Dzień po tym jak pożegnał się ze soba usiadł przy stole na stołówce z kubkiem kawy, kawałkiem ciasta (czekoladowego) i raportami Carter z tego co się dokładnie wydarzyło gdy on spał. Oczywiście znał już ogólny zarys wydarzeń dzięki potrzebie Carter ciągłego informowania go - Dzieciak pojawił się w bazie, mówiąc że to on, okazało się jednak że był to klon który umiera przez to że DNA jest zastrzeżone (nadal nie wiedział co o tym myśleć). Ale jeśli raport mówi o nim, a właściwie o innym "nim", zupełnie inaczej niż zazwyczja, czuł ze musi znać wszystkie szczegóły. Cóż, te szczegóły pojął. Raport medyczny doktor Fraiser był całkiem łatwy do zrozumienia. Czytał dalej popijając kawę i jedząc ciasto. Po przeczytaniu pierwszej strony (która mówiła na temat tego że dzieciak co chwilę podciągął spodnie co najwyraźniej autorka raportu uznała za konieczne by umieścić w raporcie) na przeciwko niego siadła Carter. Przywitali się, ale najwyraźniej też miała co czytać, więc szybko wrócili do swojej papierkowej roboty. Podczas czytania następnej strony połykając kolejny kęs ciasta, coś go zaskoczyło. Zaczął się krztusić. Carter oczywiście to zauważyła i spojrzała na niego: "Sir? Wszystkow porzadku?" Zakaszlał kilka razy unikając spojrzenia na nią załzawionymi oczami (w wyniku niemal uduszenia się) i kierując je na jej raport by przeczytać jeszcze raz te zdanie, potem trzeci raz i czwarty... dla całkowitej pewności. Taa. Tak pisze, czarno na białym. Po dłużym łyku kawy (była już chłodna - nie chciał dołączyć do listy dzisiejszych wydarzeń oparzenia), przełknął kawałek ciasta, mając już kompletnie czyste gardło powiedział chyba najwardziej sarkastyczne słowa w życiu: "Byłaś w mojej sypialni!" Sam zmarszczyła brwi: "Taa" Najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy dlaczego tak sie niepokoji. Na szczęscie, to był dobry znak: "Przeszukałaś moją sypialnie!" Ponownie zmarszczyła brwii: "My wsyzscy. Szukaliśmy czegoś co mogłoby wyjaśnić co z toba się stało." Do tego momentu, właśnie tego był zachowany oficjalny ton. I wtedy się uśmiechnęła: "Nie żebym grzebała w szufladzie z bielizną jeśli o to się martwisz." Oh. Ha. Cudownie. Teraz kpi z niego. Nie mógł skupić wzroku, ponownie sięgnął po swoją kawę: "Cóż... dobrze wiedzieć." "Nie" Odpowiedziała łagodnie, ignorując jego odpowiedź i patrząc przed siebie nieśmiale: "To Daniel sprawdzał twoją bielizę." Wspaniale. Teraz się zakrztusi i płuca wypełnią mu się kawą. Kaszląc znowu, uderzając kubkiem o stół, spojrzał na nią. "Carter, brałaś gdzieś diabelskie lekcje?" Opanowując swój dziwny humor, psotnie wzruszyła ramionami... czy już nazwał to co ona robi jako 'psotnie'? Oj... to nie będzie dobre... "To pana wpływ, sir." Ha. "Raczej nie. Nie pamiętam bym mówił 'ci' że Daniel szperał w twojej bieliźnie, co nie znaczy że on... wiesz, myślę że przestanę mówić." Jego nos niemal dotknął ciasta przy obniżaniu głowy. Ta, przestać rozmawiać, to był dobry pomysł dziesięc sekund wcześniej - wtedy gdy pomyślał że to nie będzie dobre. Psoty? Bielizna? Carter w psotnej bieliźńie... Boże, czemu on to z sobą robi? *Czemu*? Jest nie dobrze i jest nie zdrowo. Znowu rozmowa, na szczęście coś o pracy, raportach i o łysości Hammonda. Wszystko co nie było związane z ostatnimi rewelacjami. Jak się zaraz okaże spełniło się jego życzenie. Ale nie tak jak się tego spodziewał. Kiedy wypowiedziała słowa były pozbawione dowcipnego tonu, a jej głowa została spuszczona: "Przeszukał też skrzynię pod łóżkiem" Oj Jasna Cholera Czekaj. Czekaj. Czy Mini-Jack o tym wiedział? Czemu nie powstrzymał jej! Może nie widział tego... albo był rozkojarzony faktem że jest 'dzieckiem' znowu. Tyle wystarczy by rozkojarzyć podstawoe zmysły. "Tak?" Hmmm. Wypowiedziane oktawe wyżej niż zwykle. "Taaa." "Interesujące." Hmm. Jego sczęka właśnie odpadła od jego ciała. "Były tam jakieś koce i parę albumów..." "Pewnie." Hmm. Teraz jego serce stanęło. "... pewne zdjęcie w ramce..." nie może... oddychać... ... nie może... oddychać... ... Jego układ wegetatywny załapał, wciągnął powietrze do płuc (i skąd on wie o tym... wegetatywnym? kiedy to się stało?) Ciągle mówiła. "...Myślę że niezłe zdjęcie." I to wszystko, zdał sobie sprawę. To tyle ile miała powiedzieć. Jack nie miał nic przeciwko, że wie że tam jest - cokolwiek 'to' coś znaczy. Chodzi tylko o ideę rozmowy o tym.... Ale rozmowawiać o tym? Nie zostało to określone dokładnie? Może się domyśleć, to była przenośnia. Jack 'nie-określający-tego O'Neill. Musi grać teraz osobę z takim imieniem. Więc podniósł tylko głowę. Spojrzał na nią i uśmiechnął się. "Taa. Też tak myślę." I wrócił do czytania raportów. KONIEC