Ściąganie w Polsce to codziennośc

Dlaczego ściąganie to grzech na Harvardzie, a w Polsce codzienność?

07-02-2013 Mateusz Wojtalik

Gdy pojedyncze przypadki ściągania na amerykańskich uniwersytetach piętnują niemal wszystkie światowe media, polskie milczą na ten temat. Dlaczego? Bo na naszych uniwersytetach ściągi i oszukiwanie to norma.

New York Times, brytyjski Daily Telegraph, niemiecki Der Spiegel, francuski Le Figaro i inne wielkie tytuły światowej prasy, rozpisywały się w ostatnich miesiącach o skandalu, który wybuchł na Uniwersytecie Harvarda. Szum narastał, bo raptem 125 z tysięcy studentów tej sławetnej uczelni przyłapano na ściąganiu. Zresztą co to było za ściąganie? Żadne tam zrzynanie ze schowanego pod swetrem zeszytu, czy choćby zapuszczanie żurawia w kartkę kolegi. Młodych Amerykanów napiętnowano, (a 60 z nich zawieszono), bo współpracowali rozwiązując tzw. egzamin domowy (take-home exam), który i tak jest wypełniany bez kontroli wykładowców.

Ale o co chodzi?
Władze uczelni, gdy tylko zorientowały się w sytuacji, wszczęły śledztwo i zapowiedziały wdrożenie procedur, które pozwolą w przyszłości zapobiec takim naruszeniom akademickich norm. W końcu zagrożone zostało to, co w nauce najważniejsze - zaufanie do akademickich standardów, rzetelności badań naukowych, uczciwości studentów i wykładowców. Skoro studenci Harvardu nie przestrzegają uczelnianych zasad etycznych, to czy można mieć zaufanie do prowadzonych tam badań naukowych? - Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za stworzenie wspólnoty, w której studenci będą się uczyć, a my będziemy odnosić sukcesy jako wykładowcy – powiedział Michael Smith, dziekan wydziału Humanistycznego, na którym doszło do skandalu. Jego słowa powtarzały media na całym świecie.

Tyle tylko, że wieści z Harvardu do Polski praktycznie nie dotarły. Być może dlatego, że Polacy, także dziennikarze, nie byli w stanie zrozumieć na czym polegał problem. W końcu co w tym niezwykłego, że kilkuset studentów współpracowało podczas jednego z egzaminów? Po prostu, skoro nikt ich nie pilnował, to zwyczajnie wykorzystali okazję i tyle.

O tym, jak powszechne jest ściąganie na polskich uczelniach przekonałem się sam, studiując na Uniwersytecie Warszawskim. Nie chcę oczywiście uogólniać - nie jest w końcu tak, że 100 procent studentów to oszuści, a wszyscy profesorowie zgadzają się na oszukiwanie, ale na pewno dotyczy to znaczącej większości. Studenci potrafią tę atmosferę wykorzystać perfekcyjnie. I studiują dzięki profesorom, którzy przymykają oko na fakt, że praca jest spisana od kolegi, przez palce patrzą na wpisywanie wagarowiczów na listy obecności, a w czasie egzaminów wychodzą z sali, czytają gazety, lub wbijają wzrok w blat biurka udając, że nie widzą co dzieje się na sali. Potem, gdy czytają prace, przechodzą do porządku dziennego nad tym, że we wszystkich odpowiedziach pojawiają się identyczne błędy.

Rachunek sumienia
Dlaczego podczas wszelkiej maści egzaminów wzrok studentów nie jest wbity w kartę, na której powinny się znaleźć odpowiedzi, tylko skupia się na ściądze, ekranie smartfona albo co chwilę pada na kartkę kolegi obok?

Sprawa pierwszatradycja. By zobaczyć, jak bardzo Polacy przyzwalają na ściąganie, nie trzeba zasiadać w uczelnianych ławach. Wystarczy zajrzeć do dowolnej podstawówki, gimnazjum, czy liceum. Tam klasówkowej kooperacji z kolegą, lub ukrytym pod ławką zeszytem nie raz towarzyszy jawna aprobata ze strony nauczycieli. “Byłam zagrożona z chemii, ale kiedy pisałam sprawdzian na zaliczenie całego roku nauczycielka wyszła i wszystko ściągnęłam”. Czy jest ktoś, kto podobnych opowieści nie słyszał przy świątecznym kotlecie, gdy często okazuje się, że gimnazjalista Kowalski ściąga tak samo jak jego ojciec i dziad?

Sprawa druga – pieniądze. Studenci egzaminy zdawać muszą, bo od ich powodzenia zależy uczelniane prosperity. I wcale nie dlatego, że w przyszłości - jako wielcy dyrektorzy - będą dawali swej dawnej alma mater datki – tak jak często robią to absolwenci Harvardu. W Polsce sprawa jest znacznie bardziej doraźna. Pieniądze z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego są rozdzielane per capita (inne czynniki grają mniejszą rolę). Toteż, im wyższe studenckie pogłowie, tym więcej państwowych subwencji. A przecież nie trzeba kończyć uniwersytetu by wiedzieć, że nie zabija się kury przynoszącej złotej jajka. Dla pieniędzy ściągają też sami studenci. Stypendia naukowe, czy pieniądze na zagraniczny wyjazd, zazwyczaj są przyznawane, nie za osiągnięcia w danym przedmiocie, ale za średnią ocen. A tę najłatwiej podnieść korzystając  ze ściągi.

Sprawa trzecia - wykładowcy. Wielu z nich pracować ze studentami zwyczajnie się nie chce. Zazwyczaj typy są dwa. Jedni prowadzą zajęcia nieprzygotowani, odczytując monotonnym głosem, z pożółkłych kartek, napisane lata temu notatki, na których ostatnie zmiany napisali lata temu. Drudzy - czasem świetni naukowcy, wiedzą, że nie mają zdolności pedagogicznych, więc dydaktykę traktują jaki zło konieczne. Nie potrafią jasno tłumaczyć. Uciekają od meritum, popadając w wielopiętrowe dygresje. I skazują niemogących ich zrozumieć studentów na ściągi.

Sprawa czwarta – studenci. Bo i my nie jesteśmy bez winy. Statystyczny Polak na studiach licencjackich pracy zarobkowej poświęca 19 godzin w tygodniu, na studiach magisterskich 25 godzin (dla porównania średnia w UE wynosi od 9 do 15 godzin). Na naukę, zaś przeznaczamy tylko ok. 10 godzin. Efekt? Przed sesją studentowi starcza czasu co najwyżej na zrobienie ściąg, a i z tym ma często kłopoty – musi więc liczyć na pomoc mniej zapracowanych kolegów, którzy albo udostępnią mu swoje "pomoce", albo pozwolą spisać.

Ślepa uliczka
Jednak prawdziwym problemem jest to, że w Polsce studiuje się (i uczy) wyłącznie dla papierka, z przekonania niepopartego najczęściej żadną refleksją. Dyplom warto mieć - może się kiedyś przyda. Trudno mówić w takiej sytuacji o jakimkolwiek etosie studenta – w końcu dla większości studia to droga przez mękę, bezsensowny wysiłek utrudniający tylko pracę i zabawę. Dawno już u nas zapomniano, że edukacja to nie pokonywanie kolejnych etapów zakończonych testowymi sprawdzianami, po których można zapomnieć wykute wcześniej regułki, ale proces mający poszerzać horyzonty i wiedzę. W dodatku powinna uczyć konkretnych umiejętności. Zamiast tego studenci udają, że się uczą, a wykładowcy, że rzetelnie pracują. W ten sposób przegniła machina uniwersytetu toczy się naprzód edukując (a raczej intelektualnie deprawując) kolejne roczniki. Tylko czy taka “edukacja” jest jeszcze komukolwiek do czegokolwiek potrzebna?


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
logistyka ściąga-ściaga, Logistyka to kształtowanie optymalnych strumieni materiałów i związa-nych z
Mikroekonomia - ściąga, Ekonomia to nauka, która analizuje, w jaki sposób społeczeństwo gospodaruje
Ściągi Na rodego - Diagnostyka VII, obd2 sciaga, Co to jest OBDII/EOBD
Lata osiemdziesiąte w Polsce to przede wszystkim disco polo
psychologia - danczyk, Ściaga, PSYCHOLOGIA - to naukowe badanie zachowań organizmów
psychologia - danczyk, Ściaga, PSYCHOLOGIA - to naukowe badanie zachowań organizmów
Ekologia Jako Nauka Stosowana - Ściąga, Monokultura- to system rolniczy lub leśny polegający na wiel
Metalurgia sciaga, Metalurgia - to nauka zajmująca się otrzymywaniem metali z rud, Ruda- utwory skal
calosc do sciag, Produkcja karpia w Polsce to 25tys ton rocznie
Oświecenie w Polsce to okres do połowy XVIII w, szkoła
Metalurgia i odlewnictwo pytania odp, Metalurgia sciaga, Metalurgia - to nauka zajmująca się otrzymy
sciaga 2, Konflikt to sytuacja gdzie jednoczesna realizacja interesów zaangażowanych stron wydaje si
Ściąga rachunkowoś to
Jarosław Kaczyński po wyroku ws Kamińskiego W Polsce to nie korupcja jest przestępstwem, ale walka
Skarby Inków w Polsce to mistyfikacja
Sciąga Jest to książka tłumacząca różnorodność zachowań i wartości ludzkich występującą pomiędzy róż

więcej podobnych podstron