502

The Telegraph Kryzys euro pozwoli Niemcom zbudować imperium. Ich polityczni liderzy stracą ich polityczną legitymacje podobnie jak beznadziejny George Papandreou z Grecji, staną się lokalnymi reprezentantami odległej władzy, The Telegraph Kryzys euro pozwoli Niemcom zbudować imperium. Dosłownie przed kilkoma dniami ukazał się w The Telegraph artykuł Petera Oborne'a , głównego analityka politycznego tej gazety pod tytułem „ Kryzys euro pozwoli Niemcom zbudować imperium, o którym od zawsze marzyli „ ( The euro crisis will give Germany the empire it’s always dreamed of). Pozwoliłem sobie przetłumaczyć jego tezy. Peter Oborne „W rzeczywistości kryzys roku 1929 rozwinął się w dekadę ekonomicznego upadku na prawie całym świecie, przyczyniając się do upadku Republiki Weimarskiej i ułatwiając drogę wzrostu niemieckiego faszyzmu.”...”Warto dodać, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy nie powinien być postrzegany, jako bezstronny arbitrem. Teoretycznie jego odpowiedzialność rozciąga się na cały świat, ale faktycznie stał się zabawką” reakcyjnej europejskiej elity” (reactionary European elite), której najnowsza manifestacją, przejawem jest najnowszy dyrektor IMF Christnie Lagarde ( wyjątkowo nieprzyjemny, zachowawczy wybór.) „...” Poprzez zatwierdzenie ogromnych funduszy pomocowych, które mają zapobiec upadkowi peryferyjnych członków Unii Europejskiej (głownie, aby zapobiec rozprzestrzenieniu się na Włochy i Hiszpanie), eurostrefa zrobiła decydujący krok w kierunku stania się unią podatkową. Do tej pory takie porozumienie było zatwierdzane przez narodowe parlamenty, wczorajsze można było porównać do sabatu czarownic, po którym Europa zrzeknie się, przestanie być z wyjątkiem jakiś resztówek zbiorem państw narodowych. Otrzymają jeden ekonomiczny rząd, jedna walutę, jedna politykę zagraniczną.. Integracja będzie tak zupełna, że podatnicy w większości prosperujących krajów będą płacić na socjalny system i system emerytalny upadających państw Europy. „...” Jest do pomyślenia, że wczorajsze negocjacje mogą rzeczywiście uratować euro zonę, ale, co jest warte zatrzymania się na chwile, przemyślenia konsekwencji europejskiej fiskalnej unii. Pierwsza oznacza ekonomiczne zniszczenie większości europejskich południowych krajów. I rzeczywiście ten proces jest już bardzo zaawansowany. Z powodu swojego członkostwa w eurozonie peryferyjne państwa, takie jak Grecja i Portugalia w rosnącym stopniu Włochy i Hiszpania poddane są procesowi wymuszonej deindustrializacji, uprzemysłowienia. Ekonomiczna suwerenność zostanie całkowicie zniszczona, zostaną sprowadzone do pozycji państw wasalnych, i będą się cieszyć taką samą rolą, jaka cieszyły się europejskie kolonie w XIX i XX wieku. Będą dostarczać taniej siły roboczej, nieprzetworzone surowce i materiały, produkcje rolną oraz przygotowany rynek zbytu dla dóbr i usług dostarczanych przez bardziej produktywnych i wydajnych północnych Europejczyków. Ich polityczni liderzy stracą ich polityczną legitymacje podobnie jak beznadziejny George Papandreou z Grecji, staną się lokalnymi reprezentantami odległej władzy, którzy zostaną zmuszeni do wprowadzenia ekonomicznego programu w całych krajach w zamian za ogromne finansowe subsydia. Wkrótce wszystkie te kraje stoczą się w prymitywny przestarzały model ekonomiczny. Niemcy tymczasem są zajęte w przekształcaniu się w jedna z najbardziej dynamicznych i wydajnych gospodarek świata. Pomimo ich grymasów, dla Niemiec pomoc programy pomocowe są warte każdego wydanego grosza, ponieważ to zapewnia im tanio rynki zbytu dla ich przemysłowej produkcji. Wczorajszy sabat czarownic Unii Europejskiej oznacza zbliżenie się Niemiec do realizacji marzenia Bismarcka o niemieckim ekonomicznym imperium rozciągającym się od Centralnej Europy po wschodni basen Morza Śródziemnego. (źródło)

Tekst jest tak mocny, że aby nie zaciemniać jego wymowy nie dodam komentarza. Poza jednym pytaniem. Jakiż to polski lider traci polityczną legitymacje i staje się lokalnym reprezentantem odległej władzy? Marek Mojsiewicz

Zakamuflowany wojewoda z RAŚ. "Bałagan w dokumentacji RAŚ świadczy, że z tą opcją niemiecką to chyba rzeczywiście nieprawda". Jak można było przeczytać na plakatach RAŚ współorganizatorem Marszu Autonomii było Stowarzyszenie Absurdalny Kabaret. To najbardziej logiczne wytłumaczenie tajemnicy członkostwa wojewody Zygmunta Łukaszczyka w organizacji autonomistów. Wersje, że wojewoda ma krótką pamięć lub liderzy RAŚ kłamią są znacznie mniej zabawne. „Nieznani sprawcy" mający jakiś dostęp do ewidencji członków stowarzyszenia RAŚ poinformowali dziennikarzy katowickiej „Gazety Wyborczej", że wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk jest członkiem RAŚ. Jerzy Gorzelik twierdzi, że stało się to podczas festynu w 2001 r., podobno są także inni świadkowie. Stanowczo zaprzecza wojewoda, utrzymując, że do RAŚ nie wstępował i domaga się okazania deklaracji członkowskiej ze swoim podpisem. Po czym na zakończenie władze RAŚ oświadczają, żeby ich to tej sprawy nie mieszać. „Sekretarz zarządu RAŚ Michał Buchta powiedział, że nie wiadomo, czy dokument, którego domaga się wojewoda, jeszcze istnieje. - Będziemy go oczywiście szukać. Dla nas najważniejszy jest rejestr członków, w którym ponad wszelką wątpliwość figuruje nazwisko obecnego wojewody. Mamy też świadków, że Łukaszczyk podpisał deklarację." (za katowicką „Gazetą Wyborczą"). Bałagan organizacyjny panujący w dokumentacji RAŚ świadczy, że z tą opcją niemiecką to chyba rzeczywiście nieprawda. Za członka partii czy stowarzyszenia uznaje się osobę, która podpisała deklarację oraz prowadzi czynną działalność i opłaca składki. Świadkowie nie zawsze mówią prawdę, a każdy dowolny rejestr sobie może sporządzić. Ciekawi mnie jak to było z opłacaniem składek przez członka Łukaszczyka na RAŚ. A deklaracje członkowskie wypadałoby zachować – ja mam nadal segregator z deklaracjami członków Porozumienia Centrum w dawnym województwie katowickim. Ewidentny brak entuzjazmu ze strony wojewody dla koalicjanta pokazuje, że PO chyba dojrzewa do zmiany koalicjanta po wyborach parlamentarnych. SLD na Śląsku na pewno nie będzie chciało pozostać w opozycji. Chociaż wojewoda był nominatem wicepremiera Grzegorza Schetyny narzuconym liderowi śląskiej PO Tomczykiewiczowi – kandydatem najsłynniejszego mieszkańca Pszczyny na wojewodę był obecny marszałek Adam Matusiewicz. W 1981 r. w „Kabarecie pod Egidą" opowiedziano, że w Chińskiej Republice Ludowej w ramach karania za udział w tzw.bandzie czworga wprowadzono pośmiertne wykluczenia z partii komunistycznej. Jak słusznie zauważyli artyści, prawdziwe nieszczęście nastąpi wtedy, gdy zacznie się pośmiertne przyjmowanie. Mam wrażenie, że niektórzy chcieli zapisać do RAŚ ostatniego wójta Katowic Kazimierza Skibę, śląskich noblistów czy Barbarę Blidę – jak w absurdalnym kabarecie. Zarząd RAŚ oficjalnie wykluczył ze stowarzyszenia wojewodę Łukaszczyka, który twierdzi, że nigdy tam nie należał. Wygląda to na pośmiertną zemstę Stanisława Barei na Kutzu za ataki w okresie PRL-u. Może Andrzej Roczniok w Narodowej Oficynie Śląskiej oprócz komiksów „Kajka i Kokosza" na gwarę także powinien „Misia" przełożyć – to może być większy sukces niż „Niewolnica Isaura" po śląsku. Piotr Pietrasz

Projekt Ślązak...ta zniewaga ...Nie można milczeć! Chciałoby się zacząć tak jak podpowiada serce...czyli stanowczo i niecenzuralnie. Jednak Śląska dusza to nie tylko serce - ale przede wszystkim siła namysłu i przemyślana reakcja. Oczywiście prowokacja Kazimierza Kutza i Jego Przyjaciół...na pierwszy rzut oka (słuchanie to już masakra) skłania do prostego stwierdzenia „ta zniewaga - krwi wymaga"). Pierwsza refleksja to jasne stwierdzenie, że nieobecni w debacie publicznej nie mają racji. Czas zerwać z narzuconym przez PO i PIS jałowym sporem o śląskość, który niestety Ruch Autonomii Śląska wyzyskuje politycznie czyniąc widocznym coraz bardziej karykaturalny obraz Górnego Śląska w medialnym przekazie i to mimo ogromnych zmian na Śląsku, jakie miały miejsce w ostatnich 70 latach! Gdy słucha się wielkiego i zasłużonego reżysera Kazimierza Kutza - twarz polityczną ruchu Poparcia Janusza Palikota oraz Ruchu Autonomii Śląska Jerzego Gorzelika to nawet jak pokazał w debacie w Warszawie zorganizowanej przez Gazetę Wyborczą trudno słuchać narzekań na krzywdę śląską okresu międzywojennego Kamilowi Durczokowi!... Te czasy już Panie Kazimierzu dawno minęły! Minęły również czasy prześladowań gwary śląskiej okresu PRLu...Dzisiaj jesteśmy u siebie i trudno, aby nadal mieszkańcy Górnego Śląska przepraszali za I Sekretarza Edwarda Gierka czy za utworzony przez PZPR Uniwersytet jakby niektórzy zapewne chcieli...Tam pracuje ogromnie wielu wspaniałych wykładowców! Dzisiaj śląskość to coś więcej niż narodowość - to obywatelskość - czyli troska o dobro wspólne i etos pracy. To coś, co często mieszkańców Górnego Śląska. Dzisiaj czerpiemy na śląsku z tradycji Niemiec - tj. szacunku do pracy i szacunku dla własności, z tradycji czeskiej czerpiemy poczucie humoru i radość życia. Polska to ogromna odwaga i przywiązanie do religii. Czerpiemy także z tradycji żydowskiej jesteśmy innowacyjni intelektualnie i bardzo przedsiębiorczy! My tutaj na Śląsku niemal zawsze byliśmy w centrum Europy i dobrze nam z taką wielowiekową tradycją Ruch Autonomii ma wiele zasług w budzeniu siły mieszkańców Górnego Śląska w ostatnich 20 latach, ale obecny pomysł autonomii RAŚ to wpisywanie się w to, co najgorsze w Unii Europejskiej, czyli rozrost biurokracji i wiara w redystrybucję dochodów ludności, a nie to co najlepsze w tej tradycji - czyli swobodę gospodarczą i wolność zamieszkania! Mi znacznie bliżej do Ojców założycieli i tradycji Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, a nie przemądrzałej Unii Europejskiej, w której jest coraz mniej wolności i myśli się o ujednolicaniu podatków, a sprzeciw wobec aborcji jak ostatnio informują jest ponoć sprzeczny z wartościami europejskimi! Panie Kazimierzu, młodzi ludzie urodzeni na Śląsku nie mają poczucia krzywdy, ale poczucie dumy z urodzenia i życiu na Śląsku! Większość ludzi jest w naturalny sposób dumna z Powstańców, którzy w powstaniach walczyli o wolność i podmiotowość oraz uważali, że te wartości można realizować w tradycji Polskiej - czyli tradycji poszanowania praw jednostki i szacunku dla wieloetniczności - Jurku Gorzeliku przyznaj, że i historia przyznała im rację - bo to Polacy, jako pierwsi walczyli z komunizmem i nazizmem! Współczesna Europa - ta Ojców założycieli wspólnoty europejskiej właśnie po II wojnie była budowana na tradycji chadeckiej i sprzeciwie wobec komunizmu i nazizmu! To wielcy Konrad Adenauer, Robert Schuman czy też Alcide de Gasperi dali nowego ducha Europie po II wojnie światowej! Niezwykły list biskupów Polskich do biskupów Niemieckich zbudował Nam trwały fundament współpracy Polsko - Niemieckiej! I to pomimo różnych zachowań polityków w Niemczech, czy też w Polsce! To wielka szansa dla Nas młodych! Żyjemy także po epoce Jana Pawła II, który domagał się dla narodów europejskich budowania na prawdzie i wartościach, na tym, co nas łączy a nie dzieli. Przyznam, że z coraz większym niezrozumieniem słucham sztucznego dzielenia mieszkańców Śląska przez RAŚ, bo jesteśmy dumni, że wspólnie od setek lat żyją tutaj Niemcy, Polacy, Żydzi, Czesi, a także Ormianie i Ukraińcy i że śląskość to coś, co łączy mieszkających tutaj ludzi, a nie dzieli! Współczesny Górny Śląsk to województwo, w którym są wspaniali mieszkańcy Podbeskidzia, Ziemi Częstochowskiej, czy też kultywujący swoją odrębność i czerpiący z niej siłę mieszkańcy Zagłębia.

Jeszcze raz chcę podkreślić, że cenię wcześniejsze działania Jerzego Gorzelika - ale wpisanie jego aspiracji politycznych w wyniszczający spór PO i PiS uważam za gorszące politykierstwo i coś szkodliwego dla województwa śląskiego! Przecież na śląsku przeważają apartyjni prezydenci, że wymienię Prezydenta Uszoka w Katowicach, Prezydenta Frankiewicza w Gliwicach i wielu innych, a kończąc na Prezydencie Dutkiewiczu w historycznej stolicy całego Śląska - Wrocławiu! Przecież tak różne postacie jak śp. prof. Zbigniew Religa, Krystyna Bochenek, Grzegorz Dolniak, czy też Sławomir Skrzypek - wyrosłe z tradycji śląskiej lub przyjęte do tej tradycji nie ulegały zanadto politykierstwu i dbały od dobro wspólne całej naszej wspólnoty. Dziś widzimy i odczuwamy ich brak. Panie Kazimierzu nie mnie Pana oceniać, ale firmowanie takich przedsięwzięć to gorzej niż wstyd to po prostu niewybaczalny błąd! Śląsk się budzi. Kocham ten klimat i tych wyjątkowych ludzi! Przyjaciele działajmy, nic o Nas bez Nas! A ta melodia niechaj zabrzmi jak sygnał pobudki. Bo Śląsk to wszak MY wszyscy– mieszkańcy tej jedynej i niepowtarzalnej krainy Aleksander Z. Zioło

Norweska zbrodnia. Piszcie kochani o pół tonu niżej. To nie powinna być okazja do ideologicznego mordobicia Siedzę przed telewizorem, oglądam programy informacyjne. Z powodu wakacji dopiero dziś dotarły do mnie rozmiary tego zdarzenia. Ale zdążyłem już zwiedzić rozmaite internetowe portale. I to nie jest przyjemne doświadczenie. To prawda, wszyscy przyzwyczailiśmy się do reagowania na gorąco. Zdarzenia dramatyczne, czasem okrutne, stają się dla nas tworzywem do rozważań nieraz czysto politycznych, gdy zatrącają o politykę. A sposób relacjonowania przez media elektroniczne zachęca nas jeszcze do twardości w ocenach. Oto TVN-owskie Fakty traktują już krzyk kobiety na norweskiej wyspie, być może matki którejś z ofiar, jako swoisty przerywnik, niemal dżingel puszczając po kilka razy. Liczba bzdur, jakie przy okazji padły, jest horrendalna. Znany lewicowy bloger ogłasza, że czas się przyjrzeć prawicowemu ekstremizmowi także i w Polsce. Pada nazwisko Tomasza Terlikowskiego, który zapewne – to już mój komentarz - ma w domu arsenał. Skądinąd partia, do której należał sprawca była prawicowa w tym sensie, że przeciwstawiała się nieograniczonej imigracji, – co samo w sobie może inspirować do zbrodni jak każdy inny pogląd wymierzony przeciw komuś (na przykład przeciw bogatym). Ale na przykład lider "holenderskiej antyimigracyjnej prawicy" Pim Fortuyn był proaborcyjnym gejem i zwolennikiem legalności narkotyków. Wole się, więc dowiedzieć więcej, a nie wyrokować na podstawie strzępków. Ale niechby i morderca był, jak zdążono już ogłosić, „chrześcijańskim fundamentalistą". Zwłoki zabitych jeszcze nie ostygły, a tragedia służy dziesiątkom rozszczebiotanych komentatorów, jako pretekst do kolejnej łupaniny, rozprawy, na razie słownej, z nielubianymi kierunkami ideowymi. Czekam tylko aż Waldemar Kuczyński, Stefan Bratkowski lub ktoś inny zażądają delegalizacji PiS. Ów bloger wspierany przez innych twierdzi, że terroryzm prawicowy był zawsze większym problemem od lewicowego. Pisze to w Europie międzywojennego komunistycznego terroryzmu, a potem Czerwonych Brygad i Baeder Meinhoff, w gruncie rzeczy także radykalnej społecznej, choć narodowej ETA, i wielu innych tego typu zjawisk. I w Polsce, gdzie w ostatnich latach jedyną ofiarą politycznego terroryzmu był członek PiS zabity przez członka PO. Ale pewne rozczarowanie budzą też głosy z drugiej strony. Oto lubiany przeze mnie prawicowy bloger, na ogół do bólu rozsądny, funduje nam rozważania, czy norweska socjaldemokracja powinna przyjmować do swojej młodzieżówki tak młodych ludzi, właściwie dzieci. Może to i ważne pytanie, ale czy w kilkanaście godzin po zbrodni? To przypomina znaną sytuację: umalowana kobieta wyrusza nocą na miasto, ginie okrutnie zgwałcona i zamordowana i już nad jej trupem nieomal najważniejsze zaczynają się rozważania dotyczące jej stroju. Ba, i ta analogia nie jest do końca celna. Bo taką kobietę można od biedy uznać za kogoś, kto „prowokuje”, (choć bałbym się takich rozważań, zwłaszcza zaraz po zbrodni, bo brzmią jak usprawiedliwienie winnego). A przecież gdyby obóz składał się powiedzmy z ludzi powyżej lat 18, to nie powstrzymałoby zdeterminowanego zabójcy. Jemu nie o wiek ofiar chodziło, a pomstę na ideowych wrogach. W tych rozważaniach z kolei niechęć do norweskich socjaldemokratów przebija tak mocno, że robi wrażenie jakiejś upiornej sugestii: sami są sobie winni. Nie przepadam za współczesną skandynawską lewicą. Ale na miły Bóg, przynajmniej z manifestowaniem tej niechęci zaczekajmy. Tu przecież oni są ofiarami. I nie budujmy takiego nastroju, że podobne rozważania pozwalają nam prawie zapomnieć o samej zbrodni. Jeszcze jedna głupota wyczytana w internecie: do zamachu doszło, dlatego, że nie ma tam kary śmierci. Nie podoba mi się to, że sprawcy grozi najwyżej 21 lat więzienia, to absurd. Ale Norwegia bez kary śmierci to jeden z najspokojniejszych krajów, podczas gdy w USA z karą śmierci takie strzelaniny są reguła, co parę lat. Po co formułować śmieszne związki przyczynowo-skutkowe. Piszę to, jako człowiek skłaniający się do poparcia kary śmierci, w takich przypadkach jak ten. Internet ciszy nie znosi. Ale błagam - mówmy, (czyli piszmy) o pół tonu niżej. Piotr Zaremba

Bierut nielepszy od Hessa. "Aleje zasłużonych na każdym cmentarzu są szczególnymi miejscami" Grób jednego z najbliższych współpracowników Adolfa Hitlera, Rudola Hessa, w jego rodzinnym mieście Wunsiedel został usunięty z cmentarza, ponieważ stał się celem licznych pielgrzymek neonazistów. Szczątki zastępcy kanclerza III Rzeszy Niemieckiej, (którego ucieczka do Wielkiej Brytanii w czasie wojny do dzisiaj budzi spory wśród historyków) ekshumowano, skremowano i wrzucono do morza. A ja, czytając tę informację, zastanawiam się, jak długo jeszcze w alei zasłużonych cmentarza Powązkowskiego w Warszawie będą spoczywać prominentni przedstawiciele komunistycznego reżimu PRL, w tym zbrodniarze mający na rękach krew rodaków - bohaterów walk o niepodległość Rzeczypospolitej.

O ich usunięcie stamtąd apelowały już w połowie lat 90 ubiegłego wieku Liga Republikańska oraz Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie. Nie chodziło nam o tak drastyczne kroki, jakie podjęto wobec doczesnych szczątków Hessa w Niemczech, ale o przeniesienie ich trumien do rodzinnych grobowców lub na peryferia Powązek. Niestety, nasze starania pozostały bez rezultatu. Dlaczego domagaliśmy się takiej reakcji władz III RP? Ponieważ aleje zasłużonych na każdym cmentarzu są szczególnymi miejscami, w których społeczeństwo odbiera lekcję historii. Co mają, więc myśleć Polacy, widząc obok mogił bohaterów, często zamęczonych w komunistycznych więzieniach, okazałe grobowce ich katów? Najwyższy już czas, aby godnie, spokojnie, bez emocji, po chrześcijańsku, ale zdecydowanie i w zgodzie z prawdą historyczną załatwić tę sprawę – jeden z wielu remanentów po epoce PRL.

Jerzy Bukowski

Pogrzebany mit Niemieccy policjanci, podobnie jak Wehrmacht, przez lata uchodzili za ludzi mających czyste ręce.

Niemieccy policjanci W nocy 3 lutego 1942 roku Edith Czekowsky próbowała uciec z otoczonego wysokim murem łódzkiego getta. "Strzeliłem i zabiłem ją", napisał w protokole policjant, który patrolował okolicę, a jego przełożony potwierdził konieczność użycia broni. Protokół opisujący to zdarzenie jest jednym z eksponatów wystawy, którą do końca lipca można oglądać w Niemieckim Muzeum Historycznym w Berlinie. Wystawa "Porządek i zagłada" ("Ordnung und Vernichtung") nie wzbudza takich emocji jak ekspozycja o zbrodniach Wehrmachtu przed szesnastu laty. Tamta zniszczyła mit czystego Wehrmachtu, ta opowiada o tym, jak zwykli Niemcy w policyjnych mundurach stali się w czasach nazistowskich mordercami.

Uwikłani w zbrodnie Przez lata Niemcy byli przekonani, że w trakcie II wojny światowej policjanci byli posterunkowymi lub specjalistami od przestępstw kryminalnych, co potwierdza doktor Wolfgang Schulte, jeden z kuratorów wystawy. Trybunał w Norymberdze uznał za organizację przestępczą tylko gestapo (tajną policję państwową), tymczasem także policja porządkowa (Orpo) i kryminalna (Kripo) już w latach 30. były zaangażowane w umacnianie nazistowskiego reżimu."Historia uwikłania policji w zbrodnie nie zaczyna się wraz z dojściem Hitlera do władzy" - czytamy w katalogu wystawy. Historyk Patrick Wagner podkreśla, że bez dobrze wykształconej armii policyjnej naziści nie osiągnęliby tak szybko sukcesu. W 1933 roku co czwarty policjant należał do NSDAP, a w niektórych landach co drugi. Udziałowi policjantów w machinie przemocy III Rzeszy postanowili przyjrzeć się historycy z Niemieckiego Muzeum Historycznego oraz Wyższej Szkoły Policji w Münster. Na 900 metrach kwadratowych w siedmiu działach wystawiono ponad 500 eksponatów.

Wyszukiwanie ukrywających się Żydów Opowieść rozpoczyna się w czasach Republiki Weimarskiej, gdy policja krwawo tłumiła zamieszki w Saksonii, Hamburgu czy Zagłębiu Ruhry. Wówczas powstały freikorpsy, ochotnicze formacje paramilitarne założone przez zdemobilizowanych żołnierzy do walki z oddziałami robotniczymi. W późniejszym czasie skrajnie prawicowi dowódcy freikorpsów stanowili trzon kadry oficerskiej policji. Kolejne działy poświęcone są początkom dyktatury i nowej roli policji w hitlerowskim aparacie władzy. Haniebną kartę policjanci zapisali w czasie nocy kryształowej 9 listopada 1938 roku, gdy pilnowali, aby nikt nie gasił płonących synagog. Kripo pomagało w wyszukiwaniu ukrywających się Żydów i Cyganów. - Uprawnienia policji narodowosocjalistycznej nie wynikają z litery poszczególnych ustaw, lecz z rzeczywistości narodowosocjalistycznego państwa pod przewodnictwem führera i zadań postawionych przez kierownictwo. Dlatego uprawnień policji nie mogą ograniczać bariery natury formalnej - mówił Heinrich Himmler, którego w 1936 roku Hitler powołał na szefa policji w III Rzeszy.

W cieniu Gestapo Wraz z wybuchem II wojny światowej policji przybyło nowych zadań. Funkcjonariusze służą w obronie przeciwlotniczej, pilnują robotników przymusowych i tępią w zarodku wszelką działalność opozycyjną. Wystawa kładzie nacisk na zbrodnie popełniane na terenach okupowanych od 1939 roku. Funkcjonariusze Schupo (policja ochronna) czy Orpo nosiły mundury podobne do wojskowych, a działający po cywilnemu w Kriminalpolizei (policja kryminalna) ginęli w cieniu gestapo, choć byli równie groźni. Od napadu Hitlera na Rosję w 1941 roku policja dopuszczała się morderstw na Żydach w Europie Wschodniej, prześladowała partyzantów, mordowała ludność cywilną. Najbardziej mroczny rozdział w historii brunatnej policji zapisały bataliony działające na tyłach frontu. Ich członkami byli szeregowi funkcjonariusze policji, żołnierze i ochotnicy, którzy z powodu podeszłego wieku nie zostali wcieleni do Wehrmachtu. Do ich obowiązków należało pilnowanie porządku na okupowanych ziemiach, walka z ruchem oporu, pomoc w likwidacji żydowskich gett, kontrola transportów więźniów do obozów koncentracyjnych. Epilog wystawy dotyczy traktowania sprawców przestępstw wojennych przez społeczeństwo po 1945 roku. Po wojnie większość brunatnych funkcjonariuszy zasiliła szeregi policji w Niemczech Zachodnich. Przedstawiali się jako zwykli posterunkowi lub apolityczni specjaliści od przestępstw kryminalnych, a tacy "potrzebni zawsze i wszędzie".

Zwykli ludzi Na wystawie można obejrzeć policyjne sprawozdania, zdjęcia, listy, wycinki z gazet, ulotki czy legitymacje służbowe. Z wielu fotografii patrzą uśmiechnięte twarze policjantów. Byli rzemieślnikami, urzędnikami, sprzedawcami. Mieli rodziny, dzieci, przyjaciół. Byli całkiem zwykłymi ludźmi, którzy służyli narodowemu socjalizmowi. Nie wysyłano ich na front, więc mieli większe szanse na przeżycie wojny niż żołnierze Wehrmachtu. Do zbrodni pchały ich posłuszeństwo, presja grupy, ale również ideologia i rutyna. Jak tłumaczy kurator wystawy Martin Hölzel, wielu z nich zagarniało też mienie ofiar. Dlaczego mordowali? Ponieważ wierzyli w führera, bo byli częścią systemu, bo wykonywali rozkazy. Amerykański historyk Christopher R. Browning opisał, jak ludzie ci stawali się mordercami. W wydanej w Polsce w 2000 roku książce "Zwykli ludzie: 101. Policyjny Batalion Rezerwy i >ostateczne rozwiązanie< w Polsce") pokazał działania oddziału policyjnego mordującego Żydów na terenie Lubelszczyzny w czasie niemieckiej okupacji. Oddział ten, składający się z około 500 żołnierzy, rozstrzelał 38 tysięcy Żydów i uczestniczył w deportacji około 100 tysięcy do obozów śmierci. Browning udowodnił, że oddział nie składał się ze specjalnie wyselekcjonowanych, fanatycznych hitlerowców, lecz ze "zwyczajnych Niemców", powołanych do służby wojskowej w jednostce policyjnej działającej na tyłach, bo z różnych względów byli nieprzydatni do służby na froncie. Jednym z nich był Juliusz Wohlauf (zastępca komendanta 101 Batalionu), który uczestniczył w deportacjach i masowych egzekucjach Żydów, między innymi w Józefowie pod Biłgorajem. Po wojnie został komendantem policji w Hamburgu. Karierę zakończył, gdy prokurator wszczął przeciwko niemu dochodzenie. W 1969 roku skazano go na osiem lat więzienia. Wohlauf należy do tych nielicznych oficerów policji, którzy po wojnie zapłacili za swoje zbrodnie więzieniem. Inni dowódcy, jak SS-Gruppenführer Adolf von Bomhard czy Heinz Reinefarth, zrobili kariery w zachodnich Niemczech.

"Mózg mojego Żydka" Daniel Goldhagen w słynnej książce "Gorliwi kaci Hitlera" opisuje przebieg masakry w Józefowie w lipcu 1942 roku, gdzie 101 Batalion Policji, złożony w większości z policjantów z Hamburga, miał za zadanie rozstrzelać 1,5 tysiąca Żydów. Autor przytacza tam zeznania jednego z policjantów: "Musiałem zastrzelić starą kobietę. Obok mnie był policjant Koch. Musiał zastrzelić małego chłopca w wieku około 12 lat. Powiedziano nam wyraźnie, by trzymać lufę pistoletu 20 centymetrów od głowy. Koch najwyraźniej tak nie zrobił, gdyż zanim opuściliśmy miejsce egzekucji, inni koledzy śmiali się ze mnie, ponieważ kawałki mózgu dziecka zabrudziły mi rękaw i nadal tam były. Kiedy zapytałem, dlaczego się śmieje, Koch odparł, wskazując ślady na moim rękawie: - To mózg mojego Żydka". Mówił to z wyraźną dumą...". Liczbę zbrodniarzy w policyjnych mundurach Wolfgang Schulte szacuje na blisko 80 tysięcy. Sprawcy tłumaczyli, że tylko wypełniali rozkazy, ale to wyjaśnienie mija się z prawdą. W dziennikach wojennych nie ma śladu po ewentualnych represjach za odmowę udziału w zbrodniach. W Józefowie piętnastu funkcjonariuszy ze 101 Batalionu Policji odmówiło uczestnictwa w rozstrzeliwaniu Żydów i włos nie spadł im z głowy. "Odmowa udziału w masowych egzekucjach nie wiązała się z żadnymi konsekwencjami", czytamy w katalogu wystawy. Tylko nieliczni odważyli się jednak sprzeciwić rozkazom. Skuteczna była tu presja otoczenia, które piętnowało ich, nazywając mięczakami.

Bezwzględni i okrutni Działania policji w Generalnym Gubernatorstwie opisuje Czesław Madajczyk w książce "Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce". "Metody stosowane przez władze policyjne są bezwzględne, okrutne i niegodne człowieka. Obejmują łapanie ludzi w domach, na ulicach, placach, w lokalach, rozstrzeliwanie i wieszanie bez wyboru czy dochodzenia winy (zbiorowa odpowiedzialność), stosowanie katuszy w celu wymuszenia zeznań albo dla materialnych korzyści, różne wyszukane fizyczne i duchowe udręki przy męczącej pracy i w warunkach sanitarnych sprzyjających chorobom i śmierci. Wydaje się, że każdy pretekst jest dobry, by Polaka okaleczyć lub zniszczyć".

Małgorzata Schwarzgruber

KOMENTARZ Kreatorzy zbrodni Zbrodnie popełniali nie "oni" - naziści, lecz "my" - zwykli Niemcy. To ważna wystawa dla Niemców, bo poznają kolejną ciemną kartę własnej historii. Do lat osiemdziesiątych policyjni urzędnicy, również ci, którzy piastowali wysokie stanowiska w strukturach narodowo-socjalistycznych, żyli w Republice Federalnej w spokoju i glorii, jako ci, którzy nie byli nazistami. Dyskusja na ten temat rozpoczęła się dopiero w latach osiemdziesiątych, gdy generacja ta zaczęła odchodzić z aktywnego życia. Punktem zwrotnym była książka Christophera R. Browninga "Zwykli ludzie...", która pokazała, jak przeciętni policjanci na wschodnich terenach Polski stawali się zbrodniarzami. Wówczas rozpoczęła się w Niemczech dyskusja, której kulminacją była wystawa o zbrodniach Wehrmachtu. To ważne, aby problematyki tej nie marginalizowano w Niemczech. Policja była nie tylko narzędziem, ale też kreatorem zbrodni. Autorzy wystawy wyostrzają jej negatywny obraz, aby się z nim skonfrontować i zapytać: "dlaczego?". Odważnie zmierzyli się z tym tematem. Wystawa jest ważna także z polsko-niemieckiego punktu widzenia, otwiera bowiem perspektywę poszerzenia naszego dialogu. Okupacja nie jest częścią niemieckiej pamięci zbiorowej. Dla Niemców wojna oznacza nazizm i holokaust, potem Bombenkrieg na własnym narodzie oraz wypędzenia. W polskiej pamięci dominuje okupacja: niemiecka i sowiecka. Wystawa pomaga nam się spotkać i lepiej zrozumieć. Pokazuje mechanizm, jak policja państwowa przeistaczała się w policję ideologiczną. Widzimy, jak przeciętny Niemiec staje się nie tylko wykonawcą, lecz także wręcz promotorem zbrodniczych działań. Zwyczajność tego faktu jest porażająca. Najlepiej oddaje ją tytuł wystawy "Porządek i zniszczenie". Porządek, który przekształcił się w machinę zbrodni.

Profesor Robert Traba

Norweskie ataki – wewnętrzna robota – podejrzany Anders Breivik

Norway Attacks – Inside Job – Suspect Anders Breivik

http://aangirfan.blogspot.com/2011/07/norway-attacks-suspect-anders-breivik.html

Tłumaczenie Ola Gordon

Anders Behring Breivik – zabójca z wypranym mózgiem?

Anders Behring Breivik jest podejrzanym w związku z atakami w Norwegii. Określa się jako mason. Norweski kanał TV2 twierdzi, że Breivik ma związki ze skrajną prawicą.

„Znany jest z aktywności w internecie, ekstremalnych anty-muzułmańskich poglądów na forach i krytyki polityki emigracyjnej”.

CIA finansowała operacje prania mózgu w Norwegii

Norway Post 4 .12.2000 roku ujawniła, że norweski rząd aplikował LSD dzieciom, pacjentom psychiatrycznym i innym, w latach 1950 i 1960.

Przykłady zabójców o wypranych mózgach:

Sirhan Sirhan – rzekomy zabójca Roberta F Kennedyego

Breivik masonem?

Mark David Chapman – zabójca Johna Lennona

Jared Lee Loughner – MK Ultra?

Lee Harvey Oswald – rzekomy zabójca prezydenta Johna F Kennedyego

Norweskie dzieci poddane eksperymentom – Telegraph 30 listopad 2002

„Potężna norweska Komisja Sprawiedliwości nakazała rządowi, aby zrekompensował tysiącom ludzi, których zamknięto w placówkach psychiatrycznych …

„Decyzja Komisji wydana jest w czasie kiedy norweski Sąd Najwyższy przygotowuje się do wydania wyroku w grudniu w sprawie odwołania wniesionego przez 17 … dzieci przeciwko norweskiemu rządowi o poważne naruszenie ich praw przez państwo …

„W Norwegii do tej pory żyją setki 80-letnich kobiet, które zastanawiają się dokąd poszły ich dzieci… nigdy ich nie zobaczyły…

„Wiele z tych … dzieci twierdzi, że były molestowane seksualnie, bite, zbiorowo gwałcone, obsikiwane i myte w chemikaliach.

„Raporty … sugerowały, że dzieci poddawano eksperymentom z użyciem LSD, podczas których co najmniej pięcioro zmarło.

„Paul Hansen powiedział, że kiedy miał 3 lata zamknięto go na 7 lat w placówce psychiatrycznej, razem z chorymi psychicznie dorosłymi.

„Anne-Marie Grube powiedziała… ‘Zamknięto mnie na pierwszym piętrze budynku, nigdy nie pozwolono by mnie ktoś odwiedził. Dawano mi jedzenie i ubranie i nic więcej”.

Premier Norwegii Jens Stoltenberg – członek grupy Bilderberg

Konferencja Bilderbergów 2002, Chantilly, Wirginia k. Waszyngtonu DC

Bilderberg Conference 2002, Chantilly, Virginia, nr. Washington D.C

Ataki 22 lipca najprawdopodobniej są wewnętrzną robotą, wykonaną przez służby bezpieczeństwa Norwegii, NATO, CIA i Mosadu.

Ich celem jest prawdopodobnie przyspieszenie realizacji planów CIA, NATO i Izraela.

Mosad ściśle pracuje z policją i służbami bezpieczeństwa w Norwegii.

„Współpraca norwesko-izraelskich służb specjalnych odbywa się w ramach tzw. ‘grupy kilowatt’.

Jest to ‘luźna, nieformalna i zorientowana na praktykę’ sieć służb specjalnych, w skład której wchodzą kraje NATO, Szwajcaria, Szwecja, Izrael i Afryka Południowa.

„Utworzono ją we wczesnych latach 1970 z inicjatywy Izraela, jej celem jest walka z terroryzmem”.

Paul Joseph Watson: Policja z Oslo przeprowadziła ćwiczenie bombowe kilka dni przed atakiem. Ataków dokonała dobrze zorganizowana grupa.

Emilie Bersaas, 19, powiedziała: „Strzelano z różnych kierunków”.

http://uk.news.yahoo.com/terrified-teen-escaped-norway-gunman-190442081.html

Wieczorem 21 lipca 2011 roku, norweski TV2 emitował krótki film o ubranych w czarne mundury mężczyznach, z automatyczną bronią, przyglądających się otoczeniu budynku, w którym podłożono bombę/y.

http://www.youtube.com/watch?v=hyi7_pKEXV8&feature=feedu

Kto chce zmienić Norwegię? Ten, kto pisze: „Dlaczego walka Izraela jest również nasza walką”.

http://www.brusselsjournal.com/node/4392

Za http://stopsyjonizmowi.wordpress.com

Dziennik Templariusza – Anders Behring Breivik – fragmenty

Knights Templar Log

http://www.blackfive.net/main/2011/07/manifesto-anders-behring-breivik.html#more

Tłumaczenie (fragment) Ola Gordon

Osobiste refleksje i doświadczenia z okresu przygotowań Kwiecień – maj 2002 Jestem norweskim delegatem na zebranie założycielskie w Londynie i wyświęconym na 8. Rycerza PCCTS, Templariuszy Europy. Dołączyłem do sesji po wizycie u jednego z początkowych mediatorów, serbskiego dowódcy krzyżowców i bohatera wojennego z Monrowii, Liberia. Pewne duże zadania są delegowane i jestem jednym z, dwóch, których poproszono o stworzenie kompendium na podstawie informacji nabytej od innych założycieli podczas naszej sesji. Naszym głównym celem jest rozwój PCCTS, Templariuszy, by stać się przede wszystkim konserwatywnym ruchem rewolucyjnym w Europie zachodniej w najbliższych dekadach. Ma to być nowy typ europejskiego nacjonalizmu, nazwanego Nacjonalizmem Krzyżowców. Ta nowa polityczna jednostka nacjonalizmu stanie się przede wszystkim przeciwwagą dla narodowego socjalizmu i innych kulturowych konserwatywnych jednostek politycznych, na kulturalnej prawicy. Każdy używa szyfrowanego imienia, moje jest Sigurd (Crusader / Krzyżowiec), podczas gdy przydzielonym mi mentorem jest człowiek określany, jako Ryszard (Lwie Serce). Myślę, że jestem tu najmłodszy.

Napisana przez niego Europejska Deklaracja Niepodległości, licząca 1518 stron, tutaj:

http://www.scribd.com/doc/60739170/2083-a-European-Declaration-of-Independence

Październik – listopad 2010 Zamówiłem 50 ml płynnej nikotyny od chińskiego dostawcy online. 3 – 4 krople wstrzyknę w wydrążony punkt pocisku, który stanie się śmiertelną bronią chemiczną. Ale martwi mnie ta sprawa z powodu poczty, gdyż substancję te uważa się za nielegalną. W najgorszym przypadku celnik otworzy paczkę, położy sobie na dłoń kilka kropli i umrze, a ja znajdę się za kratkami… Ale dokładnie poinstruowałem chińskiego dostawcę by wysłał mi paczkę kurierem na moją firmę, dobrze opakowaną z zaznaczeniem, że to środek chemiczny. Złożyłem pierwsze zamówienie na jeden ze środków chemicznych dla mojego czynnika u polskiego dostawcy online. Będę musiał zamówić inne 4-5 składniki online. Jestem w niezwykle wrażliwej fazie. W rzeczywistości jest to najbardziej wrażliwa faza ze wszystkich. Jeśli przejdę przez tę fazę bez problemów, będę bardzo blisko sfinalizowania mojej pracy. Jestem nieco zaniepokojony, ale mam wiarygodne historie na poszczególne środki chemiczne (z wyjątkiem jednego), gdyby nastąpiły jakieś komplikacje. Podjęto decyzję, że operacja będzie przeprowadzona w jesieni 2011 roku. Ale w tej chwili nie mogę mówić o szczegółach. Mam niewiele pieniędzy, mniej niż 15.000 euro i kredyt 30.000 na kartach kredytowych. Moje fundusze powinny wystarczyć na planowane wydatki bez sięgania do kredytu. Tak długo, jak jestem pewien, że nie ma możliwości, że osoba z którą mieszkasz dowie się, nad czym naprawdę pracujesz, mieszkanie z innymi nie powinno stanowić większego problemu do momentu zainicjowania fazy produkcyjnej. Moja broń jest zakopana gdzieś w puszczy, a kiedy tylko dostanę więcej broni, zakopię ją w kolejnej skrzyni. Umówiłem się z moją macochą na marzec, która jest dyrektorem norweskiego UDI (czołowa organizacja rządowa przyznająca zgodę na wnioski i dająca legalne pozwolenia obcokrajowcom (w większości muzułmanom))… Więc kiedy ją spotkam, na pewno porozmawiamy o zwykłych sprawach, żeby uniknąć jakiejś czerwonej flagi. Na ostatnim spotkaniu, pamiętam, że rozmawialiśmy o pewnych aspektach wahabizmu, i byłem naprawdę pod wrażeniem, ma dużo wiedzy na ten temat.

Poniżej część ostatniego wpisu:

Przechowuję trzy butelki Château Kirwan 1979 (francuskie wino czerwone), które kupiłem na aukcji 10 lat temu z zamiarem delektowania się nimi przy bardzo szczególnej okazji. Biorąc pod uwagę fakt, że moja męczeńska operacja zbliża się coraz bardziej, postanowiłem wypić jedną z moją dalszą rodziną, na naszym corocznym obiedzie w Boże Narodzenie w grudniu. I drugą przyniosłem do Mariusa kilka dni później i podzieliłem się nią z przyjaciółmi. To było absolutnie wspaniałe doświadczenie, którego nie zapomnę. Pomyślałem, aby ostatnią wykorzystać w celu przygotowania się do mojej ostatniej uroczystości męczeństwa i cieszyć się nią z dwoma prostytutkami wysokiej klasy, które zamierzam wynająć przed misją. Uważam, że w celu wzmocnienia postanowienia, morale i motywacji przed operacją męczeństwa, Rycerz powinien być zachęcony do przyjęcia i skorzystania ze znaczącego systemu nagród, by zwiększyć koncentrację i usunąć ostatnie wątpliwości. Pragmatyczne podejście, które polega na uznaniu podstawowych aspektów mężczyzny w celu przygotowania go do operacji męczeństwa, powinno zawsze mieć pierwszeństwo przed błędną pobożnością, co tylko zwiększa szansę na niepowodzenie w realizacji operacji. I wierzę, że większość analityków strategii wojennej zgodzi się ze mną w tej sprawie. Ola Gordon

NORWEGIA. ROSYJSKI ŚLAD Jeśli władzom Norwegii wystarczy determinacji, by wnikliwie zbadać wszystkie okoliczności piątkowej tragedii, będą musiały poddać analizie również tropy prowadzące do Rosji. Istnieją poszlaki, by na zbrodnicze dzieło „prawicowego ekstremisty” spojrzeć w perspektywie niedawnych wydarzeń związanych z barwną postacią pewnego rosyjskiego awanturnika. „My, działacze publiczni z Rosji, poprosimy o pomoc dla naszego przyjaciela, który został niedawno aresztowany w Norwegii i o uratowanie jego życie. Według naszej wiedzy, Wiaczesław Datsik, pseudonim "Red Tarzan", mistrz świata w MMA i obywatel Federacji Rosyjskiej, 21 września 2010 przybył z Sankt Petersburga (Rosja) do Norwegii i zwrócił się do władz norweskich o przyznanie mu azylu politycznego” – tej treści apel ukazał się we wrześniu ub. r na wielu stronach internetowych związanych z ruchem nacjonalistycznym. W Polsce zamieścił go portal autonom.pl.

Człowiekiem, o którego ratowanie zabiegali koledzy nacjonaliści był Wiaczesław Datsik, były komandos, kickbokser i aktywista rosyjskiego ugrupowania nazistowskiego Słowiański Sojusz. W Rosji dał się poznać, jako zawodnik w widowiskowych „walkach bez zasad”. Ten „syna boga Swarożyca" jak sam siebie nazywał twierdził, że w ogóle nie odczuwa bólu i jest w stanie przetrzymać wszystkie uderzenia. Podczas walk bił się nie tylko z rywalami, ale również z sędziami i promotorami, co sprawiło, że przestał dostawać zaproszenia i musiał zakończyć karierę. W marcu 2007 roku Datsik został zatrzymany w Sankt Petersburgu pod zarzutem udziału w 50 napadach z bronią, m.in. na sklepy z telefonami komórkowymi. Do zatrzymania groźnego przestępcy użyto oddziału Specnazu, ponieważ milicja obawiała się sama interweniować. Podczas przeszukania w mieszkaniach rodziny Datsika znaleziono m.in. pojemniki z trującym cyjankiem potasu, którym można było wytruć połowę miasta. Wkrótce aresztanta uznano jednak za człowieka niespełna rozumu i osadzono w dobrze strzeżonym szpitalu psychiatrycznym. W lipcu 2010 roku niespodziewanie przeniesiono Datsika do zakładu o łagodnym rygorze. Kilkanaście dni później „Red Tarzan” uciekł z „psychuszki” rozrywając rzekomo gołymi rękami ogrodzenie. Jak twierdził, przy pomocy przyjaciół z ugrupowania Słowiański Sojusz, które posiada również oddziały w Norwegii przedostał się na pontonie do tego kraju i nawiązał kontakty z ludźmi z organizacji nazistowskich. We wrześniu 2010 Datsik sam zgłosił się biura emigracyjnego i wręczając urzędnikom kilka sztuk broni, poprosił o azyl polityczny w Norwegii. Przedstawił się, jako ofiara politycznych prześladowań, mówił o torturach i wymuszaniu zeznań. Po badaniu przez norweskich psychiatrów został uznany za człowieka zdrowego. Przed norweskim sądem ekstradycyjnym Datsik złożył sensacyjne oświadczenie mówiąc, że jego ucieczka z Rosji do Norwegii została zorganizowana przez służby specjalne i była związana ze zleceniem, jakie otrzymał od oficerów FSB. Datsikowi miało nakazać zamordowanie przywódcy czeczeńskiej diaspory i szefa emigracyjnego rządu Czeczenii Ahmeda Zakajewa, który w tym czasie został zatrzymywany w Polsce. W licznych wywiadach udzielonych norweskim mediom Datsik przyznawał się do planowania zabójstw na tle rasowym i obszernie przedstawiał swoje poglądy. Paradował w koszulce ze swastyką i chwalił zdjęciami, na których pozował z bronią. W tym samym czasie norweskie służby otrzymały sygnały, że grupa neonazistów planuje atak na ambasadę Rosji w Oslo lub chce urządzić rzeź norweskich muzułmanów. Informując o tym norweski „Dagbladet” podkreślał, że może mieć to związek z obecnością Wiaczesława Datsika. Pod zarzutem przygotowywania zbrojnych napadów zatrzymano wówczas trzech innych Rosjan. Jednym z nich był 33-letni Stanisław Prihodko, właściciel studia tatuażu w Oslo. To u niego zatrzymał się Datsik po ucieczce do Norwegii. W miejscu gdzie znajdowało się studio, policja zabezpieczyła wiele sztuk broni maszynowej, sprzęt wojskowy oraz skradzione legitymacje policyjne i mundury. Za posiadanie broni norweski sąd skazał Datsika na osiem miesięcy pozbawienia wolności, zaliczając mu na poczet kary 98 dni spędzonych w areszcie. O jego ekstradycję wystąpiła jednak Rosja. To wówczas pojawiły się apele do organizacji międzynarodowych, w których przedstawiano Datsika jako działacza politycznego, prześladowanego przez reżim Putina. Sam Datsik przekonywał, że w Rosji grozi mu śmierć za ujawnienie współpracy ze służbami specjalnymi. Liczne organizacje neonazistowskie w Norwegii i w Europie organizowały akcje obrony „Czerwonego Tarzana”. W grudniu 2010 roku odbyła się w Oslo manifestacja jego zwolenników. Choć Norwegia nie ma umowy ekstradycyjnej z Rosją, władze tego kraju po ustaleniach z prokuraturą rosyjską zdecydowały się jednak wydać Datsika i w marcu br. został on deportowany do Rosji. Nie wiadomo, co dzieje się z nim obecnie.

W Norwegii działa wiele grup i organizacji nazistowskich, jawnie głoszących nienawiść rasową i nawołujących do przemocy. Przy niezwykle liberalnym prawie norweskim, działalność tych grup nie napotyka praktycznie na żadne przeszkody. Prasa norweska opisując przypadek Datsika zwracała uwagę, że członkowie grup nie kryją się ani z faszystowską symboliką ani z głoszonymi poglądami. Ta pobłażliwość wydaje się jednak mieć głębsze przyczyny. Pod często prymitywną retoryką i ideologią głoszoną przez tego typu organizacje, kryją się, bowiem powiązania sięgające kontaktów politycznych i związków ze służbami specjalnymi. Hasła i symbolika neonazistowska są zwykle propagandową przynętą dla użytecznych „żołnierzy” i służą stworzeniu organizacji karnych i ślepych wykonawców. Prawdziwi przywódcy grup mają zaś powiązania z organizacjami międzynarodowymi, korzystają często z ochrony politycznej i wsparcia ze strony służb. W Rosji np., co nie jest tajemnicą, grupy nacjonalistyczne i nazistowskie są zwykle inspirowane przez służby FR i wykonują pożyteczną rolę „straszaków” wobec „czarnych” przybyszów z Kaukazu. Dziś jeszcze nie sposób ocenić, czy i na ile wydarzenia związane z Wiaczesławem Datsikiem mogą mieć związek z piątkową masakrą. Służby norweskie będą zapewne analizować również taką możliwość. Warto natomiast zwrócić uwagę, że jest mało prawdopodobne, by Anders Behring Breivik działał wyłącznie sam. Zorganizowanie akcji terrorystycznej na taką skalę, wydaje się przekraczać możliwości jednego człowieka. Jeszcze mniej wiarygodne wydają się polityczne motywy tej zbrodni – tak chętnie nagłaśniane przez media i samego sprawcę. Rzeczą całkowicie zaskakującą musi być kompletny eklektyzm, a wręcz chaos w rzekomych poglądach politycznych Breivika. Ten „chrześcijański fundamentalista” okazuję się być jednocześnie członkiem loży masońskiej, a wyznając nienawiść do lewicy, gloryfikuje Obamę. W swoich pismach sprawca przyznaje się zaś do fascynacji Papieżem i Putinem i pisze: „ Putin wydaje się być zdecydowanym liderem, który zasługuje na respekt. Nie jestem pewien, czy mógłby stać się naszym największym przyjacielem, czy wrogiem". Publikujący manifesty polityczne Breivik kreuje się na ideologa „wojny rasowej” i chce epatować publiczność „prawicowym ekstremizmem”. Jednocześnie wypisuje brednie o „początkach rewolucji” i rewolucyjnych planach „zmieniania społeczeństwa norweskiego”. Kto prześledziłby wypowiedzi Wiaczesława Datsika dla norweskich mediów, dostrzegłby z łatwością podobne pomieszanie pojęć, haseł i ideologii. I choć rosyjski bandyta jest z pewnością człowiekiem bardziej prymitywnym od złotowłosego Norwega, ta cecha wydaje się łączyć obu „prawicowych ekstremistów” i sugerować, że prawdziwych motywów i mocodawców należy poszukiwać w zupełnie innych obszarach.

Aleksander Ścios

Czy mason może być „chrześcijańskim fundamentalistą”? Sprawca mordu na wyspie Utoya, Anders Behring Breivik, jest określany przez norweską policję mianem „prawicowego chrześcijańskiego fundamentalisty”. Od razu podchwytują to lewicowe i liberalne media, które od lat robią wiele, żeby terminy „prawicowy” i „chrześcijański” miały odpowiednią konotację. Całe zło tego świata to dzieło „prawicowego chrześcijańskiego fundamentalizmu”. A gdzie tkwią jego źródła? To proste – w doktrynie Kościoła katolickiego., Niedawno oglądałem hiszpański film „Agora” poświęcony losowi „postępowej filozofki” Hypatii, która pada ofiarą „chrześcijańskiego fundamentalizmu” w Aleksandrii na początku V wieku po Chrystusie. Ten sugestywny obraz jest kwintesencją mentalności europejskiej lewicy. Odziane w czarne ubiory bojówki chrześcijan (czyżby dla skojarzenia z SS?) szaleją na ulicach miasta, atakują niedobitki światłych pogan i Żydów. Jest i krwawy pogrom (a jakże) oraz palenie ciał zabitych Żydów przez indywidua z krzyżami na piersiach. Tak przeciętny lewicy inteligent wyobraża sobie „prawicowy chrześcijański fundamentalizm”. Dlatego przypadek Andersa Behringa Breivika jest dla lewicy nie lada kąskiem. No, bo niby wszytko się zgadza – wygląd czystego „Aryjczyka” (blond bestia o niebieskich oczach), poglądy antyimigranckie, przynależność do Partii Postępu (norweska partia sprzeciwiająca się imigracji), treść dziwacznego manifestu, gdzie obwieszcza: „Czas dialogu się skończył. Daliśmy szansę pokojowi. Teraz nadchodzi czas zbrojnego oporu”. Niby się zgadza, gdyby nie parę innych faktów. Otóż, jak się okazuje, Breivik był w Partii Postępu tylko dwa lata, potem wstąpił do… masonerii (Loża Saint Johannes w Oslo). Rzecznik norweskiej masonerii potwierdził ten fakt. Co więcej, Breivik był z przekonań syjonistą i majaczył coś o Templariuszach, co także pachnie masonerią. Tak, więc, o wiele bardziej bliższe prawdy byłoby takie określenie – „prożydowski antymuzułmański syjonista i mason o sympatiach neonazistowskich ”. Przyznajmy jednak, że nie brzmi to zachęcająco, czyż nie lepiej, więc użyć starego dobrego określenia „prawicowy chrześcijański fundamentalista”? Tyle tylko, że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością. Nie można być neonazistą i prawicowcem, nie można też być chrześcijańskim fundamentalistą i masonem. To się wzajemnie wyklucza. Breivik uwielbiał przedstawiać swoje wizerunki w mundurze wojskowym z odznaczeniami, w fartuszku masońskim czy w pełnym uzbrojeniu. Z dużą dozą prawdopodobieństwa jest to człowiek chory psychicznie. Takich ludzi są tysiące, ale nie każdemu z nich udaje się zrobić to, czego dokonał Breivik. Chorych i nawiedzonych nie brakuje nigdzie. U nas jednak tacy ludzie na razie rzucają fekaliami w tablice pamiątkowe, obnoszą się z namiotami po Krakowskim Przedmieściu, choć i był przypadek mordu w biurze PiS w Łodzi. Współczesna cywilizacja nie jest dobrym czasem dla słabych psychicznie. Bowiem to co dla bawiących się w politykę partyjnych buldogów i dla jeszcze bardziej bawiących się dziennikarzy jest śmieszne – dla maluczkich jest koszmarem. Odsetek niezrównoważonych psychicznie wzrósł u nas wielokrotnie, co widać gołym okiem. Jeśli u nas tak jest, to tym bardziej w krajach, w których „demokracja” i „mediokracja” niszczy ludzkie psychiki od wielu lat. Breivik to ofiara i morderca jednocześnie. To przestroga, ku czemu prowadzi nas współczesna „cywilizacja”. I tak to należy traktować, a nie wciskać kit o „prawicowym chrześcijańskim fundamentalizmie”. Jan Engelgard

http://mercurius.myslpolska.pl

I jeszcze artykuł z Autonom.pl na podobny temat… Kreowany na „prawicowego ekstremistę” zamachowiec z Oslo to proizraelski antyrasista. „Musimy upewnić się, że wywrzemy wpływ na innych kulturowych konserwatystów, tak aby obrali nasz antyrasistowski, prohomoseksualny, proizraelski sposób myślenia” – tak w 2009 roku w dyskusji na jednym z norweskich portali pisał Anders Behring Breivik, okrzyknięty zgodnie przez politycznie poprawne media „prawicowym ekstremistą”. Fakt, nie można się z takim określeniem specjalnie wykłócać, biorąc pod uwagę poczynania i linię ideową tzw. „prawicy” we współczesnej Europie opierającej się w pewnym stopniu na absurdalnym antyislamizmie (Partia Wolności w Holandii, Duńska Partia Ludowa, Szwedzcy Demokraci, niemiecki ruch Pro-Köln, czy znana z proizraelskiej błazenady English Defence League). Problem pojawia się w momencie, kiedy głębiej zastanowić się nad tym, kto tak naprawdę jest nazywany „prawicowym ekstremistą” i w jakim celu. Wtedy okazuje się, że wszystkie te grzeczne frakcje prawicowe to element totalitarnego, demokratycznego porządku, a „prawicowymi ekstremistami” są zazwyczaj ludzie wręcz niemający nic wspólnego z demokracją czy prawicą. Zlepek słów funkcjonuje jednak w przestrzeni publicznej i etykietka taka skutecznie piętnuje choćby Bogu ducha winnych nacjonalistów antysystemowych, mających w przeciwieństwie do wspomnianych frakcji trzeźwe spojrzenie na takie sprawy jak tzw. islamizacja, waga czynnika etnicznego w społeczeństwie, czy rola i wpływ Izraela na Europę i świat. Jednakże, przeciętny Jaś Kowalski jednego dnia usłyszy w tel-awizji, że zamachów w Oslo dokonał „prawicowy ekstremista”, a za dwa dni na portalu organu zwanego GWnem wyborczym lub innego podobnego medium na przykład dowie się, że we Wrocławiu prokuratura zajmuje się sprawą „prawicowych ekstremistów”. To, co utrwali się w jego skromnym, niewnikającym w detale rozumku to nie fakt, że Breivik to pospolita prosyjonistyczna szuja, a chłopaki z Wrocławia po prostu działają w imię Prawdy, pomimo całej tej szeroko zakrojonej nagonki. Jaś Kowalski najprawdopodobniej zapamięta tylko, że „prawicowi ekstremiści” to mordercy i podkładacze bomb.

http://autonom.pl

Ćwiczenia (anty-)terrorystyczne przed wielkimi atakami – NAUKA dla NAS Jeśli w Twoim mieście wywąchasz, że „właśnie zaczynają się ćwiczenia anty-terrorystyczne” – nie wychodź z domu, wstrzymaj podróże rodziny i znajomych. Na parę dni. Przeczekać.

I.

A) Są setki jednoznacznych dowodów, że przed atakami, 9/11 (czyli 11 września 2001 r.) na trzy wieżowce w NY oraz na Pentagon, przez parę dni wojska lądowe, lotnictwo i służby specjalne (FBI oraz CIA – i inne) prowadziły „manewry” symulujące ataki terrorystyczne, również z udziałem porwanych samolotów pasażerskich. Wielu oficerów, kontrolerów lotów i wysoko postawionych policjantów uznało doniesienia o porwaniu paru samolotów za część tych manewrów. Można o tym przeczytać i ocenić dowody w wielu poważnych publikacjach amerykańskich, a po polsku np. w książce Sławomira Kozaka „Operacja dwie wieże” (Oficyna Aurora) .

B) Przed atakami na metro w Londynie (7/7, czyli 7 lipca 2005) w Wielkiej Brytanii, a szczególnie w Londynie, przeprowadzano ćwiczenia z udziałem policji i wojska w dziedzinie „opanowywania paniki po wybuchach w metrze”. W obu przypadkach tych wielkich zamachów były prowadzone ćwiczenia antyterrorystyczne o dokładnie takim samym profilu jak zamachy.

C) zamach w Madrycie 11 marca 2004 roku też był poprzedzony „ćwiczeniami anty-terrorystycznymi”.

D) W Rosji, krwawe ataki w metro w Moskwie (6 lutego 2004) były poprzedzone „ćwiczeniami” służb. Wszystkie poniższe ataki miały miejsce we wrześniu 1999 r. Zamach w Bujnaksku, w Moskwie Pieczatnikach, w Moskwie przy ulicy Kaszyrskoje Szosse, w Wołgodońsku są jednoznacznie wiązane ze „służbami” – FSB. Nieudany zamach w Riazaniu: milicja dokonała ewakuacji mieszkańców i przeprowadzono badanie substancji, która znajdowała się w workach. Stwierdzono obecność materiału wybuchowego. FSB (z Moskwy) stwierdziła, że były to ćwiczenia. A znaleziony materiał wybuchowy ( heksogen?) zamienił się w centralnych laboratoriach FSB w cukier.

E) Dwa dni przed zamachem w Oslo i na wyspie Utøya stolica Norwegii była miejscem „ćwiczeń anty-terrorystycznych” por. Ćwiczenia antyterrorystyczne w Oslo na 2 dni przed zamachem. Policja i „służby” brały w nich udział. Są dostępne dokumenty i filmy. Na wyspie Utøya, mimo pojawiania się w czasie tego zlotu premiera, ministrów i tp. – nie było żadnego policjanta. Ewidentny drugi morderca (wg. świadków) jest w mediach przemilczany. W niedzielę w TVN usłyszałem zeznanie rannego mówiącego po polsku, że nad wyspą po pół godzinie pojawił się helikopter policyjny, ale.. nic nie robił. Morderca (-y?) zabijał jeszcze przez godzinę. Pozatem… dziennikarz orzekł, że „jest przekonany, iż był to prawicowy ekstremista”.

II. A oto komentarz „naszego” urzędnika od bezpieczeństwa do ostatnich wydarzeń:

http://www.rp.pl/artykul/15,691984-Stanislaw-Koziej–Polska-powinna-wyciagnac-wnioski.html

Zdaniem szefa BBN Stanisława Kozieja, Polska powinna wyciągnąć wnioski z tragicznych wydarzeń w Norwegii, by doskonalić własny system bezpieczeństwa antyterrorystycznego. Nie wykluczył też, że za piątkowymi zamachami stoi „jeden sfrustrowany człowiek”. Koziej podkreślił równocześnie, że jego zdaniem wydarzeń norweskich nie można bezpośrednio przekładać na bezpieczeństwo w Polsce. – Tym bardziej, że wiele wskazuje na to, iż ten atak nie był atakiem międzynarodowych terrorystów, że raczej był to atak jakichś miejscowych ekstremistów, o miejscowym lokalnym znaczeniu – powiedział. - Zresztą ABW, która jest odpowiedzialna za monitorowanie zagrożeń terrorystycznych stwierdza, że nie ma żadnych informacji, które świadczyłyby o wzroście zagrożenia – dodał.

Mój komentarz:

Ad II: Szef BBN Stanisław Koziej jest opłacany z naszych pieniędzy. BBN też. Ewidentnie nie bierze on pod uwagę implikacji i wniosków dla Polski wynikających z powyższych krwawych zbrodni. Są chyba tylko dwie możliwości: albo jest skrajnie nieinteligentny i działa, wraz ze swoimi podwładnymi, nieprofesjonalnie – albo jest „umoczony” w podobne operacje i plany. W tym drugim wypadku musiałby być też pewny bezkarności. Panowie, szczególnie emeryci swoje przeświadczenia, wygłaszają u cioci Fruzi na imieninach. A jeśli ktoś poważny „nie ma żadnych informacji”, to milczy- i informacje zbiera. Za to im płacimy. Może są inne wnioski? Proszę o komentarze, chętnie z BBN-u, bo sprawa pilna i ważna.

Ad I: Zorganizowanym gangom morderców chodzi o wielka ilość ofiar, to zwiększa panikę i terror. Jeśli w Twoim mieście wywąchasz, Czytelniku, że „właśnie zaczynają się ćwiczenia anty-terrorystyczne” – nie wychodź z domu, unikaj metra, targów czy domów towarowych. Wstrzymaj, w ramach rozsądku, podróże rodziny i znajomych. Na parę dni. Przeczekać. http://dakowski.pl/

Zamiast ubezpieczeń, wypłaty z budżetu

1. Coraz intensywniej nawiedzają nasz kraj klęski żywiołowe, a mimo licznych zapowiedzi rządu Donalda Tuska, powszechnego obowiązkowego systemu ubezpieczeń mienia od klęsk żywiołowych jak nie było, tak nie ma. Udało się tylko wprowadzenie ubezpieczeń upraw rolniczych z dopłatą do składki z budżetu, choć praktyka w tym zakresie nie jest obiecująca. Ubezpieczone jest tylko 1/3 upraw, co znacząco podwyższa składkę i powoduje coraz mniejsze zainteresowanie rolników jego zawieraniem, mimo tego, że zgodnie z przepisami ma ono charakter obligatoryjny. Także tegoroczne klęski wywołane głównie trąbami powietrznymi w województwie mazowieckim i łódzkim, ale także intensywnymi opadami deszczu, które wywołały liczne podtopienia w różnych częściach naszego kraju, na nowo przypomniały o deklaracjach Premiera Tuska jeszcze z 2008 roku.

2. Wygląda na to, że rząd Tuska woli wypłacać odszkodowania z budżetu państwa, niż doprowadzić do wprowadzenia powszechnych ubezpieczeń mienia od klęsk żywiołowych nawet gdyby wymagało to dofinansowania składek z budżetu państwa. Nie przekonała Premiera Tuska do przyspieszenia prac nad tymi ubezpieczeniami skala zniszczeń wywołanych w wielu regionach naszego kraju przez 2-krotną powódź w 2010 roku, która spowodowała łączne straty w mieniu ludzi i infrastrukturze technicznej wynoszące przynajmniej 12 mld zł, a więc blisko 1% naszego PKB. Do tej pory poszkodowanym powodziami wypłacono blisko 3,2 mld zł. W pewnej części były to koszty zasiłków socjalnych wypłacanych poszkodowanym, ale także refundacja kosztów remontów, a nawet odbudowy zniszczonych domów i mieszkań. Ponieważ pewna część roszczeń nie została przez komisje szacujące szkody wzięta pod uwagę mamy, już pierwsze pozwy zbiorowe przeciwko Skarbowi Państwa. Wszystko wskazuje na to, że mogą to być pozwy wygrane, bo poszkodowani wykazują poważne zaniedbania państwa w budowaniu infrastruktury przeciwpowodziowej, a nawet celowe zalewanie mniejszych miejscowości, aby ratować większe miasta. W roku 2010 wystąpiły także liczne osunięcia ziemi na południu naszego kraju, powodujące zniszczenia budynków w kilku miejscowościach. Premier Tusk zadeklarował znowu wypłaty z budżetu, a nawet pokrycie kosztów odbudowy zniszczonych budynków mieszkalnych.3. Po ostatnich spustoszeniach dokonanych przez trąby powietrzne rzeczniczka MSWiA z rozbrajającą szczerością przyznała, że żadne prace w MSWiA nad taki powszechnym systemem ubezpieczeń już się nie toczą, bo zdaniem rządu lepiej sprawdza się system oparty na pomocy społecznej. To rzeczywiście bardzo dziwna deklaracja, bo gołym okiem widać, że gdyby taki powszechny system ubezpieczeń przygotowano to składka ubezpieczeniowa nie musiałaby być wysoka. Założenie nawet dopłat z budżetu państwa dla najuboższych posiadaczy mieszkań bądź domów, to w skali roku byłyby wydatki rządu setek milionów złotych, a nie miliardy, jakie są wypłacane poszkodowanym w ciągu ostatnich lat. Wypada także wspomnieć o inicjatywie ustawodawczej śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który po kolejnej fali klęsk żywiołowych w 2008 roku, zgłosił projekt ustawy o powołaniu specjalnego funduszu finansowanego z budżetu państwa, z którego w sposób uporządkowany finansowana byłaby likwidacja szkód po klęskach żywiołowych. Niestety koalicja PO-PSL odrzuciła ten projekt już w pierwszym czytaniu, uzasadniając to właśnie toczącymi się pracami nad systemem powszechnych ubezpieczeń mienia od klęsk żywiołowych, z którego tworzenia ostatecznie zrezygnowano.

4. To wszystko pokazuje jak naprawdę funkcjonuje nasze państwo pod rządami koalicji PO-PSL. Po klęsce żywiołowej przyjeżdża Premier i jego świta, za nim ciągną media i w ich obecności padają deklaracje pomocy materialnej z budżetu państwa, w dużej mierze bez pokrycia. Później gasną światła jupiterów, wszyscy wyjeżdżają i gdyby nie solidarność sąsiedzka i pomoc gminy, którą zresztą stać przeważnie na niewiele, to poszkodowani ludzie zostaliby pozostawieni sami sobie. Jeżeli sami odtworzą swoje mienie, wyremontują bądź odbudują zniszczone budynki to z wielomiesięcznym zrefunduje się im wydatki. Jeżeli tego nie zrobią to otrzymają symboliczne zasiłki socjalne i to wszystko. Zniszczona infrastruktura techniczna czeka na odbudowę latami, co widać choćby z zestawienia wielkości strat popowodziowych w 2010 roku (12 mld zł) i wydatków na usuwanie zniszczeń popowodziowych (3,2 mld zł). Oznacza to,że zniszczenia po tej powodzi będziemy odbudowywać przynajmniej przez kilka lat. Premier Tusk uważa, że tak właśnie powinno funkcjonować blisko 40-milionowe państwo położone w środku Europy, członek Unii Europejskiej Zbigniew Kuźmiuk

24 lipca 2011 Zbrodnia z politycznej nienawiści - skąd my to znamy...

1. To, co się stało w Norwegii, z jednej strony jest takie niepojęte i odległe. A z drugiej strony takie bliskie i znane.

2. My w Polsce dobrze już wiemy, czym jest zbrodnia, popełniona z politycznej nienawiści. Masakra w Norwegii tylko skalą różni się od zamachu na biuro PiS (i moje) w Łodzi i zabójstwo Marka Rosiaka. Gdyby w biurze było więcej osób i gdyby nie bohaterska akcja łódzkich strażników miejskich, którzy obezwładnili uzbrojonego Ryszarda C., ten były działacz PO zabijałby następne osoby. Amunicji miał jeszcze sporo.

3. Akt oskarżenia w sprawie Ryszarda C został już wniesiony i nie ma najmniejszych wątpliwości - to była zbrodnia motywowana polityczna nienawiścią. Żaden tam atak szaleństwa, jak go chcieli zakwalifikować niektórzy politycy Platformy, zwłaszcza Stefan Niesiołowski. Morderca był w pełni poczytalny i świadomy tego, co czyni. Strzelał z nienawiści Jarosława Kaczyńskiego i do Prawa i Sprawiedliwości. Tak samo jak ten Norweg, który strzelał z nienawiści do Partii Pracy.

3. Mówcie sobie, co chcecie - ale w Polsce nienawiść polityczna jest bronią używana tylko po jednej stronie politycznych sporów, a jej ostrze kierowane jest w stronę Prawa i Sprawiedliwości. Niedawno osądzony został internauta, który wzywał do atakowania i podpalania biur poselskich Prawa i Sprawiedliwości. Przypomnijmy sobie, co od lat wyprawiał Palikot, przypomnijmy ataki Stefana Niesiołowskiego, albo słynne "dorzynanie watah", Sikorskiego czy "bydło" Bartoszewskiego. Przypomnijmy ataki na Ziobrę, przez którego rzekomo umierali ludzi, bo doprowadził do aresztowania jednego skorumpowanego chirurga, A ileż nienawiści ściąga jakakolwiek próba wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, nazywana "smoleńską paranoją". Jak atakowany jest za to chociażby poseł Macierewicz, wobec którego epitet "oszołom" należy do łagodniejszych. Prawo i Sprawiedliwość nie odpowiada nienawiścią na nienawiść. Język polityków PiS bywa ostry, ale granicy nienawiści nie przekracza.

4. Czy norweska masakra skłoni do refleksji polskich przeciwników Prawa i Sprawiedliwości? Szczerze wątpię, skoro zbrodnia łódzka ich do tego nie skłoniła.

PS. O mordercy z Norwegii mówi się teraz "chrześcijański fundamentalista" Bzdura! Taki z niego chrześcijanin jak muzułmanin z Bin Ladena. Jeden i drugi popełnił zbrodnie polityczne, a religii nie powinno się w to mieszać.

Janusz Wojciechowski

222 agentów w MSZ Listę nazwisk członków służby zagranicznej, którzy w oświadczeniach lustracyjnych przyznali się do współpracy z komunistycznymi organami bezpieczeństwa ujawnia „Uważam Rze”. Ich listę tygodnikowi udostępnił IPN. Okazało się, że liczba funkcjonariuszy i agentów w służbie zagranicznej może sięgać nawet 10 proc. – pisze „Rzeczpospolita”. Wprawdzie w MSZ zatrudnionych jest prawie 5 tysięcy osób, jednak lustracji podlegają wyłącznie członkowie służby zagranicznej, która na 30 czerwca tego roku liczyła 2871 osób. Nie wszystkie te osoby są objęte obowiązkiem składania oświadczeń. Zwolnieni z tego są najmłodsi dyplomaci, którzy urodzili się po 30 czerwca 1972 roku. Jak dodaje „Rz”, z analizy listy osób, które przyznały się do współpracy i służby w komunistycznej bezpiece, oraz tych, których IPN podejrzewa o kłamstwo lustracyjne, wynika, że aż 27 osób osiągnęło najwyższy w polskiej dyplomacji stopień ambasadora tytularnego. Większość z nich to dyplomaci, którzy stoją lub w przeszłości stali na czele polskich placówek dyplomatycznych i pełnili kluczowe funkcje w centrali MSZ. Wśród takich osób znajdują się – ambasador Tomasz Turowski, który jako oficer SB wstąpił do zakonu i szpiegował m.in. Watykan, oraz ambasador Jarosław Spyra – syn asa wywiadu PRL Eugeniusza Spyry, który po ujawnieniu, że on również służył w SB, musiał wrócić z Limy w Peru, gdzie stał na czele polskiej placówki. O nich „Rz” pisała już wcześniej. „Rz” podkreśla, że wśród ambasadorów tytularnych są osoby, które również w tej chwili pełnią funkcje kierownicze na placówkach. Do służby lub współpracy z bezpieką przyznali się m.in. Andrzej Krawczyk, ambasador w Bratysławie, Bogusław Ochodek, stojący na czele polskiej placówki w Ramallah w Autonomii Palestyńskiej, Janusz Skolimowski, ambasador w Wilnie, Stanisław Smoleń, kierujący placówką w Bagdadzie. Agenturalna przeszłość nie przeszkodziła Januszowi Niesycie w uzyskaniu w marcu nominacji ambasadorskiej z rąk prezydenta. Będzie kierował placówką w Helsinkach. Poprzedni szefowie MSZ Anna Fotyga i Stefan Meller usiłowali się go pozbyć z dyplomacji. Do łask wrócił po objęciu funkcji szefa resortu przez Radosława Sikorskiego. Niesyto uzyskał akceptację Komisji Spraw Zagranicznych, choć nie krył przed posłami, że fińskiego nie zna i nie zamierza się go uczyć, a na stanowisku ambasadora chce doczekać emerytury – ujawnia „Rz”. Okazało się, że Tomasz Turowski nie był jedynym komunistycznym szpiegiem, który oczekiwał na płycie lotniska w Smoleńsku na przylot prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Do służby w wojskowej bezpiece przyznał się szef Konsulatu Generalnego w Petersburgu. Turowski nie jest też jedynym dyplomatą, który szpiegował Watykan. W MSZ pracuje Adam Szymczyk, który jako oficer SB o kryptonimie „Atar” pod przykryciem dyplomatycznym szpiegował Stolicę Apostolską. Do współpracy ze służbami PRL przyznał się też bliski współpracownik Bronisława Geremka, a obecnie ministra Sikorskiego Stanisław Stebelski, były ambasador w Helsinkach – podaje „Rz”. Przyznanie się do współpracy ze służbami PRL w oświadczeniu lustracyjnym nie wiąże się z żadnymi skutkami. Przestępstwem jest tylko kłamstwo lustracyjne.

niezalezna.pl, Uważam Rze

Co ukrywa kancelaria Premiera? Kancelaria Prezesa Rady Ministrów utrudniała kontrolę NIK, która badała sposób organizacji lotów najważniejszych osób w państwie – podaje „Rzeczpospolita”. „Rz” cytuje Jacka Kościelniaka, który w piśmie do szefa KPRM pisał „Brak rzetelnych danych w sposób znaczący utrudnia kontrolę. Do dnia 3 lutego 2011 r. dwukrotnie przekazywano kontrolerom nierzetelnie sporządzone zestawienia, zaś przekazane w dniu 3 lutego 2011 r. po raz trzeci poprawione zestawienie po wstępnej weryfikacji dokonanej przez kontrolerów budzi wątpliwości, co do jego rzetelności”. NIK na żądane dane musiał czekać blisko dwa miesiące a cały spór trwał wiele miesięcy. Tomasz Arabski szef KPRM uważa, że to NIK złamała zasady kontroli i skierował sprawę do Sejmowej Komisji ds. Kontroli Państwowej – pisze „Rz”. „Wygląda to na jakiś paniczny atak na NIK podyktowany strachem przed wyjściem na jaw nieprawidłowości w Kancelarii Premiera dotyczących przygotowania wizyty polskiej delegacji w Katyniu 10 kwietnia 2010 r.” – komentuje dla dziennika przewodniczący komisji Arkadiusz Czartoryski (PiS).

Na ten temat polecamy:

„Biała księga” ws. katastrofy smoleńskiej

„Fakt smoleński” jako produkt dezinformacji

Marek Nowicki

Ks. Natanek: Dalej idę swoją drogą Po otrzymaniu kary suspensy, ks. Natanek podczas Mszy Świętej odprawianej w swojej Pustelni Niepokalanów w Grzechyni, oświadczył swoim wiernym, że nie ma zamiaru podporządkować się karze nałożonej przez Jego zwierzchnika kard. Stanisława Dziwisza. Poniżej publikujemy oświadczenie, jakie wygłosił i nagrał w formie wideo ks. Natanek:

„Nie przyjmuję tego pisma. Dalej idę swoją drogą. Pozostanę kapłanem diecezji krakowskiej. Jak kard. Lefebvre czy jego biskupi, których w 2009 roku Papież z powrotem przyjął do Kościoła i zdjął karę. Od dzisiaj prawnie macie Msze Św. ważne i godziwe. Bóg ocenia, bo on jest podmiotem prawa i głównym moim odniesieniem, następnie Papież a dopiero później mój ukochany Biskup, któremu publicznie wypowiadam nieposłuszeństwo ze względu na służenie wrogom Kościoła. W czerwcu przyjął główną nagrodę masonów z najwyższej loży B’nai B’rith, później przy budowie Centrum Jana Pawła II ustawił trójkąt masoński. Następnie w grudniu przyjął nagrodę od Rycerzy Kolumba. W starym systemie Kościoła było, jeśli ktoś był związany z wrogami Kościoła, podwładni byli zwolnieni spod jego posłuszeństwa. Idę starym prawem kościoła. Nie będę współpracował z masonami i ich zwolennikami. Drodzy Państwo, Mszę Świętą macie ważną, ale nie żądam przyjeżdżania do mnie, przyjmowania Komunii z moich rąk, bo do tego musicie sami dojrzeć. Dzielę się tą wiadomością, aby z czystym sumieniem stanąć przed wami. W Kościołach Katolickich Mszy ważnych, ale niegodziwych macie wiele. Jak mam chłopca Msza Św. ważna – niegodziwa, jak jest piany Msza Św. ważna – niegodziwa, jeśli jest narkomanem Msza ważna – niegodziwa. Dlatego Państwo nieświadomie, niejednokrotnie uczestniczyliście we Mszach Św. ważnych – niegodziwych z mniejszym źródłem łaski, jakiej Bóg udzielał. Dlatego jeśli z tak licznego grona ludzi, którzy mnie odwiedzili, spakujecie się dzisiaj i do domu pojedziecie, do nikogo nie mam żalu. Ten oto św. Atanazy był 6 razy wyrzucany z kościoła, to jeszcze przede mną dużo dróg. Nie opuszczam Kościoła Katolickiego, nie przyjmuję innych ofert. Trwam na pustelni i w Kościele krakowskim, dla którego zostałem wyświęcony. Będę spowiadał, kto będzie prosił, Msze Św. odprawiał – nic z rytu nie zmieniamy. Wszystko, co na ten rok jest przygotowane jest realizowane, łącznie z wyjazdem do Medjugorie i Berlina. Dziękuję za wsparcie i modlitwy. Sutanny nie rzucę – chcieliby bardzo. Cenię sobie kapłaństwo, w Kościół Katolicki nigdy nie uderzę, natomiast faryzeuszy i zdrajców będę jeszcze bardziej ścigał. I będę im wytykał, że to, co głosicie, że co innego jest czytanie a co innego wierzenie, o faryzeusze nie tędy droga. Skoro przez wieki Kościół potępiał masonerię, i kto wstąpił do masonerii ad hoc był z Kościoła wykluczany – czy to świecki czy duchowny. Nie myślcie, że was to prawo nie dotyczy. Dlatego specjalnie odmawiam codziennie modlitwę „Umywam ręce” (Ps 26): Umywam ręce na znak niewinności mojej, obchodzę Twój ołtarz Panie, by ogłaszać chwałę Twoją i rozpowiadać wszystkie Twoje cuda. Miłuję Panie siedzibę Twego domu i miejsce przybytku twojej chwały. Nie zabieraj z grzesznymi mojej duszy i życia mego z mężami krwawymi”. Nie usiądę z nimi do stołu, żebyście byli przespokojni. Nie udzielę wywiadu, nie posłużę się medium publicznym, aby występować przeciwko mojemu przełożonemu. Telewizyjki mojej użyję. Bo to Pan dał pieniądze i kazał pomnażać. „Ja zaś postępuję w niewinności mojej, wyzwól mnie i zmiłuj się nade mną”. Drodzy Państwo, to tyle mojego dopowiedzenia do nowej rzeczywistości, w jakiej się znalazłem. Działają bardzo szybko, sprytnie. Wszystkie kurie o tym wiedzą, wszystkie media, wywiadów udzielają. Cieszę się, bo wczoraj znowu na mojej stronie było ponad 10 tyś. odwiedzin, więc to dla mnie jest wielka radość i dziękuję za takie zainteresowanie. Drodzy Państwo, przypominam: nie musicie z moich rąk przyjmować Pana Jezusa. Msza Św. jest ważna. Otrzymałem znamię w święceniu kapłańskim, gdzie żaden dekret niczyj, czy komunistyczny czy PO nie wyrwie mi kapłaństwa. Oni mi kapłaństwa nie zabierają. Próbują to uprawomocnić, podaję przyczyny mojego NIE. Idę za głosem Boga. Tak jak poszedł Jeremiasz, Eliasz. Wszyscy byli uznani za banitów w ówczesnej rzeczywistości i przez proroków Baala okrzyknięci nawiedzonymi i chorymi. Jestem, co do kierunku tak przekonany jak do tego kciuka, którego widzę, rozumiecie. To są poszukiwania mojego kapłaństwa 10 lat bitwy wewnętrznej, próbowałem zrobić unik i uciec z tym. Zostawić świat żeby go nie zapalać. Pan Bóg poprowadził inaczej. Dlatego drodzy Państwo, we Mszy ważnej, prawnej bierzecie udział. Prawnie niegodziwej, ale Bóg łaski daje (…) Jestem fair wobec wszystkich, bo każdemu, kto szedł za Chrystusem Królem mówiłem: Nie będzie łatwo. Za dotykanie Boga płaci się bardzo wysoką cenę. Wczoraj o 12 w nocy dowiedziałem się z ust kapłana o suspensie za kazanie z 17 lipca jest ta obrywka, bo to kazanie pokazało wszystko, całe pole bitewne dla Polaków, aby zrozumieli, na czym stoją. Druga przyczyna to nie mogą przeboleć Rzymu, że dotarłem do tylu kapłanów, tylu biskupów i tylu narodu świata z orędziem Chrystusa Króla. Informuję moich ścigaczy, bo już więcej dokumentów nie będą wydawali, chyba jedynie przepraszające, że wybieram się do Medjugorie, jadę do Berlina. W Berlinie czeka nas nieprawdopodobna bitwa. Wy nie wiecie, co Niemcy przygotowują na Papieża, jakie przygotowywane są prowokacje i manifestacje by umęczyć tego swojego rodaka. Za mojego księdza kardynała dalej się będę modlił (…) Wolno mi, bo go kocham i cenię. Bóg go wybrał, a nie zdaje sobie sprawy, co go może czekać na drugim brzegu. Wiem, że ich wściekłem, poruszyłem ich wiadomością porównując śp. Arcybiskupa Józefa do Mahometa. I nie zmieniam zdania. I pokażę dokumenty, że obydwaj są najgrubszymi łańcuchami w piekle przywiązani i ich wycie roznosi się aż do podnóżka Nieba. Ruszyłem smoka, zadziałał bardzo szybko. Ale to moja decyzja, świadoma, do nikogo nie mam żalu. Przepraszam was tylko za ten kłopot, że macie z Natankiem tyle kłopotów. Nie przepraszam za moje kazania, za moje myśli, bo bym zdradził Boga, byłbym tchórzem (…) Dotykanie absolutu Boga kosztuje wielką cenę.”

[obejrzyj / posłuchaj ]

fronda.pl

O śp. Marku Rosiaku i B. Blidzie Dokładnie od 27 kwietnie 2007 roku, czyli dnia, w którym Barbara Blida poniosła śmierć podczas próby samookaleczenia, cała salonowa armia oraz wszystkie wiodące media próbowały ten niewątpliwy dramat przedstawić, jako polityczny mord dokonany przez „krwawą juntę” Kaczyńskiego i Ziobry. Mimo upływu czterech lat oraz wiedzy, że zmarła strzelała do siebie z tak zwanej „bezpiecznej” i niepenetrującej amunicji, więc oczywistym jest, że nie miała zamiaru się zabić, nadal trwa kłamliwa kampania w tej sprawie. Obrzydzenie musi budzić to, co wyprawiali na trumną Barbary Blidy; Miller, Kalisz, Siwiec i reszta tej komuszej sfory czy sam Bul- Komorowski, który w kulminacyjnym punkcie kampanii prezydenckiej, po czterech latach od dramatycznego wypadku, pojechał na Śląsk by na oczach całej Polski składać wyrazy współczucia rodzinie. Ten sam Komorowski, któremu sen z powiek spędzali wszyscy ci, którzy opłakiwali dopiero, co pochowane ofiary smoleńskiej katastrofy i który dwoił się i troił, by pozbyć się wraz z krzyżem, żałobników sprzed prezydenckiego pałacu. Olbrzymie zaangażowanie mediów i dziennikarzy w ten taniec na grobie Barbary Blidy uwieńczył haniebny i kłamliwy film Sylwestra Latkowskiego z Adrianną Biedrzyńską w roli szamocącej się z funkcjonariuszami ABW, „ofiary politycznego mordu”. Aż w końcu nadszedł dzień 19 października 2010 roku i zjednoczone elity III RP wraz z zaprzyjaźnionymi mediami, celebrytami i będącymi na ich każde skinienie pożytecznymi idiotami otrzymali dokładnie to, na co chcieli przerobić nieszczęśliwy wypadek Blidy. Przepraszam, ale poprawię. Dostali prawie to, co chcieli. Do łódzkiego biura Prawa i Sprawiedliwości wdarł się Ryszard C. i dokonał klasycznego politycznego mordu głośno artykułując przed mikrofonami i kamerami na oczach milionów Polaków swoją nienawiść. Wydawać by się mogło, że mając taki klasyczny i książkowy przypadek politycznego mordu, salon porzuci naciągany na siłę jak ośla skóra na bęben, przypadek śp. Barbary Blidy. Nic się jednak takiego nie stało. O prawdziwej politycznej zbrodni na Marku Rosiaku ucichło, a przypadek Barbary Blidy zawędrował dzięki komuchowi Markowi Siwcowi aż na europejskie salony, czyli do Parlamentu Europejskiego. Po czterech latach z wyjątkową podłością media wespół z Platformą Obywatelską i SLD dalej tańczą nad trumną Barbary Blidy wykorzystując jej śmierć w nadchodzącej kampanii wyborczej. Sprawa zabójstwa Marka Rosiaka z uwagi, iż morderca to były członek Platformy Obywatelskiej, a wyhodowana przez PO i media jego nienawiść skierowana była na Prawo i Sprawiedliwość oraz Jarosława Kaczyńskiego, doprowadziły salon do stworzenia sytuacji kuriozalnej. Dzięki zakłamanym mediom powstało wrażenie, że to Marek Rosiak został zabity już cztery lata temu, a śmierć Barbary Blidy to świeża zeszłoroczna rana. Bezkarne pozostało też kłamliwe jak dziś wiemy doniesienie do organów ścigania, że jakoby morderca wcześniej szukał Stefana Niesiołowskiego. Do dziś nikt nie zdjął krwawych stygmatów z ciała tego pseudo-męczennika. Nikt również publicznie przed kamerami nie napiętnował kłamców, którzy tę historyjkę wymyślili. Przez cały czas wszyscy sądzili, że prezydent zarządzi wybory parlamentarne na 23 października. Kiedy Komorowski zasugerował, że będzie to raczej 9, a nie 23, dosłownie nikomu nie przyszło do głowy, że jedynym powodem tej zaskakującej zmiany dat było to, że 19-go października minie równo rok od zamordowania Marka Rosiaka. Pójście do urn cztery dni po obchodach tej rocznicy niebyło by dla PO i zaprzyjaźnionych z nią mediów zbyt korzystne. Zwłaszcza, że od rana 22 października rozpoczynałaby się cisza wyborcza. I tak oto polityczny mord w Łodzi podlega takiej samej próbie zmarginalizowania i zatarcia w społecznej pamięci jak smoleńska katastrofa gdyż ofiary pechowo nie znajdowały się po tej właściwej stronie barykady, a odpowiedzialnych szukać wypadałoby wśród myśliwych z partii miłości i szerzących nienawiść mediów idących karnie w anty-pisowskiej nagonce. Oczywiście metody niszczenia politycznych wrogów i manipulowania ludnością tubylczą opisane tu przeze mnie są podłe i nikczemne, ale niestety nie nowe. Zawsze trzeba starannie wyselekcjonować taki przypadek, który pozwoli zrealizować polityczny cel. I wbrew pozorom to nie ofiara jest najważniejsza choćbyśmy słyszeli głośne szlochy i żałobne lamenty. Najważniejszy jest polityczny i znienawidzony wróg, z którego chcemy uczynić kata. Metodę tę do perfekcji doprowadził i rozpropagował niejaki Jan Tomasz Gross. Na jego przypadku zwanym „zbrodnia w Jedwabnem” możemy dokładnie zapoznać się z anatomią tej manipulacji z powodzeniem stosowanej przez PO i zaprzyjaźnione z nią media, rozbierając ten mechanizm na części. Na trzynaście dni przed masakrą żydowskich mieszkańców miasteczka Jedwabne, w odległym zaledwie o 65 km Białymstoku dwa niemieckie bataliony policyjne, 309 i 316 spaliły Wielką Synagogę w Białymstoku przy ulicy Suraskiej wraz z około 2000 uwięzionych w niej Żydów. Jednak w tę zbrodnie nawet stając na swej wyćwiczonej w krętactwach głowie, nie udałoby się Grossowi wkręcić Polaków. Chcąc nie chcąc Gross musiał poprzestać na mniej okazałej niż murowana synagoga, drewnianej i krytej strzechą stodole i przenieść akcję swego antypolskiego dzieła do nieodległego Jedwabnego. Śp. Marek Rosiak to taka symboliczna białostocka synagoga z dwoma tysiącami wymordowanych Żydów, której jednak nie dało się politycznie wykorzystać do własnych celów. Mord się odbył, ofiar było odpowiednia ilość, lecz niestety kaci nie za bardzo pasowali do stworzonego przez autora lub mocodawców scenariusza. Sprawa Barbary Blidy zaś to odpowiednik Jedwabnego. Tu już dzięki różnym propagandowym chwytom i manipulacyjnej medialnej maestrii dało się wycisnąć sporo politycznego zysku i zaprząc do mordu Polaków, bagatelizując odpowiedzialność niemieckiego okupanta. Przykro to mówić, ale ludzie pokroju wymienionych przeze mnie komuchów, dziennikarzy i polityków PO czy pseudo-historyków, zaangażowanych w kreowanie katów i wtykanie im na siłę zakrwawionych toporów w dłonie, tak naprawdę owe ofiary mają w tak zwanym głębokim poważaniu. Najsmutniejsze jest to, że ten sam naród, który za czasów komuny w swojej większości bezbłędnie demaskował wszelkie medialne kłamstwa i manipulacje, dziś zdaje się być bezradnym i ulegać podobnym sztuczkom. kokos26

Przesunięcie ku czerwieni W tygodniku „Polityka”, niewątpliwie w związku z rocznicą 22 lipca, profesor Andrzej Mencwel upomniał się o „pozytywistów PRL” – takich jak na przykład współzałożyciel i wieloletni prezes Stronnictwa Demokratycznego oraz wiceprzewodniczący fasadowej Rady Państwa Stanisław Kulczyński. Przypomnienie ludzi, którzy działali w nadziei, że PRL jest państwem w jakimś stopniu polskim, i wierzyli, iż służąc mu, można zrobić coś pożytecznego, i nawet wiele pożytecznego zrobili, jest pomysłem ze wszech miar znakomitym. Sprzeciw budzi tylko utopienie przez autora tekstu w filipikach przeciwko bliżej nieokreślonym „medialnym lustratorom” i ich „demaskatorskiej poprawności politycznej”. W tych atakach profesor Mencwel zapomina o jednej zasadniczej sprawie. Że „pozytywiści” bez wyjątku nie odnosili w PRL sukcesu, chyba, że za sukces uznać to, iż w ogóle byli tolerowani – a i to wszak tylko do czasu. Nieodmiennie odsuwano ich bez marnego „dziękuję”, chyba, że sami wcześniej, rozczarowani i rozgoryczeni, składali dymisje jak wspomniany Kulczyński. To nie „pozytywiści” robili w PRL kariery, tylko kreatury wyzute z elementarnej przyzwoitości, wedle zasady: tym awans wyższy, im partyjniak głupszy i bardziej nikczemny. Losy „pozytywistów” okresu powojennego są raczej jeszcze jednym oskarżeniem skierowanym wobec marionetkowego tworu państwowego o nazwie złożonej z trzech kłamstw, – bo niebędącego ani państwem ludu, ani rzecząpospolitą, ani Polską – niż argumentem, którym by można go bronić. Dotychczas tego typu demagogiczne próby rehabilitacji PRL były żywiołem marginalnych postkomunistycznych pisemek w rodzaju tygodnika „Przegląd”. Że dziś bierze się za nie i „Polityka”, to specjalnie nie dziwi. Ale dlaczego uczestniczy w tym ktoś tego formatu, co Andrzej Mencwel?

RAZ

DWA TRYLIARDY EURO Po kilku dniach na jaw wychodzi coraz więcej szczegółów ratowania Grecji. Przede wszystkim wiemy już, że to w dużej mierze zasługa Prawie Najlepszego Ministra Finansów w Europie. Plan znaczącego obniżenie stóp procentowych od środków pomocowych dla Grecji, Irlandii i Portugalii „to była nasza inicjatywa, którą zgłaszaliśmy na forach wewnętrznych unijnych od około dziewięciu miesięcy”.

http://forsal.pl/artykuly/533056,kto_uratowal_grecje_minister_jacek_rostowski_przypisuje_zaslugi_polskim_decydentom.html

Brawo! Ale inni „przywódcy” też wypinają piersi. Przede wszystkim PR-owcy męża Carli Bruni brylują w rozpuszczaniu wieści, że to jego zasługa, że „niemalże siłą” namówił Panią Kanclerz Merkel i szefa EBC do wspólnych rozmów „ostatniej szansy”. „Ostatnią szansę” wykorzystano na ogłoszenie, że Grecji pomogą wszyscy. I EBC i EFSF i MFW i prywatni wierzyciele. Ci ostatni pomagać będą „dobrowolnie”. Można z tego wysnuć wniosek, że pozostali będą pomagać „nie dobrowolnie”? Będą pomagać pod przymusem „świadomości” i „odpowiedzialności”, dla ratowania „jedności”, „solidarności”, „przyszłości”, „euro” i „Europy”. Ale we Francji jest więcej „kogucików”, rywalizujących, który głośniej „zapieje”. Pan Jacques Attali, który po kłopotach DSK najwyraźniej chce zaistnieć na scenie kandydatów francuskiej lewicy w wyborach prezydenckich, zgłosił postulat, aby EFSF powiększyć jeszcze o… 2 tryliony euro!!!

http://blogs.lexpress.fr/attali/2011/07/17/democracy-how-many-divisions/

Wiara w magiczną moc „announce” i w magię zer jest iście imponująca. Jak tylko usłyszą „such a sum…” „speculation is doomed to failure”. Po trylionach są chyba „tryliardy” więc jakbyśmy tak „announced such a sum…” to dopiero wszyscy spekulanci by padli na kolana!!! I ile dobra można byłoby uczynić! Za takie 2 triliardy euro to można byłoby uratować od bankructwa nie tylko Grecję, ale nawet i Francję za kilka lat jak nadal będzie rządzona, jak Grecja.

Gwiazdowski

Krótko i na temat W poniedziałek ukaże się mój komentarz na temat efektów szczytu strefy euro w Newsweeku i Rzeczpospolitej, a na dniach w Forbes. Poniżej krótko podsumuję, bez owijania w bawełnę, to zostawiam politykom. Na szczycie nic nie załatwiono, zajęto się wczorajszym problemem, czyli Grecją, a tymczasem kryzys już się rozszerzył na kraje PIIGS. Nie rozwiązano żadnych fundamentalnych problemów, Grecja ma ciągle za duży dług i nie będzie się rozwijała dość szybko by go spłacić. A strefa euro nie ma sprawnych mechanizmów antykryzysowych. Program Marshalla dla Grecji to chyba jakiś żart, gdy zwalnia cała strefa euro przydałby się taki program dla całej strefy. Uruchomiły się mechanizmy zarażania, banki włoskie i hiszpańskie nie mogą otrzymać dłuższego finansowania na rynku międzybankowym, a Amerykanie wycofują pieniądze z banków europejskich odmawiając kupna bankowych papierów dłużnych. Nie wiem, co będzie na rynkach w poniedziałek lub wtorek, ale oczekuję, że w nieodległym czasie przeżyjemy prawdziwe finansowe trzęsienie ziemi w strefie euro, a odłamki polecą na nas. Nie będzie smieszno, będzie straszno.

Rybiński

25 lipca 2011 Diabeł nie obcina paznokci.. W książce, którą aktualnie czytam, a która nosi tytuł ”Prawdziwa historia Klubu Bilderberg”, autorstwa pana Daniela Estulina, a która ukazała się w Polsce już w roku 2009, na jednej ze stron znalazłem następujące zdanie wypowiedziane przez dziennikarza Jima Tuckera, przynależącego do tego wpływowego gremium, przez niektórych zwanego Rządem Światowym próbującym zaprowadzić Nowy Światowy Ład, a które brzmi następująco: „Bóg może i stworzył wszechświat, ale jeśli chodzi o planetę Ziemię, Bilderberg mówi Bogu: -Dzięki, ale od teraz to my się będziemy tym zajmować”(????). Rząd Światowy to może na razie za dużo powiedziane, ale zalążek takiego rządu- na pewno.. No są jeszcze Chińczycy, którzy mogą pokrzyżować plany Bilderberg Grupie.. Unia Europejska, Unia Amerykańska, Unia Azjatycka.. Unia Azjatycka miała być pod przewodnictwem Japonii, ale Pan Bóg przejrzał te plany.. Na razie zesłał na Japonię trzęsienie ziemi, bo na pewno nie, dlatego, że trzymali pieniądze w domowych sejfach, a nie w bankach.. No i jest jeszcze Rosja, która przynależy i do Europy i do Azji.. Chiny mogłyby zastąpić Japonię.. Hitler kombinował z Japonią, bo też chciał Unii. Ale Japończycy poczuli się oszukani przez Hitlera, bo nie napadał na Rosję, tak jak chcieli. Za długo zwlekał- miał związane ręce- Polską.. I musieli podpisać porozumienie ze Stalinem. A potem nie uderzyli od Dalekiego Wschodu. O czym doniósł Stalinowi jego najlepszy agent Sorge.. I można było wtedy przerzucić 700 000 świeżych żołnierzy z granicy pod Moskwę pokonując Hitlera.. Kto wie, jakby potoczyły się losy świata? Znaczy będą się zajmować nami i światem według swojego uznania, tak jak obmyślą od góry i planując, kiedy ten kapitalizm do reszty zlikwidować, jak ograniczyć liczbę ludności, jak dobrać się jeszcze bardziej do naszej wolności.. Bo Pan Bóg stworzył świat dla ludzi dając im wolność i wolną wolę w wyborze, żeby korzystali z niego i przekształcali go pod swoje potrzeby. I rozumienie korzystali z jego bogactw. No i żeby się rozmnażali ku chwale Bożej.. Plany Bilderberg Grup są inne.. Z ludzi porobić posłuszne bydło. Regulowane liczbowo, a może ilościowo w zależności od potrzeb zarządzających światem skonstruowanym według wymyślonych od góry potrzeb. No i wszędzie demokracja, jako atrapa wyboru władz: na dole zgiełk demokracji z przytupem i hałasem - na górze rząd- nie wybieralny demokratycznie, tak jak dzisiaj Komisja Europejska, która demokratycznie nie jest wybieralna, tak jak Biuro Polityczne w ZSRR. Istnieje na zasadzie kooptacji.. Prawdziwa władza pozostaje w rękach Komisji Europejskiej. Ona jest wyłącznym autorem ustaw.. Tak ma być - prawdopodobnie - z rządem światowym. Wszędzie będzie szaleć demokracja, ale nie w rządzie światowym.. Na razie demokracja szaleje u nas. Pan prezydent- jak donosi Super Express - powołał pana Józefa Oleksego na swojego doradcę w sprawach ekologicznych. Nie wiedziałem, że pan Józef Oleksy zna się również na ekologii, bo, że na wywiadzie - jak najbardziej.. Tym bardziej, że do tej pory nie została wyjaśniona sprawa pomiędzy nim, a panem Milczanowskim, który oskarżył go szpiegostwo na rzecz Rosji.. Pan Milczanowski oskarżył samego premiera! Ani jeden nie jest winien - ani drugi.” A może winny jest koś inny” – jak śpiewa Andrzej Rosiewicz. Logika podpowiadałaby, żeby jeden z nich jest winny, skoro oskarżył drugiego. Sprawiedliwość została zawieszona w przestrzeni.. Niezawisły sąd nie ustalił winnego.. Tak naprawdę pan Józef Oleksy został członkiem 73 osobowej Narodowej Rady Ekologicznej pod patronatem pani Anny Komorowskiej, żony pana prezydenta. Ja przy okazji dowiedziałem się, że w Kraju Rad, jakim jest Polska- istnieje jeszcze jedna rada obok innych potrzebnych rad, tak jak potrzebnych w Kraju Rad.. I składająca się tylko z 73 osób różnej płci.. Nie wiem czy w niej obowiązuje parytet 35%, tak jak na listach wyborczych. A przydałby się, żeby było płciowo i nowocześnie. Żeby nawet kobiet było więcej, bo jak można wyprzedzić nowoczesną Europę, jak nie parytetami? Bo co jej mamy do zaoferowania? Mieliśmy mieć chrześcijaństwo- jak często mówił za życia arcybiskup Józef Życiński. Ale nie udało się naszym” elitom” wpisać do Traktatu zapisu o wartościach chrześcijańskich Europy.. Trudno, żeby masoneria pozwoliła na taki afront wobec siebie.. Ale pokrzyczeli sobie i podpisali. Tak jak z wieloma sprawami.. Ekologia- jak już wielokrotnie pisałem- moim skromnym zdaniem wynikłym z obserwacji, jest instrumentem politycznym współczesnej Lewicy. Jest instrumentem nacisku i wymuszania określonych postępowań, już nie analizując samej istoty ekologii - jako pogańskiego spojrzenia na świat. Uwielbienie dla przyrody, której częścią jest człowiek, ubóstwianie jej i traktowanie jak pogańskiego bóstwa, jest zaprzeczeniem chrześcijaństwa, gdzie centrum stanowi Pan Bóg, a nie drzewa, zwierzęta, rośliny.. Świat stworzony jest dla człowieka, a nie przeciw niemu.. Antagonizowanie przyrody przeciw człowiekowi jest perfidną zabawą antycywilizacyjną wynikającą z polityki ubezwłasnowolnienia człowieka.. Pełno zakazów i nakazów, które eliminują prywatną własność, jako podstawę naszej cywilizacji jest drogą do komunizmu.. Teocentryczny system naszej cywilizacji jest podstawą naszej egzystencji, a nie pogano-centryczny, heliocentrycznym, drzewo-centryczny i zwierzocentryczny.

Pan Józef Oleksy, jako typowy lewak, przebrany za członka Narodowej Rady Ekologicznej, któremu włos z głowy nie spadł, nawet po aferze Oleksy- Milczanowski, zresztą nie mógł spaść ze względów oczywistych, pan Oleksy nawet nie jest w stanie być człowiekiem siwym- obok 72 innych lewackich charakterów opartych o pogańską postawę kłaniania się przyrodzie, jako bóstwu- już premierem w Polsce był, z czego nic nie wynikało, oprócz tego, że… pan Oleksy premierem był.. Pan premier sobie zarobił parę ładnych groszy, potem zdążył pana Aleksandra Kwaśniewskiego nazwać” małym krętaczem”, był nawet marszałkiem demokratycznego Sejmu - kolejnego bóstwa socjalistów- demokracji.. Dochodzę do wniosku, że wszyscy socjaliści usilnie wierzą w zabobony, a rzeczywistość mają za nic.. Albo udają, że jej nie ma, albo udając, że jej nie ma- zmieniają ją- tak, żeby nie można było w zmienionej rzeczywistości żyć.. Wszystko przewrócić do góry nogami a na całość narobić wielką socjalistyczną kupę. Żeby nie można było się spod niej nigdy wygrzebać. Żeby cała ludzkość się spod niej nigdy nie wygrzebała. Przynajmniej ta, pozostała po kataklizmie aborcji, eutanazji i związków homoseksualnych.. Nad czym te 73 osoby będzie radzić w tej 73 osobowej radzie pod patronatem pani Anny Komorowskiej? O prawach dla zwierząt, żab, ptaków, dla drzew, dla Słońca i Księżyca, dla wszystkich planet? A co z nami- ludźmi tej planety? Dewastatorami Ziemi, cmentarzyskami zwierząt i bezlitosnymi palaczami drewnem i węglem- skarbami tej Ziemi.? Czy może w rękach rady będzie nasz los? Może będą radzić, co z nami zrobić? Co zrobić z milionami ludzi, którzy zanieczyszczają i niszczą Ziemię, co codziennie zjadają zwierzęta, jako swoich braci, co prawda bez duszy, ale jednak braci- palą węglem, gazem i drewnem, wydalają i śmiecą, umierają, spuszczają zanieczyszczoną wodę, a potem nie bardzo wiadomo coraz bardziej - co z nimi zrobić.. Będą palić nami w piecach! Bo już lansują kremację.. Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz.. Jeśli zaczną dopłacać do kremacji, tak jak dopłacają do aborcji i do prezerwatyw, to osiągną swój cel.. Polikwidują cmentarze miejsca pamięci i ciągłości pokoleń.. Przewrócą wszystko do góry dnem.. Ludzkość przykryta dnem! Czy ktoś potrafi sobie wyobrazić coś bardziej ponurego? Ale to wszystko zacznie się od pełnomocnictw wyborczych, które zaakceptowała IV Izba Parlamentu, czyli Trybunał Konstytucyjny… Pan Stanisław Michalkiewicz jak zwykle trafnie sobie zażartował, pisząc, że należałoby wszystkie pełnomocnictwa wyborcze oddać w ręce prezydenta Komorowskiego, niech za nas zagłosuje, jako pełnomocnik 38 milionów Polaków - i po sprawie. Demokracja zwycięży, a my nigdzie nie będziemy musieli chodzić.. I tak za nas decydują! A ja mam bardziej demokratyczny pomysł: nich każdy urzędnik demokratycznego państwa prawnego będzie pełnomocnikiem każdego z nas. Wojewoda byłby pełnomocnikiem wojewódzkim, który miałby prawo demokratyczne pełnomocniczyć wszystkim mieszkańcom województwa, starosta pełnomocniczyłby wszystkim w starostwach, a wójt- we wszystkich gminach.. .Nich każdy sąsiad będzie pełnomocnikiem sąsiada, sąsiad pełnomocnikiem innego sąsiada, kobiety- mężczyzn, homoseksualiści - heteroseksualnych i odwrotnie w symbiozie demokratycznej, kominiarze niech czyszczą nadal kominy. I też będą pełnomocnikami kominowymi, tak jak wynagrodzenia kominowe.. Taki demokratyczny kabaret niech się kręci - będzie jeszcze większy bałagan. A pełnomocnik nie będzie mógł sobie tak zagłosować jak uważa, ten, który zlecił mu pełnomocnictwo, ale przeciwnie do tego jak chciał ten - co nie mógł pełnomocniczyć.

I nich nikt nie mówi, że diabeł kiedykolwiek obcina paznokcie.. Demokracja to wymysł diabła! I to nawet powiedział jeden z Papieży.. Ale nie pamiętam, Który! Mniejsza zresztą z tym.. Ale to prawda. WJR

TVN24: “Lefebvryści” jak morderca z Norwegii Redaktor Marek Lehnert, rzymski korespondent Polskiego Radia i Informacyjnej Agencji Radiowej w wypowiedzi dla stacji TVN24 porównał “lefebvrystów” do Andersa Behringa Breivika, sprawcy piątkowej masakry na norweskiej wyspie Utoya, który w swoim przesłaniu miał grozić Ojcu Świętemu Benedyktowi XVI. Redaktor Lehnert relacjonując wypowiedź włoskiego socjologa Massimo Introvigne nt. gróźb kierowanych przez Breivika pod adresem papieża, stwierdził: “Benedykt XVI oskarżony został przez norweskiego ekstremistę o to, że porzucił chrześcijaństwo i chrześcijan europejskich, należy go uznać za papieża-tchórza, niekompetentnego, skorumpowanego i nieprawowitego”. I dalej, na jednym niemal oddechu, Lehnert dodał: “Kiedyś takie zastrzeżenia do Jana Pawła II, że jest nieprawnie wybranym następcą św. Piotra mieli ‘lefebvryści’, teraz coś podobnego widzimy w wydaniu – rzekomo, bo pewności stuprocentowej nie ma – norweskim”. Twierdzenie, jakoby “lefebvryści” – jak potocznie i często obraźliwie określa się duchownych należących do założonego przez abp. Marcela Lefebvra Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X i związanych z tym instytutem wiernych – mieli kwestionować legalność wyboru Jana Pawła II na Tron Piotrowy jest oczywistą nieprawdą, a przywoływanie nazwy Bractwa w tym kontekście jest rzeczą skandaliczną i niemającą nic wspólnego z dziennikarską rzetelnością, o zwykłej przywzwoitości nawet już nie wspominając. A może należałoby dać redaktorowi Lehnertowi szansę udowodnienia jego słów przed sądem w procesie o ochronę dobrego imienia FSSPX? Czy na sali jest prawnik?Wspomnianą wypowiedź można znaleźć tutaj, czyli pod adresem:

http://www.tvn24.pl/-1,1711723,0,1,sprawca-masakry-grozil-papiezowi,wiadomosc.html

(a przynajmniej można było to zrobić 25.07.2011 o g. 03:14)

Jacques Blutoir

Raport NIK, który wywoła polityczne trzęsienie ziemi Nie raport Millera, nie śledztwo prokuratury, ale raport NIK wywoła polityczne trzęsienie ziemi w wyjaśnieniu okoliczności katastrofy smoleńskiej. A z faktu, że rząd utrudnia kontrolę należy wnioskować, że idzie ona dobrym tropem.

1.14 lipca 2010 roku zwróciłem się do prezesa NIK Jacka Jezierskiego o przeprowadzenie kontroli działań administracji rządowej w zakresie okoliczności katastrofy smoleńskiej.(treść listu znajdziecie państwo na moim blogu z 14 lipca 2010 roku pt. "Niech NIK włączy się w wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej". Poprosiłem wówczas o zbadanie:

-kto i w jakim zakresie odpowiadał za przygotowanie i organizacje wyjazdów delegacji państwowych na Uroczystości Katyńskie w dniach 7 i10 kwietnia 2010 roku,

- czy instytucje i osoby odpowiedzialne rzetelnie wykonały swoje obowiązki w zakresie organizacji przygotowania obu wyjazdów,

-czy polskie instytucje i osoby odpowiedzialne za organizację tych wyjazdów współpracowały z odpowiednimi władzami rosyjskimi, czy współpraca ta była prawidłowa,

-czy zapewniony został odpowiedni poziom zabezpieczenia i, w których brali udział Prezydent RP oraz Prezes Rady Ministrów,

-czy samoloty, którymi podróżowały delegacje państwowe miały aktualne badania techniczne i były w stanie zapewniającym bezpieczeństwo lotów,

-czy załogi samolotów, którymi podróżowały delegacje były odpowiednio wyszkolone i dysponowały wymaganym doświadczeniem zawodowym,

-czy instytucje i osoby odpowiedzialne podjęły właściwe działania zmierzające do zapewnienia stronie polskiej możliwie najszerszego udziału w wyjaśnieniu okoliczności i przyczyn katastrofy,

-czy instytucje i osoby odpowiedzialne rzetelnie wykonały swoje obowiązki w zakresie identyfikacji ciał ofiar katastrofy oraz zabezpieczenia miejsca katastrofy?

2. NIK usłuchała starego prezesa, podjęła kontrole - i zrobiło się gorąco! Wiadomość z sieci: - rzeczpospolita.pl:

Z korespondencji między Najwyższą Izbą Kontroli a Kancelarią Prezesa Rady Ministrów, do której dotarła „Rz", wynika, że izba skarżyła się, iż pracownicy KPRM mieli jej utrudniać kontrolę. NIK badała sposób organizacji lotów najważniejszych osób w państwie w latach 2005 – 2010,również lotu do Smoleńska. „Brak rzetelnych danych w sposób znaczący utrudnia kontrolę" –alarmował w lutym Jacek Kościelniak, wiceprezes NIK, w piśmie do szefa kancelarii Tomasza Arabskiego. O co chodziło? „Do dnia 3 lutego 2011 r. dwukrotnie przekazywano kontrolerom nierzetelnie sporządzone zestawienia, zaś przekazane w dniu3 lutego 2011 r. po raz trzeci poprawione zestawienie po wstępnej weryfikacji dokonanej przez kontrolerów budzi wątpliwości, co do jego rzetelności" – pisał Kościelniak o otrzymanych raportach dotyczących zagranicznych wizyt premiera, wicepremierów i osób zajmujących kierownicze stanowiska w KPRM.

3. A więc - bingo! Kontrola trafiona w punkt! Nie ma lepszego dowodu na trafność kontroli niż taka sytuacja, w której kontrolowani, zamiast wyłożyć wszystkie kwity na stół, zaczynają kombinować, kluczyć i kłócię się z kontrolerami o to, co im wolno kontrolować. Wszak prawdziwa cnota kontroli się nie boi. Ten opór oznacza, że kontrolerzy idą właściwym tropem. Nie ukrywam, że jestem z nich dumny, choć 20 lipca dziesięć lat już minęło od zakończenia mojego urzędowania na funkcji prezesa NIK. Ale to wciąż moja Izba...

4. Jestem przekonany, że ostatecznie raport NIK okaże się najcenniejszym źródłem wiedzy o okolicznościach i przyczynach katastrofy. Nie w sensie technicznym, bo tego Izba nie bada, ale w sensie odpowiedzialności leżącej po stronie instytucji i funkcjonariuszy państwa polskiego. Jestem przekonany, ze wiedza płynąca z raportu NIK będzie rzetelna i obiektywna.

5. Wierzę w rzeczowość i obiektywizm NIK, nie bardzo natomiast wierzę w rzetelność i obiektywizm raportu Millera, bo to rządowy raport o zaniedbaniach rządu - to trochę tak, jakby lis badał włamanie do kurnika. Nie bardzo też wierzę w wyniki śledztwa prokuratorskiego, które chyba już wcale się nie toczy, tylko przewróciło się i leży. To zresztą śledztwo oparte na dowodach, które w łaskawości swej od czasu do czasu udzielają nam Rosjanie. Natomiast NIK ma wszelkie szanse i możliwości żeby rzetelnie wyjaśnić przynajmniej te okoliczności, które leżały po stronie polskich władz i urzędów.

6. Jak znam NIK - nie ugnie się ona przed trudnościami powodowanymi przez Kancelarie Premiera i przedstawi rzeczowy raport, który może wywołać polityczne trzęsienie ziemi. Czekam z nadzieją (na raport, nie na trzęsienie ziemi).

Janusz Wojciechowski

Izraelska „zemsta” dosięga Oslo Wczoraj usłyszałem wiadomość o piątkowym ataku w Norwegii, którego celem były biura rządowe i obóz młodzieżówki Partii Pracy, w wyniku, czego zginęły 92 i okaleczono kilkadziesiąt osób. Jednak to, co mnie to zaciekawiło, to twierdzenie (w ciągu godziny od zdarzenia, jak 11 IX), że był to akt zemsty ‘dżihadystów’, za 500 norweskich żołnierzy walczących w Afganistanie w ramach sił NATO. Postanowiłem, więc poszukać, kto jest naprawdę wściekły na ten nordycki naród, poza muzułmańskim ‘dżihadem’. Jak podała wczoraj norweska policja, mężczyznę rzekomo odpowiedzialnego za atak na premiera Norwegii w Utoya, 32-letni Norweg, Anders Behring Breivik, zauważono również w Oslo przed wybuchem bomb. Brytyjski Guardian (23 lipca) doniósł, że atak miał motyw polityczny i nie był dziełem tzw. islamskiego terroryzmu. Norweski premier Jens Stoltenberg powiedział: „Nikt bombami nie zmusi nas do milczenia. Nikt nie zmusi nas strzałami do milczenia. Nikt nas nie wystraszy by przestać być Norwegią”.

2002 – Eva Kristen Hansen, przywódca norweskiej młodzieżówki Partii Pracy, wezwała Prokuratora Generalnego Norwegii do zbadania, czy izraelski premier gen. Ariel Szaron może być oskarżony o zbrodnie przeciwko ludzkości.

2010 – Egil Drillo Olsen, trener norweskiej drużyny piłkarskiej, napisał w dzienniku Aftenposten, że „bojkotu Izraela domaga się 90% światowej populacji. Nie może być wiele różniących się opinii”. Alan Dershowitz (Harvard Law School), 29 marca 2011 roku napisał w The Wall Street Journal, że to Norwegowie najbardziej nienawidzą państwo Izrael. Dlaczego? Bo, jak powiedział mu dziekan wydziału prawa Bergen University, że czułby się uhonorowany, gdyby był obecny na jego wykładzie nt. sprawy OJ Simpsona – jeśli obieca, że nie powie nic na temat Izraela. Administrator szkoły Trondheim powiedział Dershovitzowi, że na kampusie Izrael był tematem zbyt ‘kontrowersyjnym’.

Marzec 2011 – Partia Socjalistyczna, koalicjant w norweskim rządzie, wezwała do akcji militarnej przeciwko podmiotowi syjonistycznemu, jeśli zdecyduje się zaatakować Gazę w przyszłości.

Kwiecień 2011 – Norweska Liga Obrony (NDL) zorganizowała pierwszą anty-izraelską demonstrację. Jest ciekawe, że jej brytyjski odpowiednik, brytyjska Liga Obrony (EDL) ma ścisłe związki z Izraelem.

W poniedziałek, norweski minister spraw zagranicznych, Jonas Gahr Stoere, po spotkaniu z Mahmoudem Abbasem, powiedział dziennikarzom, że jest „w pełni uzasadnione”, żeby Palestyńczycy wnieśli swoją sprawę o państwowość na forum ONZ we wrześniu. W ub. miesiącu, Jonas powiedział w norweskim parlamencie, że Syria ma prawo odebrać Wzgórza Golan spod żydowskiej okupacji.

rehmat

Tłumaczenie Ola Gordon (‘Israeli ‘Venegeance’ strikes Oslo‘)

Co mi nie gra w norweskiej tragedii Ta notka to nie propaganda spiskowych teorii ani nawet nie wytykanie winnych. To po prostu szczere wątpliwości osoby, która nie tylko ukończyła szkołę, ale też miała trochę do czynienia z bronią palną (legalnie – gwoli ścisłości). Bo naprawdę czegoś w tym wszystkim nie rozumiem. Zacznę może od bomby. Ileż to razy powtórzono z ekranów TV, że dziś każdy może z łatwością znaleźć w internecie instrukcje zrobienia bomby niemal w garażu. Khm… fakt, w internecie można sporo znaleźć, ale co dokładnie? Pomińmy przepisy na bomby z użyciem semteksu, trotylu, heksogenu i in. materiałów wybuchowych łącznie z “atomowymi walizkami”, – bo i po co, skoro ktoś “niewtajemniczony”, gdy tylko spróbuje kupić choćby gram trotylu to ściągnie na siebie uwagę policji? A więc skupmy się na materiałach powszechnie dostępnych. Rzeczywiście – da się zrobić “w garażu” niezłą bombę na bazie banalnej saletry, pudru aluminiowego i kilku dodatków równie łatwo dostępnych na rynku. Odpowiednią mieszankę bez problemów zrobi średnio rozgarnięty licealista z podstawami wiedzy z fizyki i chemii (chodzi o proporcje – bomba może być bardziej zapalająca, bardziej dymiąca etc.). Do tego dokupić parę pustych butli gazowych… mieszankę do nich zapakować i… I możesz, chłopie, czuć się niczym terrorysta ;-) Bo tak naprawdę to będziesz miał najwyżej parę kilo śmieci, które nie wybuchną choćbyś je wrzucił do ogniska. Największym problemem w tym biznesie jest zapalnik. Rzeczywiście, w internecie znajdziemy nawet filmiki instruktażowe jak zrobić zapalnik do takiej bomby. Tylko, że osoba bez gruntownej wiedzy i doświadczenia w najlepszym wypadku zasyfi sobie kuchenkę, a w najgorszym spowoduje wybuch tegoż zapalnika i straci palce. Diabeł tkwi w szczegółach, jak wiemy – a szczegóły “jak zrobić działający zapalnik i go podłączyć” zna, nie przesadzając, zaledwie paręset osób na całym świecie. Tak, dokładnie – na całym świecie paręset, może tysiąc z kawałkiem. Część mieszka w Rosji i działa w podziemiu islamskim lub mafii, część (chyba najwięcej) to pogranicze Afganistanu i Pakistanu oraz Iraku, trochę w Stanach, trochę w Palestynie, trochę w Afryce. Ci ludzie to naprawdę elita podziemia terrorystycznego – nawet, gdy prowadzą szkolenia dla adeptów zbrojnego dżihadu to mało, kto jest w stanie porządnie przyswoić tę wiedzę. Bo poza teorią niezwykle ważne tu jest doświadczenie. To, dlatego właśnie ci ludzie są w pierwszej kolejności na celowniku “służb”, ale jest ich niezwykle trudno dopaść. I tu pierwsze pytanie, – kto zrobił detonatory nieszczęsnemu Norwegowi? Zwłaszcza, że bomba była niezwykle mocna, składała się zapewne z kilku części, (czyli kilku bomb), a więc system detonatorów musiał być naprawdę bardzo skomplikowany. Tego nasz potomek Wikingów w internecie nie przeczytał. Od razu powiem – na pewno tego nie zrobili islamiści z Norwegii, gdyż dla nich blondynek Andres jest takim samym ideologicznym wrogiem jak George Bush, a wrogom się broni do ręki nie daje.

Drugie pytanie – jak może jeden człowiek a nawet choćby dwóch w ciągu 1,5 godziny zabić prawie 90 osób? To daje prawie 1 osobę na minutę! I to zabitych, a co z rannymi? Zresztą, właśnie – a gdzie są ranni?! Statystycznie powinno ich być mniej więcej trzykrotnie tyle, co zabitych, czyli ok. 300 osób…, ale wróćmy do zabitych. W historii taki wynik mieli chyba tylko hitlerowcy, którzy dziesiątkami i setkami zabijali na miejscu bezbronnych ludzi. Tyle, że w tych rzeziach brały udział dziesiątki a nawet setki żołnierzy! Byli oni potrzebni m.in. po to by ofiary nie uciekły. A właśnie – cała zbrodnia rozegrała się na wyspie, gęsto zalesionym dość sporym obszarze. Ofiary, więc miały mnóstwo możliwości żeby uciec i się skryć przed napastnikami. Zapewniam, człowiek w panice biega naprawdę bardzo szybko! Być może gdyby to była wyspa na oceanie i tragedia trwała z tydzień – napastnicy mieliby dość czasu by swoje ofiary wyłapać. Tu wszystko trwało 90 minut. A teraz proszę mnie nie uznać za cynika, ale, (jak kto nie wierzy – niech zapyta pierwszego z brzegu myśliwego) zastrzelić żywą istotę jest naprawdę trudno. Myśliwy ma czas, wygodną obraną pozycję do strzału, dobrą celną broń (dodam, że karabiny maszynowe do dość celnych nie należą) i ofiarę, która nie ucieka. I dopiero wtedy trafia… albo i nie trafia. Gdyby myśliwy biegał po krzakach za swoją ofiarą, która by przed nim uciekała, co sił w nogach, gdyby miał strzelać z ręki i z niezbyt dokładnej broni, to szybciej zostałby weganinem.

Trzecia wątpliwość – a skąd napastnik lub napastnicy mieli tyle amunicji by prowadzić strzelaninę przez dobre 1,5 godziny na otwartym terenie? Strzelając seriami, (czyli oddając kilka strzałów na sekundę!) człowiek opróżnia magazynek dosłownie w kilka sekund. Strzela pojedynczymi? OK, ale ile przeciętny strzelec jest w stanie oddać celnych strzałów? Niekoniecznie trzeba zaliczyć ćwiczenia komandosów by tego się dowiedzieć – wystarczy zobaczyć rozgrywki w paintball. W ten sposób można najwyżej przypadkiem kogoś trafić, ale zabić?! Tak czy owak, nawet dwójka napastników musiała chyba należeć do strzelców wyborowych żeby urządzić taką tragedię.

Czwarta wątpliwość dotyczy poniekąd ofiar. Zdecydowana większość ludzi, którzy byli na wyspie, to były osoby dorosłe. Wszak odbył się tam obóz młodzieżówki partyjnej a nie wycieczka z przedszkola. Tak, więc przeważnie byli to ludzie pełnoletni, pełnosprawni, nawet w wieku dość zbliżonym do Andresa. Rozumiem, kiedy terrorysta bierze zakładnika, terroryzuje go bronią – zakładnik się boi. Ale gdy napastnik wystrzelał już amunicję i potrzebuje kilku sekund żeby zmienić magazynek, (co się staje dosłownie po chwili od rozpoczęcia strzelaniny) to jest całkowicie bezbronny a jego karabin ma wartość kija. Zgadzam się, że wszystkie instrukcje antyterrorystów mówią “nie stawiaj oporu!” Ale dotyczą one terrorystów uzbrojonych! Terrorysta z pustym magazynkiem może swoją bronią najwyżej pomachać. Mimo to Anders przez 1,5 godziny spokojnie przeładowywał broń i strzelał dalej. Bo ofiary mu na to pozwoliły.

Kolejne wątpliwości dotyczą pracy norweskiej policji i służb specjalnych. Po pierwsze, przegapiły one naprawdę dobrego fachowca od produkcji bomb. Po drugie, strzelanina na wyspie trwała 1,5 godziny zanim się zjawiła policja. A gdy się zjawiła to Anders od razu się poddał. To norwescy antyterroryści potrzebują aż tyle czasu by wkroczyć do akcji? Khm, polska Ochotnicza Straż Pożarna jest bardziej ruchliwa. Po trzecie, władze norweskie potrzebowały aż 7 godzin (pierwsza oficjalna informacja padła dopiero po 22) by cokolwiek z siebie wydusić – do tego czasu byliśmy karmieni papką “nieoficjalnie wiadomo”. Jak by tego było mało, najpierw powiedziano nam, że zginęło najwyżej kilkanaście osób. Zaraz, co to znaczy? Że przez 7 godzin mimo unieszkodliwienia napastnika policja nawet nie wiedziała o skali tragedii?! Nie wiedziała, co dzieje, co się stało?! Oni tam nie potrafią liczyć?! A gdzie ranni, ile osób zostało rannych?! W ostatnich latach niestety byliśmy świadkami niejednego zamachu terrorystycznego, ale takiego bajzla w policji to jeszcze nie widziałem. Sterowiec niesterowalny

Tajne dokumenty Ambasady RP w Waszyngtonie z 1939 roku: Propaganda urabiana jest przez czynniki żydowskie, które mają w swoich rękach niemal 100 % mediów Poniżej prezentujemy wycinek z naszych archiwalnych zbiorów: interesujący list sporządzony 12 stycznia 1939 roku przez Ambasadora R.P. w Waszyngtonie Jerzego Potockiego, będący raportem do władz w Warszawie o sytuacji w Stanach Zjednoczonych. Uwagę zwraca kilka wątków, lecz przede wszystkim powinno dać do myślenia stwierdzenie, że już w pierwszej połowie XX wieku oceniano, iż ówczesne media, – czyli wtedy głównie radio, prasa oraz przemysł filmowy – były “niemal w 100 procentach” w rękach żydowskich. Od tego czasu, jeśli coś się zmieniło, to jedynie to, że kontrola tej grupy etniczno-religijnej nad mass-mediami jeszcze bardziej się zacieśniła. Ważne uwagi tego tajnego Raportu dotyczą również podkreślenia, że propaganda żydowska otumaniająca społeczeństwo amerykańskie była (i niestety nadal jest) pro-komunistyczna i pro-sowiecka. Na szczególne podkreślenie zasługują informacje ukazujące, że to właśnie wpływowe grupy żydowskie dążyły do konfliktu zbrojnego z Niemcami, odpowiednio sterując polityką amerykańską. W normalnych warunkach i przy obiektywnej ocenie historii, ten czynnik powinien być dzisiaj brany pod uwagę przy ocenie odpowiedzialności za wywołanie II Wojny Światowej. Zbiór dokumentów polskich został sporządzony na podstawie przejętych przez III Rzeszę dokumentów władz polskich po napadzie Niemiec hitlerowskich na Polskę, i wydany został w Berlinie w 1940 roku.- Red. BIBUŁY

Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej w Waszyngtonie W sprawie sytuacji wewnętrznej w Stanach Zjednoczonych

Do Pana Ministra Spraw Zagranicznych w Warszawie T A J N E Waszyngton, 12-I-1939r.

Nastroje, jakie obecnie panują w Stanach Zjednoczonych potęgowane są coraz większą nienawiścią do faszyzmu, a przede wszystkim do osoby Kanclerza Hitlera oraz do wszystkiego co tchnie nazizmem. Propaganda urabiana jest w pierwszym miejscu przez czynniki żydowskie, które mają w swoich rękach nieomal w stu procentach radio oraz wytwórnie filmowe, jak również przez prasę oraz tygodniki. Mimo tego, że propaganda jest szyta grubymi nićmi i że przedstawia Niemcy w świetle jak najbardziej ujemnym, wyzyskując głównie prześladowania religijne i obozy koncentracyjne, to jednak dzięki ignorancji tutejszego społeczeństwa, nieobeznanego zupełnie z sytuacją w Europie, działa ona w sposób tak przenikliwy, iż obecnie większość narodu amerykańskiego uważa Kanclerza Hitlera oraz nazizm za największe zło i niebezpieczeństwo, jakie zawisło nad światem. Sytuacja w tutejszym kraju stwarza doskonałe forum dla wszelkiego rodzaju mówców oraz dla uchodźców z Niemiec i Czechosłowacji, którzy nie szczędzą słów by drogą różnych kalumnii podburzać tutejsze społeczeństwo, gloryfikując wolność amerykańską w przeciwstawieniu do reżimów totalitarnych. Znamiennym i ciekawym faktem jest, że w całej tej bardzo pomysłowej kam­panii prowadzonej głównie przeciwko nazizmowi, eliminowana jest zupełnie Rosja Sowiecka, a jeżeli jakakolwiek wzmianka o niej jest wypowiedziana, to zawsze w formie przyjaznej, na to, by wzbudzić wrażenie, iż Sowiety łączą się z blokiem państw demokratycznych. Sympatie również społeczeństwa amerykańskiego, dzięki umiejętnej propagandzie, są po stronie czerwonej Hiszpanii. Oprócz wyżej omówionej propagandy, wytwarzana jest sztuczna psychoza wojenna, która wmawia w naród amerykański, że pokój w Europie wisi na włosku, i że wojna jest nieunikniona, przy czym niedwuznacznie daje się społeczeństwu do zrozumienia, że Ameryka w razie wojny światowej będzie zmuszona wystąpić czynnie w obronie haseł wolności i demokracji świata. Prezydent Roosevelt był pierwszym, który otwarcie rzucił hasło nienawiści do faszyzmu. Prezydent miał w tym podwójny cel:

1) chciał odwrócić uwagę społeczeństwa amerykańskiego od zawiłych i ciężkich problemów wewnętrznych, a głównie od problemu walki świata kapitalistycznego z obozem pracy;

2) przez wytworzenie nastrojów wojennych i niebezpieczeństwa grożącego Europie, chciał zmusić społeczeństwo amerykańskie do aprobaty olbrzymiego programu dozbrojeniowego Ameryki, który przekracza potrzeby defensywne Stanów Zjednoczonych.

Co do punktu pierwszego, to można powiedzieć, że sytuacja wewnętrzna na rynku pracy stale się pogarsza. Ilość bezrobot­nych dochodzi obecnie do 12 milionów, a przerost w administra­cji stanowej i państwowej z dniem każdym się podnosi. Tylko dzięki miliardowym sumom, które Skarb Stanów Zjednoczonych rzu­cił na zatrudnienie bezrobotnych, utrzymany jest pewien stan spokoju, który – jak dotąd – nie przekroczył ram zwykłych strajków lub lokalnych zaburzeń. Jak długo jednak w przyszło­ści będzie można utrzymać ten stan pomocy finansowej państwa, jest rzeczą trudną do przewidzenia. Rozognienie i wzburzenie wśród opinii publicznej, a przede wszystkim głębokie zatargi pomiędzy przedsiębiorstwami prywatnymi i olbrzymimi trustami, a rzeszą robotnicza, przysporzyły Rooseveltowi wielu wrogów i wiele nieprzespanych nocy.

Co do punktu drugiego, to Prezydent Roosevelt, jako doskonały gracz polityczny i znawca psychologii amerykańskiej, od­wrócił w krótkim czasie uwagę społeczeństwa amerykańskiego od trudnej sytuacji wewnętrznej na szerokie wody polityki zagranicznej. Trasa była łatwa, trzeba było tylko odpowiednio spreparować z jednej strony groźbę wojenną, która zawisła nad światem z powodu Kanclerza Hitlera, a z drugiej strony stworzyć widmo niebezpieczeństwa agresji państw totalitarnych na Stany Zjednoczone. Pakt Monachijski przyszedł Prezydentowi Rooseveltowi z wielką pomocą. Przedstawiany tu był, jako kapitulacja Francji i Wielkiej Brytanii przed wojującym militaryzmem niemieckim, i – jak się tu potocznie mówi – Hitler przyłożył Chamberlainowi pistolet do głowy, tak, że Francja i Wielka Brytania nie miały innego wyjścia jak tylko zawrzeć haniebny pokój. Następnie brutalne traktowanie żydów w Niemczech i problem uchodźców podsyca stale istniejącą nienawiść do wszystkiego, co ma coś wspólnego z niemieckim nazizmem. W wielkiej mierze przyczynili się do tego poszczególni żydowscy intelektualiści, którzy złączeni są z Prezydentem Rooseveltem więzami przyjaźni, tak jak Bernard Baruch, Gubernator stanu New York Lehman, nowo mianowany Sędzia Sądu Najwyższego Felix Frankfurter, Sekretarz Skarbu Morgenthau i inni, chcą zrobić z Prezydenta szampiona praw człowieka, wolności religii i słowa, jako też tego, który w przyszłości ukarać musi mącicieli pokoju. Ta grupa ludzi, zajmujących najwyższe stanowiska w rządzie amerykańskim, pragnie uchodzić za przedstawicieli prawdziwego “amerykanizmu”, oraz “obrońców demokracji”, przy tym jednak złączona jest nierozerwalnymi więzami z międzynarodowym społeczeństwem żydowskim. Dla tej międzynarodówki żydowskiej, która ma głównie swoje interesy rasowe na celu, wywyższanie Prezydenta Stanów Zjednoczonych na to “najidealniejsze” stanowisko obrońcy praw człowieka, było genialnym pociągnięciem, a zarazem stworzeniem bardzo niebezpiecznego ogniska nienawiści na tym kontynencie, oraz podziału świata na dwa wrogie obozy. Przy tym ujęto całość w misterną robotę: stworzono Rooseveltowi podstawy do aktywizacji polityki zagranicznej Stanów i do stwo­rzenia tą drogą olbrzymich zasobów militarnych dla przyszłej rozgrywki wojennej, do której żydzi świata dążą z całą świadomością. Dla użytku wewnętrznego, odwraca się uwagę społeczeństw od wzrastającego w Ameryce antysemityzmu, wpajając konieczność obrony wiary i wolności indywidualnej przed zakusami agresywnego faszyzmu. Jerzy Potocki Ambasador R.P.

Niedoszła kontrofensywa brzeska Plan polskiej kontrofensywy znad Wieprza oparty był na niezrealizowanej koncepcji uderzenia z rejonu Brześcia Litewskiego. Pod wpływem porażek na froncie, 5 lipca 1920 roku Rada Obrony Państwa upoważniła premiera Władysława Grabskiego, aby na konferencji w Spa zwrócił się do rządów alianckich z prośbą o pośrednictwo w rokowaniach pokojowych z Kremlem. Naczelny Wódz Józef Piłsudski był przeciwny pertraktacjom pokojowym, gdyż nie wierzył ani w dobrą wolę Ententy, ani tym bardziej bolszewików – dążących „po trupie Polski” do wzniecenia „pożaru światowej rewolucji”. Na tym samym posiedzeniu ROP marszałek podkreślił potrzebę odnowy moralnej narodu, gdyż „wojsko prowadzi wojnę, a społeczeństwo się kłóci. (…) Naród chory daje chore wojsko, bez dostatecznego oporu (…) brak morale w kraju wywołuje brak moralu w wojsku. (…) tylko poprawa morale w kraju da poprawę na froncie”. 9 lipca 1920 roku Piłsudski wydał rozkaz nr 7433/III, w którym dobitnie stwierdził, iż jego celem jest „po ukończeniu odwrotu przejście do energicznej kontrofensywy” zdolnej wyprzeć bolszewików z Polski. Do koncentracji wojsk do ofensywy mogły być wykorzystane dwie biegnące południkowo linie rokadowe przecinające Polesie – przez Łuniniec i Brześć. Ta pierwsza, ze względu na położenie blisko linii frontu, miała charakter pomocniczy. Podstawowe znaczenie miał, więc Brześć Litewski, który był ważnym węzłem komunikacyjnym, umożliwiającym dokonanie manewru przerzucenia sił z południa na północ. Uderzenie z rejonu Brześcia Litewskiego od południa na armie Frontu Zachodniego Tuchaczewskiego, uzależnione było od pobicia lub chociażby zatrzymania Armii Konnej Budionnego. Marszałek zakładał, iż część wojsk Frontu Północno-Wschodniego „utrzymać zdoła Brześć i okolice i w ten sposób osłonić zdoła koncentracje wojsk od południa dla silnego uderzenia”. Plan ten zyskał wsparcie gen. Rozwadowskiego, który po powrocie z Paryża, 26 lipca 1920 roku przejął obowiązki szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Generał uważał za najważniejsze: „Skończyć Budionnego gruntownie i przerzucić, co się tylko da, ogałacając nawet Front Południowy do rozstrzygnięcia nad Bugiem”. Z kolei przewodniczący Francuskiej Misji Wojskowej, gen. Paul Henrys skrytykował te założenia, podtrzymując swe wcześniejsze stanowisko, iż jedynie „przeprowadzenie zdecydowanej kontrofensywy (znad Narwi na północne skrzydło Frontu Zachodniego – Godziemba) przeciwko głównej masie sił nieprzyjaciela przyniosłoby decydujące rozstrzygnięcie sytuacji”. Równocześnie lekceważył niebezpieczeństwo grożące ze strony Budionnego, a w razie potrzeby opowiadał się nawet za przejściowym oddaniem Małopolski Wschodniej ze Lwowem. To zaś było nie do przyjęcia dla strony polskiej, słusznie uważającej, iż oddanie Lwowa miałoby trudne do przewidzenia konsekwencje moralne i polityczne. Tak, więc koncepcja Naczelnego Wodza była operacją czysto polską, nie tylko bez udziału, a nawet wbrew stanowisku Francuzów. Po zakończeniu bitwy pod Równem, dowództwo Frontu Południowo-Wschodniego wydało w myśl instrukcji Naczelnego Wodza rozkaz nakazujący przegrupowanie sił do bitwy mającej na celu osaczenie i pobicie Armii Konnej. Podczas narady Piłsudskiego z Rydzem-Śmigłym ustalono, iż 2 Armia zgrupuje swe siły na prawym skrzydle w okolicach Beresteczka i uderzy na Radziwiłłów i Brody, by wyjść na skrzydło i tyły 1 Armii Konnej. Bitwa pod Beresteczkiem i Brodami rozpoczęła się 25 lipca 1920 roku, w trakcie, której doszło do największej podczas wojny 1920 roku bitwy kawalerii, w której po obu stronach starło się sześć dywizji kawalerii oraz pięć dywizji piechoty. 31 lipca dowódca frontu gen. Rydz-Śmigły nakazał jednostkom 2 Armii „bezwzględne, energiczne i wytrwałe” kontynuowanie natarcia z „największą siła i ryzykiem” aż do „rozbicia Budionnego”, od czego „zależą bardzo ważne decyzje ogólne”. Wskazywał również, iż „Wódz Naczelny czeka w Chełmie na meldunki potrzebne mu do powzięcia ogólnych decyzji”. Równocześnie płk. Tadeusz Kutrzeba – w obecności Naczelnego Wodza – przypominał dowództwu 2 Armii o konieczności „jak największej aktywności” działania wobec możliwości „osiągnięcia bezwzględnego sukcesu, który jest nam tak potrzebny pod względem realnym i moralnym” i podkreślał, iż „nie należy się przeciwstawiać od czoła przeciwnikowi, ale własną kawalerią wjeżdżać na jego tyły, szczególnie, jeśli sytuacja na to pozwala”. Załamanie natarcia Armii Konnej i ograniczenie jej przestrzeni działania, wyczerpywały ją materialnie i moralnie. Prowadzone 1 sierpnia koncentryczne natarcie wszystkich jednostek 2 Armii doprowadziło do tego, że wieczorem zwycięstwo zdawało się przechylać na polską stronę. Niestety ten sukces przyćmiła wiadomość o upadku Brześcia. Równocześnie z operacja na południu, 27 lipca 1920 roku Naczelne Dowództwo WP zażądało od dowództwa Frontu Północno-Wschodniego utrzymania do 5 sierpnia linii Grajewo-m. Narew – Brześć Litewski zamiarem wykorzystania jej, jako podstawy wyjściowej „do – jak pisze gen. Szeptycki – akcji zaczepnej w większym stylu”. Niestety 28 lipca Polacy wycofali się z Białegostoku i Hajnówki, a dzień później z Bielska Podlaskiego. Ostateczne fiasko planu polskiego uderzenia z rejonu Brześcia i linii Bugu na lewą flankę i tyły Frontu Zachodniego nastąpiło po niespodziewanym opanowaniu przez bolszewików 1 sierpnia 1920 roku Brześcia Litewskiego. Twardy opór oddziałów Grupy Poleskiej, broniącej się dzielnie przed dużo silniejszym wrogiem, stanowić mógł dostateczną gwarancję utrzymania Brześcia Litewskiego – niezbędnego warunku powodzenia polskiej kontrofensywy. 29 lipca płk Julian Stachiewicz - szef oddziału III NDWP, przekazał dowódcy Grupy Poleskiej, gen. Władysławowi Sikorskiemu list z wytycznymi Naczelnego Wodza, podkreślający, iż „dla koncentracji z rejonu Brześcia w kierunku północno-wschodnim konieczne jest utrzymanie Brześcia z przedmościem i zabezpieczenie drogi kolejowej do tyłu. W związku z tym konieczne jest jak najszybsze cofnięcie się Grupy Poleskiej na Brześć”. 30 lipca na pytanie Piłsudskiego, jak długo jest w stanie utrzymać twierdzę, „Gen. Sikorski sądził, że uda mu się utrzymać w Brześciu i okolicach do 10 dni”. Tymczasem 1 sierpnia bolszewicy opanowali miasto. Bronić Brześć można było jedynie kontratakując wypoczętymi oddziałami, jednak gen. Sikorski zaniedbał ściągnięcia dużej części swych jednostek do twierdzy. Wszystkie jego ówczesne działania były spóźnione i grzeszyły biernością. „Brześć upadł, – wspominał Naczelny Wódz – a z nim razem i cała moja kalkulacja. (..) Lecz po dobie wahania się i rozmyślań pożegnałem się ze swoją ideą i dałem rozkaz ewakuacji Kowla i cofnięcia 3 osłaniającej Armii na Bug”. Po upadku twierdzy, wobec konieczności natychmiastowego wzmocnienia wojsk na północy, Piłsudski nakazał przerwanie natarcia 2 Armii pod Brodami. Bitwa pod Beresteczkiem i Brodami jakkolwiek nie doprowadziła do zupełnego wyeliminowania Armii Konnej, jednak została ona tak mocno pokiereszowana (jej straty sięgały 50% w kadrze dowódczej), iż przestała stanowić realną groźbę dla polskich oddziałów na południu. To z kolei umożliwiło przeprowadzenie reorganizacji i przegrupowania jednostek Wojska Polskiego, niezbędnego dla podjęcia kontrofensywy znad Wieprza. Podobnie jak w przypadku planu uderzenia z rejonu Brześcia Litewskiego, koncepcja kontrofensywy znad Wieprza zakładała uderzenie od na lewe skrzydło wojsk Frontu Zachodniego Tuchaczewskiego. Warunkiem odniesienia sukcesu było utrzymanie Warszawy, co faktycznie udało się osiągnąć. Tak, więc koncepcja polskiej kontrofensywy nie została opracowana na początku sierpnia, ale na początku lipca 1920 roku. Gdyby, więc nie niespodziewany upadek Brześcia, polska kontrofensywa ruszyłaby z okolic tego miasta i nie doszłoby do dramatycznych walk na przedpolu Warszawy.

Wybrana literatura:

Bitwa Warszawska 13-28 VIII 1920. Dokumenty operacyjne Bitwa Lwowska 25 VII – 18 X 1920. Dokumenty operacyjne

J. Piłsudski – Rok 1920

S. Szeptycki – Front Litewsko-Białoruski. 10 marca 1919 – 30 lipca 1920

G. Nowik – Zanim złamano „Enigmę” rozszyfrowano „Rewolucję”

L. Wyszczelski – Wojna polsko-rosyjska 1919-1920

Godziemba's blog

Norweski Łącznik W Moskwie już strzelają korki od szampanów, a i wódeczka pewnie się leje. Zaznaczam na początku, iż moim zamiarem nie jest sprzedanie taniej sensacji, ani tym bardziej wykorzystywanie wielkiej tragedii, jaka miała miejsce w Norwegii. Nie może to jednak zamykać nam ust i wyłączać myślenia oraz zdolności obserwacji coraz bardziej zastanawiającej nierzeczywistości jak nas otacza ze wszech stron.

Trzecie oko. Najprościej sprowadzić wszystko do teorii spiskowych i bajdurzeń prawackich oszołomów. Warto jednak przyjrzeć się kontekstowi wydarzeń w Norwegii, który to wpisuję się w szerszy problem, jakim jest walka lewaków i neoliberałów z prawicą i światem kultury chrześcijańskiej. Ów zamachowiec, zbrodniarz dzięki osiągnięciom w/w zostanie skazany na..., aż 21 lat więzienia. Jak sądzę wyrok odsiedzi w jak najbardziej humanitarnych warunkach. Wychodzi na jaw coraz więcej szczegółów z jego życiorysu i podobnie jak w przypadku Katastrofy Smoleńskiej pojawiają się wrzutki i sterowane komunikaty. Za mało wiemy by wydać jednoznaczny osąd o przyczynach zamachu i intencjach zbrodniarza. Jak sądzę nie poznamy do końca prawdy. Wszakże to normalne, pewne dane mogłyby się okazać niewygodne dla wielu ludzi i środowisk. Skala zbrodni i metoda działania są przerażające. Trudno je porównać z czymkolwiek. Mamy już wiele analiz psychologów i specjalistów od bezpieczeństwa. Zawsze jednak, gdy coś przekracza nasze wyobrażenia warto otworzyć „trzecie oko”. Jest to bardzo trudne, gdyż dzięki wszechobecnym mediom i ich przekazowi dostajemy gotowe odpowiedzi na pytania, które się nam nasuwają. Oduczono nas samodzielnego myślenia, analizy i syntezy - podstaw racjonalnego oglądu świata. Podobnie jak w przypadku „Smoleńska” fachowe analizy i dociekania pozostawiam kompetentnym i bezstronnym (mam nadzieję) fachowcom, tak i teraz zajmę się przemyśleniami, które dotyczą tego, co widzi wokół sprawy Andersa Behring Breivika moje malutkie trzecie oko.

Beneficjenci Zamachu. Jaką korzyść odniosą owi „fanatycy chrześcijańscy” i prawica z tej zbrodni? Zastraszą swoich przeciwników politycznych, zdobędą - odzyskają w ładzę i wprowadzą w życie swoje szatańskie plany? Proszę!, w obliczu śmierci i ludzkiej tragedii nie żartujmy. Nie mam zamiaru udowadniać, iż A.B.B był kierowany lub inspirowany przez kogokolwiek, tym bardziej środowisko ofiar. Czas pokaże. Istotne jest natomiast natychmiastowe wykorzystywanie, choćby na przykładzie polskich mediów, tej tragedii do dezawuowania prawicy i ludzi wierzących. To właśnie lewacy i liberałowie dostali prezent od zamachowcy i jego pryncypałów. Nie sądzę by był „samotnym myśliwym”. Podobnie jak PO i SLD zagrali „Kartą Smoleńską” by dorżnąć watahę, tak i teraz w ich talii pojawiła się „Karta Norweska”. Rocznicowe obchody, pamięć o zmarłych tragicznie i domaganie się prawdy to nekrofilia, taniec na trumnach i faszyzm. Pisany Generał, rozmowa braci to twarde dowody na winę..., wiadomo, kogo. Fala nienawiści, jaka przetoczyła się w Polsce od czasu podwójnego zwycięstwa w wyborach przez PiS jest tylko dowodem na bezwzględność obrońców „staro-nowego” systemu. Należy sobie jasno powiedzieć, że na lewicy i wśród liberałów jest wielu bezwzględnych ludzi, gotowych, o czym przekonaliśmy się już nie raz, przekroczyć wszystkie granice by realizować swoje plany. RAF (Rote Armee Fraktion) w imię swoich ideałów owe granice przekraczał, Sowieci nigdy och sobie nie zakreślili. Nasi bolszewicy pokroju Bieruta, Gomółki, Jaruzelskiego czy Kiszczaka dzielnie im sekundowali. A nasi współcześni z uśmiechem na ustach w tęczowych barwach, o które za komuny nikt by ich nie podejrzewał w imię swojej wizji świata nowoczesnymi środkami, lecz tym samym propagandowym językiem walczą niczym Róża Luksemburg z prawicą i wiarą. Po raz kolejny podkreślam, wyzbądźmy się jakichkolwiek złudzeń, co do ich człowieczeństwa, to bydlaki. Bliski im Zapatero, a jeszcze bliższy Putin, a ich liberalni kompani gotowi są dla kasy sprzedać Polskę i Polaków. Co zresztą od 2007 roku czynią szybko i skutecznie. Dla nich każda okazja jest dobra by w zatroskaniu zaatakować w białych kiedyś rękawiczkach każdego, kto im stanie na drodze. Drodze donikąd. Na jej końcu być może pewna grupa bliska korytu przetrwa i będzie konsumować owoce swojej pracy dla mocodawców, natomiast cenę za to wszystko zapłacimy i my i ich akolici. A już dzisiaj lewactwo może na ołtarze wynieść ofiary „szaleńca” z Norwegii. Będzie nowy kult. Mówię to świadomie, gdyż tak to się skończy, przy moim pełnym szacunku dla tragicznej śmierci niewinnych ludzi.

Musztardówka. Dobry alkohol można wypić i z musztardówki, o ileż jednak przyjemniej wychylić kieliszeczek wódki czy wina z odpowiedniego szkła. Jednak jak widać społeczeństwu w dużej części wystarcza najtańsza wóda pita z musztardówki. Co poniektórzy sięgają już nawet po jagodziankę na kościach lub wodę brzozową, jaką serwują im politycy i media. Efekt jest znany - stan upojenia się utrwala, a ślepota powiększa. Od dwóch dni śledzę przekaz medialny i wpisy na blogach i obawiam się, że jeśli może być jeszcze gorzej, jeszcze większe szambo, to ja już go sobie nie wyobrażam. A może wolę nie wyobrażać. W Szkle Full Kontaktowym oczywiście natychmiast znaleźli się zatroskani widzowie, w programach telewizyjnych podobni im dziennikarze i komentatorzy - tzw. Call girls – płatne dziwki na telefon z gotowymi na każdą okazję wywodami.To, czego się dowiedziałem z wywodów w/w oraz notek wybitnych lewackich i platformianych blogerów to nic nowego, ponadto, iż z coraz większym zapałem wymachują mieczykiem, jaki im dostarczono w dniach ostatnich. Czuć jednak, iż najwyższy czas by bieliznę zmienili, strach przed powrotem prawicy do władzy w Polsce i Europie, utrata wpływu na kształtowanie świata w duchu neobolszewickim sprawia, że to właśnie ich należałoby uznać za „Ciemnogród”. Zaklinają rzeczywistość czyniąc z nas największe zagrożenie dla demokracji, świata, ba cywilizacji. Czekam tylko, kiedy wejdą w alianse z UFO-kami by obronić Ziemię przed „czarnym morem”, znaczy się moherem. Przerażająca jest ich retoryka, zakłamanie i manipulacja. Wyczytałem właśnie na blogu niejakiego Dominika, apologety homoseksualizmu, że za morderstwo w Łodzi odpowiadają bracia Kaczyńscy. Trudno mu nie przyznać racji, bo jak dobrze sięgnąć do przeszłości braci, to wszystko zaczęło się od tego jak ukradli księżyc. A potem już poszło. Wszystko to jest wykorzystywane, podobnie jak wiele innych sytuacji by utrzymać atmosferę strachu, lęku przed powrotem „Kaczystowskiej Nocy”. A bójcie się, poczekamy na wasze kolejne błędy i uderzymy w samo jądro ciemności. Nie będę cytował tych wypowiedzi, zapewne ktoś je archiwizuje. Przydadzą się następcom braci Grimm do pisania mrożących krew w żyłach baśni, np. „O Żelaznym Jarku”. Jeżeli dalej macie ochotę walić ruski bimber z musztardówy to nie mam wam zamiaru przeszkadzać, dopóki nie wejdziecie w swoich walonkach na moje podwórko, Polskie Podwórko. A jak widać zapędy macie coraz większe.

Norweski Łącznik. Bynajmniej nie uważam, iż na takie miano zasłużył zamachowiec. Dla mnie takim łącznikiem jest Rosja i interesy lewackie na świecie. A zasadzie realizacja przez mniej lub bardziej świadome lewactwo interesów Kremla i ich lokalnych rezydentów. To właśnie atak na prawicę i korzyści, jakie można osiągnąć w zaistniałej sytuacji są pewnego rodzaju zwornikiem między mocodawcami i wykonawcami planu Ostatecznego Rozwiązania Kwestii Polskiej. Tym łącznikiem jest też mafia rosyjska i służby. Do tego wrócę za chwilę. Tak na marginesie dodam, iż pod moim poprzednim wpisem na NE pojawił się niejaki Prosto Ivan ze swoimi bolszewickim komentarzem, a moja notka została przetłumaczona i umieszczona na blogu URSY, gdzie nie zabrakło przyjaznych mi i Polsce oraz Polakom komentarzy. A za co?, za to, że Putin siedzi i zawija sreberka. Zgodnie z hasłem pionierów radzieckich - Zawsze Gotów - zadziałali? … высокий белый мужчина нордического типа…

Dzisiaj ukazał się wpis A. Ściosa - NORWEGIA. ROSYJSKI ŚLAD i toczy się tam ciekawa dyskusja. Na koniec notki dorzucę coś od siebie. Dla Rosji największym zagrożeniem nie jest wolność umysłów - „...a niech sobie Polaczki pyskują, jak co to im jeszcze coś strącimy...”. Zagrożeniem jest wolność ekonomiczna, bo ta wsparta wolnym duchem narodu potrafi pokonać Zło w Czystej Postaci, jakim jest Rosja, jako państwo. Daleko mi do rusofobii, nie boję się sowietów, najzwyczajniej w świecie wywodzę z historii to, jakim są zagrożeniem dla Wolnego Świata. Przestańmy mitologizować Naród Radziecki, o pardon Rosyjski, jakoś tak bardziej dla mnie radziecki, bo to wszakże Mieszanka iście Wedlowska, może bardziej 22 lipca. Biedne sołdaty pod lufami naganów musiały gwałcić i rabować, co pod drodze do Berlina się nawinęło. Musiało Państwo Radzieckie zlikwidować polskich ekstremistów w Katyniu i w wielu innych miejscach. Konieczna była zsyłka na Sybir niepokornych Polaczków, w tym szczególnie niebezpiecznych małych dzieci i starszych ludzi, którzy często nie przetrwali podróży i za grób posłużyło im pole przy torach kolejowych po wyrzuceniu zwłok z wagonu.

Мерзнут польскийе собаки Co to za naród, któremu oprócz rzezania иностранцев bardzo gładko przychodziło mordowanie swoich braci i sióstr. Naród im. Pawki Morozowa - tak powinno się ich nazywać. Czego w nich jest więcej, dzikiego zwierzęcia żądnego krwi, które potrzebuje twardej reki Pana, czy też romantycznej duszy słowiańskiej. Życzeniowo i dla rusofili są romantycznymi zapiewajłami o mocnych głowach. Dla mnie niezrozumiałym, uległym narodem dającym się zarządzać przez wodzów na poziomie Lenina i Stalina oraz ich zaplecze. Do dzisiaj służby w Rosji idą śladem Carskiej Ochrany i Czeriezwyczajki, tylko tyle, że są już lata świetlne do przodu. Idą ręka w ręka z mafią, bo sami nie lepsi. KGB-owyc i WORY to bestie, a nie ludzie, zabić brata dla nich to jak splunąć. A Wajda i Olbrychski niech sobie z nimi flirtują, byle nie moim kosztem. Bezwzględność sowieckiej władzy nie byłaby możliwa bez przyzwolenia narodu, bez łatwości, z jaką ich ogłupiano przez lata. Do dzisiaj ich propaganda jest wzorem dla systemów nie tylko jak się okazuje totalitarnych. Coś mi się wydaję, że i do nich pasuje powiedzenie Piłsudskiego, tylko należałoby je sformułować tak - Naród taki jak ludzie. Obawiam się, iż na wadze Temidy złe uczynków żaden wdowi grosz by nie przeważył. Jeżeli nawet w sposób niebezpośredni Rosja jest zaangażowana w to, co się zdarzyło w Norwegii to jak wiemy Skandynawia to kolejny obszar rosyjskich interesów. Przecież Rosjanie to nie kiepy ostatnie, od dawna patrzą w przyszłość i starają się zabezpieczać na wszelki wypadek. W Skandynawii bardzo prężnie działa rosyjska mafia. Nie tak dawno miały miejsce porachunki skrajnie prawicowych szwedzkich i norweskich gangów motocyklowych. Nie jest tajemnicą, iż te gangi oprócz miłych przejażdżek na motorach zajmują się handlem bronią i narkotykami współdziałając z rosyjską mafię. Obraz krajów skandynawskich nie jest tak sielankowy jak nam się wydaje. A gdzie mafia tam i służby. I tak oto po sznureczku dochodzimy do naszego „Świstaka”. Tylko tym razem Putin już nie siedzi i nie zawija sreberek. Teraz wznosi toasty za sukces Komunistycznej Międzynarodówki, jakim jest już nie tylko Smoleńsk. Oczywiście zakąszając kawiorem, jak to każdy, nawet najbiedniejszy Rosjanin. Bo wreszcie po latach rozliczania Sowietów z ich zbrodni, z lewackich zbrodni, doczekali się prezentu w postaci tego okropnego mordu. Czy jednak nie jest to jak teraz na weselach, że wcześniej przedstawia się gościom i rodzinie listę oczekiwanych prezentów. Przypominam zatem wszystkim członkom i zwolennikom Frontu Jedności Narodu (PO, SLD i PSL) by zawczasu szykowali kwiaty i dwujęzyczne transparenty na powitanie swoich wyzwolicieli, którzy być może już bez tygrysów czy też pepesz na sznurkach nadchodzą z Zachodu i Wschodu, bo nie ma to jak dobry materiał genetyczny w rodzinie, a i okazja będzie by raz na zawsze pozbyć się katolickiej i prawackiej ekstremy do której z dumą się zaliczam. Niech spoczywają w Pokoju - Cześć Pamięci Niewinnych Ofiar. jwp's blog

Niewinni Wiemy, że dosłownie na dniach ma się ukazać zapowiadany dalibóg na luty 2011, jak przypomniała niedawno Julia Jaskólska

http://juliamariajaskolska.salon24.pl/326454,wiarygodni-jak-mak

raport sporządzony przez „komisję Millera”, a tu najważniejsza ze spraw, tj. kwestia ciał ofiar, okazuje się tak skandalicznie zaniedbana, że nawet wyjątkowo opieszała w całej „smoleńskiej analizie” prokuratura, zaczyna powoli gromadzić materiały do przebadania ruskiej „dokumentacji”, bo się okazuje, że trumny z ciałami ofiar ważyły po ok. 80 kilogramów, a braki lub nieścisłości w tejże „dokumentacji” budzą jednak poważne wątpliwości http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110725&typ=po&id=po02.txt

Kilkanaście miesięcy przeleciało jak z bicza strzelił, bo nie można („nie lzja”) było wcześniej zająć się tymi sprawami, no, ale lepiej późno niż wcale. Oczywiście wspomnianemu raportowi nie wróży to za dobrze, chociaż kto wie? Może właśnie „w porę”, tj. przed ogłoszeniem wyników zleconej przez prokuraturę analizy dokumentacji medyczno-sekcyjnej, pokazany światu raport (jakkolwiek będzie on wyglądał), pozwoli specjalistom z owej komisji powiedzieć, że „nie wiedzieli”, iż „aż takie” są nieprawidłowości dotyczące ciał ofiar? Wtedy nawet będzie można powiedzieć śmiało, że „gdybyśmy wcześniej zostali o wszystkim uprzedzeni, to zawarlibyśmy to w raporcie” albo, że raport byłby inny. Podobną strategię będzie można przyjąć także w wielu innych kwestiach. Jeśli się kiedyś okaże, że sfałszowano (tudzież poświadczono nieprawdę) nie tylko w przypadku dokumentacji dot. ciał ofiar, ale i zapisów rozmów w kokpicie, przebiegu lotu delegacji, ilości samolotów startujących z Okęcia, wraku etc., to zawsze przecież można bezradnie rozłożyć ręce i wyznać: na tym pracowaliśmy, co nam „udostępniła strona rosyjska”. Po prostu wina nie leży bynajmniej po stronie „komisji Millera”, nawet, jeśli w swych uwagach do ruskiego "raportu" pisała dawno dawno temu, że należałoby wszcząć nowe śledztwo ws. tragedii i jeśli w swoim raporcie będzie finalizowała akurat „stare śledztwo”, a o nowym, jak znam życie, żadnej wzmianki już nie będzie. Wina nie będzie, więc leżała po stronie „komisji Millera”, bo - tak jak kiedyś Wałek tłumaczył powstanie OKP i „rządu Mazowieckiego” słynnym hasłem „tylko takie konie miałem” - komisja ta miała tylko takie ruskie konie, jakie poganiali kowboje z MAK-u, a ściślej, czekiści z Kremla. Wina nie będzie po stronie „komisji Millera”, nawet, jeśli drobiazgowo nie przesłuchała najważniejszego świadka z 10 Kwietnia (cokolwiek on tam widział i gdziekolwiek był) moonwalkera S. Wiśniewskiego. Trzeba, bowiem przyznać, że komisja ta nie tylko nie dysponowała wrakiem „prezydenckiego tupolewa”, nie dokonała szczegółowych badań terenu, nie miała możliwości sprawdzenia pracy radarów w wieży ruskich szympansów, nie brała udziału w oblocie nad pobojowiskiem, nie miała oryginału CVR, nie uzyskała dokumentacji dotyczącej przestrzeni powietrznej nad Smoleńskiem 10-go itd. itd. (ciężko właściwie ustalić: CO w ogóle miała i ma ta komisja poza słynnym zdjęciem z monitoringu na Okęciu) – co już właściwie w zupełności wystarczyłoby do podważenia sensowności formułowania raportu po pracy „na takich materiałach” - ale przecież nawet nie poświęciła wielkiej uwagi świadkom z 10-go Kwietnia! Myślę, że taki tryb pracy powinien zostać bardzo szczegółowo zbadany i omówiony przez (powołaną w przyszłym sejmie, o ile ten nie będzie ruskim sejmem niemym) komisję śledczą – gdyż jest to chyba przypadek bez precedensu. Wprawdzie nasuwają mi się skojarzenia z pracami różnych instytucji „badawczo-analitycznych” w czasach komunistycznych, no, ale przecież żadnego komunizmu już nie ma, prawda? Więc jakimż to sposobem „po komunistycznemu” miałyby działać jeszcze nowoczesne, XXI-wieczne komisje w naszym kraju? Dowodów nie potrzeba, świadków nie potrzeba... To, co właściwie jest potrzebne do badania największej tragedii powojennej Polski? Chyba tylko prikaz z góry i odpowiednia ruska bumaga z „wytycznymi metodologicznymi”. No i to właśnie jakoś tak trąci sprawdzoną, dawną (a okazuje się, że jak najbardziej aktualną) rutyną. Niewinność „komisji Millera” będzie, więc „uzasadniana” i „usprawiedliwiana” za pomocą takiej argumentacji, że „więcej zrobić się nie dało” i „tylko takie materiały były do dyspozycji”. Ale będzie to nieprawda, będzie to wyłgiwanie się od odpowiedzialności. Nawet, bowiem, jeśli w ostateczności pojawi się (choćby pokątnie) hasło o politycznych naciskach na to „badanie” - to nie będzie to żadne wyjaśnienie tego, jak to się stało, że ci wszyscy ludzie z tej komisji w ogóle pracowali w takim a nie innym trybie. Sprawa wszak jest „arcyboleśnie prosta”:, jeśli nie było materiałów dowodowych, jeśli nie sposób było „doprosić się” o odpowiednią dokumentację, jeśli wreszcie stwierdzono poważne braki i nieprawidłowości – to należało zwyczajnie przerwać jakiekolwiek prace badawcze i ogłosić to publicznie. W ten prosty sposób wykazano by nie tylko złą wolę Kremla i uniemożliwianie badań przyczyn i przebiegu tragedii, ale i zachowano by twarz, uczciwość zawodową i poczucie przyzwoitości. Byłyby zarazem podstawy do zainteresowania międzynarodowych instytucji sprawą tragedii polskiej delegacji. Tak się jednak wcale nie stało. „Komisja Millera” pracowała dokładnie na tych „materiałach”, które przekazywała Moskwa, a w związku z tym wzięła na siebie udział w tych matactwach, które po przeprowadzonym zamachu na polską delegację, popełnili Ruscy. Byłbym jednak niesprawiedliwy, gdybym wskazywał tylko na „komisję Millera”, jako jedynego winowajcę obecnego stanu rzeczy. Nieocenione wsparcie przecież uzyskała ona ze strony promoskiewskich mediów, które pilnowały, by bałagan prawny, mataczenia i ewidentne kłamstwa, nie stanowiły powodu do wszczynania rabanu wokół całego „badania”. To właśnie dziennikarze uznawali, że „Polacy nic się nie stało”, jeśli nie ma w kraju dowodów niezbędnych do badania, najważniejszych dokumentów czy nawet podstawowych medyczno-sądowych analiz ciał ofiar przeprowadzonych przez naszych specjalistów, to przecież ci dziennikarze pisali książki wspierające ruską narrację czy na klęczkach przeprowadzali wywiady z czołowymi dezinformatorami smoleńskimi jak Amielin, Koromczik, Safonienko i paru innych. To, więc dziennikarze wytworzyli nie tylko wokół samej tragedii, ale i wokół prac „komisji Millera” atmosferę pełnej aprobaty dla ruskiego kłamstwa. Jak to możliwe? Jak możliwe, że kłamstwo staje się w polskich mediach chlebem powszednim? Jak to możliwe, że dla kłamstwa tak są wyrozumiali ludzie mediów w naszym kraju? Ano tak to możliwe, że nikt tak nie zrozumie kłamcy jak inny kłamca. Polscy dziennikarze mają, więc całkowite zrozumienie dla kłamstwa smoleńskiego, bo sami już od wielu lat nie wiedzą, na czym może polegać prawda i o co z tą całą prawdą chodzi. I jest im z tym dobrze. Przecież nikt im nie płaci za dochodzenie prawdy. Nie na dochodzeniu prawdy robi się wielkie kariery i wielkie pieniądze w neokomunizmie. FYM

Zamachowiec z Norwegii: potępić czy także zrozumieć? Kiedy w 2001 słynny kompozytor, Carl-Heinz Stockhausen, powiedział o scenie wbijania się samolotów w wieże World Trade Center, iż było to jak dzieło sztuki - w sensie skoncentrowanej woli, determinacji i kompozycji, odwołano wszystkie jego koncerty i na lata otoczono barierą potępienia. Ale kiedy dziś czytamy na stronie internetowej zamachowca z Norwegii, że jego celem było wywołanie nowej wojny domowej w Europie, bo ta traci tożsamość, to nie mogę się powstrzymać od próby analizy. Samo potępianie, bowiem nie pozwala zrozumieć - pisze prof. Jadwiga Staniszkis w felietonie dla Wirtualnej Polski. Dużo czytałam ostatnio o schyłkowych wiekach Imperium Rzymskiego. O reformach Dioklecjana, który, dzieląc władzę, nie podzielił terytorium. Każdy z czwórki rządzących miał się, bowiem zajmować innym aspektem całości. O wprowadzonych przez Konstantyna zasadach współistnienia różnych religii. O instytucjach i procedurach, które powstały na zasadzie prób i błędów i do dziś przenikają praktykę południowej i zachodniej Europy. A z drugiej strony "barbarzyńcy": Germanie, potomkowie Wikingów z dzisiejszej Skandynawii, Burgundowie, Sarmaci, którzy przypisali sobie misję odtworzenia idei Imperium Rzymskiego, nie znając jego praktyki. Ich fundamentalistyczny sposób przeżywania świata zderzył się z realnym doświadczeniem. Zostali odrzuceni: ich fundamentalistyczna tęsknota do wielkości nie korespondowała, bowiem z, często oportunistycznymi, praktykami ludów, które ową wielkość przez wieki budowały. Niedawne pomysły kanclerz Merkel, (i Sarkozy'ego - też w sumie człowiek z zewnątrz z rodziny niedawnych imigrantów), aby stworzyć w sferze euro superpaństwo rozwojowe to podobna tęsknota do wielkości Europy odrzucona na poziomie praktyki. Czy UE podzieli się na obszar dawnego Imperium, z Basenem Morza Śródziemnego, Brytanią, Francją, Bałkanami, Dacją i Tracją (Rumunią i Bułgarią), Turcją aż do Armenii, i na Północ zjednoczoną wokół Niemiec i eksploatującą Rosję i północną cześć Europy Środkowej? A osią będzie sposób przeżywania świata, z nieredukowalnym konfliktem między fundamentalizmem idei i pragmatyzmem nienazywanej praktyki! I czy ów zamachowiec z Norwegii wyraża, nieświadomie, tę ukrytą polaryzację? Prof. Jadwiga Staniszkis

Komorowski i Bondaryk w aferze marszałkowej Dokumenty, do których dotarł portal niezalezna.pl, pokazują operację, która miała na celu skompromitowanie Komisji Weryfikacyjnej WSI oraz jej szefa Antoniego Macierewicza. Na końcu tekstu publikujemy skany dokumentów – m.in. zawiadomienie Krzysztofa Bondaryka do prokuratury, protokół jego przesłuchania oraz postanowienie o przeszukaniu domu Piotra Bączka. Wynika z nich jednoznacznie, że sprawa dotycząca rzekomej korupcji w komisji weryfikacyjnej WSI polegającej na przyjęciu za łapówki do nowej służby, czyli SKW, w „cudowny” sposób zamieniła się w handel tajnym aneksem, który miał być sprzedany „Agorze” - wydawcy „Gazety Wyborczej”

Komorowski wzywa Bondaryka 16 listopada 2007 r., zaledwie tydzień po tym, jak p.o szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego został Krzysztof Bondaryk, zadzwonił do niego Paweł Graś. (…) Zaproponował spotkanie na terenie Sejmu w tym samym dniu.(...) Minister Graś poinformował mnie w skrócie, że istnieje potrzeba – prośba ze strony Marszałka Komorowskiego, abym się udał do jego biura poselskiego, ponieważ jest u niego w tym momencie ktoś, kto ma ważne informacje dla bezpieczeństwa kraju. Minister Graś powiedział, że jest to prawdopodobnie oficer, a sprawa dot. korupcji związanej z Komisja Weryfikacyjną. Minister Graś poinformował mnie, że Marszałek tam na mnie oczekuje i żebym tam się udał i osobiście podjął czynności służbowe. (…) - czytamy w protokole przesłuchania Krzysztofa Bondaryka z dnia 28 listopada 2008 r. W dalszej części przesłuchania obecny szef ABW opisuje, że razem z nim do biura marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego pojechało trzech oficerów ABW, którzy – co ciekawe – nie weszli razem z Bondarykiem do środka, ale czekali na zewnątrz. Bez obecności żadnych świadków Komorowski poinformował Bondaryka, że jest u niego oficer, który ma dowody na korupcję w Komisji Weryfikacyjnej oraz posiada informacje związane z bezpieczeństwem państwa. Komorowski przedstawił Bondarykowi Leszka Tobiasza, który opowiedział o rzekomej korupcji w Komisji Weryfikacyjnej i zgodził się złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. (…) Uznałem, że biuro Marszałka Sejmu nie jest właściwym miejscem do przyjmowania zawiadomienia o przestępstwie, że właściwym miejscem będą pomieszczenia urzędowe ABW. Zaproponowałem Leszkowi Tobiaszowi, żeby się udał ze mną do siedziby ABW i tam złożył zawiadomienie i przekazał dowody (…) - zeznał Krzysztof Bondaryk, który osobiście zawiózł Tobiasza do siedziby Agencji.

Bondaryk zawiadamia prokuraturę i chroni Komorowskiego Po złożeniu przez Tobiasza zawiadomienia w ABW, Krzysztof Bondaryk zawiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Zawiadomienie jest datowane na dzień 27 listopada 2007 r., czyli 11 dni po wizycie Tobiasza u Bronisława Komorowskiego i po zeznaniach w ABW. (…) Uprzejmie informuję Pana Prokuratora, iż w dniu 23 listopada 2007 do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zgłosił się ob. RP Leszek Tobiasz

(...), który oświadczył, iż jest długoletnim żołnierzem zlikwidowanych Wojskowych Służb Informacyjnych aktualnie pozostającym w dyspozycji Ministra Obrony Narodowej.

(…) Leszek Tobiasz stwierdził m.in., iż w styczniu 2007 otrzymał od płk rez. Aleksandra Lichockiego propozycję umożliwienia przejścia procesu weryfikacji oraz pomocy w zatrudnieniu w nowopowstałej Służbie Kontrwywiadu Wojskowego. W zamian za kwotę - początkowo za kwotę 100tys PLN, a następnie 200 tys. PLN. Z wypowiedzi Leszka Tobiasza wynikało, iż Aleksander Lichocki sugerował, iż przedmiotowa kwota pieniędzy miała zostać przeznaczona na opłacenie przychylności niektórych członków Komisji Weryfikacyjnej powołanej w związku z likwidacja Wojskowych Służb Informacyjnych a w szczególności Leszka Pietrzaka. W opisanym procederze mieli także uczestniczyć inni członkowie Komisji tj. Piotr Bączek, Sławomir Cenckiewicz i Piotr Woyciechowski.

(…) - napisał w zawiadomieniu Bondaryk. Pikanterii temu zawiadomieniu dodaje fakt, że Bondaryk ani słowem nie wspomniał ani o rozmowie z Pawłem Grasiem, ani o spotkaniu w biurze ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego. Można się o tym przekonać, czytając w całości zawiadomienie, którego skan zamieszczamy. W zawiadomieniu nie ma tez ani słowa o dziennikarzu Wojciechu Sumlińskim, który ostatecznie został oskarżony o rzekomą płatną protekcję ws weryfikacji WSI.

Aneks, Agora, przeszukanie W maju 2008 r., pół roku po złożeniu zawiadomienia przez Tobiasza, doszło do przeszukania domu członków Komisji Weryfikacyjnej – Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka. Od momentu wszczęcia śledztwa do momentu przeszukania ABW prowadziła działania operacyjne, m.in. podsłuchiwała rozmowy i stosowała obserwację wobec członków Komisji Weryfikacyjnej. 12 maja 2008 r. o 6 rano do domu Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka weszli funkcjonariusze ABW.

(…) po zapoznaniu się z materiałami śledztwa PR-IV-X-Ds 26/07 przeciwko A. Lichockiemu i W. Sumlińskiemu podejrzanym z art. 230 par.1 kk oraz w sprawie ujawnienia pracownikom spółki akcyjnej „AGORA” informacji stanowiących tajemnicę państwową w postaci treści aneksu do Raportu w sprawie działalności Wojskowych Służb Informacyjnych (…) Zgromadzone w w.w sprawie wskazują na możliwość posiadania przez Piotra Bączka dokumentów lub nośników elektronicznych zawierających tajemnicę państwową w tym aneksu dot. raportu WSI (...) - czytamy w „Postanowieniu o żądaniu wydania rzeczy, o przeszukaniu”. Jak już wiadomo, żadnemu z członków Komisji Weryfikacyjnej nie postawiono zarzutów, chociaż Bondaryk w zawiadomieniu do prokuratury pisał o podejrzeniu popełnienia przez nich przestępstwa. Zarówno rzekoma płatna protekcja, jak i wspomniany protokół przeszukania, dotyczył tej samej sprawy, co wynika z sygnatury śledztwa zamieszczonej w dokumentach. Najbardziej zastanawiające jest to, że do tej pory nie wyjaśniono związku Agory, wydawcy „Gazety Wyborczej”, z całą sprawą. O tym, że taki związek był, świadczy chociażby protokół dotyczący Piotra Bączka.

Proces w toku Aktualnie toczy się proces dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego oskarżonego o rzekomą płatna protekcję podczas procesu weryfikacji żołnierzy WSI. Razem z nim jest oskarżony płk Aleksander Lichocki. Podczas przesłuchania szef ABW Krzysztof Bondaryk był pytany o to, czy Lichocki i Tobiasz są współpracownikami ABW.

(…) Informacja o tym, że dana osoba nie jest bądź jest współpracownikiem ABW, jest objęta tajemnicą państwową (…) - stwierdził przesłuchiwany przez prokuratora Bondaryk.

Podczas pierwszej rozprawy Antoni Macierewicz i Piotr Bączek złożyli wniosek o umożliwienie im uczestnictwa w procesie w charakterze oskarżycieli posiłkowych. Wniosek poparł oskarżony Wojciech Sumliński i jego obrońcy, jednak prokurator wyraźnie się temu sprzeciwił. Sprawa trafiła do sądu, który zajmie się nią w sierpniu. Jak pisała niedawno fronda.pl, w zeznaniach Lichockiego pojawia się wątek handlowania aneksem do raportu WSI. Według byłego pułkownika WSI o dokument pytało go kilka osób. Pierwszą z nich – według Lichockiego - była dziennikarka Anna Marszałek. Kilka razy próbowała się ona z nim umówić na spotkanie. Gdy w końcu doszło do rozmowy, Anna Marszałek miała ostrzec Lichockiego przed wrogami (w tym kontekście padło nazwisko Sumlińskiego) oraz wypytywać o dostęp do aneksu z weryfikacji. Anna Marszałek – zdaniem L. - twierdziła, że czytała jeden z rozdziałów aneksu poświęcony spółce Prokom. Fragment dokumentu miała widzieć właśnie w siedzibie tej firmy. Aleksander L. przyznał w rozmowie z dziennikarką, że słyszał, iże aneks „chodzi” wśród dziennikarzy. Miał obiecać – jak twierdził - dla zbycia rozmówczyni, że dowie się, jakie są szanse na pozyskanie aneksu. Na kolejnym spotkaniu z Anną Marszałek dziennikarka wraz ze swoim szefem mieli dalej wypytywać o aneks. W końcu Lichocki oznajmił, że nie ma żadnych dojść do tego dokumentu. Lichocki spotkał się także z marszałkiem Bronisławem Komorowskim, z którym rozmawiał o dostępie do aneksu. Były pułkownik WSI zeznał, że zgłosił się do Komorowskiego, ponieważ jego kolega miał dostać pracę u ówczesnego posła Platformy Obywatelskiej, który wkrótce miał zostać marszałkiem Sejmu. Lichocki umówił się na spotkanie z Komorowskim w jego biurze poselskim - parlamentarzysta PO interesował się aneksem do raportu z WSI. Komorowski pytał m.in. , co o nim piszą w tym dokumencie. Lichocki, były szef kontrwywiadu wojskowego PRL, stwierdził, że nie wie, ale „rozejrzy się” w tej sprawie. Umówił się z Bronisławem Komorowskim, że w razie odkrycia jakichś wiadomości będzie się odzywał. Z zeznań Lichockiego wynika, że do kolejnych spotkań nie doszło. Co innego zeznał natomiast Bronisław Komorowski, który powiedział o dwóch spotkaniach z Lichockim.

* Kilka tygodniu temu po raz kolejny zrobiło się głośno o Leszku Tobiaszu: został on w innej sprawie skazany prawomocnym wyrokiem sądu na pół roku więzienia w zawieszeniu za przekroczenie uprawnień. Wykorzystując swoja pozycję, wezwał on do WSI oficera, by uniemożliwić mu udział w ważnym głosowaniu rady jego gminy. Dorota Kania

Westerwelle Niemiecki plan uzależnienia energetycznego Polski. Westerwelle "”By zrealizować nasze cele, musimy udoskonalić rynek wewnętrzny Unii Europejskiej także w odniesieniu do energetyki..”Niemcy czują się odpowiedzialne za realizację tych celów. Sieci zaopatrzenia energetycznego poszczególnych państw. Dawniej jak jakieś agresywne państwo chciało eksploatować ekonomicznie inne, najeżdżało je, po czym obkładało haraczem, daniną. Efektem tego było wzbogacenie się agresora, drastyczne zubożenie, lub nawet upadek kraju podbitego. Współczesne Niemcy zmieniły swoją filozofię eksploatacji krajów ościennych. Podwaliny koncepcji ekonomicznej eksploatacji rejonu

Europy Środkowej stworzył Bismarck, którego udział w budowaniu tej wizji podkreślił w swoim tekście główny analityk polityczny Daily Telegraph Peter Oborne w swoim tekście zatytułowanym Kryzys euro pozwoli Niemcom zbudować imperium, o którym od zawsze marzyli „ ( The euro crisis will give Germany the empire it’s always dreamed of. „oznacza ekonomiczne zniszczenie większości europejskich południowych krajów. I rzeczywiście ten proces jest już bardzo zaawansowany. Z powodu swojego członkostwa w eurozonie peryferyjne państwa, takie jak Grecja i Portugalia w rosnącym stopniu Włochy i Hiszpania poddane są procesowi wymuszonej deindustrializacji, odprzemysłowienia . Ekonomiczna suwerenność zostanie całkowicie zniszczona, zostaną sprowadzone do pozycji państw wasalnych „..( więcej)

W 1915 roku Niemcy stworzyły koncepcję Mitteleuropy. A konkretnie Friedricha Naumann, który swoja koncepcje ogłosił w książce pod tym samym tytułem . „ W jej myśl ta część Europy miała stać się podporządkowanym państwu niemieckiemu tworem gospodarczo-politycznym „...” Rejon miał być wykorzystywanym gospodarczo zapleczem imperium Niemieckiego, a jego zasoby miały służyć udanej rywalizacji z Anglią na arenie światowej w celu uzyskania pozycji wiodącego mocarstwa. Organizacja ekonomiczna opierałaby się na dominacji Niemiec, które narzuciłyby szereg korzystnych dla siebie umów ekonomicznych z podległymi im satelickimi państwami takimi jak Ukraina czy Polska Populacja na podporządkowanych terenach stopniowo byłaby germanizowana, „...( źródło)

Stanisław Michalkiewicz jest osobą, która cały czas ostrzega, że koncepcja Mitteleuropy jest fundamentem geostrategicznej polityki współczesnych Niemiec. Energetyka, energetyczne podporządkowanie Niemcom państw Europy Środkowej jest kluczem do osiągnięcia dominującej gospodarczo i politycznie pozycji w tej części świata. Pozycji hegemonistycznej. Kontrola nad energetyką krajów tego regionu pozwoli obłożyć ich mieszkańców haraczem energetycznym, czyli sprzedażą energii oraz jej nośników po rabunkowych cenach. Stworzy to sytuację nożyc, w których Niemcy i ich gospodarka będzie otrzymywała olbrzymie środki finansowe pochodzące z tegoż haraczu pozwalające budować nowoczesną, energooszczędna gospodarkę, a kraje eksploatowane, ich społeczeństwa wręcz odwrotnie, drenowane ze środków finansowych będą staczały się cywilizacyjnie. Ograniczenia energetyczne tylko ten proces przyśpieszą i pogłębią. Westerwelle, niemiecki minister spraw zagranicznych ujawnił w swoim fałszywie brzmiącym artykule „ Niemcy wybierają czystą energię„ opublikowanym w Rzeczpospolitej fundamenty polityki energetycznej Niemiec, która narzucą słabszym krajom między innymi przy użyciu regulacji Unii Europejskiej. Westerwelle”, Dlaczego nie atom „...”Każdy kraj samodzielnie podejmuje decyzje dotyczące dywersyfikacji źródeł energii, i dotyczy to także Unii Europejskiej. Wiele zagrożeń nie zatrzymuje się jednak na narodowych granicach. Dlatego jest rzeczą pozytywną, że bezpieczeństwo urządzeń nuklearnych sprawdza się dzisiaj pod kątem niezawodności oraz porównawczo, stosując europejskie testy obciążeniowe. Zapewnienie możliwie największego bezpieczeństwa przy zachowaniu najwyższych standardów powinno być też naszym wspólnym celem w gremiach międzynarodowych, takich jak Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA) „.....”By zrealizować nasze cele, musimy udoskonalić rynek wewnętrzny Unii Europejskiej także w odniesieniu do energetyki. Niezbędnymi po temu instrumentami są efektywność energetyczna, dalszy rozwój wewnętrznego rynku energetycznego oraz konkurencji z pożytkiem dla konsumentów, bezpieczeństwo zaopatrzenia poprzez poprawę infrastruktury i dywersyfikacja źródeł oraz dróg zaopatrzenia. Sieci zaopatrzenia energetycznego poszczególnych państw wymagają inteligentnego wzajemnego powiązania. „.....”Niemcy czują się odpowiedzialne za realizację tych celów. Zabiegi Unii Europejskiej oraz krajowej polityki energetycznej poszczególnych państw członkowskich muszą się uzupełniać. Także w dziedzinie polityki energetycznej musi obowiązywać dewiza brzmiąca: "Nie mniej, lecz więcej Europy!". …..” Wspieramy realizację projektu Desertec, który zakłada możliwość dostarczania do uprzemysłowionych krajów czystej energii elektrycznej pochodzącej z wybudowanych na terenach pustynnych elektrowni słonecznych, wiatrowych lub fotowoltaicznych. „... (źródło)

Proszę zwrócić uwagę na architekturę niemieckiego projektu energetycznej eksploatacji krajów Europy Środkowej oraz energetycznej kontroli nad ich gospodarkami i ich rozwojem. Likwidacja atomu, elektrowni atomowych na terenach krajów Mitteleuropy. Jest to, dlatego tak ważne, że elektrownie atomowe zapewniają energetyczną, a co za tym idzie polityczna suwerenność. Jest to czysta energia, a dostarczanie paliwa nie może być instrumentem szantażu energetycznego w odróżnieniu od gazu, czy energii elektrycznej. Niemcy są do tego stopnia zdeterminowani, aby w Polsce, lub we współpracy z nią na Litwie, czy w Czechach nie powstała elektrownia jądrowa, że gotowi są we współpracy z Rosją wybudować elektrownię jądrowa zaopatrującą Polskę w energie elektryczna w Prusach, współcześnie nazwanych Okręgiem Kaliningradzkim Pokazuje to hipokryzje Niemiec i samego Westerwelle Oto fragment informacji z maja tego roku dotyczącej tek kwestii „ W Królewcu (ros. Kaliningrad) spotkali się ministrowie spraw zagranicznych Polski, Niemiec i Rosji... Radosław Sikorski, Guido Westerwelle i Siergiej Ławrow. „....”Gubernator Nikołaj Cukanow mówił dziennikarzom, że przedmiotem jego rozmów z ministrami była też kwestia budowy elektrowni atomowej. „..”Dodał, że wie, iż Niemcy są zainteresowani dostawą urządzeń do elektrowni, co oznacza, że nie są jej przeciwni „... (więcej) Mało, kto zdaje sobie sprawę z wagi niemieckiego projektu Desertec oraz na czym on polega. Westerwelle Wspieramy realizację projektu Desertec, który zakłada możliwość dostarczania do uprzemysłowionych krajów czystej energii elektrycznej pochodzącej z wybudowanych na terenach pustynnych elektrowni słonecznych, wiatrowych lub fotowoltaicznych. Projekt ten jest gigantyczną inwestycja, która po zakazie wydobycia gazu łupkowego, zakazie budowy elektrowni jądrowych oraz zlikwidowania już istniejących w krajach Europy Środkowej stanie się narzędziem szantażu energetycznego imperializmu niemieckiego. Projekt Desertec to konsorcjum niemieckich firm mające za cel stworzenie i wykorzystanie na wielka skale elektrowni słonecznych na Saharze. Do konsorcjum Niemcy dokooptowali kilka firm zachodnich. O skali przedsięwzięcia nich świadczy fakt ze Niemcy planują zaspakajać 15 % całkowitego zapotrzebowani całej Unii Europejskiej na energie. Oczywiście należy założyć, że ani Francja, ani Wielka Brytania nie będą zainteresowane w uzależnieniu się energetycznym od Niemiec większość energii z Sahary będą zmuszone kupować po horrendalnych cenach Polacy Węgrzy, Czesi. Niemcy bardzo długo i staranie przygotowują się do tego. Między innymi stosując politykę wpierania przez państwo, ochrony oraz kontroli politycznej nad głównymi, strategicznymi firmami przemysłowymi typu Siemens. Siemens ma opatentowana najnowocześniejsze turbiny do...Elektrowni gazowych oraz patenty na obniżenie strat na przesyle na duże odległości...Energii elektrycznej. Odnoszę nieodparte wrażenie, że badania R&D finansowane prze państwo niemieckie oraz kierunki inwestycji i rozwoju niemieckich gigantów przemysłowych służą i wspierają długofalową strategię imperializmu niemieckiego. Na koniec, aby podkreślić jak dalekowzroczne są Niemcy w swoje polityce narzucenia kontroli energetycznej Europie Środkowej wspomnę o niemieckich planach dostępu do złóż helu3, paliwa do przyszłych czystych elektrowni opartych na fuzji jądrowej elektrowni termojądrowych, na Księżycu. Fragment informacji „Dotarcie niemieckiej misji na Księżyc w 2015 roku ma podnieść prestiż kraju, jako potęgi technologicznej” …..- Sądząc po wyrazie twarzy ministrów po prezentacji mojego projektu, spotkał się on z wielkim zainteresowaniem – mówił wczoraj Peter Hintze. Jego zdaniem, aby z realizować ten projekt, Niemcy nie potrzebują wsparcia Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) ani współpracy z innymi krajami. Dlaczego? Dysponujemy odpowiednią technologią, aby zrealizować nasze zamiary samodzielnie. Nie potrzebujemy pomocy innych krajów – tłumaczył Hintze. Dopiero gdyby się okazało, że w budżecie nie znajdzie się 1,5 miliarda na ten projekt, Niemcy byliby gotowi zaoferować współpracę Francji albo Stanom Zjednoczonym. „ ….. Opowiada się za rozwojem badań Księżyca w ramach współpracy międzynarodowej. Niemieckie lobby kosmiczne nie chce jednak o tym słyszeć. Liczy też na przyszłe korzyści w postaci ustalenia miejsc występowania na Księżycu rzadkiego izotopu helu 3. Mógłby być on używany do celów energetycznych, gdyż umożliwia dokonanie tzw. czystej fuzji jądrowej...(więcej). Zapewne przyszłe elektrownie termojądrowe będą znajdowały się na terenie Niemiec ,a stamtąd prąd drakońsko drogi, zawierający haracz energetyczny będą kupowali Polacy. Wysokie rachunki za gaz, za prąd będą jeszcze wyższe, gdyż po zrealizowaniu planów, które w zarysie ujawnił Westerwelle każdy Polak bezie płacił energetyczny haracz na rzecz Niemiec. Takie nowoczesna forma opodatkowania obszarów kolonii. Polska powinna postawić na elektrownie jądrowe oraz na gaz z łupków. Na koniec uwaga na temat tego, dlaczego budowa elektrowni jądrowych w Polsce została faktycznie zastopowana "Skierowany przeciwko Polsce rosyjsko-niemiecki sojusz energetyczny spotyka się z nieśmiałymi protestami pro forma" Artykuł: „Polscy jurgieltnicy" autorstwa Mariusza Muszyńskiego i Krzysztofa Raka porównuje II Rzeczpospolita i III pod katem występowania obcej agentury. Rosja pomimo upływu 20 lat ciągle dostarcza nam 90 procent ropy i 60 procent gazu. „...”Innym wątkiem poruszanym w artykule jest istnienie agentury niemieckiej. Ta najgroźniejsza usadowiona jest nie w obszarze gospodarki, ale obszarze kreującym samoświadomość narodowa. „....( więcej )

Marek Mojsiewicz

Przestajemy budować drogi Czy w latach 2013-2015 kiedy jeden unijny budżet się skończy, a drugi jeszcze na dobre nie rozkręci, Polska nie będzie realizowała żadnych inwestycji infrastrukturalnych? To są ważne pytania do strategów rządu Donalda Tuska.

1. Jakiś czas temu pisałem, że rząd Tuska od 2013 roku w zasadzie zamierza zaprzestać budowania autostrad i dróg ekspresowych, mimo, że przyspieszenie ich budowy było jedną z wielu obietnic wyborczych Platformy. Donald Tusk w swoim ekspose mówił o tym kilkakrotnie i mógł to deklarować po poprzedni rząd przygotował oprzyrządowanie prawne i finansowanie wielkiego programu inwestycji drogowych z wykorzystaniem środków europejskich głównie z Funduszu Spójności. I rzeczywiście nakłady na budowę dróg corocznie rosły. W roku 2008 wyniosły około 14 mld zł, w 2009 roku ponad 18 mld zł, w 2010 roku 20,5 mld zł, w roku 2011 aż 29,5 mld zł. Niestety od roku 2012 zmaleją do 21,5 mld zł, a w 2013 roku mają wynieść tylko 7 mld zł. Powiedzmy sobie wprost, inwestycje drogowe będą trwały do momentu rozpoczęcia w Polsce Mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 roku, a najdalej do końca roku 2012. W roku 2013 ich finansowanie wraca do poziomu niższego niż było przed naszym członkostwem w Unii Europejskiej.

2. Do niedawna wydawało się jednak, że rząd utrzyma przynajmniej na dotychczasowym poziomie wsparcie dla samorządów budujących i modernizujących drogi powiatowe i gminne. Taki program na powstał w MSWiA w roku 2008 i miał na celu poprawę bezpieczeństwa na drogach lokalnych głównie poprzez ich modernizację, polegającą na ich poszerzaniu, ale także budowaniu wzdłuż nich chodników i ścieżek rowerowych w miejscach najczęściej uczęszczanych. Ministrem był wtedy Grzegorz Schetyna, więc drogi te ochrzczono schetynówkami. Rząd corocznie rezerwował na ten cel w budżecie państwa 1 mld zł i refundował 50% kosztów przebudowy, remontów i budowy dróg gminnych i powiatowych. Wnioski o te środki finansowe były niezwykle proste, a środki przyznawali wojewodowie. Program okazał się bardzo skuteczny. W roku 2009 zmodernizowano w ten sposób blisko 2750 km dróg, w roku 2010 blisko 2900 km a w roku 2011 przewiduje się, ze będzie to kolejne 2,5 tys. km dróg powiatowych i gminnych. Niestety w projekcie budżetu państwa na rok 2012 na ten cel przewiduje się tylko 200 mln zł i zmianę zasad dofinansowania modernizacji dróg polegającą na obniżeniu poziomu dofinansowania maksymalnie do 30% kosztów. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że w kosztach modernizacji dróg 23% stanowi odprowadzany do budżetu państwa podatek VAT to wsparcie rządu wynosiłoby zaledwie 7% wartości inwestycji, a to oznacza tak naprawdę ich zaprzestanie.

3. Wprawdzie pojawiają się ministerialne zapewnienia, że w roku 2015 finansowanie inwestycji drogowych znowu wzrośnie, bo wtedy rozpocznie się realizacja kolejnej perspektywy finansowej UE na lata 2014-2020. Tak naprawdę to jest to palcem na wodzie pisane, bo nie bardzo wiadomo jak ten nowy wieloletni budżet UE będzie wyglądał, a szczególnie, jakie środki przypadną w nim naszemu krajowi. Sytuacja ta dobitnie pokazuje, że bez pieniędzy europejskich, liczący prawie 40 mln obywateli kraj położony w środku Europy i 5-6 pod względem potencjału gospodarczego w Unii Europejskiej, nie jest w stanie budować odpowiedniej ilości dróg umożliwiających jego normalne funkcjonowanie. Jeżeli w wydatkach budżetowych, które w 2012 wyniosą ponad 320 mld zł nie jesteśmy w stanie wygospodarować samodzielnie kilkunastu miliardów złotych na budowę dróg krajowych i 1 mld zł na wsparcie budowy dróg lokalnych, a wszystkie one są przecież swoistym krwioobiegiem każdego państwa, to trzeba postawić pytanie o sensowność takiej struktury wydatków budżetowych. Jak w takiej sytuacji można tworzyć jakąkolwiek strategię rozwoju, jeżeli o własnych siłach nie jesteśmy w stanie wygospodarować w budżecie państwa, środków finansowych na jej realizację? Czy w latach 2013-2015 kiedy jeden unijny budżet się skończy, a drugi jeszcze na dobre nie rozkręci, Polska nie będzie realizowała żadnych inwestycji infrastrukturalnych? To są ważne pytania do strategów rządu Donalda Tuska.

Kuźmiuk

Polecą nazwiskami? Edmund Klich, b. przedstawiciel Polski akredytowany przy rosyjskim Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym (MAK) powiedział w poniedziałek, że nazwiska osób odpowiedzialnych za katastrofę smoleńską mogą znaleźć się w protokole wojskowym. Klich w radiu TOK FM podkreślił, że "w raporcie ministra Millera nie będzie nazwisk, bo taka jest zasada". "Natomiast w protokole wojskowym, który być może będzie - słyszałem, że ma być - tam mogą już być nazwiska" - powiedział. Dodał, że protokół może zostać odtajniony przez ministra obrony narodowej Bogdana Klicha. "Tylko nie wiem, czy on zostanie opublikowany również w tym tygodniu, czy może później" - zaznaczył. Pytany, czy wojskowy protokół jest przedmiotem prac komisji Jerzego Millera, Klich powiedział: "O ile wiem, mają być dwa jakby sprawozdania: raport końcowy, pisany zgodnie z załącznikiem 13, i protokół, który wydaje zawsze komisja wojskowa, jak w przypadku CASY - i tam będą jeszcze załączniki. Tak jak w przypadku CASY protokół został odtajniony decyzją ministra obrony narodowej - zresztą niezbyt dobrze, bo z nazwiskami wszystkimi (...), natomiast załączniki pozostały tajne" - powiedział. "Tam są dozwolone nazwiska. W naszych raportach nigdy nie wpisujemy nazwisk. Chociaż, jeśli ustalamy jakiś obszar niedociągnięć, złych działań, naruszenia procedur, to można z tego wnioskować, kto jest za to odpowiedzialny, chociażby, jaka instytucja. Jeśli instytucja, to ktoś tą instytucją kieruje. Tutaj nie problemu, by ustalić, kto odpowiada za pewne obszary, np. szkolenie, procedury. Natomiast nie ma nazwisk" - dodał. Podkreślił, że po raporcie Millera nie spodziewa się wielkich sensacji. Jak ocenił, dokument powinien odpowiedzieć precyzyjnie, jak wyglądała ostatnia faza lotu, jak wyglądał system szkolenia, dlaczego po katastrofie CASY zalecenia były nieskuteczne, a także wyjaśnić sprawę organizacji samej wizyty. Premier Donald Tusk poinformował w ubiegłym tygodniu, że 29 lipca uznaje za ostateczny termin publikacji raportu komisji szefa MSWiA. W sobotę Miller powiedział, że upublicznienie raportu nastąpi na konferencji prasowej, dokument zostanie także zamieszczony w internecie. 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie Tu-154M zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka Maria. Polska delegacja leciała do Katynia na uroczystości upamiętniające 70. rocznicę mordu NKWD na polskich oficerach.(PAP) News Nowy Ekran

"Ciennikarz" "Gazety Wyborczej" Paweł Smoleński obrzuca błotem Janusza Korwin-Mikkego na podstawie spreparowanej przez lewackich terrorystów sieciowych fałszywki Wysłane poniedziałek, 25, lipca 2011 przez Krzysztof Pawlak Niejaki Paweł Smoleński, z zawodu wykonawca zadań specjalnych, zleconych przez Nadredaktora Adama Michnika z "Gazety Wyborczej", wyprodukował kolejny "fakt prasowy", o rzetelności typowej dla tego dziennika "robionego przez półinteligentów dla ćwierćinteligentów", jak od lat go opisowo obrazuje nasz współpracownik, publicysta Stanisław Michalkiewicz. Otóż - co jest typowe dla warsztatu zatrudnianych tam partaczy pióra z lubością określających się nawzajem mianem dziennikarzy - partacz Paweł Smoleński - wzorem swego kolegi w ignorancji, Sewka Blumsztajna, który w lokalnej, warszawskiej mutacji nagłaśniał, ile mógł, z całych sił zeszłoroczny Marsz Niepodległości, jako "marsz prawicowych ksenofobów, faszystów i w ogóle ludzi złych nad złych", czym spowodował wzięcie organizatorów Marszu pod obronę przez znane osobistości życia polityczno-medialnego (m.in. Janusza Korwin-Mikkego oraz Rafała Ziemkiewicza; relacja - na NASZEJ PODSTRONIE i jego nad wyraz udaną popularyzację, co zaowocowało wysłaniem Blumsztajna na wcześniejszą emeryturę przez przytomniejszych niż Sewek właścicieli koncernu AGORA - znowu potknął się o własne sznurówki i zamieścił komentarz do rzekomego artykułu Janusza Korwin-Mikego na Jego blogu. Rzecz w tym, że cały materiał, o którym Paweł Smoleński pisze z odrazą w leadzie

"Janusz Korwin-Mikke dwoma zdaniami na temat tragedii w Norwegii zasygnalizował chęć przynależności do partii bydlaków" - nie wyszedł spod klawiatury prezesa Kongresu Nowej Prawicy, ale był dość nieudolnie przygotowaną fałszywką, wykonaną przez lewackich terrorystów sieciowych, produkujących się na forum tzw. Karachanu (OSTRZEŻENIE - prezentowane tam "produkcje" oraz wypowiedzi mają charakter obsceniczny oraz odrażający - adres http://kielbasachan.host22.com/b/res/5075.html).

Paweł Smoleński na witrynie lewicowego dziennika "Gazeta Wyborcza" dał wyraz swojej ignorancji i typowej dla redakcji "GW" rzetelności "ciennikarskiej", mając w pogardzie sprawdzenie źródeł swojego komentatorskiej rewelacji, ale pouczając i pomawiając Janusza Korwin-Mikkego w stylu "autorytetu moralnego" - śle wyraz pogardy dla pierwszoplanowego polityka polskiej Prawicy:

"Janusz Korwin Mikke, kiedyś polityk i nawet poseł, (choć przede wszystkim, od zawsze i po dziś dzień, mimo upływu lat oraz siwych włosów - zadowolony z siebie, radosny buc i głuptas) skomentował w internecie norweską tragedię: »Śmierć setki socjalistów w Norwegii to dramat. Aż boję się pomyśleć, jakbym to nazwał, gdyby napastnik strzelał do ludzi«. Dwa zdania, a jak głęboka myśl. Buc i głuptas zgłosił akces do partii bydlaków. Ale żeby aż tak otwarcie". Obrzucić swoich przeciwników politycznych opartym na kłamstwie łajnem - jakie to typowe dla "ciennikarza" "Gazety Wyborczej"! Ponieważ pół godziny po północy z 25 na 26.07.2011 r. webmaster witryny pisemka "GW" usunął podstronę z POMAWIAJĄCYM prezesa Kongresu Nowej Prawicy komentarzem partacza Pawła Smoleńskiego - prezentujemy Państwu skany obu opisanych w tekście powyżej "artykułów" Pawlak

Ale komedia! P. Paweł Smoleński, cyngiel „Gazety Wyborczej”, dał się nabrać na fałszywkę „karachanowcow” - i nawymyślał mi słowami: Akces do partii bydlaków Janusz Korwin-Mikke dwoma zdaniami na temat tragedii w Norwegii zasygnalizował chęć przynależności do partii bydlaków. Janusz Korwin Mikke, kiedyś polityk i nawet poseł (choć przede wszystkim, od zawsze i po dziś dzień, mimo upływu lat oraz siwych włosów - zadowolony z siebie, radosny buc i głuptas) skomentował w internecie norweską tragedię: »Śmierć setki socjalistów w Norwegii to dramat. Aż boję się pomyśleć, jakbym to nazwał, gdyby napastnik strzelał do ludzi«. Dwa zdania, a jak głęboka myśl. Buc i głuptas zgłosił akces do partii bydlaków. Ale żeby aż tak otwarcie.

Co na portalu ASME skomentował w swym niepowtarzalnym stylu p. Krzysztof Pawlak:

http://www.asme.pl/131154910927365.shtml

To p. Smoleńskiemu niechybnie nie ujdzie na sucho. Ale swoją drogą: gdyby nawet ten sfabrykowany tekst wyszedł spod mojej klawiatury, to też nie usprawiedliwiałoby to tych epitetów. O co p. Smoleński się wścieka? Przecież moi parodyści nazwali ten mord „dramatem” - a każdy ma prawo uważać jeden dramat za większy od drugiego. Np. Żydzi uważają holokaust za coś znacznie bardziej dramatycznego, niż np. rzeź Ormian. A o jakiej „partii bydlaków” pisze p. Smoleński – duch Feliksa Dzierżyńskiego raczy wiedzieć. Natomiast to, że socjalista nie jest człowiekiem, łatwo udowodnić. Bo „człowiek” – to brzmi dumnie; a „socjalista” - brzmi podle. JKM

Pierwsze strzały w samoobronie P. Andrzej Behring Breivik zastrzelił w Norwegii prawie100 osób. To oczywista zbrodnia popełniona przez szaleńca. Tym niemniej szaleńcy – jurodiwyje ljudzi – bardzo często wyczuwają nastroje panujące w społeczeństwie. I pewne jest – ostrzegam przed tym od lat, – że takie ataki desperacji będą coraz częstsze. Na szczęście: nie u nas. P. Behring Breivik chciał zwrócić uwagę na pewien ważny problem. Śmiertelnie poważny problem. W takich Niemczech – na przykład – jest już 10% muzułmanów. We Francji podobnie… a na jedno dziecko białe rodzi się w tych krajach ośmioro dzieci muzułmańskich. W muzułmanach nie ma niczego złego. Niestety: do Europy Zachodniej napływa szczególny gatunek muzułmanów: nierobów, polujących na wysokie zasiłki socjalne – i z braku zajęcia skorych do każdej awantury. Jeśli coś się nie zmieni – za 20 lat muzułmanie wezmą nasze wnuczki do haremów, a niepokornym mężczyznom poderżną gardła. Wyjścia są trzy:

1.Konserwatywno-liberalne. Zlikwidować socjalizm, przestać wypłacać komukolwiek zasiłki. Wtedy przyjeżdżać będą poważni kupcy, a nie warcholstwo.

2.Narodowe: wprowadzić narodowy socjalizm, a muzułmanów wyrzucić z kraju, wysłać do jakiegoś Oświęcimia – w każdym razie: przeprowadzić, jak chciał towarzysz Hitler: „ostateczne rozwiązanie”.

3.Postępowe. Pogodzić się z losem i czym prędzej przejść na islam. Dotyczy to zwłaszcza ateistów, – bo muzułmanie chrześcijan i żydów litościwie tolerują, ale ateistów tępią bez litości…

P. Andrzej Behring Breivik zwrócił uwagę na problem. Natomiast zarówno nasza „Banda Czworga” (PO, PiS, PSL, SLD) jak i np. niemiecka „Banda Czworga” (SPD, CDU/CSU, FPD, Links) zajęte są tylko walką o wygranie najbliższych wyborów. A do tego potrzebne są im głosy muzułmanów. Tymczasem problem trzeba jakoś SZYBKO rozwiązać…

PS. P.ABB śmieje się wesolutko, – bo w Norwegii nie ma kary śmierci. W więzieniu będzie bohaterem! JKM

''Nie leć w ch...'' i bierz kasę. Agent Tomek wciskał łapówkę omasz Kaczmarek, kiedyś - w czasach, gdy szefem CBA był Mariusz Kamiński - najsłynniejszy agent, teraz na emeryturze, opowiada o swojej pracy przed namiotem Solidarnych 2010 pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie Tomasz Kaczmarek, kiedyś - w czasach, gdy szefem CBA był Mariusz Kamiński - najsłynniejszy agent, teraz na emeryturze, opowiada o swojej pracy przed namiotem Solidarnych 2010 pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie. Po trzech butelkach whisky agenci CBA zdołali skłonić prezesa Wydawnictw Naukowo-Technicznych, by wziął 10 tys. euro. Prokuratura właśnie oczyściła go z zarzutów. Kłopoty mają agenci - dowiaduje się "Gazeta". 8 września 2009 r., godz. 23.00, mieszkanie Bogusława Seredyńskiego, prezesa państwowych Wydawnictw Naukowo-Technicznych. Agent CBA Tomasz Kaczmarek, przedstawiający się, jako biznesmen Tomasz Małecki, i drugi agent o nazwisku operacyjnym "Stanisław Rudnicki" ciężko pracują. Namawiają prezesa, by wziął od nich paczkę banknotów - 10 tys. euro.

"Jak się nie posmaruje, to się nie pojedzie" Pierwszy raz z ofertą łapówki wystąpili jeszcze w lutym. Zgłosili się do Seredyńskiego, jako "brytyjscy przedsiębiorcy" zainteresowani prywatyzacją jego wydawnictwa. Mówili, że "znają polską rzeczywistość", że "jak się nie posmaruje, to się nie pojedzie", że "mogą dać, komu trzeba". Seredyński odmówił. Tłumaczył, że WNT mają być sprzedane w jawnym przetargu Ministerstwa Skarbu i że wygra ten, kto da najlepszą cenę. Jednak "Rudnicki" mówił, że "swoje wie", i prosił o wskazanie osoby, której trzeba dać łapówkę. Prezes odpowiadał, że to bez sensu. Takich spotkań agentów z Seredyńskim odbyło się do września kilkanaście. W niektórych brała udział celebrytka Weronika Marczuk, na którą Tomek i Staszek również zastawiali sidła. Agenci zaprzyjaźniają się z Seredyńskim, na spotkaniach coraz częściej piją z nim alkohol. Skłaniają do zwierzeń - prezes mówi o długu wobec ZUS-u, który musi spłacić. Proponują "przyjacielską pożyczkę". Prezes odmawia: dziękuję, poradzę sobie. "Biznesmeni" jadą z prezesem, jego partnerką i ze swoimi dziewczynami na wycieczkę na Dolny Śląsk. Monikę (prawdopodobnie również funkcjonariuszkę CBA) "Rudnicki" przedstawia, jako swoją narzeczoną. Zapraszają prezesa na ślub 24 października.

"Zapłacisz k... te zusy-srusy" Wracamy do nocy z 8 na 9 września. Trzej panowie są już mocno pijani, wcześniej na mieście wypili trzy butelki whisky. Agenci nalegają, by prezes wziął pieniądze: "Nie leć w ch...", "Zapłacisz k... te zusy-srusy i inne takie tam". W końcu wychodzą. "Rudnicki" zostawia na stole 10 tys. euro zawiniętych w kartkę formatu A4. W następnych dniach Seredyński próbuje zwrócić pieniądze. Tomek ze Staszkiem przekonują, że to "prywatna pożyczka i przyjacielska pomoc, bo przyjaciele muszą sobie pomagać". I że przecież Seredyński będzie po prywatyzacji dla nich pracował, więc może to potraktować, jako część przyszłego wynagrodzenia. Seredyński ulega, ale chce podpisać z agentami umowę i zgłosić pożyczkę w urzędzie skarbowym. Za późno. 23 września zostaje zatrzymany przez CBA. Tego samego dnia CBA zatrzymuje Weronikę Marczuk, której Tomek daje 100 tys. zł jako wynagrodzenie za doradztwo.

Prezes oczyszczony Szczegóły rozpracowania Seredyńskiego (z cytatami) poznaliśmy na podstawie postanowienia o umorzeniu śledztwa przeciwko prezesowi wydanego 27 czerwca 2011 r. Prokurator Małgorzata Turlewicz z warszawskiej prokuratury okręgowej pisze, że prezes WNT nie powoływał się na wpływy w Ministerstwie Skarbu, by załatwić korzystną prywatyzację, i w żadnym momencie nie żądał pieniędzy od agentów podających się za biznesmenów. W śledztwie zeznawali m.in. urzędnicy Ministerstwa Skarbu. Potwierdzili, że działania Seredyńskiego i Marczuk przy procesie prywatyzacji były transparentne i nie budziły ich zastrzeżeń. Według świadków prezes zgodnie z prawem i w dobrej wierze przekazywał agentom informacje, bo traktował ich jak "poważnych inwestorów". Jerzy Jerszow, który w resorcie odpowiadał za nadzór właścicielskich nad spółką WNT, zeznał, że Seredyński miał "w ramach swoich licznych kontaktów szukać potencjalnych nabywców, którzy przystąpiliby do aukcji". Marczuk (prawniczka) oficjalnie zgłosiła się do ministerstwa, jako doradca "brytyjskich deweloperów" z firmy Estate Management Ltd. (fikcyjna spółka założona przez CBA na potrzeby operacji specjalnych). Prezes został, więc oczyszczony z zarzutów. Dużo wcześniej - w styczniu 2011 r. - podobne orzeczenie prokuratura wydała wobec Marczuk.

Jak się kreuje przestępstwo? Na tym można by zakończyć, kwitując, że mamy do czynienia z kolejną wpadką czołowego agenta CBA z czasu, gdy tą służbą kierował Mariusz Kamiński. Wcześniej Tomek popisał się nieudolną akcją w celu skompromitowania b. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Jednak w tym przypadku, po umorzeniu śledztwa, prokuratura przeszła do oceny działań agentów CBA. Prokurator Turlewicz podważyła część dowodów z podsłuchów i nagrań, które robili agenci. "Pojawiły się istotne wątpliwości, co do prawidłowości oraz dopuszczalności przeprowadzonych działań operacyjnych" - czytamy w uzasadnieniu umorzenia. Prokurator zwraca uwagę, że wbrew przepisom ustawy o CBA agenci zaczęli operację i zastosowali wobec Seredyńskiego techniki inwigilacji, nie mając wcześniej "wiarygodnych informacji o przestępstwie". To znaczy, że namawiając prezesa do przyjęcia pieniędzy, sami wykreowali sytuację przestępstwa: "W chwili podejmowania czynności operacyjnych w stosunku do Bogusława Seredyńskiego brak było jakiegokolwiek podejrzenia popełnienia przez niego przestępstwa korupcyjnego" - stwierdza prok. Turlewicz. I dodaje, że "w tej sytuacji trudno przyjąć", że funkcjonariusze działali w zgodzie z ustawą o CBA. "Trwał proces prywatyzacyjny i z dokonanych ustaleń nie wynika, by były jakiekolwiek nieprawidłowości z tym związane" - czytamy. Prokuratura oceniła też krytycznie zeznania obu agentów. "Należy [do nich] podchodzić z dużą ostrożnością, bowiem brak jest możliwości obiektywnego ich zweryfikowania, a relacje funkcjonariuszy nacechowane są subiektywizmem połączonym z własną oceną zdarzeń". Prokurator podkreśla, że "pozostali świadkowie [a więc i urzędnicy resortu skarbu] w żaden sposób nie potwierdzili twierdzeń przedstawionych przez funkcjonariuszy". W postanowieniu o umorzeniu sprawy Seredyńskiego jest jeszcze jeden ważny element. Okazuje się, że już 20 stycznia 2011 r. warszawska prokuratura okręgowa wszczęła śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez agentów CBA "podczas wykonywania czynności operacyjno-rozpoznawczych". Oznacza to, że po raz pierwszy funkcjonariuszom CBA grożą zarzuty za nadużycia, których dopuścili się przy rozpracowywaniu Seredyńskiego i Marczuk. Śledztwo jest tajne, gdyż występują w nim dowody w postaci stenogramów z podsłuchów i nagrań. - Jest to postępowanie w sprawie, a nie przeciwko komuś. Wciąż przesłuchiwani są świadkowie i gromadzone dokumenty - informuje Renata Mazur z prokuratury Warszawa-Praga badającej ten wątek.

Ofiary agenta Po widowiskowym zatrzymaniu Weronika Marczuk straciła kontrakt w TVN i musiała zawiesić praktykę radcowską. Bogusław Seredyński wyjechał do rodzinnej miejscowości na południu Polski. Pozbawiony możliwości pracy w firmach państwowych prowadzi kawiarnię. 10 lutego 2011 r. złożył przeciwko agentom CBA doniesienie o przestępstwie, które zostało włączone do akt śledztwa w sprawie przekroczenia przez nich uprawnień. - Orzeczenie prokuratury zakończyło trwające ponad półtora roku śledztwo, wskutek którego mój klient bezpowrotnie utracił niemal cały dorobek życiowy, dobre imię, reputację i pozycję zawodową. Sprawa dotkliwie odbiła się też na jego życiu osobistym - mówi Wojciech Piłat, adwokat Seredyńskiego. - Pracujemy nad wnioskiem o odszkodowanie i zadośćuczynienie z tytułu niesłusznego zatrzymania. Analizujemy też kwestię roszczeń przeciwko osobom trzecim - dodaje prawnik.

PS Agent Tomek chce zostać posłem Agent Tomek odszedł z CBA we wrześniu 2010 r. w wieku 34 lat na emeryturę. Podobnie jak dawny jego szef Mariusz Kamiński związał się z PiS. Jeździ po kraju do klubów "Gazety Polskiej", komentując m.in. katastrofę smoleńską. Na demonstracjach przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie widać go obok prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Niedawno pod namiotem Solidarnych 2010 na Krakowskim Przedmieściu nie wykluczył ubiegania się o mandat poselski (na zdjęciu). Wraz z innymi oficerami zwolnionymi z CBA założył też wywiadownię gospodarczą Tomasz Kaczmarek i Partnerzy. "Dysponujemy mobilnym i niezwykle doświadczonym zespołem pracowników. Każde zlecenie realizujemy z zastosowaniem najnowszych technologii i metod operacyjnych" - czytamy na jej stronie internetowej. Dewizą firmy jest cytat z Plutarcha: "Z wszystkich ludzkich rzeczy tylko wiedza jest nieśmiertelna" Wojciech Czuchnowski

Analiza psychologiczna zdrajców ojczyzny i stopień nasycenia agenturą w Polsce w perspektywie eschatologicznej Kontynuując temat zdrady ojczyzny przez polityków trzeba zastanowić się, dlaczego tak wielu ludzi, jest gotowych poświęcić Polskę dla swoich egoistycznych celów. Zazwyczaj tłumaczą sobie to dobrem rodziny lub beznadziejnością sytuacji kraju, a wręcz jego ratunkiem przed nieuchronnym podbiciem, ratując Polskę są gotowi zabijać Polaków, którzy chcą jej bronić. Jest, więc to proces selekcji tzn. eliminacji najlepszych jednostek na przestrzeni faszyzmu i stalinizmu, a potem demoralizacji społeczeństwa i jego ubożenia oraz spoganienia. Człowiek biedny i pozbawiony wdzięczności dla swojego kraju jest dogodnym celem w sytuacji, gdy może coś osiągnąć służąc obcym krajom – przecież tak właśnie powstawały struktury UB i KBW. Trzeba się zastanowić, jaki procent Polaków w sytuacji oferty wysokiego stanowiska i odpowiedniego wynagrodzenia oraz popularności w esbeckich mediach jest w stanie zdradzić Polskę… Myślę, że dużo – ci, którzy by tego nie zrobili myślę, że są w mniejszości. Świadczą o tym ostatnie teksty w „Uważam Rze”, 25/2011 w których dobitnie pokazano deptanie godności Polaków na przykładzie wyolbrzymiania czynów przestępców na całe społeczeństwo w sytuacji, gdy Polska nie istniała. Polacy podczas okupacji w rzeczywistości uczyniło 100 razy więcej dobra, niż zła, a teraz te miliony pomordowanych Polaków wdeptuje się w ziemię razem z ich oprawcami. Polska stała się areną totalnego upodlenia ofiar faszyzmu i stalinizmu, a z tych, którzy przeżyli, czyli nas, zrobiono ich morderców. Kolejny artykuł „Uważam Rze” 25/2011 pokazuje uwikłanie agenturalne MSZ i działania tam różnych agentur, faktycznie wnioski moje są jednoznaczne, MSZ to już nie Polskie ministerstwo, ale reprezentant interesów Rosji i Niemiec, a więc III RP to już tylko fasada i farsa Polski, oczywiście są wyjątki w rodzaju działającej tam „Solidarności”, dzięki, której się o tym dowiadujemy. Z innych źródeł można przyjąć pewne uproszczenie i podzielić „ośrodek wrocławski” na agenturę Rosyjska prowadzona od czasów obecności tu głównych sił okupujących Polskę za czasów PRL, a „ośrodek gdański” to agentura Niemiecka. Oczywiście wspólnym celem obu ośrodków jest osłabienie Polski, uczynienia z Polaków niewolników wszystkich krajów Europy bez własnego przemysłu, banków, ziemi, armii, a ostatecznie jej podział i likwidacja oraz totalna eksploatacji jej złóż naturalnych. Przykład z historii inwigilacji władz w „Polsce” przez radziecki wywiad wojskowy Smiersz: "Dużą rolę Smiersz odegrał także przy formowaniu polskiego kontrwywiadu wojskowego, tzw. Informacji wojskowej. Powstały już w 1943 roku Oddział Informacji przy 1 Dywizji Piechoty był obsadzony w 90% przez funkcjonariuszy Smiersza, tak samo było przy kolejnych reorganizacjach Informacji Wojskowej. Wydział Informacji 1 Korpusu, Wydział Informacji 1 i 2 Armii Wojska Polskiego, był całkowicie zdominowany przez funkcjonariuszy Smiersza w polskich mundurach. Szefami Informacji Wojskowej (Główny Zarząd Informacji WP) byli funkcjonariusze Smiersza jak np. Dmitrij Wozniesienski. Na kierowniczych stanowiskach stali oficerowie Smiersza lub NKWD, jak Antoni Skulbaszewski z-ca szefa GZI MON, lub major WP Gulenko, zastępca szefa Oddziału II GZI WP/MON." http://pl.wikipedia.org/wiki/Smiersz, a współcześnie po likwidacji wszystkich stoczni zlikwidowano też stocznie wojskową, aby całkowicie odciąć Polskę od morza: "Szczególnie ważne dla obronności umiejętności miała upadła SMW, która produkowała nowe okręty i remontowała praktycznie wszystkie jednostki posiadane przez Marynarkę Wojenną. Jej losy są jednym z najlepszych dowodów na to, że MON – wbrew oficjalnej propagandzie – nie dba o obronno-gospodarcze interesy państwa." http://www.altair.com.pl/start-6558. Na koniec jak zwykle słowo pocieszenia: bez względu czy Polska jest czy jej nie ma jest Królestwo Boże, które czeka każdego, który uzna swój grzech i będzie go żałował, a przez resztę życia pokutował modląc się i służąc bliźnim w radości i spokoju spotkania z Jezusem przez śmierć lub Jego paruzję. Pokora to podstawa, bo gdy człowiek uzasadnia zło swoim egoistycznym dobrem lub przyjemnością jest ugotowany i staje się sługą diabła, a potem spali się w piekle. Ostatnie zdanie może wydawać się niezbyt pocieszające, ale na pewno jest takie w perspektywie Sądu Ostatecznego, bo niestety na tym świecie sprawiedliwość bardzo kuleje lub jak pokazują różne totalitaryzmy jej po prostu nie ma, a tymczasem ona będzie i nikt przed nią nie ucieknie, bez względu na swój status społeczny i bogactwo (nie dostanie np. 21 lat leniuchowania w więzieniu za zabicie prawie 100 ludzi tylko całą wieczność tortur)! Człowiek nie musi niczego pragnąć na tym świecie poza chwałą Boga, co oczywiście nie wyklucza błagania z dziękczynieniem w sprawach doczesnych, bo wszystko jest z Jego łaski dla naszej wzajemnej miłości, nawet tajemnica zła i szatana, zdrady ojczyzny i pogardzania ofiarą milionów jego obywateli podczas II Wojny Światowej i okupacji PRL. Polecam też ostry tekst ks. Natanka – gość ma taką wiarę w Polskę i Maryję, że tylko pozazdrościć:

http://youtu.be/GrOR5_eAmn0

PS. W kwestii katastrofy smoleńskiej pojawił się ciekawy precedens w Rosji, gdzie skazano kontrolera, który wydał zgodę na lądowanie samolotu mimo trudnych warunków atmosferycznych: "W wypadku ranni zostali członkowie załogi myśliwca – pilot i nawigator. Podczas śledztwa okazało się, że nie mieli oni uprawnień do wykonywania lotów w trudnych warunkach atmosferycznych. Tymczasem lądowali oni, mimo, że nie widzieli pasa lotniska. Zgodę start, a później na lądowanie wydał mjr Storożenko."

http://www.altair.com.pl/start-6577

W kwestii obronności, jesteśmy zacofani również w broni snajperskiej, a biorąc pod uwagę brak powszechnej mobilizacji, skazani na przegraną w ciągu kilku dni bez szans na pomoc z „Zachodu”: "We wprowadzaniu karabinów wyborowych kalibru 8,6 mm do uzbrojenia, Wojsko Polskie ubiegli – obok armii państw zachodnich – również Rosjanie." http://www.altair.com.pl/start-6576

Synteza – blog

Suspensa ks. Piotra Natanka: ważna, ale niegodna

Ostatnim tygodniom w życiu xiędza Piotra Natanka towarzyszył olbrzymi rozgłos. Stał on się swoistą gwiazdą internetu dzięki poniższemu kazaniu … a sławę swą podbudował klątwą rzuconą na TVN. Przekleństwo zdaje się być całkiem skuteczne, skoro w zaledwie miesiąc później właściciele stacji oznajmili, że z uwagi na kłopoty finansowe muszą ją odsprzedać. Wydaje się jednak, że nabożne umiłowanie św. Spokoju, kultywowane w tej i innych sprawach zazwyczaj bardzo skutecznie przez J.Em. Stanisława kard. Dziwisza musiało zostać pokonane przez fragment kazania poświęcony niedawno zmarłemu abp. Józefowi Życińskiemu:

W sugestywnym obrazie naszkicowanym przez x. Natanka pojawia się zmarły, jako piekielnik, wyjący tak głośno, że słychać go aż w niebie oraz przywiązany wspólnym łańcuchem z Mahometem. Prawda, że Kościół Łagiewnickokatolicki musiał stanąć w obronie jednego ze swoich najważniejszych niekanonizowanych świętych?

Co zaś może myśleć o tej decyzji i samym x. Piotrze Natanku zwykły wierny Kościoła katolickiego? Podtrzymuję zdanie sformułowane na blogu niemal dwa miesiące temu. W chwili obecnej x. Piotr prezentuje nauczanie Kościoła z błędami oraz okazuje nieposłuszeństwo swoim przełożonym kanonicznym. Przyznam, że problemem nie jest dla mnie sprawa Życińskiego sama w sobie. Rozmaici płomienni kaznodzieje pozwalali sobie na takie figury retoryczne jak świat światem. Nie ma też sensu wskazywać, że w niebie nie słychać płaczu ni skarg grzeszników. Wszystko są to sprawy drugorzędne. Prawdziwym problemem tego kapłana jest niewłaściwa struktura i proporcja źródeł objawienia Bożego. Katolikowi powinno wystarczać wszystko, co jest zawarte w Piśmie Świętem i Tradycji jako nierozłącznym depozycie wiary, objaśnianym i przekazywanym przez Kościół. Objawienia prywatne, jeśli zaaprobowane przez hierarchję, mogą stanowić doń dodatek pielęgnowany ze względów pobożnościowych. Wizjoner, niezależnie od prezentowanych mu słów, musi pamiętać, że to również biskupi (i papież) będą rozliczani przez Boga z niewypełnienia jakiegoś objawienia. On ich wszystkich nie zastąpi. Wszystko, co musi robić, to wiernie oddawać przekazywaną mu treść i czekać w posłuszeństwie. Zauważmy, zatem, że o ile posłuszeństwo rozmaitym nakazom biskupa czy papieża naruszającym wiarę może być złem czy wręcz grzechem (np. nakaz odprawiania Nowej Mszy, nakaz udzielania Komunji na rękę), to analogiczne posłuszeństwo tym samym ludziom odmawiającym uznania prawdziwości prywatnego objawienia jest zasadne i konieczne, albowiem oznacza nie więcej niż brak ubogacenia wiary a nie zubożenie jej. Temniemniej objawienie publiczne zostało zamknięte wraz ze śmiercią ostatniego z apostołów i do końca świata nie zajdzie potrzeba dodania doń nowej treści, której wyznawanie byłoby konieczne do zbawienia któregokolwiek człowieka. Słuchając kazań x. Piotra Natanka odnoszę często wrażenie, że rozmaite objawienia stanowią dla niego podstawę wiary katolickiej. Być może, dlatego, że nie nabył on jeszcze odpowiedniej wiedzy („przedsoborowej”) na tematy teologiczne; być może wciąż układa ją sobie próbując połączyć wszystko, co czyta w logiczną całość. Z przyczyn tych, jak mniemam, stara się on połączyć rzeczy tak sprzeczne jak objawienia Rozalji Celakówny, Gospy z Medjugorje, Weroniki Lucan z Bayside oraz Mieczysławy Kordas z Chicago. Zauważa w objawieniach prywatnych rzeczy dobre, a nie dostrzega ich wewnętrznych sprzeczności czy ataków na Kościół. Pokusa związana z niemi wynika z faktu, że zawierają one zawsze jedną prostą receptę na bieżącą sytuację. Podążając za objawieniem katolik może działać na rzecz konkretnej sprawy, czy to będzie Intronizacja Pana Jezusa na króla Polski, czy poświęcenie Rossji Niepokalanemu Sercu Maryi przez papieża w łączności z biskupami świata czy ogłoszenie, że papież Montini był więźniem masonów na Watykanie. Celowo pomieszałem powyżej rzeczy prawdziwe (zatwierdzone przez Kościół) i zalatujące fantastyką, by pokazać, że katolicyzm oznacza integralność poglądów, a nie działanie na rzecz jednej rzeczy, choćby orędzia fatimskiego, do którego jestem osobiście niezwykle przywiązany. X. Piotr jako charyzmatyczny kapłan o wielkiej sile duchowej uważa, że może i powinien równocześnie zajmować się kilkoma różnemi przesłaniami, które traktuje jako równoległe, a zatem spójne, a nie przeciwstawne.

Spójrzmy teraz na drugą stronę sporu, a więc na dekret kard. Dziwisza, w którym nałożona została kara suspensy. Przekazuję Księdzu do wiadomości, że niniejszym dekretem, zgodnie z kanonem kan. 1371, 2º Kodeksu Prawa Kanonicznego wymierzam Księdzu karę suspensy za ostentacyjnie okazywane nieposłuszeństwo, mimo decyzji i upomnień, jakie były do Księdza kierowane. Oznacza to, że nie może Ksiądz sprawować żadnych czynności kapłańskich jak też i wykonywać władzy rządzenia. Powyższą karę otrzymuje Ksiądz, ponieważ nie zastosował się do poleceń dyscyplinarnych zawartych w dekretach z dnia 28 stycznia 2010 r. (nr 213/2010 oraz 214/2010), zignorował upomnienia kanoniczne z dnia 25 maja 2007 r. (nr 1519/2007), z dnia 23 lutego 2009 r. (nr 392/2009) oraz z dnia 9 kwietnia 2010 r. (nr 867/2010), nie zareagował na wielokrotne wezwania do rozmowy z przełożonymi, kontynuuje szkodliwe wystąpienia, które zostały Księdzu zakazane, szerzy nieaprobowane przez Kościół poglądy, publicznie podważa autorytet pasterzy Kościoła, mimo zakazu w dalszym ciągu prowadzi działalność duszpasterską w Grzechyni, bezprawnie próbuje organizować nowe struktury kościelne, a ostatnio dopuścił się nieważnego asystowania przy zawarciu małżeństwa mimo braku stosownych uprawnień. Niech Ksiądz ma też na uwadze szkody, jakie swoim działaniem wyrządza gromadzonym wokół siebie wiernym i całej wspólnocie Kościoła. Kara suspensy ma charakter poprawczy. Jeśli Ksiądz podporządkuje się decyzjom przełożonych kościelnych, podejmie drogę pokuty i naprawy wyrządzonego zła, może prosić o zwolnienie z kary. Wskazane powyżej fakty – nieposłuszeństwo, nieważne asystowanie przy zawarciu małżeństwa – są wystarczającemi powodami dla nałożenia kary suspensy. Szkoda jednak, że sam dekret jak i towarzyszący mu komunikat relacjonują niewłaściwe zachowania i poglądy x. Natanka w sposób, który nazwałbym adekwatnym do dokumentacji wpisów na blogach:

Podstawą niniejszej decyzji jest ostentacyjnie okazywane przez ks. Piotra Natanka nieposłuszeństwo, polegające na uporczywym głoszeniu przezeń niezgodnych z nauką Kościoła poglądów dotyczących królowania Jezusa Chrystusa, opartych na prywatnych objawieniach oraz inspirowanych obcymi nauce Kościoła doktrynami sekt eschatologicznych. Ksiądz Piotr Natanek przeinacza w ten sposób nie tylko ugruntowaną naukę o skuteczności zbawienia w Kościele, ale nadto swoje specyficzne głoszenie kultu Matki Bożej, aniołów i świętych miesza z magicznie pojmowaną wiarą, co prowadzi do ośmieszania wyznania Kościoła. W swoim przekazie, rozpowszechnianym przez media elektroniczne, publicznie podważa autorytet biskupów i kapłanów, pomawiając ich o niewiarę i współdziałanie z wrogami Kościoła. Tak streszczone stanowisko dałoby radę z powodzeniem uzasadnić, a nawet rozwinąć, aby osoba tkwiąca w błędach została przekonana argumentami logicznymi i teologicznymi, że nie miała racji. Nie chce mi się wierzyć, że wcześniejsze pisma kurji krakowskiej kierowane do x. Natanka zawierały analizy w ww. zakresach. Niedawny komunikat był równie lakoniczny, co powyższe słowa. Zauważmy, jakie problemy stwarza działalność kard. Dziwisza. Niektóre osoby biegłe w teologii katolickiej, jak np. zacny kolega Dextimus mogą spojrzeć na to streszczenie i przyjąć z ulgą, że kardynał rozwiązał problem nieposłusznego kapłana i potępił jego błędy. Lecz sam x. Natanek raczej do takich wniosków nie dojdzie. Gdzie są konkretne zarzuty przeciw jego błędom?

1. Królowanie Jezusa Chrystusa samo w sobie nie jest błędem. Wręcz przeciwnie. Naukę o społecznym królowaniu Jezusa Chrystusa wyłożył Ojciec Święty Pius XI w encyklice Quasi Primas i obstawiałbym, że raczej to kard. Dziwisz a nie x. Natanek miałby kłopot z przyjęciem jej treści.

2. Prywatne objawienia – karygodnym błędem jest nie wspomnienie, że chodzi o niezatwierdzone przez Kościół objawienia oraz nie wskazanie, w których miejscach znajdują się w nich błędy i kto je stwierdził.

3. Poglądów (..) inspirowanych obcymi nauce Kościoła doktrynami sekt eschatologicznych. Ksiądz Piotr Natanek przeinacza w ten sposób nie tylko ugruntowaną naukę o skuteczności zbawienia w Kościele – zapewne wysłuchałem za mało kazań ks. Natanka, bo niestety nie rozumiem tego fragmentu komunikatu.

4. Nadto swoje specyficzne głoszenie kultu Matki Bożej, aniołów i świętych miesza z magicznie pojmowaną wiarą, co prowadzi do ośmieszania wyznania Kościoła. – Jakoś mało przekonująco wygląda ten argument w ustach człowieka objeżdżającego całą Polskę z puklami włosów śp. Jana Pawła II, które są umieszczane w różnych kościołach, jakby nie było wystarczająco dużo relikwij I klasy kanonizowanych świętych Kościoła. W tej dziedzinie kudy x. Natankowi do swojego arcybiskupa!!

5. Publicznie podważa autorytet biskupów i kapłanów, pomawiając ich o niewiarę i współdziałanie z wrogami Kościoła. Rzeczywiście, dyscyplina jest wielkim problemem x. Piotra Natanka, ale nasi hierarchowie solidnie pracują na brak autorytetu u współbraci w kapłaństwie i wiernych.

Dextimus pisze:

Ks. dr Natanek znany jest z chaotycznych, nielogicznych i wydumanych homilii i przesłań umieszczanych w internecie, symulowania sakramentów (np. chrztu) czy też propagowania “orędzi z Medjugorje”. Tymczasem nigdzie nie znalazłem potępienia ani orędzia Gospy z Medjugorja, ani przesłania pani Mieczysławy z Chicago, choć nadarzyła się świetna okazja ku temu. Ale wówczas, aby być konsekwentnym kard. Dziwisz powinien upomnieć choćby o. Rydzyka i Radio Maryja, które przoduje w promocji fałszywych objawień Gospy. Nawet w sprawie tak ewidentnej jak chrzest dzieci nienarodzonych kurja archidiecezjalna krakowska milczy. Ale zapewne milczy nieprzypadkowo, bo gdyby chciała być konsekwentna, to powinna zareagować na niedawne heretyckie ekscesy abp. Michalika. Czem się różni abp Michalik bezpodstawnie głoszący czyjeś zbawienie od x. Natanka bezpodstawnie głoszącego czyjeś potępienie?

Podsumowując: już choćby pobieżne zagłębienie się w “affaire Natanek” wskazuje, że kard. Dziwisz działa jak zawsze, aż chciałoby się napisać, „tradycyjnie’ dla siebie. Czyli niszczy kapłanów pragnących na miarę swego rozeznania, wiedzy i gorliwości służyć Bogu, prawdzie i człowiekowi. Wcześniej postępował tak z zacnym x. Tadeuszem Isakowiczem Zaleskim, teraz kolej na krzyż x. Natanka. Obaj wymienieni duchowni nie są idealnymi wzorcami dla tradycjonalisty katolickiego, ale zasługują w pełni na szacunek za walkę z systemem Świętego Spokoja, który ma się nijak do wiary i prawdy katolickiej. Suspensa powinna mieć charakter poprawczy. Ale jeśli kapłan ma problem z uznawaniem autorytetu przełożonego, to ów powinien wykazać mu swoją rację teologiczną. W takiej chwili argument z siły nic nie da, bo nie odbudowuje autorytetu. Myślę, że z powodzeniem można określić karę nałożoną na x. Piotra Natanka, jako ważną, ale niegodną. Posoborowie traktuje posłuszeństwo, jako superdogmat, ważniejszy od wszystkich prawd wiary. W sprawie x. Natanka mamy na to kolejny dowód, jakby, komu nie wystarczała analiza przyczyn uzurpacji kar kościelnych względem śp. Arcybiskupa Lefebvre’a. Mnie, jako tradycjonalistę katolickiego boli w szczególności, że karany jest kapłan, który chce walczyć z największymi wrogami wiary – masonerią i laicyzmem; który rozwija w sobie zainteresowania katolicką liturgją przedsoborową oraz nauczaniem społecznem papieży wieków XIX i XX. Zaś bezkarni czuć się mogą zarówno zlaicyzowani duchowni, sprzymierzeńcy tzw. salonu, osobnicy notorycznie łamiący celibat jak i regularni heretycy. Oby dobry Bóg, który dał x. Piotrowi Natankowi żarliwość w wyznawaniu wiary i wiele talentów duszpasterskich, zesłał mu również łaskę rozpoznania błędów doktrynalnych, w których się aktualnie znajduje oraz znalazł sposób, dzięki któremu będzie on mógł pełnić posługę duszpasterską zgodną z zasadami wiary rzymskokatolickiej. Te rogamus Domine, audi nos!! Przedsoborowy

Za: Młot na posoborowie (23 lipca 2011)

http://www.bibula.com/?p=41190


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Księga 1. Proces, ART 502 KPC, II CZ 93/09 - postanowienie z dnia 17 listopada 2009 r
502 Batalion Czołgów Ciężkich, DOC
502, CW 502A
!223 Elementy Cewkiid 502 Nieznany (2)
Instrukcja lark fb 502
502 IGNIS
K 502
502
502
502
502
502
Abdul Rahman Al Sheha Status kobiety w Islamie id 502
502 Schreiben
502

więcej podobnych podstron