cos do lustracji

RODZAJE DEBAT

 

Zacznijmy od tego, po co w ogóle jest debata. Dzięki niej uczniowie mogą spojrzeć na ten sam problem z dwóch stron, przeanalizować go, opowiedzieć się po jednej ze stron i uargumentować swój wybór. Dzięki temu rozwijają zdolności analitycznego i krytycznego myślenia i umiejętności argumentacji. Teraz przejdźmy do tego jak zorganizować debatę.

Wyróżniamy różne rodzaje debat:

  1. debata „za i przeciw” – stosujemy, gdy chcemy, aby uczniowie spojrzeli na problem z dwóch różnych punktów widzenia, nauczyciel w tym celu dzieli klasę na dwie grupy, z których jedna tworzą zwolennicy, a drugą przeciwnicy tezy. W tej debacie ważni są obserwatorzy, którzy w głosowaniu wybierają, kto debatę „wygrał”

  2. debata „oksfordzka” – jest odmianą debaty „za i przeciw”, w dyskusji biorą udział dwa kilkuosobowe zespoły, które reprezentują zwolenników i przeciwników tezy. Słuchacze siedzą za zespołami, osoby niezdecydowane mogą zmieniać miejsce

  3. dyskusja zwana metodą „akwarium”. Kilka osób siedzi w kręgu i dyskutuje. Pozostałe są obserwatorami – analizują i oceniają sposób argumentacji. Potem dyskutujący i oceniający zamieniają się rolami

  4. dyskusja panelowa – temat jest dyskutowany przez wybraną grupę osób, czyli tzw. „panel”, kieruje nim moderator, którym może być np. wybrany uczeń. Pierwsza część jest zwykle przygotowana, a druga żywa, bo bierze w niej udział publiczność. Koordynuje to moderator. Dyskusja panelowa nie kończy się opowiedzeniem po którejś ze stron.

  5. dyskusja plenarna jest otwartą dyskusją – zwykle kilkunastu osób. Jej prowadzący otwiera dyskusję, zachęca do zabierania głosu, pilnuje czasu wypowiedzi, czuwa nad przechodzeniem do kolejnych punktów i zamyka dyskusję. Na koniec ją podsumowuje.

  6. dyskusja nieformalna – ma swobodny charakter i biorą w niej udział wszyscy na równych prawach. Prowadzący tylko inicjuje rozmowę, a potem trzyma się z boku.

  7. dyskusja sokratejska – czyli dochodzenie do prawdy. Uczniowie siedzą w kręgu i dyskutują na temat – dotyczący wybranego dzieła – wiersza, filmu, eseju. Nauczyciel zadaje pytania, zmierzając do tego, by to, co było niejasne stało się jasne.

  8. dyskusja z zaproszonym gościem – pierwsza część należy do zaproszonej osoby, w drugiej uczestnicy zadają jej pytania

  9. dyskusja punktowana – 4-8 uczniów siada w kręgu, pozostali dookoła. Dyskusja jest punktowana wg ustalonego planu, np. za trafny komentarz + 2 punkty, za błąd rzeczowy – 2

 

Więcej na temat debat na stronie KOSS:

http://www.ceo.org.pl/portal/b_koss_koss_dla_nauczycieli_jak_uczyc_kossa_doc?docId=35164

Na koniec jeszcze garść praktycznych wskazów dla uczniów biorących udział w debacie: trzymajcie się tematu, wystąpienie zaczynajcie od najsilniejszego argumentu, popierajcie argumenty dowodami np. danymi statystycznymi, opiniami autorytetów i ekspertów, używajcie różnorodnych argumentów, starajcie się przewidzieć strategię przeciwnika, słuchajcie uważnie przeciwnika, żeby potem dobrze odpierać jego argumenty. Nie czytajcie z kartki, starajcie się nie mówić zbyt szybko i nie nadużywać gestykulacji.

 

Lustrować czy nie. Jeśli tak, to jak?

 

Prezentujemy przegląd artykułów na temat lustracji zrobiony przez IPN (http://www.ipn.gov.pl/wai/pl/18/2966/PRZEGLAD_MEDIOW__17_lutego_2005_r.html). Pokazujemy pojawiające się w mediach argumenty za i przeciw lustracji. Zachęcamy uczniów, żeby sami poszukali dodatkowych informacji dotyczących zarysowanych w tym przeglądzie problemów.

 

Głosy popierające lustrację

Lustrację warto przeprowadzić po to chociażby, aby dowiedzieć się więcej o aparacie bezpieczeństwa PRL-u. Tak uważa profesor Andrzej Paczkowski, z którym wywiad publikuje "Tygodnik Powszechny". Materiały SB pokazują - według profesora - jakie miejsce w strukturze władzy ten aparat zajmował, jak był zbudowany, czym ograniczany. Także wskazują na to, kto go tworzył i w jakim stopniu był kontrolerem społeczeństwa, między innymi przez pozyskiwanie tajnych współpracowników. Zdaniem Andrzeja Paczkowskiego, z materiałów służb bezpieczeństwa można także dowiedzieć się, jak zmieniały się priorytety. W latach 60-tych, jak zauważa profesor, aparat bezpieczeństwa skupiał uwagę nie na "szarym człowieku", ale na elitach i środowiskach postrzeganych jako zagrożenie. Gdy powstały ośrodki opozycyjne, które zaczęły docierać także do fabryk, rozbudowano struktury , aby móc kontrolować jak największą część społeczeństwa. "Wszyscy ludzie systemu" Tygodnik Powszechny nr 7/2005 r.

 

Znana amerykańska dziennikarka Anne Applebaum uważa, że szok wywołany w Polsce ujawnieniem "listy Wildsteina" jest rezultatem niefortunnej, jej zdaniem, decyzji o nieprzeprowadzaniu wcześniej lustracji i nieudostępnianiu społeczeństwu archiwów komunistycznej służby bezpieczeństwa. Applebaum, specjalistka ds. Europy Środkowej i Wschodniej i laureatka prestiżowej Nagrody Pulitzera, opisuje w środowym "Washington Post" sprawę ujawnienia teczek SB jako swoistą anomalię w coraz pomyślniej rozwijającej się Polsce, wynikłą z nierozliczenia się w odpowiednim czasie z komunistyczną przeszłością. "Na wpół przypadkowe pojawienie się półtajnej listy jest rezultatem decyzji podjętej ponad 10 lat temu, kiedy byli dysydenci, którzy przejęli władzę, postanowili, że nie będą przeprowadzać żadnej lustracji osób wchodzących do nowego rządu"- pisze autorka. Serwis PAP 16.02.2005 r.

 

Teczki: wielogłos biskupów. Lustracja musi opierać się na trzech zasadach: miłości, prawdzie i sprawiedliwości. Zdaniem abp. Józefa Michalika lustracja nie jest sprawą pierwszorzędną dla misji Kościoła w Polsce. Jednak w minionym tygodniu głos w sprawie zabrało kilku czołowych przedstawicieli Episkopatu. Tygodnik Powszechny nr 7/2005 r.

 

"Der Spiegel" z 14.02.br. zamieszcza wywiad z Bronisławem Wildsteinem na temat ujawnionej przez dziennikarza listy 240 tyś. nazwisk wyniesionych ze zbiorów IPN. Wildstein twierdzi, że ujawnienie listy było obowiązkiem dziennikarza i że chciał on wstrząsnąć opinią publiczną. Wg Wildsteina polityka grubej kreski nie jest dobrym rozwiązaniem ponieważ wpływy komunistycznych czasów są nadal widoczne i odczuwalne. Wildstein chciałby aby dawni współpracownicy SB byli ujawnieni i ponieśli odpowiedzialność za swoje czyny. Stwierdza on, że lista nie jest listą agentów i nie należy tak o niej mówić. Z tego powodu nie zgadza się z argumentem przeciwników ujawnienia listy, którzy mówią, iż może ona wywołać atmosferę wzajemnej nieufności i oskarżeń zarówno w polityce jak i w życiu prywatnym. Wildstein przyznaje, że lista stwarza możliwości nadużyć, jednak argumentuje, iż wobec silnej opozycji przeciwników lustracji upublicznienie zbiorów IPN było konieczne. Der Spiegel nr 7/2005 r. (tłum Marta Siwik IPN), (http://www.ipn.gov.pl/wai/pl/18/2966/PRZEGLAD_MEDIOW__17_lutego_2005_r.html)

 

Głosy przeciwne lustracji

Instytut Pamięci Narodowej stoi przed drugą w swej historii wielką próbą. Pierwszą - dotyczącą Jedwabnego - zdał celująco. Tę związaną z tzw. listą Wildsteina na razie oblewa. Krzysztof Brunetko z „Tygodnika Powszechnego” w artykule „Grzeszny IPN” wylicza grzechy jakie według niego popełnił Instytut tj .: mordercza niefrasobliwość, pójście w zaparte, bałagan w firmie, bałagan w interpretacjach, brak pomysłu na wyjście z klinczu. Grzech niewykluczony: pospolite ruszenie rusza do boju czyli po przyznaniu pieniędzy na dodatkowe etaty do IPN trafią zastępy młodych ludzi, którzy nie znają z autopsji realiów oraz złożoności okresu PRL i zwyczajnie nie są świadomi, że ówczesnych postaw ludzkich często nie sposób zakwalifikować jednoznacznie wedle schematu: czarny charakter - biały charakter – alarmuje brunetko. Gazeta Wyborcza 17.02.2005

 

Dziennik Zachodni: Polska lustracja jest niezgodna z europejskim prawem, więc skazani w procesach będą mogli ubiegać się o odszkodowania. Niemożliwe? A jednak – gdy przeczytać dokładnie Rezolucję Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy nr 1096 i Raport nr 7568 Komisji Zagadnień Prawnych i Praw Człowieka jest jasne, że polskie ściganie kłamców lustracyjnych nie mieści się w europejskich normach prawnych .- To prawda - mówi nam Waldemar Gontarski, redaktor naczelny "Gazety Sądowej", autor opinii prawnej w tej sprawie. - W Raporcie czytamy, że lustracja powinna zakończyć się przed 31 grudnia 1999 roku, bo do tego czasu demokracja powinna się utrwalić we wszystkich kiedyś komunistycznych krajach. Nie ma żadnych wątpliwości, że rezolucje Rady Europy są dla Polski wiążące. Dziennik Zachodni 4.02.2005

"Der Standard" z 9.02 w art. Gabriele Lesser pt. "240 tyś. Polaków podejrzanych o donosicielstwo" informuje że na liście umieszczeni są sprawcy, ofiary i osoby wytypowane na donosicieli. Listę wyniósł nielegalnie z IPN Bronisław Wildstein -redaktor konserwatywnej "Rzeczpospolitej". Umieszczona w internecie lista wywołała w Polsce istne "polowanie na czarownice". Tysiące osób stoi przed IPN-em w kolejce celem wypełnienia stosownej ankiety. Polityka tzw. "grubej kreski" po zmianach 1989 roku ostatecznie upadła. Podejrzenie, że polska rewolucja z 1989 roku była nieczystym układem pomiędzy komunistami i związkowcami "Solidarności" zdaje się w społeczeństwie pogłębiać. Dlaczego czołowi intelektualiści "Solidarności" z laką determinacją zwalczali pomysły lustracji pod kątem współpracy z SB osób piastujących kierownicze funkcje w państwie? Zmianie musi ulec także blokada na ujawnianie nazwisk współpracowników zwerbowanych po 1983 roku, gdyż wielu ówczesnych "młodych" zajmuje dzisiaj ważna stanowiska państwowe, uważa prol', socjologii J. Staniszkis. Ta sama gazeta w artykule pt. "Walec akt, odkrywca i oskarżyciel" prezentuje sylwetkę Bronisława Wildsteina. Prócz danych biograficznych podaje także informacje nt, jego drogi jako opozycjonisty, działań w sprawie. Pyjasa oraz konfidenta SB L.Maleszki. Wg gazety Wildstein stal się sławny nagle, po tym jak ujawnił w internacie wyniesioną nielegalnie z IPN listę nazwisk. Claris MSZ

 

"Wiener Zeitung" (9.02) w art. Piotra Dobrowolskiego pt. "Polowanie na byłych agentów komunistycznych" pisze, iż populistyczna prawica w Polsce czyni rozliczenia z przeszłością dominującym tematem swojej kampanii wyborczej. Mimo, że termin wyborów parlamentarnych nie jest jeszcze znany, kampania wyborcza już się rozpoczęła. Prowadząca w sondażach prawica chce "polowaniem" na b. agentów Służby Bezpieczeństwa zdobyć kolejne punkty. Claris MSZ

 

„Tages-Anzeiger" (l 0.02.) zamieszcza korespondencję G. Lesser z Warszawy pt. „Huzia na agentów bezpieki" nt. „kradzieży danych osobowych" z Instytutu Pamięci Narodowej przez „dziennikarza konserwatywnej gazety Rzeczpospolita", „nielegalnego skopiowania jej i rozpowszechniania w internecie". Lesser informuje o zwolnieniu z pracy Wildsteina, który „uważa się za mściciela sprawiedliwych i współczesnego Robina Hooda" oraz przytacza wcześniejsze opinie Adama Michnika, że zamiast otwierać archiwa SB, należałoby je spalić. Lesser cytuje też odmienne zdanie Jadwigi Staniszkis, domagającej się ujawnienia wszystkich danych. Wielu Polaków zastanawia się, pisze Lesser, jak to możliwe, że po 15 latach od upadku komunizmu, nieznana jest prawda o bezpiece. Pod obstrzałem znalazł się „okrągły stół" i jakby jednak było coś na rzeczy w jadowitym określeniu „zdrada w Magdalence". Lesser opowiada historię trzech dawnych przyjaciół z opozycji: Stanisława Pyjasa, Lesława Maleszki i Bronisława Wildsteina, którego określa następująco: „...do tej pory nie miał opinii wielkiego lustratora. Jego komentarze dla Rzeczpospolitej były utrzymane w tonie reakcyjnym, nacjonalistycznym". Claris MSZ (http://www.ipn.gov.pl/wai/pl/18/2966/PRZEGLAD_MEDIOW__17_lutego_2005_r.html)

Lustrować czy nie lustrować? Oto jest pytanie

2007-02-10 08:52, aktualizacja: 2007-02-10 08:52:49

Początek formularza

Dół formularza

0 Twój głos został dodany. 2 796 lustracja Roman Graczyk "Tropem SB. Jak czytać teczki" Tygodnik Powszechny SB Sejm

W latach 60. w kręgu krakowskiego "Tygodnika Powszechnego" działało wielu agentów SB.

Historię jednego z nich Antoniego Ochenduszko, dyrektora administracyjnego w TP opisuje Roman Graczyk w książce "Tropem SB. Jak czytać teczki". Przykład jego współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa pokazuje, że problem tajnych współpracowników nie jest tak łatwy, jak się wydaje zarówno zwolennikom jak i przeciwnikom lustracji.
Ochenduszko, były przedwojenny policjant, jest człowiekiem w zaawansowanym wieku. Nie ma żadnych problemów życiowych ani finansowych. Stary kawaler, mieszkający w Krakowie i pracuje w "Tygodniku Powszechnym". Ma pecha, bo przypomina sobie o nim SB. Wezwany, po kilku spotkaniach zgadza się na współpracę i podpisuje stosowne oświadczenie. Jednak później, co widać dokładnie w materiałach, notorycznie się od tej współpracy wymiguje, a następnie wprost jej odmawia. Ostatecznie SB rezygnuje z jego współpracy.

Dlaczego przykład Ochenduszki jest znamienny? Pokazuje bowiem naocznie kłopoty jakie z lustracją, a w szczególności z listą tajnych współpracowników będą mieli lustratorzy. Jeśli weźmiemy pod uwagę literę prawa, a w szczególności nową ustawę o lustracji, to Ochenduszko powinien się znaleźć na liście TW, która ma niebawem powstać. Jednak gdy zagłębić się w dokumenty, które przytacza Graczyk, wówczas widać, że jego zobowiązanie było tylko wybiegiem, a tak naprawdę Ochenduszko zrobi łwszystko by się uwolnić od SB. Nie znajdziemy w materiałach o Ochenduszce - które są kompletne, czegoś co wskazywało by na to, że zrobił komuś coś złego.

Niestety nowa ustawa o lustracji zakłada, że powstanie lista i właściwie tylko lista agentów. Na tej liście znajdą się ludzie często niewinni, którzy po prostu mieli pecha i znaleźli się w złym miejscu i o złym czasie, a ich jedyną winą jest, że podpisali zobowiązanie. Z drugiej strony - o czym pisze Graczyk - dając przykład innych postaci, nie znajdą się na niej - nie bójmy się tego słowa- kanalie, które zobowiązania nie podpisały. No i masz tu sprawiedliwość.

Ze stosunkiem do lustracji jest jak z klasycznymi listami do redakcji. "Uwielbiam Waszą gazetę i uważam, że jest świetna, ale..." i tu następuje to osławione "ale" w postaci np. kalumnii i zarzutów. Podobnie jest z przeciwnikami i zwolennikami lustracji. Wszyscy mówią, że są za, ale...
Różnice są fundamentalne. Jeśli odrzucić powody polityczne czy osobiste, które skłaniają niektórych przeciwników i zwolenników za opowiedzeniem się za którąś z opcji, to tak naprawdę lustracja sprowadza się do odpowiedzi na pytanie: Czy jesteś za sprawiedliwością? Każdy rozsądny człowiek powie, że oczywiście tak! Jednak w przypadku lustracji, sprawiedliwość nie dla wszystkich znaczy to samo.

Zwolennicy lustracji mówią: za winy należy się kara. Człowiek powinien odpowiadać za złe postępki. Trudno odmówić temu racji, bo jeśli za kradzież, oszczerstwo odpowiadamy, to za donoszenie i wyrządzanie zła również. Przeciwnicy na to: ale winę trzeba udowodnić, a dopóki to nie nastąpi, należy przyjąć, że człowiek jest niewinny. Lepiej tysiąc winnych nie karać, niż jednego niewinnego skrzywdzić. Też trudno się z tym nie zgodzić. Do tego dochodzi spór o wiarygodność materiałów peerelowskich służb (akurat ocena, czy ktoś podpisał zobowiązanie czy nie nie stanowi obecnie problemu co wynika z procedury archiwizowania materiałów przez SB), ich dostępność - no i oczywiście fakt, że zostały dość poważnie przetrzebione.

Specjalnie wybrałem przykład, który jest wodą na młyn przeciwników lustracji. Bo...osobiście podobnie jak pewnie większość Polaków mam na ten temat swoje zdanie. W tym wypadku brzmi ono "Lustrować, ale...". To "ale", to ujawnienie materiałów SB i ich dostępność np. w internecie. Każdy z nas powinien - o ile go to interesuje - ocenić na podstawie dokumentów - postępowanie interesujących go osób. Nie czarujmy się, przecież nie chodzi o sąsiada z naprzeciwka - ale polityków czy dziennikarzy. Tylko ujawnienie - można się spierać jakiego zakresu materiałów - daje szanse na rozwiązanie problemu. Dzięki takiemu ujawnieniu dla każdego stanie się jasne, że Ochenduszko nie był winny, chociaż z pewnością znajdzie się na liście.

Łukasz Medeksza | Środa [20.06.2007, 20:27]

Czy godzi się lustrować kogoś, kto nie żyje?

lustracja | IPN | SB | media | Kapuściński

To nader delikatny element pracy z dokumentami z archiwów IPN: publiczne ujawnienie, że współpracownikiem SB był ktoś znany, ale już nieżyjący. Nekrofilia czy normalna praca historyka?

Ryszard Kapuściński, Henryk Tomaszewski, Stanisław Cat-Mackiewicz - to tylko niektóre znane osoby, które miały współpracować z SB, ale już nie żyły, gdy było to publicznie ogłaszane.

Wyjątkowo kontrowersyjny jest przypadek Kapuścińskiego. Plotki o jego uwikłaniu w kontakty z komunistyczną bezpieką zostały upublicznione tuż po jego śmierci. Pojawiła się nawet hipoteza, że w ostatnim okresie

życia ten wybitny reportażysta lękał się materiałów, które mogą zostać ujawnione na jego temat. W obronie pamięci Kapuścińskiego stanął niedawno miesięcznik "Press", wyraźnie niechętny umniejszaniu pomnikowości tego pisarza.

Nie analizuję tu owych trzech wymienionych wyżej przypadków. Na podstawie ujawnianych w mediach materiałów można stwierdzić, że np. Henryk Tomaszewski był przez kilka lat aktywnym agantem SB. Tymczasem casus Kapuścińskiego jest słabiej udokumentowany i budzi wiele wątpliwości. Niemniej, obaj ci wybitni twórcy nie mogą osobiście odnieść się do zarzutów o współpracę z SB, bo nie żyją.

Ale czy to oznacza, że nie należy ujawniać tego, co na ich temat mówią akta zgromadzone w Instytucie Pamięci Narodowej? Moim zdaniem, nic bardziej mylnego. Oczywiście, że należy ujawniać. To część naszej najnowszej historii. I interesujący przyczynek do biografii takich osób. Podkreślam: "przyczynek", a nie "prawda ostateczna". Pamiętajmy, że akta pozostawione przez SB wymagają

takiej samej weryfikacji jak wszystkie inne źródła - w tym i osobiste relacje uczestników różnych wydarzeń historycznych. Poza tym domniemana współpraca jakiegoś twórcy z SB nie musi w żaden sposób wpływać na ocenę jego dorobku.

Nie jest to więc żadna "nekrofilia", "nekrolustracja" czy "bezczeszczenie zwłok", jak chętnie mawiają w takich przypadkach pseudomoraliści. Ujawnianie zawartości akt dawnej SB to normalna działalność

historyczna. Gdyby zaś przyjąć optykę pseudomoralistów, nie należałoby opisywać żadnych negatywnych epizodów z biografii jakichkolwiek osób nieżyjących, w tym także królów Polski.

Pisanie o przeszłości bywa bolesne. Ale jeśli naprawdę zależy nam na wiedzy o naszej historii najnowszej, musimy czasem

zacisnąć zęby i powstrzymać emocje. Ludzie są tylko ludźmi. Nawet osoby wybitne miewają swoje słabe strony

i czasem błądzą.

Łukasz Medeksza

Czy godzi się lustrować kogoś, kto nie żyje?

To nader delikatny element pracy z dokumentami z archiwów IPN: publiczne ujawnienie, że współpracownikiem SB był ktoś znany, ale już nieżyjący. Nekrofilia czy normalna praca historyka?

Ryszard Kapuściński, Henryk Tomaszewski, Stanisław Cat-Mackiewicz - to tylko niektóre znane osoby, które miały współpracować z SB, ale już nie żyły, gdy było to publicznie ogłaszane.

Wyjątkowo kontrowersyjny jest przypadek Kapuścińskiego. Plotki o jego uwikłaniu w kontakty z komunistyczną bezpieką zostały upublicznione tuż po jego śmierci. Pojawiła się nawet hipoteza, że w ostatnim okresie

życia ten wybitny reportażysta lękał się materiałów, które mogą zostać ujawnione na jego temat. W obronie pamięci Kapuścińskiego stanął niedawno miesięcznik "Press", wyraźnie niechętny umniejszaniu pomnikowości tego pisarza.

Nie analizuję tu owych trzech wymienionych wyżej przypadków. Na podstawie ujawnianych w mediach materiałów można stwierdzić, że np. Henryk Tomaszewski był przez kilka lat aktywnym agantem SB. Tymczasem casus Kapuścińskiego jest słabiej udokumentowany i budzi wiele wątpliwości. Niemniej, obaj ci wybitni twórcy nie mogą osobiście odnieść się do zarzutów o współpracę z SB, bo nie żyją.

Ale czy to oznacza, że nie należy ujawniać tego, co na ich temat mówią akta zgromadzone w Instytucie Pamięci Narodowej? Moim zdaniem, nic bardziej mylnego. Oczywiście, że należy ujawniać. To część naszej najnowszej historii. I interesujący przyczynek do biografii takich osób. Podkreślam: "przyczynek", a nie "prawda ostateczna". Pamiętajmy, że akta pozostawione przez SB wymagają

takiej samej weryfikacji jak wszystkie inne źródła - w tym i osobiste relacje uczestników różnych wydarzeń historycznych. Poza tym domniemana współpraca jakiegoś twórcy z SB nie musi w żaden sposób wpływać na ocenę jego dorobku.

Nie jest to więc żadna "nekrofilia", "nekrolustracja" czy "bezczeszczenie zwłok", jak chętnie mawiają w takich przypadkach pseudomoraliści. Ujawnianie zawartości akt dawnej SB to normalna działalność

historyczna. Gdyby zaś przyjąć optykę pseudomoralistów, nie należałoby opisywać żadnych negatywnych epizodów z biografii jakichkolwiek osób nieżyjących, w tym także królów Polski.

Pisanie o przeszłości bywa bolesne. Ale jeśli naprawdę zależy nam na wiedzy o naszej historii najnowszej, musimy czasem

zacisnąć zęby i powstrzymać emocje. Ludzie są tylko ludźmi. Nawet osoby wybitne miewają swoje słabe strony

i czasem błądzą.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wegetarianska Tortilla, Coś do czytania, Kulinaria
J. S. Mill- o wolności, cOś do NaUkI, Filozoficznie
Cóś do nauki
Pożar wiadomości, STRAŻ POŻARNA, Coś Do Nauki, TDG
WT - siwa - drabiny, STRAŻ POŻARNA, Coś Do Nauki, WT
Od Newtona stale jest coś do odkrycia
NACHOS, Coś do czytania, Kulinaria
Berlin-Wolność pozytywna, cOś do NaUkI, Filozoficznie
M. Środa-tolerancja, cOś do NaUkI, Filozoficznie
kontrakty, cOś do NaUkI, ekonomika
szarlotka(1), Coś do czytania, Kulinaria
Cos do czytania 2
Coś do pisania Cybele
Coś do pisania (HPxSS)
um egz. studia podyplomowe, cOś do NaUkI, ubezpieczenia społeczne
składki podatki ćw ZP, cOś do NaUkI, ubezpieczenia społeczne
Magazynowanie gazów.Szkoła aspirantów PSP, STRAŻ POŻARNA, Coś Do Nauki, TDR
Laborem exercens1, cOś do NaUkI, Filozoficznie
Etyka utylitaryzmu-folia, cOś do NaUkI, Filozoficznie

więcej podobnych podstron