SZUKAMY POLSKIEGO SZEKSPIRA
EDYCJA 2010
SZEŚĆ DRÓG DO SZEKSPIRA
WYBRANE SCENY Z NAGRODZONYCH DRAMATÓW
MONTAŻ JR.
Joanna Tyszka
XYZ Alfabet
(II nagroda)
AKT PIERWSZY
W akcie pierwszym występują postaci od A do L.
SCENA 1
A,B,C
A
Kawa źle wpływa na oczy. Cóż, to tłumaczyłoby, skąd biorą się twoje halucynacje.
B
Kapelusznik wpadł w narkotyczny sen.
C
Nie, nie uznajemy praw fizyki.
A
Tylko nie wyskakuj następnym razem z okna, marząc o lataniu.
B
Drzewo, wiosna, prawa fizyki kwitną wśród pąków. Czerwony domek dla lalek - czerwień. Hańba. Skaczę!
Skacze.
A
Żegnaj, zmęczenie udzielało się już nam obojgu.
C
Pustynia, pustelnik, pustynne życie, życie pustelnika. Zakopię się w piasku.
A
Zamknął na mnie okno swej duszy. Mosty zostały spalone. Chodź, potworze szarlotkowy.
C
Jabłoń mnie wzywa.
SCENA 2
A,C,D,E
A
Dziękuję.
C
Za co?
A
Za niż atmosferyczny. Dziękuję.
C
Taniec niżów i wyżów. Mapa pogodowa Europy. Wszędzie pada.
A
Nie, nie wszędzie.
D
Ogórek wam w oko.
A
Tak, nadchodzi jesień. Czas zacząć grabić liście, potworze szarlotkowy.
C
Kiedy ja wolę grabić szarlotki!
D
Papieros wam w oko.
A
Jaki z ciebie dowcipniś! Czekaj tylko na łzawy finał tej sprawy!
D
Nie będzie żadnego łzawego finału. Ja wierzę wyłącznie w szczęśliwe zakończenia.
A
Bal niedoszłych samobójców zrzesza ochotników. Idź. A ty, potworze szarlotkowy, zapchaj się szarlotką.
C
Czas wspomaga ciasteczko. Temperatura je przełamuje. Trach! Jestem jak parzące ciasteczko rzucone na zimną, kuchenną podłogę. Wyrządzasz mi nieodwracalną krzywdę.
A
Ależ nie. Musisz nam tylko postawić odpowiednie ultimatum.
C
Zając w tym czasie zdążył uciec. Głupie sprawy, głupie zające. Pozostały mi tylko ciasteczka.
A
Nie wiem, parzę sobie palce, ilekroć próbuję wstawić je do piekarnika.
E
Czas. To. Potęga. Czas. To. Potęga. Czas...
A
Nie przerywaj! Prowadzimy przełomową rozmowę.
E
To. Potęga.. Czas. To. Potęga. Czas. To. Potęga.
A
Jak grochem o ścianę. Faworyt. Phi!
C
No, nie?
A
Szarlotkowy grad.
C
Gdzie?
A
Na przestrzeni dziejów.
C
Nuda.
A
Spójrz więc w swoją mroczą przeszłość.
C
Piaszczysty?
A
Piaszczyste brzegi białych plaż. Miło by było wyjechać gdzieś na wakacje.
E
Czas. To. Potęga. Czas. To. Potęga. Czas. To. Potęga. Czas. To. Potęga.
C
Ameba! Ratuj się kto może!
SCENA 3
B,C,F,G
B
Fuzja frakcji podczas interakcji.
C
O, ty żyjesz!
B
A jakżeby inaczej.
F
Uczestniczę w procesach oddychania komórkowego.
C
Chwała wam, wszystkie ameby i pierwotniaki tego świata!
F
Lubię barszcz.
B
To fantastycznie; wkrótce Święta Bożego Narodzenia!
F
Patrzcie, a jeszcze przed chwilą była jesień. Co nadal nie zmienia faktu, że... UWAGA! Lubię barszcz!
C
A jednak nadal żyje!
F
Żyje, żyje i to jeszcze jak! Barszczem żyje! Samym barszczem, nic innego ni w cholerę nie wciągnie!
C
Niech żyje!
F
Tak, niech żyje barszcz!
B
Jaka fuzja? Jakiej frakcji?
G
Niedobór witaminy B2 prowadzi do łysienia.
F
Czyżby? Czy ten niedobór można leczyć barszczem?
G
Nawet medycyna alternatywna nie uznaje barszczu.
F
Och nie! Jak to możliwe?! Całe życie leczę się barszczem!
G
Ale czystym?
F
Nie, skondensowanym ukraińskim. Albo tym z fasolką.
G
Odstaw barszcz, przedawkuj witaminy.
B
Tak, już wiem, fuzja frakcji podczas interakcji!
C
Pamięć bywa zwodnicza.
B
Fuzja frakcji?
C
To było jeszcze w czasach, kiedy żyły dinozaury.
F
Czy te dinozaury żywiły się barszczem?
C
Tak, nałogowo jadły również chleb bawarski.
F
Gdzie są teraz te dinozaury?
C
Wyginęły.
F
Utopiły się w barszczu?
C
Nie, za szybko jadły szarlotkę.
G
To wtedy rosły jabłonki?
C
Jabłoń mnie wzywa. wychodzi.
B
Tylko nie pluj potem na nas pestkami! Nie jesteśmy podatnym gruntem, nie jesteśmy żyzną ziemią.
G
Bo mamy liczne niedobory.
B
Jak alfa i omega. Początek i koniec.
F
Tak, niedobory barszczu przede wszystkim.
C wchodzi ponownie
I niedobory szarlotki!
G
Biała mąka jest szkodliwa. Nie możemy jeść szarlotki.
C
To ty zaczynasz być szkodliwy dla mnie.
G
Cóż, nie sądzę.
C
Ja też tak nie sądzę.
B
Interakcja. Cenicie sobie moją radosną twórczość?
C
Ja cenię sobie tylko szarlotkę.
G
Słyszysz? Jabłoń cię wzywa.
C
Nie nabierzesz mnie! Dziś pierwszy kwietnia.
B
Interakcja. Idę przejechać się metrem!
G
Tylko uważaj na ruchomych schodach!
B
Będę nimi jeździć z góry na dół, z dołu na górę, z góry na dół, z dołu na górę, z góry na dół.. Tak! Uwielbiam ruchome schody.
G
I pamiętaj - uważaj na nagle kończące się chodniki.
F
Kończące się chodniki to ponoć dzieło samego diabła.
Anna Wakulik
Gazociąg. Smutna komedia bez aktów.
(II nagroda)
SCENA 1
W mieszkaniach panuje ciemność. Światło tylko na terytorium ziemi niczyjej. Ciecie siedzą na dwóch rozkładanych krzesełkach. Na sobie mają połatane, stare mundury wojskowe. Drapią się po głowach, grzebią stopami w ziemi, pstrykają palcami, oglądają swoje dłonie- widać, że bardzo się nudzą i nie wiedzą, co począć. Trwa to chwilę- tyle, ile cisza i nic nie robienie w teatrze powoduje to napięcie, aż ludzie zaczynają prychać śmiechem.
Cieć 1
Spartanie szli do bitwy przy dźwięku fletu zachowując całkowite milczenie. Pauza. Zbyt długa. Słyszałeś o tym kiedyś?
Cieć 2
Nie.
Cieć 1
Wyobraź sobie- czternaście tysięcy chłopa i cisza. Tylko miarowe tup tup butów.
Cieć 2
No.
Cieć 1
Co - no?
Cieć 2
To miłe.
Cieć 1
Miłe?
Cieć 2
Cała współczesność to zagłuszanie ciszy. Myślę, że to miłe.
Cieć 1
Raczej straszne. Pauza. Znów zbyt długa.
Cieć 1
Wiesz co?
Cieć 2
Mhmm?
Cieć 1
Czasem myślę - chyba kogoś zabiję, co tak będę siedzieć. Przydałaby się jakaś wojna. Byłoby po co żyć.
Cieć 2
Przecież mamy kryzys. Mamy checkpoint. Właśnie go pilnujesz. Skup się. Dość długo-za długo- patrzą w pustkę. Na scenie zjawia się Dziennikarz.
Dziennikarz
Dzień dobry. Czy to jest ten pas ziemi niczyjej, gdzie nie dociera mędrca szkiełko i oko? (Sam śmieje się ze swojego żartu)
Cieć 1 i 2 (Razem)
Tak.
Dziennikarz
Tutaj chcą budować ten gazociąg?
Cieć 1 i 2 (Razem)
Tak.
Dziennikarz
A jak to, panowie jest? To po lewej należy do zachodu, a po prawej - do wschodu?
Cieć 1
Odwrotnie. Ale to właściwie tajemnica. Wcale nie powinniśmy o tym mówić. Pojęcia są, wie pan, dość względne.
Dziennikarz (Rozgląda się bardzo pewny siebie, jakby to była jego posiadłość, z której jest dumny, wzdycha, potem powraca do rzeczywistości)
Panowie. Jestem z radia, telewizji, gazety i agencji. Ta sytuacja jest dla mnie bardzo ciekawa. Coś może panowie powiecie? Jak się wam tu… siedzi? No w ogóle - jak się wam tu żyje?
Cieć 1
Trzeba nam przyznać, że jest coraz drożej. Drożeje i drożeje i końca tego drożenia nie widać.
Cieć 2
Z drugiej strony należy popatrzeć, jak w czasach kryzysu i wojny wydajna jest nasza gospodarka.
Cieć 1
Nie zapominajmy jednak, że to tylko Polska.
Cieć 2
Praktyka dnia codziennego dowodzi, że to nie Polska. To teren graniczny. Checkpoint Czarny, którego bronimy przed zbrojną napaścią i nielegalnym przekraczaniem granic. Wschód jest przecież okupowany przez zachód, a zachód przez wschód. Właściwie nigdy wcześniej nie miano do czynienia z taką sytuacją.
Cieć 1
Wagi i znaczenia tych problemów nie trzeba szerzej uzasadniać, ponieważ koń jaki jest, każdy widzi. You know what I mean.
Cieć 2
Różnorakie i bogate doświadczenia dowodzą jednak, że na naszym przejściu pali się ciągle zielone światło. To absurdalna awaria. Każdy może przejść gdzie i kiedy chce.
Cieć 1
Tak. Wyższe założenia ideowe doprowadziły nas do sytuacji, kiedy granice zniknęły. Trudno się z tym uporać. Potrzeba nam muru. Czerwonego światła. Paszportu. Wizy. Płotu. Whatever.
Cieć 2
Płot jako element małej architektury ma także swoje funkcje społeczne. Płot bardzo dobrze porządkuje przestrzeń w której poruszają się ludzie. Z jednej strony płot podkreśla granicę areału ziemi, jako własności prywatnej lub publicznej. Jednakże płot także ma funkcje integracyjne. Według przysłowia angielskiego "dobre płoty tworzą dobre sąsiedztwa" - good fences make good neighbours.
Dziennikarz
Chwilę chwilunię. Troszkę nie nadanżam… splatała mi się rzeczywistość namacalna z oniryczną przez waszego nadmiernie enigmatycznego speecha… to jest granica, czy nie ma? Jest wojna, czy nie? By the way lepiej, żeby była, bo to nie jest tak, że uzbierałem sobie pieniążki na wycieczkę, każdy mój krok kosztuje redakcję ciężkie grosze.
Cieć 1
No właśnie ciężko powiedzieć.
Cieć 2
Ciężko.
Cieć 1
Baaardzo ciężko.
Cieć 2
Nie ma, ale jakby była. Jest, ale jakby nie było.
Cieć 1
Czasem bardziej jest, czasem bardziej nie ma. Zależy. Od kursu euro, dolara
i warunków atmosferycznych.
Dziennikarz
A autochtoni jacyś są? Mieszkańcy?
Cieć 1
A jaaak. Pewnie, że są. Dwie bardzo przyjemne, żyjące po bożemu rodziny.
Cieć 2
Jedna wschodnia, druga zachodnia, obie przez pomyłkę przesiedlone na nie swoją stronę. Pan pójdzie zobaczy porozmawia. Te wschodnie to chyba nie w domu, bo to jakieś imieniny czy inną okazje mają i wcielają w czyn zasadę „zastaw się, a postaw się”. Ale tam (wskazuje głową na prawo) pan idź spróbuj zapukaj.
Dziennikarz
Dziękuję panowie. Mogę coś dla was zrobić?
Cieć 1
No już idź pan. Nie zasłaniaj nam słońca.
SCENA 2
Gona i Antymena. Stoją gdzieś w rogu, jakby poza scenografią, gdzieś, gdzie widać szwy teatru- przy reflektorach, jakiejś technice.
Antymena
Ale to jest kompletnie bez sensu.
Gona
Taki jest koncept i to jest z sensem.
Antymena
No, to proszę mi go wyłuszczyć. Ten sens. Naprawdę - na pochyłe drzewo i Salomon nie naleje. Przecież to się wszystko kupy nie trzyma. Ja jestem totalnie źle skonstruowana.
I jeszcze ten ojciec. Czemu niby mamy mieć wspólnego ojca?
Gona
Bo to jest połączenie między nami! Nasze matki o tym nie wiedzą i nienawidzą się,
a my jesteśmy siostrami. Mamy informację, że przyjeżdża do nas siostra ojca, czyli nasza ciotka, i teraz cały nasz wysiłek i intryga polega na tym, żeby one się nie dowiedziały, kto to. Słabe? A „Śluby panieńskie” znasz? Co, tam mieli lepszą historię?
Antymena
A musi być jakaś historia? Gona, nie może być, jak jest? Tego już nikt nie chce oglądać? Wszystko przecież po prostu jest. Najczęściej bezsmakowe.
Gona
Och, to oni mają na co dzień. Od wschodu do zachodu na siedemdziesięciu siedmiu kanałach telewizji satelitarnej. Jeśli już tu przyszli, to chcą porządku, intrygi, wstępu, rozwinięcia i zakończenia. I żeby wszystko się zgadzało. Żeby nie było chaosu. Przez chwilę mają zapomnieć o tym strachu przed odtrąceniem, wypadnięciem, tej udręce, która jest twardym jądrem wszystkich innych strachów. O tej bolączce, że wszyscy koledzy ze studiów mają już kredyty na czterdzieści lat i priorytetem ich jest te kredyty spłacić, a następnie, z czystym już kontem, umrzeć, a oni jeszcze go nie zaciągnęli. My właśnie chcemy sprezentować im chwilę pewności, ze wszystko ma sens i skończy się dobrze albo źle, ale sensownie.
Antymena
Rób co chcesz. Nie znam się. Już jestem jakby wkurzona. Więc niech to nie trwa zbyt długo. I niech ja za dużo nie gadam. Nienawidzę mówić. Naucz ich, że tacy też istnieją. To jak ma na imię ta ciotka?
Gona
Jacqueline.
Antymena
To do zobaczyska.
Szybko wychodzą.
Sylwia Kobuszewska
Ptaki będą na obiad
(II nagroda)
Scena I
(Ciemność)
Mama
Drogie dzieci, z góry odpowiadam na wszystkie zadane jak i również nie zadane pytania typu: „Dlaczego?”- Otóż: Nie mam pojęcia. (Nie zapewniałam, że odpowiem wyczerpująco.) A skoro już spełniłam swój obowiązek odpowiadania na pytania, to opowiem wam bajkę; Pewnego razu (a było to wcale nie tak daleko ani dawno temu) spotkało się dwóch łysych; jeden z przekonania, drugi z przekonania, że stres jest w życiu niezbędny. Drugi z nich marzył o włosach, a pierwszy o tym, aby nie musieć ich tak często golić. Ale spotkali się zupełnie jak w życiu i żaden nie pozazdrościł drugiemu. Co z tego wyszło? Dziś pierwszy z nich jest hipisem, a drugi zdeklarowanym skinheadem. Oboje raczej się unikają. Morał jest taki: jeśli spróbujecie coś zrobić, to jest ryzyko, że wam wyjdzie. Jak nie to nie. Sami zdecydujcie czy wolicie, żeby wam włosy wyszły czy nie. Chociaż to chyba nie tak. Zresztą nie ważne. Zaśnijcie wreszcie, bo sztuka się zaczyna.
Scena II
(Półmrok. Kalinka i Antoś leżą w łóżeczkach. Kalinka zapala lampkę nocną.)
Kalinka
Śpisz?
Antoś-(cisza)
Kalinka
Śpisz?!
Antoś-(cisza)
Kalinka
Śpisz?!
Antoś
Tak.
Kalinka
Śpisz?!!!
Antoś
Już nie!
Kalinka
To dobranoc! (gasi lampkę)
Scena III
(Kalinka rozmawia z gołębiem.)
Kalinka
No leć!
Gołąb
Mam spadać?
Kalinka
Nie! Wznieś się do góry, aż do chmurek!
Gołąb
Ale tam jest mokro.
Kalinka
Ale pięknie!
Gołąb
Nie bardziej niż tu. Tutaj przynajmniej coś widać.
Kalinka
Tam widać wszystko z góry.
Gołąb
Nie lubię patrzyć z góry.
Kalinka
Dlaczego?
Gołąb
Taki ze mnie skromny gołąbek.
Kalinka
Może ty się po prostu boisz?
Gołąb
Nie. Ja…
Kalinka
Masz lęk wysokości!
Gołąb
Ale nie powiesz nikomu, dobrze?
Kalinka
Dobrze. To będzie nasza tajemnica… Ale… Co to za ptak z lękiem wysokości?!
Gołąb
Jedyny w swoim rodzaju.
Kalinka
Żaden!
Gołąb
Dlaczego ty… tak… mówisz?
Kalinka
Bo masz spróbować! Chcę Ci smodywować, jak mówi mamusia…
Gołąb
Raczej zmotywować
Kalinka
Tak mówi mamusia… Ja po prostu nie rozumiem. Dlaczego nie latasz, skoro masz skrzydła?
Gołąb
Bo… bo… one są zbyt ciężkie!
Kalinka
Ale mogą Cię wznieść tam gdzie jest lekko jak piórko!
Gołąb
Nie mogą!
Kalinka
Jak to nie mogą jak mówię, że mogą?
Gołąb
One są chyba… nieprawdziwe…
Kalinka
To znaczy, że ich nie ma?
Gołąb
Nie działają!
Kalinka
Ty nie umiesz latać!
Gołąb
Ale nie mów tego nikomu!
Kalinka
Niedługo nie będzie o czym!
Gołąb
Jak to?!
Kalinka
Nauczę Cię!
Scena IV
(Pokój dziecięcy. Kalinka bawi się ptakiem-maskotką. Wbiega z nim na szczyt łóżka i zrzuca go. Po chwili podnosi go i znowu zrzuca ze szczytu. I tak od nowa cały czas. Wchodzi Antoś.)
Antoś
Dlaczego dołujesz twojego ptaka?
Kalinka
To nie jest ptak, tylko Pan Żółtodziób.
Antoś
Dlaczego?
Kalinka
Bo ma żółty dzióbek.
Antoś
Dlaczego Pan Żółtodziób jest zdołowany?
Kalinka
Nie wiem. Nie kazałam mu spadać.
Antoś
Ale go zrzuciłaś.
Kalinka
Uczę go latać.
Scena V
(Dom. Jadalnia. Rodzina je obiad.)
Kalinka
Mamusiu? A co to jest?
Mama
To są gołąbki.
Kalinka
Mamusiu? To są naturalne gołąbki?
Mama
Oczywiście. Nie daję Ci niczego nienaturalnego.
Kalinka
To gołąbki są lekkie dlatego, że mają w sobie ryż?
Mama
E…Tak.
Kalinka
To ja ich nie chcę.
Mama
Dlaczego?
Kalinka
Bo… bo… bo to nieładnie jeść gołąbki. One są ładniejsze jak latają.
Mama
Ale… te gołąbki nigdy nie latały.
Kalinka
Nie nauczyły się?
Mama
To nie są prawdziwe gołąbki. Gdyby były prawdziwe, to bym w życiu tego nie wzięła do ust.
Kalinka
Ale powiedziałaś…
Mama
A pamiętasz, co Ci powiedziałam o gołębiach?
Kalinka
Pamiętam. Mówiłaś, że gołębie są ohydne, bo przenoszą choroby i…
Mama
Proszę nie przy jedzeniu…
Kalinka
Ale to są gołąbki, a gołąbków nie wolno jeść, a to znaczy, że robimy to, czego nie wolno, czyli… coś jest nie tak.
Mama
Wszystko.
Kalinka
Wszystko nie tak?
Mama
Wszystko dobrze. To się tylko tak nazywa.
Kalinka
Czyli nie będę be, jeśli zjem?
Mama
Nie będziesz.
Kalinka
To dobrze, bo są całkiem dobre… Ale to na pewno nie jest…?
Mama
Tak… Nie przejmuj się… Przecież… Jakoś nie masz oporów, żeby jeść kurczaka.
Kalinka
A kurczak, ten z talerza, to jest taki mały kurczaczek?
Mama
Tak. Taka mała kura.
Kalinka
To ja nie będę jeść.
Mama
Jak to?! Przecież nie o to mi chodziło…
Kalinka
Czyli kurczak nie jest naturalny? Mogę go jeść?
Mama
Tak. Możesz.
Kalinka
Bo wiesz… Nie za bardzo chcę jeść dzieci oraz ptaków… Chyba, że mi od tego wyrosną skrzydła…
Mama
Możemy nie rozmawiać o tym przy obiedzie?
Kalinka
Dlaczego?
Mama
To chyba jasne.
Kalinka
Co?
Mama
To.
Kalinka
Nie wiem, ja wygląda „to”, ale nie jest jasne. Świat dorosłych jest niejasny. Dlaczego dorośli wszystko przyciemniają, a potem uważają to za jasne?
Mama
Bo chcą w spokoju zjeść obiad…
Kalinka
A ja nie chcę odrywać ptakom skrzydeł nawet jeśli nie odlatują… po prostu nie lubię.
Anna Wakulik
SANS SOUCI
(II nagroda)
Scena 4
Mieszkanie Henri. Ania i Iweczek. Siedzą na dwóch brzegach stołu, odwróceni do siebie plecami, dyndają nogami. Ania w samym staniku, Iweczek bez koszuli. Widać, że coś się działo. Tragedia niedokończenia i jednocześnie wielkie zmaganie z pokusą.
IWECZEK
Jakoś nie miałem żadnego problemu, żeby się czasowo przestawić. Może jesteśmy uodpornieni- czasem jest koncert, rano bania, a i tak trzeba jechać dalej. Ale słuchaj,
w Nowym Jorku są szczury wielkości kota- to nie jest żadna bajka, raz szliśmy z Henri do Blue Note i takie bydlę staje przed nami, potwór! Mógłbym tam mieszkać (Pauza) Amerykanie mówią bardziej z gardła. Czasem nie nadążasz. (Gardłowo) Where have you been, nie (przedniojęzykowo) where have you been.
ANIA
To jak w niemieckim. Ja w ogóle nie rozumiem dialektu berlińskiego. W ogóle nie rozumiem, jak ktoś używa gardłowego r. Rozumiem tylko, jak ktoś jest z Hanoweru albo jak jest Austriakiem. Siedzę tam zawsze tak bardzo zbombardowana tym językiem. Nawet jak rozumiem, to jakby tak po wierzchu. Bez melodii. Każda rozmowa powinna mieć głębie, po polsku nawet jak milczę, to to ma głębię. Oni mogą mi mówić i mówić
o jakichś tragediach, a ja i tak skupię się na tym, ile razy powiedzą „genau” i „ach so” i że czasownik będzie na końcu zdania. I że całe pokolenia rodzin polskich drżały na dźwięk tej mowy, a ja siedzę i słucham kogoś w odległości dwudziestu centymetrów. Czego nigdy nie zrobiłaby moja babcia.
IWECZEK
(Gardłowo) It`s not a big deal (przedniojęzykowo) It`s not a big deal. Oboje odwracają się do siebie.
ANIA
Ile my zużywamy niepotrzebnie liter. Pomyślałam tam sobie, że na jesień usta mogłyby mi zarosnąć i wcale bym nie płakała. Używam tam tylko kilku słów w różnych konfiguracjach. Ania pić, Ania jeść, dziękuję, proszę. (Gardłowo) Gesundbrunnen. Grünau. Zurück bleiben bitte. (Przedniojęzykowo) Gesundbrunnen. Grünau. Zurück bleiben bitte. Pomijając durnotę tego zdania. „Proszę zostać z powrotem”. Czasem nienawidzę tych Niemców.
IWECZEK
Ja właściwie wcale nie lubię być tolerancyjnym. Jeden Murzyn tłumaczył mi ostatnio, że ma już troje nieślubnych dzieci. Sam pochodzi z rodziny, gdzie jest ich siedemnaścioro,
a ojciec ma w sumie pięćdziesięcioro - z trzema kobietami. To było w Szwecji. Pytał, jak jest w Polsce, i nie wierzył, jak tłumaczyłem mu, że u nas, tak samo zresztą jak tu, dozwolona jest tylko monogamia. A on na to: jesteście nieczuli i nie obchodzicie się wzajemnie. Nie dajecie sobie pieniędzy, jak macie. Nie mieszkacie razem. U nas tak nie jest.
ANIA
Ja na sprachkursie mam dwóch Serbów z dłońmi wielkimi jak łopaty, maleńką Chinkę, Brytyjczyka Carla, Rosjankę Elenę, Francuza Blaise`a, Albankę Kadire, Turczynkę Linę
i jej kolegów: Mohameta i Husajna. Jak Chinka tłumaczy, że niegrzecznie jest powiedzieć sąsiadowi, żeby ściszył muzykę, bo chcesz spać, to Francuz się oburza, a Turcy mówią: przecież mógłby cię zaprosić i słuchalibyście tej muzyki razem! Ja wtedy myślę, że kocham Europę. A jak Serbowie coś sobie tłumaczą na ucho, to nie mogę powstrzymać się przed myśleniem: czy wy snujecie tam szeptem plany następnej wojny? Albo Simon. Pochodzi z Bułgarii. Z Polski zna Sienkiewicza i Żeromskiego. Nie zna Gombrowicza. I zdążyliśmy zamienić tylko kilka charakteryzujących kultury naszych narodów zdań, kiedy nadszedł z jego strony czas na potężną woltę i oto dowiedziałam się, że w tysiąc trzysta którymś Turcy napadli na Bułgarię. Bułgarzy poodcinali im trochę głów, ale też w dużej części uciekli na tereny Rosji, gdzie Rosjan jeszcze nie było. Przywieźli tam swój język, który Rosjanie - skąd się wzięli, nie wiem - w czasach Iwana Groźnego nazwali swoim. Ale to nie jest ich język, to język Bułgarów, o których zapomniał cały świat. Simon nie umie mówić dobrze po niemiecku, bo przez 16 lat pracował tu z Turkami. Turcy źle mówią w tym języku, robią błędy i nie znają gramatyki. Tym samym zniszczyli możliwości rozwoju Simona. Nie jest mu wesoło na tym świecie.
IWECZEK
Zurück bleiben bitte.
ANIA
No właśnie nie tak! Zobacz. Nie dotykasz w ogóle językiem tu, nie dotykasz zębów.
IWECZEK
Pokaż.
ANIA
No, popatrz… Całują się.
ANIA
Z nikim nie mam takiego poczucia grzechu jak z tobą. Ale tak bardzo lubię, kiedy marzną ci stopy i kiedy chuchasz zimnym powietrzem prosto w mój kark. Myślałam, że jak cię dotknę, rozstąpi się ziemia, coś się stanie, będzie zbrodnia i kara. Ale potem wszystko było tak samo.
IWECZEK
A mieszkanie szefa wzmaga dramatyzm sytuacji.
ANIA
Tak, ta sterylna, parasceniczna jakby przestrzeń. Gdzie nie może upaść ani jeden włosek, ani jedna komórka martwej, zbutwiałej skóry. (Pauza) Czasem myślę o nim czterysta razy dziennie. Nie jest dla mnie nikim specjalnym, ale spętana tą jego nieosiągalnością myślę
o nim czterysta razy dziennie. Czasem czterysta pięćdziesiąt. Boli mnie brzuch, jak nie dzwoni. Zastanawiam się, co się stało, gdzie leży, spity, głodny, sam. Wyobrażam sobie, że coś mu jest i jest kompletnie bezradny, wszyscy go opuścili i wtedy zostaję mu tylko ja i musi być mi wdzięczny. Wreszcie zauważa, dla kogo jest naprawdę ważny. Nienawidzę, jak gdzieś razem jedziecie. Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę. Jak Monika. Nienawidzę, jak się rozumiecie, nienawidzę, jak ci pomaga, nienawidzę, jak pożycza ci pieniądze, nienawidzę, jak potrafisz bez mrugnięcia okiem wysłuchać jego wyrzutów. Jak podpisujecie się wspólnie pod listem. Jak odbierasz jego telefon i mówisz „sekretariat, słucham”.
Iweczek wstaje. Zaczyna dotykać Anię. Od dotknięcia do dotknięcia przechodzi w łaskotanie, które trwa chwilę, oboje się śmieją, ale potem przeradza się to w walkę i pokaz siły ze strony Iweczka. Bierze on Anię bardzo gwałtownie. Potem ubiera się równie szybko i bez finezji. Ania milczy, siedzi skulona.
IWECZEK
Monika jest w ciąży. Pamiętasz, jak byliśmy u ciebie, po premierze? Zapłodniłem ją tam, na twoim łóżku. Henri powiedział: nie teraz, nie poradzicie sobie, nie macie pieniędzy. Powiedziałem tak Monice. Ale ona ma bunt, robi prawo jazdy, które nigdy nie będzie jej potrzebne, chodzi do szkoły, którą ma w dupie, i chce mieć drugie dziecko, które zahamuje jej wieeeelką karierę. (Pauza) I będzie miała, co chce.
ANIA
Masz dziecko ze mną.
IWECZEK
Nie mam.
ANIA
Miałeś.
IWECZEK
Co?
ANIA
Już nie masz.
Scena 13
Część sceny, która była mieszkaniem Iweczka, jest pozbawiona wszystkich domowych elementów. Teraz są cztery krzesła. Siedzą Ania, Henri, Moniczka, Iweczek ubrani na żółto. Wszyscy nieruchomi, twarzą w stronę publiczności. Za nimi Wiktor stojący na stołeczku.
WIKTOR
Kto ty jesteś?
MONICZKA
Mama.
HENRI
Artysta.
IWECZEK
Iwo Maria. Filozof poststrukturalista.
ANIA
Holly Gollighty. W podróży.
MONICZKA
Właściwie to nikt.
IWECZEK
Chodzę po ziemi, ale nie zostawiam śladów.
ANIA
Nie zostawiam śladów w wynajętych mieszkaniach, które muszę posprzątać przed opuszczeniem, w pokojach hotelowych, pociągach pospiesznych.
HENRI
Jaśniej jaśniej
Szybciej szybciej
Dłużej dłużej
Lepiej lepiej
MONICZKA
A włosy odrastają tak samo, jakby było ciemniej, wolniej, krócej, gorzej.
IWECZEK
Człowiek bez właściwości.
ANIA
Wyprany wyprasowany naszczęśliwiony wydrążony nigdy-nie-spocony.
HENRI
Nie leć Elliotem. Nie leć Sarą Kane. Nie pochlebiaj sobie.
ANIA
To miała być poważna sztuka.
MONICZKA
Tragedia postoju. Tragedia ruchu.
WIKTOR
Jaki znak twój?
ANIA
Krok niestały.
MONICZKA
Trzy zawały. W wieku dwudziestu pięciu lat z przekochania, w wieku dwudziestu sześciu z zasupłania w sobie, w wieku dwudziestu siedmiu z niemożności wstania.
HENRI
Dystans. Nie podchodzić zbyt blisko, żeby się nie sparzyć. Nie podchodzić, bo im bliżej, tym trudniej zawrócić. A jak już się podejdzie, to potem wszystko się kończy.
IWECZEK
Pacyfka. Czerwona wstążeczka w klapie. Również różowa. Czasem pomarańczowa. Tatuaż ze znakiem nieskończoności. Tęczowa flaga. Koszulka z napisem „nie płakałem po papieżu”.
ANIA
Trzęsące się ręce. Obgryzanie paznokci do łokci.
MONICZKA
Recepta na postinor.
HENRI
Nieskończone galaktyki wyrysowane czerwonymi żyłkami na białkach oczu o czwartej nad ranem.
IWECZEK
Karta niestałego klienta.
WIKTOR
Gdzie ty mieszkasz?
ANIA
Na wschód od zachodu i na zachód od wschodu.
HENRI
Na tym najlepszym ze światów.
IWECZEK
W epicentrum wszechgalaktyk.
MONICZKA
Na padole cierpienia.
ANIA
Nienawidzę tego miasta.
HENRI
Nienawidzę tego państwa.
IWECZEK
Nienawidzę tego osiedla.
MONICZKA
Nienawidzę tego domu. Tego pokoju, tego łóżka, tego prześcieradła, tej łyżeczki, tego kubka, tej ziemi.
WIKTOR
Czym ta ziemia?
MONICZKA
Sprawdź w google.pl
HENRI
Sprawdź w google.de
ANIA
Sprawdź w google.eu
IWECZEK
Sprawdź w google.us
WIKTOR
Czym zdobyta?
MONICZKA
Zaburzeniami emocjonalnymi.
ANIA
Niskim poziomem zaufania społecznego.
HENRI
WHO mówi: główne zagrożenie zdrowotne dla Europy to zaburzenia psychiczne Nie choroby zakaźne.
IWECZEK
Nie rak.
MONICZKA
Nie choroby serca, tylko jego wyposzczenie, kiedy chce ci się kogoś kochać.
WIKTOR
Czy ją kochasz?
IWECZEK
Nie. Tak. Nie wiem. Tak. Nie.
ANIA
Rano, kiedy wstaje i jestem zdziwiona: o patrzcie, to jednak świat istnieje. Wieczorem, kiedy moje serce przepompowuje nieskończone ilości siarczanów. Gdy mam wino
w stopach i we włosach. Wtedy tak.
HENRI
Nie. Co to w ogóle za pytanie. Takich pytań się dzisiaj nie zadaje.
MONICZKA
Zawsze. Miłość moja jak skała, jak beton, jak mur berliński. Mur chiński. Silna jak armia Stanów Zjednoczonych. Wielka jak imperium rosyjskie. Wysoka jak wieżowce Johannesburga. Nieskończona jak ilość połączeń nerwowych. Słodka jak likier wiśniowy. Miękka jak pięta dziecka. Rano. Wieczór. We dnie. W nocy.
WIKTOR
A w co wierzysz? Cisza.
WIKTOR
A w co wierzysz? Cisza.
WIKTOR
A w co wierzysz? Cisza.
Karolia Sarniewicz
STANY ZJEDNOCZONE MOJEJ PODŚWIADOMOŚCI
(I nagroda)
Pora obiadowa.
Osoby, które miały wystąpić, będąc na posiłek zaproszone:
Mama, Siostra, Ja, Babcia, Brat…
Osoby występujące tak naprawdę, poza postaciami, które wystąpić miały:
Gośka - ekscentryczna szwagierka, która myślała, że wie więcej, niż tak naprawdę wiedziała.
Krzysiek - ten sam niezmienny, spokojny, obojętny na wszystko kuzyn.
Bogdan - tego sama Gośka chyba nawet nie wiedziała.
Kaśka - koleżanka ekscentrycznej szwagierki.
Iszczakowy - kolega Krzyśka. Zjawił się u nas rano, nie mając pojęcia, w co się pakuje. Przez pomyłkę został przeze mnie nazwany innym nazwiskiem, niż powinien w rzeczywistości.
Dąbrowszczak - ?
Stoję z mamą w kuchni. Iszczakowy odpoczywał w pokoju Krzyśka, zmęczony poranną libacją. Wraz z Mamą siedzimy w kuchni, krojąc warzywa do surówki. Siostra wbija widelec w ceratę, co jest pewnie kolejną próbą zwrócenia na siebie uwagi, której nikt się nie poddaje.
JA rozmarzona
Ale cisza. I spokój! Iszczakowy śpi. Krzysiek na zakupach.
MAMA zdziwiona
Jaki Iszczakowy?
JA
No, ten… od latających psów.
MAMA
A, nie! To nie Iszczakowy…
JA do siostry
Natka, wiesz, że zostało jeszcze trochę batonów z Wigilii?
SIOSTRA zrywa się z krzesła i pędem biegnie do salonu
MAMA żartobliwie
Zaraz nie będzie! Jak przyjedzie Gośka…
JA
Co? GOŚKA TU JEDZIE?!
MAMA
Tak, dzwoniła, że zaraz będzie. I to nie sama, tylko z jakąś koleżanką i z kimś tam jeszcze.
JA wstaję od stołu i udaję, że wybiegam z kuchni
O, nie! To ja jadę do domu!
Rzeczywiście. Szwagierka wpada do domu kilka minut później. Tym razem nie ma zarzutów co do mojego krojenia, bo jest zajęta przedstawianiem nam przybyłych gości.
GOŚKA
To jest Kaśka, a to jest Bogdan. On jest tu tylko po to, żeby prowadzić samochód.
JA spoglądam na biednego domniemanego Bogdana. Rzeczywiście wygląda, jakby nie wiedział, po co tutaj przyszedł.
GOŚKA ciągnie go do pokoju i każe siedzieć niemal bez ruchu.
Nic się nie dzieje. Kaśka nic nie mówi, tylko pod stołem trzyma paczkę papierosów, prawdopodobnie licząc na to, że uda jej się stąd jakoś wyrwać. Chociaż podobno jest w moim wieku… Mama ubolewa nad faktem aluminiowej folii przyklejającej się do kurczaka i ten fakt staje się decydującym w kwestii mojego obecnego rozważania.
JA
Natka, idziemy z psem!
Ta jednak, zamiast mnie słuchać, idzie sprzątnąć Iszczakowemu sok sprzed nosa, korzystając z okazji, że Krzysiek jest jeszcze w sklepie. Zabiera karton po cichu, aby tylko delikwent się nie obudził, po czym w przedpokoju spotyka Babcię. Pech chciał, że ma ostatnio problemy ze słuchem.
BABCIA
Co tam masz?
SIOSTRA szeptem
Sok.
BABCIA
Co?!
SIOSTRA
Sok!
Za czwartym razem Natka informuje o tym Babcię tak głośno, że Iszczakowy się budzi. Bierzemy psa i idziemy do lasu. Gdy wchodzimy do domu, wszyscy dość głośno zawodzą: “Zaprowadź mnie prosto do Betlejem“, więc - nie chcąc przeszkadzać - przybieramy bezpieczną lokalizację w sypialni Babci. Z salonu nagle wychodzi Gośka, ubrana w kożuch.
GOŚKA do mnie
Dlaczego nawet do nas nie zajrzałaś? Młoda, to ja rozumiem, ale ty?
JA wymyślam na poczekaniu jakąś kiepską wymówkę i żegnam się z Kaśką i Bogdanem
Po chwili.
SIOSTRA wyraźnie uradowana
Chodźmy do Iwicznego.
JA
Iszczakowego!
Wchodzimy do pokoju i akcja dopiero się rozkręca, bo Babcia na wstępie proponuje nam wzięcie sobie dodatkowych talerzy. Roztacza przed nami wizję tylu bigosów, tylu kiełbas, wędlin, pasztetów i bochenków chleba, że nawet Natka z wrażenia odmawia.
KRZYSIEK pyta mnie, czy nie zamierzam przypadkiem wyjść za Japończyka, który przyjeżdża do mnie w sierpniu
Bo jak przyjedzie ten Chińczyk!
JA
Japończyk!
KRZYSIEK
To zamów mi u niego Nun chaku.
BABCIA
Krzysiu, może sałatki?
KRZYSIEK
Jak będę miał to Nun chaku, to mogę cię nauczyć jak się tym walczy.
BABCIA
Pawełku, podać ci? Kama, podaj mu talerzyk.
MAMA żartobliwie
Pawełku?
ISZCZAKOWY
Nie, nie, dziękuję.
KRZYSIEK
Bo u tych Japończyków, to nie ma pomiłuj.
BABCIA
Karolinko, przynieś Krzysiowi talerzyk.
KRZYSIEK
Oni tam psy jedzą i sushi.
JA
Ale psy to jedzą Chińczycy!
BABCIA
Natalko, a ty nic dzisiaj nie zjadłaś!
KRZYSIEK
Tak mówisz, tak mówisz, a żebyś się potem nie zdziwiła, jak ci zjedzą Pikusia!
MAMA śmieje się do mnie potajemnie
BABCIA
Kama, mówiłam, żebyś dała Pawełkowi talerzyk!
MAMA
Ale Pawełek ma!
ISZCZAKOWY
Nie, ja naprawdę dziękuję.
KRZYSIEK
A sushi, to oni jedzą z delfina!
BABCIA
Pawełku!
ISZCZAKOWY
Z delfina?
JA śmieję się i dostrzegam, że Babcia wyciąga z kredensu batony
ISZCZAKOWY
Delfiny są pod ochroną!
BABCIA
Kamyczku, ułam sobie Liona.
KRZYSIEK
Tak się tylko mówi…
BABCIA
I daj połowę Natalce…
KRZYSIEK i ISZCZAKOWY rozpoczynają prawdziwą dyskusję na temat ryb pod ochroną w… Japonii.
BABCIA wyciąga kolejnego batona w stronę Krzyśka
Ułam sobie. No, ale całego to ci nie dam!
Krzysiek łamie, a drugą część Babcia wyciąga w stronę Iszczakowego.
BABCIA
Pawełku, dla ciebie druga część.
ISZCZAKOWY nie ma pojęcia, co zrobić.
JA
Babcia, daj lepiej w papierku. Zbieram batona Babci i daję Iszczakowemu.
Babcia otwiera kolejnego batona i wyciąga w stronę Mamy.
BABCIA
Kama, ułam sobie!
JA
Nie lepiej było dać każdemu po jednym? Może ktoś chce?
ISZCZAKOWY I KRZYSIEK
Nie, ja dziękuję.
SIOSTRA się śmieje.
BABCIA
A kto chce gumę? Chce ktoś gumę?
Wyciąga gumę do każdego po kolei, ale bierze tylko Krzysiek. Nagle ktoś puka do drzwi. Pełna złych przeczuć, że wróciła Szwagierka, biegnę do przedpokoju. Otwieram drzwi, a tam stoi jakiś uśmiechnięty facet.
FACET
Dzień dobry, jest Krzysiek?
JA
Tak, oczywiście, zapraszam. Wskazuję gościowi drogę do pokoju. Tam wszyscy pokładają się ze śmiechu.
FACET wyraźnie zdziwiony, ze zastał tam tyle ludzi
O, dzień dobry!
BABCIA
O, Dąbrowszczak, a co on tu robi?
MAMA
Tak, Dąbrowszczak, to my pójdziemy się spakować.
Wychodzimy do sypialni. Z salonu dochodzi głos Babci, proponującej Dąbrowszczakowi batona. Usiłuję znaleźć swoją brązową bluzkę, kiedy to nagle wchodzi Babcia.
BABCIA
No, co tu robi ten Dąbrowszczak?
Wchodzi Krzysiek.
KRZYSIEK do Mamy
Kama, jest taka prośba, czy mogłabyś zrobić Markowi kawę?
JA roześmiana
Dąbrowszczakowi?
MAMA
Czarną czy cappuccino? Gdzie jest ta tamta łyżeczka?
JA
Iszczakowy ją ma.
KRZYSIEK patrząc na mnie dziwnie
Kto?
Mama wraca z kuchni, ponownie bez kurtki, którą zakładała już dwa razy.
BABCIA
A kto cię rozebrał?!
MAMA ze śmiechem
Nikt. Sama to zrobiłam.
BABCIA
A! Bo myślałam, że może ten chłopak…
A
Poranek dnia powszedniego. Powszechnie zwany piątkiem, choć liczbą porządkową wcale niezwiązany ze szczęściem ani pechem.
Przystankowa ławka.
Wiał wiatr. Po wczorajszym deszczu nie było śladu, a nastrój nie miał nic wspólnego, z głęboko pojętym, romantyzmem. Stan Psychiczny usiadł koło mnie, obserwując bacznie czubki swoich butów, które - zapewne przed wyjściem - wypolerował ze szkłem powiększającym w dłoni. Jak zwykle chełpił się, mrucząc pod nosem jakieś zagadkowe wyliczanki tym, czym chełpić się w ogóle nie powinien, lecz najwyraźniej wcale mu to nie przeszkadzało. Swoją obecnością dawał do zrozumienia, że oto jest - on Stan i, choćbyś był nie-wiadomo-kim bądź kimś zupełnie “wiadomym“, musisz teraz zwrócić ku niemu każdy współczynnik swojej uwagi, zanim on usiłuje zrobić to za ciebie.
Ja jednak wspomnianą uwagę rozłożyłam na czynniki pierwsze, począwszy od adnotacji w umyśle, ile ulicznych latarni jest w stanie zmieścić się w odbiciu na lakierku jegomościa, a skończywszy na dodaniu do siebie wszystkich ilorazów powodów mojej obecności w ów miejscu razem z rozgarniętym Stanem Psychicznym.
Wstałam gwałtownie, odwracając się jednocześnie od jegomościa, jak i rozkładu jazdy, który mógł być w tym momencie narzędziem odsieczy.
Po chwili jednak uświadomiłam sobie - gdzie pójdę ja, tam będzie kroczył za mną również Stan Psychiczny.
O
Kiedy szłam do babci, Stan zdawał się być o wiele weselszy. Jak zwykle błąkał się w okolicach dworca autobusowego, jakby na kogoś czekał. Obserwował ludzi, wysiadających z autobusów. Tych wsiadających co jakiś czas pytał, gdzie jadą i kiedy wrócą. Odpowiadali z rezerwą, choć przemawiała przez nich litość.
STAN PSYCHICZNY
A gdy już… kiedy pani wróci…, to znów wybierze pani drogę, prowadzącą przez park?
KOBIETA
A co to pana obchodzi?
STAN PSYCHICZNY
Bardziej niż się pani wydaje! Bo jeśli wróci pani przez park będzie to oznaczało, że tam, dokąd się pani wybrała, raczej się pani nie powiodło. Każdy wybiera wówczas dłuższą drogę do domu. Jeśli zaś z kolei wybierze pani najkrótszą drogę powrotną, wszystko zdawać się będzie w porządku i jutro zapewne znów spotkam panią w tym miejscu zastanowił się przez chwilę Jeśli zaś z kolei…
KOBIETA
Już dobrze, wystarczy. Wsiadła do biało-niebieskiego autobusu, zamykając za sobą drzwi z hukiem, biorąc zapewne zachowanie jegomościa za niezbyt pomysłowe, całkiem końskie zaloty
STAN PSYCHICZNY
Ja tam nigdy nie wybieram drogi. Zawsze chodzę okrężną.
Stan Psychiczny nie dręczył mnie dziś, o dziwo. Babcia poczęstowała mnie ciastem z karmelem, który rozbijał się ze znajomym mi dźwiękiem. Czasem wydaje mi się, że tamten poranek z Mamoną był tylko przedziwnym snem. Zresztą nigdy do końca nie wiadomo, co było snem, a co rzeczywistością. Zanim jednak spotkałam się z Babcią, zastałam pod furtką jej małego domku jakiegoś mężczyznę. Kiedy się zbliżyłam, właśnie zsiadał z wozu, zaprzęganego przez konia i energicznie wciskał dzwonek, który nawet zmarłego postawiłby na nogi.
FACET wyraźnie ucieszony na mój widok
Przywiozłem kartofelki.
JA
Świetnie. Nie ma mojej babci?
FACET zachichotał
Ładny piesek. A jak merda ogonem.
JA
Nie ma mojej babci?
FACET
Ja tu tak czekam i czekam. A pani do kogo?
JA …
FACET
To pani babcia czy ciocia?
JA
Babcia!
FACET
Hihihihi. Bardzo śmieszne.
JA
Albo nie słyszy albo jest w sklepie.
FACET ucieszony
Albo śpi!
No, jak śpi, to nie słyszy.
JA zniecierpliwiona
Idę do sklepu.
FACET
Do sklepu? O.
JA z życzliwą ironią
O.
FACET
A do którego sklepu? Bo ja jestem ze sklepu.
JA udając zainteresowanie
Tak?
FACET ponownie ucieszony
Tak! Od Szymczaków!
JA
Wspaniale. Idę szukać babci.
FACET
Ale ładny piesek.
JA
Taaa…
FACET
I jak merda ogonem!
JA
Do widzenia!
FACET
A gdzie pani idzie?
JA udając, że nie słyszę pytania
Gdyby babcia się zjawiła, proszę przekazać, że byłam.
FACET
Kto?
JA
Wnuczka!
!
Następnego ranka specjalnie wstałam wcześniej, by uniknąć konieczności chowania się pod dywan, na wypadek inwazji niespodziewanych gości drogą nie-od-frontu. I nie myliłam się. Dziś, choć drzwiami, przyszedł Stan Psychiczny.
STAN
Przyniosłem pani awizo i coś jeszcze.
JA wychylając się na klatkę schodową
Więc proszę dać mi awizo, a coś jeszcze zachować dla siebie.
STAN
Ale one leżały tutaj. Na klatce. Pewnie to pani albo sąsiada.
JA
Proszę je w takim razie wręczyć sąsiadowi.
STAN zdenerwowany
Daję pani rękawiczki albo nie daję nawet awizo!
Z tego całego roztrzęsienia otworzył drzwi szerzej i bez pytania wszedł do mieszkania. Cofnęłam się, tak jakby nie było ono moje, ale rozgniewanego jegomościa. Odruchowo zdjął polakierowane buty, tym samym nie mogąc choć przez chwilę się w nich przeglądać.
Zastanowił mnie nieoczekiwanie, gdy w tychże butach dojrzałam swoje odbicie. Jak każdy człowiek, zawsze chciał doprowadzić wszystko do końca. Było to oczywiste jak fakt, że wszystko, co powstało na ziemi, do niej będzie należeć. Wielu było takich, którzy chcieli się wyłamać, lecz i tak - prędzej czy później - wychodziło na jaw, że są stąd, zamknięci we wzorach i schematach.
Do puenty trzeba doprowadzić wszystko. Wiersz, książkę, szkolne przedstawienie, felieton, spektakl… Życie też!
Posiadające nieskończoną ilość punktów zwrotnych, akcję, rozgrywającą się w tysiącach miejsc, czasie, płynącym nieustannie, bez choćby drobnych retrospekcji, bez miejsca na didaskalia (swoją drogą, to mogłoby być ciekawe, cichy głosik potrzepujący ci: “reagujesz na to z pozornym spokojem, jednak potem wybuchasz złością, siadasz na fotelu i wzdychasz trzykrotnie, kładąc wierzchnią część dłoni na czole…”
I weź, człowieku, znajdź dla swojego życia puentę, skoro nawet nie wiesz, gdzie była kulminacja. Oraz gdy tak łatwo jest je sparafrazować.
JA
Herbaty?
STAN chyba nie zamierza odpowiedzieć, znowu bez pytania wchodzi do salonu i mówi
Ale tu u ciebie bałagan.
Wyszedł. Bez butów, lecz z awizo! Zostawił rękawiczki. Stał pewnie teraz za drzwiami i myślał.
Dramaturgia… Dramaturgia pomieszczeń dwudrzwiowych.
Joanna Tyszka
LODÓWKA POD SCHODAMI
(I NAGRODA)
SCENA 1
Wyżej opisany korytarz, zapalone mniejsze światła. Pan Migas wchodzi drzwiami B.
Pan Migas
Co się dzieje w tym domu? Godzina pierwsza w nocy, światła pozapalane, drzwi główne otwarte na oścież, domofon dzwoni tak często, jakby był zepsuty...
Pan Mróz wchodzi drzwiami A.
Pan Mróz
Coś się stało?
Pan Migas
Stało się to, co dzieje się zwykle, gdy prognozy pogody nie zapowiadają deszczu, a wieczorem niebo jest przejrzyste.
Pan Mróz
Czy mógłby pan mówić jaśniej?
Pan Migas
Pani Cebulska najwyraźniej znów ma fantazję spacerować po Plantach. Musimy ją sprowadzić z powrotem tutaj. Dobrze, że wiemy przynajmniej, dokąd poszła. Proszę obudzić wszystkich.
Pani Migasowa wchodzi drzwiami B. Pani Kicińska wchodzi drzwiami A.
Pani Kicińska
Znowu Cebulska?
Pan Migas
Wygląda na to, że tak.
Pani Kicińska
Cholery można dostać! I co teraz zrobimy? Może pójdziemy jej szukać?!
Pan Migas
To jedyne wyjście. Nie możemy czekać, aż sama się znajdzie.
Pani Kicińska
Czy mieszkamy tu tylko po to, żeby zajmować się cudzymi sprawami? Ja bym zostawiła tę wariatkę w spokoju! Ale oczywiście tego nie możemy zrobić. Jeżeli coś jej się stanie, prawdopodobnie my będziemy za to odpowiadać!
Pani Migasowa
Myślę, że dla pani Cebulskiej te spacery mają jakieś znaczenie..
Pani Kicińska
A co pani może o tym wiedzieć? Tę kobietę należałoby zamknąć w jakimś zakładzie, to zagrożenie dla nas wszystkich!
Pan Migas
Proszę się uspokoić. Wystarczy już, że my nie śpimy.
Pani Kicińska
W tej kamienicy nikt tak naprawdę nie śpi! Nie można przecież zmrużyć oka, mając świadomość, że za chwilę do drzwi zapukają jacyś psychopaci!
Pan Świgoń schodzi po schodach. Zapala się główne oświetlenie.
Pan Świgoń
Dlaczego siedzą tu państwo po ciemku?
Pani Kicińska
Nie mam już do tego siły. Wracam do łóżka. Róbcie sobie, co chcecie. Nie będę wam potrzebna.
Pan Migas
W tej sytuacji każdy z nas może okazać się potrzebny. Powinna pani zostać.
Pani Kicińska
To, co powinnam, a czego nie powinnam, jest tylko i wyłącznie moją sprawą. Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek się do tego wtrącał. Ostatecznie dzielimy tylko ten korytarz.
Pan Mróz
I lodówkę.
Pani Kicińska
Mówił pan coś?
Pan Mróz
Nie, nic ważnego.
Wchodzi pani Ostrowska.(B)
Pani Kicińska
Ach, to ty Natalio. Wracaj lepiej do siebie. Tu jest przeciąg. Przeciągi źle wpływają na twoje i tak słabe krążenie.
Pani Ostrowska
Nie sądzę, żeby mogło mi to zaszkodzić.
Pani Kicińska
Jak sobie chcesz. Ale nie pożyczę ci pieniędzy, kiedy twój układ krążenia raz na zawsze zbuntuje się przeciwko tobie.
Pan Migas
Domofon nie zadzwonił ani razu w ciągu ostatnich pięciu minut. Musimy wyjść na zewnątrz i poszukać pani Cebulskiej, zanim będzie za późno.
Pani Kicińska
Pan może sobie jej szukać. Ja idę spać. Powinnam się wyspać, ponieważ jako jedyna na tym piętrze mam pracę, której nie warto stracić. A tobie, Natalio, również radzę zostać. W nocy temperatura spadła do dziesięciu stopni. To może być twój ostatni spacer w życiu.
Wychodzi drzwiami A.
Pani Ostrowska
Faktycznie, lepiej będzie, jeżeli zostanę.
Wychodzi drzwiami B.
Pan Migas
Ty też zostań, Stefanio. Poradzimy sobie.
Pani Migasowa
Przydam się, jeżeli trzeba będzie ją uspokoić.
SCENA 7
Zapalone światła boczne.
Pan Migas
Ludzie! Ukradli nam lodówkę!
Pani Kicińska
Jaką znowu lodówkę?! Panie Migas! Tu obowiązuje cisza nocna!
Pan Migas
Stała pod schodami! A teraz jej nie ma!
Pani Kicińska
Może administrator kamienicy kazał ją wynieść? Widziałam tutaj rano jakichś fachowców.
Pan Migas
Nie mógł kazać, bo go tu nie ma! Nie mamy żadnego administratora! A ona przepadła! Przepadła jak nic!
Pani Ostrowska
Nie mogę w to uwierzyć! Myślałam, że ta lodówka będzie tu stała do końca świata.
Pani Kicińska
Nie panikujmy. Znajdzie się. Może ktoś ją sobie wziął?
Pan Mróz
A kto by ją chciał? To złom. Pamiętała chyba jeszcze czasy PRL-u...
Pan Migas
Nie, to model Polar 371. Aż tak stara nie była. I co my teraz zrobimy?!
Pani Kicińska
Nic. Zapomnimy o tym i pójdziemy spać. A rano ucieszymy się, że już jej nie ma, bo w gruncie rzeczy zajmowała sporo miejsca.
Pan Migas
Ta lodówka to fragment naszej rzeczywistości! Jakkolwiek szarej, ale nadal fragment!
Pani Kicińska
Czyżby? Dla mnie to bezużyteczny sprzęt., panie Migas. Darujmy już sobie to dochodzenie.
Pani Migasowa
Nie możemy tego tak zostawić. Co będzie, jeżeli zaczną znikać inne meble?
Pan Migas
Stefania ma rację. Dzwonimy na policję.
Pani Kicińska
A dlaczego policja miałaby się tym zajmować? To nawet nie było włamanie. Nie ma żadnych śladów. Nie uwierzą nam. Pomyślą jeszcze, że sobie to wymyśliliśmy, bo upał rzucił nam się na mózg.
Pan Mróz
Dajmy spokój z tą policją. Szukajmy jej na własną rękę.
Pani Kicińska
Oczywiście, szukajmy igły w stogu siana. Ona równie dobrze może być w Nowej Hucie albo w Podgórzu. Lodówka to nie człowiek. Mamy inne zmartwienia. Jeżeli teraz zaczniemy szukać czegoś, co tak naprawdę do niczego nam się nie przyda, któreś z nas zniknie na amen. Na przykład ta wariatka Cebulska. I wtedy naprawdę będziemy musieli intensywnie myśleć, jak się z tego wyłgać.
Pan Migas
Z czego wyłgać?
Pani Kicińska
Z odpowiedzialności, którą nas obarczą, jeżeli ktoś poderżnie jej gardło na Plantach.
Pani Migasowa
Bez przesady. Mieszkamy w dość spokojnej okolicy.
Pani Kicińska
To jest Stare Miasto! Tu napady i morderstwa się zdarzają, tak samo jak w innych dzielnicach, o ile nie częściej, bo bez przerwy są tu stada turystów. I w dodatku kamienica znajduje się trzysta metrów od dworca, co gwarantuje nam wizyty obszczymurów w całego kraju.
Pan Migas
Proszę o spokój. To do niczego nie prowadzi.
Wchodzi pani Cebulska (drzwi B).
Pani Kicińska
A pani dokąd?
Pani Cebulska
Jako oficjalna wariatka mam jeszcze chyba prawo wychodzić w mieszkania?
Pan Migas
Bardzo dobrze, że pani jest. Nie możemy się dogadać.
Pani Cebulska
Lodówka zniknęła?
Pan Migas
Czy wie pani coś na ten temat?
Pani Cebulska
Widziałam, jak ją wynosili.
Pan Migas, Pani Kicińska
Kto?!
Pani Cebulska
Jacyś mężczyźni.. Dokładnie nie pamiętam.
Pan Mróz
Niech pani sobie przypomni. To ważne.
Pani Cebulska
Nie jestem w stanie. Przykro mi.
Pani Kicińska
Od niektórych osób nie wolno zbyt wiele wymagać.
Wchodzą państwo Świgoń (drzwi A).
Pan Świgoń
Co się znowu dzieje? Włamanie? Mam wezwać policję?
Pan Migas
Na razie tylko to rozważamy. Ukradli nam lodówkę.
Pan Świgoń
Lodówkę, która stała pod schodami?
Pan Migas
W rzeczy samej.
Pani Świgoń Słabym głosem
Musimy ją odzyskać.
Pan Mróz
Dlaczego nagle stara lodówka wydaje nam się tak cenna?
Pani Świgoń
Schowałam w niej pieniądze. Sądziłam, że nikt ich tam nie znajdzie.
Pani Cebulska
Człowiek docenia niektóre rzeczy dopiero wtedy, kiedy je straci.
Pan Świgoń
W pewnym sensie wszyscy przywiązaliśmy się do tej lodówki. Stała tu od co najmniej dziesięciu lat.
Pani Migasowa
W zasadzie użytek mieliśmy z niej tylko latem. Chociaż była stara, czasami chłodziła.
Pani Ostrowska
Chłodziła tylko na górze. Na dole grzała. To było jedyne miejsce w całej kamienicy, gdzie mogłam stanąć na podłodze bez kapci i wełnianych skarpet.
Pan Migas
Czy w takim razie mam zadzwonić na policję?
Pani Kicińska
Jeśli w ogóle musimy, to odłóżmy to do jutra.
Pani Cebulska
Pomódlmy się wszyscy do świętego Antoniego, patrona rzeczy zagubionych.
SCENA 5
Zapalone światła boczne. Wszyscy bohaterowie na scenie.
Pan Mróz
Ludzie! Widzieli naszą lodówkę!
Pani Kicińska
Naszą lodówkę? Gdzie?
Pan Mróz
Dokładnie to nie wiadomo. Podobno jest gdzieś na Starym Mieście.
Pani Migasowa
Wiedziałam, że nie sprawdziliście tej ulicy równoległej do świętej Gertrudy. Ale czego można się po was spodziewać!
Pan Świgoń
Może to dlatego, że na planie jest zaznaczona jako prostopadła.
Pan Mróz
Jeśli wierzyć plotkom, lodówka znajduje się gdzieś na ulicy Floriańskiej.
Pani Ostrowska
Floriańska ciągnie się od Rynku do Barbakanu. Zanim tam dojdziemy, pewnie wywiozą ja gdzieś dalej.
Pani Cebulska
Teraz nie mamy po co wychodzić. Jest straszliwy upał. Poczekajmy do siedemnastej.
Pani Świgoń
W tym czasie lodówka sama nam ucieknie.
Pani Kicińska
A może tak naprawdę wcale jej tam nie ma?
Pani Migasowa
Nie dowiemy się, jeżeli tu zostaniemy. Zasady są proste. Nikt nam jej nie przyniesie.
Pan Mróz
Właściwie ta lodówka tylko zżerała prąd. A my za to płaciliśmy.
Pan Świgoń
Możemy ją wstawić z powrotem pod schody i nie podłączyć już do prądu.
Pani Ostrowska
Jeszcze jej nawet nie odzyskaliśmy!
Pani Cebulska
To bez znaczenia. Już ją straciliśmy.
Pani Świgoń
Nie możemy się teraz poddać! Wyjdźmy na ulice! Poszukajmy lodówki!
Pani Kicińska
A jaki to ma sens?
Pani Ostrowska
Już nawet tego nie pamiętam.
Pani Cebulska
Kiedyś stała u nas pod schodami, teraz być może również stoi pod schodami na Floriańskiej. W sumie nic się nie zmieniło.
Pan Mróz
Może jeszcze kiedyś do nas wróci.
KONIEC AKTU CZWARTEGO
Proponowany antrakt do następnej premiery
SCENA OSTATNIA WIDOWISKA
TO SCENA OSTATNIA ZE SZTUKI xyz alfabet.
AKT DRUGI
W akcie drugim występują postaci od M do Z.
SCENA 1
M, N, O, P
M
Wołanie o pomoc. Słyszysz? Wiatr wieje.. Wiatr wieje...
O
Zostaw go w spokoju. On nie potrzebuje pomocy. Niech sobie wieje.
M
I jeszcze te krzyki mew...
P
Krzyki mew...
M
Morze jest takie zimne.. I puste.
P
Puste..?
M
Samotni próbują rozmawiać nawet z falami.
O
Lecz one nie mają zwyczaju odpowiadać.
M
Wodorosty są takie spokojne...
P
Spokojne..
M
Choć targają nimi rozzłoszczone fale.
P
Fale...
M
Zachowują wewnętrzny spokój, by chronić swoje podwodne królestwa.
P
Królestwa.
O
O ile takowe tam istnieją.
M
Zimno mi.
N
Zimno? Jak to możliwe? Jest pełnia lata!
M
NIE! Wodorosty są ... za daleko!
N
Czy porzucisz nas dla swojego wewnętrznego królestwa ?
M
Woda spowalnia moje reakcje.
O
Wieje... Wiatr... Nudy...Czyż... Nie...?
SCENA 2
M, N, P, R, S
M
Szum wody w systemie nawadniającym.
P
Nawadniającym...
R
Piękny dźwięk.
M
Posłuchaj, jaka spokojna jest woda.
P
Woda..
R
Przepraszam, czy nie znudził się pan jeszcze tym powtarzaniem?
P
Owszem, znudziłem się. To piekielnie nużące.
R
Szum wody również staje się monotonny.
M
Ale proszę pana, musi pan przyznać, że woda jest dziś bardzo spokojna.
R
Najwyraźniej nie ma nic ciekawszego do roboty.
S
A co mogłaby robić woda?
R
Nic tylko szumieć i szumieć.. I jeszcze kapie z kranu.
N
I to właśnie jest takie urocze.
R
Urocze bywają pudle i małe dzieci. Ale woda? Kto normalny mówiłby o niej w ten sposób?
N
Jest pan niewzruszony.
R
Bycie niewrażliwym to podstawa naszego istnienia.
P
Jest w tym trochę racji.
N
Ale nie wystarczająco dużo, aby się z tym zgodzić.
M
Bycie, świadomość, szczęśliwość.
R
Przestańmy szumieć!
M
Proszę pana, proszę pana, kiedy to nic nie zmieni.
S
Nie, nie będziemy szczęśliwi.
N
Dlaczego?
S
Ponieważ tam na górze już o tym zadecydowano.
SCENA 3
M,O,T,U,W
M
Płyńmy więc wspak przez morze, co nam z pewnością pomoże.
O
Nie pomoże.
T
Oj, nie pomoże.
M
Skąd ta szumiąca pewność?
T
Usłyszeliśmy szum..
M
Nie! To nie mógł być żaden szum. Tylko wyjątkowi ludzie mają zdolność słyszenia magicznego szumu.
T
Więc skąd ta szumiąca pewność, że my do nich nie należymy?
U
Stojąc nad przepaścią, zawsze pragnę zrobić krok do przodu.
M
Bycie, świadomość, szczęśliwość.
T
Szum wody jest jedynie synchronicznym szeptem...
W
Przepastnych oceanów.
T
Świadomość również jest synchronicznym szeptem - gdy ją tracisz, chcesz ją natychmiast odzyskać i samoistna machina stresu nakręca się i nakręca i nakręca..
W
A ty, nieszczęsny człowieku, przestajesz widzieć kolory.
T
A to wszystko przez jakąś cholerną świadomość.
M
Bycie, świadomość, szczęśliwość.
W
Pomińmy to taktownym milczeniem.
U
Chwila milczenia przed krokiem do przodu.
O
Albo do tyłu, jeśli pani woli. Proponowałabym raczej do tyłu.
M
Bycie, świadomość, szczęśliwość.
W
Byt jest pojęciem względnym.
M
Synchroniczne szepty są wymysłem waszych chorych, przestarzałych kabli wyobraźni.
O
Ciśnienie hydrostatyczne spadło poniżej zera...
W
Gdzie?
M
Jak?
U
Ile?
T
Dlaczego?
O
Żebyście nigdy nie przestali pytać. I żebyście się nie dziwili, kiedy woda zalewa nam łazienkę.
M
Zalewa nam łazienkę.
T
Zalewa nam łazienkę.
W
Zalewa nam łazienkę.
U
Zalewa nam łazienkę.
SCENA 4
M, X, Y, Z
M
Bycie, szczęśliwość, świadomość.
X
Porzućmy ten stan bez emocji!
Y
Każdy początek jest nowym końcem.
X
Gdy obierając nowy kierunek, trafisz z deszczu pod rynnę, uwierzysz, że to koniec.
Z
To dzień, w którym skończyło się absolutnie wszystko.
Y
Ten koniec stał się nowym początkiem, który z kolei stał się nowym końcem.
M
Hektolitr wody równo upłynie.
Y
Cóż, niech płynie.
X
Niech płynie.
Z
Niech płynie.
X
Patrz, i płacz, jeśli cię to wzrusza.
M
Bycie, szczęśliwość, świadomość.
Y
To powinno was wzruszać.
Z
Ale już nie wzruszy, niestety.
X
Udawajmy, że nic się nie stało. To nie wróży nic dobrego.
Y
To nie wróży nic dobrego.
Z
To nie wróży nic dobrego.
M
To nie wróży nic dobrego.
Chwila milczenia.
To już koniec.
X
To się skończy pięknym końcem.
Y
To się skończy pięknym końcem.
Z
To się skończy pięknym końcem.
Koniec aktu drugiego.
Acta est fabula.