Płomyk i perełki
Pewnego wieczoru w dużym przestronnym salonie obudził się mały Płomyk. Zdziwiło go, to zobaczył wokół siebie. Było tam mnóstwo ciemnych i zimnych przedmiotów, cisza zdawała się wychodzić z każdego kąta salonu, kominek w którym leżał był jakiś obcy i inny niż to, co zapamiętał zasypiając.
Wczoraj zanim zasnął było tu mnóstwo ciepła, światła i dobrej zabawy. Było dużo innych płomyków, które swoją zabawą i śmiechem czyniły kominek przyjaznym miejscem, w którym chciało się być. Teraz było inaczej, pokój zdawał się przytłaczać małego Płomyka, niewiele widział. Dlaczego nie było tu innych płomieni? Bez nich czuł się jakby mu czegoś brakowało, jakby był niepełny, jakiś za mały, za delikatny, za słaby. Chciał się ruszyć, ale nie bardzo pamiętał w którą stronę powinien się udać, ponieważ wczoraj nie zwracał uwagi na to, jak wygląda kominek. Wczoraj świetnie się bawił, przeskakując między patykami, wskakując innym płomykom na barana, podskakując w wirze tańczących i wesołych popychanek.
Teraz siedział sam i lekko drżał, sam nie wiedział czemu. Im dłużej siedział w kącie kominka, tym bardziej było mi zimno i nieswojo. Delikatnie przesunął się po cienkim drewnie, które leżało tuż obok. Wtedy zauważył, że coś poruszyło się także w salonie – było ogromne i nieprzyjazne, miał wrażenie, że są to jakieś wielkie stwory, które teraz, wieczorem rozpoczęły swoją zabawę. Wystraszony zatrzymał się i przykucnął. Nie mógł odnaleźć się w przestrzeni, która teraz wyglądała inaczej niż to, co pamiętał z wczoraj.
Drzwi otworzyły się lekko piszcząc. Do pokoju wszedł mały chłopiec lekko pociągając nosem. Podszedł do kominka i nachylił się nad nim, jakby czegoś szukał. Na jego twarzy było coś, czego Płomyk nigdy wcześniej nie widział. Przesunął się trochę do przodu, żeby przyjrzeć się chłopcu. To co zobaczył wyglądało jak małe perełki przesuwające się po policzku, ale kiedy z niego spadały, znikały, nie było ich widać na podłodze kominka. Zaciekawiło go, co się z nimi stawało w przestrzeni między twarzą chłopca a podłogą. Przysunął się jeszcze bliżej i wtedy zobaczył jak głowa chłopca pochyliła się tuż nad nim i jedna taka perełka poleciała w jego kierunku. Ucieszył się, że ją złapie, bo była naprawdę ładna, pięknie błyszczała i mógł się w niej przejrzeć. Wyciągnął do niej ręce, widział jak leci w jego stroną i nagle poczuł ostry ból… zwinął się starając chronić siebie i chcąc otulić sobą perłę, ale ona zniknęła tak jak poprzednie, na które patrzył. Nie zmartwiło go to za bardzo, ponieważ widział, że chłopiec nachylił się jeszcze bardziej, co dawało szansę na złapanie kolejnych drobnych perełek płynących po jego twarzy. Chciał być bliżej, żeby mieć pewność, że dosięgnie tego, co go tak zaciekawiło i opatrznie wychylając się zapłonął większym światłem niż do tej pory. Na twarzy chłopca pojawił się uśmiech, a perełki jakby się zatrzymały. Wyciągnął rękę z jakimś przedmiotem w kierunku Płomyka. Ten przedmiot nie był tak ładny jak twarz chłopca, ale Płomyk chciał się na niego dostać, by być jeszcze bliżej tej twarzy, która tak go pociągała. Wskoczył delikatnie na czarny kawałek sznurka na końcu przedmiotu i delikatnie zakołysał się na jego końcówce. Łatwiej było mu się utrzymać na sznurku niż na drewnie w kominku, a w pokoju zrobiło się jakoś jaśniej i przytulniej. Chłopiec osłonił go drugą ręką widząc jak się niezdarnie kołysze próbują złapać pion w nowym miejscu i wstał odchodząc od kominka. Wtedy Płomyk zobaczył, ile w tym pokoju jest pięknych przedmiotów, widział kolorowe fotele, obrazy z uśmiechniętymi na nich ludźmi, piękne kryształowe szklanki i karafki. Wszystko wyglądało inaczej z tego miejsca, na którym kołysał się delikatnie. Z twarzy chłopca zniknęły perełki, Płomyk zauważył, że oddala się od kominka i niesie go przez długi korytarz. Chłopiec postawił przedmiot zwany świecą, na którym siedział Płomyk, tuż obok swojego łóżka. Położył się przytulając mocno pluszowego misia. Na jego twarzy nie było już błyszczących perełek, ale było coś co jeszcze bardziej zachwyciło Płomyka – był piękny uśmiech i niesamowity spokój, jakby ukojenie które rozlewało się z każdą minutą którą razem spędzali.
Im bardziej chłopiec się uśmiechał, tym bardziej Płomyk starał się rozświetlić sobą całe pomieszczenie i tym bardziej czuł się ważny, potrzebny i chciany w tym miejscu…
Bycie odważnym nie polega na tym, że niczego się nie boisz, ale na tym, że wchodzisz w te sytuacje, których się boisz i oswajasz lęk przed potworami, które czasami są tylko w Twojej głowie…