"To moje dziecko i jak będę chciała, to będę je biła!". Wtedy nie wytrzymały
Paweł Piotr Reszka, Kacper Sulowski 02.09.2015
Spała pijana, dziecko pod nią. Od tej pory sąsiadki zaczęły ją kontrolować. Pukały niby pożyczyć soli, ale patrzyły, czy trzeźwa.
Po tej akcji Jadwigę żebra bolały przez miesiąc. Podejrzewała nawet złamanie.
- Drzwi okazały się mocniejsze, niż przypuszczałyśmy - zauważa Beata, jej koleżanka. - Kiedy pukanie nic nie dało, Jadwiga natarła na nie bokiem. Myślałyśmy, że wylecą z futryny, a tu nic. W końcu jak gdyby nigdy nic Mała nam otworzyła. Z dzieckiem na ręku i jak nie zacznie nam ubliżać. "Wy kurwy jebane, szmaty, dziwki!". I mówi jeszcze: "To moje dziecko i jak będę chciała, to będę je biła!".
Wtedy Beata nie wytrzymała.
Nachlała się i śpi
To, że Mała nie będzie za dobrą matką, sąsiadki zaczęły podejrzewać dość wcześnie. W sylwestra rok temu była już w piątym miesiącu ciąży. Północ, fajerwerki, wódka, szampan. Wszyscy składają sobie życzenia pod blokiem. Jest też Siwy, facet Małej.
- A gdzie twoja? Zmęczona pewnie? - pytają sąsiadki.
- Gdzie tam - Siwy macha ręką. - Nachlała się i śpi nieprzytomna.
Jadwiga, sąsiadka, dziś: - Aż mnie zmroziło.
Jak urodziła, dostała skądś wyprawkę. Pampersy, oliwki, pudry. Wyprzedała wszystko. Oliwki proponowała sąsiadkom po 3 złote.
Mała jest nieśmiała. Na trzeźwo z sąsiadami nie rozmawia. Dopiero gdy wypije, robi się towarzyska. Nie dalej jak tydzień temu po kilku piwach ruszyła z koleżanką na plac zabaw. Wpadła pod huśtawkę, nie była w stanie sama wyjść. Dziecko zostało w domu. Sąsiadki podejrzały, że gdy Mała wychodzi z domu, obkłada Olę poduszkami, by nie spadła z łóżka.
Mała to ksywa. Na imię ma Katarzyna, 25 lat, ukończone gimnazjum i blond włosy wychodzące garściami. Sąsiadki podejrzewają, że to za sprawą Siwego. Ma na imię Grzesiek, mniej więcej tyle lat co ona, z czego kilka spędzonych za kratkami za rozboje. Ma też zawsze plecak, a w nim młotek, którego ślady widoczne są na drzwiach wejściowych do ich mieszkania (kiedyś nie chciała go wpuścić). Zdarza się, że Siwy żali się sąsiadom: - Co z niej za matka? Chla tylko.
Zdarza się też, że bierze sprawy w swoje ręce. Słychać wtedy przez ścianę, jak na nią wrzeszczy, słychać też, jak ona krzyczy: - Nie bij mnie! Po tym wychodzą jej włosy.
Po każdej awanturze Siwy zakłada plecak na grzbiet i idzie na noc do matki. Albo pić gdzieś na osiedlu.
Beata, sąsiadka: - Jak on się na nią rzuca, to Mała od razu bierze małą na ręce. Może myśli, że przez to jej nie uderzy? Ostatnio przewrócił ją, skopał, a ona cały czas trzymała dziecko. Przyszłam do niej potem, patrzę, wielki pukiel włosów na szczotce.
Jadwiga, sąsiadka: - Ale nasz blok, choć socjalny, tak naprawdę nie różni się za bardzo od innych.
Basia, sąsiadka: - Sąsiedzi starają się sobie pomagać nawzajem.
Magda, sąsiadka: - Nam zależy na losie tej małej.
Jadwiga: - Ma rok i trzy miesiące. I w ogóle nie płacze. Już wie, że jej to nie pomoże. Boi się.
Kaprysy i zachcianki
Zaraz gdy Mała urodziła, wzięli skądś psa. Olaf, wielkie bydlę, kundel, wilk jakby. Miał być prezentem dla małej, taki kaprys. Ale widocznie się nie spodobał. Stał całe dnie pod blokiem, wychudzony jak szkielet. Rzucał się na suchy chleb. Mała opowiadała jako ciekawostkę, że z głodu potrafił zeżreć własne gówno. Potem gdzieś zniknął.
Z dzieckiem żadnej wpadki nie było. Mała zwierzała się sąsiadom, że bardzo chcą mieć maluszka.
Jakoś tak rok temu Basia, sąsiadka, zauważyła, że Mała się zatacza. Zebrały się w trójkę, poszły na czwarte piętro, zapukały. Cisza. Drzwi były otwarte. Weszły.
Beata: - Patrzymy, Mała śpi pijana na wersalce, pod nią przyduszona Ola. A obok szklany stół. Dziecko mogło się przecież udusić albo, nie daj Boże, spaść na ten stół. Obudziłyśmy matkę, afery narobiła. Że wchodzimy bez zaproszenia do jej domu. I jeszcze mówiła, że rzeczy musi przeszukać, bo przecież coś mogłyśmy ukraść.
Basia: - Od tamtej pory zaczęłyśmy ją kontrolować. Chodziłyśmy niby pożyczyć sól czy cukier albo coś zanieść. Ale chciałyśmy po prostu sprawdzić, czy jest trzeźwa.
Małą znają od małego. Prawie wszystkie spędziły dzieciństwo na placu zabaw pod szarym blokiem przy ul. Hutniczej w Lublinie. Tylko Beata przyszła kilka lat temu z mężem z sąsiedniej dzielnicy. Jest jeszcze Jadwiga, jest rodziną zastępczą dla niepełnosprawnego chłopca.
Beata: - Byłyśmy koleżankami z bloku, jesteśmy sąsiadkami, ale przyjaźń się skończyła, jak pojawiło się dziecko Małej. Nie możemy być obojętne. Każda z nas jest matką.
Basia: - Jak coś się stanie, tragedia jakaś, to wtedy się pyta: A gdzie byli sąsiedzi? Dlaczego nikt nie reagował? A my właśnie reagujemy! Tylko co z tego?
W jednej z rodzin w bloku urodził się chłopczyk. Matka w czasie ciąży piła. Chłopczyk ma dziś kilka lat.
Beata: - Jest niedorozwinięty, nie rośnie. Zapadnięte oczka, nie ma zębów. Alkoholowy zespół płodowy. Mamy takie poczucie, że dla niego może już być za późno. Ale Olę może jeszcze da się uratować. Ona ma szansę.
Dobry widok przez okno
Ktoś, kto widzi, jak prawo jest łamane - a tak jest w przypadku opieki nad dzieckiem pod wpływem alkoholu - powinien zadzwonić na policję. Sąsiadki więc dzwonią. Od stycznia do sierpnia kilka razy. Mała z czwartego piętra ma dobry widok przez okno.
Beata: - Jak podjeżdża radiowóz, zamyka drzwi i siedzi cicho. A Ola przecież nie płacze.
21 lutego, godz. 15.20. W materiałach policyjnych adnotacja "interwencja nie potwierdzona". To oznacza, że patrol nikogo nie zastał.
27 kwietnia, godz. 19.15, "interwencja nie potwierdzona".
26 czerwca, godz. 22. Drzwi otworzył mężczyzna, który podał się za konkubenta. Wyjaśnił, że Mała śpi z dzieckiem. Faktycznie, spała.
Do tego - jak mówi Andrzej Fijołek z Komendy Wojewódzkiej w Lublinie - sprawą interesował się dzielnicowy. Dwa, trzy miesiące temu jedna z sąsiadek Małej poinformowała go, że matka dziecka pije.
- Dzielnicowy, w ramach obchodu, był pod tym adresem kilkakrotnie - opowiada Fijołek - ale nikogo nie zastał.
Jadwiga napiera bokiem
Akcja z drzwiami miała miejsce w lipcu. Był wczesny wieczór. Sąsiadka usłyszała krzyki Małej. - Ty jebany bachorze, po co cię urodziłam?
Zebrały się w kilka. Przez zamknięte drzwi słyszały płacz Oli. Mała nie otwierała. Zaczęły walić w drzwi, szarpać za klamkę, Jadwiga naparła bokiem. Mała otworzyła w końcu, siłą zabrały jej dziecko z rąk. Posypały się wyzwiska.
I wtedy Beata nie wytrzymała. - Ty dziecka bić nie będziesz!
Przewróciła Małą, przyłożyła kilka razy po twarzy. Ta zerwała się, chwyciła nóż z kuchni. Beatę odciągnął szwagier. Zadzwoniły po matkę Małej (mieszka dzielnicę dalej, krawcowa). Nim się pojawiła, przewinęły małą.
Jadwiga: - Jak zdjęłam pieluszkę, to kupa była z co najmniej kilku godzin, przyschnięta do skóry. Koszmar.
Przyjechała babka, oddały jej małą. Na drugi dzień wszystko wróciło do normy. Babka wróciła do siebie, Mała się spiła.
Najlepiej byłoby, gdyby z Małą ktoś porozmawiał, uważają sąsiadki. Bo może nie tak od razu dziecko zabierać, matka to jednak matka. Ten ktoś mógłby jej powiedzieć, że nie wolno krzyczeć na córkę: "Ty pierdolony znajduchu, nawet mi się piwa nie dasz napić!". A tak było, gdy Mała odwiedziła z dzieckiem sąsiadkę. Puszkę trzymała w dłoni, położyła małą, a ta zaraz chciała do niej na ręce. I wtedy Mała się zdenerwowała i zaczęła szarpać Olę, by usiadła. A przecież dziecko chce chodzić, biegać, jak można tego nie wiedzieć? Albo że trzeba czasem na dwór z małą wyjść. Mała wychodzi rzadko. Bo - tłumaczy sąsiadkom - córka ma uczulenie na trawę i drzewa. I wreszcie - dziecko trzeba myć. A Ola - mówią sąsiadki - często jest brudna, ubranko nieprane. Kiedyś na stopce miała ranę, nieopatrzoną, na to rajstopki. Mała zerwała jej te rajstopki, z rany polała się krew. Wielki żal na to patrzeć, za serce ściska.
Co może urzędnik?
Sąsiadki dzwoniły do matki Małej.
- Przyjdź, prosiłam - opowiada Jadwiga - ona znowu jest najebana. Na to matka: - No ale co ja mogę poradzić? A czasem po naszych telefonach dzwoniła do córki i mówiła, że skarżymy. Potem Mała przychodziła i robiła awantury.
Basia: - My nie chcemy jej robić na złość, my po prostu nie chcemy doprowadzić do tragedii.
Jest Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie. Mała i jej dziecko korzystają z pomocy ośrodka. W połowie miesiąca dostaje zasiłek (alimenty płaci państwo, gdy otrzymuje pieniądze, na ogół godzi się z Siwym).
Sąsiadki w MOPR interweniowały kilka razy. Było pisane i dzwonione.
Jadwiga: - Urzędniczka powiedziała mi, że ma dużo podopiecznych, pracuje do 15. Ja jej na to, że drzwi próbowałyśmy wyważyć, bo bałyśmy się o dziecko. Ona, że sprawdzi, a potem jak zadzwoniłam drugi raz, że sprawdziła, ale Mała się wyparła wszystkiego - i co ona w ogóle może zrobić? To może dziennikarze coś mogą?
Zawiść i niszczenie
Mała bardzo chciałaby się z tego bloku wyprowadzić. Mieszka się w nim wręcz fatalnie.
- Strasznie zawistni sąsiedzi są - uzasadnia - konfliktowi. Bierze się to stąd, że mój brat był nerwowy i kłócił się z sąsiadami. Ja go broniłam, a też jestem nerwowa. Brat siedzi obecnie, więc jest teraz takie mszczenie się na mnie.
Plotki, że bije dziecko, że jest zaniedbane, nie dają żyć i bolą. - Sąsiadki niszczą mnie, moją matkę niepokoją, a przecież Ola to moje oczko w głowie. Ma tu swój kącik z zabawkami, można zobaczyć - mówi Mała. - Kiedyś sąsiadki przyszły z pretensjami. Jakie wyważanie drzwi? Pukanie delikatne raczej. Mówiły, że Ola niby ma siniaki. Pokazałam im dziecko, że nie ma. Poszarpałam się z sąsiadką. Ale to było takie nieporozumienie raczej. A konkubent nigdy mnie nie uderzył. Zresztą przecież on tu nawet nie mieszka, swoją córeczkę odwiedza.
Mała przeprasza, nie może dłużej rozmawiać. Jedzie właśnie do MOPR po zasiłek.
W połowie sierpnia sąsiadki dostrzegły Małą, jak przed południem rusza na stację benzynową po piwo. Szła chwiejnym krokiem. Z okna jej mieszkania machała pijana koleżanka. Na rękach miała małą. Zadzwoniły na policję. Patrol przyjechał szybko. Mała wydmuchała 1,7 promila alkoholu. Trafiła na komisariat, dziecko chwilowo do babci. Wyszła na drugi dzień.
- Z naszej strony sprawa nie będzie miała dalszego ciągu - wyjaśnia Andrzej Fijołek z lubelskiej policji. - Patrol uznał, że nie było zagrożenia dla życia czy zdrowia dziewczynki. O sytuacji powiadomimy więc MOPR.
- A matka?
- Została ukarana mandatem. Dostosowaliśmy go do jej możliwości finansowych. Wynosi 50 złotych.
Urząd interweniuje
O rocznej Oli, która nie płacze, opowiadamy Małgorzacie Domagale, która kieruje lubelskim MOPR-em. Oddzwania po kilku godzinach.
- Poleciłam rozpocząć postępowanie wyjaśniające w tej sprawie. Faktycznie otrzymywaliśmy sygnały o nieprawidłowościach w tej rodzinie, pracownik nie zareagował tak, jak powinien. Nie wykluczam konsekwencji dyscyplinarnych - mówi. - Poleciłam skierować wniosek do sądu rodzinnego. Przyjrzy się sytuacji dziecka. Nasi pracownicy będą ją ściśle monitorować. Chciałabym też podkreślić, że postawa sąsiadek zasługuje na uznanie. Nieobojętność często pozwala uratować komuś życie lub zdrowie.
Jedna z sąsiadek tuż przed publikacją: - Bardzo prosimy o zmianę naszych imion i może ulicę inną podać. Siwy chodzi po bloku i krzyczy: "Stare kurwy, sprzedawczyki, zajebię!". Boimy się.