O UŻYTKU JAKI W ŻYCIU SPOŁECZNYM AMERYKANIE CZYNIĄ ZE STOWARZYSZEŃ
Autor artykułu nie zwraca uwagi na stowarzyszenia polityczne, za pomocą których ludzie bronią się przed despotyzmem, lecz kieruje swoja uwagę na stowarzyszenia społeczne, których cele nie mają nic wspólnego z polityka. Stowarzyszenia polityczne są cząstką ogromnego systemu stowarzyszeń istniejących w Stanach Zjednoczonych. Według Tocquevilla Amerykanie nieustannie się stowarzyszają niezależnie od wieku, pozycji i poziomu umysłowego. Mają oni nie tylko towarzystwa handlowe i przemysłowe, do których należą wszyscy, ale również mnóstwo innych: stowarzyszenia religijne i moralne o poważnym i błahym charakterze zajmujący się ogólnymi i bardziej szczegółowymi sprawami, wielkie i małe. Społeczeństwa amerykańskie stowarzyszają się w celu organizowania zabaw, tworzenia seminariów, budowania zajazdów, wznoszenia kościołów, rozpowszechniania książek, wysyłania misjonarzy na antypody. Dzięki temu powstają w Ameryce więzienia, szpitale i szkoły. Stowarzyszają się oni również po to, by głosić jakąś prawdę lub poprzez dawanie przykładu rozwijać w społeczeństwie uczucia. Autor zauważa, ze tam gdzie na czele jakiegoś przedsięwzięcia we Francji stoi rząd, w Anglii wielki Pan to w Stanach Zjednoczonych stowarzyszenie. Twórca artykułu przyznaje, ze spotkał w Ameryce stowarzyszenia, o jakich istnieniu w ogóle nie wiedział i podziwiał mieszkańców za to, jak udawało im się skupić wielu ludzi wokół jednego celu. Tocqueville podczas swojego pobytu w Anglii, z której Amerykanie zapożyczyli niektóre prawa i zwyczaje, uważa, że Anglikom daleko jest do umiejętnego wykorzystywania stowarzyszeń tak, jak robią to Amerykanie. Anglikom zdarza się dokonywać wielkich rzeczy indywidualnie, podczas gdy w Ameryce nie ma przedsięwzięcia, dla którego ludzie nie założyliby stowarzyszenia. Ludność angielska uważa stowarzyszenia za skuteczny środek działania, natomiast Amerykanie widzą w nich jedyny środek, jaki istnieje. W ten sposób najbardziej demokratycznym krajem na świecie okazuje się ten, w którym ludzie najbardziej udoskonalili sztukę zbiorowego dążenia do celu wspólnych pragnień i tę nowo powstałą wiedzę stosują najczęściej. Autor zadaje sobie pytanie czy należy to traktować jako zjawisko przypadkowe, czy też trzeba uznać, ze między instytucją stowarzyszeń, a równością istnieje konieczny związek. Społeczeństwa arystokratyczne składające się z ogromnej liczby ludzi, którzy sami nie mogą nic oraz z niewielu obywateli posiadających znaczenie i majątek, z których każdy zdolny jest dokonywać przedsięwzięć nie musza jednoczyć się dla działania, ponieważ są mocno ze sobą związani. Każdy bogaty i potężny obywatel stoi tam na czele czegoś w rodzaju stowarzyszenia stałego i przymusowego składającego się ze wszystkich zależnych od niego ludzi, których zmusza do współdziałania w wykonywaniu swoich zamiarów. Autor uważa, że w społeczeństwach demokratycznych wszyscy obywatele są niezależni i słabi, a żaden z nich nie jest w stanie zmusić innych do współdziałania. Wszyscy są wiec bezradni, jeśli nie nauczą się pomagać sobie dobrowolnie. Tocqueville snuje przypuszczenie, że gdyby ludzie żyjący w demokratycznym kraju nie mieli ani prawa ani ochoty do jednoczenia się w celach politycznych, ich niezależność byłaby narażona na ryzyko, ale mogliby długo zachować swój majątek i wykształcenie. Gdyby zaś nie mieli nawyku stowarzyszania się celach społecznych, w niebezpieczeństwie znalazłaby się sama cywilizacja. Społeczeństwo, w którym ludzie straciliby możliwość indywidualnego dokonywania wielkich rzeczy, nie mogąc osiągnąć ich wysiłkiem zbiorowym, szybko powróciłoby do stanu barbarzyństwa. Niestety ten sam układ społeczny, który sprawia, że społeczeństwem demokratycznym tak potrzebne są stowarzyszenia, utrudnia jednocześnie ich powstawanie. Kiedy kilku arystokratów pragnie się stowarzyszyć przychodzi im to bez trudu. Kiedy są nie liczni, mogą łatwo poznać się, rozumieć i przyjąć wspólne zasady działania. Nie jest to łatwe w społeczeństwie demokratycznym, ponieważ stowarzyszenie musi gromadzić bardzo wiele osób. Niektórzy sadzą, że kiedy obywatele staja się słabi i bezradni to rząd musi być zręczniejszy i bardziej aktywny, by całe społeczeństwo robiło to, czego nie potrafi dokonać pojedynczy obywatel. Autor nie zgadza się jednak z tą myślą, uważa że rząd mógłby w Ameryce zastąpić niektóre wielkie stowarzyszenia i w niektórych amerykańskich stanach podjęto już takie próby. Jesteśmy blisko czasów, w których nie będziemy w stanie samodzielnie wytwarzać najzwyklejszych i niezbędnych do życia przedmiotów. Władza społeczna będzie miała więcej zadań i będą z każdym dniem nadawały jej większe znaczenie. Im bardziej stowarzyszenia będą zastępowane przez władze, tym bardziej ludzie tracąc nawyk stowarzyszania się będą potrzebowali pomocy tej władzy. Autor zastanawia się nad tym, czy dojdzie do tego, że administracja publiczna będzie kierowała wszystkimi przedsięwzięciami, z którymi pojedynczy obywatel nie będzie mógł sobie poradzić. Podaje też przykład, czy jeśli nadejdzie czas, że w konsekwencji podziału ziemi, grunty zostaną tak rozdzielone, że będą mogły je uprawiać jedynie stowarzyszenia rolników, to czy szef rządu porzuci ster państwa by stanąć za pługiem? Jeżeli stowarzyszenia zostałyby zastąpione przez rząd to moralność i poziom umysłowy demokratycznego społeczeństwa narażone zostałyby na ryzyko takie jak handel i przemysł. Jeśli ludzie wzajemnie na siebie oddziałują to rozwijają się uczucia i idee oraz rośnie serce i rozkwita umysł człowieka. Jak czytałyśmy wcześniej w krajach demokratycznych oddziaływanie takie właściwie nie istnieje. Trzeba je więc sztucznie stworzyć, a tego mogą tylko dokonać stowarzyszenia. Kiedy arystokraci przyswajają sobie nowe idee lub uczucia umieszczają je na wielkiej scenie, na której sami się pokazują i wystawiając je na widok tłumu bez trudu zaszczepiają w umysłach i sercach ludzi. Autor uważa, ze w krajach demokratycznych tylko władza społeczna jest w stanie działać w podobny sposób, ale jej działanie jest zawsze niewystarczające i często niebezpieczne. Władze kraju nie zdołają samodzielnie podtrzymywać i odnawiać obiegu uczuć i idei w społeczeństwie. Jeżeli wkroczy w tę dziedzinę rzeczywistości, wkrótce narzuci społeczeństwu tyranie. Spowodowane jest to tym, ze rząd potrafi dyktować jedynie określone zasady, narzuca wiec uczucia i idee, które faworyzuje i wtedy trudno jest odróżnić jego rady od rozporządzeń. Autor uważa, że w społeczeństwach demokratycznych właśnie stowarzyszenia powinny zająć miejsca jednostek, które przestały istnieć wraz z nastaniem równości. Gdy mieszkańców Ameryki opanuje pragnienie rozpowszechniania jakiegoś uczucia lub idei zaczynają oni poszukiwać się nawzajem, ale znalazłszy jednoczą się. Od tego momentu nie są już indywidualnymi jednostkami, ale siłą. Autor za przykład podaje, że kiedy pierwszy raz usłyszał w Stanach Zjednoczonych, że 100 tysięcy ludzi publicznie zobowiązało się, ze nie będą spożywać alkoholu wydało mu się to śmieszne i nie mógł zrozumieć dlaczego Ci wstrzemięźliwi obywatele nie mogli zadowolić się po prostu piciem wody we własnym domu. Tocqueville zrozumiał w końcu, że tych 100 tysięcy Amerykanów zaniepokojonych pijaństwem postanowiło dać przykład abstynencji. Grupa ta działała bardzo podobnie jak wielki pan, który ubierałby się bardzo skromnie tylko po to, by wpoić prostym obywatelom zniechęcenie dla luksusu. Zdaniem autora na uwagę nie zasługuje nic oprócz intelektualnych i moralnych stowarzyszeń w Ameryce. Towarzystwa polityczne i przemysłowe istniejące w Stanach Zjednoczonych są dla nas zrozumiałe, natomiast innych nie możemy pojąć i kiedy zetkniemy się z jednym z nich nie potrafimy zrozumieć jego sensu, gdyż nigdy dotąd nie spotkaliśmy się z czymś, co by je przypominało. Dla Amerykanów tymczasem są one bardzo ważne. Na koniec autor podkreśla, ze umiejętność stowarzyszania się jest umiejętnością podstawową. Aby ludzie pozostali cywilizowani lub by się tacy stali sztuka stowarzyszania musi się rozwijać i doskonalić wśród nich wraz ze wzrastaniem równości możliwości.