- Jeszcze na obecnym posiedzeniu Sejm może znowelizować ustawę o IPN i tym samym umożliwić osobom, których nazwiska znalazły się na tzw. liście Wildsteina, wyjaśnienie, czy rzeczywiście chodzi właśnie o nie - poinformował w środę posłów marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz. Powiedział, że prezes IPN Leon Kieres przekazał Izbie projekt takiej właśnie nowelizacji ustawy o Instytucie. Aby Sejm mógł zająć się projektem, grupa posłów musi wnieść go formalnie do laski marszałkowskiej. Jeśli tak się stanie, jest możliwość wprowadzenia projektu zmian w ustawie o IPN do porządku obrad jeszcze tego posiedzenia, które kończy się w piątek. Serwis PAP 16.02.2005 r.
Szef PO Donald Tusk zapytany, czy klub Platformy przejmie projekt nowelizacji przygotowany przez IPN, powiedział w środę PAP, że projekt ten nie do końca jest zgodny z intencją złożonego przez Platformę projektu uchwały. Według Tuska, PO chciałaby, aby ludzie, którzy odkryli swoje imię i nazwisko na "liście Wildsteina", mogli uzyskać szybką odpowiedzi, czy chodzi właśnie o nich. Jego zdaniem, w projekcie nowelizacji przedstawionym przez IPN "nie ma gwarancji skutecznego działania w tej kwestii wobec wszystkich zainteresowanych". Serwis PAP 16.02.2005 r.
Opublikowanie listy katalogowej Instytutu Pamięci Narodowej nie stworzyło zagrożenia dla działań operacyjnych służb specjalnych RP - wspólnie uznano w środę na tajnym spotkaniu Kolegium ds. Służb Specjalnych, sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych i szefów IPN. Konsekwencje ujawnienia "listy Wildsteina" dla bezpieczeństwa państwa były tematem tego precedensowego spotkania, któremu współprzewodniczyli premier Marek Belka oraz szef Komisji ds. Służb Specjalnych poseł Andrzej Grzesik (Samoobrona). Po spotkaniu, które odbyło się w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, żaden z ministrów - członków Kolegium, szefów służb specjalnych, ani zaproszonych gości nie chciał ujawnić szczegółów spotkania. Komunikat po spotkaniu był bardzo lakoniczny. Przyjmuję do wiadomości to ustalenie - oświadczył PAP prezes IPN Leon Kieres, który nie chciał udzielać wypowiedzi w tej sprawie. Według szefa ABW Andrzeja Barcikowskiego, atmosfera spotkania była "rzeczowa". Szef MON Jerzy Szmajdziński określił ją zaś jako "pełną poczucia odpowiedzialności za to, co się stało". Serwis PAP, TVN 24, IAR, Wiadomości TVP16.02.2005 r. Gazeta Wyborcza, Trybuna, Rzeczpospolita, Życie Warszawy
To nie znaczy, że w ogóle nie ma sprawy - zastrzega "Gazecie" Andrzej Grzesik, (Samoobrona), szef sejmowej komisji ds. służb specjalnych. Poseł Grzesik zapowiada, że komisja zajmie się teraz podaną przez "Trybunę" fałszywą informacją, że na liście są czynni oficerowie WSI: - Po wyjaśnieniach, które usłyszeliśmy, ta historia wygląda na prowokację. Poprosimy szefa WSI gen. Dukaczewskiego, by wytłumaczył, dlaczego w swoich początkowych publicznych wypowiedziach nie uciął jednoznacznie spekulacji i podgrzał atmosferę. Gazeta Wyborcza 17.02.2005 r. W „Wiadomościach” TVP 1 posłowie ze spec komisji zapowiadali zającie się sprawą wypowiedzi gen. Dukaczewskiego. 16.02.2005 r.
Prezes Instytutu Pamięci Narodowej Leon Kieres uważa, że nowelizacja ustawy o Instytucie byłaby lepszą drogą niż uchwała Sejmu, by dać IPN możliwość szybkiego informowania osób z "listy Wildsteina", że to nie do nich odnoszą się zapisy listy. Projekt uchwały Sejmu w takiej sprawie przygotowała już Platforma Obywatelska. W środę "Gazeta Wyborcza" napisała, że projekt odpowiedniej nowelizacji ustawy o IPN jest opracowywany w Instytucie. "Lepiej byłoby, gdyby to była nowelizacja ustawy, której towarzyszyłaby zarazem uchwała Sejmu" - powiedział w środę PAP Kieres. Przypomniał, że popiera uchwałę PO, ale ze względów prawnych lepiej, żeby taką możliwość wprowadzić na drodze nowelizacji ustawy. Nie chciał się wypowiadać co do szczegółów przygotowywanego w IPN projektu noweli. Serwis PAP16.02.2005 r.
Lustrację warto przeprowadzić po to chociażby, aby dowiedzieć się więcej o aparacie bezpieczeństwa PRL-u. Tak uważa profesor Andrzej Paczkowski, z którym wywiad publikuje "Tygodnik Powszechny". Materiały SB pokazują - według profesora - jakie miejsce w strukturze władzy ten aparat zajmował, jak był zbudowany, czym ograniczany. Także wskazują na to, kto go tworzył i w jakim stopniu był kontrolerem społeczenstwa, między innymi przez pozyskiwanie tajnych współpracowników. Zdaniem Andrzeja Paczkowskiego, z materiałów służb bezpieczeństwa można także dowiedzieć się, jak zmieniały się priorytety. W latach 60-tych, jak zauważa profesor, aparat bezpieczeństwa skupiał uwagę nie na "szarym człowieku", ale na elitach i środowiskach postrzeganych jako zagrożenie. Gdy powstały ośrodki opozycyjne, które zaczęły docierać także do fabryk, rozbudowano struktury , aby móc kontrolować jak największą część społeczeństwa. "Wszyscy ludzie systemu" Tygodnik Powszechny nr 7/2005 r.
Przekrój: Tajny współpracownik służb specjalnych nie jest wynalazkiem PRLu i SB. Wszyskie służby na świecie werbują informatorów. O metodach pracy SB, teczkach i werbunku pisze Grzegorz Indulski. „Wczoraj i dziś agenta” nr 8/2005 r. W „Przekroju” również list Marcina Mroszczaka, który znalazł swoje nazwisko na liście Wildsteina.
Gazeta Wyborcza: Jak sądzić się z IPN. Helsińska Fundacja Praw Człowieka deklaruje pomoc pokrzywdzonemu tzw. listą Wildsteina w procesie przeciwko IPN. Jesteśmy gotowi przyłączyć się do takiej wybranej sprawy, żeby utorować drogę innym. Uważamy, że upublicznienie listy Wildsteina naruszyło prawa człowieka - mówi Adam Bodnar z Fundacji Helsińskiej. - Pokrzywdzonych są tysiące, którym należy się pomoc, a sytuacja prawna, w której się znaleźli, jest bardzo skomplikowana i będzie wymagała zachęcenia sądów do niestandardowej interpretacji prawa. 17.02.2005 r.
Znana amerykańska dziennikarka Anne Applebaum uważa, że szok wywołany w Polsce ujawnieniem "listy Wildsteina" jest rezultatem niefortunnej, jej zdaniem, decyzji o nieprzeprowadzaniu wcześniej lustracji i nieudostępnianiu społeczeństwu archiwów komunistycznej służby bezpieczeństwa. Applebaum, specjalistka ds. Europy Środkowej i Wschodniej i laureatka prestiżowej Nagrody Pulitzera, opisuje w środowym "Washington Post" sprawę ujawnienia teczek SB jako swoistą anomalię w coraz pomyślniej rozwijającej się Polsce, wynikłą z nierozliczenia się w odpowiednim czasie z komunistyczną przeszłością. "Na wpół przypadkowe pojawienie się półtajnej listy jest rezultatem decyzji podjętej ponad 10 lat temu, kiedy byli dysydenci, którzy przejęli władzę, postanowili, że nie będą przeprowadzać żadnej lustracji osób wchodzących do nowego rządu"- pisze autorka. Serwis PAP 16.02.2005 r.
Na trzy lata więzienia skazał Sąd Rejonowy w Bochni byłego funkcjonariusza UB, oskarżonego o znęcanie się nad aresztowanymi członkami Armii Krajowej - poinformował w środę PAP prokurator Robert Parys, naczelnik OK. IPN w Krakowie. Wyrok jest nieprawomocny. 78-letni Stanisław D. został oskarżony o to, że w 1950 roku będąc funkcjonariuszem Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Bochni, znęcał się psychicznie i fizycznie nad aresztowanymi AK-owcami. Jak ustalili prokuratorzy IPN, oskarżony bił pokrzywdzonych rękami po twarzy, pałką gumową, kablem lub stalową linką po piętach i innych częściach ciała. Uderzał aresztowanych kolbą pistoletu w głowę i przystawiał im lufę do skroni, grożąc pozbawieniem życia. Wszystko po to, by wymusić określone wyjaśnienia. Serwis PAP16.02.2005 r. Gazeta Wyborcza Kraków, Nasz Dziennik 17.02.2005 r.
Teczki: wielogłos biskupów. Lustracja musi opierać się na trzech zasadach: miłości, prawdzie i sprawiedliwości. Zdaniem abp. Józefa Michalika lustracja nie jest sprawą pierwszorzędną dla misji Kościoła w Polsce. Jednak w minionym tygodniu głos w sprawie zabrało kilku czołowych przedstawicieli Episkopatu. Tygodnik Powszechny nr 7/2005 r.
Tygodnik Powszechny: Szukanie czarownic, inspirowane przez polityków i dziennikarzy, przeistacza się w niebezpieczną grę, w której uczestniczy niemal całe społeczeństwo. Wszyscy zastygają w oczekiwaniu na kolejny skandal Kiedy wytwarza się atmosfera polowania na czarownice albo pojawiają się sprzyjające jej okoliczności - nikt nie jest bezpieczny. Wskazany może być każdy: kobieta, homoseksualista, ktoś z listy katalogowej IPN, kułak, Żyd - obcy, którego społeczność chce napiętnować albo i unicestwić – pisze w TP Jacek Bomba. TP nr 7/2005 r.
Ostateczne odsunięcie od rządów postkomunistów nie powinno być celem, lecz skutkiem działania budowanej przeciw nim alternatywy. Akcją podjętą przez Bronisława Wildsteina rządziła ta właśnie logika. Działanie rewolucyjne, któremu przyświeca idea budowy "nowego świata", wymaga zwykle ofiar. Krzywda ludzi dotkniętych podejrzeniem o współpracę z komunistyczną bezpieką, ponieważ znaleźli się na jednej liście nazwisk wśród rzeczywistych współpracowników bez możliwości rozpoznania, kto jest kto, to tylko cena za dążenie do rewolucyjnego celu. A skoro cel jest zbożny, ofiary się nie liczą. Stąd z trudem skrywana nuta lekceważenia tej krzywdy w wypowiedziach Wildsteina, a zwłaszcza wielu jego zwolenników. Z pozoru akcja Wildsteina jest absurdalna, bo bezpośrednio poznania prawdy bynajmniej nie przybliża – Bogumił Luft w „Rz”. 17.02.2005 r.
Ponowne wtargnięcie problemu lustracji do debaty publicznej ujawniło nie pierwszy już raz obecność i siłę skłonności manichejskich w mentalności wielu Polaków. Nie osłabi ich zapewne przypomnienie, że Kościół potępia manicheizm jako herezję, ani przestrzeganie przed niebezpieczeństwami, jakimi grozi uleganie tej radykalnie spolaryzowanej, czarno-białej wizji świata. Według manichejskiej wykładni, dominującej obecnie w debacie publicznej - jeśli nie ilością, to donośnością głosów - ujawnienie tajnych archiwów PRL jest równoważne ujawnieniu prawdy, zatem kto jest mu przeciwny, ten chce, by panowało kłamstwo. Ponieważ lustracja jest dobra, mający wobec niej zastrzeżenia stają po stronie zła. Zwolennicy powszechnego ujawnienia teczek powtarzają z gorliwym zapałem: "Prawda nas wyzwoli". Na próżno arcybiskup Życiński perswaduje, że zawartość sporządzonych przez SB dokumentów to najwyżej półprawda, a bezkrytyczne jej upowszechnianie może przysporzyć wiele zła – pisze w „Rz” Janusz Majcherek. Rzeczpospolita 17.02.2005 r.
Gazeta Wyborcza Białystok: Rozmowa o tajnych współpracownikach. Przez cały okres PRL służba bezpieczeństwa werbowała tajnych współpracowników, jednak najwięcej ich było za Stalina i Jaruzelskiego. Jan Kwasowski: Czy IPN wie, ilu agentów było w Białymstoku i województwie? Eugeniusz Korneluk, naczelnik Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów IPN w Białymstoku: Z naszych badań wynika, że kilka tysięcy, zależnie od okresu. W roku 1950 - 4097, potem - mniej. Za Gomułki liczba ta spadła do kilkuset, za Gierka znowu zaczęła rosnąć, a wraz z pojawieniem się "Solidarności" i po wprowadzeniu stanu wojennego werbowano coraz więcej i więcej. W 1984 roku było ich 1110 w ówczesnym woj. białostockim, 870 w łomżyńskim i 1010 w suwalskim. GW 17.02.2005 r.
70 Lubuszan złożyło wnioski o przyznanie im statusu osoby pokrzywdzonej. - Moje nazwisko jest na "liście Wildsteina", chcę sprawdzić, kto na mnie donosił – tłumaczyli. Województwo lubuskie nie ma swojej delegatury Instytutu Pamięci Narodowej, dlatego na dyżury do naszych obu stolic przyjeżdżają przedstawiciele z Poznania. Wczoraj byli w Zielonej Górze. I chociaż wnioski przyjmowały cztery osoby, ludzie na swoją kolej czekali co najmniej godzinę. Większość nie chciała zdradzać swoich nazwisk i pokazywać twarzy w "Gazecie". - To moja prywatna sprawa - tłumaczył jeden z czekających w kolejce. - Przykro jest dowiedzieć się, że ktoś na mnie donosił, że miałem wrogów, może nawet wśród najbliższych... Gazeta Wyborcza Zielona Góra 17.02.2005 r.
Instytut Pamięci Narodowej stoi przed drugą w swej historii wielką próbą. Pierwszą - dotyczącą Jedwabnego - zdał celująco. Tę związaną z tzw. listą Wildsteina na razie oblewa. Krzysztof Brunetko z „Tygodnika Powszechnego” w artykule „Grzeszny IPN” wylicza grzechy jakie według niego popełnił Instytut tj .: mordercza niefrasobliwość, pójście w zaparte, bałagan w firmie, bałagan w interpretacjach, brak pomysłu na wyjście z klinczu. Grzech niewykluczony: pospolite ruszenie rusza do boju czyli po przyznaniu pieniędzy na dodatkowe etaty do IPN trafią zastępy młodych ludzi, którzy nie znają z autopsji realiów oraz złożoności okresu PRL i zwyczajnie nie są świadomi, że ówczesnych postaw ludzkich często nie sposób zakwalifikować jednoznacznie wedle schematu: czarny charakter - biały charakter – alarmuje brunetko. Gazeta Wyborcza 17.02.2005 r.
"Do wiadomości mieszkańców osiedla Sadyba! Na liście uwidocznionej w internecie znajduje się wykaz teczek agentów i tajnych współpracowników SB, gdzie m.in. figuruje nazwisko Stanisław Aleksander M., zam. ul. (...)". Takie ulotki ktoś roznosi na stołecznym osiedlu Sadyba. Wrzuca do skrzynek pocztowych. Ulotkę firmuje bliżej nieznane Stowarzyszenie Poszkodowanych przez SB Dzielnicy Mokotów. Gazeta Wyborcza Stołeczna 17.02.2005 r. W Stołecznej również: Rusza lustracja w warszawskich szeregach PiS. Zgodnie z partyjnym poleceniem w IPN swoje życiorysy mają weryfikować radni, urzędnicy, szeregowi działacze partii.
Niemcy w szukaniu śladów swoich zbrodni potrafią być skrupulatniejsi niż ich ofiary. Szczególnie jeśli ofiarami były kobiety zmuszane do prostytuowania się, by umilić niemieckim żołnierzom walkę o przestrzeń życiową dla Niemców. W „GW” artykuł o filmie T. Gaeverta i M. Hilberta „Kobiety jako lup” wyemitowanym w I programie niemieckiej telewizji publicznej. „Sutenerzy spod znaku SS” gazeta Wyborcza 17.02.2005 r.
Do Sądu Okręgowego w Krakowie wpłynął pozew eurodeputowanego LPR Macieja Giertycha o ochronę dóbr osobistych przeciwko zastępcy redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego" Krzysztofowi Kozłowskiemu - poinformował rzecznik sądu Waldemar Żurek. Serwis PAP 17.02.2005 r.
Dziennik Zachodni: Polska lustracja jest niezgodna z europejskim prawem, więc skazani w procesach będą mogli ubiegać się o odszkodowania. Niemożliwe? A jednak – gdy przeczytać dokładnie Rezolucję Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy nr 1096 i Raport nr 7568 Komisji Zagadnień Prawnych i Praw Człowieka jest jasne, że polskie ściganie kłamców lustracyjnych nie mieści się w europejskich normach prawnych .- To prawda - mówi nam Waldemar Gontarski, redaktor naczelny "Gazety Sądowej", autor opinii prawnej w tej sprawie. - W Raporcie czytamy, że lustracja powinna zakończyć się przed 31 grudnia 1999 roku, bo do tego czasu demokracja powinna się utrwalić we wszystkich kiedyś komunistycznych krajach. Nie ma żadnych wątpliwości, że rezolucje Rady Europy są dla Polski wiążące. Dziennik Zachodni 4.02.2005 r.
"Der Spiegel" z 14.02.br. zamieszcza wywiad z Bronisławem Wildsteinem na temat ujawnionej przez dziennikarza listy 240 tyś. nazwisk wyniesionych ze zbiorów IPN. Wildstein twierdzi, że ujawnienie listy było obowiązkiem dziennikarza i że chciał on wstrząsnąć opinią publiczną. Wg Wildsteina polityka grubej kreski nie jest dobrym rozwiązaniem ponieważ wpływy komunistycznych czasów są nadal widoczne i odczuwalne. Wildstein chciałby aby dawni współpracownicy SB byli ujawnieni i ponieśli odpowiedzialność za swoje czyny. Stwierdza on, że lista nie jest listą agentów i nie należy tak o niej mówić. Z tego powodu nie zgadza się z argumentem przeciwników ujawnienia listy, którzy mówią, iż może ona wywołać atmosferę wzajemnej nieufności i oskarżeń zarówno w polityce jak i w życiu prywatnym. Wildstein przyznaje, że lista stwarza możliwości nadużyć, jednak argumentuje, iż wobec silnej opozycji przeciwników lustracji upublicznienie zbiorów IPN było konieczne. Der Spiegel nr 7/2005 r. (tłum Marta Siwik IPN)
Sztokholmski "Góteborgs Posten" z 10.02 publikuje artykuł dotyczący reakcji Polaków na ujawnioną niedawno listę IPN. Jak podaje gazeta, na zamieszczonej w internecie przez jednego z dziennikarzy "Rzeczpospolitej" liście znalazło się ponad ćwierć miliona nazwisk - nie tylko polskich. Wymienione osoby to współpracownicy tajnej policji komunistycznej oraz ci, którzy widnieli w tajnych archiwach tejże policji. Z listy nie wynika jednak, kto należał do pierwszej, kto do drugiej grupy. "GP" zauważa także, iż na liście tej nie wyróżniono jednoznacznie nazwisk agentów i informatorów. Lista ta spowodowała w Polsce falę podejrzeń i nieufności. "GP" podkreśla, iż większość Polaków skupia się obecnie na jej dokładnym studiowaniu i sprawdzaniu, kto ze znanych im osób był "donosicielem". Autor artykułu, Peter Johnsson - pomimo, że jego nazwisko nie widnieje na ujawnionej liście, jest przekonany, że wszyscy zagraniczni korespondenci przebywający w Polsce w latach 70-tych i 80-tych zostali odnotowani w aktach tajnej policji. Claris MSZ
"Der Standard" z 9.02 w art. Gabriele Lesser pt. "240 tyś. Polaków podejrzanych o donosicielstwo" informuje że na liście umieszczeni są sprawcy, ofiary i osoby wytypowane na donosicieli. Listę wyniósł nielegalnie z IPN Bronisław Wildstein -redaktor konserwatywnej "Rzeczpospolitej". Umieszczona w internecie lista wywołała w Polsce istne "polowanie na czarownice". Tysiące osób stoi przed IPN-em w kolejce celem wypełnienia stosownej ankiety. Polityka tzw. "grubej kreski" po zmianach 1989 roku ostatecznie upadła. Podejrzenie, że polska rewolucja z 1989 roku była nieczystym układem pomiędzy komunistami i związkowcami "Solidarności" zdaje się w społeczeństwie pogłębiać. Dlaczego czołowi intelektualiści "Solidarności" z laką determinacją zwalczali pomysły lustracji pod kątem współpracy z SB osób piastujących kierownicze funkcje w państwie? Zmianie musi ulec także blokada na ujawnianie nazwisk współpracowników zwerbowanych po 1983 roku, gdyż wielu ówczesnych "młodych" zajmuje dzisiaj ważna stanowiska państwowe, uważa prol', socjologii J. Staniszkis. Ta sama gazeta w artykule pt. "Walec akt, odkrywca i oskarżyciel" prezentuje sylwetkę Bronisława Wildsteina. Prócz danych biograficznych podaje także informacje nt, jego drogi jako opozycjonisty, działań w sprawie. Pyjasa oraz konfidenta SB L.Maleszki. Wg gazety Wildstein stal się sławny nagle, po tym jak ujawnił w internacie wyniesioną nielegalnie z IPN listę nazwisk. Claris MSZ
"Wiener Zeitung" (9.02) w art. Piotra Dobrowolskiego pt. "Polowanie na byłych agentów komunistycznych" pisze, iż populistyczna prawica w Polsce czyni rozliczenia z przeszłością dominującym tematem swojej kampanii wyborczej. Mimo, że termin wyborów parlamentarnych nie jest jeszcze znany, kampania wyborcza już się rozpoczęła. Prowadząca w sondażach prawica chce "polowaniem" na b. agentów Służby Bezpieczeństwa zdobyć kolejne punkty. Claris MSZ
"The Cambodia Daily" z 05.02.14 zamieszcza artykuł Moniki Ścisławskiej z AP sygnowany z Warszawy pt. "Lista z polskich czasów komunistycznych wydobywa bolesne wspomnienia". Podaje, że Małgorzata Ślązak spędziła lata 1980-te, ostatnią dekadę polskiej władzy komunistycznej, wychowując syna i córkę i trzymając się z dala od polityki. Był to więc dla niej szok gdy jej 22- letni syn wyszedł ze swego pokoju i powiedział "mamo jesteś na liście, ojciec jest na liście i również dziadek". "Lista" to tzw. Lista Wildsteina, zawierająca więcej niż 164000 nazwisk oficerów tajnej policji komunistycznej, ich informatorów i ludzi będących przedmiotem inwigilacji, jaka wydostała się z państwowego instytutu. Lista nie podaje kto informował, a kto był ofiarą. Pomieszała wszystkie nazwiska nie informując do której należą kategorii. Spowodowało to, że publikacja stała się bolesnym doświadczeniem dla wielu. Claris MSZ
Tygodnik "Nowiny Kurier" ukazujący się w Tel Avivie z 11 bm. publikuje dwa artykuły poświecone sprawie wycieku listy teczek z IPN. Tytuł pierwszego - "IPN: Szybszy dostęp do teczek ludzi z <Listy Wildsteina>", drugiego, "Lista Wildsteina nie jest żadnym dowodem". W obu tekstach tygodnik szczegółowo informuje zarówno nt. upublicznienia przez B. Wieldsteina listy IPN, opublikowania listy w internecie oraz reakcji na ten fakt różnych środowisk w Polsce, w tym szefostwa IPN. Przy tej okazji tygodnik cytuje słowa prezesa IPN - Leona Kieresa, który zapewnił, że dołoży starań, by wnioski kierowane do IPN przez osoby pokrzywdzone, których nazwiska znajdują się na Liście Wieldsteina, były rozpatrywane możliwie szybko. Claris MSZ
Konrad Schuller w komentarzu "Co zdarzyło się nocą?" -"FAZ", 11.02.05 - nawiązuje do rosnącego w Polsce zamieszania wokół upublicznienia listy Wildsteina. Autor twierdzi, że nie jest wiadome co ujawniona lista prezentuje i jakie będą rezultaty jej ujawnienia. Na razie wiadomo jedynie, że rząd obiecał pieniądze dla IPN oraz że ujawnienie listy pociągnęło zwolnienie z pracy Wildsteina. Komentarz skoncentrowany jest na tej drugiej sprawie. Schuller informuje, że 49% udziałów w Press publice nadal należy do skarbu państwa. Sugeruje się również, że "głowa Wildsteina" była ceną za wyrażenie przez państwo zgody na dalszą prywatyzację wydawnictwa, w skutek czego redaktor naczelny miałby otrzymać spore korzyści w postaci udziałów w spółce. Wildstein, pisze Schuller, jest "drzazgą w oku" wielu wpływowych osób, ponieważ głośno domaga się lustracji polityków. Autor konkluduje, że nie jest wiadome czy za zwolnieniem dziennikarza stoją jakieś głębsze motywy. Stwierdza natomiast, że jeśli państwo nie miałoby udziałów w prasie oraz jeśli nie byłoby łupem niezlustrowanych polityków, wtedy nie byłoby takich spekulacji a może i zwolnienia dziennikarza. Claris MSZ
„Tages-Anzeiger" (l 0.02.) zamieś zez a korespondencję G. Lesser z Warszawy pt. „Huzia na agentów bezpieki" nt. „kradzieży danych osobowych" z Instytutu Pamięci Narodowej przez „dziennikarza konserwatywnej gazety Rzeczpospolita", „nielegalnego skopiowania jej i rozpowszechniania w internecie". Lesser informuje o zwolnieniu z pracy Wildsteina, który „uważa się za mściciela sprawiedliwych i współczesnego Robina Hooda" oraz przytacza wcześniejsze opinie Adama Michnika, że zamiast otwierać archiwa SB, należałoby je spalić. Lesser cytuje też odmienne zdanie Jadwigi Staniszkis, domagającej się ujawnienia wszystkich danych. Wielu Polaków zastanawia się, pisze Lesser, jak to możliwe, że po 15 latach od upadku komunizmu, nieznana jest prawda o bezpiece. Pod obstrzałem znalazł się „okrągły stół" i jakby jednak było coś na rzeczy w jadowitym określeniu „zdrada w Magdalence". Lesser opowiada historię trzech dawnych przyjaciół z opozycji: Stanisława Pyjasa, Lesława Maleszki i Bronisława Wildsteina, którego określa następująco: „...do tej pory nie miał opinii wielkiego lustratora. Jego komentarze dla Rzeczpospolitej były utrzymane w tonie reakcyjnym, nacjonalistycznym". Claris MSZ
Węgierska prorządowa "Nepszabadsag" z 10 lutego br. informuje, iż premier F. Gyurcsany nie ma zamiaru pełnić roli sędziego i nie zajmie stanowiska wobec propozycji zgłaszanych w dyskusji między rządzącą Węgierską Partią Socjalistyczną (WPS) a koalicyjnym Związkiem Wolnych Demokratów (ZWD) dot. ujawnienia teczek współpracowników służb specjalnych dodając, że Gyurcsany zwrócił się do frakcji parlamentarnych obu partii o przeprowadzenie dalszych konsultacji w tej sprawie. Lewicowa "Nepszaya" zapowiada natomiast, że Instytut Analiz Społecznych "Political Capital" 11 bm. wprowadzi na swoją stronę internetową listy znanych już nazwisk agentów służb specjalnych i ich współpracowników szefostwa III Zarządu ówczesnego MSW. Celem akcji jest pobudzenie do działania elit politycznych i doprowadzenie do opublikowania, zgodnie z wcześniejszymi obietnicami, listy agentów -pisze gazeta powołując się na komunikat Instytutu. Claris MSZ
Tokio Daily Yomiuri 08.02.05 r "Publiczne opublikowanie w Internecie tajnych zbiorów z dawnych czasów komunistycznych skłania Polaków do sprawdzenia czy ktoś znany im jest na liście wśród 240.000 nazwisk. Chociaż lista dostarcza niewiele danych -jest po prostu alfabetycznym spisem nazwisk byłych tajnych agentów, informatorów, pracowników służb specjalnych i ich ofiar, bez wskazania kto był kim - to nie wstrzymało to ludzkiej ciekawości. 11 W ostatnich dniach odnotowaliśmy, że ludzie oszaleli, żeby sprawdzić tę listę" - stwierdził Wojciech Kondziolek, rzecznik jednej z dwóch głównych, polskich witryn internetowych Wirtualna Polska. " Ilość osób odwiedzających nasz portal wzrosła o około 100 %" - dodał, oraz uzupełnił, że " już od dawna nie cieszyliśmy się takim zainteresowaniem". Claris MSZ
Thomas Urban w artykule "Lista Wildsteina" "SZ", 09.02.05. przybliża okoliczności zwolnienia z pracy Bronisława Wildsteina oraz skutki opublikowania przez niego listy ponad 200 tyś, osób zarejestrowanych w zbiorach IPN. W czasie gdy prokuratura sprawdza czy Wildsteina naruszył prawo wynosząc listę z IPN, strona internetowa z listą jest najczęściej odwiedzanym przez Polaków miejscem cyberprzestrzeni. Urban w negatywnym świetle przybliża założenia polskiej ustawy lustracyjnej. Autor komentuje również, że polityka "grubej kreski" rządu Mazowieckiego była błędem, ponieważ pozwoliła dawnym członkom partii komunistycznej, m.in. dawnym współpracownikom SB, na pozostanie w życiu politycznym. Za rządów lewicy, niektóre z tych osób zostały mianowane na wysokie stanowiska państwowe i wykorzystywały je do osiągania własnych korzyści. Urban pisze, że polskie rozliczanie się z komunistyczną przeszłością jest ogromną porażką i że dotychczasowymi ofiarami lustracji byli przede wszystkim działacze "S". Istnieje małe prawdopodobieństwo, w opinii autora, że lista Wildsteina zmieni coś w tej sprawie, szczególnie że została ona upubliczniona w okresie przedwyborczym. Claris MSZ
Władimir Wietrow "Katyńska tajemnica", www.from-ua.com 03.02.2005. Autor artykułu powraca do tematu zbrodni katyńskiej z pytaniem: Co przeszkadza Polsce, aby przekazać materiały zebrane w wyniku wieloletniego dochodzenia dot. Katynia do międzynarodowego sądu? Autor uważa, że oprócz rozbieżności w liczbie zamordowanych Polaków, istnieją dowody zaprzeczające, że dokonały tej zbrodni siły KGB, Cytując wypowiedzi Gebbelsa z 1939 roku, podkreśla nienawiść i chęć zlikwidowania narodu polskiego przez hitlerowcowi traktuje je jako motyw zbrodni. Ponadto podaje takie fakty jak: 1. broń, jaką zostali zamordowani Polacy była niemiecka (Walter kaliber 7,65), 2.ręce ofiar były powiązane papierowym sznurem, choć pod Smoleńskiem produkowano sznur z konopi, Czeski naukowiec F.Hajek badający zwłoki, stwierdził w 1943 ,że ofiary nie mogły tam leżeć przez trzy lata, 3. W archiwach NKWD nie ma żadnych dokumentach ani wzmianki o rozstrzelaniu czy likwidacji polskich jeńców. Zdaniem autora są to argumenty z powodu których "polska strona nie odważyła się na przekazanie materiałów do sądu". Claris MSZ
Corriere delia Sera zamieszcza 07.02 obszerny artykuł o książce "La morte indifferente. Proust nel gulag", będącej zapisem wykładów, jakie Józef Czapski wygłaszał do współwięźniów w sowieckim obozie w Griazowcu. Tematem wykładów był cykl powieściowy Prousta "W poszukiwaniu straconego czasu". Artykuł wyjaśnia kontekst historyczny, w jakim powstał tekst: mówi o losie polskich oficerów ("co najmniej 15 tyś. ludzi") aresztowanych i wymordowanych przez NKWD w Katyniu. Czapski uniknął śmierci i wraz z 400 polskimi żołnierzami i oficerami znalazł się w obozie w Griazowcu, gdzie więźniowie żyli w strasznych warunkach, zmuszani do niewolniczej pracy. Później, podobnie jak Herling-Grudziński przedostał się z armią Andersa do Europy. Jego wykłady dla współwięźniów - pisze Corriere - są nie tyle esejem literackim, co raczej szczególnym świadectwem intelektualnego heroizmu i sprzeciwu wobec zł a. Książka, wydana przez niewielkie wydawnictwo Ancora del Mediterraneo z Neapolu zawiera posłowie pióra Herlinga-Grudzińskiego. Claris MSZ
RODZAJE DEBAT
Zacznijmy od tego, po co w ogóle jest debata. Dzięki niej uczniowie mogą spojrzeć na ten sam problem z dwóch stron, przeanalizować go, opowiedzieć się po jednej ze stron i uargumentować swój wybór. Dzięki temu rozwijają zdolności analitycznego i krytycznego myślenia i umiejętności argumentacji. Teraz przejdźmy do tego jak zorganizować debatę.
Wyróżniamy różne rodzaje debat:
debata „za i przeciw” – stosujemy, gdy chcemy, aby uczniowie spojrzeli na problem z dwóch różnych punktów widzenia, nauczyciel w tym celu dzieli klasę na dwie grupy, z których jedna tworzą zwolennicy, a drugą przeciwnicy tezy. W tej debacie ważni są obserwatorzy, którzy w głosowaniu wybierają, kto debatę „wygrał”
debata „oksfordzka” – jest odmianą debaty „za i przeciw”, w dyskusji biorą udział dwa kilkuosobowe zespoły, które reprezentują zwolenników i przeciwników tezy. Słuchacze siedzą za zespołami, osoby niezdecydowane mogą zmieniać miejsce
dyskusja zwana metodą „akwarium”. Kilka osób siedzi w kręgu i dyskutuje. Pozostałe są obserwatorami – analizują i oceniają sposób argumentacji. Potem dyskutujący i oceniający zamieniają się rolami
dyskusja panelowa – temat jest dyskutowany przez wybraną grupę osób, czyli tzw. „panel”, kieruje nim moderator, którym może być np. wybrany uczeń. Pierwsza część jest zwykle przygotowana, a druga żywa, bo bierze w niej udział publiczność. Koordynuje to moderator. Dyskusja panelowa nie kończy się opowiedzeniem po którejś ze stron.
dyskusja plenarna jest otwartą dyskusją – zwykle kilkunastu osób. Jej prowadzący otwiera dyskusję, zachęca do zabierania głosu, pilnuje czasu wypowiedzi, czuwa nad przechodzeniem do kolejnych punktów i zamyka dyskusję. Na koniec ją podsumowuje.
dyskusja nieformalna – ma swobodny charakter i biorą w niej udział wszyscy na równych prawach. Prowadzący tylko inicjuje rozmowę, a potem trzyma się z boku.
dyskusja sokratejska – czyli dochodzenie do prawdy. Uczniowie siedzą w kręgu i dyskutują na temat – dotyczący wybranego dzieła – wiersza, filmu, eseju. Nauczyciel zadaje pytania, zmierzając do tego, by to, co było niejasne stało się jasne.
dyskusja z zaproszonym gościem – pierwsza część należy do zaproszonej osoby, w drugiej uczestnicy zadają jej pytania
dyskusja punktowana – 4-8 uczniów siada w kręgu, pozostali dookoła. Dyskusja jest punktowana wg ustalonego planu, np. za trafny komentarz + 2 punkty, za błąd rzeczowy – 2
Więcej na temat debat na stronie KOSS:
http://www.ceo.org.pl/portal/b_koss_koss_dla_nauczycieli_jak_uczyc_kossa_doc?docId=35164
Na koniec jeszcze garść praktycznych wskazów dla uczniów biorących udział w debacie: trzymajcie się tematu, wystąpienie zaczynajcie od najsilniejszego argumentu, popierajcie argumenty dowodami np. danymi statystycznymi, opiniami autorytetów i ekspertów, używajcie różnorodnych argumentów, starajcie się przewidzieć strategię przeciwnika, słuchajcie uważnie przeciwnika, żeby potem dobrze odpierać jego argumenty. Nie czytajcie z kartki, starajcie się nie mówić zbyt szybko i nie nadużywać gestykulacji.
Lustrować czy nie. Jeśli tak, to jak?
Prezentujemy przegląd artykułów na temat lustracji zrobiony przez IPN (http://www.ipn.gov.pl/wai/pl/18/2966/PRZEGLAD_MEDIOW__17_lutego_2005_r.html). Pokazujemy pojawiające się w mediach argumenty za i przeciw lustracji. Zachęcamy uczniów, żeby sami poszukali dodatkowych informacji dotyczących zarysowanych w tym przeglądzie problemów.
Głosy popierające lustrację
Lustrację warto przeprowadzić po to chociażby, aby dowiedzieć się więcej o aparacie bezpieczeństwa PRL-u. Tak uważa profesor Andrzej Paczkowski, z którym wywiad publikuje "Tygodnik Powszechny". Materiały SB pokazują - według profesora - jakie miejsce w strukturze władzy ten aparat zajmował, jak był zbudowany, czym ograniczany. Także wskazują na to, kto go tworzył i w jakim stopniu był kontrolerem społeczeństwa, między innymi przez pozyskiwanie tajnych współpracowników. Zdaniem Andrzeja Paczkowskiego, z materiałów służb bezpieczeństwa można także dowiedzieć się, jak zmieniały się priorytety. W latach 60-tych, jak zauważa profesor, aparat bezpieczeństwa skupiał uwagę nie na "szarym człowieku", ale na elitach i środowiskach postrzeganych jako zagrożenie. Gdy powstały ośrodki opozycyjne, które zaczęły docierać także do fabryk, rozbudowano struktury , aby móc kontrolować jak największą część społeczeństwa. "Wszyscy ludzie systemu" Tygodnik Powszechny nr 7/2005 r.
Znana amerykańska dziennikarka Anne Applebaum uważa, że szok wywołany w Polsce ujawnieniem "listy Wildsteina" jest rezultatem niefortunnej, jej zdaniem, decyzji o nieprzeprowadzaniu wcześniej lustracji i nieudostępnianiu społeczeństwu archiwów komunistycznej służby bezpieczeństwa. Applebaum, specjalistka ds. Europy Środkowej i Wschodniej i laureatka prestiżowej Nagrody Pulitzera, opisuje w środowym "Washington Post" sprawę ujawnienia teczek SB jako swoistą anomalię w coraz pomyślniej rozwijającej się Polsce, wynikłą z nierozliczenia się w odpowiednim czasie z komunistyczną przeszłością. "Na wpół przypadkowe pojawienie się półtajnej listy jest rezultatem decyzji podjętej ponad 10 lat temu, kiedy byli dysydenci, którzy przejęli władzę, postanowili, że nie będą przeprowadzać żadnej lustracji osób wchodzących do nowego rządu"- pisze autorka. Serwis PAP 16.02.2005 r.
Teczki: wielogłos biskupów. Lustracja musi opierać się na trzech zasadach: miłości, prawdzie i sprawiedliwości. Zdaniem abp. Józefa Michalika lustracja nie jest sprawą pierwszorzędną dla misji Kościoła w Polsce. Jednak w minionym tygodniu głos w sprawie zabrało kilku czołowych przedstawicieli Episkopatu. Tygodnik Powszechny nr 7/2005 r.
"Der Spiegel" z 14.02.br. zamieszcza wywiad z Bronisławem Wildsteinem na temat ujawnionej przez dziennikarza listy 240 tyś. nazwisk wyniesionych ze zbiorów IPN. Wildstein twierdzi, że ujawnienie listy było obowiązkiem dziennikarza i że chciał on wstrząsnąć opinią publiczną. Wg Wildsteina polityka grubej kreski nie jest dobrym rozwiązaniem ponieważ wpływy komunistycznych czasów są nadal widoczne i odczuwalne. Wildstein chciałby aby dawni współpracownicy SB byli ujawnieni i ponieśli odpowiedzialność za swoje czyny. Stwierdza on, że lista nie jest listą agentów i nie należy tak o niej mówić. Z tego powodu nie zgadza się z argumentem przeciwników ujawnienia listy, którzy mówią, iż może ona wywołać atmosferę wzajemnej nieufności i oskarżeń zarówno w polityce jak i w życiu prywatnym. Wildstein przyznaje, że lista stwarza możliwości nadużyć, jednak argumentuje, iż wobec silnej opozycji przeciwników lustracji upublicznienie zbiorów IPN było konieczne. Der Spiegel nr 7/2005 r. (tłum Marta Siwik IPN), (http://www.ipn.gov.pl/wai/pl/18/2966/PRZEGLAD_MEDIOW__17_lutego_2005_r.html)
Głosy przeciwne lustracji
Instytut Pamięci Narodowej stoi przed drugą w swej historii wielką próbą. Pierwszą - dotyczącą Jedwabnego - zdał celująco. Tę związaną z tzw. listą Wildsteina na razie oblewa. Krzysztof Brunetko z „Tygodnika Powszechnego” w artykule „Grzeszny IPN” wylicza grzechy jakie według niego popełnił Instytut tj .: mordercza niefrasobliwość, pójście w zaparte, bałagan w firmie, bałagan w interpretacjach, brak pomysłu na wyjście z klinczu. Grzech niewykluczony: pospolite ruszenie rusza do boju czyli po przyznaniu pieniędzy na dodatkowe etaty do IPN trafią zastępy młodych ludzi, którzy nie znają z autopsji realiów oraz złożoności okresu PRL i zwyczajnie nie są świadomi, że ówczesnych postaw ludzkich często nie sposób zakwalifikować jednoznacznie wedle schematu: czarny charakter - biały charakter – alarmuje brunetko. Gazeta Wyborcza 17.02.2005
Dziennik Zachodni: Polska lustracja jest niezgodna z europejskim prawem, więc skazani w procesach będą mogli ubiegać się o odszkodowania. Niemożliwe? A jednak – gdy przeczytać dokładnie Rezolucję Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy nr 1096 i Raport nr 7568 Komisji Zagadnień Prawnych i Praw Człowieka jest jasne, że polskie ściganie kłamców lustracyjnych nie mieści się w europejskich normach prawnych .- To prawda - mówi nam Waldemar Gontarski, redaktor naczelny "Gazety Sądowej", autor opinii prawnej w tej sprawie. - W Raporcie czytamy, że lustracja powinna zakończyć się przed 31 grudnia 1999 roku, bo do tego czasu demokracja powinna się utrwalić we wszystkich kiedyś komunistycznych krajach. Nie ma żadnych wątpliwości, że rezolucje Rady Europy są dla Polski wiążące. Dziennik Zachodni 4.02.2005
"Der Standard" z 9.02 w art. Gabriele Lesser pt. "240 tyś. Polaków podejrzanych o donosicielstwo" informuje że na liście umieszczeni są sprawcy, ofiary i osoby wytypowane na donosicieli. Listę wyniósł nielegalnie z IPN Bronisław Wildstein -redaktor konserwatywnej "Rzeczpospolitej". Umieszczona w internecie lista wywołała w Polsce istne "polowanie na czarownice". Tysiące osób stoi przed IPN-em w kolejce celem wypełnienia stosownej ankiety. Polityka tzw. "grubej kreski" po zmianach 1989 roku ostatecznie upadła. Podejrzenie, że polska rewolucja z 1989 roku była nieczystym układem pomiędzy komunistami i związkowcami "Solidarności" zdaje się w społeczeństwie pogłębiać. Dlaczego czołowi intelektualiści "Solidarności" z laką determinacją zwalczali pomysły lustracji pod kątem współpracy z SB osób piastujących kierownicze funkcje w państwie? Zmianie musi ulec także blokada na ujawnianie nazwisk współpracowników zwerbowanych po 1983 roku, gdyż wielu ówczesnych "młodych" zajmuje dzisiaj ważna stanowiska państwowe, uważa prol', socjologii J. Staniszkis. Ta sama gazeta w artykule pt. "Walec akt, odkrywca i oskarżyciel" prezentuje sylwetkę Bronisława Wildsteina. Prócz danych biograficznych podaje także informacje nt, jego drogi jako opozycjonisty, działań w sprawie. Pyjasa oraz konfidenta SB L.Maleszki. Wg gazety Wildstein stal się sławny nagle, po tym jak ujawnił w internacie wyniesioną nielegalnie z IPN listę nazwisk. Claris MSZ
"Wiener Zeitung" (9.02) w art. Piotra Dobrowolskiego pt. "Polowanie na byłych agentów komunistycznych" pisze, iż populistyczna prawica w Polsce czyni rozliczenia z przeszłością dominującym tematem swojej kampanii wyborczej. Mimo, że termin wyborów parlamentarnych nie jest jeszcze znany, kampania wyborcza już się rozpoczęła. Prowadząca w sondażach prawica chce "polowaniem" na b. agentów Służby Bezpieczeństwa zdobyć kolejne punkty. Claris MSZ
„Tages-Anzeiger" (l 0.02.) zamieszcza korespondencję G. Lesser z Warszawy pt. „Huzia na agentów bezpieki" nt. „kradzieży danych osobowych" z Instytutu Pamięci Narodowej przez „dziennikarza konserwatywnej gazety Rzeczpospolita", „nielegalnego skopiowania jej i rozpowszechniania w internecie". Lesser informuje o zwolnieniu z pracy Wildsteina, który „uważa się za mściciela sprawiedliwych i współczesnego Robina Hooda" oraz przytacza wcześniejsze opinie Adama Michnika, że zamiast otwierać archiwa SB, należałoby je spalić. Lesser cytuje też odmienne zdanie Jadwigi Staniszkis, domagającej się ujawnienia wszystkich danych. Wielu Polaków zastanawia się, pisze Lesser, jak to możliwe, że po 15 latach od upadku komunizmu, nieznana jest prawda o bezpiece. Pod obstrzałem znalazł się „okrągły stół" i jakby jednak było coś na rzeczy w jadowitym określeniu „zdrada w Magdalence". Lesser opowiada historię trzech dawnych przyjaciół z opozycji: Stanisława Pyjasa, Lesława Maleszki i Bronisława Wildsteina, którego określa następująco: „...do tej pory nie miał opinii wielkiego lustratora. Jego komentarze dla Rzeczpospolitej były utrzymane w tonie reakcyjnym, nacjonalistycznym". Claris MSZ (http://www.ipn.gov.pl/wai/pl/18/2966/PRZEGLAD_MEDIOW__17_lutego_2005_r.html)
2007-02-10 08:52, aktualizacja: 2007-02-10 08:52:49
Początek formularza
Dół formularza
0 Twój głos został dodany. 2 796 lustracja Roman Graczyk "Tropem SB. Jak czytać teczki" Tygodnik Powszechny SB Sejm
W latach 60. w kręgu krakowskiego "Tygodnika Powszechnego" działało wielu agentów SB.
Historię jednego z nich Antoniego Ochenduszko, dyrektora administracyjnego w TP opisuje Roman Graczyk w książce "Tropem SB. Jak czytać teczki". Przykład jego współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa pokazuje, że problem tajnych współpracowników nie jest tak łatwy, jak się wydaje zarówno zwolennikom jak i przeciwnikom lustracji.
Ochenduszko, były przedwojenny policjant, jest człowiekiem w zaawansowanym wieku. Nie ma żadnych problemów życiowych ani finansowych. Stary kawaler, mieszkający w Krakowie i pracuje w "Tygodniku Powszechnym". Ma pecha, bo przypomina sobie o nim SB. Wezwany, po kilku spotkaniach zgadza się na współpracę i podpisuje stosowne oświadczenie. Jednak później, co widać dokładnie w materiałach, notorycznie się od tej współpracy wymiguje, a następnie wprost jej odmawia. Ostatecznie SB rezygnuje z jego współpracy.
Dlaczego przykład Ochenduszki jest znamienny? Pokazuje bowiem naocznie kłopoty jakie z lustracją, a w szczególności z listą tajnych współpracowników będą mieli lustratorzy. Jeśli weźmiemy pod uwagę literę prawa, a w szczególności nową ustawę o lustracji, to Ochenduszko powinien się znaleźć na liście TW, która ma niebawem powstać. Jednak gdy zagłębić się w dokumenty, które przytacza Graczyk, wówczas widać, że jego zobowiązanie było tylko wybiegiem, a tak naprawdę Ochenduszko zrobi łwszystko by się uwolnić od SB. Nie znajdziemy w materiałach o Ochenduszce - które są kompletne, czegoś co wskazywało by na to, że zrobił komuś coś złego.
Niestety nowa ustawa o lustracji zakłada, że powstanie lista i właściwie tylko lista agentów. Na tej liście znajdą się ludzie często niewinni, którzy po prostu mieli pecha i znaleźli się w złym miejscu i o złym czasie, a ich jedyną winą jest, że podpisali zobowiązanie. Z drugiej strony - o czym pisze Graczyk - dając przykład innych postaci, nie znajdą się na niej - nie bójmy się tego słowa- kanalie, które zobowiązania nie podpisały. No i masz tu sprawiedliwość.
Ze stosunkiem do lustracji jest jak z klasycznymi listami do redakcji. "Uwielbiam Waszą gazetę i uważam, że jest świetna, ale..." i tu następuje to osławione "ale" w postaci np. kalumnii i zarzutów. Podobnie jest z przeciwnikami i zwolennikami lustracji. Wszyscy mówią, że są za, ale...
Różnice są fundamentalne. Jeśli odrzucić powody polityczne czy osobiste, które skłaniają niektórych przeciwników i zwolenników za opowiedzeniem się za którąś z opcji, to tak naprawdę lustracja sprowadza się do odpowiedzi na pytanie: Czy jesteś za sprawiedliwością? Każdy rozsądny człowiek powie, że oczywiście tak! Jednak w przypadku lustracji, sprawiedliwość nie dla wszystkich znaczy to samo.
Zwolennicy lustracji mówią: za winy należy się kara. Człowiek powinien odpowiadać za złe postępki. Trudno odmówić temu racji, bo jeśli za kradzież, oszczerstwo odpowiadamy, to za donoszenie i wyrządzanie zła również. Przeciwnicy na to: ale winę trzeba udowodnić, a dopóki to nie nastąpi, należy przyjąć, że człowiek jest niewinny. Lepiej tysiąc winnych nie karać, niż jednego niewinnego skrzywdzić. Też trudno się z tym nie zgodzić. Do tego dochodzi spór o wiarygodność materiałów peerelowskich służb (akurat ocena, czy ktoś podpisał zobowiązanie czy nie nie stanowi obecnie problemu co wynika z procedury archiwizowania materiałów przez SB), ich dostępność - no i oczywiście fakt, że zostały dość poważnie przetrzebione.
Specjalnie wybrałem przykład, który jest wodą na młyn przeciwników lustracji. Bo...osobiście podobnie jak pewnie większość Polaków mam na ten temat swoje zdanie. W tym wypadku brzmi ono "Lustrować, ale...". To "ale", to ujawnienie materiałów SB i ich dostępność np. w internecie. Każdy z nas powinien - o ile go to interesuje - ocenić na podstawie dokumentów - postępowanie interesujących go osób. Nie czarujmy się, przecież nie chodzi o sąsiada z naprzeciwka - ale polityków czy dziennikarzy. Tylko ujawnienie - można się spierać jakiego zakresu materiałów - daje szanse na rozwiązanie problemu. Dzięki takiemu ujawnieniu dla każdego stanie się jasne, że Ochenduszko nie był winny, chociaż z pewnością znajdzie się na liście.
Łukasz Medeksza | Środa [20.06.2007, 20:27]
lustracja | IPN | SB | media | Kapuściński
To nader delikatny element pracy z dokumentami z archiwów IPN: publiczne ujawnienie, że współpracownikiem SB był ktoś znany, ale już nieżyjący. Nekrofilia czy normalna praca historyka?
Ryszard Kapuściński, Henryk Tomaszewski, Stanisław Cat-Mackiewicz - to tylko niektóre znane osoby, które miały współpracować z SB, ale już nie żyły, gdy było to publicznie ogłaszane.
Wyjątkowo kontrowersyjny jest przypadek Kapuścińskiego. Plotki o jego uwikłaniu w kontakty z komunistyczną bezpieką zostały upublicznione tuż po jego śmierci. Pojawiła się nawet hipoteza, że w ostatnim okresie
życia ten wybitny reportażysta lękał się materiałów, które mogą zostać ujawnione na jego temat. W obronie pamięci Kapuścińskiego stanął niedawno miesięcznik "Press", wyraźnie niechętny umniejszaniu pomnikowości tego pisarza.
Nie analizuję tu owych trzech wymienionych wyżej przypadków. Na podstawie ujawnianych w mediach materiałów można stwierdzić, że np. Henryk Tomaszewski był przez kilka lat aktywnym agantem SB. Tymczasem casus Kapuścińskiego jest słabiej udokumentowany i budzi wiele wątpliwości. Niemniej, obaj ci wybitni twórcy nie mogą osobiście odnieść się do zarzutów o współpracę z SB, bo nie żyją.
Ale czy to oznacza, że nie należy ujawniać tego, co na ich temat mówią akta zgromadzone w Instytucie Pamięci Narodowej? Moim zdaniem, nic bardziej mylnego. Oczywiście, że należy ujawniać. To część naszej najnowszej historii. I interesujący przyczynek do biografii takich osób. Podkreślam: "przyczynek", a nie "prawda ostateczna". Pamiętajmy, że akta pozostawione przez SB wymagają
takiej samej weryfikacji jak wszystkie inne źródła - w tym i osobiste relacje uczestników różnych wydarzeń historycznych. Poza tym domniemana współpraca jakiegoś twórcy z SB nie musi w żaden sposób wpływać na ocenę jego dorobku.
Nie jest to więc żadna "nekrofilia", "nekrolustracja" czy "bezczeszczenie zwłok", jak chętnie mawiają w takich przypadkach pseudomoraliści. Ujawnianie zawartości akt dawnej SB to normalna działalność
historyczna. Gdyby zaś przyjąć optykę pseudomoralistów, nie należałoby opisywać żadnych negatywnych epizodów z biografii jakichkolwiek osób nieżyjących, w tym także królów Polski.
Pisanie o przeszłości bywa bolesne. Ale jeśli naprawdę zależy nam na wiedzy o naszej historii najnowszej, musimy czasem
zacisnąć zęby i powstrzymać emocje. Ludzie są tylko ludźmi. Nawet osoby wybitne miewają swoje słabe strony
i czasem błądzą.
To nader delikatny element pracy z dokumentami z archiwów IPN: publiczne ujawnienie, że współpracownikiem SB był ktoś znany, ale już nieżyjący. Nekrofilia czy normalna praca historyka?
Ryszard Kapuściński, Henryk Tomaszewski, Stanisław Cat-Mackiewicz - to tylko niektóre znane osoby, które miały współpracować z SB, ale już nie żyły, gdy było to publicznie ogłaszane.
Wyjątkowo kontrowersyjny jest przypadek Kapuścińskiego. Plotki o jego uwikłaniu w kontakty z komunistyczną bezpieką zostały upublicznione tuż po jego śmierci. Pojawiła się nawet hipoteza, że w ostatnim okresie
życia ten wybitny reportażysta lękał się materiałów, które mogą zostać ujawnione na jego temat. W obronie pamięci Kapuścińskiego stanął niedawno miesięcznik "Press", wyraźnie niechętny umniejszaniu pomnikowości tego pisarza.
Nie analizuję tu owych trzech wymienionych wyżej przypadków. Na podstawie ujawnianych w mediach materiałów można stwierdzić, że np. Henryk Tomaszewski był przez kilka lat aktywnym agantem SB. Tymczasem casus Kapuścińskiego jest słabiej udokumentowany i budzi wiele wątpliwości. Niemniej, obaj ci wybitni twórcy nie mogą osobiście odnieść się do zarzutów o współpracę z SB, bo nie żyją.
Ale czy to oznacza, że nie należy ujawniać tego, co na ich temat mówią akta zgromadzone w Instytucie Pamięci Narodowej? Moim zdaniem, nic bardziej mylnego. Oczywiście, że należy ujawniać. To część naszej najnowszej historii. I interesujący przyczynek do biografii takich osób. Podkreślam: "przyczynek", a nie "prawda ostateczna". Pamiętajmy, że akta pozostawione przez SB wymagają
takiej samej weryfikacji jak wszystkie inne źródła - w tym i osobiste relacje uczestników różnych wydarzeń historycznych. Poza tym domniemana współpraca jakiegoś twórcy z SB nie musi w żaden sposób wpływać na ocenę jego dorobku.
Nie jest to więc żadna "nekrofilia", "nekrolustracja" czy "bezczeszczenie zwłok", jak chętnie mawiają w takich przypadkach pseudomoraliści. Ujawnianie zawartości akt dawnej SB to normalna działalność
historyczna. Gdyby zaś przyjąć optykę pseudomoralistów, nie należałoby opisywać żadnych negatywnych epizodów z biografii jakichkolwiek osób nieżyjących, w tym także królów Polski.
Pisanie o przeszłości bywa bolesne. Ale jeśli naprawdę zależy nam na wiedzy o naszej historii najnowszej, musimy czasem
zacisnąć zęby i powstrzymać emocje. Ludzie są tylko ludźmi. Nawet osoby wybitne miewają swoje słabe strony
i czasem błądzą.