Scenariusz inscenizacji tekstu baśni „Brzydkie Kaczątko”
Narrator: (Wchodzi w stroju gospodarza).
Posłuchajcie – oto bajka:
pewna kaczka zniosła jajka.
Na podwórku, w cieniu krzaczka,
na swych jajkach siedzi kaczka.
Nagle… kaczka „kwa, kwa” kwacze,
bo pękają jajka kacze.
Już wystaje z nich pięć główek,
już wykluwa się przychówek,
lecz zostało jajko szóste –
czyżby w środku było puste?
Nie, bo następnego rana
rzecz się stała niesłychana:
z jajka wyszło pisklę, które
było spore, szarobure
i urodę miało raczej
inną od urody kaczej.
Przyszedł stary kundel Burek
znany ze swych awanturek
i powiada:
Burek: Wśród kaczątek
bardzo rzadki to wyjątek,
niesłychana wprost szkarada!
Trzymać go tu nie wypada.
Narrator: Taką radę kaczce dał, poszczekując:
Burek: Hau, hau, hau!
Narrator: Przyszedł stary kocur Mruczek,
znany ze swych zmyślnych sztuczek,
i powiada:
Mruczek: (z płotu) To stworzenie ma nie kacze pochodzenie,
szyja nie jest dosyć krótka,
wypraw lepiej w świat podrzutka!
Narrator: Taką radę kaczce dał, miaucząc głośno:
Mruczek: Miau, miau, miau!
Narrator: Dziwne was się wyda, wiem,
to, że kto się zgadzał z psem.
Fakt niezwykły, lecz w tej sprawie
zgodni byli wszyscy prawie…
Przyszła kura, zagdakała:
Kura: (z płotu) Gdak, gdak, gdak, to jest zakała!
Narrator: Przyszła gąska:
Gęś: (Wychyla się zza płotu).
Gę, gę, gę,
dziwoląga pozbądź się!
Narrator: Kaczka była czułą matką
i kochała całe stadko,
lecz z obawą na początku
przyglądała się kaczątku
i wyglądem nieboraczka
bardzo się trapiła kaczka.
Kaczka: Kwa, kwa, kwa, rzecz niepojęta,
śliczne żółte mam kaczęta,
innym matkom takich życzę,
lecz ten cechy ma indycze.
Skąd się indyk wziął w rodzinie?
Muszę sprawdzić, czy popłynie…
Narrator: Z dziećmi poszła więc raz, dwa
nad sadzawkę.
Kaczka: Kwa, kwa, kwa! (Kaczka i Brzydkie Kaczątko znikają.
Po chwili Kaczątko ukazuje się samo na
sadzawce. Słychać plusk wody).
Burek: Hau, hau! Spójrzcie no! Ten dziwak
to doprawdy świetny pływak!
Mruczek: Miau! Jak trzyma się na wodzie!
Kura: Nie ma takich w naszym rodzie,
to kaczątko, gdak, gdak, gdak!
Indyk: (zza ławy) Gul, gul, gul, to kaczor, tak!
Narrator: Pies się znowu zgodził z kotem
i przycichła sprawa potem.
Ale Mruczek tak przy Burku
rzekł do kury na podwórku:
Mruczek: Pisklę brzydkie jest okropnie,
taką kaczkę niech gęś kopnie!
Bo choć pływa kaczka ta,
lecz nie mówi kwa, kwa, kwa!
Narrator: Zaś kaczorek, co nie kwakał,
często po cichutku płakał
i nie kaczym wcale głosem
biadał nad swym smutnym losem:
Brzydkie Kaczuszki takie ładne są,
Kaczątko: że nucą o nich pieśni
pieśniarze nam współcześni. (bis)
Cóż zrobić mam z brzydotą swą?
Czy o Mnie ktoś zaśpiewa?
Czasami tylko drzewa
na wietrze szumią tak:
Chór (Słychać szelest liści).
drzew: (śpiew zza sceny) Brzydkie Kaczątko, Brzydkie Kaczątko,
nie kocha ciebie na świecie nikt.
Brzydkie Kaczątko, Brzydkie Kaczątko,
byłoby lepiej, gdybyś stąd znikł!
Brzydkie Kaczątko, Brzydkie Kaczątko,
na tym podwórku po co ci tkwić?
Brzydkie Kaczątko, Brzydkie Kaczątko,
ku wielkiej wodzie natychmiast idź!
Brzydkie Choć mi mamy trochę szkoda,
Kaczątko: pójdę tam, gdzie wielka woda.
Chcę zapomnieć o podwórku,
kurach, gęsiach, Mruczku, Burku.
Nie zatęsknię do nich, nie,
bo tu nie kochano mnie!
Narrator: Poszedł więc na krótkich nóżkach
po bezdrożach, ścieżkach, dróżkach,
aż się dowlókł nocną porą
do szuwarów, nad jezioro.
A tam ujrzał widok taki:
(Po stawie płynie stado łabędzi. Z boku na wielkim liściu siedzi Żaba. Zza szuwarów wychyla się Brzydkie Kaczątko).
Brzydkie Ojej! Co to za ptaki?
Kaczątko: Długoszyje, śnieżnobiałe,
nieprzystępne i wspaniałe…
Znam się na tym dosyć słabo –
jak się nazywają, Żabo?
Żaba: Kum, kum, kum,
kum, kum, kum,
wszyscy o tym wiedzą wszędzie,
kum, kum, kum,
kum, kum, kum,
że te ptaki to łabędzie,
kum, kum, kum!
Kum, kum, kum,
kum, kum, kum,
szyje wyginają cudnie,
kum, kum, kum,
kum, kum, kum,
jutro lecą na południe,
kum, kum, kum!
Kum, kum, kum,
kum, kum, kum,
czeka je daleka droga,
kum, kum, kum,
kum, kum, kum,
bo nadciąga zima sroga,
kum, kum, kum!
(Żaba znika, zaczyna sypać śnieg, słychać wzmagający się świst wiatru. Zielone dotychczas drzewo staje się białe. Na płocie pojawiają się śniegowe czapy i sople).
Narrator: Żaba ta nie była w błędzie,
poleciały w świat łabędzie. (Łabędzie znikają).
Lodowaty wicher dmucha,
idzie groźna zawierucha,
a kaczorek bez kożucha,
nauszników, ciepłych butów,
zaraz nam zamarznąć gotów…
Ale cóż to? (Głosy dzieci; na scenę wchodzi Ewa, ciągnąc
na sankach Janka. Oboje ciepło ubrani).
Ewa: Popatrz, Janek,
chodź tu, zejdź na chwilę z sanek!
Janek: Jakiś ptaszek koło drzewa…
Ewa: Zamarznięty?
Janek: Zobacz, Ewa,
jeszcze żyje!
Ewa: Ożywimy (Biorą na ręce bezwładne Kaczątko).
tę ofiarę srogiej zimy!
Narrator: Więc zabrali go do domu
i nie mówiąc nic nikomu,
odchuchali, odżywili,
przechowali – malcy mili!
Janek: Jaki śmieszny – popatrz, Ewa!
Ewa: Nie chce fruwać…
Janek: I nie śpiewa!
Jadłby tylko bez ustanku…
Ewa: (Stojąc blisko płotu). Nie jest brzydki, prawda, Janku?
Brzydkie (Ożywia się gwałtownie). Nie jestem brzydki, nie jestem brzydki,
Kaczątko: tak powiedziała – może ja śnię?
Nie jestem brzydki, nie jestem brzydki
i mogę komuś podobać się!
(…)
Narrator: Minął luty, marzec cały,
Dzieci wkrótce wyjeżdżały,
za oknami zaś radośnie
przybliżało się przedwiośnie,
Słońce grzało, wiat zieleniał… (Znikają oznaki zimy).
Ewa: Do widzenia!
Janek: Do widzenia!
Ewa: Nie płacz, ptaszku, my wrócimy!
Janek: Żegnaj – do następnej zimy!
Narrator: A kaczorek, co nie kwakał,
przy pożegnaniu zapłakał,
zaś nazajutrz, ranną porą
poszedł dróżką nad jezioro.
Słońce wzeszło spoza chmur,
koncertował ptasi chór… (Słychać ptasie trele).
Brzydkie (zza szuwarów) Gdzie łabędzie, powiedz, Żabo,
Kaczątko: bo się orientuję słabo…
Żaba: (wskakując na liść) Kum, kum, kum,
kum, kum, kum,
jeszcze cierpliwości nieco!
Kum, kum, kum,
kum, kum, kum,
już na pewno do nas lecą!
Kum, kum, kum! (Brzydkie Kaczątko znika).
Narrator: Minął tydzień lub dwa może
i już były na jeziorze, (Pojawiają się łabędzie).
tak jak zawsze śnieżnobiałe,
tak wyniosłe i wspaniałe
w swym królewskim majestacie,
a kaczątku rzekły:
Chór Bracie,
łabędzi: chodź tu do nas, nie wypada,
byś odłączał się od stada,
zatem nie trać czasu, chodź
do swych braci, sióstr i cioć!
(Brzydkie Kaczątko, już jako piękny łabędź, nieśmiało wychyla się z szuwarów).
Brzydkie To sen chyba… Przecież ja
Kaczątko: jestem tylko Brzydkie Kaczątko, Brzydkie Kaczątko,
podwórko całe pomiata mną,
Brzydkie Kaczątko, Brzydkie Kaczątko,
z mojej brzydoty zwierzęta kpią.
Brzydkie Kaczątko, Brzydkie Kaczątko,
jak w waszym stadzie mogłoby żyć?
Brzydkie Kaczątko, Brzydkie Kaczątko,
nie może przecież łabędziem być!
Chór Ha, Ha! On żartować raczy!
łabędzi: To ma być potomek kaczy?
Przejrzyj się w zwierciadle wody –
jesteś piękny, jesteś, młody,
jesteś silny, zobacz sam!
Zostań z nami, króluj nam!
Brzydkie Nigdy bym w to nie uwierzył.
Kaczątko: gdybym nie mógł sam zobaczyć,
że się można tak złabędzić,
że się można tak odhaczyć!...
Narrator: (wstając z ławy) Tu się może skończyć bajka,
co zaczęła się od jajka,
ale byłoby ciekawie,
wspomnieć jeszcze o wyprawie,
którą odbył Król Łabędzi (Na scenie znajdują się wszystkie zwierzęta.
na podwórko… Wszyscy patrzą w jedną stronę).
Burek: Co tam pędzi?
Śnieżnobiała jakaś chmurka!
Mruczek: Zbliża się już do podwórka!
Burek: Lepiej weźmy nogi za pas!
Mruczek: Z trwogi mdleję już na zapas!
Kura: Gdak, gdak!
Indyk: Gul, gul!
Gęś: Gę, gę, gę!
Razem: Pochowajmy lepiej się! (Znikają, na scenie pojawia się
odmienione Brzydkie Kaczątko).
Narrator: Wysadziwszy nos zza murka,
tak kto Mruczek rzekł do Burka:
Mruczek: To jest łabędź, popatrz prędko!
Burek: (Wysuwa się spod ławy). Cudny jest z tą szyją giętką…
Spójrz, skrzydłami do nas poma-
chał, chał, chał!...
hau, hau, hau!...
Mruczek: Jakby sekret z nami dwoma
miał, miał, miał! miau, miau, miau!...
Brzydkie To nie sekret, moi mili,
Kaczątko wszystko zdradzę wam w tej chwili
Znalazłem się tutaj,
w tym waszym zakątku,
bo chcę wam przypomnieć
o Brzydkim Kaczątku,
co bardzo niemiłe
wspomnienia stąd ma,
To Brzydkie Kaczątko –
to ja! (bis)
Kaczka: To on, kwa, kwa, kwa, kwa!
Brzydkie Kto szydzi z drugiego,
Kaczątko: wykpiony sam będzie,
gdy z brzydkich kaczątek
wyrosną łabędzie.
Mamusiu, za wszystko
dziękuję ci, pa!
To Brzydkie Kaczątko –
to ja!
Kaczka: To on, kwa, kwa, kwa, kwa! (Rozlega się świst wiatru. Na scenie pojawiają się
łabędzie).
Narrator: Zima była już za pasem,
wicher wieje, a tymczasem
każdy jeszcze ujrzeć może
tłum łabędzi na jeziorze.
Więc głowili się uczeni
ową zwłoką zaskoczeni,
a to była niespodzianka
dla Ewuni i dla Janka. (Dzieci wchodzą na scenę).
Król Łabędzi ich powitał,
a wraz z królem jego świta,
zamieszania było sporo,
aż wzburzyło się jezioro,
dużo krzyku i wzruszenia…
Brzydkie Do widzenia!
Kaczątko:
Janek: Do widzenia!
Ewa: Do widzenia!
Wszyscy Do widzenia!
razem: