!!!), a teraz kombinują, jakby tu uczynić wybudowany pomnik socjalizmu- opłacalnym. Pomnika socjalizmu nie uda się uczynić opłacalnym, bo cały ten socjalizm biurokratyczny nie jest opłacalny. Jest opłacany- opłacany na ogół z budżetu państwa socjalistycznego. Ciekawe ile socjalne urwisty wpompują w ten windsurfing? Ile będzie kosztował sam wiatr- który zrobią na Stadionie Narodowym imienia Głupka Parlamentarnego.? Czy szaleństwo ma jakieś granice? Żeby tylko uczynić na siłę istnienie Stadionu Narodowego opłacalnym? Bo wiatr głupoty, który rozwiewają na co dzień w prawie każdej dziedzinie życia- kosztuje nas miliardy złotych. Teraz dojdzie jeszcze windsurfing. Nie jestem znawcą sportu- , można powiedzieć, że się nim wcale, ale to wcale nie interesuję.. Ale interesują mnie pieniądze, które państwo wykłada na tę zabawę. Od ustawienia żagla zależy dokąd popłyniemy, a nie od kierunku wiatru. Czy na Stadionie Narodowym imienia Głupka Parlamentarnego będą reprezentowane wszystkie odmiany windserfingu? Czy może tylko wybrane, które można zmieścić pod rozsuwanym dachem Stadionu Narodowego. Freeride, Freestyle, Formuła, Slalom, Super, Speed czy może Wave. Ta ostatnia odmiana polega na ujeżdżaniu fal, bez wiatru- wykorzystując siłę nośną fali. Chociaż… wiatraki są szykowane, więc wiatr będzie! Dobrze by było przez pomyłkę wiatraki tworzące wiatr ustawić na… lożę VIP-ów.(!!!) Może by tak wywiało jednego czy drugiego. A najlepiej tego co to wymyślił.. Deski windsurfingowe są od 70 do nawet 300 litrów wyporności. Nie wiem jakie mają być używane na Stadionie Narodowym.?W każdym razie będą miały pędniki żaglowe. Jakby taką deską z pędnikiem żaglowym oberwać w głowę? Może by się na powrót ustawiło. Z kolei deski mogą być mieczowe i bezmieczowe. Bezmieczowe mogą wynosić 101 centymetrów tzw. flapery. Żagle mogą być różnej powierzchni. Stosuje się różne żagle dla odpowiedniej siły wiatru oraz umiejętności i postury zawodnika. Deska z żaglem połączona jest przegubem gumowym. Będzie fajnie i odlotowo- żeby tylko publiczność dopisała. Będzie fajna zabawa na Stadionie Narodowym imienia Głupka Parlamentarnego. W parlamencie monarchii austro- węgierskiej była instytucja Głupka Parlamentarnego. W obecnym parlamencie polskim , tak jak i Parlamencie Europejskim- nie ma takiej instytucji, ale…. Nastąpiła nieoczekiwana zmiana miejsc. I nie ma potrzeby powoływania odrębnej instytucji Głupka Parlamentarnego. Na Stadionie Narodowym, gdyby doszło na nim do organizacji skoków narciarskich, można byliby polikwidować w Zakopanem część szlaków zjazdowych i poprzenosić je do Warszawy. A zresztą po co w ogóle góry w Zakopanem? Czy wszystko musi być tak jak w przeszłości w Zakopanem ? Towarzysz Stalin przesuwał koryto rzeki- czas przenieść góry do Warszawy. Ale co zrobić z morzem? Tak jak z bezdomnymi… Ten portal dla bezdomnych , o którym ostatnio głośno-kosztował 49 milionów złotych- to nie jest wiele zważywszy, że przy tej okazji pracownicy bezpieki socjalnej dostali 3500 laptopów, na których to laptopach pracownicy bezpieki socjalnej będą przeprowadzali” wywiady środowiskowe ze swoimi podopiecznymi”(???) Potrzeba więc jak najwięcej podopiecznych- bezdomnych, żeby było z kim przeprowadzać wywiady. Szkoda, że rząd w ramach budowy portalu dla bezdomnych, też bezdomnym nie kupił kilkuset tysięcy laptopów. Byłaby silniejsza nić porozumienia pomiędzy bezdomnymi, których powołał do życia głównie rząd- a pracownikami służby socjalnej, zwanej przeze mnie roboczo- bezpieką socjalną. Wszelkie opłaty za korzystanie z Internetu przez bezdomnych wziąłby na siebie rząd- jak to w socjalizmie. Wziąłby rząd- ale zapłacilibyśmy -my! Do końca nie wiadomo ilu tych bezdomnych, których natworzyły kolejne rządy podnosząc podatki- tak naprawdę jest. Tak jak nietoperzy. Niedawno było liczenie nietoperzy w ramach jakiegoś programu, na który pieniądze są, znalazłby się na pewno na liczenie bezdomnych. Oni też się przemieszczają, nie mają zameldowania- tak jak nietoperze. Ale wobec kierunku na którym idziemy jako naród- kierunku budowy socjalizmu- bezdomnych musi przybywać, tak jak pokrzywdzonych, bezrobotnych i wściekłych na to co się wokół nich dzieje. Może być nawet tak, że wszyscy zostaniemy bezdomnymi- ale nie dla wszystkich starczy rur do ogrzania w zimie. Tak jak brakuje już śmietników dla wygrzebujących z nich resztek.

Na utrzymanie portalu Emp@tii będzie szło z naszych kieszeni rocznie 2 miliony złotych, to nie jest dużo, zważywszy , że Stadion Narodowy kosztował 2000 milionów złotych, mamy tym sposobem najnowocześniejszy Stadion Narodowy pośród narodów stadionowych świata i możemy na nim odbywać również zawody Pucharu Świata w Windserfingu. Jedni nam zazdroszczą, a inni pukają się w czoło.. Jak to w demokracji powinna decydować większość- bo ta właśnie puka się w czoło. Tylko patrzeć jak bezdomni staną się szczęśliwymi posiadaczami tabletów z modułem 3G lub smartfonem z dostępem do Internetu? I będą mogli sobie serfować na Stadionie Narodowym. Oczywiście nie podczas zawodów. Tymczasem pani minister Joanna Mucha, była minister sportu, jako kobieta nowoczesna, modna i praktyczna, spaceruje sobie spokojnie po ulicach przez nikogo nie niepokojona, w wielkim pięknym kapeluszu, pomaga jej to nie brać ze sobą parasola, zastępuje go rozłożysty kapelusz. Taki kapelusz to jeden z najmodniejszych akcesoriów w tym sezonie. Tylko pozazdrościć. Dziennikarze fotografują, przymilają się, podkreślają urodę. Naprawdę ładna posłanka, jeszcze jak się ładnie ubierze.. Ale co z tym dachem nad Stadionem Narodowym? Co z zapłatą dla „Madonny”? Jak pisała prasa- 6 milionów poszło dla „: Madonny:” beż podstawy prawnej. W socjalizmie prawo to przesąd burżuazyjny.. Kto by się tam prawem przejmował. Dzisiaj takie- jutro inne.! A w międzyczasie jeszcze inne. A jak jest i jak komuś nie pasuje- to się inne skonstruuje. Co za problem? Pani Joanna Mucha była dobrym ministrem sportu, przede wszystkim- ładnym ministrem sportu. A ładny minister- to więcej niż minister. To podwójny minister! Minister sportu i Stadionu Narodowego. Czy ktoś ich wszystkich porozlicza z tego co wyprawiają z Polską i z nami? Uprawiając marnotrawstwo i politykę ciągłej głupoty, z której już chyba nigdy nie wyjdziemy. Towarzysz Kiszczak dostał podwyżkę od Trybunału Konstytucyjnego. Miał 4,2 tysiąca złotych emerytury- będzie miał 8,5 tysiąca. Prawie 100%… Za takie zasługi jakie położył w Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego? Czy znajdzie się ktoś, kto nas ocali od nich wszystkich?

WJR

Albo premier nie rozumienie konkluzji szczytu w Brukseli albo kłamie

1. Kilka dni temu w premier Tusk gościł w Tychach, gdzie podczas wmurowania aktu erekcyjnego pod budowę bloku ciepłowniczego w miejscowej elektrociepłowni, wygłosił przemówienie o europejskiej unii energetycznej w tym solidarności gazowej i rehabilitacji węgla. Pomysł wspólnych zakupów gazu (który jest jednym z fundamentów przedstawionej przez premiera Tuska solidarności gazowej), został natychmiast podważony przez wizytującą Polskę kanclerz Niemiec Angela Merkel, która stwierdziła, że takich zakupów w Niemczech dokonują prywatne firmy i trudno wpływać na ich decyzje. Skrytykowali go także liczni eksperci zajmujący się tą problematyką, twierdząc że domaganie przez Polskę solidarności gazowej w sytuacji kiedy większość krajów UE jest przeciwna wydobywaniu gazu łupkowego, a Polska ma w tym zakresie ambitne plany, jest wręcz proszeniem się o jego zablokowanie.

2. Zapowiedziane przez premiera Tuska działania na rzecz rehabilitacji węgla w Europie, spotkały się wręcz z kpinami w Polsce w sytuacji kiedy upublicznione zostały konkluzje szczytu Rady Europejskiej, który odbył się w dniach 20-21 marca w Brukseli. Wprawdzie szefowie rządów tych ustaleń nie podpisywali ale brak protestów z ich strony oznacza, że Komisja Europejska dostała zielone światło do reformy strukturalnej polityki klimatycznej UE, której już teraz zawetować nie będzie można. W konkluzji 15 zawarte stwierdzenie, że cel redukcyjny emisji CO2 w Europie do roku 2030, będzie wpisywał się ambitny cel redukcyjny do roku 2050, a ten jest od dawna określony i oznacza tzw. dekarbonizację gospodarki unijnej tzn. redukcję CO2 o 80-95%.

3. Z kolei w konkluzji 16 zawarta jest zgoda na reformę dotychczasowego rynkowego handlu emisjami (ETS). W styczniowym komunikacie KE, ta reforma jest opisana i oznacza zmianę ETS na centralnie planowaną sprzedaż uprawnień tzw. MSR (Market Stability Reserve), polegającą na tym, że pula uprawnień do emisji CO2 będzie zmniejszana corocznie o 12%, a to oznacza wzrost cen pozwoleń na emisje CO2, a to oznacza gwałtowny wzrost cen energii w Polsce zarówno dla przedsiębiorców jak i gospodarstw domowych.

4. Zresztą KE już od wielu miesięcy wszelkimi sposobami, stara się wywołać wzrost cen pozwoleń na emisję CO2. Do tej pory bowiem ze względu na światowy i europejski kryzys zapotrzebowanie na energię w Europie w ostatnich latach zamiast wzrosnąć, spadało w związku z tym cena uprawnień do emisji CO2 w ramach wolnego handlu emisjami (ETS), wyniosła „zaledwie” 5 euro za tonę CO2. Komisja Europejska przeforsowała więc na forum Parlamentu Europejskiego i Rady, zdjęcie z rynku 900 mln uprawnień w latach 2014-2016 i przesunięcie ich na lata 2019-2020 (choć to tylko wybieg, zapewne nigdy one na ten rynek nie wrócą), w związku z tym już od lutego tego roku cena uprawnień do emisji CO2, wzrosła do 7-8 euro za tonę. Wprowadzenie MSR już od roku 2016, zdaniem ekspertów już od roku 2020 wywinduje ceny pozwoleń na emisję CO2 do około 20 euro za tonę, a już przy cenach na poziomie 14-16 euro za tonę , wytwarzanie energii z węgla stanie się nieopłacalne.

5. Z zapisu w konkluzji 15 wynika, że na unijnym szczycie w czerwcu bądź październiku, KE przedstawi zmianę współczynnika wyznaczającego nowy cel redukcyjny CO2 na rok 2030 w wysokości 43% (współczynnik ten ma wzrosnąć z 1,74% na 2,2%). Jak słychać Platforma w Europarlamencie, chce zabiegać aby ten współczynnik redukcyjny wynosił 2,11% co oznacza redukcję CO2 na koniec roku 2030 na poziomie 37% ale skoro do roku 2020 nie jesteśmy w stanie zredukować emisji CO2 o 20% w stosunku do roku 2005, to jakim cudem podwoimy tę redukcję w o 10 lat dłuższym czasie. Niestety wszystko to oznacza, że premier Tusk na ostatniej Radzie Europejskiej w Brukseli nie wetując konkluzji 15 i 16, zgodził się na likwidację górnictwa węglowego i energetyki opartej na węglu w Polsce. Jeżeli teraz twierdzi, że na nic takiego się nie zgodził, to albo nie rozumie zapisów zawartych we wspomnianych konkluzjach albo zwyczajnie kłamie. Kuźmiuk

Prof. Jadwiga Staniszkis: co Kalwin ma do kwestii ukraińskiej? Ławrow i Kerry prowadzą negocjacje dotyczące przyszłości Ukrainy. Chodzi o federację. Ale obie strony rozumieją ten termin inaczej. Dla Amerykanów to kontynuacja konfederacji - Państwa opartego na kontrakcie, władzy bez jednoznacznej hierarchii. Kerry wie jednak, że dla strony rosyjskiej to przede wszystkim narzędzie osłabienia i podzielenia Ukrainy oraz stworzenie procedur, które wzmocnią podziały - pisze prof. Jadwiga Staniszkis w felietonie dla Wirtualnej Polski. To zasadniczo różne perspektywy polityczne. W myślowej relacji Rosji do Zachodu zawsze uderzała powierzchowność - a zarazem - dosłowność (i chęć natychmiastowego przełożenia obcych idei i utopii w czyny). Bez świadomości, że te same prądy myślowe w różnych kontekstach nabierają odmiennych treści. I inne ich aspekty są traktowane jako pierwszorzędne. Dobrze widać to w biegunowo odmiennej, w Rosji i Ameryce, interpretacji kalwinizmu. W tej pierwszej caryca Katarzyna (druga połowa XVIII wieku), kalwinka ze Szczecina, dostrzegła w pękniętym kulturowo i religijnie społeczeństwie rosyjskim (efekt powierzchownego luteranizmu czasów Piotra Wielkiego) analogię do filozoficznego modelu Kalwina, w którym ten proponował zamknięcie luki między światem myśli, a rzeczywistością materialną przy pomocy narzuconej "sztuczności". Czyli - instytucji i praw odnoszących się do obu tych płaszczyzn. Dla Katarzyny ten model stał się dyrektywą do działania. Postanowiła zamknąć lukę między elitami i masami poprzez wprowadzenie trzeciej płaszczyzny: formuły "społeczeństwa służby". I zintegrować społeczeństwo narzucając wszystkim - i elitom i masom - obowiązki wobec państwa. Widać tu też - odbitą w krzywym zwierciadle - polską koncepcję "społeczeństwa politycznego", bronionego przez konfederatów barskich. Ale u nas chodziło o wolność przypisaną do szlacheckiego statusu, z której wynikały obowiązki wobec kraju, gwarantowane przez honor, a nie - prawo. W projekcie Katarzyny chodziło zaś o ujednolicenie przez radykalne zniewolenie wszystkich, a nie - jak w Polsce - o stanową wolność. Ale "realizm" i statusowe podejście były podobne. Warto porównać ową rosyjską recepcję Kalwina z funkcjonowaniem tego samego nurtu w wydaniu amerykańskich purytanów z Nowej Anglii (druga połowa XVII wieku). Tam zwrócono uwagę na inny aspekt kalwinizmu: niepewność, co do zbawienia związaną z dziedziczeniem piętna grzechu pierworodnego i "kapryśnością" Boga, tak silnie akcentowaną jeszcze przez Ockhama w XV-wiecznym nominalizmie. W purytanizmie rozwiązaniem tej kwestii stała się sekwencja "porozumień", naśladująca idee kontraktu na rynku w społeczeństwie angielskim, skąd przybyli "pielgrzymi". Tak więc po złamaniu przez Adama porozumienia co do przestrzegania praw boskich (co spowodowało, przechodzący na kolejne pokolenia, grzech pierworodny) pojawiła się kolejna szansa dana człowiekowi. Czyli - porozumienie Boga i Chrystusa, co do ofiary jako odkupienia. I wreszcie - ostatnie ogniwo w tej sekwencji kontraktów: porozumienia człowieka z Bogiem - łaska za wiarę. Polityczny aspekt tej koncepcji to przekonanie, iż ta sekwencja potwierdza, uznaną przez Boga, niezbywalną wolność jednostki. Bo tylko człowiek wolny ma zdolność zawierania kontraktów. W historii, przed rewolucjami, wydarzały się często rebelie. Czyli - działania mające przywrócić jednostce podmiotowość moralną. I wolność jako fundament dalszych działań - już politycznych. Tak było w sierpniu 1980 roku. A wracając do różnych interpretacji kalwinizmu, to we Francji (gdzie jest on traktowany jako przedsionek do Oświecenia) chodziło głównie o "racjonalizację" sztuczności (instytucji i prawa), zamykającej lukę, o której wspominałam na wstępie. Dlatego Wolter tak się zachwycał Katarzyną: w jej racjonalności kontroli dostrzegł racjonalizację. Nie zauważył zaś ani redystrybucji zniewolenia, ani braku oporu zatomizowanego społeczeństwa. Braku, który pozwolił Katarzynie potraktować żywy organizm społeczny jak abstrakcyjny model. Podobnie postąpił zresztą Lenin! Prof. Jadwiga Staniszkis

Nie ma takiej bramy... No to wreszcie się wyjaśniło, o co właściwie walczymy i za co zginiemy. Otóż 29 marca okazało się, że chociaż myśleliśmy, że walczymy i zginiemy za waszą, to znaczy - za ukraińską wolność i demokrację - bo nasza wydaje się definitywnie utracona, skoro na przykład ostatnio władze naszego nieszczęśliwego kraju będą musiały w podskokach wykonać rozkaz Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu w sprawie importu używanych samochodów z Anglii - więc chociaż wydawało nam się, że walczymy i zginiemy za tę wolność i demokracje na Ukrainie, to 29 marca okazało się, że wcale nie. Nie walczymy o żadną wolność, ani o żadną demokrację na Ukrainie, tylko o to, by naszą duszeńką, a zarazem tamtejszym prezydentem został tamtejszy oligarcha Petro Poroszenko, zwany „królem czekolady”. Petro Poroszenko wygartywał z niejednego komina, można nawet powiedzieć, że wygartywał ze wszystkich możliwych kominów na Ukrainie - ale zawsze do siebie, dzięki czemu udało mu się zgromadzić fortunę. Tę fortunę zaczął wykorzystywać dla realizacji swoich ambicji politycznych. Okazało się - i dzisiaj z miedzianymi czołami oszustów informują o tym funkcjonariusze poprzebierani za dziennikarzy niezależnych mediów głównego nurtu w Warszawie - że właśnie Petro Poroszenko był nie tylko „głównym sponsorem” tak zwanej „pomarańczowej rewolucji”, która wypromowała do prezydentury Wiktora Juszczenkę, a na czoło rządu - Julię Tymoszenko, ale przede wszystkim - że był „głównym sponsorem Majdanu”. Znaczy - za pośrednictwem funkcjonariuszy Batkiwszczyny Turczynowa i Jaceniuka, funkcjonariuszy Swobody w rodzaju Olega Tiahnyboka i Prawego Sektora oraz rozmaitych „pożytecznych idiotów” zarówno z Ukrainy, jak i naszego nieszczęśliwego kraju z panem prezesem Jarosławem Kaczyńskim na czele, a nawet pożytecznych idiotów amerykańskich, zainwestował w prezydenturę Ukrainy, zapewniając sobie w ten sposób przejście do historii. Ciekawe, czy jakieś okruchy ze stołu pańskiego trafiły do kasy Prawa i Sprawiedliwości, kasy Platformy Obywatelskiej, Sojuszu Lewicy Demokratycznej, czy „Ruchu-Ruchu” - no i na konta niezależnych redakcji niezależnych mediów, co to prowadzą „niezależne rozmowy” - czy też wszyscy ci Umiłowani Przywódcy i gwiazdy niezależnego dziennikarstwa wysługiwały się i wysługują panu Petro Poroszence za darmo? Miejmy nadzieję, ze kiedy już na Ukrainie ostatecznie zwycięży demokracja, to znaczy - kiedy pan Petro Poroszenko zostanie prezydentem tego kraju podobnie, jak prezydentem Słowacji został tamtejszy lichwiarz Andrej Kiska - ten akurat dzięki „filantropii”, uprawianej na znacznie większą skalę przez słynnego finansowego grandziarza Jerzego Sorosa, co to za pośrednictwem fundacji jak nie „społeczeństwa otwartego”, to „Batorego” karmi z ręki całe stada autorytetów moralnych i niezależnych dziennikarzy, którzy w rewanżu skaczą przed nim z gałęzi na gałąź - więc miejmy nadzieję, że kiedy pan Poroszenko zostanie już prezydentem Ukrainy to zarówno nasi Umiłowani, jak i „niezależni” dostaną chociaż po bombonierce! Wreszcie skoro na Słowacji Kiska, a na Ukrainie - Poroszenko, to chyba najwyższy czas, żeby w naszym nieszczęśliwym kraju w 2015 roku na stanowisku prezydenta pana Bronisława Komorowskiego, który - co tu ukrywać - przy panu Poroszence, a Kisce, a nawet - powiedzmy sobie szczerze - w ogóle sprawia wrażenie gołodupca, zastąpił dajmy na to, pan Jan Kulczyk, albo jakiś inny oligarcha. O to walczmy i za to zgińmy co do jednego!

Stanisław Michalkiewicz

Arłukowicz będzie ministrem zdrowia co najmniej do zimy

1. Przypomnijmy, że głównym bodźcem do zainteresowania ministra Arłukowicza dramatyczną sytuacją w ochronie zdrowia, było „putinowskie” wezwanie przez premiera Tuska do skrócenia kolejek do lekarzy do wiosny 2014 roku. Szef rządu właśnie na konwencji Platformy w grudniu 2013 roku, zwracając się wprost do ministra Arłukowicza „zobowiązał go aby ten do wiosny przedstawił precyzyjne działania, które doprowadzą do wyraźnego skrócenia czasu na wizytę u lekarza i zmniejszenia kolejek w służbie zdrowia i dodał, że mówi przede wszystkim o podstawowej opiece zdrowotnej”. Wprawdzie kolejki do lekarzy dotyczą przede wszystkim specjalistycznej opieki zdrowotnej (a nie podstawowej) takich specjalności jak kardiologia, onkologia, urologia czy okulistyka i najczęściej nie wynikają z braku tych specjalistów ale zbyt małej ilości tego rodzaju usług kontraktowanych przez wojewódzkie oddziały NFZ, ale któż by zwracał uwagę na takie „drobne” nieścisłości w wywodzie premiera Tuska. W Polskę poszedł komunikat – minister zdrowia do wiosny musi skrócić kolejki, jeżeli tego nie zrobi, będzie kolejnym ministrem zrzuconym z pędzących rządowych sań na pożarcie biegnącym za nimi wilkom (niezadowolonej opinii publicznej).

2. Minister Arłukowicz z wyraźnym trudem ale jednak na 21 marca taką koncepcję przygotował, choć im więcej mówi o jej szczegółach, tym bardziej odzywają się głosy eksperckie, że w dużej mierze ma ona charakter PR-owy. We wczorajszym wywiadzie dla Rzeczpospolitej, minister chyba nieopatrznie ale jednak to potwierdza, mówiąc, że zmiany prawne umożliwiające skrócenie kolejek, nastąpią dopiero po 1 stycznia 2015 roku, co oznacza, że sytuacja pacjentów w tym w szczególności tych onkologicznych, być może się poprawi na wiosnę ale tę w następnym roku.

3. Szef resortu zdrowia tłumaczy we wspomnianym wywiadzie, że podstawową zmianą organizacyjną przyśpieszającą diagnostykę i proces leczenia pacjentów onkologicznych będzie tzw. zielona karta, którą tacy pacjenci otrzymają i to właśnie ona będzie „otwierała” drzwi do lekarzy specjalistów i oddziałów szpitalnych zajmujących się taką terapią. Druga to zniesienie limitów przyjęć dla tego rodzaju pacjentów, co minister Arłukowicz nazywa „rewolucją” i dopiero to stwierdzenie pokazuje dobitnie jaka jest sytuacja pacjentów chorych na raka w Polsce po blisko 7 latach rządów Platformy i PSL-u. Wreszcie trzecia zmiana, to wprowadzenie centralnej rejestracji kolejek na poziomie poszczególnych województw do usług medycznych w 10 kluczowych specjalnościach, do których obecnie są one najdłuższe.

4. Wszystkie te zamierzenia wyglądają optymistycznie tyle tylko, że jak twierdzą eksperci, mają niewiele wspólnego ze skrzeczącą rzeczywistością w ochronie zdrowia. Pierwsza poważna wątpliwość to skąd mają pochodzić środki finansowe na finansowanie tych wszystkich procedur w sytuacji kiedy dotychczasowe ich limitowanie oznaczało ni mniej ni więcej tylko ich brak. Minister twierdzi, że dodatkowe środki dla lekarzy rodzinnych, którzy będą wykrywali nowotwory i lekarzy specjalistów którzy będą je leczyli, będą pochodziły z oszczędności w systemie tyle tylko, że niespecjalnie potrafi je wykazać. Druga to dotychczasowy brak powiązań pomiędzy lekarzami pierwszego kontaktu, a lekarzami specjalistami w tej dziedzinie medycyny, a to przecież ten pierwszy ma zapewnić „wędrowanie” pacjentowi onkologicznemu po systemie ochrony zdrowia bez zbędnej zwłoki. Trzecia wreszcie, to brak lekarzy specjalistów w tej dziedzinie medycyny. Już w obecnym systemie wykrywanych jest rocznie w Polsce około 140 tysięcy przypadków zachorowań na nowotwory, przy zwiększonej ilości badań tych przypadków będzie jeszcze więcej, a minister chce aby takim pacjentem zajmowało się wieloosobowe konsylium lekarskie, którego skład będzie zależał od rodzaju nowotworu.

5. Wygląda więc na to, że przez kolejne miesiące tego roku minister Arłukowicz będzie uprawiał PR w sprawie skrócenia kolejek, a w roku następnym jeżeli po wejściu w życie zmian ustawowych nic się nie zmieni, bezradnie rozłoży ręce i powie, że chciał ale się niestety nie udało. Do następnej zimy minister zdrowia jest więc bezpieczny, bo będzie w pocie czoła przygotowywał zmiany, które ze względu na brak pieniędzy i lekarzy specjalistów, się jednak nie udały.

Kuźmiuk

Czy Polska ma się bać wojny? Odpowiedź na takie pytanie jest dziwna: „Polska – nie; świat – tak!”. Polsce jako takiej nie grozi wplatanie się w jakąkolwiek wojnę, Polsce nic nie zagraża. Polska może co najwyżej wziąć udział – o czym na końcu – w jakimś rozbiorze Ukrainy. Z czym nie wiązałyby się zapewne żadne starcia – ukraińska armia jest tak zdemoralizowana przez ucieczkę swojego prezydenta i sprzeczne rozkazy z Kijowa, że oddaje broń bez oporu. Istnieje natomiast bardzo poważna groźba wybuchu konfliktu ogólnoświatowego. Do wojny mogą przeć amerykańscy generałowie. Po pierwsze dlatego, że generałowie lubią sobie powojować. Są też jednak i powody racjonalne. USA ogromnym wysiłkiem finansowym zbudowały potężna i znakomicie uzbrojoną armię – rujnując swoją gospodarkę. Przewaga US Army nad innymi wojskami będzie maleć. Chiny zaś rosną w siłę. Jeśli więc robić wojnę – to teraz! Drugim powodem jest interes potężnego przemysłu zbrojeniowego. Ten zawsze chętnie patrzy na zużycie starych rakiet – i kupno nowych, lepszych (i droższych). A ten przemysł daje sporo pieniędzy na kampanie polityków. Politycy amerykańscy mają też inne powody do wzniecenia pożogi wojennej. Przede wszystkim: popularność. Demokraci przegrają następne wybory – ale gdyby w tym czasie trwała wojna, mogliby być pewni sukcesu. Jest też jednak inny ważny powód. Jak Państwo może jeszcze pamiętacie, jakieś trzy lata temu p. Jan Vincent vulgo Jacek Rostowski po powrocie z Brukseli nieoczekiwanie z ponurą miną powiedział, że grozi nam wojna. Ludzie pukali się w głowy – a ja wyjaśniłem, że wybitny socjalista, tow. Adolf Hitler, w obliczu nieuniknionego bankructwa III Rzeszy musiał wywołać wojnę – bo 1 stycznia 1940 roku musiałby ogłosić niewypłacalność, a podczas wojny długów się nie płaci. A po wojnie? Cóż, jeśli się ją wygra, to zapłaci się ze zrabowanego – a jeśli się przegra, to wszystko jedno… Najprawdopodobniej więc p. Vincent musiał coś takiego usłyszeć na brukselskich salonach – i uczciwie się z nami tą obawą podzielił. Powtórzył to w wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, gdzie (jak pisze „Fakt”) „nakreślił konkretny scenariusz rozwoju wydarzeń w Europie, która w efekcie miałaby pogrążyć się w wojennej pożodze: – Gdy pod koniec września zebraliśmy się w Waszyngtonie na spotkaniu ministrów finansów G20, proponowano utworzenie muru przeciwpożarowego, aby zapobiec rozprzestrzenieniu się kryzysu z Grecji na Włochy, Hiszpanię i kolejne kraje. Myśleliśmy wówczas o co najmniej dwóch bilionach euro. Na koniec października do dyspozycji był jednak tylko bilion. To o wiele za mało. (…) stoimy przed okropnym wyborem. Biorąc pod uwagę kolejność tych okropieństw, alternatywa brzmi: albo zmasowana interwencja EBC, albo katastrofa (…). Istnieje niebezpieczeństwo historycznej klęski gospodarczej, która – tak jak Wielki Kryzys z lat 30. – mogłaby w końcu doprowadzić do wojny w Europie”. No właśnie. Przez te trzy lata JE Barack Hussein Obama doprowadził również USA na próg bankructwa. Idąc więc śladami swego kolegi-socjalisty z Berlina, mógłby też planować awanturę wojenną. Z dokładnie takich samych powodów. Obserwując ostatnie poczynania Waszyngtonu i Brukseli, odnoszę nieodparte wrażenie, że potęgi te szukają tylko pretekstu, by wszcząć wojnę, w której da się utopić ich totalną klęskę gospodarczą. Szczerze pisząc, Krym jest marnym pretekstem. Autonomiczna Republika Krymu postanowiła – wykorzystując osłabienie Kijowa – wyzwolić się spod ukraińskiej okupacji i z lekką rosyjską pomocą to zrobiła. Ogrom poparcia ludności dla takiego rozwiązania powoduje, że zachodnim d***kracjom bardzo trudno byłoby wytłumaczyć swojej ludności, że chcą ratować ludność Krymu przed nią samą… Zapalnym obszarem pozostaje wschód (a także południe) Ukrainy. Miejscowa ludność – w większości niechętnie odnosząca się do zmuszania jej do mówienia w obcym dla niej języku ukraińskim (w domach mówią językiem „chachłackim”, rosyjsko-ukraińskim – oficjalnie po rosyjsku) – popierała w 70% JE Wiktora Janukowycza. Po jego haniebnej ucieczce nadzieje wiąże z Rosją. Liczy, że jeśli utworzy tam „drugi Krym” – to Rosja przyłączy go do Federacji. Jest to jednak zupełnie inna sytuacja. JE Włodzimierz W. Putin był zmuszony do aneksji Krymu poprzez wyniki referendum – wskazywały one, że za aneksją byli nie tylko Rosjanie, Tatarzy, inne mniejszości i „rosyjskojęzyczni Ukraińcy” – ale nawet część rdzennych Ukraińców (widzących bałagan w Kijowie, a porządek – i większy dobrostan – w Moskwie). Na wschodniej i południowej Ukrainie poparcie dla aneksji wynosiłoby najprawdopodobniej tylko jakieś 2:1 – co oznaczałoby zdecydowany opór części ludności i znakomity pretekst do wojny. Co III Rzeczpospolita powinna uczynić? Powinna niezwłocznie, w ciągu raczej godzin niż dni, uznać inkorporację Krymu do Federacji Rosyjskiej. Powinna też jednocześnie zasugerować JE Włodzimierzowi W. Putinowi, by zdecydowanie pozbawił irredentystów we wschodniej i południowej Ukrainie nadziei, że Moskwa wystąpi w ich sprawie i zgodzi się na rozmowy w sprawie włączenia tych regionów do Federacji. A także nadziei na to, że w jakikolwiek sposób wesprze powstające siły samoobrony. Bo jakakolwiek interwencja Rosji w tej sprawie może być – powtarzam – pretekstem do rozpoczęcia III wojny światowej. Na zakończenie coś kuriozalnego. Okazuje się, że w Rosji też można uprawiać politykę zagraniczną na własną rękę. Do MSZ wpłynęło oficjalne pismo wiceprzewodniczącego Dumy, szefa Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji, p. Włodzimierza Żyrinowskiego. Proponuje w nim on, by Polska domagała się referendum w sprawie przyłączenia do naszego kraju pięciu zachodnich obwodów Ukrainy: wołyńskiego, lwowskiego, stanisławowskiego, tarnopolskiego i rówieńskiego. W rozbiorze Ukrainy miałyby też uczestniczyć Węgry (Zakarpacie!) i Rumunia (Czerniowieckie). Wschód i południe oczywiście do Rosji. Z Ukrainy miałoby pozostać jakieś „księstwo kijowskie”. Nie należy tego traktować poważnie. P. Żyrinowski ma rozmaite pomysły – m.in. gdy podpadła mu Polska, zaproponował ustawienie na granicy obwodu królewieckiego olbrzymich dmuchaw mających rozpylać na Polskę substancje radioaktywne… Możliwe jednak, że jest to balonik próbny. Jak wszyscy to obśmieją, to będzie na p. Żyrinowskiego. Gdy jednak pojawi się zainteresowanie (a i Węgry, i Rumunia od miesiąca już trzymają wojska na granicy ze wspomnianymi rejonami Ukrainy – na wypadek jej rozpadu!) – to w ślad za tym mogą pójść poważne już rozmowy z JE Włodzimierzem W. Putinem. Mam nadzieję, że „nasi politycy” nie zainteresują się ta ofertą. Pomysł, by przyłączyć do Polski ogromny teren z niechętną nam (to delikatnie, w przypadku banderowców, powiedziane…) choćby i mniejszą częścią ludności – odium wzięcia udziału w rozbiorze suwerennego państwa oraz zbliżenie do granic Polski wojsk Federacji Rosyjskiej… Brrrr…. Nie mam żadnych antyrosyjskich uprzedzeń – ale to byłby krok samobójczy. Niestety, większa część Polaków w 1938 powitała z radością wcielenie Zaolzia… A wybory blisko. JKM

Majdanek premiera Tuska Co tu ukrywać; rozwój wydarzeń potwierdza i to w dodatku jaskrawo, że państwa dzielą się na dwie grupy; państwa poważne i pozostałe. Podstawowa różnica polega na tym, że państwa poważne potrafią zdefiniować własny interes państwowy, a kiedy już to zrobią, próbują go realizować bez względu na okoliczności zewnętrzne i wewnętrzne, podczas gdy państwa pozostałe albo nie potrafią zdefiniować swego interesu, albo jeśli nawet potrafią, to szybko o nim zapominają i w rezultacie zataczają się od ściany do ściany w zależności od tego, w która stronę zostaną popchnięte przez państwa poważne, albo przez okoliczności. Ale jest jeszcze jedna właściwość pozwalająca odróżnić państwa poważne od pozostałych. Polega ona na tym, że w państwach poważnych wszystko, albo prawie wszystko dzieje się naprawdę, podczas gdy w państwach pozostałych mnóstwo, albo może nawet wszystko dzieje się na niby. Na przykład Polska w wieku XVI była jeszcze państwem poważnym - co wyrażało się zarówno w egzekucji Samuela Zborowskiego, który z inspiracji austriackiej prowadził antypolską dywersję, jak i w pomyślnej kampanii rosyjskiej, w której królowi Stefanowi Batoremu udało się odepchnąć Rosję od Bałtyku na ponad 100 lat - ale później, a zwłaszcza po „potopie” szwedzkim, było coraz gorzej, zwłaszcza, że pojawiła się warstwa społeczna, której przedtem nie było, tzn. szlachta gołota - bezmajętna masa posiadająca jednak pełnię praw politycznych. Szkodliwy dla państwa charakter tej warstwy społecznej został dostrzeżony w wieku XVIII przez posłów Sejmu Wielkiego, którzy pozbawili ją prawa głosowania na sejmikach, gdzie wybierano posłów na Sejm - a więc praw politycznych - ale było już za późno, bo rozbudowana i wpływowa agentura państw ościennych potrafiła zablokować każdą próbę ratowania państwa. W rezultacie - jak zauważył Otto Magnus von Stackelberg, „ La liberte polonaise n’ayant jamais porte, gue sur l’imagination a accutume la nation au seul culte de l’appareil exterieur” (wolność polska, zawsze skierowana w stronę wyobraźni, przyzwyczaiła naród do kultu działań zewnętrznych). I tak już zostało. Dlatego zdecydowana większość Polaków bardziej ceni patetyczny frazes, niż działania prowadzące do położenia fundamentów siły państwa, co sprzyja traktowaniu polityki jako w gruncie rzeczy szczególnej gałęzi przemysłu rozrywkowego. W tym stanie rzeczy nic dziwnego, że taki np. pan Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, absolwent wydziału wiedzy o teatrze warszawskiej PWST, został fachowcem od polityki zagranicznej przy ministrze Krzysztofie Skubiszewskim i dzięki tamtym zasługom biega za specjalistę aż do tej pory. Toteż słuchając deklaracji Umiłowanych Przywódców i komentarzy w niezależnych mediach głównego nurtu w związku z zawirowaniami wokół Ukrainy można odnieść wrażenie pożaru w domu wariatów. Niekiedy jednak sytuacja wymusza bolesny powrót do rzeczywistości - i taki los spotkał właśnie premiera Tuska za sprawą rodziców dzieci niepełnosprawnych, którzy postanowili całymi rodzinami koczować w Sejmie dopóty, dopóki rząd nie podniesie im zasiłków pielęgnacyjnych do wysokości najniższego wynagrodzenia. Cała Polska mogła obserwować spoconego i skonfundowanego Donalda Tuska, który z miedzianym czołem wysłuchiwał oskarżeń o kłamliwość i jeszcze gorsze ludzkie przywary. Ale cóż; skoro razwiedka wystrugała go sobie na premiera, to mówi się trudno: na dnie każdego pucharu musi znaleźć się kropla goryczy. Takie są koszta własne tej posady, zwłaszcza w sytuacji, kiedy trzeba zachowywać pozory, to znaczy - podlizywać się suwerenom, by dzięki temu zyskać możliwość eksploatowania ich bez litości.

Fakt, że do tego koczowiska w Sejmie w ogóle doszło pokazuje, że nie tylko ktoś do tego dopuścił, ale i zainspirował, bo - jak mawiał ś.p. ksiądz Bronisław Bozowski - „nie ma przypadków, są tylko znaki”. Zresztą, jakże tu liczyć na przypadki na dwa miesiące przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, których rezultaty będą dla naszych okupantów ważna wskazówką, co trzeba będzie zmienić, żeby wszystko zostało po staremu. Nic tedy dziwnego, że Umiłowani Przywódcy unisono potępili posła Palikota, który w tym zawinił, że był bardziej szczery od innych, przez co popsuł efekt starannie zaplanowanego przedstawienia. W tej sytuacji rząd podobno już „pracuje” nad ustawą, która stworzy pozory legalności dla wypłacenia haraczu dla tej grupy społecznej, co z pewnością zachęci pozostałe przynajmniej do spróbowania. W tym zresztą kierunku poszły zachęty pana przewodniczącego Dudy z Solidarności, który stwierdził, że rządowi trzeba „wyrywać z gardła”. Ale przecież nie z rządowego gardła sobie wyrywamy, tylko z własnego, podatniczego. Niestety z tego zdaje sobie w Polsce sprawę jakieś 5 procent obywateli, co z punktu widzenia naszych okupantów jest prawdziwym darem Niebios, bo ta fałszywa świadomość umożliwia im wyzucie wszystkich z władzy nad bogactwem, jakie swoją pracą wytwarzają i zmuszenia ich do pokornego skomlenia o łaskę. Dla podtrzymania tego modelu warto się trochę popocić w konfrontacji z rozżartymi matkami kalekich dzieci - bo jużci - nie ma róży bez kolców, więc i Umiłowani Przywódcy oprócz sławy i chwały muszą od czasu do czasu przeczołgać się po Majdanie. Ale Polska to nie Ukraina, gdzie majdaniarscy „aktywiści” bez ceregieli biorą tych wszystkich dygnitarzy za krawat, podsuwają im pod nos „bumażki” razem z piąchą, a tamci w podskokach bumażki podpisują. U nas żadnego Majdanu nie ma i nie będzie, bo nie po to razwiedka w 1989 roku perfekcyjnie urządziła cały nieszczęśliwy kraj, żeby teraz jakaś majdaniarska Schwein rozniosła im wszystko na ryjach. Jeśli tedy dopuszczają do koczowiska w Sejmie, to tylko w ramach przemysłu rozrywkowego, nie żaden Majdan, tylko taki sobie Majdanek - żeby premieru Tusku nie przewróciło się w głowie i nie zapomniał, skąd wyrastają mu nogi. Stanisław Michalkiewicz

02/04/2014 Demokracja- egalitaryzm- opresyjność Młodzież w demokratycznej w Hiszpanii uczy się masturbacji, w demokratycznej Holandii pedofile chcą obniżenia wieku inicjacji seksualnej do 16 lat,, w demokratycznej Australii dzieciom zakazano zdmuchiwania świeczek z tortów urodzinowych,, a Amsterdamie chcą tworzyć getta dla homofobów,, w demokratycznych Niemczech walczą o prawa dla zoofilów,, w Szwecji tworzą przedszkola bezpłciowe, i wszędzie atakują cywilizację łacińską na wszystkie sposoby, żeby ją rozpędzić na cztery wiatry. Wkrótce- jak tak dalej pójdzie – „zalegalizują” demokratycznie ludożerstwo. Smacznego ludożercom! W demokratycznym Egipcie skazano na karę śmierci 529 członków Bractwa Muzułmańskiego, z czego 16 ostatecznie uniewinniono. Jeszcze niedawno demokracja wyniosła do władzy w Egipcie Bractwo Muzułmańskie. Ale to nie jest ta demokracja, o jaką by chodziło. Chodziło o inną demokrację i o akty przemocy popełnione w sierpniu 2013 roku, podczas zamiany rządzących na opozycję- jak to demokracji siłowej. Sąd w mieście Al.- Minja w środkowym Egipcie wydał werdykt po dwóch rozprawach. Obrońcy nawet nie mieli czasu na przedstawienie swojej wersji zdarzeń. A po co komu inna wersja zdarzeń? Trzeba wymordować działaczy Bractwa Muzułmańskiego przy pomocy niezawisłych sądów , którzy w sposób demokratyczny zdobyli władzę, pod przewodnictwem Mohammeda Mursiego i zastąpić ich takimi, którzy podobają się Amerykanom i Izraelitom. Wtedy demokracja jest najprawdziwsza, tak prawdziwa jak w USA i Izraelu. Demokracja, demokracją, ale tym wszystkim ktoś musi kierować- to jasne. Demokracja też święci triumfy w Hiszpanii. Nie dość, że Królestwo Hiszpanii upada pod ciężarem socjalizmu, to jeszcze feministki w obrządku satanistycznym napadły na kardynała Antonia Marię Rouco Varelę, arcybiskupa Madrytu i przewodniczącego konferencji hiszpańskiego episkopatu. Gdy hierarcha wchodził do kościoła Santos Justo y Pastor, pięć feministek w obrządku satanistycznym zaatakowało go bielizną zaplamioną czerwoną cieczą. Były roznegliżowane. Być może bielizna była miesiączkowana, choć do końca nie wiadomo, czy antykobieta- feministka w obrządku satanistycznym może mieć miesiączkę. (???)Ale na pewno urodzi diabła! Mając konszachty z diabłem, musi urodzić diabła. Towarzyszki feministki w obrządku satanistycznym krzyczały:” Aborcja jest święta”(!!!), wyśmiewając się z kardynała.. Na satanistycznych ciałach miały napisane” FEMEN” w zestawieniu z odwróconym krzyżem – symbolu satanistów. Kardynał Verela występował często w obronie ludzkiego życia, za co właśnie spotkał się z krytyką lewicy socjalistycznej i lewicy komunistycznej. Ma za swoje-tak jak podczas tzw. Rewolucji Francuskiej- wtedy właśnie publicznie wyśmiewano się z księży, żeby w ostateczności wziąć się za ich mordowanie. Motłoch wymordował wielu, dostał od rewolucjonistów przyzwolenie. Kardynał miał szczęście, że nie został zamordowany. W końcu jest przedstawicielem hiszpańskiej konserwy. Szczególnie dał się we znaki socjalistom od Zapatery Los zapatos- to są buty. A Zapatero- to szewc. Jeszcze wcześniej roznegliżowane feministki – satanistki zaatakowały prymasa Belgii- Andre- Josepha Leonarda. I tak się ośmielają atakować… Co za czasy , co za obyczaje! Bo na przykład w takiej demokratycznej Ugandzie, tamtejszy prezydent Yoweri Museveni, nie ugiął się pod międzynarodową presją i podpisał ustawę zakazującą w jego kraju homoseksualizmu. Jakie jest zdanie prezydenta Ugandy w tej sprawie? Homoseksualizm jest” nienaturalny, obrzydliwy i sprzeczny z ideą społeczeństwa”(!!!!) To wszystko oczywiście prawda, ale prywatnie gdzieś w domu, w piwnicy, na poddaszu, czy w homoseksualnych katakumbach, tam gdzie nikt ich nie widzi, niech się sodomią- ile dusza homoseksualisty zapragnie, byleby nie wychodzić z tymi sprawami na ulicę i zaczadzać innych swoją skłonnością. Zakazać się tego nie da, tak jak prostytucji, zarówno męskiej jak i żeńskiej- Pan Bóg widzi, Pan Bóg- zapamięta. Homoseksualizm i prostytucja istniały od zawsze, odkąd istnieje świat. Ale były potępiane- za wyjątkiem na przykład Grecji- gdzie podnoszono homoseksualizm do rangi cnoty. Nie boi się też demokratycznie wybrany prezydent Nigerii-Jonathan Goodluck, który też podpisał stosowną ustawę zabraniającą praktykowania homoseksualizmu i zawierania” małżeństw”. Ma w nosie to co wypowiada przeciw niemu Amnesty International, która twierdzi, że” przyjęcie tego prawa uczyni z Nigeryjczyków najbardziej nietolerancyjne społeczeństwo na świecie”(???). Niemożliwe? Najbardziej nietolerancyjne społeczeństwo na świecie???? Dobry Boże… A prezydent Putin” On też nie jest tolerancyjny… Też jakoś nie może się przyzwyczaić do tych różnych wynaturzeń. W przeciwieństwie do pani Agnieszki Holland. ,która zamierza poświecić się serialowi o Lucyferze. Jak zapowiada wszem i wobec- serial ten będzie inspirowany Dzieckiem Rosemary-pana Romana Polańskiego.(!!!) Film ma być feministyczny- tak twierdzi Pani Agnieszka Holland. Niechby nawet tak było , ale dlaczego mamy się składać- jako podatnicy- poprzez Państwowy Instytut Sztuki Filmowej, żeby pani Agnieszka kręciła tego typu filmy. Nienarodzone dziecko ma być dla bohaterki filmu przekleństwem, bohaterka ma być kobietą zdradzoną w stanie błogosławionym. Ojjjjj…. będzie się działo! Można byłoby obsadzić w roli głównej panią Dorotę Dodę i pana Adama Darskiego ps.Nergal Naprawdę niezła byłaby z nich para… I do tego jeszcze pan Czesław Mozil.. Pan Adam darłby biblię w niebogłosy,, pani Dorota Doda darłaby się ,bo naćpała się jakowyś ziół, a pan Czesław pokazałby jak się uprawia stosunek seksualny w Kościele- najlepiej na ołtarzu. Nie wiem czy Państwo zgadzają się na moje propozycje. Nie trzeba robić kosztownych castingów. Skoro role są jak najbardziej rzeczywiste, są prawdziwi aktorzy i do tego ideowi przyjaciele Lucyfera. Tylko ich zaangażować, dobrze zapłacić i nich grają. Żeby dotrzeć do źródła prawdy należy płynąc pod prąd. A żeby pokazać ohydę i kłamstwo – wystarczy pokazać rzeczywiste postaci, funkcjonujące w naszym życiu społecznym i politycznym- nie przypadkowo. Scenariusz jest już napisany, role rozdysponowane- teraz tylko ramy… żeby były jak najbardziej wystawne.. I w te ramy wcisnąć ich wszystkich- razem z reżyserem. Niech się kłębią w tym nihilizmie, bo pani Agnieszka domaga się również praw dla swojej córki lesbijki. A po co wyróżniać kogoś po linii seksualnej? Z tego powodu nie będzie już głosowała na Platformę Obywatelską.. Platforma ją zawiodła. Chyba będzie glosowała na Twój Ruch Janusza Palikota. Ci to dopiero pokażą? WJR

Platforma i PSL- niepełnosprawnych i ich opiekunów mamy gdzieś

1. Wczoraj podczas plenarnej sesji Sejmu, miały miejsce debaty dotyczące świadczeń dla opiekunów dorosłych osób niepełnosprawnych, a także dla niepracujących rodziców dzieci niepełnosprawnych. Obywały się one w sytuacji trwającego na korytarzach sejmowych strajku rodziców dzieci niepełnosprawnych, a także protestu przed Sejmem opiekunów niepełnosprawnych dorosłych ale jak się okazało nie ma to żadnego wpływu na decyzje rządzącej koalicji Platformy i PSL-u.

2. Po wielu miesiącach trzymania w sejmowej zamrażarce, marszałek Sejmu Ewa Kopacz, dopuściła do debaty nad projektem ustawy złożonym przez Prawo i Sprawiedliwość w połowie poprzedniego roku w sprawie świadczeń dla opiekunów dorosłych niepełnosprawnych (dopuszczono do debaty także projekt złożony przez SLD) ale tylko dlatego, że chciała aby „od ręki” rozpocząć procedowanie nad rządowym projektem ustawy dotyczącym wypłaty zaległych świadczeń dla tych osób w związku z rozstrzygnięciem Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie. Tutaj rządząca koalicja zaprezentowała stanowczość jakiej dawno w Sejmie nie widziano. Minister Władysław Kosiniak-Kamysz z rozbrajającą szczerością oświadczył, że rząd przygotował projekt ustawy, na podstawie którego można będzie tylko wypłacić zaległe świadczenia dla opiekunów dorosłych niepełnosprawnych (świadczenia te rząd musi przywrócić ponieważ ich likwidację zakwestionował Trybunał Konstytucyjny) i te zaległości zostały oszacowane na kwotę 1,3 mld zł przy czym ustawowe odsetki od tych zaległości, będą wynosiły około 50 mln zł. Żadnych innych propozycji dla tej kategorii opiekunów minister pracy już nie miał i wszystko wskazuje na to, że ostateczny projekt, który zostanie uchwalony w najbliższy piątek, będzie identyczny z tym rządowym.

3. Także w odniesieniu do rodziców dzieci niepełnosprawnych, minister pracy przedstawił rozwiązania dokładnie pokrywające się z tym co im zaproponował premier Tusk, podczas słynnych „negocjacji” w Sejmie. Od 1 maja do końca tego roku świadczenie to miałoby wzrosnąć z 820 zł na 1000 zł, w roku 2015 miałoby ono wynosić 1200 zł, a w 2016 roku – 1300 zł (wszystko kwoty netto), czyli wypłacane rodzicom jak się to mówi kolokwialnie, na rękę. Źródłem sfinansowania tych dodatkowych 8 miesięcznych wydatków budżetowych w kwocie ok.180 mln zł, ma być rezerwa budżetowa przeznaczona na budowę i modernizację dróg lokalnych, która po słynnym „oskubaniu” Lasów Państwowych w tym roku na kwotę 800 mln zł wyniosła ostatecznie 900 mln zł.

4. Mimo złożenia przez posłów Prawa i Sprawiedliwości poprawek mających na celu podwyższenie świadczenia pielęgnacyjnego do 50% średniego wynagrodzenia w gospodarce z poprzedniego roku (czyli w przybliżeniu najniższego wynagrodzenia brutto), co oznaczałoby jego coroczną waloryzację, a także wprowadzenie tego rozwiązania już od 1 maja tego roku razem z pokazaniem źródła finansowania (miałby to być Fundusz Pracy, z którego już obecnie decyzją polityczną koalicji Platforma-PSL finansowane są np. staże podyplomowe lekarzy i pielęgniarek, które kosztują około 1 mld zł rocznie), koalicja nie była skora by je poprzeć. Zostały one odrzucone na sejmowej komisji pracy i polityki społecznej i zapewne będą odrzucone w piątek na sali plenarnej, ponieważ koalicja Platformy i PSL-u, uznała, że za żadne skarby nie może przychylić się ani do propozycji opozycji ani powinna uwzględnić oczekiwań rodziców dzieci niepełnosprawnych. Także więc i w tej sprawie koalicja Platformy i PSL-u bez żadnych zahamowań, realizuje dyspozycje premiera Tuska, który po głębokim namyśle znalazł tylko takie skromne pieniądze na finansowanie rodziców dzieci niepełnosprawnych. Wygląda więc na to, że mimo tego iż opiekunowie dzieci i dorosłych niepełnosprawnych, protestują w Sejmie i przed Sejmem, to posłowie koalicji Platformy i PSL-u mają ich problemy zwyczajnie gdzieś. Kuźmiuk

Korwin-Mikke pod ostrzałem „pokornych” sympatyków Kaczyńskiego Rosnące zainteresowanie Januszem Korwin-Mikkem bacznie obserwowane jest przez jego głównego oponenta, a zarazem konkurenta w walce o głosy prawicowych wyborców. Znajdujące się na granicy bankructwa medialne zaplecze Jarosława Kaczyńskiego ma pełną świadomość, iż utrata przez PiS nawet kilku procent poparcia może oznaczać dla nich koniec kariery. Pozostaje walka wszystkimi możliwymi sposobami. Janusz Korwin-Mikke, jako jeden z niewielu polityków w Polsce, głosi nieprzerwanie od ponad 20 lat te same poglądy. Program kierowanych przez niego ugrupowań na przestrzeni lat niemal nie uległ żadnym zmianom. Mimo iż dotychczasowe poparcie przy urnach dla jego projektów politycznych nie powalało na kolana, to wciąż cieszyć się może sporym zainteresowaniem i uznaniem wielu środowisk. Zarówno politycy jak i dziennikarze reprezentujący różne strony dyskursu nieraz przyznawali rację kontrowersyjnemu brydżyście. Do niedawna traktowany pobłażliwie lub ignorowany w świecie „poważnej” polityki „pan z muszką” był dopuszczany do głosu sporadycznie. Zazwyczaj wtedy gdy media chciały wygenerować skandale obyczajowe, jakimi zapełniają tzw. sezon ogórkowy. Jednak sielanka, w której o losach kraju decydują cztery niewiele różniące się od siebie programowo partie, zaczyna być nieznośna dla wyborców. Pierwszym tego przejawem było uzyskanie przez Korwin-Mikkego czwartego wyniku w wyborach prezydenckich. Nieposiadający wsparcia finansowego z budżetu, prowadzący kampanię mikroskopijnymi środkami, prześcignął między innymi ówczesnego wicepremiera i koalicjanta rządzącej partii. Już wtedy media i politycy zauważyli, że coś wymyka się spod kontroli. Elektorat buntu, sprzeciwu, który dotychczas zasilał grupę „Inna partia” zaczął istotnie wybierać inne ugrupowanie, innych kandydatów. O sile tej grupy mogą świadczyć wybory z 2011 roku i wysoki wynik partii Janusza Palikota, który głosił równie liberalne hasła co niezarejestrowany KNP, przez co zagospodarował zmęczony czwórwładzą elektorat. W kolejnym roku wybuchły dwa skandale – związane z opinią prezesa Nowej Prawicy na temat organizowania paraolimpiady oraz zdobycia mandatu poselskiego przez byłego polityka SLD (obecnie posła Twojego Ruchu). Wbrew przekonaniu części mediów, nie pogrzebały one jednak polityka. Przełom nastąpił w połowie 2013 roku, gdy sondaże zaczęły wskazywać szansę na przekroczenie progu wyborczego, a zarazem powrotu byłego prezesa UPR do sejmowych ław. Ignorowany przez parlamentarną „prawicę”, na czele której stoi Jarosław Kaczyński, Korwin-Mikke zaczął regularnie pojawiać się w programach i debatach telewizyjnych, a poruszane w nich tematy przestały dotyczyć wyłącznie zagadnień natury obyczajowej. Taki obrót zdarzeń musiał wywołać niemałe zaskoczenie, które szybko przerodziło się w oburzenie prezesa PiS. Jeszcze w tym samym roku zaczął on otwarcie atakować polityka, którego obecności i działalności dotychczas starał się nie zauważać. To tylko przerodziło się w jeszcze większe zainteresowanie niewielką partią i jej prezesem. Dziś badania nastrojów politycznych Polaków regularnie dają jej poziom gwarantujący przekroczenie progu wyborczego. Mimo iż wyniki w sondażach zazwyczaj drastycznie różnią się od tych przy urnach, eksponowanie wysokiego zainteresowania ugrupowaniem, które w tyle zostawiło konkurencję z dobrze rozpoznawalnymi nazwiskami, jak Ziobro czy Gowin, może zaowocować mobilizacją wyborców przekonywanych dotychczas, by „nie marnowali głosu”.

Gniew prezesa Jarosław Kaczyński, który liczył na wynik zapewniającym mu bezpieczne przejęcie władzy, dziś nie jest już go taki pewien. Głosy wyborców „sprzeciwu”, które miały zagwarantować PiS zwycięstwo, zaczęły wymykać się Kaczyńskiemu z rąk. Co więcej – zaczęły zasilać małe ugrupowania, w tym partię znienawidzonego Korwin-Mikkego, który otwarcie wskazuje obłudę pretendenta do przejęcia władzy i obdziera go z łatki „prawicowca”, którą PiS przywłaszczyło sobie, tworząc przeświadczenie, iż pojęcie to sprowadza się wyłącznie do postawy wobec historii i Kościoła. Kaczyński, wiedząc, iż ataki osobiste jedynie napędzają przeciwnikowi popularności, która przekłada się na rosnące poparcie, do walki „z szkodnikiem” zaprzągł najpierw swoich bezpośrednich podwładnych, którzy mieli w debatach przekonać wyborców, by „nie marnowali” głosu na małą partię o „utopijnych poglądach”, a gdy i to nie poskutkowało, do akcji wkroczyli dziennikarze. Mówiący o sobie „niepokorni”, „niezależni” (a w rzeczywistości niemal całkowicie zależni od łaski prezesa i finansowego wsparcia ze strony instytucji związanych z PiS oraz jego członkami) ruszyli z machiną czarnego PR, którego stosowanie dotychczas zarzucali swojej konkurencji. Napędzani obawą przed bankructwem (którego przesłankami mogą być najnowsze, gigantyczne spadki sprzedaży ich czasopism) rozpoczęli regularne ataki, nasilające się z tygodnia na tydzień.

UPR-owcy Kaczyńskiego Na pierwszej linii znaleźli się byli członkowie partii Korwin-Mikkego oraz jego dotychczasowi sympatycy. Na łamach wspieranego przez SKOK-i (których założycielem jest senator PiS) portalu braci Karnowskich swoje żale na prezesa Nowej Prawicy wylewa rysownik „Super Expressu” Jerzy Wasiukiewicz, który obecnie działa w ramach Ruchu Narodowego. Podobnie jak on, wielką sympatię w równie silną antypatię, którą epatuje, gdy tylko kontrowersyjny polityk pojawia się w mediach, przekuł były rzecznik partii – Łukasz Warzecha. Znany głównie z niechęci do swojego dawnego przyjaciela – obecnego ministra spraw zagranicznych – publicysta tabloidu „Fakt” i tygodnika braci Karnowskich nie szczędzi ostrych słów byłemu przełożonemu. Wespół z innym byłym rzecznikiem UPR, Warzecha swoimi przemyśleniami dzieli się często podczas spotkań z czytelnikami, którzy de facto stanowią twardy elektorat Kaczyńskiego. Niedawno natomiast wręcz otwarcie zasugerował, iż prawdziwym celem Korwin-Mikkego jest kompromitowanie prawicy.

Nadworni pokorni Do walki oprócz starych sympatyków szybko dołączyli także i inni dziennikarze. Bracia Karnowscy (czy raczej nieokreślony „zespół redakcyjny”) często starają się ośmieszyć polityka. O ile wcześniej próbowali jego osoby nie eksponować, teraz rzucają nagłówkami typu „Korwin-Mikke show”, a ich publicyści usilnie szukają „kompromitujących” wypowiedzi, które następnie okraszone kąśliwym komentarzem przedstawiają czytelnikom. Równocześnie „Gazeta Polska” zasugerowała, jakoby Korwin-Mikke miał być „prorosyjską tubą”, co jednak było zagrywką na tyle prymitywną, iż spotkało się wyłącznie z rozbawieniem czytelników. Zresztą obsesyjne artykuły redakcji Tomasza Sakiewicza nie należą do tych, które traktowane są poważnie. Z kolei piszący u braci Karnowskich Roman Graczyk sugerował Korwin-Mikkemu chorobę i finał w „kaftanie”. Ataki red. Graczyka okazały się również nieskuteczne, a kilkukrotna polemika zaowocowała jedynie poirytowanym wpisem red. Warzechy, który najwyraźniej nie mógł ścierpieć zainteresowania kolegów jego byłym szefem. Najbardziej brutalny okazał się jednak redakcyjny kolega autora przemówień prezesa Kaczyńskiego, obecnie publikujący z nim w jednym tygodniku – Robert Mazurek. W weekendowym wydaniu dodatku do „Rzeczpospolitej” autor stwierdzenia „dziennikarze w Polsce są potwornymi kretynami” zamieścił swój wywiad, w którym dał popis najgorszych standardów swojego zawodu. Pytania zazwyczaj opierały się na taniej prowokacji (podobnie jak u „salonowych” kolegów, z których tak często drwi), niemniej styl, w jakim prowadzony był wywiad, i język Mazurka pobiły granice chamstwa, których nikt przed nim nie przekroczył. „Poziom pańskiej impertynencji jest porównywalny do poziomu żuli spod budki z piwem” – zwraca się redaktor do swojego rozmówcy. Na stwierdzenie, iż opowiada głupoty, rzuca: „Panie Januszu, nie tylko w tej dziedzinie panu nie dorównam”. To tylko kilka przykładów, jak wyglądał ten wywiad. Całkowity brak szacunku i tani sarkazm. Pozostaje spytać: co dalej? Kampania na dobre rozpocznie się lada chwila. Jeśli Nowa Prawica zdoła się zarejestrować, to przy urnach może zabrać Kaczyńskiemu cenne procenty. Czy prezes PiS ma w zanadrzu jeszcze jakieś inne karty? Na debatę niemal na pewno się nie zdecyduje. Pozostają mu wierni dziennikarze, którzy w walce o swoją przyszłość są w stanie przekroczyć wszelkie standardy. Ciekawe tylko, czy stanowiący sporą część elektoratu byłego premiera „ciemny lud” to kupi.

Grzegorz Jakubowski

Platforma i PSL- niepełnosprawnych i ich opiekunów mamy gdzieś

1. Wczoraj podczas plenarnej sesji Sejmu, miały miejsce debaty dotyczące świadczeń dla opiekunów dorosłych osób niepełnosprawnych, a także dla niepracujących rodziców dzieci niepełnosprawnych. Obywały się one w sytuacji trwającego na korytarzach sejmowych strajku rodziców dzieci niepełnosprawnych, a także protestu przed Sejmem opiekunów niepełnosprawnych dorosłych ale jak się okazało nie ma to żadnego wpływu na decyzje rządzącej koalicji Platformy i PSL-u.

2. Po wielu miesiącach trzymania w sejmowej zamrażarce, marszałek Sejmu Ewa Kopacz, dopuściła do debaty nad projektem ustawy złożonym przez Prawo i Sprawiedliwość w połowie poprzedniego roku w sprawie świadczeń dla opiekunów dorosłych niepełnosprawnych (dopuszczono do debaty także projekt złożony przez SLD) ale tylko dlatego, że chciała aby „od ręki” rozpocząć procedowanie nad rządowym projektem ustawy dotyczącym wypłaty zaległych świadczeń dla tych osób w związku z rozstrzygnięciem Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie. Tutaj rządząca koalicja zaprezentowała stanowczość jakiej dawno w Sejmie nie widziano. Minister Władysław Kosiniak-Kamysz z rozbrajającą szczerością oświadczył, że rząd przygotował projekt ustawy, na podstawie którego można będzie tylko wypłacić zaległe świadczenia dla opiekunów dorosłych niepełnosprawnych (świadczenia te rząd musi przywrócić ponieważ ich likwidację zakwestionował Trybunał Konstytucyjny) i te zaległości zostały oszacowane na kwotę 1,3 mld zł przy czym ustawowe odsetki od tych zaległości, będą wynosiły około 50 mln zł. Żadnych innych propozycji dla tej kategorii opiekunów minister pracy już nie miał i wszystko wskazuje na to, że ostateczny projekt, który zostanie uchwalony w najbliższy piątek, będzie identyczny z tym rządowym.

3. Także w odniesieniu do rodziców dzieci niepełnosprawnych, minister pracy przedstawił rozwiązania dokładnie pokrywające się z tym co im zaproponował premier Tusk, podczas słynnych „negocjacji” w Sejmie. Od 1 maja do końca tego roku świadczenie to miałoby wzrosnąć z 820 zł na 1000 zł, w roku 2015 miałoby ono wynosić 1200 zł, a w 2016 roku – 1300 zł (wszystko kwoty netto), czyli wypłacane rodzicom jak się to mówi kolokwialnie, na rękę. Źródłem sfinansowania tych dodatkowych 8 miesięcznych wydatków budżetowych w kwocie ok.180 mln zł, ma być rezerwa budżetowa przeznaczona na budowę i modernizację dróg lokalnych, która po słynnym „oskubaniu” Lasów Państwowych w tym roku na kwotę 800 mln zł wyniosła ostatecznie 900 mln zł.

4. Mimo złożenia przez posłów Prawa i Sprawiedliwości poprawek mających na celu podwyższenie świadczenia pielęgnacyjnego do 50% średniego wynagrodzenia w gospodarce z poprzedniego roku (czyli w przybliżeniu najniższego wynagrodzenia brutto), co oznaczałoby jego coroczną waloryzację, a także wprowadzenie tego rozwiązania już od 1 maja tego roku razem z pokazaniem źródła finansowania (miałby to być Fundusz Pracy, z którego już obecnie decyzją polityczną koalicji Platforma-PSL finansowane są np. staże podyplomowe lekarzy i pielęgniarek, które kosztują około 1 mld zł rocznie), koalicja nie była skora by je poprzeć. Zostały one odrzucone na sejmowej komisji pracy i polityki społecznej i zapewne będą odrzucone w piątek na sali plenarnej, ponieważ koalicja Platformy i PSL-u, uznała, że za żadne skarby nie może przychylić się ani do propozycji opozycji ani powinna uwzględnić oczekiwań rodziców dzieci niepełnosprawnych. Także więc i w tej sprawie koalicja Platformy i PSL-u bez żadnych zahamowań, realizuje dyspozycje premiera Tuska, który po głębokim namyśle znalazł tylko takie skromne pieniądze na finansowanie rodziców dzieci niepełnosprawnych. Wygląda więc na to, że mimo tego iż opiekunowie dzieci i dorosłych niepełnosprawnych, protestują w Sejmie i przed Sejmem, to posłowie koalicji Platformy i PSL-u mają ich problemy zwyczajnie gdzieś. Kuźmiuk

04/04/2014 „Wszyscy do Otwocka” - widniał wielki napis spreyem przez długość prawie całego bloku mieszkalnego w Radomiu niedaleko Piotrówki i niedaleko miejsca gdzie mieszkał w dzieciństwie pan Zygmunt Solorz- TV Polsat. Jest tam nawet odnowiona kamienica, w której pan Zygmunt mieszkał jako dziecko. Ktoś zadał sobie trud, żeby na odnowionym budynku mieszkalnym typu osiedlowego, których w Polsce jest pełno napisać literami na metr wysokimi” Wszyscy do Otwocka”(????) Zatrzymałem nawet samochód, bo jest tam obecnie objazd ze względu na remont sąsiedniej ulicy, i zapytałem przechodzącego młodego człowieka o co chodzi z tym napisem” Wszyscy do Otwocka”, ale nie umiał mi odpowiedzieć o co z tym Otwockiem w Radomiu niedaleko cmentarza przy ulicy Limanowskiego- chodzi, Tym bardziej, że jest to zupełnie niedaleko od kamienicy, w której mieszkał pan Zygmunt Żak- jako dziecko. I wiecie Państwo co pomyślałem w sprawie tego napisu? Musiał to być ten sam człowiek, który jakiś czas temu- już o tym Państwu pisałem- napisał dużymi literami na ulicy Ludwika Waryńskiego, twórcy Pierwszego Proletariatu, też w Radomiu hasło” Śmierć demokracji”(???) Nie dość, że źle życzy demokracji, to jeszcze nas wszystkich wysyła do Otwocka. Można powiedzieć, że ma trochę racji… Demokracja doprowadza nas wszystkich do kompletnego wariactwa Jak jeszcze potrwa jakiś czas- to wszyscy powariujemy w tej wirówce nonsensu. Właśnie odbywa się akcja lewicy” Dziewczyny na Politechniki”.(???) Autorami tej akcji propagandowej mającej na celu propagandowe zwiększenie liczby kobiet na politechnikach, jest ten sam komunista, który wymyślił swojego czasu hasło propagandowe” Kobiety na traktory”. To jest ta sama szkoła propagandy. Dziwię się dlaczego nie napisał na bloku mieszkalnym hasła” Wszyscy do Krychnowic”- tam, w Radomiu jest szpital dla umysłowo chorych, takie wariatkowo. Oczywiście żyjemy w czasach , gdy wariatów już nie ma. Są umysłowo sprawni inaczej., mają prawo głosu, mogą swobodnie decydować o wyborze władz samorządowych, prezydenta, posłów i senatorów. Trudność mają jedynie z obliczeniem ile jest dwa dodać dwa. , ale ważne, że reprezentują postawę obywatelską. W demokracji „obywateli” ci u nas dostatek. Nie dziwota więc, że jest tak jak jest., to znaczy takich mamy senatorów i posłów., jeśli wybierają ich mieszkańcy domów wariatów. Dodatkowo wariują przy uchwalanych ustawach. Najlepsze hasło na bloku powinno brzmieć” Wszyscy do Parlamentu”. Jak twierdził Rejent Milczek” Nie brak biegłych na tym świecie”. W przyszłym roku będzie zmiana biegłych posłów, na innych- równie biegłych- jak obecni. Znowu ci nowi biegli nam dadzą w kość! W tym roku „obywatele” będą zamieniać biegłych w Europarlamencie i biegłych w samorządach. W Dolinie Środkowej Wisły, nad rzeką Świder leży Otwock, bywam tam raz w tygodniu, tam Władysław Reymont pisał” Chłopów”, a Józef Piłsudski przyjeżdżał się leczyć. Nie wiem czy czytał Chłopów, bardziej znał na pamięć Żeromskiego, którego faworyzował- dał mu nawet pomieszczenie na Zamku Królewskim, żeby tam- jako socjalista- mógł pisać , marzyć o prawdziwym socjalizmie. Najpierw „Przedwiośnie „socjalizmu- a potem prawdziwy socjalizm- przynajmniej taki jaki mamy dziś. W czasie okupacji niemieckiej, kiedy jeszcze nie było Unii Europejskiej, było w Otwocku getto. Niemcy Żydów powywozili do obozów koncentracyjnych, a getto zlikwidowali. Był tam też Zakład dla Nerwowo i Psychicznie Chorych Żydów-„Zofiówka”. Niemcy, zwani dziś przez propagandę” nazistami”, realizowali tam kryptonim T-4, polegający na likwidacji psychicznie chorych ludzi. Realizowali go w 24 miejscach Europy. Wyhodować nieskazitelną rasę człowieka wbrew naturze- to jest dopiero pomysł. To znaczy ,zabijali niepotrzebnych im rodaków, którzy nie spełniali wymyślonych- przeciw Panu Bogu- kryteriów. Nie byli wysocy, blondyni o niebieskich oczach. Tak jak Hitler, Goring czy Goebbels. Z Żydami po 1942 roku rozprawiali się tak jak zaplanowali. Ludzie rasowi- a reszta to podludzie- nie rasowi. W 1942 roku Niemcy zlikwidowali w Otwocku stu dziesięciu niepełnosprawnych narodowości żydowskiej. W Świerku, dzielnicy Otwocka, w roku 1958 uruchomiono reaktor jądrowy ”Ewa”. A w roku 1967. pozbawiono Otwocka statusu uzdrowiska. Zastanawiam się co miał na myśli autor hasła” Wszyscy do Otwocka” wypisując go wielkimi wołami na całej długości bloku mieszkalnego sprayem? Może to ma coś wspólnego z Dniem Otwartym w Narodowym Banku Polskim, który dba o stabilność cen(????) Tak usłyszałem w jednym z propagandowych mediów. Monopol państwowego banku i dbałość o stabilność cen.(???) A co z rynkiem? Czy wolny rynek nie potrafi sam zadbać o stabilność cen? Oczywiście ceny- w ramach prawa popytu i podaży – się zmieniają. To oczywiste.! To jak się mają zmieniać rynkowo skoro Narodowy Bank Polski dba o stabilność cen? Taki biurokratyczny nadzór nad cenami w ramach społecznej gospodarki rynkowej. Nie rynkowej- tylko” społecznie rynkowej”, czyli socjalistyczno- biurokratycznej. Bo jakby socjalistom chodziło o gospodarkę rynkową, to używaliby słowa „ rynkowa’, a nie” społecznie” rynkowa. Jak” społecznie” to przecież nie” rynkowa”. Dzień Otwarty w Narodowym Banku Polskim nie oznacza, że można wynosić sobie z banku sztaby złota- można je sobie pooglądać. A papierowego pieniądza zawsze można dodrukować- w końcu nie jest to wielki koszt. A może autorowi hasła” Wszyscy do Otwocka” chodziło o ustosunkowanie się do raportu w sprawie” uchybień” w raportach policyjnych, których to uchybień stwierdzono ponad 60 000(!!!) Czy Państwo potraficie sobie wyobrazić 60 000 błędów w raportach? Jak to wielki bałagan i ile wielkich bałaganiarskich konsekwencji? Na przykład w stosunku do firm ubezpieczeniowych. Burdel i serdel panuje w raportach policyjnych- ale ściganie kierowców nie ustaje, chociaż płatność mandatów jest na poziomie 60%. Cały policyjno- drogówkowy aparat za nasze pieniądze zaprzęgnięty do ścigania kierowców o byle co, byleby budżet napełnić To woła oczywiście o pomstę do Nieba! I Niebo w końcu zareaguje- to jasne! I Nie będzie to zwykły potop, ani potop z papieru… A może autorowi hasła Wszyscy do Owsiaka, pardon- Otwocka- chodziło o to, że rosyjscy kierowcy domagają się 30 milionów odszkodowań za dyskryminację przez polskie służby na polskich drogach? Nie jest to oczywiście przypadek, że są dyskryminowani, bo że są to wiadomo- ale że właśnie teraz, gdy referendum demokratyczne na Krymie wyszło na korzyść Federacji Rosyjskiej i Rosja nakłada embargo na wieprzowinę. Jest to ścisły związek. Jak Kuba Bogu- tak Bóg Kubie. Nasze” elity” z Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości doprowadzą do pogroszenia się i tak złej sytuacji gospodarczej Polski.. Co będzie z polskimi producentami? Jak dobrze pójdzie, to rządzący Polską dopłacą producentom do poniesionych strat. A skąd dopłacą? Z budżetu państwa. Czyli jak zwykle za hucpę wobec Federacji Rosyjskiej zapłacimy wszyscy… chyba wszyscy powinni znaleźć się w Otwocku- ale tylko z pasożytniczej warstwy rządzącej… bo przecież nie zwykli” obywatele”, chociaż oni też nie są bez winy. W końcu ktoś wybiera tych, którzy za nas decydują. Od dwudziestu pięciu lat nie w naszym interesie! WJR

Resort deprawacji narodowej

1. Wczoraj w Sejmie w ramach punktu obrad: „Pytania w sprawach bieżących”, miała miejsce debata poświęcona programowi realizowanemu przez szkoły powiatu wołomińskiego pod nazwą „Szkoła przyjazna rodzinie”. Otóż w sytuacji kiedy organy prowadzące te szkoły (samorządy gminne i samorząd powiatowy), zdecydowały się na przystąpienie do tego programu i sprawa ta stała się głośna w skali całego kraju, natychmiast zareagował resort edukacji, który za pośrednictwem wojewody mazowieckiego, zarządził kontrole właśnie w tych szkołach. Właśnie w tej sprawie posłowie klubu Prawa i Sprawiedliwości Jadwiga Wiśniewska i Jarosław Zieliński, zdecydowali się na zadanie pytania w sprawach bieżących adresowanego do minister edukacji Joanny Kluzik – Rostkowskiej. Pytanie dotyczyło podstawowej kwestii dlaczego w sytuacji kiedy założeniem wspomnianego programu jest troska o wychowanie dzieci w tradycyjnych wartościach rodzinnych, wyrosłych z chrześcijańskich korzeni Europy i nauczania Jana Pawła II, resort edukacji przystępuje do działań kontrolnych, które na odległość „pachną” szykanami wobec szkół, które przystąpiły do programu.

2. Byłem obecny na sali sejmowej w momencie kiedy minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska, odpowiadała na to pytanie i byłem ogromnie zaskoczony, że nie zważając na obecnie obowiązujące uregulowania prawne, próbowała udowodnić, że to samorządy prowadzące wspomniane szkoły, złamały obowiązujące prawo. Pani minister zwracała uwagę, że program „Szkoła przyjazna rodzinie”, nie jest znany w szczegółach i w związku z tym jest ona zobowiązana aby zbadać dlaczego wspomniane szkoły zdecydowały się do niego przystąpić, zwłaszcza, że nie było potwierdzenia, kto pokryje koszty jego realizacji. Okazuje się, że to fałszywa troska, bo resort edukacji przekazuje samorządom, subwencję oświatową, której podstawą jest przede wszystkim ilość uczniów uczęszczających do szkół na terenie danej gminy i nie interesuje się jakie ostatecznie koszty one ponoszą aby sfinansować pełne wydatki związane z utrzymaniem tych szkół. W tej sytuacji wyrażone z trybuny sejmowej zaniepokojenie minister Kluzik-Rostkowskiej, że przystąpienie do programu może wiązać się z dodatkowymi wydatkami, których nie będzie komu pokryć, jest martwieniem się zdecydowanie na wyrost, ponieważ to samorządy będące organem prowadzącym, zobowiązują się do pokrycia wszystkich wydatków swoich placówek oświatowych.

3. W tej sprawie jest jeszcze jedno poważne zastrzeżenie. Mianowicie chodzi o wątpliwości minister Kluzik-Rostkowskiej co do zwartości programu „Szkoła przyjazna rodzinie”. Z niejasnych powodów szefowa resortu edukacji sądzi, że program który jest ukierunkowany na poszanowanie wartości tradycyjnych, jest głęboko zakorzeniony w naszej kulturze, w pozytywnych wartościach, wzmacnianiu rodziny, promowaniu małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, kształtowaniu postaw odpowiedzialności obywatelskiej i patriotyzmu, przeciwdziałaniu uzależnieniem i patologiom, wreszcie deprawacji i demoralizacji młodzieży, jest to program, który może szkodzić młodym Polakom. Pani minister wykorzystując wojewodę mazowieckiego i mazowieckiego kuratora oświaty, będzie nękać wspomniane szkoły kontrolami, bo program nie jest zgodny z ideologią propagowaną przez rząd Donalda Tuska.

4. W tej sytuacji posłowie Prawa i Sprawiedliwości określili ministerstwo Joanny Kluzik-Rostkowskiej jako „resort deprawacji narodowej”, ponieważ akurat jeżeli chodzi o propagowanie w szkołach tzw. ideologii gender, nie tylko temu nie przeciwdziała ale wręcz przeciwnie, tego rodzaju programy promuje i współfinansuje. Pani minister nie była w stanie tego zróżnicowanego podejścia do tych dwóch różnych programów wyjaśnić, a zarządzenie kontroli w szkołach powiatu wołomińskiego charakteryzowała troską o finanse jednostek samorządu terytorialnego i realizację zadań szkolnictwa wynikającego z Konstytucji RP. W tej sytuacji określenie ministerstwa edukacji narodowej, resortem deprawacji narodowej, jest jak najbardziej właściwe tyle tylko, że po blisko 7 latach rządów Platformy i PSL-u, brzmi to szczególnie smutno. Kuźmiuk

Agorowe dzieci Czwarta rocznica tragedii w Smoleńsku dopiero za tydzień, ale już każdy ją czci w sposób, jakiego należało się spodziewać. Pan Lasek wyciąga z rękawa nowe "dowody" na naciski i obecność generała tam, gdzie jej nie stwierdzono, pan Macierewicz ­- na wybuchy, a "Gazeta Wyborcza", poza rocznicową porcją obelg, postanowiła uczcić ją także specjalnym "cyklem reporterskim" poświęconym "posmoleńskim dzieciom" w mediach. Okazał się on taką dziennikarską katastrofą, że aż miło popatrzeć i choćby pokrótce odnotować. Chodziło o to samo co zawsze - "my" jesteśmy fajni i uczciwi, a "oni" to oszołomy i podejrzane typy. Oszołomy, bo twierdzą, że w Smoleńsku coś się stało wartego, by stale do tego wracać, a podejrzane, bo pisząc o tym, zarabiają kasę. Dowodem mającej miejsce ohydy ma zdaniem gazety być fakt, że bezpośrednio po tragedii nakłady gazet dociekających przyczyn znacznie wzrosły. Powodem do złośliwej radości dla czytelnika GW ma być z kolei fakt, że potem zmalały i obecnie media kierujące się do odbiorcy niechętnego władzy i salonom muszą o niego ostro walczyć. Problematyczna sensacja, bo równie dobrze można by robić zarzut TVN 24, że wystartował dzięki zamachowi na WTC, czy jego nowej mutacji, że  nadspodziewanie udany debiut zapewniła im rewolucja na Ukrainie i napaść "nieznanych sprawców" na Krym. Kiedy swego czasu pracowałem dla TVP Info, mieliśmy powódź, i natychmiast oglądalność kanału wzrosła dwukrotnie; kiedy beatyfikowano Jana Pawła II bardzo wzrosła sprzedaż "Gościa Niedzielnego" i "Niedzieli’. Żadna to sensacja, podobnie jak i fakt, że po jakimś czasie zainteresowanie maleje. Jeśli w tzw. międzyczasie liczba podmiotów w danym segmencie rynku wzrosła, to i konkurencja między nimi musi być ostrzejsza. Usiłując mimo to wykrzesać z niczego emocje, sięgnęła GW po skojarzenie z głośną książką "Resortowe dzieci" - godłem cyklu stała się jej przerobiona okładka, w której twarze Lisa, Olejnik etc. zastąpiono twarzami ojca Rydzyka, Sakiewicza, a także Pawła Lisickiego i moją. Ten dobór twarzy symbolizuje generalny zamysł publikacji, której głównym celem jest wsadzenie wszystkich przeciwników jedynie słusznej opcji do jednego wora z napisem "sekta smoleńska" i zbudowanie w umysłach targetowego leminga prostej propagandowej konstrukcji: wszyscy którzy wierzą w zamach to wariaci, wszyscy, którzy są przeciwko nam, wierzą w zamach. Ponieważ jest to oczywista nieprawda, autorzy nie mają innego wyjścia niż manipulować, wyrywać z kontekstu, przekłamywać, naginać i tak dalej - w końcu jesteśmy w "Wyborczej". "Posmoleński" okazuje się więc i Rydzyk, cokolwiek by o nim mówić, na pewno autonomiczny względem Kaczyńskiego, nie mówiąc o Macierewiczu, i bliższy raczej Korwinowi niż Kaczyńskiemu, "Nowy Ekran", i nawet kreatura Grasia i innych kolesiów z PO ­- Grzegorz Hajdarowicz. Ludzie, którzy zawsze dystansowali się od hipotezy zamachu i krytykowali jej głosicieli, w wielu wypadkach atakowani za to jako zdrajcy czy agenci WSI przez radykałów, tutaj cytowani są jako rzekomi "pisowcy" tak, aby stworzyć wrażenie, że dokonali jakiejś wolty i utracili wiarę w zamach dopiero ostatnio, bo tak "Wyborczej" pasuje do tezy. Do tego prawdziwą przyjemność uprzedzonemu czytelnikowi sprawia obserwowanie kompletnej nieporadności autorów, którzy tak naprawdę nic o środowisku "prawicowych" dziennikarzy nie wiedzą, mylą podstawowe sprawy i popełniają śmieszne błędy rzeczowe, z których mnie oczywiście najbardziej rozśmieszyło zaprezentowanie mnie, Bóg jeden wie, na jakiej zasadzie, jako "literata i biznesmena". Ale to wszystko pikuś. Tak naprawdę wartym odnotowania czyni ten "cykl reporterski" tylko nazwa. Sięgnięcie po "Resortowe dzieci" to bowiem ze strony GW prawdziwe odstrzelenie sobie stopy. I mniejsza o to, że sprzeczne jest z logiką tekstu, który ma dowodzić, jakoby chwilowa pokupność mediów opozycyjnych to wyłącznie zanikający już efekt tragedii sprzed czterech lat - a ilustrowany jest sztandarowym przykładem "prawicowego" sukcesu sprzedażowego nie mającego ze Smoleńskiem nic wspólnego. Sięgając po okładkę książki, która już sprzedała się w nakładzie większym od przeciętnego nakładu "Gazety Wyborczej" (tak, tak - flagowiec "Agory" sprzedaje już tylko 170 tysięcy egzemplarzy, to oczywiście więcej niż "Gazeta Polska Codziennie", ale gdzież tu do dawnych trzystu, czterystu tysięcy - zwłaszcza, że nie sposób wskazać, by ci utraceni czytelnicy przerzucili się na agorowe produkty internetowe) ­- owoż, sięgając po "Resortowe Dzieci" bardzo dobitnie dokumentuje "Wyborcza", że utraciła swój podstawowy dawniej atut: siłę narzucania agendy. W początkach lat dziewięćdziesiątych słabe prawicowe bieda-pisemka wypełnione były niezliczonymi polemikami z tym, co wygłosiła michnikowszczyzna. To ludzie Michnika atakowali, wyznaczali tematy, mieli, mówiąc językiem wojny, inicjatywę strategiczną, a ich przeciwnicy mogli się tylko bronić. Kiedy oni chcieli coś wprowadzić do debaty publicznej - choćby sprawy takie, jak przeszłość Bronisława Geremka czy dyskretna "wizyta" Michnika w archiwach bezpieki - michnikowszczyzna mogła ich swobodnie i skutecznie "zamilczeć na śmierć".

Teraz jest już odwrotnie. I sprawa "resortowych" jest tego dobrym przykładem. Grupka prawicowych dziennikarzy wykreowała temat, a "Newsweek", "Polityka" i "Wyborcza" krążą wokół niego już od miesięcy. Oczywiście, starają się odszczekiwać i kąsać, parodiować, zaprzeczać, ale robią z cudzego, niewygodnego dla nich tematu okładki - bo muszą. Bo okładki z "resortowych dzieci" podnoszą im sprzedaż. A okładki, że Polska Tuska jest "fajna" - delikatnie mówiąc, nie. Proszę zwrócić uwagę, jak bojowo antypisowski kiedyś "Newsweek" ucieka dziś od polityki w banalne "tematy społeczne", zresztą wzorem swej bezpośredniej konkurencji. Leming już nie chce słyszeć, że PiS zły. Leming już nie chce słyszeć o PiS w ogóle. Nie przyznaje się jeszcze do błędu i głupoty, ale już chce przed tym pytaniem uciec w demaskatorskie opowieści o tym, że czasem odnosimy sukcesy a czasem nie, albo że niektóre kobiety uprawiają seks za pieniądze, albo niektórzy mężczyźni zdradzają swoje partnerki. Władzę ratują media elektroniczne i skutki nieudolności prawicowych polityków, która pozwoliła stworzyć w obecnym kuriozalnym kształcie Krajową Radę Radiofonii i Telewizji oraz cały system koncesyjny. Ale jeśli chodzi o słowo pisane, prorządowy agit-prop może się już tylko odgryzać.  Aż miło popatrzeć. Ziemkiewicz

Homolobby Nowi kapłani współczesnych niewolników ? Piotr Kościelniak „ Geje nie chcą firefoxa „....”Zwolennikom homoseksualnych małżeństw nie podobają się poglądy nowego szefa Mozilli. Więc bojkotują jej najważniejszy produkt — przeglądarkę Firefox. „...”Aktywiści gejowscy protestują przeciw obsadzeniu Brendana Eicha na stanowisku prezesa Mozilli.”....”Po ogłoszeniu nazwiska nowego prezesa, zarząd opuściła połowa jego członków „...” Duże portale sugerują zmianę przeglądarki na inną, „promującą otwartość na środowiska LGBT". Pracownicy firmy zaś wyrażają rozczarowanie poglądami nowego prezesa i demonstrują poparcie dla związków gejowskich. „....” Pracował w Netscape Communications (wtedy, gdy Netscape Navigator była najpopularniejszą przeglądarką internetową świata). Jest też głównym twórcą JavaScript — języka programowania stosowanego na stronach internetowych. Wydawałoby się, że gdzie jak gdzie, ale na stanowisko szefa Mozilli Eich pasuje doskonale.Ale Brendan Eich ma też wadę. Otóż w 2008 roku przekazał tysiąc dolarów (on sam, nie jego firma) na wsparcie zakazu homoseksualnych małżeństw w Kalifornii”....”Jeden z największych serwisów randkowych OK Cupid gdy wykryje, że użytkownik korzysta z Firefoksa radzi mu zmianę na inny program — np. konkurencyjne Chrome lub Internet Explorer. „Nowy szef Mozilli Brendan Eich jest przeciwnikiem równych praw dla par gejowskich. Dlatego wolelibyśmy, żeby nasi użytkownicy nie korzystali z programów Mozilli"......” Pracująca jako szefowa działu edukacji w Mozilli Christie Koehler (która na swojej stronie określa się jako m.in. pisarka, programistka, weganka, lesbijka i buddystka) oświadczyła zaś, że czuje się osobiście rozczarowana nominacją Eicha. „...”Kilka dni temu Mozilla wydała też specjalnie oświadczenie — o tym, że nie zamierza zmieniać swojego otwartego podejścia do osób LGBT „...”A sam Eich? Na swoim blogu zapewnia, że Mozilla podtrzyma wszystkie dotychczasowe zasady i będzie respektować równouprawnienie gejów „..(źródło )
Jakub Jałowiczor „Krasnoludki nie płacą . Lewice sponsoruje biznes Coca Cola sponsorowała Paradę Równości, Microsoft finansował kampanie na rzecz „ ślubów” homoseksualnych, a Konfederacja Pracodawców Lewiatan szukała sponsorów Kongresu Kobiet. Rewolucja obyczajowa kosztuje miliony. Lewica dostaje je od kapitalistów. „...”Walkę o przywileje dla homoseksualistów popierają najważniejsze firmy informatyczne. W czerwcu tego roku w paradzie homoseksualistów w San Francisco wzięła udział 700-osobowa grupa pracowników Facebooka. Przewodził jej twórca serwisu Mark Zuckerberg. „....”W Microsofcie działa oficjalnie grupa pracowników będących homoseksualistami GLEAM. Podobna grupę, zwaną Gayglers, ma Google. Prezes Apple'a, Tim Cook znalazł się na pierwszym miejscu listy najbardziej wpływowych gejów Stanów Zjednoczonych opublikowanej przez adresowany do homoseksualistów magazyn „Out”. Tim Cook nie opowiada publicznie o swoich upodobaniach seksualnych, ale nie oponował wobec publikacji pisma „Out”, a jego firma jest znana z poparcia dla ruchu na rzecz przemian obyczajowych. Najlepszym tego przykładem było wyłożenie 100 tys. dolarów na rzecz kampanii na rzecz utrzymania „ślubów” homoseksualnych w Kalifornii. „....”„Małżeństwa” gejowskie ustanowiono w tym stanie w 2008 r. Po kilku miesiącach obrońcy rodziny zaproponowali poprawkę do konstytucji stanowej, mówiącą, że tylko związek kobiety i mężczyzny może być w Kalifornii uznawany za małżeństwo. Zorganizowano w tej sprawie referendum. Oprócz Apple w walce przeciw poprawce wzięło udział kilka dużych firm oraz celebrytów. Według serwisu Lifesitenews.com, Levi's wpłacił na ten cel 25 tys. dolarów, a 100 tys, dał emerytowany szef Levisa Robert Haas. Twórcy Google Sergey Brin i Larry Page przeznaczyli na kampanię 140 tys. dolarów. Po 250 tys. dołożyli: Pacific Gas & Electric, Kalifornijskie Stowarzyszenie Nauczycieli oraz Kalifornijska Rada Pracowników Usług. Telekomunikacyjna firma AT&T dorzuciła 25 tys, a po 100 tys. dali Steven Spielberg i Brad Pitt. „....”Microsoft wsparł także inne referendum. W 2009 r. w Waszyngtonie głosowano w sprawie nadania różnym związkom, w tym homoseksualnym, praw małżeństw. Jak podaje bizjournals.com, firma Billa Gatesa przeznaczyła na kampanię 100 tys. dolarów. Akcję wsparł także Boeing,Nike oraz mniej znane w Polsce Puget Sound Energy(elektryka i gaz), RealNetworks (oprogramowanie komputerowe) i Vulcan Inc (fundusz inwestycyjny należący do Paula Allena, jednego z założycieli Microsoftu). Na kampanię zebrano w sumie 780 tys. dolarów.Firmą z branży informatycznej wspierającą środowiska homoseksualne jest też IBM, który w 2010 r. został głównym sponsorem Parady Równości w Warszawie.”....”Paradę Pride London w 2012 r. wsparła sieć Tesco, a także Smirnoff. Kilka lat wcześniej podobny marsz w Bolonii finansował Mercedes Benz. W Brazylii, gdzie w tym roku ustanowiono „śluby” homoseksualne, tradycyjnym sponsorem marszów gejowskich jest naftowy gigant Pétrobras. Przedsiębiorstwo w 2011 r. zajęło 8. miejsce na liście najdroższych firm świata „....”Oprócz paliwowego molocha pieniądze na manifestacje wykłada rokrocznie państwowy bank Caixa Econômica. „....”Lista firm wspierających gejów w Polsce nie kończy się na wspomnianym już IBM. W 2006 r. Paradę Równości w Warszawie sponsorowała Coca Cola. „....”W 2010 r. do kieszeni sięgnęły Hotel Westin, biuro podróży Mazurkas Travel oraz First Class Fitness. W lewicowe projekty społeczne zaangażowana jest także Konfederacja Lewiatan. .(więcej )
Autor skandalizującej powieści „Lubiewo” Michał Witkowski potwierdził istnienie lobby homoseksualnego w instytucjach kulturalnych. W jego opinii ułatwia mu to funkcjonowanie w świecie artystycznym.”...”Lobby gejowskie istnieje. To jest tak, że na przykład w instytucjach kulturalnych masz łatwiej. Wszędzie są cioty, gdzie nie spojrzeć. Może nie w górnictwie, nie wiem. Ale już w teatrach, czy wszędzie, gdzie chcesz coś wystawić, w telewizjach, no wszędzie są cioty. Do mnie się odnoszą bardzo dobrze i jest mi łatwiej – podsumował Witkowski.”....”Pisarz przyznał, że w ostatnim czasie otrzymał zaliczkę w wysokości pół miliona złotych. Jego książka, określana przez autora jako „powieść przygodowo - obyczajowa z życia ciot”, została przetłumaczona na dwadzieścia języków. Angielski przekład książki nominowany był do The Independent Foreign Fiction Prize. Pisarz – homoseksualista jest także finalistą Nagrody Literackiej NIKE 2006 i laureatem Paszportu „Polityki”.....(źródło )
Jakub Pacan „ Janusz Palikot nie ustaje w wysiłkach zaprowadzenia w Polsce oświeceniowej utopii idealnego społeczeństwa wyzwolonego z religijnych przesądów i nietolerancji. W najbliższych dniach ukaże się jego nowa książka „Zdjąć Polskę z krzyża". ….”„Popieraliśmy politykę represji, często okrutnych, widząc w niej drogę do »nowego wspaniałego świata«, oskarżaliśmy Kościół o reakcyjność i wszystkie inne grzechy główne, nie bacząc na to, że w atmosferze totalitarnego zniewolenia Kościół bronił prawdy, godności i wolności człowieczej" – pisał w książce „Kościół, lewica, dialog" Adam Michnik. Wielokrotnie podkreślał w tamtym czasie rolę Kościoła jako obrońcy praw człowieka i strażnika narodowych wartości. „...”„Nawet ci z nas, którzy świadomie odrzucili wszelkie wierzenia religijne bądź po prostu nigdy nie zwracali na nie uwagi, żywią ukrytą gotowość, czy nawet półświadomy przymus, poszukiwania ładu w tym gigantycznym stosie rupieci, który nazywamy historią ludzkości" – pisał w „Jeśli Boga nie ma" Leszek Kołakowski. „.....”„Demokratycznie ustalonej formy wolności nie da się już dzisiaj bronić taką czy inną formą prawa. Zagadnienie dotyczy bowiem samych podstaw. Chodzi mianowicie o to, kim jest człowiek i jak może on żyć właściwie jako jednostka i jako wspólnota" – pisał kard. Ratzinger. „....”Jeden z twórców nowej lewicy Theodor Wiesengrund Adorno, zapytany kiedyś, czy zagląda do Biblii, która zawsze leży na jego biurku, odpowiedział: „Nigdy! Gdybym zajrzał do niej tylko raz, od razu zostałbym chrześcijaninem". Jean-Paul Sartre z kolei nie wytrzymał grozy śmierci i w ostatniej godzinie życia przystąpił do sakramentu pokuty. „....”Parafrazując wers Kazimierza Wierzyńskiego z utworu „Filozofia", Bóg „mieszka za darmo w każdym z nas". Czy tego chcemy czy nie, czy przyjmujemy tę prawdę do wiadomości czy nie, Bóg nigdy nie zostanie usunięty z historii myśli ludzkiej. „...(źródło)
Jarosław Kaczyński „Nie możemy powiedzieć, że nastąpiło związanie polskiego porządku prawnego z chrześcijaństwem, z katolicyzmem. Ta konstytucja nie zaczyna się, jak powinna się zaczynać: w imię Boga wszechmogącego - podkreślił oklaskiwany prezes PiS. „....”sukces Kościoła podważałby postkomunistyczny porządek społeczny. „....”dawnego systemu broni m.in. "dawny społeczny zasób o tradycjach antyklerykalnych" uzupełniony przez "bardzo daleko idące wsparcie zewnętrzne". Jak wyjaśnił, chodzi o "zasób europejski", czyli Unię Europejską, a także organizacje związane z Narodami Zjednoczonymi. „....”w dyskusji nad nową organizacją państwa po 1989 r. elity odrzuciły m.in. koncepcję Jana Pawła II, który w 91 r. sformułował propozycję odwołującą się do dekalogu, ale też uniwersalizującą polski katolicyzm i polską katolicką tożsamość. Elity te, jak mówił Kaczyński, w dużej części ukształtowane były przez komunizm, w innej - wywodziły się z akcji dysydenckich wobec komunizmu, w jeszcze innej były związane z agenturą, a w ostatniej - były związane z "liberalizmem integralnym", czerpiącym m.in. z permisywizmu obyczajowego. „..(więcej)
tezy Fukuyamy. „Wczesne państwa europejskie sprawowały sądy, ale nie dyktowały praw.Źródła praw tkwiły gdzie indziej :,albo w religii ...albo w zwyczajach plemion lub innych społeczności lokalnych . Wczesne państwa europejskie ustanawiały niekiedy nowe prawa , ale ich władza i prawomocność wynikały raczej ze zdolności do do bezstronnego egzekwowania praw niekoniecznie będących ich własnym wytworem. „...”To rozróżnienie pomiędzy prawem i prawodawstwem jest kluczowe dla zrozumienia samych rządów prawa „....”...prawo to zbiór abstrakcyjnych zasad sprawiedliwości , pełniących funkcję spoiwa określonej społeczności . W społeczeństwach przednowoczesnych uważano ,że prawo ustanowione zostało przez władzę wyższą niż jakikolwiek ludzki prawodawca :bóstwo , odwieczny zwyczaj lub naturę .Prawodawstwo natomiast odpowiada temu , co dziś nazywamy prawem pozytywnym , i stanowi pochodną władzy politycznej „.....”O rządach prawa można można mówić jedynie tam , gdzie istniejący uprzednio zbiór praw ma wyższość nad prawodawstwem , co oznacza , że jednostka sprawująca władzę polityczną czuje się związana prawem . Nie chce przez to powiedzieć, że sprawujący władzę prawodawczą nie mogą tworzyć nowych praw .Jeśli jednak mają one funkcjonować w ramach rządów prawa , ich rozporządzenia muszą być zgodne z istniejącym prawem , a nie dyktowane wyłącznie widzimisię. „..”Rządy prawa stanowią odrębny składnik ładu politycznego nakładający ograniczenia na władzę państwa „...(więcej)
Profesor Ferguson uważa ,że polityczna poprawność jest „ religią państwową „ Zachodu . Profesor D'Alemo systemy takie jak polityczna poprawność określa jak religie polityczne . Socjalistyczna polityczna poprawność jest bękartem dwóch innych totalitarnych socjalizmów . Niemieckiego socjalizmu Hitlera i rosyjskiego socjalizmu Stalina . „...(więcej
Profesor Roberto de Mattei  w tekście zatytułowanym „Unia Europejska - banda rozbójników?„ Takie pojmowanie prawa, którego najwybitniejszym teoretykiem był w XX wieku austriacki prawnik Hans Kelsen (1881-1973), legitymizuje porządek legislacyjny jedynie "wydajnością prawną" danej normy bądź praktyką jego stosowania „....”Benedykt XVI jednak w swoim orędziu wygłoszonym w niemieckim parlamencie 22 września 2011 roku skrytykował wprost pozytywizm prawny Kelsena, wskazując, że z tej właśnie koncepcji wyrósł narodowy socjalizm„...”W Unii Europejskiej, podobnie jak w innych wielkich instytucjach międzynarodowych, nadrzędnym źródłem prawa jest norma produkowana przez prawodawcę. Na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci, w oparciu o tę zasadę, prawodawcy ustanawiają subiektywne "nowe prawa", takie jak legalizacja aborcji czy układów homoseksualnych, zastępując nimi tradycyjne prawa człowieka zakorzenione w niezmiennym i obiektywnym prawie naturalnym. „...."Parlament Europejski, na czele którego stoiobecnie socjalista Martin Schulz, słynny ze swojego nieumiarkowania, zdecydował wystąpić do Komisji Europejskiej o ukaranie przed sądem europejskim konstytucji i praw wprowadzonych przez rząd Orbána jako sprzecznych z traktatami "....”rząd węgierski postanowił zagwarantować w nowej ustawie zasadniczej kraju zasadę obrony życia, małżeństwa i rodziny. Rzeczywiście, nowa konstytucja uznaje rodzinę za "bazę konieczną do przetrwania narodu", deklarując, że "Węgry będą chronić instytucję małżeństwa rozumianego jako związek małżeński mężczyzny i kobiety", oraz obiecuje, że "życie ludzkie będzie chronione od momentu poczęcia". „.. (więcej )
Jarosław Kaczyński „ ” Jeśli myśleć o polskich sprawach i analizować je w chłodny sposób, to wracamy do prawdy podstawowej: nie ma Polski bez Kościoła, bo Kościół jest jedynym w Polsce dzierżycielem systemu wartości, który Polacy znają. …..(więcej )
Zacznijmy od korporacji . Co to oznacza, że Apple , cz Facebook, czy Google wspierają homobby . Dla wielu osób korporacje to abstrakcyjne byty , w których decyzje podejmują znani z nazwiska menadżerowie Ale tak nie jest. Tak naprawdę korporacje, to ich właściciele , czyli rody oligarchów takich jak Rotshchildowie, , Du Pontowie, Rockefellerzy , Morganowie i kilkadziesiąt innych . Dyrektorzy prezesi to zwykli pracownicy , którzy w każdej chwili mogą być zrzucenie przez stojących w cieniu właścicieli w niebyt . I nie łudźmy się ,że tacy ludzie jak Gates , czy nawet Buffet należą do tej oligarchii . Według obliczeń chińskiego naukowca Hogbina majątek rodziny oligarchów Rotshchildów wynosi 60 bilionów dolarów . Zarządzają tym poprzez fundusz powierniczy . Nikt nie wie ile wynosi majątek innych oligarchów , na przykład Rockefellerów . Oficjalnie najbogatsi ludzie świata , Gates i Buffet posiadają po około 60 miliardów .Oznacza to że Rotshchildowie posiadają majątek tysiąc razy większy . To pokazuje tylko ,że tak naprawdę my nic nie wiemy o współczesnych władcach tego świata . Istnieje bardzo ścisła korelacja pomiędzy skala homoseksualizacji prawa , władzy i panującej ideologi ,a budową systemu totalitarnego , wyniszczaniem religii i wiążącym się z tym upadkiem gospodarczym i cywilizacyjnym, czego najlepszym przykładem jest Unia Europejska i USA Nie tylko warto , ale należy sobie zadać pytanie dlaczego wszystkie wielkie religie . Judaizm , chrześcijaństwo , islam, hinduizm , czy konfucjanizm ( tutaj akurat brakuje Boga osobowego ) nie aprobowały i dyskryminowały homoseksualizm . Czy po prostu istnienie silnego homolobby , niezależenie od tego w jakim czasie istniało nie niszczyło społeczeństwa w którym zaczynało odgrywać silną rolę. Z wyjątkiem chrześcijaństwa religie dopuszczały poligamie , w formie poligyni , poliandrii , wiele żon , lub wielu mężów , pedofilie , czyli ślub z dzieckiem , kazirodztwo , ale nie obejmującego rodziców i dzieci ,ale żadna nie akceptowała homoseksualizmu Czy przypadkiem jest ,że pierwszym teoretykiem państwa totalitarnego był homoseksualista Platon. Tak naprawdę my wiemy bardzo o mało tym jak funkcjonuje i ewoluuje społeczeństwo Profesor Staniszkis pisała strukturach istniejących we współczesnych społeczeństwach . Jaki wpływ, pozytywny , czy negatywny dla wolności obywateli , ich bogactwa i ładu politycznego i ideologicznego ma istnienie lub nie silnych struktur homoseksualnych, nazywanych lobby homoseksualnym. I dlaczego wielcy oligarchowie, którzy jak widzimy przy użyciu swoich koncernów w sposób niezwykle energiczny wspieraj nie tylko budowę potężnego homolobby, ale również w sposób bezwzględny niszczą wszystkich myślących inaczej . Jest to tym bardziej ciekawe ,że na przykład tacy Rothschildowie są pobożnymi żydami , czyli dla nich homoseksualizm jest grzechem Polityczna poprawność, którą profesor Ferguson nazwał religią państwową Europy wymaga kapłanów, a nowe niewolnictwo m którego ideologią jest polityczna poprawność wymaga nowych nadzorców Dlaczego Rosja, cała Azja, ogromna część Afryki nie dopuszcza do powstania silnych struktur homolobby poprzez dyskryminacje homoseksualistów Czy mamy obowiązek wprowadzić muzułmańskie prawo szarii w Polsce sankcjonujące ich styl życia i wyznawaną religię. Czy w ten sposób dyskryminujemy muzułmanów . I czy to samo nie dotyczy homoseksualistów ich ideologii Marek Mojsiewicz

Łukasz Warzecha dla WP.PL: homo dżihad kontra Mozilla Totalitaryzm ma to do siebie, że w warstwie propagandy chętnie posługuje się opowieściami o wolności i swobodzie. Dotyczy to również działań homolobby - środowiska bezwzględnie tępiącego swoich oponentów. Im bardziej brutalne metody szantażu wobec przeciwników stosuje, tym więcej jest mowy o tolerancji, wolności i możliwości swobodnego prezentowania swoich poglądów. A macki lobby homoseksualnego sięgają właściwie wszystkich dziedzin życia. Także nowoczesnych technologii - pisze Łukasz Warzecha w felietonie dla WP.PL. Blogowy wpis Mitchell Baker, członkini zarządu Fundacji Mozilla, odpowiadającej za jedną najpopularniejszych na świecie przeglądarek internetowych – Firefox – jest jakby żywcem wzięty z głębokich czasów sowieckich, gdy błądzący towarzysze zmuszeni byli do składania samokrytyki. Mozilla jest dumna z trzymania się wyjątkowo wysokich standardów, lecz w ubiegłym tygodniu to nam się nie udało. Rozumiemy, czemu ludzie czują się dotknięci i źli – i mają rację: nie byliśmy wierni sami sobie. Nie zachowaliśmy tak, jak można by tego oczekiwać po Mozilli. […] Przepraszamy. Musimy się bardziej starać. […] Mozilla wierzy tak samo w równość, jak i w wolność słowa. […] Nasza kultura organizacyjna odzwierciedla różnorodność i otwartość. Przyjmujemy wkład od każdego, niezależnie od wieku, kultury, narodowości, płci, identyfikacji płciowej, języka, rasy, orientacji seksualnej, miejsca pobytu i poglądów religijnych. Mozilla wspiera równość dla wszystkich. Nasi pracownicy prezentują najróżniejsze poglądy. Wyznawana przez nas kultura otwartości oznacza zachęcanie pracowników oraz społeczności do publicznego okazywania swoich przekonań i zapatrywań. Ma to na celu wyróżnienie Mozilli spośród innych firm i utrzymanie wyższego standardu. Jednakże tym razem nie słuchaliśmy, nie zaangażowaliśmy się i nie podążyliśmy za naszą społecznością. […] Z kryzysu wyjdziemy z poczuciem ubogacenia i pokorą – nasza wielka, globalna i różnorodna społeczność czyni Mozillę szczególną i pomoże nam wypełniać misję. Dzięki waszemu zaangażowaniu jesteśmy silniejsi. Ten bełkot sam w sobie jest niesamowity – pokazuje, że sowieckie w swojej istocie obyczaje pojawiają się całkiem spontanicznie tam, gdzie polityczna poprawność zbiera swoje żniwo, niszcząc zdrowy rozsądek i każąc wyzbywać się własnych poglądów. O co w tym wszystkim chodzi? Otóż 24 marca Mozilla powołała nowego prezesa. Został nim Brendan Eich, znany amerykański programista, od 2003 r. związany z fundacją. Długo prezesem nie pobył. Homolobby szybciutko prześwietliło nowego prezesa i odkryło – o zgrozo – że dawno temu wspomógł sumą tysiąca dolarów organizację Prop 8, sprzeciwiającą się wprowadzeniu w Kalifornii "małżeństw" jednopłciowych. Zaczęła się kampania nacisków, w której wzięły udział zarówno organizacje homoseksualistów, jak i pojedynczy aktywiści, dotąd biorący udział w pracach fundacji, a teraz ją bojkotujący. Eich i Fundacja Mozilli mógł zapewniać, że nie ma nic przeciwko ruchowi LGBT, że nie chce żadnej dyskryminacji, a jego prywatne poglądy nie mają najmniejszego wpływu na działanie fundacji. Wojujący homoseksualiści znaleźli sobie cel i doprowadzili do tego, że 3 marca nowy prezes i zarazem współtwórca całej fundacji podał się do dymisji. Ogłosił również, że całkowicie opuszcza Mozillę, co zresztą po takiej akcji nie dziwi. Jak zatem odczytywać blogowy wpis pani Baker? Chyba tylko tak, jak chcieliby rozumieć tolerancję również nasi rodzimi aktywiści ruchu walki o "prawa" (a tak naprawdę dominację) homoseksualistów: Tolerancja i swoboda głoszenia poglądów - proszę bardzo. Pod warunkiem, że są to poglądy "tolerancjonistyczne". Jeśli przypadkiem są konserwatywne - miejsca dla nich nie ma. Przy czym - co warto zauważyć - w przypadku Eicha nie mówimy nawet o aktywiście ruchu sprzeciwu wobec homoekspansji. Mówimy o zwykłym, normalnym człowieku, który kiedyś postanowił wspomóc stosunkowo niewielką sumą organizację, promującą bliskie mu idee. Nie totalitarne, nie antydemokratyczne, ale doskonale mieszczące się w ramach demokratycznej debaty. Pechowo dla niego - są to akurat idee konserwatywne. Odchodząc ze stanowiska, Eich pokazał klasę. To nie on, ale Mozilla straciła. Można się tylko domyślać, że członkowie zarządu wywierali w tej sprawie na nowego prezesa sporą presję, namawiając go do dymisji w imię interesu całego projektu. Tak się bowiem składa, że na konkurencyjnym rynku technologicznym, gdzie wojna pomiędzy przeglądarkami internetowymi jest jedną z najostrzejszych, wszyscy rywale Firefoksa idą dokładnie według linii politycznej poprawności. Niektórzy twierdzą, że w sprawie Eicha nie ma nic nadzwyczajnego - ot, zwykły bojkot konsumencki, który tym razem okazał się skuteczny. Można by tak uznać, gdyby od Firefoksa zaczęli się odwracać masowo jego zwykli użytkownicy (w Polsce to wciąż najpopularniejsza przeglądarka), nic takiego jednak nie zaszło. Można spokojnie założyć, że poglądy prezesa Eicha na kwestię "praw" homoseksualistów większość użytkowników przeglądarki obchodziłyby tyle, co wielkość mongolskiego PKB. Mieliśmy więc do czynienia z mechanizmem wielokrotnie wypróbowanym przez homodżihadystów: presję wywierały kręgi bardzo niewielkie, ale nieproporcjonalnie wpływowe. Są w tej sprawie jednak pewne plusy. Pierwszy to taki, że jeśli ktoś naprawdę szanuje wolność słowa i brzydzi się totalitarnymi zapędami homolobby, strojącego się w piórka tolerancji, może przeprowadzić własny bojkot konsumencki. Wystarczy przerzucić się na inną przeglądarkę. Drugi to ten, że akcja przeciwko Brendanowi Eichowi była tak arogancka i tak bardzo przypominała sowieckie praktyki, że wywołała niesmak nawet u bardziej przytomnych przedstawicieli środowisk homoseksualnych. Andrew Sullivan (konserwatywny myśliciel i publicysta, praktykujący katolik, a zarazem homoseksualista, nie kryjący się ze swoją orientacją - tak, taki ktoś istnieje naprawdę) napisał na swoim blogu:
Człowiek, który miał odwagę, aby zrealizować swoje prawa, wynikające z Pierwszej Poprawki i wspomógł Prop 8 w Kalifornii kwotą 1000 dolarów, został właśnie oskalpowany przez niektórych gejowskich aktywistów. [...] Cała sprawa wywołuje mój niesmak, tak jak powinna wywołać niesmak każdego, kto życzy sobie społeczeństwa tolerancyjnego i różnorodnego. Jeżeli tak dzisiaj ma działać ruch gejowski - uprawiając polowanie na naszych oponentów z fanatyzmem porównywalnym jedynie z religijną prawicą - to ja się na to nie piszę. Jeżeli naszym celem ma być likwidowanie wolności słowa innych, to znaczy, że nie jesteśmy lepsi niż antygejowskie zbiry, które działały przed nami. Sullivan apeluje o opamiętanie, ale na próżno. Forsowanie totalitarnych metod uciszania przeciwników leży w samej naturze ruchu "praw" homoseksualistów. Łukasz Warzecha

Mądrości etapu Uważne obserwowanie wydarzeń politycznych pozwala zrozumieć, na czym polega słynna „mądrość etapu”. Mądrość etapu różni się od zwyczajnej mądrości tym, że o ile zwyczajna mądrość jest stała, to mądrość etapu jest zmienna. W ramach zwyczajnej mądrości, jeśli coś jest dobre, to pozostaje takie raz na zawsze, podczas gdy w ramach mądrości etapu raz jest dobre i jedynie słuszne, a znowu innym razem niedobre i głęboko niesłuszne. Weźmy na przykład taką sytuację na Ukrainie. Gdybyśmy czerpali wiedzę o tych wydarzeniach wyłącznie z tak zwanych niezależnych mediów, to mogłoby nam się wydawać, że dokonany tam polityczny przewrót był spontanicznym dziełem zagniewanego ludu, który umiłował demokrację i Unię Europejską. Aliści okazało się niedawno, że swoją kandydaturę na ukraińskiego prezydenta wystawił Petro Poroszenko, oligarcha będący nie tylko „królem czekolady”, ale również - głównym sponsorem Majdanu! Skoro Petro Poroszenko był głównym sponsorem Majdanu, to znaczy, że Majdan był sponsorowany, czyli że tamtejsi „aktywiści” - jak ich jeszcze do niedawna nazywały niezależne media - zbuntowali się przeciwko tamtejszemu tyranowi nie tylko z miłości do demokracji i Unii Europejskiej, ale również, a może nawet przede wszystkim, w ramach płatnego zlecenia. Dlaczego Petro Poroszenko zasponsorował Majdan, to znaczy - dlaczego zainwestował i to spore pieniądze w ukraiński przewrót - tego oczywiście nie wiemy, podobnie jak nie wiemy, jaki użytek zrobi z prezydentury, kiedy już wygra wybory - bo że wygra, to chyba pewne, bo trudno sobie wyobrazić, że skoro potrafił dopilnować prawidłowego przebiegu rewolucji, to nie potrafi dopilnować głupich wyborów. Co z tej prezydentury będzie miał - to jedna sprawa, ale drugą sprawą jest to, że w takim razie nasi Umiłowani Przywódcy, którzy jeździli na Majdan i wnosili tam różne okrzyki, tak naprawdę działali na rzecz pana Petra Poroszenki, a okoliczność, że czynili to w nieświadomości, z jednej strony ich usprawiedliwia, ale z drugiej - pogrąża. Od Umiłowanych Przywódców bowiem oczekiwalibyśmy trochę więcej spostrzegawczości tym bardziej, że nawet ja sam zwracałem uwagę na zagadkową okoliczność, że na Ukrainie tysiące ludzi porzuciło na kilka miesięcy zajęcia zarobkowe, na co na przykład naszych obywateli nie byłoby stać i dlatego jeśli nawet i demonstrują przeciwko rządowi, to tylko do wieczora, bo rano muszą pójść do pracy, żeby zarobić, jak to się mówi, na bułeczkę i masełko. Zresztą mniejsza o naszych Umiłowanych Przywódców, którzy teraz dla odmiany stręczą nam swoich faworytów do Parlamentu Europejskiego, gdzie uzyskanie mandatu pozwala nie tylko na rozwiązanie sobie problemów socjalnych, ale nawet, w przypadku parlamentarzysty zapobiegliwego - na założenie starej rodziny - bo ważniejsza z punktu widzenia mądrości etapu jest metamorfoza samych majdanowych „aktywistów”. Jeszcze niedawno „aktywiści” ci byli przez niezależne media, no i oczywiście - przez naszych Umiłowanych uważani za sól ziemi czarnej, najlepszą część ukraińskiego narodu. Tymczasem kiedy już się wyjaśniło, że pan Petro Poroszenko po prostu kupił sobie ten cały polityczny przewrót żeby zostać prezydentem Ukrainy, to na naszych oczach sprawdza się trafność porzekadła, że „Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść”. Niedawni szlachetni „aktywiści”, których nie mogli się nachwalić Umiłowani Przywódcy nasi i autorytety moralne, okazali się „nielegalnymi organizacjami”, w których ręce nie wiadomo jak wpadło „wiele tysięcy sztuk broni”, którą teraz minister spraw wewnętrznych ma im odebrać na podstawie postanowienia o rozbrojeniu „nielegalnych organizacji”. To oczywiście jest całkowicie zrozumiałe; skoro pan Petro Poroszenko kupił sobie przewrót polityczny na Ukrainie i zamierza zostać prezydentem tego państwa, to ten cały majdan z jego „aktywistami”, w dodatku uzbrojonymi w wiele tysięcy sztuk broni, jest mu tak samo potrzebny, jak psu piąta noga. Nic zatem dziwnego, że ukraińskie władze, które też musiały jakoś przez pana Petra Poroszenkę być zaaranżowane, w podskokach wykonują rozkaz rozbrojenia niedawnych płomiennych bojowników o wolność i demokrację, których mądrość etapu zdegradowała obecnie do roli uczestników „nielegalnych organizacji”, niemalże band zbrojnych. Stanisław Michalkiewicz

W przededniu dnia Stworzenia Ach, jakże trudna i pełna zasadzek jest demokracja, gdy światło nie jest wyraźnie oddzielone od ciemności! W takich sytuacjach niczego wyraźnie nie widać, więc ludzie przezorni - a któż w takich niepewnych czasach nie jest przezorny? - starają się ubezpieczyć na obydwie strony. Pamiętamy choćby wystąpienie pana pułkownika Szelaga z Prokuratury Wojskowej po ogłoszeniu przez „Rzeczpospolitą”, że na wraku samolotu, co to rozbił się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku znaleziono ślady trotylu. W kołach rządowych i w Salonie zapanowała konsternacja, jakby wszyscy myśleli, że zimny rosyjski czekista Putin właśnie przystąpił do wysadzania w powietrze nie tylko rządu premiera Tuska, ale i mocującej go w naszym nieszczęśliwym kraju soldateski, no i basującego jednym i drugim Salonu. Nawiasem mówiąc, obecne napięcie w stosunkach polsko-rosyjskich może przyczynić się do wyjaśnienia, co naprawdę stało się wtedy w Smoleńsku. Bo jeśli miał tam miejsce zamach, o który - jeśli już - to bardziej podejrzewałbym krajową soldateskę, niż ruskich szachistów - to Rosjanie musieliby o tym wiedzieć, jeśli nawet nie zawczasu, to ex post. W takiej sytuacji zimny rosyjski czekista Putin mógłby jednym słowem zmitygować zarówno robiącego groźne miny pana ministra Sikorskiego, jak i pozującego na strategosa pana prezydenta Komorowskiego, czy premiera Tuska. Wystarczyłoby ostrzegawcze podniesienie palca, czemu towarzyszyłyby słowa: „no - bo powiem!” - żeby z naszych Umiłowanych w jednej chwili wypuścić powietrze. Ale jeśli zamachu nie było, to nasi Umiłowani mogą dokazywać ile wlezie, to znaczy - na ile pozwoli im Nasza Złota Pani. Wyjątkiem jest pan prezes Kaczyński, który Naszej Złotej Pani chyba nie podlega, bo - jak mi wyjaśnił pewien sympatyzujący z PiS-em Czytelnik - „postawił na Amerykę i Izrael”. Co to konkretnie znaczy - trudno zgadnąć, bo na przykład nie wiemy nawet tego, czy pan prezes Kaczyński „stawiając na Izrael”, popiera izraelski zamiar wyszlamowania naszego nieszczęśliwego kraju z 65 miliardów dolarów pod pozorem „odzyskiwania mienia żydowskiego”, czy też nie popiera, a jeśli nie popiera - to czy Izrael stawia w Polsce akurat na niego, czy może - oczywiście bez jego wiedzy i zgody - jednak na kogoś innego? Warto przypomnieć, że mniej więcej przed rokiem bawił w Warszawie dyrektor utworzonego w 2011 roku przez rząd Izraela wespół z Agencją Żydowską zespołu HEART, pan Robert Brown, który przeprowadził rozmowy z 6 ministrami rządu premiera Tuska, m.in., w ministrem Rostowskim, Sikorskim i Gowinem oraz przedstawicielami „opozycji parlamentarnej”, więc chyba i z panem prezesem Kaczyńskim. Ponieważ celem zespołu HEART jest „odzyskanie mienia żydowskiego w Europie Środkowej”, to byłoby dobrze, gdyby zarówno pan Jarosław Gowin, jak i prezes Kaczyński, stręczący akurat Polakom swoich faworytów do Parlamentu Europejskiego, powiedzieli szczerze i otwarcie, co tam ustalili w panem Brownem podczas tych rozmów, po których, w wypowiedzi dla gazety „The Times of Israel” stwierdził on, że w sprawie wspomnianych roszczeń nastąpił „przełom”. Skoro przez cztery lata można rozhuśtywać emocjonalnie opinię publiczną sprawą Smoleńska, żeby wepchnąć faworytów PiS na parlamentarne synekury w Warszawie i w Brukseli, to dla równowagi można by też uchylić rąbka tajemnicy, co konkretnie w przypadku pana prezesa Kaczyńskiego oznacza „postawienie na Izrael” i ile to będzie Polskę kosztowało, kiedy już nasz wirtuoz intrygi swoim zwyczajem potknie się na końcu o własne nogi. Ale to na marginesie, bo zacząłem przecież o panu pułkowniku Szelągu, który, nie mając jeszcze pewności, czy zimny czekista Putin właśnie przystąpił do wysadzania w powietrze rządu, razwiedki i warszawskiego Salonu, czy też pan red. Gmyz napisał o tym trotylu na własna rękę, asekurancko powiedział, że wprawdzie obecność trotylu została „wykryta”, ale to nie oznacza, że „on tam był”. Dopiero gdy ku nieopisanej uldze wszystkich zainteresowanych okazało się, że na razie Putin jeszcze nie nacisnął guzika żadnej ze swoich „cudownych broni”, światło zostało od ciemności wyraźniej oddzielone, dzięki czemu i niezależna prokuratura skapowała, czego się ma trzymać i jak nawijać. Skoro takie rozterki targają Umiłowanymi w kraju, gdzie młoda demokracja już „zdała egzamin”, to cóż dopiero mówić o Ukrainie, gdzie światło z ciemnością jest przemieszane niczym w przeddzień pierwszego dnia Stworzenia? Toteż kiedy niezależny i samorządny ukraiński parlament dostał od Międzynarodowego Funduszu Walutowego rozkaz wprowadzenia pakietu antykryzysowego, od którego MFW uzależnia pożyczenie tamtejszemu rządowi kilkunastu miliardów dolarów gwoli zatkania dziury budżetowej o rozmiarach prawie 30 miliardów, to rano za pakietem głosowało 189 deputowanych na 450 i pakiet przepadł, ale wieczorem głosowało już 246 deputowanych i pakiet przeszedł. Co się stało między rankiem i wieczorem, jakich środków perswazyjnych użył posądzany - podobno niesłusznie - o żydowskie pochodzenie premier Arsenij Jaceniuk - tajemnica to wielka, chociaż nie od rzeczy będzie przypomnieć spostrzeżenie starożytnych Rzymian, że nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem. W ogóle wydaje się, że ukraińscy parlamentarzyści nie bardzo są pewni własnej pozycji w nowym demokratycznym porządku i kiedy licząca około tysiąca osób bojówka Prawego Sektora, w odwecie za zastrzelenie w Równem Aleksandra Muzyczki zamarkowała „szturm” na siedzibę Rady Najwyższej, wybijając kilka szyb, spora część deputowanych przystąpiła do pośpiesznej ewakuacji tylnymi drzwiami, najwyraźniej chcąc uniknąć chwytu za krawat. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że na razie deputowani powinni w parlamencie pozostać, bo Prawy Sektor właśnie kazał im uchwalić zdymisjonowanie ministra spraw wewnętrznych Arsena Awakowa, któremu poprzysiągł „zemstę”. Z jednej strony bezpieka, z drugiej - Prawy Sektor, a z trzeciej - Julia Tymoszenko, która znowu stręczy się na prezydenta. Kogo tu słuchać, od kogo brać, komu się nadstawić, komu się podlizywać - jakież rozterki, jaki potężny dysonans poznawczy, zwłaszcza w sytuacji, gdy czasy są niepewne, bo nad granicą przywarował zimny rosyjski czekista Putin, z którym płomienny przyjaciel Ukrainy, amerykański sekretarz stanu Kerry właśnie „utrzymuje kontakt” w sprawie Syrii, gdzie tamtejsi „bezbronni cywile” akurat rozpoczęli kolejną ofensywę przeciwko tamtejszemu tyranowi. Co będzie, jeśli sekretarz Kerry w zamian za przymknięcie rosyjskiego oka na Syrię, przymknie oko na Ukrainę? Widać wyraźnie, że światło, które już-już wydawało się oddzielone od ciemności, wcale oddzielone nie jest, więc niezależnie już od dysonansów poznawczych, jakie muszą targać ukraińskimi Umiłowanymi Przywódcami, tym bardziej warto przepytać pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego, co konkretnie oznacza „postawienie na Izrael” i ile Polska będzie musiała z tego tytułu beknąć, kiedy już swoim zwyczajem potknie się on o własne nogi. Stanisław Michalkiewicz

05/04/2014 „Złoty Wiek” - przeżywamy obecnie jako Polska, twierdzi pan prezydent Bronisław Maria Komorowski, kiedyś związany z Platformą Obywatelską Unii Europejskiej, a obecnie” bezpartyjny”. Nie chciałbym dodawać, że fachowiec. Bo to- na pewno. Przynajmniej w sprawie głosowania o likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, które podczas transformacji przeszły do wymarzonej przez socjalistów europejskich- III Rzeczpospolitej zwartym szykiem. Jako jedyny poseł Platformy Obywatelskiej Unii Europejskiej głosował przeciw likwidacji tych służb.(???)- jako twardego jądra służb poprzedniej Polski- Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Popatrzcie Państwo jak opinie różnych ludzi mogą się różnić? Możemy się różnić pięknie- okazuje się. Nieprawdaż? Ja – skromny publicysta, który od prawie ośmiu lat opisuję rzeczywistość III Rzeczpospolitej, nie tak jak przedstawiają ją media głównego nurtu ściekowego, ale tak jak jak ją widzę- uważam, że Polska jest w stanie likwidacji, jest rozszabrowywana i okradana ile się tylko da, zadłużona, oddana w obce ręce w ramach państwa o nazwie Unia Europejska, rządzący Polską nie realizują polskiej racji stanu, mieszkańcy Polski ubożeją w oczach, bogacą się głównie włodarze i biurokracja, rej wodzą zachodni bankierzy, obce służby a ustawy uchwalane są demokratyczne przeciw mieszkańcom III Rzeczpospolitej. Do tego sączone są miazmaty zachodniej antykultury, cywilizacji śmierci, różnego rodzaju dewiacji, nihilizmu, wychowania bezstresowego, walki z chrześcijaństwem. Słowem: Sodoma z Gomorą plus socjalistyczna gospodarka planowa w której nadzór nad wszystkim sprawuje biurokracja. Orwellowski model współczesnego superpaństwa. Ale pan prezydent Bronisław Maria Komorowski widzi to inaczej.. Jego zdaniem Polska jest w okresie” Złotego Wieku”.(???) Może dlatego, że pan prezydent ma swój udział w tworzeniu tego orwellowskiego państwa. I do tego podatnicy mieszkający w Polsce- Irokezi- jak nas nazywa najlepszy publicysta prawicowy pan Stanisław Michalkiewicz- traktowani są przez biurokratyczno- socjalistyczne władze- jak bankomaty! I to jest” Złoty Wiek”? Długi państwa socjalistycznego i biurokratycznego już przekroczyły podwójną wartość majątku, który niedawno GUS oszacował na 2 880 miliardów złotych.(!!!). Odsetki od zaciągniętych zobowiązań w naszym imieniu przez władze „naszego” państwa dochodzą do 60 miliardów złotych rocznie(!!!). 3 miliony Polaków uciekło przed socjalistycznym państwem demokratycznym i prawnym opartym o wyzysk” obywateli” do innych państw demokratycznych gdzie wyzysk jest mniejszy a życie odrobinę mniej dolegliwe. Najnowsze dane mówią o tym, że ośmiu z dziesięciu młodych Polaków chce wyjechać z Polski(!!!???) A liczba urzędników już dawno przekroczyła stan alarmowy. A ilość ustaw? I to jest” Złoty Wiek”? To jest tragedia! Budowanie systemu ubezwłasnowalniania ludzi zwanych” obywatelami” trwa od wielu lat. Po tzw” przemianach” mieliśmy trochę wolności dzięki ustawie Wilczka- Rakowskiego z 1988 roku, a potem już tylko pogłębianie niewoli od czasów rządów ”Europejczyków” w rodzaju profesora Leszka Balcerowicza i jemu podobnych. Wychował ich całkiem sporo i zainfekował nimi nasze życie. Co gdzieś ględzi jakiś” ekonomista”- to człowiek ze stajni „ekonomicznej” pana profesora Leszka Balcerowicza. A o co chodzi? Mówić językiem wolnorynkowym- a budować socjalizm. Żeby skompromitować wolny rynek, że niby w Polsce wolny rynek -jest. A budowany jest socjalizm totalitarny. Nie patrzę na to z palącą troską entuzjazmu. Patrzę na to z troską zmartwienia. To tak jak z diabłem- wielkim jego sukcesem było i jest to , że przekonał on ludzkość, że go nie ma. I zobaczcie Państwo! Można śmiało mówić co innego na fonii i wizji, wobec tego co w rzeczywistości. Właśnie wczoraj weszła w życie kolejna ustawa totalitarna poddająca pod nadzór państwowy prywatne żłobki i przedszkola. Będzie trzeba spełnić specjalne wymogi państwowe, żeby móc prowadzić tego typu działalność. Chyba najbardziej państwu totalitarnemu i socjalistyczno- biurokratycznemu chodzi o te dzieci, kiedyś prywatne, obecnie państwowe, żeby móc kształtować ich świadomość od niemowlęcia. I dlatego musi być nadzór! W socjalizmie nikt nie może pozostawać poza nadzorem. I pamiętajcie Państwo! W demokratycznym państwie prawnym, które ma swój ”Złoty Wiek” nie możecie dać własnemu dziecku klapsa..(????) Pan prezydent Bronisław Maria Komorowski tego nie widzi! A przecież ktoś podpisał ustawę o nadzorze nad prywatnymi przedszkolami i żłobkami? Nie chce mi się sprawdzać kto to zrobił, ale podejrzewam, że to pan prezydent Bronisław Maria Komorowski, który na pewno podpisał ustawę o przemocy w rodzinie na mocy której ojciec swojego dziecka nie może mu dać klapsa dyscyplinującego, bo pan prezydent z Sejmem demokratycznym wprowadzili tego typu zakaz., przejmując nadzór państwowy nad prywatnym dzieckiem. To jest właśnie” ten „Złoty Wiek” demokratycznego państwa prawnego, który coraz bardziej zniewala „obywatela” i jego dzieci, czyniąc nas wszystkich niewolnikami demokratycznego państwa prawnego. Pan prezydent Bronisław Maria Komorowski podpisał wiele ustaw, co najmniej kilkaset, które wszystkie służą panu prezydentowi, i całej panującej klasie politycznej, a nie służą ludziom. Utrudniają im, życie, wprowadzają zamęt, oddają władzę nad nimi biurokracji, czyniąc ich niewolnikami, a państwo ludowe i demokratyczne paserem. Bo państwo ludowe i demokratyczne najpierw niewolnikom konfiskuje ich dochody, a potem ukradzione pieniądze rozdaje różnym grupom tzw. społecznym najwięcej zatrzymując dla siebie. To jest właśnie fenomen demokratycznego państwa prawego, który łagodnością nazwy” demokratyczne”, maskuje potworność zasady kradzieży. W demokracji zawsze łagodność procedury maskuje potworność zasady. I „obywatele” jako bankomaty, z których poszczególne rządy wyciągają ile się da. Ale taki ludzki bankomat też ma swój kres, tak jak wszystko na tym Bożym świecie oprócz samego Pana Boga Ten jest nieskończenie istniejący, a ludzki bankomat działa aż do wyczerpania swoich zasobów. Taki ludzki bankomat musi pracować, żeby mieć zasoby, a pan prezydent- wraz z Sejmem- obmyślają sposoby jak wydoić z pracy taki ludzki bankomat. Ogołocić z owoców pracy ludzki bankomat, żeby taki bankomat tego nie zauważył- to jest dopiero sztuka.! I pan prezydent wraz z Sejmem zajmuje się obskubywaniem ludzkich bankomatów, a te ludzkie bankomaty uwielbiają pana prezydenta Bronisłwa Marię Komorowskiego, bo w demokratycznych sondaż poparcie go przekroczyło już 100%(!!!) Popatrzcie Państwo co znaczy propaganda… Gdyby towarzysz doktor Józef Goebbels miał dzisiaj te wszystkie cacka elektroniczne, to do tej pory Niemcy by nie wiedziały, że przegrały wojnę. Taka jest siła propagandy! I na pewno wielu „obywateli” uwierzy, że Polska ma swój „ Złoty Wiek”- skoro pan prezydent Bronisław Maria Komorowski to mówi. I nie mówi tego w” bulu” i „ nadzieji”- jak to wpisał w księdze kondolencyjnej ambasady Japonii, ale mówi to uśmiechem i optymizmem. „Aby mieć pewność, że zdobędziesz to, co atakujesz, atakuj to czego wróg broni. Aby mieć pewność, że utrzymasz to, czego bronisz, broń tego czego wróg nie atakuje”- twierdzi mędrzec.. Czy konie mogą się jeszcze śmiać?... bo mnie się nawet już nie chce śmiać… WJR


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
1 INSTALACJE ELEKTRYCZNEid 1031 Nieznany (2)
Angielski Internet zwroty, Angielski zwroty 1031 - 1038
REFERATY, Mieszko II i kryzys Państwa Polskiego po 1031 roku, Mieszko II i kryzys Państwa Polskiego
1031
72 1031 1039 Influence of Thin Coatings Deposited by PECVD on Wear and Corrosion Resistance
1031 rocznica ogl
1031
1031 rocznica piesni
1031 rocznica kom
1031 rocznica dzieci
1031
1031
1031
1 INSTALACJE ELEKTRYCZNEid 1031 Nieznany (2)
1031
bach flute sonata bwv 1031 (recorder and keyboard)

więcej podobnych podstron