Mądrość Pustyni.
W IV w. n.e. pustynie Egiptu, Palestyny, Arabii i Persji zaludniała dziwna rasa. Byli to pierwsi chrześcijańscy pustelnicy, którzy porzucali miasta pogańskiego świata, aby żyć w samotności. Co ich do tego skłaniało? Było wiele rozmaitych przyczyn, lecz da się je wszystkie streścić w jednym słowie: „zbawienie". Pustelnicy poszukiwali zbawienia. Czym było owo zbawienie? Oczywiście, nie szukali go wyłącznie poprzez zewnętrzne przystosowanie do obyczajów i nakazów pewnej grupy społecznej. W owym czasie ludzie zyskali głęboką świadomość, że „zbawienie" ma charakter ściśle indywidualny. Społeczeństwo
- a było to społeczeństwo pogańskie, ograniczone horyzontami i perspektywami życia „w tym świecie"
— uznali oni za tonący wrak, z którego każdy musi uciec sam, o własnych siłach, jeśli ma ocalić życie. Nie musimy rozstrzygać w tym miejscu zasadności tego poglądu; ważne, że ich przekonanie było faktem. Ludzie ci głęboko wierzyli, że zgoda na bezwładny dryf i bierne przyjmowanie zasad i wartości znanego im społeczeństwa wiedzie prosto do katastrofy. To zaś, że cesarz był teraz chrześcijaninem i Krzyż stawał się dla „świata" znakiem doczesnej władzy, tylko umacniało ich w tym przekonaniu.
Thomas Merton
Zdumiewającym musi wydawać się fakt, że największe nasilenie zjawiska (waham się, czy nie użyć słowa „szał") „ucieczki od świata" nastąpiło, paradoksalnie, w czasie, gdy ów „świat" stał się oficjalnie chrześcijański. Uciekinierzy zdawali się dochodzić do podobnych wniosków co Bierdiajew i inni współ-czes'ni myśliciele, że coś takiego jak „państwo chrześcijańskie" nie może tak naprawdę istnieć. Najwyraźniej powątpiewali w to, by kiedykolwiek chrześcijaństwo i polityka mogły połączyć się w taki sposób, aby stworzyć w pełni chrześcijańskie społeczeństwo. Innymi słowy, za jedyną możliwą społeczność chrześcijańską uznawali tę o charakterze duchowym i pozaświatowym: Mistyczne Ciało Chrystusa. Był to z pewnością pogląd skrajny i zakrawa niemal na skandal przypominanie go dziś, gdy chrześcijaństwo jest zewsząd oskarżane o to, że głosi negatywizm i wycofanie się ze spraw doczesności — i nie potrafi w żaden skuteczny sposób zmierzyć się z problemami naszych czasów. Nie traktujmy jednak sprawy zbyt powierzchownie. Ojcowie Pustyni konfrontowali się z „problemami swojej epoki" w tym senste, że jako nieliczni tę epokę wyprzedzali i otwierali drogę dla rozwoju nowego człowieka i nowego społeczeństwa. Obrazowali to, co współcześni filozofowie społeczni (Jaspers, Mumford) nazywają pojawieniem się „człowieka osiowego", zwiastuna nowoczesnego człowieka pcrsonalistycznego. Wiek XVIII i XIX ze swym pragmatycznym indywidualizmem zdegradowały i zdeprawowały psychologiczne dziedzictwo człowieka osiowego wraz z jego długiem wobec Ojców
Mądrość pustyni
Pustyni i innych kontemplatyków, i przygotowały drogę dla wielkiego regresu do umysłowości stadnej, który obserwujemy obecnie.
Ucieczka na pustynię nie miała cech czystej negacji ani nie była czysto indywidualistyczna. Uciekinierzy nie buntowali się przeciwko społeczeństwu. W pewnym sensie byli „anarchistami" i nie zaszkodzi myśleć o nich również w ten sposób. Ludzie ci nie godzili się, by rządziło nimi dekadenckie państwo i wierzyli, że istnieje możliwość rozwoju bez pozostawania w niewolniczej zależności od uznanych społecznie wartości. Nie mieli jednak zamiaru umieszczać się ponad społeczeństwem. Nie odrzucali go z dumną wzgardą, jak gdyby górowali nad innymi ludźmi. Przeciwnie, jedną z przyczyn ich „ucieczki ze świata" było to, że w owym świecie ludzie dzielili się na tych, którzy odnieśli sukces i narzucili swoją wolę innym i na tych, którzy musieli ulec i którym tę wolę narzucono. Ojcowie Pustyni nie chcieli, by ktoś nimi rządził, lecz nie pragnęli również władzy nad innymi. Nie uciekali też od ludzkiego towarzystwa — właśnie fakt, że wypowiadali swe „słowa", doradzając innym, stanowi dowód, że ich postawa była jak najbardziej pro-społeczna. Poszukiwali społeczeństwa, w którym wszyscy są prawdziwie równi, gdzie jedynym autorytetem następnym po Bogu był charyzmatyczny autorytet mądrości, doświadczenia i miłości. Rzecz jasna, uznawali życzliwą, hierarchiczną władzę biskupów; lecz biskupi byli daleko i (do czasu wielkiego konfliktu wokół Orygenesa pod koniec IV stulecia)
Thomas Mcrton
w niewielkim stopniu zajmowali się tym, co działo się na pustyni.
Tym, czego Ojcowie poszukiwali najusilniej, byta ich własna, prawdziwa jaźń w Chrystusie. Aby ją odnaleźć, musieli całkowicie odrzucić fałszywą, formalną jaźń, wytwór społecznego przymusu w „świecie". Szukali drogi do Boga -- niezbadanej i wybranej swobodnie, nie zaś odziedziczonej po innych, którzy wytyczyli ją wcześniej. Poszukiwali Boga, którego mogli odnaleźć sami, nie zaś „otrzymanego" od kogoś w ustalonej, stereotypowej formie. Nie chcę przez to powiedzieć, że odrzucali wszelkie dogmatyczne formuły wiary chrześcijańskiej: przyjmowali je i lgnęli do nich w ich najprostszym i najbardziej elementarnym kształcie. Nie było im jednak spieszno (przynajmniej na początku, w pierwotnej fazie ich mądrości) do angażowania się w teologiczne kontrowersje. Ich ucieczka na jałową pustynię stanowiła również odmowę udziału w sporach, mnożenia koncepcji i zadowalania się technicznym gadulstwem.
Zajmujemy się tu wyłącznie pustelnikami. Pustynię zamieszkiwali również cenobici - - których setki i tysiące wiodły „życie wspólnotowe" w ogromnych klasztorach, jak ten, który wTabennesi założył s'więty Pachomiusz. Pomimo niemal militarnej dyscypliny, panował w nich przeważnie duch personalizmu i wolności, bowiem nawet cenobita wiedział, że jego reguła stanowi tylko zewnętrzną ramę, rodzaj rusztowania, z pomocą którego on sam ma wznieść duchową budowlę, w której zamieszka z Bogiem. Pustelnicy byli jednak pod każdym względem wolni
Mądrość pustyni
w dużo większym stopniu. Nie musieli się do niczego „przystosowywać" —z wyjątkiem tajemnej, ukrytej, nieodgadnionej woli Boga, która w poszczególnych celach mogła przejawiać się bardzo odmiennie. Znaczące, że w jednym z pierwszych Verba (numer 3) przytacza się zdanie świętego Antoniego na temat podstawowej zasady pustynnego życia: autorytetem jest sam Bóg, a poza Jego widoczną wolą obowiązuje niewiele zasad lub zgoła nie ma ich wcale: „A zatem, gdy widzisz, że twoja dusza pragnie czynić coś dla Boga, czyń to, a serce twe będzie bezpieczne".
Oczywiście, taką ścieżką mógł podróżować tylko ktoś bardzo wyczulony na punkty orientacyjne na pustkowiu i bezdrożach. Pustelnik musiał być człowiekiem dojrzałym w wierze, pokornym i oderwanym od siebie samego w stopniu wręcz budzącym grozę. Duchowe kataklizmy, które bywały udziałem niektórych zarozumiałych wizjonerów pustyni, ukazują nam niebezpieczeństwa samotnego życia — są niczym kości bielejące w piasku. Ojciec Pustyni nie mógł pozwolić sobie na bycie wizjonerem. Nie mógł ryzykować przywiązania do własnego ego lub niebezpiecznej ekstazy samowoli. Nie mógł w najmniejszym stopniu utożsamiać się ze swoją powierzchowną, przemijającą, stworzoną przez siebie jaźnią. Musiał utracić siebie w wewnętrznej, ukrytej rzeczywistości jaźni - - transcendentnej, tajemniczej, na wpół poznanej i zatraconej w Chrystusie. Musiał umrzeć dla wartości przemijającej egzystencji, jak Chrystus umarł dla nich na Krzyżu, i powstać z Nim z martwych w świetle całkowicie nowej mądrości.
Thomas Merron
Stąd życie ofiarowane, rozpoczynające się od ucieczki, która oddzieliła mnicha od świata. Życie kontynuowane w „skrusze", które uczyło go opłakiwać szaleństwo przywiązania do iluzorycznych wartości. Życie samotności i pracy, ubóstwa i postów, miłosierdzia i modlitwy, które umożliwiało oczyszczenie starej powierzchownej jaźni i stopniowe wyłonienie się jaźni prawdziwej, sekretnej, w której wyznawca i Chrystus są „jednym Duchem".
Wreszcie, bezpośrednim celem tego dążenia była „czystość serca" - — jasna, niezatamowana wizja prawdziwego stanu rzeczy, intuicyjne pojęcie własnej wewnętrznej rzeczywistości jako zakotwiczonej lub raczej zatraconej w Bogu poprzez Chrystusa. Owocem tego była quies; „spoczynek". Nic spoczynek ciała, ani nawet nie ekstaza wypełnionego radością ducha. Większość Ojców Pustyni nie należała do ekstatyków. Ci, którzy nimi byli, pozostawili po sobie dziwne i mylące opowieści, które mogą sprawić, że zgubimy to, co ważne. „Spoczynek", którego ci ludzie poszukiwali, to po prostu zdrowie psychiczne i postawa istoty, która nie musi dłużej spoglądać na siebie, bowiem wiedzie ją doskonałość wolności, która w niej przebywa. Dokąd wiedzie? Gdziekolwiek sama Miłość lub Duch Boży uzna, że udać się należy. Spoczynek był więc rodzajem uwolnienia od przywiązań ciała i umysłu, które sprawia, że znika wszelkie zaabsorbowanie fałszywą lub ograniczoną „jaźnią". W spoczynku, w posiadaniu wysublimowanego „Niczego" duch powierzał się, w sekrecie,
Mądrość pustyni
„Wszystkiemu" - - nie próbując poznawać tego, co ono posiadło.
Ojcowie nie byli nawet na tyle zainteresowani naturą tego spoczynku, aby mówić o nim w tych kategoriach — z nielicznymi wyjątkami, jak np. święty Antoni, który wspominał, że „modlitwa nie jest doskonała, dopóki mnich nie przestanie być świadomy faktu, że się modli". I rzekł to od niechcenia, mimochodem. Co do spoczynku, Ojcowie trzymali się z dala od wszystkiego, co podniosłe, ezoteryczne, teoretyczne lub trudne do zrozumienia. Chcę przez to powiedzieć, że odmawiali rozmawiania o takich rzeczach. Z tej przyczyny nie byli skorzy, by rozmawiać o czymkolwiek innym, nawet o prawdach wiary chrześcijańskiej, co tłumaczy lakoniczność ich powiedzeń.
Pod wieloma względami owi Ojcowie Pustyni mieli zatem sporo wspólnego z indyjskimi joginami i mnichami buddyzmu zeń z Chin i Japonii. Gdybyśmy chcieli odnaleźć ich w XX-wiecznej Ameryce, musielibyśmy odwiedzić dziwne, leżące na uboczu miejsca. Takie istoty są tragicznie rzadkie. Rzecz jasna, nie tłoczą się na chodnikach 42. Ulicy i Broadwayu. Zapewne znaleźlibyśmy je pośród Indian Pueblo lub Navaho: byłoby to jednak całkiem inne zjawisko — przypadek prostoty i mądrości zakorzenionej w pierwotnym społeczeństwie. Dla Ojców Pustyni charakterystyczna była czysta ucieczka z konwencjonalnego, przyjętego kontekstu społecznego w pozornie irracjonalną pustkę — aby ocalić życie.
i i
Thomas Merton
Można by oczekiwać ode mnie twierdzenia, że takich ludzi można dziś odnaleźć w niektórych klasztorach naszych zakonów kontemplacyjnych, ja jednak nie odważę się na podobnie zuchwałą tezę. Wielu zakonników opuszcza bowiem społeczeństwo „świata" tylko po to, by dopasować się do innego rodzaju społeczności — zakonnej rodziny, do której wchodzą — i wymienić jedne wartości, koncepcje i rytuały na drugie. Dziś, gdy wieki monastycy-zmu są już za nami, cała rzecz przedstawia się inaczej. Społeczne „normy" zakonnej rodziny również wykazują skłonność do konwencjonalizacji i życie w zgodzie z nimi nie wiąże się ze skokiem w pustkę, a jedynie z radykalną zmianą zwyczajów i standardów. Słowa i przykłady Ojców Pustyni od tak dawna stanowią część tradycji monastycznej, że czas przeobraził je w stereotypy i nie potrafimy już dostrzec ich niezwykłej oryginalności. Pogrzebaliśmy je, by tak rzec, w naszej rutynie, bezpiecznie izolując się od wszelkich form duchowego szoku, jaki może wywołać ich niekonwencjonalność. Mam jednak nadzieję, że poprzez wybór i opracowanie tych „słów" zdołam przedstawić je w nowym świetle i raz jeszcze ukazać ich świeżość.
Ojcowie Pustyni byli pionierami, którzy nie dają się porównać z nikim, prócz przypadku niektórych proroków, jak święty Jan Chrzciciel, Eliasz, Elizeusz i Apostołowie, służących im za wzór. Co się tyczy reszty, sposób życia, jaki przyjęli, był „anielski" i szli nieutarrymi ścieżkami niewidzialnych duchów. Ich
i .'.
Mądrość pustyni
cele były rozpalonym piecem babilońskim, w którym pośród płomieni odnajdywali Chrystusa'1,
Nie zabiegali o aprobatę swych współczesnych, ani nie pragnęli wywoływać w nich dezaprobaty, bowiem wszelkie opinie innych ludzi straciły dla nich znaczenie. Nie teoretyzowali na temat wolności, lecz faktycznie stali się wolni, płacąc za to wysoką cenę.
Ojcowie wydestylowali dla siebie bardzo praktyczną i skromną mądrość, zarazem pierwotną i ponadczasową, która umożliwia nam ponowne otwarcie źródeł, zanieczyszczonych lub całkowicie zatkanych wskutek nagromadzenia umysłowych i duchowych odpadków naszego technologicznego barbarzyństwa. Tego rodzaju prostoty rozpaczliwie dziś nam potrzeba. Potrzebujemy odzyskać coś z doświadczenia zawartego w tych sentencjach. Warto tu podkreślić słowo doświadczenie. Wybór krótkich powiedzeń zawartych w tej książce nie ma żadnej wartości informacyjnej lub jest ona znikoma. Byłoby czymś daremnym i bezużytecznym przeglądać te strony i wynotowywać, który z Ojców co powiedział. Cóż dobrego mogłoby wynikać z wiedzy, że ktoś coś kiedyś powiedział? Istotne jest, że słowa te były przeżywane. Że płyną z doświadczenia głębszych poziomów życia. Że przedstawiają odkrycie człowieka w kategoriach wewnętrznej, duchowej podróży, która jest nieskończenie ważniejsza od naszych wypraw na Księżyc.
Cóż może nam dać lot na Księżyc, jeśli nie umiemy pokonać otchłani oddzielającej nas od sa-
') Por. Dn3.
l '
T h o m a s M e r t o n
mych siebie? Oto najważniejsza ze wszystkich odkrywczych wypraw, bez której wszystkie pozostałe są nie tylko bezużyteczne, lecz wręcz zgubne. Dowodzą tego przykłady wielkich podróżników i kolonizatorów epoki renesansu. Ludzie ci dokonywali okrutnych czynów, a byli do nich zdolni właśnie z powodu swojego wyobcowania. Podbijając pierwotne światy mocą armat, jedynie narzucali ich mieszkańcom swój wewnętrzny zamęt. Wspaniałe wyjątki - brat Bartolome de Las Casas, s'wiety Franciszek Ksawery czy ojciec Matteo Ricci — tylko potwierdzają regułę.
Poniższe sentencje Ojców Pustyni pochodzą z klasycznego zbioru Verba Seniorum w Latin Patro-logy Minge'a (tom 73). Od reszty literatury patry-stycznej odróżnia je szczera prostota i całkowity brak literackiego wyrafinowania. Żywoty Ojców są znacznie bardziej górnolotne, dramatyczne, stylizowane. Obfitują w cudowne wydarzenia i są silnie naznaczone literackimi osobowościami autorów, którym je zawdzięczamy. Lecz Yerba to proste, bezpretensjonalne relacje, które — nim zostały spisane w jeżyku syryjskim, grece i łacinie — w koptyjskiej tradycji przekazywano sobie z ust do ust.
Zawsze nieskomplikowane i konkretne, zawsze odwołujące się do doświadczenia człowieka ukształtowanego przez życie w odosobnieniu, niniejsze przysłowia i opowieści są w zamierzeniu prostymi odpowiedziami na proste pytania. Ci, którzy przybywali na pustynię w poszukiwaniu „zbawienia", prosili starców o „słowo", które pomogłoby im owo
Mądrość pustyni
zbawienie odnaleźć — verbum salutis, „zbawcze słowo". W swej intencji odpowiedzi te nie były więc uniwersalnymi instrukcjami, a konkretnymi i precyzyjnymi kluczami do poszczególnych drzwi, którymi dana jednostka mogła wejść w danym czasie. Dopiero później, wielokrotnie powtarzane i cytowane, weszły w powszechny obieg. Zrozumiemy je lepiej, mając w pamięci ich praktyczny i — by tak rzec — egzystencjalny charakter. Zanim jednak święty Benedykt w swej Regule zalecił, aby Słowa Ojców często odczytywano na głos przed Kompletą, stały się już tradycyjną monastyczną mądrością.
Ojcowie byli pokorni i cisi. Nie mieli wiele do powiedzenia. Na pytania odpowiadali w kilku słowach, zawsze na temat. Zamiast abstrakcyjnych reguł, woleli konkretne opowieści, których zwięzłość sprawia, że są świeże i bogate w treść. W tych lakonicznych powiedzeniach więcej jest jasności i radości, niż w wielu długich ascetycznych traktatach, pełnych szczegółów dotyczących pokonywania kolejnych „szczebli" duchowej wspinaczki. Słowa Ojców nie są nigdy „teoretyczne", we współczesnym znaczeniu tego słowa. Nie są nigdy abstrakcyjne. Odnoszą się nie tylko do konkretnych spraw i zadań w codziennym życiu mnicha z IV stulecia, lecz rów: nież z powodzeniem służą XX-wiecznemu myślicielowi. Podstawowe wartości wewnętrznego życia to wiara, pokora, dobroczynność, cierpliwość, rozwaga i zaparcie się siebie. Lecz wcale niepoślednią rolę pośród nich odgrywa zdrowy rozsądek.
Thomas M e r t o n
To ważne. Ojcowie Pustyni, wskutek opowieści o swych ascetycznych wyczynach, rozgłaszanych przez ich nieroztropnych wyznawców, zyskali później reputację fanatyków. W rzeczy samej, byli ascetami; jeśli jednak wczytamy się w ich stówa i zrozumiemy, co myśleli o życiu, odkryjemy, że z pewnością nie byli to fanatycy, lecz pokorni, cisi i wrażliwi ludzie, którzy posiadali głęboką wiedzę na temat natury ludzkiej i dostateczne pojęcie o sprawach dotyczących Boga, by uświadomić sobie, że wiedzą
0 Nim bardzo mało. Dlatego też nie byli szczególnie skłonni do wygłaszania długich mów na teologiczne tematy lub roztrząsania mistycznych znaczeń Pisma. Niewiele mówili o Bogu, wiedzieli bowiem, że gdy ktoś znajduje się blisko Niego, milczenie ma większy sens niż słowa. Egipt w tych czasach kipiał od religijnych i intelektualnych debat, co stanowiło dodatkowy powód, by trzymać język za zębami. Spierali się neoplatonicy, gnostycy, stoicy i pitagorejczycy. Głośno dyskutowały ze sobą rozmaite, prawowierne i heretyckie grupy chrześcijan. Działali arianie
ł*
- którym mnisi pustyni z pasją się przeciwstawili. Pojawili się też orygeniści — i niektórzy mnisi zostali oddanymi zwolennikami Orygenesa. W całym tym zgiełku, najlepszym, co miała do zaoferowania pustynia, było roztropne i bezstronne milczenie.
Wielkie ośrodki monastyczne IV stulecia znajdowały się w Egipcie, Arabii i Palestynie. Większość z poniższych opowieści dotyczy pustelników z Nitrii
1 Sketis, leżących w północnym Egipcie, nieopodal wybrzeża Morza Śródziemnego, na zachód od Nilu.
t ć
Mądrość pustyni
Również w Delcie Nilu istniało wiele mniszych kolonii. Innym ośrodkiem działalności monastycznej, szczególnie cenobitów, była Tebaida, położona bardziej w głębi lądu, w pobliżu starożytnego miasta Teby. Także do Palestyny ściągali mnisi ze wszystkich stron chrześcijańskiego świata — najsłynniejszym z nich był święty Hieronim, który mieszkał i tłumaczył Pisma w jaskini w Betlejem. Istniała również ważna kolonia monastyczna na górze Synaj w Arabii; klasztor świętej Katarzyny ostatnio trafił na łamy prasy, gdy dokonano tam „odkrycia" zabytków starożytnej sztuki bizantyjskiej'1.
Jakie życie wiedli Ojcowie? Kilka słów wyjaśnienia może pomóc nam lepiej zrozumieć ich powiedzenia. Zazwyczaj określano ich mianem „opata" (abbas) lub „starca" (senex). Termin „opat" nie oznaczał wówczas, jak obecnie, kanonicznie wybranego przełożonego wspólnoty, lecz nazywano tak każdego mnicha lub pustelnika, który, poddany próbie wielu lat na pustyni, okazał się być wiernym sługą Bożym"*. Wraz z „opatem" lub nieopodal jego celi mieszkali „bracia" i „nowicjusze" - - ci, którzy dopiero uczyli się życia monastycznego. Nowicjusze potrzebowali nieustannego nadzoru starca i zazwyczaj żyli wspólnie z jednym z nich, pouczani jego słowem i przykładem. Bracia mieszkali sami, lecz niekiedy udawali się do pobliskiego starca po radę.
*) Chodzi o ekspedycje naukowe badaczy Uniwersytetu Michigan l drugiej połowy lat 50. XX wieku,
"*) W polskim przekładzie zachowano formę abba tam, gdzie oryginał angielski stosuje termin abbot (opat).
17
Thomas Merron
Większość postaci, jakie napotkamy na kartach tej książki stanowią raczej ludzie będący „na drodze" ku czystości serca, niż ci, którzy w pełni tam dotarli. Ojcowie Pustyni, zainspirowani przez Klemensa, Orygenesa i tradycję neoplatońską, byli niekiedy przekonani, że potrafią wznieść się ponad wszelkie namiętności i stać się niepodatni na gniew, pożądanie, dumę i całą resztę negatywnych emocji. W powiedzeniach znajdziemy jednak niewiele zachęty dla tych, którzy uważali, że chrześcijańska doskonałość to kwestia apatheia — niewzruszoności wobec pokus. Źródłem sławy mnichów pozostających „poza wszelką namiętnością" byli, jak się zdaje",,turyści", przemierzający pustynię w pośpiechu, by po powrocie do domu pisać książki o tym, co widzieli. Ci, którzy spędzili wiele lat na pustkowiu, byli w dużo większym stopniu skłonni zaakceptować realia i zadowalać się zwykłym losem człowieka, który musi zmagać się przez całe życie, by pokonać samego siebie. Mądrość Verba widać w opowieści o mnichu Janie, który chełpił się, że „nie ma żadnych pokus", a bystry starzec doradził mu, by modlił się do Boga o dalszą walkę z nimi, „bowiem dusza dojrzewa jedynie w bojach".
Od czasu do czasu pustelnicy i nowicjusze zbierali się na liturgiczne synaxis (msza i wspólne modły), po których jedli razem posiłek i odbywali coś na kształt spotkań kapituły, aby omawiać problemy wspólnoty. Następnie wracali do siebie, gdzie w samotności spędzali czas na pracy i modlitwie.
Mnisi utrzymywali się z własnych wyrobów, zwykle wyplatając kosze i mary z liści palmowych
Mądrość pustyni
i trzciny, które sprzedawali w pobliskich miastach. W Verba pojawiają się niekiedy pytania dotyczące pracy i sprzedaży. Dobroczynność i gościnność uznawano za wartości najwyższe, ważniejsze od postów i indywidualnych praktyk ascetycznych. Niezliczone powiedzenia, które poświadczają, że serdeczna życzliwość była wśród nich powszechna, powinny wystarczyć, by zadać kłam oskarżeniom, że mnisi nienawidzili rodzaju ludzkiego. Zaiste, więcej było prawdziwej miłości, zrozumienia i życzliwości na pustyni niż w miastach, gdzie, tak wówczas, jak i obecnie, każdy żyje dla siebie.
len aspekt był najważniejszy ze wszystkiego, ponieważ samą istotą chrześcijańskiego przesłania jest miłosierdzie, jedność w Chrystusie. Tym, czego chrześcijańscy mistycy wszystkich wieków poszukiwali i co odnajdywali, było nie tylko scalenie własnej istoty, nie tylko unia z Bogiem, lecz również jedność z drugim człowiekiem w Duchu Bożym. Poszukiwać unii z Bogiem, która pociągałaby za sobą całkowite oddzielenie, zarówno w duchu, jak i w ciele, od reszty ludzkości, byłoby dla chrześcijańskiego świętego nie tylko absurdem, lecz zupełnym przeciwieństwem świętości. Zamknięcie w swej jaźni, niemożność wyjścia z siebie ku innym, oznaczałyby niezdolność do jakiejkolwiek formy samo-transcendencji. Być zatem więźniem własnej osobowości to w rzeczy samej być w piekle — prawdę tę w najbardziej uderzający sposób wyraził Sartre, jakkolwiek określający się jako ateista, w swojej sztuce Przy drzwiach zamkniętych (Huis Cios),
T h o m a s M e r t o n
W Yerba Seniorum wielokrotnie napotkamy domaganie się pierwszeństwa miłości nad wszystkimi innymi cnotami życia duchowego -- nad wiedzą (gnosts), ascezą, kontemplacją, samotnością, modlitwą. W istocie to właśnie miłość jest życiem duchowym i bez niej wszystkie inne ćwiczenia ducha, jakkolwiek wzniosłe, są pozbawione treści i stają się złudzeniami. A im wznioślejsze, tym bardziej są niebezpieczne.
Miłość, oczywiście, oznacza tu coś znacznie więcej niż tylko uczucie, znacznie więcej niż zdawkowe uprzejmości i powierzchowne akty miłosierdzia. Miłość to wewnętrzne i duchowe utożsamienie się ze swym bratem, tak aby nie uznawać go za „przedmiot", któremu „wyświadcza się dobro". Wyświadczanie dobra drugiej osobie jako przedmiotowi ma niewielką wartość duchową — lub zgoła nie ma żadnej. Miłość to traktowanie swojego bliźniego jako swoje drugie ja i kochanie go z niezmierną pokorą, rozwagą, powściągliwością i szacunkiem, bez których nie sposób dostać się do przjL>ytku czyjejś podmiotowości. W takiej miłości nie ma miejsca na żadną autorytarną brutalność, żaden wyzysk, dominację i protekcjonalność. Święci pustyni byli wrogami wszelkich — zarówno subtelnych, jak i nic-subtelnych — metod, za pomocą których „człowiek ducha" tyranizuje tych, których uważa za niższych od siebie, karmiąc w ten sposób własne ego. Pustelnicy wyrzekali się wszystkiego, co, choćby w ukrytej formie, miało posmak kary lub zemsty.
Mądrość pustyni
Miłosierdzie Ojców Pustyni nie ukazuje się nam w nieprzekonujących porywach. Trudność i ogrom zadania, jakim jest miłowanie bliźnich, uznaje się wszędzie i nigdy się go nie minimalizuje. Trudno jest naprawdę kochać drugiego człowieka, jeśli miłość ma być rozumiana w pełnym znaczeniu tego słowa. Miłość wymaga pełnej wewnętrznej przemiany —bez niej nie zdołamy utożsamić się z naszym bratem. Musimy stać się osobą, którą kochamy. A to wiąże się z pewnego rodzaju śmiercią naszej własnej istoty, naszej własnej jaźni. Niezależnie od tego, jak mocno się staramy, stawiamy opór tej śmierci; bronimy się przed nią — pełni gniewu, obwiniając się wzajemnie, stawiając żądania. Poszukujemy dogodnej wymówki, aby zrezygnować z tego trudnego zadania. Lecz w Yerba Seniorum czytamy, że abba Ammonas czterdzieści lat modlił się o pokonanie gniewu, a raczej, co istotniejsze, o zbawienie od niego. Czytamy, że abba Serapion sprzedał ostatnią rzecz, jaką posiadał, kopię Ewangelii, a pieniądze rozdał ubogim, tak jak napisano w Piśmie. Czytamy, że inny abba ostro skarcił mnichów, którzy spowodowali, że grupa rozbójników została wtrącona do więzienia, a zawstydzeni jego słowami pustelnicy wdarli się w nocy do lochu, aby uwolnić więźniów. Wielokrotnie czytamy o starcach, którzy odmawiali udziału w zbiorowym potępieniu tego czy innego winowajcy, jak abba Mojżesz, ów wielki łagodny Murzyn, który przybył do surowego zgromadzenia dźwigając, na placach stary i dziurawy kosz, z którego sypał się piasek. „Moje własne grzechy sypią mi się za plecami — oświadczył — a oto przybywam dziś, by sądzić cudze grzechy!"
zi
Thomas Mcrron
Skoro protestowano w ten sposób, znaczy to, że było przeciw czemu protestować. Pod koniec V wieku Sketis i Nitria stały się niemal monastycznymi miastami, w których obowiązywały prawa i stosowano kary. Z palmy rosnącej przed kościołem w Sketis zwisały trzy bicze: jeden na mnichów, którzy zgrzeszyli, drugi na złodziei, a trzeci na włóczęgów. Jednak wielu mnichów, jak abba Mojżesz, nie godziło się na taki stan rzeczy: i to ich uznano za świętych. Reprezentowali oni pierwotny, „anarchiczny" ideał pustyni, /apewne najbardziej pamiętny przykład stanowią tu dwaj sędziwi bracia, którzy mieszkali przez lata w jednej celi bez kłótni i postanowili „pokłócić się choć raz, jak inni ludzie", lecz po prostu nie zdołali.
Modlitwa była samym sercem pustynnego życia i składała się z psalmodii (głośnej recytacji Psalmów i innych części Pisma, które każdy znał na pamięć) i kontemplacji. To, co my nazwalibyśmy dziś modlitwą kontemplacyjną określano mianem ąuies lub „spoczynek". Ten pouczający termin przetrwał w greckiej tradycji monastycznej jako hesychia (n,<n>XLa), „słodkie wytchnienie". Quies to milczące zatopienie się w modlitwie, wspierane przez wewnętrzną re-petycję pojedynczej frazy Pisma — najczęściej była to modlitwa celnika (Łk 18, 13): „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika" (Kyrie eleison), powtarzana codziennie setki razy, aż stała się czymś równie spontanicznym i instynktownym jak oddychanie.
Gdy Arsentusz słyszy głos, który wzywa go, by uciekał z Cenobium, milczał i spoczywał {/uge, tace,
2.1.
Mądrość pustyni
ąuiesce) jest to wezwanie do „modlitwy kontemplacyjnej". Quies to termin prostszy, nie tak pretensjonalny — i w dużo mniejszym stopniu wprowadzający w błąd. Pasuje do prostoty Ojców Pustyni znacznie lepiej niż „kontemplacja" i dostarcza mniej okazji do duchowego narcyzmu lub megalomanii. Na pustyni niebezpieczeństwo popadnięeia w kwie-tyzm było niewielkie. Mnisi byli nieustannie zajęci, a jeśli ąuies oznaczała spełnienie wszystkiego, czego poszukiwali, corporatis ąuies (dosłownie: „odpoczynek ciała") była jednym z ich największych wrogów. Pozwoliłem sobie przetłumaczyć corporalis ąuies jako „wygodne życie", aby uniknąć wrażenia, że na pustyni tolerowano „aktywizm". Mnich miał pozostać spokojny i, o ile to możliwe, przebywać w jednym miejscu. Niektórzy Ojcowie krzywo patrzyli nawet na tych, którzy poszukiwali zajęcia poza swoimi celami i w sezonie żniwnym pracowali dla gospodarzy w dolinie Nilu.
Spotkamy na tych stronach kilka postaci wielkich i prostych. Chociaż Yerba czasami przypisuje się jednemu niezidentyfikowanemu senex (starcowi), częściej łączy się je z imionami poszczególnych świętych, którzy je wypowiadali. Spotykamy abba Antoniego — i nie jest to nikt inny, jak święty Antoni Wielki, którego biografia, autorstwa świętego Atana-zego, wywołała w całym rzymskim świecie falę powołań monastycznych. Antoni był w istocie Ojcem wszystkich Ojców Pustyni. Lecz zetknięcie się z jego oryginalną myślą pokazuje nam, że nie ma on nic wspólnego z Antonim opisanym przez Flauberta"1
Thomas Merton
- podobnie jak nie znajdziemy tu nikogo takiego jak Pafnucy Anatole'a France V!. To prawda, że Antoni po długich i poniekąd spektakularnych zmaganiach z demonami osiągnął apatheia. Lecz w końcu doszedł do wniosku, że nawet diabeł nie jest czystym złem, bowiem stworzył go Bóg, a wszystkie dzieła Boga są dobre. Fakt, że to właśnie święty Antoni uważał, że i w diable jest coś dobrego, może wydać się zaskakujący. Chodzi tu jednak o coś więcej niż sentymentalizm. Pokazuje to, że w Antonim niewiele było miejsca na paranoję. Warto zastanowić się nad tym, że to właśnie współczesny „człowiek masowy" powrócił tak ochoczo do fanatycznych projekcji całego swojego zła na „wroga" (kimkolwiek ów wróg miałby być). Samotnicy na pustyni byli znacznie mądrzejsi.
Na kartach Verba spotykamy również inne wybitne postacie, jak święty Arseniusz, srogi i milczący cudzoziemiec, który przybył na pustynię z dalekiego dworu cesarskiego w Konstantynopolu i nikomu nie pozwalał oglądać swej twarzy, zapalczywy Jan Karzeł, który chciał „stać się aniołem", czy łagodny abba Pojmen""1, który pojawia się zapewne najczęściej ze wszystkich. Jego powiedzenia wyróżniają się praktyczną pokorą, wyrozumiałością dla ludzkiej słabości i solidnym zdrowym rozsądkiem. Pojmen,
*) La Tentation de Saint Antoine, dzieło Flauberta w formie dialogu, opublikowane w 1874 r. **) Thaif, powieść A. France'a /- 1890 r.
*"*) Merton mylnie rozróżnia jako dwie postacie abba Pojmena i abba Pastota. Pastor ro łacińskie tłumaczenie greckiego imienia , znaczącego tyle co „pasterz" (przyp. tłum).
24
Mądrość pustyni
jak wiemy, sam był bardzo ludzki; zachowała się np. opowieść, że gdy jego rodzony brat okazywał mu obojętność i wolał rozmawiać z innym pustelnikiem, stał się tak zazdrosny, że musiał udać się do jednego ze starców, aby ten „poprawił mu wzrok",
Mnisi kładli nacisk na to, by pozostać ludzkimi i „zwyczajnymi". To ważne, choć może zdawać się paradoksem. Jeśli zastanowimy się przez chwilę, zrozumiemy, że ten, kto ucieka na pustynię, aby być kimś niezwykłym, zabiera świat ze sobą jako ukryty wzorzec do porównań. W rezultacie kontempluje jedynie samego siebie i porównuje się z negatywnym wzorcem świata, który rzekomo porzucił. Niektórzy mnisi Pustyni faktycznie tak czynili, a jedynym owocem ich trudu było popadanie w dumę i zarozumiałość. Prości ludzie, którzy wiedli zwyczajny żywot aż po starość pośród skał i piasków, postępowali tak tylko dlatego, że udawali się na pustynię, aby być sobą — zwyczajnym sobą — i zapomnieć o świecie, który oddzielał ich od nich samych. Nie ma innego uzasadnienia dla poszukiwania samotności lub porzucania świata. Opuścić świat to, w rzeczy samej, pomóc go zbawić — poprzez zbawienie siebie. To punkt ostatni i najważniejszy. Koptyjscy pustelnicy, którzy opuścili świat, jak gdyby uciekając z tonącego wraku, czynili to nie tylko z zamiarem ocalenia samych siebie. Wiedzieli, że nie uda im się zrobić niczego dobrego dJa innych, dopóki będą miotać się po pokładzie wraku. Gdy jednak znaleźli oparcie na stałym lądzie, wszystko ulegało zmianie. Potem nie tylko dysponowali
Thomas M e r t o n
mocą, lec?, wręcz mieli obowiązek, by pociągnąć cały świat za sobą — i ocalić go.
Oto paradoksalna lekcja, jakiej Ojcowie Pustyni udzielają naszej epoce. Byłoby zapewne przesadą powiedzieć, że światu potrzeba kolejnego ruchu, takiego jak ten, który pchnął ludzi na pustynie Egiptu i Palestyny, choć nasz czas to z pewnością czas dla samotników i dla pustelników. Jednak samo odtwarzanie prostoty, surowości i modlitwy tych pierwotnych dusz trudno uznać za pełną i satysfakcjonującą odpowiedź. Musimy ich przewyższyć — i przewyższyć wszystkich, którzy doszli do granic przez nich wyznaczonych. Musimy wyzwolić się, na nasz własny sposób, od zaangażowania w świat, który zmierza ku katastrofie. Lecz nasz świat jest inny od ich świata. Nasze zaangażowanie weń jest pełniejsze. Nasze położenie jest dużo bardziej rozpaczliwe. I zapewne mamy mniej czasu, niż nam się zdaje.
Nie możemy robić dokładnie tego, co oni, musimy jednak być równie sumienni i równie stanowczy w naszej determinacji, aby zerwać wszystkie duchowe łańcuchy i odrzucić dominacje obcych nacisków, aby odnaleźć naszą prawdziwą jaźń, aby odkiyć i rozwinąć naszą niezbywalną duchową wolność i użyć jej do zbudowania na ziemi Królestwa Bożego. Nie miejsce tu na spekulacje, czego mogłoby dotyczyć nasze wielkie i tajemnicze powołanie. Pozostaje to wciąż nieznane. Niechaj wystarczy, że powiem tyle: trzeba nam uczyć się od tych ludzi z IV stulecia, jak ignorować uprzedzenia, opierać się presji i bez lęku ruszać w nieznane.
Wybrane apoftegmaty Ojców Pustyni
się brzemienna». Człowiek, który mi pomagał, rozradował się wielce słysząc te słowa i przybył, aby powiedzieć mi o wszystkim. Prosił mnie też, abym im wszystkim wybaczył. Ja jednak, z obawy, że ludzie mogliby przyjść i mnie nękać, szybko opuściłem to miejsce i przybyłem tutaj. Tak właśnie trafiłem w te strony".
Od tłumacza
Pod koniec 1958 roku Thomas Merton napisał w swym dzienniku'1:
Najprostszą, najłatwiejszą i najradośniejszą pracą wykonaną przeze mnie w tym roku był przekład kilku Powiedzeń Ojców Pustyni — z Yerba Seniorum. Tłumaczyłem stronę lub dwie zawsze, gdy miałem chwilę wolną od przygotowań do konferencji nowicjatu. Za każdym razem, gdy je czytam, moją duszę wypełnia woń ich prostoty i chcę być tak pokorny i skromny jak ci ludzie. Ich słowa są pełne słonecznego światła; [Ojcowie Pustyni] są jak dzieci, a mogą być tacy tylko będąc bardzo silni. Atmosfera ta ma wiele wspólnego z wabi"1, o którym mówi Suzuki.
*) A Sfarch for Solitude, Thc Journals of Thomas Merton, Yolume Three 1952-1960, s. 233-234
"*) Wabi— „smutne piękno", termin określający charakterystyczną dla estetyki japońskiej akceptację przemijalności, niedoskonałości i nietrwałości, samotności i prostoty.
105
Mądrość pustyni narodziła się z korespondecji Mertona z wybitnym znawcą buddyzmu, Daisetz Teitaro Suzukim. Merton, zaintrygowany uderzającymi podobieństwami pomiędzy duchowością Ojców Pustyni a mistrzami zeń z Chin i Japonii, w jednym z listów do japońskiego uczonego zamieścił wybór apoftegmatów we własnym przekładzie, widząc w nich chrześcijański odpowiednik mondo (dialogów między mistrzem a uczniem) i koanów z tradycji zeń. Na jego prośbę Suzuki zebrał swoje refleksje na ten temat w formie eseju, który, w intencji Mertona, miał być wstępem do Mądrości pustyni, Cenzura zakonna nie zaaprobowała jednak pomysłu, aby autorem wprowadzenia do książki na temat źródeł chrześcijańskiego monastycyzmu był buddysta. Tekst Suzukiego ostatecznie ujrzał światło dzienne kilka lat później jako część innego dzieła Mertona — Zeń i ptaki żądzy.
Mądrość pustym ukazała się w 1960 roku, jednak początek fascynacji Mertona życiem pustelniczym — i pragnienie, aby samemu poświęcić się takiemu życiu - - datuje się znacznie wcześniej'. Trapista z Gethsemani przez długie lata zmagał się z pokusą przejs'cia do zakonu kartuzów, a w swoich listach wielokrotnie dawał wyraz rozczarowaniu atmosferą rodzimego klasztoru, jako niesprzyjającą kontemplacji. Jednocześnie czas, w którym powstał ten niewielki zbiór, stanowi ważna, cezurę w jego życiu. Był to okres „powrotu do świata", gdy pojawiło się u niego pragnienie zaangażowania w to, co dzieje się poza murami opactwa. Mistyczne doświadczenie na rogu
106
ulic Fourth i Walnut w Louisville"J, które sam Merton określał jako „przebudzenie ze snu", sprawiło, że raz jes/cze spojrzał na ś wiar, który opuścił i poczuł odpowiedzialność za swoich bliźnich. Dzięki zrodzonemu z samotności współczuciu pojął, że „obcy nic istnieją", a zamknięcie w klasztorze nie zmniejszyło obowiązków, jakie ma wobec świata i jego mieszkańców. Echa tych przemyśleń odnajdziemy bez trudu w ostatnich akapitach eseju poprzedzającego wybór powiedzeń Ojców Pustyni.
Mądrość pustyni to jedno z tych dzieł Thomasa Mertona, które sam autor cenił w swoim bogatym dorobku najbardziej. Jedną z pierwszych osób, które otrzymały od niego egzemplarz książki, był Jan XXIII. Papież zrewanżował się nader wymownym darem, przekazując Mertonowi stułę, którą nosił podczas koronacji, gdy rozpoczynał swój krótki, lecz brzemienny w następstwa pontyfikat.
Andrzej Wójt osik
*) Por. Zapiski współwinnego widza, s. 222 i n. IO7