Nasze Kociewie ziamnie ukochane

Nasze Kociewie ziamnie ukochane

Sómy Ci całam syrcym dycht oddane

Twe psiankne pola, twe łónki, twe lasy

Bandziam durch kochać po dalekie czasy.

(Fragment wiersza Emilii Rulińskiej)

„My tu, na Kociewiu”.

Autor: Marlena Nowicka-Zakrzewska

 

                           Apel przedstawili uczniowie klas IV w styczniu 2000 roku w Szkole Podstawowej w Drzycimiu. Stanowił on prezentację osiągnięć uczniów biorących udział w realizacji dodatkowych zajęć ścieżki międzyprzedmiotowej: „Dziedzictwo kulturowe w regionie”.

Ta impreza, jako pierwsza, podjęła temat regionalizmu kociewskiego w naszej szkole  i dała początek następnym przedsięwzięciom, które weszły do corocznego harmonogramu imprez szkolnych.

W niniejszym scenariuszu zamieściłam informacje wyjaśniające uczniom nazwę regionu, jego granice grupy etniczne zamieszkujące nasz region, twórców Kociewia, zwyczaje noworoczne, zabytki architektury w naszej gminie. Zdecydowałam się też na wykorzystanie tekstów w gwarze kociewskiej
i ludowych piosenek, które zostały wysłuchane ze szczególnym zainteresowaniem.

Cennym źródłem informacji okazał się Podręcznik dla nauczycieli – „Uczba na Kociewiu", artykuły Marii Pająkowskiej, gadki kociewskie Bernarda Janowicza, Antoniego Górskiego i innych twórców ludowych.

Scenografia. Na ścianie głównej, w centrum zawieszona mapa Kociewia, wokoło szkice węglem przedstawiające zabytki architektury w naszej gminie i pejzaż okolic. Zarówno mapę jak i szkice węglem wykonali uczniowie uzdolnieni plastycznie, którzy wzięli udział w konkursie plastycznym „Moja mała Ojczyzna”.

Apel prowadzi dwóch uczniów w ludowych strojach kociewskich, wchodzą w rolę konferansjerów którzy po wprowadzeniu do wybranego zagadnienia udzielają głosu innym uczniom.

 

Konferansjer I:

Dzisiejszy apel jest okazją do poznania naszego regionu - Kociewia. Usłyszymy też język kociewski zwany gwarą. Co to jest gwara? O odpowiedź poprosimy...(np…)

Uczeń I:

Gwara jest odmianą języka, z której powstał w przeszłości nasz język ogólny. Gwary nie są zepsutą polszczyzną, lecz jej odmianami. Tu zaraz trzeba dodać, że bardzo ciekawymi dzięki swej dużej różnorodności i godnymi szacunku .

Niestety, wielu Polaków tego nie wie lub o tym zapomina, traktując gwary jak język zniekształcony, pospolity, zepsuty i dlatego godny tępienia. Ci sami natomiast nie dziwią się, a nawet pochwalają to, że w różnych muzeach gromadzi się, chroni i pieczołowicie konserwuje różne przedmioty, jako przykłady zmieniającej się kultury materialnej. Przez wieki przechowuje się też dokumenty historyczne.

Godzimy się z tym, że tych eksponatów nie wolno nawet dotknąć, choćby nas bardzo kusił ich kształt i piękno. Wydaje się oczywiste, że trzeba je zachować dla przyszłych pokoleń. A słowa i ich formy? Poniewiera się je, wyśmiewa, kaleczy. Nie tylko językoznawcy, ale każdy mądry i wrażliwy człowiek wie, że tak być nie powinno, że chowanym dawnym formom naszego języka też należy się właściwe miejsce w ogólnej kulturze.

Gwary polskie są żywym „rezerwatem" językowym, więc warto się o nie troszczyć i je poznawać. Poszczególne wyrazy i ich formy są zabytkami języka polskiego, które często pozwalają nam lepiej zrozumieć życie w dawnych wiekach, widzenie świata przez człowieka, wartość otaczającej rzeczywistości.

Poznawanie języka ogólnopolskiego, obok języka rodzinnego, regionalnego byłoby najlepszym wyjściem.

Od dawna przypominana przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie idea regionalizacji w nauczaniu doczekała się realizacji w zreformowanej szkole jako ścieżka międzyprzedmiotowa. Edukacja regionalna jest warunkiem właściwego kształtowania postawy patriotycznej, wyrażającej się umiłowaniem i przywiązaniem do rodzinnych stron najbliższego regionu.

Tym, którzy nie mają przekonania do gwar wypada przypomnieć, że języki innych narodów też mają swoje regionalne odmiany, które sprawiają kłopot nie tylko cudzoziemcom.

O tym, że gwara nie musi być kopciuszkiem najlepiej świadczą wspaniałe dzieła literatury, jak np. stylizacja gwarowa w „Chłopach", która nie przeszkodziła Władysławowi Rejmontowi w otrzymaniu nagrody Nobla. Inni wielcy pisarze polscy też czerpali, z powodzeniem, z gwarowych źródeł. Można tu wspomnieć Henryka Sienkiewicza, Stefana Żeromskiego i Juliana Tuwima. Chwała im za to!

 

Konferansjer II: Pewnie chcielibyście się dowiedzieć, dlaczego nasz region nazywany jest Kociewiem. Otóż:

Uczeń II:

Językoznawcy uważają, że nazwa naszego regionu upowszechniła się dopiero w XIX (dziewiętnastym ) wieku. Zdaniem Józefa Milewskiego ukazała się po raz pierwszy w wierszu „Szczęście ji pon", napisanym w gwarze kociewskiej, a pochodzącym ze Świecia z lat 1810- 1820.

Etymologią nazwy Kociewie zajmowało się wielu badaczy. Żadnemu z nich nie udało się w sposób jednoznaczny i ostateczny ustalić pochodzenia i znaczenia tej nazwy. Spory i dyskusje trwają do dzisiaj.

Pierwszą znaną hipotezę, dotyczącą pochodzenia nazwy przedstawił Jan Fankidejski, tłumacząc ją w następujący sposób: „Nazwa Kociewie pochodzi najprawdopodobniej od licznych kotlin (to jest bagien i bagienek górami otoczonych), które w pagórkowatej tej okolicy gęsto się trafiają. Górami otoczone łęgi i niziny do dziś dnia u ludu kociołkami się zowią"

Według innego językoznawcy nazwa Kociewie ma związek z dawną obecnością Gotów na Pomorzu, którzy rzekomo zostawili po sobie krainę Gociewie.

Poznaniem nazwy Kociewie zajął się wybitny polski onomastyk Władysław Taszycki, który zestawiając ją z podobnymi nazwami geograficznymi zaliczył ją do nazw topograficznych typu Korzewie, Pniewie, Cisowie, a więc powstałych od charakterystycznej w danej okolicy roślinności, dla naszej nazwy przyjmując roślinę kocankę lub gałązki wierzbowe, topolowe czy leszczynowe z nie rozkwitłymi pączkami, zwanymi kocankami.

Bernard Sychta sugeruje związek nazwy Kociewie z wyrazem kot, przytaczając jako argumenty określenia koce wiatre, oznaczało ono głuchą, zapadłą okolicę. Owa próba wyjaśnienia nazwy Kociewie wydaje się najbardziej prawdopodobna ze wszystkich dotychczas istniejących. Byłaby to nazwa o charakterze przezwiskowym, co tłumaczyłoby fakt nie przyznawania się do niej mieszkańców regionu.

Piosenka: Jestem Kociewiakiem

Konferansjer I: Spójrzcie na mapkę! Dokładne granice naszego regionu wytyczą.........

 

Uczeń III: ( pokazuje na mapie)

Poznajmy granice dialektu kociewskiego. Otóż, gwary kociewskie obejmują tereny położone na lewym brzegu dolnej Wisły. Granica ta w przybliżeniu biegnie od wsi Czatkowy nad Wisłą (koło Tczewa) na zachód do Trqbek Wielkich, dalej na południowy zachód, zostawiając Wysin i Stare Polaszki po kociewskiej stronie, następnie w rejonie Konarzyn skręca na południowy wschód do Osiecznej, gdzie z kolei kieruje się najpierw na zachód do Rosochatki, a potem zmierza znowu na południowy wschód, biegnąc dalej przez Zdroje, Lniano, Gruczno (koło Świecia) do Wisły.

Kociewie geograficznie usytuowane na urokliwym obszarze Pojezierza Starogardzkiego i części Borów Tucholskich, w dorzeczu dwóch żeglownych rzek - Wierzycy i Wdy, zróżnicowane jest etnicznie.

W regionie kociewskim wyodrębniają się trzy zasadnicze zespoły kulturowe:

kociewski, reprezentowany przez Górali, Feteraków i Polan (z terenów od Świecia w kierunku Drzycimia)

kociewsko –borowiacki zamieszkiwany przez Lasaków,

nizin nadwiślańskich zamieszkiwany przez Nadwiślaków.

Z owym zróżnicowaniem etnicznym regionu wiąże się dialekt kociewski i jego lokalne odmiany.

konferansjer II: Skoro już wiemy, że w gwarze kociewskiej występują odmiany,

posłuchajmy tekstów z północnego i południowego Kociewia. Może uda wam się zauważyć różnice. Na początek tekst o dziwnych kosmitach.................

 

uczeń IV: (w stroju grzybiarza: płaszcz przeciwdeszczowy, wysokie gumowe buty, tekst:Ufy)

Raz wej, żam sia wybrał do lasa w wielgachnym koszam, żeby se trochy grzibów łobzorgować. A rosło jych walnych w naszym lesie: żółte kurzajki, pampki, parasóny, a ji czasam trafnył sia prawdziwy.

Tak łaża se po tym lesie, ji w gastych chojniakach, ji w dambinie, ji sosnach, ji na leśnych lanijach, kele jaziorków, gdzie rośli rydze, ji na górkach, gdzie sóm psiachuder, ji kele rzyki. Wszandzie rośli grziby, ale ji jagodów było walnych, czarnych ji czerwónych, abo i borówków, a na baganku ji łochinów. Ji tak se łaża po tym lesie, uż kosz móm pełan nafalowany ji se myśla uż jiść do dóm, aż tu patrza, mniandzy chojankami lyzo se take małe zielóne, coraz to bliży w moja stróna. Toć żam sia przelóng ...

- Rety, ludzie, Ufy przylejcieli –ji jak nie wezna nogów za pas ji tak zaczanóm zgalać do dóm, to jano kurz szed. Ale na szczaście kosza żam nie puściył i jano z wjyrzchu para grzybów zlejciało. Ji tam żam wprys do dóm, że aż kobjyta sia przelankła.

- Jenaski, chłopsie, wjilki cia góniyli, czy jaka bestyja.

- Jó, bestyja, eszczy gorzy. Ufy z ksianżica przylejcieli i w nasza stróna lyzó.

- Ufy mówjisz! A jak wyglóndeli?

- Nó, wej, take małe, jak knapy. Ziylóno łobute, łapy mnieli kańczaste ji tyż coś po lesie zbjyreli. Kobjyta poszła do łokna.

- Wej, lyzó te twoje Ufy! Só małe, zielóno łobute, a czapki tyż majó kańczaste. Choć se łobacz.

Niyyyy .... toć to só harcyrze!

konferansjer I:

A teraz o cudzie techniki, który na dobre zagościł w naszej gminie dopiero kilka lat temu...

Uczeń V: ( trzyma stary aparat telefoniczny, ubrany po chłopsku, tekst: „Móm tylyfón, móm” B. Janowicz)

Halo, halo! Pani mnie słyszy? Słyszy mnie pani, jó? Ja słyszałóm, że od pani moga zwónić wszandzi i mówjić zez wszystkymi. Słabo słyszyć? A nie poznaje mnie pani? Móm trzymać kele łucha? A jak ja móm ta pupa trzymać, zez tym powrózkam do góry czy na dół? Słyszy mnie pani? Halo! Tera jó? A pani, jaki ja móm głos, gruby czy cianki? Cianki? A ja myślałóm, że móm gruby. Nó, jó, ja chciałóm mówjić zez komandantym straży łogniowy. Móm poczekać, zara bandzie?

Poczekóm. A wej, uż je tam. Cześć komandancie..., nó wejta, i ty mnie tyż nie poznajesz? A zgodnij, to ci powiam. Jó, to ja, Nastek. Nó móm, móm tylyfón, móm. A jak to dobrze je jano tan dynks podniesa, palcam poryróm, trytyty, trytyty i uż mówja z kim chca i chdzie chca i nie brukuja za każdym łajnam latać. O, jó, walnego mnie to kosztowało, kosztowało. Dziesiańć tysiancy wziani, a naczelnikowji cielaka dałóm takygo odpojónego, ale tylyfón móm. A jaki ja móm głos, gruby czy cianki? Cianki? A ja myślałóm, że móm gruby. Ale komandancie, ty coś tak po cichamu gadasz, może jezdeś chory, przeziambnianty? Że jajami ci sia łodbjija? A toć musi z gamby. To jidź do doktora i daj sia podszukać. Tan Stachu? A toć na góra właziył i zlejciał zez trepów i gyra sobje złómał i tera leży w szpitalu. Marynka? Z nió je gorzy. Szla-chtoweli świnia, a óna sia tam fśyrtała i z dupó w war wlejciała i ma skóra zlazła i tyż leży w szpitalu. Na jedny siani leżó. Nó niy, chłopy apartnie i baby apartnie. Ta mója? A była tam, była i rajstopy kupsiła, to mówja ci, jak obuwelim, to te stopy to wleźli, jano tan raj nie chciał wlyźć i w rozpórku łoczko puściyło i rajstopy pankli. Tera pojedó do ty "Praktyczny Pani" to łoczko nabrać. A co tam u was słychać, komandancie? Nowe statki żeśta sobie sprawjyli? Tylyfóny w kuchni majó? Żeby tylyfón w jiźbie, to by nie mówjił, ale tylyfony w kuchni...aach trygle, co smażó bez tłuszczu... teflóny, aaa dziwi, dziwi. Szlołchy mata pokrancóne? Sikawka wóm zapcheli. Nó toć zawdy wóm gadałóm, że te dźwjyrze tam nie só zakytowane i durch apan stojó i te szury wóm tam włażó i cyrkus grajó. Koło wóm spadło od woza sikawkowygo? Mówjisz, że wsadzita? A długo to bandzie dyrowało, zanim bandzieta fertych? Godzina? No to zawjijajta sia komandancie, żebyśta zdóżyli, bo u mnie stodoła sia pali, po to ja zwónia do cia.

Co mówjisz? Móm podtrzymywać łogań, aż przyjedzieta? Nó, to wej, a toć móm prawje na łoborze leżyć dwa fury chrustu na zima to banda podkładać, jano czy to siangnie chrustu na godzina, to ja nie wjam. To róbta chwatko, zawjijajta sia i przyjedźta wnet, jó? Bo zawdy przyjedzieta, jak uż je po łogniu i sia nie pali...halo!! Uż go ni ma. Położył ta pupa. Ja tyż położa.

 

Konferansjer: Chłopcy miewają różne pomysły....

Uczeń VI:(wchodzi chłopiec w przykrótkich spodniach, z łatami na kolanach, w berecie z antenką, tekst: „Kej straszi” )

Jak żam bół knapam, to ludzie byli szparowne, tak nie dało jak dziś - wszańdzie zapalóna elekstrika. Po oprzańcie matka - nieboszczyca nagotowała zacierków. Wszyści zjedli swoja fleta, statki pomyła, teptuch wypłukała i położiła na murku przi placie. Zamanówszy posiedzielim eszcze ździebko, nawet przi zagaszóny lampie, bo szkoda nafti. Matka siedziała na ruczce i kładła parmuszcze chrustu do plati. Jak roztworzyła drzwiczki, to w kuchni było widnawo, zreszó my bylim zwyczajne i po ciemku siedzić. Łojciec siedział zawdi na swojim mniejscu i łopowiadał nóm, jak to pierwu bywało. Najlepsi lubielim słuchać o duchach albo o farmazynach, choć potamu się każdi bojał nawet na ustęp jiść. Ja z Jignacam nieraz żam wleźli pod stół i sie trocha szturchali, ale jak łojciec jano spojrzał, było zara cicho. Jignac to bół brojón za chłopaka. Kejś siostry - Stasia i Wanda zebuli się i pośli spać. My tyż spalim w ty samy jizbie, ale nasze wyro stojało pod łoknam. Jeszcze przed wieczerzó Jignac prziwiónzał cianki sznuryszek do rogów jejich pierziny.

Tera jak óni pośli spać, to za dobra chwiła zaczanim za te sznuryszki pocióngać. A te jedna na druga zaczańli gadać:

Nó co, Stacha, co się wigłupiasz, nie ścióngaj pierziny.

A Stasia do Wandi:

- Bodeś, to ti mnie odgalasz!

Wnetki sie pomiarkowali, że leżó cicho, a pierzina coś cióngnie. Masz tedi wjidzieć, jak rozdarli te plapy, że straszi. Łojciec przilejciał na kalesónach ze swoji jizbi z taszelampkó, łoświecił łóżko i sie wszistko wydało.

Tedy dało za to smary, ale co sie z dziewuchów naśmielim, to naśmielim.

 

Konferansjer: Jakie pomysły przychodziły do głowy chłopcom w sylwestrowy wieczór opowiedzą..................

uczeń VII:(wchodzi z dużą pokrywką i drewnianym tłuczkiem)

W SYLWESTRA rozpowszechniony był zwyczaj wypędzania starego roku za pomocą robienia przeraźliwego hałasu. Trzaskanie butami, bębnienie, tłuczenie butelek, strzelanie z kapiszonów, petard karbidowych, uderzanie w patelnie, wiadra, pokrywki, klekotanie drewnianymi kołatkami miało jednocześnie odstraszyć złe duchy.

Popularne były też najrozmaitsze psoty, figle wyrządzające często spore szkody. Wynoszono na inne miejsce furtki, bramy, płoty, maszyny, wyprowadzono wozy na zamarznięty staw do wody, w pole. Zapychano kominy słomą, starymi gałganami itd.

W wigilię Nowego Roku praktykowano również rozmaite wróżby dotyczące nadchodzącego roku. Wróżono z węgli drzewnych puszczanych na wodę, z płynnego ołowiu wylewanego z łyżki na wodę, z łupin orzechów. Z kształtów powstałych przez wylanie ołowiu (czasem cyny) wysnuwano różne wnioski: wianek oznaczał zamążpójście, kształt pieniądza — bogactwo, koń — przychówek itp. Podobnie jak w wigilię Bożego Narodzenia rzucano pantofel przez głowę.

W miejscowościach nadwiślańskich wypiekano nowe latko — figurki z ciasta (konie, krowy, koty, kury itp.), które dawano do spożycia bydłu dla zachowania zdrowia, niekiedy zaś używano go do wróżenia.

Uczeń VIII (wchodzi z dużą papierową gwiazdą)

W okresie OD NOWEGO ROKU DO TRZECH KRÓLI występowały różnorodne formy kolędowania. Chłopców, przebranych za królów ze Wschodu, z których jeden niósł wielką papierową gwiazdę, śpiewających pieśni o trzech monarchach (lub kolędy) przy wtórze burczka lub burczybasa, zwano gwiazdami albo rogalami. Za swoje występy kolędnicy otrzymywali dary, a zwłaszcza słodkie ciasto tzw. rogale (ciasto specjalnie pieczone na Trzech Króli). Czasem mówiono o nich, że chodzą po rogalach. Natomiast kolędników przebranych za śmierć, króla Heroda, diabła, anioła, żołnierzy, odgrywających przedstawienia o treści biblijnej, śpiewających przy wtórze brumtopu, zwano Herodami. Czasami do Herodów przyłączały się inne maszkary, jak: niedźwiedź, koń, bocian, cygan. Gdzieniegdzie, tak jak w adwencie, chodzono też z szopką, składając życzenia i śpiewając kolędy.

W Trzech Króli święcono w kościele kredę i wypisywano na drzwiach domów krzyżyki oraz pierwsze litery imion trzech króli (Kasper, Melchior, Baltazar). Miało to strzec domu i obejścia gospodarskiego przed wszelkim złem, a więc chorobami, ogniem, wodą, innymi nieszczęściami. Od trzech Króli do „ostatek" nie występowały na Kociewiu żadne uświęcone tradycją obrzędy. Jedynym wyjątkiem był tu dzień 2 lutego — MATKI BOSKIEJ GROMNICZNEJ, kiedy to powszechnie święcono gromnice, którym przypisywano uzdrawiającą siłę magiczną chroniącą od nieszczęść ludzi oraz ich dobytek. Gromnicę przechowywano w domu i używano w szczególnych przypadkach. W czasie burzy obchodzono z nią domostwa, albo zapaloną stawiano w oknie lub przed obrazem Matki Bożej. Z zapaloną gromnicą wychodzono naprzeciw księdzu, niosącemu ostatnią posługę choremu, w chwili śmierci dawano ją do ręki konającemu. Okadzano nią trzykrotnie gardło, aby uchronić się od choroby. W niektórych miejscowościach przynoszono do poświęcenia również wiązkę jarzyn oraz grochu, owsa i jęczmienia, aby na wiosnę zmieszać święcone ziarno z pozostałym ziarnem przeznaczonym do siewu.

W OSTATKI przebierano się najczęściej za bociana, kozę, niedźwiedzia, jeźdźca na koniu, dziada, babę. Przebierańcy (maszki) chodzili od chaty do chaty, śpiewając pieśni i kuplety wychwalające zalety, a ganiące wady. Za swe występy dostawali żywność. Najczęściej częstowano ich ruchankami tj. żytnimi plackami. O maszkach tych mówiono, że chodzą po plackach. Datki pieniężne przeznaczali na wesołe libacje w karczmie — tzw. koźle wieczory. „W Starogardzie chodziły kiedyś zapustne baby, śpiewały kolędy albo frantówki i otrzymywały ciasto, mięso”.

 

Konferansjer: Kociewiacy byli również bardzo pobożni, wierzyli najpierw

w pogańskich bożków potem przyjęli wiarę chrześcijańską.

 

Uczeń IX: ( w garniturze i białej koszuli, tekst: Paciyrz)

Jak żam był małym knapam i późni, jak żam przylaz zes wojny, a przecie i tera, srodze lubia chwatko rano abo i późno wieczór, wyńść se na pole, na łónka, abo do lasa i zmówjić swoje póranne abo wieczorne paciyrze.

Nie wiam co, ale toć mnie zawdy cióngnie, żeby wyńść zes chałupy i se iść aż do zapamniatania. I choć mnie tera, jak gdzie ida, to golanie feste boló, to wej jak ida na paciyrze, to nogów nie czuja. Nieraz, jak wej żam uklanknył wew izbie, to wej żam tan paciyrz zmówjył tak aby chwadzi. Paciyrz żam mówjył, a uż o robocie myślał, zaś na wieczór, to wej czasami żam i przysnył. Ale jak se tak ida bez pole abo bez las, to wej je dych inaczy. Jak wyńda zes chałupy, to najsampsiyrw odmówja swój paciyrz, tan, chtóran zawdy odmawióm. Ale późni, to wej sia modla bez słowa. Jó! Dycht naprawdy. Patrza na tan Boży śwat i widza te psiankne kłosy abo i rżyska, czy tyż pachnónca zaorana ziamnia, patrza na te pola rónkli, brukwsi czy tyż bulewków i sia cieszą, że dzianki Bogu wszystko fejn obrodziło. Ale ja zachwycóm sia tyż tymi psianknymi drzewami i krzakami, tymi ptaszkami i robaszkami, co se wsiurajó abo lyzó se po ziamni i słuchóm wiaterku, co kolybie kłosy abo wywija listami, ale najwiancy to słuchóm ty psiankny muzyki, jak wej ptaszki se śpsiwajó i chwaló Pana Boga za tan cudowny śwat. I tedy ja tyż, razam zes niami dziankuja za te psiankne widoki i za te ptaszki, i za to żytko czy pszeniczka, i za to wszystko, co Pan Bóg stworzył. I tedy wej żam je bliży Pana Boga. A

może i Wy tak spróbujeta?

Piosenka: Polonez Dolnowiślański

Konferansjer: Na wycieczkę po naszej okolicy zaprasza.........

Uczeń X: ( w roli przewodnika, opowiadając, pokazuje omawiane zabytki architektury

umieszczone na ścianie głównej w formie szkiców węglem dużego formatu)

Osobliwym kultem cieszył się na Kociewiu święty Wojciech. Pamięć o nim poparta jest prawdą historyczną, albowiem przez tereny Kociewia wiódł w roku 997 misyjny szlak biskupa męczennika z Pragi.

Istnieje podanie o wielkim głazie w Leosi, który niegdyś służył za ołtarz pogański, na nim też później odprawił nabożeństwo święty Wojciech. Nie przeciwstawiali się temu pogańscy bogowie, więc lud uznał ich niemoc i pozwolił się ochrzcić.

Głaz w Leosi jest obecnie atrakcją turystyczną naszego regionu. Wybierając się na wycieczkę trzeba koniecznie zobaczyć dwór w Gródku, który jest jednym z najstarszych, wśród zachowanych do dzisiaj, drewnianych dworów w Polsce (liczy 250 lat) i stanowi jeden z najciekawszych obiektów zabytkowych naszego regionu. Dwór został zbudowany przez Michała i Teresę z Zawadzkich Sczańskich, jednak nie miał szczęścia do swych właścicieli, ponieważ przechodził z rąk do rąk. Przez prawie sto lat do 1945 roku był nieprzerwanie w rękach niemieckich.

Bardziej wytrawnym i upartym poszukiwaczom zabytkowych skarbów polecić można przedzieranie się przez gęste, kolczaste zarośla, by odnaleźć fragmenty kamiennych fundamentów przykrytych grubą warstwą gruzu i ziemi, a wśród nich kawałki dużych ręcznie wyrabianych, cegieł. Fundamenty te osłonięte są murem obronnym o grubości ponad l metra, zbudowanym z kilku warstw średniej wielkości głazów. Zainteresowanym zdradzimy, że są to ruiny zamku krzyżackiego w Gródku, a właściwie strażnicy, której zadaniem była ochrona i kontrola przeprawy przez Wdę.

Interesującą zabudowę architektoniczną przedstawia pałac w Jastrzębiu. Właścicielami majątku przez 100 lat byli Niemcy. Oryginalność rezydencji możemy podziwiać dzięki zięciowi Albrechta Heidricha. Wiktorowi von Detmeringowi, który zbudował pałac w latach 1910 – 1912. Niestety z dawnej świetności niewiele już pozostało, gdyż z roku na rok dwór ulega coraz większej dewastacji.

Najczęściej odwiedzanym zabytkiem naszej gminy jest neoromański kościół z 1863 roku bogato zdobiony freskami, rzeźbami, malowidłami, witrażami znajdujący się, oczywiście, w Drzycimiu.

 

Konferansjer: Kościół bywa też często tematem legend kociewskich. Jedna z legend

wyjawia tajemnicę jeziora... pod Drzycimiem.

 

Uczeń XI: (w stroju wiejskiej kobiety, z chustką na głowie, tekst: O jeziorze pod Drzycimem)

Ło posłuchajta, psianknie was prosza,

Dziwne zdarzynie tutaj przinosza,

Dziś lud ni wierzi w take gawandi,

Lecz tak powsteli wszitke lygandi.

Wianc łopsisuja na tam papsirze,

Jak zawdi, wszandzie, znów prawda szczyrze,

To powiadała moja teściowa,

Lecz uż niy żije. To só ji słowa:

Kele Drzicimnia, w śweckam powiecie,

Łu swich rodziców żiła na śwecie

Młoda dziyweczka, córka łowczarza,

Cicha, pobożna – rzadko sia zdarza.

Łojciec jó prosiył, w niydziyla z rana,

Żebi dziś pasła łowieczki sama,

Gdiż łón dziś pudzie sóm do kościoła,

Bo go sumnianie tak bardzo woła.

Ji pasła łowce ji sia modlyła,

Bi nabożaństwa tak niy zmudziyła,

Ji pasła łowce kele jaziora,

Chantnie bi pasła choć do wieczora.

Uż ji niy długo bandzie południe

A słónko grzyje tera tak cudnie ,

Modli sia śpsiwa, spojrzi na wodi,

Ji dziwne cuda wjidzi przirodi.

Wiruje woda, dzwóni dzwóniu,

Wieża ji kościół z wodi wiłónió,

Potam sztandari, ludzi nawała,

Wichodzi z wodi procesja cała.

Ksióndz, łorganista, śpsiwaju z ludam,

Boże w dobroci rozbrzmniywa cudam,

Ji dziywcza właśnie psiyśnia ta śpsiwa,

Ale uż tera strach ju zalywa.

Z wielkygo strachu chładko łucika,

Do dóm po łojca, słiszónc z dalyka

Łokropne janki ji narzykanie,

Na dno jaziora wszitkich wracanie.

Płacze ji szlocha cała zdrantwsiała:

„Ażebim była jich ratowała!”

Ji patrzi, patrzi, wszitko zniknyło,

Znów w tam jaziorze sia łutopsiło.

Ji jano woda tam wirowała,

Janki tónóncich eszcze słiszała,

Ji z wielkam płaczam jidzie do dómu,

A paść łowieczki uż ni ma kómu.

W dómu powiada dziwne przigodi,

Kościół, procesja wiszli z ti wodi

Ji, gdi sia zlankła ji łucikała,

Kościół, procesja w wodzie znikała.

Z wielki rozpaczi ksiandzu donoszó

Ji ło pociecha tu jego proszó.

Ksióndz jim powiada:”Co sia dziś działo,

To przed sto lati sia tu tak stało.

Tam stał kościółek, dzie to jazioro,

Właśnie w niydziyla, gdi ludzi sporo

W czasie procesji tam przebiwało

Wielke niyszczanście sia rozegrało.

Ziamnia zapadła, woda wilała,

Wszitko w głambinach swich tam zalała,

Sto lat czekeli, bi sia chtoś zjawiył,

Bi z ti pokuti jich tam wybawiył.

„Gdibiś, dziyweczko , niy łuciykała,

Biś z ti pokuti jich ratowała,

Znów po stu latach trzeba łuważać,

Może to bandzie znów sia powtarzać

To bez proboszcza było mówióne,

Ji tyż w krónice je zaznaczóne,

Może lat dziysianć, abo psiantnaście,

Do stu lat braknie, abo szesnaście.

Łobim naocznam tam śwadkam była,

Jednak uż tedi niy banda żiła,

Musza tyż kóńczić, bo niy lubiane

Jestaj dla młodich długe psisanie

Konferansjer: Współcześnie Drzycim przedstawiany jest tak:..

Uczeń XII: (trzyma w rękach szmacianą lalkę i z nią rozmawia, tekst:” Jak żam z pupkó o strachu gadała” Joanna Biniecka)

D.: - Moja pupko! Przed chwiłku wróciłam zes szkoły do dóm i musza ci zara o czymś powjedzieć. Na janzyku polskim szkólna mówjiła coś o jakimś kónkursie kociewskim i że Anula Domachoska tyż ma pojechać do mniasta Swecia. A toć przeciż wjisz, że Anula, to jezdóm ja.

L.: - Toć wjam, wjam, jak sia moja pani naziwa ).

D: - Tera fest sia boja i sobie myśla, że oni, no te mniastowe, mogu sia ze mnia śmjać.

L.: - Anulu, nie jezdeś ciamna jak tabaka w rogu, potrafjisz pjanknie gadać po naszamu. Mowja ci, że wszistko bandzie glanc genał. Jo czy ni?

D.: - Jo! jo! Masz prawda. Toć sroce spod łogona żam nie wylejciała. Drzycim, wew chtórnym mniszkomy ma wszistko : szkoła, kościół i niejenna spódzielnia. A jak cie boli szpytka abo zomb, to znajdzie sia i felczer. So u nas diskoteki, na chtórnych jano fereti i buksy fjurgaju. Zamanówszy da sia słyszyć jadónca bez nasza wjoska bana. Tedy wszystke szyby w chałupje sia trzansu. Nie pamnintasz, jak jechałaś ze mnu na krzciny do Grudzióndza?

L.: - Pewnie że pamnintóm, ale najlepji to chyba te szneki z glancam i kuch zez kruszónku

D.: - Ti jano durcham gadasz ojeściu,a ja sia srodze boja.

L: - Nie bój sia Jano nałucz sia tygo testu, czy tekstu, nie zabacz go. A jak bandzie ci markotno to sobie przypómnij o tym, że twoja pupka z modrymi śłypkami czyka na ciebie w domu.

D.- Nó dobra. Zrobjim sobje tera próba i powjam ci wjirsz.

 

Konferansjer: Walory turystyczne naszego regionu zachwalano już w przeszłości..........

Uczeń XIII: Kociewie odwiedziły sławne i znane postacie jak: król Jan III Sobieski, król pruski Fryderyk Wilhelm III (tędy uciekał po bitwie pod Jena w 1806 roku), Napoleon, prowadząc swe wojska na Rosję w 1812 roku polecił wyprostować i poszerzyć trakt, dziś nosi nazwę „drogi Napoleona", Napoleonowi. Bonaparte towarzyszył generał. Henryk Dąbrowski, który rezydował u leśniczego w Osiu. Gościem Kociewia był nawet papież Jan Paweł II, który w swej młodości odpoczywał na spływach kajakowych rzeką Wdą.

 

Konferansjer: Nie udałoby się nam tego wszystkiego dowiedzieć, gdyby nie badacze naszego regionu opisujący życie codzienne, sztukę ludową, wierzenia, zwyczaje, język.

Poznajmy jeszcze kilku twórców ludowych, żyjących w naszych okolicach.

 

Uczeń XIV:

Dla poznania kultury ludowej Kociewia szczególnie ważne są prace: Floriana Ceynowy, Józefa Łęgowskiego, Władysława Łęgi, Bernarda Sychty, Longina Malickiego, Władysława Kirsteina, Bożeny Stelmachowskiej.

Florian Ceynowa (1817-1881) spędził na Kociewiu 30 lat - od 1852 roku do śmierci. Mieszkał i pracował jako lekarz w Bukowcu, niedaleko Świecia. Jego pasją było zbieranie różnych przejawów folkloru, W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XIX (dziewiętnastego) wieku opublikował cztery zbiorki tekstów pieśni ludowych, zawierających również utwory z Kociewia, nazywane frantówkami.

Badania etnograficzne na Kociewiu jako pierwszy podjął, archeolog i etnograf, Władysław Łęga (1899-1960). Dotyczyły one przede wszystkim południowej części regionu. Efektem jego wieloletnich studiów była praca „Okolice Świecia", Na szczególne podkreślenie zasługuje to, że Łęga opisał niektóre rzadkie już na Kociewiu zabytki etnograficzne, zobrazował ginące rękodzielnictwo (tkactwo, garncarstwo, bednarstwo,) obrzędy rodzinne, wierzenia, magię i lecznictwo, zawarł, również zebrane przez siebie pieśni, baśnie, podania, legendy i przysłowia.

Miejsce wyjątkowe wśród współczesnych etnografów pomorskich zajmuje wybitny leksykograf Bernard Sychta (1907-1982), który znaczną część życia spędził na Kociewiu. W latach 1933-35 był księdzem w Swieciu, w okresie wojny (przez 41ata) ukrywał się przed hitlerowcami w Osiu. Jest autorem dwóch słowników- „Słownika gwar kaszubskich..." i „Słownictwa kociewskiego...".

Twórcza działalność folklorystów została przerwana wybuchem wojny, choć i wtedy działał ks. Sychta. Powojenne publikacje zaczęły pojawiać się dopiero po roku 1956, kiedy powstało Stowarzyszenie Miłośników Swojszczyzny.

Folklor Kociewia w tradycyjnym rozumieniu należy już do reliktu przeszłości. Bywa źródłem inspiracji współczesnych twórców regionalnych, piszących w gwarze kociewskiej, czerpiących z motywów ludowych.

Konferansjer: Wraz ze zmieniającą się kulturą regionu, wśród nas - jej odbiorców - narasta powinność utrwalania i ocalania jej wartości, by owa specyfika kultury Kociewa nie zaginęła bez pamięci. Świadomi wagi tego zadania umiejmy powtórzyć „Hymn kociewski'"

(chór śpiewa) Pytasz sia dzie Kociewiaki

I Pytasz sia dzie Kociewiaki majó swoje dómy, swe pachnące chlebam pola swoje sochy bróny Dzie Wierzyca, Wda przy srebrnym fal śpjiwie niesie woda w dal . Tam nasze Kociewie.

II Czy to my tu na Kociewiu, czy Borusy w borach, czy Lasaki, czy Kaszuby na morzu, jeziorach. Jedna matka nas wszystkich kolebała. Pokłóńma sia w pas Tobie, Polsko, chwała!

 


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
SURDOPED nasze
Nasze opracowanie pytań 1 40
nasze forum 1 2 [2005] hipoterapia i dogoterapia
JONY UJEMNE A NASZE ZDROWIE
nasze forum 3 4 [2003] Metoda Ruchu Rozwijającego Weroniki Sherborne
przyroda kl IV poznajemy nasze otoczenie 1, KLASA 4
SZCZĘŚLIWY TEN CO UKOCHAŁ, WYPRACOWANIA J.POLSKI
LEKI WPLYWAJACE NA KRZEPNIECIE I HEMOSTAZE, 000-Nasze Zdrowko, Leki i Witaminy
'nasze' sprawko z przetwornikow II rzedu
MECHANIKA NASZE POPRAWIONE!!!
nasze gotowiec
okulistyka pytania nasze
Lab 1 nasze
sprawknr 3 nasze autoamty (1)
paski lepiar nasze

więcej podobnych podstron