Dlaczego ludzie kupują i sprzedają
Ludzie od zawsze handlują, to znaczy wymieniają towary i usługi. Gdy tylko zaczęła się specjalizacja i powstały pierwsze zawody, każdy zaczął zajmować się tym, w czym był najlepszy. Tylko wtedy był bowiem w stanie przyciągnąć odbiorców i mieć zbyt na swoje wyroby. Mieszkańcy miasteczka w zamierzchłych czasach przychodzili do tego piekarza, który piekł najlepszy chleb. Prowadzili konie do tego kowala, który najlepiej je podkuwał. Szybko okazało się, że nie ma sensu robić wszystkiego samemu. Odwrotnie niż na wsi, gdzie chłop był niemal samowystarczalny, w miastach postępowała specjalizacja, która napędzała dalszy rozwój.
Gdy nie było jeszcze pieniędzy, utrudnieniem dla handlu była konieczność obustronnego ustalania, na co wymienić dany towar czy usługę. Piekarz jednego dnia mógł chcieć kurę czy kawał mięsa, innego nowe buty, albo żeby mu posprzątać lokal. Przy takich okazjach trudno też uzgodnić jednakowy dla wszystkich parytet wymiany. Handel jednak zachodził, ponieważ przy każdej z transakcji obie strony chciały mieć coś, co ma druga. Masarz potrzebował chleba, a piekarz potrzebował mięsa. To dlatego wymieniali się towarami, gdyż je potrzebowali.
Zatrzymajmy się na chwilę. Czy piekarz nie mógłby jeść wyłącznie własnych wypieków, a masarz wsuwać tylko mięso? Zapewne mógłby, ale dotarliśmy do momentu, gdy spotkali się i zawarli transakcję wymiany. To oznacza, że masarz miał potrzebę zjedzenia pieczywa, której nie mógł zaspokoić schabowym, zaś piekarz miał potrzebę wgryzienia się w ochłap, której nie zastępowały mu jego bułeczki. Dla jednego z nich użyteczność pieczywa była większa niż mięsa, a dla drugiego - na odwrót. To dlatego zawarli transakcję, gdyż różnili się potrzebami. I tak się złożyło, że posiadane przez nich towary zaspokajały te potrzeby "na krzyż".
Mówimy, że użyteczność danego towaru czy dobra to zdolność do zaspokojenia potrzeb określonej osoby. Jest to więc kategoria całkowicie subiektywna. Ludzie handlują, gdyż przedmioty wymiany mają dla nich różną użyteczność.
Odkąd wynaleziono pieniądze, handel stał się dużo łatwiejszy, ale zasada użyteczności pozostała. Jak wyobrazić sobie jednak użyteczność pieniądza, bo przecież można go spożytkować na dowolne cele, w wybranym przez siebie momencie? Ma on po prostu określoną siłę nabywczą, a więc jest zdolny do zaspokajania różnych potrzeb w różnym czasie. Otóż okazuje się, że ludzie przypisują pieniądzom różną użyteczność, w zależności od tego ile ich posiadają! Wyobraźmy sobie spragnionego wędrowca na pustyni. Za pierwszą szklankę wody oddałby on majątek. Za drugą już mniej, a za trzecią jeszcze mniej. Każda kolejna ma dla niego coraz mniejszą użyteczność, malejącą aż do zera. Podobny mechanizm działa przy zakupach: jeśli rozważamy kupno towaru za 1% naszej gotówki to robimy to z chęcią i swobodą, natomiast na ten sam towar za tę samą kwotę, jeśli stanowi ona 80% naszej gotówki, patrzymy z dużo większą nieufnością. Towar się nie zmienił, cena jest ta sama, natomiast zmieniła się w naszych oczach użyteczność kwoty, którą za niego oczekuje sprzedawca. Nie należy mylić użyteczności z pojęciem Kosztu alternatywnego (opportunity cost) – do niego wrócimy osobno.
Użyteczność na rynku akcji ma bardzo prosty wymiar, związany z oczekiwanym zyskiem. Kupują ci, którzy są przekonani iż kurs wzrośnie i z tego powodu chcą mieć akcje, natomiast sprzedają ci, którzy wierzą iż kurs spadnie i z tego powodu nie chcą mieć akcji. Trzymanie gotówki ma uchronić przed stratą, natomiast trzymanie akcji ma dać zysk. Co ważne, w momencie każdej transakcji obie strony są zadowolone gdyż postąpiły tak jak chciały – inaczej transakcja by nie zaszła.
Na koniec, żeby opisane wyżej zjawiska działały w opisany sposób, potrzebny jest rynek. To bardzo ważne, zrozumieć czym jest rynek, a kiedy środowisko uważane za rynek jednak nim nie jest. Potrzebne są równe prawa dla wszystkich uczestników oraz brak barier dla nowych – stąd produkcja tytoniu, alkoholu, paliw, nadawanie radiowe i telewizyjne, rozwożenie listów – rynkiem nie jest, bo mimo że zachodzą transakcje, to nie działają rynkowe zjawiska. Potrzebne jest odpowiednio dużo podmiotów generujących popyt i podaż, odpowiednio małych by ich transakcje nie wpływały jednostkowo na ceny. Potrzebny jest równy i darmowy dostęp do wszystkich informacji. Nie za dużo tych wymagań? W hipotezie rynku efektywnego jest ich jeszcze więcej, ale już widać, że rynek to utopia. I właśnie dzięki jego niedoskonałościom jesteśmy w stanie uzyskiwać ponadprzeciętne zyski, ryzykując ponadprzeciętne straty.