CUD W BARNAUL W ZSRR (ZACHODNIA SYBERIA)
Byłam wielką grzesznicą. Bardzo bluźniłam przeciw Kościołowi. Żyłam grzesznie i całkowicie oddana ciemnej mocy szatańskiej. Lecz Miłosierdzie Boże nie pozwoliło przepaść swojej istocie. Aż zachorowałam na raka w 1965 r. Chorowałam 3 lata. Nie leżałam, lecz leczyłam się chodząc do lekarza. Pragnęłam otrzymać pomoc w cierpieniach, lecz jej nie było. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy zaniemogłam tak, że nie mogłam nawet napić się wody. Następowały silne wymioty. W końcu zostałam umieszczona w szpitalu. Ponieważ byłam wielką aktywistką, to specjalnie dla mnie, wezwano z Moskwy najlepszego specjalistę profesora i 11 lutego 1965 roku, o godzinie jedenastej, dokonano operacji. Podczas operacji nastąpiła moja śmierć. Gdy otworzono jamę brzuszną, dusza moja stała między dwoma lekarzami. Ze strachem patrzyłam na moją chorobę. Cały żołądek i jelita pokryte były guzami rakowymi.
Dziwiłam się, dlaczego jest nas dwie?. Równocześnie stoję i leżę. Zobaczyłam, jak lekarze wyciągają moje wnętrzności kładą na stół. Mówili: ,,W miejscu, gdzie powinna znajdować się dwunastnica, jest jeden śluz. Wszystko przeżarte''. Gdy wszystko wybrano, powiedzieli: ,,Jak ona mogła żyć, jeśli u niej nie ma nic zdrowego, wszystko zjedzone przez raka?''. A ja cały czas patrzyłam i myślałam: ,,Dlaczego widzę siebie podwójnie?''. Potem lekarze założyli klamry na brzuchu. Operacji dokonywał Żyd, prof. Izrael Isajewicz, w asyście swoich dziesięciu lekarzy, którzy powiedzieli, żeby ciało moje oddano młodym lekarzom na praktykę. Zaniesiono je do trupiarni. Widzę, że leżę nago. Następnie przykryto mnie prześcieradłem. Do trupiarni przyszedł brat z moim synkiem Andrzejem, który podszedł do mnie, pocałował w czoło i płacząc mówił: ,,Mamusiu, umarłaś, a ja jestem jeszcze malutki, jak będę bez ciebie żyć, nie mam też ojca''. Obejmowałam go i całowałam, ale on jednak nie zwracał na mnie uwagi. Widziałam wszystko, jak płakał mój brat i syn. W pewnym momencie znalazłam się w domu, gdzie przyszła teściowa-matka mojego pierwszego męża. Była tu też moja siostra. Z pierwszym mężem rozeszłam się, gdyż był wierzącym i praktykującym. Teraz w domu zaczęli dzielić się moim majątkiem. Byłam bogata, wszystko zdobyłam nieuczciwie. Siostra zaczęła wybierać najlepsze rzeczy, a teściowa prosiła, aby zostawiła cokolwiek dla mego syna. Lecz ona nic nie dała i zaczęła ubliżać teściowej. Mówiła, że to dziecko nie jest jej synem i ona nie jest dla niego krewną. Gdy wymyślała, widziałam diabłów, którzy notowali każde obelżywe słowo, ciesząc się. Następnie siostra i teściowa zamknęły drzwi i wyszły. Siostra z tobołem udała się do domu.
Będąc grzeszną Klawą, bardzo się dziwiłam, że lecę na wysokości. Znalazłam się nad moim miastem Barnułem, a potem zrobiło się ciemno i ciężko. Trwało to długo. Tu pokazywano mi miejsca, gdzie niegdyś bywałam w młodości. Na czym leciałam, nie wiem, na powietrzu czy na obłoku, wyjaśnić nie potrafię. Dzień był pochmurny, potem zrobiło się jasno. Nie mogłam patrzeć. Teraz położono mnie na czarną platformę. W czasie mojego lotu znajdowałam się w pozycji leżącej. Na czym leżałam-nie wiem. Niby na dykcie, lecz miękkiej, ale koloru czarnego. Doleciałam do osady. Zamiast ulicy była tam aleja, wzdłuż której rosły niewysokie krzewy i gałązki, jakich nigdy nie widziałam, i na których były cienkie liście, jakby zaostrzone z obu stron. Ale dalej było widać piękne drzewa, a na nich bardzo piękne liście różnych kolorów. Między drzewami były nowiutkie domki, w których nikogo nie było, a na nich przepiękna trawa. Gdzie jestem?. Gdzie ja przybyłam?. Do wioski, czy do miasta?. Nie widzę żadnych zakładów, fabryk ani ludzi. Kto tu mieszka?. A potem patrzę, niedaleko idzie niewysoka, piękna kobieta w długim odzieniu i złocistej pelerynie, a z Nią chłopiec, który rzewnie płacze i o coś ją prosi. Kiedy ona zbliżyła się do mnie, chłopiec upadł do jej nóg i znowu zaczął o coś ją prosić, lecz ja nic nie rozumiałam. Chciałam ją zapytać gdzie ja jestem?. Ale ona podeszła do mnie, przystanęła, złożyła ręce na piersi i patrząc w niebo powiedziała: ,, Boże gdzie ją?''. Ja zadrżałam mocno, gdyż zrozumiałam że umarłam, a dusza moja znajduje się w niebie, ciało zostało na ziemi. Natychmiast pomyślałam, że mam dużo grzechów i przyjdzie mi za nie odpowiedzieć.
Zaczęłam mocno płakać. Obróciłam głowę, żeby zobaczyć Boga. Bóg odpowiedział: ,,Odeślij ją z powrotem, przyszła za wcześnie''. To dobroć mojego ojca, ciągłe modlitwy, spowodowały Miłosierdzie Boże. Zrozumiałam wyraźnie, że Kobieta-to Królowa Niebios, a chłopiec, to mój Anioł Stróż, który chodził za Nią i płakał, prosząc za mną. Pan Bóg mówił dalej: ,,Naprzykrzyło mi się jej bluźnierstwo i grzeszne życie. Chciała zetrzeć ją z powierzchni ziemi bez kary, ale jej ojciec ubłagał Mnie''. Potem Pan Bóg powiedział: ,,Należy jej pokazać, na co zasłużyła''. W mgnieniu oka znalazłam się w piekle. Zaczęły po mnie chodzić straszliwe gady ogniste języki, a z tych języków leci ogień, a inne gady wokół mnie. Smród był nieznośny. Żmije wpijały się we mnie. Zaczęły po mnie chodzić robaki grubsze od palca, o długości na ćwierć palca z ogonami. Łaziły po mnie, wchodziły do otworu tylniego i przedniego, do uszu, oczu, nosa i ust. Mój ból był nie do zniesienia. Krzyczę wniebogłosy, lecz zmiłowania i żadnej pomocy nie ma z nikąd. Zjawiła się zmarła po spędzeniu płodu. Widzę stoi kobieta i prosi Boga o Miłosierdzie. On powiedział: ,,Jak mnie na ziemi nie uznawałaś, dzieci zabijałaś w moim łonie, ludziom też doradzałaś, aby nie rozmnażać biedoty, mówiłaś:(Wam dzieci nie potrzebne). A u mnie zbędnych nie ma. Daję wszystkim wszystko. Wszystkiego wystarcza dla mojego stworzenia''. Wtedy mi powiedział: ,,Dałem ci chorobę, żebyś pokutowała, a ty do końca bluźniłaś Mi, teraz nie uznaję ciebie!''. Zawirowało wszystko ze mną i poleciałam. Stamtąd buchnął smród, a ziemia się wyrównała.
Następnie zobaczyłam mój kościół, który lżyłam. Otworzyły się drzwi i wyszedł duchowny w białej szacie. Wtedy Pan Bóg zapytał mnie: ,,Kto to jest?''. Odpowiedziałam: ,,To jest duchowny''. A głos mówił: ,,A ty mówiłaś, że to jest nierób. Lecz on nie jest nierób, tylko prawdziwy pasterz, nie zdrajca. Wiedz, że w jakim by nie był stopniu, służy Bogu''. ,,Jeżeli Ojciec duchowny nie przeczyta nad tobą modlitwy rozgrzeszenia, to Ja ci nie przebaczę''. Wtedy zaczęłam prosić: ,,Boże, pozwól mi wrócić na ziemię, ja mam chłopca!''. Pan Bóg powiedział: ,,Wiem, że masz dziecko, wiem że tobie go bardzo żal''. Odpowiedziałam, że mi go bardzo żal. Pan Bóg dalej mówił: ,,Tak, żal ci jednego, a Ja mam was tyle, że nie do zliczenia. Żal mi was trzy tysiące razy więcej, bez względu na to, na jakiej złej drodze byście się znaleźli. Po co pragniecie nabywać dużo bogactwa?. Po co czynicie przestępstwa?. Widzisz, jak teraz rozchwytują twój majątek?. Do kogo trafiło całe twoje bogactwo?. Dziecko oddali do przytułku. A twoja dusza nieczysta przyszła służyć tu idolowi. Do kina uczęszczacie. Pieniądze ofiarujecie diabłu. Do kościoła nie chodzicie. Czekam, kiedy się przebudzicie ze snu grzesznego i wyrazicie skruchę. Ratujcie się sami. Ratujcie dusze wasze. Módlcie się''.--Boże, jak się modlić, nie wiem?. Pan Bóg powiedział: ,,Ta modlitwa jest mi droga, którą mówicie ze szczerego serca. Z głębi duszy mówcie: ,,Boże odpuść mi. Módlcie się od serca, ze łzami i taka modlitwa będzie dla mnie przyjemna''. Potem zjawiła się Matka Boża.
I znów stanęłam na platformę. Nie leżałam, lecz stałam. Królowa Nieba zapytała: ,,Czy ją spuścić, ona ma krótkie włosy?''. Głos Boga odpowiedział: ,,Daj jej warkocz do ręki prawej pod kolor włosów''. A kiedy Królowa poszła po warkocz, widziałam jak Ona doszła do wrót, które składały się ze splotów warkoczy, o linii ukośnej, o niewypowiedzianej piękności. Jasność od nich biła tak wielka, że trudno ją opisać. Podeszła do nich Królowa Niebios, a one same się otworzyły. Weszła do środka, do jakiegoś ogrodu. Ja zostałam w miejscu, gdzie stałam. Obok mnie stał Anioł, który nie pokazywał swojej twarzy. Zapragnęłam prosić Boga o pokazanie mi raju: ,,Boże, mówią, że tu jest raj''. Pan Bóg przemilczał, a kiedy przyszła Królowa Niebios, powiedział do Niej: ,,Pokaż jej Raj''. I podniosła zasłonę i po lewej stronie zobaczyłam czarnych osmolonych ludzi, podobnych do szkieletów. Była ich wielka niezliczona ilość. Bił od nich straszny smród. Z ich wyschniętych gardeł, wydobywał się jęk proszący o picie, lecz nie podaje im nikt ani kropli wody. Słyszę jak mówią: ,,Ta dusza przyszła z ziemskiego raju, idzie od niej wonny zapach. Pamiętam, jakby to było teraz, czuję ten nieznośny smród i rozważam, że człowiekowi jest dane na ziemi prawo wyboru i czas na osiągnięcie zbawienia swej duszy w życiu pozagrobowym. Jeśli nie pracuje nad zbawieniem, to czeka go znalezienie się w tych straszliwych miejscach, które oglądam. Królowa Niebios wskazała na tych czarnych ludzi i powiedziała: ,,I u was w ziemskim Raju jest droga Miłosierdzia. Nawet ta woda. Dawajcie jałmużnę, ile kto może, ze szczerego serca. Jak powiedział Pan Bóg w Ewangelii. Jeśli kto poda szklankę wody spragnionemu w imię Moje, otrzyma nagrodę. A u was jest nie tylko dużo wody, ale wszelkich innych dostatków. Należy starać się wspomagać potrzebujących, szczególnie tą wodą, która może ugasić pragnienie niezliczonej rzeszy meczących się tu ludzi. Dobrodziejstwa tego, niewyczerpane zasoby zawierają znajdujące się u was morza i rzeki. W oka mgnieniu doznałam męczarni jeszcze większych niż te, które widziałam na początku. W ciemności i ogniu przybiegały do mnie biesy i pokazywały wszystko, co gorsze i mówiły: ,,Oto ci, którzy służyli nam na ziemi''. I ja sama czytałam swoje uczynki, napisane dużymi literami i dziwiłam się. Z ust biesów wychodził ogień. Zaczęli mnie bić i męczyć. Od nieznośnego bólu krzyczałam. Słychać było słabe jęki, a kiedy błysnął ogień, wtedy widziałam ich wszystkich. Wyglądały strasznie. Chude szyje, wyciągnięte. Oczy wyłupiaste i mówią do mnie: ,,Oto i ty przyszłaś do nas koleżanko. Żyłaś na ziemi, nikogo nie lubiłaś i myśmy nikogo nie kochali. Ani sług Bożych, ani biednych. Tylko grzeszyliśmy, gardziliśmy i bluźniliśmy Bogu, słuchaliśmy odstępców od Boga. A prawdziwych pasterzy potępialiśmy i nigdy nie wyrażaliśmy skruchy. Ci, którzy grzeszyli jak my, lecz okazali skruchę ze szczerego serca, uczęszczali do Kościoła, dawali jałmużnę, pomagali biednym, to oni znajdą się na wierzchu''. Bardzo się przestraszyłam, zadrżałam. Wydawało mi się, że już jestem tu wiecznie. Zrobiło mi się bardzo ciężko. A oni dalej: ,,Będziesz z nami żyć i będziesz się męczyć na wieki, jak my''. Wtedy zjawiła się Matka Boża i zrobiło się jasno. Wszystkie biesy upadły, a dusze zwróciły się ku Królowej Niebios: ,,Nie zostawiaj nas tu, tyle się męczymy, wody nie ma ani kropli, a upał nieznośny''. Płaczą gorzkimi łzami. Matka Boża także płacze i mówi: ,,Żyliście na ziemi i nie uznawaliście, nie prosiliście pomocy, nie kajaliście się, nie modliliście się do Syna Mojego i do Boga. A ja nie mogę przekroczyć woli Ojca Niebieskiego i dlatego nie mogę wam pomóc i prosić za wami''.
Pomogę tym cierpiącym, za których modli się Kościół i rodzina oraz czyniącym dobre uczynki. Gdy byłam w piekle, dawali mi jeść różne robaki żywe i uschłe, śmierdzące. Krzyczałam i mówiłam: ,,Jak ja będę to jeść''. A mnie powiedziano: ,,Postu nie przestrzegałaś gdy żyłaś na ziemi. Teraz jedz robaki, żaby i wszystkie paskudztwa''.
Potem zaczęłyśmy się podnosić. Ci, którzy byli w piekle, zaczęli głośno krzyczeć: ,,Nie zostawiaj nas Matko Boża!''. I znów nastąpiła ciemność. Ja stałam na tej platformie. Królowa Niebios tak samo złożyła ręce na piersiach i zawołała: ,,Jak mam z nią postąpić, gdzie dać?''. Bóg odpowiedział: ,,Puść ją na ziemię za jej włosy''. I tu pojawiły się taczki bez kół, ale one jechały. Było ich 12 sztuk. Królowa powiedziała: ,,Stawaj prawą nogą i idź na przód, i idź tak do ostatniej. Zawsze prawą nogą na przód, a lewą przystawaj''. I tak szłam Matka Boża obok mnie. Gdy podeszłyśmy do ostatniej taczki, za nią była przepaść. Królowa Niebios mówi: ,,Spuszczaj prawą nogę, potem lewą''. Powiedziałam: ,,Boję się upaść''. Ona powiedziała: ,,Tak trzeba!'' -,,Czy się nie zabiję'' - ,,Nie, nie zabijesz się''. I dała mi warkocz do prawej ręki. Wstrząsnęła-a ja poleciałam na ziemię.
Widzę-na ziemi jeżdżą samochody, ludzie idą do pracy i widzę, że lecę na plac nowego bazaru i cicho lecę do trupiarni, gdzie leżało moje ciało i w oka mgnieniu stanęłam na ziemi. Była połowa drugiego dnia. Po tamtym świecie nie podobało mi się na ziemi. Ale co było robić...?. Poszłam do trupiarni. Była zamknięta, lecz weszłam i patrzę leży moje ciało martwe, głowa i ręka zwisały. Jedna strona ciała była przyłożona nieboszczykiem. A kiedy dusza moja weszła w ciało-ja tego nie wiem, tylko odczuwam zimno. Mocno podciągnęłam kolana, przycisnęłam do łokci. W tym czasie przynieśli na noszach martwego mężczyznę, z obciętymi przez pociąg nogami. Otworzyłam oczy i wszyscy, którzy to zobaczyli ze strachu uciekli. Widzę, że leżę na boku, a kiedy mnie kładli, to na plecach. Gdy ci, którzy pozostali jeszcze w trupiarni zobaczyli, że leżę zgięta, przestraszyli się i też uciekli. Potem przyszli dwaj sanitariusze i dwóch lekarzy. Zażądali oni, aby przenieść mnie do szpitala. Zebrało się mnóstwo lekarzy, zaczęli ogrzewać moje ciało. Działo się to 23 lutego 1965 roku o godzinie 4.00. Na moim ciele było osiem szwów-trzy na piersiach, pozostałe na rękach i nogach. Lekarze praktykowali na mnie. Kiedy mnie rozgrzali, otworzyłam oczy i za dwie godziny zaczęłam mówić. Stopniowo przychodziłam do siebie. Odżywiano mnie sztucznie. Na dwunasty dzień dostałam śniadanie. Były bliny ze śmietaną i kawa. Powiedziałam, że jeść tego nie będę. Krzyczeli na mnie. Wszyscy na sali zwrócili na mnie uwagę. Natychmiast przybiegli lekarze i pytali dlaczego nie chcę tego jeść. Odpowiedziałam: ,,Dzisiaj jest piątek, nie postnych posiłków jeść nie będę''. Zaczęłam opowiadać lekarzom i siostrze, gdzie byłam i co widziałam. ,,Kto nie przestrzega postu w środę i w piętek i narusza każdy inny, to zamiast mięsa czy innego posiłku, po śmierci będzie dostawał robaki, a w miejsce mleka ropuchy i inne paskudztwa. Wszystkich grzeszników, którzy nie ukorzą się przed duchownym, nie otrzymają rozgrzeszenia, czekają w piekle gady.
Jedna kobieta-lekarz, w czasie mojego opowiadania, czerwieniła się i bladła, a inni z wielkim zainteresowaniem słuchali. Potem zebrało się dużo lekarzy i ludzi, a ja wszystkim opowiadałam, co widziałam i słyszałam, a najważniejsze jest to, że mnie teraz nic nie boli, a miałam raka. Przychodziło do mnie dużo ludzi, a ja opowiadałam wszystkim i pokazywałam moje rany. Milicja zaczęła odpędzać ode mnie naród, a w końcu przewieziono mnie do innego szpitala. Na drugi dzień położyli mnie na stół operacyjny. Główny lekarz Walentyna Wasiliewna Plabiewa zdjęła klamry, odkryła brzuch i powiedziała: ,,Dlaczego kroili człowieka? Ona ma wszystko zdrowe''. Ja poprosiłam, żeby nie zakrywali mi oczu, bo mnie nic nie boli. Lekarze znów wyciągnęli moje wnętrzności na stół, a ja patrzyłam w lusterko. Zapytałam, jaką mam teraz chorobę?. Lekarze odpowiedzieli: ,,U pani wszystko teraz zdrowe, wszystkie wnętrzności jak u niemowlęcia''. Przyszli lekarze, którzy robili pierwszą operację. Ze zdumienia mówili: ,,Gdzie ta choroba, w niej wszystko było zgniłe, a teraz zdrowe''. Między innymi pytano: ,,Klawa, czy coś cię boli?''. Powiedziałam, że nie. Lekarze biegali po Sali jak nieprzytomni, ze strachu brali się za głowy, załamywali ręce, bledli i byli jak martwi. Powiedziałam, że Pan Bóg objawił swoją moc, po to, abym żyła i mówiła innym, że nad nami jest moc Najwyższego.
Potem powiedziałam profesorowi Izraelowi Isajewiczowi: ,,Jak mogliście się tak pomylić?''. Odpowiedział: ,,W tobie nie było niczego zdrowego, Najwyższy ciebie przerodził!''. Wtedy ja mu powiedziałam: ,,Jeżeli Jemu wierzycie, to ochrzcijcie się i weźcie ślub!''. Bo on był Żydem i słuchał z niedowierzaniem. Widziałam całe wnętrzności, jak lekarze zakładali szwy i gdy założyli ostatni-Walentyna Wasiliewna, która robiła drugą operację, wyszła na korytarz, upadła na stopnie i głośno płakała. Zapytano ją: ,,Czy Klawa umarła?''. Nie, jestem zdumiona tym, że w niej taka siła, ona nawet nie stęknęła. Czy to nie cud Boski-to widać, że Bóg jej pomaga. I mówiła jeszcze, że kiedy leżałam jeszcze pod narkozą, to profesor Izrael, który robił pierwszą operację 19 lutego, starał się wszelkimi sposobami namówić lekarzy do uśmiercenia mnie, lecz ona kategorycznie sprzeciwiła się temu. Przy drugiej operacji uczestniczyło wielu lekarzy z różnych szpitali. Prosiłam o wezwanie tego duchownego, którego lżyłam i wszystko mu opowiedziałam. Wyspowiadałam się i przyjęłam Komunię Świętą. Ojciec odprawił nabożeństwo, otrzymałam rozgrzeszenie i natychmiast po tym poszłam do Miejskiego Komitetu Partii i oddałam legitymację. Dawna Klawa już nie istnieje-bezbożnica, aktywistka. Obecnie mam 40 lat i przy pomocy Królowej Niebios odzyskałam zdrowie i z miłości do Boga Najwyższego, chodzę do Kościoła i staram się prowadzić życie po chrześcijańsku. Chodzę po dworcach, pociągach i opowiadam wszystko, co mnie się przydarzyło, a Bóg mi we wszystkim pomaga. A teraz radzę wszystkim, kto nie chce narazić się na wieczne potępienie i męki po śmierci, niech wierzy w Boga.
Ustizima Klawdij, Ałtajskij kraj g. Barnauł ( Zachodnia Syberia ) , ul. Krupskoj nr. 96. Jeśli jest coś niezrozumiałe w tym liście, proszę pisać.
DZIĘKI CI, MARYJO, TYŚ MNIE URATOWAŁA!
Pamiętnym wydarzeniem z czasu mojej pracy w szpitalu po drugim zajęciu Lwowa przez Rosjan była śmierć 26-letniego Franka N. Był on wielkim zbrodniarzem i przestępcą, co ujawniło się dopiero przy jego śmierci. Do wybuchu wojny pracował jako woźnica w Zakładzie dla Nieuleczalnie Chorych. W chwili rozpoczęcia działań wojennych porzucił samodzielnie dotychczasowe zajęcia i przyłączył się do bandy rabusiów. Nawrócenie jego było dziełem miłosierdzia Matki Najświętszej. Wyprosiła je codziennym odmawianiem różańca przez sześć lat siostra szarytka Zamysłowska. Była ona przełożoną Zakładu, w którym Franek pracował, i z którego uciekł ku jej wielkiemu zmartwieniu.
NAWRÓCENIE FRANKA
Do szpitala na klinikę chirurgiczną przywieziono go w 1945r. w bardzo ciężkim stanie. Miał gruźlicę płuc i ropne zapalenie opłucnej na tle gruźliczym. Leżał na klinice trzy miesiące. W tym okresie trzy razy zgłaszał się do spowiedzi i Komunii Świętej. Stan zdrowia Franka w trzecim miesiącu pogarszał się z dnia na dzień. 31 X 1945r. o godz. 15, w czasie gdyśmy ścieliły łóżko i poprawiały pozycję chorego, nastąpił silny krwotok płucny. Zalane zostały krwią łóżko i podłoga, a również ja z drugą siostrą, i to od twarzy aż do stóp.
Mimo to Franek nie zakończył życia, ale zaczął krzyczeć, że widzi szatanów i piekło otwarte, do którego usiłują go wciągnąć przy pomocy różnych narzędzi. Równocześnie duszę jego paliły popełnione zbrodnie: wyznawał je teraz głośno wołając rozpaczliwie: ,,księdza'' i zasłaniając się siostrami, które trzymał oburącz, przed atakiem złych duchów. Przykurczył nogi pod siebie i szamotał się w okropnym przerażeniu. Zachęta do ufności w Miłosierdzie Boże i poddawane akty żalu doskonałego nie uspokajały umierającego. Sytuacja stawała się rozpaczliwa. O tej porze znaleźć księdza na terenie szpitala równało się z cudem, a ks. kapelan mieszkał na plebanii św. Antoniego, kilometr od kliniki.
Proszę Franka, żeby mnie puścił, to pójdę szukać księdza, a on na to: ,,Nie puszczę, bo mnie szatani porwą''. Podaję Frankowi różaniec i mówię: ,,Trzymaj, on cię też zasłoni od szatanów, a mnie puść''. Wyszłam zrozpaczona na korytarz i o cudo!. Korytarzem idzie ksiądz karmelita z obiadem do chorego brata zakonnego. Proszę go, aby zostawił torbę na korytarzu, a sam przyszedł na salę, aby udzielić rozgrzeszenia umierającemu, równocześnie podaję mu stułę i oleje święte. Gdy kapłan stanął na Sali, piekło w tej chwili zniknęło wraz z szatanami. Franek wyciągnął przykurczone nogi i zaczął od początku litanię okropnych zbrodni, nie zapominając i o świętokradztwach, co już wszyscy obecni na Sali słuchali drugi raz. Kapłan mówi do penitenta: ,,Ciszej, ciszej'', ale Franek stanowczym głosem mówi: ,,Żadne cicho na Sądzie Bożym cały świat będzie wiedział, jakie zbrodnie popełniłem''—i dalej wyrzucał z siebie to, co stanowiło jego największą mękę. Gdy skończył i otrzymał rozgrzeszenie, uspokoił się zupełnie, wyciągnął ręce jakby do kogoś na przywitanie i ostatkiem sił krzyknął: ,,Dzięki Ci, Maryjo, Tyś mnie uratowała'', a złożywszy ręce na piersiach skonał. Namaszczenie otrzymał jako zmarły.
SZEŚCIOGODZINNA SPOWIEDŹ
Zrobiłyśmy z drugą siostrą porządek ze zwłokami, z łóżkiem i podłogą, żeby nikt więcej nie zaraził się. Umyłyśmy się same, przebrały chałaty i poszły do dalszych obowiązków, s. Cecylia na salę nr 10, a ja z powrotem na salę nr 5, gdzie oprócz Franka leżało jeszcze ośmiu ciężko chorych mężczyzn. Jakież było moje zdziwienie, gdy żaden z chorych nie leżał w łóżku, ale wszyscy pod łóżkami, z głowami nakrytymi poduszkami i materacami. Nawet chory na wyciągu, z kolanem rozbitym kulą dum-dum i ciężką raną na udzie, leżał pod łóżkiem, uwolniony ze stalowych drutów i obciążenia nogi. Kiedy zobaczyłam jego twarz, był do niepoznania zmieniony. Włosy białe, a oczy pod powiekami. Kurczowo trzymał materac na głowie i przeraźliwym głosem żądał księdza i to natychmiast. O księdza wołali też wszyscy inni.
W tej chwili posłałam sanitariuszkę, aby na bramie głównego budynku zaznaczyła na tablicy konieczną obecność księdza na oddziale, a sama przy pomocy sanitariuszek i sanitariusza z Sali operacyjnej wyciągaliśmy chorych i układali na łóżkach jak należy. Wszyscy byli przerażeni czekali na księdza, jak tonący na deskę ratunku. Przyszedł ks. Woroniecki, kapelan, 15 minut po 17. Ja trzymałam dyżur na korytarzu, żeby nikt nie przeszkadzał ani z kolacją, ani z wizytą lekarską. O godz. 23.15 wyszedł ks. kapelan na korytarz blady i oblany potem. Zapytał, co było na tej Sali, i jak długi upadł zemdlony na ziemię. Zobaczyły to dwie Rosjanki, nocne dyżurne i przybiegły pomóc mi ratować go, a potem położyć na wózku szpitalnym, aż do przyjścia do normy. Na plebanię odprowadzili księdza dwaj portierzy.
Na Sali nr 5 jeden szloch. O kolacji chorzy słyszeć nie chcieli. Prosili, żeby pomóc odprawić im pokutę i razem z nimi dziękować, że oni jeszcze żyją, że się mogli spowiadać, że ich szatani nie porwali do piekła, które widzieli na sali. Całą noc spędziłam z nimi na modlitwie i na przygotowaniu do Komunii Świętej. Rano, gdy zobaczyli księdza z Panem Jezusem, płakali głośno jak dzieci. Jak miłe musiały być te łzy Zbawicielowi, którego łaska odniosła tak wielkie zwycięstwo. Śniadania nie chcieli jeść, ale płacząc dziękowali za przeżyty wczorajszy dzień. Zrobiłam, co było konieczne na tej Sali i wybiegłam, żeby przygotować cały oddział do wizyty lekarskiej na godz. 8.
WIZYTA LEKARSKA
Wizyta zaczęła się od Sali nr 1-Profesor Karawanow, Rosjanin, i kilkunastu lekarzy narodowości polskiej, rosyjskiej i ukraińskiej. Słuchają co mówi profesor i serdecznie odnoszą się do chorych i do mnie. Kiedy wizyta lekarska weszła na salę nr 5, profesor zmarszczył brwi, oczami obszedł całą salę, a za nim zrobili to samo inni lekarze. Po chwili przyglądania się chorym w milczeniu, mówi do mnie gniewnym głosem:--Siostro Anno!. Tyle razy prosiłem, żebyście wszystkie zmiany, jakie robicie na oddziale, zgłaszali mi przed wizytą. Ja na to:--Nie rozumiem, panie profesorze, o co chodzi.—Jak to-mówi profesor-całą salę zmienić i nic nikomu nie zgłosić?—Odpowiadam:--Panie profesorze, ani jeden chory nie jest inny niż ci, co byli wczoraj i dawniej, wszyscy ci sami. Profesor:--nie poznaję ani jednego chorego. Adjunkt dr Liebhard mówi mi do ucha po polsku:--Siostro Anno, nie rób wariata z profesora, przecież ani jeden chory nie jest ten sam. Skądże siostra wzięła ośmiu chorych bez wiedzy lekarzy?.--Kartami temperatury i diagnozami, a także żelazami ze zdjętego wyciągu, przekonałam wszystkich o prawdzie moich słów.
Profesor zapytał, co był za powód, że wszyscy są tak zmienieni i mają białe głowy. Powiedziałam, że w związku ze śmiercią Franka odbyła się na sali jakaś piekielna scena, która wszystkich przeraziła, ale i nawróciła, dlatego pewnie są tacy inni. Bez słowa obeszli całą salę, a na korytarzu zmusili mnie prośbami do opowiedzenia tego, co było. W dużym skrócie opowiedziałam, co się działo, i że ksiądz się znalazł w nieoczekiwanej porze. i że po wyznaniu grzechów i rozgrzeszeniu Franek zaraz umarł. Na to profesor Karawanow:--Ot, jeden z wielu dowodów, że jest Bóg i że człowiek posiada duszę nieśmiertelną.
Po wizycie i operacjach zgłosili się do mnie trzej lekarze, dwóch Polaków i jeden Ukrainiec z prośbą o książeczki do nabożeństwa i o zastępstwo na dzień następny w rannych czynnościach, bo mogą się spóźnić, ponieważ pójdą do spowiedzi i Komunii Świętej, do której nie przystępowali od czasu złożenia matury.
PO NAWRÓCENIU
Na drugi dzień, gdy przyszli do pracy, byli przejęci i odmienieni, podobnie jak chorzy. Różańce i Cudowne Medaliki przyjęli z radością.
CO PRZRŻYLI CHORZY?
Po południu tego dnia miałam chwilkę czasu na rozmowę z chorymi na temat wczorajszego przeżycia. Wszyscy się przyznawali, że mieli powody znalezienia się w piekle i że tylko cudem nie zostali tam porwani. Przyznali się, że całe lata nie spowiadali się, jeden nawet 40 lat.
Najstarszy pacjent, bez nogi, urwanej przez granat, płakał z radości, że wczoraj nie wpadł do piekła, bo bardzo na nie zasłużył. Po Komunii Świętej bez przerwy modlił się o śmierć, żeby nigdy więcej już Pana Boga nie obrazić, ale mieć go w sercu jak dzisiaj. Modlitwa dziadka była widocznie miła Panu Bogu i została wysłuchana. Wieczorem tego dnia zasnął na wieki bez żadnej agonii. Inni chorzy na widok zmarłego dziadka z płaczem wołali, że i oni chcą dzisiaj umrzeć. Dopiero przypomnienie im o obowiązku pokuty i naprawy złego życia uspokoiło salę.
Pytałam chorych, jak wyglądał szatan. Zakrywali twarze rękami, a jeden z nich, inżynier, mówił, że to niemożliwe do opisania. Inteligencją przewyższa szatan wszystkich uczonych na świecie, a wygląd jego jest tak straszny, że lepiej ponosić wszystkie tortury na ziemi, niż wpaść w jego moc. Tak jak ludzie szatana malują, to są żarty.
Może warto zaznaczyć, że kapłanem, który słuchał spowiedzi Franka był karmelita, wyświęcony w owym miesiącu na kapłana. Przyjechał do Lwowa po studiach. Do szpitala z obiadem był wysłany o godz. 12, ale nie mógł od razu trafić. Przyszedł dopiero wtedy, kiedy Franek wołał: ,,księdza''. Widocznie Matka Najświętsza tak pokierowała jego krokami.
Anna Grzybowska
Siostrę Annę Grzybowską, szarytkę, znało kilka naszych zakonnic, które do tej pory żyją. Jej rodzona siostra Brygida (+26 II 1976) należała do naszego zgromadzenia SS. Zmartwychwstanek. Ostatnie lata spędziła w Wejherowie. S. Anna odwiedzała ją i pielęgnowała. Opowiadała wtedy o swoich nadzwyczajnych przygodach wojennych, które na prośbę naszych sióstr spisała.
S. M. Dorota Trybuła CR-.
14 II 1996
SAMOBÓJSTWO DUSZY
Mam 24 lata, od prawie czterech lat jestem mężatką i matką dwóch wspaniałych synków. Do 20 marca tego roku nie było miejsca dla Boga. Owszem, byłam chrześcijanką, ale tylko taką, która chodziła do kościoła po to, aby ,, mieć to z głowy''. Msza Św. była dla mnie jak seans w kinie: poszłam, wysłuchałam słów księdza i to wszystko. Zawsze po każdej spowiedzi przyjmowałam świętokradzką Komunię Św. Podczas sakramentu pojednania wciskałam Bogu bajaczki. Mówiłam to, co było dla mnie wygodne, no bo przecież jak wyznać przed księdzem-obcym człowiekiem-te prawdziwe grzechy?... Gdy wychodziłam z kościoła, cieszyłam się, że już po wszystkim.
20 marca tego roku dzięki Bożej łasce tak prawdziwie przeżyłam rekolekcje. Przystąpiłam do sakramentu pojednania, pierwszy raz wyznałam szczerze swój jedyny i tak bardzo wtedy bolesny grzech-że zdradziłam swojego męża.
Na początku wydawało się nam, że wszystko jest dobrze. Rozumieliśmy się bez słów. Potem dziecko, no i oczywiście przyśpieszony ślub. 3 lata późnie kolejny dar macierzyństwa. Pracowaliśmy, wychowywaliśmy dzieci, kochaliśmy się niezakłóconą małżeńską miłością.
Ostatnie Boże Narodzenie było przełomem. Mąż przestał ze mną rozmawiać, traktował mnie jak powietrze. Nie rozumiałam, dlaczego tak się dzieje. Nie było przecież żadnej kłótni, żadnych powodów. I wtedy się dowiedziałam, że w jego życiu jest inna kobieta. Wkradła się jak złodziej, zabrała nam nasze szczęście i wzajemne zaufanie. Bolało strasznie; długo płakałam, stałam się wrakiem człowieka. Wówczas jeszcze nie nawróciłam się do Boga. Nie podniosłam oczu ku Niemu, nie krzyknęłam: ,,Boże, ratuj naszą miłość!''....
I wtedy poznałam kogoś w sieci- zabawnego, mądrego i tak dobrze mnie rozumiejącego mężczyznę. Po trzech tygodniach bycia ze sobą w wirtualnym świecie postanowiliśmy się spotkać. No i stało się: zdradziłam mężczyznę, z którym Bóg połączył mnie świętym węzłem małżeńskim.... Naiwnie wierzyłam, że gdy to zrobię, poczuję satysfakcję, poczuję się lepiej. Jednak wcale nie było lepiej-było nawet dużo gorzej niż przedtem.
Od tamtej chwili gdy to zrobiłam, coś we mnie umarło. Nie rozumiałam tego stanu; dopiero ksiądz uświadomił mi, że w ten sposób popełniłam samobójstwo duszy.
Podczas spowiedzi naprawdę pierwszy raz w swoim życiu szczerze żałowałam grzechu. To była kojąca spowiedź. Ksiądz wysłuchał mnie spokojnie, po czym powiedział: ,,Nie potrzebujesz faceta- ty potrzebujesz Boga, który zawsze może cię przytulić i otrzeć twoje łzy, jeśli tylko mu na to pozwolisz';'.
CUDZOŁÓSTWO JEST WIELKIM GRZECHEM.
Jest jak bagno, z którego bardzo trudno wydostać się samemu, ale wiem, że jeśli pozwolę na to Bogu, On, mocno trzymając mnie za rękę, wyciągnie mnie z niego.
,,Nie potrzebujesz faceta-ty potrzebujesz Boga...''-kilka prostych słów, a w moim sercu dzięki nim rozlała się Boża miłość... Od dnia tamtej spowiedzi modlę się za tego księdza, aby miłosierny Bóg udziela mu swojej łaski. By mógł on pomagać innym ludziom, tak jak pomógł mnie. Z tego miejsca również składam Bogu wielkie podziękowanie za to, że postawił na mojej drodze tego kapłana. To właśnie za jego pośrednictwem Bóg otworzył mi oczy. Dziś wiem, że dla Jezusa jestem jedyna, ważna i bezcenna. On nigdy mnie nie odtrąci. Nie chce kolejny raz popaść w grzech, ale wiem też, że nawet jeśli znów zejdę z drogi Pana, On zawsze będzie na mnie czekał.
Szatan ma wielką moc. Popatrzcie-swoim egoistycznym grzechem zraniłam nie tylko swoją rodzinę, ale również bliskich mężczyzny, z którym to zrobiłam. Oni też cierpią przeze mnie. Jeden grzech zranił i zawiódł zaufanie tylu osób...
Teraz się nawracam, czuję Bożą moc i miłość. Przede mną jeszcze jeden wielki i trudny krok. Muszę wyznać tę ohydną zdradę swojemu mężowi. Wiem, że będzie bardzo ciężko, ale ufam Bożemu miłosierdziu i wierzę, że z Bożą pomocą dam radę.
Nie chcę męża osądzać, potępiać. Bóg obdarzył mnie wielką łaską-wybaczyłam. Tak, mąż zdradził mnie pierwszy, ale rozumiem też swoją winę: że nawet nie próbowałam zrobić nic, co mogłoby uratować naszą miłość. Wybrałam najłatwiejszą drogę-odpłaciłam pięknym za nadobne...(tak jest też jak jest odwrotnie, gdy żona zdradzi pierwsza, nie powinna dopuścić, żeby mąż też to zrobił, bo będzie to wyglądało podobnie jak u mnie, to nie da satysfakcji wcale, tylko zabije duszę, po prostu popełnia się samobójstwo duszy).
Teraz widzę, jak wielką jestem grzesznicą. Powoli wracam do swojego Mistrza. Tak, chcę, by Chrystus był moim osobistym Mistrzem i prowadził mnie przez życie. Wiem, że to droga długa i pełna szatańskich zasadzek, ale wierzę też, że z Bożą pomocą mi się to uda. Chcę, żeby Jezus już zawsze był ze mną, żeby mnie ustrzegł przed kolejnym upadkiem. Dziś ze spokojnym sumieniem mogę powiedzieć, że kocham Chrystusa, że pragnę Jego bliskości i że wciąż na nowo, uparcie Go szukam. Wreszcie otworzyłam Bogu drzwi do swego życia i nie chcę, aby był On w nim tylko gościem. Żyję już 24 lata, a dopiero 21 marca tego roku po raz pierwszy w życiu przeżyłam całą sobą Mszę Św. To cudowny stan czuć Boga tak blisko.
Kochana Redakcjo! Gorąco proszę o wydrukowanie mego listu. Niech będzie on przestrogą dla każdego małżeństwa przed tym, jak łatwo jest wpaść w sidła zła. Jak łatwo osądzamy kochanych, bliskich nam ludzi, zapominając, że królestwo Boże trzeba najpierw budować we własnych sercach.
Kochani Bracia i Siostry połączeni świętym węzłem małżeńskim!. Módlcie się razem, razem chodźcie do kościoła, razem przystępujcie do sakramentu pojednania i razem przyjmujcie Komunię Św. Zawierzcie swoje małżeństwo, swoje dzieci i całe rodziny miłosiernemu Jezusowi. To jest bardzo ważne po to, byście mogli budować swój domowy Kościół. Bądźcie zawsze z Chrystusem w dobrych i złych chwilach, a przezwyciężycie wszystkie pokusy szatana.
Dziś jestem taka szczęśliwa. Kocham Boga i do końca swego życia chcę w tym trwać. Wiem też, że Bóg również mnie kocha i że zawsze tak będzie. Niezależnie od tego, ile jeszcze grzechów popełnię (choć nie chcę tego robić), zawsze będę mogła do Niego wrócić, a On nigdy mnie nie odrzuci i zawsze przygarnie mnie do siebie.
Bóg kocha nas wszystkich miłością najpotężniejszą na świecie. Dla takiej miłości warto żyć!.
Nawrócona
Dramatyczna walka szatana z człowiekiem sięga największych pokładów naszego istnienia: strefy płciowości, rodziny i małżeństwa. Jesteśmy świadkami ciągłego pomniejszania wartości rodziny w społeczeństwie, a świeckie media zachęcają do niewierności, do przypadkowych kontaktów seksualnych, a w konsekwencji-do zburzenia małżeństwa i rodziny. Jako ludzie wierzący powinnyśmy doceniać ogromny dar, który otrzymaliśmy od Stwórcy i który Pan Jezus poniósł do godności sakramentu.
Pismo Święte ostrzega: ,,napominamy was, abyście nie przyjmowali na próżno łaski Bożej''. Korzystajmy więc z tej łaski, jaką jest sakrament małżeństwa, i walczmy o nie rozerwalność związku małżeńskiego, zgodnie z nauką Jezusa. Nie chodzi przecież o jakieś tam ludzkie wymysły, które miałyby rzekomo utrudniać życie. Chodzi o wolę Boga względem małżonków, jak napisał św. Paweł: ,,Tym zaś, którzy trwają w związkach małżeńskich, nakazuję nie ja, lecz Pan; żona niech nie odchodzi od swego męża! (...) Mąż również niech nie oddala żony''. To nie księża ustanowili nierozerwalność małżeństwa. Ustanowił to sam Bóg, nasz Stwórca i Zbawiciel, który przez sakrament małżeństwa chce nam błogosławić.
Jest oczywiste, a nawet normalne, że małżonkowie przeżywają trudne chwile, konflikty, problemy. To jest nieodłączny element naszego ludzkiego życia. Ośmielam się nawet stwierdzić, że wiara w Boga, gorliwa modlitwa i ciągłe przyjmowanie Eucharystii nie zapewnią nikomu ,,bezproblemowego'' życia, lecz to jest bardzo wielką pomocą w życiu. Gdyby nie było wiary w Boga nie wytrwalibyśmy w tym. Jezus wyraźnie uczy, że ludzie, którzy Mu zaufali, będą napotykać w życiu różne trudności. Jednocześnie obiecuje, że posłuszeństwo Jego słowom gwarantuje rozwiązanie każdego problemu: ,,Pokażę wam, do kogo podobny jest każdy, kto przychodzi do Mnie, słucha słów Moich i wypełnia je. Podobny jest do człowieka, który buduje dom: wkopał się głęboko i fundament założył na skale. Gdy przyszła powódź, potok wezbrany uderzył w ten dom, ale nie zdołał go naruszyć, ponieważ był dobrze zbudowany''. Warto więc podjąć wysiłek posłuszeństwa Jezusowi, przyjąć do wiadomości, że On ma zawsze rację oraz że ma także moc uzdrawiać nas z naszych boleści i rozwiązywać nasze problemy. Warto odrzucić nawet wszelką myśl o zdradzie, rozwodzie lub o innych rzeczach, które mogą zagrażać jedności małżeńskiej. Warto podjąć wysiłek modlitwy w intencji małżeństw, szczególnie tych, które przeżywają kryzys.