M. Środa-tolerancja, cOś do NaUkI, Filozoficznie


Magdalena Środa:

Tolerancja jest jedną z najważniejszych zasad moralności życia publicznego. Nie dość w Polsce cenioną. Powszechnie się przyjmuje, że Polacy są tolerancyjni, ponieważ „zawsze byli narodem tolerancyjnym”. „Zawsze” to znaczy od XVI wieku, gdy przyjęliśmy wypędzanych z Europy Żydów i daliśmy tu im dom, pokój i względną autonomię.

Na terenach Polski działali też socynianie (Bracia Polscy), którzy w wieku XVII niezwykle odważnie głosili, że władza świecka nie ma prawa ingerować w sprawy kościelne, zaś religia ubiegać się o pomoc państwa w zwalczaniu herezji, prowadzeniu wojen religijnych czy też propagowaniu swojej nauki. Pięknie pisał Crell (w „O wolności sumienia”): „Różne bowiem są to rzeczy: Kościół i państwo; łącząc je wprowadza się wielkie zamieszanie. Mówią o tym liczne i straszne klęski, wojny oraz smutne przykłady obalonych wraz z państwami kościołów. Kościół przyjmuje na swoje łono tylko tych, którzy dostosowali się do wzoru pobożności przykazanej przez Chrystusa [...] Państwo przyjmuje i wspomaga ludzi wszelkiego rodzaju i wyznania; i bałwochwalców, i pogan, i heretyków, i odstępców od imienia Chrystusa [...] byleby tylko wszyscy żyli w spokoju i dochowali wierności państwu, które pośród tej tak wielkiej niejednolitości, wszystkim w równym stopniu opieki swej udziela”.

Socynianie nowocześnie interpretowali również zasadę wolności sumienia. „Na czymże bowiem polega wolność sumienia, która Bogu jednemu jest podporządkowana, jeśli nie na tym, byś w sprawach religii myślał, co chcesz swobodnie, głosił to, co myślisz i czynił wszystko, co nie pociąga za sobą krzywdy ludzkiej”. Postawa Socynian nie cieszyła się jednak popularnością wśród polskich katolików, którzy zmusili ich (pod karą „na gardle”) do przejścia na katolicyzm lub opuszczenia Polski (1658r.).

Tyle o źródłach mitu polskiej tolerancji. Więcej nie znam. Mit się przyjął, tolerancja nie. Przeciwnie. Pamiętam jak jakiś biskup (pominę jego nazwisko milczeniem, bo nadal jest to człowiek, niestety, aktywny w sferze publicznej), by wyrazić swoją niechęć do tolerancji używał słowa „tolerancjonizm”, by tolerancję i światopogląd z nią związany potępić. „Tolerancjonizm” to brzmi obleśnie.

Równie obleśnie jak obleśnie wyglądała okładka książki Ryszarda Legutki, na której widniał rysunek przedstawiający Jerzego Urbana niosącego na baranach Adama Michnika. Książka była zatytułowana „Nie lubię tolerancji”. Profesor Legutko, jest doskonałym przykładem kariery, którą w Polsce można zrobić na ostentacyjnej niechęci do tolerancji: od posła przez ministra edukacji, doradcę prezydenta do euro deputowanego i - cały czas - gwiazdę prawicowych wieców. Bo wiecować profesor lubi.

Veritatis Terror

„Tolerancję” można więc krytykować bez narażania się na marginalizację. Zapewne inaczej jest z takimi „poprawnymi” ideami jak „patriotyzm”, „wiara” czy „papież”. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego w kwestiach tolerancji często wystarcza nam jej mit? Bo jesteśmy - mimo awangardowego okresu pierwszej „Solidarności” - społeczeństwem nieodmiennie konserwatywnym, tradycyjnym, wsobnym, zamkniętym.

Jesteśmy też społeczeństwem monolitycznie religijnym, a religijność to dla większości, rytualne i światopoglądowe posłuszeństwo Kościołowi, który - co bardzo podkreślał papież zwłaszcza w dwóch encyklikach „Veritatis Splendor” i „Fides et Ratio” - ma monopol na Prawdę. A ta jest jedna i znana tylko Kościołowi katolickiemu (nic dziwnego, że encyklika „Veritatis Splendor ” została nazwana przez popularnego francuskiego filozofa Andre Comte Sponville'a „Veritatis Terror”).

Również - co ośmielam się powiedzieć - nie dość o tolerancji wiemy. Bo na razie nie musimy. Polska jest najbardziej homogenicznym społeczeństwem w Europie (dawniej była nim Islandia, ale teraz jest tam sporo Polaków), nie konfrontujemy się na co dzień z innością, nie mamy imigrantów, zbyt wielu odmienności religijnych (a te co są, nie mają żadnej siły politycznej, by konkurować z Kościołem katolickim, więc siedzą cicho). W szkole brak etyki i filozofii, nikt tolerancji nie uczy (a tolerancji można nauczyć), ani nie wyjaśnia jej funkcji.

Ignorancja w kwestiach tolerancji, i niechęć do niej moralnych, religijnych i politycznych autorytetów daje taki efekt, że nie mając w kraju Żydów mamy dość wysoki poziom antysemityzmu, a widok homoseksualistów na ulicy mobilizuje polityczne siły (z kamieniami w rękach) i wywołuje komentarze o „nienormalności”, „zgorszeniu”. Podczas gdy w Polsce mamy chyba największą organizację gejowską, jaką kryje zinstytucjonalizowany kler. Paradoks? Nie. Hipokryzja, ta najgorsza z polskich wad.

W mojej opinii, jakże przeciwnej do Ryszarda Legutki, tolerancja stanowi jedną z najważniejszych wartości. Jest ona podstawą pokojowego istnienia ludzi różniących się od siebie pod jakimiś istotnymi względami. To ważna wartość nowoczesnych państw i multikulturowej Wspólnoty Europejskiej. To również ważna wartość w społeczeństwach zindywidualizowanych, posttradycyjnych, gdzie stawia się na różnice, odmienności i rozwój (co przekłada się na wzrost gospodarczy - o czym zaświadczają badania przedstawione przez zespół Michała Boniego w raporcie Polska 2030. Boni z badań tych wniosków woli nie wyciągać).

Niechęć do tolerancji - mam nadzieję - wiąże się w dużym stopniu z wielu nieporozumieniami związanymi z jej znaczeniem i funkcjami. Przedstawię poniżej jak ja rozumiem to pojecie i dlaczego tak rozumiane traktuję jako aksjologiczny filar współżycia jednostek w nowoczesnym, demokratycznym państwie, choć niekoniecznie w życiu prywatnym.

Czym jest tolerancja?

Narodziła się - jak wiadomo - całkiem niedawno, w okresie wojen religijnych, spopularyzował ją J. Locke swoim „Listem o tolerancji” i - w sposób znacznie bardziej otwarty - Voltaire. Czym jednak jest?

Najlepiej scharakteryzowała ją filozofka Ilja Lazari-Pawłowska. Postawa tolerancyjna związana jest - według niej - z trzema warunkami. Po pierwsze - musimy mieć do czynienia z jakimś poglądem, opinią, czyjąś postawy, zachowaniem lub czynem ocenianymi ujemnie, sprawiającymi nam przykrość. Coś mi się nie podoba, złości mnie, oburza, wydaje mi się, lub też jest faktycznie niezgodne z uznawanym przeze mnie lub przez moją grupę hierarchią wartości. Gdy wszystko mi się podoba, gdy jestem otwarta na odmienność, gdy ciszą mnie wszelkie różnice (w poglądach, wierze, kolorze skóry i upodobaniach seksualnych czy kulinarnych), gdy kocham wszystkich bliźnich i nieprzyjaciół swoich - tolerancja jest niepotrzebna.

Po drugie, mam możliwość działania, a także sposobność i odpowiednie środki, by zmienić tę sytuację, by wpłynąć perswazją lub siłą na zmianę cudzych przekonań lub postaw. Gdy nie mam żadnych możliwości przeciwdziałania, nie może być mowy o tolerancji.

Po trzecie - i najważniejsze - wstrzymuję się od działań, ponieważ uznaję prawo innego człowieka do odmiennych opinii, do swobodnego propagowania swoich poglądów, do swobodnej ekspresji zachowań czy szerzej - swobodnego kierowania swoim życiem.

Przy tak pojmowanej tolerancji, a zwłaszcza przy jej warunku trzecim pojawia się pytanie o argumenty wspierające. Dlaczego mam się powstrzymać od działań? W historii filozofii i teologii argumentów takich pojawiło się wiele. Wymieńmy ich siedem, choć zapewne jest ich znacznie więcej.

1. Argument „z praktyki historycznej”. Gdyby nie idea tolerancji ludzkość Europy prawdopodobnie powybijałaby się w czasie wojen religijnych. Dla zachowania względnego pokoju trzeba było wprowadzić i rozpowszechnić ideę „znoszenia” inności, przede wszystkim religijnej. Odtąd jest ona niezbędnym, choć minimalnym, wymogiem regulującym życie zróżnicowanych społeczeństw.

2. Argument teologiczny. Wynika on z koncepcji człowieka, jako istoty stworzonej przez Boga, której przysługuje bezwzględny szacunek a więc i w jakiś sposób — tolerancja. Argument ten związany jest z teologiczną koncepcją ludzkiej osoby i jej godności. Możemy potępiać czyjeś zachowania, na przykład homoseksualne - mówią teologowie - ale homoseksualiście jako osobie należy się szacunek. Niezwykle trudno jest jednak w czyjejś tożsamości wyróżnić, coś co jest abstrakcyjną „osobą” pozbawioną wszelkich atrybutów. Homoseksualista, Żyd czy Serb najczęściej nie czują się „osobami”, lecz właśnie Żydami, Serbami czy homoseksualistami i chcą być tolerowani lub szanowani, nie jako abstrakcyjne „osoby” lecz jako Żydzi, homoseksualiści, itd.

3. Argument filozoficzny jest bardzo podobny w swej konstrukcji do poprzedniego, tyle że wartość osoby jest niezależna od aktu boskiego stworzenia. Głównym twórcą tego argumentu jest Kant, który uznawał, że człowiekowi należy się szacunek tylko dlatego, że jest człowiekiem („celem samym w sobie” - jak mawiał Kant). Tolerancja jest forma tego szacunku.

4. Argument antropologiczny. Wynika z oświeceniowej koncepcji człowieka, jako istoty racjonalnej, to znaczy wątpiącej i sceptycznej, oraz z pewnej formy racjonalizmu, zgodnie z którą poprawne wnioskowania nie stanowią argumentu na rzecz słuszności przesłanek na których wnioskowania te się opierają. Osoba wierząca w Boga i ateista mogą być tak samo racjonalni w swoich rozumowaniach, nie ma jednak sposobu, by dowieść, że przesłanki, na których opiera się racjonalizm jednej i drugiej osoby są mniej lub bardziej prawdziwe. Argument ten uzasadnia przekonanie, że podstawa wszystkich opinii jest dość krucha i arbitralna, a wobec tego „powinniśmy tolerować nasze różne przekonania, poglądy i wiary”, bo nie ma sposobu by dowieść, które z nich są prawdziwe.

5. Argument „z praw człowieka”. Związany jest retoryką praw człowieka, gdzie mówi się o tym, że powinniśmy tolerować innych, nie ze względu na abstrakcyjną „osobę”, którą są, ale ze względu na prawo każdego do wolności, autonomii i odmienności. Tu, postawa tolerancji wynika z pryncypialnego uznania, należącego do żelaznego asortymentu idei liberalnych, że wszyscy, jako jednostki, mamy takie same prawa, i możemy z nich korzystać, nawet jeśli sposób w jaki to robimy wydaje się innym okropny.

6. Argument kolejny pochodzi „z ciekawości”, otwartości wobec innych, chęci uczenia się od nich. Im bardziej świat jest różnorodny tym lepiej. Ciekawość jest tu warunkiem tolerancji, a jednocześnie ją znosi. Kto jest bowiem ciekawy innych, nie musi być tolerancyjny.

7. Argument wynikający „z różnorodności”, związany z przekonaniem, że społeczność różnorodne mają większe szanse rozwoju niż społeczności homogeniczne. Różnorodność jest więc wartości ą sama w sobie, a tolerancja, warunkiem ja umożliwiającym.

Czym nie jest?

Tolerancja nie jest biernością czy indyferencją moralną, choć często jest z nią mylona a przez przeciwników - chętnie utożsamiana. Jeśli widzę kogoś leżącego na ulicy i przechodzę obok mówiąc sobie „jestem tolerancyjny, on widać lubi spać na ulicy, ja we własnym łóżku, szanuje różne gusta”, to nie stanowi to wyrazu tolerancji, lecz indyferencji.

Tolerancja nie jest też wywyższaniem się nad innych. Nie jest akceptacją (tolerując nie muszę akceptować cudzych zachowań). Tolerancja jest czymś więcej niż życzliwością czymś mniej niż miłością bliźniego (choć któż wie, prócz teologów, czym jest miłość bliźniego i jak ona się dzisiaj przejawia, poza stosownymi deklaracjami). Jeśli ludzie się lubią, jeśli ciekawi są innych - nie potrzebują tolerancji.

W problemie tak rozumianej tolerancji bardzo ważna jest kwestia granic. Nie możemy przecież tolerować wszystkiego. Świat różnorodny jest niewątpliwie wartościowy ale nie wtedy gdy polega na chaosie i krzywdzie. Ludzie mają wiele praw, z których mogą korzystać, ale nie mają na przykład prawa do instrumentalizacji drugiego człowieka. Nie możemy „tolerować” przestępstw. Nie powinniśmy tolerować zła. Ale czym jest zło? Jak ustalić granice? Nie powinno być ich zbyt wiele, bo wtedy nasza wolność staje się fikcją. J. St. Mill twierdził, że tolerancja ma zaledwie trzy granice. Trzy, ale solidne.

Pierwsza ma charakter prawny. Nie można być tolerancyjnym wobec przypadków łamania prawa. Posłuszeństwo prawu jest naszym nadrzędnym obowiązkiem moralnym. Przestępstwo leży poza granicami naszej wolności i poza granicami tolerancji. Choć oczywiście są prawa, których treść wydaje się wynikać z „nie lubienia tolerancji”, mam tu na myśli nie tylko prawa państw totalitarnych, ale i polskie prawo chroniące uczuć religijnych, jedyne takie prawo w Europie. Trudno mi zrozumieć, dlaczego tak potężna duchowo i politycznie religia jak polski katolicyzm musi mieć do ochrony „uczuć religijnych” tak potężny instrument prawny. Wszak gdy uczucia są kruche należy raczej pracować nad ich wzmocnieniem niż zamykaniem ust innym.

Druga - najważniejsza - granica ma charakter moralny; jest nią ludzka krzywda, cierpienie, poniżenie. Nie można ich tolerować, zawsze trzeba się im przeciwstawiać lub do przeciwstawienia nawoływać. Krzywdy nie można jednak traktować ogólnie. Każdy może powiedzieć, że krzywdzą go czyjeś poglądy, chodzi raczej o krzywdę rzeczywistą, bezpośrednią związaną z bólem i cierpieniem.

Granica trzecia ma charakter polityczny. Mill ujął to w słynnym powiedzeniu „nie ma wolności dla przeciwników wolności”. To znaczy, że nie możemy tolerować przekonań, których realizacja mogłaby prowadzić do ograniczenia lub zniesienia ludzkiej wolności, do zaprowadzenia takich porządków politycznych, (autorytarnych, totalitarnych, niewolniczych), gdzie ta wolność nie byłaby możliwa. Dlatego, współcześnie, wiele konstytucji zabrania propagowania poglądów faszystowskich i komunistycznych. Stanowią one bowiem zagrożenie dla demokracji - ustroju, który opiera się na szacunku wobec indywidualnej wolności i autonomii. I na tolerancji. Zagrożenia takiego nie stanowi swoboda wyrażania równych opinii, odmienność religijna, seksualna i wszelkie inne. Można rozważyć - i w Polsce staje się to coraz bardziej zasadne - czy zagrożenia takiego nie stanowi fundamentalizm religijny i różne sposoby zawłaszcza państwa i sfery publicznej przez Kościół, który jest przeciwnikiem tolerancji.

Możemy również mówić o tolerancji negatywnej i pozytywnej. W pierwszym wypadku wyrazem tolerancji jest proste powstrzymanie się od działań ograniczających uprawnienia innego człowieka. W drugim - w tolerancji pozytywnej - chodzić już będzie nie tyle o niedziałanie, ile o wspomożenie osoby, z której racjami czy obyczajami się nie zgadzamy, ale której prawa do równego traktowania, do wolności i odmienności - uznajemy. Przykładem może tu być ktoś, kto aktywnie wspomaga prawa mniejszości (seksualnych, rasowych), nie należąc do nich. Koncepcja tolerancji pozytywnej oparta jest na przekonaniu, że należy nie tylko tolerować prawa do inności czy indywidualności, ale też dążyć do tego, by prawa te były rzeczywiste, a więc - respektowane przez wszystkich.

Zasada życia publicznego

W raju tolerancja nie będzie potrzebna. Miłość znosi bowiem tolerancję. Jest ona niezbędna tam, gdzie ludzie niezbyt się lubią, obawiają się „obcych”, są nie dość wykształceni i owładnięci jedną religią, która uważają za źródło Prawdy i jedynej moralności. Jest też potrzebna w krajach młodych demokracji i tam, gdzie otwierają się granice.

Najbardziej jest potrzebna tam, gdzie odczarowuje relacje społeczne odrzucając przesądy i stereotypy i gdzie wolność osobista potrzebuje ochrony, bo ludzie są przyzwyczajeni do jednolitych stylów bycia i takiż poglądów. Tolerancja potrzebna jest więc w Polsce.

Tolerancja nie jest cnotą, choć może nią być. Nie musimy jej nabywać tak jak prawdomówności czy odpowiedzialności i w równym stopniu przestrzegać jej zasad. Nazywam tolerancję zasadą moralności życia publicznego, pragnąc pokazać, że nie musi ona obowiązywać w życiu prywatnym. W domu, w sferze prywatnej profesor Legutko czy inni przeciwnicy tolerancji nie muszą tolerować gejów, Żydów, Romów czy feministek z ich dziwnymi poglądami, wyglądem i stylem bycia. Nie muszą wpuszczać na swoje salony tych, którzy ich denerwują, z którymi się nie zgadzają, którymi się brzydzą. Mogą nawet malować na ścianach własnego pokoju oznaki niechęci do „obcych”.

W sferze publicznej obowiązują inne zasady. W tym sensie z tolerancją jest jak z zasadami kultury osobistej, etykiety czy normami życzliwości. Norm tych uczyliśmy się pomału gdzieś tak od XIV wieku, kiedy powstawały dwory szlifujące zasady „zewnętrznej ogłady” i czegoś co długo nazywano „ucywilizowaniem”. Zasady te mogą, choć nie muszą obowiązywać w naszej prywatności. W sferze publicznej są konieczne i - często już - oczywiste. W sferze prywatnej, w samotności mogę być nieuprzejmy, mogę dłubać w nosie, nie prać skarpetek, nie mówić „dzień dobry” do własnego męża i nie cierpieć Żydów. W sferze publicznej, powinienem przestrzegać pewnych zasad grzeczności, nawet jeśli się z nimi głęboko nie zgadzam i uważam je za idiotyczne. Powinienem więc mówić ludziom „dzień dobry” (nawet gdy ich nie znoszę) i chodzić w czystych skarpetkach. Podobnie jest z tolerancją. Powinienem tolerować odmienności nawet jeśli uważam, że zagraża ona Prawdzie, którą uważam za kruchą choć jedyną. Praktyk tolerancji należy się uczyć, tak jak się uczy form współżycia (szkoła jest do tego najlepszym miejscem, szkoda że minister Hall nie ma o tym pojęcia) i przestrzegać w życiu publicznym. Nawet jeśli się ich nie lubi.

Arystoteles pociesza, że ćwiczenie się w pewnych zachowaniach z czasem staje się naszą drugą naturą. A przy okazji ubogaca życie wspólnoty, a nawet dostarcza przyjemności własnych. Bo jakże miło jest żyć w świecie, gdzie nie trzeba nawet lubić tolerancji, bo jej normy są oczywiste i powszechne. Jak powietrze.

Autorka jest etykiem, filozofem publicystką i działaczką feministyczną. Zajmuje się m.in. historią idei etycznych, filozofią polityczną i problematyką kobiecą. Była wiceminister w rządzie Marka Belki.

6



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
J. S. Mill- o wolności, cOś do NaUkI, Filozoficznie
Berlin-Wolność pozytywna, cOś do NaUkI, Filozoficznie
Laborem exercens1, cOś do NaUkI, Filozoficznie
Etyka utylitaryzmu-folia, cOś do NaUkI, Filozoficznie
Etyka personalizmu tomistycznego, cOś do NaUkI, Filozoficznie
Mill-o wolności-tezy2, cOś do NaUkI, Filozoficznie
Dwie dziewczynki chore na wrodzony zespół nerczycowy, cOś do NaUkI, Filozoficznie
Filozofia-lektury, cOś do NaUkI, Filozoficznie
MacIntyre-dwie koncpecje sprawiedliwości, cOś do NaUkI, Filozoficznie
Pojęcie wololności i sprawiedliwości, cOś do NaUkI, Filozoficznie
Kazus Sylwii D, cOś do NaUkI, Filozoficznie
Brand- Utylitarystyczna teoria sprawiedliwości, cOś do NaUkI, Filozoficznie
Kazus dr Ilony Rosiek, cOś do NaUkI, Filozoficznie
J. S. Mill- o wolności, cOś do NaUkI, Filozoficznie
Cóś do nauki
Pożar wiadomości, STRAŻ POŻARNA, Coś Do Nauki, TDG
WT - siwa - drabiny, STRAŻ POŻARNA, Coś Do Nauki, WT
kontrakty, cOś do NaUkI, ekonomika
um egz. studia podyplomowe, cOś do NaUkI, ubezpieczenia społeczne

więcej podobnych podstron