Mówić będziemy szczególnie o tym , co poszło w zapomnienie a czego przecież wszyscy możemy się spodziewać .Odkąd stało się regułą , że większość ludzi umiera nie w domu lecz w szpitalu i pewna ogólna wiedza o umieraniu została zapomniana . Jednocześnie wzrósł lęk przed śmiercią . nikt już nie wie , co mu się może przydarzyć , co będzie musiał przezwyciężyć , przecierpieć , przeżyć.
Nic więc dziwnego , ze lęk przed nieznanym jest wielki.
Nie poruszam sprawy dla sensacji . Dawniej wiedział o nich prawie każdy .O tej problematyce będę mówił z dwóch powodów ;
-Najpierw dlatego abyśmy sami pozbyli się silnego lęku
-Dlatego , że trzeba wiedzieć co przezywa umierający człowiek , jeśli chce mu się pomóc .Być zdanym na samotność umierania jest rzeczą straszną i nieludzką. Dlatego pomoc umierającym zawsze zaliczana była do dzieł chrześcijańskiego miłosierdzia .
Śmierć nie następuje w jednej chwili lecz jest procesem . Zdarza się tez śmierć nagła .Ale ostęp czasu , jaki możemy odmierzyć zegarem jest prawie bez znaczenia . Cale zjawisko śmierci może mieć wymiar kilku minut , jak również kilku godzin .Dla umierającego czas jest bez znaczenia i on nie przezywa go w sposób „czasowy”.Z reguły więc nie umiera się w jednej chwili , lecz w pewnym okresie czasu .
Faza pierwsza
Zrozumienie , że trzeba umrzeć- że trzeba umrzeć właśnie teraz -wiąże się dla każdego człowieka z bardziej lub mniej silnym wstrząsem . Zawsze przynosi ono głębokie przerażenie , ponieważ poznanie tej prawdy wszystko poddaje w wątpliwość w sposób radykalny.Chory staje się blady . Oddycha ciężko . Jego serce bije mocno i nierównomiernie . Niekiedy trzęsie się jak osika. Nawet tam , gdzie po długiej i ciężkiej chorobie lub ze względu na podeszły wiek śmierć była od dawna oczekiwana i stała się czymś utęsknionym , zrozumienie , że teraz właśnie trzeba umrzeć , zamienia się w głębokie przerażenie.
Również my sami będziemy kiedyś do głębi przerażeni, kiedy zrozumiemy , że oto zbliża się nasza ostatnia godzina .A ponieważ zrozumienie tej prawdy niesie ze sobą głęboki wstrząs i przerażenie , dlatego jest szczególnie ważne , by nie była ona zakomunikowana szorstko z zimną rzeczowością lub zgoła w gniewie , lecz ostrożnie , z miłością , ciepło i życzliwie . Niech obecne w tym będzie ludzkie i chrześcijańskie miłosierdzie - to znaczy , że w miarę możliwości należy wybrać odpowiedni moment dla oznajmienia choremu prawdy , a nie informować go , gdy jest szczególnie słaby i udręczony . Jeśli w ogóle w życiu nie w każdej chwili można mówić o wszystkim , to tym bardziej nie można człowiekowi oznajmiać prawdy o jego śmierci w jakiejkolwiek dowolnej chwili . Dlatego sprawę należy najpierw omówić z lekarzem i duszpasterzem . Może się bowiem zdarzyć , że wstrząs spowodowany informacją stanie się bezpośrednia przyczyną nagłej śmierci .A tego należy unikać.
Charakteryzuje ją najczęściej namiętny sprzeciw wobec losu wyznaczającego śmierć oraz gwałtowny bunt przeciw umieraniu . Może to trwać wiele godzin , dni , a nawet tygodni . Człowiek broni się ze wszystkich sił przeciw umieraniu . Nie chce uznać tej prawdy .
Może znależć wyraz w wyrażnych zarzutach , jakie chory stawia krewnym i opiekującym się , że kłamią , że są potworni , nieludzcy , że chcą go zadręczyć . Chory może stać się nieznośny i może wszystkim utrudniać życie . Czasami skłonni jesteśmy uważać go za człowieka trudnego i złego . Ale jego zachowanie świadczy tylko o nasileniu wewnętrznych oporów .
W tym stanie chory potrzebuje wiele wyrozumiałej i wczuwającej się miłości oraz nieskończonej cierpliwości . Trzeba go zaakceptować takim, jakim jest . Nie można go obarczać odpowiedzialnością za to , co jest od niego niezależne . Śmierć jest bowiem i pozostanie przecież "ostatnim wrogiem"/1 Kor 15,26/. A jest rzeczą naturalna , że z wrogiem się walczy . Jest oczywiste , że taka namiętna walka i gwałtowna obrona raz po raz dodają nowych sił żywotnych . Ponieważ w walce tej mobilizowane są ostatnie rezerwy , może zdarzyć się , może się przecież zdarzyć , że ostatecznie jeszcze raz zwycięży życie i chory zupełnie wyzdrowieje. Kiedy król Ezechiasz zachorował śmiertelnie , przyszedł do niego prorok Izajasz z posłaniem od Pana i rzekł mu :"Rozporządż domem swoim , bo umrzesz i nie będziesz żył " . Wtedy Ezechiasz odwrócił się do ściany i w modlitwie do Pana zaczął namiętnie walczyć o swoje życie . Izajasz zaś musiał drugi raz pójść do niego , by mu oznajmić :"Tak mówi Pan , Bóg Dawida , twego praojca :Słyszałem twoją modlitwę , widziałem twoje łzy . Uzdrowię cię . Za trzy dni pójdziesz do świątyni Pańskiej . Oto dodam do twego życia piętnaście lat ."I Ezechiasz wyzdrowiał / Iz 38/ .
Sporadycznie tak się może zdarzyć , ale oczywiście nie jest to żadną regułą . Droga umierania ma już
w tej fazie jednoznaczny stromy spadek ku śmierci , ale może się jeszcze znależć punkt , z którego ewentualnie możliwe jest jeszcze zawrócenie .Dlatego w związku z kwestią powiedzenia prawdy człowiekowi leżącemu na łożu śmierci trzeba i nad tym się zastanowić , czy okłamując chorego nie pozbawia się go możliwości zmobilizowania wszystkich jego ostatecznych rezerw i czasami jednak nie uniemożliwia się powrotu do zdrowia .
Protest przeciw śmierci i namiętna obrona przed nią są częścią osobistego zmagania się ze śmiercią.
Faza trzecia
Ponieważ prawda wyzwala , a protest i obrona mobilizują ostateczne siły żywotne , umierający często czuje się przez jakiś czas trochę lepiej .Ta trzecia faza , w której może mieć miejsce kilkakrotne cofniecie się do fazy drugiej , charakteryzuje się uleganiem przez umierającego różnym złym złudzeniom .Jest to faza optymizmu . Właśnie na tym odcinku drogi wielu chorych jest w dobrym humorze , żartuje z otoczeniem , opowiada dowcipy . W ten sposób chory stara się udowodnić , ze czuje się dobrze . Jeden wyraża życzenie , że chciałby zjeść coś dobrego lub wypić coś mocniejszego , drugi chciałby posłuchać dobrej muzyki , a inny znów chciałby czegoś pięknego , czegoś miłego , czemu -szczerze mówiąc -nie jest już w stanie sprostać ani fizycznie , ani duchowo . Tak właśnie chory usiłuje udowodnić sobie i otoczeniu , że oto umknął przed gorzką prawdą i rzeczywistością .
Ale jest to oczywiście humor wisielczy i uczta pożegnalna . W głębi serca umierający bardzo dobrze o tym wie , i z niektórych uwag można wyczytać , że nie traktuje całkiem serio tej teatralnej gry.Nie bez przyczyny następują powroty buntu z fazy drugiej , lub pojawia się rezygnacja -charakteryzująca fazę czwartą . Dlatego nie wolno dać się zwieść owej teatralnej grze , ani się w nią całkowicie włączyć . Jakkolwiek będziemy spełniać te życzenia umierającego , które można zrealizować , to mimo to musimy ostrożnie i serdecznie mówić prawdę . Najczęściej też faza oszukiwania samego siebie trwa względnie krótko; optymizm dość szybko ustępuje rezygnacji.
W tej fazie przeważa głęboki żal z powodu rozstania , melancholia , obawa przed śmiercią . Umierający
często pragnie , by długo trzymano jego dłoń i przebywano z nim możliwie bez przerwy . Boi się być sam . Nasilają się wspomnienia pięknych chwil życia , szczęśliwych dni , minionej przeszłości , dokonań i radości . Teraz trzeba się z tym wszystkim rozstać ; jest to tak , jak gdyby w finale wielkiej symfonii raz jeszcze zabrzmiały wszystkie główne tematy całego dzieła .
Umierającemu trzeba pozostawić czas na te wspomnienia , zrozumieć go , rozmawiać z nim o przeszłości ; można też przypomnieć mu niejedno piękne zdarzenie z jego życia .
Jeśli umierający zacznie płakać , wówczas trzeba to bezwarunkowo uszanować i nie hamować płaczu , gdyż należy on do uprzywilejowanych form rozstania . Chwała umierającemu , który potrafi płakać . Tym większa , gdy z żalem nad tym wszystkim co ma przeminąć i skończyć się , związana jest jego wdzięczność , że wszystko to mógł otrzymać i przeżyć.
Szczególnym problemem staje się poczucie winy z powodu niewłaściwych działań ; albo jest ono ukrywane tak , że nie można w nie wnikać , albo dochodzi do głosu tak nagle , staje się tak przemożne , że przechodzi w rozpacz , wobec której stajemy zupełnie bezradni. Tym bardziej , że świadomość winy zazwyczaj nie jest czymś urojonym , lecz ma realna podstawę w rzeczywistej winie , o której dziesiątki lat się nie myślało ani nie mówiło . Winy nie uda się jednak u kogoś tak po prostu "zagadać". Zostaje ona rzeczywiście wymazana przez pojednanie , przez przebaczenie i łaskę . Dlatego jest to ostatnia chwila i właściwe miejsce dla ostrożnego pomówienia z umierającym o Bogu i wspólnej z nim modlitwy. Wcześniej chory na ogół nie jest do tego wewnętrznie przygotowany i może zrodzić się w nim sprzeciw. Szczególnie odnosi się to do umierających , którzy w swoim życiu tylko lużno związani byli z katolicką wiarą i wyobcowani z życia Kościoła. Ale przecież nie jest za póżno na żal i nawrócenie . Umierający , który żegna się z innymi , jest smutny , płacze , dopuszcza do siebie wspomnienia lub nawet się modli , daje tym wyraz , że teraz rzeczywiście zaczyna się oswajać z myślą o własnej śmierci . Dokonuje wielkiego wysiłku zaakceptowania śmierci . Przygotowuje się do swojej ostatniej drogi.
FAZA PIĄTA
Tę fazę cechuje już świadoma akceptacja śmierci , pogodzenie się z nią . Przychodzi wewnętrzne uspokojenie . Umierający daje ostatnie wskazania i polecenia swoim krewnym i osobom pielęgnującym . Niektórzy wyrażają życzenie co do rodzaju i przebiegu pogrzebu . Powinno się te życzenia zanotować na oczach umierającego , ma on bowiem prawo wiedzieć , że po jego śmierci postąpimy tak , jak on sobie tego życzył . Czasem umierający daje jeszcze swoim krewnym upominki ; często przekazuje im dobre życzenia na ich dalsze życie i daje jakąś radę .
Jednakże w tym czasie umierający mówi już z wielkimi przerwami , które mogą trwać i kwadrans , i pół godziny .Zawarty został pokój ze wszystkimi i wszystkim , wszystko zostało dopatrzone i załatwione ,niezbędna praca została wykonana . Właściwa śmierć może już nadejść.
Ma on również pięć faz . Nie wszystkie można jasno rozpoznać , niektóre się zazębiają i przenikają się wzajemnie tak , że trudno je rozróżnić . Istnieje tu szeroka skala intensywności przeżyć . Wszystko zależy od rodzaju śmiertelnej choroby . Tak więc podane opisy są tylko ogólnym obrazem zarysowanym na podstawie pewnych danych i obserwacji.
Właściwe umieranie zaczyna się często tym , że chory -niejednokrotnie całkiem nagle-staje się uwolniony od cierpień. Naraz nie potrzebuje on żadnych środków uśmierzających ból . Czuje się wolny i swobodny. Oddycha równomiernie . Jednocześnie z tym oswobodzeniem i ustaniem bólu umierający odczuwa spadek i zanik sił. Chociaż wydaje się , że całe ciało jest lekkie jak piórko , poruszenie choćby kończyną stało się prawie niemożliwe . Ruch ręki , oka czy wypowiedzenie słowa kosztuje niezmiernie dużo wysiłku . Nie można już tworzyć spójnych zdań ; można jeszcze wypowiedzieć pojedyncze słowa , w najlepszym wypadku urywki zdania.
Usta umierającego są często bardzo wyschnięte i chory pragnie je zwilżyć . Wielu umierających ostatkiem sil wciąż prosi o wodę.
Często jeszcze mówią tylko oczy ; wędrują one od jednej do drugiej twarzy , zatrzymują się na niej długo i znowu się zamykają. Jest to ostatnie pożegnanie i jednocześnie pragnienie zachowania obrazu. Trzeba umieć czytać w oczach -czy jest w nich odblask lęku i przerażenia , czy też bezpieczeństwa i wdzięczności . W zależności od tego trzeba dobierać słowa , jakie kieruje się do umierającego. Jeśli umierający przeżywa lęk , potrzebuje pociechy; jeśli czuje się bezpieczny , musi być w tym bezpieczeństwie utwierdzony.
FAZA DRUGA
Ta faza jest dla otaczających umierającego bardzo trudna do rozpoznania , często wręcz niemożliwa , chociaż umierający przeżywa ją bardzo intensywnie . Zanika poczucie czasu , przestrzeni i miejsca , nie ma różnicy między minuta a dniem ; wszystko jest jeszcze tylko terażniejszością , chwilą . W tym zatraceniu poczucia czasu zapowiada się przejście bezczasowe , wieczne trwanie , wobec którego staje umierający człowiek .
Zanika również poczucie miejsca i przestrzeni . Umierający już nie wie , gdzie się znajduje . Pokój - a niekiedy jeszcze jego fragment- zdaje się unosić bez żadnych ograniczeń w nieskończonej przestrzeni , którą można tylko przeczuwać . Jednocześnie jest się wszędzie i nigdzie. Dostrzegane jest jeszcze tylko najbliższe otoczenie ; ale wydaje się ono odsunięte w nieuchwytną dal . Umierający jest tu na granicy przenikania się doczesnego i wiecznego bytu , doczesnego i wiecznego życia.
Z wydarzeniami tej drugiej fazy mogą być związane powszechnie znane , a jednak niewytłumaczalne zjawiska , kiedy to umierający daje znać o swojej obecności w sposób niemal namacalny swoim krewnym , szczególnie bliskim przyjaciołom , oddalonym na znaczne odległości/niekiedy setki kilometrów/ . Są to zjawiska zbyt częste i zbyt dobrze uwierzytelnione , by można je nazwać zwykłą blagą. Występowały ona bardzo często podczas drugiej wojny światowej , chociaż nie ograniczały się tylko do tego okresu . Czasem można też zauważyć , że umierający wyrażnie rozmawia z osobami , które w ogóle są nieobecne.Mówi się , że dusza oddziela się od ciała i uzyskuje zdolność swobodnego przemieszczania się. Wyjaśnienie to z rożnych względów nie może nam wystarczyć , nie dajemy jednak w tym miejscu własnej interpretacji. Jak droga życia przechodzi z wolna w drogę śmierci , tak również umieranie wchodzi powoli w byt wieczny , nie ograniczony przestrzenią i czasem . W konsekwencji tego zjawisko zaznaczania swojej obecności przez umierających nie wydaje się już czymś zdumiewającym."Życie wieczne" sięga aż próg biologicznej śmierci . I to wyjaśnienie powinno tu wystarczyć.
I ta faza nie zawsze jest przez otaczających umierającego człowieka dokładnie dostrzegana . Charakterystyczny jest tutaj zanik zmysłu wzroku .Wielu umierających samorzutnie zamyka oczy i wtedy ich powieki zostają przymknięte . Inni nie mając już sił , by przymknąć oczy , pozostawiają je otwarte , chociaż niczego nie widzą . Ich spojrzenie jest najpierw puste , a potem coraz bardziej osłupiałe.
Jednak utrata wzroku nie jest dla umierającego absolutnym zanurzeniem w ciemną noc . Wraz z zanikiem zewnętrznego zmysłu wzroku budzi się bowiem wewnątrz "jasne światło", światło innego życia . Najpierw jest to jeszcze czyste światło ; nie można w nim rozpoznać nic określonego . Po prostu wewnątrz staje się jasno w miarę , jak w wyniku utraty wzroku na zewnątrz staje się ciemno .
Ale umierającemu towarzyszy jednocześnie świadomość , że światłu temu zagraża zewsząd ciemność i otchłań . Właśnie dlatego , że zniknęło poczucie przestrzeni , wszechstronne zagrożenie jest dostrzegane bardzo intensywnie . Jest to owo " chodzenie ciemną doliną", o którym mówi Psalm 23/ Ps 23,4/.
Jest to istotne i szczególnie ważne , by w tej fazie umierania otaczający mówili o tym świetle . Bowiem wszystko zależy od tego , czy umierający zachowa owo "jasne światło" w spojrzeniu i nie zboczy , nie pogrąży się w ciemnych otchłaniach , które zewsząd napierają . Umierający idzie poniekąd po niewidzialnym , chybotliwym gruncie -jak Piotr nocą po jeziorze Genezaret /Mt 14, 22-23/. Jak długo Piotr spojrzenie swoje maił skierowane na Chrystusa , który szedł mu naprzeciw po wodzie , tak długo sam się utrzymywał na falach i nie tonął ; kiedy jednak spojrzał na otaczającą go otchłań bałwanów i fal , od razu wpadł w ich głąb i zaczął wołać o ratunek .
Faza ta może trwać od kilku sekund do pół godziny.Zależy to w dużej mierze od choroby, która zmaga konającego.Zarówno wcześniej jak i póżniej mogą wystąpić długie chwile fizycznego zmagania się i rzężenia , w których momentami lub już na trwale zanika świadomość i umierający niczego już nie przeżywa.
Ta faza wydaje się według naszego spojrzenia ostateczna, chociaż tak nie jest . Jest to najczęściej bardzo krotki okres , kiedy oddech staje się słabszy i w końcu zanika , a jednocześnie serce zaczyna bić nierównomiernie , by w końcu zupełnie ustać . Najczęściej najpierw ustaje wdech , natomiast wydech trwa jeszcze kilka momentów. Również serce nie zatrzymuje się nagle , lecz ustaje niczym wahadło zegara ; wokół umierającego roztacza się niemal nieuchwytna cisza nakazująca szacunek . Sam umierający przeżywa to jak uwolnienie , jak zapadanie się w głębię nieskończoności . Czuje , jak gdyby wpadał w bezdenna przestrzeń i jednocześnie szybując był wynoszony w górę , aby się rozpostrzeć w bajecznych przestworzach . Tak więc umierający staje się również w swoim odczuciu dla samego siebie ostatecznie oswobodzony , uwolniony i wolny. Jest to jakby uczucie ekstazy "bycia poza sobą". E. Wiesenhutter zebrał relacje osób przywróconych do życia / po śmierci klinicznej/, według których umierający może być tak bardzo poza sobą , że może stać naprzeciw siebie i swojego ciała , unosić się nad nim ;może przyglądać się wydarzeniu , które już go wcale nie dotyczy . Wielu wie dokładnie , że w tej chwili umiera .Kto ma siłę , by uchwycić się tego "jasnego światła', które ukazało się w jego wnętrzu , dla tego jest ono wejściem w ostateczny spokój .Nie istnieje już żaden lęk i żadna udręka . Nieodwołalnie przebyta została droga umierania ; nie ma już powrotu.
FAZA PIĄTA
A jednak umierający nie jest jeszcze zupełnie "umarły". Istnieje jeszcze jedna faza , która po ustaniu oddechu i pracy serca może trwać jakiś czas , zwykle około trzech do pięciu minut, a w niektórych przypadkach jeszcze dłużej .Jednakże to ostatnie zjawisko występuje bardzo rzadko.
W tych ostatnich sekundach , minutach znikają powoli resztki świadomości . Do umierającego docierają jeszcze słowa , choć on sam nie może już reagować . Słyszy , lecz to ,co zasłyszane przewala się w nim jak sen .Jest to sen-rzeczywistość . Do uszu "umarłego"dociera płacz lub bolesne krzyki bliskich i krewnych albo-rzecz straszna, ale niestety zdarza się rzeczywiście ! -spory o dziedziczenie majątku lub odgłosy przygotowań do wyniesienia ciała, modlitwy , słowo Boże wypowiedziane ustami duszpasterza i modlących się bliżnich . To co słyszy umierający w tej fazie zabiera ze sobą do świata swego nowego istnienia . W miarę jak zanika ziemska świadomość , dokonuje się przebudzenie do prawdy , do światła , do nowej rzeczywistości , do całego spełnionego życia .
Łatwo można zauważyć , że w tych ostatnich minutach coś się jeszcze z umierającym dzieje . Na przykład w rysach twarzy lub mięśniach reki rozlużniają się istniejące napięcia i ustępują miejsca harmonii ostatecznego spokoju . Kształtuje się twarz zmarłego . Dopiero wówczas , gdy to nastąpi , gdy świadomość zniknie całkowicie , gdy śmierć jako wielki rzeżbiarz ciała dokończy swego dzieła -dopiero wówczas umierający jest według naszych ziemskich pojęć rzeczywiście umarły.
Dopiero teraz możemy sobie postawić pytanie : co teraz ?
Napisałam za Albertem Mauderem / Z pomocą umierającym /