Opowiadanie Sołżenicyna należy do literatury łagrowej, podejmującej temat sowieckich obozów pracy. Warto pamiętać, że Sołżenicyn jest także autorem słynnej powieści pt. "Archipelag Gułag" - panoramy potwornej krainy łagrów, że odsłonił prawdę o machinie stalinowskich obozów. Opowiadanie, o którym tu mowa,
jest odtworzeniem jednego dnia obozowego życia więźnia łagru - Iwana Denisowicza Szuchowa. Przebieg dnia ujawnia realia obozu. Autor opisuje stosowane tam kary, karcer i jego skutki. Szokują przyczyny zesłania więźniów: - chwilami absurdalne jak to, że Hopczyk nosił mleko banderowcom z szałasu, a Szuchow uciekł
z niewoli niemieckiej, by zostać w ZSRR "szpiegiem niemieckiego wywiadu". Prawem obozu są donosicielstwo, kradzieże, zabójstwa. Rytuałem i świętością
staje się posiłek - chwila, dla której więzień żyje. Nikogo nie dziwią "wieczne" wyroki, które nigdy się nie kończą, bo są przedłużane. Katorżnicza praca staje się normalnością. Warunki władz obozowych powodują, że "więzień staje się wrogiem więźnia". Po całym dniu, który zawierał koszmar obozowych prawideł, opowiadanie kończy się lapidarnym wnioskiem, iż był to "szczęśliwszy" dzień bohatera. Jak zmienne są wartości pojęć. Dzień był szczęśliwy - bo nikt Szuchowa nie zabił, nie okradł, a nawet udało mu się oszukać straże. Rozpoczął dzień o świtaniu, przetrwał go ciężko pracując pod okiem strażników - i dobrze wykonując swoją pracę. Podprowadził kaszę, przemycił kawałek stali. Szuchow, prosty chłop, nie dał zwyciężyć się obozowym władzom. Pośród wielu przypadków utraty człowieczeństwa Szuchow starał się żyć, przeżyć, ale nie stał się "szakalem". Wartością była praca i posiłek, do więźnia należała krótka noc. Musiał iść równo
w kolumnie, z rękami z tyłu, nie zwracać na siebie uwagi. Analiza jednego dnia więźnia Szuchowa staje się tu pouczającym studium totalitaryzmu.