579

Studia biblijne

BIBLE STUDIES

http://www.polskawalczaca.com/viewtopic.php?f=4&t=13717

Tłumaczenie Ola Gordon

W swoim programie radiowym, dr Laura Szlezinger powiedziała, że dla praktykującego żyda homoseksualizm jest obrzydliwością, zgodnie z Kpł 18:22, i w żadnym przypadku nie można go tolerować. Poniższa odpowiedź to list otwarty do dr Laury, autorstwa Amerykanina, zamieszczony w internecie. Jest zabawny, jak również informatywny:

Szanowna dr Lauro Dziękuję za Pani wkład w edukację odnośnie prawa bożego. Z Pani audycji wiele się nauczyłem, i próbuję dzielić te wiedzę z tak wielu ludźmi, jak to możliwe. Kiedy ktoś stara się bronić homoseksualnego stylu życia, na przykład, po prostu przypominam mu, że Księga Kapłańska 18:22 jasno stwierdza, że jest to obrzydliwość. . . Koniec dyskusji. Chciałbym poprosić Panią o rady odnośnie innych elementów cprawa bożego, oraz jak ich przestrzegać.

1. Kpł 25:44 twierdzi, że mogę mieć niewolników, mężczyzn i kobiety, pod warunkiem, że zakupię ich w sąsiednich krajach. Mój przyjaciel mówi, że to odnosi się do Meksykanów, ale nie do Kanadyjczyków. Czy mogę prosić o wyjaśnienie? Dlaczego nie mogę mieć Kanadyjczyków?

2. Chciałbym sprzedać córkę do niewoli, co sankcjonuje Księga Wyjścia 21:7. W obecnych czasach, jaka cena, według Pani, byłaby słuszna?

3. Wiem, że nie wolno mi kontaktować się z kobietą, kiedy jest w okresie nieczystości menstrualnej – Kpł 19:24. Ale problem jest, skąd mam o tym wiedzieć? Próbowałem pytać kobiety, ale większość z nich się obraża.

4. Kiedy palę wołu na ołtarzu jako ofiarę, zdaję sobie sprawę z tego, że wywołuję miły dla Pana fetor – Kpł 1:9. Ale wtedy mam problemy z sąsiadami. Twierdzą, że ten fetor nie jest miły dla nich. Czy powinienem ich zgładzić?

5. Mam sąsiada, który uparcie pracuje w szabas. Księga Wyjścia 35:2 jasno mówi, że powinno się go zabić. Czy mam moralny obowiązek zabicia go sam, czy poprosić o to policję?

6. Mój przyjaciel uważa, że chociaż jedzenie skorupiaków jest abominacją, Kpł 11:10, to abominacja ta jest mniejsza niż homoseksualizm. Nie zgadzam się z tym. Czy może Pani to rozstrzygnąć? Czy abominacja ma ‘stopnie’?

7. Kpł 21:20 twierdzi, że nie mogę przystąpić do ołtarza bożego jeśli mam wadliwy wzrok. Musze przyznać, że noszę okulary do czytania. Czy mój wzrok musi być 20/20, czy jest jakieś odstępstwo od tego?

8. Większość moich kolegów ścina włosy, łącznie z tymi na skroniach, nawet to jest wyraźnie zakazane w Kpł 19:27. W jaki sposób powinni umrzeć?

9. Z Kpł 11:6-8 wiem, że dotknięcie skóry zabitej świni czyni mnie nieczystym, ale czy mogę grać w piłkę nożną w rękawiczkach?

10. Mój wuj ma farmę. Narusza Kpł 19:19 zasiewając dwie różne uprawy na tym samym polu, podobnie jak jego żona, ubierając się w tkaniny z dwu różnych rodzajów włókna (mieszanka bawełna/poliester). On również często przeklina i bluźni. Czy konieczne jest, żeby zawracać sobie głowę i gromadzić całe miasto i ich ukamienować? Kpł 24:10-16

Czy nie można ich spalić na prywatnej imprezie, jak to robimy z tymi, którzy sypiają ze swoimi teściami? Kpł 20:24

Wiem, że studiowała Pani te rzeczy wnikliwie i cieszy się ogromną ekspertyzą w tych sprawach, dlatego jestem pewien, że Pani może mi pomóc. Jeszcze raz dziękuję za przypominanie o tym, że słowo Boga jest wieczne i niezmienne.

Oddany Pani fan James M Kauffman, emerytowany profesor Wydziału Curriculum, Instrukcji i Specjalnej Edukacji University of Virginia

Panowanie Chrystusa a nawrócenie Żydów „Módlmy się, aby pamiętając o cierpieniach, jakich zaznał Izrael w ciągu dziejów, chrześcijanie umieli uznać grzechy, popełnione przez wielu z nich przeciwko ludowi przymierza i błogosławieństw, a przez to zdołali oczyścić swoje serca” (kard. Edward I. Cassidy) Katolicy powinni zaznajomić się nie tylko z wielokrotnymi papieskimi potępieniami Talmudu, ale również ze środkami przedsięwziętymi przez namiestników Chrystusa w celu zabezpieczenia społeczeństwa przed wpływem żydowskiego naturalizmu. W przeciwnym razie może się zdarzyć, że mówić będą o św. Piusie V czy Benedykcie XIV jako o antysemitach i wykazywać ignorancję odnośnie do znaczenia życia nadprzyrodzonego oraz panowania Chrystusa Króla nad społeczeństwem – ks. Denis Fahey, The Kingship of Christ and Conversion of the Jewish Nation, 1953. Wielu publicystów zauważyło, że przeprosiny za rzekome „grzechy wobec ludu Izraela”, wygłoszone 12 marca 2000 roku w ramach organizowanego przez Watykan „Dnia modlitw o przebaczenie”, trąciły jednostronnością i zdawały się ignorować obiektywną prawdę, fakty historyczne oraz żydowską nienawiść w stosunku do chrześcijaństwa.Amerykański dziennikarz Joe Sobran w artykule zatytułowanym Żal niedoskonały wyraził konsternację papieskimi przeprosinami:

Nowy Testament potępia tych, którzy należą do „synagogi szatana, którzy mówią, że są żydami, ale nimi nie są”; sformułowania te i wiele podobnych przypisywane są Chrystusowi, który nie mówił nic o „pluralizmie”, „tolerancji”, „dialogu” czy „tradycji judeochrześcijańskiej”. Żydzi otwarcie oskarżani są [w Piśmie św.] o ukrzyżowanie Chrystusa i prześladowanie chrześcijan, napomina się ich, że muszą żałować za swe czyny i nawrócić się. Talmud nie jest bardziej ekumeniczny, potępiając wszystkie narody (gentiles), a zwłaszcza chrześcijan, i miotając ohydne przekleństwa przeciw Chrystusowi i Najświętszej Maryi Pannie1. Co ciekawe, najlepsza (choć niebezpośrednia) polemika z „przeprosinami za grzechy wobec ludu Izraela” napisana została 57 lat temu przez samotnego irlandzkiego księdza, który potrafił odczytać „znaki czasów” lepiej, niż wszyscy posoborowi teolodzy razem wzięci. Ksiądz Denis Fahey

The Kingship of Christ and Conversion of the Jewish Nation to prawdopodobnie ostatnia książka opublikowana przez ks. Faheya, wielkiego bojownika o królestwo Chrystusowe, zmarłego w roku 1954 w wieku 71 lat. Inne jego dzieła to m.in. The Mystical Body of Christ in the Modern World, The Kingship of Christ and Organised Naturalism, The Church and Farming, The Mystical Body of Christ and the Reorganization of Society. Jedno jest pewne: jeśli przeczytacie prace ks. Faheya, już nigdy nie będziecie patrzeć na świat tak, jak do tej pory. Ich wyjątkowość wynika z faktu, że autor bez ogródek i odważnie głosi katolicką naukę o społecznym panowaniu Chrystusa Pana, która znikła obecnie całkowicie z kazań wygłaszanych w świecie anglojęzycznym. Jego życie było modlitwą i walką o uświadomienie światu, że Jezus Chrystus musi zostać uznany Panem i Królem przez wszystkie narody, w życiu prywatnym i publicznym. (…) Ks. Fahey poświęcił swe życie biciu na alarm, być może ostatni już raz przed wielkim upadkiem, tłumacząc, że chrześcijańskie niegdyś narody świadomie i dobrowolnie powracają do pogaństwa pod wpływem przenikającego wszystko ducha naturalizmu, rozprzestrzeniającego się bynajmniej nieprzypadkowo. Im bardziej narody odwracają się od Chrystusa, tym szerzej otwierają drzwi szatanowi i jego demonom, pozwalając im zatruwać umysły i serca ludzi – oraz pogrążać świat w ciemnościach i prowadzić go ku całkowitej ruinie. Motto ks. Faheya było niepopularne, ale proste i prawdziwe: „To świat musi dostosować się do Zbawiciela, a nie On do świata”.Innymi słowy, państwa i rządy, jako twory istniejące z zamysłu Bożego, nie są wyłączone spod Jego prawa. Aby narody cieszyły się pomyślnością i trwałością, konieczne jest, by państwa i rządy uznały panowanie Chrystusa Króla nad społeczeństwem. Muszą oprzeć swe sądy o tym, co jest słuszne, na nauczaniu Jezusa Chrystusa i Jego świętego Kościoła katolickiego. Inna postawa byłaby sprzeczna z Bożym planem, którego celem jest ponowne doprowadzenie nas do Niego. Mówiąc ściślej, państwa i rządy mają wobec Boga obowiązek stworzyć warunki społeczne sprzyjające życiu łaski uświęcającej w duszach ludzi. Ks. Fahey wyjaśnia:

Jesteśmy wezwani do pracy na rzecz powrotu społeczeństwa do Chrystusa Króla, byśmy – zamiast być zmuszeni do zwalczania wpływów wrogich naszemu życiu nadprzyrodzonemu, kiedy tylko opuszczamy kościół po Mszy św. – wspomagani byli w naszym życiu wewnętrznym przez warunki życia społecznego2. Ks. Fahey wskazywał też, w zgodzie z niezmiennym nauczaniem papieży, że istnieją potężne, zorganizowane siły pracujące przeciwko Chrystusowi i Jego Boskiemu planowi. Nazywał te grupy „siłami zorganizowanego naturalizmu”. Owe siły zorganizowanego naturalizmu pracują gorliwie – i niestety z powodzeniem – nad dechrystianizacją społeczeństwa i usunięciem Jezusa Chrystusa z serc oraz umysłów ludzi. Ich celem jest oderwanie cywilizacji od jej chrześcijańskich fundamentów i postawienie jej na fundamencie czystego naturalizmu, w którym nie byłoby miejsca dla jedynego prawdziwego Boga: Ojca, Syna i Ducha Świętego. Przez całe swe życie (czy to jako wykładowca w seminarium, czy to jako autor licznych książek i artykułów) ks. Fahey wyjaśniał, że dwiema najpotężniejszymi siłami pracującymi dla obalenia katolickiego porządku społecznego są masoneria i naród żydowski. Udowodnieniu tezy o udziale w tym przedsięwzięciu Żydów jako narodu poświęcona jest jego książka The Kingship of Christ and Conversion of the Jewish Nation.

Sześć punktów Ks. Fahey rozpoczyna swą książkę od omówienia sześciu punktów programu Chrystusa Króla. Owe sześć punktów stanowi fundament katolickiego porządku społecznego, oparty na tradycyjnym nauczaniu papieskim. W innej swej książce ks. Fahey napisał:

W zarysie historii, jaki przedstawiam niemal każdego roku na rozpoczęcie [wykładów], usiłuję (…) dokonać oceny epok historycznych, ruchów, programów politycznych oraz idei przekazywanych młodzieży w procesie nauczania, odnosząc je do sześciu punktów programu Zbawiciela. Wszystko, co jest w harmonii z Bożym planem, przyczyniać się będzie do prawdziwego postępu, a cokolwiek mu się sprzeciwia, zwiastuje upadek i śmierć. Tak więc próbuję ich nauczyć, by uczynili naszego Pana centrum swego życia w każdej jego dziedzinie3. A oto owe sześć punktów:

Wszystkie państwa muszą uznać za jedyną drogę, ustanowioną przez Jezusa Chrystusa dla naszego powrotu do Niego, Mistyczne Ciało Zbawiciela, Kościół katolicki, nadprzyrodzony i ponadnarodowy.

Państwa i rządy muszą uznać Kościół katolicki za jedynego ustanowionego przez Boga strażnika całego prawa moralnego, tak naturalnego jak i objawionego.

Zagwarantowane muszą być jedność i nierozerwalność małżeństwa.

Dzieci wychowywane być muszą jako członkowie Mistycznego Ciała Chrystusa.

Konieczna jest dekoncentracja i powszechność własności prywatnej.

System ekonomiczny powinien ułatwiać kredytowanie i produkcję dóbr oraz umożliwiać dostatnie życie chrześcijańskich rodzin4.

Temu sześciopunktowemu planowi Zbawiciela szatan przeciwstawia swój własny plan, mający na celu nie ład, ale chaos i zniszczenie. Jest on dokładną antytezą, punkt po punkcie, programu Chrystusa Pana. (…) Szatan ma na celu:

Powstrzymanie narodów od uznania Kościoła katolickiego za jedyny Kościół ustanowiony przez Chrystusa.

Zachęcanie państwa do traktowania pośredniej władzy Kościoła z pogardą, przenosząc decydowanie o wszystkich kwestiach moralnych na państwo albo lud (poprzez głosowanie).

Podkopywanie chrześcijańskiej rodziny w sposób bezpośredni, przez legalizację rozwodów, czy też pośrednio, poprzez promowanie niemoralności.

Staranie, aby dzieci nie były wychowywane jako członkowie Mistycznego Ciała Chrystusa, a przede wszystkim, aby otrzymały naturalistyczną formację w szkołach.

Koncentrację własności w rękach niewielu; czy to nominalnie w postaci własności państwowej, tj. partii znajdującej się przy władzy, czy też w rękach manipulatorów finansowych.

Tworzenie systemu ekonomicznego, w którym istoty ludzkie podporządkowane są produkcji dóbr materialnych, a ta z kolei robieniu pieniędzy i wzrastaniu potęgi finansjery. (…) W kolejnych dwóch rozdziałach ks. Fahey przybliża koncepcję „społecznego panowania Chrystusa” oraz przedstawia czytelnikom „zarys teologii historii”. Zwraca uwagę, że wiek XIII był okresem, w którym najlepiej rozumiano i praktykowano Boskie prawa dotyczące społeczeństwa. Od tego czasu rozpoczyna się stopniowy upadek. Rewolta protestancka poważnie zraniła chrześcijańską Europę, doprowadzając do powstania państw niekatolickich, a dzieła zniszczenia dopełniła rewolucja francuska i ustanowienie państwa świeckiego. Począwszy od roku 1789 coraz to nowe państwa opierały swe systemy prawne na naturalistycznych fundamentach masonerii, będącej satanistycznym naśladownictwem ponadnarodowego Kościoła katolickiego. Nic więc dziwnego, że żydowscy pisarze wychwalali zarówno rewolucję protestancką, jak rewolucję francuską, jako przejawy postępu5. Wielki Sanhedryn zgromadzony w Paryżu w roku 1807 powitał zasady rewolucji francuskiej jak mesjasza: „Mesjasz przyszedł do nas 28 lutego 1790 roku, wraz z Deklaracją praw człowieka”6.

Walka narodu żydowskiego przeciwko panowaniu Chrystusa W dalszej części książki ks. Fahey wymienia dwa skutki odmowy przyjęcia Bożego planu:

1° Stopniowe zanikanie katolickich wpływów na polityczne i ekonomiczne życie narodu.

2° Eliminacja nadprzyrodzoności z życia publicznego, będąca przygotowaniem na przyjście naturalistycznego „mesjasza”. Chrystus Pan wzywał początkowo naród żydowski, by był zwiastunem Jego planu wobec całego świata. Ich odmowa oznacza – pisze ks. Fahey – że wybrali narzucenie światu swej własnej formy narodowej i zaangażowali całą swoją energię w walkę o zorganizowanie przyszłej ery mesjańskiej. Skoro więc jakiś naród zwróci się przeciwko nadprzyrodzonemu Mesjaszowi, podporządkowany zostanie „mesjaszowi” naturalnemu7. Wyobrażenia dotyczące mesjasza jest różne u różnych judaistów. Ortodoksi chcą powrotu do Jerozolimy, by odbudować świątynię, przywrócić kult Starego Przymierza i oczekiwać przyjścia osobowego mesjasza. Nieortodoksyjni żydzi reformowani odeszli od głównej nadziei judaizmu, odrzucając wiarę w osobowego mesjasza. Wierzą natomiast w nadejście ery mesjańskiej, która przyjdzie poprzez przywództwo i dominację ich rasy8. Nie oznacza to, że wszyscy Żydzi są złymi ludźmi, aktywnie spiskującymi przeciw chrześcijaństwu. Ks. Fahey zauważa, że wielu z nich posiada liczne cnoty naturalne. Jednak na tyle, na ile są oni zjednoczeni z przywódcami i władcami swej rasy, będą się sprzeciwiać wpływom czynnika nadprzyrodzonego na życie społeczne i zarazem stanowić aktywny zaczyn naturalizmu. Wniosek ks. Faheya jest bardzo prosty. Kiedy Żydzi uzyskują kontrolę nad katolikami w polityce, ekonomii czy życiu społecznym, zaczynają w sposób nieunikniony wywierać wpływ antychrześcijański. Prowadzi to do eliminacji nadprzyrodzonego wpływu Chrystusa na społeczeństwo, skutkując zanikiem państw katolickich i tryumfem naturalizmu. Jak wyjaśnia ks. Fahey:

Koncepcja, że Chrystus powinien panować nad narodami, aby wpływ Jego nadprzyrodzonego życia odczuwalny był w całym życiu publicznym, uszlachetniając je i oczyszczając, jest dla ich naturalizmu czymś odrażającym9. Słowa te potwierdza żydowski pisarz Bernard Lazare w swej książce L’Antisemitisme:

Żyd jest żywym świadectwem zaniku państwa opartego na zasadach teologicznych, o którego rekonstrukcji marzą chrześcijańscy antysemici. Od dnia, w którym Żydowi umożliwiono objęcie funkcji publicznych, państwo chrześcijańskie znalazło się w niebezpieczeństwie. Jest to szczera prawda i antysemici, którzy twierdzą, że Żydzi zniszczyli ideę państwa, mogliby słuszniej powiedzieć, że wejście Żydów do społeczeństwa oznaczało zniszczenie państwa, oczywiście państwa chrześcijańskiego10.Trzeba podkreślić, że ks. Fahey wygłaszał te ostrzeżenia nie dlatego, że nienawidził Żydów, ale dlatego, że podobnie jak papieże, zdawał sobie sprawę ze skutków dojścia przez nich do kierowniczych stanowisk w krajach katolickich na wpływ czynnika nadprzyrodzonego na życie społeczne. Przypominał stale swym czytelnikom, że katolikom nie wolno żywić nienawiści wobec Żydów czy ich prześladować:

Najświętsze Serce Zbawiciela jest ludzkim sercem i kocha On swój własny naród szczególną miłością. Nie wolno nam o tym nigdy zapomnieć, byśmy nie stali się ofiarami nienawiści do Żydów jako narodu. Musimy zawsze pamiętać, że Zbawiciel usiłuje doprowadzić ich do tego nadprzyrodzonego zjednoczenia ze sobą, które odrzucili. (…) Mamy obowiązek pracować nad powrotem społeczeństwa do naszego ukochanego Zbawiciela, tak aby organizacja życia społecznego mogła być przeniknięta rzeczywistością nadprzyrodzonego życia łaski11. Miłość ks. Faheya do narodu żydowskiego widoczna jest zwłaszcza w pewnej pobożnej praktyce:

Przez ponad 20 lat składałem Najświętszą Ofiarę Mszy w święta Wielkanocy, Bożego Ciała, Apostołów Piotra i Pawła i Wniebowzięcia Matki Bożej w intencji przyjęcia przez naród żydowski Bożego planu12. Miłość ks. Faheya do Żydów nie była jednak ckliwą, sentymentalną miłością, usiłującą dowieść siły swego uczucia poprzez dogadzanie najnowszym zachciankom B’nai B’rith. Ks. Fahey oceniał wszystkie rzeczy, konfrontując je z Chrystusem i Jego Boskim planem. W tym też kontekście wypowiadał się na temat utworzenia państwa Izrael w Palestynie:

Czy Żydzi mają prawo do Palestyny jako kawałka ziemi, na którym mogą utworzyć odrębne państwo? Jest oczywiste, że nie. Biorąc pod uwagę to wszystko, co zostało już powiedziane o odrzuceniu przez nich prawdziwego nadprzyrodzonego Mesjasza, nie mogą się już domagać tego na mocy Boskiego prawa. Otrzymali ten kawałek ziemi pod warunkiem, że będą posłuszni Bogu. Nie posłuchali Bożego nakazu, by być posłusznym Jego Synowi, odrzucając Chrystusa Pana przed Piłatem oraz na Kalwarii, i trwają po dziś dzień w swym nieposłuszeństwie. Tak więc nie można mówić o prawie opartym o Bożą obietnicę. Ponadto Arabowie mają naturalne prawo do kraju, który zajmowali przez ostatnich 13 wieków13. Ks. Fahey przypomina też, że ponieważ próba ustanowienia państwa Izrael w Palestynie – obiektywnie rzecz biorąc – przeciwstawiała się woli Bożej, sugerowano nawet, by wyznaczyć Żydom jakiś inny kraj, jak np. Ugandę14.

Talmud Ks. Fahey zastanawiał się też nad prawdziwym znaczeniem terminu „antysemityzm”. W istocie oznacza on nienawiść do Żydów jako do rasy, i tak rozumiany, jest grzeszny. Jak jednak zauważa:

Żydzi posługują się tym słowem dla oznaczenia wszelkich form sprzeciwu wobec ich działań, sugerując irracjonalność takiej postawy i wykorzystując oskarżenia o antysemityzm do rozmaitych manipulacji. W sposób oczywisty pragną, by świat uwierzył, że każdy, kto wyraża sprzeciw wobec żydowskich pretensji, jest mniej lub bardziej obłąkany. Ks. Fahey przytacza tu obszerne cytaty z papieskich i watykańskich dokumentów, potępiających nienawiść do Żydów15. Następnie przechodzi do drażliwej kwestii Talmudu, którego mesjanistyczne przesłanie oddaje poniższy cytat, pochodzący z „The Jewish World” z 9 lutego 1883 roku:

Wielki ideał judaizmu polega na tym (…) by cały świat przepojony został żydowskimi naukami i by wszystkie rasy i religie zanikły w powszechnym braterstwie narodów16. To właśnie formacja talmudyczna odpowiedzialna jest za stosunek narodu żydowskiego do innych narodów, prowadzący do tarć, które on sam powoduje. Msgr Landrieux, biskup Dijon, w swej L’Histoire et les Histoires dans la Bible wymienia następujące skutki nauk tamudycznych:

Jest to systematyczna deformacja Biblii. (…) Pycha rasy połączona z ideą powszechnej dominacji jest tam wyniesiona do poziomu szaleństwa. (…) Dla talmudystów sama tylko rasa żydowska stanowi ludzkość, nie-Żydzi nie są istotami ludzkimi. Mają naturę czysto zwierzęcą. Nie posiadają żadnych praw. Nie obowiązują względem nich prawa moralne, regulujące wzajemne stosunki między ludźmi, czyli Dekalog17. Również były rabin Drach, XIX-wieczny konwertyta na katolicyzm, bardzo szanowany i odznaczany za swoje naukowe prace przez Leona XII, Piusa VIII i Grzegorza XVI, dostarcza nam interesujących informacji o Talmudzie:

Przez długi czas moim zawodowym obowiązkiem było nauczanie Talmudu i wyjaśnianie jego nauk, po wieloletnim uczestnictwie w specjalnych kursach prowadzonych przez najsłynniejszych współczesnych żydowskich doktorów. (…) Rozsądnego czytelnika Talmudu przygnębia widok owych dziwacznych aberracji, jakim ulec może umysł ludzki, kiedy pozbawiony jest prawdziwej wiary, a rabiniczny cynizm sprawia, że często czerwieni się ze wstydu. Chrześcijanin przerażony jest szalonymi i potwornymi kalumniami, którymi bezbożna nienawiść faryzeuszy ciska we wszystko, co święte. (…) W Gemarze [części Talmudu] znajduje się przynajmniej sto ustępów, znieważających pamięć naszego Najdroższego Zbawiciela, nadanielskiej czystości Jego Świętej Matki, Niepokalanej Królowej Niebios, oraz cechy moralne chrześcijan, których Talmud przedstawia jako praktykujących najbardziej ohydne grzechy18. Aby zobrazować niezmienny szacunek żydów dla Talmudu, msgr Landrieux cytuje żydowski organ „L’Univers Israelite” (czerwiec 1887): „Od dwóch tysięcy lat Talmud był i pozostaje do dziś obiektem czci dla synów Izraela, dla których stanowi kodeks religijny”. Wspomina również „Archiver Israelites”, wedle którego: „Wszyscy muszą uznać absolutny priorytet Talmudu nad Biblią Mojżesza”19. Ks. Fahey zadaje więc pytanie: czy Talmudu naucza się po dziś dzień? I odpowiada, cytując tom 12 Jewish Encyclopedia: „Dla większości Żydów Talmud stanowi nadal najwyższy autorytet religijny”. Pomimo że „współczesna kultura stopniowo odstręczyła od studiowania Talmudu pewną liczbę Żydów w krajach o postępowej cywilizacji, (…) zajmuje [on] jednak poczesne miejsce w programie nauczania szkół rabinicznych”20.W jaki sposób jednak – może zapytać czytelnik – talmudyczni rabini nauczać mogą, że sam naród żydowski jest „mesjaszem”?

Ks. Fahey odpowiada na to pytanie, przytaczając pracę braci Lemannów, znanych XIX-wiecznych konwertytów z judaizmu, którzy zostali księżmi katolickimi. Dowiadujemy się z niej, że rabini zmienili pewne słowa proroctw Starego Testamentu albo też nagięli ich interpretację w taki sposób, że odnieśli je do rasy żydowskiej, a nie do Chrystusa. Oto trzy przykłady:

Rabbi Jerchi pisze:

Nasi Doktorzy rozumieją ten psalm (Psalm 2) o Mesjaszu, ale ze względu na chrześcijan, którzy korzystają z tego [fragmentu] w złowrogi [nam] sposób, wskazane jest odnoszenie go do Dawida i Izajasza 53, gdzie znajduje się opis cierpień Mesjasza, odnoszący się do narodu żydowskiego.

Według rabbiego Kimchi:

Prawdziwa interpretacja Psalmu 2221 polega na zrozumieniu go odnośnie do ludu Izraela. To naród żydowski woła w niewoli: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. A jeśli w psalmie tym wszystkie słowa są w liczbie pojedynczej, jest tak dlatego, że Izrael na wygnaniu musi być traktowany jako tworzący jednego człowieka, posiadającego jedno serce. Podobnie rabbi Jarchi wyjaśnia rozdział 53 Księgi Izajasza:

Cierpienie spotkało naród żydowski, aby przez swe rany mógł stać się zbawieniem dla świata. Gniew Pański został uśmierzony i [Bóg] nie spustoszył ziemi22. Księża Lemann ubolewali nad katastrofalnym wpływem Talmudu na naród żydowski: „Ponieważ księga ta jak kamień grobowy przygniata Izrael, nie ma już między Żydami kwestii Mesjasza. Biblia była zbyt jasna, siedemdziesiąt tygodni Daniela było zbyt jasne, Psalm 22 był zbyt jasny, 53 rozdział Izajasza był zbyt jasny. Wasi rabini, o Izraelici, zgasili wszystkie te światła Talmudem”23. Bracia Lemann cytowali również słowa pewnych żydowskich pisarzy, twierdzących, że „prawdziwy odkupiciel nie będzie osobą, ale Izraelem przeobrażonym w światło przewodnie narodów”. Tak więc współczesny syjonistyczny ideał ma mało wspólnego z tradycyjnym judaizmem Abrahama i Patriarchów. Sprawiedliwi Starego Prawa – pisze były rabin Drach – nie kojarzyli Mesjasza, którego oczekiwali, jak to czyni dzisiejsza synagoga, z powrotem naszego narodu do Palestyny i okryciem go chwałą oraz napełnieniem dobrami tego świata, oczekiwali od Niego wysłużenia nam duchowego zbawienia, jak to uczynił nasz Pan Jezus Chrystus24.

Aktualne cele Żydów i przyszłe wydarzenia Talmud jest mroczną księgą. Jego znajomość konieczna jest katolikowi, ale może doprowadzić niejednego do rozpaczy względem możliwości zbawienia narodu żydowskiego. Być może właśnie, dlatego zaraz po swoim omówieniu Talmudu ks. Fahey zamieszcza studium dotyczące przyszłego nawrócenia narodu żydowskiego na wiarę katolicką. „Istnieje w Kościele tradycja – pisze – że naród żydowski nawróci się, kiedy narody przestaną być katolickie, popadając w apostazję”25. Następnie przytacza wiele cytatów z Pisma św. i Ojców Kościoła, przepowiadających nawrócenie Żydów, które będzie miało miejsce najprawdopodobniej przed prześladowaniami przyniesionymi przez antychrysta. Również konwertyci bracia Lemann robili uwagi na temat żarliwego zapału misyjnego dla Ewangelii, jaki charakteryzować będzie Żydów, kiedy ostatecznie nawrócą się do Chrystusa i Jego jedynej prawdziwej religii. My jednak żyjemy w epoce, w której Żydzi nie zostali jeszcze nawróceni. W dalszym ciągu wywierają dechrystianizujący wpływ na narody (a od czasu Vaticanum II również na Kościół, to jednak jest tematem na osobne studium)26. Rozdział zatytułowany Współczesne cele żydowskie przytacza przykłady realizacji celów narodu żydowskiego w oparciu o dokumentację obejmującą okres od wczesnych lat 50. ubiegłego wieku. Szczegóły te, obejmujące również przypadki brutalnego traktowania Arabów podczas tworzenia państwa Izrael, są zbyt liczne, by je w tym miejscu przytaczać. Na specjalną uwagę zasługuje krótka charakterystyka UNESCO pióra ks. Faheya, w której wyjaśnia, że celem tej agendy ONZ jest wychowywanie dzieci zgodnie z zasadami naturalizmu. Przepowiada również wprowadzenie demoralizującej edukacji seksualnej. Na koniec cytuje doniesienie Canadian Intelligence Service z 1952 roku:

Jedna niewielka grupa (syjonistyczni nacjonaliści), stanowiąca jeden procent światowej populacji, posiada ponad 60% stałych stanowisk w Organizacji Narodów Zjednoczonych27. Ostatni rozdział:

Przyjście antychrysta, jest prawdopodobnie najlepszym i najbardziej zwięzłym omówieniem tego tematu, jakie kiedykolwiek opublikowano. Takie zakończenie książki jest bardzo stosowne, ponieważ według Tradycji ani nadejście antychrysta, ani nawrócenie narodu żydowskiego nie nastąpi przed powszechną apostazją narodów. Ks. Fahey opiera się tu na pracy żydowskich konwertytów braci Lemann, którzy dzielili to, co możemy wiedzieć o przyjściu antychrysta, na cztery kategorie: 1° rzeczy pewne; 2° rzeczy prawdopodobne; 3° rzeczy nierozstrzygnięte; 4° rzeczy nie mające solidnej podstawy. Rozdział zamyka cytat mało znanego dekretu IV Soboru Laterańskiego, który grozi ekskomuniką każdemu, kto próbowałby podawać precyzyjną datę nadejścia antychrysta czy drugiego przyjścia Chrystusa.

Epilog Kiedy Jan Paweł II dokonał 12 marca 2000 r. aktu przeprosin za grzechy „przeciwko ludowi Izraela”, wypowiedział słowa następującej modlitwy:

Boże naszych ojców, Ty wybrałeś Abrahama i jego potomków, aby przynieśli Twoje Imię narodom. Jesteśmy głęboko zasmuceni zachowaniem się tych, którzy w historii spowodowali, że te Twoje dzieci cierpiały, i prosząc o Twoje wybaczenie pragniemy zobowiązać się do prawdziwego braterstwa z narodem Przymierza. Przez Chrystusa Pana naszego.

Książki ks. Faheya, oparte na niezmiennym nauczaniu papieży, pozwalają zrozumieć niewłaściwość tej modlitwy, niezależnie od tego, jak dobre byłyby jej intencje. W rzeczywistości jedynie rzymscy katolicy mogą być naprawdę nazwani „synami Abrahama”, ponieważ tylko religia katolicka wierna jest wierze Abrahama w przyjście Odkupiciela. Jedynie oni mogą być naprawdę nazwani „ludem Przymierza”, ponieważ Chrystus zastąpił Stare Przymierze Nowym, przez swoją mękę, śmierć, zmartwychwstanie i ustanowienie jedynego prawdziwego Kościoła28. Tak więc „modlitwa o przebaczenie” z 2000 r. była w istocie dziwacznym odwróceniem tego, co powinno mieć wówczas miejsce. Nastąpiło absurdalne odwrócenie ról. To żydowscy rabini powinni recytować na kolanach tę samą modlitwę, prosząc Boga o przebaczenie dla tych Żydów, „którzy w historii spowodowali, że te [Boże] dzieci cierpiały” w wyniku ich dechrystianizacyjnego wpływu na narody i ich sprzeciwu wobec Chrystusa i Jego panowania. To żydowscy rabini powinni „zobowiązać się do prawdziwego braterstwa z narodem Przymierza”, czyli innymi słowy, do odwołania swych bluźnierczych talmudycznych błędów i do nawrócenia do Nowego Przymierza Jezusa Chrystusa, świętego, rzymskiego i katolickiego Kościoła. Ω John Vennari

Za „Catholic Family News” z sierpnia 2006. Tłumaczył Tomasz Maszczyk.

Przypisy:

Joe Sobran, Imperfect Contrition, Sorban’s, maj 2000.

Ks. Denis Fahey, The Kingship of Christ and Conversion of the Jewish Nation (dalej KCCJN), Omni Publications 1953, s. 52.

Ks. Denis Fahey, A Brief Sketch of My Life Work, Omni Publications, s. 8.

Szósty punkt jest tu sparafrazowany, gdyż jego szersze omówienie przekracza ramy niniejszego artykułu. Bardziej szczegółową analizę sześciu punktów znaleźć można w moim tekście A Clear Vision of the Kingship of Christ, The Six Points of Father Fahey.

Patrz np. Leon de Poncins, Judaism and the Vatican (1967), cytujący żydowskiego pisarza Joszuę Jehudę, mówiącego przychylnie o „trzech ważnych etapach” zniszczenia tradycyjnego chrześcijaństwa: renesansie, rewolucji protestanckiej i rewolucji francuskiej, s. 35–36.

Minutes of the Great Sanhedrin, za KCCJN s. 187.

KCCJN, s. 49.

David Goldstein, Campaigners for Christ, s. 20. David Goldstein był konwertytą z judaizmu.

KCCJN, s. 65.

Ibid.,. s. 60.

Ibid., s. 72-73.

Ibid., s. 6.

Ibid., s. 70.

Ibid., s. 71. Na tej samej stronie ks. Fahey dodaje w przypisie: „Niektórzy pisarze twierdzą, że Wielka Brytania ofiarowała Żydom Ugandę (por. L. Frey, Waters Flowing Eastward, s. 38). Oczywiście prawa rdzennych mieszkańców powinny być respektowane”.

KCCJN, s. 79–81.

Ibid., s. 78.

Ibid., s. 86.

Ibid., s. 88–89.

Ibid., s. 92.

Ibid., s. 93.

W edycji Douay Rheims Psalm 21.

KCCJN, s. 95.

Ibid., s. 96.

Ibid., s. 100.

Ibid., s. 109.

Obecnie w imię Vaticanum II Konferencja Episkopatu USA i żydowscy rabini z Ligi Przeciwko Zniesławieniu B’nai B’rith współpracują nad nowym komentarzem do lekcjonarza, mającym „oczyścić” go ze wszystkiego, co uznane zostanie za „antysemickie”. Zob.: John Vennari, The Gospel According to Non-Believers [w:] We Resist You to the Face (TIA 2000). Zob. też: John Vennari, Attack on the Oberammergau Passion Play.

KCCJN, s. 169.

Dla lepszego zrozumienia tego ustępu patrz: The Meaning of the Name Church autorstwa znanego teologa msgr. Josepha Clifforda Fentona, „American Ecclesiastical Review”, październik 1954. W innym miejscu msgr Fenton wyjaśnia: „Społeczność [Kościoła katolickiego] była prawdziwą kontynuacją Izraela. Ludzie, którzy należeli do niego, byli prawdziwymi synami Abrahama, ponieważ posiadali prawdziwą wiarę Abrahama. Ta społeczność [Kościoła katolickiego] była nowym ludem wybranym. Jego członkowie byli, jak ich nazywał św. Paweł, wybranymi Boga”. Zob.: Fenton, The Catholic Church and Salvation, Newman Press 1958, s. 139.

Za: Zawsze wierni nr 1/2007 (92)

Zob także:

Zaślepienie katolików i społeczne panowanie Chrystusa

<a title=”Problemy „hermeneutyki ciągłości” (cz. I) – John Vennari” href=”http://www.bibula.com/?p=9224″ rel=”bookmark”>Problemy „hermeneutyki ciągłości” (cz. I) – John Vennari

<a title=”Problemy „hermeneutyki ciągłości” (cz. II) – John Vennari” href=”http://www.bibula.com/?p=11030″ rel=”bookmark”>Problemy „hermeneutyki ciągłości” (cz. II) – John Vennari

<a title=”Tajemnica popularności Jana Pawła II (cz. II) – John Vennari” href=”http://www.bibula.com/?p=26587″ rel=”bookmark”>Tajemnica popularności Jana Pawła II (cz. II) – John Vennari

<a title=”Społeczne Panowanie Chrystusa Króla w tradycyjnym nauczaniu Kościoła – Jacek Bartyzel” href=”http://www.bibula.com/?p=2035″ rel=”bookmark”>Społeczne Panowanie Chrystusa Króla w tradycyjnym nauczaniu Kościoła – Jacek Bartyzel

Wielki Piątek – męka i śmierć Naszego Pana Jezusa Chrystusa

Św. Teresa od Jezusa: Starania o nawrócenie heretyków

<a title=”Ukrzyżowany zgorszeniem dla żydów. Czy dialog katolicko-żydowski ma sens? – Wykład ks. Jana Jenkinsa, FSSPX” href=”http://www.bibula.com/?p=18613″ rel=”bookmark”>Ukrzyżowany zgorszeniem dla żydów. Czy dialog katolicko-żydowski ma sens? –Wykład ks. Jana Jenkinsa, FSSPX

Święto Chrystusa Króla

Uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata

Kazanie na święto Chrystusa Króla

<a title=”Dlaczego Chrystus Pan zachował tradycyjne formy? – kard. John Henry Newman” href=”http://www.bibula.com/?p=10783″ rel=”bookmark”>Dlaczego Chrystus Pan zachował tradycyjne formy? – kard. John Henry Newman

Niedziela Męki Pańskiej – Dominica de Passione

Kazanie św. Maksymiliana Marii Kolbe na Dzień Judaizmu

Niedziela Palmowa – II Niedziela Męki Pańskiej

http://www.bibula.com/

IV Rozbiór Polski 12.września - Joachim von Ribbentrop nakazuje Wilhelmowi Canarisowi aby wszczął rebelię ukraińśką (OUN) na terenie państwa polskiego."Powstanie OUN musi być zainscenizowane żeby wszystkie polskie dwory i zagrody poszły z dymem i żeby. Można wydzielić 3 okresy:

wspólne działania Berlina i Moskwy przeciwko Polsce od momentu uzyskania przez Polskę niepodległości oraz uchwalenia Traktatu Wersalskiego przy bezradności i nieudolności Francji, Wlk.Brytanii i USA.

rok 1939 faktyczny rozbiór Polski, od Paktu Ribbentrop-Mołotow do napaści ZSRR na Polskę i jej podziału między Niemcy i ZSRR i ich sojuszników – Słowacja, Litwa oraz ukraińskich faszystów z OUN-UPA.

lata 1940-1945 walka Polaków ze wspólnym okupantem niemiecko – sowieckim oraz ich agenturą spod znaku OUN-UPA na terenie państwa polskiego zakończona konferencją w Jałcie, gdzie Polska została sprzedana Stalinowi przez USA i Wlk.Brytanię Zdrada Polski przez USA i Wlk.Brytanię oznaczało ostatecznie uznanie przez nich Paktu Ribbentrop-Mołotow a w sprawie polskiej granicy wschodniej, Paktu Hitler-Stalin co oznaczała ostatecznie – potwierdzenie IV rozbioru Polski.

Rok 1939

6 stycznia – po kurtuazyjnym spotkaniu z Hitlerem minister Józef Beck odbył spotkanie z szefem niemieckiej dyplomacji Joachimem von Ribbentropem. Ten wysunął konkretne żądania: włączenie Gdańska do Rzeszy, wydzielenie eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej. W zamian za to Niemcy obiecali ostatecznie uznać polskie granice.

21 marca – „Kurier Poranny” przytoczył wypowiedź Joachima von Ribbentropa, który w Berlinie spotkał się z Józefem Lipskim: „Tylko Hitler może zagwarantować granicę polsko-niemiecką i uznać przynależność Pomorza Gdańskiego do Polski. Warunkiem jest jednak powrót czysto niemieckiego Gdańska do Rzeszy oraz utworzenie eksterytorialnego połączenia kolejowego i szosowego między Polską a Niemcami”.

28 kwietnia – Niemcy wypowiedziały pakt o nieagresji wobec Polski.

15 marca - wojska niemieckie wkroczyły do stolicy Czechosłowacji Pragi; aneksja Czech i Moraw.

3 kwietnia – niemieckie OKW przygotowało ostateczną wersję "Fall Weiss".

11 kwietnia - Adolf Hitler zatwierdził plan ataku na Polskę, określony mianem "Fall Weiss" ("Biały Plan").

4 maja – we francuskim dzienniku J’Oevre ukazał się niechętny Polsce artykuł pt. Umrzeć za Gdańsk (Mourir pour Danzig) autorstwa Marcela Deata, filozofa i zwolennika faszyzmu.

5 maja – minister Józef Beck wygłosił w Sejmie przemówienie, w którym odrzucił żądania niemieckie.

16 maja – szef Sztabu Generalnego WP, gen. Wacław Stachiewicz, polecił, by opracować plan fortyfikacji na polskiej granicy zachodniej.

23 maja – Adolf Hitler wygłosił tego dnia poufne przemówienie do wyższych dowódców: „Nie chodzi o Gdańsk. Chodzi o rozszerzenie przestrzeni życiowej i wyżywienie. Stanowisko Polski wobec bolszewizmu jest wątpliwe. Dlatego Polska jest wątpliwą barierą od strony Rosji. Odpada zatem pogląd, by Polskę oszczędzić, i pozostaje decyzja: zaatakować Polskę przy pierwszej lepszej sposobności”.

25 lipca – polscy kryptolodzy przekazali aliantom klucz do rozszyfrowania sekretów Enigmy - niemieckiej kryptograficznej maszyny cyfrowej.

23 sierpnia – w Moskwie podpisanie paktu o nieagresji między ZSRR i III Rzeszą (Pakt Ribbentrop - Mołotow).

25 sierpnia – podpisanie angielsko-polskiego układu o wzajemnej pomocy militarnej w razie ataku niemieckiego.

25 sierpnia – do Gdańska pod pretekstem kurtuazyjnej wizyty wszedł niemiecki szkolny okręt liniowy "Schleswig-Holstein".

31 sierpnia - ultimatum niemieckie wobec Polski.

31 sierpnia - prowokacja gliwicka: Niemcy sfingowali napad na radiostację gliwicką dając sobie pretekst do wojny.

31 sierpnia/1 września – w rejonie Chorzowa i Michałkowic na Śląsku oddziały Wojska Polskiego, wspomagane przez ochotników rekrutujących się spośród byłych powstańców śląskich oraz harcerzy, rozbiły ponad 200-osobową grupę dywersantów niemieckich.

1 września - hitlerowskie Niemcy napadły na Polskę; rozpoczęła się polska wojna obronna i jednocześnie II wojna światowa.

1 września - bez wypowiedzenia wojny, słowacki Korpus Armijny w sile trzech dywizji piechoty o kryptonimach "Janosik", "Razus" i "Skultety", wchodzących w skład nowo utworzonej grupy operacyjnej, oraz oddziałów Gwardii Hlinki, zgrupowania "Kalincak" i własnego lotnictwa w sile dywizjonu, uderzyły na polskie granice bronione przez Armie: "Kraków" i "Karpaty".

3 września – przystąpienie Wielkiej Brytanii i Francji do II wojny światowej.

9 września - Legion Ukraiński uczestniczy w niemieckiej inwazji na Polskę, wchodząc w skład niemieckiej 14 Armii gen. Wilhelma Lista. Zajmował on pozycje na jej prawym skrzydle w Medzilaborcach na Słowacji. Stamtąd wraz ze trzema słowackimi dywizjami Armii "Bernolák" gen. Ferdynanda Čatloša ruszył na Baligród.

12.września - Joachim von Ribbentrop nakazuje Wilhelmowi Canarisowi aby wszczął rebelię ukraińśką (OUN) na terenie państwa polskiego."Powstanie OUN musi być zainscenizowane żeby wszystkie polskie dwory i zagrody poszły z dymem i żeby wszyscy Żydzi zostali wymordowani".

17 września - Związek Radziecki przyłączył się do niemieckiej napaści na Polskę, zgodnie z paktem Ribbentrop-Mołotow [finał IV rozbioru Polski]

28 września – kapitulacja Warszawy.

28 września – w Moskwie podpisano niemiecko-radziecki układ graniczny, zwany Paktem Hitler-Stalin, zmieniający przebieg granicy po zajęciu Polski. Do układu załączono trzy protokoły: jeden poufny i dwa tajne. Granica biegła wzdłuż rzek Pisa, Narew, Bug, Wisłoka i San.

12 października - Adolf Hitler podpisał dekret o utworzeniu Generalnego Gubernatorstwa.

27 października - wojska litewskie bez wypowiedzenia wojny Polsce, za zgodą ZSRR, przy symbolicznym zniszczeniu polskich szlabanów granicznych, przekroczyły granicę II RP i zajęły Wilno z Wileńszczyzną

6 listopada – rozpoczęła się Sonderaktion Krakau, skierowana przeciwko inteligencji krakowskiej.

30 listopada – Armia Czerwona dokonała inwazji na Finlandię, co rozpoczęło wojnę zimową.

15 grudnia – litewskie władze okupacyjne, zlikwidowały Uniwersytet Stefana Batorego w Wilnie.

21 grudnia - telegramy gratulacyjne Hitlera i Ribbentropa dla Stalina.

Do Pana Josifa Stalina, Moskwa W dniu Pańskiego 60-lecia proszę o przyjęcie moich najszczerszych powinszowań. Dołączam do nich również najlepsze życzenia. Życzę dobrego zdrowia Panu osobiście, jak również szczęśliwej przyszłości narodom zaprzyjaźnionego Związku Sowieckiego. Adolf Hitler

Do Pana Josifa Stalina w Moskwie Wspominając historyczne momenty na Kremlu, które położyły początek decydującego zwrotu w stosunkach miedzy obu wielkimi narodami i przez to stworzyły podstawę do długotrwałej pomiędzy nimi przyjaźni, proszę Pana o przyjęcie w dniu Pańskiego 60-lecia moich najgorętszych życzeń. Joachim von Ribbentrop Minister spraw zagranicznych

25 grudnia - podziękowania Stalina dla Hitlera i Ribbentropa

Berlin-Głowa Państwa Niemieckiego, Pan Adolf Hitler

Proszę o przyjęcie wyrazów wdzięczności za powinszowania i podziękowanie za Pańskie dobre życzenia dla narodów Związku Sowieckiego. J.Stalin

Berlin. Do Ministra Spraw Zagranicznych Niemiec Pana Joachima von Ribbentropa

Dziękuję Panu, Panie Ministrze za życzenia .Przypieczętowana krwią przyjaźń narodów Niemiec i Związku Sowieckiego ma podstawy do tego by być długotrwałą i mocną.

J.Stalin

Uwaga! Mówiąc o "przypieczętowaniu krwią" Stalin miał na myśli, krew przelaną przez Niemców i Rosjan podczas wspólnego najazdu na Polskę we wrześniu 1939 roku.

Rok 1940

3 kwietnia – sowieci zamordowali pierwszych polskich jeńców pod Katyniem, później także w Piatichatkach i w Miednoje.

20/21 czerwca – w Palmirach pod Warszawą w ramach Akcji AB hitlerowcy rozstrzelali przedstawicieli polskiego życia politycznego, społecznego, kulturalnego i sportowego.

28 czerwca – Rumunia wypełniła radzieckie ultimatum i scedowała Besarabię na rzecz ZSRR.

3 sierpnia – aneksja państw nadbałtyckich - Litwy, Łotwy, i Estonii - przez ZSRR

27 września – podpisanie przez Niemcy, Włochy i Japonię paktu trzech.

Rok 1941

10 stycznia – w Berlinie i Moskwie podpisano układy sowiecko-niemieckie o granicach we wschodniej Europie i wymianie handlowej. W zamian za artykuły przemysłowe Niemcy miały otrzymywać żywność i surowce. Niemcy będą czerpać korzyści z tej umowy do momentu swojego ataku na Związek Sowiecki.

19 stycznia – w Moskwie doszło do podpisania przez przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych ZSRR Wiaczesława Mołotowa i ambasadora Niemiec Friedricha Wernera von Schulenburga protokołu o rezygnacji Niemców z roszczeń do części terytorium Litwy, wskazanego w Tajnym Uzupełniającym Protokole z 28 września 1939 r.

22 czerwaca – atak Niemiec na ZSRR [Operacja Barbarossa ]

Rok 1942

Wojna na terytorium państwa polskiego

Rok 1943

marzec – powołanie Związku Patriotów Polskich (ZPP) przez komunistów polskich w ZSRR.

28 kwietnia – w Krakowie z inicjatywy nacjonalistycznych środowisk ukraińskich powstała tzw. SS-Galizien, 14 Dywizja Grenadierów SS (1 ukraińska).

Czerwiec - Dmytro Kljaczkiwśkyj "Kłym Sawur podpisał tajną dyrektywę dowództwa UPA-"Piwnicz" w sprawie przeprowadzenia wielkiej akcji likwidacji polskiej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat "(...) powinniśmy przeprowadzić wielka akcję likwidacji polskiego elementu. Przy odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat(...) Tej walki nie możemy przegrać, i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Leśne wsie oraz wioski położone obok leśnych masywów powinny zniknąć z powierzchni ziemi".

11 lipca – początek tzw. rzezi wołyńskiej. O świcie sotnie OUN–UPA działając z zaskoczenia zaatakowały jednocześnie wsie i osiedla polskie w trzech powiatach: kowelskim, horochowskim i włodzimierskim.

Dowódca UPA Roman Szuchewycz wydał rozkazy: Śmierć jednego Lacha to metr wolnej Ukrainy. Albo będzie Ukraina albo lechicka krew po kolana. Polaków w pień wyciąć. UPA rozpoczęła mordy ludności polskiej na Wołyniu, w nocy 11 lipca 1943 roku zaatakowała jednocześnie 167 miejscowości polskie mordując w bestialski sposób ich mieszkańców i grabiąc ich mienie. Za dokonane ludobójstwo Polaków, Roman Szuchewycz "Taras Czuprynka" otrzymał pośmiertnie tytuł Bohatera Ukrainy, przyznany przez prezydenta Wiktora Juszczenke - 12.X.2007.

28 listopad- 1 grudnia – konferencja teherańska

Rok 1944

3 stycznia – oddziały Armii Czerwonej przekroczyły przedwojenną wschodnią granicę Rzeczypospolitej.

15 stycznia – siłami Okręgu Wołyń AK (27 Wołyńska Dywizja Piechoty) rozpoczęto na Wołyniu akcję "Burza".

28 lutego – 14 Dywizja Grenadierów SS (1 ukraińska) i Ukraińska Powstańcza Armia zmasakrowały ludność polską we wsi Huta Pieniacka. Zamordowano 800-1200 osób.

7 lipca – operacja "Ostra Brama". Oddziały Armii Krajowej w sile 15 000 żołnierzy brały udział w walkach o Wilno razem z Armią Czerwoną. Po zakończeniu walk polskie oddziały zbrojne zostały rozbrojone i internowane przez NKWD.

20 lipca – w Moskwie utworzono antypolski PKWN pod przewodnictwem Edwarda Osóbki-Morawskiego.

22 lipca - 5. Dywizja Kresowa AK i 14. Pułk Ułanów Jazłowieckich AK rozpoczęły walki o Lwów.

22-28 lipca – akcja "Burza" we Lwowie. Oddziały AK, wspierając jako jednostki piechoty zmotoryzowane oddziały Armii Czerwonej, przyczyniły się znacznie do wyzwolenia Lwowa. Po zakończeniu walk oddziały AK zostały rozbrojone, zaś dowódcy wezwani przez sowietów na naradę, aresztowani i uwięzieni.

22-30 lipca – akcja Burza na Lubelszczyźnie. W ciągu 9 dni zaciętych walk oddziały AK samodzielnie wyzwoliły: Bełżec, Kock, Lubartów, Poniatową, Szczebrzeszyn, Urzędów, Wąwolnicę i Zamość.

1 sierpnia - wybuchło powstanie warszawskie.

12 października – premier rządu RP Stanisław Mikołajczyk przybył do Moskwy w trakcie rozmów Stalin-Churchill.

31 grudnia – w Lublinie KRN powołała w miejsce PKWN Rząd Tymczasowy Rzeczypospolitej Polskiej. Premierem został Edward Osóbka-Morawski, wicepremierem Władysław Gomułka.

Rok 1945

11 stycznia – NKWD i polska służba bezpieczeństwa na żołdzie sowieckim w ciągu 3 miesięcy aresztowały 13.142 osoby.

1 lutego – przeniesienie siedziby władz prosowieckich do Warszawy.

4-11 lutego – w Jałcie odbyła się konferencja szefów mocarstw prowadzących wojnę z Niemcami. Konferencja ta była faktycznie dla Polski "Konferencją rozbiorową" pieczętującą IV rozbiór Polski z 1939 roku, dokonany przez III Rzeszę Niemiecką i ZSRR. Od tego momentu rozpoczęła się radziecka okupacja polskich ziem za Bugiem zwanymi Polskimi Kresami aż do rozpadu ZSRR. Obecnie byłe ziemie polskie zostały rozparcelowane między – Litwę, Białoruś i Ukrainę.

28 marca – aresztowanie w Pruszkowie przywódców polskiego podziemia, przewiezionych do Moskwy (proces szesnastu).

19 kwietnia – naczelny wódz gen. Władysław Anders utworzył Delegaturę Sił Zbrojnych (DSZ) na Kraj (szef Delegatury: płk Jan Rzepecki).

21 kwietnia – Edward Osóbka-Morawski i Stalin podpisali układ o przyjaźni polsko-radzieckiej, potwierdzając wschodnią granice PRL zgodnie z Paktem Hitler-Stalin. Układ ten był nielegalny wobec prawa międzynarodowego.

3 maja – Michał Żymierski awansowany przez sowietów do stopnia Marszałek Polski (w 1927 jako generał RP zdegradowany do stopnia szeregowca).

8-11 maja – liczne podpalenia dokonywane przez sowietów w Legnicy tzw. "ognie zwycięstwa", stały się przyczyną zniszczenia Starego Miasta w Legnicy.

9 maja – w Berlinie feldmarszałek Wilhelm Keitel podpisał kapitulację III Rzeszy na wszystkich pozostałych frontach w Europie.

21 czerwca – zapadł wyrok sądu moskiewskiego w tzw. procesie szesnastu. Przed sądem radzieckim stanęli przywódcy państwa i narodu polskiego aresztowani przez NKWD w marcu 1945.

1 lipca – Rada Jedności Narodowej wydaje Odezwę do Narodu Polskiego i Narodów Zjednoczonych oraz Testament Polski Walczącej i rozwiązuje się (Kraków).

5 lipca - Wielka Brytania i USA cofnęły swe uznanie dla rządu RP na uchodźstwie.

2 września – powstanie konspiracyjnej organizacji Wolność i Niezawisłość pod kierownictwem Jana Rzepeckiego w Warszawie (stała się ona największą konspiracyjną organizacją niepodległościową w latach 1945-1947).

6 listopada – pogrzeb Wincentego Witosa przerodził się w 100-tysięczną manifestację przeciwko PPR.

6-13 grudnia – I Zjazd Polskiej Partii Robotniczej. Sekretarzem generalnym został Władysław Gomułka.[agent Moskwy].PRL została całkowicie podporządkowana Moskwie przy bierności Wlk.Brytanii, Francji i USA.

Czerwony Kieł

Liberalna walka z „przesądami” W jednym z francuskich pociągów zdążających do Paryża rozegrała się pod koniec XIX wieku następująca scena: do przedziału, w którym siedział starszy pan, wszedł młody człowiek. Gdy zauważył, że jego starszy towarzysz podróży odmawia różaniec, skomentował ten fakt słowami: „Ot, ciemnota i zabobon. Wy, staruszku, jeszcze wierzycie w takie bzdury?!”. Tekst dedykujemy wszystkim, którzy mają zamiar uczestniczyć w ponad stuletnim cywilizowaniu ciemnoty. Po czym jął przekonywać starszego pasażera o tym, że w epoce błyskawicznego postępu nauk i wynalazczości skończył się czas „zabobonów” (czytaj: praktykowania religii) i „klerykalizmu” (czytaj: wierności Kościołowi). Starszy pan zadeklarował jednak, że pozostanie przy swoim „zacofaniu”, zachęcił jednak postępowego młodego człowieka, by odwiedził go w Paryżu, gdzie młodzieniec mógłby go jeszcze bardziej oświecić o współczesnym postępie nauk. Podał mu wizytówkę. Skonsternowany młody człowiek przeczytał: „Ludwik Pasteur. Instytut Badań nad Szczepionkami. Francuska Akademia Nauk”. Ta przytaczana niejednokrotnie anegdota trafnie oddaje atmosferę, w jakiej przyszło żyć pod koniec XIX wieku wierzącym katolikom w III Republice Francuskiej. Powszechną w „postępowej” prasie nagonkę na „zabobony” i „klerykalizm”, przeciwstawiane „tradycji republikańskiej” (tzn. wizji państwa pozbawionego jakichkolwiek odniesień do Boga, w którym ludzie wierzący staliby się de facto obywatelami drugiej kategorii) i ostrą, bezpardonową walkę wytoczoną Kościołowi katolickiemu przez Republikę, w której ster rządów należał do różnych odcieni liberałów, socjalistów i radykałów, łączyła wspólna nienawiść do wszelkich przejawów obecności wiary katolickiej w życiu publicznym Francji. Stąd taki gwałtowny sprzeciw wobec wzniesienia wotywnej bazyliki Najświętszego Serca Pana Jezusa (Sacré-Coeur) w Paryżu (por. ostatni numer Miłujcie się!). Jak wiemy, w tym przypadku wysiłki wrogów Kościoła okazały się bezskuteczne. Nie ustawały jednak wysiłki zmierzające do dechrystianizowania Francji za pomocą innych metod. Główny atak poszedł na szkolnictwo, tzn. przeciw obecności i wpływowi Kościoła na sposób edukowania i wychowywania kolejnych pokoleń młodych Francuzów. Rządzący III Republiką doskonale zdawali sobie sprawę z faktu, że przyszłość Francji w dużej mierze rozstrzygnie się w sercach młodych Francuzów. Od początku lat 80. XIX wieku liberalna i socjalistyczna większość we francuskim parlamencie przeforsowała cały szereg ustaw, które odsunęły Kościół katolicki od szkolnictwa publicznego. Oficjalnie nazywano to „wolnością szkolnictwa”. Co ona w rzeczywistości oznaczała, jak ją rozumiał rząd, bez żadnych wątpliwości wyjaśniają słowa ministra oświaty, Aristide’a Brianda (socjalisty, który po I wojnie światowej, jako francuski minister spraw zagranicznych, zostanie laureatem Pokojowej Nagrody Nobla), który w 1912 roku w okólniku skierowanym do nauczycieli pisał: „Wyrzućcie Chrystusa ze szkół. Wyrzuciliśmy go już z wojska, marynarki, ze szpitali i ochronek, wyrzućcie go więc i wy z serc dzieci. Musimy wyrzucić Chrystusa z całego państwa”. Zgodnie z tymi wytycznymi dokonywano na przykład cenzury (gdzie liberalne hasła o wolności druku?!) szkolnych podręczników, tak aby wymazać z nich wszelkie wzmianki o katolickiej tożsamości Francji i kulturowym wkładzie Kościoła katolickiego w jej przeszłość. Najlepiej zaś (rzecz jasna, z punktu widzenia rządzących III Republiką), jeśli zabieg ten był dokonywany na możliwie jak najwcześniejszym etapie nauczania. Tak więc u progu XX wieku z przeznaczonych dla najmłodszych dzieci elementarzowych czytanek, w których objaśniano przymiotnik „grand” („wielki”), wycofano dotychczas obecne zdanie: „Dieu est grand” („Bóg jest wielki”) i zastąpiono zdaniem: „La France est grande” („Francja jest wielka”). Podobnie uczyniono z elementarzowymi opisami najważniejszych zabytków Francji, z których wykreślono wzmianki o największych francuskich katedrach (np. paryskiej Notre Dame).

Praktyczne zastosowanie liberalnych haseł o wolności Jednocześnie starano się podciąć ekonomiczne podstawy funkcjonowania Kościoła we Francji. Co ciekawe, te drakońskie fiskalne prawa forsowali w parlamencie liberałowie, z zasady opowiadający się za niskimi podatkami i równością wszystkich wobec prawa. Te zasady jednak nie miały się stosować do Kościoła. W 1884 roku uchwalono prawo (tzw. prawo o powiększeniu), które nakładało na katolickie zakony – oprócz podatków płaconych przez wszystkich innych Francuzów – dodatkowy podatek w wysokości 4% od „dochodów”. Dodatkowo ustawa ta obkładała zakony drakońskim 25-procentowym podatkiem od „dziedziczenia”, co w praktyce oznaczało, że każdy zgon zakonnika lub zakonnicy musiał być zgłaszany władzom państwowym, a podatek miał być uiszczany nie przez zakon, w którym zakonnik czy zakonnica żyli, ale osobno przez wszystkie domy zakonne! O co w praktyce chodziło, pokazuje przykład sióstr miłosierdzia, które po śmierci jednej ze swoich współsióstr musiały wysłać do władz państwowych ok. 800 pisemnych zawiadomień o jej zgonie, a podatek od „odziedziczenia” po niej przedmiotów został wyznaczony przez państwo w wysokości 2 280 franków, przy czym wartość tych przedmiotów wyceniono na 2 300 franków! O bezwzględności władz Republiki świadczyła również następująca historia: pod koniec lat 90. XIX wieku siostry miłosierdzia na prośbę francuskiego rządu udały się do Sudanu, by opiekować się tam francuskimi obywatelami, którzy cierpieli z powodu szalejącej w tym kraju epidemii żółtej febry. Zakonnice podjęły się tej misji jako bezinteresownego dzieła miłosierdzia. Podczas pobytu w Sudanie zmarło 12 z nich. Jaka była wdzięczność Republiki? Bezwzględne zastosowanie prawa z 1884 roku – siostry musiały zapłacić 20 tysięcy franków za „dziedziczenie dóbr” po zmarłych w Sudanie zakonnicach. Kolejny rozdział w walce III Republiki z Kościołem katolickim otwierało uchwalone w 1901 r. tzw. prawo o stowarzyszeniach. Całkowicie restrykcyjne wobec katolików, ponieważ nakładające na istniejące we Francji zakony obowiązek uzyskania państwowej rejestracji (czyli zgody na swoje funkcjonowanie). Brak takiej rejestracji oznaczał zakaz działalności dla zakonu i usunięcie go z terytorium Francji. Dodajmy, że ustawa ta łamała zasadę o niedziałaniu prawa wstecz, ponieważ obowiązek ubiegania się o zgodę urzędnika na dalsze istnienie spadał również na zakony istniejące we Francji na długo przed 1901 rokiem (w praktyce na wszystkie). Autorom tego restrykcyjnego prawa chodziło również o wywołanie podziału wewnątrz francuskiego Kościoła – część bowiem kongregacji zwróciła się do władz o rejestrację, część nie podjęła tego kroku (wychodząc z założenia o wewnętrznej niegodziwości tej ustawy lub będąc pewnymi, że i tak nie uzyskają „rejestracji” – jak na przykład jezuici, będący od wieków ulubionym celem ataków wszystkich „przyjaciół postępu”). Również benedyktyni ze słynnego opactwa w Solesmes – głównego ośrodka odnowy benedyktyńskiej duchowości w XIX wieku, nie starali się o rejestrację. Opat tego klasztoru, Dom Delatte, na pytanie, dlaczego poprzez odmowę ubiegania się o rejestrację naraża swoich współbraci na wygnanie, odpowiedział: „Dom zakonny, podobnie jak ojczyzna obywateli, istnieje tylko dzięki wolności. A ponieważ synowie św. Benedykta są najstarszymi z mnichów, zobowiązani są nieść swoim braciom wsparcie i przykład”.Na wygnanie, oprócz benedyktynów z Solesmes, zostali zmuszeni udać się ich współbracia z niedawno odrestaurowanych klasztorów w Ligugé, Saint-Maur oraz Saint-Vandrille. Za każdym razem do stacji kolejowej odprowadzały ich tłumy wiernych, którzy krzyczeli: „Niech żyje wolność!” – wolność wyznania, wolność wyboru życia zakonnego, jako drogi życiowej – a więc wolność, która nie mieściła się w rozumieniu rządzących III Republiką. Ci ostatni rozumieli ją przede wszystkim jako „wolność od Boga” (tzn. nieskrępowane niczym występowanie przeciw Bogu), a nie jako „wolność do Boga”. Bardzo istotny wpływ na takie rozumienie tego słowa, jak i na cały przebieg walki III Republiki z Kościołem, miał fakt zdominowania w tamtym czasie (przełom XIX i XX wieku) francuskich elit rządzących przez masonerię. Wszystkie francuskie rządy, które tak bezwzględnie realizowały antykościelne ustawodawstwo, w zdecydowanej większości składały się z masonów. Bez cienia przesady można powiedzieć, że największym klubem parlamentarnym III Republiki był „klub masonerii”. W lożach spotykali się ci, których dzieliła przynależność partyjna (liberałowie, radykałowie, socjaliści), ale łączyło ich przywiązanie do „republikańskich tradycji”, każących podejmować walkę z ludźmi wierzącymi.

Masoneria daje wytyczne, rząd je realizuje Trudno tutaj mówić o spiskowej teorii dziejów, skoro sama masoneria nie kryła swojego entuzjastycznego poparcia dla polityki zmierzającej do niszczenia katolickiej tożsamości Francji. Gdy w 1899 roku po raz pierwszy pod obrady francuskiego parlamentu trafił projekt znanej już nam ustawy „o stowarzyszeniach”, loża masońska z Saint-Germain-en-Laye w swoim oficjalnym biuletynie wydała następujące oświadczenie: „Loża popiera kroki podjęte dotychczas przeciw zakonom i liczy na energię rządu, że wobec tych szkodliwych stowarzyszeń, istniejących wbrew naturze i wbrew prawu, a powstających na terytorium Republiki, podejmie niezbędne kroki”. Jednocześnie, w tym samym oświadczeniu, masoni nakreślili niejako wytyczne polityki dla kolejnych francuskich rządów: „Loża popiera również – wyrażając żal, że państwo nie zdobyło monopolu w zakresie nauczania – dobroczynne prawa, które wykluczać będą z pełnienia funkcji publicznych, cywilnych i wojskowych osoby uformowane przez edukację pozostającą w gestii zakonów. Loża pozdrawia rząd obrony republikańskiej i liczy na to, że zrealizuje on te reformy przez wzgląd na żywotny interes ogółu. Jest ona pewna, że francuska masoneria nie zaniedba niczego, aby zadanie to stało się łatwiejsze do wykonania”. Program został, więc jasno nakreślony: dokończenie usuwania obecności Kościoła ze szkolnictwa i czystka państwowych urzędów z „klerykalnego elementu” (czytaj: ludzi wierzących). Egzekutorem tego programu stał się Emil Combes, który w czerwcu 1902 roku został nowym premierem Francji. Combes w latach swojej młodości uczęszczał do duchownego seminarium w południowofrancuskim Albi. Nie został jednak dopuszczony do święceń kapłańskich. Następnie zaś swoją drogę życiową związał z masonerią, dzięki której pokonywał kolejne stopnie kariery politycznej – od posła w parlamencie do premiera. Jak już wspomnieliśmy, rząd pod jego kierownictwem przystąpił do realizacji programu sformułowanego w lożach. Przede wszystkim przystąpiono do bezwzględnej walki z katolickimi zakonami. Combes zinterpretował prawo z 1901 roku w ten sposób, że nakładać miało ono obowiązek „rejestracji” nie tylko samych zakonów, ale także ich budynków (nie wyłączając świątyń) oraz prowadzonych przez nie instytucji i zakładów naukowych. Odtąd, więc, w świetle obowiązującego we Francji prawa wszystkie budynki kościelne stawały się właściwie własnością państwa, które w następnej kolejności zezwalało na używanie ich przez Kościół. Odmowa „rejestracji” oznaczała, więc de facto konfiskatę wszystkich budynków kościelnych. 27 czerwca 1902 r. rząd Combes´a podjął decyzję o natychmiastowym zamknięciu wszystkich dotąd niezarejestrowanych „placówek kościelnych”. Oznaczało to zamknięcie w całej Francji setek klasztorów i prowadzonych przez zakony (a więc: prywatnych) szkół. Liberalne państwo przystąpiło do egzekwowania tego prawa (łamiącego deklarowane przez liberałów zasady wolności sumienia i prywatnej własności) z całą bezwzględnością. Zakonnicy i zakonnice byli usuwani ze swoich klasztorów przy pomocy policji i wojska. W obronie prześladowanej religii wystąpili wierni. Na terenie całej Francji (a zwłaszcza w takich tradycyjnie bardzo katolickich prowincjach, jak Bretania czy Wandea) doszło do antyrządowych demonstracji. Ludzie próbowali przeszkodzić brutalnemu usuwaniu katolickich zakonów i zamykaniu prowadzonych przez nie szkół. Działo się tak m.in. w Landernau, Ploudaniel, Folgoat, Pont-Croix, Saint-Meen, Roscoff. Ponownie z ust tysięcy ludzi wierzących rozlegał się okrzyk: „Wolność! Wolność!”. Ta jednak, w liberalnym, opanowanym przez masonów państwie, nie miała być udziałem ludzi wierzących. Co do tego żadnych wątpliwości nie pozostawił premier Combes, który podczas debaty parlamentarnej, w której był interpelowany przez katolickich deputowanych w sprawie bezwzględnej walki rządu z Kościołem i katolickim szkolnictwem, odpowiedział: „Rząd jest zdecydowany, mając w ręku prawo, złamać każdy opór. Wsparty jest ponadto skupioną wokół niego większością w dwóch Izbach, co w dziedzinie polityki religijnej zapewni triumf ducha rewolucji”. Grzegorz Kucharczyk

Tajemnica wyborcza Gdzie się nie ruszę, to wszyscy narzekają, że w polskiej polityce jest tak źle, że po prostu nie daje się wytrzymać. A jakie są wyniki wyborów? Trzy czwarte głosów padło na „Bandę Czworga” (PiS + PO + PSL + SLD) – czyli właśnie tych, którzy tworzą obecny system polityczny i robią wszystko, by trwał on nadal. Dalej znalazły się... odpryski tej bandy – czyli Ruch Palikota i Polska Jest Najważniejsza (obydwa korzystające głównie z popularności Nowej Prawicy – ci z PJN nawet muszki nosili...). Partie całkowicie kwestionujące obecny reżym – czyli Nowa Prawica i Polska Partia Pracy - znalazły się w ogonie tego wyścigu. Może nie całkiem w ogonie – bo jeszcze startowała Stara Prawica p. Marka Jurka i „Samoobrona” - ale to już zupełnie poza realnością: 0,2% i 0,1%. Oczywiście przyczyną słabego wyniku Nowej Prawicy jest nie zaproszenie nas do ANI JEDNEJ debaty w TVN ani w TVP – oraz usłużne szerzenie propagandy, że „Korwin - Mikke przegrał w sądzie i Nowa Prawica nie startuje w wyborach” (bez poinformowania, że jednak w połowie Polski startujemy...). Mimo to trzeba jednak pamiętać, że wprawdzie na trzy tygodnie przed wyborami w sondażu Homo Homini (opłaconym przez p. Palikota!) Ruch Palikota miał 4%, a Nowa Prawica 8% - jednak nawet w tym (niekorzystnie dla niej ustawionym) sondażu „Banda Czworga” miała poparcie bodaj 78%. A w wyborach „Banda Czworga” uzyskała około 84% - nie wiem, czy te 6% więcej to dlatego, że nas nie było debatach, a „bandyci” byli w każdej lodówce - czy dlatego, że pytanie w tym sondażu traktowało całą „Bandę Czworga” zbiorczo. Tak czy owak: z tego wynika, że Polacy kochają tych, co kłamią, kradną, a jako środek na dynamiczny rozwój oferują ludziom... żebraninę w Unii Europejskiej. Cóż: już starożytni Rzymianie mawiali: „Populus vutl decipi – ego decipiaqtur”. Więc „Banda Czworga” oszukując ludzi tylko spełnia ich życzenia... Dokładnie tak samo uwodziciel przekonuje kobietę, że jest najpiękniejsza na świecie – a ona... chce w to wierzyć; więc ulega. Nowa Prawica głosi natomiast tezę skrajnie niepopularną: „Dobrobyt nie pochodzi z darowizn, głosowania ani z kasy rządowej: dobrobyt pochodzi z pracy”. A komu w dobie nadprodukcji chce się pracować? Ot – i cała tajemnica. Kiedy ten teatr się skończy? Urok uwodziciela kończy się w momencie, gdy przestaje dawać pieniądze na pralnię i trzeba samej stanąć przy balii. Oraz przeprowadzić się z pięknego mieszkania do rudery. I jeszcze spłacać długi. To właśnie dzieje się w Grecji – a będzie się działo w: Portugalii, Hiszpanii, Włoszech, Irlandii, Belgii... Belgia ma nieco większe szanse od tamtych krajów, bo przez dwa lat nie miała rządu, więc ludziska nie mieli na kim wymuszać kolejnych dotacyj, subwencyj oraz „praw socjalnych”. Jeśli jakiś kraj miał rząd – no, to ciemna mogiła. Dodajmy: taki rząd kradnie nie tylko dla biednych „obywateli”; kradnie także dla siebie – a ponadto poszczególni urzędnicy często-gęsto kradną także na własny rachunek. Muszą to być spore kwoty, bo w krajach skandynawskich, gdzie ongiś za kradzież ucinano rękę, mimo wszystko gospodarka ma się nieco lepiej, niż w reszcie krajów „Unii Europejskiej”. Powiedzmy jednak jasno: jest dość obojętne, czy kraj okupowany przez Unię Europejską rozwija się w tempie 0% (jak Francja), 1% (jak Niemcy), 2% jak Finlandia, czy 3% jak Polska – gdy takie np. Chiny, będące pod okupacją ChRL, rosną w tempie 15% rocznie (a sami Chińczycy bogacą się o 17% rocznie!). Przypominam: Chiny kontynentalne były 30 lat temu 20 razy biedniejsze od Polski. Dziś ChRL jest drugim państwem świata, a za 5 lat będzie pierwszym. Dlaczego? Tylko 3% Chińczyków marzy o socjalizmie. A Polaków, jak widać po wynikach wyborów, 96%. Jasne? JKM

Jaki Sztab, taka krytyka? "Ostra krytyka jest bardzo potrzebna – ale nie mijajmy się z faktami" Ocena działań KNP przed wyborami i Sztabu podczas wyborów jest, oczywiście, bardzo krytyczna. Z błędów należy wyciągać wnioski. Proszę jednak przy tym pamiętać, że KNP, jako taki istniał dopiero parę miesięcy, do dzisiaj (!) nie są uporządkowane sprawy formalne i organizacyjne. Co, oczywiście, nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla Sztabu. Nie można jednak wypisywać na ten temat dowolnych fantazji. Np. p. Jerzy Wasiukiewicz na stronie Ruchu Wolności (nie mylić z włocławskim „Ruchem Wolności”!) pisze, że przyczyną było oddanie przeze mnie roli pierwszych skrzypiec członkom UPR. Po czym atakuje głównie, i słusznie i niesłusznie, dwóch v-Prezesów KNP, kol. Adama Wocha i kol. Mieczysława „Grzegorza” Burcherta... którzy akurat nie nie mają nic wspólnego z UPR. Można mieć też rozmaite (i zasadnicze) pretensje do kol. Dariusza Wodnickiego, jako jednego z dwóch ko-ordynatorów – trzeba jednak zauważyć, że to nie On był ko-ordynatorem w Warszawie, a gdy na trzy dni przed terminem stało się jasne, że zebranie podpisów i w Warszawie i w pod-warszawiu jest zagrożone, podjął osobiście energiczne działania, które doprowadziły do tego, że w pod-warszawiu zebrano o ponad 1600 podpisów - a w Warszawie o 700 podpisów - ponad normę. To, że OKW w obu okręgach skreślały je, jakby orzechy gryzł, jest inną sprawą. Tak, że ostra krytyka jest bardzo potrzebna, – ale nie mijajmy się z faktami. A co do innych wypowiedzi: mocno dziwi, że bardzo krytycznie o zbiórce podpisów w Warszawie wypowiada się osoba, która podpisów nie zbierała – za to była podejrzana o to, że gdy pojawiała się na „patelni”, to zebrane podpisy... ginęły. To tak - dla porządku. Dziennik JKM

INSTYTUT FINANSOWY IMIENIA BAUDOUINA PROTA „Kryzys euro musi zostać natychmiast rozwiązany” – apeluje do rządów państw strefy euro stu polityków, ekonomistów i przedsiębiorców z inicjatywy znanego finansisty i filantropa Georgea Sorosa w liście opublikowanym przez niemiecki „Handelsblatt”. Pod apelem podpisali się m.in.: były szef niemieckiej dyplomacji Joschka Fischer, brytyjski historyk Timothy Garton Ash, włoska polityk Emma Bonino (nie wiem, kto zacz) oraz były sekretarz generalny NATO Javier Solana. Polskie media podkreślają, że wśród sygnatariuszy listu są także: były polski premier Tadeusz Mazowiecki, były szef dyplomacji Dariusz Rosati i prezes demosEUROPA - Centrum Strategii Europejskiej Paweł Świeboda (to też – jak Emma Bonino – musi być jakaś znacząca postać skoro znalazła się wśród sygnatariuszy). „Kryzys euro musi zostać natychmiast rozwiązany”. Jestem za – tylko jak? „Kryzys pokazał, że euro jest dalekie od perfekcji. W odpowiedzi na to należy jednak usunąć błędy konstrukcyjne zamiast dopuszczać do tego, że w konsekwencji kryzysu podkopany, a możliwe że nawet zniszczony zostanie globalny system finansowy” – piszą autorzy listu i wzywają do ustanowienia „wspólnego instytutu finansowego”, który będzie w stanie pozyskać środki finansowe dla całej strefy euro.

http://forsal.pl/artykuly/556201,george_soros_i_inni_wielcy_tego_swiata_apeluja_kryzys_euro_musi_zostac_natychmiast_rozwiazany.html

Śpieszę donieść, że podstawowym „błędem konstrukcyjnym euro” jest ono samo. W systemie pieniądza fiat, w którym tak ważne są (podobno) stopy procentowe i… prasy drukarskie w mennicach, na obszarach tak zróżnicowanych kulturowo i gospodarczo, znajdujących się dodatkowo w różnych fazach cyklu koniunkturalnego, takiej samej stopy procentowej zastosować się nie da. I było to wiadome od samego początku. Dlatego najlepszym rozwiązaniem „kryzysu” byłoby: natychmiastowe powolenie Grecji na emisję własnego pieniądza, jako pieniądza alternatywnego. Co prawda trzeba to było zrobić rok temu, ale trudno. W ciągu kilku miesięcy ukształtuje się kurs wymiany euro na drahmę i będzie po kłopocie. To będzie sygnał, że tak samo może być w przypadku pozostałych państw, którym spekulanci pożyczyli „furmanki” pieniędzy licząc, że podatnicy zapłacą. Jest dokładnie tak samo, jak było z długami PRL – Gierkowi pożyczali, bo wychodzili z założenia, że ZSRR nie pozwoli upaść swoim satelitom. Ileż razy można się uczyć na tych samych błędach??? Ale przyjrzyjmy się uważniej, co takiego ma robić „Instytut Finansowy”, żeby „usunąć błędy konstrukcyjne”? Otóż ma on: „zapewnić przestrzeganie dyscypliny finansowej przez kraje członkowskie”. A niby jak? „Instytut Finansowy” musiałby przejąć część suwerenności poszczególnych państw? Ja tam nie jestem specjalnie przywiązany do polskich polityków, którzy sobie decydują o naszych finansach, ale szczerze powiem, że do polityków niemieckich i francuskich, którzy będą stanowić komitet nominacyjny do „Instytutu Finansowego” przywiązany jestem jeszcze mniej. „Konieczne jest również wzmocnienie wspólnego nadzoru i regulacji systemu finansowego, jak również zasad zabezpieczenia depozytów w strefie euro” – piszą sygnatariusze apelu. Zasady zabezpieczania depozytów są dość proste – wszyscy podatnicy mają ustami rządu zagwarantować depozyty tej części podatników, która ma akurat depozyty. I to jest do przeprowadzenia. I niestety sprzeciwianie się temu jest „donkiszoterią”. Ale to jest najmniejszy koszt „natychmiastowego rozwiązania kryzysu”, a co postulują autorzy apelu. Ale niestety, prawdziwe ich intencje ukryte są tu: „do czasu wynegocjowania i ratyfikacji prawnie wiążącego porozumienia rządy strefy euro muszą upoważnić Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej i Europejski Bank Centralny do wzmocnionej współpracy, aby kryzys mógł zostać opanowany. Te instytucje byłyby w stanie zagwarantować stabilność systemu bankowego w okresie przejściowym i zapewnić mu kapitał”! Bo to jednak nie chodzi o „depozyty” tylko o „zapewnienie kapitału systemowi bankowemu”. A to jakby nie to samo. Więc co powiedzieć o „systemie bankowym” prominentny przedstawiciel, którego, w osobie prezesa największego francuskiego banku BNP Paribas, udzielił temu samemu „Handelsblatt” takiego oto wywiadu:

Prezes Baudouin Prot wielokrotnie przeredagowywał swe odpowiedzi, by w końcu... całkiem je wycofać. Handelsblatt postanowił, więc opublikować same pytania, żeby było wiadomo, o czym Pan Prot nie chce mówić. Nie chce mianowicie nic powiedzieć na temat:

kryzysowych nastrojów w Europie i rzeczywistej sytuacji rynków finansowych, składanych przez przywódców poszczególnych państw obietnic przywrócenia dyscypliny budżetowej, swojego zaufania do sektora bankowego w ogólności, a rynku włoskiego w szczególności, szanse Francji na zachowanie najwyższego ratingu, problemów francuskiego sektora bankowego, perspektywie wzrostu gospodarczego w Europie, sytuacji finansowej BNP Paribas, porównania obecnej sytuacji sektora bankowego do sytuacji amerykańskiego banku Lehman Brothers, euroobligacjach, obawach o rozpad strefy euro, konsekwencjach dla Europy bankructwa Grecji. „Panie Prot, dziękujemy panu za wywiad” - kończy „Handelsblatt”

http://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/556094,znamienny_wywiad_szefa_banku_bnp_paribas_nie_odpowiedzial_na_zadne_pytanie.html

Panie Soros dziękujemy za apel złożony w imieniu, jak rozumiem, nas wszystkich – zakończę ja.

Gwiazdowski

13 października 2011"Władza, która nie istnieje dla wolności, nie jest władzą tylko przemocą”- twierdzą samorządowcy, którzy 30 września na konferencji gospodarczej w Pałacyku Briggsów, w podwarszawskich Markach, zapisali to w deklaracji. No widzicie państwo - są jednak ludzie, oprócz Nowej Prawicy, i to samorządowcy, którzy myślą kategoriami wolności. Bo państwo, – jako dobro wspólne - powinno stać na straży wolności ludzi w nim mieszkających, a nie zajmować się rabowaniem Irokezów i im przyrodzoną wolność odbierać. I jeszcze poniewieranych i rabowanych socjalistyczna władza nazywa „obywatelami”. To są dopiero jaja! To są duże jaja, ale teraz ci wszyscy, którzy na nas napadali demokratycznie zajęci są ustawianiem swoich korpusów w nowej rzeczywistości politycznej. Znajdują się w przededniu nowego rozdania. Pan Donald Tusk ma swoją ferajnę, pan Grzegorz Schetyna - swoją, a pan Bronisław Komorowski - swoją. Trzy ferajny - w jednej ferajnie. I pomyśleć, że to jest jedna partia demokratyczna i populistyczna.. I jeszcze ma wprowadzającą w błąd nazwę: „Platforma Obywatelska”. Czy to nie jest śmieszna nazwa? Palikot ma Orbana, pardon Urbana - znanego wojownika antychrześcijańskiego. Ma też panią Wandę Nowicką, która o niczym innym nie marzy jak pozdejmować wszędzie krzyże chrześcijańskie, ale nie przy pomocy drabiny. Przy pomocy demokratycznego prawa i demokratycznej konstytucji, bo ”śpiewaczka to bardzo samotny zawód”- jak powiedziała pani Aleksandra Kurzak - sopranistka. Marzy też, żeby wszystkich jak leci konstruować w probówkach, bo stare sprawdzone sposoby są nic nie warte. Tradycyjna metoda stwarzania człowieka pod dyktando Boskie - to przeżytek. Najlepiej wziąć pensetę i tworzyć człowieka w laboratorium Wszystkie te femino sufrażystki-wyzwolicielki spod dominacji mężczyzny - planujące innym rodziny, to jakoś niespecjalnie pociągające antykobiety. One są samotne i z tej samotności wymyślają głupstwa z pogranicza scence-fiction. Umysły mają poparzone ideami nie z tej planety.. Z planety ”Katastrofa”, – jeśli taka planeta istnieje.. A co jest złego w tradycyjnym konstruowaniu człowieka i to z przyjemnością.?Wszystko ma być postawione na głowie- łącznie z seksualnością..Ale jak resory edukacji, pardon-” resort edukacji” obejmie w jakiś czwartek pani Magdalena Środa córka pana profesora Ciupaka - to dopiero się będzie działo edukacyjnie. Bo najważniejsza jest edukacja niemowląt w zakresie seksualności, żeby dzieciaki od dzieciństwa ponauczać sprośności i rozbudzić w nich niepohamowane pożądanie. „Tramwaj zwany pożądaniem”- był kiedyś taki film, widocznie z niego pani Magdalena zaczerpnęła sam pomysł oparcia się o wytrysk. Nie dość, że współczesne szkoły państwowe niewiele uczą, oprócz obróbki propagandowej przyszłych ”obywateli” to jeszcze główny nacisk będzie kładziony na seks i towarzyszący mu wytrysk..”Seks jest motorem rozwoju ludzkości”- no tak, ale tylko przedłużaniem gatunku. Ludzkość robi postępy, bo systematycznie mądrzeje, to znaczy elity mądrzeją, ale lud pozostaje ciemny jak przysłowiowa tabaka w rogu, wybierając na przykład na okrągło tych samych oszustów, deprawatorów, kłamców i złodziei, budujących demokratyczne państwo prawne. Ciemny lud wszystko kupi - tylko trzeba mu ciemnotę odpowiednio sprzedać, nad czym czuwają tabuny manipulatorów - żeby się zbytnio nie zagubił. I ciągle poruszał się w tym samym labiryncie demokratycznej niemożności..Wczoraj na przykład pani Monika w Kropce - Olejnik, którą pan prezydent Lech Kaczyński przezwał Stokrotką, i to dwukrotnie, mówiła, że pan Rostowski, jako minister finansów jest dobrym ministrem, a pan Radosław Sikorski - jako minister spraw zagranicznych - jeszcze lepszy. Tylko, że obaj nie realizują polskiej racji stanu, a jakieś obce miazmaty politycznej hucpy. Pan Jacek Vincent Rostowski zadłuża nas niepomiernie, a pan Sikorki prowadzi politykę obcego nam mocarstwa - Stanów Zjednoczonych. Nie mamy z tego żadnych korzyści oprócz strat i olbrzymich wydatków, które ponosimy. Rzeczpospolita traktowana jest jak prostytutka, którą można osiągnąć nie dając jej nic w zamian.. Tylko doić i wykorzystywać. Nawet wiz do Stanów nie mamy, tak jak inne narody, ale jak zapłacimy te 65 miliardów dolarów - to być może dostaniemy... Ale czy warte są wizy za te 65 miliardów dolarów? Propaganda, co jakiś czas podnosi sprawę wiz, że już tuż tuż, jeszcze chwilkę, i już.. I tak już – tuż tuż-od wielu lat!Na razie nie mamy tych 65 miliardów dolarów, ale jak nie mamy to nam pożyczą, bo ONI mają i chcą mieć jeszcze więcej, choć ni w ząb im się nie należy, bo niby, na jakiej podstawie? Dokumentów nie ma, ale są dobre chęci, żeby pieniądze mieć.. Ale za to długów mamy w bród i ciu ciut.. Do czego przyczynił się również pan minister Jacek Vincent Rostowski z Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego w Budapeszcie, który to Uniwersytet utrzymuje pan Soros, znany amerykański spekulant pochodzenia węgierskiego. Jeśli miałbym kogoś importować z Węgier to wolę pana Orbana, ten przynajmniej próbuje ratować swój kraj, który kocha- kocha Państwo Węgierskie, bo taka nazwę przyjął. Może i nasz by próbował ratować wyciągając go z rąk spekulantów i spod buta lichwiarskiej międzynarodówki.. A nazwę zmienić z III Rzeczpospolitej - na Państwo Polskie. On przynajmniej zapowiedział, że nie będzie więcej pożyczał pieniędzy w imieniu narodu, czym bardzo się naraził lichwiarskiej międzynarodówce.. Już go nie lubią! Jak Węgry topione są w długach - to dobrze, jak chcą z nich wyjść- to oczywiście źle. Dla tych, co je topią w długach dobrze - rzecz jasna. Bo, z czego będzie żyła lichwiarska międzynarodówka, jak nikt od nich nie będzie pożyczał pieniędzy w imieniu poszczególnych narodów, które toną na oczach międzynarodówki? „Cambio dolor por libertad”- śpiewa pani Natalia Oreiro w swojej znanej piosence „Cambio dolor”. Co się tłumaczy: „Zamienię ból na wolność”. Wszyscy chcielibyśmy zamienić ból na wolność, ale niedane nam. Mamy się pogrążać w długach, których oficjalnie mamy 790,7 miliarda złotych, ale zobowiązania samego ZUS-u- to 2.07 biliona złotych(!!!!). W sumie na każdego zniewolonego długami ”obywatela” przypada nie- jak twierdzi socjalistyczny rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego - 20 000 złotych na uwikłanego w długi łepka, a - 80 000 złotych (!!!!). Czy Polacy potrafią z tego bagna wyjść? Orban próbuje - to, dlaczego my nie moglibyśmy spróbować. Ale finansami musi zarządzić ktoś, kto ma inną filozofię rządzenia finansami.. Nie chce zadłużać, na 300 miliardów złotych przez ostatnich cztery lata.. Chce z długów wyjść. I nie dać zrobić lichwiarskiej międzynarodówce...„Cambio heridas por un sueno”-„ zamienię rany na marzenia”- śpiewa Natalia Oreiro w swoim przeboju.Ale jak zamienić rany na marzenia w demokratycznym państwie prawnym zabetonowanym demokratycznie i służbowo.? Mam na myśli służby, które zamiast służyć państwu polskiemu i nam, służą partyjnym klikom demokratycznym.. Każda partia z tych „ czterech band” ma swoich!! W swoich służbach! „Cambio dolor, felicidad” -„Zamienię ból na szczęście” i nich szczęście będzie szczęściem, co po hiszpańsku brzmi: „Que la suete sea suerte”, co jest zawarte w przeboju. „A nie czymś, czego nie mogę osiągnąć” - „Y no algo que no he de alkanzar”. Jeszcze nie zacząłem nauki hiszpańskiego - ale dobrze mi idzie, prawda? Przepiękny język.. Mam nadzieję, że kurs się zacznie, bo na razie nie ma pełni składu.. „Władza, która nie istnieje dla wolności nie jest władzą tylko przemocą”. Niestety, nie wiem jak będzie brzmiało to zdanie po hiszpańsku, ale przepięknie brzmi w języku polskim. Samo słowo ”wolność”. Wolność od długów, wolność od władzy, wolność od Sejmu, wolność od Senatu, wolność od uchwał sejmowych, wolność postępowania ograniczona wolnością innych. Czy to nie piękne? Jak będzie po hiszpańsku „Nich żyje wolność”?„Viva Espana!”- oznacza „Nich żyje Hiszpania”!To „Niech żyje wolność” musi brzmieć ”Viva libertad”!I tyle na dzisiaj.. WJR

Krajobraz po farsie Pisząc przed ciszą wyborczą, na stronę rebelya.pl tekst, który był trochę zabawą z alternatywami stanu powyborczego, ale także w tekście „Quo vadis Platformo?”, zamieszczonym na stronie konserwatyści.pl, rozważałem częściowo emocje targające PO. Czy skłonić się ku rozumowi i minimalnie przegrać wybory (przy oczywistym trudzie wytłumaczenia tego, nieco dalej niż dzień jutrzejszy, sięgającego kroku, swoim członkom, którzy nie są wstanie ogarnąć percepcyjnie perspektywy dalekosiężnej), czy też iść na przysłowiowego „chama” i z kamienną twarzą udawać, że nic się nie stało oraz kontynuować dotychczasową wizję uprawiania „postpolityki” wyrażoną najdobitniej w haśle: „po nas już tylko potop”? Próbowałem pokazać możliwe, intelektualnie interesujące rozwiązania. Ale muszę się przyznać, iż popełniłem jeden zasadniczy błąd w założeniach początkowych. Otóż uznałem, że PO kieruje się rozumem i w sposób rozumowy oraz logiczny szukałem alternatyw. A tu jednak nie tędy wiodła droga. Wybrano rozwiązanie prostackie: jest koryto, mamy je, to nie odejdziemy, choćbyśmy mięli pęknąć. I w konsekwencji mamy kolejne 4 lata (mam nadzieję, że ludzie dociśnięci kryzysem, fiskalizmem i krachem systemów finansowego oraz emerytalnego znacznie szybciej wyjdą na ulice, więc okres ten będzie krótszy) „nierządu”. I wcale mnie nie pociesza, że będzie to już ostatnie tchnienie „postpolitycznego”, nad wyraz toksycznego projektu o nazwie PO. Tego, bowiem Polska może już nie przetrwać. A nawet, jeśli, to wyjdzie bardzo mocno okaleczona i będzie wymagała wielu lat rekonwalescencji. Stąd w pełni rozumiem euforię w Berlinie i niekończące się gratulacje dla Donalda Tuska. Pewnie i na Kremlu wypito nie jedną lampkę szampana pod kawior. Tyle, że Rosjanie to naród bardziej chłodny, a Putin z Miedwiediewem znacznie mniej wylewnie wyrażają swe emocje. Te wybory pokazały, jak daleko jest Polakom do społeczeństwa obywatelskiego. Jak bardzo widać brak ducha republikańskiego czy też zwykłej troski o kraj? Skoro blisko 40% głosujących (i tu ważna uwaga: kompletną bzdurą jest pisanie, że PO uzyskała 40% poparcia Polaków – a takie błędy nawet w takim piśmie jak dzisiejsza „Rzeczpospolita” się trafiają – gdyż de facto ma ona ok. 20 % poparcia – 48% frekwencja i 39% głosów osób głosujących; uważajmy abyśmy sami, takimi skrótami myślowymi, nie siali demagogii, która pozwoli wzmocnić Lewiatana) oddaje głos na PO, a 8% na PSL, to musimy uznać, iż ponad 25% społeczeństwo nie umie myśleć kategoriami racjonalnej oceny (bilans ostatnich 4 lat rządów tego duetu jest, bowiem nad wyraz negatywny). Jeśli do tego dodamy jeszcze kabaret, jaki zafundowano Polsce, przez umożliwienie wejścia do Sejmu Ruchowi Poparcia Palikota (już są pierwsze zwiastuny tego, czym będzie teraz Polski Sejm: transseksualista, wojujący homoseksualista, antyklerykał z „Faktów i Mitów”, „katolicy” – zwalczający Kościół Katolicki czy „przewodnik duchowy”, niejaki Sztandera, który już rozpoczął litanię sądowych pozwów – lektura jego pozwu przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu, to lepsze niż program satyryczny; wszystkie „Idole” i „Mam talent” przegrają teraz z kabaretem pt. „Sejm RP”, – ale, po co robić z Sejmu kabaret? Naprawdę zatęsknimy jeszcze za Samoobroną, jako partią normalną, gdy okaże się, że Janusz Palikot, na tle swoich ludzi, to nic strasznego), otrzymamy blisko 35% takich osób. A to już jest przerażające (pomijam już to, że znów zdanie mniejszości – 35%, decyduje o tym jak rządzone będzie 100% Polaków – ot i sprawiedliwość tzw. polskiej demokracji). Ale w tym całym strasznym obrazie jest jeszcze jedna ważna kwestia. Ponad 50% niegłosujących. To jest zastraszające, gdyż pokazuje, że 50% naszych rodaków jest kompletnie obojętne na los kraju (w dzisiejszym bezideowym i jednowymiarowym świecie, mogę to nawet zrozumieć, gdyż dobro kraju czy narodu może być dla wielu pojęciem abstrakcyjnym, albowiem nie zrozumiałym; tak dziś wychowujemy i kształcimy Polaków, więc nie oczekujmy innego efektu), ale i na swój własny los oraz swoich bliskich. A to już jest bardzo zły prognostyk na przyszłość. Dlatego chyba już czas na budowę zrębów zupełnie nowego społeczeństwa, nowej cywilizacji. Musimy przejść do pracy organicznej i zbudować nowe pokolenie. Żadna droga na skróty, jak widać, nie ma szans powodzenia. Tym samym nadszedł czas na budowę organizacji i think tanków pracujących z ludźmi oraz kształtujących ich możliwości intelektualne i duchowe. Samo uprawianie polityki, do tego na marginesie parlamentarnym, nie spowoduje realnej zmiany. Musimy wykształcić odbiorców zdolnych do odbioru idei lansowanych przez prawicę konserwatywną, konserwatywno-liberalną czy narodową. Społeczeństwo wyprane z logicznego myślenia, nieprzygotowane do analitycznego wartościowania przekazu płynącego ze strony polityków, jest gotowe przyjąć jedynie tandetny populizm i prostacki libertynizm. Idee głębsze wymagają solidnego gruntu. Musi powstać nowa cywilizacja, która winna stać na dobrze znanych, sprawdzonych fundamentach tradycji i wolności, ale nie może być prostą kalką przeszłości. Bo na takie przeniesienie, świat jeszcze długo nie będzie przygotowany. Nie zapomnijmy jednak przy tym, aby być gotowymi na ewentualny bunt społeczny. W takim przypadku lepiej, bowiem, aby to ludzie rozsądni pokazali ludziom drogę, a nie, by poprowadził ich jakiś kolejny psychopata w typie Robespierre’a. dr Bartosz Józwiak

Hakerzy zdekonspirowali państwowego szpiega Niemieccy hakerzy z Chaos Computer Club w Berlinie złamali kod państwowego oprogramowania szpiegowskiego. Było ono używane do podglądania przepływu danych na prywatnych komputerach. Złamanie systemu wywołało w całym kraju wielką aferę, jak tylko okazało się, że oprogramowanie było wykorzystywane nie zawsze zgodnie z prawem - do szpiegowania twardych dysków na prywatnych komputerach. Specsłużby zapewniają, że dotyczyło to tylko osób podejrzanych o przestępstwa, ale w praktyce możliwości programu nie były limitowane. Według hakerów, jest to wyjątkowo inteligentny i agresywny trojan, pozwalający temu, kto go rozsyła (w tym wypadku policji i służbom specjalnym) na zdalne śledzenie bieżącej komunikacji danego komputera. Co prawda rząd zapewniał, że trojan nie był powszechnie stosowany, to jednak najnowsze informacje temu zaprzeczają. MSW przyznało, że policja poszczególnych krajów związkowych działa w pełni samodzielnie w tym zakresie, co w praktyce oznacza, że może z programu korzystać na własną rękę. Jak się okazało, państwowy program szpiegowski był stosowany przez służby w Bawarii, Badenii-Wirtembergii, Dolnej Saksonii, Szlezwiku-Holsztynie, Nadrenii-Palatynacie oraz w Brandenburgii. Z innych landów na razie brak danych. Szef resortu spraw wewnętrznych Hans Peter Friedrich postuluje wycofanie się państwa z używania tego programu, ale dziennikarze wątpią, czy tak się stanie, skoro nikt nie może zagwarantować, że rząd nie posiada już następnej jego wersji. Minister sprawiedliwości Sabine Leutheusser-Scharrenberger skrytykowała lokalne władze, które nadużywały programu szpiegowskiego, i zażądała od nich wyjaśnień. Stwierdziła, że sprawa może wpłynąć na obniżenie społecznego zaufania do państwa prawa. Zapomniała jednak dodać, iż cały proceder był możliwy wskutek ustawy o bezpieczeństwie z 2008 r., którą poparli zarówno politycy chadeccy, jak i socjaldemokraci. Wolfgang Hoffmann Riem, który jako czynny sędzia Trybunału Konstytucyjnego był przeciwny ustawie o łatwiejszym zdobywaniu i magazynowaniu danych obywateli, po ujawnieniu afery ocenił, że zastosowanie programów szpiegowskich przez władze jest niezgodne z konstytucją. W Niemczech istnieje wiele możliwości totalnej kontroli obywateli, począwszy od powszechnego stosowania analizy DNA, poprzez kontrole telefonów, komputerów, danych elektronicznych w chipach paszportowych, kontrole kont bankowych (z kupowaniem od złodziei kont swoich obywateli włącznie), aż do filmowania ludzi z setek tysięcy kamer umieszczonych w całym kraju. Wszystko dla naszego dobra - zapewnia rząd. Waldemar Maszewski

IDZIEMY NA WOJNĘ, RODACY! Nie obchodzi mnie, co bredzą biskup Pieronek, czy ksiądz Boniecki – bo ja też jestem częścią Kościoła i mam też prawo mówić, a nawet krzyczeć, gdy hierarchia milczy. Nie obchodzi mnie obojętność wielu hierarchów Kościoła na plugawienie Krzyża i Biblii, podczas gdy na przestrzeni wieków wielu zostało świętymi, stając w obronie Krzyża i Ewangelii. Ja tylko mogę współczuć, że po śmierci Jana Pawła II, polski Kościół zamilkł. Ale w tym polskim Kościele jest armia grzeszników, takich jak ja, którzy nie pozwolą, aby nasz kraj został zamieniony w Sodomę i Gomorę, – choć wielu przyczyniło się do próby zamiany Polski w Sodomę i Gomorę: najpierw tworząc a następnie wybierając Palikota. Nie obchodzi mnie to, że Palikot został wybrany w demokratycznych wyborach, bo Adolf Hitler też został wybrany przez Niemców w demokratycznych wyborach. Ja tego wyboru nie szanuję – ja tym wyborem części Polaków pogardzam, gdyż musiałbym także szanować wybór Hitlera przez Niemców. Ja wiem, do czego takie wybory doprowadziły katolicką Hiszpanię, która zamiast dbać o swoich obywateli, zaczęła walkę z Kościołem. Dziś Hiszpania jest bankrutem, który został pozbawiony nawet wiary w Boga. Hiszpanie zapomnieli nawet Bożej przestrogi: Jeżeli znajdę w Sodomie pięćdziesięciu sprawiedliwych, przebaczę całemu miastu przez wzgląd na nich. Wiem, że oprócz mnie są już inni, gotowi iść na wojnę z postępowym hitlerkiem, wspieranym przez media, a stworzonym przez Tuska. Bo tu już nie ma czasu na usprawiedliwienia. Nadeszła chwila, by mówić: tak – nie, organizować demonstracje pod sejmem w imię trzech słów: Bóg, Honor i Ojczyzna. Bo choć obdarli nas z Honoru, a Ojczyzną rajfurzą na salonach Moskwy, Berlina i Brukseli – Boga nam nie odbiorą. I za to jestem gotowy oddać swe życie. Przyłączam się zatem do krucjaty przeciwko Januszowi Palikotowi i jego „moralnej rewolucji” – za takimi osobami, jak Tomasz Terlikowski czy Wojciech Cejrowski. To Terlikowski pierwszy powiedział po wyborach: „Trzeba sobie powiedzieć zupełnie jasno. Ten wynik wyborczy nie pozostawia wątpliwości, że my konserwatyści idziemy na wojnę. Polacy wybrali parlament, który gwarantuje, że w okresie największego kryzysu będziemy zajmować się niszczeniem ostatnich instytucji, które mogą dawać nadzieję”. Także Terlikowski po imieniu nazwał ludzi, którzy dostali się do Sejmu z ramienia Ruchu Palikota, nazywając ich między innymi: „facetem, który określa się mianem kobiety, kobietą, która zrobiła karierę na propagowaniu zabijania dzieci, a także mężczyzna, którego jedyną zasługą jest to, że lubi innych mężczyzn”. O samym Palikocie Terlikowski napisał, że „Polacy uznali za trzecią siłę w Polsce człowieka, którego jedyną zasługą są bezwstydne ataki na Kościół. A to wszystko uzupełnione lokalnymi watażkami i ubekami spod znaku urbanowego „Nie” i „Faktów i mitów” – dodał. Także, w prostych i dosadnych słowach wypowiedział się Wojciech Cejrowski: „Palikot został urodzony i wychowany przez Donalda Tuska. O tym trzeba mówić, gdzie się da i przypominać. Bowiem premier oczywiście będzie się teraz od niego odcinał. Trzeba więc wypominać Tuskowi ten grzech. Naród musi się obudzić” . Cejrowski mówi dalej: „Dyskurs musi się zaostrzyć. Przecież my chcemy zrobić rewolucję. My nie chcemy reformować gównianego systemu, jak nie chcieliśmy reformować komunizmu. Z tym systemem też nie dyskutujemy, czekamy, żeby go obalić, albo na moment, w którym sam się rozsypie. Na szczęście Unia Europejska rozpada się ekonomicznie. Zresztą robi to w identyczny sposób, jak Związek Sowiecki” – mówi Wojciech Cejrowski. Najostrzej o Palikocie wypowiedział się jednak redaktor naczelny Konserwatyzm.pl, Adam Wielomski: „Wypowiadamy Januszowi Palikotowi totalną wojnę na śmierć i życie!” – od takiego tytułu zaczyna swój apel. Adam Wielomski określa Ruch Palikota, jako lewicę nowego typu, importowaną z zachodnich uniwersytetów, pozbawioną elementów męskości, niezdolną do rewolucyjnego zrywu i walki na barykadach. „Ale w dzisiejszym świecie to lewica znacznie groźniejsza, ponieważ posiadająca poparcie mediów i przedstawiająca sobą wizję ideologiczną alternatywną dla chrześcijaństwa, dla prawa naturalnego i wszelkiego znanego człowiekowi porządku rzeczy. Jej znakiem jest sodomia, transseksualizm, odrzucenie prawa Boga, prawa natury i elementarnych zasad Cywilizacji Łacińskiej. Im nie chodzi o odwrócenie porządku, co było celem leninizmu – tak, aby nieposiadający stali się posiadaczami - ale o negację porządku jako takiego” . Adam Wielomski w swoim apelu oświadcza: „W dniu dzisiejszym portal Konserwatyzm.pl wypowiada wojnę Januszowi Palikotowi, Annom Grodzkim, Robertom Biedroniom i całej tej bandzie wyszłej z piekielnej czeluści. To już nie jest spór partyjny czy polityczny. To wojna o być lub nie być Katolicyzmu Rzymskiego, który jest jedyną prawdziwą Ojczyzną konserwatysty. Idziemy na wojnę totalną w obronie resztek naszej Cywilizacji”. Jak wspomniałem na wstępie – ja się do tej wojny przyłączam. Mam nadzieję, że to samo uczynią czytelnicy i sam portal Niepoprawni.pl. Kapitan Nemo

Konieczna jest weryfikacja wyników wyborów Nie mam wątpliwości, że wybory można było w łatwy sposób sfałszować. Jeśli się mylę, to proszę o kontrargumenty. Uważam, że system został tak obmyślony, by móc w łatwy sposób dokonać fałszerstwa – i to na wielką skalę. Podrabianie kart, kupowanie ich, czy dopisywanie krzyżyków, to są procedery, które nie mogłyby posłużyć do wielkiego oszustwa wyborczego. Po prostu wymagałyby zbyt dużej ilości wtajemniczonych i sprawa na pewno by się rypła. W USA wielkoskalowych oszustw wyborczych można łatwo dokonać, bowiem w większości stanów obowiązuje głosowanie komputerowe. Udowodniono już, że program, który oblicza głosy ma tzw. „back-door” czyli furtkę, dzięki której można sfałszować wyniki. Tak było np. na Florydzie, gdzie wyniki wyborów na kandydatów Busha i Gore’a odwrócono – Bush dostał te głosy co Gore, a Gore te co Bush. To zresztą niewiele zmieniło politykę USA, bowiem od czasów Kennedy’ego wszyscy prezydenci wykonują tylko rozkazy służb międzynarodowych. W Polsce obowiązuje wydawałoby się, sprawiedliwy, system głosowania papierowego – wyborcy skreślają swoich kandydatów na kartach dostarczonych do punktów głosowania przed wyborami. Niestety, nie przyjrzałem się dobrze karcie, owszem, widziałem pieczątkę, ale czy karty są numerowane? Sprawiają one takie wrażenie, że można je wydrukować na zwykłej drukarce laserowej do formatu A3. Pieczątkę można łatwo zrobić, to nie jest żadne zabezpieczenie – zresztą w Polsce pieczątka nie wszędzie jest obowiązkowa, np. firmy nie muszą jej stosować na fakturach czy rachunkach. Ważny jest podpis. Czy papier posiadał jakieś znaki specjalne, jak znak wodny? Wyborca nawet nie otrzymał kopii do weryfikacji. Jeśli tak jest jak piszę, to, kto i dlaczego zaakceptował system bardzo łatwy do sfałszowania? Przecież można wszystkie nasze głosy wrzucić do kosza i zastąpić wcześniej przygotowanymi. Sądzę, że to częściowo nastąpiło. Zauważmy, że nawet bojkot nie ma sensu w przypadku, gdy łatwo jest przygotować fałszywe karty do głosowania. Można by to zweryfikować, badając dokładnie dużą próbkę kart, szczególnie w okręgach gdzie wygrana kandydatów pewnych partii była wątpliwa, a mimo to właśnie to oni wygrali. Proponowałbym okręgi gdzie na senatora kandydowała Zuzanna Kurtyka. Po prostu nie wierzę, że jakiś Sepioł czy Klich mogli dostać więcej głosów niż wdowa po ś.p. Januszu Kurtyce – Prezesie IPN. Należałoby, więc stworzyć niezależny komitet weryfikacji wyborów i sprawdzić kilkadziesiąt tysięcy kart do głosowania w okręgach krakowskich – czy krzyżyki były stawiane przez różne osoby i jakie są rodzaje tuszu czy też atramentu, którymi stawiano krzyżyki. Można by to zrobić poprzez zeskanowanie tychże kart i porównanie krzyżyków odpowiednim programem komputerowym, który mógłby wykrywać różnice w charakterze pisma. Na pewno takie programy istnieją. Innym sposobem jest weryfikacja ilości głosów oddanych na wybranego kandydata. W przypadku Zuzanny Kurtyki, można by ustawić kilkadziesiąt punktów weryfikacyjnych na terenie Krakowa i Nowej Huty, i jej wyborcy mogliby umieszczać swoje podpisy na liście „głosowałem na Zuzannę Kurtykę w okręgu takim, a takim”. Jeśli tych głosów uzbierałoby się więcej niż podawałby dane oficjalne, to mielibyśmy twardy dowód na fałszowanie wyborów. Weryfikacja wyborów jest owszem, kosztownym przedsięwzięciem, ale gra jest bardzo wysoka – chodzi o przyszłość całego naszego narodu. Jeśli bowiem wybory wygrała obca agentura, to możemy się pożegnać z jakąkolwiek przyszłością. Pamiętajmy, że z zimną krwią zamordowano nam Prezydenta RP wraz z 95 osobami.

P.S. Acha, wszelkie próby unieważniania wyborów bez żelaznych argumentów są dezinformacją i próbą skierowania nas na złą ścieżkę. Wybory się odbyły, wyborcy zaakceptowali formę głosowania, więc unieważnianie ich prowadzi prostą drogą do wojny domowej. Tylko twarde dowody w postaci podpisów głosujących lub analiza komputerowa krzyżyków, mogą doprowadzić do ponownych wyborów w trudniejszej do sfałszowania formie.

Monitorpolski's Blog

Współpracował z SB. Teraz walczy z Nergalem Biskup Wiesław Mering, zaangażowany obecnie w walkę z Nergalem vel Holocausto vel Adamem Darskim czyli “satanistą” z telewizji Juliusza Brauna to TW „Lucjan” – wynika z akt IPN. Jak podawała 7 maja 2008 Polska Agencja Prasowa: „Współpracował też z PRL-owskim wywiadem podczas pobytu we Francji. Z dokumentów zgromadzonych w teczce kontaktu operacyjnego „Lucjan” wynika, że ks. Wiesław Mering został zwerbowany w drugiej połowie lat 70. Według wydziału IV KWMO w Gdańsku, współpraca z TW „Lucjanem” była operacyjnie wartościowa. Oficer prowadzący, porucznik T. Michalczyk odnotował, że “w trakcie dotychczasowej współpracy T.W. nie był wynagradzany. Z okazji ukończenia pracy doktorskiej i jej obrony itp. otrzymał nagrody rzeczowe”. – W trakcie pracy z TW nie stwierdzono elementów dekonspiracji – raportował oficer prowadzący. Hierarcha zaprzecza, że był agentem komunistycznej bezpieki.” Powstaje pytanie czy kreowanie tego biskupa na obrońcę katolicyzmu to efekt jego przemiany, czy kolejna gra operacyjna? autor NCZ

Palikot traci grunt pod nogami? "Zostanie zmieciony Już kilka dni po wyborach widać, że zwycięstwo spotęgowało jeszcze arogancję PO. Kompletny brak odpowiedzialności za cokolwiek. Równocześnie spokojne przyjrzenie się drużynie, którą do sejmu wprowadził PiS pozwala dostrzec, że są tam ludzie znacznie bardziej kompetentni niż poprzednio. A Palikot, w sytuacji, gdy media (dopiero teraz!) zaczynają pisać o miałkości jego przesłania i drużyny, zostanie zmieciony przez powagę wyzwań stojących przed Polską! - analizuje prof. Jadwiga Staniszkis w felietonie dla Wirtualnej Polski. "Ludzie są tak zdesperowani, że już w nic i nikomu nie wierzą. Jakość państwa jest im obojętna. Liczą tylko na siebie". Tak wyjaśnił zwycięstwo partii władzy, jeden z moich przypadkowych rozmówców dzień po wyborach. Ale dziś, już kilka dni po wyborach widać, że to zwycięstwo spotęgowało jeszcze arogancję PO. Kompletny brak odpowiedzialności za cokolwiek. Za nieudolne reformy w służbie zdrowia zostaje się marszałkiem. Za brak nadzoru w MON - senatorem. A równocześnie media dopiero teraz, (bo nie chciały szkodzić Tuskowi) zaczynają pokazywać, że jego rządy pogorszyły wszystkie możliwe wskaźniki pozostawione przez rząd PiS: złotówka jest słabsza, deficyt podwojony, dług publiczny wyższy o prawie 300 mld zł i stanowi już prawie 54% PKB, wzrost PKB niższy o 3% niż w 2007, a bezrobocie wyższe i inflacja prawie podwójna. Mimo astronomicznego zadłużenia prognozy pokazują, że sytuacja jeszcze się pogorszy. Bo zachowawcza i antyrozwojowa polityka Tuska (i marny skład jego zaplecza) nie rokują odwrócenia tych tendencji. Choćby informacja o nominacji na stanowisko nowego szefa Nadzoru Finansowego osoby znanej, jako finansista i administrator, (ale bez wiedzy o ekonomii instytucjonalnej w wymiarze międzynarodowym, jaką miał Kluza) jest sygnałem potwierdzającym tę pesymistyczną diagnozę. Zróżnicowana geneza i struktura deficytów w poszczególnych krajach powoduje, że nie można wszystkim narzucać tych samych parametrów. To nowa fala przemocy strukturalnej. Trzeba uelastyczniać i indywidualizować, a nie ujednolicać. Nawet eurodeputowana PO Danuta Hübner krytykuje mechaniczne kary wprowadzone w "sześciopaku", którym chlubi się Tusk. Bo na deficyt trzeba patrzeć w perspektywie regionów, a nie państw i zawsze pod kątem skutków dla rozwoju. Równocześnie spokojne przyjrzenie się drużynie, którą do sejmu wprowadził PiS pozwala dostrzec, że są tam ludzie znacznie bardziej kompetentni niż poprzednio. I co najważniejsze bardziej samodzielni i aktywni, bo wiedzą, po co tam poszli. Już dziś Jan Tomaszewski (słynny bramkarz, dziś poseł PiS) zaczął realizować swoją wizję naprawy PZPN. Grupa posłów z dawnego CBA będzie energicznej i skuteczniej realizować kontrolną rolę sejmu - także wobec rządu. Posłowie-prawnicy są gwarancją, że PiS będzie walczył o maksimum suwerenności przy "europeizacji" konstytucji: choćby na poziomie, jaki zagwarantowali sobie Niemcy. I mam nadzieję, że Prezydent Komorowski będzie takiej opcji sprzyjał. A Palikot, w sytuacji, gdy media (dopiero teraz!) zaczynają pisać o miałkości jego przesłania i drużyny, zostanie zmieciony przez powagę wyzwań stojących przed Polską! Prof. Jadwiga Staniszkis

Cuda na kiju Minęło zaledwie kilka dni od wyborów, a już się cuda dzieją niesłychane. Same dobre wieści.

1. Oto dzisiaj w Rzeczpospolitej pojawiła się informacja: "Fiasko porozumienia klimatycznego bliżej". Nowo/stary premier elekt nie musiał, więc wypowiadać nawet umowy z Kioto, (kto wie, może nawet o tym pomyślał, zgasiwszy najpierw światło, by się nie przerazić widząc w lustrze swoją śmiałość).

2. Polska stanowczo pogroziła palcem Ukrainie i jest nadzieja, że piękną Julię wypuszczą z więzienia. Nie ma znaczenia, czy jest winna, (bo raczej na pewno jest), ani czy sąd zebrał wystarczające dowody. Nie do pomyślenia jest, by polityk w kolonizowanych przez zapad krajach odpowiadał za swe czyny przed sądem. Bo a nuż to się upowszechni? I co? Nasze politykiery od Balcerowicza przez Buzka po Tuska też mieliby odpowiadać za swe decyzje? No nie do pomyślenia. A'propos Buzka: właśnie zaczęto odbudowę kopalni Dębieńsko - jednej z, wielu, które on szczęśliwie zamknął (wydając na to coś kole 2mld). I gdzie teraz będzie zamykał to, CO2, które chciał wyłapywać z powietrza? Na szczęście chyba UE da sobie spokój z tym łapaniem (zbyt śmieszny dowcip na trudne czasy?).

3. Rozwiązała się też zagadka:, dlaczego NE pod wodzą panów Pelca i Mecha walczy z taką zajadłością o coś tak głupiego jak OFE:. Cezary Mech wyjaśnia: "W sytuacji, gdy brakuje podatników, a przyrasta ilość beneficjentów kluczowe dla utrzymania w ryzach poziomu opodatkowania jest utrzymanie części środków na emerytury z kapitału", Inaczej mówiąc:, na co nie wystarczą bieżące składki, to pokryją oszczędności z OFE. A skąd OFE weźmie, skoro zamiast pieniędzy ma obligacje? No jak to skąd? Z wykupu obligacji. A skąd państwo weźmie na wykup? No od podatników. A oni będą mieli? Oczywiście, przecież dzięki OFE nie będzie trzeba podnosić składek, (co prawda OFE weźmie swoją działkę w tym łańcuszku, ale nie bądźmy drobiazgowi). Jedyną zagadką pozostaje, dlaczego prof. Żyżyński upiera się, iż ekonomia jest nauką.

4. Największy szok jednak wywołują dość zgodne nawoływania wyborców PiS (tych słusznych i nie), by poświęcić się zgodnej pracy oddolnej, prowadzącej do wzrostu aktywności i świadomości obywateli. Czyżby jedyne 20 lat wystarczyło, by prawica zmądrzała? Nawet A. Ścios na chwilę przestał tropić spiski, by zakrzyknąć: "Każda gazeta, książka czy film wydane poza obiegiem propagandy mają odtąd wartość kamieni, z których powstanie solidna barykada. Stowarzyszenia i organizacje obywatelskie będą zaczątkiem wolnej społeczności, a oddolne inicjatywy i ruchy społeczne uderzą w monopol władzy. Podstawą takiej wspólnoty może być tylko rodzina, dom, środowisko zawodowe, krąg znajomych. Partia opozycyjna, jeśli chce przetrwać, musi zrezygnować z ciułania wyborców i zainicjować powszechny ruch obywatelski w oparciu o twardy, klarowny przekaz." Żeby jednak nie było niejasności, Autor twardo potępia wszystkich, którzy śmią krytykować Kaczyńskiego, żądając jego ustąpienia: "To głosy tych, którzy do dziś nie pogodzili się z faktem, że na pokładzie Tu 154 nie było dwóch braci Kaczyńskich". W komentarzach przystępuje zaś do tego, co wychodzi mu najlepiej, przywołując jeden z wcześniejszych tekstów o spisku informatyków. To zresztą jest wyjątkowo optymistyczne dla właścicieli NE, bo stanowi jawny dowód, że ich największy krytyk potrafi wypisywać niestworzone idiotyzmy (dla człowieka myślącego jest oczywistością, iż możliwość analizowania wyników aż do protokołów komisji okręgowych, które można sprawdzić, wyklucza fałszerstwo przy przetwarzaniu danych).

5. Nawet środowisko "Frondy" ogarnął hurra optymizm. Bo Braun obiecał wywalić Nergala, a w Sejmie jest dwa razy więcej zwolenników ochrony życia niż palikociarzy. Krzyż w sali sejmowej jest bezpieczny, bo PiS przyjął taką uchwałę, a do sejmu nie dostali się kandydaci z Ogólnopolskiego Ruchu Ateistyczno-Lewicowego ORAL. Przypadkiem współbrzmi to z optymizmem biskupa Pieronka, dla którego Palikot w sejmie to nie problem. Ja też uważam, że przynajmniej nie jest to taki problem, jak Pieronek w Episkopacie. Jerzy Wawro

”Zapomnijcie o Grecji, patrzcie na Chiny” Moises Naim, doradca w Carnegie’s International Economics Program, zajmujący się analizami globalnej gospodarki i polityki przestrzega, by zamiast koncentrować się na sprawach Grecji, baczniej przyglądać się temu, co dzieje się w Chinach. Jego zdaniem istnieją poważne symptomy świadczące o wyraźnym pogorszeniu się koniunktury w Chinach, rosnącym zadłużeniu państwa i przedsiębiorstw. Szerzy się także korupcja na niebywałą skalę. Te i inne niepokojące tendencje mogą – jego zdaniem – doprowadzić do wstrząsu w gospodarce chińskiej, a w konsekwencji – do wstrząsu na rynkach światowych. Naim pisze, że, „podczas, gdy uwaga świata koncentruje się na kryzysie w Grecji, liczącej zaledwie 11 mln ludności, w Chinach, w których żyje 1,34 mld ludzi pewne niepokojące symptomy mogą zostać przeoczone”. Jak zaznacza, jeśli „wysiądzie silnik gospodarki światowej, to konsekwencje będą dużo poważniejsze niż w przypadku greckiego kryzysu, nawet, jeśli weźmie się pod uwagę wpływ tego ostatniego na gospodarkę europejską? Doradca Carnegie Economic’s Program wymienia kilka niepokojących symptomów świadczących o pogarszaniu się sytuacji w Chinach: produkcja spadła już trzeci miesiąc z rzędu, kończy się boom budowlany, ceny nieruchomości gwałtownie spadają, a firmy mają problemy z dostępem do pożyczek i kredytów. Lokalny dług publiczny sięga obecnie 27 proc. PKB, z czego – według ekspertów – 80 proc. tego długu nie uda się odzyskać. Ceny akcji firm chińskich na nowojorskiej giełdzie gwałtownie poszybowały w dół, na wieść o wykryciu przez organy regulacyjne giełdy poważnych błędów w księgach rachunkowych notowanych spółek. Naim przywołał opinię gazety „The Financial Times”, wieszczącej pojawienie się kolejnej fali uderzeniowej kryzysu, która przetoczy się przez rynki finansowe na całym świecie. Starszy doradca w Carnegie’s Economics program nie chce mówić, że Chiny zmierzają ku przepaści, jednak jak podkreśla, jest duże prawdopodobieństwo, że wkrótce nastąpią perturbacje na rynku chińskim, które z pewnością będą mieć konsekwencje finansowe, środowiskowe, społeczne i międzynarodowe.

Załamanie na giełdzie pochłonie oszczędności ludzi. Może jego zdaniem dojść do jakiejś katastrofy infrastrukturalnej, która sprawi, że miliony ludzi wyjdą na ulice, To z kolei może być iskrą wzmagającą kryzys wewnętrzny, który następnie rozprzestrzeni się na cały świat. Obecnie poważnym problemem w Chinach jest narastająca inflacja i korupcja. Gwałtownie wzrosły ceny żywności. Narasta także dysproporcja w zamożności pomiędzy osobami pracującymi w mieście a rolnikami. Problem korupcji jest tak dotkliwy, że praktycznie dotyczy wszystkich dziedzin życia. Władze nie są w stanie z nim walczyć. Kary śmierci dla przekupnych urzędników nie działają już odstraszająco. Naim przypomina, że korupcja na niebywałą skalę była przyczyną upadku reżimów w Tunezji i w Egipcie. Obawia się, że również w Chinach może ona doprowadzić do gwałtownych protestów obywateli, którzy coraz chętniej wychodzą na ulice, domagając się swoich praw. Źródło: RealWorld com, AS

http://www.piotrskarga.pl

Z profesorem Janem Dzięgielewskim o tezach francuskiego historyka dotyczących demokracji w dawnej Polsce rozmawia Jakub Brodacki JB: No a jak to jest z tą nietolerancją? Czy istotnie Zygmunt III marzył o likwidacji prawosławia? Czy równoprawność narodów w Rzeczypospolitej była mitem? JD: Coraz częściej ostatnio zaskakują nas twierdzenia kwestionujące fakty pokojowego współistnienia wyznań i narodów tworzących Rzeczypospolitą. Czynione są jednakzastrzeżenia o względnej tolerancji w XVI w., szczególnie w czasach Zygmunta Augusta, a także uwagi, że w całej Europie w epoce wczesnonowożytnej w tych sprawach było nie najlepiej. Nie znam natomiast wypowiedzi żadnego historyka,który postawił by sprawę tak zdecydowanie, jak Profesor Beauvois…

JB: Według niego tolerancja religijna w I Rzeczypospolitej była mitem. Głównym zaś odpowiedzialnym za upowszechnienie tego „przekonania” był Janusz Tazbir. JD: Profesor Tazbir jest niewątpliwie największym geniuszem słowa wśród polskich historyków (gruba przesada – Piotrx) i swymi dziełami przyciągnął wielu, m.in. i mnie, do zajmowania się staropolską problematyką wyznaniową. Nie sądzę jednak, aby zdołał przekonać wszystkich piszących, że „Polska nie miała wojen religijnych”, gdyby rzeczywiście one w Rzeczypospolitej były. Janusz Tazbir, jego liczni poprzednicy i ci, co dołączyli się w ostatnim okresie do zgodnego chóru powtarzającego ową tezę, posiadają, dlatego tak wielką siłę oddziaływania, ponieważ mówią o FAKTACH. Daniel Beauvois sugeruje, co innego, stwierdził, bowiem że w okresie, którym się zajmuje było „wiele konfliktów religijnych”…

JB: Konflikt może być równoznaczny z wojną… JD: Różnimy się widocznie z Profesorem Beauvois w rozumieniu pojęć: „konflikty religijne”, „wojny religijne”. Konflikty religijne są faktami incydentalnymi, na małą skalę, a ich uspokojenie następuje w wyniku decyzji administracyjnych, postanowień sądowych, w najgorszym przypadku przy użyciu sił policyjnych. W państwach wielowyznaniowych są one w zasadzie nieuchronne. Zdarzają sie nawet we współczesnej, tolerancyjnej Francji, wywołane choćby decyzją o zakazie noszenia czarczafów, czy widocznych symboli innych religii. O wojnach mówimy wówczas, kiedy uczestniczą w nich siły zbrojne, dochodzi do bitew, a ich zakończenie wieńczy traktat. W czasach wczesnonowożytnych regularne i często długoletnie wojny religijne miały miejsce w Rzeszy Niemieckiej, w Czechach, Francji, Niderlandach. Krwawe prześladowania z powodów wyznaniowych, prowadzone na rozkaz władców przez państwowy aparat represji, często zdarzały się w Anglii, państwach Półwyspu Apenińskiego, w Moskwie. W wielu krajach zostały wydane akty nakazujące wygnanie członków jednego lub wielu wyznań. Wszędzie zaś poza Rzeczypospolitą i Siedmiogrodem prawa polityczne przysługiwały wyłącznie wyznającym religię panującą. Tak zdecydowane działania władz państwowych na Zachodzie, szczególnie w XVI i pierwszej połowie XVII stulecia, wynikały z braku tradycji współżycia w jednym państwie więcej niż jednego wyznania chrześcijańskiego. A także z
ówczesnych doktryn prawnych uznających zagrożenie dla bytu państwowego w wielości owych wyznań. Długoletnia praktyka koegzystencji w monarchii Jagiellonów poddanych wyznających katolicyzm i prawosławie, nie skłaniała do obaw, że z samego faktu wielowyznaniowości może wynikać zagrożenie dla spoistości państwa. Poza tym, w Królestwie Polskim, a także i w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, przywileje i konstytucje gwarantowały wszystkim członkom stanu szlacheckiego, bez względu na wyznawaną wiarę i pochodzenie etniczne, jednakowe wolności i prawa. Niewielkie ograniczenia prawosławnych w Wielkim Księstwie Litewskim zostały ostatecznie zniesione przez Zygmunta Augusta przed Unią Lubelską. Dlatego też ostatni Jagiellonowie w zwalczaniu Reformacji poprzestali w zasadzie na wydaniu edyktów antyreformacyjnych. Brzmiały one nawet groźnie, ale miały w istocie ograniczone znaczenie praktyczne, gdyż od 1505 r. prawa publiczne mógł stanowić jedynie sejm. Przez długi czas dość biernie zachowywała się też hierarchia Kościoła katolickiego, a jeszcze bardziej prawosławnego. Wszystko to sprawiło, że w pierwszych latach II połowy XVI w. zbory reformowane uzyskały znaczące miejsce w strukturze wyznaniowej Rzeczypospolitej. Nie udało się jednak doprowadzić do zjednoczenia wyznań wywodzących się z reformacji. A także do ograniczenia praw Kościoła katolickiego i do sekularyzacji podstawowego trzonu jego dóbr. W takim stanie rzeczy uchwalona została w 1573 r. słynna Konfederacja Warszawska. Legalizowała ona te z wyznań chrześcijańskich, które nie miały dotąd formalnego uznania. Według ewangelików, braci czeskich i braci polskich miała być też aktem gwarantującym im równouprawnienie z Kościołami „starymi”. Tak nowatorska interpretacja po Soborze Trydenckim nie mogła jednak zostać zaakceptowana przez hierarchię katolicką. Biskupi godzili się natomiast na tolerowanie innowierców w praktyce, a także na zobligowanie prawem króla do utrzymywania pokoju wyznaniowego w kraju. Należy też z całą mocą przyznać, że władcy Rzeczypospolitej (i podległe im urzędy) sami praw żadnego z wyznań nie naruszali, co w ówczesnej Europie było czymś wyjątkowym. Konfliktom wyznaniowym nie byli jednak w stanie zapobiegać, ani też zawsze je rozwiązywać w sposób, który usatysfakcjonowałby całkowicie strony. W państwie wielowyznaniowym, w którym obywatelom przysługują wolności wyznania i wolności słowa, łatwo dochodzić mogło do obrazy uczuć religijnych. Wystarczyło przypadkowe uszkodzenie wizerunku świętego, czy określenie reformatora słowem, które jego zwolennicy uznali za obraźliwe.

Podobnie jak np. wszczęcie sprawy sądowej o kościół, zamieniony uprzednio na zbór przez pana korzystającego z prawa patronatu do beneficjum z tą świątynią związanego, dla jednych było działaniem na rzecz przywracania sprawiedliwości, dla innych zamachem na Konfederację Warszawską. Zdarzały się też konflikty poważniejsze – tumulty religijne. Były one jednak zdecydowanie potępiane, także przez zwierzchników wyznań, których członkowie ponosili główną winę za ich wywołanie.

JB: A wygnanie Arian? Nie jest to przykład rażącej nietolerancji? JD: Istotnie, w Rzeczypospolitej zaistniały też dwa fakty, które całkowicie zasługują na miano nietolerancyjnych. Była to ustawa sejmu 1658 r. nakazująca braciom polskim bądź zmianę wyznania na prawdziwie chrześcijańskie, bądź w ciągu trzech lat opuszczenie kraju. Drugim było postanowienie sejmu konwokacyjnego 1733 r. ograniczające prawa polityczne szlachty prawosławnej i ewangelickiej. Pewnym usprawiedliwieniem naszych przodków było to, że decyzje podejmowali w rezultacie doświadczenia negatywnych zachowań współobywateli-innowierców. [Powiedzmy jasno: arianie zdradzali Polskę - admin] W przeciwieństwie do apriorycznego postępowania władców innych ówczesnych krajów, gdzie sam fakt posiadania władzy był wystarczającym uzasadnieniem do narzucania poddanym własnego wyznania, co miało zwiększyć skuteczność rządzenia. Od niedawna zresztą taka postawa znajduje zrozumienie wśród znacznej części intelektualnych elit europejskich. Jeszcze w podręcznikach sprzed II wojny, rozdziały przedstawiające wydarzenia z lat trzydziestych XVI w. – pięćdziesiątych XVII w., nosiły tytuły w rodzaju: Epoka wojen religijnych. Obecnie trudno byłoby je znaleźć. Dzisiaj nie należy do dobrego tonu mówienie o narzucaniu siłą wyznania panującego. Dziś poprawność nakazuje takie działania określać mianem konfesjonalizacji i wskazywać, iż służyły one „modernizacji państw”. Okazuje się, że taka pobłażliwość nie dotyczy jednak Rzeczypospolitej. W jej dziejach nawet najdrobniejszy konflikt wyznaniowy był przejawem „braku tolerancji”.

JB: Beauvois aż dwukrotnie wskazał na Unię Brzeską, jako „instrument likwidacji prawosławia”. Bowiem „w pierwszej połowie XVII w. prawosławnemu klerowi konfiskowano cerkwie i przekształcano je w kościoły greko- lub rzymskokatolickie. Niszczono hierarchię prawosławną”… JD: Panie Jakubie, głównym twórcą Unii Brzeskiej był episkopat prawosławny Rzeczypospolitej! Gdyby nie odpowiedział on pozytywnie na wezwanie Stolicy Apostolskiej – zobowiązanej przecież do starań o jedność chrześcijan – do unii by nie doszło. Jednym zaś z głównych powodów, który, poza działaniem Ducha Świętego, wywarł decydujący wpływ na postawy biskupów, była nadzieja na wyprowadzenie Cerkwi z bardzo głębokiego kryzysu. Ziściła się ona tylko częściowo i po wielu latach. W pierwszym okresie po 1596 r. zamiast poprawy nastąpił zamęt. Okazało się, bowiem, że większa część niższego duchowieństwa i wiernych świeckich nie poszła za głosem swych duszpasterzy, lecz za głosem księcia Konstantego Wasyla Ostrogskiego, największego w kraju potentata i głównego protektora prawosławia. W konsekwencji, do 1635 r. obie strony prowadziły bardzo zacięte spory na sejmikach i sejmach. W trakcie zatargów o świątynie i beneficja dochodziło nawet do rozlewu krwi. Stroną poszkodowaną takich tumultów, zwłaszcza, gdy w roli opiekunów prawosławia poczęli występować Kozacy, najczęściej byli unici. Natomiast „niszczenia hierarchii prawosławnej” w Rzeczypospolitej nie było. Biskupi, którzy uzyskali swoje godności zgodnie z obowiązującym prawem, duszpasterzowali w swych diecezjach do śmierci. Dotyczyło to władyków lwowskiego i przemyskiego, którzy odstąpili od jedności z Rzymem w 1596 r., oraz kolejnego rządcy diecezji lwowskiej, który został nominatem królewskim, jako unita, ale święcenia przyjął z rąk hierarchów prawosławnych i stał się duszpasterzem dyzunitów. Król Zygmunt III uniemożliwił jedynie objęcie diecezji przez duchownych wyświęconych w 1620 r. przez patriarchę Teofanesa. Przede wszystkim, dlatego, iż naruszało to uprawnienia urzędu monarszego. Szlachta prawosławna miała pełną tego świadomość, dlatego, gdy Władysław IV reaktywował hierarchię, nie wysunęła nieuznawanych przez państwo władyków, nawet na kandydatów do godności biskupów.

JB: A dlaczego nie przyjęto biskupów prawosławnych do senatu? JD: Od kiedy senat na przełomie XV i XVI stulecia stał się stanem sejmującym, każda zmiana składu członków tej izby wymagała zgody całego sejmu, a o to było bardzo trudno. Nawet hetmani, których pozycja w państwie od schyłku XVII w. była ogromna, do senatu z racji urzędu hetmańskiego weszli dopiero w 1764 r. W sytuacji, gdy w sejmie funkcje parlamentarne pełnili z jednej strony niechętnie nastawieni doCerkwi, a z drugiej przeciwnicy Unii, o dopuszczeniu biskupów tych wyznań do senatu mowy być nie mogło. Przecież decyzję trzeba było podjąć jednogłośnie…

Smoleńsk: tajemnica ocalonych Marszałek Komorowski planował na początku kwietnia 2010 r. oddzielny lot na obchody 70 rocznicy zbrodni katyńskiej. Nie chciał lecieć 10 kwietnia z prezydentem Kaczyńskim Tu-154M 101. Nie poleciał też tupolewem 7 kwietnia z premierem Tuskiem. Z jakiego powodu? Jest jakaś tajemnica w organizacji trzech wizyt państwowych z okazji tej samej rocznicy. MSZ, Kancelaria Sejmu i Kancelaria Prezydenta nie odpowiedziały na pytania „GP” w sprawie planowanej wizyty marszałka Komorowskiego. Nie wiemy, więc, jeśli lot zaplanowano, kiedy miał się odbyć i dlaczego nie doszedł do skutku. Dlaczego ówczesny marszałek polskiego parlamentu nie chciał lecieć ani z prezydentem, ani z premierem Tu-154M 101?

Jedna rocznica, trzy wizyty Według naszych informacji, Departament Wschodni MSZ w piśmie z 28 stycznia 2010 r. informował: „W związku z planowanymi obchodami 70 rocznicy Zbrodni Katyńskiej, Departament Wschodni przekazuje w załączeniu kopie pism z Kancelarii Prezydenta RP i Kancelarii Sejmu RP, dotyczące planowanego udziału Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w uroczystościach w Katyniu oraz wizyty Marszałka Sejmu RP Pana Bronisława Komorowskiego w Ostaszkowie i Miednoje”. W tym samym czasie Kancelaria Sejmu zawiadamiała ambasadora RP w Moskwie, Jerzego Bahra: „Informuję, że na początku kwietnia br. w związku z obchodami 70 rocznicy Zbrodni Katyńskiej planowana jest wizyta Marszałka Sejmu RP Bronisława Komorowskiego w Ostaszkowie i Miednoje”. Byłaby to, więc już trzecia wizyta najwyższych władz państwa polskiego na uroczystości w związku z tą samą rocznicą. Jest w organizacji tych trzech wizyt jakaś tajemnica i trudna do zrozumienia, bez znajomości właściwego klucza, logika. Nie chodzi tylko o to, że organizowano trzy delegacje władz państwowych na obchody tej samej rocznicy. Także zmieniające się w ostatniej chwili składy, zwłaszcza delegacji towarzyszącej prezydentowi, wycofywanie się niektórych osób wydaje się dziwne. Zastanawia również, że marszałek Sejmu i marszałek Senatu nie polecieli z prezydentem RP na tak ważną dla Polaków uroczystość.Na czym polegać miał ten rzekomy „bizantyjski” orszak, jak określił delegację patriotów towarzyszącą Lechowi Kaczyńskiemu marszałek Komorowski.

Zrezygnował na prośbę Tuska Skład delegacji z prezydentem Kaczyńskim docierał się do ostatniej chwili. Niektóre osoby z listy PO, jak Grzegorz Schetyna, Bogdan Klich, Rafał Grupiński (wszyscy PO) – niespodziewanie zrezygnowali z wylotu z prezydentem. Parlamentarzyści PO, Grzegorz Schetyna (ówczesny szef klubu parlamentarnego PO) i jego zastępca Rafał Grupiński, sami wcześniej zgłosili chęć udziału w delegacji z prezydentem 10 kwietnia. Pisał o tym w swoim piśmie do Lecha Kaczyńskiego 2 marca 2010 r. marszałek Bronisław Komorowski: „Kluby parlamentarne zgłosiły zainteresowanie udziałem w uroczystościach (…). Proszę o umożliwienie posłom skorzystania z wolnych miejsc w samolocie” – napisał Komorowski. Kancelaria Prezydenta odpowiedziała, że udostępni 12 miejsc w samolocie dla przedstawicieli parlamentu, po trzy dla każdego klubu. Kancelaria Sejmu przesłała wówczas gotową listę chętnych, na której znajdowali się właśnie m.in. Grzegorz Schetyna i Rafał Grupiński. Potem obaj politycy Platformy zrezygnowali z tego lotu. Grzegorz Schetyna (PO) oddał miejsce na liście prezydenckiej delegacji Grzegorzowi Dolniakowi (PO). Potem Schetyna tłumaczył w mediach, że premier prosił go, by leciał razem z nim z delegacją rządową. Z PO, oprócz Grzegorza Dolniaka, zostali desygnowani do lotu z prezydentem Sebastian Karpiniuk i Arkadiusz Rybicki.

Dziwne tłumaczenie ministra Klicha Jeszcze bardzie zastanawiające było wycofanie się w ostatniej chwili z delegacji 10 kwietnia 2010 r. ówczesnego ministra obrony, Bogdana Klicha. Klich, jak potem mówił, musiał odwiedzić w szpitalu w Krakowie chorą mamę. Nieobecność w Katyniu 10 kwietnia zarzucił kilka miesięcy później ministrowi obrony z mównicy sejmowej Antoni Macierewicz: – To pan podjął decyzję polecającą wszystkim dowódcom sił zbrojnych polecieć do Smoleńska i dopisał pan, „bo ja się też tam wybieram”. Oni polecieli, ale pan się nie wybrał – mówił Macierewicz. – Pan doskonale wie, że powodem mojej nieobecności w feralnym locie do Smoleńska była choroba mojej matki – odpowiedział z mównicy Bogdan Klich. Minister tłumaczył, że zaraz po weekendzie jego mama miała mieć poważną operację i że ostatni raz przed operacją widział ją w piątek. Skoro minister widział matkę w piątek, mógł w sobotę polecieć do Smoleńska, dopełniając tym obietnicy złożonej generałom. Nie poleciał. Z Krakowa dotarła do nas niepotwierdzona informacja, że minister Klich zamiast polecieć w sobotę do Katynia, oglądał mieszkanie, które zamierzał kupić w Krakowie. Zapytaliśmy o to ówczesnego ministra: „Czy 9 lub 10 kwietnia 2010 r. prowadził Pan w Krakowie rozmowy, odbywał spotkania dotyczące kupna lub wynajmu mieszkania poprzez agencję Nieruchomości Królewska 11 S.C. Małgorzata Bobola i Elżbieta Guzik? Jeśli tak, czy było to 9 czy 10 kwietnia i czy oglądał Pan w tym dniu proponowane mieszkanie lub mieszkania?”. Zamiast odpowiedzi ministra, otrzymaliśmy z Ministerstwa Obrony Narodowej oświadczenie agencji nieruchomości. Zdziwiło nas to, chodziło o proste zapewnienie samego ministra, gdyż do agencji możemy zwrócić się bezpośrednio. Napisaliśmy, więc jeszcze raz do ministra: „Czy może Pan Minister w 100 proc. z całkowitym przekonaniem zapewnić, że w sobotę 10 kwietnia 2010 r. nie oglądał Pan mieszkania w Krakowie? Jak wiemy z naszych źródeł, Pan Minister z uwagi na brak czasu mógł jedynie w soboty oglądać mieszkania, które Pana interesowały i robił Pan to. Zależy nam na jednoznacznej odpowiedzi, jeśli Pan Minister oczywiście pamięta to dokładnie”. Dostaliśmy odpowiedź MON: „Informuję, że zgodnie z oświadczeniem krakowskiej agencji nieruchomości minister B. Klich 10 kwietnia ub. roku nie oglądał żadnych mieszkań. (…) J. Sejmej Rzecznik MON”. Minister ponownie nie odpowiedział wprost na nasze pytanie, a rzecznik MON użył sformułowania „zgodnie z oświadczeniem krakowskiej agencji nieruchomości”, co nie tylko nie rozwiało naszych wątpliwości, ale je zwiększyło. Z jakichś powodów Bogdan Klich nie chciał odpowiedzieć jednoznacznie na nasze pytanie, choć mógł w ten sposób przeciąć wszelkie podejrzenia.

Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski

Kostki domina przewracają się dalej

1. Kilka dni temu pisałem, że mimo ogłaszania przez Kanclerz Angelę Merkel i Prezydenta Nicolasa Sarkozy kolejnych programów pomocowych dla krajów strefy euro, (których akceptowane wymusza się następnie na pozostałych 15 członkach tej strefy), jak kostki domina przewracają się elementy składowe europejskiego systemu finansowego. Przedwczoraj słowacki parlament odrzucił możliwość podwyższenia udziału tego kraju w Europejskim Funduszu Stabilizacji Finansowej (EFSF) z 4,4 mld euro do 7,7 mld euro. Upadł w ten sposób zaledwie po roku i czterech miesiącach rządzenia gabinet Ivety Radiczowej, ale odchodząca Pani Premier namawia w nerwowych konsultacjach opozycyjną lewicę do zorganizowania jeszcze jednego głosowania. Głównym przeciwnikiem takiego rozwiązania jest będąca do tej pory w rządzącej koalicji liberalna partia Wolność i Solidarność, na której czele stoi przewodniczący słowackiego parlamentu Richard Sulik, który od wielu miesięcy tłumaczy, że jego zdaniem najbiedniejsza wśród krajów strefy euro Słowacja, nie powinna spłacać długów znacznie od niej bogatszych państw takich jak Grecja czy Włochy. Tak przy okazji czy Państwo wyobrażają sobie taką debatę w polskim parlamencie, albo w mediach z poszanowaniem tych, którzy by takie poglądy wyrażali? A przecież w przypadku Polski ta składka na EFSF byłaby przynajmniej 4-krotnie większa niż w przypadku Słowacji i mimo tego ,że byłyby to tylko gwarancje to udzielenie gwarancji na 30 mld euro dla znacznie od nas zamożniejszych państw niż Polska, byłoby dla naszych finansów publicznych posunięciem wręcz samobójczym.

2. Z kolei w końcówce poprzedniego tygodnia agencja Fitch obniżyła ratingi Włoch i Hiszpanii aż o 2 poziomy, co bardzo źle rokuje rentowności papierów skarbowych tych krajów. Już od wielu tygodni EBC skupuje na rynku wtórnym obligacji tych dwóch krajów i dzięki wydaniu na ten cel kilkuset miliardów euro poziom ich rentowności utrzymuje się w przedziale 5-6%. Ale ten wykup nie może trwać wiecznie, a dług publiczny Włoch wynoszący 2 bln euro i Hiszpanii około 0,5 mld euro wymaga na jego obsługę emisji kolejny transz obligacji przynajmniej na kolejne kilkaset miliardów euro.

3. W tym tygodniu dwie agencje S&P i Fitch postanowiły obniżyć rating aż 10 banków hiszpańskich w tym dwóch czołowych Santander i BBVA, oceniając dodatkowo ich perspektywę, jako negatywną. Agencje te podkreślają, ze brak równowagi w hiszpańskiej gospodarce (niski wzrost gospodarczy, wysokie bezrobocie, duży deficyt sektora finansów publicznych) będzie negatywnie wpływał na sytuację finansową hiszpańskich banków. Złe aktywa tych 10 banków już w tej chwili są oceniane na przynajmniej 300 mld euro. Coraz częściej mówi się, że w najbliższych tygodniach podobne decyzje agencji ratingowych mogą dotyczyć kilku dużych banków włoskich i francuskich, a to byłoby już poważnym zagrożeniem dla całego systemu bankowego Unii Europejskiej.

4. Wszystko to, co dzieje się w strefie euro powinno być przyczynkiem do poważnej debaty o stanie naszego systemu finansów publicznych, a także systemu bankowego. Stan naszych finansów publicznych jest owiany ciągle tajemnicą, ale jest coraz bardziej prawdopodobne, że na skutek dewaluacji złotego i wysokiego udziału w długu publicznym tej części wyrażanej w walutach zagranicznych nie uda się utrzymać na koniec roku 2011 relacji długu do PKB poniżej granicy 55% a to oznacza, że budżet na 2013 rok musi być uchwalony bez deficytu. Jeżeli chodzi o stan systemu bankowego to jesteśmy ciągle zapewniani, że banki w Polsce (będące w większości spółkami córkami dużych banków zachodnioeuropejskich) są bezpieczne. Tylko niektórzy ekonomiści podkreślają, że w sytuacji poważnego zagrożenia dla spółek matek w krajach strefy euro, prawdopodobny jest odpływ kapitałów ze spółek córek, a to byłoby poważnym zagrożeniem dla całego systemu bankowego w Polsce. Można jednak odnieść wrażenie, że te przewracające się kostki domina w Europie rządzącej koalicji w Polsce, specjalnie nie interesują. Zbigniew Kuźmiuk

Pojednanie jak strzał w potylicę Strzał w tył głowy – to szczególnie ceniona przez komunistów metoda mordu. Wszędzie, dokąd dotarła „czerwona zaraza”, zostawiała po sobie stosy przestrzelonych czaszek. Materiały filmowe z egzekucji w Katyniu Sowieci przekazali towarzyszom chińskim w ramach pomocy i instruktażu przy likwidacji jeńców amerykańskich i południowokoreańskich. Tam, gdzie zbrodnicza idea komunistów natrafiała na opór, wdzierała się w ludzkie umysły w jedyny znany mordercom sposób – przez otwór w strzaskanej potylicy. Symbolem tej bandyckiej formy „edukacji” mógłby być major bezpieczeństwa państwowego Wasilij Błochin – specjalista katowskiego komanda wyznaczonego do likwidacji Polaków w Katyniu, który w swojej „karierze” osobiście zabił 50 tys. osób, mordując codziennie przez prawie 29 lat. Był wzorem komunistycznego kata, który za swoje zasługi dorobił się stopnia generała i najwyższych orderów Związku Sowieckiego.

Polityka robiona wstecz Nie ma wątpliwości, że 72 lata po zbrodni katyńskiej współczesna Rosja przyjmuje rolę wspólnika sowieckich ludobójców, a major Błochin będzie mógł wkrótce liczyć na poczesne miejsce w panteonie rosyjskich bohaterów. Od czasu objęcia władzy przez płk. Putina formuła sowieckiego historyka – marksisty Michaiła Pokrowskiego, iż „historia to polityka robiona wstecz”, stała się dewizą władz Rosji, a program odbudowy pozycji międzynarodowej i tworzenia nowej tożsamości narodowej Rosjan nabrał charakteru ofensywnego i rewizjonistycznego. Moskwa zaczęła dążyć do podważenia całego pozimnowojennego porządku także w wymiarze interpretacji historii. W skrajnych formach kremlowska propaganda stała się polityką obrony sowieckiej wersji przeszłości, której zakwestionowanie miałoby rzekomo prowadzić do „podważenia wszystkich decyzji, podjętych z udziałem ZSRR, podważenia jego podpisów pod kluczowymi dokumentami międzynarodowymi”. Odpowiedź rządu rosyjskiego udzielona Europejskiemu Trybunałowi Praw Człowieka w Strasburgu w związku ze skargą rodzin oficerów zamordowanych w Katyniu jednoznacznie wskazywała, że państwo Putina uznaje kłamstwo katyńskie za rację stanu Federacji Rosyjskiej. W 17-stronicowej odpowiedzi ani razu nie użyto słowa zbrodnia czy mord, napisano jedynie o „sprawie” lub „zdarzeniu katyńskim”. Uzasadniając odmowę ujawnienia dokumentów rosyjskiego śledztwa, władze Federacji powołały się na „ochronę interesów współczesnej Rosji”. Zdaniem Moskwy, postanowienie o umorzeniu z 2004 r. musi pozostać tajne, gdyż „zawiera tajemnice, których ujawnienie mogłoby przynieść uszczerbek bezpieczeństwu kraju”. To twierdzenie wskazuje, że istnieje historyczna i prawna ciągłość pomiędzy Związkiem Sowieckim a obecną Rosją, ukrywanie zaś prawdy o ludobójstwie jest dla władz Federacji Rosyjskiej kwestią dotyczącą bezpieczeństwa państwowego.

Uzasadnione ludobójstwo Zdaniem Rosjan „nie ma pewności, czy Polaków rzeczywiście rozstrzelano”, a nawet, czy zostali poddani jakimkolwiek represjom ze strony sowieckiego państwa. W roku 2008 prokurator Głównej Prokuratury Wojskowej Blizjejew podczas posiedzenia moskiewskiego sądu rejonowego stwierdził, że jeśli „hipotetycznie przyjąć, że polscy jeńcy mogli zostać zabici na polecenie władz, było to uzasadnione, bo część polskich oficerów stanowili szpiedzy, terroryści i sabotażyści. A przedwojenna polska armia była szkolona do walki ze Związkiem Sowieckim”. Rząd płk. Putina nie przewiduje także rehabilitacji zamordowanych, gdyż – jak tłumaczył przedstawiciel FR w Strasburgu – „nie udało się potwierdzić okoliczności schwytania polskich oficerów, charakteru postawionych im zarzutów i tego, czy je udowodniono”. Odmowa rehabilitacji oznacza, że zamordowani na mocy decyzji sowieckich sądów nadal formalnie pozostają przestępcami. Młodzież rosyjską uczy się dziś, iż mord w Katyniu był sprawiedliwą zemstą za zagładę wielu tysięcy Rosjan w polskiej niewoli po wojnie 1920 r. Naucza się również, że tamtą wojnę wywołała Polska, a nie Związek Sowiecki, oraz przekonuje, że ludobójstwa Stalina to nic innego jak „mądre działania przywódcy szykującego kraj do wojny”. Putinowska administracja tak dalece cofnęła się w fałszowaniu historii, że zapomniano, iż sami Rosjanie dwukrotnie przyznali się do ludobójstwa. Po raz pierwszy nastąpiło to w roku 1946 podczas procesu w Norymberdze, gdy sprawca zbrodni występował w roli prokuratora i sędziego we własnej sprawie. Wówczas strona sowiecka, chcąc przypisać mord Niemcom, nazwała go ludobójstwem. Powtórne przyznanie się nastąpiło 13 lipca 1994 r., gdy szef grupy śledczej Głównej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej płk Anatolij Jabłokow umorzył śledztwo katyńskie z powodu śmierci winnych. W postanowieniu o umorzeniu dochodzenia Stalin, Mołotow, Woroszyłow, Mikojan, Kalinin, Kaganowicz, Beria oraz inni funkcjonariusze NKWD, a także bezpośredni wykonawcy mordu zostali uznani za winnych popełnienia przestępstw opisanych w art. 6 Statutu Międzynarodowego Trybunału Wojennego w Norymberdze, który obejmuje zbrodnie przeciwko ludzkości, w tym ludobójstwo. Aleksander Ścios

Unia chce zabrać oszczędności Polaków Ekonomiści biją na alarm! Komisja Europejska chce ratować zagrożone kryzysem zagraniczne banki kosztem… oszczędności Polaków. Proponowane przepisy umożliwią, bowiem obcym bankierom wykorzystanie pieniędzy z należących do nich polskich banków na uzupełnienie strat poniesionych w krajach macierzystych. Przygotowany przez Komisję Europejską dokument „Unijne ramy zarządzania w sytuacji kryzysu w sektorze finansowym” pomoże zagranicznym bankom wyciągać pieniądze ze swoich polskich oddziałów. KE chce, żeby można było w ramach grupy bankowej swobodnie przerzucać środki z dobrze prosperującego banku w Polsce do będącego w tarapatach banku w innym kraju. To oznacza, że gromadzone przez lata oszczędności Polaków mogą ulotnić się jak kamfora. Groźbę tę dostrzega Komisja Nadzoru Finansowego. - Pomysły KE są niebezpieczne dla rynków goszczących, takich jak Europa Środkowo-Wschodnia. Nie powinniśmy płacić za problemy spowodowane przez kraje, w których nadzór bankowy nie był tak skuteczny jak w Polsce – stwierdza Stanisław Kluza, szef KNF.

Zachodnie banki mogą przenieść koszty kryzysu na Polskę - To bardzo realne i poważne zagrożenie dla naszych banków, bo będzie sprzyjało rozprzestrzenianiu się i przenoszeniu kosztów kryzysu na inne kraje – potwierdza jego obawy Ireneusz Jabłoński, ekspert ds. bankowości Centrum im. Adama Smitha. - Przepływ pieniędzy ma się odbywać na zasadach nierynkowych, czyli z „pokrzywdzeniem” banku przekazującego swoje środki. Nie ma też żadnych mechanizmów rekompensowania poniesionych strat dla kraju, z którego zostały przekazane pieniądze. Dlatego konieczne jest wręcz wprowadzenie zakazu swobodnego przekazywania pieniędzy w ramach jednej grupy bankowej w różnych krajach – dodaje. Prof. Elżbieta Mączyńska z SGH, szefowa Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, dostrzega kolejne zagrożenie. – Sytuacja, gdy banki wiedzą, że mogą liczyć na pomoc banków zależnych, sprzyja prowadzeniu przez nie ryzykownych posunięć. Jeśli zasadniczo nie zmienią się regulacje sektora bankowego, to zagrożenie operacjami spekulacyjnymi będzie narastało – mówi.

Bruksela nakłania do hazardu moralnego - Wprowadzenie tych regulacji byłoby niebezpieczne, bo będzie sprzyjało rozprzestrzenianiu się kryzysu i przenoszenia jego kosztów na inne kraje – uważa Ireneusz Jabłoński, ekspert ds. bankowości z Centrum im. Adama Smitha. - Rozwiązanie proponowane przez KE sprzyja tzw. hazardowi moralnemu, czyli pokusie nadużycia. Bo banki będą ryzykował wiedząc, że mogą pokryć ewentualne straty – mówi prof. Elżbieta Mączyńska, szefowa Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.

http://www.se.pl

Nagłe przyspieszenie w sprawie prokuratora Pasionka. Usłyszy zarzuty zanim zostanie rozpoznane zażalenie na jego zawieszenie Nadzorujący smoleńskie śledztwo prokurator Marek Pasionek 21 października ma usłyszeć zarzuty w wewnętrznym postępowaniu dyscyplinarnym. To wczorajsza decyzja wojskowej prokuratury, która dziwi o tyle, że dzień wcześniej Pasionek poznał termin rozpoznania zażalenia na jego powtórne zawieszenie. Nastąpi to 9 listopada. Po wyborach sprawa nadzorcy smoleńskiego śledztwa znacząco przyspieszyła. Prokurator został powtórnie zawieszony przed kilkoma tygodniami przez II instancję sądu dyscyplinarnego w prokuraturze wojskowej, którego skład został w dziwnych okolicznościach zmieniony – wyłączono dwoje prokuratorów z Warszawy, a na ich miejsce powołano dwóch z prokuratury poznańskiej, która prowadziła postępowanie dyscyplinarne, a w której wiele lat wiceszefem był Krzysztof Parulski. Poznań uchodzi za „teren Parulskiego”. NPW nie chce udzielać żadnych informacji w tej sprawie zasłaniając się tajemnicą nawet w kwestii składu sędziowskiego. Z naszych informacji wynika, że prokuratura wojskowa odstępuje od szukania dziury w całym i sprawdzania czy nadzorujący smoleńskie śledztwo ujawnił oficerowi FBI dane z postępowania w czerwcu 2010 roku. Pasionek najprawdopodobniej będzie oskarżany tylko o przecieki do mediów i składanie w tym zakresie fałszywych zeznań. A to właśnie spotkanie z kończącym misję w Polsce oficerem łącznikowym USA miało być powodem zawieszenia nadzorcy smoleńskiego śledztwa. Tak - na podstawie materiałów prokuratorskich - relacjonowała to "Gazeta Wyborcza". NPW nie prostowała, ale złożyła doniesienie do prokuratury cywilnej i ujawnienie przez "GW" tajemnicy postępowania. Pasionek nie mógł przekazać Amerykanom żadnych tajnych informacji, bo nie miał wtedy jeszcze do nich dostępu. Pierwszy raz zajrzał do tajnych akt postępowania ws. katastrofy dopiero po trzech dniach od spotkania w ambasadzie USA Jego rozmowa z kończącym misję w Polsce oficerem łącznikowym USA była tylko wysondowaniem procedury zwrócenia się do Waszyngtonu o pomoc w śledztwie. Zresztą, jak mogliśmy we wrześniu przeczytać w „Uważam Rze”, wbrew ustaleniom Pasionka z amerykańskimi agentami (i szefem NPW Krzysztofem Parulskim), nie skorzystano z uzgodnionej najskuteczniejszej i dyskretnej formuły przekazania danych między służbami obu krajów, a (decyzją Parulskiego) zwrócono się do Amerykanów z oficjalnym wnioskiem o pomoc prawną. Miało to być przyczyną braku spodziewanej odpowiedzi zza oceanu i nie przekazaniu polskim prokuratorom interesujących ich danych. zespół wPolityce.pl

Sromotna przegrana Barbary Dziwisz i małopolskich posłów PO. "Największa porażkę odnotował Ireneusz Raś" W kontekście relacji pomiędzy władzą świecka a kościelną kilka słów o wyborach w Małopolsce. Sromotną klęskę poniosła Barbara Dziwisz, kandydatka PO, która w rodzinnej Rabie Wyżnej zyskała zaledwie 11 % głosów. Pokonał ją były wójt tej gminy, Edward Siarka, kandydujący z listy PiS, który zyskał tutaj aż 57% głosów. Liczby te mówią same za siebie. Na Podhalu poległ także zaprzyjaźniony (i to bardzo) z kurią krakowską Tadeusz Patalita, b. burmistrz Mszany Dolnej i b. poseł PO. Pod Krakowem poległ z kolei inny poseł PO (b. burmistrz Skawiny i starosta), którego jego proboszcz, ks. prałat Edward Ćmiel zganił za głosowanie przeciwko obywatelskiemu projektowi w sprawie ochrony życia. Największa porażkę odnotował jednak Ireneusz Raś, brat sekretarza ks. kard. Stanisława Dzwisza, który, choć został posłem, to jednak całkowicie przegrał ze swoim towarzyszem partyjnym, Jarosławem Gowinem, rektorem Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera. Tego z kolei na łopatki położył kandydat PiS, Andrzej Duda. Dla ambitnego Gowina to kolejna bolesna przegrana, bo cztery lata temu poległ z starciu ze Zbigniewem Ziobro. Przypadki te pokazują, że aktywistom PO czepianie się księżowskich sukien nic nie dało, a „krakowska Magdalenka", czyli sojusz władz archidiecezji krakowskiej ze świeckim obozem władzy, przyniosła więcej kompromitacji niż pożytku. Dziennik Ks. Isakowicza-Zaleskiego

Jak wygląda czarny scenariusz? Jak w takim scenariuszu ochronić finanse swojej rodziny? Wielu analityków miota się w gąszczu nowych informacji, tu pada rząd Słowacji z powodu braku zgody na powiększenie funduszu antykryzysowego strefy euro, tam Komisja Europejska szykuje plan dokapitalizowania banków … rękoma rządów narodowych. Warto na chwilę się zatrzymać i zastanowić, jak to się może skończyć. W najnowszym Forbsie, który ukaże się niedługo jest mój felieton pt. Nadciąga finansowe tsunami. W tym felietonie pokazuję konsekwencje scenariusza, który w mojej ocenie ma prawdopodobieństwo około 1/3. Czyli bankructwo Grecji i Włoch, z haircutem długu w wysokości 75% i 50% odpowiednio. Jaki będą skutki? Szczegóły w Forbes, ale jednym ze skutków będzie następujący dylemat: rządy w wielu krajach UE będą musiały wybierać, czy dokapitalizować banki, wypłacić gwarancje depozytów, czy raczej wypłacić pensje urzędnikom i emerytury na czas i w pełnej wysokości. Oczywiście wtedy gwarancje depozytów staną się fikcyjne. Jak w takim scenariuszu ochronić finanse swojej rodziny? To jest bardzo dobre pytanie!

Dziennik Krzysztofa Rybińskiego

"Jeśli po każdych wyborach mamy słyszeć to samo usprawiedliwienie, to znaczy, że PiS nie ma żadnych szans na wyjście z opozycji" Jest oczywistą oczywistością, że PiS nie jest traktowany sprawiedliwie, a media w znakomitej większości opowiedziały się po stronie PO. Jeśli jednak po każdych wyborach mamy słyszeć to samo usprawiedliwienie, to znaczy, że PiS nie ma żadnych szans na wyjście z opozycji, bo znalazł sobie wygodny argument, którym można się przed sobą i światem wytłumaczyć z każdej porażki. Jeśli się w ogóle przyzna, że się poniosło porażkę, bo w tej sprawie nie ma w PiSie jednomyślności i całkiem sporo tam takich, którzy przekonują, że PiS wypadł świetnie, a przegrał Tusk. Taka postawa to gwarancja, że nic się nie zmieni. No, może poza wynikiem PiSu, który w kolejnych wyborach spadnie do poziomu żelaznego elektoratu (a to z pewnością dużo mniej niż 30%), może nawet doczekamy się systemu dwupartyjnego – po jednej stronie PO z tym, co jej się uda wydrzeć PiSowi, będzie robić za „liberalną centroprawicę”, po drugiej Palikot z Kaliszem na czele lewicy. I z otoczonym szczelnym kordonem sanitarnym PiS, z którym nikt się już nie będzie liczył. Moim zdaniem to całkiem realny scenariusz. (...) Jasne, Kaczyński jest demonizowany w równym stopniu jak Tusk jest idealizowany. To nie była równa rywalizacja, być może PiS nie miałby szansy jej wygrać, cokolwiek by zrobił. Tylko czy na pewno zrobił wszystko, żeby choćby zminimalizować klęskę? Bo, choć można zaklinać rzeczywistość, to jest klęska. Blogerka Kataryna

PJN z PRz i UPRem oraz KNP miałyby przynajmniej 15% Jest to jednoznaczny wniosek z owych „wyborów”, których nie ma najmniejszego nawet sensu unieważniać, jeśli wszystkie ugrupowania na prawo od obecnej sitwy parlamentarnej się do grudnia br. nie zjednoczą, aby startować ze wspólnej listy. Nikt nie ma najmniejszych nawet złudzeń, że gdyby tylko Kowal z Jurkiem i Józwiakiem oraz Korwinem nie wyświadczyli w tych pseudowyborach sabotażowo-rozłamowcowej „niedźwiedziej przysługi” formacjom na prawo od „bandy czworga” (tylko startowali samodzielnie do Senatu, skoro tylko tam nie muszą się ze sobą dogadywać), to teraz pozasystemowi Prawicowcy byliby kosztem PO-PiS’dowców i Palikmiota, (który automatycznie spadłby w wyniku tego w okolicę 5%) trzecią siłą w Sejmie RP, depcząc dosłownie po nogach mocno przez nich osłabionym POmyleńcom i Kaczystom, (którzy w wyniku tego już w 2015 roku robiliby tylko za marginalną opozycję dla takiego Przymierza Prawicy, jakie już od roku proponują, co bardziej rozgarnięci działacze ze wszelkiego typu środowisk antylewicowych).

http://www.prokapitalizm.pl/czy-powstanie-silny-blok-konserwatywno-wolnosciowy.html

Z powyższego linku jasno wynika, iż tj. sukces wyborczy AWSu w 1997 roku, czy SLD w 2001, bądź PiSu w 2005, a teraz PO w 2007-2011 jest wypadkową wyłącznie niepodważalnego faktu, mówiącego o tym, że jeśli realnie myśli się o rządzeniu w Polsce, to nie da się tego uzyskać bez uprzedniego szeroko zakrojonego porozumienia przedwyborczego (siła PO, PiSu, czy SLD zawsze tkwiła w ich jedności, skoro budowało je wiele współpracujących ze sobą ugrupowań, byle tylko dzięki temu osiągnąć możliwie jak najlepszy wspólny wynik, przyciągając do siebie możliwie najbardziej różnorodny elektorat). RAJan

Sodomici przeciwko wolności Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie aż tak niepokoiliśmy się wyborami. Scena polityczna po wyborach w zasadzie się nie zmieniła; nadal zewnętrzne znamiona władzy będą spoczywały w drapieżnych rękach tych, którym Siły Wyższe powierzyły je jeszcze w Magdalence, a którzy w zależności od potrzeby etapu zmieniają partyjne szyldy, kiedy stare już się dostatecznie zużyją i spłowieją. Jedyną nowością na tym firmamencie jest Ruch Palikota, byłego gwiazdora Platformy Obywatelskiej, który w pewnej chwili ze sponsora pobożnego i konserwatywnego tygodnika „Ozon” stał się politycznym ramieniem Nergala, uchodzącego w wielu środowiskach za przedstawiciela Belzebuba na Polskę, a w każdym razie – na województwo pomorskie. Zanim jednak to nastąpiło, Janusz Palikot został członkiem Komisji Trójstronnej, w której zasiadają osobistości o sporym ciężarze gatunkowym w światowej polityce. Co wśród nich robi Janusz Palikot, to znaczy, – na jakiej zasadzie owe osobistości uznały, że ktoś taki może być ich kolegą – trudno zgadnąć. Rzecz w tym, że inne osobistości z Polski, które w Komisji Trójstronnej zasiadają, dość łatwo przypisać do wyraźnego klucza. Taka dajmy na to, pani Rapaczyńska, zasiada w Komisji z klucza, jak to mówią – korzennego, to znaczy z powodu korzeni, jakimi może się poszczycić, albo, jak kto woli – wykazać. Ale już pan dr Olechowski, czy Marek Belka takich korzeni nie mają, podobnie jak Dariusz Rosati, czy Jerzy Baczyński, którzy w Komisji Trójstronnej też zasiadają. Ale pan dr Olechowski, podobnie jak prof. Belka, czy prof. Rosati mogą za to wylegitymować się pięknymi pseudonimami operacyjnymi, jakimi – zapewne „bez ich wiedzy i zgody” – obdarzyły ich PRL-owskie tajne służby. „Zachodzim w um z Podgornym Kolą, co ciągnie go do naszych dam. Przecież to barachło i chłam. A może oni takie wolą?” – zastanawiała się w poemacie „Caryca i zwierciadło” Caryca Leonida nad skłonnością Henry Kissingera do sowieckich dam. Może, – kto wie - ekscytuje się on również konfidentami? Zresztą nie musi to wcale wynikać z jakiejś wstydliwej skłonności. Obecność polskich konfidentów w Komisji Trójstronnej, podobnie jak w Klubie Bilderberg, stanowi przecież znakomitą poszlakę wskazującą, iż wszyscy poważni ludzie na świecie doskonale wiedzą, że rzeczywistą władzę w naszym nieszczęśliwym kraju sprawuje bezpieka, a nie żaden z naszych Umiłowanych Przywódców. To tylko „młodzi, wykształceni z wielkich miast” myślą, że z tymi wyborami to wszystko naprawdę. Zresztą mniejsza z nimi, bo przecież chodzi o Janusza Palikota. A on, na jakiej zasadzie tam trafił? Ani Żyd, ani konfident... chociaż – czego to ludzie nie gadają? No gadają, owszem, – ale jakby tak słuchać, co ludzie gadają, to gdzie byśmy zaszli? Bo przecież na członkach Komisji Trójstronnej nie mogła chyba zrobić wrażenia fortuna Janusza Palikota. Z taką fortuną to może on zadawać szyku w naszym nieszczęśliwym kraju, ale dla tuzów z Komisji Trójstronnej to nie jest żaden cymes zwłaszcza, że podobno mecenas Roman Giertych, jako pełnomocnik żony sporo piórek zdążył już z pawiego ogona powyskubywać. Zagadka to, zatem niesłychana, podobnie jak udział pana red. Baczyńskiego, czy przewielebnego ojca Macieja Zięby, który... ach, mniejsza z tym. Są na świecie rzeczy, które nie śniły się filozofom i jedną z nich jest właśnie udział w Komisji Trójstronnej Janusza Palikota, który zresztą sam też jest filozofem, co prawda biłgorajskim, niemniej jednak dyplomowanym. Więc Januszu Palikotu udało się w swoim Ruchu zgromadzić różne osobliwości, niekiedy tak wielkie, że dla niektórych trudno było nawet dobrać jakaś parę, stąd formacja ta może stać się pepinierą dla wszelkich możliwych sodomii i gomorii, podobnie jak pisma Emmanuela Kanta miały być prolegomeną do wszelkiej możliwej metafizyki. To może by nie było nic złego, bo zgromadzenie wszystkich sodomitów i gomorytek w jednym klubie parlamentarnym można by uznać za swego rodzaju czynność porządkującą, zwłaszcza, że sodomici ani gomorytki z zasady nie powinny się rozmnażać, chyba, że przez pączkowanie, więc pewnie, dlatego spostrzegawczy i prawdziwie męski Leszek Miller pociesza się, że Ruch Palikota jest partią jednego sezonu. Więc, jak powiadam, nawet podgarnięcie na kupkę tych wszystkich sodomitów i gomorytki nie byłoby takie złe, gdyby nie to, że zamierzają oni wykorzystać swoją chwilową pozycję w establishmencie do ograniczenia w naszym nieszczęśliwym kraju wolności słowa. Wynika to wyraźnie z deklaracji przywódcy nadwiślańskich sodomitów, pana Roberta Biedronia, że oprócz zwalczania bezrobocia chciałby się on w parlamencie zająć kryminalizacją „mowy nienawiści”, a więc – wprowadzeniem zakazu wszelkiej krytyki sodomitów i gomorytek pod rygorem odpowiedzialności przed niezawisłym sądem. Kto wie, może dzięki temu uda mu się, przynajmniej częściowo ograniczyć bezrobocie, skoro na przykład pozatrudnia bezrobotnych przy szpiegowaniu osób podejrzewanych o posługiwanie się „mową nienawiści”? W ten oto sposób do tematów tabu, jakie już to na drodze ustawowej, już to na drodze orzecznictwa sądowego, albo pragmatyki policyjnej wprowadzono w naszym nieszczęśliwym kraju, a więc – kłamstwa oświecimskiego, kłamstwa jedwabieńskiego, kłamstwa konfidenckiego, kłamstwa wałęsowskiego, kłamstwa michnikowskiego oraz terroryzmu stadionowego, dojdzie jeszcze jeden – w postaci zakazu sprzeciwiania się sodomitom, kto wie, czy nawet w sytuacji wskazującej na molestowanie? Jak bowiem w swoim czasie oświecił mnie pan pewien pan redaktor, tolerancja w dzisiejszych czasach nie polega już na cierpliwym znoszeniu czegoś, czym się brzydzę, co uważam za szkodliwe czy niebezpieczne, ale w imię wyższych wartości, na przykład – miłości bliźniego, czy pokoju społecznego cierpliwie znoszę obecność takich zjawisk w życiu publicznym – oczywiście do momentu, dopóki taki obrzydliwiec nie zaczyna ograniczać mojej wolności wypowiadania na ten temat swojej opinii. Teraz jest rozkaz, że tolerancja polega na akceptacji, więc tylko patrzeć, jak w ślad za kryminalizacją „mowy nienawiści” pojawi się następna inicjatywa ustawodawcza zmuszająca wszystkich normalnych ludzi do wychwalania sodomitów i gomorytek a każdego, kto się przed wygłaszaniem tych peanów migał, albo przynajmniej ociągał, wezmą w swoje obroty niezawisłe sądy. W takiej perspektywie ocena Ruchu Palikota musi być już znacznie surowsza. Okazuje się, że zasiadający w Komisji Trójstronnej biłgorajski filozof może znaleźć się w sytuacji ucznia czarnoksiężnika, który wyzwoli żywioły jeszcze bardziej demoniczne od Nergala, uchodzącego przecież za delegata Belzebuba na Polskę, a w każdym razie – na województwo pomorskie. SM

Małe oświadczenie Dziś wystąpiłem w PolSat NEWS – i nie jestem ze siebie zadowolony. Źle policzyłem czas. Prezenterka patrzyła na mnie ironicznie, gdy mówiłem, że liczyłem na 10-15% - a ja dla większego efektu odłożyłem na „za chwilę” wypowiedź; „Tak samo ironicznie patrzyłaby Pani na p.Janusza Palikota, który w momencie, gdy miał 2% w sondażach zapowiadał, że otrzyma 10-15%”. Odpowiedziałem najpierw na inne pytanie... i czas się skończył. Może ktoś to znalazł? Nadal uważam, że ten elektorat protestu, typu „Samoobrona”, o który przez trzy lata walczyłem szafując „złodziejami” - przepłynął do RJP. Nie z powodu błędów wyborczych, – lecz z powodu nie zarejestrowania się.. Biorąc to pod uwagę nie mam najmniejszego zamiaru wycofywać się z polityki – przeciwnie: czuję niezły wiatr w żaglach. La lutta continua! JKM

Tańczący w ciemnościach Energetyka jest dla gospodarki ważniejsza od finansów. Coraz częściej jednak na przeszkodzie w jej rozwoju stają obrońcy środowiska. Oto przykład Chile. W ubiegłą sobotę wieczorem dla 10 milionów Chilijczyków nagle zgasło światło. Stanęły kopalnie miedzi, zamilkły telewizory, pociemniały ulice, w nocnych lokalach Santiago młodzi ludzie tańczyli w ciemności wciąż witając odwróconą na drugiej półkuli wiosnę. Po kilku godzinach prąd powrócił, ale ta wielka awaria jest kolejnym sygnałem pogarszającej się sytuacji energetycznej tego najbogatszego w Ameryce Południowej kraju. Jest również bardzo symptomatyczna. Energia jest, bowiem dla Chile problemem najważniejszym. Kraj praktycznie nie ma żadnych paliw kopalnych i importuje 75% energii w postaci ropy, węgla i płynnego gazu LNG. Jedną z opcji w imporcie był gaz ziemny z sąsiedniej Argentyny. Odkąd jednak Argentyna najpierw mocno podniosła ceny eksportowe, a następnie wprowadziła subsydia gazowe u siebie, zwłaszcza dla przemysłu, co spowodowało skokowy wzrost konsumpcji, gazu na eksport już nie starcza. Polityczny realizm każe też Chilijczykom wykluczyć import gazu rurociągami z bogatej w energię Boliwii lub z Peru, dopóki wszystkie trzy kraje nie rozwiążą swoich sporów granicznych. A ponieważ spory te dotyczą terenów potencjalnie zasobnych w kopaliny, np. rudy metali, co dla wszystkich trzech państw jest podstawą bogactwa, łatwego i trwałego rozwiązania nie należy spodziewać się zbyt prędko. Poprzednie rządy w Chile zbudowały dwa terminale LNG wraz z zakładami jego rozprężania. Trochę to pomogło, ale LNG jest opcją kosztowną. Przez pewien czas bogate (jak na Amerykę Łacińską) Chile poważnie rozważało rozwój energetyki jądrowej. Sąsiednia Argentyna rozwija tę opcję z wielkim rozmachem. Ma już dwie pracujące elektrownie atomowe – Atucha I i Embalse, buduje trzecią – Atucha II, planuje kolejne. Wyznaczono, zatem pierwsze chilijskie lokalizacje i nawet już zaawansowano plany na kilka kontraktów, ale tegoroczne tsunami i dramatyczny przypadek elektrowni Fukushima-Daiichi położył im kres, i to zdaje się definitywnie. Chile jest jednym z najbardziej sejsmicznie aktywnych i narażonych na trzęsienia ziemi krajów na świecie, częścią tzw. ognistego pierścienia wokół Pacyfiku. Jest też praktycznie jednym długim wybrzeżem frontowym, jakby wymarzonym dla każdego uderzenia tsunami. Wybrzeże to prawie na całej długości opiera się o wysokie góry i Chile ma spory potencjał hydroenergetyczny, z którego już wytwarza ponad 40% swej elektryczności. Ale chilijscy zieloni, bardzo w tym kraju wpływowi i silni, stawiają gwałtowny opór wszelkim planom dalszego budowania tam i prowadzenia linii napowietrznych w jeszcze dość dziewiczej, mocno dżdżystej, słabo zaludnionej i bardzo pięknej południowej części kraju, gdzie takich możliwości jest najwięcej. W maju tego roku centroprawicowy rząd prezydenta Sebastiana Pinery zatwierdził plan budowy pięciu tam na dwóch dziewiczych rzekach południa tzw. Hidro Aysen (na drugiej półkuli południe oznacza zimniejszą część kraju). Miałyby one dostarczać 18.000 gigawato-godzin elektryczności rocznie, czyli prawie 1/3 obecnej konsumpcji kraju. Wymagałoby to jednak zalania 5.900 ha pięknych, dzikich dolin w chilijskiej Patagonii z bogatą endemiczną florą i fauną. Oburzenie publiczne i protesty są tak wielkie, że plan ten ma małe szanse realizacji. Już w zeszłym roku prezydent Pinera uległ naciskom ekologistów i zablokował budowę elektrowni węglowej w pobliżu rezerwatu przyrody morskiej na północ od Santiago. Decyzja ta bardzo zaniepokoiła firmy energetyczne, które widzą, że nawet pokonanie niebotycznych barier administracyjnych i dotkliwej a kosztownej w Chile mitręgi uzyskiwania rozmaitych zezwoleń, nie daje gwarancji powodzenia projektu, który może być zdjęty z planów w ostatniej chwili pod naciskiem coraz bardziej zuchwałych ekologistów. Chile ma jednak spory potencjał, aby sięgnąć po inne źródła energii odnawialnej, począwszy od energii słonecznej na gorącej pustyni Atakama poprzez geotermalne źródła w wulkanicznych okolicach Andów, aż po energię pływów morskich wzdłuż bardzo długiego wybrzeża Pacyfiku. Prezydent Pinera chce, aby z tych źródeł pochodziło 20% ogółu chilijskiej energii do roku 2020 (tu ciekawostka: pokrywa się to idealnie z celem wyznaczonym przez Brukselę dla wszystkich krajów UE). Dziś ze źródeł tych Chile pokrywa zaledwie 4% swego zapotrzebowania. Spełnienie prezydenckich ambicji będzie wymagać ogromnych subsydiów i nakładów, w tym na wielkie linie przesyłowe. Jeśli wzrost gospodarczy ma się utrzymać na obecnym, imponującym poziomie 6% rocznie, kraj musi podwoić produkcję energii elektrycznej w ciągu najbliższych 10 lat. Niestety, w tej sprawie Chilijczycy są bardzo silnie podzieleni i radykalizm na obu ekstremach sceny politycznej stale rośnie, zwłaszcza po stronie ekologistów, zostawiając niewiele miejsca na porozumienie i kompromis. Prezydent już w maju powołał specjalny komitet mieszany, który ma zaproponować rozwiązania, ale jak na razie generuje on głównie energię szybko rosnącego konfliktu.

Bogusław Jeznach

Słowacja jednak zasponsoruje bankrutującą UE kwotą 10% swego PKB! Wczoraj pisałem (LINK) o „słowackich patriotach” z parlamentu, którzy nie dali wyszlamować swego kraju w ramach internacjonalistycznej pomocy dla EFSF. Peany na ich cześć były przedwczesne. Wystarczyła ledwie doba i w ponownym głosowaniu poparli wyszlamowanie własnego kraju na rzecz bankrutującej UE dokładając z własnego budżetu 3,3 miliarda euro do Europejskiego Funduszu Stabilizacji Finansowej (EFSF), który teraz wyniesie skromne 400 miliardów euro. To i tak kropla w morzu potrzeb, bo by ocalić bankrutów trzeba skromne 2 biliony!!! (LINK). Okazało się, że cała słowacka obstrukcja była nie wyskokiem patriotyzmu, ale zimną kalkulacją socjalistów Roberta Fico, którzy przebierają nogami by wrócić do rządowego koryta a głosowanie było dla nich pretekstem do obalenia rządu i rozpisania nowych wyborów (wyjątkowo paskudna zagrywka). Ponieważ dostali, co chcieli, czyli dymisje gabinetu, więc bez oporów zagłosowali za szlamowaniem własnego kraju na rzecz euro-zony w dobę po pierwszym głosowaniu LINK. Obecnie Słowacja wesprze EFSF sumą 7,7 miliarda euro, co wyniesie 10% ich PKB!!! Teraz czekamy na deklaracje tow. Premiera Tuska i „prawie najlepszego ministra finansów UE” Jana (Jacka) Vincenta Rostowskiego (no PESEL), który już raz błysnął składając w imieniu polskich podatników gwarancje do EFSF na ponad 200 milionów euro na ratowanie bankrutów i to, pomimo że Polska dzięki Bogu nie należy jeszcze do bankrutującej euro-zony. 2-AM – blog

POJEDNANIE JAK STRZAŁ W POTYLICĘ Strzał w tył głowy - to szczególnie ceniona przez komunistów metoda mordu. Wszędzie, dokąd dotarła „czerwona zaraza”, zostawiała po sobie stosy przestrzelonych czaszek. Materiały filmowe z egzekucji w Katyniu, Sowieci przekazali towarzyszom chińskim w ramach pomocy i instruktażu przy likwidacji jeńców amerykańskich i południowokoreańskich. Tam, gdzie zbrodnicza idea komunistów natrafiała na opór, wdzierała się w ludzkie umysły w jedyny, znany mordercom sposób - przez otwór w strzaskanej potylicy. Symbolem tej bandyckiej formy „edukacji” mógłby być major bezpieczeństwa państwowego Wasilij Błochin - specjalista katowskiego komanda wyznaczonego do likwidacji Polaków w Katyniu, który w swojej „karierze” osobiście zabił 50 tysięcy osób, mordując codziennie przez prawie 29 lat. Był wzorem komunistycznego kata, który za swoje zasługi dorobił się stopnia generała i najwyższych orderów Związku Sowieckiego. Nie ma wątpliwości, że 72 lata po zbrodni katyńskiej współczesna Rosja przyjmuje rolę wspólnika sowieckich ludobójców, a major Błochin będzie mógł wkrótce liczyć na poczesne miejsce w panteonie rosyjskich bohaterów. Od czasu objęcia władzy przez płk Putina, formuła sowieckiego historyka – marksisty Michaiła Pokrowskiego, iż „historia to polityka robiona wstecz” stała się dewizą władz Rosji, a program odbudowy pozycji międzynarodowej i tworzenia nowej tożsamości narodowej Rosjan nabrał charakteru ofensywnego i rewizjonistycznego. Moskwa zaczęła dążyć do podważenia całego pozimnowojennego porządku, także w wymiarze interpretacji historii. W skrajnych formach kremlowska propaganda stała się polityką obrony sowieckiej wersji przeszłości, której zakwestionowanie miałoby rzekomo prowadzić do „podważenia wszystkich decyzji, podjętych z udziałem ZSRR, podważenia jego podpisów pod kluczowymi dokumentami międzynarodowymi”. Odpowiedź rządu rosyjskiego udzielona Europejskiemu Trybunałowi Praw Człowieka w Strasburgu, w związku ze skargą rodzin oficerów zamordowanych w Katyniu jednoznacznie wskazywała, że państwo Putina uznaje kłamstwo katyńskie za rację stanu Federacji Rosyjskiej. W 17-stronicowej odpowiedzi ani razu nie użyto słowa zbrodnia, czy mord, napisano jedynie o „sprawie” lub „zdarzeniu katyńskim”. Uzasadniając odmowę ujawnienia dokumentów rosyjskiego śledztwa, władze Federacji powołały się na „ochronę interesów współczesnej Rosji”. Zdaniem Moskwy postanowienie o umorzeniu z 2004 roku musi pozostać tajne, gdyż „zawiera tajemnice, których ujawnienie mogłoby przynieść uszczerbek bezpieczeństwu kraju”. To twierdzenie wskazuje, że istnieje historyczna i prawna ciągłość pomiędzy Związkiem Sowieckim, a obecną Rosją, zaś ukrywanie prawdy o ludobójstwie jest dla władz Federacji Rosyjskiej kwestią dotyczącą bezpieczeństwa państwowego. Zdaniem Rosjan „nie ma pewności, czy Polaków rzeczywiście rozstrzelano”, a nawet, czy zostali poddani jakimkolwiek represjom ze strony sowieckiego państwa. W roku 2008 prokurator Głównej Prokuratury Wojskowej Blizjejew podczas posiedzenia moskiewskiego sądu rejonowego stwierdził, że jeśli "hipotetycznie przyjąć, że polscy jeńcy mogli zostać zabici na polecenie władz, było to uzasadnione, bo część polskich oficerów stanowili szpiedzy, terroryści i sabotażyści. A przedwojenna polska armia była szkolona do walki ze Związkiem Sowieckim". Rząd płk Putina nie przewiduje także rehabilitacji zamordowanych, gdyż – jak tłumaczył przedstawiciel FR w Strasburgu - „nie udało się potwierdzić okoliczności schwytania polskich oficerów, charakteru postawionych im zarzutów i tego, czy je udowodniono”. Odmowa rehabilitacji oznacza, że zamordowani na mocy decyzji sowieckich sądów nadal formalnie pozostają przestępcami. Młodzież rosyjską uczy się dziś, iż mord w Katyniu był sprawiedliwą zemstą za zagładę wielu tysięcy Rosjan w polskiej niewoli po wojnie 1920 roku. Naucza się również, że tamtą wojnę wywołała Polska, a nie Związek Sowiecki oraz przekonuje, że ludobójstwa Stalina, to nic innego jak „mądre działania przywódcy szykującego kraj do wojny”. Putinowska administracja tak dalece cofnęła się w fałszowaniu historii, że zapomniano, iż sami Rosjanie dwukrotnie przyznali się do ludobójstwa. Po raz pierwszy nastąpiło to w roku 1946 r., podczas procesu w Norymberdze, gdy sprawca zbrodni występował w roli prokuratora i sędziego we własnej sprawie. Wówczas strona sowiecka chcąc przypisać mord Niemcom nazwała go ludobójstwem. Powtórne przyznanie nastąpiło 13 lipca 1994 roku, gdy szef grupy śledczej Głównej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej płk Anatolij Jabłokow umorzył śledztwo katyńskie z powodu śmierci winnych. W postanowieniu o umorzeniu dochodzenia, Stalin, Mołotow, Woroszyłow, Mikojan, Kalinin, Kaganowicz, Beria oraz inni funkcjonariusze NKWD, a także bezpośredni wykonawcy mordu zostali uznani za winnych popełnienia przestępstw, opisanych w art. 6 Statutu Międzynarodowego Trybunału Wojennego w Norymberdze, który obejmuje zbrodnie przeciwko ludzkości, w tym ludobójstwo. O tych faktach, – jako nieprzystających do idei „pojednania” i „dialogu” - polska opinia publiczna nie jest informowana. Od wielu miesięcy jesteśmy świadkami fałszowania prawdy na niespotykaną wprost skalę, ukrywania niewygodnych faktów i karmienia Polaków kłamstwami. Negatywną rolę w tym procesie spełniają członkowie tzw. polsko-rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych, z których większość została członkami Międzynarodowej Rady Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia – rządowej instytucji powołanej na wzór TPPR-u. Zamiast rzetelnego przekazu otrzymujemy bełkot o „otwartym stanowisku Rosji w sprawie Katynia” i zapewnienia najwyższych władz III RP o konieczności „pojednania, w imię przyszłości i ułożenia dobrych stosunków z rosyjskim sąsiadem”. Istnieje ogromny, rażący propagandowym fałszem dysonans między oficjalnymi gestami i deklaracjami władz państwowych, a rzeczywistym zachowaniem Rosji. Dzięki temu, polskie społeczeństwo jest utrzymywane w przeświadczeniu, jakoby Rosjanie dążyli do wyjaśnienia mordu na polskich oficerach i wykazywali w tej sprawie dobrą wolę. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że rosyjska polityka historyczna w sprawie Katynia zmierza do zamknięcia tematu i narzucenia interpretacji zgodnej z wolą kremlowskich decydentów. W listopadzie ubiegłego roku rzecznik MSZ Federacji Rosyjskiej Andriej Niestierienko wyjawił, czego płk Putin oczekuje od „polskich przyjaciół”:

„Rosja liczy na ostateczne rozstrzygnięcie kwestii katyńskiej z Polską” – powiedział Niestierienko. „Jesteśmy szczerze zainteresowani w skreśleniu tej sprawy z porządku dziennego oraz w rezygnacji z jej politykowania”. Rząd Donalda Tuska przyjmując ten dyktat współczesnej formy kłamstwa katyńskiego stawia się na pozycji władz PRL-u i nawiązuje wprost do praktyk państwa komunistycznego. Wystarczyło, zatem, że Rosjanie zanegowali definicję mordu katyńskiego, jako ludobójstwa, by wicemarszałek Niesiołowski przyznał, że „zbrodnia katyńska nie może być określana mianem ludobójstwa” i ocenił, że polscy oficerowie zostali zamordowani, bo „odmówili współpracy z komunistami”. Kilka miesięcy później minister spraw zagranicznych III RP oświadczył, że „istnieje pole do sporu czy Katyń był ludobójstwem”, zaś doradca w kancelarii Bronisława Komorowskiego zaczął dywagować o potrzebie „definiowania Katynia, jako zbrodni wojennej”. Ta nowa i równie haniebna forma fałszu przybiera postać zorganizowanej kampanii, o czym świadczy polityka prezydenckiego BBN-u, pod rządami gen. Stanisława Kozieja. To on – zdaniem historyka dr Leszka Pietrzaka, poddał cenzurze oficjalny dokument Biura sporządzony za czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Chodziło o powstały na kilka tygodni przed tragicznym lotem do Smoleńska raport zatytułowany "Ludobójstwo Katyńskie w polityce władz sowieckich i rosyjskich (1943-2010) „, autorstwa Leszka Pietrzaka i Michała Wołłejko W dokumencie omówiono politykę Rosji wobec zbrodni katyńskiej na przestrzeni prawie sześćdziesięciu lat oraz zarekomendowano prezydentowi RP działania w sprawie Katynia. „Bez względu na stanowisko strony rosyjskiej – można przeczytać w raporcie – „i przebieg obchodów rocznicy ludobójstwa katyńskiego, a przede wszystkim treści wystąpienia premiera W. Putina w Katyniu, Prezydent RP, przedstawiciele rządu powinni mówić jednym głosem i reprezentować jednolite stanowisko strony polskiej w kwestii Katynia. Stanowisko to najkrócej można zawrzeć w słowach: domagamy się i będziemy domagać od władz Federacji Rosyjskiej nazwania zbrodni katyńskiej ludobójstwem.” Nowy szef BBN gen. Stanisław Koziej zakazał autorom ujawnienia treści rozdziału piątego, w którym znajdowały się powyższe słowa i wyraził zgodę jedynie na ujawnienie czterech części. Sytuacja związana z raportem BBN jednoznacznie wskazuje, że obecny rząd nie ma zamiaru domagać się od Rosji wyjaśnienia sprawy mordu katyńskiego, a tym bardziej, uznania go za akt rosyjskiego ludobójstwa. Grupa samozwańczych autorytetów RP uznała, że sprawę Katynia należy zamknąć w imię „pojednania” i ułożenia wasalnych stosunków z rosyjskim reżimem. Historia, która ma „nie dzielić” - winna stać się kartą zamkniętą, zdławioną nakazem kazuistycznej moralistyki i mętnych interesów. Polakom mają wystarczyć puste, obłudne gesty kremlowskich przywódców traktujących Katyń, jako kartę przetargową. Przyznanie się sprawcy do winy - które w normalnych, cywilizowanych relacjach uchodziłoby za pierwszy i oczywisty krok, zostało sprowadzone do groteskowego wymiaru. Rząd Donalda Tuska uważa najwyraźniej, że ofiara rosyjskiego ludobójstwa musi być pełna wdzięczności za sam fakt, że kat wykrztusił z siebie częściowe przyznanie do zbrodni i nie powinna domagać się niczego więcej. Dla tego rządu aroganckie zachowania władz Kremla w sprawie Katynia, odmowa wskazania sprawców, ujawnienia akt a nawet wskazania miejsca pochówku – stanowią dostateczną podstawę do budowania „przyjaźni” polsko-rosyjskiej. Ta serwilistyczna postawa ma dziś swoich patronów, których nazwiska łączą haniebną klamrą okres PRL-u i III RP. Z jednej strony jest to Wojciech Jaruzelski, przestrzegający Polaków w roku 2008, „by nie zrazić Rosji przez pośpieszne dążenie do włączenia do NATO byłych państw sowieckich” – z drugiej – Bronisław Komorowski, który z tych samych przyczyn był przeciwny odsłonięciu tablicy ku czci Węgrów, którzy w czasie wojny polskobolszewickiej 1920 uratowali Polskę dostawami amunicji, czy Donald Tusk, odmawiający rodzinom ofiar Smoleńska ujawnienia tzw. raportu Milera „ze względu na rosyjskich partnerów”. Niewyobrażalna przepaść dzieli te stanowiska od postawy i słów prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który podczas wizyty w Gruzji w roku 2008 miał odwagę powiedzieć: "Stykałem się, jako polityk już i jako prezydent mojego kraju z takim przekonaniem, że Rosja ma jakieś szczególne prawo do godności. Ja chciałem zapytać, skąd ona się bierze? Kto Rosji dał to prawo? Dlaczego największe państwa europejskie sugerują, jakby Rosja miała tego rodzaju prawo, dlaczego Rosja może komuś dawać nauczki, to jest rzecz, którą trzeba odrzucić i dziś jest dobra okazja do tego, żeby to powiedzieć?. To przemówienie prezydenta RP wywołało wówczas wrzask polskojęzycznych propagandystów i popłoch politycznych kunktatorów, bełkoczących o „niedrażnieniu Rosji”. Taką samą reakcję słyszeliśmy we wrześniu 2009 roku, gdy Lech Kaczyński przypomniał skutki zbrodniczego paktu Ribbentrop – Mołotow i stwierdził: „To nie Polska powinna odrabiać lekcje pokory. Nie mamy do tego żadnego powodu. Powód mają inni. Powód mają ci, którzy do tej wojny doprowadzili, którzy tą wojnę ułatwili.” Postawa obecnych władz III RP w sprawie zbrodni katyńskiej, jest nie tylko wyrazem ich potwornej słabości, ale dowodzi dobrowolnej rezygnacji z obrony prawdy historycznej, polskiego honoru i polskich interesów. Propaganda rosyjska potrafi doskonale wykorzystać ten stan i uczynić z tematu Katynia skuteczne narzędzie w rękach kremlowskich „siłowników”. Od wielu lat ulegają jej nie tylko politycy państw Zachodu – gotowi każdy postępek Putina odczytać, jako „demokratyzację”, ale również rządy tych państw, których obywatele na własnej skórze doświadczyli dobrodziejstw komunistycznej doktryny, aplikowanej opornym przez otwór w potylicy. Przed dwoma laty rosyjski historyk Jurij Felsztyński w odpowiedzi na tchórzliwe deklaracje polskich oficjeli stwierdził: „Nie ma wątpliwości ani miejsca na dyskusje, czy okupacja Polski i masowe mordowanie ludności polskiej w 1939 było ludobójstwem. Oczywiście, że było”. Przypomniał również, że „Na Kremlu jest duża grupa osób, która sądzi, że okupacja Polski była dobrym politycznym posunięciem. W rządzie rosyjskim w otoczeniu prezydenta jest też grupa ludzi, która przekonuje, że kiedyś o te tereny znów będzie można się upomnieć”. Słów rosyjskiego historyka z pewnością nie rozumieją ci, dla których historia stosunków polsko-rosyjskich jest zbyt groźną przeciwniczką i nadto wymagającą nauczycielką. Jedno jest pewne. Jeśli dopuścimy, by relacje z Rosją nadal były kształtowane według wasalnych reguł, wkrótce symbolem „pojednania” z Moskwą może stać się postać majora bezpieczeństwa państwowego Wasilija Błochina. Aleksander Ścios

SPEC sprzedany po cichu Bez zbędnego rozgłosu i dyskusji – tak najczęściej zapadają kluczowe dla społęczeństwa decyzje, podejmowane przez rządzącą Platformę Obywatelską. Tak było i w Warszawie, gdzie prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, podpisała umowę o sprzedaży SPEC zagranicznej firmie. Stołeczne Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Warszawie, zostanie przejęte przez francusko-australijską firmę Dalkia, która wykupiła 85% akcji spółki za 1,44 miliarda złotych. Tym samym Gronkiewicz-Waltz oddała zagranicznemu kapitałowi kolejną spółkę, która przynosiła stałe dochody, a jednocześnie posiada monopol na dostawę ciepła ponad 1,7 miliona Warszawiaków. Firma bez kontroli miasta, może, więc podwyższyć ceny (tak stało się m.in. po prywatyzacji dostawcy energii, posiadającego również monopol na tą usługę), przed czym alarmowała opozycja w Radzie Miasta. Samorządowcy Prawa i Sprawiedliwości, wystąpili nawet z referendum w sprawie prywatyzacji, lecz jak zwykle rządzący odrzucili propozycję, mogącą zablokować ich interesy. Sprawa prywatyzacji spółki jest rozpatrywana przez sąd administracyjny, co nie przeszkodziło koalicji PO i SLD, doprowadzić już do sprzedaży spółki. Co ciekawe o ostatecznym podpisaniu umowy, nie wiedzieli nawet niektórzy radni Platformy, o czym możemy przeczytać w „Życiu Warszawy? Dla partii termin i tak był dogodny – podwyżki przed wyborami, zapewne nie wpłynęłyby dobrze na sondażowe słupki i ostateczny wynik, co jest oczywiście ważniejsze od interesu społecznego… Źródła: Życie Warszawy

Piksel Wyborczy Przypomnę, że spółka ATM jest producentem rejestratora lotniczego zamontowanego w samolocie Tu-154 M. Jeśli w najbliższych miesiącach nie nastąpią żadne przełomowe zdarzenia, ostatnią linią obrony grupy rządzącej może stać się sama procedura wyborcza. Warto pamiętać, że kluczowe znaczenie dla prawidłowego wyniku wyborczego będzie miał tryb przekazywania danych za pośrednictwem sieci elektronicznych, a następnie sposób ich obliczania przez Państwową Komisję Wyborczą. Tą procedurą partia opozycyjna zdaje się jednak w ogóle nie interesować. Tymczasem PKW dokonała już wyboru firm, które zajmą się obsługą październikowych wyborów. Łącza do sieci publicznej i infrastrukturę techniczną dla Krajowego Biura Wyborczego ma zapewnić spółka ATM.

A, wybrana w bezprzetargowym trybie zapytania o cenę. Przypomnę, że spółka ATM jest producentem rejestratora lotniczego zamontowanego w samolocie Tu-154 M. Po katastrofie smoleńskiej w mediach ukazała się informacja, że na pokładzie oprócz rosyjskich czarnych skrzynek znajdował się także polski rejestrator –ATM-QAR/R 128 ENC, zapisujący odczyty z urządzeń samolotu. Podczas katastrofy miał on ulec częściowemu zniszczeniu, ale ocalał nośnik, który umożliwił odczytanie danych. Formalnie rejestrator ATM należy do sił powietrznych, jednak faktyczną opiekę nad nim sprawowała Służba Kontrwywiadu Wojskowego. W marcu br.biegli zatrudnieni w ATM .S.A. odczytali informacje zapisane w czarnej skrzynce. Choć rzecznik NPW płk Zbigniewa Rzepa zapewniał wówczas, że opinia biegłych ma być gotowa w ciągu kilku dni, do dziś nic nie wiemy o efektach pracy ekspertów z ATM. Według komunikatu PKW wyboru oferty ATM. S.A. dokonano ze względu na niską cenę usługi. Z informacji  zamieszczonych na stronie spółki wynika, że nigdy wcześniej nie obsługiwała ona wyborów parlamentarnych. Drugą z firm wyłonionych do elektronicznej obsługi wyborów jest spółka cywilna  Pixel Technology. Ta łódzka firma już kilkakrotnie była bohaterem skandali związanych z wadliwym funkcjonowaniem systemu informatycznego. W 2002 roku Krajowe Biuro Wyborcze do współpracy przy wyborach zaprosiło samorządową organizację - Związek Powiatów Polskich, który za 6,5 mln zł miał skomputeryzować terenowe komisje wyborcze. Związek za ponad 3 mln zł zatrudnił, jako swoich podwykonawców programistów z Pixela.Oprogramowanie użyte przez firmę zawierało jednak błąd, który wpłynął na opóźnienie w obliczaniu wyników wyborów samorządowych. „Wadliwa architektura części stworzonego przez nas oprogramowania spowolniła przesyłanie danych wyborczych do centralnej bazy danych w Krajowym Biurze Wyborczym. Wpłynęło to także na nadmierne obciążenie systemu i spowolnienie przetwarzania w nim danych wyborczych" – stwierdził wówczas Tomasz Szeler, dyrektor Pixel Technology s.c. w oficjalnym komunikacie przekazanym PAP. PKW zadecydowała, że sporządzi ekspertyzę wyjaśniającą przyczyny niewydolności systemu informatycznego oraz zwróciła się z prośbą do NIK o podjęcie postępowania kontrolnego w Krajowym Biurze Wyborczym (KBW) w zakresie wykorzystania środków na obsługę informatyczną wyborów samorządowych. NIK miała również ustalić przyczyny niewydolności systemu informatycznego. Minęły zaledwie dwa lata i KBW ponownie wybrało firmę Pixel Technology na wykonawcę systemu informatycznego Platforma Wyborcza. Umowę ze spółką podpisano do końca 2006 r. Obejmowała obsługę siedmiu różnych wyborów do Sejmu i Senatu oraz prezydenckich w 2005 r.i samorządowych w 2006 r. Zwracano wówczas uwagę, że KBW dokonało wyboru Pixela, mimo, że w ogłoszeniu o przetargu na wybór dostawcy Platformy Wyborczej wyraźnie zaznaczono, iż "w przetargu mogą wziąć udział oferenci niewykluczeni na podstawie art. 19 ust. 1 i art. 22 ust. 7 Ustawy o zamówieniach publicznych". Pierwszy z nich mówił zaś, że "z ubiegania się o udzielenie zamówienia publicznego wyklucza się (...) dostawców i wykonawców, którzy w ciągu ostatnich 3 lat przed wszczęciem postępowania nie wykonali zamówienia lub wykonali je z nienależytą starannością". Najwyraźniej KBW zapomniało, że firma Pixel brała udział w nieudanym projekcie budowy systemu obsługującego wybory samorządowe w 2002 r i w ogóle nie powinna zostać dopuszczona do przetargu. O Pixelu usłyszeliśmy ponownie w2006 roku, gdy w trakcie wyborów samorządowych spółka musiała w ekspresowym tempie dostarczyć komisjom wyborczym w całej Polsce nową, poprawioną wersję systemu komputerowego. Dotychczasowy groził, bowiem błędami w trakcie przeliczania głosów na mandaty. W efekcie do komisji wyborczych wysłano komunikat PKW, która poleciła ponowne przeliczenie głosów za pomocą nowej wersji systemu w gminach liczących powyżej 20 tys. mieszkańców. Pojawia się pytanie:

dlaczego, pomimo tylu złych doświadczeń PKW nadal powierza  spółce Pixel wykonanie i obsługę oprogramowania wyborczego?

Co decyduje, że niewielka spółka cywilna, o której działalności niemal nic nie wiemy otrzymuje tak poważne, państwowe zamówienia? Warto pamiętać, że Pixel Technology obsługiwała również proces obliczania wyników głosowania w wyborach prezydenckich 2010 roku. 

PREZES KBW - Kazimierz Czaplicki Ukończył studia prawnicze na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Od lat 70. XX w. był zatrudniony w administracji terytorialnej różnych szczebli. Później pracował w Kancelarii Rady Państwa, dochodząc do stanowiska zastępcy dyrektora Biura Rad Narodowych. Od 1989 do 1991 pełnił funkcję szefa sekretariatu ówczesnej Państwowej Komisji Wyborczej. W 1991 marszałek Sejmu (Kozakiewicz bądź Chrzanowski) powołał go na stanowisko kierownika nowo utworzonego Krajowego Biura Wyborczego. Od tego czasu nieprzerwanie pełni tę funkcję; z urzędu pełni równocześnie funkcję sekretarza PKW. Działa w Stowarzyszeniu Urzędników Wyborczych Europy Środkowej i Wschodniej (ACEEEO, Association of European Election Officials). Przewodniczył tej organizacji, w dalszym ciągu zasiada w jej zarządzie.

Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (przez Komorowskiego)
Kogojeszczezwiązanego z PKW odznaczył BUL?? Link poniżej 
http://czerwonykiel.blogspot.com/2011/10/pkw-potajemne-ksztatowanie-wyborow.html  

Źródło:

http://halinaglowacka.blog.onet.pl/2,ID431770062,index.html

http://pl.wikipedia.org/wiki/Kazimierz_Czaplicki

FIRMA ATM

Zarząd

 

Roman Szwed

Prezes Zarządu

Ur. 1952 r. Wykształcenie wyższe. Absolwent Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, doktor nauk przyrodniczych, habilitacja z fizyki wysokich energii.
 
  • 1976—1991 Uniwersytet Warszawski, Wydział Fizyki

  • 1976—1978 staż naukowy w Zjednoczonym Instytucie Badań Jądrowych w Dubnej k. Moskwy

  • 1980—1983 staż naukowy w Europejskim Ośrodku Badań Jądrowych CERN k. Genewy

  • 1985—1990 współpraca z Ośrodkiem Synchrotronu Elektronowego DESY w Hamburgu

  • 1991—1994 Przedsiębiorstwo Produkcyjne ATM spółka cywilna (twórca Działu Zaawansowanych Systemów Komputerowych)

  • 1994—1997 Prezes Zarządu w ATM Sp. z o.o.

  • 1997—       Prezes Zarządu w ATM S.A.

 


Tadeusz Czichon

Wiceprezes Zarządu
ds. Finansowych

Ur. 1959 r. Wykształcenie wyższe. Wydział Elektroniki Politechniki Warszawskiej — doktor inżynier ze specjalnością automatyka i informatyka.
  • 1982—1986 doktorant na Politechnice Warszawskiej

  • 1986—1988 kierownik sekcji Wydziału Informatyki w Polskich Liniach Lotniczych LOT

  • 1987—1989 Członek Zarządu TTM Systemy Komputerowe i Elektronika Sp. z o.o.

  • 1989—       Wspólnik, Dyrektor Generalny w Przedsiębiorstwie Produkcyjnym ATM spółka cywilna (przekształcona w 2001 r. w A. Chalimoniuk i Wspólnicy, ATM Spółka Jawna)

  • 1994—1997 Wiceprezes Zarządu ds. Finansowych w ATM Sp. z o.o.,

  • 1997—        Wiceprezes Zarządu ATM S.A.

  • 2001—        Prezes Zarządu ATM PP Sp. z o.o.

  • 2001—2003 Członek Rady Nadzorczej Hoop S.A.

  • 1994—2004  Wiceprezes Zarządu ATM Elektronika Sp. z o.o.

 

Maciej Krzyżanowski
Wiceprezes Zarządu
ds. Operacyjnych

ur. 1966 r. Wykształcenie wyższe. Absolwent Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego (1989), doktor fizyki cząstek elementarnych (Uniwersytet Warszawski, 1995).
 
  • 1989—1998 asystent badawczy, Instytut Fizyki Doświadczalnej UW

  • 1992—1994 asystent badawczy, Deutsches Elektronen Synchrotron (DESY), Hamburg

  • 1994—1996 specjalista ds. sieci, Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa (NASK)

  • 1998—2001 członek Zarządu, Internet Data Systems S.A.

  • 2001—2002 p.o. dyrektora ds. sieci, TDC Internet Polska

  • 2002—2006 dyrektor działu sprzedaży w Pionie Usług Telekomunikacyjnych (PUT), ATM S.A.

  • 2006—        dyrektor Pionu Usług Telekomunikacyjnych, ATM S.A. 

  • 2009—        Wiceprezes Zarządu ATM S.A.

HISTORIA ATM Początki Korzenie ATM S.A. sięgają 1987 r. Założona wówczas firma TTM Sp. z o.o. stworzyła rejestrator lotniczy, który zyskał popularność pośród klientów. Po przekształceniu w 1989 r. w Przedsiębiorstwo Produkcyjne ATM, firma nadal i z powodzeniem zajmowała się elektroniką lotniczą (w 1994 r. produkty firmy otrzymały godło „Teraz Polska”) na rynku polskim i międzynarodowym. W 1991 roku PP ATM zdecydowało się równolegle do swojej głównej działalności założyć Dział Zaawansowanych Systemów Komputerowych, zajmujący się dystrybucją w Polsce sprzętu światowego lidera grafiki komputerowej — Silicon Graphics.

Systemy komputerowe i Internet Zainteresowanie nowościami informatycznymi zaowocowało w 1992 r. wpięciem ATM do globalnej sieci Internet — jako pierwszej firmy komercyjnej w Polsce — oraz rozwinięciem oferty spółki w stronę zintegrowanych rozwiązań teleinformatycznych. W 1993 r. ATM jako pierwsza firma w Polsce zaczął komercyjnie świadczyć usługi internetowe pod marką IKP — Internet Komercyjny w Polsce, a już w następnym dokonał pionierskich wdrożeń: instalacji pierwszego w Polsce superkomputera oraz zestawienia sieci LAN ze szkieletem w nieznanej wówczas w Polsce technologii ATM (Asynchronous Transfer Mode). Intensywnie rozwijająca się działalność Działu Zaawansowanych Systemów Komputerowych spowodowała, że w 1994 r. został on wydzielony i zarejestrowany jako osobny podmiot gospodarczy: ATM Sp. z o.o., następnie w 1997 roku przekształcony — z zachowaniem ciągłości prawnej — w obecną formę spółki akcyjnej.

Źródło:

http://www.atm.com.pl

FIRMA PIXEL Technology Jako spółka cywilna, nie ma ona osobowości prawnej i nie przekazuje do KRS informacji o sprawozdaniach finansowych, strukturze właścicielskiej, czy powiązaniach kapitałowych, bo spółki cywilne nie podlegają obowiązkowi rejestracji w KRS. Jedyne, co wiem, to że właścicielami spółki PIXEL Technology s.c. są: Tomasz Szeler, Jakub Musiałek i Adam Szczepanik.

Źródło: niepoprawni.pl
Firma powstała w 1992 roku. System "Platforma Wyborcza" powstał na zamówienie Krajowego Biura Wyborczego, zgodnie z warunkami zamówienia do przetargu nieograniczonego na usługę "Opracowanie, wykonanie, wdrożenie i nadzór autorski systemu informatycznego Platfroma Wyborcza".

Przedmiot i cel.Celem Platformy Wyborczej jest informatyczne wspomaganie pracy organów wyborczych związane z obsługą wyborów i referendów określonych przez ustawy, w następujących procesach (grupach procesów):

przygotowania i przeprowadzenia zadań umożliwiających sprawne i poprawne ustalenie wyników głosowania, wyników wyborów i referendów;

wykonywanie ustawowo określonych zadań dotyczących nadzoru nad organami niższego szczebla;

sprawowanie nadzoru nad przestrzeganiem prawa wyborczego;

sprawowanie nadzoru nad prowadzeniem rejestru wyborców;

z uwzględnieniem wymogów ustawy o ochronie danych osobowych oraz ustawy o dostępie do informacji publicznej.

System informatyczny powinien zapewnić:

poufną i uwierzytelnioną komunikację poprzez sieć publiczną pomiędzy użytkownikami, stałymi bądź tworzonymi w procesie obsługi wyborów i referendów;

obsługę organów wyborczych1 w zakresie rejestracji danych i sprawowania nadzoru nad geografią i demografią wyborczą oraz w odniesieniu do czynności wyborczych – wykonywanych przed dniem wyborów i referendum;

wspomaganie informatyczne organów wyborczych w procesie przeprowadzenia wyborów i referendów polegające na rejestracji danych liczbowych z obwodowych protokołów, ustaleniu wyników głosowania oraz ustalenia wyników wyborów i referendów;

przechowywanie i udostępnianie danych i wyników wyborów i referendów;

wspomaganie informatyczne w zakresie sprawdzenia poprawności arytmetycznej danych na szczeblu obwodowych komisji

Źródło:

http://www.pixel.com.pl

Czerwony Kieł

Wygrani, przegrani i rozgoryczeni Nie milkną echa po wyborczych komentarzy. Jednym uśmiech od ucha do ucha nie schodzi od rana do wieczora, a nawet w nocy śmieją się do żon, kochanek, towarzyszek życia. Drudzy nie mogą dojść do siebie. Dziwią się, że zaplakatowali niemalże całe Podkarpacie, a tutaj tylko marne 1000, 2000, 3000, 5000, 6000, 7000 tys. głosów. Najbardziej szczęśliwy chyba jest Tomasz Kamiński z SLD, któremu udało się „rzutem na taśmę” wejść do Sejmu, choć wynik jego partii na Podkarpaciu był bardzo słaby. Wszystkiemu winien jest poseł Stanisław Ożóg. Ułożona przez niego lista kandydatów do Sejmu była jednym wielkim niewypałem. Znalazły się na niej osoby, które z góry były skazane na „bratobójczą wojnę”. Trudno mi było sobie wyobrazić, aby do Sejmu weszło 12 osób. Byłoby to możliwe, gdyby PiS otrzymał na Podkarpaciu poparcie zbliżone 60 proc. Tutaj wszystko leżało w rękach szefa okręgu – posła Stanisława Ożoga. Jemu jednak na tym zbytnio nie zależało, gdyż wówczas posłami mogłyby zostać niewygodne mu osoby. Polityka posła Ożoga jest jedną wielką klęską, jeśli komuś służy, to tylko jemu. Nie da się ukryć, że wielką stratą dla Podkarpacia jest utrata tych kilku mandatów poselskich. Szefowi okręgu wszystko jedno. Teraz udaje, że czuje się zwycięzcą. On może tak, ale nie PiS. Wielka szkoda, że w sejmowych ławach nie zasiądzie senator poprzedniej kadencji Zdzisław Pupa. Byłaby to bardzo ważna siła w ekipie PiS. Jest on doświadczonym politykiem (przynajmniej zna się na czymś, np. na rolnictwie i nie tylko, jest jednym najbardziej rozpoznawalnych polityków na Podkarpaciu), którego wynik został osłabiony poprzez wystawienie na liście PiS kilku innych kandydatów, którzy zdobyli, co prawda, całkiem niezły wynik, ale nie wejdą do Sejmu. Nie ukrywam, że bardzo kibicowałem prof. Józefie Hrynkiewicz (17 039 zdobytych głosów). To wyjątkowo bardzo dobry wynik! Jest ona niekwestionowanym autorytetem naukowym w wielu dziedzinach, a przede wszystkim jest znawczynią problematyki społecznej. Pani Profesor to naukowiec z najwyżej półki – pracownik naukowy Uniwersytetu Warszawskiego, i bardzo cenny prezent dla Podkarpacia. Potrzeba nam tutaj na Podkarpaciu ludzi mądrych, znających się na sprawach publicznych. Mogą Państwo przekonać się o tym czytając wywiad zamieszczony na łamach „Gazety Parlamentarnej” (nr 2/2011, str. 6-9). Jest to osoba godna zaufania, na którą warto było oddać swój głos w wyborach. Ten Państwa głos jest bardzo ważny dla Podkarpacia. Nie będzie on głosem zmarnowanym. Zaowocuje dla Podkarpacia cennymi inicjatywami, które Pani Profesor chce realizować wspólnie z Wami, mieszkańcy Rzeszowa i Podkarpacia. Byłoby dobrze, gdyby do Sejmu dostała się Ewa Draus, była wojewoda podkarpacka, obecna radna Sejmiku Województwa Podkarpackiego. No cóż, obstawiona przez posła Zbigniewa Chmielowca Kolbuszowa i okolice nie dała jej najmniejszych szans. Zrobiła bardzo dobrą kampanię. Poseł Ożóg podczas kampanii wyborczej robił jej dzikie awantury, bezczelnie do niej dzwonił z uwagami, że na jego terenie wiesza plakaty i banery. O zgrozo! Prawdziwy dżentelmen ustąpiłby kobiecie swoje miejsca plakatowe. Byłby to super gest. Niestety, po kim tutaj się tego spodziewać? Swoją klasę pokazał dołączając do „SN” wkładkę pod tajemniczym tytułem „Kurier Podkarpacki”. Słusznie zauważył Henryk Jastrzębski w artykule „Zagłada i skuteczność według kandydata Stanisława Ożoga” ( „Głos Leżajska” nr 5/2011), że poseł z Nienadówki nie pokazał tego, co powinien zrobić, a nie zrobił. Chwalił się wszystkim, co zdziałał, oczywiście sam, bo jakże inaczej. Zapomniał tylko o tym, że jest członkiem PiS, i to dzięki temu mógł pozyskiwać środki dla Podkarpacia. Przecież pisze w „swoim” piśmie „KP” o czasach rządów Jarosława Kaczyńskiego. Ani słowem nie wspomniał o kolegach posłach, o drużynie, zespole, tylko gloryfikował samego siebie, niczym „podkarpacki Gierek’’. Pamiętam, gdy redagowałem pierwszy numer „Gazety Parlamentarnej”, strasznie był oburzony, że razem ze mną współautorem tekstu na pierwszej stronie o majowej wizycie prezesa Jarosława Kaczyńskiego na Podkarpaciu jest poseł dr Andrzej Szlachta. Przez kilka dni blokował gazetę, aż wreszcie wymusił na pośle ustępstwo. Nie mógł jednak przeżyć, że pod listem do wyborców podpisany jest także sekretarz Rady Regionalnej Prawa i Sprawiedliwości na Podkarpaciu poseł dr Andrzej Szlachta. Tutaj nic już nie mógł zrobić, tylko rozsiewał fałszywe informacje, że „Gazeta Parlamentarna” promuje tylko Szlachtę. Długo myślał i wymyślił: wydał „Kuriera Podkarpackiego”. Nie omieszkał tego zrobić oczywiście za pieniądze KW Prawa i Sprawiedliwości. O zgrozo! Nie ukrywam, że moja ocena posła Ożoga jest wyjątkowo negatywna. Czynię to bez żadnych uprzedzeń. Po prostu tak się nie robi! To jest zwykłe polityczne draństwo i chamstwo. Budowanie zespołu to wielka sztuka. Człowiek jest wielki wielkością innych. Przykładem może tutaj posłużyć poseł Ziemi Jarosławskiej Mieczysław Golba, czy senator Zdzisław Pupa. Osobiście jestem pełen podziwu dla zespołu, który poseł Mieczysław Golba zbudował, jako przedsiębiorca, polityk, działacz społeczny. Nie jeden z podkarpackich polityków może mu tego pozazdrość. Dzięki zgranej i ufającej sobie wzajemnie drużynie osiąga sukcesy w działalności gospodarczej, politycznej i społecznej. To jest wzór do naśladowania. Na swój wizerunek solidnego i sumiennego polityka i przedsiębiorcy pracuje od lat. Niestety takich ludzi nie dopuszcza się do władzy partii PiS, tylko miernotę, bo nią prościej rządzić. Z kolei senator Zdzisław Pupa, odważnie występował w Senacie, aby bronić Polskę przed „tsunami” żywności genetycznie modyfikowanej. Ma ogromne doświadczenie parlamentarne zdobyte w Sejmie i Senacie. Posiada bardzo dużą wiedzę o rolnictwie, o polityce polskiej i europejskiej - zdobytą latami ciężej i uczciwej pracy. Niestety, nie widzę wokół posła Ożoga ludzi wielkich, wybitnych polityków, działaczy społecznych, dziennikarzy. Nie donoszę się tutaj do posłów, bo oni są z innej ligi politycznej – to ekstraklasa. Ci wielcy, jak na przykład, jeden ze znanych podkarpackich dziennikarzy, korespondent jednego z ogólnopolskich dzienników, bez wazeliny wszedł posłowi Ożogowi w tyłek, że już nawet jego nóg nie widać. A uważa się za dziennikarza niezależnego. O zgrozo! Przez szacunek to pełnionej przez niego funkcji społecznej przemilczę moje dalsze wywody. Przyjdzie kiedyś jeszcze na to czas. Strasznie chciał mnie przekonać, abym „grał dla posła Ożoga”. Niestety ja stanąłem po stronie pokrzywdzonych i ogrywanych przez szefa rzeszowskiego PiS. I zawsze będę po stronie prawdy! Już nie raz chciano mnie zniszczyć, ale jak widać powstaję nawet z popiołów. Swego czasu wytoczono we mnie ogromne armaty w Lubaczowie, gdy odważyłem się nazwać rzeczy po imieniu. Nawet zaangażowała się wówczas w akcję przeciw mnie cała rzeszowska postkomunistyczna elita. W tym miejscu należą się słuszne podziękowania dla Pana Romana Oraczewskiego, wydawcy „Super Nowości”, że nie dał się zmanipulować ówczesnemu redaktorowi naczelnemu, który pod ogromnymi naciskami postkomunistycznych baronów, za wszelką cenę chciał mnie wyrzucić z gazety. Później sam się przekonał o jego klasie! Nie potrzebuję popleczników, rekomendacji, nikomu w tyłek nie wchodzę, nawet z wazeliną. Wstydzę się tego! Demokracji uczyłem się we Francji, gdy na Podkarpaciu panowały „mroki ciemności”. Nikomu nie zamierzam schlebiać, jak to robią inni, aby na przykład zatrudnić żonę w Podkarpackim Urzędzie Marszałkowskim, czy innej podobnej instytucji. Wracając do wyborów, jeszcze raz podkreślam (niejednokrotnie już o tym pisałem), że ustalenia listy kandydatów do Senatu i Sejmu RP zrobione były pod zwycięstwo posła Ożoga. Było to bardzo złe posunięcie rzeszowskiego kierownictwa partii, które dopuściło do takiej sytuacji. Od początku jasne było, że poseł Ożóg ustalił swoich faworytów. Dziś wypiera się tego rękami i nogami. Zresztą podczas kampanii wyborczej promował tylko siebie. Nie robił kampanii kandydatów z całym zespołem, tylko z zespolikiem swoich „pupili”. Większość kandydatów została pozbawiona równych szans. Nie miała możliwości emitowania ogłoszeń i spotów wyborczych w bezpłatnym czasie antenowym. A jeszcze jedno. Jednym pozwalano na wydawanie do 10 tys. zł, a drugim tylko po kilka tys. zł. Nikt nikogo z tego nie będzie rozliczał, a szkoda, bo tematem powinny zainteresować się odpowiednie organa państwowe stojące na straży ładu i porządku publicznego….Czekam na inicjatywę. Wierzę, że nie będę musiał wyręczać służb państwowych dobrze opłacanych przez rząd PO. To właśnie skutkowało bardzo słabym wynikiem. Czym tutaj się chwalić, gdy jeden mandat w okręgu rzeszowsko-tarnobrzeskim zabiera Ruch Palikowa. A Platforma Obywatelska wzięła aż 4 mandaty w okręgu rzeszowsko-tarnobrzeskim! Tutaj, co najwyżej, było miejsce na 2 mandaty dla PO! Chwalenie się sukcesem, to wręcz śmieszne, a nawet wręcz groteskowe! Gdyby była zgrana drużyna, byłoby zapewne inaczej. Zabrakło też na liście PiS polityka lub osoby, która zagospodarowałaby elektorat centrowy, a nawet lewicowy. O tym w rzeszowskim PiS nikt nawet nie pomyślał, a wszelkie próby były tłumione w zarodku. Ułożona lista przez „Makiawelego” miała jedyny cel, pomóc mu zdobyć mandat i większe poparcie od startującej z pierwszego miejsca prof. Józefy Hrynkiewicz. Plan udał się, ale nie do końca, bo do Sejmu nie weszła najbardziej zaufana osoba posła Ożoga. Nie pomogły jej ściągnięte dla Podkarpacia miliony, którymi chwaliła się podczas kampanii, ani też doradca byłej minister śp. Grażyny Gęsickiej i wynajęty „kreator wizerunki” w osobie „znanego” rzeszowskiego socjologa o bardzo słabej reputacji naukowej (gratuluję!). Niestety wybory do Sejmu to nie plebiscyt GC „Nowiny” na Kobietę Przedsiębiorczą 2010, gdzie można było wysyłać dowolną liczbę sms-ów z jednego aparatu. Nie pomogło jawne wykorzystanie stanowiska służbowego do kampanii wyborczej, np. wysyłanie pism do dyrektorów przedszkoli i szkól z prośbą o poparcie, czy wpraszanie się na spotkania organizowane przez innych kandydatów, jak np. w Mielcu (spotkanie z Jackiem Kurskim, deputowanym do Parlamentu Europejskiego, które organizował senator Zdzisław Pupa). Opowiadał mi o tym sam poseł Kurski. Pozostaje do wyjaśnienia finansowanie kampanii wyborczej. Z uwagą będę obserwował, czy po wyborach też będzie mnóstwo materiałów sponsorowanych w regionalnej prasie o działalności „prężnie działającego ośrodka zajmującego się edukacją nauczycieli”? A tak na marginesie, proszę mnie nie straszyć wicemarszałkiem Kuchcińskim. Lepiej będzie jak mu Pani pomoże zdobyć wyższe wykształcenie, bo to wstyd, aby wicemarszałek Sejmu RP miał tylko maturę. Biedak, w przeciwieństwie do innych („GC „Nowiny” z 11.10.2011 r. – str. 1), musi podawać, że jest zawodowym posłem, bo czym tutaj chwalić się… Wicemarszałkowi Sejmu RP poświęcę nieco więcej uwagi. Byłem na jednym ze spotkań organizowanych przez PiS w Przemyślu. Było tak ciekawe, że „uciąłem sobie komara” (przepraszam za „kolokwializm”) i to kilkakrotnie, bo posłowi zebrało się na wspominki…. Nudne to było…A drugi z kandydatów chwalił się zbudowanymi drogami, tylko zapomniał powiedzieć, że bez burmistrzów, wójtów, starostów nic by nie zrobił sam, chyba, że ma doświadczenie w wylewaniu asfaltu…Nie dziwię się, że wicemarszałka poparło zaledwie 23 128 tys. wyborców. Lepsze wyniki osiągnęli posłowie z PO (poseł Zbigniew Rynasiewicz – 27 510, posłanka Krystyna Skowrońska – 25 174), nie wspominając o znakomitych rezultatach i poparciu senator Alicji Zając (63 552) czy mecenasie Andrzeju Matusiewiczu z Przemyśla (72 861). I kto tutaj powinien być szefem? Chyba jasne! Najwyższy czas zmienić kierownictwo, bo jego otoczenie jest beznadziejne! Potrzeba nowego ducha i nowej siły, aby wygrywać z klasą. Ja też nie oddałbym głosu na wicemarszałka. Gdybym miał wybór, to oczywiście poparłbym posła Mieczysława Golbę. I nie żałowałbym tego, bo poseł Ziemi Jarosławskiej w wielkim stylu znalazł się w gronie zwycięzców. Z wynikiem 12 332 głosów poparcia jest w trójce najbardziej rozpoznawalnych polityków (posłów) w okręgu krośnieńsko-przemyskim. W Jarosławiu z zdecydowanie wygrał z wicemarszałkiem Sejmu (Golba zdobył 8 598 głosów, a Kuchciński zaledwie 1 964). Przeprowadzając merytoryczną i znakomitą kampanię wyborczą nie dał też szans pozostałym politykom PiS, PO, PSL i SLD. To wyraźny znak, że wicemarszałek Sejmu swoje pięć minut ma już za sobą. Takiego wyniku można było spodziewać się, gdyż wicemarszałek niczym nie zachwyca, nie umie zjednywać wyborców. Na dodatek ma kilku konkurentów, którzy odebrali mu głosy. Stało się tak w Krośnie i powiecie bieszczadzkim, gdzie Kuchciński uzyskał zaledwie po kilkaset głosów. Natomiast bardzo dobry wynik w wyborach do Senatu uzyskał mecenas Andrzej Matusiewicz. Zasiądzie on w Senacie, gdzie potrzebni są ludzie kompetentni, znający polskie ustawodawstwo, prawnicy z wieloletnim doświadczeniem. Do takich osób z pewnością należy mecenas Andrzej Matusiewicz. Jest on dobrze rozpoznawalnym politykiem, darzonym ogromnym zaufaniem.

W gronie przyszłych podkarpackich senatorów będzie także wspomniana Alicja Zając, wdowa po tragicznie zmarłym wicemarszałku Stanisławie Zającu, Kazimierz Jaworski (69 484), który wygrał wybory z Tadeuszem Ferencem, Janina Sagatowska (50 185) i Władysław Ortyl (82 425). Podkarpacie ma bardzo silną i kompetentną reprezentację w Senacie. To bardzo mocny skład i z tego powinniśmy być dumni. Mieszkańcy naprawdę dokonali trafnego wyboru. Jednym z najbardziej udanych wyborów mieszkańców Podkarpacia jest Bogdan Rzońca, były marszałek i wicemarszałek województwa podkarpackiego, a obecnie Radny Sejmiku Województwa Podkarpackiego. To znakomity przykład dobrego i wytrawnego polityka, a przede wszystkim mądrego. Zdobyte w samorządzie doświadczenie wykorzysta w pracy parlamentarnej. Tak trzymać Panie i Panowie Senatorowie i Posłowie. Gratuluję Wam znakomitych wyników. Jestem pełen podziwu dla Waszej pracy! Nie ma mam tutaj na uwadze posła Stanisława Ożoga i wicemarszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego. O chyba jest jasne i oczywiste. Im niczego nie gratuluję. Będę robił wszystko, aby jak najprędzej zeszli ze sceny politycznej do swoich codziennych obowiązków. Budownictwo i ogrodnictwo dziś jest w modzie, a można też zając się wypasem bydła lub owiec na połoninach … Adam Kulczycki

Oszustwo wyborcze w Berlinie? Czy tylko tam? W Berlinie z kampanią wyborczą wystąpił PiS, SLD i PSL. Szczególnie zapamietają je wyborcy, którzy postawili krzyżyk na R. Kaliszu. Na spotkaniu z kandydatem przyszło 11 osób. Były gwizdy i oklaski. Treści wykrzykanych haseł nie przystoi tu cytować. Wynik, ale pozytywny. Trzech misów z PSL mało, kto chciał oglądać. Wynik negatywny. Nawet słynny Kozakiewicz nie dał rady. Z PiS był K. Karski vel Melex i A. Kwiatkowski. Pierwszy sie nie załapał, mimo że w Berlinie go wsparło ok. 20 rodaków, a drugi jak najbardziej, został posłem RP. Polonia amerykańska oddała na niego ponad 3.000 tys. głosów! Również wsparły go inne ośrodki poza krajem. Tylko w Berlinie uzyskał wynik zerowy, czyli „0”. Mimo że spędził tu kilka roboczych dni, a przedtem brał udział w pokazie filmu „Mgła”, jako jeden z głównych aktorów. Spotkania p. Kwiatkowskiego z berlińskimi polonusami były tematem wielu naszych ocen in plus. Poszliśmy zagłosować gromadnie, jako fani Klubu Gazety Polskiej i nie tylko. Teraz, gdy ogłoszone sa wyniki wyborcze, czytamy, że p. Kwiatkowski nie otrzymał ani jednego głosu!!! Po uruchomieniu naszej „wywiadowni”, dowiadujemy się , że pakiet z nazwiskiem kandydata na posła RP p. Adama Kwiatkowskiego został pominiety przypadkowo (cynk z ambasady!), oraz że zostanie to uwzględnione i poprawnione. Teraz będzie ostrzej: gówno prawda. Pracownik ambasady będący członkiem komisji wyborczej to potwierdza, ale odsyła do konsula p. Skórki i p-cego komisji p. Śniadeckiego. Potwierdzają to jednak mężowie zaufania i jeden z członków komisji. Sterta z głosami na p. Kwiatkowskiego była i jest w posiadaniu Ambasady –stwierdzają solidarnie. Usłyszałem to od jednego męża zaufania z PiS. Ostatnie godziny liczenia głosów, weryfikacji i uzgodnień z Warszawą(!?), Pomiędzy 15.00 a 18.00 nie wytrzymali wszyscy do końca. Manipulacja, czy co? Zostało na koniec tylko dwie osoby, reprezentujące Ruch Palikota i PiS, oraz wspierającego p. K. Karskiego. Ze strony służb dyplomatycznych był za to nadkomplet (?). Biorąc pod uwagę naukę nauk, czyli matematykę, to, gdy się podliczy same kartki, obojętnie, z których kupek, dodając je do wspólnej kupy, wyjdzie że jest... rozwolnienie. Dobrze, że ponoć zajął sie tym oczywistym szwindlem p. mecenas Hambura. Będzie pełnomocnikiem wyborców, którzy się bardzo wnerwili. A przecież nie były to tylko osoby z Berlina, ale z Poczdamu, Rangsdorfu i Polski. To, że konsul gen.. Skórko najwyraźniej złamał prawo, powołując wg. swojego uznania skład komisji i mężow zaufania, nie dziwi. Znów ważniejsze od Kodeksowych zapisów były dyrektywy od... Kiszczaka? Jak czytałem w TGB, w sprawie Ociemniałych, Konwencja wiedeńska to pikuś. Bo jego prawo to MSZ. A może WSI? Bierzcie się skurkowańcy do roboty, bo to obciach na pierwszą strone każdej gazety. Niemieckich toże. Ja głosowałem na p. Adama Kwiatkowskiego i wam nie odpuszczę!!! A co na to wszystko p. Ambasador RP w Berlinie p. Marek Prawda??? Mianowany przez śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Prawda to czy fałsz? Grzelek

Wysokie odprawy dla parlamentarzystów. Po 30 tys. zł na głowę O takich odprawach większość Polaków może tylko pomarzyć. Posłowie i senatorowie minionej kadencji, którzy nie dostali się do parlamentu lub w ogóle w wyborach nie startowali, otrzymają po ok. 29,7 tys. zł odprawy. Po wyborach stało się jasne, ile osób skorzysta z nowego przywileju. Serwis Money.pl, wyliczył, że parlamentarzystów, którzy mogą zainkasować niemal 30 tys. zł odprawy jest dokładnie 194: 148 posłów i 46 senatorów. W sumie dostaną 5,7 mln zł. Co ciekawe, dotyczy to nie tylko tych wybrańców narodu, którzy reprezentowali nas przez pełną kadencję; aby otrzymać odprawę, wystarczyło zasiadać w ławach na Wiejskiej zaledwie przez kilka miesięcy. Ale pieniądze z odpraw kiedyś się skończą. A kto nie poradzi sobie poza Wiejską, będzie mógł liczyć na pomoc. Parlamentarzyści, którzy nie są w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb, mogą bowiem ubiegać się o bezzwrotną zapomogę: maksimum 5 tys. zł, najwyżej dwa razy w roku. - Więcej w serwisie Money.pl. Dominika Reszke


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
D 579
579 Finanse Przedsiebiorstw co powinienem wiedziec zaoczni
07.86.579, ROZPORZĄDZENIE
Dz U poz 579 nr 86 z 2007 roku budowle hydrotechniczne
Alistair MacLean Przelecz zlamanego serca id 579
Hołyst Psychologia kryminalna (2009), str 365 393, 559 579
579
578 579
579
579
579
579
579
488 579+interpretacja+wska 9fnik f3w+i+linii+studialnych CRUY3CNA4AK6FCQFQXDGLTUKO4JIDUTKSPUIDOI

więcej podobnych podstron