Fakty i mity o alkoholu
W naszym społeczeństwie krąży wiele mitów na temat alkoholu. Każdy z nas będąc na jakiejś suto zakrapianej imprezie w towarzystwie rodziny, przyjaciół, znajomych na pewno spotkał się z różnymi stwierdzeniami na temat trunków, że ktoś ma do nich słabą głową albo, że alkohol jest zdrowy lub nie. Ja, słysząc wiele tych różnych teorii postanowiłam poszperać na ten temat w Internecie, dowiedzieć się jak to naprawdę jest podzielić się tym z Wami.
Pierwsza kwestia, która mnie niepokoiła to:
Czy to prawda, że kobiety upijają się szybciej niż mężczyźni?
Nawet Dorothy Parker - kobieta, poetka i pisarka o ciętym języku, potrafiąca naprawdę dużo wypić - przyznała, że rzadko była w stanie poradzić sobie z większą ilością alkoholu niż podwójne Martini. Wyznała kiedyś, że : po trzecim ląduje pod stołem, a po czwartym - pod gospodarzem.
Proste obserwacje wskazują na to, że Parker nie jest w tym osamotniona - kobiety z reguły szybciej odczuwają skutki picia alkoholu niż mężczyźni.
Jednak choć większość ludzi sądzi, że to kwestia różnych rozmiarów ciała u osób obojga płci, wyjaśnienie naukowe jest takie, iż spowoduje to raczej budowa ciała. Ponieważ w ciele kobiety stosunek tłuszczu do wody jest większy, kobiety osiągają wyższe stężenie alkoholu we krwi po jednym drinku niż mężczyźni - nawet jeśli tyle samo ważą i są tego samego wzrostu.
Naukowcy odkryli również, że ilość alkoholu ulegającego rozkładowi po pierwszym przejściu przez żołądek i wątrobę kobiety wynosi zaledwie 20% ilości alkoholu rozkładanej przez mężczyzn. Nie chodzi tylko o to, że kobiety mniej skutecznie trawią alkohol, niezależnie od swoich rozmiarów. W porównaniu z mężczyznami, większy odsetek alkoholu trafia u nich do krwioobiegu i bezpośrednio do mózgu. Nikt nie wie, dlaczego tak się dzieje.
Jednak w rezultacie kobiety, które dużo piją, szybciej zapadają na marskość wątroby i inne choroby spowodowane nadużyciem alkoholu niż mężczyźni.
A może jakieś dobre strony na pocieszenie? Otóż kobiety, które wypijają dziennie jeden czy dwa drinki, rzadziej mają atak serca, problemy sercowo-naczyniowe i rzadziej cierpią na chorobę Alzheimera niż te, które wolą pić napoje bezalkoholowe.
Czy naprawdę tak niezdrowo jest pić na pusty żołądek?
To prastara zasada dotycząca picia, którą każdy z nas zna, a większość ludzi niegdyś ją złamała: zawsze coś zjedz, zanim zaczniesz pić alkohol. Zdrowy rozsądek podpowiada nam, że picie na pusty żołądek szybciej doprowadzi do upojenia alkoholowego. Jednak w jakim stopniu zjedzenie czegoś przed piciem może nam naprawdę pomóc?
Według kilku badań i opinii specjalistów od alkoholu - w bardzo dużym. Wiąże się to głównie z tym, w jaki sposób alkohol ulega rozkładowi w żołądku i jelicie cienkim. Zawsze gdy spożywamy alkohol, ciało natychmiast zaczyna go rozkładać, jednak pewna jego ilość zostaje wchłonięta bezpośrednio do krwioobiegu.
Jeśli mamy w żołądku pokarm - zwłaszcza białka, tłuszcze i węglowodany o gęstej konsystencji - wówczas proces absorpcji zostaje spowolniony.
Przyspieszają go natomiast gazowane dodatki do drinków, takie jak woda sodowa (gaz zawarty w takich napojach przyspiesza wchłanianie, i to właśnie dlatego szampan działa tak szybko), oraz wysoka temperatura.
Ciepłe napoje są wchłaniane szybciej niż zimne.
W badaniu przeprowadzonym w 1994 roku potwierdzono pogląd, że lepiej nie pić na pusty żołądek. Grupę 10 ludzi poproszono w dwa różne dni, by wypili kilka drinków. W pierwszym przypadku pili po całonocnym poście, w drugim - po skromnym śniadaniu. W dniu, w którym badani zjedli śniadanie, wolniej się upijali, chociaż ilość alkoholu nie uległa zmianie. Ponadto wykazywali wówczas znacznie niższe ogólne stężenie alkoholu we krwi - średnio prawie o 70% niższe niż w dniu, w którym nie jedli śniadania.
Choć każdego dnia metabolizm działa trochę inaczej, przeciętny człowiek potrzebuje co najmniej siedmiu godzin, by całkowicie wytrzeźwieć. Gdy alkohol znajdzie się już w Twoim ciele, to wbrew temu, co twierdzi wielu ludzi, żadna metoda - kawa czy zimny prysznic - nie pomoże Ci się szybciej go pozbyć. Wszystko, co możesz zrobić, to pić duże ilości wody i pozwolić działać naturze.
A co z mieszaniem różnych rodzajów alkoholu - czy można się od tego pochorować?
Za dużo alkoholu, jakiegokolwiek rodzaju, rzadko bywa dobrym pomysłem. Istnieją jednak ludzie, twierdzący, że mieszanie piwa i czegoś mocniejszego, zwłaszcza we wspomnianej kolejności, również może być dla nas zagrożeniem. Niektórzy nawet znają stosowną rymowankę: „piwo po whisky i ból głowy bliski, whisky na piwo daje dobre żniwo". Można to prawdopodobnie powiedzieć na 100 różnych sposobów, a jeszcze więcej jest teorii na temat tego, jak to się wszystko zaczęło.
Możliwe, że ma to coś wspólnego ze sposobem, w jaki trawimy napoje alkoholowe. Napoje gazowane, takie jak piwo, szampan i musujące wina, są szybciej wchłaniane do krwioobiegu, ponieważ z reguły podrażniają wyściółkę żołądka. A to oznacza, że teoretycznie, jeśli zaczniemy od piwa, a potem napijemy się jeszcze wina lub mocniejszego alkoholu, możemy się szybciej upić. Jednak w rzeczywistości miałoby to nieznaczny i ledwie zauważalny wpływ.
Największe znaczenie stanowi ilość spożywanego alkoholu oraz to, czy wcześniej coś zjedliśmy, ponieważ jedzenie spowalnia wchłanianie i minimalizuje objawy zatrucia.
Według pana Ericksona, amerykańskiego naukowca, istnieje jeszcze jedno wyjaśnienie tego rozpowszechnionego poglądu - najczęściej związane z kolejnością, w jakiej zazwyczaj pije się różne rodzaje alkoholu. „Większość ludzi po wypiciu mocnego alkoholu nie pije już dużo piwa - tłumaczy Erickson. - Najczęstszy wzorzec jest taki, że ludzie piją piwo, a potem pod koniec wieczoru przerzucają się na mocniejszy alkohol, a wtedy wydaje się im, że to od tego mocniejszego alkoholu się pochorowali - wyjaśnia dalej. - Jednak sam fakt, że zmieszali dwa rodzaje alkoholu naprawdę nie ma z tym nic wspólnego". Może czas już uwspółcześnić to powiedzenie: „dużo picia to ból głowy".
Czy alkohol naprawdę zabija szare komórki?
Gdy starożytni Grecy pragnęli zapewnić swojego gościa podczas obiadu, że nikt nie dolał mu trucizny do wina, wznosili toast za jego zdrowie.
Choć obecnie zatrute wino nie jest już powodem do takich obaw jak niegdyś, folgowanie sobie w miłości do trunków wiąże się z innym ryzykiem, z których najpowszechniejszy jest oczywiście okropny kac. Jednak jedną z rzeczy, o którą nie muszą zamartwiać się ludzie pijący w towarzystwie, jest utrata szarych komórek. Ci, którzy piją regularnie, a czasami nawet bardzo dużo, nie narażają się na utratę neuronów.
Przekonanie, że alkohol zabija szare komórki jest znane już od wielu dziesięcioleci. W wielu badaniach wskazywano na powiązania między poważnym nadużywaniem alkoholu a pogorszeniem sprawności umysłowej; długotrwałe uszkodzenia spowodowane wieloletnim piciem dobrze udokumentowano. Rozwijający się mózg jest szczególnie wrażliwy na wpływ alkoholu, co naraża na największe ryzyko nastolatków i dzieci w okresie prenatalnym. Ponieważ alkohol jest potężnym środkiem dezynfekującym, w dużym stężeniu może uszkodzić, a nawet zniszczyć ludzkie komórki. Jednak stężenie alkoholu we krwi, od którego jesteśmy pijani (0,1% lub więcej), to o wiele mniej niż to niezwykle wysokie stężenie, które może zabić komórki .
Potwierdzono to również bardziej bezpośrednimi metodami. W ramach pewnego badania porównywano mózgi alkoholików, którzy zmarli z przyczyn niezwiązanych z nadużyciem alkoholu, z mózgami ludzi niebędących alkoholikami, w podobnym wieku i z podobnych środowisk. U obu grup stwierdzono mniej więcej tę samą liczbę i zagęszczenie neuronów. Jednak choć sam alkohol nie zabija szarych komórek, uzależnienie od niego może powodować długotrwałe uszkodzenia. Krótkotrwale wywołuje to objawy upojenia alkoholowego, które są nam wszystkim dobrze znane: spowolnione reakcje, utratę zahamowań i niewyraźną mowę. Natomiast na dłuższą metę alkohol trwale redukuje komunikację między neuronami i zmienia ich strukturę.
Czy wypicie kieliszka wina do posiłku zapobiega zatruciu pokarmowemu?
Obecnie wszyscy wiedzą o tym, że odrobina alkoholu od czasu do czasu może zapobiec chorobom serca i uchronić nas przed demencją.
Jednak mniej jest znany pogląd, że alkohol może się wiązać z bardziej bezpośrednimi korzyściami dla zdrowia, ponieważ działa jak swego rodzaju środek antyseptyczny - mogący uchronić nas przed bakteriami czającymi się w półmisku z nad-psutą sałatką z jajek. Brzmi to jak kolejny stary przesąd. Ale nie krępuj się, wypij sobie drinka do posiłku. Akurat ten pogląd jest prawdziwy.
Aby poznać prawdę, naukowcy badali grupowe zatrucia pokarmowe na dużych spotkaniach towarzyskich. Uważnie analizowano, którzy goście się rozchorowali, a którzy nie, i dlaczego. Na przykład w 2002 roku inspektorzy sanitarni w Hiszpanii badali zatrucie salmonellą u ludzi, którzy mieli pecha i zjedli zepsutą sałatkę z tuńczyka oraz ziemniaków podczas wielkiego bankietu w Castellon. Ponad 50 gości było narażonych na kontakt z salmonellą poprzez jedzenie, jednak nie wszyscy zachorowali. Większość ludzi, którzy mieli kontakt z salmonellą i pili wyłącznie napoje bezalkoholowe podczas tego bankietu, bardzo się pochorowali. Objawy zatrucia miało natomiast tylko 78% tych osób, które jadły skażone jedzenie i wypili sobie do tego jeden czy dwa drinki. Spośród ludzi, którzy spożywali to jedzenie, lecz wypili trzy drinki lub więcej drinków, tylko połowa zachorowała.
W innych badaniach przeprowadzonych w Hiszpanii również wykazano, że ludzie, którzy wypili największe ilości alkoholu na spotkaniach towarzyskich, podczas których nastąpiło grupowe zatrucie salmonellą, najrzadziej i najlżej chorowali. Wygląda na to, że alkohol ma prawdziwe walory lecznicze.
Jeśli więc planujesz wypić sobie kieliszek do podejrzanego obiadu, to zdecydowanie powinieneś podwoić dawkę.
Istnieją silne dowody na to, że aby alkohol rzeczywiście miał ochronne działanie, drink musi być mocny. W badaniach nad rozległymi epidemiami żółtaczki typu A przenoszonej przez ostrygi wykazano, że ochronne właściwości mają wyłącznie drinki, w których stężenie alkoholu wynosi co najmniej 10%.
Innymi słowy, jeśli najbardziej lubisz pić piwo i jesz sałatkę z tuńczyka na jakimś weselu, weź pod uwagę wypicie jeszcze jednego czy dwóch kieliszków wina podczas posiłku. Efekt ten może być w jakiś sposób powiązany z tym, że alkohol silnie stymuluje wydzielanie soków trawiennych w żołądku, które z kolei tworzą zabójcze środowisko dla zarazków i bakterii. To zaskakujące, lecz pod tym względem szczególnie korzystne właściwości wykazuje wino, ponieważ winogrona są również bardzo dobrze znane z tego, że działają antybakteryjnie. Wygląda na to, że najskuteczniejsze są białe wina, ponieważ ich odczyn jest odrobinę bardziej kwaśny niż w przypadku czerwonych win. Prawdopodobnie zadziała jednak zarówno białe, jak i czerwone wino. I na pewno lepiej na tym wyjdziesz niż ten biedny frajer w kącie, który sączy jakiś zwykły napój.