O komarze i orkiestrze
- przedstawienie teatralne
scenariusz na podstawie utworu Igora Sikiryckiego
pt. "Komar i orkiestra"
Obsada:
Narrator I
Narrator II
Narrator III
Komar
Konik polny
Stonka
Pszczoła
Biedronka
Mrówka
Motyl
Ważka
Trzmiel
Bąk
Mucha
SCENA I
Na scenie znajduje się tylko jedno nieduże drzewko ( krzak lub doniczka z kwiatkiem dość wysokim), obok drzewka stoi niski, ale szeroki taboret.
Na ziemi można rozłożyć zielony materiał ( jednak w taki sposób, aby nie przeszkadzał aktorom w grze).
Cicho płynie muzyka: początkowy fragment instrumentalny piosenki
„Zielono mi...”z płyty Ladies.
Nagle zza kurtyny wpada komar. Szybkim marszem przemierza scenę od jednego jej brzegu do drugiego. W głębi sceny słychać bzyczenie, którego dokonują aktorzy za kurtyną. Wychodzi narrator I i mówi:
Narrator I:
( Narrator nie schodzi ze sceny po wypowiedzeniu swoich kwestii)
Mieszkał komar w Górnym Sanie muzykalny niesłychanie.
Co dzień brzęczał, co dzień bzykał, lecz mu zbrzydła ta muzyka.
Tydzień dumał, a w niedzielę rzekł:
Komar zatrzymuje się, zamyśla i mówi:
" - Mam talent. Więc kapelę taką piękną w borze stworzę,
że zaproszą mnie nad morze, a w przyszłości i stolicę swą wizytą też zaszczycę."
Narrator I:
Tegoż jeszcze dnia orędzie wydrukował w formie listu:
Komar rozwija dość duży arkusz papieru, z którego odczytuje list:
" Kto ma talent oraz chęci cały wolny czas poświęcić na muzyczne edukacje,
niech przyjeżdża na wakacje do Komara Wirtuoza w Górnym Sanie - Stacja Brzoza.
Wyżywienie - jak na wczasach , prawie darmo, w pięknych lasach."
Narrator:
A przy końcu dla zachęty:
Komar:
" Mam dla wszystkich instrumenty."
Z drugiej strony sceny wychodzi Narrator II (postać przebrana za pszczołę) i mówi:
Narrator II:
Ledwie komar na tym liście złożył podpis zamaszyście, A już bzyknął:
Komar:
" Hm! Do wieczora muszę z drugim się uporać."
Narrator I:
I nim zapadł zmierzch liliowy, drugi list był też gotowy:
Komar odczytuje swój drugi list:
" Do burmistrza Pikutkowa!
Wiem, że wasza straż ogniowa ma orkiestrę,
którą w kraju wszyscy ludzie podziwiają.
Lecz niestety od lat paru tyle u was jest komarów,
że orkiestra ta na dworze w żaden sposób grać nie może.
Po naradzie z komarami, najbliższymi krewniakami,
I ministrem, moim wujem, taką rzecz wam proponuję:
Jeśli straż się z wami liczy,
Niech na miesiąc nam pożyczy wszystkie swoje instrumenty.
W zamian za to spokój święty zapanuje w Pikutkowie,
Bo komarów całe mrowie z waszych stron się w lot wyniesie i zamieszka w gęstym lesie.”
Komar podchodzi do krzesła i przy nim dopisuje ostatnie fragmenty swojego listu wypowiadając je jednocześnie:
O!...( Przy okazji!) Ślę ukłony dla uroczej pańskiej żony -
Komar Muzyk, rodem z Lipek,
Najsławniejszy w świecie skrzypek."
Narrator I:
A pod spodem dodał zdanie:
Komar:
" Stacja Brzoza w Górnym Sanie".
SCENA II
Scena taka sama jak w scenie I. Komar dość szybko przemieszcza się po scenie. Wychodzi narrator i mówi:
Narrator II:
Dnia drugiego wczesną porą, leciał komar nad jezioro,
A po drodze spotkał trzmiela, serdecznego przyjaciela.
Trzmiel był leśnym listonoszem i zarabiał nędzne grosze,
Więc się trudnił dodatkowo buchalterią przebitkową .
W momencie swoją kwestię mówi narrator, zza kurtyny tajemniczo wychyla się trzmiel, który spostrzegłszy komara oburzony krzyczy:
Narrator II:
Gdy komara spostrzegł w gaju, krzyknął:
Trzmiel:
" - Mam cię, ty hultaju!
Ja się zwijam, pędzę, spieszę, aby wręczyć ci depeszę,
A ty zamiast siedzieć w domu zbijasz bąki po kryjomu."
Narrator I:
Nastąpiło powitanie, po czym komar na polanie wziął depeszę,
siadł na pieńku i przeczytał pomaleńku:
Komar nieco zdziwiony bierze pismo, otwiera i zaczyna sylabizować:
" BARDZO CHĘTNIE SIĘ ZGADZAMY. STOP.
INSTRUMENTY PRZYSYŁAMY. STOP.
Podpis: BURMISTRZ PIKUTKOWA. STOP
ORAZ CAŁA STRAŻ OGNIOWA. STOP."
W trakcie czytania komara, zaciekawiony trzmiel zagląda mu przez ramię w treść listu. Komar oburzony gestem odpędza trzmiela i dalej czyta.
Narrator I:
Trzmiel usłyszał treść depeszy i ogromnie się ucieszył,
po czym krzyknął:
Trzmiel z dumą chwali się o swoich poczynaniach:
" W swoim czasie grało się na kontrabasie,
A że męczy mnie już praca, która wcale nie popłaca,
Myślę teraz, ( i to serio...),
Skończyć wreszcie z buchalterią,
Dom zbudować w Górnym Sanie i poświęcić czas na granie".
Narrator II:
Na to komar:
Komar:
" - Piękne plany ! Ale ze mną, mój kochany, nie tak łatwo, jak się zdaję,
Ja protekcji nie uznaję!
Mogę tylko dać ci radę: Chcesz w orkiestrze mieć posadę?
Zgoda. Jutro w cieniu trzciny rozpoczynam egzaminy.
Jeśli zdasz je, bez wątpienia chętnie spełnię twe marzenia."
SCENA III
Narrator III:
Minął dzień i noc pogodna.
W Sanie słońce wodę do dna prześwietliło blaskiem złotym.
Wtedy komar do roboty wziął się żywo,
Aby w porę skończyć konkurs nad jeziorem.
Na pachnących liściach mięty poukładał instrumenty,
Które przywiózł do dąbrowy leśny pociąg towarowy,
Potem skrzypce wypróbował i dla siebie w dziupli schował,
Wreszcie z bardzo ważną miną poszybował wprost ku trzcinom i zawołał w stronę lasu:
W trakcie opowieści narratora na scenie pojawia się komar, który z zachwytem ogląda instrumenty ( które podawane są przez aktorów zza kurtyny). Komar oglądając układa je na "łące" - zielony materiał.
W pewnym momencie wstaje zaciera ręce i krzyczy w stronę widowni.
Komar:
" - Zaczynamy, szkoda czasu!
Narrator II:
Ledwie przebrzmiał głos komendy,
A już tędy i owędy muzykanci w jednej chwili na egzamin się stawili.
Mucha, kornik, żuk, biedronka, mrówka, chrabąszcz, trzmiel i stonka
Osa, ważka, świetlik?, pająk??, tuż za nimi całą zgrają
Świerszcze, pszczoły i szerszenie...
Wszystkich nawet nie wymienię.
Dość, że w końcu krokiem wolnym przyszedł także konik polny.
Owady wchodzą na scenę z widowni.
Narrator III
Widząc ten muzyczny zapał komar w głowę się podrapał i zawołał:
Komar:
" - Przyjaciele! Instrumenty w mig rozdzielę.
Co kto pragnie, na żądanie w swoje ręce w lot dostanie.
Do komara podchodzą poszczególne owady i zgłaszają się :
Stonka:
- Ja gram pięknie na waltorni!.
Pszczoła:
- Umiem dobrze grać na cytrze!
Biedronka:
- Na gitarze nieźle brzdąkam.
Mrówka:
- Mój ród słynie z gry mistrzowskiej na pianinie.
Biedronka:
- A ja zagram na puzonie.
Motyl:
- Mój instrument to altówka.
Ważka:
- Dla mnie klarnet to jest fraszka.
Narrator III:
Oświadczyła dumnie ważka.
W pewnym momencie na scenie pojawia się trzmiel i z dumą twierdzi:
- "Chociaż w swoim czasie grałem już na kontrabasie, ale jeśli już tak chcecie, mogę zagrać wam na flecie."
Komar:
" - Dziękuję. Teraz każdy grać spróbuje.
Pokaż, bracie, co potrafisz,
Zanim wpiszę cię na afisz!"
Narrator III, do widowni:
I w niecałe dwie godziny zakończono egzaminy.
Komar westchnął:
Komar :
" - Uff.... skończone!
Narrator I:
Wtedy nagle w jego stronę podszedł grzecznie polny konik,
niziuteńko się ukłonił i przemówił:
Konik polny:
" - Już od lipca co dzień grałem tu na skrzypcach.
Wciąż z zapałem wielkim grałem, aż skrzypeczki połamałem.
Bąk był jednak tak łaskawy, że je zabrał do naprawy.
A ja tylko o tym marzę, aby z tobą, mój komarze, gdy usłyszę słowa zgody, w grze na skrzypcach pójść w zawody."
Biedronka : (lub inny owad (z tajemniczością) do widowni)
Komar przybrał dumną pozę:
Komar zdenerwowany:
" - Wszyscy zwą mnie wirtuozem i nie myślę bez powodu stawać z tobą do zawodów.
A poza tym - rzekł ze złością - skrzypce moją są własnością.
Póki woda płynie w Sanie nikt tych skrzypiec nie dostanie!"
Narrator III:
Po tych słowach na polanie nastąpiło zamieszanie.
Owad ( mucha ), do innych:
- Konik jest co prawda młody, lecz ma prawo iść w zawody!
Owad (biedronka):
- Niech się stara zagrać lepiej od komara!
Owad (pszczoła):
- Potrafimy grę ocenić!
Owad (mucha):
- Zaczynajcie! My będziemy pilnie słuchać.
Komar:
" - Nie ma rady, jeśli wszystkie chcą owady,
bym się zmierzył z tym pyszałkiem,
Chociaż nie mam chęci całkiem, dam mu szkołę i pokażę,
Z kim wojować się odważył.
(...) Zagram własne dwa utwory, nie grywane do tej pory.
Pierwszy - będzie to sonata pod tytułem " Urok lata".
Drugi - krótka uwertura do opery " Pawie pióra".
Owady (wszystkie):
Brawo!!!
Narrator III:
Komar kucnął i pomału wyjął skrzypce z futerału,
Po czym wznosząc smyczek w dłoni, z wielką gracją się ukłonił,
A po chwili już spod smyka popłynęła w świat muzyka.
SCENA IV
Wszystkie owady zgromadzone wokół komara zaczynają tańczyć w takt muzyki /fragment utworu na skrzypce w wykonaniu Vanessy Mae/
Narrator I:
Gdybym chciała to opisać, jak ruszyły w tan owady,
Mimo chęci nie dam rady.
Kiedy komar skończył granie,
Konik wypowiedział zdanie:
Konik:
-" Skoro instrumenty są zajęte, ja więc będę dyrygentem".
Narrator II:
Komar zbladł i bzyknął gniewnie:
Komar :
-"Tyś się na mnie uwziął pewnie.
Po dobremu więc ci radzę, przestań czyhać na mą władzę.
Zapamiętaj słowa święte: JA tu będę dyrygentem!!!
A na skrzypcach bądźmy szczerzy, już mi wcale nie zależy.
Komar (dalej, do zwierząt):
Dyrygować ja dziś będę.
Więc uwaga na komendę, gdy batutę wzniosę w górę,
Rozpoczniemy uwerturę."
Narrator III:
Na to konik:
Konik:
-"Pan się myli. Byłem grzeczny do tej chwili.
Dziś mój upór nie ma granic,
Nie ustąpię panu za nic!
I przysięgam na tę miętę, że ja będę dyrygentem!!!"
Narrator:
Komar szepnął:
Komar:
-"Idź do domu i najlepiej zażyj bromu,
bo na nerwy brom pomaga."
Biedronka:
Do orkiestry zaś:
Komar:
-" Uwaga!
Narrator I:
I po chwili w takt batuty popłynęły pierwsze nuty,
Lecz cichutko i nieśmiało, bo trzech grajków tylko grało.
konik zaś nie zwlekał dłużej, swą batutę wzniósł ku górze,
Frak poprawił i bez słowa zaczął także dyrygować.
Każdy owad gra na swoim instrumencie, chaos, zamieszanie. Nie ma jednej melodii, tylko poszczególne dźwięki wydobywające się z instrumentów.
Narrator II:
Tego, co się później stało, żadne ucho nie słyszało.
Część orkiestr gra FA - SOL - LA, a część sobie RE - MI - DO - LA.
Komar tak rękami machał, że mu frak popękał w pachach.
Konik tak batutą wodził wolno, niby wiosłem w łodzi.
Narrator III:
Nagle rozległ się głos bąka, aż zadrżała cała łąka:
Bąk ( pojawia się na scenie wchodząc z widowni):
-"Dosyć tego!!! Dosyć tego!
Moim zdaniem to jest skandal, a nie granie!
Grajek grajka chce zagłuszyć, a nam tutaj więdną uszy.
Na scenie robi się cisza. Zdziwione owady spoglądają na siebie
(po chwili)
Całe szczęście, żem ja w porę przelatywał nad jeziorem.
Mam tu skrzypce dla konika.
Bardzo cenne, wprost unikat.
Niech więc konik skrzypce bierze,
Komarowi radzę szczerze swoje skrzypce w dłonie ująć
I niech razem popróbują wraz z orkiestrą zagrać zgodnie,
A ja wszystkim udowodnię, że najlepsza rzecz to zgoda.
Niech więc konik rękę poda komarów i niech raczy
wszystkie winy mu przebaczyć".
Narrator III:
Po tych słowach na polanie nastąpiło pojednanie.
Bąk:
-"Moi mili szkoda teraz takiej chwili.
Zaczynajcie grać od nowa, a ja będę dyrygował."
Płynie muzyka /wybrany utwór na orkiestrę symfoniczną/
Narrator I:
Gdy zabrzmiały zgodne tony, ucichł nawet las zdumiony.
A o sławnej tej orkiestrze usłyszycie nieraz jeszcze.
KONIEC