O zakładzie Pascala słów kilka
Chciałbym w moich rozważaniach dokonać namysłu nad kierunkiem filozoficznym, jakim jest tak zwany egzystencjalizm. Otóż wydaje się, że jeśli za ojca tego nurtu uważa się Sorena Kierkegaarda, tak za praojca możemy uznać Blise'a Pascala. Ów francuski myśliciel szerokiemu gremium znany jest za sprawą słynnego zakładu. W zasadzie pokusiłbym się o takie twierdzenie, że niejako cały późniejszy nurt zawiera się w tej Pascalowej myśli. Pascal uważa, że lepiej, korzystniej dla nas jest uznać istnienie Boga, niżeli zaprzeczyć temu. Argumentacja jego przebiega mniej więcej tak, że jeśli istnieje jakaś Moc Najwyższa, to należy żyć przykładnie i postępować wedle zasad chrześcijaństwa. Straszy natomiast alternatywą, którą później osławia cytat z Braci Karamazow Dostojewskiego brzmiący tak: „Jeśli boga nie ma to wszystko wolno". Osobiście nie zgadzam się z tym twierdzeniem (por. Albert Camus). Myślę, że z Pascalowego zakładu bije co najwyżej pewne wykoślawienie sensu religii.Wedle Pascala lepiej jest postępować uczciwie, bo jeśli Bóg istnieje, to odchodząc z tego świata wygramy. Takie przedstawienie sprawy kojarzy mi się, co najwyżej z wizją strasznego ojca, który bijąc swoje dziecko, wtłukuje mu vel jej do głowy, że należy postępować prawie, przez całe życie. Sądzę, że wielu normalnych ludzi nie chciałoby mieć ojca, który ich łaja i ciąga za ucho, po to tylko, ażeby wpoić swoje zasady, słuszne przekonania. Wtedy wydaje się, że lepiej nie mieć ojca i samemu postępować słusznie i wyrosnąć na prawego człowieka, nie będąc przy tym nahajką ganianym. Mieć wolność do samookreślenia, to chyba lepsze niż fanatyczny ojciec — despota. Stąd alternatywa wskazująca na możliwość wyboru, możliwość przemyślenia siebie i na tej podstawie ustosunkowania się do świata, wydaje mi się czymś ciekawszym a etycznie bardziej uczciwym.
Dalej idąc wyprowadziłbym z tego Pascalowego zakładu dwa nurty egzystencjalizmu. Pierwszy to nurt chrześcijański, w którym człowiek to nieodgadniona zagadka, lecz mająca oparcie w Najwyższym Stwórcy. Drugi to egzystencjalizm ateistyczny, gdzie człowiek to absurd, dalej jednakże nie ma miejsca na żaden punkt Archimedesowy. Sugeruję, że Pascal wypacza wiarę, sprowadzając ją do korzyści, do użyteczności. Jednak czy taki jest właściwy sens, wymiar wiary? Oto należy zapytać prawdziwego chrześcijanina!, ale kogo?, którego?, czy jakiegoś pierwszego z brzegu człowieka, który z rzadka zastanawia się nad wymiarem naszej egzystencji na tymże ziemskim padole? Otóż większość respondentów opowiada się za opcją Boga jako imperatywu moralnego, eksplikując swoje myśli mniej więcej tak — ja tu źle nie czynię, bo nie chcę do piekła iść. No cóż, błędne rozumienie wiary?! Jednakże ten problem pozostawić należy edukacji Kościoła. Przyjmijmy zatem, że napotkaliśmy w naszych poszukiwaniach na chrześcijanina, który z głębi serca ufa, powierza się Boskiej Opatrzności dlań samej, nie z żadnych pobudek czysto utylitarnych. I co wtedy, po co zakład?! Przyjmijmy także, że jeśli odnajdziemy ateistę, który kocha człowieka dlań samego, pragnie szczęścia ludzkości, po cóż tedy ów zakład?! Doniosłość zakładu polega na tym, że Pascal zdawał sobie sprawę jak wygląda wiara współczesnych mu ludzi, że dla większości (niestety) to korzyść. Dla mnie samo pojęcie zakładu jest sprzeczne z wymogami głębokiej wiary. Francuski myśliciel mówi, że na początek dobry i zakład, może później będzie możliwe rozwinięcie wiary, ale tutaj trzeba założyć, iż owa istota będzie chciała pogłębiać swój duchowy rozwój, a po co to ma czynić, kiedy już wybrała? Na to zdaje się Pascal przy całym swoim geniuszu nie odpowiada. Nawet jeśli uda się przebyć mozolną drogę z „pseudo-wiary" do „wiary prawdziwej" (choć nie wiem co by te słowa dokładnie miały znaczyć), wymaga to nie lada uporu, samozaparcia, lecz jeśli ktoś jest do tego zdolny, to po cóż mu podejmować ową Pascalową grę?
opr. mg/mg