1102

7 lutego 2016 Wyłudzaniem podatku VAT zajmowała się już fundacja Pro Civili w 1996 roku

1. Wczoraj późnym wieczorem z zainteresowaniem obejrzałem w TVP Historia kolejnego pułkownika (czyli film, który odleżał się parę lat na telewizyjnej półce), dwa odcinki „Raportu WSI”. Pierwszy był poświęcony historii Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI) ich bardzo mocnym związkom ze służbami rosyjskimi i specjalizowaniu się przez nie od połowy lat 80- tych poprzedniego stulecia w przedsięwzięciach gospodarczych przeważnie o przestępczym charakterze. Drugi z kolei opisywał jedno z takich przedsięwzięć realizowane już po odzyskaniu niepodległości czyli przestępstwa popełniane przez fundację Pro Civili założoną przez 2 Austriaków w roku 1994 i przejętą przez oficerów WSI w roku 1996. Pod koniec lat 90 tych działalnością tej fundacji zajęło się dwóch dziennikarzy śledczych Super Expresu i opisało jej przestępczą działalność, tekst się wprawdzie ukazał ale jeden z tych dziennikarzy został zwolniony z pracy, a temat mimo że dużej wagi nie został wtedy podjęty przez żadne inne medium.

2. Okazuje się, że właśnie wtedy fundacja ta rozwinęła bardzo gospodarcze skrzydła prowadząc wiele różnych przedsięwzięć gospodarczych (często tylko na papierze a nie w rzeczywistości) z nowo powstałym Centrum Usługowo-Produkcyjnym Wojskowej Akademii Technicznej). To właśnie fikcyjne transakcje pomiędzy Wojskową Akademią Techniczną, a fundacją Pro Civili pozwalały na wyłudzenia podatku VAT (zaledwie 2 lata po wprowadzeniu tego podatku do polskiego systemu podatkowego), na wyłudzenia kredytów bankowych pod zastaw fikcyjnych oprogramowań komputerowych czy sprzedawaniu fikcyjnych wierzytelności. We wczorajszym filmie opisywana jest transakcja z zakupem nieistniejącego systemu do zabezpieczania dokumentów o nazwie AXIS, co pozwoliło na wyłudzenie podatku VAT na kwotę 11 mln zł. Taka kilkuletnia przestępcza działalność obydwu podmiotów pozwoliła na wyprowadzenie aż około 400 mln zł (to z kolei informacja pochodząca z raportu Likwidacji WSI ) z tego duża część to wyłudzenia podatku VAT.

3. Ale były inne bardzo pomysłowe jak na ówczesne czasy sposoby wyprowadzania pieniędzy nie tylko z systemu skarbowego ale także z systemu bankowego w Polsce przez spółki powiązane z fundacją Pro Civili. Był to mechanizm tzw. factoringu polegający na zakładaniu licznych spółek na podstawione osoby (teraz nazywane słupami), które zaciągały kredyty (w tym przypadku tylko i wyłącznie w IV Oddziale PKO BP w Warszawie) gwarantowane przez inne fikcyjne spółki i korporacje. Najpierw upadały te pierwsze, później te drugie i bank musiał odnotować stratę całej wierzytelności, w ten sposób wyprowadzono z PKO BP około 100 mln zł (to także dane pochodzące z raportu o likwidacji WSI).

4. Cała ta przestępcza działalność fundacji Pro Civili w powiązaniu z CUP WAT odbywała się w latach kiedy szefami resortu obrony byli Stanisław Dobrzański, Janusz Onyszkiewicz i Bronisław Komorowski. Szczególnie ten ostatni bardzo nerwowo reagował na wszelkie pytania dotyczące jego wiedzy o działalności fundacji Pro Civili, co można było zauważyć podczas ostatniej kampanii prezydenckiej. Pytany podczas jednej z telewizyjnych debat przez red. Bogdana Rymanowskiego o książkę Wojciecha Sumlińskiego „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego”, czy ją czytał i czy będzie na nią jakoś reagował, czy będzie pozew odpowiedział „A czy ja mogę o coś spytać. Czy to jest Pana kolega, czy bliski znajomy? Ja bym Panu coś radził. Czytałem, że te związki są…… Radziłbym Panu powściągnąć chęć bycia w porządku wobec kolegi”. A więc bardzo nerwowo i prawie z użyciem groźby. Miejmy nadzieję, że dziennikarze śledczy poprowadzą dalej wyjaśnianie tych kwestii, bo okazuje się, że sposoby wyłudzania podatku VAT opracowali i twórczo wykorzystywali ludzie z WSI zaledwie 2 lata po wprowadzenia tego podatku do polskiego systemu podatkowego. Kuźmiuk

Kowal Tylko dzięki Kaczyńskiemu narodowcy nie rządzą Polską Paweł Kowal: "Być może Jarosław Kaczyński uchronił nas od gwałtownego, nacjonalistycznego zwrotu"...”— przekonuje Kowal.Jeszcze bardziej ciekawa wydaje się argumentacja, jaką stosuje polityk Polski Razem: Sukcesy Korwin-Mikkego nie zawróciły biegu Wisły. Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się europejski trend wmontować w szeroki obóz polityczny, jakim jest PiS. To, co dzieje się w kraju po wyborach, jest dziś przedmiotem sposób, ale być może za 20 lat będziemy na to patrzeć inaczej. Być może Jarosław Kaczyński uchronił nas od gwałtownego, nacjonalistycznego zwrotu. Swoją drogą właśnie tak przedstawia się politykę Józefa Piłsudskiego. On też w jakimś stopniu przecież wpisywał się w politykę ówczesnej Europy, ale nie dopuścił do głosu najbardziej nacjonalistycznych, faszystowskich opcji, a przed wojną w Polsce byli nawet zwolennicy Hitlera”...(źródło )

W wyborach do Parlamentu Europejskiego antyunijne partie uzyskały prawie jedną trzecią mandatów – 229 z 751 miejsc”..”Brytyjska Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa otrzymała 27,5 procent głosów, uzyskując 24 miejsca w europarlamencie. Francuski Front Narodowy Le Pen otrzymał 25,2 procent głosów, a antyimigracyjna Duńska Partia Ludowa – 26,7 procent..Pozostałe antyunijne partie otrzymały: antyestablishmentowy włoski Ruch 5 Gwiazd – 25,5 procent głosów, „..” Austriacka Partia Wolności – 20,5 procent, holenderska Partia Wolności – 13 procent, grecki Złoty Świt – 9,3 procent, węgierski FIDESZ – 51 procent, a narodowy Jobbik – 14,3 procent, ”. ...(więcej )

Rafał Ziemkiewicz: Na pewno kolejny rząd, który, mam nadzieję, będzie bardziej na prawo od PiS, wyrośnie raczej z tych środowisk, które dzisiaj skupili Kukiz i Korwin, za cztery lata będzie miał naprawdę dużo do poprawiania po PiS-ie ...”Andrzej Duda ma wybór: może być prezydentem wizerunkowym, a może stać się przywódcą narodowym. Na razie daję mu jeszcze trochę czasu na podjęcie decyzji – mówi Rafał Ziemkiewicz, pisarz i publicysta w rozmowie z dziennikiem Polska the Times. „...”Andrzej Duda ma wybór: może być prezydentem wizerunkowym, a może stać się przywódcą narodowym. Na razie daję mu jeszcze trochę czasu na podjęcie decyzji – mówi Rafał Ziemkiewicz, pisarz i publicysta w rozmowie z dziennikiem Polska the Times. „...” przewiduje. Ale jak dodaje – nie ma dziś większego wyboru, skoro „stary porządek oferuje tylko duszny światek pisofobii i obsesji, strasząc się wizją dwustu tysięcy bojówkarzy” No dobrze, powiedzmy, że nie PiS - to kto? Medialna wydmuszka, jaką jest,przynajmniej na razie, Petru? Rząd nieudaczników, rządzący wyłącznie po to, by zablokować drogę do rządzenia Kaczyńskiemu? I jak to wymsknęło się było pani Agnieszce Holland: „żeby znowu było tak, jak było”?”.. ...(więcej )

Marek Migalski „ Wydarzenia popchną Polskę ku Rosji”....”Dynamika wydarzeń może sprawić, że Warszawa zbliży się do Kremla. „...”Jarosław Kaczyński nie jest Putinem. Ale jego polityka może wepchnąć Polskę w objęcia Rosji „...”Nie, Jarosław Kaczyński to nie Władimir Putin. Nie zabija swoich politycznych przeciwników, nie grozi sąsiadom wojną, nie wywodzi się ze służb specjalnych. Ale czyż nie jest prawdą, że wizja państwa (nie praktyka) rosyjskiego prezydenta jest bliższa sercu prezesa PiS niż wizja np. byłego premiera Belgii, lidera liberałów w Parlamencie Europejskim Guya Verhofstadta? „...”eśli przypatrzymy się bliżej (i bez zbędnych złośliwości) temu, jak Kaczyński chciałby zaprojektować swój kraj, to rysowanie pewnych podobieństw z rosyjskim satrapą nie jest zupełnie pozbawione sensu. Budowanie silnej wspólnoty narodowej, walka o utrwalenie dumy z historii (z równoczesnym negowaniem jej ciemnych stron), wykorzystywanie religii do celów politycznych, niechęć do zachodnich „ideologicznych nowinek", zamiłowanie do używania do celów politycznych służb specjalnych, wola podporządkowania mediów oraz brak zrozumienia dla inaczej myślących, posługiwanie się w retoryce pojęciem zdrady narodowej na etykietowanie swych oponentów – wszystko to łączy prezesa PiS i lokatora Kremla. „...”Także i to, że obaj politycy za nic mają zasadę „checks and balances" charakterystyczną dla liberalnych demokracji, i z uporem niszczą wszelkie instytucje, które kontrolują władztwo polityczne rządzących, tak by wola i sprawstwo ośrodka decyzyjnego nie były w żaden sposób ograniczane. „...”Nikt nikogo nie wsadza do więzienia, przeciwnicy rządu nie są mordowani w okolicach Belwederu, a sam Kaczyński nie ma zapewne planów odebrania Czechom Zaolzia. Ale jego paradygmat ideowy bliższy jest właśnie Putinowi niż wspomnianemu na początku Verhofstadtowi. Bliższy, co nie znaczy tożsamy, warto o tym pamiętać. „...”Gdyby Unia Europejska miała rozszczepiać się według tego wzorca (skrajny permisywizm versus skrajny rygoryzm), to wówczas PiS nie pozostawało by nic innego, jak opowiedzieć się po stronie tego drugiego. Bo to jego bajka, jego narracja, jego paradygmat ideowy. Jeśli procesy polityczne miałyby iść właśnie w tym kierunku, ostrej polaryzacji ideowej i „zderzenia myślowych cywilizacji", oznaczałoby to, że Polska pod rządami obecnej ekipy musiałby stanąć po stronie najsilniejszego z rygorystycznych (konserwatywnych?) graczy, czyli po stronie Moskwy. Na szczęście dla nas Europa to nie tylko były belgijski premier czy też lewicowi działacze w stylu Gabi Zimmer. To także umiarkowana prawica i umiarkowana lewica. W tej pierwszej może znaleźć się PiS.”...”Wygrana przez Beatę Szydło debata w Parlamencie Europejskim przesłoniła jeden przykry fakt – Polski bronili prawie wyłącznie najbardziej skrajni, nacjonalistyczni, a czasami wprost faszyzujący eurodeputowani (którym notabene polska premier ochoczo klaskała, chyba nie zdając sobie sprawy, kim są ci uroczy panowie stający po jej stronie). Co zresztą ciekawe, prawie wszyscy z nich są nie tylko antyunijni, ale także skrajnie... prokremlowscy. To powinno nas zastanowić – jeśli w Unii największych przyjaciół rząd PiS znajduje wśród prorosyjskich sił, a jego najbliższym sojusznikiem w Europie jest niebojący się romansować z Moskwą Victor Orbán, to chyba dotykamy czegoś ważnego. A mianowicie tego, że dynamika procesów politycznych może pchnąć nasz kraj do bliższego sojuszu z Putinem! Powtórzę – nie zamiar Kaczyńskiego, nie obmyślony wcześniej plan, ale właśnie dynamika procesu politycznego.”...”Jeśli bowiem krytyka ze strony Brukseli będzie się nasilać, jeśli w Europie pogłębiać się będzie izolacja Polski, jeśli rozszerzać swoje wpływy będzie tam lewicowy permisywizm, to może dojść do naturalnego zbliżenia Warszawy i Moskwy. „...”Brzmi to jak political fiction, zwłaszcza w kontekście dotychczasowej retoryki Kaczyńskiego oraz poglądów wielu z jego wyborców (także w kontekście skrajnie antyrosyjskiego „exposé" ministra Waszczykowskiego z zeszłego tygodnia). Ale po pierwsze, prezes PiS nieraz już zmieniał swoją retorykę i dostosowywał ją do aktualnie niezbędnych potrzeb, a po drugie, jego wyborcy (oraz politycy jego partii) są już tak przez niego wyćwiczeni w podążaniu za nim, że nie byłoby wielkich problemów w wytłumaczeniu im, że sojusz z Rosją jest tym, czego Polska potrzebuje, by wstać z kolan. Tak więc konieczność zmiany poglądów i taktyki nie byłaby tym, co zniechęciłoby prezesa PiS oraz jego elektorat do takiej zmiany stosunku do Moskwy.”...”Zresztą tylko Kaczyński właśnie byłby tym, który mógłby przestawić wektory polskiej polityki zagranicznej z Zachodu na Wschód. Nikt inny. Każdy, kto próbowałby czegoś takiego, byłby od razu okrzyknięty przez samego prezesa oraz jego medialnych pałkarzy zdrajcą narodu – wszak nawet zmiana polityki z „jagiellońskiej" na „piastowską" była opisywana przez PiS w tych właśnie kategoriach. Czy zatem takie przestawienie wektorów jest możliwe? Czy Kaczyński może zaprowadzić nas na Wschód? Dzisiaj jest to mało prawdopodobne, ale – jak pisałem na początku – jego paradygmat ideowy bliższy jest Putinowskiemu niźli temu, który stanowi dziś o europejskim mainstreamie (w przyszłości, wraz z radosnym pochodem postępu w UE, ten dystans może się jeszcze bardziej pogłębiać). Musi zastanawiać także łatwość, z jaką Orlen, pod nowym już kierownictwem, podpisał nowy kontrakt z Rosjanami (nie wyobrażam sobie, by prezes Jasiński nie uzyskał na to zgody z Nowogrodzkiej). Zwraca też uwagę to, jak media rosyjskie (kontrolowane przecież przez Kreml) życzliwie opisują nowy polski rząd. Po dojściu do władzy PiS stosunki na linii Warszawa–Moskwa wcale się nie pogorszyły. Ma się nawet wrażenie, że nieco się ociepliły. Jakby obie strony dawały sobie czas i szansę na zbudowanie relacji zupełnie innych niż wszyscy się spodziewali.”...”Nie, prezes PiS nie jest Putinem. Ale jego myślenie o państwie, o narodzie, o Europie, o nowoczesności w jej obecnej postaci, o religii i tradycji oraz o naturze stosunków międzynarodowych jest iście putinowskie. To może, choć nie musi, spowodować zbliżenie obu tych polityków i obu krajów. „...”Nie oznacza to, że taki jest plan w głowie Kaczyńskiego, ale wydaje się, że nie wyklucza on takiego zwrotu w polityce zagranicznej Rzeczypospolitej. Choćby z tego powodu, że tylko on mógłby czegoś takiego dokonać. Nie narodowcy, nie Korwin-Mikke i nie Kukiz (a już na pewno nie PO czy Nowoczesna).W Europie najbardziej prorosyjskimi siłami są partie prawicowe i to one dążą do zbliżenia z Kremlem. Dlaczego w Polsce miałoby być inaczej? „....(więcej )

styczeń 2015 Profesor Andrzej Nowak „Główna partia opozycyjna, z którą ja i wielu z nas wiążę nadzieje na przełom w nadchodzącym roku, mam wrażenie jest znużona i w pewnym stopniu przyzwyczajona do funkcjonowania w ramach wiecznej opozycji. Niestety odnoszę wrażenie, że wielu z członków PiS zostało wytresowanych przez ten system, w którym wolno pozostawać opozycji w swoim bezpiecznym getcie, w którym poza okresem wyborczym, kiedy ataki partii rządzącej są zaciekłe, jest wystarczający spokój aby te diety poselskie pobierać „...”Mamy powody nie tyle co do optymizmu, lecz do tego aby nie załamywać rąk. Powstaje silny nurt antyszkoły oficjalnej narracji mającej oduczyć Polaków bycia obywatelami.Mamy do czynienia z różnymi działaniami i inicjatywami, które starają się naszą wspólnotowość ratować.   „..(więcej )

„KPN z poparciem 7.2 proc. wyborców „...”30 procent Brytyjczyków deklaruje gotowość głosowania na Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa Nigela Farage’a. Francuski Front Narodowy Maryny Le Pen ma 22-procentowe poparcie w sondażach – tyle samo co Wolnościowa Partia Austrii. Na Ruch Pięciu Gwiazd Beppe Grillo chce głosować 25 procent Włochów, na Prawdziwych Finów – 18 procent, na holenderską Partię Wolności Geerta Wildersa – 17 procent, na Duńską Partię Ludową – 24 procent, a na Złotą Jutrzenkę – 12 procent Greków. Narodowy Jobbik ma 20-procentowe poparcie na Węgrzech, nie wspominając o rządzącym Fideszu Viktora Orbána, „. (więcej )

Tomasz Cukiernik „ Demokracja to łagodny wariant komunizmu”..”„W demokracji poziom wyzysku i wywłaszczania systematycznie wzrasta” – to jedno z wielu oryginalnych spostrzeżeń, jakimi karmi czytelnika prof. Hans Hermann Hoppe w swojej doskonałej książce „Krótka historia człowieka”. „..”Mianowicie twierdzi on m.in., że „demokracja nie ma nic wspólnego z wolnością. Jest to łagodny wariant komunizmu”, a „socjalizm nie jest wyższym modelem produkcji, lecz gospodarczym chaosem i powrotem do prymitywizmu”. Ponadto w demokracji „liczba wartościowych ludzi oraz wartościowych i produktywnych działań zostaje proporcjonalnie zredukowana, a liczba gorszych ludzi oraz nieproduktywnych zwyczajów, cech charakteru i zachowań wzrasta, z czego wynika ogólne zubożenie społeczeństwa i obniżenie standardów życia”. „...”W swojej książce Hans Herman Hoppe analizuje kolejne formy ustrojowe państw: arystokratyczny, naturalny ład społeczny, monarchia absolutna, monarchia konstytucyjna i demokracja z jej najgorszym rodzajem – plutokracją, udowadniając, że każda kolejna forma była gorsza od poprzedniej i skutkowała dalszym upadkiem cywilizacyjnym. Według Hoppego w państwie demokratycznym najpotężniejszymi i najbardziej wpływowymi ludźmi nie są politycy, lecz plutokraci. Plutokraci to ci bankierzy i wielcy biznesmeni, którzy zauważyli, że mogą znacznie zwiększyć swoje zyski poprzez wykorzystanie legislacyjnej lub redystrybucyjnej działalności państwa: „poprzez dotacje, albo poprzez zapewnienie państwowych kontraktów, albo poprzez uchwalanie praw, które chronią ich przed konkurencją”. Robią to poprzez „kupienie sobie zwykle dużo uboższych polityków albo bezpośrednio poprzez wręczanie im łapówek, albo pośrednio przez oferowanie im zatrudnienia po zakończeniu ich kariery politycznej na stanowiskach menadżerów, konsultantów lub lobbystów”. „...” Ponadto „istnienie i wzrost państwa, zwłaszcza w jego socjaldemokratycznej wersji, prowadzi do dwojakich skutków dysgenicznych. Po pierwsze, jednostki „ekonomicznie upośledzone” jako główni „klienci” państwa socjalnego produkują więcej potomstwa, a jednostki odnoszące sukcesy ekonomiczne mniej. Po drugie, ciągły wzrost pasożytniczego państwa, możliwy dzięki rozwojowi gospodarki, systematycznie wpływa na warunki decydujące o sukcesie ekonomicznym jednostek. Sukces ekonomiczny staje się coraz bardziej zależny od polityki i talentów politycznych, czyli zdolności wykorzystywania instytucji państwa do wzbogacenia się kosztem innych. W efekcie jakość populacji, zamiast wzrastać, stopniowo się obniża”.Prof. Hoppe pisze brutalnie, że „selekcja rządzących państwem w drodze wyborów zasadniczo uniemożliwia przyzwoitym i nieszkodliwym osobom dostanie się na szczyt. Prezydenci i premierzy zdobywają swą pozycję (…) dzięki zdolnościom demagogicznym i brakowi moralnych zahamowań. Stąd demokracja właściwie gwarantuje, że na szczyty władzy dotrą tylko najbardziej niebezpieczni i zdegenerowani ludzie”. Poza politykami i plutokratami Hoppe nie oszczędza przede wszystkim urzędników: „funkcjonariusze państwowi (…) mają możliwość finansowania lub subsydiowania swych działań z podatków ...(więcej )
Ważne Tomasz Cukiernik „ Demokracja to łagodny wariant komunizmu”..”„W demokracji poziom wyzysku i wywłaszczania systematycznie wzrasta” – to jedno z wielu oryginalnych spostrzeżeń, jakimi karmi czytelnika prof. Hans Hermann Hoppe w swojej doskonałej książce „Krótka historia człowieka”. „..”Mianowicie twierdzi on m.in., że „demokracja nie ma nic wspólnego z wolnością. Jest to łagodny wariant komunizmu”, a „socjalizm nie jest wyższym modelem produkcji, lecz gospodarczym chaosem i powrotem do prymitywizmu”. Ponadto w demokracji „liczba wartościowych ludzi oraz wartościowych i produktywnych działań zostaje proporcjonalnie zredukowana, a liczba gorszych ludzi oraz nieproduktywnych zwyczajów, cech charakteru i zachowań wzrasta, z czego wynika ogólne zubożenie społeczeństwa i obniżenie standardów życia”. „...”W swojej książce Hans Herman Hoppe analizuje kolejne formy ustrojowe państw: arystokratyczny, naturalny ład społeczny, monarchia absolutna, monarchia konstytucyjna i demokracja z jej najgorszym rodzajem – plutokracją, udowadniając, że każda kolejna forma była gorsza od poprzedniej i skutkowała dalszym upadkiem cywilizacyjnym. Według Hoppego w państwie demokratycznym najpotężniejszymi i najbardziej wpływowymi ludźmi nie są politycy, lecz plutokraci. Plutokraci to ci bankierzy i wielcy biznesmeni, którzy zauważyli, że mogą znacznie zwiększyć swoje zyski poprzez wykorzystanie legislacyjnej lub redystrybucyjnej działalności państwa: „poprzez dotacje, albo poprzez zapewnienie państwowych kontraktów, albo poprzez uchwalanie praw, które chronią ich przed konkurencją”. Robią to poprzez „kupienie sobie zwykle dużo uboższych polityków albo bezpośrednio poprzez wręczanie im łapówek, albo pośrednio przez oferowanie im zatrudnienia po zakończeniu ich kariery politycznej na stanowiskach menadżerów, konsultantów lub lobbystów”.  ...(więcej )

http://naszeblogi.pl/51840-profesor-andrzej-nowak-uklad-wytresowal-poslow-pis

http://naszeblogi.pl/60157-ziemkiewicz-judzi-dude-i-liczy-na-upadek-kaczynskiego

http://naszeblogi.pl/47147-nedza-korwina-mikke-na-tle-reszty-europy

http://naszeblogi.pl/59945-kaczynski-postawil-na-mariana-kowalskiego-i-narodowcow-rp

http://naszeblogi.pl/60267-czy-kaczynski-musi-zlikwidowac-demokracje-ratowac-polske

Mój komentarz Trudno nie zgodzić się z Kowalem. Potwierdzaja to niskie wyniki narodowców i Korwina Mikke wyborach do europarlamentu i do Sejmu. Kaczyński fundamentami Obozu Patriotycznego czyni ideę narodową i chrześcijaństwo ,katolicyzm. Te dwie aksjologiczne podwaliny mają działać dodatkowo jako sito, które w Pis i Obozie patriotycznym plewy i śmieci odsieje. Po tekście Ziemkiewicza , coraz mocniejszych ataków na Kaczyńskiego kukizowców, za którymi stoją narodowcy. Po wzmagających się atakach na Kaczyńskiego Korwina-Mikke i Michalkiewicza widać ,że komuś zaczyna zależeć, aby w próbach zniszczenia Kaczyńskiego wziąć go w kleszcze. Z jednej strony kolaboranci i lewacka agentura skupiona w Platformie, Nowoczesnej i KODach, z drugiej strony Kaczyńskiego mają uderzyć narodowcy w sojuszu z wolnorynkowcami. Innymi słowem tak z grubsza sojuszu Winnickiego z korwinowcami. Plany „załatwienia Kaczora” jedenie siłami lewactwa i kolaborantów zawiodły. Jeśli rzeczywiście taki jest plan Niemiec i i innych sił zewnętrznych to inspiratorzy Kukiza przekonają go do tego planu , media ,, niemieckie i lewackie gadzinówki rozpoczną pompowani takiej formacji, a służby specjalne niemieckie i nie tylko zintensyfikuje lokowanie swojej agentury wewnątrz struktur nowej formacji politycznej Bo największym problemem dla wrogów Polski Kaczyński i utworzony przez niego nieformalny urząd Naczelnika Państwa. Bo nikt nie wie co się stanie z PiS em i Obozem Patriotycznym jak Kaczyńskiego Kaczyński utraci władze I proszę pamiętać,że kadencja głów rodów plutokratycznych tym się różni od kadencji słabej władzy wykonawczej że trwa całe pokolenie i może spokojnie przeczekać czteroletnią kadencję Kaczyńskiego . O ile ten nie umocni swoje władzy na tyle, aby zlikwidować kolonialny model demokracji w Polsce

Marek Mojsiewicz

Prezenty z worka judaszowego Ledwo Sejm uchwalił tegoroczną ustawę budżetową, zaraz pani premier Szydło wniosła do tak zwanej „laski” rządowy projekt „Rodzina 500 plus”, przewidujący wypłacanie z budżetu państwa 500 złotych miesięcznie na drugie i kolejne dzieci w Bogu ducha winnych polskich rodzinach. W bieżącym roku ma to kosztować co najmniej 17 miliardów, a i to pod warunkiem, że rodziny bogatsze taktownie powstrzymają się przed składaniem wniosków. Ale czy aby na pewno? Żyję na tym świecie dosyć długo, a dotychczas spotkałem tylko dwóch ludzi, którzy nie pragnęli mieć więcej pieniędzy, więc to założenie wydaj mi się nieco zuchwałe. Mniejsza jednak o to, bo ważniejsze wydaje się co innego. Otóż tegoroczny budżet zamyka się deficytem sięgającym prawie 55 miliardów złotych, co oznacza, że dług publiczny będzie powiększał się w dotychczasowym, a może nawet jeszcze szybszym niż dotąd tempie, zwłaszcza, że nie widać żadnych działań zmierzających do odblokowania narodowego potencjału gospodarczego. Został on skutecznie zablokowany z jednej strony przez fatalny ekonomiczny model państwa, ustanowiony w roku 1989 przez generała Kiszczaka i grono osób zaufanych, który nazywam kapitalizmem kompradorskim, a z drugiej – przez narastającą biurokratyzację państwa. Dotychczasowe działania PiS polegają na wymianie kadr w aparacie biurokratycznym, natomiast nie widać żadnych oznak przynajmniej częściowego jego demontażu. Trudno się temu dziwić, bo i prezes Kaczyński, który obecnie jest kimś w rodzaju dyktatora Polski, wzorem ewangelicznego setnika, ma wprawdzie pod sobą żołnierzy, ale sam też jest „pod władzą postawiony”, jako zakładnik swego zaplecza politycznego. Niech no tylko przestanie je karmić, to natychmiast zostanie generałem bez armii. Wiadomo to od czasów starożytnych, kiedy Gajusz Grakchus wprowadził w Republice Rzymskiej tzw. „frumentacje” które początkowo polegały na rozdawnictwie zboża. Przetrwały one aż do dnia dzisiejszego, rozwijając coraz to nowe, niekiedy bardzo wyrafinowane formy – oczywiście dla dobra Rzeczypospolitej – no bo jakże by inaczej? Program „Rodzina 500 plus” jest rodzajem frumentacji potencjalnie wyjątkowo w skutkach dotkliwej. Rzecz w tym, że przy rosnącym długu publicznym rosną też koszty jego obsługi i w bieżącym roku wyniosą co najmniej 56 miliardów złotych. Jeśli kwotę tę podzielimy przez liczbę obywateli rzeczywiście mieszkających w Polsce (ok.35 mln), to na jednego obywatela przypada z tego tytułu 1600 złotych rocznie. Typowa, pięcioosobowa rodzina, będzie zatem musiała z tytułu obsługi długu publicznego oddać lichwiarskiej międzynarodówce co najmniej 8 tysięcy złotych rocznie. Tyle rząd będzie musiał odebrać rodzicom obdarowanych dzieci, a więc jedno dziecko tak naprawdę nie dostanie nic, a drugie pewnie też nic – bo przecież oprócz kosztów obsługi długu publicznego są w naszym nieszczęśliwym kraju jeszcze inne podatki, np. VAT, który na artykuły dla dzieci przewiduje stawkę w wysokości 23 procent. Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera – mówi przysłowie – ale pani premier Beata Szydło najwyraźniej o nim zapomniała, bo pokazywała rządowy projekt z takimi oznakami czci, jaką ksiądz okazuje Najświętszemu Sakramentowi, a pani Henryka Krzywonos – konstytucji z 1997 roku, w mniemaniu, że to właśnie o nią walczyły pokolenia Polaków. Jeśli od tej frumentacji coś wzrośnie, to pewnie tylko liczba urzędników, bo rychło okaże się, że jest ich za mało, by zapewnić sprawiedliwy rozdział pieniędzy. Za darmo tego, ma się rozumieć, nie zrobią, co to, to nie – więc w rezultacie przez budżet państwa będzie przepływał coraz większy strumień pieniędzy odebranych uprzednio obywatelom – oczywiście dla ich dobra, bo przecież wiadomo, że pieniądze psują charakter. Nie tylko zresztą pieniądze. Jeszcze bardziej psuje charakter bezkarność, czego dowodem jest pielgrzymka, jaką pod przewodnictwem nowego przewodniczącego Platformy Obywatelskiej Grzegorza Schetyny odbyła delegacja tej partii do Martina Schulza, by namawiać go na interwencję „w obronie demokracji w Polsce”. Gdyby w swoim czasie uczestnicy Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego zostali powieszeni za zdradę stanu, to jestem pewien, że zarówno pan Schetyna, jak i pan Lewandowski dziesięć razy by się zastanowili, czy aby na pewno powinni suplikować u pana Schulza. Tymczasem poczucie bezkarności sprawia, że nie tylko się nie wahają, ale w dodatku panu Schetynie musi coś robić się w głowie, bo kreował się przy tej okazji na „reprezentanta interesów Polaków w instytucjach Unii Europejskiej”. Kiedy przypomnimy sobie, że pan Janusz Lewandowski już raz „reprezentował interesy Polaków” przy okazji programu Narodowych Funduszy Inwestycyjnych i ich prywatyzacji, po którym Polacy do dzisiejszego dnia nie mogą się doliczyć palców u rąk, to bezczelność tej uzurpacji staje się trudna do zniesienia. Ja oczywiście rozumiem, że pan Schetyna rywalizuje z panem Petru o przywództwo nad opozycją, ale dlaczego ta rywalizacja przybiera postać licytacji o różnicę łajdactwa? Esperons, że kara śmierci również za zdradę stanu zostanie wreszcie przywrócona, z czego mógłby ucieszyć się książę-małżonek (Zd)Radek Sikorski, tym razem w roli profesora dekujący się daleko za oceanem. Niedawno wziął udział w dyskusji na temat sytuacji w Polsce z udziałem doradcy premiera Dawida Camerona, pana Daniela Kawczyńskiego. W odróżnieniu od (Zd)Radka, który domagał się kolejnej inkwizycji nad Polską w parlamencie Europejskim, pan Daniel Kawczyński zachował godny podziwu obiektywizm. No ale pan Kawczyński nie jest żadnym arywistą, jakich setki wygląda z każdego rozporka („Iluż wielkich działaczów wyjrzało z rozporka” - zastanawiał się poeta), tylko człowiekiem poważnym, piastującym poważne stanowisko w poważnym państwie – bo państwa, jak wiadomo, dzielą się na poważne i pozostałe. Osobom zastanawiającym się, do jakiej grupy należy nasz nieszczęśliwy kraj, pewnej wskazówki może dostarczyć okoliczność, że prezydentem Polski był w swoim czasie Lech Wałęsa, no a potem – Aleksander Kwaśniewski. Od dawna powtarzam, że kto słucha tego, co mówi Lech Wałęsa, ten sam sobie szkodzi. Przekonało się o tym kierownictwo gdańskiego oddziału IPN, decydując się na zadośćuczynienie fanaberii byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju, by pod auspicjami IPN urządzić debatę na temat „Bolka”. I kiedy IPN ustalił scenariusz, Lech Wałęsa nie tylko debatę odwołał, ale w dodatku zagroził gdańskiemu oddziałowi sądem. Andrzej Gwiazda twierdzi, że o ile pomysł urządzenia debaty pochodził od samego Lecha Wałęsy, w którego głowie „koncepcje” kłębią się jak króliki, o tyle odwołanie imprezy nastąpiło na żądanie mocodawców byłego prezydenta. Chętnie w to wierzę, ale skoro Kukuniek nadal ma mocodawców, którzy zachowali wobec niego prawo karcenia, to cóż tu jeszcze dyskutować o „Bolku”?

Stanisław Michalkiewicz

8 lutego 2016 Opozycyjni „poprawiacze” programu 500

1. W najbliższy wtorek w Sejmie odbędzie się I czytanie rządowego projektu ustawy 500+ i już teraz posłowie wszystkich klubów opozycyjnych (Platformy, Nowoczesnej, PSL-u, a nawet Kukiz15) ruszyli do głębokiego jej poprawiania. Najdalej poszła w tym Platforma, ustami swojego nowego przewodniczącego Grzegorza Schetyny ogłosiła, że 500 zł należy wypłacić na każde dziecko, bo dzieci w Polsce nie mogą być dyskryminowane. Wprawdzie jej czołowi politycy przez ostatnie miesiące ciągle publicznie perorowali, że program 500+ w kształcie proponowanym przez rząd Prawo i Sprawiedliwości, nie może być zrealizowany, ponieważ nie ma na niego pieniędzy w budżecie na 2016 rok ale co tam teraz sytuacja się zmieniła. Wtedy kiedy zapis o 17 mld zł na realizację programu 500+ znalazł się w projekcie budżetu na ten rok, Platforma nagle zgłasza pomysł, żeby powiększyć jego wydatki dodatkowo o około 12 mld zł (poza programem w jego dotychczasowym kształcie wg szacunków znajdzie się około 2 mln dzieci). Gdyby nie to, że realizacja tego pierwszego wielkiego prorodzinnego to naprawdę poważne wyzwanie cywilizacyjne, to można by propozycję Platformy zaliczyć do efektownych pomysłów kabaretowych.

2. Przypomnijmy tylko, że tzw. program 500+, to wydatki 500 zł na drugie i każde kolejne dziecko we wszystkich rodzinach bez ograniczeń dochodowych, a w rodzinach mniej zamożnych o dochodach do 800 zł na głowę i 1200 zł na głowę w rodzinach wychowujących dziecko niepełnosprawne, także na pierwsze dziecko. Według wstępnych szacunków (uruchamianie wydatków będzie następowało po wniosku zainteresowanych rodziców), tą formą wsparcia będzie objętych w roku 2016 przynajmniej 2,7 mln rodzin i blisko 4 mln dzieci do 18 roku życia. Według szacunków ministerstwa programem objęte zostanie ok. 780 tys. rodzin z jednym dzieckiem (a więc tych o niskim poziomie dochodów), z dwojgiem dzieci ok.1,6 mln rodzin, z trojgiem dzieci około 270 tysięcy rodzin i ok. 60 tysięcy rodzin z czworgiem i większą ilością dzieci. Jak zauważył minister Szałamacha „program ten powinien ucieszyć demografów, ale także wszystkich tych którzy zajmują się polityką ludnościową kraju, ponieważ ma szansę zatrzymać emigrację oraz skłonić obywateli do posiadania większej ilości dzieci”.

3. Ale objęcie programem wszystkich dzieci, to nie jedyny pomysł zgłaszany przez posłów partii opozycyjnych. Nowoczesna, Kukiz15, a nawet PSL sugerują, że należy raczej zwiększyć ulgi podatkowe na dzieci, a nie wypłacać 500 zł na dziecko tyle tylko, że wszyscy oni zapominają, iż poza podatkiem dochodowym jest około 1,5 mln rodzin rolniczych, ponad 1 mln rodzin osób bezrobotnych, wreszcie duża część podatników PIT ma tak niski poziom dochodów, a w konsekwencji i podatku, że nie byłoby z czego odpisywać takich wysokich ulg podatkowych na dzieci. W tej sytuacji w Polsce przy tak niskim poziomie płac wprowadzenie wysokich ulg na dzieci w podatku PIT nie jest więc rozwiązaniem sensownym, bo dotyczyło tylko części rodzin w naszym kraju i to raczej tej mniejszej. Pojawiają się również pomysły, aby do programu wprowadzić kryterium dochodowe (czyli górną granice dochodów na głowę w rodzinie od których nie przysługiwałoby 500 zł na dziecko) ale jak się okazuje gdyby wprowadzić takie kryterium w wysokości 5 tys. zł na głowę, to ograniczenie wydatków programu wyniesie około 5 mln zł (przypominam na całość wydatków w wysokości17 mld zł). Wprowadzenie tego ograniczenia dochodowego byłoby ponadto związane ze zbudowaniem systemu weryfikacji dochodów rodzin posiadających dzieci przez jednostki samorządu terytorialnego, a to znacząco podwyższyłoby jego koszty. Wygląda więc na to, że opozycyjni „poprawiacze” programu 500+, przeważnie nie mają pojęcia o czym mówią. Kuźmiuk

Rymkiewicz. Niemieckie media w Polsce należy zlikwidować Rymkiewicz w bardzo ważnej rozmowie z Lichocką: Polacy zrozumieli, że są wynaradawiani, że to wszystko zmierza do likwidacji Polski”...”Owszem, to co wydarzyło się na jesieni, to był wybór polityczny. Każde wybory parlamentarne są wyborami politycznymi. Ale za tym naszym jesiennym wyborem politycznym stało coś znacznie ważniejszego i poważniejszego. W istocie było bowiem tak, że nie głosowaliśmy za prawicą czy przeciw lewicy. Ja nie jestem ani prawicowcem, ani lewicowcem. Nawet długo bym się wahał, gdyby ktoś mnie zapytał, czy mam poglądy konserwatywne. Trochę jestem konserwatystą, trochę republikaninem, trochę jakobinem. Konserwatywna jakobińska rewolucja – to mi się podoba. Ale przecież nie głosowaliśmy, żeby dać wyraz naszym poglądom politycznym, bo mieliśmy znacznie ważniejszy problem niż problem takich czy innych poglądów. Głosowaliśmy, żeby uratować Polskę. Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, bo Polacy zrozumieli, że są wynaradawiani. Zrozumieli, że Polska jest lżona, poniżana, wyśmiewana i że to wszystko, co się dzieje na naszych ziemiach, zmierza do likwidacji Polski. „...”Albo żeby była tylko jakimś niejasnym wspomnieniem, ale wspomnieniem nieprzyjemnym, którego lepiej nie wspominać, czy niejasnym widmem, które można gdzieś wprawdzie zobaczyć, ale którego lepiej nie oglądać, bo jest odrażające, ohydne, cuchnące. Do tego oni zmierzali, ci źli ludzie, którzy sprzedawali Polskę i chcieli zrobić z niej niemiecki protektorat – i Polacy to zrozumieli. A zrozumiawszy to, uznali, że dzieje się coś, co zagraża ich tożsamości, ich dziejom, ich przodkom, ich przeszłości i przyszłości – a więc ich tutejszemu istnieniu. I doszli do wniosku, że chcą uratować Polskę – chcą być Polakami. I właśnie dlatego oddali swoje głosy na partię, która mówiła, że ją uratuje. Jestem pewien, że wielu Polaków, którzy głosowali w październiku na Prawo i Sprawiedliwość, nie zgadza z programem tej partii; nie zgadza się na jej prawicowość albo na jej lewicowość; albo trochę się zgadza, a trochę nie. Ja też trochę się zgadzam, a trochę nie zgadzam. Głosowaliśmy na tę partię, ponieważ obiecała nam, że uratuje Polskę. Niechże więc ją teraz ratuje – trzymamy pana za słowo, drogi panie Jarosławie – niech ją ratuje przed złymi ludźmi, którzy nazywają się Polakami, ale nie są już Polakami, bo chcą likwidacji Polski, bo mówią, że Polska to jest coś nienormalnego, co powinno znaleźć się w psychiatryku. „...”Niemieckie gazety wychodzące w Polsce w polskim języku powinny zostać zlikwidowane. „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz ni dzieci nam germanił”. A co do tych ludzi, o których pani mówi, to dla nich każdy powód jest dobry, żeby Polskę zlikwidować i żeby ona przestała istnieć. Polska jest im niepotrzebna, bo równie dobrze – a może i lepiej – będzie się im powodzić pod rosyjską czy niemiecką władzą, w niemieckim protektoracie albo w jakiejś ponownie tu zainstalowanej Generalnej Guberni. Wymyślają więc różne nonsensowne powody, dla których Polskę trzeba zlikwidować. Polski należy się pozbyć, ponieważ nie jest nowoczesna i nie potrafi albo i nie chce się unowocześnić, ponieważ jest zacofana, ponieważ jest ciemna, głupia i katolicka, ponieważ jest awanturnicą, która wciąż wznieca jakieś awantury, ponieważ jest nieodpowiedzialna i sprowokuje wojnę atomową, ponieważ istnieje Unia Europejska i to wystarczy, i tak dalej. Ciekawe, że różne nonsensowne powody, dla których Polska powinna zostać zlikwidowana i wymazana z mapy Europy– niekiedy nawet trochę podobne do tych wymienionych – pojawiały się już kilka wieków temu – w wieku osiemnastym i dziewiętnastym i dwudziestym. Różnica jest tylko taka, że wówczas te powody, które miały usprawiedliwić rozbiór Polski, wymyślano w Petersburgu, Berlinie i Wiedniu, a teraz wymyślają je z upodobaniem Polacy, którzy już nie chcą być Polakami. „...””..”: Zdaniem Gazety Wyborczej - choć prawdę mówiąc nie wiem, czy warto jeszcze się odnosić do tego tytułu - wszystko, co teraz się dzieje, jest przez pana – jest pana winą. Jest pan poetą dobrej zmiany realizowanej przez PiS, ideologiem obozu, który teraz rządzi. I nie muszę dodawać, że wszystko to, co się dzieje, jest oczywiście zdaniem GW straszne. „...”Bowiem za to wszystko, co się teraz u nas dzieje, i za to, co stało się na jesieni 2015 roku – wreszcie się stało! a myślałem, że nie dożyję!– odpowiedzialni są nasi wielcy przodkowie, wielcy pisarze polscy. Odpowiedzialny jest Jan Kochanowski, odpowiedzialni są Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Stefan Żeromski i Stanisław Wyspiański. I jeszcze inni. A ja tylko przypominałem ich myśl najważniejszą – byłem ich niezdarnym sługą, niezdarnym tłumaczem tej myśli. Twierdzi pan, że Jarosław Kaczyński wygrał w Polsce wybory, bo Stefan Żeromski napisał Popioły, Wiatr od morza? Właśnie tak myślę. To oni, Żeromski, Mickiewicz, Kochanowski są odpowiedzialni za to, że polscy patrioci wygrali jesienne wybory 2015 roku. To oni są odpowiedzialni, ponieważ to oni uczyli nas przez wieki miłości do ojczyzny; i mówili nam, za co mamy ją kochać – czym jest to, co jest w niej godne kochania. To jest myśl najważniejsza Popiołów, Pana Tadeusza, Anhellego i Wesela – macie kochać Polskę; i macie zadbać o to, żeby ona wiecznie istniała – nawet w lodach Sybiru. Tego nas uczyli, tego uczyła nas literatura polska, a my pojęliśmy tę myśl i dlatego wygraliśmy. To, co się stało – po latach kłamstw, upokorzeń i podłości – jest więc prostym skutkiem ujawnienia się tej miłości. Nasza miłość była obrażana, lekceważona, lżona i wyśmiewana przez wrogów Polski, przez tych Polaków, którzy są wrogami Polski. Ale to wszystko okazało się nieskuteczne i literatura polska swoim niewidzialnym wpływem zadecydowała o losach Polski. Jest bowiem tak, że z literaturą, z wielkimi pisarzami w żaden sposób nie można wygrać – wielkie dzieła ducha i umysłu mają siłę – tajemniczą, niewidzialną – która ujawnia się wtedy, kiedy chce. Tak jak nasza miłość do Polski, tak i nasza literatura narodowa była przez tych, którzy w ostatnich latach rządzili Polską, lekceważona, wyśmiewana, marginalizowana, wyrzucana ze szkół – wydawałoby się, skazana już na nieistnienie. Tym złym ludziom chodziło oczywiście o to, żeby dzieci nie uczyły się miłości do Polski, żeby pokochały coś nowoczesnego i milszego niż Polska – jakieś popkulturowe głupoty. „...”Na przykład Władysław Bełza, zmarły przed ponad stu laty lwowianin, który dzięki jednemu małemu wierszykowi wszedł do panteonu wielkich Polaków – bo dobrze się Polsce przysłużył. „Kto ty jesteś…” „Polak mały. Jaki znak twój? Orzeł biały”. „A w co wierzysz? W Polskę wierzę”. To wierszyk, który Bełza napisał koło roku 1900. Trochę później pojawiła się też wersja dla polskich dziewczynek. Zmieniona została tylko pierwsza strofa: Nie wiem, jak to było – czy to Bełza tę strofę dopisał, czy ktoś inny. „Kto ty jesteś? Polka mała. Jaki znak twój? Lilia biała”.”...”Książe Adama Jerzy Czartoryski jest autorem takiego słynnego zdania: „W ciągu całego mego życia widziałem w naszym kraju tylko dwie partie. Partię polską i antypolską, ludzi godnych i ludzi bez sumienia, tych, którzy pragnęli ojczyzny wolnej i niepodległej, i tych, którzy woleli upadlające obce panowanie.” Mądry stary książę. Ale właściwie nie książę, bo przecież ostatni nasz król de facto. W tym jednym zdaniu jest cała prawda o naszej sytuacji – o obecnej sytuacji politycznej w Polsce. Znowu mamy tylko dwie partie, polską i antypolską, żadnej innej nie ma. Wszystko się więc powtarza, z czego można wyciągnąć wniosek, wreszcie dość banalny, że zdrada jest trwałym i nie dającym się wyeliminować elementem natury ludzkiej – zdrajcy zawsze byli i zawsze będą – a tych, którzy mają ochotę zdradzić i czerpać korzyści ze zdrady, może powstrzymać tylko strach przed katowskim toporem albo drabiną i konopnym sznurem. Wieszać można zresztą także i na lejcach, co lud Warszawy udowodnił w roku 1794. No i znów powiedzą, że ja wzywam do wieszania na warszawskich latarniach – a jeśli tak, to koniecznie przed świętą Anną.”...”Co do dwóch sortów Polaków – może tych sortów jest więcej, są jakieś pośrednie, ale trzymajmy się dwóch: są zatem Polacy lepszego i gorszego sortu – więc co do dwóch sortów, to ja uważam, że Jarosław Kaczyński bardzo dobrze to ujął – odwołał się przy tym do dobrze utrwalonej tradycji polskiej literatury, która już w wieku osiemnastym mówiła, że istnieją dwa sorty – oczywiście nie używając tego terminu, bo słowo „sort” w polszczyźnie wtedy raczej nie funkcjonowało. Jarosław Kaczyński trafił celnie i dlatego gorszy sort podniósł taki straszny wrzask – że dzieje mu się krzywda, gdy ktoś go nazywa gorszym sortem. Przypominam tu więc, iż było tak, że gorszy sort nazywano jeszcze gorzej, nawet znacznie gorzej. Bodajże pierwszy – nie sprawdziłem tego, ale wiele na to wskazuje – bodajże pierwszy na temat dwóch sortów Polaków, lepszego i gorszego, wypowiedział się biskup Ignacy Krasicki. Zrobił to zaraz po pierwszym rozbiorze, rok, może z kawałkiem, po pierwszym sejmie rozbiorowym – tym, który nazywamy reytanowskim. Pewnie się pani nie domyśla, gdzie nasz biskup wypowiedział się na temat gorszego sortu. Rzeczywiście, niczego takiego sobie nie przypominam. Zrobił to w słynnym wierszu, który wszyscy znamy – albo przynajmniej znać powinniśmy. Tak, właśnie w Hymnie do miłości ojczyzny. Ten wiersz składa się z dwóch strof, dwóch oktaw. Najczęściej – a może nawet wyłącznie – przypominana i cytowana jest oktawa pierwsza z dwoma, na początku, słynnymi wersami. „Święta miłości kochanej ojczyzny, / czują cię tylko umysły poczciwe!”. Tak się ten hymn biskupa warmińskiego zaczyna – i cała oktawa pierwsza ma za temat właśnie miłość do ojczyzny. Już dwa pierwsze wersy sugerują, że mamy do czynienia z jakimś podziałem czy konfliktem – jeśli miłość do ojczyzny czują „tylko umysły poczciwe’, to znaczy, że są też jakieś inne umysły, niepoczciwe – takie, które miłości do ojczyzny nie czują. Oktawa druga, napisana trochę później, zwraca się już nie do ojczyzny, lecz do wolności. „Wolności! Której dobra nie docieka / gmin jarzma zwykły, nikczemny i podły”. Potem jest jeszcze wers „tyś tarczą twoich Polaków od wieka”. A więc są tacy Polacy, którzy uważają się za wolnych i używają swojej wolności jako tarczy, która ma ich bronić przed wrogami wolności – i jeszcze jacyś inni, ci niepoczciwi, i to jest właśnie ten gmin „nikczemny i podły” oraz „jarzma zwykły”. Jeśli tak ten hymn biskupa warmińskiego odczytamy, to będziemy musieli powiedzieć, że wrzaski obrażonego drugiego sortu były całkowicie nieuzasadnione oraz bezpodstawne – Jarosław Kaczyński okazał się bowiem, w sferze językowej, znacznie wstrzemięźliwszy, znacznie bardziej umiarkowany od biskupa warmińskiego. Gdyby Ignacy Krasicki miał okazję do wypowiedzenia się dzisiaj na temat gorszego sortu, czyli zdrajców „zwykłych jarzma”, to z pewnością powiedziałby bez ogródek, że jest to „gmin […] nikczemny i podły”. Jarosław Kaczyński może i coś takiego miał na myśli, ale jednak – godna uwagi wstrzemięźliwość językowa wybitnego polityka – powstrzymał się przed użyciem słów jawnie obraźliwych. Gminie podły, sorcie nikczemny – powinieneś to docenić! „...”Przez ostatnie dwieście pięćdziesiąt, może nawet trzysta lat, nawet trzysta z kawałkiem (licząc od wejścia wojsk cara Piotra I w granice Rzeczypospolitej) Polska upadała i podnosiła się, była rzucana na kolana i wstawała z kolan, umierała, była składana do grobu i cudownie zmartwychwstawała. Jeśli chcemy przetrwać i mieć naszą Rzeczpospolitą, jeśli chcemy też mieć pewność, że już nikt nigdy nie rzuci nas na kolana, to musimy znaleźć teraz jakiś sposób, który pozwoli nam obronić się przed żarłocznymi sąsiadami – bo że nadal mamy i będziemy mieli żarłocznych sąsiadów, to jest przecież pewne. „..”my mocujemy się tutaj z gminem nikczemnym i podłym, usiłujemy po raz któryś, trochę nieudolnie, trochę marudnie, wydostać się z komunizmu czy postkomunizmu – i to pochłania całą naszą uwagę, angażuje wszystkie nasze siły duchowe – i czas już, najwyższy czas te siły uwolnić i skierować je ku innym, donioślejszym celom. Gmin nikczemny i podły trzeba usunąć z życia polskiego – to jest oczywiste. On sam się zresztą prawdopodobnie usunie, gdy pojmie, a to się niebawem stanie, że nie uda mu się nigdy osiągnąć tego, czego pragnie i co sobie zaplanował – że nie uda mu się zlikwidować Polski. Zresztą niech ci źli ludzie robią sobie, co chcą. Oni już przegrali swoją grę. A my zajmijmy się czym innym, tym, co jest dla nas znacznie ważniejsze – jaka ma być Polska przyszłości, jak my, Polacy, którzy pozostaliśmy jej wierni, mamy ukształtować jej los – jej przyszłe dzieje. Spróbujmy spojrzeć w przyszłość i stworzyć taki język, którym będziemy mogli mówić o przyszłym losie Polski – jakiej Polski chcemy i jaka Polska jest nam potrzebna? Od kilku dni mam w głowie zdanie, które wypowiedział mój syn Wawrzyniec. Nie pora teraz mówić o odwróceniu skutków drugiej wojny światowej (bo to już się w jakiś sposób udało) – teraz trzeba już mówić o odwróceniu skutków rozbiorów. Rozbiorów? Skutkiem rozbiorów było zniszczenie Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Jeśli więc mamy mówić o nowej Rzeczpospolitej, to musimy mówić o tym, co nas łączy z naszymi bliższymi i  dalszymi sąsiadami, i co nas od nich dzieli, i jak powinny wyglądać nasze z nimi przyszłe stosunki. Co utraciliśmy – tracąc w roku 1795 naszą Rzeczpospolitą? Czy to się da odwrócić? Czy możemy ją odzyskać? Mówmy więc o tym, czy chcemy Polski, która będzie miejscem istnienia jednej wspólnoty narodowej, zamkniętej – jak każda wspólnota tego rodzaju – i nieufnej wobec innych narodów, innych wspólnot. Czy chcemy innej Polski – takiej, jaką mieliśmy przed rozbiorami – czy jeszcze jakiejś innej. Jeśli tak będziemy mówić, to będzie budzić obawę sąsiednich narodów – że Rzeczpospolita będzie chciała je sobie podporządkować. Jeśli chcemy uratować się przed tym, ku czemu zmierza Europa, jeśli chcemy się uratować przed tą planetarną katastrofą, która prędzej czy później nastąpi, pewnie za kilkadziesiąt lat, ale może już za lat kilkanaście, i widać, że to będzie tragedia równie straszliwa jak ta, która zdarzyła się u schyłku Imperium Rzymskiego – musimy myśleć o założeniu nowej Rzeczypospolitej. Stanie się coś, czego jeszcze nie potrafimy sobie wyobrazić, ale o czym powinniśmy myśleć – jak się uratować, jak zostać na swojej ziemi – kiedy wszystko runie i zaczną znikać narody oraz państwa Europy. Sami się nie uratujemy. Czas odwrócić skutki rozbiorów – a to znaczy, że  czas myśleć o odnowionej Rzeczpospolitej. Dwojga, trojga narodów? Czas myśleć o tym, jak będzie kiedyś wyglądać Rzeczpospolita Pięciu Narodów. Milanówek, 6 stycznia 2016 roku”...(źródło)

„Blady strach w Niemczech przed repolonizacją mediów: „Zapowiedzi polskiego rządu brzmią jak zapowiedź wywłaszczenia”...”nemieccy potentaci prasowi panicznie reagują na zapowiedź repolonizacji mediów w Polsce. Dla utrzymania swoich ogromnych wpywów zamierzają wykorzystać struktury Unii Europejskiej i zapowiadają walkę podobną do tej, którą stoczyli na Węgrzech z Viktorem Orbanem. Deutsche Welle ostrzega, że polski rząd celuje  w niemieckich wydawców”.Obok przekształcenia mediów publicznych w narodowe niekomercyjne instytucje kultury, którymi kierować będą jednoosobowe zarządy,chodzi również o zmiany w strukturze własności mediów pod kątem „repolonizacji”. Mowa jest o częściowym „wyparciu niemieckich wydawców” z rynku, „odkupieniu od nich udziałów”, tworzeniu „polskich mediów”. Odpowiednia ustawa zapowiadana jest na początek przyszłego roku — relacjonuje w alarmistycznym tonie dw.com. Jak podkreśla portal, „zapowiedzi te mają prawo niepokoić niemieckich wydawców”, gdyż są oni największymi udziałowcami na polskim rynku medialnym. Dla przykładu, opanowali niemal cały rynek dzienników regionalnych i tygodników lokalnych (Polska Press/Passauer), ogromny segment kolorowych magazynów (Bauer Media – koncern ten jest również właścicielem RMF).Wielkie udziały w rynku mediów posiada w Polsce także koncern Burda (m.in. „Focus” „InStyle”, „Elle”) oraz Axel Springer (m.in. „Fakt”, „Sport”, „Newsweek”...”jak podaje DeutcheWelle na alarm bije także Niemiecki Związek Dziennikarzy (DJV). Szef tej korporacji, Frank Ueberall, w histerycznym tonie komentuje zawieszenie w TVP Karoliny Lewickiej po jej skandalicznym wywiadzie z wicepremierem Piotrem Glińskim.To przedsmak tego  tego, co może grozić dziennikarzom w Polsce, kiedy wykonują swoją pracę” ...(więcej )

Tomasz Cukiernik „ Demokracja to łagodny wariant komunizmu”..”„W demokracji poziom wyzysku i wywłaszczania systematycznie wzrasta” – to jedno z wielu oryginalnych spostrzeżeń, jakimi karmi czytelnika prof. Hans Hermann Hoppe w swojej doskonałej książce „Krótka historia człowieka”. „..”Mianowicie twierdzi on m.in., że „demokracja nie ma nic wspólnego z wolnością. Jest to łagodny wariant komunizmu”, a „socjalizm nie jest wyższym modelem produkcji, lecz gospodarczym chaosem i powrotem do prymitywizmu”. Ponadto w demokracji „liczba wartościowych ludzi oraz wartościowych i produktywnych działań zostaje proporcjonalnie zredukowana, a liczba gorszych ludzi oraz nieproduktywnych zwyczajów, cech charakteru i zachowań wzrasta, z czego wynika ogólne zubożenie społeczeństwa i obniżenie standardów życia”. „...”W swojej książce Hans Herman Hoppe analizuje kolejne formy ustrojowe państw: arystokratyczny, naturalny ład społeczny, monarchia absolutna, monarchia konstytucyjna i demokracja z jej najgorszym rodzajem – plutokracją, udowadniając, że każda kolejna forma była gorsza od poprzedniej i skutkowała dalszym upadkiem cywilizacyjnym. Według Hoppego w państwie demokratycznym najpotężniejszymi i najbardziej wpływowymi ludźmi nie są politycy, lecz plutokraci. Plutokraci to ci bankierzy i wielcy biznesmeni, którzy zauważyli, że mogą znacznie zwiększyć swoje zyski poprzez wykorzystanie legislacyjnej lub redystrybucyjnej działalności państwa: „poprzez dotacje, albo poprzez zapewnienie państwowych kontraktów, albo poprzez uchwalanie praw, które chronią ich przed konkurencją”. Robią to poprzez „kupienie sobie zwykle dużo uboższych polityków albo bezpośrednio poprzez wręczanie im łapówek, albo pośrednio przez oferowanie im zatrudnienia po zakończeniu ich kariery politycznej na stanowiskach menadżerów, konsultantów lub lobbystów”. „...” Ponadto „istnienie i wzrost państwa, zwłaszcza w jego socjaldemokratycznej wersji, prowadzi do dwojakich skutków dysgenicznych. Po pierwsze, jednostki „ekonomicznie upośledzone” jako główni „klienci” państwa socjalnego produkują więcej potomstwa, a jednostki odnoszące sukcesy ekonomiczne mniej. Po drugie, ciągły wzrost pasożytniczego państwa, możliwy dzięki rozwojowi gospodarki, systematycznie wpływa na warunki decydujące o sukcesie ekonomicznym jednostek. Sukces ekonomiczny staje się coraz bardziej zależny od polityki i talentów politycznych, czyli zdolności wykorzystywania instytucji państwa do wzbogacenia się kosztem innych. W efekcie jakość populacji, zamiast wzrastać, stopniowo się obniża”.Prof. Hoppe pisze brutalnie, że „selekcja rządzących państwem w drodze wyborów zasadniczo uniemożliwia przyzwoitym i nieszkodliwym osobom dostanie się na szczyt. Prezydenci i premierzy zdobywają swą pozycję (…) dzięki zdolnościom demagogicznym i brakowi moralnych zahamowań. Stąd demokracja właściwie gwarantuje, że na szczyty władzy dotrą tylko najbardziej niebezpieczni i zdegenerowani ludzie”. Poza politykami i plutokratami Hoppe nie oszczędza przede wszystkim urzędników: „funkcjonariusze państwowi (…) mają możliwość finansowania lub subsydiowania swych działań z podatków” ….(więcej )

„Gowin zapowiada u Olejnik: „będziemy dążyć do repolonizacji mediów”. Jego słowa wywołały burzę. "To sianie nienawiści..."...”Sprawa wypłynęła, gdy Olejnik przywołała słowa Pawła Kukiza, który krytykował działalność mediów w Polsce. Olejnik wskazywała, że Kukiz zarzucił mediom z zagranicznym kapitałem, że pilnują interesów swoich mocodawców. Jarosław Gowin powiedział, że sposób podejścia Kukiza nie jest bezpodstawny.Gdybym był właścicielem mediów w jakimś kraju to w sytuacji, gdyby doszło do konfrontacji interesów między Polską, a tym krajem, w którym mam media, dążyłbym do tego, by moje media reprezentowały interesy Polski”...”Nie miałbym najmniejszej szansy, by kupić gazety w Niemczech, bo w Niemczech pilnuje się, by media były w niemieckich rękach. Zadałem prosty rebus słuchaczom „..”Krzysztof Gawkowski z SLD też atakował: To jest nieuprawnione mówienie. Zaraz zabrniemy w jakąś paranoje. To jest sianie nienawiści — mówił o słowach Gowina. Iwona Śledzińska-Katarasińska wskazała, że jest wdzięczna za słowa Gowina. Jarosław Gowin powiedział jak Zjednoczona Prawica wyobraża sobie relacje media-państwo, jest przekonany, że właściciel ręcznie steruje dziennikarzami. Tak było za PiSu”...”Cieszę się, że politycy PO i SLD pokazali, że nie widzą nic złego w tym, że media są zdominowane przez kapitał zagraniczny. Będę dążył do tego, by stopniowo, repolonizować media. Niech słuchacze ocenią, który punkt widzenia jest właściwy - tłumaczył Gowin. Stanisław Żelichowski zaznaczył, że słowa lidera Polski Razem są kuriozalne. Musielibyśmy przyjąć, że właściciele mediów kupują media dla celów ideologicznych, a z racji ekonomicznych. Gdyby właściciele chcieli walczyć z interesami narodowymi, to słuchacze by nie słuchali ich mediów”. ...(więcej )

Paweł Kukiz „ A tutaj macie co wg naszego programu naprawy Państwa powinniśmy zrobic z mediami:
3.3 Media 
- Zakazy koncentracji więcej niż 20% mediów lokalnych (dziś prawie 90% mediów regionalnych ma jedna grupa : Verlagsgruppe Pasau) 
- Zakaz koncentracji powyżej 20% rynku mediów centralnych. 
- Kary za rozpowszechniania nieprawdy zwiększone w przypadku nieprawdziwych informacji uderzających w polską rację stanu (kłamstwo oświęcimskie typu „Polskie Obozy”).
- Zakaz reklamy firm państwowych oraz organów władzy publicznej wydawanych w Polsce mediach o kapitale zagranicznym (za wyjątkiem mediów branżowych reklam w mediach wydawanych za granicą do tamtejszego klienta) 
- Zakaz zatrudniania w mediach publicznych dziennikarzy pracujących jednocześnie dla mediów zagranicznych (Vide Tomasz Lis – z jednej strony „dziennikarz” TVP z drugiej płacą mu Niemcy wydający Newsweeka) .
- Zakaz reklamy firm państwowych w mediach ukaranych sądowo za publikację nieprawdziwych materiałów sprzecznych z polską racją stanu.  „..(więcej )

Krasnodębski „ Inną charakterystyczną cechą polskich mediów jest struktura własności typowa dla zdominowanego kraju peryferyjnego. Część mediów należy do ludzi dawnego systemu lub takich, którzy dorobili się w niejasnych okolicznościach w pierwszych latach transformacji. Jest rzeczą oczywistą, że ludzie nie będą szczególnie przyjaźnie nastawieni do idei lustracji politycznej czy majątkowej i nie będą szczególnie zachwyceni ostrą krytyką polskiej transformacji.Druga część należy do zagranicznych właścicieli, zwłaszcza niemieckich. To, że 80 proc. prasy należy do właścicieli z kraju sąsiedniego, którego interesy z natury rzeczy bywają rozbieżne z polskimi, należy ocenić jako realne zagrożenie dla polskiej demokracji i suwerenności. Fakt, że w Polsce o czymś tak zupełnie oczywistym nie można w ogóle dyskutować, świadczy, że proces ograniczenia suwerenności, przynajmniej intelektualnej, postąpił już daleko. Rzeczywistość sprawi, że sprawy wizerunku zejdą siłą rzeczy na plan dalszy i wróci polityka. A wówczas powinniśmy także podjąć trud takiej prawnej regulacji struktury mediów, w tym między innymi ograniczenia roli korporacji zagranicznych, aby podobny upadek standardów, który zagraża naszej wolności politycznej, się znowu nie powtórzył. Albowiem to media powinny służyć polskiej demokracji, a nie polska demokracja mediom.”
„..że także media prywatne i ich przekaz stanowią co najmniej równie poważny problem dla polskiej demokracji. Tym poważniejszy, że ciągle jeszcze nie wyartykułowany. Pojawia się pytanie – które w rozwiniętych demokracjach stawiane jest od dawna – czy konieczne są granice dla wolności mediów, bez których stają się one zagrożeniem dla wolności politycznej i równych praw obywateli. Czy nie znaleźliśmy się w sytuacji, gdy potrzebna stała się ingerencja państwa, regulująca działalność mediów, ograniczająca ich wolność, aby ochronić wolność obywateli oraz wolność Polski

http://naszeblogi.pl/58957-niemcy-skowycza-ze-kaczynski-zamknie-niemieckie-gadzinowki

Niemiecki dziennik: Kaczyńskiemu jest blisko do Putina„Kaczyński marzy o prawicowej partii nacjonalistycznej i o Polsce w roli lidera Europy Środkowo-­Wschodniej. Kurs, jak obrał przypomina jednak Rosję, a krytycy już zaczęli obawiać się nowej żelaznej kurtyny” -­ pisze niemiecki dziennik „Die Welt”. „...”Gdy w 2007 r. „Newsweek” napisał na okładce, że Kaczyński jest prawie jak Putin, w kraju wywołał burzę. Ale właśnie do tych samych wniosków doszli Niemcy. „Wizja państwa i społeczeństwa Jarosława Kaczyńskiego, niekoronowanej głowy Polski, jest podobna do tej, którą prezentuje Władimir Putin” - pisze „Die Welt”, uznawany w Niemczech za konserwatywno-prawicowy. Jak pisze dziennik, obaj przywódcy dążą do scentralizowania władzy, stawiają nacisk na istotę dumy narodowej, prowadzą politykę historyczną, demonstrują przywiązanie do Kościoła lub Cerkwi i mają niewielkie zrozumienie dla osób, które prezentują inne poglądy. Co więcej, jak wskazuje gazeta, Warszawę z Moskwą łączą nie tylko antyunijne cele, ale też światopogląd na chrześcijańskie wartości. I to właśnie sprawia, że oba kraje znajdują się po jednej stronie ideologicznej walki przeciwko brukselskiemu kosmopolityzmowi. Odrzucają z kolei ruchy wolnościowe, multikulturalizm czy związki homoseksualne jako elementy zgniłego Zachodu.Zarówno Kaczyński, jak i Putin twierdzą, że świat nie docenia wkładu ich krajów w rozwój cywilizacji. Obaj przywódcy „wstają z kolan” po latach egzystencji pod dyktando Brukseli lub Waszyngtonu, które narzucają im „lewackie zepsucie” i uniemożliwiają budowanie państwa opartego na tradycyjnych wartościach. Do przekonania wyborców i świata służy polityka historyczna, która podkreśla zasługi radzieckiego żołnierza lub bohatera Armii Krajowej.Z tradycją, historią i dumą idą w parze duchowni. Władimir Putin chętnie się z nimi fotografuje i podkreśla znaczenie chrześcijaństwa oraz Cerkwi w rozwoju wschodnioeuropejskiej cywilizacji. Patriarchowie odwdzięczają się za to agitacją polityczną z ambony. Nie inaczej wypadają przemówienia polityków PiS na Jasnej Górze czy w Toruniu, gdzie padają deklaracje o walkę w obronie tradycyjnych wartości.”...”Putina i Kaczyńskiego łączy też co najmniej ambiwalentny stosunek do Unii Europejskiej. Odczucia te, zdaniem "Die Welt", mogą zbliżyć do siebie obu przywódców, tak jak zacieśniły współpracę między prezesem a Victorem Orbanem. Ten z kolei pozostaje w znakomitych relacjach z Moskwą. Dziennikarze niemieckiej gazety obawiają się, że wspólnota interesu, dorobku kulturowego i styl sprawowania władzy przyciągną Polskę do Rosję. Wówczas – jak ostrzega „Die Welt” - grozi nam powtórka historii i groźba zapadnięcia „żelaznej kurtyny”, która znów przekształci region w przedmurze Rosji. „...”W kwestii stosunku do Rosji dziennik porównuje Kaczyńskiego do Recepa Tayyipa Erdoğana, prezydenta Turcji, którego z prezesem PiS łączą konserwatyzm, skłonność ku wschodniemu modelowi demokracji, potrzeba „powstania z kolan” i antyrosyjskość. Co więcej, „Oba kraje negatywnie odnoszą się do Niemców: czują, że są źle traktowane, mają przy tym kompleks niższości przy jednoczesnej chęci bycia podziwianym” - pisze gazeta. „...(źródło )

Jakub Styczyński „Tamtejszy bank centralny zapowiada więc wprowadzenie autorskiego wirtualnego pieniądza kontrolowanego przez rząd „...”Rozwiązanie będzie stanowić rewolucję na rynku chińskim, ale może także wpłynąć na całą światową giełdę. Funkcjonowanie nowej waluty będzie miało radykalnie odmienny charakter od powszechnie znanego i użytkowanego Bitcoina (znanego tam jako BTC China). Nie wiadomo na razie, czy chiński rząd zdecyduje się na koegzystencję obu systemów, czy bardzo popularny BTC China zostanie zdelegalizowany „...”Jestem przekonany, że projekt rządu chińskiego będzie w celach transakcyjnych wykorzystywał rodzime super-komputery z serii Dawning w technologii BlockChain, nad którą pracuje wiele firm technologicznych na świecie, i w którą coraz bardziej inwestują banki oraz fundusze kapitałowe – twierdzi Marcin Jaskuła, dyrektor generalny Sino-Pol Group, kancelarii doradczej wprowadzającej polskie firmy na rynki chińskojęzyczne oraz obsługującej azjatyckich inwestorów w Polsce. Pozwoli to rządowi w Pekinie w całości kontrolować cały proces obiegu wirtualnej waluty, wprowadzać obostrzenia nominalne oraz legislacyjne w celu optymalizacji potencjalnych wpływów fiskalnych z tego projektu. Chińska waluta cyfrowa, zdaniem chińskiego banku centralnego, ma się pojawić „najszybciej jak to możliwe”. Pomoże obniżyć wysoki koszt wydawania tradycyjnych pieniędzy, ułatwi przeprowadzanie transakcji finansowych i uczyni je bardziej przejrzystymi; zmniejszy możliwość prania brudnych pieniędzy, unikania podatków i innych przestępstw.”...(źródło )

Roger Scruton, filozof „W historii Polski co pewien czas powtarzał się ten sam straszliwy dla was scenariusz – Niemcy i Rosja dogadywały się nad waszymi plecami i was niszczyły. Powiem teraz coś, co może zabrzmieć szokująco, ale obawiam się, że taki scenariusz może się powtórzyć. „....”Upadek Unii może mieć dla Polski bardzo negatywne konsekwencje. Nie można wykluczyć, że takie wydarzenie pociągnie za sobą wybuch jakiegoś europejskiego konfliktu,zmianę status quo, która może mocno uderzyć w Polskę. Obawiam się jednak, że jest to proces, którego nie uda się zatrzymać. „....”Analityk George Friedman uważa, że Polska powinna stać się europejskim Izraelem. Uzbroić się po uszy i przygotować na najgorsze.Obawiam się, że w przypadku Polski nie da się przygotować na najgorsze.”....”Unia Europejska jako polityczna czy gospodarcza struktura jest martwa. Jest fikcją, złudzeniem. „....”trudno odmówić logiki argumentom, że lepiej, jeżeli Niemcy osiągają swoje cele za pomocą środków pokojowych niż militarnych. „ „..(więcej )

Witold Gadowski „ Strategia... albo handel niewolnikami”..”Poprzednia koalicja rządowa – z różnych przyczyn – zgodziła się na podrzędną rolę Polski, na jej przynależność do europejskich „peryferii”. Mieliśmy pokornie spełniać europejskie – przede wszystkim niemieckie – przykazania i egzystować jako półwolny gospodarczo i politycznie satelita Berlina. Wszelkie zapewnienia o wzroście polskiego eksportu i produkcji były jedynie propagandowym zaklinanie rzeczywistości. W Polsce nastąpiła deindustrializacja, całe regiony straciły pracę. Oczywiście przemysł był nastawiony na sprzedaż do krajów socjalistycznych, niedoinwestowany, ale mechaniczne zamordowanie polskiego przemysłu było jednym z najmniej racjonalnych posunięć „reformatorów” z ostatnich dwudziestu pięciu lat. Dziś „polska produkcja”, to w większości wytwarzanie w montowniach należących do wielkich koncernów (nawet 60 procent naszego eksportu pochodzi właśnie z tej branży). Jeśli możemy mówić o jakimkolwiek rozwoju gorspodarczym, to prawdziwie dokonał się on jedynie w dziedzinie usług. Polska – z niewiadomych powodów – nie wykorzystuje swoich bogactw naturalnych, świadczy natomiast nieskomplikowane usługi dla koncernów (przeważnie niemieckich), które tym się zajmują. Największym polskim towarem eksportowym Polski, jej specjalnością, stał się......eksport wykwalifikowanej i taniej siły roboczej! Polska jest drenowana z najbardziej kreatywnych i energicznych grup społecznych. Ustał jednocześnie mechanizm ich demograficznego uzupełniania. W Polsce nie wytworzyła się klasa średnia, a więc jeszcze długo będziemy mogli jedynie pomarzyć o wykreowaniu marek towarowych, które będą rozpoznawane w świecie.
To wszystko stan faktyczny. Na dodatek spekulanci w rodzaju Sorosa wlaśnie Polskę obrali sobie za poligon doświadczalny wdrażania swoich socjotechnicznych pomysłów przebudowy świata. W ciagu kilkunastu lat – według planów Sorosa i jego utrzymanków – załamać ma się polski katolicyzm. Będzie temu służyć zarówno agresja propagandowa nie pozostających w polskich rękach mediów, jak też siłowe sprowadzenie do Polski jak największej ilości tzw „emigrantów” muzułmańskich... To jest skala problemów, przed jakimi stanął nowy rząd pod kierownictwem premier Beaty Szydło. Wprowadzanie podatków od sklepów wielkopowierzchniowych, czy banków, to kroki we właściwą stronę. Nie mają one jednak większego znaczenia dla pobudzenia naszej gospodarki i przestawienia jej na bardziej propaństwowe i prorozwojowe tory. Czekamy na strategiczną myśl, na kierunek, który pozwoli stwierdzić: tak, znaleźliśmy się rękach ludzi, którzy wiedzą czego chcą i – co ważniejsze – wiedzą jak to zrobić! Proszę nie mydlić mi tu oczu zwyczajowymi odzywkami: pan nie zna skali problemów, pan nie wie jakie to skomplikowane.... Znam te wykręty od kilkudziesięciu lat. Zawsze słyszę je z ust byłych kolegów, którzy nagle stają się ministrami. Oni już wiedzą lepiej, oni są zapracowani, oni dźwigają na swoich barkach brzemię. Potem mija czas i z tych natężonych min, z tego poważnego pozowania, śmiech pusty zostaje i porażka. Nie przeczę, że poważnie pracujecie, że ponosicie rózne wyrzeczenia (choć z tym to akurat bym nie przesadzał), bezlitośnie jednak spytam: po co tak pracujecie, do czwego zmierzacie?!
Czy jest ktoś, kto waszemu działaniu nadał jeden spójny kiierunek?! Do czego zmierzamy, z kim, po co, jak to chcemy zrealizować? Czy wy wiecie o tym, że nawet najmniej zdolny student Akademii Obrony Narodowej zdaje sobie sprawę z faktu, że ponad poziomem taktyki wyrasta poziom operacji, a wysoko nad operacją szybują założenia strategii. Tak więc, dla ułatwienia, wyjaśnię, że pytam o strategie. I nie beblajcie mi tu o Ukrainie, o Międzymorzu, o Wyszehradzie. Pytam konkretnie: czy wiecie jaka gra toczy się dziś na świecie i gdzie jest w niej miejsce na Polskę i polską skalę? Cieszyliście się jak negry (od Makuszyńskiego) z lusterek, gdy w Warszawie był pan premier Cameron, a przecież - w naszych najnowszych dziejach - to właśnie Korona Brytyjska była naszym czwartym zaborcą. Gdzie w tym wszystkim są nasi sąsiedzi: Niemcy i Rosja? Gdzie są realne strategie polityczne wobec nich. Jak Amerykanie płacą nam za nasze bezwarunkowe poparcie, a może jednak nie powinno być ono tak bezwarunkowe i platoniczne jak teraz? Ile Waszyngton płaci nam za to poparcie? Może ja czegoś po prostu nie wiem! Gdzie jest nasza realna polityka wobec Chin? Gdzie są projekty polskiego wykorzystania wielkiego projektu odbudowy „Jedwabnego szlaku”? Bez wielkiego, kapitałowego zastrzyku Polska będzie ciągle wydana na pastwę ludzi pokroju Sorosa i Merkel. Bez kapitału Putin mnoze w Polsce dzialać cuda. Tak więc pora, aby obedrzeć łuski z oczu i zimno zaplanować prawdziwe posunięcia strategiczne. Podstawowe pytanie z poważnych gier brzmi: co będzie jeśli jutro Rosja sprzymierzy się z USA i z wroga naraz stanie się przymusowym sojusznikiem? Gra toczy się poza nami, ale to nie rozgrzeszenie, nie przyjmuje do wiadomości dotychczasowych wyjaśnień padajacych ze strony „elit”, że jesteśmy jedynie statystami. Czy ktoś w rządzie PiS posiada strategie na miarę realnego wyjścia z roli wioskowego głupka, który jedynie popatrzeć sobie może?”...(źródło )
Ważne

http://naszeblogi.pl/58957-niemcy-skowycza-ze-kaczynski-zamknie-niemieckie-gadzinowki

http://naszeblogi.pl/60267-czy-kaczynski-musi-zlikwidowac-demokracje-ratowac-polske

http://naszeblogi.pl/59828-paniczny-strach-w-berlinie-ze-kaczynski-odbuduje-i-rzeczposp

http://naszeblogi.pl/59502-dokonuja-agresji-na-polske-uzywajac-swoich-lajdackich-mediow

Rymkiewicz Głosowaliśmy na tę partię, ponieważ obiecała nam, że uratuje Polskę. Niechże więc ją teraz ratuje – trzymamy pana za słowo, drogi panie Jarosławie – niech ją ratuje przed złymi ludźmi, którzy nazywają się Polakami, ale nie są już Polakami, bo chcą likwidacji Polski, bo mówią, że Polska to jest coś nienormalnego, co powinno znaleźć się w psychiatryku. „..”Niemieckie gazety wychodzące w Polsce w polskim języku powinny zostać zlikwidowane. „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz ni dzieci nam germanił”. A co do tych ludzi, o których pani mówi, to dla nich każdy powód jest dobry, żeby Polskę zlikwidować i żeby ona przestała istnieć. Polska jest im niepotrzebna, bo równie dobrze – a może i lepiej – będzie się im powodzić pod rosyjską czy niemiecką władzą, w niemieckim protektoracie albo w jakiejś ponownie tu zainstalowanej Generalnej Guberni. Wymyślają więc różne nonsensowne powody, dla których Polskę trzeba zlikwidować. Polski należy się pozbyć, ponieważ nie jest nowoczesna i nie potrafi albo i nie chce się unowocześnić, ponieważ jest zacofana, ponieważ jest ciemna, głupia i katolicka, ponieważ jest awanturnicą, która wciąż wznieca jakieś awantury, ponieważ jest nieodpowiedzialna i sprowokuje wojnę atomową, ponieważ istnieje Unia Europejska i to wystarczy, i tak dalej. Ciekawe, że różne nonsensowne powody, dla których Polska powinna zostać zlikwidowana i wymazana z mapy Europy– niekiedy nawet trochę podobne do tych wymienionych – pojawiały się już kilka wieków temu – w wieku osiemnastym i dziewiętnastym i dwudziestym. Różnica jest tylko taka, że wówczas te powody, które miały usprawiedliwić rozbiór Polski, wymyślano w Petersburgu, Berlinie i Wiedniu, a teraz wymyślają je z upodobaniem Polacy, którzy już nie chcą być Polakami. „...”Przez ostatnie dwieście pięćdziesiąt, może nawet trzysta lat, nawet trzysta z kawałkiem (licząc od wejścia wojsk cara Piotra I w granice Rzeczypospolitej) Polska upadała i podnosiła się, była rzucana na kolana i wstawała z kolan, umierała, była składana do grobu i cudownie zmartwychwstawała. Jeśli chcemy przetrwać i mieć naszą Rzeczpospolitą, jeśli chcemy też mieć pewność, że już nikt nigdy nie rzuci nas na kolana, to musimy znaleźć teraz jakiś sposób, który pozwoli nam obronić się przed żarłocznymi sąsiadami – bo że nadal mamy i będziemy mieli żarłocznych sąsiadów, to jest przecież pewne. „..”my mocujemy się tutaj z gminem nikczemnym i podłym, usiłujemy po raz któryś, trochę nieudolnie, trochę marudnie, wydostać się z komunizmu czy postkomunizmu – i to pochłania całą naszą uwagę, angażuje wszystkie nasze siły duchowe – i czas już, najwyższy czas te siły uwolnić i skierować je ku innym, donioślejszym celom. Gmin nikczemny i podły trzeba usunąć z życia polskiego – to jest oczywiste. On sam się zresztą prawdopodobnie usunie, gdy pojmie, a to się niebawem stanie, że nie uda mu się nigdy osiągnąć tego, czego pragnie i co sobie zaplanował – że nie uda mu się zlikwidować Polski. Zresztą niech ci źli ludzie robią sobie, co chcą. Oni już przegrali swoją grę. A my zajmijmy się czym innym, tym, co jest dla nas znacznie ważniejsze – jaka ma być Polska przyszłości, jak my, Polacy, którzy pozostaliśmy jej wierni, mamy ukształtować jej los – jej przyszłe dzieje. Spróbujmy spojrzeć w przyszłość i stworzyć taki język, którym będziemy mogli mówić o przyszłym losie Polski – jakiej Polski chcemy i jaka Polska jest nam potrzebna? Od kilku dni mam w głowie zdanie, które wypowiedział mój syn Wawrzyniec. Nie pora teraz mówić o odwróceniu skutków drugiej wojny światowej (bo to już się w jakiś sposób udało) – teraz trzeba już mówić o odwróceniu skutków rozbiorów.
Rozbiorów? Skutkiem rozbiorów było zniszczenie Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Jeśli więc mamy mówić o nowej Rzeczpospolitej, to musimy mówić o tym, co nas łączy z naszymi bliższymi i  dalszymi sąsiadami, i co nas od nich dzieli, i jak powinny wyglądać nasze z nimi przyszłe stosunki. Co utraciliśmy – tracąc w roku 1795 naszą Rzeczpospolitą? Czy to się da odwrócić? Czy możemy ją odzyskać? Mówmy więc o tym, czy chcemy Polski, która będzie miejscem istnienia jednej wspólnoty narodowej, zamkniętej – jak każda wspólnota tego rodzaju – i nieufnej wobec innych narodów, innych wspólnot. Czy chcemy innej Polski – takiej, jaką mieliśmy przed rozbiorami – czy jeszcze jakiejś innej.
Jeśli tak będziemy mówić, to będzie budzić obawę sąsiednich narodów – że Rzeczpospolita będzie chciała je sobie podporządkować. Jeśli chcemy uratować się przed tym, ku czemu zmierza Europa, jeśli chcemy się uratować przed tą planetarną katastrofą, która prędzej czy później nastąpi, pewnie za kilkadziesiąt lat, ale może już za lat kilkanaście, i widać, że to będzie tragedia równie straszliwa jak ta, która zdarzyła się u schyłku Imperium Rzymskiego – musimy myśleć o założeniu nowej Rzeczypospolitej. Stanie się coś, czego jeszcze nie potrafimy sobie wyobrazić, ale o czym powinniśmy myśleć – jak się uratować, jak zostać na swojej ziemi – kiedy wszystko runie i zaczną znikać narody oraz państwa Europy. Sami się nie uratujemy. Czas odwrócić skutki rozbiorów – a to znaczy, że  czas myśleć o odnowionej Rzeczpospolitej. Dwojga, trojga narodów? Czas myśleć o tym, jak będzie kiedyś wyglądać Rzeczpospolita Pięciu Narodów. Milanówek, 6 stycznia 2016 roku”...(źródło )

http://naszeblogi.pl/55323-kukiz-zapowiedzial-ze-rozprawi-sie-z-niemieckimi-mediami

http://naszeblogi.pl/55712-kukiz-z-gowinem-chca-zrepolonizowac-niemieckie-media-wpolsce

http://naszeblogi.pl/60112-najgrozniejszy-narod-europy-zaczyna-sie-zbroic

http://naszeblogi.pl/59760-potezny-kaczynski-smiertelnym-zagrozeniem-dla-niemiec

http://naszeblogi.pl/59494-niemcy-przywodztwo-kaczynskiego-jest-najsilniejsze-w-europie

Filip Memches „Świat według gadzinówki „Niemcy już w czasie wojny doskonale zdawali sobie sprawę z opiniotwórczej roli mediów. Stąd u nich taka dbałość o różnorodność prasy„...” Przeciwbólowe środki perswazji. Co z tego wszystkiego wynika? Niemcy świetnie zdawali sobie sprawę z opiniotwórczej roli mediów. Bo media to bądź co bądź czwarta, nie byle jaka, władza. Kiedy przeglądamy się w nich jak w lustrze, one nad nami panują. Mogą nasze poczucie wartości czy godności zarówno zawyżać, jak i zaniżać. Mogą nasze potrzeby czy nasze kompleksy rozgrywać. Mogą to robić dziś, jak mogły ponad pół wieku temu.”.....”Tymczasem nie możemy zapominać, że skuteczny podbój to nie tylko brutalna przemoc, lecz i miękkie, wręcz przeciwbólowe, środki perswazji. Od zniewolenia fizycznego groźniejsze pozostaje zniewolenie duchowe. „..Okupacja hitlerowska utrwaliła się w polskiej pamięci zbiorowej jako jeden wielki koszmar. To oczywiście truizm. Chociaż nie dla kogoś, kto czerpałby wiedzę na ten temat z ówczesnych źródeł. W tym przypadku chodzi o tak zwane gadzinówki, czyli polskojęzyczne tytuły wydawane w Generalnej Guberni z upoważnienia jej władz „...(więcej)
Mój komentarz Rymkiewicz domaga się likwidacji niemieckich mediów , niemieckich gadzinówek w Polsce . Rymkiewicz tak to uzasadnił „ Niemieckie gazety wychodzące w Polsce w polskim języku powinny zostać zlikwidowane. „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz ni dzieci nam germanił” Czy potrzeba prostszego wytłumaczenia. Interes państwa polskiego i i narodu wymaga likwidacji wrogich Polakom i Polsce mediów na terenie Polski . To te chyba oczywiste.

Polska klasa polityczna i naród polityczny ,który Rymkiewicz nazywa Polakami w odróżnieniu od reszty mieszkańców ziem polskich ,którym w pewnym sensie odmawia prawa do nazywania się Polakami dojrzewa do likwidacji demokracji plutokratycznej kraju kolonialnego i wypracowania ustroju służącego Polsce. W tym kontekście przypominam o utworzeniu przez Kaczyńskiego nieformalnego urzędu Naczelnika Państwa. Cóż więcej można dodać do słów poety, który prosto, dwoma zdaniami uzasadnił lepiej konieczność likwidacji niemieckich gadzinówek w Polsce niż politycy całymi elaboratami i masą danych statystycznych Marek Mojsiewicz

Za wolność naszą i ukraińską Za wolność naszą i ukraińskąZa moich czasów studenckich krążyła po Polsce anegdotka, jaka jest różnica między rządem polskim i albańskim. Chodziło o to, że w rządzie albańskim było 80 procent Żydów i 20 procent Albańczyków, podczas gdy w rządzie polskim Albańczyków nie było. Przypomniała mi się tamta anegdotka podczas lektury artykułu w Financial Times, zwracającego uwagę, że po dymisji ministra Aivarasa Abromavicziusa, który dotychczas zajmował się wzrostem gospodarczym i handlem, Ukraina stoi w obliczu „ostatniej szansy zapewnienia sobie wolności”. Wprawdzie Winston Churchill zauważył podczas II wojny światowej, że „jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele, tak nielicznym” (chodziło mu, jak wiadomo, o lotników, którzy wygrali „bitwę o Anglię”), ale nawet jemu nie przyszło do głowy, że losy a konkretnie – wolność sporego kraju zależy już nie od żadnych tam „nielicznych”, tylko od jednego człowieka, którego związki z Ukrainą trudno nazwać inaczej, jak przelotnymi. Aivaras Abromaviczius urodził się bowiem na Litwie, szkoły – nawiasem mówiąc – od razu wyższe (dobry kogut w jajku pieje – powiada perskie przysłowie), tak, że podobno po ukraińsku nawet nie mówi – ale poza tym ma same zalety. Nic zatem dziwnego, że nie wiadomo, czy bez jego udziału w kijowskim rządzie Ukraina zdoła zachować wolność, czy też pogrąży się w nocy niewoli. Pytanie jest istotne przede wszystkim ze względu na deklarowane i za poprzedniego reżymu i za obecnego strategiczne partnerstwo polsko-ukraińskie. Strategiczne partnerstwo to nawet coś więcej, niż zwykły polityczny sojusz. Polityczne sojusze, jak wiadomo, dzielą się na egzotyczne i realne. Przykładem sojuszu egzotycznego jest sojusz polsko-amerykański. Wiele a nawet bardzo wiele sobie po nim obiecujemy, a tymczasem, gdyby tak, dajmy na to – co oczywiście nie daj Boże! - Polska utraciła niepodległość, to Stany Zjednoczone wcale nie musiałyby tego w ogóle zauważyć. Tej egzotyki sojuszniczej usunąć niepodobna z przyczyn obiektywnych, ale można ją zmniejszać, podobnie, jak to robi Turcja, ustami swego premiera uświadamiając Amerykanom, że albo będą popierać Kurdów, albo będą przyjaźnić się z Turcją. My oczywiście problemu kurdyjskiego nie mamy, ale za to jesteśmy co i raz naciskani przez naszego egzotycznego sojusznika, żeby Polska zadośćuczyniła tak zwanym „roszczeniom majątkowym”, wysuwanym wobec naszego nieszczęśliwego i tak przecież kraju przez Żydów. Gdyby tak któryś rząd w Polsce uświadomił amerykańskim politykom, że albo z nami, albo z Żydami, to o ile ten egzotyczny sojusz by przetrwał, albo o ile przetrwałby taki rząd, to egzotyka sojuszu Polski ze Stanami Zjednoczonymi znacznie by się zmniejszyła. A gdyby jeszcze rząd wyjednał u Amerykanów finansową pomoc na modernizację POLSKIEJ ARMII, która jest przecież częścią sił NATO, w dodatku rozlokowaną na skraju wschodniego obszaru obrony Paktu, to ta egzotyka zmniejszyłaby się jeszcze bardziej. Na razie jednak nie widać oznak, by sprawy szły w tym kierunku. Przeciwnie – rząd pani Szydło sprawia wrażenie, jakby wierzył we wszystkie makagigi, jakimi częstuje nas prezydent Obama i w „gwarancje”, jakich nie szczędzi nam brytyjski premier Cameron. Nawiasem mówiąc, kiedy w kwietniu 1939 roku brytyjski premier Chamberlain udzielił Polsce gwarancji, następnego dnia Adolf Hitler zarządził wprowadzenie harmonogramu godzinowego do planu wojny z Polską, czyli Fall Weiss. Miejmy nadzieję, że następstwa gwarancji udzielonych Polsce przez premiera Camerona nie będą miały aż tak dramatycznych następstw. Oprócz sojuszy egzotycznych są również sojusze realne, kiedy utrata niepodległości przez jednego sojusznika pociąga za sobą utratę niepodległości przez drugiego sojusznika. Z tego punktu widzenia strategiczne partnerstwo stanowi związek jeszcze ściślejszy, więc jeśli po dymisji ministra Aivarasa Abromavicziusa Ukraina stanęła przed ostatnią szansą zachowania wolności, to i my mamy poważny powód do niepokoju. Skoro aż tyle od niego zależy, to może by sprowadzić go do Polski i powierzyć mu jakieś ministerstwo, na przykład handlu i spekulacji? Stanisław Michalkiewicz

9 lutego 2016 Ceny transferowe już na celowniku fiskusa

1. Jak podało ministerstwo finansów we wczorajszym komunikacie prasowym w wyniku zakończonych już postępowań w obszarze cen transferowych i optymalizacji podatkowej kontrola skarbowa ustaliła wiele nieprawidłowości w kontrolowanych przedsiębiorstwach na łączną sumę 8 34 mln zł. Chodzi o niezapłacony w takiej wysokości podatek dochodowy od osób prawnych (CIT) przez spółki z grup kapitałowych, z których jedne funkcjonują w Polsce a inne (spółki- matki) w innych krajach Unii Europejskiej. Chodzi o już zakończone postępowania skarbowe (najczęściej dwu instancyjne), następnie rozpatrywane przez sądy administracyjne, a nawet dokonane już korekty deklaracji podatku CIT przez kontrolowane podmioty.

2. Przypomnijmy tylko jednym z priorytetów nowego ministra finansów Pawła Szałamachy jest ograniczenie stosowania cen transferowych, które ma doprowadzić do poważnego zmniejszenia wypływu nieopodatkowanych zysków z Polski z zagranicę. Otóż pod koniec grudnia poprzedniego roku resort finansów zwrócił się do podatników podatku dochodowego od osób prawnych (CIT), którzy stosowali tzw. ceny transferowe w latach 2011-2015 do złożenia stosownych korekt w zeznaniach podatkowych, za ten okres. W oświadczeniu stwierdzono także, że spółki, które zdecydują się na dobrowolną korektę deklaracji podatkowych za lata 2011-2015, będą mogły skorzystać z 50% obniżki stawki ustawowych odsetek za zaległe zobowiązania podatkowe.

3.Resort finansów również przypomniał, że każda transakcja prowadzona przez podmioty gospodarcze powinna odpowiadać naturalnym warunkom rynkowym, a jej cena powinna być zbliżona do ceny rynkowej, podczas gdy w przypadku podmiotów powiązanych bardzo często zdarza się, że spółka-córka płaci spółce – matce w grupie, znacznie wyższą kwotę niż wynosi wartość rynkowa określonego dobra lub usługi (najczęściej jest to korzystanie z logo, doradztwo, dostarczanie know-how). Najczęściej tego rodzaju operacje nazywane w teorii podatków stosowaniem cen transferowych, dokonywane są przez firmy zagraniczne mające swoje spółki – córki w Polsce z reguły w ostatnim kwartale roku podatkowego, wtedy kiedy jest jasne, że musiałyby one zapłacić duże kwoty podatku dochodowego w naszym kraju. W komunikacie zawarto ostrzeżenie, że stosowanie cen transferowych przez podmioty powiązane, będzie przedmiotem wnikliwych badań urzędów skarbowych w II kwartale 2016 roku.

4. W wyniku już przeprowadzonych kontroli stosowania przez grupy kapitałowe cen transferowych, służby skarbowe już pokazały swą skuteczność, co oznacza, że szerokie kontrole stosowania takich rozwiązań zapowiedziane na II kwartał tego roku, mogą być jeszcze skuteczniejsze. Służby skarbowe w dotychczasowych kontrolach ustaliły bowiem najczęściej stosowane metody zawyżania kosztów i wyprowadzania niepodatkowanych zysków stosowane przez spółki z grup kapitałowych. Chodzi między innymi o transakcje sprzedaży posiadanych udziałów w spółce z o.o. w łańcuchu podmiotów powiązanych w celu sztucznego podwyższenia wartości tych udziałów, jednorazowej dużej umowy zawartej z akcjonariuszem większościowym dotyczącej przyszłych przepływów finansowych, nierynkowych wysokości opłat licencyjnych, wreszcie przyjmowanie nieprawidłowego klucza podziału kosztów i w konsekwencji alokacji zysków. Skoro znane są już najczęściej używane przez podmioty powiązane kapitałowo sposoby unikania płacenia CIT w Polsce, to w zapowiedzianych kontrolach powinno być już zdecydowanie łatwiej. Chyba, że firmy stosujące te metody optymalizacji podatkowej same skorygują deklaracje podatkowe za lata 2011-2015. Kuźmiuk

Dzieciobójczyni, seksoholiczka wciąż atakuje Kaczyńskiego Mariusz Antoni Kamiński, były poseł PiS, zostanie szefem Polskiego Holdingu Obronnego”...”Mariusz Antoni Kamiński, były poseł PiS, zostanie szefem Polskiego Holdingu Obronnego, największego udziałowca Polskiej Grupy Zbrojeniowej. O kandydaturze Kamińskiego poinformowała „Rzeczpospolita”. Mariusz Antoni Kamiński, z wykształcenia doktor prawa, był członkiem sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Dla opozycji to jednak głównie uczestnik tzw. afery madryckiej.Poseł zadeklarował, że wyjeżdża stolicy Hiszpanii prywatnym samochodem na posiedzenie jednego z ciał europejskich, a w rzeczywistości poleciał tanimi liniami. PiS wyrzuciło go z partii.”...(źródło)

„Należy do partii, która opiera swój program na chrześcijańskich wartościach, poszanowaniu rodziny i prawości! Ale w prywatnym życiu tym się nie kieruje! Ślepo go kochałam, a on okazał się człowiekiem bez zasad, chorym na władzę - Anna Kamińska, była już żona Mariusza Antoniego Kamińskiego, postanowiła opowiedzieć, co myśli o pośle PiS. - Jeśli premier Kaczyński chce wygrać wybory, to musi pozbyć się z PiS takich niemoralnych ludzi, jak mój były mąż – doradza.”...”Ich małżeństwo trwało 12 lat. Gdy on robił karierę w Warszawie, ona zajmowała się córeczkami i domem pod Białymstokiem. - Byliśmy zgranym małżeństwem. Byłam w niego zapatrzona jak w obrazek - opowiada pani Anna. Dla niej rodzina jest świętością. Była pewna, że dla niego także. Bo od lat głosił konserwatywne i chrześcijańskie wartości. Ale jej życie stanęło na głowie w sierpniu 2012 roku. - Z koleżanką z partii poleciał do Paryża. Przyznał się, że żałował, a całe pomyje wylał na swoją kochankę. Mówił, że to jej wina, że weszła mu do łóżka . Wybaczyłam mu, bo chciałam ratować naszą rodzinę - wspomina porzucona żona. Zaproponowała nawet, że z córkami przeprowadzi się do Warszawy, by ratować ich związek. Ale on odmówił i złożył papiery rozwodowe, zaś winą za rozpad rodziny obarczył żonę.  …..(więcej )

lipiec 2015 „Jarosław Kaczyński na Jasnej Górze mówił, że "nie ma Polski bez Kościoła". – Nie ma w Polsce innej nauki moralnej niż ta, którą głosi Kościół „ „...” Tak, Polskę trzeba kochać, trzeba kochać ją czynnie i trzeba działać skutecznie razem. Trzeba działać pod tą wodzą, która jest niezawodna. Tu padły słowa o hetmance, o Matce Boskiej Królowej Polskiej, polskiej hetmance. Pod jej wodzą musimy prowadzić Polskę ku dobrej zmianie – mówił prezes PiS.Zapewnił, że ci, "którzy już zdobyli urzędy, które upoważniają do takiego prowadzenia, prezydent elekt" i ci, "którzy o nie zabiegają, przede wszystkim kandydatka na premiera, pani Beata Szydło", to "z całą pewnością nie są ludzie głusi na głos Polaków, nie są głusi wobec tego wszystkiego, czego naucza Kościół i co jest fundamentem naszej wiary i fundamentem polskości".– Bo nie ma w Polsce innej nauki moralnej niż ta, którą głosi Kościół. I nawet gdyby ktoś miał wątpliwości, nawet gdyby ktoś nie wierzył, ale był polskim patriotą, to musi to przyjąć – musi przyjąć, że nie ma Polski bez Kościoła, nie ma Polski bez tego fundamentu, który trwa od przeszło tysiąca lat – mówił oklaskiwany Kaczyński. ....(więcej )

Zdaniem prof. Jadwigi Staniszkis sposób, w jaki PiS wziął władzę wynika z kompleksów, wobec działań Jarosława Kaczyńskiego znana socjolog używa określenia "infantylna dyktatura". - W tym jego pośpiechu i demonstracyjności jest coś denerwująco dziecinnego, Kaczyński zachowuje się niczym skrzywdzone dziecko. Ktoś taki też może zostać dyktatorem, ale sądzę, że nie posunie się tak daleko. Nie będzie zapełniał więzień krytykami. To byłoby idiotyczne - mówi w rozmowie z Faktem prof. Jadwiga Staniszkis. Fakt: Ostatnio wiele gorzkich słów pod adresem PiS padło z pani ust. W efekcie spłynęła na panią fala krytyki. Czy Jarosław Kaczyński dzwonił do pani w tej sprawie? Pytał, skąd taka zmiana w pani myśleniu? Prof. Jadwiga Staniszkis: Nie. Nie mam z nim na tyle bliskich kontaktów, by czuł się do tego zobowiązany. Na pewno nie jest zachwycony, bo przecież intensywnie wspierałam PiS w kampanii wyborczej, a teraz - gdy doszedł do władzy - krytykuję jego działania. Nie podoba mi się ta potrzeba koncentracji władzy, stosunek do Trybunału Konstytucyjnego, który, mimo wszystkich wad, powinien być traktowany jako niezależna kotwica demokracji. PiS powinien rozpocząć od prób realizacji bardzo ambitnego programu społecznego, chęci połączenia rozwoju ze sprawiedliwością, a nie demoralizującego skoku na państwo. Wywołała pani niezłe zamieszanie. Spodziewała się pani takiego rezonansu? - Nie zaglądam do internetu, mam problemy z okiem. Co nie zmienia faktu, że od dziecka się zastanawiam, dlaczego tak wszystkich wkurzam. Jak pani sobie to tłumaczy? - Wielokrotnie byłam w życiu atakowana z różnych stron. Z czasem stało mi się to obojętne. Ta odporność, umiejętność wyłączenia emocji, bierze się z pani autyzmu? - Nie wiem. Po prostu są rzeczy, które są dla mnie ważne. To nie jest brak lojalności, ale potrzeba wewnętrznej wolności, wierności swoim ideałom, szacunek do ludzi. Źle znoszę wszelkie ataki na wolność słowa. Dostrzegłam, że PiS łamie tych, którzy z ich poglądami się nie zgadzają, ale też tych, którzy choć myślą inaczej, realizują politykę partii. Strach ludzi deformuje, dlatego zarządzanie niepewnością, taki styl, w jakim PiS wprowadza zmiany w Polsce, po prostu mi nie odpowiada. Kieruję się zasadami, jakie miałam w czasach komunizmu. Buntuję się przeciw uzależnianiu innych w celu sprawowania władzy. Nie obawia się pani konsekwencji swoich wypowiedzi? - Jestem wolnym ptakiem i niewiele można mi już zrobić. Co ciekawe, atak na mnie nie wypływa z PiS. Z zaskoczeniem czytałam ostatnio kompilację moich wypowiedzi w "Gazecie Wyborczej". Wytknięto mi przeszłość, że byłam kandydatką na TW a moje nazwisko znalazło się na "liście Wildsteina". Kaczyński o Smoleńsku: Jesteśmy coraz bliżej prawdy: Ma się pani czego wstydzić? - IPN przyznał mi status osoby pokrzywdzonej, nie byłam żadną konfidentką. Zaklasyfikowano mnie jako kandydatkę na TW, z czego nie zdawałam sobie sprawy, być może dostrzeżono we mnie jakąś słabość. Wyrzucono mnie z uniwersytetu, siedziałam w więzieniu, pozbawiono mnie na kilka lat paszportu, ale nigdy mnie nie złamano. Nigdy nie robiłam z siebie bohaterki, więc przetrwam i tę nagonkę. Aresztowano mnie w czerwcu 1968 r., kiedy ci, których zatrzymano w marcu już wszystko wysypali. Ja się tylko przyznawałam. Niektórzy zarzucają pani, że hołdowała pani konserwatywnym wartościom, w życiu osobistym nie była pani im tak wierna, miała pani na swoim koncie wiele romansów i aborcji. - Nie mówią nic, czego sama nie powiedziałam wcześniej w wywiadach-rzekach i czego żałuję. Pewne jest, że nie powinnam mówić aż tyle. Mam jeszcze wiele tajemnic, o których nigdy nie mówiłam. Jestem osobą znacznie bardziej skomplikowaną, niż wynika to ze wszystkich formułowanych pod moim adresem brutalnych oskarżeń i tych wszystkich prób linczu. Tajemnice, o których pani mówi, dotyczą również prezesa PiS i jego otoczenia? - Jestem osobą aspołeczną, nietowarzyską, nie funkcjonuję na salonach. Jestem głęboko apartyjna. Włączam się do polityki tylko wtedy, gdy dziennikarze pytają mnie o opinię. To mit, że miałam bliskie związki ze środowiskiem PiS-owskim. Znam tysiące ludzi, od lewa do prawa, ale żyję obok. Krystyna Pawłowicz stwierdziła ostatnio, że na zmianę pani postawy wpłynęła przegrana pani córki, kandydatki .Nowoczesnej, w wyborach parlamentarnych. Jest coś na rzeczy? - Moja córka dostała 10 tys. głosów, jest świetną nauczycielką matematyki, ma amerykański doktorat, troje dzieci. To, że się nie dostała na Wiejską, nie miało żadnego związku z moją postawą. Tym bardziej, że stwierdzałam publicznie, że sama będę głosować na PiS. A prof. Pawłowicz przypomnę, że gdy kilka lat temu prowadziła kampanię wyborczą, prosiła mnie o wsparcie. Uważam, że jest jedną lepszych specjalistek od prawa europejskiego. Niestety, podobnie jak ja, jest brutalnie atakowana. Co was łączy? - Tragiczna przepaść między wiedzą a wizerunkiem. Obie ciężko pracowałyśmy na dorobek naukowy, ale dałyśmy się wkręcić w styl, z którego trudno wyjść. W pewnym sensie rozumiem Pawłowicz, bo jest bardzo inteligentną osobą, ale zrobiła z siebie babę-dziwoląga. PiS nie dorósł do pani wyobrażeń? Co najbardziej panią rozczarowało? - Brutalność stylu, za który zresztą przyjdzie PiS zapłacić. Uderza mnie uprawianie antykomunistycznego bolszewizmu, chytre czynienie przeciwnika wspólnikiem przez politykę faktów dokonanych i podkreślanie woli politycznej a nie prawa. To znaczy?
- Beata Szydło zaproponowała opozycji wypracowanie kompromisu ws. Trybunału Konstytucyjnego. Z zewnątrz niby wszystko w porządku, premier zaproponowała, by opozycja wybierała 8 z 15 sędziów Trybunału, ale przecież ta propozycja była fikcją. De facto, ustawa daje bowiem PiS dostateczną władzę blokującą! To zwyczajne wciąganie w politykę faktów dokonanych. A ja lubię politykę na wyższym poziomie, wysublimowaną, i mniej używającą ludzi. I wiem, że stać na nią Kaczyńskiego. Ale plan Jarosława Kaczyńskiego jest dość prosty. Dzięki zmianom w ustawie o TK, jego władza będzie praktycznie nieograniczona. - To bardzo sprytne i konsekwentne, ale opresyjne. PiS twierdzi, że Platforma robiła to samo. - I w tym tkwi błąd. PiS nie powinien używać argumentu, że PO robiła podobne rzeczy. Zostali wybrani by rządzić inaczej, lepiej, przyzwoiciej. Kogo pani ceni w PiS? - Jest wielu kompetentnych ludzi. Za mało energii poświęca się jednak na to, by ten trudny program PiS wprowadzić, zwiększyć szansę na dostęp do edukacji, zdrowia, podnieść poziom życia biednych ludzi, a za dużo niszczenia państwa i wiary w to, że jest jakiś niezależny, prawny fundament. Kto jest największym szkodnikiem w rządzie? - Największe zastrzeżenia mam do klubu parlamentarnego. Rząd to zupełnie inna bajka. Jest dobry, choć wewnętrznie podzielony, te różnice zdań widać m.in. przy programie 500+. W PiS są super ludzie, ale ci, którzy milczą, kiedy dzieją się rzeczy, które uważają za niesłuszne, następnego dnia są już trochę gorsi. Tę metodę znam z czasów komunizmu. Zawsze starałam się temu opierać. Trzeba być czujnym i walczyć, przede wszystkim o siebie. Mój głos to próba zmobilizowania ludzi w PiS, by zdali sobie sprawę, że wszystko ma swoją cenę. Mówiła pani, że sposób, w jaki PiS wziął władzę wynika z kompleksów. Skąd się biorą? - Za długo nie byli u władzy, zbyt wiele razy przegrali. Dlatego teraz chcą pokazać, że mogą sobie pozwolić na wiele. Żywą ranę w tych ludziach, także w Jarosławie Kaczyńskim, pozostawiło też to, co działo po katastrofie smoleńskiej. Od PiS oczekiwałam jednak, że w związku z tym, że sytuacja Polski jest za trudna, jesteśmy biednym społeczeństwem, a cała logika globalna spycha nas w peryferie, że zaciśnie zęby i pokaże, że jest lepsze od Platformy w rozwiązywaniu realnych problemów, a nie tylko skuteczniejsze w przejmowaniu władzy. Bo wzięcie władzy nie oznacza jeszcze zdolności rządzenia. Tej umiejętności PiS dotąd nie pokazał i po tym pierwszym "skoku na państwo" przyjdzie mu to o wiele trudniej. Minister Zbigniew Ziobro dostał nowe, ogromne uprawnienia. Połączenie urzędów ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego uczyniło z niego jedną z najpotężniejszych osób w państwie. To dobrze? - PiS tworzy system pełnej kontroli, ale nie zamierza tych możliwości wykorzystywać w praktyce. Tworzy jedynie możliwość potencjalną, co ma dyscyplinować i zastraszać. Ziobro był skuteczny, przekonał Polaków, że walka z korupcją jest możliwa. Zobaczymy, jak teraz będzie działał. Minęło sporo czasu odkąd był ministrem po raz pierwszy i myślę, że zdążył wyciągnąć wnioski ze swoich błędów. Ci, którzy początkowo byli najbardziej atakowani, czyli on, Mariusz Kamiński, Antoni Macierewicz, okazują się bardziej profesjonalni i przygotowani do rządzenia, niż ci anonimowi działacze, którzy pomagają w koncentracji władzy. Jednym z pierwszych posunięć Antoniego Macierewicza ma być ujawnienie zbioru zastrzeżonego IPN. Pani podkreślała, że nic się nie wyjaśni, nic nie będzie zrozumiałe z różnych zachowań politycznych w Polsce z ostatnich 25 lat, a nawet i wcześniej, dopóki te dokumenty nie ujrzą światła dziennego. Bo w nich są nazwiska agentów, którzy są wciąż aktywni i są jednocześnie ważnymi postaciami w polskiej polityce. To może wywołać spory wstrząs. - Ale jest bardzo potrzebne. Dostęp do zbioru specjalnego zmieni nieco obraz transformacji, ukaże, w jak dużym stopniu ta rewolucja była odgórnie sterowana. Wiele pani tez dotyczących transformacji może znaleźć potwierdzenie. - Ci, którzy mnie teraz atakują, to już inne pokolenie, dlatego nie sądzę, by pamiętali o tamtych sporach. Zresztą ja kieruję się opiniami tych, którzy się znają. Znała pani Lecha Kaczyńskiego, czy gdyby on był dziś prezydentem, czułaby się pani upokorzona jego działaniami? - Nie. Lech był może mniej błyskotliwy niż Jarosław, nie podejmował takiego ryzyka intelektualnego, był też pozbawiony jego żelaznej woli, ale za to miał większy szacunek dla prawa. Andrzej Duda to postać mniejszego formatu? - Na pewno, choć znam go bardzo powierzchownie, parę razy uścisnęliśmy sobie dłoń. Lech Kaczyński był lepiej wykształcony, miał wyższe standardy jako prawnik i własne doświadczenie polityczne w konspiracji. Rozumiał końcówkę komunizmu i jego rozmontowywanie poprzez prawo, tę "papierową rewolucję". Rządy prawa były wówczas naszą nadzieją. Myślę, że w tej chwili zachowywałby się tak samo, jak ja. Prezydent Duda wciąż się kompromituje, jak mu pani zarzuciła przed miesiącem? - Powinien przerwać konflikt, jaki wytworzył się wokół Trybunału, powrócić do obowiązującego mitu, podkreślam mitu, bo Trybunał - z uwagi na sposób wyłaniania sędziów nigdy nie będzie niezależny, ale uznać jego wyroki i zaprzysiąc trzech sędziów wybranych zgodnie z prawem za rządów PO. Zatrzymać tę lawinę destrukcji. Dziwię się, że tego nie robi. Czy Jarosław Kaczyński ma zadatki na dyktatora? - Każdy z nas jest kandydatem na dyktatora, tak samo jak na świętego. Zawsze wierzyłam, być może naiwnie, że inteligencja zabezpieczy Kaczyńskiego przed tą pokusą, bo łatwiej zaprowadzić dyktaturę niż pozostać demokratą. Niestety okazuje się, że w dużym stopniu jej uległ, ale wciąż są to bardziej działania symboliczne niż realne. Wobec jego działań użyła pani określenia "infantylna dyktatura". Jak je rozumieć? - W tym jego pośpiechu i demonstracyjności jest coś denerwująco dziecinnego, Kaczyński zachowuje się niczym skrzywdzone dziecko. Tragedia smoleńska głęboko go poraniła, tak jak wielu z nas, myślę, że jest też zmęczony. Ktoś taki też może zostać dyktatorem, ale sądzę, że nie posunie się tak daleko. Nie będzie zapełniał więzień krytykami. To byłoby idiotyczne. Jacek Kurski jest nadzieją dla polskich mediów czy raczej jego powołanie na szefa TVP to droga do upolitycznienia publicznej telewizji? - Jego film "Nocna zmiana" był super, ukazał porażające mechanizmy, to, jak politycy potrafią brutalnie uderzyć, kiedy pojawia się zagrożenie. Nie lubię jednak wyrzucania ludzi. Odnoszę wrażenie, że po zmianach w TVP jest zwyczajnie nudniej i główny przekaz jest taki, że nic się nie stało. Rada Programowa TVP przyjęła uchwałę krytykującą programy informacyjne telewizji publicznej w związku z pojawiającymi się przemilczeniami i manipulacjami. Pani je dostrzega? - W TVP pojawiły się nowe twarze, ale to wszystko jest jakieś bez wyrazu. Zresztą zmiany dotknęły wszystkie media, także prywatne. W TV Republice, w której dotąd można było znaleźć taki oddech wolności, teraz unika się krytykowania PiS i wciąż puszczane są "bezpieczne" telezakupy. Nawet TVN jest ostrożny, bo obawia się strat na rynku reklamowym. Bulwersuje panią, że PiS chce przekazać 20 mln zł na prywatną uczelnię ojca Tadeusza Rydzyka? - Te pieniądze wystarczyłoby na opłacenie rocznego funkcjonowania kilku a nawet kilkunastu instytutów humanistycznych w PAN! Nie wiem, jaki jest poziom szkoły ojca Rydzyka, ale nie należy mu się specjalne traktowanie, tylko dlatego, że wspierał PiS, bo to także demoralizuje. Czy Polska zmierza w stronę putinowskiej Rosji? - To scentralizowanie władzy przez PiS, instrumentalne traktowanie prawa i nieposzanowanie wolności słowa i kierowanie się wolą polityczną, a nie procedurami, ma putinowskie zabarwienie. Pokazuje, że jednak jesteśmy bliżej Wschodu niż Zachodu. Ale to, co w przypadku Rosji jest groźne, w naszym - raczej śmieszne. Polacy jeszcze zatęsknią za Donaldem Tuskiem? - To zupełnie inny kaliber. Tusk demoralizował inaczej, okres jego rządów to nie był dobry okres dla rozwoju. W Platformie panował większy cynizm i hipokryzja, nie miała też tak ambitnego programu jak PiS. Tusk nie wróci więc na białym koniu? - Na pewno nie! '.Rozmawiały Joanna Stanisławska i Agnieszka Niesłuchowska..(źródło )

 Kajetan P. - wybitnie inteligentny, starannie wykształcony, zafascynowany złem, bronią i morderstwem. Stawiający się ponad prawem ludzkim i boskim. Taki obraz osobowości Kajetana P., warszawskiego bibliotekarza poszukiwanego za szczególnie okrutne morderstwo kobiety, wyłania się z jego zapisków i poezji. Materiały, do których dotarł Fakt24.pl pozwalają zrozumieć umysł poszukiwanego bibliotekarza, który według policji miał odciąć głowę kobiecie. Kim jest poszukiwany przez policję Kajetan P.? To przede wszystkim intelektualista uważający swój umysł za największą zaletę i najgroźniejszą broń. „..” Psychopata czy święty? Nie wiadomo jeszcze, czy Kajetan faktycznie jest mordercą. Jednak z jego zapisków, do jakich dotarł Fakt24.pl wyłania się niepokojący obraz człowieka, zafascynowanego zbrodnią w imię „wolnej woli". Wiele informacji można wyczytać z jednego z esejów Kajetana o samodyscyplinie. Wyłania się z niego obraz człowieka przekonanego o własnej wyższości, niepodlegającego ludzkim ograniczeniom i prawom. Psychopaty (tego określenia użył Kajetan) planującego zbrodnię na zimno, z premedytacją, tylko po to by udowodnić, że jest „moralnie wolny". Jednocześnie Kajetan jest pełen sprzeczności i czynienie zła uzasadnia tym, że człowieka zmusza do tego determinizm, czyli zostaje on „skazany na bycie psychopatą lub świętym". Swoje teorie podpiera fragmentami, które wyczytał u wielkich filozofów - Kanta i Shopenhauera - oraz cytatami z Pisma Świętego.  Zbrodnia zaplanowana na zimno Kajetan dowodzi, że wolny moralnie człowiek to taki, którego nic nie ogranicza w jego wyborach. Nic, ani prawo, ani społeczeństwo. Może on dokonać jakiegokolwiek wyboru - dobrego czy złego. Dużą wagę przykłada do tego, że wybór musi być świadomy. Stanowczo potępia morderstwo w afekcie, pod wpływem emocji. Gloryfikuje jednocześnie zło wyrządzane w pełni świadomie, planowane na zimno. Uważa, że tak postępujący zły człowiek „budzi potężny szacunek i potrafi mieć szlachetne oblicze". „Tylko człowiek, który kontroluje swoje odruchy może naprawdę decydować czy zabić kogoś czy nie - nie powodowany impulsami, jak lękiem przed karą boską czy wyrzutami sumienia, tylko za sprawą zimnego umysłu" - napisał Kajetan. Zło i „bycie psychopatą" usprawiedliwia tym, że „w człowieku tkwi taki zalążek". I nie od niego zależy, czy będzie "święty" czy będzie zabijał. "Czy ma z cym coś wspólnego Bóg, anioły, demony czy inne istoty wyższe? Nie zastanawiam się nad tym" - kończy swój wywód Kajetan. Uczta z ludzkiego mięsa Kajetan fascynował się też postacią Hannibala Lectera, inteligentnego, seryjnego mordercy znanego z filmu „Milczenie owiec" i książki Thomasa Harrisa pod tym samym tytułem. Na jego cześć napisał wierszopublikowany w periodyku Meander wydanego nakładem Polskiej Akademii Nauk. 
Wiersz o wymownym tytule "Uczta Hannibala Lectera" napisał po łacinie - w języku, którego wyuczył się podczas studiów. Opowiada w nim o okrutnej uczcie, podczas której pożerane są fragmenty ludzkich ciał. "Zbierając się tutaj na uczcie Świętej Muzy. Moje ucztowanie rzezi!" - zaczyna swój poemat.  „Czujesz? Czujesz? To boski zapach! (...) Góra jedzenia: pięć wątróbek z tanich pisarzy. Dlaczego pięć, tylko pięć - trochę przykro" - pisał w wierszu Kajetan. 
Utwór kończy słowami: "Jedzcie, kochani – wasza miłość mnie umacnia Do wielkiej sztuki popełnienia upragnionego morderstwa"”...(źródło )
 Kaczyński: Nie może być Polski bez Kościoła „...”Ręka podniesiona na Kościół to ręka podniesiona na Polskę - powiedział prezes PiS podczas obchodów 24. urodzin Radia Maryja w Toruniu.Jarosław Kaczyński podziękował Ojcu Tadeuszowi Rydzykowi, dyrektorowi Radia Maryja za to, co zrobił dla polskiego Kościoła i dla Polski. Prezes PiS podkreślił, że "nie byłoby zwycięstwa bez Rodziny Radia Maryja".- Zwycięstwo potrzebowało prawdy i potrzebowało ludzi, którzy prawdzie służą, którzy służą Polsce, którzy są patriotami - powiedział Jarosław Kaczyński i dodał, że zwycięstwo to potwierdza jeszcze jedną prawdę, że "fundamentem polskości jest Kościół i jego nauka, i nie może być Polski bez Kościoła". - Każda ręka podniesiona na Kościół to ręka podniesiona na Polskę - dodał Kaczyński.” .. (więcej ) 

Do prof. Krystyny Pawłowicz zwrócili się wyborcy z pytaniem o koszty sprawy sądowej o rozwód. Pani poseł napisała więc interpelację do ministra sprawiedliwości z pytaniem, czy opłaty wnoszone przez rozwodzące się osoby faktycznie pokrywają wszystkie wydatki sądu, a jeśli nie, to pani poseł sugeruje te koszty podnieść. Ministerstwo zwróciło się już do Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości z prośbą o przeprowadzenie analizy, ile statystycznie wynoszą rzeczywiste koszty rozpoznawania spraw o rozwód. „...(źródło )

„Poseł Kaczmarek groził mężowi swoje partnerki „...”Tygodnik opisuje w najnowszym wydaniu losy burzliwego romansu posła PiS Tomasza Kaczmarka z olsztyńską bizneswoman Katarzyną Sztylc. Według "Wprost", były "agent Tomek" miał grozić jej mężowi i straszyć go kolegami ze służb.”.....”Dziennikarze szybko zainteresowali się tym, jak to możliwe, że przy poselskiej diecie Kaczmarka stać na luksusowe auto. Szybko okazało się, że samochód pożyczyła mu "olsztyńska bizneswoman", Katarzyna Sztylc. Agent Tomek przedstawił ją jako swoją narzeczoną, wyznał też, że zwrócił się do Biura Analiz Sejmowych z pytaniem, czy użyczone porsche powinien wpisać do oświadczenia majątkowego. Tekst o ich uczuciach napisał w "Do Rzeczy" Cezary Gmyz.”......”"Nie jesteśmy grzecznymi chłopcami" „.....”Ciemniejsze strony tych relacji opisuje najnowszy "Wprost". Według tygodnika, między posłem Kaczmarkiem a mężem Sztylc doszło przynajmniej dwukrotnie do ostrej kłótni. W czerwcu Arkadiusz Sztylc przyjechał do pensjonatu "U Jacka" w Olsztynie, żeby porozmawiać z agentem Tomkiem, którego podejrzewał o romans ze swoją żoną. Rozmowa została nagrana, taśmy ma Sąd Okręgowy w Olsztynie.”....”Dzień po spotkaniu w pensjonacie "U Jacka" odbywały się imieniny jego właścicielki, Iwony Arent, posłanki PiS. Przyszedł na nie także Arkadiusz Sztylc. W pozwie rozwodowym (Katarzyna złożyła go w lipcu) napisał, że na imprezie była też jego żona, która doskonale bawiła się z agentem Tomkiem. Z tej imprezy także są taśmy. Co mówi na nich poseł Kaczmarek? "Za trzy sekundy wstanę i cię naje..ę. Jedź do domu, bo ja się napier...iłem i mówię ci to szczerze: za trzy sekundy wstanę i cię naj...ę. Spier...aj".. „...(więcej )

„„Dzieci z rozbitych rodzin mają o wiele gorsze wyniki w nauce i mniejsze szanse na zdobycie dobrego wykształcenia – dowiedli belgijscy uczeni z uniwersytetu w Louvain. „...””Co czwarte dziecko z rodzin rozbitych przynajmniej raz powtarza rok szkolny. Największe różnice odnotowuje się w szkołach średnich. Dzieci rozwodników mają o niemal połowę (45%) mniejsze szanse na ich ukończenie. Naukowcy zauważyli, że na szkody wynikające z rozwodu bardziej narażeni są chłopcy niż dziewczęta. „...(więcej )

Zjawisko patologii i dewiacji w życiu rodziny „.....”Weźmy pod uwagę rozwód małżeński, jako jedną z dolegliwych, lecz rozszerzających się w większości krajów, deformacji życia społecznego.Rozbicie podstawowej struktury rodziny dokonuje się poprzez separację, rozwód lub śmierć czy teżporzucenie rodziny przez jednego z małżonków. Rozwód jest więc jednym ze statystycznie uchwytnych wskaźników rozbicia małżeństwa i rodziny. „......”Zdaniem Podgóreckiego przez patologię społeczną należy rozumieć ten rodzaj zachowania bądź typ instytucji, typ systemu lub podsystemu społecznego, który pozostaje w zasadniczej sprzeczności (nie dający się pogodzić) z uznawanymi i akceptowanymi normami i wartościami danej społeczności, grupy, wspólnoty wyznaniowej, układu społecznego lub kulturalnego „...(więcej )

Wiktor Ferfecki „ Problemy z seksem na prawicy” ….„Afery obyczajowe są dla konserwatystów szczególnie trudne. I często źle rozgrywają je w mediach. „Józef Oleksy mówi, że na ostatnie afery obyczajowe na prawicy patrzy z zaniepokojeniem. Jego zdaniem prawdziwy wysyp spraw tego typu jest jednak dopiero przed nami. – Na razie to tylko incydenty. Nasilenie nadchodzi zazwyczaj przed wyborami „...”.młody poseł PiS Mariusz Antoni Kamiński. Gdy pod koniec lutego ogłosił, że się rozwodzi, od razu dodał, że to dla niego trudna decyzja, a cały majątek zostawia żonie. „....”To dalszy ciąg sprawy, którą opisał „Wprost". Zdaniem tygodnika „piękna i przebiegła" Ilona Klejnowska „omotała" Mariusza Łuszczka, byłego już pracownika Solidarnej Polski, by wydobywać od niego informacje. „.....”Artykuł o perypetiach uczuciowych Kurskiego chciał opublikować w styczniu tygodnik „Nie". Publikację zablokował adwokat europosła. Przyniosło to efekt odwrotny od zamierzonego. O sprawie napisały największe portale i trafiła ona na pierwszą stronę tabloidu „Fakt"......”Najbardziej znanym przykładem są kłopoty byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza, który w styczniu 2009 roku ogłosił, że rozstaje się z żoną.Choć próbował otwarcie opowiedzieć o zmianach w swoim życiu, zgubiły go entuzjastyczne wypowiedzi o nowej narzeczonej, w których trudno było dopatrzyć się skruchy z powodu rozwodu.”.....”Kilka miesięcy później udzielenia informacji o szczegółach swojej sprawy rozwodowej odmówił tabloidom poseł PSL Eugeniusz Kłopotek. „.....Sprawa zaczęła się od wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego. Powiedział, że Dorn łamie reguły, wnioskując o zmniejszenie alimentów na rzecz dzieci z poprzedniego małżeństwa. Po stronie prezesa stanął Przemysław Gosiewski, jednak szybko się okazało, że sam nie jest przykładnym mężem i ojcem. – Coś we mnie pękło. Dłużej nie mogłam znieść tej hipokryzji – powiedziała „Super Expressowi" jego była żona Małgorzata Gosiewska, obecnie posłanka PiS. Zarzuciła mu, że nie interesuje się synem z pierwszego małżeństwa. Oświadczenie do mediów wysłała też żona Dorna.”..... (więcej )

2010 rok „ Dotarliśmy do najpilniej strzeżonej tajemnicy europosła Ryszarda Czarneckiego (47 l.). Okazało się, że polityk Prawa i Sprawiedliwości ma nie tylko nową żonę, co odkryliśmy kilka tygodni temu, ale także dwumiesięcznego synka – Stasia Czarnecki ma już dwóch synów z poprzedniego małżeństwa. Po raz trzeci tatą został w wakacje. Syn to owoc jego nowego związku.Jak już pisaliśmy,Ryszard Czarnecki w tym roku ożenił się z córką pierwszego polskiego kosmonauty Emilią Hermaszewską (36 l.). Polityk od początku utrzymywał to w wielkiej tajemnicy...( więcej )

Ryszard Czarnecki aprobuje porzucenie dzieci przez Marcinkiewicza „„Kazimierz Marcinkiewicz, premier z kapelusza, niegdyś faworyt sondaży i dawny działacz ZChN potajemnie wziął ślub w Barcelonie” ….To jego prywatna sprawa – mówi Ryszard Czarnecki z PiS, który zna Marcinkiewicza od czasów Zjednoczenia Chrześcijańsko -Narodowego. – Chociaż uważam, że jest wiele miast w Polsce, równie pięknych jak Barcelona, w których można powiedzieć ukochanej kobiecie "tak" – dodaje „...(więcej )

W 2000 r. amerykańska profesor Judith S. Wallerstein przedstawiła wyniki trwających niemal 30 lat badań, którymi chciała udowodnić naukowo, że rozwód jest najlepszym - zarówno dla małżonków, jak i ich dzieci - rozwiązaniem niesatysfakcjonującej sytuacji rodzinnej. Publikacja rezultatów badań nie pozostawiła żadnych wątpliwości: rozwód rodziców negatywnie wpływa na rozwój dziecka. Prof. Wallerstein porównywała traumę, jaka wywołuje śmierć jednego z rodziców, z nieszczęściem wynikłym z rozwodu. Okazało się, że dzieci są w stanie łatwiej i mniej boleśnie pogodzić się z tym pierwszym niż z drugim. „....(więcej)
Ważne

https://naszeblogi.pl/51942-panteon-obyczajowych-lajdakow-michnik-korwin-mikke-kalisz

http://naszeblogi.pl/49862-czarnecki-z-lobby-rozwodnikow-rezygnacja-kaczynskiego

http://naszeblogi.pl/59116-kaczynski-reke-podniesiona-na-kosciol-na-polske-utniemy

http://naszeblogi.pl/48019-beata-szydlo-gratuluje-kaminskiemu-rzucenia-zony-i-coreczek

Żona Kurskiego napisze książkę o nim ! Pogrąży męża „ ...” Rozwód Jacka Kurskiego jest w toku, a pierwsza sprawa rozwodowa już się odbyła. Jednak para z kilkunastoletni stażem raczej nie rozwiedzie się w spokoju. Jak donosi „Fakt” Monika Kurska, czyli niemal była już zona polityka prawicy ma zamiar wydać o nim książkę! Czy będzie to książka odsłaniająca tajemnice życie Kurskich? Na razie nie wiadomo. Wiadomo zaś dlaczego żona Kurskiego postanowiła sięgnąć po pióro i przelać na papier swoje myśli i spostrzeżenia: „Byłam przecież świadkiem wielu politycznych wydarzeń i sytuacji” powiedziała ponoć, a pomysłem na książkę dzieli się z przyjaciółmi,.. ...(więcej )

„Należy do partii, która opiera swój program na chrześcijańskich wartościach, poszanowaniu rodziny i prawości! Ale w prywatnym życiu tym się nie kieruje! Ślepo go kochałam, a on okazał się człowiekiem bez zasad, chorym na władzę - Anna Kamińska, była już żona Mariusza Antoniego Kamińskiego, postanowiła opowiedzieć, co myśli o pośle PiS. - Jeśli premier Kaczyński chce wygrać wybory, to musi pozbyć się z PiS takich niemoralnych ludzi, jak mój były mąż – doradza.”...”Ich małżeństwo trwało 12 lat. Gdy on robił karierę w Warszawie, ona zajmowała się córeczkami i domem pod Białymstokiem. - Byliśmy zgranym małżeństwem. Byłam w niego zapatrzona jak w obrazek - opowiada pani Anna. Dla niej rodzina jest świętością. Była pewna, że dla niego także. Bo od lat głosił konserwatywne i chrześcijańskie wartości. Ale jej życie stanęło na głowie w sierpniu 2012 roku. - Z koleżanką z partii poleciał do Paryża. Przyznał się, że żałował, a całe pomyje wylał na swoją kochankę. Mówił, że to jej wina, że weszła mu do łóżka . Wybaczyłam mu, bo chciałam ratować naszą rodzinę - wspomina porzucona żona. Zaproponowała nawet, że z córkami przeprowadzi się do Warszawy, by ratować ich związek. Ale on odmówił i złożył papiery rozwodowe, zaś winą za rozpad rodziny obarczył żonę.  …..(więcej )

Niektórzy zarzucają pani, że hołdowała pani konserwatywnym wartościom, w życiu osobistym nie była pani im tak wierna, miała pani na swoim koncie wiele romansów i aborcji. Staniszkis - Nie mówią nic, czego sama nie powiedziałam wcześniej w wywiadach-rzekach i czego żałuję. Pewne jest, że nie powinnam mówić aż tyle. Mam jeszcze wiele tajemnic, o których nigdy nie mówiłam. Jestem osobą znacznie bardziej skomplikowaną, niż wynika to ze wszystkich formułowanych pod moim adresem brutalnych oskarżeń i tych wszystkich prób linczu.”..”Po prostu są rzeczy, które są dla mnie ważne. To nie jest brak lojalności, ale potrzeba wewnętrznej wolności, wierności swoim ideałom, szacunek do ludzi. Źle znoszę wszelkie ataki na wolność słowa. „ Kajetan P. - wybitnie inteligentny, starannie wykształcony, zafascynowany złem”...”To przede wszystkim intelektualista uważający swój umysł za największą zaletę i najgroźniejszą broń. „...”braz człowieka, zafascynowanego zbrodnią w imię „wolnej woli". Wiele informacji można wyczytać z jednego z esejów Kajetana o samodyscyplinie. Wyłania się z niego obraz człowieka przekonanego o własnej wyższości, niepodlegającego ludzkim ograniczeniom i prawom. Psychopaty (tego określenia użył Kajetan) planującego zbrodnię na zimno, z premedytacją, tylko po to by udowodnić, że jest „moralnie wolny". Jednocześnie Kajetan jest pełen sprzeczności i czynienie zła uzasadnia tym, że człowieka zmusza do tego determinizm, czyli zostaje on „skazany na bycie psychopatą lub świętym". Swoje teorie podpiera fragmentami, które wyczytał u wielkich filozofów - Kanta i Shopenhauera - oraz cytatami z Pisma Świętego. lipiec 2015 „Jarosław Kaczyński na Jasnej Górze mówił, że "nie ma Polski bez Kościoła". – Nie ma w Polsce innej nauki moralnej niż ta, którą głosi Kościół „ „...” Tak, Polskę trzeba kochać, trzeba kochać ją czynnie i trzeba działać skutecznie razem. Trzeba działać pod tą wodzą, która jest niezawodna. Tu padły słowa o hetmance, o Matce Boskiej Królowej Polskiej, polskiej hetmance. Pod jej wodzą musimy prowadzić Polskę ku dobrej zmianie – mówił prezes PiS.Zapewnił, że ci, "którzy już zdobyli urzędy, które upoważniają do takiego prowadzenia, prezydent elekt" i ci, "którzy o nie zabiegają, przede wszystkim kandydatka na premiera, pani Beata Szydło", to "z całą pewnością nie są ludzie głusi na głos Polaków, nie są głusi wobec tego wszystkiego, czego naucza Kościół i co jest fundamentem naszej wiary i fundamentem polskości".– Bo nie ma w Polsce innej nauki moralnej niż ta, którą głosi Kościół. I nawet gdyby ktoś miał wątpliwości, nawet gdyby ktoś nie wierzył, ale był polskim patriotą, to musi to przyjąć – musi przyjąć, że nie ma Polski bez Kościoła, nie ma Polski bez tego fundamentu, który trwa od przeszło tysiąca lat – mówił oklaskiwany Kaczyński. ....(więcej )
Mój komentarz W czasie kulminacji totalnej wojny ideologicznej jakie plutokracja, lewactwo wytoczyły Polsce i Polakom każdy działacz polityczny, który żyje niczym zwierze ,zgodnie z lewacka etyką, czyli porzuca dzieci ,rodzinę , krzywdzi innych w imię realizacji swoich niskich prymitywnych egoistycznych słabości powinien być usuwany z szeregów elity Obozu Patriotycznego. Bo tacy ludzie to słabe , niepewne ,ogniwa ,które w w każdej chwili zdradzą , przejdą do obozu wroga. Przykład Dorn, Marcinkiewicz . Jakie są gwarancje ,że człowiek , który popełnia łajdactwo w stosunku do własnych dzieci ,ich matki nie popełni łajdactwa politycznego, przecież on już udowodnił ,że nie ma żadnych ideałów Gwarancje są  żadne . Przedstawiłem etykę katolicką .Kaczyńskiego . Kaczyński odwołuje się do aksjologi płynącej z nakazów Boga, Kościoła, z której wynikają patriotyzm , poświęcenie ,lojalność , wierność zasadom, odpowiedzialność ,posiadanie zasad. Jako przykłady innej , lewackiej etyki , lewackiego stylu życia pokazałem Staniszkis, Poznańskiego i Kamińskiego . Przecież chyba nikogo nie dziwi ,że Kaczyńskiego nienawidzą rozwodnicy, aborcjonistki, dzieciobójczynie, homoseksualiści , psychopaci, socjopaci , łajdacy obyczajowi i tym podobni..

Marek Mojsiewicz

Sejm bisurmani się na dwa sposoby Sejmowa Komisja Etyki znalazła się w pułapce. Ale trudno jej współczuć, bo – po pierwsze – sama sobie winna, a po drugie – głupota powinna być bezlitośnie karcona – również dla dobra głupców. Gdyby, dajmy na to, ból po uderzeniu młotkiem w palec, odzywał się dopiero po roku, to większość ludzi byłaby kalekami bez palców u rąk. Ponieważ jednak po uderzeniu młotkiem w palec ból odzywa się natychmiast, ludzie uważają by się po palcach młotkiem nie uderzać i w ten sposób chronią się przed kalectwem. „Wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie” - napisał poeta, a cóż dopiero, gdy na barkach takiego wariata spoczęła władza? Dlatego wszelkie postacie głupoty, zwłaszcza w środowisku nomenklatury, to znaczy – w środowisku władzy – powinny być bezlitośnie tępione, zarówno w interesie społecznym, żebyśmy pewnego dnia nie skonstatowali z przerażeniem, iż jesteśmy w mocy wariatów, a także w interesie samej nomenklatury, żeby się od nadmiaru wariatów nie zdegenerowała. Chodzi oczywiście o to, że sejmowa Komisja Etyki postanowiła zająć się posłem Pawłem Kukizem, ponieważ powiedział on, że Komitet Obrony Demokracji finansowany jest przez „żydowskiego bankiera”. Pan poseł Kukiz asekuruje się, że tę informację tylko „zacytował”. Trochę niedobrze, że polityk deklarujący intencje zmiany systemu, stworzonego, jak wiadomo, przez RAZWIEDUPR (Razwiedywatielnoje Uprawlienije) do spółki z „lewicą laicką”, czyli dawnymi stalinowcami, którzy, często z pobudek rasowych, pokłócili się z Polską Zjednoczoną Partią Robotniczą, a nawet wystąpili przeciwko niej, tworząc jeden z dwóch nurtów opozycji demokratycznej w Polsce – więc że polityk deklarujący tak ambitne zamiary, jest jednocześnie taki ostrożny, że prawie bojaźliwy. Nawiasem mówiąc, dowody tej ostrożności pan Kukiz składał już wcześniej, wycofując się z Komitetu Poparcia Marszu Niepodległości, kiedy „Gazeta Wyborcza” poinformowała go, iż zasiada tam również Jan Kobylański, przez michnikowszczynę oskarżany o „antysemityzm” i różne inne rzeczy. Pozwoliłem sobie wtedy tę decyzję pana Kukiza skomentować fragmentem jego piosenki, w której narrator opędza się od natrętnych pytań towarzyszącej mu panienki, która pragnęłaby wiedzieć „kto wiarę naszą sprzedał” i różne inne rzeczy, uwagą, że „tutaj jest jak jest – po prostu – i ty dobrze o tym wiesz”. Ale charakterystyka pana posła Kukiza to jedna sprawa, a decyzja sejmowej Komisji Etyki, by zająć się merytorycznie jego wypowiedzią o „żydowskim bankierze” to sprawa osobna. Rzecz w tym, że niezależnie od tego, czy Jerzy Soros – bo o nim tu mowa – finansował Komitet Obrony Demokracji, czy nie – jest on niewątpliwie finansistą, a jako taki, może być nazwany „bankierem”, no a poza tym jest Żydem. Zatem bez najmniejszej wątpliwości jest on „żydowskim bankierem”. To określenie nie jest żadnym sądem wartościującym, a jeśli czegoś dowodzi, to tylko spostrzegawczości pana posła Pawła Kukiza, który w przypadku tego finansowego grandziarza potrafił skojarzyć narodowość z profesją. Co więcej – ta sprawa dowodzi, że również w Sejmie Rzeczypospolitej, a zwłaszcza – w sejmowej Komisji Etyki, najwyraźniej stawia się znak równości między „antysemityzmem” a spostrzegawczością. Gdyby tak nie było, sejmowa Komisja Etyki nigdy by się wypowiedzią posła Kukiza nie zajęła. Skoro jednak się zajęła, to znaczy, że ten znak równości stawia. Wpadła w ten sposób w pułapkę, bo bez względu na to, co teraz zrobi, wystawi się na krytykę. Jeżeli nie dopatrzy się w wypowiedzi posła Kukiza niczego niewłaściwego, to tym samym wzbudzi zainteresowanie, dlaczegóż to w ogóle zajęła się tą sprawą. Z pewnością dostarczy w ten sposób pożywki dla rozmaitych teorii spiskowych, na przykład takiej, że pragnęła go zastraszyć, by w ten sposób odwieść od poparcia inicjatywy zmiany konstytucji w części dotyczącej Trybunału Konstytucyjnego. Konsekwencją tej teorii spiskowej byłoby podejrzenie, że Komisja Etyki działa na pasku RAZWIEDUPR-a, któremu zależy na przeciąganiu, a nawet zaognianiu konfliktu rządu z Trybunałem Konstytucyjnym, by w ten sposób doprowadzić do zastosowania wobec Polski procedury przewidzianej w zapisanej w traktacie lizbońskim tzw. klauzuli solidarności i dzięki temu kontynuować okupację naszego nieszczęśliwego kraju. Warto dodać, że ta teoria spiskowa byłaby nawet nieźle osadzona w realiach, bo żydowskie lobby zarówno w Polsce, jak i poza nią, podobnie jak prasa niemiecka i część niemieckich polityków, jest zainteresowane powrotem do stanu poprzedniego w którym RAZWIEDUPR władał naszym nieszczęśliwym krajem posługując się swoimi politycznymi wydmuszkami w rodzaju Platformy Obywatelskiej. Na co Żydzi w związku z tym liczą – to sprawa osobna, natomiast wokół sejmowej Komisji Etyki mogą zacząć zagęszczać się podejrzenia, iż zdominowana jest przez konfidentów RAZWIEDUPR-a. Jeśli natomiast Komisja Etyki dopatrzy się w wypowiedzi posła Kukiza niewłaściwości, to będzie to dla niej jeszcze gorzej, dlatego, że natychmiast może zostać oskarżona o antysemityzm. Rzecz w tym, że poseł Kukiz mówiąc o „żydowskim bankierze” stwierdził jedynie powszechnie znane fakty. Natomiast Komisja, dopatrując się w poselskiej wypowiedzi znamion wykroczenia czy przestępstwa, siłą rzeczy musiała nadać temu określeniu charakter sądu wartościującego. Że „żydowski bankier” to jest coś w rodzaju oszczerstwa. Możliwości w tej sytuacji są następujące: albo zniesławiający charakter ma słowo „żydowski”, albo taki charakter ma słowo „bankier”. Jeśli by się okazało, że w mniemaniu sejmowej Komisji Etyki zniesławiający charakter ma słowo: „żydowski”, to śmiało można ją oskarżyć o antysemityzm – bo najwyraźniej żydowskie pochodzenie Komisja musi uważać za coś nieprzyzwoitego, a przynajmniej wstydliwego – jak np. syfilis. Gdyby z kolei za zniesławiające uznała słowo: „bankier”, to jeszcze gorzej i pan Ryszard Petru na pewno nie puściłby jej płazem takiego świętokradztwa. Słowem – i tak źle i tak niedobrze. Ale sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało w osobach: Włodzimierz Bernacki (PiS), Joanna Scheuring-Wielgus (Nowoczesna), Kornel Morawiecki (Kukiz 15), Zbigniew Sosnowski (PSL) i Izabela Mrzygłocka (PO). Stanisław Michalkiewicz

10 lutego 2016 Kolejne zobowiązanie wyborcze PiS, darmowe leki dla seniorów, będzie realizowane

1. Wczoraj na posiedzeniu Rady Ministrów został przyjęty projekt ustawy pozwalający ministrowi zdrowia na ogłoszenie wykazu leków, które będą dostępne bezpłatnie dla osób po ukończeniu 75 roku życia. Wykaz ten byłby zmieniany co dwa miesiące podobnie jak wykaz leków refundowanych i pierwszy taki wykaz (jeżeli ustawa zostanie szybko uchwalona przez Parlament), zostanie przygotowany i będzie obowiązywał od 1 września tego roku. Jedynymi upoważnionymi lekarzami, którzy będą mogli wypisywać recepty na bezpłatne leki dla osób po ukończeniu 75 roku życia, będą lekarze rodzinni wskazani przez pacjenta w deklaracji wyboru. Pierwsza lista będzie ograniczona i będzie dotyczyła podstawowych leków używanych przez osoby starsze, które do tej pory były sprzedawane z 30% i 50% odpłatnością. Na realizację programu w tym roku przewidziano kwotę około 125 mln zł, w roku następnym już kwotę 564 mln zł, a w całym najbliższym dziesięcioleciu tj. latach 2016-2025 kwotę 8,3 mld zł.

2. Przypomnijmy tylko, że głównym celem ustawy refundacyjnej z 2011 roku jak mówiła w Sejmie ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz, miała być poprawa dostępności pacjentów do refundowanych leków, a także ukrócenie tzw. turystyki lekowej czyli wędrowania po aptekach aby szukać leków sprzedawanych w promocji, z rabatami czy różnorodnymi upustami. Ustawa uchwalona w maju 2011 roku miała jednak i cel ukryty przed opinią publiczną, a w szczególności przed ludźmi chorymi, mianowicie znaczące zmniejszenie środków finansowych przeznaczanych corocznie przez NFZ na refundację leków. Środki te z roku na rok rosły i w roku 2011 wyniosły już ponad 20% całości wydatków NFZ, dlatego do ustawy wpisano 17% limit wydatków na leki refundowane, którego Fundusz nie może już od tej pory przekroczyć. Głównym instrumentem, który od tamtej pory ogranicza wydatki na leki refundowane, jest swoisty bat finansowy na lekarzy, w postaci zwrotu kwot nienależnej refundacji razem z odsetkami ustalonej przez kontrolerów NFZ. Kontrole te są przeprowadzane w ciągu 5 lat od daty wystawienia recepty, a kontrolowane są nie tylko uprawnienie pacjenta do leków refundowanych (a więc czy w momencie wizyty u lekarza był on ubezpieczony, a dokładnie czy miał opłaconą składkę zdrowotną) ale przede wszystkim czy przepisany pacjentowi lek podlega refundacji w danej jednostce chorobowej. W ustawie refundacyjnej znajdują się bowiem zapisy nakazujące lekarzowi przepisywanie z refundacją leku tylko w zastosowaniu w stosunku do jednostki chorobowej na którą lek został w Polsce zarejestrowany.

3. Otóż w konsekwencji obowiązywania tej nowej ustawy w 2012 roku, odnotowano wyraźny wzrost współpłacenia pacjentów za leki na receptę (refundowane i nierefundowane) aż o 5,2 punktu procentowego (z 52,5% do 57,7% ), a w przypadku tylko leków refundowanych o 2 punkty procentowe (z 36,7% w roku 2011 do 38,7% w roku 2012). Korzystanie więc ze swoistych „dobrodziejstw” ustawy, spowodowało konieczność dodatkowego wydatkowania przez pacjentów w roku 2012 około 0,4 mld zł, podczas gdy jak donosiły media, NFZ zaoszczędził wtedy na refundacji leków blisko 2 mld zł Według tych danych, współpłacenie pacjentów za leki w 2013 roku, znowu wzrosło z 38,7% w 2012 roku do aż 42% (chodzi o leki refundowane sprzedawane na recepty z częściową i 100% odpłatnością), ponieważ aż 12,2% leków refundowanych pacjenci wykupują na recepty ze 100% odpłatnością. Z kolei wydatki NFZ na refundację, spadły w stosunku do planowanych aż o 1,2 mld zł, a razem ze zmniejszonymi wydatkami do programów lekowych i chemioterapii, były mniejsze w roku 2013 o ponad 1,7 mld zł. Podobnie w roku 2014, znowu oszczędności NFZ na refundacji leków wynoszące ponad 1 mld zł i wzrost współpłacenia pacjentów o kilkaset milionów złotych, niestety ta tendencja co widać po cytowanych w pierwszej części tekstu przykładach, była kontynuowana także w roku 2015.

4. Wszystkie te posunięcia poprzedniej koalicji Platformy i PSL-u w zakresie refundacji doprowadziły do poważnego ograniczenia dostępności do leków (jeżeli poziom odpłatności za leki przekracza 40% to wg. kryteriów ONZ oznacza to, że leki są trudnodostępne), ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami (odchodzenie przez pacjentów od okienka aptecznego z niewykupionymi receptami). Stąd program „darmowe leki dla seniorów”, to prawda dosyć ograniczony ze względu na obecne możliwości budżetowe ale skierowany do tej grupy ludzi, która wręcz musi korzystać z leków, a jej możliwości dochodowe na to nie pozwalają. Kuźmiuk

11 lutego 2016 NBP bierze w obronę banki udzielające tzw. kredytów frankowych

1. Narodowy Bank Polski właśnie ogłosił, że według jego wyliczeń przewalutowanie tzw. kredytów frankowych według mechanizmu przygotowanego w prezydenckim projekcie ustawy dotyczącej tych kredytów będzie kosztowało banki aż 44 mld zł. Jak wyliczył NBP taki byłby koszt zwrotu tzw. spreadów walutowych pobranych od klientów spłacających tzw. kredyty frankowe, a także koszt przewalutowania tych kredytów po tzw. kursie sprawiedliwym liczonym indywidualnie dla każdego kredytobiorcy. Wprawdzie koszty wprowadzenia tzw. ustawy frankowej liczy Komisja Nadzoru Finansowego, która ma bezpośredni dostęp do szczegółowych danych dotyczących tzw. kredytów frankowych w odniesieniu do każdego indywidualnego kredytobiorcy ale jak widać NBP troszczy się głównie o los banków zagranicznych w Polsce wręcz na wyścigi. NBP ostrzega, że jeżeli takie rozwiązanie zostanie przeforsowane to aż 70% sektora bankowego w Polsce może ponieść stratę, a to może zachwiać jego stabilnością i w konsekwencji osłabieniem akcji kredytowej banków. Mimo tego, że w projekcie ustawy są propozycje aż 3 różne warianty zachowań dla kredytobiorców (przewalutowanie jest tylko jednym z nich), to NBP już wie jak oni się zachowają i ile to będzie kosztować.

2. Przypomnijmy tylko, że już pod koniec sierpnia byliśmy świadkami niespotykanej akcji w wykonaniu zagranicznych banków najbardziej zaangażowanych w udzielanie tzw. kredytów frankowych, które straszyły polski parlament i rząd krokami prawnymi, które podejmą jeżeli zostanie uchwalona ówczesna ustawa o ich przewalutowaniu. Niemiecki Commerzbank (właściciel mBanku), austriacki Raiffeisen, portugalskie Millenium i amerykański General Electric (właściciel BPH, GE Money Bank) w listach wysłanych do rządu i parlamentu ostrzegali, że w przypadku przyjęcia ustawy o przewalutowaniu tzw. kredytów frankowych, będą domagały się od polskiego państwa rekompensat. Twierdzili, że jeżeli Parlament obciąży je kosztami przewalutowania tzw. kredytów frankowych w takiej wysokości jak przegłosował Sejm (90% banki, 10% kredytobiorcy), to wystąpią na drogę prawną na podstawie porozumień pomiędzy ich krajami, a Polską w sprawie popierania i wzajemnej ochrony inwestycji. Ostatecznie mimo tego, że senatorowie Platformy zmienili ten zapis o kosztach przewalutowania i rozłożyli je po 50% na bank i kredytobiorcę, to posłowie tej partii zdecydowali się na przerwanie prac nad tym projektem i ostatecznie powędrował on do sejmowego kosza. A więc straszenie zachodnich bankierów przyniosło skutek i posłowie Platformy i PSL-u nie chcieli już dalej pracować nad jakąkolwiek wersją wspomnianej ustawy.

3. Już to wystąpienie 4 zagranicznych banków do parlamentu i rządu z ostrzeżeniem, że będą domagały się odszkodowań na drodze prawnej, pokazało jak bezczelne są kierownictwa tych instytucji. Klientów, którzy traktowali banki jako instytucje zaufania publicznego wciągnięto w przecież w swoiste pułapki kredytowe (pracownicy banków, którzy „sprzedawali” te kredyty, a teraz pracują już poza sektorem bankowym w wywiadach prasowych mówią, że miejsca oferowania tych kredytów nazywano w slangu bankowym „rzeźniami albo ubojniami”), co tylko potwierdza, mówiąc najłagodniej, że bankowcy mieli złe intencje w stosunku do swych klientów. Później parlamentarzystów, którzy chcieli wykonać jakiś gest pomocy w stosunku do środowiska tzw. frankowiczów (bo przecież ustawa tylko częściowo rozwiązywała ten problem), zwyczajnie zaszantażowano groźbą odszkodowań. Teraz także NBP dołącza do tego straszenia i wyraźnie chce zablokować dalsze na tzw. ustawą prezydencką przygotowaną w porozumieniu ze środowiskiem tzw. frankowiczów i robi to przed opublikowaniem przez KNF precyzyjnych kosztów wprowadzenia jej w życie.

Kuźmiuk

Polacy w wizji Wilka (KUKIZ 15) staną się narodem żebraków Hans Frank socjalista, hitlerowiec  „Polska powinna być tak uboga, aby Polacy sami chcieli pracować w Niemczech” „...(więcej)

Janusz Szewczak Główny Ekonomista SKOK „Blisko 10 mln Polaków jest zagrożonych biedą i wykluczeniem więcej

Jarosław Kaczyński: "O suwerenność trzeba ciągle walczyć. Bo są tacy i w Polsce i na zewnątrz, którzy podnoszą na nią rękę. I im trzeba powiedzieć – "nie"...”Polska musi być suwerenna, niepodległa, Polska musi być polska! — mówił Jarosław Kaczyński na Krakowskim Przedmieściu, podczas obchodów 70-tej miesięcznicy smoleńskiej„...”O tę suwerenność trzeba ciągle walczyć. Bo są tacy i w Polsce i na zewnątrz, którzy ciągle podnoszą na nią rękę i im trzeba powiedzieć - nie. Być może przyjdzie czas – kiedyś, może będzie to wiosna, kiedy będziemy się musieli potężnie zmobilizować, żeby to „nie” powiedziane w Polsce zabrzmiało mocno. Bo potrzeba jest tutaj siły. Polska musi być suwerenna, niepodległa, Polska musi być polska!”...(źródło )

Prawie 2 miliony pracujących Polaków nie mogą wyżyć z pensji - wynika z raportu Komisji Europejskiej, „.....”Biedni pracujący nie mają oszczędności. Prawie całe wynagrodzenie wydają na rachunki i jedzenie. Wyniki raportu wskazują, że w takiej sytuacji jestjuż prawie 12 procent pracujących Polaków. To prawie 2 miliony ludzi pracujących na etatach, umowach-zlecenie i o dzieło lub tzw. samozatrudnionych. „.....”Takich ludzi zaczęło gwałtownie przybywać w zeszłym roku „......(więcej )

Jacek Wilk (Kukiz'15): Ujemny podatek dochodowy - jak w Izraelu - byłby skuteczniejszy niż 500+. "Zbudujemy społeczeństwo żebraków"...”To żadna przyszłość dla kraju! To nie jest silne społeczeństwo, to nie są silne rodziny, to nie jest silna gospodarka – to po prostu wegetacja „..”wPolityce.pl: Przed chwilą byłem świadkiem sympatycznej pogawędki między panem a Januszem Korwin-Mikkem. Czyżby miało dojść do koalicji Kukiz‘15-KOWiN? Jacek Wilk (Kukiz‘15): Nie wykluczam żadnych koalicji, by wspólnie walczyć z socjalistyczną zarazą. Każdy będzie mile widziany. W polityce są różne sympatie i antypatie, ale uważam, że moim obowiązkiem. jako polityka, jest dążenie do tego, żeby front był jak najszerszy. Zawsze jestem gotów, by zasiąść do rozmów, również z osobami, z którymi nasze drogi się rozeszły. Dla mnie nie jest to żaden problem, a nawet uważam, że to świetny pomysł. Również współpraca z Przemysławem Wiplerem? Oczywiście. Wszystko musi jednak odbywać się na zdrowych i jasnych zasadach. Musimy zbudować taką formułę współpracy, żeby zapobiec ewentualnym negatywnym zjawiskom. Czy jest pan zaskoczony tym, że Prawo i Sprawiedliwość tak szybko przystąpiło do realizacji programu „Rodzina 500 plus”? Przyznam szczerze, że liczyłem na to, iż po raz kolejny obietnice umożliwiające dojście do władzy nie będą realizowane. Na tym polega właśnie populizm, że proponuje się ludziom różne bzdury, a potem na szczęście tego się nie wykonuje. W tym przypadku jest niestety inaczej. Rozczarowałem się, bo PiS idzie twardo właśnie w tym kierunku, co jest działaniem nie tylko samobójczym, ale to cywilizacyjny błąd. To nas spycha do sytuacji, z której będzie bardzo ciężko wyjść. Zbudujemy społeczeństwo – przepraszam za słowo – żebraków, którzy tylko dzięki państwu będą w stanie się utrzymać i funkcjonować. To żadna przyszłość dla kraju! To nie jest silne społeczeństwo, to nie są silne rodziny, to nie jest silna gospodarka – to po prostu wegetacja. Z drugiej strony pojawiają się argumenty, że taki program może uratować polską demografię…”...”Poseł Rafał Wójcikowski przedstawił z trybuny sejmowej koncepcję z powodzeniem stosowaną w Izraelu – tzw. ujemnego podatku dochodowego, dzięki czemu wskaźniki dzietności rzeczywiście wzrastają. Jeśli już mamy stosować takie rozwiązania, to zdroworozsądkowe. Musimy przywrócić normalność, a nie brnąć w państwo opiekuńcze, które konsekwentnie niszczy społeczeństwo i rodzinę. „...(źródło )

Polska jest jedynym krajem w Europie, w którym państwo ściąga podatek od osób zarabiających poniżej minimum egzystencjalnego”.....” W Tanzanii kwota wolna wynosi 7408 zł, w Botswanie - 12384 zł, a w Namibii - 14250 zł. „...” Polska jest jedynym krajem w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, w którym nie wprowadzono dotychczas podatku linioweg „...”Przyczyną jest dramatycznie niska kwota wolna od podatku, „...”Co do zasady, kwotę wolną wprowadza się do systemu podatkowego po to, aby chronić osoby najuboższe przed nadmiernym uszczupleniem, i tak już niskich dochodów, przez państwo. „...”W ten sposób unika się opodatkowania dochodów w wysokości minimum socjalnego, a tym bardziej dochodów poniżej minimum egzystencjalnego. „...”W krajach Unii Europejskiej stosujących kwotę wolną, kwota ta ustalana jest często na poziomie między 30 tys. zł a 70 tys. zł rocznie „...”Co istotne, wysokość kwoty wolnej wszędzie jest corocznie waloryzowana. Przykładowo, w Wielkiej Brytanii, kwota wolna tylko w ciągu jednego roku wzrosła o prawie 20% i wynosi obecnie ok. 50 tys. zł. „...”Otóż we wszystkich takich krajach (Litwa, Czechy, Węgry, Rumunia, Bułgaria) obowiązuje podatek liniowy z jednolitą stawką podatkową wynoszącą, w zależności od kraju, 10%, 12%, 15% lub 16%. Tak niskie stawki podatkowe powodują drastyczne obniżenie poziomu danin należnych państwu. „...” Kwota wolna o wartości 3091 zł jest zdecydowanie najniższą wartością spośród wszystkich krajów europejskich stosujących progresję podatkową. Tak niska kwota wolna może jednak zadziwić nie tylko mieszkańców Europy Zachodniej, ale również obywateli niektórych krajów afrykańskich. W Tanzanii kwota wolna wynosi 7408 zł, w Botswanie - 12384 zł, a w Namibii - 14250 z ..(więcej )

Cezary Mech „ Spadam dalej na 211 miejsce na świecie z 209 pod względem dzietności. I co się dzieje? NIC. Na co liczymy? Przy ukazanym na zdjęciu stosunku do rodziny i matki elit "z wyższej półki medialnej" jest to adekwatna pozycja samolikwidującego się Narodu.” „...(więcej )

wiki Negatywny podatek dochodowy”..”Negative Income Tax (NIT), dosłownie: „ujemny podatek dochodowy”[potrzebne źródło] – zasiłek wypłacany ludziom najmniej zarabiającym. Koncepcja NIT została wypracowana w latach 40. XX wieku przez Juliet Rhys-Williams. Chodziło o dofinansowanie ludzi najmniej zarabiających, którym nie przysługiwało prawo do zasiłku dla bezrobotnych. Ulgi podatkowe nie były wystarczające, aby zapewnić minimum socjalne najniżej uposażonym osobom pracującym. Wypłata NIT była zasadna ekonomicznie, gdyż państwo płaciło mniej niż w przypadku kwoty zasiłku dla osoby bezrobotnej (nie dotyczy to sytuacji, kiedy państwo w ogóle nie wypłaca zasiłku dla bezrobotnych). NIT był też formą wspierania mniej zamożnych pracodawców. Problematyką NIT zajmował się także Milton Friedman w pracy Capitalism and Freedom (1962), widząc jej użyteczność w zapewnieniu stabilizacji ekonomicznej. Noblista Friedman był zwolennikiem emisji pieniądza proporcjonalnej do wzrostu gospodarczego. Wprowadzenie NIT sprzyjałoby utrzymaniu efektywnego popytu na właściwym poziomie, zapewniającym zbyt wyprodukowanym towarom. NIT towarzyszy zwykle progresywnemu podatkowi dochodowemu. Immanentną częścią koncepcji jest istnienie progu opodatkowania; po przekroczeniu tego progu podatnik odprowadza ustalony podatek, którego procentowa wartość, zgodnie z założeniem podatku progresywnego, rośnie wraz ze wzrostem dochodu (po przekroczeniu kolejnych progów). Jeśli dochód potencjalnego podatnika nie przekroczy progu, to różnicę między progiem a dochodem wypłaca mu państwo. Według pomysłu Friedmana miała to być jedynie część tej różnicy[1].
Teoria NIT kłóci się z zasadami ekonomicznego liberalizmu. Pomimo to NIT miał zwolenników wśród ekonomistów liberalnych, np. Edmunda Phelpsa – laureata ekonomicznej Nagrody Nobla w 2006 roku – i był eksperymentalnie wdrażany w USA w latach 70. XX wieku. W wyniku eksperymentów stwierdzono obniżenie motywacji do pracy o 9% u mężczyzn i o 18% u kobiet – choć nie było ono tak wysokie jak zakładano. Stwierdzono także coś nieoczekiwanego, a mianowicie spadek odpowiedzialności za trwałość rodziny. Spodziewano się uzyskać efekt odmienny: wzrost trwałości małżeństw[2]. Wyniki eksperymentów przeprowadzonych w USA zmniejszyły zainteresowanie NIT-em. Obarczony wieloma ograniczeniami - zależny jest od wieku podatnika i posiadania przez niego dzieci - negatywny podatek dochodowy występuje w Izraelu[3].”...(źródło )

Jan Bolanowski Kukiz'15 chce rozwiązania rodem z Izraela!”...”Rafał Wójcikowski nie pozostawił jednak na sztandarowym pomyśle PiS suchej nitki.  - Ja nie krytykuję idei. Też jesteśmy za polityką prorodzinną, ale państwo to robicie za dług - przekonywał poseł z mównicy sejmowej. - Proponujemy inne rozwiązanie, które z powodzeniem jest stosowane w Izraelu oparte na koncepcji Miltona Friedmana, tzw. ujemnego podatku dochodowego. „...”Ograniczmy zasadniczo klin podatkowy, który dusi polskie rodziny, nie pozwala zarobić i obciążą najbiedniejszych nieprawdopodobnymi podatkami  przekonywał poseł. - Ludzie chcą sami zarabiać na siebie, nie chcą jałmużny, ale wy im tego nie dacie - krytykował program PiS. Dostało się również posłom PO. Poseł Kukiz'15 wytknął im, że wprowadzone przez poprzedni rząd programy prorodzinne kosztują 8 mld zł, a nie przyniosły żadnych efektów. - Państwo przespali osiem lat - grzmiał poseł. Na czym polega propozycja Kukiz'15? Pracujący rodzice, którzy posiadają dzieci mogliby nie płacić wcale podatków, a w niektórych przypadkach nawet uzyskać dopłatę od państwa. Poseł Wójcikowski przekonywał, że osoby otrzymujące dziś 1350 zł netto, po zlikwidowaniu klina podatkowego zarabiałyby 2,1 tys. zł na rękę. - To zlikwidowałoby sferę ubóstwa – dodał. - Izrael ma dzietność 3,5 w rodzinach żydowskich, a w arabskich przekracza ona 5. Tam jest wyścig dzietności. Oni rozumieją ten problem, a my nie. My mamy dzietność 1,33 i zastanawiamy się jak zrobić program za 20 miliardów, żeby dzietność wyniosła 1,5. To jest kpina! - podsumował poseł.”...(źródło )

rok 2010 Tomasz Pompowski „ Izrael zwalcza ubóstwo podatkiem negatywnym „...”Wprowadzenie negatywnego podatku dochodowego dla najuboższych w Izraelu zyskało pozytywną ocenę tamtejszego banku centralnego. Zakończony w sierpniu program pilotażowy przyniósł na tyle obiecujące rezultaty, że tą koncepcją zwalczania ubóstwa zajął się rząd w Tel Awiwie. W ciągu roku 10 proc. objętych podatkiem negatywnym rodzin izraelskich zmniejszyło swoje uzależnienie od pomocy socjalnej, nie zniechęcając się jednocześnie do pracy. „...”Ekonomiści izraelskiego banku centralnego stracili wiarę w zdolność rozbudowanych instytucji państwa opiekuńczego do skutecznej walki z biedą. Zamiast tego zalecają wprowadzenie w życie opracowanej przez Miltona Friedmana koncepcji negatywnego podatku dochodowego (jego podstawy w latach 40. zarysowała Juliet Rhys-Williams, członkini brytyjskich liberałów). Milton Friedman wyjaśnił jego mechanizm w swoim bestsellerze „Kapitalizm i wolność”. Byłoby to lustrzane odbicie normalnego systemu podatkowego, w którym państwo ściąga ustalony procent od dochodów obywateli. Jeśli podatnik nie osiągałby zarobków w określonej wysokości, państwo zamiast ściągać podatek, wypłacałoby mu procent od różnicy między realnymi dochodami a wyznaczonym progiem.Przykładowo: przy stopie podatku negatywnego wynoszącej 25 proc. i progu ustalonym na poziomie 100 tys. USD rocznie, czterosobowa rodzina z dochodem 80 tys. USD dostawałaby od państwa 5 tys. USD na rok. (25 proc. z 20 tys. różnicy pomiędzy 80 tys. a progiem dochodu wolnego od podatku 100 tys.). Rodzina z zerowym dochodem otrzymałaby 25 tys. USD, a taka, która zarabia dokładnie tyle, ile wynosi próg, czyli 100 tys. USD, ani nie płaciłaby podatków, ani nie otrzymywała od państwa pomocy. Powyżej 100 tys. USD dochodu obowiązywałby normalny system podatkowy”..”To dziś jedyne wyjście dla podatników, którzy nie mają już z czego płacić za obietnice pomocy państwa złożone przez nieodpowiedzialnych polityków – mówi dr Marian Tupy z CATO Institute. – Ani Stanów Zjednoczonych, ani Europy Zachodniej nie stać już na państwo opiekuńcze. „...”Program objął 16 tys. osób. W czterech regionach największego bezrobocia powstały centra przekwalifikowania kadr i zatrudnienia. Stworzyły je cztery zagraniczne przedsiębiorstwa we współpracy z izraelskimi. W Jerozolimie i okolicach zainwestowała brytyjska A4E wraz z Aman. Na terenie Aszkelonu amerykański Maximus wraz ORS. Na północy Izraela, w Nazarecie, holenderski Alexander Calder z Marmanet. A w rejonie Hadea-Wadi Ara duński Agens z Yeud Human Resources.  To właśnie zatrudnieni tam pracownicy stali się pierwszymi beneficjantami podatku negatywnego.  W momencie podpisywania strategii, w czerwcu 2005 r., w tych regionach stopa bezrobocia wzrosła o 50 proc. w stosunku do poprzedniego roku. – To był nowoczesny program socjalny, a de facto program odciążania systemu socjalnego – mówi keynesowski ekonomista, prof. Thomas Paley. – W następnej dekadzie to właśnie program opieki społecznej może być cynglem nowego kryzysu, jeśli nowoczesne państwa opiekuńcze nie zdecydują się na zreformowanie go. Niektórzy ekonomiści  obawiali się, że dodatkowe subsydium zniechęci do pracy zamiast stać się dodatkową motywacją, jak chcieli tego autorzy strategii. Pierwsze badania, przeprowadzone jeszcze w 2007 r. przez Myers-JDC-Brook Institute, pokazały, że obawy te nie są uzasadnione. Ekonomiści porównali próbkę osób pracujących w ramach programu Wisconsin (bezrobotni Wisconsin) z grupą bezrobotnych z innych regionów Izraela (bezrobotni ), która pobierała zasiłki. Okazało się, że 17 proc. osób, spośród bezrobotnych Wisconsin, którzy nie mieli pracy przed przystąpieniem do programu, po 15 miesiącach znalazło pracę, korzystając jednocześnie z podatku negatywnego. Natomiast w grupie bezrobotnych korzystających z konwencjonalnych zasiłków tylko 7 proc. po 15 miesiącach znalazło pracę. Ostatecznie ponad połowa korzystających z programu Wisconsin zwiększyła dochody w takim stopniu, że straciła prawo do poboru zasiłku socjalnego, udowadniając skuteczność metody.”...”Taką też konkluzję w zakończeniu raportu przedstawili analitycy Departamentu Badań Banku Izrael w sierpniu 2010 r. Według nich negatywny podatek zmniejszył o 4,5 proc. (czyli 8,7 proc. rodzin) liczbę Izraelczyków żyjących poniżej poziomu ubóstwa.  Zredukował też – jak napisał  w raporcie dr Karnit Flugt – przepaść pomiędzy ubogimi a bogatymi. Mniej rodzin miało odcięty telefon i mniej musiało rezygnować z usług medycznych. Analitycy banku szacują, że za cenę 393 milionów szekli (czyli mniej więcej 398 mln PLN) negatywnym podatkiem dochodowym można by objąć 300 tys. podatników. A to oznaczałoby 2300 kolejnych rodzin, które przestałyby żyć na granicy ubóstwa. Zastąpienie negatywnym podatkiem dochodowym biurokracji zajmującej się pomocą społeczną dawałoby szansę na  uniknięcie pułapki, w jaką wpadają państwa opiekuńcze, prowadząc kosztowną wojnę z biedą. Zapoczątkował ją amerykański prezydent Lyndon B. Johnson, oświadczając, że zamierza pokonać ubóstwo. – Jest to działanie właściwe, mądre i pierwszy raz w naszych dziejach stało się możliwe – mówił wówczas prezydent USA. Słuszność jego strategii tworzenia rozbudowanych programów pomocy socjalnej poddawano w wątpliwość już dziesięć lat później. Trudno było nazwać właściwym program, który zamiast pomagać, de facto szkodził i jeszcze bardziej zubażał biedniejsze warstwy społeczeństwa.
Skrytykował go w książce „Race and Economics” afroamerykański ekonomista Thomas Sowell. Tak się bowiem składało, że największą grupą korzystającą z programu zasiłków Johnsona byli Afroamerykanie. Sowell wykazał, że „pomoc państwowa  nie tylko była kosztowna, ale uzależniająca i niszczyła wszelką inicjatywę osoby pozostającej bez pracy”.  System był tak źle skonstruowany, że „z chwilą rejestracji bezrobotnego to urzędnik podejmował za niego najważniejsze decyzje życiowe: gdzie będzie mieszkał, co będzie jadł, w co się będzie ubierał, czy będzie uczęszczał do szkoły, a jeśli to do jakiej”. Według analityków CATO Institute wojna z ubóstwem kosztowała dotąd amerykańskich podatników 8 bln USD. Efekty działania opieki społecznej pokazują, że USA tę wojnę przegrywa – bo  blisko 37,3 mln Amerykanów żyje poniżej poziomu ubóstwa, 30 proc. więcej niż przed jej rozpoczęciem. Eksperyment z negatywnym podatkiem dochodowym przeprowadzony w Izraelu pokazuje, że można by wykorzystać alternatywne scenariusze. Wymagałoby to jednak pokonania oporu biurokracji, kontrolującej dystrybucję pomocy socjalnej. – Podatek negatywny był zawsze bardzo trudny do wprowadzenia przez państwa opiekuńcze, ponieważ raz wywalczonej władzy urzędnik pozbywa się bardzo niechętnie, zwłaszcza gdy wie, że ważą się losy jego miejsca pracy – kwituje prof. Gary Becker z University of Chicago. Tomasz Pompowski, Waszyngton „..(źródło )

Daniel Majkowski „Putin idzie na wojnę z Google, Apple i Microsoftem. "Muszą płacić w Rosji wyższe podatki"....”Jeden z najbliższych doradców Władimira Putina, German Klimenko, zapowiada, że nadejście trudnych czasów dla technologicznych gigantów działających w Rosji.German Klimenko nazywany jest w Rosji „carem internetu”. To właśnie on ma za zadanie uporządkować cyfrową sferę tego kraju. Pierwszym krokiem w tym kierunku ma być zmuszenie Google,  Apple'a i innych zagranicznych koncernów do płacenia wyższych podatków. Jednocześnie Klimenko zapowiada, że rosyjska administracja zrezygnuje z systemu Microsoft Windows. Jego zdaniem są to niezbędne środki do tego, aby „ustawić do pionu”  zachodnie korporacje.”..”Klimenko planuje nałożyć na amerykańskie korporacje tzw. „podatek technologiczny”. Ma on wyrównać szanse rosyjskich firm internetowych, takich jak Yandex czy Mail.ru w rywalizacji z Apple, Google czy też Microsoftem. „..”Ługowoj, który jest obecnie deputowanym rosyjskiej Dumy, zaproponował ustawę nakładającą 18 procentowy podatek od wartości dodanej sięgający nawet 300 mld rubli (3,9 mld dolarów) z przychodów osiąganych w Rosji przez Google'a Apple oraz innych zagranicznych koncerny. Ustawa wymienia kilkanaście kategorii cyfrowych produktów i usług, za które rosyjskiefirmy płacą obecnie podatek VAT, a zagraniczne koncerny tego nie robią. To m.in. reklamy, gry, filmy, transakcje rynkowe oraz usługi przetwarzania danych w chmurze. „Gdy kupujesz aplikację w sklepie Google Play lub App Store, to VAT naliczany jest w miejscu zakupu. Tak jest wszędzie, za wyjątkiem naszej republiki bananowej” - podkreśla Klimenko.”..(źródło )

STANISŁAW MICHALKIEWICZ...”Szumią morza trzy”..”Oto w roku 2013, po kilkuletniej przerwie spowodowanej „resetem” dokonanym 17 września 2009 roku przez prezydenta Obamę w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, Stany Zjednoczone powróciły do aktywnej polityki w Europie Wschodniej.Polska ponownie trafiła pod amerykańską kuratelę i ponownie podjęła się „...”Polska ponownie trafiła pod amerykańską kuratelę i ponownie podjęła się roli amerykańskiego dywersanta na Europę Wschodnią „...”Dlatego Polska jest zainteresowana modernizacją własnych sił zbrojnych, które nie tylko stanowią element sił zbrojnych NATO, ale w dodatku są rozlokowane na wschodnim skraju obszaru obrony Paktu Atlantyckiego. Ich wzmocnienie leży zatem w interesie wszystkich członków NATO, a jednocześnie wychodzi naprzeciw polskim interesom państwowym. I tylko takie zgrywanie interesów Paktu Atlantyckiego z polskimi interesami państwowymi pozwoli Polsce na uzyskiwanie korzyści z faktu uczestnictwa w NATO. Obecne podróże pani premier Beaty Szydło, prezentowane przez życzliwą państwową telewizję jako dyplomatyczna ofensywa, stwarzają dobrą okazję do zastanowienia się nad jeszcze jedną sprawą, a mianowicie nad powrotem do Heksagonale – jednak uzupełnionego i poprawionego. Wspominał o tym jeszcze w roku 2001 Jan Nowak-Jeziorański, publikując w „Rzeczpospolitej” artykuł „Czy NATO jest zagrożone?”, ale atak terrorystyczny na USA z 11 września sprawił, że na czoło listy amerykańskich priorytetów politycznych wysunęła się „wojna z terroryzmem” – cokolwiek miałoby to oznaczać – do której USA potrzebowały sojuszników, m.in. Niemiec, więc aktywna polityka europejska musiała zostać odłożona do lepszych czasów.”..”Teraz jednak, gdy następuje powrót USA do aktywnej polityki w Europie w związku z rozgrywką z Rosją, a także w związku z kryzysem, jaki spektakularnie dotknął Unię Europejską, podważając dotychczasowe niemieckie przywództwo, można by do tego wrócić. Chodzi oczywiście o tak zwane Międzymorze, to znaczy Estonię, Łotwę, Litwę, Polskę, Czechy, Słowację, Węgry, Słowenię, Chorwację, Serbię, Rumunię i Bułgarię – a więc państwa leżące między Morzem Bałtyckim, Czarnym i Adriatykiem. Zamieszkuje je ponad 80 milionów ludzi, a więc mniej więcej tylu, ilu w samych Niemczech. Międzymorze nie stanowiłoby więc zagrożenia dla nikogo, natomiast mogłoby spełniać rolę sojuszu realnego dla swoich uczestników pod warunkiem uniknięcia błędu popełnionego podczas poprzedniej próby pod nazwą „Heksagonale”, która nie miała dostatecznie silnego lidera czy ściślej: protektora. O tym właśnie pisał m.in. we wspomnianym artykule Jan Nowak-Jeziorański – że „ze Stanami Zjednoczonymi na czele”. Brak tego protektora sprawił, że Niemcy z łatwością tę inicjatywę storpedowały i próżnię polityczną, jaka w Europie Środkowej pojawiła się wskutek ewakuacji stamtąd sowieckiego imperium, zaczęły wypełniać poprzez rozszerzanie na wschód Unii Europejskiej, której były niekwestionowanym politycznym kierownikiem. W tej sytuacji współpraca polityczna w ramach Grupy Wyszehradzkiej powinna być m.in. skierowana na przekonywanie polityków amerykańskich do koncepcji Międzymorza nie tylko jako zapory przed ewentualną rosyjską ekspansją w kierunku zachodnim, ale również jako przeciwwagi dla strategicznego partnerstwa niemiecko-rosyjskiego, które miałoby wyznaczać ramy polityki europejskiej. Wydaje się, że obecna sytuacja sprzyja powrotowi do tamtej – ale uzupełnionej i poprawionej – koncepcji. Polska polityka zagraniczna uzyskałaby wtedy perspektywę szerszą niż dotychczasowe zadaniowanie starych kiejkutów – ...(źródło )

Piotr Solis „Deutsche Bank już jest bankrutem. To dlatego Polska musi zmienić Konstytucję. Banki na Zachodzie w tragicznej sytuacji, a akcje Deutsche Banku straciły 50% wartości:

http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/kryzys-bankowy-w-europie-oszczednosci-sa,148,0,2016404.html 

Oczywiście, skończy się tym, że ECB wydrukuje pusty pieniądz, a zapłacą za to podatnicy. Skończą się pieniądze na emigrantów zarobkowych. Upadnie mit zdrowej niemieckiej gospodarki, nastąpi rozpad UE. Co na to Polska? Polska straciła jeden z atrybutów suwerenności, czyli prawo suwerena do drukowania pieniądza. Takie zapisy są w Konstytucji z czasów Kwaśniewskiego. Jestem zdecydowanym krytykiem mgr Rostowskiego, ale jednego z jego pomysłów nie potępiam. Chodzi o możliwość drukowania pieniądza w trakcie kryzysu, czy ataku spekulacyjnego, tak jak wiele suwerennych krajów, np. USA, Japonia, czy też UE. A Polacy? Drukarnia na Zachodzie drukuje pusty pieniądz, a Polacy płacą odsetki i nadają pustemu pieniądzowi realną wartość. A co, jak wybuchnie kryzys Na Zachodzie, w Niemczech i międzynarodowa finansjera zażyczy sobie 100 lub 200% odsetek?..(źródło )

Beata Tomaszkiewicz „Od 2008 r. do Polski zaczęły płynąć pieniądze z unijnego budżetu.”....” Od 2008 r., gdy ruszyły konkursy na uzyskanie wsparcia w tej perspektywie finansowej, do końca ubiegłego roku poziom zagrożenia skrajnym ubóstwem …...W pozostałych 12 regionach wzrósł. Najbardziej, o 3,8 pkt proc. w warmińsko-mazurskim – do 13,2 proc. „.. (więcej )
prof. Andrzej Kaźmierczak „ Fundusze europejskie a wzrost biedy w Polsce „ ….”od chwili, gdy uruchomiono fundusze na ten cel, poziom zagrożenia skrajnym ubóstwem wzrósł. O ile wskaźnik skrajnego ubóstwa w Polsce wynosił 5,5% w 2008 roku, o tyle w końcu 2012 roku już wzrósł do 6,7%. „...”Z Brukseli płyną ogromne pieniądze, a zagrożenie ubóstwem rośnie. „...”Spadła dynamika wzrostu gospodarczego Polski. Tempo wzrostu PKB w 2008 roku było imponujące i wynosilo 6%. Tymczasem prognozowany wzrost PKB na ten rok to zaledwie 1,5%. „....”Podobnie było z bezrobociem. Jeszcze w listopadzie 2009 roku stopa bezrobocia w Polsce wynosiła 11,4% ludności czynnej zawodowo. W sierpniu bieżącego roku wzrosła już do 13,0%. Strach pomyśleć, ile wynosiłby wskaźnik bezrobocia w naszym kraju, gdyby nie emigracja zarobkowa. „....”Według danych GUS za 2012 rok w skrajnej biedzie żyło w Polsce 9,3% osób w wieku do 18. roku życia. A zatem co dziesiąte dziecko żyło poniżej minimum niezbędnego do przeżycia. W całej populacji ludności Polski skrajnego ubóstwa doświadczyło 6,7% obywateli. Wyjaśnijmy, że osoba doświadczona tym nieszczęściem jest wprawdzie w stanie przeżyć w sensie biologicznym, ale nie jest w stanie integrować się ze społeczeństwem. Z kolei w relatywnym ubóstwie, czyli na granicy minimum socjalnego, żyło w 2012 roku aż 16-17% obywateli naszego kraju, a więc jedna piąta całej populacji „.....(więcej )

lipiec 2015 Rząd Wielkiej Brytanii będzie dążyć do całkowitego zlikwidowania deficytu budżetowego i osiągnięcia dodatniego bilansu finansów publicznych w roku fiskalnym 2019/2020 - zapowiedział w środę minister finansów George Osborne w oświadczeniu. Dodatkowo, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami zostanie podniesiona kwota wolna od podatku i wyniesie od następnego roku 11 tys. funtów. „..(źródło)
Ważne

http://naszeblogi.pl/50197-w-oczach-murzynow-i-europy-polska-rzadza-bydlaki rok 2014 

http://naszeblogi.pl/53287-orban-chce-calkowicie-zlikwidowac-podatek-dochodowy

Jacek Wilk (Kukiz'15): Ujemny podatek dochodowy - jak w Izraelu - byłby skuteczniejszy niż 500+. "Zbudujemy społeczeństwo żebraków"...” Rozczarowałem się, bo PiS idzie twardo właśnie w tym kierunku, co jest działaniem nie tylko samobójczym, ale to cywilizacyjny błąd. To nas spycha do sytuacji, z której będzie bardzo ciężko wyjść. Zbudujemy społeczeństwo – przepraszam za słowo – żebraków, którzy tylko dzięki państwu będą w stanie się utrzymać i funkcjonować. To żadna przyszłość dla kraju! To nie jest silne społeczeństwo, to nie są silne rodziny, to nie jest silna gospodarka – to po prostu wegetacja.Z drugiej strony pojawiają się argumenty, że taki program może uratować polską demografię…”...”Poseł Rafał Wójcikowski przedstawił z trybuny sejmowej koncepcję z powodzeniem stosowaną w Izraelu – tzw. ujemnego podatku dochodowego, dzięki czemu wskaźniki dzietności rzeczywiście wzrastają. Jeśli już mamy stosować takie rozwiązania, to zdroworozsądkowe. Musimy przywrócić normalność, a nie brnąć w państwo opiekuńcze, które konsekwentnie niszczy społeczeństwo i rodzinę. „...(źródło )

Polska jest jedynym krajem w Europie, w którym państwo ściąga podatek od osób zarabiających poniżej minimum egzystencjalnego”.....” W Tanzanii kwota wolna wynosi 7408 zł, w Botswanie - 12384 zł, a w Namibii - 14250 zł. „...” Polska jest jedynym krajem w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, w którym nie wprowadzono dotychczas podatku linioweg „...”Przyczyną jest dramatycznie niska kwota wolna od podatku, „...”Co do zasady, kwotę wolną wprowadza się do systemu podatkowego po to, aby chronić osoby najuboższe przed nadmiernym uszczupleniem, i tak już niskich dochodów, przez państwo. „...”W ten sposób unika się opodatkowania dochodów w wysokości minimum socjalnego, a tym bardziej dochodów poniżej minimum egzystencjalnego. „...”W krajach Unii Europejskiej stosujących kwotę wolną, kwota ta ustalana jest często na poziomie między 30 tys. zł a 70 tys. zł rocznie „...”Co istotne, wysokość kwoty wolnej wszędzie jest corocznie waloryzowana. Przykładowo, w Wielkiej Brytanii, kwota wolna tylko w ciągu jednego roku wzrosła o prawie 20% i wynosi obecnie ok. 50 tys. zł. „...”Otóż we wszystkich takich krajach (Litwa, Czechy, Węgry, Rumunia, Bułgaria) obowiązuje podatek liniowy z jednolitą stawką podatkową wynoszącą, w zależności od kraju, 10%, 12%, 15% lub 16%. Tak niskie stawki podatkowe powodują drastyczne obniżenie poziomu danin należnych państwu. „...” Kwota wolna o wartości 3091 zł jest zdecydowanie najniższą wartością spośród wszystkich krajów europejskich stosujących progresję podatkową. Tak niska kwota wolna może jednak zadziwić nie tylko mieszkańców Europy Zachodniej, ale również obywateli niektórych krajów afrykańskich. W Tanzanii kwota wolna wynosi 7408 zł, w Botswanie - 12384 zł, a w Namibii - 14250 z ..(więcej )

Chiny wychodzą z propozycją podniesienia kwoty wolnej od podatku. Chiński deputowany proponuje podniesienie progu tej miesięcznej kwoty z 3500 juanów (2100 zł) do 5000 juanów (3000 zł), albo i powyżej tej kwoty, aby zrównoważyć rosnące koszty życia. Rocznie dałoby to kwotę 60 tys. juanów (36 tys. zł). Chiny ostatnio podnosiły tę kwotę w 2011 r.Dong Mingzhu, prezes Gree Electric Appliances Inc., w wywiadzie udzielonym dla „Bussines View” powiedziała, że kwota wolna od podatku powinna być podniesiona przynajmniej do kwoty 5000 juanów miesięcznie z powodu rosnących cen surowców. Jednak według niej, rząd powinien podnieść kwotę wolną od podatku do poziomu 10 tys. juanów na miesiąc (120 tys. juanów,72 tys. zł rocznie).”..(więcej )

Podatnicy w Namibii wypełniający deklaracje za 2014 zapłacą o wiele mniej. Poza podniesieniem kwoty wolnej, stawka I progu spada z 27% na 18%. Dzięki tej reformie podatnik z dochodem do 50 000 dolarów namibijskich (około 16 tys PLN) nie zapłaci żadnego podatku ...(więcej )
Mój komentarz Kolonialny socjalistyczny system społeczny jaki został narzucony Polsce jest już tak skomplikowany, że próby jego naprawy zaczynają przypominać kabaret. 500 + , negatywny podatek dochodowy , kwota wolna od podatku . Jeden wielki chocholi taniec . A wystarczy przyjąć jako moralny fundament prawa fiskalnego, podatkowego wolnego społeczeństwa, , wolnych ludzi kilka oczywistych prawd. Po pierwsze praca ludzka należy do jej właściciela. Po drugie państwo nie możne obrabować obywatela podatkiem i doprowadzić tym jego dzieci, do głodu .Czyli Polak zaczyna płacić podatki dopiero po tym ,aż ze swoje pracy tychże dzieci nie wyżywi . Następna oczywistość .Rodzice utrzymują swoje dzieci, a potem dzieci utrzymuja swoich starych rodziców Proste .Nie to jest za proste

Marek Mojsiewicz

Porachować sumienia i kości Dzisiaj we wszystkich kościołach słychać było słowa popielcowej przestrogi: „prochem jesteś i w proch się obrócisz”. Nie ma przypadków, są tylko znaki, więc na dwa dni przed Popielcem przybyła do Polski Komisja Wenecka, żeby zrobić coś w rodzaju rachunku sumienia, przede wszystkim naszym Umiłowanym Przywódcom zarówno z rządu, jak i z nierządu, czyli opozycji. To trudna sprawa – taki rachunek sumienia w przypadku polityków, bo skoro już taki jeden z drugim polityk politykuje, to jego sumienie też politykuje. Jednego od drugiego oddzielić niepodobna, a w dodatku wielu polityków, próbując wygartywać z rozmaitych kominów, zdążyło wyzbyć się sumienia. Z tego powodu żadnego rachunku sumienia nie są w stanie przeprowadzić. Weźmy dla przykładu takiego pana Włodzimierza Cimoszewicza. Jest on przedstawicielem zasłużonej ubeckiej dynastii, z której do świata polityki wkroczyło już trzecie pokolenie. O tych zasługach najlepiej zaświadcza pseudonim operacyjny, jakim pana Włodzimierza Cimoszewicza za pierwszej komuny obdarzyła Służba Bezpieczeństwa. „Carex” - bo tak właśnie brzmi ten pseudonim – zawiera w sobie dwa słowa oznaczające panującego: „Car” - dla obywateli rosyjskojęzycznych i „Rex” dla obywateli przyznających się raczej do cywilizacji łacińskiej. Czy ktoś wyniesiony przez Służbę Bezpieczeństwa do tak wysokich godności może odczuwać jakieś wyrzuty sumienia? Myślę, że nie, toteż nikogo chyba nie dziwi, że pan Włodzimierz Cimoszewicz zażywa reputacji autorytetu moralnego i z tej wysokości nie szczędzi zbawiennych pouczeń mniej wartościowemu narodowi tubylczemu. Ale inni dopiero mozolnie wspinają się na takie szczyty i każde niepowodzenie bardzo silnie przeżywają. Taki na przykład pan poseł Andrzej Halicki do dzisiaj jest nieutulony w żalu z powodu utraty stanowiska ministra administracji i cyfryzacji w rządzie pani premierzycy Ewy Kopacz. Toteż uwijał się wokół Komisji Weneckiej jak w ukropie, żeby chociaż przez minutę wypłakać się jej w rękaw, bo kto wie – może taka serdeczna żałość Komisję wzruszy i obmyśli ona dla pana posła Halickiego jakąś rekompensatę? Zresztą może zbyt surowo oceniam pana posła Halickiego, bo często bywa tak, że o ile sam polityk jakoś pogodziłby się z porażką, to najbliższa rodzina – już niekoniecznie. Znany jest przecież przykład ministrowej, która w środku nocy obudziła męża słowami:, czy ty cymbale kiedykolwiek wyobrażałeś sobie, że będziesz spał z ministrową? W takiej sytuacji trudno się dziwić czołobitnemu nadskakiwaniu, z jakim Umiłowani Przywódcy traktują Komisję Wenecką. Jedni bowiem, to znaczy zwolennicy rządu, oczekują, że Komisja wystawi Polsce ocenę celującą i wszystko zakończy się wesołym oberkiem, a z kolei inni, to znaczy – przedstawiciele opozycyjnego nierządu, a zwłaszcza pociągającego z ukrycia za sznurki RAZWIEDUPR-a liczą, że Komisja Wenecka pryncypialnie skrytykuje stan demokracji i praworządności w naszym nieszczęśliwym kraju, w następstwie czego... no właśnie – czego wszyscy oczekują? Patrząc na dotychczasowe zachowania zarówno pana Grzegorza Schetyny, który na czele dziwnie osobliwej trzódki odbył niedawno proszalną pielgrzymkę do Martina Schulza, jak i na zachowanie pana Ryszarda Petru, który ma rację we wszystkim, co mówi, a zwłaszcza gdy przedstawia rozmaite historyczne analogie, trudno nie zauważyć, że celem tych wszystkich zabiegów jest doprowadzenie do obalenia rządu w Polsce przez zewnętrzną interwencję. Jaką postać ona przyjmie i czy w ogóle nastąpi – tego na razie nie wiemy, ale w stosownym czasie zostanie nam to objawione. Niezależnie od tego, zapamiętałość, z jaką zarówno okupujący Polskę RAZWIEDUPR, jak i jego polityczne ekspozytury do takiej interwencji dążą, daje nam wyobrażenie o korzyściach, jakie musieli ciągnąć z dotychczasowego pasożytowania na naszym nieszczęśliwym kraju i zasobach obywateli. W tej sytuacji dla każdego staje się jasne, że warunkiem koniecznym dokonania w Polsce jakiejkolwiek zmiany na lepsze, jest poddanie całego państwa drakońskiej kuracji przeczyszczającej. Jeśli ktoś, czy to z powodu braku sumienia, czy to z powodu przyzwyczajenia do politykowania nie jest już w stanie samodzielnie dokonać rachunku sumienia, to nie ma innej rady – ktoś musi mu to sumienie porachować, razem z kośćmi. Popielec stwarza ku temu znakomitą okazję. Stanisław Michalkiewicz

Polscy biskupi w obronie Kaczyńskiego zagrozili biskupom UE Silna Polska zagrożeniem dla Niemiec? Prof. Krasnodębski: "Berlin jest zaniepokojony wzrastającą pozycją Polski"....”Zdaniem prof. Krasnodębskiego, Berlin jest zaniepokojony wzrastającą pozycją Polski, szczególnie w perspektywie zacieśnienia współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej. „...(źródło) 

Odpowiedź sekretarza KEP na znieważające słowa w Europe Infos”..”Ks. bp Artur Miziński, sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski, wystosował list do Sekretarza Generalnego Komisji Konferencji Biskupów Unii Europejskiej ws. artykułu pt. „Co dzieje się w Polsce”.  Artykuł został opublikowany w periodyku Europe Infos, który reprezentuje stanowisko biskupów Unii Europejskiej. Ks. bp Artur Miziński zwrócił uwagę, że periodyk nie skonsultował treści publikacji z Konferencją Episkopatu Polski. Zaapelował o wycofanie artykułu.    „...”Czcigodny O. Patrick H. Daly, Sekretarz Generalny Komisji Konferencji Biskupów Unii Europejskiej, Bruksela
Czcigodny Księże Daly, Piszę ten list w odpowiedzi na artykuł, zatytułowany: „Co się dzieje w Polsce?”, który ukazał się w periodyku Europe Infos. Nasze głębokie zaniepokojenie wynika z faktu, że artykuł reprezentujący subiektywną opinię Pana Henryka Woźniakowskiego na temat sytuacji politycznej i społecznej w Polsce został opublikowany w oficjalnym periodyku, który reprezentuje Komisję Konferencji Biskupów Unii Europejskiej (COMECE). Pod koniec artykułu, w jednym z ostatnich zdań czytamy: „Do tej pory biskupi katoliccy zdecydowali się nie składać publicznego oświadczenia w tej sprawie”. Jednak okazuje się, że ani periodyk Europe Infos ani Pan Woźniakowski nie skontaktowali się z Konferencją Episkopatu Polski w sprawie publicznego oświadczenia. Publikacja tego artykułu w Europe Infos, reprezentującym Konferencje Episkopatów Europy, jest przeciwdziałaniem, które ingeruje w wewnętrzne sprawy Polski. W związku z tym, że wersja papierowa periodyku została już wydrukowana, chcielibyśmy uprzejmie poprosić o wycofanie tego nieobiektywnego tekstu z oficjalnej strony internetowej Europe Infos oraz o publikowanie tekstów, szczególnie dotyczących spraw takich jak te, z większą roztropnością.Z wyrazami szacunku,Bp Artur Miziński, Sekretarz Generalny Konferencji Episkopatu Polsk „..(źródło )

Kaczyński: Nie może być Polski bez Kościoła „...”Ręka podniesiona na Kościół to ręka podniesiona na Polskę - powiedział prezes PiS podczas obchodów 24. urodzin Radia Maryja w Toruniu.Jarosław Kaczyński podziękował Ojcu Tadeuszowi Rydzykowi, dyrektorowi Radia Maryja za to, co zrobił dla polskiego Kościoła i dla Polski. Prezes PiS podkreślił, że "nie byłoby zwycięstwa bez Rodziny Radia Maryja".- Zwycięstwo potrzebowało prawdy i potrzebowało ludzi, którzy prawdzie służą, którzy służą Polsce, którzy są patriotami - powiedział Jarosław Kaczyński i dodał, że zwycięstwo to potwierdza jeszcze jedną prawdę, że "fundamentem polskości jest Kościół i jego nauka, i nie może być Polski bez Kościoła". - Każda ręka podniesiona na Kościół to ręka podniesiona na Polskę - dodał Kaczyński.”.. (więcej )

lipiec 2015 „Jarosław Kaczyński na Jasnej Górze mówił, że "nie ma Polski bez Kościoła". – Nie ma w Polsce innej nauki moralnej niż ta, którą głosi Kościół „...”Kaczyński na Jasnej GórzeLider PiS zaakcentował w Częstochowie potrzebę prowadzenia Polski "ku dobrej zmianie" – pod wodzą polskiej hetmanki, Matki Boskiej Królowej Polski. Zapewnił przy tym, że zarówno prezydent elekt, Andrzej Duda, jak i kandydatka na premiera, Beata Szydło, "nie są głusi na głos Polaków" oraz "wobec tego wszystkiego, czego naucza Kościół i co jest fundamentem naszej wiary i fundamentem polskości".Prezes PiS po zakończeniu mszy będącej głównym punktem pielgrzymki podziękował metropolicie szczecińsko-kamieńskiemu abp. Andrzejowi Dziędze za wygłoszoną wcześniej homilię.Hierarcha mówił w niej m.in., że to zwykli ludzie wiedzą, co najlepsze dla Polski. Wzywał do "cichego oporu wobec złego prawa", m.in. do konwencji o przemocy w rodzinie. Sprzeciwił się ustawie o in vitro, którą nazwał "zbrodniczą". Zaapelował do "ludzi odważnych", aby "prawo niemądre naprawiać". Prosił też o kilka miesięcy modlitwy przed wyborami parlamentarnymi.”...”– Polska czekała na te słowa – podkreślił Kaczyński. – Chciałem szczególnie podziękować księdzu arcybiskupowi metropolicie szczecińsko-kamieńskiemu za to, co tutaj powiedział, za to, że przedstawił w sposób jednoznaczny i zdecydowany stanowisko Kościoła. Chciałbym podziękować księdzu arcybiskupowi metropolicie częstochowskiemu za to, że swoją obecnością wraz z innymi biskupami zaświadczył tę naukę, którą tutaj usłyszeliśmy – zaakcentował.– Powtarzam, potrzebowaliśmy tego wszyscy, potrzebowała tego Polska – dodał prezes PiS. Dziękował też wszystkim obecnym, którzy przybyli, by modlić się za Radio Maryja i za Polskę – zgodnie ze słowami kard. Stefana Wyszyńskiego, którymi uczyniono hasło pielgrzymki: Po Bogu najbardziej kocham Polskę.– Tak, Polskę trzeba kochać, trzeba kochać ją czynnie i trzeba działać skutecznie razem. Trzeba działać pod tą wodzą, która jest niezawodna. Tu padły słowa o hetmance, o Matce Boskiej Królowej Polskiej, polskiej hetmance. Pod jej wodzą musimy prowadzić Polskę ku dobrej zmianie – mówił prezes PiS.Zapewnił, że ci, "którzy już zdobyli urzędy, które upoważniają do takiego prowadzenia, prezydent elekt" i ci, "którzy o nie zabiegają, przede wszystkim kandydatka na premiera, pani Beata Szydło", to "z całą pewnością nie są ludzie głusi na głos Polaków, nie są głusi wobec tego wszystkiego, czego naucza Kościół i co jest fundamentem naszej wiary i fundamentem polskości".– Bo nie ma w Polsce innej nauki moralnej niż ta, którą głosi Kościół. I nawet gdyby ktoś miał wątpliwości, nawet gdyby ktoś nie wierzył, ale był polskim patriotą, to musi to przyjąć – musi przyjąć, że nie ma Polski bez Kościoła, nie ma Polski bez tego fundamentu, który trwa od przeszło tysiąca lat – mówił oklaskiwany Kaczyński.Zadeklarował też wiarę, że "przejdziemy ten wiraż (...), w imię tego hasła i z tymi słowami, które ma zawsze na ustach ojciec dyrektor, twórca tego niezwykłego dzieła". Podkreślił, że to "niezwykłe dzieło w wymiarze duchowym, odnoszącym się do zbawienia, ale też w ziemskim". – Polska codzienna ma wiele wad, ale byłaby z całą pewnością dużo gorsza, gdyby Radia Maryja nie było – ocenił Jarosław Kaczyński na Jasnej Górze.” „..(więcej )

Jarosław Kaczyński „Nie możemy powiedzieć, że nastąpiło związanie polskiego porządku prawnego z chrześcijaństwem, z katolicyzmem. Ta konstytucja nie zaczyna się, jak powinna się zaczynać: w imię Boga wszechmogącego - podkreślił oklaskiwany prezes PiS. „....”sukces Kościoła podważałby postkomunistyczny porządek społeczny. „....”dawnego systemu broni m.in. "dawny społeczny zasób o tradycjach antyklerykalnych" uzupełniony przez "bardzo daleko idące wsparcie zewnętrzne". Jak wyjaśnił, chodzi o "zasób europejski", czyli Unię Europejską, a także organizacje związane z Narodami Zjednoczonymi. „....”w dyskusji nad nową organizacją państwa po 1989 r. elity odrzuciły m.in. koncepcję Jana Pawła II, który w 91 r. sformułował propozycję odwołującą się do dekalogu, ale też uniwersalizującą polski katolicyzm i polską katolicką tożsamość. Elity te, jak mówił Kaczyński, w dużej części ukształtowane były przez komunizm, w innej - wywodziły się z akcji dysydenckich wobec komunizmu, w jeszcze innej były związane z agenturą, a w ostatniej - były związane z "liberalizmem integralnym", czerpiącym m.in. z permisywizmu obyczajowego. „ ….(więcej )

Jarosław Kaczyński „Najważniejsza jest miłość do Ojczyzny. A miłość tej Ojczyzny, Polski, oznacza także miłość Prawdy.Bo korzeniem RP jest Chrystus. To mówił ks. Piotr Skarga i to jest aktualne po dziś dzień więcej)

Episkopat skutecznie zaszantażował eurobiskupów: krytyczny artykuł o rządach PiS znika”,,,”Polscy biskupi zagrozili, że wystąpią z Komisji Konferencji Biskupów UE, jeśli eurobiskupi nie usuną ze swojej strony internetowej krytycznego wobec PiS artykułu."Europe Infos", oficjalny miesięcznik Komisji Konferencji Biskupów Unii Europejskiej (COMECE), zdjął ze swojej strony internetowej artykuł Henryka Woźniakowskiego "Co się dzieje w Polsce...(źródło )

Grzegorz Górny” Wojna (pop)kulturowa i szaleństwo poprawności politycznej przy okazji finałowego meczu o Super Bowl”..”Finał NFL jest tak wielkim wydarzeniem w USA, że gromadzi przed telewizorami ponad jedną trzecią Amerykanów. Ponieważ w tym roku odbyły jubileuszowe 50. rozgrywki w historii, zainteresowanie finałowym meczem było szczególnie duże. Dla producentów jest to wyjątkowa okazja do zareklamowania swoich towarów. W tym roku na krytykę środowisk poprawnych politycznie zasłużyły dwie reklamy i jeden teledysk. „..”1). Reklama chipsów Doritos spotkała się z krytyką organizacji proaborcyjnych za to, że dokonuje „humanizacji płodów „..”Dlaczego tak niewinne nagranie budzi niechęć środowisk poprawnych politycznie? Nie do przyjęcia dla nich jest to, że przekaz ten oglądał co trzeci Amerykanin. One pragną absolutnej dominacji kulturowej. Tymczasem na masową skalę dociera do ludzi komunikat, który burzy obraz świata, jaki pragną one narzucić społeczeństwu.W niektórych stanach prawo nakazuje kobietom, by przed aborcją obejrzały na ekranie USG swoje dziecko i usłyszały bicie jego serca. Większość matek po zobaczeniu takiego obrazu rezygnuje z unicestwienia własnego syna lub córki. Biznes aborcyjny przestaje się więc kręcić. Nic zatem dziwnego, że organizacje typu Planned Parenthood sprzeciwiają się temu prawu i nie chcą dopuścić, by matki przed dokonaniem aborcji zobaczyły swe dziecko na ekranie ultrasonografu. A tu nagle – w czasie największej oglądalności – kilkadziesiąt milionów Amerykanów widzi w telewizji dziecko nienarodzone jako osobę ludzką, która odczuwa, reaguje, denerwuje się. Stąd właśnie oskarżenie pod adresem producenta reklamy, że dokonuje straszliwego czynu „humanizacji płodu”. Reklama samochodów Buick została z kolei skrytykowana przez środowiska feministyczne, gdyż jest seksistowska i promuje małżeństwo jako pożądany przez kobiety model samorealizacji.”..”W zdecydowanej większości krajów badania wśród młodzieży pokazują to samo: największym marzeniem dla nich jest znalezienie kochającego współmałżonka i założenie szczęśliwej rodziny. Wiadomo, różnie z tym później w życiu bywa, ale w tym wieku jest to ideał. Reklama Buicka odwołuje się do tego właśnie ideału – do marzenia o szczęśliwej rodzinie, które nie jest wcale do niemożliwe do spełnienia. I to właśnie budzi wściekłość feministek – samo istnienie takiego pragnienia wśród kobiet, samo uznanie małżeństwa za przedmiot marzeń i cel, któremu warto się poświęcić.”..(źródło )

Chińczycy chcą kupić Opera Software. Co się stanie z popularną przeglądarką?”...”pera Software niemal na 100% przejdzie w chińskie ręce. Na stole leżą ogromne pieniądze, którym Norwegowie raczej się nie oprą. Jak to się skończy dla przeglądarki Opera? 1,2 miliarda dolarów. Tyle za Operę oferuje chińskie konsorcjum, w skład którego wchodzą Kunlun Tech i Qihoo 360 Software. Chińscy inwestorzy zaoferowali Norwegom kwotę, która znacznie przekracza wycenę firmy, i której trudno się oprzeć. Dlatego też rada nadzorcza Opery pozytywnie zaopiniowała inwestorom przejęcie 100% udziałów firmy przez chińskie konsorcjum.Zapewne większość z was kojarzy przeglądarkę Opera. Jeszcze w 2010 roku była ona niemal tak popularna w Polsce, jak Chrome. Obecnie zajmując 3 miejsce, wyprzedzając Internet Explorer.”..(źródło )

Rabin Gopstein: Spalić kościoły, zakazać świąt, wygnać chrześcijan!”...”Radykalny żydowski rabin Ben-Zion Gopstein chce wypędzić chrześcijan z Ziemi Świętej i całego Izraela, a także zakazać święta Bożego Narodzenia. Powód? Chrześcijanie to „wampiry”, które, gdy tylko będą mogły, zaczną wysysać żydowską krew. W dodatku chrześcijanie dopuszczają się prób nawracania na wiarę w Jezusa Chrystusa żydów. To zbrodnia, której dopuszczają się tylko z jednego powodu: bo nie mogą już Żydów swobodnie mordować! „..” Najprawdopodobniej nie spotka go za to żadna kara, bo radykał dobrze wie, co robić, by pozostać w zgodzie z izraelskim prawem. W sierpniu tego roku ten sam rabin wzywał mianowicie do palenia chrześcijańskich kościołów! Pozostał bezkarny, bo tłumaczył, że tak uważał wielki żydowski filozof Majmonides, a poza tym kościoły powinno palić państwo izraelskie. Nikogo więc jakoby do podpaleń nie namawiał…A że przypadkiem żydowscy ekstremiści naprawdę podpalają chrześcijańskie kościoły? To rabina już pewnie nic nie obchodzi. Obchodzi za to samych chrześcijan, na przykład niemieckich benedyktynów, których klasztor położony nad Jeziorem Tyberiadzkim został podpalony w czerwcu tego roku. Sprawcy zostali wprawdzie ukarani, ale biskupi Ziemi Świętej nie mają wątpliwości: chrześcijanie w Izraelu nie są odpowiednio chronieni, państwo robi dla nich zdecydowanie zbyt mało.Cóż… Czy wyobrażamy sobie, żeby ktoś w Polsce podżegał do palenia synagog, a następnie nazywał Żydów „wampirami” i „wrogami”, nawoływał do zakazu praktykowania ich świąt i wreszcie do wygnania ich z kraju? Oczywiście – nie. Tymczasem w Izraelu robi to niejaki pan Goptein – i ma się jak na razie świetnie….(źródło )

„Jesteśmy jednym narodem. Nie jesteśmy amerykańskimi czy rosyjskimi Żydami, jesteśmy tylko i wyłącznie Żydami!(…) Z kilkoma wyjątkami, które w ogóle się nie liczą, cała światowa prasa jest w naszych rękach” – Theodor Herzl, Światowego Kongresu Syjonistycznego w Bazylei, Szwajcaria 1897 roku, źródło: „LE TEMPS” Paryż, 3. września 1897 „....(źródło )

Janusz Szewczak”Rynki się sypią, wielkie światowe banki tracą na giełdach, nawet do 8-10 proc. dziennie. Bankowe kasyno i światowa ruletka spekulacji i zakładów o wszystko jeszcze przyspieszyła od czasów kryzysu 2008 r.Zamiast z demokracją coraz częściej mamy do czynienia z bankokracją. Czy wielki międzynarodowy bank Deutsche Bank może się okazać europejskim odpowiednikiem amerykańskiego bankruta Lehman Br. i zapoczątkować swymi problemami, nie tylko europejski nowy, wielki kryzys finansowy? Banki, nawet te wielkie, inwestycyjne i wielce spekulacyjne nie są żadnym siódmym cudem świata, ani dzieckiem specjalnej troski. Mogą i powinny bankrutować, tak jak podmioty z realnej gospodarki. Deutsche Bank w pół roku stracił na swej wartości blisko 50 proc., wcześniej miał na koniec roku stratę blisko 7 mld euro. Nadal zapewnia, że jest stabilny jak skała, tyle tylko, że wcześniej mając zaledwie aktywa rzędu ok. 550 mld dol. cudownie wykreował i wyemitował tzw. instrumenty pochodne czyli różnego rodzaju toksyczne produkty bankowe pokroju; derywatów, swapów, CDS-ów, kontraktów FX na astronomiczną kwotę 50 bln dol. Niektórzy twierdzą, że to nawet ponad 65 bln dol., w sytuacji gdy PKB Niemiec to zaledwie 3 bln euro.”...”W tym wyścigu chciwości, spekulacji i nieodpowiedzialności, takie potężne światowe, bankowe rekiny, jak amerykański JP Morgan Chase naprodukował tych cudownych produktów bankowych na ok. 50 bln dol., Goldman Sachs na blisko 40bln dol., BoA ML podobnie, a City Bank „tylko” na ok. 30bln dol. W tej czołówce są jeszcze banki szwajcarskie zwłaszcza UBS i CS, które też ostatnimi czasów odnotowują straty. Na dodatek wiele z tych banków zostało wręcz złapanych za rękę przy różnego rodzaju oszustwach, manipulacjach przy łamaniu prawa i aferach związanych z fałszowaniem i manipulowaniem kursami walut, cenami surowców, stawką LIBOR, przy praniu brudnych pieniędzy, ukrywaniu dochodów podatkowych bogatych klientów z zagranicy i kreatywnej księgowości. Sam Deutsche Bank wyprał ostatnio blisko 6mld dol. rosyjskich klientów w swym oddziale w Moskwie. Tego typu toksyczne bankowe produkty, spekulacyjne inwestycje wielkich banków tworzą dziś globalne zagrożenie, światową niestabilność i wręcz dewastują realne gospodarki.Rośnie więc indeks strachu i cena złota, zagrożone są wielkie bankowe kredyty konsorcjalne dla potężnych koncernów petrochemicznych wydobywczych i to idące w setki miliardów dolarów. Ciekawe czemu milczą agencje ratingowe z nadaktywną ostatnio w polskich sprawach zwłaszcza agencją S&P. To co się dzieje obecnie z wielkimi bankami na świecie nie jest zwykłą, chwilową korektą, kolejną bessą, to coś znacznie poważniejszego. Świat stoi znów na krawędzi nowej odsłony wielkiego kryzysu finansowego „...”Niewykluczone więc, że nadciąga nowy kryzys finansowy, którego sprawcami po raz kolejny mogą być wielkie banki, niepohamowana chciwość, wszechogarniająca spekulacja, skrajne ryzyko, a przede wszystkim wielce toksyczne bankowe produkty. Ci którzy mieli już prawie wszystko postanowili mieć jeszcze więcej. Thomas Jefferson jeszcze w 1802r. przestrzegał;„Wierzę, że instytucje bankowe są bardziej niebezpieczne dla naszych swobód, niż armie”.”..(źródło )

Amerykańskich inwestorów rozczarowały wyniki Twittera, którego liczba użytkowników nie zmieniła się w ciągu kwartału. „...(źródło )

 Tomasz Cukiernik WCz. Rafał Wójcikowski, poseł z klubu Kukiz’15, w imieniu ruchu Kukiz’15, przedstawił w Sejmie koncepcję ujemnego podatku dochodowego, „który jest rewolucyjna i merytoryczną kontrpropozycją dla programu 500+”.  – Zamiast demoralizować ludzi w długim terminie zasiłkami, proponujemy przestać odbierać im pieniądze, które ciężko sami zarabiają. Zerowe koszty administracyjne, progresywna ulga na dzieci od pierwszego dziecka – mówił p. Wójcikowski. Kukiz’15 proponuje kosztujący rocznie 25 mld zł program ulg podatkowych w wysokości:
– 250 zł na każde pierwsze dziecko;
– 600 zł na drugie dziecko;
– 700 zł na trzecie i każde następne dziecko.
Ulga w pierwszej kolejności miałaby być odliczana od podatku PIT, następnie od składek na NFZ, potem od składek ZUS-u i Funduszu Pracy. Jeżeli zabraknie, to 75 proc. brakującej sumy byłoby wypłacane w formie świadczenia pieniężnego. – Stopa substytucji 75 proc. dlatego, żeby w dalszym ciągu opłacalne było nie brać zasiłku, a starać się o pracę, bowiem posiadanie dzieci i aktywność zawodowa, aktywność gospodarcza to jest fundament zdrowego rozwoju rodziny i w ogóle fundament rozwoju rodziny – wyjaśnił p. Wójcikowski.
Poseł przedstawił zalety przedstawionego programu:
– zmniejszenie klina podatkowego;
– zmniejszenie bezrobocia wśród najuboższych;
– zmniejszenie szarej strefy;
– wyrwanie wielu osób z pomocy społecznej;
– brak konieczności zatrudniania armii biurokratów;
– automatyczne i bezkosztowe dla pracodawców podniesienie płacy minimalnej o 850 zł;
– jednoosobowe działalności gospodarcze będą mogły być uruchamiane bez płacenia składek na ZUS, co oznacza wyzwolenie przedsiębiorczości jak za ustawy Wilczka;
– poprawienie ściągalności alimentów. 
WCz. Rafał Wójcikowski to kolejny poseł ruchu Kukiz’15, który pozytywnie błyszczy pod względem merytoryki na tle różnej maści socjalistów z innych partii w parlamencie. Po kilku miesiącach nowego parlamentu okazuje się, że Kukiz’15 to jedyne merytoryczne i zdroworozsądkowe ugrupowanie znajdujące się przy władzy. PiS głosuje tak, by dopiec PO i Nowoczesnej, PO i Nowoczesna głosuje tak, by dopiec PiS-owi, bez patrzenia na merytorykę i zdrowy rozsądek, nie mówiąc o dobru kraju. Tylko Kukiz’15 ma posłów, którzy są ponad tymi podziałami. Na dodatek okazało się, że większość z nich ma zdrowe, wolnorynkowe poglądy i chce je wdrażać. Poseł Marek Jakubiak mówi o konieczności obniżek podatków oraz deregulacji gospodarki. WCz. Jacek Wilk, poseł KNP, namiętnie i konsekwentnie wytyka patologie państwa opiekuńczego i mówi o konieczności obniżek podatków. Poseł Jakub Kulesza, jeden z kilku KoLibrantów obecnych w Sejmie, krytykował PiS za zwiększanie transferów socjalnych, co skończy się koniecznością podwyżek podatków w przyszłości. O konieczności zrównoważenia budżetu, o zakazie dalszego zwiększania zadłużenia publicznego czy o konieczności obniżenia opodatkowania pracy mówił poseł Paweł Kukiz. Do tego dochodzą trzeźwo myślący posłowie Ruchu Narodowego, w tym WCz. Robert Winnicki, którzy m.in. głośno krzyczą o problemie imigrantów.”...(źródło )

Pieniądze, które rząd chce wydać na program "Rodzina 500 plus", będą zmarnowane, bo nie przyniesie on żadnego efektu - ocenił w Sejmie WCz. Rafał Wójcikowski, poseł Kukiz'15. Portal stooq.pl podaje, że wystąpienie posła Wójcikowskiego próbowała zablokować WCz. Agnieszka Pomaska, posłanka PO, której nie spodobała się koszulka p. Wójcikowskiego. Pojawił się on bowiem w koszulce z napisem: "Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek" i zdjęciem przekreślonego Okrągłego Stołu. Posłance PO nie udało się jednak zablokować wystąpienia. - Wskaźnik dzietności wzrośnie z 1,3 maksymalnie do 1,5. Czy to uchroni naszą apokalipsę demograficzną w najbliższych latach? Sami się państwo przyznajecie do tego, że nie uchroni. Sami państwo wiedzą, że to nic nie da - mówił p. Wójcikowski. Poseł podliczył rzeczywiste koszty oraz zyski proponowanego przez rząd programu. Wskazał, że jeśli podliczyć koszty w perspektywie 10 lat i podzielić je przez liczbę dzieci, jakie mają się dzięki programowi urodzić, to "na jedno nowe dziecko wychodzi 850 tys. zł". Tymczasem dziecko w czasie swojego dorosłego życia przyniesie do systemu emerytalnego 350 tys. zł. - Nakłady prawie trzykrotnie większe od dochodów. Nie rozwiążemy problemu upadającego ZUS-u i braku zastępowalności pokoleń, bo nakłady przekraczają wam prawie trzykrotnie potencjalne dochody z tego tytułu. To jest źle skonstruowany program – podkreślał.”..(źródło )

Rząd Luksemburga ogłosił, że rozpoczyna prace nad przepisami dotyczącymi wydobycia minerałów m.in. z asteroid - donosi tvn24.pl.  - Luksemburg bardzo wyraźnie zaznacza swoją obecność na europejskim rynku kosmicznym - powiedział p. Karol Wójcicki z Centrum Nauki Kopernik. Do swojego projektu Luksemburg zaprasza inne kraje. Zdaniem naukowców, szukanie nowych rozwiązań jest spowodowane faktem, że złoża takich minerałów, jak platyna, pallad czy piryt na Ziemi wyczerpią się.”..(źródło )

Po roku usilnych starań szefa Facebooka władze Indii ostatecznie odmówiły wydania zgody na realizację projektu darmowego Internetu dla indyjskich wiosek. Odmowna decyzja wydana została przez indyjski Urząd Regulacji Telekomunikacji, który stwierdził, że nie można oferować dostępu do wybranych aplikacji i treści w Internecie bez żadnych kosztów. Głównym powodem takiej decyzji był fakt, że Facebook miałby prawo wybierać, jakie treści byłyby dostępne dla użytkowników darmowego Internetu. Przeciwko takiemu rozwiązaniu protestowało w Indiach wiele organizacji pozarządowych. Szef Facebooka, p. Marek Zuckerberg nie składa jednak broni i ma zamiar nadal lobbować u władz Indii w sprawie realizacji swojego projektu.”...(źródło)

Senat stanu Michigan przyjął ustawę zakazującą seksu analnego i oralnego, a za złamanie nowych przepisów ma grozić więzienie.  Ustawa dotyczy zarówno kontaktów seksualnych heteroseksualistów, jak i homoseksualistów. Naruszenie zakazu grozi karą do 15 lat więzienia.  Podobne przepisy obowiązują już m.in. w stanach Idaho i w Utah, choć w 2003 r. amerykański Sąd Najwyższy uznał zakaz sodomii za niekonstytucyjny.”..(źródło )

China's nuclear fusion machine just smashed Germany's hydrogen plasma record „..”Just last week, we reported that Germany’s revolutionary nuclear fusion machine managed to heat hydrogen gas to 80 million degrees Celsius, and sustain a cloud of hydrogen plasma for a quarter of a second. This was a huge milestone in the decades-long pursuit of controlled nuclear fusion, because if we can produce and hold onto hydrogen plasma for a certain period, we can harness the clean, practically limitless energy that fuels our Sun. Now physicists in China have announced that their own nuclear fusion machine, called the Experimental Advanced Superconducting Tokamak (EAST), has produced hydrogen plasma at 49.999 million degrees Celsius, and held onto it for an impressive 102 seconds.”..(źródło )
Ważne
http://naszeblogi.pl/59116-kaczynski-reke-podniesiona-na-kosciol-na-polske-utniemy

Thomas Jefferson jeszcze w 1802r. przestrzegał;„Wierzę, że instytucje bankowe są bardziej niebezpieczne dla naszych swobód, niż armie”.”..(źródło )

Episkopat skutecznie zaszantażował eurobiskupów: krytyczny artykuł o rządach PiS znika”,,,”Polscy biskupi zagrozili, że wystąpią z Komisji Konferencji Biskupów UE, jeśli eurobiskupi nie usuną ze swojej strony internetowej krytycznego wobec PiS artykułu."Europe Infos", oficjalny miesięcznik Komisji Konferencji Biskupów Unii Europejskiej (COMECE), zdjął ze swojej strony internetowej artykuł Henryka Woźniakowskiego "Co się dzieje w Polsce...(źródło )

Kaczyński: Nie może być Polski bez Kościoła „...”Ręka podniesiona na Kościół to ręka podniesiona na Polskę - powiedział prezes PiS podczas obchodów 24. urodzin Radia Maryja w Toruniu.Jarosław Kaczyński podziękował Ojcu Tadeuszowi Rydzykowi, dyrektorowi Radia Maryja za to, co zrobił dla polskiego Kościoła i dla Polski. Prezes PiS podkreślił, że "nie byłoby zwycięstwa bez Rodziny Radia Maryja".- Zwycięstwo potrzebowało prawdy i potrzebowało ludzi, którzy prawdzie służą, którzy służą Polsce, którzy są patriotami - powiedział Jarosław Kaczyński i dodał, że zwycięstwo to potwierdza jeszcze jedną prawdę, że "fundamentem polskości jest Kościół i jego nauka, i nie może być Polski bez Kościoła". - Każda ręka podniesiona na Kościół to ręka podniesiona na Polskę - dodał Kaczyński.”.. (więcej )
Mój komentarz Pierwsza rzecz to technologiczne i naukowe wyprzedzanie przez Chiny Zachodu. Okazuje się że są najbliżej zbudowania elektrowni termojądrowych Druga dużo ważniejsza to ta ,że polscy hierarchowie katoliccy stanęli twardo za Kaczyńskim i PiS em przeciwko reszcie biskupów europejskich pochodzących ze zdegenerowanych krajów europejskich. Sojusz tronu i ołtarza jest w tej chwili niezbędny Polsce . Bo atak lewactwa, również tego ,które zinfiltrowało kościoły w Europie  na Polskę, polski kościół i Kaczyńskiego dopiero się zacznie. Tylko połączonymi, wspólnym siłami Polacy mogą przeciwstawić się zachodnio europejskiej dziczy . Marek Mojsiewicz

12 lutego 2016 Rząd Beaty Szydło słucha przedsiębiorców

1. W ostatnią środę odbyły się kolejne konsultacje przedsiębiorców z branży handlowej z ministrami rządu premier Beaty Szydło w sprawie ostatecznego kształtu tzw. podatku od hipermarketów. To już drugie tak duże spotkanie z handlowcami tym razem z udziałem wicepremiera i ministra rozwoju Mateusza Morawieckiego, ministra finansów Pawła Szałamachy i ministra w Kancelarii Premiera Henryka Kowalczyka. Te konsultacje były spowodowane protestami handlowców, którzy twierdzili, że tzw. podatek od hipermarketów, zniszczy dużą część polskich sklepów, głównie tych działających w ramach umów franczyzowych.

2. Przypomnijmy tylko, że według projektu ustawy, który powstał po pierwszych konsultacjach z handlowcami podatnikami nowego podatku miały być wszystkie sieci handlowe oraz sprzedawcy detaliczni, których obroty netto (bez podatku VAT) przekraczają 1,5 mln zł miesięcznie (przedsiębiorcy mający mniejsze obroty, nie będą objęci tym podatkiem i w związku z tym nie będą składali także deklaracji podatkowych). Podstawowa stawka tego podatku to 0,7% wartości obrotów netto obowiązująca od kwoty powyżej 1,5 mln zł do 300 mln zł miesięcznie, obroty powyżej tej kwoty miały być opodatkowane stawką 1,3%, a sprzedaż sklepów sprzedających także w soboty, niedziele i święta, stawką 1,9%. Podatkiem miała być nie objęta sprzedaż leków i wyrobów medycznych refundowanych, definicją towaru objętego tym podatkiem nie zostały objęte posiłki przygotowane przez zbywcę, gaz ziemny, woda, ciepło systemowe i energia elektryczna.

3. Przypomnijmy także, że nowe obciążenie podatkowe ma na celu zdaniem rządu, oprócz przyniesienia dodatkowych dochodów podatkowych do budżetu, także wyrównanie szans pomiędzy wielkimi sieciami i sieciami dyskontów, a mniejszymi przedsiębiorstwami handlowymi, a także wsparcie dla rodzimych producentów żywności, którzy sprzedają swoje produkty głównie w lokalnych sklepach małych i średnich przedsiębiorstw. Podatek ma również na celu doprowadzenie do efektywnego opodatkowania sieci wielkopowierzchniowych, które unikają pełnego opodatkowania w Polsce, transferując część zysków za granicę, a w konsekwencji powstrzymania ekspansji sklepów dyskontowych i wielkich zagranicznych sieci sklepowych. Bowiem jeszcze w 2008 sklepy małoformatowe w Polsce stanowiły jeszcze 51% wszystkich placówek handlowych, a według szacunków na koniec 2015 roku tego rodzaju sklepy stanowiły już tylko 37% wszystkich sklepów.

4. Po środowych konsultacjach wszystko wskazuje na to, że podatek tzw. od supermarketów nie będzie miał już stawki progresywnej, tylko jedną stawkę ale wyższą niż dotychczasowe 0,7% obrotów, ponieważ chodzi o to aby podatek przyniósł jednak planowane wcześniej dochody budżetowe. Wyraźnie wyższa (kilkakrotnie) będzie kwota obrotów wolna od podatku, w dotychczasowej konstrukcji było to 1,5 mln zł miesięcznie czyli 18 mln zł rocznie więc najprawdopodobniej nowa kwota wolna będzie sięgała kilkudziesięciu milionów złotych rocznie. Zmieniona zostanie także definicja franczyzy, za sklepy działające w ramach takich umów będą uważane tylko, które używają wspólnego znaku towarowego ale w powiązaniu z przepływami kapitałowymi albo przepływem towarów (to oznacza, że sklepy działające w ramach takich sieci jak Społem czy Lewiatan, będą z tego podatku zwolnione). Wreszcie najprawdopodobniej minister finansów zrezygnuje z wprowadzenia w konstrukcji tzw. podatku od supermarketów wyższej stawki podatku obrotowego od sprzedaży dokonywanej w soboty niedziele i święta. Widać więc, że rząd premier Beaty Szydło nie tylko konsultuje rozwiązania podatkowe z przedsiębiorcami, których mają one dotyczyć ale także ich słucha i uwzględnia uwagi zgłaszane przez to środowisko. Kuźmiuk

PiS w krainie niemożności Motto na dziś dla Prawa i Sprawiedliwości: "Żarty się skończyły, zaczęły się schody" - gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego? Wytłumaczę. Kiedy się jest w opozycji, rządzenie państwem jawi się prosto i łatwo. Grunt to wygrać wybory. A potem po prostu się nakaże, dajmy na to, żeby rodziny wielodzietne dostawały za każde dziecko powyżej drugiego dodatkowe pieniądze - i państwo im te pieniądze wypłaci. Wielkie koncerny i banki, które uchylają się od płacenia podatków i wyprowadzają zyski za granicę, obłoży się podatkiem i zakaże im wyprowadzania zysków za granicę. Wyłudzeniom VAT-u położy się kres, zabraniając wyłudzania VAT i karząc tych, którzy to robią. Usunie się ze stanowisk złych ludzi, a mianuje dobrych. I tak dalej. W czym problem? W szczegółach. Zapewne, gdyby przeciętnemu politykowi zaproponować, żeby usiadł w kokpicie odrzutowca i zawiózł nas do Sydney, pewnie by go taka perspektywa przestraszyła. Powiedziałby: ale ja nie rozumiem tego pulpitu, który manometr co pokazuje, który przełącznik dać w górę, a który w dół... Z jakiegoś powodu natomiast perspektywa zarządzania wielokrotnie bardziej skomplikowaną maszynerią państwa nikogo nie przeraża. Wynika to z powszechnego wśród polityków wyobrażenia, że przecież my, partia, jak wygramy, będziemy jako posłowie i ministrowie tylko podejmować "decyzje polityczne", wyznaczać ogólne kierunki, konstruować strategie, a do szczegółów zatrudni się fachowców.To naiwne wyobrażenie o zarządzaniu zespołami ludzkimi sprawia, że od ćwierć wieku każda idąca do władzy partia wpada w tę samą pułapkę, opowiadając przed wyborami, że ma "pełne szuflady gotowych ustaw". W istocie ma tylko zbiór mniej lub bardziej pobożnych życzeń i głębokie przekonanie, że - jak to śpiewał w jednej z ballad Wołodia Wysocki - "gławna dieła, szto by wola była k’pabiedie". Po dojściu do władzy potrzeba zazwyczaj kilku miesięcy, by okazało się, że sama "wola polityczna" nie wystarcza. Że państwowa maszyneria i powiązana z nią sfera publiczna, o gospodarce nie mówiąc, to system piekielnie skomplikowany, o niezwykle dziwnych przełożeniach i poruszając jedną wajchą zawsze porusza się innymi. Zaś niższy szczebel obsługujących te wajchy urzędników ma swoje procedury i po prostu odmawia takiego czy innego posunięcia, powołując się na ustawy, procedury i przepisy. Oczywiście ustawy, przepisy można zmieniać, ale to też, o, panie prezesie, to ładne, co wymyśliliście, ale to się tak nie da, bo się zrobi sprzeczność albo luka w prawie, bo Trybunał uwali, bo już raz próbowali i wyszło, że jak się tu pociągnie, to tam się urwie, i tak dalej... PiS właśnie wszedł w tę fazę, czego spektakularnym przykładem jest wtopa projektu podatku handlowego. Bardzo fajna idea, ściągnąć podatki z wielkich koncernów, by wspomóc drobnych kupców, okazała się w praktyce zupełnie niegroźna dla tych pierwszych, za to mordercza dla drugich. Nie wiem, jak się ministerstwo teraz zachowa, czy będzie próbowało łatać projekt, czy wyrzuci go i poszuka innego pomysłu na zdefiniowanie przedmiotu opodatkowania - piekielnie trudna sprawa. Orban poległ na tym już dwa razy, choć podobno niektórym krajom w Unii się udało. Ale jeśli nawet nowy minister sobie poradzi, to tylko początek i przysłowiowy wierzchołek góry lodowej. Kolejną ściana, o którą za chwilę rozbije się rządowy rozpęd, jest program 500+. Przegłosować, podpisać - pół biedy, zwłaszcza gdy głupota opozycji nie pozwala jej zdobyć się na nic więcej niż ujadanie o "dyskryminowaniu" jedynaków (bardzo śmieszne, jeśli przypomnieć sobie jak jeszcze niedawno puszyła się ta opozycja swą "karta rodziny wielodzietnej"). Ale jak to wypłacać? Jak postawić cały system, kiedy administracja samorządowa to, generalnie, banda niekompetentnych czynowników na synekurach, w dodatku pod zarządem wciąż dominujących w samorządach PO i PSL? Nawet rzecz z pozoru najprostsza - podział łupów w spółkach Skarbu Państwa - stała się źródłem nieustających skandali, gdy kolejnych (ilu to już?) nominatów odwołuje się po paru dniach, bo okazuje się, że nominując władza nie wiedziała, w co nowy prezes czy dyrektor był poumaczany. Co się dzieje, pytają się zdumieni tym chaosem zwolennicy "dobrej zmiany"? Ano, nic specjalnego, normalka - po prostu teraz PiS zderzył się, jak poprzednicy, z rzeczywistością postkolonialnej "kartoflanej republiki", z jej inflacją prawną, przeraźliwą biurokracją i chorym państwem zbudowanym do nadzorowania i "dojenia" mas przez rządzące elity, a nie do pomagania obywatelom. Donald Tusk właśnie po tym zderzeniu podjął decyzję, która być może zadecydowała długofalowo o losach Polski: żeby najlepiej nie robić nic. Jeśli kiedykolwiek wierzył w głoszone idee i obietnice, to właśnie przy pierwszych problemach przyjął swą sławną doktrynę nicnierobienia, dzięki której przetrwał osiem lat. Nic nie tykać, bo próbując czegokolwiek, się zawsze kimś zadrze - niczego nie reformować ani nie zmieniać, pozorować modernizację, póki są kredyty i jest co przejadać, wmawiać frajerom, że idzie ku dobremu i straszyć, że jak się od Tuska odwrócą, to przyjdzie straszny Kaczor i zabierze im te promocje, kredyty i aquaparki. Reagować tylko w ostateczności, gdy będzie się miało na gardle bankructwo albo wyrok Trybunału, a wtedy po prostu omijać niesterowne państwo jakimiś "bypassami" i "specustawami", na dłuższą metę jeszcze bardziej demolującymi zdemolowany system rządzenia. Byle przetrwać, ile będzie potrzebne, żeby w chwale wypierniczyć na jakąś unijną synekurę, a potem niech kto inny się martwi.

Te osiem lat platformianych "czasów zastoju", przeżarcia szans i zaniechania koniunktury to straszne nieszczęście, z którego rozmiarów Polska zda sobie sprawę dopiero w przyszłości. Na razie widzimy ich bieżący efekt - w porównaniu z tym, co zastał PiS dochodząc do władzy w 2005, państwo jest w stanie dużo gorszym, a naprawa jeszcze trudniejsza niż to sobie zapewne były premier Kaczyński wyobrażał. Pytanie, jak Kaczyński - bo innych znaczących polityków w obozie władzy raczej nie widać - na tę sytuacje zareaguje? Na pewno nie tak jak Tusk, i to trzeba docenić, że mamy do czynienia z innym typem człowieka niż drobny cwaniaczek z byłego KLD. Ale fakt, że Kaczyński nie ma wad Tuska, nie znaczy, że nie ma ich w ogóle. Obawiam się, że kłopoty z wdrożeniem słusznych pomysłów umocnią go w przekonaniu, że na nikogo nie może liczyć i musi się tym zająć sam. A ponieważ jest człowiekiem pracowitym, zajmie się. Będzie przebierał w ludziach, straszył ich wyrzuceniem i niekiedy wyrzucał, ale potem pozwalał wrócić, bo nie ma ich zbyt wielu... Co tu się rozpisywać, poczytajcie sobie Państwo o nieszczęsnych rządach Piłsudskiego, w legendzie którego żyje Kaczyński i jego formacja. Tak się nie da. Tak się nie dało już za czasów Sanacji. Państwo wymaga nowoczesnego systemu, menedżerów - tego, co zawiera się w słowach "struktury i procedury". Kilka miesięcy temu na zadany temat, co powinien robić nowy rząd, pisałem: zacząć od reformy centrum, od gruntownej reformy administracji i uproszczenia prawa, bo bez tego ani rusz, nic się nie naprawi niesprawnymi narzędziami. No, ale PiS nie miał czasu nawet o tym pomyśleć, bo przecież trwało, trwa i będzie trwać wielkie leninowskie "kto kogo", i wszystko inne istnieje tylko w tym kontekście. Oczyma wyobraźni widzę, jak Komendant Kaczyński czyta ten tekst, prycha z irytacją - bajki, jakie procedury, jakie struktury, jaki menadżment, państwo-korporacja, co tam ten Ziemkiewicz wie, "pan jest jeszcze młody" - zresztą nie ma czasu poświęcać mi więcej uwagi, bo w przedpokojach kłębią mu się tysiące ludzi, lobbujących za tym, żeby ich kumpel dostał posadę, a kumpel ich wroga nie dostał. A tych posad są tysiące, w centrali i na zadupiu, i na każdą wielu chętnych, którzy nawzajem na siebie donoszą, wzajem się oczerniają i domagają u prezesa interwencji, że tamten to złodziej i układ, z potem przychodzi ten złodziej i układ donieść, że właśnie ten, który na niego donosi to złodziej i układ, usiłujący zaszkodzić prawdziwym, oddanym sprawie ideowcom - i tych spraw jest mnóstwo, i wszystko musi prezes sam, bo przekonał się, że nikomu nie może zaufać, a komu może, że nie zdradzi, ten jest niestety palant i wszystko czego się tknie schrzani, bo z jakiejś przyczyny tylko tacy przetrwali podstawowy test partyjnej lojalności. Więc prezes wgłębia się we wszystkie możliwe duperele, wszystkich oczywiście nie ogarnie, ale stara się - coraz bardziej nie rozumie, dlaczego nie wychodzi, i coraz bardziej irytuje go, że ludzie nic nie rozumieją i o wszystko mają do niego pretensje... To oczywiście prosta droga do katastrofy - najlepszy komputer świata zadławiłby się danymi pracując w taki sposób. Ale niestety, nie widzę w PiS potencjału do zbudowania państwa nowoczesnego, nie widzę za grosz zrozumienia problemu. Widzę tylko przekonanie, że rządzili źli ludzie i stąd wszystkie nasze problemy, jeśli zastąpimy tych złych dobrymi, to państwo zacznie funkcjonować jak należy. Dobrze by było, żeby opozycja na prawo od PiS - bo ta na lewo od PiS już nie stworzy nic więcej niż bezmyślny hejt i zapadająca się w sobie sekta namiętnej nienawiści do "kurdupla" - zajęła się już teraz analizowaniem wpadek i niemożności obecnego rządu. Trzeba czytać polskie dzieje, ale bardziej jeszcze trzeba dziś czytać podręczniki zarządzania i przygotować się do władzy, żeby, na litość boską, kiedyś te "pełne szuflady" wreszcie okazały się prawdą. Czy konie... To jest, przepraszam, czy kukizowcy mnie słyszą?! Rafał Ziemkiewicz

Łukasz Warzecha: Policja potrzebuje głębokiej reformy, a nie zabawy w nieudane nominacje - PiS nigdy nie planował poważnej reformy w policji, ale była nadzieja, że przynajmniej oczyści ją – choćby częściowo – z układów, patologii i milicyjnych złogów. Niestety, dymisja Zbigniewa Maja ze stanowiska komendanta głównego w bardzo niejasnych okolicznościach pokazuje, że w tym kluczowym obszarze PiS działa jak dziecko we mgle – pisze Każdy, kto przygląda się funkcjonowaniu polskiej policji – a ja robię to od wielu lat – wie, że jest to instytucja, którą właściwie należałoby zbudować od podstaw, od systemu rekrutacji i szkolenia począwszy, poprzez system zamówień sprzętu (źródło gigantycznych patologii), na organizacji struktury policyjnej skończywszy. Policja w swojej obecnej postaci jest bowiem stworzona przez przemalowanych milicjantów. Trudno w to uwierzyć, ale Zbigniew Maj był dopiero trzecim komendantem głównym w historii policji w III RP, który nie miał za sobą służby w milicji. Pozostałych dwóch to Marek Bieńkowski i Konrad Kornatowski, który jednak w PRL-u był prokuratorem. Obaj za rządów PiS w latach 2005-2007. Nic zatem dziwnego, że Policja była i jest przesiąknięta kulturą milicyjną i milicyjnym stosunkiem do obywateli, którym ma służyć. Obywatel jest dla znacznej części polskich policjantów wciąż przede wszystkim problemem, podejrzanym, kłopotem, kimś, z kim trzeba wygrać i pokazać, kto tu rządzi. Policjant nie umie i nie chce służyć pomocą, a zajmuje się przede wszystkim nabijaniem statystyk, bo to głównie interesuje jego przełożonych. Podręcznikową ilustracja tego stanu rzeczy jest sytuacja, gdy policjanci blokują ulice z powodu jakiegoś wydarzenia masowego czy demonstracji. Ktoś, kto chciałby się od nich dowiedzieć, jak sobie w tej sytuacji poradzić i jak dojechać do celu podróży mimo utrudnień, usłyszy tylko niechętne: „Panie, ja nie wiem, ja tu tylko mam blokować”. Polskiej policji potrzebny był więc ktoś na miarę Williama Brattona, który w pierwszej połowie lat 90. radykalnymi zmianami uzdrowił fatalnie działającą i skorumpowaną nowojorską policję, zwracając mieszkańcom miasto opanowane wcześniej przez bandytów. PiS planu naprawy policji w swoim programie nie miał. Pytani przeze mnie jeszcze przed wyborami politycy tej partii oraz zbliżeni do niej eksperci zgodnie twierdzili, że tego frontu partia Jarosława Kaczyńskiego nie zamierza otwierać, a sam prezes w ogóle nie uważa tego za istotny problem. Z punktu widzenia diagnozy państwa, jaką stawiał Kaczyński, sytuacja w policji faktycznie nie była istotna. Ten sektor miał zostać względnie naprawiony (lub tylko lekko poprawiony) w sposób dla PiS typowy, czyli po prostu przez rzucenie tam zaufanych ludzi, tak żeby formacja służąca wcześniej realizacji politycznych celów PO (żeby wspomnieć skandaliczne zachowania policji podczas Marszów Niepodległości) przestała przeszkadzać. I tak ministrem spraw wewnętrznych został jeden z najbliższych współpracowników prezesa, Mariusz Błaszczak – działacz (bo nazwanie Błaszczaka politykiem byłoby jednak przesadą), o którym można powiedzieć różne rzeczy, ale na pewno nie to, że mógłby zrealizować jakąkolwiek wizjonerską i szeroko zakrojoną reformę. Do tego trzeba mieć zapał i głębokie przekonanie, że robi się coś wyjątkowego – tak właśnie, jak Bratton w NYPD. Ale skoro w policji żadnego trzęsienia ziemi nie planowano, więc Błaszczak w roli ministra oraz Jarosław Zieliński w roli wiceministra odpowiedzialnego za tę służbę musieli wystarczyć. Można sobie zresztą zadać pytanie, skąd PiS miałby wziąć kogoś na miarę Brattona. Z pewnością musiałby to być ktoś z policją niezwiązany, bo tylko ktoś taki – mając zarazem do pomocy zaufanych ludzi ze środka – mógłby się zabrać za prawdziwe reformy. W kręgu Prawa i Sprawiedliwości była jedna taka osoba – wybitny fachowiec w dziedzinie administracji Paweł Soloch, w czasie pierwszych rządów PiS zastępca Ludwika Dorna w MSW. On jednak trafił na stanowisko szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Kłania się dramatycznie krótka ławka w połączeniu z przekonaniem, że o ile informatyzację czy nawet gospodarkę można powierzyć komuś spoza ścisłego kręgu Nowogrodzkiej, to jednak resorty siłowe muszą pozostać przy zaufanych ludziach prezesa. Kaczyński postrzega policję po prostu jako organ, którego sposób działania jest pochodną funkcjonowania takich czy innych układów w państwie, a nieprawidłowości najlepiej naprawiać przez wyznaczanie zaufanych towarzyszy. To zasadniczy błąd. Paradygmat myślenia Kaczyńskiego zawsze zakładał, że w centrum uwagi jest państwo, które ma dać obywatelom dobre warunki życia. Kwestia relacji indywidualnego obywatela z organami państwa w tym sposobie myślenia nie zajmuje istotnego miejsca – mieści się bowiem raczej w paradygmacie klasycznego liberalizmu, który zakłada, że skoro obywatel coś od siebie państwu daje, ma też prawo od niego czegoś wymagać – na zasadzie swoistego układu wymiany. PiS nigdy się z takim sposobem myślenia nie zgadzał. Jego działacze nie rozumieją więc, że to właśnie policja – poza urzędnikami w gminach i ewentualnie (ale w znacznie mniejszym stopniu) pracownikami wymiaru sprawiedliwości - jest głównym punktem styku obywatela z aparatem państwa i w ten sposób wpływa na to, jak obywatele się do państwa ustosunkowują. Dziś okazuje się, w jak ogromnym stopniu PiS zlekceważył kwestię kierowania tą służbą, skoro powierzył ją bez gruntownego sprawdzenia człowiekowi, którego nazwisko pojawia się w toczącym się aktualnie prokuratorskim śledztwie. Z informacji, do których już dotarli dziennikarze, wynika, że wersja zemsty Biura Spraw Wewnętrznych, którą przedstawił sam inspektor Maj, raczej nie jest prawdziwa. Trzeba sobie jasno powiedzieć: mianowanie Zbigniewa Maja szefem polskiej policji okazało się przypadkiem dramatycznej politycznej amatorszczyzny. Każdego kandydata na wysokie stanowisko – a już szczególnie w resortach siłowych – powinno się prześwietlać na wskroś, właśnie po to, aby uniknąć podobnych niespodzianek.

Nie mam dziś nadziei na polskiego Brattona. Widać wyraźnie, że w obozie władzy nikt nie rozumie i nie dostrzega potrzeby przeorania policji do fundamentów, tak aby ostatecznie wyplenić z niej układy, młodych funkcjonariuszy uczyć etosu służby, a tym starszym i naprawdę zaangażowanym pozwolić w końcu efektywnie pracować. Być może zresztą, wobec wielu pootwieranych frontów, nie byłoby to teraz politycznie rozsądne. Jeśli jednak nie zrobi tego ta władza, która deklaruje chęć autentycznie głębokiej reformy państwa – nie zrobi tego nikt. Na razie zamiast reformy mamy gigantyczną wpadkę. Łukasz Warzecha

Dłuższe wprowadzenie Panu ministrowi kultury pod rozwagę Dłuższe wprowadzenie do krótkiego postulatu W 1920 roku poseł koła mniejszości narodowych Izaak Grunbaum zgłosił wniosek, by państwo polskie było państwem polsko-żydowskim. Dało o sobie znać wielowiekowe przyzwyczajenie zamieszkującej Polskę ludności żydowskiej nie tylko do odrębności religijnej, ale i cywilnoprawnej, karnoprawnej, administracyjnej i podatkowej, jaką cieszyły się żydowskie gminy wyznaniowe, rządzone przez zarządy, zwane kahałami. Tę odrębność , tworzącą z gmin wyznaniowych żydowskich swoiste państwo w państwie, zawdzięczały zachłanności na pieniądze niektórych władców polskich, którzy za żydowską obsługę swych finansów udzielili osiedlającym się w Polsce Żydom olbrzymich przywilejów. W ślad za propozycją posła Grunbauma z 1920 roku szedł projekt „Polski jako federacji prowincji”, z prawem każdej prowincji do oderwania się od całości… Poseł Mieczysław Niedziałkowski z PPS (niestety, nie ma już dzisiaj takich socjalistów – może tylko Leszek Miller z SLD, ale czy naprawdę?...) odpowiedział wówczas: Nie, panie Grunbaum, Polska będzie państwem polskim, a nie państwem polsko-żydowskim! Co ciekawe – Niedziałkowski podkreślił, że udziela tej odpowiedzi w imieniu całego PPS i „z czystym socjalistycznym sumieniem”. Koncepcja Judeo-Polonii , więc państwa Żydowsko –Polskiego powróciła, o dziwo, w 1945 roku, już pod rządami komunistycznymi, w postaci dwóch de facto partii komunistycznych, jakie funkcjonowały w powojennej Polsce: PPR i Frakcji PPR (ta druga przy Centralnym Komitecie Żydów Polskich). Były wtedy dwie partie komunistyczne: polska – PPR, i żydowska –wspomniana Frakcja PPR. W 1948 roku towarzysz Stalin uznał, że do administrowania sowiecką Polszą niepotrzebne są dwie partie komunistyczne, wystarczy jedna, na czele której postawi się zblatowanych Żydów z Jakubem Bermanem na czele, co to ważniejszy był u Stalina od samego Bolesława Bieruta. Toteż przeżył – gdy towarzysz „Tomasza”, co to pojechał do Moskwy w futerku, wrócił „w pudełku”… Od tej pory koncepcja Judeo-Polonii przeszła w stan spoczynku, by tak rzec – do rezerwy politycznej, do wykorzystania, ewentualnie, w sprzyjających okolicznościach. Żydowskie lobby polityczne zadawalać się musiało tylko administrowaniem Polska z ramienia Stalina, co trwało do roku 1953, a poprzez kompromis Żydów” z „Chamami” ugadany przez Gomułkę w 1957 roku – przedłużyło się do roku 1968. Marginalizacja „Puław”, jaka dokonała się w 1968 roku w następstwie zmiany polityki Związku Sowieckiego wobec Izraela, odsunęła żydowskie lobby polityczne od administrowania Polską w sowieckim imieniu. W 1983 roku generał Jaruzelski ostentacyjnie odznaczył żyjącego jeszcze Jakuba Bermana medalem Krajowej Rady Narodowej. Był to czytelny sygnał wysłany do środowiska dawnych Puławian, do zmarginalizowanego lobby żydowskiego, że oto znów mogą się przydać w „utrwalaniu władzy ludowej”. Sygnał został zrozumiany, inicjatywa podjęta: w tym samym roku wyczyszczono teczkę Bronisława Geremka, a już za dwa lata Jacek Kuroń rozpoczął swe tajne rozmowy z wysłannikami generała Kiszczaka, płk Królem i mjr Lesiakiem. Szło o ustalenie, kogo wyeliminować z przyszłego kompromisu (siły patriotyczno-narodowe), a kim obsadzić „stronę społeczną” – gdy z Sowietów przyjdzie już rozkaz: Do transformacji ustrojowej przystąpić! Toteż żydowskie lobby polityczne znowu miało swoje „5 minut” w postaci rządu Mazowieckiego pod prezydenturą generała Jaruzelskiego. To „5 minut” przedłużyło się zresztą, gdyż późniejsze rządy za prezydentur Wałęsy i Kwaśniewskiego były jak najdalsze od zerwania spodstolnych zobowiązań. Na dobra sprawę ten spodstolny układ ulega rozmontowaniu dopiero teraz – o ile, rzecz jasna, rozpoczęty proces przebiegać będzie pomyślnie, o ile „damy radę”. A co z koncepcją państwa polsko-żydowskiego, z koncepcją Judeopolonii? Czeka w „rezerwie politycznej” na sprzyjający czas. Sprzyjający czas nastąpi, gdy żydowskie lobby polityczne zgromadzi w Polsce wystarczający majątek, ku czemu prowadzi działalność Agencji HEART i dotychczasowy tryb przekazywania żydowskim gminom wyznaniowym nieruchomości (tryb administracyjny, poza kontrola parlamentarną i sądową), oraz gdy na osi Berlin-Moskwa- Waszyngton zapadłaby kompromisowa decyzja o „pogłębionej wasalizacji” Polski W oczekiwaniu na ten historyczny moment podejmowane są także liczne próby zaprzęgnięcia publicznych pieniędzy (tak samorządowych, jak z budżetu państwa) do tworzenia „instytucji duraczących” polityczną poprawnością, pod przykrywką „instytucji kultury”. Właśnie grono „pracowników naukowych” z Łodzi wystosowało do ministra kultury list otwarty, w którym domagają się subwencji państwowej dla budowy Łodzi niezwykle kosztownego (k i l k a s e t milionów złotych!) Centrum Festiwalowo-Kongresowego Franka Gehry’ego oraz kontynuowania Festiwalu Camerimage. Za tym nadymanym przez „Gazetę Wyborczą” pomysłem kryje się wyjątkowo bezczelna próba stworzenia synekuralnych posad dla kilkudziesięciu osób, i nic więcej. Sam Festiwal Cemerimage okazał się listkiem figowym, za którym ukryto apanaże jego pomysłodawcy, słusznie przepędzonego w końcu z Łodzi (acz wyfutrowanego „odprawą” w wysokości 5 milionów złotych z miejskiej kasy!). O ile się nie mylę – żydowski architekt Frank Gerhy też już próbował wziąć swoją ciężką dolę (czy nie 40 milionów złotych?)za projekt jednego z obiektów stręczonego Łodzi Centrum Festiwalowo-Kongresowego. Nie wiem, jak minister kultury ustosunkuje się do tego listu otwartego, pragnąłbym jednak zauważyć, że znacznie więcej „pracowników naukowych” nie podpisało tego listu, niż podpisało… Pana ministra nie powinien również mylić fakt, że za tym pomysłem opowiada się b.prezydent miasta Łodzi, inicjator przywrócenia święta Trzech Króli – Jerzy Kropiwnicki, czy kilka innych postaci, uchodzących dotąd za „prawicę” czy „konserwatystów”. Wedle mojego rozeznania – większość łodzian jest przeciwna temu nader podejrzanemu pomysłowi, przypominającemu budowę „kulturalnej Nowej Huty”… Mamy zresztą w Łodzi jakby przedsmak, prefigurację tego projektu: Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Manufakturze Łódzkie j(własność Rotszyldów?...), gdzie urządzane są seanse politycznej poprawności w rodzaju „Wszyscy jesteśmy siostrami”… Kim „będziemy wszyscy” w tym Centrum Franka Gehry’ego, cokolwiek wyszłego z obiegu żydowskiego konstruktywisty z San Francisco czy Los Angeles? Czy nie wystarczy, że jego współziomek z branży show-businessu, Dawid Lynch, zabiega o prezent od miasta Łodzi w postaci studio filmowego?... Trzeba przedstawić łodzianom pełny koszt budowy tej gigantycznej inwestycji ( z uwzględnieniem wywłaszczenia prywatnych właścicieli) oraz koszty jej utrzymania obciążające w przyszłości łodzian (i budżet państwa), trzeba wreszcie skonkretyzować, czyją właściwie” politykę kulturalną” miałoby realizować to Centrum, w jaki sposób, i kto miałby zagwarantować, że nie będzie to jeszcze jedno źródło propagandy politycznej poprawności w kulturze… A poza tym: kultury nie tworzą festiwale. Także i to: lepiej, gdy władze nie decydują za obywateli, na co wydawać ich pieniądze w sferze kultury. No i to jeszcze: nie ma nawet elementarnego planu biznesowego tej gigantycznej inwestycji, gdyby traktować ja wyłącznie w kategoriach rynkowych. Ale jak traktować ją w kategoriach rynkowych, jeśli inwestorem ma być …gmina Łódź wespół z Ministerstwem Kultury? Nazad do socjalizmu?... Marian Miszalski

Już Kohl bał się że Kaczyńskiego i jego dojścia do władzy Opr. Alexandra Jarecka „Die Welt” o wizycie Kaczyńskiego u Kohla: „Zachowywał się jak trzmiel wybudzony ze snu zimowego”Dziennik „Die Welt” na dzień przed piątkową (12.012.16) wizytą premier Beaty Szydło w Berlinie przypomina trudne odwiedziny Jarosława Kaczyńskiego u kanclerza Helmuta Kohla w 1991 roku.”...” W opinii korespondenta na pierwszej wizycie (12.02.16) premier Beaty Szydło u kanclerz Angeli Merkel w Berlinie „długim cieniem kładzie się postać szefa jej partii” Jarosława Kaczyńskiego. Już od 1990 r. miał on „duży wkład w pogorszenie się relacji polsko-niemieckich oraz z partiami chadeckimi w Europie”.
Roszczeniowo i nieufnie Korespondent powołuje się na obszerne notatki Andrzeja Kostarczyka. Były doradca Jarosława Kaczyńskiego opisuje jedyną wizytę obecnego prezesa PiS u kanclerza Helmuta Kohla w Bonn we wrześniu 1991 roku. Kaczyński, wówczas szef Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy, domagał się od kanclerza Niemiec ustosunkowania się dwóch kwestii.”...”Chodziło mu o oświadczenie dotyczące uznania zachodnich granic Polski oraz o „zdecydowaną reakcję” na potencjalne roszczenia majątkowe Niemców w zachodnich regionach Polski, które wzbudzają troskę w Polsce. Jarosław Kaczyński powoływał się przy tym na liczne wizyty Niemców w kraju, którzy obfotografowywali swoje dawne domostwa. W opinii Andrzeja Kostarczyka taki styl prowadzenia rozmowy „zdyskredytował Jarosława Kaczyńskiego jako liczącego się polityka”. Jak zauważył ironicznie, Kaczyński zachowywał się w gabinecie kanclerza Niemiec tak, jakby zapomniał o tym, że tymczasem doszło już do zawarcia traktatu granicznego i polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie (17.06.1991). Przyrównał on zachowanie Jarosława Kaczyńskiego do „zdezorientowanego trzmiela wybudzonego przedwcześnie ze snu zimowego, który myśli, że fruwa nad łąką z poprzedniego sezonu”. Kaczyński "nie rozpoznając ducha czasów” nie poruszył na spotkaniu z szefem niemieckiego rządu „ważnych tematów dotyczących przyszłości - kwestii możliwego przystąpienia Polski do UE i kwestii przystąpienia partii Porozumienie Centrum do Europejskiej Partii Ludowej (EPL). "Zachowywał się jak katolik, który ignoruje II Sobór Watykański”. W swoich notatkach Kostarczyk przyrównał nieufność Jarosława Kaczyńskiego wobec Niemiec w tym dniu do nieufności I sekretarza KC Władysława Gomułki.”...”Trudny partner Jak wynika z dalszych zapisków, w których posiadaniu jest "Die Welt", kanclerz Kohl nigdy potem nie chciał wypowiedzieć się na temat wizyty Kaczyńskiego, którą z przewidzianej godziny skrócono o połowę – pisze dziennik. Sam Kaczyński uznał to spotkanie za nieudane i w rozmowie z „Die Welt”stwierdził potem, że „wyobrażenie Niemców o Polsce jest bardzo anachroniczne”. Nie krył też swego rozbawienia i oburzenia z powodu, że Helmut Kohl w rozmowie określił marszałka Józefa Piłsudskiego przyjacielem Hermanna Goeringa. Kaczyński podkreślił, że Piłsudski zetknął się z Goeringiem tylko raz, potępiając przy tym nazistowskie przywództwo oraz, że wykręcił się od proponowanego mu spotkania z Hitlerem. Jak pisze berliński dziennik, notatki Andrzeja Kostarczyka zawierają również informacje na temat spotkania byłego premiera Belgii Wilfrieda Martensa z Jarosławem Kaczyńskim w marcu 2004 roku w Warszawie. Wówczas szef Europejskiej Partii Ludowej (EPL) chciał się upewnić czy partia Prawo i Sprawiedliwość przystąpi do EPL. Według Kostarczyka atmosfera spotkania „była łudząco podobna do tej z Helmutem Kohlem”. Jarosław Kaczyński mimo pojednawczego i przyjaznego tonu belgijskiego polityka odmówił przystąpienia do partii europejskich chadeków w „sposób suchy i bez krzty uprzejmości”. Swą decyzję tłumaczył obecnością w szeregach EPL przewodniczącej Związku Wypędzonych Eriki Steinbach. Jednocześnie, podobnie, jak czynił to już wielokrotnie od lat 90-tych, wyraził on „głęboki sceptycyzm” wobec integracji europejskiej. Jak wynika dalej z notatek Andrzeja Kostarczyka, Wilfried Martens miał po rozmowie ciężko westchnąć i powiedzieć: „Mój Boże, mam nadzieję, że nigdy nie będziemy mieli z nim do czynienia jako premierem” – cytuje na zakończenie „Die Welt” z notatek byłego doradcy Jarosława Kaczyńskiego. „..(źródło )

Korwin Mikke „Przypominam, że Niemcy - to nasz jedyny poważny wróg, bo ma do nas poważne (choć doskonale ukrywane) pretensje terytorialne. Reżymowa (a także posiadana przez Niemców...) prasa skrzętnie ukrywa to, że Niemcy z Polską (podobnie jak Japonia z Rosją) nadal nie mają podpisanego traktatu pokojowego, że wprawdzie rozmaite traktaty i "deklaracje" uznają granicę na Odrze i Nysie - ale zgodnie z Konstytucją RFN Niemcy "istnieją nadal w granicach z 1938 roku" i w każdej chwili (pardon: w odpowiedniej chwili) ktoś zgłosić się może do Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe po orzeczenie, że traktaty, układy i deklaracje sprzeczne z Konstytucją RFN są nieważne. I Trybunał tak orzeknie - całkiem słusznie. Bo taki jest porządek prawny. Tylko w Polsce politycy robią sobie z Konstytucji śmichy-chichy.”…”! Jeśli to, co piszę, to strachy na Lachy - to dlaczego Niemcy nie zmieniają Konstytucji? Dlaczego kategorycznie odmawiają podpisania traktatu pokojowego? „ 

http://naszeblogi.pl/48720-korwin-mikke-chce-niemcom-oddac-ziemie-odzyskane

Staniłko „Z punktu widzenia Berlina, Lech Kaczyński był wyjątkowo trudnym i niewygodnym partnerem. Domagał się on bowiem pełnego głosu dla krajów tzw. Nowej Europy w decydowaniu o kształcie Unii Europejskiej, co budziło irytację starych państw Unii.”.....”Po trzecie wreszcie, polityka Lecha Kaczyńskiego zmierzała do politycznego zintegrowania krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Działania prezydenta nie przyniosły spodziewanych szybkich skutków, bo też tego typu wysiłki rzadko kończą się szybkim powodzeniem, jednak w oczach rosyjskich strategów i elit politycznych ich logika była całkowicie jasna i niebywale szkodliwa dla rosyjskich zamierzeń.Prezydent Kaczyński dążył bowiem do zbudowania trwałej koalicji Polski – jako lidera Europy Środkowej– nie tylko z krajami tzw. nowej Europy, ale również z krajami tzw. BUMAGI, czyli Białorusi, Ukrainy, Mołdawii, Azerbejdżanu, Gruzji i Armenii.Ta strategia zbudowana była na tradycyjnym polskim myśleniu geopolitycznym, którego korzenie sięgają czasów jagiellońskich „...(więcej)

Biskup Andrzej Dzięga „ To Bóg dał nam Ziemie Zachodnie”.....”„Zdecydowanie trzeba nam sięgać do chwil obecności Prymasa Tysiąclecia na Pomorzu Zachodnim.”… Stefan Wyszyński odważnie mówił o wyrokach Bożej Opatrzności, o rozstrzygnięciach Bożych dla tej ziemi, które my musimy przyjąć i zaakceptować. To przesłanie dalej warto mieć w sercu, gdy spotyka się ludzi, którzy wiele lat po wojnie czują się tu nie bardzo u siebie.” …Mam wrażenie, że prymas Wyszyński silnie chciał podkreślić, iż nasza obecność tutaj po II wojnie światowej jest zgodna z Bożą wolą, z Bożym zamysłem, że to jest element Bożego planu dla tych ziem. I dla Europy, i dla naszego narodu. Jesteśmy u siebie, jesteśmy gospodarzami tej ziemi i z naszej troski o tę ziemię kiedyś się będziemy przed Bogiem rozliczać „. ( http://naszeblogi.pl/43284-dzieki-dmowskiemu-i-pilsudskiemu-niemcy-teraz-karzel )

Stanisław Michalkiewicz „ W 1985 roku na spotkaniu w Genewie, Michał Gorbaczow, sowiecki gensek, zaproponował amerykańskiemu prezydentowi Ronaldowi Reaganowi zawarcie traktatu rozbrojeniowego”....”Propozycja Gorbaczowa oznaczała w istocie ofertę negocjacji nad nowym porządkiem politycznym w Europie, bo porządek jałtański również w ocenie Sowietów podlegał postępującej erozji. Pod koniec lat 80-tych ekonomiczna zapaść ZSRR stawała się coraz bardziej widoczna, aperspektywa ewakuacji imperium sowieckiego ze Środkowej Europy zapowiadała powstanie w tym rejonie politycznej próżni, podobnej do tej z roku 1918. Państwa środkowoeuropejskie, nauczone doświadczeniem kruchości porządku wersalskiego z 1919 roku, ufundowanego na założeniu słabości Niemiec i słabości Rosji - bo to właśnie było warunkiem sine qua non istnienia w Europie Środkowej niepodległych państw - tym razem postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce i wykorzystując sprzyjający moment dziejowy, stworzyć tu system reasekuracji niepodległości. W 1989 roku cztery państwa: Włochy, Jugosławia, Węgry i Austria podpisały porozumienie zwane od czworga uczestników „quadragonale” o współpracy politycznej. W 1990 roku, jeszcze przed „aksamitnym rozwodem” przystąpiła do niego Czechosłowacja i porozumienie stało się „pentagonale, a w 1991 roku - Polska, jako szósty uczestnik „heksagonale. Liczyli na to, że Rosja, która pogrążała się w coraz większym zamęcie, „....” Niestety rachuby co do Niemiec okazały się zawodne; uzyskawszy swobodę ruchów Niemcy przystąpiły do rozbijania Jugosławii, jako pierwsze na świecie w czerwcu 1991 roku uznając niepodległość Chorwacji i Słowenii. Proklamowanie niepodległości przez te dwie republiki, zapoczątkowało rozpad Jugosławii i następnie - krwawą wojnę o granice. Widząc, czym grozi politykowanie poza niemieckimi plecami, pozostali uczestnicy heksagonale porzucili myśl o tworzeniu przeciwwagi dla Niemiec i chociaż porozumienie to jako rodzaj „życia po życiu” istnieje nadal, to od początku wojny w Jugosławii próżnie polityczną w Środkowej Europie wypełniają Niemcy (Polska podpisała układ stowarzyszeniowy z UE już w grudniu 1991 roku), a narzędziem rozszerzania i umacniania niemieckich wpływów w tym rejonie jest rozszerzanie Unii Europejskiej na wschód. Warto zwrócić uwagę, że z niewielkimi korektami, tylko do linii „Ribbentrop-Mołotow”. Dalej na wschód Unia Europejska się nie rozszerza, co pokazuje, że skoro taka linia podziału Europy była dobra w roku 1939, to jest dobra również teraz. Ukoronowaniem tej niemieckiej polityki był dokonany 1 maja 2004 roku Anschluss 8 państw Europy Środkowej, m.in. Polski do Unii Europejskiej, co oznaczało, iż Niemcy po 90 latach wygrały I wojnę światową. W 1915 roku ogłosiły one swoje cele wojenne pod postacią projektu „Mitteleuropa, który obejmował urządzenie Europy Środkowo-Wschodniej po ostatecznym zwycięstwie niemieckim. Miały tu być ustanowione państwa pozornie niepodległe, ale de facto - niemieckie protektoraty o gospodarkach niekonkurencyjnych, ale peryferyjskich i uzupełniających gospodarkę niemiecką. Ponieważ w 1918 roku wydawało się, że Niemcy wojnę przegrały, w Europie Środkowej powstały państwa naprawdę niepodległe, które próbowały budować gospodarki konkurencyjne, a przynajmniej niezależne od gospodarki niemieckiej. Jednak w roku 2004 zaistniały wreszcie polityczne warunki realizacji projektu „Mitteleuropa, więc skoro Niemcom udało się przystąpić do realizacji celów nakreślonych w drugim roku I wojny światowej, to można chyba powiedzieć, że przynajmniej w tej części wojnę tę po 90 latach wygrały. „....(więcej )

Opiniotwórczy dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ) komentuje nastroje i oczekiwania przed pierwszą oficjalną wizytą premier Beaty Szydło w Niemczech. Zdaniem gazety wizycie tej towarzyszy „cień”. Z jednej strony polski szef dyplomacji Witold Waszczykowski zapowiedział, że wizyta umocni dobrą atmosferę między Polską a Niemcami, z drugiej strony o takiej atmosferze „nie może być mowy”, pisze FAZ. Wyjaśnia, że rząd PiS „traktuje europejską krytykę jako ‘niemiecką agresję'” i nawet w tym tygodniu minister Waszczykowski nie omieszkał ostro zareagować na figurę Jarosława Kaczyńskiego prezentowaną w ramach karnawałowego pochodu w Duesseldorfie. Również podróż Beaty Szydło do Berlina potwierdza „rozdźwięk” w dwustronnych relacjach, bo w odróżnieniu od swoich poprzedników premier potrzebowała aż trzech miesięcy, by ją zrealizować. Inaczej niż wcześniejsze „przyjazne Niemcom i Europie rządy przed 2015” obecna ekipa rządowa jest przekonana, że Polska i inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej są dla „wielkich” krajów UE – Niemiec i Francji – partnerami „drugiej klasy”, pisze warszawski korespondent FAZ. Polska dyplomacja tłumaczy to chętnie oporem stawianym Polsce w kwestii utworzenia nad Wisłą stałych baz NATO chroniących przed Rosją. Wyobrażenie o „zdradzie Zachodu” jest z polskiej perspektywy dlatego takie „chwytliwe”, bo do takiej zdrady często dochodziło, czytamy na łamach frankfurckiego dziennika. „Polska ciągle była dzielona między Niemcami a Rosją i opuszczana przez zachodnich sojuszników”. Równie stary jak topos zdrady jest struktura przeciwdziałań, wyjaśnia FAZ. I tak oto Waszczykowski domaga się stworzenia „regionalnej tożsamości” w Europie Środkowo-Wschodniej, pewnego rodzaju platformy do forsowania wspólnych interesów regionu obejmującego kraje bałtyckie, Grupę Wyszehradzką oraz region Morza Adriatyckiego. Taka formacja – pisze FAZ – mogłaby „uczulić Niemcy i Francję na ten region”.Niemiecki dziennik przypomina, że również ta idea jest zakorzeniona w historii i bazuje na tzw. sojuszu Międzymorza. Postulowana przez Józefa Piłsudskiego i rozciągająca się od Morza Bałtyckiego po Morze Czarne koalicja państw miała wspólnie przeciwstawić się Rosji i Niemcom. „W ostatnich latach Polska co rusz wahała się między pozycją zacieśnionej współpracy z Niemcami i UE a ‘własną drogą’ między Berlinem a Moskwą”, stwierdza gazeta. Przypomina też, że ideę Międzymorza ożywił prezydent George W. Bush, próbując pozyskać wschodnie państwa NATO (New Europe) jako przeciwwagę opierających się wojnie w Iraku Niemcom i Francji. „Epizod ten obrazuje jednak niebezpieczeństwa takiej konstrukcji dla Polski”, pisze FAZ. I wyjaśnia, że wówczas „wyjątkowa droga ‘nowej Europy' przyczyniła się właśnie do tego, czego Polska się obawiała, a mianowicie zbliżenia niemiecko-rosyjskiego”, widocznego w przyjaźni kanclerza Schroedera i prezydenta Putina oraz w „szkodliwym” dla Polski Gazociągu Północnym. Stąd też polski topos zdrady Zachodu i konieczności oporu funkcjonuje zdaniem FAZ jak „samorealizująca się przepowiednia“ w micie o Kasandrze: „insynuuje kruchość sojuszy, czyniąc je przez to tylko bardziej kruchymi”.oprac. Katarzyna Domagała ..(źródło )

Die Welt: Ten dyktator jest wzorem dla Kaczyńskiego”...”Bohater wojenny, dyktator i wzór Jarosława Kaczyńskiego, silnego lidera konserwatywnej partii narodowej w Polsce. Jak donosi niemiecki dziennik „Die Welt" model rządów prezesa PIS łudząco przypomina system władzy, jaki obrał sobie generał Józef Piłsudski. „...”„Przed kilkoma laty Jarosław Kaczyński spytany o polityczny wzór do naśladowania odpowiadał: Józef Piłsudski. Teraz, w kontekście ostatnich wydarzeń, jakie mają miejsce w Polsce odpowiedź ta budzi zupełnie inne konotacje” - czytamy w dzienniku. „...”Zdaniem niemieckiego dziennikarza i autora artykułu, Bertholda Seewalda Kaczyński obrał podobny model władzy, co popularny bohater wojenny. „...”„Jego „wielkie prace legislacyjne", działania, retoryka spowodowały, że PIS wraz z wygranymi w wyborami parlamentarnymi zmienił krajobraz polskiej polityki” - czytamy w artykule „...”Po wybuchu I wojny światowej Piłsudski był jednym z tych, którzy jako głównego przeciwnika Polski widzieli Rosję. Głośno mówił o demokracji. W 1926 przeprowadził zamach stanu. W oparciu o swój prestiż ustanowił system, który nazwano „dyktaturą moralną". Piłsudski tak, jak dziś Kaczyński chciał obsadzić swoimi wiernymi współpracownikami kluczowe stanowiska władzy.  „..” „Nawet polityka zagraniczna Piłsudskiego przypomina tą, którą uprawia lider Prawa i Sprawiedliwości” - czytamy w artykule. „...”Pierwszy Marszałek opracował na początku lat 30 pomysł „Międzymorza". Zakładał on utworzenie federacji państw Europy Środkowej i Wschodniej. docelowo miał do niego należeć obszar między morzami Adriatyckim, Bałtyckim, a Czarnym. (Polska, Lutwa, Łotwa, Estonia, Białoruś, Ukraina, Czechosłowacja, Węgry, Rumunia, Jugosławia). Zdaniem Piłsudskiego Międzymorze miało pozwolić uniknąć tym państwom dominacji ze strony Niemiec czy też Rosji. To zdaniem niemieckiego dziennikarza łudząco przypomina projekt federacji Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego, jako przeciwwagę dla Rosji, jaką promuje Kaczyński.  „...”Według Bertholda Seewalda tylko w jednym punkcie lider PIS różni się od Piłsudskiego. Chodzi o religię. Dla marszałka była raczej obojętna. Dla Jarosława Kaczyńskiego jest z kolei kluczem do władzy.  „...(więcej )

Stratford „ Za dziesięć lat Polska silniejsza i bardziej wpływowa niż Niemcy „..'Amerykańska agencja Stratfor przedstawiła prognozę tego, co się wydarzy w Europie i na świecie w najbliższej dekadzie. Chodzi przede wszystkim o przyszłość Niemiec i Polski.”...”„Unia Europejska może przetrwać w takiej formie, ale europejska gospodarka, polityka i współpraca wojskowa będą zależeć od dwustronnych lub od ograniczonych wielostronnych sojuszy, mających wąski zakres i nie wiążących uczestników. Niektóre państwa mogą zachować szczątkowe członkostwo w bardzo zmienionej Unii Europejskiej, ale sama ona już nie będzie określać europejskiej polityki.”...”Zamiast tego Europę będzie definiowało odrodzenie państw narodowych jako podstawowej formy życia politycznego na kontynencie. „...”Niemcy w tej masie będą najbardziej wpływowe pod względem politycznym i gospodarczym. Ale są one bardzo wrażliwe. Niemcy są czwartą gospodarką na świecie, ale wynika to z eksportu. Eksporterzy zawsze charakteryzują się naturalną podatnością na możliwości i zachcianki konsumentów. Jednym słowem, Niemcy są zakładnikami gospodarczego dobrobytu otaczającego je świata.”...”W tym sensie przeciwko Niemcom działa kilka sił. Po pierwsze – rosnący w siłę europejski nacjonalizm będzie coraz częściej wybierał protekcjonizm w gospodarce i na rynku pracy. Słabe kraje prawdopodobnie sięgną po różne mechanizmy kontroli nad kapitałem, a silne zaczną ograniczać przekraczanie przez obcokrajowców – w tym obywateli UE – swoich granic. W związku z tym możemy spodziewać się długotrwałego spadku gospodarczego w Niemczech, który doprowadzi do wewnętrznego kryzysu społecznego i politycznego i osłabi w ciągu najbliższej dekady wpływy Niemiec w Europie.”...”Ośrodkiem wzrostu gospodarczego i politycznego będzie Polska. Polska cały czas będzie utrzymywać imponujące tempo wzrostu”...”Ponieważ Niemcami wstrząsną globalne gospodarcze i społeczne wrzenia, Polska zdywersyfikuje handel zagraniczny i w końcu stanie się dominującą siłą w Niziny Środkowoeuropejskiej. Co więcej, Polska może stać się liderem nowej antyrosyjskiej koalicji, do której w pierwszej połowie dekady przyłączy się Rumunia. W drugiej połowie  sojusz odegra ważną rolę w rewizji rosyjskich granic i w powrocie utraconych terytoriów formalnym i nieformalnym sposobem. W miarę słabnięcia Moskwy, ten sojusz zacznie dominować nie tylko nad Białorusią i Ukrainą, ale i nad obszarami położonymi dalej na wschód. Wzmocni to polityczne i gospodarcze znaczenie Polski i jej sojuszników.”...”Polska w dalszym ciągu będzie ciągnąć korzyści ze strategicznego partnerstwa ze Stanami Zjednoczonymi. Kiedy globalna siła wstępuje w takie strategiczne partnerstwo, zawsze dąży, na ile to możliwe, do wzmocnienia i ożywienia gospodarki partnera, by jednocześnie stabilizować społeczeństwo i umożliwić budowę silnej armii. Z Polską i Rumunią tak się właśnie stanie. Waszyngton nie ukrywa swojego zainteresowania regionem” – twierdzą analitycy Stratfor.”. ...(więcej )
Ważne
http://naszeblogi.pl/59828-paniczny-strach-w-berlinie-ze-kaczynski-odbuduje-i-rzeczposp

http://naszeblogi.pl/60312-rymkiewicz-niemieckie-media-w-polsce-nalezy-zlikwidowac

Mój komentarz Kaczyński już od 1990 roku stawiał się Niemcom i walczył o polskie interesy. A co może być ważniejsze od uznania granic Polski za nienaruszalne przez mające bandycką przeszłość państwo niemieckie . Już od 27 lat Niemcy robią wszystko, aby Kaczyński nie dostał się do władzy Nie ma chyb lepszej laurka dla Kaczyńskiego jako polskiego patrioty niż opluwanie go w niemieckich mediach i robienia wszystko przez Niemcy , ich agenturę , konfidentów i polskojęzyczne gadzinówki , aby nie zaczął w Polsce rządzić  Kaczyński stanowi dla Niemiec i ich planów budowy Miiteleuropy śmiertelne niebezpieczeństwo. Najlepszym dowodem na to jest niemiecka obsesja na punkcie budowy Międzymorza przez Kaczyńskiego Marek Mojsiewicz

Szumią morza trzy Wielu Czytelników zarzuca mi, że się powtarzam. To prawda – ale dlatego, że i sytuacja się powtarza. Oto w roku 2013, po kilkuletniej przerwie spowodowanej „resetem” dokonanym 17 września 2009 roku przez prezydenta Obamę w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, Stany Zjednoczone powróciły do aktywnej polityki w Europie Wschodniej. Polska ponownie trafiła pod amerykańską kuratelę i ponownie podjęła się roli amerykańskiego dywersanta na Europę Wschodnią, co objawiło się w postaci postępowania, polegającego na żyrowaniu przez Polskę w ciemno wszystkiego, co zrobią tamtejsi Umiłowani Przywódcy w rodzaju Arszenika Jaceniuka. Piotra Poroszenki, czy największej osobliwości w postaci Michała Saakaszwiliego. Kontynuacją tego było zadeklarowanie kijowskim dygnitarzom przez pana prezydenta Dudę 4 miliardów złotych pożyczki, żeby mogli sobie jeszcze przez jakiś czas z czego pokraść. Już mniejsza o to, w jaki sposób pan prezydent uzbiera taką sumę („nie mam głowy, jak ty to uzbierasz” - śpiewała Izabela Trojanowska), bo ważniejsze jest pytanie, czy jesteśmy skazani na bęcwalstwo, czy też z powrotu USA do aktywnej polityki w Europie Wschodniej Polska mogłaby uzyskać jakieś korzyści? Skoro Polska już podjęła się niebezpiecznej roli amerykańskiego dywersanta na Europę Wschodnią, to byłoby bardzo niedobrze, gdyby tę rolę odgrywała za darmo – jak to było za prezydenta Kaczyńskiego. Polska – po pierwsze - powinna uzyskać od Stanów Zjednoczonych zapewnienie, że USA nie będą wywierały na Polskę żadnych nacisków w sprawie realizacji tak zwanych „roszczeń majątkowych”, jakie Żydzi wysuwają wobec naszego nieszczęśliwego kraju, a po drugie – że ponieważ Polska, wychodząc naprzeciw amerykańskim oczekiwaniom i podejmując się roli amerykańskiego dywersanta na Europę Wschodnią, siłą rzeczy stała się państwem frontowym, to oczekiwalibyśmy, że USA potraktują Polskę tak samo, jak traktują inne państwo frontowe, to znaczy Izrael. W praktyce chodziłoby o finansową kroplówkę w wysokości 4 mld dolarów rocznie, plus udogodnienia wojskowe, z jakich korzysta Izrael. I jedna i druga sprawa ma żywotne znaczenie z punktu widzenia polskich interesów państwowych i uważam, że władze polskie powinny starać się uczynić z tego probierz jakości stosunków amerykańsko-polskich. Postępowanie przeciwne oznaczałoby polską zgodę na instrumentalne traktowanie naszego państwa, a byłoby niedobrze, gdyby politycy amerykańscy przyzwyczaili się, że Polskę nie tylko można, ale tak właśnie trzeba traktować. Wprawdzie sojusz amerykańsko-polski ma wszelkie znamiona sojuszu egzotycznego (polega on na tym, że jeśli jeden sojusznik traci niepodległość, to drugi może nawet tego nie zauważyć), ale o ile tej egzotyki nie możemy wyeliminować z uwagi na okoliczności obiektywne, to przecież możemy ją zmniejszać przez odpowiednie postępowanie, w którym również Polonia amerykańska mogłaby oddać Polsce wielką przysługę. Warto zwrócić uwagę, że zapowiedzi rozlokowania m.in. na terenie Polski amerykańskiego wojska „w sile brygady pancernej”, czy urządzenie tu amerykańskich magazynów ciężkiej broni, to nie to samo. Ani bowiem te wojska nie będą podlegały polskim władzom, tylko będą wykonywały rozkazy przywódców amerykańskich, ani broń tu zmagazynowana nie będzie mogła być wykorzystana przez Polskę bez zgody jej właścicieli. Dlatego Polska jest zainteresowana modernizacją WŁASNYCH sił zbrojnych, które nie tylko stanowią element sił zbrojnych NATO, ale w dodatku są rozlokowane na wschodnim skraju obszaru obrony Paktu Atlantyckiego. Ich wzmocnienie leży zatem w interesie wszystkich członków NATO, a jednocześnie wychodzi naprzeciw polskim interesom państwowym. I tylko takie zgrywanie interesów Paktu Atlantyckiego z polskimi interesami państwowymi pozwoli Polsce na uzyskiwanie korzyści z faktu uczestnictwa w NATO. Obecne podróże pani premier Beaty Szydło, prezentowane przez życzliwą państwową telewizję jako dyplomatyczna ofensywa, stwarzają dobrą okazję do zastanowienia się nad jeszcze jedną sprawą, a mianowicie – powrotem do Heksagonale – jednak uzupełnionego i poprawionego. Wspominał o tym jeszcze w roku 2001 Jan Nowak Jeziorański, publikując w „Rzeczpospolitej” artykuł „Czy NATO jest zagrożone?” - ale atak terrorystyczny na USA z 11 września sprawił, że na czoło listy amerykańskich priorytetów politycznych wysunęła się „wojna z terroryzmem” - cokolwiek miałoby to oznaczać – do której USA potrzebowały sojuszników, m.in. Niemiec, więc aktywna polityka europejska musiała zostać odłożona do lepszych czasów. Teraz jednak, w związku z powrotem USA do aktywnej polityki w Europie w związku z rozgrywką z Rosją, a także w związku z kryzysem, jaki spektakularnie dotknął Unię Europejską, podważając dotychczasowe niemieckie przywództwo, można by do tego wrócić. Chodzi oczywiście o tak zwane „Międzymorze”, to znaczy Estonię, Łotwę, Litwę, Polskę, Czechy, Słowację, Węgry, Słowenię, Chorwację, Serbię, Rumunię i Bułgarię – a więc państwa leżące między Morzem Bałtyckim, Czarnym i Adriatykiem. Zamieszkuje je ponad 80 milionów ludzi, a więc mniej więcej tylu, ilu w samych Niemczech. Międzymorze nie stanowiłoby więc zagrożenia dla nikogo, natomiast mogłoby spełniać rolę sojuszu realnego dla swoich uczestników pod warunkiem uniknięcia błędu popełnionego podczas poprzedniej próby pod nazwą „Heksagonale”, która nie miała dostatecznie silnego lidera, czy ściślej – protektora. O tym właśnie pisał m.in. we wspomnianym artykule Jan Nowak-Jeziorański – że „ze Stanami Zjednoczonymi na czele”. Brak tego protektora sprawił, że Niemcy z łatwością tę inicjatywę storpedowały i próżnię polityczną, jaka w Europie Środkowej pojawiła się wskutek ewakuacji stamtąd sowieckiego imperium, zaczęły wypełniać poprzez rozszerzanie na wschód Unii Europejskiej, której były niekwestionowanym politycznym kierownikiem. W tej sytuacji współpraca polityczna w ramach Grupy Wyszehradzkiej, powinna być m.in. skierowana na przekonywanie polityków amerykańskich do koncepcji Międzymorza nie tylko jako zapory przed ewentualną rosyjską ekspansją w kierunku zachodnim, ale również jako przeciwwagi dla strategicznego partnerstwa niemiecko-rosyjskiego, które miałoby wyznaczać ramy polityki europejskiej. Wydaje się, że obecna sytuacja sprzyja powrotowi do tamtej - ale uzupełnionej i poprawionej - koncepcji. Polska polityka zagraniczna uzyskałaby wtedy perspektywę szerszą niż dotychczasowe zadaniowanie starych kiejkutów – a to byłaby niewątpliwie „dobra zmiana”.

Stanisław Michalkiewicz

13 lutego 2016 Resort finansów zabrał się za „wyłudzaczy” VAT

1. Ministerstwo finansów bez specjalnego rozgłosu finalizuje prace nad rozwiązaniem, które zdaniem resortu w zasadniczy sposób ograniczy wyłudzanie podatku VAT w tzw. karuzelach podatkowych. Jak informuje w wywiadach wiceminister finansów Konrad Raczkowski w resorcie kończą się prace nad tzw. Jednolitym Plikiem Kontrolnym (JPK) czyli zestawie informacji jakie drogą elektroniczną będą musieli przesyłać przedsiębiorcy do urzędów skarbowych od 1 lipca tego roku ci którzy zatrudniają więcej niż 250 osób albo mają obroty wyższe niż 50 mln zł rocznie (pozostałe firmy od 1 lipca 2018 roku). Chodzi przede wszystkim o szczegółowe dane finansowo-księgowe i handlowe, a więc między innymi ewidencję zakupów i sprzedaży, informacje o wpływach i płatnościach, obniżkach cen, rabatach ale nawet wyciągi bankowe i przebiegi pojazdów firmowych. Ponieważ dane te będą przekazywane drogą elektroniczną i w sposób jednolity w odniesieniu do wszystkich firm, urzędy skarbowe przy pomocy specjalnych programów będą w stanie bardzo szybko wyłapać fikcyjne transakcje dokonywane przez tzw. firmy słupy, które po przeprowadzeniu kilkuset tego rodzaju transakcji w ciągu 2-3 miesięcy znikają. JPK wprowadziły już niektóre kraje unijne (Portugalia, Francja, Luksemburg, przygotowuje się Litwa) i jak się okazuje z bardzo dobrymi rezultatami (np. w Portugalii w pierwszym roku obowiązywania tego rozwiązana wpływy z VAT wzrosły o 13%). Resort finansów spodziewa się, że w pierwszym roku po wprowadzeniu tego rozwiązania w Polsce dodatkowe wpływy podatkowe z VAT mogą wzrosnąć przynajmniej o 15 mld zł.

2. Przypomnijmy tylko, że wyłudzenia podatku VAT zdarzały się już 2-3 po wprowadzeniu tego podatku (zajmowała się tym między innymi fundacja Pro Civili związana Wojskową Akademią Techniczną) ale w ostatnich latach szczególnie w okresie kiedy ministrem finansów został Jan Vincent Rostowski przyśpieszyły i sięgnęły 3% PKB, a więc w warunkach roku 2014 ponad 52 mld zł rocznie. Z kolei w latach 2005-2007 podczas rządów koalicji PiS-LPR-Samoobrona wielkość tych wyłudzeń została poważnie ograniczona i na koniec 2007 roku była szacowana na 0,6% PKB, a więc na około 7-8 mld zł. Bardzo precyzyjnie o wyłudzeniach podatku VAT pisze prof. Witold Modzelewski, w latach 1992-1995 wiceminister finansów i twórca ustawy o podatku VAT, który wprowadzał ten podatek do polskiego systemu podatkowego. W jednym z ostatnich artykułów na ten temat podzielił wyłudzenia na dwie grupy i podał precyzyjne dane dotyczące kwot tego podatku, które nie wpłynęły do budżetu państwa tylko zostały w prywatnych kieszeniach.

Pierwsza to klasyczne wyłudzenia czyli nienależne wypłaty dokonane przez urzędy skarbowe, które wynoszą co najmniej 15% ogólnej zwrotów, która w ostatnich latach gwałtownie rośnie: w roku 2012 wyniosła 70 mld zł, a więc wyłudzenia wyniosły przynajmniej 10,5 mld zł, w roku 2013 -80 mld zł, wyłudzenia – przynajmniej 12 mld zł, w 2014 roku- 87 mld zł, wyłudzenia przynajmniej 13 mld zł, wreszcie wg. wstępnych danych za rok 2015 zwroty wyniosły ok. 90 mld zł więc wyłudzenia, przynajmniej 13,5 mld zł. Druga grupa to nie wpłacone kwoty od podatników uchylających się od opodatkowania szacowane przez prof. Modzelewskiego na 14% wpływów z tego podatku więc w 2012 roku wyniosły one przynajmniej 13 mld zł, w 2013 roku-15 mld zł w 2014 -14 mld zł i w 2015 wyniosły około 16 mld zł.

3. A więc możliwości ograniczenia wyłudzeń są olbrzymie i rząd Beaty Szydło wręcz z marszu zabrał się do wprowadzenia rozwiązań, które będą mogły się do tego przyczynić. Do tej pory rosnąca z roku na rok skala zjawiska wyłudzeń VAT w Polsce, w 2015 roku sięgająca 3% PKB, sugerowała wręcz swoiste przyzwolenie polityczne rządzącej koalicji Platformy i PSL-u na ten proceder. W nowym rządzie tego przyzwolenia politycznego na wyłudzanie podatku VAT już nie ma i stąd bardzo szybkie prace nad rozwiązaniami, dzięki którym do budżetu państwa wpłynie dodatkowo kilkanaście miliardów złotych. Kuźmiuk

„Fołksfront” przeciwko „sanacji” Wprawdzie antypolskie działania, do których wciągane są instytucje Unii Europejskiej, mogą spowodować groźne następstwa zarówno dla państwa, jak i dla narodu polskiego – bo państwo może zostać rozebrane, zaś naród polski – we własnym kraju zepchnięty do roli narodu drugiej kategorii, ale mimo całej powagi sytuacji, obfituje one w niezamierzone elementy komiczne i tragikomiczne, czyli groteskowe. Wojna polityczna, jaką przeciwko Prawu i Sprawiedliwości prowadzi RAZWIEDUPR, wykorzystujący w tym celu wykreowane przez bezpiekę Platformę Obywatelską i Nowoczesną oraz konfidentów, masowo zmobilizowanych do Komitetu Obrony Demokracji, którzy na polecenie i pod dyskretną kontrolą oficerów prowadzących co sobotę kicają jak nie w obronie demokracji, to w obronie praworządności, jak nie w obronie praworządności, to w obronie wolności – bo wiadomo, że nikt nie obroni wolności skuteczniej od ubowców, którzy już w poprzednich pokoleniach ubeckich dynastii nieśli Polakom wolność i demokrację ludową. Kolaboruje z RAZWIEDUPR-em żydowskie lobby zarówno w Polsce, jak i za granicą, pokazując w ten sposób, że na naszych oczach odtworzył się sojusz „Chamów” z „Żydami”. Jak pamiętamy, polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza, z którą historyczny naród Polski od 1944 roku musi dzielić terytorium państwowe, w 1955 roku, pragnąc uniknąć odpowiedzialności za zbrodnie okresu stalinowskiego, podzieliła się na dwie polityczne frakcje, które właśnie tak się nawzajem przezywały i próbowały tę odpowiedzialność zrzucić na siebie nawzajem. Sprytniejsze „Żydy” natychmiast przywdziały kostiumy szermierzy wolności i nieubłaganym palcem wskazały na „Chamów”, jako winowajców wszystkiego. Rozwścieczone tą bezczelnością „Chamy” podkreślały, że owszem – mordowały i łamały kości – ale przecież na polecenie „Żydów”, którzy im rozkazywali, jako ubecka elita. Ten konflikt miał kolejną odsłonę w marcu 1968, kiedy to „Chamy” odegrały się na „Żydach”, którzy sprytnie skorzystali z okazji, by wymieść się z cudnego raju na Zachód, gdzie od razu przywdziali szaty męczenników reżymu – tym bardziej wybielone, im większe łotrostwa w okresie dobrego fartu popełniali. Ktoś może się zżymać, że przypominam tamte dawne sprawy, ale jakże tu nie przypominać, kiedy obecna wojna polityczna w Polsce przypomina historyczną rekonstrukcję? Nie jest chyba dla nikogo żadną tajemnicą, że – o ile pan prezes Jarosław Kaczyński ma jakieś ideały - jego ideałem jest II Rzeczpospolita, ale pod rządami „sanacji”. Był to rodzaj autorytatyzmu, ale polskim zwyczajem – bardzo safandulskiego, więc na przykład z demonicznym autorytatyzmem hitlerowskim w ogóle nie porównywalnego. Ale chociaż safandulski, dla żydokomuny stanowi znakomity pretekst, by na tę historyczną rekonstrukcję odpowiedzieć swoją, a właściwie nie tyle „swoją”, co stalinowską rekonstrukcją historyczną w postaci tzw. „fołksfrontu”. W latach 30 Ojciec Narodów obmyślił bowiem strategię przechwytywania przywództwa politycznego w krajach Europy Zachodniej przez partie komunistyczne pod pretekstem robienia „no pasaran” faszyzmowi. W tym celu faszyzm, chociaż był jedną z radykalnych postaci socjalizmu, został uznany za „prawicę” i to w dodatku „skrajną”, dla której przeciwwagą miały być „fronty ludowe”, czyli tak zwane „fołksfronty”, w których role politycznego kierownika miała pełnić żydokomuna. Dla postkomuny, która po uwłaszczeniu utraciła wszelką wiarygodność wśród „proletariatu” (symbolicznym tego wyrazem była scena, gdy do manifestacji bezrobotnych przez Sejmem wyszła posłanka Izabela Sierakowska, w futrze do kostek, uciułanym ze „społecznej wrażliwości”, podobnie jak wystawny dwór w Radawcu koło Lublina), uczestnictwo w „fołksfroncie” jest znakomitym wyjściem z patowej sytuacji ideologicznej tym bardziej, że utraciwszy wiarygodność w środowisku tradycyjnego proletariatu, musi odwoływać się do proletariatu zastępczego w postaci sodomitów, gomorytek, no i oczywiście Żydów, którzy , jeśli tylko trzeba, mogą odegrać każdą rolę i wcielić się w cokolwiek – jak to pokazał Woody Allen w filmie „Zelig”, kiedy to tytułowemu Zeligowi, jak tylko znajduje się wśród Murzynów, zaraz czernieje skóra, a gdy jest wśród kobiet w ciąży – rośnie brzuch. „Żydy” mają oczywiście swoją kalkulację, obliczoną na doprowadzenie mniej wartościowego narodu tubylczego do stanu psychicznej, a potem i fizycznej bezbronności, by go tym łatwiej ograbić pod pretekstem tak zwanych „roszczeń”. Skoro jest do zrobienia taki znakomity interes, to czemuż nie odegrać historycznej rekonstrukcji w postaci „fołksfrontu”, który dodatkowo uzyska wsparcie ze strony Niemiec, zainteresowanych przecież załatwieniem remanentów oczekujących na to już od 70 lat! Na tym tle groteskowo wygląda celebrowanie przez część katolickiego duchowieństwa w Polsce „Dnia Judaizmu”, w ramach którego – niezależnie od wymyślanych każdego roku kabotyńskich haseł – Kościół katolicki w Polsce wprzęgany jest nie tylko w służbę żydowskiej polityki historycznej, która co najmniej od kilkunastu lat jest ściśle skoordynowana z polityką historyczną niemiecką, ale również w służbę żydowskiego przemysłu rozrywkowego. Chociaż niektóre aspekty obchodów „Dnia Judaizmu” wywołują niezamierzony efekt komiczny, to generalnie sprzyjają one doprowadzaniu historycznego narodu polskiego do stanu psychicznej bezbronności. Czym kieruje się żydofilska część katolickiego duchowieństwa w Polsce – trudno zgadnąć, bo jeśli liczy na to, iż po uzyskaniu ekonomicznej, a co za tym idzie – społecznej i politycznej dominacji w Polsce, Żydzi w stosunku do Kościoła, a zwłaszcza – duchowieństwa, zachowają się tolerancyjnie, to z pewnością się przeliczy. Przestrogą niech będzie żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją Adama Michnika. Kreuje się ona na przeciwniczkę przypominania byłym konfidentom SB ich zaangażowania, ale kiedy tylko trzeba kogoś zdyscyplinować, bez najmniejszego wahania sięga po lustracyjny miecz. Tak było w przypadku JE abpa Henryka Muszyńskiego, któremu przy okazji pogrzebu którejś ofiary katastrofy smoleńskiej wypsnęło się w kazaniu zdanie o potrzebie „kontynuowania misji zmarłego prezydenta”. „Gazeta Wyborcza” przywróciła go do rzeczywistości dwoma słowami: „lustracji też?” i tak jest teraz w przypadku JE bpa Wiesława Meringa, którego, kiedy tylko ośmielił się skrytykować atakującego Polskę niemieckiego niedouka Schulza, rzucona przez redakcyjny Judenrat na religijny odcinek frontu ideologicznego pani red. Katarzyna Wiśniewska, zlustrowała bez żadnych ceregieli. Stanisław Michalkiewicz


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
1995 05 16 1102
1102
CXA1100 1101 1102 1163
Ch org c d Weglowodany, aminokwasy id 1102
NTR CompleteLCA EcoProfile 1102 pdf
(53) Leki stosowane w chorobach wątrobyid 1102 ppt
1102
1102
1995 05 16 1102
1102 DUO Cantrell Kat Miłość nam wszystko utrudni
1102
1995 05 16 1102
akumulator do zaz 1102 tavria 12
ti 1102 Transporter 2004 Heating and Air Conditioning
rfb1082 1102 1122 man
1102
1102 DUO Booth Karen Niezapomniana noc

więcej podobnych podstron