1074

5 kwietnia 2015 Ręczne sterowanie tymi ręcamy Co tu ukrywać – za komuny było jednak lepiej. To znaczy oczywiście było gorzej, jakże by inaczej, ale nawet jak było gorzej, to przecież było lepiej, przynajmniej pod jednym względem. Taki na przykład Edward Gierek sam nie uprawiał propagandy sukcesu, bo od tego miał niezależną rządową telewizję pod kierownictwem prezesa Macieja Szczepańskiego, który w propagandzie sukcesu przechodził samego siebie, do tego stopnia, że nawet dzisiaj mnóstwo ludzi, pana prezesa Kaczyńskiego nie wyłączając, uważa, że Edward Gierek, to był wzorowy patriota i w ogóle – jasny idol. Co prawda kazał wpisać do konstytucji odwieczny sojusz ze Związkiem Radzieckim, ale inni też stręczyli podobne rzeczy, jak na przykład, Anschluss do Unii Europejskiej, czy unię walutową, która dzisiaj, co prawda tylko na użytek kampanii prezydenckiej, w której kandydaci muszą się jakoś różnić, przedstawiana jest jako „kolejny cios” w Polaków – więc w tej sytuacji trudno narzekać akurat na Edwarda Gierka. Tymczasem w dniach ostatnich (najwyraźniej nadchodzą zapowiadane „dni ostatnie”) pani premierzyca Ewa Kopacz zabrała się za uprawianie propagandy sukcesu osobiście, chociaż przecież ma do dyspozycji niezależną rządową telewizję, a nawet niezależne telewizje prywatne. Ale wiadomo, że cudze ręce wprawdzie lekkie, jednak niepożyteczne, toteż i pani premierzyca postanowiła ująć kreowanie pozytywnego wizerunku swego rządu i siebie samej we własne ręce i tymi ręcamy go kształtować. W tym celu usadziła cały rząd na trybunie, przetykając dygnitarzy tak zwanymi ludźmi prostymi. Całe to towarzystwo oklaskiwało wystąpienie pani premierzycy, niczym wytresowana publiczność w programie „Tomasz Lis na żywo” i jeśli czegoś brakowało, to tylko wybuchów śmiechu. Ale to dopiero początek nowej świeckiej tradycji i następnym razem wszystko będzie, jak się należy tym bardziej, że okazało się, iż pani premierzyca wykonała zaledwie 50 procent planu. Ta sytuacja przypomina socrealistyczny wierszyk o Kacprze Gwoździu z epoki „błędów i wypaczeń”: „Przez gwiezdne niebo, jak przez durszlak noc sieje źdźbła mdłe blasków ostrych. Kacper Gwóźdź mknie przez twardych dróg szlak i idą za nim słupy wiorst pstre. Cóż – Kacpra szept brzmi – moich prac plan o ośm zwiększyłem ledwie procent. I osiemnaście w głowie Kacpra świta uparcie idąc nocą. Przyspiesza kroku Gwóźdź i gwiazd gwizd wtóruje mu, jak temu miesiąc...” - i tak dalej. Okazuje się, że z „tymi ręcamy” mamy do czynienia z początkiem jakiejś epidemii. Oto Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport o katastrofie systemu informatycznego, zainstalowanego w Krajowym Biurze Wyborczym. Okazało się, że „nieprawidłowości” wystąpiły już na etapie przetargu, a poza tym PKW nawet nie sprawdziła, czy system w ogóle działa. Co więcej – do systemu w każdej chwili miały dostęp „osoby z zewnątrz” - co pan prezes Kwiatkowski poczciwie piętnuje, jako „nieprawidłowości”. Tymczasem wszystko, a w każdym razie – wiele wskazuje, że o to właśnie chodziło. Po pierwsze – PKW musiała wyczekiwać na informację z bezpieki, co właściwie ustalono w przedmiocie wyborów samorządowych: kto wygrał, w jakiej kolejności dziobania i tak dalej. Gdyby nie awaria systemu informatycznego, jak wytłumaczyłaby zirytowanej publiczności niemożność podania wyniku wyborów? Dlatego też wybrany został system GWARANTUJĄCY wystąpienie awarii, która pozwoliła ukryć prawdziwe przyczyny bezradności PKW. Ta gwarancja awarii wyjaśnia przyczynę, dla której PKW taktownie i roztropnie powstrzymała się przed sprawdzaniem niezawodności systemu. Takie badanie zdemaskowałoby całą operację, więc było oczywiście niepotrzebne. I wreszcie dostęp osób trzecich do systemu. Przecież właśnie O TO CHODZIŁO, by „osoby trzecie”, kiedy już kompromis między bezpieczniackimi watahy zostanie ustalony, wykorzystując dostęp do systemu, wprowadziły tam ustalone rezultaty wyborów, które PKW mogłaby z ulgą i czystym sumieniem wreszcie ogłosić. Potwierdzeniem tych wszystkich poszlak, rodzajem kropki nad „i”, są wyroki niezawisłych sądów, oddalające protesty wyborcze. Na koniec NIK zarekomendowała na użytek wyborów prezydenckich odejście od informatyki na rzecz ręcznego liczenia głosów, a PKW z podziwu godną skwapliwością rekomendacje tę przyjęła. Nieomylny to znak, że bezpieka nie tylko już opracowała metodę ukształtowania pożądanych wyników wyborów przy liczeniu ręcznym, ale nawet zadaniowała agentów i konfidentów, co, jak i kiedy mają robić, żeby wszystko było, jak się należy. Jestem pewien, że i niezawisłe sądy, stanowiące wszak ważne ogniwo organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym, w jaką została przekształcona III Rzeczpospolita, otrzymały stosowne rozkazy nie tylko w kwestii protestów wyborczych – bo wiadomo, że trzeba będzie je wszystkie poodrzucać - ale również w kwestii egzekwowania odpowiedzialności za kwestionowanie rzetelności wyborów. Przemawia za tym fala surowości, jaka przewaliła się, a może jeszcze przewala przez niezawisłe sądy. Oto pani sędzia Iwona Konopka, ta sama, co to kiedyś przysoliła 6 tys. zł grzywny prof. Bogusławowi Wolniewiczowi pod pretekstem, że ją zlekceważył, a potem nie tylko wypuściła z aresztu podpalacza samochodów z Warszawy, ale w dodatku wskazała mu świadka, który go rozpoznał – teraz skazała Grzegorza Brauna za „naruszenie miru domowego” Państwowej Komisji Wyborczej. Ten wyrok nie wzbudził jednak takiego rezonansu, jak wyrok następny, w wykonaniu pana sędziego Wojciecha Łączewskiego. Ten pan sędzia Łączewski to oryginał, jakiego świat nie widział. Na przykład kibiców oskarżonych o „antysemityzm” skazał na obejrzenie sztuki Izabeli Cywińskiej „Cud Purymowy”, co jak wiadomo, gorsze jest od śmierci. Ale to jeszcze nic, bo największy rezonans wywołał wyrok na pana Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA. Został on właśnie skazany na 3 lata więzienia bez zawieszenia i 10 lat zakazu zajmowania stanowisk publicznych. Pan sędzia przysolił panu Kamińskiemu więcej, niż domagał się prokurator, co wzbudza podejrzenia podejrzliwców, że albo dostał taki rozkaz od swego oficera prowadzącego, albo sam też z jakichś powodów nie lubił pana Kamińskiego, albo wreszcie – i jedno i drugie. Jak tam było, tak tam było – dość że wyrok odbił się – jak to mówią – szerokim echem. Michnikowszczyna i Salon nie mogą się go nachwalić, podczas gdy pan prezes Kaczyński nie znajduje dlań słów potępienia i oburzenia twierdząc, że jedynym sprawiedliwym wyrokiem byłby wyrok uniewinniający. Pan prezes Kaczyński ma oczywiście rację, jak zresztą we wszystkim, co mówi, zwłaszcza, że skazany został jeden z jego najbliższych współpracowników, a „czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty” - niemniej jednak warto zauważyć istnienie pewnych przesłanek merytorycznych. Po pierwsze – zgodnie z prawem polskim, postępowanie przygotowawcze tzn. śledztwo i towarzyszące mu czynności „operacyjne”, może być wszczęte w sytuacji gdy pojawiło się uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa. Zatem przestępstwo musi najpierw zaistnieć, żeby na przykład agenci CBA mogli rozpocząć swoje dokazywanie. Tymczasem w przypadku afery gruntowej żadnego przestępstwa początkowo nie było. Ono dopiero miało się pojawić w następstwie przygotowanej przez agentów CBA prowokacji. I rzeczywiście się pojawiło, za co jego sprawcy zostali skazani – ale niezależnie od tego ze strony CBA doszło do przekroczenia uprawnień. I to w dodatku podwójnego – bo zgodnie z art. 24 ustawy o CBA – agenci mogą preparować i posługiwać się fałszywymi dokumentami – ale tylko takimi, które uniemożliwiają ich zidentyfikowanie, jako agentów CBA, a więc – fałszywymi dowodami osobistymi, prawami jazdy, dowodami rejestracyjnymi samochodów itp. - natomiast nie wolno im fałszować aktów własności, czy decyzji administracyjnych – a z taką właśnie sytuacją mieliśmy do czynienia w przypadku „afery gruntowej”. Zatem pan sędzia Łączewski nie był pozbawiony merytorycznych przesłanek wyroku, natomiast jego surowość to już całkiem inna sprawa. Oczywiście wyrok na pana Kamińskiego natychmiast stał się czołowym motywem kampanii prezydenckiej, usuwając na plan dalszy nawet spór o różnicę łajdactwa w związku ze SKOK-ami, a warto odnotować, że w kolejce czeka katastrofa smoleńska. Według informacji przekazanej mi przez mego Honorable Correspondanta, początkowe rozkazy przewidywały, że po zakończeniu tegorocznych obchodów, sprawa katastrofy miała zostać definitywnie zamknięta na podstawie Najwyższego Nakazu. Kiedy jednak okazało się, że Niemcy najwyraźniej sobie tego nie życzą, występując właśnie teraz ze swoimi rewelacjami, Najwyższy Nakaz został odwołany i w ten sposób katastrofa smoleńska jeszcze długi będzie służyć do podgrzewania politycznej atmosfery – być może aż do roku 2027 – po którym dopiero się zobaczy. Stanisław Michalkiewicz

2015-04-06 On zagłosowałby na Komorowskiego „Ma 40 dzieci z 20 kobietami, żyje z zasiłków a czas spędza na graniu w GTA”...”Brytyjskie media rozpisują się o 56-letnim bezrobotnym mężczyźnie z Ebbw Vale, który ma 40 dzieci z 20 kobietami a – czego w ogóle nie ukrywa – wolny czas, który mógłby przeznaczyć na poszukiwanie pracy, wykorzystuje głównie do grania na konsoli kupionej za pieniądze z zasiłków. „...”Co najmniej 16 z 40 dzieci Holpina zostało odebranych mu i jego partnerkom przez opiekę społeczną. Sam zainteresowany nie jest w stanie dokładnie określić ile jego dzieci znajduje się w domach dziecka i rodzinach zastępczych bo jak przyznaje nie jest nawet w stanie rozpoznać wszystkich swoich potomków. „...”Roczny koszt utrzymania dzieci Walijczyka wynosi 4,5 miliona funtów, na co zrzucają się oczywiście brytyjscy podatnicy. „....(źródło )
Jan Michał Małek”Państwo opiekuńcze to państwo bezpieczeństwa socjalnego, które ma rozwiązywać problemy społeczne. W rzeczywistości ma ono zastępować praktykowanie przez ludzi miłosierdzia i solidarności tak zwaną dobroczynnością państwową - dobroczynnością, w której obywatele uczestniczą pod przymusem i z ograniczeniem ich praw do własności i wolności. Obecnie praktycznie wszystkie państwa w jakimś stopniu wpisują się w ten model. Ekstremalnymi przykładami państw opiekuńczych są państwa komunistyczne, a najmniej opiekuńcze to te o najwyższym wskaźniku wolności gospodarczej i indywidualnej, gdzie ludzie są najmniej skłonni powierzać swe losy państwowym urzędom. Istotną cechą państwa opiekuńczego czy socjalistycznego jest odrzucenie zasady poszanowania własności, a więc i wolności obywateli. Mówiąc prostym językiem - istotą takiego państwa jest okradanie obywateli, bo przecież fundusze i wszelkie tak zwane dobrodziejstwa państwowe pochodzą pośrednio z kieszeni obywateli. Bierność ofiar rozzuchwala złodzieja i grabieżcę, który zaczyna się czuć panem i traktować je jak swoich niewolników, w stosunku do których wolno mu dokonywać różnych niegodziwości, łącznie z odbieraniem im ich dzieci, jak dzieje się w państwach skandynawskich, a zwłaszcza w Szwecji. Obywatele winni sobie zdawać sprawę z tego, że darmowe świadczenia ze strony państwa są wielkim oszustwem. Aby państwo coś obywatelom dało, musi im najpierw zabrać znacznie więcej, bo przecież cały olbrzymi system biurokratyczny zajmujący się zarządzaniem i redystrybucją funduszy musi przecież z czegoś żyć. System opiekuńczy w Polsce, podobnie zresztą jak w innych krajach, gdzie wydatki na cele opieki państwowej, fałszywie nazywanej opieką społeczną, przekraczają wpływy do budżetu państwowego na te cele, a to częściowo w wyniku nadmiernego opodatkowania ludności i stosowania innych środków hamowania gospodarki skazany jest na załamanie się, choć przez pewien czas może być podtrzymywany kosztem rujnowania gospodarki narodowej.”...(źródło )
Jędrzej Bielecki „Wybitny brytyjski historyk Tony Judt uważał, że tak jak „american way of life” jest spoiwem, który łączy emigrantów osiedlających się w Stanach Zjednoczonych, tak zabezpieczenia socjalne są tym, co odróżnia kraje Unii Europejskiej od reszty świata. „...”W najnowszym raporcie OECD ostrzega jednak, że państwo dobrobytu może okazać tylko epizodem w historii Starego Kontynentu, którym cieszyły się zaledwie dwa pokolenia Europejczyków. Okazuje się bowiem, że w ciągu minionych trzech lat nierówności w dochodach między biedakami i bogaczami z krajów zjednoczonej Europy bardzo zbliżyły się do tego, co dzieje się po drugiej stronie Atlantyku. Różnice w poziomie życia warstw społecznych pokazuje indeks Giniego (gdzie zero to absolutna równość, a 100 całkowita nierówność). W Stanach Zjednoczonych osiągnął on 38 – poziom, który ostatnio był notowany w latach 20. XX wieku. Ale nie jest on już wiele niższy w takich krajach Europy jak Wielka Brytania (35), a nawet Francja (30) i Niemcy (29). „...”Unia mogła się swobodnie rozwijać także dlatego, bo jej potencjalni konkurenci, jak Chiny, Indie czy Związek Radziecki, funkcjonowali poza globalnym obiegiem ekonomicznym. W ten sposób przez trzy dekady Europa przeżyła bezprecedensowy wzrost „...”Dziś jednak podobne sceny widać na ulicach Aten czy Salonik, gdzie łączna liczba bezdomnych przekroczyła 40 tysięcy. – Przeżywamy katastrofę humanitarną, która jeszcze niedawno była nie do wyobrażenia w Europie – ostrzega Nikitas Kanakis, szef greckiego oddziału organizacji Medecins du Monde.”...”Zdaniem Komisji Europejskiej już 27 proc. Greków grozi bieda, a 11 proc. żyje w warunkach „ekstremalnego ubóstwa”. To oznacza, że ponad milion osób nie dojada i nie ma pieniędzy na ogrzewanie. Codziennie grecki kościół prawosławny rozdaje rodowitym Grekom 250 tysięcy darmowych posiłków. Pięć lat temu, przed wybuchem kryzysu, ta forma pomocy była organizowana wyłącznie dla nielegalnych emigrantów. „...”Z danych Brukseli wynika, że już jednej czwartej hiszpańskiego społeczeństwa – a więc prawie 12 milionom osób – grozi ubóstwo. To ci, którzy pozostają bez pracy (ponad połowa młodych ludzi), eksmitowani z domów (prawie 100 tys. rodzin rocznie) „...”ednym z nielicznych krajów, które zdaniem OECD próbuje jeszcze ograniczyć wzrost nierówności społecznych, jest Francja. Ale za cenę, która w dłuższej perspektywie jest nie do zaakceptowania. Podatki płacone nad Sekwaną pochłaniają już bowiem największą w Europie część dochodu narodowego – Francuzi pobili pod tym względem nawet Szwedów. Fiskus dusi wzrost gospodarczy i powoduje, że wielu przedsiębiorców wybiera emigrację.Paryż próbuje w ten sposób – czyli na kredyt – utrzymać resztki państwa opiekuńczego. Jednak analiza francuskiego urzędu statystycznego INSEE pokazuje, że metoda ta nie jest zbyt skuteczna, bo różnice w dochodach i perspektywach życiowych bogatych i biednych i tak się szybko rozchodzą. Okazuje się na przykład, że 35-letni obecnie robotnik będzie statystycznie żył aż sześć i pół roku krócej niż menedżer; zaledwie co piąte dziecko robotników pójdzie na studia; aż 85 proc. rodziców samotnie wychowujących dzieci to kobiety, a majątek zgromadzony przez 10 procent najbogatszych francuskich rodzin jest 35 razy większy niż aktywa dolnej połowy gospodarstw domowych!”..(źródło )
Ryan McMaken Tłumaczenie: Jakub Bohuszewicz „...”„Lee Kuan Yew, któremu Singapur zawdzięcza status gospodarczej i finansowej potęgi, zmarł w poniedziałek (16 marca — J.B.) w wieku 91 lat. „...”łączy autorytaryzm z leseferystyczną polityką gospodarczą. W efekcie powstało państwo-miasto, którego PKB per capitawzrosło z 500 USD w 1965 r. do obecnych 55 tys. USD. Ale jeżeli ludzkie doświadczenie czegoś uczy, to tego, że zawsze jest jakaś przysłowiowa łyżka dziegciu w beczce miodu. „The Wall Street Journal”  donosi:W tym czasie Singapur, obecnie jedno z najbogatszych państw świata, ściągnął na siebie liczne głosy krytyki ze strony przedstawicieli prawicy, którzy przypominali, że utrzymał wysoki standard życia bez przyjęcia typowo zachodniej demokracji czy swobód uznawanych w zachodnich społeczeństwach za oczywiste. „...”To nie do końca prawda. Singapur posiada typowo zachodnią demokrację w tym sensie, że panuje w nim powszechne prawo wyborcze. Głosowanie jest tu wręcz obowiązkiem, co zapewne spodobałoby się Obamie. Problem z singapurskim reżimem polega nie na braku demokracji, lecz na braku poszanowania praw własności. Rząd Singapuru odpowiada za liczne przypadki uwięzienia bez wyroku sądu, karania za czyny niebędące przestępstwami — w rodzaju „obraźliwych zachowań wobec sądu”, w których obiektem sankcji jest krytykowanie urzędników państwowych — oraz cenzurę mediów. Obowiązuje tam także obowiązkowy pobór do wojska. „...”Prawa własności powinny być ważniejsze od „praw” wyborczych Według rządu Singapuru środki te gwarantują poszanowanie praw własności. Innymi słowy, mamy tu do czynienia z klasycznym stanowiskiem, w którym „łamie się prawa własności po to, by je przestrzegać”. Zakłada się również podrzędność praw własności wobec „prawa” wyborczego. Inaczej mówiąc, rząd Singapuru obawia się, że wolność słowa, wolność zgromadzeń i tak zwane podżeganie zdestabilizują społeczność, gdzie wszyscy obywatele są uprawnieni do głosowania. Rząd obawia się sytuacji, w której wyborcy o niskim poziomie poinformowania[1] będą sprowadzani na manowce przez przeciwników reżimu. Stąd ograniczenia wolności słowa.Singapur pojmuje to jednak opacznie. Rozwiązaniem nie jest ograniczanie praw własności, co zawsze jest bezprawne, ale ograniczenie „głosu”, który prawem nie jest w ogóle. W rzeczy samej, „prawa” wyborcze trzeba zawsze postrzegać jako podporządkowane prawom własności. Jeśli rząd Singapuru boi się niedoinformowanych wyborców, a tak jest na pewno, powinien ograniczyć liczbę głosujących do wyborców o wysokim poziomie poinformowania — lub przynajmniej do podatników netto, w których realnym interesie leży ograniczanie władzy państwa.”....”Oczywiście trzeba pamiętać, że Singapur nie patrzy na politykę przez pryzmat ideologii praw własności, szerzej znanej jako liberalizm. Sam Lee Kuan Yew opisywał swój zwrot ku własności prywatnej jako w dużej mierze umotywowany przez względy praktyczne. Pod tym względem też nie odstaje on od innych reformatorów politycznych Azji, postrzegających ekonomię rynkową nie jako imperatyw moralny, lecz pod kątem jej praktycznych zalet. ….(źródło )  
Facebook to za mało. Gigant rozszerza biznesowe macki”...”Mark Zuckerberg, szef Facebooka wydaje miliardy dolarów na przejęcia konkurentów i inwestycje „...”Konto na Facebooku ma blisko 1,4 mld osób, czyli więcej niż co szósty mieszkaniec globu. „....” Facebook skupuje mniejsze firmy w początkowym stadium rozwoju, aby przejąć ich patenty, pomysły i usługi. „....”Nie dziwią przejęcia startupów, niekiedy bardzo konkurencyjnych wobec produktów i usług oferowanych przez spółkę Zuckerberga - uważa Piotr Ziarek. „...”Zdaniem ekspertki fakt, że Facebook przejął już Instagram i Whatsapp, to najlepszy dowód, że Zuckerberg buduje imperium. „...”Na podobny krok zdecydował się przecież inny gigant branży internetowej, czyli Google. Jednak pomimo olbrzymiej ilości różnorakich usług, a trzeba przypomnieć, że spółka z Mountain View ma w swoim portfolio ponad 200 marek, to nadal wyszukiwarkowy gigant zarabia głównie na internetowej reklamie - mówi Ziarek „....(źródło )
Ważne „Ma 40 dzieci z 20 kobietami, żyje z zasiłków a czas spędza na graniu w GTA”...”Brytyjskie media rozpisują się o 56-letnim bezrobotnym mężczyźnie z Ebbw Vale, który ma 40 dzieci z 20 kobietami a – czego w ogóle nie ukrywa – wolny czas, który mógłby przeznaczyć na poszukiwanie pracy, wykorzystuje głównie do grania na konsoli kupionej za pieniądze z zasiłków. „...”Co najmniej 16 z 40 dzieci Holpina zostało odebranych mu i jego partnerkom przez opiekę społeczną. Sam zainteresowany nie jest w stanie dokładnie określić ile jego dzieci znajduje się w domach dziecka i rodzinach zastępczych bo jak przyznaje nie jest nawet w stanie rozpoznać wszystkich swoich potomków. „...”Roczny koszt utrzymania dzieci Walijczyka wynosi 4,5 miliona funtów, na co zrzucają się oczywiście brytyjscy podatnicy. „....(źródło )
Ryan McMaken Tłumaczenie: Jakub Bohuszewicz „ W rzeczy samej, „prawa” wyborcze trzeba zawsze postrzegać jako podporządkowane prawom własności. Jeśli rząd Singapuru boi się niedoinformowanych wyborców, a tak jest na pewno, powinien ograniczyć liczbę głosujących do wyborców o wysokim poziomie poinformowania — lub przynajmniej do podatników netto, w których realnym interesie leży ograniczanie władzy państwa.
Mój komentarz Kosmopolityczni lewacy tacy jak Komorowski , Kopacz, czy Tusk chcą przemielić Polskę i Polaków na miazgę z której ulepią nowego człowieka , nowego Polaka, nowego niewolnika . Podstawą tego coraz szybszego procesu komoryzacji Polski , jest jego istotą czyli sprzężenie zwrotne. Im więcej w Polsce takich degeneratów jak ten Anglik tym więcej wyborców ma Komorowski . Im więcej takich wyborców ma Komorowski to tym szybciej można podnosić podatki , seksualizować dzieci w procesie tak zwanej pedofilizacji szkół , doprowadzać polskie rodziny do nędzy i ich rozbicia co skutkuje wzrostem liczby zdemoralizowanych wyborców Komorowskiego .Bo przecież model życia angielskiego bydlaka jest wzorcowym modelem etycznym komoryzacji Polski. To on jest bohaterem , moralnym wzorcem , uprzywilejowanym beneficjentem systemu, beniaminkiem finansowym ludzi takich jak Komorowski Dlaczego 6 milionów funtów nie dostaje rodzina wielodzietna której ojciec przykładnie pracuje tylko taki degenerat . Dlaczego w Polsce uczciwa kobieta pracująca , wychowująca dzieci rodzinie posiadająca jednego męża nie do dostaje zasiłków , tylko jakaś dz.. która skazuje dziecko na poniewierkę , bo nawet nie wie kim jest ojciec jej dziecka. Chciałbym w kontekście tego pokazać zakłamanie i służebność wobec oligarchów zachodnich intelektualistów an przykładzie Singapuru .Otóż nigdzie w reżimowych propagandowych mediach nie ma dyskusji o ograniczeniu w Europie, w Polsce praw wyborczych dla degeneratów takich jak ten Anglik . Ale za to taka propozycja pada w stosunku do obywateli ...Singapuru. MacMaken proponuje aby odebrać tam prawa wyborcze wszystkich, którzy biorą zasiłki i są głupi niewykształceniu , czyli jak ich nazywa niedoinformowani . Po co MacMaken chec to zrobić. Po to ,aby tym sposobem obalić ustrój najbogatszego kraju na świecie . Czyli utorować drogę lichwiarstwu do przejęcia kontroli i zniszczenia tego kraju . Nie zachwalam azjatyckiego , obcego polskiej chrześcijańskiej kulturze modelu zarządzania ludnością , ani kunfuncjańskiej aksjologi, która za tym stoi . Ale jeszcze bardziej obca polskiemu stylowi życia jest kultura lewacka . Jeśli proces komoryzacji Polski dopełni się będzie to oznaczać zgubę Polaków . Warto pamiętać ,że model singapurski jest w dużej mierze realizowany w Chinach Jednak pomysł MacMaken'a ,aby pozbawić prawa głosu ludzi , których źródłem utrzymania jest państwo warto poważnie rozważyć. Bo w innym wypadku jedyną drogą do likwidacji socjalistycznego ustroju kolonialnego będzie przewrót wojskowy i dyktatura , czyli powtórka stanu wojennego . A co jeśli nie dojdzie do przewrotu . Wtedy Polska przemieni się w wyludniony jeden wielki dom starców , których muzułmanie po dokonaniu łatwej inwazji wyrżną w pień .Marek Mojsiewicz

7 kwietnia 2015 Andrzej Duda zwraca uwagę na najważniejsze problemy Polaków

1. Ostatni miesiąc kampanii wyborczej przed I turą wyborów prezydenckich, kandydat Prawa i Sprawiedliwości Andrzej Duda rozpoczyna nowym telewizyjnym spotem pod znamiennym tytułem „Pacjent jest najważniejszy”. W ten sposób zwraca on uwagę wyborców na najważniejsze ich problemy w tym przypadku sytuację w ochronie zdrowia, o której rządząca koalicja Platformy i PSL-u, a w konsekwencji także Bronisław Komorowski w ogóle nie chcieliby mówić. Duda już mówił o konieczności reindustrializacji polskiej gospodarki, Kancelaria prezydenta Komorowskiego odpowiadała wtedy, że to nie jest problem, którym powinien zajmować się przyszły prezydent, mówił zdecydowanie o swoim sprzeciwie wobec euro, Kancelaria odpowiadała, że to nie jest temat na kampanię wyborczą, na konieczność debaty o sytuacji w ochronie zdrowia, zapewne zareagują podobnie.

2. Tak się złożyło, że tuż przed Świętami Wielkiej Nocy Naczelna Rada Lekarska (NRL) podsumowała na konferencji prasowej I kwartał funkcjonowania tzw. pakietu onkologicznego i kolejkowego i nie zostawiła na tym sztandarowym projekcie ministra Arłukowicza przysłowiowej suchej nitki. Według NRL pakiet nie tylko nie przyśpiesza leczenia chorych na nowotwory (wprawdzie wydano przez ten kwartał blisko 90 tysięcy tzw. zielonych kart ale wydłużyło to tylko kolejki chorych do specjalistów onkologów i onkologicznych oddziałów szpitalnych), a lekarzom (zarówno pierwszego kontaktu jak i onkologom) przybyło znacząco obowiązków biurokratycznych związanych z wypełnieniem niezwykle obszernej dokumentacji. Media głównego nurtu nie uznały tej konferencji i poruszanej tam problematyki za godną poruszenia, bo zajmowały się cały poprzedni tydzień wykryciem przez SKW podsłuchów w jednej z warszawskich restauracji, w której obiad mieli zjeść minister obrony Tomasz Siemoniak ze swoją holenderską odpowiedniczką.

3. Dobrze, że Andrzej Duda zwraca uwagę na ten najważniejszy problem dręczący dużą cześć polskiego społeczeństwa, wszak Platforma przejmując rządy w Polsce na jesieni 2007 roku i powołując na ministra zdrowia Ewę Kopacz, twierdziła, że ma program głębokich reform w ochronie zdrowia, który doprowadzi znacznej poprawy sytuacji w dziedzinie. Minęło od tego czasu już blisko 8 lat, po 4 latach kierowania ochroną zdrowia przez Ewę Kopacz, zastąpił ją na ministerialnym stołku, Bartosz Arłukowicz, a sytuacja w tej dziedzinie jest tak zła jak nigdy w ostatnim 25-leciu (tak określił ją wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej Konstanty Radziwiłł). W tym czasie przez Parlament, rządząca koalicja Platformy i PSL-u przeprowadziła kilkanaście ustaw (ostatnio wspomniany pakiet onkologiczny i kolejkowy), do których ministrowie zdrowia wydali kilkadziesiąt rozporządzeń, środki na ochronę zdrowia z roku na rok rosną, a system ochrony zdrowia rozsypuje się na naszych oczach.

4. Jedną z fundamentalnych zmian, której dokonał rząd Platformy i PSL-u, było wprowadzenie do ochrony zdrowia kategorii zysku (stosowną ustawę podpisał blisko 4 lata temu prezydent Komorowski). Powoływanie spółek prawa handlowego w miejsce SPZOZ oznaczało zmianę filozofii funkcjonowania ochrony zdrowia w Polsce, z ochrony zdrowia zorientowanej na pacjenta (mimo wszystkich ułomności dotychczasowego systemu), wprowadzono do ochrony zdrowia wszystkie reguły systemu rynkowego z jego podstawową kategorią zyskiem. Organy spółki prawa handlowego, zarząd, rada nadzorcza, bowiem zgodnie z kodeksem spółek, które masowo są powoływane w publicznej ochronie zdrowia, muszą być oceniane przez właściciela przez pryzmat osiąganego wyniku finansowego. Co więcej zarząd, który doprowadzi do powstania w spółce strat, które w konsekwencji będą powodowały konieczność uszczuplenia jej majątku, odpowiada za tę sytuację pod rygorami kodeksu karnego. Aby tak się nie stało zarząd musi pilnować aby corocznie spółka przynosiła zysk, a przynajmniej nie osiągała ujemnego wyniku finansowego.

5. To dlatego Andrzej Duda mówi we wspomnianym spocie, że przyjęte rozwiązania zmuszają lekarzy „żeby najpierw liczyli, a dopiero później leczyli” i że „szpitale zmieniono w przedsiębiorstwa, w których pacjenci są jak pozycje w bilansach finansowych”. Deklaruje odejście o tych rozwiązań (w programie Prawa i Sprawiedliwości zapisano likwidację NFZ i budżetowe finansowanie ochrony zdrowia) i oczekuje dyskusji na ten temat w trwającej kampanii wyborczej.

Stawiam dolary przeciwko orzechom, że prezydent Komorowski, który jest współodpowiedzialny za obecną dramatyczną sytuację w ochronie, na taką debatę się jednak nie zdecyduje. Kuźmiuk

„Mały Konspirator” na „Stokrotkę” „Usia siusia, cepeliada, w ogródeczku panna Mania, Chmurka się przejęzyczyła, jaja nie do wytrzymania” - śpiewał Jacek Kleyff z „Salonu Niezależnych”, dodając jeszcze, że „jak gonili hitlerowca, to mu opadały spodnie”. Tak przedstawiał ówczesną „propagandę sukcesu”, w wykonaniu poprzebieranych za dziennikarzy funkcjonariuszy rzuconych przez SB na odcinek telewizyjny. Dzisiaj niezależne są wszystkie media, a zwłaszcza te z głównego nurtu, które pozakładała wojskowa razwiedka gwoli sprawniejszego kontrolowania naszej młodej demokracji. Nasza młoda demokracja musi mieć idoli, czyli tak zwane „gwiazdy” - toteż jednym z najważniejszych elementów tak zwanej „misji” jest lansowanie gwiazd. Rozmaicie to wygląda, bo nie tylko lanserzy, ale i same gwiazdy nie do końca są pewne, na czym polega lansowanie. Świadczy o tym choćby rysunek Andrzeja Mleczki przedstawiający fragment rozmowy dwóch lansowanych właśnie gwiazdek: „A potem lansował mnie przez dwie godziny...”. Rodzi to oczywiście różne nieporozumienia, które wypłynęły między innymi w związku ze sprawą pana red. Kamila Durczoka. Nieostrożnie zadał on pani premierzycy Ewie Kopacz niezatwierdzone pytanie i zaraz „gwiazdy” przypomniały sobie, jak to były przez niego molestowane i w ogóle. Tak nawiasem mówiąc, jak która gwiazda nie była molestowana, to nie może pokazać się na oczy w towarzystwie, w związku z czym przypominają sobie o tym molestowaniu jedna przez drugą. Ostatnio przypomniała sobie pani Anna Mucha, a przecież w tej sprawie nikt nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Wśród telewizyjnych gwiazd najjaśniej świeci oczywiście resortowa „Stokrotka” przesadzona na tubylczy grunt jeszcze chyba przez samego Iwana Miczurina. Z racji takiego ukorzenienia, które jest porównywalne z korzeniami samego pana prof. Jana Hartmana, „ateisty” z żydowskiego Zakonu Synów Przymierza, resortowa „Stokrotka” swoich rozmówców napomina, a jak trzeba, to i karci. Oczywiście nie wszystkich; co to, to nie, a tylko takich, których wcześniej wskazano jej do napomnienia lub skarcenia. Mimo tej koordynacji od czasu do czasu zdarzają się pomyłki i sam widziałem, jak „Stokrotka” zastosowała swój zwyczajowy repertuar wobec prof. Leszka Balcerowicza, który, jak wiadomo, tubylczej bezpiece nie podlega. Prof. Balcerowicz najpierw się niepomiernie zdumiał, a potem zaczął bez ceregieli „Stokrotkę” sztorcować. Przypominało to do złudzenia scenę, jakby tygrys chwycił batog i zaczął bez litości okładać swego pogromcę. „Stokrotka” dopiero wtedy zrozumiała pomyłkę i już do końca audycji była cicha i pokornego serca. Ostatnio sensacją dnia w małym żydowskim miasteczku na niemieckim pograniczu – jak Stanisław Cat-Mackiewicz nazywał Warszawę – stał się incydent w programie resortowej „Stokrotki”. Swoim zwyczajem ofuknęła ona posła Joachima Brudzińskiego, który nie pozostał jej dłużny, a w tej sytuacji czuwający w studio oficer prowadzący nie widział innego wyjścia, jak przerwać program. I tak się stało. Zawsze trudno mi było zrozumieć, w jakim celu posłowie szlajają się po tych wszystkich resortowych telewizjach. Niechby szlajał się tam poseł Stefan Niesiołowski, którego wzięli do Platformy Obywatelskiej na chłopaka do pyskowania i w mieście Łodzi powiadają, że wyfutrował za to całą rodzinę, albo inni tacy – to każdy by wiedział, co o tym myśleć, podczas gdy w przeciwnym razie wielu ludzi może uważać, że to wszystko naprawdę. W tej sytuacji wypada przypomnieć instrukcję wydaną przez „Macieja Poleskiego” czyli Czesława Bieleckiego jeszcze w latach 70-tych w ramach „Małego Konspiratora”. Instrukcja zalecała, by wezwany na przesłuchanie zawsze domagał się od ubecji formalnego wezwania na piśmie, z zaznaczonym numerem sprawy oraz adnotacją, w jakim charakterze jest wezwany: świadka, czy podejrzanego – bo od tego zależał status procesowy. Toteż kiedy pewnego razu asystent resortowej „Stokrotki” zadzwonił do mnie z zaproszeniem do programu w TVN, odpowiedziałem, że oczywiście stawię się na przesłuchanie, jednak pod warunkiem otrzymania pisemnego wezwania z numerem sprawy oraz zaznaczeniem w jakim charakterze „Stokrotka” będzie mnie przesłuchiwała: świadka, czy podejrzanego. - „Razwiedka, nie razwiedka – porządek musi być!” - dodałem na koniec i od tej pory mam od resortowej „Stokrotki” całkowity spokój. Okazuje się, że podobnie jak w latach 70-tych, również i dzisiaj ubecja próbuje uchylać się od formalizowania swoich kontaktów z obywatelami, próbując stwarzać wrażenie spontaniczności i normalności. Nie ma żadnego powodu, by ubowcom w tym pomagać, bez względu na to, czy pracują po komendach, czy w stacjach telewizyjnych dlatego powrót do wypróbowanych zasad „Małego Konspiratora” wydaje się pilnie potrzebny. Stanisław Michalkiewicz

8 kwietnia 2015 Mimo niechęci sztabu Komorowskiego debata euro w Polsce obecna w kampanii wyborczej

1. Sztab wyborczy urzędującego prezydenta Bronisława Komorowskiego boi się jak ognia debaty o wprowadzeniu euro w Polsce więc dwoi się i troi aby propozycję debaty w tej sprawie zgłoszoną przez kandydata Prawa i Sprawiedliwości Andrzeja Dudę, zepchnąć poza zainteresowanie mediów.Okazuje się jednak, że jest to temat bardzo żywy, co więcej bardzo intersujący opinię publiczną w naszym kraju, a kolejne badania pokazują, że zdecydowana większość Polaków jest przeciwna przyjęciu przez nasz kraj waluty euro.Według badania firmy Millward Brown dla Faktów TVN przeprowadzonego zaledwie kilka dni temu aż 46% nie chce przyjęcia euro przez nasz kraj w ogóle, a 44% uważa, że można tę walutę wprowadzić ale dopiero po upływie kilkunastu lat.

2. Przypomnijmy tylko, że w zasadzie przez całą swoją 5- letnią kadencję prezydent Komorowski w publicznych wypowiedziach dotyczących naszego członkostwa w Unii Europejskiej, zawsze mówił o konieczności wejścia Polski do strefy euro.Już po kilku miesiącach od zaprzysiężenia na jesieni 2010 roku, Komorowski złożył w Sejmie projekt zmiany Konstytucji RP, w którym zawarto zapisy zmieniające kompetencje Narodowego Banku Centralnego i Rady Polityki Pieniężnej, tak aby możliwe było wprowadzenie w Polsce waluty euro.Później po wyborach parlamentarnych w 2011 roku cały czas dopingował rząd Tuska do opracowania swoistej „mapy drogowej” przyjęcia euro przez Polskę, czego rezultatem było między innymi powołanie przez rząd Ludwika Koteckiego w randze sekretarza stanu na pełnomocnika rządu do spraw wprowadzenia euro przez Rzeczpospolitą Polską.W lutym 2013 roku prezydent Komorowski zwołał nawet specjalne posiedzenie Rady Gabinetowej (Rada Ministrów obradująca pod przewodnictwem prezydenta), poświęconej polskiej strategii wejścia do strefy euro, podczas którego egzaminował ministra finansów i premiera z przygotowań w tym zakresie.W czerwcu 2014 roku z okazji 25- lecia jak to w nowomowie III RP się określa „częściowo wolnych” wyborów, prezydent Komorowski przemawiając podczas Zgromadzenia Narodowego w Sejmie, zachęcał rząd ówczesnego premiera Donalda Tuska do intensyfikacji starań w sprawie wstąpienia naszego kraju do strefy euro.Wreszcie na jesieni 2014 roku Komorowski, był znowu niezwykle aktywny w tej sprawie, żądając od Ewy Kopacz aby w jej expose znalazła się mapa drogowa wejścia do strefy euro ale nowa premier temu żądaniu nie sprostała.

3. W tych wszystkich działaniach prezydenta Komorowskiego prowadzonych w zasadzie od początku kadencji do jesieni 2014 roku, widać niezwykłą wręcz determinację, aby Polska weszła do strefy euro, możliwie jak najszybciej.

Stąd połajanki Komorowskiego pod adresem rządu Tuska i samego premiera, stąd niezwykle ostre żądanie od wtedy jeszcze kandydatki Platformy na premiera – Ewy Kopacz aby w swoim expose znalazła się wręcz mapa drogowa przyjęcia przez Polskę waluty euro.Teraz jednak kiedy od kilkunastu dni kandydat na prezydenta zjednoczonej prawicy Andrzej Duda, mówi o konieczności przeprowadzenia w ramach trwającej kampanii wyborczej debaty o przyjęciu przez Polskę waluty euro albo też pozostaniu przy własnej walucie, prezydent Komorowski i jego otoczenie próbują bagatelizować dotychczasowe swoje działania w tej sprawie i przekonują, że głowa państwa nie ma kompetencji w tym zakresie.

4. Mimo tych zabiegów rządzących wspomaganych przez zaprzyjaźnione media wyraźnie widać, że narracja Andrzeja Dudy, że „wprowadzenie w Polsce euro oznacza drożyznę”, trafiła jednak do opinii publicznej”.Polacy bowiem doskonale wiedzą, że kraje których gospodarki są do tego nieprzygotowane, lądują na peryferiach strefy euro ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami.Wiedzą także, że euro to jednak drożyzna, jako że ceny wyrównują się bardzo szybko i oczywiście w górę w krajach, które przyjmują euro, a płace i świadczenia emerytalno-rentowe, niestety dopiero w długim okresie.Potwierdzeniem tych zjawisk w praktyce, są walący drzwiami i oknami do Polski na zakupy Słowacy i Litwini i decyzje koncernów, które tuż przy obydwu granicach na terenie Polski budują kolejne Biedronki, Lidle i inne sklepy sieciowe aby tylko móc obsłużyć tę turystykę zakupową. Kuźmiuk

Polska jak Ameryka? W okresie świątecznym, wszystko jedno – przed, czy po – wypada nie tylko myśleć, ale i pisać pozytywnie. Wzywa do tego nie tylko pan prezydent Komorowski, według którego jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej, a tę przenikliwą diagnozę potwierdza w całej rozciągłości pan generał Marek Dukaczewski, którego nie tylko resortowa „Stokrotka”, implantowana na tubylczym gruncie chyba przez samego Iwana Miczurina, ale i pani red. Justyna Pochanke woła do telewizji, żeby mówił, jak jest, a zwłaszcza – jak będzie – bo któż takie rzeczy może wiedzieć lepiej? Pan prezydent wie, że jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej i więcej wiedzieć nie potrzebuje, a jeśli pojawiłaby się taka potrzeba, to zostanie nie tylko poinformowany, ale i nakręcony, z jakiego klucza ma ćwierkać. Ale co to właściwie znaczy, że jest „dobrze”, a będzie „jeszcze dobrzej”? Na tym świecie pełnym złości nie ma niczego absolutnie dobrego, ani absolutnie złego. Weźmy dla przykładu taki holokaust. Z jednej strony niby zło absolutne, ale z drugiej – trudno znaleźć lepszą ilustrację spostrzeżenia, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Gdyby nie holokaust, to czy Izrael, że o organizacjach „przemysłu holokaustu” nie wspomnę, zdołałby wyciągnąć od Niemiec co najmniej 100 miliardów marek, nie licząc okrętów podwodnych i innego sprzętu wojskowego? Czy mógłby olewać rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ, nakazujące mu opuszczenie terytoriów okupowanych w następstwie wojny sześciodniowej w 1967 roku? A czy w ogóle zyskałby międzynarodowe uznanie, jako państwo? Czy mógłby wyekwipować się w broń jądrową przy milczącej aprobacie świata? Czy możliwe byłoby wyszlamowanie z tzw. martwych kont szwajcarskich banków, które pod amerykańskim naciskiem zapłaciły ile im tam pani Ania Wierchowskaja wyliczyła? Na tamtym świecie, to co innego; tam granica między dobrem i złem jest wytyczona bardzo wyraźnie, podczas gdy tutaj, zwłaszcza po upowszechnieniu się broni jądrowej, nic nie jest do końca jednoznacznie określone moralnie, więc dobrze, jeśli przynajmniej nie pogubimy się w gąszczu plusów dodatnich i plusów ujemnych. A skoro nic nie jest ani absolutnie dobre, ani absolutnie złe, to skąd możemy wiedzieć, że pan prezydent, powtarzając za panem generałem Dukaczewskim, że jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej, ma rację, a nie pogrąża się w sprośnych błędach Niebu obrzydłych? Jedynym remedium jest porównywanie. Jeśli na przykład porównamy nasz nieszczęśliwy kraj z takimi, dajmy na to, Stanami Zjednoczonymi, to na pierwszy rzut oka nie ma żadnego podobieństwa, podobnie jak między USA i ZSRR za pierwszej komuny. Z czytanki do drugiej klasy szkoły podstawowej zapamiętałem zestawienie różnic między USA i ZSRR. Pierwsza była taka, że „w ZSRR istnieje planowa gospodarka państwowa”, podczas gdy „w USA pracuje się bez planu”. Ciekawe, że propaganda uprawiana obecnie przez niezależne media głównego nurtu zeszła do tego samego poziomu, tyle, że – a rebours. Ale kiedy przyjrzymy się bliżej, to oprócz rzucających się w oczy kolosalnych różnic między USA a naszym nieszczęśliwym krajem, zaczynamy dostrzegać pewne podobieństwa. Na przykład zarówno Stany Zjednoczone, jak i nasz nieszczęśliwy kraj, są państwami demokratycznymi. Oznacza to konkretnie, że i tam i tutaj taki dajmy na to, prezydent, jest wybierany w głosowaniu. Co więcej – i tam i tutaj taka możliwość uważana jest za wielką zdobycz ludu pracującego miast i wsi. Kto tych wszystkich prezydentów ludowi pracującemu stręczy i co z tego potem wynika – tajemnica to wielka, jak to w demokracji, która – podobnie jak dyktatura – też ma swoje wstydliwe, a jeśli nawet nie wstydliwe, to w każdym razie - sekretne zakątki. Ale nie tylko w tym zaznacza się podobieństwo naszego nieszczęśliwego kraju do Stanów Zjednoczonych. Innym podobieństwem jest skłonność do urządzania demonstracji siły. Nie jest to zresztą jakaś cecha charakterystyczna dla Stanów Zjednoczonych. Demonstracje siły urządza również Rosja, a nawet generał Jaruzelski, urządzając 15 grudnia 1981 roku hałaśliwy przejazd przez Warszawę kolumny czołgów, transporterów opancerzonych, armatek wodnych i samochodów z ZOMO-wcami. Podobnie zrobił inny żołnierz najemny, major Zygfryd Müller, zwany „Kongo – Müller”. Kiedy w 1960 roku wylądował w stolicy Katangi Kolwezi, też zorganizował taki przejazd przez miasto, żeby „pokazać, że jesteśmy i że do czegoś zmierzamy”. Ale największe podobieństwo tkwi w czym innym. Kiedyś sprawdziłem, jakie były przyczyny wojen prowadzonych przez Stany Zjednoczone po wojnie koreańskiej. Ku mojemu zdumieniu okazało się, że każdym przypadku pierwotną przyczyną tych wszystkich konfliktów był bunt podniesiony przez dawnych amerykańskich agentów. Takim agentem, jeszcze z czasów wojny z Japonią, był Ho Chi Minch, poniekąd nawet – Fidel Castro, takim agentem był Saddam Husajn, nie mówiąc już o Osamie bin Ladenie, no a gdyby tak poszperać dokładnie wśród przywódców Państwa Islamskiego, to też byśmy znaleźli i to niejednego. Podobnie jest w naszym nieszczęśliwym kraju, w tym przynajmniej znaczeniu, że większość nieszczęść, z jakimi później musimy bohatersko walczyć, sami ściągnęliśmy sobie na głowę.

Na przykład ostatnio obok głównego wątku sporu o różnicę łajdactwa, pojawił się w kampanii prezydenckiej watek kolejny – czy Polska ma przystępować do strefy euro, czy też przeciwnie – pod żadnym pozorem do niej nie przystępować. Jedni są „za”, inni są „przeciw”, wskazując, że to będzie kolejny „cios” wymierzony w Polaków. Wszystko to oczywiście być może, z tym, że ta kwestia została przesądzona w traktacie akcesyjnym, ratyfikowanym w 2004 roku w następstwie referendum akcesyjnego z czerwca roku 2003. W traktacie tym Polska, w odróżnieniu od Wielkiej Brytanii, czy Szwecji, które poczyniły stosowne zastrzeżenia, zobowiązała się BEZWARUNKOWO do przystąpienia do unii walutowej i tylko nie został sprecyzowany termin tego wejścia. O ile sobie przypominam, w referendum akcesyjnym zarówno Prawo i Sprawiedliwość, jak i Platforma Obywatelska nie podniosły ani razu jakiegokolwiek zastrzeżenia wobec wejścia Polski do unii walutowej. Przeciwnie – opowiadały się zgodnie za możliwie pełna integracją. Wprawdzie od tamtej pory minęło ponad 10 lat, ale przecież żyje mnóstwo ludzi pamiętających tamte czasy, więc wszczynanie teraz polemiki na temat, czy wstępować do unii walutowej, czy nie wstępować byłoby nieprzyzwoite, gdyby nie okoliczność, że w tym właśnie manifestuje się kolejne podobieństwo naszego nieszczęśliwego kraju do Stanów Zjednoczonych – a to chyba dobrze, że jest przynajmniej takie. Stanisław Michalkiewicz

9 kwietnia 2015 Jurgen Roth pyta czy polski prezydent musiał umrzeć z powodu rosyjskiego gazu?

1. Wczoraj w Niemczech ukazała się zapowiadana od jakiegoś czasu książka słynnego dziennikarza śledczego Jurgena Rotha pod znamiennym tytułem ” Tajne akta. Smoleńsk”. Jedną z głównych tez przedstawionych w tej książce jest stwierdzenie, że ś. p. prezydent Lech Kaczyński był zdecydowanym przeciwnikiem warunków zawartych w negocjowanej przez rząd Donalda Tuska od lata 2009 roku nowej umowie gazowej z Rosją i dlatego doszło do katastrofy pod Smoleńskiem. Nie przesądzając z jakiego powodu ś. p. prezydent Lech Kaczyński „nie był lubiany” w Moskwie (moim zdaniem głównym tego powodem była jego „akcja” w Gruzji, dzięki której ten kraj stracił „tylko” Abchazję i Osetię Południową, a nie został w całości anektowany przez Rosję w 2008 roku), wypada przypomnieć jak to z tą umową gazową było.

2. Rzeczywiście zasadniczym punktem ugodowej polityki Tuska z Putinem był kontrakt gazowy z Rosją, negocjowany od czerwca 2009 roku przez przedstawicieli rządu koalicji Platformy i PSL-u (zdaniem Rotha już w sierpniu 2009 obie strony osiągnęły wstępne porozumienie w tej sprawie). Jak pisze Roth ś. p. Lech Kaczyński był zdecydowanym przeciwnikiem wartej ponad 50 mld euro umowy gazowej w tym kształcie i stąd jego zdaniem wzięło się zaangażowanie Rosji w jego usunięcie.

3. Rzeczywiście dopiero w grudniu 2010 roku wicepremier Waldemar Pawlak z wicepremierem Rosji Igorem Sieczinem podpisali porozumienie o dodatkowych dostawach rosyjskiego gazu do Polski. Tusk uznał to porozumienie za swój wielki sukces, będący ponoć dowodem bardzo dobrych stosunków z Rosją. Umowę podpisano „tylko” do roku 2022 ale nastąpiło to dopiero po burzliwej debacie w Sejmie, zarządzonej zresztą na wniosek PiS, bo wcześniej rząd Tuska, forsował umowę gazową z Rosją aż do roku 2037 (do tego momentu umowa z Rosją była negocjowana aż na 27 lat, co przy zmieniających się technologiach w XXI było zamiarem wręcz kuriozalnym). Poza tym w kontrakcie zawarte zostały: formuła cenowa kupowanego gazu oparta na cenach ropy naftowej i ceny prawie 2- krotnie wyższe niż te po jakich Rosja chciała sprzedawać gaz Chinom i znacznie wyższe niż dla odbiorców w Europie Zachodniej takich jak RWE E.ON, czy GDF Suez, zakaz reeksportu przez Polskę gazu kupionego w Rosji, opcja bierz i płać (a więc płać także wtedy kiedy nie jesteś w stanie gazu zużyć).

4. Tak się złożyło, że na początku marca tego roku rosyjska agencja prasowa Interfax, ujawniła średnie ceny gazu jakie płaciły Gazpromowi poszczególne kraje Europy Zachodniej za ten surowiec w latach 2013 – 2014. Zaprezentowane przez nią informacje są dla Polski bardzo niekorzystne, wynika z nich że płaciliśmy za rosyjski gaz najwięcej ze wszystkich krajów Europy Zachodniej, co w zestawieniu z konstatacją, że jesteśmy od tych krajów 4-5 razy biedniejsi, pokazuje jaki musi to być ogromny ciężar zarówno dla naszej gospodarki jaki i gospodarstw domowych. Z zaprezentowanego przez Interfax zestawienia wynika, że średnia cena za 1000 m3 gazu w latach 2013-2014 wynosiła dla Polski odpowiednio: 429 i 379 USD; dla Niemiec 366 i 323 USD; dla Słowacji 438 i 308 USD; dla Austrii 402 i 329 USD; dla Węgier 418 i 338 USD; dla Włoch 399 i 341 USD, wreszcie dla Francji 404 i 338 USD. Średnie ceny rosyjskiego gazu za 1000 m3 dla państw Europy Zachodniej (z Turcją ale bez 3 państw nadbałtyckich), wyniosły według danych zaprezentowanych przez Interfax w latach 2013-2014 odpowiednio: 385 i 341 USD. Według tej samej agencji Interfax w 2012 roku średnia cena gazu sprzedawanego do Europy Zachodniej wyniosła około 440 USD za 1000 m3, Polska natomiast płaciła wówczas około 500 USD za 1000 m3. Tak więc Polska płaciła o kilkadziesiąt USD więcej za każde 1000 m3 gazu z Rosji niż inne kraje Europy Zachodniej i więcej niż średnie ceny po jakich Gazprom sprzedawał gaz do tych krajów. A ponieważ nasz kraj kupuje z Rosji ponad 11 mld m3 gazu rocznie to przyjmując, że średnia cena gazu sprzedawanego Polsce była o tylko 50 USD wyższa niż dla innych krajów Europy Zachodniej, płaciliśmy Gazpromowi co najmniej 550 mln USD (czyli około 2 mld zł) rocznie więcej niż powinniśmy.

5. Niejako przy okazji oddano także w ramach tych negocjacji pełnię władzy Rosjanom w EuroPolGazie spółce zawiadującej gazociągiem Jamalskim, poprzez zmianę zapisów statutowych dotyczących spółki EuroPolGaz, a także sposobu jej funkcjonowania, ograniczając wręcz administracyjnie jej zysk z dotychczasowych 300-500 mln zł do 21 mln zł rocznie. Należy przypomnieć także inne „osiągnięcia” rządów Platformy i PSL-u w sektorze energetycznym. Trzeba zwrócić uwagę na brak zdecydowanego sprzeciwu Polski wobec budowy Gazociągu Północnego, rezygnację z budowy 200 kilometrowego gazociągu po dnie Bałtyku łączącego systemy gazowe Danii i naszego kraju (tzw. Baltic Pipe), „ślimaczącą się” budowę Gazoportu w Świnoujściu, czy wreszcie poważne zaniedbania (wyglądające wręcz na sabotaż), dotyczące wydobycia gazu łupkowego w Polsce. Kuźmiuk

Czarny gest „Smoła czarna jest i lepka. Kreda zasię – biała jest. Komu pęknie w głowie klepka, nich uczyni czarny gest” - radził poeta, powołując się zresztą na „mędrca Kleobula”. No i stało się! Na same Święta Wielkanocne czarny gest uczynił pan red. Adam Michnik, do spółki ze swoim podwładnym, panem Jarosławem Mikołajewskim wysyłając w formie listu otwartego do papieża Franciszka donos na Kościół w Polsce. Czyżby panu redaktorowi Michnikowi pękła klepka? Takie przypuszczenie graniczyłoby ze świętokradztwem, zwłaszcza odkąd pan red. Michnik zarówno przez Salon, jak i przez „człowieków honoru” w osobach generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka, zgodnie został mianowany autorytetem moralnym. Powiększył w ten sposób grono osobistości, wobec których wysuwanie podejrzeń o pęknięcie klepki jest nie tylko niegrzeczne, ale również niebezpieczne. Taki podejrzliwiec może bowiem zostać postawiony przed niezawisłym sądem, który już tam powinność swej służby zrozumie i bez wahania skarci delikwenta surową ręką sprawiedliwości ludowej. Nawiasem mówiąc surowa ręka sprawiedliwości ludowej właśnie się objawiła w postaci nowego odczytania głosów w kokpicie „Tupolewa” przez specjalistów wynajętych przez wojskową prokuraturę. To nikogo nie powinno zaskakiwać i jak będzie trzeba, to specjaliści usłyszą i zanotują nawet głosy z zaświatów. Najwyraźniej w niezależnej prokuraturze musieli dojść do wniosku, że trzeba jakoś pomóc panu doktorowi Maciejowi Laskowi, zwanemu „Laskiem Smoleńskim”. Pan doktor Lasek został powołany jeszcze przez premiera Tuska do dawania odporu znienawidzonemu posłowi Macierewiczowi. Misja ta okazała się bardzo trudna i niewdzięczna, bo kiedy już pan doktor Lasek był gotów odeprzeć ustalenia złowrogiego posła Macierewicza na temat, dajmy na to, pancernej brzozy, to on tymczasem występował z rewelacjami na temat wybuchów, na które pan doktor Lasek nie był przygotowany. W rezultacie złowrogi poseł Macierewicz zawsze był pół kroku do przodu i dopiero teraz niezależna prokuratura wpadła na pomysł, by zastosować wobec niego taką sama taktykę. W rezultacie niejedno jeszcze usłyszymy, nie wyłączając oczywiście i głosów z zaświatów, które – jak przypuszczam – również pan redaktor Michnik w całej rozciągłości potwierdzi. Autorytetem moralnym bowiem zostaje się wprawdzie z powodu osobistych zalet i przymiotów, ale właśnie dlatego na takim dygnitarzu spoczywają pewne obowiązki, niczym na Brysiu z bajki Adama Mickiewicza „Pies i wilk”: „Panom pochlebiać ukłonem, sługom wachlować ogonem”, ale też „na dziada warknąć, Żyda potarmosić”. No, co do tarmoszenia, to na razie rozkazy są odwrotne, ale na dziada warknąć można zawsze – no i stąd ten donos w postaci listu otwartego do papieża Franciszka. Chodzi o to, że pan redaktor Michnik jest wybitnym reprezentantem środowiska, które zawsze było w awangardzie nieubłaganego postępu. Kiedyś, w czasach stalinowskich, nieubłagany postęp wprowadzany był metodami, eufemistycznie określonymi później jako „administracyjne”. Polegały one głównie na tym, że osoby podejrzewane o hamowanie postępu były albo zabijane od razu, albo po ciężkim śledztwie, którego celem było wychwycenie wspólników w hamowaniu. Na tym polegała strategia bolszewicka, która nawet przyniosła pewne trwałe rezultaty, między innymi w dziedzinie przekształceń własnościowych, które również i dzisiaj w środowisku autorytetów moralnych są uznawane za sukces tak zwanej „sprawiedliwości społecznej”. Teraz jednak strategowie rewolucji komunistycznej odeszli od strategii bolszewickiej na rzecz pozornie łagodniejszej, chociaż bardziej podstępnej. W tej strategii na pierwszy plan wybija się masowe duraczenie, no i stąd taka oszołamiająca kariera pana redaktora Michnika, rzuconego na ten odcinek frontu ideologicznego w charakterze kierownika żydowskiej gazety dla mniej wartościowego narodu tubylczego. Pracowicie duraczy ona już kolejne pokolenie w nadziei, że mniej wartościowy naród tubylczy zostanie w końcu doprowadzony do stanu całkowitej bezbronności, dzięki czemu można będzie uczynić zeń słynny „nawóz historii”, z którego takie ozdoby rodzaju ludzkiego, jak choćby pan redaktor Michnik, ukrytymi korzonkami będą ciągnęły sobie życiodajne soki. W tym jednak celu najpierw należy odciąć go od warstwy przywódczej – i wielkanocny list otwarty w tej logice doskonale się mieści. Czy te działania okażą się skuteczne, to znaczy – czy papież Franciszek da się nabrać na te słowicze dźwięki, czy też jednym rzutem oka przejrzy lisie zamiary - czas pokaże. Jak dotąd można tę inicjatywę skwitować, że „Adam z Jarosławem piszą memoriały. Smrodu z tego dużo, a pożytek mały”. Stanisław Michalkiewicz

​10 kwietnia 2015 Weszliśmy w erę rywalizacji energią, mówi bez zażenowania wicepremier Piechociński

1. Weszliśmy w erę rywalizacji cenami energii, mówił kilka dni temu na konferencji EuroPower w Warszawie wicepremier i minister gospodarki w rządzie Ewy Kopacz Janusz Piechociński. Piechociński stwierdził między innymi, że „dzisiaj i jutro bezpieczeństwem energetycznym będzie nie tylko fizyczna dostępność energii, możliwość jej pozyskania ale przede wszystkim cena i konsekwencje otrzymania tej czy innej energii”. Można powiedzieć „nic dodać nic ująć”, tyle tylko, że jeszcze przed paroma miesiącami wicepremier Piechociński wspólnie z premier Ewą Kopacz był w Brukseli negocjatorem pakietu klimatyczno – energetycznego, którego skutkami będzie przecież wyraźny wzrost cen energii elektrycznej i cieplnej w Polsce.

2. Przypomnijmy tylko, że w unijnych konkluzjach szczytu z października 2014 roku przyjęto bardzo wyraźne cele: redukcja emisji CO2 o 40% (a w zasadzie nawet o 43%) do roku 2030 w ramach ETS czyli europejskiego systemu handlu emisjami. Ta 43% redukcja ma zostać osiągnięta poprzez podniesienie obecnie obowiązującego rocznego współczynnika redukcji z 1,74% do 2,2%, a w konsekwencji cen uprawnień do emisji CO2 do poziomu od 20 do 30 euro za tonę. Zresztą już od paru lat KE, staje na głowie aby ceny tych uprawnień rosły w ramach obowiązujących rozwiązań redukcyjnych (do roku 2020 o 20% i 20% udział energii odnawialnej w całkowitym zużyciu energii). Wprawdzie ze względu na światowy i europejski kryzys zapotrzebowanie na energię w Europie w ostatnich latach zamiast wzrosnąć, spadało w związku z tym cena uprawnień do emisji CO2 w ramach wolnego handlu emisjami malała i wynosiła już „zaledwie” 5 euro za tonę CO2. Najpierw więc KE przeforsowała zdjęcie z rynku 900 mln uprawnień w latach 2014 – 2016 i przesunięcie ich na lata 2019 – 2020 (choć to tylko wybieg, zapewne nigdy one na ten rynek nie wrócą) w związku z tym już od lutego tego roku cena uprawnień do emisji CO2, wzrosła do 7 – 8 euro za tonę. Ale to wszystko dla KE mało, bo cena na tym poziomie nie wymusza przecież odchodzenia od produkcji energii z węgla i przechodzenia na gaz, atom albo energię odnawialną, dlatego też KE szukała sposobów aby podwyższyć cenę uprawnień przynajmniej do 20 euro za tonę i to już od roku 2020 i dzięki ustaleniom szczytu w Brukseli, zostanie osiągnięte.

3. Dla Polski oznacza to przecież konieczność dodania do każdej megawatogodziny energii wytworzonej z węgla przynajmniej 80 – 100 zł, przy średniej cenie hurtowej 1 MWh kontraktowanej obecnie na rok w 2015 wynoszącej około 165zł. Na osłodę premier Kopacz i wicepremier Piechociński dostali derogacje mówiące, że redukcja dla Polski może być o parę procent przejściowo niższa, że będzie jakiś fundusz solidarnościowy z którego będziemy się mogli starać o ośrodki na modernizację energetyki, wreszcie Niemcy obiecały nam, że zbudują ze środków europejskich interkonektory, dzięki którym będziemy mogli kupować ich drogą energię odnawialną. Wypowiedzi wicepremiera Piechocińskiego, który teraz publicznie na spotkaniach z przedstawicielami energetyki ogłasza, iż ma świadomość, że weszliśmy w erę rywalizacji cenami energii, trudno potraktować inaczej niż jako skrajnie cyniczne. Trzeba było mieć odwagę panie premierze i zawetować w Brukseli pakiet klimatyczno – energetyczny w tak niekorzystnym dla Polski kształcie, wtedy nie musiałby pan biadolić, że Polska w najbliższych latach straci są ostatnią przewagę konkurencyjną nad krajami „starej” Unii w postaci niskich cen energii. Kuźmiuk

Opluta Antygona W sprawie sensacyjnych stenogramów z tupolewa, krążących po mediach, zainteresowało mnie tak naprawdę tylko jedno - przypomniana przez prawicowe portale informacja o ojcu i dziadku braci Artymowiczów. Może ktoś powie, że było to logiczne, zatrudnić do badania wraku i czarnej skrzynki trzymanych przez Putina pod kluczem o setki kilometrów stąd właśnie Pawła Artymowicza - astrofizyka, a więc człowieka z zawodu zajmującego się ciałami odległymi i niedostępnymi. Ale, o ile mi wiadomo, inicjatywa włączenia się w "badanie" tragedii wyszła od niego samego. To on ochotniczo podjął się misji udowadniania, że wersja katastrofy zapodana przez Rosjan jest jedynie słuszną i cała winę za tragedię ponoszą jej ofiary. Doktor Grzegorz Szuladziński - mieszkający w Australii specjalista od inżynierii mechanicznej - opowiedział nawet, że to właśnie Artymowicz dzwonił do niego do Sydney strasznie przejęty sprawą i namawiał, by jako uznany ekspert w tej dziedzinie zabrał głos i dał odpór "tym bredniom", które głoszą o Smoleńsku "pisowcy". Skutek tego telefonu był zresztą nieoczekiwany, bo Szuladziński dał się namówić, ale wyszło mu z wyliczeń, że bredniami jest wersja Anodiny/Millera i stał się jednym z głównych ekspertów komisji Macierewicza. Zostawmy to zresztą - nie o meritum sporu w tej chwili chodzi, tylko o aktywność Artymowicza, który - w przeciwieństwie do prokuratorów wojskowych, majora Laska czy członków jego zespołu - nie musi. On chce. Jego brat - Andrzej, muzykolog, ceniony w branży filmowej technik-dźwiękowiec, który właśnie zdobył medialną sławę prokurując na podstawie osobnego odsłuchu w Moskwie nową, "o 30 proc. lepszą" wersję stenogramów z kokpitu, też wydaje się ożywiany poczuciem misji. Dziwnym trafem jego wersja stenogramu jest skrajnie niekorzystna dla ofiar tragedii, stanowiąc swoiste votum separatum wobec tego, co z zapisów odczytali pozostali członkowie zespołu ekspertów na czele z profesor Demenko. W zasadzie, sens pracy Artymowicza młodszego sprowadził się do odczytania jednego nowego słowa: "piwko". Słowa, które ma ożywić insynuacje o rzekomym pijaństwie na pokładzie tupolewa, i - w zamyśle sprawców przecieku, a może i samego autora "nowych" stenogramów - sprowokować liderów PiS do jakiejś ostrej wypowiedzi, której dałoby się użyć tak, jak w poprzedniej kampanii nieopatrznych słów o Angeli Merkel. Dopiero wiadomość, że dziadek obu panów był działaczem tzw. Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi, sądzonym i skazanym z tego tytułu przez sąd wolnej Polski za zdradę, a ojciec w odręcznym życiorysie chlubił się zasługami w walce z "bandami NSZ" (dla Polaków: Żołnierzami Wyklętymi) i pozostał wierny PZPR do samego jej końca, czyni tę gorliwość bardziej zrozumiałą. Przynajmniej dla mnie, jako autora, który o kulturowych korzeniach toczonej przez Polaków postkolonialnej wojny pisze od lat. Wiem, wiem, już słyszę ten oburzony gęg, że lustrowanie rodzin i życiorysów jest brudne i wstrętne (chyba że się to robi po to, by insynuować ojcu Kaczyńskich małżeńską niewierność, wtedy OK), ale nie ma co zakrzykiwać rzeczywistości. Rzeczywistość jest taka, że jak w każdym kraju wyzwolonym po wielu pokoleniach życia pod obcym zaborem i narzuconym przemocą zarządem, nie mogą się u nas pomieścić w jednym państwie dziedzice elity starej, przedwojennej, i nowej, stworzonej przez okupantów. Jak to ujął Bohdan Urbankowski: trzecie pokolenie PPR i UB wciąż walczy z trzecim pokoleniem AK i NSZ. Ta obserwacja nie wyczerpuje przyczyn politycznego i społecznego konfliktu w III RP, bo te są bardziej złożone, ale wyjaśnia emocje, którymi jest on nasycany. Jest łatwo sprawdzalnym faktem, że jeśli przyjrzymy się przodkom najbardziej zaangażowanych szermierzy obu stron polsko-polskiej wojny, to po jednej przeważnie znajdziemy PZPR-owskiego prokuratora, milicjanta, partyjniaka czy ubeka, a po drugiej żołnierza podziemia czy przedwojennego narodowca. A jeśli ktoś chce się upierać, że atmosfera, w której się człowiek wychowywał, poglądy jego rodziców i ich codzienne rozmowy nie mają na niego wpływu, to nie ma zielonego pojęcia o ludzkiej naturze. Dla braci Artymowiczów przeciwstawienie się "pisowcom" - zwalczanie ogólnie pojmowanej "prawicowości", "kruchty" i tak dalej - jest, jak podejrzewam, głębokim moralnym imperatywem. Analogicznie, jak dla profesora Nowaczyka i innych ekspertów Macierewicza jest takim imperatywem walka o prawdę o zamordowaniu przez wrogów Polski prezydenta i patriotycznej elity. Każdy ma swoje wspomnienie wydarzeń sprzed pięciu lat. Ja najmocniej pamiętam Grzegorza Miecugowa z TVN oznajmiającego z lękiem, że wskutek tej katastrofy "podniesie łeb demon polskiego patriotyzmu", szereg idiotek i idiotów wyznających swój strach przed żałobnym tłumem na Krakowskim Przedmieściu i "ludźmi owiniętymi w biało-czerwone flagi", plemienną nienawiść w twarzach platformersów, którzy nawet tragicznej śmierci Lecha Kaczyńskiego nie uznali za wystarczający powód do odpuszczenia przygotowanemu mu seansu nienawiści, tyle że zamiast sprzeciwem wobec nadania mu honorowego obywatelstwa, uzasadnili go sprzeciwem wobec pochówku "jakiegoś Warszawiaka" na Wawelu. W mojej pamięci nad wszystkimi innymi emocjami tego czasu dominuje paniczny, niemal namacalny strach tak zwanych elit, że ta tragedia je zmiecie. Że fala współczucia dla ofiar poniesie PiS do wyborczego zwycięstwa i przywróci "IV Rzeczpospolitą". Ten strach kazał politykom PO płaszczyć się przed Rosją, ochoczo wyrzekać się wszystkich możliwości międzynarodowego czy polskiego wpływu na śledztwo, brnąć w kłamliwe zapewnienia, że wszystko jest należycie badane, nawet ziemia przekopywana "na metr w głąb" - a "autorytetom" i mediom pluć gorliwie na nieżyjących, podchwytywać wszystkie wrzutki putinowskiej propagandy i ogłupiać ciemnotę wyznaniami, jak to wszyscy już "rzygają tym Smoleńskiem", bo przecież wszystko już zostało dawno wyjaśnione i jest "najboleściwiej proste". Proszę zwrócić uwagę, że narracje snute przez jednych i drugich to dwa monologi w ogóle się ze sobą nie zazębiające. Jedni skupiają się na podkreślaniu bałaganu i niefrasobliwości w 36 pułku, BOR i organizacji lotu, drudzy na wykazywaniu fałszerstw rosyjskiego śledztwa. Jednym i drugim amunicji nie zabraknie. Loty VIP-ów III RP od lat już urągały wszelkim cywilizowanym zasadom (za co nikt nie poniósł odpowiedzialności, a co poniektórzy zostali nawet po tragedii awansowani), i podobnie "śledztwo" MAK urągało wszelkim cywilizowanym zasadom badania wypadków lotniczych, służąc w oczywisty sposób "zamieceniu" prawdy, a nie jej odkryciu. Ale to, że na przykład ktoś był w kokpicie, choć nie powinien tam być, wcale nie wyklucza zamachu. Przeciwnie, "okazja czyni złodzieja", bajzel wykazany w 36 pułku i VIP-owskich lotach już choćby przez o kilka lat wcześniejszą od tragedii kontrolę NIK stanowił wręcz zachętę do wysłania bezkarnie i za jednym zamachem, par excellence, obu Kaczyńskich (Jarosław zrezygnował z lotu w ostatniej chwili) i całej elity IV RP do piachu. Wykluczyć zamach mogłoby tylko rzetelne zbadanie dowodów, na co Putin nigdy nie da zgody, a Tusk i PO zrobią wszystko, by nikt się tego nie domagał. Z drugiej strony, fakt, że Rosjanie od pierwszej chwili ukrywają prawdę nie oznacza automatycznie, że tą prawdą jest zbrodnia. Kto zna wielkoruskie imperialne zadęcie wie, że Rosjanie wolą być podejrzewani o zbrodnię niż przyznać się do "bardaku i gizdiajstwa", obecnego w każdej dziedzinie funkcjonowania pragnącego straszyć cały świat byłego mocarstwa. Strach przed "powrotem IV RP" i potraktowanie całej tragedii wyłącznie w kategoriach pijaru, sondażowych słupków, szans wyborczych i nade wszystko - szans planowanej kariery w strukturach UE spowodowały, że dziś jesteśmy głęboko, głęboko w ciemnej... i możemy sobie "badać" parówki, puszki albo kopie tego, co ruskie pozwolili nam wedle swego uznania skopiować. Żadnej prawdy z nich nie wyciśniemy. Może powiedzą nam ją kiedyś Amerykanie, Niemcy albo inne mocarstwo, jak uznają, że to w ich interesie - ale też nie będziemy wiedzieli, czy to prawda, czy kolejna dezinformacja dołożona do poprzednich. Smoleńsk stał się trwale jednym z frontów postkolonialnej wojny - identycznej w swej istocie, jak tu kiedyś wyjaśniałem, co krwawa wojna Serbów prawosławnych z Serbami muzułmanami, choć toczonej innymi metodami. Więc, niestety, nad grobami ofiar spokoju nie będzie. Będą one wciąż dla jednych wrogami, których nawet po śmierci trzeba wciąż jeszcze gnoić i mieszać z błotem, dla innych kamieniami, tworzącymi patriotyczny szaniec. I mogą tylko jak Longinus Podbipięta z ballady Jacka Kaczmarskiego (przypadkiem także jego rocznica śmierci dziś przypada) "grymasem śmierci dawać znak ukradkiem, że wiedzą zbyt wiele, by było im dobrze". Rafał Ziemkiewicz

11 kwietnia 2015

1. Pod koniec marca tego roku giełdowa spółka CIECH S.A opublikowała wyniki finansowe za 2014 rok i w porównaniu z wynikami za rok 2013 prezentują się one wręcz rewelacyjnie Mimo tego, że obroty spółki w roku 2014 były niższe niż w roku poprzednim o 7,3% (spadły z 3,5 mld zł do 3,2 mld zł) to jej zysk na działalności operacyjnej wzrósł o blisko 130% (ze 140 mln w 2013 roku wzrósł do 320 mln zł w roku 2014 ), a zysk netto aż o 320% (z 40 mln zł w roku 2013 do ponad 166 mln zł w roku 2014). Te doskonałe wyniki finansowe są zdaniem prezesa grupy CIECH Dariusza Krawczyka rezultatem wdrażanego od 2012 roku programu restrukturyzacyjnego ale także dużych inwestycji, które znacząco zwiększają zdolności produkcyjne tzw. segmentu sodowego (rozbudowa zakładów w Rumunii i w Inowrocławiu w Polsce), a także produkcji nasyconych żywic poliestrowych w Nowej Sarzynie. Ta znacząca poprawa wyników finansowych w 2014 roku CIECH, nie była więc niespodzianką, a wynikiem 3 letniego programu restrukturyzacyjnego i dużych inwestycji w bazę produkcyjną.

2. W tej sytuacji jeszcze bardziej zastanawiająca jest pośpieszna prywatyzacja CIECH S.A. na którą zdecydował się minister skarbu w połowie 2014 roku jak wiemy z tzw. taśm prawdy na skutek mocnych nacisków przedstawicieli przyszłego inwestora na różnych polityków z rządu Platformy i PSL-u. Przypomnijmy tylko, że tuż przed wybuchem wspomnianej afery taśmowej na początku czerwca 2014 roku resort skarbu wyraził dosyć nagle zgodę na odsprzedanie będącego w jego posiadaniu pakietu kontrolnego akcji CIECH S.A. (około 38%) po cenie 32,13 zł za jedną akcję na rzecz jednej ze spółek Holdingu Jana Kulczyka, KI Chemistry (sumarycznie Skarb Państwa uzyskał z tej transakcji 619 mln zł od inwestora i 22,5 mln zł wcześniej wypłaconej dywidendy). Transakcja odbyła się w wyniku ogłoszonego przez tę spółkę w marcu 2014 roku wezwania do sprzedaży blisko 34,8 mln akcji CIECH S.A. (66% wszystkich akcji) po 29,5 zł za jedną akcję. Przedstawiciele resortu skarbu wielokrotnie publicznie twierdzili, że oferowana cena jest za niska i już przed finalizacją transakcji, inwestor zdecydował się podwyższyć cenę o 2,5 zł za akcję i zakup doszedł do skutku.

3. Przypomnijmy także, że po ujawnieniu w połowie marca 2015 roku przez szefa CBA, że przekazał Prokuraturze Okręgowej w Warszawie kolejne 11 nagrań z podsłuchanymi rozmowami polityków i biznesmenów, a także w związku z opublikowaniem przez TV Republika w połowie lutego tego roku treści meldunków operacyjnych składanych przez osobowe źródła informacji agentom tego Biura, do akcji wkroczyła Prokuratura Apelacyjna w Warszawie. Zażądała ona od Prokuratury Okręgowej materiałów dotyczących prywatyzacji CIECH S.A. na rzecz firmy Jana Kulczyka, w tym w szczególności treści rozmowy pomiędzy wiceministrem Skarbu Państwa Rafałem Baniakiem a lobbystą i przyjacielem wielu prominentnych polityków Platformy, Piotrem Wawrzynowiczem. Z materiałów CBA ponoć wynika, że to symboliczne podniesienie ceny zakupu akcji przez inwestora było przeprowadzone po to aby „zamydlić oczy” przyszłym kontrolerom tej transakcji i przy okazji opinii publicznej, a przedstawiciele resortu skarbu za swoją uległość wobec inwestora, zostali sowicie „wynagrodzeni pod stołem”. Zdaniem ekspertów Skarb Państwa stracił na tej transakcji przynajmniej kilkaset milionów złotych, co bardzo dobitnie potwierdzają ogłoszone właśnie wyniki finansowe CIECH S.A. za 2014 rok. Kuźmiuk

12 kwietnia 2015 Banki w Polsce łupią klientów coraz mocniej

1. W mediach w tym szczególnie w tych elektronicznych coraz więcej reklam bankowych, w których znani aktorzy albo celebryci, zachęcają do pożyczenia w nich pieniędzy ponoć nawet z zerowym oprocentowaniem, a w rzeczywistości przez system bankowy w Polsce przechodzi fala podwyżek opłat za wszelkiej maści usługi bankowe w tym za prowadzenie rachunków bankowych i karty do nich. Mimo mnogości banków w Polsce (przy czym banki zagraniczne mają ponad 70 % udział w aktywach bankowych w naszym kraju), okazuje się, że konkurencja między nimi jest jakoś dziwnie ograniczona, a opłaty za usługi bankowe są coraz częściej podwyższane i to rzeczywiście falami. Ekonomiści i różnej maści eksperci często tłumaczą, że na podwyżki cen towarów bądź usług najlepszym lekarstwem jest konkurencja pomiędzy przedsiębiorstwami, które je sprzedają bądź świadczą ale mimo tego, że w naszym kraju funkcjonuje kilkadziesiąt banków i tysiące ich oddziałów w tym sektorze jakoś ona nie działa. Ba gdy pojawiają się w przestrzeni publicznej propozycje dodatkowego opodatkowania sektora bankowego w Polsce albo też na przykład próby ustawowych uregulowań sytuacji posiadaczy kredytów frankowych poprzez ich przewalutowanie, ci sami ekonomiści i eksperci natychmiast ostrzegają, że koszty takich obciążeń natychmiast zostaną przerzucone na klientów banków.

2. Właśnie media poinformowały, że przez banki w Polsce przechodzi fala podwyżek różnego rodzaju usług bankowych, w zasadzie już nie ma chyba banków, które nie pobierają opłat za prowadzenie rachunków, a jest ich w bankach blisko 50 milionów. Ba pojawiają się opłaty za usługi, które do tej pory były wręcz ostentacyjnie oferowane przez banki za darmo, tak jak opłaty za korzystanie z różnego rodzaju kart płatniczych, a nawet opłaty za operacje bankowe przeprowadzane przez internet. Ta fala podwyżek jest uzasadniana przez ekonomistów i „niezależnych” ekspertów kolejnymi obniżkami stóp procentowych banku centralnego, co musi się przekładać na obniżki oprocentowania w bankach komercyjnych (banki ponoć mniej zarabiają na odsetkach). Obniżona została ale ustawowo tzw. opłata interchange, którą właściciele sklepów odprowadzają do banków z tytułu transakcji kartami i to w dwóch radykalnych krokach z najpierw 1,3% do 0,5%, a obecnie do 0,2-0,3%.

3. Mimo zmniejszenia opłat odsetkowych i opłat interchange, zyski banków w Polsce jednak nie tylko się nie zmniejszają ale ciągle rosną, choć w Europie w czasie trwającego przecież ciągle kryzysu pod tym względem nie jest wcale różowo. I tak jeszcze w roku 2009 zysk netto (a więc po opodatkowaniu podatkiem dochodowym) banków w Polsce wyniósł „tylko” 8,3 mld zł, w roku 2010 wyraźnie wzrósł do 11, 4 mld zł, w roku 2011 wzrósł aż o ponad 4 mld zł do 15,7 mld zł i mniej więcej na tym poziomie utrzymywał się przez kolejne dwa lata, by w roku 2014 znowu wzrosnąć do 16,2 mld zł. Nie jest więc tak, że banki w Polsce „klepią biedę”, wręcz przeciwnie ten sektor jest jednym z najbardziej rentownych w Europie pod względem zwrotu z kapitału własnego (ROE), marży odsetkowej netto, marży prowizyjnej netto, jak również jest jednym z najefektywniejszych w UE w relacji kosztów do przychodów.

4. Dlaczego polski rząd, czy też państwowe instytucje powołane do nadzoru i kontroli między innymi tego sektora (Komisja Nadzoru Finansowego, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów) nie są specjalnie zainteresowane aby ten drenaż kieszeni klientów banków chociaż trochę ograniczyć? Ba dlaczego w tym drenażu uczestniczy także ciągle państwowy PKO PB największy bank w Polsce pod każdym względem (wielkości aktywów), liczby oddziałów i punktów obsługi klienta, wreszcie liczby obsługiwanych rachunków bankowych. Otóż gdyby właściciel tego banku czyli Skarb Państwa, chciał ograniczyć eldorado banków zagranicznych w Polsce, to PKO BP właśnie niskimi cenami za usługi bankowe pobieranymi od swoich klientów, byłby w stanie przyciągnąć do siebie kolejne miliony rachunków bankowych i setki tysięcy nowych klientów. Ale polityka właściciela jest jednak inna, PKO BP jako jeden z pierwszych zaczął podwyższać opłaty i prowizje za różnego rodzaju usługi bankowe, co w swoisty zachęciło banki zagraniczne do podobnych zachowań. Kuźmiuk

Jak było? Jak być mogło? Jak być może?... Ponad pół wieku temu 60-osobowa Komisja Warrena ustaliła, że prezydenta J.F.Kennedy’ego zabił działający w pojedynkę i z motywów osobistych Lee H.Oswald i wersja ta, nie mająca nic wspólnego z rzeczywistością, obowiązuje po dzień dzisiejszy... Przez ponad pół wieku socjotechnika kłamstw rządowych bez wątpienia udoskonaliła się, toteż do oficjalnych ustaleń rozmaitych „komisji” (zwłaszcza rządowych) podchodzić należy ze stosownie większą nieufnością... Zaraz ją więc przejawimy – w odniesieniu do katastrofy niemieckiego airbusa linii „Germanwings”. Oficjalna wersja wygląda na bardzo śmiałą hipotezę: pilot-szaleniec popełnia spektakularne samobójstwo zabierając ze sobą do grobu 150 niewinnych ludzi. Owszem, tak być mogło. Wszystko przecież możliwe na tym najpiękniejszym ze światów. Równie dobrze mogło być inaczej. Pilot, zwerbowany przez jakąś organizację terrorystyczną, po zablokowaniu drzwi do kabiny przekazuje wieży kontrolnej we Francji komunikat takiej mniej więcej treści: „Za to, że Paryż i Berlin włączyły się w walkę z Państwem Islamskim roztrzaskam ten samolot w centrum najbliższego dużego miasta, jakie mam na trasie przelotu. Może nawet dolecę do Paryża i rozwalę wieże Eiffla”. Po zamachu na World Trade Centrum w Nowym Jorku we wszystkich krajach, dysponujących rozwiniętym lotnictwem cywilnym, obowiązują procedury, jak postępować w takich przypadkach. Nie znam tych procedur, dlatego pytam polskiego ministra obrony narodowej, jaką procedurę zastosuje Polska w ewentualnym takim przypadku?... Wracajmy do hipotezy alternatywnej wobec „szaleństwa” niemieckiego pilota. Gdy francuska wieża kontrolna( w Marsylii? Właściwie – gdzie?...) otrzymała taki komunikat – kontroler lotu natychmiast powiadomił... - kogo? Kogo powiadamia kontroler lotu o takiej sytuacji wedle obowiązujących procedur?... Domyślamy się, że najpierw przełożonych, więc dyrekcję lotniska, a ta – natychmiast - ministra spraw wewnętrznych i ministra obrony narodowej, a ci – prezydenta. Grono wtajemniczonych jest bardzo wąskie – a jest to zarazem grono decyzyjne. Musi podjąć błyskawiczną decyzję, i chyba jest ona tylko jedna: wysłać natychmiast wojskowy myśliwiec w pobliże airbusa by nadzorował jego lot i strącił go bezceremonialnie w przypadku, gdyby zaczął obniżać lot nad jakimś dużym miastem przelotowym. Co więcej można zrobić? A gdyby pilot dociągnął do celu, więc do Dusseldorfu i dopiero przed Duselldorfem zaczął obniżać lot? Strącać go profilaktycznie, mimo wszystko – czy odpuścić w nadziei, że jednak wyląduje a nie rozwali maszyny w centrum miasta?...Co przewidują w takim wypadku procedury?... Po błyskawicznej naradzie wysłano więc myśliwiec „Mirage” by towarzyszył niemieckiemu airbusowi. Potem poinformowano, że pilot myśliwca rzekomo zameldował, że nie znalazł airbusa w powietrzu, co oznaczałoby, że nadleciał za późno. Czy na pewno – „za późno”? Można przypuścić, że pilot –terrorysta zorientował się, iż ma eskortę i że myśliwiec udaremni jego zamiar: roztrzaskania maszyny w najbliższym dużym mieście. Pozostały mu dwa „wyjścia”: lecieć do Dusseldorfu w tej eskorcie i tam próbować rozwalić maszynę w samym centrum – ryzykując wszakże, że w międzyczasie drzwi kabiny zostaną jednak sforsowane (jakiż stres!) – albo rozwalić airbusa od razu, tam, gdzie dopadła go eskorta, więc nad Alpami. Gdy zniżył lot – pilot myśliwca był bezradny: po co strącać airbusa, gdy już sam leci ku ziemi?... Chyba, że pilot myśliwca dostał od razu zadanie: strącić airbusa natychmiast tam, gdzie go dopadnie... Zwracam uwagę na dwa fakty. Istnieje sprzeczność w komunikatach „śledczych” francuskich i niemieckich. Śledczy francuscy poinformowali opinię publiczną, że po zablokowaniu drzwi kabiny nie było już żadnej łączności pilota airbusa z „francuską wieżą kontrolną”; ale niemieccy śledczy informowali, że taki kontakt jednak był! Jaka więc była treść tego „kontaktu” – jeśli jednak był? Co pilot airbusa przekazał zagadkowej „francuskiej wieży kontrolnej” gdzieś w Prowansji?... A konkretnie: która to była wieża, gdzie?... I sprzeczność druga. Według wersji „śledczych” francuskich samolot rozbił się 13 minut wcześniej, niż wedle wersji „śledczych” niemieckich. Jeśli to niemiecka wersja jest prawdziwa – to ów myśliwiec „Mirage”, wysłany do eskorty airbusa, nie musiał wcale nadlecieć za późno: mógł mu towarzyszyć do końca...Mógł go nawet strącić. Dodajmy jeszcze inne fakty: w nader niejasnych okolicznościach „znaleziono” podobno komórkę z nagraniem ostatnich chwil pasażerów airbusa: jakby dla profilaktycznego odsunięcia podejrzenia, że airbus został strącony; na pokładzie samolotu znajdowała się „grupa turystów z Izraela” – to by wzmacniało motywy aktu terrorystycznego; wreszcie to uporczywe, krok po kroku „dowodzenie”, że drugi pilot, sprawca tragedii, był „szaleńcem”... – chociaż wielu jego znajomych uważało go za człowieka całkiem normalnego! Wydaje mi się, że ukrywanie treści „przekazu” pilota airbusa do „francuskiej wieży kontrolnej” – jeśli treść jego komunikatu mniej więcej podobna była do mojej hipotezy – leżałoby jak najbardziej w interesie polityków niemieckich i francuskich. Bo cóż pomyślałaby sobie część opinii publicznej, gdyby tak było? Pomyślałaby: „Oto, do czego prowadzi wasza gówniana polityka bliskowschodnia: płacą za nią tylko niewinni ludzie”... Co więcej: jakiź niepokój opinii publicznej wywołałby ujawniony fakt, że organizacje terrorystyczne przenikają nawet do tak elitarnych i nadzorowanych środowisk, jak piloci linii pasażerskich! Czy terroryści są szaleńcami?...Nie zaryzykowałbym takiego twierdzenia. Nie brak czynnych polityków, mających za sobą terrorystyczną przeszłość... zwłaszcza pośród polityków Izraela. Tak czy siak, ta alternatywna hipoteza wydaje mi się równie prawdopodobna jak ta pierwsza: o samobójcy-szaleńcu. Ale najważniejsze: co mówią procedury? Warto to wiedzieć – bo który z demokratycznych polityków przyznałby się, że „w zaistniałej sytuacji wydałem decyzję o strąceniu samolotu”? Dlatego uprzejmie pytam pp.prezydenta, ministra obrony narodowej i ministra spraw wewnętrznych – co przewidują polskie procedury w ewentualnych, analogicznych przypadkach? W tych niepewnych czasach dobrze przynajmniej wiedzieć, czy umieramy zgodnie z procedurami, czy z naruszeniem procedur...

Marian Miszalski

Drugie życie pięknej katastrofy Wprawdzie – jak powiada poeta - „chwieją się fundamenty światów”, ale przecież wśród tego rozchwiania jest we Wszechświecie punkt stały w postaci niepisanej zasady konstytuującej III Rzeczpospolitą. Jak wiadomo, aktem założycielskim tej formy polskiej państwowości była siuchta w Magdalence w roku 1989. Polegała ona na tym, że wojskowa razwiedka przekazała starannie uprzednio wyselekcjonowanym „przedstawicielom społeczeństwa” zewnętrzne znamiona władzy w zamian za gwarancje zachowania pozycji społecznej w nowych warunkach ustrojowych i zachowanie tego, co sobie ukradła w ramach uwłaszczenia nomenklatury. Gwarancje te umocnione były kompromatami, jakie razwiedka zachowała sobie na wypadek, gdyby któryś „przedstawiciel społeczeństwa” zapomniał, skąd wyrastają mu nogi. Dlatego podjęta 4 czerwca 1992 roku próba ujawnienia agentury w strukturach państwa została storpedowana przez obydwie strony umowy „okrągłego stołu”, zaś niepisanym konstytucyjnym fundamentem III RP była zasada „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”. I oto właśnie przekonujemy się, że zasada ta nadal obowiązuje. Rozpętanie afery wokół SKOK-ów okazało się mieczem obosiecznym – bo niektóre ślady wiodły z stronę pana prezydenta Komorowskiego. W tej sytuacji niezależne media głównego nurtu musiały dostać rozkaz, by o SKOK-ach zapomnieć, co przyszło im tym łatwiej, że nieoceniony pan red. Adam Michnik tuż przed Świętami Wielkanocnymi, wespół z red. Jarosławem Mikołajewskim, napisał był donos na polski Kościół w formie listu otwartego do papieża Franciszka. Konkretnie chodziło o to, by papież Franciszek stanął w obronie swego „rycerza” to znaczy – przewielebnego księdza Wojciecha Lemańskiego, niewinnie oprymowanego przez zatwardziałych w zatwardziałości swojej tubylczych biskupów. Pojawiły się nawet pomysły zorganizowania zbiórki na rzecz przewielebnego księdza Lemańskiego, której na pewno nie będzie śmiała się sprzeciwić „psiapsiółka” pani premierzycy, osadzona na fotelu ministra spraw wewnętrznych. Gdzież by tam śmiała śmieć, skoro już następnego dnia po nominacji taktownie zrzekła się wszelkiego nadzoru nad tajnymi służbami? Tedy cała michnikowszczyna zyskała na Wielkanoc zastępczy temat do rozważań, ale to był dopiero wstęp do bajek, bo prawdziwa bomba („buba bomba mieszka w Mszanie, burdel znaczy – zamieszanie” - powiada poeta) wybuchła w poświąteczny wtorek, kiedy to okazało się, iż eksperci wynajęci przez niezależną prokuraturę wojskową z kolejnego nagrania z czarnych skrzynek odczytali o 30 procent więcej materiału niż poprzednio. Te czarne skrzynki cały czas są w Rosji, więc ruscy szachiści mogą udostępniać tubylczej niezależnej prokuraturze wojskowej coraz to nowe rewelacje, potwierdzające wszelako nie tylko tradycyjny „błąd pilota”, ale w miarę potrzeby ujawniające rozmaite okoliczności ze słynnym „ląduj dziadu!” na czele. Ach, jeśli będzie trzeba, to niezależna prokuratura odczyta nawet głosy z zaświatów, przedziwnie skomponowane z muzyką sfer – no bo jak już idziemy na całość, to co będziemy sobie żałowali? No dobrze – ale dlaczego niezależna prokuratura odczytała te rewelacje akurat teraz? Pozorną przyczyną była zbliżająca się piąta rocznica smoleńskiej katastrofy, w ramach której – niezależnie od tradycyjnych liturgii – złowrogi poseł Antoni Macierewicz miał ujawnić dowody, a w każdym razie poszlaki, nieomylnie wskazujące na zamach i to w dodatku bombowy. Jak pamiętamy, jeszcze za czasów zapomnianego dzisiaj trochę premiera Tuska powołany został zespół pod kierownictwem pana doktora Macieja Laska, zwanego inaczej Laskiem Smoleńskim, którego zadaniem było obalanie ustaleń dokonywanych przez złowrogiego Antoniego Macierewicza. Jednak zadanie to okazało się nie tylko trudne, ale niewdzięczne i frustrujące. Rzecz w tym, że złowrogi poseł Macierewicz był zawsze pół kroku przed panem doktorem Maciejem Laskiem i jeśli pan doktor, dajmy na to, przygotował się do obalenia punkt po punkcie każdego argumentu w sprawie pancernej brzozy, złowrogi poseł Macierewicz tymczasem już ani słowa o brzozie nie wspominał, koncentrując się na śladach trotylu, na które pan doktor Lasek w ogóle nie był przygotowany. W rezultacie mieliśmy pokaz nieudolności, zaś rozpaczliwe próby ratowania twarzy przez rządowy zespół, miotający się między koniecznością trzymania się ustaleń ruskiego MAK-u, a wychodzeniem naprzeciw rewelacjom złowrogiego posła Macierewicza, wywoływały nawet niezamierzony efekt komiczny. To byłby już wystarczający powód do odczytania przez prokuraturę nawet głosów z zaświatów, a tu w dodatku doszedł nowy, znacznie poważniejszy powód. Oto od mego Honorable Correspondanta dowiedziałem się, iż zaraz po zakończeniu tegorocznych liturgii smoleńskich sprawa katastrofy miała zostać definitywnie zamknięta na mocy Najwyższego Nakazu – ale kiedy okazało się, że pod smoleński kocioł dołożyła właśnie razwiedka niemiecka, Najwyższy Nakaz został natychmiast odwołany. Nawiasem mówiąc jest to ilustracja głębokości kryzysu przywództwa w naszym nieszczęśliwym kraju, ale nie o to w tej chwili chodzi, tylko o interwencję niemieckiej razwiedki. Oczywiście nie interweniowała ona bezpośrednio, co to, to nie, tylko za pośrednictwem niemieckiego dziennikarza śledczego Jurgena Rotha, który nie tylko z niejednego komina już i przedtem wygartywał, ale w dodatku od razu się zastrzegł, że wprawdzie swoje rewelacje wyniuchał z dokumentów razwiedki, ale nie potwierdzi ona, ani też nie zaprzeczy ich autentyczności, a nawet – ich istnienia. A cóż z tych ustaleń BND ma wynikać? Ano to, że zamach – bo okazuje się, że w Smoleńsku był zamach - dokonany został z inicjatywy pewnego polskiego generała, który oczywiście posłużył się ruską FSB, jeśli chodzi o stronę techniczną. Chętnie w to wierzę, bo zawsze uważałem, że jeśli w Smoleńsku był zamach, to bardziej podejrzani od Rosjan, którzy 10 kwietnia 2010 roku, a więc w pół roku po deklaracji prezydenta Obamy, likwidującej prezydentowi Kaczyńskiemu jego „politykę jagiellońską”, czyli – jak to nazywał Pierwszy Cadyk Rzeczypospolitej, pan Aleksander Smolar - „postjagiellońskie mrzonki” - więc bardziej podejrzani od Rosjan są szefowie wojskowej razwiedki z Polski, którzy mieli ważny motyw w postaci rewelacji zawartych w „Aneksie” do „Raportu o rozwiązaniu Wojskowych Służb Informacyjnych”. Jeśli tedy niemiecka razwiedka doszła do takich samych wniosków, to nie wypada mi zaprzeczać. Ale w takim razie trudno się dziwić, że w obliczu takich rewelacji niezależna prokuratura wojskowa w Polsce gotowa jest usłyszeć nawet głosy z zaświatów. Wygląda na to, że tubylczy bezpieczniacy trzymani są nie tylko za gardło, ale i za krocze zarówno przez złego Putina, jak i przez Naszą Złotą Panią. To musi się źle skończyć i nawet podtrzymywanie niepisanej zasady konstytuującej III Rzeczpospolitą: „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych” niewiele tu pomoże, bo tubylczy bezpieczniacy ani dla niemieckich, ani dla ruskich bezpieczniaków nie są ani „wasi”, ani „nasi”. Co za balast, co za syfilis zawlokła za sobą ta bezpieka jeszcze z PRL-u! Stanisław Michalkiewicz

13 kwietnia 2015 Koniec kwot mlecznych i jednocześnie wielkie kary za ich przekroczenie

1. Po 30 latach limitowania produkcji mleka w Unii Europejskiej, Komisja Europejska zdecydowała kilka lat temu, że rok mleczny 2014/2015 (skończył się 31 marca 2015 roku), będzie tym ostatnim. Rolnicy produkujący mleko, właściciele zakładów przetwórczych, wreszcie konsumenci mleka i jego przetworów w Polsce, od dłuższego czasu zastanawiają się jakie będą skutki tej decyzji i czy Polska na tym rozwiązaniu straci czy też skorzysta. Przypomnijmy tylko, że nasz kraj negocjując umowę akcesyjną z UE, uzyskał stosunkowo niski limit produkcji mleka (niewiele ponad 10 mln ton) w stosunku do swoich możliwości produkcyjnych i liczby konsumentów.

2. Cały limit produkcji mleka w UE dla 28 krajów przekracza 150 mln ton (największy światowy producent mleka, USA zajmuje 2 miejsce z produkcją przekraczającą niewiele ponad 90 mln ton), przy czym Polska ze swoim limitem produkcyjnym była dopiero na 4 miejscu (po Niemczech ,Francji i W. Brytanii) i miała niewiele większy limit niż znacznie mniejsze od nas kraje takie jak Holandia czy Dania. Zniesienie limitowania produkcji mleka daje polskim rolnikom szansę zwiększania produkcji i szybkiego przegonienia trzeciej pod tym względem W. Brytanii, pod warunkiem jednak, że nie pogorszą się znacząco warunki jego produkcji. Niestety zniesienie limitów następuje w okresie kiedy mleczarstwo europejskie, a w szczególności polskie, odczuwa negatywne skutki rosyjskiego embarga na unijną żywność (w tym mleko i wiele jego przetworów), czego wyrazem jest spadek cen na mleko w skupie (w naszym kraju średnio o ponad 20%), a także musi ponosić konsekwencje przekroczenia limitów produkcyjnych w dwóch ostatnich latach kwotowych 2013/2014 i 2014/2015.

3. Wspomniane przekroczenie limitu produkcyjnego w roku mlecznym 2013/2014 wyniosło około 1,5% i skutkowało koniecznością zapłacenia przez rolników kar w wysokości 46 mln euro (około 200 mln zł) i kary te zostały szybko wyegzekwowane (zaledwie przez 4 miesiące) przez Agencję Rynku Rolnego (ARR) na rzecz unijnego budżetu. W roku mlecznym 2014/2015 nie ma jeszcze ostatecznych danych co do wielkości produkcji ale ARR spodziewa się przekroczenia limitu dla naszego kraju o około 6% (po 11 miesiącach wykorzystaliśmy ponad 97% kwoty rocznej), co będzie najprawdopodobniej skutkowało koniecznością zapłacenia kar w wysokości 800-900mln zł. Wprawdzie po interwencjach u unijnego komisarza ds. rolnictwa europarlamentarzystów z Polski, a także nacisków ministrów rolnictwa z krajów które przekroczyły limity, ten zapowiedział możliwość rozłożenia spłat kar na 3 lata bez dodatkowego oprocentowania. Mimo tego gestu Komisji Europejskiej przy spadających cenach mleka, będą to obciążenia trudne do udźwignięcia przez polskich rolników.

4. Wszystko to stawia polskich producentów mleka w skomplikowanej sytuacji, a takich gospodarstw jest obecnie około 150 tysięcy (tuż po wejściu Polski do UE produkcją mleka i dostarczaniem jej do mleczarń zajmowało się ponad 500 tysięcy gospodarstw). Przy cenach skupu nie niewiele przekraczających 1 zł za litr zapłacenie kar w wysokości 60-70 groszy za każdy litr przekroczenia limitu (nawet rozłożonych na 3 lata), będzie oznaczało, że rolnicy nie uzyskają nawet pokrycia kosztów tej produkcji. W dłuższym okresie taka sytuacja jest trudna do wytrzymania zwłaszcza, że większość gospodarstw mleczarskich bardzo intensywnie się w ostatnich latach modernizowała z wykorzystaniem środków europejskich ale także kredytów (z reguły rolnik musiał pokryć co najmniej 50% kosztów inwestycji) i teraz przychodzi czas ich spłaty.

5. Mimo tych wszystkich zagrożeń trzeba być optymistą jeżeli chodzi o rozwój sektora mleczarskiego w Polsce, bo ciągle jednak koszty wytwarzania w tej branży, są trochę niższe niż w Europie Zachodniej i w związku z tym polscy producenci mogą być konkurencyjni na unijnym rynku. Poważne przeobrażenia czekają także przetwórstwo mleka, które w ostatnich 10 – latach wprawdzie się bardzo mocno zmodernizowało i unowocześniło ale ciągle jest bardzo rozdrobnione. W naszym kraju przetwórstwem mleka zajmuje się ponad 200 przedsiębiorstw i trudno będzie im wszystkim utrzymać się na rynku zwłaszcza, że znacznie przyspieszy między nimi konkurencja o pozyskanie dodatkowych dostawców surowca. Zniesienie kwot mlecznych jest więc sygnałem do znacznych przeobrażeń w sektorze mleczarskim ale polscy rolnicy powinni wyjść z tej batalii obronną ręką. Kuźmiuk

14 kwietnia 2015 100 konferencji prasowych o „sukcesach” prezydenta Komorowskiego

1. Wczoraj we wszystkich okręgach wyborczych w Polsce posłowie i senatorowie Prawa i Sprawiedliwości przeprowadzili ponad 100 konferencji prasowych dla mediów lokalnych, podczas których poinformowali o „sukcesach” prezydenta Komorowskiego w ciągu dobiegającej końca jego 5-letniej kadencji. Konferencje odbywały się pod jednym hasłem „obiecał i okłamał”, ponieważ w kampanii wyborczej na wiosnę 2010 roku pełniący wtedy obowiązki prezydenta RP Bronisław Komorowski zobowiązywał się publicznie między innymi do utrzymania wieku emerytalnego, do niepodnoszenia podatków czy wyrównania dopłat bezpośrednich dla polskich rolników. Niestety w tych trzech fundamentalnych sprawach słowa nie dotrzymał, po prostu okłamał Polaków ponieważ bez żadnych wahań podpisywał ustawy uchwalone przez parlamentarzystów Platformy i PSL-u, które regulowały te sprawy zupełnie inaczej, niż deklarował prezydent Komorowski.

2. Prezydent Komorowskiego nie tylko zignorował ponad 2,5 mln podpisów zebranych przez związki zawodowe pod wnioskiem o referendum w sprawie wydłużenia do 67 lat wieku emerytalnego ale błyskawicznie podpisał uchwaloną przez posłów Platformy i PSL-u ustawę. Przypomnijmy, że ustawa wprowadza podniesienie wieku emerytalnego dla kobiet o 7 lat (a dla tych pracujących w rolnictwie aż o lat 12) i mężczyzn o 2 lata (dla tych pracujących w rolnictwie aż o lat 7). Komorowski nie protestował także w sprawie podwyższenia stawek podatku VAT skutkującego dodatkowymi obciążeniami Polaków kwotą przynajmniej 5 mld zł rocznie, mimo tego, że alternatywą dającą podobne dochody budżetowe było wprowadzenie tzw. podatku bankowego. Prezydent Komorowski podpisał także rządową ustawę dotyczącą refundacji leków powodującą wzrost współpłacenia pacjentów do ponad 40%, a także wyjątkowo „prorodzinną” ustawę o obligatoryjnym pójściu do szkół dzieci 6-letnich.

3. Komorowski w kampanii wyborczej zapałał nagle miłością do wsi i rolnictwa, odwiedził już kilka razy rolników w ich gospodarstwach, a nawet spotkał się w połowie marca z sołtysami. Tyle tylko, że blisko 5 lat swojej prezydentury, Komorowski przypominał sobie o wsi, raz do roku, podczas wrześniowych dożynek w Spale ale przecież jest to święto plonów więc wtedy nie rozmawia się o problemach dręczących wieś i rolnictwo ale się bawi i ucztuje. Komorowski lubił to święto, starannie dobrani do tych obchodów rolnicy, nie zawracali mu głowy trudną sytuacją na wsi ale przynosili piękne wieńce dożynkowe i wręczali okazałe bochny chleba, które prezydent miał tylko dzielić sprawiedliwie.

Natomiast przez 5 lat swojej prezydentury, Komorowski nie znalazł czasu na zainteresowanie się takimi „marginalnymi” problemami wsi jak: wyrównanie dopłat bezpośrednich (do takiego wyrównania nie doszło choć Komorowski to obiecywał w swojej kampanii wyborczej) kary za przekroczenie limitów produkcji mleka (rolnikom już zabrano ponad 200 mln zł kar za rok mleczny 2013/2014, a teraz szykuje się 4-krotnie większe obciążenie czyli kara rzędu 800-900 mln zł za rok mleczny 2014/2015), czy skutkami rosyjskiego embarga dla polskiego rolnictwa.

4. Media sprzyjające Komorowskiemu krzyczą to przecież negatywna kampania, a przecież Polakom, którzy chcą pójść do wyborów potrzebna jest rzetelna informacja o rzeczywistych „osiągnięciach” obecnej głowy państwa. Wczorajsze 100 konferencji prasowych, które odbyły się w całej Polsce ma tej wiedzy Polakom dostarczyć, aby podejmowali decyzję o wyborze prezydenta na najbliższe 5 lat na podstawie rzetelnych informacji a nie papki, której dostarczają im przychylne rządzącej ekipie media. Kuźmiuk

15 kwietnia 2015 Skąd ówczesny minister Komorowski miał 3 miliony zł na inwestycje?

1. W ostatnim wydaniu tygodnika „wSieci” ukazał się interesujący artykuł redaktora Stanisława Janeckiego pod dużo mówiącym tytułem „Piramida, WSI, i pan prezydent” dotyczący jego finansów z czasów kiedy zaczynał pełnić funkcje publiczne. Jak pisze red. Janecki w 1991 roku, Bronisław Komorowski wtedy wiceminister obrony narodowej w rządzie J. K. Bieleckiego razem ze znanym aktorem i opozycjonistą z czasów PRL (a wtedy zastępcą dyrektora departamentu kulturalno-oświatowego MON) Maciejem Rayzacherem, wpłacił jako lokatę do tzw. banku Palucha 260 tysięcy niemieckich marek (DM). Lokaty w niemieckich markach jak wyjaśniał kilka lat później podczas procesu sądowego oskarżony Janusz Paluch miały przynosić lokującym w jego banku duże zyski około 36 ówczesnych milionów złotych rocznie (czyli obecnie 3,6 tysiąca złotych) za każde zainwestowane 1000 DM.

2. Jak pisze red. Janecki do tej inwestycji w tzw. banku Palucha przekonał Bronisława Komorowskiego ”stary znajomy” z czasów internowania wtedy lekarz wojskowy opiekujący się osadzonymi w Olesznie Michał Benedykt, który później okazał się współpracownikiem WSI o pseudonimie „Tomaszewski”. Z trwających kilkanaście lat procesów Janusza Palucha można się było dowiedzieć, że na początku lat 90-tych nikomu nieznany mający zaledwie średnie wykształcenie i pracujący w PKP człowiek nagle stał się bardzo wpływowym biznesmenem w Bydgoszczy, właścicielem firmy Nedpol jednym z głównych sponsorów wojskowego piłkarskiego klubu sportowego „Zawisza”. Interesy jego firmy miały polegać na kupowaniu od Rosjan materiałów radioaktywnych, tzw. czerwonej rtęci a także broni i narkotyków, które następnie były odsprzedawane na Zachód z dużym zyskiem.

3. Tzw. bank Palucha okazał się jednak klasyczną piramidą finansową podobną do gdańskiego Amber Gold i osoby które powierzyły mu swoje oszczędności w dużej mierze straciły ulokowane tam pieniądze. Lokujących było około 1000 ale jak się okazało podczas procesu Janusza Palucha nie byli to przypadkowi ludzie ale bardzo wysoko postawieni wówczas wojskowi (generałowie, pułkownicy) w tym także jak już wspomniałem ówczesny wiceminister obrony Bronisław Komorowski. Gdy było już jasne, że oszczędzający w piramidzie finansowej Janusza Palucha stracą swoje pieniądze do akcji wkroczył kontrwywiad wojskowy WSI i odzyskał część środków ulokowanych przez wyższych wojskowych. W ten sposób miał odzyskać pieniądze także Bronisław Komorowski i od tego momentu nasiliła się jego „miłość” do WSI, która nakazała mu głosować jako jedynemu posłowi z Platformy przeciw rozwiązaniu tych służb w 2006 roku.

4. Takich piramid finansowych i w latach 90-tych i później było w Polsce sporo, swoje oszczędności w nich ulokowane straciło tysiące Polaków i chyba w żadnej takiej aferze z pozostawionego majątku nie udało się zaspokoić nawet w części roszczeń pokrzywdzonych. Obecny prezydent swoje „oszczędności” odzyskał (nie wiadomo czy z odsetkami) i trzeba go podziwiać za skuteczność wydawałoby się w przegranej sprawie ale do tej pory nigdy nie ustosunkował się do pytań skąd miał tak olbrzymie pieniądze na początku lat 90-tych. Opozycjonista, bez stałego zajęcia, ojciec pięciorga dzieci i głowa rodziny w której żona zajmuje się gospodarstwem domowym nagle w 1991 roku wykłada do zainwestowania 260 tysięcy DM (wtedy była to równowartość 750 ówczesnych średnich wynagrodzeń). Teraz byłaby to kwota 3 milionów złotych (750 razy średnie wynagrodzenie które wynosi 4 tysiące złotych) i dobrze byłoby, żeby prezydent Komorowski pokazał źródła tych ogromnych oszczędności. Kuźmiuk

Prof. Nowak. Komorowski z oligarchią wezmą was za mordy Jeżeli nie nastąpi zmiana na urzędzie Prezydenta RP, to nastąpi koniec demokracji w Polsce. To jest zasadnicza stawka w tej grze – zauważył prof. Andrzej Nowak, historyk  z  Uniwersytetu  Jagiellońskiego.Po wystąpieniach sztabowców prezydenta Komorowskiego w ostatnim czasie, pokazujących chęć zniszczenia demokracji do końca, po tych 8 latach doświadczeń z jej podważaniem przez Platformę Obywatelską, nie możemy mieć wątpliwości, że chodzi o ustabilizowanie na zawsze tej władzy. Tej władzy, która podkreśla, że jej głównym zadaniem jest nigdy nie dopuścić opozycji do rządzenia. To deklaracja radykalnie sprzeczna z demokratycznym obyczajem, kulturą i zasadami. Widać, że Platforma Obywatelska i Bronisław Komorowski bardzo serio traktują ten zamiar”...”Jeśli Polacy chcecie mieć możliwość zmieniać władzę co wybory, co drugie wybory – zależnie od tego jak ta władza się sprawuje, to musicie to zrobić teraz, bo później nie będzie już okazji. Ta oligarchia się uwieczni tutaj „...”Sytuacja Polski jest bardzo poważna (…) widmo bezrobocia, widmo starości bez dzieci, które wyjechały i już nie wrócą. To są bardzo poważne sprawy i tu nie ma mowy o żadnym straszeniu.  „...(źródło)
Telewizja Al Jazeera: Bytom powoli umiera”...”Według reportera stacji Tima Frienda, z bytomskiego dworca autobusowego codziennie kolejne osoby wyjeżdżająco do pracy za granicę. Zwraca uwagę, że w ciągu minionych 20 lat liczba mieszkańców Bytomia zmniejszyła się o 50 tys., z sześciu działających kopalni pozostała jedna, a liczba dzieci stale spada. Zdaniem reportera, tysiące młodych Polaków wyjeżdża z kraju, zaś polityce „wydają się nie być w stanie zrobić niczego, by ten odpływ zatrzymać”....(źródło )
„Prawie jedna czwarta Polaków deklaruje, że nie wystarcza im na codzienne wydatki. Najgorzej żyje się emerytom „....” proc. Polaków deklaruje, że wystarcza im na codzienne wydatki, ale muszą oszczędzać na poważniejsze zakupy - wynika z sondażu CBOS. Badanie wykazało, że po 23 proc. respondentów uznało swój standard życia za ponadprzeciętny, jak i za poziom poniżej średniej. „....”Po okresie powolnych, ale raczej systematycznych zmian na lepsze, w latach 2008–12 – od początku ogólnoświatowego kryzysu finansowego – oceny poziomu życia Polaków niewiele się zmieniały. Wydaje się jednak, że oznaki ożywienia także w europejskiej gospodarce są odczuwane przez społeczeństwo —uznał CBOS. Z sondażu wynika, że zwiększyła się liczba badanych określających swój poziom życia jako dobry lub bardzo dobry (21 proc. badanych uznaje poziom życia za „dobry” i twierdzi „starcza nam na wiele bez szczególnego oszczędzania”, a 2 proc. uznaje ten poziom za „bardzo dobry”). To wzrost o 4 punkty procentowe w stosunku do 2014 r. Zmniejszył się zaś odsetek tych, którzy miewają problemy z zaspokojeniem swoich potrzeb – z badania wynika, że 20 proc. uznaje, iż żyje skromnie i oszczędnie musi gospodarować posiadanymi środkami, a 3 proc. stwierdziło: żyjemy bardzo biednie, nie starcza nam nawet na podstawowe potrzeby. Według CBOS od 2013 r. odsetek osób źle oceniających swą sytuację spadł o 7 punktów.”...(źródło)
„Mamy rekord: Polska najbardziej zbiurokratyzowanym krajem globu „....”W Polsce w życie weszło łącznie 25 634 stron maszynopisu nowego prawa, nowych ustaw, rozporządzeń i innych dokumentów, które tworzą lub zmieniają obowiązujące przepisy prawa – wynika z obliczeń firmy Grant Thornton za 2014 r. To absolutny rekord. „...”Co to oznacza? Mniej więcej tyle, że liczba urzędników i przepisów sprawia, że Polska staje się krainą bezprawia. więcej )
Chiny wychodzą z propozycją podniesienia kwoty wolnej od podatku. Chiński deputowany proponuje podniesienie progu tej miesięcznej kwoty z 3500 juanów (2100 zł) do 5000 juanów (3000 zł), albo i powyżej tej kwoty, aby zrównoważyć rosnące koszty życia. Rocznie dałoby to kwotę 60 tys. juanów (36 tys. zł). Chiny ostatnio podnosiły tę kwotę w 2011 r.Dong Mingzhu, prezes Gree Electric Appliances Inc., w wywiadzie udzielonym dla „Bussines View” powiedziała, że kwota wolna od podatku powinna być podniesiona przynajmniej do kwoty 5000 juanów miesięcznie z powodu rosnących cen surowców. Jednak według niej, rząd powinien podnieść kwotę wolną od podatku do poziomu 10 tys. juanów na miesiąc (120 tys. juanów,72 tys. zł rocznie).”. ..(więcej )
Polska jest jedynym krajem w Europie, w którym państwo ściąga podatek od osób zarabiających poniżej minimum egzystencjalnego”.....” W Tanzanii kwota wolna wynosi 7408 zł, w Botswanie - 12384 zł, a w Namibii - 14250 zł. „...” Polska jest jedynym krajem w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, w którym nie wprowadzono dotychczas podatku linioweg „...”Przyczyną jest dramatycznie niska kwota wolna od podatku, „...”Co do zasady, kwotę wolną wprowadza się do systemu podatkowego po to, aby chronić osoby najuboższe przed nadmiernym uszczupleniem, i tak już niskich dochodów, przez państwo. „...”W ten sposób unika się opodatkowania dochodów w wysokości minimum socjalnego, a tym bardziej dochodów poniżej minimum egzystencjalnego. „...”W krajach Unii Europejskiej stosujących kwotę wolną, kwota ta ustalana jest często na poziomie między 30 tys. zł a 70 tys. zł rocznie „...”Co istotne, wysokość kwoty wolnej wszędzie jest corocznie waloryzowana. Przykładowo, w Wielkiej Brytanii, kwota wolna tylko w ciągu jednego roku wzrosła o prawie 20% i wynosi obecnie ok. 50 tys. zł. „...”Otóż we wszystkich takich krajach (Litwa, Czechy, Węgry, Rumunia, Bułgaria) obowiązuje podatek liniowy z jednolitą stawką podatkową wynoszącą, w zależności od kraju, 10%, 12%, 15% lub 16%. Tak niskie stawki podatkowe powodują drastyczne obniżenie poziomu danin należnych państwu. „...” Kwota wolna o wartości 3091 zł jest zdecydowanie najniższą wartością spośród wszystkich krajów europejskich stosujących progresję podatkową. Tak niska kwota wolna może jednak zadziwić nie tylko mieszkańców Europy Zachodniej, ale również obywateli niektórych krajów afrykańskich. W Tanzanii kwota wolna wynosi 7408 zł, w Botswanie - 12384 zł, a w Namibii - 14250 zł.  ...(więcej)
Cezary Mech „ Spadam dalej na 211 miejsce na świecie z 209 pod względem dzietności. I co się dzieje? NIC. Na co liczymy? Przy ukazanym na zdjęciu stosunku do rodziny i matki elit "z wyższej półki medialnej" jest to adekwatna pozycja samolikwidującego się Narodu.” „...(więcej )
Józef Kossecki „Agresja demograficzna jest dawno znaną metodą walki.  „....”W 1942 r. na terenie Generalnego Gubernatorstwa stopa urodzeń wynosiła 18,6 promil, w 2003 r. w III RP wyniosła ona zaledwie 9,2 promil – czyli niecałą połowę tego co w podczas wojny i okupacji.  „...(więcej )
Filip Memches ”Okupacja hitlerowska utrwaliła się w polskiej pamięci zbiorowej jako jeden wielki koszmar. To oczywiście truizm. Chociaż nie dla kogoś, kto czerpałby wiedzę na ten temat z ówczesnych źródeł. W tym przypadku chodzi o tak zwane gadzinówki, czyli polskojęzyczne tytuły wydawane w Generalnej Guberni z upoważnienia jej władz. „...”Jest super. Polacy żyją, jakby nic się nie stało. Życie rozrywkowe kwitnie. „Tak się już ułożyło, że wieczorki odbywają się w nocy, fajfy o siódmej wieczorem, a poranki w południe i w niedzielę. Stało się to już niejako prawem zwyczajowym, że w »niedzielę, po mszy świętej, lud się bawi jak najęty”....”Cywilizowanie tubylców. Władze niemieckie troszczą się o ludność Generalnej Guberni. W gruncie rzeczy chodzi o to, żeby ją „cywilizować" i „modernizować". Jednym z przejawów tego jest zalegalizowanie w roku 1943 – po raz pierwszy na ziemiach polskich – „spędzania płodu" (aborcji), a więc coś, co współcześnie należy do lewicowo-liberalnego katalogu podstawowych „praw człowieka"....”Idea zjednoczonej Europy.„Nowy Kurier Warszawski" nie stroni od zaangażowanej publicystyki. W licznych tekstach autorzy (zazwyczaj anonimowi lub podpisani inicjałami) wskazują konieczność solidarnego współdziałania narodów europejskich. Szczególnie, że trwa wojna z bolszewizmem. „Idea solidarności europejskiej wysuwana przez mocarstwa Osi, nieomal od początku obecnej wojny, posiada głębokie przesłanki natury gospodarczej i politycznej. Rozwój ekonomiczny tworzy coraz więcej stosunków wzajemnej zależności pomiędzy poszczególnymi krajami naszego kontynentu. Stan przedwojenny, gdy państwa Europy dążyły do odgrodzenia się od siebie nieprzeniknionymi barierami ceł prohibicyjnych, uniemożliwiał zdrowy rozwój wszystkich twórczych sił gospodarki każdego narodu i powodował ustawiczne konflikty" ….”Z dumą cytowana jest wypowiedź autorstwa pewnego sowieckiego oficera: „Niemcy zawdzięczają swoje zwycięstwa tak nowoczesnej doktrynie wojennej, jak i przygniatającej przewadze" ….”Gdy czytamy „Nowy Kurier Warszawski" (typowy dziennik opinii) czy wychodzący w Krakowie „Ilustrowany Kurier Polski" (prawdziwy tabloid tamtych czasów, urzeka wspaniała szata graficzna),zdumiewa w nich brak jakichkolwiek doniesień dotyczących okupacyjnego dramatu. Właściwie nic nie ma na temat codzienności polskich miast: strzelanin, łapanek, aresztowań, egzekucji.Nawet jeśli przyjmiemy kolaborancką perspektywę walki z „polskimi bandytami". Są najwyżej wzmianki, jakie znamy z obecnej prasy: o ofiarach wypadków drogowych, bójek, napadów, utonięć, samobójstw, pożarów. Wszystko, co budzi trwogę, rozgrywa się daleko na frontach wojny. Jeśli skończy się ona zwycięstwem III Rzeszy, to nastanie szczęśliwy koniec historii (i nie będzie do tego wcale potrzebna liberalna demokracja). Wydarzenia tuż obok, jak powstanie w getcie warszawskim, okryte są milczeniem. Co jest w takim razie w zamian? 

(http://naszeblogi.pl/51458-rezimowe-i-kolaboracyjne-gadzinowki-o-marszu-kaczynskiego )
Ważne prof. Andrzej Nowak „Po wystąpieniach sztabowców prezydenta Komorowskiego w ostatnim czasie, pokazujących chęć zniszczenia demokracji do końca, po tych 8 latach doświadczeń z jej podważaniem przez Platformę Obywatelską, nie możemy mieć wątpliwości, że chodzi o ustabilizowanie na zawsze tej władzy. Tej władzy, która podkreśla, że jej głównym zadaniem jest nigdy nie dopuścić opozycji do rządzenia. „...”Po wystąpieniach sztabowców prezydenta Komorowskiego w ostatnim czasie, pokazujących chęć zniszczenia demokracji do końca, po tych 8 latach doświadczeń z jej podważaniem przez Platformę Obywatelską, nie możemy mieć wątpliwości, że chodzi o ustabilizowanie na zawsze tej władzy. Tej władzy, która podkreśla, że jej głównym zadaniem jest nigdy nie dopuścić opozycji do rządzenia. 
Mój komentarz Proszę zwrócić uwagę ,że Nowak ostrzega przed utrwaleniem się systemu w Polsce, przed tysiącletnią Rzesza , wiecznym Związkiem Radzieckim , przed wiecznym socjalistycznym państwem Komorowskiego , Tuska, oligarchii w którym reszta Polaków będzie nowym chłopstwem pańszczyźnianym Proszę zwrócić uwagę ,że na Zachodzie Europy już zlikwidowano demokrację . Bo nie ma demokracji bez Boga, Rodziny i własności , czego przykładem jest Zachód . Nie ważne kto wygra wybory lichwiarstwo dalej niszczy rodziny i seksualizuje dzieci . Nie ważne kto wygra wybory i tak bandycki system podatkowy nic się nie zmieni . Nie ważne kto wygra wybory i tak koncerny rosną w siłę ,a drobni przedsiębiorcy są niszczeni . Nie ważne kto wygra wybory i tak lichwiarze i ich banki kontrolują finansowa rząd, gospodarkę i prawie każdego obywatela z osobna Nowak twierdzi , nie wiem , czy ma rację ,że Polacy w odróżnieniu od Francuzów, Włochów Niemców wciąż mają szansę nie dopuścić do zlikwidowania demokracji i przejęcia wiecznej władzy oligarchii . I to pomimo tego że większość polskojęzycznych mediów i portali to niemieckie gadzinówki i reżimowe szczekaczki System socjalistyczny , ustrój III RP upada. I trzeba tylko jak za czasów Jaruzelskiego przebić się z tym do świadomości Polaków. I kto wei czy roli Radia Wolna Europa nie przejma media arabskie irańskie, chińskie cha Po raz chyba pierwszy dzięki semickiej , arabskiej telewizji mogliśmy zobaczyć się oczami innych ., popatrzyć się w lustro . Zobaczyć tam jak Polska jest naprawdę rządzona . Do jakiego stanu tacy ludzie jak Komorowski , Tusk , Kopacz Polskę doprowadzili . Do stanu bambusolandu. Wymierającego biednego, bez perspektyw, bez przyszłości , bez dzieci , bez życia . Z kreaturami i prymitywami kolaborantami u władzy. Marek Mojsiewicz

Pod znakiem tryzuba siedmioramiennego Walka trzech stronnictw, które w imieniu państw poważnych okupują nasz nieszczęśliwy kraj, czyli Stronnictwa Ruskiego, Stronnictwa Pruskiego i gwałtownie reaktywowanego Stronnictwa Amerykańsko – Żydowskiego, prowadzi do paradoksów, wobec których bledną nawet paradoksy Zenona z Elei, na przykład o Achillesie i żółwiu, czy strzale, co to niby leci, a w rzeczywistości wcale nie leci – i tak dalej. Widać, że w tej całej starożytności, mimo pozorów wyrafinowania, stosunki były poczciwe, żeby nie powiedzieć parafiańskie. Do wyrafinowania, a nawet więcej – do przerafinowania dochodzi dopiero teraz, czego znakomitym przykładem jest pan poseł Stefan Niesiołowski, wzięty do Platformy Obywatelskiej na chłopaka do pyskowania. Wprawdzie niezawisły sąd prawomocnie stwierdził, że poseł Niesiołowski nie ma żadnych ubeckich protektorów, ale czyż tylko ubecy protegują swoich protegowanych? Jak twierdził pewien biskup-sybaryta, „nie tylko dla grzeszników Pan Bóg stworzył rzeczy smaczne”, toteż byłoby dziwne, a nawet niesprawiedliwe, gdyby protegować swoich protegowanych mogli tylko ubecy, a inni już nie mogli. Aż tak źle u nas nie jest, przeciwnie – jak zauważył pan prezydent Komorowski, jest dobrze, a nawet jeszcze dobrzej, dzięki czemu rozkwita sto kwiatów, a każdy z nich wydziela specyficzny zapach, w zależności od tego, jaką Volkslistę podpisał. To znaczy - tak bywa w Roku Spokojnego Słońca, kiedy między stronnictwami, których najtwardsze jądra tworzą bezpieczniackie watahy, otoczone tłuszczą swoich protegowanych. Kiedy jednak na skutek narastania sytuacji konfliktowych zamiast spokojnego Słońca mamy kosmiczną burzę, zapachy wydzielane przez sto kwiatów zaczynają tworzyć mieszaninę zdolną każdego zwalić z nóg. A właśnie mamy taką sytuację, to znaczy – sorry, taką właśnie mamy sytuację. Oto mój honorable correspondant doniósł mi, że po zakończeniu tegorocznych liturgii smoleńskich sprawa katastrofy miała zostać definitywnie zamknięta na mocy Najwyższego Nakazu, w imię zgody – bo wiadomo, że jak „mociumpanie, z nami zgoda”, to „Bóg wtedy rękę poda” - co prawda nie wiadomo komu, ale dobrze, że chociaż komukolwiek. Kiedy jednak okazało się, że niemiecka razwiedka za pośrednictwem pana Rotha właśnie dołożyła pod kocioł, Najwyższy Nakaz został natychmiast odwołany, co pokazuje, jak głęboki jest w naszym nieszczęśliwym kraju kryzys przywództwa. Ponieważ niemiecka razwiedka dołożyła pod kocioł na rzecz zamachu, wszyscy mądrzy, roztropni i przyzwoici, w imieniu których tak pięknie pieni się przed obliczem resortowej „Strokrotki” człowiek o zszarpanych nerwach, czyli właśnie pan poseł Stefan Niesiołowski, nie mieli innego wyjścia, jak wrócić na nieubłagany grunt przygotowany przez Stronnictwo Ruskie, według którego przyczyną katastrofy był słynny „błąd pilota”, spowodowany naciskami w rodzaju „ląduj dziadu!”. Toteż niezależna prokuratura natychmiast odczytała aż 30 procent więcej – a jak będzie trzeba, do doczyta się nawet głosów z zaświatów - zaś anonimowy prawdziej natychmiast spowodował przeciek odczytanych rewelacji do rozgłośni RMF- FM. Energiczne śledztwo ma doprowadzić do wykrycia prawdzieja, ale co tu śledzić, kiedy przecież wiadomo, że przyczyną przecieku był słynny „błąd pilota”? W ten oto prosty sposób popłuczyny Stronnictwa Pruskiego muszą dzisiaj ćwierkać z klucza nastrojonego przez Stronnictwo Ruskie – bo tylko tak mogą się przypodobać dominującemu dziś w naszym nieszczęśliwym kraju w związku z wojną na Ukrainie Stronnictwu Amerykańsko-Żydowskiemu. W porównaniu z tymi paradoksami, starożytne paradoksy Zenona z Elei wyglądają szalenie poczciwie, żeby nie powiedzieć – parafiańsko. Ale to jeszcze nic w porównaniu z sytuacją na Ukrainie. Po zdymisyjonowaniu finansowego grandziarza Igora Kołomyjskiego z funkcji gubernatora Dniepropietrowska, wypuszczonego mu wcześniej w arendę przez kijowskiego premiera Arszenika Jaceniuka, w tamtejszej niezwyciężonej armii stanowisko Doradcy Doskonałego szefa Sztabu Sił Zbrojnych Ukrainy Wiktora Mużenki otrzymał przywódca Prawego Sektora Dymitr Jarosz. Musiała to być propozycja nie do odrzucenia, bo pan Dymitr Jarosz musiał przedtem podporządkować Ochotniczy Korpus Wojskowy Prawego Sektora dowództwu niezwyciężonej armii, której zwierzchnikiem jest prezydent Poroszenko. Najwyraźniej protektor prezydenta Poroszenki musiał dać mu do zrozumienia, że „rachunek zapłacę, jeśli z Jarosza przyślecie mi macę”, toteż żarty się skończyły. Do tego stopnia, że odtąd Prawy Sektor używa emblematu w postaci tryzuba – ale siedmioramiennego. Wyobrażam sobie, jak ta metamorfoza musiała ucieszyć ścisłe kierownictwo „Gazety Wyborczej” - że aż z tej euforii pan redaktor Michnik do spółki z panem Jarosławem Mikołajewskim napisał do papieża Franciszka donos w formie listu otwartego na rzecz przewielebnego księdza Wojciecha Lemańskiego, mianowanego na tę okoliczność „rycerzem”, co prawda błędnym – niemniej jednak. Skoro na Ukrainie Prawy Sektor zaczyna posługiwać się tryzubem siedmioramiennym, to znaczy, że przygotowania do przetasowań są bardziej zaawansowane niż myślimy, a w taj sytuacji nic dziwnego, że i w naszym nieszczęśliwym kraju Umiłowani Przywódcy zataczają się od ściany do ściany.

Stanisław Michalkiewicz

16 kwietnia 2015 Urzędujący prezydent pożegnał się z Polakami

1. Nie wiedzieć czemu akurat wczoraj prezydent Komorowski podsumował swoją 5-letnią kadencję, wszak przysięgę przed Zgromadzeniem Narodowym złożył 6 sierpnia 2010 roku i dopiero wtedy się ona zaczęła. To podsumowanie było ilustrowane slajdami ale prezydent jak zwykle czytał je z wyraźnym trudem z kartki i z tejże kartki podziękował swojej żonie za wspomaganie go wypełnianiu tej funkcji. Okazało się, że te niepełne 5-lat, to nieustanne pasmo „sukcesów” i to zarówno w polityce krajowej jak i zagranicznej.

2. Zaczął od przypomnienia w jak trudnych warunkach przejmował władzę po śmierci Lecha Kaczyńskiego i zdaniem Komorowskiego jego najważniejszym zadaniem było ustabilizowanie państwa i instytucji. Tyle tylko, że ówczesny poseł SLD Marek Wikiński zapamiętał to przejmowanie zupełnie inaczej. O posiedzeniu Prezydium Sejmu i Konwentu Seniorów, w których brał udział w dniu 10 kwietnia 2010 roku, mówił w wywiadzie prasowym tak „na własne oczy widziałem na tym posiedzeniu jego drugą twarz, człowieka cynicznego i bezwzględnego. Po tym co zobaczyłem i usłyszałem, nie chcę aby został prezydentem”.

3. Później prezydent Komorowski mówił o sukcesach w budowaniu bezpieczeństwa Polski i modernizacji armii, choć reset w relacjach z Rosją dokonany w 2008 roku (wtedy był marszałkiem Sejmu, a wiec 2 osobą w państwie) „wychodzi nam bokiem”, a modernizacja armii to jedna wielka ściema. Przypomnę tylko krótko bo parokrotnie już o tym pisałem, że w roku 2008 wydano na armię 2,9 mld zł mniej niż zaplanowano (22,6 mld zł plan – 19,7 mld zł wydatki), w roku 2009 o 1,7 mld zł mniej (24,7 mld zł plan – 23 mld zł wydatki), w 2010 roku o 0,5 mld zł mniej (25,7 mld zł plan – 25,2 mld zł wydatki), w 2011 roku o 0,8 mld zł mniej (27,5 mld zł plan – 26,7 mld zł wydatki), w 2012 roku o 1,4 mld zł mniej (29,5 mld zł plan – 28,1 mld zł wydatki) i w 2013 roku o 3,3 mld zł mniej (31,4 mld zł plan – 28,1 mld zł wydatki). Sumarycznie w całym tym okresie, kiedy Komorowski był marszałkiem Sejmu, a później prezydentem, faktycznie wydano na wojsko o ponad 10,6 mld zł mniej niż planowano, a ustawa o finansowanie armii była regularnie łamana. Trzeba przy tym podkreślić, że te niewydane miliardy to środki, które były przeznaczone na modernizację armii i jej uzbrojenie, bo inne wydatki na tzw. bieżące utrzymanie czy emerytury wojskowe (te są płacone z budżetu MON, a nie z ZUS), zostały w pełni zrealizowane. Prezydent (a wcześniej marszałek) Komorowski o tym wszystkim wiedział, ba milcząco akceptował, a w 2013 roku nawet nie milcząco tylko swoim podpisem, ponieważ zmniejszenie aż o 3,3 mld zł wydatków na modernizację armii, zostało przeprowadzone poprzez nowelizację ustawy budżetowej.

4. Komorowski przypomniał o swoim ponoć wielkim sukcesie czyli „Karcie dużej rodziny”, która z konkretów zawiera 25% ulgę na przejazdy pociągami Intercity (ale regionalnymi już nie), symboliczne zniżki na korzystanie z instytucji kultury i obiektów sportowych w całości finansowane przez samorządy i paro procentowe rabaty w różnych sklepach np. przy zakupie garniturów. Karta jest więc rozwiązaniem głównie propagandowym i można się o tym dowiedzieć podczas rozmowy z każdą wielodzietną rodziną, że wspomniane ulgi, mają się nijak do podstawowych ich potrzeb.

Na koniec Komorowski obiecał zajęcie się w II kadencji sytuacją młodych ludzi i okrasił to następującym przemyśleniem „to grupa, która nie krzyczy głośno i która nie jest zorganizowana tak dobrze jak inne, a jak podejmuje decyzje, to podejmuje decyzje o wyjeździe z Polski”. Toż to swoiste podsumowanie 8 letnich rządów Platformy i PSL-u, a także 5-letniej kadencji prezydenta Komorowskiego. Z całości wystąpienia Komorowskiego, można było jednak odnieść wrażenie, że tym posumowaniem, urzędujący prezydent, żegna się z Polakami. Kuzmiuk

Krasnodębski Komorowski zastąpi Tuska jako faworyt Merkel Zdzisław Krasnodębski pisze: Smoleńsk sprawą niemiecką?”...”Jak widzą nas Niemcy Jeśli ktoś chce się przekonać, jak wygląda taki przekaz w formie niemal karykaturalnej, niech sięgnie po miesięcznik „Dialog”, wydawany przez federację „stowarzyszeń przyjaźni polsko-niemieckiej”.Znajdziemy w nim ciągle tych samych polskich i niemieckich autorów, prezentujących tę samą upiększoną nierzeczywistość polską. Skądinąd redaktor naczelny tego cukierkowego wydawnictwa jest równocześnie dyrektorem Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku. Ale w głównych gazetach niemieckich, takich jak narodowo-konserwatywna „Frankfurter Allgemeine Zeitung” czy narodowo-liberalna „Süddeutsche Zeitung”, cenionych za jakość, obraz Polski jest niemal równie optymistyczny, afery i problemy są skutecznie wyciszane. Ten przekaz jest potem przerabiany i utrwalany w publikacjach naukowych i popularnonaukowych, studiowany i pogłębiany przez dziesiątki pracowitych doktorantów. Ów brak normalnego przepływu informacji i żywej debaty między sąsiednimi przecież krajami wynika z tego, że komunikacja między Polską a Niemcami (ów dialog rozumiany tak jak we wspomnianym czasopiśmie), znalazła się niemal wyłącznie w rękach nielicznej grupy „specjalistów od pojednania”, działających jako grupa biznesowa-lobbystyczna. W jej skład wchodzą też zaprzyjaźnieni korespondenci mediów w obu krajach. To „konsorcjum” mogło zmonopolizować komunikację między Polską i Niemcami dlatego, że działa zgodnie z niemieckiem interesem państwowym, i znajduje się pod mniej lub bardziej bezpośrednim nadzorem odpowiednich instytucji. Niemcy zainteresowane są stabilnością sytuacji w Polsce, utrzymywaniem w niej rzadu przyjaznego im, a jeszcze nigdy nie mieli tak dobrego, spolegliwego partnera czy klienta jak PO Tuska. Ten nadrzędny interes kształtuje także politykę informacyjną i naukową. Uróżowiony obraz Polski jest elementem tej polityki. Po odejściu Donalda Tuska do innych zadań rolę głównego przyjaciela Niemiec w Polsce miał zapewne przejąć Bronisław Komorowski.”...(źródło )  
Anita Błaszczak, „Przyszli ekonomiści szukają wzorca za Odrą „...”Studenci kierunków ekonomicznych w odróżnieniu od reszty Polaków nie marzą o państwie opiekuńczym, ale też nie wierzą w niewidzialną rękę rynku. „...”Państwo powinno określić pożądaną strategię rozwoju, dbać o wartość pieniądza i nadzór nad instytucjami finansowymi. Resztę lepiej pozostawić wolnemu rynkowi, ograniczając ingerencję w sprawy gospodarcze. A jeśli już – to głównie w sytuacjach kryzysowych „...”w badaniu przeprowadzonym na zlecenie think tanku CEED Institute. Nie oznacza to jednak, że przyszli ekonomiści, finansiści i menedżerowie są zwolennikami wolnego rynku na wzór anglosaski, gdzie rola państwa jest ograniczona do minimum. „...”Młodzi Polacy zdecydowanie wolą bardziej umiarkowany i bliższy nam model niemiecki, według którego państwo tworzy warunki dla rozwoju konkurencji i wzrostu gospodarczego, a w razie potrzeby stabilizuje koniunkturę i wspomaga osiąganie celów społecznych. Popularność tego modelu nie powinna dziwić, skoro 53 proc. studentów podpisuje się pod opinią, że bez ingerencji państwa rynkowy podział dochodów pogłębiłby nierówności społeczne. Niewielu mniej uważa, że ingerencja państwa w gospodarkę jest niezbędna dla zapewnienia zrównoważonego rozwoju. Nie zmienia to faktu, że przyszli ekonomiści, finansiści i menedżerowie z rezerwą podchodzą do państwowej własności. Większość z nich krytycznie ocenia państwowe firmy. Ponad sześciu na dziesięciu studentów uważa, że zawsze będą one mniej efektywne od prywatnych. Trzy czwarte wskazuje, że na decyzje dotyczące przedsiębiorstw państwowych często wpływa interes polityczny. Niemal zaś ośmiu na dziesięciu wyraża dość powszechne przekonanie, że o obsadzaniu stanowisk w państwowych spółkach często decyduje klucz polityczny zamiast przesłanek merytorycznych.”...”Choć większość przyszłych ekonomistów docenia, że prywatyzacja oznacza lepsze zarządzanie firmą i poprawę jej konkurencyjności – a często także większą innowacyjność – to widzą również jej wady. Na czele z transferem zysków za granicą, nadmiernym udziałem kapitału zagranicznego w gospodarce czy utratą kontroli nad ważnymi sektorami. Co drugi student docenia zresztą rolę państwa we wspieraniu interesu gospodarczego kraju na arenie międzynarodowej. A ponad jedna trzecia uważa, że państwo powinno chronić własny rynek, ograniczając doń dostęp zagranicznym inwestorom. Nawet wśród zwolenników dalszej prywatyzacji tylko co trzeci uważa, że powinna ona być całkowita. Pozostali twierdzą, że lepiej wyłączyć z niej sektory o strategicznym znaczeniu dla gospodarki. Najczęściej wskazują energetykę (44 proc.), sektor paliwowy (30 proc.) oraz banki (28 proc.). Czterech na dziesięciu badanych widzi też konieczność większego zaangażowania państwa w zarządzanie spółkami o znaczeniu strategicznym (co nie oznacza jednak dotowania nierentownych firm państwowych), a 45 proc. popiera znaną m.in. z Azji politykę tworzenia przez państwo narodowych czempionów.”....” To zdroworozsądkowy ogląd sytuacji z lekkim przechyłem socjalnym, który jest wynikiem operowania kliszami, w tym dobrych skojarzeń, jakie budzi model niemiecki oparty na umowie społecznej, że w zamian za dość wysokie daniny otrzymujemy wysoką jakość usług publicznych – komentuje wyniki badania Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. „...”Jan Kulczyk, założyciel CEED Institute  „...(źródło)
Andrzej Halesiak, „Jak wyrwać Polskę z dryfu „...”Dużej części polskiego społeczeństwa niespecjalnie zależy na zmianach. „...”Jakiś czas temu na łamach „Rzeczpospolitej" pisałem o potrzebie zmiany modelu polskiego biznesu i gospodarki („Dobrobyt dla zuchwałych", 26.06.2014). O potrzebie odchodzenia od modelu opartego na imitacji, imporcie technologii i niskich kosztach (czyli tzw. podwykonawcy) i pójścia w kierunku gospodarki opartej na wiedzy oraz kreatywności, w coraz większym stopniu konkurencyjnej pod względem wyjątkowości wytwarzanych w niej wyrobów czy to pod kątem ich unikalnych cech (np. jakości), czy właściwości. Bez tej zmiany nie będzie możliwy powszechny, trwały i istotny wzrost realnych dochodów w Polsce.Problem polega na tym, że – jak pokazują globalne doświadczenia ostatnich dziesięcioleci – przejście od jednego modelu do drugiego nie jest ani łatwe (udaje się nielicznym krajom), ani nie przychodzi samo. Model gospodarki opartej na wiedzy stawia znacznie większe wymagania np. w zakresie jakości otoczenia biznesowego czy tzw. infrastruktury innowacji. Innymi słowy, o ile stosunkowo łatwo jest nakłonić przedsiębiorców lub inwestorów (zarówno lokalnych, jak i zagranicznych) do tego, by lokowali w „tanim" kraju produkcję silnie uzależnioną od poziomu kosztów, o tyle przyciągnięcie zagranicznych lub wykreowanie lokalnych inwestorów w sektorach wiedzochłonnych, gdzie koszty pracy nie mają tak wielkiego znaczenia, jest już zadaniem znacznie bardziej złożonym i wymagającym.”...”Dziś w Polsce żyje wielu tych, którzy mają się dobrze. Nie czują oni więc silnej potrzeby zmian. A nawet nie czują jej wcale. To spora część mieszkańców dużych miast, szczególnie Warszawy, gdzie dochód na mieszkańca kształtuje się na poziomie średniej europejskiej. To niektóre grupy zawodowe – np. lekarze, menedżerowie czy przedsiębiorcy – których dochody wzrosły ponadprzeciętnie. To też nierzadko pracownicy sektora publicznego (urzędów, sądów itd.) różnego szczebla, którzy mają stałą pracę i pewne wynagrodzenia, może nie oszałamiające, ale na tyle wysokie, że – szczególnie w mniejszych miejscowościach – stanowią elitę. Wreszcie to także politycy, którzy przy okazji realizowania misji społecznej w większości przypadków byli w stanie zadbać także o swój prywatny dobrobyt. „...”W konsekwencji dość duża jest dziś ta część polskiego społeczeństwa, której niespecjalnie zależy na zmianach. To, co jest, zapewnia im wygodne życie – „...”Odpowiada im więc obecny dryf, bo każda większa zmiana może w zamierzony lub niezamierzony sposób zaburzyć ich „mały świat". ...”Brak kolejnych reform w połączeniu z przewidywanymi trendami demograficznymi (malejąca i starzejąca się populacja) spowoduje kurczenie się bazy podatkowej, co w połączeniu z presją na wzrost wydatków publicznych (chociażby na służbę zdrowia) i narastającym ciężarem obsługi długu (zadłużenie zagraniczne przekracza 70 proc. naszego PKB) może skutkować rosnącym fiskalizmem i interwencjonizmem. A stąd prosta droga do pogarszającej się w szybkim tempie atrakcyjności inwestycyjnej naszego kraju i tym samym do szybkiego pogłębiania się jego problemów, które bez wątpienia zmącą spokój „małych światów".Powyższe pokazuje, że jeśli w najbliższym czasie nie uda się Polski nr 1 przekonać do zmian, to jedyną szansą na to, by obie Polski równocześnie ich chciały, może okazać się kryzys.Autor jest członkiem ?Rady Programowej Kongresu Obywatelskiego oraz członkiem Rady Towarzystwa ?Ekonomistów Polskich”..(źródło )
Kilka dni przed premierą rosyjskie ministerstwo kultury oraz dystrybutor postanowili zakazać wyświetlania amerykańskiego thrillera „System”, którego akcja dzieje się w stalinowskiej Rosji. „System” w reżyserii Szweda Daniela Espinosy to historia oficera służb bezpieczeństwa, badającego serię zagadkowych morderstw dzieci w latach 50”...”Jak pisze agencja EFE, po międzynarodowym sukcesie „Lewiatana” Andrieja Zwiagincewa, który wywołał polemikę w Rosji, ministerstwo kultury w Moskwie w trybie pilnym przygotowało projekt ustawy, zakazującej dystrybucji filmów, „oczerniających Rosję i zagrażających jedności narodowej”. „...( źródło )
Ważne Popularność tego modelu nie powinna dziwić, skoro 53 proc. studentów podpisuje się pod opinią, że bez ingerencji państwa rynkowy podział dochodów pogłębiłby nierówności społeczne”...”Młodzi Polacy zdecydowanie wolą bardziej umiarkowany i bliższy nam model niemiecki, według którego państwo tworzy warunki dla rozwoju konkurencji i wzrostu gospodarczego, a w razie potrzeby stabilizuje koniunkturę i wspomaga osiąganie celów społecznych.” Krsnodębski „Niemcy zainteresowane są stabilnością sytuacji w Polsce, utrzymywaniem w niej rzadu przyjaznego im, a jeszcze nigdy nie mieli tak dobrego, spolegliwego partnera czy klienta jak PO Tuska. Ten nadrzędny interes kształtuje także politykę informacyjną i naukową. Uróżowiony obraz Polski jest elementem tej polityki. Po odejściu Donalda Tuska do innych zadań rolę głównego przyjaciela Niemiec w Polsce miał zapewne przejąć Bronisław Komorowski
Mój komentarz Miałem napisać o tym jak ogłupiono młodych polskich studentów ekonomi o raz o potrzebie wysłania na dużą skale młodych Polaków na uczelnie ekonomiczne Chin, Indii, Singapuru a nawet Nigerii , Malezji , czy Indonezji . Bo bez tego , bez dopływu nowym ekonomicznych modeli wzorców , doświadczeń , czy koncepcji będziemy nadal jak ślepcy prowadzeni coraz dalej w głąb kazamat socjalizmu za rękę prze lichwiarstwo i Niemcy . Z badań wynika ,że polscy studenci są kształceni w sposób reglamentowany, oderwany od rzeczywistości Wiąże się z tym całkowite i dogłębne zdemoralizowanie Platformy, której działacze już prawie jawnie publicznie ścigają się o to , kto bardziej gorliwie dba o interes Niemiec w Polsce, kto bardziej gorliwie wypełnia polecenia Merkel , kto jest większym gwarantem niemieckiego ładu w Polsce . Napiszę jednak o filmie jako narzędziu prania mózgu , o cenzurze i o związanym z tym bezpieczeństwie ideologicznym Czy ktoś z państwa słyszał aby w USA wpuszczono irański film fabularny w głównym bohaterem byłby izraelski oficer a tłem masowe wpędzanie Arabów z ich domów przez Żydów w czasie początku powstania państwa Izrael . Nie tylko nikt o czymś takim nie słyszał , ale jestem przekonany ,że większość by twierdziła że nie powinno się takiego filmu dopuszczać W Chinach zagranicznych filmów może być rocznie dopuszczonych do wyświetlania w kinach ...12 . Tak . Stąd nieudane próby amerykańskie koprodukcji i tą drogą demoralizowanie Chińczyków i wpływanie na ich poglądy polityczne , etyczne i gospodarcze . W Indiach cenzura , a istnieje tam specjalny urząd dopuszczający filmy do kin pod pretekstem nieobyczajności praktycznie nie dopuszczają amerykańskich i europejskich filmów na swój rynek . Zresztą nowy premier Indii Modi zaraz po objęciu urzędu zapowiedział zabranie się za indyjski Bollywood , który według niego i tak zbytnio demoralizuje widzów O próbie pokazania „Szatańskich Wersetów” w państwach muzułmańskich nie wspomnę Wszystko to wpisuje się w rzec z niezwykle ważna,żywotną dla funkcjonowania każdego państwa i narodu , a co pozwoliłem sobie nazwać bezpieczeństwem ideologicznym. Sytuacja w której zagraniczne filmy wyświetlane w Polsce uderzają w fundamenty naszego państwa , czyli w etykę chrześcijańską ,w polski chrześcijański styl życia powinny być niewpuszczane na polki rynek a ich oglądanie gdzieś tam w internecie powinno mieć znamiona pokątności i niezdrowej sensacji Co w takim razie z wolnością słowa . Jej po prostu w sensie absolutnym nie ma . A już na pewno nie ma wolności słowa w USA, czy Europie . Lichwiarstwo, oligarchowie i należące do nich korporacje filmowe zawłaszczyły sobie cała przestrzeń propagandy filmowej i one cenzurują i decydują co ma Kowalski oglądać. Wolność słowa w państwie , które jest w stanie zabezpieczyć sobie i swojemu narodowi „ Bezpieczeństwo ideologiczne „ powinna być zarezerwowana tylko do obywateli , którzy filmy produkują za swoje , krajowe pieniądze ,a cała dystrybucja , w tym kina, telewizja i nośniki internetowe powinny być tylko i wyłącznie w rękach polskich. W Chinach ani you tube, ani twitter itp nie są dopuszczone do rynku. Czy państwo widzieli jakiś europejski lub amerykański film fabularny w którym chrześcijanin walczący o chrześcijańskie wartości byłby bohaterem pozytywnym a ateista, homoseksualista , lesbijka, czy jakiś lewak bohaterem negatywnym Na koniec postaram się państwa w ramach puenty zaskoczyć w tych wstępnych rozważaniach o zakresie wolności słowa na Zachodzie w filmach fabularnych „Francuska komedia zakazana na Wyspach Brytyjskich i w USA „.....”Francuska komedia „Za jakie grzechy, dobry Boże?” została zakazana w USA i Wielkiej Brytanii, z powodu braku politycznej poprawności. Okazuje się, że mieszkańcy tych anglojęzycznych krajów – zdaniem tamtejszych dystrybutorów – nie chcą się śmiać (albo nie mają do tego prawa?) z Żydów czy Arabów.”...”Polski dystrybutor podkreśla, że „większość angielskojęzycznych recenzji zarzuca filmowi utrwalanie rasistowskich stereotypów, choć reżyser Philippe de Chauveron broni swojego dzieła. Jego zdaniem „Za jakie grzechy, dobry Boże?” przekłuwa balon uprzedzeń pompowany przez coraz popularniejszy we Francji anty-imigrancki Front Narodowy i podkreśla, iż mimo że Francuzi bywają czasem rasistami, to zdrowy rozsądek wygra i w ostatecznym rozrachunku wszyscy - bez względu na kolor skóry czy wyznanie - będą potrafili żyć obok siebie w harmonii.” ...”Francuską komedię polscy widzowie mają okazję oglądać od 14 listopada. Fabuła opowiada o tragedii francuskich burżujów, którzy swe cztery córki wydają za maż za: araba, żyda, chińczyka i murzyna. „...(źródło ) Marek Mojsiewicz

17 kwietnia 2015 Budowali, budowali i wybudowali?

1. Kilka dni temu ukazał się raport Najwyższej Izby Kontroli (NIK) dotyczący jakości robót drogowych realizowanych prze Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych (GDDKiA) i jej regionalne oddziały. NIK szczegółowo skontrolowała 30 ze 124 inwestycji drogowych oddanych do użytku w latach 2008-2013 i ustaliła, że w aż 70% (22 inwestycjach) odcinków dróg wystąpiły wady i usterki (miedzy innymi spękana i nierówna nawierzchnia, niedobory asfaltu i niewłaściwie wykonana nawierzchnia bitumiczna). W prawie 1/3 kontrolowanych inwestycji wady wystąpiły w krótkim okresie (3,5-13,5 miesiąca) po oddaniu drogi do użytku, a w kilku przypadkach wady wykryto nawet przed oddaniem dróg do użytku.

2. Jeszcze cięższe zarzuty NIK sformułowała w odniesieniu do nadzorowania przez GDDKiA realizowanych inwestycji drogowych. Przez dwa pierwsze lata realizacji tych inwestycji GDDKiA w ogóle nie prowadziła monitoringu jakości robót i nie egzekwowała przekazywania informacji o liczbie i wynikach badań przeprowadzonych przez laboratoria drogowe, a w roku 2010 ten monitoring był tylko częściowy. A przecież monitoring ten miał wychwycić nieprawidłowości związane ze stosowaniem niewłaściwych materiałów i technologii do budowy tych dróg, a także wszelkie trudności wykonawców z realizacją inwestycji. Bez monitoringu wybudowano blisko 850 kilometrów dróg, a tylko z częściowym kolejne 350 kilometrów, co oznacza, że ponad 50 % dróg wybudowanych w latach 2008-2013 nie miało kontrolowanych w ogóle materiałów i technologii, które użyto do ich budowy. To grozi „wiecznymi remontami’ dopiero co oddanych do użytku dróg i jak się jeździ po Polsce to można zauważyć, że remontów na drogach niedawno oddanych do użytku jest co nie miara.

3. Przypomnijmy przy tej okazji, że rządząca koalicja Platformy i PSL-u, wydała w latach 2008-2013, ponad 100 mld zł na budowę dróg szybkiego ruchu i autostrad nie ma i długo jeszcze nie będzie pełnego ciągu autostradowego z Zachodu na Wschód (A-2, A-4), ani z Północy na Południe (A-1). Wystarczy popatrzeć na aktualną mapę prezentowaną na stronie GDDKiA, żeby zorientować się, że nastąpi to nieprędko, a autostrada A-2 do wschodniej granicy naszego kraju, być może nigdy nie powstanie. Podobnie jest z autostradą A-1 z Północy na Południe, brakuje jeszcze kilku jej odcinków, a blisko 200 kilometrowy pomiędzy Piotrkowem, a Katowicami, jest dopiero w przygotowaniu. Z kolei autostrada A-4 z Zachodu na Wschód od granicy z Niemcami do granicy z Ukrainą, miała być gotowa do połowy 2012 roku (mieli się nią przemieszczać na Ukrainę, goście mistrzostw Europy w piłce nożnej) ale termin jej zakończenia ostatnio GDDKiA przesunęła na rok 2016.

4. Inny poważny problem związany z budową autostrad i dróg szybkiego ruchu w Polsce w ostatnich latach to problem braku płatności dla wykonawców tych inwestycji, który spowodował i ciągle powoduje masowe upadłości w sektorze budowlanym. Na przykład w Hiszpanii podczas wielkiego programu budowy autostrad realizowanego przez ten kraj w dużej części za unijne pieniądze, powstał silny sektor budowlany z kilkoma dużymi firmami budowlanymi, które teraz wygrywają przetargi budowlane w całej Europie (w tym także w Polsce). W naszym kraju zaś wydaliśmy ogromne pieniądze, wybudowano za nie rozproszone odcinki dróg, a połowa sektora budowlanego, który uczestniczył w tych kontraktach już znalazła się w upadłości. Ponadto procesy sądowe o odszkodowania na sumę ponad 10 mld zł ma z GDDKiA kilkunastu wykonawców w większości zagranicznych. A więc budowali, budowali i wybudowali, a teraz będziemy remontować za ciężkie pieniądze te drogi dopiero co oddane do użytku. Kuźmiuk

Hochsztapler Balcerowicz ożywia trupa socjalizmu w Polsce Leszek Balcerowicz „- Proszę nie przesadzać. Z polskim społeczeństwem nie jest tak źle, żeby nie dostrzegało, jak niesprawiedliwe i kosztowne dla nas wszystkich jest utrzymywanie rozmaitych przywilejów, choćby górniczych. „..” W Polsce następuje degradacja kultury politycznej i czegoś, co niesłusznie nazywa się debatą publiczną, a w rzeczywistości jest otumanianiem ludzi. Nie dostrzegam obecnie żadnej partii politycznej, która mówiłaby ludziom o tym, co im grozi, jeśli zaniechamy reform, i co trzeba zrobić. Ale są partie, które na domiar złego proponują nam lekarstwa gorsze od choroby, których zażywanie dałoby kryzys finansów państwa, np. przez skracanie wieku emerytalnego. „...”Z naszych badań wynika, że przedsiębiorcy boją się inwestować ze względu na to, że nie wiedzą, kiedy i jak zmieni się prawo. Powinniśmy absolutnie skończyć z biegunką legislacyjną panującą w Polsce. Jeżeli chcemy, żeby powstawało więcej inwestycji, od których zależy liczba miejsc pracy, innowacje i rozwój gospodarczy, to musimy zlikwidować te najpoważniejsze bariery. I powinniśmy to zrobić w jednym pakiecie. „...”To nie jest normalna sytuacja. W takich krajach, jak np. Niemcy, Dania, Szwecja, Holandia, jakikolwiek polityk składający ogólnikową obietnicę, a w dodatku niepotrafiący wyjaśnić, jak ją sfinansuje, byłby uznany za hochsztaplera. I nie mówię tego, by wyładować swoją frustrację. Mówię to, bo wierzę, że dzięki tak poczytnej gazecie, jaką jest "Super Express", do ludzi dotrze, że składanie przez polityków obietnic bez pokrycia to patologia, z którą należy walczyć. „...” Sprawa euro została wyciągnięta przez kandydata Andrzeja Dudę tylko dlatego, aby straszyć Polaków, bo w dostrzegalnej przyszłości to jest temat nieistotny. „...(źródło)
„Co  piąty Polak rozważa emigrację zarobkową w w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Najbardziej skłonne do wyjazdów są osoby poniżej 35 roku życia, wśród których aż 75 proc. rozważa wyjazd. Chętnych do pracy za granicą nie brakuje także wśród osób z wykształceniem podstawowym i zawodowym – 60 proc. badanych w tej grupie deklaruje chęć́ wyjazdu - wynika z raportu Work Service, przedstawionym przez „TVN Biznes i Świat”.To jest stabilna liczba (osób rozważających wyjazd - red.) od pewnego czasu. Groźniejsze jest jednak to, że zwiększyła się liczba zdecydowanych na wyjazd. Rok temu było to 5 proc., a dzisiaj ten odsetek wzrósł do 6,4 proc. Co oznacza, że 1,2 mln zdecydowało, że w przeciągu kolejnych 12 miesięcy wyjedzie z kraju”...(źródło )
George Soros reprezentujący interesy rodziny Rothschild’ów stara się wpłynąć na administracje rządową USA aby odebrać amerykanom wolność. Jednym z jego celów jest usunięcie drugiej poprawki Konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki gwarantującej amerykańskim obywatelom prawo do posiadania i noszenia broni. Działalność Sorosa nie ogranicza się tylko do Ameryki, on wpływa na wyniki wyborów we wszystkich krajach, sponsoruje rewolucje w wschodniej Europe i na Bliskim Wschodzie – złowieszczy ślad George Soros jest wszędzie.George Soros w Ameryce
Żydowski miliarder węgierskiego pochodzenia i spekulant walutowy, który uważa się za mesjasza został wybrany przez respondentów sondażu opublikowanego przez gazetę Human Events w 2011 roku: „jednym z najbardziej destrukcyjnych lewicowych demagogów w Ameryce”„George Soros jest najbardziej niebezpiecznym człowiekiem na świecie, ponieważ, podobnie jak szaleni megalomani z filmów z lat pięćdziesiątych, oszukuje wszystkich w przekonaniu, że to on jest altruistyczną postacią, gdy w rzeczywistości za pomocą swojego „społeczeństwa otwartego” podważa podstawy amerykańskiego społeczeństwa” – wyjaśnia gazeta Human Events Gdyby nie ogromne pieniądze Sorosa, spora liczba organizacji lewicowych byłaby znacznie mniej wpływowa. On przeznacza ponad 7 miliardów dolarów, na media takie jak ACORN, La Raza, the Huffington Post, the Southern Poverty Law Center, Planned Parenthood, the Center for American Progress, MoveOn.org i dziesiątki innych organizacji aby pchały socjalistyczny i ostatecznie globalny program na amerykańskich ludzi. Soros jest członkiem klubu Rzymskiego, Bilderberg, najważniejszą postacią corocznego forum ekonomicznym w Davos, jest też masonem i kabalistą. w 2012 roku na corocznym szczycie w szwajcarskim Davos odbyła się konferencja pod hasłem „Wielka Transformacja” podczas której George Soros oznajmił zebranym: „...”George Soros w Polsce W 2012r. Soros został odznaczony przez Prezydenta Bronisława Komorowskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Bronisław Komorowski uhonorował też niższymi odznaczeniami szefa związanego z Sorosem Instytuty Społeczeństwa Otwartego, oraz przedstawicieli innych organizacji m.in. RockeffelerBrothers Fund, Fundacji Forda, Open Society Foundations.
W latach 2000-2012 fundacja Georga Sorosa przekazała prawie 100 mln dolarów organizacją z Europy środkowo-wschodniej. Fundacja Sorosa jest też największa fundacją „charytatywną” na Ukrainie i głównym sponsorem rewolucji na Majdanie. „....'8 maja 2000r. George Soros: „Nie tylko Fundacja Batorego, ale i Gazeta Wyborcza spisały się nie najgorzej w ostatnich 10 latach. Fundacja Batorego jest jedną z fundacji, z której jestem najbardziej dumny (…) rzeczywiście popiera koncepcje społeczeństwa otwartego. W tej sieci fundacji staramy się stworzyć mikrokosmos otwartych społeczeństw (…) Ale myślę też o całym polskim społeczeństwie. Jest ono przykładem chyba największego sukcesu w przechodzeniu ku społeczeństwu otwartemu.” Fundacja Batorego jest hojnym sponsorem środowisk LGBT, wspiera projekt mającego powstać w Warszawie Hostelu dla lesbijek, pederastów i transwestytów, projektowi patronują organizacje LGBT – Lambda i Trans-Fuzja, które jak podaje gazeta Lublin mogą liczyć na grant od Sorosa w wysokości 2 mln zł. Fundacja Sorosa sfinansowała również występy bluźnierczego spektaklu „Golgota Picnic” ….”George Soros Globalista Demontaż suwerenności jest na szczycie listy celów Sorosa. „O ile istnieją interesy zbiorowe, które wykraczają poza granice państwowe, suwerenności państw muszą być podporządkowane prawu międzynarodowemu i instytucją międzynarodowym” – G. Soros, 1998r. Soros twierdzi, że Organizacja Narodów Zjednoczonych, Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy są organizacjami które powinny dyktować politykę gospodarczą, społeczną i politykę samą w sobie. „W celu ustabilizowania i uregulowania prawdziwie globalnej gospodarki, potrzebujemy globalnego systemu podejmowania decyzji politycznych. Krótko mówiąc, potrzebujemy globalnego społeczeństwa aby wspierać naszą gospodarkę światową „- „kryzys globalnego kapitalizmu” – G. Soros, 1999r. Poszczególne stany i kraje nie powinny być upoważnione do regulowania swoich spraw gospodarczych - według Sorosa proces ten będzie realizowany przez globalną elitę finansową. „Biorąc pod uwagę, że decydującą rolę w dzisiejszym świecie odgrywa kapitał finansowy, który decyduje o losach poszczególnych państw, nie jest niestosowne mówić o globalnym systemie kapitalistycznym” – G. Soros Open Society „Reforma globalnego kapitalizmu ponownie rozpatrzona” „...”George Soros twórca kontrolowanych rewolucji Od 1980 roku Soros wykorzystał swoje ogromne bogactwo i wpływy, aby „budować żywą i tolerancyjną demokrację, której rządy są odpowiedzialne wobec obywateli,” innymi słowy, rządy odpowiedzialne przed elitą finansową. Śledząc upadanie Związku Radzieckiego, Soros odegrał zasadniczą rolę w przenoszeniu dawnych narodów satelitarnych do rąk globalistów. „Od 1979 roku rozprowadzano 3.000.000 dolarów rocznie do dysydentów, w tym ruchu solidarnościowego w Polsce, Kart 77 w Czechosłowacji i Andriej Sacharow w ZSRR… W 1984 roku założył swój pierwszy Open Society Institute na Węgrzech i pompuje miliony dolarów w ruchy opozycyjne i niezależne media. Rzekomo na celu budowania „społeczeństwa obywatelskiego”, inicjatywy te zostały zaprojektowane tak, aby osłabić istniejące struktury polityczne i utorować drogę do ewentualnego wyzysku Europy Wschodniej przez globalny kapitał. Soros twierdzi, z charakterystycznym dla siebie bezwstydem, że był odpowiedzialny za „amerykanizację” Europy Wschodniej.”- Neil Clark „....”George Soros twórca kontrolowanych rewolucji Od 1980 roku Soros wykorzystał swoje ogromne bogactwo i wpływy, aby „budować żywą i tolerancyjną demokrację, której rządy są odpowiedzialne wobec obywateli,” innymi słowy, rządy odpowiedzialne przed elitą finansową. Śledząc upadanie Związku Radzieckiego, Soros odegrał zasadniczą rolę w przenoszeniu dawnych narodów satelitarnych do rąk globalistów. „Od 1979 roku rozprowadzano 3.000.000 dolarów rocznie do dysydentów, w tym ruchu solidarnościowego w Polsce, Kart 77 w Czechosłowacji i Andriej Sacharow w ZSRR… W 1984 roku założył swój pierwszy Open Society Institute na Węgrzech i pompuje miliony dolarów w ruchy opozycyjne i niezależne media. Rzekomo na celu budowania „społeczeństwa obywatelskiego”, inicjatywy te zostały zaprojektowane tak, aby osłabić istniejące struktury polityczne i utorować drogę do ewentualnego wyzysku Europy Wschodniej przez globalny kapitał. Soros twierdzi, z charakterystycznym dla siebie bezwstydem, że był odpowiedzialny za „amerykanizację” Europy Wschodniej.”- Neil Clark „...”„Podczas wyborów w 2004 roku podarował 23.581.000 dolarów do 527 liberalnych grup utworzonych aby pokonać prezydenta George’a W. Busha. Soros przeznaczył 3 miliony dolarów na lewicową Center for American Progress i $ 5 milion radykalnie lewicowej MoveOn.org. Bez Sorosa i Grupy Cienia (Hillary Clinton i Harold Ickes), Barack Obama byłby, w najlepszym wypadku, senatorem z Illinois przebywającym obecnie na spotkaniach towarzyskich jak Bill Ayers, Bernardine Dohrn i siedziałby w ławce kościelnej czarnego teologa Reverend Jeremiah Wright. Tymczasem Barack Obama jest prezydentem Stanów Zjednoczonych. ” - Human Events. Przyjacielskie relacje osobiste między Obamą a Sorosem sięgają 2004 r., gdy Obama kandydował do Senatu i został zauważony przez Sorosa, później był prowadzony przez Senat i ostatecznie zainstalowany w Białym Domu. „Obama ma charyzmę i wizję aby radykalnie przekierunkowywać Amerykę na świecie ” – G. Soros 2007r. po tym jak wysłał Senatorowi z Illinois maksymalny dozwolony przez ustawę finansową indywidualny datek na kampanię prezydencką. „....(więcej )
„Krzysztof Jaw „. W latach 1989-1991 wprowadzano w Polsce tzw. Plan L. Balcerowicza (w momencie wprowadzania swojego planu jedynie doktora nauk ekonomicznych!). Plan L. Balcerowicza był wierną kopią tzw.Konsensusu Waszyngtońskiego, który początkowo miał mieć zastosowanie w krajach Ameryki Łacińskiej. Od 1986 (1987) roku (po deklaracji Gorbaczowa iż zgodzi się w przyszłości na Zjednoczenie Niemiec... a więc de facto na upadek komunizmu) plan ów (którego głównymi współtwórcami byli G. Soros i J. Sachs oraz po trosze J. Wiliamson) postanowiono zastosować go w krajach postkomunistycznych. Wybrano jako cel eksperymentu Polskę (sic!) posiadającą największy majątek do oddania ze wszystkim krajów "postkomunistycznych", będącą największym i najbardziej znienawidzonym oraz "krnąbrnym" krajem postsocjalistycznym oraz mającą służyć jako przetarcie drogi włączenia tychże krajów do planu globalizacji światowej.   Doradcami L. Balcerowicza we wdrażaniu owego planu byli m.in.: J. Sachs i... "nasz" Jan Jacek Antony Vincent-Rostowski. W tym czasie też Vincent Rostowski był też wykładowcą w UCL School of Slavonic and East European Studies, University of London, „...(więcej )
Władze Państwa Środka zapowiedziały wyposażenie wszystkich szkół podstawowych w drukarki 3D.  Oznacza to, że w najbliższych 2 latach sprzęt trafi do 400 tys. placówek w całym kraju. Rząd w ten sposób chce uczyć jak najmłodszych mieszkańców nowoczesnych metod produkcji.”...(źródło )
„Nigeria ogłosiła zamiar budowy czterech elektrowni jądrowych z wykorzystaniem technologii rosyjskiej.(źródło )
Mój komentarz Jak to się dzieje że Polska zdycha w ciszy . To jest chyba dosyć ciekawe zjawisko socjologiczne cały naród zdycha ,a i tak głosuje na swoich oprawców. Czyżby wystarczyło ze Niemcy kupili większość mediów w Polsce , a następnie przekształcili je niemieckie gadzinówki , i to że prawie wszystkie nie niemieckie gazety, telewizje to reżimowe szczekaczki Ale muszę państwa pocieszyć. To nie tylko Polska zdycha w okowach niemieckiego socjalizmu . Sam socjalizm w całej Europie zdycha również. Z przyjemnością czytam Balcerowicz który niczym kapłan kultu voodoo próbuje ożywić trupa , ożywić ustrój , który sam na nieszczęście Polski wprowadził. Pokraczny, obłąkany na punkcie uczynienia z Polski totalitarnego baraku socjalistycznego hochsztapler bezsilnie patrzy jak ustrój zdycha jak cały system społeczno polityczno gospodarczy, który tak mozolnie i pieczołowicie razem z lewactwem i kolaborantami wprowadzał w Polsce prze ostatnie 25 lat wali się w gruzy. Stary lewacki głupiec jakim jest Balcerowicz coś tam mamrocze o walce z górnikami , zapędzeniu polskich starców do pracy na rzecz koncernów aż do śmierci . Nie mówi nic konkretnego, stara się jedynie zaklinać rzeczywistość i przekonać wszystkich , że trup właśnie ruszył palcem i za chwilę wstanie z mar .Już nawet nażartego lichwiarskim , socjalistycznym szalejem Balcerowicza nie dziwi że to w Chinach dzieci będą w szkołach miały drukarki 3 d a nie w polskich szkołach lewackich popychadeł Komorowskiego. Tuska, Kopacz . Nikogo już nie dziwi że to w Nigerii buduje się elektrownie jądrowe , a nie w Polsce . Balcerowicz, Komorowski , Tusk Kopacz są dumni że to o Polsce słynne programy AL Jazeery w których Pokazuje się Polskę jako Bambusoland w którym się nie da żyć , w którym bieda, nędza, bezrobocie, beznadzieja jest chlebem powszednim Polaków Ludźmi takimi jak Balcerowicz powinny się zająć służby , w tym również kontrwywiad , bo skala zniszczeń jakie dokonał w Polsce wskazują, że albo jest pożytecznym idiotą, albo obcym agentem , który celowo działał w spisku z zagranicznymi mocodawcami na szkodę Polski Marek Mojsiewicz

Jego Murzyńskość Bronisław Komorowski W sprawie tak zwanej "konwencji antyprzemocowej" nie chodzi oczywiście – jak może dał sobie wmówić ktoś skrajnie naiwny – o żadną przemoc ani zapobieganie jej. Jest to dokument czysto ideologiczny, który z troską o ofiary przemocy ma dokładnie tyle samo wspólnego, ile miały wspólnego dokumenty programowe Międzynarodówki Komunistycznej z troską o płace i poziom życia klasy robotniczej. I dlatego właśnie jasne było od samego początku, że Sejm i Senat dokument ten "klepną", Bronisław Komorowski zaś podpisze, i to szybko, przed I turą wyborów - a wygłaszane kilka miesięcy temu deklaracje, że przemyśli, przyjrzy się, rozważy wszystkie argumenty, to tylko i wyłącznie pic. Liczy się jedno: połknięcie przez słabnącą PO elektoratu więdnącego SLD i upadłej palikociarni. Jest to elektorat w znacznym stopniu ożywiany emocjami antykatolickimi i antykościelnymi - zresztą, w kompleksie "młodego wykształconego z dużego miasta", którego pali polska słoma w butach, odruch niechęci do Kościoła jest tylko częścią irracjonalnej niechęci do swego pochodzenia i tradycji oraz przekonania, że byle się od tej całej polskiej wiochy i obciachu odciąć, będzie się cała gębą "Europejczykiem". Antykościelność jest też ostatnim co pozostało z tożsamości postkomunistycznej, co pozwala się identyfikować wymierającemu, ale wciąż znaczącemu elektoratowi "partyjno-mundurowemu". Razem jest takich "lewomyślnych" Polaków z dziesięć, może nawet piętnaście procent. I jeśli władza zdoła ich przekonać, że Leszek Miller, kwestionując uczciwość wyborów samorządowych, stał się "pisowcem", a projekt Ogórek definitywnie SLD wykończył, że lewomyślni muszą więc głosować na Komorowskiego i Kopacz - to mimo wzrostu notowań PiS, władza może się jeszcze jakoś obronić. Przynajmniej na to liczy i o to walczy. Stąd wyciągnięcie na tapetę in vitro, stąd genderowa "konwencja" i inne starania, by demonstracyjnie zagrać na nosie biskupom i pokazać, że Platforma "czarnych" się nie boi, a wprost przeciwnie.

O ile motywacje PO i prezydenta są oczywiste, o tyle argumentacja - haniebna. I to nie tylko dlatego, że posuwa się na przykład prezydent do oczywistych kłamstw, twierdząc, że konwencja potrzebna jest, żeby gwałt zaczął być przestępstwem ściganym z urzędu - tak jest w Polsce już od roku, prezydent zresztą sam stosowną ustawę podpisał, najwyraźniej nie ma we zwyczaju tego, co podpisuje, czytać. Porażającym - wiem, że to słowo niektórych śmieszy, ale nie mogę znaleźć stosowniejszego; bulwersującym, załamującym, krańcowo debilnym, do wyboru - jest argument, na którym prezydent oparł swój prokonwencyjny wywód: wszystkie kraje tę konwencję przyjęły i byłby to straszny wstyd (STRASZNY WSTYD !) dla Polski, gdyby nie przyjęła. Po drugie - to nieprawda. Z 47 krajów Rady Europy konwencję "antyprzemocową" ratyfikowało tylko 16, w tym jedynie 8 krajów Unii Europejskiej - głównie ze Skandynawii i Beneluksu, czyli te najbardziej zaangażowane w gejolesbisjką rewolucję obyczajową, i tym samym, bo widać taką statystyczną zbieżność, mające u siebie największe kłopoty z przemocą domową. I nic nie wskazuje na to, by liczba prawnych implementacji konwencji miała wzrosnąć. Wiem, w prorządowych mediach znajdziecie Państwo inne liczby - tam pisze się i mówi, że podpisało konwencję 37 krajów. Podpisać a ratyfikować - to dwie inne sprawy. Owszem, 21 krajów podpisało dokument, czyli ogólnie poparło ideę, ale odmówiło włączenia go do swego systemu prawnego.

Na czele tych, które ani nie ratyfikowały, ani nie podpisały, mamy Niemcy i Wielką Brytanię. Powód jest oczywisty: ratyfikowanie konwencji nie tylko narzuca wymuszanie przez państwo spojrzenie na rodzinę, zgodnie z ideolo marksizmu-feminizmu, jako na przyczynę przemocy, opresji i nieszczęścia, oraz zdefiniowanie płci jako dowolnego wyboru, a nie cechy biologicznej - co jest sprzeczne z deklarowaną przez większość konstytucji krajowych zasadą neutralności światopoglądowej państwa. Przede wszystkim, konwencja poddaje prawo rodzinne krajów sygnatariuszy kontroli europejskiej rady, która jest zwykłą, samozwańczą ideologiczną jaczejką. A tacy na przykład Niemcy nigdy, z zasady, nie podpisują niczego, co w jakikolwiek, choćby czysto symboliczny sposób podporządkowuje ich ciałom nie-niemieckim, znajdującym się za granicą. A jak wetknięto ograniczenia narodowej suwerenności do "europejskiej konstytucji", to niemiecki trybunał konstytucyjny na wszelki wypadek i na przyszłość wydał orzeczenie, że te zapisy w Niemczech nie obowiązują. Albowiem w Niemczech to Niemcy są "uber alles", a nie jakiekolwiek unie czy instytucje międzynarodowe. I nikomu tam do głowy nie przyjdzie, że jak Niemcy odmówią podpisania czegoś, to to "wstyd". I to jeszcze "wielki". Ale Niemcy to przecież - że użyję takiej metafory - Biali Ludzie. A my jesteśmy głupie Murzyny, to znaczy, za takich się uważamy. I tu dochodzimy do tego, co "po pierwsze". Mniejsza z tym, że argument, jakim uzasadnił prezydent ratyfikowanie głupiego i szkodliwego dla Polski aktu prawnego, nie wytrzymuje konfrontacji z faktami - przeciwnie, kraje najbardziej znaczące odłożyły ten ideologiczny manifest ad acta i ratyfikować go nie zamierzają. Ale taka wypowiedź głowy państwa - to po prostu... Tak, zacytuję tu słowo, które niechcący wprowadził do debaty publicznej były szef MSZ Radosław Sikorski: takie słowa prezydenta to kwintesencja "murzyńskości". Nie mamy własnego rozumu i nie chcemy go mieć, nie zastanawiamy się, czy to mądre, czy to nam potrzebne. Uznajemy swą niższość i przyrodzoną głupotę, i wiemy, że jedyną drogą awansu jest dla nas gorliwe naśladowanie Bwana Kubwa, który rozdaje szklane paciorki. Jak Bwana Kubwa mówić, że gender być nowocześnie, my musieć być gender też. Bo wstyd. Tu można już tylko zakląć i zadać retoryczne pytanie, czy w kraju, który wydał kiedyś Dmowskiego i Piłsudskiego, Kościuszkę i księcia Poniatowskiego, a całkiem niedawno Jana Pawła II, nastąpiło już ostateczne zbydlęcenie i zatracenie elementarnej godności i dumy, już nie narodowej nawet, ale zwyczajnie - ludzkiej? I ewentualnie się pocieszyć odpowiedzią, że może nie w całym kraju, ale tylko w pewnej części elektoratu. Która jednak, niestety, okazuje się w tych wyborach ważna, i której władza z tego powodu szczególnie się chce podlizać. Całe szczęście, że na wyborach świat się nie kończy. A po wyborach Trybunał Konstytucyjny zapewne zgodzi się z argumentami prawników (wymienię tylko profesora Zolla, ale jest ich znacznie więcej), którzy od początku wskazywali sprzeczności pomiędzy konwencją a polską konstytucją, i, daj Boże, zostanie ten prawny bubel wraz z podpisem złożonym pod nim przez Bronisława Komorowskiego posłany do kosza. Wniosek do Trybunału, jak wiem, jest już pisany. Ale wywietrzenie niewolniczego, kolonialnego smrodku, który się przy okazji konwencji rozszedł, to osobna praca do wykonania. Rafał Ziemkiewicz

Wracamy do „atmosfery zadumy” Chociaż to już początek kwietnia, Labrador, a przynajmniej ta jego część, nad którą przelatuje samolot zmierzający z Monachium do Montrealu, jeszcze pokryta jest płatami śniegu – bo tyle można dostrzec z przelotowej wysokości 12 kilometrów. Im bliżej do Montrealu, tym śniegu coraz mniej i przynajmniej w tym sensie Kanada jest podobna do Polski, w której – jak to przenikliwie zauważył red. Wasilewski – za Gomułki było więcej śniegu, niż za Gierka. No a teraz to już zupełna katastrofa; śniegu tyle, co na lekarstwo, za co odpowiedzialność ponosi niewątpliwie premierzyca Ewa Kopacz ze stronnictwem „psiapsiółek”. Oczywiście te „psiapsiółki” to nie żadne stronnictwo z prawdziwego zdarzenia. Z prawdziwego zdarzenia to mamy w naszym nieszczęśliwym kraju Stronnictwo Ruskie, Stronnictwo Pruskie i Stronnictwo Amerykańsko- Żydowskie, do których w swoim czasie przewerbowali się naczelnicy ubeckich dynastii, a ich liczne i wpływowe potomstwo te wszystkie zależności kontynuuje. Nie jest to sprawa prosta zwłaszcza w sytuacji, gdy niemiecka razwiedka rozpoczęła właśnie grę operacyjną, w której rolę detonatora pełni książka pana red. Jurgena Rotha. Pan red. Roth, dziennikarz śledczy, co to z niejednego komina wygartywał, sugeruje, iż katastrofa smoleńska była następstwem zamachu z udziałem ruskiej FSB – ale wygląda na to, że inicjatywa wyszła od tubylczej razwiedki. To się nawet komponuje z moją ulubioną teorią spiskową, według której – zakładając, że ludzie, a zwłaszcza zimny ruski czekista Putin – zachowują się racjonalnie – Rosjanie 10 kwietnia 2010 roku nie mieli już żadnego interesu w zabijaniu prezydenta Kaczyńskiego na swoim terenie i w sposób ściągający na nich podejrzenia, bo prezydenta Kaczyńskiego zneutralizował kilka miesięcy wcześniej prezydent Obama, swoim „resetem” z 17 września 2009 roku likwidując mu „politykę jagiellońską”, przez Pierwszego Cadyka III Rzeczypospolitej pana Aleksandra Smolara nazwaną „postjagiellońskimi mrzonkami”. Oczywiście na tamtym etapie, bo teraz mamy etap inny i właśnie prezydent Komorowski, co to na tamtym etapie zasłynął bon-motem „jaki prezydent – taki zamach”, złożył „niezapowiedzianą wizytę” na Wawelu, a konkretnie – przy sarkofagu prezydenta Kaczyńskiego i jego małżonki. Na tym etapie bowiem jest rozkaz, że mamy powrócić do „atmosfery zadumy” z pierwszych dni po katastrofie, kiedy to nawet resortowa „Stokrotka” spłakała się z żałości w rozmowie z nieutuloną w żalu Jolantą Kwaśniewską, a nawet i redaktor Lis pokazywał się przez kilka dni z zapuchniętą od płaczu twarzą – oczywiście do momentu, gdy padł rozkaz, by skończyć z tą całą żałobą. Wtedy, jak pamiętamy, pan Dominik Taras pełniący obowiązki kuchcika, „skrzyknął” na Krakowskie Przedmieście osobników ze złotymi łańcuchami z tombaku na byczych karczychach, którzy starszym paniom propnowali, by pokazały im „cycki”, co tak się spodobało funkcjonariuszom „Gazety Wyborczej”, że aż rozpisywali się o „ożywczych powiewach”. Dzisiaj jednak jest rozkaz zadumy, toteż pan Jarosław Kurski w żydowskiej gazecie dla Polaków ćwierka z całkiem innego klucza – że zginęła „elita narodu”. No proszę – wystarczył sygnał o grze operacyjnej podjętej przez niemiecką razwiedkę, by instynkt samozachowawczy podsunął tubylczej soldatesce, która niewątpliwie miała motyw, by zamordować prezydenta Kaczyńskiego by wrócić do „atmosfery zadumy”, komponującej się wszak ze „zgodą z bezpieczeństwem” - hasłem zasuflowanym prezydentu Komorowskiemu. Wydaje się, że prezydent Komorowski nie ma innego wyjścia, kiedy okazało się, iż konfrontacja na SKOK-i działa obosiecznie i dalsze rozgrzebywanie sprawy może doprowadzić do sytuacji, gdy oskarżyciele złapią się za własną rękę. Dlatego też sprawa SKOK-ów jak na komendę zniknęła z mediów głównego nurtu i to zarówno tych niezależnych, co to skaczą z gałęzi na gałąź przed panem redaktorem Adamem Michnikiem, jak i tych niepokornych, co też skaczą z gałęzi na gałąź przed Adamem, tyle, że Lipińskim. W tej przynajmniej kwestii przywrócona została moc obowiązująca zasady „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”, a być może również we wszystkich innych kwestiach też – bo wiadomo, że jak „mociumpanie z nami zgoda – to Bóg wtedy rękę poda”. Toteż wprawdzie pan prokurator Andrzej Seremet, który jakoś sczerniał, ale dlaczegoś wcale nie wyszlachetniał twierdzi, że oto „mamy do czynienia z pierwszym w historii zamachem, na który nie ma dowodów”, ale skąd on ma mieć te dowody, skoro wszystkie są w rękach Rosjan? Wprawdzie pan minister Schetyna deklaruje, że „nadal” będzie się domagał ich zwrotu, ale nie trzeba być specjalnie przewidującym, by wiedzieć, że Rosjanie „nadal” będą tego zwrotu odmawiali. W tej sytuacji pan prokurator Seremet zachowuje się podobnie, jak ten mąż z anegdoty, co to zastawszy żonę w sytuacji wskazującej na zdradę, energicznie poszukuje gacha, trzaskając kolejnymi drzwiami – aż wreszcie znajduje go w szafie, jednak z rewolwerem w dłoni. Zatrzaskuje więc i te drzwi z okrzykiem: „i tu go nie ma!” Ponieważ tubylcza razwiedka nie wie, czy Niemcy wytrwają w strategicznym partnerstwie z Rosją, czy nie – bo jak wytrwają, to nikt nie może zagwarantować, że pan Roth napisze następną książkę w której poda nazwiska, adresy, kontakty, a nawet bliskie spotkania III stopnia, więc na wszelki wypadek każe zwierać szeregi i pośladki. Oto nawet IPN umorzył energiczne śledztwo w sprawie preparowania przez SB dokumentów świadczących o tajnym współpracownictwie Lecha Wałęsy z bezpieką z powodu przedawnienia karalności takich czynów, a niezawisły sąd w Przemyślu oddalił pozew Małgorzaty Marenin z dziwnie osobliwej trzódki biłgorajskiego filozofa przeciwko JE arcybiskupowi Józefowi Michalikowi. Okazało się, że Ekscelencja wcale nie wypowiedział słów, które przypisała mu pani Marenin. Czyż trzeba nam lepszej ilustracji, że jak zgoda, to i Bóg wtedy rękę poda? Oczywiście dopóki nie zmieni się etap, bo jak zmieni się etap, to będą obowiązywały inne mądrości, niż teraz, gdy padł rozkaz zgody i zadumy. Tak to sobie w nocy rozbieram z uwagą w Montrealu, skąd już niedługo wyruszę na zachód, w głąb Kanady, aż do Vancouver. Ciekawe w którym momencie zmieni się etap i zalecane mądrości – bo trudno się spodziewać, by bezpieczniackie watahy zwłaszcza poddawane tak silnej presji zewnętrznej, długo wytrwały w zgodzie i zadumie. Stanisław Michalkiewicz

18 kwietnia 2015 Pakiet onkologiczny zdezorganizował system ochrony zdrowia

1. Takim stwierdzeniem rozpoczął wczorajszą konferencję prasową Maciej Hamankiewicz, po złożeniu przez Naczelną Radę Lekarską (największy w Polsce samorząd lekarzy) wniosku do Trybunału Konstytucyjnego o niezgodności z Konstytucją RP niektórych rozwiązań tzw. pakietu onkologicznego. NRL po otrzymaniu zamówionego przez siebie raportu dotyczącego tzw. pakietu onkologicznego, wykonanego przez zewnętrzną firmę zajmującą się audytem zdecydował jednogłośnie o złożeniu w TK wniosku o jego niezgodności z Konstytucją ale tylko w zakresie przepisów ustawy dotyczącej wykonywania zawodu lekarza (NRL ma tylko takie uprawnienia). Jednocześnie NRL przesłał wspomniany raport do Rzecznika Praw Obywatelskich (RPO) i zwrócił się do niego o zaskarżenie przepisów pakietu, które łamią jego zdaniem prawa pacjentów, a także placówek świadczących usługi zdrowotne (szpitali i przychodni).

2. Według NRL pakiet różnicuje uprawnienia lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) i ambulatoryjnej opieki specjalistycznej (AOS), bowiem ci pierwsi mogą wystawić tzw. zieloną kartę pacjentowi z podejrzeniem choroby nowotworowej, ci drudzy dopiero, gdy tę chorobę u pacjenta potwierdzą. Pacjenci u których lekarze AOS podejrzewają chorobę nowotworową, aby otrzymać tzw. zieloną kartę, muszą więc wrócić do lekarza POZ, co wydłuża okres oczekiwania na diagnozę i zmniejsza szanse wleczenia pacjenta. Ponadto NRL podnosi w swojej skardze, że o ile rzeczywiście skrócił się czas oczekiwania pacjentów posiadających tzw. zieloną kartę na badania diagnostyczne, to jednocześnie znacząco wydłużyły się kolejki pacjentów do lekarzy POZ, co z kolei może być ich zdaniem spowodowane wprowadzeniem skierowań do dermatologa i okulisty (wcześniej skierowania do tych specjalistów nie obowiązywały).

3. Ponadto NRL ale już poza wnioskiem do TK podkreśla, że pakiet onkologiczny zamiast poprawić finansowanie ochrony zdrowia tak naprawdę pogorszył sytuację świadczących usługi zdrowotne, ponieważ preferencje dla nowych pacjentów onkologicznych, oznaczają pogorszenie finansowania pacjentów obecnie leczonych na choroby nowotworowe (ci tzw. zielonych kart nie mają) ale także pozostałych chorych. Bowiem wielkość środków kierowanych przez NFZ w 2015 roku na leczenie chorych lekko wzrosła tylko w POZ-tech, natomiast w ambulatoryjnej opiece zdrowotnej (AOS) i zamkniętej opiece zdrowotnej (szpitalach zarówno ogólnych jak i specjalistycznych), nie tylko nie wzrosła ale jest wręcz niższa niż w roku 2014. Wreszcie NRL zwraca uwagę, że po wprowadzeniu tzw. pakietu onkologicznego w placówkach ochrony zdrowia mamy aż 3 rodzaje kolejek: pacjenci z tzw. zielonymi kartami, pacjenci z chorobami onkologicznymi, których diagnozowanie i leczenie rozpoczęło się przed 1 stycznia 2015 roku, wreszcie trzecia kolejka to pacjenci z pozostałymi rodzajami schorzeń. Wszystko to znacząco powiększa zbiurokratyzowanie systemu ochrony zdrowia i pogłębia jego dezorganizację (na wypełnienie tzw. zielonej karty lekarz musi poświęcić dodatkowo około 1 godziny, a tylko szczegółowo prowadzona dokumentacja chorego onkologicznego może być podstawą refundacji wydatków przez NFZ).

4. NRL przypomina przy tej okazji, że wielokrotnie zwracało się do premier Kopacz i ministra Arłukowicza na jesieni poprzedniego roku o przeprowadzenie pilotażu programu tzw. zielonej karty w jednym województwie i dopiero po analizie mocnych i słabych stron jego stron i wprowadzeniu poprawek wprowadzenie go na terenie całego kraju.

Niestety te propozycje zostały odrzucone i w tej sytuacji jak to określa NRL „eksperyment” z zieloną kartą jest prowadzony na żywym organizmie 38 milionów Polaków. Lekarze przez 3 miesiące jego funkcjonowania zaproponowali aż kilkaset zmian, minister Arłukowicz zaś chcąc zapobiec złożeniu przez NRL wniosku do TK, łaskawie na konferencji prasowej zapowiedział wprowadzenie zaledwie kilku z nich. Kuźmiuk

W tym liście, ponoć bijącym rekordy popularności:

http://www.polishexpress.co.uk/dlaczego-nie-wroce-szczery-…/, zawarty jest zwrot:

"III Rzeczpospolita, która okupuje Polskę"....

Otóż jest to zwrot właściwy. Gdyby Polskę najechało 630.000 urzędników niemieckich albo rosyjskich - mówilibyśmy o niesamowicie wręcz uciążliwej okupacji. Tymczasem narodowość okupantów jest BEZ ZNACZENIA - podobnie jak bez znaczenia było, czy królem Polski był Litwin, Węgier czy Polak; czy załoga Auschwitz czy Gułagu składałaby się z Niemców, Rosjan, Szwedów, Kałmuków czy Polaków. Powiem więcej: prześladowanie przez rodaków boli bardziej!

Ważne jest to, że żyjemy w socjaliźmie - czyli w ustroju niewolniczym (Autor naiwnie pisze: " brakowało mi choć grama szacunku mojego mojego państwa do mnie" - a skąd niby nadzorca ma mieć szacunek dla niewolnika???). Autor listu wybrał pracę u zapewne Anglika - i czuje się lepiej, niż pracując u Polaka. Nie dlatego, że Anglicy są lepsi od Polaków - lecz dlatego, że ustrój tam jest (nieco...) lepszy.

Dzisiejsi Właściciele III Rzeczypospolitej piszą (jak ostatnio WCzc.Jarosław Kaczyński (PiS, W-wa : http://wiadomosci.onet.pl/…/kaczynski-o-szkodliwosci…/bbcszv ),

że próba obalenia tego niewolniczego ustroju to "księżycowa idea" (i dodają trochę inwektyw). A ja mówię: XVIII Wiek skończył się w 1815 (Kongres Wiedeński), Piękny XIX Wiek skończył się w 1914 z wybuchem Wojny Światowej - a teraz właśnie kończy się Przeklęty XX Wiek - wiek Oświęcimia, wiek rządów klasy robotniczej, wiek Kołymy, wiek równouprawnienia kobiet, wiek palenia ludźmi w lokomotywach, wiek przymusowych emerytur, wiek związków zawodowych, wiek demokracji, wiek reżymowego przymusowego wykształcenia... Miejsce Kaczyńskich, Tusków, Millerów, Piechocińskich i innych takich jest - po wytarzaniu w smole i w pierzu - w MUZEUM. Możemy już zacząć je budować. W sprawie poprzedniego postu, o liście emigranta: oczywiście, że narodowość rządzących jest bez znaczenia: Stefan Batory i Władysław Jagiełło byli dobrymi królami Polski - a np.Michał Korybut Wiśniowiecki czy Stanisław August Poniatowski - złymi. Podatek dochodowy jest dokładnie tak samo zły, gdy nałoży go Sejm, jak i gdyby nałożyła go Rada Europejska. JKM

Po wygranej Komorowski skłoni PiS do usunięcia Kaczyńskiego? Profesor Andrzej Nowak „Główna partia opozycyjna, z którą ja i wielu z nas wiążę nadzieje na przełom w nadchodzącym roku, mam wrażenie jest znużona i w pewnym stopniu przyzwyczajona do funkcjonowania w ramach wiecznej opozycji. Niestety odnoszę wrażenie, że wielu z członków PiS zostało wytresowanych przez ten system, w którym wolno pozostawać opozycji w swoim bezpiecznym getcie, w którym poza okresem wyborczym, kiedy ataki partii rządzącej są zaciekłe, jest wystarczający spokój aby te diety poselskie pobierać „...”Mamy powody nie tyle co do optymizmu, lecz do tego aby nie załamywać rąk. Powstaje silny nurt antyszkoły oficjalnej narracji mającej oduczyć Polaków bycia obywatelami.Mamy do czynienia z różnymi działaniami i inicjatywami, które starają się naszą wspólnotowość ratować. ….(więcej )
„Rafał Chwedoruk, politolog. „..”"Plus Minus": Jest jesień, tydzień po wyborach, w których lekko zwyciężył PiS.To prawdopodobne.Załóżmy, że to od Leszka Millera zależy, kto zostanie premierem.Jeśli będzie się kierował długofalowym interesem lewicy, to powinien wejść w koalicję z Prawem i Sprawiedliwością.”...”Platforma sprawuje władzę niemal na wszystkich szczeblach, i to od wielu lat. To buduje nie tylko zasoby ludzkie czy materialne, ale też daje prestiż. W dodatku PO to partia elit nie tylko biznesowych, ale również opiniotwórczych, elit kultury, co widać szczególnie mocno w komitetach honorowych. „...”Ale Platforma nie jest tylko partią ludzi zamożnych – jako taka w biednym kraju szybko by zniknęła. To partia elit społecznych. „...”Te zasoby Platformy to stanowiska, jakie może rozdać, zaprzyjaźnione media...I możliwość nagłaśniania poglądów, które są jej bliskie. To wszystko pokazuje skalę strategicznej przewagi Platformy nad PiS i lewicą.”...”Otóż zwycięstwo Bronisława Komorowskiego, zwłaszcza wyraźne, wzmocni jego stronników w PO, przez co zyskają oni wpływ na obsadzanie list wyborczych. I po wyborach parlamentarnych przystąpią do przebudowy sceny politycznej. „...”Sytuacja nadzwyczajna: niebezpieczeństwo na Wschodzie i kryzys gospodarczy na Zachodzie, upoważni ich do sformułowania oferty pod adresem polityków PiS. „...”Mogłaby to być jakaś forma wciągnięcia ich do rządzenia albo zostawienia im roli konstruktywnej opozycji. A konstruktywną opozycją nie jest się za darmo, opłaciłoby im się. Cena? Pociąg do Sulejówka dla Jarosława Kaczyńskiego. „...”Przypominam, że byłby to PiS konstruktywny, elastyczny, taki PiS po transformacji, partia mainstreamowa... „...”I grupą pragmatycznych polityków w kierownictwie. „...”To się nie może udać. Komorowski budzi w wyborcach PiS fatalne emocje.Przecież tego typu oferty nie musi formułować sam prezydent! Do meblowania sceny politycznej mogliby się wziąć jego stronnicy. Ale czym byliby kuszeni politycy PiS?Kto wie, może pojawi się oferta jednomandatowych okręgów wyborczych i utrwalenia systemu dwupartyjnego? To naprawdę kusząca perspektywa, bo dawałaby gwarancję funkcjonowania w polityce przez wiele lat.”...”ego wiara w okręgi jednomandatowe jest trochę metafizyczna. Z wielką uwagą słucham Pawła Kukiza, ponieważ nie ma takiej orientacji politycznej, chyba poza PSL, której by w ciągu ostatnich 25 lat nie poparł. Słucham go z tym większą uwagą, że nie każdy z niezależnych i antysystemowych kandydatów prywatnie spotykał się z najważniejszymi politykami Platformy Obywatelskiej i nie każdy z antysystemowych polityków ma poglądy takie same jak Platforma Obywatelska. „...”Ale jest w Kukizie coś, co na ludzi działa. Odkąd odcięto od telewizji Korwin-Mikkego, znalazło się miejsce dla niego...Właśnie! Przecież to stary mechanizm. Kiedy PiS utrwalił swoje istnienie, to nagle pojawiły się PJN i Solidarna Polska, a na rubieżach Ruch Narodowy. Gdy zaś Napieralski dostał 14 proc. głosów, a SLD umocnił swoją pozycję w samorządach, to deus ex machina znalazł się jako polityk lewicowy Janusz Palikot. Teraz mamy to samo – reaktywacja Janusza Korwin-Mikkego została dostrzeżona i zjawił się Paweł Kukiz.”...”Myśli pan, że Kukiz powstał jak Palikot – wypuszczony przez Platformę, by kłusował?Nie wiem, jak powstał, widzę, jakie są skutki.Kukiz stworzy partię i wejdzie do Sejmu?Jeśli przekroczy 5 proc. w tych wyborach, to pewnie powstanie pod jego szyldem prawicowa wersja Ruchu Palikota.”...”To o co właściwie walczy Duda?Głównie o pozycję PiS w wyborach parlamentarnych, ale pamiętajmy też o konstelacjach personalnych. Jeśli Duda w drugiej turze uzyska powyżej 40 proc., to stanie się naturalnym sukcesorem Kaczyńskiego. Gra idzie więc o całkiem wysoką stawkę.
—rozmawiał Robert Mazurek”...(źródło)
Jarosław Gowin: Szanse Andrzeja Dudy są coraz większe, a koalicjantem zjednoczonej prawicy w Sejmie będzie partia Kukiza. „Mam poczucie, że idzie przełom!”.....”Gdy spotykam się z ludźmi, to mam poczucie, że idzie przełom. Panuje przekonanie, że ta ekipa się wyczerpała, a zjednoczona prawica naprawdę może rządzić! „...”W tych sondażach nie jest uwzględniona partia naszego przyszłego koalicjanta - Pawła Kukiza. To może być czarny koń wyborów, on już dziś śmiało wkracza na podium. (…) Gdy przekroczy 5% w wyborach prezydenckich, to jego „pospolite ruszenie” i cała obywatelska armia weźmie szturmem parlament i stanie się dla nas partnerem „...”Na początku myślałem, że wielkim sukcesem będzie wejście Andrzeja Dudy do II tury. Dziś sytuacja jest dużo, dużo lepsza - duża w tym zasługa Dudy i jego sztabu. Ale to nie tylko zadanie dla Andrzeja Dudy - musimy się otwierać szerzej, to nie może być tylko koalicja czterech partii centroprawicowych „...”To charakterystyczne, że po tej fali euforii na twarzach polityków Platformy, że udało się ustrzelić Andrzeja Dudę, pojawiło się zafrasowanie. Rykoszetem uderzono w prezydenta Komorowskiego. (…) Jeżeli by się potwierdziły informacje, że jeden z synów Komorowskiego jest prokurentem firmy oskarżonego o przestępstwa w SKOK Wołomin, to byłoby to nowe światło w tej aferze  „...(więcej )
Gowin mówi w wywiadzie........o koalicji Korwina Mikke , narodowców i Kukiza , którzy według niego razem mogą przekroczyć 5 procent głosów . Taka koalicja według niego spędza sen z oczy Platformy i lewactwa, ponieważ ta koalicja weszłaby w koalicję parlamentarną i rządowa z Kaczyńskim. ...(więcej ) 
Profesor Andrzej Nowak List na Konwencję Andrzeja Dudy „...”Wysoki i bardzo przeze mnie szanowany przedstawiciel Prawa i Sprawiedliwości zaprosił mnie we wtorek na sobotnią konwencję, która ma zainaugurować oficjalnie kampanię prezydencką dr. Andrzeja Dudy. W czwartek zadzwonił do mnie jeszcze wyższy (może nie wzrostem, ale znaczeniem) i równie przeze mnie szanowany przedstawiciel PiS i ponowił zaproszenie, prosząc o powiedzenie na konwencji kilku zdań. Ponieważ musiałem odmówić ze względu na chorobę, chciałem tutaj tych „kilka zdań” przedstawić, z nadzieją, że dotrą być może do części chociaż zgromadzonych na konwencji osób i tych także, którzy będą ją oglądali za pośrednictwem mediów. Tegoroczne wybory to jest walka na śmierć i życie. Nie dla Polski, bo Polska przetrwa, choć z ogromnymi, niepotrzebnymi stratami, jakie przynosi każdy dzień rządów najgorszej na pewno władzy w historii III RP. To jest walka na śmierć i życie dla Prawa i Sprawiedliwości. Partia, z którą politycznie sympatyzuję od jej początku i z którą, jak miliony innych wyborców łączyły mnie i łączą nadzieje na odnowienie Rzeczpospolitej, jest od ośmiu lat największą siłą opozycji. Gdyby teraz okazała się nie zdolna do odebrania władzy tym, którzy Rzeczpospolitą niszczą, to znaczyłoby, że przestała być dobrym narzędziem w służbie Polsce. Polacy będą musieli poszukać innego, a raczej stworzyć inne. Bo tych rządów, które wygnały miliony młodych ludzi z kraju w poszukiwaniu pracy, miliony innych skazują na brak jakichkolwiek perspektyw godnego życia, rządów, które zlikwidowały całe, ostatnie gałęzie przemysłu, zdewastowały polską naukę, pielęgnują zapaść polskiego szkolnictwa i kultury, a całą swoją skuteczność wyborczą opierają na straszeniu jednej połowy obywateli drugą – tych rządów nie możemy dłużej znosić. Ale, być może, będziemy musieli, jeśli Prawo i Sprawiedliwość nie zmobilizuje się w takim stopniu, by wygrać wybory, zarówno prezydenckie jak i parlamentarne, razem, jedne i drugie, dla Polski. Nie będzie żadnym sukcesem „druga tura”, nie będzie żadnym sukcesem potem zdobycie kilkunastu czy kilkudziesięciu mandatów więcej w wyborach parlamentarnych. Nie sukcesem Prawa i Sprawiedliwości, ale po prostu elementarnym obowiązkiem głównej siły opozycyjnej wobec obywateli, wobec Rzeczpospolitej, jest wygrać te wybory, przywrócić nadzieję na skuteczność demokracji. Po doświadczeniu ostatnich wyborów samorządowych będzie to na pewno trudne. Jeśli i w tych, prezydenckich i parlamentarnych, nie uda się dopilnować ich uczciwego przebiegu, a wcześniej przekonać Polaków, że warto dać jeszcze jedną szansę procesowi wyborczemu i oddać głos na dobry program, na mądrych, uczciwych, godnych kandydatów – wtedy odwrócimy się nie od PiS tylko, ale zapewne także od demokracji. To jest, naprawdę, ostatnia szansa. 10 lat temu Prawo i Sprawiedliwość pokazało, że może wygrać wybory. Jak dzisiaj tego dokonać? Oczywiście nie jestem „fachowcem” od wygrywania wyborów. Tacy skupiają się dzisiaj wokół pani premier Ewy Kopacz i pana prezydenta Bronisława Komorowskiego. Ale jako obywatel, poproszony o zabranie głosu na konwencji wyborczej kandydata opozycji, pozwalam sobie jednak na kilka uwag. Po pierwsze, raz jeszcze podkreślę, trzeba wybory prezydenckie i parlamentarne traktować jako jedną, nierozdzielną sprawę. Pan dr Andrzej Duda może wykorzystać wszystkie swoje atuty człowieka młodego i doświadczonego jednocześnie w pracy politycznej, znakomicie wykształconego i skromnego zarazem, atuty najlepszego niewątpliwie w tych wyborach kandydata na urząd Prezydenta RP – i może te wybory przegrać. Dlaczego? Jak cień będzie szła za nim w propagandzie obozu strachu teza, że okaże się tylko marionetką w rękach „straszliwego demiurga”, który wróci na scenę w wyborach parlamentarnych w całej swej grozie. Jakkolwiek prezes Jarosław Kaczyński będzie się chował teraz, w czasie tej kampanii, to będzie nieuchronnie pojawiało się to pytanie: co dalej, jesienią? Prezydent Duda ma utorować drogę premierowi Kaczyńskiemu, powrotowi do „straszliwej IV RP”… Powrotu nie ma. Trzeba przekonać wyborców, że prezydent Duda symbolizuje szansę na nową wiosnę dla Polski. Obok niego warto już teraz, ośmielę się powiedzieć, wskazać nowego kandydata do roli premiera. Nie zostawionego tak haniebnie nad „odstrzał:”, jak to zrobiono ze znakomitą, merytoryczną kandydaturą profesora Piotra Glińskiego, i nie wybranego z tak fatalnym skutkiem przypadkowego „zastępcy”, jak to miało miejsce w przypadku pana Kazimierza Marcinkiewicza 10 lat temu. Nie, chodzi o wskazanie drugiej młodej twarzy wykształconego Polaka, który rozumie doskonale potrzeby swojej Ojczyzny i czuje się jednocześnie swobodnie w Europie, gotów ją także zmieniać na lepsze. Chodzi o przekonanie wyborców, że opozycja ma realną propozycję zmiany, nie powrotu. Wiem, śmieszne jest fetyszyzowanie zmiany, jakie osiągnęło apogeum myślowej pustki w kampanii amerykańskiego prezydenta przed kilku laty. Zmiana jest jednak naprawdę bardzo potrzebna i jest na pewno nośnym hasłem po ośmiu latach pogrążania się w bagnie pod dyktando tych samych wciąż, wytartych już do ostatecznego obrzydzenia twarzy PO-PSL-TVN. Opozycja musi pokazać nową twarz. Nie samego kandydata na prezydenta. Także kandydata na premiera. Jeśli chcemy wygrać te wybory dla Polski, wydaje mi się, że powinniśmy poważnie i szybko zarazem rozważyć taką potrzebę. Wiem, prezes Jarosław Kaczyński, wyrastający swoimi kwalifikacjami, przede wszystkim swoją polityczną mądrością o głowę ponad ogromną większość dzisiejszych polityków w Polsce, deklarował kilkakrotnie wolę dokończenia tej misji rządowej, którą przerwały przedterminowe, fatalne wybory 2007 roku. Ale dziś mamy rok 2015. Kiedy zacznie funkcjonować nowy rząd po wyborach parlamentarnych, na progu roku 2016, proszę wybaczyć tę uwagę, prezes Jarosław Kaczyński będzie miał 67 lat. Tyle ile miał Marszałek Piłsudski w chwili śmierci. Roman Dmowski był w tym wieku już od kilku lat faktycznym emerytem politycznym. Pamiętam, z rozmów, jaki kilkukrotnie miałem zaszczyt prowadzić z premierem Kaczyńskim, że przywołuje on wspaniałe przykłady prezydenta Charlesa de Gaulle’a, premierów brytyjskich Winstona Churchilla i Harolda MacMillana, którzy swoje kariery polityczne wieńczyli sprawowaniem najwyższych urzędów w dojrzałym bardzo wieku. I z pewnością prezes Kaczyński ma te siły, które pozwolą mu kierować jeszcze długie lata Prawem i Sprawiedliwością. Zapewnić zwycięstwo tej sile, którą zbudował, a raczej – powtórzmy – za pomocą tej siły zapewnić zwycięstwo Polsce: to jest, to powinien być cel najambitniejszy wielkiego polityka. W imię tego celu warto zastanowić się co do niego prowadzi, a co może przeszkodzić w jego osiągnięciu. Nad tym powinien zastanowić się każdy z posłów i senatorów, każdy z radnych Prawa i Sprawiedliwości, każdy kto sprawuje urząd zaufania publicznego  z wyboru, przez głos oddany za zmianą obecnego układu władzy. Celem nie może być własna reelekcja. Celem nie może być własna autopromocja, a już zwłaszcza w roli „maskotki” programów redaktor Olejnik. Celem musi być zdecydowane zwycięstwo całej formacji, porwanie wyborców do tego zwycięstwa. Trzeba ich, to jest nas przekonać, że główna siła opozycyjna ma dość znakomicie przygotowanych, kompetentnych osób, by przejąć odpowiedzialność za państwo, by je naprawić, wyprowadzić z kryzysu, w każdej dziedzinie. Nie wiem, czy obecny skład PiS do tego wystarczy. Wydaje mi się oczywista potrzeba otwarcia, już w tej pierwszej, prezydenckiej kampanii, na nowych ludzi, fachowców z naszych znakomitych kadr inżynierskich, reprezentantów polskiej przedsiębiorczości, przedstawicieli środowisk akademickich (dlaczego tak mało wykorzystuje się potencjał, jakiego przykładem może być choćby tak prężny Akademicki Komitet Obywatelski im. Profesora Lecha Kaczyńskiego?). Nie trzeba ich odpychać, w poczuciu zagrożenia własnego miejsca w strukturach i hierarchiach opozycji, trzeba szukać takich, jak najlepszych ludzi, którzy będą mogli, będą musieli wziąć na swe barki ciężar pokierowania sprawami państwa w tak licznych jego przejawach i departamentach. „Kadrówka” nie wygrała niepodległości dla Polski. Stała się skutecznym narzędziem walki o tę niepodległość, w decydującym momencie, 11 listopada 1918 roku, kiedy urosła do dziesiątków tysięcy ludzi POW, działaczy Komitetów Narodowych wszystkich szczebli, tysięcy ochotników polskości, różnych zresztą orientacji i przekonań politycznych. Teraz, 10 maja, a potem w wyborach parlamentarnych, gdzieś pewnie w listopadzie, 97 lat po tamtym, wspaniałym Listopadzie, potrzebować będziemy dziesiątków tysięcy tych, którzy dopilnują rzetelności wyborów, setek, a nawet tysięcy tych, którzy potrafili by przekonać nas, że będą dobrymi gospodarzami polskiego przemysłu, szkolnictwa, kultury, drogowej i kolejowej infrastruktury, służby zdrowia, polskich Sił Zbrojnych, a także, a może przede wszystkim, będą mądrymi prawodawcami, ograniczającymi liczbę absurdów prawnych, które hamują nasz rozwój. Kampania – a raczej obie kampanie razem połączone w spójnym programie działania – powinna być w pierwszej swej fazie czasem przyspieszonego, to prawda – czasu nie ma, opracowania nowego, konsultowanego teraz, w roku 2015 z wyborcami, programu naprawy Polski. Tylko przez włączenie nowych ludzi i środowisk do tworzenia takiego OBYWATELSKIEGO programu będzie można uzyskać efekt zainteresowania, także mediów (a inaczej niż w 2005 roku mamy już przecież, choć słabe, świadomie marginalizowane, media, które nie ograniczają się tylko do ogłupiającej propagandy) sprawami ważnymi dla Polski, dla przeciętnego Nowaka czy Kowalskiego. Konwencje w amerykańskim stylu, objazd wszystkich powiatów przez kandydata – to nie wystarczy, to tylko narzędzia, może zresztą nie najskuteczniejsze. Potrzebne jest, powtarzam, zdobywanie nowych ludzi, tysięcy współpracowników, a ostatecznie milionów nowych wyborców. Zdobywanie nie przez (spóźnione na ogół) reakcje na medialne pułapki zastawiane przez propagandystów obozu władzy, ale przez narzucanie własnej agendy pytań, problemów, wydarzeń, które odbić się mogą echem w całym kraju. Zdobywanie przez przykład odnowy także we własnych szeregach. Słyszy się tyle, na pewno słusznie, o dramatycznym problemie ograniczenia dotacji dla partii, co skutkuje umacnianiem obozu władzy, wspieranego przez pieniądze uzależnionego od niej biznesu. Pieniądze są na pewno potrzebne w kampanii, ale największe nawet pieniądze nie zastąpią zaufania. Może warto zastanowić się, czy drogą do odzyskania takiego zaufania po straszliwych stratach, jakie spowodowały ostentacyjnie nowobogackie zachowania niektórych posłów PiS, nie byłoby swoiste opodatkowanie na czas kampanii – od marca do listopada „dziesięcina” z poselskich, europoselskich, senatorskich, czy nawet radcowskich pensji i diet – na rzecz funduszu wyborczego? Nie wiem. Wiem na pewno, że trzeba o to zaufanie walczyć, że trzeba walczyć o porwanie wyobraźni, umysłów i emocji programem odnowienia wspólnego polskiego domu. Jeśli Prawo i Sprawiedliwość nie wygra tej walki w tegorocznych wyborach, rozegra się ona inaczej, już bez tej partii i może bez wyborów. Trzeba wygrać. Koniecznie. Cofać się nie ma dokąd. Przetrwać bez zwycięstwa nie można. „...(więcej )
Europoseł PiS Ryszard Czarnecki jest gotowy do udziału w wyborach prezydenckich. - Mój start jest bardzo prawdopodobny, jeśli partia podejmie taką decyzję - zadeklarował polityk.„...”Na antenie Radia Plus eurodeputowany znów poruszył kwestię prawyborów prezydenckich w PiS. Jak stwierdził, „nie ma żadnej wypowiedzi publicznej prezesa na ten temat, poza tą na konferencji gdy premier Kaczyński powiedział, że to ciekawy pomysł”.Polityk zapowiedział, że decyzję o tym czy takie prawybory się odbędą PiS podejmie po wyborach samorzadowych. Sam Czarnecki jest ich goracym zwolennikiem. Jako pierwszy zgłosił ten pomysł na łamach tygodnika „wSieci”. To według mnie okazja do pokazania alternatywy, programu PiS, okazja do pokazania osobowości. PiS jest bogaty ludźmi —argumentuje dziś polityk. Mój start w wyborach jest bardzo prawdopodobny, jeśli PiS podejmie taką decyzję. Jako zdyscyplinowany członek partii  się  podporządkuję „...”„Rz” informowała, że Jarosław Kaczyński, który długo rozważał pomysł przeprowadzenia prawyborów miał ostatnio zmienić zdanie w tej kwestii. Na posiedzeniu Komitetu Politycznego partii zapowiedział, że nazwisko kandydata wskaże sam.Czarnecki zaprzeczył też doniesieniom „Newsweeka”, jakoby Jarosław Kaczyński na tym samym posiedzeniu mówil  o swoim odejściu z partii, jeśli PiS przegra wybory parlamentarne. Według Czarneckiego takie słowa nie padły.Przynajmniej ja tego nie pamiętam, PiS wygra wybory, a nie przegra. Ja takich słów sobie nie przypominam. Prezes wedle mojej pamięci takiej kwestii nie poruszał, wierzy w zwycięstwo w wyborach samorządowych i parlamentarnych— mówił w Radiu Plus Czarnecki.„Rz” twierdzi jednak, że prezes PiS rzeczywiście mówił o swoim odejściu, ale w innym kontekście. Nie miała być to zapowiedź poddania się w razie porażki wyborczej, ale ostrzeżenie dla członków partii, że jeśli listy parlamentarne będą równie słabe, co te do sejmików wojewódzkich, to on zostawi partię i jej problemy.”. „...(więcej )
Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział, że jeśli jego partia przegra przyszłoroczne wybory parlamentarne, ustąpi ze stanowiska.Deklaracja ta padła na komitecie politycznym Prawa i Sprawiedliwości - informuje "Newsweek". Potwierdza ją trzech uczestników obrad.Podczas posiedzenia tego komitetu szef Prawa i Sprawiedliwości wygłosił mobilizujące przemówienie, w którym przedstawiał rosnące notowania Platformy Obywatelskiej, straszył jej rosnącą siłą i deklarował, że interesuje go tylko takie zwycięstwo, które da Prawu i Sprawiedliwości możliwość samodzielnego rządzenia.Zapowiedział też, że jeśli PiS nie wygra - nie będzie dłużej kierował partią. - Jeśli przegramy przyszłoroczne wybory, to ustąpię ze stanowiska - zapowiedział.Kaczyński poinformował również o decyzji w sprawie kandydatów w wyborach prezydenckich. Nie zostaną wybrani w wyniku prawyborów, które zdaniem prezesa powodują tylko niepotrzebne napięcia. Będą wyłonieni najprawdopodobniej tuż po wyborach samorządowych.W kuluarach wymienia się nazwiska pięciu możliwych kandydatów: prof. Andrzeja Nowaka, prof. Piotra Glińskiego, europosłów Andrzeja Dudę i Ryszarda Czarneckiego oraz twórcę SKOK, senatora Grzegorza Biereckiego.Jak pisze jutrzejszy "Newsweek", w Prawie i Sprawiedliwości niewiele osób wierzy w samodzielne zwycięstwo, a współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego widzą jego coraz słabszą pozycję i szykują się do walki o jego stołek.”....(więcej )
„Prezes PiS, Jarosław Kaczyński podejrzewa, że w jego partii szykowany jest spisek. Jak donosi "Newsweek" prezes uważa, że część polityków chce przejąć władzę w PiS. „...”"Newsweek „ twierdzi, że pierwszym krokiem 'spiskowców" ma być wystawienie kandydatury twórcy SKOK Grzegorza Biereckiego w prawyborach prezydenckich organizowanych przez PiS Tygodnik informuje, że w spisku mieliby uczestniczyć m.in. rzecznik PiS Adam Hofman, europoseł Ryszard Czarnecki. - Kto pierwszy zgłosił pomysł prawyborów? Ryszard Czarnecki. A kto go wspierał w kuluarach? Adam Hofman. To nie przypadek – zauważa jeden ze współpracowników Kaczyńskiego.Bierecki jednak zaprzecza jakoby miał startować w wyborach Tygodnik pisze, że drugim krokiem grupy miałoby być przejęcie kontroli nad finansami partii. Nieoficjalnie wiadomo, że PiS ma kłopot ze znalezieniem środków na nadchodzące wybory: samorządowe, prezydenckie i parlamentarne. Jednym z rozważanych rozwiązań jest zaciągnięcie kredytu. Oczywiście w SKOK-ach, gdzie jest już zadłużony sam prezes. „...(więcej 
kwiecień 2014 Staniszkis „Ale PiS, choć wysuwa się na czoło stawki, wciąż nie ma szans na władzę.”....”Kaczyński musi przełamać opór własnego aparatu. I własnych posłów bojących się konkurencji. To być może ostatnia szansa pokazania, że jest liderem -  „...(więcej )
04 czerwiec 2013 rok Wywiad z profesor Aleksandrem Smolarem „Konrad Piasecki: Pogodził się pan i oswoił z myślą, żePiS zmierza ku zwycięstwu i przejęciu władzy?Aleksander Smolar, politolog, szef Fundacji im. Batorego: Nie wiem, czy "pogodzenie się" jest dobrym słowem.Są duże szanse, że PiS wygra następne wyboryMnie się wydaje, że nie ma tu żadnej nieuchronności. Uważam zresztą, że są duże szanse, żePiS wygra następne wybory ze względu na obecną tendencję polityczną, ale nawet z tego wcale nie wynika, że PiS obejmie władzę.”....”Sytuacja polityczna też jest trudniejsza przez tą marginalną przewagę w Sejmie, która pozwala na istnienie tej większości, przy zagrożeniu ze strony Gowina i innych, którzy wyraźnie już stawiają na upadek Platformy. Oczywiście, to ogranicza pole manewru, ale ono istnieje. Ono może istnieć na dwóch planach: poprzez bezpośrednie zwrócenie się do społeczeństwa i presję na partie polityczne poprzez społeczeństwo, bądź też szukanie koalicjantów, nowych koalicjantów politycznych. Tu, w sposób oczywisty - bo zresztą widać, że premier o tym myśli - SLD i Miller to jest taki naturalny, możliwy przyszły koalicjant.„.....”Schetyna nie ma innej możliwości politycznego istnienia. On raczej próbuje zagwarantować dla siebie miejsce w Platformie i rangę, jaką zajmował. Ja myślę, że przede wszystkim to dotyczy tych paru osób, które związane są z Gowinem, ale to się może rozszerzyć. W sytuacjach schyłkowych nagle zawsze pojawiają się ci, którzy chcą sobie zabezpieczyć przyszłość i szukają gdzie indziej miejsca. „....”W tej chwili można powiedzieć, że mamy do czynienia z tendencją schyłkową, ale ona nie jest w żadnym wypadku nieuchronna. Niebezpieczeństwo jest podwójne: po pierwsze, że rzeczywiście nie będzie żadnej modyfikacji polityki i ta schyłkowa tendencja się tylko umocni. Druga, że psychologicznie społeczeństwo będzie przekonane, że to jest formacja już bez perspektyw i wobec tego przestanie wierzyć w Platformę. A polityka jest m.in. dziedziną samospełniających się proroctw. „ „..(więcej )
Ważne Rafał Chwedoruk „Otóż zwycięstwo Bronisława Komorowskiego, zwłaszcza wyraźne, wzmocni jego stronników w PO, przez co zyskają oni wpływ na obsadzanie list wyborczych. I po wyborach parlamentarnych przystąpią do przebudowy sceny politycznej. „...”Sytuacja nadzwyczajna: niebezpieczeństwo na Wschodzie i kryzys gospodarczy na Zachodzie, upoważni ich do sformułowania oferty pod adresem polityków PiS. „...”Mogłaby to być jakaś forma wciągnięcia ich do rządzenia albo zostawienia im roli konstruktywnej opozycji. A konstruktywną opozycją nie jest się za darmo, opłaciłoby im się. Cena? Pociąg do Sulejówka dla Jarosława Kaczyńskiego. „...”Przypominam, że byłby to PiS konstruktywny, elastyczny, taki PiS po transformacji, partia mainstreamowa... „...”I grupą pragmatycznych polityków w kierownictwie. „Paweł Chojecki „ Pierwszym wariantem jest droga wytyczona przez Aleksandra Smolara: Od razu po głosowaniu nad związkami partnerskimi pomyślałem, że Jarosław Gowin może być przyszłym przywódcą zmodernizowanego PiS-u. Jeżeli nastąpiłoby odejście, wymuszone czy dobrowolne, Kaczyńskiego. PiS-u poszerzonego o konserwatywną część Platformy.” „Wprost”, 25.02.Co ciekawe, Smolar nawet nie próbuje ukryć faktu, że Gowin jest w tej rozgrywce typowym figurantem:Nigdy nie myślałem o Gowinie jako o poważnym polityku, raczej był typem „gadułki”, ideologa, nie polityka. Jednak w pewnym momencie zaczął on używać języka, powiedziałbym, „pisowskiego”, twardego. I to mnie zastanowiło. Powiedział: „Nie dbam o literę prawa”. To było szokujące, że mówi tak minister sprawiedliwości, bo to znaczy: „Nie dbam o prawo”. Wtedy zaczął się posługiwać językiem konfrontacyjnym, językiem dla mnie „pisowskim”. Dla mnie to było odkrycie nowego, politycznego Gowina.” j.w. „.....”„…zauważalna przez Polaków zmiana w rządzie to byłby powrót do rządu Grzegorza Schetyny”. RMF FM, 18.05.2013 „......”Dla Tuska Gowin „prorokuje” z kolei karierę zagraniczną:„Donald Tusk cieszy się wyjątkowo dużym autorytetem za granicą, co jest jego ogromnym osiągnięciem. To jest też atut dla Polski. To musi być decyzja pana premiera, czy chce ten atut wykorzystać, na przykład startując do PE i następnie będąc jednym z naturalnych kandydatów do najwyższych funkcji w instytucjach unijnych (…).„...(więcej )
Mój komentarz Kiedy już zabraknie Kaczyńskiego nastąpi domknięcie systemu kolonialnego , ustabilizowanie ustroju socjalistycznego w Polsce W USA ,Niemczech, Francji nieważne kto wygra demokraci , czy republikanie , chadecja czy SPD i tak nadal postępuje homoseksualizacja społeczeństwa, pedofilizacja szkół ,walka z chrześcijaństwem , rozbijanie rodzin , tresowanie , „ niewolniczenie „ ludzi. Tam system jest już zamknięty. Politycy , parlamenty, prezydent , czy kanclerz maja gówno do gadania . Wykonują tylko wole rodzin lichwiarzy i oligarchów . Nie rządzą ,ale jedynie zarządzają I o doprowadzenie do takiej samej sytuacji chodzi w Polsce . A że będzie to po odsunięciu Kaczyńskiego dziecinnie łatwe najlepiej widać po wysoko postawionej wcześniej w PiS lewaczce Kluzik Rostkowskiej, która teraz gorliwie seksualizuje polskie dzieci i pierze im mózgi , renegacie Michale Kamińskim , Marcinkiewiczu itd.
Marek Mojsiewicz

Dekadencja fajności Subotnik Ziemkiewicza Biedny leming do niedawna dostawał przekaz spójny i jasny: jest dobrze! „Fajnie”! Odnieśliśmy historyczny sukces, modernizujemy się wedle sprawdzonych i nieomylnych wzorców unijnych, mamy Pendolino, Stadion Narodowy i uliczne maratony zupełnie jak na Zachodzie, mamy niewątpliwe sukcesy, w uznaniu których świat dopuszcza naszych najlepszych przedstawicieli do szalenie ważnych stanowisk – przewodniczącego europarlamentu, a nawet prezydenta całej Europy. Jesteśmy „na kursie i na ścieżce”, i nie mogą tego zmienić rozmaite „bolączki”, jak służba zdrowia, biurokracja i wysokie podatki. Może i rząd sobie nie do końca radzi, ale w ogólnym rachunku jesteśmy na plus, zresztą alternatywą byłyby rządy oszołomów, oznaczające cywilizacyjną katastrofę, wyrzucenie nas z Europy, zakręcenie kurka z dotacjami przez Niemców i wojnę z Ruskimi. Dla człowieka w moim wieku był to przedziwny powrót do „kraju lat dziecinnych” (bynajmniej nie wspominanego tak rzewnie, jak w wypadku wieszcza) czyli gierkowskiego picu. Wtedy właściwie wszystko było tak samo – byliśmy 10 największą gospodarką świata, pojawiła się coca cola, pepsi i fiaty, przyjechał do nas prezydent USA, i nie mieliśmy najmniejszych wątpliwości, że socjalizm jest jedynie słusznym kierunkiem, wybieranym także przez państwa zachodnie. I nie mogły tego zmienić pewne bolączki, odczuwane w życiu codziennym, wiadomo, że nie od razu realny socjalizm zbudowano.

Dziś różowy niegdyś jak majtki Barbie świat lemingów przypomina już raczej PRL lat osiemdziesiątych. Analogia nie jest oczywiście dokładna, nie było przecież stanu wojennego – chyba że za jego odpowiednik w sferze symbolicznej uznać cały zespół zachowań władzy i mediów po Tragedii Smoleńskiej, którego skutkiem było wykolejenie polskiej demokracji i stopniowe stworzenie tu państwa „demokracji ludowej” bez ideologii socjalistycznej. A więc z przewodnią rolą Partii, nomenklaturowo-sitwowym mechanizmem awansu i mediami skupionymi na warowaniu, by władza raz zdobyta nie została Partii odebrana nigdy, czyli głównie na propagandowym obrzydzaniu opozycji i chronieniu władzy przed wszelką krytyką wychodzącą poza – raz jeszcze trzeba użyć ulubionego słówka propagandy PRL – „bolączki”. Ale gdzieś po drodze, tak jak z „realnego socjalizmu”, wyparowała z tego systemu jakakolwiek legitymizująca go wiara i nadzieja. Pozostaje tylko strach przed zmianą. Stronnicy PO są dziś jak alkoholik w drugiej fazie – już mu picie nie tylko nie sprawia żadnej przyjemności, ale wręcz męczy. Dlaczego w takim razie pije? Jerzy Pilch, którego sobie nie cenię, ale w tej kwestii trudno mu odmówić kompetencji wyjaśniał to jednym słowem: strach. Coś strasznego, niepojętego („duszna atmosfera IV Rzeczpospolitej”) zbliża się, dopada, dławi, przeraża – i trzeba golnąć choćby salicylu czy denatury, broń Boże nie dlatego, że to smakuje, nie, odrzuca, ale trzeba, inaczej trup. Sondaże wskazujące na poparcie dla Bronisława Komorowskiego w granicach 40 – 45 procent mogą być odrobinę podfałszowane, ale raczej nie więcej, niż kilka punktów. Nawet z tą poprawką, powinien on mieć w kraju miliony zwolenników. A kto ich widział? Na przyjazd „bronkobusa” trzeba zganiać dzieci ze szkół, urzędników ratusza czy wręcz opłaconych statystów, albo, jak ostatnio w Lublinie, przychodzą tylko ci, którzy chcą „bredzisława” wyśmiać, wygwizdać i posłać do macania kur. „My, którzy pana popieramy” to pracownicy publicznych mediów, publicznych instytucji, ludzie w taki czy inny sposób materialnie zainteresowani trwaniem obecnego układu władzy. Reszta, nawet jak uważa go za mniejsze zło, woli się nie wychylać. No i, wracając do tego, zaczynają się w świat „Fajnej Polski” włamywać przekazy rozszczelniające go coraz bardziej. O tym, że państwo jest bandą złodziei, mówi nie „prawicowy” – a więc z zasady nieważny – dziennikarz w niszowym programie publicystycznym, ale nie kojarzona politycznie aktorka w lajfstajlowym „Świat Się Kręci”, gdzie wielokrotnie występowali rozmaici celebryci systemu czy animatorzy gejolesbijkich iwentów. Jej „opeer” PO i prezydenta trafia do tabloidów i na pudelka, gdzie pojawiają się tysiące lajków i komentarzy „brawo, święta prawda”. „Gazeta Wyborcza” czuje się w obowiązku zdezawuować chybioną – może właśnie dlatego, że chybiona – prowokację smoleńską Andrzeja Artymowicza z „piwkiem” i „zmieścisz się”, używając do tego Europejskiego Autorytetu (a Europejskie Autorytety są przecież dla elity III RP tym, kim dla jej dziadków byli „uczeni radzieccy”). Zresztą sama ta prowokacja, mimo najszczerszej antypisowskiej intencji, musiała leminga zdezorientować, bo przez pięć lat wierzył przecież, że wszystko jest wyjaśnione, i nagle od swoich – nie „pisowskich” – autorytetów dowiaduje się, że nie, że samych stenogramów jest ileś tam wersji i będą nowe. Na dodatek PO wyskakuje z inicjatywą zbudowania pomnika, który przez pięć lat twardo nazywały niepotrzebnym, bo już przecież jest – na Powązkach. Nie każdy zrozumiał, że była to tylko kolejna prowokacja, że wyznaczenie w trybie administracyjnej buty „ostatecznej” lokalizacji w ciasnym zaułku na uboczu miało dać propagandowe wyjście do kolejnej kampanii straszenia „pisowcami”, ustawionymi pomnikowym gambitem PO na pozycji agresywnych oszołomów odrzucających „wyciąganą do zgody” rękę. Wrażenie chaosu pogłębiło jeszcze niezdyscyplinowanie autorytetów, które z jakiegoś powodu nie wsparły chybionej prowokacji HGW z „nazistowskim” pomnikiem świateł, ale wręcz określiły ją mianem haniebnej. Ta sama „Gazeta Wyborcza” zamieszcza dziś, na przykładom rozmowę, utrzymaną w tonie aprobatywnym, z Janem Sową, który po dziełach pomnikowych dla „pedagogiki wstydu” napisał nieoczekiwanie książkę odkrywającą na użytek lemingów oczywistości, o których „prawicowi dziennikarze” piszą od lat dziesięciu. W skrócie wynika z tego, że pod gierkowskim picem „Fajna Polska” to syf i upadek, a za lat dziesięć będzie tu kompletny Bangladesz. Inny człowiek, którego trudno posądzić o sympatię do PiS, były założyciel radia RMF, w emocjonalnym wywiadzie opowiada o gangsterstwie władzy, której ofiarą padło kwitnące i potencjalnie mogące być dla Polski bardzo ważne studio filmowe. Co prawda, opowiada tylko w krakowskim „Dzienniku Polskim”, ale to kolejna sprawa, którą trudno zamieść pogardliwym „pisowskie narzekanie”, i trudno zminimalizować do rozmiaru „bolączki”. Nie zamierzam wcale, jak to niektórzy oskarżają, zapisywać Bożeny Dykiel, Sowy czy Tyczyńskiego do PiS. Nie uważam też, żeby fakt, że jeden czy drugi „nie-pisowiec” powiedział coś „pisowskiego”, sam w sobie stanowił jakiś przełom. Być może zresztą każda z tych osób zaraz poczuje się w obowiązku bądź zostanie nakłoniona, by publicznie złożyć prawomyślne deklaracje, tak, jak swego czasu przywołany został do porządku Marcin Meller. „Lecz stało się, lud zna”, że wolno dostrzegać, iż nie jest dobrze, i że to nie „bolączki”, tylko chory, nie dający nadziei na przyszłość system. Podstawą władzy PO i jej „niezatapialności” jest podporządkowanie polityki podziałowi kulturowemu, oparcie się na świeżym awansie społecznym i jego żywiołowej pogardzie do własnych korzeni, do patriotyzmu, polskości, ogłoszonych „obciachem” i przeciwstawionych tęsknocie za „zachodniością”. Ludzie PO mogą marnować szanse Polski, kraść, korumpować się, obsadzać państwo kolesiami i doić głosujących na nich frajerów tak długo, jak długo dla poddanych propagandowej tresurze mas jest to MNIEJ WAŻNE. To „mniej ważne” narzucało dotąd pakietowość poglądów: złodziejski charakter systemu, publicznie skrytykowany przez Bożenę Dykiel, można było dostrzegać tylko z pozycji „pisowskich”, a wtedy było to z gruntu nieważne. I odwrotnie, dostrzeżenie ich ipso facto czyniło z dostrzegającego „pisowca”, unieważniając go.

Tym, co naprawdę jest w stanie system Tuska dobić, byłoby trwałe złamanie tej zasady. Gdyby się Bożena Dykiel czy Jan Sowa zapisali do PiS i połączyli krytykę grabieżczej władzy z przyjęciem tożsamości „smoleńskiej”, fajność „Fajnej Polski” jakoś by to zniosła. Ale oddzielenie przekazu krytycznego wobec systemu III RP od tożsamości tradycjonalistycznej – to dla niej prawdziwy problem. Leming przestaje wiedzieć, co myśleć, jest zdezorientowany. Ba, dowiaduje się, że myśleć MOŻNA, i że nie jest aż takim wstydem i obciachem, jakie go jeszcze kilka miesięcy temu kompletnie paraliżowały, śmiać się z pierdołowatego „Brąka” i nierozgarniętych „psiapsiółek” w rządzie. Pojawiają się kolejne szczelinki w zalewającym Polskę od ośmiu lat betonie. Szeroko pojęte elity III RP mogą je jeszcze długo łatać, tachlować, zatykać, w ostateczności własnymi zadkami, ale jak już raz zaczęło ciec, to prędzej czy później popęka. Oby jeszcze przed wyborami. Rafał A. Ziemkiewicz

19 kwietnia 2015 Kłamliwy spot prezydenta Komorowskiego

1. W mediach elektronicznych intensywnie pokazywany jest nowy spot prezydenta Komorowskiego, w którym ten chwali się swoimi osiągnięciami na rzecz rodzin wychowujących dzieci i zapowiada, że w następnej kadencji będzie z kolei wspierał ludzi młodych. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że w kampaniach wyborczych politycy „podkolorowują” swoje dotychczasowe osiągnięcia aby pozyskać wyborców ale tak dramatycznego rozminięcia się z rzeczywistością u urzędującego prezydenta jeszcze w naszym kraju nie było.

2. Przypomnijmy więc, że prezydent Komorowski nie tylko zignorował ponad 2,5 mln podpisów zebranych przez związki zawodowe pod wnioskiem o referendum w sprawie wydłużenia do 67 lat wieku emerytalnego ale błyskawicznie podpisał uchwaloną przez posłów Platformy i PSL-u ustawę. Ustawa wprowadza podniesienie wieku emerytalnego dla kobiet o 7 lat, dla tych pracujących w rolnictwie aż o lat 12, dla mężczyzn z kolei o 2 lata ale dla tych pracujących w rolnictwie aż o lat 7, co w oczywisty sposób uderza w rodziny, ponieważ uniemożliwia dziadkom opiekowanie się wnukami, co w polskiej tradycji było do tej pory zjawiskiem bardzo powszechnym (i było bardzo pozytywnie ocenianie we wszystkich raportach UE oceniających polityki społeczne poszczególnych krajach członkowskich). Komorowski nie protestował także w sprawie podwyższenia stawek podatku VAT skutkującego dodatkowymi obciążeniami Polaków kwotą przynajmniej 5 mld zł rocznie, mimo tego, że alternatywą dającą podobne dochody budżetowe było wprowadzenie tzw. podatku bankowego (stosowna projekt ustawy przygotowany przez posłów Prawa i Sprawiedliwości leżał w tym czasie w sejmowej zamrażarce). Rozwiązaniem podatkowym niezwykle niekorzystnym dla rodzin wychowujących dzieci, było także podpisanie się przez prezydenta Komorowskiego pod ustawą podwyższającą VAT na ubranka i obuwie dziecięce z 8 na 23% ,co oznacza wyjęcie z kieszeni takich rodzin przynajmniej kilkuset milionów złotych rocznie. Prezydent Komorowski podpisał także rządową wyjątkowo „prorodzinną” ustawę o obligatoryjnym pójściu do szkół dzieci 6-letnich, nie uwzględniając składanych w Sejmie dwukrotnie obywatelskich wniosków o referenda w tej sprawie, poparte sumarycznie ponad 2 milionami podpisów.

3. We wspomnianym spocie Komorowski podkreśla także jako swoją inicjatywę wprowadzenia Karty Dużej Rodziny choć wprowadziła ją w życie ustawa rządowa, w praktyce jednak Karta ma głównie znaczenie propagandowe. Zawiera ona zaledwie 25% ulgi na przejazdy komunikacją publiczną dla rodzin z trójką i większą liczbą dzieci (i to tylko pociągami Intercity, a nie powszechniejszymi regionalnymi), ulgowe korzystanie z obiektów sportowych i instytucji kultury zaproponowane wcześniej przez samorządy dla „swoich” wielodzietnych rodzin i niewiele więcej, co jest kroplą w morzu najważniejszych potrzeb wielodzietnych rodzin. A trzeba chyba przypomnieć prezydentowi Komorowskiemu za raportem GUS o biedzie w Polsce, że w 2013 roku, a więc w czwartym roku jego prezydentury ponad 26 proc. małżeństw z czwórką i większą liczbą dzieci, blisko 10 proc. małżeństw z trójką dzieci, 4 proc. małżeństw z dwóją dzieci, 2,5 proc. małżeństw z jednym dzieckiem i blisko 9 proc. rodzin z jednym rodzicem i dziećmi na utrzymaniu znalazło się poniżej progu skrajnej biedy (są to rodziny w których niski poziom dochodów powoduje biologiczne wyniszczenie człowieka). Niestety takich „prozaicznych” potrzeb jak zapewnienie pełnego wyżywienia dzieciom i ich rodzicom w wielodzietnych rodzinach, Karta Dużej Rodziny, niestety nawet nie przewiduje.

4. Jeżeli w następnej kadencji jak zapowiada w spocie prezydent Komorowski, miałby się on zająć ludźmi młodymi, to po opisanym wyżej wsparciu jakie „zafundował’ rodzinom wychowującym dzieci, aż strach się bać. Stąd zdaje się ich skłonność do masowej emigracji, przypomnijmy, że aż 70% ubiegłorocznych maturzystów, nie widzi w Polsce tak rządzonej możliwości spełnienia swych aspiracji życiowych i chce emigrować. Ten spot nie przysporzy Komorowskiemu zwolenników, bo rodzinny wychowujące dzieci i ich bliscy doskonale wiedzą, że 8 letnie rządy Platformy i PSL-u, to prowadzenie polityki antyrodzinnej. Kuźmiuk

Pod znakiem żonkila Dawidowego Minęły Święta Wielkanocne, nawet prawosławne, według kalendarza juliańskiego, no i nikt już nie pamięta, że „zgoda buduje” i tak dalej i że 10 kwietnia cała Polska, to znaczy – wszyscy Polacy, zamiast spierać się o przyczyny katastrofy w Smoleńsku, powinni się zjednoczyć „w zadumie”, a jeszcze lepiej - „w bulu i nadzieji”. „W bulu” - no bo jakże nie odczuwać „bulu” w obliczu tragedii narodowej, ale zarazem „w nadzieji”, że ta tragedia przyniesie jakieś korzystne rezultaty. Że przyniesie – to rzecz pewna tym bardziej, że już przyniosła. Czy gdyby nie ta tragedia, to pan marszałek Komorowski przejąłby obowiązki prezydenta? Jasne, że by nie przejął. Tymczasem przejął i to od razu na podstawie komunikatu przekazanego w TVN przez panią red. Justynę Pochanke i to zanim jeszcze śmierć prezydenta Kaczyńskiego została urzędowo potwierdzona. Wymaga to uzupełnienia przysłowia, że pośpiech jest wskazany tylko w dwóch przypadkach: przy biegunce i przy łapaniu pcheł. Okazuje się, że są jeszcze inne okoliczności – na przykład konieczność jak najszybszego przejęcia „Aneksu” do „Raportu o rozwiązaniu Wojskowych Służb Informacyjnych”. Tego „Aneksu” właśnie szukali panowie wysłani 10 kwietnia przez pana marszałka Komorowskiego do przejęcia Kancelarii Prezydenta – co, mówiąc nawiasem, zgadza się z rewelacjami przedstawionymi przez pana red. Jurgena Rotha. Powołując się na niemiecką razwiedkę sugeruje on, że inicjatywa zamachu w Smoleńsku wyszła ze strony polskiej. Chętnie w to wierzę, bo w odróżnieniu od ruskich szachistów, dla których po dokonanym przez prezydenta Obamę słynnym „resecie” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich z 17 września 2009 roku prezydent Kaczyński nie stanowił już żadnego problemu, to dla tubylczej soldateski, zaniepokojonej możliwością ujawnienia w roku wyborów prezydenckich rozmaitych „wstydliwych zakątków”, prezydent Kaczyński stanowił zagrożenie tym większe, że zwracając się do resortowej „Stokrotki” jej operacyjnym pseudonimem, dał do zrozumienia, że te wszystkie „wstydliwe zakątki” zna i je wykorzysta. Dlatego z przejęciem „Aneksu” nie można było czekać ani chwili – i stąd ten pośpiech, chociaż ani pan marszałek Komorowski, ani jego „szogun” w osobie pana generała Kozieja nie cierpiał na biegunkę, ani nie wyłapywał pcheł. Więc chociaż trwanie „w zadumie”, a nawet - „w bulu i nadzieji” było całkowicie uzasadnione, ledwo tylko wahadło zegara zakreśliło ostatnią sekundę 10 kwietnia, natychmiast wszyscy zapomnieli nie tylko o „zadumie”, ale o „bulu i nadzieji” też. Bo jakże tu „dumać”, czy też pogrążać się w „bulu i nadzieji”, kiedy „trzeba z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe”? Konkretnie – z razwiedką, która w Konstantynowie Łódzkim chyba przypomniała panu prezydentowi Komorowskiemu, skąd wyrastają mu nogi. Mam oczywiście na myśli wypadnięcie z szyn tramwaju, którym pan prezydent właśnie podróżował w ramach przedwyborczego podlizywania się obywatelom. Zaraz po tym incydencie pan prezydent ogłosił, że porzuca wahania i niezwłocznie podpisze konwencję Rady Europy o zwalczaniu przemocy wobec kobiet, w oczekiwaniu na którą z nogi na nogę przestępował nie tylko Salon, ale chyba i razwiedka. Rzecz w tym, że konwencja ta zawiera postanowienia uruchamiające rozbudowany mechanizm inwigilacji obywateli, co dla razwiedki obojętnym być nie może, bo czy to pod pretekstem ochrony kobiet, czy pod jakimś innym, inwigilacja okupowanej ludności jest dobra na wszystko. Salon z kolei zainteresowany był przede wszystkim nakreślonym we wspomnianej konwencji programem duraczenia obywateli od kołyski do grobu. Nietrudno się domyślić ileż to wesołych miejsc pracy powstanie przy tym duraczeniu, ileż forsy uda się wydoić od Rzeczypospolitej pod pretekstem wdrażania nieubłaganego postępu. A któż lepiej oduraczy, któż lepiej wdroży nieubłagany postęp, jeśli nie potomstwo dynastii nie tylko ubeckich, ale i naukowych, których założyciele zdobywali ostrogi docentów na dostarczaniu argumentów na rzecz wyższości ustroju socjalistycznego i tak dalej? Dlatego nie zaskoczył mnie widok resortowej „Stokrotki”, która na plakacie z napisem: „Łączy nas pamięć”, trzyma żonkila Dawidowego, to znaczy – żonkila w kształcie Gwiazdy Dawida. Najwyraźniej taki jest na tym etapie rozkaz, a któż może takie rzeczy wiedzieć lepiej, niż resortowa „Stokrotka”? Gdybyśmy byli w roku 1968 to pewnie trzymałaby transparent z napisem: „Syjoniści do Syjamu”, ale teraz jest inny etap i obowiązują całkiem inne mądrości. Skoro jednak nawet resortowa „Stokrotka” trzyma żonkila, to nieomylny to znak, że sprawa żydowskich rewindykacji majątkowych zbliża się do ostatecznego rozwiązania. W takiej sytuacji trudno się dziwić, że chociaż państwowa telewizja zaplanowała debatę między kandydatami na prezydentów, to pan prezydent Komorowski się od tej debaty uchylił, ku szczeremu żalowi pana Andrzeja Dudy. Pana Dudę z kolei wyzwał na debatę Janusz Korwin-Mikke – czy jednak Andrzej Duda zechce taką debatę zaryzykować? O czym tu bowiem debatować, gdy wszystko wyjaśni się dopiero po realizacji wspomnianych roszczeń? Dopiero wtedy będzie wiadomo, jakie zadania spoczną na tubylczym prezydencie. Oczywiście to i owo wiemy już teraz, między innymi dzięki temu, że pan prezydent Komorowski 24 stycznia ubiegłego roku podpisał ustawę o „bratniej pomocy” przewidującą udział formacji zbrojnych obcych państw w pacyfikowaniu rozruchów w naszym nieszczęśliwym kraju, ale to jest wiedza, że tak powiem – ogólna - bo któż dzisiaj może wiedzieć, czy owe formacje zbrojne będą strzelać bez ostrzeżenia, czy też najpierw w powietrze, a w nogi dopiero potem, no i przede wszystkim – czy po tych rewindykacjach Izrael będzie uważany za państwo „obce”, czy już nie. Skoro odpowiedzi na te najważniejsze pytania jeszcze nie padły i nawet Wojskowe Służby Informacyjne, których w dodatku przecież „nie ma”, nie mogą podsunąć panu prezydentowi Komorowskiemu zbawiennej ściągawki, to jakże tu debatować? W takiej sytuacji trzeba wrócić do sprawdzonej, orwellowskiej retoryki, to znaczy - „cztery nogi dobre – dwie nogi złe”. Toteż pan red. Terlikowski, „Żyd duchowy”, schłostał pryncypialnie pana Wiktora Węgrzyna, komandora Rajdu Katyńskiego, ale zarazem szefa sztabu wyborczego Grzegorza Brauna za życzliwy stosunek do rajdu „Nocnych Wilków” przez Polskę. Ci rosyjscy motocykliści, którzy w swoim czasie wsparli polskich motocyklistów z Rajdu Katyńskiego, organizując im i towarzysząc w triumfalnym przejeździe przez Moskwę z rozwiniętymi polskimi sztandarami, zostali uznani przez pana Pawła Kowala za awangardę rosyjskiej inwazji na Polskę. Skoro padł taki rozkaz, to pan red. Terlikowski jednym susem stanął w pierwszym szeregu oskarżycieli pana Węgrzyna jako putinowskiego agenta, być może „bez swojej wiedzy i zgody”. A z agentami – wiadomo – krótka rozmowa, toteż i pan red. Terlikowski wzywa, by tych agenciaków „tak traktować”. „Tak” to znaczy – jak? Kulę w łeb, czy do gazu? Miejmy nadzieję, że pan red. Terlikowski w odpowiednim momencie to wyjaśni – oczywiście dopiero po otrzymaniu stosownej instrukcji, bo kiedy kują konie, to żaba nie powinna podstawiać nogi, tylko oczekiwać rozkazów. Stanisław Michalkiewicz

20 kwietnia 2015 Obarczaliśmy się winą za Holokaust, no to teraz mamy

1. Na wszystkie możliwe sposoby omawiana jest od wczoraj w mediach w Polsce, wypowiedź szefa FBI Jamesa B. Comeya, w której mówił o udziale w Holokauście także Polaków „w ich mniemaniu mordercy i ich wspólnicy z Niemiec, Polski i Węgier, wielu innych miejsc, nie zrobili niczego złego”. Wypowiedź była jak najbardziej oficjalna, miała miejsce na spotkaniu z przedstawicielami środowisk żydowskich w Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie w dniu 15 kwietnia, a treść jego przemówienia dopiero w sobotę opublikował Washington Post”. Nie była to pierwsza wypowiedź tego rodzaju wysokiego urzędnika amerykańskiego, przypomnijmy, że w 2012 roku podczas co znamienne wręczania przyznanego pośmiertnie Janowi Karskiemu Medalu Wolności (temu, który przedstawił także prezydentowi USA Franklinowi Rooseveltowi dokumenty o Holokauście dokonywanym przez Niemców), prezydent Barack Obama przeczytał z promptera „że ten kurier podziemia AK, został przeszmuglowany do Getta Warszawskiego i polskiego obozu śmierci”. Później w liście skierowanym do prezydenta Komorowskiego, ponoć za tę wypowiedź przeprosił, ba miał się nawet zobowiązać, że będzie tego rodzaju wypowiedzi zwalczał ale publicznie żadnych przeprosin jednak nie było.

2. Po blisko 24-godzinnym namyśle polskie MSZ ustami rzecznika prasowego wezwało ambasadora USA Steve Mulla do resortu już w niedzielę po południu i jeden z wiceministrów wręczył mu notę z protestem i wezwaniem do przeprosin. To minimum tego co państwo polskie powinno zrobić ale jednocześnie w mediach mieliśmy wręcz festiwal wypowiedzi polityków Platformy i przedstawicieli rządu Kopacz, którzy bagatelizowali wypowiedź dyrektora FBI, sugerując że wzięła się ona zapewne z niewiedzy albo też, że była najwyżej niemądra. Królował wręcz w mediach minister w Kancelarii Premiera Władysław Bartoszewski, który uznał tę wypowiedź za jeden z idiotyzmów jakich wiele na pojawia na całym świecie, więc nie ma co zawracać sobie tym głowy. Zadziwiający był brak reakcji na tę wypowiedź uczestniczącego w niedzielę w kampanii wyborczej prezydenta Komorowskiego, którego o to czy zareaguje pytał szef jego sztabu wyborczego Robert Tyszkiewicz podczas spotkania z uczestnikami Uniwersytetów III wieku(mina prezydenta na zdjęciach opublikowanych na Twitterze aż nadto wymowna ). Zareagował i to bardzo dobitnie kandydat Prawa i Sprawiedliwości europoseł Andrzej Duda, który podczas składania wieńca na terenie niemieckiego obozu koncentracyjnego w Krakowie Płaszowie, podkreślając, że chodzi o wypowiedź wysokiego urzędnika USA powiedział między innymi „żadna niewiedza historyczna, żadna ignorancja, nie może usprawiedliwiać haniebnego obrażania innych narodów. Naziści to nie byli ludzie znikąd, to nie byli kosmici, nazistami byli Niemcy. Oczekuje i myślę, że wszyscy oczekujemy, że jako Polacy zostaniemy przeproszeni w sposób bardzo wyraźny, zdecydowany i czytelny dla całego świata przez pana Jamesa Comeya”.

3. Ta smutna historia każe przypomnieć z całą mocą posunięcia ostatnich lat rządu Platformy i PSL-u, bowiem to Polski Instytut sztuki Filmowej kierowany przez Agnieszkę Odorowicz, hojnie pieniędzmi publicznymi wspierał takie filmy jak „Pokłosie „ czy „Ida” (nagrodzony ostatnio amerykańskim Oskarem), gdzie bardzo wyraźnie pokazywano uczestnictwo Polaków w mordowaniu Żydów. Telewizja Publiczna z kolei pod światłym kierownictwem prezesa Brauna (z nadania prezydenta Komorowskiego), zakupiła i wyemitowała niemiecki film „Nasze matki, nasi ojcowie”, w którym to partyzanci z AK atakują niemiecki pociąg ale po ustaleniu, że w towarowych wagonach są przewożeni Żydzi, ryglują je i pozwalają by jechały dalej do jakiegoś obozu koncentracyjnego”. Jeżeli dołożymy do tego odrzucenie w I czytaniu przez posłów Platformy i PSL-u przygotowanego przez Prawo i Sprawiedliwość, projektu ustawy o ściganiu z urzędu na całym świecie osób przypisujących Polakom udział w Holokauście, to pokazuje to nastawienie rządzących do tego poważnego problemu. Brak poważnej polityki historycznej, redukcja nauki historii w szkołach w tym także w liceach ogólnokształcących, dopełniają tylko tego niezwykle smutnego obrazu. Kuzmiuk

Nałęcz wspólnie z Korwinem Mikke zaatakował urzędasów Prof. HANS-HERMANNEM HOPPE „wszystkie państwa opiekuńcze zbankrutują – tak jak zbankrutowały państwa komunistyczne „....”Systemy socjalne w większości krajów są na granicy załamania.”....”Chciałbym być optymistą, że Unia Europejska wkrótce upadnie „...(więcej )
„Nałęcz demaskuje rządy PO?: „Wyborcom Korwin - Mikkego podoba się walka z etatyzmem, z przerostem urzędniczym, z Polską wpychaną w ciasny gorset urzędniczy”...”Mam regularnie zajęcia w Pułtusku na wydziale nauk politycznych i bardzo inteligentni studenci to właśnie zwolennicy Korwin-Mikkego. To jest nasze wielkie niepowodzenie, że dla takich ludzi idolem jest Janusz Korwin-Mikke i na to nie można zamykać oczu „...”o cudownie, że dla nich idolem jest człowiek, który podważa rolę Adolfa Hitlera w Holocauście…— skontrowała  go  Monika  Olejnik. Proszę  nie obrażać tych ludzi! Odniosłem wrażenie, że paniatakuje tę młodzież — wybuchnął Nałęcz. Chciałem pani tylko powiedzieć, co im się u Korwin-Mikkego podoba. Im się podoba walka z etatyzmem, z przerostem urzędniczym, z Polską coraz bardziej wpychaną w ciasny gorset urzędniczy krępujący możliwości rozwoju indywidualnego. Czy to jest zasadne,  czy nie jest zasadne, to druga sprawa”..”To dobrze, że Korwin jest takim powiewem, a nie Bronisław Komorowski. Widocznie ten powiew nie wieje przez 5 lat od Komorowskiego— odpowiedziała mu Monika Olejnik. (źródło )
„Opozycyjna partia Centrum Finlandii (KESK) biznesmena Juhy Sipilae zwyciężyła w niedzielnych wyborach parlamentarnych, zdobywając 23,4 proc. głosów - podano w Helsinkach po przeliczeniu prawie 40 proc. głosów.Drugie miejsce zajęła Koalicja Narodowa dotychczasowego premiera Alexandra Stubba z wynikiem 17,9 proc., trzecie Fińska Partia Socjaldemokratyczna (17,8 proc.), a czwarte nacjonalistyczna Partia Finów (15,8 proc.).Zwycięstwo partii Centrum było w Finlandii oczekiwane, wynika z niezadowolenia wyborców z czteroletnich rządów konserwatystów z Koalicji Narodowej. Według niepełnych danych partia Centrum zdobyła 51 miejsc i aby stworzyć większość w 200 osobowym parlamencie, będzie musiała pozyskać koalicjantów.”... (źródło )
„Prof. Jadwiga Staniszkis powiedziała w „Faktach po faktach” (TVN24), że dobre wyniki Janusza Korwin-Mikkego i Pawła Kukiza w sondażach przed wyborami prezydenckimi nie są dla niej zaskoczeniem.Socjolog zauważa, że obaj kandydaci największą popularnością cieszą się wśród młodych pracujących ludzi.”...”Oni zdają sobie sprawę, jak ważna jest zmiana ordynacji wyborczej, jakie są problemy tych lokalnych klik. Kukiz niesie ze sobą taki błysk, który jest potrzebny i stąd te notowania „...”Korwin-Mikke jest ekscentrycznym, beznadziejnym staruszkiem, a Kukiz ma wiarę w jedno rozwiązanie, może przesadne, ale taka wiara w cokolwiek jest potrzebna w polskiej polityce „...”Znacznie ostrzejszych sformułowań wobec obu kandydatów użył prof. Aleksander Smolar, który również gościł w „Faktach po faktach”. Obecność Korwin-Mikkego i Kukiza określił jako przejaw nowego typu populizmu. „...”Ich dobry wspólny wynik niewątpliwie pogłębi zjawiska kryzysowe (na prawicy - red.) „...”Prof. Smolar zwrócił również uwagę na sytuację Magdaleny Ogórek i kryzys panujący na lewicy.To (…) pociągnie za sobą w niebyt przez Leszka Millera swojej formacji i całej lewicy. To jest bardzo interesujące zjawisko, które z punktu widzenia równowagi sceny politycznej, jest niepokojące”...(źródło )
Bogusław Chrabota „ Potrzebna nowa Konstytucja „....”„Państwo polskie w zaklętym kręgu niemożności". „Państwo polskie w systemowym dryfie". To częste opinie o Polsce drugiej dekady tego wieku. Obok komentarzy o „pułapce średniego rozwoju" może najczęstsze. „...”nie radzimy sobie z reformami, legislacją, standardami wymiaru sprawiedliwości, rozwiązywaniem pilnych problemów społecznych i aparatem urzędniczym „....”Myślmy o nowej konstytucji, by wzmocniona władza mogła podjąć nowe, trudne wyzwania „...”Rządzący w większości spraw są sparaliżowani koniecznością zawierania zgniłego kompromisu. Parlament gubi sens zadumy nad dobrem publicznym w krzyżujących się interesach partii. Politycy stali się beneficjentami systemowych przywilejów, a reformatorzy ich zakładnikami. Skąd ten dryf ćwierć wieku po odrodzeniu się polskiej państwowości? Czy aby nie ma związku z systemem sprawowania władzy? „...”Początek lat 90. to budowa zrębów polskiej niepodległości. Odnowiciele nowoczesnego państwa mieli z jednej strony pasję i zapał do reform, z drugiej uzasadnioną niechęć do państwa autorytarnego. Wiara w demokrację i teorię Fukuyamy o końcu historii kazały wybrać kierunek reform w stronę systemu parlamentarno-gabinetowego, z rozproszoną władzą, skazanymi na trudną koabitację prezydentem i premierem, finezyjnym mechanizmem wzajemnych ograniczeń i parlamentem odpowiedzialnym za inflację prawa.Uchwalona w 1997 r. konstytucja była zwieńczeniem takiej filozofii.”....” Nie mam wątpliwości co do jednego. Geopolityka rozstrzygnęła, że Polska zaczyna doświadczać tzw. momentu konstytucyjnego, w którym w interesie dobra publicznego trzeba myśleć o radykalnej zmianie systemowej państwa. „...”Nie chcemy przesądzać, czy powinien być nim system prezydencki z głową państwa z powszechnego wyboru i szerokimi kompetencjami władczymi czy system kanclerski ze wzmocnioną rolą premiera, z prezydentem wybranym przez Sejm i sprawującym funkcje reprezentacyjne. „...(źródło )  
Paweł Kukiz zapowiada, że na jesienne wybory szykuje ruch, który będzie się ubiegał o miejsca w Sejmie. Na takiej liście, jak mówił w "Jeden na jeden", widzi Janusza Korwin-Mikkego, Ruch Narodowy i osoby z lewicy. - Polska jest dobrem wspólnym, a istnieje tylko teoretycznie – stwierdził.”...
( źródło )

Bronisław Widstein „Unia Europejska to jest gigantyczny projekt inżynierii społecznej. To jest projekt przekształcania tradycyjnie złożonej Europy, na którą składało się ileś państw o odmiennych tożsamościach, mieszczących się wprawdzie w bardzo szerokich ramach cywilizacji europejskiej, ale o odmiennych tradycjach, odmiennej kulturze politycznej, odmiennej tożsamości. To jest projekt, który ma na celu ujednolicenie ich, homogenizację „...”Przez ten czas w Europie wojnę cywilizacyjną wygrała lewica. Widać to w tym projekcieUE i w postawie rozmaitych partii europejskich, które odwołują się do konserwatywnych idei, ale która zatraciły z nią związek. Najbardziej widocznym aktem było wystąpienie obecnego szefa Torysów, który parę lat temu wystąpił jako rzecznik tzw. małżeństw homoseksualnych, wpisując się w kierunek rozbijania rodziny, czyli czegoś, co jest elementarne dla naszej kultury „...”Pojawia się pytanie dlaczego nazywać je nadal konserwatywnymi? Dlaczego niektóre partie nadal mają w nazwie słowo „chrześcijańskie”? To wyłącznie geneza, ale nie tożsamość. Konserwatyści powinni się absolutnie sprzeciwić przeciw tego typu postawie, ponieważ to jest zatracenie tożsamości i uleganie bożkowi postępu „...”To odgórne narzucenie Europie określonego kształtu doprowadziło do tego, że zaczynają w niej dominować najsilniejsi. UE powstała po to, by spętać najsilniejsze kraje, zwłaszcza Niemcy. Co widzimy? To, że instytucje UE stały się narzędziem egzekwowania dominacji silnych państw, zwłaszcza niemieckiej. To nie jest żadnej spisek, ale naturalny bieg rzeczy „...”Instytucje europejskie są narzędziem w rękach potęg „...”Czy naprawdę możemy powiedzieć, że działania UE sprawiły, że harmonijnie rozwijają się stosunki niemiecko-greckie? Przeciwnie, napięcie europejskie narasta „...”Realnie Unia Europejska stała się narzędziem dominacji potęg europejskich, przewagi silnych wobec słabszych. Ma wbudowane mechanizmy korupcyjne, korumpujące przedstawicieli krajów słabszych, zwłaszcza tych nowoprzyjętych, co widzimy na przykładzie Polski. Robienie kariery w UE zależy od akceptacji potęg europejskich „..”Temu wszystkiemu towarzyszy ideologia narzucona. Jedyna sfera, gdzie rzeczywiście funkcjonuje UE poza wymiarem narodowym, to sfera dyscypliny kulturowej, narzucania nam norm kulturowych. Ostatnio choćby sprawa konwencji przemocowej „...”Unia Europejska to projekt antydemokratyczny. Stwierdzenie deficytu demokracji europejskiej jest robieniem makijażu zwłokom. Nie ma europejskiej demokracji i być nie może, ponieważ nie ma Demosu europejskiego. Są różne demosy. Jak nie ma Demosu, to zostaje Kratos, czyli władza sama władza silniejszego (źródło )  
Ważne Chrabota „Myślmy o nowej konstytucji, by wzmocniona władza mogła podjąć nowe, trudne wyzwania „...”
Wilstein „ Unia Europejska to jest gigantyczny projekt inżynierii społecznej „..”Temu wszystkiemu towarzyszy ideologia narzucona. Jedyna sfera, gdzie rzeczywiście funkcjonuje UE poza wymiarem narodowym, to sfera dyscypliny kulturowej, narzucania nam norm kulturowych. Ostatnio choćby sprawa konwencji przemocowej „Nałęcz” Wyborcom Korwin - Mikkego podoba się walka z etatyzmem, z przerostem urzędniczym, z Polską wpychaną w ciasny gorset urzędniczy”...”Mam regularnie zajęcia w Pułtusku na wydziale nauk politycznych i bardzo inteligentni studenci to właśnie zwolennicy Korwin-Mikkego. To jest nasze wielkie niepowodzenie, że dla takich ludzi idolem jest Janusz Korwin-Mikke i na to nie można zamykać oczu „...”  Im się podoba walka z etatyzmem, z przerostem urzędniczym, z Polską coraz bardziej wpychaną w ciasny gorset urzędniczy krępujący możliwości rozwoju indywidualnego Aleksander Smolar, który również gościł w „Faktach po faktach”. Obecność Korwin-Mikkego i Kukiza określił jako przejaw nowego typu populizmu. „...”Ich dobry wspólny wynik niewątpliwie pogłębi zjawiska kryzysowe (na prawicy )
Mój komentarz Słowa Nałęcza napawają optymizmem , bo jeśli nawet ten stary socjalista o mentalności urzędasa widzi że jest źle to znaczy że system socjalistyczny w Polsce zdycha i gnije za życia To co lewactwo , urzędasy , niemieckie gadzinówki i reżimowe szczekaczki nazywają kryzysem tak naprawdę jest załamaniem się systemu. I jeśli ktokolwiek myśli ,że Europa , Polska z tego kryzysu wyjdzie bez likwidacji ustroju socjalistycznego to jest zwykłym głupcem. Z roku na będzie gorzej i żadne fałszerstwa statystyczne tego nie przesłonią. Bo jeżeli jest tak dobrze , jeżeli Polska tak świetnie się rozwoju jak przedstawiają to niemieckie gadzinówki , to czemu jest tak źle . Obłąkany ideologia socjalistyczną  Nałęcz miota się obarczając całą winą za zdychanie socjalizmu tylko ..urzędników . A przecież istotą , fundamentem i podstawą totalitarnego  socjalizmu są właśnie urzędnicy i sfera budżetowa . Dziw taki amok Nałęcza w czasie kampanii Komorowskiego , ponieważ to właśnie urzędnicy obok kryminalistów są jego najwierniejsza grupą wyborców . Socjalistę Hitlera też popierała większość nauczycieli , czyli hitlerowskiej budżetówki Głównym czynnikiem,który rozwali system w Polsce i zniszczy Unie Europejską to nie będzie opozycja , ani Kukiz, ani Korwin Mikke . Tym decydującym czynnikiem jest załamanie się gospodarcze, finansowe i społeczne systemu lichwiarsko socjalistycznego. Coraz częściej Polacy , polskie dzieci zdychają pod szpitalami , coraz częściej starzy Polacy popełniają samobójstwo bo nie mogą wyżyć z głodowych emerytur . Dlaczego tak się dzieje .Bo złamał się niewydolny, prymitywny , przestarzały system przymusowych ubezpieczeń społecznych. Skutkiem pozwolenia rodzinom dziedzicznym lichwiarzy na wprowadzenie niewolniczego socjalizmu i bandytyzmu podatkowego jest wyludnienie Polski Sukces Kukiza i Korwin Mikke pokazuje ,że siła oddziaływania propagandowych , reżimowych szczekaczek słabnie . Nawet Smolar , któremu od dawna marzy się usunięcie Kaczyńskiego i przekształcenie PiS w wytresowaną fikcyjną opozycje jest niezadowolony z sukcesu Kukiza i Korwin Mikke. Wybory w Europie pokazują że są fikcją. Nie ważne, czy rządzą konserwatyści , czy socjaliści , możliwość wyboru i zmiany systemu to fikcja. Ale system socjalistyczny na naszych oczach wali się w gruzy i coraz więcej osób to widzi Pierwszym krokiem musi być przywrócenie władzy wykonawczej realnej siły , przywrócenie rządowi prawa do rządzenia , a nie jedynie administrowania krajem, w imieniu lichwiarzy .
Sytuacja w której popychadła Sorosa , Michnik i Smolar maja więcej do powiedzenia niż premier jest patologią. Sytuacja w której zależny od lichwiarstwa szef banku centralnego , czy minister finansów ma więcej do powiedzenia w gospodarce niż premier jest patologią. Sytuacja w której koncerny i lichwiarze mają więcej do powiedzenia w Polsce niż premier jest patologią. Powinniśmy wprowadzić system prezydencki z wzorowaną na systemie chińskim z dziesięcioletnią kadencją. Nie jest przypadkiem ,że od dwustu lat rody lichwiarzy i oligarchów forsują krótkie czteroletnie kadencje władzy wykonawczej i ustawodawczej , co zaskutkowało chaosem i słabością obu . W Chinach prezydent i premier obejmują władze w wieku pięćdziesięciu paru lat na 10 letnia kadencje ( formalnie dwie 5 letnie ) Kiedy kończą maja prawie lat siedemdziesiąt co zapobiega próbom jej utrwalenia. Maja wystarczająco dużo czasu, aby spokojnie rządzić a także wychować i wykształcić swoich następców Tak zbudowany ośrodek władzy politycznej powoduje że jest on silniejszy od oligarchów lichwiarzy i koncernów. Bo aby w Polsce ośrodek władzy politycznej był skuteczny musi być tak zaprojektowany , aby był silniejszy od koncernów , mediów i obcej agentury. Marek Mojsiewicz

Winien Kwaśniewski i Komorowski Słowo wylatuje wróblem, a powraca wołem. Kiedy już w Polsce uchwalona została ustawa o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich, zawierająca przepisy o transferze mienia w nieruchomościach dla 9 istniejących w naszym nieszczęśliwym kraju gmin żydowskich oraz dla nowojorskiej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego, w kwietniu 1996 roku ówczesny sekretarz Światowego Kongresu Żydów Izrael Singer oświadczył, że Polska musi jeszcze zrealizować roszczenia żydowskie co do tzw. mienia bezspadkowego, bo jak nie, to „będzie upokarzana na arenie międzynarodowej”. Może te pogróżki nie miałyby jakichś poważniejszych następstw, gdyby nie to, że wybrany w roku 1998 nowym kanclerzem Niemiec Gerhard Schroeder w jednym ze swoich pierwszych przemówień oświadczył, że „okres niemieckiej pokuty dobiegł końca”. W rezultacie doszło do ścisłej koordynacji żydowskiej polityki historycznej z polityka historyczną niemiecką; niemiecka polityka historyczna skierowana jest na stopniowe zdejmowanie z Niemiec odpowiedzialności za II wojnę światową, a w tej sytuacji żydowska polityka historyczna nastawiła się na poszukiwanie winowajcy zastępczego, dzięki któremu można by nadal eksploatować materialnie holokaust. Na tego winowajcę zastępczego wytypowana została Polska. W ten sposób doszło do zorganizowania z wielkim przytupem uroczystości w Jedwabnem, podczas których naród polski został oskarżony o współudział w zbrodniach II wojny światowej, a oskarżenie to zostało potwierdzone przez człowieka który był dla Polski prawdziwym nieszczęściem, czyli przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Prezydent Kwaśniewski za Jedwabne „przeprosił”, co opinia międzynarodowa odebrała jednoznacznie, jako potwierdzenie wszystkich oskarżeń. Minęło kolejnych 10 lat i następny prezydent RP, Bronisław Komorowski, wystosował o uczestników skromniejszej już uroczystości w Jedwabnem list w którym zawarł haniebną sugestię, by naród polski przyzwyczaił się do myśli, że był również sprawcą. Oczywiście sprawcą zbrodni II wojny światowej. Obydwaj prezydenci, potwierdzając swoim autorytetem oskarżenia narodu polskiego o współuczestnictwo w zbrodniach II wojny światowej, a później już o sprawstwo samodzielne, złamali prezydencką przysięgę, której konstytucyjna rota zawiera uroczystą obietnicę niezłomnego strzeżenia godności narodu. Nie da się pogodzić niezłomnego strzeżenia godności narodu z oskarżaniem tego narodu o niepopełnione zbrodnie. Dlatego też mam nadzieję, że prędzej czy później ręka sprawiedliwości skarci obydwu prezydentów: Aleksandra Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego – bo byłoby niedobrze, gdyby takie łajdactwa miały uchodzić bezkarnie. Słowo ulatuje wróblem, a powraca wołem. Skoro najwyżsi konstytucyjni przedstawiciele narodu i państwa polskiego oskarżają ten naród o zbrodnie, to cóż właściwie ma myśleć o tym zagranica? Zagranica tym chętniej w tej wszystkie oskarżenia wierzy, bo jakże ma nie wierzyć, skoro jeden z drugim polski prezydent sam je powtarza i potwierdza? Toteż nic dziwnego, że szef amerykańskiego FBI Jakub Comey, po odwiedzinach Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie oskarżył Polaków o „pomoc” w zagładzie Żydów. Wzywanie na dywanik amerykańskiego ambasadora w Warszawie pana Mulla nic tu nie pomoże, ani niczego nie załatwi, skoro ambasador RP w Waszyngtonie, pan Ryszard Schnepf, za pieniądze Rzeczypospolitej realizuje żydowską politykę historyczną, urządzając pokazy „Pokłosia”, czy festiwale popularności Jana Tomasza Grossa, u którego obstalowano makabryczne opowieści, awansując go przy okazji na „historyka” i to od razu „światowej sławy”. W ten sposób urzędnicy mający reprezentować Rzeczpospolitą i dbać o polskie interesy państwowe, uczestniczą w antypolskiej dywersji, której celem jest nie tylko dokonanie rabunku Polski pod pretekstem realizacji „roszczeń majątkowych”, ale poddanie całego narodu upokarzającej „pedagogice wstydu”, by w ten sposób doprowadzić go do stanu również psychicznej bezbronności wobec jego nieprzyjaciół. Stanisław Michalkiewicz

21 kwietnia 2015 Platforma świadomie zaatakowała SKOK-i aby uderzyć w PiS

1. W dzisiejszym wydaniu tygodnika „wSieci” ukazał się artykuł redaktora Marcina Wikło pod znamiennym tytułem „Spisek przeciw demokracji” o świadomie przygotowanym kilka miesięcy temu przez obóz władzy ataku na sektor spółdzielczych kas oszczędnościowo – kredytowych (SKOK-ów), aby w ten sposób uderzyć w główną partię opozycyjną Prawo i Sprawiedliwość i jej kandydata na prezydenta europosła Andrzeja Dudę. Wykorzystano do tego ważne instytucje państwa: Krajowy Nadzór Finansowy (KNF), Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW), prokuraturę, publiczne media, a ostatnio także Sejm (na wniosek Platformy powstała specjalna komisja sejmowa w ramach komisji finansów publicznych, pod przewodnictwem posła tej partii Marcina Święcickiego która bada tzw. aferę SKOK-ów).

Wszystko po to aby udowodnić, że Prawo i Sprawiedliwość odpowiada za tzw. aferę SKOK-ów, ponieważ ich twórcą i przez długie lata jest obecny senator tej partii Grzegorz Bierecki, a skargę do Trybunału Konstytucyjnego na rządową ustawę podporządkowującą kasy oszczędnościowo – kredytowe nadzorowi KNF przygotowywał dla ś. p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego jego ówczesny minister Andrzej Duda.

2. Przypomnijmy tylko, że sygnałem do tego ataku na SKOK-i, był list przewodniczącego Krajowego Nadzoru Finansowego Andrzeja Jakubiaka (wcześniej zastępcę Hanny Gronkiewicz – Waltz w urzędzie miasta st. Warszawy) do premier Ewy Kopacz przesłany jej na początku marca tego roku. List dotyczył likwidacji Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych i przekazaniu zarobionych przez 20 lat środków w wysokości 77 mln zł do Spółdzielczego Instytutu Naukowego Grzegorza Biereckiego spółka jawna. Operacja likwidacji Fundacji odbyła się jednak zgodnie z decyzją fundatora czyli Światowej Rady Związków Kredytowych z 2009 roku i polską ustawą o fundacjach, która pozwala przeznaczyć środki likwidowanych fundacji tylko na kontynuację realizacji ich zadań. List ten przewodniczący KNF przesłał jednak także do szefów ABW i CBA ale jak się okazuje nie przekazał go do prokuratury, bo przecież doskonale wiedział, że owe 77 mln to nie są wcale środki SKOK-ów i na nic innego jak na cele edukacyjne i naukowe, nie mogą być przekazane, a więc trudno tu sformułować zarzut podejrzenia popełnienia przestępstwa. Dopiero niedawno dowiedzieliśmy się także, że w lutym tego roku na kilka tygodni przed listem KNF, premier Ewa Kopacz złożyła rezygnację z członkostwa w SKOK-u Stefczyka w którym w 2009 roku zaciągnęła kredyt w wysokości 22 tysiące złotych (jak się można domyślać dostała wcześniej sygnał o przygotowywaniu tzw. afery SKOK-ów).

3. Jednak tzw. afera SKOK-ów tak naprawdę okazała się aferą ludzi Platformy. Otóż główny udziałowiec tej afery SKOK-u Wołomin okazał się być kierowany przez ludzi rozwiązanej WSI, a wieloletnie wsparcie dla tej organizacji i ludzi się z niej wywodzących ze strony ministra obrony, marszałka Sejmu i wreszcie prezydenta Bronisława Komorowskiego jest na szczęście coraz bardziej znane opinii publicznej. Z kolei drugi udziałowiec SKOK-u Wspólnota był zarządzany przez ludzi związanych z Platformą, a to właśnie oszczędzającym w tych dwóch SKOK-ach z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego wypłacono ponad 3 mld zł – odpowiednio 2,2 mld zł i 0,8 mld zł, utraconych wkładów oszczędnościowych maksymalnie do 100 tys. euro na jednego oszczędzającego.

4. Ba można wręcz postawić tezę, po ponad miesiącu szumu medialnego w sprawie SOK-ów i wielu analitycznych tekstach na ten temat, że gwałtowne pogorszenie sytuacji głównie w SKOK-u Wołomin i SKOK-u Wspólnota, nastąpiło dopiero po przejęciu odpowiedzialności za SKOK-i przez KNF w 2012 roku (można się wręcz pokusić o stwierdzenie, że przejęcie nadzoru nad SKOK-ami przez było sygnałem do rozpoczęcia grabieży KAS). KNF przecież wiedział o nieprawidłowościach, ba o przestępstwach popełnianych w SKOK-u Wołomin (zawiadomiła go o tym Kasa Krajowa SKOK w 2012 roku), a zarząd komisaryczny wprowadził w nim dopiero na jesieni 2014 roku (1,5 roku po zawiadomieniu o przestępstwach prokuratury). Pozwoliło to zarządzającym tym SKOK-iem (byłym oficerom WSI) nie tylko udzielenie setek milionowych kredytów tzw. słupom ale także na skuteczne przeprowadzenie akcji ściągnięcia setek milionów oszczędności z rynku dzięki oferowanym absurdalnie wysokim odsetkom (wielką akcję reklamową telewizyjną i billboardową ten skok SKOK przeprowadził w roku 2013).

5. Mimo tych twardych faktów nagonka na Prawo i Sprawiedliwość w sprawie tzw. afery SKOK-ów trwa w najlepsze, a wspomniana komisja sejmowa co i rusz próbuje zaprosić na swoje obrady kandydata Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Andrzeja Dudę, a konferencje prasowe jej przewodniczącego Marcina Święcickiego i towarzyszących mu posłów Platformy, odbywają się wręcz codziennie. Co więcej pod koniec marca w porannym programie radia koncernu Agory – Tok FM Tomasz Lis sztandarowy dziennikarz TVP, powiedział tak „w prawdziwej kampanii po publikacjach o SKOK-ach ludzie Komorowskiego byliby na etapie „domordowywania” politycznego Dudy”. I dalej „a prezydent jest w defensywie co świadczy o amatorszczyźnie jego kampanii”, co jak oświadczył z ubolewaniem spowoduje, że nieuchronna będzie II tura wyborów prezydenckich. A więc redaktor Lis doskonale wiedział, że uruchomienie przez KNF i nagłośnienie tzw. afery SKOK- ów od początku było pomyślane tak, że wprawdzie uderza w senatora Biereckiego ale głównym celem miał być kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Andrzej Duda. Teraz redaktor Marcin Wikło dostarcza nam zdecydowanie więcej dowodów na celowe zmontowanie tej afery przeciw Prawu i Sprawiedliwości i jej kandydatowi na prezydenta Andrzejowi Dudzie przez instytucje polskiego państwa i nazywa je tak jak na to zasługują – spiskiem przeciwko demokracji. Kużmiuk

Szef FBI James Comey dostanie zakaz wjazdu do Polski ? „Comey powiedział 15 kwietnia w Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie, że najbardziej przerażającą lekcją Holokaustu jest to, iż pokazał on, że ludzie są w stanie zrezygnować z indywidualnej moralności i przekonać się do prawie wszystkiego, poddając się władzy grupy.„W ich mniemaniu mordercy i ich wspólnicy z Niemiec, Polski, Węgier i wielu, wielu innych miejsc nie zrobili czegoś złego. Przekonali siebie do tego, że uczynili to, co było słuszne, to, co musieli zrobić”...”rzeczniczka Departamentu Stanu Marie Harf”...”Intencją dyrektora Comeya z pewnością nie było sugerowanie, że Polska w jakiś sposób była odpowiedzialna za Holokaust. Chcemy, by to było jasne”— dodała. Dopytywana kilkakrotnie, czy Polska usłyszy ze strony USAprzeprosiny za słowa Comeya, powiedziała, że „nie ma nic więcej do dodania”.....(źródło )
dr. Witold Waszczykowski”Początkowo wydawało mi się, że James Comey popełnił lapsus wynikający z ignorancji. Jednak wypowiedź szefa FBI trzeba potraktować poważnie, bo to nie jest tylko policja federalna, ale także kontrwywiad amerykański. W związku z tym taki urzędnik ma swoje wystąpienia przygotowane przez zespół analityków. Jest pytanie, czy ona ma świadomy charakter i czy nie jest elementem jakiejś gry politycznej. Zauważmy, że w Stanach Zjednoczonych niedługo zacznie się kampania prezydencka, więc może to być świadoma wypowiedź skierowana do środowisk antypolskich.”...”Nasza reakcja powinna być przemyślana. Powinniśmy wyjaśnić administracji USA, że taka rozgrywka przy użyciu takich argumentów dla celów politycznych jest nie tylko krzywdząca dla Polski, ale także głęboko niebezpieczna. Reakcja ambasadorów jest tylko kwestią rutynową, tu powinny zareagować osoby z najwyższego szczebla.”...”Polska za czasów rządu Platformy i PSL odrzuciła świadomą politykę historyczną. Szereg środowisk powiązanych z rządem relatywizowało kwestię II wojny światowej i holokaustu. Wczoraj słyszałem wypowiedź dziennikarza „Gazety Wyborczej” pana Blumsztajna, który bagatelizował sprawę. Natomiast jeżeli ktoś na Zachodzie obejrzy film „Ida”, to będzie miał wrażenie, że to Polacy mordowali Żydów po to, aby przejąć ich majątek. Te głupawe hasła o nowoczesnym patriotyzmie, o wybieraniu przyszłości zamiast przeszłości, wpływają na relatywizowanie historii.”...”Od kogo powinniśmy brać lekcję z prowadzenia polityki historycznej? – Przede wszystkim z Niemiec. Zauważmy, że Niemcy z sukcesem wprowadzili termin „naziści”, a więc to Ci, którzy wywołali II wojnę światową i byli odpowiedzialni za holokaust. Konia z rzędem temu, kto znajdzie 20-letniego Amerykanina czy Meksykanina, który połączy nazistów z Niemcami. Dla wszystkich tych, którzy nie znają historii, naziści się tak samo kojarzą jak Marsjanie.”...(źródło )
Michalina Mikulska Pytany o genezę takich wypowiedzi jak Comeya, Kostrzewa-Zorbas wskazał, że są one dowodem skuteczności "wynalazku, który jest przypisywany agentowi służb specjalnych III Rzeszy, pracującemu później dla wywiadu Republiki Federalnej Niemiec, a który opracował pojęcia +polskie obozy koncentracyjne+ i +polskie obozy zagłady+". „...”Kostrzewa-Zorbas przypomniał, że termin "polskie obozy śmierci" został kilka lat temu wypowiedziany przez prezydenta Baracka Obamę podczas ceremonii pośmiertnego przyznania Medalu Wolności Janowi Karskiemu. - Późniejszy list Obamy z odwołaniem tego określenia jest znany tylko w Polsce i to głównie wąskiemu gronu zainteresowanych. W uszach świata pozostało określenie +polskie obozy śmierci" - powiedział.W ocenie amerykanisty skutki nawet groźniejsze dla Polski ma inny "zachodnioniemiecki wynalazek z lat 50. XX w., aby usuwać słowa +Niemiec+ i +Niemcy+ z przedstawiania II wojny światowej, a nawet lat wcześniejszych, po dojściu Hitlera do władzy, i zastępować je słowem +naziści+".....”Jego zdaniem w ostatnich latach stosowany jest też zabieg usuwania z opisów II wojny światowej i Holokaustu także słów +nazista+ i +nazizm+. "Przykładem może być film +Ida+, w którym słowa "nazista", "naziści", nie padają ani razu. (...) Raz pojawiają się Niemcy jako siła okupacyjna, ale nie jest powiedziane, co ci Niemcy robili podczas okupacji. Jeżeli nie ma w przedstawieniach II wojny światowej oraz III Rzeszy przed nią i Holokaustu ani Niemiec, ani nazizmu, to zostają już wyłącznie Polacy z Węgrami i innymi narodami już oskarżonymi o sprawstwo Holokaustu albo czekającymi swojej kolejki" – powiedział.„...(źródło )
Prof. Legutko: Myśmy przegrali wojnę”...”o jest charakterystyczne, że taka wypowiedź padła z ust amerykańskiego urzędnika, czyli przedstawiciela kraju, w którym wiedza o tym co dzieje się poza tym krajem jest niewielka. Ta wiedza zwykle bierze się z obiegowych opinii, „z powietrza”, z kultury masowej. Słowa szefa FBI potwierdzają to, o czym prawica w Polsce mówi od dawna. Obraz Polski jest obrazem skrajnie niekorzystnym dla nas i skrajnie niesprawiedliwym. Trzeba zdawać sobie sprawę, że ten biedak chciał powiedzieć coś, co w jego ocenie jest oczywistą prawdą, co każdy wie. Szef FBI jest politykiem, on nie chciał sobie zaszkodzić. Mówił to, co w jego ocenie jest politycznie bezpieczne. Myślał, że wszyscy wiedzą, że Żydów w czasie wojny zabijali „naziści” - to słowo, choć brzmi po angielsku idiotycznie, jest bardzo wypromowane – i Polacy. On myślał, że każdy to wie, że to, co mówi, jest oczywiste.„...”To wynika np. z tego, że Niemcy przez ostatnie kilkanaście lat prowadzą bardzo intensywną politykę historyczną. Niemcy uważali, że zbyt długo noszą garb odpowiedzialności i chcą go zrzucić z siebie. To jednak również wynika z tego, co można nazwać, polską głupotą. To głupota zinstytucjonalizowana. Szczycimy się tym, że jesteśmy antysemitami. MSZ za czasów Radosława Sikorskiego wydało nawet dokument propagandowy, z którego wynikało, że jesteśmy „umoczeni” w Zagładę Żydów. Przykładem tego samego działania jest film „Ida”, który dostał niedawno Oscara. W Polsce ten obraz był bardzo dobrze przyjęty. Ten film został zrobiony przez Polaka, wychowanego i wykształconego w Anglii. Film natomiast to specyficzna część działań kulturalnych, ponieważ film zawsze zależy od pieniędzy. Zaś Paweł Pawlikowski, który tę „Idę” nakręcił, doskonale wiedział, gdzie są „konfitury”.....”To pokazuje, że my wojnę kulturową w tej dziedzinie przegraliśmy. Myśmy tę sprawę zaniedbali, robimy to od 1989 roku. „...”Jest aż tak źle? To, co powiedział szef FBI, pokazuje, że myśmy tę wojnę przegrali. Jesteśmy po serii bitew, które były naszymi porażkami. Startujemy z pozycji bardzo niskiej, z pozycji współpracownika Adolfa Hitlera. Taki obraz jest również szerzony w Polsce. Czytamy w gazecie Michnika sugestie, że Polacy mają zbyt wiele bohaterskich mitów w sobie. Pożegnajmy się z bohaterskimi mitami. To już nie istnieje. My jesteśmy „kato”, współzbrodniarzami.„...(źródło )
„Kłamstwo oświęcimskie jest powszechnie potępione, jako niezgodne z prawdą historyczną oraz niezgodne z pamięcią i czcią dla ofiar Holocaustu. W wielu krajach, w tym w Polsce, istnieją obostrzenia prawne, nakładające na organy państwowe obowiązek ścigania z urzędu osób szerzących kłamstwo oświęcimskie. Według byłego prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Leona Kieresa i szefa pionu śledczego IPN Witolda Kuleszy także mówienie o „polskich obozach zagłady” zalicza się do kłamstwa oświęcimskiego „...(źródło )
„Niemiecki wywiad, złożony również z byłych nazistów, upowszechnił „polskie obozy koncentracyjne”. Dzięki temu 65 proc. Niemców uważa, że ich kraj nie jest winny”...”Szef zachodnioniemieckiej służby wywiadowczej gen. Reihard Gehlen i jego ludzie długo się zastanawiali, jakie działania propagandowe podjąć, aby temu zaradzić.
Dopiero na początku 1956 r. Alfred Benzinger, były nazista, a zarazem szef supertajnej komórki służby kontrwywiadowczej Agencja 114, wpadł na pomysł, jak zdjąć z Niemców odium odpowiedzialności za wojnę i Holokaust. Benzinger (zwany „Grubasem”) zaproponował, aby rozpocząć w mediach propagowanie terminu „polskie obozy koncentracyjne” w odniesieniu do niemieckich obozów zagłady na terytorium Polski. Miało się to przyczynić do wybielenia Niemców.”..”Jego chytry plan zyskał akceptację Reinharda Gehlena. Ale Benzinger potrzebował do jego realizacji sprawdzonych i pewnych ludzi. Dlatego postanowił oprzeć się prawie wyłącznie na byłych członkach gestapo, SS i SD. Wielu z nich było zbrodniarzami wojennymi, jak np. Konrad Fiebig, oskarżony o zamordowanie 11 tys. białoruskich Żydów, czy Walter Kurreck ze szwadronu śmierci SS Einsatzgruppe D, odpowiedzialny za dziesiątki tysięcy mordów na Wschodzie.”...”To właśnie ludzie Benzingera praktycznie opracowali koncepcję, aby posłużyć się semantyczną manipulacją i wprowadzić do medialnego obiegu termin „polskie obozy koncentracyjne”. ...”Kiedy w latach 50. brytyjska prasa napisała o „gestapo boys” zatrudnianych przez niemiecki wywiad, szczegółowo o sprawie został poinformowany kanclerz Adenauer. 1 grudnia 1953 r. Gehlen przedstawił w tej sprawie raport komisji ds. bezpieczeństwa Bundestagu. Poinformował, że 40 jego pracowników ma za sobą przeszłość w Służbie Bezpieczeństwa Reichsführera SS. Dyskretnie przemilczał fakt, że stworzył całą armię tajnych współpracowników rekrutujących się z byłych zbrodniarzy, w tym tak „wybitnych” jak szef gestapo w Lyonie i SS-Hauptsturmführer Klaus Barbie, znany jako „Kat z Lyonu”, który został w 1947 r. zaocznie skazany we Francji na karę śmierci. Barbie zbiegł do Boliwii, gdzie ukrywał się jako Klaus Altmann i został zwerbowany przez wywiad Gehlena (nadano mu pseudonim „Adler”, nr rejestracyjny V-43118). Dostarczał ważnych informacji o sytuacji politycznej w Ameryce Południowej. „...”Początkowo określeniem „polskie obozy koncentracyjne” posługiwały się opiniotwórcze niemieckie media: głównie gazety i stacje telewizyjne (w tym celu szeroko wykorzystywano agenturę w tych środowiskach). Dość szybko termin ten został przeniesiony do USA. Władze komunistycznej PRL nie przywiązywały do niego żadnej wagi. Uznały, że to jedynie przejaw imperialistycznej propagandy. Unormowanie stosunków polsko-niemieckich w 1970 r. zepchnęło problem semantycznego kłamstwa ludzi Gehlena na dalszy plan. Tymczasem operacja odniosła niebywały sukces, a kłamstwo rzucone przez byłych esesmanów było coraz częściej powtarzane. Dzisiaj „polskie obozy koncentracyjne” są już stałym elementem codzienności nie tylko w Niemczech, ale i na świecie. „...”Polityka historyczna firmowana, finansowana i wspierana po cichu przez kolejnych kanclerzy, w tym Angelę Merkel, odniosła sukces, chociaż żyją jeszcze świadkowie niemieckich okrucieństw. Strach pomyśleć, co się stanie, gdy ich zabraknie. „...(źródło )

Tomasz Teluk”Szaf Federalnego Biura Śledczego James Comey powinien sam uderzyć się w piersi i wyjaśnić Żydom współpracę amerykańskiego wywiadu z byłymi nazistami w okresie Zimnej Wojny.Zarówno FBI, jak i CIA oraz wywiad wojskowy wspierały ponad 1000 nazistów bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej. Napisał o tym w końcu zeszłego roku dziennik The New York Times na podstawie książki swojego reportera Erica Lchtblaua „Naziści obok nas: jak Ameryka stała się bezpiecznym niebem dla ludzi Hitlera”....”Co najbardziej bulwersujące, FBI nie cofało się przed niczym, nawet przed ochroną jednego z najbliższych współpracowników Adolfa Eichmanna – ojca Holocaustu – Otto von Boschwinga. Był od amerykańskim szpiegiem w Europie, a potem schronił się w Nowym Jorku. Inny z hitlerowców, były doradca Hitlera, prowadził nawet szkolenia z zakresu sowietologii, w głównej kwaterze FBI. Według dziennikarza New York Timesa, FBI w latach 50. rekrutowało wielu nazistów różnej rangi, którzy w przeszłości byli oficerami SS odpowiedzialnymi za zbrodnie wojenne. „...(źródło )
Ważne Według byłego prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Leona Kieresa i szefa pionu śledczego IPN Witolda Kuleszy także mówienie o „polskich obozach zagłady” zalicza się do kłamstwa oświęcimskiego „...(źródło )
Mój komentarz Bezpieczeństwo ideologiczne jest żywotną sprawą dla istnienia państwa. Pierwsza Rzeczpospolita upadła między innymi dlatego że nie potrafiła sobie tego bezpieczeństwa zapewnić . Prusacy i Rosjanie obcymi ideologiami prali mózgi polskiej klasie politycznej Jednym z fundamentów bezpieczeństwa ideologicznego jest polityka historyczna i polityka aksjologiczna Jak na razie Amerykanie robią sobie jaja z Kopacz i Schetyny, o Komorowskim nie mówiąc . I o ile amerykański gnojek nie przeprosi najlepiej byłoby zakazać mu wjazdu do Polski. To symboliczne działanie by oduczyło różnego rodzaju cwaniaczków poniewieranie Polakami i śmiania się im w twarz. Dałoby to również do myślenia polskich kolaborantach, którzy takie wypowiedzi usprawiedliwiają w różnego rodzaju medialnych gadzinówkach i szczekaczkach Marek Mojsiewicz


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
1074
F 1074
1074
1074 Don't Speak No Doubt
1074
1074
(4860) 8 analiza wrażliwości[1]id 1074 ppt
1074
Carol Gregor Marry in Haste [HP 1074, MB 2808] (v0 9) (docx)
1074
vihula michael 1044 1110 1074 1095 1080 1085 1086 1087 1088 1086 1097 1072 1081 ukrainian folk song
1074 DUO Lewis Jennifer Pożar w sercu
1074
Mackenzie Myrna W miescie marzen 01 Złodzieje marzeń (Harlequin Romans 1074)
#1074 – Becoming a VegetarianVegan

więcej podobnych podstron