Wbrew postępakom i dyplomatołkom Ciekawe, jak zmieniają się polityczne mody na świecie. Na przykład w XIX wieku zdominowała Europę ideologia nacjonalistyczna, a więc przekonanie, że każda wspólnota etniczna powinna się politycznie zorganizować w państwo. Wyrazem triumfu nacjonalistycznej ideologii była w Europie słynna „Wiosna Ludów”, która i dzisiaj zażywa dobrej reputacji, mimo że nacjonalizm został przez postępactwo potępiony, a nawet wyklęty. Inna rzecz, że niezupełnie, bo istnieją na świecie państwa i społeczności otwarcie odwołujące się do nacjonalizmu, a nawet szowinizmu, na które postępactwo nie ośmieliłoby się jednak podnieść świętokradczej ręki. Mam na myśli na przykład Izrael, w którym dominującą, a właściwie obowiązującą ideologią jest syjonizm, a więc – żydowski nacjonalizm, którego zasady zostały sformułowane jeszcze w wieku XIX przez Teodora Herzla. Nawiasem mówiąc, syjonizm w swej pierwotnej postaci głosił, że Żydzi są takim samym narodem, jak każdy inny, a więc – podobnie jak inne narody – powinni mieć własne państwo. Obecny syjonizm przybiera jednak postać szowinistyczną głosząc, że Żydzi mają prawo dla swojej wygody posługiwać się innymi narodami instrumentalnie. Dlatego między innymi środowiska żydowskie, chociaż same organizują się na zasadzie nacjonalistycznej, energicznie zwalczają nacjonalizm innych narodów. I właśnie wobec tej strategii postępactwo jest całkowicie bezradne. Podobnie bezradni są nasi Umiłowani Przywódcy, zarówno z rządu, jak i z opozycji, wobec poczynań władz Republiki Litewskiej wobec zamieszkałych tam Polaków, którzy ostatnio stanęli wobec groźby likwidacji polskiego szkolnictwa. Wprawdzie w Republice Litewskiej nacjonaliści są bardzo wpływowi i prawdopodobnie podjęliby tę akcję i bez pretekstu, niemniej jednak trzeba powiedzieć, że nasi Umiłowani Przywódcy takiego pretekstu im dostarczyli. Mam na myśli podrywanie Związku Polaków na Białorusi do walki przeciwko prezydentowi Łukaszence, na domiar złego, niekiedy w charakterze jedynej opozycji. Tak właśnie postępował minister Rotfeld, a także – wszyscy jego następcy, z obecnym bufonowatym ministrem Radosławem Sikorskim. Takiego postępowania nie można było ukryć, toteż nic dziwnego, że inne państwa, w których występuje mniejszość polska, zaczęły patrzeć na nią podejrzliwie, a następnie – obmyślać wobec polskich społeczności różne szykany, które mają doprowadzić do ich obezwładnienia. Taki skutek nietrudno było przewidzieć, a skoro tak, to trzeba postawić pytanie, czy minister Rotfeld i jego następcy nie wiedzieli, co czynią, czy też wiedzieli, tylko wykonywali zadanie? Jestem pewien, że na to pytanie żaden z naszych Umiłowanych Przywódców nie odpowie, więc w tej sytuacji warto odnotować akcję, jaką w obronie praw mniejszości polskiej na Litwie rozwijają Polacy w Stanach Zjednoczonych. Rozsyłają mianowicie listy do politycznych osobistości amerykańskich, zwracając ich uwagę na fakt, że Republika Litewska, będąc członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego, nie przestrzega zasad i standardów, do których przestrzegania dobrowolnie się zobowiązała. Reakcja ze strony wielu osobistości amerykańskich pozwala żywić nadzieję na powstrzymanie skierowanych przeciwko Polakom działań władz Republiki Litewskiej. Warto dodać, że akcja ta odbywa się nie tylko bez udziału polskich placówek dyplomatycznych, a nawet niejako wbrew nim. Chodzi o to, że polskie placówki dyplomatyczne, zwłaszcza w USA i Kanadzie, podobnie jak za komuny, również i teraz próbują blokować każdą próbę politycznej konsolidacji Polonii Amerykańskiej i Kanadyjskiej. Przykładem jest słynna „czarna lista”, której tak wypierał się minister Sikorski. W tej sytuacji polskie społeczności na emigracji nie mają żadnego oparcia w polskich placówkach dyplomatycznych, zaś rolę ośrodków jednoczących polskie społeczności na obczyźnie spełniają katolickie parafie, wokół których rozwijają się różne formy publicznej aktywności. Jednym z takich ośrodków jest Polska Misja Katolicka w Paryżu, w której od 25 lat funkcje rektora pełni ksiądz infułat Stanisław Jerz. Korzystając z tej okazji chciałbym na jego ręce złożyć wyrazy podziękowania dla wszystkich księży pracujących wśród Polaków na emigracji. SM
Żydoland nabiera rumieńców? Oj, niedobrze, niedobrze... Nie bez powodu ludzie mówią, że lepsze jest wrogiem dobrego, zwłaszcza w polityce. Wiadomo wprawdzie, że demokracja lepsza jest od tyranii, ale na tym świecie pełnym złości nie ma rzeczy doskonałych i demokracja niesie ze sobą tyle niemiłych niespodzianek, że na ten widok można zatęsknić nawet za tyranią. Przekonał się o tym bezcenny Izrael na widok demokratycznej jaśminowej rewolucji, jaka ogarnęła mniej wartościowe narody arabskie. Skąd w mniej wartościowych narodach arabskich pojawił się takie nagły i nieodparty impuls ku jaśminowi – to ciekawe pytanie. Czy aby nie za sprawą słodkiej Francji, która, uzyskawszy upragnioną zgodę Naszej Złotej Pani Anieli na francuskie kieszonkowe imperium zwane Unią Śródziemnomorską, przystąpiła do jej organizowania poprzez wysadzanie w powietrze tych wszystkich prezydentów podłączonych do amerykańskich kroplówek? Wykluczyć tego nie można, bo nie jest przecież tajemnicą, że zarówno słodka Francja, jak i Nasza Złota Pani Aniela trzymają się linii „europeizacji Europy”, to znaczy – stopniowego i cierpliwego ograniczania wpływu USA na politykę europejską. Siłą rzeczy musi to rzutować również na terytoria śródziemnomorskie zwłaszcza, że w Paryżu rezydowali sobie od lat przywódcy różnych opozycyjnych wobec tamtejszego tyrana partii opozycyjnych, którzy w zamian za gościnę musieli chyba poczynić jakieś koncesje francuskiej razwiedce? A skoro tak, to czyż nie mógł się o tym dowiedzieć złowrogi Hamas, czy inny Dżihad, które od lat okupują słodką Francję, za pośrednictwem „młodych niewykształconych z przedmieść” pobierając od niej stały haracz w zamian za odstępowanie od podpalania samochodów? A skoro mógł, to na pewno się dowiedział i przygotował, by – jak to malowniczo ongiś sformułował ludowy poeta Józef Ozga-Michalski – „w dymach bijących z wojny izraelsko-arabskiej uwędzić swoje półgęski ideowe”. Przyszło mu to tym łatwiej, że zarówno Tunezję, jak i Egipt, tamtejsi tyranowie wyjałowili politycznie aż do sterylności, więc Hamasy i Dżihady, pod postacią Bractwa Muzułmańskiego pozostały jedyną zorganizowaną siłą polityczną, opierającą się na istniejącej islamskiej infrastrukturze. Nie możemy też wykluczyć tego, iż w odpowiednim momencie do akcji włączyli się Moskalikowie, z których prezydentem Francuzi wymowni, rozmawiali niedawno na nieformalnym szczycie w Deauville, w którym wzięła udział również Nasza Złota Pani Aniela. Wprawdzie szczyt był nieformalny, więc nie zapadły tam żadne decyzje, ale po co tu jakieś „decyzje”, kiedy my i bez decyzji wszystko verstehen? „Targ na rynku, w rynku szynk. A w tym szynku – ciosek dzyng. A w tym szynku dymno, piwno; nic nie mówił, tylko kiwnął. Znaczy – śpyrt. Szklanka, dwie – tylko kiwnąć – Żyd już wie. Na czterdziestkę to by mrugnął, ale co czterdziestka? G...no! Dzisiaj – śpyrt!” A więc skoro „Żyd już wie”, to nic dziwnego, że musiał jakimści sposobem zaszczepić mniej wartościowym narodom arabskim pociąg do jaśminu, niczym kotom do waleriany tak, że ludzie wyszli na ulicę i tunezyjskiego tyrana nawet przegnali. Kto wie, czy swoimi kanałami nie pomogli im Moskalikowie, którym przecież wypieranie Amerykanów skądkolwiek nie może być niemiłe? Kiedy jednak w podobny sposób mniej wartościowy naród egipski zabrał się za przeganianie swojego tyrana, który za amerykańską forsę własną piersią gotów był zasłaniać bezcenny Izrael przez Hamasami i Dżihadami, Amerykanie i Żydzi postanowili dać odpór rozszalałej demokracji. Tubylcza armia, widząc zapewne ostrza potężnych szermierzy, przyjęła postawę wyczekującą oświadczając, że przeciwko ludowi nie wystąpi, o ile ten nie będzie atakował wojska. Słowem – róbta co chceta, tylko nas nie ruszajta. W odpowiedzi natychmiast się pojawili jakowyś cywili, którzy zza portretów tyrana Hosni Mubaraka nie tylko zaczęli atakować szczerych demokratów, ale podobno nawet „strzelają strzałami”. W rezultacie wytworzyła się sytuacja patowa, której egipski tyran najwyraźniej ma już dosyć, ale gra swoją rolę do końca, bo pewnie jeszcze nie zapomniał, co spotkało straszliwego Saddama Husajna. Tymczasem w żydowskiej gazecie, wydawanej dla tubylczych Polaków w Warszawie, pan red. Stefanicki odsłania przed nami dylematy izraelskie: albo okopać się w oczekiwaniu na kolejny fundamentalistyczny Iran, tym razem jednak – tuż za miedzą – albo jak najszybciej zawrzeć pokój z Palestyńczykami. Okopać się...Hmm... Ale ileż można trwać w stanie takiego oblężenia, zwłaszcza w sytuacji, gdy w dzisiejszych czasach wojen, ma się rozumieć, już nie ma, tylko operacje pokojowe? W ramach operacji pokojowych Hamasy i Dżihady mogą w Izraelu co i rusz urządzać prawdziwe nieszpory sycylijskie, których tłumienie prędzej czy później zwróci przeciwko Izraelowi opinię całego świata, pozbawiając go wymarzonego statusu ofiary. Więc pokój z Paelstyńczykami? Ba! W tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz – a czy Palestyńczykowie widząc co się dzieje zadowolą się jakimś makagigi? Nie ma co na to liczyć, zwłaszcza, że nienawistny Wikileaks właśnie zdemaskował Umiłowanego Przywódcę Autonomii Palestyńskiej jako kogoś w rodzaju izraelskiego agenta, więc każdy następny będzie przynajmniej dla oka, się radykalizował. W tej sytuacji wypada przypomnieć rozmowy, jakie 18 sierpnia 2009 roku w Soczi przeprowadził izraelski prezydent Peres z rosyjskim prezydentem Miedwiediewem – no i oczywiście – niedawną pielgrzymką połowy rządu niemieckiego do Izraela. Gazety pisały, że Peres zobowiązał się nakłonić Amerykanów do rezygnacji z tarczy antyrakietowej i obiecał, że Izrael nie zaatakuje Iranu. Przypomina to trochę opisy wzorowej współpracy polsko-radzieckiej, że Polska wysyła do Związku Radzieckiego węgiel, a Związek Radziecki w zamian bierze od Polski żywność. Tymczasem przecież i prezydent Szymon Peres coś tam musiał wytargować od prezydenta Miedwiediewa, nieprawdaż? Ale co? Nikt się nawet na ten temat nie zająknie, więc wynika z tego, że na razie nie trzeba o tym głośno mówić. Przypomnijmy tedy artykuł pewnego niemieckiego malarza, żeby przenieść Izrael do spokojniejszej Europy – albo do Turyngii, albo do Polski. Pomijając już fakt, że w Niemczech malarze dochodzą niekiedy do dużego znaczenia, wydaje się, że sytuacja powoli dojrzewa do ostatecznego rozwiązania również sprawy polskiej. Przybrałoby ono postać scenariusza rozbiorowego z jednoczesnym utworzeniem Żydolandu na tak zwanym „polskim terytorium etnograficznym”. No bo cóż innego można będzie uczynić, jeśli na Bliskim Wschodzie cos jednak pójdzie nie tak? Jeśli nie da się wytrwać w „okopach”, a nadzieje na pokój z Palestyńczykami spełzną na niczym? Trzeba będzie powrócić do punktu wyjścia z tym tylko, że nie na jałową ziemię, tylko Obiecaną, wyścieloną materacem z 65 miliardów dolarów wyszlamowanych od tubylczych antysemitów, których – jak przekonuje „światowej sławy historyk” – nie można zostawić samopas, bo ZNOWU zrobią coś okropnego. SM
Cunctando rem restituere Jeszcze raz się okazało, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki usterce rządowego Tupolewa ogłoszenie Raportu tzw. Komisji Millera może opóźnić się nawet o 6 tygodni! Nawet o sześć tygodni – to jednak znaczy, że Raport ten może zostać ogłoszony akurat w przeddzień okrągłej rocznicy katastrofy pod Smoleńskiem. Wiadomo zaś, że do tej rocznicy przygotowują się wszyscy: i prezydent Komorowski z małżonką i rząd i opozycja z Jarosławem Kaczyńskim – a także tajne służby tubylcze i zagraniczne, które pewnie chcą się dowiedzieć, co każdy z uczestników z okazji rocznicy wykombinuje i z czym w ostatniej chwili wyskoczy. W sytuacji, gdy nie jest jeszcze wiadome, co z okazji rocznicy wykombinuje i z czym wyskoczy taki, dajmy na to, Jarosław Kaczyński, czy znienawidzony Antoni Macierewicz, ogłaszanie Raportu tzw. Komisji Millera byłoby nadzwyczaj lekkomyślne. Mogłoby się bowiem okazać, że z Raportu wynikają niezbite zaprzeczenia – ale zupełnie czego innego niż przedmiot zarzutu, z którym wystąpi, dajmy na to, Jarosław Kaczyński. W tej sytuacji cała robota nie zda się nawet psu na budę. Na szczęście w rządowym Tupolewie pojawiła się usterka, dzięki czemu ogłoszenie Raportu można będzie odroczyć o te 6 tygodni. W ten sposób tajniacy zyskują dodatkowy czas na spenetrowanie, co też kombinuje, z czym może wyskoczyć Jarosław Kaczyński, czy znienawidzony Antoni Macierewicz 10 kwietnia, żeby i eksperci mogli wiedzieć, co konkretnie mają znaleźć albo wykryć, by w Raporcie znalazły się zaprzeczenia i odpory kompatybilne. SM
Ekspiacja obłudna i nieszczera Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Właśnie "światowej sławy historyk", czyli makabryczny bajdopisarz Jan Tomasz Gross, "w ostatecznej wersji" swoich konfabulacji pretensjonalnie zatytułowanych "Złote żniwa" zdecydował się zmniejszyć liczbę żydowskich ofiar polskich antysemitników z "między 100 a 200 tysięcy" do zaledwie "kilkudziesięciu tysięcy". No - sam cymes! Oto mamy znakomity przykład hucpy w działaniu. 200, 100, "kilkadziesiąt tysięcy"... Jazda, potargujmy się! A może tylko tysiąc? A jakby tak jeszcze raz sprawdzić, to kto wie, czy z tysiąca nie zrobiłaby się setka, a z setki - kilkadziesiąt? Ciekawe, co skłoniło "światowej sławy historyka" do takiego zmiękczenia rury. Czyżby jacyś starsi i mądrzejsi doszli do wniosku, że na razie lepiej nie przeciągać struny? Wszystko to oczywiście być może, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdybyśmy zamiast oburzać się i lamentować, zrobili zrzutkę i dobrze państwu Grossom zapłacili, to kto wie - może nawet przypomnieliby sobie, że było odwrotnie - że to Żydzi zabijali polskich antysemitników, a następnie dzielili się łupami. Poszlaki są - proszę bardzo! Żyją jeszcze ludzie pamiętający, że posiadanie złota i dolarów w czasach stalinowskich, a więc w okresie najlepszego fartu dla Żydów, było w Polsce przestępstwem i że jeśli tylko UB dowiedział się o takim delikwencie, to brał go w obroty i dotąd tłukł, aż powiedział, gdzie schował. Wtedy przeważnie go zabijano, bo po co zostawiać świadków, a jeśli nawet wypuszczano, to po tych wszystkich przejściach delikwent nie posiadał się z radości, że jeszcze żywy - bo zdrowia to już raczej nie miał - i ani mu było w głowie dochodzić jakiejś sprawiedliwości, w myśl zasady, że co upadło, to przepadło. Ciekawe, jaka część tych łupów została następnie przez rzekome ofiary "organicznego polskiego antysemityzmu" ewakuowana do bezcennego Izraela czy innych Stanów Zjednoczonych, bo pozostała część, jak wiadomo, stała się materialnym fundamentem wielu ubeckich dynastii, które w kolejnych przepoczwarzeniach dostarczają nam dzisiaj tylu celebrytów wszystkich możliwych płci. Widocznie jednak to starsi i mądrzejsi musieli dojść do wniosku, że tym razem przesadzili z tym całym "światowej sławy historykiem" i jego rewelacjami, bo również dyrektor krakowskiego wydawnictwa Znak pani Danuta Skóra przeprosiła wszystkich "urażonych książką Grossa". To chyba jakieś nieporozumienie? Nie sądzę, by jakiś normalny człowiek mógł być "urażony" książką "światowej sławy historyka", tak samo jak żaden normalny człowiek nie obraziłby się na konia, nawet gdyby ten parsknął mu spod ogona w sam nos. Inna sprawa, że żaden normalny człowiek nie zapraszałby konia na salony. Problemem nie jest obraza kogokolwiek, tylko notoryczne włączanie się krakowskiego wydawnictwa w kampanię, której celem jest "upokarzanie Polski na arenie międzynarodowej" - jak to zapowiedział w kwietniu 1996 roku malwersant Izrael Singer - poprzez przypisywanie Polakom reputacji narodu morderców. Nie wierzę, by pani dyrektor Danuta Skóra nie zdawała sobie z tego sprawy, skoro już "przeprasza" - co prawda poniewczasie, ale mówi się - trudno. Cóż jednak z tego, że "przeprasza", skoro przeprasza nieszczerze - bo niby "przeprasza", a jednocześnie zapowiada, że "zyski ze sprzedaży 'Złotych żniw' wydawnictwo przeznaczy na cele społeczne". "Zyski"? Wydawnictwo Znak, chociaż "przeprasza", to jednak nie tylko zamierza ten kit sprzedawać, ale w dodatku nawet liczy na "zyski"? Cóż za bezczelność! Nie dość, że plwają nam w twarz, to jeszcze mają nadzieję, że im za to zapłacimy! Nie będzie żadnych "zysków" - chyba wtedy, jeśli cały nakład na pniu wykupi ambasada Izraela, spółka Agora albo któraś z organizacji wiadomego przemysłu - bo mam nadzieję, że żaden normalny człowiek w Polsce tego kitu nie kupi, a żadna szanująca się księgarnia nie przyjmie tego do sprzedaży, nawet przez papierek. I o to apeluję, o to wszystkich proszę - bo jeśli nie zdobędziemy się nawet na ekonomiczny bojkot naszych wrogów, oszczerców naszego Narodu i ich kolaborantów, to nie dziwmy się, że będą skakać na nas jak na pochyłe drzewo. SM
Wywiad z przełożonym Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X w Europie Środkowej i Wschodniej, x. Karolem Stehlinem Celem rozmów nie jest znalezienie kanonicznej formy dla Bractwa, lecz przedstawianie wszystkich argumentów co do w.w. ognisk spornych. Prosimy Pana Boga, aby dzięki tej dyskusji doktrynalnej choć część naszych rozmówców albo czytających dokumentację rozumiała istotę kryzysu i powróciła do Tradycji. Jeśli sprawa doktrynalna będzie rozwiązana.
Prosiłbym Księdza o przedstawienie Czytelnikom portalu konserwatyzm.pl jak na dzień dzisiejszy przedstawia się sytuacja Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X (FSSPX) w Polsce tzn. ile jest kaplic, ilu księży regularnie pełni swoją posługę, jak duża liczba wiernych regularnie uczestniczy w Mszach Świętych w kaplicach Bractwa? W Polsce Bractwo św. Piusa X ma 2 przeoraty, gdzie przebywa razem 8 kapłanów i 4 braci zakonnych. Kapłani odprawiają regularnie Mszę Św. w 11 miejscach (2 kościoły, 8 kaplic i jedno prywatne oratorium). Poza tym Bractwo prowadzi szkołę podstawową im. Św. Rodziny oraz Gimnazjum i Liceum św. Tomasza z Akwinu. Liczba uczestniczących regularnie w Mszach świętych Bractwa jest ok. 1000.
Jak wygląda w przypadku FSSPX proces przygotowania do kapłaństwa? Kandydat z Polski najpierw odbywa rok przedseminarium w warszawskim przeoracie, potem 6 lat w seminarium (albo w Niemczech albo we Francji). Obecnie w Niemczech znajdują się 4 klerycy i jeden nowicjusz, a w Francji jeden kleryk.
Jednym z najbardziej interesujących epizodów w posłudze kapłańskiej Księdza jest okres misyjny w Afryce. Czy mógłby Ksiądz przybliżyć Czytelnikom szczegóły tego okresu w swojej działalności duszpasterskiej? W Afryce ruch tradycji jest bardzo silny. Liczba wiernych naszego kościoła w Libreville wynosi ponad 3000. Są to najczęściej zwykli ludzie bez wykształcenia, którzy raczej intuicyjnie zbliżają się do Mszy Świętej Wszechczasów. Bardzo głęboko dostrzegają jej sacrum i piękność śpiewu gregoriańskiego. W moich czasach mogłem założyć 3 chóry. Wielki problemem po Soborze Watykańskim II jest tzw. inkulturacja. Jest to „afrykański ekumenizm”, który chce dowartościować „kulturę” Afrykańczyków, rzekomo wzgardzoną przez kolonizatorów i misjonarzy. W rzeczywistości ta „kultura” to przeważnie zabobony, animizm, niemoralne kultowe praktyki, a w życiu rodzinnym wielożeństwo, a w życiu kapłańskim potrzeba zaspokojenia płciowych instynktów, a więc negacja celibatu. Walka z tymi grzechami była o tyle trudna, o ile w tym czasie sam papież Jan Paweł II zwiedzał kilkakrotnie Afrykę i uczestniczył w rytach animistycznych, co spowodowało masowy powrót katolików do tych praktyk – istny synkretyzm. Dużą popularnością cieszy się książka bp. Tissiera de Mallerais’a pt. Marcel Lefebvre. Życie. Czy mógłby Ksiądz przedstawić jak ze strony Bractwa przebiegały prace nad wydaniem tej książki?
Wydanie tej książki jest wyłącznie zasługą wiernych, którzy zajmowali się wszystkim: od tłumaczenia aż do wydania.
Niektórzy są skłonni uważać, że kryzys jakiego doświadcza Kościół jest winną nie tylko Vaticanum Secundum, ale także radykalnych zmian społecznych jakie miały miejsce w Europie Zachodniej w latach 60. Czy Ksiądz zgadza się z takim stanowiskiem? Jak najbardziej. Jednak sama „kulturowa rewolucja 1968 roku” we Francji ma swoje głębokie przyczyny. Zwłaszcza we Francji działali moderniści od końcu XIX wieku. Mimo potępienia przez św. Piusa X akurat we Francji przygotowali kontrofensywą. Ich zgubne działania przygotowały także grunt dla wyzwolonej młodzieży. Należy też pamiętać, że te zmiany społeczne po II wojnie światowej były kierowane przez masonerię. W wielu krajach Kościół dostrzegał to niebezpieczeństwo, we Francji większość hierarchów – nie.
Jak przedstawia się stan rozmów Bractwa z Watykanem? Są w pełnym toku: końca nie widać, ponieważ tematy są olbrzymie.
Jakie są główne ogniska sporne między FSSPX a Watykanem? Ekumenizm, wolność religijna czyli detronizacja Chrystusa Króla, kolegializm czyli demokratyzacja Kościoła, nowa koncepcja Kościoła, oraz nowy ryt Mszy, który jest niejako odzwierciedleniem tych soborowych nowinek.
W jakich konkretnych hierarchach (głównie kardynałach) upatruje Bractwo swoich sojuszników czy też sympatyków? Kilku kardynałów ma pewną sympatię dla Bractwa, jak kard. Ranjith. Jednak żaden z nich naprawdę nie popiera nas w naszej istotnej trosce dla katolickiej Tradycji.
Jak docelowo powinny zakończyć się rozmowy między FSSPX a Watykanem? Czy dla Bractwa satysfakcjonujące byłoby osiągnięcie, tego co Ojciec Święty Benedykt XVI proponuje byłym anglikanom, czyli utworzenie ordynariatów personalnych? Celem rozmów nie jest znalezienie kanonicznej formy dla Bractwa, lecz przedstawianie wszystkich argumentów co do w.w. ognisk spornych. Prosimy Pana Boga, aby dzięki tej dyskusji doktrynalnej choć część naszych rozmówców albo czytających dokumentację rozumiała istotę kryzysu i powróciła do Tradycji. Jeśli sprawa doktrynalna będzie rozwiązana, to też problemu kanonicznego nie będzie, bo wtedy Bractwo może działać jak każde zgromadzenie zakonne w Kościele.
Jak Ksiądz ocenia działania Ojca Świętego na rzecz „reformy reformy soborowej”? Czy zmierzają one w pożądanym kierunku? „Reforma reformy” to w rzeczywistości heglistowska próba połączenia „tezy i antytezy do syntezy”. 2 x 2 znowu jest 4 (co już nie było przed obecnym pontyfikatem i na tym polega jego „konserwatywny” aspekt), ale jest również 5 etc. Dla katolika nie ma tu innego rozwiązania niż : 2 x 2 tylko 4.
Czy, zdaniem Księdza, ideał Społecznego Panowanie Chrystusa Króla w wymiarze społecznym może urzeczywistnić wyłącznie monarchia? Jest to sprawa, w której nie jestem kompetentny. Według św. Tomasza z Akwinu monarchia jest z całą pewnością najlepszą formą rządu zgodnie z samą naturą człowieka, który jako byt społeczny ma wyryty w sobie ideę hierarchii, ojcostwa , co realizuje się w monarchii. Poza tym, skoro człowiek poznaje duchowe rzeczywistości przez zmysłowe i dostrzegalne rzeczy, to duchową rzeczywistość odwiecznego, powszechnego i Społecznego Panowania Chrystusa Króla człowiek najlepiej rozumie przez zmysłową i dostrzegalną rzeczywistość ziemskiego władcy jako „sługę” Chrystusa.
Jaki jest stosunek Księdza do demokracji i monarchii? Jest to stosunek Kościoła katolickiego, który nie potępia form rządowych o ile nie są sprzeczne z prawem Bożym, ale który też wskazuje na niebezpieczeństwa które mogą z różnych form rządowych wynikać: a takich niebezpieczeństw jest ogromnie wiele w formie demokratycznej.
Czy wierni w 2011 roku w Polsce będą mogli gościć jakiegoś biskupa z FSSPX? Co roku biskupa Bractwa przyjeździe, aby udzielić sakrament bierzmowania. Przed końcem roku spodziewamy się kolejnej wizyty.
A. Me. Arkadiusz Meller: “Wywiad z przełożonym Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X w Europie Środkowej i Wschodniej – x. Karolem Stehlinem dla konserwatyzm.pl”
Za: konserwatyzm.pl
http://www.bibula.com/?p=32329
5 Stages of the Awakening
http://www.rebelnews.org/opinion/nwo/655754-5-stages-of-the-awakening
Silver Shield, tłumaczyła Ola Gordon
Za: http://piotrbein.wordpress.com/2011/02/10/piec-etapow-przebudzenia/
Myślenie to najcięższa praca jaka istnieje, co prawdopodobnie jest powodem tego, że tak niewielu w nią się angażuje. – Henry Ford
Jednym z największych wyzwań, aby stać się całkowicie wolnym jest umiejętność myślenia niezależnie od wszystkich innych. Wiesz instynktownie, że nikt nie zatroszczy się o ciebie tak, jak ty sam. Jednak ciągle słuchamy innych, którzy mówią nam, co jest dla nas najlepsze, zamiast sami pomyśleć o tym, co jest dla nas najlepsze. To dlatego, że żyjemy w świecie, w którym każdy mówi, co powinno się myśleć, ale nikt nie mówi, jak. Codziennie bombarduje się nas reklamami, sloganami finansowymi, polityczną propagandą medialną, nakazami religijnymi i coraz większą presją społeczną na konformizm. Przez większość naszego życia nie podejmujemy prawdziwych decyzji, a tylko wpadamy w rodzaj pewnej rutyny. Widzisz, kiedy nie myślisz naprawdę, zostawiasz swój umysł otwarty dla tych, którzy myślą. Prawdziwym i najczęściej niezauważalnym niebezpieczeństwem jest klasa drapieżników manipulująca społeczeństwami dla własnych egoistycznych korzyści. Jeśli zgadzasz się na konformizm i nie myślisz poza pudłem, ryzykujesz wciągnięcie w wir z góry skazanego społeczeństwa lub jeszcze gorzej. W naszych marzeniach, ludzie poddają się z doskonałą uległością naszym formującym dłoniom. Obecne konwencje edukacyjne kształcenia intelektualnego i charakteru znikają z ich umysłów i nieskrępowani przez tradycję, pracujemy z własnej dobrej woli nad wdzięcznym i wrażliwym ludem. Nie będziemy starać się z tych ludzi, ani z ich dzieci, robić filozofów, czy ludzi nauki. Nie musimy z nich robić autorów, nauczycieli, poetów czy pismaków. Nie będziemy szukać wśród nich ani wielkich artystów, malarzy, muzyków, ani prawników, lekarzy, kaznodziejów, polityków, mężów stanu – których mamy duży zapas. Zadanie jest proste. Będziemy organizować dzieci i uczyć je w sposób doskonały tego, co ich ojcowie i matki robią w sposób niedoskonały. – John D. Rockefeller
Jest dużo pieniędzy i władzy biorących się z pojęcia frajer rodzi się codziennie. Nasza elita kształtuje społeczeństwa poprzez edukację ludzi na tyle, by system funkcjonował, ale nigdy na tyle by zapytać, czy ten system jest najlepszy dla nas. Pomyśl o tym, nasz kontrolowany system edukacji uczy o seksie, narkotykach i wielokulturowości w trzeciej i czwartej klasie, ale nawet w szkole średniej nie uczy tego, jak posługiwać się książeczką czekową. Elita chce mieć całkowicie uzależnionych ludzi by nimi rządzić i osiągać zysk. Nie chcą w pełni świadomych ludzi, którzy dostrzegają kłamstwa w mediach, systemy Ponzi na Wall Street, czy nadużycia Banku Federalnego. Z pewnością nie chcą, by ludzie uświadamiali innych w kwestii naszej wspólnej sytuacji pełnej złudzeń. Nasz nieszczęsny gatunek jest tak stworzony, by ci, którzy chodzą wydeptaną ścieżką zawsze obrzucali kamieniami tych, którzy pokazują nową drogę. – Voltaire. [Stary łobuz Voltaire miał tu rację - admin]
Twoje myśli nie są własnymi myślami. Lubię pytać całkowicie zindoktrynowanych ludzi: Czy twoje pomysły służą temu byś był wolny, czy tylko byś służył? A następnie kto dał ci te pomysły? I zawsze dostaję dwie odpowiedzi, pierwsza to ziewające Och … Druga to Ja – zaprogramowany mechanizm samoobrony własnego ego. Smutne jest widzieć ludzi kłamiących w ogóle, ale widzieć ludzi okłamujących siebie, to absolutnie łamie serce. Jeśli kiedykolwiek zastanawiasz się dlaczego większość Amerykanów nie ma pieniędzy, jest przygnębiona i drętwa, spójrz tylko na tych, którzy myślą myśleniem innych. Jeśli słuchają elitarnych oszustów finansowych, ciągle są okradani z majątku przez rozliczne programy. Jeśli słuchają elitarnych MSM, są załamani, ponieważ problemy krajowe są zbyt duże i eksperci twierdzą, że nie ma nadziei, lub jeszcze gorzej, mówią że ona pojawi się… kiedyś. Jeśli słuchają elitarnej społeczności medycznej, złapią się na leki psychotropowe i nigdy nie odzyskają iskry zajmując się ich problemami życiowymi. Rywalizacja jest grzechem. – John D Rockefeller
Elita daje nam złudzenie wolności, ale kontroluje nasz każdy wybór. Elita daje nam wybór 500 stacji kablowych, ale z każdej z nich wychodzi ten sam komunikat. Daje nam wielki wybór żywności, ale w 90% jest to tylko kukurydza i produkty uboczne soi. Daje nam do wyboru setki kandydatów politycznych, ale nic się nie zmienia, ponieważ obie strony są zakupione i opłacone przez elitę. Dają nam wybór inwestycji w akcjach, obligacjach i nieruchomościach, ale gdy to wszystko idzie w dół, to zobaczysz, że to wszystko stanowi część tego samego złudnego dolara. To oczywiście jest kontrolowane przez elitę. Jeśli nie myślisz za siebie samodzielnie, nie możesz pomóc, ale dajesz się kontrolować, czy wiesz o tym czy nie. Każdy aspekt twojego życia jest monitorowany, regulowany, opodatkowany i kontrolowany, nie dlatego by żyło ci się lepiej, ale by lepiej żyło się innym. Wykonywanie najlepiej płatnej pracy wymaga zaświadczenia lub zezwolenia. Większość posiadanych przez ciebie “aktywów” nie jest twoją własnością. (Spróbuj nie płacić podatku od posiadanego przez ciebie domu, a pokażę ci kto jest jego prawdziwym właścicielem). Wszelka twoja komunikacja jest monitorowana i rejestrowana. Teraz rząd federalny chce, by te rejestry prowadzono w nieskończoność. Myślisz że jesteś właścicielem swoich zarobków? Spróbuj pobrać swoje pieniądze. Chcesz zrobić coś w swoim domu? Lepiej dostań pozwolenie od stowarzyszenia właścicieli czy lokalnej rady zagospodarowania przestrzennego. Wszystkie te przykłady, plus wiele, wiele innych, nie mają nic wspólnego z polepszeniem twojego życia. One są po to, by kreować władzę, zysk i pasożytnicze życie dla innych. Dopóki nie połączy ich świadomość, nigdy się nie zbuntują; dopóki się nie zbuntują, nie staną się świadomi. – George Orwell (1984) Kiedy jesteś świadomy, możesz się przygotować. – Chris Duane Zanim przyjmiesz pozycję embrionalną i zaczniesz ssać swój kciuk, kiedy zdasz sobie sprawę, że być może jesteś niewolnikiem, nie martw się. Jest na to ratunek. Moja Sons of Liberty Academy [Akademia Synów Wolności] opiera się na prostej zasadzie – Kiedy jesteś świadomy, możesz się przygotować. Wierzę, że kiedy zobaczysz duży obraz i zrozumiesz, jak jesteś manipulowany, znalezienie najlepszej drogi dla ciebie stanie się proste. Nie możesz być świadomym, jeśli nie zbuntujesz się przeciwko wszystkiemu, kim jesteś teraz. Zaczyna się to tupnięciem i powiedzeniem “nigdy więcej!” Musisz sobie obiecać, że nigdy nie będziesz grał głupka dla kogoś innego. Zaczniesz robić to, co jest najlepsze dla ciebie i tych, których kochasz. Będziesz szukał prawdy tam gdzie jest i niech to poszukiwanie stanie się twoim światłem przewodnim. Ten prosty, mały bunt twojego umysłu jest tylko iskrą w znacznie większym ogniu oświecenia. Będziesz odrodzonym człowiekiem, który jest w pełni świadom, całkowicie wolny i pełen życia. Człowieka oceniaj nie na podstawie jego pytań, ale odpowiedzi. – Voltaire
Zidentyfikowałem 5 etapów procesu przebudzenia, lustrzanego odbicia Five Steps of Grief [Pięć etapów żałoby] Elizabeth Kubler Ross. Powodem lustrzanego odbicia jest to, że jest to dosłownie zgon dawnego siebie. Twoje ciało będzie reagowało fizycznie i psychicznie, jakby to był przypadek prawdziwej śmierci w twoim życiu. Identyfikujemy się przez to, co robimy, co nosimy, i czym jeździmy. Kiedy się przebudzisz, to wszystko nie będzie już miało znaczenia. Wykroczysz poza obecny porządek konsumencki i będziesz w pełni przygotowany na nowy paradygmat. Czuję, że jest niezwykle pomocne w zrozumieniu tego procesu, by nie tylko określić gdzie jesteś, ale dokąd powinieneś pójść. Nie mogę wystarczająco podkreślić, jak ważny i konieczny jest ten proces. Jeśli sam nie zaczniesz myśleć, nie będziesz mógł przetrwać w post-dolarowym świecie. Żaden płatek śniegu nie czuje się odpowiedzialny za lawinę. – Voltaire
1. Negacja – Na tym etapie odrzucasz wszystko, co jest sprzeczne z mądrością konwencjonalną i uznawane za bzdurne gadanie czy teorię spiskową. Jest to naprawdę własny mechanizm obronny używany przez mózg do ochrony ego. Nikt nie lubi przyznać się, że nie ma racji, a tym bardziej przyznać, że dał się nabrać. Więc jest nieskończenie łatwiej negować prawdę, niż ją akceptować. Łatwiej jest szydzić niż debatować. Łatwiej jest ukryć się w pościeli i udawać, że w pokoju nie ma potwora. To tu utkwiła większość naszego społeczeństwa. Uważa, że cokolwiek powiedzą im “władze” [autorytety] jest prawdą. Idą razem z tłumem bojąc się by nie postrzegano ich za dziwaków lub szaleńców. Z mojego doświadczenia wynika, że negacja przybiera dwie formy. Pierwsza jest najbardziej popularna i najmniej niebezpieczna. Jest to po prostu brak chęci na poznanie prawdy, która może zakłócić ich szczęśliwe życie. Ta niewinna negacja mentalności, że niewiedza jest błogosławieństwem, występuje u tak wielu Amerykanów, którzy uważają, że wszystko u nich jest “dobrze,” więc dlaczego zepsuć je prawdą. Pracowałem z pewną kobietą, która zamykała się na mnie w konfrontacji z prawdą. Powiedziała mi dosłownie: Nie chcę wiedzieć, że 11 września to własne dzieło, gdyż dla mnie ta rzeczywistość jest zbyt straszna. Ktoś inny powiedział: to byłoby jakby dowiedzieć się, że jego ojciec był gejem. (Nie, że jest w tym coś złego… cytat z bardzo zabawnego społecznego inżyniera Jerry Seinfelda). Ta forma negacji jest najłatwiejsza do pokonania, bo gdy coś pójdzie nie tak w ich idealnym małym świecie, nie będą mieć żadnych wymówek, aby nie szukać przyczyny, dlaczego ich świat się rozpadł. Według nich nie ma większego szczęścia niż trwanie w niewiedzy. Ten kryzys gospodarczy i niepowodzenia polityczne zarówno Busha jak i Obamy już otrząsnęły wielu z tej negacji. Dopóki ludzie będą wierzyć w idiotyzmy, będą nadal popełniać okrucieństwa. – Voltaire
Druga forma odmowy jest dużo bardziej szkodliwa. Postrzegam ją jako winną negację. Jest to negacja tych, którzy rzeczywiście odnoszą korzyści z iluzji naszego paradygmatu. Występuje wśród właścicieli firm, pracowników administracji lub innych, których utrzymanie wywodzi się z obecnego modelu długu. Osoby te aktywnie walczą z prawdą poprzez dezinformację lub mówienie: nie można tego utrzymywać w tajemnicy lub, że jest to po prostuszalony spisek. Oni raczej kreują wiarygodną negację by zdystansować się od rzeczywistości ich działań / zaniechań. Ich agresywna obrona iluzji pokazuje mi, że wiedzą, że to co robią, jest złe. Zbyt bardzo się boją żyć poza tym paradygmatem, więc lepiej jest, by trwać przy nim bez względu na koszty ludzkie. Złość jest tylko tchórzliwym przedłużeniem smutku. Jest dużo łatwiej być złym na kogoś, niż powiedzieć, że cię skrzywdzono. – Thomas Gates
2. Złość – Kiedy zaczniesz postrzegać, że dałeś się nabrać, gwałtownie reagujesz na to, że zrobiono z ciebie głupka i wpadasz w szał. Dużo tego ma Freedom Movement [Ruch na rzecz Wolności] obecnie, poprzez mówienie “po prostu zastrzelić drani.” Ta akcja jest bezskuteczna w doprowadzeniu do pozytywnych zmian dla Ruchu. (Ci którzy zaproponowali mi tę przemoc, jestem pewien, pracowali dla rządu starając się znaleźć i usidlić frajera). Złość to bardzo naturalna reakcja i musisz przez nią przejść, a nie tłumić. Wiedza na temat jak naprawdę działa świat jest tak jakby dowiedzieć się, że druga połowa cię zdradza. Być może pozostałeś wierny swojemu krajowi, podczas gdy za twoimi plecami popełniał zbrodnie. Złość jest tylko ukrywaniem faktu, że naprawdę zrobiono ci krzywdę, gdyż cię wykorzystano. Ten etap jest często najkrótszy, ale także pochłania większość energii. Na moim etapie złości, przekierowałem złość tak, by stała się paliwem do intensywnych badań, by upewnić się, że nigdy nie pozwolę się oszukać ponownie. To w końcu doprowadziło do utworzenia Akademii Synów Wolności.
3. Targowanie – Kiedy się uspokoisz, dotrzesz do każdego, kto chce słuchać i powiesz mu, co się naprawdę dzieje. Jest to najbardziej denerwujący etap procesu przebudzenia. (Pamiętaj, że docierasz do ludzi, którzy są na etapie 1 Negacji). Rujnujesz przyjęcia świąteczne opowiadając ludziom o WTC7, czy grę w koszykówkę dzieci mówiąc o Rezerwie Federalnej. Poprzez docieranie i dzielenie się, nie próbujesz naprawdę przebudzić ludzi, ale naprawdę szukasz pomocy. Wychodząc naprzeciw szukasz wskazówek lub struktury w poszukiwaniu prawdy. Wiesz, że coś jest nie tak. Wiesz, że nie możesz wrócić do ignorancji. Bez jasności, nie możesz iść naprzód. To oczywiście prowadzi do kolejnego etapu depresji.
4. Depresja – Teraz, gdy już dotarłeś do wszystkich i nic się nie dzieje, zaczyna się depresja. Zaczynasz mówić to jest zbyt duże lub co mogę zrobić. Najgorszy rodzaj depresji, która przenika Ruch na rzecz Wolności to arogancka postawa wszystko wiem lub pieprzyć wszystkich, to mnie nie obchodzi. Jest to najbardziej bolesny etap i najtrudniejszy do pokonania. Szczęście ludzkie pochodzi z postępu, ale postęp w tym przypadku wydaje się wpychać cię w dziurę. Niestety, nie ma sposobu na obejście tego problemu, ale jest konieczne by przez niego przejść. Nie wolno mi się bać. Strach to zabójca umysłu. Strach to mała śmierć powodująca unicestwienie. Stawię mu czoło. Nie pozwolę by przeszedł po mnie i przeze mnie. A kiedy go pokonam, spojrzę wewnętrznym okiem by zobaczyć jego ścieżkę. Dokąd poszedł strach, tam nie ma nic. Tylko ja pozostanę. – Frank Herbert
5. Akceptacja – Punkt w którym teraz czujesz się komfortowo wobec nadchodzącej rzeczywistości i podejmujesz aktywne, pozytywne kroki by się do niej przygotować. Ten proces podejmowania mądrych wyborów dla siebie ale nie dla innych, nie przyniesie ci ogromnych pozytywnych osobistych wyników. Te pozytywne wyniki wzmocnią twoje działania i przyniosą więcej pozytywnych zmian w twoim życiu. Kiedy powróci pewność siebie, ludzie zaczną dostrzegać iskrę w twoich oczach. Teraz zaczną pytać co ci się stało, a ci, którzy kiedyś nie chcieli słuchać prawdy, będą gotowi ją usłyszeć. To jest ostateczny punkt, do którego musimy dotrzeć, zarówno osobiście, jak i z Ruchem. Większość ludzi prowadzi życie w cichej rozpaczy i idzie do grobu z piosenką wciąż w nich. – Henry David Thoreau
Naprawdę uważam, że powodem takiego sukcesu w przebudzaniu ludzi jest to, że nie staram się ich wystraszyć i doprowadzić do rozpaczy. (Zaufaj mi, najlepszym z nich mogę przedstawiać wszystko w czarnych barwach). Staram się motywować, zachęcać i oświecać ludzi by zrobili pierwszy krok wewnątrz najwyższego siebie. Droga ta jest najważniejsza w jaką kiedykolwiek wyruszysz i jest jedyną nadzieją na to byś zawsze był tym kim miałeś być – wolnym i niezależnym. Myślę więc jestem wolny. – Chris Duane
http://stopsyjonizmowi.wordpress.com
Dwa pochówki – jedna hańba Poniższa prelekcja znanego nam kronikarza współczesnej rzeczywistości, Henryka Pająka, została wygłoszona ponad pół roku temu, ale warto ją tu zamieścić. Podziękowania dla „Bloewa” za link.
Henryk Pająk: Dwa pochówki – jedna hańba
Akademia Polityczna, Kielce 23.06.2010 Witam Państwa serdecznie. Jak to jest, proszę Państwa? Ja pochodzę ze Skarżyska, tam się wychowałem, tam skończyłem gimnazjum itd. a w Kielcach mam po raz pierwszy w życiu spotkanie autorskie. Do tej pory miałem cztery spotkania autorskie w Nowym Jorku, trzy w Toronto, cztery w Chicago, nie licząc pomniejszych wiosek. A w Kielcach jestem po raz pierwszy. Ale jest takie fajne powiedzenie: trudno być księdzem w rodzinnej wsi i prorokiem we własnym kraju. Coś w tym chyba jest. Proszę Państwa. Ja zakładam, że większość Państwa zna, powiedzmy, po dwie trzy książki z mojego dorobku. Nie będę się wdawał w omawianie treści, przynajmniej ostatnich, tylko będę sterował w stronę naszej takiej luźnej rozmowy na temat aktualiów – nie tylko politycznych w Polsce, ale oczywiście w kontekście Smoleńska, w kontekście wyborów itd. I przechodząc do rzeczy, chciałem powiedzieć tak – od razu. Mam świadomość, że niektórzy z Państwa niemal że się może obrażą na mnie. Bo wiadomo, że my, jako wyborcy, rozbiliśmy się na zwolenników PO i PiS-u. Młody komunista otrzymał 13 proc. głosów, ale to wiadomo, że byli bolszewicy zawsze idą czwórkami głosować na swoich, bo to już jest czwarte ich pokolenie.
I powiem tak: ja nie głosuję. Ja w ogóle nie głosuję. Kiedy czytelnicy dzwonią do mnie z pytaniem, dlaczego pan nie głosuje, to mówię od razu, że nigdy nie głosuję, bo nieobecni nie mają głosu. Odpowiadam tak, że przez ostatnie „naście” lat chodziłem grzecznie do wyborów. Uważam się za człowieka w miarę dobrze znającego scenę polityczną i te konstelacje personalne. I proszę mi powiedzieć, co ja wygłosowałem? Co ja wygłosowałem? Chodząc do głosowania jestem współwinny za sytuację, w jakiej znajduje się w tej chwili nasza Ojczyzna. Jestem współwinny. Bo głosowałem. I mam taką zbitkę słowną: ja nie głosuję, bo nie kolaboruję. I oczywiście zdarzają się [ludzie] z tym powiedzeniem: nieobecni nie mają głosu. Jak nie pójdziemy, to „oni”, ci tajemniczy „oni” pójdą zagłosować i swoich wybiorą i będą mieli większy procent ich kandydaci. „Oni” są już dawno wybrani. Od dwudziestu lat „oni” są już dawno wybrani przy stolikach. A my tylko chodzimy im robić publikę, procenty głosowań. My nigdy nie jesteśmy wyborcami. My tylko uwiarygadniamy ich okupację Polski. Mnie osobiście wyrządziła ogromną przykrość ta słynna miejscowość nad Wisłą, która została, że tak powiem, zdmuchnięta z ziemi przez potop. Bo to nie była powódź, tylko już potop. 28 proc. mieszkańców Wilkowa poszło głosować. Jakim prawem? I gdzie oni mają honor? Przecież od 15 lat mówiło się o zrobieniu obwałowań. Przecież Komorowscy, PO, gardłowali przeciwko PiS-owi za to, że nic nie robią w sprawie ochrony przed powodziami. „Nasz Dziennik” opublikował wypowiedź Komorowskiego sprzed lat, gdzie on właśnie grzmiał w świętym uniesieniu, że nic się nie robi. A co oni zrobili? Jak była powódź, jak trzeba było zyskiwać głosy wyborców, to poszli spacerować w gumiakach po wałach. Zupełnie jak Kordecki na wałach częstochowskich. I teraz zupełnie dokładnie będzie tak samo: zapomną o nich. A ten słynny Wilków, i nie tylko Wilków, okolice Łazisk, Dratowa – znam dokładnie te miejscowości, bo z tych okolic pochodzi moja żona – zamiast ich odrzucić totalnie, to poszli głosować na nich. Ja nie wiem, czy oni poszli głosować na PO, czy na PiS, bo wiadomo, że Wilków był jeszcze przed wojną mocno skomunizowany – takie miejscowości, też koło Łazisk, jak Trzciniec itd. to były ostoje KPP i potem AL-u itd. Ale to poszli pewnie [zagłosować] na tego Napieralskiego. Przecież Napieralski mi przypomina, tak jakby był – wypisz wymaluj – wnukiem Holoubka, tego aktora. Przed nim ogromna przyszłość, jako przed lewakiem. Druga przyszłość przed następnym komunistą, to będzie kariera niejakiego pana Arłukowicza – pamiętacie Państwo, w tej komisji. On jest forsowany. Ale ja oglądnąłem go podczas posiedzenia tych komisji, rozpoznałem trzy gesty masońskie, jakie do kamer wykonuje. Takie gesty wykonuje się w ułamku sekundy, ale to wtajemniczonym wystarczy. Natomiast ludzie, którzy tych gestów nie znają, to można im demonstrować i przez pół godziny i nic z tego nie uchwycą. Otóż wybór między PiS i PO – ja to brzydko nazywam – między tyfusem i cholerą. Bo co to był PiS? Co to był PiS? I co to jest PiS?
PiS to jest agentura amerykańska, konkretnie CIA, a najkonkretniej – to jest syjonizm amerykański - który wykonywał agenturalną misję konfliktowania Polski i państw z południa byłego Związku Sowieckiego, konfliktowania i zbrojnego i propagandowego i politycznego. Przypomnijmy sobie, jak Kaczyński jeździł do Gruzji, jak jeździł na Ukrainę, jak w czasie rządów PiS-u prowokowano Polaków przeciwko Białorusi. Jak hołubiono tę agentkę amerykańskiego syjonizmu Borys. I proszę zwrócić uwagę: jak stała się tragedia smoleńska, jak zabrakło jej protektorów, ona zrezygnowała ze stanowiska. Czy Państwo nie zwrócili uwagi na zbieżność tego wydarzenia? Bo ona straciła oparcie. Ale nie dlatego, że nagle Jarosław zmienił zdanie, że zmienił chorągiewki. Nie, to jest ta sama agenturalna rola. Przez ostatnie pięć lat ich rolą było prowokowanie. Potem przyszedł sygnał ze Stanów Zjednocznych, że mamy wyhamować te napaści, to szkalowanie, to prowokowanie wszystkich naokoło z Rosją i przeciwko Rosji. No i co się okazuje. Nagle Jarosław stał się gołąbkiem pokoju: kochajmy się. „Polska jest najważniejsza”. A propos jego hasła: „Najważniejsza jest Polska”. To jego podstawowe hasło. Przypomnijmy sobie hasło Kwaśniewskiego: „Wybierzmy przyszłość”. Obydwa te hasła mają tyle samo treści, co i nic. Otóż najważniejsza jest Polska, ale tylko niektórzy potrafią skojarzyć to, że dla nich najważniejszą jest Polska, ale jego brat podpisał V rozbiór Polski przez Unię Judeogermańską. No, tak, czy nie? To był V rozbiór, czy nie? Ale „najważniejsza jest Polska”. Dla kogo jest Polska najważniejsza? Dla nich? Tak. Dla nich jest ważna – jako kolonia. Wszystkie inne antypolskie działania PiS-u, czyli Kaczyńskich, ja zebrałem w książce „Prosto w ślepia”. Tutaj widzimy Lecha, jak w otoczeniu rabinów przegląda jakąś ich świętą księgę. Sam w białej mycce występuje. Potem zbilansowałem Platformę Obywatelską w książce „Kundlizm znów wygrał”. Tę książkę zacząłem pisać natychmiast po ukazaniu się tej, żeby zdjąć z siebie odium zwolennika Platformy Obywatelskiej. Bo gdybym nie napisał „Kundlizm znów wygrał”, czyli nie prześwietliłbym Platformy Obywatelskiej, to bym się ustawił w roli apologety PO: [proszę] tutaj dołożył w takiej księdze PiS-owi, a o PO nic nie napisał. Ale ja tu napisałem w podtytule: PiS + PO = KOR + Unia Wolności. Ja uważam do tej pory, że to jest strzał w dziesiątkę. To jest skrót wszystkiego. To są ci sami biesiadnicy okrągłego żłobu. To jest ta sama ekipa. Proszę zwrócić uwagę na tę słynną „Nocną zmianę”, kiedy obalali rząd Olszewskiego. To kogoż tam widzieliśmy z obalających rząd Olszewskiego? Oprócz oczywiście Bolka. Niesiołowski, obecne PO. Pawlaczyna, agent każdego, kto będzie płacił ministerstwem, premierostwem itd. Dwadzieścia lat przy żłobie. Ja mu kiedyś obliczyłem, że za same gaże poselskie on zgarnął już 6 mln. zł. A z gażami poselskimi i ministerialnymi jest tak, jak z gażami ministrów francuskich. Ktoś zapytał jakiegoś ministra francuskiego, jak dużo zarabiają ministrowie Francji. Zarabiają niewiele, ale za nic nie płacą – odpowiedział minister. A skoro wdepnęliśmy już na grunt francuski, to jest takie słynne powiedzenie de Gaulle’a: jak rządzić krajem, w którym jest trzysta gatunków sera. Ale my Franzuzów przewyższyliśmy, bo w ciągu ostatnich lat powstało 301 partii politycznych. Nie wszyscy z Państwa w to uwierzą, a ja mam je wynotowane i będę publikowął tę listę w książce, w której zbilansuję sytuację Polski po katastrofie smoleńskiej. Trzysta partii u nas istniało. No i co wywalczyły? Ciągle rządzą ci sami agenci okrągłego stołu, Czyli symbioza KGB, CIA, Mosadu i wywiadu niemieckiego. Tu się nic nie zmienia. To jest karuzela. Jesteśmy w sytuacji dnia dzisiejszego. Oczywiście byłem bombardowany przez czytelników: co pan sądzi o tragedii smoleńskiej? Przez pierwsze dwa tygodnie, zanim Rosjanie, czyli byłe KGB, nie zaczęło iść w zaparte i fałszować protokoły, wreszcie zapowiadać, że niczego nam żywego nie przekażą – żywego w sensie autentycznych czarnych skrzynek, że tam się roi od fałszerstw i manipulacji, które bez przerwy demaskują profesjonalni i piloci i nawigatorzy, kontrolerzy lotów. Tutaj właśnie przyniosłem a propos książkę pana Sławomira Kozaka, kontrolera lotów na Okęciu, która jest czwartą częścią jego kwartetu o zbrodni amerykańskiej na Ameryce w postaci tzw. World Trade [Center]. To była wspólna robota Mossadu i CIA. On tutaj to wszystko precyzyjnie analizuje – nie tylko on, bo jest już międzynarodowa organizacja pilotów, nawigatorów i innych specjalistów, którzy nie zostawili suchej nitki – ośmieszyli oficjalne wersje amerykańskie o Beduinach, którzy rzekomo porwali Boeingi. [...] I tutaj Kozak właśnie demaskuje w czwartej książce tę zbrodnię Ameryki na Ameryce. Ja sobie pozwoliłem dać taką opinię polecającą w tej książce, ponieważ on się ustawił w tej samej pozycji, co i ja już od 20 lat: że jedziemy na tym samym wózku rozklekotanym wózku zafałszowanej historii najnowszej. On ustawił się jako pisarz podziemny. I my jesteśmy obydwaj właśnie tacy.
Gdzie Państwo mogą dostać moje książki? W dwóch księgarenkach tylko. Kiedy Państwo czytali cokolwiek o byle jakim Henryku Pająku? Nigdzie i nigdy. Obowiązuje uniwersalna zasada: zamilczeć pisarza na śmierć. Oczywiście można go skasować. Może zasnąć i wpaść pod TIR-a, tak jak wpadł słynny Filip Adwent, szczery Polak, który gdyby wystartował do prezydentury, miałby ją bardzo prawdopodobną. Powiem tak, że znacznie bardziej jestem znany dla Polonii zagranicznej, amerykańskiej i kanadyjskiej, niż w Kraju. Oczywiście, mam parę tysięcy tzw. fanów, czyli po prostu patriotów, czyli po prostu katolików, czyli po prostu myślących rozważnie i po polsku. I w ogóle myślących. Ja pozwoliłem sobie może niegrzecznie nazwać pewną część społeczeństwa planktonem politycznym. Planktonem. Jest parę milionów Polaków, którzy głosują w sposób absolutnie bezmyślny przeciwko Polsce. Ja w jednej ze swoich książek napisałem, że po mszy idą czwórkami głosować na zdrajców i wrogów Kościoła. Ale dlaczego? Bo to jest polityczny plankton. Polityczny. A to jest kategoria jednoznaczna. Otóż po tragedii smoleńskiej wyłoniła się sytuacja, w której potwierdziło się to, co zarządzili syjoniści amerykańscy już ponad półtora roku temu: wycofujemy się z wojny propagandowej, ale też i militarnej, z Rosją, ponieważ mamy do upieczenia znacznie ważniejsze sprawy. I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Jarosław stał się gołąbkiem pokoju: kochajmy się, „Polska jest najważniejsza”, musimy współpracować itd. Oczywiście to jest gra. To jest nakazana gra. Niektórzy powiadają, że o, jak Jarosław zostanie prezydentem, to pokaże zęby. Pokaże, jak mu pozwolą. Jak mu pozwolą. Z tym, że ta taktyka łagodnego gołąbka byłą taktyką słuszną, zręczną. Bo gdyby rozpoczął od ostrej konfrontacji z PO, to zraziłby do siebie wielu, wielu wyborców. To byłby taktyczny błąd. Ale zobaczymy, jaki to będzie jastrząb z tego Jarosława Kaczyńskiego.
Po Smoleńsku wyłania się sytuacja, w której istnieje groźba wygranej monopartii – monopartii rządzącej Polską. Bo jeżeli na przykład „Komor” by został prezydentem, a PO ma wszystkie cugle Sejmu i rządu, no to sytuacja jest prosta – mamy jednopartyjność. A jakie są skutki jednopartyjności, to już trochę kiedyś przerabialiśmy tę lekcję, znaczy nasi ojcowie przerabiali. [I tak się stało. Obecnie PO może przegłosować nawet zmianę nazwy państwa - admin]
I jak mnie teraz ktoś pyta, na kogo w drugiej turze mamy głosować, to ja mówię, że gdybym w ogóle głosował, to zgrzytając swoimi ostatnimi zębami głosowałbym na „Kaczora”. Bo taka jest logika polityczna. Taka jest kalkulacja polityczna. A jak mnie pytano przed wyborami, na kogo bym głosował, gdybym poszedł, to ja mówię: poszedłbym głosować na Leppera. „Ale on nie ma żadnych szans, proszę pana”. A kto ma szanse? Poza tymi, którzy już dawno, dawno wybrani dwadzieścia lat temu. Oczywiście, on się nie nadaje na prezydenturę, to jest doskonały pyskacz. W stylu Wałęsy, tylko trochę inteligentniejszy i składniejszy w gębie. Ale ten Lepper rozsypywał zboże importowane do Polski wtedy, kiedy zboże chłopów polskich pleśniało w spichrzach. To robił dobrze, czy źle? Oczywiście, ludzie ociemniali mówili: jak to – chleb boży wysypywać na ziemię? Tylko ci ludzie nie zastanawiali się, co zrobić z chlebem wyprodukowanym przez Polaków, przez polskiego chłopa. Lepper był przeciwny i Unii Europejskiej, był radykalnie przeciwny naszej służalczości wobec Unii Europejskiej. I zakładając zupełnie abstrakcyjną sytuację, że Lepper zostaje prezydentem, to ci eurokraci brukselscy mieliby mocno „pod górkę” z nim. I tymi właśnie argumentami odpowiadam, żeby poszedł głosować na Leppera. Wiadomo, on nie ma szans. Jest zbyt prosty itd. itd. Ale ten Lepper przecież został utrącony przez Kaczyńskich, przez rządzącą partię Kaczyńskich. Jest taka zbitka czasowa, proszę Państwa. Wrzesień 2006, koalicja istnieje, wszystko w porządku. I we wrześniu pomiędzy 11 września (ja ten dokument sobie zapamiętałem, bo będę go publikował w następnej książce) pomiędzy 11-21 września Jarosław jedzie do Izraela, jego brat leci do Waszyngtonu. Następnie jego brat po trzech dniach pobytu leci do Izraela, a Jarosław do Waszyngtonu. Obydwaj w Izraelu siedzieli tam po trzy dni. I nagle 12 września ukazuje się dokument słynnej Anti-Defamation League (Liga Przeciwko Zniesławieniu – to jest takie zbrojne ramię polityczne, propagandowe tej żydowskiej loży B’nei B’rith, którą z wielkim hukiem reaktywował ś.p. Lech Kaczyńsk)i. I oni publikują dokument, który ukazał się tylko w internecie, ale nie po polsku. Mnie znajomi przetłumaczyli ten tekst z angielskiego. I co my tam w tym dokumencie czytamy? Stwierdzają tam, że [Liga Polskich Rodzin] jest antysemicką partią, ziejącą nienawiścią przeciwko Żydom. Że Lepper dawał przejawy sojego antysemickiego nastawienia, swojej fobii, itd. Że podobne poglądy antysemickie ma minister Giertych, który jest także antysemicki, nie nadaje się na ministra, ponieważ prowadzi do regresu w nauczaniu. I po tych wszystkich ocenach zbiorczych jest podrozdział: Zalecenia. I w tych Zaleceniach czytamy (ja to będę żywcem drukował): usunąć z koalicji Samoobronę i Ligę Polskich Rodzin. Że to niemożliwe, żeby w kraju członkowskim Unii Europejskiej funkcjonowały takie partie, ziejące nienawiścią rasową, ksenofobią, itd.
12 września. 21 września Jarosław Kaczyński, premier, ogłasza, że jest niestety zmuszony usunąć z funkcji premiera wicepremiera i ministra rolnictwa Andrzeja Leppera, ponieważ on kilkakrotnie, wielokrotnie dawał przykłady swojego warcholstwa. A warcholstwo jest niemożliwe w kraju budującym swoją demokrację. Podobnie dołożył też [Giertychowi]. No więc Lepper i Giertych wyskakują ze swoich funkcji, tudzież z rządowych lancii. Potem eksploduje nagle afera z kochanką Leppera. Nie tylko, ale i Łyżwińskiego. Znajduje się dama – mówiąc łagodnie – nieciężkich obyczajów, która poświadcza, że ten bachorek to jest bachorek Leppera. Idzie wszystko do badania DNA, ale badanie DNA się wlecze; Łyżwińskiego wsadzają do mamra, a że chłopisko był już schorowany, no to tam go prawie wykończyli – to już jest wrak człowieka, chociaż wyglądał na tura. Lepperowi nie udowodnili, że jest ojcem tego bachora – DNA jest jednoznaczne. Mało tego. Ta dama nie może potwierdzić, kto jest ojcem tego dziecka. Mało tego. Zupełnie niedawno, jakieś trzy miesiące temu, nie później, jest słynna rozmowa Żyda Lisa z Lepperem i Lis oczywiście zabiera się do niszczenia Leppera. Naturalnie – sprawa kochanki. Ale Lepper nie w ciemię bity – to jest przeciwnik godny. Mówi: tak, zniszczono mnie tą sprawą, ale sąd nie udowodnił mi niczego. Niczego. Ten bachor jest nie mój (nie mówił tego słowa bachor) ale to nie jest moje dziecko. I nie udowodniono, że się przespałem z tą panią. Bo ta pani na jednej z rozpraw sądowych powiedziała, że ja mam owłosione plecy. Wyciąga z teczuszki zdjęcia i pokazuje do publiczności: proszę Państwa, [mówi] to są moje plecy. Są gładkie, jak pupa niemowlęcia. No i takim przeciwnikiem właśnie jest Lepper. Ale co? Już było po faktach. I tuż przed wyborami chcieli go jeszcze umoczyć za rzekome skazanie z jakichś tam innych spraw. Ale w ostatniej chwili tzw. sąd orzekł, że nie ma ostatecznego wyroku, bo nie ma odwołania do wyższej instancji, a przecież przysługuje mu to. Bo już by ucięli Leppera na samym starcie. Tak samo rozliczyli się z [Giertychem]. Ci obydwaj politycy popełnili generalny, moim zdaniem, błąd: dali się wciągnąć w koalicję z tymi szakalami z PiS-u. LPR miał, zdaje się, 30 posłów, Samoobrona coś koło tego. Około 60 posłów niezależnych spoza koalicji byłoby bezcennym języczkiem u wagi. Bez nich nie przeszłaby żadna ustawa. Ale oni poszli na lep lancii, ministerialnych i premierowskich stołków. No i potem „Kaczory” ich zjedli bez kaszy. Absolutny błąd. To oczywiście wykorzystują partie mniejsze, które wchodzą do rządów na Zachodzie, ale wystrzegają się jak ognia, żeby wejść w koalicje. No i tak właśnie ci chłopcy się wykończyli. Jeszcze popełnili na odchodnym błąd, że Lepper z Giertychem, czy odwrotnie Giertych z Lepperem, podjęli ad hoc taki sojusz, że idą razem przeciwko PiS-owi. Ten mariaż nie był sprzyjający Giertychowi, bo jaki on jest ,to jest, ale Giertych to jest inna skala i umysłowości i pozycji, tradycji rodzinnej. I tak to ci chłopcy dali się wmotać. Oczywiście, oni wiele się na pewno dowiedzieli i nigdy już by tego błędu nie popełnili. Jeśli można uznać Leppera za polityka już rzeczywiście skończonego, to proszę Państwa zapamiętać to, co mówię, że przed Giertychem dopiero przyszłość. Mam na myśli ekskluzywną loże pod tytułem Opus Dei, która ma osobiste przedstawicielstwo w Watykanie. Znawcy problemu nazywają to Opus Judei i przecież Roman jest członkiem tego Opus Judei. Przecież jego stryjek, Wojciech, brat Macieja jest prałatem papieskim, także członkiem Opus Dei, a prałat papieski to jest duchowny, który między innymi odpowiada za czystość teologiczną wystąpień papieży. Jest przemówienie i tam on po prostu stara sie wyłapać jakieś nieściśłości. A więc – czuj duch. Roman Giertych na razie jest tylko adwokaciną. Ale jego żona pracuje w kurii u abpa Nycza. Tutaj także – czuj duch. A kim jest abp Nycz, no to już wiemy. Wracam tutaj do książki pod tytułem „On i oni”, gdzie opisuję dwie wielkie afery, mianowicie tę słynną droge krzyżówą w Beskidzie i opór Episkopatu przeciwko intronizacji Chrystusa Króla wbrew objawieniom, jakie otrzymywała Rozalia Celakówna itd. Te dwa wątki stanowią 3/4 tej mojej książki. I przedtem właśnie wówczas jeszcze biskup Nycz był pracownikiem kurii krakowskiej. I tam publikuję dwa pisma bpa Nycza, który zdecydowanie wypowiada się przeciwko tej intronizacji. No i doceniono go. Doceniono go. Teraz ludzie żartują, że mamy trzech prymasów. No bo wygląda na to, że trzech: prymasa honorowego, prymasa Kowalczyka i superprymasa Dziwisza. Bardzo źle to wróży Kościołowi w Polsce. bardzo źle. Ale tu już przechodzę na grunt mojej książki, którą piszę w tej chwili, pt. „Lękajcie się”. Anonsowałem ją na maj, ale słowa grubo nie dotrzymałem, ponieważ – znów z powodów osobistych i rozrastania się materiału. Nie zdążyłem tego wydrukować na czas. Mało tego. Ta książka tak spuchła w wyniku napływu kolejnych dokumentów – bo ja tutaj bazuję głównie na dokumentach. Jest mało mojego gaworzenia w tej książce, z pewnym, oczywiście, uzasadnieniem. Że ta książka rozpadnie się na dwa tomy. I że każdy z nich będzie mniej więcej objętości tych dwóch książek. Ten tom – pierwszy – ukaże się za jakieś dwa miesiące, a drugi pod koniec roku. A powód osobisty opóźnienia, to to, że synowie mnie obdarzyli na wakacje czworgiem wnucząt. No i jest po prostu masakra w domu, co tu dużo mówić. Kochane bachory, ale dwoje dziadków… Ta książka „Lękajcie się” będzie z pewnych względów najgroźniejszą dla mnie książką. Tak, ale wracamy do tzw. sceny politycznej. Proszę zwrócić uwagę na euforię, z jaką pisano o Kaczyńskich. Śmierć 95 innych osób politycznych i zwłaszcza generalicji poszła na drugi plan. Zginął geniusz, zbawca Polski, Lech Kaczyński. Tylko, tylko czekałem, aż nagle padnie jakieś hasło: Santo subito! Już niemalże to właśnie wyartykułował kard. Dziwisz, udzielając miejsca na Wawelu Kaczyńskiemu. Temu, który podpisał V rozbiór Polski. I książkę, która bilansuje tragedię… Na kanwie tragedii smoleńskiej rozpoczynam od dwóch pochówków. Będzie rozdział pod tytułem „Dwa pochówki – jedna hańba”. Opisuję pochówek Piłsudskiego, bogato, przebogato ilustrowany zdjęciami z jego pochówku, zdjęciami zamieszczonymi w „Światowidzie”, 1935 r. i z pochówku Kaczyńskiego. Absolutna zbieżność. Absolutnie charyzmatyczne postacie dla Polski. „Hańba dwóch pochówków”. Pamiętamy, jak na Skałce chowano Żyda Miłosza, który bluzgał na Polskę. No i teraz będziemy w kłopocie. Bo oczywiście nie wiadomo, kto „z brzega”, jak to się mówi po wiejsku, ale trzeba będzie myśleć o miejscach dla Bartoszewskiego, dla Michnika, itd. To nie są żarty. Tak byle gdzie, to nie! Mam pełną świadomość, że dotykam, że tak powiem, uczuć politycznych wielu z Państwa, mówiąc tak krytycznie o Kaczyńskich i o tym jego pochówku. Ale ja jestem przecież autorem książki pt. „Ponura prawda o Piłsudskim”, gdzie udowodniłem, że to był skończony łotr. To był człowiek, który zostawił polską armię owsianą. Absolutny dyletant wojskowości. Ale to jest najmniejszy jego grzech. Otóż Piłsudski to był socjalista, sockomunista, dywersant, sabotażysta, który wywołał słynną rzeź Polaków na Placu Grzybowskim 1905, gdzie jego prowokatorzy zaczęli strzelać do policji podczas mszy, kiedy już ludzie wychodzili z kościoła. Wtedy policja carska oddała salwy. Zginęło kilkanascie osób, ileś tam osób było rannych. A jego przyszła żona, kochanka Żydówka Szczerbińska, Szczerbiner, siedziała w kościele i pod suknią i pod taką podstawą do chrzcielnicy ukrywała broń tych prowokatorów, którzy strzelali do policji. Ale zapomnijmu mu ten 1905. A zbrodnia – pucz majowy? Obalenie legalnie wybranego, demokratycznie wybranego rządu? Ponad 400 ofiar śmiertelnych, ponad 800 rannych. Ale pozwolę sobie podwoić te liczby, chociaż nie mamy oczywiście dowodów. Rzeź po prostu. I terrorystyczne rządy Piłsudskiego, który był przecież agentem austriackim, agentem niemieckim i… japońskim. Jego agenturalną robotę zbilansował w sposób absolutnie naukowy pan Ryszard Świętek w książce pt. „Lodowa ściana”, taka księga, na podstawie absolutnie dokumentów, z których wiele tam też cytuję. I wykazuję, ze to był nędzny agent austriacko-niemiecki. Ale jednocześnie członek masonerii, który miał wyznaczone zadania – masonerii niemieckiej i angielskiej. To była praca doktorska pana Świętka. Po po opublikowaniu tej książki stracił, chłopisko, pracę. Tak kończą ci, którzy obalają postacie „charyzmatyczne”. (Pytanie z sali: W którym roku opublikował?) Jakieś cztery lata temu, najpóźniej. Ale to książka, która chodziła, jak to się mówi, bokami. Poza tym ona kosztuje ponad 50 zł. To są 2 kg dobrej szynki. Ja tu brutalizuję, ale mówię konkretnie. Ja też mógłbym tę swoją nową książkę „Lękajcie się” wydać w jednym tomie. Ale kto z Państwa zapłaci u mnie w wydawnictwie co najmniej 50 zł, podczas gdy jak ja tę książkę dostarczę do hurtowni, to hurtownik musi wziąć 6-7 zł rabatu od księgarza, który do niego przyjedzie. Bo przecież hurtownik z tego żyje. A księgarz też musi wziąć co najmniej 7-8 zł. No i kto mi kupi książkę za 70 zł.? Piłsudski był sprawcą samobójczej śmierci czterech jego kochanek. Nie kochanek, bo jego pierwsza żona Juszkiewiczowa już właściwie sama wykończyła się z głodu itd. w Krakowie. Nawet nie przybył na jej pogrzeb. Na ten czas wyjechał do Druskiennik. Przyjechał tylko jego brat, zresztą mason, Jan. Potem były 2-3 inne. W końcu była lekarka jego rzekomo osobista, pani dr Lewicka. Bardzo przystojna niewiasta. Wziął ją na Maderę na wczasy. Z tych wczasów gwałtownie wróciła, jakiś był konflikt, czy coś takiego, no i doszła do wniosku, że zbrzydło jej życie – popełniła samobójstwo. Młoda, przystojna niewiasta, lekarka. Ktoś jej widocznie pomógł. Tak jak pomógł generałowi Rozwadowskiemu, kiedy go Piłsudski zapuszkował w więzieniu. Bo generał Zagórski to w ogóle zaginął, jak go wypuścili z więzienia. I oczywiście mamy 11 listopada – święto narodowe. Jakie święto narodowe? Nasze święto narodowe to jest reanimacja Polski podczas konferencji w Wersalu. Bo Niemcy przywieźli w zaplombowanej salonce Piłsudskiego z rzekomego internowania do Warszawy. I to był handel wymienny. On przyrzekł, ze jeżeli zostanie premierem i w ogóle dyktatorem, to nie będzie zerkał na Zachód, na polskie ziemie, tylko będzie parł na Wschód. I Niemcy go za to właśnie zwolnili i forsowali na wodza. A twórcą Polski Niepodległej był Roman Dmowski. Hrabia Zamojski. I paru innych patriotów z narodowej demokracji. No, to jak się Piłsudas obszedł z nimi, jak tępił tzw. endeków? To było najgorsze wyzwisko: A, to endek jest. Przed wojną i po wojnie. Kiedy zbudowano pomnik Romana Dmowskiego? No, bodaj w zeszłym roku, czy kiedyś tam. na jakimś placyku. Na drugi dzień był już oblany farbą. A ile mamy pomników Piłsudasa? W Lublinie ni stąd ni z owąd wyrósł pomnik Piłsudskiego na placu Litewskim – piękny spiż. Zdjęli żołnierzy radzieckich, wyzwolicieli Lublina i postawili tam Piłsudskiego. To samo Łódź itd. itd. No i przecież słynna Faustyna Kowalska miała dwie, trzy wizje, kiedy po śmierci Piłsudasa ona opisywała, jak widzi potępioną duszę ginącą w ogniu piekielnym. Ja to opisałem w tej książce „Ponura prawda o Piłsudskim”. Ale to przecież nie ja wymyśliłem te fakty. Ja tylko korzystałem z dokumentów, dokumentalistów. Tak pan Antoni Położyński, wojskowy przedwojenny, napisał książkę przeciwko Piłsudskiemu. Gdzie ją możecie Państwo dostać? Tylko spod lady. Taki Świętek. Stracił karierę naukową. Ja nic nie mogę stracić oprócz głowy, bo jestem emerytem i mam emeryturę i nie zdejmą mnie z funkcji itd. Mówią: pan jest odważny. Nie, ja jestem tylko niezależny. Ale o mojej odwadze to… porozmawiajmy na trzecim planie. Jestem niezależny materialnie itd.
Otóż ja w tej książce „Ponura prawda [o Piłsudskim]” zamieściłem fotokopie dokumentów chrztu synka starosty puławskiego, chrztu z 15 sierpnia 1920, godz. 18.00. Dokument wystawiony przez księdza proboszcza, gdzie wśród rodziców chrzestnych widnieje podpis Józefa Piłsudskiego. 15 sierpnia 1920 Polacy pod wodza Sikorskiego, Rozwadowskiego, Zagórskiego, Hallera pędzą już bolszewików do przodu, że nie nadążają za nimi czołgi francuskie Renault, kóre rozwijały wtedy 5-6 km/godz., ale wojsko polskie „pieszkom” to chyba szybciej parło, a ten sobie biesiaduje na chrzcinach. Tam zgromadziło się około 150 oficerów sztabu Piłsudskiego, który przecież już 12 sierpnia złożył rezygnację z funkcji naczelnego wodza na ręce premiera Witosa. Tylko premier Witos był na tyle przytomny, można powiedzieć – dyskretny, że tę jego rezygnację zadziuplował w sejfie i kiedy już po bitwie… nie przed bitwą jeszcze niemeńską, oddał mu ten dokument osobiście. I ta jego rezygnacja wyszła na jaw dopiero w 1962 r. W 1964 r. opublikowało to jakieś pismo emigracyjne, londyńskie, nie pamiętam jakie. A potwierdziła to wszystko Aleksandra PiłsudskaSzczerbińska. Że 12-go sierpnia wieczorem Piłsudski przyjechał do niej do Bobowej. To jest tam gdzieś pod Krakowem (Bobowa to była wyjątkowo zażydzona miejscowość), załamany kompletnie. Pobył tam jakiś czas i wyjechał z przeświadczeniem, że widzą się po raz ostatni. Zresztą swoją armię usytuował tak, że gdyby przełamany został front warszawski, to by on szybko wycofał swoją armię bez walki.Kiedy ktoś w Radio Maryja zapytał tego agenta Szaniawskiego, bo on ciągle jest apologetą Piłsudskiego, a śmiertelnym wrogiem Rosji, co sądzi o tej metryce opublikowanej w książce Pająka, odpowiedział, że on nie będzie dyskutował o tej metryce, bo to jest drugorzędna sprawa. W Radio Maryja. Ja w Radio Maryja miałem sześciogodzinną gawędę w 1998 r. w listopadzie i miałem wtedy pełną świadomość, że to jest moja pierwsza i ostatnia audycja. No i tak to było. Jędrzej Giertych, ojciec Macieja, dziad Romana, napisał pełen żalu list do Jana Pawła II w związku z tym, że kiedy JPII był w Szwajcarii i w Rapperswillu – ta słynna biblioteka polska – gdzie JPII wychwalał pod niebiosa Piłsudskiego i tylko Piłsudskiego. „Twórcę Odrodzonej Polski”.
Jędrzej Giertych poczuł się zniesmaczony, wręcz obrażony, bo to był jeden z czołowych endeków i w tym liście, który wysłał do JPII napisał, że narodowa demokracja to jest Roman Dmowski, to jest Wersal itd. Że to jest w ogóle Odrodzona Polska. A Piłsudski to jest ten, ten i ten. I w tym liście uniżenie poprosił Ojca Świętego o audiencję. Oczywiście nie otrzymał odpowiedzi. Jeszcze dwukrotnie zwrócił się osobistym pismem do Watykanu o audiencję u Jana Pawła II. Nawet nie otrzymał odpowiedzi. I on to pisze, Jędrzej Giertych w tej swojej… skardze. Ale to się wszystko komponuje z dniem dzisiejszym. Bo przecież Kaczyński to jest zatwardziały piłsudczyk. Oni realizowali tę samą politykę. To znaczy on szedł tropami swojego duchowego wodza. I mamy tutaj perspektywę realizacji polityki Piłsudskiego in corpore w momencie, kiedy Kaczyński wróci do władzy jako prezydent. To jest iluzoryczne, co prawda, ale jako hamulcowy może dużo kijów w szprychy każdej rządzącej partii nawtykać. Ot i tyle, proszę Państwa tej mojej, że tak powiem, gadki wstępnej. http://suwerennosc.blogspot.com/2010/07/henryk-pajak-dwa-pochowki-jedna-hanba.html
Marucha
12 lutego 2011 "Prawdę należy mówić tylko temu, kto chce jej słuchać"... - twierdził Lucjusz Seneka.. Inaczej jak groch o ścianę.. Oczywiście „starożytny” miał rację, ale żył w czasach gdy nie było telewizji, prasy i radia, które dzisiaj i na co dzień robią w umysłach ludzkich wielki nieporządek. I taki ogłupiony człowiek - nie może się pozbierać, jako ofiara środków masowego rażenia.. Trzeba mieć nie lada przygotowanie do przeciwstawienia się codziennej propagandzie płynącej strumieniami ze środków masowego rażenia, mam na myśli środki tzw. głównego nurtu, które przed swoim obliczem skupiają miliony ogłupianych ludzi.. Ci ludzie nawet nie zdają sobie sprawy jak bardzo są oszukiwani i manipulowani.. To co było za poprzedniej komuny- to był mały pikuś. Teraz dopiero jest propaganda.. Wtedy na murach było powypisywane, że” telewizja kłamie”. Wyrafinowana propaganda dzisiaj sączy swoje w każdej dziedzinie.. A wybierający władze socjalistycznego państwa lud- tego nie widzi.. Wystarczy przejrzeć niektóre komentarze pojawiające się na moim blogu.. Ja swoje- a oni – swoje.. Fakty które codziennie przytaczam ich nie interesują, zgodnie z zasadą Lenina, że jak teoria nie zgadza się z rzeczywistością- tym gorzej dla … rzeczywistości. A przecież prawda jest zgodnością z rzeczywistością.. Jeden wtrąca głupawe uwagi o monarchii, której nie mamy od prawie stu lat- a drugi, co jakiś czas przypomina mój wynik wyborczy na poziomie 0,75%.. A co ma piernik do wiatraka? Rozmawiajmy o tym co piszę , o faktach i zjawiskach w demokracji, w której mamy nieprzyjemność żyć.. To tak jakby jeden mówił, że mam numer buta 27, a drugi, że jestem stary.. No i co z tego? Mam numer buta 27 i jestem stary.. Oczywiście jak w każdym szaleństwie jest metoda.. Tak jak w przypadku tej pani, którą adwokat wezwał i powiedział jej, że jest pełnomocnikiem jej męża, który chce wziąć z nią rozwód od stołu i łoża- a ona się zdziwiła, bo zrozumiała to tak, że jej mąż już jeść też nie chce.. Niektórzy ludzie nie chcą znać prawdy za żądne skarby, bo wiedzą lepiej, nie wiadomo skąd- a jednak prawdę należy mówić tylko temu, kto chce jej słuchać.. Problem polega na tym, że na mój- powtarzam-mój blog- może wejść każdy, nawet szaleniec i jak maniak powtarzać te same frazy. Moją bronią będzie ignorancja.. Jak ktoś chce dyskutować merytorycznie - proszę bardzo.. I to jeszcze robią anonimowo.. Anonimy wyrzucam do kosza.. Do demokratycznego kosza.. Lekarz bada pacjenta: - Proszę pana musi pan się częściej kąpać.. - Ale ja się kapię codziennie(????) - W takim razie musi pan częściej zmieniać wodę w wannie... Właśnie natrafiłem na informację, że pani Ewa Kopacz, ministerska od naszego kolektywnego zdrowia, członkini Platformy Obywatelskiej, której obecnie” spada” w sondażach demokratycznych, na których opiera się demokratyczna władza( chwiejne wahania demokratycznego tłumu i na tym opiera się władza w państwie demokratycznym i prawnym!!!!) dawniej pani Ewa związana była z Unią za przeproszeniem Wolności- zabijająca swoimi decyzjami zdrowie indywidualne i rozkładająca dodatkowo skansen o nazwie służba zdrowia, otrzymała nagrodę w dniu 15 grudnia 2010 roku, nagrodę im. Św.Brata Alberta- Adama Chmielowskiego za, uwaga!-” wybitne osiągnięcia w dziedzinie kultury, sztuki sakralnej, działalności charytatywnej, społecznej i ekumenicznej, a także za serce i wsparcie w duchu miłosierdzia Św. Brata Alberta, okazane w Moskwie rodzinom tragicznie zmarłych w katastrofie Smoleńskiej”(?????). Oczywiście to nie ja przydzielam nagrodę im Św. Brata Alberta- Adama Chmielowskiego i ci co ją przydzielają mogą ją przydzielać komu chcą.. Ale na Litość Boską! Nie róbmy kabaretu z postaci Adama Chmielowskiego, powstańca styczniowego, malarza, założyciela zgromadzenia albertynów, znanego z pełnego poświęcenia pracy na rzecz ubogich i bezdomnych. Komu pomaga pani Ewa Kopacz, dla kogo się poświęca? Jakie to ma osiągnięcia w dziedzinie sztuki sakralnej? W dziedzinie kultury? Działalności charytatywnej? W dziedzinie kultury ma takie, że zna ministra Zdrojewskiego, bo wspólnie przesiadują na posiedzeniach rządu i się przegłosowują demokratycznie i większościowo.. Jedno i drugie wydaje nasze pieniądze zabrane nam pod przymusem, na biurokrację” kulturalną” i biurokracją zalegającą w komunizmie zdrowotnym.. To są osiągnięcia? I na dodatek nie widzi sprzeczności pomiędzy katolicyzmem a in vitro czy aborcją? Na szczęście Pan Bóg daje nam tylko chwilkę pomiędzy wiecznościami.. A „ demokracja prowadzi do dyktatury” jak uważał Platon, o czym kulturalny pan Bogdan Zdrojewski powinien wiedzieć.. I powiedzieć pani Ewie Kopacz- gdyby nie wiedziała, nawet gdy zajęta jest działalnością charytatywną, sztuką sakralną, kulturą i ma serce i wsparcie w duchu miłosierdzia..(???) Jak można takie odwrotności nagradzać?.. A jednak można! Może jakieś sumy poszły powiązane z wręczaniem nagród im Św. Brata Alberta - z budżetu Ministerstwa Zdrowia, który to budżet tworzy budżet państwa, który to budżet państwa z kolei tworzymy my, podatnicy, przymuszeni charytatywnie przez charytatywne państwo demokratyczne do uprawiania przymusowej charytatywności, która przez wieki oparta była na dobrowolności.. To jest okrutne, że demokratyczne państwo prawne zmusza nas okrutnie do udzielania miłosierdzia w sposób okrutny.. ”Ci co są miłosierni wobec okrutnych, są okrutni wobec miłosiernych”. A może pani minister otrzymała szczególnie nagrodę za swoje wystąpienie w Sejmie w dniu 29.04.2010 roku, gdy powiedziała:” Kiedy przekopano z całą starannością ziemię na miejscu tego wypadku, na głębokość jednego metra i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny, każdy znaleziony kawałek został przebadany genetycznie”(!!!) Gdyby oczywiście tej wypowiedzi nie zweryfikowało życie.. I jak zwykle teoria nie zgadza się z praktyką, jak to u socjalistów europejskich.. Tym gorzej dla praktyki.. Bo kilka miesięcy potem, polscy archeolodzy na miejscu katastrofy pod Smoleńskiem znaleźli ponad 5000 przedmiotów(!!!!), w tym szczątki ludzkie(!!!!). To jest właśnie duch miłosierdzia oparty na zwyczajnym kłamstwie.. Jak to ma w zwyczaju demokratycznym Platforma Obywatelska od trzech lat.. Same kłamstwa i manipulacje medialne , które trzeba rozszyfrowywać, żeby dowiedzieć się prawdy.. Wartość człowieka w demokracji mierzy się ilością wypowiedzianych przez niego kłamstw.. Im ich więcej wypowiada- tym słuszniejsza i wiarygodniejsza jest demokracja.. A może za Białe Miasteczko przed Urzędem Rady Ministrów? Białą propagandę wesołomiateczkową.. A może za konstrukcję marnotrawnego programu, zwanego Narodowym Programem Transplantologii za 45 milionów złotych naszych pieniędzy.? Żeby jednym przeszczepiać, ale za pieniądze pozostałych, nie przeszczepionych.. A może za wprowadzanie sztywnych marży na leki, w ramach oczywiście wolnego rynku regulowanego rozporządzeniami pani minister Ewy Kopacz? To jest dopiero wolny rynek.. I na pewno się sprawdzi, jak się go wyreguluje.. A może za powołanie biurokratycznej Agencji do spraw Taryf przy Ministerstwie Zdrowia i Dziedzictwa Narodowego Zdrowia? Agencja ustać będzie taryfy za łapówki pochodzące spoza Ministerstwa Zdrowia.. Obu stronom musi się opłacać.. Jak urzędnicy biorą się za ustalanie- będzie łapówkarstwo.. A sprawa wyjdzie, jak kolejna ekipa będzie chciała robić to samo, i uda jej się robić to samo, ale pod innymi hasłami.. To jest sedno demokracji łapówkowej. Dorwać się do pożytków płynących z łapówek.. Jak to powiedział przy jakiejś demokratycznej okazji pan Jarosław Kaczyński, były premier demokratycznego państwa prawnego:” Ludzie, który nie maja pleców, nie mają się do kogo zwrócić”(???).. No tak.. Urodziło się w państwowym szpitalu dziecko, w ustroju, który socjaliści nazywają demokracją.. Ale bez głowy.. Lekarz pyta akuszerkę, ale plecy ma? Ma panie doktorze. - To będzie żyło- odpowiedział doktor i nie był to spin doktor.... To jest dowcip z tamtej komuny- też demokratycznej.. Jak to w sferze pozorów demokratycznych. Pani Ewa jest jeszcze laureatką nagrody „ Waleczne Serce”, za-uwaga!:” odwagę , upór i konsekwencję we wprowadzaniu zmian w systemie ochrony zdrowia”(???) Czy koniowi się jeszcze chce śmiać? Jakie zmiany, oprócz pakowania w ten komunizm dodatkowych pieniędzy- naszych pieniędzy- skazanych z góry na marnotrawstwo? I te idiotyczne koszyki świadczeń.. Co to za bzdura reglamentacyjna? Jedno będą finansować, a inne nie.. Dwójkę górną – Narodowo-Biurokratyczny Fundusz Zdrowia sfinansuje za nasze pieniądze, a trójki dolnej - nie! Bo nie ma pieniędzy.. Czy nasze zdrowie to jest piaskownica dla dzieci dla demokratycznych polityków? Nagrodę pani Ewa otrzymała od „ Dziennikarzy dla zdrowia”.. W tym zdrowia psychicznego.. No i od tych co mają końskie zdrowie, które pańskie oko tuczy.. Pańskie oko biurokracji- ma się rozumieć.. To cały czas jest likwidacja kataru przez likwidację nosa.. Nic z tego nie wynika, tylko kolejny burdel i marnotrawstwo.. A prawdę należy mówić tylko temu, kto chce jej słuchać. Dlatego zapraszam na mój blog, tylko tych, o chcą słuchać prawdy. Bo ‘ tylko prawda jest ciekawa”- jak zauważył największy – obok Sienkiewicza- pisarz Józef Mackiewicz. Mój ulubiony..
WJR
Literatura w segmencie glamour Subotnik Ziemkiewicza Tych kilka słów mogłoby być follow-upem do mojego eseju z poniedziałkowego „Uważam Rze”. A właściwie, jego zapowiedzią (jak to będzie w modern-polish: follow-downem? Pre-adem?) bo chodzi o „Uważam Rze” z tego poniedziałku pojutrze, a nie tego poprzedniego. Na dobrą sprawę, mógłby być nawet częściowym lub całkowitym autoplagiatem, bo nasz tygodnik nie doczekał się jeszcze wydania „on lajn”, a czytelnicy papieru i czytelnicy sieciowi stanowią ponoć zbiory rozłączne. Ale na taką chałturę oczywiście nie pójdę, honor nie pozwala. Po prostu napiszę tak, jakby wszyscy czytelnicy mój tekst o polskiej inteligencji z pojutrzejszego „Uważam Rze” już znali, względnie niebawem mieli poznać. Jeśli kogoś zachęcę do wykosztowania się na promocyjne półtora złocisza, to mój zysk. Bo było tak: wspomniany eseik skończyłem, oczyściłem z grubsza z nazbyt ekspresywnych wyrażeń i odesłałem do redakcji, a potem zaszedłem na zakupy. Między innymi na stojaku w megastorze (znowu ten modern polish) przekartkowałem sobie miesięcznik „Nowe Książki”, a w nim recenzję z książki Janusza (Dżanusa?) Głowackiego „Good night, Dżerzi”. Właściwie, to z całej recenzji wystarczyła mi tylko konkluzja: „Janusz Głowacki napisał powieść znakomitą”! Pani recenzentka zachwycona. Wszystkim. Nie tylko, że czytało się jednym tchem, w co jeszcze mogę uwierzyć. Pani recenzentka dopatrzyła się tam niezwykłych głębi. Analizy sytuacji człowieka, który jest „pomiędzy”, wielkich duszoznawczych odkryć, refleksji o życiu emigranta, o twórcy i tworzywie, o Nowym Jorku, tyglu kultur, roli przypadku w życiu człowieka i Bóg wie czym jeszcze. Może bym na to nie zwrócił uwagi, gdyby nie fakt, że stosunkowo niedawno zakończyłem lekturę rzeczonej powieści. Zakończyłem ją, przeklinając swe durne przyzwyczajenie z dzieciństwa, że jak już coś zaczynam czytać, to brnę do końca, nawet jeśli dzieło w najmniejszym stopniu nie rokuje − z uczuciem straty czasu i znudzenia. I właściwie z jedną tylko refleksją: że gdyby Chińczycy robili podróbki markowej literatury, jak wszystkiego innego, to właśnie tak by one wyglądały. Żeby nie być źle zrozumianym: to nie jest książka grafomańska czy nieudolna. Wchodzi gładko jak danie z fast-foodu i w takim samym stopniu organizm wzbogaca. Jest tam Nowy Jork i jego zblazowany od nadmiaru dobrobytu haj-lajfik, bogaci pederaści z hollyłudów i parę obrazków kolorowej i pstrokatej biedoty dla kontrastu, wątek ruskiej imigrantki (ruskiej, bo, jak się domyślam, trzeba to sprzedać na Zachodzie, a Polka by tam psa z kulawą nogą nie zainteresowała), a więc jest i ruska mafia, i – w reminiscencjach – coś o ciężkim życiu w realnym socjalizmie, o Czeczenii, ogólnie − szczypta perwersyjno-brutalnego romantyzmu. I jako clou nowojorskie kluby sado-maso. No i ten nieszczęsny „Dżerzi” który pęta się po całokształcie właściwie po nic, ale musi się pętać, bo przecież, jak to w markowej podróbce, najważniejsza jest tu metka, a „Dżerzi” jest właśnie jedną z dwóch decydujących o sprzedaży metek (drugą jest sam Głowacki).
Przeczytałem, pochwaliłem własną przebiegłość, która kazała mi modne dzieło wysępić od wydawcy, bo gdybym na coś takiego wydał własnych trzydzieści parę złotych, nie mógłbym przeboleć długo. I właściwie nie zamierzałem się z nikim refleksjami o nieszczęsnym utworze dzielić. No bo cóż… W „Good Night, Dżerzi” nie ma, jak to ujmował Conrad, żadnej godnej zapisania prawdy. Nie ma tam nawet żadnej godnej uwagi nieprawdy, w jakie obfitowała zabawnie wyłgana autobiografia „Z Głowy”. Nie ma nic w ogóle, poza banałem, sztampą i obrazkami jak raz do kolorowego pismana kredzie. Ale − czy musi być coś więcej? Nie musi. Rzecz jest z założenia stargetowana na czytelnika „Gali”, „Vivy” i temu podobnych wydawnictw. A kto jak kto, ale współautor „Rejsu” wie doskonale, że Mamoń i Mamoniowa, cokolwiek się w danej epoce u Mamoniów nosi, lubią to, co znają. Mnie się nie spodobało, ale nie takim jak ja podobać się miało, moja wina, że z własnej woli i niezdrowej ciekowości przeczytałem. Proszę nie szukać w tym żadnej przygany. Janusz Głowacki swoje lata ma, swoje sukcesy zaliczył, nie musi się naprężać i wyskakiwać. Uwił sobie ciepłe gniazdko w światku michnikowszczyzny i nie w głowie mu donkiszoterie, naprawianie świata czy nawet ironiczne krzywienie ust na jego nieprawości − co oczywiście nie budzi mojego szacunku. Ale ogranicza się w tym światku do czerpania przyjemności z bycia bon-wiwantem, nie wypłacając się za to demonstrowaniem postawy po linii i na bazie ani pluciem na tych, co nie są po linii, daleko mu do zajadłości zwapniałego zetempowca, prezentowanej przez wielu innych tuzów salonu − co też jest coś warte. Więc co się go będę czepiać? Nie chce mu się pisać, względnie nie umie już pisać, tekstów na miarę swych najlepszych dokonań, a coś pisać musi, nazwisko ma wyrobione, dlaczego z tego nie korzystać − no to szyje literacką konfekcję, a co, nie wolno? Wolno. Więc nie Głowackiego się czepiam, jego rozumiem. Rozumiem nawet jego nabywców. Rzesza czytelników kolorowych pism potrzebuje takiego właśnie markowego produktu. Dzieło znanego intelektualisty, o drugim znanym intelektualiście (bargajn: dwa w jednym) więc jego nabycie znacząco podnosi intelektualny status nabywcy w mniemaniu jego własnym i bliskich. Powieść wybitnego pisarza, a on, czytelnik (względnie ona, czytelniczka) wszystko rozumie, nie musi sięgać po słownik, wracać się w lekturze, sprawdzać − więc satysfakcja: mądry (mądra) jestem. Powieść, zapewniają recenzenci, rozważająca poważne problemy, pełna głębokich refleksji i w ogóle, treści, a czytelnik (czytelniczka) wszystko to zna (ze swoich ulubionych, kolorowych pism) i mało tego, nigdzie autor w zasadzie nie wykracza poza tę wiedzę − i to już satysfakcja do kwadratu: ależ mądry (mądra) jestem! Więc fakt, że „Dżerziego” sprzedało się już ponoć prawie sto tysięcy, nijak mnie nie dziwi. Segment rynku, tworzony przez ludzi, którzy chcą być „glamour” jest mniej więcej taki właśnie. A trzy dychy z drobnym hakiem to dla nabywcy z tego segmentu doprawdy niewiele, jak za satysfakcję bycia na bieżąco z tym, co najwartościowsze we współczesnej kulturze. Tylko te „Nowe Książki”… To mi do tego wszystkiego nie pasuje. Na to czegoś trudno mi wzruszyć ramionami. Kiedy takie popiskiwania rozanielonych recenzentek zamieszczają „Twój Styl” i „Pani”, niechby nawet „Polityka” czy „Wyborcza”, to wszystko jest na swoim miejscu. To jest produkt plejsment, czy press kit, czy jak to tam się nazywa (nie, produkt plejsment to chyba co innego; cholerny modern polish, ciągle miewam kłopoty). Ale „Nowe Książki” to pismo niszowe, adresowane do fachowców. I teoretycznie powinno zatrudniać fachowych krytyków, piszących prawdziwe recenzje, a nie notki reklamowe. Na to doi dotacje. Zresztą, rzetelność recenzentki jest poza wszelkim podejrzeniem. Jaki media-planer marnowałby energię na załatwianie powieści pozytywnej recenzji w miesiąc czy dwa po premierze, w piśmie, które rozchodzi się w kilkuset egzemplarzach prenumerowanych przez biblioteki, które tylko czasem, incydentalnie, przejrzy ktoś w empiku? Nie, pani krytyk musi naprawdę uważać to, co napisała. I to jest właśnie problem. Nie to, że jest kupa ludzi, którzy aspirują do bycia inteligencją nie mając potrzebnej ku temu wiedzy, ogłady ani rozumu, że ludzie ci tworzą może niezbyt liczny, ale na tyle szmalowny target, że wydaje się dla nich błyszczące, drogie pisma pozwalające im zaspokoić się intelektualne bez umysłowego wysiłku. Problemem jest to, że do tej grupy należą także ludzie, którzy powinni być prawdziwą elitą. Którzy powinni umieć odróżnić literaturę od podróbki, artyzm od kiczu, myśl od frazesu, bo tego wymagają wykonywane przez nich elitarne zawody. A oni te zawody wykonują zupełnie bez kwalifikacji. Kiedy to samo dzieje się w sprawach bardziej przyziemnych, fuszerka wyłazi dość szybko. Ignorant w infrastrukturze rozkłada infrastrukturę, ignorant w służbie zdrowia czy finansach rozkłada służbę zdrowia albo finanse, i żaden pijar tego na dłuższą metę nie ukryje. Kiedy kwalifikacji nie ma ktoś, kto buduje domy, to dom się wali i nie ma o czym dyskutować. A kiedy ignoranci zaczynają dominować w kulturze, jest im znacznie łatwiej. Mogą się powoływać na swoje świadectwa nawzajem, a taka na przykład literatura nie gnije tak spektakularnie, jak wali się źle postawiony most. Literatura może gnić po cichu, długo, infekując inne dziedziny kultury, a od tej z kolei gnije… jak to ująć? Modern-polish nie zna odpowiedniego słowa, a tradycyjne określenie „duch narodowy” brzmi nieznośnie oldskulowo. Ale tak, cholera, jest. Good Night, objawie. RAZ
Cielęce fartuszki w natarciu Znany francuski tygodnik opinii „Le Point” w konkluzji swego niedawno opublikowanego obszernego raportu „Masoni. Niewidzialna ręka” opisującego francuskie wolnomularstwo, gdzie do głównych lóż masońskich należy ok. 120 tys. osób, stawia zasadnicze pytanie. „Czy przynależność ministrów do masonerii jest problemem?” I pada odpowiedź: „Nie byłaby nim, gdyby nie to, że większość tych wysoko postawionych decydentów, odpowiedzialnych za interes publiczny, neguje z wielką energią swoją przynależność”. Wcześniej jest opisany sposób działania lobby masonów, ich zakulisowy wpływ na zasadnicze decyzje dotyczące różnych obszarów życia publicznego, w tym również świata polityki i władzy, wymiaru sprawiedliwości, biznesu.
W tygodniku przytoczony jest między innymi werdykt sądu, który nakazał wypłacenie przez państwo gigantycznego odszkodowania znanemu biznesmenowi i politykowi Bernardowi Tapiemu, podejrzewanemu o związki z masonerią, a oskarżonemu o malwersacje finansowe. Według autorów raportu, niezwykle przychylny dla Tapiego wyrok można wyjaśnić tym, że do jednej z lóż należeli przedstawiciele władzy sądowniczej decydujący w tej sprawie. W wielu sprawach, w których dochodzi do spotkania polityki, biznesu i wymiaru sprawiedliwości, można zauważyć „niewidzialną rękę” masonów. Kłopot polega jednak na tym, że na ogół trudno znaleźć na to dowody. Faktycznie problemem jest, że nie wiadomo, kto jest kim, i na, wydawałoby się, przejrzystą zasadę funkcjonowania dzisiejszego życia publicznego nakłada się anonimowa struktura. O masonerii niekiedy się pisze, że to nieszkodliwi i dobrotliwi starsi panowie w rytualnych cielęcych fartuszkach, rozważający na swych lożowych spotkaniach, jak naprawić i ulepszyć zegar świata oraz uzdrowić ludzkość. Lecz ci panowie i panie (bo są również loże kobiece) w sposób „niewidzialny” i bardzo konkretny przenikają i oddziałują nie tylko na sferę polityki, biznesu czy sądownictwo, ale również – a może przede wszystkim – starają się wpływać na opinię publiczną. Zależy im, aby ich zakorzenione w oświeceniu i rewolucji francuskiej idee – generowane przez osoby opiniotwórcze i upowszechniane za pośrednictwem mediów – przenikały do społeczeństwa i były uważane za właściwe i „jedynie słuszne”. Nim jednak powstanie laicko-pogańska Republika Globu, nim Świątynie Praw Człowieka oplotą cały świat, by zapanowały powszechna tolerancja, braterstwo, równość i wolność, nim wszędzie zostanie wprowadzona demokracja i wolny rynek, nim racjonalizm, naturalizm i liberalizm zostaną ogłoszone jako obowiązujące doktryny, nim wszędzie zakrólują ład, równowaga i harmonia i powstanie „nowe społeczeństwo” i „nowy człowiek” wyzwolony od „trwającego XX wieków tryumfu Galilejczyka” – trzeba tylko dokończyć dzieła: „zneutralizować” Kościół katolicki, który jest główną przeszkodą w budowaniu „nowej religii”. Dlatego jeden z głównych nurtów masonerii, mający w Brukseli, co widać gołym okiem, całkiem wiele do powiedzenia, tak bardzo konsekwentnie i radykalnie zwalcza chrześcijańskie korzenie Europy. Są już nowe dogmaty (prawa człowieka), jest liturgia (wybory), mit założycielski (teoria „umowy społecznej”), etyka (relatywizm i permisywizm), laiccy „święci”. Adorowana jest demokracja, której przypisuje się znamiona bóstwa. Państwo ma laicki charakter wyznaniowy, a wszyscy obywatele mają być „wyznawcami” tej religii. Są nawet „kapłani”. Ich rolę pełnią tak zwani intelektualiści, przed którymi przestrzegał w swej słynnej książce „Intelektualiści” brytyjski historyk Paul Johnson. Pisał: „Minęło właśnie około dwustu lat, kiedy świeccy intelektualiści zaczęli zastępować stare duchowieństwo jako przewodnicy i nauczyciele ludzkości. Jakie wnioski należy wysnuć? (…) Jedna z najważniejszych lekcji tragicznego XX stulecia, w którym tyle milionów niewinnych istnień zostało poświęconych w imię polepszenia losu ludzkości, brzmi: strzeżcie się intelektualistów! (…). Ponad wszystko musimy zawsze pamiętać o tym, o czym intelektualiści zwykle zapominają: ludzie są ważniejsi od pojęć i muszą znajdować się na pierwszym miejscu. Najgorszą postacią despotyzmu jest bezduszna tyrania idei”. Jan Maria Jackowski
Żydowscy komuniści – bandy zbrodniarzy na ziemiach polskich w latach 1941-1944
W czasach, gdy żydowskie „fabryki snów” kręcą filmy o żydowskich bandytach, robiąc z nich walecznych partyzantów, poniższy artykuł jest bardziej niż potrzebny.
Zob. też: http://marucha.wordpress.com/2009/04/25/defiance/
Admin
I. Komunistyczne organizacje polityczne na ziemiach polskich – historia Pod okupacją niemiecką do 1941 ruch komunistyczny był bardzo rozdrobniony i niezorganizowany. Po zlikwidowaniu w 1938 KPP, zamknięciu Żydów w gettach, ucieczce wielu komunistów żydowskich i polskich w strefę sowiecką, w sytuacji sojuszu radzieckohitlerowskiego, nie mogło być inaczej. Komuniści pozostali pod okupacją niemiecką nie mogli liczyć ani na pomoc ZSRR, ani tym bardziej jakieś masowe poparcie Polaków. Wśród członków kierownictwa ruchu komunistycznego było proporcjonalnie o wiele mniej Żydów niż, co zrozumiałe, pod okupacją sowiecką, gdzie ich dominacja była bezwzględna. Jednakże nawet w takich warunkach mieli pewien wkład w rozwój komunizmu na ziemiach okupowanych przez III Rzeszę. Główna rola w kraju odgrywana była przez komunistów polskiego pochodzenia. Później dojdzie do wielkiego konfliktu polskich „krajowców” z komunistami pochodzenia żydowskiego, zarówno krajowymi jak i zalewającymi Polskę wraz z bolszewizmem w 1944, oczywiście konfliktu o władzę, wpływy i zarząd nad okupowaną przez ZSRR Polską. Konflikt ten określi całą historię komunistycznej Polski i tzw. III RP. W Warszawie już w listopadzie 1939 rozpoczął działalność ZMS „Spartakus”. W Krakowie w noc sylwestrową 1939 utworzona została lewicowa grupa, skupiająca byłych członków Komunistycznej Partii Polski, KZMP, a także lewicowych socjalistów i radykalnych działaczy chłopskich. W Rzeszowskim już od paździenika 1939 dawni działacze KPP i rewolucyjnego ruchu chłopskiego zaczęli skupiać się w okół wybitnego działacza komunistycznego – Stanisława Ziaji. W Warszawie utworzony został w 1940 Związek Rad Robotniczo Chłopskich, w którym skupili się potem działacze także z miejscowości podwarszawskich. Wydawał o biuletyn pod nazwą „Młot i sierp”, od którego wzięła potem nazwę cała organizacja. Jedną z większych organizacji komunistycznych było Stowarzyszenie Przyjaciół ZSRR, które wzięło swój początek z działalności luźnych grup aktywu byłej KPP znajdujących się w Warszawie. W niektórych zakładach pracy Warszawy oraz w miejscowościach podwarszawskich działała organizacja komunistyczna znana pod nazwą „Proletariusz”. Komuniści wielkopolscy utworzyli organizacje pod nazwą Komunistyczna Partia Polski. Od połowy 1940 na Rzeszowszczyźnie działała grupa skupiająca w swych szeregach byłych kapepowców oraz ludowców i wiciarzy. Od tytułu wydawanego pisma przyjeła ona nazwę „Czyn Chłopsko-Robotniczy”. Poczynając od pierwszych miesięcy 1940 działała w Warszawie bardzo aktywna grupa młodych komunistów, w skład której wchodzili przede wszystkim dawni członkowie komunistycznej organizacji akademickiej „Życie”. Organizacja ta nazywana była potocznie grupą „życiowców”. Grupy komunistyczne, działające na terenie Łodzi i w miejscowościach podłódzkich skupiły się w grudniu 1941 w jednej organizacji, która przybrała nawę Front Walki za Naszą i Waszą Wolność. W omawianym okresie działało także kilka luźnych grup antyfaszystowskich na terenie Krakowa i okolicznych powiatów. Skupiały one komunistów, lewicowych socjalistów oraz ludowców i radykalnych demokratów. Prężna w tym czasie była także organizacja kierowana przez dawnego działacza Stronictwa Chłopskiego Józefa Olechawskiego i radykalnego wiciarza Andrzeja Burdę, używająca nazwy Polska Ludowa – Organizacja Ludu Pracującego. Bliska współpraca między lewicowymi grupami krakowskimi doprowadziła ostatecznie do ich połaczenia się na płaszcyźnie programowej Związku Walki Wyzwoleńczej. W lipcu 1941 w Kraśniku powstała Robotniczo-Chłopska Organizacja Bojowa. Później RchOB stała się na Lubelszczyźnie głównym trzonem powstającej PPR. W 1941 na terenie powiatu włodawskiego powstała organizacja Związek Młodochłopski, nazywana poźniej Bojową Organizacją Ludową. We wrześniu 1941 na terenie powiatu chełmskiego powstała organizacja pod nazwą „Czerwona Partyzantka”.
W drugiej połowie 1941 Komitet Wykonawczy Międzynarodówki Komunistycznej wyraził zgodę na utworzenie w okupowanej Polsce partii komunistycznej. Projekt powstania tej partii powstał w kierownictwie ZSRR, prawdopodobnie jako plan polityczny Stalina wobec powojennej Polski. Szkoleniem aktywistów PPR zajmowało się NKWD i wszyscy byli jej agentami. W końcu grudnia 1941 zrzuceni zostali w okolicach wsi Wiązowna koło Warszawy członkowie tzw. Grupy Inicjatywnej. W jej skład wchodzili Marceli Nowotko, Paweł Finder, Bolesław Mołojec, Pinkus Kartin, Maria Rutkiewicz i Czesław Skonecki, którzy w parę dni później nawiązali kontakty z przedstawicielami komunistycznych organizacji działających w Warszawie. W dniu 5 stycznia 1942 odbyło się w Warszawie zebranie założycielskie PPR, w którym uczestniczył Paweł Finder z ramienia Grupy Inicjatywnej oraz przedstawiciele działających w Warszawie organizacji: Związku Walki Wyzwoleńczej, Stowarzyszenia Przyjaciół ZSRR, grupy „Proletariusz” oraz organizacji „Młot i Sierp”. Założenia ideowo-programowe i kwestie natury organizacyjnej przyszłej partii zreferował w imienu Grupy Inicjatywnej Paweł Finder. Delegaci wezwali swych członków do wstępowania w szeregi nowej organizacji, zatwierdzili projekt jej pierwszej odezwy programowej i przyjęli dla niej nazwę Polska Partia Robotnicza. Jednocześnie trójke kirowniczą w osobach Marcelego Nowotki, Pawła Findera i Bolesława Mołojca uznano za tymczasowe kierownictwo PPR. PPR formalnie nie należała do Międzynarodówki Komunistycznej, faktycznie była jej podporządkowana, po rozwiązaniu Kominternu jego funkcje przejął Wydział Zagraniczny KC WKP (b). Około 10 stycznia 1942 została ogłoszona pierwsza odezwa programowa PPR „Do robotników, chłopów i inteligencji. Do wszystkich patriotów polskich”. Informowano w niej społeczeństwo o powstaniu PPR i zapoznawano je z jej podstawowymi założeniami ideowo-programowymi. W lutym 1942 r. ukazał się pierwszy numer organu prasowego PPR pod nazwą „Trybuna Wolności”. Już w parę miesięcy po utworzeniu Polskiej Partii Robotniczej zgłosiły do niej akces niemalże wszystkie działające na terenie kraju organizacje komunistyczne, aprobując także jej założenia ideowo-programowe. W końcu 1942 do PPR należąło 8 tys. członków, z czego około 1/3 stanowili byli członkowie KPP. Naczelną instancją organizacyjną PPR był jej Komitet Centralny. W skład Sekretariatu Komitetu Centralnego wchodzili początkowo Marceli Nowotko jako sekretarz oraz Paweł Finder i Bolesław Mołojec. Po śmierci Marcelego Nowotki na ulicach Warszawy w dniu 28 listopada 1942 i straceniu, na podstawie wyroku sądu partyjnego, Bolesława Mołojca, który miał być pośrednim sprawcą tego mordu, wyłoniono nowy Sekretariat KC w skaładzie: Paweł Finder – sekretarz oraz Władysław Gomułka i Franciszek Jóźwiak – członkowie sekretariatu. Po aresztowaniu w dniu 14 listopada 1943 przez gestapo Pawła Findera nastąpiła dalsza reorganizacja sekretariatu KC. W jego skład wchodzili teraz Władysław Gomułka jako sekretarz oraz Bolesław Bierut i Franciszek Jóźwiak. PPR powołała w styczniu 1943 do życia organizację młodzieżową Związek Walki Młodych. Na jej czele stanęła Hanna Sawicka, a po jej śmierci w marcu 1943 – Jan Krasicki. Po śmierci Krasickiego we wrześniu 1943 na czele ZWM stanęła Zofia Jaworska. ZWM prowadził działalność polityczno-propagandową wśród młodzierzy, członkowie należeli do partyzantki bolszewickiej. Jawną działalność rozpoczął w sierpniu 1944 w Lublinie, po zajęciu miasta przez Armię Czerwoną. Związany z Krajową Radą Narodową i PKWN, uczestniczył w tworzeniu i utrwalaniu władzy komunistycznej, w walce z podziemiem niepodległościowym, odbudowie kraju, zagospodarowaniu Ziem Zachodnich. Członkowie Związku Walki Młodych zasilili szeregi Milicji Obywatelskiej, Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej i Urzędu Bezpieczeństwa, brali udział w przygotowaniu i przeprowadzeniu referendum ludowego (30 czerwca 1946) i wyborów do Sejmu Ustawodawczego (19 stycznia 1947). Związek wystąpił z ideą zjednoczenia ruchu młodzieżowego i utworzenia w lipcu 1948 Związku Młodzieży Polskiej (ZMP). W chwili przystąpienia do ZMP liczył ok. 250 tys. Członków. Na wiosnę 1942 Polska Partia Robotnicza powołała do życia organizacje zbrojną Gwardię Ludową. Pierwszym szefem Sztabu Głównego Gwardii Ludowej był Marian Spychalski. W sierpniu 1942 stanowisko to objął po nim Franciszek Jóźwiak. 1943 z inicjatywy Stalina PPR z niewielkimi grupami politycznymi utworzyła Krajową Radę Narodową, namiastkę parlamentu, uzurpującą sobie prawo reprezentacji politycznej narodu polskiego. Miała tworzyć przeciwwagę dla legalnego polskiego rządu w Londynie i Delegatury Rządu na Kraj. KRN ukonstytuowała się na posiedzeniu w nocy z 31 grudnia 1943 na 1 stycznia 1944, w jej skład weszło 31 członków wydelegowanych przez Polską Partię Robotniczą i kilka innych organizacji lewicowych. Przywództwo nad KRN objęło tzw. Prezydium w składzie: B. Bierut – przewodniczący, E. Osóbka-Morawski – wiceprzewodniczący, K. Mijal – sekretarz oraz W. Kowalski i M. Żymierski – członkowie. Do walki zbrojnej KRN powołała Armię Ludową, w której skład weszły organizacje wojskowe ugrupowań reprezentowanych w KRN, przede wszystkim Gwardia Ludowa, nieliczne oddziały i placówki Batalionów Chłopskich. W marcu 1944 KRN wysłała swoich przedstawicieli do Moskwy. Celem ich wyjazdu było oficjalne nawiązanie stosunków z ZSRR oraz porozumienie ze Związkiem Patriotów Polskich (ZPP) i Centralnym Biurem Komunistów Polskich w ZSRR. Sowieci formalnie uznali KRN za przedstawicielstwo narodu polskiego. W czerwcu 1944 ZPP w ZSRR uznał zwierzchnictwo KRN i podporządkował jej utworzoną w ZSRR 1 Armię Polską, walczącą wraz z Armią Czerwoną na froncie wschodnim. Z chwilą zajęcia części ziem polskich KRN powołała 21 VII 1944 Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (PKWN), przejmujący w jej imieniu władzę na okupowanych terenach. 31 grudnia 1944 KRN uchwaliła ustawę o przekształceniu PKWN w Rząd Tymczasowy RP, a jej przewodniczący nosił odtąd tytuł Prezesa KRN. 28 czerwca 1945 KRN przyjęła dymisję Rządu Tymczasowego i zgodnie z uchwałą konferencji w Jałcie powołała Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, w którego skład weszło 5 ministrów związanych dotąd z polskim rządem na emigracji. Do chwili wybrania Sejmu Ustawodawczego KRN pełniła funkcję tymczasowego parlamentu. Po przeprowadzeniu wyborów do Sejmu, KRN automatycznie uległa rozwiązaniu (19 I 1947). Oprócz komunistów zasiadali w niej członkowie PPS, PSL, SL, SD, SP, działacze niezależni oraz niewielka grupa posłów żydowskich. Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (PKWN) był tymczasowym organem władzy wykonawczej w Polsce, powołany oficjalnie w Chełmie 21 lipca 1944 roku na podstawie dekretu Krajowej Rady Narodowej. W rzeczywistości decyzja o jego utworzeniu zapadła już wcześniej w Moskwie. Do PKWN weszli działacze KRN, Związku Patriotów Polskich, Robotniczej Partii Polskich Socjalistów, Stronnictwa Ludowego, Stronnictwa Demokratycznego, Polskiej Partii Robotniczej, a także bez formalnej afiliacji politycznej, czyli przedstawiciele środowisk wcześniej reprezentowanych w KRN. Swoją działalnością PKWN objął okupowane tereny województw: lubelskiego, białostockiego, rzeszowskiego i część warszawskiego.
Przewodniczącym PKWN został Edward Osóbka-Morawski (PPS), jego zastępcami Wanda Wasilewska (ZPP) i Andrzej Witos (SL „Wola Ludu”, później Stanisław Janusz). W owym rządzie zasiadali przedstawiciele ZPP i PPR oraz partii koncesjonowanych przez Stalina, czyli PPS, SL „Woli Ludu” i SD.
Szefami resortów zostali:
obrona – Michał Rola-Żymierski (PPR)
rolnictwo i reformy rolne – Andrzej Witos (później Stanisław Janusz)
sprawy zagraniczne – Edward Osóbka-Morawski
administracja – Stanisław Kotek-Agroszewski (SL)
finanse i gospodarka – Jan Stefan Haneman (PPS)
sprawiedliwość – Jan Czechowski (SL)
bezpieczeństwo – Stanisław Radkiewicz (PPR)
praca i opieka społeczna – Bolesław Drobner (PPR)
komunikacja – Jan Michał Grubecki (SL)
odszkodowania – Emil Sommerstein (syjoniści)
oświata – Stanisław Skrzeszewski (PPR)
kultura i sztuka – Wincenty Rzymowski (SD)
propaganda – Stefan Jędrychowski
22 lipca PKWN ogłosił manifest w Chełmie, zapowiadając radykalne przeobrażenia społeczne (reforma rolna i nacjonalizacja przemysłu), dalszą walkę z Niemcami oraz korzystną granicę na zachodzie. Od 1 sierpnia siedzibą PKWN był Lublin. Swą działalnością obejmował tereny na wschód od Wisły, opanowane przez Armię Czerwoną. Na terytoriach tych od początku trwał nieustanny terror radzieckich organów bezpieczeństwa i powstających „polskich”. Na początku sierpnia 1944 w Lublinie łączą się KC PPR Gomułki i przybyli z Moskwy funkcjonariusze CBKP. Powstaje Biuro Polityczne w składzie: J. Berman, W. Gomułka, H. Minc, B. Bierut, A. Zawadzki, M. Spychalski, R. Zambrowski. Do KC weszli m.in. E. Ochab, H. Kozłowska, H. Chełchowski, S. Radkiewicz, S. Wierbłowski, Z. Kliszko, A. Kowalski, Loga Sowiński. Kierownikami wydziałów zostali Zambrowski, Kasman, Kliszko, Alster, Kazimierz Witaszewski. 31 grudnia PKWN przekształcił się w Tymczasowy Rząd RP z Osóbką-Morawskim na czele. Organem prasowym PKWN była „Rzeczpospolita”. Kluczowe pozycje w nim zajęli: Minister Przemysłu – H. Minc, Minister Skarbu – K. Dąbrowski, Minister Bezpieczeństwa – S. Radkiewicz, Minister Oświaty – S. Skrzeszewski. Rząd uznany został przez Związek Radziecki, Czechosłowację i Jugosławię. Protest przeciwko jego powołaniu zgłosiły Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. Na podstawie ustaleń konferencji jałtańskiej, w dniach 17-21 VI 1945 obradowała konferencja moskiewska, na której postanowiono utworzyć Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, złożony z przedstawicieli Rządu Tymczasowego i władz RP na uchodźstwie. Rząd Tymczasowy przestał działać 28 czerwca, po objęciu władzy przez Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej. Wcześniej Komisja Trzech z udziałem W.M. Mołotowa, W.A. Harrimana i A.J. Clarck-Kerra ustaliła listę osób na konferencję moskiewską w sprawie utworzenia nowego rządu. W konferencji odbytej 17-21 czerwca 1945 udział wzięli: prezydent Krajowej Rady Narodowej B. Bierut, premier Rządu Tymczasowego E. Osóbka-Morawski, wicepremier W. Gomułka, nadto z kraju – Z. Żuławski, S. Kutrzeba, A. Krzyżanowski, H. Kołodziejski, z Zachodu – S. Mikołajczyk, J. Stańczyk i A. Kołodziej. Na naradę moskiewską nie zaproszono aktualnych przedstawicieli władz RP na uchodźstwie (Mikołajczyk i Stańczyk nie byli już w tym czasie członkami rządu w Londynie). W wyniku konferencji poszerzono komunistyczny Rząd Tymczasowy o Mikołajczyka, Stańczyka i S. Thugutta z Zachodu oraz W. Kiernika i C. Wycecha z kraju. Premierem i wicepremierem nowego rządu pozostali Osóbka-Morawski i Gomułka, stanowisko wicepremiera otrzymał także Mikołajczyk. TRJN liczył 21 członków – 7 z Polskiej Partii Robotniczej (PPR), 6 z Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS), 3 ze Stronnictwa Ludowego, 3 ludowców – od sierpnia 1945 członków Polskiego Stronnictwa Ludowego (PSL) i 2 ze Stronnictwa Demokratycznego. W jego skład weszli J. Sztachelski, H. Minc, S. Jędrychowski, K. Dąbrowski, Stanisław Tkaczow. Przeciwko uchwałom konferencji moskiewskiej i powołaniu nowego rządu ostro protestował u aliantów rząd RP na uchodźstwie. Wkrótce TRJN został uznany przez większość państw, w tym przez główne mocarstwa: Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię (5 lipca 1945) oraz Francję (29 czerwca 1945). Równocześnie państwa te cofnęły uznanie dla rządu RP na uchodźstwie. Po ustaleniu się pozycji TRJN na arenie międzynarodowej rozwiązały się Delegatura Rządu na Kraj, Rada Jedności Narodowej i Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj. Dzięki sfałszowanemu referendum z 30 czerwca 1946 i sfałszowanym wyborom do Sejmu Ustawodawczego z 19 stycznia 1947 zdecydowaną przewagę zyskali komuniści. PPR podjęła otwartą walkę z PSL i wicepremierem Mikołajczykiem, przywódcą jawnej opozycji. 8 lutego 1947 TRJN złożył dymisję na ręce nowo wybranego prezydenta RP B. Bieruta. W nowym rządzie znaleźli się już wyłącznie komuniści lub ich zwolennicy. Prezes PSL Mikołajczyk, zagrożony aresztowaniem, potajemnie opuścił Polskę.
II. Zbrojne bandy żydobolszewickie, sowiecka i PPR-owska partyzantka komunistyczna W okresie II wojny światowej sowiecka partyzantka dzieliła się na trzy kategorie: duże oddziały typu wojskowego, przeznaczone do rzeczywistej walki z Niemcami; oddziały partyzanckie tworzone przez NKWD i Smiersz, działające na terenach mniejszości narodowych, których zadaniem było zwalczanie partyzantki antykomunistycznej i pacyfikacje ludności cywilnej; oddziały powstałe z jeńców sowieckich, Żydów i miejscowych komunistów, działające dosyć samodzielnie, utrzymujące się z rabunku i terroru na ludności cywilnej, unikające walki z Niemcami. Również oddziały GL brały udział w likwidacji polskiego podziemia niepodległościowego. Jednym z typowych przykładów działań żydobolszewickich bandytów była rzeź na Polakach w miasteczku Naliboki w powiecie Stołpce, województwo nowogrodzkie. Dnia 8 maja 1943 roku o świcie 128 polskich mieszkańców tego miasteczka zostało wymordowanych przez partyzantów dowodzonych przez dwóch żydowskich dowódców: Tuwię Bielskiego i Szolema Zorina. Wacław Nowicki, uratowany świadek tych wydarzeń, tak opisywał w książce „Żywe echa” (Warszawa, 1993) rzeź na Polakach, gdy o świcie przybyli partyzanci-mordercy: „Godzina 5 rano, 8 maja 1943 roku. Długa seria z kaemu rozpruła poniżej okien frontową ścianę naszego domu, stojącą pod nią kanapę – przeleciała przez pokój i ugrzęzła w przeciwległej ścianie zaledwie kilka centymetrów nad naszymi głowami (…). Mama dopadła okna. – ‘Wieś płonie!’ – krzyczy (…) o godzinie 7.00 (…) jęki ucichły. Zewsząd wiało grozą śmierci i zniszczenia. Ocaleni z pogromu mogli teraz zobaczyć tragedię swego miasteczka i dokonanego w nim ludobójstwa. W niespełna 2 godziny zginęło 128 niewinnych ludzi. Większość z nich, jak stwierdzili potem naoczni świadkowie, z rąk siepaczy Bielskiego i ‘Pobiedy’. Mordercy obojga płci wpadali do mieszkań i seriami z automatów unicestwiali we śnie całe rodziny, a obrabowane w pośpiechu (nawet z zegarków) domostwa palili i pijani od krwi z okrzykiem ‘hura’ szli dalej mordować. Wielu zbudzonych nagłą strzelaniną i jękiem sąsiadów wylatywało na podwórko. Tych rozstrzeliwano z dziećmi pod ścianami chat. Jedni i drudzy wraz z domostwem obracali się w popiół. Daleko słychać było ryk bydła i rżenie zagrabionych koni. Podczas dantejskiego pogrzebu trudno było zidentyfikować pozostałe czasem tylko kończyny dzieci, rodziców, dziadków z rodów Karniewiczów, Łojków, Chmarów i wielu innych”. Wśród ludzi tak okrutnie mordujących polskich mieszkańców miasteczka Naliboki znaleźli się również ich żydowscy sąsiedzi. Relacje partyzanckie z tamtych lat mówią: „Zaczęły się masowe rabunki wsi. I to nie było raz czy dwa, ale jedni wychodzili, drudzy wchodzili. Miejscowi zaczęli więc walczyć o chleb, organizowali polsko-białoruską samoobronę. My ją wspieraliśmy. Sowieci likwidowali. Wykańczali wioski. Derewno, Rubieszewice, Starynki, Michałowo. W Nalibokach wyrżnęli 127 ludzi z samoobrony. Wszyscy mówili, że Naliboki zrobił Bielski„; „Grupy rabusiów i tyle, którzy brali od kogo popadnie. Jedzenie, dziecięce ubranie, pościel, łyżki, widelce, kosztowności…” - Żydowski partyzant Jakow Rumowicz. Wspominał on: „U nas prawie połowa to Żydzi byli, ale co to za partyzanci? Grabili tylko i gwałcili”. Miasteczko Naliboki, powiat Stołpce, woj. nowogródzkie do września 1939 zamieszkane było głównie przez ludność polską i żydowską. Począwszy od 1942 na Naliboki zaczęły napadać bandy rabunkowe, rekrutujące się z rozbitych przez Niemców zdemoralizowanych oddziałów sowieckich, ukrywających się w okolicznych lasach. Działalność tych band miała charakter wyłącznie rabunkowy. W celu ochrony ludności polskiej w Nalibokach powstał składający się z Polaków oddział ‘samoobrony’, którego dowódcą został Eugeniusz Klimowicz. Początkowo Polacy współpracowali ze stacjonującymi w bazach położonych w Puszczy Nalibockiej partyzantami sowieckimi, dowodzonymi przez mjr Rafała Wasilewicza. Wspólnie zwalczali oni grasujące na tych terenach bandy rabunkowe, jak i Niemców. Wiosną 1943 doszło do dwóch spotkań Eugeniusza Klimowicza i Rafała Wasilewicza. Dowódcy sowieccy pragnęli podporządkować sobie ‘samoobronę’ z Nalibok. Polacy nie wyrazili na to zgody. Zawarto jednak porozumienie, na mocy którego partyzanci sowieccy i członkowie polskiej ‘samoobrony’ mieli zaniechać wzajemnych napadów. Miasteczko Naliboki i pobliskie osady miały stanowić domenę Polaków z ‘samoobrony’. Pomimo tego w nocy z 8 na 9 maja 1943 partyzanci sowieccy zaatakowali Naliboki. Zatrzymywali oni głównie mężczyzn i po wyprowadzeniu ich z domów rozstrzeliwali. Spalili również szereg zabudowań oraz miejscowy kościół. Łącznie zginęło ok. 120-128 mężczyzn oraz 3 kobiety. Ofiary takie jak te Żydzi określali w raportach jako nazistów lub pronazistów.
Innym aktem żydowskiego bestialstwa jest rzeź popełniona na mieszkańcach we wsi Koniuchy 29 stycznia 1944. Leżała ona na skraju Puszczy Rudnickiej, która była siedliskiem żydobolszewickiej partyzantki. Oddziałami żydowskimi, służącymi sowietom, kierowali Jacob Prenner („Śmierć faszystom”), Awrasz Rasel („Walka”), Szmuel Kaplinski („Ku Zwycięstwu”) i Abba Kowner („Mściciele”). Wszystkie one tworzyły tzw. Brygadę Żydowską pod wodzą Abby Kownera. Paru żydowskich partyzantów otwarcie chlubiło się swoimi zbrodniami w książkach opublikowanych w Stanach Zjednoczonych. Chaim Lazar opisywał w książce „Destruction and Resistance” (New York, Schengold Publisher, 1985, s. 174-175): „Pewnego wieczoru stu dwudziestu partyzantów ze wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń, wyruszyło w kierunku wsi. Było wśród nich około 50 Żydów, przewodzonych przez Jacoba Prennera. O północy przybyli oni na koniec wsi i zajęli odpowiednie pozycje. Rozkaz nakazywał, aby nie darować nikomu życia. Nawet zwierzęta domowe miały być wybite, a cała własność zniszczona… Sygnał dano tuż przed świtem. W ciągu niewielu minut okrążono wieś z trzech stron. Z czwartej była rzeka i jedyny most, który znajdował się w rękach partyzantów. Partyzanci, z zawczasu przygotowanymi pochodniami palili domy, stajnie i spichlerze, gęsto ostrzeliwując siedliska ludzkie… Półnadzy chłopi wyskakiwali przez okna i usiłowali szukać drogi ratunku. Ale zewsząd czekały na nich śmiertelne pociski. Wielu wskakiwało do rzeki i płynęło nią ku drugiemu brzegowi, ale i ich również spotkał taki sam los. Zadanie wykonano w krótkim czasie. Sześćdziesiąt gospodarstw chłopskich, w których mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt„.
Isaac Kowalski pisał: „Nasz oddział otrzymał rozkaz, aby zniszczyć wszystko, co się rusza i zamienić wieś w popioły. Dokładnie o ustalonej godzinie i minucie wszyscy partyzanci z czterech stron wsi otworzyli ogień z karabinów ręcznych i maszynowych, strzelając kulami zapalającymi w zabudowania wioski. Tym sposobem dachy gospodarstw zaczęły się palić (…) Gdy później przemaszerowaliśmy przez Koniuchy (…)był to jak gdyby przemarsz przez cmentarz” (I. Kowalski „A Secret Press in Nazi Europe. The Story of a Jewish United Partisan Organization”, New York, Central Guide Publication, 1969, s. 333-334. Zob. także I. Kowalski, wybór i redakcja „Anthology on Armed Jewish Resistance, 1939-1945″ t. IV, New York 1991, Jewish Combatants Publishers House, s. 390-391).
O rzezi polskich mieszkańców w Koniuchach pisze inny autor żydowski Rich Cohen w książce pod tytułem „Mściciele” („The Avengers”): „Koniuchy były wioską o zakurzonych drogach i osiadłych w ziemi, nie pomalowanych domach. (…) Partyzanci (…) zaatakowali Koniuchy od strony pól, a słońce świeciło im w plecy. (…) Partyzanci wrzucili granaty na dachy, a w domach wystrzeliły płomienie. Chłopi wybiegali drzwiami i biegli drogą. Partyzanci ich gonili strzelając do mężczyzn, kobiet i dzieci. (…) Setki chłopów zginęły w ogniu krzyżowym” (R. Cohen „The Avengers”, New York, Alfred A. Knopf, 2000, s. 145). W napadzie na wieś uczestniczyli partyzanci z oddziałów J. Prennera („Śmierć faszystom”) i Szmuela Kaplinskiego („Ku zwycięstwu”), ponadto Zalman Wyłożny, który służył w oddziale „Śmierć faszystom”. Stwierdził on, że „cała wieś została puszczona z dymem, a mieszkańcy wymordowani” (J. Gołota „Losy Żydów ostrołęckich w czasie II wojny światowej”; „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego”, nr 187 /1998/, s. 32). Autor powoływał się na zeznania Z. Wyłożnego (Yad Vashem 1503-80-1). Sprawcy rzezi Polaków we wsi Koniuchy uzasadniali tę masakrę całej wioski tym, że była to wieś „reakcyjna”. Wśród wymordowanych „reakcjonistów” była m.in. 1,5-roczna N. Molisówna, 4-letnia Marysia Tubisówna. Wśród zamordowanych były całe rodziny, np. Zygmunt Bandalewicz (8 lat), Mieczysław Bandalewicz (9 lat), Stanisław Bandalewicz (45 lat), Józef Bandalewicz (54 lata), Stefania Bandalewiczowa (48 lat). Naoczny świadek wydarzeń Edward Tubin opisywał: „Nie było różnicy, kogo złapali, to wszystkich bili. Nawet kobietę jedną, uciekała tam w las ku cmentarzu, to nie strzelali, ale kamieniem zabili, kamieniem w głowę. Jak mamę zabili, to może z 8 kul po piersiach puścili (…). Wojtkiewicza żona była w ciąży i chłopak był, nie miał nawet 2 latka. Zabili ją, a chłopak został żywy. Przynieśli słomę, na nią rzucili, zapalili. Temu chłopaczkowi nogi poopalało – paluszki jemu odpadły. Przeżył pod tą matką. Jak zapalili, to tylko nogi mu się spaliły. Było strasznie, było strasznie, nie przepuścili nikomu„. Z relacji osoby, która zdołała się ukryć w czasie napadu, słyszał, iż wieś podpalono z obu stron, a potem strzelano do uciekających ludzi. Z zeznań wynika, iż część ofiar, zwłaszcza osoby stare i schorowane, zginęła, spalona we własnych domach. Natomiast do części mieszkańców, którzy starali się uciekać, strzelano. Żydowscy mordercy chcieli ukarać mieszkańców wsi, która chciała się bronić przed ciągłymi niszczącymi ją do cna rabunkami. Polscy chłopi zorganizowali jednostkę „samoobrony”, aby ochronić wieś przed ciągłym rekwirowaniem żywności i grabieżą. Wieś w tym czasie nie miała już dosłownie środków do życia. Zbiegli z gett i obozów niemieckich do lasów Żydzi tworzyli „oddziały partyzanckie”, czyli mówiąc otwarcie żydowskie bandy, które zazwyczaj nie walczyły z Niemcami, lecz z polskimi chłopami, mordując ich i rabując. Z punktu widzenia polskiego wypada wyrazić żal, że Niemcy nie potrafili poradzić sobie z tymi żydowskimi mordercami. Na przykład Oskar Pinkus w książce „The House of Ashes” (Cleveland, USA) pisze o kilku takich bandach żydowskich na Podlasiu, utrzymujących się z grabieży okolicznych wiosek, także historyk holocaustu w okupowanej przez Niemców Polsce Emanuel Ringelblum pisze, że grupy takie „z bronią w ręku wywalczają sobie prawo do życia”. Często jednak owa „walka” była walką z polskim, zazwyczaj biednym chłopem, ograbianym przy tym ciągle przez Niemców. Byt to zwykły rozbój, chociaż z konieczności. Chłopi broniąc się przed rabunkiem chleba, kawałka słoniny czy pierzyny organizowali „straże wiejskie”, które Ringelblum ostro potępia („Stosunki polsko-żydowskie w czasie drugiej wojny światowej”, Warszawa 1988), nie chcąc zrozumieć sytuacji w jakiej znajdowali się chłopi polscy podczas okupacji niemieckiej. Dla Żyda jest oczywiste, że Polacy powinni dać się Żydom rabować i pozwolić na gwałcenie Polek bez sprzeciwu. Także Martin Gilbert w książce „The Holocaust. The Jewish Tragedy” (Glasgow 1987) potępia likwidację przez polskie podziemie w 1943 roku takiej żydowskiej bandy w lasach wyszkowskich, dowodzonej przez Mordechaja Grobasa. Polacy jednak nie mogli tolerować bandytyzmu skierowanego przeciwko polskim chłopom. Ostatecznie polski bandytyzm też był tępiony. Czy żydowski bandytyzm, kierowany przeciwko Polakom i na terenie Polski, miał być tolerowany przez polskie podziemie tylko dlatego, że bandytami byli Żydzi skazani przez hitleryzm na tak zwaną zagładę? Bohaterska i cenna dla Aliantów walka 350 tysięcy żołnierzy Armii Krajowej z Niemcami podczas okupacji Polski jest znana nie tylko polskim historykom II wojny światowej. Tymczasem były partyzant żydowski Yitzchok Perlow w swej polakożerczej książce „The Partizaner” (New York-London 1969) pisze jakoby ich oddział walczył z oddziałami Armii Krajowej, wybijał wziętych do niewoli AK-owców naganami w tył głowy, dobijał rannych. Rzekomo raz w piwnicy dworu wybili granatami dowódcę oddziału AK i jego trzech żołnierzy. Jeśli to wszystko prawda, to partyzantka żydowska nie walczyła z Niemcami, lecz z Armią Krajową i Polakami, bowiem Perlow chwali się także paleniem polskich wiosek. Żydowska partyzantka komunistyczna działająca na terenach polskich podczas wojny dokonywała więc także czystek etniczno-politycznych. Podajmy jeden przykład. W okolicy Drohiczyna i Siemiatycz ukrywało się podczas okupacji niemieckiej sporo grup żydowskich. Były one na ogół uzbrojone, utrzymywały się z napadów rabunkowych, utrzymywały też sporadyczne kontakty z sowieckimi grupami wywiadowczymi. Zbrodni na Polakach dokonywały bandy dowodzone przez Hersza Szebesa czy niejakich braci Grudów. Pierwsza z nich nocą z 30 na 31 marca 1944 roku dokonała ohydnej zbrodni na rodzinach Wilińskich i Siemieniuków w kolonii Czartajew. Banda Szebesa (tak zwała tę grupę okoliczna ludność i nazwa ta utrwaliła się po dziś dzień) zamordowała wówczas, przy pomocy siekier i noży, siedem osób: Jana Siemieniuka z żoną Stanisławą, ich 3-letnie dziecko, a także Stanisława Wilińskiego i jego żonę Marię z synami – Adamem i Janem. Stanisława Siemieniuk była w zaawansowanej ciąży – nienarodzone dziecko było więc ósmą ofiarą. Sprawcy zrabowali cały dorobek zamordowanych (który załadowali na wozy, byli zatem dobrze przygotowani do „akcji”), a ich domostwa spalili. Okoliczna ludność wspomina jeszcze podobne zdarzenia, mające miejsce w Miłkowicach i Tonkielach. Grupy żydowskie nie zaprzestały podobnej działalności także już pod „władzą ludową”. Nocą z 5 na 6 grudnia 1944 roku grupa żydów z bandy Grudów (ukrywających się podczas okupacji niemieckiej w okolicach Sieniewic i Kłyzówki) napadła na domostwo Maksymiuków z kolonii Miłkowice Maćki. Zginęli wówczas: Michalina i Stanisław Maksymiukowie, 11-letni Marian Bojara i trzy kobiety (prawdopodobnie uchodziły „zza Buga”), nocujące u Maksymiuków. Jakby sprawcom było mało, jeszcze tej samej nocy napadli na rodzinę Jarockich we wsi Kłyzówka. Tu zginęły: Halina i Maria Jarockie, uratowały się natomiast Maria i Felicja, które były ciężko ranne, ale udawały, że nie żyją. Ich dom również został obrabowany i spalony. Warto wspomnieć, że podczas okupacji niemieckiej Jaroccy ukrywali rodzinę żydowską z Drohiczyna. „Raport sytuacyjny i wywiadowczo-polityczny Nr 11 za miesiąc grudzień 1944 r.” Komendy Okręgu Białystok Armii Krajowej opisuje postawy drohiczyńskich Żydów w bardzo dla nich niepochlebnym świetle: „Należy zaznaczyć, że żydzi prawie wszyscy wysługują się Sowietom. Całe szczęście, że jest ich niewielu. Ze szpitali (gniazdo żydowskie) usunięto wszystkich lekarzy Polaków. Chorzy leżą bez pościeli. Protekcja i przekupstwo. W dniu 8 listopada z inicjatywy żyda dr. Horbacewicza i ex-Volksdeutschki Toleczkowej – urządzono bal na cześć partyzantów sowieckich”. Takie informacje – o współpracy Żydów z NKWD i sowieckimi strukturami władzy (podobnie jak w okresie 1939-1941), są w polskich dokumentach powszechne. Przytoczony powyżej „Raport” nie pozostawia żadnych wątpliwości: „Żydzi współpracują z NKWD i prawie wszyscy posiadają broń krótką. Szpiegują ludność miejscową i przyjezdną. W Drohiczynie Sowieci zabili przypadkowo żyda. Żydzi sądząc, że to Polacy, zamordowali 9 Polaków”. Takich rzeczy nie usprawiedliwia nic. Nawet, gdyby ten „przypadkowy” Żyd zginął z polskiej ręki, Żydzi nie mieli prawa wymierzać na ślepo własnej „sprawiedliwości”. Ale, po pierwsze, mieli legalnie broń. Pamiętajmy, że Polacy wówczas za jej przechowywanie zagrożeni byli karą śmierci. Po drugie, cieszyli się bezgranicznym zaufaniem Sowietów (widocznie były ku temu odpowiednie powody, ci bowiem nie byli naiwni i nie obdarzali swym zaufaniem kogokolwiek, w dodatku za nic). Po trzecie, takie zbrodnie nie były ścigane i karane, zresztą – kto wówczas miałby odwagę wystąpić z oskarżeniem? Mordów i rabunków dokonywały też żydowskie lub kierowane przez żydów bandy wchodzące w skład Gwardii Ludowej. Jednym z pierwszych przypadków takich akcji był napad na Drzewicę. Późnym zimowym wieczorem 20 stycznia 1943 weszła do Drzewicy grupa „Lwy” dowodzona przez Izraela Ajzenmana ps. „Lew” i zamordowała siedem osób. Kilkanaście innych, które były na liście, zdołało ujść z życiem. Żydzi swoje ofiary torturowali, kłuli bagnetami w brzuch i genitalia, w końcu dobijali strzałem wzorem z Katynia. Głowy i twarze zabitych zmiażdżono na dodatek kolbami. Życie stracili wówczas: August Kobylański, współwłaściciel miejscowej fabryczki „Gerlacha” (działacz konspiracyjnego Stronnictwa Narodowego i żołnierz NOW-AK), aptekarz Stanisław Makomaski, żołnierze NSZ: Józef Staszewski, Edward, Stanisław i Józef Suskiewiczowie oraz Józef Pierściński. Egzekucji dokonywano strzałami w głowy z bardzo bliskiej odległości, świadkowie mówią, że niektórym rozbijano głowy kolbami, dla oszczędności amunicji. Gwardziści poszukiwali również usilnie kilkunastu innych osób (m.in. księdza Józefa Pawlika, Mariana Klaty, Mariana i Wacława Suskiewiczów), ale ich na szczęście nie zastali, bo wtedy ofiar byłoby znacznie więcej. Sprawcy na miejscu rozrzucili ulotki, w których ujawniali swe korzenie ideologiczne i przynależność organizacyjną. Mord miał podłoże nie tylko polityczne, albowiem gwardziści dokonali rutynowego przy takich „akcjach” rabunku wszystkiego, co wydało im się wartościowe, z fabryczną kasą na czele, ale też nie pogardzili rzeczami osobistymi i ubraniami zamordowanych. W jednym z rozliczeń po tej zbrodni czytamy: 3.300 zł w gotówce, futro, obrączka, jedno futro damskie, płaszcz męski, burka, 2 zegarki. Otrzymano 25.I.43. Trzy dni po „akcji” w rozkazie dziennym Ajzenman zanotował: „wyrażam moje uznanie dla oddziału GL „Lwy” za przeprowadzone czyszczenie terenu”.
Do żydowskich dowódców „partyzanckich” w GL i poza nią należeli oprócz Ajzenmana tacy bandyci jak pułkownik Ignacy Robb-Rosenfarb „Narbutt”, dowódca GL w regionie kieleckim; pułkownik Robert Satanowski – dowódca zgrupowania partyzanckiego „Jeszcze Polska nie zginęła” w Lubelskiem, po wojnie był komendantem Szkoły Oficerskiej Marynarki Wojennej na Oksywiu. [Co ciekawe, Robert Satanowski był również autentycznie utalentowanym dyrygentem, o czym wspomina Wikipedia, ale totalnie przemilcza jego inne "zasługi" - admin]
Zwalczał tam podziemie narodowe oraz oddziały BCh i AK. Rozkazy i zrzuty broni otrzymywał wyłącznie od Sowietów, był agentem sowieckiego wywiadu wojskowego; major Menasze Matywiecki – członek Sztabu Głównego GL; Aleksander Skotnicki „Zemsta” i Jechiel Grynszpan – na Lubelszczyźnie; Jekiel Brewerman– dowódca oddziału „Bartosz Głowacki”; kapitan Lucyna Herz; August Lange („Stach”), Gustaw Alef (Bolkowiak), „Szymon” (NN).
Żydowskie bandy początkowo współpracowały z GL, następnie często wchodziły w jej skład. Dotyczyło to grup następujących: oddziału „Chłód” Jechiela Grynszpana, oddziału „Emilia Plater” Samuela Jegiera, oddziału „Kozietulski” Mieczysława Grubera, oddziału „Berek Joselewicz” Forsta, oddziału „Zygmunt” Zalmana Fajnsztata, oddziału „Iskra” Lejba Birmana, oddziału „Mordechaj Anielewicz” Adama Szwarcfusa, Mordechaja Growasa i Ignaca Podolskiego. Bandyci z białostockiego getta utworzyli oddział „Forojs” („Naprzód”), podporządkowany sowietom. Niektóre bandy działały zupełnie niezależnie, jak banda Abrahama Amsterdama. Na polskich kresach sytuacja wyglądała następująco. W lasach białoruskich powstawały grupy żydowskich uciekinierów i byłych żołnierzy Armii Czerwonej. Żydzi z getta mińskiego stanowili znaczną liczbę oddziałów partyzanckich, takich jak oddziały Kutuzowa, Budionnego, Frunze, Parkomenko, 25-lecia Republiki Białoruskiej, Nr 106 Szolema Zorina i Nr 406). W Brygadzie Lenina w oklicach Baranowicz 202 z 695 bandytów i dowódców było żydami, w oddziale „Wpiered” 106 z 579, w oddziale Czkałowa 239 z 1140 i w oddziale „Postęp” 48 z 126. Żydzi stanowili więcej niż 1/3 partyzantów w rejonie Lidy. Banda Zorina liczyła 800 żydobolszewików. W lasach nalibockich 3 tysiące z 20 tysięcy partyzantów było żydami, wielu w funkcjach dowódczych. Niekompletne dane mówią o 150 żydowskich dowódacach, szefach sztabów i komisarzach brygad i oddziałów. Niechęć polskiego społeczeństwa wobec żydów miała wiele powodów, nie tylko bandytyzm. Wiązanie się z wrogami i sprowadzanie na cywilów niemieckiego odwetu również to powodowały. Polscy i słowiańscy tworzyli więc grupy samoobrony przed żydosowieckim bandyctwem, z tego powodu byli i są nadal postrzegani przez żydów jako antysemici i kolaboranci nazistowscy. Jak wyglądało życie biednych ofiar holokaustu niech posłuży chyba najbardziej znany przykład obozu bandytów Tuwii Bielskiego w lesie nalibockim. W jednym z raportów Bielski podawał, iż udało mu się zgromadzić (czytaj zrabować Słowianom) 200 ton ziemniaków, 3 tony kapusty, 5 ton buraków, 5 ton zboża, 3 tony mięsa i tonę kiełbasy. Jeden z bandytów przyznał, że wysyłano nawet żywność do Moskwy!!! Jednym z bardziej znanych po wojnie przywódców żydowskich w Polsce był Hersz Smolar. W czasie wojny żydobolszewicki bandyta w latach 1943-1944. W niektórych życiorysach podawał, że był członkiem Sztabu Zjednoczenia Partyzanckiego w południowej zonie Puszczy Białowieskiej. W rzeczywistości działał na terenie Puszczy Nalibockiej i w jej okolicach, a przekłamanie nie było świadome. Po prostu absolwent Sowieckiego Uniwersytetu w Moskwie nie znał w ogóle geografii. Dlatego też Puszcza Białowieska mogła mu się mylić z odległą o setki kilometrów Puszczą Nalibocką. Ukrywało się tam bardzo wielu Żydów i Sowieci usiłowali zrobić z nich swych partyzantów. Smolar otrzymał stopień wojskowy lejtnanta i pod ps. „Jefim” został redaktorem naczelnym pięciu „gazet partyzanckich” wydawanych w języku rosyjskim i jidysz. Pisał później o sobie wprawdzie, że był uczestnikiem większej ilości bojów z hitlerowcami, ale trudno ustalić jakiekolwiek konkrety. Więcej informacji dostarcza z tego okresu wspomnienie Anatola Wertheima o żydowskiej partyzantce „na Białorusi”. Wertheim był szefem sztabu oddziału Szolema Zorina, zwanego „Oddziałem nr 106 Iwienieckiego Centrum Rejonowego”. Cóż to byli za partyzanci? Wertheim tak opisuje ich życie: „jedzenia było pod dostatkiem, a nawet gromadziły się zapasy. Jeszcze w dniu połączenia się z Armią Czerwoną wyciągnęliśmy z jeziora kilkaset zatopionych worków z mąką (…). Nadwyżki jedzenia posyłaliśmy nawet do Moskwy. Raz w tygodniu lądował na polowym lotnisku w puszczy samolot: przywoził gazety i materiały propagandowe, a zabierał z powrotem samogon, słoninę i kiełbasy naszego własnego wyrobu”. Jedzenia zatem nie brakowało „zdobywano” je bowiem nie w niemieckich garnizonach i składach (bo to wymagałoby walki zbrojnej), ale w okolicznych polskich wsiach, uznanych w myśl komunistycznej propagandy za „współpracujące z Niemcami„! Były to wsie współpracujące z Armią Krajową. Wertheim dalej pisze: „Z powodu pijaństwa wydarzały się w oddziałach nieodwracalne tragedie – zbrojne konflikty, strzelaniny… Oddział Zorina był często odwiedzany przez lejtnanta Hersza Smolara z racji jego obowiązków propagandzisty. Nie wiemy, o czym on pisał w „partyzanckich” gazetkach, ale raczej nie o tym, że „chleba” (nieźle obłożonego smakołykami) i wódki nie brakowało naszym żydowskim ofiarom holokaustu.” Nie wiemy praktycznie nic o faktycznej działalności zbrojnej „partyzantów” sowiecko-żydowskich w Puszczy Nalibockiej. Wertheim też nie podaje bliższych szczegółów, poza jednym – dotyczącym codziennego życia w obozie: „Najweselsze wizyty spędzałem z Zorinem. Nasz komendant był bardzo kochliwy, za moich czasów miał już drugą czy trzecią żonę w oddziale, ale uważał, że to wcale nie dosyć. Codziennie rano zasiadał do stołu w towarzystwie aktualnej żony Geni. Pod stołem stała przygotowana zawczasu kadź z samogonem, który Zorin czerpał filiżanką: Wtedy pojawiała się kucharka sztabu Ethel i, głęboko patrząc szefowi w oczy, pytała go z przejęciem, czego sobie życzy na śniadanie. Zorin przesuwał czapkę w tył, drapał się przez chwilę w głowę i zamawiał zawsze takie samo „menu”: twarożek ze śmietanką na zakąskę, kawałeczek śledzia i kiełbasę naszego własnego wyrobu”. Nic dziwnego, że okoliczna ludność nienawidziła takich partyzantów, tym bardziej że posłusznie wykonywali oni polecenia sowieckich przełożonych. Wszak wrogiem dla nich byli nie tylko Niemcy (zresztą ci byli zbyt silni, aby ich zaczepiali mieszkańcy leśnych obozów z Puszczy Nalibockiej), lecz także miejscowe oddziały AK. Polskie podziemie z niepokojem i goryczą obserwowało wydarzenia na Kresach. W jednym z raportów Delegatury Rządu można przeczytać: „Na terenie Nowogródczyzny Niemcy panują tylko nad ważniejszymi ośrodkami, węzłami kolejowymi, liniami kolejowymi biegnącymi ku wschodowi. (…) Teren, dokąd Niemcy nie docierają, a zwłaszcza Puszcza Nalibocka, jest siedliskiem przeważnie sowieckich oddziałów dywersyjnych. Są one dobrze uzbrojone w broń ręczną i maszynową. (…) Najbardziej dają się we znaki, zwłaszcza w odniesieniu do ludności polskiej, tzw. oddziały rodzinne (siemiejnyje), składające się wyłącznie z Żydów i Żydówek w sile 2-ch batalionów„. Do czego jeszcze służyła im broń? Zorin, jak już wiemy, był bardzo kochliwy. Poza zdobywaniem żywności i produktów do pędzenia samogonu, broń mogła też służyć do… No właśnie. Była argumentem rozstrzygającym w takich sytuacjach, jakie opisuje Wertheim: „[Zorin] po śniadaniu, jeżeli był w dobrym humorze i nie miał akurat nic lepszego do roboty, wzywał mnie do siebie i proponował: ‘Nu dawaj, naczalnik sztaba, pajedziom żenitsia!’. Na „ożenek” jechaliśmy zazwyczaj do jakiejś odległej wsi, gdzieZorin miał z góry upatrzoną dziewuchę. Zajeżdżaliśmy z fasonem – pod eskortą przynajmniej trzydziestu konnych. Nasz watażka zwracał się wprost do ojca wybranki, oznajmiając mu, że właśnie ma zamiar ożenić się z jego córką. Partyzantom w ogóle trudno było odmówić, a co dopiero takiemu komendantowi jakZorin! Dla większego efektu wyciągał z kieszeni skórzany woreczek, wysypywał z niego na stół „świnki”, czyli złote carskie ruble, i bawił się nimi niby od niechcenia, dając do zrozumienia, że nie tylko z niego potężny komendant, ale też nie byle jaki bogacz! Ślub ciągnął się przez dwa, trzy dni, aż Zorin decydował, że pora wracać do oddziału i Geni – przynajmniej do czasu następnego ożenku”. Hersz Smolar za działalność w żydobolszewickiej partyzantce otrzymał liczne komunistyczne odznaczenia: Krzyż Grunwaldu III klasy, Krzyż Partyzancki, order „Sztandaru Pracy” II klasy oraz Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski i Krzyż Walecznych!!! Po wojnie był przez wiele lat prominentem w Polsce Ludowej. O sytuacji na Wileńszczyźnie polskie podziemie donosiło: „Żydzi dogorywają w ostatnich strzępach ghetta, wybijani są również w lasach Wileńszczyzny – w dużym stopniu skutkiem błędów własnych, mordów dokonywanych na ludności chrześcijańskiej – zarówno przez Niemców i Litwinow, jak i przez oddziały polskie, które muszą bronić ludności przed bandyckim terrorem band żydowskich”. W lutym 1944 utworzony został w ZSRR z inicjatywy Centralnego Biura Komunistów Polskich Polski Sztab Partyzancki. Żydowscy komuniści nie ufali bowiem krajowym Polakom i dążyli do likwidacji wszelkich przejawów „nacjonalizmu” w kraju, dążąc do podporządkowania sobie krajowców lub ich eliminacji. Na czele PSzP stał A. Zawadzki, faktycznie kierował nim jego zastępca, radziecki pułkownik S.O. Pritycki. Działał od kwietnia do października 1944 w składzie Armii Polskiej w ZSRR, później podporządkowany Naczelnemu Dowództwu WP. Podlegały mu m.in. Polski Samodzielny Batalion Specjalny (zalążek Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego), środki łączności i zaopatrzenia oraz jednostki partyzanckie działające na obszarze okupacji niemieckiej, dotychczas podporządkowane dowództwu sowieckiej partyzantki. PSBS składał się z ludzi wielu narodowości, natomiast kadra była pochodzenia w większości żydowskiego. Stanowili ją m.in. dowódca H. Toruńczyk, jego zastępca J. Puertas, L. Rubinstein, J. Kratko, H. Lfeiman, Józef Krakowski i Zygmunt Gutman. W jego skład wchodzili działacze i dywersanci z byłej KPP, KPZU, KPZB. Głównym zadaniem batalionu była fizyczna likwidacja polskiego podziemia niepodległościowego na ziemiach zajmowanych przez Armię Czerwoną. Swą działalność batalion rozpoczął w lipcu 1944. Po przerzuceniu na ziemie polskie został podporządkowany resortowi bezpieki. PSzP organizował, szkolił i przerzucał na tereny okupowane grupy rozpoznawczo-dywersyjne. W połowie 1944 brygady partyzanckie PSzP (ok. 2 tys. osób) walczyły na Lubelszczyźnie i Kielecczyźnie (nie podporządkowały się dowództwu AL). Oddziały te, podporządkowane politycznie żydowskim komunistom z CKPB, przeznaczone były do zwalczania opozycji wewnętrznej, zarówno niepodległościowej, jak i ewentualnie komunistycznej, gdyby przejawiać zaczęła odchylenie narodowe. Zalążki oddziałów powstawały na wschodnich ziemiach polskich, na długo przed powołaniem Sztabu. Kadra rekrutowała się ze sprawdzonych komunistów różnych narodowości. Brygady te powstawały na bazie oddziałów sowieckich i dopiero potem były z nich wydzielane. Członkowie ich przysięgali na wierność Stalinowi i ZSRR. Po wejściu Armii Czerwonej były rozformowywane, a ich członkowie przechodzili do służb bezpieczeństwa lub armii. Podsumowując należy stwierdzić, że dzisiaj ci zbrodniarze i bandyci są wzorem i obiektem peanów żydowskich propagandystów, jako przeżyciele tak zwanego holokaustu i to jeszcze stawiający „opór”.
Za: http://web.archive.org/web/20080617203204/www.polonica.net/zydokomunisci_1941-44.htm
Dziękuję „Benowi” za podrzucony link. Ja ze swej strony postaram się go podrzucić żydowskiemu szumowinie Grossowi z zapytaniem, dlaczego o zbrodniach jego żydowskich ziomków na Polakach milczy. Poliszynel
Gajowy przewiduje, że „światowej sławy” bydlak Jan Tomasz Gross nie odpowie na zapytanie Poliszynela. A jeśli już, to napisze, że takie informacje służą wyłącznie dalszej eskalacji polskiego antysemityzmu i mogą przerodzić się w kolejne pogromy – albo po prostu bezczelnie je zaneguje.
13 lutego 2011 Kamień wrzucony do wody nigdy nie wypłynie. Podczas Bitwy pod Studzienkami do okopu wpada jak burza Marusia Ogoniok. Łapie za poły płaszcza kryjącego się tam żołnierza z umorusaną dymem twarzą. - To ty rzuciłeś granat w tamten czołg?- pokazując palcem płonącą maszynę. - Ja - odpowiada żołnierz. - A ty wiesz durak, że to polski czołg Rudy 102?- szarpie go jeszcze mocniej Marusia. Ogoniok. - Ja, ja, ja, ja - odpowiada żołnierz.
To tyle obrazek z II Wojny Światowej, bo wojna z cywilizacją łacińską toczy się dalej.. Kamień wrzucony do wody nigdy nie wypłynie-tak jak czas stracony pod rządami socjalistów , nigdy nie powróci.. Po prostu jest stracony.. To se ne wrati.. Tak jak czas stracony po przyłączeniu Polski do Związku Socjalistycznych Republik Europejskich, do którego to socjalizmu agitowała pani Edyta Górniak, pani Anna Przybylska czy pan Cezary Żak( brat cioteczny pana Tadeusza Drozdy)- obklejając bilibordami Warszawę z napisem” Jestem Europejczykiem”. Obie aktywistki miały praktykę w Playboyu, oprócz- ma się rozumieć- pana Cezarego Żaka. Bo pismo to reprezentuje” męski punk widzenia”, a nie zamieszcza żeńskiego punku widzenia.. Wobec naporu propagandy homoseksualnej- wszystko może się oczywiście zmienić. I nadal pozostanie „ męski” punkt widzenia.. Ludzie Ci są ludźmi systemu, który stworzył ICH, a ONI – tworzą system.. Aktywiści na zawołanie. Pani Edyta w roku 2008, zanim w roku 2006 wraz z Borysem Szycem( Borys Michalak, w 2008 roku zabrano mu prawo jazdy pod wpływem!) wzięła udział w promowaniu udeckiego Radia Z, wzięła udział w kampanii „ ekologicznej”, której celem była redukcja emisji CO2 i zużycia wody(???) pod hasłem” Zmień nawyki na dobre, zmień klimat na lepszy”(!!!!). No i co z tego, że pani Edyta Górniak ma naprawdę wspaniały głos i talent, ukształtowany zresztą w Studio Teatrze Buffo? Jak bierze udział w propagandowej hucpie organizowanej przez lewicę ekologiczną i mami miliony ludzi wymyślonym fałszem.. Może by chociaż przeczytała książkę pana profesora Przemysława Mastalerza pt. Ekologiczne kłamstwa ekowojowników”.. W 1995 roku, z okazji Europejskiego Roku Ochrony Przyrody(????). wraz z panem Ryszardem Rynkowskim, Robertem Janowskim, Katarzyną Skrzynencką, Andrzejem Krzywym i Kayah nagrała piosenkę pt” W każdym z nas”. Pogański hołd złożony przyrodzie jako pogańskiemu bóstwu. A gdzie Pan Bóg, który nad przyrodą panuje i czuwa? Jako Najwyższy? Bo Ci co przestrzegali przed tym biurokratycznym nonsensem- „Europejczykami” nie są.. To chyba jasne.. Na przykład- ja.. A kto by mi dał pieniądze, żebym obkleił Warszawę swoimi bilibordami z napisem:” Nie jestem Europejczykiem Unii Europejskiej”. Na co dzień ponosimy konsekwencje bycia w Unii Europejskiej, jako ponadnarodowego bytu biurokratycznego regulującego już prawie wszystko, albo blisko wszystkiego.. Totalitaryzm regulacyjny i dotacje zabijające prawdziwą przedsiębiorczość. Ten kto ma dojście do dotacji organizowanych przez biurokrację- ten jest bogatym człowiekiem i „ przedsiębiorcą”.. Wystarczy mieć dojście i być w obiegu dotacyjnym -pozarynkowym.. Dotacje i rozdawnictwo musi w pewnym momencie ukatrupić prawdziwą przedsiębiorczość, która realizuje się na wolnym rynku- bez dotacji.. Duże dotacje- to duże podatki nakładane na tych, co z dotacji nie żyją i nie funkcjonują dzięki nim.. I nie pomoże nawet Marcin Daniec wyśmiewający się z absurdów PRL-u- tak jak satyryk Stanisław Tym.. Ale jakoś obaj panowie nie wyśmiewają się ze znacznie większych absurdów socjalizmu III Rzeczpospolitej.. Ja muszę częściowo robić za satyryka.. Żeby opisywać te bzdury, wywracające nasze życie do góry nogami.. Oni jakoś milczą- tak jak pan Jacek Fedorowicz.. Kiedyś satyryk.. Ostatni jego występ naprawdę satyryczny- to promowanie Narodowych Funduszy Inwestycyjnych..(??) Ciekawe, czy ma jeszcze jakieś świadectwa udziałowe? Tak wszystkich namawiał do wzięcia udziału w tej hucpie pana Lewandowskiego i Szomburga.. Którą to hucpę nazwano Programem Powszechnej Prywatyzacji.. Na 513 państwowych przedsiębiorstw nabudowano multum biurokracji, która przeżarła wartość przedsiębiorstw- i nazwali to prywatyzacją(????) To jest dopiero satyra! Pamiętam jak minister Grzegorz i profesor Kolodko, poleciał w weekend do Frankfurtu, żeby pożyczyć 100 milionów dolarów w imieniu państwa polskiego, jako minister finansów- bo zabrakło na wypłaty dla członków rad nadzorczych Programu Powszechnej Prywatyzacji Narodowych Funduszy Inwestycyjnych..(!!!). Ile tam pieniędzy zmarnowali? Bóg jedyny raczy wiedzieć! Socjalizm jest jednym wielkim marnotrawstwem.. A propos soc-dotacji europejskich: sumę 500 000 euro otrzymało dwóch szwedzkich rybaków jako rekompensatę za zezłomowanie kutra. Subsydium zostało przyznane przez Komisję Europejską oraz rząd Szwecji w ramach planu Unii Europejskiej zredukowania rozmiarów europejskiej floty rybackiej, aby w ten sposób- uwaga!- walczyć” z problemem wyrybiania łowisk”(???). Zgodnie z założeniami planu pieniądze miały wystarczyć na spłacenie zadłużenia rybaków i powinna im pozostać niewielka kwota na życie.. I wiecie państwo co zrobili mądrzy szwedzcy rybacy? Zgodnie z prawem europejskim, zakupili nowy kuter i spokojnie kontynuują wyrybianie łowisk(!!!!) Jak to zrobili? Wcale nie zamieniali na powrót ślimaka – rybę na ślimaka, czy rabarbar- owoc, na warzywo- lecz kupili kuter o długości 9,95 metra, co oznacza, że zakupiona jednostka jest krótsza niż dziesięć metrów, a to już daje jej prawo do połowów na Morzu Północnym. Ot cwaniacy ! Tak wyprowadzić w pole Komisję Europejską.. Gdy Biuro Polityczne przepchnie dyrektywę, że na Morzu Północnym można łowić kutrem o długości 9 metrów, to przedsiębiorcy rybacy zamówią jednostkę o długości 8,95 metra.. Gdy Biuro Polityczne ustanowi przy pomocy kolejnej dyrektywy, że dopuszczalne jest na Morzu Północnym 8 metrów łodzi- to rybacy zbudują 7,95.. I tak dalej- ale do tego czasu może Unia wraz z Komisją Europejską może przestanie istnieć.. Wtedy będzie można łowić ryby, każdym kutrem, o każdej długości, i każdej szerokości.. No i głębokości zanurzenia. Ci w Biurze Politycznym myśleli, że trafili na rybaków- idiotów, którzy wezmą pieniądze i na zasiłku będą czekać w domu na śmierć.. Ludzie kochający morze nie dadzą się tak łatwo wmanewrować w zasiłki.. Bo człowieka można zabić, ale nie pokonać.. „-Jasno powiedzieliśmy urzędnikom, co zamierzamy zrobić z rekompensatą za złomowanie kutra”- - stwierdził jeden z rybaków. Co postanowili- to zrobili. Sprzeciwu urzędników nie było.. Może dlatego, że szwedzcy urzędnicy są bardziej przyjaźni wobec szwedzkich rybaków, szanując ich pracę i związki z wodą.. A może w nosie mają dyrektywy Komisji Europejskiej.?. Tak jak przyjęcie politycznego euro.. Nie przyjmują – i już! Bo wiedzą czym to grozi.. Katastrofą! Tak jak w innych państwach strefy politycznej euro.. Kiedyś Wikingowie grasowali po Morzu Północnym i Śródziemnym.. Dopływali nawet do Wyspy Wolin.. Mieli Długie Łodzie, zwane Długimi Łodziami Wikingów.. Nie wiem jak długie, ale dłuższe niż dziesięć metrów.. Widziałem to na filmie- chyba z M. Douglasem- o odważnych Wikingach.. Nie wiem, czy za czasów Wikingów ślimak był rybą, ale łowić było wolno, i nikt nie wypłacał zasiłków za niepracowanie.. I złomowanie długich łodzi.. Wyekslploatowała się - należało zbudować nową.. I to była zasada rynkowa. Żaden król im nie dopłacał do wycofywanej łodzi i nie reglamentował połowów.. Z prostego powodu: bo nie było wtedy demokracji, najlepszego ustroju na świecie.. I nie można było przegłosować! Tym bardziej, że sami by wiedzieli ile mogą złowić, a ile pozostawić w morzu, jako ludzie kochający morze i jego zasoby.. Szwedzcy rybacy na dali się wpędzić w matnię zasiłku.. Bohatersko stawili czoła socjalizmowi europejskiemu.. Bo kamień, raz wrzucony do wody- nigdy nie wypłynie! Nieprawdaż? WJR
Zwycięstwa państwa kwotowego Państwo liberalne nie jest ideałem gajowego, ale mimo to artykuł godny jest uwagi. Póki co jednak, w gajówce nie ma kwotowania i wypowiedzi ukazują się niezależnie od tego, czy ich autor siusia na stojąco, czy w kucki. Wielokrotnie słyszałem, że dawne wielkie batalie ideologiczne się skończyły. Nie wiadomo, gdzie prawica, gdzie lewic , a rządzą ci, którzy najsprawniej potrafią administrować. Nie ma planów przebudowy społecznej, nie ma rozmachu, nie ma patosu zmian. Królują pragmatyzm, zimna kalkulacja, przyziemny rachunek zysków i strat. Tylko czy to prawda? Przeczytałem w „Rzeczpospolitej”, że jeszcze w tym roku ma zostać wprowadzona obowiązkowa 30-proc. kwota dla kobiet w zarządach oraz radach nadzorczych niemieckich spółek giełdowych. Choć w Niemczech działa 14 tys. spółek akcyjnych, notowanych na parkiecie jest 700. Projekt rządu Angeli Merkel budzi sprzeciw nawet w koalicyjnym liberalnym FDP. Podobnie protestują przeciw niemu niemieccy przedsiębiorcy. A mimo to i tak zostanie pewnie wprowadzony w życie. Dlaczego? Bo – jak zauważyła niemiecka minister pracy Ursula von der Leyen – stan, gdy w zarządach 200 największych niemieckich firm jest zaledwie 3,2 proc. kobiet, nie może trwać. Dlaczego nie może trwać? Bo to niepostępowe. A dlaczego to niepostępowe? Bo kobiet w społeczeństwie jest połowa i tyle lub prawie tyle powinno być w zarządach. Jasne. A kto nie rozumie, ten jest zwolennikiem patriarchatu. Podobne prawa wprowadzono w Norwegii, gdzie 40 proc. kobiet musi zajmować miejsca w radach nadzorczych, i we Francji, gdzie kwota ma zostać wypełniona do 2015 roku. Przyjmę każdy zakład, że takie rozwiązania trafią też do Polski. I zgodnie z prostą zasadą głoszącą, że należy małpować wszystko, co inni wymyślili, szybko zostaną przyjęte. Co nie zmienia faktu, że owe przepisy należą, mniemam, do najgłupszych na świecie. Pomysł bowiem, że najwyższe stanowiska w firmach prywatnych ma obejmować jakaś grupa ludzi dobrana biologicznie, jest całkowitym zaprzeczeniem idei liberalizmu i stanowi regres do czasów, kiedy pozycja zawodowa i władza zależały nie od zdolności, pracowitości i umiejętności, ale od pochodzenia. W tym sensie, wprowadzając kwoty, nowoczesne państwo przypominać zaczyna społeczności feudalne. Rozumiałbym jeszcze, gdyby chodziło tu o wsparcie finansowe dla kobiet, o stypendia mające na celu wyrównanie szans. Ale bezpośrednia ingerencja państwa, decyzja, że niezależnie od kompetencji 30 lub 40 procent kobiet ma z definicji obejmować najwyższe funkcje menedżerskie, jest rozwiązaniem niedorzecznym i niesprawiedliwym. Państwo liberalne powstało w opozycji do systemu przywilejów kastowych, wiekowych, rodowych. Pozwalało osiągać sukces niezależnie od pochodzenia, płci, biologii. Wygląda na to, że ten projekt jest zagrożony przez agresywną ideologię feministyczną. Współczesny Europejczyk coraz bardziej staje się przedstawicielem swojej płci, swojej orientacji seksualnej, swojej rasy. Jego los coraz mniej zależy od umiejętności, inteligencji i przedsiębiorczości. Paweł Lisicki
Chcieliście niewidzialnej ręki rynku, no to macie!
Polski kapitalizm najlepiej określił jeden z szefów sieci hotelowej „Marriot”. Gdy zwrócono mu uwagę, że łamie polskie prawo, odrzekł po prostu „Fuck Polish law!” (Pier….ć polskie prawo) – admin
Sabotaż pracowników Fiata po wypłacie 12.02.2011 TYCHY. Pracownicy tyskiego Fiat Auto Poland S.A. w dniu 10 lutego tuż po odebraniu pasków informujących o wielkości wynagrodzenia za pracę uzyskanego za pierwszy miesiąc 2011 roku dokonali uszkodzenia ok. 300 nowych pojazdów znajdujących się na hali produkcyjnej. Powodem były zbyt niskie kwoty. Ale jak mówią związkowcy, nie tylko to. „Ludzie mają już dość atmosfery mobbingowej oraz zabierania im premii i innych składowych wynagrodzenia” – mówi Franciszek Gierot, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego „Sierpień 80″ w FAP. „Straty są bardzo duże. Sam na parkingu widziałem co najmniej 80 odstawionych uszkodzonych aut. Nie popieramy takich działań. Wielokrotnie ostrzegaliśmy dyrekcję zakładu, że może do nich dojść, bo ludzie są na skraju wytrzymałości” – dodaje Gierot. Uszkodzone samochody mają porysowaną karoserię, powyrywane przewody i podziurawioną tapicerkę. I choć przedstawiciele Fiata zaprzeczają, że doszło do sabotażu, to związkowcy przedstawiają zdjęcia oraz korespondencję mailową potwierdzającą uszkodzenia. „Kilka godzin przed tymi zdarzeniami ponowiliśmy swoje pismo z 19 stycznia o przystąpienie do negocjacji płacowych na 2011 rok” – mówi szef „Sierpnia 80″ w fabryce. I dodaje: „Nasz zakład jest chlubą Fiata. Stawia się nas za wzór, a płaci najsłabiej. Tak nie może być!” Patryk Kosela
Źródło: http://lewica.pl/
http://wolnemedia.net/
W Polsce coraz trudniej o stały etat Jak informuje Główny Urząd Statystyczny, w Polsce coraz mniej ludzi ma stałą umowę o pracę. Do grupy najbardziej pokrzywdzonej pod tym względem należą młodzi ludzie. Na stały etat mogą liczyć dopiero po trzydziestce. Najszybciej pracę otrzymują prawnicy, ekonomiści, matematycy i informatycy. Jeszcze w czasie studiów pracę na umowę czasową ma co czwarty z nich. Najtrudniej jest humanistom – co dziesiąty nie ma pracy nawet rok po studiach, a co dwudziesty jest stale bezrobotny. Pierwsza praca dla 40% młodych ludzi ma niewiele wspólnego z posiadanym wykształceniem. Na stałe zatrudnienie nie mają co liczyć sprzedawcy. W tej grupie na 1mln aż 600 tys. pracuje na umowy na czas określony. Na bezterminową umowę przed trzydziestką liczyć może tylko co drugi pracujący młody Polak. Wśród zatrudnionych w wieku 20-24 lat umowy na czas nieokreślony ma co trzeci z nich (280 tys. osób). Z raportu “Polska Praca 2010” przygotowanego dla NSZZ Solidarność również nie wynika nic optymistycznego. W Polsce 27% wszystkich zatrudnionych pracuje na czas określony albo zlecenia i umowy o dzieło. Jest to najgorszy wynik w krajach Europy. Źródło: RMF24
Globalizm – czyli nowa wersja żydokomunizmu. Jeśli pokusilibyśmy się o porównanie pomiędzy ideologią globalizmu, czyli ideologią NWO (i stojącymi za nią Mędrcami Syjonu) a ideologią pierwotnego komunizmu, czyli żydobolszewizmu – to okazałoby się, że istnieją pomiędzy nimi zadziwiające podobieństwa. I tak żydobolszewizm propagował internacjonalizm zwalczając, choć bezskutecznie, poczucie narodowe u podbitych niewolników. Dla komunisty ojczyzną był, a przynajmniej być powinien, światowy komunizm a nie jakikolwiek konkretny kraj. Globaliści także zwalczają poczucie tożsamości narodowej w podbijanych przez nich krajach. Jedynie wyjątkowo wzmacniają je – dla własnych korzyści. Tak było z zamachami na WTC. Wzbudzono przy ich pomocy poczucie zagrożenia dla Ameryki jako państwa i Amerykanów jako narodu, które konieczne było do prowadzenia agresywnych wojen rzekomo w imię obrony bezpieczeństwa Ameryki. Plany globalistów odnośnie wynarodowienia Gojów najwyraźniej widać w Unii Jewropejskiej. Mędrcy Syjonu chcą wychodować pozbawione korzeni rzesze Gojów. Wywołanie w nas poczucie bycia Europejczykami jest etapem pośrednim i przejściowym, przygotowującym europejskich Gojów do poczucia bycia obywatelem (rządzonego przez Mędrców Syjonu) światowego państwa. Podobnie też jak żydobolszewizm, choć innymi metodami, walczą Mędrcy Syjonu z religiami Gojów. Głównym powodem tej walki jest chęć objęcia przez Mędrców Syjonu niekwestionowanego rządu dusz nad masami. Kościoły, religie stoją na drodze ich władzy nad świadomością i duszami Gojów. Tylko dlatego są one zwalczane. Nauczeni doświadczeniami ateistycznego komunizmu Mędrcy Syjonu nie walczą z Bogiem. Wiedzą, że potrzeby Boga i wiary w niego w Gojach nie zniszczą. Na tym polu komunizm poniósł całkowitą klęskę. W PRL kolejni sekretarze PZPR z zazdrością patrzyli na pozbawionego jakiejkolwiek władzy politycznej prymasa Wyszyńskiego. On faktycznie sprawował nad milionami Polaków rząd dusz. Obecne propagowanie „laickości” ma za zadanie ograniczenie wpływu kościołów na świadomość wyznawców. Wiara i religia nie są bezwzględnie zwalczane – są korumpowane i modernizowane. Niektóre kościoły protestanckie już udzielają ślubów kościelnych zboczeńcom. Zamiarem Mędrców Syjonu jest podporządkowanie sobie kościołów i wyznań Gojów, oraz ich doktryn, teologii i etyki uzurpacyjnej władzy Mędrców Syjonu opartej na ich talmudycznej ideologii. Te kościoły, które całkowicie podporządkują się doktrynie globalizacji i narzucanej Gojom anty-etyki, będą tolerowane. Równie podobnie i z tych samych pobudek, jak to było u komunistów, walczą Mędrcy Syjonu z rodziną. Walczą – i to jest istotne – z więzami rodzinnymi i tradycyjną rodziną jedynie wśród Gojów. Ich własne rodziny są dla nich świętością. Walka z rodziną ma na celu ułatwienie demoralizacji i ogłupiania kolejnych młodych pokoleń. Komuniści w tym celu zapędzali kobiety do fabryk. „Wychowaniem” dzieci i młodzieży, czyli ich ideologiczną indoktrynacją zajmowały się państwowe instytucje – przedszkola, szkoły, świetlice, odmóżdżające media. Im mniej czasu rodzice, zwłaszcza matki, miały dla dzieci, tym bardziej były one odmóżdżone i demoralizowane przez żydobolszewickie instytucje. Dzisiaj globaliści kuszą i mamią kobiety „karierami” w biznesie, polityce i gdzie się tylko da. Ogłupionym Gojkom wmówiono nawet, że np. taki boks jest sportem odpowiednim dla kobiet. Coraz mniej kobiet uważa za ich powołanie wychowywanie dzieci. Propaguje się wśród Gojów obojga płci tzw. wolną miłość czyli zwierzęcy, pozbawiony uczuć seks. Ojcowie rzadko mają czas dla dzieci. Gonią za pieniądzem na utrzymanie rodziny, są rozpijani, kuszeni pornografią do rozwiązłości. Nie wróży to niczego dobrego przyszłości rodziny i samych Gojów. Paradoksalnie nawet w funkcjonowaniu gospodarki i stosunku własności środków produkcji komunizm i globalizm bardziej są do siebie podobne, niż pozornie się różnią. Oficjalnie w komunizmie gospodarka była uspołeczniona, a raczej upaństwowiona. W globalizmie jest ona w ręku coraz węższej grupy posiadaczy – kapitalistów. W komunizmie tak naprawdę jedynymi dysponentami/właścicielami gospodarki była wąska kasta partyjnych kacyków. Oni decydowali w gospodarce o wszystkim – co i gdzie będzie produkowane, kto będzie dyrektorem czy prezesem, ile ludzie zarobią, komu produkt będzie sprzedany, co zrobią z ewentualnym zyskiem. Byli po prostu zbiorowym właścicielem gospodarki bez posiadania do niej oficjalnego prawa własności.
Dzisiejsi posiadacze koncernów tym się różnią od komunistów, że posiadają oficjalnie prawa własności. Ale w obu systemach środki produkcji były w rękach uprzywilejowanej kasty. Na Zachodzie od dziesięcioleci obserwowane jest zjawisko komasowania coraz większej ilości zakładów, firm i koncernów w ręku coraz węższej elity. Istnieją wprawdzie tysiące małych firm i zakładów, ale coraz więcej z nich funkcjonuje na pograniczu opłacalności i bankructwa. Docelowo w planach Mędrców Syjonu jest przejęcie w ich ręce całego majątku i środków produkcji na całym świecie. To samo zresztą planowali komuniści. A mechanizmy tzw. wolnego rynku tak naprawdę wolne wcale nie są. W kapitalizmie, podobnie jak i w komunizmie są równi i równiejsi. Jeden bogaty właściciel koncernu ma dużo większe wpływy na funkcjonowanie rzekomo wolnego rynku, niż tysiące biedaków. Natomiast imperializm, czyli chęć podboju całego świata, jest niezwykle jaskrawym przykładem podobieństwa globalizmu i komunizmu. Jedyną rzeczywistą różnicą pomiędzy komunizmem a globalizmem jest stosunek władców w obu tych systemach do ilości poddanych. W komunizmie były okresy masowych rzezi. Powody ich były różne. Np. chęć narzucenia psychozy strachu i pełnego posłuszeństwa niewolników, czy też zamiary wyeliminowania ewentualnych lub domniemanych przeciwników i wrogów. Ale przychodziły okresy, że komuniści w trosce o wystarczającą ilość niewolników wprowadzali nawet zakazy przerywania ciąży (w Rumunii były nawet nakazy rodzenia dzieci). Nie są znane natomiast plany komunistów o świadomej i celowej depopulacji ludności świata. A takie plany Mędrców Syjonu, globalistów, są znane. Powodem ich jest przede wszystkim zachłanność i chciwość Mędrców Syjonu. Chcą oni, aby kurczące się zasoby bogactw naturalnych jak najdłużej starczyły dla nich samych. A ponieważ Goje też z tych zasobów korzystają, dlatego pragną globaliści ilość Gojów zmniejszyć do niezbędnego minimum – Gojów ma być tyle, aby miał kto pracować dla narodu wybranego. I ani jednego Goja więcej. A nie, żeby Goje pracowali dla samych siebie, czy innych Gojów. Inna sprawa, że gdy Marks tworzył jego ideologię do podboju świata, ludzkość liczyła trochę ponad miliard ludzi. A w czasie żydobolszewickiego zamachu stanu ledwo przekraczała 1,5 miliarda. Dlatego depopulacja tamtym Żydom nie przyszła jeszcze na myśl. Wykazane zostały powyżej podobieństwa pomiędzy komunizmem/żydobolszewizmem, a globalizmem. Nie powinne one nikogo dziwić. Wszak twórcami i komunizmu, i globalizmu są ci sami ludzie – Mędrcy Syjonu (i banksterzy).
A teraz jeszcze słówko o komunizmie a raczej o jego żydobolszewickiej wersji głównej. Zgodnie z mitologią lewicy Marks wymyślił jego socjalizm naukowy, aby ulżyć doli klasy robotniczej. Pechem socjalizmu zgodnie z tym mitem był fakt wcielenia go w życie w zacofanej Rosji, gdzie nie było prawie klasy robotniczej. Drugim pechem marksizmu miałoby być według lewactwa zniekształcenie go leninizmem-stalinizmem. Miłośnicy lewactwa twierdzą też, że marksizm w sumie był dobry, ale ludzie do niego nie dorośli. Marks, niemiecki Żyd, mający powiązania z masonerią nie stworzył „naukowego socjalizmu”, aby ulżyć wyzyskiwanym robolom. Od samego początku jego ideologia miała posłużyć żydowskim Mędrcom Syjonu do podboju świata Gojów. Lewica wstydliwie skrywała i skrywa nadal niektóre niewygodne poglądy Marksa. I tak np. zgodnie z Marksem, po zwycięstwie socjalizmu wszelkie burżuazyjne czy reakcyjne poglądy, filozofie czy programy polityczne i społeczne miały być zakazane. A ich wyznawcy mieli zostać wyeliminowani. Aby zamiar przejęcia władzy przez komunistów się udał, na ofiarę wybrano zacofaną carską Rosję. Do tego celu Mędrcy Syjonu posłużyli się Niemcami. Popchnęli ich do I wojny, w której Rosja została pokonana, a wybuch rewolucji lutowej doprowadził do abdykacji cara. Chaos i biedę wykorzystali żydobolszewicy. Finansowani przez zachodnich banksterów dokonali zamachu stanu okrzyczanego później wielką socjalistyczną rewolucją październikową. Żydobolszewicki zamach wywołał z kolei wojnę domową. Rosja spłynęła krwią. Znacznie więcej cywilnych ofiar, niż walka żydobolszewików z białymi i z wojskami interwencyjnymi ententy spowodował tzw. czerwony terror i głód. Zanim w 1924 roku żydobolszewia przejęła nieograniczoną władzę nad Rosją (w lipcu 1924 na Półwyspie Czukockim zginął jako ostatni stawiający opór żydobolszewikom biały generał Nikołaj Tołbukin), śmierć poniosło ok. 10 milionów Rosjan. Na interwencji ententy nieźle obłowili się banksterzy. Państwa Ententy, same osłabione wojną musiały na tę interwencję zaciągać kolejne kredyty u światowej lichwy. Jednym z zamiarów żydobolszewików był eksport rewolucji na Zachód. Pod Warszawą marsz żydobolszewii na Berlin zatrzymał gen. Rozwadowski (a nie dezerter Piłsudski, który12 sierpnia 1920 roku podał się do dymisji i w „cudzie nad Wisłą” wcale udziału nie brał). Jednakże Mędrcy Syjonu i banksterzy szybko rozczarowali się sfinansowanymi przez nich do podbicia Rosji pobratymcami – Żydamibolszewikami. Ci bowiem nie zamierzali oddać bogactw Rosji ani jej systemu bankowego i finansów w łapska światowej lichwy. Wprawdzie żydobolszewicy grabili Rosję bez żadnych zahamowań, na prywatne konta na Zachodzie wysyłali tonami złoto, ale kontrolą nad ZSRR i podziałem łupów z Mędrcami Syjonu i banksterami nie zamierzali się dzielić. Nawet wprowadzony przez Lenina NEP (nowaja ekonomiczeskaja politika) tylko w niewielkim zakresie dopuszczał zachodnie firmy na rynek wewnętrzny w ZSRR. Żydobolszewicy nie stworzyli w ZSRR prywatnego banku centralnego – odpowiednika będącego w rękach Żydów amerykańskiego FED-u. Wprawdzie w okresie NEP niewielki udział w systemie bankowym ZSSR miały banki prywatne Zachodu, ale Stalin ok. roku 1930 upaństwowił ZSRR całkowicie. Na industrializację żydobolszewickiej ZSRR nie zaciągał kredytów u banksterów. Industrializację przeprowadził kosztem śmierci z głodu i wyczerpania ok. 60 milionów ofiar gułagu – głównie Rosjan. Nie wiadomo dokładnie, w którym momencie Mędrcy Syjonu ostatecznie zrezygnowali z komunizmu i żydobolszewizmu jako narzędzi do podboju świata Gojów. Wiadome jest, że to w pewnym momencie nastąpiło. Na narzędzie do podboju świata wybrali wtedy USA, w której bankowość i finanse od 1913 roku (utworzenie FED) były pod ich całkowitą kontrolą. W dużym stopniu kontrolowali także już wtedy kluczowe gałęzie przemysłu i gospodarki. Całkowicie kontrolowali giełdę nowojorską, wykorzystując ją do nabijania sobie kieszeni i do wywoływania kolejnych kryzysów. II wojnę światową Mędrcy Syjonu wywołali m.in. do zniszczenia ZSRR rękami Hitlera. Drugim ich zamiarem było uczynienie z USA światowego supermocarstwa. Trzecim zamiarem było wymordowanie rękami Niemców chazarskiej biedoty w celu wyłudzenia po wojnie prawa Żydów do utworzenia państwa żydowskiego w Palestynie. No i naturalnie Mędrcy Syjonu i banksterzy zamierzali na wojnie ubić dobre interesy. Banki udzielały walczącym stronom pożyczek na lichwiarskie procenty, a fabryki broni i amunicji pracowały pełną parą. Po wojnie na odbudowie ze zniszczeń zarabiano kolejne miliardy. Jedynie pierwszy punkt planu, a więc zniszczenie ZSRR, nie powiódł się Mędrcom Syjonu. Osadzony na fotelu kanclerza za pomocą zakulisowych uzgodnień i finansowany przez światową lichwę Hitler nie zamierzał natychmiast po pokonaniu Polski ruszać na podbój ZSRR. Wbrew planom Mędrców Syjonu zamiast podbijać Wschód, Hitler w 1940 roku podbił Europę zachodnią. Zagroził nawet Wlk. Brytanii. Dlatego, gdy Hitler później ruszył na ZSRR, Zachód był zainteresowany bardziej w pokonaniu Hitlera, niż w pokonaniu przez Hitlera Stalina. Pokonanie gruzińskiego Żyda katującego poddanych w ZSRR odłożono na później. Niekorzystną dla Mędrców Syjonu konsekwencją II wojny światowej było przeistoczenie się ZSRR w równorzęde Ameryce supermocarstwo. Demontaż tego konkurencyjnego supermocarstwa trwał po wojnie w związku z jego potęgą prawie pół wieku. Obecnie w pełni kontrolowane przez Mędrców Syjonu USA, NATO i Unia Jewropejska posiadają dużą przewagę nad uwolnioną spod żydobolszewizmu (i osaczaną przez Mędrców Syjonu) Rosją. Rosja o mało nie podzieliła losu USA. W czasach wiecznie pijanego Jelcyna stawała się ona kolejnym żydowskim folwarkiem. Żydowscy oligarchowie decydowali o wszystkim. Dopiero Putin ukrócił szabrowanie majątku narodowego Rosji przez żydostwskich oligarchów. To zaowocowało celowo inspirowanymi przez Mędrców Syjonu kolorowymi rewolucjami na obrzeżach Rosji, prowokacjami militarnymi (Gruzja) i nieustannym szczuciem na Putina. Osaczanie Rosji, próby podporządkowania jej Mędrcom Syjonu różnymi metodami, to kijem, to marchewką, trwają nadal. Poliszynel
http://krasnoludkizpejsami.wordpress.com
Śmiać się, czy płakać… PiS i nauczyciele żądają „szkoły po polsku” Edukacja obywatelska i patriotyczna, odbudowa szkolnictwa zawodowego, powstrzymanie zmian w szkolnictwie wyższym - takie postulaty zgłaszali członkowie Towarzystwa Nauczycieli Szkół Polskich na spotkaniu w Sejmie, zorganizowanym we współpracy z klubem PiS. - Przekonanie, iż edukacja i nauka należą do najważniejszych zadań państwa, okazuje się przekonaniem, które nie jest powszechne, szczególnie w ostatnich latach, wśród rządzących w Polsce. Tym bardziej (…) część naszego parlamentu, do której ja należę, przychyla się do państwa postulatów – zapewniał uczestników spotkania wicemarszałek Sejmu Marek Kuchciński (PiS). Minister edukacji w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, obecnie europoseł, prof. Ryszard Legutko mówił o potrzebie poprawienia w polskiej edukacji jej dwóch zasadniczych funkcji – wychowania i kształcenia. Jego zdaniem, kształcenie polskiej młodzieży jest szablonowe i nie przekazuje uczniom i absolwentom szkół umiejętności niezbędnych do dalszego samodzielnego rozwoju. - Nasza młodzież ani nie czyta, ani nie pisze. Rodzice też nie, wobec czego nie czują wagi tego. Czytanie i pisanie to są te umiejętności, dzięki którym człowiek staje się coraz bardziej indywidualny, niepowtarzalny i oryginalny – mówił Legutko. Jeszcze gorzej jest, jego zdaniem, z wychowaniem w polskich szkołach. Nauczyciele i dyrektorzy boją się, jak mówił, utrzymywać dyscyplinę wśród uczniów, bo nie chcą narażać się rodzicom. - Z kategorii wychowawczych, o których się mówi obecnie, pozostaje tylko walka z przemocą w szkole oraz wychowanie do tolerancji. Ale ponieważ walka z przemocą w szkole często stoi w sprzeczności z ideą tolerancji, idea tolerancji wygrywa i nawet z przemocą w szkole się nie walczy – powiedział.
Szkoła nie promuje więc, jak mówił, fundamentalnych wartości, takich jak odwaga, prawdomówność czy dobre obyczaje. Z kolei posłanka PiS Marzena Machałek, wiceprezes Towarzystwa Nauczycieli Szkół Polskich powiedziała, że jednym z podstawowych problemów dzisiejszej szkoły jest z jednej strony zanik szkolnictwa zawodowego. Jako przykład podała wyjazdy polskich uczniów do szkół zawodowych do Niemiec. Z drugiej strony, jak podkreśliła, coraz bardziej profilowane są szkoły ogólnokształcące – co też nie jest dobre, bo ogranicza naukę podstawowych dla tożsamości polskiej młodzieży przedmiotów – języka polskiego i historii. - Od lat 90. ciągle mówimy, że mamy wykształcić człowieka, który ma umiejętności, np. liczenia procentów, prowadzenia samochodu i obsługi komputera. To prawda, że jest to potrzebne człowiekowi. Tylko że człowiek, który to wszystko umie, ale nie zna swojej historii, jest niepełny, nie wie kim jest – powiedziała. W pierwszej ogólnopolskiej konferencji Towarzystwo Nauczycieli Szkół Polskich uczestniczyło ok. 200 osób. Byli to głównie nauczyciele szkolni i akademiccy, będący członkami towarzystwa lub jego sympatykami, a także przedstawiciele innych organizacji, w tym Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego, sekcji oświaty oraz sekcji nauki NSZZ „Solidarność” oraz Towarzystwa im. Stanisława ze Skarbimierza. Towarzystwo Nauczycieli Szkół Polskich powstało w październiku 2009 r. Jest organizacją skupiającą nauczycieli, w tym nauczycieli akademickich. Za cel stawia sobie przywrócenie prestiżu i godności zawodu nauczycielskiego. Na czele zarządu głównego organizacji stoi dyrektorka jednej z krakowskich szkół podstawowych Barbara Nowak. Wśród członków zarządu są m.in. posłanka PiS Marzena Machałek, wiceminister edukacji w rządzie Jarosława Kaczyńskiego Andrzej Waśko i zdobywca tytułu „Nauczyciel Roku 2005 r.” Jacek Świerkocki.
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/pis-i-nauczyciele-zadaja-szkoly-po-polsku,1,4172403,wiadomosc.html
No i jak tu nie przyklasnąć tej potrzebnej inicjatywie? Szkoda tylko, że spóźniła się ona o 10-15 lat. Dziś nie jest niczym innym, jak – mówiąc wulgarnie – pieprzeniem w bambus. Polska młodzież nie musi umieć czytać, ani pisać. Wystarczy, że będzie umiała się podpisać. Dyscypliny nauczy ich żydowski pracodawca. Promowanie dobrych obyczajów nie leży w interesie żydowskich władców Polski, wprost przeciwnie. Polska tożsamość nie jest nikomu potrzebna, a patriotyzm wręcz szkodliwy jako przejaw szowinizmu. Wystarczy jedyna popierana na świecie tożsamość żydowska.
I w ogóle wszelkie próby „naprawy Polski” w sytuacji gdy Polski już prawie nie ma, są tylko sypaniem piachu w oczy. Szczególnie, gdy za naprawę bierze się PiS. Admin
W Estonii wyemitowano znaczki z podobiznami Chodorkowskiego i Lebiediewa Międzynarodowa społeczna organizacja „Bałtycki Memoriał” wypuściła znaczki z podobiznami rosyjskich biznesmenów Aleksandra Chodorkowskiego i Płatona Lebiediewa. [Przed wojną mówiło się "żydowska", dziś "międzynarodowa" - admin]
„Możecie zamówić u nas międzynarodowy znaczek pocztowy serii 0005723 Eesti Post. Znaczki przeznaczone dla przesyłania listów z Estonii do innych państw zostały wypuszczone przez naszą organizację dla uczczenia dwóch wybitnych ludzi współczesności: Michaiła Chodorkowskiego i Płatona Lebiediewa – ludzi nieugiętej woli, wojowników z zaostrzonym poczuciem własnej godności i honoru, nie lękających się rzucić wyzwania istniejącemu w Rosji totalitarnemu, dyktatorskiemu reżimowi” – napisano na stronie „Bałtyckiego Memoriału”
Jak podaje serwis delfi.ee Inge Suder, sekretarz Eesti Post, zapewniła, że znaczki z wyobrażeniami rosyjskich dysydentów zostały wyemitowane w ramach programu „Minu Mark” (Mój znaczek) poza głównym planem emisyjnym estońskiej poczty. Istota programu polega na możliwości zamówienia przez każdą osobę znaczka z określonym wzorem.
Fakt ten zapewne pozwoli uniknąć spięć dyplomatycznych, które obserwowaliśmy podczas wprowadzenia Euro w Estonii. Wówczas strona rosyjska zaprotestowała przeciwko wyobrażeniu granic Estonii, które – jej zdaniem – obejmowało także ziemie należące do Federacji Rosyjskiej. Konflikt ten zażegnało dopiero wystąpienie ambasadora Estonii w Moskwie, który oświadczył, że zarys granic jego kraju odpowiada stanowi faktycznemu. Źródło: delfi.ee
KOMENTARZ BIBUŁY: Oto krążąca na różnych rankingach, lista 36 Żydów – najbogatszych “Rosjan”, którzy zagarnęli większość majątku sowieckiej Rosji, eksploatując ten kraj i jego obywateli. Liczba za nazwiskiem oznacza majątek w miliardach dolarów.
1 Mikhail Khodorkovsky 15.2 Yukos
2 Roman Abramovich 12.5 Sibneft
3 Viktor Vekselberg 5.9 TNK-BP, Sual
4 Mikhail Prokhorov 5.4 Norilsk Nickel
5 Vladimir Potanin 5.4 Norilsk Nickel
6 Mikhail Fridman 5.2 Alfa Group
7 Vladimir Lisin 4.8 Novolipetsk Steel
8 Oleg Deripaska 4.5 Rusal, Ruspromavto
9 Alexei Mordashov 4.5 Severstal
10 Vagit Alekperov 3.9 Lukoil
11 German Khan 2.9 Alfa Group
12 Alexander Abramov 2.4 Evrazholding
13 Vladimir Bogdanov 2.2 Surgutneftegaz
14 Vladimir Yevtushenkov 2.1 Sistema
15 Iskander Makhmudov 2.1 Uralsky GMK
16 Pyotr Aven 2.1 Alfa Group
17 Nikolai Tsvetkov 2.0 Nikoil
18 Leonid Nevzlin 2.0 Yukos
19 Alexei Kuzmitchev 1.9 Alfa Group
20 Mikhail Brudno 1.8 Yukos
21 Vladimir Dubov 1.8 Yukos
22 Platon Lebedev 1.8 Yukos
23 Vasily Shakhnovsky 1.8 Yukos
24 Leonid Fedun 1.7 Lukoil
25 Alexander Lebedev 1.4 National Reserve Corp.
26 Viktor Rashnikov 1.3 Magnitogorsk Steel
27 David Davidovich 1.3 Sibneft
28 Rem Vyakhirev 1.3 Gazprom
29 Vyacheslav Sheremet 1.2 Gazprom
30 Andrei Melnichenko 1.2 MDM Bank
31 Sergei Popov 1.2 MDM Bank
32 Igor Zyuzin 1.1 Mechel Steel
33 Andrei Gorodilov 1.1 Sibneft
34 Valery Oif 1.1 Sibneft
35 Yelena Baturina 1.1 Inteko
36 Alisher Usmanov 1.0 Gazprominvestholding
Za: Portal Arkana (” W Estonii wyemitowano znaczki z podobiznami Chodorkowskiego i Lebied
http://www.bibula.com/?p=32494
Coraz większe pustki w klasztorach Czyli znów o „dobrych owocach” II Sabatu… pardon, Soboru Watykańskiego. W 1970 roku w zakonach żeńskich na prawach papieskich było na świecie 1 milion 55 tys. zakonnic, a w 2009 roku już tylko 739 068. W ciągu 40 lat liczba sióstr zmniejszyła się o prawie 300 tys. – podaje o. Waldemar Barszcz z Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego. Braci zakonnych w 1970 roku było 90 tys., a w 2009 już tylko 54 tys., czyli 36 tys. mniej. Zakonników kapłanów w 1970 roku było 171 920, a w 2009 roku prawie 45 tysięcy mniej. Spadek liczby powołań zakonnych trwa, a najbardziej widać to zjawisko w Europie Zachodniej, Ameryce Północnej i Kanadzie. W Europie najwięcej sióstr zakonnych po ślubach wieczystych nadal jest we Włoszech (69 771), w Hiszpanii (39 400) i Francji (24 695). Na czwartym miejscu jest Polska, która wyprzedziła w ostatnich 7 latach Niemcy i ma 18 827 sióstr. Osoby konsekrowane w Europie i Ameryce Północnej mają średnio 60 lat, ale są i miejsca, gdzie średnia wieku to 70, a nawet 80 lat. To właśnie z problemem starzenia się łączy się porzucanie dzieł, a nawet zamykanie instytutów zakonnych. W 2009 roku Stolica Apostolska zadecydowała o likwidacji 4 zgromadzeń, a 6 innych zostało włączonych do innych wspólnot zakonnych. Mimo spadku powołań, są także tendencje wzrostu w niektórych zgromadzeniach żeńskich. W ostatnich 7 latach są one zauważalne w takich krajach, jak: Rumunia z 838 do 864, Ukraina z 556 do 798, Bośnia i Hercegowina z 483 do 510, Albania z 261 do 320. We Francji w ostatnich 7 latach liczba kandydatek do życia w zakonie zwiększyła się prawie dwukrotnie: z 596 do 1141, a w Belgii ponadtrzykrotnie: z 99 do 430. W ubiegłym roku Stolica Apostolska zatwierdziła 12 nowych zgromadzeń na prawach papieskich. Eksperci przyczyny spadku powołań upatrują przede wszystkim w niżu demograficznym i „antypowołaniowej kulturze”. Młodzież, planując swoją przyszłość, coraz rzadziej myśli o niej w kategoriach życiowego powołania. – Mimo spadku powołań i starzenia się osób konsekrowanych, najlepszą reklamą zgromadzeń zakonnych jest świadectwo życia. Nie chodzi przecież o ilość. Najważniejsza jest jakość – podsumowuje o. Waldemar Barszcz. mj/KAI
KOMENTARZ BIBUŁY: Kongregacja ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego jak zwykle nie chce spojrzeć całej prawdzie w oczy. Brak powołań usprawiedliwia się “przede wszystkim w niżu demograficznym i „antypowołaniowej kulturze”.” Ciekawe… A co takiego wydarzyło się w 1965 roku kiedy to nastąpił krach? Czy Kongregacja wygodnie zapomina o tej podstawowej przyczynie obecnego stanu rzeczy?!
Z samego faktu, że spadek powołań, w tym zakonnych, jest zastraszający, zdaje sobie sprawę nawet najbardziej radosny zwolennik bajdurzenia o “wiośnie w Kościele”, którą to odnowę miał przynieśc “duch Soboru” i wcielone pod jego zgubnym natchnieniem zmiany, a którą to “wiosnę” właśnie przeżywamy. Liczą się jednak suche liczby i owoce, które w sposób bezsprzeczny pokazują, że właśnie tenże Sobór – swoimi rewolucyjnymi zmianami – wprowadził dezorientację w Kościele, a wierni pozbawieni busoli po prostu się pogubili. Dla przypomnienia, publikujemy dwa z kilkunastu wykresów z pracy Lech Maziakowskiego pt „Poznacie ich po ich owocach… – Spojrzenie na dzisiejszy Kościół”, wydanej w kwietniu 2004 roku w Nr. 18 pisma “Bibula-pismo niezależne”. Dane te dotyczą sytuacji w zakonach w Stanach Zjednoczonych. Wszystkie bez wyjątku wskaźniki pokazują, że gwałtowne załamanie nastąpiło zaraz po 1965 roku, czyli w roku zakończenia Soboru! Jeśli ktoś nie dostrzega korelacji zapoczątkowania kryzysu, z dniem zakończenia obrad Soboru i ogłoszenia światu zmian w Kościele, to jest albo ślepcem, albo dalej żyje mrzonkami dobrych owoców tej rewolucji w Kościele, rewolucji o skutkach (a niekiedy i celach) takich samych jak Rewolucja Francuska czy bolszewicka. Zresztą, wszytkie one przygotowywane były przez ludzi, których łączył jeden cel: zniszczenie Kościoła i porządku społecznego opartego na katolickich wartościach. Oto urywki opracowania (Całość w pliku pdf dostępna jest tutaj.)
“BRAK KANDYDATÓW Statystki ukazujące nagły spadek ilości księży wyglądają przerażająco, jednak jeszcze bardziej dramatycznie przedstawiają się liczby dotyczące seminarzystów. Pomiędzy latami 1965 a 2002 w amerykańskich seminariach spadek liczby kandydatów do kapłaństwa wyniósł aż 90 procent. W 1965 roku przypadało 10.73 seminarzysty na 10 tysięcy katolików, w roku 2002 tylko 0.72, co stanowi spadek o 93 procent. Przy spadającej liczbie seminarzystów, spada również ilość seminarów w USA. W roku 1965 było razem 596 seminariów, w roku 2002 dokładnie 200.
TRAGICZNA SYTUACJA W ZAKONACH MĘSKICH Pomiędzy rokiem 1965 a 2002 liczba braci zakonnych zmniejszyła się o 54 procent. Na 10 tysięcy katolików w 1965 roku przypadało statystycznie 2.69 brata zakonnego, w roku 2002 liczba ta wynosi 0.87, co stanowi spadek o 68 procent.
RAGICZNA SYTUACJA W ZAKONACH ŻEŃSKICH Sytuacja w zakonach żeńskich jest równie beznadziejna jak w zakonach męskich i prawdziwie odzwierciedla „wiosnę w Kościele”: pomiędzy rokiem 1965 a 2002 liczba sióstr zakonnych zmniejszyła się o 58 procent,. W przeliczeniu na 10 tysięcy katolików w 1965 roku przypadało statystycznie 39,43 sióstr zakonnych, zaś w roku 2002 liczba to zmalała o 71 procent, do 11,56. Przy istniejących trendach – a oczywiście nic nie wskazuje na to by coś się zmieniło – w roku 2020 spadek liczby sióstr zakonnych wyniesie 78% w stosunku do roku 1965. Maziakowski
Iran obiecuje Bliski Wschód bez USA i Izraela
Iran vows Mideast without US, Israel (11.02.2011)
http://www.presstv.ir/detail/164699.html
Tłumaczenie Ola Gordon
Prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad powiedział, że w najbliższej przyszłości powstanie nowy Bliski Wschód, bez Stanów Zjednoczonych i Izraela. „Zapewniam was, że mimo wszelkiego zła i skomplikowanych planów, a dzięki oporowi narodów, będzie nowy Bliski Wschód, ale bez USA i syjonistycznego reżimu [Izraela]” powiedział Irańczykom zgromadzonym na teherańskim placu Azadi z okazji 32. rocznicy rewolucji islamskiej. Irański prezydent nalegał też na aroganckie mocarstwa, by nie ingerowały w wewnętrzne sprawy krajów regionu, takich jak Egipt i Tunezja. „Co robicie w Afganistanie? Po co te bazy wojskowe w regionie? Czy współczujecie czy jesteście hipokrytami?” – pytał Ahmadineżad. Powiedział również, że Zachód jest podstępny, twierdząc, że slogan o dwóch państwach może utorować drogę do izraelskiej dominacji w regionie. Uznając rewolucję w Egipcie, prezydent Iranu ostrzegł naród egipski by był czujny, podkreślając, że „To jest wasze prawo do wolności. Macie prawo do decydowania o waszym rządzie, i macie prawo do swobodnego wyrażania opinii o swoim kraju i o kwestiach globalnych.” „Zjednoczcie się i nie bójcie się skorumpowanych rządów, zwycięstwo jest blisko” dodał. W Egipcie w piątek przed pałacem prezydenckim w Kairze zgromadziły się tysiące ludzi, kiedy prezydent Hosni Mubarak odmówił ustąpienia pomimo wielokrotnych apeli o dymisję. Oczekuje się dalszej eskalacji napięcia w osiemnastym dniu protestów pro-demokratycznych, kiedy miliony ludzi gromadzą się w piątek w meczetach na wspólne muzułmańskie modlitwy.
Policzone są dni izraelskiej okupacji
‘Israel’s days of occupation numbered’
http://www.presstv.ir/detail/164824.html
Tłumaczenie Ola Gordon Kiedy Egipcjanie cieszą się z obalenia prezydenta, Tel Awiw obawia się, że nowy rząd mógłby zagrażać 32-letniemu traktatowi pokojowemu z Kairem, jak również jego okupacji ziem palestyńskich, czytamy w raporcie. Izrael jest zaniepokojony tym, że jeśli do władzy dojdzie Bractwo Muzułmańskie, to traktat podpisany w Camp David w 1979 r. zostanie unieważniony, i może również stworzyć taki Egipt, którego polityka będzie sprzeczna z polityką Tel Awiwu. ‘The Wall Street Journal’ poinformował w piątek, że odejście od władzy prezydenta Egiptu Hosni Mubaraka pozbawiło Izrael jedynego wiarygodnego sprzymierzeńca na Bliskim Wschodzie, oraz wywołało debatę wśród najwyższych izraelskich urzędników, na temat niechęci rządu egipskiego do dążenia do pokoju ze swoimi adwersarzami Egipt był pierwszym krajem arabskim, który podpisał traktat pokojowy z Izraelem. Mubarak, w ciągu ostatnich czterech lat, pomógł Izraelowi nałożyć paraliżujące oblężenie okupowanego terytorium palestyńskiego, trzymając w Gazie populację liczącą 1.400.000 uwięzioną w oderwanym pasie ziemi.. W surowym ostrzeżeniu wydanym Izraelowi w dniu 3 lutego, rzecznik egipskiego Bractwa Muzułmańskiego, Assam el-Erian, powiedział izraelskiej telewizji Channel 10, że „Tel Awiw nie musi obawiać się niczego oprócz własnych zbrodni.”
Innym zmartwieniem Izraela, według analityków, jest to, że wraz z upadkiem Mubaraka i jego wiceprezydenta Omara Suleimana, dni izraelskiej okupacji terytoriów palestyńskich są policzone. Suleiman sam był w stałym kontakcie z przywódcami Izraela by utrzymać spokojną okupację kraju. To dlatego Palestyńczycy, jak również niektórzy Izraelczycy, którzy sprzeciwiali się okupacji, świętują razem z egipskim narodem.
Obydwa artykuły zaczerpnięto z http://stopsyjonizmowi.wordpress.com/
Admin nie ma pewności, czy „Bractwo Muzułmańskie” to nie kolejna Piąta Kolumna Izraela, ale czas to niebawem wykaże.
Jak zostać liderem polskiego biznesu W miniony piątek sąd uniewinnił członków zarządu Grupy Stoczni Gdynia i jej prezesa Janusza Szlantę. Rok temu ostatecznie oczyścił z zarzutów zarząd i współwłaścicieli Stoczni Szczecińskiej. 24 stycznia br. na wielkiej gali BCC Leszek Miller otrzymał prestiżowy tytuł Lidera Polskiego Biznesu. Co łączy te wydarzenia? Leszek Miller. To za jego rządów, wykorzystując chwilową dekoniunkturę na rynku stoczniowym, państwo przejęło dobrze prosperujące stocznie, a twórców ich sukcesów aresztowano i oskarżono o działanie przeciw interesom prowadzonym przez nich firm. W efekcie stocznie upadły, chociaż przy tej okazji obłowiły się inne przedsiębiorstwa np. związane przyjacielskimi układami z ówczesnym szczecińskim baronem SLD i ministrem gospodarki, Jackiem Piechotą. Wszystko to działo się na nieco szerszym tle rozprawy z biznesem, który nie był wpisany w dominujący, postkomunistyczny układ. Symbolem tej akcji były działania przeciw twórcy Optimusa, znanemu przedsiębiorcy, Romanowi Klusce. Był to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Zajmujący się takimi sprawami w Sejmie Adam Szejnfeld mówił wówczas, że ma ich udokumentowaną ponad setkę. Rok temu ostatecznie uniewinnieni zostali krakowscy przedsiębiorcy Lech Jeziorny i Paweł Rey, aresztowani oraz oskarżeni w tym samym czasie. Ich dobrze prosperujące przedsiębiorstwo zbankrutowało. Wyliczankę można kontynuować. Kryją się za nią likwidacje obiecujących firm i klęski osobiste. We wszystkich tych sprawach widzieliśmy współdziałanie administracji państwowej, prokuratorów i sądów. Aresztowanie członków zarządu Stoczni Szczecińskiej precyzyjnie zapowiedziane zostało przez ministrów Piechotę i Krzysztofa Janika. Kluska twierdził, że doszły do niego wiadomości, iż rząd przygotowywał spektakularne uwięzienia kolejnych znanych biznesmenów, a wycofał się z powodu reakcji mediów. Przedsiębiorcy stanowić mieli kozły ofiarne, na które zwalić można było winę za problemy gospodarcze. Oczywiście, można mieć pewność, że nie znaleźliby się między nimi Jan Kulczyk czy Ryszard Krauze. Gdyż oprócz wspomnianego aspektu sprawy, istotna była rozprawa z konkurencją wobec postkomunistycznego, biznesowego układu i to tak na poziomie krajowym, jak i lokalnym. Za wszystkie te urągające prawu działania nikt nie poniósł żadnej odpowiedzialności. Wiem, że Miller nagrodę od BCC dostał nie za opisane tu przedsięwzięcia tylko za wprowadzenie Polski do UE. Nie wiem natomiast co takiego stało się ostatnio, aby biznes świętować miał tę okoliczność i za nią nagradzać. Tak naprawdę to jeden z sygnałów, że dominujące środowiska biznesowe III RP wycofały swoje poparcie dla PO i przeniosły na SLD. Czy musiały jednak wybrać sobie takiego właśnie reprezentanta? A może chodziło właśnie o niego? Wyobrażenie, że wielki biznes jest zwolennikiem wolnorynkowej gospodarki jest ogromnym uproszczeniem, żeby nie powiedzieć nieporozumieniem. W niektórych aspektach, owszem, ale nikt tak jak gospodarczy potentaci nie marzy o patronacie państwa. Co jest największą zmorą kapitalistów? Konkurencja. Nie ma więc dla nich lepszego stanu rzeczy niż kontrolowany rynek i zaprzyjaźniona władza, która blokuje doń dostęp nowych podmiotów. Nie więc dziwnego, że w wielu krajach europejskich jak np. we Francji wielki biznes najlepiej współżyje z socjalistami. Praktyki takie rozszerzyły się zresztą już bez względu na barwy polityczne, a ich eksplozję obserwować mogliśmy ostatnio podczas bieżącego kryzysu, kiedy to państwa na wyprzódki ratowały najbardziej nieodpowiedzialne przedsiębiorstwa i banki tworząc sytuację zdefiniowaną już po angielsku jako „moralny hazard” czyli działanie bez ponoszenia ryzyka. Wydawałoby się więc coś przeciwstawnego rynkowym regułom. Miller jest doskonałym patronem takiego właśnie psudokapitalizmu. Zresztą twórcy Business Centre Club mogą mieć do niego wręcz uczuciowy stosunek. Przecież na swoją obecną pozycję zapracowali jeszcze w PRL. Wildstein
SKAZANY PRZEZ III RP – RZECZ O PUŁKOWNIKU Gdy, w 1975 r. pułkownik Kukliński został oddelegowany na elitarny kurs dowódczy do Akademii Radzieckich Sił Zbrojnych w Moskwie, tzn. “Woroszyłówki”, pewnego dnia pokazano mu dom, w którym przed aresztowaniem mieszkał Oleg Pieńkowski – oficer GRU, który w latach 60-tych podjął współpracę z Amerykanami. Opiekun z KGB poinformował Kuklińskiego, że Pieńkowski po aresztowaniu, torturach i procesie sądowym został spalony żywcem przez swoich dawnych towarzyszy. Skrępowanego, obnażonego do połowy wsuwali do hutniczego pieca z surówką, robiąc to bardzo powoli i kręcąc przy tym film, pokazywany następnie nowym rocznikom Akademii.
Miało to odstraszyć ewentualnych naśladowców Pieńkowskiego. Pułkownik Kukliński musiał wiedzieć, że w przypadku zdemaskowania podzieliłby los oficera GRU, a w najlepszym przypadku mógł liczyć na rozstrzelanie w podziemiach Rakowieckiej, czy na moskiewskiej Łubiance. Z tą świadomością żył przez blisko 10 lat, do czasu ucieczki z Polski w dniu 7 listopada 1981 roku. "Z okien swego gabinetu w Sztabie Generalnym przy ulicy Rakowieckiej widziałem osławione więzienie mokotowskie. Zdawałem sobie sprawę, że gdyby wykryła mnie bezpieka, dostałbym się do tego więzienia i żywy nigdy bym z niego nie wyszedł. Chyba, że przekazaliby mnie KGB do Moskwy, na Łubiankę..." - wspominał Kukliński. Wiemy, że ucieczka z Polski nastąpiła w momencie, gdy Sowieci posiadali już informacje, że ktoś ze ścisłego kierownictwa Sztabu Generalnego przekazuje ich plany Amerykanom. W książce "Generał Kiszczak mówi prawie wszystko", szef policji politycznej PRL przyznaje, że wiedza na ten temat pochodziła od agenta ulokowanego wysoko w hierarchii Watykanu. Podobnie, Dariusz Jabłoński, twórca filmu „Gry wojenne” pytany - czy prawdą jest, że informacje dotarły do polskich służb ze źródeł w Watykanie – odpowiada twierdząco: „Tak mówią ludzie z CIA i potwierdzają to polscy generałowie. Przeciek przyszedł z Rzymu. Kukliński miał świadomość, że jego informacjami dzielono się z Watykanem. To było niesamowite – w kraju przez dziesięć lat udało mu się zachować tajemnicę, a przeciek z Watykanu omal nie kosztował go życia.” Fakt ten potwierdza również sam pułkownik. W książce "Ryszard Kukliński. Życie ściśle tajne" Benjamina Weisera z przedmową Jana Nowaka-Jeziorańskiego, amerykański reportażysta, opierając się na tajnych dokumentach wywiadu oraz na prowadzonych przez wiele lat rozmowach z Kuklińskim i oficerami CIA, ujawnia m.in. kulisy ucieczki pułkownika z Polski w listopadzie 1981 r. Wiadomość, jaką Kukliński przekazał Amerykanom 2 listopada 1981 roku brzmiała: "Dzisiaj [Skalski] powiadomił wąską grupę osób, że władze odebrały wiadomość od informatora z Rzymu, iż CIA dysponuje najnowszą wersją planów dotyczących wprowadzenia stanu wojennego. Zwracam się z pilną prośbą o instrukcje w sprawie ewakuacji z kraju mnie i mojej rodziny. Proszę wziąć pod uwagę, że granice państwowe są już prawdopodobnie dla nas zamknięte". Dotykamy tu niezwykle ważnej sprawy działalności agentury ulokowanej w polskim Kościele, a w kontekście niniejszego cyklu – kwestii wpływu, jaki na ocenę płk Kuklińskiego w III RP mógł mieć fakt, że agentura ta nigdy nie została do końca ujawniona i rozliczona. Ponieważ nasza dzisiejsza wiedza pozwala stwierdzić, że niektórzy ludzie Kościoła, współpracujący w czasach PRL-u z policją polityczną byli jednocześnie animatorami porozumienia „okrągłego stołu”, a do chwili obecnej układ ten korzysta ze wsparcia wielu hierarchów Kościoła – wolno sądzić, że negatywny stosunek do postaci pułkownika, narzucony esbecką propagandą Jerzego Urbana jest konsekwencją również tej, systemowej aberracji. Warto na początek wyjaśnić, - w jaki sposób informacje zdobyte przez pułkownika mogły trafić do Watykanu? Gdy w 1978 roku Karol Wojtyła został wybrany na papieża, doradca prezydenta USA prof. Zbigniew Brzeziński przyjechał do Rzymu i w imieniu prezydenta Cartera obiecał papieżowi, że będzie miał dostęp do wszystkich spraw, które mogą go interesować, w tym do spraw dotyczących Polski. Wśród dokumentów, które otrzymywał papież były prawdopodobnie raporty Kuklińskiego. Oczywiście, Ojciec Święty nie mógł wiedzieć, kto jest ich autorem. Życzeniem pułkownika Kuklińskiego było, by zdobyte przez niego plany wprowadzenia w Polsce stanu wojennego zostały przekazane osobom, których wpływ i autorytet mógł uchronić społeczeństwo polskie przed eskalacją wewnętrznego konfliktu. W ocenie pułkownika, bezpośrednie ostrzeżenie członków „Solidarności” przed stanem wojennym mogło spowodować totalny opór całego społeczeństwa lub zbrojne powstanie, co skończyłoby się przelewem krwi i wejściem do Polski armii sowieckiej. Dlatego w październiku 1981 roku, dokumenty zdobyte przez Kuklińskiego zostały przekazane osobiście przez ówczesnego szefa CIA Williama Caseya, osobie najwyższego zaufania – papieżowi Janowi Pawłowi II. W Polsce dostęp do tych dokumentów miała jedynie wąska grupa osób. Materiał określany mianem "ostatecznej wersji" był najbardziej kompletnym zbiorem planów dotyczących operacji wprowadzenia stanu wojennego, zawierającym ostatnie poprawki wniesione przez Jaruzelskiego. Istniały tylko dwie jego kopie i jedynie kilku oficerów miało do nich dostęp. Kukliński opracowywał oryginalną wersję u siebie i przechowywał w swoim sejfie. Druga kopia leżała w sejfie gen. Puchały. Dotarcie do osoby, która przekazała plany Amerykanom, było tylko kwestią czasu. Z tego względu – informacja od watykańskiego agenta, była faktycznie wyrokiem na pułkownika Kuklińskiego i w krótkiej perspektywie musiała doprowadzić do zdemaskowania jego roli. Przed kilkoma miesiącami były oficer amerykańskiego wywiadu John Koehler, autor książki "Chodzi o papieża. Szpiedzy w Watykanie" przypomniał, że peerelowska policja polityczna - zarówno wojskowa, jak cywilna miała doskonałe źródła w Watykanie. Postawił również tezę, że w zamach na Jana Pawła II zamieszani są także polscy duchowni. Wskazywać na to miały informacje zdobyte przez watykańskiego jezuitę o. Roberta Grahama, który od czasu II wojny światowej zajmował się demaskowaniem szpiegów działających w otoczeniu papieży. Po śmierci o. Grahama w 1997 roku, jego archiwum – na wyraźne życzenie Jana Pawła II zostało złożone w watykańskim Sekretariacie Stanu i utajnione. Niewykluczone, że dokumenty zgromadzone przez jezuitę zawierają również informacje dotyczące działalności agenta w najbliższym otoczeniu papieża. Ja twierdzi Koehler, praca Roberta Grahama musiała być skuteczna, skoro w około dwa lata po zamachu z maja 1981 roku raporty z wewnątrz Watykanu do sowieckich służb przestały płynąć. „Wiele wskazuje więc na to – twierdzi Koehler, - że papież Jana Paweł II, który wiedział jak działają służby specjalne, doprowadził do zdemontowania kanału informacyjnego. Po prostu pozbył się kretów, czyli szpiegów. I w tym niewątpliwie jest zasługa o. Grahama.” Jeśli chcemy poznać okoliczności, w jakich agent peerelowsko- sowieckich służb dowiedział się o działalności pułkownika Kuklińskiego, nie sposób pominąć relacji zawartej w liście, jaki do Benedykta XVI i wielu polskich osobistości skierował prezes polonijnego Światowego Kongresu Polaków Katolików. W liście tym czytamy m.in.: [...] Piątą prawdą związaną z działalnością pułkownika Ryszarda Kuklińskiego jest sprawa agentury komunistycznej w polskim Episkopacie. Pan Pułkownik przekazał Amerykanom pełne plany wprowadzenia w Polsce stanu wojennego wraz z życzeniem by zostały one przekazane jako ostrzeżenie dla władz "Solidarności". Władze USA prośbę pułkownika Ryszarda Kuklińskiego spełniły. Te dokumenty zostały dostarczone Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II w październiku 1981 roku. Przywiózł je osobiście wspomniany ówczesny szef CIA William Casey. Niestety - trafiły do rąk najważniejszego sowieckiego szpiega w Watykanie, uprzednio agenta SB i IW, polskiego księdza działającego w najbliższym otoczeniu Jana Pawła II - i stały się przyczyną zadenuncjowania Sowietom faktu, że istnieje polski oficer mający dostęp do najtajniejszych sowieckich tajemnic wojskowych. Ten agent w sutannie ponosi też odpowiedzialność jako pierwotna przyczyna sprawcza za wymordowanie członków rodziny pułkownika Kuklińskiego. Jak amoralnym był jego czyn pokazuje, że nie było możliwe, by nie miał świadomości, że wydaje polskiego bohatera i naraża go na straszne tortury i śmierć. Sprawa ta pokazuje, jak w soczewce, czym była komunistyczna agentura, jaki był stopień jej zbrodniczości i szkodliwości dla Polski, pokoju i świata. My Polacy żyjący poza granicami ojczyzny mamy nieco inną optykę widzenia wielu spraw. Zdajemy sobie sprawę, że komuniści, gdyby nie mieli pewności, że całkowicie kontrolują Episkopat Polski, nigdy by nie podpisali tzw. układu okrągłego stołu. Sprawa wydania pułkownika Kuklińskiego woła nie tylko ku tronowi Bożej Sprawiedliwości, zgodnie ze słowami Pisma (Świętego: "Krew sprawiedliwych głośno woła do Mnie z ziemi!" - ale też przypomina o konieczności skutecznego przeprowadzenia dzieła oczyszczenia i polskiego Kościoła i Polski z tej agentury. W sprawie ustalenia tożsamości agenta, który wydał Sowietom pułkownika Kuklińskiego prowadzimy od ponad roku korespondencję z Jego (Świątobliwością Benedyktem XVI. Powołaliśmy także własny zespół roboczy, który ustalił ważne fakty. Nie ulega wątpliwości, że chodzi tu o osobę nadal pełniącą jedną z najwyższych godności w Kościele polskim”. W pełnej wersji tego listu, znalazły się również inne, ważne informacje:
„Amerykanie szybko dowiedzieli się o "watykańskim przecieku". W sprawie tej było prowadzone śledztwo. O ile nam wiadomo, również Ojciec Święty Jan Paweł II był zainteresowany wyjaśnieniem tej sprawy. Pewne informacje na temat tych dochodzeń mamy w Chicago. Wskazują one na zabójstwa oficerów Gwardii Szwajcarskiej, którzy byli bliscy ujawnienia prawdy, lub, na których próbowano zrzucić winę. Agent "Krew na rękach" był prawdopodobnie bardzo cenny dla Sowietów i dla ochrony jego tożsamości byli gotowi zabijać...” W liście do Benedykta XVI znajdujemy wzmiankę o innym, tragicznym wydarzeniu z życia pułkownika Kuklińskiego – stracie dwóch synów. Warto przypomnieć, że w cytowanym już wywiadzie, jaki Dariusz Jabłoński, twórca filmu „Gry wojenne” udzielił niezależnej.pl znalazł się następujący fragment: „ - Amerykanie w Pana filmie twierdzą, że śmierć synów była nieszczęśliwym wypadkiem. - Zaskoczyło mnie, że ludzie ci mówili bardzo otwarcie o wszystkich sprawach do momentu, kiedy pojawiała się sprawa śmierci synów. Miałem wtedy wrażenie, że natrafiłem na jakiś mur. Kamera to wychwytuje. Tak samo reagował generał Kiszczak. Nie udało mi się tej tajemnicy wyjaśnić. Nie wiem, czy komukolwiek się uda.” By wskazać na faktyczny kontekst tych tragicznych zdarzeń, trzeba przedstawić opinię Józefa Szaniawskiego, zawartą w artykule „Nieznany list pułkownika Ryszarda Kuklińskiego”. Autor opisuje w nim okoliczności, związane z zaproszeniem pułkownika do Polski w roku 1993. To wówczas, prezes Porozumienia Centrum Jarosław Kaczyński – jako pierwszy polityk III RP wystosował w imieniu opozycyjnych partii i organizacji prawicowo-niepodległościowych zaproszenie, by pułkownik przyleciał na obchody rocznicy agresji sowieckiej na Polskę 17 września 1939 roku. „Sytuacja Ryszarda Kuklińskiego – pisał Szaniawski - była wówczas dramatyczna. Od 12 lat przebywał w Stanach Zjednoczonych, ale nawet tam musiał się ukrywać. Był pilnie chroniony przez służby specjalne USA, aby nie dosięgnęła go zemsta KGB. [...] nadal bowiem ciążył na nim haniebny wyrok sądu stanu wojennego, skazujący go na karę śmierci, degradację, pozbawienie praw publicznych oraz utratę całego mienia. Kolejni prezydenci III RP - Wojciech Jaruzelski i Lech Wałęsa, publicznie wypowiadali się o pułkowniku, nazywając go zdrajcą, a "Gazeta Wyborcza" publikowała liczne wypowiedzi opluwające Kuklińskiego. Trudno się więc dziwić, że był on wtedy bardzo głęboko rozgoryczony”. Reakcję Kuklińskiego na zaproszenie do Polski, Szaniawski przedstawia w krótkich słowach: „Zaproszenie od Jarosława Kaczyńskiego wręczyłem pułkownikowi Kuklińskiemu w Chicago 29 lub 30 lipca 1993 roku. Pamiętam, że po przeczytaniu z miejsca zapowiedział -lecę! Był jak uskrzydlony, tak jakby oczekiwał tego zaproszenia od Kaczyńskiego już od dawna. Mówił, jakimi liniami będzie leciał, a nie mógł to być z oczywistych względów LOT, a także jak będzie się musiał przesiadać ze względów konspiracyjnych i logistycznych, zanim doleci do Warszawy. Wrócił też natychmiast do Waszyngtonu, aby załatwić niezbędne formalności. I nagle w kilka dni później, dosłownie ze łzami w oczach (!) oświadczył mi zduszonym głosem: "Zabronili mi". Więcej miejsca poświęca Szaniawski odpowiedzi na pytanie - jak doszło do tego, że Ryszard Kukliński nie przyjechał do Warszawy w 1993 r. i dopiero pięć lat później mógł pojawić się po raz pierwszy w Ojczyźnie: „To wprawdzie Amerykanie - Departament Stanu oraz CIA - przekonali pułkownika, aby nie leciał do Polski, ale na Amerykanów zupełnie niesłychaną wywarł presję ówczesny rząd Hanny Suchockiej i ugrupowania z nim związane, głównie Unia Wolności. Ambasada USA w Warszawie otrzymała kilka nieoficjalnych sugestii oraz oficjalną interwencję od szefa Urzędu Rady Ministrów ministra Jana Rokity, że rząd polski będzie uważał wizytę pułkownika Kuklińskiego za prowokację polityczną, a sam pułkownik może zostać aresztowany na lotnisku Okęcie, nadal bowiem ważny jest wyrok sądu i listy gończe za nim ze stanu wojennego. Potwierdził to publicznie minister sprawiedliwości i prokurator generalny Jan Piątkowski. Trzeba podkreślić, że tego typu interwencje dyplomatyczne są wyjątkowe i mają miejsce jedynie w sprawach szczególnie istotnych dla interesów państwa.” Kilka zdań dalej, Józef Szaniawski przypomniał bardzo ważną hipotezę dotyczącą zabójstw synów pułkownika Kuklińskiego: „Niecałe pół roku później, w nocy z 31 grudnia 1993 r. na 1 stycznia 1994 r. zaginął w Key West na Florydzie w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach pierwszy z synów pułkownika - Bogdan. Jego ciała nigdy nie odnaleziono. Kilka miesięcy później, we wrześniu 1994 r. w podobnie dziwnych okolicznościach zginął drugi syn - Waldemar. Został śmiertelnie potrącony przez samochód. W porzuconym aucie służby amerykańskie nie wykryły odcisków palców kierowcy... O sprawstwo w obu przypadkach podejrzewano Sowietów, ale pojawiła się też hipoteza, że mogły w tym uczestniczyć wojskowe służby polskie, "nietknięte" po 1989 r., uznające Kuklińskiego za wroga i zdrajcę. Polityka prezydenta Wałęsy i rządu Suchockiej wobec Kuklińskiego była aż nadto jednoznaczna. Śmierć synów miała być dla Kuklińskiego czytelnym sygnałem: siedź w Ameryce i nie wracaj do Polski.” Zapewne nikt z nas nie potrafi ocenić – na ile prawdziwe są to przypuszczenia; czy i jaki mają związek z zachowaniem, na które zwraca uwagę Dariusz Jabłoński, gdy mówi o „natrafieniu na mur”? Podobnie – nikt (mimo istnienia wielu hipotez) nie może dziś jednoznacznie stwierdzić: kim był agent z najbliższego otoczenia Jana Pawła II, który przyczynił się do ujawnienia działalności pułkownika Kuklińskiego? Te kwestie nadal są okryte ponurą tajemnicą, na której straży stoi państwo, zwane III RP. Wolno wyrazić przekonanie, że - jak zabójstwo księdza Jerzego było mordem założycielskim, na którym zbudowano „historyczny kompromis” z 1989 roku, tak wskazane wyżej okoliczności dotyczące życia pułkownika Kuklińskiego, są wspólnym depozytem ludzi sowieckich megasłużb i tej części elit, która zasiadła z mordercami do „okrągłego stołu”. III RP nigdy nie ujawni tajemnic skrywanych w archiwach i w ludzkiej pamięci. Nie może tego uczynić, ponieważ prawdziwym dysponentem tych tajemnic są władcy Kremla, posiadający pełną wiedzę o sprawach, które tu poruszyłem. Ta wiedza – niczym depozyt zbrodni – ma jednoczącą moc... Chciałbym ten tekst o pułkowniku Kuklińskim zakończyć opisem zdarzenia, które w relacji faktów nie ma istotnej wagi historycznej. Wierzę jednak, że zawarty w tym opisie obraz zawiera niezwykłą moc, zrozumiałą dla każdego, kto zechce patrzeć głębiej, niż pozwala na to perspektywa doczesności. Przytaczam go również dlatego, że w moim przekonaniu tkwi w nim nadzieja, iż życie i działalność pułkownika Ryszarda Kuklińskiego będą już wkrótce przez Polaków ocenione w prawdzie. Kilka lat temu, Józef Szaniawski w rozmowie z Łukaszem Kazimierczakiem zamieszczonej w „Przewodniku Katolickim” przywołał taki obraz: - Po śmierci drugiego syna Kukliński został zaproszony do Watykanu. Jan Paweł II spotkał się z nim w Bibliotece Watykańskiej, ja w tym czasie siedziałem z ks. Dziwiszem w poczekalni. Rozmowa miała trwać dziesięć minut. Kiedy mijała dwunasta, ks. Dziwisz zaczął nerwowo spoglądać na zegarek, mijały kolejne minuty, a w tym czasie jakaś delegacja już czekała na spotkanie z Ojcem Świętym. Nikt jednak nie śmiał wejść do prywatnej biblioteki papieskiej. Po 50 minutach wyszedł zapłakany Kukliński, z zaczerwienionymi oczami, Papież też był wyraźnie poruszony. Okazało się, że w trakcie rozmowy - właśnie gdy Kukliński wstawał w tej dziesiątej minucie – Ojciec Święty zapytał: „A może pan pułkownik chciałby traktować tę rozmowę jako spowiedź?” W ten sposób Papież przy swoim biurku wyspowiadał Kuklińskiego.” W siódmą rocznicę śmierci pułkownika Ryszarda Kuklińskiego (14.02.2004) przypominam jeden z tekstów sprzed dwóch lat, pochodzący z cyklu „Skazany przez III RP. Rzecz o pułkowniku”. Tę postać wielkiego Polaka i patrioty skazano na zapomnienie, a jeśli już wspomina się o niej – to wyłącznie w sposób wyznaczony dyrektywami Zespołu Analiz MSW z roku 1987, rozwiniętymi przez Jerzego Urbana. Przytaczam je w cz.1 cyklu. Ludzie, którzy bez znajomości faktów powtarzają dziś brednie o „zdradzie” Kuklińskiego, uważając postać pułkownika za „kontrowersyjną”, zwykle nie zdają sobie sprawy, że powielają kłamliwe tezy esbeków i rzecznika partii komunistycznej. Ta spuścizna fałszu jest nadal mocno obecna w świadomości Polaków, dzieląc nas podług kryteriów mentalności niewolników. Dlatego pułkownik Ryszard Jerzy Kukliński jest naszym bohaterem – ich zdrajcą.
http://cogito.salon24.pl/146499,skazany-przez-iii-rp-rzecz-o-pulkowniku-1
http://cogito.salon24.pl/146820,skazany-przez-iii-rp-rzecz-o-pulkowniku-2
http://cogito.salon24.pl/147650,skazany-przez-iii-rp-rzecz-o-pulkowniku-3-zakonczenie
Aleksander Ścios
Chińska firma i chińscy robotnicy zbudują w Polsce autostradę A2 Chiński wykonawca dwóch odcinków autostrady A2 ściągnie pracowników z ojczyzny, bo w Polsce ich nie znalazł. Jak ustaliła “Rzeczpospolita”, pierwsze 500 osób przyjedzie już w kwietniu tego roku. Niewykluczone, że w następnej turze sprowadzonych zostanie dalszych kilkuset pracowników z Chin. China Overseas Engineering Group Co. Ltd wraz z polskim partnerem, firmą Decoma, buduje dwa odcinki trasy A2 między Łodzią a Warszawą, w sumie ok. 50 km długości. Polscy podwykonawcy nie chcieli z nimi pracować, stąd decyzja o sprowadzeniu pracowników z Chin. Według Marka Michałowskiego, prezesa Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, Chińczycy “kontrakty wzięli tak tanio, że wiadomo było, że w polskich warunkach inwestycja za te pieniądze jest nie do zrealizowania”. – Zaraz podobne problemy będą mieli z materiałami budowlanymi i maszynami. Wybranie chińskiej firmy na wykonawstwo było błędem – uważa Michałowski.
Gmina żydowska: straciliśmy przyjaciela “Społeczność żydowska straciła wielkiego przyjaciela i człowieka dialogu” – napisali w komunikacie o zmarłym wczoraj abp. Józefie Życińskim przedstawiciele Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie. “Błogosławionej pamięci abp Józef Życiński był uosobieniem niezwykłej życzliwości i zrozumienia, co w moim odczuciu jest ważniejsze od wielkich pojęć” – stwierdził przewodniczący Gminy, Piotr Kadlčik. “Zapamiętamy abp. Józefa Życińskiego jako człowieka, którego sercu bliski był dialog chrześcijańsko-żydowski. W poczuciu ogromnej straty żegnamy wybitnego filozofa i nauczyciela wielkiej wiary” – napisano w komunikacie Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie. „Nie umiem ocenić, jaką stratę odniósł Kościół Katolicki. Można mówić długo i boleśnie o stracie, jaką poniósł naród żydowski” – podkreślił Piotr Kadlčik, przewodniczący Gminy. “Błogosławionej pamięci abp Józef Życiński był uosobieniem niezwykłej życzliwości i zrozumienia, co w moim odczuciu jest ważniejsze od wielkich pojęć, jak budowanie mostów czy dialog ponad podziałami” – stwierdził Kadlčik. “Straciliśmy wielkiego przyjaciela i bardzo mądrego człowieka” – dodał. Natomiast Naczelny Rabin Polski Michael Schodrich stwierdził: “To był bardzo wyjątkowy człowiek. Mądry, z niezwykłym intelektem, otwarty na słuchanie drugiego. Nieprzeciętnie aktywny i zaangażowany w wielkie projekty. Z talentem do przyciągania ludzi. Rozumiał i żył tak, jak nauczał tego Jan Paweł II”. „Kiedy myślę o jego ekscelencji arcybiskupie Życińskim to na myśl przychodzą mi trzy rzeczy – wyznał rabin. – Po pierwsze: jego mądrość. To był wytrawny intelektualista, niezwykle kreatywny i ktoś, kto zawsze chciał słuchać drugiego człowieka i czegoś się od niego nauczyć” – powiedział Michael Schudrich. Uderzająca była dla niego także niezwykła aktywność zmarłego wczoraj hierarchy, który dzięki wielkiemu talentowi organizacyjnemu nie miał problemów z realizacją różnych projektów czy konferencji. „Zapamiętam także jego uśmiech. Przypominam sobie słowa psalmisty: ‘Służyć Panu Bogu w radości’. Kiedy patrzyłem na jego twarz i widziałem jego uśmiech, wówczas przypominałem sobie ten właśnie werset” – wyznał rabin. Podkreślił także znaczenie abp. Życińskiego w dialogu chrześcijan i Żydów. „Był człowiekiem, który bardzo głęboko rozumiał przesłanie Jana Pawła II i żył zgodnie z tymi ideałami” – ocenił Schudrich. „Najważniejsza rzecz, która możemy robić teraz, po śmierci abp. Życińskiego chcąc uszanować jego pracę i życie to iść razem, ręka w rękę, drogą dialogu tak, jak nauczył nas Jan Paweł II i jak pokazał nam także zmarły Arcybiskup” – zakończył Naczelny Rabin Polski.
Za: Deon (" Gmina żydowska: straciliśmy przyjaciela")
“Ci, którzy prowokują, mogą być podejrzewani o to, że działają z obcej, wrogiej nam inspiracji” – ostrzega ks. Stanisław Małkowski Pozwolę sobie dzisiaj zamieścić słowa wypowiedziane wczoraj [w czwartek, 9 lutego] na Krakowskim Przedmieściu przez ks. Stanisława Małkowskiego. Ze względu na wagę sprawy warto się z nimi zapoznać. Dodam tylko tyle, że ks. Stanisław, mimo iż nie jest codziennie na Krakowskim Przedmieściu, doskonale zna sytuację. Oto jego słowa: Jezus Chrystus umarł na krzyżu, aby rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno. Stanowimy jedno – wokół ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa. Krzyż jest znakiem jedności, znakiem pojednania! Staje się on jednak również znakiem sprzeciwu – dla tych, którzy pojednania nie chcą! Wspólnota modlących się tutaj przy Krzyżu, w tym miejscu, z którego Krzyż został podstępnie skradziony – mimo wszystko trwa! Pomimo napaści zewnętrznych, pomimo bluźnierstw i ataków, które następowały nieustannie ze strony wrogów Krzyża, wrogów Ojczyzny, wrogów Kościoła! I te ataki okazały się bezskuteczne! Tak, że napaści zewnętrzne nie zniszczyły nas – naszej wspólnoty wokół Krzyża Jezusa Chrystusa! Za to pojawiły się próby rozbicia naszej wspólnoty od wewnątrz! Od środka! Prowokacje, oszczerstwa, oskarżenia, pomówienia dawane do internetu, upubliczniane przeciwko tym, którzy modlitwę tutaj prowadzą, również przeciwko tym, którzy tutaj mają autorytet! W końcu przecież: obecność kapłana – księdza Jacka, ojca Jerzego, póki jest z nami tutaj, póki może być z nami tutaj, a przecież duchowo będzie też i później, obecność pana Jacka z Ochoty, który jest doświadczonym pielgrzymem, którego znam od roku 1984 – spotykaliśmy się niemal codziennie u świętego Stanisława Kostki w Warszawie! I oto ta obecność, ta modlitwa i ten autorytet przeszkadzają samozwańczym przeciwnikom jedności wokół krzyża. Obyśmy umieli zrozumieć, że najpierw było to działanie zewnętrzne, aby nas tutaj zniszczyć, a następnie wewnętrzne, aby nas skłócić. Nie dajmy się skłócić, nie dajmy się poróżnić! A ci, którzy prowokują, mogą być podejrzewani o to, że działają z obcej, wrogiej nam inspiracji. Oby żałowali swoich oszczerstw, swoich kłamstw, swoich prób rozbicia naszej wspólnoty. Ona trwa – mocą Krzyża, mocą Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego! Krzyż, tak jak był, tak jest i będzie dla nas – znakiem pamięci, znakiem prawdy, znakiem nadziei! Znakiem wiary w to, że nie damy się zwyciężyć złu – ani zewnętrznemu ani wewnętrznemu, bo pragniemy wciąż zło dobrem zwyciężać! Dlatego modlimy się, rozważając różaniec, rozważając koronkę do Bożego Miłosierdzia, śpiewając tutaj pieśni religijne i patriotyczne. Ta modlitwa trwała, trwa i trwać będzie! Szczęść Wam Boże! Na koniec ksiądz Stanisław dodał, że te wszelkie próby rozbicia, kłótnie, wywyższanie się, poniżanie innych, pochodzą od złego ducha – od diabła, pana kłótni i podziałów! Nie dajmy się podzielić! Nie dajmy się oddzielić od Chrystusowego Krzyża a następnie podzielić i poróżnić! Tak nam dopomóż Bóg! Pozwoliłem sobie dzisiaj zamieścić słowa wypowiedziane wczoraj na Krakowskim Przedmieściu przez ks. Stanisława Małkowskiego. Ze względu na wagę sprawy warto się z nimi zapoznać. Warto wiedzieć o czujności ideologicznej pewnych czynników, którym modlitwa w centrum Stolicy przeszkadza. Stosują różne metody, aby ją rozbić. Nihil novi sub sole. Warto mieć dużo oleju w głowie, aby wiedzieć, jak reagować na tego typu sytuacje. Co piękne – modlitwa na Krakowskim Przedmieściu codziennie wieczorem trwa. Stawiamy się na codzienny Apel o godz. 21.00! Aktualne i adekwatne do naszej sytuacji są słowa: „Otwarła się bowiem wielka i obiecująca brama, a przeciwnicy są liczni” (1 Kor 16, 9). Nie zaniedbujemy integralnego sensu. Dzisiaj jednak akcent warto położyć na pierwszą część zdania. Perspektywy nadziei.
Koniec Mubaraka: polityczna porażka Izraela Pierwsza reakcja Ameryki po upadku jej człowieka w Egipcie była podzielona na dwa głosy: prezydent Obama wygłosił okolicznościowe i ogólnikowe przemówienie, a zaraz potem rzecznik Białego Domu wyraził pierwszy konkret: „Mamy nadzieję, że nowe władze Egiptu będą respektować porozumienie pokojowe z Izraelem”. To dodatkowy nacisk, bo zapewniał już o tym specjalny wysłannik Obamy Frank G. Wisner, który z jednej strony próbował utrzymać dyktatora u władzy, a drugiej negocjował z marszałkiem Tantawim, od dziś numerem 1 w Egipcie, trwałość tego porozumienia. Pozostanie ono w mocy, ale Izrael i tak poniósł porażkę. Po pierwsze, wszystko wskazuje, że izraelski kandydat do objęcia władzy w Egipcie, gen. Sulejman, nie odegra przewidzianej roli – to jest najbardziej bolesny cios. Marszałek Tantawi był kiedyś nazywany przez Egipcjan „pudelkiem Mubaraka”, ale najwyraźniej pragnął emancypacji. Nie tylko zwykli ludzie nienawidzili wszechmocnego szefa tajnej policji gen. Sulejmana i jego tortur. Wojsko dość szybko zagrało mu na nosie otwierając (tydzień temu) kilka więzień – na początek wypuszczono Palestyńczyków. Dziś na ulicach Gazy i na Zachodnim Brzegu trwa radość niemal taka sama jak na ulicach egipskich miast. Kiedy Wisner zabezpieczał najważniejsze, ambasador USA w Kairze Margaret Scobey uzyskała zapewnienie Braci Muzułmanów i innych sił politycznych, że nikt nie będzie grał Kanałem Sueskim. Gdyby było inaczej, z pewnością nie poszłoby tak łatwo. Mimo to, Izrael wie, że – choć nic na razie mu nie grozi – nastąpiła bardzo poważna zmiana geopolityczna i prowadzenie dotychczasowej polityki szerokiej dominacji regionalnej może być utrudnione. To, co jeszcze miesiąc temu było nie do pomyślenia, stało się przeszkodą, z którą trzeba się liczyć – to druga porażka. Warto zwrócić uwagę, że manifestacje w Egipcie nie były skoncentrowane na polityce zagranicznej, na Placu Tahrir nikt nie palił izraelskiej ani amerykańskiej flagi. Rewolucyjny postulat, który łączył miliony ludzi był czysto wewnętrzny: zrzucić sobie z pleców tyrana, zyskać trochę wolności i godności, otworzyć nowe perspektywy. Sprawy zagraniczne, które tak dręczą Amerykanów i Izrael, nie zmienią się rewolucyjnie, ale przejdą nieubłaganą ewolucję. Nic już nie będzie tak jak przedtem, bo nie można wykluczyć, że w dalszej perspektywie Izrael będzie musiał zmienić również swoją politykę „wewnętrzną” – tj. na terytoriach okupowanych. To byłaby trzecia porażka. Może dziś ultra-nacjonalistyczne władze tego kraju uważają taką perspektywę za niedopuszczalną, ale… żadne władze i żadna polityka nie są wieczne, jak przekonaliśmy się dzisiejszego wieczora. Jerzy Szygiel