Juliusz Słowacki
Ogólne informacje
Juliusz Słowacki (1809-1849) – jeden z najwybitniejszych polskich poetów, twórca epoki romantyzmu. Urodził się 4 września 1809 roku w Krzemieńcu. Ojciec Euzebiusz był profesorem literatury, po jego śmierci (1814 rok) wychowaniem syna zajęła się matka Salomea, która cztery lata później wstąpiła w nowy związek małżeński. Ojczym Juliusza – August Ludwik Becu był profesorem medycyny (postać ta stała się pierwowzorem Doktora, bohatera trzeciej części „Dziadów” A. Mickiewicza), zginął w 1824 roku rażony piorunem. Młody Juliusz kształcił się w gimnazjum, a następnie wstąpił na Uniwersytet Wileński, gdzie studiował prawo. W 1829 roku wyjechał do Warszawy i podjął pracę aplikanta w Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu. Wtedy zaczęły powstawać pierwsze dzieła młodego poety. Po wybuchu powstania listopadowego wyjechał do Drezna, a następnie do Londynu z misją dyplomatyczną Rządu Narodowego.
W 1832 roku przybył do Francji. Tam wydano jego debiut – powieść poetycką „Hugo”. Rok później Słowacki wyjechał do Szwajcarii, gdzie stworzył trzy ważne dzieła: „Kordiana” (1833),„Balladynę” (1834) oraz dramat „Horsztyński” (1835). Po 1838 roku rozpoczyna się okres podróży poety. Słowacki wyjechał do Włoch, gdzie spotkał się m.in. ze swoją dalszą rodziną i nawiązał znajomość z Zygmuntem Krasińskim. Dalsze podróże objęły Grecję, Egipt, Palestynę i Syrię. Skutkiem inspirujących wypraw było powstanie takich dzieł jak: „Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu” i „Ojciec zadżumionych”. W 1838 roku Słowacki powrócił do Paryża. Nowatorska tematyka dotychczas wydanych utworów nie przekonała krytyki, podobnie jak kolejne dzieła: „Lilla Weneda” (1840), „Beniowski” (1841).
Pod koniec życia osamotniony poeta związał się na krótko z grupą związaną z mistykiem Andrzejem Towiańskim. Kontakt z towianizmem znalazł odbicie w tematyce dramatu „Sen srebrny Salomei” (1844). W 1848 roku schorowany Słowacki (cierpiał na gruźlicę, podobnie jak jego ojciec) wyjechał za granicę z zamiarem przyłączenia się do powstania wielkopolskiego. We Wrocławiu spotkał się z matką i zdecydował na powrót do Francji. Zmarł na gruźlicę w Paryżu 3 kwietnia 1849 roku. Został pochowany na paryskim cmentarzu Montmartre. Jego prochy sprowadzono do Polski w 1927 roku i złożono na Wawelu.
Grób Agamemnona
INTERPRETACJA
Utwór można podzielić na dwie części. W pierwszej z nich podmiot liryczny, zwiedzając grób Agamemnona, snuje luźne refleksje na temat poezji, historii Grecji i Homera. Właśnie te rozważania są pretekstem nawiązań do sytuacji Polski, która utraciła swoją niepodległość.
Podmiot liryczny mówi o bohaterstwie Greków pod Termopilami, co zestawia z upadkiem powstania listopadowego. Dlatego uważa, iż Polscy powinni się wstydzić. Nie są godni zatrzymywać się przed grobem Leonidasa, gdyż nie wykazali się w walce o ojczyznę bohaterstwem i męstwem. Pozwolili, by Polska utraciła niepodległość.
Przyczyny upadku powstania upatruje podmiot liryczny w braku jedności narodowej. Zarzuca szlachcie, że nie słuchała głosu ludu. Ponadto jej skłonności do wystawnego życia i bezmyślnego naśladownictwa obcych zwyczajów także miały duży wpływ na bieg wydarzeń w kraju.
Także i siebie podmiot liryczny wini za taki stan rzeczy, nie wziął bowiem udziału w powstaniu. Mówi o sobie: „Mówię bom smutny – i sam pełen winy”.
W ostatnich strofach zwraca się do Polski, którą nazywa „papugą narodów” i „niewolnicą”. Rozprawia się z Polską i Polakami w bardzo ostrych słowach
STRESZCZENIE
Pieśń rozpoczyna się apostrofą do lutni, metafory poetyckiego natchnienia, którą poeta prosi, aby zdołała oddać jego posępne przemyślenia. Podmiot tekstu jest w niezwykle smutnym nastroju, ponieważ znajduje się we wnętrzu grobu Agamemnona. Z oddali dobiega do niego słaby głos harfy Homera. Wiatr trąca pajęczyny rozpostarte między kamieniami starożytnej budowli, a wraz z nim do wnętrza wpadają nasiona egzotycznych roślin. Słychać cykanie świerszczy, w którym poeta dostrzega zwiastun końca rapsodu (starożytnej pieśni bohaterskiej). Podmiot czuje się cichy i martwy jak spoczywające w grobie szczątki Atrydów.
Następnie zrywa jeden liść z dębu, który znajduje się przy wejściu i blokuje dopływ światła. Czynność ta powoduje wdarcie się do wnętrza grobu promienia słońca. Poeta widzi w nim strunę z harfy Homera. Próbuje na niej zagrać, ale struna pęka mu w ręku. Podmiot uważa, że to znak, iż jego losem jest tworzenie poezji niemej, przeznaczonej dla umarłych. Następnie poeta wsiada na konia i pędzi przed siebie. Twierdzi, że zatrzyma się dopiero na grobie żołnierzy. Zastanawia się więc, czy będą to Termopile – słynny symbol greckiego heroizmu, wąwóz w którym żołnierze króla Leonidasa oddali życie za ojczyznę. Stwierdza, że koń zatrzyma się jednak pod Cheroneą, w miejscu oznaczającym klęskę i hańbę. Słowacki uważa bowiem, że jest to mogiła na miarę polskiej (nawiązuje tu powstania listopadowego). Poeta mówi, że jest z kraju niewolników.
Nie może stanąć pod Termopilami, ponieważ tam każdy Polak doznaje zawstydzenia jako przedstawiciel narodu zniewolonego. Zastanawia się, co by odpowiedział, gdyby Grecy polegli pod Termopilami powstali i zapytali: „Wiele was było?”. Następnie kontynuuje dygresję historyczną: pod Termopilami spoczęło nagie ciało króla Leonidasa (bez złotego pasa i czerwonego kontusza).
W tym miejscu pojawia się rozbudowana apostrofa do Polski. Poeta mówi, że dopóki będzie ona więziła swoją anielską duszę w „czerepie rubasznym”, dopóty będzie obiektem agresji kata. Musi ona sięgnąć po miecz zemsty, zrzucić koszulę Dejaniry i powstać bezwstydnie naga. Naród polski ma powstać jako posąg z jednej bryły, odporny na gromy. Niestety Polska była w przeszłości „pawiem narodów” i „papugą”, teraz zaś jest służącą. Poeta wypowiada te słowa ze smutkiem i poczuciem winy. Nawet jeśli Polska go przeklnie, jego dusza nie zostanie zraniona. Słowacki ma świadomość, że musi głęboko zranić Polskę, żeby poruszyć jej wnętrze. Porównuje ją też do szczekającej suki i nazywa „Niewolnicą”.
Smutno mi Boże
Hymn Juliusza Słowackiego „Smutno mi Boże” powstał w 1836 roku podczas morskiej podróży poety do Aleksandrii. Wacław Kubacki nazwał wiersz realizacją charakterystycznej dla twórcy „religii smutku”. Mamy tu do czynienia z mistrzowskim połączeniem motywu modlitwy i romantycznej nostalgii.
Istotnym zabiegiem zastosowanym przez Słowackiego jest wykorzystanie tradycyjnego gatunku hymnu w zupełnie nowej funkcji. Hymn to utwór o tonacji patetycznej, który dotyczy wydarzeń ważnych dla zbiorowości lub stanowi gloryfikację bóstwa. Tymczasem w wierszu Słowackiego, jak zaznacza Kubacki, mamy do czynienia ze złamaniem tych zasad. Utwór jest bowiem intymną rozmową pojedynczego człowieka z Bogiem. Poeta rezygnuje zatem z bohatera zbiorowego, doceniając tym samym wartość ludzkiej jednostki.
Ponadto główną postacią owego dialogu nie jest Bóg, ale podmiot tekstu wyrażający swoje najgłębsze lęki i pragnienia. Patos ustępuje tu miejsca tonacji spokojnego wyznania, a zachwyt nad dziełami Pana przeradza się w smutną refleksję nad własnym losem.
Poeta niezwykle mocno eksponuje w tekście wagę własnej osoby. Mamy tu do czynienia z nagromadzeniem zaimka osobowego „ja” pojawiającego się w różnych odmianach:
(…) Dla mnie na zachodzie
Rozlałeś tęczę promienistą;
Przede mną gasisz w lazurowej wodzie
Gwiazdę ognistą…
Choć mi tak niebo ty złocisz i morze.
Poeta ma zatem świadomość, że w oczach Boga jest kimś wyjątkowym i zasługuje na Jego uwagę. Relacja podmiotu z Bogiem ma znacznie głębszy wymiar niż stosunki łączące go z innymi ludźmi. Poeta zdradza bowiem, że dla innych zachowuje:
(…) twarz jednakową
Ciszę błękitu.
Wyznaje zatem, że maskuje swoje prawdziwe uczucia. Przed Panem otworzy jednak głębię swojej duszy. Liryczny monolog staje się tu zatem swoistą spowiedzią. Jedynym grzechem podmiotu okazuje się jednak głęboki smutek, który sprawia, że nie potrafi on docenić piękna otaczającego go krajobrazu. Najważniejszym sformułowaniem tekstu jest zdanie „Smutno mi, Boże!”, które stanowi refren powtarzający się po każdej strofie. Oddaje on wewnętrzny stan bohatera lirycznego.
Głównym źródłem cierpienia poety jest oddalenie od ojczyzny i rodzinnego domu. Symbolicznym odzwierciedleniem owej bezdomności jest aktualne położenie podmiotu:
(…) sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem.
Poeta zwierza się, że widział niedawno sznur lecących bocianów, które boleśnie przypomniały mu polski krajobraz. Wyznanie to uruchamia intymne wspomnienia:
(…) Żem prawie nie znał rodzinnego domu,
Żem był jak pielgrzym, co się w drodze trudzi
Przy blaskach gromu,
Że nie wiem, gdzie się w mogiłę położę,
Smutno mi, Boże!
Sytuację egzystencjalną podmiotu najlepiej oddaje użyta przez niego nazwa „pielgrzym”. Jego wygnanie ma wymiar tragiczny, ponieważ oznacza również brak zwyczajnego grobu. Losem poety jest wieczna podróż bez znajomości ostatecznego celu i bez nadziei na odzyskanie domu.
W „Hymnie” pojawia się zatem wyrazisty kontrast pomiędzy tym, co Bóg ofiarowuje poecie, a jego rzeczywistymi potrzebami. Ponadto znamienną cechą utworu jest to, że podmiot nie prosi o nic Stwórcy, zupełnie jakby w jego mniemaniu był On Bogiem bezsilnym. W takim stosunku do Pana można dopatrywać się buntu poety wobec chrześcijańskiej wizji Boga – potężnego i wszechmocnego. Co więcej, poeta podkreśla, że z pewnością pokolenia ludzi, którzy nadejdą po nim, będą przeżywały podobny smutek z powodu okrutnych i bezdusznych praw tego świata.
W kontekście buntu niezwykle interesujące wydaje się zakończenie tekstu. Wynika bowiem z niego, że to właśnie smutek stanowi najważniejsze narzędzie duchowego buntu przeciw Bogu. Smutek wyraża bowiem niezgodę na świat, który w zamyśle Stwórcy miał być piękny i dobry. Smutek stanowi akt odwagi stworzenia, które nie godzi się z ustanowionym przez Boga porządkiem:
Nim się przed moją nicością ukorzę,
Smutno mi Boże.
Testament mój
Wiersz Juliusza Słowackiego „Testament mój” mimo że napisany w 1840 r. pod względem ideowym i poetyckim łączy się z wcześniejszymi utworami lirycznymi, takimi jak np. „Hymn (Smutno mi Boże)” czy „Rozłączenie”. Przeważa tu nastrój smutnej melancholii, a podmiot to samotnik pozbawiony ukochanej ojczyzny.
Tym, co jednak wyróżnia ów wiersz na tle pozostałych tekstów poetyckich jest zastosowana przez Słowackiego forma testamentu. Mamy tu do czynienia z utworem szczególnym, ponieważ zawierającym ostatnią wolę poety. Osoba mówiąca w wierszu dokonuje ostatecznego rozrachunku ze swoim życiem, a także rozporządza pozostawionym przez siebie dziedzictwem. „Testament mój” posiada wyraźne cechy autobiograficzne i autotematyczne. Jest to zatem jeden z najbardziej osobistych liryków Słowackiego.
Autorem testamentu jest poeta, którego można utożsamiać ze Słowackim. Świadczą o tym przede wszystkim słowa:
Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica
Ani dla mej lutni – ani dla imienia;
Imię moje tak przeszło jako błyskawica
I będzie jak dźwięk pusty trwać przez pokolenia.
Jak wiadomo, Słowacki nie miał dzieci, a więc do tego faktu odnosi się ów wers przepojony smutkiem. Ponadto podmiot zdradza nieprzeciętną autoświadomość siebie jako poety.Słowa mówiące o braku „dziedzica dla lutni” świadczą o tym, że Słowacki nie widzi żadnego twórcy, którego poezja byłaby porównywalna do jego literatury, a co więcej nie spodziewa się, żeby jego twórczość znalazła naśladowców, dlatego mowa jest o „pustym dźwięku trwającym przez pokolenia”.
Autobiograficzny wymiar ma również opis dyspozycji dotyczących spalenia serca poety w aloesie i oddania go matce. Słowa te z kolei nawiązują do niezwykłej relacji, jaka łączyła Słowackiego z jego matką Salomeą.
„Testament mój” oprócz niezwykle osobistej płaszczyzny znaczeń odnoszących się zarówno do biografii, jak i poezji Słowackiego, posiada także wymiar narodowy. Podmiot charakteryzuje siebie nie tylko jako samotnika i twórcę, ale także jako bojownika o wolność ojczyzny. Wzywa zatem odbiorców testamentu – najbliższych przyjaciół, aby dali świadectwo jego poświęcenia:
Lecz wy, coście mnie znali, w podaniach przekażcie,
Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode;
A póki okręt walczył – siedziałem na maszcie,
A gdy tonął – z okrętem poszedłem pod wodę.
Wyrazem owego „pójścia pod wodę” był przede wszystkim wybór emigracyjnego losu przez poetę. Dumę Słowackiego z przeciwstawienia się wrogiej potędze zaborców wyraża również wers, w którym podmiot stwierdza:
(...) płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany,
Lecz świetnościami dawnych moich przodków świetny.
Pomimo doznanych cierpień i samotności poeta z wielkim żalem żegna się z życiem.Dojmujący nastrój smutku przenika całą partię tekstu, w której mowa jest o odchodzeniu i rytuałach, które przyjaciele mają dopełnić po śmierci poety. Już w pierwszej strofie podmiot zaznacza, że odchodzi „smętny”, jak gdyby jego życie było pasmem szczęścia.
Po tak naszkicowanej sytuacji podmiotu znajdującego się u kresu życia pojawia się niespodziewana zmiana nastroju. Poeta uderza w ton niemal rewolucyjny. Ponadto zmienia się również adresat tekstu. O ile na początku wiersz jest kierowany do przyjaciół, o tyle od wersu „Lecz zaklinam” poeta zwraca się do pokoleń, które nadejdą po nim:
Lecz zaklinam – niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba – na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec.
Poeta kreśli zatem szeroki program etyki narodowej, który uwzględnia dwie metody troszczenia się o narodowe dobro: szerzenie oświaty i ofiarną walkę o niepodległość.Metaforą pierwszego sposobu jest kaganiec (a więc światło kojarzące się z rozumem). Tych zaś, którzy poświęcają życie dla ojczyzny Słowacki nazywa „kamieniami rzucanymi przez Boga na szaniec”. Poeta podkreśla w ten sposób totalność złożonej ofiary, a także jej świętość. Wezwanie to staje się ideowym credo Słowackiego, które twórca pozostawia swoim potomnym jako człowiek, Polak i poeta.
Ostatnie trzy strofy poetyckiego testamentu Słowacki poświęca roli własnej twórczości. Po raz kolejny podkreśla wagę własnego poświęcenia dla Polski – zgodę na spoczęcie w obcej ziemi. Pojawia się tu również horacjański motyw sławy i nieśmiertelności. Poeta wyraża bowiem przekonanie, że jego twórczość będzie siłą, która przekształci „zjadaczy chleba” w „aniołów”. Przyczyni się zatem do zbudowania wielkiej republiki ducha.
Kordian J. Słowackiego
Kordian, główny bohater dramatu Juliusza Słowackiego o tym samym tytule, jest jedną z najważniejszych postaci polskiej literatury. Poeta świadomie kreuje Kordiana jako uosobienie biografii polskiego patrioty. Pokazuje zatem jej cechy wzniosłe, ale też obnaża kompleksy i słabości. Kordian nie jest bohaterem statycznym, ale postacią przedstawioną w rozwoju. Ów proces dojrzewania ideowego i patriotycznego stanowi więc klucz do biografii bohatera.
Na początku dramatu Kordian jako młody, piętnastoletni chłopiec jest znudzony i zniechęcony życiem. Przeżywa ciężkie chwile, ponieważ jego przyjaciel popełnia samobójstwo, a ukochana dziewczyna odrzuca jego uczucia. Nade wszystko gnębi jednak Kordiana zmęczenie pustą egzystencją. Chłopiec nie widzi przed sobą żadnego celu, do którego warto byłoby dążyć. Postanawia więc zakończyć życie i próbuje się zastrzelić niczym Werter z powieści Goethego. Strzał okazuje się jednak niecelny i Kordian otrzymuje drugą szansę.
Istotnym etapem w rozwoju bohatera jest odbywanie podróży po romantycznej Europie. Kordian udaje się więc do Anglii, a potem do Włoch. Niestety świat zamiast zachwycać, rozczarowuje bohatera. Z przerażeniem zaczyna dostrzegać prawa rządzące rzeczywistością. Wszystkie marzenia Kordiana pryskają jak mydlana bańka. Odkrywa on więc, że wspaniałe dzieła Szekspira pokazujące tragiczny los tych, którzy przekraczają moralne prawa, nie znajdują potwierdzenia w realnym świecie.
Najważniejszą bowiem wartością w oczach ludzi są pieniądze, za które można kupić szacunek innych, a nawet miłość. Sam Kordian doświadcza tych okrutnych praw na sobie, kupując wdzięki pięknej Wioletty. Najgorszym rozczarowaniem dla Kordiana jest zaś wizyta u papieża, który rzuca klątwę na buntujących się Polaków.
Okazuje się, że wszystkie te doświadczenia kształtują osobowość bohatera i sprawiają, że zaczyna on dojrzewać do bycia mężczyzną i Polakiem. Ostateczny rozrachunek z życiem, jakiego Kordian dokonuje na szczycie Mont Blanc, może prowadzić jedynie do samobójstwa lub wewnętrznej przemiany. Bohater wybiera tę drugą drogę i ze znudzonego dandysa i nieszczęśliwego kochanka użalającego się nad własnym losem zmienia się w świadomego siebie bohatera-przywódcę. Ma wizję ducha średniowiecznego rycerza, Arnolda Winkelrieda, który swoim poświęceniem uratował Szwajcarów. W bitwie z Austriakami poświęcił się i przyjął w siebie wszystkie ciosy wroga. Kordian uznaje więc, że Polska będzie „Winkelriedem narodów”: „Poświęci się, choć padnie jak dawniej! jak nieraz!”. Losem ojczyzny będzie zatem śmierć, ale dla dobra ludzkości. Kordian postanawia poświęcić swoje życie dla jedynie słusznej idei – Polski.
Czynem, którego ma zamiar dokonać Kordian jest zabójstwo cara. Bohater to zatem przedstawiciel młodego pokolenia straceńców, skontrastowanego z generacją zachowawczych Starców. W scenie spisku koronacyjnego Kordian odważnie występuje przeciw Prezesowi, ale w słowach jego oponenta niespodziewanie znajduje się trafna charakterystyka generacji, którą reprezentuje Kordian. Jest to mianowicie formacja młodych straceńców, których romantyczne porywy kończą się dotkliwą klęską. Ponadto Kordian chce działać sam, nie zważając na wolę większości. Jego bunt jest więc zrywem szaleńczym i z góry skazanym na klęskę.
Istota tożsamości Kordiana ujawnia się w scenie przed komnatą cara. Paradoksalnie to właśnie ta scena, a nie monolog na Mont Blanc jest kluczem do idei całego dramatu. Oto Kordian odważył się na czyn szaleńczy: ma zamiar złamać boski i ludzki porządek, czyli zgładzić Bożego pomazańca. Aby zrozumieć sens czynu Kordiana, należy mieć świadomość, że w XIX wieku uważano, iż władca został namaszczony przez samego Boga, więc zamach na niego jest podniesieniem ręki na Stwórcę.
Bohater chce to uczynić, ale niespodziewanie drogę zastępuje mu Strach i Imaginacja, które stanowią projekcję jego wnętrza. Nie pokonuje Kordiana jakaś siła zewnętrzna, ale przegrywa on z samym sobą. Jest to zatem skrytobójca niedoskonały. Jednocześnie chce zabić i nie może. Oto sedno losu polskiego narodu, który wciąż podejmuje walkę bez wewnętrznego przekonania, że ma ona sens.
Biografia Kordiana zostaje zatem rozpięta pomiędzy dwoma istotnymi momentami tworzącymi klamrę dramatu. Najpierw Kordian jako młodzieniec postanawia popełnić samobójstwo z błahych przyczyn, a potem (w ostatniej scenie) stoi prze plutonem egzekucyjnym, ale wie, że jeśli wyrok zostanie wykonany, jego śmierć będzie miała sens. Kordian jest zatem bohaterem, który z niedojrzałego młodzieńca zmienia się w męczennika za sprawę narodu.
Nie–Boska komedia Z. Krasińskiego
Problematyka
Poezja jest ukazana w dramacie dwojako – jako błogosławieństwo i przekleństwo. Rozróżnienie pomiędzy tymi dwoma funkcjami pojawia się już we wstępie utworu. „Błogosławionym” poetą nazywa autor tego, kto daje swój talent innym, potrafi go wykorzystać do pozytywnych celów. Natomiast „przeklętym” poetą jawi się ten, kto zachowuje swój talent dla siebie. Utalentowany hrabia zdaje sobie sprawę z daru, jaki posiada. Henryk traktuje jednak poezję jako cechę wyróżniającą go spośród tłumu, wartość nobilitującą do lepszego życia. Zwykli ludzie, ich życie, problemy i marzenia są dla bohatera tematem przyziemnym i budzącym jego wyraźny wstręt. Obrzydzenie do codzienności jest tak silne, że – w momencie pojawienia się Dziewicy – bohater bez skrupułów opuszcza żonę i synka. W scenie nad przepaścią złe duchy z trumfem oznajmiają uwiedzenie „serca wielkiego i dumnego”. Henryk zostaje zdradzony przez własną pychę i bezkrytyczną pogoń za „poezją” życia. Grzech Męża odbija się na losie najbliższych. „Przeklęta” poezja staje się przyczyną szaleństwa Marii i choroby synka. Już w zachowaniu żony bohater dostrzega skutki swego postępowania.
Fatum odbija się jednak najmocniej na losie małego Orcia. Chłopiec uosabia wrażliwość, wizjonerstwo i wielki talent. Podczas znamiennej sceny na cmentarzu malec improwizuje włączając w modlitwę własne słowa. Orcio to nie tylko poeta (następca i spadkobierca ojca), ale i prorok. Ślepota chłopca otwiera jego „wewnętrzne” oczy. Bohater staje się łącznikiem pomiędzy przestrzenią ludzi i duchów. Jest także posłańcem przekazującym wolę zmarłych (scena w lochu). Śmierć chłopca utwierdza hrabiego w przekonaniu, że doprowadził do zagłady całej rodziny.
Drugą, równie ważną kwestią, poruszaną w dramacie jest motyw rewolucji. Krasiński ukazuje rewolucję jako siłę niszczącą i chaotyczną. W trzeciej części utworu Henryk, prowadzony przez przechrztę obserwuje z bliska obóz rewolucjonistów. Opisom szaleńczych zabaw, pijaństwa i rozpusty towarzyszą makabryczne obrazy samosądów i brutalnych egzekucji na arystokratach. Rozentuzjazmowany tłum ostrzy broń przygotowując się do ataku na ostatni bastion „panów” – okopy Świętej Trójcy. Swoistą „filozofię” rewolucji przedstawia Henrykowi Pankracy. Przywódca rewolucjonistów w rozmowie z hrabia potępia arystokratów, wytykając im okrucieństwo i pasożytowanie na niższych warstwach społecznych. Pankracy wierzy w to, że wartości, którym hołdowali panowie (m.in. wierność tradycji i wiara) zostaną zastąpione przez nowe idee i nowy porządek świata wyrażony najdobitniej w słowach: Zgrzybiali, robaczywi, pełni napoju i jadła, ustąpcie młodym, zgłodniałym i silnym.
Henryk podważa przekonania rozmówcy twierdząc, że rewolucjonistom nie uda się zniszczyć starych hierarchii (słabsi-silniejsi), ale jedynie przejąć władzę. W finałowej scenie utworu Pankracy ginie zdając sobie sprawę z tego, że został jednak zwyciężony.
Portret artysty
Jeden z głównych motywów utworu jest artysta oraz jego dzieło - poezja. Piękną metaforę poezji odnajdziemy już we wprowadzeniu do pierwszej części dramatu. W tym samym fragmencie pojawiają się opisy poezji darzącej błogosławieństwem:
Błogosławiony ten, w którym zamieszkałaś, jak Bóg zamieszkał w świecie.
lub przekleństwem. Hrabia Henryk to postać wyraźnie dotknięta poezją „przeklętą”, zarażającą nieszczęściem całą rodzinę bohatera.
Co prawda, zły los to następstwo nieprzemyślanych decyzji samego Henryka (m.in. złamanych przysiąg ). Po jego odejściu „poezja” wdziera się w życie żony i syna. Maria umiera w szpitalu dla obłąkanych, przekonana, że osiągnęła wielkość męża. Dorastający Orcio jest nie tylko poetą, ale i prorokiem. Poezja niszczy, doprowadza do obłędu, wzmaga pychę – taką widzi ją główny bohater dramatu, o czym świadczą chociażby jego ostatnie słowa: Poezjo, bądź mi przeklęta, jako ja sam będę na wieki!
Dramat rodzinny
Pierwszą płaszczyzną rodzinnego dramatu jest w „Nie-Boskiej komedii” studium miłości małżeńskiej. Właściwą akcję utworu rozpoczyna scena ślubu Henryka z Marią. Bohater jest niewątpliwie zakochany w swojej przyszłej małżonce, świadczy o tym sposób, w jaki się do niej zwraca:
Jakżeś mi piękna w osłabieniu swoim – w nieładzie kwiaty i perły na włosach twoich – płoniesz ze wstydu i znużenia – o, wiecznie, wiecznie będziesz pieśnią moją.
Już jednak w tym fragmencie widać, że mężczyzna idealizuje obiekt swojej miłości, pragnie widzieć ukochaną przez pryzmat poezji. Nic dziwnego więc, że już wkrótce po ślubie bohater rozczarowuje się zwyczajnością Marii i odsuwa się od niej, uciekając w marzenia. Spokojne, domowe życie przy boku żony staje się dla Henryka nie do zniesienia. Bohaterowi wydaje się, że zabija ono jego poetycki talent i powoli zamyka go w ciasnym filisterskim świecie. Mówi on z pogardą:
Od dnia ślubu mojego spałem snem odrętwiałym, snem żarłoków, snem fabrykanta Niemca przy żonie Niemce (…) – jeździłem po krewnych, po doktorach, po sklepach, a że dziecię ma się narodzić, myślałem o mamce.
Początkowa miłość Henryka do żony mija zatem bezpowrotnie. Mężczyzna postrzega swoje małżeństwo jako związek dwóch trupich ciał, których dusze już dawno się rozdzieliły.
Postacią tak zarysowanego dramatu rodzinnego jest jednak również Maria. Dostrzega ona bowiem zmianę w swoim ukochanym i próbuje dociec jej przyczyn. Chłód emocjonalny męża bardzo rani Marię, wręcz staje się jej obsesją. Kobieta tak mocno przeżywa rozczarowanie męża własną osobą, że pragnie zrobić wszystko, aby odzyskać jego uczucia. Popada więc w obłęd i zamienia się w poetę, a w końcu tak, jak wielcy poeci, umiera w kwiecie wieku.
ROMANS Z DZIEWICĄ
Mąż jest więc całkowicie zaślepiony przez własne wyobrażenia o idealnej miłości, z kolei jego żona desperacko próbuje im sprostać. Ów rozdźwięk pomiędzy sprzecznymi oczekiwaniami obojga doprowadza do romansu Męża z „Dziewicą”. Jest ona dla niego wcieleniem romantycznego ideału piękna, wystarczy jedno jej skinienie, by mężczyzna zrobił dla niej wszystko. Prawdziwe oblicze „tej trzeciej” dostrzega tylko Maria. Mówi ona, że Dziewica ma zapach ognia i siarki. Jest więc diabelską, demoniczną siłą, która opanowuje umysł Męża.
Interpretując dramat na poziomie relacji małżeńskich, można zauważyć, że Krasiński demaskuje tu nie tylko romantyczną idealizację uczucia, ale tworzy swoiste studium męskiej zdrady. Pokazuje się tu bowiem, w jaki sposób myśl o niewierności rodzi się w umyśle, jak stopniowo opanowuje pragnienia mężczyzny i w końcu jak staje się namiętnością, której małżonek nie potrafi okiełznać.
Można czytać „Nie-Boską komedię” jako utwór o poligamiczności męskiej natury i jej wiecznym dążeniu do zdobywania nowych obiektów pożądania. Można tu również widziećodwieczny dramat mężczyzny spętanego przez małżeńskie i ojcowskie więzy, który marzy o powrocie do swojego dawnego życia.
DRAMAT RODZICIELSTWA
„Nie-Boska komedia” jest również dramatem pokazującym, jak wielkim wyzwaniem dla człowieka jest rodzicielstwo. Właściwie do roli tej nie dorasta tu zarówno Mąż, uciekający w przestrzeń marzenia, jak i żona zaabsorbowana nieustannym zadowalaniem hrabiego. W tym archetypicznym dramacie Matki, Ojca i Dziecka przegrywają wszyscy. Maria nie może się bowiem spełnić jako żona i matka, ponieważ nie ma żadnego wsparcia od ukochanego i zostaje pozostawiona samej sobie. Henryk czuje się uwięziony i zdominowany przez materialne troski, nie zauważa choroby żony i zostaje wdowcem. Orcio z kolei nie może żyć własnymi celami, ponieważ staje się projekcją marzeń ojca – oślepłym, szalonym poetą.
Rodzina okazuje się więc porządkiem, w którym panują określone prawa. Bez zaangażowania i dobrej woli obojga małżonków rodzina szybko się rozpada, a dramatyczność tej sytuacji odbija się na wszystkich jej uczestnikach.
Charakterystyka rewolucjonistów oraz arystokracji
OBÓZ REWOLUCJONISTÓW:
Tłum rewolucyjny jest w utworze scharakteryzowany w końcowych fragmentach wstępu do części III oraz w czasie wędrówki hrabiego Henryka przez obóz rewolucji. Rewolucjonistami są chłopi, rzemieślnicy, robotnicy fabryczni, lokaje. Rewolucja przedstawiona w utworze jest powszechna i totalna. Skierowana jest przeciwko „Bogom, królom i panom”, a więc przeciwko klasom posiadającym oraz przeciwko wszystkim dotychczasowym wartościom: religii, filozofii i sztuce.
Racje rewolucjonistów: głód, nędza ludu przy przepychu i niemoralności bogaczy rodzi upokorzenie i chęć odebrania dóbr i zemsty. Powstańcy stanowili także motłoch grożący mordem.
OBÓZ ARYSTOKRATÓW:
Obóz arystokratów chroni się w Okopach św. Trójcy, ostatniej twierdzy feudalizmu. Zgromadzili się tam hrabiowie, baronowie, książęta i bankierzy. W obozie tym, szukającym rozpaczliwie ratunku nawet za cenę własnego poniżenia, jedynym człowiekiem honoru okazał się hrabia Henryk. Zarzuty skierowane przez Pankracego wobec arystokratów okazały się słuszn: gnębią oni swoich poddanych, przepędzają młodość na kartach, nie interesują się losem ojczyzny. Arystokracja jest zepsuta i odchodzi już w przeszłość, ale na koniec musi za swe zbrodnie krwawo zapłacić. Świadom tego jest również hrabia Henryk, ale mimo to postanawia objąć dowództwo Okopów Św. Trójcy. Staje się w ten sposób ostatnim obrońcą starego porządku społecznego i religii.
Racje arystokratów: budowniczy tradycji, historii, obrońcy wolności narodowej, wiary chrześcijańskiej i kultury
OBRAZ REWOLUCJI
na zakończenie walki rewolucyjnej ma nastąpić zagłada starego świata;
brak perspektyw zbudowania nowych wartości ideowo – moralnych;
tragizm obydwu bohaterów: Hrabiego i Pankracego, z których każdy ma trochę racji;
Idea rewolucji nie ma przyszłości, jest skazana na zagładę, Wzajemne pretensje i racje są połowiczne. Teoria racji cząstkowej prowadzi do pesymizmu i katastrofizmu. Poeta pragnął przezwyciężyć te trudności. W zakończeniu ukazuje widmo Chrystusa, jako symbolu idei, dobra i miłości.
Historiozofia Krasińskiego
Historiozofia to pogląd, który mówi, że na podstawie analizy
historii można określić przyszłe dzieje. Prowidencjalizm, to pogląd
historiozoficzny, mówiący o ingerencji istot nadprzyrodzonych w ludzkie losy.
Zygmunt Krasiński w „Nie-Boskiej komedii” stwarza swoją własną odmianę
prowidencjalizmu. Człowiek ma wolną wolę i może robić zarówno rzeczy dobre jak
i złe, lecz do pewnej granicy ustalonej przez Boga. Gdy granica zostanie
przekroczona, wtedy On interweniuje – tak też się stało z Pankracym, który
bluźnił przeciwko Chrystusowi i prowadził masy ludzi w niewłaściwą stronę, z
powodu czego został oślepiony, a następnie zabity przez Boską moc.
Interpretacja tytułu
Początkowy tytuł brzmiał „Mąż”. Zygmunt Krasiński zmienił go jednak, nawiązując jednocześnie do „Boskiej Komedii” Dantego. Tytuł „Nie-Boskiej komedii” interpretowany na wiele sposobów. Jednym z nich jest założenie, że poeta chciał pokazać działania ludzi jako nieboski czynnik dziejów, ewentualnie zasugerować, że wydarzenia przedstawione w utworze toczą się przeciwko Bogu, wbrew jego woli.
Analogię do utworu Dantego można zauważyć zarówno pod względem formalnym jak i tematycznym. Kompozycja utworu opiera się na motywie wędrówki, zwłaszcza w części trzeciej, kiedy to Przechrzta oprowadza Henryka po obozie rewolucjonistów, tak jak Dantego poeta Wergiliusz i piękna Beatrycze oprowadzali po zaświatach. Wizyta Hrabiego w obozie rewolucjonistów i sceny, jakie tam widzi, przypominają dantejskie piekło.
Interpretacja sceny finałowej
Powszechnie przyjmuje się dwa zasadnicze sposoby interpretowania zakończenia „Nie-Boskiej komedii”. Pierwsze jest pozytywne i oznacza narodziny nowego typu chrześcijaństwa. Religia oparta niegdyś na miłości do bliźniego przybrała w ostatniej scenie dramatu bardziej stanowczego oraz brutalnego oblicza. Jezus, który powrócił na ziemię jako „Mściciel” symbolizował rozprawienie się z niewiernymi i niegodziwymi ludźmi. Można przypuszczać, że wkrótce dokona się „czystka”, dzięki której oddzielone zostanie ziarno od plewy.
Drugi wariant jest bardziej pesymistyczny i zakłada wspomniany już koniec świata i nadejście Sądu Ostatecznego. Opisaną przez Krasińskiego sytuację interwencji Boga wywołało skandaliczne i niegodne zachowanie się ludzi – rewolucjonistów. Stwórca najwyraźniej uznał, że miarka się przebrała, a liczba popełnionych przez jego stworzenia niegodziwości osiągnęła punkt krytyczny. Właśnie dlatego osobiście postanowił zakończyć konflikt pomiędzy ludźmi, którzy nadwerężyli Jego zaufanie.
Cyprian Kamil Norwid
W Weronie
Utwór nawiązuje do tragedii Williama Szekspira, pt. „Romeo i Julia”, przedstawiającej historię nieszczęśliwej miłości dwojga kochanków. Sytuacja liryczna wiersza nie dotyczy samej fabuły dramatu, ale zostaje umiejscowiona w czasach współczesnych autorowi. Oto nad domami dwóch zwaśnionych rodów – Kapuletich i Montekich - pojawia się „łagodne oko błękitu”, a więc księżyc. Poeta opisuje ciało niebieskie za pomocą metafory wyposażającej przyrodę w cechy ludzkie. Ponadto funkcją tej antropomorfizacji jest przypisanie naturze zdolności współodczuwania ze światem ludzkim. Oko po pierwsze patrzy bowiem na ziemię, a następnie zrzuca gwiazdę, która jest nazywana łzą przeznaczoną dla „Julietty” i Romea. Wydaje się zatem, że natura wyraża współczucie dla nieszczęśliwych kochanków. Wrażliwość przyrody zostaje tu dodatkowo podkreślona za pomocą epitetu: „łagodne oko”.
Jednocześnie jednak natura zostaje mocno przeciwstawiona kulturze. Fakt ten ujawnia się w dwóch epizodach sytuacji lirycznej. Otóż księżyc obojętnie patrzy na „nieprzyjazne grody” i „rozwalone bramy do ogrodów”. Nie wzrusza go więc dokonujący się rozkład dzieł ludzkiej kultury. Co więcej, przyroda potęguje owo zniszczenie, łza zrzucona „znad planety” to bowiem meteoryt, który rujnuje wspaniałe zabytki. Łza ta „spada i groby przecieka”, a więc z jednej strony dociera do ciał tragicznie zmarłych kochanków, ale jednocześnie dewastuje ich mogiły.
Jedynie cyprysy, jako elementy świata natury, rozumieją znaczenie deszczu meteorytów. Natomiast ludzie:
(...) mówią, i mówią uczenie,
Że to nie łzy są, ale że kamienie,
I że nikt na nie nie czeka!
Mamy więc do czynienia z sytuacją analogiczną do tej, którą przedstawia Mickiewicz w balladzie pt. „Romantyczność”. Poeta po raz kolejny posługuje się więc aluzją literacką. Światopogląd naukowy zostaje skontrastowany z prawdą uczucia. Norwid w przeciwieństwie do autora „Pana Tadeusza” nie opowiada się za żadną z prezentowanych idei wprost, ale dokonuje mocniejszego skontrastowania prawdy serca i rozumu oraz pokazuje konsekwencje obu światopoglądów. Paradoksalnie miłość okazuje się wartością trwalszą niż dzieła ludzkiej cywilizacji. Te drugie ulegają bowiem destrukcji pod wpływem czasu, natomiast natura i uczucia na przestrzeni wieków mają wciąż tę samą siłę
Fortepian Chopina
Można powiedzieć, że cała problematyka utworu skupia się wokół dwóch wykorzystanych w tekście figur. Są to muzyk i jego fortepian. Oba byty, zarówno ten osobowy, jak i przedmiotowy zyskują w wierszu Norwida wymiar paraboliczny. Chopin to bowiem uniwersalny symbol artysty, zaś fortepian to symbol tworzonej przez niego sztuki. Co ciekawe, Norwid dostrzega wyraźną paralelę pomiędzy losami twórcy i jego dzieła: umiera zarówno Chopin, jak i jego fortepian. Ów szczególny związek pomiędzy podmiotem i przedmiotem (osobą i rzeczą) zostaje w tekście podkreślony w obrazie „alabastrowej ręki” artysty, która zlewa się z klawiszami instrumentu, wykonanymi z kości słoniowej. Dużą rolę w tekście Norwida odgrywają zatem drobne szczegóły, niejako fragmenty świata, które urastają do rangi wielkiej alegorii.
Polski muzyk jest w omawianym wierszu wcieleniem artystycznego geniuszu. Poeta celowo zestawia go z mistrzami takimi, jak Fidiasz, Perykles i Dawid. Obraz Chopina jest budowany przez Norwida za pomocą metafor odwołujących się do tradycji antycznej. Podmiot porównuje muzyka do „upuszczonej przez Orfeja liry” i nazywa „geniuszem Pigmaliona”. Przywołuje zatem Norwid ideał sztuki, która opiera się na określonym kanonie wartości. To właśnie etyczny wymiar twórczości ma dla poety największe znaczenie. Dzięki niemu sztuka ma szansę stać się czymś więcej niż tylko rozrywką dla wybranych, może zmieniać moralne oblicze świata. W tej funkcji wykorzystuje Norwid obraz starożytnej Cnoty, która wchodzi w progi wiejskiego „modrzewiowego domu”. Taka muzyka (a więc również i twórczość w ogóle) jest kwintesencją artystycznych poglądów poety.
Warto zwrócić uwagę, że w pojęciu podmiotu, w muzyce Chopina dochodzi do syntezy tego, co narodowe i tego, co uniwersalne. Mowa tu o „Polsce – przemienionych kołodziejów”. Metafora ta (nawiązująca do zdania Słowackiego z „Testamentu” o przemianie zjadaczy chleba w aniołów) pokazuje, że sztuka ma moc uwznioślania zwykłej ludzkiej pracy i nadawania jej sensu.
Ciekawe jest w jaki sposób Norwid buduje swoje niesłychanie intelektualne obrazy. „Kołodziej” to człowiek pracy (wytwórca kół), ale „kołodziej” jest też odniesieniem do rdzenia polskości, ponieważ założycielem polskiego państwa był Piast Kołodziej. Ponadto określenie „kołodziej” odnosi się również do „koła dziejów”, czyli powtarzalności historii. Te wszystkie sensy: praca, polskość, sztuka i historia znajdują, zdaniem Norwida odzwierciedlenie w muzyce Chopina, która stanowi pełnię (jej symbolem jest koło).Tak zarysowana koncepcja sztuki idealnej jako pełni stanowi przeciwieństwo świata, którego naturą jest wybrakowanie. Ponieważ świat sam jest niedoskonały, a więc naznaczony brakiem, nie znosi wszystkiego, co go dopełnia. Z tego powodu piętnuje i odrzuca to, co jest mu obce. Figurą pełni (idealnego połączenia Słowa i Ciała) jest tu Chrystus. Jego śmierć na krzyżu stanowi niejako konsekwencję ziemskiej logiki. Dopiero po śmierci jego ofiara może zostać w pełni przyswojona przez świat. Podobnie jest z doskonałym artystą i jego sztuką.
Kluczową dla całej wymowy tekstu Norwida jest symbolika agrarna, wprowadzona w postaci obrazu obumierającego kłosu zboża. Ikona ta spaja sens obu części wiersza (tej poświęconej Chopinowi i tej, która dotyczy jego fortepianu). Okazuje się, że owoc może pojawić się dopiero po zniszczeniu rośliny. Tym samym obraz fortepianu, który rozbija się o warszawski bruk jest symbolem pozytywnym. Dzięki destrukcji, muzyka Chopina będzie miała szansę niejako wyjść z salonów na miejską ulicę, czyli do tłumu i tam dokonać owej przemiany polskiego narodu. Właśnie w tym sensie należy odczytywać ironiczne słowa ostatniej strofy tekstu: „Ideał sięgnął bruku”. To, co doskonałe miało szansę dotrzeć, do tego, co niskie i dokonać jego metamorfozy. Sztuka ma tu zatem wymiar mesjański.
Moja Piosnka II
Wiersz „Moja piosnka II” to utwór, w którym Norwid wyraża swoją ogromną tęsknotę za utraconą ojczyzną. Słowa o tęsknocie zostają tu wprowadzone w postaci refrenu, który powtarza się po każdej strofie tekstu. Wiersz jest zatem stylizowany na kształt prostej, ludowej piosenki wykorzystującej motywy religijne. Głównym zabiegiem retorycznym zastosowanym przez poetę jest peryfraza. Należy bowiem zwrócić uwagę, że określenie „Polska” w ogóle nie pojawia się w wierszu. Zostaje ono zastąpione przez szereg omówień zaczynających się od słów: „Do kraju tego, gdzie (…)”.
Polska jest zatem sprowadzona do kilku obrazów, których szczegóły kojarzą się z rodzimym krajobrazem. Norwid przytacza kolejno: polski zwyczaj całowania kromki chleba, która upadła na ziemię, lęk przez zniszczeniem bocianich gniazd i tradycję chrześcijańskiego pozdrowienia „Pochwalony”. Polskę przedstawia się tu jako kraj dobrych ludzi, którzy szanują swoją tradycję i pozostają wierni zasadom boskiego porządku.
Druga część tekstu świadczy jednak o tym, że utwór ma znaczenie alegoryczne, to znaczy że warstwa sensów dosłownych jest maską znaczeń ukrytych. Okazuje się, że w pozornie prostym wierszu Norwida nie chodzi tylko o tęsknotę za Polską, ale o tęsknotę za ojczyzną.
Nie chodzi o idealizację Polski, ale mowa tu o rzeczywistości ponadnaturalnej, której nie można umiejscowić w konkretnej przestrzeni. Obraz zostaje rozwinięty w kolejnej strofie, w której podmiot mówi o tęsknocie do „bez-tęsknoty” i „bez-istnienia”. Neologizmy te (użyte w formie oksymoronów) dobitnie wskazują na metafizyczny obiekt marzeń poety. Jest nim przestrzeń niebiańska, nieskończoność, w której „ja” zostaje uwolnione od bytu materialnego i trosk doczesnych. W tym kontekście należy traktować wcześniejszy obraz Polski jako alegorię ojczyzny duchowej. Przejawem parabolicznej strategii tekstu jest pozbawienie obrazu świata przedstawionego konkretnych rysów. Jasne stają się więc zabiegi takie, jak unikanie nazwy „Polska” i konstruowanie jej pejzażu z zestawu obyczajów, które są zarazem polskie i chrześcijańskie, czyli uniwersalne.
Tym samym wiersz Norwida jest wieloznaczny, a jego głównej myśli nie wyczerpuje klucz interpretacji narodowej. Poeta posługuje się archetypicznym rozumieniem ojczyzny. Jej naczelną cechą jest wyrazisty porządek moralny symbolizowany przez oddzielenie światła od ciemności (obrazu stanowi nawiązanie do biblijnego opisu stworzenia świata).Ostatnia strofa tekstu zakłóca ciągły tok piosnki. Rym ulega zerwaniu, pojawia się wyraźne niedopowiedzenie sygnalizowane przez wielokropek, tekst staje się dysharmonijny. Strofa ta ma najbardziej osobisty, a zarazem tajemniczy charakter. Poeta mówi w niej o własnej samotności i przyjaźni, która prawdopodobnie nie znajduje wzajemności. Być może słowa te odnoszą się do utraconej miłości i niezrozumienia poety przez środowisko emigracyjne. Norwid wyraża żal, że jego marzenie o idealnej republice dobroci i sprawiedliwości nigdy nie zostanie zrealizowane.
Coś Ty Atenom zrobił Sokratesie
Wiersz Norwida "Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie...” można odczytać jako rozważania nad losem jednostki, jednostki genialnej, zasłużonej w swych dokonaniach, nieprzeciętnej. Jednostka taka - człowiek często jest nie doceniany, lekceważony, spotyka się nierzadko z pogardą i ignorancją. Poeta w kolejnych strofach przedstawia w lapidarny sposób losy tych wielkich niedocenionych przez współczesnych. I tak pojawia się na początku wiersza postać Sokratesa. Poeta pyta, jak to się stało, że najpierw Sokratesa jemu współcześni otruli, a teraz wznoszą mu pomniki. W ten sposób zaprezentowane są kolejne postacie. Zderzone są jakby dwie płaszczyzny - najpierw wyrządzona krzywda przez współczesnych wielkiej osobistości, a potem jakby rehabilitacja potomnych. Dokonania tych "wielkich" są ujęte w pytania retoryczne. W ten sposób jak już wspomnieliśmy Norwid prezentuje szereg znanych ludzi, którzy zostali docenieni dopiero po szeregu latach. Tak więc na początku pojawia się Sokrates, w kolejnej strofie Dante, którego wpierw wygnano z kraju, a teraz posiada dwa grobowce. Następnie Kolumb, który posiada aż trzy grobowce. Kolejno Camoens, który zmarł w nędzy, a teraz potomni po raz drugi chcą go chować. Pojawia się tez postać Kościuszki - Norwid nie zapomina o sławnych Polakach - i tez się zastanawia nad jego losem, dawne miejsca bowiem "biją się " o miejsce spoczynku Kościuszki. Nie brakuje również i postaci Napoleona - poeta przypomina, że prochy wygnanego i zmarłego na wyspie św. Heleny Napoleona przewieziono po latach do Paryża. Na końcu pojawia się Mickiewicz:
Coś ty uczynił ludziom, Mickiewiczu?
Tu jednak Norwid wymownie zawiesza głos. Wykropkowane miejsca czytelnik sam musi sobie dopowiedzieć. Po takiej "liście" wybitnych nazwisk i ich dokonań nie jest to trudne.
Poeta dokonując takiej prezentacji ludzi wybitnych chce zwrócić uwagę na pewną historyczno - społeczną zależność. Oto człowiek - geniusz, wielki myśliciel, artysta tak wyprzedza swoją epokę, że współcześni mu nie potrafią uszanować i docenić jego geniuszu, dopiero później, następne pokolenia potrafią uszanować te wybitne jednostki i dochodzi wtedy do kuriozalnych zachowań - kolejne miasta "biją się" o prochy artysty.
W kolejnych strofach Norwid właśnie stawia retoryczne pytania:
Więc mniejsza o to, w jakiej spoczniesz urnie,
Gdzie? kiedy? w jakim sensie i obliczu?
Bo grób twój jeszcze odemkną powtórnie,
Poeta zwraca się do potencjalnego artysty - artysty, którego nie zdołał wymienić z nazwiska. Jest to tez jakby ostrzeżenie, przestroga. Artysta musi zdawać sobie sprawę z tego, że czasy mu współczesne nie przyniosą mu sławy, a możliwe, że tylko biedę i że dopiero następne pokolenia docenią jego zasługi, jego geniusz. Bowiem taki jest los ludzi wybitnych - najpierw niezrozumienie, a potem często pośmiertne wyniesienie na ołtarze sztuki i nauki.
Norwid tym utworem, świadomie lub nie, określił własną sytuację artystyczną. Niezrozumiały, niedoceniony, pogardzany pałętał się po świecie, by w końcu samotnie umrzeć w paryskim przytułku. Jego talent, cały dorobek został odkryty dopiero w czasach Młodej Polski przez Miriama Przesmyckiego. Tak więc los artysty ziścił się w jego jakże wymownym utworze.
Bema pamięci żałobny-rapsod
Bohaterem utworu jest generał Józef Bem – patriota polski. Utwór wprowadza nas w poetyckie misterium pogrzebowe. Cały rapsod podzielony jest na dwie części: pierwsza to opis pogrzebu, druga zaś to jego ogólnoludzkie, ponadczasowe, filozoficzne przesłanie.
Część pierwsza przedstawia opis pogrzebu skonstruowanego na wzór pochówków dawnych wodzów słowiańskich. Występują rycerskie rekwizyty – miecz, pancerz, koń, sokół, które nie pasują do wieku dziewiętnastego. Zatem owa stylizacja na pogrzeb rycerski cofa wizję pogrzebu Bema ku wcześniejszym wiekom. Stajemy się uczestnikami opisywanych zdarzeń. Widzimy panny żałobne, które zawodzą i idą z rękoma podniesionymi w górę, chłopców uderzających w tarcze, powiewającą chorągiew, płonące pochodnie. Pogrzebowy kondukt, w drodze na miejsce przeznaczenia, wchodzi w wąwóz. Jednak grób nie zatrzymał pochodu, stał się natomiast punktem zwrotnym, gdyż otworzył bramy przyszłości.
Zanim jednak grób został przekroczony i pochód podążył dalej, w obrazie orszaku dokonała się zmiana. Na początku był on podmiotem narracji trzecioosobowej (idą, biją, wchodzą), potem zaś jest już to narracja pierwszoosobowa (zobaczym, powleczem). Pierwsza zamyka przeszłość, druga zaś otwiera przyszłość. Jest ona jednak kształtowana przez przeszłość: rumak zostaje przymuszony do skoku „starą ostrogą”, miasta zostają zbudzone ze snu stukotem „urn” grobowych. Można powiedzieć, że przyszłość wyrasta z dziedzictwa po Bemie. Zatem nie sam Bem jest bohaterem wiersza, tylko pamięć o nim tkwiąca w narodzie i pobudzająca go do czynu.
Wymowa utworu jest następująca: pochód przestaje być jedynie pogrzebem, a staje się marszem bojowników o wolność „zarażonych” wielkością generała. Prawdziwa idea nie umiera, tylko pobudza narody, których celem nie jest grób, tylko przyszłość – oto przesłanie płynące z wiersza Norwida.