Stefan Żeromski
Popioły
WSTĘP BN – oprac. Irena Maciejewska
Geneza „Popiołów” i praca nad nimi
Myśl, aby napisać cykl powieści o zrywach niepodległościowych od samego ich początku, tutaj od wojen napoleońskich, powstała u Żeromskiego prawdopodobnie pod wpływem Mickiewicza. O tym, że „Popioły” miały być częścią luźno traktowanego cyklu z dziejów polskich walk narodowowyzwoleńczych, świadczą zarówno utwory tym zrywom poświęcone, jak i dzieła planowane, choć niezrealizowane. Wśród pierwszych były „Rozdziobią nas kruki wrony”, „O żołnierzu tułaczu”, „Echa leśne”, „Wierna rzeka”, „Sułkowski”. Po ukończeniu u schyłku 1899 „Ludzi bezdomnych” Żeromski zabrał się niezwłocznie do „Popiołów”, które jako temat dawno już atakowały jego wyobraźnię. Praca nad powieścią, stała uzupełnianie lektur historycznych 85 pamiętników oraz trwa następnie przez cały rok 1901 i znaczną część roku 1902. z datą 31 grudnia 1902 firma Gebethner i Wolff wydała pierwszy tom „Popiołów” dla prenumeratorów „Tygodnika Ilustrowanego”. Przez cały rok 1903 trwają dalsze prace nad przepisywaniem, poprawieniem i udoskonalaniem utworu. W grudniu 1903 całą trzytomowa powieść została wydrukowana przez Gebethnera i Wolffa z datą 1904.
Źródła historyczne „Popiołów”
Żeromski, przy nieistnieniu jeszcze wówczas całościowych opracowań historycznych, sam musiał gromadzić sobie materiał źródłowy, z którego tworzył obraz epoki i przebieg działań wojennych. Olbrzymia erudycja, niezbędna przy pisaniu powieści historycznej tak szeroko zakrojonej jak „Popioły”, która miała ambicje odtworzenia wydarzeń zgodnie z prawdą historyczną, w wielu partiach ciąży utworowi. Kreując fikcyjnych bohaterów pisarz dbał o to, aby działali oni wśród zdarzeń i osób rzeczywistych, historycznych. Praca powieściopisarza spotykać się tu musiała nieustannie z opartą na źródłach działalnością uczonego – historyka. Historycy ustalają i wymieniają z nazwiska i tytuły około 85 pamiętników i około 60 źródeł inspiracji literackich, wśród których na pierwszych miejscach sytuują się „Pan Tadeusz” Mickiewicza i „Wojna i pokój” Tołstoja. Także wiele słowników i roczników czasopism z lat 1806 – 1809, które służyły pisarzowi przy rekonstrukcji działań wojennych na ziemiach polskich. Kampanię włoską z roku 1897 , hiszpańską z lat 1807 – 1808, wojnę na ziemiach polskich z lat 1806 – 1807 pisarz odtwarza wg zapisów historycznych. Relacjonuje – jak historyk – kolejne przebiegi zdarzeń: organizowanie się wojska, ich przemarsze, ich działania zaczepne i obronne, potyczki i bitwy. Często bardzo szczegółowo opisuje ich mundury, uzbrojenie, sposoby budowania umocnień i ich pokonywania. Przywołuje ogromną ilość nazwisk ludzi rzeczywiście biorących udział w opisywanych wydarzeniach (Józef Zajączek, Stanisław Fiszer, gen. Michał Salonicki, Józef Poniatowski). Odrębną sprawą jest przedstawienie i ocena wybitnych przedstawicieli sceny militarno – politycznej doby wojen napoleońskich. Oprócz Napoleona wprowadził pisarz postaci głównych wojskowych dowódców i organizatorów Legionów oraz armii Księstwa Warszawskiego. Na plan pierwszy wysunął gen. Henryka Dąbrowskiego, ukazanego w powieści zgodnie z tradycją Mickiewiczowską – jako wielki i prawy żołnierz Rzeczypospolitej, a wbrew niechętnej ocenie tej postaci przez historyków pozytywistycznej (m.in. Tadeusza Korzona). Żeromski wysoko cenił tradycję orężnych walk niepodległościowych, co znalazło wyraz zarówno w samym podjęciu tematu napoleońskiego, jak i jego przedstawieniu, w eksponowaniu zasług zarówno prostych żołnierzy, jak i ich przywódców. W „Popiołach” pokazał, że „Legiony pracowały nie tylko dla teraźniejszości, lecz dla dalekiej przyszłości […] Przez potop trójrozbiorowy przeniosły ocalone hasła niepodległości”.
W kleszczach cenzury
Przystępując do pracy nad „Popiołami” Żeromski musiał liczyć się z warunkami cenzury. Ta wielka powieść traktująca o najważniejszym rozdziale dziewiętnastowiecznych polskich walk narodowo – wyzwoleńczych nie używa, bo używać nie mogła, słów takich jak Polska, ojczyzna, walka o wolność i niepodległość. Nawet przymiotnik „polski” musiał być zastępowany określeniem „sarmacki”. Nie ma w niej także słowa o rozbiorach, choć dobitnie nakreślona w osobach Piotra Wolbromskiego, księcia Gintułta i Trepki tradycja wprowadza polskie boje narodowowyzwoleńcze z tradycji działalności Oświeconych i Insurekcji Kościuszkowskiej. Nie ma w niej także przywołanego nazwania Rosji i rosyjskich wojsk, z którymi przecież walczą zarówno żołnierze Kościuszki, jak i Napoleona. Niemożność wprowadzenia do utworu Rosjan sprawia, że w całym utworze udział wojsk rosyjskich, jest zatajony. W powieści w ogóle nie Rosjan, nie ma zaboru rosyjskiego. Jest enigmatyczny i nieokreślony „nieprzyjaciel”.
„Popioły” jako panorama Polski na przełomie XVIII i XIX wieku.
„Popioły” opatrzył Żeromski podtytułem „Powieść z końca XVIII i początku XIX wieku”. Jest on bardzo istotną wskazówką do lektury tekstu. Zwraca wyraźnie uwagę na fakt, że „Popioły” tylko częściowo poświęcone są wojnom napoleońskimi udziałowi w nich Polaków. W kompozycji powieści dopiero w drugiej połowie drugiego tomu rozpoczyna się udział obydwu młodych bohaterów – Rafała i Krzysztofa – w walce o wolność kraju. Część pierwsza jest swego rodzaju „przygotowaniem” bohaterów do udziału w niej. Dwa pierwsze rozdziały „Popiołów” to polowanie i kulig - one wprowadzają czytelnika w świat utworu, w świat szlachecki, który – jak w „Panu Tadeuszu” – przedstawiony zostaje w istocie swego sarmackiego bytowania, w którym wysoko ceniono odświętną, zabawową stronę życia i w której na szczycie hierarchii owych zabaw stawiano polowanie. Ten świat sarmacko – szlachecki to pierwsza chronologicznie warstwa powieści. Postaci w „Popiołach”, ich sposoby życia na różnych piętrach struktury społecznej szlacheckiej Polski tworzą panoramę społeczno – historyczną, z której wywodzi następnie pisarz młodych bohaterów na szlaki walk napoleońskich. Panorama ta pomyślana jest w powieści szeroko i obejmuje całokształt szlacheckiej Polski z przełomu wieków. Żeromski zaczyna od samego dołu tej struktury: od pokazania życia i mentalności jednowioskowych obywateli szlacheckich: Nardzewski w Wyrwach i ojciec Rafała – reprezentują oni typ przeciętnego szlachcica wiernego tradycji ojców. Jest to przedstawienie stylu bycia, codziennego obyczaju i sposobu myślenia sarmackiej „braci szlachty”.
Objętościowo rzecz traktując, sprawy chłopskie nie zajmują w powieści zbyt wiele miejsca, ale za to potraktowane są z wyjątkowym dramatyzmem. Dziewiętnastowieczna tradycja wiąże zrywy niepodległościowe przede wszystkim z dworem szlacheckim – Żeromski dążył do przezwyciężenia tego typu myślenia. W „Popiołach” uświadamia to przede wszystkim poprzez ostre obrazy chłopów walczących o Polskę z jednej strony, przez obrazy chłopskiej krzywdy z drugiej. Ma to ukazać, że walka o wolność jest sprawą całego narodu. Akcentowanie udziału wszystkich klas społecznych w walkach o niepodległość wiązało się wyraźnie z programem niepodległościowym Żeromskiego oraz działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej, której ideom sprzyjał pisarz.
Pisarz wprowadza do powieści Żydów – i to nie jako karczmarzy, bowiem jednego z nich przedstawia jako zindywidualizowana i bardzo pozytywną postać, jest to Uryś – Uriasz, pracowity i mądry Żyd, który karczuje nieużytki w Wygnance i jest partnerem egzystencjalno-metafizycznych dociekań Piotra Olbromskiego.
Warszawa – z jednej strony ukazana jest poprzez hulaszczy, beztroski tryb życia młodzieży magnackiej i szlacheckiej, skupionej wokół księcia Józefa i jego towarzystwa „spod Blachy”. Jednak z drugiej strony przedstawia pisarz środowisko ludzi myślących, oświeconych: to Książe Gintułt i major de With, masoni oddający się głębokim studiom metafizycznym nad istotą i sensem życia. Loża Izys wprowadzona jest do „Popiołów” jako kontynuatorka idei oświeceniowych. W samych lożach masońskich tematyki patriotyczno – narodowej nie podejmowano z założenia programowego, nastawione one jednak były na działanie w duchu doskonalenia wewnętrznego. Loża wprowadzona jest do powieści od strony tajemniczego, nieznanego obyczaju, oraz poprzez egzystencjonalno – filozoficzne zainteresowania jej członków. Wprowadzając wątek masoński Żeromski załatwiał pisarsko kilka problemów: po pierwsze ukazywał związek czasów porozbiorowych z postępową tradycją okresu Oświecenia, a także rozświetlał tajemnicze mroki otaczające działalność masonerii.
Młodopolska powieść historyczna.
„Popioły” Żeromskiego miały być częścią luźno traktowanego cyklu z dziejów polskich walk narodowowyzwoleńczych, o czym świadczą zarówno utwory tym zrywom poświęcone, jak i dzieła planowane, choć niekoniecznie zrealizowane. Wśród pierwszych były, drukowane przed „Popiołami”, „Rozdziobią nas kruki i wrony”, „O żołnierzu tułaczu”, oraz, napisane już po „Popiołach” – „Echa leśne”, Sułkowski”, „Wierna rzeka”.
Do rekonstrukcji działań wojennych na ziemiach polskich służyły pisarzowi różne słowniki i roczniki czasopism z lat 1806 – 1809, historycy oprócz tego ustalają i wymieniają okoła 85 pamiętników i około 60 innych źródeł inspiracji literackich, wśród których odnajdziemy chociażby „Pana Tadeusza” Mickiewicza, czy „Wojnę i pokój” Tołstoja. Żeromski bowiem, przy nieistniejących jeszcze wtedy całościowych opracowaniach historycznych, sam musiał gromadzić sobie materiał źródłowy, z którego tworzył obraz epoki i przebieg działań wojennych. Ta olbrzymia erudycja, niezbędna przy pisaniu powieści historycznej zakrojonej tak szeroko, jak „Popioły”, która miała ambicje odtworzenia wydarzeń zgodnie z prawdą historyczną, w wielu partiach ciąży utworowi. Kreując fikcyjnych bohaterów pisarz dbał o to, by działali oni wśród osób i zdarzeń historycznych, rzeczywistych, praca pisarza musiała więc nieustannie spotykać się z nieustannie opartą na źródłach działalnością uczonego – historyka.
Krytyka współczesna Żeromskiemu przyjęła „Popioły” z entuzjazmem, ale i pewnym zakłopotaniem. Zakłopotanie to budziła nieprzystawalność utworu do wzorca powieści Walerscotowsko – Sienkiewiczowskiej, która organizowała historie wokół wyraziście nakreślonej akcji romansowo – przygodowej. W „Popiołach” takiej kompozycji nie znajdowano. Wątek romansowy biegnie tu osobno i kończy się z momentem wejścia bohatera w wojnę, w historię. Ubolewano więc, że powieść ma złą kompozycję. Jedynie Ignacy Matuszewski próbował uchwycić istotę tej kompozycji i jej nowość, podkreślał więc współwystępowanie w utworze elementów epickich i lirycznych oraz nasycenie go opisami przyrody, potraktowanymi lirycznie jako ekwiwalent uczuć i nastrojów bohaterów. Zwracał tez uwagę, że fakty w „Popiołach” nie stanowią nierozerwalnego łańcucha wydarzeń nie połączonych ze sobą pragmatycznie, oraz, że powieść nie jest odtworzeniem kolejnych wydarzeń, ale wyborem pewnych motywów epickich. Te motywy właśnie, tj. wydarzenia historyczne w części pierwszej i przygodowe w części drugiej, wyłaniają się w ‘Popiołach” z szeroko nakreślonej panoramy życia społecznego i obyczajowego. Później nazwano ten typ organizacji fabuły „budową nieciągłą, skokową”. Zwrócono także uwagę, że powieść, zwłaszcza w części pierwszej, rozpada się na szereg luźnych epizodów o samowystarczalnej dynamice fabularnej. Ta nieciągła budowa polega przede wszystkim na wyborze tylko niektórych wydarzeń z historii. Jak pisarz dokonuje tych wyborów? W przedakcji utworu przypomniane są kolejno wydarzenia Konfederacji Barskiej, Szkoła Rycerska i Insurekcja Kościuszkowska, wreszcie Legiony Dąbrowskiego. Pisarz wybiera więc te zdarzenia z dziejów narodu, które dokumentują wole obrony zagrożonej niepodległości i następnie walki o jej odzyskanie. Pokazuje „czerep rubaszny” Polski sarmackiej, tradycjonalistycznej, egoistycznej, ukazuje „popioły” życia narodowego, ale zarazem odtwarza dzieje Polski nowej, walczącej o niepodległość. Ów nieciągły tok fabularny przeplatany jest rozdziałami, które nie posuwają naprzód wydarzeń, jednak wzbogacają powieść. Mają one charakter rodzajowych opisów – jak opis polowania, kuligu, chaty chłopskiej, bądź liryczno – nastrojowych przerywników: są to przedstawienia przyrody – lasu, nocy zimowe, wiosny. Przerywniki te stanowią w powieści młodopolskiej istotny czynnik kompozycyjny – pozwalają na ekspresje osobowości bohaterów. Kompozycję takiej nieciągłej, epicko – lirycznej powieści, stworzył Żeromski w „Ludziach bezdomnych”, w „Popiołach” jej inspiracje mogły płynąć także od „Pana Tadeusza”.
Część druga „Popiołów”, odtwarzająca kampanie Napoleona na ziemiach polskich, dość wyraźnie wyodrębnia się od połowy tomu drugiego, a zaczyna się wyprawą Rafała i Krzysztofa na wojnę – to powieść wojenna, militarna. Opowiada w niej pisarz kampanię napoleońską na ziemiach polskich z lat 1806 -1807 i następnie wojnę austriacką z r. 1809 i równolegle z nią kampanię Napoleona w Hiszpanii i udział w niej Polaków.
Narracja traktowana jest w obydwu częściach zgoła odmiennie. W pierwszej części dominuje narracja personalna prowadzona z pozycji Rafała, która pokazuje świat tak, jak się ona jawi w świadomości bohatera. W doświadczeniu i przeżyciu Rafała zostaje więc przedstawiony niemal w całości epos szlachecki „Popiołów”: Wyrwy, Tarniny, Wygnanka, Grudno, Warszawa, Kraków, później Olszyna i Stokłosy. W części militarnej dominuje zdecydowanie narracja autorska. Wydarzenia akcji militarnej powieści przedstawiane są z reguły z pozycji autora, który występuje jako historyk zorientowany w całości przedstawianych wydarzeń. Często te punkty widzenia i typy narracji współistnieją ze sobą (bitwa pod Raszynem, która po części jest przedstawiona personalnie przez Rafała, który referuje przebieg bitwy jak historyk, wie kto, jak, gdzie z kim i dlaczego.
W efekcie „Popioły” są pierwszą talk szeroko zakreśloną panoramą życia polskiego w powieści. Są epopeją łączącą, syntetyzującą elementy powieści społeczno – obyczajowej, przygodowej i historyczno – wojennej, jest to powieść, która w wielką epikę historyczną wbudowuje dzieje uczuć i myśli pokazując ich wzajemne zawęźlenia i współistnienia w kreacji bohaterów. W tym sensie „Popioły” otwierają dzieje nowoczesnej epiki polskiej, nie tylko epiki historycznej.
VI. Stosunek Żeromskiego do wojen napoleońskich + VII. Napoleon.
Stosunek pisarza do wojen napoleońskich i do zagadnienia wojny w ogóle nacechowany jest w „Popiołach” daleko idącym krytycyzmem. Jego bohaterowie biorąc udział w wojnie nie pełnią swego rzemiosła bezrefleksyjnie. Z jednej strony wojna jest potrzebna, za jej sprawą dzieją się wielkie historyczne przemiany, zmiany systemów społeczno – ekonomicznych. W wielu miejscach powieści mowa jest o tym, ze Napoleon niesie idee rewolucji francuskiej, idee postępu społecznego, a szczególnie, że niesie wolność chłopom. Z drugiej stronie wojna jest złem, wyzwoleniem barbarzyństwa w człowieku, niesie śmierć, cierpienie, zniszczenie. Napoleon obecny jest w „Popiołach” w widzeniu i myśleniu kilku bohaterów, z pozycji przedstawicieli kilku warstw społecznych. W pierwszym tomie będzie więc on obecny w myśleniu Józefa Sułkowskiego, adiutanta Napoleona, który widzi w dowódcy genialnego, nieulękłego mężczyznę o „tajemniczej sile” i „nadludzkiej potędze”. Takąż samą wizję Napoleona przejawiają w powieści żołnierze. Jest to wódz ludzi, który jak Bóg widzi każdą twarz, pamięta wszystko, nawet przyrzeczenie złożone kiedyś „najsłabszemu ze swoich żołnierzy”. W powieści zderzona zostaje wiedza o wojnach napoleońskich z ich ideologią (hasłą rewolucji francuskiej) oraz z legendą uosobioną w cesarzu. Tej legendy ani ideologii Żeromski nie podważa.
VIII. Bohaterowie powieści.
RAFAŁ, czyli „vita activa”.
Żeromski wyposażył Rafała w radość, siłę i rozmach życiowy, a więc w bezcenny kapitał młodości. Rafał chłonie i doświadcza świata wszystkimi zmysłami bogato wyposażonej natury, natury nieokiełznanej żadną tresurą, żadnymi normami życia społecznego. Pedagogowie i ojciec z trudem próbują go wepchnąć w łożysko tych norm, co im się nie udaje.
Pisarz prezentuje Rafała w sposób mickiewiczowski – najpierw na polowaniu, w zabawie szlacheckiej, sprawdzającej siłę, zręczność i szereg innych zalet człowieka pierwotnego. Potem widzimy go jako tancerza i adoratora pięknej Heleny, w momencie budzenia się zmysłów, a następnie w szkole, gdzie pod przymusem uczy się on gramatyki łacińskiej, jednak wrodzony wstręt do książek znacznie mu ową naukę utrudnia.
Rafał ukazany zostaje jako młodzieniec pełny siły i męstwa graniczącego z zuchwalstwem, a wreszcie dumy i fantazji bliskiej szaleństwu. Słowem: młody szlachcic polski.
W literaturze polskiej, bardzo do czasów Żeromskiego cnotliwej i powściągliwej erotycznie, Rafał zostaje pokazany w zgoła innej roli: jako kochanek dwóch kobiet. W tym tkwi pewne wyzwanie obyczajowe powieści. Rafał intelektualne mierzy się w powieści z zagadnieniami przemijania uczuć i umierania a nawet największych namiętności (rozmyślania po śmierci Heleny).
Cała historia Rafała jest swoistym fabularnie skonstruowanym głosem w dyskusji filozoficznej, którą wprowadza pisarz do powieści. Jest głosem epoki modernistycznego aktywizmu w wielkim przez wieki stawianym pytaniu o sens i wartość życia, o jego miary. Z modernizmem łączy się wyraźnie dane Rafałowi na samym początku powieści krańcowych doznań egzystencji: miłości i śmierci zarazem, co powtarza się w fabule utworu. Pisarz pokaże Rafała w całym szeregu wojennych sytuacji, które realizują jego osobowość żołnierza. Wpisując los Rafała w mickiewiczowski paradygmat przemiany Gustawa w Konrada, miłośnika w żołnierza, gruntownie tę przemianę przygotowuje. Zanim Rafał stanie się żołnierzem walczącym „za sprawę”, zanim ze szlacheckiego szaławiły stanie się obywatelem nadstawiającym głowy za rzecz pospólną, Żeromski ukazuje kolejne etapy jego patriotycznej edukacji.
KSIĄŻĘ GINTUŁT jako „vita contemplativa”.
Jest to były wychowanek szkoły rycerskiej i były żołnierz walk w obronie niepodległości. Z jego punktu widzenia referuje Żeromski wiele wydarzeń, za jego sprawą pisarz wprowadza do utworu problematykę filozoficzną i historiozoficzną. W fabule utworu pełni on też rolę siły sprawczej rozmaitych poruszeń, perypetii i doznań Rafała, który dzięki niemu wchodzi w różne środowiska (Grudno, Kraków, Warszawa) i doświadcza wielu rozmaitych spraw życia.
Gintułt przemierza w powieści rozległe szlaki. Jest we Włoszech, w Paryżu, w Ziemi Świętej, a także w różnych miejscach Polski. Gintułt walczy o jakość wewnętrzną człowieka, o przezwyciężanie zła w sobie, walczy o siebie doskonałego. Ten romantyczno – etyczny wątek splata się w myśleniu Gintułta z inspiracjami wielu filozofów, a przejawia się poprzez jego udział w ruchu wolnomularskim.
POSTACIE PLANU DALSZEGO:
KRZYSZTOF CEDRO – przyjaciel i daleki kuzyn głównego bohatera, Rafała Olbromskiego, jest w powieści figura mało samodzielna. Pełni on raczej rolę swoistego zwierciadła, w którym odbija się bujna osobowość Rafała. Poznajemy go w pierwszych partiach utworu jako współtowarzysza edukacji szkolnej Rafała w Sandomierzu. Jako osobowość jest antytezą Rafała, reprezentuje „cnoty miękkie”: wrażliwość, delikatność uczuć, łagodność, dobroć, współczucie. W całości bohater ten istnieje bardziej jako element rozwoju fabuły niż jako osobowość powieściowa.
WUJ NARDZEWSKI to typ człowieka starej daty, oddanego wprawdzie za wolność kraju (stary konfederat barski), ale nieprzejednanego konserwatysty w zakresie poglądów społecznych. Taki sam typ bohatera prezentuje ojciec Rafała, przedstawiony nadto jako człowiek patriarchalno – autorytarny, despotycznie traktujący nie tylko poddanych, ale też własną rodzinę.
SZCZEPAN TREPKA – NEKANDA należy do rodziny dziwaków, ludzi odstających od otoczenia, nieprzystosowanych. Dziwactwo to najogólniej polega na nieprzystosowaniu się do niewoli, na wewnętrznej niezgodzie na stan istniejący w kraju.
BOHATEROWIE Z LUDU: MICHCIK I GAJKOŚ to postaci chłopów – żołnierzy. Służą oni do wprowadzenia nowego typu myślenia o społeczeństwie. Na ich przykładzie ukazuje Żeromski zmiany dokonujące się za sprawą egalitarnych prądów Wielkiej Rewolucji Francuskiej oraz wojny w mentalności ludzi i strukturze społecznej kraju. Gajkoś, niejako przejmując sztafetę pokoleń, wypowiada aspiracje ludu w armii Napoleona, wiąże z Napoleonem nadzieje na nowy demokratyczny porządek świata, porządek, w którym niepodległość złączona jest ściśle z wolnością społeczną podstawowych warstw narodu.
O bohaterkach kobietach w tej powieści trudno w ogóle mówić; istnieją one wyłącznie w widzeniu i odczuciu męskich bohaterów powieści, na ogół jako przedmiot męskiego pożądania. Odrobiną samodzielności psychicznej obdarzona została właściwie tylko Zofka – siostra Rafała.
Generalnie postaci dalszego planu dzielą się w „Popiołach” na dwa rodzaje: postaci fikcyjne, wykreowane, tak jaki i głównie bohaterowie powieści, oraz postaci historyczne, wprowadzone na karty powieści z dziejów, z życia ówczesnego. Postaci historyczne rysowane są zazwyczaj szczegółowo, ukazywane w jakimś momencie swego rzeczywistego działania.
IX. Symbol naczelny „Popiołów”
Po raz pierwszy odwołuje się pisarz do metaforyki „popiołów” w rozdziale poświęconym życiu i śmierci Piotra Olbromskiego. Przywołane słowo „popiół” oznacza tu nie tylko spopielenie ciała, ale także spopielenie uczuć. Jednak w powieści pojawiają się tez popioły jako iskry, jako odradzanie się z popiołów, czego wsparciem jest mil eleuzyjski wprowadzony w masońskim wątku powieści. Jest to odrodzeńcza symbolika popiołów, w których tkwią iskry nowego życia.
X. „Popioły” jako epos krajobrazu narodowego.
„Ogary poszły w las” – tym hasłem otwiera Żeromski „Popioły”. Hasło to prowadzi do czwartej ksiegi „Pana Tadeusza” – „Dyplomatyka i łowy”, w której czytelni dowiaduje się, wraz z tytułowym Panem Tadeuszem, że „ogary wpadły w otchłań lasu”. Żeromski, przywołując to hasło i sytuację młodego bohatera od pierwszego zdania powieści ustanawia system świadomych odwołań i paralelizmów. Sytuuje swoje dzieło jako kontynuację, aluzję i nawiązanie do arcypoematu Mickiewicza.
Opisy przyrody zajmują w „Popiołach” miejsce olbrzymie. Utwór z resztą rozpoczyna się kilkustronicowym opisem Puszczy Świętokrzyskiej. Te szeroko i rozlewnie rozbudowane opisy przyrody wiążą się z jednej strony z koncepcją człowieka jako istoty biologicznej, a z drugiej z wyeksponowaniem miejsca ziemi – ojczyzny, związku ziemi z językiem i tradycją. „Popioły” są przede wszystkim zapisem przeżycia przyrody ojczystej, jej piękna, jej wartości, jej chwały. Przyroda jest w „Popiołach”, tak jak w „Panu Tadeuszu”, uosobieniem polskości, jej rdzeniem. Jej opis, jej przeżycie, jest przeżyciem polskości.
POPIOŁY
TOM I
W GÓRACH
„Ogary poszły w las” rozpoczęło się polowanie. Wydawało się, że słychać jeszcze echo szczekania psów gdzieś od Samsonowskich lasów, od Klonowej, Bukowej i od Jeleniowej Góry. Opis dość mrocznego, zimowego lasu jodły ze spuszczonymi szczytami itp. Rafał stał oparty plecami o pień buka i nasłuchiwał. Wbrew myśliwskim zasadom zszedł ze stanowiska i doszedł do szczytu góry, potem wrócił na swoje miejsce (przy buku). Stamtąd widać było drogę, którą lubił jeździć ojciec Rafała, po której włóczyły się wilki i ruiny ariańskiego kościoła. Nagle chłopak usłyszał psy goniące za zwierzyną. Spomiędzy zarośli wybiegło stado saren, na ich czele szedł ciemnoorzechowy rogacz. Rafał już w niego celował, gdy na głowę spadła mu wielka czapa śniegu. Pistolet nie wypalił. Wściekły rzucił kolbą o ziemię i sam się nad nią rzucił. Gdy się podniósł, spostrzegł, że rogacza zabił Kasper. Razem z chłopem udali się do pana, słysząc jego nawoływania. Gdy podeszli do Nardzewskiego ten ochrzanił chłopa, że pierwszy ustrzelił rogacza. Coś tam się kłócą o ściętą jodłę i Niemca, który kazał się gdzieś wieźć jak najszybciej wozem i spadł z niego, a powożący się nie zorientował i dojechał na miejsce bez Niemca– mało istotne. Opowiadają o świętym jeleniu, którego nie można zabić, bo między rogami ma złoty krzyż. W drodze do domu opowiadają o swoich polowaniach. W domu na Nardzewskiego czeka komisarz, który przypomina mu o niezapłaconym podatku, przypomina, na jakich zasadach ma być płacona danina, co Nardzewski chce ogłosić następnego dnia na dworskim dziedzińcu. Rafał zmęczony przysłuchuje się rozmowie przysypiając przy kominku, w końcu Nardzewski wysyła go gdzieś, bo już zmrok zapada.
KULIG
Opis jadącego z Opatowskiego w kierunku Koprzywnicy kuligu w noc księżycową. Były tam różnego rodzaju sanie. Dogrywała żydowska kapela. Rafał jechał konno, jak większość młodych kawalerów. Jechał na ulubionej klaczy swego ojca, Baśce. Jechał za saniami, na których jechała panna Helena z jakąś drugą, mężatką albo wdową. Zamyślił się i zebrał ochrzan od pań, że ich nie zabawia, nie wie, jak się wytłumaczyć. Wskakuje na ich sanie z konia, co może być potraktowane jako afront. Rafał jest zły, bo już nie ma jak wskoczyć z powrotem na Baśkę. Jadą do domu ojca Rafała, gdzie będą się bawić. Początkowo wydaje się, że w domostwie tym jest za mało miejsca na tańce, jednak gospodarz prowadzi młodzież do starej kuchni z piekarnią przerobionej na salę zabaw. Teraz zaczęła się prawdziwa impreza. Rafał musiał wcześniej wyprzedzić kulig, żeby przyjąć gości wraz z ojcem. Teraz trochę popił, w tańcu wyznał miłość Helenie. Ta wyśmiała go, wszyscy zaczęli wtórować temu śmiechowi. Matka zgarnęła Rafała do spania, żeby ojciec nie zauważył, jak jego syn się upił. Gdy Rafał przebudził się w nocy, od razu chciał jechać do Heleny i zastukać 3 razy w jej okienko, próbował się ubrać, coś mu nie szło, w końcu usnął na nowo. Rano znaleziono go z nogami włożonym w rękawy jego kubraka, juz podartego, a niegdyś jednego z najładniejszych w okolicy.
POETICA
Rafał siedzi w krześle i powtarza jakiś wiersz po łacinie. Co chwile zamieniali się rolami z jego kuzynem, Krzysiem, dla rozrywki. Przez okno spoglądają na rybaka płynącego rzeką, tzn. Krzyś nie mógł go dojrzeć, bo, jako rasowy kujon, był krótkowzroczny ;p. Tutaj następuje jego opis: chudy, mizerny, słaby. Uczył się doskonale, ale nie zawsze był wytrwały. Uwielbiał Rafała za męstwo, odrabiał za niego prace domowe. Razem z Rafałem stacjonowali oni na stancji u profesora w Sandomierzu. Wieczorami zawsze gonili się i rzucali śnieżkami w ogrodzie na zboczu góry, schodzącym do Wisły. Tego dnia znalazłszy się w sadzie profesora przeskoczyli przez mur i wsiedli do cudzej łódki. Już nadchodziła noc. Bardzo szybko poniósł ich nurt i zgubili się z powodu panujących ciemności. Nie panowali nad łodzią. W końcu zatrzymali się na czymś, myśleli, że to brzeg Wisły, jednak to był lód, który się pod nimi załamał. Wchodząc na lód postanowili zostawić łódź, a w następnym dniu zapłacić rybakowi za jej zabranie. Gdy lód się pod nimi załamał, Rafał z ledwością złapał się rosnącej przy brzegu wikliny, resztką sił wyciągnął Krzysia z topieli. Nie wiedzieli, gdzie są, chcieli iść na Sandomierz, jednak Krzyś nie mógł nawet przebierać nogami. Rafał próbował go nieść, ale nie dał rady, wstrząsały nim dreszcze. W końcu rozebrał siebie i Krzysia z mokrych ubrań. Ciągnął Krzysia za rękę, ten ciągle się potykał, w końcu wstał i szli. Niedługo usłyszeli zegar na wieży kolegiackiej i już wiedzieli, że zbliżają się do Sandomierza od strony Opatowa. Dotarli do stancji profesora, obudzili go swym wejściem. Profesor był wściekły, kazał im położyć się do łóżek. Rafał nie mógł spać, ciągle się budził z myślą, że Krzyś przez niego umrze. Nad ranem zeszli się profesorowie i ustalili, że Rafał dostanie baty od pana Filipa, który potrafił to robić aż nazbyt dobrze. Rafał nie chciał poddać się karze, więc zaatakował nożem Filipa i uciekł.
NA POKUCIE
Rafał został wypędzony z sandomierskich szkół i wiódł teraz niewesoły żywot w Tarninie, w gospodarstwie ojca. W ciągu pierwszych dwóch tygodni nie mógł nawet ucałować dłoni ojca i zamienić z nim ani słowa. Jadł osobno w narożnej izbie, spał na sienniku w kącie. O świcie budził go podstarości Piotr i razem szli budzić resztę służby. Wtedy spotykał też siostrę Zofkę, która szła pilnować dojenia krów i zamieniał z nią kilka milszych słów – w innych porach dnia było to zabronione, nikt nie mógł zamienić słowa z tym „zakałą” i „wrzodem”. Rafała strasznie to nudziło. Pod koniec stycznia Rafał dostał pozwolenie na wspólne z rodzicami wyjście do kościoła, jednak nie mógł podejść z nimi do ołtarza. Strasznie go to bolało, bo musiał stać „na kościele” razem ze służbą, ale musiał być posłuszny ojcu. W kościele ujrzał pannę Helenkę, która jak zwykle była piękna. Od tej niedzieli zaczął źle sypiać, targała nim namiętność do Helenki. Bardzo schudł i pożółkł, podkradał się do stajni, by karmić smakołykami swą ukochaną Baśkę i powierzać jej swe sekrety.
NOC ZIMOWA
W marcu Rafał mógł już pokazywać się ojcu na oczy. Wieczorami czytywał mu gazety. Pewnej nocy, gdy czytał list Bonapartego do Dyrektoriatu z „Gazety Krakowskiej” z 1796 roku, zagadując ojca gwizdnął mu ze stolika klucz od stajni. Gdy ojciec zasnął, udał się na swe posłanie by zaczekać, aż cały dom uśnie. W nocy wdarł się do stajni i osiodłał Baśkę. W środku nocy gnał na swej klaczy do ukochanej Heleny. Pod jej oknami 3 razy stuknął cicho w okiennicę, nie mógł oderwać wzroku od jej postaci. Wyszła do niego, poprzytulali się, wycałowali, potem Rafał opowiadał, jak do niej dojechał. Te chwile szczęścia przerwał im Gos piszczałki wartownika nocnego. Helena poszła do wartownika, wołała do siebie psy, jednak nie wszystkie do niego przyszły, niektóre poleciały za Rafałem. Ledwo co zdążył wsiąść na konia. Gdy wracał galopem do domu, gnając Baśkę co sił, z lasu wyszły wilki, które zaczęły ich gonić. Klacz dzielnie uciekała, jednak na jakimś zasypanym w śniegu płotku złamała się i padła, doskoczyły do niej wilki, którymi Rafał walczył dzielnie. Zabił wilka w zemście za Baśkę, dopiero jak zwierzę padło poczuł, jak bardzo jest poraniony. Resztką sił wdrapał się na drzewo, w malignie śnił o Helenie i jej ciele. Zaczęło dnieć. Z drzewa widział zwłoki Baśki i rozgrzebującego je wilka. Poniosło go, chciał zabić wilka, jednak pojął, co robi i zaczął uciekać. Niebawem ujrzał jakąś zjawę – okazało się, że to wóz z końmi. Zawołał coś, ale woźnica nie zwracał na niego uwago. Poczuwszy wilki konie zatrzymały się, a wtedy Rafał wszedł na wóz. Woźnica wystraszył się półnagiego widma i uciekł, potem jednak wrócił i zastał Rafała leżącego w poprzek sani bez życia.
MARY
Rafał leżał, ledwo dźwigał głowę, wydawało mu się, że słyszy rżenie Baśki. Widział krowę, ogień, zabite deskami okno. Słyszał głos opowiadający o żołnierzu, który wracał z wojska. Dostał za służbę 3 dukaty, ale dał je dziadowi spotkanemu po drodze. W zamian dostał skrzypce i worek. Doszedł do Krakowa, w karczmie zagrał na skrzypcach – a wtedy weszło do niej 12 diabłów. Chciały z nim tańczyć, za to przyniosły mu 2 worki pieniędzy. Żołnierz zamknął diabły w worku, buchnął w tą torbę „pierzcią” (nie wiem, co to jest) i wszystkie diabły się rozpłynęły, tylko ich głowy zostały, a każda z nich tak ciężka, ze 4 chłopów nie mogło jej podnieść. Rafał słyszał, jak burza wali o drzwi. Śni mu się starzec pomiędzy dwoma rumakami jak tygrysy. Czuł, że sam siada na konia, mówi do niego, żeby go zawiózł, ale nie może sobie przypomnieć, gdzie chce jechać. Przebudził się, znów słyszy rozmowę ludzi: kudłatych chłopów w kożuchach, bab w wełniakach, które skubią pierze. Gadają o Franku Dylągu, którego zabito na wojnie.
WIOSNA
Rafał chorował przez marzec, kwiecień i część maja. Znaleziono go w chłopskiej lepiance. Ojciec pozwolił mu przebywać w domu tylko do czasu, aż wyzdrowieje, potem kazał go przepędzić na cztery wiatry. Nikt nie mógł rozmawiać z Rafałem. Matka wiedziała, że musi on zniknąć z domu, postanowiła wysłać go do brata, który mieszka w Wygnance, również poróżniony z ojcem. Brat był ciężko raniony i też podupadł na zdrowiu. Gdy Rafałowi zabliźniły się rany po wilkach Wincenty miał go zawieźć do brata, jednak chłopak zmusił chłopa, by jechali przez Dersławice (tam mieszkała Helenka). Rafał wiedział, że Helenę wywieziono gdzieś, może do Warszawy, Krakowa, Berlina czy Paryża, bo po jego wyprawie padło jakieś podejrzenie. Woźnica z oporem, ale pojechał przez wspomnianą wioskę. Na miejscu, przy kuźni Rafał uparł się, żeby przekuć konie, a sam poszedł pod dom Heleny z nadzieją, że ją tam ujrzy. Daremnie. W końcu trzeba było jechać. Po drodze słuchał słowików, w ich śpiewach odnajdywał historię swojej miłości. Po drodze spali gdzieś pod lasem w nocy, rano znów wyruszali. W końcu dotarli do Wygnanki. Rafał prawie nie znał brata, bo ten też był pokłócony z ojcem. Jego brat był kapitanem. Bracia ucieszyli się na swój widok, mimo, że prawie się nie pamiętali. Rafał opowiadał, co w domu, jak matka i siostry (Zofka i Anulka). Brat ucieszył się, że Rafał dłużej zostanie u niego. Ten znów powiedział, ze ojciec wygnał go za to, że zajechał klacz. Przez obu braci przemawia gorycz, bo obaj zostali wygnani przez ojca bez słowa pożegnania. Piotr opowiada, ze ojciec oddał go do szkoły kadetów, w domu bywał bardzo rzadko, na lato zabierał go do domu przyjaciel. Gdy wreszcie odwiedził dom rodzinny, był już starszym szeregowym w Korpusie Kadetów. Głowę miał naładowaną Chodkiewiczem, Zamoyskim itp. Pokłócił się z ojcem o to, że tamten kazał mu nie walczyć o Polskę, tylko przyjąć jej niedole ze spokojem, podczas gdy ten myślał, że z innymi żołnierzami podźwignie Polskę. Nocą uciekł z domu. Gdy wracał z Bracławszczyzny pod Grochowskim, na Szczekocińskim placu zaatakowali jego i innych żołnierzy Prusacy. Ledwo uszedł z życiem, wziął w dzierżawę tę wioskę i tak sobie tutaj żyje, tęskniąc za domem. Gadali jeszcze długo, podczas gdy Michcik nakrył do stołu i pościelił siennik dla Rafała. Piotr kazał iść spać staremu. Rafał pierwszy raz w życiu był tak szczery w rozmowie z kimś. Opowiedział całą prawdę o swej nocnej wyprawie do Heleny. Nawet nie zauważyli, kiedy nadszedł dzień. Piotr wziął brata, by zobaczył jego obejście.
SAMOTNY
Rafał spędził wiosnę w Wygnance. Nie było tam wiele roli, bo ziemia była dotychczas nieuprawiana, to dopiero kapitan Piotr zaczął ją obrabiać. Pewnego dnia Rafał spotkał w polu Żyda Uriasza, na którego wszyscy mówili Uryś. Opowiedział on Rafałowi o tym, jak to Piotr sam na początku pracował w polu, ale miał mało siły po zadanych mu ranach. Teraz czasami przychodzi i patrzy, jak Uryś pracuje, siedzi i milczy, ale to milczenie jest bardzo mądre, wg Urysia Piotr nadaje się na rabina. Jednak Rafał nie żywi do Urysia takiej sympatii jak jego brat, opuszcza go ze śmiechem. Rafał całe dnie spędzał na leniuchowaniu, w samotności rozmyślał, niekiedy nie słyszał nawet, jak Michcik woła go do obiadu. Raz zdarzyło się tak, że gdy Rafał szykował się do polowania, ktoś przyjechał do dworku Piotra. Okazało się, że to Książę Gintułt – towarzysz ze szkoły kapitana Piotra. Razem wspominali lekcje szpady u Martina Dechamps, tancmistrza Davigni. Książę proponuje Piotrowi, że wynajmie mu wieś bliżej Grodna, jednak tamten nie chce, a książę nie może go przenieść, bo czynsz dostaje zawsze w porę, a poza tym Piotr stara się doprowadzić wieś do porządku. Gintułt ironicznie porównuje go do Cincinnatusa (wzór cnót antycznych, tutaj aluzja do Kościuszki, który należał do założycieli Stowarzyszenia Cyncynatów). Mówi, że przyczyną choroby Piotra są przede wszystkim myśli, dlatego lekarze mu nie pomagają. Kłócą się o przeszłość – czy na pewno walczyli o to, co teraz jest i takie tam. Piotr chce, by książę zniósł pańszczyznę w wiosce, warunki są tu tak nędzne, że ludzie nie mają z czego jej płacić. Przede wszystkim chce uczynić Michnika równym sobie, bo wyniósł on Piotra na wpół żywego z pola bitwy. Książę postanawia wprowadzić to w życie, czym uszczęśliwia Piotra. Jednak dalej się kłócą o to, że Piotr zamyka się w swoim świecie zamiast żyć naprawdę. Piotr aż chce się pojedynkować, jednak Michcik go uspokaja, mówi coś do niego jąkając się strasznie, bierze osłabionego pana na ręce i niesie na kozetkę. Piotr prawie bezwładnie siada na niej, opiera głowę na framudze i patrzy gdzieś w dal. Po chwili Gintułt wszedł do izby, następnie wydał polecenie, by zwłoki Piotra ubrać jak należy do pogrzebu. Rafał uporządkował listy i rachunki brata. Potem siada i czyta poruszający list brata do Boga.
DRZEWA W GRUDNIE
Załatwiali pogrzeb – Michcik pojechał za trumną, Rafał do Grodna, żeby ugadać się z proboszczem, jednak dowiedział się, że brat jeszcze przed śmiercią wszystko załatwił. Rafał wystosował więc list do rodziców, który miał być dostarczony przez posłańca. Gdy trzeba było przewieźć zwłoki Piotra do kościoła, na podwórze wpadły pojazdy, w których siedział książę Gintułt ze swoją rodzina – chcieli oni towarzyszyć Piotrowi w ostatniej podróży. Rafał był dumny, że jest bratem osoby, której czynią takie honory. Podczas drogi na twarzach zacnych panien malowała się wściekłość, gdy trzeba było przemierzać bagna, bo fryzury im się porozpadały, zmokły itp., ale Gintułt szedł na czele orszaku tak zamyślony, że nawet nie wiedział, kiedy przemierzył największe bagna. Spytał Rafała, czy jest bratem Piotra, czy dał znać rodzicom i gdzie ma zamiar się podziać. Rafał strzelił gafę, mówiąc mu ciut za dużo, przerwał w pół słowa. Gintułt zaprosił go na swój dwór.
DWORZANIN
Pałac Grudziński leżał w głębi parku. Niegdyś był to piękny, harmonijny ogród, jednak wyrosłe już drzewa zgubiły proporcje. Zamek był ogromny i ponury, nie sprawiał dobrego wrażenia: grube mury, zakratowane okna. W głębi parku znajdowały się murowane i drewniane kształtne domki – jeden z takich został udostępniony Rafałowi. Chłopakowi bardzo podobała się ta chatka, zrobiła na nim wrażenie lepsze niż zamek. Położył się spać, jednak zasnął dopiero nad ranem. Gdy się przebudził, miał przygotowane, już wystygłe śniadanie. Znów przysnął, nie chciał wstawać, przebudzał się. Przez drzwi zajrzał lokaj, zaprosił go na obiad – Rafał był w szoku, że to już taka pora. W zamku nie mógł się odnaleźć, nie było dla niego miejsca, dopiero lokaj pokazał mu, gdzie siadać. Jego uwagę przykuła piękna, szesnastoletnia siostra Gintułta. Po obiedzie młodzież bawiła się, Rafał obserwował te zabawy przez nieprzymknięte drzwi, siedząc w fotelu. W pewnym momencie do sali, w której przebywał wbiegła księżniczka Elżbieta – siostra Gintułta, spojrzała na niego z dumą i poszła. Gintułt dał Rafałowi sakiewkę z pieniędzmi jego brata i wytłumaczył mu, że w dniu śmierci Piotra wcale się nie kłócili, tylko dyskutowali i, że najlepiej byłoby nikomu o tym nie wspominać.
EGZEKUCJA
Życie w Grodnie było bardzo ciekawe: ciągle zabawy, gonitwy, polowania. Rafał miał nowe, modne ubranie, dostał konia angielskiego do jazdy. Podczas pewnej wyprawy w okolice, w których mieszkał Piotr, księżniczka Elżbieta chciała ścigać się z braćmi. Rafał ruszył za nimi, niby, że koń go poniósł. Dogonił księżniczkę, jej bracia zostali w tyle. Rafał zorientował się, że Elżbieta daremnie próbuje zatrzymać konia, dogonił ją, złapał za wodze jej konia, próbując go zatrzymać. Objął nawet księżniczkę, za co zebrał batem po twarzy (ale świnia z tej księżniczki, to boli!). gdy wrócił, książę kazał mu jechać do Wygnanki i obmyć się, bo Rafał cały był z błota. Śmiał się z jego pręgi na twarzy. Gdy Rafał dojechał do Wygnanki zorientował się, że urzędnicy dokonują tam egzekucji na Michciku, który buntuje ludzi, mówiąc, że są wolni i nie chce wychodzić na pańskie pole.
CHIESA AUREA
Jesienią roku 1797 książę Gintułt wyjechał z kraju. Siostrom przydzielił nauczycielki, braci wysłał do szkół publicznych w Krakowie razem z Rafałem, gdzie kontynuował on naukę. Sam wyjechał do krajów Rzeczpospolitej Weneckiej. Był tam za czasów młodości razem z rodzicami, teraz sam. Oglądał zabytki, w kościele świętego Marka słuchał, jak dziewczyna deklamuje anonimowy utwór o wykradzeniu relikwii z tegoż kościoła. Na granicach księcia potraktowano bardzo podejrzliwie jako obywatela austriackiego. W kościele przysiadł się do niego jakiś facet, który powiedział, że Sułkowski, przyjaciel księcia z lat obozowych, wydał Bonapartego we Włoszech, powiedział jego przeciwnikom o deklaracji wojny. Wiadomość ta zmartwiła, zawstydziła Księcia. Gdy książę wracał Gondolą okazało się, że nie wolno wysiąść na placu. Pilnowali go Polacy, z którymi zamienił kilka słów. Dowodził im major Chłopicki. Puścili go na rynek. Okazało się, że żołnierze polscy zdejmują tam pomnik z czasów Aleksandra Macedońskiego. Ogarnął go gniew, że żołnierzy polskich wykorzystuje się do czegoś takiego. Ochrzanił dowódcę, za co rzucono go na ziemię i przygwożdżono, podczas gdy on krzyczał, że nie pozwala.
ŻOŁNIERSKA DOLA
Książę już następnego dnia opuścił Wenecję, nabrał ochoty na drogę do Werony. Przechadzając się po mieście miłości, rozmyślając pod domem Julii spędzał tam czas. Wędrując nocą po mieście spotkał żołnierzy Dąbrowskiego, który z resztą kojarzył Gintułta. Książę poskarżył się na to, co widział w Wenecji, do czego wykorzystuje się polskich żołnierzy. Wg księcia to hańba, Dąbrowski mówi, że pokonywanie Wenecji, o co książę zabiega, nie ma sensu. Pokłócili się, ale Dąbrowski nie chce rozstawać się z Gintułtem w gniewie, bo pamięta go z pola. Jeszcze trochę pomarudzili, Dąbrowski zapewnił Gintułta, że nie tylko Książę nie może spać po nocach, uścisnęli sobie dłonie i pożegnali się.
ZUCHWAŁY
Gintułt wybrał się w czasie od 21 grudnia 1797 do 19 stycznia 1798 do Paryża i na wybrzeże Lunettes. Pewnego zimnego dnia odwiedził sławnego zegarmistrza Bregueta a także księcia Sułkowskiego, adiutanta Bonapartego. Jednak portier nie umiał wskazać lokalu, w którym jest książę – w końcu Gintułt sam go odnalazł. Przywitał się z księciem, który miał dwadzieścia parę lat. Sułkowski pytał go, czy przybył, by wstąpić do wojska, jednak Gintułt nie miał ochoty walczyć. Dyskutują na temat władzy, która jest złą, ma wady, a także na temat Bonapartego, bycia żołnierzem u jego boku i w ogóle na temat walk i taktyk wojennych, zastanawiają się, dlaczego Sułkowski nie otrzymał awansu. Sułkowski chce być wodzem. Gintułt gustuje w dyplomacji, dyskutują o przyjęciu dyplomatycznym.
UTRUM BUCEPHALUS RATIONEM SUFFICIENTEM? [Czy Bucefał (koń Aleksandra Wielkiego) był rozumny?]
Rafał „de” Olbromski z ogromnym trudem i narzekaniem profesorów zdał w końcu poetykę. Pod wpływem swego przyjaciela Jarzymskiego zapisał się nawet do Akademii Krakowskiej, by studiować filozofię (tylko dlatego, że Jarzymski musiał kontynuować studia, inaczej nie dostałby majątku po ojcu wraz z osiągnięciem pełnoletniości, na razie jego majątkiem rozporządzał wuj). Rafał nie bardzo miał się gdzie podziać, bo Gintułt opłacił mu utrzymanie tylko na rok i potem zniknął, a uczelnia zapewniała studentom zakwaterowanie, więc było mu to na rękę. Ciągle się bawił, pił, hulał, tańcował, ale w głębi duszy ciągle myślał o Helenie, szczególnie, gdy wymykał się za miasto. Pewnego dnia na wykładach profesora Lody (profesora Logiki i Metafizyki) pojawiło się wyjątkowo wielu studentów. Niektórzy czytywali polskie książki („Pierwiastki Anusi”), inni grali w karty, jeszcze inni obserwowali tych, co grali w karty. Rafał był wśród tych grających. Raz poniosły go emocje, co prof. Loda zinterpretował jako zainteresowanie wykładem, więc spytał go po łacinie, czy Bucefał był rozumny. Rafi coś tam pamiętał z sandomierskich szkół, więc w końcu udowodnił, że Bucefał jednak był rozumny. Tak się przy tym namęczył, że w końcu machnął ręką, w której trzymał karty, na co profesor troszkę się podłamał i do końca zajęć nie mógł złapać tchu, ale Rafałowi nic nie powiedział. Później mieli mieć wykład o porowatości ciał. Gdy profesor opowiadał, Jarzyński zjadł profesorowi bułkę i wypił jego kawę tłumacząc się tym przyciąganiem ciał, co miało przyciągnąć bułkę i kawę do jego żołądka. Zajęcia skończyły się więc wcześniej, bo profesorowi było zimno i poszedł na kawę do domu.
SKRYTKA
Na wiosnę Rafał pokłócił się z przyjaciółmi, szczególnie z Jarzymskim, przegrał pieniądze i stracił kwaterunek na pensji. Postanowił wrócić do domu. Tam przyjęto go ciepło, nawet ojciec pozwolił mu ze sobą rozmawiać do woli. Gdy Rafał zakładał chłopskie odzienie, było mu wstyd. Jednak w końcu się przyzwyczaił. Spędzał czas pomagając w polu i odpoczywając. Raz nakrył Zofkę, która podczas jego nieobecności wyrosła na piękna kobietę, na siedzeniu w zrobionej przez niego altance wśród trzcin. Śmiał się z niej, jednak sam też lubił tam przesiadywać. Tam Zofka wyciągała z niego informacje na temat Gintułta i życia Rafała podczas jego nieobecności w domu. Pokazał mu też kwiat „jaskółki”, jedyny w swoim rodzaju, którego nazywała „księciem”.
MANTUA
Znów spotykamy Gintułta. Jest lipiec, przebywa on w Mantui. Nie chce mu się wstać do pracy. Jest 1799 rok, czas kampanii neapolitańskiej. Gintułt miał wyjeżdżać do Grecji, ale tutaj zastała go wojna. W szeregach wojsk niespodziewanie ujrzał swoich swojaków. Polacy stracili wielu ludzi, Gintułt postanowił więc przywdziać mundur. Powołany został u boku kapitana Bortona. Pełno było go wszędzie: raz pilnował na szańcach, raz na wałach, ogólnie lubił wojnę. Starym wiarusom, których męczył szkorbut, nosił wino, lecz w końcu zabrakło mu na to pieniędzy. Znalazł w dzielnicy żydowskiej faceta, który wiedział co nieco o Grudnie, tam teraz chodził na jedzenie. Rzadko sypiał: to na jakimś murku, to kucając. Opis walk po oblężeniu austriackim z 4 lipca. Teraz Gintułt spał, nie mógł wstać na służbę. Rozmyślał – żałował, że został tutaj. Postanowił nigdzie nie iść, próżnować, gdy nagle szybami wstrząsnął strzał armatni. Bombardowano miasto. Uff, on gdzieś idzie, opis ciał dzieci rozerwanych od pocisków itd., może nie będę tego przytaczać. Acha, szedł żeby walczyć, później strzela jakimiś działami (te opisy wojny są dla mnie nie do przejścia). Potem oświadczał szefowi baterii polskiej, że jutro całe przedmieście San-Giorgio będzie oddane bez strzału, bo wszystkie siły trzeba wytężyć, by obronić Miglioretto. Meldował to księciu Axamitowskiemu. Poszli się położyć, bo byli wykończeni. Potem okazało się, ze wszystkie armaty są już opanowane. Żołnierze szli przed siebie po trupach, przez rowy. Potem Gintułt spał w chacie Żyda, lichwiarza, od którego pożyczał pieniądze. Był raniony, spał ciągle chory. Lichwiarz chciał od niego kasę i darł się jeszcze, że Austriacy wszystko już opanowali. Potem Gintułt wychodzi, widzi swoje wojska idące w porządku z bronią obnażoną. Już szykują się do strzału, gdy opanowują ich i rozbrajają Austriacy. Marszałek Królikiewicz odczytywał dekret z którego wynikało, że wszystko dzieje się zgodnie z paragrafem kapitulacji. Gintułt ujrzał w tłumie polskiej konnicy Foissac – Latoura, skoczył do niego z ryjem, ze jest zdrajcą, krzywoprzysięzcą, że wszyscy mu ufali, cisnął mu w pierś szpadę. Wszyscy polscy żołnierze obrzucali obelgami Latoura.
W WARSZAWIE PRUSKIEJ
Tak, jak minęły Rafałowi pierwsze dni w domu, spędził tez 4 kolejne lata. Nudziło mu się, wkurzał się, że nie może mieć modnego ubrania, bo za mało dostaje pieniędzy, jak balował w sylwestra to było mu wstyd, że ma byle jakie ubranie. Dowiedział się, że Gintułt wrócił z podróży, jest gdzieś w Grodnie albo Krakowie. Napisał do niego niby dziękczynny list, w którym w rzeczywistości użalał się na swój los. Martwił się, że nie ma na niego odpowiedzi. Nie wiedział, że Gintułt napisał list do jego ojca z prośbą, by puścił Rafała do niego do pomocy, pracy. Ojciec Rafała zgodził się po długich namysłach. Rafał wyjechał do Warszawy. Tam miał być sekretarzem Gintułta. Ten dał mu zakwaterowanie i wyżywienie. Rafał miał z nim pracować jakiś czas dziennie, potem miał czas wolny. Pewnego dnia, w czasie wolnym właśnie, spotkał Jarzymskiego. Ten zabrał go do domu. Okazało się, że w Warszawie przebywa on od 3 lat, odkąd tylko udało mu się wyrwać spod opieki wuja. Sprzedał swój największy majątek. Śmiał się ze stroju Rafała, dziwił się, ze ten przebywa i pracuje z Gintułtem. Zabrał go do siebie, pokazał dom, grali w karty obok magnatów, ale nie z magnatami, tylko z młodymi Litwinami. Rafałowi karta szła nad wyraz dobrze. Płacił za niego Jarzymski, bo on na tyle nie miał. Potem przebrał się w ubrania kolegi, pojechali do klubu. Tam Jarzymski pokłócił się z Rostworowskim Stefanem, nazajutrz mieli się pojedynkować, bo tamten zebrał bukietem po twarzy. Szpic (patrz: Rostworowski) śmieje się z Jarzymskiego, że jest na utrzymaniu kobiety, że nie zarabia. Wcześniej kolega przedstawił Rafała. Jakiś blondyn siedzący obok Rafała skojarzył go z bratem Piotrem, pytał o niego. Blondyn pochodził z Oleśnicy. Wspomina stare czasy, gdy służył pod Piotrem w wojsku. Piją razem. Później wszyscy wybierają się do teatru, Rafał myśli, że to teatr Bogusławskiego, Jarzymski zakazuje mu tak mówić, bo teatr Bogusławskiego jest wieśniacki, oni idą na teatr do Radziwiłłowskiego Pałacu. Weszli do teatru, wszyscy na nich dziwnie patrzyli, bo byli śmieszni. Rafał był pijany. Poszli w końcu do teatru Bogusławskiego, bo tam można się zabawić. Tam była jakaś kłótnia, Rafał znowu pił, już ledwo widział. Porwali nawet jakiś powóz z kobietami (jak to się kiedyś potrafili bawić, że hej!). wyrywali z murów jakieś tablice, dopóki nie usłyszeli kroków żołnierzy pruskich. Zaczęli się bić, później rozeszli się każdy w inną stronę dla zmylenia tropu, by odnaleźć się w pełnym uciech domu publicznym.
GNOSIS
Rafi obudził się wieczorem dnia następnego przy chrapiącym Jarzymskim. Udał się do pałacu Gintułta, był pewny, że go tam nie przyjmą, ale wszystko było ok. Na następny dzień rano poszedł do księcia, który był w towarzystwie majora pruskiego, razem siedzieli nad książką, ucieszyli się, że Rafał im pomoże. Najpierw jednak rozmawiają o pracy Rafała na roli. Potem major z księciem o mitologii gadają i takie tam. W końcu dali Rafałowi fragment do tłumaczenia, a sami dalej dyskutowali na temat poglądów św. Augustyna, manicheizmie, mitologii, zastanawiają się nad istotą dobra i zła, życia samego w sobie. Rafał próbował tłumaczyć tekst, ale rozmowa mu przeszkadzała, gdy rozmówcy się zorientowali wysłali go do pokoju obok. Tam, gdy tylko usiadł, zachciało mu się poleniuchować, ale przemógł się. Szło mu dość dobrze, pracę skończył wieczorem.
LOŻA UCZNIA (masoneria i wolnomularstwo)
Rafał jechał z Gintułtem do tajemniczego czerwonego domu. Był mroźny marcowy wieczór. Tam został przyjęty do loży masońskiej: przebywał sam w wielkiej sali, następnie przebrano go w strój zasłaniający drogę, pytano, czego tu szuka, jak się nazywa, o wszystko, robiono na nim próby: dmuchano mu ogniem w twarz, jednocześnie ochładzając go wiatrem z miechów, prowadzono go „z zachodu na wschód” z zasłoniętymi oczami, żeby sprawdzić, czy będzie odważny, trzy razy nakłuwano mu lewą pierś cyrklem, śpiewano pieśni, składano przysięgi, on tez składał przysięgi. Wśród masonów był Gintułt i major, który występował już w poprzednim rozdziale. Rafała przyjęto do loży ucznia, która później zamknięto po to, by otworzyć „lożę stołowa ucznia”, gdzie każdy mógł pracować tak jak zwykle.
LOŻA PROFANKI
Książę Gintułt pisał przy pomocy „brata” Rafała swoje dzieło. Opowiadało ono o templariuszach, jednak byłą to tylko przykrywka, bowiem w rzeczywistości chodziło o wyłożenie systemu filozoficznego. Rafała ta praca nudziła, mimo, że był masonem, wieczorami wymykał się do Jarzymskiego. Wiedział o tym tylko stary sługa, Rafał miał własny klucz do posiadłości księcia. Musiał się ukrywać ze swymi zabawami, robił to dobrze, został uznany za dobrego masona. Na wiosnę nastąpiło przyłączenie lóż kobiecych do męskich w Warszawie, z czego warszawscy masoni byli dumni, bo mogli się tym chwalić w Berlinie. Rafał bardzo się cieszył na tę okoliczność, jednak zawiódł się, bo kobiety okazały się „przekwitające lub już przekwitłe”. Spodziewał się, ze profanka, którą mają wprowadzić, jest w podobnym wieku. Gdy ją wprowadzono, ujrzał wymykające się spod czarnej, szerokiej opaski zasłaniającej oczy i większość twarzy złote włosy. Okazało się, że profanką jest Helena de With. Poznali się i z drżeniem złożyli na swych ustach pocałunek (składał go na ustach profanki każdy wolnomularz).
POKUSZENIE
Helena chodzi po swoim buduarze, nie może się pozbierać, ma ochotę zrzucić z siebie suknie, rozpuścić włosy. Czuje niepokój, serce jej wali, jest pełna nienawiści pożądania, pewnie chodzi o Rafała. Rozdział bardzo krótki, pod koniec przywołane słowa „Pieśni nad pieśniami salomonowej” o miłości fizycznej.
TAM…
W pierwszych dnia lipca Helena postanowiła wyjechać na kurację do Bardyjowa, a potem wrócić do Krakowa. Jednak nagle powzięła zamiar odwiedzenia Dersławic. Wyjechała wcześnie rano, jej służba miała czekać w Krakowie na jej przybycie. Po drodze spotkała się z Rafałem, razem kontynuowali podróż „tam”, gdzie jest ich szczęście, wyznając sobie po drodze miłość i takie tam.
GÓRY, DOLINY
No tak, to było do przewidzenia ;). Rafał z Heleną są w jakiś górach, w przypisie jest napisane, że Tatry pasują. Mieszkają w góralskiej chacie i nic prawie nie robią. Helena ubiera się w suknie naszykowane do uzdrowiska, a Rafał w strój myśliwskich. Już mieli się razem zabić, ale żeby to zrobić, Helena musiała zdjąć suknię, którą mieli pociąć, żeby się nią obwiązać i jak już będą razem związani spaść ze skały, ale jak tylko zaczęła ją zdejmować Rafał zaczął całować jej ramiona i już wiecie, co działo się dalej. Tak przez cały rozdział.
OKNO SKALNE
W tym rozdziale podobnie, z tym, że spali nawet w jakiejś pieczarze. No i w tej pieczarze… i tu was zaskoczę! Rafał obudził się z dziwnym przeczuciem i zorientował się, że jest związany i co zobaczył? No jak zbójcy w lisich czapkach gwałcą Helenę. Próbowała im się wyrwać, udało jej się to, skoczyła w przepaść. ;(
MOC SZATANA
Rafał obudził się w jasny dzień, obok niego był owczy ser i coś to jedzenia i maczuga, którą od razu można by było zabić konia. Zaraz przypomniał sobie, co się stało. Chciał odszukać ciało Heleny. Zapadł zmrok, gubił się, był w miejscach, w których przebywał z ukochaną. Zastanawiał się, dlaczego musiał zapłacić taką cenę za szczęście, co takiego uczynił? Miał jakieś widziadła. Tak minęła noc, nad ranem na jezioro wypłynęło ciało Heleny. Rafał złapał nóż i wyruszył na poszukiwanie zbójców. Chciał zabijać ludzi. W końcu to jego pojmali augsburscy piechurzy, ciesząc się, że mają zbójnika. Szedł razem z nimi, aż doszli do zamku przy rzece Orawii na Słowacji.
„WŁADA”[moc, siła]
Rafał zostawiony w ciemności siedział i rozmyślał, dlaczego wtedy jednak się nie zabili. Ludzie w zamku pytali go, czy jest swój, czy jest Polakiem, jednak on nie odpowiadał. Jakieś zaklęcia nad nim odmawiał, od których Rafał mdlał. W zamku byli górale, którzy poznali, że Rafał nie jest zbójem. Okazuje się, że siedzą razem w więzieniu. Jeden siedzi za dezercję, nie chce wydać pozostałych ludzi, którzy uciekli od woja. Radzi Rafałowi, jak ma wytrzymać w więzieniu.
ARCYKAPŁAN
Gintułt i De With podróżują alpejską ścieżką. Zachwycają się krajobrazami, mimo, że marzną do szpiku kości. Prowadzą filozoficzne dysputy o sensie istnienia gór, o kulturze, o Zatoce Genueńskiej, zastanawiają się nad historią Żyda Wiecznego Tułacza. Zamyślili się, z zadumy wyrwał ich szum liści. Mistrz masonów (de With) wziął w dłoń jedną gałązkę otoczona kwiatami i stwierdził, że nie ma już tej, dla której kwiaty te rosły (pewnikiem o Helenę idzie) i błogosławi ją.
TOM II
NIZINY
We wrześniu 1804 Rafała wypuścili z więzienia. Siedział za samo milczenie, bo nie chciał podać swojego nazwiska, wtedy musiałby też opowiedzieć cała tragiczną historię. W końcu znaleziono w jednej z chat góralskich jego dokumenty, szybko go zidentyfikowano i po jakimś czasie wypuszczono, nawet nie dostał batów na pożegnanie. W więzieniu chorował na tyfus. Próbował dojść do stron rodzinnych. W pewnej karczmie, w której nie miał czym zapłacić za jedzenie, a po chorobie męczył go głód, spotkał towarzysza nauki z lat sandomierskich: Krzysia Cedrę. Ten zafundował mu jedzenie i zabrał go ze sobą.
POWRÓT
Kilka dni później przyjaciele dotarli do Olszyny. Po drodze odwiedzili Tarniny. Cedro przedstawił ojcu Rafała jako swego wybawiciela z wód Wisły. Rafał poznał swoją kuzynkę Mery. Jedzą kolację. Krzyś opowiada o wrażeniach z podróży. W Niemczech dokopał się tytułu szlacheckiego swojej rodziny.
DZIWAK
Krzyś z Rafałem jadą do Stokłosów, do posiadłości Krzysia. Wcześniej bawili w domu jego rodziców. Tam Rafał zostaje przedstawiony Szczepanowi Nekanda Trepce, posłowi na Sejm Wielki. Wszyscy planują wspólne polowanie na koniach i z chartami. Trepka mówi, ze ma w nosie całą politykę, Niemców. Ciągle przekomarzają się z Krzysiem na temat jego nowego szlacheckiego tytułu.
ZIMORODEK
Rafał spędził kilka długich tygodni w Stokłosach. Był chory. Nekanda miał wiele wiadomości lekarskich, jednak nie mógł dojść, na co choruje Rafał, więc nie przepisywał mu żadnego lekarstwa. Sam Rafał nie wiedział, co mu dolega. Chciał tylko nie być. Całymi dniami leżał i wpatrywał się w niebo, nic innego nie robił. Budził się przed wszystkimi. Pewnego dnia nie mógł wyleżeć, wyszedł na dwór, doszedł do rzeki. Tam poczuł wspomnienie dzieciństwa, Wygnanki, Tarniny. Teraz dopiero po raz pierwszy od długiego czasu naprawdę się roześmiał. W tej samej chwili nieopodal przeleciał zimorodek, którego krzyk przeszył duszę Rafała na wskroś.
RANKIEM
Minął już prawie rok, odkąd Rafi bawi w Stokłosach. Całą zimę balował na imprezach, był rozchwytywany jako dobry tancerz. Rozglądał się za jakimś posagiem. Na wiosnę gospodarzył na całego z Trepką, czasem nawet z Krzysiem. Ale Krzyś na zimę wyjechał do Lwowa z rodzicami, jego siostra „wchodziła tam w świat”, później znowu podróżował. Rafał lubił rozmawiać z Trepką, starym dziwakiem, bo można było rozmawiać z nim o wszystkim. Pewnego poranka wybrali się razem na konną przejażdżkę i zobaczyli wojska – działa wojskowe utknęły w jakimś bagnie. Nie były to wojska austriackie – tylko tyle wiem z gadania Trepki.
NA WOJENCE DALEKIEJ
Cedro, Rafał i Trepka siedzą na ganku domu delektując się ostatnim ciepłym dniem w listopadzie. Przychodzi jakiś żebrak, prosi o nocleg. Był żołnierzem, idzie z bardzo daleka. Zostaje na noc. Opowiada, jak stracił nogę w bitwie pod Austerlitz. Nazywa się Ojrzyński. Opowiada historię Legionów Polskich. Opowiada o bitwach: pod Mamalaqua, pod Melasa, Kraya, Weroną, w Mantui. Mówi o powstaniu legionów Dąbrowskiego, o walkach pod jego wodzą: Wiedeń, Portofino, Safona, Massena. Mówi o niewoli, o miesiącach spędzonych w pustym klasztorze pod Leoben. Same fakty historyczne przepisywane ciurkiem z dzienników. Później mowa o Antylach, o bitwie na morzu między wyspą Elbą a suchym lądem, walkach na brzegach Hiszpanii. Kadyks, Wyspy Kanaryjskie (kawał świata zwiedził). W końcu mówi, że teraz ten sam pan rządzi w Wiedniu i w Berlinie, więc chwała cesarzowi. Potem kuli się w sobie i już w ogóle się nie odzywa. Wszyscy idą spać.
Rano Cedro ukazuje się jako całkiem inny człowiek, nawiązują z Rafałem jakąś nić porozumienia, której ja złapać nie mogę, pewnie coś związane z wojną. Trepka na to ich porozumienie wysyła ich do wszystkich diabłów i trzaska drzwiami.
STRZEMIENNE
Rzeka Pilica 28 listopada 1806 była granicą między Galicją a sześcioma departamentami popruskimi. Krzyś i Rafał postanowili przeprawić się przez granicę, Trepka znalazł im najmniej strzeżone miejsce. Mieli zamiar wyjechać rano, niby na polowanie, z chartami, wsiąść następnie do dyliżansu udając, że wyjeżdżają na zabawy do Krakowa. Chyba planowali wyjazd na wojnę, ale nie jest to wprost powiedziane. Trepka ma wytłumaczyć postępowanie Krzysia jego ojcu, tak, żeby ten nie został wydziedziczony. Gdy jadą konno, koło Olszyny przez błoto brnie do nich ojciec Cedry, który chce za wszelką cenę zatrzymać syna. Ten jednak żegna się z ojcem w milczeniu i wyruszają w drogę.
STARA CIOTKA [ciotunia=szubienica]
Gdy młodzieńcy dotarli do Krakowa, Rafał spostrzegł szubienicę ustawioną niedaleko Bramy Floriańskiej. Ludzie mówili, że mają tam powiesić trzech młodych ludzi, którzy chcieli przekraść się przez Pilicę na polska stronę. Skazańców wprowadzono na podest. Jednak po chwili pierwszego z nich sprowadzono – był to Wysiekierski, który miał w rodzinie urzędnika, więc został uniewinniony, tak samo jak drugi – Baum. Jednak trzecia osoba została powieszona, jako ta, która broniła się w polu, w sądzie nic nie powiedziała, a podburzyła dwóch innych do czynu. Wydarzenie autentyczne, nazwisko trzeciego skazańca nieznane.
JAZ [zapora na rzece, tama]
Dawni przyjaciele Trepki ułatwili młodzieńcom możliwość uzyskania paszportów. Mieliby oni spieszyć na karnawał do Wiednia. Najpierw udali się do Jazu – byłą wigilia Wigilii. Pierwszym miejscem, w którym można było przedostać się za granicę, był właśnie Jaz – majątek szambelana Ołowskiego. Żoną Ołowskiego była księżniczka Elżbieta – siostra Gintułta. Na miejscu młodzieńcy udawali beztroskich fircyków, ułatwił im to strój, ponoć najmodniejszy w Wiedniu, kapelusze i futra. W ubraniu mieli schowane pieniądze i pistolety. Zatrzymali się w karczmie, potem udali się do posiadłości Ołowskiego, gdzie mieli przekazać list od Trepki dla Elżbiety. Dość długo na nią czekali, Krzyś czytał w między czasie dzieła Rousseau, a Rafał przeglądał album malarski Elżbiety. Gdy przyszła Elżbieta, zamienili kilka słów, podziwiała ich za odwagę, że chcą się przedostać na stronę polska i walczyć. Miał im pomóc Kalwicki – któremu zostali przedstawieni. Ten twierdził, że to głupota i że Elżbieta naraża się przez to, ona jednak go nie słuchała, a on musiał wypełniać jej rozkazy. Chłopcy spędzili noc w posiadłości Elżbiety, Rafał nie mógł spać, cieszył się, że jest blisko siostry Gintułta.
NOC I PORANEK
Krzyś i Rafał spędzili święta u Elżbiety. Wrócił jej mąż. Odbywał się bal, na który zostali zaproszeni Niemcy. Rafał wymyślał sposoby, jakby tu wywinąć się od pewnej śmierci – przejścia na polską stronę. Chciał udać chorego albo pijanego. W tańcu wyznał Elżbiecie miłość. Prosił ją o chwilę na osobności - spełniła jego życzenie, wypłakał się jej w suknię. Wyznała mu, że też go kochała i nadal jest dla niej ważny. Podarowała mu zrobiony przez siebie album malarski z Grodna. Kalwicki spił oficera – chłopcy nad ranem ruszyli na wyprawę. Udawali, że wiozą oficera na kwaterę, bo zasłabł na balu. Dotarli do wody, chłopcy musieli schować się jak najgłębiej w łodzi, bo już dniało. Wtem obok nich rozległy się krzyki i świsnęły kule. Zabili przewoźnika – Ślązaka. Rafał złapał wiosło, jakimś cudem dotarli na mieliznę. Wyszli, wyciągnęli ciało chłopa. Krzyś miał wyrzuty sumienia, że zamordował chłopa, bo zachciało mu się iść na wojnę. Ale udało im się przejść za granicę, szukali teraz chaty, do której mieli się zgłosić. Kule nadal koło nich latały. Zza rzeki było widać pałac w Jazie. Doszli do wskazanej przez Kalickiego chaty, otworzyło im drzwi „babsko wyschłe, czarne, kudłate”, za babą pokazały się dzieci. Zapłacili babie kupę kasy i powiedzieli, że jej mąż przyjdzie dopiero na kolację, a to był ten, którego zabito. Krzyś zostawił jej wszystkie swoje pieniądze i poszli wynająć furmankę.
PO DRODZE
Doszli do wioski, weszli do pierwszej z brzegu chałupy pytając, czy nie można wynająć koni do Mysłowic. Musieli obiecać niezłe wynagrodzenie i napiwek za te konie. Jedzą w karczmie, gadają o polityce, kto to teraz rządzi na Śląsku, bo ponoć rządzi kto chce, aż tu nagle Prusacy przyjechali i ostrzelali karczmę. Właściciel – Żyd pod groźbą śmierci wyciągnął broń, strzelali, strzelali, w końcu prusacy odjechali, a Krzyś i Rafał chyłkiem wymknęli się z karczmy i wsiedli do sań, przez las pomknęli ku Mysłowicom. Woźnica martwi się, żeby go Żyd nie wydał, że to on strzelał do Prusaków. Wieczorem byli w Mysłowicach. Na następny dzień rano puścili się w drogę do Siewierza, wg zlecenia komendanta palu z Mysłowic pytali tu o komendanta placu Jarzymskiego. Okazało się, że to kolega Rafałą z lat szkolnych. Powiedzieli mu, że wybierają się do Częstochowy. Ten mówi, że tutaj też znajdą miejsce, ale oni chcą do artylerii. Jarzymski proponuje im, żeby jednak zostali, zaraz byliby oficerami, jemu też to ułatwiono. Idą jeść z Jarzymskim. Ten dalej ich namawia, by zostali. Szukając jakiegoś wolnego stołu znaleźli się obok dwóch rannych chłopaków, okazało się, że oni też pochodzą z Galicji. Toast na cześć Krzysia i Rafała – bo nie żałują domostw, ciepła rodzinnego, skazują się na śmierć. I jeszcze kilka toastów wznieśli, jak to młodzi.
NOWY ROK
Krzyś i Rafał nie dotarli do Częstochowy – zabrakło im pieniędzy, a Jarzymski namówił ich, by zostali w Siewierzu. Pod wodza Męcińskiego wyruszyli na Częstochowę , Bełchatów, Brzeziny. Po drodze spotykali inne oddziały. Na przedmieściu Bratkowickim spotkali Dąbrowskiego, który przemówił do nich, jako do rycerzy, że po 12 latach w końcu może z nimi wspólnie walczyć.
KU MORZU!
Pospolite ruszenie bawiło w Łowiczu około 3 tygodnie. Ciągle dogrywała się sprawa dowodzenia wojskiem – nie wiadomo było, czy funkcję tę będzie pełnił Dąbrowski, czy Poniatowski, który zdecydował się przystąpić do sprawy. Teraz opis „zawartości” wojsk, ich liczebności. Cały Łowicz zmienił się w obóz wojenny. Na początku stycznia Dąbrowski wyjechał do warszawy, gdzie był Napoleon. 18 stycznia okazało się, że część wojska stacjonującego w Łowiczu ma się udać na Bydgoszcz, a część na Toruń. Opis tego, jak chłopcy sobie radzili: budowali ściany chroniące od wiatru z sosen, walili szablami na prawo i lewo, wykazywali się niebywałą odwagą. Byli pod Gdańskiem. Poznali młodego księcia Sułkowskiego. Ruszyli ku morzu.
SZLAK CESARSKI
Opis podziału wojsk. Cedro dostał się do drugiej brygady gen. Krasińskiego. Znalazł się w Kocie na początku marca. Po dwóch tygodniach stacjonowania w tym miejscu zaczęły się napady konnicy nieprzyjaciela. Cedro zgłosił na ochotnika z Gajkosiem do podjazdu na wroga. Zwyciężyli. Opis bitew – mało istotny dla całości lektury. 15 sierpień – ruszają na Kalisz. Krzyś myślał, że to chwilowy przynajmniej koniec awantury. Ale nie nęciło go spokojne życie, granie w karty, próżniactwo – wrósł już w wojnę. W Kaliszu z Gajkosiem chcieli przenieść się do Legionów Polsko – Włoskich na żołdzie francuskim. Przyjęto ich. Byli w Paryżu, widzieli Pireneje. Byli w Zatoce Biskajskiej. Opis przyrody, otoczenia. Znowu Alpy i Pireneje – widok.
ZA GÓRAMI
W końcu maja, po 3-tygodniowym spoczynku w Bajonnie, pułk Cedry ruszył w góry. Było bardzo zimno. W Tudeli stacjonowali w opustoszałej wiosce. Dali koniom pszenicy znalezionej za ołtarzem kościoła. Wszystkie konie spały, niektóre na miejscu, niektóre podczas marszu. Krzyś szedł obok swojego konia, bo ten tez już był słaby. W końcu padł. Wtedy Krzyś zorientował się, że jest sam, nie ma jego towarzyszy, wszyscy go zostawili, bo ich wierzchowce padły szybciej, więc szli szybciej. Padło ponad 200 koni! Krzyś miał gorączkę. Szedł co sił, żeby dogonić pułk. Rozglądał się, dojrzał trupa żołnierza przywiązanego do poprzecznej żerdzi słupów wkopanych w ziemię. Człowiek ten musiał być torturowany, został wypatroszony. Nagle spostrzegł, że biegnie ku niemu banda chłopów. Był tak cicho, tak się skradał, że go nie spostrzegli. Odszedł gdzieś dalej, usłyszał rżenie koni, zastanawiał się, czy to Polacy, czy Francuzi. Słyszał gwar ludzki. Byli to Holendrzy, którzy zdobyli Hiszpanię. Znaleźli oni w kościele winnicę, ryczeli z zachwytu. Był wśród nich grenadier francuski. Krzyś siedział z nimi, nawet nie zwrócili na niego uwagi, suszył się przy ogniu, bo wcześniej zmókł. Przedarł się przez tłum do ołtarza, dostrzegł proboszcza, kazał dać sobie coś do jedzenia, kanonik wskazał mu, gdzie ma szukać, zaprowadził go do zakrystii. Gdy Krzyś szukał jedzenia, usłyszał szczęk klamki – ksiądz uciekł i zamknął go od zewnątrz w zakrystii. Krzysztof jakoś tam wyszedł do prezbiterium i ustawił się w kolejce z innymi, by pić mszalne wino, ale ogarnęło go obrzydzenie i poszedł spać, żeby na to wszystko nie patrzeć.
„SIEMPRE HEROICA” [zawsze bohaterska, chodzi o Saragossę]
Cedro spędził 6 tygodni w siodle. Miał teraz bardzo szybkiego konia, dlatego szedł w przedniej straży całego wojska, gdy 16 czerwca wkraczali do Saragossy. Zapomniał już. Ile ma za sobą starć, bójek, potyczek, pościgów. Z pułkiem stacjonował teraz w Molviedero – była to opuszczona kraina mlekiem i miodem płynąca. Pod koniec lipca Krzyś został wybrany do kampanii inżynierskiej i artyleryjskiej, bo znał francuski. Porzucił konia i wyprawy, ale nie przestał należeć do swojego pułku. Wojsko było spragnione walki, kobiet, rabunku. Opis zdobycia miasta Engracia. Krzyś stał tyłach barykady. Przez okno zakratowane spostrzegł piękną kobietę. Uwolnił ją i inne, były to siostry zakonne. Złapał swoją wybrankę w ramiona, miała około 16 lat. Widok tego, jak walczą o życie jej towarzyszki, był dla niej straszny, widział to nawet Krzyś. Pociągnął ją za sobą. Weszła w jakieś drzwi, on za nią, a nie miał już broni. Drzwi zatrzasnęły się za nim, napadły na niego kobiety, zaczęły go dusić, szarpać. Nagle zobaczył w ich rękach sztylet. Wołał pomocy. Usiadła na nim ta dziewczyna, która mu się spodobała, chciała go zabić. On ją pocałował, ona się zawahała, on chciał wyjąć jej sztylet więc wsunął rękę pomiędzy siebie a dziewczynę, a nie znalazł sztyletu, bo wsadził jej rękę… hmm, miedzy nogi, więc ona podskoczyła nagle wystraszona, więc jakaś inna kobieta zabrała jej sztylet i w tym czasie ktoś wyważył drzwi i pozabijał kobiety. Cedro leżał jeszcze trochę, słaby, gdy wstał i wyszedł zobaczył, że jeden z jego towarzyszy chciał zabić tę właśnie jego dziewczynę, zaklinał go, by tego nie robił. Kłócą się, w tym czasie kobiety wyłamują jakieś „drzwi na dole”. Krzyś poleciał otworzyć jakieś inne drzwi, za nimi znalazł zmarłych hiszpańskich żołnierzy, których tu wrzucano, jeśli byli ranni, później o nich zapomniano i umierali w strasznych mękach. Cedro ciągle marzył o dziewczynie, która uciekła w końcu oprawcy. Rozgonili obrońców barykady. Krzyś odnajduje ciało swej nowo poznanej ukochanej - sama się zabiła sztyletem. Rzuciło się na nią kilku żołnierzy, chcieli ją zgwałcić, ona uciekła im do celi, w której się zabiła, jak wyważyli drzwi już nie mieli na nią ochoty. Krzyś zasnął, zasnął też Wygnanowski, jakiś jego daleki krewny, też żołnierz. Budzą się. Opis walki. Krzyś zajrzał przez okno do jakiejś sali, ujrzał śpiącą piękność, przyglądał się jej, była to dziewczynka. Rozległ się huk strzałów, dziewczyna podniosła głowę, obudziła się na chwilę i znieruchomiała na zawsze.
POTYCZKA
W nocy z 14 na 15 sierpnia gen. Verdier odstąpił do oblężenia Saragossy. Cedro już od 6 sierpnia znajdował się w Monte Torrero. 5 sierpnia został raniony w udo odłamkiem granatu, nie brał więc udziału w dalszych walkach. Zaszła w nim szczególna zmiana: uspokoił się i wzmocnił, stał się jak gdyby dojrzały, stary, nieprzebłagany i nieugięty w swej obojętności. W tym nastroju duszy znalazł wyjście z labiryntu moralnych niepokojów. Wojsko ruszyło drogą w marsz przez Alagon i Mallen ku Tudeli. Konie stały w błocie, bo podczas drogi padał deszcz, dostały więc grudy i ochwatu, szczury wodne nie dawały spać żołnierzom. Krzyś uczył się walki z regularna konnicą od mistrza Gajkosia. Długo trwały te codzienne korepetycje nad rzeką Ebro, aż do wielkiej i sławnej bitwy pod Tudelą 23 listopada. Po tej bitwie Krzyś został oficerem. Bardzo go to cieszyło, a środowisko oficerów chętnie go przyjęło. Nie brakowało im wina. Armia francuska szła w stronę Calatayud. Polscy żołnierze odznaczali się odpornością, czerstwością, więc kiedy tłumy Francuzów wleczono w furgonach, kawaleria nadwiślańska wciąż szła zdrowa jak rydz. Gdy szwadron zbliżył się do tawerny Burviedero, dało się słyszeć strzały armatnie. Nagle rozległa się komenda „za broń”, zaraz potem „do ataku”. Krzysztof szedł na czele ataku, dumny, wspaniały, zapalony do walki, czuł w ręku pałasz, a tu nagle… w oczach ma jakieś płaty krwawe, czarne, krzyże, zgubił pałasz, głowa gdzieś mu ucieka, coś mu w piersiach przeszkadza, brakuje mu tchu. Uczuł, ze pada na ziemię, pomyślał jeszcze, że noga mu została w strzemieniu, a jego trupa włóczy koń. I nagle nic, tylko cisza, spokój, błogość. Mokra ziemia wokół, tętent koni, brzuchy końskie – stadnina w Stokłosach? Ktoś mu spłoszył źrebaki, czy jak? Słychać jeszcze łkanie Gajkosia, że zabili mu panicza.
WIDZIADŁA
Bardzo zimna noc. Wiatr wiał od gór Guadarramy i Somosierry. Krzyś leżał na wznak, patrzył w chmurne niebo. Zdawało mu się, że jest z nim Trepka. Przychodzą mu na myśl dawne potyczki słowne ze starym Szczepanem. Rozmyśla nad przeszłością. Z letargu wyrywają jego półmartwe ciało natrętne słowa adiutanta podoficera Pruskiego, który przysięgał Gajkosiowi, że dopilnuje Krzysia, daje mu bulion, jadą razem do Francji, bo zostali ranieni w bitwie pod Burviedero. Po przebudzeniu na następny dzień Cedro słyszy, jak ogłaszają wszem i wobec, że Napoleon znosi inkwizycję, wypuszcza wszystkich jej więźniów itp. Cieszy się Krzyś, że Trepka to wszystko usłyszy. Wodzi na około wzrokiem półsennym, powieki kleją mu się od gorączki, gdy wtem podchodzi do niego Napoleon, Krzyś próbuje wyrazić swe ostatnie życzenie, chce krzyknąć „Vive ”, ale tylko wyjęczał te wyrazy przez fale krwi broczące z ust. Cesarz postał nad nim jeszcze chwilę, po czym odszedł, mówiąc „Niech tak będzie” i zniknął między żołnierzami.
VAL DE PENAS [miasto przy drodze z Madrytu do Kordowy]
Już nadchodził wieczór, gdy Krzysztof dojeżdżał do Val de Penas. A ja już dwa razy myślałam, ze on umarł. Stacjonowali tam żołnierze. Zaraz napoili go gorzałka pędzoną z wina, pokazali podręczne muzeum mundurów po zabitych kolegach, opowiadali o walkach, on im opowiadał, jak przeżył, śpiewali tam, tańcowali. Gdy się Cedro najadł ruszył w drogę, a reszta żołnierzy za nim.
NAD BRZEGIEM RAWKI [rzeka miedzy Łowiczem a Sochaczewem]
Druga kompania pierwszego szwadronu ułanów pułku Dziewanowskiego wczesnym rankiem wyruszyła na patrol główny. Podporucznik Rafał Olbromski był niezwykle radosny tego ranka. Jadąc konno rozmyślał o swym dzieciństwie, o ojcu, o pracy na roli. Nagle kapitan kazał się zatrzymać i zejść z koni. W polach dostrzegli konnicę. Ruszyli na wroga. Rafał mężnie ciął szablą. Ktoś przetrącił mu ramię, nie mógł zadawać ciosów. Miał objawy podobne jak Krzyś, gdy pierwszy raz umierał. Nie rozumiał, co się z nim dzieje. Ściągnięto go z konia, bo zauważono, że coś za bardzo był krwią oblany. Na spotkanie konnicy wypadł z lasu drugi pułk, pod komendą Tadeusza Tyszkiewicza. Opis bitwy – kierunek na Sękocin. Rafała wywieziono za Raszyn, zajął się nim chirurg. Wszyscy mu salutowali, poczuł, co to sława, był z siebie dumny. Wypoczywał. Wspominał wkroczenie do Gdańska, wspomina zimny wzrok majora de With, pruskiego oficera piechoty, swego masońskiego Mistrza. Przypomina sobie widok jego trupa. Rozmowy rannych. Jest tam Sokolnicki, książę Józef Poniatowski, rozmawiają o planowanych wyprawach i o odbytych bitwach. Rafał ugaduje się z Sokolnickim, ma go budzić, gdyby coś się stało, rozmawiają jeszcze o zeszłych bitwach, kto gdzie był, co widział, w czym brał udział. Wkrótce pojechali razem do Raszyna, znów opis bitwy, bohaterstwo Rafała, jego wysiłki, by walczyć. Na grobli Rawki legły dwa tysiące Austriaków. Było już późno nocy, gdy Rafał wydostał się spośród walczących, w potarganym mundurze, bez czapki, szedł na oślep w stronę Opaczy. Cały był w ogniu, szarpała go wczorajsza rana, teraz czuł wszystkie stłuczenia, miał gorączkę, dreszcze.
W WARSZAWIE
Rafał spędził noc w pustej szopie na żydowskim przedmieściu Warszawy, w pobliżu szubienicy miejskiej. Tłumaczono mu, że Sasi uszli, a bitwę pod Raszynem można uznać za zwycięstwo Polaków. Rafał poszedł z szeregami, rozpytywał po drodze o brygadę Sokolnickiego, w końcu go odnalazł. Rafał postanowił odpocząć, bo ledwo stał na nogach, ale po wyzdrowieniu chciał służyć nadal pod Sokolnickim. Ten kazał mu się zgłosić, pod warunkiem, że będzie miał konia, wtedy zostanie adiutantem. Rafał poszedł do pałacu księcia Gintułta. Stary kamerdyner nie poznał go. Wprowadzono go jako rannego do pokoi, przyszedł Gintułt, by zobaczyć kolejnego rannego i poznał w nim Rafała. Chirurg opatrzył mu rany na nowo. Zaniesiono go do jego starego pokoju. Spał aż do następnego ranka. Gintułt przyszedł, chciał zabrać go w podróż, by przystąpić wspólnie do wojska. Mówi o tym, że major de With zginął, Rafi ma pretensje, że walczył z on z Polakami. Nie wierzy, że Gintułt chce bezinteresownie zapisać się do wojska, nie wieży w jego szczerość. Okazuje się, że Gintułt jest zdrajcą, że chce oddać Warszawę Austriakom, a Rafi jest jeńcem, tzn. tak myśli, ale Gintułt chce dać mu wyzdrowieć, a Rafał potem zrobi, co chce. Sokolnicki poszedł już na Pragę. Podczas gdy Rafał był dumny, że Warszawa została obroniona, sama Warszawa traktowała to jak klęskę, co udowodnił Gintułt.
RADA
Nim upłynęło zawieszenie broni, Rafał i Gintułt już przeprawiali się przez Wisłę. Gintułt nastawiał się, że straci swój dom, bo Praga nie była objęta konwencją, więc najprawdopodobniej nastąpi bombardowanie Pragi przez Warszawę i Warszawy przez Pragę. Musieli załatwić formalności – każdy przybysz znad Wisły był ewidencjonowany. Obejrzeli jeszcze fortyfikacje. Dojechali do Starego Modlina. Spotkali Niemojewskiego, Dąbrowskiego – ten poznał Gintułta, który kiedyś męczył go o pomnik szkapy Aleksandra Macedończyka. Wszyscy obmyślają dalszy plan postępowania, kroków bitewnych. Nie wiedzą, co robić, w końcu Dąbrowski mówi, że on radzi nie ustępować i to by było na tyle. Potem z grubsza zaplanował plan działań ofensywnych w Galicji, który został przerwany w pół słowa.
SZANIEC
Nadeszła noc. Konnica została w Karczewiu, część piechoty stanęła obozem w Otwocku Górnym, a część w Wielkim. Rafał nie mógł spać, więc pałętał się gdzie popadnie. Wydawało mu się, że jest w Grudnie. Poszedł do Sokolnickiego. Rozmawiał z nim o położeniu Ostrówka, gadali o planowanych działaniach wojennych. Opis szturmu na Ostrówek. Oczywiście Ostrówek został odbity.
W STARYM DWORZE
Gdy w pierwszych dniach czerwca gen. Schauroth przeszedł z lewego na prawy brzeg Wisły, Rafał znajdował się przypadkowo w tłumie oficerów sztabu księcia Poniatowskiego. 10 czerwca nastąpiła potyczka pod Mielcem. Było południe chmurnego dnia, gdy Rafał dojrzał Stokłosy. Nie mógł tam być, ale spostrzegł Szczepana Trepkę. Pogadali razem, pożartowali, Trepka pytał, czy teraz oddadzą Sandomierz, oczywiście, że nie, a to dobrze, mówi Trepka, trzymać trzeba, bo to bogate miasto. Temat schodzi na Krzysia – nie ma go już, wojuje gdzieś w świecie, raz tylko przysłał jeden list z Paryża, potem Trepka dostał gazetę z wiadomością, że pułk jego jest w Hiszpanii i tyle. Rafał obejrzał się za siebie, bo miał jakieś złudzenie, ze ktoś z tyłu pędzi cwałem. Na dworze w Stokłosach podano naprędce obiad dla księcia i jego żołnierzy. Pokoje wypełniły się oficerami, jeden z nich grał, panna Mery, siostra Krzysia, śpiewała. Wyrosła na silną, zażywną kobietę. Rafał spostrzegł starego pana Cedrę. Wyszedł on z salonu, usiadł na ławce w altance i zaczął obarczać Trepkę pretensjami o to, że zabrał mu syna. Zastanawia się, czemu syn poszedł na wojnę, czego szukał, przecież tutaj miał wszystko, wszystko było dla niego.
SANDOMIERZ
9 czerwca Rafał sam dotarł do Sandomierza. Opis Sandomierza – jak pamięta go Rafał. W nocy z 15 na 16 czerwca Rafał postanowił wyspać się w końcu jak trzeba. Jednak nie było mu to dane, gdyż palił się akurat lamus pana Saniewskiego – byłą to zapowiedź szturmu. Próbowano ugasić pożar, później opis bitwy – Rafał pracował przy armatach. Gintułt czaił się w Kościele z chłopami, którzy mieli broń austriacką. Książę Gintułt podniecał żołnierzy do oporu krzykiem, w pewnym momencie poślizgnął się i runął na twarz w rów za wałem, od razu rzuciło się na niego z 10 chłopa, by go pojmać, ale ten się nie dał. Krzyczał o pomoc, ale niedługo obezwładnieni zostali i żołnierze, którzy skoczyli mu na pomoc. Postanowiono zburzyć kościół świętego Jakuba – Gintułt prosił wcześniej Rafcia, by szanowali ten kościół. Gdy został wydany rozkaz zburzenia go, Gintułt się kłócił, krzyczał do żołnierzy, by nie słuchali tego rozkazu, odpowiedział mu huk armat. Wtedy Gintułt przeraźliwym krzykiem zawołał do siebie dzieci i wdowy, które były w kościele. Rafał rzucił się, by wyrwać żołnierzom lonty, ale szybko go obezwładnili. Na szczęście ludzie schronili się w podziemiach.
NAROŻNA IZBA
W nocy 30 czerwca, po całkowitym opuszczeniu Sandomierza przez Austriaków, Rafał, Gintułt i Michcik cichaczem opuścili miasto. Książę był ciężko chory. Postanowili jechać do Tarnin. Gdy dojeżdżali, ojciec Rafała od razu go spostrzegł. W domu powstał straszny rwetes. Zofka była przy nadziei, matka – babinka, ojciec – staruszek. Ledwo powitali Rafała, musieli zająć się Gintułtem. Zofka rozmyśla jak to jest, że rok temu wydali ją za mąż, teraz jest w ciąży, wszystko było jak sen, a tu teraz przywieźli jej tego prawdziwego księcia, za którym tęskniła. Nagle się zawstydziła, bo Gintułt ją zauważył i uśmiechnął się. Nagle Michcik podniósł krzyk – w ich stronę zmierzała austriacka piechota i konnica. Razem z Rafałem wskoczyli na konie, ale były zgrzane, szybko Michcik leciał po inne konie, stary Olbromski łkał z tyłu, żeby pilnować mu chłopca. Pomknęli co sił ku Klimontowu, do lasów Góreckich.
POD ŁYSICĄ
Po stracie miejsca u boku Sokolnickiego w Sandomierzu Rafał wrócił do swego dawnego pułku. 4 lipca ruszył wraz z innymi z Radomia za ustępującym nieprzyjacielem. Chłopi poinformowali go, że nieprzyjaciel ruszył na Wzorki i Świętą Katarzynę – tam też pognał nasz bohater. W klasztorze żołnierze i lud modlili się. Teraz Rafał chciał jechać do Wyrw, do wujka Nardzewskiego, przypomniała mu się też przeprawa w Jazie. Ale gdy tylko wylecieli na gościniec z lasu Łysicy okazało się, że Wyrw nie ma… wszystko zostało spalone, jeszcze się pali. Nardzewski leżał w ziemi w kałuży krwi, straszliwie porąbany szablą. Stary strzelec Nardzewskiego, Kacper, powiedział, że pana zabili Niemcy, dziś rano. Przyszli od świętej Katarzyny, była ich i konnica, i piechota. Nardzewski nie chciał nakarmić ich i ich koni, zwołał chłopów ze wsi, ale wszystkich zabili, wszystkich ich razem pogrzebali.
W GRUZACH
Partia kapitanów pod wodzą Fijałkowskiego miała zniszczyć bandy gerylasów w Aragonii. Cedro z Gajkosiem też szli w tę stronę. Gajkoś opowiada o Żydach, którzy przyjęli chrzest chrześcijański. Krzyś rozmyśla o rodzinnych stronach i ludziach, których tam pozostawił. Wędruje sam, rozmyślając. Ktoś do niego strzela, on celuje mu prosto w pierś, napadają go Hiszpanie. Chciał uciekać, ale nie miał jak (a gdzie jest Gajkoś?).
POSTERUNEK
W ciągu zimy kampania Fijałkowskiego czyniła wielokrotne wyprawy do Saragossy. Cedro długo nie brał udziału w żadnych działaniach, bo trawiła go jakaś choroba. Swym towarzyszom broni mówił, że kusi go diabeł i on z nim walczy. Gdy w końcu pewnego dnia mu przeszło, gdy nabrał ochoty do czynu, dostał za zadanie uruchomić szlak pocztowy, który hiszpańscy partyzanci blokowali. Zajęło mu to dość dużo czasu, dowodził grupą, która podjęła się tego czynu, był w niej i Gajkoś, który był niezwykłym śledczym – wystarczyło, że zada kilka pytań, umiejętnie podpuszczając mówiącego, a już było wiadomo, czy osobę tę trzeba brać w niewolę, czy po słowiańsku ugościć hiszpańskim winem. Po uwolnieniu szlaków komunikacyjnych Krzyś z żołnierzami miał się udać ku zameczkowi Morelli. Tam powitał ich Wygnanowski, którego surowy wyraz twarzy bardzo się zmienił na widok Krzysia, ale zaraz powróciła dawna surowość. Myślał, ze Krzyś już nie żyje (ja też tak myślałam, już 3 czy 4 razy), ale ten mówił, że Gajkoś uratował mu życie. Wygnanowski zwierzył się Krzysiowi, że ma już dość wojny, że nie po to się na nią wybierał, by niszczyć wioski i zabijać ludzi bez sensu. Złożył dymisję do Napoleona, ale nie dostaje odpowiedzi. Teraz, kiedy dzięki Krzysiowi komunikacja znów została nawiązana, a on sam ma wybrać się do Tortozy, może on dostać wiadomość. W związku z tym po solidnym odpoczynku Krzyś wyjeżdża razem z Gajkosiem i przyznanym im za przewodnika zaufanym Hiszpanem, który ma wrócić z Tortozy z wiadomością dla Wygnanowskiego. Krzyś miał czekać na Wygnanowskiego w Tortozie, gdyby ta dymisja nadeszła.
DYMISJA
Krzyś już kilka dni czekał w Tortozie na Wygnanowskego. Dymisja czekała na niego na biurku Chłopickiego. Krzyś udawał się na konne przejażdżki, czekając na towarzysza, aż pewnego dnia zbudzili go wiadomością, że Wygnanowski przyjechał, ale go zabili. Zerwał się i jak przez sen szybko ubierał. Wygnanowskiego zamordowali w pobliżu obozu drugiego pułku. Zadano mu kilka ciosów sztyletem w serce, przebito mu pierś na wylot. Jego trup leżał nagi z wyciągniętymi do góry rękami. Krzyś poszedł do żołnierzy, żeby oddali mu cześć i wykopali grób, ale oni nie chcieli, bo on nie był już ich towarzyszem, bo wyprosił sam dla siebie jednego dymisję, podczas gdy oni całymi batalionami idą się bić. W końcu Krzyś sam zaczął kopać, przysypał trupa piaskiem.
DOM
Nardzewski przepisał w testamencie całe swoje gospodarstwo Rafałowi. Po wojnie w 1809 roku (Francja z Austrią, ale w Królestwie Polskim też) pojechał do Wyrw cały dumny, mimo że wiedział, że teraz zostało tam tylko kilka płotów i nie orana ziemia. W tym czasie do Tarnin sprowadził się mąż Zofki, niby, żeby ulżyć jej ojcu, ale rzeczywistości rządził już na gospodarstwie. Rafał chciał tylko dostać z domu, ile można, ale nie kwapił się, żeby tam siedzieć. Razem z Michnikiem i Kacprem mieszkał w małym czworaku, który jako jedyny ocalał z austriackiej pożogi. Do 1812 roku parał się myślistwem, prowadził gospodarkę jak się patrzy i wybudował dla siebie modrzewiowo, bukowo i jodłowy dom. Gdy pewnego dnia karczował z ludźmi las, by siać owies i pasać na jego miejscu konie, Michcik zameldował mu, że jedzie jakiś gość w krakowskiej bryce. Okazało się, ze to Krzysztof Cedro. Ten mówił, ze w czerwcu wrócił z Francji do Polski, aż do teraz siedział w Olszynach przy starym ojcu. Na wojnie bardzo zmężniał, z chudego, wysmukłego młodzika stał się prawdziwym mężczyzną. Teraz znów wybiera się na wojnę, pod Mir, ze swoim pułkiem. Rafał nie chciał, ale w końcu Krzyś go przekonał, poszli wybierać mu konia na wojenkę. Michcik miał iść z nimi. Gdy Rafał przedstawiał starego chłopa Krzysiowi okazało się, że był on w wojskach austriackich, ale trzy razy dezerterował, dopiero w Sandomierzu przeszedł na stronę Polaków.
SŁOWO HONORU
W okolicach Orszy w połowie sierpnia korpus Poniatowskiego złączył się z wielką armią Napoleona. Tam Krzyś i Rafał zobaczyli cesarza. Krzyś cieszył się, że dotrzymał on słowa danemu najsłabszemu ze swoich żołnierzy, konającemu w polu i wysławił Polaków. Cesarz przesuwał wzrok po pułku żołnierzy, gdy wzrok jego spoczął na twarzy Cedry, przez jego źrenice przeszedł błysk, a na jego granitowym obliczu ukazał się przelotny, półsmętny uśmiech.
KONIEC
PLAN WYDARZEŃ (w nieco innej wersji ;)):
[T-Raperzy Znad Wisły]
"Popioły". To wybryków
Ciąg Rafała Olbromskiego
Jest jak też kuzyna jego,
Który zwał się Cedro Krzyrztof.
Spójrzmy jak do zdarzeń przyszło.
Gdy z Heleną się z Dersławic
Rafał w dworku ojca bawił
Podczas pląsów, przy węgrzynie
Wyznał miłość swą dziewczynie.
A jak skończył już się zwierzać
Udał się do Sandomierza,
Bo w gimnazjum tam miejscowym
Dbał o rozwój swojej głowy.
Raz wypłynął z Krzyśkiem łódką,
Lecz panował nad nią krótko,
Rwącym nurtem pchani w odmęt
Cudem uszli z śmierci objęć.
Gdy dotarli nocą późną
Nakrył belfer ich, a rózgom
Poddać szkolny sąd Rafała
Chciał. Tu miarka się przebrała
Rzucił budę z tej przyczyny
Domem są mu znów Tarniny -
Dworek ojca, co Rafała
Źle traktuje. "To zakała"
Twierdzi i doglądać każe
Bydło mu i zboże, w razie
Gdyby ktoś chciał do chłopaka
Coś powiedzieć, to ma zakaz.
Raz klucz skradł, otworzył stajnię,
Wyprowadził klacz z niej tajnie,
No i puścił się galopem
Do Heleny, lecz z powrotem
Zmylił drogę lasu blisko,
Stawił czoła wilczym pyskom,
Co mu ciało w sporej części
Pokąsały, wszak los szczęścił,
Bo też jak na zawołanie
Chłop przejeżdżał, wziął na sanie
I do chaty zabrał własnej.
Gdy ozdrowiał było jasne,
Że opuścić musi włości,
Bryczką więc do Małogoszczy
Zabrał się do Piotra (brata),
Co już z ojcem się nie bratał.
Książę Gintułt, co w kadetach
Z Piotrem kiedyś był, też zjechał
Z racji takiej sposobności
Piotr dla sługi chce wolności.
Gintułt zgadza się i szydzi,
Piotr się wzburza gdy to widzi,
Walczyć chce na pistolety
Lecz szlag trafia go niestety.
Książę czuje się paskudnie,
Więc Rafała gości w Grudnie,
Wręcza kiesę mu dukatów,
Co był niby winien bratu,
Rafał zaś do jego siostry
Czuje słabość. lecz ta ostry
Odpór daje. Potem Kraków
I nasz Rafał w gronie żaków.
Gdy już zbrakło mu funduszy
Rzucił studia i wyruszył
Do rodzica, ten wybacza
Dając funkcję mu oracza.
W roli tego co na roli
Szaro jest, stąd Rafał woli
Być u księcia sekretarzem.
Będzie też wolnomularzem,
Aż raz pośród sióstr masonek
Mistrza loży spotka żonę,
Panią de With - radość wielka,
Bo to przecież jego Helka.
Helki mariaż nudny ma tryb,
Więc z Rafałem rusza w Tatry.
Lecz w pieczarze którejś nocy
Ulegają zbójców mocy,
Co krępują jego we śnie
Ją niewoląc jednocześnie.
Nie chcąc dłużej zmysły paść ich
Helka kończy żyć w przepaści.
Pojawiają się żołnierze,
Każdy z nich Rafała bierze
Za zbójnika i dlatego
Loch przez rok jest domem jego.
Kiedy wyszedł trafem losu
Spotkał Cedrę. Do Stokłosów
Krzych go powiózł a po roku
Zjawił wiarus się i spokój
Im zakłócił historiami,
Co wiązały się z walkami,
I wiarą w Napoleona.
Trzeba znaleźć się w legionach,
Bo w nich przecież Polski cząstka...
I ruszyli w stronę Śląska.
Gdy przebrnęli przez granicę
R. zasilił w mig konnicę
I pod wodzą Dąbrowskiego
Walczył w niej do upadłego.
Pod Zajączkiem generałem
Bił się Krzych, więc nie z Rafałem.
Potem wstąpił do lansjerów
I w kierunku Pirenejów
Maszerował z animuszem
Mimo rany, i katusze.
Saragossa i Tudela
(Tam szlif zdobył oficera),
No i ciężki bój w Madrycie,
Gdzie postradał prawie życie.
A zaś Rafał Gdańsk oblega
Zaraz po zdobyciu Tczewa,
Walczy także pod Raszynem,
Wsławia się niejednym czynem
Przy obronie Sandomierza,
Jednym słowem - wzór żołnierza.
Po wojaczce zaś cumuje
W Wyrwach, co dał w spadku wujek,
Dworek wznosi modrzewiowy...
Wtem przyjeżdża Krzych Cedro wy-
Wieść Rafała chce z domostwa,
Bo cesarza kusi Rosja.
Lecz czy walka z nim pospołu
Dźwignie Polskę znów z popiołów?
Nic już nie ma do dodania
Pora zasiąść do czytania.
O, Żeromski! Twe "Popioły"
Nie opuszczą nigdy szkoły!